Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 26

background image

Rozdział 26

Josh Bergman nie mógł uwierzyć że cztery lata uczył się w Stanowy Uniwersytecie

Pensylwania aby teraz skończyć jako strażnik. Ale nie mógł zignorować faktu że pieniądze były
warte każdej cholernej sekundy, którą siedział w tym fotelu, noc w noc, gapiąc się w telewizor.
Zwłaszcza p tym jak jego stary wywalił go gdy został wydalony przed jego egzaminach
końcowych. Nadal nie mógł uwierzyć jak się to skończyło. Jego właśni bracia z bractwa odwrócili
się od niego z powodu czegoś co powiedziała jakaś dziewczyna. Gdzie w tym lojalność?

Nieważne. Rzeczy zaczęły już piąć się w górę. Stracili całą drużynę kilka dni temu, a on już

dostał słowo, że pójdzie na szkolenie I zostanie przypisany do własnej drużyny. Pieniądze dla
członków zespołu były cholernie fenomenalne. Już miał samochód I felgi wybierze jak tylko
dostanie pierwszą wypłatę. Ale dopóki rozpocznie się szkolenie, miał co najmniej kolejny tydzień
do zabicia, zanim mógł tą bzdurna pracę rzucić na dobre.

Josh sięgnął za siebie, aby złapać kolejną butelkę wody z małej lodówki pod biurkiem, kiedy

coś na jednej z kamer przykuło jego uwagę. Zapomniał o wodzie, pochylił się I studiował ekran. Po
chwil, dziewczyna weszła w zasięg kamery. Josh zastukał w klawiaturę, powiększając obraz. Była
ładna, przyznał jej to ale było w niej coś...

Odwróciła się a jej oczy błyszczały w jednej z latarni naprzeciwko niej. One błyszczały jak u

psa.

Josh włączył słuchawkę dołączoną do ucha.
-Mam alarm w drzwiach szóstych. Powtarzam alarm w drzwiach szóstych.
Czekał na odpowiedz przewracając oczami. Tim prawdopodobnie palił kolejnego Jointa za

garażami I nie zwracał uwagi. Ten facet będzie zawsze tkwił w tej pracy.

-Potrzebuję odpowiedzi, Tim. Słyszysz mnie?
-Wątpię w to czy słyszy wiele, lub cokolwiek.
Josh odwrócił swoje krzesło nie myśląc tylko reagując na kobiecy głos za nim. Gdy krzesło się

odwróciło, nastąpił błysk metalu I nie mógł powiedzieć że poczuł cokolwiek kiedy krew trysnęła na
całą konsolę, ale nawet bez tego ból, bez uczucia wiedział że umiera. Wiedząc to, jednak, przyłożył
swoje ręce do szyi starając zatrzymać krwawienie. Kobieta, suka duża jak on, pokryta siniakami I
skaleczeniami była zajęta konsolą I nie wydawała się zauważać lub przejmować, że wstaje I
potykając się odchodzi od biurka.

Zatoczył się do wyjścia awaryjnego. Gdy drzwi się otworzyły, alarm się włączy I policjanci I

karetki otoczą to miejsce. Ludzie którzy utrzymają go przy życiu. Był zbyt ważny by umrzesz.
Wiedział to.

Josh dotarł do drzwi I odsunął jedną z swoich rąk o cennego gardła, popchnął wielką dźwignię

z napisem OTWARCIE DRZWI AKTYWUJE ALARM. Ale gdy drzwi się otworzyły, alarm się nie
włączył. I nie było tam stojących już na zewnątrz policjantów, ani karetki, ani ludzi którzy mogli
utrzymać go przy życiu. Ale za to były zwierzęta. Dziwadła. Największe jakie kiedykolwiek
widział, nawet w czasie sześciu miesięcznej pracy tutaj, jeden podszedł do niego I chwycił go w
okół twarzy.

-A ty gdzie się wybierasz, Geniuszu?- roześmiało się to, wnosząc Josha z powrotem do środka

I miażdżąc mu całą głowę jedną ręką w tym samym czasie.

*****************

Lwica pchnęła Dee w bok, padając na siedzenie krwawiącego strażnika który przed chwilą

wyszedł.

-Czy mogłaś pozostawić więcej krwi na tej cholernej klawiaturze?-
-Szybkość jest teraz twoim przyjacielem.- warknęła Dee. To było jedno znosić lwy, ale nie

miała cierpliwości dla lwic. I z bólem z jej połamanych żeber, które złożyła sobie z powrotem sama
I z gorączka która powoli ale przechodziła jej, nie miała cierpliwości dla nikogo. Mężczyzny czy
kogokolwiek.

