Harry Potter 4 - rozdział 37
Rozdział trzydziesty siódmy
Początek
Kiedy Harry spoglądał wstecz, nawet w miesiąc później, nie mógł
odnaleźć w pamięci zbyt wielu wspomnień z kilku najbliższych
dni. To było tak, jakby przeszedł przez zbyt wiele, by przyjąć
jeszcze coś więcej. Wspomnienia, które miał były bardzo
bolesne. Najgorsze było spotkanie z Diggorymi, które miało
miejsce następnego dnia rano.
Nie obwiniali go o to, co się stało; przeciwnie, byli mu wdzięczni
za zabranie ze sobą ciała Cedrika. Pan Diggory szlochał
podczas całej rozmowy. Rozpacz pani Diggory zdawała się być
ponad łzami.
- W takim razie prawie nie cierpiał - powiedziała, kiedy Harry
wyjaśnił jej, jak umarł Cedrik - Poza tym, Amos... umarł tuż
po tym, jak dowiedział się, że wygrał turniej. Musiał być
szczęśliwy.
Kiedy wstali, spojrzała uważnie na Harrego i dodała - Teraz
naprawdę na siebie uważaj.
Harry podniósł sakiewkę złota z nocnej szafki.
- Weźcie to - mruknął - To powinno być Cedrika, on dotarł
tam pierwszy. Weźcie to...-
Ale ona cofnęła się o krok - Och, nie, kochanie, jest twoje.
Nie możemy... zatrzymaj to.
* * *
Harry wrócił do wieży Gryffindoru następnego wieczoru. Z
tego, co powiedzieli mu Hermiona i Ron, Dumbledore przemówił do
szkoły tego ranka przy śniadaniu. Poprosił jedynie, by
zostawili Harrego w spokoju, by nikt nie pytał go ani nie
namawiał do opowiadania, co zdarzyło się w labiryncie. Większość,
jak zauważył, zerkała na niego ciekawie w korytarzach, unikając
jego spojrzenia. Niektórzy szeptali między sobą, zasłaniając
dłonią usta. Harry zgadywał, że wielu z nich wierzyło artykułowi
Rity Skeeter o tym, jaki jest niezrównoważony i niebezpieczny.
Być może tworzyli własne teorie na temat tego, jak umarł
Cedrik. Nie obchodziło go to zbytnio. Najbardziej lubił być z
Ronem i Hermioną, kiedy rozmawiali o innych sprawach albo
pozwalali mu siedzieć cicho, podczas gdy sami grali w szachy.
Miał wrażenie, że ich troje dotarło do takiego punktu, gdzie
nie potrzeba już słów, by być zrozumianym; każde z nich
czekało na jakiś znak, jakieś słówko o tym, co dzieje się
na zewnątrz Hogwartu - a spekulowanie o tym nie miało sensu,
skoro niczego nie mogli być pewni. Jeden jedyny raz poruszyli
ten temat, kiedy Ron powiedział Harremu o spotkaniu pani Weasley
i Dumbledore'a.
- Poszła zapytać go, czy mógłbyś przyjechać prosto do nas
na wakacje - powiedział - Ale on chce, żebyś wrócił do
Dursleyów, przynajmniej na początku.
- Dlaczego? - zapytał Harry
- Mówi, że Dumbledore ma swoje powody - odparł Ron, potrząsając
głową ze smutkiem - Myślę, że musimy mu zaufać, prawda?
Jedyną osobą, oprócz Rona i Hermiony, z który Harry czuł się
na siłach rozmawiać, był Hagrid. Ponieważ nie było już
nauczyciela obrony przed czarną magią, te lekcje mieli wolne.
Pewnego czwartkowego popołudnia zeszli na dół i odwiedzili go
w jego chatce. Był ciepły i słoneczny dzień; na ich widok Kieł
wypadł jak szalony z chatki, szczekając i merdając ogonem.
- Kto tam? - zawołał Hagrid, podchodząc do drzwi - Harry!
Wybiegł, żeby ich powitać, objął Harrego jedną ręką i
potargał mu włosy - Dobrze was widzieć. Naprawdę dobrze was
widzieć.
Na drewnianym stole leżały kiełbaski i dwa kuby wielkości
wiader.
- Piłem sobie herbatkę z Olimpią - powiedział Hagrid - Właśnie
wyszła.
- Z kim? - zapytał Ron ciekawie
- Madame Maxime, oczywiście! - powiedział Hagrid
- A więc wreszcie to zrobiliście, tak? - stwierdził Ron
- Nie wiem, o czym mówisz - odparł lekko Hagrid, wyciągając
więcej kubków z kredensu. Kiedy zrobił herbatę i postawił na
stole okrągły talerz pełen ciastek, pochylił się na swoim
krześle i przyjrzał się z bliska Harremu swoimi czarnymi
oczami.
