Opowiadania Borowskiego streszczenia


OPOWIADANIA TADEUSZA BOROWSKIEGO

(STRESZCZENIA)

U NAS, W AUSCHWITZU

Opowiadanie składa się z 10 części - listów Tadeusza od Marii. Narrator informuje ukochaną, że przebywa obecnie w Auschwitz, gdzie ma się przygotować do funkcji flegera (sanitariusza), bo wraz z innymi obniżać zachorowalność i śmiertelność w Birkenau. Wie, ze dużo się nauczy, ale nie ma pewności, czy pomoże Marii zwalczyć piodermię (ropną chorobę skóry). Przy okazji wspomina o tym, że ma sporo wolnego czasu i mieszka w znacznie lepszych warunkach. W porównaniu z drewnianymi barakami i błotem w Birkenau Auschwitz jest imponujący - murowane budynki, brukowane chodniki, dlatego przetrzymywani tu mają poczucie wyższości nad tymi z innych obozów.

Tadek opowiada o ciężko chorym byłym prominencie, że jego jedynym marzeniem było uniknąć wspólnego pochówku, uwłaczającego godności ludzkiej, anonimowego (ostatecznie bohater wyzdrowiał). Narrator skarży się na brak wiadomości z domu.

Tadeusz stara się opisać Marii Auschwitz przez porównanie z Pawiakiem, gdzie przebywała po aresztowaniu: Pawiak, ileś tam razy uwielokrotniony. Wspomina też o bloku dziesiątym, gdzie przebywają dziewczęta wykorzystywane do eksperymentów medycznych. Mówi o tym, że w Auschwitz jest sala, w której co niedziela odbywają się koncerty symfoniczne (grają pracujący w kuchni zawodowi muzycy), muzeum, gdzie są przechowywane niektóre zdjęcia odebrane więźniom, oraz biblioteka dla Niemców - stale zamknięta.

Tadek doskonale odtwarza obraz Marii z czasów wolności we śnie, nie umie jednak wyobrazić jej sobie na obozowej pryczy, z obciętymi włosami po tyfusie, wspomina wspólne chwile na Skaryszewskiej w Warszawie. Od nostalgicznych wzruszeń przechodzi nagle do rzeczywistości, opowiada o ludziach odmienionych przez obóz, o różnicach pomiędzy więźniami, którzy od dawna przebywają w obozie, a tymi którzy przybyli tu niedawno.

Wraz z kandydatami na flegerów z innych obozów Tadek czeka na rozpoczęcie kursu, co jednak stale się odwleka. Kierownik szkolenia, Adolf z Dachau, próbuje się z nimi „kolegować”, zwracając się do nich Kameraden (koledzy) i zachowuje się tak, jakby wierzył w takie koleżeństwo. podobnie jak w hasło Arbeit macht frei.

Narrator przedstawia Marii swoich bliższych kolegów: Staszka i Witka. Opisuje puff, czyli dom publiczny, do którego można się dostać w nagrodę za dobrą pracę. Narrator dowcipnie opowiada o zarazie, która kiedyś tam wybuchła. Zupełnie inny los spotkał odizolowane za kratami kobiety przeznaczone do eksperymentów medycznych. Od koszmarnych opowieści narrator przechodzi do osobistych wyznań, np. jak bardzo tęskniłem do Twego ciała; wyglądałaś najwspanialej. Przypomina sobie celę na Pawiaku, gdzie układał wiersze, cytuje jedną strofkę z utworu wpisanego towarzyszowi do egzemplarza Biblii.

W kolejnym fragmencie narrator podejmuje refleksję o masowym zabijaniu i bierności tysięcy ludzi przyglądających się w milczeniu. Zastanawia się nad fenomenem podporządkowania milionów garstce oprawców z karabinami, Ludzie z zewnątrz również łatwo dają się omamić: mecze bokserskie, koncerty muzyki poważnej, życie kulturalne w obozie, czysta pościel, dobre warunki - to pozory, w które zbyt łatwo się wierzy. Obóz składa się z wielu takich oszustw, dotyczą one przede wszystkim pracy i żywności.

Kurs dla flegerów trwa. Narrator przedstawia swoje rozmowy z Witkiem w czasie trwania zajęć. Mówi o tym, ze jego kolega to oddziałowy najgorszego kata z Pawiaka, specjalisty od torturowania więźniów. Tadek znów przeskakuje do przyjemnych wspomnień, by potem mówić o nadziei na przeżycie, która jest motorem podporządkowania się Niemcom, wyrzekania się własnych dzieci, by nie pójść z nimi do gazu. Zauważa, że zabijanie staje się powszechną rzeczywistością w Europie. Tadek mówi o tęsknocie do świata, w którym ludzi łączy miłość, a w post scriptum dodaje, że sam chętnie zabiłby kilku dla rozładowania kompleksu obozowego.

W Auschwitz przebywa grupa kryminalistów, ludzi znęcających się nad więźniami, którzy ćwiczą przed wyruszeniem na front, śpiewają i demolują kolejne obiekty. Jest wśród nich Kurt, który zawiadomił Tadeusza o pobycie Marii w obozie i przenosił ich listy. Tadek zaprasza go wieczorem do siebie i opowiada jemu i kolegom o transporcie z Pawiaka do Auschwitz, o próbie ucieczki, którą natychmiast kilku więźniów przypłaciło życiem - zostali rozstrzelani. Kiedy pozostałych przeniesiono do innego wagony bydlęcego, bez okien, marzyli o dotarciu do obozu - oznaczało to dostęp do świeżego powietrza. Już przed bramą Tadek został raniony bagnetem w udo, ale po kilku dniach musiał z bólem nosić słupy telegraficzne w odległości 7 km od obozu.

