Cudzoziemka Maria Kuncewiczówna- Cudzoziemka składa się z szeregu retrospekcji, więc określenie chronologii wydarzeń nie jest zawsze łatwe. Akcja powieści rozpoczyna się od przyjazdu głównej bohaterki, Róży Żabczyńskiej, do domu córki, Marty - w danym momencie przebywającej poza domem. Drzwi mieszkania otwiera bohaterce służąca, Sabina. Przechodząc przez pokoje w oczekiwaniu na powrót gospodyni, Róża zatrzymuje wzrok na lustrze, w którym spostrzega własne odbicie. Przypomina sobie, że sweter, który ma na sobie zakupiła właśnie z córką, miesiąc wcześniej. Marta radziła matce kupno czarnego swetra, stosowniejszego do jej wieku i postury, lecz Róża wbrew sugestiom zdecydowała się wówczas na kolor czerwony. Ciemna kolorystyka za mocno kojarzyła się jej ze smutkiem, przygnębieniem i śmiercią. Myśli głównej bohaterki kierują się ku jej dzieciństwu i młodości. Przypomina sobie ona dzieciństwo spędzone w Taganrogu, w Rosji - zostali tam zesłani jej dziadkowie po upadku powstania listopadowego. W celu uchronienia dziewczyny przed całkowitym zrusyfikowaniem ciotka Luiza zabrała szesnastoletnią Różę do Polski. Pensja, do której uczęszczała, nie przypadła bohaterce do gustu, tym bardziej, że koleżanki naśmiewały się z niej. Rozpoczęła ona naukę gry na skrzypcach w Warszawskim Konwersatorium. Brała też dodatkowe lekcje u znanego wirtuoza Januarego Bądskiego. Tam poznała i zakochała się, zresztą ze wzajemnością, w jego synu Michale. Chłopak jednak ożenił się z moskiewską kursantką, którą udało się mu uwieść. Na zawsze pozostał on życiową miłością Róży, a ich rozstanie pozostawiło niezatarty ślad w jej psychice. Znajomość z Michałem uzmysłowiła jej fakt, że posiada niepospolitą urodę - zachwycał się on jej pięknym nosem, zwłaszcza widzianym z profilu. Wraz z pięknem cechowała Różę jednak także ogromna niechęć do innych ludzi, wielokrotnie słyszała o sobie, że jest zimna. Zawód miłosny i urażona duma sprawiły, że dziewczyna znienawidziła mężczyzn, a w szczególności Polaków, jako że przedstawicielem tego właśnie narodu był niedoszły kochanek, Michał. Z wyrachowania poślubiła Adama, skromnego nauczyciela matematyki. Opowiedziała mu o swej nieszczęśliwej miłości i oświadczyła, że nikogo więcej nie pokocha. Oskarżała męża o swoje nieszczęśliwe życie. Swoim zachowaniem terroryzowała całą rodzinę. Za swoją niezrealizowaną karierę muzyczną obwiniała na równi rodzinę i nauczycieli. Nie wierzyła, że może to być wina braku talentu. Całymi dniami ćwiczyła grę, a domem zajmowali się inni, których zadaniem było wykonywanie poleceń Róży. Wielokrotnie dochodziło do awantur, kiedy odrywano ją od gry i wzywano na posiłki. Atmosfera w domu ulegała znacznej poprawie, kiedy matka wychodziła na koncerty. Róża urodziła potem kolejne dziecko, Kazia. Tylko jego bohaterka tolerowała i uważała za własnego potomka. Traktowała go jak człowieka dorosłego, zwierzała się mu, zabierała na koncerty. Pokładała w dziecku ogromne nadzieje. Jednak Kazio umarł w wielu siedmiu lat na dyfteryt. Śmierć syna Róża strasznie przeżyła, a winą obarczyła ponownie męża. W oczekiwaniu na powrót córki Róża rozmawia ze swoim mężem przez telefon. Prosi go, by do niej przyszedł (Adam odszedł od Róży i zamieszkał z inną kobieta), ma bowiem dla niego prezent, własnoręcznie zrobione gamasze. Kiedy mężczyzna przychodzi i chce je przymierzyć, Róża szyderczo wyśmiewa jego niezdarne ruchy. Dochodzi między nimi do kłótni, podczas której bohaterka omdlewa. W tym czasie do domu powraca syn Marty - Zbyszek, którego zachowanie Róża krytykuje i oskarża o brak dobrych manier. Po ostrej wymianie zdań, chłopiec wychodzi. Do mieszkania dociera syn, Władysław z żoną. Jest zaniepokojony stanem matki, która całe życie uczyła go troszczenia się o nią. Był od niej przez to w jakiś sposób uzależniony. Posiadał on talent muzyczny, stąd po śmierci brata to on towarzyszył matce na koncertach. Kiedy zdecydował się na zaręczyny, zaprosił matkę, by poznała jego wybrankę. Podczas kolacji zapoznawczej Róża była złośliwa i krytyczna względem wybranki serca swego syna. Po wyjeździe matki Władysław zerwał zaręczyny. Kiedy poznał swoją późniejszą żonę, poinformował już matkę jedynie listownie o jej pochodzeniu. Podczas przyjęcia weselnego Róża po raz kolejny ostentacyjnie demonstrowała swoje niezadowolenie z powodu decyzji syna. Upokarza synową, wyśmiewając jej nieduży posag. Nachalnie kierowała małżeństwem syna. Krytykowała wszystko, co synowa zarządziła, włącznie z wychowaniem wnuków. Kiedy podczas jednej z uroczystości obraziła ona polskiego ambasadora, syn ostatecznie stracił szacunek do własnej matki. Przyjazd do domu córki i zwołanie spotkania rodzinnego ma na celu ujawnienie najbliższym przemiany, jaka zaszła w życiu Róży. Chce ona, by w rodzinie doszło wreszcie do pojednania. Zmiany w postrzeganiu świata i stosunku do innych pragnie ona wyrazić życzliwymi słowami skierowanymi w kierunku synowej. W ogromne zdziwienie wprawia domowników chwila, kiedy Róża cierpliwie i bez agresji słucha wyjaśnień córki tłumaczącej swe spóźnienie. Zdobywa się ona także na pochwałę stosowanych przez nią metod wychowawczych.Wspomina, że nigdy nie kochała swej córki, której narodzin nigdy nie chciała. Na okres ciąży wyjechała, a po porodzie nie chciała dziecka karmić piersią. Agresja w kierunku dziecka potęgowana była jeszcze faktem, że bardzo przypominało swego ojca, który rozpieszczał je jak mógł. Przemiana zaszła w psychice bohaterki, gdy wyratowała córeczkę z ciężkiej choroby. Od tego momentu Marta stała się również ulubienicą matki. Za jej przyczyną zaczęła ona pobierać lekcje nauki śpiewu, a dzięki posiadanemu przezeń talentowi Marta została uznaną śpiewaczką. Bohaterka wraca do swojego mieszkania po owym udanym wieczorze pojednania. Do domu odwozi ją Adam, z którym bodaj po raz pierwszy udaje jej się porozumieć. Różę odwiedza córka, obie potrafią ze sobą rozmawiać - pada zapewnienie o wreszcie dobrym samopoczuciu starszej kobiety, matka opowiada o wyjeździe do Królewca i drze Gerhardzie, który wlał w jej duszę spokój, doceniając jej urodę (zwłaszcza nos - jak uczynił to niegdyś Michał). Na końcu powieści Róża po raz kolejny słabnie i powoli umiera. W ostatnich chwilach towarzyszą jej zaniepokojeni Marta z Pawłem, Władek z żoną, Adam.
Szewcy - streszczenie Informacje wstępne Szewcy. Naukowa sztuka ze „śpiewkami” w trzech aktach Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego) to dramat podzielony na trzy akty. Sztuka dedykowana jest Stefanowi Szumanowi (psycholog, zajmował się między innymi psychologią sztuki). Poprzedza ją spis występujących osób, które zostały dosyć dokładnie opisane. Są to: Sajetan Tempe (majster szewski), Józek i Jędrek (czeladnicy szewscy), Irina Wsiewołodowna Zbereźnicka-Podberezka (księżna), Robert Scurvy (prokurator), Fierdusieńko (lokaj księżnej), Hiper-Robociarz, Abramowski i Towarzysz X (dygnitarze), Józef Tempe (syn Sajetana), Chłopi (stary, młody i dziwka), Strażniczka, Chochoł (z Wesela Stanisława Wyspiańskiego), Strażnik. Poza tym w sztuce pojawiają się „Dziarscy Chłopcy”, których przywódcą jest Puczymorda. W całym tekście umieszczone zostały obszerne didaskalia zawierające szczegółowe wskazówki, dotyczące sposobu wystawiania sztuki.Akt I Akcja rozgrywa się w warsztacie szewskim. Majster i czeladnicy pracują i rozmawiają ze sobą. Chcieliby oni żyć tak, jak żyją ci, którzy nimi rządzą. Szczególnie zależy im na przyjemnościach, którymi tamci się cieszą. Przychodzi Prokurator Scurvy i przekonuje szewców, że powinni być zadowoleni ze swojego życia, i, że mimo iż podział społeczny jest potrzebny, oni nie nadają się do rządzenia. Okazuje się także, że odczuwa on wielkie pożądanie do księżnej Iriny. Wkrótce pojawia się i ona sama. Rozmawia z prokuratorem oraz dręczy go swoją niedostępnością. Co więcej, deklaruje chęć oddania się Sajetanowi. Scurvy'ego natomiast uznaje za nudnego. W końcu ten wychodzi. Księżna chce zbliżyć się do szewców, ci jednak zamierzają ją zabić. W warsztacie pojawia się niespodziewanie Scurvy na czele „Dziarskich Chłopców”. Informuje, że został mianowany przez telefon ministrem i aresztuje wszystkich obecnych. Rozpoczyna swoje rządy, mimo że nie ma jeszcze oficjalnej pieczątki. Pojawia się milczenie i nuda, a następnie zapada kurtyna.Akt II Zdarzenia dzieją się w więzieniu. Więźniami są szewcy. Zostali oni skazani przez Scurvy'ego na przymusowe niepracowanie. Cierpią i narzekają z tego powodu. Pilnuje ich Strażnik. W tym czasie Strażniczka przynosi Scurvy'emu sute śniadanie. Ten twierdzi, że cierpi tak samo jak szewcy. Powodem jego męki jest niespełnione pożądanie do księżnej, którego nie rekompensuje nawet władza. W końcu Scurvy wzywa Irinę i każe jej pracować (szyć buty). Księżna dochodzi do wniosku, że jednak prokurator jej się podoba. Objęci rozmawiają ze sobą. W tym czasie szewscy uwalniają się z kajdan i w szale zaczynają pracować. Scurvy każe strażnikom przerwać pracę szewców. Strażnicy rzucają się na więźniów. Okazuje się jednak, że „uszewczają się”, czyli także zaczynają pracować. Scenę zalewa czerwony blask. Akt III Akcja na powrót przenosi się do warsztatu szewskiego. Znajdują się w nim ubrany w szlafrok Sajetan z czeladnikami oraz śpiący na ziemi, przywiązany do pnia, ubrany w psią lub kocią skórę Scurvy. Okazuje się, że szewcy przejęli władzę. Czeladnicy chcą zabić Scurvy'ego, ale Sajetan zabrania im i skazuje prokuratora na śmierć z pożądania do księżnej. Pojawia się i sama Irina i znowu dręczy Prokuratora. Czeladnicy zmęczeni rządami Sajetana postanawiają go zabić. Pojawiają się jednak chłopi wraz z Chochołem i ratują majstra. Wywiązuje się walka między chłopami i czeladnikami, którą wygrywają ci drudzy. W końcu zabijają też Sejtana (który mimo to wciąż żyje i bierze udział w dalszych zdarzeniach). Pojawia się uzbrojony w bombę Hiper-Robociarz i przejmuje władzę. Następnie panuje ogólny chaos, a prokurator umiera. W końcu przychodzą Towarzysz X i Towarzysz Abramowski i obejmują władzę. Sztuka kończy się nagłym zapadnięciem żelaznej kurtyny.
Witkiewicz „Matka” - opracowanie dramatu Dramat Witkacego „Matka” podejmuje temat relacji pomiędzy matką a synem. Nie są to jednak relacje zdrowe, lecz zniekształcone jakby w krzywym zwierciadle (element niezwykle charakterystyczny i typowy w twórczości Witkacego). Bardzo ważnym elementem „Matki” jest motyw wampiryzmu. Pojęcie to zostało tutaj użyte dla określenia relacji syna wobec matki. Leon jest niesamodzielnym maminsynkiem (matka utrzymuje go, ponieważ syn zajmuje się filozofią i nie dba o rzeczywistość materialną), który bezustannie szuka w matce wsparcia, jednocześnie rujnując jej majątek i zdrowie (Leon dostarcza matce środki odurzające). Również wobec narzeczonej - Zosi - ujawnia Leon swoje wampiryczne skłonności. Zofia wchodzi w związek z mężczyzną z chęci poświęcenia się jakiejś ideologii. Nie do końca ją co prawda rozumie, ale zupełnie jej to nie przeszkadza. Ofiarowuje Leonowi swoje ciało, jest gotowa do prostytucji, (...)co rzeczywiście staje się później jej zajęciem.Postać Leona to przykład zblazowanego artysty, który nie wierzy już w nic. Według jego światopoglądu sztuka umarła, nie czyni jednak nic, by zmienić ten stan rzeczy. Jego filozofia ma pewien sens, lecz pozbawiona jest jakiejkolwiek chęci rozwiązywania istniejących problemów. Życie Leona ogranicza się do „wysysania” matki, później narzeczonej; jego światopogląd zakłada upadek wszelakich wartości. Postać ta ma wydźwięk niezwykle katastroficzny. Leon nie wierzy w piękno, nie wierzy w sztukę, w miłość, w religię. Żadne wysokie uczucia nie mają w jego świecie racji bytu. Świat w jego oczach jest najzupełniej odhumanizowany, traci wszelką wartość i staje się jałowy.
Leon jest filozofem, który najwyższą cenę płaci za to, że poznał prawdę i dotarł do jej istoty. Nękają go wyrzuty sumienia z powodu przyspieszenia śmierci Matki. Wreszcie zostaje zepchnięty w przepaść przez Robotników, symbolizujących nadejście nowej ery w dziejach świata - ery cywilizacji zmechanizowanej, w której nie ma miejsca na sentymenty i niepotrzebne emocje.
J. Iwaszkiewicz Panny z Wilka - streszczenie
Akcja opowiadania rozgrywa się kilka lat po I wojnie światowej. Głównym bohaterem jest około czterdziestoletni Wiktor Ruben, zarządca niewielkiego folwarku o nazwie Stokroć. Po śmierci swojego przyjaciela i za namową lekarza, Wiktor wyjeżdża na trzytygodniowy urlop na wieś. Na miejsce swojego odpoczynku wybiera strony, z którymi wiążą go wspomnienia - dwór-willę o nazwie Wilko. Podczas drogi do Wilka dostrzega zarówno to, co nie zmieniło się w ciągu piętnastu lat, jak i elementy, które świadczą o upływie czasu (las na miejscu zagajnika). Rozmyśla o pannach zamieszkujących dwór: oblicza w myślach ile mają teraz lat; zastanawia się czy powychodziły za mąż. Folwark w Wilku był przed wojną miejscem, które bardzo często odwiedzał. Spędził w nim także tuż przed wojną wakacje
jako korepetytor jednej z panien, Zosi. Związany z tymi okolicami, spostrzega teraz jak często stawał mu przed oczami jakiś „tutejszy” widok, np. zapamiętany fragment pejzażu. Przybywszy do dworku, pierwszą osobą, na którą się natyka, jest Tunia. W pierwszym momencie dziewczyna nie poznaje gościa, gdyż była mała jak Wiktor opuścił ich strony. Po chwili Wiktora serdecznie witają pozostałe kobiety. Wśród nich mężczyzna poznaje Julcię. Jest bardzo zmieniona. Dawna dziewczyna przeistoczyła się w korpulentną panią. Pozostał w niej tylko charakterystyczny niski głos. Wiktor rozpoznaje także Jolę, najładniejszą z sióstr oraz Kazię, kobietę najmniej z nich atrakcyjną, gospodarną i zawsze poważną. Zdziwiony, dowiaduje się, że jego osoba stała się w Wilku legendą, że odegrał w nich ważną rolę. Druga wiadomość jest dużo smutniejsza - nie żyje jedna z sióstr, Fela. Wśród zamieszania towarzystwo pobieżnie wymienia zmiany, jakie pozachodziły w ich życiu. Wiktor nie chce mówić o sobie. Twierdzi, że nie warto. „Żyję jak wszyscy” - mówi. Przed samym sobą przyznaje, że jest to przykre. Będąc młodym myślał, że jego życie będzie wyglądało inaczej - będzie bogatsze i bardziej niezwykłe. Osobą, z którą rozmawiał w przeszłości na poważne tematy, w tym na temat jego przyszłości, była Kazia. Rozmowy te nazywali `etapami'. Kazia już dawnej była osobą praktyczną, pozbawioną złudzeń. Wiktor z zadziwieniem przypatruje się kobietom. Największa zmiana zaszła w Julci. Dawniej była smukłą, pełna życia dziewczyną. Patrząc na nią teraz zastanawia się, czy wyjaśnią sobie to, co miało miejsce kilkanaście lat temu. Pewnego dnia, młody wówczas Wiktor, wracając po wieczornym spacerze do domu, pomylił pokoje i zamiast wejść do swojego, wszedł do pokoju Julci. Spostrzegłszy swój błąd, postanowił go kontynuować. Położył się koło dziewczyny, wyczuł, że nie śpi, że udaje. Wspomnienia tej nocy pozostały w nim na zawsze. Przepojone były zmysłowością, pięknem, tak „jakby było w nich jakieś nabożeństwo”. Młodzi spędzili w ten sposób ze sobą cztery noce. Nigdy też nie poruszali tego tematu w rozmowie. Zachowywali pozorną obojętność, tak jakby noce te nie były czymś realnym.Wiktor odkrywa, co było urokiem tamtych, dawno minionych dni. Były nimi młodość oraz nieuświadomiony erotyzm, który „unosił się w powietrzu”. Wszystko w tamtym czasie miało w sobie witalność; zalążek czegoś, co w każdej chwili mogło rozkwitnąć.Mężczyzna odwiedza swoje wujostwo, mieszkające w folwarku Rożki. Wypytuje o „panny”. O sobie mówi mało i raczej niechętnie. Wieczorem, przed położeniem się spać, przygląda się sobie w lustrze. Uważany jest za mężczyznę przystojnego. Jest jednak zaniedbany. Dawniej zawsze myślał o sobie jako o kimś nieatrakcyjnym, co go onieśmielało. Dziwią go słowa ciotki, która twierdzi, że dawniej wszystkie panny w dworku się w nim podkochiwały. Następnego dnia w Wilku na obiedzie poznaje męża Julci, Kaweckiego, mężczyznę banalnego i nudnego. Rozmawia także z Zosią, swoją dawną uczennicą. Wyczuwa u niej niechęć do swojej osoby. Tłumaczy ją sobie przegrodą, jaką się między nimi utworzyła jeszcze za czasów, gdy był jej nauczycielem. Wybiera się na spacer z Tunią. Wiktor chce odwiedzić cmentarz, na którym leży Fela. Tunia ma obojętny stosunek do swojej zmarłej siostry, gdyż ledwie ją pamięta. Przed Wiktorem staje wspomnienie Feli - kiedyś przypadkiem zobaczył ją nagą, jak wychodziła z jeziora. Widząc zaniedbany grób Feli, z przykrością uświadamia sobie, że jej obraz odchodzi już w niepamięć. Nazajutrz ponownie, ale już sam, przychodzi na grób. Kłębią się w nim różne myśli, których nie potrafi uporządkować.W kilka dni później Wiktor ma pierwszą okazję, by dłużej porozmawiać z Jolą. Kobieta wyjawia mu, że nigdy się w nim nie kochała, był jednak dla niej autorytetem. W pewnym sensie nadal nim jest - czeka na jego „osąd” w kwestiach moralnych (Wiktor domyśla się, że jest kobietą łatwą). Nie chce jednak jej osądzać, gdyż sam nie uważa się za człowieka szlachetnego. Względem kobiety zachowuje rezerwę; im więcej ona mówi, tym bardziej staje mu się obca. Z drugiej zaś strony nie może nic poradzić na to, że podoba mu się fizycznie.Inaczej wygląda jego rozmowa z Kazią. Kobieta nazywa go „oddzielonym od innych ludzi”. Zauważa, że się zmienił, że przygasł. Przyznaje, że w młodości szalała za nim. Było to uczucie silne, szczeniackie, które całkowicie minęło. Wiktor czuje się niezręcznie, gdyż nigdy nie zauważył jej uczucia. Uświadamia sobie, że nigdy tak naprawdę nie kochał prawdziwie.Kilka dni spędza na polowaniach, spacerach. Podczas jednej przechadzki z Tunią uzmysławia sobie, że tylko ona ze wszystkich mieszkających w dworku kobiet nie jest związana z nim żadnymi wspomnieniami. Jej postać zlewa mu się z postacią Feli. Pewnego dnia Wiktor całuje Tunię. Zaskakuje go jednak jej reakcja, jaką jest śmiech. Czuje się dotknięty. Upływają następne dni. Podczas powrotu z lasu, Wiktor jedzie powozem z Julcią. Mężczyzna, chcąc przywołać dawne, magiczne chwile z nią spędzone, dotyka jej dłoni. Z przerażeniem czuje, że kobieta ta nie wywołuje już w nim takich emocji jak dawniej; czuje banalność całej sytuacji. Rozmawiają o rzeczach mało istotnych, by ukryć zmieszanie.Przez parę dni Wiktor pozostaje w Rożkach. W nocy nawiedzają go zmysłowe sny, a także myśli na temat własnej osoby i własnego życia.
