Historia idei


Ks. Zbigniew Wolak

Historia idei

Notatki do wykładów

Wstęp

Człowiek potrafi stawiać sobie cele idealne, myśleć o ideach i im poświęcać znaczną część swojego życia. Idee są niematerialne, a zatem człowiek nie jest istotą czysto materialną. Czy to go różni od reszty świata? Być może, choć niektórzy uważają, że tworzywem świata jest informacja, struktura czy jakaś symetria, a światem zwierząt rządzi samolubny gen (Dawkins, żaden biolog, ale dobry gadacz…). Czyli w świecie też mogą być obecne jakieś idee niesprowadzalne do czystej materii, o ile coś takiego w ogóle istnieje. Warto tutaj zwrócić uwagę na problem istnienia Boga, szerzej omawiany już na wykładach z historii filozofii. Otóż argumenty za istnieniem Boga (a większość z nich ma logiczną strukturę dowodu) nie są związane z jedną wizją rzeczywistości. Jedne z nich wykorzystują przesłanki o istnieniu świata materialnego i rządzących nim prawach (dowody kosmologiczne: Arystotelesa, 5 dróg św. Tomasza, dowód entropologiczny - ze śmierci cieplnej itp.); inne korzystają z faktu istnienia ludzkiej psychiki i jej potrzeb (dowody psychologiczne, w filozofii cenione najniżej); inne wreszcie wykorzystują analizę pojęcia Boga - obiektywnego lub subiektywnego (dowód ontologiczny św. Anzelma, Kartezjusza, Leibniza).

Nas jednak bardziej będzie interesować historia idei tworzonych przez człowieka, choć niektórzy raczej będą widzieć tu odkrywanie niż tworzenie. Ta umiejętność tworzenia idei i kierowania się nimi odróżnia chyba człowieka od świata zwierząt. Wprawdzie zwierzęta potrafią działać bardzo sprawnie i nawet posługiwać się pewnego rodzaju rozumowaniami ("psi sylogizm" św. Bazylego Wielkiego), ale nie potrafimy na razie stwierdzić, czy potrafią posługiwać się jakimiś rozwiniętymi ideami. Jest to ważna różnica, gdyż żyjąc w świecie idei, zachowujemy jednak zwierzęce instynkty, potrzeby, sposoby reagowania. Musimy w jak najlepszy sposób łączyć jedno z drugim. Nie wolno zapominać, jak bardzo potrafią nas opanować skłonności teoretyczne. Lubimy uogólniać (generalizować), tworzyć mało uzasadnione wyjaśnienia, doszukiwać się we wszystkim ukrytego sensu itd. Łatwo nieraz ulegamy autorytetom, a tym, którzy poważnie myślą i argumentują odmawiamy uznania. Namiętności nazywamy uczuciami, a prawdziwe uczucia tłumimy źle używanym rozumem, który zamiast służyć prawdzie - manipuluje wszystkim, czym mu się tylko uda. "Piękny jest ludzki rozum i niezwyciężony" (Miłosz), ale też potrafi być brzydki i złośliwy. Znajomość historii idei może pomóc w poznaniu skłonności ludzkiego umysłu do tworzenia idei i teorii oraz pozwoli z roztropnym krytycyzmem oceniać siłę ich uzasadnienia. Do tego musi się też dołączyć rozumna odwaga przyjęcia dobrych przekonań i kierowania się nimi w swoim życiu teoretycznymi i praktycznym.

Pojęcie historii idei zwraca uwagę na pewne ich przemiany czy dojrzewanie. Nie tylko następują one po sobie, ale również stają się coraz doskonalsze. Z pewnością w pewnych dziedzinach łatwo dostrzec to dojrzewanie, na przykład w logice, analizie języka, w nauce czy technice, która przekłada na urządzenia materialne to, co żyje w naukach jako idee. W innych dziedzinach spotykamy się z ideami, które pojawiwszy się wiele wieków temu, do dziś funkcjonują w podobnej postaci i postęp nauk czy w ogóle kultury nie zdołał rozwiązać pewnych elementarnych problemów. Należy do nich zagadnienie wolności, determinizmu, poznania, istnienia uniwersaliów i wiele innych. Jedni uważają, że te problemy nigdy nie zostaną ostatecznie rozwiązane, gdyż wiążą się z przyjęciem założeń, które umożliwiają jakiekolwiek myślenie o rzeczywistości, inni sądzą, że wiele z tych zagadnień znajdzie pełne, a przynajmniej nowe rozwiązanie w przyszłości, gdyż w istocie filozofia jest młodą dziedziną, więc nie należy się dziwić, że wielu problemów jeszcze nie rozwiązała, a nawet nie postawiła. Jeszcze inni twierdzą, że tego rodzaju zagadnienia w większości należą nie do filozofii czy innej nauki, ale do światopoglądu i nigdy nie mogą być ostatecznie uzasadnione (Bocheński).

Pozostaje jeszcze pytanie, czy historia idei jest historią myśli przeciętnego człowieka, czy też dotyczy pomysłów stosunkowo wąskiej grupy myślicieli, którzy próbowali sięgać w rzeczywistość głębiej lub „głębiej” niż inni i z tego powodu wymyślili wiele problemów i rozwiązań, które się zwykłym ludziom nie śniły. W historii idei są zapewne jedne i drugie zagadnienia, zarówno te, które są bliskie każdemu człowiekowi, jak i takie, które przypominają „sen wariata” (Shakespeare, Makbet). Trzeba jednak pamiętać, że idee filozoficzne przenikają do kultury, a zwłaszcza do literatury, którą nierzadko trudno zrozumieć, jeśli się nie ma choćby elementarnej wiedzy filozoficznej. Z drugiej strony bywa i tak, że genialne odkrycia w bardzo wąskich dziedzinach są oparte na najprostszych pomysłach, jak na przykład słynna definicja czasu Einsteina: "Czas to jest to, co mierzą zegary".

Historia idei jest też pomocna w zrozumieniu rzeczywistości, a jakiej żyjemy. Różnego typu przekazy zachęcają nas do uznania za prawdę i przyjęcia za przewodników przekonań, które są przedstawiane jako absolutnie pewne, potwierdzone w niezawodny sposób. Warto zdać sobie sprawę z tego, że często są to idee, jedne z wielu, których związek z rzeczywistością empiryczną jest o wiele luźniejszy niż się go przedstawia. Nie znaczy to, że mamy we wszystko wątpić, bo i to bywa psychicznie i duchowo niezdrowe. Raczej chodzi o to, by dokonywać wyborów i ocen z jak najlepszą świadomością stopnia uzasadnienia przyjętych przekonań oraz żeby dostrzegać świat w jego bogactwie nie dając się jednocześnie omamić wszystkim ideologicznym „świecidełkom”. Trzeba umieć zachować wolność w myśleniu i działaniu, a jednocześnie nie popaść w ślepy fanatyzm, który nie widzi i nie chce wiedzieć niczego, co nie zgadza się z naszą opcją.

Trzeba też pamiętać, że idee różnego rodzaju przenikają nasze myśli, życie, argumenty i opowieści. Warto nieraz zastanowić się nad sobą i nad innymi: jakie przyjmujemy idee, czym jest dla nas czas, przestrzeń, istnienie, jak uzasadniamy nasze przekonania, jak rozumiemy swoją wolność, jaki jest nasz świat wartości itp. Wykłady z historii idei przybliżą pewne zagadnienia rozważane w filozofii, podadzą pewne informacje, ale też będą, mam nadzieję, okazją do własnych refleksji nad swoim myśleniem, społeczeństwem, do którego należymy i światem, w którym żyjemy.

Filozoficzny namysł nad rzeczywistością

Pierwsze pytanie: co istnieje?

Pytanie o istnienie ma w punkcie wyjścia dwie odmiany: „Co istnieje w ogóle?” i „Co istnieje na pewno, albo z największą pewnością?” Pytania te są oczywiście powiązane ze sobą, ale warto je rozróżnić choćby z tego względu, że drugie z nich zakłada rozróżnienie „mocy” istnienia, a na pierwsze można udzielać odpowiedzi nie przejmując się tą „mocą”. Wydaje się, że pytanie o to, co istnienie ma prostą intuicyjną odpowiedź: istnieje to, co widzę, co pamiętam, że widziałem, co potrafię uzasadnić, że istnieje. Jednak już próba opisania tej intuicji istnienia okazuje się problematyczna, gdyż intuicja bywa niejasna, subiektywna, inna u różnych ludzi. Jeden widzi tylko rzeczy, drugi widzi, że jedna rzecz jest większa od drugiej (dla Platona porównanie było już czynnością umysłu, dla Locke'a - zmysłów), ktoś inny (np. Jan Łukasiewicz) widzi system logiczny jako konstrukcję mocniejszą od budowli z betonu i stali. Z kolei istnienie Boga dla jednego będzie tylko wyrazem zaspakajania psychicznych potrzeb, dla innego prawdą wiary, dla kogoś innego wnioskiem z rozumowania dedukcyjnego lub redukcyjnego, abdukcyjnego (Peirce, Kłósak), a dla niektórych nawet przedmiotem poznania bezpośredniego (mistycy, ks. Jan Twardowski: „Przecież Go widziałem”).

Jest

Nasze widzenie rzeczywistości odzwierciedla się w języku, który jest ważny także dla filozofii. Najbardziej charakterystycznymi cechami systemów filozoficznych są język i metoda, czyli sposób systematycznie stosowany. Wiele systemów filozoficznych przykłada się do tego, aby oba te składniki były jak najlepiej dopracowane. Powodem tego jest między innymi brak zewnętrznych kryteriów, które by mogły służyć jako potwierdzenie danego systemu. Wprawdzie filozofia wychodzi od poznania potocznego i nierzadko oczywistych stwierdzeń, jednak później wchodzi w obszary, które już nie podlegają prostej weryfikacji. Gdyby taka weryfikacja (falsyfikacja) była możliwa, nie byłoby zasadniczych różnic między systemami filozoficznymi. Nie da się określić jednoznacznie metody filozoficznej, każdy system na w istocie własną metodę. Jedni filozofowie są za ścisłością logiczną (o wiele więcej jest takich, którym się wydaje, że są ściśli, ale są takimi tylko w swojej wyobraźni), inni bardziej polegają na intuicji, jeszcze inni na świadectwie zmysłów czy opinii powszechnej. Jedni szukają dobrze określonych pojęć z jasnymi i wyraźnymi definicjami, inni twierdzą, że postęp w filozofii może się dokonać tylko przy pomocy „łamania” pojęć, przez stosowanie analogii, metafory czy też dekonstrukcji.

Inną kwestią jest też piękno języka filozofii, niektóre dzieła filozoficzne, na przykład „Uczta” Platona, uchodzą za arcydzieła nie tylko filozoficzne, ale też literackie. Na pewno uroda języka pism filozoficznych jest cenną ich zaletą, ale też nie wystarcza, by dzieło ocenić za doskonałe wyłącznie z racji języka. Zasada „odpowiednie dać rzeczy słowo” w szczególny sposób odnosi się do dyskursu filozoficznego i filozoficznej argumentacji. Można spotkać nawet ludzi nauki, dla których piękno języka więcej znaczy niż poprawność argumentu. Zachwycają się pomysłem, metaforą, retoryką, a naukową wartość pozostawiają na końcu. Język ma być oczywiście narzędziem poznania, a nie uwodzenia umysłu. I z pewnością należy się zgadzać z Różewiczem, że kryzys języka jest jednym z przejawów kryzysu współczesnej cywilizacji (por. Różewicz: „[…] marnieje religia filozofia sztuka / maleją naturalne zasoby języka / […] nasze sieci są puste / wiersze wydobyte z dna / milczą / rozsypują się […]”). Ludzie literatury mają zapewne własne powody do narzekania na degradację języka, ale i w filozofii możemy dostrzec nieraz upadek rzetelnego myślenia. W wielu pracach jest więcej żargonu filozoficznego niż samej filozofii.

Wróćmy do istnienia; wyrażamy je najczęściej przy pomocy słówka „jest”. Okazuje się, że posiada ono trzy podstawowe znaczenia i pełni w związku z tym trzy różne funkcje. W zdaniu „A jest A” stwierdza ono tożsamość, nie musi natomiast wskazywać na istnienie. Kwadratowe koło jest okrągłym kwadratem, ale ani jedno, ani drugie nie istnieje, bo jest sprzeczne. W zdaniu „x jest P”, gdzie x jest nazwą indywidualną (własną), a P predykatem (lub klasą przedmiotów) słówko „jest” pełni funkcję zaliczenia przedmiotu x do klasy P. Na przykład „Sokrates jest człowiekiem”, „p lub nieprawda, że p jest tautologią”, „Pegaz jest koniem”, „Kwadratowe koło jest kwadratem”. W tym przypadku również nie wskazuje się na realne, a nawet możliwe, istnienie przedmiotów, o których jest mowa.

Ostatnia funkcja to funkcja egzystencjalna, wskazująca na istnienie: „x jest”. Jest to znaczenie odmienne od pozostałych, nie przypisuje rzeczy określonej cechy, ale wskazuje na to, że ta rzecz istnieje. Natomiast istnienie nie jest cechą (predykatem), ono jest doskonałością rzeczy, jej aktem (aktualnością), zaś z punktu widzenia logiki - kwantyfikatorem. Taka jest, można powiedzieć, logiczna sytuacja istnienia. Natomiast gdy patrzymy na nie filozoficznie, odczuwamy jego tajemniczość i fundamentalność. Św. Tomasz z Akwinu napisał: „To, co nazywamy istnieniem (esse) jest najdoskonalsze ze wszystkiego”. Współczesna filozofia wiele mówi na temat doświadczenia istnienia, spotkania z nim, zachwytu nad jego głębią i poczucia niespełnienia. Do studentów filologii zapewne żywiej niż ci filozofowie przemówi poeta, który wyraża to samo, co oni, ale własnymi środkami ekspresji językowej:

Czesław Miłosz

ESSE

Przyglądałem się tej twarzy w osłupieniu. Przebiegały światła stacji metra, nie zauważałem ich. Co można zrobić, jeżeli wzrok nie ma siły absolutnej, tak, żeby wciągał przedmioty z zachłyśnięciem się szybkości, zostawiając za sobą już tylko pustkę formy idealnej, znak, niby hieroglif, który uproszczono z rysunku zwierzęcia czy ptaka? Lekko zadarty nos, wysokie czoło z gładko zaczesanymi włosami, linia podbródka - ale dlaczego wzrok nie ma siły absolutnej? - i w różowawej bieli wycięte otwory, w których ciemna błyszcząca lawa. Wchłonąć tę twarz, ale równocześnie mieć ją na tle wszystkich gałęzi wiosennych, murów, fal, w płaczu, w śmiechu, w cofnięciu jej o piętnaście lat, w posunięciu naprzód o trzydzieści lat. Mieć. To nawet nie pożądanie. Jak motyl, ryba, łodyga rośliny, tylko rzecz bardziej tajemnicza. Na to mi przyszło, że po tylu próbach nazwania świata umiem już tylko powtarzać w kółko najwyższe, jedyne wyznanie, poza które żadna moc nie może sięgnąć: ja jestem - ona jest. Krzyczcie, dmijcie w trąby, utwórzcie tysiączne pochody, skaczcie, rozdzierajcie sobie ubrania, powtarzając to jedno: jest! I po co zapisano stronice, tony, katedry stronic, jeżeli bełkocę, jakbym był pierwszym, który wyłonił się z iłu na brzegach oceanu? Na co zdały się cywilizacje Słońca, czerwony pył rozpadających się miast, zbroje i motory w pyle pustyń, jeżeli nie dodały nic do tego dźwięku: jest?

Wysiadła na Raspail. Zostałem z ogromem rzeczy istniejących. Gąbka, która cierpi, bo nie może napełnić się wodą, rzeka, która cierpi, bo odbicia obłoków i drzew nie są obłokami i drzewami.

Z poznaniem istnienia wiąże się jego afirmacja, uznanie za coś dobrego w przeciwieństwie do nieistnienia, nicości. Taka afirmacja jest bez wątpienia czymś ważnym i ciekawym. Trudno od każdego oczekiwać, że zachwyci się każdym istnieniem i uzna je za dobre. Są przecież rzeczy, które nam przeszkadzają, szkodzą, rodzą zło fizyczne, są ludzie, którzy czynią zło moralne. Religia każe nam wierzyć, że dobroć każdego istnienia zrozumiemy, gdy rzeczy staną w „dopełnienia łunie” (Miłosz), natomiast teraz ich dobroć jest raczej wynikiem zrozumienia celowości istnienia aniżeli bezpośredniego odczucia. Jednakże to doświadczenie nie jest jednak czymś niedostępnym, o czym świadczy choćby popularne i bardzo miłe stwierdzenie, jakie ludzie lubią kierować do swoich przyjaciół: „Dobrze, że jesteś”.

Historia istnienia. Pytanie o istnienie pojawiło się już na początku, choć wtedy nie kładziono na nie tak dużego nacisku. Dla Greków istniały przede wszystkim rzeczy i to, co istnienie tych rzeczy uzasadniało. Istnienie było czymś „doczepionym” do rzeczy i nie zasługiwało na wyjątkowe traktowanie. Arystoteles skupiał się na analizie istoty. W średniowieczu św. Tomasz podkreślił rolę istnienia, a czasy współczesne skupiają się szczególnie na istnieniu człowieka. Heidegger oskarżał filozofię, że w ogóle zapomniała o byciu a skupiła się na bycie. Wzywał do tego, by człowiek przypomniał sobie, że jest "pasterzem bycia". Współczesna filozofia chrześcijańska wiąże, jak wspomniano wyżej, poznanie istnienia z poznaniem dobra (wszystko, co stworzył Bóg, było dobre i piękne). Z kolei współczesna nauka pokazuje, że istnienie przedmiotów może być wtórne wobec istnienia struktur (strukturalizm naukowy), zatem poznanie rzeczy może być tylko etapem w poznaniu prawdziwego istnienia. Współczesna nauka odkrywa coraz to nowe byty nieraz o niepojętym statucie (np. aczasowe, o nieokreślonej lokalności, zakrzywiające przestrzeń, generujące struktury układy dyssypatywne itp.), a jednocześnie filozofowie nauki powiadają, że nauka, na przykład fizyka, nie zakłada istnienia świata. To sprawa filozofii, a nie nauki.

Sposoby istnienia

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że istnienie jest prostym pojęciem i jednoznacznie odnosi się do każdej rzeczy - coś jest, czegoś nie ma i nic więcej nie da się na ten temat powiedzieć. Jednak już język potoczny daje nam przeczucie bogactwa pojęcia istnienia. Kamienie, kwiaty, pluskwy czy urzędnicy podatkowi istnieją w sposób zupełnie prosty i nie zastanawiamy się nad tym, w jaki sposób istnieją. Ale gdy zastanowimy się nad pytaniem: „Czy masz czas?”, dochodzimy do wniosku, że istnienie czasu jest już nieco zagadkowe. Istnieją zielone rzeczy, ale czy istnieje zieleń? Istnieją ludzie, ale czy istnieje człowiek ogólny obecny w każdym indywidualnym człowieku? Czy istnieje Bóg, a jeśli tak, czym jest Jego istnienie? Paradoksalne, ale słuszne może być stwierdzenie jednego rabina: „Boga, który jest, nie ma”. Dziś lubimy pytać o to, czy istnieje życie poza ziemią. Co jeśli istnieje w galaktyce odległej o miliard lat świetlnych i zanim wiadomość o niej dojdzie do ziemi nie będzie już ani ich, ani nas? Można o nim mówić, że istnieje, skoro nie istnieje i nie będzie istnieć dla nas? Pytamy ponadto nie tylko o istnienie rzeczy, przedmiotów konkretnych czy abstrakcyjnych, ale także o istnienie stanów rzeczy: „Jaki jest rzeczy stan”, czy słynne: „Co jest, doktorku?” Bez tego nie byłaby możliwa cała semantyka dla rachunku zdań - zdanie prawdziwe opisuje stan rzeczy takim, jakim on jest. Tego rodzaju i wielu innych rodzajów pytań nie może unikać filozofia.

Sam język potoczny współdziała z filozofią, która w punkcie wyjścia posiada ten sam materiał doświadczalny, co refleksja filozoficzna. Istnieje zresztą wiele kierunków filozoficznych mocno związanych z językiem potocznym, wskazuje się między innymi na semantyczne związki metafizyki Arystotelesa z językiem greckim, podobnie w każdym prawie systemie filozoficznym można odkrywać związki z językiem potocznym, nie tylko w filozofii lingwistycznej, ale też analitycznej, egzystencjalizmie czy fenomenologii. Odnajdywanie takich związków może być dobrym ćwiczeniem dla studentów filologii uczestniczących w kursie filozofii.

Rodzaje bytów

To, co jest nazywamy bytem, czyli czymś istniejącym. Mogłoby się wydawać, że stwierdzenie, że coś istnieje jest proste i oczywiste, przynajmniej w zakresie tego, co bezpośrednio poznawalne. Jednak refleksja nad rzeczywistością, poznaniem, prawdą pozwala zrozumieć, że możliwości są różne. Jedni uznają za podstawowe istnienie przedmiotów doświadczenia zmysłowego, dla innych takie istnienie będzie posiadać ich jaźń i przeżycia wewnętrzne, dla kogoś innego świat idealny, poznawalny jedynie umysłem. Są też rzeczy, o których mówimy, dla których mamy nazwy, a nie bardzo wiemy, jaki rodzaj istnienia im przypisać, na przykład dobro, sprawiedliwość, zieleń, prawda, fałsz czy człowiek - nie konkretny, ale człowiek w ogóle. W celu zyskania pobieżnej choćby orientacji w tym gąszczu bytów, wyróżnimy kilka jego rodzajów:

Przypomnijmy najpierw klasyczną i opartą na semantyce języka greckiego klasyfikacji Arystotelesa:

  1. ilość - np. dwa, duży,

  2. jakość - np. zielony,

  3. stosunek (relacja) - np. bycie większym niż…,

  4. miejsce, „gdzie” - np. w Tarnowie,

  5. czas, „kiedy” - np. przedwczoraj,

  6. położenie - np. leży,

  7. posiadanie materialne - np. mam ubranie,

  8. działanie, czynność - np. chodzi,

  9. doznawanie, bierność - np. jest mu zimno.

Podana wyżej klasyfikacja dotyczy bytów realnych, teraz zapoznamy się z bardziej ogólną klasyfikacją:

  1. Byt realny (ens reale):

    1. Absolutny - istnieje na mocy własnej istoty, Bóg.

    2. Substancjalny i przypadłościowy (patrz klasyfikacja Arystotelesa).

    3. Aktualny - zdeterminowany; możnościowy - w możności.

    4. Konieczny; przygodny.

    5. Zupełny - jakaś całość; niezupełny (część, władza, zasada).

    6. Prosty; złożony.

    7. Nieożywiony; ożywiony.

  2. Byt myślny (ens rationis) - logiczny, może istnieć tylko jako przedmiot myśli (negacja, brak).

  3. Byt intencjonalny (ens intentionale) - byt przedmiotu poznanego, może obejmować to, co realne, możliwe, przeszłe czy nierealne. Byt czysto intencjonalny istnieje tylko jako korelat pewnych aktów świadomości.

  4. Byt idealny (ens ideale) - poprzestańmy tu na pleromie Platońskiej, tam byt idealny jest niezależny od podmiotu poznającego, pozaczasowy, pozaświatowy, niezmienny.

Podział bytów nie oznacza zgody na istnienie ich wszystkich, pojawiają się różne opcje, koncepcje i spory. Wspomnijmy spór o uniwersalia (powszechniki), który towarzyszył myśli filozoficznej od początku i nie wygasł do dziś. Powszechniki to, w przeciwieństwie do transcendentaliów (są one nie jednoznaczne, ale analogiczne: byt, prawda, dobro, piękno etc.), pojęcia ogólne (np.: człowiek, koń, gwiazda, student) i odpowiadające im nazwy. Spór o uniwersalia dotyczy tego, czy odpowiada im coś w rzeczywistości. Pojawiły się cztery główne stanowiska:

  1. Realizm skrajny - powszechniki istnieją jako byty idealne (Platon, Plotyn, św. Anzelm z Canterbury).

  2. Realizm umiarkowany - istnieją jako formy rzeczy (Arystoteles, św. Tomasz z Akwinu).

  3. Konceptualizm, nominalizm umiarkowany - istnieją tylko w umyśle lub jako byty logiczne (Ockham, Kartezjusz, Locke, Leibniz, Kant).

  4. Nominalizm - nie istnieją w ogóle, to tylko nazwy (nomina) (Hume, Condillac, Kotarbiński).

Poszukiwanie arche i założeniowość filozofii

W historii ludzkości ujawniły się różne postawy wobec rzeczywistości, jej natury, struktury, przyczyn itp. Jedni dostrzegali w świecie jedynie przypadek, inni ślepy, ale nieodmienny, los, inni wolę bogów lub Boga. Można tu postawić hipotezę, że wielobóstwo sprzyjało poglądowi, wedle którego ludzie są rodzajem zabawek dla bóstw, natomiast religie monoteistyczne stawiając problem teodycei, czyli dobroci i wszechmocy Bożej dopuszczającej istnienie niedoskonałości w świecie, traktowały człowieka jako swego rodzaju partnera Boga, który stworzył człowieka jako wolnego, ale też powołanego do doskonałości. To wyniesienie człowieka było też motywem wiary w możliwości jego umysłu i władz poznawczych. Być może wczesna filozofia tak zdecydowanie odrzucała religię politeistyczną, że poniżała ona rozum i wolność ludzką (choć inni uważają, że również wczesna myśl grecka wtłoczyła człowieka w deterministyczne schematy teorii filozoficznych).

Jakkolwiek by nie patrzyć na powstanie i naturę filozofii, dawała ona zawsze człowiekowi przeświadczenie, że jego umysł jest zdolny do poznania rzeczywistości, poznania siebie i kierowania swoim losem. Byt jest zrozumiały (intelligibilitas entis) i nasz rozum potrafi go ująć - jego istotę, strukturę, przyczyny. Z tym wiąże się przekonanie, że można odkryć podstawowe elementy i przyczyny bytu - początek bytu w sensie czasowym, przyczynowym czy logicznym. Warto zwrócić uwagę, że arche u pierwszych filozofów miało nie tylko różne substancje, ale też różne natury i sposoby działania podstawę działania:

- Tales - woda (mało wodnista - droga: indukcja lub redukcja, tłumaczenie),

- Anaksymander - apeiron - pewien odpowiednik uniwersalnego tworzywa, materii pierwszej gotowej przyjąć każdą formę,

- Anaksymenes - powietrze - mało określone, ale materialne,

- Empedokles - 6 elementów: 4 substancje + 2 siły,

- Anaksagoras - homoiomeria - idea ciągłości,

- Parmenides - byt - logiczno-ontyczna struktura rzeczywistości,

- Pitagoras - liczba (liczby naturalne i horror liczb niewymiernych),

- Platon - świat idei + chora,

- Arystoteles - substancje pierwsze + 4 przyczyny: materialna, formalna, sprawcza i celowa,

- Leibniz - monada centralna: cum Deus calculat et cogitationem exercet, mundus fit,

- kosmologia współczesna - na początku była symetria, informacja.

W starożytności poszukiwano arche trochę „na siłę”, na skutek przyjętego z góry założenia, że wszystko musi pochodzić od określonego początku i kierować się określonymi prawami. Dziś sytuacja nieco się zmieniła, w naukowym badaniu świata też przyjmuje się pewne założenia, ale mają one służyć najpierw możliwości badania obecnego stanu świata. Jest to założenie zrozumiałości bytu (intelligibilitas entis), wspólne całej tradycji filozoficznej, które dziś przyjmuje sprecyzowaną formę założenia matematyczności świata (świat jest opisywalny językiem matematyki, stosunkowo prostej, czyli możliwej do operowania przez genialny, ale jednak ludzki umysł). Następnie przyjmuje się jego jednorodność (wbrew Arystotelesowi) i izotropowość („równokierunkowość”). Te i inne założenia pozwalają do opisu świata stosować bardzo subtelne przyrządy fizyczne i teorie matematyczne. Współczesne teorie (zwłaszcza oparta na ogólnej teorii względności kosmologia) pozwalają sięgać w przeszłość, prawie do początku Wszechświata. Z tym poszukiwaniem tzw. teorii wszystkiego (TOE - theory of everything) wiąże się nadzieja i oczekiwanie, że wszystkie podstawowe teorie fizyczne, a wraz z nimi cały Wszechświat, zostaną wygenerowane z jednej podstawowej teorii. Co więcej, ta teoria czy raczej równanie (symetria) będzie jedynym czynnikiem, który wystarczy do powstania wszystkiego, czego teraz doświadczamy. Gdyby tak się stało, arche okazałoby się jeszcze bardziej parmenidejskie niż u Platona. Nie potrzeba ani chory (niektórzy traktują ją jako prototyp przetrzeni), ani świata idei, wystarczy jedno równanie, które generuje wszystkie inne równania opisujące świat, materię, antymaterię, energię dodatnią i ujemną i całą resztę.