- Wszystko w porządku? - zapytał poważnie
- Taak... - odparł Harry
- Nie, nie wszystko - stwierdził Hagrid - Oczywiście, że nie.
Ale będzie.
Harry nie odezwał się.
- Wiedziałem, że on w końcu weźmie i wróci - ciągnął
Hagrid, a Harry, Ron i Hermiona podnieśli, zszokowani, głowy -
Wiedziałem to od lat, Harry. On tam był, czekał. To musiało
się stać. No, teraz, jak się już stało, będziemy musieli po
prostu radzić sobie dalej. Będziemy walczyć. Może zatrzymamy
go, zanim dobrze się rozkręci. Taki jest plan Dumbledore'a.
Wielki człowiek, Dumbledore. Dopóki go mamy, nie martwię się
za bardzo.
Hagrid uniósł swoje krzaczaste brwi na widok ich zaskoczonych
min.
- Nie ma sensu siedzieć i martwić się - dodał - Co ma być,
to będzie, i spotkamy to, kiedy się stanie. Dumbledore
powiedział mi, co zrobiłeś, Harry.
Hagrid westchnął, kiedy spojrzał na Harrego - Zrobiłeś to,
co zrobiłby twój ojciec, nie mam na to większej pochwały.
Harry uśmiechnął się. Po raz pierwszy od wielu, wielu dni, uśmiechnął
się.
- O co poprosił cię Dumbledore, Hagridzie? - zapytał - Wysłał
profesor McGonagall po Madame Maxime... tamtej nocy...
- Dał mi trochę roboty na wakacje - odparł Hagrid - Tajemnica,
widzicie. Nie powinienem o tym mówić, nawet wam. Olimpia...
Madame Maxime dla was... może pójdzie ze mną. Myślę, że
tak. Myślę, że ją przekonałem.
- To ma coś wspólnego z Voldemortem?
Hagrid strząsnął się na dźwięk tego imienia.
- Może tak, może nie - powiedział wymijająco - Teraz... kto
chciałby odwiedzić ze mną ostatniego Skrewt? Żartowałem!
- dodał natychmiast, widząc wyrazy ich twarzy.
* * *
Z ciężkim sercem Harry pakował swój kufer w dormitorium, dzień
przed powrotem na Privet Drive. Bał się uczty pożegnalnej,
zwykle okazji do świętowania i ogłoszenia zwycięzcy corocznej
rywalizacji między domami. Unikał pojawiania się w Wielkiej
Sali, kiedy była ona wypełniona ludźmi, odkąd tylko opuścił
skrzydło szpitalne; wolał jeść, kiedy sala świeciła
pustkami, nie narażając się na spojrzenia swoich kolegów.
Kiedy on, Ron i Hermiona weszli do Sali, zobaczyli, że jej zwykłe
dekoracje zniknęły. Dotychczas podczas uczt pożegnalnych
Wielka Sala była ozdobiona kolorami zwycięskiego domu. Dzisiaj
jednak na ścianach za stołem nauczycieli wisiały czarne
draperie. Harry wiedział, że były znakiem żałoby po Cedriku.
Prawdziwy Mad-Eye Moody siedział wśród nauczycieli, z powrotem
ze swoją drewnianą nogą i magicznym okiem. Wyglądał na
niezwykle czujnego, podskakiwał za każdym razem, gdy ktoś się
do niego odezwał. Harry wcale się nie dziwił; strach Moody'ego
przed atakiem z pewnością znacznie się zwiększył po prawie
dziesięcio-miesięcznym uwięzieniu we własnym kufrze. Krzesło
profesora Karkaroffa było puste. Harry zastanawiał się, siedząc
z innymi Gryfonami, gdzie Karkaroff mógł się teraz znajdować;
i czy Voldemort już go złapał.
Madame Maxime ciągle tu była. Siedziała obok Hagrida. Cicho ze
sobą rozmawiali. Trochę dalej, obok profesor McGonagall,
siedział Snape. Na chwilę Harry i on spojrzeli sobie w oczy.
Wyraz twarzy Snape'a był trudny do odczytania. Wyglądał tak
samo kwaśno i nieprzyjemnie jak zazwyczaj. Harry ciągle mu się
przyglądał, długo po tym, jak Snape odwrócił wzrok.
