Antoni Słonimski Wiersze (m76)


W sieci zebrał Mandragora76

ANTONI SŁONIMSKI, Alarm

"UWAGA! Uwaga! Przeszedł!

Koma trzy!"

Ktoś biegnie po schodach.

Trzasnęły gdzieś drzwi.

Ze zgiełku i wrzawy

Dźwięk jeden wybucha rośnie,

Kołuje jękliwie,

Głos syren - w oktawy

Opada - i wznosi się jęk:

"Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy!"

I cisza

Gdzieś z góry

Brzęczy, brzęczy, szumi i drży.

I pękł

Głucho w głąb

Raz, dwa, trzy,

Seria bomb.

To gdzieś dalej. nie ma obawy.

Pewnie Praga.

A teraz bliżej, jeszzce bliżej.

Tuż, tuż.

Krzyk jak strzęp krwawy.

I cisza, cisza, która się wzmaga.

"Uwaga! Uwaga!

Odwołuję alarm dla miasta Warszawy!"

Nie, tego alarmu nikt już nie odwoła.

ten alarm trwa.

Wyjcie, syreny!

Bijcie, werble, płaczcie, dzwony kościołów!

Niech gra

Orkiestra marsza spod Wagram,

Spod Jeny.

Chwyćcie ten jęk, regimenty,

Bataliony - armaty i tanki,

niech buchnie,

Niech trwa

W płomieniu świętym "Marsylianki"!

Kiedy w południe ludzie wychodzą z kościoła

Kiedy po niebie wiatr obłoki gna,

Kiedy na Paryż ciemny spada sen,

Któż mi tak ciągle nasłuchiwać każe?

Któż to mnie budzi i woła?

Słyszę szum nocnych nalotów.

Płyną nad miastem. To nie samoloty.

Płyną zburzone kościoły,

Ogrody zmienione w cmentarze,

Ruiny, gruzy, zwaliska,

Ulice i domy znajome z dziecinnych lat,

Traugutta i Świętokrzyska,

Niecała i Nowy Świat.

I płynie miasto na skrzydłach sławy,

I spada kamieniem na serce. Do dna.

Ogłaszam alarm dla miasta Warszawy.

Niech trwa!

ANTONI SŁONIMSKI, Gra w zielone

Czy masz zielone? - Nigdy go nie zapominam...

A ty czy masz je? - Zawsze je na piersi noszę...

Wiem, jakie lubisz liście, zobacz tedy proszę.

Co dzień oto bez świeży w butonierkę wpinam.

Kochasz mnie jako wprzódy? Nicżeś nie zmieniona?

Nie zapomnisz mnie nigdy? - Nigdy nie zapomnę!

- Dziś o pamięć nie prosisz, oczy spuszczasz skromne

I chociaż nic nie mówisz, wiem... już gra skończona...

Lecz nie masz zielonego - wszak już dzisiaj pomnę,

Gdyś prosiła o pamięć, rzekłem: nie zapomnę...

I do końcam na piersiach nosił liść zielony.

Dzisiaj zbędny odpinam - zakład nasz skończony...

Owa gra osobliwa, w której bardziej bywa

Smutnym wygrywający niż ten, co przegrywa.

ANTONI SŁONIMSKI, Kołysanka

Po się zrywasz rankiem, kiedy jeszcze ciemno?

Po co śpieszysz się, biegniesz do szkoły zziębnięty?

Jeszcze możesz przedłużyć tę chwilę tajemną,

Spać i snuć dalej sen tak błogo rozpoczęty

Krzątanina w pokojach i szum samowara

Przemienia się w szum łodzi, którą płyniesz we śnie,

Więc wiosłuj wiosłem wiosny w nadbrzeżnych szuwarach.

Po co zrywać się, budzić? Jeszcze bardzo wcześnie.

Za ciebie bracia starsi przeniosą na barkach

Karabin maszynowy, naoliwią tryby.

