Harry Potter 4 - rozdział 21
Rozdział dwudziesty pierwszy
Front Wyzwolenia Skrzatów Domowych (?)
Harry, Ron i Hermiona wspięli się tego wieczoru do sowiarni, by
znaleźć Pigwidgeona i wysłać list do Syriusza, mówiąc mu,
że Harremu udało się przejść przez pierwsze zadanie. Po
drodze Harry wtajemniczył Rona we wszystko, co Syriusz
przekazał mu o Karkaroffie. Choć początkowo zszokowany
wiadomością, że Karkaroff był Death Eater, po
dotarciu do sowiarni Ron przekonywał ich, że powinni byli od
początku to podejrzewać.
- Pasuje, prawda? - mówił - Pamiętacie, co Malfoy gadał w
pociągu, o swoim tacie jako przyjacielu Karkaroffa? Teraz wiemy
skąd ci dwaj się znają. Pewnie razem biegali w maskach na
mistrzostwach quidditcha... ale powiem ci jedno, Harry, jeżeli
to Karkaroff włożył twoje zgłoszenie do Czary Ognia, teraz
musi czuć się naprawdę głupio! Nie zadziałało, prawda?
Zostałeś tylko draśnięty! Chodź tutaj... Ja to zrobię...-
Pigwidgeon był tak podekscytowany myślą o dostarczeniu poczty,
że śmigał dookoła głowy Harrego bez przerwy pohukując. Ron
chwycił Pigwidgeona w powietrzu i przytrzymał go, podczas gdy
Harry uwiązał list do jego nóżki.
- Niemożliwe, żeby następne zadania były bardziej
niebezpieczne, jak mogłby być? - ciągnął Ron, niosąc
Pigwidgeona do okna - Wiesz co? Myślę, że możesz wygrać ten
turniej, Harry, poważnie.
Harry wiedział, że Ron powiedział kilka ostatnich słów tylko
po to, by wynagrodzić mu swoje zachowanie przez ostatnich parę
tygodni, ale mimo wszystko był wdzięczny. Hermiona jednak
oparła się o ścianę sowiarni, skrzyżowała ramiona i
zmarszczyła brwi.
- Harry ma przed sobą jeszcze długą drogę do zakończenia
turnieju - powiedziała poważnie - Jeżeli to było pierwsze
zadanie, nie chcę myśleć, co wymyślą na następne.
- Taki mały promyk słońca, czy tak? - odparował Ron - Ty i
profesor Trelawney powinnyście się zejść któregoś dnia.
Wyrzucił Pigwidgeona przez okno. Pigwidgeon spadał przez 12
stóp zanim zdołał znowu się podnieść; list przywiązany do
jego nogi był znacznie dłuższy i cięższy niż zazwyczaj -
Harry nie mógł się oprzeć dokładnemu opisaniu krok po kroku
jak drażnił, okrążył i oszukał węgierskiego smoka
ogoniastego.
Obserwowali, jak Pigwidgeon znika w ciemności i wtedy Ron
odezwał się - Lepiej zejdźmy na dół na twoje
przyjęcie-niespodziankę, Harry... do tej pory Fred i George
powinni przemycić z kuchni dostatecznie dużo jedzenia.
Tak jak przewidywali, gdy weszli, wspólny pokój Gryfonów
wybuchł krzykami i oklaskami. Były tam też góry ciastek,
flakony soku z dyni i kremowego piwa na wszystkich stoliczkach.
Lee Jordan wypuścił trochę zimnych ogni Filibustera, więc
pokój wypełnił się gwiazdami i iskrami. Dean Thomas, który
był świetny w rysunkach, namalował kilka nowych, imponujących
transparentów, z których większość przedstawiała Harrego
okrążającego łeb smoka na Błyskawicy, choć na kilku
widniał Cedric z płonącą głową.
Harry poczęstował się jedzeniem (prawie zapomniał, co to
znaczy być naprawdę głodnym) i usiadł między Ronem a
Hermioną. Nie mógł uwierzyć, jak bardzo jest teraz
szczęśliwy; miał Rona po swojej stronie, przeszedł przez
pierwsze zadanie i nie będzie musiał stwiać czoła nowemu
przez kolejne trzy miesiące.
- O kurcze, ale to ciężkie! - powiedział Lee Jordan,
podnosząc złote jajo, które Harry postawił na pobliskim stole
- No dalej, otwórz je, Harry! Tylko zobaczymy, co jest w
środku!
- Powinien pracować nad nim samodzielnie - wtrąciła Hermiona -
Takie są zasady turnieju...
- Powinienem był również pracować samodzielnie nad tym
smokiem - mruknął Harry, tak że tylko Hermiona mogła go
usłyszeć i w odpowiedzi uśmiechnęła się jak winowajca.
- Tak, Harry, otwórz je! - powtórzyło kilka osób
Lee podał Harremu jajo, a Harry wsadził paznokcie w szparę,
która biegła dookoła, i otworzył je.
Jego wnętrze było zupełnie puste, ale w momencie, kiedy Harry
je otworzył, straszliwe, skrzeczące wycie wypełniło pokój.
Najbliższa temu, według Harrego, była muzyka orkiestry duchów
na przyjęciu w rocznicę śmierci Prawie Bezgłowego Nicka.
