Problematyka bierności człowieka zlagrowanego
Tadeusz Borowski został aresztowany i wywieziony do Oświęcimia, gdzie pełnił funkcję sanitariusza w szpitalu obozowym. W przeciwieństwie do ówczesnej „obozowej” literatury obóz koncentracyjny jest dla TB konsekwencją pewnego nurtu kultury europejskiej, modelem nowego ładu i eksperymentu z człowiekiem. W swych utworach przeciwstawia okrutną i przenikliwą obserwację obozowego „sposobu bycia”, wyzwalającego mechanizmy akceptacji i przystosowania, zacierające granice między katem i ofiarą. Owa akceptacja „obozowego stylu życia” jest równoznaczna z postawą bierną człowieka zlagrowanego. Problem ten wyjaśnia dokładnie w swoich opowiadaniach.
Człowiek zlagrowany musi nauczyć się „zdobywać pożywienie”, być przebiegłym po to, by przeżyć. Tylko uprzywilejowani mają większą swobodę działań, mogą chodzić nieskrępowani po obozie i o3mują większą porcję żywności. Ludzie uprzywilejowani spoglądają ze współczuciem na pracujących, mówią do nich ironicznie: „koledzy z Birkenau”. Więźniowie z Oświęcimia ulegają propagandzie i całkowicie podporządkowują się panującej sytuacji. Wierzą w to, iż „praca czyni wolnymi”. Są nieświadomi swojego losu, niepewni przyszłości. Zaślepieni hasłami głoszonymi przez Lutra, Hegla, Fichta czy Nitezschego wierzą, że pracą własnych rąk mogą uwolnić się od ucisku, stać się w pełni wolnymi i samodzielnymi ludźmi. Są zafascynowani rzeczywistością obozową, dumnie powtarzają słowa „u nas w Auschwitzu”. Więźniowie obozów nie wiedzą, jaki spotka ich los, choć są świadkami okrucieństwa i bezwzględności. Wszystko wydaje się niepozorne, „wiejska stodoła pomalowana na biało” nie wzbudza żadnych podejrzeń. Ktoś jednak chce złamać solidarność; człowiek staje przeciwko człowiekowi, zadaje mu ból, dopuszcza się nieludzkich czynów, kieruje działania przeciwko swemu bratu. Każdy spogląda na tłok przesuwający się do przodu, ponaglany przez ludzi kierujących ruchem. Wszystko rozgrywa się wśród drzew „zadymionego lasku”; nikt nie protestuje przeciwko temu okrucieństwu. Ludzie przyjmują postawę bierną, godzą się na śmierć, ulegają wpływom otoczenia. Kłaniają się z szacunkiem esesmanom wracającym z lasu; tym, którzy kierują ich na śmierć. Pozornie wszystko jest w porządku; nie brak tu rozrywki i miejsc godnych zwiedzenia. Można iść przecież na koncert i podziwiać utalentowanego kompozytora. Wszystkich męczy jednak głód, który daje się ciągle we znaki. Ludzie są oszukiwani; dostają niewielkie porcje żywności, pracują ponad normę (nie mogą przy tym mówić, siadać ani odpoczywać). Władze obozu stwarzają pozornie pozytywny wizerunek obozu. Tablice z napisem „kąpiel”, trawniczki przy blokach, cotygodniowa kontrola wszy, wynagrodzenia pieniężne dla najpilniejszych więźniów- wszystko to sprawia, że więźniowie wierzą w istnienie sprawiedliwej kontroli czuwającej nad wszystkim. Tylko ludzie z zewnątrz wiedzą, iż jest to obóz oszustw.
Historia życia w obozach przetrwała jednak. Oddaje ona to, co działo się naprawdę. Widok ludzi wiezionych na śmierć, wołających o pomoc, pragnących przeżyć nie wzrusza nikogo. Obojętność bierze górę nad uczuciami; jest to wyraz zgody na śmierć. Wyraźnie dokonuje się przewartościowanie etyki i odczłowieczenie. Każdy chce przeżyć, bo tylko „żywi mają rację przeciw umarłym”. Aby przeżyć trzeba jednak przyjąć postawę bierną i pozostać obojętnym na los innych. Nadzieja jest sposobem na przeżycie, nakazuje bowiem walczyć, odrzucić postawę bierną i pokonywać wszelkie przeszkody. Nadzieja pomaga przetrwać głód, jednak czyni ona również wiele złego, bo doprowadza do tego, iż ludzie giną, choć nie są świadomi tego, że śmierć ich czeka. TB ukazuje w swoich opowiadaniach człowieka zlagrowanego, ściśle podporządkowanego rzeczywistości obozowej, uległego i aprobującego ową sytuację. W sposób obojętny opowiada o ludzkiej śmierci i cierpieniu. Zachowuje wobec podjętej problematyki ironiczny dystans.
TB Utwory zebrane, wstęp Andrzeja Wernera + TB Proza, wstęp Sławomira Buryły
Byliśmy w Oświęcimiu - wspólny zbiór opowiadań napisany przez 3 więźniów obozu w Auschwitz: Borowskiego, Janusza N. Siedlecki i Krystyna Olszewskiego. Pełnił funkcje dokumentarne, nastawiony był na pełny opis rzeczywistości obozowej.
Opis rzeczywistości obozowej krył wiele trudności i artystycznych pułapek. Przede wszystkim dlatego, że istniało wiele perspektyw takiego opisu i sytuacji, w jakich znajdował się narrator opowiadania (więzień funkcyjny, podwładny, komando, kuchnia, szpital etc.). Każda z tych sytuacji i perspektyw oznacza odmienność spojrzenia, inną problematykę moralną, inny zakres odpowiedzialności czy wrażliwości.
W większości powojennych czy powstających już w trakcie wojny opisów lagrów perspektywa jest dość schematyczna - powstawała w oparciu o aksjologię „z zewnątrz”, z czasów przedwojennych i przedobozowych. Istnieje wyraźny podział na zło i dobro, na czarne i białe, na kata i ofiarę, na „ich” i „naszych”. Oba te światy są dla siebie nieprzenikalne, 1 stanowi kwintesencję zła, 2 gromadzi maksymalną wielość wartości. Jednak taka metoda opisu narzuca z góry interpretację zjawisk, wpływa na sam proces postrzegania zjawisk i ingeruje w wybór przedmiotów opisu. Większość relacji i wspomnień z obozów wypełniona była zatem portretami oprawców, sadystów, opisami bestialstwa. Ich bohater stał po stronie ofiar, był 1 z nich, odgradzał się od zła własną („dobrą”) normalnością, sposobem narracji prowadzonej z pozycji bezstronnego obserwatora (co zakładało już pewien komfort moralny, gdyż wyodrębniało takiego narratora z opisywanej rzeczywistości).
„Solidarność pamięci” - służyły jej właśnie liczne relacje z obozów. Starały się one utrwalać pamięć o tym, co podnosiło wartość ofiary (o solidarności więźniów, o współczuciu, o bezinteresownej pomocy, konspiracji, bohaterskich gestach oporu, ucieczkach z obozu itp.). Niestety - sprzyjało to sztucznemu separowaniu zła i dobra, zazwyczaj narodowego odgradzania ofiary (Polacy, Żydzi, Rosjanie etc.) od kata (Niemcy). Tym samym większość powstającej literatury obozowej wpisywała się w nurt martyrologiczny. Autorzy Byliśmy w Oświęcimiu świadomie i celowo wystąpili przeciwko takiej tendencji, a Borowski posunął się w tej deziluzji zdecydowanie najdalej. Dlatego też jego twórczość cechuje nieufność wobec stylu patetycznego, skłonnego do uniesień i emfazy (czego wyraz dał m.in. w zjadliwej recenzji pt. Alicja w krainie czarów, poświęconej zbiorowi obozowych wspomnień Z. Kossak-Szczuckiej - Z otchłani).
Kompozycja. Pożegnanie z Marią stanowi spójną kompozycyjną całość, otwartą przez prolog (opowiadanie tytułowe), rozwiniętą w obrazach życia obozowego (Dzień na Harmenzach, Proszę państwa do gazu, Śmierć powstańca), zakończoną epilogiem (Bitwa pod Grunwaldem). Główną zasadą kompozycyjną nie jest oś tematyczna.
Różnice między opowiadaniami z Byliśmy w Oświęcimiu a zawartymi w Pożegnaniu... sprowadzają się do zastosowania różnych metod artystycznych i technik narracji. W 2 opowiadaniach z cyklu Byliśmy... narrator dysponuje pewną nadświadomością w stosunku do rzeczywistości obozowej (introspekcyjne wyznania, pamięć o świecie poza obozem). W U nas w Auschwitzu narrator jest człowiekiem, który trafił do obozu, rozumie już jego reguły, ale żyje jeszcze przeszłością, z której wyniósł etyczną miarę rzeczywistości. Pozwala sobie na odnarratorskie komentarze (słowo „szczęście” pisze w cudzysłowie, dodaje, że „Ale to nieprawda i groteska, jak cały obóz, jak cały świat”). Natomiast narrator Pożegnania..., Tadek, tkwi już bez reszty, fizycznie i mentalnie, w świecie obozowym. Tu bohaterem jest „człowiek, który żyje w obozie”, a więc stale walczący o podstawowe środki do życia, godzący się ze wszechobecną śmiercią. Śmierć jest na kartach tych opowiadań ciągle obecna, ale raczej nie stanowi przedmiotu opisu - po prostu większość historii opisywanych kończy się właśnie śmiercią, niejako mimochodem, bez demonizowania czy fetyszyzowania jej. „Nieustanne zagrożenie śmiercią jest tu podstawowym doświadczeniem życia obozowego”. Właściwie wszystkie jednak opowiadania łączy umiejętność spojrzenia b. ogólnego i jednostkowego zarazem, swoisty „zoom” TB, który z jednakową sprawnością, najczęściej używając kilku „kresek”, potrafi naszkicować zarówno sugestywny opis ogólnego ogromu zbrodni, jak i stworzyć wizerunki jednostek skazanych na śmierć.
Behawioryzm opowiadań: suchy, rzeczowy ton. Bez wykrzykników (redukcja ekspresji), bez emocji, ocen, moralnych sądów. Bez introspekcji, monologów wewnętrznych, psychologizowania - czysty, beznamiętny opis. Narrator nie przyjmuje żadnych wcześniejszych założeń aksjologicznych, dzięki czemu nic nie ogranicza jego procesu poznawczego. Zamiast wartościować - milczy, a ocenę świata przedstawionego przez pisarza zostawia czytelnikowi. „Jeśli narrator prowokuje czytelnika do protestu, to właśnie po to, aby ten protest przerwał milczenie, aby wyraził to, czego narratorowi wyrazić nie wolno”, co musiał zmilczeć, stłumić w sobie, gdyż żył w obozie i chciał przeżyć za wszelką cenę”. [...] Jego milczenie jest uciążliwe, niechciane, zawstydzające. Nie wynika z braku odczuć moralnych, ale z moralnej odpowiedzialności”.
