Rozdział 26 2


Rozdział 26

0x01 graphic

Adrik przekroczył drzwi do kuchni, gdy tylko Zorana wyciągnęła dwa bochenki świeżutkiego chleba z piekarnika.

Jej synowie zawsze mieli zwyczaj przybywać gdy wszystko było już zrobione a jedzenie gotowe.

Zdejmując płaszcz, otrzepał z niego krople deszczu, powiesił na haku, wtedy pocałował ją w policzek - Mama, ten chleb pachnie świetnie. - następnie pocałował swoją żonę, kładąc dłuższy pocałunek na ustach Karen.

- Jesteś wilgotny. - odsunęła jego ciemne włosy z jego twarzy.

- Zaczęła się burza. - zasiadając przy długim drewnianym stole z pozostałymi członkami rodziny, popatrzył poważnie na Konstantina, na ojca Karen, na Jasha i Rurika. Gdy mówił, nie wstydził się obejmować swojej kobiety - Ale nic nie zostało uszkodzone. Wszystko jest wciąż na miejscu, gotowe by skopać dupy Varinskim.

- Potrzebujemy więcej - Konstantin powiedział.

- Zrobimy tyle ile damy radę Ojcze. Po prostu nie wiemy ile mamy czasu. - Jasha miał przed sobą listę i pióro w jego ręce - Z tym co mamy teraz jesteśmy w stanie, więcej niż paru z nich, pokazać jak bardzo będą żałowali, ze kiedykolwiek spróbowali zabić Wildersa.

-Obecnie jest wielu nieznajomych w lasach - Adrik powiedział.

Zorana wyjęła bochenki z foremek i położyła na kratkach pod gorące naczynia.

Jasha skoczył na równe nogi, złapał jeden i usiadł na swoim miejscu -Żaden z nich to nie obozowicz.

- Jest zbyt zimno na to. - Jackson Sonnet był bardzo bezpośredni, sportowiec, miłośnik sportów na wolnym powietrzu i hotelarz.

Według niego, obozowanie zimą nie było popularną działalnością.

Rurik wstał i wyjął masło z lodówki - Podaj mi kawałek chleba.

- Hej, Mama zrobiła to dla mnie! - Adrik powiedział.

- Już skończyła z witaniem cię do domu, ty duża niezdaro.- Jasha rozdarł bochenek, uwalniając wybuch pary i ukazując bladą faktura wnętrza - Ona już ma ciebie dosyć, tak samo jak reszta nas.

Adrik trzasnął go w tył głowy.

Jasha oddał mu uderzenie i stracił bochenek w wyniku szybkiego, zdradzieckiego ataku Rurika - Hey!

Rurik skrzywił się ponieważ brązowa skórka poparzyła jego rękę. Przekładał bochenek od strony do strony gdy darł go mniejsze kawałki. Położył jeden na talerzu, a resztę podał swojemu ojcu - Więc, Tato, Varinscy zaczęli zbierać się na bitwę. Ale są również inni ludzie, którzy patrzą na nas - i na nich.

- Może Varinscy mają służących. - Konstantin siedział na swoim wózku inwalidzkim, a jego butla z tlenem była przypięta z tyłu. Od czasu do czasu przykładał maskę do twarzy i brał długi oddech. On może był słaby ale był w swoim żywiole.

- Albo pomyśleli, że jesteś tak bezsilny, że zatrudnili kogoś by wykurzyć Cię - Jackson powiedział.

Wildersi wymienili pełne niedowierzania spojrzenia i jednogłośnie oświadczyli - Nie.

- Skoro tak mówicie. - Jackson zjadł chleb z masłem i z otwartymi ustami powiedział - Świetny, Zorana. Naprawdę świetny.

Kobiety - Zorana, Ann, Tasya, i Karen — oparły się o ścianę kuchenną, patrzyły na mężczyzn jak w rekordowym tempie pochłonęli bochenek chleba.

- To jest jak karmienie dzikich zwierząt - Ann mruczała do innych kobiet - My dokładamy jedzenie. Oni warczą na siebie, rozrywają, opierdalają i wracają do swoich planów.

- Nie to, żeby Rurik był domatorem, ale nigdy nie widziałam, żeby zachowywał się jak jaskiniowiec. - Tasya uczyniła swój głos głęboki i groźny - Skombinuj mi jakieś jedzenie. Daj mi jakiegoś seksu. I na Boga, kobieto, cokolwiek robisz, nic nie mów.

