Prolog
Bella:
I znowu to samo. Moja matka nie rozumie, że jazda na motorze jest czymś z czego nie zrezygnuję. Daje mi to poczucie wolności i nadzieję, że jest na świecie coś co daje mi szczęście. Całymi dniami tylko nauka i nauka, tak jakbym w szkole nie miała jej dość. Mieszkam z mamą w Phoenix to miasto w Stanach Zjednoczonych , stolica i największe miasto stanu Arizona , piąte co do liczby mieszkańców miasto w USA. Moja mama jest architektem i dekoratorką wnętrz. Dużo zarabia, więc stać mnie na drogie ciuchy i motor. Jak byłam mała moi rodzice rozwiedli się. Wtedy też mama chciała mi zastąpić pieniędzmi swoje uczucia. Nigdy nie było jej w domu, a mną zajmowały się nianie i służące. Czasami nie można zastąpić pieniędzmi uczuć i prostych słów typu `kocham cie”. No cóż, wtedy potrzebowałam tego, jednak teraz mam osiemnaście lat i jestem silna. Teraz nie pragnę miłości ani ciepłych słówek, ale nigdy nie wybaczę jej tego, że gdy jej potrzebowałam nie było jej przy mnie. Z tatą dogadywałam się zaskakująco dobrze. Często do mnie pisał i dzwonił, choć nie widziałam go od kąt moja mama się z nim rozwiodła. Jest komendantem policji. Szczerze? Nie wiedziałam dlaczego się rozwiedli, choć kto by wytrzymał z moją zwariowaną matką. Tata mieszka w Forks, w stanie Washington, to małe miasteczko gdzie ciągle pada deszcz. Jak co dzień, po wykonaniu porannej toalety i przebraniu się w ulubiony zestaw, zeszłam na śniadanie do kuchni, gdzie czekały na mnie, zrobione przez Betty, która jest naszą kucharką, tosty. Zjadłam je i pojechałam do szkoły swoim motorem. Jak zawsze gdy wjeżdżałam na szkolny parking motorem chłopaki z drużyny basketball - owej gwizdali i dawali jakieś miłe komentarze na mój temat, w końcu jestem ładna. Co ja plotę przecież jestem najładniejszą dziewczyną w szkole. Po szkole jak zawsze wróciłam do domu, choć jeden fajny chłopak proponował mi kolacje, no cóż odmówiłam .Gdy weszłam do domu zobaczyłam w salonie moją mamę. Weszłam dalej i powiedziałam z lekkim zniecierpliwieniem.
-Co ty tu robisz mamo?- odwróciła się.
Wiedziałam to, że to jej dom, ale nie często w nim przebywa no może tylko gdy wraca z pracy, aby położyć się w swoim łóżeczku. Zamyśliłam się, ale po chwili otrząsnęłam się i na nią spojrzałam. Lustrował mnie właśnie wzrokiem, od góry do dołu. Po chwili milczenia odpowiedziała.
- To mój dom mogę w nim przebywać kiedy tylko zechce. Nie będziesz mi rozkazywać kiedy mogę w nim przebywać, a kiedy nie!! Zabroniłam Ci jeździć na motorze młoda panno! Co on robi na podjeździe? - i teraz mnie wkurzyła.
Nikt nie będzie mi zabraniał jeździć na moim ukochanym motorze.
- Tak to twój dom!!! A co do motoru nie masz prawa zabraniać mi na nim jeździć! Jest mój!!! - wydarłam się na nią.
Widać było, że jest porządnie wkurzona. Nigdy za nim nie przepadał, już kilkakrotnie kłóciłyśmy się o niego. Teraz przyszło mi do głowy świetny pomysł.
-Dobrze jak ci tak przeszkadzam wyjadę do taty. NA ZAWSZE! Już mnie nie zobaczysz!! Tylko upewnię się, że są jeszcze bilety i jutro mnie już tu nie będzie!! Zrozumiano!!! - wykrzyknęłam jej w twarz.
Poszłam do kuchni, gdzie przy stole rozmawiała Betty z Roxan - sprzątaczką.
- Zamów mi bilet na jutro do Seattle i spakuj wszystkie moje ubrania Dobranoc.. wszystkim!! - powiedziałam z nonszalanckim uśmiechem i wyszłam z salonu.
Kontem oka zobaczyłam minę moje ukochanej matki była zdziwiona, a w jej oczach dostrzegłam nutkę strachu. A niech się teraz martwi, ma czego chciała, nigdy się mną nie interesowała. Jutro czeka mnie poważna rozmowa z ojcem i wyjazd z tego więzienia. Choć wiem, że ojciec nie ma tyle pieniędzy, ale będę miała przynajmniej przy sobie osobę, która mnie rozumie i kocha. Nawet nie zauważyłam kiedy byłam już wykąpana. Przebrana w piżamę leżałam na łóżku. Po chwili zasnęłam oddając się w objęcia legendarnego Morfeusza.
Rozdział 1
Bella:
Wstałam z łóżka z nadzieją, że mamy nie ma w domu. Rozejrzałam się po moim, dużym pokoju. Ściany były koloru czarnego, a sufit czerwonego. Obie barwy idealnie ze sobą kontrastowały. Meble były ciemne, zrobione z drzewa mahoniowego. Będzie mi brakowało tego wszystkiego, a najbardziej słońca, ponieważ w Forks, przeważnie pada deszcz. Ach... Muszę się ubrać i zejść na dół, aby zadzwonić do taty i porozmawiać z Renee, czego bardzo się boję. Jak co dzień wykonałam poranne czynności. Wybrałam ciuchy, które mam na dziś założyć i zrobiłam delikatny makijaż. Zeszłam na dół, gdzie jak co dzień czekało na mnie pyszne śniadanie. Zobaczyłam na blacie kartkę, na której było napisane:
Bilet lotniczy jest w kopercie, razem z czekiem na dwadzieścia tysięcy. Wydaje mi się, że tyle wystarczy. Jeżeli będziesz potrzebowała więcej- dzwoń. Wszystkie rzeczy, które są Ci potrzebne, Roksan spakowała do walizek. Musisz jeszcze tylko pojechać po dokumenty do szkoły. Mam nadzieję, że nie będziesz żałowała decyzji, którą sama podjęłaś.
Renee
Przyjrzałam się kopercie i wyjęłam z niej zawartość. W środku był bilet i czek. Ach.. Czy ona nigdy się nie zmieni? Zamiast dawać mi pieniądze i bilet do Forks, mogła napisać krótkie, ale jak ważne dla mnie słowa, " Kocham cię.” Gdyby to napisała odwołałabym lot. Potrząsnęłam głową aby odgonić te myśli i zaczęłam jeść śniadanie. Gdy skończyłam postanowiłam zadzwonić do Charliego. Wyjęłam z kieszeni komórkę i wykręciłam numer do ojca.
- Halo?- odezwał się głos w słuchawce.
- Cześć tato. Mam do ciebie pewną sprawę. Możemy porozmawiać?
- O Bella.. Tak mów, o co chodzi! Coś się stało? Czy z Renee i z tobą wszystko dobrze? - zaczął panikować. Zawsze się o mnie martwił oraz o moją wyrodną matkę, którą bez wątpienia jeszcze kochał.
- Nie, wszystko w porządku. Po prostu mam pytanie. Nie miałbyś nic przeciwko, gdybym się do ciebie wprowadziła na trochę dłużej?
- ...
- Tato?
- Z wielką chęcią kochanie! Tylko co na to Renee? Nie ma nic przeciwko? A szkoła? Przecież jest już początek drugiego semestru.
- Nie tylko w Phoenix są szkoły, tato. Po prostu przeniosę się do Forks, a z moimi ocenami przyjmą mnie wszędzie, nawet w drugim semestrze. Mama o wszystkim wie i niema nic przeciwko.
- Och... To dobrze. Oczywiście, że się zgadzam córeczko. Tylko jestem mile zaskoczony twoja nagłą decyzją. To kiedy do mnie przyjedziesz?
- Dzisiaj mam samolot o piętnastej. Będziesz mógł przyjechać po mnie o dziewiętnastej?
-Niestety nie. Dzisiaj pracuje do dziesiątej, ale wyśle po ciebie syna mojego przyjaciela. Ufam mu, zajmie się tobą po przylocie.
- Oczywiście, ale jak ja go poznam?
- Nie martw się. Będzie miał kartkę z twoim imieniem. Powiem mu, żeby wypatrywał najładniejszej dziewczyny na lotnisku.
- Oj tato, jak zawsze umiesz mnie rozweselić. Dziękuje. Kocham cię.
- Nie ma za co. Ja też cię kocham Bells. Do zobaczenia.
- Pa.
Po rozmowie z tatą, jak zawsze byłam w świetnym humorze. Teraz pozostało mi tylko pojechać do szkoły po dokumenty i szykować się na samolot do Seattle.
***
Czekałam właśnie na ciężarówkę, która zabierze moje rzeczy do Forks, ponieważ mam ich bardzo dużo. Motor, którego nie zostawię tu w Phoenix i mój sprzęt fotograficzny, wszystkie aparaty i jeszcze rzeczy z ciemni, mój laptop, inne sprzęty elektroniczne i niektóre ubrania. Specjalnie zatrudniłam zaufaną firmę wysyłkową, więc jutro wszystko powinno być w Forks. Gdy zapakowali moje rzeczy, dałam im zaliczkę, drugą, większą część dostaną gdy wszystko bezpiecznie dojedzie do Forks. Dochodziła już wpół do piętnastej. Zamówiłam taksówkę i pojechałam na lotnisko.
***
Lot był cholernie długi. Rozglądałam się za synem, jakiegoś przyjaciela mojego ojca, który miał po mnie przyjechać. Nigdzie go nie widziałam. Zauważyłam jakiegoś chłopaka, stał do mnie tyłem i rozglądał się po lotnisku. Gdy się odwrócił spostrzegłam, że w ręce trzymał kartkę z napisem Isabella S. Skierowałam się w jego stronę. Poklepałam go po ramieniu i powiedziałam:
- Hm.. Przepraszam?- odwrócił się i zobaczyłam, że jest bardzo przystojnym brunetem o dużych brązowych oczach. Włosy obcięte na krótko, postawione na żel, piękny uśmiech i masę mięśni pod obcisła, ciemną koszulką, z krótkimi rękawami Zlustrowałam go wzrokiem z góry na dół i stwierdziłam, że ma góra osiemnaście lat.
- Tak?- zauważyłam, że przypatrywał mi się z uśmiechem. Odwzajemniłam go i popatrzyłam na niego spod wachlarza moich długich, czarnych rzęs.
- Nazywam się Isabella Swan. To ty miałeś mnie zabrać z lotniska?
Jego uśmiech powiększył się na te słowa.
- Tak to ja! Isabella? To ty? A jednak Charlie nie kłamał kiedy mówił, żebym wypatrywał najładniejszej dziewczyny na lotnisku!
Zarumieniłam się troszkę. Nienawidziłam, gdy moje policzki stawały się czerwone, tym bardziej, że nie pasowały do mojego stylu podrywaczki. Czasami to pomagało, ale nie wiem po kim to odziedziczyłam.
- Jesteś bardzo podobna do Charliego. Nawet rumienisz się jak on.
- Tak? Nie wiedziałam. To może pojedźmy do domu. Jestem bardzo zmęczona.
- Tak. Chodźmy!
Wziął moje walizki i ruszyliśmy na parking, gdzie wsiedliśmy do czarnego Porsche. Dobrze znałam się na markach samochodów, choć nie jeździłam nimi, ponieważ wolę motory. A tak w ogóle, to nie wiedziałam jak ten przystojniak ma na imię. Postanowiłam go zapytać, gdy dojedziemy do mojego domu. Dopiero teraz zauważyłam, że chłopak przygląda mi się. Na pewno nie ma tu tak ładnych dziewczyn jak ja. Niech sobie biedak popatrzy. Poza tym, jestem pewna, że mu się podobam.
***
Zajechaliśmy pod całkiem ładny dom. Pierwszy z samochodu wyszedł `przystojniaczek'. Otworzył mi drzwi i podał rękę. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że w Forks naprawdę jest deszczowo i pochmurnie. Ach... Muszę się do tego przyzwyczaić.
- A tak w ogóle. Nie znam twojego imienia.
- Oj przepraszam. Nazywam się Jacob Black - podał mi rękę
- Miło mi ciebie poznać Jake. Mogę tak do ciebie mówić?
Znowu patrzyłam na niego spod rzęs. Nie wiem dlaczego, ale gdy dostrzegłam, że przyciągam mężczyzn jak magnes i podobam się im, zaczęłam to wykorzystywać.
- Oczywiście, że możesz - uśmiechnął się.
-Mów mi Bella. Nie lubię, gdy ktoś mówi do mnie Isabella.
- Dla ciebie wszystko piękna.- powiedział bardzo poważnie.
Nigdy nikt tak do mnie nie mówił. Ucieszyłam się i znowu zarumieniłam. Weszliśmy do domu. Rozejrzałam się. Wnętrze było bardzo ładne. Miało w sobie coś co sprawiało, że czułam, że to jest właśnie moje miejsce.
- A tak w ogóle. Dlaczego masz tylko dwie małe walizki?
- Jutro ma przyjechać ciężarówka z resztą moich rzeczy, oraz motorem.
- Motorem?- zapytał zdziwiony.
- Tak. Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
Zamrugałam do niego zalotnie.
Czułam, że zaprzyjaźnię się z tym kolesiem. A może to on będzie moim słoneczkiem w deszczowym Forks?
Rozmawialiśmy do późna, przez co zbliżyliśmy się do siebie. Opowiedział mi bardzo dużo o sobie. Za co ja odpłaciłam mu tym samym. Można by powiedzieć, że powoli się zaprzyjaźniałam z nim.
Potem Jake musiał wyjść, ponieważ miał parę spraw do załatwienia. Weszłam na górę i otworzyłam drzwi z napisem Bella. Nacisnęłam na klamkę ciemnych drzwi do mojego pokoju i weszłam. Od razu mój wzrok przykuły kremowe ściany. Na tej na przeciwko drzwi zostało umieszczone wielkie okno z jasnymi firankami i brązowym szalem, sięgającym do ciemnej, mahoniowej podłogi. Z lewej strony stało łóżko, ogromne, z ciemnobrązową narzutą i o ton jaśniejszymi poduszkami. Łóżko było wysokie, i aż zapraszało do wypróbowania. Z prawej strony dostrzegłam komodę, w podobnym do mahoniu odcieniu, obok której znajdowało się biurko, a na nim nowiutki laptop. Pod ścianą od strony drzwi stała wielka, potężna szafa, na drzwiach której uwieszone było wielkie lustro. Na środku pokoju leżał włochaty, kremowy dywan średniej wielkości. Byłam mile zaskoczona wystrojem mojego nowego pokoju.
Usiadłam na łóżku myślałam o tym, co mówił mi Jake. Powiedział, że też ma motor i naprawia je. Gra na gitarze i co najważniejsze nie ma dziewczyny. Mieszka razem z ojcem Billim, w rezerwacie La Push.
Usnęłam bardzo szybko, myśląc o tym jakie życie będę miała , tutaj- w Forks. Czy nareszcie znajdę chłopaka, tak jak sobie obiecałam? Może będzie to właśnie Jake ?
I odpłynęłam w niekończącą się ciemność.
Rozdział 2
Bella:
Wstałam z mojego łóżka strasznie martwiąc się o spotkanie z ojcem. Mama nigdy nie pozwoliła mi się z nim spotkać. Pewnie obawiała się tego, że wybiorę jego, a nie ją. I miała rację. Za oknem, ku mojemu zaskoczeniu, świeciło słońce. Bardzo chciałam spodobać się ojcu, w końcu pierwsze wrażenie jest tylko jedno i przesądza o ocenie człowieka na przyszłość. Poszłam się wykąpać, zawsze po kąpieli moje obawy odchodziły. Wysuszyłam sobie moje brązowe, lokowane włosy, a potem je wyprostowałam. Ubrałam się w czerwoną bluzkę z dekoltem na ramiączkach, czarną mini spódniczkę i na to skórzaną kurtkę. Włożyłam na nogi moje ulubione czarne, długie, skórzane szpilki. Do zrobienia został mi tylko makijaż, jak zawsze czarna kredka i czarny tusz do rzęs, trochę czerwonego cienia do powiek i błyszczyk. Popatrzyłam w lustro, aby zobaczyć efekt moich starań. Wyglądałam bardzo sexy. Nie miałam zamiaru tak wyglądać, ale już nie mam czasu się przebierać. Zeszłam na dół. Zobaczyłam w kuchni siedzącego na krześle niskiego bruneta. Miał około trzydziestki. Posiadałam przeczucie, że to nie mój ojciec. Podeszłam bliżej i postanowiłam się odezwać.