Właśnie z powodu tej perspektywy TB spotkały po publikacji opowiadań zarzuty o nihilizm, współudział w zbrodni hitlerowskiej, degenerację moralną - formułowane wg zewnętrznych, pozaobozowych kryteriów. Czy u TB da się zauważyć jakieś odruchy, zachowania świadczące jednak o jego humanitarnym stosunku do opisywanej rzeczywistości, zdradzające jego moralne obawy? Z pewnością jest ich kilka, choć niezbyt wiele: opis siwej pani biorącej na ręce 1 z porzuconych dzieci i skazującej się tym samym na śmierć; dziewczyna, która sama - z godnością - decyduje się na honorową śmierć; rozmowa Tadka z Henrim: tu autor nie ucieka się do cynizmu czy ironii, złośliwej satysfakcji; „gesty te przynoszą ze sobą pewną skalę wartości”.
Prowokacja czy polemika? Pożegnanie z Marią, poprzez postawę bohatera, ma z pewnością sprowokować czytelnika. Skierowane zostało także przeciw tradycyjnym (martyrologicznym) wizerunkom rzeczywistości obozowej oraz przeciw zbiorowej świadomości, która w przyszłości będzie rodzić mity i legendy o obozach. TB przewiduje, że kultura wchłonie i przetworzy prawdę o obozie, zmitologizuje i zretuszuje, aby się z nią łatwiej było ułożyć.
Świat obozu (i świadomości narratora): w opisach TB jest on antymetafizyczny i hermetyczny, tzn. wszystkie opisy - przestrzennie i czasowo - sprowadzają się do obozu i tylko do niego. Granice obozu są nieprzekraczalne dla narratora i dla narracji. Wszystko to, co znajduje się poza obozem, niknie z pola widzenia i - co więcej - przestaje być pktem odniesienia dla nowej, obozowej rzeczywistości. Moralne i myślowe kryteria świata „zewnętrznego” nie przenikają do świata obozu. Obóz funkcjonuje poza uniwersum kultury. Nie żądzą tu żadne prawa znane ze społeczeństw demokratycznych. Prawo = władza = terror. Prawo jest instrumentem w rękach władzy, służącym do jej jak najsprawniejszego jej sprawowania. Siła robocza zaś - podobnie jak chęć zysku - to głównie motory nazistowskich zbrodni. Zysk jest naczelną potrzebą władzy, która w związku z tym ma prawo dążyć do maksymalizacji zysku wszelkimi sposobami. Panowanie nad więźniami możliwe jest dzięki zastraszeniu ich oraz uprzedmiotowieniu. Uprzedmiotowienie najłatwiej osiągnąć, redukując człowieka do jego fizjologii - sprzyja temu przede wszystkim terror głodu. Pożywienie jest niemal jedynym celem aktywności życiowej więźniów obozu (znane są nawet przypadki kanibalizmu).
Co Borowski demistyfikuje, oddemonizowuje i jakie mity obala? (wybrane przykłady):
Oddemonizowanie obozu. Obóz to dzieło rąk ludzkich, a nie jakichś nieprawdopodobnych sił zła. W zbrodni biorą udział wszyscy uczestnicy życia obozowego. TB nie ukazuje aktów heroizmu, choć takie też się zdarzały - stosunki między więźniami są oparte na konkurencji i walce o dobra materialne, głównie o pokarm, ale też np. o ubrania, lepszą pracę, miejsce w szpitalu. Ciągła rywalizacja i konkurencja (2 człowiek czasami bywa pomocnikiem w zdobywaniu pożywienia, pod warunkiem, że sam także je o3ma) o przetrwanie prowadzą bezpośrednio do wykształcenia się obozowych hierarchii, rozdzielenia części władzy także pomiędzy więźniów. W taki sposób ofiary obozu zostają wciągnięte w mechanizm zbrodni, stają się jej współtwórcami; granica między katami i ofiarami zaciera się, wszyscy zostają wprzęgnięci w machinę życia obozowego i zagłady - zawiązuje się „wspólnota upodlenia”.
Demistyfikacja fałszywej przedwojennej kultury (nie całej - niektórych jej artystów, myślicieli, dzieł) i jej fałszywego języka, którym nie da się wiarygodnie opowiedzieć o obozach (pewne pokrewieństwa z Różewicza „poezją po Oświęcimiu” i Miłosza pytaniem o wartość „poezji, która nie ocala”). Przedwojenny artysta odpowiada za kreowanie nieprawdziwego obrazu natury ludzkiej, a jego sztuka (oczywiście nie cała, ale znaczna jej część) przed i po Zagładzie wspiera zło. Także nauka i technika służą zbrodni.
TB łamie tabu czystości ofiar - 1 z najb. kultywowanych w tradycji romantycznej i silnej w PL literaturze.
Oddemonizowuje Niemców jako oprawców (a przynajmniej jest to całkiem inna demoniczność: Mengele to pan „o twarzy dobrotliwego satyra”, większość esesmanów to postacie o sympatycznym wyglądzie, zwykłe, charakteryzowane bez emocji). Żaden esesman nie zostaje tu wymieniony z nazwiska (anonimowość zła). Eksterminacja odbywa się bez emocji, planowo, z niemiecką dokładnością, precyzją i chłodnym automatyzmem. Esesmani to fachowcy wykonujący spokojnie rozkazy i swoje obowiązki. Zło banalizuje się przez swoją codzienność, która zobojętnia obserwujących je ludzi.
Demityzacja wizerunku powstańca w Śmierci powstańca.
Bierność więźniów - wynik przystosowania się do reguł panujących w obozie. Brak protestu przeciw zbrodni to odruch samozachowawczy. Śmierć jest czymś normalnym, przyjmuje się ją obojętnie - co jest sukcesem władców obozu i oddaje stopień demoralizacji więźniów.
Język obozowy: krótki, rzeczowy, bezemocjonalny, zbliżony do handlowego. Więźniowie różnych narodowości rozmawiają ze sobą obozowym esperanto, będącym mieszanką niemieckiego, włoskiego, francuskiego, PL, rosyjskiego.
Cynizm, ironia, żart. Gdzie u TB przebiega między nimi granica?
Człowiek zlagrowany: efekt obozowej edukacji, człowiek przystosowany do obozowych reguł życia, podporządkowujący swoje postępowanie imperatywowi przetrwania za wszelką cenę i wszelkimi dostępnymi sposobami.
Metafora świata jako obozu: cały świat zagrożony jest raz uwolnionym złem totalitaryzmu. Zło to nie inni, tylko każdy. Skoro ujawniło się ono w człowieku, nie ma przed nim ucieczki (koncepcja „zła wśród nas samych”, o której pisał np. Zygmunt Bauman: „Najb. przerażającą informacją wniesioną przez Holocaust i to, czego mogliśmy dowiedzieć się o jego wykonawcach, jest nie przypuszczenie, że »to« mogłoby się przydarzyć również nam, ale że również my moglibyśmy tego dokonać”). Dawna kultura i sztuka mistyfikowały tylko to zło, które istniało zatem także już wcześniej (granice obozu rozszerzają się nie tylko na cały świat - w przestrzeni, ale także w przeszłość - w czasie). U TB przesłanki metafizyczne są nieobecne, natura jest moralnie obojętna - a więc źródła zła tkwią w szeroko pojmowanej kulturze, zwłaszcza w społeczeństwach, gdzie najważniejszymi wartościami są pieniądz i towar (opowiadania to także, przeprowadzona nie wprost, krytyka kapitalizmu, który w zdegenerowanej formule może prowadzić do narodzin postaw totalitarnych).
Granica między fikcją artystyczną a biografią.
U nas w Auschwitzu - streszczenie
Narrator i zarazem bohater to Tadek, piszący listy do swojej narzeczonej Tuśki. Spośród 20 tys. mężczyzn Niemcy wybrali kilkunastu, których chcieli „uczyć prawie na doktorów”. W ten sposób Tadek został przeniesiony z Birkenau do Auschwitz. Podczas kursu medycznego miał się nauczyć udzielania pomocy chorym więźniom. Przydzielono go na „szpitalny blok”. Tadek rozkoszował się tym, że nie musi stać na apelach i że nie ma obowiązków. Więźniowie mówili z dumą: „u nas, w Auschwitz”. Tadek doszedł do wniosku, że mieli powody do dumy. Ci, którzy „byli po kilka lat w obozie, cierpieli fantastycznie, przetrwali najgorszy czas, a teraz mają uprasowane na zabójczy kant spodnie i chodzą, kołysząc się w biodrach”. Tadek i jego koledzy z kursu mieli cywilne ubrania. Tadkowi udało się znaleźć więźniów mogących chodzić do Birkenau, dzięki temu mógł przekazywać listy do narzeczonej. Pisał o tęsknocie do ukochanej. Wspominał wspólne chwile spędzone w W-wie. Pisał o listach od rodziny. Opisywał przebieg kursu. Przede wszystkim snuł refleksje nt. cywilizacji, natury człowieka. Pragnął znaleźć formułę filozoficzną, która by wyjaśniła sens tego, co obserwował w obozie.
„Masz milion ludzi albo 2, albo 3 miliony, zabij ich tak, żeby nikt o tym nie wiedział, nawet oni”. Masowa zagłada - zdaniem Tadka - była możliwa z wielu powodów. Auschwitz można by nazwać „obozem oszustw”. „Skąpy żywopłot przy białym domku, podwórko podobne do wiejskiego, tablice z napisem «kąpiel» wystarczą, aby otumanić miliony ludzi”. Puff (dom publiczny), orkiestra, boks, trawniki, drzewka, musztarda w kantynie służyły cynicznemu oszustwu. Hitlerowcy oszukali w ten sposób miliony więźniów i cały świat. W obozie żywi „zawsze mają rację przeciw umarłym”. Tadek widział, jak kobiety wywożone do zagazowania błagały o pomoc 10 tys. mężczyzn. Żaden nie wykonał najmniejszego gestu wsparcia. Tadek prosił narzeczoną, aby nie traciła sił i żeby wszystko pilnie obserwowała, bo ktoś musi przeżyć i opisać „czas oszustw”. Ktoś musi zdać relację i „stanąć w obronie umarłych”.