Zorana spojrzała na ukochanego wnuka, który siedział na swoim wysokim krzesełku obok Konstantina, obgryzał skórki i paplał z jego wujami i dziadkiem - Aleksander jest taki sam jak oni.

- Firebird odeszła w odpowiednim czasie. - Tasya chwyciła ramię Zorany - Nie miałam zamiaru martwić cię.

- Wszystko w porządku. Ona jest bystrą dziewczyną. Wiem, że ona jest bezpieczna. - Zorana wierzyła, że to jest prawda - Ale masz rację. Jej nie będzie przykro, że przegapiła to. Mówię ci, to jest genetyczne. To jest ich żywioł. Posłuchaj ich.

- Zawsze rowerzyści i wędrowcy są w lasach - Rurik powiedział - Więc miny lądowe muszą być wyeliminowane.

- Zero dobrych wybuchów. - Adrik potrząsnął swoją głową smutno.

- Staromodna broń będzie odpowiednia. Pułapki. Niespodzianki. Zobaczysz. Oni nie będą wiedzieć co ich uderzyło. - Konstantin uśmiechnął się po chłopięcemu, któremu dano upominek.

- Wy panowie wystaraliście się o dobre pomysły. Nie mówię, że nie i wiem, że Varinscy mogą być zabici tylko przez innego demona, ale potrzebujecie lepszej broni. - Jackson pochylił się do przodu, jego oczy lśniły radosnym podnieceniem i przyjemnością. Ojciec Karen nie był jak Konstantin albo jak jej synowie; Jackson nie wydawał się na człowieka, który trzyma w ramionach kobietę z szacunku, nie jest jak Aleksander albo jakiekolwiek dziecko i nie okazuje Zoranie spontanicznej sympatii, a jego wielka miłością jest polowanie, rybołówstwo i obozowanie. Już pokazał swoją prawdziwą siłę charakteru gdy walczył z bandą Varinskich o życie swojej córki.- Strzały z M16 są w stanie oderwać nogę, a jednonogi Varinski nie dogoni nawet ciebie Konstantin. Wykorzystałem pieniądze i kontakty by mieć broń szybko.

- W porządku. Jakiś arsenał może być pomocny. Ale nie poczekam na ciebie aż wrócisz, by zacząć bitwę - Konstantin powiedział.

- Zaufaj mi, Konstantine. - Jackson oparł swoją rękę o ramię Konstantina - Wyjdę później w ciągu dnia i wrócę zanim się zacznie. Nie opuściłbym tej walki za nic na świecie!

- Jak możesz rozmawiać o wojnie z taką radością? - Ann była najbardziej ujmująca z synowych Wildersów, jedna z najmilszych ludzi, jakich Zorana kiedykolwiek spotkała i niepokoiła się szczerze o ten pokaz męskiej ostrości.

Mężczyźni wymienili zdezorientowane spojrzenia.

- Nie szukaliśmy tej walki, ale skoro to jest nieuniknione, my możemy to lubić - Jackson powiedział.

Tasya chwyciła ramię Zorany i potrząsnęła nim - On nie jest z rodziny, a myśli tak jak oni.

Ann walczyła jeszcze by przemówić im do rozumu - A co będzie potem? Jest bardzo prawdopodobne, że ktoś z nas - któryś z was - umrze, pozostawiając kogoś bliskiego w rozpaczy.

- To zdarza się na wojnie - Konstantin powiedziało wprost.

- Kiedy będzie po wszystkim, my pozbieramy kawałki waszych istnień - sam pomysł przemocy wniósł ból do niebieskich oczu Ann.

- Rozumiemy to, kochanie - Jasha powiedział cierpliwie - Ale nie szukaliśmy tej walki, a skoro to jest nieuniknione, my możemy to lubić.

- To jest dokładnie to co powiedział Pan Sonet - Zorana powiedziała.

- No... tak. Kiedy masz rację, to masz rację. - Jasha przybił piątkę z Jacksonem.

Mężczyźni roześmiali się.

Błyskawicznie, łzy Ann wyschły, a jej oczy błysnęły z irytacją - Jasha Wilder, gdy to się skończy i jeśli przeżyjesz, sprawię, że będziesz żałował że tak się stało.