Co takiego Snape zrobił na polecenie Dumbledore'a, tej nocy,
kiedy Voldemort powrócił? I dlaczego... dlaczego Dumbledore był
taki pewny, że Snape naprawdę jest po ich stronie? Był ich
szpiegiem, tak powiedział Dumbledore podczas procesu. Potem
Snape szpiegował przeciwko Voldemortowi "narażając się na
wielkie niebezpieczeństwo". Czy tego samego zadania podjął
się ponownie? Może skontaktował się z Voldemortem? Udając,
że nigdy naprawdę nie przeszedł na stronę Dumbledore'a,
tylko czekał tak samo jak Voldemort?
Rozważania Harrego zostały przerwane przez profesora Dumbledore'a,
który wstał od stołu nauczycieli. W Wielkiej Sali, i tak
znacznie spokojniejszej niż zwykle podczas Uczty Pożegnalnej,
zapadła zupełna cisza
- Nadszedł koniec - zaczął Dumbledore, rozglądając się po
Sali - następnego roku.
Na chwilę zamilkł, a jego spojrzenie zatrzymało się na stole
Hufflepuffu. Dziś był to najbardziej zdyscyplinowany stół, a
Puchoni najbardziej bladymi i smutnymi uczniami w Sali.
- Dziś wieczór chciałbym powiedzieć wam bardzo wiele, - ciągnął
Dumbledore - ale najpierw muszę wspomnieć o stracie osoby, która
powinna siedzieć tutaj, - wskazał ręką stół Puchonów-
razem z nami ciesząc się ucztą. Chciałbym, żebyśmy wszyscy
wstali i wznieśli toast za Cedrika Diggory'ego.
Wszyscy to zrobili, wszyscy; ławki zaskrzypiały, kiedy wstali i
podnieśli swoje kielichy, i powtórzyli, niskimi, smutnymi głosami
"Cedrik Diggory".
Harry złowił spojrzeniem Cho. Łzy cicho płynęły po jej
twarzy. Harry spojrzał w dół, kiedy znowu zajęli swoje
miejsca.
- Cedrik był osobą, którą ucieleśniała wiele cech
charakteryzujących dom Hufflepuffu. - ciągnął Dumbledore - Był
dobrym i lojalnym przyjacielem, umiał ciężko pracować, cenił
czystą grę. Jego śmierć miała wpływ na was wszystkich,
niezależnie od tego, czy go znaliście, czy nie. Myślę, że w
takim razie macie prawo, żeby dowiedzieć się, co dokładnie się
stało.
Harry podniósł głowę i spojrzał na Dumbledore'a.
- Cedrik Diggory został zamordowany przez Lorda Voldemorta.
Pełen paniki szmer przeszedł przez Wielką Salę. Ludzie
wpatrywali się w Dumbledore'a z niedowierzaniem i przerażeniem.
On natomiast zupełnie spokojnie, w milczeniu, patrzył, jak
szepczą między sobą.
- Ministerstwo Magii - kontynuował Dumbledore - nie chce, żebym
wam to mówił. Możliwe, że rodzice niektórych z was będą
oburzeni, że jednak to zrobiłem... ponieważ nie uwierzą, że
Lord Voldemort powrócił, albo ponieważ sądzą, że jesteście
zbyt młodzi, by dowiedzieć się prawdy. Ja jednak uważam, że
prawda jest zawsze lepsza od kłamstwa, oraz że udawanie, że
Cedrik zginął w wypadku albo na skutek swojego błędu,
krzywdzi jego dobre imię.
Oszołomiene i przerażene, wszystkie twarze w Wielkiej Sali były
teraz zwrócone na Dumbledore'a... albo prawie wszystkie
twarze. Daleko, przy stole Ślizgonów, Harry zobaczył, jak
Draco Malfoy szepcze coś do Crabbe'a i Goyle'a. Harry poczuł
gorący przypływ wściekłości. Zmusił się do odwrócenia głowy
w kierunku Dumbledore'a.
- Jest jeszcze ktoś, kto powinien być wspomniany w tym miejscu
- ciągnął Dumbledore - Mówię oczywiście o Harrym Potterze.
Po Wielkiej Sali znowu przeszedł szmer, kiedy wiele głów odwróciło
się i spojrzało na Harrego.
- Harremu Potterowi udało się uciec Lordowi Voldemortowi -
powiedział Dumbledore - Ryzykował on własnym życiem, by zabrać
ciało Cedrika z powrotem do Hogwartu. Okazał, w pełnym
znaczeniu tego słowa, ten rodzaj odwagi, który zaledwie
niewielu czarodziejów było w stanie okazać, stając twarzą w
twarz z Lordem Voldemortem. I za to należy mu się szacunek.
