ROZDZIAL 32
NIEZBYT POTAJEMNI KOCHANKOWIE
- I obściskiwały się na całego! - Emily wzięła duży łyk Sangrii, którą Maya przyniosła dla nich z baru Planetarium. - Tyle czasu bałam się, że mogliby, no wiesz, zmienić człowieka, a tu okazuje się, że to podpucha! Moja sponsorka zeszła się ze swoją dziewczyną, i w ogóle!
Maya trąciła Emily w żebra, patrząc na nią jak na wariatkę.
- Na serio myślałaś, że cię zmienią?
- To chyba faktycznie jest głupie, prawda? - Emily oparła się.
- Tak. - uśmiechnęła się Maya. - Ale też się cieszę, że to nie działa.
Jakąś godzinę temu, kiedy Becka i Wendy podrzuciły Emily na przyjęcie Mony, dziewczyna przedzierała się przez sale szukając May, przerażona tym, że mogła już wyjść, albo, co gorsza, że była z kimś innym. Odszukała samotnie stojącą Mayę przy stanowisku DJa, ubraną w sukienkę w czarno-białe paski i błyszczące sandałki na płaskim obcasie. Włosy upięła białymi klamerkami w kształcie motyli.
Wymknęły się na zewnątrz na maleńki skrawek trawnika w ogrodzie Planetarium. Wciąż widziały przez wysokie na dwa piętra, mleczne okna rozkęcającą się imprezę, ale jej nie słyszały. Ogród wypełniały ciemne drzewa, teleskopy i krzaki przycięte w kształty planet. Kilku gości wyszło na zewnątrz i siedziało po drugiej stronie patio paląc i śmiejąc się, a jakaś para tuliła się do siebie przy gigantycznym krzaku przyciętym w kształt Saturna, ale poza tym Emily i Maya były dosyć osamotnione. Nie pocałowały się, ani nic takiego, zaledwie spoglądały w niebo. Musiała już być prawie północ, zwyczajowa godzina policyjna Emily, ale zadzwoniła do mamy, żeby uprzedzić, że zatrzyma się na noc u Becki. W razie potrzeby Becka zgodziła się potwierdzić tą historyjkę.
- Spójrz. - powiedziała Emily wskazując niebo. - Tamta część gwiazd, czy nie wyglądałyby jak litera „E” gdyby narysować między nimi linie?
- Gdzie? - zmrużyła oczy Maya.
Emily skierowała podbródek Mayi we właściwym kierunku.
- Tamte obok gwiazd tworzących „M”. - uśmiechnęła się w ciemności. - „E” oraz „M”. Emily i Maya. To zupełnie jak znak.
- Ty i twoje znaki.- westchnęła Maya. Przez chwilę trwały w wygodnej ciszy. - Byłam na ciebie wściekła. - powiedziała cicho Maya. - Za sposób, w jaki ze mną zerwałaś w piecu. Za to, że w szklarni nie chciałaś na mnie nawet spojrzeć.
Emily zacisnęła ręce i wpatrywała się w konstelacje. Tysiące stóp nad nimi przemknęła maleńka iskierka.
- Przepraszam. - powiedziała. - Wiem, że nie do końca byłam wobec ciebie fair.
Teraz Maya uważnie zmierzyła Emily wzrokiem. Lśniący samoopalacz rozświetlał jej czoło, policzki i nos. Emily nigdy nie widziała jej tak pięknej.
- Mogę wziąć cię za rękę? - wyszeptała Maya.
Emily spojrzała na na własną szorstką, kanciastą dłoń. Trzymała już ołówki, pędzle i kredę. Przed wyścigami ściskała bloczek startowy. Kurczowo trzymała balonik przy boi podczas ubiegłorocznego mitingu jej drużyny. Trzymała dłoń jej chłopaka, Bena… i nawet dłoń Mayi, ale tym razem wydawało się to oficjalnym przypieczętowaniem sprawy. To się działo naprawdę.