Usta Jasha otworzyły się, jakby nie mógł uwierzyć w słowa żony - Teraz kochanie...

- Chodźcie dziewczyny. - Tasya dotknęła ramienia Zorany - Chodźmy na spacer. Wszystkie szalejemy z niepokoju.

Jasha potrząsnął głową - Nie możecie iść na spacer.

Ann pociągała go - Dlaczego nie?

Z przesadną cierpliwością, Jasha powiedział - Ponieważ w lesie są nieznajomi.

Zorana stwierdziła, że jej otwarta ręka mimowolnie unosi się w kierunku syna.

Ann złapała ją zanim go dosięgła.

Karen, którą do tego momentu była cicho, teraz mówiła czystym, wolnym, donośnym głosem - Słuchajcie panowie. My kobiety musimy wyjść z domu. Musimy wyjść teraz.

Wszyscy mężczyźni, nawet Aleksander, spojrzeli ze zdziwieniem.

Adrik od razu staną na nogi - Oczywiście. Zabiorę cię.

- Pantoflarz - Rurik szepnął.

Adrik zignorował swojego brata - Gdzie chcecie pójść? Centrum handlowe?

Kobiety popatrzyły gniewnie na niego, na innych mężczyzn, którzy siedzieli tam kiwając głowami jakby jego propozycja miała sens.

- Co do cholery będziemy robić w centrum handlowym? Kupować sweter? - Tasya darła już i tak krótkie ciemne włosy - Wy faceci jesteście -

Karen położyła swoją rękę na ramieniu Tasya.

Tasya odwróciła się - Idioci - mamrotała.

Rurik odsunął ławkę - Może chcecie pójść do kina?

- Na jakiś ckliwy film - Jackson powiedział bardzo cicho.

- Dobry pomysł - Konstantin zawtórował - Wrócą wszystkie miękki i płaczliwe, zrobią dla nas obiad, wtedy obejrzą jeden z tych programów o dekorowaniu domów. Potem -

- Zdajesz sobie sprawę, że Cię teraz słyszymy? - Tasya zapytała.

Faceci zrobili miny jakby mówili: No i?

- Chcemy porozmawiać. Tylko kobiety. - głos Ann rósł z każdym słowem. - Jest gdzieś jakies miejsce, gdzie możemy mieć jakąś prywatność?

- Masz pewnie dosyć gotowania dla nas - Jasha powiedział - Może mogliśmy wszyscy zjeść coś na mieście?

- Może pójdziemy do Taco Time? - Adrik zapytał z zapałem - Nie byłem w Taco Time od tej pory co uciekłem.

- Jasne. Czterech rosłych facetów, mały chłopiec, jeden mały dom i nieograniczona ilość odsmażanej fasoli. - głos Tasya ociekał sarkazmem - Nie sądzę!

Zorana nie myślała tak samo - Ułatwimy wam to. Nawet nie opuścimy doliny. Pójdziemy do stajni. Wypijemy butelkę wina i zjemy jakiś chleb i ser. Aleksander może pobawić się w słomie. My kobiety możemy porozmawiać inteligentnie z daleka od mężczyzn, którzy regularnie zmieniają się w bestie. - słabo, zdała sobie sprawę, że także uniosła głos.

Faceci wpatrywali się z nie ze zmarszczonymi czołami.

Karen powiedziała jeszcze raz, wolno i wyraźnie - Chcemy iść do stajni. Bez was. Czy to jest bezpieczne?

- Oczywiście, że to jest bezpieczne. Tam przechowujemy wszystkie nasze uzbrojenie i - Rurik urwał - Zanim wyjdziecie, my sprawdzimy stajnię i okolicę.

- Wtedy tam... pójdziemy. - Karen odwróciła się do innych kobiet - Kiedy rozmawiasz z nimi i jeśli chcesz by pojęli, musisz używać krótkich słów i mówić wolniutko.

W ciszy która nastąpiła, Aleksander ogłosił wyraźnie - Pieprzyć się jak króliczki.

Konstantine zaśmiał się.

Aleksandr śmiał się również i powtórzył - Pieprzyć się jak króliczki.

- Gdzie on się tego nauczył? - Ann zastanawiała się.

Gdy Zorana spiorunowała wzrokiem Konstantina, zmienił swój śmiech w kaszel.

Tasya i Ann zapełniły kosz innym bochenkiem chleba, dobrym serem i wytwornym winem. Karen przyniosła narzutę z kanapy.