Lwica postukała kilka sekund w klawiaturę.

background image

-Weszliśmy.
Dee popchnęła ją trochę, aby dołączyć do reszty zespołu. Na szczęście Van Holtz wybrał tylko

najlepszych do tej roboty. Dobrze. Nienawidziła konieczności robienia wszystkiego na własną rękę,
ponieważ nie ufała nikomu pracującemu razem z nią.

Używając tylko gestów, wysłała zespół w dół jednego zestawu schodów bocznych, inny w

górę I po wyczekiwaniu na otwarcie drzwi windy zabrała grupę ze sobą, całą drużyna wspinała się
po kablach windy na najwyższe piętra. Czekali aż lwica stojąca przy komputerze zrobiła to co było
potrzebne. Wyłączyła całe zasilanie w budynku. Tuż po dziewiątej wszystko ogarnęła ciemność.
Dobrze że jej zespół mógł widzieć w ciemności.

Wskazując na wiszącego pod nią Niedźwiedzia Grizzly, obserwowała go, przesuwając się w

górę, by mógł podważając otworzyć drzwi. Słyszeli w pełni ludzi, próbujących dowiedzieć się co
się dzieje. Niektórzy się śmiali myśląc że to było śmieszne. Ale niektórzy obawiali się, poruszając
się ostrożnie. Chwytając dłoń wyciągniętą do niej przez Grizzliego, Dee pozwoliła przeciągnąć się
przez szyb windy na podłogę. Ponownie używając wyłącznie sygnałów dłoni, posłała jej zespół do
roboty do której zostali tu wysłani, podczas gdy Dee szła korytarzem do wielkich podwójnych
drzwi.

Zanim do nich dotarła, wyczuła w pełni ludzi poruszających się cicho za nią, ale ich

zignorowała, utrzymując swoje skupienie na dotarciu do drzwi. Mogła to zrobić, ponieważ
wiedziała że jej zespół będzie ja osłaniał.

Dee wyciągnęła nóż, krew ochroniarza nadal się na nim znajdowała I podeszła do podwójnych

drzwi. Ciała w pełni ludzi cicho upadały za nią.

Zamiast kopać w drzwi aby się otworzyły, zastosowała mały ładunek wybuchowy na zawiasy

każdych drzwi. Cofnęła się, odwracając twarz dopóki zawiasy nie zostały wysadzone. Drzwi upadły
do przodu I Dee weszła do środka. Trzech strażników ochraniających jednego z najważniejszych
mężczyzn , który prowadził to miejsce, wyciągnęli broń, ale Dee poruszyła się szybciej I podcięła
gardła, aż miała najważniejszego w pełni człowieka za szyję. Korzystając ręki z tyłu, rozbiła jego
twarz, przewróciła go I wyciągnęła go z biura za kołnierz.

-Rusz się!- krzyknęła Dee, jej zespół podążył za nią.
Grizzly chwycił w pełni człowieka Dee przeciągnęła I rzuciła go na jego ramię. Niedźwiedź

skoczył na kable windy, jego ręce w rękawiczkach I poruszające stopy zabrały go na pierwsze
piętro w ciągu sekundy. Dee I reszta zespołu podążyła za nim chwile później.

-Ruchy! Ruchy!- rozkazała swojemu zespołowi ładujących się do trzech ciężarówek

czekających na nich.

Ktoś z jej zespołu zatrzasnął drzwi ciężarówek I potoczyli się w dół ulicy, Dee skinęła ręką na

ciemny kąt. Na początku był chichot a po nim kilka następnych I hieny czekające w ciemności
pobiegły do budynku. Dwa klany hien. Jedne nakrapiane inne w paski. Wdarli się do budynku, a
ostatni wbiegł do środka wciąż się śmiejąc, pozwoliła się drzwiom zamknąć I pokuśtykała do
Maserati czekającego na nią na rogu.

Wsunęła się do środka I zamknęła drzwi.
-Hieny?- zapytał Van Holtz- Naprawdę?
-Do rana nie będzie nic oprócz pustego budynku.- pochyliła głowę I zamknęła oczy- Poza tym

ja nazywam to trochę późną przekąską a oni pozostawią sforę mojego kuzyna w spokoju. To się
nazywa wet-za-wet.

-Brzmi jak pakt z diabłem dla mnie.- Van Holtz skręcił na ulicę I skierował z dala od miejsca

gdzie zmierzały ciężarówki.