- Zamknij to! - krzyknął Fred, przyciskając ręce do uszu
- Co to było? - zapytał Seamus Finnigan, wpatrując się w
jajo, kiedy Harry znowu je zatrzasnął- Brzmiało jak
szyszymora... może będziesz musiał teraz się z nimi
zmierzyć, Harry!
- To był ktoś torturowany! - wtrącił Neville, który stał
się bardzo blady i właśnie rozsypał na podłogę wszystkie
kiełbaski - Będziesz musiał walczyć z Klątwą Cruciatusa!
- Nie bądź idiotą, Neville, to nielegalne - powiedział George
- Nie użyliby Klątwy Cruciatusa na zawodnikach. Dla mnie to
brzmiało jak śpiew Percy'ego... może będziesz musiał
zaatakować go pod prysznicem, Harry.
- Chcesz tarty z marmoladą (?), Hermiono? - zapytał Fred
Hermiona spojrzała na talerz z miną pełną wątpliwości. Fred
uśmiechnął się.
- Jest w porządku - dodał - Nic z nią nie zrobiłem. Musisz
bardziej uważać na ciasteczka z polewą (?)...-
Neville, który właśnie zatopił zęby w ciasteczku z polewą,
odchrząknął i wypluł je.
Fred wybuchnął śmiechem - Tylko taki mały żarcik, Neville...
Hermiona wzięła tartę z marmoladą, potem powiedziała -
Zabraliście to wszystko z kuchni, Fred?
- Tak - odparł Fred, uśmiechając się od ucha do ucha. Udał
wysoki, skrzeczący głos skrzata domowego - "Cokolwiek
możemy dla pana zrobić, sir, zupełnie cokolwiek". Są
śmiertelnie posłuszne... a dajcie mi pieczeń z wołu, jeżeli
byłem choć troszeczkę głodny.
- Jak się tam dostaliście? - zapytała Hermiona pozornie
beztroskim głosem
- Prosto - odparł Fred - drzwi ukryte za obrazem tacy owoców.
Połaskocz gruszkę, ona zadrży i... - nagle przerwał,
spoglądając na nią podejrzliwie - A co?
- Nic - odparła Hermiona szybko
- Chcesz tam pójść i namówić je do strajku, prawda? -
wtrącił się George - Chcesz rzucić te głupie naszywki i
przygotować im rewolucję?
Kilka osób zachichotało. Hermiona nie odezwała się.
- Nie waż się iść tam i zasmucać je, mówiąc im, że muszą
wziąć ubrania i pensje! - ostrzegł ją Fred - Przestaną wtedy
gotować!
Właśnie w tym momencie Neville spowodował małe zamieszanie,
zmieniając się w olbrzymiego kanarka.
- Och, sorry Neville! - zawołał Fred, skręcając się ze
śmiechu - Zapomniałem... jednak zaczarowaliśmy ciasteczka z
polewą...
Jednak w przeciagu minuty Neville wyliniał, a kiedy wszystkie
pióra opadły, pojawił się znowu w swojej postaci.
Przyłączył się nawet do śmiechów.
- Kanarkowe ciasteczka! - krzyknął Fred do podekscytowanych
Gryfonów - George i ja wynaleźliśmy je... siedem sykli każde!
Była już prawie pierwsza w nocy, kiedy Harry wreszcie poszedł
do dormitorium z Ronem, Neville'm, Seamusem i Deanem. Zanim
zaciągnął zasłony swojego łóżka, położył przy łóżku
maleńki model węgierskiego smoka ogoniastego, gdzie ten
ziewnął, zwinął skrzydła i zamknął oczy. Rzeczywiście,
pomyślał Harry, kiedy odgrodził się kotarami od reszty,
Hagrid wiedział, co mówi... one są naprawdę w porządku,
smoki...
* * *
Początek grudnia przyniósł do Hogwartu zawieruchy i deszcze ze
śniegiem. Mimo że w zimie zamkiem zawsze targały przeciągi,
Harry z przyjemnością myślał o kominkach i grubych ścianach
za każdym razem, gdy przechodził obok statku Durmstrangu,
kołyszącego się na wysokich falach na jeziorze. Podejrzewał
że, w karecie Baeuxbatons również musi być całkiem chłodno.
Hagrid, jak Harry zauważył, świetnie zaopatrywał konie Madame
Maxime w czystą whisky; opary dochodzące od strony wybiegu
wystarczały, by podchmielić całą klasę opieki nad magicznymi
stworzeniami. To było nie do uniknięcia, skoro wciąż
zajmowali się potwornymi skrewts.
- Nie jestem pewny, czy one hibrnują - powiedział Hagrid
trzęsącej się klasie stojącej na wietrznej grządce dynii. -
(...) Po prostu wsadzimy je do tych pudeł... na razie.
Zostało już tylko dziesięć Skrewts; najwyraźniej
ich żadza zabijania się nawzajem nie została z nich zupełnie
wypleniona. Każdy z nich osiągnął już 6 stóp długości.
Połączenie grubych, szarych pancerzy, potężnych nóg,
wybuchających odwłoków, żądeł i ssawek sprawiało, że
były one najbardziej odrażającymi stworzeniami, jakie Harry
kiedykolwiek widział. Zniechęcona klasa patrzyła na ogromne,
wyściełane poduszkami i kocami pudła, które Hagrid
przyniósł na lekcję.
