Rozdział XXIII Reakcje


Dezorientacja. Każdy jej najmniejszy gest, każde najciszej wypowiedziane słowo wprawiało go w zupełną dezorientację. Wydawało mu się, że dobrze zna ludzi, ale ona była nieprzewidywalna, do takiego stopnia że nigdy nie sądził, że jedna osoba jest w stanie tyle razy w ciągu całego życia go zaskoczyć. A to na pewno nie było całe życie. To był zaledwie jego ułamek.

Pocałowała go. Znowu swoją reakcją dała mu nadzieję, żeby po chwili natychmiast ją zburzyć. Osunęła się na ziemię opuszczając głowę, pozwalając aby twarz zakryły jej włosy, nie wypowiadając nawet jednego słowa wyjaśnienia. Dłonie zaciśnięte w pięści spoczywały na podłodze, co jakiś czas pojedyncze łzy spływały po jej policzku by zakończyć swoją, pełną smutku, drogę w miękkim, jasnym dywanie.

Przyklęknął obok. Miał ochotę ją przytulić. Już wyciągał rękę, aby dotknąć jej policzka, ale ona zawisła w powietrzu kilka centymetrów od jej skóry. Miał przeczucie, że to sprawi że ona rozpłacze się tylko jeszcze bardziej. Wahał się.

- Isa… - zaczął, ale właśnie w tamtej chwili i ona zaczęła mówić. Miała dziwny nawyk przerywania mu.

- Jasna cholera, Cullen, jak ty to widzisz? Już pomijając to, że w każdej chwili mogłoby ci coś odbić i zrobiłbyś sobie ze mnie obiad… Pomijając to, że nadal wątpię, abyś się we mnie zakochał, bo to jest wręcz niemożliwe. Przecież nawet mnie nie znasz… To znaczy znasz. Tu, w Forks. Nie w Phoenix. Nie wiesz, jaka byłam dwa lata temu, czy choćby jakieś sześć miesięcy wcześniej. Pomijając też to, że ty jesteś cholernie idealny, a ja po prostu popieprzona. To… czy to do jasnej cholery nie będzie pedofilia czy coś w tym stylu? Masz sto lat, człowieku!

Tym razem nie mógł powstrzymać uśmiechu. Włosy nie pozwalały dostrzec mu jej miny, był pewien jednak, że mówi jak najbardziej poważnie. To czemu to go zaczynało śmieszyć.

- Mam rozumieć, że to ostatnia kwestia martwi cię najbardziej? - spytał rozbawiony. - Jesteś w stanie przeżyć to, że cię zabiję, że ciebie nie znam, wszystko wydaje ci się nieważne w stosunku do mojego… Wieku?

Westchnęła cicho.

- Nie. Po prostu próbuję dać ci do zrozumienia, żebyś zostawił mnie w spokoju zanim będzie za późno. Zanim znowu będzie bolało. - Jej głos był pozbawiony wszelkich emocji. Tak jakby wszystko tak naprawdę było jej obojętne. Jakby nic jej nie obchodziło.

- Bolało?

- Nigdy nie słyszałeś? Miłość rani. Każda miłość. Nawet najbardziej pokręcona pod słońcem. Nawet zwykłe zauroczenie. - Mówiła to z takim… Smutkiem? Tęsknotą? Podciągnęła kolana pod brodę zaciskając dłoń na materiale własnej bluzki.

- Może dla mnie już jest za późno. - szepnął cicho, ale był pewien, że go usłyszała. - Mówisz, jakbyś miała jakieś już doświadczenia. - dodał ciut głośniej.

Zacisnęła mocniej palce.

- Poniekąd miałam. Byłam z jednym takim chłopakiem… Kilka miesięcy temu. Ale to się skończyło zanim w sumie zaczęło.

Uderzenie zazdrości. No tak. Zakochując się w niej automatycznie uznał, że jest taka sama jak on. A to było w sumie oczywiste. Byli zupełnie inni.

- Bolało? - zapytał spokojnie.

- Nie. To… Było oczywiste. Choć w sumie bolało. Odrobinę. Głównie to, że Christopher się wkurzył i go pobił. Przeze mnie.

- No proszę. Czemuż to? - po raz pierwszy poczuł naprawdę dużą sympatię do tego dzieciaka.