-Poczekaj muszę porozmawiać z...
-Wujek Van poradzi sobie z tym. Jedziesz do szpitala. I nie kłóć się ze mną.- warknął kiedy

zaczeła to robić.

-Dobrze.
-Tak. Dobrze.
Rozejrzała się po samochodzie.
-Co z niektórymi Amerykańskimi wozami?

background image

-Teraz będziesz narzekać na mój samochód?
-Drogi samochód dla bogatych obcokrajowców. Takich jak Ty.
I kiedy prowadził ten drogi samochód, mijając malownicze budynki jak wystrzelony, Dee nic

nie powiedziała, ale....okej. Była pod wrażeniem. Jeśli facet mógł znieść samochód jak ten....cóż,
może mógł znieść coś co większość z nich uważa za zbyt szybkie.

Może.

***********

Mając wystarczającą ilość alkoholu, nawet niedźwiedzie będą tańczyć.
A jednak, Grigori Novikow nie myślał że w śród nich znajdzie się jego bratanek. Który w

rzeczywistości był trzeźwy jak zimny kamień. Oczywiście Blayne błagała o to gówno
psychodeliczne lat 60 które Bo lubił słuchać I parkiet był tak załadowany że nie można było za
bardzo się ruszyć, więc nie było tak że ktokolwiek może wykonywać żadnych fantazyjnych
ruchów. Ale nadal. Jego bratanek. Tańczący. Ze swoją dziewczyną. Którą non stop nazywał swoją
dziewczyną. I jego dziewczyna która jeszcze się tego nie domyślała. Zbyt słodka I inteligentna by
być tak głupim, ale tak właśnie było.

Marci opadła obok niego. W przeciwieństwie do Blayne I Bo, Marci piła. I to wiele. Wiedział

to zanim jeszcze zaczęła śpiewać razem z The Supremes wersję (Love Is Like A) Heat Wave. Na
szczęście większość plotkarzy byli tak samo pijani. Więc miał nadzieje że nie będzie musiał słuchać
czegoś jak “to był błąd” I “już nigdy więcej” albo “ja nie powinnam” lub cokolwiek innego
upierając się mówiąc że on jest tu 'złapany”.

Winny? Dostał poprzedniego dnia kartę AARP(Amerykańskie stowarzyszenie emerytów) nie

by zbyt stary by być 'złapany' w związku? Wiedział że martwiła się o to co by powiedziały jej
młode. Oni uwielbiali ich ojca I nie bez powodu. Ale oni wszyscy byli dorośli I posiadali własne
młode.

To wtedy przypomniał sobie że Rebecca Luntz-Peters nie opuściła baru, I to była jej wina że

cały wieczór spędził samotnie zajmując się piwem. Spojrzał I yeep. Stała z otwartymi ustami.
Potem pisała na swoim telefonie komórkowym. Prawdopodobnie dzwoniąc do swojej starszej
siostry w Bostonie I młodszej w Nevadzie.

Niezręcznie.
Nie wiedząc co robić Grigori powiedział:
-Zatańczmy.
Złapał Marce za rękę I wyciągnął jej pijany tyłek z krzesła na parkiet. Wciągnął ją w ramiona I

przytulił ją do siebie, starając się utrzymać ją pod kontrolą.

-Będziesz tego żałować rano.- powiedział jej.
-Blayne powiedziała że mam iść po ta czego chcę. Więc poszłam.
Można się było spodziewać tego po cholernym Wilko-Psie. Jest w mieście mniej niż trzy dni a

całe piekło było na wolności. Czy to nie dość że miała psa żyjącego pod jego kanapą?

-Może powinnaś podjąć tą decyzję na trzeźwo?
-Nie jestem pijana. Jestem po prostu wstawiona. Blayne jednak...
-Piłaś całą noc Shirley Temples.
-Tak. Które są pełne cukru.
-Więc?
Gdy tylko jego czarny niedźwiedź zachichotał miał złe przeczucia.

*************************

Bo oglądał swojego wuja zamykającego drzwi swojej ciężarówki I okrążającego ją.
-Wszystko w porządku?- zapytał Grigori'ego
-Tak, mam po prostu zamiar odwieść Marce do domu.
-Nie potrzebuję byś mnie zawoził do domu, ty draniu. Mam się dobrze.
Bo uwierzył by gdyby Dr. Luntz siedziała na fotelu pasażera zamiast na podłodze ciężarówki

I gdyby miała otwarte oczy a nie zamknięte. I gdyby nie jej słowa trochę niewyraźne I wywołane w

background image

strone jego wuja.