- Przepraszam! - nieznany mężczyzna wstał i teraz zobaczyłam jego intensywne zielone oczy. Był bardzo przystojny. Uśmiechnął się na mój widoki, w końcu się odezwał.
- Isabella? Miło mi cie poznać. Nazywam się Carlisle Cullen jestem lekarzem, tu w Forks i bliskim przyjacielem twojego ojca.
- O miło mi. Proszę mi mówić Bella. A gdzie jest Charlie- mój tata?- byłam ciekawa co on tu robi jak nie ma w domu mojego ojca.
- Pomaga moim synom i Jacobowi w wypakowywaniu twoich rzeczy z ciężarówki.
- Och … tak zapomniałam, że ta ciężarówka miała przyjechać dzisiaj rano. Miałam o tym powiedzieć tacie, ale chyba sobie dzisiaj zaspałam. heh…
- Oj.. nie martw się chłopaki zaraz tu przyjdą to wszystko wytłumaczysz swojemu ojcu.
I właśnie wtedy usłyszałam otwierające się drzwi. Do kuchni weszło czterech młodych i przystojnych chłopaków. Jeden z nich to Jack. I trzech nieznajomych pewnie synowie Dr. Cullena. Jeden z nich miał krótko ścięte blond włosy i niebieskie oczy, był jak ciężarówka wielki i umięśniony. Drugi zaś był niski miał długie proste włosy o kolorze ciemnego blond, a oczy zielone nie imponował tak budową ciała jak „ciężarowiec”, ale też był umięśniony. Lecz najprzystojniejszego zostawiłam sobie na koniec. Miał miedziane włosy ułożone w artystycznym nieładzie, intensywnie zielone oczy i piękny łobuzerski uśmiech. Był umięśniony, wysoki i wyglądał na najmłodszego z trójki synów doktorka. To było dziwne, jak Carlisle mógł mieć synów w wieku od siedemnastu do dziewiętnastu lat jak ma ok. trzydziestki, nie wiem. Zauważyłam, że w tym czasie kiedy ja przyglądałam się trójce przystojniaków do pomieszczenia wszedł mężczyzna w wieku ok. czterdziestu lat. Był niskim brunetem o czekoladowych oczach. Przyglądał mi się z uśmiechem i to w właśnie nim rozpoznałam mojego ojca. W końcu byłam do niego łudząco podobna. Przerwałam tą niezręczną cisze. Podeszłam do ojca i nie zliczając na towarzystwo ludzi w okuł przytuliłam go. I wyszeptałam.
- Och.. tato.
-Bella skarbie poczekaj niech się tobie przyjrzę - i odsuną mnie lekko od siebie popatrzył mi głęboko w oczy, a potem zlustrował mnie wzrokiem od dołu go góry. Lekko zmarszczył brwi, a potem lekko się uśmiechną.
-Bells jesteś przepiękna - szczere się uśmiechnął. Poczułam, że się rumienię. NIE TYLKO NIE TO!!! Nienawidzę tego.
-Ojj… zapomniałem przedstawiam ci adoptowanych synów Carlisle- wskazał na mięśniaka - to jest Emmett - potem na tego z długimi włosami - Jasper - i w końcu na tego najmłodszego - a to Edward.
Podałam im rękę, ale gdy podawałam rękę Edwardowi, gdy nasze ręce się złączyły poczułam coś niewyobrażalnego. Przeszedł mnie przyjemny prąd, a w brzuchu poczułam stado motyli to było niesamowite. Gdy nasze oczy się spotkały zobaczyłam w jego oczach.. pożądanie? i coś jeszcze radość?..szczęście? … i jakieś nie znane mi uczucie widziałam je kiedyś u kogoś, ale nie pamiętam. A może nie chcę pamiętać. I znowu ten mój ulubiony uśmiech. Moja twarz oblała się rumieńcem.
-Ślicznie się rumienisz Bello - gdy usłyszałam jego anielski głos nogi zrobiły mi się jak z waty. Mało co się nie przewróciłam. I jeszcze bardziej się zaczerwieniłam.
-Dzięki-wyszeptałam.
Odwróciłam wzrok w stronę Jacoba i podeszłam do niego. Nie wiedziałam dlaczego, ale przytuliłam go i wyszeptałam do ucha bardzo seksownym głosem.
-Cześć Jack- chłopak położył swoje ręce na mojej tali lekko mnie od siebie odsuną i powiedział.
-Nie wiem, Bells jak to robisz, że z dni na dzień jesteś co raz piękniejsza- uśmiechną się do mnie.
- Oj Jack dzięki. Mam nadzieje, że nie uciekniesz mi jak wczoraj i sprawdzisz stan mojego motoru co? - uśmiechał się do mnie w oczach miał ogniki szczęścia. Ale gdy wypowiedziałam słowo „Motor” zrobił się spięty. OMG!!! Przecież ja nic nie mówiłam ojcu. A niby kiedy.
- Bello jakiego motoru ? - spytał się mój ojciec.
No już po mnie. Odwróciłam się do niego. Jacob wciąż trzymał mnie w tali. Pewnie chciał tym gestem dodać mi trochę otuchy. Ale i tak to nie pomogło. W końcu się odezwałam.
- Bo wiesz tato ja … mam motor i będę na nim jeździć. -powiedziałam cicho liczyłam tylko na to, żeby tata się nie zdenerwował.
- Nie będziesz na tym jeździć. Nie ma mowy. - a jednak się przeliczyłam.
Ale w głowie miałam już pewien plan tylko muszę go jeszcze wcielić w życie.
- Dobrze nie będę na nim jeździć. - powiedziałam smutnym głosem.
-Tak?- tata był zdziwiony.
- Oczywiście, tato, przecież szanuje twoje decyzje. Będę tylko na niego patrzeć takiego zakurzonego i wspominać te piękne dni, gdy jeszcze mogłam na nim jeździć. - byłam bardzo dobrą aktorką.
Udawałam ze płacze, wiedziałam, że tata się w końcu złamie i pozwoli mi jeździć na moim motorze. Mały szantażyk nikomu jeszcze nie zaszkodził. Odwróciłam się do Jacka i udawałam ze płacze do jego koszuli. A on gładził mnie po głowie jakbym była małą dziewczynką. W końcu tata się odezwał.
- Córciu, przecież wiesz, że nie chce dla ciebie źle. Tylko dopiero co cię odzyskałem nie chce cię znowu stracić. - chwila ciszy - Oj..dobrze nie potrafię tak na ciebie patrzeć jak jesteś smutna możesz jeździć na tym motorze. Ale pod jednym warunkiem. Jacob dobrze sprawdzisz wszystko i poinformujesz mnie czy wszystko jest okej. Odpowiada. - szybko oderwałam się od Jacka i przytuliłam ojca.
- Dziękuje tato oczywiście, że Jack sprawdzi mój motor.- Oderwałam się lekko od taty i spojrzałam na Jacoba.- Prawda Jack.
- Oczywiście dla ciebie wszystko Bells - uśmiechnął się do mnie.
- No widzisz. Jacob sprawdzi stan mojego motoru i poinformuje cię o jego stanie. A tato, czy Tom jeszcze czeka? - przypomniałam sobie o Tomie, kierowcy ciężarówki i o tym ze muszę mu dać drugą część zapłaty za dostarczenie moich rzeczy.
- Tom?- spytał tata ze zdziwieniem.
- Tak Tom! Kierowca ciężarówki.
- A tak czeka mówił coś o jakiejś drugiej połowie.
- Tak wiem o co chodzi to ja pójdę po pieniądze i zapłacę mu. - pocałowałam tatę w policzek i wyszłam z pomieszczenia ruszając biodrami.
***
Siedziałam właśnie w salonie. Jack poszedł sprawdzić mój motor. Emmett i Jasper pojechali do domu, bo byli umówieni ze swoimi dziewczynami Rosalie i Alice. Dowiedziałam się ze Carlisle i Esme - żona Carlisle'go, adoptowali Alice, Edwarda i Emmetta, gdy dowiedzieli się, że Esme nie mogła mieć dzieci. Powiedzieli mi również, że w wieku piętnastu lat Jasperowi i Rosalie, rodzeństwu, bliźniakom, zginęli rodzice w wypadku samochodowym. Esme będąc najbliższą rodziną, ich ciocią, postanowiła adoptować ich. Lecz Rose i Jasper nie chcieli zmieniać nazwiska na Cullen, pozostali przy swoim nazwisku czyli- Hale. Jasper od pierwszego wejrzenia zakochał się w Alice, ale dopiero od roku są razem, ponieważ Jasper tak samo jak Alice nie wiedział czy druga strona coś czuje do drugiej. Emmett i Rosalie to zupełnie inna historia…
Rozdział 3
„A potem równie starannie zapieczętowałam własne serce…”
Bella:
Emmett i Rosalie, gdy się poznali zaczęli się przyjaźnić. Potem przyjaźń przerodziła się w miłość i tak od ponad dwóch lat są razem. Często zastanawiam się czy ja znajdę osobę, która mnie nie zrani i pokocha. Na razie spotkałam na swojej drodze dwie ważne mi osoby, które mnie zraniły. Jedną jest moja wyrodna matka, która nigdy nie interesowała się moim życie. Zawsze praca była ważniejsza od córki. Drugą osobą był Chris, mój ex- chłopak i całe życie. Dzięki niemu nie martwiłam się tym, że nie mam praktycznie matki, bo miałam jego, bo miałam osobę, na której mi zależało, która mnie kochała, którą ja pokochałam. Pamiętam dzień naszego rozstania, jak by to było wczoraj. Choć od tego feralnego dnia minął rok.
~~~~~~~~~~~~Retrospekcja~~~~~~~~~~~~~
Był słoneczny dzień w Phoenix, a ja jak co rano ubrałam się i zjadłam śniadanie. Wyszłam na podjazd mojego domu i zobaczyłam te piękne niebieskie oczy mojego chłopaka. Był zmartwiony, przejmowała się czymś nie było widać już w jego oczach tego blasku i ogników szczęścia na mój widok. Zamiast nich był smutek i ból. Przestraszyłam się nie na żarty. Nigdy taki nie był, nawet gdy jego mama zabroniła mu jeździć na motorze przez miesiąc. Kochał jazdę motorem, to on mnie wciągnął w pasje do motorów, ja na początku nie miałam ufności do tych maszyn jednak z czasem pokochałam je taka samo jak kochałam Chrisa, choć trochę mniej, bo to on był sensem mojego istnienia. Musiało się coś stać, coś złego. Jego ojciec miał kłopoty z płucami. Szybko podbiegłam do niego i mocno przytuliłam.
- Kochanie czy coś się stało? Czy z twoim ojcem wszystko w porządku?- bałam się. A co jak to coś poważniejszego? Odsunął mnie lekko od siebie i popatrzył mi prosto w oczy.
- Kochanie, obiecaj mi, że jeśli mnie zabraknie to będziesz dbała o siebie. Proszę obiecaj!- łamiącym głosem wypowiedział te słowa. Zaczęłam się powoli bać.
- Chris co się stało ? - byłam już nieźle przestraszona. Dlaczego miało go zabraknąć?
- Proszę cię Bells! Obiecaj! Proszę ! - już nie wytrzymywał, po prostu przytulił mnie i zaczął płakać. Płakał. Nigdy tego nie robił. Musiało się stać coś poważnego!
- Obiecuje! Chris, do jasnej cholery, co się stało ? - już się nie hamowałam. Byłam zła i strasznie się bałam, że mogłabym go stracić ! Nawet nie chciałam o ty myśleć…
- Bells ja .. ja muszę wyjechać. Mój ojciec ma problemy z oddychaniem jak wiesz .. musimy się przenieść do innego miasta. Bells ja nie chcę wyjeżdżać, ale jeśli mój ojciec poczuje się lepiej przez ten wyjazd to zrobię wszystko co tylko w mojej mocy. Pamiętaj zawszę będę cię Kochał . - to co do mnie powiedział powoli docierało do mojej świadomości. Czułam ukłucie w sercu. Jakby coś we mnie pękło. Właśnie straciłam sens swojego życia ! Nie docierało do mnie nic co dalej mówił. Stałam tak wpatrzona w jego niebieskie oczy. Łza popłynęła po moim bladym policzku….
~~~~~~~~~~Koniec Retrospekcji~~~~~~~~~~~~
Od tamtej pory nie zakochałam się w żadnym facecie. Dalej pamiętałam te piękne oczy i ten łobuzerski uśmiech, w którym się zakochałam. To dzięki niemu uśmiechałam się, to dzięki niemu nauczyłam się kochać. Dalej miałam jego zdjęcia ze wspólnych wakacji w Paryżu. Byliśmy tacy szczęśliwi! Ale nie otworzyłam ich, bałam się, że znowu otworzy się ta rana, którą zalepiłam roku temu. Po jego stracie chodziłam jak cień samej siebie, tylko jadłam uczyłam się i chodziłam do szkoły. Mama nic o tym nie wiedziała, a tak bardzo potrzebowałam jej wsparcia. Potem zdałam sobie sprawę z tego, że do końca życia nie mogę rozpaczać. Wzięłam się w garść. Od tamtej pory zmieniłam styl. Chodziłam w wyzywających rzeczach. I to ja od tamtej pory rzucałam facetów i to oni cierpieli.
***
Siedziałam w salonie z Charliem, Edwardem i jego ojcem. Carlisle i Charlie rozmawiają o jakiejś drużynie baseballowej.
- Bells, co tak siedzisz cicho?- powiedział tata, gdy domyślił się, że nie słuchałam jego rozmowy z doktorem. Co mnie obchodziło, że jakaś drużyna baseballowa wygrała trzy razy w sezonie. Jak siedzi przede mną Edward- młody bóg.
- Tak jakoś wiesz. Szczerze? To chciałabym zobaczyć czy Jack sprawdził już mój motor. Przejechałabym się po okolicy, wiesz zobaczyła szkołę itp. - mówiąc to cały czas patrzyłam na młodego Cullena.
- Aha rozumiem, ale pamiętaj Jacob ma przyjść do mnie i zdać sprawozdanie, bo tak to nigdzie nie pojedziesz. Słyszysz? - A liczyłam na to, że o tym zapomniał. To się przeliczyłam. Wstałam i odezwałam się do Charliego .
- Okej to ja lecę !
Wyszłam z domu i skierowałam się do garażu. Gdy weszłam zobaczyłam Jacoba pochylającego się nad moim motorem. Coś w nim grzebał.
- Hej i jak ? - spytałam. Ten odruchowo wstał upuszczając klucz, który spadł z hukiem na ziemie.
- Jasna cholera! Isabello Swan dostane przez ciebie zawału!!- był nieźle wkurzony.
- Oj Jack.. sorry ja nie chciałam cię przestraszyć. Naprawdę. - było mi głupio.
- Oj… już dobrze, ale już więcej tego nierób. Co do motoru. To wszystko w porządku. Przykręciłem właśnie parę śrubek i jest okej. - widać, że zna się na tym i próbuje mi wyjaśnić to w jak najprostszy sposób. Dopiero teraz zobaczyłam że ma pobrudzoną koszule.
- Ściągaj koszule ! - gdy to powiedziałam, Jacob, popatrzył na mnie z jakimś błyskiem w oku, uśmiechnął się łobuzersko i powiedział.
- Słucham? Wiesz, Bells, znamy się dopiero od dwóch godzin nie myślisz, że to …- nie dałam mu skończyć bo wiedziałam o co mu chodzi. Czy faceci myślą tylko o jednym? Ach …
- Jack. Masz brudną koszule. Zdejmij, a ja ci ją wypiorę.- byłam trochę zmieszana tą sytuacją.