W starożytności materia była wieczna, ideę stworzenia przyniosło chrześcijaństwo. Nauka do dziś nie lubi osobliwości (nieskończonościowych stanów fizycznych). Dlatego jest opór wobec teorii big-bangu czy pierwotnego atomu albo teorii świata ewoluującego (przeciwstawiono mu teorię stanu stacjonarnego z - co ciekawe - nieustanną kreacją materii).

Pewną odmianą poszukiwania arche dla świta jest poszukiwanie tożsamości człowieka - czyli tego, co stanowi o jego strukturze, jaźni, poczuciu jedności. Wprawdzie człowiek to nie cały świat, ale jednak jest on bytem wyróżnionym, przynajmniej dla nas.

Między racjonalizmem i empiryzmem

Znaczenia racjonalizmu:

1. Jako przeciwieństwo empiryzmu, wedle którego wszelka wiedza o rzeczywistości pochodzi z doświadczenia (zmysłowego, choć w dawnych czasach kilku filozofów dołączało do tego doświadczenie wewnętrzne, nawet mistyczne). Racjonalizm uważa, że w poznaniu rzeczywistości bierze udział również rozum, bez niego doświadczenie jest puste. Byli i tacy, którzy uważali, że doświadczenie w ogóle niczego nie mówi o rzeczywistości.

2. Jako przeciwieństwo irracjonalizmu, czyli polegania na intuicji. Wielkim piewcą poznania intuicyjnego był H. Bergson, dla którego naczelnym motorem nie tylko działania, ale i poznania była elan vital - siła życia. Wygłaszał płomienne wykłady, które ściągały tłumy słuchaczy, pięknym językiem pisał poruszające książki. Tak się zachwycił swoją koncepcją, że wykorzystał ją do interpretacji szczególnej teorii względności Einsteina. Różnice w pomiarach czasów związane z różnymi układami odniesienia potraktował jako przejaw opozycji subiektywnego trwania czasowi fizycznemu, który ulega spacjalizacji (uprzestrzennieniu) w teoriach fizycznych. Nie przyjął wyjaśnień Einsteina, tylko trwał przy swoim tłumaczeniu, czym zdecydowanie się ośmieszył w oczach poważnych filozofów.

W historii filozofii pojawiały się zdecydowane kierunki racjonalistyczne - np. skrajny racjonalizm Paremenidesa i nieco mniej skrajny Platona, z drugiej strony, równie zdecydowane kierunki empirystyczne - skrajny empiryzm (w postaci sensualizmu, czyli oparcia wszelkiej wiedzy na poznaniu zmysłowym) sofistów czy Condillaca. Większość jednak kierunków łączyła oba stanowiska - co zupełnie zrozumiałe, bo filozofia ma być zrozumieniem (a więc efektem użycia rozumu) świata, w jakim żyjemy (więc doświadczenie tej rzeczywistości jest też nieodzowne).

Demokryt [mała żona: z wiela złego najmniejsze wybrałem ] należy do pierwszych filozofów, którzy próbowali łączyć empiryzm z racjonalizmem. Jego atomy nie były przedmiotem doświadczenia, ale tłumaczyły doświadczenie. Atomy posiadają wyłącznie własności ilościowe: kształt, położenie, porządek, natomiast jakości są subiektywne (umowne). Drugim elementem rzeczywistości jest próżnia, którą eleaci uważali za niebyt (horror vacui, lęk przed pustką). Jak pamiętamy z historii filozofii, Parmenides na podstawie swojego aksjomatu: "Byt jest, niebytu nie ma" dowodził jedyności bytu tym sposobem, że nie może być dwóch bytów, bo między nimi byłby niebyt, a niebytu nie ma. Podobnie dowodził innych swoich twierdzeń o bycie. Próżnia dzieląca te ewentualne byty była traktowana jako niebyt. Widzimy, jak wielką siłę mają definicje w różnego rodzaju teoriach i argumentacjach - nie tylko w filozofii…

Arystoteles - jako syn lekarza wybrał drogę empiryczną, jego empiryzm okazał się dobry w biologii (nawet K. Darwin korzystał z jego prac), ale zły w fizyce (dopiero Galileusz i Newton zrezygnowali z szukania tajemniczych - a w rzeczywistości dość prymitywnych - istot rzeczy [hypotesis non fingo], wrócili do przekonania o jednorodności świata). Arystoteles zachwycił się logiką, która jest dobra w filozofii i metodologii, ale mniej przydatna w badaniu świata. Sukcesy nauk przyrodniczych doprowadziły z czasem do przekonania, że jedyne wartościowe poznanie oparte jest na doświadczeniu i logice (matematyce). Takie podejście znalazło szczyt neopozytywizmie wiedeńskim.

Neopozytywizm spotkał się z krytyką, choć rzadko była to krytyka kompetentna z powodu wysokiego poziomu naukowego ich filozofii. Znana jest krytyka Ingardena, który pokazywał, że postulat odrzucenia metafizyki i uznania naukowej wartości zdań empirycznych i formalnych sam jest postulatem metafizyczny, bo niemożliwym do uzasadnienia ani formalnego, ani empirycznego. Z kolei Quine wykazywał, że niesłuszny jest neopozytywistyczne podział na zdania syntetyczne i analityczne. W nauce bowiem oba te rodzaje zdań ciągle się łączą i przenikają, w szczególności każde zdanie empiryczne (doświadczalne) musi zawierać elementy teorii. Z rozległą krytyką tego kierunku wystąpił K.R. Popper szczególnie w "Logice odkrycia naukowego". Wykazywał m.in., że metodą naukową nie jest indukcja, ale metoda hipotetyczno-dedukcyjna (tłumaczenie i sprawdzanie). Ponadto Popper wprowadził kryterium odróżniania nauki od nie-nauki - jest nią falsyfikowalność teorii, czyli podatność na obalenie (neopozytywiści uważali, że jest nim weryfikowalność teorii). Filozofia nie tworzy teorii naukowych, ale też nie jest - jak twierdzili neopozytywiście - zbiorem bezsensownych zdań, gdyż wprawdzie nie podlega falsyfikacji empirycznej, ale za to jest otwarta na racjonalną krytykę.

Pomieszanie teoretycznych i empirycznych elementów we współczesnej nauce jest zupełnie wyraźne, przykładem tego są eksperymenty wykonywane w akceleratorze CERN. Wyniki doświadczeń są ciągami cyfr, którym nie da się przypisać jednoznacznie składowej teoretycznej czy empirycznej, bo połączone są one w nierozdzielny sposób.

Olaf Pedersen wyróżnia w nauce trzy podejścia: Platońskie, Arystotelesowskie, Archimedejskie, czyli racjonalizm, empiryzm i połączenie obu. Dziś nauka idzie za tym ostatnim, polega na doświadczeniach, ale też dąży do ujęcia ich wyników w struktury matematyczne.

Skoro wspominamy o nauce, a jest ona bardzo ważnym składnikiem współczesnej kultury, zwróćmy krótko uwagę na koncepcje rozwoju nauki. Są one ważne dla zrozumienia nauk przyrodniczych i ścisłych, ale też zrozumienia pewnych mechanizmów rozwoju wszelkich idei, także tych, leżących poza nauką. T. Kuhn twierdził, że z rozwojem teorii naukowych wiążą się nieodmiennie tzw. rewolucje naukowe. Podczas takiej rewolucji następuje zmiana tzw. paradygmat naukowego, czyli (choć sam Kuhn nie sprecyzował tego pojęcia, mającego rodowód lingwistyczny) zespół założeń filozoficznych co do natury świata, reguły wykonywania doświadczeń, reguły metodologiczne, sposoby interpretacji itp. Zmiana paradygmatu po rewolucji naukowej jest powodem niewspółmierności między teoriami naukowymi sprzed i po rewolucji. Teorie te posługują się różnymi językami, metodami, nawiązują do innych obrazów świata. Kuhn oparł swoją koncepcję przede wszystkim na rewolucji Kopernikańskiej, gdzie rzeczywiście zmienił się obraz świata i sposoby interpretacji wyników. Jednak lektura książki Kuhna pokazuje ciekawą rzecz - owszem, obraz świata się zmienia, ale istnieje znaczna ciągłość między formalizmem matematycznych w astronomii Ptolemeusza, Kopernika, Tychona de Brache i innych uczonych zamieszanych w tę rewolucję.

Z koncepcją rewolucji naukowych wiąże się tzw. antykumulatywizm, czyli teza, że wyniki naukowe nie sumują się na przestrzeni wieków, ale po każdej rewolucji naukowej nauka buduje się na nowo. Z kolei kumulatywistą jest K.R. Popper, jego zdaniem wyniki naukowe się sumują. Nie ma sensu rozstrzygać, kto mam tutaj rację. Zapewne są aspekty kumulatywne rozwoju nauki, jak i antykumulatywne. Generalnie jednak trudno zaprzeczyć temu, że wysiłki ludzkiego umysłu prowadzą do coraz lepszego poznania świata i praw nim rządzących. Idee Poppera rozwinął I. Lakatos, który - co ciekawe - rozwinął swoją koncepcję nie w oparciu o fizykę, ale matematykę, czyli dziedzinę, w której historia mogłaby się wydawać mało ważną. Lakatos odrzucił skrajną postać falsyfikacjonizmu (jedno doświadczenie przeczące teorii powoduje jej odrzucenie - na zasadzie prawa transpozycji: (p -> q) -> (~q -> ~p)). Stwierdził, że w rzeczywiście uprawianej nauce nie zdarza się, żeby jedno doświadczenie mogło zadecydować o odrzuceniu teorii. Dla niego jednostką podlegającą ewolucji jest nie teoria naukowa, ale program badawczy, czyli zespół teorii posiadających wspólne założenia i metody (można by po Kuhnowsku rzecz, że oparte na tym samym paradygmacie). Taki program badawczy nigdy nie upada nagle, a na pewno nie wtedy, gdy istnieje jak sam jeden. Dopiero powstanie innego programu czy programów prowadzi do konkurencji między nimi. Każdy taki program ma własne heurystyki pozytywne i negatywne (metoda i cele). Ponadto składa się on z twardego rdzenia (hard core) i pasa hipotez ochronnych, które mogą ulegać zmianie w przypadku pojawienia się anomalii, i chronią twardy rdzeń od falsyfikacji. P. Feyerabend wystąpił z koncepcją liberalizmu metodologicznego, który wyraził w znanej formule anything goes (wszystko ujdzie). Trudno się z nim zgodzić, choć czasami postęp w nauce bierze się z pomysłów metodologicznych i pomysłowych heurystyk.

Zwróćmy uwagę na jeden jeszcze aspekt uprawiania nauki. Odróżnia się dwa stanowiska dotyczące tego, co wpływa na rozwój nauki. Jedni uważają (Popper), że są to czynniki wewnętrzne wobec nauki: logika danej teorii, metodologia, wyniki empiryczne, teorie matematyczne itp. To stanowisko nosi nazwę internalizmu. Z kolei eksternalizm uważa, że zasadniczy wpływ na naukę mają czynniki zewnętrzne wobec niej: sytuacja społeczna, ekonomiczna, czynniki psychologiczne itp. (Kuhn). Wpływ obu czynników połączył w pewien sposób H. Reichenbach, który wyróżnił kontekst odkrycia (zespół czynników, często zewnętrznych wobec nauki, towarzyszących momentowi odkrycia naukowego) i kontekst uzasadnienia (zbiór zdań nauki uzasadniających słuszność danego odkrycia).

Między realizmem i idealizmem

Natura rzeczywistości wydaje się prosta na pierwszy rzut oka, jaki świat jest, każdy widzi. Jednak próby spójnego jej opisu doprowadziły do powstania wielu poglądów i teorii. Wspomnijmy tylko najważniejsze i najogólniejsze stanowiska ontologiczne. Są to monizm, dualizm i pluralizm. Monizm może być materialistyczny (atomizm Demokryta, reizm Kotarbińskiego, materializm dialektyczny, stoicki itp.), spirytualistyczny (idealizm subiektywny Berkeley'a: esse est percipi, idealizm obiektywnyHegela, Fichtego, Schellinga) i właściwy (Spinoza: Deus sive Natura). Dualizm swoją najpełniejszą postać uzyskał u Platona (pleroma - świat idealny i wtórny wobec niego świat materialny) oraz u Kartezjusza (res extensa, res cogitans). Pewien rodzaj dualizmu znajdujemy i u Arystotelesa (materia i forma). Arystoteles jest też - w nico innym sensie - pluralistą, bo uznaje mnogość substancji, a najbardziej wyraźny pluralizm znajdujemy u Leibniza (monady, jest on też spirytualistą realistycznym).

Z idealizmem spotykamy się także w epistemologii i nie należy go mylić z ontologicznym. Tutaj idealizm przeciwstawiony jest realizmowi. Zgodnie z realizmem epistemologicznym podmiot poznający nie wytwarza przedmiotu swojego poznania, ale przedmiot ten istnieje niezależnie od podmiotu. Tego rodzaju realistą był na przykład Arystoteles, u niego podmiot poznający jest bierny, receptywny. Idealizm z kolei odrzuca bierność poznania i zakłada twórczy udział podmiotu, wiąże się to z wątpliwościami dotyczącymi istnienia świata realnego. Są dwie odmiany tego idealizmu:

1. Idealizm immanentny (Berkeley), według którego świat realny nie istnieje, a umysł poznaje tylko własne przeżycia i wyobrażenia.

2. Idealizm transcendentalny (Kant, transcendentalność dotyczy możliwości poznania świata przekraczającego podmiot), według którego umysł tworzy i poznaje tzw. czyste formy poznawcze, czas i przestrzeń, a dopiero przy ich pomocy poznaje w jakiś sposób świat zewnętrzny (fenomeny). Jednakże rzeczy same w sobie (noumeny) nie są bezpośrednio poznawane. Wskazanie czynnego udziału podmiotu w poznaniu było cennym odkryciem dla filozofii i nauki, choć kantyzm w czystej postaci został sfalsyfikowany przez rozwój nauki (geometrie nieeuklidesowe, teoria względności, mechanika kwantowa).

Natura i problemy poznania

Ludzie zawsze poszukiwali tego, co pewne, absolutne, konieczne i od tego zaczynała filozofia grecka z jej necesytaryzmem, czyli przekonaniem, że rzeczywistością rządzą pewne konieczne prawa, a myśl ludzka potrafi je odkryć i wykorzystać do opisu wszystkiego, co istnieje. Szybko jednak wystąpiła opozycja między rozumem i doświadczeniem. Rozum poszukiwał pewności w świecie pozazmysłowym, ale też był przekonany o tym, że prawa, które odkrywa rządzą wszystkim, co istnieje. Natomiast zmysły dawały informacje, które burzyły nierzadko spójny, racjonalny i konieczny obraz świata. Głównym punktem spornym był zmienność - zmysły o niej świadczyły, rozum od niej uciekał. Przejawem tego są słynne antynomie ruchu Zenona z Elei, obrońcy skrajnie racjonalnej koncepcji bytu Parmenidesa. Antynomie te, które miały dowodzić sprzeczności ruchu (dychotomia, Achilles, strzała, stadion) z czasem były rozwiązywane przez fizykę, która łączyła w coraz doskonalszy i ściślejszy sposób matematykę i doświadczenie.

Z rozwojem nauki opozycja między formalizmem matematycznym i doświadczeniem maleje i przechodzi w coraz doskonalszą współpracę wspierającą oba te czynniki. Jednakże w Grecji opozycja ta była mocna i często prowadziła do przekonania, że poznanie zmysłowe może być w najlepszym razie przygotowaniem do poznania prawdziwego bytu, a często jest źródłem zwykłej złudy, podczas gdy prawdziwy byt dostępny jest tylko umysłowi. Stąd zrodziło się rozróżnienie episteme (wiedzy pewnej, koniecznej, rozumowej) i doksa (mniemania opartego na zmysłach). Stąd też nazwa epistemologia, czyli teoria poszukiwania wiedzy pewnej, która z czasem wykazywała coraz wyraźniej, że wiedzy pewnej nie ma. Taka ironia słownikowa towarzyszy naszej kulturze i warto pamiętać, że nieraz zwodzi (teoria względności, w rzeczywistości teoria niezmienników transformacji Lorenza, logika intuicjonistyczna, w rzeczywistości logika konstrukcjonizmu o mocno skomplikowanej semantyce itp.). Gdy idzie o pewność możemy ją osiągnąć w naukach formalnych (matematyka, logika), ale już nie w ich zastosowaniach, ponadto pewność powinna towarzyszyć światopoglądowi i jego składnikom: religii, etyce, świadomości sensu życia itp. (nawiązuję tu do rozróżnienia filozofii, światopoglądu i ideologii u Bocheńskiego). Natomiast w sprawach dotyczących poznania zarówno filozoficznego, jak i dotyczącego naszych życiowych spraw zalecana jest ostrożność w przypisywaniu mu zbyt wielkiej pewności. Warto tu nieraz kierować się zasadą wyrażoną w motcie "Zniewolonego umysłu" Cz. Miłosza, zasłyszane u starego Żyda z Podkarpacia.

„Jeżeli dwóch kłóci się, a jeden ma rzetelnych 55 procent racji, to bardzo dobrze i nie ma co się szarpać. A kto ma 60 procent racji? To ślicznie, to wielkie szczęście i niech Panu Bogu dziękuje! A co powiedzieć o 75 procent racji? Mądrzy ludzie powiadają, że to bardzo podejrzane. No, a co o 100 procent? Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak”.

Warto wspomnieć jeszcze jedno rozróżnienie obecne w epistemologii Platońskiej: dianoia i noesis. Pierwsze z tych pojęć oznacza poznanie dyskursywne, które na drodze rozumowania (najlepiej niezawodnego) prowadzi od przesłanek do wniosków. Drugie oznacza poznanie intuicyjne, bezpośrednie, jako rodzaj oglądu prawdy, którą umysł czerpie ze świata idei, głównie przy użyciu anamnezy, przypomnienia.

Prawda

O prawdzie mówi się wiele i różnie się ją dzieli, uzasadnia, ceni itd. Na przykład mówi się o prawdzie ontologicznej (prawda bytu - byt jest zgodny z zamysłem Stwórcy), dialogicznej (rodzi się w wyniku dyskusji, obcowania ze światem, a zwłaszcza z ludźmi) i epistemologicznej (będąca wynikiem zastosowania metod uznanych za wartościowe). Z kolei św. Tomasz wyróżniał prawdę bytową (ontologiczną), logiczną (epistemologiczna) i etyczną.

Powszechne poszukiwanie prawdy i trudności nie tylko z jej ujęciem, ale nawet ze zdefiniowaniem doprowadziły do różnych koncepcji tego pojęcia. Koncepcje te pojawiły się w filozofii, ale mają one też znaczący udział w poglądach na prawdę, jaki pojawiają się w literaturze, życiu społecznych czy różnych indywidualnych poglądach tzw. ludzi z ulicy. Dlatego warto się nieco bliżej przyjrzeć tym koncepcjom.

1. Klasyczna definicja prawdy (korespondencyjna: Arystoteles, św. Tomasz): veritas est adequatio rei et intellectus (prawda polega na zgodności rzeczy i umysłu).

Trudności:

  1. jak rozumieć zgodność czy adekwatność? Nie jest to identyczność (jak u Parmenidesa: byt i myśl to jedno) ani podobieństwo: śnieg biały a myśl?... Nie myśl musi być podobna lecz jej treść, ale trudności pozostają.

  2. Regressus ad infinitum przy stwierdzaniu prawdy. Muszę wprowadzić kryterium i potem kryterium dla tego kryterium itd.

2. Nieklasyczne definicje prawdy. Zgodność z ostatecznymi kryteriami. Ale trzeba zaznaczyć, że są one raczej bezradne bez przyjęcia, przynajmniej częściowego (choćby w języku trzeciego stopnia), korespondencyjnej koncepcji prawdy.

a) Koncepcja oczywistości (ewidencyjne koncepcje prawdy). Jasne i wyraźne - cogito ergo sum. Rickert - co powinniśmy uznać…

Zarzuty: jest to kryterium psychologiczne, subiektywne (z drugiej strony intersubiektywność uchodzi za definicję obiektywności…), trudno jednak znaleźć, poza najprostszą empirią, intersubiektywność, a i z empirią bywa różnie (łże jak naoczny świadek).

b) Koncepcja powszechnej zgody. Wszyscy? Większość statystyczna? Fachowcy? (np. w fizyce) Kopernik miał rację, a większość była przeciw (to już jednak filozofia nauki, która wykorzystuje epistemiczne kryteria prawdy i na ich podstawie konstruuje swoje).

c) Konsensualna teoria prawdy. Szkoła Erlangeńska (s. 195). Wiara w siłę sokratycznego dialogu (Feynman, …). Zarzuty: błędne koło, Habermas - konsensus w rozmowie pozbawionej władztwa.

d) Koncepcja zdrowego rozsądku. Thomas Reid (szkoła szkocka próbująca oddalić antymetafizyczną krytykę D. Hume'a) (cytat, s. 197). Coś w rodzaju stoickich sądów kataleptycznych. Zarzuty: są dziedziny wykraczające poza zdrowy rozsądek, poza tym wiąże się on z oczywistością i tamte zarzuty pozostają w mocy. Podobnie łączy się z powszechną zgodą itp. Wobec szkoły szkockiej stawiano zarzuty, że za zdroworozsądkowe uznaje sądy, które można uzasadniać na podstawie innych.

e) Koherencyjna teoria prawdy. Dążymy do niesprzeczności naszej prawdy i poglądów (choć niektórzy psychologowie uważają, że dla zdrowia psychicznego dobrze jest mieć 2-3 światopoglądy sprzeczne ze sobą, trudno to jednak traktować zbyt poważnie). Pragmatyzm domaga się swego rodzaju koherencji: spójności nie tylko między wyznawanymi przekonaniami, ale również z praktyką (wyższość rozumu praktycznego nad teoretycznym - pewna kontynuacja Kanta). Przykładem dążenia do koherencji jest poleganie na dotyku, a nie na wzroku w przypadku „złamanego” w wodzie kija. Z koherencją wiążą się pewne zagadnienia i dziedziny metodologii i innych bliskich jej dziedzin:

    1. Koherencja jest bliska zainteresowaniom filozofów nauki i metodologów, którzy zwracają uwagę na to, że sama koherencja nie wystarcza, bo spójna może być np. baśń (wg. Chestertona bajki muszą się charakteryzować spójnością). Dlatego do koherencji dodaje się inne kryteria.

    2. Kryterium oczywistości. Kryterium to jest mocno podkreślane przez neoscholastyków w filozofii nauki: „najwyższe zasady bytu” chcą przenosić na badania naukowe. Nie jest to dobrze uzasadniona procedura, bo nauka wiele razy łamała to, co wszystkim niemal wydawało się oczywiste, a sama spójność bywała nieraz poddawana niemałej próbie (powstanie geometrii nieeuklidesowych, sprzeczność między Darwinem i Carnotem, pozorne sprzeczności TW, paradoks bliźniąt, rewolucja kwantowa, brak TOE, wielość filozofii nauki itd.).

    3. Konwencjonalizm również polega na koherencji. Pierwotne zasady, definicje, a za nimi nawet prawa są wynikiem umowy. (Ajdukiewicz).

    4. Kryterium doświadczenia. Oczywiście dołożenie tego kryterium jest nawiązaniem do korespondencyjnej teorii prawdy, choć z przewagą ciągle koherencji. Ponieważ dana grupa doświadczeń może być opisana różnymi teoriami, dołącza się np. kryterium prostoty systemu, piękna, elegancji itp. Przy tym trzeba też pamiętać o tezie Duhema-Quine'a o nieistnieniu tzw. nagich faktów.

    5. Kryterium spójności, które chce brać pod uwagę doświadczenia obecne i przyszłe, wskazuje na prowizoryczność prawdy - prawda to proces nieskończony: versimilitude (prawdoupodobnienie). Popper: „Odkrycie problemu filozoficznego może być czymś ostatecznym; dokonuje się go raz na zawsze. Ale rozwiązanie problemu filozoficznego nigdy nie jest ostateczne”. (4 świat Poppera wg Hellera to historia problemów filozoficznych).

f) Utylitarystyczna teoria prawdy. Odejście od fundamentalizmu zasad (Augustyn: Pereat mundur, sed fiat iustitia) do użyteczności. Użyteczność czy praktyczna weryfikowalność jest nadrzędna w stosunku do prawdziwości. Od prawdy ważniejsza staje się asercja. Charles Sanders Peirce, William James, John Dewey. Pragmatyzm towarzyszy filozofii od początku, odnajdujemy go u sofistów czy w dochodzenia do przekonań poprzez dialog sokratejski…. Pragmatyści nie odrzucają klasycznej koncepcji prawdy, choć uważają, że nasza wiedza nie jest wierną kopią rzeczywistości, ale praktycznym narzędziem jej opanowania. Peirce nazywał fallibilizmem (łac. fallax - zwodniczy, omylny) przekonanie, że prawda nigdy nie jest ostatecznie uprawomocniona. (można się z tym zgodzić, ale jednak istnieje jakaś bezinteresowność w poznawaniu prawdy - przynajmniej w pewnym zakresie; z drugiej strony tę bezinteresowność niektórzy wiążą ze skłonnością do zabawy - Homo ludens Huizingi). Swój pragmatyzm Dewey nazywał instrumentalizmem.

Również religię wyjaśniali oni pragmatycznie - jest ona użyteczna. Clifford twierdził, że człowiek nie ma prawa przyjmować nieuzasadnionych sądów, James powiadał, że człowiek ma „prawo do wiary”. Wiara w stwórcę pozwala widzieć świat jako przyjazny, spowiedź daje uspokojenie, modlitwa energię do działania. Pożyteczne jest istnienie wielu religii, z których każdy może sobie wybrać odpowiednią. (podobnie na religię patrzył Feurerbach czy Marks; odwrotnie epikurejczycy…).

Krytyka: Galarowicz twierdzi, że w hierarchii wartości prawda stoi przed użytecznością i że prawda jest koniecznym warunkiem użyteczności (pragmatyści uważali, że użyteczność religii jest warunkiem wystarczającym jej uznania, czyli asercji - pojęcie to zastępuje u nich pojęcie prawdy). Następnie - pojęcie użyteczności jest niejasne: co jest naprawdę pożyteczne? (jeśli Bóg istnieje, co innego jest pożyteczne niż jeśli nie istnieje; nie da się pożyteczności oddzielić od istnienia). Ponadto relatywizm - co pożyteczne dla jednego, nie musi być takim dla drugiego. Z drugiej strony jest rzeczywiście niebezpieczne przekonanie o posiadaniu absolutnej prawdy, może to prowadzić do przemocy.

Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli - tu mamy połączenie prawdy i użyteczności na poziomie religijnym. Na poziomie filozoficznym wystąpiło ono u Sokratesa: cnota i pożytek to jedno, a cnota bierze się z poznania (intelektualizm moralny). Czasami łączy się prawdę z przyzwyczajeniem, tradycją. Co dotychczas wszystkim służyło, powinno być prawdziwe i zasługuje na asercję - ale nie zawsze (murarze, którzy przez 5 tys. lat nie umieli opracować optymalnej techniki pracy).

g) Marksistowska teoria prawdy. Chce on połączyć rozumienie klasyczne z kryterium praktyki. Praktyka rozstrzyga, czy sąd jest zgodny z rzeczywistością. Są prawdy absolutne (np. geometria) i względne (nauki empiryczne). Zaletą tego poglądu jest z pewnością realizm epistemologiczny i obiektywizm, czyli dążenie do weryfikacji sądów przez praktykę społeczną.

Krytyka: pojęcie praktyki społecznej, która weryfikuje prawdziwość, jest niejasne, a czasami mocno zawężone, np. do wyników produkcyjnych. Nieustanna propaganda sukcesu rodziła podejrzenie o zmasowaną manipulację, która nie miała wiele wspólnego ze społeczną weryfikacją (w 1956 roku pierwszy strajk właścicieli fabryk ). Jedni (Leszek Kołakowski) uznali, że praktyka sfalsyfikowała koncepcje komunistyczne i odeszli, inni (Adam Schaff) uznali, że praktyka niczego nie sfalsyfikowała, bo nie miała ona nic wspólnego z prawdziwym komunizmem. (zatem skoro prawdziwy komunizm nie istnieje, lepiej już się przenieść do krainy bytów idealnych - pleromy). Trzeba przyznać, że wielu komunistów było ludźmi zastraszonymi, zindoktrynowanymi i często filozoficznie niedouczonymi lub nie myślącymi.

Problem absolutności prawdy

Kwestia absolutności prawdy dotyczy w zasadzie klasycznej koncepcji, a przynajmniej w niej znajduje punkt wyjścia. Czy prawda jest absolutna czy względna, uzależniona od podmiotu czy innych okoliczności? Zwróćmy najpierw uwagę na to, że względność poznania nie musi zakładać względności bytu, rzadko relatywizm epistemologiczny wiąże się z relatywizmem ontologicznym, jak na przykład się zdarzyło u sofistów (rzeczywistość jest względna) lub u Berkeley'a (esse est percipi).