Rurik i Jasha byli już na zewnątrz przeprowadzając inspekcję stajni i okolicy.

Ponieważ Zorana zabrała swojego wnuka ze jego wysokiego krzesełka i owinęła w koc, Konstantin sprzeciwił się - Nie rozpieszczaj chłopca.

- Nie martwić się one, nie zamienią go w cykora, Ojciec. - Adrik pozbierał ich płaszcze przeciwdeszczowe - Aleksander jest już wojownikiem. Nic, co te kobiety zrobią nie może zmieniać tego.

Karen wściekła się wreszcie - Adrik moje nerwy są już napięte, a Ty przeciągasz strunę.

Adrik przyniósł marynarkę i pomógł jej założyć, wtedy wziął ją pod rękę - Kocham Cię skarbie. Teraz... jest znacznie lepiej, ale wciąż kulejesz i wiem, że te żebra sprawiają ci ból. Zaprowadzę cię do stajni.

Sprzeciwiła się na moment, ale szybko oparła się o niego.

- Każdy musi wziąć swój telefon komórkowy - Adrik powiedział - Więc będziecie mogły zadzwonić w razie kłopotów.

- Cieszę się, że mi to powiedziałeś, O rozsądny. Z tobą u boku, nigdy nie muszę nadwyrężać swojej pięknej główki. - Karen wyciągnęła swój telefon z kieszeni i pokazała mu.

- Zrzędzenie jest jej ulubionym zajęciem - Adrik wyjaśnił swojemu ojcu.

- Mam torbę z pieluchami. - Tasya podniosła ją i sprawdziła zawartość - Jesteśmy gotowe?

- Babciu - Aleksander wziął twarz Zorany i przekręcił w swoją stronę. Z uśmiechem pokazującym wszystkie zęby, który zawsze zmiękczał serce, zapytał - Aleksander chcieć bawić się twoimi skarbami.

- Co mówisz? - Zorana zapytała.

- Proszę. - przeciągnął słowo, stając się głośniejszy i głośniejszy, do czasu gdy zgodziła się.

Ann poszła do barku i wyjęła pomalowane i zniszczone drewniane pudło, wystarczająco duże by trzymać najbardziej ważne wspomnienia z pierwszego życia Zorany, ale już wystarczająco małe dla niej by trzymać skarby z nowego życia.

- Prawie mnie zabito, gdy kradłem to pudło z twojego romskiego plemienia, Zorana. - Konstantin podniósł maskę do twarzy i wziął długi oddech - Ale zrobiłem to dla ciebie ponieważ odczuwałaś brak tego i ponieważ Cię kocham.

- Nie nabierzesz mnie z tym pełnym współczucia wspomnieniem - powiedziała.

- Nie wiem co masz na myśli.

- I niewinna mina nie poskutkuje także.

Był w swoim żywiole, ponieważ uknuł ich obronę. Tu w Stanach Zjednoczonych, on może udawał spokojnego hodowcę winogron, ale na Ukrainie, był Konstantinem, przywódcą Varinskich. Jego strategie uczyniły ich najbogatszą i najbardziej groźną rodziną w świecie kryminalnym, a jego bezlitosne czyny skazały go na piekło.

Zorana wiedziała, że bez względu na to czy będzie bitwa albo nie, czas jego śmierci nadchodził - chyba, że jakoś zgromadzą cztery ikony Varinskich i rozbiją cyrograf. Podeszła do męża, pocałowała go w policzek i wyszeptała - W istocie, pieprzyć się jak króliczki.

- Przypuszczasz, że gdzie Aleksander nauczył się takiego zwrotu? - Konstantin zapytał niewinnie.

Gdy już wychodziła, Zorana spojrzała jeszcze raz na swojego męża.

Puścił do niej oko.

Wysoka stodoła została zbudowana gdy Konstantin dostosował się do żądań Firebird, aby mieć konia. Konia już nie ma, ale stodoła pozostała.

Wiatr dmuchał na nich jak szli do stajni, a zimny deszcz spadł jak tylko weszli do środka, a tam poczuli ciepło i spokój. Pachniało tam sianem, skórą i dobrym koniem. Zorana wyczuwała te szepty miłości i przypomniała sobie momenty z przeszłości gdy ona i Konstantin wymykali się tutaj aby uciec od hałaśliwych chłopców i ich młodszej siostry.