Przyszedłszy do Wilka, zastaje w domu Zosię. Dziewczyna jest dla niego nieprzyjemna, przyznaje, że nigdy go nie lubiła. Już jako dziecko cieszyło ją to, że Wiktor nie potrafił rozeznać się sytuacji, którą nazywa „ciuciubabką”. Mówi, że i teraz znów jest w ich domu bohaterem. Słowa te mają wydźwięk negatywny; dziewczyna dodaje, że mówi mu to wszystko dlatego, że tak naprawdę nic go to nie obchodzi. Wiktor stwierdza, że tymi słowami całkowicie go odmieniła. „Lato się we mnie przełamało” - mówi.
Wiktor czuje się samotny. Wbrew sobie ulega pokusom Joli. Przygoda ta znów wydaje mu się banalna, tym bardziej, że jak stwierdza, „była to już bardzo spóźniona historia”.
Postanawia wyjechać. Próbuje zatrzymać go ciotka; proponuje aby przedłużył swój urlop. Sugeruje mu, że powinien zmienić swój tryb życia. Wiktor czuje oburzenie. Przed samym sobą utwierdza się w słuszności dokonanych wyborów życiowych. Wybrał swoją drogę i postanawia ją kontynuować, pomimo tego, że nie jest ona łatwa. Praca w Stokroci niekiedy go nudzi; przekonuje jednak siebie, że każde życie niesie za sobą trudności. Życie panien z Wilka także nie jest lekkie. Każda z kobiet ma swoje własne zmagania. Po kilku dniach opuszcza Wilko. Czuje jednak wielki żal - za tym co bezpowrotnie mija. Teraz zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafił dawniej dostrzec szczęścia. Nie kochał, gdyż bał się uczuć.Wiktora odprowadza drogą Jola. Pyta, z jakimi uczuciami opuszcza Wilko. On jednak nie może jej powiedzieć, co czuje naprawdę, gdyż wie, że nie zostanie zrozumiany. Odchodzi - najpierw krokiem niepewnym, później coraz mocniejszym. Myśli już o tym, co się zmieniło podczas jego nieobecności w Stokroci.
J. Iwaszkiewicz Brzezina - streszczenie
Bohaterowie:
Stanisław - chory na gruźlicę młody człowiek
Bolesław - brat Stanisława
Oleńka - córeczka Bolesława
Basia - nieżyjąca już żona Bolesława
Michał - narzeczony Malwiny
Malwina (Malina) - służąca Bolesława
Streszczenie:Stanisław opuszcza sanatorium w szwajcarskim Davos i udaje się do swego brata do leśniczówki, żeby umrzeć w spokoju. Bolesław mieszka tam tylko z małą córką Oleńką, gdyż zona, (Basia) umarła rok wcześniej. Została ona pochowana nie na cmentarzu, lecz w pobliskiej brzezinie z powodu roztopów. Bolesław wraz z córką często chodzą na grób Basi. Stanisławowi nie podoba się ponura atmosfera domu i okolicy. Przez to wspomina „europejski” kurort, w którym pełno było pięknych kobiet, gdzie miał czas na rozrywki, muzykę i przyjemności. Bolesław sprawia wrażenie smutnego i przygnębionego. Jedynym marzeniem chorego brata, jest sprowadzenie do leśniczówki fortepianu. W rezultacie udaje się go mu wypożyczyć od chorej na gruźlicę kobiety z sąsiedniego miasteczka. Wizyta u owej kobiety, tylko przygnębia Stanisława, gdyż wie, ze ona niedługo umrze. Grane przez niego melodie na fortepianie bardzo drążnią Bolesława, są dla niego za nudne. Bardziej od nich woli skoczne przyśpiewki, grane przez Michała na harmonii. Michał często przychodzi do leśniczówki, ponieważ zainteresowany jest osoba posługaczki (Malwina, Malina). Również zakochuje się w niej Stanisław. Malina jest bardzo ładną i pełną sił witalnych dziewczyną. Wkrótce Staś i Malwina zaczynają mieć romans, Bolesław dostrzega ich razem nad leśnym jeziorem. Wieczorem wyrzuca bratu niemoralność - z rozmowy wynika, ze jest zazdrosny. Stanisław w trakcie tej ostrej wymiany zdań, wyznaje bratu, że jest śmiertelnie chory i przyjechał tu umrzeć. Wkrótce okazuje się, że sanatorium pozbywa się osób nieuleczalnie chorych, żeby umarli w domu, a nie tam. Bolesław wydaje się tym niewzruszony. Stan głównego bohatera zaczyna się pogarszać - nie wychodzi z domu, leży. Brat go informuje, że Malina spotyka i spotykała się równocześnie ze Stanisławem i z Michałem. Na tą wiadomość, Staś dostaje krwotoku i prosi brata, żeby został pochowany obok Basi w brzezinie. Niedługo potem umiera. Bolesław odczuwa ulgę i czuje się wolny, nawet od żałoby po swojej żonie. Zaczyna romansować z Malwiną. Pewnego dnia, dziewczyna informuje go, że wychodzi za mąż za Michała. O dziwno, nie jest to cios dla Bolesława. Postanawia zrezygnować z posady i wyjechać razem z Oleńką.
„ŁAD SERCA” ANDRZEJEWSKI
Rzecz dzieje się na Białorusi, we wsi Sedelniki. Jest jesień. W gajówce umiera Siemion Dubrowski, na którego runęła sosna i przygwoździła go do ziemi. Pomoc przyszła dopiero po kilku godzinach. Przy konającym siedzi jego żona Taisa, która obiecała sobie, że zabije synka Józika a potem siebie, jeśli jej mąż umrze. Michaś, chłopiec który mieszka na plebanii, informuje księdza Siechenia o wypadku. Jest bardzo przejęty, ponieważ Siemion uratował mu kiedyś życie. Ksiądz przygarnął go do siebie, kiedy umarła jego mama. Do Grzegorza Litowski, właściciela sedelnickiej gospody, przychodzi posterunkowy Nawrocki i wypytuje go o Buraka, który dwa tygodnie temu uciekł z więzienia i razem z Romanem Morawcem dokonał napadu na kantor wymiany w Baranowiczach. Podczas ucieczki został zastrzelony.
Grzegorz trzyma u siebie Annę, czterdziestoletnią prostytutkę, którą poznał dziesięć lat temu w Warszawie. Spotykała się wtedy z Morawcem. Jest dla niej bardzo niedobry; bije ją. Mówi jej o tym, co usłyszał od posterunkowego. Kobieta wyczuwa, że jej pracodawca się boi. Litowka rzeczywiście obawia się Romana Morawca, bowiem nie rozstał się z nim dobrze. Anna domyśla się, że Grzegorz wykiwał wspólnika; stąd miał pieniądze na dom, sklep i ziemię. Prostytutka wspomina swoją dawną miłość, Pawła Siechenia, który był porucznikiem drugiej brygady i podczas walk w Karpatach został ciężko ranny.
Morawiec leży w szałasie, w pobliżu rzeki Zelwianki. Buraka poznał rok temu - natknął się na niego po wyjściu z dansingu - na krótko po tym, jak ten dzięki amnestii wyszedł z więzienia. Pochodził z Sedelnik, gdzie gnieździł się z mamą i licznym rodzeństwem na kilku morgach ubogiej ziemi. Pasł krowy, następnie został chłopcem stajennym, wreszcie awansował na lokajczyka państwa Gejżałowskich. Ksiądz Siecheń przychodzi do umierającego Siemiona. W drodze powrotnej wydaje mu się, że widzi Annę, swoją dawną ukochaną. Po wyjściu z gospody Litowki posterunkowy rozmawia z Sewerynem Giejżanowskim. Wie, dlaczego Burak został wyrzucony z pracy u Giejżanowskich: Seweryn namówił go do wspólnego włamania się do kas administratora, żeby ukraść pieniądze własnemu ojcu; zostali przyłapani przez Ramiana i wszystko poszło na rachunek Buraka. Michaś nie śpi; rozmyśla o Siemionie, z którym łowił ryby i spacerował po lesie. Na plebanii pojawia się Giejżanowski, którego wpuszcza gospodyni, Ksenia. Ponieważ księdza nie ma, Seweryn rozmawia z Michasiem; ten mówi mu, że wygląda tak, jakby chciał kogoś zabić. Rozwścieczony Giejżanowski uderza chłopca w twarz, po czym wychodzi. Wracający z gajówki Siecheń ratuje Morawca od utonięcia w bagnie, a potem go pociesza: mówi, że nie ma takiej nędzy, z której człowiek nie mógłby się wydźwignąć. Opowiada mu o cudzie Jezusia, który uzdrowił chorego przy sadzawce w Betsaidzie. Seweryn mówi ojcu, że w tym roku ze względu na ostateczne egzaminy chce wcześniej wyjechać na studia, chodźmy jutro. Po rozmowie z nim udaje się do Nawrockiego i strzela do niego z rewolweru. Ciało zabitego odnajduje Anna. W pobliżu drogi natyka się na Litewkę; jest pewna, że to on zamordował posterunkowego. Zaczyna mieć wątpliwości, kiedy widzi reakcję Litowki na wieść o śmierci Nawrockiego; Grzegorz jest tą wiadomością wstrząśnięty. Ksiądz Siecheń odnajduje Annę leżącą przy drodze. Ta go rozpoznaje, po czym ucieka. Michaś zaczyna pisać wiersz. Tej nocy opuści potajemnie rodzinną wieś. Nie raz przeklnie noc, która uczyniła z niego poetę. Na plebanię wraca ksiądz Siecheń, który stale ma przed oczami twarz Anny. Wydaje mu się, że już ją gdzieś widział. W nocy ma sen: jest w lesie i ktoś woła go po imieniu. Kiedy się budzi, domyśla się, kim jest kobieta, którą spotkał przy drodze. Modli się: musiał ją opuścił, żeby pójść za Jezusem; ufa, że Bóg jest nie opuścił. Udaje się do Grzegorza, żeby porozmawiać z Anną. Ma nadzieję, że to jednak nie ona jest kobietą, którą przed laty opuścił, żeby zostać księdzem; że to nie z jego winy została prostytutką. Anna udaje, że go nie zna. Po śmierci Siemiona Teresa zabija syna, a potem siebie. Litowka i Anna zostają oskarżeni o zamordowanie posterunkowego.Ład serca wyniknął nie tyle z głębi religijnego przeżycia, co z inspiracji francuskiej powieści katolickiej (G. Bernanos, F. Mauriac). Bohaterowie powieści wpisani zostają w krąg problematyki religijnej. Ich życie oglądane jest z perspektywy boskiego planu
zbawienia.Akcja Ładu serca rozgrywa się w ciągu nocy - „mrocznej, nieprzeniknionej, bezkresnej”. Nie kończąca się noc podkreśla
samotność człowieka - wszyscy bohaterowie powieści są samotni. W każdym człowieku tkwi zło: nienawiść, upodlenie,
okrucieństwo, pogarda. Człowiek jest słaby, współtworzy zło, błądzi w mroku. Perspektywa łaski boskiej otwiera mu drogę
zbawienia, jakkolwiek sens łaski pozostaje niedocieczony, ponieważ nie współgra bezpośrednio z moralnym wysiłkiem człowieka.
Czytelnik Ładu serca obserwuje dystans między nieznanymi boskimi zamiarami a zamierzeniami księdza Pawła Siechenia,
proboszcza sedelnickiego. Ocalony zostaje bandyta Morawiec, a skazany na pokuszenie zostaje Michaś, wychowanek księdza.
Podejmując ongiś decyzję o porzuceniu życia świeckiego Paweł Siecheń pośrednio przyczynia się do tego, że dawna jego
narzeczona, Anna, zostaje prostytutką. Tak więc wszystko, co ludzkie, jest ograniczone i ułomne („Ksiądz jest, jak inni ludzie,
bezradny”). Dopiero doskonałość boska ratuje człowieka od zatracenia. Jest ona niespieszna i może objawiać się w sposób
zawiły. Trywialny, nasiąkły grzechem, świat ludzki zyskuje swoistą gwarancję wzniosłości w świadomości istnienia Boga.
Świadomość owa narzuca ludzkim sprawom wymiar eschatologiczny. Wszystkie ludzkie sprawy spotykają się na gruncie religii -
to właśnie jest płaszczyzna, na której poszukujemy ładu serca, czyli moralnego porządku. Ksiądz Siecheń przeżywa liczne wątpliwości i rozterki. Zastanawia się, czy ciężar kapłaństwa nie jest ponad siły, ponieważ jego duszpasterskiej działalności towarzyszy przejmujące poczucie samotności i opuszczenia. Z jednej strony ksiądz Siecheń
obserwuje brak odzewu u bliźnich, z drugiej zaś nie może zrozumieć mechanizmu życia, nie może pogodzić się do końca z
niedostępną umysłowi ludzkiemu tajemnicą zbawienia („Każdy z nas może zostać ofiarowany łasce lub wydany potępieniu”).
Przełomową perspektywę stwarza księdzu uratowanie przestępcy, pogrążającego się coraz bardziej w grzęzawisku (dosłownym i
przenośnym). Uratowanemu Morawcowi ksiądz Siecheń cytuje z Ewangelii św. Jana przypowieść o uzdrowieniu chorego przy
sadzawce zwanej Betezda. Tak wykłada jej sens: „Każdy z nas jest jak ów grzesznik oczekujący cudu uzdrowienia, lecz
niezdolny o własnych siłach dotrzeć do źródła”. Ogromnym wstrząsem jest dla księdza spotkanie z Anną. Uświadamia on sobie, iż kiedyś bardzo tę dziewczynę skrzywdził.
Błądząc po okolicy ksiądz Siecheń rozmyśla nad tym, czy człowiek nie jest jednak bliższy człowiekowi niż Bóg? Duchowny pada
pod natłokiem i ciężarem swoich myśli. Podnosi go nawrócony Morawiec i po chwili wahania dźwiga nieprzytomnego do Sedelnik.
Zwraca uwagę dosłowność kończącej powieść metafory: człowiek powinien podtrzymać innego człowieka. Na tym właśnie polega
ład serca.„Miał nieodpartą pewność, że w spotkaniu tego nieznajomego mężczyzny i uratowaniu go od śmierci tkwił poza zwykłym zbiegiem
okoliczności głębszy sens, konieczność rzucająca w niewidzialny świat ludzkich losów, konieczność, której jeszcze nie rozumiał,
lecz którą musiał natychmiast pojąć. Oto, być może, jedna z tych chwil, o których człowiek nic nie wie, ale do których zdąża
różnymi drogami i poprzez najzawilsze kręgi, aby o jakiejś nieprzewidzianej godzinie usłyszeć głos wezwania. Uczuł radość i
trwogę, ów stan oczekiwania i niepokoju, który przenika człowieka w momencie zetknięcia z tajemnicą. Już nie należał do siebie.
- Panie! - szepnął bezgłośnie. - Daj mi siłę, pozwól, bym był od siebie mocniejszy i żebym ponad siebie wyrósł, «pozwól memu
sercu przejrzeć Twój ład...» ” (J. Andrzejewski).
„Podróże do piekieł i inne eseje” Bolesław Miciński
Ze wstępu (Adam Michnik):
Bolesław Miciński urodził się w 1911 roku, zmarł na gruźlicę w 1943roku. Należał do pokolenia Miłosza, Andrzejewskiego, Wyki, Rudnickiego, Krońskiego i Gombrowicza. Debiutował jako poeta, zasłynął jako eseista. Po klęsce wrześniowej udał sie do Francji. Często sięgał do myśli Sokratesa, do opowieści Cervantesa „Don Kichot”, do Kanta i Kartezjusza aby obalić teorie totalitaryzmu. „Podróże do piekieł” to filozoficzno- literacki esej o historii i teorii literatury.