Pod brezentami już, w artyleryjskich parkach.

Po krwawym deszczu rosną armaty jak grzyby.

Po co się trudzić, po co ślęczyć pilnie,

Schylony nad rajzbretem, żeby się nie zmylić?

I tak nie zdążysz dość nisko się schylić,

Kąt spadania pocisku obliczył już ktoś nieomylnie.

Nie warto ci myć zębów ani płukać gardła.

Po co ci szersze piersi, roślejsze ramiona?

Aby je jedna kropla na wylot przeżarła,

Aby pierś była głębiej kulą przewiercona?

Śpij. Już od rana dudnią fabryczne motory,

Galony, tony gazów kłębią w rezerwuarach.

Powiedz matce: nie pójdę dziś, bo jestem chory.

Dajcie mi spać, gdy jeszcze nie jestem w koszarach.

Śpij. Bracia twoi za ciebie wybudują mosty,

Przez które, gdy podrośniesz, będziesz biegł w pośpiechu,

I przyczółek mostowy, gdzie poczujesz ostry

I krótki ból i brak oddechu.

Co masz dzisiaj zadane? Nauczyć się słówek?

Jakąś tam deklinację wpisać do zeszytu?

Chcesz lekcji? Zatemperuj ołówek

I pisz "Iperyt, iperytem, śmierć od iperytu.

ANTONI SŁONIMSKI, Krew i woda

Przybiegła do mnie drżąc i pyta w niepokoju:

-Ty śpisz? Czy słyszysz? - Rzekłem: - Słyszę. -

Lampionów chińskich rząd nad wodą się kołysze

I żab ogromny chór rozlega się w pokoju.

Na chłodną biel poduszki księżyca pada światło,

Przedsennych spraw przeminął ciężar w mózgu.

W szumie bijących fal o stopy moje bluzgu,

To wszystko lekko tak, tak mi przychodzi łatwo.

Zakryj, o luba, biel twej nogi obnażonej.

Odsuwam duszność ścian, już pokój nie wystarcza.

W niewolę wzięła mnie księżyca blada tarcza

I szkocki dziki traf sukienki twej zielonej.

Nie zbliżaj do mych ust mokrego twego ciała.

Kolumne białych nóg oddechem pachną morza,

Już się to stało raz! Już kiedyś takeś stała.

O wodo zimna, przyjdź w gorąco mego łoża!

Jeszcze w podmiejskim marzyłem ogrodzie,

Białe łabędzie gdym karmił chlebem,

O roztańczonej i słonej wodzie,

Co szumi w pędzie pod czystym niebem.

W czerwcowe rano, w wonnym upale

Znów się nurzałem w cichym zamęcie,

Gdy mi twe pierwsze dało objęcie

Łzy twej smak i krwi twej fale.

Nie budź mię wcale. Nie budź, niech chlusta

Potok wezbrany. Usnę bez słowa.

Tak bardzo znowu boli mnie głowa.

Słono mi w ustach, pełne mam usta!

Bądź zdrowa!

ANTONI SŁONIMSKI, Miłość i podróż

Ziemia jak zalotnica sprzed oczu umyka,

Szczytami drzew potrząsa, błyska jezior okiem.

Biegnie z pękiem zieleni, a gdy mnie spotyka,

Wonie łąk w twarz mi ciska i ucieka bokiem.

Albo nagle łagodnie opada w doliny

I faluje wzgórzami jak pełnym westchnieniem.

Jak warkocze rozrzuca oliwne gęstwiny.

Błękitną rzeką goni jak szybkim spojrzeniem.

Aż wreszcie staje naga i posępnym szczytem,

Górami jak piersiami drogę mi zasłania

Ku morzu, co w oddali łączy się z błękitem

Jako dwa serca pełne wielkiego kochania.

ANTONI SŁONIMSKI, Noc nad książką

Noc miłosne do uszu szeptała sekreta,

Kiedy drżąca, wzruszona z pięknych ust Romea

Pierwsze pocałowanie swe miłosne wzięła

Ledwie trzynaście wiosen licząca Julietta.