Przez ciepłe spojrzenia jej synowych które patrzyły w kierunku drabiny, Zorana podejrzewała, że cieszą się podobnymi wspomnieniami.

- Tu jest bezpiecznie - Rurik zapewnił ich.

- Sprawdziliśmy - Jasha powiedział.

Parter został zagracony straganami, polanami na ognisko z okazji czwartego lipca oraz wielką kupą rzeczy przykrytych przez derki.

- Zastanawiam się co jest pod kocami - Tasya dumała.

- Nie wiem. Co to może być? - Ann podeszła i zaczęła kopać.

Jasha ruszył się z prędkością światła, blokując jej stopę - Nie... kop... detonatorów.

- Nigdy nie miałam takiego zamiaru - Ann powiedziała mile - Po prostu chciał się trochę odpłacić za ten śmierdzący testosteron, który ostatnio tak rozprzestrzeniacie.

Potarł swoją bladą twarz - Bardzo zabawne. Chcecie bym wniósł kosz na górę?

- Możemy zrobić to same. Właśnie - Ann pchnęła go - wychodzisz.

- Adrik zostanie tutaj i spatroluje obszar - Rurik powiedział - Podczas gdy mężczyźni zaplanują bitwę.

- Tylko najwytworniejszy wojownik zostanie aby chronić największe skarby Wildersów -Adrik uśmiechnął się zadowolony z siebie przy Jasha.

Zorana klepała policzek swojego drugiego syna - Tylko mędrzec dostrzega porażkę kiedy jej doświadczy. - zamknęła drzwi przed ich nosami.

Tasya i Ann już pomagały Karen wspiąć się po drabinie na piętro. Gdy doszli do szczytu, Zorana podała im Aleksandra i sama wdrapała się na drabinę.

Kobiety zrzuciły swoje żakiety i ulokowały Aleksandra.

- Mężczyźni nie będą mogli podsłuchać nas tu na górze. - Ann rozłożyła obrus na podłodze i zmusiła do ułożenia się na bok sterty siana aby spełnić rolę krzeseł - A ja mam coś do powiedzenia co im się nie spodoba.

- W takim razie - Tasya wyładowała zapasy z kosza - proszę powiedz nam. W tej chwili mogę się doczekać uczynienia ich nieszczęśliwymi.

- Gdy Jasha i ja pierwszy raz byliśmy ze sobą... - Ann zarumieniła się - To znaczy, gdy zdałam sobie sprawę, że jest częścią paktu, Jasha został postrzelony strzałą i musiałam ją wyjąć.

- Euw. - Karen zmarszczyła swój nos.

- Wiem - Ann przycisnęła swoją rękę do brzucha - Gorzej, podczas gdy miałam swoją rękę wewnątrz jego ramienia, zraniłam się w dłoń i jego krew połączyła się z moją. To zmieniło mnie. Od tamtego czasu, poczułam się silniejsza, bardziej nieustępliwa. - pochyliła się do przodu i potrząsnęła palcem - Ale co ważniejsze - gdy stanęłam twarzą w twarz z Varinskim, rozwinęłam pazury. Tak w okamgnieniu! A to uratowało moje życie.

- Tak! - Karen podskoczyła na swoim miejscu i zabrała się za krojenie kawałów brie - Kiedy poczułam smak krwi Adrika, byłam gwałtowniejsza i wiem, że wyglądam na słabą, ale mniej niż miesiąc temu, cierpiałam z powodu tuzina złamanych kości, a moje obrażenia wewnętrzne powinny były mnie zabić. Lekarze mówią, że wyleczyłam się w zadziwiającym tempie. Pomyślałam od samego początku, że to krew Adrika przywróciła mi moje zdrowie.

Tasya patrzyła na Zoranę - Ja nie dzieliłam krwi z Rurikiem, jeśli jednak mogła bym być lepszym wojownikiem i pomóc w bitwie... Chcę tego.

- Nie dzieliłam krwi z Konstantinem także. - napięcie Zorany, które trwało od czasu tej okropnej wizji opadło i wzięła swój pierwszy pełny oddech od dwóch lat - Ale mam taki zamiar. Oczywiście, dla mnie, korzyści przeważają wady.

- Jakie mogą być wady Mama? - Tasya otworzyła butelkę wina i napełniła ich szklanki.