Dumbledore zwrócił się z grobową miną do Harrego i ponownie
podniósł swój kielich. Prawie wszyscy w Wielkiej Sali powtórzyli
gest. Wyszeptali jego imię, tak samo jak wcześniej Cedrika, i
wypili za niego toast. Harry zauważył, że Malfoy, Crabbe,
Goyle i wieli innych Ślizgonów nie ruszyło się ze swoich
miejsc. Dumbledore, który w końcu nie posiadał żadnego
magicznego oka, nie zobaczył tego.
Kiedy wszyscy ponownie zajęli swoje miejsca, Dumbledore zabrał
głos - Celem Turnieju Trzech Czarodziejów było propagowanie
tolerancji i zrozumienia. W świetle tego, co się stało...
powrotu Voldemorta... ten cel staje się ważniejszy niż
kiedykolwiek wcześniej.
Dumbledore zerknął na Madame Maxime i Hagrida, na Fleur
Delacour i pozostałych uczniów Beauxbatons, na Victora Kruma i
jego kolegów z Durmstrangu przy stole Ślizgonów. Krum, jak
zauważył Harry, patrzył czujnie, prawie z obawą, jakby
oczekiwał, że Dumbledore powie coś nieprzyjemnego.
- Każdy gość w tej Sali - powiedział Dumbledore, spoglądając
na uczniów Durmstrangu - będzie tutaj powitany w każdej
chwili, jeśli tylko zechce do nas zawitać. Powtarzam to jeszcze
raz: w świetle powrotu Lorda Voldemorta, jesteśmy tak silni jak
tylko jesteśmy zjednoczeni, i tak słabi, jak jesteśmy
podzieleni.
- Wkład Lorda Voldemorta w szerzenie niezgody i wrogości jest
ogromny. Możemy z tym walczyć tylko poprzez okazanie równie
wielkiej siły przyjaźni i zaufania. Różnice w zachowaniach i
języku są niczym, jeśli nasze cele są identyczne, a nasze
serca otwarte.
- Myślę... i jeszcze nigdy aż tak nie pragnąłem być w błędzie...
że przed nami czarne i trudne chwile. Niektórzy z was, w tej
Sali, już ucierpieli bezpośrednio od Lorda Voldemorta. Wiele
waszych rodzin zostało rozbitych. Tydzień temu jeden z was opuścił
ten świat.
- Zapamiętajcie Cedrika. Pamiętajcie, jeśli przyjdzie taki
moment, że będziecie musieli wybrać między tym, co jest właściwe,
a tym, co jest łatwe, pamiętajcie, co stało się z chłopcem,
który był dobry i odważny, ale miał nieszczęście spotkać
na swej drodze Lorda Voldemorta. Zapamiętajcie Cedrika Diggory'ego.
* * *
Kufer Harrego był już spakowany; Hedwiga siedziała w swojej
klatce. Harry, Ron i Hermiona czekali w zatłoczonej sali wejściowej
na dorożki, które miały zabrać ich na stację Hogsmeade. Był
kolejny piękny, letni dzień. Harry podejrzewał, że Privet
Drive będzie gorące i zielone, a grządki kwiatków mieniące
się kolorami. Ta myśl jednak nie przyniosła mu żadnej
przyjemności.
- 'Arry!
Obejrzał się. Fleur Delacour biegła do niego po kamiennych
schodach. Za nią, daleko na błoniach, Harry widział, jak
Hagrid pomaga Madame Maxime zaprząc dwa gigantyczne konie.
Kareta Beauxbatons miała zaraz odlecieć.
- Zobaczymy się jheszcze, mam nadzie'ę - powiedziała Fleur,
kiedy wreszcie do nich dotarła, wyciągając rękę - Chciałabym
dhostać tu'aj pracę, poduczyc się angelskiego.
- Już jest bardzo dobry - wtrącił dziwnym głosem Ron. Fleur uśmiechnęła
się do niego; Hermiona zmarszczyła brwi.
- Dowidzenia, 'Arry - powiedziała Fleur - Cieszę się, że cię
pozna'am.
Harry nic nie mógł na to poradzić, ale uśmiechnął się
lekko, kiedy patrzył, jak Fleur biegnie po trawniku do Madame
Maxime, a jej srebrne włosy lśnią w słońcu.
- Ciekawe, jak wrócą uczniowie Durmstrangu? - zastanawiał się
Ron - Jak myślisz, czy potrafią sterować tym statkiem bez
Karkaroffa?
- Karkaroff nigdy nje sterował - powiedział za nimi niski,
ponury głos - Zostawał w swojej kabjinie, a my robiliśmy
wszystko za njego. - Krum również przyszedł, by pożegnać się
z Hermioną - Możemy porozmawjać? - zapytał ją
- Och... tak... jasne - powiedziała Hermiona, nagle wyraźnie
zdenerwowana, i podążyła za Krumem przez tłum, znikając z
ich pola widzenia.