Staszek opowiada o znajomym Żydzie z Mławy, zatrudnionym przy gazowaniu ludzi. Kiedy przyjechał jego ojciec, ten kazał mu iść do komory, mówiąc, że idzie się kąpać. Później wyjął z ubrania ojca zdjęcie rodzinne - stało się ono jego okrutną pamiątką. Staszek wysnuł stąd wniosek, że Żydzi jeszcze będą na swoim położeniu robić interesy. Więźniowie są zadowoleni, że od pewnego czasu nie gazuje się Aryjczyków. Miejscowy fleger opowiada, że zgładzono tak bardzo wielu ludzi, ale on pamięta tylko jedną osobę - młodego Rosjanina, który podziękował za opatrunek. Sanitariusz, chciał go uratować, ale nie udało się to. Młody człowiek wierzył, ze po wojnie nie będzie granic. Zostawił flegerowi adres, aby powiadomił rodzinę o jego losie. Kurt opowiada o makabrycznym wydarzeniu z Mathausen - dwóch uciekinierów powieszono w Wigilię obok choinki.

W części siódmej Tadeusz zastanawia się nad życiem w obozie, gdzie starają się w pełni wykorzystać człowieka (dużo pracy, mało jedzenia, pozbawienie rzeczy osobistych, kosztowności, wyrwanie złotych zębów po śmierci). Zauważa „marnotrawstwo” tłuszczu, skóry i kości ludzkich; gdzie indziej są to surowce do wyrobu różnych produktów, np. mydła, abażurów, kościanych ozdób. Ironiczny ton przechodzi w atak na idealizm Platona, w refleksję, ze niewolnictwo trwa od starożytności, a dzisiejsi więźniowie obozów koncentracyjnych są taką samą anonimową masą, jak budujący egipskie piramidy. Narrator zadaje sobie pytanie: Co będzie o nas wiedzieć świat, jeśli zwyciężą Niemcy?

List kończy się radosnym stwierdzeniem, że najważniejsze są myśli i uczucia, którymi można się dzielić z bliskimi (tak, jak zakochani bohaterowie w listach).

Tadeusz cieszy się, że znalazł kogoś, kto będzie przenosił kartki do Marii - jest to elektryk. Dzieli się z nią nowiną o ślubie jednego z więźniów, Hiszpana z Madrytu, do którego po licznych staraniach przyjechała narzeczona z dzieckiem, Francuzka. Po ślubie ona wyjechała, a on został w lagrze. Jest to dla przebywających w Oświęcimiu powód do dumy: U nas, w Auschwitzu, to nawet śluby dają.

Po zakończeniu kursu Tadek otrzymał trochę lekarstw, kilka książek i wrócił do Birkenau, dodatkowo uszczęśliwiony listami z domu. Bliscy piszą o śmierci Andrzeja i Wacka - dwóch najzdolniejszych z pokolenia - i recytatorki Ewy oraz o wydaniu tomiku wierszy Tadka. Narrator wyjaśnia okoliczności swojego aresztowania, nie chce żeby Maria czuła się za to odpowiedzialna.

W ostatniej części tekstu Tadeusz opisuje bloki obozowe zimą, zawszonych ludzi brud. Kierujący więźniów do gazu zdobywają przy okazji sporo kosztowności, potem je wymieniają, handlują nimi. Abramek opowiada o nowej, ekonomicznej metodzie rozpalania ognia w kominie (połączenie główek czworga dzieci i zapalenie ich włosów), traktując to jak dobrą zabawę.

Tekst zamyka zdanie: Ale to jest nieprawda i groteska, jak cały obóz, jak cały świat.

LUDZIE, KTÓRZY SZLI

Więźniowie budowali boisko sportowe, na którym potem rozgrywali mecze. Z tego miejsca widzieli rampę kolejową, obóz kobiecy nazywany FKL-em i solidne budynki krematoriów, za którymi rozciągał się lasek. Częste rzuty oka na rampę i drogę pozwalały ocenić wielkość mordu: ludzie z jednego transportu (ok. 3 tys.) znikali w budynkach, przez chwilę droga była pusta, ale zaraz przyjeżdżał kolejny transport i rytuał powtarzał się każdego dnia wielokrotnie.

Do niewykończonych baraków odcinka C wprowadzono ponad 30 tys. kobiet, które żyły tam w brudzie, bez odpowiednich warunków sanitarnych, głodne, marznące na kilkugodzinnych apelach. Ich kolorowe sukienki sprawiły, że to miejsce nazwano Perskim Rynkiem. Chude, brzydkie i ciężarne kobiety w różnym wieku wyciągano z tłumu i kierowano do gazu.

W obozie panował powszechny zwyczaj kradzieży. Dotyczyło to żywności, ubrania, różnych przedmiotów, które udało się więźniom zachować, a nawet elementów wyposażenia baraków (koce, naczynia) i materiałów budowlanych, którymi starano się uszczelnić dachy i ściany.