Inną przyczyną masowych mordów, zdaniem Tadka, był atawizm (pojawienie się cech występujących u odległych przodków). Ludzie stali się barbarzyńcami, jaskiniowcami. Tadek z ironią zauważył, że „mało jest w Europie ludzi, którzy nie zabili człowieka! I jak mało jest ludzi, których by inni ludzie nie pragnęli zamordować!”. On sam miał chęć zarżnięcia kogoś, dla „rozładowania kompleksu obozowego” polegającego na własnym poniżeniu, bezradności wobec widoku mordowanych i bitych. Bezradność, apatię, zanik uczuć, bierność, brak oporu u więźniów Tadek tłumaczył tym, że więźniowie nie stracili nadziei na doczekanie końca wojny, na powrót praw człowieka. Nadzieja jednak „nigdy nie wyrządziła tyle zła, ile w tej wojnie, w tym obozie”.
W obozie Tadek utracił wiarę w Platona, który pisał o pięknie, ideach, bo był człowiekiem wolnym. Nie dostrzegał bezlitośnie wykorzystywanych niewolników. W Auschwitz hitlerowcy więźniów uczynili niewolnikami. Tadek doszedł do wniosku, że od czasów najdawniejszych do współczesnych nic się nie zmieniło. Cywilizacje powstają dzięki krwi i pracy najsłabszych, zniewolonych. O niewolnikach - właściwych twórcach cywilizacji - nikt jednak nie pamięta. Ich panowie opisują bowiem swoje zwycięstwa, swoją historię. W Auschwitz i w innych obozach więźniowie tworzyli podwaliny nowej cywilizacji. Powstawały wspaniałe budowle i pomniki. Nikt jednak nie będzie chciał wiedzieć o ludziach, których wymordowano, aby one powstały. Zysk z niewolniczej pracy napędzał machinę zbrodni. Tadeusz zwrócił uwagę na krociowe dochody niemieckich fabryk pracujących na rzecz obozów. Pragnął, żeby ci więźniowie, którzy przeżyli, zażądali rekompensaty nie w formie pieniędzy, ale „twardej, kamiennej pracy”.
Listy o3mane od rodziny uzmysłowiły Tadkowi, że i poza obozem masowo ginęli ludzie. Jego pokolenie ginęło - śmierć nie oszczędzała najzdolniejszych rówieśników. W ostatnim liście do narzeczonej Tadek pisał o spotkaniu kolegi z sonderkomando (grupa więźniów zajmująca się paleniem ludzi). Kolega mówił o nowym sposobie spalania ciał, jaki sonderkomando wymyśliło dla rozrywki: „bierzemy 4 dzieciaki z włosami, przytykamy głowy do kupy i podpalamy włosy”. W Auschwitz trzeba się bowiem bawić, jak się umie, bo inaczej nie można byłoby wy3mać psychicznie i fizycznie. Tadek jednak wiedział, że „to jest nieprawda i groteska, jak cały obóz, jak cały świat”.
W opowiadaniu TB opisał młodego, wrażliwego więźnia. Poetę tęskniącego do świata, w którym jest miłość i w którym ludźmi nie kierują dzikie instynkty. Zamknięty w obozie zagłady, obserwujący masowo zabijanych ludzi, pozbawiony ludzkich praw bohater utworu stał się niewrażliwy jak kamień. Nie traci jednak skłonności do refleksji. Próbuje zrozumieć powód zdziczenia ludzi. Zło bowiem nie pojawiło się ni stąd ni zowąd. Tadek dochodzi do wniosku, że zło ma odległy rodowód i sięga do pradawnych czasów, gdy ludzie nie tworzyli jeszcze cywilizacji. Podczas II wś. zło ujawniło się, obnażyło barbarzyńską naturę ludzi. Uświadomiwszy sobie istotę i sens obozu zagłady w Auschwitz, narrator pragnął zapamiętać jak najwięcej z okropnych, okrutnych sytuacji, jakie obserwował. Chciał bowiem bronić zamordowanych, a ponadto pragnął być odważny w napisaniu prawdy o tym, co widział, czego doświadczył. „Nie ma piękna, jeśli w nim leży krzywda człowieka. Nie ma prawdy, która tę krzywdę pomija. Nie ma dobra, które na nią zezwala” - konstatował narrator opowiadania. Kreując jego postać, TB wyraził przekonanie, że nawet w ekstremalnie okrutnych warunkach życia są ludzie, którzy pragnąć tworzyć inny świat: szacunku dla praw ludzi, humanitaryzmu. Autor zatem pokazał niezłomną wolę człowieka dążącego do prawości, dobra.
Proszę państwa do gazu - streszczenie: 2 wersje
pierwsza
Opowiadanie Tadeusza Borowskiego Proszę państwa do gazu zostało opublikowane w 1946 w tomie Byliśmy w Oświęcimiu. Akcja rozgrywa się w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu i trwa przez upalny dzień oraz noc. Narratorem jest 1 z więźniów.
Z powodu upałów i odwszawiania narrator wraz z kolegami z Kanady (Kanada - grupa więźniów wyznaczona przez hitlerowców do rozładowywania transportu) nudzi się i je żywność o3maną w paczce od mamy. Prosi Henriego, by ukradł buty „dziurkowane z podwójną podeszwą”. Obawia się, że nie będzie transportów ludzi przeznaczonych do zagazowania. Cosway uspokaja go: ludzi do krematorium nie zabraknie. Nie chodzi o ludzi, ale o ich ubrania, pieniądze, żywność: „Kto ma żarcie w obozie, ten ma siłę”. Rozmowę przerywa blokowy, wzywając Kanadę do rozładowania transportu. Brakło paru ludzi, więc Henri wziął także narratora. Pod nadzorem żołnierzy udają się na rampę. Francuz instruuje narratora, żeby nie brał pieniędzy, ubrań. Na rampie więźniowie z Kanady są dzieleni na grupy, o3mują zadania: otwieranie i rozładowywanie wagonów, ładowanie ludzi z transportu na ciężarówki. Podjeżdża pociąg towarowy pełen stłoczonych, przerażonych i udręczonych ludzi. Żołnierz uspokaja krzyczących, strzelając serią po wagonach. Esesman wydaje rozkaz: „Do pracy!”. Otwierają wagony, pouczają stłoczonych i mdlejących ludzi, aby oddawali palta, składali rzeczy. Na uporczywe pytania o to, co z „nami będzie”, jest tylko 1 odpowiedź: „Nie wiem, nie rozumiem po PL”. Obowiązuje zasada, że okłamuje się ludzi kierowanych do gazu. Więźniowie z Kanady bez wytchnienia dzielą ludzi z transportu na tych, którzy pójdą do obozu (zdrowi, młodzi) i na tych, których czeka śmierć w komorze gazowej. Na ciężarówki upychają po ok. 60 nieszczęśników. Bez przerwy jeździ karetka Czerwonego Krzyża, wożąc gaz do trucia ludzi. Przy wagonach rośnie stos rzeczy odebranych ludziom z transportu - Żydom z Będzina i Sosnowca. Hitlerowcy są opanowani, spokojni. Skrupulatnie oznaczają kreskami ciężarówki. Nakazują więźniom Kanady oczyścić wagony, w których są zadeptane niemowlęta, kał, pogubione rzeczy. Esesman nakazuje oddać nieżyjące niemowlęta kobietom z transportu. Przerażone kobiety uciekają od narratora, który krzyczy: „Bierzcie te niemowlęta, na litość boską”. Więźniowie Kanady patrzą na siebie z nienawiścią i przerażeniem. Wiedzą, że kobiety z dzieckiem zawsze są kierowane do zagazowania.
Narrator rozmawia z Henrim. Pyta się, czy ludzie z Kanady są dobrzy. Uświadamia sobie, że nie ma współczucia dla Żydów idących do gazu, bo musi rozładowywać wagony. Henri tłumaczy, że złość jest czymś naturalnym i radzi, aby frustrację rozładował na słabszych. Przemęczony narrator zamyka oczy, ale nadal widzi rzekę ludzi z transportu, rozjuszone psy, dziesiątki trupów. Nie wie, czy to sen, czy jawa. Upycha rzeczy ludzi z transportu na ciężarówki. Pieniądze, kosztowności daje esesmanowi.
Nadjeżdża kolejny transport. W esesmanach i więźniach Kanady narasta agresja. Nie panują nad sobą, rozładowując transport. Są brutalni, okrutni. Rosjanin z wściekłością rzuca młodą kobietę na auto, tak samo postępuje z jej dzieckiem. Jest wulgarny, bo kobieta nie chciała przyznać się do swojego dziecka. Esesman chwali Rosjanina, który warczy na niego, aby zamilkł. Młoda dziewczyna pyta narratora, dokąd ją zawiozą. Narrator milczy. Ona domyśla się prawdy i z pogardą dla świata dobrowolnie wchodzi na ciężarówkę odjeżdżającą do krematorium.
Mając dość, narrator ucieka, włazi pod szyny, skąd obserwuje makabryczne sceny, piekło rampy. Góra trupów. Ranni wtłoczeni między zabitych. Wleczony starzec zawodzi, że chce rozmawiać z komendantem. Oficer szydzi, że wkrótce będzie rozmawiać z Bogiem. Dodaje: „Tylko nie zapomnij powiedzieć mu Heil Hitler!”. Rampa okazuje się prawdziwym piekłem, a obóz oazą spokoju. Narrator dochodzi do granicy swoich możliwości psychicznych. Mówi do Henriego, że jeśli przyjdzie następny transport, to on nie pójdzie go rozładowywać. Henri rozumie go i chroni, mówiąc, żeby się ukrył. Henri naraża w ten sposób swoje życie. Narrator rezygnuje ponadto z butów. W obozie buty były ważniejsze od ubrania. Rezygnacja z nich oznacza, że narrator ocala w sobie ludzkie cechy. Gotów jest zapłacić wysoką cenę za ich brak (zmniejszenie szansy na przeżycie), ale nie przekroczy granicy moralnej. Nie osiąga się czegoś za wszelką cenę. Dopiero o świcie, po rozładowaniu 15 tys. Żydów, hitlerowcy i Kanada wracają do obozu. Dzięki transportowi „Sosnowiec - Będzin” obóz będzie żył przez parę dni. Ludzie z transportu palą się, a z krematoriów „ciągną potężne słupy dymów”.