Relatywizm łatwy do usunięcia pojawia się w zdaniach pozbawionych wyrażeń okazjonalnych, czyli z logicznego punktu widzenia w funkcjach zdaniowych, które wyglądają jak zdania, np. pada deszcz (gdzie i kiedy?).

Relatywizm pojawia się również w naukach formalnych - czy „prawdziwa” jest geometria euklidesowa czy inne geometrie. Cudzysłów przypomina, że prawdziwość geometrii jest inna niż w tzw. naukach realnych, tutaj chodzi o wyprowadzalność twierdzeń z aksjomatów, a następnie o to, czy zinterpretowane twierdzenia i aksjomaty są dobrym modelem jakiegoś fragmentu rzeczywistości. Są też różne systemy logiczne, ale dziś panuje dość powszechna zgoda co do tego, że świat jest opisywany logiką klasyczną, nieklasyczne natomiast służą do opisu pewnych ludzkich tworów lub niektórych szczegółowych zagadnień, którymi nie zajmuje się logika klasyczna (np. modalności, temporalność, zagadnienia deontyczne itp.). Jeśli nawet posługujemy się logiką nieklasyczną, to i tak będziemy musieli wrócić do logiki klasycznej w języku wyższego stopnia.

Jan Franciszek Drewnowski pisał, że trzy podstawowe typy nauk: matematyka, fizyka i teologia są, każda na swój sposób, względne. W matematyce względność pochodzi z dowolności znakowania (przyjmujemy dowolne aksjomaty, spełniające pewne reguły, ale nie dotyczą one świata rzeczywistego). W fizyce względność wiąże się z aspektowym badaniem rzeczywistości (w tym mieszczą się i specyficzne dla tego rodzaju nauk narzędzia). W teologii względność polega na tym, że słowom, jakimi się tam posługujemy, nadajemy znaczenia nieskończone, których nigdy nie potrafimy do końca pojąć. Te różne rodzaje względności znikają, gdy racje względności umieścimy jako poprzednik implikacji zawierającej jako następnik twierdzenie danej nauki. Np.: jeśli przyjmiemy, że przez punkt poza prostą l przechodzi tylko jedna prosta równoległą do l, to suma kątów w dowolnym trójkącie wynosi 180°. Albo: jeśli relacji synostwa przypiszemy niezwrotność, nieprzechodniość i niesymetryczność, a pojęciu Syna przypiszemy nieskończone znaczenie, którego przybliżenie znajdujemy w Biblii, to Jezus jest Synem Bożym. Chodzi tu o zastosowanie analogii w ujęciu formalnym (jest to ważne odkrycie na polu semantyki dokonane przez polskich filozofów i logików w połowie XX wieku).

Wielu filozofów zwracało uwagę na to, że aby poznać prawdę, trzeba uwalniać się od złud. Według Franciszka Bacona. Trzonem metody naukowej ma być eksperyment i rzetelna indukcja. Trzeba wychodzić od faktów i przez stopniowe, metodyczne interpretacje i uogólnienia dochodzić do teorii. Podejście to streszcza słynne powiedzenie Bacona: „Umysłowi ludzkiemu nie skrzydeł potrzeba, lecz ołowiu”. Zanim jednak zastosujemy indukcję, trzeba wyzbyć się czterech błędów (bożków - idola), które często towarzyszą poznaniu:

Nie wszystkie Baconowskie idola są godne potępienia. Trzeba pamiętać, że nie istnieje filozofia bezzałożeniowa, tym bardziej nie istnieje tego rodzaju nauka. Na przykład nauki fizyczne, biologiczne, psychologiczne itp., które przejęły dużą część zainteresowań filozoficznych opierają się na ważnych założeniach: matematyczności świata, racjonalności umożliwiającej stosowanie indukcji itp. Ponadto wiele odkryć nawet dotyczących realnego świata dokonuje się na poziomie języka naukowego, z pewnością wiele obiektów naukowych (np. geny, elektrony, pole elektromagnetyczne, zakrzywienie przestrzeni) Bacon zaliczyłby do idoli, a przecież bez tych obiektów nasza wiedza o świecie byłaby bez porównania uboższa.

Elementy semiotyki

Jednym z podstawowych elementów rozwoju idei była metoda, jej rozwój połączony z rozwojem języka prowadził do porządkowania posiadanej wiedzy i do jej rozwoju. Metody filozofii, a potem nauk, zmieniały się, dojrzewały czasem otwierając się na nowe idee, a czasami wprowadzając ograniczenia, które chwilowo drastycznie ograniczały zakres poznania, aby szybko torować drogi do poznania, o jakim nie mogli marzyć uczeni przeszłości. W tym rozwoju metody dużą rolę odgrywała zawsze logika, która łączyła w sobie "kunszt nieomylności" (Leibniz), związek z językiem potocznym i związek z naukami. Na pewno podstawowa znajomość elementów logiki pozwala lepiej zrozumieć troskę twórców idei o spójność swoich systemów, a ponadto logika jest w jakimś stopniu rodzajem uniwersalnego języka, który zawiera elementarny szkielet gramatyki większości języków naturalnych.

Logika

Słowo logika pochodzi od terminu greckiego λόγος, które znaczy m.in. myślenie, rozumowanie, język. Niemożliwe jest podanie ostrej i wyczerpującej definicji logiki, gdyż łączy ona wiele różnych dziedzin związanych z rozumowaniem i używaniem języka. Zanim poznamy definicję logiki, która będzie najbliżej wyrażać treść zawartą w tym rozdziale, zapoznamy się z różnymi rodzajami logik, aby zyskać ogólną orientację na temat zakresu i treści tego pojęcia. Nie będzie to podział rozłączny, gdyż wymienione tutaj dziedziny mają wiele wspólnych zagadnień. Tym niemniej wyróżnienie kilku rodzajów logiki daje pewną orientację co do jej natury.

Rodzaje i definicja logiki

Naturalną skłonność do poprawnego myślenia nazywa się logiką naturalną. Kojarzy się ona z tzw. zdrowym rozsądkiem, który często służy za podstawowy przewodnik w praktycznym życiu, a nierzadko odgrywa ważną rolę w myśleniu naukowym. Nie możemy z niego całkowicie zrezygnować, gdyż prawie cała wiedza w jakiś sposób na nim się opiera. Nawet współczesna fizyka, tak odległa od wyobraźni i mniemań zwykłych ludzi, wyrosła z bardzo zdroworozsądkowej zasady, że kiedy się robi naukę trzeba pogodzić wyniki doświadczeń z teorią, którą się buduje. Nie ma potrzeby wspominać, jak daleko fizyka współczesna odeszła od pierwotnego zdrowego rozsądku w swoich wynikach i nieustannie rozwijanych metodach.

W logice naukowej nierzadko zwraca się uwagę na jej związki z językiem potocznym i zdrowym rozsądkiem. Przykładem tego są próby analizy logicznej języka potocznego i budowanie systemów logicznych, które pozwalają na uniknięcie tzw. paradoksu implikacji materialnej itp. Trzeba jednak pamiętać, że uprawiając naukę, także logikę, nierzadko musimy - w imię prawdy już odkrytej lub tej, którą odkryć mamy nadzieję - oddalić się od zdrowego rozsądku, a nawet traktować go jako przeszkodę. A. Einstein mówił, że zdrowy rozsądek to suma przesądów nabytych do osiemnastego roku życia (mamy tu coś w rodzaju metodologicznej odmiany freudyzmu). Może on rzeczywiście być przeszkodą w poznaniu naukowym, albo raczej do postępu nauki przyczynia się zastąpienie jednego zdrowego rozsądku innym, bo choć każdemu wydaje się, że to, co oczywiste i zdroworozsądkowe dla niego, musi być takim dla wszystkich, to jednak w istocie każdy co innego za oczywiste uważa. Immanuel Kant, wspominając krytykę, jaką wysunęła pod adresem Hume'a szkocka szkoła zdrowego rozsądku, pisał:

„Jest rzeczywiście wielkim darem niebios posiadać prosty lub, jak to teraz nazywają, zdrowy rozsądek ludzki. Lecz trzeba dowieść przez czyny, że się go posiada, przez zastanowienie i rozumność w tym, co się myśli i mówi, nie zaś przez to, że się nań powołujemy jak na wyrocznię wtedy, gdy nie możemy nic rozsądnego przytoczyć na swe usprawiedliwienie. Powoływać się na pospolity rozsądek ludzki wtedy dopiero, kiedy krucho już z rozumieniem i nauką - to jeden z tych subtelnych wynalazków nowszych czasów, za których pomocą najbanalniejszy gaduła może z dobrą otuchą podjąć i wytrzymać walkę z najgruntowniejszą głową. Dopóki jednak pozostaje jeszcze jakaś resztka rozumienia, będziemy się zaiste wystrzegać uciekania się do tego ratunku”.

Podobnie sądził wybitny logik i filozof, ks. J. Salamucha. Rozważania dotyczące „instancji zdrowego rozsądku” podsumował słowami:

„Autorytet zdrowego rozsądku został wyniesiony przez nieporadność intelektualną, przemawia sugestywnie do ludzi «spokojnego ducha», którzy wolą siedzieć w pozycjach utrwalonych, ale instancją rozstrzygającą w poważnej pracy intelektualnej być nie może”.

Trudno nie zgodzić się też z Karlem R. Popperem, który napisał: „Jakkolwiek jestem gorącym rzecznikiem zdrowego rozsądku, jestem także rzecznikiem rozszerzenia obszaru zdrowego rozsądku przez uczenie się od nauki”. Teraz chcemy rozszerzać zdrowy rozsądek przez uczenie się logiki. Musimy jednak liczyć się także z tym, że znajomość logiki, zwłaszcza uzyskana podczas tak krótkiego kursu, nie zawsze wystarczy do tego, by w terminach logicznych wyrazić wszystkie rozumowania, z jakimi spotykamy się w naszym codziennym życiu. Co więcej, poważni i utytułowani filozofowi i nawet logicy potrafią dopuszczać się wielu elementarnych błędów w zastosowaniach logiki. Nie musimy jednak rozpaczać z tego powodu - bez głupich uczonych też nie byłoby rozwoju nauki i kultury.

Przez długie wieki panowała logika zwana dziś tradycyjną. Obejmowała ona sylogistykę Arystotelesa (logika nazw) i logikę stoików (logika zdań). Logika tradycyjna związana była z badaniami filozoficznymi i refleksją nad językiem naturalnym. Pod koniec zeszłego stulecia rozpoczął się szybki rozwój tzw. logiki matematycznej. Nazwa ta wskazuje na jej rodowód matematyczny i metody bliskie tej nauce. Ważną cechą tej logiki jest jej symboliczny charakter. Niemałą osobliwością tej logiki jest to, że szybko się okazało, iż zawiera ona w sobie logikę tradycyjną. Ponadto dla potrzeb analizy pewnych procedur dowodowych, którymi zajmował się konstrukcjonizm (obiekt matematyczny można uznać za istniejący, gdy istnieje metoda jego konstrukcji) w matematyce stworzono logikę intuicjonistyczną, która - jak się zdaje - może stać się podstawą formalnej analizy rozumowań potocznych, lepszą niż klasyczny rachunek zdań (KRZ).

Wciąż ważnym i rozwijającym się rodzajem logiki jest logika filozoficzna. Motywem wyróżnienia tej logiki jest jej bliski związek z filozofią. Ten związek zawsze istniał, logika była czasami uważana za część filozofii. Późniejszy rozwój logiki sprawił jednak, że była ona traktowana coraz bardziej jako nauka formalna, która może być ewentualnie wykorzystana w filozofii i innych naukach, ale jest nauką samodzielną. Powstanie współczesnej logiki filozoficznej umieszcza się we wczesnych latach siedemdziesiątych i łączy się z powstaniem kwartalnika „Journal of Philosophical Logic” (Magazyn Logiki Filozoficznej). W artykule wstępnym tego pisma zwrócono uwagę liczne zagadnienia, które powstają w logice z inspiracji filozoficznych i, z drugiej strony, na rozwój filozofii inspirowany osiągnięciami logicznymi. Przykładem jest logika wielowartościowa Jana Łukasiewicza stworzona przez niego w celu logicznego ujęcia sporu między determinizmem i indeterminizmem. Trudno jest określić zakres logiki filozoficznej, wciąż bowiem pojawiają się nowe teorie. Można natomiast stwierdzić, że do tej logiki niewątpliwie zaliczają się tzw. logiki intensjonalne, czyli posługujące się językiem intensjonalnym. Do tych logik zaliczamy między innymi logikę deontyczną, epistemiczną, implikacji relewantnej, logikę modalną i temporalną.

Po zyskaniu ogólnej orientacji na temat logiki spróbujmy określić dziedzinę, którą będziemy się tutaj zajmować. Można ją nazwać logiką ogólną lub po prostu logiką. Przyjmijmy następującą definicję: logika to „analiza języka i czynności badawczych, takich jak rozumowanie, definiowanie, klasyfikowanie itp., w celu podania takich reguł posługiwania się językiem i wykonywania owych czynności, które uczyniłyby tę działalność możliwie najbardziej skuteczną.”

Definicja powyższa zwraca uwagę na praktyczne zastosowanie logiki, które z pewnością nie powinno nigdy znikać z pola widzenia. Pamiętali o tym również logicy średniowieczni, gdy rozróżniali logica docens i logica utens. Pierwsza zwraca uwagę na poznawczy aspekt uczenia się logiki, poznawanie pojęć i teorii logicznych. Natomiast logica utens jest umiejętnością posługiwania się logiką w ocenie poprawności wnioskowań, swoich i cudzych.

Psychologizm

Przedmiotem badań logiki jest przede wszystkim język, sama logika też jest rodzajem języka. Zwróćmy uwagę na inny człon przedłożonej definicji logiki, mianowicie na czynności badawcze. Mogą one być rozumiane dwojako: jako procesy psychologiczne przebiegające w umyśle badacza lub jako obiektywne zależności między różnymi przedmiotami, które to zależności badacz stara się rozpoznać. Można to porównać z kontekstem odkrycia i uzasadnienia.

Jedni (np. F. Brentano, K. Twardowski w początkowej fazie) pojmowali logikę jako naukę o warunkach trafnego myślenia, o tym, co się dzieje w ludzkim umyśle, gdy przeprowadza on rozumowania. Logika rozumiana w ten sposób byłaby pewną częścią psychologii, której przedmiotem byłoby myślenie ludzkie rozpatrywane z punktu widzenia normatywnego lub oceniającego. Takie traktowanie logiki nazwano psychologizmem, zaś jego przeciwieństwo antypsychologizmem.

Krytyka psychologizmu w logice została zapoczątkowana przez ucznia Brentany Edmunda Husserla. Zawarł ją w dziele Logische Untersuchungen (Dociekania logiczne), które, zdaniem Łukasiewicza, w kwestii logiki zawierało głównie idee Gottloba Fregego. W Polsce krytyką psychologizmu zajmował się szczególnie Jan Łukasiewicz. Przytoczymy - w relacji Jana Woleńskiego - jego argumenty, aby dzięki nim lepiej zrozumieć istotę logiki:

„(a) sądy psychologiczne jako jedynie prawdopodobne nie mogą być racjami dla sądów logicznych jako pewnych, gdyż sądy pewne nigdy nie są następstwami sądów prawdopodobnych; (b) prawa logiczne mają inną treść niż psychologiczne, gdyż pierwsze dotyczą prawdy i fałszu, a drugie związków między zjawiskami psychicznymi; prawda i fałsz nie należą do psychologii, a logika nie jest zainteresowana badaniem zjawisk psychicznych; (c) chociaż logika jest nauką o warunkach trafnego myślenia, a myślenie jest czynnością psychiczną, to z tego nie wynika, że logika jest częścią psychologii lub na niej się opiera; podobnie ma się sprawa z arytmetyką lub algebrą, bo chociaż liczenie jest na pewno czynnością psychiczną, to prawa matematyki tyczą się obiektywnych związków między liczbami czy innymi przedmiotami matematycznymi; (d) pomieszanie logiki z psychologią bierze się głównie z nieporozumień terminologicznych, gdyż obie dyscypliny posługują się tymi samymi wyrazami, np. „sąd”; trzeba jednak dostrzegać, że są w psychologii oznacza przekonania, a w logice - obiektywne korelaty aktów psychicznych”.

Z dotychczasowych rozważań wynika, że logika jakkolwiek posiada liczne związki z innymi dziedzinami wiedzy, którym służy za narzędzie lub przedmiot rozważań - dotyczy to zwłaszcza filozofii - posiada własną specyfikę i nie może być zredukowana do innej nauki. Spór między psychologizmem i antypsychologizmem zwraca ponadto uwagę na ciekawą rzecz. Mianowicie w psychologizmie przedmiot logiki był dość dobrze określony - procesy przebiegające w ludzkim umyśle. W drugim podejściu, o wiele lepszym dla właściwego zrozumienia logiki, przedmiot tej nauki jest tajemniczy, abstrakcyjny, trudny do określenia. Czym bowiem zajmuje się logika? Zbiorami, prawdą itp., ale co to za obiekty, jaki rodzaj istnienia im przypisać? Okazuje się, że nierzadko zrezygnowanie z jasnego rozumienia przedmiotu badań jest koniecznym warunkiem rozwoju jakiejś dziedziny. Tak się dzieje w historii idei, które pojawiały się w historii myśli ludzkiej i prowadziły do wielkich zmian w kulturze, głównie naukowej. Platon wprowadził osobliwy świat idei, Demokryt nieobserwowalne atomy, Tales "niewodnistą" wodę, hilozoiści materię ożywioną i pełną demonów, Buridan impetus ciał nieożywionych, Newton tajemniczą siłę grawitacji, Maxwell pole elektromagnetyczne, Einstein zakrzywienie przestrzeni, Hawking i inni pojęcie symetrii, która właściwie nie istnieje w realny sposób, a ma moc generowania wszystkiego, co istnieje w świecie "materialnym", bo dziś nie wiadomo nawet, co to jest materia. Jest też rzeczą osobliwą, że chyba najwięcej problemów z uznaniem swoich idei mieli matematycy i logicy, czyli ci, którzy na pozór zajmują się rzeczami oczywistymi, absolutnie prawdziwymi i opartymi jedynie na wewnętrznych kryteriach danej teorii. Być może wielcy poeci, pisarze i różnym sztukom oddani artyści są wielcy, gdy nie są zrozumiani zbyt szybko.

Działy logiki

Podstawowym działem logiki jest logika formalna, nazywana inaczej symboliczną, która zajmuje się budowaniem schematów rozumowań niezawodnych, czyli takich, które od prawdziwych przesłanek prowadzą zawsze do prawdziwych wniosków. Rozważania prowadzone w ramach logiki formalnej mają najwyższy stopień ogólności i dzięki temu, choć same niczego nie mówią o świecie realnym, znajdują zastosowanie w wielu dziedzinach wiedzy i życia codziennego. Logika ta posługuje się sztucznym, stworzonym dla własnych potrzeb, językiem symbolicznym. Podstawowe działy tej logiki to rachunek zdań i rachunek kwantyfikatorów, zwany też rachunkiem predykatów pierwszego rzędu. Logika formalna bywa też nazywana logiką dedukcji w odróżnieniu od logiki indukcji, która bada schematy rozumowań prawdopodobnych i służy jako narzędzie zdobywania wiedzy niepewnej, ale za to mówiącej coś o świecie realnym. Z racji tej niepewności logiki indukcji niektórzy w ogóle nie uważają ją za logikę. Z tym podziałem wiąże się klasyfikacja rozumowań (dedukcyjne: wnioskowanie i dowodzenie, redukcyjne: tłumaczenie i sprawdzanie, indukcja jest rodzajem tłumaczenia).

Kolejnym działem logiki jest semiotyka, czyli ogólna teoria znaków, ze szczególnym uwzględnieniem znaków tworzących język, jakim się posługujemy. Zanim przejdziemy do podziału semiotyki, zastanówmy się krótko nad naturą znaku. Coś jest znakiem dla członków danej grupy, gdy jest to przedmiot spostrzegalny zmysłowo i między członkami tej grupy istnieje umowa ustanawiająca między znakiem i jakimś przedmiotem stosunek szeroko pojętego oznaczania. Przykładem znaków są znaki drogowe oraz, oczywiście, wyrażenia języka. Istnieje między nimi ważna różnica. Znaki drogowe mają charakter obrazków, które w sposób możliwie naturalny odnoszą się do oznaczanej rzeczywistości. Takie i podobne im znaki nazywamy piktogramami; ich związek z oznaczanymi rzeczami jest stosunkowo łatwy do odczytania dla większości ludzi. Dzieje się tak dzięki temu, że znaki te noszą duże podobieństwo do oznaczanych rzeczy, są ich obrazami. Taką cechę znaków nazywamy ich ikonicznością. Języki naturalne w zasadzie nie są ikoniczne, jeśli pominiemy stosunkowo nieliczną klasę onomatopei czy znaków będących pewnego rodzaju obrazkami oznaczanych przedmiotów. Można jednak mówić o czymś w rodzaju ikoniczności strukturalnej, gdyż struktura języków odpowiada strukturze rzeczywistości, którą przy ich pomocy opisujemy. Podział na rzeczowniki, czasowniki, przymiotniki i spójniki odpowiada naszemu widzeniu rzeczywistości, którą pojmujemy jako złożoną z rzeczy posiadających własności i będących w różnych stanach, zaś między tymi stanami istnieją pewne związki. Język logiki w pewnym stopniu dziedziczy tę ikoniczność języków naturalnych. Można by tu mówić o analogii między językiem i opisywaną przez niego rzeczywistością.

Od znaku trzeba odróżnić oznakę. Jest to jakaś rzecz lub zjawisko, które wskazuje na obecność innej rzeczy lub zjawiska. Dzieje się tak z racji naturalnej więzi między oznaką i tym, na co ona wskazuje, nie zaś z racji umowy, jaka istnieje w przypadku znaku. Dym jest oznaką ognia, bo nie ma dymu bez ognia, wypieki na twarzy i błyszczące oczy są oznaką ekscytacji studiowaniem logiki, gorączka jest oznaką choroby, a białe myszki - oznaką zawinionych przez podmiot zaburzeń percepcji. Nieraz się zdarza, że ten sam przedmiot jest przez kogoś traktowany jako oznaka, a przez kogoś innego - nieraz z powodu błędu - jako znak. Na przykład dym z ogniska (lub fajki) przez kowboja będzie traktowany jako oznaka ognia, który się tli w środku, a dla Indianina może być znakiem zawierającym pewną informację. Może to prowadzić do błędów w interpretacji znaków i oznak.

Semiotyka zajmuje się logiczną analizą znaków w aspekcie relacji między samymi znakami, tym, co one oznaczają i ich użytkownikami. Te relacje dają podstawę do wyróżnienia trzech działów semiotyki:

  1. Syntaktyka opisuje stosunki między znakami wewnątrz języka, stosunki te mają charakter formalny, czyli nie musimy znać znaczenia znaków języka, by stwierdzić zachodzenie stosunków syntaktycznych. Syntaktykę można przedstawić jako zbiór reguł, które dotyczą (a) składania wyrażeń i (b) ich przekształcania. Z przykładami tych reguł spotkamy się przy omawianiu rachunków logicznych. Przykłady pojęć syntaktycznych to stosunek wynikania czy sprzeczności, jedne z podstawowych pojęć logicznych.

  2. Semantyka opisuje stosunki między znakami a rzeczywistością. Do pojęć semantycznych zaliczamy stosunek oznaczania, denotowania, konotowania, prawdziwości i inne. Jeśli na przykład stwierdzamy, że słowo „pies” oznacza czworonożne, szczekające na byle co zwierzątko, to obracamy się w ramach semantyki.

  3. Pragmatyka bada stosunki między znakami a ich użytkownikami, na przykład takie, jak komunikowanie, wyrażanie, rozumienie, okazjonalność, czyli zależność kontekstową, postawy zdaniowe, presupozycje, implikaturę, czyli wynikanie konwersacyjne, akty mowy itp. Logicy wnieśli największy wkład w teorię kontekstowego uzależnienia wyrażeń. Dzięki temu można było oddalić wiele mylących argumentów za względnością prawdy. Kontekstowe uzależnienie wyrażeń wiąże się z ich okazjonalnością. Czym są wyrażenia okazjonalne? Nie będziemy wchodzić w gąszcz współczesnych teorii, ale należy wiedzieć choć tyle, że są to wyrażenia, których znaczenie uzależnione jest od okoliczności miejsca i czasu, w jakich są formułowane zdania z tymi wyrażeniami. Takimi wyrażeniami są zaimki: ja, ty, on, ona, to, przysłówki: teraz, jutro, tutaj, i wiele innych. Wartość logiczna zdań zawierających wyrażenia okazjonalne często zmienia się, gdy zmieniają się okoliczności. Na przykład zdanie: „Teraz jest dzień” jest prawdziwe w dzień, ale fałszywe w nocy. Nie znaczy to, że przytoczone zdanie jest jednocześnie prawdziwe i fałszywe, ale że jest to zdanie niepełne (czyli właściwie nie jest to zdanie w sensie logiki, ale funkcja zdaniowa), które staje się zdaniem pełnym, gdy podamy okoliczności konieczne do określenia jego wartości logicznej, czyli prawdziwości lub fałszywości.

Wymienione wyżej stosunki, badane w ramach semiotyki, wchodzą we wzajemne relacje. Stosunek pragmatyczny zakłada semantyczny i syntaktyczny, a semantyczny zakłada syntaktyczny. Wyrażenie niepoprawnie zbudowane, czyli nie spełniające reguł syntaktycznych, nie może nic znaczyć ani oznaczać, nie może więc posiadać własności badanych przez semantykę, nie może też oczywiście służyć porozumieniu między ludźmi (istnieje oczywiście bełkot poprawny syntaktycznie, ale nie dający wartościowych informacji). Z kolei syntaktykę można budować bez semantyki, a semantykę bez pragmatyki. Z tym się wiąże rozróżnienie nonsensu i absurdu. Nonsens to wyrażenie łamiące zasady składni, np. "Kanapa albo leci", natomiast absurd jest wyrażeniem wewnętrznie sprzecznym, np. "żonaty kawaler". Absurd nie może być nonsensem, bo stwierdzenie sprzeczności wymaga poprawnej składni. Przykładem absurdu jest contradictio in adiecto, które polega na zestawieniu dwóch wyrażeń przeciwnych, wykluczających się wzajemnie, np. "żelazne drewno", czy ulubiony przykład Bocheńskiego: "skromny logik".

0x01 graphic

Poznane przez nas relacje semiotyczne można wyrazić przy pomocy sześcianu, który obrazuje słowo, a jego krawędzie obrazują poszczególne relacje: syntaktyczne, semantyczne i pragmatyczne. Słowo, jak wynika z diagramu, może być rozważane syntaktycznie (relacje do innych słów), semantycznie (relacja do znaczenia) i pragmatycznie (relacja do użytkowników języka). Może lepiej byłoby semiotykę przedstawić w postaci drzewa, w którym korzenie, pień i gałęzie to syntaktyka, liście - semiotyka, a kwiaty i owoce - pragmatyka. Owoce są produktem całego drzewa i pozwalają na wyrastanie nowych drzew. Można by do tej sytuacji odnieść - z lekkim, ale tylko lekkim, przymrużeniem oka - powiedzenie ewangeliczne: „Po ich owocach poznacie ich”. Kto dobrze myśli, będzie umiał w końcu należycie swoje myśli wyrazić.

W konkretnym użyciu wszystkie te aspekty semiotyczne przenikają się wzajemnie, natomiast w badaniu naukowym dokonujemy nierzadko sztucznego ich wyodrębnienia - abstrakcji. W dalszych rozważaniach będziemy się posługiwać różnymi formalizmami, czyli nasze zainteresowanie będzie dotyczyć głównie relacji syntaktycznych. Często jednak będziemy te rozważania wiązać z interpretacjami semantycznymi, a nawet z zagadnieniami pragmatycznymi. Jest to związane z pewnym połączeniem teoretycznego i użytkowego podejścia do logiki, gdyż takie podejście daje z pewnością największe szanse jakiegoś podstawowego jej zrozumienia i wykorzystania w praktyce filozoficznej.

Logika znajduje liczne zastosowania w różnych dziedzinach wiedzy, ale przede wszystkim służy jako narzędzie wspomagające poszukiwania naukowe, czyli pomaga w budowaniu metodologii nauk. Związki między tymi dziedzinami są tak bliskie, że nierzadko metodologia nauk jest traktowana jako część logiki czy też jako logika praktyczna.

