Harry poczuł sól i słyszał załamujące się fale. Lekka, chłodna bryza rozwiewała jego włosy, kiedy spojrzał w stronę morza i obsianego gwiazdami nieba. Stał na odłamie ciemnej skały, pod nim pieniła i burzyła się woda. Obejrzał się przez ramię. Za nimi górowało opadające prostopadle urwisko, czarne i bez wyrazu. Kilka wielkich odłamków skały, takich, jak ten, na którym stali Harry i Dumbledore, wyglądało jakby zostały wyrwane z twarzy urwiska w jakimś punkcie w przeszłości. Był to dosyć posępny i niemiły widok, morze i skała, bez śladu drzewa, kępy trawy czy ziarna piasku…
- I co myślisz? - Zapytał Dumbledore. Być może pytał on o zdanie Harrego czy jest to dobre miejsce na piknik.
- Przywozili tutaj dzieci z sierocińca? - Zapytał Harry, który nie mógł sobie wyobrazić mniej przyjemnego miejsca na jednodniową wycieczkę.
- Niedokładnie tutaj – powiedział Dumbledore. - Niedaleko stąd, za urwiskiem, jest wioska. Wydaje mi się, że zabierano tutaj sieroty, aby mogły zobaczyć trochę morskiego krajobrazu, żeby zobaczyły fale. Nie…
Myślę, że to miejsce odwiedzał tylko Tom Riddle i jego młode ofiary.
Żaden Mugol nie dostałby się na tą skałę, chyba, że posiadałby nadzwyczajne umiejętności wspinaczkowe, a łodzie nie mogą dopłynąć do tych skał, ponieważ woda wokół nich jest zbyt niebezpieczna. Wyobrażam sobie, że Riddle zszedł po skale. Magia służy lepiej niż liny. I zapewne sprowadził ze sobą dwoje dzieci, aby czerpać przyjemność ze straszenia ich. Podejrzewam, że samotna podróż by mu tego nie dała, prawda?
Harry spojrzał w górę na urwisko i poczuł gęsią skórkę.
-, Ale zarówno jak jego końcowy cel– jak i nasz – leży nieco dalej.
Chodźmy.
Dumbledore wskazał ręką na krawędź skały, gdzie seria wyszczerbionych nisz umożliwiała zejście na głazy, które w połowie były zanurzone w wodzie i bliżej skały. Zejście było bardzo niebezpieczne. Dumbledore, z powodu swojej uschniętej ręki poruszał się powoli. Niższe skały były śliskie od morskiej wody. Harry czuł jak słona woda pryska mu po twarzy.
- Lumos – powiedział Dumbledore, kiedy dostał się na głaz bliski przodu skały. Tysiąc strumieni złotego światła zabłysnęły nad ciemną powierzchnią wody, kilka stóp poniżej, gdzie Harry ukucnął. Czarna ściana skały obok niego również była oświetlona.
- Widzisz? - Powiedział Dumbledore cicho, trzymając różdżkę trochę wyżej. Harry zobaczył szczelinę w skale, w której burzyła się ciemna woda. - Nie masz nic przeciwko temu, aby się trochę zamoczyć?
- Nie. - Powiedział Harry.
- W takim razie zdejmij swoją pelerynę… nie będzie ci na razie potrzebna
– i sobie zanurkujemy.
W tym momencie, jakby był o wiele młodszy, Dumbledore ześlizgnął się z głazu, wpadł do morza i zaczął płynąć, z idealną żabką, w stronę ciemnej ___________________________________________________________
HP6-TEAM
szczeliny w skale, z różdżką w zębach. Harry zdjął pelerynę, schował do kieszeni i ruszył za nim. Woda była lodowata, przemoczone ubranie Harry’ego obciążało go i ciągnęło na dół. Biorąc głębokie wdechy, z nosem drażnionym przez zapach soli i wodorostów, teraz poruszał się coraz głębiej w stronę skały. Szczelina okazała się ciemnym tunelem, który przy wysokiej fali musiał być wypełniony wodą. Ciasne ściany były od siebie oddalone może o około trzy stopy i błyszczały jak wilgotna smoła, kiedy padało na nie światło z różdżki Dumbledore'a. Po krótkim czasie, kiedy korytarz skręcił w lewo, Harry zauważył, że ciągnie się on jeszcze daleko w głąb skały. Płynął dalej za Dumbledore’m, czubkami zdrętwiałych palców ocierając o szorstką, mokrą skałę.
Wreszcie zobaczył, że Dumbledore wychodzi z wody, a jego srebrne włosy i ciemne szaty lśniły. Kiedy Harry dopłynął do tego miejsca, wyczuł
schody, które prowadziły do dużej jaskini, a następnie wspiął się po nich.
Woda lała się strumieniami z jego ubrania, kiedy znalazł się dygocąc z zimna, na mroźnym powietrzu.
Dumbledore stał pośrodku jaskini. Trzymając wysoko różdżkę obracał się powoli by zbadać ściany i sufit.
- Tak, to jest to miejsce – powiedział Dumbledore.
- Skąd pan wie? - Zapytał Harry szeptem.
- To miejsce poznało magię. - Powiedział Dumbledore prosto.
Harry nie wiedział, czy dygotanie, którego doświadczał, było winą przenikliwego zimna, czy świadomości bliskich uroków. Popatrzył, jak Dumbledore kontynuuje obrót, ewidentnie koncentrując się na czymś, czego Harry nie widział.
- To jest najwidoczniej przedpokój, korytarz wejściowy. - Powiedział
Dumbledore po chwili. - Musimy zbadać wnętrze... Teraz będą już jedynie przeszkody zostawione przez Lorda Voldemorta, zamiast tych stworzonych przez naturę...
