Rozdział XXIII
Informacje
Czyli
W poszukiwaniu prawdy
CASIDY:
Po dziesięciu minutach strzelania nie potrafiłam znaleźć już żadnego sensownego celu. Złość na Aidena odrobinę mi przeszła, postanowiłam więc wrócić do komnaty. Szłam niekończącymi się korytarzami i miałam wrażenie, że kręcę się w kółko. Pierdolić to - szłam dalej. W końcu dotarłam do pokoju gościnnego. Drzwi były uchylone. Zajrzałam do środka.
Mogłoby to wyglądać bardzo dwuznacznie dla osoby postronnej. Ale Ai był półnagi już kiedy go zostawiłam. Do całego obrazka nie pasowała mi tylko skąpo ubrana, blond zabawka Mayuriego. Zmarszczyłam brwi. Nie ujawnię się, nie ma mowy. Zobaczymy jak sobie poradzisz Cullen.
-Mam świetny pomysł - uśmiechnęła się figlarnie
-A ja mam jeszcze lepszy, dlaczego po prostu nie wyjdziesz? - Był bardzo zdenerwowany, nie często mam okazję go takiego widywać. Blondyna ani trochę się nie zmieszała.
- Och, daj spokój. Twoja dziewczyna wyszła i jestem pewna, że prędko nie wróci, więc… - Ruszyła w jego stronę. Prychnął.
- Czy Ty w ogóle słuchasz, co do Ciebie mówię? Czy myślisz tyłkiem, zamiast mózgiem? - Nie traciła nadziei, uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę. Westchnął.
- Ja Pierdolę… - Cofnął się. - Jakby Ci to dobitnie powiedzieć? Spierdalaj. - Nie poskutkowało. Po raz kolejny westchnął i przewrócił oczami. Chyba zamierzał użyć siły.
No dobra, dałeś radę Ai.
AIDEN:
Czy ja mówię po Chińsku? Czy wszystkie, ale to WSZYSTKIE dziewczyny mają w głębokim poważaniu to, co mówię? Zbliżała się do mnie. Nic na to nie poradzę, chyba będę musiał wypieprzyć ją z pokoju siłą.
Na moje szczęście, drzwi otworzyły się i weszła Casidy. Zdałem sobie sprawę, jak dwuznacznie musiała wyglądać sytuacja, w której się znalazłem. Już chciałem się tłumaczyć, kiedy Cas powiedziała obojętnym tonem
- Spierdalaj - kiwnęła głową na dziewczynę. Blondyna zawahała się, zrobiła obrażoną minę i ruszyła w kierunku Cas.
- Gdybyś pozwoliła mi dokończyć, to może bym wam powiedziała, gdzie jest Anguish. - Wrednie się uśmiechnęła. Oczy Casidy zwęziły się.
- Nie powinnaś tego mówić. - Zamknęła kopniakiem drzwi i rzuciła intruza na łóżko.
-Gadaj gdzie jest
-Nic Ci, Kurwa, nie powiem! - Wykrzyknęła, przygwożdżona przez Cas.
-Nie? - Wstała, złapała blondynę za włosy i zaprowadziła ją do łazienki. Byłem lekko zszokowany, ale poszedłem za nimi.
CASIDY:
Bez ostrzeżenia włożyłam jej głowę do kibla i spuściłam wodę. Po kilkunastu sekundach wyciągnęłam.
-A teraz? Też mi nie powiesz? - Krztusiła się. Po chwili pokręciła gorliwie głową.
-Jak chcesz. - Po raz kolejny jej tleniony łeb znalazł się w muszli klozetowej. Przytrzymałam ją o wiele dłużej niż ostatnio.
- No dobra, dobra! Powiem!
-No już Kurwa myślałam, że się utopiłaś. - Prychnęłam. Nie miałam czasu na uprzejmości. Wciąż się krztusiła
- W bibliotece Mayuri'ego jest mapa z kilkoma czerwonymi kropkami. Znajdź tą na wyspie Victorii. I puść mnie! - Nie rozluźniłam uścisku.
-Gdzie ta biblioteka?