Istotnym fragmentem opowiadania jest relacja o Mirce, w której kochał się pewien Żyd. Kobieta błagała o pomoc dla chorego dziecka, które ukrywała. Ani zakochany Żyd, ani Tadek nie zareagowali. Chwilowy odruch wzruszenia narrator natychmiast uznał za niedorzeczny.

Jedna z blokowych rozmawia z Tadeuszem o tym, że zbrodniarze muszą kiedyś zostać ukarani. Mówi o tym, że od kiedy stara się chronić kobiety przed komorą gazową, one nie wierzą jej, same przyznają się do ciąży lub choroby. Kiedyś w złości wyjaśniła więźniarkom, co za dym codziennie jest widoczny i co się stało z ich dziećmi i mężami.

Narrator zauważa, że liczba mordowanych stopniowo maleje - W obozie było „coraz lepiej”. Sytuacja nie poprawia się jednak na Perskim Targu, gdzie kobiety są nadal torturowane i kierowane do gazu. Zdegradowane do roli ledwo wegetujących istot biologicznych, gotowe były na wszystko, gdy mogły otrzymać pomoc od mężczyzn.

Stale trwa pochód ludzi z transportów do krematorium. Są oni okradani przez tych z obozu. Kiedy grupa skazanych na zamordowanie jest zbyt mała, wtedy ludzi zabija się strzałami lub żywcem spycha do płonącego rowu. Wiadomości o ofensywie rosyjskiej i powstaniu warszawskim sprowokowały bunt i ucieczkę Sonderkommanda (ludzi zatrudnionych przy gazowaniu i paleniu), wszystkich buntowników rozstrzelano.

POŻEGNANIE Z MARIĄ

Opowiadanie zaczyna opis wojennej rzeczywistości: spalony dom czernieje po drugiej stronie ulicy, opuchłe chmury, burzliwe niebo, bezlistne drzewo. Studenci polonistyki, Maria i Tadeusz, rozmawiają o poezji. Ona widzi w niej niepojętą siłę, która, jako jedyna, umie wiernie pokazać człowieka. On dodaje: miarą poezji, a może i religii, jest miłość człowieka do człowieka. W drugim pomieszczeniu odbywa się spotkanie towarzyskie przy dźwiękach z patefonu i alkoholu - ślub zaprzyjaźnionej pary (ponieważ panna młoda wybrała sobie partnera wyznania narodowego, jej rodzice nie wyrazili zgody na ten związek, „wesele” odbywało się więc w pomieszczeniu należącym do składu materiałów budowlanych).

Maria postanawia przygotować Hamleta Szekspira na komplet (zajęcia uniwersyteckie). Młoda Żydówka, uciekinierka z getta, rozmawia z nią o tym, że dawno nie znajdowała się w tak przychylnym środowisku. Cieszy się, że opuściła dzielnicę żydowską. ale martwi się losem bliskich, którzy tam zostali. Dawniej była śpiewaczką, osobą opływającą w luksusy, a teraz stała się nędzarką. Apoloniusz opowiada, jak to św. Augustyn umarł przy korekcie swojej książki, gdy Wandalowie oblegli Kartaginę i stwierdza, że wojna minie, a poezja zostanie.

Przed magazyn podjechała furmanka wyładowana meblami i różnymi przedmiotami należącymi do doktorowej, która opuściła getto, korzystając ze zwolnienia załatwionego jej przez zięcia. Jej córka wraz z mężem pozostali jeszcze dzień lub dwa, żeby dopilnować rozpoczętych wcześniej interesów. Stara Żydówka liczy na pomoc w znalezieniu odpowiedniego mieszkania, Pomaga jej kierownik magazynu w dowód wdzięczności za to, że dała mu kiedyś możliwość wzbogacenia się (pracował w przedsiębiorstwie należącym do niej). Nie robi jednak tego bezinteresownie. Kobieta wygląda biednie, ale ma jeszcze kosztowności, złote zęby…

Tadeusz ustala z woźnicą, że nazajutrz o świcie ma przywieźć wapno do lewego klienta, potem odprowadza Marię do furtki. Dziewczyna wraca do domu na noc, bo rano wraca do „pracy” - rozlania i rozwiezienia bimbru.

Tadek codziennie zaopatruje się w sklepiku w żywność. Sprzedawca nagminnie oszukuje przy wadze i obliczeniach - jest to jego sposób na utrzymywanie rodziny na lepszym poziomie. Okazuje się, że wszyscy pracownicy bazy materiałów budowlanych kradną lub zwiększają zasoby towarów przez dolewanie wody do wapna i dosypywanie piasku do lepiku. Wchodzą także w złodziejskie interesy z dostawcami kolejowymi, którzy odstępują im część towaru, spisując go na straty. Nikogo nie dziwi taki sposób życia.

Przed budynkiem szkoły czuwa żandarm pilnujący ludzi przeznaczonych do wywózki na roboty do Niemiec. On i inni policjanci również czerpią zyski ze swego zajęcia - „sprzedają” ludzi (tzn. za stosowną opłatą pozwalają im uciec.).

Tadeusz sprząta pomieszczenie i przystępuje do powielania domowym sposobem tomiku wierszy.