- Och .. Bells nie musisz naprawdę… - zaczął iść do mojego domu, poszłam za nim. Weszliśmy.
Edward:
Właśnie rozmawialiśmy o szkole, gdy usłyszałem, że Bella i Jack wchodzą do domu, rozmawiając.
- Jack ściągaj tą koszule, bo ci ją sama zdejmę. - Bella krzyczała na Jacka. Słychać było jej dźwięczny głos w salonie. Co? Co ona gada? Jaka koszula? Poczułem złość, która mnie ogarniała. Kontem oka zobaczyłem zdezorientowaną twarz Charliego .
- Chciałbym to zobaczyć!.. No dobra Bells nie złość się ..no już masz…- mówił Jack.
- No.. - słychać było że Bella była zadowolona.
W końcu weszli do salonu i ujrzałem Jacoba bez koszulki i Bellę. Trzymała w jednej ręce pobrudzona koszulę, a drugą ręką oplatała talię mojego przyjaciela. Gdy Bella zobaczyła minę swojego ojca szybko wzięła rękę i wyszła mówiąc.
- To idę ją wyprać.
Jack usiadł na kanapie i westchnął. Popatrzyłem się na niego i jako pierwszy postanowiłem przerwać tę niezręczną ciszę.
- I jak motor ?
- A wszystko w porządku. - popatrzył na Charliego gdy zobaczył jego złą minę powiedział - wszystka w jak najlepszym porządku Charlie… to.. może masz jakaś czystą koszule, bo śpieszy mi się?
- Tak oczywiście! Zaraz wrócę! - komendant wyszedł z pokoju, a po chwili przyszedł z niebieską koszulą dla Jacka. Ten szybko ją założył i oświadczył, że musi już iść. No i dobrze, za bardzo mnie wkurzał. Do salonu weszła Bella.
- Gdzie Jack?- spytała, więc jej odpowiedziałem.
- Spieszył się, ale nie martw się, Charlie pożyczył mu koszule.
- Okej. - usiadła na kanapie założyła nogę na nogę i zakomunikowała swojemu ojcu.
- Tato muszę załatwić dzisiaj wszystkie sprawy ze szkołą. A tak w ogóle, to Edward - zwróciła się do mnie z pytaniem - Dlaczego nie było was dzisiaj w szkole? To znaczy twoich braci, ciebie i Jacka ?
- Och.. no bo twój tata zadzwonił do nas, że potrzebuje pomocy … no i przyjechaliśmy w końcu dzisiaj piątek żadnych sprawdzianów i kartkówek to tata nam pozwolił. - zdawała się być zainteresowana tym co mówię.
- Rozumiem. To może ty ze mną pojedziesz? Wiesz w końcu nie wiem gdzie jest szkoła, a muszę to załatwić dzisiaj. -uśmiechnęła się do mnie zachęcająco i jak tu jej odmówić.
- Dobra to czym jedziemy? - wstałem z kanapy i popatrzyłem z oczekiwaniem na Bellę.
- Oczywiście moim motorem mam w garażu dwa kaski. Pewnie będzie na ciebie dobry. - Bella też wstała. A ja zaczynałem wpadać w panikę nienawidziłem jeździć motorem - To poczekaj pójdę po dokumenty.
I wyszła z salonu, aby po paru minutach wrócić z teczka papierów.
***
Wjechaliśmy na parking szkoły w Forks. Bella zeszła z motoru tak samo jak ja i zdjęła kask. Całą szkoła właśnie patrzyła jak idziemy w kierunku wejścia do szkoły. Kontem oka zobaczyłem miny wszystkich chłopaków. Widziałem w ich oczach zazdrość. O mnie? Nie wiem. Nie interesowało mnie to, bo przy moim boku szła najseksowniejsza i najładniejsza dziewczyna w Forks.
***
Bella załatwiła wszystkie sprawy związane ze szkołą i pojechaliśmy do sklepu Newtonów. W sklepie od razu podszedł do nas Mike i zlustrował Bellę wzrokiem, po czym popatrzył na mnie. Jego mina wskazywał na to, że nie podoba mu się, że przyszedłem tu z Bellą. Od lat nienawidzę tego idioty myśli, że jest najlepszy, bo jest kapitanem drużyny baseballowej. Mike chodzi z Jessica, największą plotkarą w całej szkole. Widać, że spodobała mu się moja towarzyszka. Jutro pewnie całe Forks będzie wiedzieć o przybyciu córki komendanta Swana. Zamieniliśmy kilka słów typu „Witamy w Forks” lub „Jak podoba się miasteczko?” te oczywiście były z kierowane do Belli. Ona kupiła parę rzeczy i wyszliśmy na podjazd. Pojechaliśmy do domu Belli. Nikogo nie było pewnie mój tata pojechał do domu. Komendant zatem zostawił kartkę na stole w salonie, którą Bella przeczytał nagłos.
- „Kochanie pojechałem do pracy w lodówce masz pizze. Będę późno nie czekaj na mnie, tylko się wyśpij. Dobranoc Charlie”..hmm.. No to może zostaniesz Edwardzie. - uwielbiałem gdy mówiła moje imię.
- Oczywiście zostanę jeśli chcesz pomogę ci wnieść rzeczy do twojego pokoju. - uśmiechnąłem się łobuzerko.
Chciałem, żeby poczuła się przy mnie wyluzowana. Ta uśmiechnęła się do mnie i zaczerwieniła. Miałem wielka ochotę pogłaskać ja po policzku. Co? O czym ty myślisz Cullen? Uspokój się!
- Dzięki ale wszystkiego nie będziemy wnosić. Tylko walizki z ubraniami i sprzęt wiesz laptop wieżę itd. Okej. ?
- Okej. To wezmę się za robotę.
Po godzinie wnoszenia walizek, oczywiście przeze mnie, siedliśmy w kuchni przy stole jedząc pizze, którą Bella wcześniej odgrzała w mikrofali. Chciałem przerwać tą głuchą cisze, więc się odezwałem.
- To masz jakieś zainteresowania poza motorami? - spytałem ją.
- Tak. Lubię fotografować miejsca, wschody i zachody słońca. No wiem, że to głupie, taka fotografia, ale to moja pasja. Lubię uwieczniać coś pięknego co zawsze zostanie na kartce papieru. A ty masz jakąś pasje, hobby? - wydawała się być zadowolona z tego co robi.
- Nie to nie głupie, wiesz ja też fotografuję, gram na fortepianie. - uśmiechnąłem się do niej lekko i popatrzyłem w jej duże czekoladowe oczy, które hipnotyzowały mnie swoim pięknem.
- No widzisz jednak mamy coś wspólnego co nas łączy. Wiedziałam, że na czymś grasz. Może kiedyś coś mi zagrasz, jeśli oczywiście chcesz ..?-wydała się być zmieszana. Zarumieniła się słodko, aż zrobił mi się gorąco. Uhh..
- Oczywiście. A wiesz w niedziele moja rodzina zaprasza ciebie i Charliego na kolacje, wiesz pogadać zapoznać się. Alice i Rose nie mogą się doczekać, aby cię poznać. Wczoraj twój tata rozmawiał z moim i tak się dowiedzieliśmy.- wzruszyłem ramionami.
- To super, w końcu jakieś dziewczyny do pogadania. Ah … ale nie myśl że mi się z tobą źle gada i w ogóle, ale dziewczyny to co innego, rozumiesz? - spytała.
- Tak rozumiem. - odpowiedziałem. Popatrzyłem w jej oczy, te piękne oczy, które hipnotyzują i oczarowują każdego faceta. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu. Popatrzyłem na wyświetlacz- Emmett, po co on dzwoni? Odebrałem.
Bella:
Edward rozmawiał z kimś przez telefon. Po rozmowie pożegnał się ze mną, życząc mi miłej nocy. Skierowałam się na górę, do swojego pokoju. Weszłam do pokoju, obłożonego kartonami i walizkami. Jutro muszę zrobić z tym porządek. Wzięłam piżamę i podreptałam do łazienki. Po prysznicu, wysuszyłam włosy i położyłam się spać. Nie mogłam usnąć. Zaczęłam myśleć, myśleć nad dzisiejszym dniem. Poznałam ojca, Dr. Cullena i jego trzech wspaniałych synów w tym Edwarda. Myślałam nad tym, co jest między mną i Jackiem, czuje, że mogę się z nim zaprzyjaźnić. Tylko zaprzyjaźnić. Czuję się przy nim szczęśliwa, umie mnie rozśmieszyć. Ale tylko tyle nic do niego nie czuje. Co do Edwarda, wole się nad ty mnie zastanawiać. Będzie co ma być. Co z tego wyjdzie? Nie wiem. Zasnęłam oddając się w objęcia Morfeusza.
Rozdział 4
„Mówi się, że potrzeba tylko jednej minuty, żeby kogoś zauważyć, jednej godziny, żeby go ocenić i jednego dnia, żeby polubić, ale całego życia, by go później zapomnieć...”
Bella:
W sobotę wstałam bardzo wcześnie rano jak na mnie. Ubrałam się w dres, czarna bluzkę na ramiączkach i do tego czarne trampki. Zeszłam do kuchni, aby zjeść śniadanie. Tata właśnie czytał gazetę i popijał kawę. Gdy zajrzałam do lodówki , mina mi zrzedła, świeciła pustkami. Muszę pojechać znowu na zakupy.
- Tato jak ty dotychczas beze mnie funkcjonowałeś, co?- spytałam ojca.
- No wiesz.. nie ma mnie często w domu, więc jadłem coś w restauracji. - zmieszał się trochę. Żal mi go było. Jak można jeść takie paskudztwa?
- Od dzisiaj ja będę zajmowała się domem. Będę gotować, sprzątać, prać i chodzić po zakupy!
Choć w Phoenix miałam osoby, które robiły to za mnie, lubiłam sprzątać i zajmować się domem, a najbardziej gotować, była to dla mnie pasja - hobby .
- Dobrze.. Och zapomniałem ci powiedzieć, że jutro Cullenowie zaprosili nas na kolację.
- Tak wiem. Edward mi powiedział. - na te słowa tata uśmiechną się pod nosem.
- To dobry chłopak. Podoba ci się ?
Czy tata chce mnie zeswatać z Edwardem? Jest przystojny, czarujący i ma to „coś” w spojrzeniu, że miękną mi nogi. Ale obiecałam sobie, że już więcej się nie zakocham. Owszem byłam z wieloma chłopakami po odejściu Chrisa, ale do nic nie znaczyło, nic do nich nie czułam. A Edward. Sama już nie wiem. Ale wiem na pewno, że niewolno mi się zakochać w nikim!
- Tak podoba ! Ale nic po za tym! - warknęłam
- Dobrze tylko pytałem! - zmieszał się.
- Nie to ja cię przepraszam… A właśnie tato w czym planujesz wybrać się jutro na kolacje do Cullenów? - interesowało mnie to, ponieważ pewnie sam chodził na zakupy. Po za tym nie miał za grosz stylu.
- No wiesz niebieska koszula i dżinsy. A co? - przeraziło nie to, że mówi to z taka obojętnością. Czas wziąć Charliego na zakupy!
- O nie! Idziemy na zakupy ! Nie pokażesz się tak! I tak są mi potrzebne jakieś nowe ciuchy i tobie też! - byłam taka przejęta.
- O nie … nie Bells N..ie .. - zaczną się jąkać.
***
Właśnie wkładałam moje ubrania do szafy, a pamiątki i zdjęcia na półkę nad łóżkiem. Skończyłam. Po zakupach z Charliem byłam dosyć zmęczona, ale musiałam się w końcu rozpakować . Wcześniej czy później musiałabym to zrobić. Co do zakupów, było ciekawie tata cały czas próbował mi wmówić, że nie potrzebuje nowych ciuchów. Ah… było ciężko namówić go, aby kupił przynajmniej garnitury, buty, koszule, dżinsy. Potem poszliśmy do fryzjera, aby Charlie się trochę przystrzygł i zgolił te okropne nie modne wąsy. Namawiałam go chyba z fryzjerką godzinę, teraz już wiem po kim jestem taka uparta. Po godzinie namawiania przez cały salon fryzjerski włącznie ze mną, Charlie dał się namówić. Po zakupach mój ojciec wyglądał lepiej nisz Brad Pitt. Poszliśmy do restauracji, gdzie codziennie jadał obiad po pracy. Od jutra będę sama robiła obiady. Zrobiłam zakupy, kupiłam warzywa, owoce i inne produkty potrzebne do zrobienia obiadu. Byłam zadowolona z zakupów, ponieważ kupiłam sobie super sexy czerwoną sukienkę, a do tego czarne szpilki. Będą się nadawały na kolację u Cullenów. Oczywiście na sukience i butach się nie skończyło. Kupiłam dużo modnych i seksownych ciuchów. Było już po pierwszej, więc postanowiłam szybko wziąć prysznic. Po wysuszeniu włosy i ubraniu się w koszulę do spania położyłam się do łóżka i zaczęłam rozmyślać. Mieszkam w Forks od czwartku, a Renee nie zadzwoniła chociaż, aby się spytać czy doleciałam i nic mi nie jest. Wcale się mną nie interesowała i zawsze tak było. Cóż nie tęsknie za Phoenix, za osobami tam mieszkającymi, byli po prostu gorszą częścią mojego życia. Teraz czuję, że jestem w miejscu, gdzie zaznam uroku szczęścia. Z tymi myślami, oddałam się w objęcia Morfeusza.
***
Obudziłam się i zerknęłam na okno, na którym widać było błyszczące krople deszczu. Co chwila się pojawiały i spływały po szybie, więc wywnioskowałam, że padał deszcz. Dopiero teraz zaznałam uroków deszczowego i pochmurnego Forks. Popatrzyłam na zegarek na stoliczku, była dwunasta. Zwlekłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Po porannych czynnościach udałam się do kuchni. Aby zrobić sobie śniadanie. Tata siedział przed telewizorem oglądając mecz, nie chciałam mu przerywać, wiec od razu zabrałam się do robienia kanapek, a potem nastawiłam wodę na zupę.
***
Po obiedzie, który sama ugotowałam postanowiłam się szykować na kolacje. Była godzina szesnasta właśnie suszyłam włosy, nie wiedziałam co z nimi zrobić, czy wyprostować czy raczej zostawić je polokowane. Po dłuższym namyślę postanowiłam je wyprostować. Włożyłam sukienkę, do tego czarne szpilki i zrobiłam sobie ciemny makijaż, potem musnęłam czerwoną szminką usta i gotowe. Popatrzyłam w lustro i zobaczyłam tam super seksowną kobietę, która była zadowolona z efektów swojej czasochłonnej pracy. Pozostało mi tylko zejść na dół i poinformować Charliego, że już możemy jechać. Więc tak uczyniłam. Na dole zastałam go ubranego w mundur. Strasznie mnie to zdziwiło, bo za pół godziny mamy być u Cullenów.
- Tato co ty ... ?
- Wiesz córciu nie mogę iść na kolację, dostałem wezwanie na komisariat i muszę jechać. Przeproś ode mnie Cullenów. Och… przepraszam .. -przytulił mnie po czym przyjrzał mi się bardzo uważnie i powiedział.
- Chciałbym zobaczyć minę Carlislego i jego synów gdy cię zobaczą - uśmiechnął się do mnie.
- Och .. dobrze leć do pracy. Przeproszę Cullenów za ciebie. A do nich pojadę taksówką.
- Dobrze córeczko. Uważaj na siebie wrócę późno. pa - ucałował mnie w czoło i wyszedł.
- Pa. Ty też uważaj na siebie. - krzyknęłam za nim.
I zostałam sama. Zadzwoniłam po taksówkę. Zapakowałam ciasto, które upiekłam po zrobieniu obiadu- sernik na zimno z truskawkami i bita śmietaną, mój ulubiony. Pokroiłam i zapakowałam go w plastikowy pojemnik na ciasta, a potem w reklamówkę. Włożyłam na siebie czarny żakiet. Zamknęłam drzwi i wsiadłam do taksówki.