 - Uznał że… - umilkła, po czym zaczęła kontynuować. - Uznał że nie jest mnie wart. I że prędzej sam mnie w sobie rozkocha niż pozwoli mu się do mnie zbliżać.

Z łatwością wyczuł, że coś przemilczała. Nie naciskał jednak. Skoro nie wszystko chciała mówić, to przecież nie będzie jej do tego zmuszał.

Cisza trwała kilka minut. To on ją przerwał.

- Będę się starał z całych sił, żeby cię nie zranić. Nigdy. Jeżeli tylko mi na to pozwolisz.

Cisza.

- Bello?

Cisza.

- Odpowiedz coś, proszę.

Powoli podniosła głowę i na niego spojrzała. Krótko. Później zamknęła oczy.

- Dlaczego?

- Co dlaczego?

- Dlaczego nie potrafisz zostawić mnie w spokoju?

- Choćby dlatego. Kocham cię. Uzależniłem się od ciebie. Po prostu. Ile jeszcze razy będę musiał ci to powtarzać?

- Nie chcę, żebyś to powtarzał. - szepnęła cicho. - Naprawdę obiecujesz?

- Obiecuję.

*

- Nienawidzę cię, Cullen. - warknęła. Otworzyła oczy, znowu wyrażały one upór. Te słowa wyszły jej z ust same, ale nie żałowała ich wypowiedzenia. Znowu zbiła go z tropu. Teraz już tylko musiała kontynuować.

- Jak myślisz? Dlaczego cię nienawidzę? Bo jesteś cholernym ideałem. Mieszkając pod jednym dachem z wami już można się nabawić kompleksów. Jesteś tak cholernie idealny, że nie sposób się w tobie nie zakochać. Jak możesz przy tym nie być skończenie nudny? I dlaczego do jasnej cholery… - umilkła. Nie może tego powiedzieć. Nie skończy tego.

I dlaczego do jasnej cholery to durne serce musi tak walić pod wpływem każdego twojego uśmiechu? Spojrzenia?

Zarumieniła się delikatnie. No tak. W takich momentach zawsze traciła zupełnie pewność siebie. I było już obojętne, jak nad sobą wcześniej panowała. Jak długo potrafiła tłumić nieśmiałość. Nagle pojawiał się rumieniec i wszystko było skończone. Stawała się jak dziecko. Podatna na wszelkie sugestie, cicha, obawiająca się lekko ludzi. Nienawidząca, kiedy ktoś na nią patrzy.

A para tych cholernie pięknych, teraz ciemnozłotych oczu wpatrywała się w nią. Czekał aż skończy? Uznał ją za skończoną idiotkę? Za wariatkę? Zaraz wyjdzie i nigdy więcej się nie odezwie?

Znowu opuściła głowę. Na pewno nie pomogło. Mogła tego nie widzieć, ale czuła ten jego palący wzrok. Delikatne uderzenie… Czegoś. Coś jak prąd. Kiedyś już to czuła, jakiś czas temu, ale na pewno nie z taką siłą. Może nawet więcej niż raz.

Ile razy można się zakochiwać? I to na dodatek… Ciekawe ile razy można się zakochiwać w jednej osobie.

Nienawidzę cię za to, że nie potrafię cię nienawidzić.

Przeniosła się na kolana i niewiele myśląc wtuliła się w niego. Nieśmiało. Delikatnie. Poczuła jak obejmuje ją, jak zaczyna gładzić po włosach. Jak mimo wszystko nie odpycha.

- Chyba rozumiem, co chciałaś, a raczej nie chciałaś mi przekazać. - powiedział powoli. - Najlepszą obroną jest atak, czyż nie?

Powoli pokiwała głową. Poczuła  dziwne ciepło rozlewające się w okolicy serca. Spokój.

- Nienawidzisz przegrywać. Nawet z samą sobą. - kontynuował cicho. - Pomimo to łatwo się poddajesz. Ulegasz temu, kto ma ciut więcej uporu niż ty. Zgadza się?

Nie odpowiedziała.

- Nienawidzisz, kiedy ktoś się tobą chce zaopiekować. Pozwalasz na to tylko Christopherowi, bo jemu ufasz bezgranicznie. Wiesz, że cię nie skrzywdzi, choćby nie wiem co. - stwierdził łagodnie. - Ja też tego nie zrobię. - skończył spokojnie. - Przecież obiecałem.

