Harry Potter 4 - rozdział 24
Rozdział dwudziesty czwarty
Rewelacje Rity Skeeter
W drugi dzień świąt wszyscy wstali bardzo późno. Pokój
wspólny Gryffindoru był znacznie cichszy niż ostatnio, leniwe
rozmowy często przerywały długie ziewnięcia. Włosy Hermiony
znowu stały się bujne; wyznała Harremu, że na bal użyła
dużej ilości Eliksiru Lśniących Włosów "ale to zajmuje
zbyt dużo czasu, żeby robić każdego dnia" stwierdziła,
drapiąc mruczącego Krzywołapa za uszami.
Ron i Hermiona najwyraźniej zawarli niepisane porozumienie o nie
poruszaniu tematu swojej ostatniej kłótni. Byli dla siebie
całkiem mili, choć dziwnie sztywni. Ron i Harry nie tracili
czasu i natychmiast opowiedzieli Hermionie o podsłuchanej
rozmowie Hagrida i Madame Maxime, ale dla Hermiony nie było
takim szokiem dowiedzieć się, że Hagrid jest pół-olbrzymem,
jak dla Rona.
- Właściwie myślałam, że tak musi być - tylko wzruszyła
ramionami - Wiedziałam, że nie może być olbrzymem czystej
krwi, ponieważ one mają około 20 stóp wysokości. Ale
szczerze, cała ta histeria z olbrzymami. One wszystkie nie mogą
być okropne... to uprzedzenie tego samego rodzaju co do
wilkołaków... po prostu stereotyp, prawda?
Ron miał minę, jakby miał zamiar dać ciętą odpowiedź, ale
może nie chciał kolejnej sprzeczki, więc zadowolił się
jedynie potrząsaniem z niedowierzaniem głową, kiedy Hermiona
patrzyła w bok.
Nadszedł czas na odrobienie prac domowych, które zaniedbali
przez pierwszy wolny tydzień. Wszyscy zdawali się czuć raczej
marnie (?), teraz, gdy święta się skończyły - wszyscy prócz
Harego, który teraz (znowu) zaczynał lekko się denerwować.
W tym rzecz, że 24 lutego wydawał się znacznie bliższy po tej
stronie świąt, a on wciąż nie posunął się ani o krok w
odgadnięciu zagadki zawartej w złotym jaju. Zaczął więc
wyjmować je z kufra za każdym razem, kiedy znalazł się w
dormitorium, otwierał je i przysłuchiwał się w skupieniu,
mając nadzieję, że tym razem odnajdzie w tym jakiś sens.
Zmuszał się do zastanawiania się, co przypomina mu to wycie,
oprócz 30 grających pił do metalu, ale nigdy wcześniej nie
słyszał niczego podobnego. Zamykał jajo, mocno nim potrząsał
i otwierał znowu, by sprawdzić, czy wycie się nie zmieniło,
ale zawsze pozostawało takie samo. Próbował zadawać jaju
pytania, przekrzykując hałas, ale nic się nie działo. Raz
rzucił nawet jajem przez pokój - choć w rzeczywistości nie
wierzył, że może to pomóc.
Harry nie zapomniał rady, którą dał mu Cedrik, ale jego
mniej-niż-przyjazne uczucia do Cedrika sprawiały, że nie miał
ochoty z niej korzystać, jeżeli nie będzie musiał. Wydawało
mu się, że jeżeli Cedrik naprawdę chciałby mu pomóc, jego
wyjaśnienia bylyby znacznie bardziej dokładne. On, Harry,
powiedział Cedrikowi dokładnie co będzie w pierwszym zadaniu,
a Cedrik w podzięce poradził mu wziąć kąpiel. Nie
potrzebował takich nędznych rad... nie od kogoś, kto ciągle
chodzi po korytarzach trzymając Cho za rękę. A więc
pierwszego dnia nowego semestru Harry niósł ze sobą nie tylko
zwykłe książki, pióra i pergaminy, ale także przyczajony
strach w żołądku, tak, jakby miał ze sobą także całe jajo.
Śnieg ciągle pokrywał błonia grubą warstwą, a ściany
cieplarni były zasłonięte zamarzniętym szronem tak, że na
zielarstwie nie mogli przez nie wyglądać. Nikt nie miał ochoty
na opiekę nad magicznymi stworzeniami w taką pogodę, choć,
jak powiedział Ron, Skrewts prawdopodobnie nieźle ich
ogrzeją, goniąc ich lub wybuchając tak gwałtownie, że
podpalą chatkę Hagrida
Gdy jednak dotarli do chatki Hagrida, zastali tam starszą
czarownicę z krótko przyciętymi włosami i bardzo wystającym
podbródkiem.
- Pospieszcie się, dzwonek zadzwonił pięć minut temu -
warknęła na nich, kiedy przedzierali się w jej kierunku przez
zaspy.
- Kim pani jest? - zapytał Ron, gapiąc się na nią - Gdzie
jest Hagrid?
- Nazywam się profesor Grubbly-Plank - powiedziała energicznie
- Jestem waszą tymczasową nauczycielką opieki nad magicznymi
stworzeniami.
- Gdzie jest Hagrid? - powtórzył Harry głośno
- Jest niedysponowany - ucięła krótko profesor Grubbly-Plank.
Miękki, ale nieprzyjemny śmiech dotarł do uszu Harrego.
Odwrócił się - Draco Malfoy i reszta Ślizgonów dołączyło
do ich grupy. Wszyscy mieli na twarzach uśmieszki, żaden nie
był zaskoczony widokiem profesor Grubbly-Plank.
- Tędy proszę - powiedziała profesor Grubbly-Plank i
podążyła wzdłuż wybiegu, na którym drżały ogromne konie
Beauxbatons. Harry, Ron i Hermiona poszli za nią, odwracając
się przez ramię na chatkę Hagrida. Wszystkie zasłony były
zaciągnięte. Czy Hagrid siedział tam, samotny i chory?