Moja taksówka skręciła w nieutwardzoną i nie oznaczoną drogę. Rozglądałam się wokoło przez szybę, jednak nie widziałam żadnego budynku, który mógłby przypominać posiadłość Cullenów.
Nagle mój transport zatrzymał się, a ja pospiesznie wysiadłam na zewnątrz, opłacając wcześniej kierowcę. Znajdowałam się na niewielkiej polance, która jak się wkrótce okazało pełniła rolę trawnika. Podniosłam głowę i moim oczom ukazał się dom znajomych mojego taty. Nie wiem czego się spodziewałam, ale z pewnością nie tego. Foremny budynek, średniej wielkości, wykonany z drewna piętrzył się przede mną wprawiając mnie w zachwyt.
Był dwupiętrowy, zbudowany w kształcie prostokąta i wyglądał jak istne arcydzieło. Z pozoru był prosty, co dodawało mu tylko uroku. Jednak po dokładnym przyjrzeniu się, można było dostrzec misternie i oryginalnie wykonane, zdobione drzwi, czy duże okna. Mimo, że nie byłam jeszcze wewnątrz już wzbudził we mnie sympatię i jakieś dziwne miłe uczucie, do którego nie chciałam się przyznać. Gdy ruszyłam w jego stronę i byłam coraz bliżej zaczęłam dostrzegać coraz więcej szczegółów. Zauważyłam, że ktoś specjalnie postarzył drewniane panele, z których zbudowany był budynek, by wyglądał na sędziwy. Efekt był wspaniały, domyśliłam się, że musiał być dziełem jakiegoś specjalisty. Dopiero teraz dostrzegłam, że w dużej części był przeszklony.
***
Zza frontowych drzwi zobaczyłam kobietę po trzydziestce, była dosyć ładna, miała brązowe lokowane włosy do ramion i zielone oczy. To pewnie była Esme żona Carlislego. Uśmiechnęła się do mnie, zapraszając do wejścia. Gdy weszłam do środka byłam kompletnie zaskoczona. Wystrój we wnętrzu był zupełnie mniej przewidywalny niż samego domu. Trafiłam do ogromnego, jak mniemam salonu, z którego można było dostać się do innych pokoi, oraz na drugie piętro. Ściana na wprost mnie była w większej części oknem, przez które można było dostrzec ogród.
Po mojej prawej stronie stały drewniane, zakręcane schody, jak się okazało prowadzące do sypialni wszystkich mieszkańców. Mieszkanie utrzymane było przeważnie w odcieniach bieli. Te rozmyślenia przewał mi miły głos brunetki.
- Ty na pewno jesteś Isabella.- skinęłam głową na tak. - Miło mi cię poznać jestem Esme. -uśmiechnęła się do mnie i przytuliła. Biła przeciwieństwem Renee, biły od niej takie uczuci jak szczerość, miłość i dobroć.
- Mi też jest miło Esme. A i proszę mów mi Bella.- dodałam kiedy odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła.
- Dobrze. Choć już wszyscy czekają. - Po tych słowach weszliśmy do dużego pomieszczenia.
Edward:
Cały dzień chodziłem z kąta, w kąt nie widząc co mam ze sobą zrobić. Cały czas miałem przed oczami te piękne czekoladowe oczy Belli i jej piękny uśmiech. Jutro, Bella i Charlie, mają przyjść do nas na kolację. Dziewczyny po prostu zgłupiały na tym punkcie. Szykują się ubierają i przymierzają nowe ciuchy. Emmett i Jasper cały czas mówią o Bells jak ona jest wspaniała itp., więc dziewczyny chcą wyglądać lepiej od niej. Ja wiem jedno, chodźmy nie wiem jak się starały, nigdy nie przyćmią urody Anioła, jakim jest Bella. Jest najpiękniejszą kobietą jaką kiedykolwiek widziałem. Ma wdzięk, styl, ten seksapil przy każdym jej ruchu, czy geście. Ma to „coś” dzięki czemu może oczarować każdego faceta. Nie wiem, czy miała wzięcie w słonecznym Phoenix, ale wiem, że tu w deszczowym Forks będzie miał je ogromne. Moje dwie siostry są najładniejszymi dziewczynami w całym Forks jak i w Liceum. Gdyby nie to, że Emmett trenuje boks, jest sportowcem i nie to, że Rose bardzo go kocha, wszyscy by do niej startowali. To samo z Alice, Jass nie trenuje tak surowo jak Em, ale znam go nie od dziś, nie dałby za wygraną gdyby , ktoś z miejscowych chłopaków dobierał się do Al. Czasami się zastanawiam dlaczego, ja nie znalazłem jeszcze tej słynnej drugiej połówki. Może nie jest mi to pisane, może mam skończyć szkołę, potem studia, praca. A potem zestarzeć się w samotności i umrzeć. Nie mam pojęcia, lecz nie będę z tym walczył i szukał dziewczyny, która zdradzi mnie z pierwszym lepszym jaki się nawinie. Gdyby nie to, że widzę jaką miłością Carlisle darzy Esme albo Jasper i Emmett moje dwie wspaniałe przyszywane siostry powiedziałbym, że miłość nie istnieje. Postanowiłem udać się na spacer, wziąłem ze sobą aparat fotograficzny. Wyszedłem z domu i ruszyłem leśną ścieżką na moją ulubioną polanę. Lubiłem to miejsce. Leżało daleko od szlaków turystycznych i nikt się tu raczej nie zapuszczał. Więc kiedy chciałem mieć trochę spokoju przychodziłem tu i robiłem zdjęcia, albo po prostu kładłem się na trawie i rozmyślałem. Tak też było dzisiejszego pochmurnego dnia. Zrobiłem parę świetnych zdjęć i położyłem się na trawie. Po chwili zasnąłem.
Obudził mnie dźwięki wydobywające się z mojej komórki. Wstałem wyciągnąłem komórkę z kieszeni i nacisnąłem zieloną słuchawkę.
- Halo? -powiedziałem jeszcze dosyć zaspany.
- Edward, gdzie ty jesteś ? Już po dziesiątej !! - Alice, och troszkę przysnąłem.
- Alice uspokój się zasnąłem w lesie zaraz będę pa.
- Pa.
Ruszyłem w kierunku domu. Było dosyć ciemno. Weszłam do salonu przed telewizorem siedział Emmett i Jasper. Postanowiłem, że wezmę piwo z lodówki i siądę z nimi i tak uczyniłem. Po meczy poszedłem na górę do swojego pokoju. Wziąłem potrzebne mi rzeczy i poszedłem wziąć prysznic. Wróciłem do pokój i podszedłem do okna balkonowego. Była tylko piękna noc. Położyłem się na łóżku i wyszeptałem - " Kolejny dzień dobiega końca. Choćby nie wiem jak był piękny, jego miejsce zajmie noc." A potem zasnąłem myśląc o gwiazdach, która przypominają mi tak piękne oczy Belli.
Rozdział 5
„Jesteś bezradny wobec losu.
Jestem ofiarą czasu.
Ofiara własnych uczuć .”
Edward:
Było już po siedemnastej za godzinę Bella i Charlie maja u nas być. Esme , Rosalie i Alice już dwie godziny siedzą w łazience. Ile można się ubierać? Ah.. te kobiety. Mama zrobiła specjalnie na tą kolację sałatkę z krewetek, risotto i lasagne z kurczakiem i do tego czerwone wino. Oczywiście dla dorosłych. Do tego deser lodowy Kappa Due . Esme robi go specjalnie na ważne okazje. Siedziałem w salonie, myśląc jak to będzie jutro. Gdy w piątek byliśmy zapisać Bellę do szkoły, zauważyłem jak chłopaki patrzą się na nią. Wprost pożerali ją wzrokiem. Nie dziwię im się, ja sam ledwo się przy niej kontroluję. Nawet nie zauważyłem, że ktoś zadzwonił do drzwi frontowych mojego domu. Esme, która przed chwilą rozmawiała jeszcze z Alice i Rose wyszła z pomieszczenia. Aby powrócić z gośćmi. Moja przybrana matka i Bella weszły do salonu. Zdziwiłem się poważnie, bo nie było z nimi komendanta Swana. Lecz moją uwagę na dłużej przykuła Bella. Dobrze, że siedziałem, bo bym upadł z wrażenia. Otworzyłem usta ze zdziwienia i zlustrowałem ją wzrokiem. Była ubrana w czerwoną, bardzo seksowną sukienkę. Miała nie za duży dekolt, który wspaniale opinał i eksponował jej piersi. Była dosyć krótka, sięgała jej połowy ud. Podkreślała jej zgrabną figurę modelki i kobiece kształty. Jej brązowe włosy opadały na jej smukłe ramiona. Moje serce się zatrzymało, aby po chwili walić jak szalone. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, czy podejść do niej i się przywitać. Teraz miałem tylko ochotę podejść do niej wziąć ją w ramiona i pocałować w jej pomalowane czerwoną pomadką usta. STOP!!!O czym ja myślę! Spokojnie uspokój się przecież to tylko dziewczyna. Jak każda, widzi tylko w tobie pieniądze nic po za tym. Kogo ja chcę oszukać. Nie znałem jej dobrze, ale wiedziałem, że Bella nie jest taka i ma pieniądze. Na razie postanowiłem zamknąć usta, ponieważ to na pewno dziwnie wyglądało. Gdy pogrążałem się w myślach o urodzie Belli, ta zdążyła już się przywitać ze wszystkimi. Zauważyłem też, że wszyscy oprócz mnie stoją przy wejściu do salonu. Podszedłem do nich, uśmiechając się cały czas do pięknej panny Swan. Ta gdy mnie zauważyła uśmiechnęła się i zarumieniła. Miałem tak wielką ochotę pogłaskać ja po policzku. Boże co się ze mną dzieje! Postanowiłem się pierwszy odezwać.
- Witaj - dziw, że się wcale nie zająknąłem.
Ta w odwecie wyciągnęła do mnie dłoń na przywitanie mówiąc.
- Witaj Edwardzie - uścisnęłam jej rękę.
Bella miał jednak inne plany przyciągnęła mnie do siebie i przytuliła. Po moim ciele przeszedł znajomy prąd. Ona też zadrżała. Wtuliłem twarz w jej czekoladowe włosy, które pachniały truskawkowym szamponem. Mimowolnie zamknąłem oczy i rozkoszowałem się cudownym zapachem jak i jej bliskością. Otworzyłem oczy po czym zobaczyłem szeroki uśmiech na twarzy mojego starszego braciszka Emmetta. Pewnie nie da mi spokoju do końca tygodnia mówiąc jaką miałem minę gdy zobaczyłem dzisiejszego wieczora Bellę i jak zareagowałem na uścisku. Niechętnie się od niej oderwałem uśmiechając się przy tym wskazałem jej drogę go salonu. Ona odwzajemniła gest i ruszyła w kierunku, który jej wskazałem. Weszliśmy do dużego jasnego salonu. Jej reakcja na ten widok sprawiła, że uśmiechnąłem się pod nosem. Rozglądała się wokoło obserwując to pomieszczenie. Sam byłem zadowolony z wyglądu naszego salonu. Był taki otwarty, z dużą przestrzenią i łączył się z kuchnią. Esme zajęła się jego dekoracją, dlatego był elegancki, skromny, a za razem w nowoczesnym stylu. Wszystko tu do siebie pasowało. Jasne kolory ścian, mebli i dywanu. Każdy najdrobniejszy szczegół był dobrze dopasowany, a jego położenie wielokrotnie przemyślane.
Po chwili siedzieliśmy już przy stole, rozmawiając. Dowiedziałem się, że Charlie dostał wezwanie na komisariat i nie mógł przyjść na kolacje z moją rodziną. Bella siedział po mojej prawej stronie, a po jej prawej siedział Emmett. Rozmawiali właśnie o motorach i o tym czym panna Swan zajmuję się w wolnych czasach. Dowiedziałem się o niej wiele nowego. Na przykład to, że lubi muzykę klasyczną, o co nigdy bym jej nie podejrzewał. Lubi też czytać książki, a jej ulubionymi są „Rozważna i romantyczna” oraz „Duma i uprzedzenie”- Jane Austen i „Wichrowe Wzgórza” - Brontë Emily Jane. Zdziwiło mnie to, że lubi czytać takie książki. Zdawało mi się, że tylko dziewczyny typu szare myszki czytają takie książki. Mażąc o wielkiej miłości lub o jakimś urozmaiceniu w ich marnym i szarym życiu. Ale czy Bella też szuka wielkiej miłości czy może jest jak Eleonory? - rozważna i praktyczna. Szuka prawdziwej miłości. Gdy tak rozmyślałem usłyszałem, że Esme rozmawia z Bell, więc skupiłem się na tym co się dzieje dookoła mnie. Bella wyjmowała coś z plastikowego pudełka. Było to na pierwszy rzut oka ciasto. Gdy Bella wyjmowała go na szklaną tace do tortów ubrudziła sobie palce bitą śmietana. Oblizała je. Zrobiła to tak rozkosznie, że cicho jęknąłem. Co ta dziewczyna robi? Chce żebym się na nią rzucił? Tu przy całej mojej rodzinie. Odrzuciłem te bardzo kuszące myśl i zająłem się słuchaniem rozmowy mojej mamy i Bell.
- Sernik na zimno z truskawkami i bita śmietaną- Bella nie ukrywała jak ta nazwa na nią działa, pewnie to jej ulubione ciasto. Esme uśmiechnęła się do niej serdecznie.
- Kochana nie musiałaś niczego kupować … - Esme nie dokończyła mówić, bo Bella jej przerwała.
- Oh.. Esme ja tego nie kupiłam. Sama upiekłam. -uśmiechnęła się do niej przepraszając za brutalne przerwanie.
A to mnie zaskoczyła. Siedemnastolatka umiejąca piec. I po minie Belli było widać, że było z tego dumna.
- A wiec umiesz piec - przerwałem tą głuchą ciszę wpatrując się z uśmiechem w Bell.
Ta odwróciła się do mnie obdarzając pięknym i szczerym uśmiechem. Po którym moje serce zaczęło szybciej bić.
- Tak Edwardzie. Jest to moje ulubione zajęcie. Lubię piec tak samo jak i gotować. Uważam też, że do serca mężczyzny można dojść tylko przez żołądek. - patrzyła mi głęboko w oczy. Hipnotyzował mnie swoim spojrzeniem. Tymi czekoladowymi dużymi oczami. Te magiczną chwilę przerwał głos Emmetta. Odwróciliśmy się do niego.
- To najlepszy sernik z bitą śmietana i truskawkami jaki kiedykolwiek jadłem. Mmm… Moje serce należy do ciebie Bells. Mmm…!! -zaczął mruczeć jak kot, któremu dano za dużo Whiskasu. Zobaczyłem minę Rose była … zazdrosna? O kogo ? O Belle ? Nie Em.. ją kocha? Z kąt u niej te wątpliwości? Nie!! Em kocha Rose nie zostawił by jej. A komentarz co do sernika Belli, powiedział z grzeczności. A co do jego serca już od dawna należy do Rosalie i nawet przepyszny sernik Isabelli tego nie zmieni. Po chwili już wszyscy zaczęli nakładać i jeść ciasto, które upiekł nasz gość. Ja nie jadłem, tylko wpatrywałem się w Bells i na jej usta. Z każdym kęsem, z każde dotknięcie łyżeczki jej zniewalających ust doprowadzał mnie do szaleństwa. Wziąłem wdech. Trochę pomogło, lecz nie mogłem się skoncentrować na niczym innym niż jej pełne wargi. Gdy odwróciła się do mnie i zauważyła, że nie jem jej wypieku, to zasmuciła się lekko.
- No wiesz Edward, nie spodziewałabym się po tobie, że mi nie ufasz. Nie przyniosłabym czegoś czego bym nie spróbowała wcześniej. Więc - Wzięła kawałek ciasta i nałożyła na mój talerzyk wzięła czystą łyżeczkę i uśmiechnęła się do mnie figlarnie po czym ukroiła kawałek ciasta. - otwórz buzie.
Pokręciłem przecząco głową. I zacząłem się wykręcać, a ona zrobiła maślane oczka i powiedział.
-Edwald plose - zaczęła mówić jak małe dziecko i się złamałem.