Dumbledore podszedł do ściany jaskini i pogłaskał swoimi sczerniałymi czubkami palców, mamrocząc słowa w dziwnym języku, którego Harry nie rozumiał. Dwukrotnie obszedł całą jaskinię, dotykając cały czas szorstkiej skały, czasem się zatrzymując, przejeżdżając palcami kilka razy przez pewne miejsce, aż wreszcie się zatrzymał, ręką naciskając na ścianę.
- Tutaj – powiedział. - Tędy przejdziemy dalej. Przejście jest zamaskowane.
Harry nie zapytał skąd Dumbledore wiedział. Nigdy nie widział, żeby czarodziej działał w ten sposób, po prostu patrząc i dotykając. Ale zdążył
się już nauczyć, że wybuchy i dym były raczej oznaką nieumiejętności niż ekspertyzy. Dumbledore cofnął się od ściany i wycelował różdżką w skałę.
Na chwilę pojawił się zasklepiony zarys, ognista biel, tak jakby z drugiej strony było mocne światło.
- Udało ci się! - Powiedział Harry, przez dygoczące zęby, ale zanim jego słowa wydostały się z jego ust, zarys zniknął, zostawiając skałę tak gładką i solidną jak przedtem. Dumbledore obejrzał się.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- Harry, przepraszam, zapomniałem – powiedział. Wycelował różdżką w Harrego i po chwili ubrania Harrego były ciepłe i suche, jakby przez chwilę wisiały nad płonącym ogniem.
- Dziękuję – powiedział z wdzięcznością Harry, ale Dumbledore już odwrócił swoją uwagę z powrotem na solidną ścianę jaskini. Nie próbował
więcej magii, po prostu stał i patrzył intensywnie, tak jakby było tam napisane coś bardzo ciekawego. Harry stał w ciszy. Nie chciał przerywać koncentracji Dumbledore'a. Po dwóch długich minutach, Dumbledore powiedział cicho:
- Och, pewnie, że nie. Ależ brutalne.
- Co to jest, profesorze?
- Myślę, że – powiedział Dumbledore, wkładając zdrową rękę do kieszeni i wyjmując srebrny nóż, taki sam jak ten, którego Harry używał do krojenia składników eliksirów – musimy zapłacić, żeby przejść.
- Zapłacić? - Powiedział Harry. - Musimy dać coś … drzwiom?
- Tak – powiedział Dumbledore. - Krew, jeśli się nie mylę.
- Krew?
- Mówiłem, że to brutalne. - Powiedział Dumbledore z pogardą i rozczarowaniem, tak jakby spodziewał się, że Voldemort był kimś o wyższych możliwościach. - Idea polega na tym, jestem pewien, że się już domyśliłeś, że twój wróg musi się osłabić, żeby wejść. Po raz kolejny, Lord Voldemort zdaje się nie rozumieć, że są dużo straszniejsze rzeczy niż obrażenia fizyczne.
- Tak, ale jeżeli jesteś w stanie tego uniknąć... - Powiedział Harry, który już doświadczył tyle bólu, że nie zależało mu na kolejnym.
- Aczkolwiek, czasami jest to nieuniknione. - Powiedział Dumbledore, podciągając rękaw i odsłaniając przedramię zranionej ręki.
- Profesorze! - Zaprotestował Harry i pospiesznie ruszył do niego, kiedy Dumbledore podniósł swój nóż. - Ja to zrobię. Jestem... - Nie wiedział, co właściwie chciał powiedzieć – młodszy, zdrowszy?
Ale Dumbledore tylko się uśmiechnął. Błysnęło srebro i chlusnęła struga krwi. Skała została ochlapana ciemnymi, lśniącymi kroplami.
- Jesteś bardzo uprzejmy, Harry – powiedział Dumbledore, teraz przykładając koniec różdżki do głębokiego rozcięcia, które sobie zrobił.
Natychmiast się zasklepiło, tak jak Snape wyleczył ranę Malfoya, – Ale twoja krew jest cenniejsza od mojej. Ach, zdaje się, że to zadziałało, prawda?
Ognisty, srebrny zarys pojawił się jeszcze raz w ścianie, tym razem jednak nie zniknął. Ochlapana krwią skała po prostu zniknęła, pozostawiając wejście do czegoś, co wydawało się nieprzeniknioną ciemnością.
- Lepiej pójdę przodem. - Powiedział Dumbledore, i przeszedł przez bramę z Harrym idącym tuż za nim, który zaświecił różdżkę zaraz po wejściu.
Ich oczom ukazał się straszliwy widok. Stali na krawędzi wielkiego czarnego jeziora, tak rozległego, że Harry nie mógł zobaczyć drugiego końca w jaskini tak wysokiej, że sufit był poza zasięgiem wzroku. Mętne zielone światło świeciło daleko w czymś, co wyglądało jak środek jeziora.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
Woda poniżej była kompletnie nieruchoma. Zielona łuna i światło z dwóch różdżek były jedynymi rzeczami, które łamały wszechobecną aksamitną czerń, chociaż ich promienie nie sięgały tak daleko, jak by Harry oczekiwał. Ta ciemność w jakiś sposób była bardziej gęsta niż normalna.
- Chodźmy – powiedział Dumbledore cicho. - Uważaj, żeby nie wejść do wody. Trzymaj się blisko mnie.
Ruszył brzegiem jeziora, a Harry podążał za nim. Ich kroki odbijały się echem od wąskiej obręczy skały, która otaczała jezioro.
Szli i szli, ale widok się nie zmieniał. Po jednej stronie ściana jaskini, po drugiej, nieskończony obszar gładkiej, szklanej czerni, po środku, której była tajemnicza zielona łuna. Harry stwierdził, że to miejsce i ta cisza są przygniatające i odbierające odwagę.