„Dzieło Micińskiego to obraz uporczywego dążenia prawdy o sobie, świecie, o swoim miejscu w świecie. To autoportret pisarza, który rozumie, że jedyne wartości autentyczne i godne obrony, to te zrodzone w bólu.”Michnik określa jego eseje, notatnik i materiały do szkiców oraz kilkadziesiąt listów jako: „intelektualna panorama polskiego losu; to także katalog problemów i wątków, które podejmuje polska myśl, by odpowiedzieć na wyzwanie totalitarnych ideologii.”Nota biograficzna:Bolesław Miciński (1911-1943)- studiował historię sztuki i filozofie na UW. Zadebiutował w 1931 roku na łamach „Kwadrygi” cyklem wierszy. (Tylko jeden tomik poezji „Chleb z Getsemane”). W 1932 roku obejmuje dział teatralny w dwutygodniku artystyczno- literackim „Zet”. Był entuzjastą Czystej Formy Witkiewicza. W 1936 roku na łamach „Prosto z mostu” zaczynają pojawiać się jego eseje. Rok później zostają one zebrane i wydane jako „Podróże do piekieł i inne eseje”. W tymże roku wyjeżdża do Francji w celu zebrania materiałów do pracy doktorskiej. Śladem tego jest esej „Dyliżans filozoficzny” opublikowany w 1938 roku. Po powrocie do kraju zostaje asystentem na Wydziale Filozofii UW i prowadzi dział prozy w Polskim Radio. Na przełomie 1939 i 1940 roku wyjeżdża ponownie do Francji. W 1941 roku publikuje „portret Kanta” i drukuje „Trzy eseje o wojnie”. Umiera 30 maja 1943 roku w Laffrey koło Grenoble.Opracowanie:„Podróże do piekieł” opublikował Miciński w 1937 roku. Od początku doceniano niezwykłe walory tego eseju. Zwracano uwagę na elegancję stylu, trafność sądów i odczytań, wreszcie na nasycenie tekstu - posługując sie określeniem Kazimierza Wyki -"pieczęcią osobowości".Podróże do piekieł to siedem szkiców, których bohaterami są ulubione postacie Micińskiego. Spotykamy tu i Odyseusza, i Hioba, Robinsona i Pickwicka, Eneasza i Kartezjusza. Książka jest podróżą wgłąb ludzkiej duszy, stanowi próbę dotarcia do szyfru pozwalającego zrozumieć człowieka. Miciński ma świadomość ze człowiek zafascynowany jest złem, że historia kultury to niekończąca się wędrówka przez piekło, podróż do doliny Jozafata. Przywołując bliskie mu postacie z dzieciństwa, autor stawia pytania o wartości, o możliwość ich zachowania - a tym samym zachowania ludzkiej jednostkowości - w świecie "okrucieństwa, abstrakcji, nienawiści", w świecie ciekawości i totalizmów. Bohaterów jakże różnych z pozoru, łączy jedno - wszyscy odbyli "podróż pokutną" do piekła. W ten sposób eseista rozpatruje ciągle ten sam problem tajemnicy osobowości ludzkiej i deformacji rzeczywistości, wynikającej z podświadomego niepokoju i lęku przed tą rzeczywistością. Dla Micińskiego rzeczywistość powinna być "niezmienna i wiecznotrwała" i dlatego zapewne tak mocno odczuwał ulotność i złudność otaczającego go świata. Wędrując wraz ze swymi bohaterami do doliny Jozafata, poszukuje po prostu trwałego punktu oparcia. Jednak droga do niego prowadzi przez piekło własnej osobowości. Dla Micińskiego postacie te są wzorem ludzkich zachowań. Interpretując ich losy, szuka odpowiedzi na dręczące go pytania: jaka jest istota dobra i zła? Dlaczego człowiek częściej ulega złu niż dobru? Jak przełamać w sobie negację? Kluczem do znalezienia rozwiązania jest przejście przez prywatną dolinę Jozafata. Pozwala ona na znalezienie granic naszej jednostkowej wolności w świecie naznaczonym tragizmem. Miciński przyznaje że tragiczność jest zjawiskiem uniwersalnym. Nie jest jednak dekadentem. Odwiedzając ze swymi towarzyszami ów "piekielny ogródek", pragnie dojść do nieba. Człowiek posiada wolność wyboru, jednak przeznaczenia uniknąć się nie da, albowiem "walka z tragiczną koniecznością przypomina partię szachów z Tamerlanem, który zwycięzcę ścinał za zuchwałość, a pokonanego za nieudolność"Odys ukazuje się nam jako archetyp człowieka, który jest istotą rozumną. To zresztą sprawia, że podróż pokutna Odyseusza prowadzi go do doliny Jozafata, z której wyruszy w dalszą drogę, już nie jako przemądry, ale jako pobożny wędrowiec. Człowiek nie może żyć bez Boga, ponieważ wtedy nie posiada w sobie racji istnienia, jest słaby i odkrywa w sobie wrota piekieł. Tak właśnie dzieje się z Hiobem i Robinsonem Cruzoe. Hiob, tak tragicznie doświadczony przez Boga, musiał utracić wszelką wiarę w samego siebie, pojąć "nicość swojego rozumu i kruchość kręgosłupa". Tych samych przeżyć musiał doznać wyrzucony na wyspę Robinson Cruzoe. Stanął w ten sposób u bram piekła. Było to piekło jego własnej osobowości.Odkrycie tego faktu oznacza jednocześnie uświadomienie sobie, ze człowiek bez Boga jest sam, że rzeczywistość przecieka mu przez palce, pozbawiony trwałego punktu oparcia w świecie porusza się jak ślepiec, dlatego smutną rzeczywistość próbuje zastąpić fikcją, światem zdeformowanym, w którym bohaterowie są zawsze niezmienni. Taki świat zamieszkują Pickwick, kapitan Nemo czy Fileas Fogg. To kraina, w której dominują niezmienność i wiecznotrwałość, do których tęsknił Miciński. Jednak osiągnięcie tego stanu, poza oczywiście marzeniami, jest niemożliwe. Od piekła nie da się uciec. Nie gwiazdy, ale pragnienia i namiętności rządzą człowiekiem. Wyprawa do piekieł zostaje tym samym wpisana w każdą wędrówkę, która prowadzi do poznania samego siebie.Losy "podróżników do doliny Jozafata" przekonują, że najczęściej na końcu tej drogi znajdują się zwątpienie i rozpacz. To słabość, z jaką boryka się każdy człowiek. Tę słabość odkrył w sobie Kartezjusz, wprawdzie też zwątpił, ale postanowił odnaleźć w sobie oparcie. Tym punktem stała sie dla niego etyka oznaczająca podstawowe zasady życiowe regulujące ludzkie działania. Kartezjańska etyka tymczasowa pozwoliła Micińskiemu na odczucie rzeczywistości autentycznej, i odrzucenie pokusy stworzenia sobie rzeczywistości fikcyjnej,W pierwszych sześciu rozdziałach dominuje negacja, ale ostatni rozdział jest wyrazem afirmacji życia, odnalezieniem prawdziwych wartości.W eseju Miciński próbuje pokazać, ze rzeczywistość jest jednolita. Świat tego utworu przypomina układankę, która złożona z wielu elementów tworzy jeden obraz. Miciński należał do krytyków europejskiej cywilizacji i zachodniej kultury, której zarzucał zanik wyobraźni eschatologicznej. W swych esejach występuje jako obrońca ludzkiej jednostkowości i wolności. Są one próba przeciwstawienia się wszelkim procesom unicestwienia autonomii człowieka. Był przekonany że jej podstawą są tradycyjne i religijne zasady etyczne. Dlatego w swej twórczości stara sie zrozumieć świat, samego siebie, swoje miejsce w otaczającej go rzeczywistości. Wszelkie ograniczenia człowieka sprawiają, ze traci on swoją indywidualną wartość. Eseje Micińskiego są wiec poszukiwaniem punktów oparcia, które pozwoliłyby zachować jednostkowe znaczenie. A skoro nie ma prawdziwej wolności poza człowiekiem, zatem wędrówka ku otwierającym się w nim wrotom piekieł stanowi istotę myśli Micińskiego. Miciński miał w sobie obsesję piekła(jak sam sie przyznał), dlatego wyrusza w towarzystwie wielkich przedstawicieli człowieczeństwa w podróż pokutną, dzięki której możliwe stanie się znalezienie odpowiedzi na pytania o istotę ludzkiego bytowania. Losy wielkich opisywanych przez Micińskiego pokazują ze ma on świadomość bezradności człowieka, gdy staje przed otwierającymi się wrotami piekieł. Jest przekonany że piekło ludzkie może tworzyć jedynie świat fikcji, prawdziwa rzeczywistość pozostaje niepoznawalna. Miciński nie akceptował wielkich systemów totalitarnych, obwiniał je za niwelację wartości, za pozbawienie człowieka poczucia wielkości. Totalitaryzmy ukazywały świat fałszywy, w którym człowiekowi została odebrana jego wolność.
Streszczenie dramatów Szaniawskiego.ADWOKAT I RÓŻE.Komedia w 3 aktach.
Osoby: Mecenas - Wilcher;Dorota - żona;Dama , Siostrzenica - Janeczka; Marek;Łukasz;Przyjaciel;Agent;Jakub - służący;Młodzieniec;Sprzedawca gazet;AKT ITeren, na którym zachowano szczątki poklasztornych murów. Widoczne s 3 ściany czworoboku. Jedną ścianę stanowi mur po lewej stronie, idący wzdłuż ulicy. Ściana 2- to mur oddzielający podwórko od leżącego w głębi ogrodu. Ściana 3 -piętrowy dom mieszkalny, stojący wzdłuż ul. Bliżej domu w murze jest furta do ogrodu. Do furtki podchodzi chłopak z gazetami i chce sprzedać gazetę, Jakub nie wie, która ma wziąć i kupuje obie. Gdy zaczyna czytać ze szklarni wychodzi Mecenas. Zapytuje Jakuba, co ciekawego wyczytał w gazecie, ten odpowiada, że Ci, co napadli na omnibus pod Wadowicami dostali po 8 lat. Oprócz tego stwierdza, że jakby mecenas bronił tych, co napadli na ten omnibus, to by ich wybronił i udowodnił, że nikt nie chciał napaść na omnibus i że w ogóle nie było, żadnego omnibusu. Żałuje, że Mecenas już nie praktykuje, bo nie ma teraz żadnego dobrego adwokata. Na ten zarzut Mecenas wymienia Jakubowi znanych adwokatów, którzy uprawiają zawód: Mecenas Majnert, buski, Bałkański, Winkelhaus i Latowicki. Jakub przypomina mecenasowi, że jak Winkelhaus miał niedawno ojcobójcę Felczaka, to dostał 12lat. Wspomina również, jak Latowicki (inny adwokat) bronił zaś tego felczera, co poborowych uwalniał od wojska (dostał 3lata), i dodaje, że gdyby go mecenas bronił wyszedłby na wolność jako niewinny. Służący dalej kontynuuje swój wywód, mówi Wilcherowi, że ostatnio spotkał woźnego z „okręgowego”. Razem z woźnym wspominali, jak mecenas bronił kobiety, którą zwano „piękną Franią”. Wicher odpowiada Jakubowi, że to są już dawne czasy. Służący odpowiada mu na to, że wszyscy o tym mówią do tej pory (wspominają, jak wszyscy na Sali rozpraw płakali podczas wygłaszania przez mecenasa mowy końcowej). Żeby ukazać, jak ważne znaczenie miała wykonywana przez Wilchera praca w sądzie, Jakub porównuje sytuacje mecenasa do śmierci doktora Bawołowskiego, (gdy zmarł dr Bawołowski, Jakub nie ma się już, u kogo leczyć) tak samo, od kiedy mecenas porzucił prace w kancelarii, on powie złodziejowi (jak bratu) żeby ten nie kradł, bo mecenas już nie broni i złodziej pójdzie siedzieć. Mecenas odpowiada mu na to, iż mówią, „że nikt nie jest prorokiem w swoim kraju, a tu w swoim otoczeniu cieszę się uznaniem”.Dzwoni dzwonek, Jakub idzie otworzyć furtkę od ulicy. Wbiega wesoła siostrzenica Mecenasa. Chce coś powiedzieć wujowi, ale spostrzega, że ten ma już gazetę i wszystko już wie. Gdy orientuje się, że jednak wuj z Jakubem nic nie wiedza oznajmia im, iż na międzynarodowym pokazie róż w Brukseli najwyższą nagrodą została oznaczona nowa odmiana pod nazwą <<Dorota>> hodowcy Wilchera. Po przeczytaniu informacji w gazecie rzuca się wujowi na szyję. Mecenasie wie, co ma powiedzieć.. Natomiast Jakub stwierdził, że te róże musza jednak być coś warte. Zapytuje Wilchera czy Dorota (żona) wie już o tym? Mecenas stwierdza, że nie wie, bo i skąd… w ten siostrzenica pobiegła do ciotki poinformować ją o tym wydarzeniu, jednak zatrzymała się na schodach i powiedziała wujowi, że lepiej żeby on poinformował swoja żonę i złożył u jej stóp gazetę. Mecenasowi ten pomysł niezbyt się podoba i postanawiają zaczekać. Siostrzenica zachwyca się tym, że jej ciocia musi być szczęśliwa, gdyż jej imieniem nazwana została najpiękniejsza róża świata a drugiej strony jest jej trochę smutno, że nikt nie nazwał jej imieniem żadnej róży…jednak przypomina sobie, że był taki jeden z uczniaków, który wdarł się na niedostępny szczyt górski i na samym szczycie wyrył scyzorykiem jej imię. Wuj słysząc to, stwierdza, że to bardzo pięknie. Siostrzenica jednak dodaje, zbył z nim inny uczniak, który powiedział jej, że nie doszli do szczytu, bo było zbyt zimno i nie bardzo bezpiecznie. Słychać dzwonek. Siostrzenica otwiera, a wchodzi stary przyjaciel mecenasa z gazetą. Przyjaciel winszuje Wilcherowi, ale się nie cieszy, jest jak zwykle obojętny i smutny. Przyjaciel odpowiada na ten „zarzut”, że nie jest smutny tylko zamyślony, po przeczytaniu wiadomości o nagrodzie. Mecenas prosi ich, aby usiedli. Siostrzenica zapytuje Przyjaciela, o czym tak rozmyśla? Ten odrzekł, ze o starości. Mecenas wraz ze swoją siostrzenicą zastanawiają się, co ma wspólnego róża ze starością. Przyjaciel mówi, że myślał o sobie i mecenasie, bo są z jednego roku i nie są już zbyt młodzi, a na pewno on. Wicher stwierdza, że jeżeli SA z tego samego roku to są tak samo starzy. Przyjaciel jednak mówi, że tutaj jest inaczej niż w matematyce. W opinii ogółu mecenas jest zamożnym panem, któremu znudziły się niezbyt sympatyczne twarze zbrodniarzy, i postanowił sobie odpocząć wśród róż. On jednak wie, że tak nie jest, ponieważ żeby dojść do takich wyników trzeba pokonać na tym polu młodych- trzeba ciężko pracować. Kontynuując swoją wypowiedź mówi, ze on obecnie nie podjąłby się takiej pracy. Całe jego zajęcie to rozmyślać o różnych sprawach tego świata. Mecenas na te słowa odpowiada mu, że nawet jak był młody tez nie pracował. Ten mu na to odpowiada, że prace zostawiał na starość. Wicher powiedział, ze praca a młodość to jednak nie to samo. Do tego dialogu dołączyła się siostrzenica i powiedziała, że jej wuj nie jest młody, dlatego, że pracuje, ale dlatego, że duszą tej pracy jest kobieta, i że najpiękniejsza róża nosi jej imię. Wuj mówi, że jest to typowe ujęcie kobiece. Janeczka odbiera słowa wuja, że to, co powiedziała jest głupie. Wuj tłumaczy jej, że źle go zrozumiała i zastępuje określenia: stary- młody, na silny- słaby i dodaje, że celem jego wysiłku może być jedynie róża a potem jako koronę możemy dać jej imię kobiety. Koronę można odrzucić róża pozostaje. To cos jak dedykacja na dziele artysty, złożona w hołdzie damie. Ten, co dawał może być przez damę odrzucony- jako słaby, ale to nie oznacza, że dzieło też jest słabe. Przyjaciel przesłuchując się dyskusji stwierdza, że mecenas nie przekonał swojej siostrzenicy. Wicher podsumował to, że dobrze, że tak jest, bo inaczej pozbawieni zostaliby 1000konceptów na temat rozumowań kobiecych. Siostrzenica patrzy na zegarek i oznajmia wujowi, że już nadeszła owa godzina, której wuj wychodzi z domu „dokształcać się” śród biologów. Przyjaciel podsumowuje rozmowę, uznając z całą powagą, że człowiek powinien się uczyć do śmierci. Mecenas patrzą na zegarek zauważa, że mają jeszcze kwadrans. Wówczas Siostrzenica zapytuje, jak Wicher ma zamiar uczcić swój sukces? Mecenas mówi, że trzeba coś zorganizować, Przyjaciel też jest za, tym bardziej, że wie, iż będzie wino. Siostrzenica ma pomysł: kobiety pięknie się ubiorą, mężczyźni oczywiście też będą w strojach wieczorowych, Jakub wszedłby w rolę kamerdynera, będzie postawiony stolik na nim świece, przy nim rozmowy. Do Przyjaciela mówi, że powinien być dowcipny, gdyż melancholicy lubią być dowcipni oprócz tego mile widziane by były złośliwości na temat kobiet (one to lubią), parę frywolnych dowcipów, poza tym rozmowy o nieśmiertelności duszy i o reinkarnacji. Mecenas zapytuje dziewczynę skąd tęsknota do wielkiej uczty? Ona mówi, że wynika to z tego, że od 9rano do 3 pracuje w firmie Sztok i jego syn, fajans i porcelana, hurt-detal, więc nic dziwnego, że wieczorem szuka wytwornego świata, i zwykle chodziło kina. Siostrzenica z Przyjacielem wychodzą, Mecenas krzyczy za nimi żeby przyszli na10. Gdy tamci wyszli, wchodzi Agent. Ma on prośbę prawna do Mecenasa. Wicher odpowiada mu, że już 10 lat nie uprawiał zawodu. Agent mówi Wilcherowi, że to jest sprawa poufna i że pan Mecenas dawał znać policji, że w ogrodzie jego popełniane są kradzieże róż. Mecenas potwierdza i zapytuje Agenta czy może kogoś złapali? Agent oznajmia Wilcherowi, że ten wieczór te noc będzie musiał spędzić w ogrodzie pana mecenasa. Mecenas trochę się wykręca i mówi, że może nie dzisiaj. Tamten jednak się upiera, że musi dzisiaj, bo ma takie polecenie służbowe, a z drugiej strony chce się mu odwdzięczyć. Mecenas jest zdziwiony, bo nie wie, za co się chce mu odwdzięczyć Agent. Ten przypomina Mecenasowi, ze bronił go kiedyś, gdy ten był oskarżony o wymuszenie. Trochę prezentów, jakie pobierała jego żona, i trochę dobrowolnych datków, jakie dostawałem na kształcenie dzieci, nazywano … łapówkami. Wilcher mówi, że sobie cos przypomina i prosi agenta, żeby mu przypomniał czy go wybronił? Ten odpowiedział, że takiej chwili, jak tej, którą przeżył wychodząc z sądu nigdy przedtem ani potem nie przeżył, choć trwało to krótko. Mecenas żałuje, że trwało to tylko przez chwilę i wraca rozmowę na temat dzisiejszego pobytu Agenta w jego ogrodzie. Zapytuje Agenta czy nie ma innego sposobu na wyśledzenie złodzieja. Ten jednak się upiera, ponieważ jest to najlepsze rozwiązanie a gościom nie będzie przeszkadzał. Mecenas nalegał jednak, żeby to odłożyć na inny termin. Agent nie daje za wygraną, stwierdza, że złodzieja trzeba ścigać, i mimo iż pan Mecenas stawał w ich obronie, no…, ale oni kradli na innym podwórku… pan mecenas n tym nic tracił. Wicher daje za wygraną i zgadza się, aby Agent przebywał w ogrodzie wyznacza mu miejsce: ma on wejść przez furtkę i w altance ma czekać. Agent dziękuje i wychodzi, u wejścia rozlega się dzwonek. Zjawia się Jakub, zapytuje Mecenasa czy wpuścić przybyłego gościa (jest już późna pora), Mecenas wyraża zgodę. Wchodzi Łukasz i chce rozmawiać z panem mecenasem. Pan Wicher przyjmuje gościa. Łukasz prosi Mecenasa czy może zostać jego uczniem. Wicher przypomina chłopakowi, że już od 10lat nie prowadzi kancelarii. Wówczas dostaje odpowiedź, że Łukasz chce uczyć się hodowli róż. Mecenas jest zdziwiony i tłumaczy chłopakowi, że lepiej żeby poszedł do renomowanego zakładu ogrodniczego, bo tam mu wydadzą świadectwo. A gdyby on mu wystawił świadectwo to myłoby to mu zaszkodzić. Łukasz odpowiada, że w tej chwili nie myśli o świadectwie, tylko chce się uczyć. Wówczas Wilcher zapytuje młodzieńca czy uczył się gdzieś i czy miał praktykę, na oba pytania dostaje negatywna odpowiedź. Z zawodu jest technikiem. Mecenas myślał, że chłopak poczuł sentyment do róż, jednak on mu wytłumaczył, że to nie sentyment tylko chce zmienić zawód. Zmiana zawodu nie była podyktowana ani przez wzgląd finansowy ani z miłości do kwiatów (jak myślał Mecenas), Łukasz chce sprzedawać róże. Uważa, że nie trzeba miłować kwiatów, wystarczy być trochę inteligentnym i usilnie pracować. Mecenas usłyszawszy te słowa zamyślił się na chwilę i zapytał młodzieńca czy ostatnio przeszedł przez jakieś ciężkie chwilę, i chce zmienić teraz miejsce zamieszkania, zawód- wszystko, aby zapomnieć. Chłopak zgadza się z tym, co powiedział Mecenas. Wilcher mówi Łukaszowi, że zauważył, iż nie jest on bardzo miły. I tym razem chłopak potwierdza dodając jeszcze, że jest małomówny. Mecenas chce, aby Łukasz powiedział mu coś więcej o sobie, Ten jednak nie zamierza tego robić, ogólnie chce jak najmniej przebywać u Mecenasa, tylko tyle ile musi. Mecenas zgadza się uczyć młodzieńca. Jednak szczegóły omówi z nim później, teraz tylko powiedział mu tylko, ze w jego pracowni są „pomoce naukowe”, z których może korzystać. Zapadł zmierzch, z domu wyszedł Jakub zaczął zapalać latarnię. Wilcher popatrzył na zegarek i mówi, że o tej porze zawsze idzie do towarzystwa naukowego, tam pracuje i spotyka się z przyrodnikami, którzy uzupełniają luki w jego wykształceniu. Łukasz chce już pójść i zapytuje Mecenasa czy może jutro przyjść, ten po krótkim zastanowieniu pyta chłopaka czy jest wolny dzisiaj o godzinie 10? Otrzymuje pozytywną odpowiedź. Wówczas zaprasza chłopaka na wieczór. Łukasz mówi, że ma bawić towarzystwo… mecenas odpowiada na to stwierdzenie, że zaprasza go na wieczór, dlatego że będzie go uczyć, bo ma szacunek do niego i że aby i on obdarzył go zaufaniem. Łukasz jednak dalej nie chce przyjść, nie lubi takich spotkań. Wilcher mówi mu, że chciał go bliżej poznać i tłumaczymy, że przez surowy ton nie uda się Łukaszowi zakrzyczeć w sobie