Z opowieści narratora dowiadujemy się o właścicielu przedsiębiorstwa, w którym pracuje Tadek i kierowniku bohatera. Kierownik ma na imię Jan, za jego przyczyną w magazynie pojawiają się towary nielegalnego pochodzenia oraz produkuje się alkohol. Zajmuje się też handlem złotem, lokalami i wymianą towarową z gettem. W przeciwieństwie do szefa (ten handluje głównie z Niemcami), kierownik prowadzi interesy z każdym, kto zaoferuje mu korzystne warunki.

Woźnica przywozi nowiny z miasta: wszędzie blokady ulic i łapanki. Przewiduje, ze gdy Niemcy skończą wywozić Żydów, to samo zrobią z Polakami. W bramach kwitnie handel bimbrem i mięsem. Zza szkoły dobiegają odgłosy wesołej zabawy, kręci się karuzela - oto zwykły warszawski dzień handlowy. Kierownik przekazuje wiadomość od Marii: dotrze z Ochoty wieczorem, bo wszędzie łapanki. Jan interesuje się, czy Tadeusz sprezda z zyskiem swoje wiersze. Poeta czuje się tym urażony. Apoloniusz przygotowuje okładkę tomiku.

Pod nieobecność kierownika doktorowa telefonuje do córki i dowiaduje się, że bliskim nie uda się już opuścić getta. Podejmuje decyzję o powrocie. Jej rzeczy znowu zostają załadowane na wóz. Kobieta nie zmienia zdania mimo namów kierownika. Tymczasem przed magazynem zatrzymuje się niemiecka ciężarówka z cementem. Kierownik i niemiecki szofer umawiają się na kolejną dostawę towaru. Doktorowa wraz z dobytkiem odjeżdżają do getta.

Tadeusz niepokoi się o Marię. Wraz z kierownikiem, sklepikarzem i policjantem przygląda się kolumnie samochodów wiozących ludzi z łapanek. Na jednym z nich dostrzega przerażoną twarz Marii, która podniosła dłonie w geście pożegnania. Później Tadeusz dowiedział się, że jego narzeczoną wywieziono wraz z transportem do osławionego obozu nad morzem, zagazowano w komorze krematoryjnej, a ciało jej zapewne przerobiono na mydło. Te słowa kończą opowiadanie.

DZIEŃ NA HARMENZACH

Opowiadanie rozpoczyna sielski opis kasztanów i trawy. Tadeusz dokręca złączenia kolejki wąskotorowej na Harmenzach. Blisko niego znajdują się Grecy z łopatami, udający zajętych pracą. Pani Haneczka proponuje Tadkowi przyniesienie pożywienia, ale on stanowczo dziękuje. Głodni Grecy i Żyd Beker mają do niego o to pretensje, ponieważ przecież mógłby odstąpić otrzymane rzeczy. Pani Haneczka od dawna pomaga Tadkowi. On mówi jej, że miał zamiar dać jej dwa kawałki mydła z napisem „Warszawa” , ale ukradziono mu je. Kobieta odpowiada, że niedawno dostała już mydło od Iwana (którego darzy uczuciem). Tadek nie przyznaje się, że to było jego mydło. Haneczka przekazuje dla Iwana kawałek słoniny.

Tadek gardzi Bekerem za to, że zabijał ludzi za kradzież żywności (zabił nawet syna). Atakowany Beker próbuje się bronić, mówi o strasznym głodzie, który popychał go do zemsty za kradzież: Głód jest wtedy prawdziwy, gdy człowiek patrzy na drugiego człowieka jako na obiekt do zjedzenia. Ja już miałem taki głód. Tadek z sadystyczną satysfakcją straszy Żyda wybiórką do komory i wyraża nadzieję, że Bekera spotka śmierć.

Kolejka, którą budują łączy różne punkty w obozie, np. kupę spalonych kości i staw, w którym zostaną utopione. Kapo biciem zmusza więźniów, by dźwignęli ciężką płytę obrotową, którą trzeba zamocować na skrzyżowaniu torów. Wyznacza Tadkowi nowe zadania, m. in. zrobienie czterech par noszy, Do więźniów dociera pogłoska o planowanej wybiórce, czyszczą więc rany, starają się poprawić swój wygląd, aby uniknąć śmierci. Są też tacy, którym jest już wszystko jedno. Tadeusz po sutym posiłku, żwawo przekopuje ziemię pod tory. Grecy nie mają siły, są głodni, często dopytują się o godzinę, czekają na obiad. Narrator gwiżdże różne piosenki, m. in. Międzynarodówkę, na którą reaguje kapo, mówiąc, że gdyby usłyszał to esesman, Tadeusz zostałby zabity.

Następuje pełen zdrobnień i subtelności opis domku i ogródka Niemca, gospodarza Harmenze i jego córeczki. Po nim narrator relacjonuje przygotowania do obiadu. Dla komanda przeznaczono pięć kotłów. Jeden z nich Tadeusz zamienia na pełniejszy. Poszkodowani muszą się z tym pogodzić - takie są prawa obozu. Wygłodniali otrzymują rzadką ciecz z dodatkiem margaryny, na dnie kotła leżą całe łodygi pokrzyw. Tadek oddaje Iwanowi słoninę od pani Haneczki i zauważa, ze Grek pakuje do jego torby gęś. Daje Iwanowi do zrozumienia, że wie, kto zabrał jego mydło. Tadek ma prawo do dwu misek gęstej zupy z kartoflami i mięsem, jednak nie jest głodny i oddaje po jednej Bekerowi i Andrzejowi. Za to nie otrzyma posiłku następnego dnia. Wyjątkowo dobrze pracujący więźniowie dostają dolewkę. Słabi i chorzy nie mają na to szans.

