Brzozowski Stanisław
ANTONI LABRIOLA
Jerzy Sorel w przedmowie do francuskiego przekładu pism Labrioli powiada, że one powinny zająć miejsce obok prac Marksa i Engelsa. Jest to stwierdzenie tylko niezaprzeczalnej i istotnej wartości dzieł wielkiego socjalisty i myśliciela. Kto pragnie poznać światopogląd nasz w jego najdojrzałszej i najpełniejszej dziś formie, kto pragnie widzieć, jak gra i mieni się on wszystkimi barwami prawdy, która (życie przecież i dążenia ludzkości swobodnej, nieskrępowanej, całą pełnią swoją żyjącej i całą pełnią przeciwstawiającej się wszechświatowi objąć ma przecież) jak samo życie zmienna jest, a jednaka, wciąż inna i wciąż ta sama, niech weźmie do ręki pisma Labrioli. Trzeba umieć go czytać. Tylko człowiek przekonywający sam siebie, bojący się utracić, a więc obcy jeszcze temu, co mówi, tylko prozelita wczoraj nabytych przekonań wyraża je w liniach geometrycznych suchych i martwych dogmatycznego wykładu. Tu pisze człowiek, który nie potrzebował już sobie przypominać, że jest socjalistą, który myślał bez zastrzeżeń, bez przymusu, dawał całą myśl swoją ze wszystkimi jej zagięciami, z całą grą świateł i cieniów, tak, jak powstawała w nim. Pisał nie człowiek, dla którego, socjalizm jest czymś zewnętrznym, narzuconym choćby tylko przez własną wolę, altruizm czy nienawiść, lecz jeden z tychy którzy nie znają w myśleniu przymusu.
U Labrioli socjalizm stał się samą naturą jego myśli. Mógł on powiedzieć o sobie: ja i socjalizm to jedno. Sam on mówił o sobie, że nie był dla niego Marks a b c filozoficznego myślenia i że nie od Marksa uczył się pierwszych zasad krytycznej myśli. Mówił o sobie, że przeszedł całą tę ewolucję filozoficzną, jaka w Niemczech doprowadziła do powstania syntezy czy też metody marksowskiej, i wypowiadał w ten sposób tylko ścisłą prawdę. Miał poza sobą cały szereg lat działalności na katedrze uniwersyteckiej, gdzie wykładał filozofię, pedagogię i spowinowacone z tymi przedmiotami dyscypliny, cały długi szereg lat pracy myślowej, gdy stał się socjalistą. Przyszedł do socjalizmu jako człowiek dojrzały. Socjalizm narodził się w nim nie jako przypadek, nie jako reakcja uczuciowa zawsze niepewna, lecz jako wynik długiej i mozolnej pracy, prawdę filozoficzną, światopogląd jasny i zharmonizowany mającej na celu. Labriola jest stwierdzeniem, że dziś socjalizm — bardziej ściśle to nieuchwytne od zewnątrz, z wewnątrz tylko zrozumiałe myślowe podłoże jego, ten światopogląd, który zawdzięcza swe pierwsze sformułowanie genialnemu nauczycielowi naszemu — owo nieściśle zwane materialistyczne pojmowanie dziejów, jest jedynym wytrzymującym krytykę myślową, jedynym zdolnym ująć całe bogactwo treści dopominającej się dziś opanowania, jedynym wreszcie światopoglądem, który zdolny jest wzrastać i rozwijać się nie przez przymus i gwałt myśli i życiu zadane lecz przez sam rozwój i myśli, i życia. Sorel formułuje w ten sposób zagadnienie nowoczesnego socjalizmu; sprowadza się ono do następujących zagadnień: ) czy proletariat, klasa robotnicza posiada jasne i mocne przeświadczenie swej klasowej odrębności, ) czy jest on zdolny obalić nie tylko inne wyzyskujące, ujarzmiające go klasy, lecz i wytworzone przez nie konstrukcje myślowe.
Podczas gdy niezrozumienie, tępość i zła wola sykofantów i impotentów myśli mieszczańskiej czyni z nas jakichś czcicieli ślepej i brutalnej siły, lekceważących wymagania myśli i kultury, czyni z nas wyznawców jakiejś ślepej i głuchej konieczności, która wytwarza myśl złudzenie, obojętna na treść tej myśli i obca jej, konieczności nie pozostającej w żadnym stosunku do prawdy, nie troszczącej się o to, jakiego, rodzaju fantasmagorie wytwarza jej ciężki, niby tocząca się lawina, rozwój — w głowach ideologów, ludzi.
