BONES Terapia


BONES

Terapia

fanfiction

Charlotte

SESJA I

- Witam państwa na naszej terapii, którą mam nadzieję zakończymy sukcesem.

- Nam nie potrzeba żadnej terapii. Nie jesteśmy czubkami - powiedział agent Seeley Booth przerywając młodemu człowiekowi.

- Właśnie - dodała Bones- ale jakimi czubkami? - zwróciła się do swojego partnera, który popatrzył na nią litościwie.

- Chodzi o wariatów, szaleńców i tym podobnych.

- Ach...

Doktor Sweets słuchał tej wymiany zdań z rosnącą ciekawością. ''Zapowiada się ciekawy przypadek'' pomyślał, po czym nie zrażony że agent mu przerwał kontynuował:

- Nazywam się doktor Lance Sweets i od tego momentu jestem państwa terapeutą. Będziemy się spotykać, by pracować nad waszymi relacjami....

- Nasze relacje są w jak najlepszej kondycji, więc nie widzę sensu w tym całym zamieszaniu. Poza tym Bones się ze mną zgodzi. A jeśli coś dla niej jest nielogiczne to mowy nie ma, by ona na to poszła. Zatem było nam miło, ale na nas już czas - powiedział Booth i wstał z kanapy. Posłał przy tym znaczące spojrzenie Temperance, by ta zrobiła to samo.

- Obawiam się, że chyba tak prosto nie będzie - odparł Słodki.

- A to dlaczego? - Booth był wyraźnie zirytowany.

- Bo nie wiem, czy mieliście okazję już to słyszeć, ale FBI zastanawia się nad rozdzieleniem waszego duetu - oznajmił terapeuta.

- Co?! - zapytali partnerzy równocześnie, a Booth aż usiadł z wrażenia.

- Dlaczego? - zapytała Temperance.

- Doktor Brennan, to nie jest pytanie do mnie tylko...

- Do szefa mojego szefa - dokończył Booth z rezygnacją.

- Dokładnie. Dziękuję agencie Booth za tak przejrzystą i klarowną pomoc - Sweets zwrócił się do Seeleya - Ja jestem po to, aby sprawdzić czy dalej możecie razem pracować. Mam sprawić by wasza współpraca była jeszcze bardziej wydajna.

- Wydajna? Będziemy przeliczać ile trupów znajdziemy na godzinę? - zapytał agent nie kryjąc irytacji - Albo czy Bones pobije rekord w najkrótszym ustaleniu przyczyny śmierci ofiary? Żałosne.

Booth nie krył swojego niezadowolenia, ta terapia była mu wyraźnie nie na rękę. Nie dość, że miał nawał pracy to jeszcze to! Zostawało coraz mniej czasu na spotkania z synem.
Bones również nie było do śmiechu. Nie lubiła psychologii, a dodatkowe godziny rozmawiania o jej emocjach wcale nie napawały jej optymizmem. ''Czy naprawdę FBI zastanawia się nad rozdzieleniem nas?'' pomyślała i spojrzała na swojego partnera. ''Nie to niemożliwe.''

- A czy jest coś, co możemy zrobić byśmy nadal mogli razem pracować? - zapytał Booth, który myślał o tym samym co Brennan.

- Musicie państwo przychodzić regularnie na terapię. Na każdych kolejnych spotkaniach będziemy poruszać ważne dla was kwestie, może jakieś sprawy które was dręczą - powiedział Sweets - Mam nadzieję, że nasza współpraca okaże się owocna.
Na chwilę w gabinecie zapadła cisza podczas, której Booth intensywnie przyglądał się terapeucie.

- Czemu pan tak na mnie patrzy?

- Zastanawiam się ile masz lat. Jesteś pełnoletni? - zapytał podstępnie agent.

- Oczywiście, że... - lecz tym razem Bones nie pozwoliła mu dokończyć:

- Masz doktorat czy tylko tak się tytułujesz przez wzgląd na swój zawód?

- Tylko mów prawdę, bo jak nie to Bones pokaże na co ją stać. Jedno podanie ręki i TRACH!

- Booth klasnął w dłonie dla zwiększenia efektu - I nadgarstek złamany. Wiem co mówię, widziałem na własne oczy - powiedział agent i spojrzał na Tempe, która się uśmiechnęła. Booth też się uśmiechnął co nie uszło uwadze terapeuty.

- Dobrze więc. Żeby było jasne, mam 22 lata i doktorat z psychologii.

''Acha, rozpoczyna się pasjonująca wędrówka po meandrach jego edukacji'' pomyślał Booth i powiedział:

- OK. OK, już wiemy. Ale nie obraź się, bo na naukowca to Ty nie wyglądasz. Co nie Bones?

- No wiesz, młody wiek nie musi świadczyć o braku kompetencji.

- Bones! Co Ty robisz?! - przerwał jej Seeley, a ona spojrzała na niego - Miałaś mnie poprzeć, jak prawdziwa partnerka...

- Wywieranie presji na drugiej osobie - mruknął Sweets pod nosem i coś zanotował.

- Słucham? Kto tu wywiera presję - odparł Booth - Trzeba było ją widzieć nad kośćmi. Tam to dopiero jest ciśnienie. Te nazwy, jakaś łacina, mówią o jakimś tlenku czegoś co okazuje się rdzą. Paranoja.

- Ty to nazywasz paranoją?! A kto nosi kolorowe skarpetki jako tak zwany ''wentyl bezpieczeństwa'' - odgryzła się Tempe.

- O przepraszam, skarpetki są bardzo oryginalne...

- A krawaty? Nie wspomnę już o ekstrawaganckich sprzączkach do pasków, które przyciągają wzrok do krocza...

- Nie noszę ich w tym celu. Bones, patrzysz na moje krocze?!

- Booth!

- Sama się do tego przyznałaś. - powiedział agent.

- Nie przyznałam się tylko stwierdziłam fakt, a to zasadnicza różnica - przerwała mu Brennan.

Partnerzy zupełnie zapomnieli, że ich rozmowie przysłuchuje się jeszcze doktor Sweets.
''To nie będzie ciekawy przypadek. To będzie extremalnie ciekawy przypadek'' pomyślał doktor i z zadowoleniem napisał coś w notesie.

SESJA II

Booth bębnił palcami o blat stolika do kawy, który znajdował się przed kanapą, na której siedzieli partnerzy.

- Czy coś pana denerwuje? Wydaj się pan niespokojny - powiedział Sweets - Może chciałby się pan podzielić z nami swoimi problemami?

- Ja nie mam problemów - odparł agent i przestał uderzać palcami. Oparł się o oparcie i popatrzył na doktora, który dzielnie wytrzymał jego spojrzenie.

- Tak pan uważa? A pani, doktor Brennan, co o tym myśli?

- O jego problemach? Jego jedynym problemem jest właśnie brak problemów - odparła.

- Cóż za trafna interpretacja Bones, naprawdę - powiedział sarkastycznie Seeley.

Sweets popatrzył na nich. Albo byli tak złośliwi bo chcieli go wystraszyć, albo takie uszczypliwości były dla nich czymś normalnym. Okazało się tym drugim, gdyż już po chwili dwójka osób siedzących na przeciwko Słodkiego śmiała się serdecznie. Słodki nie mógł zaprzeczyć, że oboje bardzo lubią swoje towarzystwo.

- Mógłbym poznać przyczynę tak nagłej zmiany nastroju? - zapytał Słodki, a partnerzy spojrzeli na siebie, a potem na terapeutę.

- No nie wiem czy jesteś wystarczająco dorosły. Niektóre sprawy nie są przeznaczone dla dwunastolatków. - odparł Booth, a Sweets puścił tą uwagę mimo uszu.

- Skoro tak pan twierdzi agencie Booth, to może przejdziemy do meritum naszego dzisiejszego spotkania.

- To znaczy? - zapytał agent.

- Do sedna sprawy - powiedziała Brennan - Meritum to...

- Jezu! Bones, wiem co to jest meritum. Nie mam co prawda tylu doktoratów co Ty, ale proszę Cię.

- Dobra, nie musisz się tak wyburzać - odpowiedziała antropolog.

- Wzburzać, nie wyburzać - poprawił ją Booth, na którego twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Jak zwykle zresztą, kiedy jego partnerka popełniła jakąś gafę - Chciałem się tylko dowiedzieć o czym będziemy dzisiaj rozmawiać. Hej Bones, gniewasz się? - odwrócił jej głowę w swoją stronę. Popatrzyli na siebie. Nie musieli nic mówić.

A Sweets w tym czasie jak szalony robił kolejne notatki.

- Ekhm... - chrząknął po chwili, na co Bones i Booth oderwali swój wzrok od siebie i skierowali go na terapeutę - Nie chciałbym przerywać, ale... Czas chyba zacząć. Zatem. Czemu nazywa pan doktor Brennan '' Bones ''? - zwrócił się do Bootha a ten popatrzył na doktora jakby widział go pierwszy raz w życiu.

- Słucham? A co to za pytanie? I jaki to ma związek z naszymi relacjami? - zapytał zdziwiony Seeley.

- Otóż, bardzo duży agencie Booth. To jak się do siebie zwracacie wpływa na wasze stosunki. Zwrotu za pomocą, którego zwracacie się do partnera może podwyższać lub obniżać jego samoocenę. Czy to jest jasne? - zapytał Sweets kończąc swój wywód, na co odpowiedziało mu parokrotne mrugnięcie Bootha.

- Rozumiesz coś z tego Bones? - zwrócił się do swojej partnerki.

- Wiesz, że nie znoszę psychologii - odparła - Ale może już zacznijmy, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia w Instytucie.

- A ja w biurze FBI. Zatem zacznijmy i będziemy mieć to z głowy.

- Usiłuję to zrobić już od jakiś dziesięciu minut. Ale dobrze, ponawiam więc pytanie agencie Booth. Dlaczego zwraca się pan do swojej partnerki per '' Bones '' - zapytał Słodki i skierował swój wzrok na agenta.

- Bo pracuje z kośćmi. Czy to tak trudno zrozumieć? A poza tym to taka ksywka. Mówię '' Bones '' i każdy wie o kogo chodzi. Prawda? - Booth zwrócił się do Tempe.

- To prawda. Choć przyznam, że na początku nie bardzo mi się to podobało - odparła Brennan.

- Ale teraz Ci się podoba? - agent zrobił minę niewiniątka.

- Przyzwyczaiłam się - odpowiedziała i pomyślała ''Cholera. On znów to robi. Ten jego wzrok. Brennan, myśl logicznie!''

- Rozumiem. A czemu nie próbował pan się zwracać do swojej partnerki po imieniu lub tytułować ją zgodnie z jej wiedzą - Sweets popatrzył wyczekująco na Bootha

- To chyba jasne. Bones każdemu kto nazywa ją Temperance, mówi by zwracał się do niej Tempe. Rozumiesz? - Słodki pokiwał głową, a agent dalej kontynuował - To zbyt personalne, bym się tak do niej zwracał na miejscu zbrodni. No a gdybym używał zwrotu ''doktor Brennan'' za każdym razem kiedy ją wołam, no to nie wiem. A zresztą Bones jest moją przyjaciółką, a przyjaciele nie zwracają się do siebie przez tytuły naukowe. O matko Sweets! Powiedziałem już wszystko na ten temat, więc na litość boską nie patrz już tak na mnie.
Terapeuta tylko znowu coś zanotował, po czym zwrócił się do Bones:

- A pani jak zwraca się do swojego partnera?

- Booth.

- Tak po prostu?

- Tak. A jak miałabym się do niego zwracać? - zapytała Tempe.

- Nie nadała mu pani żadnego przezwiska? Czegoś co odzwierciedlałoby jego charakter?

Bones pomyślała przez chwilę ''Coś co odzwierciedlałoby charakter. Hmm...'' Uśmiechnęła się.

- Co panią rozbawiło? - zapytał Sweets, a Booth mu zawtórował:

- Właśnie Bones, co Cię tak bawi?

- Mnie nic. Tylko przypomniałam sobie jak pewnego razu nazwała Cię Angela - Booth i Słodki cały czas się jej przyglądali - ''Pan Czarujący Uśmiech'' - powiedziała w końcu, a Booth zaprezentował o co chodzi.

- Zgadza się pani z tą opinią, doktor Brennan? - drążył temat Sweets.

- Z czym?

- Z czarującym uśmiechem pani partnera.

- Bones powiedz doktorkowi, że wprost nie możesz się oprzeć temu zniewalającemu uśmiechowi i będzie po sprawie - powiedział Booth.

- Nie robi on na mnie wrażenia. Już się przyzwyczaiłam - odparła Brennan i znacząco spojrzała na Bootha. ''Kogo ja oszukuję? Kidy się uśmiecha to nie mogę się na niczym skupić'' dodała w myślach.

- No wiesz co? - Booth był wyraźnie zawiedziony.

- Powiedziałam, że się przyzwyczaiłam. Co wcale nie oznacza, że wcześniej mi się nie podobał. - ''No to ładnie Brennan, rzuć mu się jeszcze na szyję. Sweets będzie miał o czym pisać''
Na dźwięk jej słów na twarzy Bootha znów pojawił się uśmiech ''A więc jednak ją powala. Yeah....''
Sweets przysłuchiwał się tej wymianie zdań z nieukrywaną ciekawością. Trwałoby to zapewne jeszcze dłużej, gdyby nie dźwięk telefonu, który rozbrzmiał w gabinecie.

- Prosiłem, by wyłączyć telefony komórkowe - powiedział terapeuta.

- Niestety wykonujemy zbyt poważną pracę, by sobie na to pozwolić - odparł agent i wyjął Motorolę z kieszeni marynarki - Booth. Tak. Jesteśmy razem. Gdzie? Dobrze, zaraz będziemy - rozłączył się spojrzał na Sweetsa - Przykro nam, ale służba wzywa. Chodź Bones, znaleziono nowe szczątki - agent wstał z kanapy i ruszył do wyjścia, to samo zrobiła Temperance.

- Ale jeszcze nie skończyliśmy. - zaczął Słodki.

- Niestety, odbijesz to sobie następnym razem. Do zobaczenia w nie najbliższej przyszłości - odparł Booth i zamknął za sobą drzwi.

- A żebyś wiedział agencie Booth, że sobie odbiję - powiedział sam do siebie terapeuta i zamknął notatnik.

SESJA III

Booth i Brennan siedzieli w milczeniu na kanapie. Co jakiś czas zerkali tylko a to na Sweetsa, który przypatrywał im się ze spokojem na twarzy, a to na leżące przed nimi, na stoliku czyste białe kartki i kredki.

''Zapomniał sprzątnąć zabawki?'' pomyślał agent i poprawił mankiety białej koszuli. Brennan także nie wiedziała o co chodzi.

