harryp05







Harry Potter 4 - rozdział 5




Rozdział piąty
Weasleys' Wizard Wheezes

Harry wirował coraz szybciej i szybciej z łokciami mocno
przyciśniętymi do boków, płomieniami buchającymi coraz to z
innej strony, aż zrobiło mu się niedobrze i zamknął oczy.
Kiedy nareszcie poczuł, że zwalnia, wyciągnął przed siebie
ręce, aby zapobiedz upadkowi na twarz w kuchni Weasleyów.
- I jak, zjadł to? - zapytał podekscytowany Fred, wyciągając
rękę, by pomóc Harremu wstać.
- Tak... - odparł Harry, prostując się i rozglądając
dookoła - Co to było?
- Długojęzyczne Toffee- powiedział Fred wesoło - George i ja
wynaleźliśmy je i przez całe lato szukaliśmy kogoś, na kim
moglibyśmy je przetestować...
Mała kuchnia wybuchła śmiechem; Harry dostrzegł Rona i Georga
siedzących przy wielkim drewnianym stole, z dwiema rudymi
osobami, których Harry nigdy wcześniej nie widział, ale
wiedział kim muszą być: to Bill i Charlie, dwóch najstarszych
braci Wealeyów.
- Jak leci, Harry? - powiedział ten siedzący bliżej,
uśmiechając się i podając do uściskania dużą dłoń. To
musiał być Charlie, który badał smoki w Rumunii. Charlie był
zbudowany podobnie jak bliźniakin - niższy i tęższy niż Ron
czy Percy, którzy oboje byli chudzi i wysocy. Miał szeroką,
pogodną twarz, mocno opaloną; na jednym z muskularnych ramion
widniała duża blizna po oparzeniu.
Bill również wstał i uściskał Harremu rękę. Drugi z braci
stanowił pewnego rodzaju zaskoczenie. Harry wiedział, że
pracuje on dla banku Gringota i że był prefektem naczelnym
Hogwartu, dlatego zawsze wyobrażał go sobie jako starszą
wersję Percyiego. Mimo to Bill był - tak, nie ma na to innego
słowa - cool. Wysoki, z długimi włosami związanymi w koński
ogon, nosił kolczyk, który wyglądał jak smoczy kieł. Jego
ubrania pasowałyby na koncert rockowy, oprócz tego, że Harry
poznał, że jego buty były zrobione nie ze zwierzęcej, ale
smoczej skóry.
Zanim ktokolwiek z nich zdołał coś powiedzieć, rozległ się
cichy głos i pan Weasley pojawił się w kuchni tuż obok
Georga. Harry jeszcze nigdy nie widział go tak rozzłoszczonego.
- To nie było śmieszne, Fred! - krzyknął - po co do diabła
dałeś to temu mugolskiemu chłopcu?!
- Nic mu nie dawałem - odparł Fred z kolejnym złośliwym
uśmiechem - ja to tylko upuściłem... to była jego wina, że
podniósł to i zjadł, ja mu nie kazałem.
- Upuściłeś to umyślnie! - ryknął pan Weasley -
wiedziałeś, że to zje, jest na diecie-
- Jak duży był jego język? - zapytał George niecierpliwie
- Miał cztery stopy długości, zanim jego rodzice pozwolili mi
go skrócić!
Harry i Weasleyowie wybuchnęli śmiechem.
- TO NIE JEST ŚMIESZNE! - zawołał pan Weasley - takie
zachowanie poważnie zagraża dobrym stosunkom
czarodziejsko-mugolskim. Spędziłem pół życia na zwalczaniu
złego traktowania Mugoli, a teraz mój własny syn...-
- Nie daliśmy mu tego, ponieważ jest Mugolem - przerwał Fred z
oburzeniem
- Nie, daliśmy mu to, ponieważ jest wielkim chodzącym gównem
(????) - powiedział George - zgadzasz się, Harry?
- Tak, to prawda, panie Weasley - dodał szczerze Harry
- Nie o to chodzi! Poczekajcie, aż powiem waszej matce...-
- Co mi powiesz? - powiedział głos za nimi.
Pani Weasley właśnie wparowała do kuchni. Była niską,
puszystą kobietą z bardzo sympatyczną twarzą, choć w tej
chwili wprost świdrowała ich wzrokiem.
- Och, witaj, Harry, skarbie - powiedziała, kiwając na niego
głową i uśmiechając się. Zaraz potem przeniosła wzrok z
powrotem na męża - Co mi powiesz, Artur?