Labriola stwierdza dumne i istotny stan rzeczy tylko wyrażające przekonanie: siła nasza w tym się właśnie wyraża, że tylko my, tylko my, jesteśmy w stanie mieć wytrzymujący krytykę myśli światopogląd, że to tylko nam dostępna jest dziś prawda. Na tym właśnie zasadza się naukowość naszego światopoglądu, że dziś prawda i socjalizm stały się jedną i tą samą rzeczą. Co za oschły, książkowy, szkolarski zabobon tkwi w przeświadczeniu, że prawda i siła są różnymi rzeczami. Czym jest prawda, jeśli nie siłą stwierdzoną przez wszechświat, przez świat poza nami, poza człowiekiem? Weźcie do ręki pisma Labrioli, a obok nich pisma najzdolniejszych, przedstawicieli nowoczesnej naukowej filozofii: Simmla, Diltheya, Münsterberga, Windelbanda, Rickerta, albo też dzieła pojedynczych, łamiących się krwawo w walce dusz Weiningera, a chociażby, że wymienię najczcigodniejsze już imię, Nietzschego, przystąpcie ze wszystkimi pytaniami,; jakie wzbudzą w was ci pracownicy i ci łaknący — do czytania Labrioli, czytajcie pisma jego z wolna, dając czas myśli, aby snuła dalej, aby wyzłacała, wysłoneczniała wszystkie widnokręgi przez słowa pisane zaznaczane tylko — bo pisarzem wstrzemięźliwym jest Labriola, a przekonacie się, że jedni socjaliści nie cofają się przed myślą, że praca i tylko praca jest jedyną podstawą człowieka we wszechświecie, że zatem sobie tylko, swojej ujawniającej się w pracy mocy człowiek winien jest rachubę, a więcej nikomu, że oni jedni posiadają dziś męstwo i śmiałość zmierzenia się z wszystkimi zagadnieniami, jakie życie i myśl ukazuje, że oni jedni są w stanie wierzyć w prawdę, a więc w myśl mającą znaczenie poza samotnością naszej czaszki. I zrozumiecie wtedy, jak lichym kłamstwem i jakim nieporozumieniem jest oddzieranie sztuki, poezji, kultury i myśli od socjalizmu lub przeciwstawianie ich socjalizmowi. Zrozumiecie, że, przeciwnie, wszędzie tu o jedną i tę samą chodzi sprawę. I zrozumiecie także, że socjalizm i jego światopogląd to nie jakiś kamień filozoficzny alchemików, uwalniający od pracy i twórczości, lecz, przeciwnie, droga pracy najmozolniejszej, najtrudniejszej — ale przecież młodzi jesteśmy i trudów, i wysiłków spragnieni, i głód pracy, głód za zatrudnieniem tęskniących sił duszy w sobie nosim. Zrozumiecie, że można jeszcze być dziś poza socjalizmem myślącą maszyną, ale nie można już być całkowitym, prawdy i jasności bezwzględnej pragnącym człowiekiem.
Zrozumiecie, że tu otwiera się przed nami królewska droga swobody — ta jedyna, która nie kaleczy, nie zwęża, nie ten posępny zmierzch, jaki otwiera przed nami współczesna literatura i sztuka, ta uznawana, zarówno jak i ta, co za uznaniem tęskni, bez niego schnie i bożyszczu swemu — ludowi, który klaszcze, bezsilnie bluźni, ale świat cały, świat jakiego dusza zapragnie, świat cudów i odkryć, świat zorzy i świtu jest przed nami. I to nie świat marzeń, lecz rzeczywistości pełnej, słonecznej, całkowitej. Socjalizm to nie ideał, nie ta wiara bezsilna, co przychodzi pocieszać zwyciężonych i zrezygnowanych, nie mocnych. O nie! Słyszycie, słyszycie, wy, młodzi, wy, życia żądni, wy, nie chcący zrezygnować — to życie samo was woła, bujne, wielobarwne, bogate. I dziś już jest przed nami świat ten, dziś i dnia każdego, bo kto walczy za ten świat, kto się w duszy jemu przynależnym czuje, kto czuje, że nie ustąpi żadnej mocy, która na drodze do zwycięstwa stoi — żyje już w tym świecie. Niewolnikiem jest tylko ten, kto boi się walki.
Myśliciele, ileż zagadnień przed wami, a wszystkie rozwiązalne, bo człowiek jest zagadnień wszystkich początkiem i końcem, celem i źródłem, a gdzie się moc jego kończy, tam zaczyna się duma jego i tragiczna siła tego, kto wie, kim jest wobec bezmiarów. Poeci, ileż i jakich bojów do wysławienia, ilu walk możecie być natchnieniem, ile cudów przebudzenia królewskości w ujarzmionym, pohańbionym człowieku, ileż hańb, ile krzywd do pomszczenia.
Rycerze, ileż pól walki, ile bohaterstw do spełnienia.
Wszyscy żądni życia, gdzież znajdziecie je tak bujne, tak pełne, tak niebezpieczne, rzeczywiste? Młodzi, cóż wam da przyszłość tak we wszystko bez trwogi wpatrzona?
Tylko siebie nie lękajcie się, tylko siłom swoim, sercu swemu nie kłamcie, sięgajcie zawsze po najwyższe, najpełniejsze, całkowite. Nie przyjmujcie taniej pociechy całunem się kładnącej na duszy rezygnacji.