Przedstawiony wyżej podział logiki można ująć przy pomocy diagramu:

0x01 graphic

Elementy logicznej analizy języka

Język jest systemem znaków, służy on do wyrażania i przekazywania myśli. Języki potoczne, naturalne, których uczymy się w swoich środowiskach i ewentualnie poszerzamy ich znajomość o języki innych narodów i środowisk, posiadają bogate struktury i pełnią różne funkcje. Jak już wspomniano, istnieje przekonanie, że najbardziej ogólna struktura języków odpowiada strukturze rzeczywistości opisywanej przez te języki i strukturze logiki, która również chce (przy odpowiedniej interpretacji) jak najlepiej opisać i język, i świat, i ludzkie myślenie. W świecie mamy przedmioty, ich cechy i stany rzeczy, w języku potocznym rzeczowniki, przymiotniki i czasowniki, w logice nazwy, predykaty i zdania. Bocheński powiada, że logika jest najbardziej ogólną fizyką przedmiotu. Tym niemniej związki między logiką i językiem potocznym, a nawet strukturą rzeczywistości nie są proste i oczywiste. Nie można się nimi szerzej tutaj zajmować, ale ważne jest, aby logiki nie pojmować jako konkurencji czy wynaturzenia wobec języka potocznego, ale jako cenne jego uzupełnienie, a czasem jako sposób ujawnienia głębszych struktur językowych.

Funkcje języka

Zanim narzucimy sobie ograniczenia stawiane przez język logiki i staniemy wobec perspektyw, jakie te język otwiera, zwróćmy krótko uwagę na najważniejsze rodzaje i funkcje języków naturalnych czy też wypowiedzi, które w tych językach się pojawiają. Wyróżnimy następujące:

  1. Funkcja opisowa, nazywana także racjonalną lub informacyjną. Z tej funkcji wynika bezpośrednio funkcja komunikacyjną. W funkcji opisowej używamy języka w tym celu, aby przedstawić przy pomocy języka prawdziwe stany rzeczy, czyli własności przedmiotów, relacje zachodzące między nimi, zdarzenia czy procesy zachodzące w świecie. W tym celu posługujemy się zdaniami, od których oczekujemy, że będą prawdziwe, czyli ich treść, myśl wyrażona przez te zdania, będzie zgodna z rzeczywistością. W przeciwnym razie zdania są fałszywe. Ponieważ zdania są przedmiotem zainteresowania logiki, więcej na ich temat nieco niżej.

  2. Funkcja ekspresyjna. Jest to jedna z podstawowych funkcji języka - wypowiedzieć siebie, wyrazić swoje uczucia, swój stan wewnętrzny. Wydaje się, że język nie jest najlepszym narzędziem do spełniania tego rodzaju zadania, dlatego człowiek często lepiej wyraża swoje stany wewnętrzne innymi dźwiękami niż znaki języka, ponadto gestami, mimiką twarzy oraz innymi, rozwijanymi przez kulturę, formami wyrazu, szczególnie przy pomocy sztuki. Jeśli chcemy poznawać cudze stany psychiczne, posługujemy się nierzadko analogią, czyli dostrzegając u innych podobne do naszych zachowania, gesty, wyraz twarzy itp., dochodzimy do wniosku, że przeżywają wewnątrz to samo, co my.

  3. Funkcja normatywna, nazywana także dyrektywną. Język spełnia tę funkcję, gdy wydajemy rozkazy, polecania, zakazy, prawa, przykazania, gdy chcemy skłonić kogoś do działania lub jakiegoś działania zakazać. Gdy składamy przyrzeczenia, obietnice, również wykorzystujemy tę funkcję. Czasami funkcja ta może posługiwać się wyrażeniami językowymi w stylizacji informacyjnej czy innej, ale w rzeczywistości oznacza właśnie normę, prośbę itp. Kiedy mówimy: „Czy mógłbyś zamknąć okno?” nie chodzi nam o to, czy pytany potrafi to zrobić, tylko prosimy, aby zamknął okno. W filozofii mówi się o tzw. gilotynie Hume'a, czyli o logicznej niemożności przejścia od zdań opisowych do norm.

  4. Funkcja ocenna. Dokonując oceny wyrażamy swoje zdanie na temat wartości danej rzeczy, osoby, zjawiska. Wartość może być estetyczna, etyczna, pragmatyczna itp., natomiast sama ocena może być czysto subiektywna lub dokonywana na podstawie pewnych obiektywnych norm czy innych zasad. Generalnie ocena wyraża naszą pozytywną lub negatywna postawę wobec tego, co jest oceniane. Funkcja ta jest powiązana z funkcją normatywną, ocen dokonujemy na podstawie pewnych norm, choć mogą być wypowiedzi ocenne, w których nie ma odniesienia do norm. Na przykład stwierdzam: „Podoba mi się ten samochód”, „A dlaczego?”, „Bo tak”. Normy nie ma, a ocena jest. Wypowiedzi ocenne to często krótkie zdania czy nawet równoważniki zdań: „Bardzo dobrze”, „piękny obraz”, „przyjazna teściowa”, „najzdolniejszy blagier” itp. Czasami jednak wypowiedzi ocenne przybierają większe formy, na przykład recenzji czy pisemnej opinii. Wypowiedzi ocenne dość łatwo jest zidentyfikować, choć w niektórych przypadkach konieczne jest poznanie kontekstu. Jeśli po wysłuchaniu odpowiedzi studenta profesor mruczy do siebie: „Bardzo dobrze”, a zaraz potem mówi wyraźnie i potwierdza to na piśmie: „Ocena niedostateczna”, to wiadomo, że ta druga wypowiedź jest ocenna, a pierwsza pełni raczej funkcję ekspresyjną albo też ocenia, ale nie wypowiedź studenta, lecz psychiczny stan profesora.

  5. Funkcja performatywna. W tej funkcji język zdolny jest do kreowania nowych faktów, powoduje on zaistnienie tego, co opisuje. Tym sposobem można nadać imię, zawrzeć związek małżeński, ustanowić prawo itp. Szczególnym przykładem takiego użycia języka są pewne obrzędy religijne, na przykład sakramenty w kościele katolickim. Formuła „N., ja ciebie chrzczę…” tworzy nie tylko nowy fakt społeczny (a tego rodzaju fakty wiąże się z wyrażeniami performatywnymi), ale nowy fakt ontologiczny, realną zmianę w duszy ludzkiej, a ponadto nadaje imię. Dlatego język religijny mimo zewnętrznego podobieństwa do języka potocznego często pełni odmienne funkcje. „Kreowanie” rzeczywistości przez język jest możliwe tylko w szczególnych okolicznościach przy użyciu określonych formuł i oczywiście przez tych, którzy mają wystarczające uprawnienia czy możliwości.

  6. Z funkcją performatywną związana jest funkcja perswazyjno-sugestywna, która proponuje różnego rodzaju sposoby skłaniające drugich do przyjęcia określonych poglądów lub podjęcia działań. Powrócimy jeszcze do niej na końcu podręcznika w rozdziale o erystyce. Innym rodzajem funkcji performatywnej jest funkcja fatyczna, której zdaniem jest podtrzymanie kontaktu z rozmówcą. Pod tę funkcję można podciągnąć też pytania retoryczne, których zadaniem jest uwydatnienie oczywistej na nie odpowiedzi, a nie poszukiwanie nowej wiedzy.

  7. Funkcja pytajna, interrogacyjna. Funkcja ta jest trochę powiązana z performatywną, bo stawiając pytanie chcemy „stworzyć”, wywołać odpowiedź. Pytanie jest wyrażeniem, które składa się ze zdania w sensie logicznym (czasami również funkcji zdaniowej) poprzedzonego partykułą pytajną i zakończonego pytajnikiem. Prawidłowe posługiwanie się funkcją pytajną wymaga pewnej wiedzy i wprawy, dlatego warto zapoznać się z rodzajami pytań i pewnymi pojęciami, które pomogą lepiej je zrozumieć:

    1. Ze względu na charakter pytań dzielimy je na:

      1. Pytanie otwarte. Nie ma ono ustalonego schematu odpowiedzi, np. „Dlaczego Amerykanie są weselsi niż Norwegowie?”

      2. Pytanie zamknięte. Takie pytanie wyznacza schemat odpowiedzi, np. pytanie: „Ilu mieszkańców posiada Nowy Jork?” wyznacza schemat odpowiedzi: „Nowy York ma x mieszkańców”. Podobne struktury mają pytania: „Ile jest Osób Trójcy Świętej?”, „Kiedy narodził się Chrystus?”, „Kto został apostołem po śmierci Judasza?”.

      3. Pytanie rozstrzygające (rozstrzygnięcia). Rozpoczyna się od partykuły „czy” (lub da się w ten sposób przekształcić) i odpowiedź na nie jest pozytywna lub negatywna, „tak” lub „nie”, np. „Czy dostałeś już mój list?”, „Czy ty jesteś tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?” (Mt 11,3). Pytanie rozstrzygające jest rodzajem pytania zamkniętego.

      4. Pytania uzupełnienia (dopełnienia) zaczynają się od innych niż „czy” partykuł pytajnych, np. „Jaki jest twój pogląd na temat kreacjonizmu?”, „Jakie są nieomylne skutki sakramentu małżeństwa?”.

    2. Ze względu na budowę pytań dzielimy je na:

      1. Pytania proste służą uzyskaniu jednej informacji, np.: „Kto był pierwszym królem Polskim?”, „Na jakiej górze umarł Mojżesz?”.

      2. Pytania złożone pozwalają na uzyskanie wielu informacji, np. „Kto, kiedy, w jakich okolicznościach i jakimi słowami skomentował przekroczenie Rubikonu?”, „Co i gdzie wydarzyło się w Dniu Pięćdziesiątnicy?”.

    3. Założenie pytania to twierdzenie, z którego wynika, że na to pytanie istnieje przynajmniej jedna prawdziwa odpowiedź (założenie pozytywne) lub twierdzenie, z którego wynika, że przynajmniej jedna odpowiedź to pytanie jest fałszywa (założenie negatywne). Na przykład założeniem (pozytywnym) pytania „Kiedy Kasia wyszła za mąż?” jest zdanie „Kasia wyszła za mąż”. Podobnie założeniem pytania: „Kiedy Jezus przyjął chrzest w Jordanie?” jest przekonanie, że został ochrzczony przez kogoś. W pytaniu „Kto stłukł wazon?” zawarte jest założenie i pozytywne, i negatywne, bo na przykład ktoś stłukł wazon, a ktoś (może i podejrzany) nie stłukł. Podobnie w pytaniu: „Kto zdradził Jezusa?”

    4. Obok założeń pytania mogą istnieć też presupozycje, tzw. przedzałożenia, czyli twierdzenia nie zawarte wyraźnie w pytaniu, ale wynikające z jego założeń. Presupozycje określa się też jako warunki sensowności pytania. Na przykład w pytaniu: „Kiedy ukończyłeś studia?” zawarte jest założenie o ukończeniu studiów i presupozycja o uczęszczaniu na studia, do szkoły średniej itp. W słynnym pytaniu: „Czy przestał pan już nadużywać alkoholu?” zawarta jest presupozycja, że pytany nadużywał napojów „procentowych” narażając się na „promile”. W pytaniu Natanaela: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” zawarta jest presupozycja, że wspominany przez Filipa prorok nie jest porządnym człowiekiem. Filip rozumie ją i odpowiada: „Chodź i zobacz” (J 1,46).

    5. Pytanie niewłaściwie postawione jest to pytanie, na które nie można poprawnie odpowiedzieć, między innymi z racji fałszywego założenia lub fałszywej presypozycji. Na przykład w pytaniu: „Kto jest obecnie królem Polski?” zawarte jest fałszywe założenie o istnieniu takiej osoby, a w innej wersji wspomnianego wyżej sławnego pytania: „Czy przestałeś już bić swoją żonę?” zawarta jest fałszywa (tak przyjmujemy w naszym przykładzie) presupozycja: „Biłeś swoją żonę”. Struktura pytania wskazuje na pytanie rozstrzygnięcia, po którym spodziewamy się odpowiedzi „tak” lub „nie”, a tymczasem prawidłowa odpowiedź musi być zupełnie inna: „Nie biłem swojej żony”. Podobnie presupozycją niewłaściwie postawionego pytania: „Czy obecny król Francji jest łysy?” jest fałszywe zdanie: „Istnieje obecny król Francji”. Podobna sytuacja może się zdarzyć z wyrażeniami normatywnymi. Jezus powiedział do Samarytanki: „Idź, zawołaj swojego męża i wróć tutaj” (J 4,16). Okazało się, że presupozycja („ona ma męża”) jest fałszywa - sprawa oczywiście natychmiast została wyjaśniona.

Spośród wielu funkcji języka logika jest zainteresowana przede wszystkim funkcją opisową, tym niemniej znajomość logiki pomaga lepiej wykorzystywać także pozostałe funkcje. Ponadto istnieją i rozwijają się tzw. logiki nieklasyczne, które pozwalają uchwycić pewne aspekty języka spełniające nie tylko funkcje czysto opisowe.

Elementy języka logiki

Ogólnie elementy języka dzieli się na nazwy, zdania i funktory, z których wyróżnia się predykaty i operatory.

ZDANIA

Podstawową jednostką logiczną jest zdanie. Jest to wyrażenie, któremu możemy przypisać, w danym języku, jedną z dwóch wartości logicznych: prawdę albo fałsz. Parę przykładów uświadomi nam znaczenie pojęcia zdania w sensie logicznym, które w dalszej części będziemy po prostu nazywać zdaniem. Dobrym i prostym sposobem ustalenia, czy dane wyrażenie jest zdaniem w sensie logicznym (dalej będziemy po prostu mówić „zdanie”), jest poprzedzenie go słowami: „Jest prawdą, że…”. Jeśli tym sposobem otrzymamy wyrażenie sensowne, to badane wyrażenie jest zdaniem, jeśli nie - to zdaniem nie jest.

Jak widzimy, jest wiele wyrażeń, które są traktowane jako zdania w języku naturalnym, natomiast nie są zdaniami w sensie logicznym. Ze względów praktycznych staramy się podawać takie przykłady różnych wyrażeń, których przynależność do danych kategorii nie budzi wątpliwości. Pozostałe przypadki należy raczej odłożyć do czasu, gdy posiądziemy dostateczną umiejętność posługiwania się podstawowymi pojęciami i teoriami logicznymi.

Poza zdaniami istnieją funkcje zdaniowe, czyli wyrażenia zawierające jedną lub więcej zmiennych, stające się zdaniami po podstawieniu za zmienne jakichś stałych. Na przykład „x śpi na wykładzie logiki” jest funkcją zdaniową, która zmienia się w zdanie po podstawieniu za x imion własnych studentów uczestniczących w wykładzie z logiki. Funkcje zdaniowe mogą mieć nie tylko zmienne nazwowe, ale również zmienne zdaniowe, na przykład wyrażenie 0x01 graphic
(p lub q), gdzie p oraz q oznaczają zmienne zdaniowe, czyli wyrażenia, za które możemy podstawiać zdania. Po podstawieniu konkretnych zdań do wyżej wymienionej funkcji otrzymujemy na przykład zdanie: „Samson pobił Filistynów lub Jozue pobił Kananejczyków”. Innym sposobem przekształcenia funkcji zdaniowe w nazwę jest poprzedzenie jej operatorem, na przykład kwantyfikatorem, jednym lub wieloma, wiążącymi występujące w funkcji zmienne. Na przykład funkcja zdaniowa: „x jest matką y-a” staje się zdaniem prawdziwym po dołączeniu kwantyfikatorów: „dla każdego y-a istnieje taki x, że x jest matką y-a” (symbolicznie: 0x01 graphic
). Z kwantyfikatorami zapoznamy się nieco niżej. Zdanie, które nie zawiera kwantyfikatorów ani spójników zdaniowych nazywamy zdaniem atomowym. Przykłady: „Franek śpi”, „Ziuta śpiewa”, „Jaś jest uczniem klasy pierwszej”.

Nazwy

Nazwę określa się jako wyrażenie, które może być użyte (bez spowodowania niedorzeczności) jako podmiot lub orzecznik w zdaniu atomowym o budowie: x jest y, na przykład: „Benedykt jest papieżem”, „Student jest człowiekiem”. Inaczej nazwy można określić jako wyrażenia oznaczające przedmioty (czyli cokolwiek, jak przedmiot określa słownik filozoficzny). Należy też zwrócić uwagę, że logiczna kategoria nazw nie w pełni pokrywa się z gramatyczną kategorią rzeczowników, gdyż nazwami w sensie logicznym mogą być inne części mowy. Zatem nazwą będzie nie tylko termin „drzewo”, lecz również „niebieski”, który będzie nazwą wszystkich przedmiotów niebieskich, „idący” jako nazwa obiektów, które idą, „pisanie listu” jako nazwa zdarzenia, czy nawet „teraz” jako nazwa chwili.

Przedmioty oznaczane przez daną nazwę, czyli nazywane przez nią, nazywamy desygnatami, a zbiór desygnatów danej nazwy nazywamy jej denotacją (ekstensją), zakresem. Inaczej mówiąc desygnaty danej nazwy są to przedmioty, o których tę nazwę można orzec prawdziwie. Na przykład jakiś konkretny Burek jest desygnatem nazwy „pies”, gdyż można o nim zgodnie z prawdą stwierdzić, że jest psem, natomiast zakresem nazwy „pies” jest zbiór wszystkich psów. Obok denotacji, zwanej też oznaczaniem, nazwy posiadają również konotację, treść (intensję), znaczenie, czyli zbiór cech, które występują w przedmiotach oznaczanych przez daną nazwę.

Przy okazji należy zwrócić uwagę, że część jakiegoś przedmiotu nie jest desygnatem nazwy, która oznacza ten przedmiot. Na przykład Tomasz Mann jest desygnatem nazwy „człowiek” (jeśli do zakresu tej nazwy zaliczymy również tych, co już nie żyją), ale jego brzuch nie jest desygnatem tejże nazwy, lecz nazwy „brzuch”.

Nazwy mogą być w różny sposób dzielone na pojęcia podrzędne. Poznamy teraz ważniejsze z tych podziałów.

  1. Ze względu na ilość użytych słów dzielimy nazwy na:

- proste, czyli jednowyrazowe, np.: „osioł”, „Zajordania”, „megalomania”,

- złożone, czyli wielowyrazowe, np. „Józef, syn Jakuba”, „Stwórca nieba i ziemi”, „rządy króla Salomona”. Nazwy wielowyrazowe mogą powstawać w wyniku zastosowania funktorów nazwotwórczych (o których niżej), np.: „żołnierz i poeta”, „pisarz i kamieniarz”, „nie-Polak”.

  1. Ze względu na zakres dzielimy nazwy na:

  1. Ze względu na sposób istnienia desygnatów:

- konkretne, czyli takie, których desygnatami są jednostkowe, zmysłowe przedmioty, na przykład „Burek”, „szkoła w Tarnowie”, „pisarz gminny z Koziej Wólki”,

- abstrakcyjne, czyli nazwy przedmiotów abstrakcyjnych, takich jak cechy, stosunki, stany, zjawiska itp., na przykład „białość”, „sprawiedliwość”, „miłość”, „małżeństwo”, „tolerancja”, „pogoda” "ocena bdb z filozofii".

(D) Ze względu na wewnętrzną strukturę desygnatów:

- niezbiorowe, czyli takie, których desygnaty są proste, nie złożone z wyróżniających się części, na przykład: "drzewo", „pies”, „profesor”, „gwiazda”,

- zbiorowe, złożone z elementów powiązanych w różny sposób przestrzenny, organizacyjny itp., na przykład „las”, „sfora”, „grono profesorskie”, "galaktyka".

  1. Ze względu na dokładność zakresu dzielimy nazwy na:

(F) Ze względu na dokładność treści:

  1. Ze względu na treść dzielimy nazwy na:

  1. Ze względu na funkcję w zdaniu dzielimy nazwy na:

Warto zwrócić uwagę na to, że w historii myśli ludzkiej dostrzegamy wyraźny postęp w analizie i doskonaleniu języka. W starożytności filozofię uprawiano posługując się językiem niemal poetyckim (Anaksymander: „jedno drugiemu płaci karą i pokutą za niesprawiedliwość w porządku czasu”, aporie sofistyczne: twój pies, jego dzieci, ty jesteś ich bratem…). Później starania Sokratesa, Platona i Arystotelesa prowadziły do powstania języka naukowego w filozofii, a starożytna retoryka zaczęła dbać o poprawność, jasność i skuteczność argumentacji. Średniowieczne, zdaniem niektórych (Petrarka) zaniedbało retorykę, ale zdaniem innych (Bocheński) bardzo mocno rozbudowało semantykę, szczególnie teorię nazw analogicznych wykorzystywanych w metafizyce. Nowożytność rozwinęła mocno język naukowy, a w filozofii język epistemologii i wraz z nim - psychologii. Dziś filozofia nadal rozwija język, powstają nurty skupione na badaniu języka: filozofia lingwistyczna, analityczna i inne. Dekonstrukcjonizm, traktowany jako kontynuacja strukturalizmu, dokonuje przeróżnych manipulacji na tekście w celu wydobycia nowych sensów, albo też pozbawienia sensu.

Jeśli zajmujemy się nazwami, należy wspomnieć o zmiennych nazwowych. Są to wyrażenia, które pojawiają się zarówno w językach naturalnych, jak i w rachunkach logicznych. W języku potocznym posługujemy się wyrażeniami: „ktoś”, „coś”, „jakiś”. Czasami wyrażenia okazjonalne możemy traktować jako zmienne nazwowe, np. „teraz” jako nazwa wyrażenia „ta chwila”, „kiedyś” jako nazwa wyrażenia „jakaś chwila” itp. Bardzo często posługujemy się zmiennymi nazwowymi w rachunkach logicznych i w matematyce. Znane wszystkim prawo „x + y = y + x” jest wyrażone przy pomocy zmiennych, za które możemy podstawiać liczby. W wyrażeniu „x jest studentem” za zmienną x podstawiamy nazwy indywidualne, w tym przypadku ze zbioru ludzi. Jak widzimy, przy używaniu zmiennych musimy określić, do jakiego zbioru one należą, czyli zakres ich zmienności, tak aby nazwy przedmiotów należących do tego zakresu, podstawiane za zmienną tworzyły z resztą wyrażenia zdanie sensowne, bo tylko takie może być prawdziwe lub fałszywe. Możemy mieć też inne powody, aby ograniczyć zakres jakiejś zmiennej.

Przedstawione tutaj podziały nazw nie wyczerpują wszystkich możliwości. W zależności od potrzeb analizy danego języka można dokonywać wiele innych podziałów, celują w tym różne teorie filozoficzne.

Podział logiczny

Po zapoznaniu się z relacjami między zakresami dwóch nazw warto zwrócić uwagę na podział logiczny, który ponadto przydaje się w wielu innych zastosowaniach (choćby przy pisaniu pracy mgr). Jest on jednym z podstawowych narzędzi, które pozwalają uniknąć nieporozumień wynikających z braku poprawnych definicji stosowanych pojęć. W języku potocznym posługujemy się wieloma pojęciami rozmytymi, o niedokładnie określonym zakresie, ale i w tej sytuacji posługiwanie się podziałami logicznymi powinno być pewnym ideałem, do którego się zdąża wedle możności.

Podział logiczny zakresu danego pojęcia lub nazwy ogólnej polega na przyjęciu takich pojęć podrzędnych, że każdy desygnat tej nazwy (pojęcia dzielonego - totum divisionis) jest desygnatem jednego i tylko jednego pojęcia podrzędnego (członu podziału - membra divisionis). Możemy to wyrazić inaczej, mówiąc, że podział ten ma być wyczerpujący (1 warunek konieczny) i rozłączny (2 warunek konieczny). Podział logiczny jest wyczerpujący, gdy każdy desygnat dzielonego pojęcia jest desygnatem któregoś z członów podziału. Na przykład podział ludzi (pojęcia człowiek) na blondynów, szatynów i brunetów nie jest zupełny, na przykład nie ma miejsca dla łysych czy rudych. Natomiast podział trójkątów na równoboczne, równoramienne i różnoboczne jest zupełny, bo nie ma innych trójkątów, które by nie należały do którejś z tych grup. Podział logiczny jest rozłączny, jeśli człony podziału wykluczają się wzajemnie, czyli nie mają wspólnych desygnatów. Przykładem podziału rozłącznego jest podział zdań na zdania prawdziwe i fałszywe, gdyż żadne zdanie prawdziwe nie jest fałszywe ani fałszywe nie jest prawdziwe.

Poniższy diagram obrazuje podział logiczny pojęcia A: puste wspólne części nazw A1, A2 i A3 wskazują na rozłączność tego podziału, natomiast puste otoczenie wskazuje na to, że podział jest wyczerpujący. W tym przypadku prostokąt nie obrazuje nazwy uniwersalnej, ale pojęcie dzielone:

0x01 graphic

Często stosowanym rodzajem podziału jest podział dychotomiczny, który polega na podzieleniu zakresu pojęcia według cech sprzecznych. Takim podziałem jest podział czworokątów na kwadraty i nie-kwadraty, ciał niebieskich na gwiazdy i nie-gwiazdy, psów na jamniki i nie-jamniki itp. (taki zabieg nazywamy infinitacją). Podział dychotomiczny jest przykładem podziału jednorodnego. Podział logiczny jest jednorodny (3 warunek zalecany), gdy jest dokonany według pewnej zasady wspólnej dla wszystkich członów podziału. Na przykład podział grupy studentów na bardzo pracowitych, średnio pracowitych i wałkoni jest jednorodny. Natomiast podział tej grupy na pracowitych, zdolnych i bogatych jest niejednorodny, a przy tym nie jest też ani rozłączny, ani zupełny. Najczęściej podziały niejednorodne nie spełniają pozostałych warunków podziału logicznego. Można sobie wyobrazić podział logiczny niejednorodny, czyli według różnych cech. Gdyby w jakiejś grupie ludzi wszyscy łysi i tylko oni nosili okulary, a wszyscy pozostali i tylko oni palili fajki, można by podzielić tę grupę na noszących okulary i palących fajki. Podział taki byłby wyczerpujący i rozłączny, ale jego przydatność byłaby raczej wątpliwa. W nauce tego rodzaju podziały nie znajdują zastosowania, chyba że taka przypadkowa zbieżność zakresów pewnych cech staje się podstawą do szukania nieznanych dotychczas powiązań między nimi.

Podsumowując, podział logiczny musi spełniać warunki (1) i (2), warunek (3) jest mocno zalecany, a podział dychotomiczny jest przykładem podziału logicznego.

Funktory

Funktor to wyrażenie, które nie będąc zdaniem ani nazwą, służy do konstruowania zdań lub nazw, a także innych funktorów. Wyrażenie, z którym dany funktor tworzy bardziej złożone wyrażenie, nazywamy argumentem tego funktora.

Ze względu na kategorię semantyczną utworzonego wyrażeni dzielimy funktory na:

Funktory różnią się także ze względu na kategorie składniowe wyrażeń będących argumentami funktora oraz ich liczbę. W wyrażeniu „Wiatr wieje i deszcz leje” „i” jest funktorem zdaniotwórczym od dwóch argumentów zdaniowych; wyrażeniu „malarz i tynkarz” „i” jest funktorem nazwotwórczym od dwóch argumentów nazwowych. W wyrażeniu „Tarnów leży między Rzeszowem i Krakowem” funktor „leży między ...i ...” jest funktorem zdaniotwórczym od trzech argumentów nazwowych.

Tak wyróżnione funktory pełnią odpowiednie funkcje w wyrażeniach złożonych. Można te funkcje, czyli kategorie składniowe, przedstawić symbolicznie przy pomocy wskaźników zaproponowanych przez K. Ajdukiewicza. Zdanie oznaczymy symbolem z, nazwę symbolem n, a funktory są kombinacją tych symboli i kresek, które wskazują na zależności między nimi. Rozważny niektóre przykłady podane wyżej:

Przedstawiony sposób oznaczania indeksami wyrażeń i ich części może pomóc w sprawdzeniu syntaktycznej prawności wyrażenia. Analizowane wyżej zdanie: „Słońce świeci bardzo mocno" ma następującą strukturę syntaktyczną: n z/n [(z/n)/(z/n)]/[(z/n)/(z/n)] (z/n)/(z/n). W wyrażeniu tym możemy dokonać „skracania” ułamków, podobnie jak w mnożeniu. Po tym skróceniu rozważane wyrażenie okazuje się zdaniem, czego oczywiście należało się spodziewać.

Bardzo ważny jest podział na funktory ekstensjonalne i intensjonalne. Funktory ekstensjonalne, inaczej prawdziwościowe, to takie, które tworzą wraz ze swymi argumentami wyrażenia ekstensjonalne, których denotacja (zakres, ekstensja) zależy wyłącznie od denotacji wyrażeń składowych. W odniesieniu do funktorów zdaniotwórczych, które nas tutaj szczególnie interesują, znaczy to, że wartość logiczna zdania zbudowanego przy pomocy funktora ekstensjonalnego zależy wyłącznie od wartości zdań będących argumentami tego funktora. Na przykład koniunkcja 0x01 graphic
jest prawdziwa wtedy i tylko wtedy, gdy oba zdania są prawdziwe, nie zależy natomiast od treści tych zdań ani od tego, czy między tymi treściami istnieje jakikolwiek związek.