Pan Weasley zawachał się. Harry był pewny że, choć zły na
Freda i Georga, nie miał właściewie zamiaru mówić o
czymkolwiek ich matce. Nastąpiła chwila ciszy, w której pan
Weasley uważnie przyglądał się żonie, kiedy do kuchni
weszły dwie dziewczyny. Jedna, z bujnymi, brązowymi włosami i
raczej sporymi przednimi zębami była przyjaciółką Harrego,
Hermioną Granger. Druga, mniejsza i ruda to młodsza siostra
Rona, Ginny. Obie uśmiechnęły się do Harrego, a on
odwzajemnił uśmiech, co wywołało rumieniec na twarzy Ginny -
zawsze rumieniła się na jego widok, odkąd pierwszy raz
zawitał do Nory.
- CO mi powiesz, Arturze? - powtórzyła pani Weasley donośnym
głosem.
- To nic takiego, Molly - mruknął pan Weasley - Fred i George
tylko.. - ale ja już zamieniłem z nimi słówko...
- Co tym razem zmalowali? - zapytała - Czy ma to coś wspólnego
z Weasleys' Wizard Wheezes...?
- Dlaczego nie pokażesz Harremu, gdzie będzie spać? -
zawołała Hermiona z przedpokoju
- On wie, gdzie śpi - powiedział Ron - w moim pokoju, tam,
gdzie ostatnim razem..-
- Możemy zobaczyć wszyscy - odparła Hermiona bardzo wyraźnie
- Och, no tak - Ron wreszcie załapał - więc chodźmy.
- Tak, my też pójdziemy - dodał George
- Ty zostajesz, tam, gdzie jesteś!! - warknęła pani Weasley
Harry i Ron wycofali się z kuchni i oni, Hermiona i Ginny udali
się przez wąski korytarz i chwiejące się schody na piętro.
- Co to są Weasleys' Wizard Wheezes?- zapytał Harry
podczas wspinaczki
Ron i Ginny uśmiechnęli się pod nosem, ale Hermiona pozostała
poważna.
- Mama znalazła tę listę przepisów, kiedy sprzątała ich
pokój. - powiedział Ron cicho. - Świetna, długa lista rzeczy,
które wynaleźli. Fałszywe różdżki, zabawne cukierki,
mnóstwo tego. To było genialne, nigdy nie myślałem, że oni
rzeczywiście coś wynajdują...-
- Od zawsze słyszeliśmy eksplozje z ich pokoju, ale nigdy nie
podejrzewaliśmy, że oni naprawdę coś tam robią.-dodała
Ginny - myśleliśmy, że po prostu lubią hałas.
- Tylko że większość z tego - no, tak naprawdę wszystko -
było dość niebezpieczne - powiedział Ron - oni, wiesz,
planowali sprzedawać to w Hogwarcie, aby zarobić trochę
pieniędzy, ale mama wkurzyła się i zabroniła im robić
cokolwiek z tego i spaliła listę. Jest wściekła, bo nie
zdobyli tylu SUM-ów ilu się spodziewała.
SUMy były to Standardowe Umiejętności Magiczne, egzaminy,
które uczniowie Hogwartu zdawali w wieku 15 lat.
- A potem pojawił się problem, - kontynuowała Ginny -
ponieważ mama chce, żeby pracowali w Ministerstwie Magii tak
jak tata, a oni oznajmili, że chcą otworzyć sklep dla
żartownisiów.
W tym momencie drzwi na półpiętrze otworzyły się i
wysunęła się z nich głowa w okularach z bardzo zirytowanym
wyrazem twarzy.
- Cześć, Percy - powiedział Harry
- O, witaj Harry - odrzekł Percy - Zastanawiałem się, kto robi
tyle hałasu. Staram się skupić na pracy, no wiesz- muszę
skończyć raport do biura - a raczej trudno jest się
skoncentrować, kiedy ludzie wciąż biegają w tę i z powrotem
po schodach.
- Wcale nie biegamy - powiedział równie zirytowany Ron -
Chodzimy. I przepraszamy jeżeli przeszkodziliśmy w tajnych
pracach Ministerstwa Magii.