- Profesorze? - Powiedział wreszcie. - Myślisz, że Horcrux jest tutaj?
- Och, tak – powiedział Dumbledore. - Tak, jestem pewien, że tu jest.
Pytanie tylko, jak my go tu znajdziemy?
- Nie możemy... nie możemy po prostu spróbować zaklęcia
przywołującego? - powiedział Harry, pewien, że to była głupia sugestia.
Ale bardzo mu zależało na opuszczenia tego miejsca, najszybciej, jak to możliwe.
- Można by spróbować – powiedział Dumbledore, zatrzymując się tak nagle, że Harry prawie wpadł na niego. - Czemu nie spróbujesz?
- Ja? Och... dobrze... - Harry się tego nie spodziewał, ale oczyścił gardło i powiedział głośno, podnosząc różdżkę – Accio Horkruks!
Z odgłosem eksplozji, coś bardzo wielkiego i bladego wybuchło z ciemnej wody dwadzieścia stóp od nich. Zanim Harry zdołał zobaczyć co to było, to coś zniknęło z głośnym pluskiem, co spowodowało wielkie, głębokie fale na powierzchni zwierciadła. Harry odskoczył do tyłu, zaszokowany i uderzył w ścianę. Jego serce biło jak szalone, kiedy odwrócił się do Dumbledore'a.
- Co to było?
- Coś, co, jak myślę, jest gotowe by odpowiedzieć na naszą próbę zdobycia Horcruxa.
Harry spojrzał z powrotem na wodę. Powierzchnia jeziora znowu wyglądała jak świecące, czarne szkło. Kręgi zniknęły nienaturalnie szybko, jednak serce Harrego cały czas łomotało.
- Wiedział pan, że coś takiego się zdarzy?
- Myślałem, że coś na pewno się zdarzy, kiedy podejmiemy oczywistą próbę zdobycia Horcruxa. To był świetny pomysł, Harry… chyba najprostszy sposób, żeby zoreintowac się z czym się spotkamy.
- Ale nie wiemy co to było – powiedział Harry, patrząc na złowieszczo gładką wodę.
- Czym one są, chciałeś powiedzieć – powiedział Dumbledore. - Bardzo wątpię, żeby tu było tylko jedno coś takiego. Idziemy?
- Profesorze?
- Tak, Harry?
- Myślisz, że będziemy musieli wejść do jeziora?
- Do jeziora? Tylko, jeśli będziemy mieli wielkiego pecha.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- Nie sądzisz, że Horcrux jest na dnie?
- Och nie... Myślę, że Horcrux jest pośrodku. - I Dumbledore wskazał na mętne zielone światło na środku jeziora.
- Więc będziemy musieli się przedostać przez jezioro, żeby go zdobyć?
- Tak, myślę, że tak.
Harry nic nie powiedział. Jego myśli krążyły wokół wodnych potworów, gigantycznych węży, demonów, złośliwych druzgotków i wodników…
- Aha – powiedział Dumbledore i znowu się zatrzymał.
Tym razem Harry naprawdę wpadł w niego. Przez moment chwiał się na krawędzi czarnej wody, jednak zdrowa ręka Dumbledore'a złapała go mocno za ramię, odciagając go.
- Przepraszam, Harry, powinienem był cię ostrzec. Stań plecami do ściany, proszę. Myślę, że znalazłem to miejsce.
Harry nie miał pojęcia, o co chodziło Dumbledore'owi. Kawałek ciemnego brzegu był dokładnie taki sam, jak każdy inny, ale Dumbledore zdawał się w nim wykryć coś specjalnego. Tym razem macał dłonią w powietrzu, nie na skalnej ścianie, tak jakby spodziewał się znaleźć i chwycić coś niewidzialnego.
- Oho – powiedział Dumbledore z zadowoleniem, sekundę później. Jego dłoń zacisnęła się w powietrzu na czymś, czego Harry nie mógł dojrzeć.
Dumbledore zbliżył się do wody. Harry nerwowo obserwował, jak czubki zapiętych butów Dumbledore'a znalazły skrajną krawędź skalnej półki.
Trzymając rękę zaciśniętą w powietrzu, Dumbledore podniósł swoją różdżkę drugą i dotknął nią swojej pięści.
W tym momencie gęsty, miedziany, zielony łańcuch pojawił się w powietrzu znikąd, wyłaniając się z głębi wody aż do zaciśniętej ręki Dumbledore'a.
Dumbledore uderzył łańcuch różdżką. Ten zaczął się wić w jego dłoni jak wąż, zwijając się na ziemi z brzękiem, który odbijał się głośno od skalnych ścian, wyciągając coś z głebi czarnej wody. Harr’emu aż zaparło dech ze zdumienia, gdy dziób widmowej łódki pojawił się na powierzchni, tak samo migocząc zielenią jak łańcuch. Łódź zaczęła dryfować, powodując małe zmarszczki na jeziorze, w stronę miejsca, gdzie stali Harry i Dumbledore.
- Skąd wiedziałeś, że to tutaj było? - zapytał Harry ze zdumieniem.
- Magia zawsze zostawia ślady. - powiedział Dumbledore, kiedy łodka uderzyła w brzeg z delikatnym wstrząsem – czasami bardzo
charakterystyczne ślady. To ja uczyłem Toma Riddle. Znam jego styl.
- Czy... czy ta łódka jest bezpieczna?
- Och, tak, tak myślę. Voldemort potrzebował stworzyć coś, żeby przebyć jezioro bez zadzierania z tymi potworami, które sam umieścił, na wypadek gdyby ktoś chciał go odwiedzić lub zabrać jego Horcruxa.