- Lepiej się pospieszcie! - głośno zawołał za nią Ron -
Dorożki zaraz przyjadą!
Mimo to pozwolił Harremu wypatrywać pojazdów, a sam spędził
najbliższych kilka minut wyciągając szyję, próbując zobaczyć,
co mogą robić Hermiona i Krum. Wrócili dość szybko. Ron
zerknął na Hermionę, ale jej twarz nie wyrażała nic niezwykłego.
- Lubiłem Diggoriego - nagle zwrócił się Krum do Harrego -
Zawsze był dla mnje miły. Nawet mimo że byłem z
Durmstrangu... z Karkaroffem. - dodał, marszcząc brwi.
- Macie już nowego dyrektora? - zapytał Harry
Krum pokręcił przecząco głową. Wyciągnął rękę i uściskał
dłonie Harrego i Rona, tak jak przed chwilą zrobiła to Fleur.
Ron wyglądał zupełnie tak, jakby był boleśnie, wewnętrznie
rozdarty. Krum odwrócił się już i skierował do swojego
statku, kiedy wreszcie wybuchnął - Mógłbym dostać twój
autograf?
Hermiona odwróciła się, uśmiechając się pod nosem do
bezkonnych dorożek, które właśnie nadjeżdżały do zamku,
kiedy Krum, zaskoczony, ale wyraźnie zadowolony, podpisywał
kawałek pergaminu dla Rona.
* * *
Pogoda podczas ich podróży na King's Cross nie mogła
bardziej różnić się od tej z ich wyjazdu do Hogwartu we wrześniu
zeszłego roku. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Harremu,
Ronowi i Hermionie udało się zająć przedział tylko dla ich
3. Pigwidgeon znowu pohukiwał w swojej przykrytej szatami
klatce; Hedwiga drzemała z głową ukrytą pod skrzydłem, a
Krzywołap zwinął się w kłębek na wolnym miejscu jak duża,
puchata poduszka. Harry, Ron i Hermiona rozmawiali bardziej
otwarcie i swobodnie niż przez cały ostatni tydzień, podczas
gdy pociąg pędził na południe. Harry miał wrażenie, że
przemowa Dumbledore'a na Uczcie Pożegnalnej jakby go odblokowała.
Teraz mniej bolała go rozmowa o tym, co się stało. Zaczęli
dyskusję o krokach, jakie może podjąć Dumbledore, by
powstrzymać Voldemorta, zanim jeszcze przyjechał wózek z
drugim śniadaniem.
Kiedy Hermiona wróciła z korytarza, włożyła swoje pieniądze
z powrotem do torby i wyjęła z niej "Proroka
Codziennego".
Harry zerknął jej przez ramię, niepewny, czy rzeczywiście
chce zobaczyć, co tam napisano, ale Hermiona, widząc, na co
patrzy, powiedziała spokojnie - Tutaj nic nie ma. Możesz szukać
czegoś o sobie, ale tu nic nie ma. Sprawdzałam codziennie.
Tylko mała notatka dzień po trzecim zadaniu, że wygrałeś
turniej. Nawet nie wspomnieli Cedrika. Ani słowem. Jeśli mnie
zapytasz, uważam, że Knot chce utrzymać to w tajemnicy.
- Nigdy nie utrzyma tego w tajemnicy przed Ritą - stwierdził
Harry - Nie takiej historii.
- Och, Rita nie napisała nic a nic od trzeciego zadania. -
powiedziała Hermiona, dziwnie sztucznym głosem - Właściwie -
dodała, a jej głos lekko zadrżał - Rita Skeeter nie napisze
niczego przez pewien czas. Chyba że chce, żebym to ja podsunęła
im temat o niej.
- O czym ty mówisz? - zapytał Ron
- Dowiedziałam się, że podsłuchiwała prywatne rozmowy, kiedy
w ogóle nie powinna była wchodzić na ziemie Hogwartu -
powiedziała pospiesznie Hermiona
Harry miał wrażenie, że od wielu dni Hermiona marzyła, żeby
im o tym powiedzieć, ale powstrzymywała się, widząc co się
dzieje.
- Jak ona to robiła? - zapytał natychmiast Harry
- Jak się dowiedziałaś? - dodał Ron, przyglądając się jej
bliżej
- No, tak właściwie, to Harry poddał mi pomysł. - odparła
- Ja? Jak?
- Pluskwy - powiedziała wesoło Hermiona
- Ale mówiłaś, że one nie działają...-
- Och, nie elektroniczne - przerwała Hermiona - Nie, widzicie...