- Nad czym pracujesz? - zapytał Harry
- Raport dla Departamentu Międzynarodowej Magicznej Współpracy
- powiedział Percy dumnym głosem - Próbujemy ustandaryzować
grubość denek kociołków. Niektóre z tych importowanych są
po prostu za cienkie - liczba przeciekających zwiększyła się
o prawie trzy procent w ciągu ostatniego roku ...-
- Tak, to zmieni świat, ten raport - dodał sarkastycznie Ron -
Pierwsza strona Proroka Codziennego: cieknące kociołki.
Percy zarumienił się.
- Możesz się śmiać, Ron - odparł z wyższością - ale
jeżeli międzynarodowe prawo nie zostanie zmienione, możemy
zostać zalani tanimi, płytkimi produktami, który stwarzają
poważne zagrożenie...-
- Tak, tak, jasne - powiedział Ron i zaczął ponownie wspinać
się na górę. Percy zatrzasnął za sobą drzwi. Kiedy Harry,
Hermiona i Ginny zrównali się z nim, mogli usłyszeć krzyki z
kuchni na dole. Wyglądało na to, że pan Weasley powiedział
żonie o nieszczęsnych cukierkach.
Pokój Rona na samym szczycie domu wyglądał dokładnie tak, jak
Harry go zapamiętał sprzed dwóch lat: te same plakaty
ulubionej drużyny Quidditcha Rona - Armat Chudleya - wisiały na
ścianach i suficie, a w akwarium na parapecie, które poprzednio
wypełniał żabi skrzek, siedziała teraz spora ropucha. Nie
było tylko starego szczura, Parszywka, ale zamiast niego w
pokoju mieszkała maleńka, szara sówka, ta sama, która
dostarczyła Harremu list na Privet Drive. W tej chwili
podskakiwała w górę i dół w niewielkiej klatce i radośnie
pohukiwała.
- Zamknij się, Pig - powiedział Ron, przeciskając się
pomiędzy czterema łóżkami wciśniętymi do pokoju. - Fred i
George śpią tu z nami, bo Bill i Charlie zajęli ich pokój -
wytłumaczył Harremu - Percy zatrzymał swój pokój dla siebie,
ponieważ on musi pracować.
- Ee... dlaczego nazywasz tę sowę Pig? - zapytał go Harry
- Ponieważ jest głupi - powiedziała Ginny - To imię naprawdę
brzmi Pigwidgeon.
- Tak, a TO wcale nie jest głupie imię - odparł Ron
sarkastycznie - Ginny go nazwała - wyjaśnił - Uważa, że to
słodkie. Próbowałem to zmienić, ale już za późno, on nie
reaguje na nic innego. Więc został Pigiem. Muszę go trzymać
tu na górze, bo denerwuje Errola i Hermesa. Mnie zresztą też
denerwuje.
Pigwidgeon wesoło obleciał klatkę dookoła, wciąż
pohukując. Harry zbyt dobrze znał Rona, aby potraktować jego
słowa poważnie. Wiele razy skarżył się na swojego starego
szczura Parszywka, ale bardzo się zmartwił, kiedy wydawało mu
się, że kot Hermiony Krzywołap go zjadł.
- Gdzie jest Krzywołap? - teraz Harry zapytał Hermionę
- Na zewnątrz, w ogrodzie, jak sądzę - odpowiedziała -
uwielbia uganiać się za gnomami, nigdy ich wcześniej nie
widział.
- Percy cieszy się pracą? - powiedział Harry, siadając na
jednym z łóżek i obserwując Armaty Chadleya śmigające po
jednym z plakatów.
- Cieszy się? - odparł Ron ponuro - Wątpię, czy by wrócił
do domu, gdyby tata go nie zmusił. On ma obsesję. Nigdy nie
mów z nim o jego szefie. Według pana Croucha.... Jak już
mówiłem panu Crouch... .Pan Crouch uważa... Pan Crouch
powiedział mi...
- Miałeś fajne wakacje, Harry? - przerwała Hermiona -
Dostałeś nasze paczki żywnościowe i całą resztę?
- Tak, wielkie dzięki - odpowiedział Harry - Uratowały mi
życie, te ciastka.
- A słyszałeś od...- Ron zaczął, ale zamilkł na widok
spojrzenia Hermiony. Harry wiedział, że Ron zamierzał zapytać
o Syriusza. Ron i Hermiona byli mocno zamieszani w jego ucieczkę
i byli prawie tak ciekawi jego losów jak Harry, ale rozmawianie
o tym przed nosem Ginny to zły pomysł. Nikt prócz nich i
profesora Dumbledore nie wiedział, jak uciekł Syriusz i też
nikt nie wierzył w jego niewinność.