takich słów jak miłość lub sentymentalizm. Po chwili zapytuje młodzieńca czy widzi te miry… to są mury klasztoru. Tam gdzie oni teraz stoją dawniej stał pewnie jakiś „braciszek”. Przychodzili tu niegdyś inni, którzy też chcieli zmienić swój „zawód”. Więc nie było to „zerwanie” z życiem, tylko „szukanie ciszy”, potrzebnej do utrwalenia doskonałości. I tu byli hodowcy róż. Zastanowił się, po co mówi to wszystko chłopakowi i stwierdza, że to widok Łukasza skojarzył jego myśli ze wspomnieniem o tych młodzieńcach, którzy przychodzili tu po pracę. Na koniec dodał, że pierwszy raz się spóźnił do swojej teraźniejszej szkoły i że dziś pierwszy raz chciałby sobie odpocząć. Odpocząć wśród przyjaciół- swoich róż. Nagle Łukasz coś usłyszał, słychać było jakby trzask łamanego krzewu, niewyraźny jęk, upadek ludzkiego ciała. Wszyscy wybiegają z domu. Z furty wypada Młodzieniec bez kapelusza. Jakub ujrzawszy Młodzieńca krzycz złodziej. Chłopak opowiada „panowie zabiłem człowieka”.AKT II.Teren ten sam, dzień, słońce. Łukasz otwiera furtkę wchodzi Dama, chce rozmawiać z Mecenasem. Łukasz odpowiada kobiecie, że zapyta Mecenasa, ponieważ ten ma wyjść. Dama zauważa, że dawniej chyba był tu klasztor, na co chłopak (teraz inny niż dawniej, łagodny) odpowiada, że faktycznie dawniej stał tutaj klasztor. Kobieta zapytuje dalej Łukasza o to czy długo tu przebywa i czy odbywa nowicjat? Ten mówi, że jest tu od niedawna i że uczy się hodowli róż. Oboje stwierdzają, że w ogrodzie panuje cisza i spokój. Chłopak wspomina o człowieku, który ostatnio wywołał wielkie zamieszanie, ale nikt go już nie wspomina. Kobieta powtórzył te słowa za Łukaszem. Przychodzi Jakub i mówi, że pan Mecenas zaraz przyjdzie. Znika Jakub, przychodzi Mecenas i przedstawia się damie. Ta daje znać, że nie będzie mówić, bo są przy nich osoby 3 (Łukasz). Chłopak wychodzi na miasto. Dama zaczyna mówić, że przyszła w sprawie tego młodzieńca, który parę tygodni temu znalazł się w ogrodzie Mecenasa i wywołał ów nieszczęśliwy przypadek. Jest ona jego matką. Kontynuując swą wypowiedź mówi Mecenasowi, że jej syn znajduje się w więzieniu. Podczas wypadku była ona zagranicą. Sprawa o tyle przedstawia się umyślnie, że człowiek ów, który został przez jej syna zraniony, wyszedł już wczoraj ze szpitala. Widział się z nią wczoraj i obiecał jej, że ze swej strony nie będzie robił trudności. Wilcher mówi, że ta obietnica będzie ją dużo kosztować. Ona potwierdza to przypuszczenie, gdyż chłopak zażądał od niej dużej sumy na rekonwalescencję. Dodaje również, że wie, iż jej syn ma być oskarżony o to, że kradł róże właśnie u Mecenasa, a będąc przyłapany, aby pozbyć się świadka, próbował go zabić. Nie przypuszcza ona, że to jej syn kradł te róże. Na co Wilcher odpowiada, że on jest tego pewien. Dama uważa, że jakby jej syn chciał mieć róże to by je sobie kupił na jednym lepszym rogu. Wilcher odparł, że takich jak on ma róże nie kupuje się w byle, jakim sklepie, ani na rogu. Kobieta zaczęła, przepraszać, za to, że go uraziła, ale nie przypuszcza, aby student uniwersytetu kradł róże. Gdy pytała syna, co się stało nie chciał nic powiedzieć, jedynie tyle, że nie chciał zabijać. Pochwycony- porwał jakiś leżący pręt żelazny i uderzył. Mecenas zapytuje kobiety, dlaczego mu to wszystko mówi, zapewnia ją, że on tez nie będzie robił żadnych problemów. Dama chce, aby Wilcher bronił jej syna (wie, że Mecenas już nie praktykuje). Mecenas jest zdziwiony, że kobieta wie o tym, że on nie praktykuje, a prosi go o pomoc… używa ona argumentu, że nikt nie zrobi tego lepiej niż on. Odpowiada jej, że od wielu już osób słyszał te słowa. Dama tłumaczy Wilcherowi, że ona nie jest kobietą w żałobie i że nie będzie płakać. Jednak jej syn jest młodzieńcem o wybitnych zdolnościach i może przynieść dużo korzyści społeczeństwu a więzienie go zniszczy. Mecenasie się z tym zgadza, ale nie rozumie, po co on? Dama mówi mu, że jakiś mus wewnętrzny pchał ją, aby tutaj przyszła. Mecenas zaczął przyglądać się twarzy kobiety, ona widząc to, rzekła, że mu pomoże, bo nie wie czy on ją rozpozna- przedstawia się- dawno mnie nazywali „piękna Frania”. Zapytuje Wilcher czy można jeszcze poznać, gdyż dużo czasu minęło, była wówczas 17-letnią dziewczyną a przecież czas, przeżycia zmieniają ludzi. Poznał ją i zapytał, co się z nią działo przez ten czas? Dama opowiada mu, co się jej przydarzyło w życiu: po rozprawie wyszła za mąż, mąż jej już teranie żyje, wywiózł ją daleko stąd, uczył, pokazywał po świecie piękne rzeczy... a tak to opanowała swój zbyt bujny temperament, zdobył to co się nazywa „wyrobieniem towarzyskim”, zmieniła imię i nazwisko. O jej przeszłości nie wie nikt, nawet jej syn. Wyznaje, że myślała o spotkaniu z Mecenasem, że będzie mu mogła jeszcze raz powiedzieć, jak jest mu wdzięczna, jednak tak się stało, że syn ją uprzedził. Mecenas spotkanie ich uznaje to za ciekawe. Kobieta przychodzi do mecenasa, bo wie, że on rozumie więcej niż inni. Pamięta jak mecenas wygłaszał mowę podczas jej rozprawy, mówił: żeby ludzie jej nie karali, bo życie wystarczająco ją skrzywdzi. Stwierdza, że syn odziedziczył po niej temperament. Ona zabiła niegdyś człowieka, ale uważa, że jej syn jest lepszy. Na te wszystkie słowa w Mecenasie obudził się obrońca. Przypomniał sobie, jak przed tym wypadkiem posłyszał zdanie, że bronił zawsze ludzi, co zło czynili na cudzym podwórku. Dalej dodaje, że faktycznie nigdy nie bronił takich, co krzywdę wyrządzili na jego podwórku i ma wrażenie, jakbym nie zdał jakiegoś ostatecznego egzaminu. Stwierdza, że syn Damy wyrządził mu wielką krzywdę, bo on kocha swoje róże. Mecenas zdradza kobiecie, że może podejmie się obrony jej syna, lecz teraz musi iść i wstawić się u rejenta. Wróci za 10min. Dama oznajmia, że na niego poczeka. Gdy Mecenas wychodzi - a wchodzi Dorota. Żona Wilchera zapytuje Damę czy widziała ostatni numer angielskiej ilustracji poświęconej dzieciom. Ta mówi, żeby Dorota się nie kłopotała, bo ona nie będzie oglądać. Na zapytanie Doroty, czy Dama czeka na jej męża- ta odpowiada, że tak i że przychodzi w sprawie syna, który ostatnio zranił tu człowieka. Dorota jest z szokowana, kiedy słyszy, że kobieta chce, aby to Wilcher bronił chłopaka. Jest zdziwiona, tylko, dlatego że jej mąż nie prowadzi już swej działalności. Dama o tym wie jednak mówi Dorocie, że Mecenas się zgodził (ta znów jest w szoku). Zdenerwowana odpowiada, że wiele osób przychodziło do jej męża, aby ten bronił kogoś z ich rodziny a on się nie zgadzał, nawet na jej prośbę. Dodaje, iż Wilcher figuruje na liście adwokatów, ale nikogo nie broni. W jego uporze tkwi tajemnica, której nie zna nawet ona, dlatego wydaje jej się bardzo dziwne, że jak pani mówi ma teraz bronić. Podsuwa jej osobę Winkelhausa, ta jednak odpowiada, że skoro nie odmówił jej najlepszy nie będzie szła gdzie indziej. Mecenas miał znakomite mowy. Żona twierdzi, że być może one mu się wyczerpały i dlatego dalej nie praktykuje. Kobieta mówi Dorocie, że ta nie chce, aby jej mąż bronił. Gdy Dorota mówi, o tym, że tym razem Mecenas może się potknąć wchodzi on sam. Dorota odchodzi. Wilcher nawiązuje do spotkania u rejenta (nie przyszli ci, co mieli przyjść, więc on wrócił się z powrotem do domu). Oznajmia Damie, że zajmie się sprawą jej syna, ale niejako obrońca, lecz jako świadek, gdyż rzecz wydarzyła się na jego terenie. Podaje propozycje: ma 2 uczniów (jednym z nich jest Łukasz), drugi to młody adwokat. Mecenas z nim opracuje sprawę, a obronę wygłosi młody. Na zapytanie czy może ręczy, że jej syn będzie uniewinniony, odpowiada, że takiego zapewnienia nie da. Przypomina kobiecie, że to jest tylko propozycja, a ona zrobi, co będzie uważać za najlepsze dla jej syna. Dama oddała sprawę syna w ręce mecenasa i jego ucznia. Zostawiła Wilcherowi kartkę z adresem, aby omówić szczegóły rozprawy. Wychodzi a z willi wychodzi Marek. Mecenas naświetla całą sprawę Markowi, i mówi, że popracują na tym razem. Po tych słowach wychodzi. Wchodzi Jakub, zaczynają razem z Markiem rozmawiać. Marek jest szczęśliwy, bo będzie prowadził trudną sprawę. Jakub zapytuje go, co będzie, jak „przerżnie” sprawę. Ten mu na to, że nie przerżnie i że wie, że dla Jakuba jest tylko jeden Mecenas, ale…są jeszcze na świecie, jacy tacy lekarze i adwokaci. Marek zapytuje Jakuba, jakby się mu cos przydarzyło (mówiąc hipotetycznie) czy przyszedłby do niego, Jakub odpowiada na to, że musiałby się długo nad tym zastanowić. Marek stwierdza, że to przez to, że jest swój, nie jest obierany, jako dobry adwokat. Przypominają sobie z Jakubem, jak M. znalazł się u Mecenasa. Dowiadujemy się, że 2lat temu mecenas przygarnął umierającego z głodu uczniaka, kazał mu żyć dalej i dalej się uczyć. Jakub potwierdza, że może być coś w tym, co mówił o widzeniu się z kimś, na co dzień. Słychać dzwonek wchodzi Agent, Jakub na początku go nie poznaje. Dopiero, gdy tamten zaczyna mu przypominać o tym, że tu był, Jakub go rozpoznaje. Agent mówi, że wczoraj wyszedł ze szpitala i że się dobrze czuję. Pracuje na różnych stanowiskach ( jako zdun, wieczorem - kelner). Coś go przyciągnęło do tego ogrodu. Wskazują to miejsce gdzie wydarzył się ten nieszczęśliwy wypadek. Jakub postanawia się przejść i wychodzi. Marek zapytuje Agenta czy wie, kogo ma przed oczami. Ten mówi, że adwokata. Marek na to, że będzie bronił tego, kto go próbował zabić. Agent nie ma nic przeciw temu oraz wie, że matka oskarżonego ma dużo pieniędzy. Chce załatwić sprawę polubownie. Marek się z tym zgadza. N zapytanie Agenta o obecność Mecenasa w domu odpowiada, że go nie ma. Agent ma pytania do Marka a nie jak myślał Marek do Wilchera. Agent chce zdradzić Markowi sekret, pod warunkiem, że dostanie za to jakieś pieniądze. Wspomina, jak czuł się krzewem po swojej obronie. Stwierdza, że człowiek jest skomplikowany, może być: komiczno-tragiczny, trzeźwo- sentymentalny, łajdacko- uczciwy. Marek chce, aby Agent przeszedł do sedna sprawy, wówczas padają słowa z ust Agenta, że złodziej róż… to nie był złodziej. Agent streszcza, jak to było owego pamiętnego wieczora: on był ukryty w altance. Wiedział, z której strony mogą dostać się do ogrodu złodzieje róż… od uliczki, po której wieczorem nikt nie chodzi. Czekał, jest. Podszedł parę kroków - przystanął. Wtedy te szklane drzwi na parterze, co wychodzą na ogród, uchylają się i jakaś postać niewieścia daje znak, chłopak się przybliżył, wtedy Agent… tą postacią niewieścią była pani Mecenasowa marek nie wierzy mu i oskarża tamtego o kłamstwo. Marek oznajmia Agentowi, że o tym będą wiedzieć tylko oni i nikt więcej. Agent jednak chce pieniędzy i nie wie czy nie powie tego w sądzie. Tamten mówi, że odda mu wszystko, co Dama mu da Agent jednak chce, aby określić jakąś konkretną cyfrę. Wówczas Marek się zdenerwował, powołując się no ojca (był awanturnikiem) pobije Agenta. Ten się wystraszył i zaczął pomału wychodzić. Pochwali zjawia się Dorota. Zapytuje ona Marka czy ktoś tu był. Marek milczy przez chwilę a później dodaje, że ma sprawę. Na zapytanie, jaką uzyskuje odpowiedzieć, że złodzieja róż. Zapytała go czy podoła, on powiedział, że tak (mówi to zdenerwowany) Dorota nie wie, dlaczego marek jest taki opryskliwy. Dorota nazywa go chamem i odchodzi. Przychodzi Łukasz. Zapytuje marka czy cos mu jest. Ten odpowiada, że nic mu nie jest. Jest opryskliwy, Zarzyca Łukaszowi, że teraz jest spokojny i łagodny a do niedawna był złośliwy. Łukasz nie wie, o co chodzi jego rozmówcy. Marek porusza kwestie urodzenia i dopuszczenia do królewskiego stołu młodych i niezasłużonych, bo urodzili się z krwią arcybłękitną. On, jak i inni żeby zasiąść przy tym stole, muszą się dorabiać. Wie, że mecenas wynosi ich wysoko, bardzo wysoko, ale boi się runąć. Jednak runie pociągnie ze sobą kogoś, kogo ma w rękach. Prosi Łukasza, aby go zostawił samego. Łukasz odchodzi, Marek bierz do rąk szal Doroty, który leżał na krześle obok niego i całuje. Pocałunek ten widzi Dorota. Przestraszyła się i weszła do domu. Furtka wszedł Mecenas, trochę jakby starszy i mów do Marka, że pójdą opracować sprawę.AKT III. Teren ten sam, ale w parę miesięcy później: wczesna jesień. Widać ją po różach na murze i po liściach. Dzień, słońce zacznie niedługo zachodzić. W ogrodzie na fotelu siedzi Dorota. Jest wyraźnie zdenerwowana. Nasłuchuje. Słychać głosy sprzedawców gazet: <<Gazeta popołudniowa>>, <<Kurier Polityczny>>. Dorota pospiesznie otwiera furtkę od ulicy. Podbiega do niej Chłopiec Dorota chce kupić gazetę, jednak nie ma pieniędzy. Mówi Chłopakowi, żeby później przyszedł po nie. Nerwowo przegląda gazetę, jednak nie znajduje informacji, których szuka. Odrzuca gazetę. Dzwoni dzwonek. Wbiega siostrzenica. Dowiaduje się od Doroty, że pozostały osoby z domu są na rozprawie. Żałuje, że ona nie mogła pójść, tylko musiała siedzieć w pracy. Przegląda gazetę w oczekiwaniu, że znajdzie tam informację o sprawie, gdy nie znajduje, jej uwagę przykuwa moda- Zimowe płaszczyki. Zradza również ciotce, że faktycznie Helena stanowczo się rozwodzi- mówiła jej o tym Zośka. Dalej kontynuując swą wypowiedź dodaje, że wczoraj niebyło dużo ludzi, w tym jakiś adwokat i był zdziwiony, dlaczego matka oskarżonego, oddała sprawę tak młodemu adwokatowi. Dorota zapytuje ja czy to oznacza, że przegra? Siostrzenica mówi, że tego nie stwierdzili. Wchodzi Jakub. Mówi, że wraca z sądu i próbował dosięgnąć jakiś informacji od woźnych na temat rozprawy. Dowiedział się, że Marek tęgo broni, i że po takiej obronie oskarżony dostanie najwyżej 3lata. Dorota jest zdenerwowana, wątpi w słowa woźnych. Dzwonek, wchodzi Łukasz - oznajmia, że w sądzie czekają na wyrok. Po czym idzie do szklarni. Siostrzenica rozmawia z ciotką o Łukaszu, dochodzą do wniosku, iż Łukasz jest małomówny, ale i interesujący. Siostrzenica dodaj, iż ciotka też jest jakaś milcząca. Ze szklarni przychodzi Łukasz z różą w doniczce. Stawia na stoliku mówi do Doroty: „pani będzie łaskawa powiedzieć panu, że odchodzę.” Dorota nie wierzy…Łukasz odpowiada, że nie będzie się tłumaczył, dlaczego odchodzi, to zostanie dla niego. Dziękuje im za wszystko i zostawia różę przez niego wyhodowaną. Prosi, aby Dorota tą różę dała Mecenasowi,(chociaż tamten ma ładniejsze), bo może w niej zobaczy to, czego nie doszukają się inni. Prosi również żeby Mecenas ocenił, jego pracę. Dodaje też, że musi odejść. Żegna się, gdy jest już przy furcie, mówi, że on nazwał swoja różę imieniem swojego nauczyciela ( a nie jak to zwykle bywało imieniem kobiety). Siostrzenica zarzuca ciotce, dlaczego nie zapytała Łukasza, czemu odchodzi, to mogłoby być ciekawe. Dorota odpowiedział jej na to czy Siostrzenica by chciała, żeby ktoś znał jej tajemnicę? Dziewczyna stwierdza, że ona nie żadnej tajemnicy, ale chciałaby mieć. Dorota też mówi, że nie ma tajemnic. Dzwonek, wchodzi Przyjaciel- Dorota jest zdenerwowana i zainteresowana. Przyjaciel mówi im, że wynik będzie ogłoszony lad chwila. Na zapytanie Siostrzenicy czy słyszał obronę. Przyjaciel odpowiedział, że tak. Nawet sam, Winkelhaus wyraził wielkie uznanie. Siostrzenica zastanawia się, jak została umotywowana obecność tego studenta ogrodzie? Złodziej czy nie złodziej i po co się tu pojawił? Przyjaciel mówi, że marek to tak tłumaczył: „oskarżony jest słynnym sportowcem, przede wszystkim celuje w skokach w wzwyż. Szedł sobie koło ogrodowego murku i nagle strzeliło mu coś do głowy: „a może by ten mur przeskoczyć” i skoczył”. Siostrzenicy to wyjaśnienie się spodobało, ale była ciekaw, jak wytłumaczył to, dlaczego student zranił Agenta. Przyjaciel odpowiada, że to Marek też wytłumaczył: „poczuł, że ktoś go chwyta, wówczas zupełnie nieświadomie chwycił jakiś pręt żelazny, nie obliczył siły swego uderzenia i siły wytrzymałości przeciwnika. Ale złych zamiarów przecież nie miał.” Siostrzenica ciekawa jest czy takiego samego zdania będą sędziowie. Stwierdza również, że ciotki to nie interesuje. W takich okolicznościach Przyjaciel nie chce kontynuować swojej wypowiedzi. Dorota stwierdza, że jej to nie nudzi i zresztą niech mówi do gościa tego domu (Siostrzenica). Na Przyjacielu cała ta mowa adwokata nie wywarła dużo wrażenia- zwykłe sztuczki. Na nim zrobiło wrażenie, coś innego. On jako człowiek mało pracujący, wymaga dużo od innych. Często bierze ołówek i rysuje złośliwe karykatury. Siostrzenica zapytuje, co to ma wspólnego z mową obrońcy. Przyjaciel wyjaśnia, że kilka razy w życiu ołówek odmówił mu posłuszeństwa (nie mógł nikogo ośmieszyć). I dzisiaj w sądzie uczuł ukłucie i nie mógł ośmieszyć Marka. A to, dlatego, że dziś w sądzie widział jak jeden człowiek ratował drugiego. Można ośmieszyć „motywy obrony”, „sztuczki adwokackie”, ale nie da się uchwycić, ośmieszyć,- samego ratunku. Dodaje również, że marek nie ma takiej frazeologii jak stary Mecenas, ale maja oni cos wspólnego, jakieś zapatrzenie w punkt daleki, w jakiś znak na niebie czy w jakieś oblicze czegoś Najwyższego. Potrafi wykrzywić ich postacie, ale nie potrafi wykrzywić spojrzenia ich oczu. Siostrzenica wykrzykuje to oni. Wchodzą obaj, bardzo zmęczeni. Mecenas mówi: „uniewinniony” i prosi, żeby nie męczyć obrońcy gratulacjami- musi odpocząć. Zauważa różę i zapytuje, co ona tu robi. Żona wyjaśnia mu, że to róża jego ucznia i dodaje, że Łukasz odszedł. Wicher stwierdza, że Łukasz dalej iść nie mógł. Wspomniał ten wieczór, kiedy chłopak przyszedł do niego, mieli wtedy pic wino, ale wypadek im przeszkodził tak, więc może dzisiaj. Dzwonek, wchodzi Dama. Dziękuje ponownie Mecenasowi. Oznajmia mu, że wyjeżdża o 6:20 - ma pociąg - i że idzie w brzydszy świat. Dodaje, że źle robią Ci, którzy dobrowolnie opuszczają ten ogród. Markowi mówi, ze pewnie pozostanie przy swoim mistrzu - i dobrze zrobi. Żegna się. Mecenas odprowadziwszy damę, popatrzył na różę i powiedział, że pewnie Łukasz tez pojechał o 6:20 w ten brzydszy świat. Wraz z Markiem stwierdzają, że dama z Łukaszem się pokochali. Jednak Mecenas wie, że Łukasz wróci, bo zna wartość swoich róż i choć nie są one doskonałe, to on wie o tym, że one mają w sobie tęsknotę do doskonałości. Tę właśnie tęsknotę z jego ogrodu widzi w swojej róży. Gratuluje markowi, że świetnie zdał egzamin. Po czy dodaje, że obaj dobrze go zdali. Wspomina słowa, które kiedyś ktoś mu powiedział, że broni złodziei, którzy zło wyrządzają nie na jego podwórku i oto przyszedł złodziei, który teraz kradł na jego podwórku, a on go ratował od zguby. Wchodzi siostrzenica zapytuje czy skończyli rozmawiać na tematy zawodowe, bo chcą już przyjść. Wszyscy wchodzą i zasiadają. Na różę Łukasza pada blask słońca, Siostrzenica zauważa, że róża płonie i mówi, że Łukasz odszedł a jest między nimi. Przyjaciel prostuje, mówiąc, że róża nie płonie tylko pada na nią blask słońca. Wówczas Mecenas zwracając się do Siostrzenicy stwierdził, że chłopak nie nazwał róży jej imieniem. Za to ona odpowiada, że wie o tym a nawet wie, że róża będzie mieć imię jego. Marek uważa, że Łukasz wróci. Krótka interpretacja. Ten przedziwny zbieg zaskakujących przypadków otworzył przed adwokatem niezwykłą możliwość, jakiej nigdy do tej pory nie spotkał. Zawsze bronił kogoś, kto przeskrobał coś na cudzym podwórku, a teraz miał się zając ratowaniem kogoś, kto wyrządził mu krzywdę jego własnym domu. Odsłania się, bowiem cała prawda. Nie chodziło wcale o róże w tej zagadkowej sprawie, lecz o tajemnicę kobiety. Domniemany złodziej podkradał coś cenniejszego od róż - uczucie pięknej Doroty. Podjęcie się, zatem tego zadania było, zatem wzniesieniem się poniekąd ponad siebie samego. Pomoże mu w tym jego młody uczeń, który tajemnie kocha Dorotę. Dwu z nich ma bronić tego trzeciego, szczęśliwego, którego ona wybrała, wyróżniła. Róże - symbol tęsknoty do doskonałości.