Funktory intensjonalne to te, które nie są ekstensjonalne. Na przykład wartość logiczna zdania „Jan myśli, że pada deszcz”, gdzie „Jan” i „pada deszcz” są argumentami funktora „myśli, że”, zależy nie tylko od tego, czy zdanie „pada deszcz” jest prawdziwe, czy nie. Jan bowiem może myśleć o tym, że pada deszcz wtedy, gdy deszcz rzeczywiście pada, ale też wtedy, gdy nie pada, jak również może nie myśleć, że deszcz pada, choć on pada. Podobnie zachowuje się funktor: „Sebastian wierzy, że p”.

Funktorami intensjonalnymi są też funktory modalne, na przykład „jest konieczne, że”. Aby to sprawdzić w funkcji zdaniowej „jest konieczne, że p” podstawny za p kolejno dwa prawdziwe zdania: „2 + 2 = 4” i „rzeka przepływająca przez Kraków nazywa się Wisła”. Po podstawieniu pierwszego z tych zdań za p otrzymamy zdanie prawdziwe, a po podstawieniu drugiego - fałszywe. Zatem funktor jest intensjonalny. Wystarczy podać jeden przykład, który wskazuje na intensjonalność funktora, by uznać go za intensjonalny, natomiast dla potwierdzenia ekstensjonalności trzeba by podać nieskończoną liczbę przykładów. Nie jest to możliwe, dlatego ekstensjonalność zwykle uznaje się na mocy definicji funktorów przyjętych w danym rachunku logicznym.

W języku potocznym prawie wszystkie funktory są, na pierwszy rzut oka, intensjonalne. Na przykład spójnik i, który pełni rolę funktora zdaniotwórczego, chociaż w logice jest traktowany jako funktor ekstensjonalny, w języku potocznym zachowuje się inaczej. W logice zdania: „wstał i zjadł śniadanie” jest równoważne zdaniu „zjadł śniadanie i wstał”, ale w języku potocznym na pewno nie. Trzeba jednak zaznaczyć, że podejmuje się próby przekładu intencjonalnych wyrażeń języka potocznego na wyrażenia ekstensjonalne języka logiki. Chociaż można znaleźć przykłady dużych rozbieżności między spójnikami używanymi w języku potocznym i odpowiadającymi im funktorami występującymi w języku rachunków logicznych, to jednak bliskość tych języków daje zdecydowanie więcej powodów do szukania związków między nimi.

Operatory

Wśród kategorii semantycznych wymienia się także operatory, które są podobne do funktorów. Operatory są wyrażeniami wiążącymi zmienne, dołączane są nie do zdań lub nazw, ale do funkcji logicznych. Przykładem operatora jest kwantyfikator ogólny i szczegółowy. Rozważmy wyrażenie „x jest studentem”. Jest ono funkcją zdaniową z jedną zmienną, a staje się ona zdaniem, gdy - jak stwierdzono wyżej - za x podstawimy jakąś nazwę indywidualną należącą do zakresu zmienności x-a. Przyjmijmy, że tym zakresem jest zbiór ludzi. Podstawiając za x kolejne nazwy będziemy otrzymywać zdanie prawdziwe lub fałszywe. Możemy jednak z tej funkcji otrzymać zdanie w inny sposób, mianowicie przez dołączenie kwantyfikatora ogólnego (∀) lub szczegółowego (∃), które zwiążą zmienną wolną x. Wtedy otrzymamy wyrażenie „0x01 graphic
jest studentem” („dla każdego x, x jest studentem”) lub „0x01 graphic
jest studentem” („istnieje takie x, że x jest studentem”). Otrzymane wyrażenie są zdaniami - pierwsze fałszywym, drugie prawdziwym.

Na zakończenie opisu najważniejszych kategorii semantycznych przypomnimy jeszcze tradycyjny podział na kategorematy i synkategorematy. Kategorematy (singificans per se) to inaczej nazwy, mają one samodzielne znaczenie i mogą pełnić funkcję podmiotu lub orzecznika. Natomiast synkategorematy (singificans cum alio, w dzisiejszym języku symbole niesamodzielne) to wyrażenia, które same niczego nie oznaczają, gdyż nie są nazwami ani zdaniami. Przykładami synkategorematów są wyrażenia: „każdy”, „jakiś”, „jeżeli..., to...”, „lub” itp.

Kategorie semantyczne a filozofia

Podział na kategorie semantyczne elementów języka ma znaczenie nie tylko dla logiki, ale też dla innych dziedzin, szczególnie dla filozofii. Poprzemy to stwierdzenie dwoma przykładami. Kazimierz Twardowski, twórca filozoficzno-logicznej szkoły lwowsko-warszawskiej, przeprowadził analizę słowa „nic”, inaczej „niebyt”, jednego z ważniejszych słów w języku filozoficznym. Uważano, że słowa „byt” i „niebyt” są utworzone sposobem. infinitacji, czyli przez poprzedzenie nazwy przez „nie". Jednak taki sposób tworzenia nazw ma, zdaniem Twardowskiego, sens tylko wtedy, gdy para powstała drogą infinitacji posiada rodzaj nadrzędny. Na przykład rodzajem nadrzędnym dla pary nazw „muzyk” - „nie-muzyk” jest nazwa „człowiek” lub „artysta” itp. Jeśli nie istnieje rodzaj wyższy dla danej nazwy, nie można utworzyć dla niej nazwy komplementarnej drogą infinitacji, a tak jest w przypadku nazwy „byt” lub „coś”. Nie ma niczego, co nie byłoby bytem lub czymś. Wobec tego Twardowski stwierdza, że nazwa „nic” nie jest wyrażeniem kategorematycznym, ale synkategorematycznym. Nie może ona być używana jako nazwa, bo nie istnieje coś takiego, jak „nic”. Należy zatem zdania, w który „nic” występuje na podobieństwo nazwy, przeformułować tak, by ujawniło swoją właściwą naturę. Zdanie: „Nic nie jest wieczne” należy rozumieć jako zdanie: „Nie ma czegoś, co byłoby wieczne”. „Nic” pełni funkcję negacji kwantyfikatora szczegółowego i traktowanie go jako nazwy jest pomieszaniem kategorii syntaktycznych.

Powyższy przykład przypomina, że podział na kategorie semantyczne w językach naturalnych nie zawsze może być dokonany w sposób mechaniczny według kształtu branych pod uwagę wyrażeń. Inaczej jest w logice, gdzie kategorie wyrażeń i zasady tworzenia nowych są ściśle określone.

Znajomość kategorii semantycznych pomaga ustrzec się przed innymi błędami. Józef Bocheński podaje przykłady popełnianych przez filozofów błędów, które mają źródło w naruszeniu składni. Podaje on najpierw ogólną regułę formułowania wyrażeń poprawnych syntaktycznie: „Wyrażenie molekularne jest tylko wtedy sensowne, gdy każdemu w nim występującemu funktorowi przyporządkowane są argumenty, które dokładnie odpowiadają jego syntaktycznej kategorii co do ilości i rodzaju”. Wyrażenia, które nie stosują się do tej reguły są syntaktycznym nonsensem. Przykładem takiego nonsensu jest zdanie napisane przez pewnego filozofa: „Byt jest identyczny”. Zdanie to okazuje się zdaniem pozornym, ponieważ wyrażenie „identyczny” jest funktorem dwuargumentowym, a tutaj ma ono tylko jeden argument. Można powiedzieć: „Autor Pana Tadeusza jest identyczny z autorem Ballad i romansów”, ale nie można powiedzieć: „Autor Przygód koziołka Matołka jest identyczny.” Identyczność nie jest własnością, lecz relacją i jeśli potraktujemy ją jako własność, doprowadzi to do nonsensu syntaktycznego.

Pewien znany filozof powiedział: „Nicość nicuje” (das Nichts nichtet). „Nicuje” w tym zdaniu pełni najprawdopodobniej funkcję funktora zdaniotwórczego od argumentu nazwowego. Wszystko byłoby dobrze, gdyby „nicość” była nazwą, ale wiemy z analizy Twardowskiego, że nie jest to nazwa, ale skrót dla negacji. W takim razie w rozważanym tutaj wyrażeniu spotykają się dwa funktory, co znowu prowadzi do nonsensu syntaktycznego, oczywiście przy takiej interpretacji.

Powołując się na tego typu przykłady, zwolennicy filozofii neopozytywistycznej próbowali dowodzić, że cała filozofia jest nonsensowna. Uogólnienie takie jest oczywiście niesłuszne i często brało się z mieszania nonsensu syntaktycznego z nonsensem semantycznym. Tylko pewna liczba zdań zasługuje na zarzut nonsensu syntaktycznego. Poza nimi mogą istnieć na przykład zdania sprzeczne (absurdy), które są sensowne, bo stwierdzenie sprzeczności jest możliwe tylko wtedy, gdy zdania są sensowne. Możemy też krytykować jakiegoś filozofa za to, że pojęcia, jakimi się posługuje są puste, ale wtedy nie możemy posądzać go od razu o nonsens syntaktyczny. Przytoczone przykłady wskazują na ważność analizy syntaktycznej we współczesnej filozofii.

Język i metajęzyk

Język jest głównie wykorzystywany w tym celu, by formułować wiedzę o świecie, o przedmiotach tego świata. Taki język nazywamy przedmiotowym (lub językiem pierwszego stopnia), korzystamy z niego, by mówić o psach, kotach, pluskwach, urzędnikach, gwiazdach, aniołach i całej reszcie świata lub innych światów. Jednak możemy, a czasami musimy, być zainteresowani samym językiem przedmiotowym. Pytania takie, jak: „Co powiedziałeś?”, „Co to znaczy?”, „Jak się to nazywa?”, „Ile ta nazwa ma liter?”, „Jaka to część mowy?” wskazują, że nie poszukujemy wiedzy na temat przedmiotów, lecz na temat samego języka lub relacji między językiem a światem. Język, którym posługujemy się, gdy mówimy o języku przedmiotowym, nazywamy metajęzykiem (lub językiem drugiego stopnia). Wiele pojęć, jakimi posługujemy się w logice, jest pojęciami metajęzyka lub języków wyższych rzędów. Mówimy tam o zdaniach, nazwach, funktorach, o relacjach między znakami języka i rzeczami (semantyka), o relacjach między samymi znakami (syntaktyka), o regułach przekształcania wyrażeń i wielu innych sprawach, które wymagają posługiwania się nazwami elementów języka.

W związku z tym metajęzyk jest zawsze (z zasady, niekoniecznie w praktyce) bogatszy od języka, ponieważ w metajęzyku musimy mieć wszystkie elementy języka, do którego dany metajęzyk się odnosi, następnie nazwy wszystkich elementów tego języka i wreszcie pewien zasób wyrażeń, które są właściwe tylko dla metajęzyka. Kiedy mówimy o oznaczaniu nazwy: „Nazwa pies oznacza dowolnego psa”, musimy posłużyć się metajęzykiem. W przytoczonym zdaniu wykorzystano nazwę „pies”, która oznacza pewien przedmiot, nazwę nazwy „pies” i nazwę relacji oznaczania między wyrażeniami „pies” i „pies”. Krótka analiza zdania wyrażonego w metajęzyku została dokonana w meta-metajęzyku (czyli języku trzeciego stopnia). W ten sposób stopnie języka można budować w nieskończoność, w praktyce jednak rzadko wykracza się poza język trzeciego stopnia.

Jak wspomniano, w metajęzyku posługujemy się nazwami wyrażeń języka. Nazwa danego wyrażenia jest oczywiście czymś innym niż samo wyrażenie, nie mogą być zatem identyczne. Z drugiej strony trzeba unikać mnożenia bez konieczności bytów językowych, dlatego nazwy elementów języka niższego stopnia tworzy się przy pomocy cudzysłowów, otrzymując tzw. nazwy cudzysłowowe, czyli metajęzykowe nazwy elementów języka przedmiotowego: zdań, nazw czy funktorów. W praktyce często tam, gdzie kontekst nie prowadzi do niejednoznaczności, opuszcza się cudzysłowy i pisze się np. nazwa stół, funktor ≡, cyfra 8.

Pomieszanie stopni języka prowadzi do błędu wieloznaczności, który z kolei może powodować błędy rozumowania. Oddzielenie języka od metajęzyka jest, zdaniem Tarskiego, sposobem na uniknięcie antynomii kłamcy. Unika się w ten sposób rodzącego antynomię samoodniesienia, czyli zdania, które mówi o samym sobie.

Brak rozróżnienia wyrażeń języków różnych stopni może prowadzić również błędu wieloznaczności zwanego przez scholastyków quaternio terminorum, czyli błędu czterech terminów (bo powinno być tylko trzy). Na przykład podstawienie do sprawnego sylogizmu MaP ∧ MaS → SiP zdań: „Każdy stół jest meblem” i „Każdy stół jest rzeczownikiem”, może prowadzić do fałszywego wniosku: „Pewien mebel jest rzeczownikiem”. Błąd bierze się stąd, że za termin M. podstawiono raz termin językowy „stół”, a w drugiej przesłance nazwę tego terminu w metajęzyku.

Ważnym pojęciem metajęzykowym, z którego będziemy często korzystać, jest pojęcie wynikania logicznego. Formuła α wynika logicznie z danego zbioru formuł X, gdy dla każdej interpretacji, w której X jest spełniony w tej interpretacji, α również jest spełnione. Pomylenie wynikania logicznego z wynikaniem implikacyjnym (implikacją materialną), czyli pomieszanie wynikania w języku i w metajęzyku, prowadzi do poważnych błędów.

Szczególnym przypadkiem wynikania jest wynikanie oparte na związku analitycznym, gdy następnik oparty jest na znaczeniu poprzednika, na przykład: „Jeżeli Patryk jest kawalerem, to Patryk nie ma żony”. Od wynikania należy odróżnić implikację, która może dotyczyć dwóch dowolnych zdań, o ile nie jest tak, że pierwsze jest prawdziwe, a drugie fałszywe. Jeśli zdanie A wynika ze zdania B, to nie jest możliwe, by A było prawdziwe, a B fałszywe, natomiast aby A implikowało B, wystarczy, by nie było tak, że A jest prawdziwe, a B fałszywe, na przykład: „Jeśli ona nie jest aniołem, to ja jestem psem” - pomyślał Wokulski, oczywiście o pannie Izabeli. Implikacja jest ustalana najczęściej empirycznie, natomiast wynikanie jest relacją logiczną wyrażaną w języku logiki i sprawdzaną jej metodami. Wydaje się, że w wielu kwestiach związanych ze stosowaniem implikacji logicy dopuścili się pewnego rodzaju błędu hipostazowania polegającego na tworzeniu związków logicznych, które są raczej wymysłem logików niż parafrazą rzeczywiście stosowanych wyrażeń języków naturalnych czy naukowych.

Definicje

Najlepiej rozpocząć od przedstawienia definicji klasycznej. Logika tradycyjna nakazywała, za Arystotelesem, tworzenie definicji per genus proximum et differentiam specificam - przez podanie rodzaju najbliższego i różnicy gatunkowej. Przykładem takiej definicji jest zdanie: „człowiek to zwierzę rozume”, gdzie „człowiek” jest terminem definiowanym (łac. definiendum), a „zwierzę rozumne” jest terminem definiującym (łac. definiens). Definicja taka podaje rodzaj najbliższy (zwierzę) i różnicę gatunkową, czyli to, co różni zwierzę od człowieka (rozumność). Można przyjąć, że zakresem nazwy definiowanej jest iloczyn zbiorów występujących w definiensie, zaś jej treścią jest suma cech zawartych w nazwach definiensa. Ten rodzaj definicji jest nadal jednym z najbardziej pożądanych, ale nie zawsze możemy dla każdego pojęcia podać definicję klasyczną. Posługujemy się wtedy innymi rodzajami definicji.

Poznamy teraz kilka rodzajów definicji według podziałów opartych na różnych podstawach.

Ze względu na strukturę:

  1. Definicje normalne podają dla definiendum wszystkie warunki konieczne i wystarczające, dzięki czemu zakresy definiensa i definiendum są identyczne; jeśli używamy pojęcia definicji bez przydawki, najczęściej mamy na myśli definicję normalną; definicje normalne mogą być:

  1. Definicje cząstkowe przyjmują postać okresu warunkowego i podają sam warunek konieczny lub sam warunek wystarczający; z tego powodu zakresy definiensa i definiendum różnią się między sobą, któryś z nich zawiera się w sposób właściwy w drugim; definicje cząstkowe są przykładami definicji nieostrych, w których zakres definiendum nie jest ściśle określony; definiens definicji cząstkowych często przybiera następującą postać: 0x01 graphic
    , np. każdy, kto ma 20 lat jest dorosły, a każdy kto ma 15 lat nie jest dorosły (w przykładzie tym podano warunek wystarczający bycia dorosłym i warunek wystarczający bycia niedorosłym, dzięki temu pojęcie to, choć nadal nieostre, zostało nieco zawężone). Ten rodzaj definicji może być bardzo przydatny w sytuacjach, gdy nie potrafimy podać definicji normalnej, a definicja cząstkowa wystarcza dla wyciągnięcia pożądanych wniosków. Czasami wystarczy znajomość jednej cechy, na przykład wiedza o tym, że żelazo przewodzi prąd wystarcza - bez pełnej definicji tej substancji - żeby wyprowadzić ważny wniosek i nie wtykać gwoździa do gniazdka elektrycznego.

  2. Rodzajem definicji cząstkowej jest definicja ostensywna (łac. ostendo - pokazuję, inaczej dejektyczna). Jest to najprostszy (czasem jednak pozornie) przypadek definiowania, ale również posiadający własną problematykę. Definicję ostensywną tworzymy przez podanie definiowanej nazwy i wskazanie przedmiotu, który należy do zakresu tej nazwy. Na przykład mówię: „To jest pies” i pokazuję na psa. Jednak pies jest jednocześnie zwierzęciem, ssakiem, może być jamnikiem lub owczarkiem, dlatego muszę wskazać na inne przedmioty, zwłaszcza podobne do psa, które mogłyby być z nim mylone, powiedzieć: „To nie jest pies”. Trzeba też wskazywać na przedstawicieli różnych ras psów i za każdym razem powtarzać: „To jest pies”. W ten sposób odbiorca definicji będzie gromadził zespół warunków wystarczających i koniecznych dla bycia psem i dla nie bycia psem, jednak taki proces gromadzenia warunków prowadzi najczęściej do nieostrych pojęć.

  3. Pewne podobieństwo do definicji cząstkowej posiada definicja warunkowa. Przyjmuje ona postać okresu warunkowego, którego następnikiem jest definicja normalna.

Ze względu na stopień języka odróżnia się definicje realne, dotyczące przedmiotów (np. kwadrat jest to prostokąt równoboczny) i definicje nominalne, dotyczące słów, często w stylizacji metajęzykowej (np. słowo „kwadrat” znaczy tyle, co „prostokąt równoboczny”).

Ze względu na stosunek do zastanego słownictwa wyróżnia się:

  1. definicje sprawozdawcze (inaczej analityczne) są to definicje normalne, które ukazują znaczenie wyrażeń w zastanym sposobie mówienia, wskazują na powiązania między elementami dobrze ukształtowanego języka, przede wszystkim wskazują na powiązania zakresowe między nazwami,

  2. definicje projektujące (inaczej syntetyczne, arbitralne, postulaty znaczeniowe) określają znaczenia słów w projektowanym sposobie mówienia, stosowane są zwłaszcza wtedy, gdy trzeba nazwać i określić nowo poznane fakty lub stworzone albo odkryte obiekty,

  3. definicje regulujące są rodzajem definicji syntetycznych i używane są głównie po to, by uczynić ostrzejszymi terminy, które w danym języku używane były nieostro, np. prawodawca może dla potrzeb regulacji prawnych nazwać nieletnim tego, kto nie ukończył 21 lat,

  4. pewnym rodzajem definicji regulującej, która łączy cechy również innych definicji, jest definicja operacyjna, która podaje zespół czynności (operacji) prowadzących do utworzenia tego pojęcia; tego rodzaju definicje odegrały ważną rolę w powstaniu teorii względności, Einstein określił tam czas (przestrzeń) jako wynik pewnych, ściśle określonych, czynności pomiarowych.

Na tym kończymy krótki przegląd definicji, aby następnie zapoznać się z najważniejszymi warunkami, jakie muszą one spełniać.

Błędy logiczne

Znajomość logiki powinna chronić przed popełnianiem błędów w rozumowaniu, jednak uświadomienie sobie, jakie rodzaje tych błędów najczęściej się zdarzają może dodatkowo pomóc w ich unikaniu. Doświadczenia uczących logiki i związane z tym powstanie tzw. logiki nieformalnej wskazują, że znajomość logiki formalnej nie wystarcza do tego, by czynić z niej dobry użytek w życiu codziennym. Uczenie się „krytycznego myślenia” wymaga nierzadko dodatkowych studiów, których przedmiotem nie jest już logika, lecz jej zastosowania. Poniższe uwagi o błędach logicznych można potraktować jako zachętę do posługiwania się jak najlepszą logiką w naszych rozumowaniach i dyskusjach. Warto jednak zwrócić uwagę i na to, że nierzadko wciskanie na siłę wszelkiego poszukiwania prawdy w ramy logiki (znanej przez danego rozmówcę) może łatwo prowadzić do zagubienia zdrowego rozsądku i do popełniania jeszcze większych błędów, również logicznych. Pozór ścisłości może być gorszy niż jej brak.

Błędów logicznych jest wiele, zwróćmy uwagę tylko na niektóre z nich.

Podstawowym błędem logicznym jest błąd formalny, w języku łacińskim noszący nazwę non sequitur, nie wynika. Błąd ten jest popełniany wtedy, gdy wniosek nie wynika logiczne z przesłanek, czyli gdy rozumowanie nie jest podstawieniem żadnego prawa logicznego. Takie błędy mogą się pojawiać w skomplikowanych rozumowaniach, ale okazuje się, że stosunkowo często popełniane są bardzo proste błędy formalne, na przykład uznaje się za poprawne rozumowania będące podstawieniem następujących wyrażeń, które nie są prawami logiki: 0x01 graphic
, 0x01 graphic
, 0x01 graphic
. Musimy również pamiętać, że popełnienie błędu formalnego (i w ogóle jakiegokolwiek błędu) nie jest dowodem fałszywości wniosku, do jakiego ktoś doszedł na podstawie błędnego rozumowania. Gdyby tak było, stwierdzenie błędu byłoby dowodem prawdziwości zdania sprzecznego z tym, które otrzymano w wyniku błędnego rozumowania. Błąd jednak sprawia, że nie wiemy, czy wniosek z rozumowania jest prawdziwy, czy nie. Innymi słowy po błędzie wiemy tyle samo, co przed błędem.

Drugi podstawowy błąd to ąd materialny. Jest on popełniany wtedy, gdy wśród przesłanek wnioskowania znajduje się zdanie fałszywe, jedno lub więcej. Pewną odmianą błędu materialnego jest błąd zwany petitio principii, czyli bezpodstawność przyjętych przesłanek. Popełniany jest on wtedy, gdy same przesłanki nie mają wystarczającego uzasadnienia. Otrzymany wniosek może z takich przesłanek wynikać poprawnie, ale z racji ich niepewności on sam też nie jest pewny. Przeciwnym błędem, ale już należącym do filozofii czy nauki, nie do logiki, byłoby żądanie ostatecznego uzasadnienia wszystkich przesłanek. Nie jest to możliwe, w każdym rozumowaniu musimy coś założyć, na coś się zgodzić, nie powiodły się próby pewnych filozofów (Kartezjusz, Husserl i inni) stworzenia filozofii bezzałożeniowej. W pewnych sytuacjach, gdy rozmówca domaga się uzasadnienia przesłanek, które chcemy uznać za najbardziej podstawowe i oczywiste, pozostaje się kierować zasadą przypomnianą przez A. Schopenhauera: contra negantem principa non est disputandum (z kimś, kto neguje zasady, nie należy dyskutować).

Przy definiowaniu może się pojawić błąd ignotum per ignotum (nieznane przez nieznane). Polega on na zdefiniowaniu pewnego słowa, z zasady nieznanego, przy pomocy innych nieznanych terminów. W systemach logicznych błąd ten można zidentyfikować jednoznacznie, mamy tam terminy pierwotne, a cała reszta może być zdefiniowana przy ich pomocy. W języku potocznym wystąpienie wspomnianego błędu jest uzależnione przede wszystkim od wiedzy odbiorcy danej definicji. Na przykład definicja tautologii: „Tautologią KRZ nazywamy taką formułę języka podstawowego, której wartość przy każdym wartościowaniu boolowskim równa jest 1” zawiera błąd ignotum per ignotum dla kogoś, kto nie zna logiki, ale dla logika jest ona zupełnie poprawna.

W definicjach nożna dopuścić się błędnego koła (łac. circulus in definiendo; idem per idem). Może ono być bezpośrednie, gdy wyraz definiowany pojawia się w członie definiującym, np.: „porządek jest to utrzymanie porządku”. Może też być pośrednie, gdy jakiś wyraz jest definiowany przy pomocy pewnego terminu, który z kolei w innej definicji jest określany przy pomocy tego wyrazu, np.: „Logika to nauka o zasadach poprawnego myślenia. Myślenie poprawne to myślenie zgodne z prawami logiki”.

Analogicznym błędem jest błędne koło w rozumowaniu (łac. circulus vitiosus). Błąd ten jest popełniany wtedy, gdy przy uzasadnianiu wniosku B korzystamy z przesłanki A, a w innym miejscu tego rozumowania uzasadniamy A przy pomocy B. Na przykład: „Michał Anioł był geniuszem, bo tworzył arcydzieła. Dlaczego nazywamy je arcydziełami? - bo tworzył je genialny artysta”. Inny przykład, być może z lekcji biologii na temat teorii ewolucji dla najmłodszych: „Dlaczego żyrafy mają długie szyje? - Aby mogły dosięgnąć liści rosnących na wysokich drzewach. - A dlaczego te drzewa są takie wysokie? - Żeby żyrafy nie musiały się schylać.” Na błąd błędnego koła szczególnie narażone są rozumowania, w których nie wszystkie przesłanki zostały wyrażone. W takich przypadkach logika jest bardzo pomocna, gdyż w niej nie można wyprowadzić żądanego wniosku, jeśli braknie choćby jednej - mało ważnej czy zupełnie oczywistej - przesłanki. Z drugiej strony zarzut błędnego koła w rozumowaniu może być bezpodstawny, bo przecież w dedukcji wniosek jest zawarty w przesłankach, tylko mniej lub bardziej ukryty. Dedukcja nie stwarza wniosku, tylko go wydobywa. Zatem błędne koło to kwestia bardziej pragmatyczna niż czysto logiczna.

Innym błędem rozumowania jest ignorantio elenchi, czyli nieznajomość tezy dowodzonej. Jest to błąd popełniany w dowodzeniu, gdy dowodzi się nie tego, co ma być dowiedzione. Z punktu widzenia logiki popełniany jest tu błąd formalny, można powiedzieć, że jest to taki rodzaj błędu formalnego, gdzie we wniosku pojawiają się zupełnie nowe zmienne, których nie było w przesłankach. W praktyce błąd ignorantio elenchi przyjmuje różne formy i bywa stosowany jako świadomie stosowany sposób uchylania się od odpowiedzi na niewygodne pytania. Na przykład oskarżony próbuje się bronić przed zarzutami wykazując, że oskarżyciel także nie jest człowiekiem nieposzlakowanym. Zasada „najlepsza obroną jest atak” ma więc również aspekt logiczny. Błąd ignorantio elenchi może też przyjąć nieco osobliwą formę, gdy „oponenci” mówią o tym samym, a nawet zgadzają się z sobą w dyskusji, ale nie zdają sobie z tego sprawy.

Wielkim bogactwem języka potocznego, ale też - w pewnych zastosowaniach - jego ułomnością, jest jego wieloznaczność. Słowa wieloznaczne mogą przybierać dwa lub więcej znaczeń. Czasami mogą to być znaczenia zupełnie nie związane ze sobą, np.: jętka jako element konstrukcji dachowej lub jako rząd owadów, zwanych również efemerydami. Często różne znaczenia danego wyrazu w różny sposób wiążą się ze sobą i nie zawsze łatwo jest zdecydować, czy w danym rozumowaniu można je uznać za jednoznaczne, czy raczej należy traktować jako wieloznaczne. Szczególnie ważny dla filozofii jest rodzaj wieloznaczności zwanym analogią. Poznaliśmy też wieloznaczność słów należących do języka i metajęzyka, np.: stół jest meblem, ale „stół” jest nazwą słowa, które nie jest meblem, ale rzeczownikiem (stół ma cztery nogi, a "stół" ma cztery litery). Wieloznaczność może być ważnym elementem urody języka, pozwala na budowanie celnych wyrażeń w stylu: „dobry pies to zły pies” (popularne) czy: „Ludzie są równi, tylko nierówność ich dzieli” (Kazimierz Przerwa-Tetmajer). Logika nie nakazuje nam jej odrzucać w języku potocznym, tylko każe czuwać nad tym, by ta wieloznaczność nie prowadziła do błędów. Oczywiście w samej logice posługujemy się terminami jednoznacznymi. Błędne mieszanie różnych znaczeń używanych słów nazywamy ekwiwokacją.