Rita Skeeter - jej głos wprost drżał z cichego triumfu - jest
niezarejestrowanym Animagiem. Może zmienić się...
Hermiona wyjęła z torby mały szklany słoiczek.
- ...w żuczka.
- Żartujesz! - zawołał Ron - Ty nie... ona nie...
- Ależ tak - znowu przerwała radośnie Hermiona, podając im słoik.
W środku leżało kilka gałązek, liści i jeden duży, tłusty
żuk.
- To nigdy... żartujesz... - wyszeptał Ron, podnosząc słoik
na wysokość oczu.
- Nie. - Hermiona promieniała - Złapałam ją na parapecie okna
w skrzydle szpitalnym. Przyjrzyj się uważniej, a zobaczysz ślady
dookoła jej antenek, dokładnie takie same, jak te głupie
okulary, które nosi.
Harry przyjrzał się i stwierdził, że Hermiona ma absolutną
rację. Oprócz tego coś sobie przypomniał - Na pomniku siedział
żuk tej nocy, kiedy podsłuchaliśmy rozmowę Hagrida z Madame
Maxime o jego matce!
- Dokładnie - powiedziała Hermiona - A Viktor wyciągnął żuka
z moich włosów, kiedy rozmawialiśmy nad jeziorem. A jeśli się
nie mylę, Rita siedziała na parapecie na wróżbiarstwie, kiedy
twoja blizna cię znowu zabolała. Przez cały rok zdobywała tak
historie.
- Widzieliśmy Malfoya pod drzewem... - dodał wolno Ron
- Rozmawiał z nią, miał ją w dłoni - powiedziała Hermiona -
On wiedział, oczywiście. To tak przeprowadzała te małe
wywiadziki ze Ślizgonami. Nie obchodziło ich, że robi coś
nielegalnego dopóki pisała te okropne historie o nas i
Hagrdzie.
Hermiona zabrała słoik od Rona i uśmiechnęła się do żuczka,
który zabrzęczał ze złością w słoju.
- Powiedziałam jej, że wypuszczę ją, kiedy wrócimy do
Londynu - stwierdziła Hermiona - Nałożyłam zaklęcie na słoik,
żeby nie można go było zbić, no wiecie, więc nie może się
przemienić. I powiedziałam jej, że przez cały rok ma siedzieć
cicho. Zobaczymy, czy potrafi powstrzymać się od wypisywania
okropności o ludziach.
Uśmiechając się spokojnie, Hermiona wsadziła słoik z
powrotem do swojej torby.
Drzwi do przedziały nagle otworzyły się na oścież.
- Bardzo sprytne, Granger - powitał ich Draco Malfoy
Crabbe i Goyle stali tuż za nim. Wszyscy troje wyglądali na
bardziej zadowolonych z siebie, bardziej aroganckich, bardziej
wrednych, niż Harry kiedykolwiek ich widział.
- A więc - zaczął Malfoy wolno, stawiając krok w ich
kierunku, ze złośliwym uśmieszkiem plątającym mu się na
twarzy - Złapałaś jakąś żałosną reporterkę, a Potter
znowu jest ulubionym chłopczykiem Dumbledore'a. Wielkie
rzeczy.
Jego uśmieszek rozszerzył się. Crabbe i Goyle zachichotali.
- Próbujemy o tym nie myśleć, prawda? - powiedział miękko
Malfoy, spoglądając na ich troje - Próbujemy udawać, że to
się w ogóle nie zdarzyło?
- Wynoś się - warknął Harry
Nie miał okazji znaleźć się w pobliżu Malfoya odkąd
obserwował, jak ten szepcze coś do ucha Crabbe'a i Goyle'a
podczas przemówienia Dumbledore'a o Cedriku. Miał wrażenie,
że coś dzwoni mu w uszach. Ręka sama odnalazła różdżkę w
kieszeni.
- Wybrałeś przegraną stronę, Potter! Ostrzegałem cię. Mówiłem,
że powinieneś ostrożniej dobierać sobie towarzystwo, pamiętasz?
Kiedy spotkaliśmy się w pociągu, pierwszego dnia w Hogwarcie?
Powiedziałem ci, żebyś nie zadawał się z takimi miernotami
jak te! - wskazał głową Rona i Hermionę - Za późno, Potter!
Oni pójdą jako pierwsi, teraz, kiedy Czarny Pan powrócił!
Szlamy i kochający Mugoli pierwsi! No, drudzy... Diggory był
pie-
To brzmiało tak, jakby w przedziale eksplodowało pudełko
fajerwerków. Oślepiony przez błyski zaklęć, które wystrzeliły
ze wszystkich stron, ogłuszony przez serię wybuchów, Harry
zamrugał i spojrzał na podłogę.
