Antonio Labriola
Sytuacja ekonomiczna
i społeczna we
Włoszech
Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
WARSZAWA 2008
Antonio Labriola – Sytuacja ekonomiczna i społeczna we Włoszech (1890 rok)
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 2 –
Artykuł Antonio Labrioli „Sytuacja ekonomiczna i
społeczna we Włoszech” („La situazione
economica e sociale in Italia”) został
opublikowany w piśmie „Sozialdemokrat” i
przedrukowany w „Fascio Operaio” z 22-29
czerwca 1890 r. w tłumaczeniu Pasquala
Martignettiego.
Podstawa niniejszego wydania: Antonio Labriola,
„Pisma filozoficzne i polityczne”, tom 2, wyd.
Książka i Wiedza, Warszawa 1963.
Tłumaczenie z języka włoskiego: Barbara
Sieroszewska.
Antonio Labriola – Sytuacja ekonomiczna i społeczna we Włoszech (1890 rok)
„Nie lękam się robotników, którzy są tak bardzo skromni, dobrzy i pracowici, w przeciwieństwie
do ich przywódców, którzy nie są robotnikami!”
„Francja dała nam przykłady godne naśladowania, z których wynika, że także i w republikach
socjaliści nie są kochani. Nie znajduję słów, które by w dostatecznej mierze wyraziły podziw dla
poważnego i energicznego ministra Constansa, któremu – i tylko jemu – zawdzięcza Francja to, że
pierwszego maja wszystko przeszło spokojnie”.
Tak odpowiedział mały Cezar nowych Włoch, Crispi, 17 maja w parlamencie na interpelację w
kwestii środków przedsięwziętych przez rząd przeciwko manifestacjom pierwszomajowym. Interpelant,
książę Odescalchi, półklerykał, półfanatyk, uchodzący za socjalistę z tej prostej i niewinnej przyczyny, że
daje pracę pewnym stowarzyszeniom murarzy i wyrobników i gorąco zaleca to samo innym – otóż ten
dobry człowiek chciał dowiedzieć się ponadto, jak rząd włoski zamierza ustosunkować się do uchwał
konferencji berlińskiej.
„Nie jesteśmy krajem takim jak inne – odpowiedział minister przemysłu Miceli – i nie mamy
nawet możności ścisłego przestrzegania zakazu pracy dzieci poniżej lat dziewięciu, gdyż ciąży na nas
obowiązek nierujnowania przedsiębiorców”.
Obaj panowie jęli się rozpływać we współczuciu dla biednych robotników i rozprawiali szeroko
na temat ustaw projektowanych w celu poprawy warunków ich życia. Omawiali zwłaszcza problem
kolonizacji wewnętrznej, sprawę tak nieokreśloną i ciemną, że nikt nie waży się w nią wgłębiać.
Żeby mężowie stanu ośmielali się mówić w taki sposób, jest rzeczą bezsprzecznie dziwną,
zwłaszcza we Włoszech, w kraju, który zbudził się do nowego życia w imię ideałów wolności i gdzie
wychowanie młodych pokoleń od roku 1848 opiera się niemal wyłącznie na kulcie bohaterów rewolucji.
Dziwne to zaiste, że eks-patrioci, eks-rewolucjoniści i eks-mazzińczycy są silnie i nieustannie atakowani
– i nie bez racji – jako zdrajcy dobrej sprawy i jako kuglarze prasy ultraliberalnej i radykalnej.
Ale z innego punktu widzenia – z naszego mianowicie – jeszcze dziwniejsze jest to, że
ultraliberałowie i radykałowie, którzy tak chętnie wygłaszają uroczyście brzmiące, umoralniające krytyki,
nie umieją dostrzec w całej tej historii nic prócz ambicji osobistych, krzywoprzysięstw, zdrad oraz innych
występków i wad indywidualnych i nie wykazują ani trochę obiektywnej znajomości sytuacji.
Ta ignorancja w dziedzinie obiektywnych sytuacji jest niestety jaskrawym dowodem zacofania
Włochów pod względem kultury społecznej.