- Co to jest? - zapytała w końcu, gdyż nie zamierzała dłużej czekać na samoistny rozwój wypadków.

- Chodzi pani o przedmioty leżące na stoliku? - zapytał Słodki i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
Bones przytaknęła i spojrzała na Bootha. Jego mina zdradzała wszystko - ''Co się dziwisz, przecież nasz doktorek to świr!''

- Kupiłeś sobie kredki i chciałeś się pochwalić? - zapytał Seeley - Jeżeli tak, to bardzo ładne te Twoje zabawki. Ale może teraz zaczniesz już swoją gadkę, my posłuchamy i sobie pójdziemy. Mamy śledztwo w toku.

- Agencie Booth, rozumiem że nie przepada pan za osobami młodszymi od siebie i na dodatek mądrzejszymi.
- Słucham? Nieee... Teraz to przesadziłeś. Czy myślisz, że gdyby tak było w rzeczywistości to cały czas współpracowałbym z Bones!

Temperance uśmiechnęła się ''A więc jednak uważa, że jestem od niego mądrzejsza. Ma racje - jestem!'' pomyślała, a tymczasem jej partner dalej kontynuował:

- Oczywiście chodzi mi tu o sprawy naukowe, bo wątpię czy Bones potrafiłaby włączyć odtwarzacz DVD.

- Słucham?! - ''Doigrałeś się Booth'' - Co to miało znaczyć? Uważasz, że nie potrafiłabym włączyć DVD? Żałosne.

- Nigdy nie widziałem Ciebie podczas tej prozaicznej czynności...

- Więc nie wysuwaj pochopnych wniosków - powiedziała Tempe.
- Ekhm... przepraszam, ale chyba najwyższy czas powrócić do naszego głównego problemu - przerwał ich kłótnię Sweets.

- No to wróćmy już. Dobra? - odparł kpiąco Seeley i poluźnił węzeł przy krawacie. Coraz mniej mu się to wszytko podobało. To całe gadanie o uczuciach wcale nie było mu potrzebne. Dobrze wiedział co czuje, a co najważniejsze do kogo.

- Wspaniale. Odpowiadając na pani wcześniejsze pytanie doktor Brennan, przed państwem leżą kartki i kredki... - ''Przeliteruj jeszcze'' pomyślał Booth - ...będą one dzisiaj głównym narzędziem pracy.

Partnerzy posłali sobie znaczące spojrzenie. ''Doktorek zwariował'' pomyśleli oboje.

- A co niby konkretnie mielibyśmy z TYM robić? - zapytał agent siląc się na uprzejmość w głosie.

- Zaraz się państwo przekonają. Proszę zatem niech każde z was weźmie po kartce. Śmiało, proszę się nie krępować - zachęcił Sweets, a Booth i Brennan sięgnęli po kartki - A teraz proszę narysować.

- Ja nie mam talentu plastycznego - przerwała mu Bones.

- Ja też. A zresztą za jakie grzechy mamy coś rysować? - dodał agent.

- Powiedział pan ostatni, że będę mógł sobie ''odbić'' wasze wcześniejsze wyjście.

- Zemsta! Acha! Jako psycho...

- Agencie Booth jako psycholog to chyba ja wiem lepiej o co chodzi - Słodki popatrzył na Bootha który tylko zamrugał z niedowierzania ''Cudownie, dzieciak wchodzi w okres buntu!'' pomyślał.
- A co do państwa talentu. To ma być rysunek poglądowy, więc nie oczekuję od was arcydzieł na miarę ''Mona Lisy'' Leonarda da Vinci - powiedział niezrażony ich brakiem chęci do współpracy terapeuta.

- OK. Skoro tak twierdzisz. No to co mamy narysować? Swoje autoportrety? - Seeley nawet nie starał się ukryć swojego sceptycyzmu.

- Nie, agencie Booth. Chcę byście narysowali na kartkach to o czym teraz myślicie, dowolne skojarzenia.
Odpowiedział mu wzrok partnerów, którzy patrzyli na niego jak na niespełna rozumu.

- Wszystko? - zapytała Tempe - O czym myślimy?

- Dokładnie doktor Brennan. Proszę, mają na to państwo dziesięć minut.

Booth i Bones nadal siedzieli niewzruszeni i patrzyli na Słodkiego.

- Już dziewięć minut - powiedział Sweets.

- Możesz być cicho?! - powiedział nagle Booth - Zastanawiam się co mam narysować, a Twoja paplanina mi tego nie ułatwia.

- Dobrze to ja już się nie odzywam, ale radzę się zabrać do pracy...
Booth posłał mu mordercze spojrzenie.

''Co mi chodzi po głowie? Hmmm....'' myślał Booth nerwowo stukając kredką w kartkę. ''Przecież nie narysuję Bones. Ach! Już wiem!'' agent doznał nagłego olśnienia i zaczął coś skrobać na białej kartce.

Temperance nadal nie wiedziała co ma namalować. Spojrzała na partnera, który zawzięcie kreślił jakieś linie na papierze. ''Co On tam rysuje?'' - pomyślała ''Pewnie swój samochód''. Jej nic nie przychodziło do głowy, a Sweets jej nie pomagał obdarzając ją przenikliwym spojrzeniem. ''Dobra Brennan, skup się i pokaż na co Cię stać'' pouczyła samą siebie i uśmiechnęła się. Po czym nachyliła się nad białą jeszcze kartką papieru.

Parę minut później

Doktor Sweets przyglądał się przez ten czas partnerom z nieukrywaną ciekawością. Oboje zawzięcie coś rysowali. Mógł uznać to za sukces, gdyż przygotowując się do tego spotkania wątpił, czy zgodzą się na ten eksperyment. A jednak. Jego pacjenci potrafili czasem zaskoczyć.

- Czas minął - oznajmił w końcu - Złóżcie kartki na pół i proszę mi je oddać.

- To nie dowiem się co narysowała Bones? - zapytał Booth oddając swój obrazek Słodkiemu.

- A do czego Ci ta wiedza Booth? - odparła Brennan.

- Po prostu jestem ciekaw.

- Dowiecie się państwo wszystkiego, ale na następnej sesji. Najpierw ja przeanalizuję wasze prace - powiedział terapeuta.

- Chyba, że tak - odparł agent i spojrzał na Bones.

- Nie patrz tak na mnie. I tak Ci nie powiem co narysowałam.

- Wcale tego nie oczekuję.

- Akurat - prychnęła Bones - Doktorze, czy możemy już wyjść? Chciałabym jeszcze wrócić do Instytutu.

- Sądzę, że tak.

Na te słowa Booth i Bones poderwali się z kanapy i ruszyli do drzwi.

- Ale najpierw chciałbym poprosić o państwa numery telefonów - Sweets zwrócił się do partnerów, którzy odwrócili się w jego stronę.

- A po kiego grzyba potrzebny Ci jest mój numer telefonu? - zapytał Seeley.

- Aby mieć lepszą łączność. Pytam o to z grzeczności, bo równie dobrze mógłbym dostać wasze numery od FBI. Ale uznałem, że kultura wymaga bym zapytał.

- To niech kultura teraz pójdzie po nie do FBI. Ja nie zamierzam ułatwiać Ci tego zadania - Booth odwrócił się na pięcie i otworzył drzwi - Chodź Bones.

- Booth? - zwróciła się do niego antropolog.

- Tak?

- O co chodziło z tym grzybem?

Agent przewrócił oczami o powiedział:

- Wyjaśnię Ci to w samochodzie.

Partnerzy wyszli, a Sweets popatrzył na ich rysunki.

- No, no... - zacmokał zadowolony

SESJA IV

- Booth możesz się uspokoić?

- Jestem spokojny.

- Jakoś nie widzę.

- A co Ci przeszkadza.

Brennan nie odpowiedziała tylko skrzyżowała ręce na piersi, a agent dalej kiwał się do przodu i do tyłu.

- Na miłość boską! Masz chorobę sierocą? - Bones nie wytrzymała.

- Ja...

- Przepraszam, że musieliście państwo na mnie czekać. Ale cóż, takie uroki współpracy z FBI

- do gabinetu wszedł Sweets i niezrażony swoim spóźnieniem jak gdyby nic się nie stało, spokojnie usiadł na swoim fotelu - Możemy zaczynać?

- Nareszcie - mruknął Booth i oparł się o oparcie kanapy, na co Tempe wymownie pokręciła głową.

- Rozumiem, że bardzo się pan za mną stęsknił agencie Booth, ale no cóż.

- Daruj sobie, dobrze. Mamy ważniejsze sprawy na głowie - odparł Seeley.

Doktor nie odpowiedział. Wstał i podszedł do biurka, z którego wyjął białą teczkę.

- Tu są wasze rysunki - powiedział i z powrotem usiadł na swoim miejscu.

- Już znasz nasze pragnienia? - zapytał sarkastycznie Booth, na co Słodki tylko się uśmiechnął.
- Owszem. No to zaczynamy.... Może od pani, doktor Brennan - Sweets zwrócił się do Tempe, która poważnie powątpiewała w prawdziwość teorii, jakie mógł wysnuć terapeuta na podstawie jej rysunku.

- Skoro tak, proszę - odpowiedziała, a Słodki wyciągnął z teczki rysunek i pokazał go partnerom.

- No nie, Bones! A Tobie tylko praca w głowie - zaśmiał się agent, na co Temperance posłała mu spojrzenie, które mogło by zamrozić nawet lawę z wulkanu. ''Ciekawe co Ty narysowałeś''.

Obrazek Brennan przedstawiał kość.

- Czy mogłaby pani powiedzieć czemu narysowała pani ten przedmiot? - zapytał Sweets.

- To chyba logiczne. Jestem antropologiem i moja praca polega na badaniu kości. Cały czas rozwiązuje sprawy, ustalam przyczynę śmierci ofiary, więc to chyba zrozumiałe że myślę o szczątkach - odpowiedziała Bones i spojrzała na swojego partnera, który nie krył rozbawienia.

- Rozumiem. Czyli uważa pani, że ta kość ma związek z pracą?

- Tak. Tak uważam - odparła Brennan.

- No dobrze. Teraz kolej na pana, agencie Booth - Słodki zwrócił się do Seeleya - Oto i pana arcydzieło.

Doktor wyjął drugą kartkę papieru i pokazał zgromadzonym.

''Wiedziałam'' pomyślała Bones i powiedziała:

- A Ty nie myślisz o niczym innym tylko o samochodach?
- Przepraszam bardzo, ale samochody to nie jest to czym zajmuję się na co dzień - odparł Booth.

- Mężczyźni - westchnęła Bones.

- No co?! Sweets pozwalasz jej na to? Ona teraz burzy mój system wartości. A poza tym Ty też jesteś. - Booth popatrzył na terapeutę z powątpieniem - ....no też jesteś facetem. Co prawda może nie samcem alfa jak ja, ale...

- O! Co ja słyszę? Zna pan takie pojęcia jak ''samiec alfa''? No proszę, może nie jest tak źle jak myślałem.

- Źle? Cudownie! Nie dość, że przychodzę tu z Bones pod przymusem, to jeszcze dowiaduję się że jesteśmy beznadziejnym przypadkiem.

- On zwrócił się tak do Ciebie - przerwała mu Temperance.

Booth wzniósł oczy wymownie ku górze:

- Panie, za jakie grzechy. - ''Przecież chodzę do kościoła'' dodał w myślach - No dobra Sweets. Opisuj już te obrazki i miejmy to już za sobą. A i jeszcze jedno, co do pojęć Antiopo coś tam, to gdybyś Ty popracował z Bones też byś znał takie słówka.
Brennan uśmiechnęła się. ''Skoro pamięta takie rzeczy to znaczy, że mnie słucha''.

- Dziękuję za wyjaśnienie - powiedział Słodki - A teraz może naprawdę wrócimy już do tych rysunków. Ostrzegam, że możecie być państwo zaszokowani ich interpretacją.

- Sweets, po paroletniej współpracy z Bones już mnie nic nie zaszokuje - przerwał terapeucie agent i spojrzał na swoją partnerkę.

- Wzajemnie Booth - odgryzła się antropolog.

Sweets tylko pokręcił parę razy głową. ''Czy Oni nie dadzą mi dojść do słowa?'' pomyślał. W końcu partnerzy zamilkli, kiedy zauważyli że od dłuższego czasu Słodki nic nie powiedział, tylko im się przyglądał.

- Czy coś się stało? - zapytał Booth siląc się na niewinność.

''Tak, wy się staliście!'' chciał odpowiedzieć Słodki, lecz zamiast tego obdarzył partnerów pobłażliwym spojrzeniem i powiedział:

- Czy mógłbym już zacząć?

- Proszę - odparła Bones i zarówno ona jak i jej partner wygodniej rozsiedli się na kanapie przeczuwając, że pogadanka doktorka może trochę potrwać.

- Dziękuję. Zacznę od interpretacji rysunku doktor Brennan, ale proszę już nie przerywać - dodał widząc, że Bones chce już coś powiedzieć - Narysował pani kość, twierdząc że ma to związek z pracą. Niestety muszę panią rozczarować. Ten obrazek ma niewiele wspólnego z pracą.

- Jak to? - Tempe nie mogła się powstrzymać, by nie zadać tego pytania.

- Kość na pani rysunku wyraża niepokój i obawę. Boi się pani straty, utraty przyjaciela, kogoś bliskiego.
Brennan słuchała tego w skupieniu. Narysowała kość, bo myślał że tak będzie najbezpieczniej, że nie pokarze w ten sposób swoich uczuć, emocji. Wyszło jednak odwrotnie. Wszystko co powiedział Sweets się zgadzało. Od zawsze obawiała się utraty osób, które kochała. A teraz kiedy wreszcie znalazła osobę, której ufała, która zawsze była przy niej kiedy ona tego potrzebowała, osobę która znaczyła dla niej więcej niż przyjaciel.

Temperance obawiała się, że może stracić Bootha.

- I to wszystko można powiedzieć na podstawie jednej, lichej kosteczki? - zapytał zaskoczony agent, a Sweets przytaknął - Nieźle. Ciekaw jestem co wymyśliłeś na mój temat.
- Już spieszę, by udzielić odpowiedzi na to pytanie - powiedział Słodki, który zaczynał ironizować ze swoim podopiecznym - Pan rysunek przedstawia samochód. Przyznam, że analiza w tym wypadku była trudniejsza, gdyż samochód w ujęciu psychologicznym może mieć wiele interpretacji. Może oznaczać samodzielność i wolność.

- To by się zgadzało. Jestem wolnym i stuprocentowo samodzielnym mężczyzną - przerwał doktorkowi Booth i dumnie się wyprężył.