Malfoy, Crabbe i Goyle leżeli nieprzytomni na podłodze przy
drzwiach. On, Ron i Hermiona stali nad nimi, każde z nich użyło
innego zaklęcia. Nie byli jedynymi, którzy wyciągnęli swoje różdżki.
- Pomyśleliśmy, że zobaczymy, co ci troje mieli zamiar narobić
- stwierdził Fred, przechodząc nad Goylem do przedziału. W ręku
trzymał różdżkę, tak samo jak George, który uważnie nadepnął
na Malfoya wchodząc za Fredem do środka.
- Ciekawe - powiedział George, spoglądając na Crabbe'a - Kto
użył Klątwy Furnunculusa?
- Ja - odparł Harry
- Dziwne - skomentował lekko George - Ja użyłem Uroku
Galaretowatych Nóg. Te dwa widocznie nie powinny być mieszane.
Chyba wyrosły mu jakieś czułki na twarzy. No, nie zostawiajmy
ich tutaj, nie tworzą zbyt przyjemnej dekoracji.
Ron, Harry i George wykopali, wywinęli i wypchnęli
nieprzytomnych Malfoya, Crabbe'a i Goyle'a (z których jeden
wyglądał gorzej od drugiego z powodu mieszanki uroków, którymi
ich potraktowali) na korytarz, a potem wrócili do przedziały i
zamknęli za sobą drzwi.
- Kto zagra w Eksplodującego Durnia? - zapytał Fred, wyciągając
talię kart
Byli właśnie w połowie ich piątej partii, kiedy Harry
wreszcie zdecydował się ich zapytać.
- Powiecie nam wreszcie, czy nie? - powiedział do George'a -
Kogo szantażowaliście?
- Och - stwierdził ponuro George - To.
- To już nieważne - powiedział Fred, potrząsając
niecierpliwie głową - To zresztą nie było ważne. Nie teraz,
w każdym razie.
- Daliśmy już spokój - dodał George, wzruszając ramionami
Ale Harry, Ron i Hermiona pytali ich tak długo, aż wreszcie
Fred powiedział - No dobra, dobra, jeśli naprawdę chcecie
wiedzieć... to był Ludo Bagman.
- Bagman? - zapytał Harry ostro - Mówisz, że on był
zamieszany...-
- Ee tam - przerwał ponuro George - Nic z tych rzeczy. Głupia
sprawa.
- No to co to było? - zapytał Ron
Fred zawahał się i odparł - Pamiętacie, jak założyliśmy się
z nim, wtedy, na mistrzostwach quidditcha? Że Irlandia wygra,
ale Krum złapie Znicza?
- Tak - potwierdzili wolno Harry i Ron
- A więc, zapłacił nam złotem leprechaun, które złapał od
maskotek Irlandii.
- I?
- I - powiedział niecierpliwie Fred - ono zniknęło! Następnego
dnia, wszystko zniknęło!
- Ale... to musiał być przypadek, prawda? - powiedziała
Hermiona
George gorzko się zaśmiał. - Tak, też tak myśleliśmy, na
początku. Myśleliśmy, że jak po prostu do niego napiszemy i
powiemy, że popełnił błąd, to się skapnie. Ale on nie zrobił
nic. Ignorował nasze listy. Próbowaliśmy pogadać z nim w
Hogwarcie, ale zawsze znajdował jakieś wymówki.
- W końcu powiedział, że i tak byliśmy za młodzi, żeby grać
i nic nam nie da - wtrącił Fred
- Więc zażądaliśmy z powrotem naszej forsy - dodał George
- Nie mógł odmówić! - wydusiła Hermiona
- Jakbyś zgadła - stwierdził ponuro Fred
- Ale to były całe wasze oszczędności! - zawołał Ron
- Mnie to mówisz? - odparł George - Oczywiście, w końcu
dowiedzieliśmy się, co jest grane. Tata Lee Jordana też miał
kłopoty z wyciągnięciem pieniędzy od Bagmana. Okazało się,
że Bagman ma duży problem z goblinami. Pożyczył od nich kupę
złota. Ich gang otoczył go w lesie po meczu i zabrał całe złoto,
jakie miał, a to ciągle nie wystarczyło na pokrycie jego długów.
Poszli za nim do Hogwartu, żeby mieć go na oku. Stracił
wszystko na zakładach. I wiecie, jak ten idiota chciał im zapłacić?
- Jak? - zapytał Harry
- Założył się o ciebie! - powiedział Fred - Założył się
o kupę forsy, że wygrasz turniej. Zakład przeciwko goblinom.