- Co się stało z Hagridem? - zapytał znowu Harry,
podbiegając, by zrównać się z profesor Grubbly-Plank.
- Nie powinno cię to obchodzić - odparła, jakby był wścibski
- A jednak obchodzi. Co z nim?
Profesor Grubbly-Plank zachowała się, jakby nie usłyszała
jego słów. Poprowadziła ich obok wybiegu, gdzie stały
ściśnięte od zimna konie Beauxbatons, i w kierunku skraju
lasu, gdzie spętano dużego, pięknego jednorożca.
Kilka dziewcząt och-nęło na jego widok.
- Och, on jest śliczny! - wyszeptała Lavender Brown - Jak ona
go złapała? One są podobno bardzo trudne do schwytania!
Jednorożec był tak lśniąco biały, że śnieg wyglądał przy
nim szaro. Nerwowo kopał ziemię swoimi złotymi kopytami i
rzucał rogatą głową.
- Chłopcy do tyłu! - warknęła profesor Grubbly-Plank,
wyciągając rękę i łapiąc Harrego silnie za kołnierz -
Wolą dotyk kobiet... dziewczęta na przód, podejdźcie
ostrożnie...
Ona i dziewczęta podeszły wolno do przodu w kierunku
jednorożca, zostawiając chłopców przy ogrodzeniu .
Kiedy profesor Grybbly-Plank znalazła się dostatecznie daleko,
Harry zwrócił się do Rona - Jak myślisz, co mu jest? Chyba
nie Skrewt...
- Och, nie, on nie został zaatakowany, Potter, jeżeli o tym
myślisz - wtrącił miękko Malfoy - Nie, on jedynie za bardzo
się wstydzi pokazać swoją wielką, brzydką gębę.
- Co masz na myśli? - zapytał ostro Harry
Malfoy sięgnął do kieszeni swojej szaty i wyciągnął
zwiniętą gazetę.
- Proszę bardzo - powiedział - Przykro mi, że to ja ci o tym
mówię, Potter...
Uśmiechnął się złośliwie do Harrego, kiedy ten
rozprostowywał gazetę i zacząły czytać, z Ronem, Seamuse,
Deanem i Nevillem zaglądającymi mu przez ramię. Był to
artykuł ozdobiony zdjęciem Hagrida, który tu wyglądał na
niezwykle przebiegłego.
OLBRZYMI BŁĄD ALBUSA DUMBLEDORE
Albus Dumbledore, ekscentryczny dyrektor Hogwartu- Szkoły Magii
i Czarodziejstwa, nigdy nie obawiał się gromadzenia
kontrowersyjnego personelu, pisze Rita Skeeter, specjalny
wysłannik. W sierpniu tego roku zatrudnił Alastora
"Mad-Eye" Moody'ego, byłego aurora, jako nauczyciela
obrony przed czarną magią, która to decyzja wywołała wielkie
zdumienie w Ministerstwie Magii, zważywszy na powszechnie znany
zwyczaj Moody'ego atakowania każdego, kto zrobi nagły ruch w
jego pobliżu. Mimo to Mad-Eye Moody wygląda przyjemnie i
odpowiedzialnie w porównaniu z pół-człowiekiem, którego
Dumbledore zatrudnił na stanowisku nauczyciela opieki nad
magicznymi stworzeniami.
Rubeus Hagrid, który przyznaje się do wyrzucenia z Hogwartu na
swoim trzecim roku, od dawna pełnił funkcję gajowego, posadę
stworzoną specjalnie dla niego przez Dumbledore'a. Jednak w
ostatnim roku Hagrid użył swojego tajemniczego wpływu na
dyrektora, który dał mu pracę nauczyciela opieki nad
magicznymi stworzeniami, mimo kandydatury wielu lepiej
wykształconych osób.
Niepokojący wysoki i dziko wyglądający, Hagrid używał
swojego swojej nowozdobytej władzy, by straszyć uczniów
okropnymi stworzeniami. Podczas gdy Dumbledore patrzył na to
przez palce, Hagrid doprowadził do zranienia wielu swoich
podopiecznych podczas serii lekcji, które wielu z nich
określiło jako "bardzo przerażające".
- Zaatakował mnie hipogryf, a mój przyjaciel Wincent Crabbe,
został pogryziony przez gumochłona - opowiada Draco Malfoy,
uczeń czwartego roku - Wszyscy nienawidzimy Hagrida, ale
jesteśmy zbyt zastraszeni, by coś powiedzieć.
Hagrid nie ma nawet zamiaru ukrywać swojej kampanii zastraszania
(?). W rozmowie z Prorokiem Codziennym w zeszłym miesiącu,
przyznał, że wychowuje obecnie stworzenia zwane "Blast
Ended Skrewts", wysoce niebezpieczne krzyżówki mantikory i
ognistych krabów. Takim nowym tworom zwykle uważnie przygląda
się Departament Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń,
Hagrid jednak zdaje się uważać, że znajduje się ponad takimi
ograniczeniami.
- Po prostu trochę się zabawiłem - wyznał, zanim natychmiast
zmienił temat.
Jakby tego nie było dość, Prorok Codzienny odkrył, że Hagrid
nie jest - jak zawsze twierdził - czystej krwi czarodziejem. W
rzeczywistości nie jest nawet czystej krwi człowiekiem. Jego
matką, jak możemy udowodnić, był nikt inny tylko olbrzymka
Fridwulfa, której obecne miejsce pobytu jest nieznane.
Krwiożercze i brutalne, olbrzymy znalazły się na granicy
wymarcia, walcząc ze sobą przez całe ostatnie stulecie. Te,
które przeżyły, dołączyły do szeregów Tego, Którego
Imienia Nie Wolno Wymawiać i były odpowiedzialne za wiele
masowych mordów Mugoli podczas jego, pełnego terroru,
panowania.
Podczas gdy wiele olbrzymów służących Temu, Którego Imienia
Nie Wolno Wymawiać zostało zabitych przez aurorów pracujących
po przeciwnej stronie, Fridwulfy wśród nich nie było.