Ukryła twarz w jego koszuli. Nie chciała, żeby widział jak rumieni się coraz bardziej. Nie chciała, żeby zobaczył w jej oczach, że właśnie powiedział najszczerszą prawdę. Nie chciała, żeby uznał że jest słaba. Bo taka nie była. Po prostu zaczynało jej już brakować sił, żeby udawać.

On jednak najwidoczniej miał nieco inne plany. Delikatnie ją od siebie odsunął, bez najmniejszego wysiłku. Chociaż obejmowała go z całych sił. Ujął jej twarz w dłonie i  uniósł, zmuszając ją by spojrzała mu w oczy. Chociaż wolałaby teraz spoglądać w podłogę, ukryć się za kurtyną włosów.

Miał chłodne dłonie. Dobrze o tym wiedziała, ale pomimo to za każdym razem ich temperatura ją zaskakiwała. I pomimo, że były zimne, ich dotyk powodował że jej skóra wydawała się płonąć. Tęczówki miał ciemne, niemalże czarne. Widziała, jak zmaga się z wieloma, zapewne sprzecznymi uczuciami. Mówiły wszystko. Jego twarz zbliżała się powoli się przybliżała, tym razem nie było żadnego zaskoczenia, oboje wiedzieli co zaraz nastąpi. Nie wiedziała w którym momencie zaczęła przypatrywać się jego ustom, kiedy uderzył w nią słodki, mącący myśli zapach, którego wcześniej prawie nie dostrzegała. Serce jej szalało, oczekiwanie dłużyło się tworząc małe wieczności. Uniosła drżące ręce i zacisnęła je na jego ramionach. Przymknęła oczy.

Kiedy wydawało się, że ta chwila będzie trwała w nieskończoność, kiedy sekundy wydawały się latami poczuła w końcu muśnięcie jego słodkich warg. Pocałunki. Z początku delikatne, bardziej jak dotyk skrzydeł motyli, wywołujące u niej jedynie jeszcze większe zniecierpliwienie. Później coraz dłuższe, coraz bardziej zachłanne, które oddawało z taką zapalczywością, na jaką tylko było ją stać. Do utraty przez nią tchu. Miała dziwne wrażenie, że zaraz się obudzi, zła na siebie i na swoje senne marzenia.

Zapamiętała wiele rzeczy, których wspomnieniem potrafiła się później doprowadzać do szaleństwa. Jak szybko biło jej serce, tak jakby miało zaraz wyskoczyć albo nagle nie wytrzymać i po prostu stanąć. Jakie były jego usta, chłodne, twarde i tak słodkie… Jaki był delikatny, jak powoli przesunął dłońmi po jej szyi, ramionach, by w końcu objąć ją i przyciągnąć do siebie bliżej. Jak przerywał tylko po to, żeby mogła wziąć oddech i żeby całować ją potem jeszcze dłużej. Jak zakręciło jej się w głowie, tuż przed tym zanim się od niej oderwał.

I wtedy pozostały tylko dłonie i jego słodki oddech, który unosił się w powietrzu. Spojrzała na niego. Uśmiechał się delikatnie przyglądając się jak ma trudności ze złapaniem oddechu.

- Cholera jasna, Cullen…

- Edward. - poprawił. Spojrzała na niego lekko zdezorientowana.

- Jak mówisz mi po imieniu, to nie przeklinasz. - wyjaśnił. - Co chciałaś powiedzieć?

- Nadal mi próbujesz wmówić, że jestem pierwszą, z którą się całujesz?

Zbiła go z tropu.

- Tak jest. A co?

- Cholernie dobrze ci idzie. - westchnęła wyplątując się z jego ramion, wstając i siadając na łóżku. Serce dalej biło nierówno, oddech wciąż się nie uspokoił. Wymamrotała coś pod nosem. Coś, co brzmiało jak „cholerny ideał”.

Po chwili poczuła, jak łóżko ugina się pod ciężarem drugiej osoby. Cullen usiadł obok niej zaciskając palce na jej dłoni. Uśmiechnęła się delikatnie. Coś sprawiło, że atmosfera opadła, wszystko się stało takie… Naturalne. Proste.