Wartownik chce odkupić od Tadka buty za chleb. Narrator nie korzysta z oferty i namawia wartownika do oddania chleba głodującym Żydom. Ten zgadza się, ale chce nakłonić Tadka do przejścia na drugą stronę rowu (za co grozi śmierć). Bohater nie daje się wciągnąć w pułapkę.

Janek, młody chłopak oczyszczający rowy, gorliwie informuje pilnującego Niemca o swojej pracy. Otrzymuje cios w twarz i wpada do szlamu za to, ze nie zdjął czapki przed esesmanem. Tadeusz sugeruje piplowi, ze w obozie znowu ukradziono gęś.

Więźniowie i esesmani jedzą obiad. Narrator roznosi zupę. Wygłodniali więźniowie próbują w pustych już naczyniach znaleźć jeszcze odrobinę jedzenia (kapo kopie człowieka, który wylizuje menażkę). Okazuje się, że są jeszcze dwa kotły zupy. Kapo rozkoszuje się chwilą bezgranicznej władzy nad ludźmi, kiedy wie, że tylko od niego zależy, czy dostaną dokładkę (przysługuje ona najsilniejszym, najlepiej pracującym i zdrowym). Narrator oddaje swoją porcję Bekerowi i Andrzejowi. Od jednego z więźniów dowiaduje się, że wojska radzieckie zdobyły Kijów (6 XI 1943). Po obiedzie więźniowie i esesmani mają drzemkę. W pewnym momencie narrator zostaje zbudzony przez jednego z Niemców, okazuje się, że powodem było oddanie innym więźniom swojej porcji zupy. Za karę nie dostanie jutro jedzenia.

Iwan kopie Bekera za to, że zjadł kaszę Tadka. Kiedy Iwan odchodzi, narrator nie złości się na Bekera, ale oznajmia mu, że właśnie zrobił czworo noszy (oznacza to zbliżającą się wybiórkę do gazu). Andrzej ćwiczy dwóch Żydów, którzy nie potrafią odpowiednio maszerować. Ostatecznie na rozkaz unterscharfȕhrera zabija ich, kładąc im kij na gardle, stając na nim i kołysząc się. Tadek głośno mówi, że zajęto Kijów. Post chce złożyć na niego meldunek, ale sprawę udaje się załagodzić wyjaśnieniem, że Niemiec się przesłyszał i oddaniem mu zegarka.

Podczas rewizji więźniowie muszą oddać jedzenie, które schowali w kieszeniach i torbach. Kontrolujący znajdują u Greka gęś, która ostatnio zginęła. Do kradzieży przyznaje się Iwan. Natychmiast zostaje pobity, ma być też złożony na niego meldunek. Zajście bardzo przeżywa pani Haneczka.

W obozie odbywa się wybiórka. Wśród nieszczęśliwców jest Beker. Przed śmiercią Beker prosi Tadka o jedzenie (od dawna głodował). Tadek spełnia jego prośbę. Tymczasem Kazik zaprasza narratora na szarlotkę, którą dostał w paczce z domu.

PROSZĘ PAŃSTWA DO GAZU

Więźniowie chodzą po obozie nago z powodu upału. Ich pasiaki wymoczyły się w wodzie z rozpuszczonym cyklonem, który znakomicie truł wszy w ubraniach i ludzi w komorze gazowej. Dwadzieścia osiem tysięcy kobiet jest w takiej samej sytuacji. Obóz nie funkcjonuje normalnie. Narrator z ironią stwierdza: Nawet zwykłej rozrywki nie ma: szerokie drogi do krematoriów stoją puste. Część Kanady, grupy pracującej przy rozładowywaniu transportów, przydzielono do komanda na Harmenzach. Mężczyźni z Kanady opływali zawsze w dostatki, ponieważ mogli zabierać żywność i ubranie przywiezione przez nowych więźniów. Czasem mimo zakazu zabierali też kosztowności.

Tadeusz spożywa z kolegami posiłek - chleb i inne rzeczy przysłane przez matkę. Wśród jego towarzyszy jest Henri (jeden z pracujących przy rozładowywaniu transportów). Henri niepokoi się przerwami w dostawach ludzi. Narrator prosi go o przyniesienie nowych butów i koszulki, co Henri mu obiecuje.

Blokowy ogłasza wymarsz Kanady na rampę - nadchodzi transport. Henri proponuje Tadeuszowi udanie się razem z nim na rampę. Narrator chętnie przystaje na propozycję. Rampa przypomina małą, „sielankową” stacyjkę. Podczas oczekiwania na przybycie transportu Henri udziela Tadkowi rad - można bezkarnie brać tylko jedzenie, a ubrania nakładać tylko na siebie (mogą budzić podejrzenia o planowanie ucieczki). Zjeżdżają się żołnierze SS. Po chwili na rampę wjeżdża pociąg z ludźmi.