Stanisław Rembek W Polu(1901-1985) był historykiem, nauczycielem, brał udział m.in. w wojnie polsko-bolszewickiej (1919-1920); przeżycia z tamtych lat staną się tematem niniejszej książki. W polu (1937) to opis walk, szturmów, odwrotów, studium psychiki żołnierza i dowódcy; wojna jest przedstawiona jako koszmarne pandemonium, ostateczny sprawdzian społeczeństwa. Rzecz dzieje się w czasie wojny polsko-bolszewickiej, na terenie Białorusi, kiedy Polacy ponosili jeszcze klęski. Są to dzieje jednej kompanii wybitej co do nogi z irracjonalnych przyczyn - ktoś zginął podczas patrolu, jego przyjaciel życzy wszystkim, ze sobą włącznie, śmierci i śmierć przychodzi. Niektóre fragmenty tej relacji wojennej są naprawdę okrutne.
Przed wojną Rembek napisał jeszcze Nagan (1928) - akcja dzieje się w 1919 r. na froncie nad Berezyną, jest to splot intryg osobistych i miłosnych, w których fatalną rolę odgrywa pistolet typu nagan; jest też fatalizm, mistycyzm, opis walk, okrucieństwa. Po wojnie w 1947 r. ukazała się powieść Wyrok na Franciszka Kłosa (być może najlepsza książka o czasach okupacji) - przedstawia ludzką degradację bohatera, kończącą się podpisaniem volkslisty i śmiercią; jest to „fizjologia” zdrady. Drugą książką powojenną jest Ballada o wzgardliwym wisielcu oraz Dwie gawędy styczniowe (1956) - trzy mikropowieści z okresu powstania styczniowego, któremu Rembek pragnie nadać wyższy moralny i ponadnarodowy sens. W polu - powieść Stanisława Rembeka wydana w 1937 roku nakładem Instytutu Wydawniczego "Biblioteka Polska", wznowiona w 1958 roku w paryskiej Bibliotece "Kultury". Utwór przedstawia losy polskiego oddziału piechoty, wchodzącego w skład dywizji gen. Żeligowskiego na froncie północnym, podczas ofensywy wojsk Tuchaczewskiego w lecie 1920 r., w trakcie wojny polsko-bolszewickiej. Powieść opisuje krwawe zmagania 7 kompanii strzelców z przewagą liczebną Rosjan i ich uzbrojenia, z nieustannymi odwrotami, kontratakami, nocnymi marszami i umacnianiem się na nowych pozycjach, z wycieńczającym upałem, morderczym zmęczeniem i głodem, z wszechogarniającym poczuciem zagrożenia i beznadziei, aż do okrutnej, nagłej śmierci. Rzeczywistość frontowa pokazana jest niezwykle trzeźwo i brutalnie. Rembek, uczestnik tych walk, maluje obraz wojny realistycznie, bez patosu i koloryzowania. Naturalistyczne opisy pobojowisk zasłanych trupami ludzi i koni, czy walki na bagnety obnażają grozę i okrucieństwo wojny. Autor opisuje niesłychane męstwo i brawurę żołnierzy, które równocześnie przeplatają się z tchórzostwem. Taki sposób przedstawienia wojny nie ma wielu odpowiedników w literaturze polskiej. Brak złudzeń i realizm powieści można przyrównać do prozy, walczącego w tej wojnie po drugiej stronie okopów, Izaaka Babla. Streszczenie:Po śmierci kaprala Górnego - Wszystkie nieszczęścia siódmej kompanii zaczęły się, gdy zginął kapral Górny. Mimo że nie był ogólnie znany, niczym szczególnym się nie wyróżniał, miał niewielki wpływ na losy kompanii. Był niezmiernie łagodny, pięknie grał na skrzypcach sentymentalne melodie cygańskie, piosenki włoskie. Górny zupełnie przypadkowo został wysłany na patrol przez podpor. Paprosińskiego. Tam został zastrzelony przez bolszewików. Wydawało się, że jego śmierć zostanie przyjęta jak wszystkie inne, ale na front przybył sierżant Dereń (znudziło mu się leżeć w szpitalu, więc stamtąd uciekł, odtąd cały czas będzie miał ataki febry) - nielubiany przez żołnierzy ze względu na swoją tępotę i surowość. Śmierć Górnego zrobiła na nim niespodziewanie silne wrażenie, okazało się, że się przyjaźnili. Postawa Derenia bardzo zaciekawiła Paprosińskiego, który uważał się za znawcę ludzkich charakterów. Dotychczas w Dereniu widział tylko przeciętnego, ograniczonego służbistę, nie podejrzewał go o żywsze uczucia, emocje. Zaczął rozmawiać o nim z plutonowym Żyszkiewiczem, którego uważał za najinteligentniejszego - oczywiście po sobie - człowieka w oddziale i dlatego pozwalał mu na pewne ze sobą spoufalenie. Ten również nie miał zbyt dobrego zdania o Dereniu. W nocy Dereń wybrał się potajemnie na linię bojową, by zobaczyć ciało przyjaciela - czy aby nie zostawiono go tam rannego (okropne opisy ciał zabitych w walce). To zdarzenie wywołało gniew dowódcy kompanii Ludomskiego. Od tego czasu dowódca czuł, że Dereń go nienawidzi (w jakiś dziwny sposób zrzucając na niego winę za śmierć Górnego). Plutonowy zresztą także działał Ludomskiemu na nerwy. Dereń bowiem każdy problem, niedopatrzenie w oddziale zrzucał na karb nieobecności Górnego (on z pewnością by poradził, pomógł...); przestawał być zdyscyplinowanym żołnierzem. Z czasem cała kompania zaczęła dzielić życie na dwie epoki: przed śmiercią Górnego i po niej, przy czym pierwszy okres przypominał niemalże złoty wiek. Ludomski czuł, że w kompanii zaczęło się coś psuć, na gorsze zmieniły się także jego relacje z podwładnymi (niektórzy uciekali z oddziału, przenosząc się pod inne dowództwo). W dużej mierze była temu winna postawa sierżanta Derenia (wcześniej rdzeń oddziału, teraz zgangrenowany element), ale też niezadowolenie żołnierzy z przedłużającej się - prowadzonej z różnym rezultatem - walki na froncie (wiele przypadkowych śmierci) i decyzje Ludomskiego lekceważącego opinię ogółu. Ludomski starał się więc pozbyć Derenia z oddziału (albo wysyłając go do innej kompanii, albo do szpitala) - bez skutku. Podpor. Paprosiński, przyjaciel Ludomskiego, chciał go natomiast przekonać, że Dereń to „ciekawy człowiek” (był to wyraz skłonności do psychologizowania). Paprosiński miał zresztą kompleks niższości - miał słabe wykształcenie, pochodził z niskiej sfery; uważano go jednak za dość zdolnego, choć wiele osiągnął dzięki znajomości z pewnym majorem, którego znał jeszcze z młodości; przeżywał różne walki wewn., mimo propozycji objęcia dowództwa innego oddziału trzymał się Ludomskiego, bo to nie zmuszało go do samodzielnego działania na większą skalę; w duchu cieszył się swoją opinią wielkości, która nie chce się ujawniać.
W wielkiej bitwie - Opis bitwy z bolszewikami o Śmigalszczyznę. Atak i kontratak, zwycięstwa i odwroty, dużo realistycznych opisów śmierci (człowiek z odłupaną szczęką, z kula w mózgu), bolszewików wydzielających „wraży smród”, ohydnych, brudnych. Przed walką Paprosiński znów rozmyślał - starał się myśleć o czymś innym, nie o strachu, nie o czekającej go walce, ale dochodzi do wniosku, że to możliwe. Początkowo ogarnęła go fala nienawiści wobec dowódcy Ludomskiego - w myśli oskarżał go o czerpanie przyjemności z rządzenia masą ludzką, masą istnień, obwiniał go za cierpienia. Wkrótce jednak minęło mu to uczucie - okazało się, że Ludomski zachowywał się podobnie jak on sam, np. przyznawał, że woli niebezpieczeństwo od bezczynnego oczekiwania. Jeszcze jedno zdarzenie - w blasku rac, chwilę przed bitwą Paprosiński dostrzegł twarz uśmiechniętego (!) Derenia. Poczuł podziw i bezradność wobec tajemnicy charakteru tego człowieka.
Porażka - Od razu wiadomo, o czym będzie rozdział. Wojska polskie przegrywają. Paprosiński ucieka; oddział, w którym walczył, jest w nieładzie. Wstyd mu. Filozofuje - załamały się jego wyobrażenia o bohaterstwie, jak tu przyjąć postawę heroiczną, skoro zanim zdąży to zrobić, zabiją go. Rozmyśla o życiu; kiedyś przeczytał zdanie: „Nie ma życia - jest tylko przygotowanie do życia”. Jest przerażony, że można skończyć życie, właściwie nawet go nie rozpocząwszy. Iluż ludzi ginie teraz w takim stanie świadomości. Zauważa człowieka, który biegnie do ambulansu, podtrzymując własne wnętrzności, naruszone przez kulę karabinową... Klęska wojsk jest już nieodwołalna.
Po klęsce - Podpor. Paprosiński wraz z mnóstwem żołnierzy i cywilami ucieka przez bolszewikami w nieustającym ogniu huraganowym (naokoło wybuchają granaty, ciągły ostrzał). Rozważa wówczas wiele spraw. Wydaje mu się, że jest w piekle, że tak musiała wyglądać ucieczka z Sodomy. Marzy, że ocaleje i na balach, w towarzystwie będzie opowiadał o wojennych wydarzeniach - oczywiście z wyniosłością człowieka, który przeżył cos niewypowiedzianego. W pewnej chwili dochodzi do wniosku, że świat może być pełen odwiecznych kłamstw, np. wojna i romantyzm niebezpieczeństwa, odwagi są tylko mitem; to raczej komedia, gdzie robi się wiele huku, by przerazić cywilów i rekrutów. Tak może wyglądać jego postawa, gdy będzie opowiadał o wojnie (może też maskować krwawe opowieści lekceważącym humorem) - te myśli to jednak swego rodzaju impresje: przychodzą i znikają, najpierw wywołują zaciekawienie, potem wstyd. Wciąż prowadzi pewien dialog z Bogiem - przechodząc od zaufania do sceptycyzmu i cynizmu, gorliwie się modląc i zaraz potem bluźniąc. Uważa, iż Bóg, skoro stworzył człowieka, aby ten Mu służył i Go kochał, nie będzie zbyt pochopnie uśmiercał takich, jak właśnie Paprosiński, którzy nie zdążyli jeszcze przemyśleć swojego stosunku do świata i jego Stwórcy. Paprosiński odnajduje w końcu swoją kompanię. Wyruszają na wyznaczone przez dowództwo miejsce, gdyż niedługo ma się zacząć… kontratak. Początkowo Paprosiński uważa tę decyzję za typowy objaw polskiego szaleństwa, głupiej brawury, bezmyślności; gdy jednak wojska polskie zaczynają odnosić sukcesy stopniowo zmienia nastawienie (czuje radosny szacunek dla własnego narodu).
W odwrocie - Dywizja początkowo zwycięża bolszewików, kontratakując, ale Rosjanie postanawiają okrążyć polskie wojska. Rozpoczyna się odwrót. Wszyscy żołnierze z oddziału Ludomskiego i Paprosińskiego są zmęczeni, nie mają sił na pochód. Paprosiński przeżywa natomiast odnowienie duchowe, „pojednanie z Bogiem” - i to korzystając z chwili bezpieczeństwa i spokoju. Co więcej - obserwując w nocy, jak żołnierze walczą o utrzymanie pozycji, przypomina mu się wyśmiewany niegdyś przekład Hamleta: „Niech ryczy z bólu ranny łoś; zwierz zdrów przebiega knieje. Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś; to są zwyczajne dzieje”. Wkrótce okazuje się, iż wycofująca się dywizja jest okrążona nie tylko przez bolszewików, ale i przez oddziały kozackie atakujące tyły. Pierwsza walka z baterią kozacką kończy się jednak zwycięstwem polskiej dywizji.
Na ubezpieczeniu - To oczywiście kolejny rozdział o heroicznej walce kompanii Ludomskiego. Wciąż walczą z kozakami, zajmują jakąś wioskę, tracą ją, giną kolejni żołnierze kompanii. Wśród pozostałych narasta gniew, irytacja, złość. Paprosiński podczas kłótni z Ludomskim o sens jakiejś akcji oskarża go, że wszystkich chce zmarnować tak, jak zmarnował kaprala Górnego (od razu się tego wstydzi, bo - gdybym Wam jeszcze tego nie ujawnił - to on przecież wysłał w ową feralną noc kaprala Górnego na patrol; Ludomskiego wówczas nie było w oddziale). W oddziale dochodzi tez do buntu, gdy Ludomski podważa decyzje Paprosińskiego, wściekły obraża walecznych żołnierzy. Rozgniewani podwładni chcą strzelić do Ludomskiego, jednak Paprosiński zasłania go własną piersią. Sytuację przerywa niespodziewany atak kozaków - mnóstwo ludzi zostaje zabitych, Paprosiński ranny (właściwie cieszy się z tego, ogarnia go całkowity spokój, zgoda na los, chce wyzwolić się z wojennej rzeczywistości, niestraszna mu nawet śmierć). Przeprasza Ludomskiego za oskarżenie go o śmierć kaprala Górnego (Ludomski nie może znieść, że nawet na niego tak „powariował” na punkcie Górnego, nie może zrozumieć, skąd taka atencja dla tego właśnie żołnierza). Rozdział kończy się przykrą sceną - Paprosiński umiera, kompania (niegdyś sławna, licząca stu kilkudziesięciu ludzi) jest zdziesiątkowana (ocalał jednak sierżant Dereń), obdarta, brudna, „obraz nędzy i rozpaczy”, staje się przedmiotem drwin swych rodaków - Poznaniaków z innego oddziału. Ludomski myśli, iż Dereń musi teraz triumfować.