Ekwiwokacja łatwo prowadzi do błędów w rozumowaniach, w których staramy się posługiwać logiką. W średniowieczu znany był błąd czwartego terminu. Polega on na tym, że w sylogizmie, w którym występują trzy terminy, za termin średni podstawiano nazwę, która była w obu miejscach wystąpienia rozumiana inaczej. Prowadziło to do wniosków nie wynikających z przesłanek. Przykładem takiego rozumowania, nie ujętego ściśle w formę sylogizmu, ale w rzeczywistości posiadającym jego budowę, jest rozumowanie „uzasadniające” psychologizm w logice: „Logika zajmuje się badaniem rozumowań. Rozumowania są to procesy psychiczne pewnego rodzaju. Wobec tego logika zajmuje się procesami psychicznymi pewnego rodzaju”. Błąd zawarty w tym rozumowaniu polega na niewłaściwym wykorzystaniu dwuznaczności pojęcia rozumowania, które raz oznacza procesy psychiczne, a innym razem - w logice - wytwory tych procesów, czyli układy zdań. Z powodu tej dwuznaczności prawdziwe przesłanki prowadzą do fałszywego wniosku. Rozumowanie, które miało mieć - po pewnych drobnych modyfikacjach - strukturę: 0x01 graphic
, a w rzeczywistości ma strukturę: 0x01 graphic
, które oczywiście nie jest prawem logiki.

Innym rodzajem wieloznaczności jest amfibolia lub amfibologia. Wieloznaczność ta dotyczy nie słów, ale wyrażeń i bierze się stąd, że dane wyrażenie posiada taką strukturę, która dopuszcza różne sposoby jej rozumienia. Na przykład wyrażenie: „metody wychowania przełożonych” może być rozumiane jako: (1) metody stosowane w celu wychowywania (dobrych) przełożonych lub (2) metody wychowawcze, jakie stosują sami przełożeni. Błąd amfibologii można oddalić przez poznanie kontekstu dwuznacznej wypowiedzi, ale czasami musimy przy użyciu reguł gramatycznych danego języka zmienić strukturę wyrażenia tak, by nie dopuszczało niezamierzonej interpretacji.

Wyrażenia mogą być niewłaściwie rozumiane także w przypadku popełnienia błędu niedopowiedzenia, który polega na opuszczeniu jakiegoś istotnego składnika. Na przykład w zadaniu: „Anglicy są flegmatyczni” popełniono błąd zwany niedopowiedzeniem kwantyfikacji, nie wiadomo bowiem, czy wszyscy Anglicy są flegmatyczni, czy tylko większość lub nawet tylko niektórzy. Natomiast w zdaniu: „To jest logarytm z liczby 100” popełniono błąd zwany niedopowiedzeniem relatywizacji, nie wiemy mianowicie, jaka jest podstawa tego logarytmu. W pewnych kontekstach niedopowiedzenie nie prowadzi do nieporozumień, ale w innych może być źródłem poważnych błędów.

Czasami błędy logiczne pojawiają się nieświadomie, nazywamy je wtedy paralogizmami. Natomiast świadome wykorzystanie błędów logicznych w celu wprowadzenia w błąd nazywamy sofizmatami.

Erystyka

Logika może być pomocna w dochodzeniu do prawdy i w komunikacji między ludźmi, ale nie zawsze wystarcza, a nieraz tam, gdzie by wystarczyła, bywa lekceważona, celowo lub na skutek ignorancji. Dlatego warto rzucić okiem na sposoby przekonywania i prowadzenia sporów, które nie opierają się na argumentacji logicznej, ale wykorzystują inne metody oddziaływania na ludzi. Tej krótkiej prezentacji towarzyszy nadzieja, że nawet pobieżna znajomość logiki zachęci czytelników do troski o rzetelność w myśleniu także wtedy, gdy zetkną się z próbami manipulacji ludzkimi umysłami i zachowaniami. Skupimy się na sztuce prowadzenia sporów, którą w starożytności nazywano erystyką. Powstała ona w szkole megarejskiej i dawała sposoby przekonywania bez względu na prawdę. W ten sposób, choć miała na początku bliskie związki z logiką i z dialektyką, czyli sztuką prowadzenia dialogu w celu osiągnięcia prawdy, utraciwszy ten cel, stała się dialektyką zdeprawowaną. Najbardziej znane sposoby przekonywania stosowane w erystyce otrzymały łacińskie nazwy. Sposoby te są stosowane w celu skłonienia przeciwnika do przyjęcia pewnych przekonań lub do podjęcia przez niego pewnych działań. Oto niektóre z tych sposobów.

Najbardziej chyba klasycznym sposobem jest argumentum ad baculum (argument odwołujący się do kija). Polega on na użyciu siły lub groźbie jej użycia w przypadku nie spełnienia stawianych żądań. Bardzo krótkim i jasnym przykładem tego argumentu jest okrzyk odpowiednio wyposażonego strażnika: „Stój, bo strzelam!”. Przykład ten jest okazją do przypomnienia, że posługiwanie się sposobami erystycznymi, podobnie jak w przypadku błędów logicznych, nie jest dowodem na to, że pogląd szerzony środkami erystyki jest błędny lub nakaz, do którego spełnienia ktoś jest tymi środkami nakłaniany - niesłuszny. Jednak chociaż można liczyć na to, że groźbą można wymusić oczekiwane zachowanie, to trudno oczekiwać, aby tą metodą można było skutecznie przekonywać do uznania pewnych zdań za prawdziwe.

Argumentum ad auditorem (argument odwołujący się do słuchacza) polega na tym, że posługujący się nim zwraca się nie do swego rozmówcy, ale do słuchaczy chcąc pozyskać ich dla swojej tezy, której nie potrafi racjonalnie uzasadnić. Przykładem może być odwołanie się podczas teoretycznej dyskusji nad słusznością teorii ewolucji do słuchaczy z pytaniem, czy uważają, że pochodzą od małpy. Ma to na celu pozyskanie ich sobie bez pomocy argumentacji, a jedynie odwołując się do ich uczuć, przekonań, przesądów itp. Stosowanie tego argumentu wymaga dobrego rozeznania, z jakim audytorium mamy do czynienia. Trudno na przykład powiedzieć, jaką reakcję wywołałby powyższy argument na spotkaniu w jakimś towarzystwie miłośników zwierząt, zwłaszcza małp.

Podobnym, choć inaczej ukierunkowanym sposobem, jest argumentum ad hominem (argument [dostosowany] do człowieka). Jest to rodzaj przekonywania rozmówcy przy użyciu argumentów, o których wiemy, że są mu szczególnie drogie i łatwo go przekonają. Na przykład student wiedząc, że profesor wielce sobie ceni posiadanie własnych przekonań przez studentów, zapytany na egzaminie o poglądy pewnego autora, zaczyna odpowiedź słowami: „A ja się z nim nie zgadzam”. W rzeczywistości nie bardzo wie, z czym się nie zgadza i nie ma własnego poglądu. Argumentum ad hominem (podobnie jak większość pozostałych) może być również używany jako etycznie poprawny i skuteczny środek argumentacji, jeśli tylko będzie służył prawdzie. Z pewnością solidne wyuczenie się logiki na egzamin u profesora, który ceni sobie tę dziedzinę wiedzy jest szlachetnym sposobem zyskania sobie jego przychylności.

Podobnym z nazwy, lecz przeciwnym sposobem, jest argumentum ad personam (argument [skierowany] do osoby). Stosowany jest najczęściej, podobnie jak argumentum ad auditorem, w obecności słuchaczy, polega na przypisywaniu przeciwnikowi wad, obrażaniu go i w ogóle umniejszaniu jego wartości, by tym sposobem wmówić słuchaczom, że i jego poglądy są fałszywe (np.: "Twoje poglądy są tak beznadziejne jak Twój wygląd", "Kto się nie umie porządnie ubrać, na pewno nie potrafi porządnie myśleć".). Postępowanie takie jest rzecz jasna nieuczciwe i niesłuszne, czyjeś wady (załóżmy, że zarzuty są prawdziwe) często nie mają wpływu na słuszność jego argumentacji. Jednak w pewnych przypadkach, gdy jakaś argumentacja opiera się na wiarygodności tego, kto ją przeprowadza, jego cechy charakteru mogą mieć znaczenie. Problem oceny argumentum ad personam nie zawsze może być jednoznaczny.

Kolejnym argumentem wymagającym obecności słuchaczy, a nawet tłumu, za to unikającym obecności dyskutanta jest argumentum ad populum (argument [odwołujący się] do upodobań ludu; demagogia). Polega on na pobudzeniu uczuciowym tłumu poprzez odwołanie się do jego dumy, instynktów - najczęściej niskich, przesądów, egoizmu grupowego itp. W takim stanie staje się podatny na przyjęcie sugestii i poglądów podawanych przez mówcę. Ocena etyczna tego argumentu zależy od tego, jakie uczucia pobudza się u ludzi i jaki rodzaj poglądów chce się im przekazać, do jakich czynów zachęcić. Jest zrozumiałe, że wobec tłumu nie zawsze można stosować subtelną argumentację, możliwą do przeprowadzenia podczas debaty ze specjalistami. Wydaje się, że taka sytuacja zwiększa jeszcze odpowiedzialność mówców za słowo, ale to już rzecz nie logiki, lecz etyki, choć przecież logika to także etyka myśli i mowy.

Argumentem, który nie wymaga obecności większej liczby słuchaczy jest argumentum ad ignorantiam (argument [odwołujący się] do niewiedzy). Podstawowa postać tego argumentu polega na wykorzystaniu faktu, że oponent nie potrafi udowodnić swojego poglądu. Pytamy na przykład: „Czy potrafisz udowodnić, że istnieją inne wszechświaty?” - „Nie.” „Więc nie istnieją”. Oczywiście brak dowodu dla jakiejś tezy nie jest dowodem tezy przeciwnej. Problemy z dowodami narastają, kiedy chcemy dowieść tezy negatywnej o nieistnieniu czegoś. Niektórzy twierdzą, że takie dowody w ogóle nie są możliwe. Argumentum ad ignorantiam może przybrać inne formy, nie podlegające ocenie ze strony logiki, tylko etyki. Ktoś mianowicie może się w dyskusji powoływać na rzekome fakty, których druga strona nie zna i nie może sprawdzić. Od tego argumentu należy oczywiście odróżnić sytuację, gdy ktoś słusznie zwraca uwagę na ignorancję swojego rozmówcy w sprawie, którą powinien on znać.

Czasami zwycięstwo w dyskusji zależy od tego, kto zostanie obciążony obowiązkiem uzasadnienia swojej tezy, czyli na kim spoczywa onus probandi, ciężar dowodzenia. Jest to szerokie zagadnienie i w większej części pozalogiczne, ale można w nim wskazać aspekty logiczne. Na przykład zdanie ogólne (np. Wszystkie psy szczekają) może być potwierdzone (zweryfikowane) tylko metodą sprawdzania, które jest zawodne, natomiast może być obalone w sposób dedukcyjny, zatem onus probandi będzie spoczywał na tym, kto takiemu zdaniu przeczy. Z kolei zdanie jednostkowe (np. W Morskim Oku żyje potwór) może zostać potwierdzone przez wskazanie przedmiotu, który to zdanie potwierdza, natomiast obalenie jest o wiele trudniejsze (gdyby to był ocean, to obalenie jest praktycznie niemożliwe), tu zatem onus probandi spada na twierdzącego. Wreszcie, gdy jeden twierdzi, że jakaś formuła KRZ jest tautologią, a ktoś drugi, że nie jest, onus probandi rozłożony jest po równo, bo metoda zerojedynkowa pozwala potwierdzić i jedno, i drugie.

Pewną kontynuacją argumentu odwołującego się do niewiedzy jest argumentum ad veracundiam (argument [odwołujący się] do nieśmiałości), inaczej określany jako argumentum ad auctoritatem (argument [odwołujący się] do autorytetu). Argument ten polega na powoływaniu się w dyskusji nie na argumenty oparte na faktach i związkach logicznych, ale na opinie ludzi uznanych za autorytety, najczęściej w innych dziedzinach, niż ta, której dotyczy dyskusja. Praktyka stosowania takiej argumentacji bywa mocno rozpowszechniona, na przykład zdobywcy nagrody Nobla w jakiejkolwiek dziedzinie są traktowani przez dziennikarzy jako znawcy wszystkich zagadnień.

Argumentem, który ma oddziaływać przede wszystkim na uczucia jest argumentum ad misericordiam (argument [odwołujący się] do litości). Argument polega na wzbudzeniu uczuć litości i współczucia i przez to zjednania sobie drugiej osoby. Na przykład matka udziela córce szykującej się do zamążpójścia następującej rady: „Pamiętaj, nigdy nie kłóć się ze swoim mężem. Od razu płacz!”.

Wspomniany już Schopenhauer zwraca uwagę także na pewną subtelną formę przekonywania (można znaleźć w nim też ślady błędu petitio principii), która polega na nadawaniu specjalnych nazw zjawiskom lub osobom. Chodzi o nazwy, które zawierają w sobie ocenę tego, co jest nazywane. Schopenhauer pisze jakoby w formie porady: „Jeżeli jest mowa o ogólnym pojęciu, które nie ma własnej nazwy, lecz musi być określone obrazowo przez porównanie, to musimy wybrać od razu takie porównanie, które będzie korzystne dla naszego twierdzenia”. I dalej: „Ze wszystkich chwytów i sposobów ten jest używany najczęściej i po prostu instynktownie. Przykłady: gorąca wiara ≅ fanatyzm. - Potknięcie lub flirt ≅ zdrada małżeńska. - Dwuznacznik ≅ sprośność. - Kryzys finansowy ≅ bankructwo. - Przez wpływy i stosunki ≅ przez łapownictwo i nepotyzm. - szczera wdzięczność ≅ dobra zapłata”.

Na zakończenie argument, któremu mogą ulec między innymi początkujący znawcy logiki lub innej dziedziny wiedzy - argumentum ad vanitatem (argument [odwołujący się] do próżności). Stosujący ten argument pobudza próżność swego rozmówcy, schlebia mu, by skłonić go do przyjęcia swego własnego poglądu. Zwroty takie, jak: „Pan jako doskonały znawca zagadnienia....”, „Jak wszyscy wiedzą, jest Pan uznanym autorytetem w takiej a takiej dziedzinie” itp. mogą świadczyć o próbach zastosowania tego argumentu, choć mogą też być wyrazem prawdziwego uznania. Wiele zależy od okoliczności. W każdym razie jeśli student po zaliczeniu semestralnego kursu logiki usłyszy skierowane do siebie wyrażenie w stylu: „Pan jako wybitny znawca logiki itd.” powinien nabrać podejrzeń co do uczciwości zamiarów rozmówcy.

Gramatyka, logika i filozofia

Wstęp

Język rządzi naszym umysłem, życiem i światem. Może jest w tym lekka przesada, ale nie za duża. Są spory o to, czy można myśleć bez języka, przedpojęciowo, ale jeśli nawet to możliwe, dopóki swoich myśli nie ujmiemy w pojęcia, nie wypowiemy w języku, niewielki z nich pożytek, nawet dla nas samych. Również nasze relacje z innymi i ze światem są mocno związane z komunikacją językową. Można część komunikatów, na przykład dotyczących uczuć, przekazywać pozasłownie, choć nierzadko w tym zwykły kundel bywa lepszy od nas. Dlatego słusznie próbujemy uczucia wyrażać w słowach, bo wtedy nawet my sami lepiej je identyfikujemy, a przede wszystkim możemy je z większą nadzieją zrozumienia komunikować innym. Natomiast gdy idzie o świat, jak on może zależeć od języka, albo w jakikolwiek sposób być z nim związany? Świat milczy i dla niektórych w tym milczeniu jest straszny: "Wiekuista cisza tych nieskończonych przestrzeni przeraża mnie", pisał Błażej Pascal. On już nie słyszał Pitagorejskiej muzyki sfer. Dla niego świat milczy i tak jest rzeczywiście. W końcu przez próżnię kosmiczną nie przebije się dźwięk. A jednak światu nieobcy jest język. Świat jest księgą, o której Galileusz powiedział, że pisana jest językiem geometrii, matematyki. Językiem, który potrafimy odczytać, jeśli go poznamy. Leibniz pisał, że w języku matematyki Bóg wypowiedział słowo stworzenie: Cum Deus calculat et cognitationem exercet, fit mundus (gdy Bóg liczy i myśli racjonalnie, staje się świat). Dziś mówi się o matematyczności świata, tajemniczej właściwości, która pozwala na stosowanie wysoce rozwiniętego języka matematyki do opisu świata. Einstein mawiał, że uprawiając fizykę, chce się dowiedzieć, jak myśli Bóg.

Do tych wszystkich języków możemy przykładać miarkę, probierz, jakim jest "lingua linguarum", czyli już nie łacina, ale logika. Jest ona narzędziem wszelkiego racjonalnego badania języka i opisywanej przezeń rzeczywistości, jest sztucznym tworem, który służy do porządkowania wszystkiego, co naturalne i sztuczne. Daje tak elementarne struktury rozumowania, że posługujemy się nimi mimowolnie bez namysłu i analizy, a jednocześnie potrafi zaskakiwać paradoksami, które ludzka wiedza musi rozwiązywać nawet przez tysiące lat. Chcę na tych kilku stronach poszukać niektórych związków między filozofią, językiem i logiką, ale też chcę każdą z tych dziedzin potraktować chwilowo jako narzędzie do rozwijania pozostałych. Mam świadomość, że brzmi to nieco osobliwie, bo najczęściej logicy uważają, że to logika jest narzędziem dla wszystkich nauk, a przedstawiciele tych wszystkich nauk… coś o logice słyszeli i na tym romans się kończy. Uważam jednak, że na styku tych dziedzin jest wiele ciekawych zagadnień, których podjęcie może być twórcze, a w wielu przypadkach może z wielkim pożytkiem przyczynić się do oczyszczania z niedoskonałości i do postępu we wszystkich tych dziedzinach. Zamieszczę tutaj tylko kilka przykładów i refleksji, ale jestem przekonany, że takie interdyscyplinarne podejście, a szczególnie wymienność między narzędziami i przedmiotami ich obróbki ma przed sobą duże szanse rozwoju. Jestem też światom tego, że łączenie kompetencji w logice i filologii jest rzadkością, choćby z tego powodu, że niektórzy humaniści za honor uważają nieznajomość nauk ścisłych, w tym logiki, a przedstawiciele tych nauk odpłacają im pięknym za nadobne. Informatyka i różne jej potrzeby, choćby opracowanie translatorów internetowych, łamie częściowo te bariery, ale należałoby dążyć do tego, by kontakt logiki z filologią nie był zapośredniczony przez informatykę czy inne nauki, ale by był bezpośredni. Są one tak bliskie sobie, że nie potrzebują "swatów", powinny zapałać do siebie miłością bez niepotrzebnych "zalotów".

Na początku był Platon

Platon, stary wróg poetów. On to przecież kazał wykluczyć poetów z idealnego państwa, bo ulegając boskiemu szałowi, manii, mówią językiem niezrozumiałym dla zwykłych ludzi. Poeci posługują się językiem monologicznym, który przekazuje raczej ekspresję, natomiast państwo zmierzające do najwyższego dobra potrzebuje języka dialogicznego, takiego, który służy komunikacji. Racji całej Platonowi nie odbierzemy, ale przecież należy wspomnieć o poetach, którzy w pewien sposób bliżsi są Platonowi niż on sam chciałby przyznać. Poeci lubią opisywać i budzić uczucia, owszem, ale bywają też mistrzami w odkrywaniu prawdy, która wydaje się wymykać językowi. Aby nie utonąć w morzu doskonałych przykładów, biorę pierwszy z brzegu, tekst piosenki poetyckiej, jednej z tych, które kształtowały wrażliwość poetycką i muzyczną mocno już dziś dojrzałego pokolenia. Ewa Demarczyk, "Groszki i róże":


Masz takie oczy zielone,
Zielone jak letni wiatr
Zaczarowanych lasów
I zaczarowanych malw
.
Dla ciebie mały ogrodnik
Zasadził groszków tysiąc
.
W kapocie stracha na wróble
Pragnął ci miłość przysiąc
.
Więc z koszem groszków mały strach
Pierwszy raz spojrzał ci w oczy
,
O tysiąc więcej znalazł
barw
Niż wyśnił sobie w nocy.

I odtąd pod oknem twoim
Zaczarowany
, kamienny,

Z bukietem groszków stoi
Strach romantyczny wierny
.

Nie wiem, czy filolog uznałby ten tekst za godny głębszej analizy, ale z pewnością zawiera on ciekawe aspekty filozoficzne. Oto autor w celu opisania koloru oczu, rzeczy na pozór zwykłej, musi się powołać na bogaty magiczny świat, który nie tylko istnieje, ale też ma swoją historię. Każdy opis poprzestający tylko na doświadczalnej analizie widma barwy owych oczu, będzie zbyt ubogi. Podobnie do badania rzeczywistości podszedł… Platon. Uznał, że nie potrafi na podstawie poznania zmysłowego opisać należycie świata materialnego, dlatego powołał do istnienia pleromę, świat idealny. Dzięki niemu potrafił opisać świat materialny jako cień świata idealnego, doskonałego, pełnego form nieskazitelnych, ułożonych w doskonałą hierarchię. Na szczycie tej hierarchii umieścił ideę Dobra, która jest celem wszystkich bytów, w tym człowieka. Ten jakby zaczarowany świat idei jest bardziej realny niż nasz świat materialny. XX-wieczny filozof Whitehead stwierdził, że cała filozofia europejska to tylko kilka przypisków do Platona i miał w tym niemało racji. Czyż zatem filozof, który uczył jak rozumieć nasz świat dzięki "zaczarowanej" krainie idei, nie każe nam wierzyć, iż duża część prawdy o naszym życiu, jego wartości, przeznaczeniu i sensie może zostać ujawniona dzięki poetom, którzy okryją nieuchwytną dla zmysłów i prostej introspekcji, "zaczarowaną" część nas samych i środowiska naszego życia?

To mnożenie światów u Platona spotkało się z krytyką Arystotelesa, który Platoński dualizm świata materialnego i idealnego zmienił na dualizm bytu i wiedzy. Byt jest jednostkowy, a wiedza ogólna. Trzeba było zatem znaleźć sposób, jak od jednostkowych postrzeżeń przejść do pojęć ogólnych, które są wymagane w wiedzy naukowej. Tym sposobem stała się abstrakcja (fizyczna, matematyczna, metafizyczna). Dokonując jej pomijamy pewne cechy, a pozostawiamy te, które nas interesują. Brzmi to jak bardzo sztuczny zabieg stosowany w nauce i filozofii. Na przykład, gdy w fizyce rozważamy naturę ciała, wśród niezliczonej ilości cech interesuje nas najczęściej tylko masa. Natomiast filozofowie w analogiczny sposób poszukują form, istot rzeczy, tak zwanych uniwersaliów, inaczej powszechników. Są one dla nich tak ważne, że przez wieki toczy się tzw. spór o uniwersalia, czyli ich naturę i istnienie, a niektórzy uważają, że bez realnego istnienia uniwersaliów nie można nawet dowodzić istnienia Boga. Czy ta sprawa może zainteresować filologów lub literatów? Jak najbardziej, jest nawet wiersz Czesława Miłosza, w którym problem uniwersaliów dotyczy najżywotniejszej dla poetów sprawy - poznania siebie:

SROCZOŚĆ

Ten sam i nie ten sam szedłem przez las dębowy
Dziwiąc się, że muza moja, Mnemozyne,
Nic nie ujęła mojemu zdziwieniu.
Skrzeczała sroka i mówiłem: sroczość,
Czymże jest sroczość? Do sroczego serca,
Do włochatego nozdrza nad dziobem i lotu
Który odnawia się kiedy obniża
Nigdy nie sięgnę a więc jej nie poznam.
Jeżeli jednak sroczość nie istnieje
To nie istnieje i moja natura.
Kto by pomyślał, że tak, po stuleciach,
Wynajdę spór o uniwersalia.

Poeci często opisują światy pełne rzeczy, które przekraczają proste doświadczenie zmysłowe, to co można zobaczyć przy dobrym świetle, usłyszeć, wywąchać, czego można dotknąć czy posmakować najzwyklejszym językiem. Oni piszą o ludzkiej naturze, miłości, nadziei i wielu innych uniwersaliach. Czy świat opisywany przez poetów jest rzeczywistością czy tylko tworem fantazji? Czy są to tylko Norwidowskie "cacka", czy też wyobraźnia poetycka jest narzędziem odkrywania głęboko schowanej prawdy?

Arystoteles zajmował się też poetyką, czyli teorią sztuki, głównie literackiej. Bertrand Russell chwalił go między innymi za to, że oszczędza nam gadaniny na temat tego, co autor miał na myśli, gdy pisał swój utwór. Liczy się, co napisał, a sztuka poetycka może być bliska naukowemu poszukiwaniu, które sięga do ukrytych form metodą wyobraźni, ale rezultatem tego poszukiwania są przedmioty rzeczywiste, a nie tylko wyobrażone. Skoro jesteśmy przy sztuce, warto wspomnieć, że starożytni filozofowie wysoko cenili sobie muzykę, jako zmysłowy przejaw harmonii świata, w szczególności jego matematycznej struktury. Po wiekach Albert Einstein powie, że matematyka to muzyka umysłu. Jak wiemy, uprawiał też muzykę na poziomie zmysłów pogrywając nierzadko na skrzypcach.

Najsubtelniejsze problemy filozoficzne znajdują nieraz proste odbicie w pismach literatów. A co z językiem potocznym? Okazuje się, że ten związek jest równie bliski. Powszechnie się uznaje, że Arystoteles stworzył swoją metafizykę, a zwłaszcza teorię kategorii, na bazie semantyki języka potocznego. Jednak metafizyka była nauką i jako taka potrzebowała narzędzi naukowych. W szczególności trzeba było znaleźć sposób na określanie zależności między kategoriami różnych bytów, czyli między powszechnikami. W tym celu Arystoteles stworzył pierwszy pełny system logiczny, sylogistykę zdań kategorycznych. Dzięki niej możemy mieć na przykład pewność, że skoro wszyscy ludzie są śmiertelni i Sokrates jest człowiekiem, to Sokrates jest śmiertelny (tryb sylogistyczny Barbara). Tym sposobem logika została związana zarówno z filozofią, jak i z językiem potocznym.

Związek filozofii z językiem przypomina stare małżeństwo. Jest on nierozerwalny, ale burzliwy. Dla Platona najdoskonalszą metodą filozoficzną była dialektyka, czyli analiza pojęć. Inni filozofowie dostrzegali jednak niebezpieczeństwa, jakie niesie język. Już starożytny myśliciel Myzon, jeden z tzw. siedmiu mędrców, mówił, że nie ze słów trzeba wnioskować o rzeczach, ale z rzeczy należy dochodzić słów. Przed złudzeniami, jakie rodzi język ostrzegał Franciszek Bacon, który za jedną z przeszkód w naukowym poznawaniu świata uznał idola fori, złudzenia rynkowe, jego zdaniem najbardziej niebezpieczne. Są to złudzenia wynikające z przywiązania do słów, na przykład przekonanie o istnieniu szczęścia czy nieruchomego poruszyciela. W naszych czasach z błędem hipostazowania, czyli przypisywaniem desygnatów pojęciom abstrakcyjnym, walczył Tadeusz Kotarbiński. Natomiast sławny Wittgenstein powiedział, że filozofia to walka umysłu przeciwko zaczarowaniu przez język.

Tak oto wielu filozofów przypomina tego męża ze starego dowcipu, który wraca do domu i pyta: "Kto tu rządzi?", a filozof sobie dodaje: "… słowa czy rzeczy?" I analogicznie do sytuacji przedstawionej w dowcipie (bo przecież wiadomo, kto naprawdę rządzi w domu) niejeden filozof myśli, że w jego filozofii rzeczy są na pierwszym miejscu, a język jest tylko narzędziem. Niestety (?) często jest na odwrót. Pytajnik przy "niestety" wskazuje na to, że wcale nie musi być to sytuacja niepożądana. Najprostszy przykład znajdujemy w fizyce, która opisuje świat językiem matematyki. Może się nam wydawać, że równania matematyczne porządkują tylko wyniki doświadczeń, ale każdy fizyk doświadcza tego, że jak jeden z nich powiedział, równania są mądrzejsze od ich twórców. W filozofii też wiele ważnych zagadnień powstaje i rozwija się na gruncie języka, który nieraz staje się już nie tylko narzędziem, ale też tworzywem. Podobnie bywa bez wątpienia w literaturze, gdzie wyobraźnia językowa staje się sposobem na odkrywanie ważnych prawd. Nie każde zaczarowanie przez język jest złe, choć nie zawsze jest ono dobre. Miłosz w wierszu "Mistrz" pisze: "Ja gardła dziewcząt z chóru Świętej Cecylii przemieniłem w instrument, który nas wywyższa ponad to, czym jesteśmy". Te słowa dotyczące muzyki równie dobrze można odnieść do poezji i ogólnie literatury. W dziełach wysokiej klasy odnajdujemy to, co w muzyce Mozarta - jak u niego wśród lawiny nut nie było ani jednej zbędnej, podobnie w dziele literackim, czy krótkim, czy długim, nie ma żadnego niepotrzebnego słowa. Każde z nich jest tworzywem rzeczywistości, nieraz nieuchwytnej dla zmysłów czy rozumu, ale na swój sposób realnej. Również logika nierzadko prowadzi swoim formalizmem do wniosków nieoczekiwanych lub odkrywa dziwne zależności. Zmusza nieraz do odrzucenia argumentu na pozór nieobalalnego, a w tym, który wydaje się słaby, potrafi wskazać jego niezawodność. Na koniec zapytajmy, czy język potoczny potrafi stworzyć coś realnego. Może tak, ale nie ulega wątpliwości, że potrafi zabijać realny czas i ludzkie nerwy. Mimo to jest jednak i tworem, i motorem ludzkiej kultury, która nie tylko odtwarza, ale i tworzy.