Noc swe czarne, gwieździste namioty rozpięła,

Gdy z werońskiej dzieweczki wykwitła kobieta...

Nie plamiła ciemności zaranna planeta,

Gdy w ramionach królewskich Sulamit tonęła.

Noc jest porą miłości i błysku rapiera.

O nocy, w aragońskich ogrodach pachnąca!...

Gdy do nóg don Juana upadła Elwira,

We łzach słodkiej miłości i żalu tonąca.

Już lampa gaśnie... Książkę zamykam Szekspira..

O nocy... nocy pusta, samotnie płynąca.

ANTONI SŁONIMSKI, Notes

Znalazłem w starym notesie

Numery telefonów

Umarłych przyjaciół,

Adresy spalonych domów.

Cyfry nakręcam. Czekam.

Telefon dzwoni.

Ktoś podnosi słuchawkę.

Cisza. Oddech słyszę.

A może szept ognia.

ANTONI SŁONIMSKI, Obrona księżyca

Przyjaciel zakochanych, poetów towarzysz,

Rozjaśnia noce nasze wierne od stuleci.

Z tobą jest, który kochasz, z tobą, który marzysz.

Któż ma bronić księżyca, jeśli nie poeci?

Niech płynie we śnie srebrnym. Czyż ziemi nie starczy

Na wieczny trud Syzyfa i rozpacz Antygon,

Że trzeba tej strzelniczej, pozaziemskiej tarczy,

Co niebo zmienia w rakiet kosmicznych poligon?

Chciwy pożeracz trupów zwierzęcych, chutliwy

Morderca i niszczyciel płodny bez rachunku,

Wiedzieny przez natury dwa imperatywy:

Obronę własnej skóry i ciągłość gatunku,

Już rośnie, już się zbroi astralny bohater,

Co Mare Imbrium, ciche Mare Tenebrarum,

Dolinę Herodota i Tychona krater

Napełni bólem ludzkim i ziemskim koszmarem.

Prawo moralne we mnie, a niebo gwiaździste

Nade mną. Cóż, gdy prawo przemocą hańbione.

Niech więc krążą księżyce w biegu nie zmienione

I niech przynajmniej niebo pozostanie czyste.

ANTONI SŁONIMSKI, Oczy

Kiedy tylko otworzę oczy, to Cię widzę.

Włochy, Grecja i Egipt - to wszystko daremne.

Całemu światu dzisiaj przyznać się nie wstydzę -

Piękniejsze są Twe oczy, usta, włosy ciemne.

Czasami, upojony błękitem przeźroczy,

Błądząc okiem po morzu słodkim i po niebie,

Zapominam o wszystkim i zamykam oczy,

A kiedy zamknę oczy - znowu widzę Ciebie.

ANTONI SŁONIMSKI, Okno

Żar południa, dyszący, z drzew soki wysysa,

Więdnie zżółkła akacja wśród spękanej gliny,

W martwej ciszy chorągiew ze szczytu ruiny,

Jako welon zemdlonej panny młodej, zwisa.

Na smukłego młodzieńca o cerze Metysa

Patrzą pilnie z balkonu dwie młode dziewczyny.

Jak złote ananasy za szybą witryny,

Słodko nęci karminem ust wilgotnych rysa.

Pod balkonem, gdzie kręta wiodła go uliczka,

Caballero gdy przeszedł - czarna rękawiczka

Spadła do nóg, jak skrzydło rannego gołębia.

Piękne oczy - drapieżne jak szpony jastrzębia -

Podniósł w górę... Lęk oczy dziewczynie pogłębia,

Pierś faluje pod czarną koronką staniczka.

ANTONI SŁONIMSKI, Pogodzenie

Dante, kiedy go zwiodła wędrówka ponura,

Przed Beatryczą swoją uginał kolana

I na jego obliczu miłość miarkowana

Wykwitała jak zorzy porannej purpura.