Świat przed wami, życie cudów przed wami, morze myśli przed wami, słońce prawdy i piękna, zawsze młodych, w życie wcielonych, w życiu istniejących, żywych, rzeczywistych. Myślcie o człowieku, o ludzkości najwyżej, najszczytniej, nie rezygnujcie, nie zrzekajcie się żadnej tęsknoty — tego żąda od was światopogląd socjalistyczny.
A w zamian da wam życie, którego każdy dzień będzie walką — serce świata w piersi nosić będziecie.
Nie płaczcie po żadnej przeszłości utraconej, piękniejsza nas czeka przyszłość, jeżeli ją zdołamy uczynić.
Brońcie się jałowym smutkom, brońcie się nudzie i obojętności, a gdy wydawać się wam będzie nadzieja baśnią tylko — bierzcie do ręki pisma tych, którzy oparli nadzieje swe na granitowym umocnieniu analizy, którzy sprawili, że dziś mówić możemy, co dziś widzimy, że socjalizm i nauka, socjalizm i prawda, socjalizm i myśl, socjalizm i kultura, socjalizm i sztuka — to jedno.
Weźcie do ręki pisma Labrioli. Spostrzeżecie, że mówi tu człowiek, który myślą już żył w świecie naszej przyszłej, pewnej i jedynej, całkowicie ludzkiej kultury. Czy nie wyda się wam, że dobiega tu spotężniałe wielokrotnie echo Platonowskich dialogów, że myśl tu tak samo mieni się i złoci, jak myśl wielkiego nauczyciela i miłośnika ateńskiej prawdy żywej szukającej młodzieży. Tylko że nie pada tu już cień, nic nie zwęża, nie ogranicza ludzkiej mocy. Już w kraju słonecznej, pełnej swobody myśliciel z wami mówi, który widzi pewność swoją, więc walczy już czasami tylko uśmiechem, uśmiechem tylko, zmarszczeniem czoła w nicość strąca systematy myśli na rezygnacji, na bierności oparte. Poprzez całe dzieje błądzi jego myśl pewna zwycięstwa, słoneczna. Myśl nie chłodnej abstrakcji. Ten człowiek urodził się w kraju, który zawsze myślał dłonią i okiem, był rodakiem Rafaela i Michała Anioła, rodakiem mistrzów historii widzianej, Guicciardiniego i Machiavella, i tego wizjonera filozofii nowoczesnej, brata mlecznego Hegla i Balzaca, Nie tzschego i Danta, przodka naszego w Marksie, Giambattisty Vica. Ten człowiek był rodakiem ludzi, których myśl przeradza się natychmiast w głaz i kształt, czy nazywają się Garibaldi, czy Benvenuto. Czy dziwicie się, że myśl jego ma giętkość tańca i plastyczność rzeźby? Czy dziwicie się, że czuje się u niego w każdej myśli związek z dłonią, co kształtuje, wykonywa, za oręż chwyta? Jak Celliniego malarstwo, tak proza Labrioli dla dłoni i oka, książki jego żyją. Myśl prowadzi czytając sama z sobą dialog. Książka dla Labrioli była zawsze tylko ostatecznością. Był on mówcą. Urodzonym polemistą nazywa go jeden z przyjaciół w notatce nekrologieznej.
Mówi on o Labrioli, że jednoczył on w sobie sceptyka z wierzącym. Samo zestawienie to świadczy, jak trudną była do ujęcia osobowość intelektualna Labrioli nawet dla ludzi bliżej go znających.
Był on człowiekiem wolnym, więc człowiekiem, który wiedział, że myśl jest tylko środkiem wyrażenia w formie istotnych stosunków łączących nas z życiem i jego treścią, że myśl powinna czynić przeźroczystym świat i ludzi. I ludzi przede wszystkim. Materialistyczne pojmowanie dziejów staje się w rękach artysty myśliciela Labrioli jak gdyby metodą nieskończenie subtelną i skuteczną, pozwalającą widzieć ludzi, ich stosunki rzeczywiste, nie widma. Jest ono mu środkiem przezwyciężania fetyszyzmu, mitologii w myśleniu społecznym. Labriola twierdził, że mówca czyta nie z karty papieru, lecz z piersi słuchaczy. Po tym poznajemy go i czujemy, że książka, tekst pisany, była zawsze nie celem, lecz środkiem. Przyjaciele jego zapowiadają nam ogłoszenie drukiem jego wykładów o średniowiecznej historii republik włoskich, o francuskiej rewolucji, o Vicu, o historii socjalizmu od Babeufa aż do międzynarodówki. Sam on przygotował do druku część wykładów i historii XIX stulecia.
Pragniemy gorąco, aby przekazane zostało do użytku publicznego wszystko, co da się ocalić ze spuścizny po Labrioli pozostałej. Oczywiście nie zastąpi nam nikt tego czaru, jaki nadawał swoim pismom Labriola sam, najwytworniejszy obok Waltera Patera pisarz eseista naszych czasów.