Zdania, spójniki, filozofia i logika

Po kilku odniesieniach historycznych i ogólnych uwagach na temat związków języka z logiką i filozofią przejdźmy do pewnych konkretnych zagadnień, w których ten związek prowadzi do nowatorskich, jak sądzę, pomysłów. Jeśli te dziedziny są sobie takie bliskie, to prawda znajdująca się w języku (potocznym czy literackim) powinna znajdywać odbicie w filozofii, a obie powinny być wyrażalne w języku logiki. A jeśli tak nie jest, czy to znaczy, że któraś z tych dziedzin przypisuje sobie za dużo wiedzy i możliwości, czy też posiada ich za mało i należy sięgnąwszy do dziedziny stowarzyszonej wesprzeć ją i poszerzyć? Gdyby to pytanie potraktować jako rozjemcze, byłoby zapewne źle postawione. Tu nie ma jednej odpowiedzi na "tak", albo na "nie". Napięcie, jakie istnieje w kręgu rozważanej trójcy jest zachętą do bliższego przyjrzenia się jej, ale bez z góry założonych celów. Pozwólmy dojść do głosu zwykłej ciekawości, ona stała na początku filozofii i nigdy nie traci na wartości.

Zwróćmy uwagę na sprawę przyszłości. Mówimy o niej często w naszym codziennym użyciu języka, w literaturze się zdarza, ale rzadziej i często nazywa się to utopią, natomiast w filozofii prawie wcale. Niektórzy nawet z góry wykluczają z zakresu nauk filozoficznych jakiekolwiek mówienie o przyszłości, które zaliczają nie do filozofii, ale do ideologii. Filozofia to miłość mądrości, czyżby zatem mówienie o przyszłości nie było mądre? Arystoteles traktował naukę, w tym na pierwszym miejscu filozofię, jako wiedzę konieczną, pewną. Przyszłość jest niepewna, nic więc dziwnego, że filozofia woli poprzestawać na teraźniejszości i przeszłości, choć niektórzy złośliwie (prawdziwie?) odmawiali filozofii mądrości w czasie teraźniejszym pozostawiając jej przeszłość i przyszłość. Franciszek VI, książę de la Rochefoucauld napisał: „Filozofia tryumfuje łatwo nad złem minionym i złem przyszłym, lecz zło obecne tryumfuje nad nią”. Skoro już przy nim jesteśmy warto przytoczyć inne, pożyteczne i tutaj, i wszędzie stwierdzenie: „Mało jest błędów, które by nie były łatwiejsze do darowania, niż środki, których używamy, by je ukryć”. Trzeba nie tylko nie ukrywać swoich błędów, ale przeciwnie, wręcz z uciechą je tropić, aby jak najszybciej odebrać im pokarm, od którego rosną, czyli nasze ukryte marzenia o nieomylności. Przypomina się tu wyznanie św. Pawła: "Jeżeli już trzeba się chlubić, będę się chlubił z moich słabości" (2 Kor 11,30). Dobrze używana logika pomaga w tym, żeby skupiać się na definicjach, tezach, argumentach, a nie tracić potencjału umysłowego i czasu swoich bliźnich na przekonywanie samego siebie, że muszę mieć rację, bo przecież jestem taki genialny. O wiele lepiej jest obcować intelektualnie z tymi, w których nie wygasa ciekawość poznawcza, a błędy uznają za normalną i należną cenę za postęp. I z jednakowym entuzjazmem tropią i eliminują błędy swoje i cudze.

Wróćmy do przyszłości. Czy rzeczywiście przypisywanie sobie jakiejkolwiek wiedzy o niej jest niemądre? Z pewnością nie, wystarczy spojrzeć na równania fizyczne, w których pojawia się zmienna czasowa. W zakresie tej zmiennej nie jest wyróżniona ani teraźniejszość, ani inny moment albo sfera czasowa. Prawom fizyki przypisuje się prawdziwość "pozaczasową", czyli obowiązywalność teraz, w przeszłości i w przyszłości. Owszem w związku z postępem nauki zakładamy pewien margines niepewności, ale gdzie jej nie ma? Filozofia też chce poznawać prawdy, które nie zależą od upływu czasu. W języku potocznym również wypowiadamy wiele zdań o przyszłości, których prawdziwość wydaje się prawie pewna. Na przykład: "Jeśli w przyszłym roku w Koziej Wólce spadnie obfity śnieg, to droga przez las będzie nieprzejezdna". Oczywiście nie wiemy, czy spadnie tam obfity śnieg, ale wiemy, że jeśli spadnie, to stanie się, jak napisano, bo zawsze tak było i nie ma powodów sądzić, aby się zmieniło.

Dlaczego tak się dzieje? Po prostu taki jest nasz świat i takim możemy go poznawać. Nie jest on ani skrajnie deterministyczny i możliwy do przewidzenia we wszystkich szczegółach, ani skrajnie indeterministyczny, w którym nie tylko nie można dwa razy wstąpić do tej samej rzeki, ale też niczego nie da się zrozumieć i przewidzieć. W rzeczywistości nasz świat jest taki, że pojedyncze zdarzenia najczęściej nie są do przewidzenia, ale za to możemy z dużą dozą pewności poznawać związki pomiędzy nimi. Zresztą w dość podobnej sytuacji jesteśmy w stosunku do przeszłości, też nierzadko próbujemy poznać jakieś zaistniałe fakty poprzez badanie ich związków z innymi, znanymi już, faktami. Nie jest wiele przesady w złośliwym nieco powiedzeniu: "To nie sztuka przepowiadać przyszłość, sztuka przepowiedzieć przeszłość".

Co na to wszystko logika (klasyczna, dwuwartościowa)? Jej stosunek do omawianej kwestii jest osobliwy. Z jednej strony podaje ona ścisłą definicję, która za zdanie uważa wyrażenie, jakiemu w określonym języku możemy przypisać wartość albo prawdy, albo fałszu. Tej definicji nie spełniają, rzecz jasna, zdania o przyszłości. Sprawa jasna i zamknięta. A jednak w podręcznikach, ćwiczeniach i w różnych zastosowaniach spotykamy się ze stosowaniem w logice zdań o przyszłości. Na przykład: "Jeśli zdam egzamin, w przyszłym tygodniu pojadę na wycieczkę i nie będzie mnie w domu. Jeśli nie zdam, w przyszłym tygodniu będę siedział w bibliotece i nie będzie mnie w domu. Zatem - w przyszłym tygodniu nie będzie mnie w domu". Rozumowanie jest poprawne jako podstawienie prawa logiki:

0x01 graphic

Poprawne rozumowane, poprawnie uzyskany wniosek, wszystko zgodne z prawami logiki i z intuicją, a jednak taki przykład jest zakazany przez przytoczoną wyżej definicję zdania. Cóż poradzić w tej sytuacji? Uważam, że trzeba zmodyfikować definicję zdania w logice i uznać za zdania (w sensie logiki) również takie zdania (gramatyczne) o przyszłości, które wraz z innymi podobnymi zdaniami tworzą prawdziwe związki logiczne. Skłania nas do tego związek między logiką, językiem potocznym i filozofią oraz innymi naukami. Taka zamiana definicji nie dotyczy logiki formalnej, tylko jej zastosowań, dlatego może zostać dokonana raczej "bezboleśnie".

Ścisła łączność między naszymi dziedzinami znajduje odbicie także w problemie parafraz logicznych. Chodzi tu o przekład z języka potocznego (filozoficznego itp.) na język logiki. Logicy są skłonni uważać, że co nie jest przełożone na ten język, nie ma wartości argumentacyjnej i w ogóle ściśle racjonalnej, zaś filozofowie i inni użytkownicy języka potocznego są przekonani, że przekład na sztuczny język logiki niszczy treść, głębię, tajemniczość i wiele różnych wzniosłych wartości przekazywanych językiem naturalnym. Trzeba zatem powiedzieć przynajmniej to, że logika nie odbiera pewnych ważnych własności językowi potocznemu. Pamiętam święty zapał jednego teologa, który twierdził, że logika chce odrzeć naukę o Bogu z wszelkiej tajemnicy i próbuje wszystko rozwiązać przy pomocy definicji, aksjomatów i sylogizmów. Tymczasem jest raczej na odwrót, owszem przekład na język logiki zmusza m.in. do ujednoznacznienia pojęć, ale nie odbiera im treści, czasami logika jeszcze lepiej niż język potoczny potrafi pokazać i bogactwo, i tajemniczość badanych pojęć.

Zostawmy jednak ten szeroki temat i przez chwilę popatrzmy na związki logiki z gramatyką języka potocznego, a konkretnie na logiczne aspekty definicji spójników oraz ich przekładów na funktory logiczne. Zdania zbudowane przy pomocy spójników gramatycznych najczęściej zawierają więcej informacji niż ich parafrazy logiczne. Na przykład zdanie: "Jest zimno, ale przyjemnie" mówi nie tylko o tym, że jest zimno i że jest przyjemnie [parafrazą tego zdania jest bowiem koniunkcja 0x01 graphic
], ale też przekonanie, że te cechy zazwyczaj sobie nie towarzyszą. Może się wydawać zatem, że nie ma sensu dokonywać parafraz, gdy następuje utrata informacji, bo prowadzi to do zniekształcenia, a zwłaszcza ograniczenia zawartości wypowiedzi. Jak poradzić sobie z tym problemem? Najpierw należy stwierdzić, że przy zastosowaniu rozwiniętych rachunków logicznych, zwłaszcza logiki predykatów można wyrazić prawie wszystko to, co w języku potocznym. Można dołączyć też logiki nieklasyczne. To oczywiście nie rozwiązuje wszystkich problemów, taka analiza może być zbyt skomplikowana, a czasami zbyt powierzchowna, bo na przykład poprzestająca na brzemieniu słów bez analizy ich znaczenia.

Jest jeszcze jedno rozwiązanie, które może przynieść wiele pożytku. Najpierw zwróćmy uwagę na to, że parafraza jest pojęciem pragmatycznym, innymi słowy dokonujemy parafrazy, aby osiągnąć konkretny cel. Może być nim formalna analiza jakiegoś pojęcia, a bardzo często celem parafrazy logicznej jest zbadanie poprawności jakiegoś rozumowania i na tym się teraz skupimy. Wyobraźmy sobie proste rozumowanie przedstawione w języku potocznym. Ze zdań A i B wynika zdanie C. Chcemy sprawdzić, czy C rzeczywiście wynika z tych przesłanek zgodnie z prawami logiki, czyli jedynej teorii dedukcyjnej, która może utwierdzić nas w przekonaniu, że rozumowanie jest istotnie niezawodne. Logiczne parafrazy tych trzech zdań określmy literami r, s i t. Przyjmijmy, że t jest parafrazą równoważną z C, czyli zdanie t jest prawdziwe wtedy i tylko wtedy, gdy C jest prawdziwe. Często wniosek jest rzeczywiście prostym zdaniem, dla którego łatwo można znaleźć taką parafrazę. Natomiast dla przesłanek, załóżmy, że nie da się znaleźć parafraz równoważnych tylko takie, które z nich wynikają. Tak jak w powyższym zdaniu z zimnem i przyjemnością, z którego wynika koniunkcja 0x01 graphic
, ale z tej koniunkcji zdanie wyjściowe już nie wynika. Niech tego rodzaju parafrazami będą zdania r i s. Przyjmijmy wreszcie, że z koniunkcji zdań r i s wynika logicznie zdanie t, czyli że implikacja 0x01 graphic
jest podstawieniem prawa logiki. Jeśli tak, to również zdanie C wynika z koniunkcji oryginalnych przesłanek A i B, zgodnie z prawem logiki:

0x01 graphic

Prawo to mówi, że jeśli z parafraz wynikających z przesłanek oryginalnych wynika wniosek sparafrazowany równoważny oryginalnemu, to wniosek oryginalny wynika też z przesłanek oryginalnych. Można nawet powiedzieć, że wniosek ten wynika "tym bardziej" (a fortiori), bo w przesłankach oryginalnych jest więcej informacji niż w ich parafrazach. Dlatego też nazwałem te parafrazy parafrazami a fortiori (w skrócie "paf").

Stosowanie tego typu parafraz mogłoby znacznie ułatwić życie logikom i gramatykom, ale żeby tak się stało, logik musi wiedzieć, która parafraza będzie właściwą paf dla zdania złożonego przy pomocy konkretnego spójnika. Czasami nie ma większego problemu, jak w przypadku spójnika "i". Zdanie zbudowane przy jego pomocy zawiera przeważnie nieco więcej informacji niż logiczna koniunkcja, ale zachodzi wynikanie od zdania z "i" do zdania z "0x01 graphic
". Spójniki "lub", "albo", "bądź" stwarzają pewne problemy. Nieznański traktuje "lub" jako funktor w trzech różnych związkach logicznych: alternatywie zwykłej (przynajmniej jedno zdanie prawdziwe), rozłącznej (jedno zdanie prawdziwe, drugie fałszywe) i dysjunkcji (przynajmniej jedno zdanie fałszywe). Tak pisze w logice dla prawników, w której chcielibyśmy znaleźć precyzję nie tylko logiczną, ale również prawniczą. Taka wieloznaczność w rozumieniu spójników może wprowadzić niemały zamęt.

Rzućmy teraz okiem na słownikową definicję "albo": jest to "spójnik wyrażający możliwą wymienność albo wzajemne wyłączenie się zdań równorzędnych lub części zdania". Jest to z pewnością dobra definicja, ale "albo" jest definiowane przy pomocy "albo", co prowadzi do błędnego koła (o ile występuje w tym samym znaczeniu). Jeśli przymkniemy na to oko i "albo" w definicji potraktujemy jako alternatywę rozłączną, a całą definicję uznamy za wyrażenie drugiego stopnia, czyli opisującą znaczenia słów, otrzymamy następującą charakterystykę logiczną dla tego spójnika: 0x01 graphic
. To jest tautologia, wyrażenie zawsze prawdziwe. W rzeczywistości "albo" na pewno nie tworzy takich wyrażeń. Gdzie tkwi błąd? Otóż mamy tu ciekawą mieszankę stopni języka. "Możliwa wymienność" dotyczy zapewne znaczeń, zatem mamy tu relację między wyrażeniami drugiego stopnia, czyli trzeci stopień. Druga część definicji poprzestaje na drugim stopniu ("wyłączanie się zdań"), natomiast "albo" łączące obie części musi należeć do języka czwartego stopnia. Znawcy języka nie mają zapewne problemu z praktycznym rozróżnieniem tych stopni, ale przy tworzeniu parafraz logicznych również teoretyczne, wyraźne rozróżnienie może być konieczne.

Spójnik "lub" ma w słowniku identyczną definicję i w języku potocznym jest traktowany jako alternatywa rozłączna, ale w logice (wbrew temu, co pisze Nieznański) przyjęło się powszechnie, że określa on alternatywę zwykłą. W związku z tym parafrazy logiczne dla wyrażeń z tym spójnikiem robi się mechanicznie. Na przykład: "Poszedł do kina lub do teatru" przekłada się na alternatywę 0x01 graphic
. W rzeczywistości autor przytoczonego zdania chciał powiedzieć, że ktoś poszedł w jedno i tylko w jedno z tych dwóch miejsc, czyli 0x01 graphic
. Czy zatem ta parafraza jest błędna? To zależy od jej celu. Jeśli występuje ona jako przesłanka w rozumowaniu i wystarcza do uzyskania oczekiwanego wniosku, to zachowuje się jak paf, zgodnie z prawem 0x01 graphic
.

Zakończenie

W tym krótkim artykule o stosunkowo szerokiej tematyce mogłem tylko zaznaczyć pewne tematy i problemy. Chciałem zwrócić uwagę na kwestie, które łączą znawców języka, filozofów i logików, a nie są przez nich dość dobrze dostrzegane. Sądzę, że podjęcie badań dotyczących zwłaszcza logicznej analizy języka potocznego pozwoli na przezwyciężenie mało zrozumiałej niechęci logików do zawiłości języka potocznego, a znawcom języka pomoże przemóc niezrozumiałe obrzydzenie do logiki formalnej i w ogóle logicznych znaczków oraz logicznej ścisłości. Gramatycy i logicy są jak ludzie, z których jeden ma mnóstwo pięknych i wartościowych rzeczy, a drugi ma solidne, piękne szafy i półki. Można się spodziewać samych korzyści, gdy połączą swoje umiejętności i swoje zasoby. Przy okazji może filozofia nie zawsze będzie musiała dokonywać bolesnych wyborów między ścisłością a głębią.

Etyka jako sztuka życia

Etyka jest zaliczana do filozofii praktycznej, czyli zawierającej nie opis rzeczywistości, ale zespół norm, które mają regulować jakieś dziedziny praktycznego życia. Związek między filozofią teoretyczną i praktyczną nie jest ściśle ustalony, choćby z tego względu, że w etyce podstawową rolę odgrywa intencja. Natomiast w epistemologii i ontologii posługujemy się pojęciem bytu intencjonalnego, ale nie jest on związany ze świadomym użyciem naszej wolności. Jednakże z drugiej strony trzeba pamiętać, że cała filozofia dążyła zawsze do odkrycia sensu: świata, życia, ludzkich działań. Stąd z jednej strony, opis świata najczęściej wiązał się z ukazaniem miejsca człowieka w tym świecie, natomiast etyka miała nadać sens ludzkim działaniom. Pojawiały się tu różne opozycje, na przykład greccy myśliciele szukając rozumowych aspektów rzeczywistości, przy pomocy raczej ubogich środków teoretycznych, często skłaniali się ku determinizmowi. Jednocześnie potrafili czynić wyłom z tego determinizmu dla ludzkich działań i tworzyć etyki, w których podejmowanie wolnych decyzji i praca nad sobą była nie tylko możliwa, ale i prawdziwie twórcza. Wielkie systemy etyczne Sokratesa, Platona, Arystotelesa, stoików, epikurejczyków i innych filozofów starożytnych przypominają o tym, jak bardzo filozofia chciała dokonywać, jak mówił Platon, przewrotu w duszy. Zawsze filozofowie dążyli do pewnego pogodzenia opisu i norm. Ciekawe było na przykład podejście Epikura, który dla potrzeb swojej etyki wybrał stosowną fizykę (atomizm Demokryta) i ją zmodyfikował (parenkliza) w celu zapewnienia zarówno racjonalności i przewidywalności świata, jak i przestrzeni dla rozumnej wolności.

Słowo "etyka" pochodzi od greckiego ethos, które oznacza miejsce zamieszkania, przestrzeń życiową, w której człowiek staje się sobą. Pierwsze etyki dotyczyły nie tyle obyczajów, ile pracy nad sobą. Na aspekt "swojskości" etyki zwracają uwagę filozofowie chrześcijańscy, którzy przypominają, że etyka ta nie jest w istocie heteronomiczna, czyli obca człowiekowi, ale właśnie służy rozwojowi jego najgłębszej natury. W historii etyki pojawiało się wiele poglądów, które tu bardzo pobieżnie zaznaczymy. Pierwszym znanym poglądem jest intelektualizm etyczny Sokratesa, który połączył poznanie i cnotę. Wyszedł zaś od zasady: "Poznaj samego siebie" (gr. gnothi seauton; łac. nosce te ipsum). Jest w takim podejściu zapewne wiele słuszności, dobrze bowiem, gdy znamy samych siebie i wiemy, jakim sposobem najlepiej potrafimy się przekonać do tego, co słuszne i co najlepiej służy naszemu rozwojowi. Platon głosił eudajmonizm agatyczny, czyli przekonanie, że szczęście polega na obcowaniu z absolutną ideą dobra i piękna (dobro to po gr. agaton). Pogląd etyczny Arystotelesa to eudajmonizm perfekcjonistyczny, według którego najwyższym dobrem człowieka jest jego doskonałość będąca efektem rozwijania w maksymalnym stopniu zdolności przez niego posiadanych. Te zdolności i dziedziny życia ludzkiego stały się powodem wyróżnienia trzech rodzajów etyk: 1) etyki życia kontemplacyjnego, skupionej na Bogu i mającej podstawę psychologiczną w intelekcie, 2) etyki życia czynnego, rządzonego zasadą sprawiedliwości i umiaru i 3) etykę przyjaźni opartą na uczuciu. Warto zwrócić uwagę na cechy przyjaźni u Arystotelesa: umiejętność kontemplacji teoretycznej i dźwiganie się w cnocie.

Szkoła cynicka i stoicka kontynuowała Sokratejski moralizm, czyli przekonanie o tym, że cnota nie jest środkiem do osiągania czegoś innego, ale sama jest najwyższą wartością i celem ludzkich działań. Cynicy z dużym zaangażowaniem pokazywali pogardę dla ludzkich instytucji i zwyczajów, opowiadali się za równością wszystkich ludzi, nawet wolnych i niewolników, byli też kosmopolitami. Stoicy mieli bardziej rozbudowaną etykę, uznawali jedynie wartość cnoty, ale pozostałe rzeczy dzielili dodatkowo na dwie klasy: proegmena (rzeczy godne wyboru: zdolności, zdrowie, życie, posiadanie dzieci, rodziców, umiarkowana majętność itp.) oraz apoproegmena (rzeczy godne odrzucenia). Zalecali stoicką apatię, czyli obojętność na wszystko, co nie sprzyja cnocie. Sama zaś cnota zgodna jest z naturą i z rozumem, a wolność polega na zrozumieniu i uznaniu konieczności (wolność to uświadomiona konieczność). Starożytność zrodziła też hedonizm, czyli pochwałę przyjemności uznanej za jedyne dobro. Skrajny i raczej prymitywny filozoficznie hedonizm głosił Arystyp z Cyreny. Dla niego nie było różnicy między przyjemnościami duchowymi i cielesnymi oraz nie uznawał tzw. przyjemności negatywnych polegających na braku cierpienia. Był człowiekiem o niezrównanych talentach towarzyskich, który potrafił sobie w życiu zapewnić optimum przyjemności zgodnie z zasadą carpe diem (chwytaj dzień). Był "dyżurnym" przeciwnikiem cynika Diogenesa z Synopy, który był czystej maści abnegatem. Hedonizm Epikura był bogatszy, bardziej racjonalny i wzbogacony o logikę i fizykę. Dla niego szczęście to przede wszystkim wyzbycie się lęków: przed bogami, cierpieniem i śmiercią. Do zyskania szczęścia konieczny jest trzeźwy rozum i cnota.

Wielki system etyczny stworzyła też filozofia chrześcijańska. Oczywiście wpływ światopoglądu religijnego na tę etykę jest bardzo mocny, ale każdy system etyczny na jakimś światopoglądzie jest wsparty. Dlatego podział na chrześcijańską etykę i teologię moralną, choć sensowny, jest nieco sztuczny. Etyka chrześcijańska zasady swoje czerpie z doświadczenia ludzkiego życia i wartości, ale nigdy nie przeczy źródłom religijnym, czyli Biblii i nauce Kościoła. Mówi się czasem, że teologia jest normą negatywną dla chrześcijańskiej filozofii. Naczelną zasadą tej etyki jest miłość Boga i bliźniego. Oczywiście chrześcijanie mogą się kierować niższymi motywami (strach przed karą, opinią, obietnica nagrody, świadectwo świętych - mocny i wzniosły motyw, a jednak niższy od czystej miłości itp.), jednak ideałem pozostaje miłość. Istnieją przykazania Boskie i kościelne, kodeks prawa kanonicznego, różnego rodzaju przepisy, ale to wszystko ma być na służbie miłości Boga i bliźniego. Warto zwrócić uwagę na wartość teologii moralnej dla etyki w ogóle. Teologia moralna tworzy system etyczny rozwijany przez wieki i przez wielu wybitnych myślicieli, działaczy społecznych, kontemplatyków itp. Rzadko który system etyczny ma tak długą i bogatą historię rozwoju. Następnie etyka ta jest stosowana w praktyce - i przez tych co ją tworzą (tu raczej nikt nie powiedział ironicznie: drogowskaz nie idzie tam, gdzie pokazuje), i przez innych, choćby spowiedników. Z tych racji musi ona również w zasadzie obejmować wszystkie zjawiska moralne, choć oczywiście szybki rozwój techniczny, ekonomiczny, społeczny nie pozwalają na natychmiastowe tworzenie stosownych reguł etycznych będących odpowiedzią na wszelkie problemy. Rozdział o wolności u JP II będzie przykładem szerokiego podejścia do etycznych problemów współczesnego świata i człowieka.

Etyka Kanta została nazwana etyką formalną, gdyż chciał on sformułować proste zasady obowiązujące w każdej sytuacji - nie jest potrzebny zewnętrzny system wartości, nagród i kar, wystarczy wolna i dobra wola oraz imperatyw kategoryczny: "Postępuj zawsze tak, jakbyś chciał, żeby postępowali wszyscy". Złośliwi, ale sprytni krytycy mówią, że sadysta to masochista kierujący się imperatywem kategorycznym Kanta. Kant napisał też: "Nigdzie w świecie, ani nawet w ogóle poza jego obrębem niepodobna sobie pomyśleć żadnej rzeczy, którą bez ograniczenia można by uważać za dobrą, oprócz jedynie dobrej woli". Nowożytność przyniosła nowy system etyczny zwany utylitaryzmem. Według niego czyn jest dobry, gdy wywołuje dobre skutki. Najpierw (Jeremy Bentham) chodziło o szczęście osobiste, czyli o przyjemność. Widzimy ,że pierwotny utylitaryzm był rozwinięciem starożytnego hedonizmu wzbogaconym o pozory matematycznej ścisłości. Późniejszy utylitaryzm (John St. Mill) nadał tym dobrym skutkom walor społeczny, a najwyższy z tych skutków to szczęście powszechne. Ta, w zamiarze wzniosła koncepcja etyczna, jest w istocie narażona na mocną krytykę. Pomija bowiem intencję, która w ocenie moralnej jest zawsze bardzo ważna, następnie zakłada, że ludzie pragną głównie szczęścia, co nie zawsze jest słuszne, ponadto przewidzenie skutków naszych czynów nie zawsze jest możliwe i wreszcie ta doktryna kryje w sobie wielkie niebezpieczeństwo traktowania ludzi i ich czynów jako środków do osiągnięcia obcych im celów. Warto wspomnieć też etykę Nietzschego z jego koncepcją nadczłowieka i etyki chrześcijańskiej jako efektu resentymentu, czyli duchowego zatrucia, urazy wobec świata.

Starsi ludzie pamiętają jeszcze czasy panowania etyki komunistycznej. Marks uważał, że należy dbać o rozwój człowieka i odrzucać wszystko, co temu rozwojowi szkodzi, przede wszystkim własność prywatną. Należy również uspołecznić środki produkcji. Lenin z kolei odrzucił etyką uniwersalną i wprowadził etyką klasową, wedle której ma ona wspierać interes klasy. Zgodnie z jego opcją, dobre jest to, co służy interesowi klasy robotniczej. Mamy tu zatem rodzaj utylitaryzmu klasowego. Później zasada ta przyjęła postać principium etycznego: dobre jest to wszystko, co służy dobru rewolucji. A że to dobro znane jest wybranym, oni mają prawo żądać wszystkiego, co im się zachce. Tak oto, nawet na gruncie etyki, demokracja ludowa stawała się tyranią rządzących. Można też wspomnieć tutaj "Ucieczkę od wolności" Erich Fromma, który na przykład kapitalistyczny pęd do gromadzenia i inwestowania kapitału uznał za bardzo ważny motor postępu ekonomicznego i technicznego.