-Ta. Jasne.- Grigori przewrócił oczami do swojego bratanka- Mam zamiar się upewnić że

zostanie odwieziona. Więc...

Zamiast czekać na wyjaśnienia, że po prostu go wystraszyła, Bo mu przewał.
-Nie ma sprawy. Nie śpiesz się.
Grigori skinął do niego, wsiadł do auta I odjechał. Bo odwrócił się I ruszył przez las z

powrotem do domu wuja. Zatrzymał się jednak kiedy ciężar niesiny na jego lewym ramieniu
wysunął się z jego starych spodenek hokejowych które były na niego dobre kiedy miał dwanaście
lat, ale teraz służyły Blayne jako spodnie narciarski I uderzyły o ziemię. Pozwalając sobie na
rozdrażnione westchnienie, Bo schylił się by ja chwycić, ale on już zaczęła uciekać.

-Nigdy mnie nie zdołasz złapać!- krzyknęła do niego przez ramię.
Nie byłoby tak źle gdyby była tak upita jak Dr.Luntz. Ale Blayne była trzeźwa jak kamień, ale

po kofeinie I cukrze nabierała pędu jakiego świat jeszcze nie widział.

-Cholerny cukier!!- Bo krzyknął w niebo- Niech cię cholera!
On miałby lepszą kontrolę jako sześciu latek po cukrze wlanym prosto w jego usta, a nie jak

szalony Wilko-Pies biegający w okół terytorium Hrabstwa Ursus w śniegu.......bez spodni na tyłku.

-Blayne Thorpe, wracaj tu!
Roześmiała się I ruszyła, zmuszając go do gonienia jej dwa razy w ciągu jednego dnia.
I jeśli Blayne była szybka sama w sobie to połączenie jej więzów krwi to dodanie cukru I

kofeiny do tej mieszanki uczyniło ją odrzutowcem wystrzelonym w las I inne terytorium
niedźwiedzi aż nie dotarli do domu wuja. To tam się zatrzymała czekając na niego aby nadrobił
zaległości.

-Nie ruszaj się. - Bo powiedział zbliżając się ostrożnie.
Niemal ją miał do czasu kiedy krzyknęła:
-Złap mnie!!
-Nie chcę cię łapać.
-Więc myślę że nigdy nie będziesz mnie miał!
Odwróciła się ponownie śmiejąc się, Bo zrobił kilka kroków do tyłu, a następnie ruszył do

przodu. Postawił nogę na ganku I wspiął się na dach. Zaatakował z góry, skacząc prosto w dół na
Blayne, która odwróciła się aby udać się do lasu za domem Grigoriego.
Bo zaatakował ją od tyłu, ramiona obejmując w okół niej I przyciągnął ją do swojego ciała.
Piszczała jak pędzili ku ziemi, lecz odwrócił się I wziął na siebie ciężar upadku na ramię I plecy.

Wylądowali twardo, Bo wiedział z doświadczenia że jego ramię zapewne przyjęło najgorsze.

Leżeli tam dłuższą chwilę, oboje dysząc, Bo na plecach, Blayne na nim skierowana w górę
ciemnego nieba.

Ale nie leżeli tam długo nim Blayne powiedziała:
-Nadal chcę uciekać.
Próbowała się wyślizgnąć z jego ramion, ale Bo trzymał ją mocno.
-Chcę biegać – nalegała.
-Mam to gdzieś, Blayne.
-Nie możesz mnie tu trzymać ty Wizygocie!!!!
-Mogę. I tak zrobię.
-Dlaczego?
-Ponieważ będziesz biec, biec I biec..... bez żadnego pomysłu ja wrócić z powrotem. Zgubisz

się w śniegu, a potem ja I reszta miasta będzie musiała wyśledzić twój tyłek. To się nie stanie.

Wypuściła oddech, jej ciało stało się luźne. Ale Bo nie dał się nabrać. Po mniej niż minucie,

rozpaczliwie próbowała wyrwać się z jego ramion ponownie warcząc i wciskając się na niego.
Pozwalał jej na to. Pozwolił jej warczeć, sapać, ryczeć i walczyć, i walka i wszytko inne było tym o
czym była wstanie tylko myśleć. Puścił ją trzymają za to co czuł już od trzydziestu do czterdziestu
minut od których ją trzymał. Następnie dysząc ciężej niż przedtem ona jakby spadła na niego.
Zakładając że jej pracująca energia się wyłączyła, wstał, nadal utrzymując ją mocno ramionami w
pasie i zaniósł ją do domu wuja.

background image

W środku, gdy wciąż ją trzymał, Bo zdecydował że potrzebuje trochę ciepłego mleka. To mu

zawsze pomagało zasypiać kiedy był dzieckiem. A przynajmniej nie zaszkodzi. Podczas gdy Bo
umieszczał mleko w garnku do podgrzania i wyrzucił dzienniki do kominka wraz z innymi
gazetami zanim uzyskał dobre i ryczące płomienie, wciąż trzymając Blayne wokół siebie. Po prostu
nie mógł ryzykować postawieniem jej jeszcze. Nie mógł ryzykować że się zarygluje przed nim.
Zwłaszcza gdy usłyszał wiatr dochodzący z zewnątrz, kolejny sztorm uderzał.

