WSTĘP DO ADWENTOWYCH PRZEMYŚLEŃ
- Pierwszy śnieg wywołuje jakiś świąteczny nastrój, wycisza wszystko dookoła i przykrywa bielą smętne szarości bezlistnej jesieni. Dla tych, którym dom kojarzył się z miejscem wszelkich ograniczeń i ucisków, teraz staje się oazą ciepła i przytulności. Wręcz niemożliwym wydawało się, aby cokolwiek mogło zburzyć ten nastrojowy, spokojny, chylący się ku zachodowi dzień.
A jednak, kiedy w korytarzu rozległo się głośne tupanie butów, z których ktoś energicznie strzepywał śnieg, zabrzmiało to jak anielskie trąby wzywające na sąd ostateczny. Kiedy otwarły się drzwi, widok był rzeczywiście godny sądu, może nie ostatecznego, ale na razie ziemskiego. Mój starszy syn jedną ręką popychał przed sobą ośnieżoną postać z zakrwawioną twarzą, a w drugiej trzymał dwa białe toboły przypominające plecaki.
- Mamo! Daj jakieś bandaże! - głos syna ostatecznie sprowadził mnie na ziemię.
Na szczęście bandaże nie były potrzebne, a krew z nosa przestała płynąć po przyłożeniu lodu. Teraz trzeba było zacząć "leczyć" zranioną duszę chłopca. Tam rany wydawały się bardziej głębokie i bolące.
W autobusie, którym wracali ze szkoły, paru wyrostków zachowywało się bardzo prowokacyjnie. Początkowo chłopcy nie reagowali, ale wkrótce Kuba nie wytrzymał i stukając się w czoło, dał wyrostkom do zrozumienia, że ich zachowanie jest nienormalne. To wystarczyło, żeby przy wysiadaniu na przystanku rzucili się na Kubę z pięściami i zanim ktokolwiek się spostrzegł, szybko uciekli.
- Nie! W tym kraju nie da się żyć! Mam tego dość! Ci wszyscy ludzie nie są warci, aby cokolwiek dla nich zrobić! To albo tchórze, albo bandyci! - Kuba wypowiadał te słowa z wielką goryczą leżąc z lodem na spuchniętym nosie.
- To prawda, że ludzie są tchórzliwi! - potwierdził z zapałem syn. Przecież wielu wysiadało, wielu widziało, co się dzieje i nikt nie zareagował!
- A ty, gdzie byłeś? - zapytałam.
- Kuba stał bliżej drzwi i szybciej wyskoczył - tłumaczył Łukasz. Poza tym te "łebki" wyskoczyły zaraz za Kubą. To się rozegrało błyskawicznie.
- Być może więc, że także inni nie zdążyli się zorientować, co się dzieje - próbowałam jakoś wytłumaczyć obojętną postawę pasażerów.
- Mamo! Czy ty wiesz, jakie wiązanki te "łebki" rzucały w autobusie? I myślisz, że ktoś reagował? Nikt! A przecież, gdyby ktoś dorosły zwrócił im uwagę, to może to wszystko inaczej by wyglądało.
- Wierzysz w to? - z sarkazmem rzucił Kuba. Dorośli są wygodni i tchórzliwi, a te "żule" wiedzą o tym i robią, co chcą. Zresztą jacyś dorośli ich w końcu wychowują i jaki z tego efekt? Żaden! Bo to całe wychowanie to parodia!
Kuba ze złością odłożył lód i chciał się podnieść, ale krew na nowo zaczęła kapać z nosa.
- Musisz jeszcze trochę poleżeć spokojnie. Opuchlizna do jutra zejdzie, ale to, co czujesz w środku, wymaga dłuższej terapii. Myślicie, że świat jest biały lub czarny; dobry lub zły, a ludzie dzielą się na tchórzy lub obojętnych? A wy, do jakich kategorii się zaliczacie?
- My jesteśmy nielicznym gatunkiem "wrażliwych" na wyginięciu - z pesymizmem w głosie odpowiedział Kuba. - A mnie się chłopcy wydaje, że jest odwrotnie. Kiedy patrzę na ten twój Kuba zakrwawiony nos, to wstępuje we mnie optymizm.
- Pani chyba żartuje!? - Wcale nie żartuję, ale cieszę się, że są jeszcze młodzi "wrażliwcy, tacy jak wy. I myślę, że nie jest was mało. Dobra jest więcej, ono jest większe i ostatecznie zwycięża w człowieku. Choć trzeba przyznać, że zło robi czasem duże wrażenie, ale tylko wrażenie. Doświadczyliście tego na własnej skórze. Twój rozbity nos choć boli i niezbyt przydaje ci teraz urody, to doprawdy niewiele wobec tego, co zło chce w człowieku pokonać. Ono zawsze dąży do rozbicia w nas optymizmu, do sparaliżowania naszego działania w dobrym, do zabicia miłości, a posiania w nas nienawiści i mściwości. Ta wasza przygoda może być niezłym wstępem do adwentowych przemyśleń.
Elżbieta Ryszka
Promyk Jutrzenki 12/97 s. 34