- Po prostu je tutaj zostawimy - powiedział Hagrid - i
położyłymy wieczka, zobaczymy co się stanie.
Ale Skrewts, jak się okazało, nie hibernowały, ani
nie były wdzięczne za zamknięcie w poduszkowych pudłach, i
wkrótce zaczęły przedzierać się przez karton. Niebawem
Hagrid krzyczał "Cholibka, bez paniki! Bez paniki!",
kiedy potwory siały zniszczenie na grządce dynii, depcząc
wraki pudeł. Większość uczniów - z Malfoy'em, Crabbe'm i
Goyle'm na czele - wpadło do chatki Hagrida tylnymi drzwiami i
zabarykadowało się w środku. Harry, Ron i Hermiona zostali
jednak na zewnątrz, próbując pomóc Hagridowi. Razem udało im
się obezwładnić i związać dziewięć Skrewts, choć
zdobywając przy okazji wiele skaleczeń i oparzeń; wreszcie
został tylko jeden potwór.
- Teraz go nie przeraźcie! - krzyczał Hagrid, kiedy Harry, Ron
i Hermiona użyli swoich różdżek, by wypuścić czerwone iskry
na Skrewt, który skierował na nich swoje żądło - Po
prostu spróbujcie zarzucić linę na to żądło, żeby nie
zrobił krzwdy innym!
- Tak, nie chcielibyśmy tego! - odkrzyknął Ron ze złością,
kiedy on i Harry cofnęli się pod ścianę chatki, ciągle
odganiając potwora iskrami z różdżek.
- No, no, no... to mi wygląda na zabawę...
Rita Skeeter przechylała się przez płot Hagrida, spoglądając
na zamieszanie. Miała na sobie grubą pelerynę koloru magnety
(?) z futrzanym, purpurowym kołnierzem, z przez przewieszoną
ramię krokodylą torebkę.
Hagrid skoczył na Skrewt atakującego Harrego i Rona, i
rozpłaszczył go na ziemi; odwłok potwora wystrzelił,
rozwalając kilka dyni z pobliskiej grządki.
- Kim jesteś? - zapytał Ritę, kiedy okręcił liną żądło
Skrewt i związał go
- Rita Skeeter, reporetrka Proroka Codziennego -
odparła Rita, uśmiechając się do niego. Błysnęły jej
złote zęby.
- Myślałem, że Dumbledore zabronił ci wchodzić do zamku? -
powiedział Hagrid, strząsając się lekko, wstając ze
związanego potwora i ciągnąc go do pozostałych 9.
Rita zachowała się, jakby nie usłyszała słów Hagrida.
- Jak nazywają się te fascynujące stworzenia? - zapytała,
uśmiechając się jeszcze szerzej
- Blast-Ended-Skrewts - mruknął Hagrid
- Naprawdę? - zawołała Rita, najwyraźniej żywo nimi
zainteresowana - Nigdy wcześniej o nich nie słyszałam... skąd
pochodzą?
Harry zauważył rumieniec ogarniający twarz Hagrida pod jego
bujną brodą. Skąd Hagrid je wziął?
Hermiona, której myśli zdawały się biec tym samym torem,
wtrąciła szybko - Są bardzo interesujące, prawda? Prawda,
Harry?
- Co? O, tak... au... interesujące - wydusił Harry, kiedy
stanęła mu na stopę
- Ach, jesteś tutaj, Harry! - zawołała Rita, rozejrzawszy się
dookoła - A więc lubisz opiekę nad magicznymi stworzeniami?
Jeden z twoich ulubionych przedmiotów?
- Tak - odparł Harry niewyraźnie. Hagrid rozpromienił się.
- Cudownie - powiedziała Rita - Naprawdę cudownie... Długo
uczysz? - dodała do Hagrida
Harry zauważył, że jej wzrok wędruje od Deana (który miał
długie rozcięcie wzdłuż klatki piersiowej), Lavender (której
szaty były mocno nadpalone), Seamusa (który opatrywał swoje
poparzone palce) i do chatki, gdzie ukrywała się większość
klasy, z nosami przyciśniętymi do szyby, wypatrujących, czy
przejście jest już bezpieczne.
- To... tego... dopiero mój drugi rok - wydusił Hagrid
- Cudownie... Nie sądzę, żebyś był zainteresowany wywiadem?
Podzieleniem się swoimi doświadczeniami z magicznymi
stworzeniami? Prorok prowadzi w środy kolumnę
zoologiczną, jak pewnie wiesz. Moglibyśmy przedstawić te...
ee...Bang-Ended-Scoots.
- Blast-Ended-Skrewts - poprawił Hagrid gorliwie -
Ee... w sumie, czemu nie?
Harry miał co do tego złe przeczucia, ale nie miał
możliwości porozumienia się z Hagridem bez zwracania uwagi
Rity, więc stał w ciszy i patrzył, jak Hagrid i Rita umawiają
się na długi wywiad w Trzech Miotłach na przyszły tydzień.
Wtedy z zamku doszedł ich dźwięk dzwonka oznajmiającego
koniec lekcji.
- A więc do widzenia, Harry! - zawołała wesoło Rita Skeeter,
kiedy ruszył do zamku z Ronem i Hermioną - Do zobaczenia w
piątek wieczorem, Hagrdzie!