-Na na najwyższym piętrze! Zostaw! - Puściłam jej włosy i powiedziałam ironiczne „Dziękuję”. Uciekła. Zapewne poszła do Mayuri'ego.
-Musimy się spieszyć, zanim ten kretyn dobierze nam się do dupy. - Aiden kiwnął głową. Wyglądał na zszokowanego. Szybko ruszyliśmy w stronę schodów.
- Dlaczego byłaś dla niej taka ostra?
-Może byłabym milsza, gdyby się do Ciebie nie dobierała. - Uśmiechnął się leciutko. Chyba nie przypuszczał, że potraktowałabym ją tak, gdyby nie zazdrość. Jest- ostatnie piętro. Drzwi były zamknięte. Przewróciłam oczami. Co za idiota z tego Mayuri'ego. Uderzyłam pięścią w drzwi, wypadły z zawiasów. Mapa, mapa, mapa, mapa… Kurwa, gdzie ta mapa?!
-Tutaj Cas! - Aiden trzymał w ręku bardzo staro wyglądający kawałek papieru. Podeszłam do niego szybko.
-Dobra, zwijamy się. - Drogę zagrodził mi Mayuri.
- To jest kradzież!
-Spierdalaj - Uderzyłam go w nos wierzchem dłoni. Upadł oszołomiony. Żeby skrócić sobie drogę wyszliśmy przez okno. Po chwili siedzieliśmy w wypożyczonym Jeep'ie.
****************************************************
AIDEN:
Siedzieliśmy w salonie wraz z resztą rodziny. Uzgodniliśmy, że lepiej nie mówić im o całej sprawie z Anguish'em. Śpiewałem w głowie japońską piosenkę, by ukryć swoje myśli przed Edwardem, ale ten nie zwracał na mnie uwagi. Zainteresował się raczej Casidy. Wpatrywał się w nią ze zmarszczonym czołem.
-Dlaczego Cię nie słyszę?
-Słucham?
- Dlaczego nie słyszę Twoich myśli? Zwykle mi się to udaje.
-Potrafię obronić swój umysł przed atakami z zewnątrz, tak jak Bella, tylko, że muszę się wysilić.- odpowiedziała obojętnie.
-Ukrywacie coś przed nami? - Zapytała Bells.
- Nie, skądże. Chciałam tylko sprawdzić, czy moja ochrona działa też na dar Edwarda - Była doskonałym kłamcą.
Kiedy po godzinie znaleźliśmy się w jej pokoju wyglądała na zamyśloną.
-Kiedy wyruszymy do Anguish'a? - Spytałem udając obojętność.
- Jutro zaraz po szkole. Nasze zniknięcie mogłoby wzbudzić podejrzenia. - Pokiwałem głową. Zasnęła.
CASIDY:
Byłam bardzo rozkojarzona i zmęczona. Miałam bardzo złe przeczucia odnośnie jutrzejszej podróży. Jak zwykle nie miałam żadnych snów. Gdyby się pojawiły, na pewno byłyby straszne.
*****************************************
Następnego dnia w szkole pojawił się Raphael. Bardzo się o mnie martwił. Został przedstawiony nauczycielom jako mój kuzyn. Nikt nie zastanawiał się nad tym, ponieważ byliśmy do siebie raczej podobni.
W stołówce siedzieliśmy w zwyczajowym składzie.
-Nikki, Alice, Jasper - to Raphael - Przedstawiłam go reszcie. Zielonooki uśmiechnął się szeroko. Siedzieliśmy w milczeniu. Nikki pałaszowała właśnie jabłko, a mi wydawało się zbyt piękne, bym mogła je zjeść. Wpadł mi do głowy pewien pomysł.
-Raphi? - Spojrzał na mnie pytająco. - Mógłbyś popilnować Nikki, kiedy wyjedziemy? - Szepnęłam tak szybko i cicho, że mógł to dosłyszeć tylko on i ewentualnie Aiden.
-Jasne. - Uśmiechnął się lekko. Zadzwonił dzwonek, wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę naszych klas.
-Ale pamiętaj, że jak ją tkniesz, to Cię zabiję. - Zrobił minę niewiniątka. - wiem jaki jesteś, ale bardziej mnie martwi to, jaka jest Nikki. - Zachichotał.