Na co się zda pamiętać, że Crispi, kiedy nie był jeszcze ministrem, przyjmował wobec wyborców
postać Ludwika Blanca w miniaturze? Że na kilka zaledwie tygodni przed ujęciem steru mówił o
konieczności otoczenia opieką ubogich? Na co się zda pamiętać, że przeważająca od 14 lat lewica
parlamentarna, która z początku zawładnęła twierdzą rządową pod hasłem interesów ludu, uprawia teraz,
mimo swego chwilowego zbliżenia z republikanami ze skrajnej lewicy, konsekwentnie i bez oszukaństwa
tę samą politykę umiarkowaną, w przeszłości tak przez siebie znienawidzoną, ale związaną z rządzeniem?
Jeśli ultraliberałowie i radykałowie, płonący entuzjazmem dla „ideałów”, mówią i marzą jednak o
polityce parlamentarnej wzorowanej rzekomo na angielskiej; jeśli nie chcą zrozumieć, dla jak głębokich
przyczyn rząd dopomaga sobie od lat większością kleconą doraźnie, zgodnie z chwilową potrzebą –
dowodzi to jedynie, że podstawy społeczne polityki włoskiej nie leżą w polu widzenia tych
powierzchownych krytyków.
„Gdybyśmy to my byli rządem” – oto stałe motto liberalnych fanfaronów, tak często dające
hipokryzji pieczątkę idealizmu.
Włochy przeżywają od kilku lat historyczny moment wielkiego wysiłku przemysłowego i
rolniczego, będącego jednak dopiero w stadium początkowym, i polityka rządu, z któregokolwiek
skrzydła stronnictw patriotycznych, liberalnych i radykalnych pochodziłaby, musi nieuchronnie być pod
wpływem kapitalizmu, który właśnie teraz zaczyna się kształtować. Ten stan rzeczy pogarszają jeszcze
rozmaite okoliczności. Kapitalizm był przez długi czas zależny i teraz jeszcze jest zależny w dużej mierze
od zagranicy, przez co wyzysk jest w dwójnasób ciężki i w dwójnasób odczuwalny. Położenie polityczne
Włoch w stosunku do obcych potęg doprowadziło do szalonego militaryzmu, będącego w jaskrawej
sprzeczności z możliwościami produkcji gospodarczej kraju. Nadmierne wydatki na wojsko i flotę nie
tylko pogłębiły panującą w kraju nędzę, ale co gorsza – postawiły kraj w sytuacji zupełnej niepewności
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 3 –
Antonio Labriola – Sytuacja ekonomiczna i społeczna we Włoszech (1890 rok)
finansowej. Obecnie w sposób naturalny i prawie niedostrzegalny wytwarza się warstwa burżuazji na
wskroś nowoczesnej, umiejącej tę sytuację finansową zręcznie wykorzystać, i dla której zarówno
patriotyzm, jak polityka parlamentarna są tylko dobrym interesem i dogodnym terenem do wyzysku.
Ten nowy stan rzeczy, dla którego filantropi-postępowcy dawnych czasów nie mają zrozumienia,
tłumaczy, dlaczego socjaldemokracja, nad której brakiem w przeszłości tak się we Włoszech ubolewa,
teraz dopiero zaczyna się wyłaniać z niejasności doktrynalnego radykalizmu i powstaje świadoma partia
robotnicza, aby wejść na widownię z jasnym i pełnym poczuciem klasowym. Rozkład starego i ferment
nowego!
Cóż dziwnego, że w takim ciemnym okresie przejściowym nowy kodeks karny zachowuje kary za
strajki! I że nowe przepisy policyjne odsyłają żebraków do tak zwanej opieki, która nie dysponuje
odpowiednią organizacją i funduszami! Cóż dziwnego, że do tej pory nie dało się uzyskać ustawy o
odpowiedzialności przedsiębiorców; że obowiązkowe powszechne nauczanie pozostaje dotąd martwą
literą? Cóż dziwnego wreszcie, że podczas gdy agrariusze chętnie zażądaliby dla siebie od parlamentu
nowych ceł ochronnych, robotnicy, pod wpływem socjalizmu, równie chętnie rozprawiają o rewolucji?