- Więc te potwory, które są w wodzie nic nam nie zrobią, jeżeli przepłyniemy w łódce Voldemorta?
- Myślę, że mimo wszystko musimy się przygotować na to, że w pewnym momencie zorientują się, że nie jesteśmy Lordem Voldemortem. Jak na razie, idzie nam raczej dobrze. Pomogły nam wyciągnąc łódź.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- Ale dlaczego one nam na to pozwoliły? - zapytał Harry, który nie mógł
odrzucić wizji macek wynurzajacych się z ciemnej wody, gdy tylko stracą brzeg z oczu.
- Voldemort był w pełni pewny, że nikt, poza wielkim czarodziejem nie będzie w stanie znaleźć tej łódki. - powiedział Dumbledore. - Myślę, że był
przygotowany na takie ryzyko, chociaż, według niego, nikt nie miał szans tego znaleźć, więdząc, że zostawił też inne przeszkody, które tylko on potrafił przejść. Zobaczymy, czy miał rację.
Harry spojrzał w dół na łódkę. Była naprawdę bardzo mała
– Nie wygląda na taką, która byłaby zbudowana dla dwojga ludzi. Czy nas utrzyma? Czy nie będziemy razem zbyt ciężcy
Dumbledore zachichotał.
- Voldemort nie przejmuje się wagą, ale ilością mocy magicznej, która pływa po tym jeziorze. Uważam, że rzucił raczej na tę łódź urok, który powoduje, że tylko jeden czarodziej może naraz w niej płynąć.
- Ale w takim razie...?
- Nie sądzę, żebyś się liczył, Harry. Jesteś niepełnoletni i niewykwalifikowany. Voldemort nigdy się nie spodziewał, że szesnastolatek trafi w to miejsce. Myślę, że
wydawało mu się to nieprawdopodobne, żeby twoje moce równały się moim.
Te słowa wcale nie podniosły Harrego na duchu. Być może Dumbledore to zauważył, więc dodał
-Błąd Voldemorta, Harry, błąd Voldemorta... Wiek jest głupi i zapominalski, kiedy niedocenia młodości... Teraz ty pierwszy, tym razem, i uważaj, żeby nie dotknąć wody.
Dumbledore stanął obok i Harry ostrożnie wsiadł do łódki. Dumbledore również wszedł, zwijając łańcuch na dnie. Wcisnęli się razem, jednak Harry nie mógł wygodnie usiąść, więc kucnął. Jego kolana wystawały za krawędź łódki, która nagle zaczęła się poruszać. Nie było żadnego dźwięku, poza atłasowym szelestem dzioba łodzi przecinającego wodę.
Poruszała się bez ich pomocy, tak jakby jakaś niewidzialna lina ciągnęła ją prosto w stronę światła na środku. Wkrótce nie widzieli już ścian jaskini, byli jakby na morzu bez fal.
Harry spojrzał w dół i zobaczył złote odbicie światła ze swojej różdżki, błyszczące i migoczące na czarnej wodzie po której płynęli. Łódź robiła głębokie fale na szklanej powierzchni, jakby bruzdy w ciemnym lustrze...
I wtedy Harry to zobaczył, marmurowo biały, dryfujący cale poniżej powierzchni.
- Profesorze! - powiedział, a jego zaskoczony głos odbił się głośnym echem nad cichą wodą.
- Harry?
- Myślę, że widziałem rękę w wodzie... ludzką rękę!
- Tak, jestem pewien, że widziałeś – powiedział Dumbledore spokojnie.
Harry patrzył się w wodę, szukając ręki która już zniknęła, dziwne uczucie pojawiło się w jego gardle.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- Więc to coś, co wyskoczyło z wody...? - ale Harry znał już odpowiedź, zanim Dumbledore jej udzielił.
Światłem różdżki oświetlił kawałek wody i tym razem zobaczył trupa, leżącego twarzą do góry, kilka cali pod powierzchnią. Jego otwarte oczy były zamglone, tak jakby pokryte pajeczynami, a jego wlosy i szaty kłębiły się wokół niego jak dym.
- Tu są ciała! - powiedział Harry, a jego głos brzmiał dużo wyżej niż zwykle, i niezupełnie jak jego własny.
- Tak – powiedział Dumbledore łagodnie. - ale nie musimy się nimi przejmować w tej chwili.
- W tej chwili? - powtórzył Harry, odrywając swój wzrok od wody, żeby spojrzeć na Dumbledore'a.
- Nie, dopóki tylko spokojnie dryfują pod nami – powiedział Dumbledore. -
Nie ma się co obawiać ciała, Harry, bardziej należy bać się ciemności. Lord Voldemort oczywiście boi sięobu tych rzeczy, zgadza się. Ale po raz kolejny pokazuje w ten sposób swój brak mądrości. To nieznanego się boimy, kiedy spogladamy na śmierć czy ciemność, nic więcej. Harry nic nie powiedział. Nie miał ochoty się sprzeczać, ale osobiście uważał, że pływające ciała dookoła nich i pod nimi są okropne, i co więcej, wcale nie wierzył, że wcale nie są niebezpieczne.
- Ale jedno z nich wyskoczyło – powiedział, starając się aby jego głos był
tak spokojny jak Dumbledore'a. - Kiedy próbowałem przywołać Horcruxa, ciało wyskoczyło z wody.
- Tak – powiedział Dumbledore. - Jestem pewien, że kiedy weźmiemy Hocruxa, będą mniej spokojne. Aczkolwiek, jak wszystkie potwory żyjące w zimnie i ciemności, boją się światła i ciepła, które to powinny nam pomóc, kiedy zajdzie taka potrzeba. Ogień, Harry – dodał Dumbledore z uśmiechem, w odpowiedzi na wyraz zakłopotania u Harry’ego.