- Dobra, ale potem ja dokarmiam ciebie ok. - po jej twarzy przebiegł łobuzerski uśmiech po czym przytaknęła.
Otworzyłem usta, a ona włożyła mi łyżeczkę z sernikiem do ust, po czym ją wyciągnęła. Zacząłem przeżuwać mały kęs ciasta.
- Mmm… - wymruczałem.
Naprawdę pyszne. Zobaczyłem jaka jest zadowolona . Zaczęła powtarzać swoją czynność z ciastem, aż na moim talerzyku zostały tylko okruszki. Wziąłem jej łyżeczkę po czym ukroiłem kawałem ciasta. Otworzyła lekko usta robiąc z niej literę „o”. Włożyłem jej łyżeczkę do ust po czym ją wyjąłem. Zachichotałem. Miała na wardze trochę bitej śmietany. Spojrzał z na mnie z niemym pytaniem. „Co?”.
Bella:
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Zrozumiałam, gdy jego palce zaczęła wędrować po mojej dolnej wardze, byłam czymś ubrudzona. Zadrżałam. Jego dotyk uspokajał i powodował mrowienie w miejscu gdzie był jego kciuk. Zamarłam. Żaden mężczyzna nie wyzwałam u mnie takiego pożądania. Nawet Chris, z którym przeżyłam pierwszy stosunek. Przy Edwardzie nie mogłam się skupić na niczym innym poza jego oczami. Hipnotyzowały mnie swoją głębią intensywną zielenią. A jego usta stworzone do całowania moich. A te ręce, długie smukłe palce, stworzone dogrania na fortepianie, każdy jego dotyk doprowadzał mnie do szaleństwa. Tą jak, że ulotna chwilę przerwał dźwięk wibrującego telefonu w kieszeni Edwarda. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Edward wstał wymamrotał krótkie przeprosiny poczym wyszedł z pomieszczenia. Odwróciłam się w kierunku pani domu. Esme patrzyła na mnie z szerokim uśmiechem. No tak. Nie dziwię jej się, Edward z tego co wiem jest sam. Pewnie chce, żeby sobie w końcu kogoś znalazł. Myśli, że jestem odpowiednią dziewczyną dla jego syna. Myli się, gdyby mnie znała wiedziała by, że nie jestem taka idealna jak się wydaj. Choć pod osłoną pięknej i inteligentnej córki komendanta, kryła się spokojna i ułożona dziewczyna, która marzy o wielkiej miłości. Zraniłam wiele osób, moją matkę i wszystkich chłopaków z którymi chodziłam w Phoenix. Robiłam to, żeby poczuć się lepiej, aby udowodnić im, a może sobie, że dam sobie radę po tym co mi się przydarzyło. Po odejściu najważniejszej osoby w moim życiu. Po odejściu miłości mojego życia. Osoby, z którą łączyłam plany na wspólna przyszłość. Dom, dzieci taką prawdziwą rodzinę, która się kocha. Lecz teraz wiem, że on mnie nie kochał. Gdyby mnie kochał, to nie zostawiłby mnie nawet gdyby groziło coś jego ojcu. Od tamtej chwili nawet nie zadzwonił, ani nie pisał. A ja głupia oddałam mu serce jak i całą dusze oraz ciało. Nie chciałabym, żeby Edward był następną osoba którą zranię. Choć nie znam go na tyle dobrze by go oceniać. Uważam, że zasłużył na osobę, która go pokocha. A ja nie jestem zdolna do miłości. Gdy tak rozmyślałam Edward już wrócił. Z szerokim uśmiechem powrócił na swoje miejsce. Jak się później okazało, jego najlepszy przyjaciel wraca z Włoch do Forks. Bestia jak nazywał go Edward przyjechał do Forks jakieś rok temu z rodzicami. Doktor Cullen leczył ojca przyjaciela Edwarda. Lecz leczenie nie dawało skutków, więc około miesiąc temu, Bestia i jego ojciec wyjechali do Włoch do tamtejszych lekarzy. Edward był zadowolony, bo ojciec jego przyjaciela całkowicie wyzdrowiał, dlatego wracają za dwa tygodnie do Forks. Z tego co mówił Jasper, Edward, Bestia i Jack są najlepszymi przyjaciółmi. Nie zauważyłam, żeby Ed i Jack się specjalnie lubili, a może mi się wydaje, w końcu jestem tu około czterech dni. A co do mnie i Edwarda, więcej się do siebie nie odzywaliśmy. Alice i Rose okazały się znawczyniami mody. Dowiedziałam się o nich wielu rzeczy. Czym się interesują, na przykład Alice uwielbia modę i tak jak Rosalie śpiew. Pasją Rose jest również taniec towarzyski. Po szkole ma lekcje tańca w Seattle. Z tego co Rose mi powiedziała, jeszcze rok temu, Edward też uczestniczył w tych lekcjach i był najlepszy z grupy. Potem zrezygnował zarzekając się, że taniec go nie interesuje. Rozmawialiśmy do dziewiątej, ponieważ było późno poprosiłam Rose o odwiezienie. Ale z racji tego, że piła, nie mogła mnie odwieść. Wiec postanowiłam zadzwonić po taksówkę. Lecz Edward zaproponował mi podwiezienie. Zgodziłam się. Pożegnałam się ze wszystkimi i podziękowałam za kolację. W samochodzie milczeliśmy. Gdy dojechaliśmy pod mój dom pożegnałam się i życzyłam mu dobrej nocy. Weszłam do domu, drzwi były otwarte. Zobaczyłam Charliego leżącego na kanapie w salonie. Przykryłam go kocem i poszłam do siebie na górę. Szybko przebrałam się i położyłam do łóżka. Byłam bardzo zmęczona, wiec szybko usnęłam. Jutro czekał mnie pierwszy dzień w szkole. Nie bałam się. Ludzie, albo mnie polubią, albo nie. Czas pokaże co przyniesie jutro. Poddałam się ogarniającej mnie ciemności.
Rozdział 6
„I tylko jedno może unicestwić marzenie - strach przed porażką.”
- Paulo Coelho
Bella :
Stałam oparta o ścisnę w swoim pokoju, patrząc na widok za oknem. Właśnie myślałam o dzisiejszym dniu. Te miny dzieciaków z Forks jak wjeżdżałam swoim motorem na parking „Forks High School”- bezcenne. Byłam ubrana w czarne dżinsy i prostą czarną bluzkę z dekoltem, a na niej czerwony napis „Because there is I sex”. Na to moja ulubiona skórzana kurtka i skórzane długie szpilki. Zaparkowałam koło srebrnego Volvo. Przy nim nonszalancko opierał się Edward. Dumnym krokiem podeszłam do niego, pocałowałam w policzek na przywitanie. Popatrzyłam na zgromadzonych na parkingu ludzi. Dziwiło mnie to iż już mnie widzieli, a robią z mojego przyjazdu wielką sensacje. Razem ruszyliśmy do wejścia szkoły, w której czekali na mnie chłopaki i ich dziewczyny. Ten dzień minął mi bardzo przyjemnie. Prawie wszystkie lekcje miałam z Edwardem tylko w-f i fizykę z Alice. Emmett, Jasper i Rose byli w trzeciej klasie, więc spotykaliśmy się tylko na stołówce. Tak minęły mi dwa tygodnie. Codziennie jeździłam swoim motorem do szkoły. Poznałam parę osób np. Mika, Taylora, Bena chłopaka Angeli. A także kolegów Jacoba z La Push, Paula, Embrey`ego i Quila. Ale poznałam i te osoby, które nie zaliczyłabym do grona inteligentnych i rozgarniętych. Takich jak Jessica i jej dwie nieudane kopie - Lauren i Katie. Myślą, że są najlepsze, bo mają kasy jak lodu i tonę tapety na gębie. Żal. Często spotykałam się z Jacobem i z dziewczynami, na zakupach. Z Edwardem zżyliśmy się i byliśmy tak jakby przyjaciółmi. Mówiliśmy sobie wszystko, lecz nie mówiłam mu tylko o Chrisie. W końcu to już skończony temat i nie warty psucia sobie humoru. Dziś miałam poznać przyjaciela Jake i Edwarda. Przyjedzie dziś około dziewiętnastej. W tym dniu akurat wypadają urodziny jakiegoś kolegi z pracy Charliego. Tak więc mogłam spokojnie pójść do Edwarda do domu nie martwiąc się, że mój ojciec postawi na nogi całą policje w Washingtonie, gdy nie znajdzie mnie w łóżku. Miałam szczęście, ponieważ ten kolega Charliego zaprosił też Carlisla i Esme. Natomiast Jasper i Emmett zaprosili dziewczyny na kolacje, tak więc w domu będziemy tylko my czworo. Ponieważ oni wrócą nad ranem. Był piątek, więc nie musiałam odrabiać lekcji. Dochodziła godzina trzecia popołudniu. Charlie był już na przyjęciu urodzinowym. Poszłam na górę i postanowiłam się odświeżyć . Potem spakowałam do torby parę świeżych ciuchów, szczoteczkę kosmetyczkę itp. Postanowiłam ubrać się w fioletowy top i do tego czarne rurki. Zdecydowałam, że polokuję sobie włosy i zrobię lekki makijaż. Wybrałam też do stroju fioletowe szpilki na dziesięcino centymetrowym obcasie. Biżuterię składającą się z srebrnych i fioletowych bransoletek, długich kolczyków o kolorze srebrno -fioletowym. Gdy już skończyłam się stroić zauważyłam, że zegar na stoliku nocnym wskazuje godzinę osiemnastą czterdzieści. Tak więc zeszłam na dół, założyłam skórzaną kurtkę i zamknęłam drzwi. Przed domem czekał już na mnie mój ukochany motor. Włożyłam kask i ruszyłam w stronę willi rodziny Cullen. Przyjaciel Edwarda i Jaka się spóźniał, jest więc już po dwudziestej drugiej, a my siedzimy na kanapie i oglądamy jakąś komedie o nazwie : Kocham cię Beth Cooper. Chłopaki zrobili popcorn i kupili chipsy. Było późno, więc postanowiłam zrobić im kolację. Poszłam do kuchni i zrobiłam naleśniki i podałam je z syropem czekoladowym. Gdy zjedliśmy, poszłam pozmywać. Edward nalegał, żebym to zostawiła, że on to zrobi później. Ale ja uparłam się i poszłam je pozmywać. Po około pół godzinie przyszłam i zastałam chłopaków, którzy rozmawiali ze sobą.
- Szkoda..- mamrotał pod nosem Jacob.
- Co szkoda? -spytałam się obu. Wtrącając się do rozmowy.
Oni dopiero teraz zauważyli, że już przyszłam. Zwrócili głowy w moją stronę. Ukazując smutne twarze. Edward uśmiechną się do mnie przyjaźnie.
- Bestia nie przyjedzie dzisiaj, odwołali lot z powodu burzy w Seattle. Lot został przesunięty na drugą w nocy tak wiec zobaczymy go jutro. - wytłumaczył mi Edward.
- No szkoda.. -wzruszyłam ramionami - .. jutro poznam waszego przyjaciela. Teraz idziemy spać. A właśnie jak już przy tym jesteśmy to możecie mi wskazać pokój gościnny. -uśmiechnęłam się do nich.
- Tak oczywiście. -odpowiedział Edward.
- To ja już pójdę do swojego pokoju. - Jacob stał i ruszył w kierunku schodów na górę. Zdziwiło mnie to, że Jake ma swój pokój w domu Cullenów. Tak wiec zatrzymałam go ręką. Pytając.
- Ale jak to? Masz w tym domu pokój?
Ten tylko wzruszył ramionami i odpowiedział już śpiącym głosem.
- Tak.. Bestia też ma. Kiedyś Esme postanowiła z dawnego pokoju zabaw zrobić nam pokoje gościnne. Od tamtej chwili, gdy śpię w tym domu, idę do swojego pokoju. - uśmiechnął się do mnie i poszedł na górę po schodach.
Ruszyłam za Edwardem, po schodach, biorąc wcześniej moja torbę. Doszliśmy do szczytów schodów, a potem szliśmy korytarzem. Gdzie znajdowały się sypialnie dzieci państwa Cullen. Doszliśmy do drewnianych drzwi. Zauważyłam, że na mijających przeze mnie drzwiach były porozwieszane kolorowe plakietki z imionami, tak też było i z tymi drzwiami. Edward otworzył je przede mną i puścił przodem. Weszliśmy do pokoju gościnnego. Ściany były jasno niebieskie. Małżeńskie łoże z baldachimem zajmowało prawie całą powierzchnie pokoju. Po jego obu stronach były stoliki nocne, a na nich lampki. Cały pokój utrzymany był odcieniach brązu i koloru niebieskiego. Zapalone były tylko lampki koło łóżka nadając temu pokojowi odrobinę magii. Pokój był piękny. Ktoś za mną odchrząkną, powiadamiając mnie o swojej obecności. Odwróciłam się. Edward uśmiechnął się do mnie i wyszedł życząc mi miłej nocy i, że jeśli będę czegoś potrzebować mogę wpaść do jego pokoju. Podziękowałam mu i również życzyłam miłej nocy. Poszłam, więc przygotować się do spania. Leżałam na tym wielkim łóżku i wcale nie mogłam usnąć. Byłam ubrana w moja ulubiona koszulkę nocną. Kupiłam ją ostatnio na zakupach z Alice i Rosalie. Była koloru czarnego z czerwona koronką. Ledwo zasłaniała mi tyłek. No ale byłą bardzo wygodna. Na dworze padał deszcz. Chyba burza z Seattle przeniosła się do Forks. Na potwierdzenie moich słów zagrzmiało. Podskoczyłam. Bardziej od pająków bałam się tylko burzy. Nie wiedziałam co zrobić. Nie mogę zostać w tym pokoju, bo dostanę zawału. Przypomniały mi się słowa Edwarda „ Jeśli będziesz czegoś potrzebować, mój pokój jest naprzeciwko twojego.” Może jeszcze nie śpi tak, więc postanowiłam pójść do jego pokoju. Nie widziałam w tym nic niestosownego w końcu jesteśmy przyjaciółmi. Nie wiem co mną kierowało, ale po chwili już byłam przed drzwiami jego pokoju. Lekko zapukałam. Nie usłyszałam odpowiedzi na moje pukanie, więc weszłam do środka.
Edward:
Leżałem w na swoim łóżku. Powoli zasypiałem, gdy usłyszałem jak ktoś lekko puka do drzwi mojego pokoju. Nie zdążyłem zareagować, gdy zza drzwi wychyliła się głowa Belli. Rozejrzała się po pomieszczeniu i jej wzrok padł na moje łóżko.
- Mogę? - spytała niskim głosem spoglądając prosto na mnie.
Uśmiechnąłem się do niej. Podniosłem się na łokciach i jej odpowiedziałem.
- Oczywiście… Bello czy coś się stało? - zaniepokoiłem się, w końcu było już po północy, a ona przychodzi do mnie do pokoju. Bardzo dziwne.
- Obiecaj, że nie będziesz się śmiał! - weszła do pokoju. Uśmiechając się do mnie przyjaźnie.
Była ubrana w czarna bardzo krótką koszulę nocną. Starałem się na nią nie gapić no, ale nic nie poradzę, że byłem tylko mężczyzną. Nie powinienem się na nią tak patrzeć, w końcu jestem jej przyjacielem. Choć od dawna podejrzewam, że czuje coś więcej do tej małej, kruchej istotki. Wypowiedziała moje imię wyciągając mnie z transu. O kurczę zauważyła, że się na nią gapię.
- Ehm.. sorry. A ..więc.. a tak obiecuję. - uśmiechnąłem się do niej przepraszająco.
Zobaczyłem rumieniec na jej twarzy. Popatrzyła na mnie uważnie, pewnie aby się przekonać czy mówię szczerze.
- Noo.. dobra. Boję się burzy. - pewnie oczekiwała, że wybuchnę śmiechem. Ale z racji tego, że tak nie zrobiłem, kontynuowała. - Więc pomyślałam, że … może.. mogłabym.. - zaczęła się jąkać, więc dokończyłem za nią zdanie.