Możliwe, że uciekła do jednej z grup olbrzymów, ciągle
ukrywających się w wysokich górach. Syn Fridwulfy
najwyraźniej odziedziczył jej brutalną naturę.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, powszechnie znana jest przyjaźń
Hagrida z chłopcem, który był przyczyną upadku
Sami-Wiecie-Kogo - a tym samym zmuszenia matki Hagrida i innych
sług Sami-Wiecie-Kogo do ukrycia się. Możliwe, że Harry
Potter nie jest świadom nieprzyjemnej prawdy o swoim dużym
przyjacielu, ale to Albus Dumbledore ma obowiązek upewnić się,
że Harry Potter, a wraz z nim jego koledzy, został ostrzeżony
przed niebezpieczeństwami związanymi z zadawaniem się z
pół-olbrzymami.
Harry skończył czytać i spojrzał na Rona, który stał z
otwartymi ustami.
- Jak ona się dowiedziała? - wyszeptał Ron
Ale nie to najbardziej martwiło Harrego.
- Co to ma znaczyć "wszyscy nienawidzimy Hagrida"? -
warknął Harry na Malfoya - Co to za bzdury o nim, - wskazał na
Crabbe'a - "został pogryziony przez gumochłona"? One
nawet nie mają zębów!
Crabbe chichotał, najwyraźniej bardzo z siebie zadowolony.
- No, to powinno położyć kres nauczycielskiej karierze naszego
prostaczka - stwierdził Malfoy z błyszczącymi oczami -
Pół-olbrzym... a ja myślałem, że po prostu ukradł butelkę
Szkiele-Wzro, kiedy był mały... żadnej mamusi ani tatusiowi
się to nie spodoba... będą się martwić o swoje dzieci, ha,
ha...
- Ty...-
- Ej, wy tam, słuchacie, czy nie?
Dotarł do nich głos profesor Grubbly-Plank; wszystkie
dziewczęta zgromadziły się wokół jednorożca, głaszcząc go
i poklepując. Harry był tak wściekły, że Prorok Codzienny
trząsł mu się w dłoniach, kiedy spojrzał nic-nie-widzącym
wzrokiem na jednorożca, którego magiczne właściwości
właśnie objaśniała profesor Grubbly-Plank, dostatecznie
głośno, by chłopcy również mogli ją słyszeć.
- Mam nadzieję, że ta kobieta zostanie! - powiedziała Parvati
Patil, kiedy po skończonej lekcji wracali do zamku na lunch - To
bardziej przypomina opiekę nad magicznym stworzeniami, jaką
sobie wyobrażałam... właściwe stworzenia, jak jednorożce, a
nie potwory...
- A co z Hagridem? - zapytał ze złością Harry, docierając do
schodów
- Jak to, co z nim? - powiedziała ostro Parvati - Może nadal
być gajowym, prawda?
Od czasu balu Parvati odnosiła się do Harrego bardzo chłodno.
Przypuszczał, że powinien był poświęcić jej więcej uwagi,
ale wydawało się, że mimo wszystko dobrze się bawiła. W
każdym razie rozpowiadała wszystkim, że umówiła się z
chłopcami z Beauxbatons w Hogsmeade na następnej wycieczce
weekendowej.
- To była naprawdę dobra lekcja - powiedziała Hermiona, kiedy
weszli do Wielkiej Sali - Nie wiedziałam połowy rzeczy, które
opowiadała profesor Grubbly-Plank o jednor-
- Spójrz na to! - prychnął Harry, podtykając artykuł z
Proroka Codziennego pod nos Hermiony. Szczęka opadała jej coraz
niżej, w miarę jak czytała. Jej reakcja była identyczna, jak
Rona - Jak ta obrzydliwa baba się o tym dowiedziała? Chyba
Hagrid jej nie powiedział?
- Niee - powiedział Harry, prowadząc do stołu Gryffindoru i ze
złością rzucając się na krzesło - Nigdy nawet nie
powiedział nam, prawda? Myślę, że tak się wściekła na
Hagrida, że nie naopowiadał jej o mnie okropnych rzeczy, że
dla odmiany zaczęła teraz węszyć na niego.
- Może słyszała, jak mówi o tym Madame Maxime na balu? -
zasugerowała cicho Hermiona
- Widzielibyśmy ją w ogrodzie! - zaprotestował Ron - W każdym
razie, nie może już przychodzić do szkoły, Dumbledore jej
zakazał...
- Może ma pelerynę niewidkę - powiedział Harry, nakładając
sobie na talerz roladę z kurczaka (?) i rozpryskując ją ze
złości na wszystkie strony - Byłaby do tego zdolna, ukryć
się w krzakach i podsłuchiwać.
- Jak ty i Ron, masz na myśli - dodała Hermiona
- Nie próbowaliśmy go podsłuchiwać! - zawołał Ron z
oburzeniem - Nie mieliśmy wyboru! To głupota, gadać o matce
olbrzymce, kiedy wszyscy mogli go usłyszeć!
- Musimy iść i go zobaczyć - stwierdził Harry - Dziś
wieczorem, po wróżbiarstwie. Powiemy, że chcemy, żeby
wrócił... Chcesz, żeby wrócił, prawda? - prawie
krzyknął na Hermionę
- No... nie przeczę, że to przyjemna odmiana, choć raz
normalna lekcja opieki nad magicznymi stworzeniami... ale chcę,
żeby Hagrid wrócił, oczywiście, że chcę! - dodała
natychmiast, widząc wściekłe spojrzenie Harrego.
A więc tego wieczoru ich troje ponownie opuściło opuściło
zamek i przeszło przez zamarznięte błonia do chatki Hagrida.
Zapukali, ale odpowiedziało im tylko szczekanie Kła.
- Hagrid, to my! - krzyknął Harry, waląc w drzwi - Otwórz
nam!