Podróżni są spragnieni wody i powietrza, kiedy proszą o nie są uspokajani serią z karabinu maszynowego. Po otwarciu drzwi z wagonu wysypuje się różnobarwny tłum. Ludzie nie mogą zabrać ze sobą żadnych osobistych rzeczy, tym którzy sprzeciwiają się, bagaż jest odbierany siłą. Muszą oddać również kosztowności. Przerażeni pytają, co z nimi będzie. Niepisana umowa obozowa zabrania informować ich o nadchodzącej śmierci.

Młodzi i zdrowi są oddzielani od tłumu. Zostaną przeznaczeni do pracy w obozie. Reszta jest załadowywana do samochodów, które odwożą ich do komór gazowych. Liczbę kursów skrzętnie notuje młody esesman. Stale kursuje karetka Czerwonego Krzyża dostarczająca gaz. Narrator złowieszczo przewiduje, że po spaleniu Żydów i Polaków przyjdzie czas na inne narody, a metody ekonomicznego uśmiercania będą się nadal doskonalić.

Po opuszczeniu wagonów przez ludzi, więźniowie sprzątają wnętrze pociągu. Wynoszą trupy stratowanych i zmarłych niemowląt oraz usuwają odchody. Kobiety nie chcą wziąć tych dzieci, bo wiedzą, że byłoby to dla nich równoznaczne z wyrokiem śmierci. Ostatecznie zabiera je jakaś siwa pani. Tadeusz przyłapuje się na braku współczucia dla przywiezionych, jest na nich wściekły i sam przyznaje, że to patologiczna reakcja.

Kolejną częścią zadania Kanady jest załadunek przedmiotów zostawionych przez przybyłych w wagonach. Złoto i pieniądze pojadą do Rzeszy, zaś inne rzeczy będą wykorzystywane na miejscu.

Po niedługiej przerwie na rampę znowu wjeżdża pociąg. Rytuał rozładunku powtarza się. Kobieta ucieka od własnego dziecka, bo chce ratować sobie życie. Andrzej wyzywa ją i razem z dzieckiem wrzuca do samochodu. Ładna dziewczyna pyta Tadeusza, co stanie się z nowo przybyłymi. Po jego wyrazie twarzy rozpoznaje, że czeka ją śmierć. Mimo to z odwagą sama wchodzi do samochodu wiozącego ludzi do komór gazowych. Narrator nie wytrzymuje potworności widoków na rampie i chce stamtąd uciec. Jakiś starzec po niemiecku domaga się rozmowy z komendantem obozu (bezskutecznie), dziewczynka bez nogi zostaje wrzucona na auto z trupami (spali się żywcem), dziewczyna w obłędzie kręci się w kółko (zostaje zastrzelona). Tadek jest przerażony, kiedy dłoń trupa zaciska się na jego ręce.

Narrator mówi, że przywiezionym do obozu zostaną odebraną rzeczy ukryte w zakamarkach ciała. Kanada odchodzi z rampy dobrze zaopatrzona. Obóz będzie żył z łupów kilka dni. A ludzie z transportu już płoną w kominach.

ŚMIERĆ POWSTAŃCA

Akcja opowiadania rozgrywa się w obozie Natzweiler (podobozie Dautmergen), gdzie trafiła część więźniów ewakuowanych z Oświęcimia. Więźniowie pracują przy poprawianiu rowu oddzielającego obóz od okolicznych pól. Narrator pracuje razem z innym Polakiem o imieniu Romek. Podczas kopania rozmawiają o tym, że podczas robót zmarła połowa więźniów, którzy tutaj przyjechali. Wiedzą, że muszą pracować powoli, ponieważ nie dostaną zbyt dużo jedzenia i nie zrekompensuje ono większego wysiłku. W pewnym momencie narrator postanawia pójść po rosnące w pobliżu buraki (jego koledzy chodzili po nie poprzednio, a teraz jego kolej). Oczywiście jest to zabronione, a podczas takiej wyprawy więzień może zostać postrzelony. Po drodze mija ludzi, którzy trafili do obozu po powstaniu warszawskim, proszą go o jednego buraka. Narrator uważa to za zły pomysł, bo jeśli będą jeść tylko to, mogą się rozchorować. Radzi im nauczyć się zasad obozowego życia i dbania o siebie. W końcu czołgając się w błocie narrator zdobywa dwa buraki. Kiedy z towarzyszami zaczynają jeść, przychodzi do nich jeden z powstańców i prosi o kawałek. Tłumaczą mu, że jeśli je się za dużo warzyw można zachorować, a oznaką tego będą spuchnięte nogi (powstańcy maja w zwyczaju zjadać od razu całego buraka, żeby nie czuć głodu). Dopiero, kiedy proponuje wymienić warzywo na pół kromki chleba zaczynają się nim interesować i przystają na propozycję. Romek dziel kawałek chleba na pół i oddaje narratorowi należną część. Dochodzą do wniosku, że odkładanie części jedzenia na potem jest złym pomysłem i lepiej od razu zjeść całą porcję. Zaczynają rozmawiać o tym, ze sytuacja robi się coraz gorsza i być może nie będą już mieli po wojnie do kogo wracać. Po chwili narrator jest wzywany przez powstańców. Okazuje się, że człowiek z którym niedawno się zamienił rozchorował się (boli go brzuch, bo zjadł za dużo buraka, pewnie nie przeżyje). Na całą scenę z politowaniem patrzy Niemiec kierujący kopaniem rowów. Razem z Romkiem rozmawiają o tym, co ostatnio jedli. Nie zauważają, że obserwuje ich kierownik, który w nagrodę za pracę daje im skórki od chleba.