- Przekręci wszystko, co powie - mruknął Harry pod nosem.
- Chyba że sprowadził te potwory nielegalnie albo coś w tym
rodzaju - westchnęła Hermiona z rezygnacją. Spojrzeli na
siebie: to była właśnie jedna z tych rzeczy, które mógł
zrobić Hagrid.
- Hagrid miał już wcześniej mnóstwo kłopotów, a Dumbledore
nigdy go nie wyrzucił - spróbował pocieszyć ich Ron -
Najgorzej będzie, jeżeli Hagrid będzie musiał pozbyć się
tych Skrewts. Sorry... powiedziałem najgorzej? To
znaczy najlepiej.
Harry i Hermiona uśmiechnęli się i powędrowali na lunch w
trochę lepszych nastrojach.
Tego popołudnia Harry dobrze bawił się na dwu-godzinnym
wróżbiarstwie; ciągle przerabiali wykresy gwiazd i
przepowiednie, ale teraz, kiedy Ron znowu był jego przyjacielem,
cała sprawa znowu stała się bardzo śmieszna. Profesor
Trelawney, która była zachwycona, kiedy oboje przepowiedzieli
własną okrutną śmierć, szybko zaczęła się irytować,
kiedy chichotali słuchając wywodów na temat różnych
sposobach zakłócania życia przez Plutona.
- Sądzę, - powiedziała swoim mistycznym szeptem,
który jednak nie ukrył zdenerwowania - że niektórzy
z nas - popatrzyła znacząco na Harrego - byliby trochę mnie beztroscy,
gdyby widzieli to, co ja podczas mojej obserwacji kryształowej
kuli poprzedniej nocy. Kiedy siedziałam tutaj, zajęta swoją
robótką ręczną, opanowała mnie potrzeba konsultacji z kulą.
Wstałam, usiadłam przed nią i wpatrywałam się w jej
kryształowe głębiny... i jak sądzicie, co patrzyło się
stamtąd na mnie?
- Brzydki stary nietoperz w za dużych okularach? - mruknął pod
nosem Ron. Harry ciężko walczył, by zachować kamienną twarz.
- Śmierć, moi kochani.
Parvati i Lavender z przerażeniem zakryły rękami usta.
- Tak - powiedziała profesor Trelawney, kiwając głową pod
wrażeniem własnych słów - Już nadchodzi, albo nawet bliżej,
krąży ponad głowami jak sęp, a nawet niżej... nawet jeszcze
niżej ponad zamkiem...
Patrzyła się prosto na Harrego, który ziewnął szeroko i bez
skrępowania.
- Robiłoby to większe wrażenie, gdyby nie mówiła tego już z
80 razy. - stwierdził Harry, kiedy wreszcie zaczerpnęli
świeżego powietrza na schodach do pokoju profesor Trelawney -
Gdybym umierał za każdym razem, gdy mi to mówi, byłbym cudem
medycyny.
- Byłbyś jakimś super-skoncentrowanym (?) duchem - dodał Ron,
chichocząc, kiedy mijali Krwawego Barona poruszającego się w
przeciwnym kierunku z szeroko otwartymi oczami wpatrzonymi w dal.
- Przynajmniej nie dostaliśmy pracy domowej. Mam nadzieję, że
Hermiona dostanie mnóstwo od profesor Vector, uwielbiam nie
pracować, kiedy ona musi...
Ale Hermiony nie było na obiedzie, nie było jej też w
bibliotece, dokąd później poszli jej szukać. Jedyną osobą,
którą znaleźli był Victor Krum. Ron postał chwilę między
regałami, obserwując i rozważając szeptem z Harrym, czy
powinien pójść i poprosić o autograf, kiedy zdał sobie
sprawę, że sześć lub siedem dziewcząt zerka na Kruma zza
sąsiedniego regału i rozmawia na ten sam temat, więc
natychmiast stracił entuzjazm do tego pomysłu.
- Ciekawe, gdzie poszła? - myślał głośno Ron, kiedy on i
Harry wrócili do Wieży Gryffindoru.
- Nie wiem... nonsens.
Ale Gruba Dama ledwo zdążyła się odsunąć, kiedy odgłos
biegnących stóp oznajmił przyjście Hermiony.
- Harry! - wydyszała, ślizgając się po podłodze, próbując
się zatrzymać (na ten widok Gruba Dama uniosła wymownie brwi)
- Harry, musisz iść... po prostu musisz, stała się
niesamowita rzecz... proszę...-
Chwyciła ramię Harrego i zaczęła ciąnąć go z powrotem
przez korytarz
- Co się stało?
- Pokażę ci, kiedy tam dojdziemy... och, chodźcie, szybko...-
Harry spojrzał na Rona; ten odwzajemnił spojrzenie z
zainteresowaniem
- OK. - powiedział Harry ruszając za nią korytarzem, z Ronem
próbującym dotrzymać im kroku
- Och, nie zwracajcie na mnie uwagi! - zawołała za nimi Gruba
Dama z irytacją - Nie przepraszajcie za przeszkadzanie mi! Po
prostu powiszę sobie tutaj, szeroko otwarta, dopóki nie
wrócicie, czy tak?