- Chyba już przestali się kłócić - powiedziała Hermiona,
aby zamaskować ten niezręczny moment (?), ponieważ Ginny
przyglądała się im ciekawie - Zejdziemy na dół i pomożemy
twojej mamie przy obiedzie?
- Tak, w porządku. - odparł Ron i wszyscy opuścili pokój na
górze. Gdy zeszli na dół, pani Weasley siedziała sama w
kuchni i wyglądało na to, że jest w potwornie złym nastroju.
- Jemy w ogrodzie - powiedziała, kiedy weszli - Nie ma tu
miejsca dla jedenastu osób. Mogłybyście wynieść talerze na
zewnątrz, dziewczęta? Bill i Charlie ustawiają stoły. Noże i
widelce, wy dwaj - wskazała różdżką w kierunku Harrego i
Rona, a następnie kredensu tak ostro, że ziemniaki w zlewie
rozprysnęły się na ściany i sufit.
- O Boże! - jęknęła, teraz kierując różdżkę na kosz na
śmieci, który zaczął jeździć po kuchni wyłapując
latające po niej ziemniaki. - To znowu oni! - wybuchnęła
wściekle (?), wyjmując garnki i patelnie z kredensu, a Harry
był pewny, że miała na myśli Freda i Georga - Nie mam
pojęcia, co się z nimi stanie, naprawdę nie wiem. Brak
ambicji, chyba , że wliczyć wplątywanie się we wszystkie
możliwe kłopoty...-
Ze złością rzuciła duży miedziany talerz na kuchenny stół
i zaczęła wymachiwać nad nim swoją różdżką, z której
końca wydobywała się kremowa masa.
- Nie to, że oni nie mają rozumu - kontynuowała z irytacja,
kładąc talerz na kuchenkę i rozpalając ją kolejnym
machnięciem różdżki - ale oni się zmarnują i jeżeli
prędko nie wezmą się za siebie, mogą mieć kłopoty.
Dostałam o nich więcej sów z Hogwartu, niż o całej reszcie
razem wziętej. Jeżeli będą dalej zachowywać się w ten
sposób, skończą w Urzędzie Nieprawidłowego Użycia Czarów.
Pani Weasley wskazała na szufladę, a Harry i Ron uchylili się
przed kilkoma nożami, które wyskoczyły z niej i poleciały
poszatkować pomidory.
- Nie wiem, gdzie postąpiliśmy z nimi źle - mówiła pani
Weasley, wyczarowując jeszcze więcej kremowej masy- Przez tyle
lat było dobrze, aż teraz... - OH NIE, ZNOWU!! - podniosła ze
stołu swoją różdżkę, która wydała głośny kwik i
zmieniła się w olbrzymią gumkę do ścierania. - Znowu jedna z
ich fałszywych różdżek!! Ile razy im mówiłam, żeby nie
zostawiali ich gdzie popadnie! - podniosła swoją prawdziwą
różdżkę i rzuciła się do talerza na kuchence, z którego
zaczęło się dymić.
- Chodźmy - powiedział Ron do Harrego, ciągnąc go za rękaw -
chodźmy i pomóżmy Billowi i Charliemu.
Opuścili panią Weasley i skierowali się na podwórko.
Przeszli zaledwie kilka kroków, kiedy przebiegł im drogę
pasiasty kot Hermiony, Krzywołap, z wysoko podniesionym ogonem
przypominającym szczotkę do butelek, goniąc coś, co
poruszało się na krótkich, grubych nóżkach i co Harry
bezbłędnie rozpoznał jako gnoma. Ledwie kilka cali wysoki,
przebierał swoimi nóżkami tak szybko, jak umiał i w końcu
zniknął w niewielkiej jamce pod krzakiem. Tymczasem usłyszeli
głośny hałas dochodzący z drugiej strony domu. Kiedy tam
dotarli, zobaczyli Billa i Charliego, obojga z wyciągniętymi
różdżkami i dwa stare drewniane stoły, unoszące się wysoko
w powietrzu i wyraźnie walczące ze sobą. Każdy z nich
próbował strącić drugiego na ziemię. Fred i George
dopingowali, Ginny śmiała się, a Hermiona schowała się pod
daszkiem i wyraźnie nie wiedziała, czy cieszyć się, czy bać.