MATURA NA TARGOWEJ

Narrator wspomina jak uczył się do matury. Opowiada o swoich znajomych - Andrzeju, który zarabia jako rikszarz, Arkadiuszu, który utrzymywał się z rysowania karykatur przechodniom i Julku, handlującym dewizami. Przypomina sobie ich szczególne zainteresowania naukowe. Wraca pamięcią do czasów, zanim znalazł się w Oświęcimiu, Andrzej nie zginął w ulicznej egzekucji, Arkadiusz pod barykadą, czyli do pierwszej zimy przeżytej już pod okupacją. Tajne komplety odbywały się kolejno w mieszkaniach uczniów. W mieście dochodziło do aresztowań, a wiosną zaczęto wywozić ludzi na roboty przymusowe i do obozów koncentracyjnych. W tym kontekście opowiada o ówczesnych sukcesach Niemców na froncie - walkach na linii Maginota, bierności Zachodu, zajęciu przez wojska niemieckie Danii, Norwegii i Francji. Mimo tego wiosną we wszystkich warszawskich gimnazjach trwały egzaminy maturalne. Twierdzi, że młodzież wygrywała wtedy walkę o wiedzę i ratowała wiarę w Europę. Kiedy narrator, Andrzej i Arkadiusz udawali się na ulicę Targową, gdzie mieli zdawać egzamin zaskoczyła ich łapanka. Udało im się uniknąć zatrzymania, ale też nie stracili dobrego humoru. Maturę zdali. Jeden z profesorów radził im zawsze wierzyć w naukę, bo przez nią wrócą do człowieka. Do egzaminu nie podszedł tylko Julek, który został schwytany w łapance. Kiedy trzej znajomi dostali się na uniwersytet, dowiedzieli się, że Julek został wywieziony do Oranienburga, osławionego obozu pod Berlinem i że jeszcze żyje.

PROFESOROWIE I STUDENCI

Opowiadanie mówi o wykładach prowadzonych na konspiracyjnym uniwersytecie przez profesora Juliana Krzyżanowskiego. Zajęcia prowadził on zawsze w swoim mieszkaniu. Podsuwał studentom lektury, ale też interesował się ich problemami materialnymi.

Zajmowanie się literaturą w czasie, gdy na świecie toczyła się wielka wojna wydawało się nierozsądne.

Zajęcia z fonetyki opisowej odbywały się w bardzo zimnym mieszkaniu. Na klatce schodowej było tak ciemno, że profesor idąc po niej oświetlał sobie drogę niosąc rower na ramieniu, kręcąc przy tym kołem, które uruchamiało dynamo.

W Gabinecie Korbuta (księgozbiorze Gabriela Korbuta) stare książki prezentował studentom Tadeusz Mikulski.

Na parterze odbywało się seminarium. Zapach tamtejszej biblioteki pozwalał zapomnieć o strasznej rzeczywistości za oknami.

Wykłady z nauk filozoficznych odbywały się w składzie materiałów budowlanych na Pradze w stróżówce. Prowadził je Bogdan Suchodolski.

Studenci prowadzili zażarte dyskusje. Żaden z wykładowców nie bał się ryzykować życiem, aby prowadzić te wykłady. A tajne uczelnie były bardzo liczne.

Na zakończenie roku akademickiego studenci polonistyki przygotowali kabaret. Studenci byli w nim krzewami, a profesorowie kwiatami. Po jego zakończeniu profesor odczytał historię o tym, jak zdawał maturę Franciszek Karpiński (podczas wręczanie świadectwa dojrzałości, które odbywało się w kościele, jeden szlachcic krzyknął Veto!, ale przyszły poeta uderzył go w głowę i szlachcic osunął się na ziemię; potem uroczystość już bez niespodzianek dobiegła końca).

Wielu z ówczesnych studentów ma już tytuły naukowe i wykonuje już wyuczone w czasie okupacji zawody. Ich przykłady świadczą o tym, że walka prowadzona o wiedzę nie była daremna. Jeden ze znajomych narratora wziął udział w powstaniu warszawskim, potem został asystentem na UJ, a teraz ma kontynuować studia w Paryżu. Koleżanka jest asystentka na uniwersytecie na Zachodzie, urodziła jeszcze w czasie wojny dziecko, którego ojcem był dowódca kompanii w batalionie „Zośka”. Dziewczyna straciła jednak dziecko i męża, teraz próbuje ułożyć życie na nowo.

Narrator pamięta też znawcę literatury łacińskiej - księdza Dionizego, dominikanina. Ten nauczyciel wiedział, że narrator nie zgadza się z głoszonymi przez niego teoriami. Pewnego razu dał mu mimo tego książkę o tomizmie. Odtąd narrator polubił go. Przekonał się, ze zakonnik nie jest tak bardzo oderwany od życia, jak wcześniej sądził - do obozy przysłał Tadkowi w prezencie marmoladę ze spirytusem. Ksiądz wyjechał potem w głąb Niemiec, aby opiekować się tam Polakami. Nigdy nie wrócił do kraju.