- Taak, dzięki - zawołał Ron przez ramię.
- Hermiono, dokąd idziemy? - zapytał Harry po tym, jak
poprowadziła ich w dół przez sześć pięter i zaczęła
schodzić marmurowymi schodami.
- Zobaczycie, zobaczycie za chwilę! - odpowiedziała w
podnieceniu
Skręciła w lewo i przeszła przez drzwi, do których skierował
się Cedric w noc, w której Czara Ognia wyrzuciła nazwiska jego
i Harrego. Harry jeszcze nigdy wcześniej tam nie był. On i Ron
podążyli za Hermioną kamiennymi schodkami, ale zamiast dojść
do ciemnego, podziemnego przejścia, jakie prowadziło do lochu
Snape'a, znaleźli się w szerokim, kamiennym korytarzu, jasno
oświetlonym pochodniami i ozdobionym wesołymi obrazami
przedstawiającymi głównie jedzenie.
- Och, chwileczkę... - powoli powiedział Harry w połowie
korytarza - poczekaj, Hermiono...
- Co? - odwróciła się ostro ze zniecierpliwieniem widocznym na
twarzy
- Wiem o co tutaj chodzi - powiedział Harry
Szturchnął Rona i pokazał obraz wiszący za Hermioną.
Przedstawiał gigantyczną srebrną misę z owocami.
- Hermiono! - zawołał Ron, kojarząc podobnie jak Harry - Znowu
próbujesz wciągnąć nas w ten biustowy interes!
- Nie nie, wcale nie! - odparła Hermiona z oburzeniem - I to nie
biust, Ron...-
- Zmieniłaś nazwę, czy co? - prychnął na nią Ron - Czym
teraz jesteśmy, Frontem Wyzwolenia Skrzatów Domowych? Nie
wejdę do tej kuchni i nie będę namawiać ich do rzucenia
roboty, nie będę...-
- Nie proszę cię o to! - przerwała niecierpliwie Hermiona -
Przyszłam tutaj tylko po to, by z nimi porozmawiać i
dowiedziałam się... och, chodźcie, Harry, chcę wam pokazać!
Znowu chwyciła jego ramię i pociągnęła go do obrazu
gigantycznej misy z owocami, wyciągnęła palec wskazujący i
połaskotała dużą, zieloną gruszkę. Gruszka zaczęła się
trząść, chichotać i nagle zmieniła się w dużą zieloną
klamkę. Hermiona pociągnęła ją, otworzyła drzwi i mocno
popchnęła Harrego do środka.
Zdążył rzucić jedno krótkie spojrzenie na ogromny pokój z
wysokim sufitem, tak olbrzymi jak Wielka Sala na górze, ze
stosami błyszczących garnków i patelni ustawionych pod
kamiennymi ścianami i gigantycznym paleniskiem po drugiej
stronie, kiedy coś małego rzuciło się do nich ze środka
pokoju, skrzecząć - Harry Potter, sir! Harry Potter!
W następnej chwili zaparło mu dech w piersiach, kiedy skrzat
uderzył go mocno w brzuchu, przytulając tak mocno, że mógłby
połamać mu żebra.
- Z-Zgredek? - wydusił Harry
- To jest Zgredek, sir, to on! - zaskrzeczał głos gdzieś z
boku - Zgredek czekał i czekał na przyjście Harrego Pottera,
sir, i Harry Potter przyszedł, żeby go zobaczyć, sir!
Zgredek puścił go i odsunął się na kilka kroków,
uśmiechając się od ucha do ucha, z wielkimi, zielonymi oczami
w kształcie piłek tenisowych błyszczącymi ze szczęścia.
Wyglądał prawie zupełnie tak, jak Harry go zapamiętał: ten
nos w kształcie ołówka (?), nietoperzowe uszy, długie palce i
stopy - wszystko oprócz ubrań, które teraz były zupełnie
inne.
Kiedy Zgredek pracował dla Malfoy'ów, zawsze miał na sobie
starą zniszczoną poszewkę na poduszkę. Teraz jednak nosił
najdziwniejszy zestaw odzieży jaki Harry kiedykolwiek widział.
Było to nawet gorsze niż stroje czarodziejów na mistrzostwach
świata w quidditchu. Miał na sobie filiżankę do kawy zamiast
kapelusza, do której przypiął kilka błyszczących naklejek;
krawat w końskie podkowy na brodatej klatce piersiowej, parę
czegoś w rodzaju dziecięcych footballowych (??) szortów i
dziwaczne skarpetki. Jedną z nich, jak Harry zauważył, była
ta czarna, którą Harry zdjął z własnej stopy i rzucił w
pana Malfoya; druga była w pomarańczowe i różowe paski.
- Zgredku, co ty tutaj robisz? - zapytał Harry z zaskoczeniem
- Zgredek przyszedł pracować do Hogwartu, sir! - zaskrzeczał
Zgredek z ożywieniem - Profesor Dumbledore dał Zgredkowi i
Winky pracę, sir!
- Winky? - powtórzył Harry - Ona też tu jest?
- Tak, sir, tak! - odparł Zgredek i pociągnął Harrego za
ramię dalej do kuchni, między cztery długie, drewniane stoły.