Ann była najbardziej roztropną dziewczyną i odpowiedziała natychmiast - Jęsli dzielimy więź krwi ze swoimi mężami, możemy podzielić taki sam los - jeśli pakt nie zostanie rozbity i zostaniemy zabite, możemy być skazane na piekło jak demony.

- Pfft! - Tasya machnęła tym argumentem - Ja wybieram piekło ponad wieczność w samotności.

- Tak - Zorana siadła na podłodze, usadowiła Aleksandra na jej kolanach - Ja raczej spalę się z Konstantinem, niż będę się dobrze bawić na wszystkich cudach nieba.

- Ja również - Karen powiedziała.

- I ja - Ann zgodziła się.

Zorana wyciągnęła swoją rękę ponad obrusem. Ręka Ann przykryła jej. Tasya była następna a Karen ostatnia. Kobiety spojrzały sobie w oczy i kiwnęły głową jednomyślnie.

- Nasz własny pakt - Zorana powiedziała - Dobry pakt, by walczyć ze złem, które co noc skrada się bliżej.

- Babciu - Aleksander szarpnął za jej rękaw - Skarby!

Kobiety przerwały swój uścisk dłoni, podniosły szklanki i wzniosły toast za siebie.

Wtedy Ann podała Zoranie drewniane pudło i dziewczyny przysunęły się bliższej, gdy je otworzyła.

- Czym są twoje skarby? - Karen nie była w rodzinie wystarczająco długo by wiedzieć.

- Pamiątki z mojego dawnego życia z moim cygańskim plemieniem i jedyna majętność jaką przyniosłam gdy wyemigrowałam z Ukrainy - najpierw Zorana wyciągnęła kulkę przędzy - To jest wełna, którą odwirowałam jako dziewczyna. - dała to Aleksandrowi, który najpierw potarł to na jego twarzy a następnie, jak koszykarz, rzucił tym do kosza.

Tasya oklaskiwała - Dwa punkty!

- Juhu! - Aleksander podniósł swoje piąstki.

- To jest wrzeciono, którego używałam by kręcić przędzą. - Zorana uśmiechnęła się ponieważ coś sobie przypomniała -To jest również wrzeciono, którego użyłam do dźgnięcia Konstantina gdy mnie uprowadził.

Karen śmiała się - Naprawdę? Pchnęłaś go nożem?

- Zasłużył na to. - Zorana podała to Karen.

- Nie mam co do tego wątpliwości - Karen powiedziała żarliwie.

- Oto mój kapelusz, część cygańskiego stroju. - Zorana nałożyła kolorowo wyhaftowaną czapkę na głowę Aleksandra - Moja babka zrobiła ją dla mnie. Była bardzo rozsądna. Powiedzieli mi, że pierwszy raz, jak mnie zobaczyła po narodzinach, oświadczyła, że mam dar jasnowidzenia.

Aleksander zdjął czapkę, przeszedł przez obrus i położył ją na głowie Ann - Ładnie! - powiedział.

- Dziękuję, Aleksander. - Ann pozowała mu.

- Ale to są po prostu symbole mojego życia. - podniosłym tonem, Zorana przygotowała się by pokazać prawdziwy spadek - Teraz pokaże ci skarb.

- Skarb! - Aleksander śpieszył się z powrotem do Zorany i oparł o jej ramię.

Wzięła zwykły brązowy worek skórzany z pudła, Zorana poluzowała tasiemki i cztery kamienie wypadły na obrus przed nią. Jeden był kawałkiem turkusa. Drugi był błyszczącym, ostrym, czarnym plastrem obsydianu. trzeci był dużym, nieoszlifowanym czerwonym kryształem. Ostatni był zdeformowanym białym kamieniem - Przez tysiąc lat, ta kolekcja kamieni była przekazywana jasnowidzowi, który rodził się w każdej generacji.

- Jeśli ja była bym wciąż reporterem - Tasya powiedziała do Karen - Zrobiła bym historię o tym.

Zorana potarła turkus swoim kciukiem - To jest kawałek nieba. - następnie dotknęła obsydianu - To jest oknem nocy.

Karen przesunęła swoim koniuszkiem palca po ostrzu kamienia - Och! - powstrzymała się i zbadała skórę - Skaleczył mnie!

- Obsydian jest wulkaniczną szklanką i brzeg może być tak ostry jak skalpel chirurga - Ann powiedziała jej.