- To mógłbym ja teraz zadać kilka pytań? Skoro już uważasz, że ciebie nie znam…

- Pytaj. Kto ci broni?

- Jaki był ten twój były chłopak?

Wybuchnęła śmiechem.

- Błagam cię… Nie każ mi o nim opowiadać…

- Jestem ciekawy…

Cholera… Jego oczy wydawały się hipnotyzować. Lekko pochyliła się do przodu i sięgnęła po odtwarzacz machając mu nim przed nosem.

- Gra na gitarze akustycznej. A Christopher na basie. Więcej nie powiem. No… Może jeszcze… Nie… Jednak nie. Będziesz się ze mnie śmiał. - oznajmiła opuszczając głowę.

- Nie będę się śmiał.

- Będziesz. Poza tym to nie było na poważnie. Przynajmniej… Nie do końca na poważnie. - oznajmiła.

- A teraz jest na poważnie?

- Dopóki jakaś była żona nie pojawi się na horyzoncie… - wzruszyła ramionami.

*

Dodzwoniłeś się na telefon rodziny Cullenów. Najpewniej nikogo nie ma teraz w domu bądź nikt nie może w tej chwili podejść do telefonu. Jeżeli to coś pilnego, to proszę zostawić wiadomość po sygnale bądź zadzwonić później.

Christopher zaklął cicho odkładając słuchawkę. Zadzwonić później… Ciekawe, kiedy znowu się dorwie do telefonu…

- I co?

- Nic, Dem. Nie odbierają.

- To się nagraj.

- Nie będę się uzewnętrzniał przed automatyczną sekretarką. - odpowiedział idąc do pokoju czerwonowłosego i pakując torbę. Po chwili wrócił do przedpokoju i wytrzeszczył oczy. Demon stał ze słuchawką w ręku.

- Dzień dobry, tu mówi jednodniowa sekretarka pana Christophera Angela. Pan Angel jest skończonym idiotą i uznał, że lepiej nie zostawiać wiadomości, ale jako że aktualnie zabrano mu komórkę i po raz kolejny zwiał z domu, wobec czego jest nieuchwytny uznałem…

- Demon, oddawaj ten telefon. - warknął wyrywając mu słuchawkę z rąk. Westchnął cicho. No i teraz już musi się wygadać.

- Hej Bells, to ja, Chris. Tak trochę zabrano mi telefon i tak trochę znowu zwiałem… Czyli normalka. Motocykl też skonfiskowany. Ale przetułam się te kilka dni do osiemnastki, a później już nie mogą mi podskoczyć. Chciałem cię przeprosić. Mam nadzieję, że już się nie gniewasz i że nic ci nie jest. Nie mówię, że kłamałem, ale lepiej by było, gdybym porozmawiał z tobą osobiście.

- Kurwa, kończ już, matka wraca… - warknął drugi chłopak mu do ucha.

- Zadzwonię w piątek, z garażu. Trzymaj się i nie rób nic głupiego. Masz pozdrowienia od Dema. Chao, cheri.

Odłożył słuchawkę w momencie, w którym rozległ się brzdęk klucza i drzwi się otworzyły. Wybuchnęli śmiechem.

- No to ja lecę…

- Do jutra. Niech cię nie zamordują albo, co gorsza, zawiozą na policję…

- Masz pojebane poczucie wartości. - westchnął mijając matkę chłopaka i wychodząc na miasto.

Zmierzch był już jakiś czas temu. W powietrzu nadal unosiło się gorąco. Na niebie było widać gwiazdy.

Za to właśnie kochał i nienawidził Phoenix.

 



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
rozdzial XXIII
Rozdzial XXIII Nessie
Goodman - Rozdział XXIII, Socjologia
Rozdział XXIII
Rozdział XXIII
Meredith Pierce Nieopisana historia Rozdział XXIII
Rozdział XXIII
Reakcja utleniania i redukcji Rozdział przez strącenie
Czynności obronne i reakcje stresowe
CZLOWIEK I CHOROBA – PODSTAWOWE REAKCJE NA
Podstawy zarządzania wykład rozdział 05
W15 reakcje utlenienia redukcji
2 Realizacja pracy licencjackiej rozdziałmetodologiczny (1)id 19659 ppt
psychologiczna reakcja na katastrofy
Ekonomia rozdzial III
rozdzielczosc

więcej podobnych podstron