- .. Spać dzisiaj u mnie w pokoju? - spojrzała się na mnie.
Tymi dużymi brązowymi oczami, w których czaiła się nutka zdezorientowania. Te słodkie rumieńce wystąpiły na jej policzkach, żeby nie trzymać jej w niepewności szybko odpowiedziałem.
- Oczywiście.
- Dzięki. - uśmiechała się i podeszła szybko do łóżka, wchodząc na nie. Okryła się kołdrą.
- Nie ma za co. -odpowiedziałem i już chciałem zejść z łóżka i iść po koc do szafy, aby położyć się na skórzanej kanapie. Gdy ręka Belli zatrzymała mnie.
- Co robisz? -spytała dziwiąc się.
- Chcę wziąć koc i iść na kanapę. - powiedziałem, dziwiąc się jej pytaniem. Przecież to było oczywiste, że nie będę spał na swoim łóżku, gdy ona tam śpi. Przecenia chyba moja samokontrolę, nie umiałbym koło niej leżeć jak jest ubrana w tą przeklęta piżamę. A tym bardziej spać.
Bella:
Zdziwiło mnie jego odpowiedź w końcu to jego łóżko, a my nie jesteśmy dziećmi. Po za tym znamy się i jesteśmy przyjaciółmi. Choć sama czułam się dziwnie jak miał na sobie tylko luźne bokserki. Nie miałam pojęcia, że Edward chodzi na siłownie. Bo od siedzenia i grania na fortepianie nie ma się sześciopaku i tylu mięśni. Nigdy nie było u niego tego widać, ale teraz… . Postanowiłam się na niego nie patrzeć, jak sroka na kawałek mięsa i powiedzieć mu coś, żeby się tak nie zachowywał. Rozumiem Esme wychowała go na dżentelmena. No, ale bez przesady. Przyciągnęłam go z powrotem na miejsce koło siebie na łóżku.
- Edward nie wygłupiaj się, jesteśmy przyjaciółmi chyba nie zjem cie jak będziemy spali razem, co? - spytałam go podnosząc z wyższością brew. Westchnął zrezygnowany. Zgasił lampkę i położył się koło mnie na łóżku.
- Branoc Bells. -powiedział sennym głosem odwracając się do mnie plecami. Uśmiechnęłam się do siebie.
- Branoc Edward.
Powoli zasypiałam. Miałam dziwny sen.
Byłam na polanie w środku lasu. Słońce świeciło i przedzierało się przez gęsto ulistnione korony drzew. Do dokoła rosły różno kolorowe kwiaty. Z oddali słychać było szum rzeki i śpiew ptaków. Przeszłam parę kroków i spostrzegłam, że nie mam na sobie butów. Byłam ubrana w białą letnią sukienkę na ramiączkach, która sięgała mi za kolana. Przeszłam jeszcze parę kroków i zauważyłam, że nie jestem na tej polanie sama. W oddali zauważyłam pewną postać, był to mężczyzna. Nie wiedząc czemu uśmiechnęłam się na jego widok i podeszłam do niego. Ku mojemu zdziwieniu, tym mężczyzną był Edward. Był ubrany w niebieską koszule i zwykłe dżinsy. Gdy byłam już blisko niego, po patrzyłam w jego zielone tęczówki, w których igrały teraz ogniki szczęścia. Złapał mnie w talii i zaczęliśmy tańczyć. Nie wiadomo z kąt nagle zaczęła płynąć muzyka. Tańczyliśmy powoli uśmiechając się do siebie. Szczęście biło z naszych uśmiechniętych twarzy. Nagle Edward się zatrzymał przyciągając moją twarz do swoje. Nasze usta były już blisko siebie. Gdy poczułam jego wargi na swoich, nie mogłam opisać tego uczucia. Najbardziej zdziwiło mnie to, że naprawdę czułam jego wargi na swoich, to było takie prawdziwe… .
Rozdział 7
Budzić się rano i starać się odtworzyć sen po to, żeby uporać się z podejrzeniem, że sen powiedział o nas więcej, niż chcemy na jawie wyznać.
- Czesław Miłosz
„ Gdy poczułam jego wargi na swoich, nie mogłam opisać tego uczucia. Najbardziej zdziwiło mnie to, że naprawdę to czułam było to takie prawdziwe….”
… zaczęłam się powoli budzić, ale Morfeusz chyba nie chciał bym to zrobiła, ponieważ ciągle czuję Jego usta na swoich i ten zapach. Pachniał perfumami, chyba Carolina Herrera 212 Sexy Men, jestem tego pewna, ponieważ znałam kiedyś osobę której dałam takie perfumy. Jest to mój ulubiony zapach.., ale wracając do snu. Tak prawdę mówiąc nie chcę się obudzić. Chcę dalej czuć Jego pełne usta i tą Jego bliskość. Sen dalej trwał, lecz scenografia się zmieniła. Teraz była tylko ciemność, ale nie przeszkadzało mi to bo wiedziałam, że nie jestem sama. Pocałunek też się zmienił, teraz każda cząstka mojego ciała czułą Jego bliskość. Jego język proszący o pozwolenie, aby pogłębić ten pocałunek. Bez wahania pogłębiłam go, już dawno nie czułam tylu emocji ogarniających mnie. Poczułam Jego język, jęknęłam, naprawdę to zrobiłam z przyjemności. Nie wiem ile trwaliśmy w takim stanie całując się, ale zaczęło brakować nam tchu, więc..oderwaliśmy się od siebie. Wciąż miałam zamknięte oczy oddychając ciężko. Wciąż nie chciałam się obudzić, lecz musiałam. Zaraz kiedy otworzę oczy zobaczę, że go nie ma, i że mój sen był tylko sennym marzeniem. Otworzyłam oczy i zamarłam. Nie to nie mogło się stać.. Ja nie mogłam.. Ja.. Kurwa pocałowałam swojego przyjaciela! Patrzył teraz na mnie, nie mogłam tego odgadnąć tyle uczyć. Pożądanie, strach, ciekawość, i..czułość. Te wszystkie uczucia kryły się w jego szmaragdowych oczach. Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie mogłam się ruszyć, ponieważ właśnie leżałam na nim, a jego ręce oplatały mnie w talii trzymając w żelaznym uścisku. Natomiast moja prawa ręka byłą na jego lewym policzku, a druga na umięśnionym torsie. Byłam przerażona tą sytuacją, w jakiej się znaleźliśmy i tym, że ja to zaczęłam. Ale wiem, że nie mogę teraz od tego uciec, powiedzieć, że nic się nie stało. Ponieważ to co czułam było przyjemne, a zarazem bałam się tego. Popatrzyłam na Edwarda na jego twarz, był taki przystojny, nie miałam wątpliwości, że nie jedna mieszkanka Forks marzy o nim nocami. Nie zasługiwał na mnie, zraniłabym go, nie chce tego. Patrząc w moje oczy, wyczytując z nich uczucia, zrozumiał chyba, że to się musi skończyć. Ale ja do końca nie wiem czy chce to kończyć.
Edward:
Patrząc w jej czekoladowe oczy, chciałem wyczytać, coś co da mi wiarę w to, że Ona też czuła to co ja całując ją. Tę nutkę rozkoszy.., pożądania.., a zarazem, czułości. Nie mogłem tego inaczej opisać. Ten sen, a potem te uczucie jak się budziłem i wiedziałem już, że jednak nie śniłem, że to jest prawda, przynajmniej o pocałunku. W jej oczach widziałem niestety strach, smutek, zdezorientowanie, strach, … i chyba pożądanie. Tego szukałem jednak między pożądaniem kryły się też inne uczucia. Postanowiłem to skończyć. Pokręciłem głową i zwolniłem uścisk moich rąk na jej talii.
- Zapomnijmy o tym. -Bardzo trudno mi było wypowiedzieć te słowa, ale musiałem. Musiałem.
Milczała. Jednak po chwili z turlała się ze mnie. Wstałem z łóżka i nic nie mówiąc weszłam do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie miałem siły. Ten nasz wybryk zniszczył naszą przyjaźń. Już nie da się tego naprawić. To tylko pocałunek, lecz teraz nie będzie jak kiedyś. Podszedłem pod umywalkę odkręciłem kurek z zimną wodą i obmyłem sobie nią twarz. Potem ja wytarłem. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze. Włosy jak zawsze w artystycznym nieładzie, szmaragdowe oczy, a w nich wesołe ogniki szczęścia, jeszcze nie przygaszone samotnością. Przy niej czułem się taki inny, teraz już wiem co do niej czuje. Nieodwołalnie i bezgranicznie kocham Isabellę Marię Swan.
Bella:
-Zapomnijmy o tym. - powiedział to tak jakby nie był do końca pewien czy tak powinien zrobić.
Wstał i poszedł do łazienki. Ja natomiast dalej stałam na środku jego pokoju, nie wiedząc co mam zrobić. Postanowiłam, że zejdę na dół napić się czegoś i zrobić śniadanie. Wzięłam jego niebieską koszule z łóżka i założyłam podwijając rękawy. Byłą trochę z duża, ale mi to nie przeszkadzało. Służył mi jako szlafrok, przecież nie mogłam zejść na dół w takiej koszuli nocnej. Wiedziałam, że mój tata i rodzice Edwarda nie wrócą tak wcześnie rano tylko popołudniu tak samo chłopaki nie wrócą wcześnie, ponieważ zostali wczoraj w hotelu z dziewczynami. Ale pozostawał jeszcze Jacob, a jemu nie mogę się tak pokazać. Wychodziłam z jego pokoju, kiedy On wchodził do niego, gdy mnie zobaczył, jednym susem podszedł do mnie, złapał mnie za ramie i obrócił do siebie. Spojrzałam w jego szmaragdowe oczy.
-Bello nie chce, żeby ten pocałunek, zniszczył naszą przyjaźń. - te słowa wyrwały mnie z jego hipnotyzującego spojrzenia. Uśmiechnęłam się do niego.
- Ja też tego nie chce. Po prostu zapomnijmy o tym, żyjmy tak jakby to się nigdy nie zdarzyło. A teraz zapraszam na śniadanie, ponieważ strasznie głodna się zrobiłam. - pościłam do niego oczko i złapałam za rękę ciągnąc korytarzem w kierunku schodów.
- Zwolnij bo zaraz się przewrócisz. - śmiejąc się upominał mnie w żartach, wiedziała, że nie jest w porządku, ale cieszyłam się chwilą. Zbiegaliśmy ze śmiechem ze schodów, kiedy nagle popatrzyliśmy na salon. Stanęliśmy, już się nie śmiejąc. W salinie stali wszyscy. Emmett z Rosalie, Jasper z Alice, Esme z Carlisle i Jacob z moim ojcem. Wszyscy teraz wpatrują się w nas z otwartymi ustami. Wszyscy zaskoczeni. A najbardziej Charlie, jego twarz zmieniał kolor z czerwonego do fioletu i na policzkach pojawiły mu się czerwone rumieńce za złości. Zaczęłam się naprawdę bać. Już nie żyjemy.
Edward:
Stałem tam, jak słup soli nie mogłem się nawet odezwać. W mojej psychice tworzą się obrazki, jak szybko bym umarł gdyby ojciec Belli miał teraz przy sobie strzelbę. W końcu jak to wygląda. Ja trzymam jej dłoń. Jestem ubrany tylko w bokserki, a ona ma na sobie moją koszule, oboje śmiejąc się zbiegliśmy ze schodów. Ta sytuacja jest jednoznaczna. Popatrzyłem na Bells była tak samo przerażona co ja. Z otępienia pierwszy otrząsną się Carlisle, popatrzył na mnie i potrząsną głową, jakby chciał się pozbyć myśli krążących w jego głowie.
- No cóż nie spodziewałem się, że będę to musiał kiedyś tłumaczyć Edwardzie, zejdźcie musimy porozmawiać, - spojrzał na chłopaków i All z Rose, którzy jeszcze byli w stanie otępienia. - a wy możecie pójść dotrzymać naszemu gościowi towarzystwa. - wskazał na kuchnie. Uśmiechnąłem się na wieść o tym, że Bestia przyjechał, ale szybko uśmiech radości zszedł mi z twarzy na wieść, że zaraz będę musiał zmierzyć się z rozmową z rodzicami.
Zeszliśmy ze schodów trzymając się za ręce, dla otuchy. Zaraz pewnie Carlisle da nam wykład, a Charlie żuci się na mnie z pięściami. Ruszyliśmy w stronę kanapy, siedliśmy i wpatrywaliśmy się w trzy osoby, które siedziały przed na mi. Wpatrywali się w nas ze zdezorientowaniem. Dzielił nas tylko szklany stolik. Carlisle pokręcił głową i uśmiechną się do nas dodając nam otuchy.
- Nie będę was jeszcze bardziej zawstydzał, ponieważ widzę, że już i tak jesteście bardzo zdenerwowani i zawstydzeni tą sytuacją. Najlepiej dam wam po prostu się wytłumaczyć, możecie powiedzieć, że po prostu poniosło was, zrozumiem, w końcu też kiedyś byłem młody. Ale jeśli macie coś innego do powiedzenia, wysłuchamy was. Osobiście nie wieże Edwardzie, że wykorzystałeś tą sytuację, bycia sam na sam z Bellą, ale widzicie, patrząc na was można inaczej wywnioskować.
-Carlisle, nie mógłbym tego wykorzystać, wychowałeś mnie na dżentelmena. A po za tym nic nie robiliśmy. Bella wczoraj przyszła do mnie, aby poznać Bestie, ale że zrobiło się ciemno i późno, zaproponowałem, żeby została i przespała się w gościnnym pokoju. Ja zaś poszedłem do swojego i położyłem się spać. Po paru minutach usłyszałem, że ktoś puka do moich drzwi. Okazało się, że to Bella, boi się burzy i postanowiła, że jako jej przyjaciel i TYLKO przyjaciel pomogę jej. Zaproponowałem, żeby prześpię się na kanapie, a ona na moim łóżku, ale w końcu przekonała mnie, że nic się nie stanie ponieważ jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Tak więc Bella usnęła w moim łóżku,.. ale nic się nie stało. Nawet jej nie dotknąłem, przyrzekam Ci Charlie nie śmiał bym. - po moich długich i szczerych wyznaniach zorientowałem się, że Charlie już nie jest cały czerwony i się nawet do mnie uśmiecha.
-Wieże ci synu, wiem dobrze jak wychował cię mój przyjaciel. - ojciec Bells skierował te słowa do mnie jak i do zadowolonego Carlislego, poklepał go po ramieniu, śmiejąc się -… tylko musicie pamiętać o jednym, Bello jeśli chcesz wychodzić na noc do kogoś to uprzeć mnie następnym razem, mało co, nie dostałem zawału jak rano przyszedłem do domu i nie zastałem cię w nim - skierował złe spojrzenie na mnie i na swoją córkę, ale potem zaśmiał się widząc jej zdezorientowanie.
-Tak oczywiście, przepraszam. - wydukała.
Bella:
Ulżyło mi jak dowiedziałam się, że to co Edward powiedział, uznali za prawdę. Choć gdzieniegdzie, kłamał całość wyglądała na szczerą prawdę.
-No, no… nie podejrzewałem przyjacielu, że dowiem się o tobie tak interesujących rzeczy… - ten głos przerwał moje rozmyślenia.
Dziwnie jakbym go skądś znała. Popatrzyłam się w stronę z której słychać było ten głos. Kiedy tam spojrzałam, wmurowało mnie. Wstałam i patrzyłam się na niego. Stał tam.., w swojej ulubionej skórzanej kurtce, którą podarowałam mu na piętnaste urodziny. Był wtedy taki szczęśliwy. Tak to był Christopher McCartney. Stał w wejściu między kuchnią a wejściem do salonu jakby wmurowany. Podeszłam do Edwarda, który właśnie stał koło Jacoba uśmiechając się do mojego ex-chłopaka. Złapałam go za rękę i pociągnęłam do siebie, aby objąć mnie w tali. Nie wiem dlaczego to zrobiłam, ale w jego ramionach czułam się lepiej. Całe zdenerwowanie zginęło, gdy jego lewa ręka objęła mnie mocno przyciskając do siebie.