Każdy z nich ustawiony był dokładnie pod czterema stołami
domów na górze, w Wielkiej Sali. W tej chwili na żadnym nie
stało jedzenie, ale podejrzewał, że jeszcze godzinę temu
zastawione były tacami i talerzami, które potem zostały
wysłane przez sufit na górę.
Przynajmniej sto małych skrzatów domowych stało dookoła
kuchni, uśmiechając się, mrugając i zerkając, kiedy Zgredek
prowadził Harrego między nimi. Wszystkie miały na sobie taki
sam mundurek: kuchenną ściereczkę z symbolem Hogwartu,
udrapowaną jak toga, podobnie do dawnego stroju Winky.
Zgredek zatrzymał się przed ogromnym kominkiem i wskazał na
małą postać.
- Winky, sir! - powiedział
Winky siedziała na stołku blisko ognia. W przeciwieństwie do
Zgredka z pewnością nie dbała o ubrania. Miała na sobie
spraną, krótką spódniczkę i bluzkę z kapeluszem do
kompletu, w którym wycięto duże dziury na uszy. Jednak podczas
gdy każda część dziwnego zestawu ubrań Zgredka była tak
czysta i zadbana, jakby była zupełnie nowa, Winky w ogóle nie
interesowała się swoim strojem. Cała bluzka była pokryta
plamami po zupie, a w spódnicy widniała wypalona dziura.
- Cześć, Winky - odezwał się do niej Harry
Usta Winky zadrżały. Potem wybuchnęła płaczem, łzy
popłynęły z jej wielkich, brązowych oczu, zupełnie jak na
mistrzostwach świata.
- Ojej, - powiedziała Hermiona. Ona Ron podeszli za Harrym i
Zgredkiem na drugi koniec kuchni - Winky, nie płacz, proszę...
Ale Winky płakała jeszcze mocniej. Zgredek zdawał się tym nie
przejmować i uśmiechnął się do Harrego.
- Czy Harry Potter chciałby filiżankę herbaty? - zaskrzeczał
głośno, przekrzykując szlochy Winky
- Ee... tak, OK. - odparł Harry
Natychmiast, około 6 skrzatów domowych podbiegło, niosąc
dużą srebrną tacę z dzbankiem i filiżankami dla Harrego,
Rona i Hermiony oraz kubkiem mleka i talerzem ciastek.
- Dobra obsługa! - pochwalił Ron będąc pod wrażeniem.
Hermiona wymownie zmarszczyła brwi, ale skrzaty wyglądały na
zachwycone. Ukłoniły się bardzo nisko i wycofały.
- Od jak dawna tu jesteś, Zgredku? - zapytał Harry, kiedy
Zgredek podał herbatę
- Tylko tydzień, Harry Potter, sir! - zawołał Zgredek
szczęśliwie - Zgredek przyszedł do profesora Dumbledore, sir.
Widzi pan, sir, to bardzo trudno, dla skrzata domowego, który
został oddalony, dostać nową posadę, bardzo trudno...-
W tym momencie Winky szlochnęła jeszcze głośniej (...)
- Zgredek podróżował po kraju przez dwa lata, sir, próbując
znaleźć pracę! - skrzeczał Zgredek - Ale Zgredek nie znalazł
nic, sir, bo Zgredek teraz chce pieniędzy!
Wszystkie skrzaty domowe, przysłuchujące się i przyglądające
rozmowie, spojrzały na te słowa w bok, jakby Zgredek
wypowiedział jakieś przekleństwo.
Hermiona jednak zawołała - To świetnie, Zgredku!
- Dziękuję, panienko! - odparł Zgredek uśmiechając się do
niej szeroko - Ale większość czarodziejów nie chce skrzata
domowego, który żąda pieniędzy, panienko. "To nie jest
przeznaczenie skrzata domowego" mówią i zamykają drzwi
przed nosem Zgredka! Zgredek lubi pracę, ale chce nosić ubrania
i dostawać pensję, Harry Potter... Zgredek lubi być wolny!
Skrzaty z Hogwartu teraz zaczęły odsuwać się od Zgredka,
jakby trzymał w ręku coś zaraźliwego. Winky jednak pozostała
na swoim miejscu, choć nastąpił wyraźny wzrost w głośności
jej płaczu.
- I wtedy, Harry Potter, Zgredek poszedł do Winky, i dowiedział
się, że Winky też została wyrzucona, sir! - powiedział
Zgredek z radością
Przy tym Winky spadła ze stołka i rozciągnęła się jak
długa na kamiennej podłodze, z twarzą do ziemi, bijąc w nią
swoją maleńką piąstką i najwyraźniej krzycząc z rozpaczy.
Hermiona natychmiast uklękła przy niej i próbowała ją
pocieszyć, ale nic, co powiedziała, nie zrobiło najmniejszej
różnicy.
Zgredek ciągnął swoją historię, przekrzykując skrzeczenie
Winky - I wtedy Zgredek wpadł na pomysł, Harry Potter, sir!
"Dlaczego Zgredek i Winky nie mieliby znaleźć pracy razem?
Gdzie jest wystarczająco pracy dla dwóch skrzatów
domowych?" mówił Winky. I Zgredek myślał i wymyślił,
sir! Hogwart! Więc Zgredek i Winky przyszli do profesora
Dumbledore, sir, a profesor Dumbledore nas przyjął!