Nikt nie odpowiedział. Słyszeli, jak Kieł drapie drzwi,
piszcząc, ale one nie otworzyły się. Dobijali się przez
kolejne 10 minut; Ron nawet zaczął uderzać w jedno z okien,
ale nie uzyskali żadnej odpowiedzi.
- Dlaczego on nas unika? - zapytała Hermiona, kiedy w końcu
się poddali i wracali do szkoły - Chyba nie sądzi, że
obchodzi nas to, że jest pół-olbrzymem?
Ale wyglądało na to, że Hagrid właśnie tak myślał. Nie
otrzymali od niego żadnego znaku życia przez cały tydzień.
Nie pojawiał się przy stole nauczycieli podczas posiłków i
nie widzieli, jak pełni swoje obowiązki gajowego, a profesor
Grubbly-Plank dalej prowadziła ich lekcje opieki nad magicznymi
stworzeniami. Malfoy triumfował przy każdej okazji.
- Brakuje wam waszego wyrośniętego kumpla? - szeptał do
Harrego za każdym razem, gdy w pobliżu znajdował się
nauczyciel zdolny obronić go przed reakcją Harrego - Brakuje
wam człowieka-słonia?
W połowie stycznia zaplanowano wycieczkę do Hogsmeade.
Hermionę bardzo zaskoczyło, że Harry ma zamiar iść.
- Pomyślałam, że wykorzystasz okazję, że pokój wspólny
jest wreszcie cichy - powiedziała - Naprawdę powinieneś
wziąć się do roboty z tym jajem.
- Och... wydaje mi się, że mam już całkiem niezły pomysł,
co może znaczyć to wycie - skłamał Harry
- Naprawdę? - powiedziała Hermiona, wyraźnie pod wrażeniem -
Świetnie!
Wnętrzności Harrego skręciły się jak u winowajcy, ale je
zignorował. Miał przecież ciągle pięć tygodni, by pracować
nad rozpracowaniem wskazówki zawartej w jaju, a to były
wieki... a jeżeli pójdzie do Hogsmeade, może natknie się na
Hagrida i będzie miał szansę przekonać go do powrotu.
On, Ron i Hermiona razem opuścili zamek w sobotę i przeszli
przez zimne, mokre błonia do bram. Kiedy mijali statek
Durmstrangu do połowy pogrążony w jeziorze, zobaczyli Victora
Kruma, wyłaniającego się na pokład, ubranego jedynie w
slipki. Był bardzo chudy, ale najwyraźniej znacznie bardziej
wytrzymały niż na to wyglądał, ponieważ wspiął się na
rufę, rozciągnął ramiona i zanurkował prosto do jeziora.
- On jest szalony - stwierdził Harry, patrząc, jak ciemna
głowa Kruma wypływa na środku jeziora - Woda jest lodowata,
mamy styczeń!
- Tam, skąd pochodzi, jest znacznie zimniej - powiedziała
Hermiona - Myślę, że dla niego jest całkiem ciepło.
- Tak, ale tam jest jeszcze gigantyczna ośmiornica - dodał Ron.
W jego głosie nie było niepokoju, bardziej już nadzieja.
Hermiona zauważyła ton jego głosu i zmarszczyła brwi.
- Wiesz, on jest naprawdę miły - powiedziała - Nie taki, jak
sądzisz, że są inni z Durmstrangu. Bardzo mu się tutaj
podoba, powiedział mi.
Ron nie odpowiedział. Słowem nie wspominał Victora Kruma od
czasu balu, ale Harry znalazł miniaturową rękę pod jego
łóżkiem w drugi dzień świąt, która wyglądała, jakby
została oderwana od maleńkiej postaci w bułgarskich szatach do
quidditcha.
Harry wytężał oczy w poszukiwaniu jakiegoś znaku od Hagrida
przez całą drogę przez główną ulicę i w końcu
zasugerował wizytę w Trzech Miotłach, jak tylko upewnił się,
że Hagrida nie ma w żadnym innym sklepie.
Pub był zatłoczony jak nigdy, ale jedno krótkie spojrzenie
wystarczyło, by stwierdzić, że Hagrida tam nie ma. Z ciężkim
sercem Harry podszedł z Ronem i Hermioną do baru i zamówił u
Madame Rosmerty trzy kremowe piwa, jednocześnie myśląc ponuro,
że mógłby równie dobrze siedzieć w tej chwili w pokoju
wspólnym i słuchać wycia jaja.
- Czy on kiedykolwiek chodzi do biura? - szepnęła
nagle Hermiona - Patrzcie!
Wskazała na lustro za barem, a Harry zobaczył odbicie Ludo
Bagmana siedzącego w ciemnym kącie z grupą goblinów. Bagman
bardzo szybko mówił coś przyciszonym głosem do goblinów,
które wszystkie siedziały ze skrzyżowanymi ramionami i z
bardzo ponurymi minami.
To było rzeczywiście dziwne, pomyślał Harry, Bagman w Trzech
Miotłach w weekend, kiedy nie ma żadnego turniejowego zadania.
Obserwował Bagmana w lustrze. Wyglądał na tak samo
zestresowanego jak tej nocy w lesie, kiedy pojawił się Znak
Ciemności. Ale wtedy Bagman zerknął w stronę baru,
spostrzegł Harrego i natychmiast wstał.
- Za chwileczkę, za chwileczkę! - Harry usłyszał, jak mówi
głośno do goblinów, a w następnej sekundzie Bagman zaczął
przedzierać się przez pub w kierunku Harrego, ponownie ze swoim
dziecięcym uśmiechem na twarzy.
- Harry! - zawołał - Jak się masz? Miałem nadzieję, że na
ciebie wpadnę! Wszystko idzie dobrze?
- Tak, dziękuję - odparł Harry
- Zastanawiałem się, czy mógłbym zamienić z tobą słówko
na osobności, Harry? - powiedział Bagman z ożywieniem -
Poświęcicie nam minutkę lub dwie?