- Ale z drugiej strony - ciągnął dalej Słodki - samochód może oznaczać jakieś przedsięwzięcie, które według pańskiego mniemania może skończyć się porażką.
Seeley nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. ''Cholera, dobry jest!'' pomyślał o terapeucie, ale zaraz potem przemknęło mu przez myśl, że już nigdy nie zgodzi się na takie zabawy. Skoro tyle można wyczytać z rysunku to co dopiero z zachowania. Agent zerknął na Bones, ale szybko się opamiętał. ''Czy to znaczy, że nie powinienem wyznać Bones co czuję?'' Jego myśli przerwał Sweets.

- Oczywiście nie twierdzę, że to co pan planuje okaże się porażką. To wszystko będzie zależało od pana - Sweets uśmiechnął się do partnerów, którzy popatrzyli na niego z niedowierzaniem.

''Nie znoszę psychologii'' pomyśleli w tym samym momencie i spojrzeli na siebie.

- No dobrze. Chyba starczy na dziś. Przemyślcie państwo, to co powiedziałem. Acha i następne spotkanie chciałbym przeprowadzić w miejscu, w którym czujecie się komfortowo...

- Samochód - powiedział Booth, a w tym samym czasie Bones powiedziała:

- Instytut.

- Ale miejsce komfortowe dla was obojga - uśmiechnął się terapeuta.

Bones i Booth wymienili znaczące spojrzenia i razem powiedzieli:

- Royal Dinner.

- To taka knajpka, na pewno wiesz gdzie jest - dodał Seeley.

- Tak, wiem. W takim razie do zobaczenia. Powiadomię was telefonicznie o spotkaniu. Niech pan tak na mnie nie patrzy agencie Booth. Zdobyłem wasze numery - odparł tryumfalnie Sweets i gestem pokazał że mogą opuścić już jego gabinet.

- A podobno bazy FBI są najlepiej strzeżone - powiedziała Temperance do partnera.

- Nie zaczynaj.

- Ale...

- Żadnego ale. Do samochodu - Booth wyraził stanowcze polecenie i oboje wyszli z gabinetu.

SESJA V

- Na pewno nie chcesz spróbować? - Booth nabrał na widelec kawałek ciasta i podsunął swojej partnerce pod nos. Znajdowali się w Royal Dinner i czekali na swojego terapeutę.

- Booth, potrafię sama jeść - odparła Bones - I dziękuję, ale zadowolę się sałatką.

- Ty i te Twoje sałatki - powiedział agent i wziął kęs szarlotki - Nie możesz jeść normalnie?

- A czy sałatka to nie jest normalne jedzenie?

- Nie, to jest jakaś zielenina. Żarcie dla królików...

- Masz okruszek ciasta na twarzy - przerwała mu Temperance.

- Tak? Gdzie? - agent zaczął strząsać pozostałość ciasta, jednak czynił to bezskutecznie. W końcu Bones postanowiła się nad nim zlitować.

- Tu - wyciągnęła rękę i delikatnie strąciła dłonią okruszek z twarzy Bootha. Jej smukłe palce dotknęły jego policzka elektryzując go. Ten niewinny gest znaczył dla obojga znacznie więcej. Tę jakże intymną chwilę przerwał Sweets, który nagle pojawił się przy ich stoliku. Przyszedł parę minut wcześniej i obserwował swoich podopiecznych. Jednak dopiero teraz postanowił się ujawnić.

- Dzień dobry - powiedział wesoło, na co Bones szybko zabrała rękę z twarzy Bootha i oboje speszeni jakby doktor przyłapał ich na czymś zabronionym spuścili wzrok - Gdzie mógłbym usiąść?

- Może na moim miejscu - Booth wstał i okrążył stolik, by usiąść obok Brennan, która przesunęła się robiąc mu miejsce.

''I znów potrzeba kontaktu'' zanotował w myślach Słodki, ale usiadł na miejscu, które jeszcze przed chwilą zajmował agent.

- Chcesz kawę? - zapytał Seeley, który chyba chciał by doktor szybko zapomniał o tym co widział.

- Chętnie - odparł Słodki - Mam nadzieję, że nie musieliście długo czekać - zwrócił się do Bones, kiedy Booth poszedł po kawę.

- Nie. Zresztą i tak przyszliśmy tu wcześniej na lunch - odpowiedziała Brennan.
- Rozumiem. Dziękuję - Booth postawił przed terapeutą kubek z kawą i ponownie zajął miejsce obok Bones - Myślę zatem, że możemy już zacząć. Cieszycie się, że dzisiejsza sesja ma miejsce poza gabinetem?

- Jeżeli Cię to uszczęśliwi, to odnosząc się do moich przeżyć, czuję się tu swobodniej - powiedział agent.

- I oto mi chodziło - uśmiechnął się Sweets - Chciałem dzisiaj poruszyć problem ze sfery uczuciowej.
Bones i Booth popatrzyli na niego z niedowierzaniem. ''Sfera uczuć?'' pomyślała Tempe ''To absurdalne''. Myśli jej partnera nie różniły się znacznie ''Pięknie. Nie ma to jak prawdziwy samiec alfa. Boże co ja z tym samcem, prawdziwy mężczyzna gadający o uczuciach''.

- A ta sfera uczuciowa to konkretnie czego ma dotyczyć? - zapytała Bones.

- Uczuć. Emocji. Pasji. Namiętności...

- Whoa, Whoa! Sweets spokojnie - zastopował doktora agent, gdyż ten najwyraźniej poddał się chwili.

- Przepraszam - poprawił się terapeuta - Ale to fascynujące odkrywać zakamarki ludzkiej duszy.

- Dusza nie ma zakamarków. Osobiście powątpiewam również w istnienie duszy - przerwała mu Brennan - ta cała religia to wymysł dla ludzi, by...

- Bones, ale przecież z antropologicznego punktu widzenia ludzie od zawsze w coś wierzyli - przerwał jej Booth posyłając przy tym swój najpiękniejszy uśmiech. Brennan spojrzała na niego.
- To moja kwestia - powiedziała w końcu, a Seeley pokiwał głową z uznaniem ''No proszę, Bones wychodzi na ludzi'' pomyślał i uśmiechnął się, co znowu zaskoczyło jego partnerkę, która była przekonana że jej słowa skutecznie powstrzymały Bootha od żarcików - I z czego się tak cieszysz?

- Z Ciebie - odparł agent i skierował swój wzrok na terapeutę. Bones jeszcze przez jakiś czas przyglądała się profilowi Seeleya natomiast Sweets jak zwykle zastanawiał się, czy tych dwoje łączy tylko praca. I nie miał tu na myśli wcale podobieństwa mentalnego - o to był spokojny, chodziło raczej o kontakt fizyczny.

- Czy w państwa najbliższym otoczeniu mają państwo osoby, do których możecie się zwrócić po radę, pomoc. Chciałbym, by wasze odpowiedzi były szczere - Sweets postanowił zacząć sesję terapeutyczną.

- Tu chyba nie będzie problemu. Taką osobą jest Bones - wykrztusił z siebie Seeley, jednak nie spojrzał przy tym na Tempe, która kiedy usłyszała słowa Bootha poczuła ulgę. Sama nie wiedziała czemu. Czy tak bardzo zależało jej na tym co myśli jej partner? Przecież tak naprawdę nic między nimi nie było, nic się nie wydarzyło. A jednak kiedy Booth był w pobliżu ona była inna, szczęśliwsza. Ostatnio coraz częściej o nim myślała, ale już nie jak o przyjacielu czy partnerze. Z zamyślenia wyrwał ją głos Słodkiego, który poprosił Bootha o uzasadnienie swojego wyboru. Agent po chwili odpowiedział:

- Hmmm. Bones jest moją partnerką. Mam do niej stuprocentowe zaufanie. Mimo tego, że czasami wyskakuje z tymi swoimi tekstami. - uśmiechnął się - Wiem, że potrafi mnie wysłuchać kiedy tego potrzebuję. W zasadzie wystarczy tylko jej obecność bym, bym poczuł się lepiej - dodał po chwili zawahania, zastanawiając się czy wyrazić to na głos. Jego wzrok nadal był jednak utkwiony w blacie stolika.

Sweets był pod wrażeniem otwartości agenta. Nie przypuszczał, że będzie on skłonny do tak osobistego wręcz wyznania.

- Dziękuję agencie Booth.

Seeley spojrzał w końcu na Temperance, która dłubała widelcem w resztkach sałatki.

- Doktor Brennan. Doktor Brennan

- Słucham? Przeprasza, mówiłeś coś Sweets? - zapytała po chwili antropolog.

- Chciałem, aby teraz pani podzieliła się z nami swoimi odczuciami - powiedział Słodki.

''Ja? No i co ja mam powiedzieć?'' pomyślała Brennan i spojrzała w czekoladowe oczy Bootha ''Przepadłam''.
Wyczekujący wzrok Sweets'a zmusił w końcu Bones, by ta rozpoczęła swoje wystąpienie na temat swoich uczuć. Niepewnie zaczęła:
- Zawsze byłam sama i nie potrzebowałam osoby na której mogłabym polegać. Zawsze starałam się być samodzielna, tak bym nie potrzebowała nikogo, bym mogła sama o siebie zadbać. Przywykłam do tego, lecz..... - przerwała zastanawiając się czy dobrze robi mówiąc o tym, stwierdziła jednak że nie może tego dłużej dusić w sobie - ....lecz nie przeczę, że czasami czuję już ciężar samotności... - to były najbardziej osobiste słowa jakie wypowiedziała do tej pory na sesjach terapeutycznych - ...oczywiście jest Angela, która zawsze mnie wysłucha, pomoże. Nie zmienia to jednak faktu, że... - znów przerwała próbując dobrać odpowiednie słowa, nie chciała by Sweets pomyślał, że Booth znaczy dla niej więcej niż przyjaciel - ...że osobą, na której zawsze mogę polegać, mogę zadzwonić do niej o każdej porze dnia i nocy i mogę być pewna, że ta osoba zaraz przyjedzie jest Seeley. Zawsze był przy mnie kiedy potrzebowałam wsparcia, przyjaciela lub po prostu dobrego słowa. On po prostu był i mam cichą nadzieję, że nadal tak będzie.
''O w mordę! Jestem genialny, terapia skutkuje!'' pomyślał Słodki. Jego podopieczni wreszcie zaczęli mówić o swoich uczuciach i co najważniejsze nie starali się zaprzeczać samym sobie.
Booth natomiast nie mógł uwierzyć w to co przed chwilą usłyszał. Był jednak szczęśliwy. Bones mu ufała i pomimo wielu drobiazgowych kłótni cieszyła się z jego obecności. Seeley poszukał pod stolikiem dłoni swojej partnerki i lekko ją uścisnął. Spojrzeli sobie w oczy. Ten drobny gest wyrażał więcej niż tysiąc słów. Po chwili jednak zdali sobie sprawę, że nie są tutaj sami. Doktor tylko im się przyglądał, ale już zdołał wysnuć następne wnioski.

- No dobra Sweets. Powiedzieliśmy co czujemy. Czy coś jeszcze? - agent postanowił przerwać milczenie.

- Zastanawiam się, czy w waszym otoczeniu jest para. - odparł.

- Para? W sensie para że para czy para osób? - dociekał Booth.

- Para: mężczyzna i kobieta w związku. Czy mam tłumaczyć dalej? - odpowiedział Sweets.

- Nie trzeba - mruknął agent.

- Jest - przerwała im Bones - Angela i Hodgins. Ale co Oni mają wspólnego z nami? To znaczy z naszymi relacjami? - poprawiła się.

- Proszę mi o nich opowiedzieć - powiedział Słodki nie zwracając uwagi na ostatnie pytanie antropolog.

- O nich? Ale o ich karierze naukowej, osobowości? - zapytała Tempe.

- Chyba chodzi mu o to jak się poznali i tego typu sprawy - powiedział Booth, a doktor posłał mu spojrzenie które mówiło, że agent trafił w dziesiątkę.

- Acha. Ale tu nie ma dużo do opowiadania. Poznali się w pracy - odparła Brennan.

- A długo razem pracowali wcześniej, zanim zaiskrzyło między nimi? - zapytał Sweets, a Bones popatrzyła na niego dziwnie. Booth już wiedział o co chodzi.

- Zaiskrzyło czyli mówiąc Twoim językiem feromony zaczęły działać - zwrócił się do swojej partnerki i uśmiechnął się. Bones również się uśmiechnęła. Seeley znał ją lepiej niż ktokolwiek inny.

- Jakiś czas pracowali ze sobą, ale nic między nimi nie było. Dopiero niedawno...

- Rok temu - uściślił Booth.

- Niech Ci będzie. Rok temu coś ''zaiskrzyło'' jak powiedziałeś.

- I co pani o tym sądzi? - zapytał terapeuta.

- Jak to co? Jestem szczęśliwa, że moi przyjaciele są razem. Pasują do siebie.

- A pan agencie Booth?

- Co ja?

- Co pan uważa na ten temat?

Booth usiadł wygodniej i powiedział:

- Jak dla mnie to.... Może inaczej. Kiedy zaczynałem współpracę z Bones i zezulcami miałem do nich podejście raczej negatywne. Angela wydawała mi się najbardziej ''ludzką'' osobą. I na początku nic nie wskazywało na to, by ona i Hodgins mieli być razem. Ale no cóż mił...

- Miłość jest niewidoma - dokończyła Tempe.

- Ślepa Bones. Mówi się ''Miłość jest ślepa''. Ale tak to prawda. I w zasadzie nie przeszkadza mi ich związek. Są szczęśliwi, więc - zakończył agent - Niewidoma, nie mogę - zaśmiał się, a Bones posłała mu mordercze spojrzenie.

- A co sądzicie państwo o tym, że są oni kolegami z pracy. Nie przeszkadza wam to? - zapytał Słodki - Czy słusznie zrobili łącząc życie prywatne z zawodowym.

- Jeśli ludzie się kochają to nie ma to znaczenia - powiedział Booth. Sam nie wiedział czemu tak łatwo przyszło mu wypowiedzenie tych słów. Kiedyś był gorliwym konserwatystą, by oddzielać te dwie sfery: prywatną i zawodową. Ale to wszystko się zmieniło, kiedy uświadomił sobie jak bardzo mu zależy na pewnej osobie.

Bones nie mogła uwierzyć w słowa, które popłynęły z ust jej partnera. ''Czy to znaczy, że jest szansa?''

- A linia? - zapytała Bootha spoglądając na niego.

- Jaka linia? - Sweets był zdezorientowany. Partnerzy nie zwrócili jednak uwagi na jego pytanie. Czekoladowe oczy Bootha popatrzyły w oczy Temperance. Czy w jej spojrzeniu była nadzieja? A może to tylko gra świateł? Przemknęło prze myśl agentowi.