Zgredek rozpromienił się, a łzy szczęścia spłynęły mu po
policzkach.
- I profesor Dumbledore powiedział, że będzie płacił
Zgredkowi, jeżeli Zgredek chce pieniędzy. No i Zgredek jest
wolnym skrzatem, sir, i Zgredek dostaje galeona na tydzień i
jeden dzień wolny w miesiącu!
- To niewiele! - zawołała z oburzeniem Hermiona z podłogi,
ponad Winky, która dalej wrzeszczała i biła o podłogę
pięścią.
- Profesor Dumbledore zaproponował Zgredkowi 10 galeonów na
tydzień i wolne weekendy - dodał Zgredek, nagle lekko się
wzdrygając, jakby perspektywa tak długiego urlopu i takiego
bogactwa była przerażająca - ale Zgredek się nie zgodził,
panienko... Zgredek lubi wolność, panienko, ale nie chce za
dużo, bardziej woli pracę.
- A ile profesor Dumbledore płaci tobie, Winky? - zapytała
Hermiona miękko
Jeżeli sądziła, że tym podniesie Winky na duchu, to znacznie
się myliła. Winky przestała płakać, ale kiedy usiadła i
spojrzała na Hermionę swoimi dużymi, brązowymi oczami, na jej
mokrej od łez twarzy malowała się wściekłość.
- Winky jest zhańbionym skrzatem, ale jeszcze nie dostaje
pensji! - zaskrzeczała - Winky jeszcze nie upadła aż tak
nisko! Winky właściwie wstydzi się bycia wolną!
- Wstydzi się? - powtórzyła Hermiona bezbarwnym głosem -
Ale... Winky, daj spokój! To pan Crouch powinien się wstydzić,
nie ty! Nie zrobiłaś nic złego, a on był dla ciebie naprawdę
okropny...-
Ale na te słowa Winky przycisnęła ręcę do dziur w kapeluszu,
rozpłaszczając uszy tak, że nie mogła słyszeć ani słowa i
zawołała - Nie oskarżaj mojego pana, panienko! Nie oskarżaj
pana Crouch! Pan Crouch jest dobrym czarodziejem, panienko! Pan
Crouch ma prawo wyrzucić niedobrą Winky!
- Winky ma problemy z oceną, Harry Potter - powiedział im
Zgredek w sekrecie - Winky zapomina, że już nie jest
przywiązana do pana Croucha; może teraz mówić, co myśli, ale
nie chce tego robić.
- Czy skrzaty domowe nie mogą mówić tego, co myślą o swoich
panach? - zapytał Harry
- Och nie, sir, nie! - zawołał Zgredek, nagle poważniejąc -
To część zniewolenia skrzatów domowych, sir. Trzymamy sekrety
i ciszę, sir, podtrzymujemy honor rodziny i nigdy nie mówimy o
nich źle... choć profesor Dumbledore powiedział Zgredkowi, że
się przy tym nie upiera. Profesor Dumbledore mówi, że Zgredek
może... może...
Nagle stał się bardzo nerwowy i przyciągnął Harrego bliżej.
Harry pochylił się. staruszek
Zgredek wyszeptał - Może nazwać go... starym, stukniętym
dziadem, jeżeli chce, sir!
Zgredek wzdrygnął się ze strachu.
- Ale Zgredek wcale nie chce, Harry Potter! - powiedział znowu
normalnie, potrząsając głową tak, że jego uszy uderzały o
głowę - Zgredek bardzo lubi profesora Dumbledore, sir, i jest
dumny, że może trzymać jego sekrety.
- Ale możesz teraz powiedzieć, co chcesz o rodzinie Malfoy'ów?
- zapytał Harry z uśmiechem
Przerażenie zagościło w ogromnych oczach Zgredka.
- Zgredek... Zgredek mógłby - powiedział pełen wątpliwości.
Schował się w swoich małych ramionach - Zgredek może
powiedzieć Harremu Potterowi, że jego starzy panowie byli..
byli... złymi czarnoksiężnikami!
Zgredek stał przez chwilę trzęsąc się od stóp do głów,
przerażony swoją śmiałością i nagle ruszył do
najbliższego stołu i zaczął bardzo mocno walić w niego
głową, jęcząc- Niedobry Zgredek, niedobry Zgredek!
Harry pociągnął Zgredka za tył jego krawata i odciągnął go
od stołu.
- Dziękuję, Harry Potter, dziękują - wydusił Zgredek
pocierając głowę
- Musisz tylko trochę poćwiczyć - stwierdził Harry
- Poćwiczyć! - zaskrzeczała Winky z oburzeniem - Powinieneś
się wstydzić, Zgredku, mówić tak o swoich panach!
- Oni nie są już moimi panami, Winky - odparł zdecydowanie
Zgredek - Zgredka już nie obchodzi, co oni myślą.
- Och, jesteś złym skrzatem, Zgredek! - jęknęła Winky znowu
zalewając się łzami - Mój biedny pan Crouch, co on zrobi bez
swojej Winky? On mnie potrzebuje, on potrzebuje mojej pomocy!