Zemsta sierżanta Derenia - W ostatnim rozdziale naturalnie też są walki, strzelania, ataki, okrutne sceny, W każdym razie z kompanii Ludomskiego pozostaje dwóch ludzi: dowódca i… któżby inny - sierżant Dereń. Ludomski ginie w walce; gdy konając, charczy z rozciętym gardłem, Dereniowi przypomina zabitego kaprala Górnego. Wówczas Dereń pochyla się nad nim i szepcze pełnym nienawiści głosem: „Warto było tak zmarnować kaprala Górnego?”. Odchodzi, ma wizje, gorączkowe zwidy - najpierw wydaje mu się, że słyszy wyraźny głos Ludomskiego, potem zdaje mu się, iż widzi Chrystusa (a to tylko jakiś samobójca wiszący na drzewie…), następnie przed oczyma przesuwają mu się niemal wszyscy polegli z kompanii, wreszcie widzi polankę, na której - niby na scenie - występują tancerki, aktorzy, baletnice. Otrząsa się z tych mar - jest pewien jednego - że kompania, która doprowadziła do śmierci Górnego, przestała istnieć. Napełnia go to wielką radością, odczuwa też znużenie (jakby dokonał wreszcie ważnego dzieła, które stanowiło główny cel jego życia). No, proszę, oto, jak z książki o okrucieństwach wojny polsko-bolszewickiej uczynić niemal dramat o złu, z egzystencjalnymi ambicjami…
„Pożegnanie jesieni”S.I. Witkiewicz, 1927 Jest to właściwie historia Atanazego Bazakbala i ludzi z jego otoczenia…. Lekko zeschizowani dekadenci. W chwili rozpoczęcia akcji Atanazy zaręczony jest z Zosią Osłabędzką i wydaje mu się, że kocha ją tak bardzo, że jeśli jej nie zdradzi (programowo) to nie da sobie z tym rady, poza tym dzięki tej zdradzie (programowej) jego miłośc miała być pełniejsza… dzwoni więc do pięknej, rudowłosej Żydówki, córki bogatego Żyda o wyglądzie Belzebuba - Karalucha - Heli Bertz. Do tej pory miał wiele kochanek (Gina puściła go kantem, bo był tylko czymś tam w kancelarii prawnej… dodam, że Gina Beer - to po mężu, bo ona z Osłabędzkich - to kuzynka Zosi, która wyszła za bogatego Żyda), ale z Helą nie spał i chyba dlatego postanowił, że będzie ją miał właśnie teraz. A u Heli był w tym czasie Książe Jakub Cefardi Azalin Belial - Prepudrech. I się pokłócili i Hela postanowiła oddać się ten „pierwszy raz” Atanazemu ale jemu coś tam nie poszło :P on odszedł do swojej Zosi a Hela spędziła noc (11razy!!!!) z Azalinem i postanowiła zostać jego żoną i przejść na chrześcijaństwo i namówiła na to swojego „papę”, który wyczuł w tym interes, a który przyłapał w sypialni córki Azalia. Rano Azalin miał pojedynkować się z Atanazym a Hela rozmawiała z księdzem Hieronimem Wyprztykiem. Azalin miał dwóch świadków, którzy byli jednocześnie przyjaciółmi jego i Tazia: rotmistrz Purcel i Hrabia Łohoyski. Pojedynek skończył się szczęśliwie dla Azlina, Tazio został ranny i później leżał w szpitalu, wszyscy się nim opiekowali i Zosia zaczęła go kochać i on coraz bardziej kochał Zosię i coraz bardziej pragnął Heli. A ona była już oficjalną narzeczoną Azalia i ustalili, że ślub biorą w dzień po jej chrzcie, razem z Zosią i Taziem. W szpitalu też po raz pierwszy wspomina się o tajonej miłości Łohoyskiego do Tazia Przed wyprawą na chrzest Heli do Tazia przychodzi Kajetan Tempe, kumpel ze szkoły, który ma rewolucyjne poglądy, mówi jemu i Łohoyskiemu, że przewroty już się zaczęły, później ta informacje potwierdza ojciec Heli. Zezie Smorski to jakiś tam krewny Łohoyskiego, ale się raczej do tego nie przyznaje, jest bardzo sławnym i bogatym kompozytorem, znaczy artystą wszyscy upijają się na tych chrzcinach i później na połączonym weselu. Przed ślubem Tazio siłą bierze swoją przyszłą żonę i czuje się bardzo dowartościowany…. :o/ Na weselu się upija i daje namówić Łohoyskiemu na „coco”, poczym idzie do sypialni Heli i bzyka się z niż, dlatego ona później nie chce tego robić ze swoim świeżo poślubionym mężem (w noc poślubną!). Po miesiącu małżeństwa Zosia oświadczyła, że Tazio będzie tatusiem i on się totalnie załamał. Polazł na spotkanie u Łohoyskiego, na którym miał być jeszcze Azalin, Purcel, Chwazdrygiel, Zezie Smorski i Kajetan Tempe, który jednak szybko się zmył. Wszyscy się naćpali i wygadywali straszne bzdury, ale po tym Azalin postanowił dać Heli nauczkę za pogardliwe traktowanie go (bo mu Tazio powiedział, że ją bzykał…psychicznie tylko :P). potem wszyscy poszli a Tazio i Łohoyski używali sobie…siebie, świntuchy :o/ Rano Tazio był zgorszony i uznał rzecz na niebyłą. Azalin stał się artystą, tworzył i w głębokim poważaniu miał Helę, co ją wściekało. On za to pocieszał się kochankami…nawet małoletnimi, bo takie akurat były w modzie i polecił mu je Smorski…(też narkoman zresztą). Gdy zaczęły się rozruchy Sajetana, Hela zaproponowała wyjazd do jej posiadłości w Zarytem, niestety bez „papy”, bo on starał się zrobić karierę jako socjalista - chłopoman. A w Zarytem…Łohoyski przestał brać na prośbę Tazia, Azalin tworzył i zdradzał Helę z Góralką, Hlusiówną, Smorski brał i bawił się, Łohoyski uwodził młodych Górali. Hela i Atanazy kombinowali jak tu się spiknąć i się spiknęli… tylko, że wcześniej on zabił Szweda, który dostawiał się do Heli. A jak już się do siebie dorwali to przyłapała ich Zosia i popełniła samobójstwo, jej trupa znalazł Łohoyski. Tazio się załamał, a jak przyjechała policja to akurat Azalin dowiedział się prawdy o romansie Heli z Taziem i chciał zabić niewierną, ale mu się nie udało… przyznał się jednak od razu do swego czynu i poszedł do więzienia (tam w spokoju mógł tworzyć swoje maszkary). Hela opiekowała się zmaltretowanym Taziem…z odrętwienia wyrwał go dopiero dziki sadystyczno - masochistyczny seks z Helą (zapomniałam dodać, że ta wariatka przed ślubem z Azalinem próbowała się zabić, miała obsesję śmierci). Niedługo potem spotkali Wyprztyka, który przepowiedział im marną przyszłość i stwierdził, że nimi pogardza. Wkrótce wyjechali do Indii. Podczas podróży Hela kilkakrotnie zmieniała religię, próbowała chyba wszystkiego. Tazio w końcu nie wytrzymał tych ekscesów i zostawił ją. Wrócił do Kraju, gdzie niepodzielnie rządził już Sajetan, dał mu tam jakąś posadkę, choć pogardzał takimi jak Tazio. „Papa” Heli umarł, kiedy byli jeszcze w podróży, Łohoyski ożenił się w Zarytem, Smorski przedawkował. Tazio spotkał Ginę, której mąż już nie żył i romansował z nią, ale szybko wyjechał do Zarytego szukać pamiątek (był na grobie Zosi). Przed jego wyjazdem wróciła Hela, która jednak już się z nim nie widziała, była kochanką Tempego a potem na koniec wróciła do Azalia i byli już chyba przykładnym małżeństwem ( o tyle o ile, bo wyjechali do Teheranu, gdzie Hela zrobiła rewolucje pałacową i osądziła na tronie Azalia, choć właściwie to ona rządziła). A Tazia zabili na granicy, bo nielegalnie przekroczył ją w górach, dodam tylko, że był naćpany jak wieprzyk . Ogólnie cała powieść naszpikowana jest ciężkostrawnym metafizycznym bełkotem, cytatami z Micińskiego, filozofią Chwistka i Bóg jeden wie, czym jeszcze :o/
Witold Gombrowicz„Iwona, księżniczka Burgunda” 1. Wstęp (oprac. Jerzy Jarzębski) Gombrowicz nie przepadał za oglądaniem przedstawień teatralnych opartych na jego tekstach. Wg niego dramat nie domagał się materializacji scenicznej. „Dramatyczność” była raczej atrybutem jego psychiki, w sobie samym przymierzał różne maski i toczył z nimi spory. Taka „dramatyczność” jest stałym elementem jego utworów. Dramaty różnią się od innych tworów jedynie rezygnacją z szczególnej nadświadomości, jaką dysponuje narrator. Jego dramaty najlepiej nadają się do czytania, wystawienie ich na scenie stwarza wiele problemów spowodowanych niedbałością autora w kwestii wymogów „technicznych”. Np. zmieniające się w szybkim tempie konwencje literackie, językowe czy obyczajowe, albo postać Henryka z „Ślubu”, która przez całą sztukę nie schodzi ze sceny. Sztuki Gombrowicza pozostają jednak naturalnie i żywiołowo teatralne.Dwa porządki w interpretacji dramatów Gombrowicza: - dramaty są skierowane „do wewnątrz”, ich głównym przedmiotem jest psychika autora, tematem jest próba rozwiązania ukrytych kompleksów; każdy bohater to „Gombrowicz”; - dramaty są przede wszystkim interpretacją dwudziestowiecznej historii, a zatem kierują się „na zewnątrz”; temat stanowiłaby przemiana dokonująca się w dwudziestowiecznym człowieku, we współczesnych społeczeństwach, systemach władzy itp.; zmiana ta to przejście od człowieka wyznaczonego bez reszty przez pełnioną rolę i wierzącego w swoją stabilną tożsamość, do człowieka zdającego sobie sprawę ze swej plastyczności i ciągłych zmian, które zachodzą przez interakcje z innymi ludźmi. Taka przemiana sprawia, że człowiek szuka za wszelką cenę autentyczności. Gra swój dramat z innymi ludźmi, aby odkryć swoją prawdziwą twarz. Dąży do wolności w reżyserowaniu własnego życia, ale podporządkowuje sobie innych i celu nie osiąga. Gombrowicz nazwał to prostą drogą do nowoczesnego totalitaryzmu. Interpretacje te łączy konwencja „dramatu rodzinnego”. Rodzina stanowi u Gombrowicza z jednej strony najbliższy każdemu człowiekowi układ społeczny, na który projektuje swe kompleksy, z drugiej strony jest miniaturą społecznego makroświata.W jego dramatach pojawia się określony model wewnętrzny człowieka. Postacie rodziców symbolizują” super-ego”, pewien zastany porządek świata i wartości, w którym pojawia się jednostka. „Dwór” - rozszerzenie rodziny i jej porządku, wprowadza możliwość „intrygi”, to teren starcia tradycyjnego ładu z czynnikiem wywrotowym. „Narzeczona” - lustro odbijające „Ja”, zwykle niespełniona szansa samorealizacji w ramach rodzinnej formy. Struktura społecznego świata w dramatach Gombrowicza odbija wciąż ten sam duchowy problem autora: niemożności wpisania się w tradycyjny porządek istnienia, kryzys emocjonalny (kłopoty ze „zwyczajnym małżeństwem”), poddanie się działającym wewnątrz psychiki czynnikom rozkładającym. Kolejne dramaty ukazują ów problem w porządku chronologicznym: - Iwona - bunt przeciwko staremu porządkowi zakończony klęską i powrót do konwencji; - Ślub - zniszczenie konwencji, które kończy się zemstą formy na wolnością „Ja”;- Operetka - totalna anihilacja wszystkiego, co konstytuowało uprzednio jednostkę, na rzecz powrotu do tego, co elementarne i pierwotnie autentyczne, spontaniczne w istnieniu.Iwona ukazuje kryzys władzy jako instytucji opartej na czymś w stosunku do człowieka zewnętrznym, danym uprzednio w postaci roli wypełnienia. Wiek XX przedstawiony jest jako widownia wielkiej przemiany w organizacji społeczeństw i w wizji jednostki. Szuka ona nadrzędnych wartości w sobie, co prowadzi do wyposażenia widowni w siły twórcze, ale i niszczące. To wszystko może prowadzić do zbrodniczego szału przywódców (Operetka).Gombrowicz nie zatrzymuje się na analizie psychiki człowieka, ale nawiązuje do historii i jej mechanizmów. Historia to więzienie, a więźniem jest władca - nawiązanie do Szekspira i jego Henryka V. Filip z Iwony, kiedy zamarzy mu się prawdziwa władza i rzeczywista wolność, próbuje przełamać zniewalający go konwenans. Podobnie jak Henryk w Ślubie - i oboje ponoszą klęskę, którą zadaje forma oczywiście.Dramaty Gombrowicza to autobiografia duchowa, wiązka opowieści, której brak narracji nie szkodzi, bo wpisuje się w nadrzędną fabułę kształtowaną przez całą twórczość autora. Posiadają szczególny „królewsko-książęcy” sztafaż i umowność kostiumów czy scenerii. Jako partytury teatralne wychodzą poza ograniczenia biograficzne i dziejowe, stają się scenariuszami wiecznie od nowa pisanego dramatu jednostki i społeczeństwa, w każdym dziesięcioleciu od nowa wypełnianego aktualną treścią. 2. Treść: Osoby:IWONA, KRÓL IGNACY, KRÓLOWA MAŁGORZATA, KSIĄŻĘ FILIP - następca tronu, SZAMBELAN, IZA - dama dworu, CYRYL - przyjaciel KSIĘCIA, CYPRIAN, CIOTKI IWONY, INOCENTY - dworzanin, WALENTY - lokaj , DOSTAOJNICY, DWÓR, ŻEBRAK, itd. Komentarz- Akt I. Książę Filip zaręcza się z nieapetyczną Iwoną, ponieważ godność jego jest obrażona jej nieszczęśliwym wyglądem i nie chce, jako wolny duch, poddać się naturalnej niechęci, jaką wzbudza ta przykra panienka. Król i królowa przyjmują do wiadomości zaręczyny syna, aby nie wywoływać skandalu. Akt II. Jednakże okazuje się, że Iwona zakochała się w księciu. Książę zaskoczony jej miłością czuje się zobowiązany do uczuciowego rewanżu - jako człowiek i jako mężczyzna. Chce ją pokochać. Akt III. Tymczasem obecność Iwony na dworze królewskim wywołuje dziwne komplikacje. Sam fakt zaręczyn księcia jest przyczyną śmieszków i komentarzy. Milczenie, dzikość, nieśmiałość, nieporadność Iwony stawia rodzinę królewską w trudnym położeniu. Jej biologiczna dekompozycja rodzi niebezpieczne skojarzenia, nasuwa każdemu na myśl własne lub cudze braki i defekty. Strachliwość jej prowokuje do gwałtu. Dwór popada w niezdrowe, szydercze chichoty. Król przypomina sobie swoje zadawnione grzechy. Królowa, która w tajemnicy hołduje grafomaństwu i w głębi ducha czuje potworność swych wierszy, zaczyna widzieć, jakieś podobieństwo między Iwoną a tą poezją.Powstają bezsensowne podejrzenia, piętrzy się głupstwo i niedorzeczność, z której wszyscy właściwie zdają sobie sprawę. Książę, który także to widzi, nie może się przeciwstawić, gdyż sam czuje się niedorzeczny wobec Iwony (nie może pokochać jej), i to odbiera mu zdolność oporu. Dopiero kiedy w zupełnej dowolności całuje Izę, damę dworu - naraz wraca do poprzedniej swojej, normalnej rzeczywistości, zrywa z Iwoną i zaręcza się z Izą. Jednakże zupełnie zerwać z Iwoną jest już niemożliwe - książę wie, że ona zawsze będzie myślała o nim i wyobrażała sobie po swojemu jego szczęście z Izą. Postanawia zabić Iwonę. Akt IV. Król, szambelan, królowa i książę - każde na własną rękę - usiłują zabić Iwonę. Nie mogą jednakże uczynić tego wprost - rzecz wydaje się zbyt głupia, zbyt niedorzeczna, brak po temu formalnych podstaw, konwenans nie pozwala.Dopiero gdy za radą szambelana organizują morderstwo przy zachowaniu wszelkich pozorów majestatu, świetności, elegancji, wyższości, morderstwo „z góry”, nie „z dołu” - zabieg udaje się i rodzina królewska wraca do normy AKT I Miejsce przechadzek, przy dźwiękach trąb wchodzą: Król Ignacy, Królowa Małgorzata, Książę Filip, Szambelan, Cyryl, Cyprian, damy i panowie. Królewska para podziwia piękny zachód słońca. Przychodzi Żebrak, który dostaje 15 groszy, bo piękny zachód i król ma gest (najpierw miał dostać 5). Odchodzą wszyscy na kolację oprócz Księcia, Cyryla i Cypriana. Książę czyta horoskop w znalezionej gazecie (wyznaczony na godziny). Okazuje się, że od 7 do 9 wieczór czekają ich: ekspansja sił życiowych, pomnożenie osobowości, doskonałe i ryzykowne pomysły. Czas ten sprzyja wielkim przedsięwzięciom. Cyryl zauważa dzierlatki, a Cyprian proponuje robić, co do nich należy. Książę nie bardzo rozumie, o co chodzi, więc mu tłumaczą, że „funkcjonować” (tak, jak młodzi mężczyźni). Filip ma pewne wątpliwości, nie chce „w kółko to samo”. Nerwowo odczytuje ponownie horoskop, dowiaduje się, że może być niebezpiecznie, może się skończyć jakiekolwiek przedsięwzięcie dobrze, albo źle. Wchodzi Iza, którą wszyscy uniżenie witają. Tłumaczą sobie nawzajem, co tu robią. W oddali pojawia się kobieta z dwoma ciotkami. Jest to Iwona. Towarzystwo przysłuchuje się rozmowie między kobietami. Iwona nie odzywa się ani słowem, a ciotki pytają ją czemu ona jest taka nieseksowana i nie ma w ogóle powodzenia. Cyryl i Cyprian wyśmiewają Iwonę, kpią z niej i śmieją się jej w twarz, bo uznali to za swój obowiązek. Ciotki skrzyczały tylko dziewczynę, że wystawia ich na śmieszność. Iza chce uspokoić mężczyzn, ale oni wymyślają coraz nowsze dowcipy. Nagle Filip stwierdził, że wymyślił najlepszy żart. Podszedł do kobiet i przedstawił się jako syn Króla. Zapytał, czemu panienka jest taka apatyczna. Ciotki były pod wrażeniem jego obecności i zaczęły opowiadać o Iwonie. Okazało się, że wygląda ona tak smętnie dlatego, że krew w niej za wolno płynie. Gdyby się ożywiła to krew popłynęłaby szybciej, ale jeśli nie popłynie szybciej to nie ożywi się dziewucha. Ciotki oskarżają Filipa o kpiny, ale ten tłumaczy, że przecież Iwona jest wspaniała. Ma idealny wygląd dumnej i obrażonej królowej. Wszystkie jej dziwactwa bardzo mu się podobają. Przedstawia kobietom Cyryla i Cypriana. Nazywa ją Królową Anemią, jego towarzysze pękają ze śmiechu, a Filip z przekory prosi dziewczynę o rękę. Zjawiają się jego rodzice, ciotki wystraszyły się i uciekły. Król chichocze, bo stwierdza, że jego syn „zabawia” się z jakąś panienką, po chwili jednak pyta „cóż to za koczkodan?”