- Linia nie ma znaczenia, dla ludzi którzy chcą być razem - odparł Seeley.

- Ale sam mówiłeś, że...

- Wiem co mówiłem, ale to było dawno. Tyle rzeczy się zmieniło, moje podejście do niektórych osób, moje uczucia - przerwał jej agent. Dużo rzeczy się zmieniło, to była prawda. Mimo tego rozsądek podpowiadał mu, że ta linia musi być zachowana. Dla ochrony. Dla bezpieczeństwa. Ale już nie mógł dłużej z tym walczyć.

Sweets słuchał tej rozmowy i nie wierzył własnym uszom. Jego pacjenci nie rozmawiali ze sobą jak zwykli partnerzy z pracy. Terapeuta dobrze wiedział, że chodzi tu o znacznie więcej. Te słowa, te proste gesty, nawet cisza jaka zapadała mówiły wszystko.

- Chyba muszę uznać tę sesję za udaną. Nawet bardzo - powiedział w końcu Słodki.

- Tak? Jakoś nie zauważyłem czegoś nadzwyczajnego - odparł Booth.

- Ani ja - dodała Brennan - Ale ja się nie znam na psychologii.

- A ja zauważyłem. Ale niestety jeszcze nie mogę tego wam zdradzić. Być może sami do tego dojdziecie. - powiedział Sweets i wstał od stolika.

- To po co są te sesje, skoro i tak nam nic nie mówisz? - zapytała Bones.

- Ależ doktor Brennan, ja nie muszę nic mówić. Wy sami dobrze wiecie o co chodzi. Ale na mnie już czas. Widzimy się na następnej sesji w moim gabinecie. Do zobaczenia - Słodki wyszedł z lokalu zostawiając Bootha i Brennan samych.

- Dziwny gość - powiedział agent a Bones się uśmiechnęła - To może teraz skusisz się na kawałek placka?

Booth posłał Tempe czarujący uśmiech.

- A wiesz, że się skuszę - odparła Bones.

- Już się robi madame. Zaraz wracam - agent poszedł do baru i po chwili wrócił z dwoma talerzykami, na których spoczywały dwa kawałki szarlotki - Proszę - postawił jedną porcję przed swoją partnerką. W miłej atmosferze zaczęli konsumpcję, a Sweets bacznie im się przyglądał ze swojego samochodu.

SESJA VI

Krople deszczu bębniły o parapet za oknem. W gabinecie Sweetsa pomimo zapalonej lampki panował półmrok. Bones siedziała w ciszy i obserwowała jak Słodki i Booth zabijają się wzrokiem. Przed chwilą między agentem i terapeutą wywiązała się zażarta dyskusja na temat sfery intymnej Seeleya. Sweets wysnuł teorię głoszącą, że Booth może mieć problemy ze znalezieniem partnerki życiowej przez to, że tyle czasu spędza z Brennan. Oczywiście agent kategorycznie zaprzeczył.

- Skoro jest pan o tym tak przekonany - powiedział w końcu Słodki - to czemu pana związki z kobietami są tak krótkotrwałe?

- A Ty skąd wiesz, że są? - odgryzł się Booth.

- Już mówiłem, że mam swoje źródła. Ale niech pan odpowie na pytanie.

- A nawet gdyby były krótkotrwałe to co z tego. W końcu to moje życie, moja sypialnia i mogę tam być z kim chcę i na jak długo chcę! Czy wyraziłem się jasno? A to, że tak dużo czasu spędzam z Bones nie ma tu nic do rzeczy - powiedział Booth i rozluźnił węzeł krawatu ''Cholerny dzieciak ma rację, znowu! Ale przecież nie powiem, że jedyną osobą jaką chciałbym widzieć u siebie w sypialni jest Bones'' pomyślał.

- W końcu pracujemy razem - dodała Brennan, by wesprzeć swojego partnera, który posłał jej wdzięczne spojrzenie - To chyba jasne, że musimy być razem....
Sweets zrobił zdziwioną minę.

- To znaczy przebywać ze sobą - poprawiła się rozumiejąc swój błąd - Przecież nie będziemy rozwiązywać śledztw przez telefon.

Seeley gorliwie przytaknął.

- A pani związki z mężczyznami? - teraz terapeuta zwrócił się do Temperance.

- Dziękuję. Nie narzekam - odparła.

''Moja dziewczynka. Zaczyna się uczyć jak nie wdawać się w dyskusje'' pomyślał Booth ''Ale chwila! Co to znaczy - nie narzekam?!''

- Masz kogoś? - teraz to Seeley zadał pytanie Bones.

- A od kiedy to interesujesz się moim życiem uczuciowym? - odparła a przez myśl jej przemknęło, że jej partner może być zazdrosny. W końcu to typowe dla samców alfa.

- Jesteśmy partnerami, a partnerzy mówią sobie takie rzeczy.

- Ty mi nie powiedziałeś o Camille - odgryzła się Tempe.

- Był pan z doktor Saroyan? - zapytał Słodki.

Booth tylko na niego spojrzał lecz nie odpowiedział na jego pytanie.

- Bones, znasz sytuację. A zresztą to było dawno, dziwię się że jeszcze o tym pamiętasz - powiedział Booth - Ale wracając do Ciebie, masz kogoś?

- Nie mam dla Twojej wiadomości - odparła.

- Chwała Panu - powiedział Booth i się uśmiechnął.

- Słucham? - zapytała zdziwiona Temperance - Uważasz, że jest za co dziękować, bo jestem sama?

- Bones, nie zrozum mnie źle... - ''Cholera, mogłem trzymać język za zębami'' - ....pracujemy nad ważną sprawą no i... no nie chciałbym, aby coś, a raczej ktoś Cię rozpraszał - Booth uśmiechnął się.

''Coś mnie rozpraszało? To Ty mnie rozpraszasz!'' pomyślała Brennan.

- A właśnie - doktor Sweets wreszcie się odezwał przerywając rozmowę jaka wywiązała się między partnerami - Nad jaką sprawą teraz pracujecie?

- Jeszcze nie wiesz? Sweets zapuściłeś się - zacmokał agent.

- Co zapuścił? - zapytała Tempe.

- Nic nie zapuścił. Chodzi o to, że nie zdobył informacji. Kapewu? - Booth zerknął na Bones, która patrzyła na niego jak na wariata - O co chodzi?

- Co to za skrót: KPW? - zapytała a jej partner przewrócił oczami.

- Żaden skrót. Zapytałem się tylko czy zrozumiałaś wyjaśnienie ''zapuszczenia się'' - odparł po czym zwrócił się do Słodkiego - No to gdzie Twoje wtyczki wywiadowcze doktorku? Co?

- Zasadniczo moje wtyczki dotyczą bardziej państwa, niż spraw nad jakimi pracujecie. Tego chciałbym się dowiedzieć od was - spokojnie odparł Sweets - I jeżeli chce pan opuścić dzisiaj ten gabinet... - ''Gabinet. Pokój tortur'' pomyślał Booth - ...to radzę współpracować. Ja mam czas, ale czy...

- Dobra, dobra. Naczytałeś się kryminałów i teraz chcesz relacji z pierwszej ręki. Ale niech Ci będzie. Ciało doradcy finansowego zostało znalezione w sali konferencyjnej. Facet pracował dla dużej firmy farmaceutycznej. Nie wiadomo komu zależało na jego śmierci - streścił całe zajście Booth.

- A są jacyś podejrzani?

- Wszyscy pracownicy biura, a konkretnie osoby które pracowały w nim jakieś dwa tygodnie temu - odpowiedziała Brennan.

- Czemu dwa tygodnie?

- Bo tak oszacowałam czas zgonu. A po wstępnych oględzinach udało się też ustalić, że ofiara zginęła od ciosu jakimś narzędziem, które wbiło się w klatkę piersiową co wywołało....

- Bones oszczędź mu tego nadmiaru wrażeń, bo jeszcze się przestraszy i nie będzie mógł zasnąć w nocy - przerwał jej Seeley i posłał terapeucie znaczący uśmiech.

- Zatem śledztwo jeszcze trwa? - zapytał niezrażony Sweets.

- Tak - odparła Tempe - Angeli udało się zrekonstruować twarz, więc.

- Chwileczkę, myślałem że to chodzi o jakieś świeże zabójstwo. Przecież powiedzieliście, że ciało znaleźliście w sali konferencyjnej a przecież nie mogło ono tam leżeć nie wiadomo ile czasu niezauważone - powiedział zdezorientowany Słodki.

- Zapomniałem dodać, że ofiara była w szafie pancernej - powiedział Booth - A zresztą Sweets, to nie mogło być normalne ciało bo wtedy nie potrzebowałbym Bones.

- Ach... - do Sweetsa wreszcie dotarło - No, ale znając wasze możliwości, nie wątpię byście nie rozwiązali tej sprawy przed naszym kolejnym spotkaniem.

- Na pewno - odparł agent - A kiedy kolejna sesja? Nie chciałbym, aby odbyła się w ten weekend bo mam zamiar spędzić go z Parkerem, moim synem jakbyś nie wiedział.

- Doskonale wiem kto to jest Parker. A ma pan jakieś konkretne plany dotyczące tego co będziecie robić? - zapytał niewinnie doktor.

- Nie zastanawiałem się nad tym...

- Doskonale! - wykrzyknął Sweets a Booth popatrzył na niego jak na wariata - W ramach terapii doktor Brennan ten weekend spędzi z wami.

- Słucham?! - Bones włączyła się do rozmowy - To nie jest najlepszy pomysł.

- Dlaczego? - zapytał zaciekawiony terapeuta, natomiast Seeley nie odzywał się. Sam chciał poprosić Bones, by towarzyszyła mu podczas spotkania z synem, a doktorek jednak okazał się szybszy.

- Bo nie jestem dobra jeśli chodzi o kontakt z dziećmi - wyjaśniła antropolog.

- Skąd ta pewność? Miała pani kiedyś kontakt z dziećmi? - drążył temat Słodki.

- Nie, ale...

- No widzi pani doktor Brennan. A zresztą jestem przekonany, że poradzi sobie pani doskonale. Skoro na co dzień wytrzymuje pani z... - Sweets spojrzał na Bootha.

- Wypraszam sobie. Jestem spokojnym i ułożonym mężczyzną - odparł agent.

- Oczywiście, ale wszyscy mężczyźni to duże dzieci - powiedział doktor.

- Nareszcie się przyznałeś, że masz dwanaście lat - uśmiechnął się Seeley.

- Chodziło mi tu raczej o pana, agencie Booth - odparł Słodki, na co agentowi zrzedła mina.

- Po tej terapii zostanę schizofrenikiem - mruknął Booth i opadł na oparcie kanapy

SESJA VII

Booth i Brennan weszli do gabinetu terapeuty w dobrych nastrojach i usiedli na kanapie. Agent posłał szeroki uśmiech Sweetowi.

- Czy dziś jest jakiś dzień dobroci dla terapeutów? - zapytał Słodki.

- Nie, chyba nie. A przynajmniej ja o niczym nie wiem - odparł Booth - A czemu pytasz?

- Bo od kiedy tu weszliście uśmiechy nie schodzą z waszych twarzy, a pan agencie Booth nie posłał jeszcze pod moim adresem żadnej obelgi. Jestem zaskoczony - powiedział Sweets.

- Nie trzeba było mu o tym przypominać - do rozmowy włączyła się Bones.

- Może rzeczywiście. No ale dobrze. Czy mogę zatem poznać powód waszego zadowolenia? - zapytał Słodki.

- Udało nam się rozwiązać sprawę - odparł Booth.

- I dlatego pan się tak szczerzy? Jakoś nie chce mi się wierzyć, że doprowadzenie śledztwa do końca wywołało u pana aż takie pokłady dobrego humoru, a wręcz euforii - drążył temat terapeuta.
- Powiemy mu? I tak się dowie - powiedziała Temperance do Bootha i popatrzyła na niego znacząco.
- A o czym miałbym się dowiedzieć? Uświadomiliście sobie, że nie możecie bez siebie żyć? Co prawda trochę czasu wam to zajęło, ale… A może poszliście o krok dalej i postanowiliście się pobrać?

Teraz na twarzach partnerów pojawił się wyraz zaskoczenia.
''Pobrać? Ja i Booth?'' pomyślała Bones. ''Doktorek oszalał. Bones i małżeństwo.'' pomyślał Booth.

- Muszę Cię rozczarować Słodki, ale nie trafiłeś. Bones to mogłaby wyjść za mąż, ale tylko za jakieś kości - powiedział Seeley, a Tempe dała mu kuksańca w bok - A to za co?

- Ciesz się, że tylko tyle. Wiesz co potrafię - powiedziała antropolog.

- OK. OK. Już dobrze, ale ja z tymi kośćmi tylko żartowałem - wyjaśnił agent.

- Ja myślę - odparła Bones i uśmiechnęła się. Booth zrobił to samo.

- Częsty kontakt fizyczny - mruczał pod nosem Sweets robiąc notatki.

- Hej Słodki! Jaki kontakt fizyczny? Przecież my nie uprawiamy....to znaczy nie....

- Nie uprawiacie seksu? To chciał pan powiedzieć? - zwrócił się do Bootha Sweets - Ale do pana wiadomości, kontakt fizyczny nie ogranicza się tylko do współżycia...

- WIEM!

- To czemu, gdy o nim wspomniałem to od razu przyszedł panu do głowy seks? Czyżby kojarzył go pan z doktor Brennan?

''O nie. Już nie żyjesz!'' pomyślał Booth. Bones lekko się zarumieniła, rozmowa zaczęła schodzić na niebezpieczne tory. Ona i Seeley w jednym łóżku?

- Jesteśmy u psychologa czy seksuologa? - zapytała w końcu Temperance - Nie widzę związku naszych fantazji seksualnych z poprawą relacji między mną i Boothem.

- A co jeśli w tych fantazjach występuje partner z pracy? - Sweets podniósł jedną brew do góry i wyczekująco spojrzał na Bones - Nigdy nie miała pani fantazji, no może odejdźmy już od kontekstów seksualnych, w których brał udział agent Booth?

Brennan przez chwilę milczała, a potem wykrztusiła z siebie:

- Miałam.

- Miałaś?! - wykrzyknął Seeley nie kryjąc zaskoczenia - Chyba muszę przestać nosić te wyzywające sprzączki do pasków.

- Ale to nie były sny erotyczne - dokończyła szybko.

- Nie? - powiedział Booth z rezygnacją - A już myślałem, że śnimy o tym samym...

- Słucham? - zapytała Temperance - Śnisz o mnie?