Wiedziała, że otaczają je inni ludzie. Ale Maya miała rację - wszyscy już wiedzieli. Najtrudniejsze było już za nią, i przetrwała. Z Benem była nieszczęśliwa, i spotykając się z Toby'm nikogo nie nabrała. Może powinna działać bardziej otwarcie. Emily od razu zrozumiała, że Becka ma rację, gdy ta powiedziała, że nie można zmienić tego, kim się jest. Ten pomysł był równocześnie przerażający i ekscytujący.
Emily dotknęła dłoni Mayi. Najpierw delikatnie, potem mocniej.
- Kocham cię, Em. - powiedziała Maya oddając uścisk. - Tak bardzo cię kocham.
- Ja też cię kocham. - powtórzyła, prawie machinalnie, Emily. Uświadomiła sobie, że naprawdę tak jest. Kochała ją bardziej niż kogokolwiek innego, nawet bardziej niż Ali. Emily pocałowała Ali, i przez jedną krótką chwilę, Ali oddała pocałunek. Ale potem cofnęła się z obrzydzeniem. Szybko zaczęła mówić o jakimś chłopcu, który bardzo jej się podobał, ale nie chciała zdradzić jego imienia, bo Emily mogłaby „ześwirować”. Teraz Emily zastanawiała się, czy jakiś chłopak w ogóle istniał, czy może Ali powiedziała to, żeby cofnąć ten krótki moment, kiedy naprawdę całowała się z Emily. Żeby oświadczyć: „Nie jestem lesbijką. Nie ma, cholera, mowy.”
Cały ten czas Emily wyobrażała sobie jakby to było, gdyby Ali nie zniknęła, i to lato i ich przyjaźń rozwijały się tak, jak miały. Teraz już wiedziała: nic z tego by nie było. Gdyby Ali nie zniknęła, coraz bardziej oddalałaby się od Emily. Ale może Emily mimo to odnalazłaby Mayę.
- Wszystko w porządku? - zapytała Maya zauważając milczenie Emily.
- Aha. - kilka minut siedziały w ciszy trzymając się za ręce. Potem Maya uniosła głowę i zmrużyła oczy na widok czegoś we wnętrzu Planetarium. Emily podążyła za jej wzrokiem w stronę niewyraźnej postaci patrzącej na nie. Postać zastukała w szybę, a Emily aż podskoczyła.
- Kto to? - wyszeptała Emily.
- Ktokolwiek to jest - powiedziała mrużąc oczy Maya - wychodzi na zewnątrz.
Każdy włosek na ciele Emily stanął na baczność. „A”? Szybko przesunęła się do tyłu. Usłyszała głos, znajomy aż do przesady.
- Emily Catherine Fields! Chodź tutaj natychmiast!
- Och, mój Boże. - usta Mayi rozchyliły się.
Matka Emily przeszła między reflektorami dziedzińca. Miała rozczochrane włosy, zero makijażu, ubrana była w niechlujny t-shirt, a sznurówki adidasów były rozwiązane. Wyglądała niedorzecznie wśród tłumu wystrojonych imprezowiczów. Kilkoro z nich gapiło się na nią z rozdziawionymi ustami.
- C-co ty tu robisz? - Emily usiłowała niezdarnie podnieść się z trawy.
Pani Fields chwyciła Emily za ramię.
- Nie do wiary. Piętnaście minut temu dostałam telefon, że jesteś z nią. A ja nie uwierzyłam! Co za głuptas ze mnie! Nie uwierzyłam! Powiedziałam, że to kłamstwo!
- Mamo, mogę wszystko wytłumaczyć!
Pani Fields zatrzymała się i powąchała powietrze w pobliżu twarzy Emily. Jej oczy rozszerzyły się.
- Piłaś! - wrzasnęła rozwścieczona. - Co się z tobą stało, Emily? - spojrzała z góry na Mayę siedzącą w bezruchu na trawie, jakby pojawienie się pani Fields przełączyło ją na zwolnione obroty. - Nie jesteś już moją córką.