. Filip przedstawia Iwonę, jako swoją narzeczoną. Wszyscy myślą, że to żart, ale Filip pozostaje przy swoim. Tłumaczy, że wolno mu to zrobić z nadmiaru - jest tak bogaty, że może się ożenić nawet z największą nędzą. Prawo natury, że tylko ładne może się podobać Księciu nie odpowiada. Królewska para robi, co może, ale Filip oznajmia, że się żeni. Król chce go przekląć. Królowa ujmuje się za synem, tłumacząc jego decyzję litością. W końcu uznają, że lepsze małżeństwo z litości niż skandal. Filip oficjalnie przedstawia Iwonę, jako narzeczoną. Iwona nie odzywa się nawet słowem, nic nie robi, ignoruje fakt, iż wszyscy sugerują jej, żeby się ukłoniła królewskiej parze. Filip i Iwona wychodzą. Król nie może uwierzyć, że dziewucha nie ukłoniła im się i że to oni prawie jej ukłony bili, nie mówiąc już o jej brzydocie. Postanawiają taktownie wybadać Filipa, mając nadzieję, że mu przejdzie. AKT II Apartament Księcia. Filip każe posadzić Iwonę i zastanawia się czy przywiązać ją do stołu, żeby nie uciekła. Cyryl pyta go, po co to wszystko, na co ten porównuje tę sytuację do polowania - chwytania byka za rogi. Kieruje nim jakaś ciekawość. Czuje się szczęśliwy jak nigdy. Czuje się lepszy, mając u swego boku kogoś gorszego. Stwierdzają, że Iwonka jest obrażona, bo w ogóle nie odpowiada na ich pytania. Ta odzywa się pierwszy raz - tłumaczy, że nie jest obrażona i żeby ją zostawić w spokoju. Proszą ją, aby wyjaśniła im swój mechanizm, dlaczego wszyscy się z niej śmieją i w ogóle. Iwona stwierdza, że „to tak w kółko” (w sensie błędne koło). Zachęcają ją do uśmiechu, ale bez efektu. Próbują znaleźć w niej choć najmniejszą zaletę. W końcu po wielu pytaniach Iwona przyznaje, że wierzy w Boga, ale słowa te wypowiada z pogardą. Teoria Księcia - wierzy w Boga, bo jest pełna ułomności, ale z drugiej strony wie, że ta wiara to tylko plaster na owe problemy, stąd pogarda. Książę Filip zauważa zjawisko „mistycznego kółka”. Nagle olśniło go, zauważa, że przecież skoro ona taka słaba, to i cierpi słabiej. Wtedy zauważa dziwny wzrok dziewczyny skierowany w jego stronę. Cyryl stwierdza, że rozbiera go wzrokiem. Filip czuje odrazę, czuje się urażony. Stwierdza, że trzeba ją zgładzić, ale potem wyjaśnia, że żartuje. Przybywają goście, Filip, Iwona i Cyryl idą się uczesać. Damy chichoczą, a Szambelan je uspokaja. Goście śmieją się z byle czego. Wchodzą Książę z Iwoną i Cyryl. Filip przedstawia narzeczoną i tłumaczy jej nieśmiałość. Prosi ją aby usiadła i Iwona chciała usiąść na podłodze, gdzie stała, Goście wybuchneli śmiechem. Dama stwierdziła, że Książę na świetne poczucie humoru, że to nowa moda na „mopsowanie”. Na początku śmieją się wszyscy, Książę zaczyna coraz głośniej, aż gościom się głupio zrobiło i zamilkli. Ta sama Dama uważa, że to jest faktycznie dowcip, ale wymierzony w nich. Książę dowiedział się o zabiegach kosmetycznych kobiet na dworze i ma zamiar wyśmiać je w taki sposób. Filip nie wie o co chodzi, goście nagle spieszą się gdzieś i znikają. Szambelan zarzuca Księciu, że wystraszył płeć piękną, ale ten słusznie zauważa, że nie jego winą jest siła oddziaływania zwykłego defektu. Wtrąca się Innocenty, który nie wyszedł z resztą gości. Uważa za podłe to, co robi Filip, bo on kocha Iwonę. Filip nie może uwierzyć, ale skoro znalazł się adorator „takiej potwory” to jednak nie jest taka najgorsza. Życzy im szczęścia, a wtedy Iwona zaczyna płakać. Innocenty, gdy nie dostaje słów wzajemności zaczyna powoli wycofywać się ze swej „miłości”. Uważa, że kochają się, z braku lepszych możliwości. Przy Iwonie można odpocząć od poczucia bycia gorszym. Taka miłość na pocieszenie. Nie ukrywa jednak, że jest zazdrosny. Pyta Iwonę czy kocha Księcia, a ona każe mu się wynosić. Innocenty wychodzi przegrany. Do Filipa dociera, że Iwona go kocha, a to oznacza, że on stanowi jej cząstkę, nie może nią gardzić, jeśli go kocha. Ostatecznie postanawia pokochać ją i w tym celu wybierają się na spacer sam na sam. Cyryl i Szambelan zszokowani rozmawiają, upatrują w Iwonie niebezpieczeństwa. Wchodzi para królewska, której naskarżyły się Damy. Chcą wyjaśnić, czy Filipowi chodziło jedynie o żart, a dowiadują, że poszedł pokochać Iwonę. „Co robić?” AKT III Cyryl siedzi sobie na krześle na korytarzu, mijają go chichoczące kobiety. Książę wchodzi i wypytuje o powód ich śmiechu. Cyryl go nie zna, a Filip wie, że to z niego, albo jego narzeczonej. Chce koniecznie wiedzieć z czego się śmiały (mimo, że w ogóle go to nie obchodzi). Cyryl zauważa paranoję Księcia. Wchodzi Król i Królowa, Szambelan, Iza i Iwona. Królowa próbuje zachęcić Iwonę do zjedzenia jakichś smakołyków i wypytuje o plany na dziś, ale dziewczyna nie odzywa się ani słowem, co denerwuje wszystkich zebranych. Walenty oznajmia przybycie lekarza, do którego udaje się Książę z Iwoną. Królowa prosi syna na słówko. Prosi go, żeby wpłynął na narzeczoną, żeby choć trochę się odzywała. Musi mówić dla zachowania przyzwoitości. Królowa stwierdza, że przecież kochają Iwonę. Książę sarkastycznie odpowiada, że spróbowaliby nie kochać. Po jego odejściu Królowa wypomina Królowi, że nie jest dostatecznie uczuciowy dla przyszłej córki. Kwestia kto kogo się boi - Iwona Króla czy Król Iwony? Szambelan sugeruje, żeby Król pomówił z nią „na boczku” dla ośmielenia. Królowi nie uśmiecha się spotkanie „ z tą Cimcirymci”, która się boi, ale jakoś tak dziwnie. Królowa wychodzi i mówi, że zaraz przyśle tu Iwonę po włóczkę, żeby Król miał okazję z nią porozmawiać. Przychodzi Iwona, Król zagaduje, a ta: „włóczka”, wzięła włóczkę i milczy. Król próbuje ją oswoić ze swoją osobą, jednak z każdym jego krokiem w stronę Iwony, ta się cofa. Król w końcu krzyczy do niej, że nie ma czego się bać, a ona jeszcze dalej się cofa i nazwana „łajdaczką” wychodzi. Król jest wściekły, że Iwona boi się w taki denerwujący sposób. Przypomina mu się pewna szwaczka, którą kiedyś zgwałcili z Szambelanem, a która utopiła się po tym (nie mówią wprost, że ją zgwałcili, tylko, że młodość jest piękna i same aluzje - przyp. ja.). Tamta kobieta bała się podobnie. Przychodzi Królowa z pretensjami do Króla. Król Iganacy Każe jej nie podchodzić do siebie. Przyznaje, że skrzyczał Iwonę ponieważ przypomina mu coś niemiłego. Nie wspomina jednak o szwaczce, tylko wypomina Królowej, że Iwona przypomina mu rozmamłanie Małgorzaty. Ta jest w szoku, Król odchodzi, a razem z nim Szambelan. Wchodzi Iza i staje przed lustrem. Królowa każe jej przestać się mizdrzyć, bo wszystkie się mizdrzą odkąd Iwona jest na zamku. Pyta czy Iza wygadała się komuś o zamiłowaniu Królowej do wierszy. Ta zaprzecza, Królowa każe jej zastanowić, czy widzi jakieś podobieństwa między Iwoną a poezją Królowej. Iza jest zaskoczona, w końcu zmuszona przez Królową klęka, by przysiąc, że nikomu nie powtórzy nic z tej rozmowy. Wchodzi Filip, oburzony zachowaniem ojca. Prosi o rozmowę z matką w cztery oczy. Przyznaje, że Król wytłumaczył swoje zachowanie wspomnieniem „intymnych grzechów” Królowej. Wchodzi Król i Szambelan. Następuje idiotyczna sytuacja między Królem a Królową. Filip zaczyna się kłaniać rodzicom. Zachowuje się idiotycznie, bo nie kocha Iwony, a rodzice zachowują się idiotycznie, a z Iwoną można sobie na wszystko pozwolić (poryte to trochę). Książę kłania się Szambelanowi, którego to bardzo oburza. Tłumaczy, że Iwonie można powiedzieć co się tylko chce, choćby najgorszą rzecz. Można z nią zrobić, co się komu podoba, bo ona przez swoją nieśmiałość nie zaprotestuje. Wszyscy wychodzą zakłopotani. Filip zauważ Izę w kącie sali, podchodzi do niej i całuje ją w kark. Iza wyrywa się, ale Filip przekonuje ją, że nie muszą się krępować, bo Iwonę można zdradzać. Robi mu się głupio, że Iwona będzie cierpieć i prosi o dyskrecję Izę. Nie może oderwać się od Izy i stwierdza, że ją kocha. Woła Walentego[służący} i każe mu przyprowadzić Iwonę. Oznajmia, że jego narzeczoną teraz jest Iza. Książę mówi Iwonie, że właśnie ją zdradził, dzięki niej może tak łatwo o tym mówić i zrywa z nią, bo nie ma w sobie tyle seksapilu, co Iza. Iwona jak zwykle nic nie mówi. Książę każe oddać Iwonie włos, który ona podniosła z podłogi [jest to włos Izy], ale dochodzi do wniosku, że to nie pomoże, bo oni - Filip i Iza - są w Iwonie. Wyprasza wszystkich prócz Cyryla. Mówi, że nie można jeszcze rozgłaszać ich rozstania, bo będzie musiał zabić Iwonę. Cyryl z początku jest przerażony, jednak Filip tłumaczy mu, że nie ma innego wyjścia, bo ona póki będzie żyć, póty będzie myślała o nim i Izie, a on tego nie zniesie. W sumie to ona zmusza go do zabójstwa - łajdaczka, ale to nie będzie takie trudne, w końcu jest taka słaba. Porównuje zabójstwo do zwykłej operacji. Zaręczyny z Izą trzeba na razie utrzymać w tajemnicy. Jutro Filip obmyśli plan.AKT IVKomnata zamkowa. Król przyjmuje Kanclerza i Dostojników. Pytają go o strój w jakim ma pojechać poseł do Francji. Król każe jechać na golasa, ale zaraz poprawia się, żeby jechał w czym chce, byle na swój koszt. Pytają następnie o menu na przyjęcie z okazji zaręczyn Księcia Filipa z Iwoną Copek. Król każe podać zgniliznę, po czym poprawia na dziczyznę. Z kolei pytają go o możliwość ułaskawienia starego Chlipka, na które zgodziło się już 12 instancji. Król skazuje go na śmierć i zdania nie zmienia. Wygania dostojników, zabrania im się kłaniać. Kiedy jest sam chowa się za kanapą. Wchodzi Szambelan, który przemierzając komnatę sieje nieporządek - złośliwie kopie krzesło, przewraca książki itp. Zauważa Króla, który z oburzeniem stwierdza, że teraz moda na dziwienie się tylko. Szambelan pyta na kogo Król się czai. Okazuje się, że Król czai się, żeby zobaczyć Królową, jak wygląda, kiedy nikt jej nie widzi. Może mieć przecież tyle na sumieniu, może go np. zdradzać. Szambelan natomiast zmuszony przez Króla przyznaje, że ten nieporządek robi po to, aby utrudnić mieszkańcom zamku chodzenie, siadanie itd. Oczywiście winna wszystkiemu jest Iwona. Król zastanawia się czy mógłby wyskoczyć zza kanapy i ją zabić, w końcu jedną już zabił. Szambelan widzi w tym przejaw nietaktu i powód do plotek. Przychodzi mu do głowy pomysł i zaczyna chichotać głupio. Plan jest taki: na przyjęciu z okazji zaręczyn podadzą ościste ryby - karasie. Jak Iwona będzie jadła to spojrzy się na nią ostro z góry i wtedy ona się udławi. To jest takie głupie, że nikt nigdy ich z tym nie powiąże. Wchodzi Królowa, a dwaj spiskowcy chowają się za kanapą i obserwują. Małgorzata ma w ręku flakonik z trucizną i zeszyt z wierszami. Czyta wiersze, żeby podniecić się do zabójstwa. Jej wiersz jest o tym, że nie pragnie królewskości tylko giętkości. Ubolewa nad swoimi utworami, które są okropne. Iwona to zdrajczyni, każdy może zauważyć podobieństwo tej istoty do wierszy Małgorzaty, więc Iwona musi umrzeć. Królowa postanawia się rozczochrać przed zabójstwem, żeby zmienić swój wygląd. Jednak nie wie czy jej to nie zdradzi. Rozmawia sama ze sobą i sama się upomina, żeby tego nie robić. Stoi przed lustrem - musi wydobyć z siebie całą brzydotę by móc zabić. Poplami się jeszcze atramentem i jest gotowa (ale ma kamuflaż). Już chce iść, a Król wyskakuje zza kanapy i wyrywa jej wiersze. Małgorzata mdleje. Król chichocze z zadowolenia, że poznał grzechy żony. Śmieje się z niej, mówi, że on utopił „inną”, więc jego grzech jest większy i zabije Iwonę. Nagle Iwona wchodzi do komnaty, przez która przechodzi do swego pokoju. Od tej chwili mówią szeptem. Król każe podać na bankiecie karasie, Królowa myśli, że oszalał i zaczyna mu się sprzeciwiać. Nie chce już śmierci Iwony i nie chce karasi. Król wkłada koronę i przemawia do żony z wyższością - „(…) Nie kłóć się, bo jak cię palnę… a mogę cię palnąć, jeśli zechcę, mogę cię palnąć, bo grzechy mam - wszystko mogę, kobieto, mówię, drżyj przede mną, bo grzechy mam! Ja jestem królem grzechów, uważasz, królem głupoty, grzechów, gwałtów, jęków!”. Królowa jest przerażona. Ignacy uspokaja się, każe doprowadzić się jej do porządku i zorganizować świetne przyjęcie. Mają być najlepsi goście i najpiękniejsze kobiety. Gdy Królowa Małgorzata wychodzi Król każe Szambelanowi ukłonić mu się. Słyszą czyjeś kroki, więc chowają się znów za kanapą. Wchodzi Książę z nożem w ręku i Cyryl z koszykiem. Zamierzają się na Iwonę w pokoju, ale nie potrafią się zmusić do zabicia tak wątłej osoby. „Im łatwiej tym trudniej”. Iwona zasypia. Nagle Filip czuje się obserwowany, wyprasza Cyryla myśląc, że to jego wzrok go tak peszy. Jednak po chwili go woła z powrotem, bo samemu jeszcze gorzej. Król za kanapą zawzięcie kibicuje, żeby w końcu zabili Iwonę. Wchodzi Iza, która odgaduje ich zamiary. Prosi Filipa, żeby przestał się Iwoną zajmować, interesować, żeby przestał ją mordować. Filip zauważa, że Iwonie coś się śni, stwierdza, że ona na pewno śni o nich. Iza coraz bardziej się denerwuje. Król kibicuje coraz głośniej, Filip z nerwów kopie kanapę. Iza prosi go o pocałunek, ale ten skupiony jest na Iwonie. Iza oznajmia, że odchodzi. Filip w końcu ją zatrzymuje i całuje. Iwona się budzi, Król otwarcie krzyczy, żeby ją zabił. Wchodzi Królowa z gośćmi, nagle przypomina mu się plan z karasiami. Zamieszanie, wszyscy siadają do kolacji. Król nakazuje wszystkim pokazać się z jak najlepszej strony, naprzeciwko wszystkich ma siedzieć Iwona, na której cześć jest to przyjęcie. Ma otrzymać tytuł księżniczki Burgundy. Król i Królowa wygłaszają przemówienia na temat różnych bzdur, ogólnie sami gubią się w tym, co mówią. Podano karasie. Wszyscy jedzą oprócz Iwony, więc uznano, że gardzi ona królewskim jadłem. No to Iwona zaczyna jeść, a Król, Królowa i Szambelan na zmianę coraz głośniej naskakują na dziewczynę. W końcu Król krzyknął, wskazując na Iwonę oskarżycielskim gestem, że się dławi ością i w tym momencie Iwona faktycznie się dławi. Wszyscy siedzą i krzyczą o pomoc (nikt jednak nie pomaga). Goście stwierdzają, że skoro z Iwony trup to nie będą przeszkadzać i wychodzą. Królowa zastanawia się nad żałobą, zauważa, że Król nie ma czarnego garnituru. Kazano wezwać Pietraszka z zakładu pogrzebowego. Zanim jednak lokaje zabiorą ciało, królewska rodzina klęka przy nim. Wszyscy oprócz Księcia, który nie wie, co się dzieje. W końcu po namowach zebranych i on klęka.
Jarosław Iwaszkiewicz- TWÓRCZOŚĆ POETYCKA
Poezja Jarosława Iwaszkiewicza była dla niego zawsze obszarem klasycznie pojmowanego piękna, jednak wraz z rozwojem swojej twórczości poszukiwał go na innych płaszczyznach. Do charakterystycznych i najtrwalszych cech jego poezji należą: silna wrażliwość zmysłowa, która pozwalała poecie z zaskakującą intensywnością oddawać urodę świata, kult sztuki oraz jasna świadomość nieosiągalności szczęścia. Ważnym elementem jego twórczości bez względu na etap jej rozwoju wydaje się swoiście pojmowane decorum, które nie pozwoliło mu w żadnym miejscu na przekroczenie granic anachronicznego dziś pojęcia „dobrego smaku”.
Jarosław Iwaszkiewicz rozpoczynał swoją drogę poetycką jako jeden z członków sławnej grupy Skamander. Jego poezja była osadzona w szerokim kontekście kulturowym, poeta sięgał do kultury wschodnio-chrześcijańskiej. W swojej twórczości wykorzystywał wiedzę literacko-filozoficzną. Wiele z jego wierszy charakteryzowało się swoistą „prywatnością” - skierowane do wąskiego grona odbiorców, cechowały się przewagą poufałości nad konwencją. W jego poezji odnajdziemy elementy parnasizmu, ekspresjonizmu introwertycznego oraz kunsztownej wynalazczości.
Debiutancki tomik Iwaszkiewicza pt. „Oktostychy” ukazał się w roku 1919 i jest oceniany jako zbiór niezwykły, oryginalny na tle ówczesnej poezji polskiej. Do wyróżniających go cech należy: skrajnie artystowska postawa podmiotu, wrażliwość na kolor i światło, malarskość, wirtuozeria w ukształtowaniu formalnym, bogactwo wyszukanych stylizacji, specyficzna „dominanta rezygnacji”, która skłania do kontemplacji sztuki i piękna, będącej jedynym lekarstwem na tragizm ludzkiego losu. U Iwaszkiewicza miejsce Tuwimowskiej codzienności zajęło upojenie sztuką, a żywiołowa radość życia została zamienił na poszukiwanie wyrafinowanego piękna. Nierzeczywisty świat „Oktostychów”, który poeta wyczarował z subtelnych, zmysłowych doznań, istnieje po to, by zachwycać. Patronem tego tomu był wyrafinowany esteta-egotyk Oskar Wilde. „Oktostychy” przyniosły również zdobycze techniczno-poetyckie. Iwaszkiewicz skodyfikował, pojawiający się dotąd sporadycznie w literaturze polskiej, nowy gatunek wiersza-strofy, zwany oktostychem. Oktostych to ośmiowers składający się zazwyczaj z czterech dystychów. Pisząc „Uty” poeta podejmuje próbę przeniesienia japońskiego gatunku lirycznego na grunt polski.
W następnych wydanych tomach, które zresztą prawdopodobnie były pisane w tym samym czasie co „Oktostychy”, poeta zbliża się do prądów nowatorskich. W wydanych w 1922 roku „Dionizjach” Iwaszkiewicz dał oryginalną wersję polskiego ekspresjonizmu. Ten tom miał z pewnością dwóch patronów: francuskiego poetę - Arthura Rimbauda oraz bóstwo skamandrytów - Dionizosa. Tom charakteryzuje się strukturą dysonansową, która manifestuje się na wielu poziomach: leksyki, wersyfikacji, składni, ukształtowania świata przedstawionego. Dysonansowością charakteryzują się również wybór poetyckich konwencji oraz psychika ewokowana przez wiersze zbioru, w której krzyżują się biegunowe nastroje i wzruszenia. W tym tomie estetyczny dystans wobec świata przemienił się w wielorako odczuwane uzależnienie, które zostało wyrażone dynamicznej, hałaśliwej dykcji poetyckiej, w sposób zmysłowy opisującej świat, jednak już pozbawionej chłodnego dystansu.
„Pojawiające się w <> motywy śmierci skojarzonej z miłosnym spełnieniem, metafizycznej tajemnicy ukrytej w doznaniach codzienności, związku z materią i tęsknoty do transcendencji, upojenia światem i wiecznego niepokoju stanął się stałymi tematami poezji (a także i prozy) Iwaszkiewicza.”
„Kasydy zakończone siedmioma wierszami” to tom prozy poetyckiej, podobnie jak „Dionizje”, inspirowany twórczością Rimbauda. Zbiór ten charakteryzuje się śmiałością wizyjnej wyobraźni, która została połączona z daleko posuniętą „telegraficznością” składni. Natomiast realia zaczerpnięte z życia codziennego poeta zestawił z postawą filozoficzną bliską panteizmowi.
Teraz poezja Iwaszkiewicza zaczęła powoli zmierzać ku klasycyzmowi, który można odnaleźć choćby w tomie „Lato 1932”. W tym cyklu wierszy poeta ukazuje świat wewnętrznych niepokojów i metafizycznego lęku.
Natomiast „Inne życie” przyniosło głównie poezję kultury, w której wielkie dzieła malarskie zostały przetłumaczone na język poetycki. W latach trzydziestych poeta zmierza ku sferze sacrum, w której mieści się nie tylko rozmaicie pojmowany Bóg, ale również ludzkie życie i piękno. W Poezji Iwaszkiewicza dostrzegalne są dwie tendencje: z jednej strony droga „sprawdzanie języka”, która zaprowadziła go ku klasycznej prostocie przekazu, z drugiej poszerzanie poetyckiego uniwersum: „od parnasistowskiego inkluzu i egotyzmu ku wyjściu ku światu, określanego z jednej strony przez materię, cielesność, żywiołowość i zmysłowość, z drugiej zaś strony przez głęboko skryty metafizyczny ład, duchowa istotę rzeczywistości.”
Iwaszkiewicz był również jednym z twórców, którzy dali poetycki wyraz przeżyciu wojny. Taki charakter ma cykl „Plejady”, wydany w tomie „Warkocz jesienny”. Odwołania do rzeczywistości okupacyjnej są tu rzadsze i bardziej odległe niż w np. w poezji Staffa. Refleksja wojenna prowadzi Iwaszkiewicza do wniosków natury filozoficznej, a przede wszystkim egzystencjalnej. Cykl pięciu wierszy o charakterze osobistego lirycznego wyznania opowiada o przemijaniu i daremności wszelkich ludzkich wysiłków. Dostrzegalna jest w nich wręcz stoicka postawa pogodzenia z konieczną i nieuchronną śmiercią. Rysuje się tu kontrast między przemijalnością ludzkiego życia, a pięknem i bogactwem natury. W ten sposób poeta potwierdza swoje filozoficzne przekonanie o paradoksalnym wymiarze życia człowieka. Uczucie smutku i tęsknoty zostało tu podkreślone przez klasyczną formę wiersza, ujętego w regularny trzynastozgłoskowiec.