W dniach 11-14 maja odbył się w Rzymie bardzo liczny kongres demokratycznych polityków
parlamentarnych, mający na celu opracowanie programu przyszłej kampanii wyborczej. Bardzo się z tego
powodu gniewali z jednej strony „prawdziwi” republikanie, którzy w takich członkach parlamentu widzą
tylko rewolucjonistów-renegatów, z drugiej strony pan Crispi, który w tych ugodowcach węszy
naśladowców jego własnej kariery; niemniej kazał roztoczyć nad kongresem nadzór uzbrojonych
karabinierów, a później w debacie parlamentarnej przybrał postać obrońcy zagrożonych instytucji
społecznych. Na kongresie został również opracowany przyszły program naszych demokratów. Jest tam
dużo dobrego, zwłaszcza w tym, co dotyczy polityki finansowej. Program zahacza również o kwestię
socjalną i obiecuje wiele: nawet normalny ośmiogodzinny dzień pracy, co w obecnych warunkach
włoskich oznacza zbytni pośpiech. Socjaldemokraci z góry opowiedzieli się przeciwko tej pozycji, jaka
mogłaby przypaść ruchowi robotniczemu pod przewodnictwem radykałów, a partia robotnicza górnych
Włoch otwarcie przy tej okazji oświadczyła, że nie jest partią polityczną, niczego od burżuazji nie
oczekuje i niczego się po niej nie spodziewa. Byłyby to dobre początki, gdyby nie ciężkie fakty i ponure
metody korupcji, wobec których nie ostoją się złudzenia, jak to widać z niżej przytoczonych przykładów.
Jak wiadomo, w ciągu ostatnich lat wiele się w Rzymie budowało. Pęd do budowania był
nieunikniony, podobnie jak we wszystkich wielkich miastach, i równie nieunikniony był kryzys, który po
nim nastąpił. Kryzys został oficjalnie stwierdzony dwa lata temu i tak jak dawniej wielcy przedsiębiorcy
połykali małych, teraz finansjera połknęła pewną ilość wielkich przedsiębiorców. Kryzys wśród
kapitalistów pociągnął za sobą kryzys pracy. Olbrzymie masy robotników, które poprzednio napłynęły do
stolicy ze wszystkich stron kraju, teraz, wzburzone, przez długi czas dawały towarzyszowi Costa okazję
do aktywnej propagandy socjalistycznej. Kryzys pracy zakończył się sławetnymi zamieszkami z 8 lutego
ubiegłego roku, po czym rząd „oczyścił” stolicę z tysięcy jednostek niespokojnych i uciążliwych, w
sposób najprostszy: przy pomocy policji. Jakże się to dzieje, że teraz tylko bardzo nieliczni spośród
robotników i rzemieślników miejscowych, stale osiadłych w stolicy, przejawiają zainteresowanie losem
towarzyszy wygnanych i prześladowanych?
Większość, której doświadczenie niczego jeszcze nie nauczyło, żyje nadal w myśl złudnego hasła:
każdy dla siebie, wierząc w możliwość samodzielnej, jednostkowej samoobrony. Niektórzy przechodzą
obecnie okres złudzeń zrzeszeniowych. Politycy burżuazyjni bardzo usilnie popierają zrzeszenia
produkcyjne, które jako klapa bezpieczeństwa przeciwko ruchom czysto proletariackim, doznają pomocy
i opieki w postaci świeżo wydanych ustaw. Zrzeszenia te mogą się ubiegać o roboty publiczne do
wysokości stu tysięcy franków, bez gwarancji wymaganych od przedsiębiorców. Ta nowa ustawa weszła
w życie w ubiegłym roku równocześnie z rozszerzeniem administracyjnego prawa wyborczego i w wielu
miejscowościach posłużono się reprezentantami robotników i ich kandydatami jako manekinami!
Te ubolewania godne fakty nie mogą być przemilczane, i nie ma zresztą potrzeby ich
przemilczania, skoro można im przeciwstawić pewne zjawiska będące niejako zapowiedzią poprawy.