-Bells...- szepnął Chris wpatrując się nadal we mnie, nie wierząc w to, że jestem tu. Popatrzyłam na niego wcale się nie zmienił te same oczy, te same blond włosy, ten sam zniewalający uśmiech, który już od dawna na mnie nie działa. Czy on myślał, że rzucę się w jego ramiona i wybaczę to wszystko. Nie ma mowy!!!Popatrzyłam na Edwarda, patrzył to na mnie to na swojego gościa. Musiałam coś zrobić, aby odwrócić jego uwagę, od wiadomej rzeczy, Chris mnie zna. Szybko objęłam go w tali rękami. I patrząc w jego szmaragdowe oczy, w których było widać zaskoczenie. Uśmiechnęłam się do niego kusząco i zaczęłam mówić. Orientując się wcześniej, że ani mojego taty i ani rodziców Edwarda nie ma w salonie.
-Kochanie, może wrócimy do pokoju i pomożesz mi znaleźć moje rzeczy. Wiesz nie mogłam rano znaleźć mojej bielizny..., nie mieliśmy wczoraj czasu na to by zobaczyć gdzie ląduje. Byliśmy zajęci czym.. innym.- powiedziałam najseksowniejszym tonem na jaki było mnie stać. Wmurowało go.
-Bello.., ale my.. - zaczął się jąkać. Nie dałam mu dojść do głosu
-Och Edwardzie nie musimy już udawać twoi rodzice i mój ojciec wyszli z salonu, nie ma ich tu. - pocałowałam go w usta, krótko i przelotnie, odwracając się do Jacoba i Chrisa z uśmiechem. Edward trzymał mnie w tali, chyba go to trochę przeraziło, ale nie miałam innego pomysłu, aby zdenerwować Bestie. Co bardziej by zabolało od wieści, że jego przyjaciel chodzi z jego ex-dziewczyną i właśnie mówią o tym jak wczoraj w nocy kochali się do białego rana? No co??!! Nic! Dlatego to zrobiłam, chciałam, żeby bolało. Tak samo, a może jeszcze bardziej niż mnie. Uśmiechnęłam się szerzej, gdy zobaczyłam, pełny bólu wyraz twarzy Christophera. Bolało Go to, patrzył się zły na Edwarda to na mnie.
-Cześć nazywam się Isabella, ale mów mi… Isabella. Jestem dziewczyną Edwarda. Miło mi. - wyciągnęłam do niego dłoń z uśmiechem. Podał mi rękę, a ja, pociągnęłam go do siebie, wyrywając się wcześniej z uścisku Edwarda. Szepnęłam do jego ucha krótkie słowa.
-Kocham go, a ciebie NIE!! Nie próbuj, tego z chrzanić. Zależy mi na nim. - szybko oderwałam się od niego z uśmiechem, łapiąc Edwarda za rękę. Jacob tak samo jaki i Chris byli wstrząśnięci moją wypowiedzią.
- Miało mi ja jestem Chris ale mów mi Bestia jak wszyscy. - uśmiechną się sztucznie i patrzył to na mnie to na Edwarda ze złą miną.
- A teraz porwę waszego przyjaciela, ale zaraz wracamy musimy się ubrać. - puściłam im oczko i uśmiechnęłam się szerzej do Chrisa.
Zaczęłam iść w kierunku schodów ciągnąc za sobą zdziwionego przyjaciela. Gdy doszliśmy na górę do jego pokoju, zatrzasnął za nami drzwi. Odwróciłam się do niego z uśmiechem, trochę zdezorientowana.
-Musimy sobie coś wyjaśnić… - powiedział patrząc się na mnie. Ups.. mam przechlapane…
Rozdział 8
Szczęście nie jest kolorowym motylem, za którym musisz pobiec, jeśli chcesz go złapać. Szczęście jest jak cień: podąża za tobą nawet wtedy, gdy o nim nie myślisz.
- Phil Bosmans
Bella:
Patrzyłam na niego wyczekując i czekałam aż coś powie. Jednak On patrzył się na mnie i chodził z kąta w kat. Nie mogąc dłużej już tego wytrzymać, postanowiłam się odezwać.
-Edward..- nie dał mi dokończyć. Staną przede mną, popatrzył mi w oczy i przemówił.
-Nie Bella .. daj mi pomyśleć ...- po krótkiej ciszy dopiero, usłyszałam jego aksamitny baryton -A więc znasz Chrisa? - popatrzył na mnie wyczekująco, a w końcu tylko pokręcił głową i odpowiedział sam do sobie na swoje pytanie. Ja patrzyłam się tylko za okno, choć trudno mi było nie patrzeć na jego anielską twarz.
-Wiedziałem .. jak popatrzył tylko na ciebie, to było oczywiste, że to Ty jesteś Bells. - popatrzyłam na niego w mgnieniu oka nie spodziewałam się, że wie.
-Ale ..dobrze znam go i szczerze nienawidzę, gdy go tylko zobaczyłam przypomniały mi się te bezsenne noc, gdy płakałam, bo nie pisał nie dzwonił, a..ja .ja...- nie wytrzymałam i wybuchłam, podeszłam do niego i mocno przytuliłam. -muszę się na nim zemścić, a ty musisz mi pomoc.- przytuliłam się do niego mocniej i zaczęłam płakać.
-Dobrze .. zgadzam się być twoim chłopakiem, tylko i wyłącznie, dlatego że nie mam wyjścia, ale mam warunek tylko i wyłącznie przy Chrisie, Jacobie i moim rodzeństwu udajemy .. i ta sytuacja z tym, że niby ze sobą spaliśmy .. musimy ja wyjaśnić ..yhym… może, że to był żart.- uśmiechnął się i puścił mi oczko. Od razu zrobiło mi się lżej. Wytarłam łzy spływające po moim policzku i uśmiechnęłam się. Cofnęłam się o krok. Ruszyłam w kierunku drzwi miałam już naciskać klamkę, kiedy uświadomiłam sobie coś oczywistego. Odwróciłam się i spojrzałam Edwardowi w oczy, stał przy swoim łóżko.
-Dlaczego to robisz?
Milczał. Patrzył się tylko jak ja wcześniej przez okno. Musiał mieć jakiś powód, aby mi pomagać, tym bardziej, że Chris jest jego przyjacielem, dłużej niż ja jego przyszywaną dziewczyną i przyjaciółką.
- Dobrze..a więc Bestia cię zdradzał.. - zamarłam.
Nawet po Chrisie nie spodziewałam się czegoś takiego. Jednak Edward jeszcze nie skończył swojej wypowiedzi.
- ..kiedyś, gdy Alice poszły na noc do Rosalie my, czyli Ja, Jacob, Emmett, Jasper i Bestia, siedzieliśmy u mnie w salonie. Opowiadaliśmy sobie zabawne sytuacje i pikantne scenki z życia. Piliśmy piwo, a nawet wódkę, którą Jacob podwędził wcześniej z barku swojego ojca. Ja nie mogłem pić musiałem być trzeźwy, ktoś musiał pilnować tych wariatów. I w tedy Chris pod wpływem alkoholu powiedział wszystko o tobie i o tym, że gdy był jeszcze w Phoenix to cię zdradzał. A Ty tak bezgranicznie mu ufałaś, a zdradził cię z twoja koleżanką, Vanessą. Spał z nią kilka razy, a po szkole spędzał czas z tobą na bajerowaniu cię i mydlenia ci oczu. Tak naprawdę nigdy Cię nie kochał. - Edward skończył swoja wypowiedź.
A pode mną ugięły się nogi. Nie mogłam nic powiedzieć. Nie mogłam uwierz w to co wyplunęło z ust miedzianowłosego. Ale chyba miał rację, a ja zaślepiona swoja miłością nie zauważyłam tego co się naprawdę działo koło mnie. Zawsze wiedziałam, że Chris był dobrym aktorem, ale żeby aż tak. A Vanessa, pamiętam jaka była dla miła, gdy chodziłyśmy razem na zakupy, do klubów. Szm*** nie zasłużyła na moją uwagę, a On wcale nie lepszy. Okłamywał mnie, kłamał w żywe oczy. A ja taka łatwowierna… . Pokręciłam tylko głową z niedowierzaniem. Teraz za to zapłaci.
- Bello teraz rozumiesz dlaczego.. nie chciałem ci tego mówić, ale nie mogłem cię dłużej okłamywać. Wiem Chris może i jest moim przyjacielem, ale Ty nie zasłużyłaś wtedy na takie zachowanie. Tak jak i teraz nie zasłużyłaś, aby żyć w niewiedzy i znowu cierpieć. - Edward podszedł do mnie i mocno przytulił.
- Dobrze ..dziękuje ci Edwardzie, że mi to powiedziałeś jak i za to, że pomożesz mi się zemścić.
Uspokoiłam się w jego ramionach. Odsunęłam się trochę od niego. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, lekko się rumieniąc. Po czym wyszłam z szerokim uśmiechem z pokoju. Chwile potem już szliśmy trzymając się za rękę. Oczywiście przebrałam się w moje rzeczy z wczoraj. Natomiast Edward był ubrany w czarna koszulę z podwiniętymi rękawkami i rozpiętymi przy kołnierzu dwoma guzikami, które odsłaniały jego umięśnioną klatkę piersiową. Spodnie miał czarne -dżinsowe, a jego włosy były jeszcze trochę mokre po prysznicu. Całość wyglądała znakomicie. A on sam i tak już przypominał Greckiego Boga. Doszliśmy do salonu gdzie wszyscy zażarcie o czymś dyskutowali. Alice gdy nas zauważyła patrzyła na nasze splecione dłonie z uśmiechem, ale i z zaskoczeniem. No tak przecież ona nie wie.
- No, no nasze gołąbeczki w końcu się zeszły. - uśmiechnęła się łobuzersko.
Wszyscy spojrzeli na nas. Nie było przy nich rodziców Edwarda i mojego ojca, którzy wcześniej wyszli. Zaśmiałam się i objęłam mojego „chłopaka” w tali a ON !!pocałował mnie lekko w usta i puścił mi oczko.
Edward:
Trzymałem ją w tli. Pochyliłem się ku jej ustom i lekko musnąłem je swoimi. Była zaskoczona, ale w końcu mieliśmy udawać, mrugnąłem do niej, a ona się trochę zarumieniła i lekko odchyliła, żeby lepiej widzieć naszych przyjaciół.
-Alice to było oczywiste, że ja i Bella będziemy razem. W końcu sama do tego dążyłaś aby nas zeswatać. Co nie? - uniosłem wyzywająco brew do siostry.
Moja siostra truła mnie parogodzinnymi dyskusjami o tym jak bardzo pasuje do Balli. Oczywiście tłumaczyłem jej, że nawet jeśli czuje coś do niej, Ona nie mogłaby poczuć tego samego do mnie. Jednak w jej kampanie „zeswatajmy Edzia z Ballą” włączyła się jeszcze Esme i Rose, które też nie dawały mi spokoju. A chłopaki śmieli się ze mnie.
-No tak…, ale nie spodziewałam się, że sami bez mojej pomocy się zejdziecie. -Alice spojrzała na moją „dziewczynę” - Bello musisz mi to wszystko opowiedzieć, czy mój braciszek cię spytał o chodzenie czy może Ty.. - zaczęła gadać jak najęta gdyby nie Bell gadałaby tak długo, ale ta jej przerwała.
-Alice porozmawiamy jeszcze o tym. A teraz powiedz mi o czym rozmawialiście zanim tu weszliśmy ? - Bella chichotał, chyba już poznała charakter mojej siostry.
-Wiesz nie mamy pojęcia gdzie się wybrać w dzisiejszy wieczór. Jacob, Jasper, Alice i Rose chcą potańczyć jechać do tego nowego klubu w Port Angeles „ dance of the senses” podobno jest tam niezła zabawa. - odezwał się teraz mój misiowaty braciszek. - .. jeśli wy też chcecie to przegrałem. Bo pomyślałem sobie, że jak wy nie będziecie chcieli to możemy zostać i pograć w butelkę czy pooglądać jakiś mecz, co? - przewróciłem oczami.
Nie powinien łykać tych steryd, bo mózg mu do reszty wyparuje. He he .. serio nie bierze niczego, ale z jego mózgiem, a raczej jego brakiem nie jest dobrze. Rosalie pacnęła go w głowę za brak inteligencji. Często to robiła, ale wiem, że nie zamieniłaby Ema na żadnego innego faceta. Kochali się, bezgraniczną i szczerą miłością.
- „Taniec zmysłów” hm.. chętnie wybrałbym się do tego klubu, a ty kochanie? - spojrzałem na moja ukochaną.
- Tak chętnie ..zobaczę w końcu jak tańczysz - uśmiechała się łobuzersko.
- No widzisz Em jesteś przegłosowany jedziemy do klub. A wiec za trzy godziny jedziemy. Dziewczyny starczy wam tyle czasu..? - to było pytanie retoryczne. Alice i Rosalie zapiszczały i wybiegły zabierając Bellę i ciągnąc ja w zawrotnym tempie na górę.
Bella:
Byłyśmy już umalowane wystrojone i jechałyśmy na imprezę. Ja z Edwardem, Alice i Jasperem Volvo. Emmett, Rose, Jacob i Chris BMW. Moja sukienka była zielona na ramiączkach sięgała troszkę za kolana. Miałam do tego czarny płaszcz, czarne korale i do tego czarne pięcio centymetrowe szpilki. Rosalie była ubrana w czarno-fioletową krótka sukienkę z dosyć dużym dekoltem. A do tego fioletowe szpilki na dosyć wysokim obcasie. I parę dodatków typu kolczyki, bransoletki i fioletową skórzaną kurtkę. Alice natomiast ubrała się sukienkę zwaną „Iskierka”. Była kremowa z czarnym materiałowym paskiem przywiązanym pod biustem, a do tego piękne, ale skromne czarne szpilki. Na to założyła biały płaszczyk do kolan i czarne korale. Włosy zostawiłyśmy takie jakie mamy naturalnie. Ja i Rose polokowałyśmy sobie włosy, za to Alice wyprostowała. Makijaż każda zrobiła naturalny bez zbędnych cieni do powiek. Normalny tusz do rzęs, czarna kredka, róż do policzków. Wciąż pamiętam miny chłopaków na nasz widok schodzących ze schodów. Bezcenne.
Emmett był ubrany w fioletową jedwabna koszulę tak samo jak i pozostali mężczyźni, lecz z różnicą w kolorach. Jasper miał czarna, Jacob miał czerwoną, Chris niebieską, a Edward miał ciemno- zieloną koszulę. Wyczułam w tym trochę spisek, ponieważ koszule pasowały kolorem do naszych sukni. Pewnie ten mały chochlik maczał w tym swoje długie paluszki. A jeśli już wspominam o Alice, zadzwoniła ona do mojego taty, że idziemy na tańce do nowego klubu. Dzwonił do niego chochlik z tego powodu, że Charlie ma do niej słabość. Po moim dzisiejszy zachowaniu pewnie by mnie nie puścił. Tak więc dzięki chochlikowi, nie miał nic przeciwko jeśli pojadę do klubu potańczyć. Byliśmy już pod klubem, było mnóstwo samochodów chyba Em się nie mylił, że klub jest dosyć popularny. Edward i Jasper wyszli z samochodu i otworzyli nam drzwi. Siedziałam przy barze i sączyłam swój sok, oczywiście będę musiała obejść się bez alkoholu. Emmett tak samo jak i Jasper porwali do tańca już swoje partnerki. Jacob i Chris podrywają jakieś blondynki, pewnie myślał, że będę zazdrosna. Śmieszne, zaraz zobaczy co to zazdrość jak będę tańczyć z Edwardem. A tak przy okazji Edward musiał gdzieś zadzwonić, więc siedzę sama podziwiając wnętrze klubu. Wnętrze było utrzymane w tonach fioletu czerni i bieli. DJ właśnie puścił piosenkę „Deja vu” parkiet był zapełniony tańczącymi parami. Jednak ja i moi przyjaciele czekaliśmy na karaoke i muzykę bardziej do tańczenia profesjonalnego. Rumba, Samba, Tango.. dopiero za pół godziny zaczną się takie tańce. Piosenka się skończyła, a ja rozglądałam się za Edwardem, długo już szukałam go wśród tłumu, ale w końcu zobaczyłam. Szedł w moim kierunku, przeciskał się przez tłum ludzi idących do wyjścia. No tak słyszeli pewnie właściciela klubu, który ogłaszał, że od teraz puszczają bardziej wolniejsze kawałki. Zamyśliłam się tak, że nie zauważyłam Edwarda siedzącego koło mnie i zamawiającego piwo.