TB opisał rozładowywanie transportu Żydów. Niemcy masowo przywozili ich do obozu, aby zagazować. Młodzi i silni mogli liczyć, że chwilowo unikną śmierci. Hitlerowcy wyręczali się więźniami Kanady, pozwalając im za wykonanie czarnej roboty wziąć żywność. Rozładunek był opracowany w szczegółach i przebiegał bez zakłóceń. Esesmani byli nadzorcami, dbali o sprawny przebieg rozładunku i rabunek. Narrator opowiadania skoncentrował się na więźniach Kanady. Ukazał ich psychiczną przemianę. Nie byli oni bezduszni, niewrażliwi, niemający żadnych zasad czy wartości. Zdawali sobie sprawę, że są ludźmi i że mają w sobie dobroć. Jednak ze względu na swój udział w pracy na rampie rodziła się w nich agresja. Stawali się okrutni, gdyż dzięki rozładowaniu transportu sami mogli przeżyć. Okradanie ludzi kierowanych do gazu umożliwiało przetrwanie paru dni. Nie mieli nadziei na uratowanie własnego życia. Chodziło więc nie o przeżycie w ogóle, ale o przetrwanie choć paru dni. Tę prawdę uświadomił sobie narrator, gdy zobaczył, jak Niemcy zorganizowali system gazowania ludzi. Najpierw palili Żydów, ten sam los miał spotkać Polaków, Rosjan. System zagłady więźniów w Oświęcimiu stał się dla narratora symbolem hitlerowskiego świata. Z dna piekła, jakim była rampa, ten świat wydawał się nie do pokonania. Jednak nawet w piekle obozu narrator potrafił ocalić w sobie ludzką wrażliwość. Gdy zobaczył, czym jest rampa, co się na niej dzieje, postanowił nie rozładowywać ludzi z wagonów.
druga
Blokowi więźniowie chodzą po obozie nago z powodu dezynfekcji, śpią na gołych deskach. Ich „pasiaki” moczy się w wodzie z rozpuszczonym cyklonem, który „znakomicie truł wszy w ubraniach i ludzi w komorze gazowej”. 28 tys. kobiet jest w takiej sytuacji. Obóz nie funkcjonuje normalnie. Narrator z ironią stwierdza: „Nawet zwykłej rozrywki nie ma: szerokie drogi do krematoriów stoją puste”.
Część Kanady - grupy pracującej przy rozładowywaniu transportów, przydzielono do komanda na Hermenzach. Mężczyźni z Kanady opływali zawsze w dostatki, bo mogli zabierać żywność i ubranie przywiezione przez nowych więźniów. Czasem podejmowali ryzyko - zabierali kosztowności, na co im nie pozwalano.
Tadeusz spożywa z kolegami posiłek: chleb i inne rzeczy przysłane przez matkę. Wśród kolegów jest Henri, który ma za sobą liczne doświadczenia z transportami. Niepokoi się przerwą w dostawach ludzi. W rozmowach padają zdania: „Wszyscy żyjemy z tego, co oni przywiozą”. Blokowy ogłasza wymarsz Kanady na rampę - nadchodzi transport. Ponieważ brakuje ludzi do rozładunku, Tadek i kilku innych dołączają do grupy.
Pociąg wtacza się tyłem na stację, z wagonów dolatują potworne krzyki duszących się ludzi. Seria z karabinu ucisza przyjezdnych. Wygłodniali Grecy zbierają na torach resztki spleśniałej żywności, nie mogą wy3mać głodu. Tymczasem niemieccy funkcjonariusze przygotowali się do przyjęcia transportu: ustawili się na odpowiednich pozycjach, przydzielili więźniów do różnych zadań. Po otwarciu wagonu wysypuje sie tłum spragniony powietrza i wody. Pada rozkaz, by wszelkie przywiezione ze sobą rzeczy składać przy torach, gdzie rośnie spora sterta. Tym, którzy próbują cokolwiek za3mać przy sobie, wyrywa się torebki i inne przedmioty. Ze schowków i kieszeni wysypuje się złoto i pieniądze. Przerażeni ludzie pytają, co z nimi będzie, jednak obozowy zwyczaj nakazuje nie mówić im prawdy - „to jedyna dopuszczalna forma litości”. Tadek udaje, że nie rozumie po PL i po prostu milczy. Ciężarówki przewożą ludzi do komór gazowych (16 kursów to ok. 1 tys. osób). Ich liczbę dokładnie i skrzętnie odnotowuje młody esesman. Stale kursuje karetka Czerwonego Krzyża dostarczająca trujący gaz. Auta odjeżdżają i wracają, bez odpoczynku, jak na potwornej taśmie. Młodzi i silni kierowani są do pracy w obozie, na pewien czas mają przedłużone życie. Narrator złowieszczo przewiduje, że po spaleniu Żydów i Polaków przyjdzie czas na inne narody, zaś metody ekonomicznego uśmiercania będą jeszcze b. doskonałe. Po opuszczeniu wagonów przez ludzi więźniowie sprzątają ich wnętrza. Wynoszą trupy stratowanych niemowląt („jak kurczaki, 3mając po parę w 1 garści”) i usuwają odchody. Kobiety nie chcą wziąć tych dzieci, bo wiedzą, że wtedy na pewno trafią do gazu. Ostatecznie zabiera je jakaś siwa pani. Tadeusz przyłapuje się na braku współczucia dla przywiezionych, jest na nich wściekły i sam przyznaje, że to patologiczna reakcja.
Kolejną częścią zadania Kanady jest załadunek przedmiotów zostawionych przez przybyłych przy wagonach. Złoto i pieniądze pójdą do Rzeszy, zaś inne rzeczy będą wykorzystane na miejscu. Po niedługiej przerwie znowu na rampę wjeżdża pociąg i cały rytuał rozładunku i brutalnego traktowania przyjezdnych się powtarza. Kobieta ucieka od goniącego ją dziecka, sama chce zachować życie. Andrzej, marynarz z Sewastopola, wyzywa ją i wrzuca wraz z malcem do samochodu. Ładna dziewczyna pyta Tadeusza dokąd ją powiozą, dobrze rozumie milczenie i sama wskakuje na samochód. Narrator nie wy3muje potworności widoków na rampie, opanowuje go strach, ma torsje, chce stamtąd uciec. Natura jak gdyby dostosowuje się do sytuacji: opis przyrody, chociaż skonstruowany z poetyckich środków, budzi grozę - słońce zachodzi krwawo, a cienie drzew są upiorne. Jakiś starzec po niemiecku domaga się rozmowy z komendantem, dziewczynka bez nogi zostaje wrzucona na auto z trupami, pali się żywcem), dziewczyna z obłędem kręci się w kółko (zostaje zastrzelona). Przykrym dla Tadka przeżyciem jest zaciśnięcie dłoni trupa na jego ręce. Narrator mówi o tym, że przywiezionym do obozu odbiorą także rzeczy ukryte w „zakamarkach ciała (...). Fachowi, rutynowani ludzie będą im grzebać we wnętrznościach, wyciągną złoto spod języka, brylanty z macicy i kiszki odchodowej. Wyrwą im złote zęby”. Kanada odchodzi z rampy dobrze zaopatrzona. Kapo ładuje do kotła od herbaty złoto, jedwab i czarną kawę dla wachmanów, żeby nie kontrolowali grupy. Obóz będzie żył z łupów przez kilka dni. Tymczasem transport sosnowiecki już się pali.
POŻEGNANIE Z MARIĄ
Rozdział I
Maria wraz z Tadkiem siedzą we wnętrzu swojego pokoju. W pokoju tym znajdują się różne rzeczy: talerze z niedojedzoną sałatą, kieliszki. Rozmawiają o poezji. Za oknem widać spalony dom, za spalonym domem jeżdżą skrzypiące tramwaje. W pokoiku obok słychać patefon. Nagle drzwi do tego pomieszczenia otwierają się. Wchodzi Tomasz z żoną. Mówi do Tadka, iż się nie stara, bo wódki nie ma, po czym odchodzi w kierunku drzwi. Za Tomaszem do kantoru wchodzą taneczne pary, po chwili jednak wychodzą. Maria twierdzi, że musi iść, gdyż „kierownik prosił, żeby zaczynać wcześniej”. Uznaje, że weźmie ze sobą Szekspira, żeby zrobić go na wtorkowy komplet. Przechodzi do 2 pokoju. Tu spotyka skrzypka, który usiłuje przygotować się do niedzielnego koncertu poetycko-muzycznego. Na krzesełku huśta się Apoloniusz., obok leży Piotr i 2 dziewczyny.
Do Marii podchodzi Żydówka. Mówi, iż od dawna nie było jej tak dobrze, jak tu, mimo że była śpiewaczką. Dziewczyna jest wystraszona, jej rodzina została „za murami”. Twierdzi, iż jej zdaniem po aryjskiej stronie też będzie getto. W drzwiach pojawia się Tomasz.
Na zewnątrz stoi furman z koniem. Tomasz z Tadkiem otwierają bramę. Na teren wjeżdża wóz napełniony różnymi przedmiotami, podjeżdża pod drewnianą szopę. Rzeczy, które znajdują się na wozie, należą do starszej kobiety. Mężczyźni rozładowują wóz.
Tadek zauważa Marię, podchodzi do niej i pyta, czy ta poczeka do południa. Ona jednak uznaje, że poradzi sobie sama z „rozlewaniem i rozwiezieniem”.
Rozdział II
Jest ranek. Nocą padał śnieg. Furman zdążył już posprzątać wapno z dołu i zawieźć na budowę. Żandarm nadal pilnuje starej szkoły, w której pojawiają się coraz to nowi, uwięzieni ludzie. Potem następuje opis sklepiku paskarskiego - „był małą, zaciszną zatoką”. Przy ladzie spotykają się policjanci z chłopami i handlują ludźmi ze szkoły. Nocą policjanci wysadzają przez okno szkoły towar, który znika lub jest przenoszony na teren firmy budowlanej, w której pracuje Tadek. Kantor rano był jeszcze zamknięty (zwykle były to dziewczęta). Właścicielem firmy budowlanej jest Inżynier. Jego firma była b. dochodowa w czasie wielkiego głodu. Inżynierowi wiodło się dobrze, interes rozwijał się. Dobrze wiodło się też pracownikom Inżyniera. Często płacił on więcej, niż pozwalało ustawodawstwo okupacyjne. Przez 3 m-ce opłacał studia Tadkowi. Często było tak, iż furmani sprzedawali wapno na ulicy i dowozili na budowę niepełne metry. Początkowo Tadek również był nieuczciwy, jednak później zżył się z kierownikiem.
Bohaterowie mówią również o pani doktorowej. Niektórzy nazywają ją „Starą”. Jest to b. bogata przedwojenna właścicielka składów budowlanych. Inż. jest z nią b. zżyty. Doktorowa siedzi w pokoju razem z Tadeuszem i kierownikiem. Rozmawiają. Mówią również o urzędniczce w kantorze nasłanej przez Inżyniera do pilnowania kasy. Po sytuacji, kiedy zaginął tys. zł., Inżynier stracił zaufanie do kobiety.