-Dobra, obiecuję, że będę grzeczny. - Pokiwał głową i zrobił komicznie poważną minę.
**********************************************************************************
Podróż na lotnisko była krótka, ale lot dłużył się niemiłosiernie. O wiele bardziej niż wczorajszy, a przecież wyspa Victorii znajduje się bliżej, niż Rosja. Znalezienie wampira było bardzo trudne, gdyż mieszkał na pustkowiu. W końcu dotarliśmy do celu.
AIDEN:
Nie no, doprawdy. Naśmiewałem się z mrocznych dworów Anthony'ego i Mayuri'ego? Błąd. One nie byłyby najlepszym siedliskiem dla Drakuli. Najodpowiedniejsze byłoby TO MIEJSCE. Ogromny, przytłaczający, mroczny pałac. Brakowało mi tylko burzy z piorunami i wieśniaków z pochodniami. Casidy mocno zastukała kołatką w drewniane drzwi. Po chwili otworzyły się - Bogu dzięki - nie same. Przed nami stał posępnie wyglądający wampir.
-W czym mogę pomóc? - Bardziej warknął, niż powiedział.
- Szukamy Ravena Anguish'a - Ton Casidy był bardzo chłodny
- Czy pan się was spodziewa?
- Nie do końca.
-W takim razie nie mogę wam pomóc. - Złapał za drewniane drzwi.
-Jaki niemiły - Casidy westchnęła i sięgnęła po medalion. Pokazała go wampirowi. Jego oczy rozszerzyły się w niemym zdziwieniu.
-Proszę - Powiedział krótko i odwrócił się. Weszliśmy do wielkiego holu. Rozejrzałem się dookoła. Jedynym źródłem światła było kilka świec. Czułem się, jakbym grał główną rolę w jakimś tandetnym horrorze. Nieuprzejmy wampir szedł kilka kroków przed nami. Podążaliśmy za nim bez słowa.
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się obok dużych, ozdobnych drzwi.
-Panie.
-Czego chcesz, Vance?
- Masz gości panie
- Mówiłem, że nie chcę nikogo widzieć!
- Ale ta dziewczyna, ona… ona może mieć Kensei. - Na chwilę zrobiło się cicho.
- Wpuść ją, natychmiast! - Vance otworzył drzwi. Weszliśmy bez słowa do komnaty.
Na wielkim fotelu siedział niedbale najstarszy i najmądrzejszy wampir świata i zarazem jedyny, którego bym nigdy nie posądził o nadmierną inteligencję. Wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Był co najwyżej w wieku Carlisle'a. Jego brązowe włosy były jeszcze bardziej zmierzwione, niż Edwarda. Nie potrafiłem odczytać z jego twarzy żadnych uczuć. Coś między zaskoczeniem, radością, satysfakcją i żalem.
CASIDY:
Zdecydowanie był piękny. Piękniejszy od Edwarda, od Carlisle'a, nawet piękniejszy od Ai'a. Wyglądał bardzo… majestatycznie. Mimo niedbałego stroju i fryzury wzbudzał ogromny szacunek.
-Wiedziałem, że przyjdziesz… Casidy - Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Skąd znasz moje imię?
-Och, wiem o Tobie wiele. Prawdopodobnie więcej, niż ty sama. - Zmrużył oczy z uśmiechem. Kiwnął, bym podeszła. Oczywiście, zrobiłam to. Nie potrafiłam mu się sprzeciwić. Przesunął delikatnie palce po mojej szyi i wyciągnął medalion zza bluzki. Przyjrzał mu się dokładnie, a po chwili jego ręka po raz kolejny powędrowała do mojego dekoltu. Myślałam, że chce obejrzeć herb Cullenów, ale myliłam się. Położył palec wskazujący na mojej bliźnie. Jedynej, która została zrobiona zanim dowiedziałam się o istnieniu wampirów. Westchnął.
- Skoro już tu jesteś, to na pewno nie po to, by prowadzić przyjacielskie rozmowy, prawda? - Kiwnęłam głową.
-Usiądź więc, księżniczko.