- Bella zatańczysz? -zamruczał mi do ucha, nie spodziewałam się jego bliskości - Bestia się na nas patrzy.- mruknął.
Popatrzyłam w miejsce gdzie siedział mój ex. Tak gapił się na nas. Uśmiechnęłam się z wyższością i stanęła na palcach, aby wyszeptać do Edwarda te słowa.
- Tak oczywiście-uśmiechnęłam się i wziął mnie za rękę i prowadził na środek parkietu, gdzie już tańczyli Rose i Em, Jasper i Alice. Patrzyłam na nich trochę i byłam oczarowana ich tańcem. Puścili piosenkę Christiny Aguilery „ El Beso del Final” , którą uwielbiam, ponieważ kojarzy mi się z moim ulubionym filmem Dirty Dansing 2. Edward przyciągną mnie do siebie bardzo blisko. Zaczęliśmy płynąć po parkiecie, płynąć ponieważ nie można było tego nazwać tańcem. Czułam elektryczność między naszymi ciałami, gdy odpychałam go i przyciągam w rytm piosenki. Nic się dla mnie nie liczyło tylko, że teraz tańczę z Greckim Bogiem. Który próbuje mnie zahipnotyzować głębią swoich szafirowych oczu, w końcu w nich utonęłam. Nie wiedziałam jak tańczę, czułam rytm piosenki i jego ręce błądzące po moich plecach, szyi, tali zostawiając uczucie gorąca w tym miejscu gdzie znajdowały się jego ręce. Piosenka kończyła się a ja coraz bardziej żałuję, że ta chwila nie może trwać dłużej i nie mogę zostać w jego ramionach. Jego twarz, pożądanie w jego oczach i uwielbienie, a usta … cała twarz zbliżała się do mojej, aby połączyć się w namiętnym jak taniec pocałunku.
Rozdział 9
Chciałabym wrócić do tych chwil, gdy moim największym zmartwieniem było czy zdążę na wieczorynkę…
- by Kat
Narracja trzecio osobowa:
Gdy ostatnie słowa piosenki Christiny Aguilery „El Beso Del Final” zabrzmiały, a para ludzi, nastolatków skończyła tańczyć - wszyscy zamilkli. Z pozoru normalny taniec przerodził się w grę uczuć. A teraz stali tam na środku parkietu okrążeni przez ludzi oglądający ten wspaniale wykonany przez nich taniec. W śród nich byli ich przyjaciele, koledzy ze szkoły, wrogowie. Wszyscy teraz patrzą jak jedyna córka komendanta Swana i młody chłopak, adoptowany przez Doktora Cullena i jego małżonkę Esme, całują się nie zwracając na nikogo uwagi. Belle, z pozoru można by określić dwoma słowami - ma charakterek, a Edward to spokojny, ułożony chłopak. Na parkiecie, na środku tego klubu, pokazali miłość do tańca jak i do siebie. Oboje nie chcą się zakochać, nie chcą cierpieć, ale i tak poddają się temu uczuciu, tak jak teraz. Można powiedzieć, że dobrze grają swoje role przed Chrisem, a może za dobrze? A może w ogóle nie grają i pałają do siebie miłością, tyko nie chcą się do tego przyznać? Można było by stwierdzić z daleka, że ta para zna się bardzo dobrze, a po tym tańcu można by pomyśleć, że właśnie poznali się lepiej. On trzymał ja mocno w tli prawą ręką, a lewą trzymał na jej udzie powstrzymując jej nogę przy swoim lewym biodrze. Ona obiema rękami trzymała go za szyje. Patrzyli sobie głęboko w oczy, już od przerwania pocałunku, przez brak trenu, obaj głęboko oddychali. Ktoś zaczął gwizdać, a do niego dołączyli pozostali przerywając ciszę w klubie. DJ otrząsną się z szoku spowodowanym tańcem nastolatków nigdy nie spotkał się z tak dużym talentem. Nawet doskonali tancerze nie dorastali im do piet, przy najmniej On tak twierdził. Pojedyncze oklaski przerodziły się w brawa całej widowni. Bella i Edward wraz z brawami oderwali się od siebie, czując się trochę zażenowani sytuacją w jakiej się znaleźli. Edward miał świadomość, że tańcząc z Bellą przesadził, dając tym ludziom powód do plotek na cały miesiąc. Nie przejmował się tym jednak zbytnio, że ludzie zaczną plotkować. Przejmował się tym, że plotki mogą dojść do rodziców jego, jak i ojca Belli. A jeśli komendant się dowie co robili, jak tańczyli- będzie martwy. A jego rodzice nie dadzą mu spokoju. Esme będzie wypytywał o taniec jak i pocałunek. Będzie miała pretensje, dlaczego nie powiedział jej tym, że jest z Bellą. Za to Bella próbowała się przekonać, że ten taniec nic dla niej nie znaczył. Próbowała sobie wmówić, że to tylko na pokaz, żeby wkurzyć Chrisa, aby poczuł się zdradzony tak samo jak Ona poczuła się zdradzona, gdy Edward powiedział jej o zdradzie z Vanessą, że to tylko początek planowanej przez nich zemsty. Zemsty, w której Edward jest jej chłopakiem, w której musi udawać, że kocha go nad życie. Ale czy udaje? Te jak i inne pytania nie dawały jej spokoju. I krążyły w jej głowie, lecz nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, że jest po uszy zakochana w Edwardzie.
Edward:
W mojej głowie przesuwały się obrazki. Muzyka, ona, ja, moje ręce były wszędzie, na jej biodrach, tali, udach. Czy ona też czuła tą elektryczność między naszymi ciałami? Czy też myśli, że ten taniec, pocałunek to nie było na pokaz? Czy to było tylko, aby pokazać Chrisowi jak dużo stracił zrywając z nią rok temu i zdradzając z koleżanką? Tyle pytań, lecz żadnej odpowiedzi. Nie umiałem sam na nie odpowiedzieć. Ale nie mogłem jej spytać. W końcu miało to być tylko pomocą. Popatrzyłem na nią. Stała niecałe pół metra ode mnie. Też mi się przyglądała. Podszedłem do niej, ująłem jej dłoń, pochyliłem się i pocałowałem ją, patrząc jej głęboko w oczy. Mrugnąłem, uśmiechając, pociągnąłem ją bliżej i wyszeptałem do ucha.
- Podarujesz mi jeszcze jeden taniec? - wyszeptałem, muskając lekko płatek jej ucha.
Musiałem coś zrobić, aby rozluźnić tą sytuacje. Ta tylko kiwnęła głową rumieniąc się odrobinę. Ruchem ręki nakazałem DJ, aby puścił jakąś piosenkę, a w mgnieniu oka z wierz poleciała piosenka Shakiry „ Hips don't lie”. I znowu zaczęliśmy tańczyć tak jak i ludzie w okuł.
Narracja trzecio osobowa:
I znowu tańczyli. On trzymał ręce na jej biodrach, gdy ona energicznie nimi poruszała. I znowu czuli to, to uczucie, które nie pozwalało im od siebie odsunąć. Znowu czuli ten ogień, pasje, rytm piosenki która decydowała o ich ruchach. Dochodziła już dwudziesta trzecia, a oni nadal tańczyli. Emmett, brat Edwarda, wyszedł na powietrze biorąc ze sobą Rose- swoją dziewczynę. Oboje świetnie się bawili. Rosalie uwielbiała tańczyć, chodziła na kursy do domu kultury w Seattle. Taniec był jej drugą miłością- pierwszą był Emmett. Nie rozumiała dlaczego Edward zrezygnował ze swojej pasji. Widząc jego sunącego po parkiecie razem z Bellą, przypomniała sobie jak kiedyś rozmawiali. Był to jesienny wieczór. Ona ubrana w struj do tańca- czarną sukienkę i buty na obcasie. On w dżinsach, które trzymały się na jego biodrach i czarną podkoszulkę na ramiączkach, który świetnie ukazywał jego mięśnie. Edward opowiadał co czuje gdy tańczy - wolność, tylko on i parkiet. Mówił jej jak to kochał, było to nawet lepsze od gry na fortepianie, ale gdy przypomniała sobie powód dla którego przestał tańczyć zrobiło jej się smutno. Tanya jego partnerka, jego pierwsza miłość. Umarła w wypadku samochodowym pół roku temu, jeszcze przed przyjazdem Belli, nie mógł się z tym pogodzić. Lecz gdy córka komendanta Swana przyjechała do Forks, zmienił się. Nie siedział już całymi dniami w pokoju oglądając zdjęcia z Tanyą lub fotografując przyrodę zapominając czasami o obiedzie. Ożył, stał się bardziej rozmowny, wręcz taki jak wcześniej. Lecz do tańca nie można było go przekonać. Nawet nie można było mu przypominać. A teraz miedzy tymi wszystkimi parami jest on- mistrz tańca towarzyskiego 2008 roku, w kategorii wiekowej od piętnastu do siedemnastu lat. Nikt nawet się tego nie spodziewał, że dzięki małej osóbce o imieniu Bella ten mistrz znowu zacznie tańczyć. Jasper i Alice zbierali się już do wyjścia, ponieważ było już późno. Szukali jeszcze Belli i Edwarda, ale nie mogli ich znaleźć. Na parkiecie ich nie było, przy barze też. Alice poszła do łazienki, a Jasper za klub gdzie znajdował się ogród. Właśnie ogród. To tam skryli się Bella i Edward. Stali przy altanie, patrzyli na siebie. Nie mogli zrozumieć dlaczego tak ciągnie ich do siebie. Ich ciche rozmyślenie przerwał Jasper. „ No gołąbeczki tu się schowaliście” powiedział. Bella uśmiechnęła się i odpowiedziała. „ Oj Jasper nie mogłeś pięć minut poczekać właśnie mieliśmy się całować” mruknęła, przysuwając się bliżej do Edwarda. Edward wiedział, że to tylko gra dlatego objął swoja „dziewczynę” w tali i szybko pocałował prosto w usta. Pokazują bratu tym jak to miało po części wyglądać. Jasper zaśmiał się, uradowany szczęściem brata wycofał się rzucając za sobą tylko „5minut”, dając im czas. Bella przyciągnęła za koszule Edwarda bliżej i wyszeptała już bliżej jego ust „na czym my skończyliśmy?”. Czy te słowa powinny paść z ust panny Swan? Chyba raczej nie. No może jak chciała pocałować miedzianowłosego. Ale czy to powinno się zdarzyć? Czy ta para nastolatków, a w szczególności Isabella, jest aż tak zaślepiona chęcią zemsty, że nie widzi prawdziwych uczuć skierowanych do młodego Cullena? Sama jednak nie wiedziała, że ten o to chłopak, mężczyzna zagości w jej życiu nieco dłużej niż sama przypuszczała. A teraz wszyscy, po za Chrisem i Jacobem, jadą samochodami w kierunku domu. Jednak srebrne Volvo kieruje się w stronę domu komendanta Swana. Samochód zatrzymał się tuż przed domem Charliego, a z niego wysiadła Isabella. Była trochę zmęczona, ale wiedziała, że ten dzień da jej jeszcze w kość. I miała racje, w końcu komendant puścił ją do klubu, ale żeby wracać po północy, to trochę za późno jak na jej wiek. Jednak panna Swan tak nie uważała, myśli, że jak jest pełnoletnia to jest jej wolno wracać o której chce. Miedzy innymi w kłótni ze swoim ojcem powiedziała coś w tym stylu. „..[..] jestem już pełnoletnia, mogę wracać kiedy mi się podoba!”. Lecz te słowa nie udobruchały już zmęczonego komendanta, przeciwnie jeszcze bardziej rozwścieczyły. Ta kłótnia trwała około pół godziny. Charlie zrozumiał, że jego córka nie jest taka święta jak myślał wcześniej. Nawet sam nie wie ile jeszcze może Bella i ile razy będzie musiał jej pomagać i prawić morały.
Bella leżała zmęczona na łóżku. Po długiej odprężającej kąpieli postanowiła trochę pomyśleć. Myślała o tym co się dzisiaj wydarzyło, a raczej wczoraj, ponieważ było już po pierwszej. Jeszcze nigdy nie tańczyła z kimś tak znającym się na ruchu. Kiedy ruszał jej biodrami, czuła się cudownie. Czuł całym ciałem rytm muzyki w jaki się poruszał. A jego ręce, długie palce pianisty, krążyły po jej ciele. Zostawiając za sobą gorąco. Czuła się wspaniale tańcząc z nim, taka inna wyzwolona. Ale nie mogła zrozumieć jednej rzeczy. Dlaczego nie chodził razem z Rosalie na te nauki? Przecież umiał doskonale tańczyć, mógłby startować nawet w konkursach. A on zrezygnował z tego, ze swojej pasji. Bella myślała o tym jak by to było gdyby zrezygnowała z motoru, z tego co kocha. Pewnie rozleciałaby się na miliony kawałeczków. Gdyby nie mogła wsiąść na motor i z prędkością dwustu km / h pojechać tam gdzie ją nikt nie znajdzie. Lecz może nie chciała być ze swoją pasją sama? Chciałaby aby Edward kiedyś pojeździł z nią. Aby pokazać mu, że ona też może dzielić się swoją pasją. Tak jak on podzielił się z nią pasją do tańca.
Parę kilometrów od domu panny Swan znajdował się dom Doktora Cullena i jego żony Esme. Był piękny i duży, specjalnie urządzony tak, aby dzieciom było dobrze. Esme kochała swoje dzieci, dlatego spełniała każde ich zachcianki. Była osobą o wielkim sercu uwielbiała pomagać i chciała dla nich najlepiej. Najbardziej zamartwiała się tym, że Edward nie znalazł jeszcze swojej drugiej połówki. Miał dopiero osiemnaście lat , ale i tak czuła, że potrzebna jest mu osoba, która zaopiekuje się jego sercem i odda mu swoje. Jeszcze pół roku temu myślała, że to będzie Tanya jednak myliła się. Gdy zobaczyła Bella od razu pokochała ją jak własną córkę. Wiedziała, że to ona będzie tą jedyną dla jej syna. I nie myliła się, coraz bardziej zaczęli się do siebie zbliżać. Chodzić na spacery, rozmawiać. A dziś jak dowiedziała się od Emmetta, że sobą chodzą, byłą w siódmym niebie. Cieszyła się też, że jej syn znowu zaczął tańczyć. Po tym jak Tanya umarła, myślała, że już nigdy nie będzie chciał tańczyć. A tu dzięki Belli, znowu kochał, widziała to w jego oczach. Jego szmaragdowe oczy błyszczały, gdy przyszedł dosyć późno z klubu. Emmett nie pohamował się przed tym, aby opowiedzieć im wszystko co się stało. Carlisle za to był w pracy, miał nocną zmianę, więc on o niczym nie wiedział. Edward za to leżał w łóżku, i tak samo jak Bella, myślał o tym co się zdarzyło, o tym jak zapomniał o śmierci ukochanej. Tanya była dla niego wszystkim, a teraz Bella zajęła jej miejsce, na nieco dłużej niż jej poprzedniczka. Był szczęśliwy, jednak brakowało mu czegoś. Tej stabilności. Świadomości, że Bella coś do niego czuje. Chciał być teraz z nią. Wiedział już, że ją kochał, ale bał się. Bał się tego, że ona nie czuje tego co on. Bał się, że po tym jak przestanie jej pomagać ona nie będzie chciała z nim być. I to go bolało. Bolało i nie dawało mu usnąć przez pewien czas. Ale gdy przypomniał sobie, że dzisiaj, gdy spotka Bell będzie mógł ja pocałować, przytulić, powiedzieć, że ją kocha. To nic, że musi to być przy Chrisie albo przy kimś z jego paczki ważne, że będzie mógł to zrobić…