Kierownik przyprowadza do kantoru p. doktorową. Przychodzi również furman. Mówi o tym, iż wywożą Żydów, a później będą wywozić Polaków. Podczas łapanki kierownik zamyka bramę na kłódkę. Przed łapankami ulice pustoszeją. Zbliża się właśnie 1 z nich, więc Tadek wraca do składu. Kierownik informuje go, że dzwoniła jego narzeczona i powiedziała, iż będzie trochę później, bo „wszędzie łapią”. Tadek rozmawia z kierownikiem o dostawach materiałów, o wierszach Tadka - czy zamierza je sprzedać. Wchodzi klient. Powiadamia mężczyzn o łapance, kupuje cement i grysik, po czym wychodzi. Urzędniczka pyta Tadka, co kierownik zrobi z p. doktorową. Ten oznajmia, że stara ma za dużo pieniędzy, aby kierownik pozwolił jej odejść i prawdopodobnie kupi jej mieszkanie. Kobieta informuje Tadka, iż córka doktorowej jest w getcie i nie może stamtąd wyjść.
Rozdział III
Tadek wieczorami zostawał w składzie sam. Dookoła suszyły się okładki tomu poetyckiego, które wyciął Apoloniusz. Okładka była dwustronnie zdobiona, zrobiona przy użyciu nowej techniki powielaczowej. Sposób był dobry, ale okładki schły b. długo. Tadek zdjął je i schował pod drewniany tapczan, gdzie znajdowało się wiele innych rzeczy. Wieczorami Tadeusz sprzątał w pokoiku i czytając książkę, czekał na przyjście Marii.
Na podwórzu są jeszcze ludzie. Woźnica przenosi pakunki z szopy na platformę, wszystko to obserwuje Kierownik z p. doktorową. Rozmawiają. Kierownik twierdzi, iż wierzy, że przyjdzie taki czas, kiedy ludzie będą mogli spokojnie handlować.
Pod bramę podjechał potężny diesel z przyczepką, wysiadł z niego kierowca w niemieckiej furażerce. Twierdzi, że teraz będzie sprzedawał cement drożej, bo firma ma dobre obroty. 2 mężczyzn zaczyna wnosić worki z cementem do magazynu. Furman natomiast kończy ładować wóz. W środku są rzeczy cenniejsze, na wierzchu te mniej znaczące. Nagle p. doktorowa zauważa przechodzącego żołnierza, który pyta, czy to przeprowadzka. Stara przytakuje. Zaczynają rozmawiać. Żołnierz zagląda do pokoju, natomiast Kierownik wyjmuje z portfela pieniądze, daje szoferowi i umawia się na następny tydzień.
Kierownik rozmawia z Tadkiem. Twierdzi, że łatwiej by było, gdyby posiadał własny skład. W tym czasie żołnierz przelicza pieniądze, żegna się i wychodzi. Furman odjeżdża.
Nadchodzi wieczór, Ul. ożywa. Od sklepikarza wychodzą policjanci na służbę, traktor dostarcza cement do firmy. Tadek rozmawia z kierownikiem. Mówi, że boi się o Marię. Mężczyźni wychodzą razem do sklepu kupić coś na kolację. Łapanka trwa nadal. Są pogłoski, że zaczęto łapać Polaków. Sklepikarz pyta Tadka, czy p. doktorowa wyprowadza się. Ten odpowiada mu, że zmienia tylko miejsce zamieszkania. Powraca do getta, tam, gdzie jest jej córka.
Tadek spogląda do wnętrza 1 z aut i dostrzega tam stojącą obok 1 z żandarmów Marię. Kobieta podnosi ręce ku piersiom, jakby w geście pożegnania. Patrzy w twarz ukochanego i rozchyla wargi, jakby chciała coś powiedzieć. Samochód rusza. Narrator dowiedział się później, iż jego ukochana została przewieziona do obozu nad morzem, gdzie została zagazowana w komorze krematoryjnej.
U NAS W AUSCHWITZU
Rozdział I
Narrator, Tadek, wraz z innymi wybrańcami (a było ich zaledwie 20) zostaje zabrany z obozu Birkenau na kursy sanitarne. Twierdzi, iż będą tam uczeni, jak pomagać chorym kolegom, będą poznawać anatomię człowieka oraz pobierać nauki o chorobach. Tadek wraz z kolegami idzie drogą do Oświęcimia. Następnie razem z przyjacielem Staszkiem zostaje przydzielony do 1 ze szpitalnych bloków. Całe opowiadanie jest skierowane do Marii. Tadek obiecuje, iż jak już się nauczy, jak leczyć ludzi, pomoże ukochanej wyjść z choroby. Opowiada historię b. chorego prominenta, który leżał na jego bloku. Mężczyzna prosi Tadka, alby po śmierci spalono go osobno. Ten obiecuje mu pomoc, jednak mężczyzna zdrowieje i wraca do lagru. Przysyła Tadkowi kostkę margaryny. Rozdział kończy się stwierdzeniem, iż od prawie m-ca narrator nie dostaje listu z domu.
Rozdział II
Narrator opowiada o obozie w Oświęcimiu, o którym więźniowie mówią z dumą „U nas w Auschwitzu…”. Sam jest w Birkenau i obserwuje to, co dzieje się w obozie oświęcimskim. Nie ma tam apelów, warunki życia są lepsze, ludzie uśmiechają się.
Następnie narrator opowiada o widoku z okna we flegerni. Są tam białe ściany, betonowa podłoga, dużo 3piętrowych prycz, a przez okno widać drogę do wolności, przez którą czasami przejeżdżają samochody. W pomieszczeniach tych jest również piec, włochate koce na pryczach oraz stół, na którym czasami leży obrus. Narrator mówi o tym niejako z dumą. Okno wychodzi na drogę brzozową, po której Tadek przechadza się po apelach wraz z kolegami. Na 1 ze skrzyżowań znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca 2 mężczyzn szepczących sobie coś na ucho oraz 3 - pochylającego się nad nimi. Płaskorzeźba ta to przestroga, że w obozie każdy może wiedzieć wszystko. Mężczyźni chodzą dumnie, są jedyną „piątką” normalnie ubraną, nie mają „pasiaków”. Narrator wspomina swoją ukochaną. Mówi, że jej obraz rozmywa mu się w pamięci. Nie może sobie wyobrazić jej teraz - z obciętymi w włosami po tyfusie, leżącej na pryczy. Pamięta ich wspólne rozmowy wcześniej i mówi, że te listy, które pisze teraz, „to są moje z Tobą rozmowy wieczorne”. Tłumaczy Marii, dlaczego ludzie chwalą Auschwitz. Przeszli b. ciężką drogę, będąc w innych obozach. Teraz im dobrze, warunki są lepsze. I myślą, że w Birkenau jest źle. Boją się tego miejsca.
Rozdział III
Narrator opowiada o tym, jak czeka na rozpoczęcie kursów sanitarnych. Wraz z kolegami oczekuje przyjazdu flegerów, którzy mają ich nauczać. Jest tylko 1 mały, czarny kierownik kursów - Adolf.
Narrator opowiada, co jeszcze znajduje się na terenie obozu, tj. sala muzyczna, sala muzeum oraz biblioteka, nieudostępniona więźniom. Na piętrze natomiast znajduje się tzw. puff. Jest to pomieszczenie, gdzie mieszkają kobiety do towarzystwa. Jest ich 10. Tadeusz opowiada o mężczyznach, którzy chodzą do tych kobiet. On nigdy ich nie odwiedził, więc opowiada jak to wygląda z zewnątrz. Mówi też o bloku 10, gdzie również przebywają kobiety. Tu podobno sztucznie się je zapładnia, szczepi na tyfus, robi się zabiegi chirurgiczne. Czasami bywa tak, iż mężczyźni włamują się do tych kobiet.
Następnie Tadek wspomina swoją ukochaną, opisuje sytuację, w której właśnie się znajduje - sytuację pisania listu. Wspomina ich wspólną miłość, mówi o tęsknocie.
Rozdział IV
Niedziela. Narrator przed południem idzie na spacer. Widzi 2 wystraszone kobiety w futrach i 1 mężczyznę prowadzonych przez esesmana do aresztu. Posądzono ich o nielegalny handel. Tadek podejrzewa, że zostaną zwolnieni za parę tygodni, chyba że ktoś im udowodni czarny handel. Następnie snuje refleksję nt. śmierci - ludzie nie buntują się, idą na śmierć wtedy, kiedy im każą. Jedynym ratunkiem przed śmiercią jest liczba więźniów, bo wszystkich krematorium nie pomieści. Następnie Tadek mówi o meczu bokserskim, na który wybrał się po południu, oraz opowiada o koncercie. Pod koniec opowiadania Tadek snuje refleksję nt. ludzi, którzy dają się oszukać, przekupić koncertami, zielonymi trawniczkami, meczami bokserskimi. Twierdzi, iż ci ludzie żyją w kłamstwie, bo tak naprawdę rzeczywistość, która ich otacza, to obóz. Namawia ukochaną, aby dobrze obserwowała to, co ją otacza, bo może kiedyś będzie musiała o tym opowiadać ludziom, którzy tego nie widzieli.
Rozdział V
Narrator opowiada o kursach. Przytacza historię swojego kolegi Witka i jego żony. Kiedyś na spacerze zaatakował ich esesman, mężczyzna musiał bronić się pistoletem. Witek opowiada również o Pawiaku, gdzie był „oddziałowym czy kąpielowym”. Opisuje sposoby wyżywania się na ludziach, opisuje terror. Twierdzi, iż nie może zrozumieć, jak to możliwe, że człowiek tak b. potrafi znieczulić się na ludzkie nieszczęście. Zastanawia się, skąd wzięła się w ludziach fascynacja mordem. Następnie opowiada o obozie, w którym władza nie chciała, aby więźniowie byli głodni. Dlatego właśnie codziennie losowano tych, którzy mieli być rozstrzelani, ponieważ brakło dla nich jedzenia. Następnie narrator opowiada o kłótni Staszka z Doktorem podczas kursów.
Następuje refleksja nt.postępowania ludzi w obozach, na temat ich życia w tych trudnych warunkach.. Narrator twierdzi, że to może właśnie nadzieja na to, że uda się przeżyć, nakazuje ludziom tak postępować. Nadzieja na to, że kiedyś będą normalnie żyć.