- Ee... OK - odparł Ron, i on i Hermiona odeszli, by znaleźć
stolik
Bagman poprowadził Harrego wzdłuż baru, jak najdalej od Madame
Rosmerty.
- No... pomyślałem sobie, że powinienem ci pogratulować
twojego wspaniałego występu przeciwko smokowi, Harry -
powiedział Bagman - To było naprawdę fantastyczne
- Dzięki - odparł Harry, ale wiedział, że to nie mogło być
wszystko, co chciał mu powiedzieć Bagman; równie dobrze mógł
mu pogratulować przy Ronie i Hermionie. Mimo to wydawało się,
że na razie nie ma zamiaru wyjawić ani słowa więcej. Harry
zobaczył, że zerka w lustro na odbicia goblinów, z których
wszyscy obserwowali ich w ponurym milczeniu.
- Zupełny koszmar - mruknął Bagman do Harrego przyciszonym
głosem, zauważając, że Harry również przygląda się
goblinom - Ich angielski nie jest zbyt dobry... to jakby być
znowu z Bułgarami na mistrzostwach... ale oni przynajmniej
używali znaków, które każdy człowiek mógł rozpoznać. Ci
ciągle trajkoczą po goblińsku... znam tylko jedno słowo w
goblińskim. Bladvak. To znaczy kilof. Nie używam tego, bo
myślą, że ich straszę. - Zaśmiał się krótkim, gardłowym
śmiechem
- Czego oni chcą? - zapytał Harry, zauważając, że gobliny
gapią się na nich jeszcze uważniej.
- Ee... - zaczął Bagman, nagle wyglądając na bardzo
zdenerwowanego - Oni... ee... szukują Bartiego Croucha.
- Po co? - zapytał Harry - On jest przecież w Ministerstwie w
Londynie, prawda?
- Ee... właściwie, nie mam pojęcia, gdzie może być - odparł
Bagman - On... przestał przychodzić do pracy. Jest nieobecny
już od kilku tygodni. Młody Percy, jego asystent, mówi, że
choruje. Najwyraźniej przesyła mu instrukcje przez sowę. Ale
mógłbyś nikomu o tym nie wspominać, Harry? Rita Skeeter
węszy gdzie się tylko da, a nie chciałbym, żeby zrobiła
jakiś skandal z choroby Bartiego. Pewnie zaginął jak Berta
Jorkins...
- Słyszał pan coś o tej Bercie Jorkins? - zapytał Harry
- Nie - odparł Bagman, znowu ze strachem w głosie - Oczywiście
wysłałem już ludzi na poszukiwania (najwyższy czas,
pomyślał Harry) i to wszystko wygląda bardzo dziwnie. Ona z
pewnością dotarła do Albanii, ponieważ spotkała tam swojego
kuzyna. A potem wyszła z domu kuzyna i poszła na południe,
żeby odwiedzić swoją ciotkę... i zniknęła po drodze,
zupełnie bez śladu... nie wygląda mi na osobę, która by, na
przykład, z kimś uciekła... Nieważne... Co my robimy,
rozmawiając o goblinach i Bercie Jorkins? Naprawdę chciałem
cię zapytać, - znacznie zniżył głos - jak idzie ci z tym
złotym jajem?
- Ee... nieźle - powiedział nieszczerze Harry
Bagman chyba zorientował się, że Harry nie mówi prawdy.
- Słuchaj, Harry - dodał (ciągle bardzo cicho) - czuję się z
tym bardzo źle... zostałeś wciągnięty w ten turniej, choć
wcale się o to nie prosiłeś... i jeżeli (mówił już tak
cicho, że Harry musiał się pochylić, żeby coś usłyszeć)
...jeżeli mógłbym pomóc w czymkolwiek... wskazać właściwy
kierunek... wiesz, że cię lubię... to, jak przeszedłeś
smoka!... No, po prostu powiedz słówko.
Harry spojrzał na okrągła, czerwoną twarz Bagmana i jego
szerokie, niemowlęco niebieskie (?) oczy.
- Powinniśmy pracować nad tym samodzielnie, prawda? -
powiedział ostrożnie, uważając, żeby jego głos zabrzmiał
zwyczajnie, a nie jakby oskrażał dyrektora Departamentu
Magicznych Sportów i Gier o łamanie zasad.
- No... no, tak - powiedział Bagman niecierpliwie - ale... daj,
spokój, Harry, przecież wszyscy pragniemy zwycięstwa Hogwartu!
- Czy zaproponował pan pomoc Cedrikowi? - zapytał Harry
Mały grymas zagościł na twarzy Bagmana
- Nie - odparł wreszcie - Ja... no, jak już mówiłem, lubię
ciebie. Po prostu pomyślałem, że mógłbym...
- Nie, dziękuję - przerwał Harry - Sądzę, że jestem już
bardzo blisko... jeszcze kilka dni powinno wystarczyć.
Nie był do końca pewny, dlaczego nie przyjął pomocy Bagmana,
oprócz tego, że Bagman był dla niego prawie obcym i
wysłuchanie jego rady byłoby znacznie bardziej jak oszukiwanie,
niż prośba o pomoc Rona, Hermionę czy Syriusza.
Bagman wyglądał na prawie obrażonego, ale nie mógł już nic
powiedzieć, ponieważ Fred i George pojawili się w ich kącie.
- Dzień dobry, panie Bagman - powitał go Fred z uśmiechem -
Możemy kupić panu drinka?
- Ee... nie - odparł Bagman, rzucając ostatnie zawiedzione
spojrzenie na Harrego - Nie, dziękuję, chłopcy...
Fred i George wyglądali na tak samo zawiedzionych jak Bagman,
który przyglądał się Harremu, tak, jakby, ten pozbawił go
ostatniej nadziei.
- No, muszę już lecieć - oznajmił - Miło było was spotkać.
Powodzenia, Harry.
I wybiegł z pubu. Wszystkie gobliny natychmiast porzuciły swoje
krzesła i wyszły za nim. Harry dołączył do Rona i Hermiony.