Nalał mleka do kubka i zaniósł go z powrotem z Blayne na plecach do salonu. Kiedy już ja

posadził na kanapie, podał jej kubek, a ona go wzięła. To wtedy zdał sobie sprawę że Blayne się
trzęsie szczękając zębami. Szybko chwycił jeden z koców z kanapy i owinął go wokół jej nóg.

-Lepiej?
Skinęła głową.
-Jest tak zimno.
-Adrenalina w twoim ciele opadła. I nie masz na sobie żadnych spodni.
-Były za duże. Musiałeś być strasznym dziwadłem wielkości dziecka.
-Jak myślisz dlaczego Fabi nadal nazywa mnie Drobinką?
Wzięła łyk mleka i zmarszczyła brwi.
-Mogę dostać trochę czekolady do...
-Nie w tym życiu.
Lub co najmniej dzisiaj.
-Żadnego cukru, kofeiny. Czekolada ma oba. Wystarczy wypić to jakie jest i się zrelaksować.
Żachnęła się i Bo stał się ostrożny.
-Nie wypluwaj tego, albo...Po prostu to wypij Blayne. Teraz.
-Nie lubię zwykłego mleka.
-Mam to gdzieś. Teraz Pij.
Zrobiła to, i gdyby nie wiedział lepiej przysiągł by że dał jej do picia arszenik. Kiedy

skończyła, wziął kubek i wrócił do kuchni. Pomyślał o umyciu go tak jak zwykle robił. Ale z
jakiegoś powodu...

W czasie gdy Bo był na korytarzu, Blayne już wybiegała za drzwi. Nie poszedł za nią tym

razem, chociaż. Po prostu patrzył.

*****************

Blayne pobiegła na zewnątrz, gotowa na długą i miłą przebieżkę. Była taaak znudzona!

Nienawidziła być znudzoną. Nienawidziła być uwięziona w jednym miejscu zbyt długo.
Nienawidziła być w stanie w którym nie mogła zrobić tego co chcę i kiedy chcę. I wiedziała że
kiedy już wejdzie w swój rytm to Bo „Jestem darem Bożym dla wszechświata i hokeja” nie będzie
wstanie się do niej zbliżyć. Taka była szybka. Kombinacja prędkości dzikiego pas i wilka sprawiała
że była prawie tak szybka jak gepardy. Jedynym minusem było to że nie miała pojemności płuc
geparda, więc czasem gdy biegła za szybko przez bardzo długi odcinek, czuła się jakby jej pierś
miała eksplodować i czasem traciła przytomność, nie budząc się przez kilka dni ale o to będzie się
martwić jutro!

Teraz chciała po prostu biec i biec i biec i......
Jasna cholera! Jak zimno!
Śnieg spadł niczym jeden wielki koc, a wiatr nie mal powalił ją na ganek. Piszcząc pobiegła z

powrotem do domu i zatrzasnęła drzwi.

Bo opierał się o drzwi kuchenne, z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej z

uśmieszkiem na swojej twarzy. Wyniośle! To był jedyny sposób w jaki mogła określić wrażenie
jakie sprawiał. Wyniosłe i niegrzeczne!

-Trochę mroźno na zewnątrz?- zapytał.
-Och zamknij się!
Przeszła przez drzwi, zastanawiając się co zrobi teraz. Wtedy przypomniała sobie o

telewizorze.

Wzięła pilota do dłoni i skierowała w stronę telewizora, kiedy Bo wszedł za nią do salonu i

background image

powiedział:

-Kablówka nie działa.
-Co?- odwróciła się i tak w stronę telewizora i było tam więcej śniegu niż na zewnątrz- Co do

diabła?

-Kablówka zwykle nie działa gdy pada taki śnieg jak teraz.
-To jest ja w Ciemnych Wiekach!- krzyczała wyłączając telewizor, nie będąc wstanie patrzeć

na tą całą nie wyraźna biel, cofając swoją rękę do tyłu.