- Mamo! - krzyknęła Emily. Miała wrażenie, że matka zatopiła rozpalone żelazo w jej oku. To oświadczenie brzmiało tak… oficjalnie i wiążąco. Tak ostatecznie.
Pani Fields zaciągnęła ją do małej bramki, która prowadziła z dziedzińca na boczną alejkę do ulicy.
- Jak tylko wrócimy do domu, dzwonię do Helene.
- Nie! - Emily wyrwała się i, lekko przygarbiona, niczym zawodnik sumo po zwarciu, stanęła z matką twarzą w twarz. - Jak możesz mówić, że nie jestem twoją córką? - wrzasnęła. - Jak możesz mnie odsyłać?
Pani Fields chciała znowu chwycić Emily za ramię, ale adidas dziewczyny trafił na nierówny wykrot trawy. Upadła do tyłu na kość ogonową, przeszył ją biały oślepiający błysk bólu.
Kiedy otworzyła oczy, stała nad nią matka.
- Wstawaj. Idziemy.
- Nie! - zawyła Emily. Próbowała wstać, paznokcie matki przebijały jej ramię. Choć wiedziała, że to beznadziejne, walczyła. Spojrzała jeszcze raz na Mayę, wciąż tkwiącą w bezruchu. Jej oczy były ogromne i pełne łez, wydawała się drobna i samotna. Mogę już nigdy jej nie zobaczyć, pomyślała Emily. Możliwe, że to koniec.
- Co w tym takiego złego? - krzyknęła na matkę. - Co jest złego w byciu innym? Jak możesz mnie za to nienawidzić?
Nozdrza jej matki rozszerzyły się. Zwinęła dłonie w pięści i otworzyła usta, gotowa krzyczeć w odpowiedzi. I nagle jakby straciła pewność siebie. Odwróciła się i z jej gardła wydobył się cichy odgłos. Wyglądała na pozbawioną energii. I przerażoną. I zawstydzoną. Bez makijażu i w spodniach od piżamy wydawała się taka podatna na zranienie. Miała czerwone obwódki wokół oczu, jakby długo płakała.
- Proszę. Po prostu chodźmy stąd.
Emily nie wiedziała, co innego mogłaby zrobić, więc wstała. Ciemną, opustoszałą alejką poszła za matką na parking, gdzie zobaczyła ich rodzinne Volvo. Strażnik miejski pochwycił wzrok jej matki i obdarzył Emily oceniającym, szyderczym uśmiechem, jakby pani Fields mu wytłumaczyła, po co tu parkuje i dlaczego zabiera Emily z przyjęcia.
Emily rzuciła się na przednie siedzenie. Jej wzrok padł na laminowane koło Dial-a-Horoscope w bocznej kieszeni siedzenia. Koło przepowiadało horoskop dla każdego ze znaków na wszystkie dwanaście miesięcy roku, więc Emily wyciągnęła je, przekręciła do swojego znaku, Byka, i spojrzała na przewidywania dotyczące października. Twój związek miłosny stanie się bardziej pełny i satysfakcjonujący. Twoje poprzednie związki mogły w przeszłości powodować problemy z innymi ludźmi, ale od tej pory wszystko będzie gładko się toczyć.
Ha, pomyślała Emily. Wyrzuciła kartę z horoskopem przez okno. Już w nie nie wierzyła. Ani w karty tarota. Ani w znaki, sygnały, czy cokolwiek innego, co twierdziło, że nic nie dzieje się bez powodu. Jaki był powód, że to się działo?
Przeszył ją chłodny dreszcz. Piętnaście minut temu dostałam telefon, że jesteś z nią.
Z walącym sercem przekopała swoją torebkę. Miała na komórce jedną nową wiadomość. Tkwiła w jej skrzynce odbiorczej od prawie dwóch godzin.
Em, widzę cię! I jeśli nie przestaniesz, zadzwonię do wiesz-kogo. - A
Emily zakryła oczy rękoma. Dlaczego “A” po prostu jej nie zabił?
Pretty Little Liars - Perfect Ideał
1