- A więc dlatego ciągle chciał pomóc mi w turnieju! - zawołał
Harry - No... ale przecież wygrałem, prawda? A więc może oddać
wam wasze złoto!
- Niee - odparł George, potrząsając głową - Gobliny grały
tak samo jak on. Mówią, że wygrałeś z Diggorym, a Bagman założył
się, że wygrasz samodzielnie. Więc Bagman musiał uciekać.
Zaraz po trzecim zadaniu.
George głęboko westchnął i zaczął znowu rozdawać karty.
Reszta podróży przebiegła im raczej przyjemnie; Harry marzył,
żeby mogła ona trwać wiecznie, przez całe lato, i żeby nigdy
nie dojechali na King's Cross... ale przez ten rok nauczył się
(i to boleśnie), że czas nie zwolni tylko dlatego, że przed
tobą leży coś nieprzyjemnego, tak więc znacznie zbyt szybko
Ekspres z Hogwartu zajechał na peron dziewięć i trzy czwarte.
Zwykłe podniecenie i hałas wypełniły korytarze, kiedy
uczniowie zaczęli wysypywać się z pociągu. Ron i Hermiona
wydostali się ponad Malfoyem, Crabbe'em i Goyle'em taszcząc
swoje kufry.
Harry został jeszcze na chwilę - Fred... George... poczekajcie
chwilę.
Bliźniacy odwrócili się. Harry otworzył swój kufer i wyciągnął
wygraną z Turnieju Trzech Czarodziejów.
- Weźcie to - powiedział i wcisnął sakiewkę w dłonie George'a
- Co? - zawołał Fred, wyglądając na zszokowanego
- Weźcie to - powtórzył z naciskiem Harry - Ja ich nie chcę.
- Jesteś szalony - stwierdził George, próbując oddać Harremu
torbę.
- Nie, nie jestem - powiedział Harry - Weźcie to,
zainwestujcie. W sklep dla dowcipnisiów.
- On jest szalony - stwierdził stanowczo Fred
- Słuchaj, - zaczął Harry - Jeśli tego nie weźmiecie, wyrzucę
to pod pociąg. Nie chcę tego i nie potrzebuję. Ale wy możecie
zamienić to na kilka uśmiechów. Myślę, że wszyscy będziemy
tego niedługo potrzebować.
- Harry, - powiedział słabo George, ważąc sakiewkę z pieniędzmi
w dłoniach - Tu jest z tysiąc galeonów.
- Tak - uśmiechnął się Harry - Pomyślcie, ile to jest
Ciasteczek Kanarkowych.
Bliźniacy gapili się na niego.
- Tylko nie mówcie waszej mamie, skąd to macie... choć może
teraz nie będzie taka chętna, żebyście pracowali w
Ministerstwie. Pomyślcie o tym...
- Harry... - zaczął Fred, ale Harry wyciągnął różdżkę
- Zobacz - powiedział bezbarwnym głosem - weźcie to albo rzucę
na was urok. Teraz znam kilka naprawdę dobrych. Tylko zróbcie
mi przysługę, okej? Kupcie Ronowi jakieś inne szaty i
powiedzcie, że są od was.
Wyszedł z przedziału zanim zdążyli powiedzieć choć słowo,
przechodząc nad Malfoy'em, Crabbe'em i Goyle'em, którzy
ciągle leżeli na podłodze, pokryci śladami po klątwach.
Wuj Vernon czekał za barierką. Pani Weasley stała niedaleko.
Mocno uścinęła Harrego, kiedy tylko go zobaczyła i wyszeptała
mu do ucha - Myślę, że Dumbledore pozwoli ci przyjechać do
nas później w lecie. Będziemy w kontakcie, Harry.
- Do zobaczenia, Harry - rzucił Ron, klepiąc go w plecy
- Pa, Harry! - zawołała Hermiona, a po chwili zrobiła coś,
czego jeszcze nie zrobiła nigdy wcześniej: pocałowała go w
policzek.
- Harry... dzięki - mruknął George, a Fred kiwnął do niego głową
za plecami brata.
Harry mrugnął do nich, po czym odwrócił się do wuja Vernona
i w milczeniu wyszedł za nim z dworca. Nie ma sensu się jeszcze
martwić, powiedział sobie, kiedy wciskał się do samochodu
Dursley'ów.
Jak powiedział Hagrid, co ma być, to będzie... i spotka to
dopiero, gdy już nadejdzie.
KONIEC
Stopka();
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
harryp30harryp28harryp16Darmowa wyszukiwarka styl HARRYPOTTERharryp26harryp22harryp06harryp01harryp21harryp05harryp23harryp31harryp02harryp24harryp14harryp19harryp15harryp25więcej podobnych podstron