Opowiadanie kończy refleksja o tym, że losy ludzi żyjących w czasie wojny różnie się potoczyły - jedni zginęli, inni zaginęli, a jeszcze inni przeżyli i pełni są wspomnień.

CZŁOWIEK Z PACZKĄ

Narrator przedstawia historię tzw. szrajbera z bloku, w którym mieszkał w Oświęcimiu. Pochodził on z Lublina. Człowiek ten miał duże doświadczenie i znał zasady rządzące obozem, ponieważ przybył tutaj z obozu na Majdanku. Swoją funkcję zdobył dzięki znajomościom. Jego praca polegała na przyprowadzaniu i odprowadzaniu chorych, organizowaniu apeli, przygotowywaniu kart chorobowych i uczestniczeniu w wybiórkach Żydów. Kiedy jesienią zachorował, okazało się, ze jest jedynym Żydem w bloku i jako chorego właśnie jego przeznaczono na śmierć w krematorium. Sytuacja była niezręczna, ponieważ podlegli mu dotychczas więźniowie musieli go teraz odprowadzić na śmierć (czyli wykonać przypadający mu dotychczas obowiązek). Starszy flegm zaproponował, że wcześniej należy zaprowadzić szrajbera do innego bloku, gdzie zostanie on dołączony do innych Żydów idących do gazu. Przed wyjściem szrajber obwiązał sznurkiem pudełko, w którym trzymał rzeczy podarowane mu przez chorych w ramach wdzięczności za różne przysługi. Kiedy opuszczał blok zabrał tę paczkę ze sobą. Miał ja nawet wtedy, kiedy był zabierany przez esesmanów. Narrator i lekarz blokowy dziwili się jego postępowaniu. Przecież musiał wiedzieć, że za chwilę zginie, więc takie przywiązanie do własności nie miało sensu. Narratorowi wydaje się, ze w takiej sytuacji oddałby paczkę innemu więźniowi. Lekarz nie wie, czy byłoby go na to stać. Po chwili również narrator zaczyna wątpić, czy byłoby go stać na takie działanie. lekarz uważa, ze nawet gdyby szedł na śmierć miałby jeszcze nadzieję, że nie zginie. Wyrazem tego byłaby taka paczka.

Po umyciu chorych więźniów załadowano do ciężarówek. Wszystkie osobiste rzeczy, a nawet ubrania musieli zostawić.

POKÓJ

Narrator mieszka w pokoju z dwoma wypalonymi oknami. Jedno z nich jest zakratowane, na parapecie drugiego stoi nalewka wiśniowa i leży robótka. Najcenniejszym meblem stojącym na podłodze jest szafa, która pojawiła się w pokoju zaraz po wyzwoleniu miasta. W niej znajduje się jedzenie, płaszcz kupiony w obozie dla wysiedleńców, maszyna do pisania, skarpetki i pomidory.

Materac tapczanu pełen jest pcheł i pluskiew. Kiedy jest ciepła noc, narrator idzie spać do parku.

Za dnia pisze siedząc przy stoliku wziętym z mieszkania zabitego Niemca. Razem z nim mieszka dziewczyna. To ona pali w piecu, gotuje narratorowi obiad. Druga porcję jedzenia wynosi jednak dla swojego chłopaka.

KOLACJA

Jest późna jesień. Zapada zmrok i jest zimno. Więźniowie obozu koncentracyjnego coraz dotkliwiej zaczynają odczuwać głód. Blokowi właśnie ustawili na obozowej uliczce dwudziestu Rosjan, którzy właśnie wyszli umywalni. Przyglądają się im więźniowie (Rosjanie są opisywani jakby byli czymś do jedzenia). Mają oni zostać przykładnie ukarani, ponieważ są komunistami. Okazuje się, że dzisiaj więźniowie nie dostaną zupy. Na oczach całego obozu Rosjanie zostają zastrzeleni. Kiedy oprawcy odjeżdżają, tłum więźniów zaczyna zbliżać się do trupów. Szybko zostają rozpędzeni przez blokowych. Następnego dnia zmuzułmaniały Żyd z Estonii zapewniał narratora, ze ludzki mózg jest bardzo delikatny i można go jeść na surowo.

W tekście opowiadania nie padają nazwiska żadnego z wykładowców.

Krótkie streszczenie, ponieważ opowiadanie ma 1,5 strony w wydaniu BN.

7



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lektury szkolne, Opowiadania Borowskiego - streszczenie
OPOWIADANIA BOROWSKIEGO STRESZCZENIA
50.Psychika czlowieka zlagrowanego (Opowiadania T. Borowskiego).
Proszę państwa do gazu T Borowski– streszczenie
Opowiadania Borowskiego
Opowiadania Borowskiego 1
opowiadania borowskiego (2)
Opowiadania Borowskiego
opracowanie opowiadań borowskiego
opowiadania T Borowskiego (2)
opowiadania T Borowskiego (2)
Opowiadania Borowskiego
Jaki obraz rzeczywistości obozowej zaprezentował w swych opowiadaniach Borowski doc
opowiadania borowskiego 4
Opowiadania Borowskiego
wypracowanie opowiadania borowskiego

więcej podobnych podstron