- Czego chciał? - zapytał Ron jak tylko Harry zajął miejsce
- Zaoferował mi pomoc przy tym złotym jaju. - odparł Harry
- Nie powinien był tego robić! - zawołała zszokowana Hermiona
- Jest jednym z sędziów! A tak w ogóle, przecież już to
rozpracowałeś, prawda?
- Ee... prawie.
- Dumbledore'owi by się nie spodobało, że Bagman namawia cię
do oszustwa! - ciągnęła głęboko oburzona Hermiona - Mam
nadzieję, że próbował też pomóc Cedrikowi.
- Nie, pytałem go - powiedział Harry
- A kogo obchodzi, czy Diggory ma pomoc? - wtrącił Ron. Harry w
duchu się z nim zgodził.
- Te gobliny nie wyglądały zbyt przyjaźnie - zaczęła
Hermiona, siorbiąc swoje kremowe piwo - Ciekawe, co tu robili?
- Według Bagmana szukali Bartiego Croucha - odparł Harry -
Ciągle jest chory. Nie przychodzi do pracy.
- Może Percy go otruł - zasugerował Ron - Może myśli, że
jeśli Crouch wykituje, on zostanie dyrektorem Departamentu
Międzynarodowej Magicznej Współpracy.
Hermiona posłała Ronowi spojrzenie znaczące
nie-żartuj-na-takie-tematy i powiedziała - Dziwne, gobliny
szukające pana Croucha... zwykle wystarcza im Departament
Regulacji i Kontroli Magicznych Stworzeń.
- Crouch mówi wieloma językami. - wtrącił Harry - Może
potrzebują tłumacza.
- Teraz martwisz się o biedne, małe goblinki, co? - zapytał
Ron Hermionę (........)
- Ha, ha, ha - odparła Hermiona sarkastycznie - Gobliny nie
potrzebują ochrony. Nie słuchałeś, co profesor Binns
opowiadał nam o rebeliach goblinów?
- Nie - odpowiedzieli jednocześnie Harry i Ron
- A więc, całkiem nieźle radzą sobie z czarodziejami -
powiedziała Hermiona, znowu siorbiąc piwo - Są bardzo
inteligentne. Nie są jak skrzaty domowe, które nigdy nie staną
do walki o swoje prawa.
- O nie! - zawołał nagle Ron, spoglądając na drzwi.
Do pubu właśnie wkroczyła Rita Skeeter. Miała na sobie
bananowo-żółte (?) szaty, a długie paznokcie pomalowała na
wściekły róż; towarzyszył jej jak zwykle pulchny fotograf.
Kupiła drinki i zaczęła przepychać się wraz z fotografem do
pobliskiego stolika. Harry, Ron i Hermiona gapili się za nią,
kiedy przeszła. Mówiła bardzo szybko i wyglądała na bardzo z
jakiegoś powodu zadowoloną.
- ...nie bardzo miał ochotę z nami rozmawiać, co, Bozo? Teraz,
jak myślisz, dlaczego? I co robił z tą grupą goblinów?
Pokazując im jakieś znaki... zupełnie bez sensu... zawsze był
wstrętnym kłamcą. Czujesz coś? Myślisz, że powinniśmy w
tym trochę pogrzebać? Zhańbiony Były-Dyrektor Magicznych
Sportów, Ludo Bagman... niezły początek sensacji, Bozo...
musimy tylko znaleźć historię, która by tu pasowała...-
- Próbujesz zniszczyć życie kogoś innego? - zapytał Harry
głośno
Kilka osób się obejrzało. Oczy Rity Skeeter rozszerzyły się
za jej ozdobionymi kamieniami szlachetnymi okularami, kiedy
spostrzegła, kto się odezwał.
- Harry! - zawołała, rozpromieniając się - Jak
cudownie! Dlaczego nie przyłączysz się...-
- Nie podszedłbym do ciebie nawet z 10-stopową miotłą -
odparł wściekle Harry - Niby po co zrobiłaś to Hagridowi, co?
Rita Skeeter uniosła wysoko swoje wydepilowane brwi.
- Nasi czytelnicy muszą znać prawdę, Harry. Z radością
wypełniam swój...-
- Kogo obchodzi, że jest pół-olbrzymem? - wrzasnął Harry - Z
nim nie jest nic złego!
Pub zaległa całkowita cisza. Madam Rosmerta gapiła się na
nich, przechylając się przez bar, najwyraźniej nieświadoma,
że kufel, który wypełniała miodem już się przelewał.
Uśmiech Rity Skeeter lekko zadrżał, ale natychmiast
przywołała go z powrotem; otworzyła swoją krokodylą
torebkę, wyciągnęła Prędko-Piszące-Pióro i powiedziała -
A może byś tak dał mi wywiad o Hagridzie, którego ty znasz?
Człowiek ukryty pod muskułami? Twoja niecodzienna przyjaźń i
jej powody? Czy nazwałbyś go zastępcą ojca?
Hermiona wstała bardzo gwałtownie, ściskając butelkę
kremowego piwa, jakby był to granat.
- Ty wredna kobieto, - wycedziła przez zaciśnięte zęby - to
cię nic nie obchodzi, zrobisz wszystko dla sensacji, każdy się
nada, co? Nawet Ludo Bagman...-
- Siadaj, głupia, mała dziewucho i nie mów o sprawach,
których nie rozumiesz - powiedziała zimno Rita Skeeter, a jej
spojrzenie stało się znacznie twardsze, kiedy spoczęło na
Hermionie - Wiem o rzeczach na temat Ludo Bagmana, od których
zjeżyłyby ci się włosy... Nie to, że tego potrzebują...-
dodała, zerkając na bujne włosy Hermiony
- Wychodzimy - warknęła Hermiona - Chodźmy, Harry... Ron...
Wyszli; wiele osób oglądało się za nimi, kiedy opuszczali
pub. Harry zerknął za siebie, kiedy dotarli do drzwi.
Prędko-Piszące-Pióro Rity śmigało po pergaminie w tę i z
powrotem.