Rozdział VI
Narrator mówi o kryminalistach, czyli „ochotnikach” do wojska, którzy od paru dni codziennie w godzinach południowych wymaszerowują na ul. i śpiewają „Morgen nach Heimat”. Są oni w obozie niedługo, a już dopuścili się kradzieży, zdemolowali puff. Idą w rzędzie. Na końcu kolumny narrator zauważa Kurta - człowieka, który odnalazł Marię i nosił dla niej listy. Tadek zaprasza go na obiad. Podczas obiadu Kurt opowiada swoją historię, po czym wszyscy zaczynają rozmawiać o obozach, o życiu, o morderczej podróży pociągiem do Auschwitz. Tadek opowiada historię o Żydzie, który posłał swojego ojca do gazu. Następnie fleger przytacza historię o chłopcu, któremu robił opatrunki, a Kurt wspomina Wigilię Bożego Narodzenia, kiedy to na placu obok choinki powieszono 2 ludzi, którzy chcieli uciec z obozu.
Rozdział VII
Refleksja nad sposobem traktowania ludzi w obozach - tu człowiek nie ma nic swojego, wszystko należy do Niemców. Ludzie są tylko po to, aby pracować, daje się im tylko tyle, aby mieli siłę, aby żyć. Narrator wspomina średniowiecze oraz ówczesną zmowę ludzi wolnych przeciw niewolnikom. Narrator zastanawia się, co będzie z nami (Polakami), jeśli Niemcy wygrają. Nikt nie będzie wiedział o naszej ciężkiej pracy, nikt nie będzie wiedział, co tak naprawdę przeżyli Polacy w obozach pracy. I nikt nie będzie wiedział, ile pracy włożyli w to, co powstało. A ilu ich zginęło A Niemcy, ich niemieckie firmy, czerpią tylko korzyści z tego, co dają z siebie Polacy. Kiedyś Niemcy powinni odpłacić się nam tym samym - ciężką pracą.
Rozdział VIII
Tadek twierdzi, że jest szczęśliwy. Codziennie rano chodzi z Kurtem do elektryka i przekazuje listy dla Marii. Później elektryk przynosi odpowiedź od ukochanej. Ponadto w obozie Tadka odbywa się ślub pewnego Hiszpana z Francuzką (gdyż mieli oni już dziecko). Przebrano go w garnitur, urządzono ślub, dano apartament na noc poślubną. Następnego dnia Francuzkę odesłano, a Hiszpan w starym pasiastym stroju wrócił do pracy.
Trzecią rzeczą, która cieszy Tadka, jest fakt ukończenia kursów. Wieczór spędza z Franzem rozmawiając i pijąc herbatę. Młody chłopak mówi o sensie wojny.
Narrator opowiada też o tym, iż dostał 2 listy - od brata i od Staszka. Cieszy go to b., gdyż niepokoił się faktem, iż listy do niego nie dochodzą. Mówi o treści listów. Brat napisał, że wszyscy o nim myślą; o nim i o Marii. Tadek opowiada również Marii o tym, w jaki sposób został aresztowany. Wyznaje, że nigdy nie żałował, iż są razem.
Rozdział IX
Tadek wraca do swojego obozu. Szuka kogoś, kto by mógł przekazywać Marii listy. Znajduje człowieka, który chodził codziennie na FKL po zmarłe męskie niemowlęta. Tadek obserwuje obóz. Twierdzi, że nic się w nim nie zmieniło.
W niedzielę narrator jest w lagrze na „kontroli wszy”. Po skończonej kontroli spotyka swojego znajomego Żyda. Krótko rozmawiają o tym, co nowego słychać u przyjaciela. Żyd opowiada o nowym sposobie palenia ludzi w kominach. Mówi: „Te, fleger, u nas, w Auschwitzu, my musimy bawić się, jak umiemy. Jak by szło inaczej wy3mać? I wsadziwszy ręce w kieszeń odszedł bez pożegnania. Ale to jest nieprawda i groteska, jak cały obóz, jak cały świat.”
PROSZĘ PAŃSTWA DO GAZU
Początek opowiadania to obraz obozu. Więźniowie chodzą nago, mimo iż przeszli już odwszenia - ich ubrania zostały już odkażone. Jest upał. Obóz jest ściśle zamknięty. Ludzie chodzą, leżakują pod ścianami i na dachach. Z ostatnich bloków widać FKL. Drogi do krematoriów są puste. Ludzie od rana czekają na obiad. Jedzą zawartość paczek, które o3mali od rodziny. Narrator, siedząc z innymi na buksie, spożywa właśnie chleb przywieziony z W-wy i inne produkty. Rozmawia z towarzyszami (Henri oraz Marsylczyk) o francuskich trunkach, o tym, iż Henri obiecał Tadkowi „koszulkę i dziurkowane buty”. Poruszają również temat warunków życia w obozie - twierdzą, iż się poprawiły. Pod buksą, na której siedzą, jakiś rabin czyta hebrajski modlitewnik. Rozmawiają o religii. Marsylczyk twierdzi, iż „religia jest opium dla narodu”. W pewnym momencie pojawia się blokowy i oznajmia, iż „Kanada” odchodzi na rampę. Bohater szybko się zbiera, zabiera napotkanego po drodze Henriego i również biegnie na rampę.
Na miejscu wszyscy razem czekają na paczki. Grecy jedzą resztki pożywienia, jakie znajdują. Następnie Niemcy rozdzielają ludzi: 1 mają rozpakowywać wagony, innych wysyłają „pod schodki” (tu ci z „Kanady” kierują 1 do gazu, innych do lagru). Przyjeżdżają motocykle z oficerami SS. Wchodzą do kantyny, przechadzają się po placu. Nadjeżdża pociąg pełen ludzi za kratami, którzy przyglądają się stacji. Są spragnieni, zmęczeni, nie mają czym oddychać. Jeden z Niemców strzela z karabinu, aby uciszyć pociągowy tłum. Więźniom zgromadzonym na rampie Niemcy każą wziąć jedzenie. Otwierają wagony. Nakazują ludziom wysiąść oraz złożyć swoje rzeczy obok wagonu. Ludzie ci nie wiedzą, co się z nimi stanie. Są przerażeni, pytają o swoją przyszłość. 1 idą od razu do gazu, inni do lagru jako siła robocza. Ci słabsi ludzie są wsadzani do samochodów i zagazowywani. Z boku stoi młody esesman, który liczy odjeżdżające samochody.
Po opróżnieniu wagonów więźniowie muszą je posprzątać. Wewnątrz jest brudno, w kątach leżą poduszone niemowlęta. Tadek wykonuje polecenia. Nagle do wyczerpanego mężczyzny podchodzi Henri i proponuje coś do picia. Narrator zwierza się przyjacielowi - jest zły na ludzi, którzy idą do gazu, że przez nich musi przebywać na rampie. Narrator opowiada o kobiecie, komendantce FKL-u, która również przyszła na rampę, aby „oglądać swój nabytek” - kobiety, które pójdą do lagru.
Teraz, wraz z kolegami, ładuje ciężkie walizki na auto. Później sprząta i idzie odpocząć. Nadjeżdżają wagony z ludźmi. Narrator opowiada o kobiecie, która nie chciała przyznać się do własnego dziecka, za co została ukarana - wysłana razem z dzieckiem na śmierć. Wspomina również młodą, piękną, elegancką kobietę, która wysiadłszy z pociągu podeszła do niego i zapytała, dokąd ją zawiozą. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że już zaraz spotka ją śmierć. Z własnej woli weszła do samochodu. Narrator mówi również o innych ludziach, brutalnie traktowanych podczas ich drogi do komory.
Zapada wieczór. Tadek i Henri odpoczywają na szynach. Piją kawę i rozmawiają. Tadek zwierza się przyjacielowi, że ma już dosyć. Kiedy przyjeżdża kolejny transport, młody mężczyzna ucieka i chowa się pod szynami. Więźniowie wracają do obozu o świcie. Zdobyli to, co chcieli - pożywienie. A „z krematoriów ciągną potężne słupy dymów…”.
DZIEŃ NA HARMENZACH
Rozdział I
Narrator siedzi w cieniu kasztanowca, dokręca kluczem złączenia wąskotorowej kolejki. Dookoła są również inni pracujący ludzie: Grecy i Macedończycy. Przychodzi pani Haneczka, znajoma Tadka. Proponuje mężczyźnie jedzenie, jednak ten nie jest głodny. Rozmawiają o mydle, które Tadek miał ofiarować pani Haneczce, a które zostało ukradzione. Następnie narrator rozmawia z Żydem, który wieszał ludzi w lagrze pod Poznaniem. Ci ludzie byli w ten sposób karani za kradzież np. bochenka chleba. Powiesił nawet własnego syna. Tadek oburza się. Żyd stara się mu wytłumaczyć, dlaczego zabijał. Mówi, że „głód jest wtedy prawdziwy, gdy człowiek pa3 na 2 człowieka jako na obiekt do zjedzenia”. Tadek, odchodząc, mówi do starego człowieka, iż „(...) dziś będzie na lagrze wybiórka. Mam nadzieję, że razem ze swoimi wrzodami pójdziesz do komina”.
Rozdział II
Narrator opowiada o szynach kolejki, przy których pracuje. Tory chodzą raz tu, raz tam, a w miejscu, gdzie się krzyżują, jest żelazna płyta obrotowa. Półnadzy ludzie podnoszą płytę. On na nich krzyczy, kapo używa przemocy. Tadek rozmawia z kapo. Ten mówi robotnikowi, iż musi skończyć pracę do wieczora. Natomiast więźniowie rozmawiają o wybiórce. Starają się doprowadzić swoje ciało do porządku - masują mięśnie, zakrywają rany. Wiedzą, że jeśli będą wyglądać na chorych, trafią do gazu. Tadek rozmawia z małym esesmanem, że „za rok będą tu bolszewicy”. Esesman zauważa zegarek na ręce Tadka, chce, aby ten mu go oddał. Gdy narrator mówi, że nie może, bo zegarek to pamiątka z domu, Niemiec zabiera mu go i rzuca o ścianę. Zdenerwowany Tadek zaczyna nucić „zakazane piosenki”, za co cudem unika kary.
Rozdział III
Opis drogi przez Harmenze. Na drodze mija się mały domek oraz parę metrów grząskiego błota i ziemi z trocinami polanej odkażającą substancją - aby nie przenieść żadnej zarazy na Harmenze. Na drodze rzędem stoją kotły z zupą. Każde komando ma swój własny kocioł. Często więźniowie kłócą się o kotły, oskarżają się o podmienianie ich. Częstym posiłkiem jest zupa pokrzywowa, która składa się z niemal samej wody. W dalszej części rozdz. narrator opowiada o swojej wizycie u Iwana. Mężczyzna przyniósł mu słoninę od pani Haneczki - w ramach podziękowania za mydło, które prawdopodobnie Iwan ukradł Tadkowi. Oboje uważają, iż wynagrodzenie za dar dla pani Haneczki powinno być większe.