Gdy Stół Billa złapał stół Charliego z głośnym hukiem i
wyłamał jedną z jego nóg, z okna na górze wychyliła się
wściekła twarz Percyiego.
- Uciszycie się wreszcie?! - wrzasnął.
- Sorry, Percy - zawołał Bill, uśmiechając się - Jak tam
twoje denka kociołków?
- Fatalnie - powiedział Percy peevishly i zatrzasnął okno.
Chichocząc, Bill i Charlie sprowadzili stoły z powrotem na
ziemię, a Bill naprawił nogę swojego stołu.
O siómej wieczorem oba stoły uginały się już od naczyć
pełnych doskonałych potraw pani Weasley i dziewięcioro
Weasleyów, Harry i Hermiona usiedli pod czystym, bezchmurnym
niebem do kolacji. Dla kogoś, kto przez całe lato żywił się
wyłacznie owocami i starym ciastem, taki posiłek był rajem,
więc początkowo Harry raczej słuchał, niż rozmawiał,
delektując się pasztetem z kurczaka i szynki (?), gotowanymi
ziemniakami i sałatką.
Po drugiej stronie stołu Percy opisywał ojcu swój raport o
grubości denek kociołków.
- Powiedziałem panu Crouchowi, że raport będzie gotowy
najpóźniej na wtorek - ciągnął Percy - To znacznie
wcześniej, niż się spodziewał, ale lubię być zawsze on top
of things. Myślę, że będzie wdzięczny, jeżeli zrobię to w
dobrym czasie. To znaczy, obecnie nasz Departament jest bardzo
zajęty, te wszystkie przygotowania do Pucharu Świata w
Quidditchu. I nie dostajemy żadnej pomocy z Departamentu
Magicznych Sportów i Gier, od Ludo Bagmana...-
- Lubię Luda, - delikatnie przerwał pan Weasley - To on
załatwił nam takie dobre bilety na mecz. Wyświadczyłem mu
drobną przysługę: jego brat, Otto, wpadł w tarapaty -
kosiarka z nadnaturalnymi zdolnościami - a ja zatuszowałem
całą sprawę.
- Oh, Bagman naprawdę da się lubić - powiedział Percy z
irytacją - ale jak mu się udało zostać kierownikiem
departamentu? Tylko porównaj go do pana Croucha! Nie potrafię
sobie wyobrazić pana Croucha tracącego członka naszego
departamentu i nie próbującego go odnaleźć. Czy zdajesz sobie
sprawę, że Berty Jorkins nie ma już od ponad miesiąca?
Wyjechała na wakacje do Albanii i do tej pory nie powróciła?
-Tak, pytałem o to Luda. - odparł pan Weasley wzdrygając się
(?) - Mówi, że Berta znikała już wiele razy... choć muszę
przyznać, że gdyby to zdarzyło się w moim departamencie,
byłbym zaniepokojony...
- W porządku, Berta jest beznadziejna - rzekł Percy -
słyszałem, że miota się między wydziałami już od wielu
lat, powodując znacznie więcej problemów, niż jest tego
warta.. Ale mimo wszystko Bagman powinien próbować ją
znaleźć. Nawet pan Coruch próbował coś w tej sprawie zrobić
- pracowała trochę u nas i sądzę, że pan Crouch był do niej
przywiązany - ale Bagman ciągle się śmieje i twierdzi, że
pewnie źle przeczytała mapę i wylądowała w Australii zamiast
w Albanii. Jednak - tu Percy dumnie przejechał wzrokiem po stole
i pociągnął głęboki łyk wina - mamy wystarczająco dużo
pracy w Departamencie Międzynarodowej Magicznej Współpracy bez
próbowania znaleźć członków innych departamentów. Jak wiesz
orgnizujemy kolejne wielkie przedsięwzięcie po Mistrzostwach
Świata w Quidditchu...
Wymownie odchrząknął i spojrzał w kierunku drugiego końca
stołu, gdzie siedzieli Harry, Ron i Hermiona. - TY wiesz o czym
mówię, ojcze. - lekko podniósł głos - tajna sprawa.
Ron przewrócił oczami i mruknął do Harrego i Hermiony -
Próbuje zmusić nas do zapytania go co to za wydarzenie odkąd
zaczął pracować. Prawdopodobnie zagłada zbyt cienkich
kociołków.
Mniej więcej w środku stołu pani Weasley kłóciła się z
Billem o jego kolczyk, który stał się jej ostatnią obsesją.
- ...co za okropny wielki kieł, naprawdę, Bill, co oni na to w
banku?