- Ty będziesz następna, Hermiono - powiedział Ron, cichym i
zmartwionym tonem, kiedy szybko maszerowali główną ulicą.
- Niech tylko spróbuje! - odparła Hermiona drążycym głosem;
wprost trzęsła się ze złości - Już ja jej pokażę!
Głupia, mała dziewucha? Och (...), najpierw Harry, teraz
Hagrid...
- Nie denerwuj Rity Skeeter! - przerwał nerwowo Ron - Poważnie,
Hermiono, znajdzie coś i na ciebie!
- Moi rodzice nie czytają Proroka Codziennego, nie przestraszy
mnie! - powiedziała, teraz krocząc tak szybko, że Harry i Ron
musieli prawie biec, by dotrzymać jej kroku. Kiedy ostatnio
Harry widział Hermionę w takim stanie, uderzyła ona Malfoya w
twarz - A Hagrid nie będzie się już więcej ukrywał! (...)
Idziemy!
Zaczynając biec, poprowadziła ich z powrotem drogą, przez
bramę ozdobioną uskrzydlonymi dzikami i potem przez błonia do
chatki Hagrida.
Zasłony wciąż były zaciągnięte, a kiedy podeszli,
usłyszeli szczekanie Kła.
- Hagrid! - wrzanęła Hermiona, waląc pięścią we
frontowe drzwi - Dość tego, Hagridzie! Wiemy, że tam jesteś!
Nikogo nie obchodzi, że twoja matka była olbrzymką! Nie
możesz na t to pozwolić tej głupiej babie! Hagrid, wyłaź,
jesteś...-
Drzwi otworzyły się. Hermiona powiedziała "najwyższy
cz..." i nagle przerwała, ponieważ znalazła się twarzą
w twarz nie z Hagridem, ale z Albusem Dumbledore'em.
- Dobry wieczór - powiedział miękko, uśmiechając się do
nich
- My... ee... chcieliśmy zobaczyć się z Hagridem - wydusiła
Hermiona słabym głosem
- Zauważyłem - odparł Dumbledore - Proszę, wejdźcie.
- Och... ee... no dobrze - wykrztusiła Hermiona
Ona, Ron i Harry weszli do chatki; Kieł rzucił się na Harrego,
gdy ten tylko wszedł, poszczekując dziko i próbując wylizać
mu ucho. Harry odepchnął Kła i rozejrzał się.
Hagrid siedział przy stole, na którym stały dwa ogromne
dzbanki herbaty. Wyglądał naprawdę marnie. Twarz miał całą
w plamach (?), oczy podkrążone, a fryzura była dokładnym
przeciwieństwem tej, którą miał jeszcze miesiąc temu; daleki
od prób ułożenia włosów, wyglądały teraz one jak po
przejściu huraganu.
- Cześć, Hagrid - powitał go Harry
Hagrid podniósł głowę.
- Hej - odparł bardzo ochrypłym głosem
- Więcej herbaty, jak sądzę - powiedział Dumbledore,
zamykając drzwi za Harrym, Ronem i Hermioną. Wyjął swoją
różdżkę, machnął nią i w powietrzu pojawił się serwis do
herbaty i talerz ciasteczek. Dumbledore kolejnym ruchem
różdżki ustawił talerz na stole i wszyscy usiedli.
Nastąpiła krótka cisza i wreszcie Dumbledore odezwał się -
Czy przez przypadek usłyszałeś, co krzyczała panna Granger,
Hagridzie?
Hermiona zaczerwieniła się, ale Dumbledore uśmiechnął się
do niej i ciągnął - Wydaje mi się, że Hermiona, Harry i Ron
nadal chcą cię znać, sądząc po fakcie, że mieli zamiar
wyważyć drzwi.
- Oczywiście, że nadal chcemy cię znać! - zawołał Harry,
wpatrując się w Hagrida - Chyba nie sądzisz, że cokolwiek, co
ta krowa Skeeter... przepraszam, panie profesorze - dodał
szybko, zerkając na Dumbledore'a.
- Tymczasowo ogłuchłem i nie mam pojęcia, co powiedziałeś,
Harry - odparł Dumbledore, wpatrując się w sufit
- Ee... no tak - zaczął zmieszany Harry - Miałem na
myśli...Hagrid, jak mogłeś pomyśleć, że obchodzi nas to, co
ta... ta kobieta... o tobie napisała?
Dwie olbrzymie łzy spłynęły z czarnych jak paciorki oczu
Hagrida i zagubiły się w jego zwichrzonej brodzie.
- Żywy dowód tego, co ci mówiłem, Hagridzie - wtrącił
Dumbledore, wciąż uważnie przypatrując się sufitowi -
Pokazałem ci listy od rodziców, którzy pamiętają cię z ich
szkolnych lat, mówiące, że gdybym cię wyrzucił, mieliby coś
do powiedzienia w tej sprawie.
- Nie wszyscy - powiedział ochryple Hagrid - Nie wszyscy chcą,
żebym został.
- Naprawdę, Hagridzie, jeżeli żadasz powszechnego poparcia,
obawiam się, że będziesz musiał zostać w tej chatce na
bardzo długo - odparł Dumbledore, teraz przyglądając się
surowo swoim okularom - Nie minął nawet tydzień, odkąd
zostałem dyrektorem tej szkoły, jak dostałem przynajmniej
jedną sowę z pretensjami o to, jak nią zarządzam. Ale co
mogłem zrobić? Zabarykadować się w swoim gabinecie i
przestać ze wszystkimi rozmawiać?
- No... nie jest pan pół-olbrzymem - mruknął Hagrid
- Hagrid, spójrz, kogo ja mam za krewnych! - zawołał Harry ze
złością - Spójrz na Dursley'ów!