Rozdział IV
Tadek pracuje przy rowach. Przychodzi Post, z którym więzień rozmawia o swojej pracy. Post zwraca uwagę na buty Tadka - proponuje mu ich wymianę na chleb. Narrator nie chce na to się zgodzić. Twierdzi, że chleba ma pod dostatkiem. Rozmawiają również o tym, w jaki sposób Tadek dostał się do obozu (łapanka). Jego kolega natomiast został ukarany za fałszowanie. Post chce oddać chleb Tadkowi, aby ten oddał go Żydom. Nie udaje mu się jednak, gdyż nadchodzi dowódca warty. Niemiec podchodzi do małego Janka, który również pracuje w rowie. Mały chłopiec mówi do mężczyzny nie zdejmując czapki, za co zostaje ukarany. Nadchodzi pora obiadowa.
Rozdział V
Pipel przygotowuje obiad. Pisarz komanda, grecki lingwista, chowa się w kącie. Na dworze siedzą nieruchomo więźniowie, gdyż podczas wydawania obiadu nie wolno się poruszać. Z boku, w cieniu siedzą esesmani i jedzą swoje, dużo lepsze jedzenie. Kapo stoi przy kotle. Ludzie ukradkiem starają się dostać do kotła, aby zdobyć jeszcze jakieś pożywienie, aby przynajmniej dotknąć palcem dna wielkiego gara. Są za to karani przemocą. Następnie kapo rozdziela dokładki. Dostają je ci, którzy lepiej pracują, którzy są zdrowsi i grubsi. Beker dostaje 2 miskę zupy. Tadek również, ale oddaje ją Andrzejowi, który za zupę przyniesie mu jabłka z sadu. Po obiedzie więźniowie odpoczywają. Naprzeciwko leży komando dziewcząt. 1 z panien klęczy z wyprostowanymi rękami, w których 3ma belkę. To jest kara - „złapali ją w kukurydzy z Petrem”. Dziewczyna nie wy3mała i puściła belkę. Pipel powiadamia Tadka, że kapo chce z nim rozmawiać. Kapo pyta, dlaczego więzień oddał swoją zupę i mówi, że za karę następnego dnia Tadek zupy nie dostanie. Ponadto nakazuje mu wykonać pracę, której ten nie miał czasu zrobić wcześniej.
Rozdział VI
Rozpoczyna się obrazem Bekera leżącego na ziemi przy drodze i znęcającego się nad nim Iwana. Iwan oskarżył Żyda o zjedzenie nieswojego posiłku. Prosi Tadka, aby ten zajął się „złodziejem”, po czym odchodzi. Na drodze Andrzej uczy 2 Żydów maszerować. Koło rowu pracują „nasi chłopcy”. Tadek rozmawia z nimi o Kijowie, co kapo b. denerwuje. Oskarża mężczyzn o rozpuszczanie plotek politycznych i o prowadzenie tajnej organizacji politycznej. Tadkowi udaje się uniknąć problemów - wmawia postowi, że źle zrozumiał, że mówił o kijach, których Andrzej używa w „celach naukowych”. Ponadto Rubin przekupuje Posta, dając mu zegarek.
Rozdział VII
Wagonik pełen piasku wykoleja się na scheibie. 4 osoby starają się ustawić ją z powrotem na szyny, w końcu udaje się. Po chwili Tadek ogłasza zbiórkę. Wszyscy idą na antreten. Orientują się jednak, że jest jeszcze za wcześnie, że zbiórki były zazwyczaj później. Nadchodzą esesmani oraz posty. Starsi lagrowcy orientują się, że będzie wybiórka. Tadek dostrzega panią Haneczkę, która pa3 niespokojnie na Iwana. Następuje rewizja. Post Tadka pyta go, skąd ma schowane w torbie jabłka. Ten odpowiada, że z paczki. 1 z Niemców znajduje u starego Greka w torbie ukradzioną gęś. Kapo chce pobić Greka, jednak esesman wydaje komendę, aby nie bić. Zagroził, że jeśli nie powie, skąd ma gęś, zginie. W tym momencie z szeregów występuje Iwan i przyznaje się do winy. Esesman karze go za to chłostą po twarzy, po czym każe zapisać nr i złożyć meldunek. Następnie komando dostaje polecenie, aby odmaszerować. Wracając, Tadek spotyka panią Haneczkę. Kobieta ma oczy pełne łez. Po apelu więźniowie leżą na swoich pryczach. Do Tadka przychodzi Żyd Beker. Twierdzi, że zaraz zabiorą go do komina i prosi o coś do zjedzenia, bo „[…] byłem tyle czasu taki głodny.” Kazik, kolega Tadka, każe mu wejść na buksę i najeść się do syta. Sam zabiera kolegę na szarlotkę.
LUDZIE, KTÓRZY SZLI
Opowiadanie rozpoczyna się opowieścią narratora o miejscu, w którym wraz z innymi więźniami budował boisko do piłki nożnej. Miejsce to mieściło się za barakami szpitala. Było to puste pole; z lewej strony znajdował się obóz cygański, z tyłu drut, a za nim rampa, za rampą obóz kobiecy - tzw. FKL. Niedaleko widać było krematoria. Boisko budowali wiosną. Sadzili kwiaty i inne rośliny. Podlewali je. Gdy skończyli budowę, kwiaty już zakwitły. Wielu z więźniów spędzało wieczorami czas na boisku, grając w piłkę nożną. Inni rozmawiali z FKL-em.
Pewnego dnia Tadek grał w piłkę z kolegami. W pewnym momencie piłka znalazła się pod drutami. Pobiegł po nią. Spojrzał na rampę, gdzie właśnie podjechał pociąg załadowany ludźmi. Ludzie wysiedli i zaczęli iść drogą w kierunku lasu. Usiedli i spoglądali na grających. Narrator wrócił i grał dalej. W pewnym momencie piłka znowu znalazła się w miejscu, skąd widać było rampę. Tadek pobiegł po nią i spojrzał na miejsce, gdzie przed chwilą siedzieli ludzie. Teraz rampa była pusta. Mężczyzna zrozumiał, iż tych ludzi już nie ma. Że odeszli do krematorium. Po jakimś czasie ludzie zaczęli chodzić 2 drogami. Obie wiodły do krematorium, ale niektórzy szli dalej - do obozu. Oznaczało to dla nich życie.
Narrator opowiada o swoim życiu w obozie. Ludzie zajmowali się tam swoimi sprawami, dni mijały tak samo. A za rampą ludzie wciąż szli. Szli dniem i nocą. Często słyszał ich krzyk. Opowiada o odcinku C, który znajdował się obok obozu roboczego, w którym przebywał. Odcinek ten był niezamieszkany i niewykończony. Stały tam baraki. Nie było papy na dachach, niektóre bloki nie miały prycz. Mimo to umieszczono w tych blokach po tys. lub więcej młodych kobiet. Bloków było 28. Dziewczęta miały ogolone głowy, ubrane były w sukienki bez rękawków, mimo porannego mrozu, jaki musiały znosić codziennie rano na apelu. Obóz ten nazywany był przez mieszkańców innych obozów perskim rynkiem, gdyż kolorowe chusteczki na głowach poruszających się po rynku kobiet kojarzyły się im z egzotyką. Perski rynek nie był obozem gotowym. Budowano tam drogę z kamienia, kanalizację, umywalnię. Zwożono koce, kołdry, naczynia. Właśnie w tym obozie narrator kładł papę na dachy. Codziennie rano przychodził pod bramę obozu. Na jego teren wpuszczały go wachmanki (strażniczki). W środku kobiety oblegały przybyłych mężczyzn, prosząc ich o różne rzeczy: chusteczkę higieniczną, ołówek, kawałek chleba. Mężczyźni oddawali im wszystko, co mieli w kieszeniach. Pytały również o swoich bliskich.
Narrator opowiada o blokowych. Były to Słowaczki, które miały za sobą po parę lat obozu. 1 z nich - Mirka - miała budę urządzoną na różowo. Kochał się w niej Żyd z komanda Tadka. Żyd kupował dla Mirki jajka i miękko opakowane rzucał przez druty. Kobieta ta była dobra. Kiedyś ściągnęła Tadka i Żyda z dachu, pokazała im chore dziecko, leżące na pryczy i prosiła o pomoc. Chciała je ukryć, żeby nie poszło do gazu. Narrator opowiada również o innej blokowej. Nie miała własnej budy, tylko parę koców rozłożonych na łóżku i parę rozwieszonych na sznurkach zamiast ściany.
Zazwyczaj w obozach warunki życia polepszały się. Zasada była taka, że im gorzej było Niemcom na froncie, tym lepiej więźniom w obozach. Niestety nie dotyczyło to perskiego rynku. Tu cały czas było źle. Narrator snuje refleksję nt. ludzi, którzy szli na śmierć. Mówi, że nie wiedzieli, iż zaraz spłoną. Pa3li na Tadka i jego kolegów z politowaniem, rzucali im chleb, zegarki i inne rzeczy za mury obozu. Z dachów, gdzie pracował narrator ze swoimi kolegami, widać było krematoria i palące się stosy. Byli oni świadkami tych okropnych, bezlitosnych mordów. Z końcem lata pociągów przyjeżdżało coraz mniej.
BITWA POD GRUNWALDEM
Rozdział I
Po dziedzińcu poesesemańskich koszar maszeruje Batalion i śpiewa. Obchodzi dziedziniec, mija kolumnę ciężarówek amerykańskich; na końcu swojej drogi wchodzi do oszklonej hali, w której do niedawna odbywały się patriotyczne wiece esesmańskie. Narrator siedzi na parapecie okna i obserwuje batalion idący do kościoła na mszę arcybiskupią. W pewnym momencie wypowiada słowa: „Panowie żołnierze, (...) dobrze wypełniliście swój obowiązek wobec ojczyzny, która wszędzie w świecie jest tam, gdzie wy jesteście. Wolno spać dalej”.