- Mamo, nikogo nie obchodzi, jak się ubieram, dopóki przynoszę
do biura wystarczająco dużo skarbów.
- A twoje włosy stają się śmieszne, kochanie - powiedziała
pani Weasley, delikatnie głaszcząc swoją różdżkę -
Chciałabym, żebyś pozwolił mi się nimi zająć...
- Mnie się podobają - wtrąciła Ginny, która siedziała po
drugiej stronie Billa - Jesteś taka staromodna, mamo. W każdym
razie nie są tak długie jak Dumbledore'a...
Obok pani Weasley, Fred, George i Charlie jak natchnieni (?)
rozmawiali o Pucharze.
- To musi być Irlandia - powiedział Charlie z przekonaniem,
choć z buzią pełną ziemniaków - Wprost rozbili Peru w
półfinałach.
- Ale Bułgaria ma Victora Kruma - powiedział Fred
- Krum jest jednym świetnym graczem, a Irlandia ma siedmiu -
uciął krótko Charlie - Choć chciałbym, żeby Anglia też
przeszła...
- Co się stało? - zapytał Harry ciekawie, coraz bardziej
żałując swojej izolacji od czarodziejskiego świata.
Pasjonował się Quidditchem. Grał na pozycji szukającego w
drużynie Gryffindoru od swojego pierwszego roku w Hogwarcie i
posiadał Błyskawicę, jedną z najlepszych wyścigowych mioteł
na świecie.
- Przegrała z Transylwanią, 390 do 10 - odparł Charlie ponuro
- Szokujący występ. Walia przegrała z Ugandą, a Szkocja
została pobita przez Luksemburg.
Pan Weasley zapalił świece, aby mogli zjeść pudding w
ogrodzie mimo zapadającej nocy i jeszcze zanim skończył, nad
stołem zaczęły unosić się ćmy zbawione światłem i
zapachem. Harry czuł się niezwykle spokojnie, kiedy
przyglądał się gnomom, śmigającym wśród krzaków róży i
uganiającemu się za nimi Krzywołapowi.
Ron uważnie przyjrzał się wszystkim przy stole, aby
sprawdzić, czy każdy jest zajęty rozmową i bardzo cicho
zapytał Harrego - Więc jak, słyszałeś niedawno od Syriusza?
Hermiona odwróciła się, również uważnie słuchając.
- Tak - odparł Harry - dwa razy. Brzmi w porządku. Napisałem
do niego przedwczoraj. Może odpisze, kiedy będę tutaj.
Nagle przypomniał sobie powód, dla którego napisał ostatni
list i, przez moment, miał ochotę powiedzieć przyjaciołom o
bolącej bliźnie (?) i śnie, który go obudził.... ale tak
naprawdę nie miał wcale ochoty martwić ich w tej chwili, kiedy
czuł się taki spokojny i szczęśliwy.
- Spójrzcie na zegarek - powiedziała nagle pani Weasley,
spoglądająć na swój nadgarstek - Powinniście już wszyscy
być w łóżkach, jutro musicie bardzo wcześnie wstać na mecz.
Harry, jeżeli zostawisz mi listę rzeczy potrzebnych do szkoły,
kupię ci wszystko jutro na ulicy Pokątnej. Zrobię też zakupy
dla całej reszty. Może nie być na to czasu po mistrzostwach,
ostatnio mecz trwał pięć dni...
- Uau, mam nadzieję, że tak się stanie i tym razem! -
powiedział Harry z entuzjazmem.
- Cóż, ja wręcz przeciwnie.- dodał Percy - Boję się
myśleć w jakim stanie będzie moje biuro, jeżeli nie byłoby
mnie w pracy przez pięć dni.
- Tak, ktoś mógłby przysłać tam smocze gówno, prawda Percy?
- zapytał Fred
- To był tylko wypadek norweskiej firmy przewozowej! - odparł
Percy, czerwieniąc się po same uszy - To nie było nic
osobistego!
- Ależ było! - szepnął Fred do Harrego, kiedy wstali od
stołu - MY to wysłaliśmy.


Stopka();




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
harryp30
harryp28
harryp16
Darmowa wyszukiwarka styl HARRYPOTTER
harryp26
harryp22
harryp06
harryp01
harryp21
harryp23
harryp31
harryp02
harryp37
harryp24
harryp14
harryp19
harryp15
harryp25

więcej podobnych podstron