- To jest zamrożony płomień. - Zorana podała Karen szkarłatny kamień.

Karen trzymała to pod światło i w głębi jego serca, kamień świecił krwistą czerwienią z niebieskimi pasmami. Wysapała w respekcie - To jest rubin?

- Największy jaki kiedykolwiek widziałam - Tasya powiedziała.

Zorana ułożyła ostrożnie biały, zdeformowany odprysk kamienia na swojej dłoni - Ten jest najcudowniejszy ze wszystkich. To jest czystość.

- Z czego to jest?- Karen zapytała.

- Czystości - Aleksander odpowiedział ze zniecierpliwieniem brzdąca. Zebrał cztery kamienie - niebieskie niebo, czarna noc, czerwony płomień i białą czystość - i położył je w rzędzie przed nim. Wtedy, jeden po drugim, nazwał je i położył w dłoniach Zorany.

Kiedy czwarty kamień, biały kamień, dotknął jej skóry, ziemia przechyliła się na swojej osi, a w jej mózgu, słyszała echa jej własnej przepowiedni....

Dziecko dokona niemożliwego. I ukochana rodzina zostanie rozbita przez zdradę... i skok do ognia.

Zadrżała.

Gdy była świadkiem wizji, nikt nie wiedział co to oznaczało, teraz jeden po drugim, kawałki wpadły na swoje miejsce. Co więcej słyszała głos w swoim umyśle...

Dziecko dokona niemożliwego. I ukochana rodzina zostanie rozbita przez zdradę... i skok do ognia.

Nie wiedziała co to oznacza - czy Aleksander jest tym dzieckiem? I kto jest ukochanym? Ale niedługo, będzie wiedziała. Może tylko pomodlić się, że nikt nie umrze przed rozbiciem paktu, a jeśli ktoś musi, to lepiej ona niż Konstantina. Lepiej ona niż, które z jej dzieci . Chętnie poświęciłaby się dla swoich dzieci, dla ich żon, dla Aleksandra i dla Konstantina.

- Babciu - Aleksander potrząsnął nią - Aleksandr chcieć skarbów.

Nie zdając sobie sprawy co robi, trzymała kurczowo kamienie mocno w swoich pięściach.

Rozejrzała się.

Jej synowe miały spokojne miny, dzieliły jedzenie i nie zauważyły niczego. To dobrze. One powinni mieć jedną godzinę nie zacienione przez pakt, przez wojnę, przez niepokój.

Zorana skubała swoje jedzeniu i sączyła wino i zauważyła Aleksandra, który wyjaśniał Karen, po raz trzeci, czym były kamienie i co oznaczały. Wspominała - On przypomina mi o Adrika w tym wieku, był bardzo skupiony i intensywny.

Jej synowe wymieniły szybkie spojrzenia.

Łagodnie, Tasya powiedziała - Aleksander jest synem Firebird i wszyscy kochamy go bardzo. Ale on nie jest powiązany z Adrikiem, albo Jasha, albo Rurikiem.

Zorana wpatrywała się w Tasya. Na Aleksandra. Na kamienie. Słuchała jego głosu, takiego jak jej synowie.

I znalazła się szybko na nogach - To nie prawda. Aleksander jest moim wnukiem.

- Mama? - Ann również wstała - Myślisz...

- Ojciec Aleksandra jest moim synem. - to co sobie uświadomiła złamało jej serce Zorana i dało nadzieję - I Firebird poszła po niego.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lista 11, rozdzial 26 EN
rozdział 26
27 rozdzial 26 mjtwzr7c54hzzud5 Nieznany
27 rozdzial 26 IK5YEFB7LBVB567D Nieznany (2)
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 26
Dom Nocy 09 Przeznaczona rozdział 26 TŁUMACZENIE OFICJALNE
Lista 11 rozdzial 26 PL id 269815
4 Pretty Little Liars Unbelievable Rozdział 26
3 Pretty Little Liars Perfect Rozdział 26
Rozdział 26 28
26 SOŁŻENICYN ALEKSANDER DWIEŚCIE LAT RAZEM CZĘŚĆ II ROZDZIAŁ 26 POCZĄTEK WYJŚCIA
Rozdział 26 2
Rozdział 26
Rozdział 26 Gringotts
Rozdział 26
Rozdział 26

więcej podobnych podstron