Sweets zaczął wnikliwie przysłuchiwać się rozmowie swoich pacjentów. Już od pierwszej sesji wiedział, że tych dwoje ciągnie do siebie. A kiedy ze sobą rozmawiają to powietrze naładowane jest iskrami.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie - ciągnęła dalej Brennan.

- No i co mam Ci powiedzieć... Raz mi się przyśniłaś. O! Wielkie mi halo... - ''Kurde. Raz razy sto'' - Naprawdę nie ma o czym mówić. A ja Tobie w jakim kontekście się przyśniłem? - teraz to agent zadał pytanie.

''Jeszcze trochę, a będę tu zbędny'' pomyślał Sweets.

- Podczas pracy. - wydukała Bones, ale mówiąc to spuściła wzrok. ''Gdybyś wiedział jakiej. Brennan opanuj się!''' upomniał się w duchu.

- No to sprawa się wyjaśniła. Czasami dobrze jest wyrzucić z siebie nagromadzone emocje - powiedział zadowolony terapeuta - Zakończmy zatem temat fantazji. Może powiecie mi jak minął wasz wspólny weekend?

Booth spojrzał na Bones. Czy wydawało mu się, czy zauważył cień uśmiechu jaki przemknął po jej twarzy?

- Było dobrze - powiedziała antropolog - Jeśli mam mówić o swoich odczuciach to... to nie spodziewałam się, że będę się tak dobrze bawić.

Booth wypiął dumnie pierś i z gracją poprawił mankiety śnieżnobiałej koszuli.

- A jak spędziliście ten czas? - pytał dalej terapeuta.

- W sobotę rano wraz z Parkerem przyjechaliśmy po Bones i zabraliśmy ją do ZOO. Następnie wybraliśmy się na mały piknik, a dzień zakończyliśmy w kinie - odparł agent.

- Ciekawy rozkład dnia. A jak się pani czuła w towarzystwie syna pani partnera?

- Parker to naprawdę cudowne dziecko. Jest miły i sympatyczny.

- Wiadomo po kim - przerwał jej Seeley i uśmiechnął się.

- No tak. Zapomniałam, że w końcu Parker to Ty w pomniejszeniu. Tylko kolor włosów się nie zgadza.

- Czepiasz się szczegółów Bones. Liczy się ogólne wrażenie - odparł Booth.

- Czyli nie było źle. A udało się pani nawiązać kontakt z Parkerem?

- Może ja odpowiem na to pytanie - powiedział Booth, a Sweets i Tempe popatrzyli na niego, ten jednak niezrażony kontynuował - Gdy odwieźliśmy Bones do domu i zostałem sam z synem, wtem zaczął nawijać, to znaczy mówić jak najęty, że doktor Bones... - uśmiech zagościł na twarzy Seeleya - ...jest niesamowita, mądra, kochana i wiele innych przymiotników określających jej osobowość. Aż sam byłem zdziwiony, skąd Parker posiada aż tak bogate słownictwo...

- Naprawdę tak o mnie powiedział? - Temperance nie kryła swojego zaskoczenia.
Booth przytaknął.

- Czyli pani obawy okazały się bezpodstawne - powiedział Sweets, Booth w tym czasie wstał z kanapy, to samo zrobiła jego partnerka - A państwo gdzie się wybierają? Sesja się jeszcze nie skończyła...

- To jest właśnie powód naszej radości. Rozwiązaliśmy sprawę i przydzielili nam następną - odparł Booth.

- A w ramach niej, musimy opuścić Waszyngton - dodała Brennan.

- Tak. Za dwie godziny mamy samolot, więc....

- I dlatego tak się cieszycie? - Słodki nadal nie rozumiał.

- Doktorku, nie zobaczymy się przez najbliższe dwa tygodnie. TO jest powód do zadowolenia. No to na razie. Adios! Hasta lavista! Etc. W każdym razie żegnaj!
Booth i Bones wyszli pozostawiając oniemiałego Sweetsa samego

SESJA VIII ( telefoniczna)

Uporczywy dźwięk telefonu przerwał sen agenta. Jego głowa była dziwnie ciężka. Nie otwierając oczu prawą ręką na oślep wymacał Motorolę.

- Booth - rzucił zachrypniętym głosem.

- Witam. Tu doktor Sweets. Mam nadzieję, że nie obudziłem pana - powiedział lekko zaskoczony terapeuta.

- Nieee... - agent wreszcie otworzył oczy i to co zobaczył nie pozostało bez odzewu - O cholera!

- Czy coś się stało? - zapytał Słodki.

- Nie. Nic - głos Seeleya był jakiś dziwny.

- Czy aby na pewno?

- Moja głowa. - do uszu Sweetsa dotarł jakiś kobiecy głos.

- Czy słyszałem doktor Brennan? - zaczął dociekać. Był przekonany, że wyrwał Bootha ze snu, a skoro teraz obok niego była Brennan. To niewątpliwie mogło oznaczać tylko jedno. Milczenie agenta zdawało się potwierdzać jego teorię - Czy jest pan tam, agencie Booth?

- Jestem, jestem.

- A czy jest z panem doktor Brennan?

Była. W międzyczasie zdążyła się już obudzić. Po woli zaczęło do niej docierać co się dzieje.

- Jest - powiedział w końcu Seeley - Pracowaliśmy do późna no i...

''Jasne! A ja jestem królowa Elżbieta II'' pomyślał Sweets.

- To się cieszę. W takim razie może przełączy pan to połączenie na głośnik, bym mógł słyszeć was oboje - powiedział terapeuta.

- A po co?

- Bo przeprowadzam właśnie kolejną sesję terapeutyczną - w głosie Słodkiego można było usłyszeć zadowolenie.

- Teraz? Tutaj? Chyba Cię... - Booth już chciał wyrazić swoje zdanie, jednak nie czuł się w pełni sił by wdawać się w potyczki słowne z szalonym doktorkiem. Dlatego tylko posłusznie włączył tryb głośnomówiący - Już włączyłem.

- Cudownie. Dzień dobry doktor Brennan.

- Dzień dobry - odparła niepewnie Bones i spojrzała na swojego partnera.

- Jak śledztwo? Rozwiązaliście już sprawę? - zapytał Słodki.

- Tak. Jutro wracamy. Musimy tylko dopilnować ostatnich formalności. Akta, profile, badania DNA i te sprawy - odpowiedział agent.

- To dobrze. W takim razie już niedługo znów zobaczę was u siebie na kanapie.

- Najwyraźniej - powiedziała Tempe.

- No, ale wróćmy do sprawy. Jak wam się pracowało w innym państwie?
- Normalnie. A jak się miało pracować? - Bootha coraz bardziej zadziwiały pytania Słodkiego.

- Nie czuliście się zagubieni? W końcu to nie wasze rewiry... Musieliście być zdani tylko na siebie.

- Owszem, ale przeżyliśmy. Więc nie masz się o co martwić - powiedział Seeley.

- A poza tym miejscowa policja bardzo nam pomogła - dodała Brennan.

- Taa... Zwłaszcza jeden - powiedział kpiąco agent, a Bones posłała mu spojrzenie, którego jednak nie mógł zobaczyć Sweets.

- Jest pan zazdrosny agencie Booth? - zapytał Słodki.

- Ja? Gdybym był zazdrosny nie byłbym teraz z... - przerwał bo chyba za bardzo się zagalopował.

- Tak? Nie byłby pan z kim. - drążył temat terapeuta.

- Sweets przestań zadawać takie pytania z samego rana. Moje szare komórki jeszcze się nie obudziły - odparł agent.

- Jest godzina pierwsza po południu - powiedział spokojnie Słodki, na co partnerzy spojrzeli na zegar wiszący na ścianie. Popatrzyli na siebie. ''Mamy przegwizdane'' pomyśleli.

- No proszę. Jak ten czas szybko leci - powiedział wesoło Booth - A dopiero była ósma.

Agent wiedział, że na nic się to zda. Sweets na pewno już skojarzył fakty.

- Słyszę, że na nic ta sesja. Oboje jesteście państwo w nie najlepszej kondycji umysłowej....

- Tak, trochę masz rację - przytaknęła Bones.

- No to ja już nie będę was dłużej męczył. Zobaczymy się po waszym powrocie. A teraz nie przeszkadzam. Zajmijcie się sobą. Do zobaczenia - Sweets rozłączył się, a partnerzy jeszcze przez jakiś czas wpatrywali się w telefon.

- Zajmijcie się sobą? Co to miało znaczyć? - zapytała Bones.

- Chyba to co było wczoraj....

- Chodzi Ci. - odpowiedziało jej kiwnięcie głową - Ale właściwie co było wczoraj?

Tymczasem Sweets w Waszyngtonie był pewny, że następna sesja będzie bardzo emocjonująca.

SESJA IX

Tik-tak, tik-tak, tik-tak.

Miarowy odgłos zegara wypełniał ciszę jaka panowała w gabinecie doktora Sweetsa.

Tik-tak, tik-tak, tik-tak...

Booth i Bones siedzieli w milczeniu na kanapie. Z przeciwnej strony Słodki bardzo uważnie im się przyglądał. Brennan nie lubiła takich sytuacji. Nie lubiła czuć się niepewnie, a niepewność to było jedyne co czuła w tej chwili. ''Czy Sweets wie?'' przeszło jej przez myśl i spojrzała na swojego partnera. Jego profil był jak zwykle spokojny, tylko lekkie drganie mięśnia żuchwy zdradzało, że coś jest nie tak, że prawdopodobnie Booth myśli o tym samym co ona.

- Czy zamierzacie dalej państwo milczeć? - zapytał w końcu Sweets, którego wprost zżerała ciekawość - Czy chcecie mi o czymś powiedzieć?

- My.... - rozpoczęli w tym samym momencie, a Słodki posłał im zachęcający uśmiech.

- W sumie nic się nie stało - powiedział niepewnie Booth.

''Nic? Ty to nazywasz nic?!'' Bones popatrzyła na niego znacząco.

- No może nie aż takie nic - poprawił się agent zauważając wzrok Temperance.

''Teraz lepiej'' pomyślała antropolog.

- Czyli jednak coś zaszło między wami. Czy mógłbym się dowiedzieć co to było? - drążył temat terapeuta.

Partnerzy milczeli. W ich głowach trwała gonitwa myśli. ''Powiedzieć mu czy nie?'' myślał gorączkowo Seeley. Brennan zastanawiała się czy przyznanie się do tego co zaszło zmieni coś w ich relacjach. Nie wiedziała co ma zrobić. W końcu to był tylko jeden raz....

- Spaliście ze sobą? - niespodziewane pytanie doktora przywołało partnerów do rzeczywistości.

- Eeee... - wydobył z siebie agent.

- To co zaszło, to było tylko ''eeeee.'' mam rozumieć? - zapytał Sweets.

- Jakby Ci to powiedzieć. - zaczęła Bones.

- Po prostu. Zrozumiem.

Booth zaśmiał się nerwowo i poluźnił węzeł krawatu. W gabinecie było zdecydowanie za gorąco.

- No bo widzisz.... My....

- My nic nie pamiętamy - dokończyła za Seeleya Brennan - to znaczy coś pamiętamy, ale...

Słodki popatrzył na nich z rozbawieniem. ''Boże, już do czegoś doszło, a oni tego nie pamiętają. Cudownie.'' pomyślał. Na twarzach partnerów malowało się lekkie zażenowanie.

- Jak do tego doszło? - zapytał Lance.

- Do czego? - odpowiedział pytaniem Booth.

- Do tego, że znaleźliście się w jednym łóżku. I niech pan nie udaje. Potrafię wyczytać z waszego zachowania i słów więcej niż się panu wydaje - powiedział Słodki.

Agent tylko zamrugał parę razy.

- Słucham - zachęcił Sweets.

Booth i Bones popatrzyli na siebie. Nie musieli nic mówić. Dobrze wiedzieli, że i tak prędzej czy później będą musieli powiedzieć o tym Słodkiemu. Lepiej mieć to już za sobą.

- Byliśmy na małym przyjęciu pożegnalnym.

''A więc to była praca do późna'' pomyślał terapeuta.

- Świętowaliśmy razem z tamtejszą policją. Zostaliśmy trochę dłużej w barze niż inni no i trochę drinków za dużo. - w głosie agenta słychać było lekkie zawstydzenie - no i ta muzyka. Pamiętam tylko.

- Taniec. Wędrówkę po schodach. Łóżko - dokończyła Bones.

- No a resztę już znasz bo zadzwoniłeś następnego ranka, a raczej popołudnia - dodał Seeley.

- I tylko tyle pamiętacie?

- Nie bądź wścibski Sweets. To są sprawy intymne - powiedział agent.

- Agencie Booth, ja po prostu staram się dowiedzieć jakie. Jaki był wasz stosunek do sytuacji w jakiej się znaleźliście. Czy jesteście zadowoleni? Czy może czujecie się z tym źle?

- Niepewnie - wyrwało się Temperance, a Sweets i Booth popatrzyli na nią zaskoczeni. Ona i mowa o uczuciach?

- A dlaczego? - ciągnął podjęty wątek terapeuta.

- Bo... Bo to było coś innego, trochę niezwykłego. A my tego nie pamiętamy. Nie wiem czy teraz będzie między nami, to znaczy między mną i Boothem tak samo.

- A chciałaby pani, by coś się zmieniło?

- Ja... Ja nie wiem. To jest dziwna sytuacja. Ja...

- Spokojnie doktor Brennan.

- Właśnie Bones. Wszystko będzie OK - Booth wziął Tempe za rękę i posłał jej spojrzenie pełne czułości. Tak bardzo chciał, by teraz zaszła jakaś zmiana w ich stosunkach. Chciał by łączyła ich relacja mocniejsza od przyjaźni. A ta noc.... Noc, której nie pamiętali mogła stać się zarówno początkiem czegoś dobrego, ale również zaprzepaścić mogła wszystko.
Temperance poczuła ciepło jego dłoni. Ten gest przywołał w jej wspomnieniach przebłysk tamtej nocy. Jego dłoń.... jego ciepło.... jego pocałunki.....

Czy byli gotowi na następny krok? Czy mogli być kimś więcej niż partnerami z pracy?

- Dostrzegam w waszym zachowaniu pewne wahanie. I chcecie i nie chcecie zarazem. Trzeba będzie coś z tym zrobić. Tylko co.... - myślał głośno Sweets - Już wiem! Musicie na nowo poczuć, że nic nie może popsuć tego co was łączy. Że tamta noc nie była przypadkowa...

- Ale to nie...

- Porozmawiamy o tym jeszcze. A teraz chciałbym abyście wrócili do swoich normalnych zajęć. Nie proszę byście zapomnieli o wszystkim. Chcę byście przeszli nad tym do porządku dziennego. Czy to jest zrozumiałe?