-Nie rzucaj pilotem- powiedział Bo- Możesz go złamać i wtedy Grigori straci rozum.
Warcząc z frustracji opuściła pilota na kanapę i zaczęła chodzić ponownie.
-Jestem tak cholernie znudzona!
-I co my zrobimy z twoim ogromnym znudzeniem?
-Nie wiem!
Odprężył się opierając się znowu o ścianę.
-Może byś poczytała?
-Poczytała?- chciała go tym opluć- Czy wyglądam na osobę która może usiąść i czytać przez

kilka godzin?

-Nie ma telewizora, nie ma biegania, ani czytania Mój Boże, co możemy zrobić aby pozbyć się

tej całej nadmiernej energii?

-Nie wiem!- jęknęła przygnębiona.
-Dobrze, kiedy coś już wymyślisz będę w łóżku. Oczywiście możesz do mnie dołączyć.
-Nie jestem zmęczona!
-W porządku. Więc powodzenia. Jeśli będziesz mnie do czegoś potrzebowała będę w łóżku.

Nagi.

Blayne zamarła. Nagi. Nagi Bo. I gdyby ona też była naga....
Odwróciła się ale jego już nie było.
Drań.

***************

Bo usłyszał coś za nim, ale gdy spojrzał przez ramię, zobaczył tylko pusty korytarz.

Wzruszając ramionami zaczął znowu iść naprzód i natychmiast się zatrzymał.

Blayne stanęła przed drzwiami sypialni, jedną ręką napierając na drzwi, a drugą na jej talii. Jak

zdołała go minąć....

-Tak?- zapytał.
-Więc....uh....jesteś zajęty?
-Tylko idę do łóżka. Jestem zmęczony a słońce już prawie wstało. Umysł pracuje?
Próbował przejść obok niej, ale przesunęła się w kąt blokując go.
-Jesteś bardzo zmęczony?
-Wyczerpany. Mieliśmy tę grę i byliśmy do późnej nocy w barze. Co facet jak ja może zrobić?
-Och, ojej nie wiem.- przybliżyła się do niego i owinęła ręce wokół jego klatki piersiowej-

Wszystko co zechcesz?

-I tak to już mam. Co mi zaoferujesz że sprawi że będziesz wyjątkowa?
Blayne zatkało.
-Ty nie grzeczny synu...
-To jest to o czym myślałem.
Sięgnął wokół niej, otworzył drzwi i wszedł do pokoju.
-Po prostu tak odchodzisz?
-Nie odchodzę. Idę spać. Do mojego łóżka.
-Tak, ale....
-Dobra noc Blayne.
Sięgnął za siebie i chwycił swoją koszulkę, przeciągając ją prze głowę. Gdy odsunął włosy z

oczu, Blayne stanęła przed nim, nadal nie mając na sobie żadnych spodni.

-Tak?- zapytał.

background image

-Wyłóżmy swoje karty na stół. W porządku? Nie mam zbyt dużo opcji teraz i..- wzruszyła

ramionami- zrobisz to.

-Zrobię co?
-Czy to nie jest wystarczająco dobre w tej chwili?
-Nie.- pchnął ją na bok i usiadła na łóżku zdejmując buty.
-Och daj spokój Bo. Pomóż dziewczynie.
Rzucił buty na bok i wstał.
-Mógłbym. Ale co ja mam z tego? To wydaje się jednostronne nie wydaje ci się?
-Jednostronne? Dostaniesz mnie! I jesteś cholernym szczęściarzem!
-Domyślam się.
-Domyślasz się?
Bo zdjął resztę ubrania i wyciągnął się na łóżku. Położył ręce za głowę i patrzył na nią.
-Nie możesz mi nic dać co zmieniło by moje zdanie.
-Cóż, zobaczymy jeszcze.
Na początek zabrała się za buty, ale musiała zapomnieć że ma je mocno związane z przodu,

więc kiedy Blayne próbowała wysunąć właściwy za pomocą lewej stopy, skończyła płasko
rozwalona na podłodze. Bo skulił się kiedy usłyszał uderzenie twardego drewna.