Mnie zasię innym sercem obdarza natura:

Oczy me chmura kryje jak krwawiąca rana,

Miłość moja jak gwiazdy jest niepowstrzymana...

Z nieszczęścia się zrodziła siła mego pióra!

Ani się staram w burzach kierować uczenie,

Jak okręt w falach wrogich bezsilnie się pienię,

Miłość los mi odebrał, dłonie skuł niewolą...

A życie czasem rzuca jak arkan znurzenie,

W cichy port mnie przywodzi, modry jak spojrzenie,

Który mnie godzi z życiem i godzi z niewolą.

ANTONI SŁONIMSKI, Rafael

Promień słońca przepłynął i błysnął na spiżu,

Zbudził w mroku drzemiący, zrobiony al fresco

Portret księcia, co trzęsąc złotodajną kieską,

Uśmiech roniąc - dłonią bladą opiera na krzyżu.

Na zaczętym obrazie, co stoi w pobliżu,

Ledwie pierwszą, nieśmiałą naznaczoną kreską,

Twarz pochylona Madonna - a szatę niebieską

Całuję, klęcząc, święty Franciszek z Asyżu.

Rafaela z kochanką zastał blask poranny.

Mieni się śmiech dziewczyny w pereł potok szklanny.

Kiedy usta swe macza w słodkie wina kruże.

Słodycze warg wilgotnych, co pachną jak róże,

Poznać można na ledwie skreślonym konturze

Zaczętego obrazu świętej Marii Panny.

ANTONI SŁONIMSKI, Sąd

Wiejska biedota bezrolna,

Co śpi pod polną mogiłą,

Ci, co walczyli za wolność,

Której w ojczyżnie nie było.

Z Bema, z Grochowa i z Wolskiej

Bracia, co padli krwią zlani,

Ci, co walczyli za Polskę,

Choć Polska nie była dla nich

Nie usną snem sprawiedliwych

Ukołysani legendą

I z mogieł powstaną - żywi,

I oni sądzić nas będą

ANTONI SŁONIMSKI, Smutno mi, Boże

Że z podróży dalekiej do ojczyzny płynę

I że się serce z piersi wyrywa bezradnie,

I że mnie czeka niebo ojczyzny mej sine,

Że już gwiazd nie zobaczę, co błyszczą jak żadne,

Że mnie szelestem tkliwym żegna ciche morze -

Smutno mi, Boże!

Dzikie nade mną płyną na północ łabędzie,

Lecz znów przyfruną nad morze, gdy zechcą.

Że tam się urodziłem, gdzie przyjąć mnie nie chcą.

Że kraj ojczysty, kiedyś był piękny w legendzie.

Że mnie przeklina język, w którym tworze -

Smutno mi, Boże!

Że nikt mnie tutaj szyderczo nie pytał

O krew moją i dziadów, którymi się szczycę

I że w dzieciństwa mego wracam okolicę.

I że mnie w Polsce nikt nie będzie wital,

I że na gorycz moją nic już nie pomoże -

Smutno mi, Boże!

Że jest tam w kraju ktoś, kto tylko lubi,

Że dla najlepszych ledwo jestem obojętny

I że mnie pali ten ogień namiętny,

Że nam żarliwą miłość, co mnie gubi

Do ziemi, której serce zapomnieć nie może -

Smutno mi, Boże!

ANTONI SŁONIMSKI, Ten jest z ojczyzny mojej

Ten, co o własnym kraju zapomina.

Na wieść, jak krwią opływa naród czeski,

Bratem się czuje Jugosłowianina,

Norwegiem, kiedy cierpi lud norweski,

Z matką żydowską nad pobite syny

Schyla się, ręce załamując żalem,

Gdy Moskal pada - czuje się Moskalem,

Z Ukraińcami płacze Ukrainy,

Ten, który wszystkim serce swe otwiera,

Francuzem jest, gdy Francja cierpi, Grekiem -

Gdy naród grecki z głodu obumiera,

ten jest z ojczyzny mojej. Jest człowiekiem

ANTONI SŁONIMSKI, Wiosna

Zapach mokrych fiołków i deszczu kałuże...