-Och... dobrze... - powiedział Harry szybko.
Odwrócił głowę, aby spojrzeć w stronę zielonego światła, w którego stronę płynęła niewzruszona łódka. Nie mógł dłużej udawać, że się nie boi.
Wielkie czarne jezioro, wypełnione przez trupy... wydawało się, jakby wiele godzin minęło od czasu, kiedy spotkał profesor Trelawney, od kiedy dał Ronowi i Hermionie Felix Felicis... Nagle stwierdził, że powinien się lepiej z nimi pożegnać... i nawet nie zobaczył się z Ginny...
-Prawie na miejscu – powiedział Dumbledore wesoło.
Rzeczywiście, zielone światło zdawało się w końcu powiększać i po paru minutach, łodka zatrzymała się, uderzając delikatnie w coś, czego Harry na początku nie mógł zobaczyć. Ale kiedy podniósł swoją świecącą różdżkę, ujrzał, że przybili do małej wysepki z gładkiej skały pośrodku jeziora.
- Uważaj, żeby nie dotknąć wody. - powiedział znowu Dumbledore, kiedy Harry wyszedł z łódki.
Wyspa nie była większa niż gabinet Dumbledore'a. Kawałek płaskiego, czarnego kamienia, na którym nie było nic, poza źródłem zielonego światła, które wyglądało dużo jaśniej, kiedy byli bliżej. Harry spojrzał na ___________________________________________________________
HP6-TEAM
nie. Na początku pomyślał, że była to jakiegoś rodzaju lampa, ale zobaczył, że światło wydobywa się z kamiennej misy, przypominającej myślodsiewnię, która stała na szczycie podwyżeszenia. Dumbledore podszedł do misy, Harry ruszył za nim. Ramię w ramię spojrzeli na jej zawartość. Misa była pełna szmaragdowego płynu emitującego blask fosforu.
- Co to jest? - zapytał Harry cicho.
-Nie jestem pewien – powiedział Dumbledore. - Aczkolwiek coś bardziej niepokojącego niż krew i ciała.
Dumbledore odsłonił swoją sczerniałą rękę i skierował wypalone palce w stronę powierzchni eliksiru.
- Sir,nie, nie dotykaj...!
- Nie mogę dotknąć – powiedział Dumbledore uśmiechając się blado. -
Widzisz? Nie mogę już bardziej zbliżyć dłoni. Ty spróbuj
Obserwując, Harry włożył rękę do misy i spróbował dotknąć eliksiru.
Napotkał niewidzialną barierę, która nie pozwoliła zbliżyć mu się bardziej niż na cal. Nieważne, jak mocno naciskał, jego palce napotykały nic, ale było to bardzo twarde i elastyczne powietrze.
- Odsuń się Harry, proszę – powiedział Dumbledore. Podniósł swoją różdżkę i zrobił skomplikowany ruch nad powierzchnią eliksiru, mamrocząc coś bezgłośnie. Nic się nie stało, może poza tym, że eliksir zabłysnął
trochę jaśniej. Harry pozostał cicho, kiedy Dumbledore wykonywał tę czynność, ale kiedy po chwili wycofał swoją różdżkę, Harry poczuł że może znowu coś powiedzieć.
- Czy myśli pan, że Horcrux jest tutaj?
- Och, tak. - Dumbledore zbliżył się bardziej do misy. Harry zobaczył jego twarz odbijającą się w na zielonej powierzchni eliksiru. - Ale jak go zdobyć? Ten eliksir nie może zostać dotknięty przez dłoń, nie można się go pozbyć, podzielić, zaczerpnąć lub odessać, nie może zostać transmutaowany ani zaklęty, ani w żaden sposób nie da się zmienić jego natury. - Prawie z roztragnieniem Dumbledore jeszcze raz podniósł swoją różdżkę, machnąl nią w powietrzu i Harry zobaczył jak znikąd pojawiła się kryształowa czara, którą Dumbledore złapał w rękę. - Mogę z tego wywnioskować, że ten eliksir może zostać tylko wypity.
- Co? - powiedział Harry. - Nie!
- Tak, myślę że tak. Tylko wypijając to mogę opróżnić misę i zobaczyć to, co leży na jej dnie.
- Ale co jeśli... jeśli to Cię zabije?
-Och, wątpię, żeby to tak działało. - powiedział Dumbledore z prostotą. -
Lord Voldemort zabiłby osobę, która dotarła do tej wyspy.
Harry nie mógł w to uwierzyć. Czy to znowu szalona determinacja Dumbledore'a, żeby widzieć dobro w każdym?
- Proszę pana – powiedział Harry, starając się utrzymać umiarkowany ton głosu. - proszę pana, chodzi przecież o Voldemorta...
- Przepraszam, Harry; powinienem powiedzieć, że on nie zabijałby od razu kogoś, kto dostał się na tę wyspę. - poprawił się Dumbledore. - Chciałby ___________________________________________________________
HP6-TEAM
go zatrzymać przy życiu wystarczająco długo, aby się dowiedzieć jak mu udało się dostać tak daleko, mimo jego zabezpieczeń, i , co najważniejsze, jaki miał cel opróżniając misę. Nie zapominaj, że Lord Voldemort wierzy, że tylko on wie o swoich Horcuxach.
Harry chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Dumbledore uciszył go gestem, wpatrując się w szmaragdowy płyn, widocznie myśląc intensywnie.
- Niewątpliwie – powiedział wreszcie – ten eliksir musi działać tak, żeby nie pozwolić mi wzięcia Hocruxa. Może mnie sparaliżować, mogę zapomnieć po co tu przyszedłem, może zadać mi tyle bólu, że się rozproszę, lub uniemożliwić mi to w jakikolwiek inny sposób. Twoim zadaniem, Harry, będzie upewnić się, że będę pił, nawet gdybyś musiał
wlewać eliksir do moich protestujących ust. Rozumiesz?