Booth i Bones przytaknęli.

- Cieszę się. Skontaktuję się z wami odnośnie następnego spotkania. Dziś jesteście już wolni.
Partnerzy powoli wstali z kanapy. To nie była normalna sesja. Pozostało uczucie niedosytu i znów niepewność co przyniesie kolejny dzień.

SESJA X (część I)

- Nie rozumiem czemu kazałeś nam tu przyjechać - powiedziała Bones do Sweetsa, który właśnie pojawił się przy partnerach.

- No i na dodatek musieliśmy się spakować. O co chodzi? - Booth także był lekko zdezorientowany tym całym zamieszaniem. A to nie zdarzało mu się często.

- Jedziemy na biwak! - odparł wesoło doktor.

- Słucham? Chyba żartujesz. Nie mogę tak po prostu opuścić Instytutu - powiedziała Temperance - Twoje zachowanie jest nieprofesjonalne.

- Właśnie! Co Ty sobie wyobrażasz! Że rzucimy wszystko i od tak pojedziemy na tydzień do lasu?! - wyraził swoje zdanie Booth i oparł się o maskę samochodu.

- To nie będzie żaden tygodniowy wyjazd, tylko weekendowy wypad - odparł Słodki.

- Kto wypadł? - zapytała Bones, która coraz mniej rozumiała.

- Nikt nie wypadł. To takie określenie krótkiego wyjazdu - wyjaśnił spokojnie agent.

- No ale w końcu przyjechaliście...

- Jakbyśmy nie przyjechali to rozpętałbyś III Wojnę Światową - przerwał mu drwiąco Seeley, ale terapeuta zignorował jego uwagę i dalej kontynuował:

- I jesteście jak widzę spakowani - spojrzał przez szybę do samochodu i zauważył dwie małe torby na tylnym siedzeniu.

- Tak, tyle że na biwak potrzeba czegoś takiego jak namiot. A jak widzisz to nie jest coś, co zabieram ze sobą każdego ranka - powiedział Booth.

- Oto niech się pan nie martwi. Ja zadbałem o ekwipunek obozowicza - odparł wesoło Sweets - To chyba możemy jechać.

- Teraz? - zapytała Bones.

- Tak. A czemu to panią tak dziwi? Jest piątkowe przedpołudnie, zanim dotrzemy na miejsce będzie wieczór.

''Boże, trzy dni ze Słodkim. Czy może być coś gorszego?'' pomyślał Booth i wyciągnął kluczyki z kieszeni spodni.

- Dobra. Pakuj te namioty i w drogę. Tylko szybko bo się jeszcze rozmyślę - powiedział Seeley i otworzył bagażnik.

Jakiś czas później w samochodzie.

- Sweets, czy aby na pewno dałeś mi dobre wskazówki jak mam dojechać na to miejsce? - Booth poprawił okulary i zerknął we wsteczne lusterko.

Słodki właśnie studiował mapę.

- Teraz się za to zabrałeś?! Naprawdę gratuluję pomysłu - rzucił sarkastycznie agent.

Bones nie odzywała się. Wpatrywała się w krajobrazy mijające za szybą. Niebo zaczynało już przybierać barwę fioletu. Nastawał wieczór.

- O! To ta dróżka! - Sweets wskazał palcem na słabo widoczną drogę wiodącą przez las.

- Tu?

- Tak, tak!

Booth włączył lewy kierunkowskaz i wjechał do lasu. Im byli głębiej, tym było coraz ciemniej. Gałęzie drzew uderzały o maskę SUVa.

- Pięknie. Przez ten Twój wypad będę miał porysowany samochód - zajęczał Seeley.
Brennan tylko się uśmiechnęła, dobrze wiedziała że ten SUV dla Bootha jest jak jego drugie dziecko.

- Tam rozbijemy obóz - Słodki znowu wskazał palcem miejsce w cieniu drzew. Było niedaleko nich. Parę minut później agent zaparkował czarnego Chevroleta na niewielkiej polanie otoczonej potężnymi drzewami.

- Jak tu cudownie! Przyroda, świeże powietrze - Słodki wziął głęboki oddech dla zwiększenia efektu.

Booth i Bones spojrzeli na niego i pokiwali głowami z litością.

- Dobra Sweets, starczy tych zachwytów. Bierz się za rozstawianie namiotów - powiedział agent i otworzył bagażnik. Razem z Tempe zaczął wyjmować zapakowane rzeczy.

- Niestety, ale rozczaruję pana agencie Booth. Tu już zaczyna się terapia i rozstawienie namiotów to wasze zadanie - Słodki uśmiechnął się, a partnerom zrzedły miny.

- A czy to nie jest sposób, by uniknąć pracy? - zapytała Brennan.

- Właśnie. A Ty co? Będziesz siedział i patrzył jak my w pocie czoła męczymy się z naszymi miejscami do spania? Terapeuta. - Seeley pokręcił głową.

- Odnosząc się najpierw do pani pytania, doktor Brennan. Wspólna praca jaką w tym przypadku będzie rozstawienie namiotów ma pokazać czy umiecie współpracować także w innych dziedzinach niż łapanie morderców czy badanie szczątek. A co do tego, co ja będę robił podczas gdy wy będziecie ''ćwiczyć'' waszą współpracę to... Pójdę i nazbieram drewno na ognisko - oznajmił doktor, odwrócił się na pięcie i wszedł między drzewa. Boothowi i Bones nie pozostało nic innego jak zabrać się do pracy.

--

- Bones, weź przytrzymaj tę rurkę - powiedział jakiś czas później Seeley stawiając stelaż jednego z namiotów.

- Przecież trzymam...

- Nie tą. Tą po prawej. - wysapał Booth, który miał już serdecznie dość całego zamieszania. Pierwszy namiot udało im się rozstawić bardzo szybko, z drugim szło im jednak znacznie gorzej. No i na dodatek jeszcze te cholerne komary.

- I jak wam idzie? - z lasu wyłonił się Sweets niosąc naręcze suchych gałęzi.

- Nie ironizuj - rzucił Booth - pomógłbyś nam.

- Nie zamierzam, a zresztą mój namiot już stoi.

- A właśnie. Tu są tylko dwa namioty, a nas jest troje. - powiedziała Bones.

- Wy będziecie spać w jednym. Dlatego jest większy - odpowiedział spokojnie terapeuta i położył chrust na ziemię.

- My? Razem? - powiedzieli jednocześnie.

- A z czego tu się tak dziwić? Przecież już spaliście razem. A tu chodzi tylko o przenocowanie pod jednym namiotem - powiedział Słodki co jeszcze bardziej zdziwiło partnerów. Takich zagrywek mogli się spodziewać po Angeli, ale żeby Sweets... - No dobra, ale zapada noc, a wy jeszcze nie macie noclegu. Radzę się pospieszyć....
Słodki skierował się do swojego namiotu.

- A Ty gdzie? A kto rozpali ognisko? - zapytał Booth.

- Pan i pana partnerka. Oczywiście wszystko w ramach terapii. Proszę to potraktować jako biwak all inclusive - zadowolony doktor zniknął we wnętrzu swojego namiotu.

Parę przeklnięć świata i 100 ukąszeń później....

- Nareszcie - Booth zmęczony, ale dumny spojrzał na to, co razem z Bones udało mu się stworzyć. Przed jego oczami stał duży namiot, a niedaleko paliło się ognisko, do którego jego partnerka dorzucała co jakiś czas chrust. Zaraz też z drugiego namiotu wyszedł Sweets.

- Widzę, że udało się wykonać zadanie - powiedział zadowolony - Co prawda trochę to trwało.
- Trwałoby krócej gdybyś pomógł - przerwał mu Seeley.

- Ale to nie moja tylko wasza terapia. To wy macie się napocić, a ja mam tylko wydać osąd - odparł niezrażony Słodki - A tak przy okazji....Jesteście głodni?

- Jeszcze się pytasz?! Nie jadłem nic od rana. Umieram z głodu - agent zrobił zbolałą minę i prawą dłoń umiejscowił tam gdzie powinien być żołądek.

- Naukowo patrząc to przez jeden dzień nie da się umrzeć z głodu - wtrąciła Brennan - co innego.

- A Ty znów swoje. Bones tak się tylko mówi. Naprawdę, gdzieś Ty się uchowała przez te wszystkie lata - powiedział agent - Masz szczęście, że los zesłał mnie na Twoją drogę...

- Nie ma czegoś takiego jak los.

- I znowu to robisz - przerwał jej Seeley.

- Co?

- Wszystko uzasadniasz naukowo.

- Jestem naukowcem.

- To co z tego? A ja jestem detektywem i nie widzę wszędzie morderców, ani nie każę się każdemu legitymować.

- A co było.

- Bones! Na Boga, zmiłuj się! Ja powiedziałem tylko, że jestem głodny. - Booth schował twarz w dłoniach na znak zrezygnowania. Bones była niereformowalna.
Sweets tylko słuchał. Nie musiał zadawać pytań, wystarczyła tylko obserwacja.

- Czy nadal jesteście głodni? - zapytał po chwili terapeuta. Odpowiedział mu błagalny wzrok agenta.
- Znając Ciebie to pewnie to pewnie zaraz powiesz, że w ramach terapii ja i Booth mamy zapolować na naszą kolację niczym ludzie pierwotni - powiedziała Bones na co Seeley wzniósł oczy do nieba. Na szczęście jednak dla wygłodniałego agenta Sweets powiedział:

- Tu się pani myli, doktor Brennan. Przygotowałem jedzenie. No może nie ja, ale.

- Nieważne. Chwała tej osobie - przerwał mu agent - Ale nie myśl sobie, że zaraz padnę do Twoich stóp i zacznę bić pokłony w podzięce za Twoje względy.

- Nawet mi to przez myśl nie przeszło - odparł Sweets i wszedł z powrotem do namiotu. Po chwili wyszedł z niego niosąc jakiś kosz - Oto jedzenie. Nie są to jakieś rarytasy, ale.

- Sweets nie gadaj głupot! My tu z Bones padamy z głodu, a Ty jeszcze moralizujesz.

- Zanim zupełnie zatracicie się w tej kłótni - przerwała im Tempe - Skoro wszyscy są głodni to może zacznijmy przygotowywać kolację? Hmmmm? - i bezceremonialnie zabrała Słodkiemu kosz z rąk.

SESJA X (część II)

Po kolacji, kiedy siedzieli przy ognisku Booth nerwowo zerkał na Bones, której szafirowe oczy wpatrzone były w płomienie. I znów tę noc spędzą razem. Razem a jednak osobno. Czy jeszcze kiedyś dojdzie między nim do podobnej sytuacji, jaka miała miejsce nie tak dawno temu? Tamta noc wiele znaczyła dla Seeley'a. Nie przyznał się swojej partnerce, ale wszystko pamiętał. Wszystko sobie przypomniał i choć wydawało się to tylko marzeniem sennym - było prawdziwe. Naprawdę miał ją wtedy w swoich ramionach, obsypywał pocałunkami, wdychał zapach jej aksamitnego ciała. A teraz? Teraz mógł tylko na nią patrzeć. Patrzeć i przywoływać obraz tamtych chwil.

Temperance wpatrywała się w ognisko. Przed jej oczami tańczyły płomienie lecz nie zwracała na nie uwagi. Jej myśli były zupełnie inne. W pamięci przewijały się obrazy pewnego wydarzenia, nierealnego a jednak prawdziwego. Skłamała mówiąc, że nic nie pamiętała. Pamiętała i to dużo. Bo czy można zapomnieć chwilę kiedy wreszcie czuje się bezpiecznie, kiedy Twoje sny się spełniają i masz przy sobie właściwą osobę? Nie, tamta noc odcisnęła trwały ślad w jej pamięci. Spojrzała na Booth'a, kiedy on zerknął w jej stronę. ''Czy rzeczywiście nic nie pamięta?'' zapytała siebie w duchu. Ciepły wzrok Seeley'a zauroczyłby każdą kobietę już w momencie poznania, a ona potrzebowała tyle czasu by dojrzeć do tego, przyznać się przed samą sobą, że Booth nie jest tylko partnerem z pracy, co usilnie wmawiała sobie, lecz kimś znacznie więcej.

Tymczasem doktor Sweets cały czas obserwował swoich podopiecznych. Podczas sesji miał już dużo okazji, by ich poznać i dowiedzieć się w czym tkwi problem. Cały szkopuł polegał na tym, że widzieli to wszyscy, tylko nie sami zainteresowani. Ile razy Słodki widział wzrok Bootha kiedy ten spoglądał na Temperance. Ile razy mógł zaobserwować chęć wyrażenia uczuć przez Brennan. Dobrze wiedział, że ta dwójka zmierzała w jednym kierunku, a terapeuta postanowił przybliżyć dotarcie do celu najszybciej jak to było możliwe.

- Cudownie tak siedzieć w ciszy pośrodku lasu, ale ja już chyba pójdę się przespać - Sweets wstał i przeciągnął się - Nie przeszkadzajcie sobie.

- My też zaraz idziemy - odpowiedział Booth i spojrzał na Bones pytająco.

- Tak, sen przyda się każdemu zwłaszcza po takim dniu - odparła Brennan.

- W takim razie dobranoc i do jutra - Słodki ruszył do swojego namiotu.

- Dobranoc - odpowiedzieli chórem Booth i Bones - Tylko Sweets uważaj na dzikie zwierzęta - dodał agent z uśmiechem.

- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Jedyne dzikie zwierzę jakie spotkałem to pan - odparł Słodki i zniknął we wnętrzu namiotu.

- Ja? Dzikim zwierzem? Chyba najadł się w tym lesie grzybków halucynogennych.

- Grzybki halucynogenne nie mogą.

- Dobra Bones wiem co mogą te grzybki - przerwał jej szybko Seeley nie chcąc się wdawać w kolejną naukową dyskusję.

- Chciałam tylko wyjaśnić - powiedziała Tempe.

- Doceniam, ale to nie będzie konieczne - Booth zabłysnął śnieżnobiałym uśmiechem - No, ale my chyba też już pójdziemy spać, co?

Brennan przytaknęła i podniosła się. To samo zrobił agent, odsłonił przed Bones wejście do ich namiotu i oboje weszli do środka.

- To po której stronie chcesz spać? - zapytał Seeley.

- Po lewej - odparła Bones i rozłożyła śpiwór

- OK.

Parę minut później oboje leżeli już w swoich śpiworach. W ciemności słyszeli tylko swoje miarowe oddechy.

- Booth - cichy szept dotarł do uszu agenta.