Winky zajmowała się panem Crouchem przez całe życie, a moja
matka robiła to przede mną, a moja prababka przed nią... och,
co by powiedziały, gdyby wiedziały, że Winky uwolniono? Och,
wstyd, wstyd! - ukryła twarz w spódnicy i ponownie wybuchnęła
płaczem
- Winky, - zaczęła Hermiona pewnie - Jestem prawie pewna, że
pan Crouch świetnie sobie bez ciebie radzi. Wiesz, widzieliśmy
go...-
- Wy widzieliście mojego pana? - wydusiła Winky, znowu
podnosząc swoją zalaną łzami twarz i zerkając na Hermionę -
Widzieliście go tu, w Hogwarcie?
- Tak - odparła Hermiona - On i pan Bagman są sędziami w
Trunieju Trzech Czarodziejów.
- Pan Bagman też tu przychodzi? - pisnęła Winky i ku
zaskoczeniu Harrego (a także Rona i Hermiony, sądząc po
wyrazach ich twarzy), znowu stała się wściekła - Pan Bagman
jest złym czarodziejem! Bardzo złym czarodziejem! Mój pan nie
lubi go, o nie, wcale nie lubi!
- Bagman... zły? - powtórzył Harry
- O tak! - Winky z wściekłością kiwnęła głową - Mój pan
mówił Winky pewne rzeczy! Ale Winky nie mówi... Winky... Winky
nie zdradza rodzinnych sekretów...
Znowu rozpłynęła się we łzach; słyszeli jak szlocha w
spódnicę - Biedny pan, biedny pan, już nie ma Winky do pomocy!
Nie wyciągnęli z niej już żadnego sensownego zdania.
Zostawili ją ze swoją rozpaczą i skończyli herbatę, podczas
gdy Zgredek z radością rozprawiał o swoim życiu jako wolny
skrzat i o swoich planach co do wynagrodzenia.
- Zgredek kupi teraz sweter, Harry Potter! - powiedział
szczęśliwie, wskazując na swoją nagą klatkę piersiową
- Powiem ci coś, Zgredku - wtrącił Ron, który najwyraźniej
bardzo polubił tego skrzata - Dam ci ten, który moja mama
uszyje dla mnie na Gwiazdkę, zawsze dostaję od niej jeden. Nie
przeszkadza ci kasztanowy?
Zgredek był zachwycony.
- Pewnie będziemy go musieli trochę skurczyć - ciągnął Ron
- ale będzie pasował do twojej filiżanki.
Kiedy przygotowywali się do wyjścia, wiele z otaczających ich
skrzatów próbowała wcisnąć im przekąski do zabrania na
górę. Hermiona odmówiła, z bólem patrząc na kłaniające
się skrzaty, ale Harry i Ron napakowali kieszenie kremowymi
ciasteczkami i szarlotkami.
- Dzięki! - zawołał Harry do skrzatów, które wszystkie
zgromadziły się przy drzwiach, by ich pożegnać - Do
zobaczenia, Zgredku!
- Harry Potter... czy Zgredek może przyjść czasem i go
zobaczyć, sir? - zapytał Zgredek niepewnie
- Oczywiście, że możesz - odparł Harry, a Zgredek
rozpromienił się
- Wiecie co? - zaczął Ron, kiedy on, Hermiona i Harry opuścili
kuchnię i wdrapywali się z powrotem do Wielkiej Sali - Przez te
wszystkie lata byłem naprawdę pod wrażeniem, kiedy Fred i
George przemycali jedzenie z kuchni... ale to przecież wcale nie
jest trudne, prawda? One nie mogą się doczekać, kiedy je
oddadzą!
- Myślę jednak, że to najlepsze co mogło się przytrafić tym
skrzatom - powiedziała Hermiona, prowadząc ich marmurowymi
schodami na górę - To znaczy, że Zgredek przyszedł tu
pracować. Inne skrzaty zobaczą, jaki jest szczęśliwy będąc
wolnym i powoli dojdzie do nich, że też tego pragną!
- Miejmy nadzieję, że nie przyjrzą się zbyt dobrze Winky -
wtrącił Harry
- Och, da sobie radę - odparła Hermiona, choć w jej głosie
było tym razem znacznie więcej wątpliwości - Kiedy wyjdzie z
szoku i przyzwyczai się do Hogwartu, zobaczy, że dużo lepiej
jest bez tego Croucha.
- Ona chyba go kocha - wtrącił Ron niewyraźnie (zaczął już
jeść jedno z kremowych ciasteczek)
- W przeciwieństwie do Bagmana - powiedział Harry - Ciekawe, co
Crouch gadał o nim w domu?
- Dalej wolałbym pracować dla niego, niż dla starego Croucha -
dodał Ron - Przynajmniej Bagman ma poczucie humoru.
- Nie pozwól Perciemu usłyszeć to, co mówisz - uśmiechnęła
się lekko Hermiona
- O tak, Percy nie chciałby pracować dla nikogo z poczuciem
humoru, prawda? - powiedział Ron, teraz biorąc się za
czekoladowego eklerka - Percy nie rozpoznałby dowcipu nawet,
gdyby ten tańczył przed nim na nago mając na sobie tylko
filiżankę Zgredka.
Stopka();
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
harryp30harryp28harryp16Darmowa wyszukiwarka styl HARRYPOTTERharryp26harryp22harryp06harryp01harryp05harryp23harryp31harryp02harryp37harryp24harryp14harryp19harryp15harryp25więcej podobnych podstron