-Blayne?
-Nic mi nie jest. Po prostu zamknij się!
Usłyszał, mruczenie coś o „cholernych wiązaniach”, ale w końcu podniosła się boso.
Musiała pożyczyć od kogoś gumkę do włosów która trzymała masę jej włosów w wysoki

kucyk gdy tańczyli. Pociągnęła ją z jednej strony, ale skończyło się przeklinaniem bo jej niesforne
włosy zostały zaplątane między materiał gumki. To zajęło kolejne trzy minuty gdy Blayne starała
się je rozluźnić, od kiedy nie chciała szarpać się i ryzykować ciągnięcia czegoś co ona nalegała
nazywać „cennym warkoczem” podczas tego procesu. Kiedy w końcu to jej się udało, rzuciła
pasmo włosów na bok i potrząsnęła włosami. Rzuciła mu mały niedorzecznie seksowny uśmiech,
zanim zabrała się za koszule którą wciąż miała na sobie. Pozbyła się jej bez żadnego problemu. I
bluzy którą miała pod nią też. I koszuli termicznej. I T-shirtu ponieważ materiał termiczny
wywoływał swędzenie piersi.

Wtedy Bo śmiał się tak mocno, że piłka była po jego stronie.
-Poddaje się.- powiedziała- Te całe niewiarygodnie seksowne rzeczy są nie dla mnie. Idę spać

na kanapie.

To warknięcie pozbawiło go histerycznego śmiechu i zerwał się i dotarł do jej ramienia zanim

jeszcze dostała się do drzwi. Rzucił ją na łóżko, jej paniczny pisk sprawił że zaczął się śmiać
ponownie.

-Dlaczego wychodzisz po minięciu dziesięciu godzin które zajęły by ci się rozebranie do naga?
-Gee. Dzięki. Jak mogła bym odrzucić tę ofertę?
-Nie możesz.
-Właściwie myślę że mogę. I to zrobię.
Próbowała wstać z łóżka ale Bo trzymał ja w pasie, przyciągając ją do swojej piersi.
-Możesz ciągle uciekać Blayne. Ale ja cię i tak w końcu złapię.
-Jestem szybsza.
-Mogę wytrzymać dłużej.
-Ledwie.
-Wystarczająco.- pocałował ją w szyję, ramię.- Poza tym. Potrzebujesz pomocy z tą całą

niewykorzystana energią. Nie możesz uciekać wokół domu mojego wuja, teraz możemy?

-Mogę po ścigać mój ogon przez kilka godzin. To będzie wystarczająca praca.
-Ja będę gonić twój ogon.
Ścisnął dłoń na jej kroczu, zmuszając jej tyłek do kołysania się na w tą i z powrotem na jego

twardym kutasie.

-Po prostu postaraj się nie potknąć o własne nogi w tym czasie.

background image

*****************

Drań. Teraz zrozumiała dlaczego Marci Luntz ciągle jej powtarzała „uważaj na siebie przy

chłopcach Novikow”

Mężczyzna miał sposób na drażnienie jej, dopóki nie chciała go uderzyć jednocześnie

sprawiając że stawała się mokra i napalona w tym samym czasie. Jak to mogło być sprawiedliwe?

Jeden z palców Bo wsunął się w jej cipkę i Blayne zadyszała, kołysząc biodrami na jego ręce, a

jej ramiona sięgnęły by owinąć się wokół jego szyi. Nie udało się dotrzeć do szyi, pozostały na jego
ramionach a on odwrócił jej twarz tak aby móc ją pocałować. Jego język przesuwał się po jej
wargach i atakował jej usta. Blayne jęknęła, wbijając palce w jego ciało.

Wsunął drugi palec w nią, a drugą ręką Bo gładził jej łechtaczkę. Nie śpieszył się, wsparty na

ramieniu, żeby mógł patrzeć jak jego ręce powoli i zręcznie doprowadzały ją do końca.

Doszła, osłabiając jej ciało przez orgazm przedzierający się przez jej ciało.
Palce po opuściły ją i Blayne poszła się położyć. Wtedy chwycił jej nogi, unosząc je do góry

aż kolana spoczywały na jego ramionach.

-Hej!
Z jej łechtaczką wciąż wrażliwą po ostatnim orgazmie, Blayne skrzywiła się, gdy Bo docisnął

swoje usta do jej cipki, językiem jako pierwszym drażniąc jej łechtaczkę, potem tymi cholernymi
ustami.

Blayne zapiszczała:
-Zaczekaj!-błagała- Zaczekaj!
Niebieskie oczy zamieniające się w złote obserwowały ją. Brązowa grzywa pod bielą była już

dłuższa, sięgając mu do ramion.

-Bo!
Próbowała się odwrócić od niego ale jego uścisk na udach był potężny i bezlitosny. Jego usta

zaczęły się skręcać i obracać na jej łechtaczce i ciało Blayne drżało gdy kolejny orgazm budował
się i budował, wreszcie przechodząc przez nią. Wyginając szyję, wykrzyczała swoje uwolnienie, jej
ręce sięgnęły sufitu by się uspokoić.