- Tak? - Seeley odwrócił głowę w stronę swojej partnerki. Mimo ciemności mógł zauważyć błysk jej oczu skierowanych w jego stronę - Słucham - powtórzył delikatnie.
- Ja. Mi chodzi o tamtą noc. Czy... - przerwała, nie wiedziała czy powinna zapytać go o to, ale tak bardzo chciała wiedzieć - Czy, czy pamiętasz tamtą noc w hotelu? Bo ja tak. Pamiętam wszystko Booth i Booth? Booth.

Do jej uszu dotarło ciche pochrapywanie. Jej partner zasnął. Nie była jednak zła. Uśmiechnęła się. ''Jeszcze Ci to powiem. Mamy dużo czasu'' pomyślała i wtuliła się w ciepły śpiwór.

--

- Pobudka! - głos Sweetsa rozbrzmiał tuż obok namiotu Bootha i Bones.

- Co jest? - agent otworzył oczy, Brennan również się przebudziła - Czy on nie zna litości?

- Najwyraźniej nie...

- Agencie Booth, doktor Brennan, wstaliście już? - głos doktora był coraz bliżej.
- Sweets mógłbyś się zamknąć i dać nam się wyspać?! - Seeley najwyraźniej nie miał ochoty na tak wczesny kontakt z terapeutą.

Słodki bez pardonu wsunął głowę do namiotu. Jego oczom ukazał się widok zaspanych partnerów.

- Proszę państwa. Kto rano wstaje temu Pan Bóg daje. Szybko, szybko! - doktor nie tracił dobrego humoru.

- Gdzie moja spluwa... - wymamrotał Booth.

- Chwileczkę, czy mi się wydaje czy jest jeszcze ciemno? - zapytała Bones dostrzegając za Sweetesem atramentową czerń.

- Dobrze się pani wydaje.

Temperance zerknęła na zegarek. Była trzecia trzydzieści nad ranem. Booth również to zauważył.

- Sweet, po jaką cholerę obudziłeś nas o tej porze? - wycedził agent prze zaciśnięte zęby siląc się na spokój.

- Idziemy na ryby! - prawie krzyknął terapeuta - Tu niedaleko jest rzeka.

- Ale ja nie umiem łowić ryb. A zresztą to bardzo prymitywne zachowanie. Siedzieć z drewnianym kijkiem i czekać.

- Bones może być fajnie - przerwał jej Seeley, któremu pomysł doktorka zaczynał się podobać.

- Ale co w tym takiego fajnego? - dalej nie rozumiała Tempe.

- Zobaczysz. I nie martw się, że nie umiesz łowić. Nauczę Cię - powiedział Booth i wygrzebał się ze śpiwora.

''I oto chodziło'' pomyślał zadowolony Sweets.

- Czekam przed namiotem. Wyruszamy za piętnaście minut - powiedział i zabrał swoją głowę z namiotu.

Jakąś godzinę później trójka obozowiczów była już nad rzeką. Boothowi najwyraźniej poprawił się humor. Bones pamiętała, że już od dawna jej partner wspominał o wyprawie na ryby, na którą jednak nigdy nie miał czasu.

- To bardzo proste. Jedną rękę trzymasz tu, a drugą tu - Seeley demonstrował przed Tempe jak powinna prawidłowo trzymać wędkę. Sweets stał niedaleko i tylko się przyglądał.

- Tak? Nie. To jakieś dziwne - Bones wydawało się to bezsensowne.

- Nie. Poczekaj - Booth odłożył swoją wędkę i podszedł do Tempe. Stanął za nią i ujmując jej nadgarstki w swoje dłonie, delikatnie przesunął je, pokazując jak prawidłowo powinna trzymać wędkę. Dopiero teraz zdali sobie sprawę jak są blisko. Bones czuła jego ciepły oddech na karku. On czuł jej delikatną skórę, jej zapach. - Yyyy. No to co? Wiesz już? - Seeley odsunął się od Brennan lekko speszony.

- Tak - odpowiedziała - Dziękuję.

- Nie ma sprawy. - Booth wziął swoją wędkę i rozejrzał się w poszukiwaniu Sweetsa. Ujrzał go przyglądającego im się w skupieniu - A Ty nie będziesz łowił?

- Nie. Ja tylko popatrzę - odparł i uśmiechnął się pod nosem.

- Popatrzę - mruknął Seeley pod nosem - Ciekawe co chodzi po tej Twojej głowie.
''Ja sobie popatrzę jak nie możecie bez siebie żyć'' pomyślał Słodki. Pomysł z wędkowaniem okazał się strzałem w dziesiątkę. Już po paru minutach wspólnego ''moczenia kijka'' Brennan śmiała się w najlepsze, a Booth dla żartu upominał ją, że odstrasza w ten sposób ryby. Tempe zaczynało się podobać to całe wędkowanie i powoli rozumiała pasję Seeleya.

- Sweets, skoro nic nie robisz to może mógłbyś podać większą przynętę, jeżeli oczywiście wziąłeś takową. Bo na tę tutaj to można tylko sardynki łapać - zwrócił się Booth do terapeuty.

- Ma pan szczęście. Wziąłem ale została w samochodzie. Ale pójdę po nie, bo chyba spodobała się państwu zabawa. - odparł Słodki i skierował się do obozowiska. Chwilę potem coś zaczęło dziać się w wodzie.

- Booth, Booth!

- Tak? - agent spojrzał na Tempe, która miała pewne kłopoty - O żesz.

- To chyba coś dużeee... - nim dokończyła była już w wodzie. Booth natychmiast wskoczyła za nią do wody.

- Nic Ci nie jest? - zapytał gdy podpłynął do Bones, lecz ta tylko śmiała się. W końcu agent też zaczął się śmiać.

- Jesteśmy cali mokrzy - powiedziała Brennan.

- No to co. Trochę szaleństwa nie zaszkodzi - Seeley opłynął ją dookoła i zatrzymał się przed nią. Ich oczy się spotkały, a twarze były niebezpiecznie blisko. Ich usta dzieliły centymetry...
Usłyszeli jakiś dźwięki i odskoczyli od siebie. Między drzewami pojawiła się sylwetka Sweetsa.
- No pięknie, jak chcieliście pobyć sami to wystarczyło powiedzieć, a nie wykręcać się większą przynętą - powiedział terapeuta.

- To nie tak. Bones złapała coś naprawdę dużego i to wciągnęło ją do wody - zaczął wyjaśniać agent.

- Właśnie. Booth chciał mi pomóc i wskoczył do wody za mną - dodała Brennan.

Słodki tylko pokręcił głową ''Tak, tak. Ja i tak wiem swoje.''

- To co w takim razie robicie jeszcze w wodzie? Chcecie nabawić się zapalenia płuc? - zapytał doktorek.

- Spokojnie, już wychodzimy. A woda jest w sam raz - odparł Booth i wyszedł na brzeg, po czym pomógł wyjść z wody Bones. Temperance nie umknęło, że mokra koszulka jej partnera dokładnie opinała jego umięśniony tors.

- Nareszcie. Teraz to już tylko możemy wracać do obozu. Bo w takim stanie to jakoś nie widzę dalszego wędkowania - oznajmił Sweets i popatrzył na partnerów, którzy przyglądali mu się dziwnie - Czemu tak na mnie patrzycie?

Booth i Bones spojrzeli na siebie i kiwnęli porozumiewawczo.

- Teraz! - krzyknął Seeley i podbiegł wraz z Tempe do Słodkiego, który nie spodziewał się takiego obrotu sprawy - Bones, łap go za nogi! - antropolog wykonała polecenie i po chwili agent i Tempe już trzymali Sweetsa.

- Chyba nie ośmielicie się tego zrobić? - zapytał doktor zdany na ich łaskę.

Odpowiedziało mu ''Raz, dwa, trzy!'' i głośny plusk. Sweets był już w wodzie.

- Myliłem się. Ośmielicie się - powiedział terapeuta gdy wynurzył się z wody.

--

Weekend minął bardzo szybko i zanim partnerzy się obejrzeli trzeba było już wracać. Mieli jeszcze jeden dodatkowy powód, gdyż przydzielono im kolejną sprawę. Sam Cullen zadzwonił do Bootha by poinformować go o całym zdarzeniu. Został zamordowany trener fitness, który w wolnych chwilach śpiewał w klubie. Cała sprawa była dość zagmatwana.

- No i jak wam się podobało? - zapytał Sweets kiedy mknęli autostradą wracając do Waszyngtonu.

- Nie było tak źle - odpowiedział agent - Co nie Bones?

- Prawda. Było całkiem miło - przytaknęła.

- No widzicie. A tak sceptycznie podchodziliście do mojego pomysłu.

- Bo to był Twój pomysł. Z założenia podchodzimy sceptycznie do wszystkich Twoich pomysłów - przerwał mu Seeley.

- Ale podobało wam się i oto chodziło.

- Ale co ten wyjazd miał wspólnego z nami? To znaczy z naszymi relacjami, partnerstwem i... nie wiem czym jeszcze - zapytała Bones.

- Zapomnieliście o nurtujących was problemach, daliście się ponieść zabawie. Chyba nie zaprzeczy pani, że łowienie ryb nie było przyjemne - powiedział Słodki.

- Tak, ale...

- Żadnego ale. Teraz mimo powroty do pracy już wiecie, że możecie razem funkcjonować bez względu na to co było. Oczywiście nie twierdzę, że macie wymazać to z pamięci, ale maci etyle możliwości do wybory, że to już od was zależy, którą ścieżką pójdziecie.
Sweets zakończył przemowę, a żadne z partnerów nie odezwało się. Powoli przetwarzali słowa terapeuty.

''Zależy od nas?'' pomyślała Tempe.

''Gdyby to było takie proste.'' pomyślał Booth.

SESJA XI

Temperance Brennan siedziała na kanapie w gabinecie doktora Sweetsa. Miejsce, które do tej pory zajmował Booth było puste. Poczuła bolesne ukłucie w sercu na wspomnienie swojego partnera. Minęły prawie dwa tygodnie od tamtego wieczoru. Od dnia kiedy jej świat legł w gruzach, kiedy go straciła, kiedy straciła część siebie...
Nie było nocy, by jej podświadomość nie przywoływała obrazów z tamtego wieczoru. Jak w kalejdoskopie przed oczami migały pojedyncze zdjęcia: śpiewająca ona, uśmiechnięty Seeley, pistolet, wystrzał i wzrok Bootha utkwiony w nią...w jego ostatnich chwilach.... Do dziś czuła ciepło jego krwi przepływającej jej przez palce...

- Doktor Brennan - Sweets zwrócił się do swojej pacjentki. Tempe spojrzała na niego pustym wzrokiem. Jej zwykle błyszczące szafirowe oczy nie świeciły swoim dawnym blaskiem. Już nie płakała, nie miała już łez - Czy wszystko w porządku?

Bones chciała krzyczeć. Jak mogło być wszystko w porządku skoro jego już nie było! Nie Sweets! Nic nie jest dobrze! Zamiast tego powiedziała tylko:

- A co według Ciebie znaczy ''w porządku''? To, że tu jestem? Że te siedzę i jeszcze oddycham?

- Może wyrzuci pani z siebie to, co tak panią dręczy. To...

- Pomaga? - przerwała mu Bones - Sweets, Ty chyba nie wiesz o czym mówisz! Ja już nie mam siły o tym mówić. Ja...

- Śmiało - zachęcił terapeuta, a Brennan spojrzała na niego.

- To ja powinnam była zginąć. Ta kula była dla mnie, nie dla Bootha. On...

- Uratował panią, zrobił coś, na co niewielu by się zdobyło.

- Nie powinien był tego robić. Ja nie zasługuję na to. - głos ugrzązł jej w gardle.

- Doktor Brennan, jak może pani tak w ogóle myśleć - Słodki próbował jakoś wesprzeć Bones.
Antropolog jednak już słyszała podobne słowa. Angela była przy niej przez ten czas, czas kiedy Bones nie mogła normalnie żyć, funkcjonować. Artystka pocieszała ją, ale nie tak jak to robił Booth, kiedy ona była smutna. Angela była jej przyjaciółką, ale nie była nim. Nie była jej Boothem.

- A co mam myśleć? Poświęcił siebie, by ratować mnie. Mnie Sweets! Rozumiesz?! Ja nie mam na tym świecie już nikogo dla którego mogłabym żyć! A on ma syna Parkera.

Temperance nie zdawała sobie sprawy, że nieświadomie wciąż mówi o swoim partnerze w czasie teraźniejszym.

- A pani ojciec? Brat? Jak oni by się czuli gdyby pani zabrakło?

- Tyle lat przeżyłam bez nich. Ross ma swoją rodzinę, a ojciec, ojciec by sobie poradził.

W gabinecie zapadła cisza. Nikt się nie odzywał, nikt nie żartował.

- Nie wiem czemu chciałeś bym przyszła. Ta terapia już nie ma sensu. - zaczęła Bones.
- Chciałem zobaczyć jak pani sobie z tym wszystkim radzi - odparł Słodki.

- To już zobaczyłeś. Wybacz, ale ja już pójdę - Tempe podniosła się z kanapy.

- Proszę zaczekać doktor Brennan - zatrzymał ją terapeuta, a antropolog popatrzyła na niego.

- O co chodzi? - zapytała, nie miała już siły dłużej przebywać w pomieszczeniu z którym wiązało się tyle wspomnień.

- Proszę usiąść, zaraz się pani wszystkiego dowie - Sweets podszedł do swojego biurka i przyniósł z niego laptop. W tym czasie Temperance ponownie zajęła swoje miejsce na kanapie. Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w doktora, który włączył komputer i włożył do środka jakąś płytkę.

- Sweets, jeżeli chcesz mi pokazać jakiś film terapeutyczny, to wybacz, ale tracisz czas. Ja... - zaczęła lecz doktor jej przerwał.

- To nie jest film terapeutyczny - Słodki odwrócił laptop w jej stronę, także teraz Brennan widziała ekran monitora, a na nim czarne pole - Proszę nacisnąć Enter - Słodki wydało polecenie.

Temperance nie miała ochoty niczego oglądać, mimo to wykonała polecenie. Czarne pole znikło i pojawił się obraz.

- Booth? - wyszeptała antropolog i spojrzała na Sweetsa, który gestem pokazał jej, by oglądała dalej. Obraz był lekko zamazany, ale po chwili wszystko było już czytelne. Na szpitalnym łóżku, oparty o poduszkę siedział jej partner. Był blady i miał zabandażowaną klatkę piersiową, ale to był on. To był jej Seeley. Po chwili agent przemówił:

''Hej Bones! Mam nadzieję, że teraz siedzisz bo ta wiadomość może Cię trochę zaszokować.