Skoro sekcje partii robotniczej Włoch północnych zgodnie z postanowieniem ostatniego kongresu
robotników w Bolonii są mocno zdecydowane wysunąć w przyszłych wyborach municypalnych własnych
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 4 –
Antonio Labriola – Sytuacja ekonomiczna i społeczna we Włoszech (1890 rok)
kandydatów i dać wyraz ostro zarysowanej walce klas; kiedy widzi się, że murarze w Astii wywalczyli
wyższe stawki wyłącznie własnymi siłami, a piekarze w Mediolanie, Livorno i Turynie walczą o
zniesienie pracy nocnej – uznać trzeba, że istnieje już siła proletariacka, która prędzej czy później
przeciwstawi się burżuazji. Niedawno odbyła się w Rawennie konferencja, na której delegaci zrzeszenia
Romanii i Emilii dyskutowali nad stworzeniem ligi. Jest to już pewien krok naprzód.
Innym sposobem, po którym przeciwnicy spodziewają się przytłumienia ducha socjalistycznego,
jest stanowisko rządu jako dysponenta rozdającego pracę, co ma rzekomo uspokoić proletariuszy. W tym
czasie, kiedy w Rawennie i w Imoli ponownie wybrany został towarzysz Costa, niektóre dzienniki
rządowe głosiły otwarcie, że rząd powinien zawładnąć Romanią drogą popierania malkontentów. Ostatnio
półradykał Baccarini, który również reprezentuje Rawennę w parlamencie, oświadczył w pewnym
politycznym przemówieniu, że prawdziwym reprezentantem bezpieczeństwa publicznego jest minister
robót publicznych; a podsekretarz stanu Fortis chwalił się w parlamencie z wielką pewnością siebie, że
roboty finansowane przez państwo wzrosły w Romanii w dwójnasób od czasu, kiedy on jest w rządzie. Ta
fałszywa forma socjalizmu państwowego, to wykrętne, drobnomieszczańskie pojmowanie prawa do pracy
na nowo ujawniło się w niedawnych zamieszkach w Conselice.
Wszystkie dzienniki podały wiadomość, że biedne robotnice pracujące na polach ryżowych
margrabiego Massariego w Conselice, miejscowości rolniczej w północnej Romanii, rozpoczęły strajk,
domagając się podwyższenia płacy dziennej z 65 cent. do 1 lira. Praca ta, ciężka i bardzo szkodliwa dla
zdrowia, trwa od pół do szóstej rano do siódmej wieczór. Wydaje się, że nieobecny margrabia byłby się
chętnie zgodził na podwyżkę, i trudno zrozumieć, dlaczego administracja jego dóbr tak twardo się temu
przeciwstawiła. Ponieważ w Conselice przedstawicielstwo gminne zostało właśnie rozwiązane, komisarz
tymczasowy interweniował w celu załagodzenia sytuacji strajkowej i zaopatrzył bezrobotnych w mąkę i
inne produkty spożywcze. Równocześnie wezwano na pomoc wojsko. 21 maja 500 strajkujących robotnic
i 200 bezrobotnych wyrobników dniówkowych, którzy ściągnęli tam z okolicy, zgromadziło się na rynku
w Conselice, aby wysłać delegację do komisarza. Powstał tumult i w rezultacie porucznik, dowódca
karabinierów, trafiony kamieniem, kazał swoim ludziom oraz jednej kompanii liniowej dać ognia do
bezbronnego tłumu. Dwie kobiety i jeden mężczyzna zostali zabici na miejscu, 21 osób ciężko rannych,
jeśli nie więcej, bo wielu rannych ratowało się ucieczką. Ta ponura historia nie jest jeszcze całkowicie
wyjaśniona, gdyż śledztwo rządowe toczy się w tajemnicy. Ale natychmiast wkroczył na widownię
socjalizm państwowy. Pod naciskiem miejscowych deputowanych minister robót publicznych, Finali,
który sam pochodzi z Romanii, zarządził telegraficznie wszczęcie rozlicznych robót.
Socjaldemokracja we Włoszech musi się liczyć z podobnymi okolicznościami. Towarzysze
zagraniczni, którym istota wydarzeń nie jest znana, mogą łatwo wytworzyć sobie sąd fałszywy, zbyt
wysoko lub zbyt nisko oceniając włoski ruch robotniczy i włoski socjalizm. Niechajże zachowają
ostrożność zarówno w jednym, jak w drugim.
© Samokształceniowe Koło Filozofii Marksistowskiej
– 5 –