Ich oczy spotkały się nad misą, dwie blade twarze oświetlone dziwnym, zielonym światłem. Harry nic nie mówił. Czy to tylko dlatego został tutaj zabrany – żeby móc zmusić Dumbledore'a, aby wypił eliksir, który wywoła u niego ból nie do zniesienia?
- Pamiętasz – powiedział Dumbledore – warunek pod jakim wziąłem cię ze sobą?
Harry zawahał się, patrząc w niebieskie oczy, które odbijały się zielenią w zielonym świetle z misy.
- Ale co jeśli...?
- Obiecałeś, że będziesz wypełniał moje polecenia, prawda?
- Tak, ale...
- Czy nie ostrzegałem cię, że może być niebezpiecznie?
- Tak – powiedział Harry – ale...
- W takim razie – powiedział Dumbledore, podwijając rękawy i podnosząc pustą czarę – dostałeś mój rozkaz.
- Dlaczego ja nie mogę wypić tego eliksiru? -zapytał Harry desperacko.
- Ponieważ jestem dużo starszy, dużo mądrzejszy i dużo mniej wart. -
powiedział Dumbledore. - Jeszcze raz, Harry, czy mogę trzymać cię za słowo, że zrobisz wszystko co w twojej mocy, aby utrzymać mnie przy piciu?
- Czy nie można...
- Dajesz słowo?
- Ale...
- Daj słowo, Harry.
- Ja... w porządku, ale...
Zanim Harry zdążył zaprotestować, Dumbledore schylił czarę w stronę eliksiru. Przez krótką chwilę, Harry miał nadzieję, że nie będzie mógł
dotknąć eliksiru za pomocą czary, ale kryształ zanurzył się się w powierzchni, jakby nie było tam żadnej bariery. Kiedy czara była pełna, Dumbledore podniósł ją do swoich ust.
- Twoje zdrowie, Harry.
Następnie opróżnił czarę. Harry patrzył przerażony, jego ręce tak mocna ściskały brzeg misy, że jego czubki palców zdrętwiały.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- Profesorze? - powiedział z troską, kiedy Dumbledore pochylił pustą czarę. - Jak się czujesz?
Dumbledore potrząsnął głową, jego oczy były zamknięte. Harry zastanawiał się, czy czuł ból. Dumbledore zanurzył na ślepo czarę w misie, napełnił ją ponownie i jeszcze raz wypił.
W ciszy, Dumbledore wypił trzy pełne czary eliksiru. Wtedy, w połowie czwartej czary, zachwiał się i upadł obok misy. Jego oczy ciągle były zamknięte, oddychał ciężko.
- Profesorze Dumbledore? - powiedział Harry, wzmacniając głos. - Czy pan mnie słyszy?
Dumbledore nie odpowiedział. Jego twarz drgała, tak jakby był pogrążony w głębokim śnie, strasznym śnie. Jego chwyt na czarze rozluźniał się.
Eliksir zaczął się z niej wylewać. Harry sięgnął w stronę czary i złapał
pewnie kryształowe naczynie.
- Profesorze, słyszy mnie pan? - powtórzył głośno, a jego głos odbił się echem po całej jaskini.
Dumbledore zadyszał, i powiedział głosem, którego Harry nigdy nie poznał. Jeszcze nigdy nie słyszał, żeby Dumbledore był tak przerażony.
- Nie chcę... nie zmuszaj mnie...
Harry popatrzył na bladą twarz, którą tak dobrze znał, w haczykowaty nos i okulary w kształcie połowek księżyca, i nie wiedział co robić.
- ... nie chcę... chcę przestać... - wyjęczał Dumbledore.
- Nie... nie możesz przestać, profesorze. - powiedział Harry. - Musisz pić dalej, pamiętasz? Powiedziałeś, że muszę pilnować abyś pił dalej. Tutaj...
- czując nienawiść do samego siebie, z powodu tego co robił, Harry podniósł czarę z powrotem do ust Dumbledore'a i przechylił, tak że Dumbledore wypił resztę eliksiru.
- Nie... - wyjęczał, kiedy Harry napełnił ponownie czarę w misie dla niego.
- Nie chcę... Nie chcę... Pozwól mi przestać...
- Wszystko w porządku, profesorze – powiedział Harry, jego ręce się trzęsły. - W porządku, jestem tutaj...
- Przestań, przestań... - zajęczał Dumbledore.
- Tak... to pomoże to zatrzymać. - skłamał Harry. Wlał zawartoś czary do otwartych ust Dumbledore'a. Dumbledore krzyknął. Hałas odbił się echem po całym pomieszczeniu, przez całą martwą, czarną wodę.
- Nie, nie, nie, nie, nie mogę, nie zmuszaj mnie, nie chcę...
- W porządku, profesorze, w porządku! - powiedział Harry głośno, jego ręce trzęsły się tak bardzo, że ledwie zdołał zaczerpnąc szóstą czarę eliksiru. Misa była teraz w połowie pusta. - Nic ci nie jest, jesteś bezpieczny, to nie jest prawdziwe, przysięgam, że nie jest... weź to, weź...
- Dumbledore posłusznie wypił, tak jakby Harry podawał mu antidotum, ale po opróżnieniu czary osunął się na kolana, trzęsąc się w sposób niekontrolowany.
- To wszystko moja wina, wszystko moja wina. - wyszlochał. - Proszę, przestań, wiem, że źle zrobiłem, och proszę, przestań, i już nigdy, nigdy więcej...