Sala, w której znajduje się Tadek, jest nieładna i brzydko pachnie. Są tam żelazne piętrowe łóżka. Mężczyzna przebywa tam z innymi mieszkańcami. 1 z nich jest podchorąży Kolka, który odłożywszy książkę o Katyniu, zaczyna rozmawiać z Tadkiem o tym, co dzieje się za oknem (o tym, w jaki sposób maszeruje wojsko). Inny współtowarzysz - Stefan - włącza się do rozmowy o tym, w jaki sposób kucharze kradną jedzenie dla Żydówek. W pewnym momencie chory Cygan stwierdza, iż „Polak zawsze głupi. W łyżce wody chce brata utopić”. Tadek obserwuje to, co dzieje się za bramą strzeżoną przez obcych żołnierzy - tam właśnie jest świat, do którego puszczają za dobre zachowanie. Podchorąży stara się namówić Tadka, aby ten poszedł na mszę. Mężczyzna jednak nie wyraża chęci. Widzi za oknem majora oraz pułkownika, a za nimi żołnierzy niższego stopnia maszerujących jak dzieci za nauczycielem. Stefan wspomina, jak kradł w obozie pożywienie i uratował życie paru PL oficerom. Tadek natomiast recytuje swój wiersz, który zostaje skrytykowany przez chorążego: „w takim czasie takie głupstwa”. W tym samym czasie za oknem widać abpa idącego na mszę.
Rozdział II
Msza. W I rzędzie siedzi prezes komitetu, dalej Aktor oraz Śpiewaczka, red., komendant obozu, za krzesłami stoi tłum, obok ławek - Batalion. Tadek rozmawia z red. Ten zaprasza go na gulasz. Mężczyzna przyjmuje zaproszenie. Na zewnątrz Tadek zauważa dziewczynę siedzącą na walizkach, poduszkach, kołdrach oplecionych sznurkami. Ma niezwykłe oczy, narrator zwraca uwagę na jej niezwykłą urodę. Obok kobiety siedzi prof. Mężczyźni rozmawiają o nieznajomej - okazuje się, że pochodzi z getta i jest tu przejazdem. Na dziedziniec wychodzą ludzie po nabożeństwie.
Ludzie z transportu wnoszą pakunki do koszar. Tadek pomaga dziewczynie. W 1 z izb mężczyźni gotują surowe mięso. Unosi się nieprzyjemny zapach. Dziewczyna krytykuje ten nieporządek, podobnie jak łaźnie, do których prowadzi ją Tadek. Pyta go, czy po tylu latach obozu nie chciałby znaleźć się w innym miejscu. On stwierdza, że się boi, gdyż „przeżyć tyle lat i zginąć po wojnie, nie, to zbyt groteskowe”. Dziewczyna opowiada swoją historię - mówi, że uciekła od miłości. Jest z pochodzenia Żydówką, ale kiedyś przez 6 lat była Polką. Ma urodę aryjską. Dostała od matki książeczkę do nabożeństwa, nauczyła się przykazań. Zakochała się w katoliku, on też ją pokochał. On był komunistą i nie lubił Żydów. Dziewczyna nie chciała go oszukiwać, napisała list i odeszła. Tadek proponuje młodej kobiecie spacer poza mury obozu. Ona zgadza się mimo iż twierdzi, że już nigdy potem się nie spotkają. Mówi, że codziennie jest w innym obozie. Po raz kolejny przez korytarz przebiega tłum ludzi i informuje wszystkich, że na zewnątrz jest akcja pacyfikacyjna, wojsko z karabinami. Na środku placu widać fale ludzi, w jeepach stoją amerykańscy żołnierze z karabinami. Z I auta wydobywa się I strzał. Młoda Żydówka boi się. Tadek ją przytula. Szyby na parterze w budynku są potłuczone. Ludzie zbierają wszystkie swoje rzeczy, ratują, co się da. Żołnierze pilnują głównego wejścia na parter. Samochody zawracają ku bramie. Z drzwi koszar wychodzi grupa ludzi, a wśród nich chorąży i Stefan, który 3ma jakąś dziewczynę. Mężczyźni tłumaczą, iż jest to Niemka, dla której kucharz kradł jedzenie, i z którą miał romans.
Rozdział III
Rozpoczyna się opisem pokoju redaktorów. Jest to pokój „odziedziczony” po oficerach SS, niewiele jednak tu po nich zostało. Tadek siedzi na tapczanie w pokoju redaktorskim. 1 z oficerów przynosi mu miskę gulaszu. Mężczyzna zwierza się, że chciałby mieszkać w pokoju sam, żeby mógł porozkładać swoje książki, powiesić ubranie w szafie. Rozmawiają o dziewczynie z transportu, z którą „zaprzyjaźnił się” Tadek. Mówią również o Stefanie. Tadek twierdzi, że bił on ludzi, wysługiwał się esesmanom, aby tylko zostać blokowym. Ale potrafił sobie poradzić. Robił to, aby przeżyć. Pewnego dnia stwierdził, że owszem, bił i kradł, ale teraz już by tego nie zrobił, teraz mówił o pułkownikach i majorach, dla których kradł, że „niechby zdechli w obozie, jeszcze bym im pomógł”. Za karę wyszedł razem z Niemką z obozu. Red. oznajmia, iż ma 2 bilety do teatru, i żeby Tadek poszedł. Wychodzi wraz z nim z pokoju i idzie do sąsiedniego.
Na dziedzińcu kończą się przygotowania do wieczornego ogniska. Większość ludzi jest gdzie indziej, wielu z nich czeka w kolejce do teatru, gdzie brakuje już miejsc. Policjant namawia ludzi, aby przyszli następnego dnia - wówczas Grunwald ma być powtórzony. Ludzie go nie słuchają. Red. prowadzi Tadka do małych drzwiczek dla aktorów. Siadają na widowni. Na scenie pojawiła się śpiewaczka, ludzie w obozowych pasiakach oraz robotniczych kombinezonach - ci 3mają w rękach łopaty, kilofy i łomy. Na krawędzi sceny stoi Aktor i mówi wiersz. Pod koniec tłum wyważa bramę i wpada do środka baraku. Ludzie biją brawo a kurtyna jeszcze raz zostaje odsłonięta, aby widzowie po raz ostatni ujrzeli „zapłonioną Rzeczpospolitą oraz jej kochanka, Aktora, w zachwyceniu w nią wpatrzonego”.
Rozdział IV
Tadek jest z dziewczyną na spacerze. Ona pyta go, czy nie chce wyjechać. On twierdzi, że nic go nigdzie nie ciągnie. Odpoczywają. Nagle dziewczyna zrywa się i stwierdza, że już pora wracać. Prosi również Tadka, aby pojechał dalej razem z nią, gdyż boi się, że zawiozą ją do Palestyny. Mówi, że zabierze go do Brukseli - ma tam siostrę. On tłumaczy jej, że to nie ma przyszłości, gdyż ona kocha chłopca, który został w PL. Dziewczyna obiecuje, że zapomni o tamtym. Tadek natomiast prosi Żydówkę, aby została z nim. Tłumaczy jej, że boi się wyjechać. Boi się, że znowu spotka go coś złego, że będzie głodny. Ona się denerwuje. Ma do niego żal, że chciał ją tylko na chwilę, jak wszyscy. Każe mu wracać do PL. Pokazuje mu swój talizman - są to tablice Mojżesza, przykazania po hebr. To ma ją łączyć z Żydami. Jednak ona nie czuje się Żydówką, czuje wstręt do tego narodu. A z PL ją wyrzucono. Nagle z trawy wyłania się głowa Stefka. Chłopak namawia Tadka, aby ten wracał z nim do PL na piechotę. Stwierdza też, iż niedługo będą wywozić wszystkich z obozu. Tadek nie chce w to uwierzyć Postanawia wrócić z Niną do obozu. Przed bramą nie chce jednak ryzykować - proponuje, aby poczekali do zmroku i wtedy spróbowali przedostać się na teren obozu. Nina jednak jest innego zdania - wspina się na górę gruzu w celu przejścia na 2 stronę bramy. Żołnierz pilnujący wejścia strzela do niej. Tadek wszedł za nią. Podszedł do jej zwłok. Ludzie zebrali się wokół. Podjeżdża jeep. Tadek zaczyna rozmawiać z jego pasażerami. I porucznik pytał, co się stało. Mężczyzna tłumaczy sytuację. Porucznik denerwuje się. Tadek mówi mu jednak, że Polaków już to nie dziwi: „Przez 6 lat strzelali do nas Niemcy, teraz strzeliliście wy, co za różnica?”, po czym wraca do swoich książek, do swojej kolacji. I dopiero wtedy przypominają mu się słowa tłumu zebranego nad zwłokami dziewczyny: „Gestapo”!
Rozdział V
Obraz żołnierskiej sali - jest tu ciemno, panuje bałagan. Z szaf wyjęto wszystko, co nadawało się do użytku, resztę zniszczono. Ukradziono również koc z łóżka. W głębi sali Tadek słyszy jęki - to chory Cygan, który mówi, że tego wieczoru nie przyniesiono kolacji. Mężczyźni są głodni. Cygan mówi, iż Red. zabrał książki Tadka, gdyż stwierdził, że ten pewnie nie wróci. Powiadamia go również, iż chorąży i Kola siedzą w bunkrze. Tadek twierdzi, że na pewno trafią do PL.
Nadchodzi syn chorążego. Rozmawia z Tadkiem. Chwali się, że kupił Niemkę. Mówią o tym, że robią Grunwald. Tadek ostrzega syna chorążego, aby uważał na Niemkę. Cygan opowiada o transporcie do Koburga, który ma się odbyć niebawem. Prosi Tadka, aby porozmawiał po ang. z ludźmi i poprosił, by nie zabierali chorego Żyda. Tadek odmawia. Stwierdza: „co ty sobie wyobrażasz, że będę się złodziejami zajmował?” Tadek, wychodząc z pokoju, spotyka Prof., który zajął dla niego miejsce przy ognisku. Mężczyzna mówi też, iż zastrzelili na bramie jego sąsiadkę, po czym proponuje pójście na Grunwald. Tadek wyznaje prof., że to on był z Niną na spacerze. Obserwują przez okno to, co dzieje się na zewnątrz. Prof. Wykrzykuje: „(...) patrzcie na ognisko! Na to czekam, na Grunwald!”. Na środku placu płonie stos. Ks. bierze pod ramiona stojącego obok esesmana i popycha go w ogień. Jest to tylko kukła - spalenie jej miało być „odpowiedzią na krematoria i na kościółek”. Spalono wiele kukieł. W tym samym czasie przed tłum występuje aktor, podnosi ręce do góry i daje znak- wtedy „buchnęły kaskady rakiet”. Prof. wyciąga rękę w stronę hali, spod której w rocznicę bitwy pod Grunwaldem, po dziedzińcu poesesmańskich koszar, na dzień przed transportem, który miał wszystko zniszczyć, „szedł Batalion - i śpiewał”.
Opowiadania Tadeusza Borowskiego (4 strony)
11