Wiosennej burzy ślad na płytach trotuaru...

Powietrze było czyste i łzami oparu

Nie zasnute. Stanęłaś przy schodów marmurze

W białej sukni. Pamiętam głos twój pełen czaru:

-Na pożegnanie daj mi dłoń. - Odrzekłem: - Służę.

-Odchodzę - powiedziałaś. Uśmiech... Oczy mrużę.

Nie rzekłem nic, choć milczeć nie miałem zamiaru.

Dziś, gdy mnie wiatr pachnący wiosenny owionie,

Gdy strąconych bzów mokry osypie mnie wianek,

Jakby w omdleniu, serce we wspomnieniu tonie.

Jestem jak chłopiec chory, co w słoneczny ranek

Pierś poddaje otwartą i wychudłe dłonie

Tchnieniom wiatru, co igra z koronką firanek.

ANTONI SŁONIMSKI, YT OT

Pamiętasz nasze młode ręce

Stolika marmurowy blat,

Gdym dłoń na Twojej dłoni kładł

W tej staroświeckiej cukierence.

Złocony napis. Okno niskie.

R było w słowie TORTY brak,

YT OT czytaliśmy wspak.

O rzewne yt ot, sercu bliskie.

Popatrz w młodości cień ginący,

Czyż nie wydaje Ci się stąd,

Jak odwróconych liter rząd,

Bez sensu, śmieszny, wzruszający ?

ANTONI SŁONIMSKI, Zaduszki

Jak się zakończy ta historia?

Pod piaskiem suchym czy pod gliną,

Czy też się skończy w prosektorium

Do żył wstrzykniętą formaliną?

Tak czy inaczej, ten grunt grząski

Jakimś pochłonie nas sposobem.

Zawrzemy czułe, wieczne związki,

Chemiczne związki z własnym grobem.

ANTONI SŁONIMSKI, Żal

Gdy Cię spotkałem raz pierwszy

Mokre pachniały kasztany

Zbyt długo mi w oczy patrzałaś -

Ogromnie byłem zmieszany.

Pod mokre płaty gałęzi

Szedłem za Tobą w krok.

Serce me trzymał w uwięzi

Twój fiołkowy wzrok.

Dawno zużyte słowa

Wróciły do mnie znów

I zrozumiałem od nowa

Znaczenie prostych słów

I tak się jakoś stało,

Że bez tak pachniał - jak bez,

I słowo pachnieć - pachniało,

I łzy były pełne łez.

Tęsknota, słowo zużyte...

Otwarło mi swoją dal...

Jak różne są rzeczy ukryte

W króciutkim wyrazie: żal



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Antoni Słonimski Wiersze
Slonimski Antoni Nowe wiersze
Potocki Wacław Ogród nie plewiony i inne wiersze (m76)
Poezja Antoniego Słonimskiego (Czarna wiosna, Polonistyka, oprac i streszcz
Karpiński Franciszek Wiersze (m76)
Julian Tuwim Wiersze (m76)(1)
Andrzej Bursa Wiersze (m76)
Gałczyński Konstanty Ildefons Wiersze (m76)(1)
ANTONI SŁONIMSKI
Antoni Słonimski niepodleglosc
Antoni Słonimski życie i twórczość
Konopnicka Maria Nowele i wiersze (m76)
ANTONI SŁONIMSKI Alarm
Antoni Słonimski Obecność Felietony 1971 1972
Antoni Słonimski czarna wiosna
Potocki Wacław Ogród nie plewiony i inne wiersze (m76)
Antoni Słomiński wiersze
Artykuły pierwszej potrzeby Antoni Słonimski

więcej podobnych podstron