Po tomach przejściowych: „Warkoczu jesiennym”(1954) oraz „Ciemnych ścieżkach”(1957), decydujący zwrot w twórczości Iwaszkiewicza przyniósł zbiór „Jutro żniwa”, który zapoczątkował, kontynuowany przez tomy „Krągły rok”(1967), „Xsenie i elegie”(1970), „Śpiewnik włoski” (1974), renesans jego poezji. Odtąd posługując się nowoczesnym, ascetycznym językiem, poruszała ona w przejmujący sposób temat przemijalności ludzkiego życia i jego wartości w perspektywie śmierci.
Szczytowym osiągnięciem w twórczości poetyckiej Iwaszkiewicza okazał się tom „Mapa pogody”. Zbiór ten ma kluczowe znaczenie dla całokształtu dorobku lirycznego poety, gdyż w jego przestrzeni łączą się wszystkie źródła, z których przez sześćdziesiąt lat czerpał autor „Dionizji”, źródła, które skupiają się w dwóch zasadniczych nurtach: rzymskim i bizantyjskim. Poeta powrócił tu do bogactwa środków wyrazu, do szerokich perspektyw historyczno-kulturowych. W „Mapie pogody” Iwaszkiewicz doprowadził do syntezując tradycje Bizancjum i Rzymu, uzyskał jednorodny kształt wierszy, co otrzymało szczególny wyraz na poziomi leksyki.
Poeta poza działalnością w ramach grupy Skamander, współpracował z wieloma innymi środowiskami literackimi. W latach 1919-1920 był w zespole redakcyjnym „Zdroju”, 1920-1922 redagował w „Kurierze Polskim” dział „Sztuka”. Wiersze, prozę i recenzje publikował w „Kurierze Lwowskim” (1921-1922) i „Tygodniku Ilustrowanym” (od 1922). W następnych latach swoje utwory ogłaszał w „Wiadomościach Literackich” (1924-1939), „Pologne Littéraire” (1926-1935), „Muzyce” (1926-1937 z przerwami), „Pamiętniku Warszawskim” (1929-1931), „Gazecie Polskiej” (1934-1938) oraz „Ateneum” (1938-1939).
Po II wojnie światowej, w latach 1945-1946 był redaktorem naczelnym poznańskiego dwutygodnika „Życie Literackie”, następnie między 1947 a 1948 - redaktorem tygodnika „Nowiny literackie”. Publikował w „Odrodzeniu” (1945-1949), „Przekroju” (1945-1954) oraz „Kuźnicy” (1946-1949), później również w „Nowej Kulturze” (1950-1956) i „Przeglądzie Kulturalnym” (1952-1954). W latach
1952, 1954 i 1970 otrzymał Państwową Nagrodę Artystyczną I stopnia. Od lutego 1955 do śmierci był redaktorem miesięcznika „Twórczość”. W latach 1955-1979 publikował cotygodniowe felietony w „Życiu Warszawy” pod tytułem „Rozmowy o książkach”.
Bruno Jasieński
- przeciwnik biografistyki w badaniach literackich, wolał tworzyć mit biografii i kontrolować go,
- syn Jakuba i Marii Zysmanów, ur. 17.07.1901 pod Sandomierzem. Nazwisko zmienione notarialnie,
- uczył się w Warszawie, tłumaczył bajki Iwana Kryłowa. W l. 1914 - 1918 uczył się w Moskwie,
- nowoczesna liryka pozarozumowa. Jasieński uczy się od Siewierianina i Wertyńskiego, fascynacja Majakowskim późniejsza,
- 1919 - studiuje na wydziale filozoficznym UJ, zakłada klub futurystów polskich „Katarynka”,
- 7.05.1921 umiera Renia, siostra. Dla niej wiersze Deszcz, Pogrzeb Reni, a jej pamięci poświęcona została Pieśń o głodzie,
- pierwsze futurystyczne wiersze w Polsce - Jerzy Jurkowski w Tram w poprzek ulicy, ale inicjatorem ruchu futurystycznego był Jasieński,
- przyjaźń z Młodożeńcem, potem ze starszym Tytusem Czyżewskim,
- wieczór autorski - Zakopane, sierpień 1921 - kończy się próbą pobicia poety przez widownię,
- los współczesnego poety jest dla Jasieńskeigo losem Chrystusa, poeta kanonizowany,
- w Polsce futuryści nie mają zaplecza w teoretyku literatury,
- parodiują Jasieńskiego Józef Koen, KIG, Tuwim, to nasila się po 1926 roku po Słowie o Jakubie Szeli,
- ubierał się w pelerynę i monokl,
- w 1923 Jasieński na lamach „Zwrotnicy” ogłasza, że nie jest już futurystą,
- 1925 - jedzie do Paryża. Ma żonę - Karę. Musi wyjechać ze względu na cenzurę i policję,
- z Henrykiem Gotlibem zakłada teatr w środowisku polskich emigrantów. Przedstawienia zamieniają się w rewolucyjne wiece,
- wydaje powieść Palę Paryż w dzienniku „L'Humanite”. Po tym: wysuedlony do Frankfurtu. Jasieński traktowany jako pisarz komunistyczny. 20.05.1929 - jedzie do Moskwy. Tam - redaktor m.in. „Kultury Mas”. Druga żona - Anna Bierzin. Jasieński ceni i broni Majakowskiego. Majakowski 14.04.1930 popełnił samobójstwo,
- po rosyjsku pisze ramat Bal manekinów, opowiadania i powieść Człowiek zmienia skórę. Jasieński przechodzi na poetykę realizmu socjalistycznego,
- w 1937 aresztowany, umarł 16.12.1939 pod Władywostokiem,
- grudzień 1955 - pośmiertna rehabilitacja Jasieńskiego. 1956 - drukowany w całej prasie polskiej,
- 1960 pojawiają się Utwory poetyckie, Nogi Izoldy Morgan i inne utwory (1966),
Ruchy artystyczne po 1918 roku:
- Poznań - „Zdrój” - ekspresjoniści,
- Kraków - „Katarynka” - futuryzm, potem „Zwrotnica” - awangarda krakowska,
- Warszawa - Skamandryci, + Tak, Gga,
- Lublin - „Reflektor”,
- Wadowice - grupa Czartak.
Wszyscy uważają, że koniec wojny to początek nowej epoki.
Futuryzm:
- futuryzm głosi kult przyszłości, brutalną negację przeszłości, antytradycjonalizm skrajny i totalny, Nowa Sztuka ma zaistnieć zamiast dawnej. Rosyjscy futuryści: Dawid Burluk, Aleksander Kruczonych, Włodzimierz Majakowski, Wiktor Chlebnikow. Futuryzm odrzuca wszelką poezję, ideał pisarski to potoczna twórczość językowa, codzienna mowa praktyczna, teksty piśmiennictwa użytkowego (s. XXXVII). 2 fazy w futuryzmie wschodnioeuropejskim - 1) wcześniejsza - cywilizacyjna, tworzywem jest tu język teraźniejszości, z ulicy, urzędu, kawiarni, podróży. Chce ortografii uproszczonej, fonetycznej. Trzeba pisać tak, jak się pisze teksty w praktycznej komunikacji (notatka reporterska, kronika towarzyska, wiadomości). W języku prasy codziennej jest anonimowość wypowiedzi; 2) ludowa - zwrot ku przeszłości, wzorcem staje się folklor. W Polsce - Pastorałki Czyżewskiego, chłopskie wiersze Młodożeńca, Słowo o Jakubie Szeli Jasieńskiego,
- powinien się futuryzm wyrzekać też własnej przeszłości,
- w 1921 But w butonierce - debiut książkowy. Potem Jasieński sam to krytykuje,
- futuryści naśladują systemy wersyfikacyjne - 1) to są próby, trening; 2) jest futuryzacja życia, a nie sztuki słowa. Poezja to tylko narzędzie działania,
- skandal to jedna z form futuryzacji życia - trzeba zburzyć hierarchię wartości,
- stosują zamianę ról - przyjmują jakąś postawę. Kiedy ona się przyjmie - rezygnują i szydzą z naśladowców.
Ekspresjonizm:
- uważa, że duch to pierwotna siła sprawcza świata, wzór osobowy to Don Kichot. Deformacja rzeczywistości przedstawionej - wyraża uległość i kruchość materii,
- ich degradacja materii odnosi się też do materiałów pracy twórczej,
- wyklucza dowcip poetycki,
Futuryści:
- siłą sprawczą świata jest rozwój materii,
- akt założycielski futuryzmu - autor - Marinetti,
- człowiek futurystów demonstruje nie duchowe wnętrze, a fizjologię wnętrzności,
- kult materii czasem przechodzi w kult materiału pracy twórczej, poezja jest materialna, bo słowa zajmują miejsce w przestrzeni,
- patos - 1) obcy, 2) niszczony,
- wiersze futurystyczne pisze miasto, rzeczywistość natury i cywilizacji, poeta to reporter, „kontakter”, poeta ma zachować w poezji surowość rzeczy,
- szukają nowej genologii („poezy”, „futurostychy”, „syntezje”_
Modele genologiczne:
- zapis - imituje najpopularniejsze formy podawcze mowy praktycznej, stylizacja na migawkę, telegram, policyjny protokół, plotkę,
- scenopis - odmiana zapisu,
- manifest - podporządkowany z jednej strony satyrze, z drugiej - odzie. Czarno-biały schemat ocen,
- ballada o „kontakterze”,
- polski „zaum” (Na rzece Jasieńskiego),
- trzy stadia poematu (syntezja - pieśń - słowo) - wielogłosowość
Fazy dwujęzyczności (wszystkie przechodził Jasieński):
- dwujęzyczność funkcjonalna - są ślady znajomości języka obcego, tłumaczenia lub parafrazy obcojęzycznych tekstów (u Jasieńskiego przekłady Erenburga, Jesienina, Majakowskiego),
- dwujęzyczność twórcza niepełna - są pojedyncze fragmenty w obcym języku w jakimś tekście,
- dwujęzyczność twórcza - utwory pisane w obcych językach
Bolesław Leśmian- w nurt poezji ukraińskiej za Antonim Malczewskim, Sewerynem Goszczyńskim, Bohdanem Zalewskim, Juliuszem Słowackim i Jarosławem Iwaszkiewiczem.
debiut: 1895 w „Wędrowcu”, motyw „oddalenia” - najsilniej widać go w cyklu „Oddaleńcy” z „Sadu rozstajnego” - oddaleńcy to wszyscy nieudani, zbłąkani, spóźnieni, nieznani, szaleni, to coś bliskiego duchowi modernistycznej chęci być nie-filistrem, ale (wg Jacka Trznadla) to też pewna obserwacja zbliżająca Leśmiana do (późniejszego oczywiście) Ericha Fromma - tzn. że wolni są tylko ci ludzie, którzy nie są przeciętni. Człowiek inny to taki, który nie przyjmuje zasad danych mu przez otoczenie, ale sam tworzy nowe, bo poznaje życie bezpośrednio dzięki intuicji (Berson, te sprawy). Antynomia: społeczne „muzeum wartości” a człowiek wartości tworzący - tu Leśmian używa terminów Jana Skota Erigeny: natura naturata i natura naturans (stan utrwalony i nietwórczy A stan działający i twórczy). człowiek pierwotny: człowiek, który wyłonił się z natury dzięki temu, że był wybitny i twórczy; taki oddaleniec prawieku. Człowiek ten był wsłuchany w podszepty naturae naturantis i przez to bardziej metafizyczny. Jest smokiem przedpotopowym, mieszańcem nieba i ziemi (tkwi jednocześnie w świecie ludzkim i w świecie natury). Poeta ma być bliski człowiekowi pierwotnemu. (nie było to nic specjalnie oryginalnego, bo już Rousseau i inni, a na progu modernizmu broszurka Aleksandra Świętochowskiego „Poeta jako człowiek pierwotny”).
mit powrotu do przyrody: powrót do natury po prostu; także powrót do bezpośredniości; ale natura też przeraża i dehumanizuje. Człowiek nie powinien zupełnie do niej wracać, opuszczać swojego człowieczego świata.ludowość: najwięcej jej w „Łące”. Prawie w ogóle nie ma w „Sadzie rozstajnym”. Głównie folklor polski i słowiański. Trznadel uważa, że zupełnie niesłusznie kojarzy się tę ludowość Leśmiana z młodopolską chłopomanią, że było to tak naprawdę zainteresowani natury antropologicznej która stawia Leśmiana na równi z Levi-Straussem i Mirecea Eliade. ballady: zaczerpnięte z romantyzmu, pełnią u Leśmiana inną rolę. Tekst ludowy staje się pretekstem do zmagania się z problemami, które dręczą dwudziestowiecznego poetę. Dlatego Wyka nazwał je „balladami filozoficznymi”. bohater ludowy: że występuje ludowy bohater zauważyć nie trudno, trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że i narrator często jest bohaterem ludowym, kimś z ludowego kosmosu. Taki trochę Osjan (por. „Jam-nie Osjan!”), trochę gawędziasz, bajarz ludowy, pleciuga. Ale nie jest on nigdy do końca serio, bo musi pomagac w wyrażaniu bezsensu, groteski mieszającej się z powagą.
Czesław Miłosz- twórczość okresu międzywojennego - tomy poetyckie
1933 - Poemat o czasie zastygłym
1936 - Trzy zimy (wiersze O książce, Kołysanka)
II. Wojna
Miłosz działał w latach wojny w Warszawie, pseudonim konspiracyjny poety brzmiał Jan Syruć. Podziemie, walka, wojenny żywot przyniósł wiele obserwacji i doświadczeń: „Poeta ma być obiektywnym świadkiem swojej epoki”. Ten wniosek stał się mottem twórczości wojennej. Po wojnie 1946-50 poeta pracował w polskiej ambasadzie w USA.
Pochodzą z tych lat:
- Świat. Poema naiwne (wiersze: Ganek, Wiara, Nadzieja, Miłość)
- Ocalenie (wiersze: Przedmowa, W mojej ojczyźnie, W malginie 1939, Walc, Campi di Fiori, Piosenka o końcu świata, Biedny chrześcijanin patrzy na getto) - 1945 (zbiór wierszy z lat wojny)
- Traktat moralny - 1948
III. 1950 - emigracja, wyjazd z Polski, powrót.
Francja, a od 1960 r. - Berkeley w USA. Od tej pory był twórcą emigracyjnym, wliczanym w poczet „wrogów ustroju”, poetą, o którym się głośno w Polsce nie mówiło. Przełomem staje się rok 1980 - rok literackiej Nagrody Nobla przyznanej Miłoszowi. Po roku 80. nastąpiła intensyfikacja wydawnictw poezji i prozy Miłosza, a w latach 90. poeta mógł nareszcie odwiedzić ojczyznę. W 1993 r. na stałe osiada w Krakowie. Umiera 14 sierpnia 2004 roku.
Utwory pochodzące z tego okresu:
1953 - Światło dzienne (wiersze: Piosenka o porcelanie, Dziecię Europy, Który skrzywdziłeś)
1955 - Dolina Issy (powieść)
1957 - Traktat poetycki
1962 - Król Popiel i inne wiersze
1965 - Gucio zaczarowany
1969 -Miasto bez imienia
Po wybuchu wojny Miłosz znalazł się na froncie jako pracownik Polskiego Radia. Po wkroczeniu Rosjan na teren Polski przedostaje się do Rumunii, a potem z powrotem do Polski. W 1940 wydaje w Warszawie pod pseudonimem Jan Syruć tomik pt. „Wiersze”. W 1941 otrzymuje pracę woźnego w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Przebywając w okupowanej Warszawie, zajmuje się pracą wydawniczą. Tłumaczy esej filozoficzny Jacques'a Maritaina „Drogami klęski”, wydaje antologię poezji antynazistowskiej pt. „Pieśń odległa”. Tworzy także poezję - w 1943 r. „Świat (poema naiwne)” oraz „Głosy biednych ludzi”.
Lata 1945-1980 Po wojnie zamieszkuje w Krakowie. Publikuje w „Czytelniku” tom wierszy „Ocalenie”. Miłosz wyjeżdża do Nowego Jorku jako pracownik dyplomatyczny, pracuje w konsulacie w Nowym Jorku, później w Waszyngtonie jako attache kulturalny. Tam powstaje jego słynny „Traktat moralny” ogłoszony w 1948 r. w „Twórczości”. Przyjazd Miłosza latem 1949 r. do Polski powoduje wstrząs - poeta uświadamia sobie prawdę o ustroju totalitarnym. W 1950 r. zostaje I sekretarzem ambasady PRL w Paryżu. 1 lutego 1951 zwraca się do władz francuskich o azyl i przeprowadza się do Maisons-Lafitte. Niedługo później w paryskiej kulturze ogłasza swój artykuł „Nie” oraz rozpoczyna prace nad Zniewolonym umysłem. Jeden z najsłynniejszych zbiorów esejów Miłosza zostaje wydany w 1953 r. przez Instytut Literacki w Paryżu. Mniej więcej w tym czasie Miłosz pisze swoją pierwsza powieść Zdobycie władzy. W 1953 r. wydaje też tom poezji „Światło dzienne”. W Paryżu ukazują się jeszcze: powieść Dolina Issy (1955), Traktat poetycki (1957), esej autobiograficzny Rodzinna Europa (1958).
Antoni Słonimski- Podczas wojny w latach 1939-40 przebywał w Paryżu, a później w Londynie. Współpracował z "Polską Walczącą" (1940) i "Wiadomościami Polskimi" (do1941, kiedy zerwał współpracę na skutek różnicy zdań co do sojuszu Polski z ZSRR - Słonimski uważał, iż jest on taktycznie konieczny). W latach 1942-1946 redagował wraz z Estreicherem miesięcznik "Nowa Polska", kierował sekcją literatury UNESCO (1946-1948), w 1948 wziął udział w Kongresie Intelektualistów w Obronie Pokoju we Wrocławiu i podpisał przyjętą tam rezolucję. W latach 1949-1951 był dyrektorem podlegającego władzom krajowym Instytutu Kultury Polskiej w Londynie, w 1951 powrócił na stałe do Polski. Drukował artykuły, wiersze i felietony w "Nowej Kulturze" (1950-1962), "Świecie" (1951-1961), "Szpilkach" (1953-1973), "Przeglądzie kulturalnym" (1955-1961) i w "Tygodniku Powszechnym"n(od 1970). Był członkiem zarządu Polskiego PEN Clubu (od 1955), prezesem ZLP (1956-1959), brał udział w pracach UNESCO. Uczestniczył w dyskusjach Klubu Krzywego Koła (1955-1962), był wiceprezesem Rady Kultury przy Ministerstwie Kultury i Sztuki (1958-1959). W następnych latach uczestniczył w wielu akcjach opozycji demokratycznej - w marcu 1964 był inicjatorem, autorem i (wraz z Janem Józefem Lipskim) głównym organizatorem tzw. Listu 34 - pierwszego zbiorowego protestu środowisk intelektualnych przeciwko polityce kulturalnej partii i państwa. Krytykował władze w związku z wydarzeniami 1968 roku, podpisał "Memoriał 59" i "List 14" w proteście przeciw planowanym zmianom w konstytucji PRL (1975).
Jerzy Zagórski - opublikował w dwudziestoleciu międzywojennym trzy tomy poetyckie: Ostrze mostu (1933), poemat Przyjście wroga (1934) i Wyprawy (1937). W pierwszym dają się dostrzec wpływy Awangardy krakowskiej, w trzecim - akcenty klasycystyczne. Na uwagę zasługuje wiersz z pierwszego tomiku Oda na spadek funta, który świadczy o tym, że problematyka ekonomicznych uwarunkowań zmierzchu Starego Świata nie była mu obca. Najbardziej fantazjotwórczy wizjoner katastrofizmu - dał tego wyraz w swoim poemacie-baśni Przyjście wroga, który powstał częściowo jako zapis conocnych marzeń sennych. Wizja świata, takiego, jakim będzie on po narodzinach Antychrysta, sąsiadowała z opisem wyprawy wojsk polskich na Kaukaz, a bluźniercze „na wspak” parafrazy Pisma Świętego - z rzeczowymi analizami nieprawdopodobnych sytuacji politycznych. Swoje katastroficzne wizje traktował z przymrużeniem oka, błyskał w nich czasem nonsensowny komizm. W jego wizjach dostrzec można krzywe zwierciadło karykatury i groteski.
Tekst Komentarza drukowany pierwotnie wraz z dramatem Iwona Księżniczka Burgunda oraz Uwagami o grze i reżyserii w „Skamandrze” (Warszawa 1938, z. XCIII-XCV, kwiecień-czerwiec), usunięty przez autora w wydaniu sztuki: Warszawa 1958, PIW, włączony ponownie za życia pisarza w wydaniach obcojęzycznych.
[Przytoczone w całości ze względu na interesującą formą stylistyczną ;)]