- Świetna uwaga! - powiedział profesor Dumbledore - Mój
rodzony brat, Aberforth został ukarany za praktykowanie
nielegalnych zaklęć na gęsi. To wszystko było w jego
papierach, ale czy Aberforth się ukrywał? Nie! Trzymał wysoko
głowę i prowadził dalej swój interes, jakby nic się nie
stało! Choć nie jestem do końca pewny, czy umiał czytać,
więc może to nie była odwaga...
- Wróć do nas, Hagridzie - powiedziała cicho Hermiona -
Prosimy, wróć, naprawdę nam ciebie brakuje.
Hagrid głośno przełknął ślinę. Jeszcze więcej łez
spłynęło po jego policzkach do potarganej brody. Dumbledore
wstał.
- Odmawiam przyjęcia twojej rezygnacji, Hagridzie, oczekuję,
że w poniedziałek wrócisz do pracy - powiedział - Dołączysz
do nas na śniadaniu o ósmej trzydzieści w Wielkiej Sali. Bez
wymówek. Do widzenia wam wszystkim.
Dumbledore wyszedł z chatki, zatrzymując się tylko raz, by
podrapać Kła za uszami. Kiedy drzwi się za nim zamknęły,
Hagrid znowu zaczął szlochać w swoje olbrzymie ręce. Hermiona
ciągle poklepywała go w ramię i wreszcie Hagrid podniósł
głowę; jego oczy były rzeczywiście bardzo czerwone.
- Wielki człowiek, ten Dumbledore... wielki człowiek...
- Taak - powiedział Ron - Mogę jedno z tych ciasteczek,
Hagridzie?
- Częstuj się - odparł Hagrid, trąc oczy rękawem - Aa, on ma
rację... oczywiście, że ma... cholibka, byłem głupi jak
but... mój tatuś by się wstydził... - więcej łez
spłynęło po jego policzkach, ale wytarł je jeszcze silniej -
Nie pokazywałem wam jeszcze zdjęcia starego tatusia, co?
Tutaj...
Hagrid wstał, podszedł do kredensu, wyciągnął szufladę i
podał im zdjęcie niskiego czarodzieja o oczach czarnych
Hagrida, uśmiechającego się promiennie i siedzącego na jego
ramieniu. Hagrid miał już dobrych siedem lub osiem stóp,
sądząc po jabłoni w tle, ale nie urosła mu jeszcze broda, a
twarz była młoda, okrągła i gładka; miał nie więcej niż
11 lat.
- To zrobiono zaraz jak dostałem się do Hogwartu - zachrypiał
- Tatuś był taki dumny... bał się, że mogę nie być
czarodziejem, skoro mamusia... no, oczywiście, nigdy nie
machałem dobrze tą różdżką... ale... tego, przynajmniej nie
widział, jak mnie wylali. Wyzionął ducha na moim drugim
roku...
- Tylko Dumbledore pomagał mi, gdy tatusiowi się zmarło.
Zrobił mnie gajowym... ufa ludziom, o tak. Daje im drugą
szansę... To go wyróżnia, kapujecie? Przyjmie każdego do
Hogwartu, jeżeli tylko ma talent. Wie, że ludziom można ufać,
nawet jeśli ich rodziny nie... no... wiecie... Ale niektórzy
tego nie rozumieją. Niektórzy zawsze coś na ciebie
nagadają... niektórzy będą udawać, że mają duże kości,
zamiast powiedzieć "jestem, kim jestem i nie wstydzę
się". Ja się nie wstydzę. "Nigdy się nie
wstydź" mówił mój stary tatuś "niektórzy będą
przeciwko tobie, ale nie warto się nimi zajmować". I,
cholibka, miał rację. Byłem idiotą. Nie będę jej więcej
przeszkadzał. Obiecuję wam. Duże kości... ja jej dam duże
kości...
Harry, Ron i Hermiona spojrzeli na siebie nerwowo; Harry wolałby
zabrać na spacer 50 Blast-Ended-Skrewts, niż przyznać, że
podsłuchał rozmowę Hagrida z Madame Maxime, ale Hagrid mówił
dalej, najwyraźniej nieświadomy, że powiedział coś dziwnego.
- Wiesz co, Harry? - odezwał się nagle, odrywając wzrok od
fotografii ojca, teraz z bardzo błyszczącymi oczami - Jak cię
pierwszy raz spotkałem, trochę mnie przypominałeś. Mama i
tata odeszli, a ty bałeś się, że nie będziesz pasować do
Hogwartu, pamiętasz? Nie byłeś pewny, czy się nadajesz... a
spójrz teraz! Szkolny mistrz!
Przez chwilę przyglądał się Harremu i wreszcie odezwał się,
bardzo poważnie - Wiesz, o czym marzę, Harry? Marzę, żebyś
wygrał, naprawdę tego chcę! Żebyś im wszystkim pokazał...
nie trzeba być czystej krwi. Nie musisz się niczego wstydzić.
Pokaż im, że Dumbledore ma prawo cię wpuścić, dopóki
potrafisz robić magię. Jak ci idzie z tym jajem, co?
- Świetnie - odparł Harry - Naprawdę świetnie.
Zrozpaczoną twarz Hagrida rozjaśnił szeroki uśmiech - To mój
chłopak... Pokaż im, Harry, pokaż im! Pobij ich wszystkich!
Kłamanie Hagridowi było inne niż skłamanie komukolwiek
innemu. Tego wieczoru Harry wrócił do zamku z Ronem i
Hermioną, nie potrafiąc wymazać z pamięci szczęśliwego
wyrazu twarzy Hagrida, kiedy ten wyobraził sobie Harrego
wygrywającego turniej. Tego wieczoru myśl o jaju ciążyła mu
bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, i zanim poszedł do
łóżka, podjął decyzję - nadszedł czas, by schować dumę
do kieszeni i zobaczyć, czy rada Cedrika była cokolwiek warta.
Stopka();
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
harryp30harryp28harryp16Darmowa wyszukiwarka styl HARRYPOTTERharryp26harryp22harryp06harryp01harryp21harryp05harryp23harryp31harryp02harryp37harryp14harryp19harryp15harryp25więcej podobnych podstron