Kiedy wstrząsnął nią ostatni dreszcz, leżała na łóżku i Blayne otworzyła oczy. Bo spojrzał na

nią jedną ręką głaszcząc jej policzek.

Wyciągnęła do niego oba ramiona, ale on chwycił ją za nadgarstki, chwycił je w jedną rękę i

przesunął je za głowę na materac.

-Zaczekaj....
Było już za późno. Oblizał wargi studiując jej piersi przez chwilę, następnie pochylił się i

polizał jej sutek. Jego usta owinęły się wokół niego i Bo szarpał, ssał, podczas gdy jego wolna ręka
była zajęta ponownym atakowaniem jej cipki palcami.

Blayne zbyt słaba na walkę w tym momencie, mogła tylko jęczeć i czekać na to. Czekała i to w

nią uderzyło, pędząc przez jej system. Ciężko przez to przeszła, jej ciało wijące się pod Bo a
uczucie że jej ręce były przypięte zwiększyło intensywność, dopóki nie wybuchła wokół hybrydy
która jej to zrobiła.

**************

Bo wyciągnął rękę i chwycił prezerwatywy z opakowania nie zużytych, które znalazł w szafie

wuja była to sprawa o której nie chciał dyskutować wcześniej w tym dniu.

Odwrócił Blayne na bok drżącymi dłońmi, jego ciało nie mogło już na nią czekać.
Bo zgiął jej kolana, zanim pochylił się nad nią i przycisnął swojego koguta do jej cipki. Pchnął

raz, mocno i wszedł w nią, Blayne pokazała że nie była nieprzytomna, kiedy jęknęła i chwyciła
pościel.

-Spójrz na mnie Blayne.- rozkazał jej.
Odwróciła twarz do niego, a jej brązowe oczy powoli się otworzyły. Teraz wiedział że ma jej

uwagę, on napędzany w niej, biorąc ją długimi, mocnymi pchnięciami. Ona dyszała i wiła się pod
nim, jęcząc jego imię.

Bo na początku się nie spieszył. Myśląc że mógł by pozostać w niej na zawsze i nie poddawał

background image

się długo. Ale jego ciało nie mogło znieść tej jazdy. Nie po oglądaniu jej dochodzącej kolejny raz i
kolejny. Układając dłonie płasko po obu stronach Blayne, podniósł górną część ciała nad nią i
przyśpieszył prędkość swoich uderzeń. Nie posiadał już żadnej kontroli, nie był już w stanie
złagodzić tępa ani siły z jaką to robił.

Wziął ją tak cholernie mocno chcąc zastrzec ją sobie na zawsze. Czekając na nią, aby pokazała

mu że należy do niego. Tak jak jej ciało wiedziało, skoro jej umysł nie koniecznie.

-Nie..- jęknęła- Nie mogę. Nie znowu. Nie mogę.
Ale mogła, jej cipka chwyciła jego koguta wypompowując z niego orgazm wtedy kiedy ona

doszła ponownie, jej ciało drżało pod jego.

Kiedy Bo uwolnił się w jej wnętrzu jego ciało zadrżało pozbawione mocy, ukrył twarz w

ramieniu Blayne. Aż nie poczuł smaku krwi, wtedy uświadomił sobie że są one mniejsze kiedy jest
w swojej ludzkiej postaci, ale nadal są dłuższe niż najdłuższe kły jakiegokolwiek zmiennego, w
momencie kiedy były one osadzone już w ciele Blayne.

Przez krótka, pełną nadziei sekundę, miał nadzieje że Blayne niczego nie zauważy. Ale potem

jej ciało się napięło, a ona powiedziała:

-Co tyś do jasnej cholery właśnie zrobił?

Tłumaczenie:

SiBiL.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Bestia zachowuje sie źle shelly Laurenston Rozdział 22
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 21
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 27
Bestia zachowuje sie źle Shelly Laurenston Rozdział 24
Bestia Zachowuje się Źle Shelly Laurenston Rozdział 28
Bestia zachowuje się źle rozdział 4
Bestia zachowuje się źle rozdział 3
Bestia zachowuje się źle Rozdział 7
Bestia zachowuje się źle rozdział 14
Bestia zachowuje się źle Rozdział 10
Bestia zachowuje się źle rozdział 1
Bestia zachowuje się źle Rozdział 9
Bestia zachowuje się źle rozdział 8
Bestia zachowuje się źle rozdział 11

więcej podobnych podstron