Jak widzisz żyję, co prawda nie jestem w szczytowej formie, ale…
To nagranie jest po to, aby wyjaśnić Ci parę rzeczy. Chcę, abyś zrozumiała co się wydarzyło. Podczas tamtego feralnego wieczoru myślałem, że naprawdę umieram, że to koniec, że już nigdy nie zobaczę swojego syna, nie zobaczę Ciebie. To właśnie Twoją twarz miałem przed oczami, kiedy traciłem przytomność, to Twoja twarz była tym co zapamiętałem.
Gdy obudziłem się, na początku nie wiedziałem gdzie jestem, co się stało. Dopiero potem Cullen poinformował mnie o całym zajściu oraz o tym, że wszyscy myślą, że nie żyję. Teraz może mówię o tym spokojnie, ale wierz mi Bones, miałem ochotę posłać mojego szefa tam gdzie... Miałem ochotę zrobić mu krzywdę. Pierwszą osobą o jakiej pomyślałem byłaś Ty. Nalegałem Cullena, by chociaż pozwolił powiadomić Ciebie. Na próżno. Dla dobra całej sprawy miałem siedzieć cicho i nadal mam. Jednak następnego dnia przyszedł Sweets, mój szef najwidoczniej uznał że przyda mi się pomoc psychologa. Tak jakby wypłakanie mu się w ramię miało mi pomóc. Ale do rzeczy. To właśnie Słodki pomógł mi przygotować to nagranie. Ciężko mi to przyznać, ale jestem mu za to wdzięczny, tym bardziej, że pomagając mi łamie rozkazy. Tak Bones, to nagranie powstaje nielegalnie. Dla Ciebie łamię zasady. To wszystko dla Ciebie. - uśmiech zagościł na twarzy Bootha - Obiecałem kiedyś że Cię nie zostawię i jak widzisz dla Ciebie jestem gotowy nawet na powrót z zaświatów.
Mam nadzieję, że niedługo znów się zobaczymy. Trzymaj się Temperance.'' Seeley popatrzył prosto w kamerę i obraz znów zrobił się czarny.

Brennan nie wiedziała co ze sobą zrobić. Z jednej strony poczuła nieprawdopodobną ulgę, radość. Jej partner żył. A z drugiej strony czuła złość na FBI, że biuro nie poinformowało jej o całym zdarzeniu. W końcu była jego partnerką, miała prawo o wszystkim wiedzieć.

- Doktor Brennan.

- Gdzie on jest? - przerwała mu - Gdzie jest Booth? Muszę go zobaczyć natychmiast.

- To chyba nie jest najlepszy pomysł. Miałby spore kłopoty gdyby FBI dowiedziało się o tym, że agent Booth poinformował panią o całym zajściu mimo wyraźnych rozkazów dyrektora Cullena - powiedział Sweets.

- Czy myślisz, że teraz będę siedzieć bezczynnie?! Mów!

- Medical Center, róg Bev... - lecz Bones już wybiegła z gabinetu.

Sweets pozostał sam ze wzrokiem utkwionym w otwarte drzwi, przez które parę sekund wcześniej wyszła Temperance.

SESJA XII

- Czy mogę wreszcie coś powiedzieć? - Sweets zwrócił się do dwójki osób siedzących na przeciwko niego. Booth i Bones zamilkli i popatrzyli na terapeutę - Teraz znacznie lepiej...

- Lepiej Tobie, a nie nam - skomentował agent.

- Wiesz, że mogliśmy już tutaj nie przychodzić - zwróciła się do Słodkiego Brennan.

- Wiem, tym bardziej jestem zaskoczony, że jednak raczyliście się państwo pojawić na tej sesji.

- Uznaliśmy, że trochę Ci zawdzięczamy. No i... - powiedział Seeley - ...w końcu dzięki Tobie Bones dowiedziała się, że żyję.

- Tak. Ale muszę przyznać, że scena na cmentarzu była bardzo sugestywna - powiedział doktor.
- Słodki do tej pory boli mnie szczęka.

- Przepraszam, ale miało wypaść realnie - dodała Bones.

- Przecież Cię nie oskarżam - odparł Booth z uśmiechem - I wyszło, co nie?

- Było fenomenalnie, chyba nikt z FBI nie zorientował się, że uderzenie doktor Brennan było wcześniej zaplanowane, tak by wyglądało na działanie w afekcie. No wiecie, złość, irytacja, a z drugiej strony radość i ulga.

- Nikt by tego lepiej nie ujął - powiedział Booth.

- Ale nadal nie rozumiem. Bo przecież kiedy obejrzała pani nagranie poszła pani potem do swojego partnera, a tam było pełno agentów. Jak się pani udało zostać niezauważoną, a co najważniejsze jak FBI się o tym nie dowiedziało - zapytał Słodki na co na twarzy Booth'a pojawił się uśmiech, a w oczach zapaliły się iskierki.

- To bardzo zabawna historia - powiedział.

- Dla Ciebie, nie wiesz co ja przeżywałam - odparła Bones, ale uśmiechnęła się.

- To co się wydarzyło?

- Bones przebrała się za pielęgniarkę - agent nie mógł powstrzymać śmiechu - dodam, że dobrze Ci było w tym uniformie.

Bones posłała mu mordercze spojrzenie.

- Już wiesz do jakich rzeczy jestem zdolna.

- Wiem i dziękuję. Tobie też Sweets.

- Właśnie - dodała Brennan - Dzięki Tobie mogliśmy szczerze porozmawiać...

- Ja zawsze byłem z Tobą szczery - przerwał jej Seeley.

- Wiesz o co mi chodzi.

- Jasne, że wiem. W końcu ja to ja - Booth był wyraźnie zadowolony.
Słodki przyglądał im się i nie wierzył. Coś się zmieniło. Już nie było powściągliwości, dystansu, lekkiej niepewności. Była swoboda i coś jeszcze.

- To się bardzo cieszę. A do jakich wniosków doszliście podczas tej szczerej rozmowy? - zapytał Słodki.

- Sweets, to są nasze prywatne sprawy...

- Ludzie, jesteście u psychologa. Tu się rozmawia o prywatnych sprawach - powiedział nagle terapeuta, a po chwili dodał kiedy partnerzy spojrzeli na niego z wyrazem zaskoczenia na twarzy, Ich podchody względem siebie trwały już za długo.... - Przecież to jasne, że nie możecie bez siebie żyć!

Twarze Bootha i Bones przybrały wyraz jeszcze większego zdziwienia. Taki wybuch emocji u Sweetsa? No proszę.

- Słodki, spokojnie - powiedział agent - Chyba nie chcesz dostać jakiegoś zatoru...
Seeley przerwał bo zobaczył dziwny błysk w oczach terapeuty.

- Lepiej go nie denerwuj - zwróciła się do swojego partnera Bones.

- Bardzo dobra uwaga doktor Brennan - powiedział Słodki - Radzę mnie nie denerwować.

- Ale czemu Ty dzisiaj taki.

- Jaki?

- No inny, nabuzowany. - wyjaśnił Seeley.

Doktor nie odpowiedział. Za to Bones miała pewne wątpliwości co do znaczenia słowa ''nabuzowany'', ale postanowiła nie wypowiadać ich na głos.

Prze chwilę nikt się nie odzywał. W gabinecie słychać było tylko odgłos, jaki wydawały palce Bootha uderzające o bok kanapy.

- Dobrze, myślę że chyba możemy kontynuować naszą sesję - powiedział po chwili Sweets.

- Tak? A już myślałem, że będziemy tak siedzieć bez celu - odparł Seeley.

- Uwielbiam pańskie docinki agencie Booth. Są one sensem mojego istnienia - rzekł Słodki z ironią.

- Dzięki - odparł Booth i posłał terapeucie jeden ze swoich uśmiechów.

- No to skoro już się komplementujemy to proszę....

- Co proszę? - zapytała Bones.

- Komplementujcie się.

- Że niby jak? - teraz Booth zapytał.

- No niech pan nie udaje, że nigdy nie powiedział pan kobiecie komplementu. W końcu pana syn musiał jakoś pojawić się na świecie...

- Sweets! Rozumiem! Mówiłem komplementy więc nie wiem z czego robisz problem - przerwał mu Seeley.

- Ja? Z niczego. Czekam.

- Mamy siebie komplementować? Tak teraz? - zapytał agent.

- Przy Tobie? - dodała Bones.

- Proszę państwa, już tyle rzeczy tu usłyszałem, że wasze komplementy będą cudownym zwieńczeniem tych sesji - odparł Sweets i popatrzył na swoich pacjentów - Śmiało. Ewentualnie mogę się odwrócić, jeżeli to coś państwu pomoże.

- Jakbyś był tak uprzejmy - powiedziała Temperance. Miała powiedzieć coś miłego Boothowi, ale co? Owszem było dużo rzeczy, za które mogłaby mu podziękować. Dużo rzeczy, za które mogłaby go pochwalić. Ale czy chciała to zrobić w obecności Słodkiego?

Tymczasem terapeuta tak jak zaproponował, odwrócił się do partnerów tyłem, także teraz mogli podziwiać tylko jego plecy.

- Zadowoleni? - zapytał - Czy to daje wam chociaż namiastkę intymności?

- Tak Sweets. Dzięki za poświęcenie.

- Słyszę sarkazm w pańskim głosie, agencie Booth.

- Dobra, dobra.

- No śmiało. Zaczynajcie - zachęcił doktor.

Seeley spojrzał na Tempe. Jej szafirowe oczy błyszczały. Ona cała błyszczała. Była piękną kobietą i chciał jej tyle powiedzieć... Co prawda już odbyli jedną poważną rozmowę, ale nie dotyczyła ona tego, co tak naprawdę chodziło im po głowie. Była to rozmowa przyjaciół. A Booth chciał czegoś więcej. Bones również.

- Ja... - zaczęli w tym samym momencie i uśmiechnęli się.

- Ty pierwsza.

- Czemu?

- Bo jesteś kobietą.

- Jest równouprawnienie.

- Ale ja jestem dżentelmenem.

Na to Temperance nie miała już odpowiedzi. Seeley był dżentelmenem, a nawet rycerzem w lśniącej zbroi FBI, jak kiedyś nazwała go Angela.

- No dobrze - odparła, a Booth uśmiechnął się. Udało mu się wygrać z Bones - Komplement, tak? Hmmm. Może zacznę od tego, że jesteś wspaniałym przyjacielem.

- A Ty przyjaciółką.

- Doskonałym partnerem.

- A Ty partnerką.

- Jako samiec alfa, masz doskonałą budowę ciała.

- A Ty jako, jako Bones masz niezłą figurę - agent uśmiechnął się.

Mogli tak bez końca wymieniać swoje cechy. Oboje jednak wiedzieli, że chodzi o coś zupełnie innego, o coś co jeszcze nie zostało wypowiedziane.

- Dziękuję - powiedziała w pewnym momencie Brennan - Dziękuję, że wróciłeś. Że mnie nie okłamałeś.

- Nie mógłbym tego zrobić. Już Ci to wyjaśniłem. Nie mógłbym Cię zostawić. Nie teraz. - zamilkł nie wiedząc, czy dalej mówić.

- Ja też bym nie chciała byś mnie teraz zostawił - dodała szeptem Bones i spojrzała w czekoladowe oczy swojego partnera.

Sweets słuchał z rosnącą ciekawością tego co mówili jego pacjenci. Rozpoczęli bardzo dobrze, od ogólnych cech do coraz intymniejszych przeżyć. Terapeuta był ciekaw co będzie dalej. Lecz w gabinecie zapadła cisza. Nikt nic nie mówił. Słodki nie mógł już wytrzymać tej niepewności i zerknął do tyłu przez ramię. To co zobaczył wprawiło go w niemałe zaskoczenie.

Booth i Bones byli zajęci sobą. Całkowicie. Nie liczyło się nic oprócz nich. Booth całował Temperance, a ona oddawała mu pocałunki. Partnerzy zapomnieli, że są w gabinecie Słodkiego.

Po chwili jednak doskonale wyszkolone zmysły Bootha dały o sobie znać. Jego ''szósty zmysł'', który według Bones nie istniał, powiedział mu, że on jak i jego partnerka są obserwowani. Partnerzy zastygli w pocałunku i po woli oderwali się od siebie. Seeley cały czas ujmując twarz Tempe w swoich dłoniach spojrzał na Sweetsa. Twarz terapeuty miała wyraz dziecka, które na Gwiazdkę otrzymało, to o czym marzyło.

- Eee. - zaczął agent - My tak tylko...

- No właśnie. - dodała antropolog nieco speszona całą sytuacją.

Odpowiedział im jeszcze szerszy uśmiech doktora.

- Myślę, że na dzisiaj wystarczy - powiedział w końcu Sweets.

- Też tak myślimy - zgodził się agent, a po chwili dodał zdezorientowany - Ale jak to na dzisiaj? Czy…

- Moi drodzy, to jeszcze nie koniec naszych spotkań. Miałem wam to dzisiaj przekazać. Sesja tamta się zakończyła, ale rozpoczynacie nową. Obowiązkową. Specjalną, którą będą musieli odbyć wszyscy z FBI. Ale mam nadzieję, że nasze kolejne spotkania będą przebiegały już w znacznie lepszej atmosferze - wyjaśnił terapeuta - Zatem do zobaczenia w poniedziałek o osiemnastej - gestem pokazał, że mogą opuścić jego gabinet.

Booth i Bones wstali i ruszyli do wyjścia, Słodkiemu nie umknęło, że oboje szukali swojego dotyku. Palce agenta niby przypadkiem dotykały dłoni Brennan. Przy drzwiach antropolog zatrzymała się i spytała:

- Naprawdę mamy przyjść?

- Naprawdę - odparł Sweets i pomachał im.

Gdy partnerzy zniknęli za drzwiami Sweets jakby dostał ataku euforii.

- Dotarło do nich! Bogu niech będą dzięki!

- Amen Sweets! - przez niedomknięte drzwi doktor usłyszał głos Bootha, a po chwili śmiech partnerów.

31



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
terapia genowa obawy i nadzieje
Terapia w psychiatrii
Terapia genowa1 (2)
Terapia komórkowa w neurologii
Zaburzenia lękowe Neurobiologia lęku Terapia lęku
Terapia zajeciowa WPROWADZENIE
Wyklad 7 8 9 Terapia osob z autyzmem
TERAPIA FALĄ ULTRADŹWIĘKOWĄ,
5 Terapia monitorowana
PSYCHOANALIZA JAKO METODA TERAPII I LECZENIA
terapia logopedyczna
Specyfika Oddziału Intensywnej Terapii
terapia antywiusowa w ciazy
plastyko terapia
Leki stosowane w terapii nadciśnienia tętniczego

więcej podobnych podstron