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- To ci pomoże, profesorze – powiedział Harry, jego głos się załamał, kiedy wlewał siódmą czarę eliksiru do ust Dumbledore'a.
Dumbledore zaczął się wić, tak jakby coś niewidzialnego go torturowało.
Jego dłoń prawie wytrąciła Harremu napełnioną czarę, kiedy wyjęczał:
– Nie rań ich, nie rań ich, proszę, proszę, to moja wina, zrań mnie zamiast nich...
- Tutaj, wypij to, wypij to, poczujesz się lepiej – powiedział Harry z desperacją. Po raz kolejny Dumbledore go posłuchał, otworzył swoje usta, oczy trzymał ciągle zaciśnięte, trząsł się od głowy do stóp. Teraz upadł, znowu krzycząc, bijąc pięściami w ziemię, kiedy Harry napełniał dziewiątą czarę.
- Proszę, proszę, nie... tylko nie to, zrobię wszystko...
- Po prostu pij, profesorze, pij...
Dumbledore wypił jak umierające z pragnienia dziecko, ale kiedy skończył, krzyknął ponownie, tak jakby jego wnętrze płonęło. - Już nie, proszę, nie chcę więcej...
Harry zaczerpnął dziesiątą czarę eliksiru i poczuł, że kryształ zetknął się z dnem misy. - Już prawie koniec, profesorze. Wypij to, wypij...
Podtrzymał ramiona Dumbledore'a i jeszcze raz, Dumbledore opróżnił
czarę. Harry ponownie wstał i napelnił czarę, kiedy Dumbledore zaczął
krzyczeć z większa udręką niż wcześniej.
– Chcę umrzeć! Chcę umrzeć! Stój, przestań, przestań, chcę umrzeć!
- Wypij to, profesorze. Wypij to...
Dumbledore wypił. Kiedy tylko skończył, natychmiast krzyknął:
– Zabij mnie!
-To... to cię zabije! - wysapał Harry. - Tylko wypij to... Będzie po wszystkim... po wszystkim!
Dumbledore przełknął, opróżnił czarę do ostatniej kropli, i wtedy, z wielkiem, rzężącym oddechem, upadł na twarz.
- Nie! - krzyknął Harry, który wstał, żeby znowu napełnić czarę. Zamiast tego, wrzucił naczynie do misy, schylił się nad Dumbledorem, i odwrócił go na plecy. Jego okulary były przekrzywione, jego usta otwarte a oczy zamknięte.
- Nie. - powiedział Harry, potrząsając Dumbledorem – nie, nie jesteś martwy, powidzialeś, że to nie jest trucizna, wstawaj, obudź się...
Rennervate! - krzyknął, wskazując różdżką na jego pierś. Błysk czerwonego światła, brak efektu. - Rennervate... proszę pana... proszę...
Powieki Dumbledore'a zamrugały. Serce Harrego zabiło mocniej – Proszę pana, czy Ty...
- Wody – wyskrzeczał Dumbledore.
- Wody – wydyszał Harry. - Tak... - podniósł się i wcisnął czarę najgłębiej jak mógł do misy. Zauważył zwinięty złoty medalion leżący na dnie.
-Aguamenti!- krzyknął, szturchając czarę różdżką.
Czara wypełniła się czystą wodą. Harry uklęknął przy Dumbledorze, uniósł
jego głowę i przyłożył czarę do jego ust... ale była pusta. Dumbledore jęknął i zaczął dyszeć.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
- Ale przecież... czekaj... Aguamenti! - powiedział Harry ponownie, celując różdżką w czarę. Znowu, przez chwilę, czysta woda ją wypełniła, ale kiedy zbliżył czarę do ust Dumbledore'a, woda zniknęła.
- Prosze pana, próbuję, próbuję! - powiedział Harry rozpaczliwie, ale nie sądził, żeby Dumbledore go słyszał. Odwrócił się w swoją strone i raz po raz brał wielkie, rzężące oddechy, które brzmiały jak bardzo bolesne.
- Aguamenti... Aguamenti... AQUAMENTI!
Czara wypełniła się i opróżniła jeszcze raz. Oddech Dumbledore'a opadał.
W mózgu Harry’ego kłębiła się panika. Wiedział, instynktownie, że jedynym sposobem zdobycia wody, ponieważ Voldemort tak to zaplanował, było...
Przechylił się nad brzegiem skały i zaczerpnąl pełną czarę lodowatej wody, która nie zniknęła.
- Proszę pana, tutaj! - krzyknął Harry i nachylając się po czym ochlapał
twarz Dumbledore'a wodą.
Tylko tyle mógł zrobić, ale zimne uczucie w jego ręce, która nie trzymała czary nie było spowodowane chłodną wodą. Chuda biala ręka chwyciła jego nadgarstek, i potwór do którego należała powoli ściągała go ze skały.
Powierzchnia jeziora nie była już gładka jak lustro, burzyła się, i wszędzie, gdzie Harry patrzył, białe głowy wyłaniały się z ciemnej wody. Mężczyźni, kobiety, dzieci, z utopionymi, niewidzącymi oczami poruszały się w stronę skały. Armia trupów wstawała z czarnej wody.
- Petrificus Totalus! - krzyknął Harry, szarpiąc się by przywrzeć do gładkiej, mokrej powierzchni wyspy, kiedy wycelował różdżką w zombi, który trzymał jego rękę. Zombi puściło go, spadając z powrotem do wody z pluskiem. Podniósł się, ale wiele kolejnych wspinało się już na skałę… ich kościste ręce wspinaly się po śliskiej powierzchni, ich puste, mroźne oczy były utwione w Harry’ego, za sobą ciągnęły przemoczone szmaty, zatopione twarze spoglądały chytrze.
