Rozważania na temat strachu i grozy
Rodzimy się z krzykiem. W podobny sposób budzimy się z koszmarnego snu. Taka jest nasza pierwsza reakcja na otaczający nas świat - krzyk przerażenia.
Ktoś kiedyś powiedział, że strach jest najbardziej pierwotnym i najbardziej podstawowym z ludzkich uczuć. W pełni się z tym zgodzę - a nawet więcej! - spróbuję dowieść, że lęk jest tym, co nieustannie nam towarzyszy, choć staramy się go ukryć pod płaszczykiem dorobku cywilizacyjnego - nauk ścisłych, filozofii, religii...
Moim zdaniem są dwa rodzaje strachu: zewnętrzny oraz wewnętrzny. Zewnętrzny to ten, który pojawia się w wyniku bodźców dochodzących z otoczenia. Może się on przejawiać przykładowo tym, że gdy widzimy jakąś makabryczną scenę, ciarki przebiegają nam po plecach. Albo gdy czytając książkę-horror tak bardzo wczujemy się w opisywany tam bieg wydarzeń, że bodaj przez chwilę poczujemy ów irracjonalny lęk, który towarzyszy bohaterom czytanej przez nas powieści czy opowiadania. Ten rodzaj strachu jest konieczny do życia (później postaram się wyjaśnić, dlaczego moim zdaniem tak jest). Potwierdzeniem tego faktu jest niesamowita popularność horroru w literaturze, filmie... w ogólnie pojętej sztuce. Ale mało tego, grozą napawają nas również wydarzenia jak najbardziej prawdziwe - kogóż z nas nie przerażają przedstawiane w telewizyjnych dziennikach zdarzenia: rozboje, gwałty, brutalne mordy? To również horror, tyle że rzeczywisty, mający miejsce tuż obok nas, czasem za ścianą. Lecz mimo tego, że boimy się tych wszystkich rzeczy, to jednak chłoniemy je, potrzebujemy ich jak pokarmu dla naszych dusz. Niektórzy pragną przeżyć religijnych, inni budują swój światopogląd wyłącznie na racjonalnych podstawach, ale - moim zdaniem - wszyscy potrzebują strachu. To on jest bodźcem znacznej części naszych działań, to on powoduje nagły przypływ adrenaliny i sprawia, że włosy jeżą się nam na głowie. Budzi odczucia raczej nieprzyjemne, a jednak pod jakimś względem konieczne.
Myślę, że potrzebujemy tego zewnętrznego strachu, by zagłuszyć coś znacznie bardziej mrocznego i pierwotnego - lęk wewnętrzny, pochodzący z najgłębszych pokładów naszej podświadomości. Lęk ten jest owocem pewnego dysonansu między człowiekiem a światem, i gotów jestem się założyć, że to on jest główną przyczyną coraz liczniejszych w obecnych czasach depresji oraz samobójstw. To rzecz zbyt złożona, by opisać ją w kilku zdaniach, czy też określić ją przez enumeratywne wyliczenie jej cech. Rozdźwięk między człowiekiem a rzeczywistością jest źródłem najgłębszego możliwego przerażenia, poza którym jest już tylko zakład psychiatryczny, kaftan, opętańcze śpiewy i histeryczny śmiech. Lęk ten często towarzyszył wielkim myślicielom i wielkim artystom, a w jego wyniku rodziły się największe dzieła w historii ludzkości, dzieła, które miały pomóc ich twórcom przetrwać pośród wszechogarniającej niepewności egzystencjalnej. Oni w ten sposób ten lęk zagłuszali, bowiem życie w nieustannym towarzystwie strachu wewnętrznego jest bardzo trudne do zniesienia...
Musimy więc zagłuszać lęk wewnętrzny. Najłatwiej to robić bodźcami dostarczanymi z zewnątrz. A im bardziej przerażające są te bodźce, tym bardziej przytłumiony zostaje strach wewnętrzny, egzystencjalny. Czytajmy więc horrory, oglądajmy filmy grozy, podziwiajmy przerażającą nas sztukę. W ten sposób oswajajmy się ze światem, który sam w sobie jest groźny jak bestia czyhająca w szafie, bestia której baliśmy się przez większą część naszego dzieciństwa. Oswajajmy się z wywołującymi lęk prawami rządzącymi rzeczywistością, z życiem i śmiercią. A przede wszystkim dobrze się przy tym bawmy, bo groza, prócz wszystkich dodatkowych funkcji, które przychodzi jej spełniać, potrafi również całkiem skutecznie rozerwać, zabawić że aż strach...
Groza w literaturze (i nie tylko w literaturze) jest w dzisiejszych czasach niedoceniana. Dla większości krytyków słowo horror jest równoznaczne ze słowem tandeta. Dlaczego tak się dzieje? Na pewno wpływ na taką sytuację ma to, iż większość literatury grozy jest rzeczywiście niewiele warta. Ale to samo można powiedzieć o twórczości literackiej jako takiej. Przecież również wśród dzieł tak zwanego głównego nurtu mniej więcej 80% jest przeciętnych bądź po prostu marnych. Krytycy niestety traktują całą literaturę grozy jako jednolitą masę. Zdają się nie dostrzegać, że również w horrorze zdarzają się arcydzieła.
Co jednak dziwi mnie najbardziej, to to, że horror (podobnie jak fantastyka w ogóle) został wepchnięty do niszy... podział pomiędzy literaturą głównego nurtu, a całą resztą - literaturą fantastyczną i rozrywkową (przez krytyków uznawaną za coś niegodnego uwagi) pogłębia się. Choć większość ludzi traktuje taki stan jako coś oczywistego, dla mnie jest to zaskakujące novum.
Groza od zawsze miała pewien - bardzo ścisły, dodajmy - związek z niesamowitością. Historia literatury pokazuje jak wielkie znaczenie owa niesamowitość miała. Być może niektórych zdziwią przykłady jakie podam... Szekspir - czyż jego twórczość nie jest w pewien sposób fantastyczna? Krytycy poczerwienieją ze złości. Tak, tak, moi drodzy -arcydzieła Szekspira mają bardzo duży związek z niesamowitością, z grozą. Są krwawsze niż niejeden z dzisiejszych horrorów! Gwoli przypomnienia - czy to nie w jego utworach pojawiają się duchy? Duchy! Gdy ktoś współcześnie pisze o duchach , to jest traktowany z przymrużeniem oka, albo wręcz wyśmiewany. Ale w wielu klasycznych dziełach pojawiały się one - u Mickiewicza na przykład. A Goethe? Przecież jego twórczość również przesiąknięta jest atmosferą niesamowitości i tajemnicy. A Bułchakow ze swoimi diabłami? Długo by wymieniać, ale możecie mi wierzyć, że wielu klasyków nawiązywało do literatury grozy, albo nawet ją tworzyło (np. Dostojewski w czasach swej młodości, o czym mało kto wie).
Korzenie literatury grozy - dziś traktowanej jak piąte koło u wozu - są więc silne.
O co mi dokładnie chodzi? Chcę choć częściowo wskrzesić ducha romantyzmu, epoki, w której niesamowitość nie była niszowym zjawiskiem kultury a samym jej centrum. Chcę żebyśmy stworzyli podwaliny pod grozę dwudziestego pierwszego wieku, grozę, która - dotąd zupełnie pogardzana w naszym kraju - wedrze się do księgarń i czasopism. I chcę, żeby była to twórczość dobra, sięgająca do korzeni, ale jednocześnie na wskroś nowoczesna, rozrywkowa, ale zarazem dająca do myślenia.
1