- Petrificus Totalus! - krzyknął Harry ponownie, wycofując się i podnosząc różdżkę do góry. Sześć lub siedem z nich odpadło, ale więcej szło w jego stronę.
- Impedimenta! Incarcerous! - kilka z nich spowolniło, jeden czy dwa zostały zwiazane linami, ale te które wspinały się dalej jedynie omijały leżące ciała. Ciągle celując różdżką w powietrze, Harry krzyknął –
Sectumsempra! SECTUMSEMPRA! - ale chociaż rany pojawiły się na ich rozmokłych szmatach i ich lodowej skórze, nie pojawiła się krew. Szli dalej, nieczułe, z wyciągniętymi rękami w jego stronę, kiedy cofał się coraz dalej. Czuł że są za nim, chwyciły go i zaczęły go nieść, wolno, ale pewnie, w stronę wody, nie widział ratunku, wiedział że go utopią, i stanie się kolejnym martwym strażnikiem rozdartej duszy Voldemorta...
Ale wtedy, w ciemności, wystrzelił ogień: szkarłatny i zloty krąg ognia otoczył skałę tak, że Zombi trzymające Harrego zostały zatrzymane, nie chciały przejśc przez ogień do wody. Rzuciły Harrego. Uderzył w ziemię, poślizgnął się na skale i upadł, rozkładając ręce. Podniósł się, uniósł
różdżkę i rozejrzał się.
___________________________________________________________
HP6-TEAM
Dumbledore był z powrotem na nogach, blady jak otaczające go Zombi, ale wyższy od nich, ogień tańczył w jego oczach. Jego różdżka była wzniesiona jak latarka, z jej końca strzelały płomienie, tak jak ogromne lasso, okrążając ich ciepłem. Zombi wpadały na siebie, na ślepo próbując uciec z ognia, w którym były uwięzione...
Dumbledore zaczerpnął medalion z dna kamiennej misy i schował go w szacie. Bez słowa nakazał Harremu, aby podszedł do niego. Rozproszone przez płomienie, Zombi zdawały się nie zauważać ich, kiedy wsiadali do łodzi. Ogień ciągle ich otaczał, oszołomione odprowadzały ich do wody, wreszcie wśliznęły się wdzięcznie do swojej ciemnej wody.
Harry, który trząsł się cały, pomyślał przez chwilę, że Dumbledore może sobie nie poradzić z wejściem do łódki. Był nieco oszołomiony, kiedy próbował. Najwidoczniej cały jego wysiłek zdawał się utrzymywać krąg ochronnego ognia wokół nich. Harry pomógł mu usiąść na miejscu. Kiedy już obaj byli w nią wciśnięci, łódź zaczęła wracać przez czarną wodę, ciągle otoczona przez krąg płomieni. Zdawało się, że Zombi przepływające pod nimi wcale nie miały ochoty wypływać na powierzchnię.
- Proszę pana – wydyszał Harry – proszę pana, zapomniałem... o ogniu...
one szły na mnie i spanikowałem...
- W miarę zrozumiałe – wymamrotał Dumbledore. Harry był przerażony tym, jak słaby był jego głos.
Osiągnęli brzeg z lekkim uderzeniem. Harry wysiadł i szybko odwrócił się, żeby pomóc Dumbledore'owi. W chwili, kiedy Dumbledore wysiadł na brzeg, jego dłoń z różdżką opadła. Krąg ognia zniknął, ale trupy nie wyszły ponownie z wody. Mała łodź zatonęła w wodzie ponownie, brzęcząc, stukając i wciągając łańcuch. Dumbledore westchnął głośno i oparł się o ścianę jaskini.
- Jestem słaby... - powiedział.
- Niech się pan nie przejmuje. - powiedział od razu Harry, zaniepokojony niesamowitą bladością Dumbledora, oznaczającą wyczerpanie. - Niech się pan nie przejmuję, wyprowadzę nas... Niech się pan na mnie oprze...
Przełożył zdrową ręke Dumbledore'a wokół swoich ramion, po czym poprowadził swojego dyrektora z powrotem wokół jeziora, dźwigając większość jego ciężaru.
- Ochrona była... w każdym razie... dobrze pomyślana – powiedział
Dumbledore słabo. - Nikt by samotnie tego nie zrobił... Dobrze się spisałeś, Harry, bardzo dobrze...
- Nie mów teraz,profesorze – powiedział Harry, bojąc się, ponieważ głos Dumbledoe'a był bardzo słaby, podobnie jak jego nogi. - Niech pan oszczędza energię... Wkotce stąd wyjdziemy...
- Przejście będzie znowu zamknięte... mój nóż...
- Nie ma potrzeby, zraniłem się na skale – powiedział Harry stanowczo. -
Powiedz tylko, gdzie...
- Tutaj...
Harry potarł swoją zranioną ręką o kamień. Kiedy otrzymało swoją zapłatę z krwi, przejście otworzyło się natychmiast. Przeszli do zewnętrznej ___________________________________________________________
HP6-TEAM
jaskini. Harry pomógł Dumbledore'owi wejść do lodowatej morskiej wody, która wypełniała korytarz w skale.
- Wszystko będzie dobrze, proszę pana. - powtarzal ciągle Harry, bardziej zmartwiony ciszą Dumbledore'a niż jego osłabionym głosem. - Już prawie jesteśmy... Mogę nas obu aportować z powrotem... Nie przejmuj się...
- Nie przejmuję się, Harry – powiedział Dumbledore, jego głos był trochę mocniejszy pomimo lodowatej wody. - Bo jestem z tobą.
Tłumaczenie : CoolBr®ain
Korekta : Vampire Princess
___________________________________________________________
HP6-TEAM