Sprzeciwem wobec formalizmu Kanta i utylitaryzmu była etyka wartości Maxa Schelera. Nadał im znaczenie obiektywne i ustalił hierarchię między nimi w następującym porządku od najniższych do najwyższych: hedonistyczne, utylitarne, witalne, duchowe, religijne. Oczywiście czyn lepszy to ten, który realizuje wyższe wartości. U niego resentyment jest formą nienawiści do samego siebie, którą trzeba oczywiście pokonywać. Współcześnie rozwijają się różnego rodzaju etyki będące kontynuacjami dawnych, ale też powstają nowe, związane ze współczesną nauką i innymi zjawiskami współczesnego świata. Na przykład Peter Singer próbuje tworzyć etyką na gruncie pewnych kryteriów empirycznych, uważając np. za osoby istoty, które zdolne są do samodzielnego myślenie i podejmowania decyzji. Zgodnie z taką definicją osobą jest niektóre dorosłe zwierzę, a ludzie nie używający rozumu i woli osobami nie są. Problem z polemiką z takim poglądami polega często na tym, że pogląd ten ma pewne podstawy naukowe, ale sama definicja osoby jest pozanaukowa. Polemiści próbują toczyć z Singerem polemikę na gruncie naukowym, a tam często on wygrywa, natomiast właściwa krytyka jest światopoglądowa, bo i punkt wyjścia Singera jest światopoglądowy.

Wiele zamętu czynią też niektóre etyki ewolucyjne, czyli próbujące uzasadnić zasady etyczne przy pomocy teorii ewolucji. Na przykład Wilson twierdzi, że zachowania altruistyczne spotyka się u zwierząt (zajmował się badaniem owadów) i stąd wnioskował, że ludzki altruizm również ma podstawy czysto biologicznej. Śp. Józef Życiński polemizując z Wilsonem pisze, że gdyby etyka religijna miała pochodzenie ewolucyjne, to PJ by nie powiedział: "Miłuj bliźniego, jak siebie samego", ale: "Miłuj brata swego jak połowę siebie, kuzyna jak ćwiartkę, a dalszego kuzyna jak jedną ósmą". Richard Dawkins wystąpił z pomysłem samolubnego genu, który dba o swoje rozprzestrzenianie i człowieka wraz z jego najwyższymi zasadami wykorzystuje w tym celu. Sama religia jest rodzajem wirusa, który kiedyś może był przydatny, ale teraz należy go zniszczyć. Zanim się podejmie sensowną polemikę z Dawkinsem warto pamiętać, że zdaniem biologów jest on fantastą naukowym w rodzaju Ericha von Dänikena.

Rozwój nauki i techniki wymusza podjęcie wielu zagadnień etycznych związanych z postępem wiedzy, powstała np. bioetyka, która podejmuje problemy etyczne związane z aborcją, sztucznym zapłodnieniem, eutanazją, inżynierią genetyczną itd. Mieści się w niej wiele zagadnień, których należyte ujęcia wymaga wysokich kompetencji naukowych i filozoficznych.

Wolność - kwestia interdyscyplinarna

Na zakończenie zajmiemy się kwestią wolności. Wiąże się ona ze wszystkimi praktycznie dziedzinami filozofii, a oczywiście dotyka także innych nauk. Ontologia musi pozostawić pewien zakres indeterminizmu, aby wolność była możliwa. Epistemologia czasami wiąże się z woluntaryzmem, który mówi o tym, że poznanie wymaga najpierw aktu woli poznania. Ponadto widać nieraz, że gdy idzie o dziedzinę poznania, kryteria, pewność, sposób uzasadniania twierdzeń ogromną rolę odgrywa postawa danego myśliciela. Nieraz wydaje się, że dokonał on jakiegoś wyboru i nie porzuci go za żadne (filozoficzne i logiczne) skarby. Antropologia w oczywisty sposób wiąże się z wolnością, która uchodzi za jedną z dwóch podstawowych władz obok rozumu. Teologia rozważa wolność Boga. Wreszcie w etyce wolność jest podstawą dokonywania wyborów i odpowiedzialności za nie. Ponadto wolność jest w naszym wewnętrznym wyposażeniu terenem rozwoju naszej osobowości, poszukiwania sensu życia i wielu najważniejszych działań. Warto zatem i od strony praktycznej zastanowić się nad jej wykorzystaniem.

Erich Fromm uważa, że człowiek nieraz ucieka od wolności i popada w uzależnienie od nałogów, totalitaryzmów czy innych ludzi. Oczywiście rezygnowanie z części wolności czy też oddanie jej do dyspozycji innych nie jest od razu złe. Przeciwnie, może być na przykład przejawem miłości. Jak bardzo kochający pragnie spełniać życzenia osoby kochanej - może nie od razu: "Jeśli nie chcesz mojej zguby, krokodyla daj mi luby", bo krokodyle są pod ochroną, zwłaszcza swoją własną. Jednak wolność może być ważnym darem składanym ze wzniosłych powodów.

Teraz sięgnijmy do fragmentu myśli etycznej Jana Pawła II. Jest ona ciekawa z kilku powodów, otóż łączy filozofię i religię, a większość ludzi a naszym kraju ma podobne podejście do etyki. Ponadto Karol Wojtyła był człowiekiem żywo zaangażowanym w niezwykle ważne doświadczenia polskie XX wieku, a ponadto brał żywy udział w tym, co się działo we współczesnym świecie. Jego myśl etyczna jest zarówno efektem filozoficznych przemyśleń, jak i własnych doświadczeń, doświadczeń problemów ludzi z całego świata i wreszcie jest zakorzeniona w religii bardzo głęboko przez niego przeżywanej. Taka myśl jest ciekawa od strony filozoficznej i niekoniecznie musimy ludźmi kościoła katolickiego, aby jej wartość doceniać.

Wychowanie do wolności u Jana Pawła II

Wstęp. Paradoksy wolności

Wolność wydaje się być pojęciem i przedmiotem stosunkowo prostym. Określamy ją jako brak przymusu, możliwość wykonywania jakichś czynności. W społeczeństwie wolność może być definiowana jako niepodleganie w danej dziedzinie autorytetowi deontycznemu, czyli komuś, kto ma władzę wydawania nam poleceń, stawiania żądań, formułowania zakazów itp. Ta nieco subtelna definicja pozostaje w zgodzie z potocznym przekonaniem, że wolność jest w istocie czymś negatywnym, czyli brakiem przeszkód w robieniu tego, co się chce. Wolność jest wartością, zatem im więcej wolności tym lepiej. Sprawa się jednak szybko komplikuje, bo bez ograniczenia wolności niemożliwe jest na przykład wychowanie. Matka nie jest wolna, gdy idzie choćby o przymus karmienia dziecka; dziecko musi przestrzegać przynajmniej tych zakazów, które służą zachowaniu jego zdrowia i życia. W społeczeństwie jego członkowie poświęcają część swojej wolności, aby korzystać z dobrodziejstw, jakie społeczeństwo niesie, takich jak bezpieczeństwo, opieka zdrowotna, możliwość zakupu żywności za zarobione pieniądze itd.

Niewiele lepiej wygląda sprawa wolności osobistej, która zostaje już po zapłaceniu odsetek wolności na rzecz społeczeństwa. Na przykład praca nakłada na nas bardzo wiele obowiązków, a mało kto marzy o chwili, gdy usłyszy słowa dyrektora: "Jest pan/pani wolny/wolna, jutro już nie trzeba przychodzić do pracy". Również student nie chciałby podobnych słów usłyszeć w dziekanacie. Wolności by przybyło, ale cóż komu po takiej wolności? Z wolnością wiąże się sens życia, nie są one bezpośrednio powiązane definicyjnie, ale związki zapewne istnieją. Sens życia to, wedle wielu myślicieli, dążenie do celu lub używanie życia. Ktoś narzeka, że nie może dążyć do wybranego dla siebie celu, bo brakuje mu wystarczającej wolności. W przekładzie na realia życiowe brakuje mu czasu, pieniędzy itp., czyli tego, co ogranicza jego możliwości związane z tym celem i dążeniem do niego. Ktoś inny może być o wiele bardziej ograniczony, ale ponieważ realizuje swój ukochany cel, nie istnieje dla niego problem wolności. Do używania życia też w podobny sposób może zabraknąć wolności i podobnie, gdy ktoś cieszy się życiem, jakie ma, nie narzeka na brak wolności, choćby inni takie braki mu wskazywali. Wolność jest cenna, ale może być też obciążeniem, "nieznośnym darem". Pojawia się tu problem subiektywności i obiektywności w odniesieniu do wolności i sensu życia. Ze swej natury sens życia jest subiektywny, tylko ja wiem, czy moje życia ma dla mnie wartość, czy "warto mi żyć". Gdy idzie o wolność nie jest to już takie proste. Na pewno wolność można mierzyć jakimiś obiektywnymi kryteriami, związanymi choćby ze stopniem podlegania autorytetowi deontycznemu. Może ona być w miarę dokładnie określona przez kogoś z zewnątrz, kto zna społeczną sytuację tego, którego zakres wolności ocenia. Z drugiej jednak strony istnieje wolność wewnętrzna, choćby wolność od przymusu, jaki rodzi nałóg, zbyt mocna pokusa, złe skłonności, bezwartościowe cele. Oba te rodzaje wolności są one bliskie sobie, ale równie dobrze mogą być od siebie oddalone. Pierwsza może być ujęta w normy prawne, a druga może stać im naprzeciw (na przykład wolność wewnętrzna w murach więzienia).

Człowiek ma prawo do pewnego zakresu wolności zewnętrznej, choć określenie ram tej wolności wcale nie jest łatwe (na przykład kibice mogą spokojnie maszerować miastem, jeśli niczego nie niszczą, o marsze homoseksualistów są spory i boje, ale nikomu nie przychodzą do głowy pomysły robienia marszów dla pedofilów czy złodziei). Wolność w tym zakresie to kwestia sprawiedliwości i prawa. Natomiast przeżywanie wolności wewnętrznej, poszerzanie jej zasięgu leży w sferze wychowania i pracy nad sobą. Związki między obu rodzajami wolności są silne, ale nie jednoznaczne. Może być tak, że komuś wolność zewnętrzna pozwala powiększyć zakres wolności wewnętrznej, ale u kogoś innego może być odwrotnie, jeśli zdejmie się z niego obowiązki, popadnie w marazm i jego prawdziwa wolność zmarnieje. Wiąże się to z pewnym paradoksem wolności: jeśli człowiek jest wolny, wybiera, co chce, dobro lub zło, jeśli wybiera zło, staje się niewolnikiem zła, a w konsekwencji zatraca wolność wyboru; jeśli wybiera dobro, pozostaje wolny, ale musi unikać zła, czy zatem jest naprawdę wolny? Cały ten gąszcz pojęć wolności i terminów z nią związanych, paradoksy i wzajemne związki przyczynowe nie są efektem braku porządnych definicji, ale raczej są odbiciem bogactwa problemów, jakie z wolnością się wiążą.

Ojciec święty Jan Paweł II bez wątpienia miał świadomość owych uwikłań związanych z wolnością. Świadomość to mało powiedziane, on te problemy przeżywał na co dzień. Zmagał się z problemem zniewolenia komunistycznego, żywo uczestniczył w przemianach ustrojowych, gdy Polska zrzucała jarzmo tego systemu politycznego, wreszcie uczył Polaków, jak odpowiedzialnie korzystać z uzyskanej wolności. Miał bardzo dobry kontakt z młodzieżą, dla której napięcia na styku wolności i sensu życia są szczególnie żywe i dotkliwe. O mało nie stracił życia, gdy pozostawił innym jak najwięcej wolności w dostępie do siebie samego. Jest też zapewne wzorem jak najlepszego korzystania ze swojej wewnętrznej wolności w celu rozwijania swojej duchowości. Jego najbliżsi współpracownicy dali świadectwo szczególnie intensywnego postępu duchowego Jana Pawła II w okresie, gdy coraz bardziej opuszczały go siły fizyczne w ostatnich latach przed śmiercią. Trudno dziś znaleźć kogoś, kto mógłby być lepszym orędownikiem wolności zewnętrznej, wychowawcą wolności wewnętrznej i wzorem korzystania z wolności, jaka jest nam dostępna.

Wychowanie do bycia wolnym w posłudze Jana Pawła II to nauczanie o naturze wolności, o jej powiązaniu ze strukturą osobową człowieka, to zwracanie uwagi na aspekty związane z wolnością w różnych dziedzinach życia: w wierze, polityce, gospodarce, pracy i innych zjawiskach bliskich współczesnemu człowiekowi. Do tego wychowania należy też niewątpliwie sama postawa Ojca świętego, człowieka, który ze swej wolności uczynił doskonałe narzędzie osobistego rozwoju, wiary, miłości do Kościoła, narodów, ludzi innych wyznań i światopoglądów oraz wielu indywidualnych osób. Okazał wolność od strachu i nienawiści do tych, którzy chcieli go skrzywdzić i tych, którzy zdołali to uczynić. Wolność ta przejawiała się także w sprawowaniu posługi duszpasterskiej, a czasami modyfikowaniu jej stylu tak, aby najlepiej służyła kontaktom z ludźmi i przekazywaniu orędzia ewangelicznego.

Kwestię wolności można będzie tu ująć tylko wyrywkowo, gdyż nauczanie papieskie właściwie w każdej ważnej dziedzinie jest bardzo obszerne, a w kwestii wolności jeszcze obszerniejsze. Bierze się to stąd, że jako filozof był zainteresowany w głównej mierze antropologią i etyką, której wręcz istnienie zależy od uznania i od koncepcji wolności. Nie można człowiekowi nakazywać czynienia dobra i unikania zła, jeśli nie przyjmiemy, że jest on wolny, że może wybierać i swoje wybory wykorzystać dla osiągnięcia celów, jakie przed sobą postawi.

Wolność, osoba i czyn

Nie potrzeba daleko posuniętej refleksji, aby uświadomić sobie, że nie można mówić o wolności poza kontekstem osoby. Bez świadomości, celu, sumienia nie byłoby wolności tylko na przykład fizyczne stopnie swobody albo biologiczna sprawność w zaspokajaniu popędów. W pracy filozoficznej z pogranicza antropologii i etyki pt. "Osoba i czyn" Karol Wojtyła zajął się także kwestią wolności. Na pewno warto sięgnąć do tej rozprawy, gdyż filozoficzna twórczość przyszłego następcy tronu Piotrowego miała istotny związek z jego nauczaniem papieskim. Jako papież był przede wszystkim duszpasterzem i choć o filozofii nie zapomniał, jego podejście musiało się zmienić na bardziej oficjalne z punktu widzenia magisterium kościelnego. Nie był już tylko myślicielem, ale też nauczycielem wiary i to takim, którego nauczanie musiało być w praktyce oficjalną wykładnią wiary i moralności katolickiej.

Wolność jest jednym z przejawów funkcjonowania osoby, wiąże się z nią na zasadzie pewnego sprzężenia zwrotnego: człowiek jest osobą i dlatego jest wolny, zaś podejmując wolne czyny tworzy siebie jako osobę. Nie jest to tylko stwierdzenie prostego faktu czy jakiś aforyzm, ale zwrócenie uwagi na zależność, która ma ważne konsekwencje dla naszego obrazu człowieka i dla jego wychowania. Aby zatem wypowiadać się na temat wolności, musimy najpierw, choćby w zarysie, uchwycić istotę osoby. Wojtyła podkreśla w niej samostanowienie, które "ujawnia strukturę samo-posiadania i samo-panowania jako istotną dla osoby". Tylko wtedy proste przeżycie "ja chcę" może być odpowiednio rozumiane. Mogę czegoś chcieć dla siebie, gdy sam siebie posiadam i gdy "panuję sobie". Jedno i drugie jest podstawą samo-stanowienia, czyli sprawowania nad sobą takiej władzy, jakiej nikt inny sprawować nie może. Osoba jest nieprzekazywalna, nie-odstępna, co średniowieczni myśliciele wyrażali słowami: persona est alteri incommunicabilis. Nasza wola może mieć udział w ujawnianiu tego podstawowego rysu naszej osoby:

"Swą strukturalną nie-odstępność (incommunicabilitas) zawdzięcza człowiek o tyle woli, o ile przez nią urzeczywistnia się samopanowanie, to zaś przejawia się i wyraża w działaniu jako samostanowieniu. Bez ujęcia tego również rysu strukturalnego całej osoby nie sposób gruntownie ująć i zrozumieć woli".

Takie ujęcie wolności pozwala złagodzić wspomniany we wstępie paradoks związany z tym, że źle używana wolność niszczy samą siebie. Jeśli bowiem, zgodnie z powyższą koncepcją związku samopanowania z wolą, ktoś dokonuje takich wyborów, które nie sprzyjają wzrostowi samostanowienia, wówczas takie osłabienie istotnych cech osoby sprawia, że również wola traci swoją moc. Co więcej, wspomniana wyżej nie-odstępność również traci swoją siłę i część należnego nam panowania przechodzi na rzecz innych: ludzi, pokus, czynników, nad którymi prawdziwa osobowość wyposażona w przeznaczoną jej incommunicabilitas potrafiłaby zapanować.

Takie podejście do osoby i jej wolności sprawia, że trzeba zredefiniować pojęcie wolnej woli. Nie jest nią zwykła możliwość wyboru między dobrem i złem, ale możność świadomego, rozumnego wyboru służącego umacnianiu i ujawnianiu w nas tego, co osobowe, ludzkie. Wprawdzie takie podejście przypomina nadal postulat wybierania największego dobra, ale jednak posiada własną mocną specyfikę. Najpierw wybór dobra nie jest związany wyłącznie oceną etyczną, ale wchodzi do niej refleksja nad własną strukturą osobową i tym, co służy jej umacnianiu: "Kiedy chcę czegokolwiek, wówczas równocześnie stanowię o sobie". Ponadto do oceny słuszności wyboru nie wystarczy obiektywna ocena, ale również ta "nie-odstępna" część naszej natury.

Fenomenologiczna analiza struktury osoby ludzkiej, której fragmenty tutaj przypominam, pozwoliła Wojtyle połączyć tradycyjną koncepcję człowieka, jako istoty od urodzenia wyposażonej w swoje istotne cechy, z koncepcją egzystencjalistyczną. Wedle tej drugiej egzystencja poprzedza esencję, czyli człowiek nie ma jakiejś określonej istoty od początku życia. To czym jest jako człowiek, kształtuje się w nim przez całe życie, a proces ten dobiega końca dopiero w momencie śmierci. Tego rodzaju koncepcja człowieka była rozpowszechniona w myśli XX wieku, który nieraz pokazał kruchość człowieczeństwa w ludziach, narodach, zdarzeniach historycznych i indywidualnych losach ludzi zmagających się z zawieruchami dziejowymi lub poczuciem bezsensu życia. "Osoba i czyn" jest przejawem poszukiwań takiej koncepcji człowieka, która chce ocalać to, co w człowieku jest darem Bożym i nadzieją wpisaną w nasze wnętrza, a jednocześnie chce zwrócić uwagę na dynamizm, który jest nieodłączną częścią naszej natury i może mieć udział w jej budowaniu lub rujnowaniu.

Karol Wojtyła przestrzega również przed pewnym idealizowaniem wolności, w sensie filozoficznym, czyli przed przyznawaniem jej bytowej niezależności w przekonaniu, że istnieje jakaś niezależna od konkretnego człowieka "czysta wolność", gdyż tylko w niej może się urzeczywistnić "czysta moralność". Ze swoją koncepcją osoby i wolności Wojtyła wiąże pewną celowość. Tutaj warto wspomnieć o koncepcji sensu życia, która uznaje, że ten sens pojawia się zawsze, gdy człowiek posiada jakiś cel i stara się go osiągnąć. Wprawdzie ta celowość, o której mówi "Osoba i czyn" w kontekście samostanowienia, nie jest tym samym, co dążenie do chwilowo określonego celu, ale z pewnością przyczynia się do poczucia sensu życia. Można przypuszczać, że jednym z czynników, które sprawiły, iż Jan Paweł II tak łatwo odnajdywał kontakt z młodzieżą był ten dynamizm w jego nauczaniu i postawie, który w naturalny sposób rodził poczucie sensu życia.

"Wolność woli oznacza samozależność osoby". Takie rozumienie wolności pozwala odróżnić prawdziwą wolność właściwą osobie od instynktu właściwego naturze zwierzęcej. Choć czyny wynikające z instynktu przypominają czyny wolne, nie posiadają one jednak znamion prawdziwej wolności, która musi się łączyć z ukonstytuowanym "ja". Czyny instynktowne są w rzeczywistości kierowane przez jakąś konieczność zapisaną w naturze zwierzęcia. Z tym wiąże się rozróżnienie, na które Wojtyła zwracał dużą uwagę w swoich pracach filozoficznych i do którego nawiązywał także w nauczaniu papieskim. Otóż chodzi o rozumienie czynu ludzkiego (actus humanus) spełnianego przez człowieka jako osobę (persona). Człowiek jest osobą, ale pewne jego czyny mogą być tylko czynami spełnianymi przez osobę (persona in actu), natomiast inne mogą być czynami osoby jako osoby (actus personae). "Rozróżnienie to nie jest bynajmniej grą słów, ale dotyczy w sposób istotny problemu interpretacji czynu. Chodzi o to, w jaki sposób czyn - actus humanus - jest prawdziwym actus personae: nie tylko aktualizuje się w nim jednostkowa natura rozumna, ale - jak świadczy o tym doświadczenie - spełnia go jedna i niepowtarzalna osoba".

Osoba wolna dokonuje wyboru swoich celów w sposób wolny od przymusu. Z drugiej strony wyznaczenie celu nosi w sobie znamiona determinizmu, bo inaczej "nie byłoby chceniem, lecz wahaniem". Jednak w tym zdeterminowaniu nadal trwa przeżycie "mogę - nie muszę". Wolność zatem jest sprawą wewnętrzną, zewnętrzna obserwacja nigdy nie wystarczy do stwierdzenia, w jakim stopniu dany czyn jest czynem osoby czy tylko czynem spełnianym przez osobę. Chociaż ta wolność jest uwikłana w system wartości człowieka i całą jego strukturę osobową, nadal jednak istnieje akt, moment woli, który posiada własną samoistność, siłę i wielkość. O ile filozofia Karola Wojtyły szuka bardziej integralnej, spójnej i holistycznej struktury aktu woli, poezja przypomina o chwilach, gdy wola objawia swoją wyjątkową samoistność. Przykładem tego jest wiersz pt. "Człowiek woli" z cyklu "Profile Cyrenejczyka":

Moment woli bezbarwny i ciężki jak uderzenie tłoka
albo znów ostry jak szpicruta,
moment, który się na ogół
tak nie narzuca
nikomu
tylko, mnie -
nie dojrzewa z uczuć jak owoc słodki,
nie wyłania się z myśli,
skraca drogę -
gdy przychodzi, muszę go podźwignąć,
i czynię tak na ogół.
Nie ma miejsca na serce i myśl,
jest tylko ten moment, który wybucha
we mnie jak krzyż.

We współczesnej filozofii od czasów Hegla funkcjonuje rozróżnienie "wolności od" i "wolności do", czyli wolności negatywnej i pozytywnej. Niektórzy myśliciele odrzucają sensowność takiego rozróżnienia, natomiast Wojtyła, uznając je, dodaje i uwydatnia "wolność dla" przedmiotów i wartości. Wiąże się to z tym, że akt woli zawiera w sobie nie tylko własną możność wyboru tego, kto wyboru dokonuje, ale też jakąś część tego, co jest wybierane, czy będzie to przedmiot (osoba) czy wartość. Przedmiot lub wartość warunkują wybór, ale o nim nie decydują. Ponadto na wybór wpływają nie tyle przedmioty, ile ich "odniesienie do prawdy" czy też "przyporządkowanie do prawdy". Wybór tego, co nie jest dobrem może zawierać w sobie elementy błędu, czyli niewłaściwego rozeznania prawdy w myśli, w rozumie, oraz elementy winy, czyli niegodnego wyboru woli, która zna dobro, ale idzie za złem. To powiązanie prawdy i woli jest podstawą wszelkiej moralności, zaś z drugiej strony wola powodowana prawdą, sama "domaga się" prawdy o dobru.

Dalsze etapy analizy wolności ludzkiej dotyczą "spełniania" czynu. Warto tu zwrócić uwagę na pewną analogię z sumieniem. Teologia moralna mówi o sumieniu przeduczynkowym, uczynkowym i pouczynkowym, czyli o takim, które działa zanim zostanie spełniony uczynek, w jego trakcie i po. Rozróżnienie to wiąże się z wolnością aktów ludzkich i w nich znajduje pewną podstawę. Rozważmy wolność człowieka z tych trzech punktów widzenia. Przed uczynkiem człowiek dokonuje oceny zamierzonego czynu i postanawia go spełnić, albo decyduje się na jego wykonanie bez należytej oceny. W momencie spełniania czynu, o ile nie jest on tak szybki jak strzał z karabinu, można zmienić decyzję, zaprzestać czynu lub rozwinąć go w innym kierunku niż wcześniej zamierzony. Natomiast po dokonaniu czynu pojawia się sposobność, aby stwierdzić, czy został on wykonany w sposób naprawdę wolny, czy jego następstwem jest zadowolenie z tego, co zostało wybrane i wykonane. Między wolnością i sumieniem nie zachodzi wyłącznie analogia, ale też istnieje realny związek:

"Właściwa i zupełna funkcja sumienia nie jest li tylko poznawcza, nie polega tylko na wskazaniu 'x jest dobre - x jest prawdziwym dobrem', 'y jest złe - y nie jest prawdziwym dobrem'. Właściwa i zupełna funkcja sumienia polega na uzależnieniu czynu od poznawanej prawdy. W tym zaś zawiera się uzależnienie samostanowienia, czyli wolności woli od prawdziwego dobra - albo raczej: uzależnienie jej od dobra w prawdzie".

Wojtyła, jako Jan Paweł II, stwierdził później, iż wolność nie polega na tym, żeby robić, co się chce, ale by mieć prawo czynić to, co słuszne. Natomiast w rekolekcjach watykańskich powiedział w odniesieniu do Chrystusa, ale w jakimś stopniu i do każdego człowieka: "Powinienem - powinność - Wielka Powinność - cały Sens mojego życia i śmierci! To, co należy do Ojca mego". Właściwe używanie wolności jest też warunkiem szczęśliwości. Jeśli mianowicie wolny i oparty na prawdzie czyn służy jako spełnienie siebie jako osoby, prowadzi ono do zespolenia prawdy z wolnością, a zespolenie takie jest "szczęściorodne". Szczęścia nie rodzi sama wolność (samo proste "mogę - nie muszę"), jest ona tylko warunkiem koniecznym szczęśliwości. Bez takiej wolności szczęśliwość jest - jeśli nie całkiem niemożliwa - to przynajmniej poważnie zagrożona. Elementami tej szczęśliwości są również relacje z innymi - z ludźmi, a także z Bogiem. Relacje te muszą się jednak wiązać z uczestnictwem w życiu innych na płaszczyźnie osobowej, wewnętrznej i niepowtarzalnej, a więc również z poszanowaniem wolności.

Te kilka fragmentów z fenomenologii osoby ludzkiej Karola Wojtyły pomoże nam lepiej zrozumieć jego nauczanie papieskie. Było ono oparte oczywiście o teologię kościelną, ale też zakorzenione w doświadczeniu czasów, miejsc i ludzi, których dane mu było spotkać, oraz poparte naukową analizą filozoficzną. Warto o tym pamiętać również po to, żeby uchwycić jego umiejętność trafiania do odbiorców. Przedstawione wyżej fragmenty analizy osoby ludzkiej zostały ujęte fragmentarycznie i możliwie prosto, w rzeczywistości lektura oryginalnego tekstu jest raczej uciążliwa dla nieprzygotowanego czytelnika. I właśnie te trudne analizy potrafił Jan Paweł II wykorzystać w swoim nauczaniu papieskim, ale w sposób taki, że nie odstraszały laików aparatem naukowym, ale zachwycały celnością nauki i znajomością człowieka.

Wiara i wolność

Nauczanie i posługa duszpasterska Jana Pawła II są mocno zakorzenione w jego działalności naukowej i duszpasterskiej z okresu poprzedzającego papiestwo. Wyniesienie Wojtyły na tron Piotrowy jest doskonałym przykładem określenia papieża jako Servus servorum Dei, czyli "sługa sług Bożych". Papiestwo Jana Pawła II zgodnie z formułą zgody "z pokorą przyjmuję" tylko wzmogło jego postawę służby wobec Boga, Ewangelii i ludzi, którym ją niósł. Był wcześniej filozofem, nauczycielem, przyjacielem wielu ludzi. Pozostał taki sam na tronie papieskim, choć pracy naukowej nie mógł już uprawiać tak, jak dawniej. Jednak tematyka podejmowana w twórczości filozoficznej była kontynuowana w dokumentach, kazaniach i innych wypowiedziach. Przewodnią myślą całego jego życia było - obok poznania Boga - poznanie człowieka, od strony zarówno teoretycznej, jak i praktycznej; albo lepiej można powiedzieć, że takie poznanie, w którym teoria i praktyka wzajemnie będą się wspierać. W tym poznawaniu i w odpowiednim traktowaniu ludzi, jak sam mówił pod koniec życia, pomogła mu filozofia personalistyczna. Wedle tej filozofii każdy człowiek jest niepowtarzalną jednostką i choć możemy stworzyć pewne ogólne filozoficzne antropologie, to jednak musi pozostać miejsce na indywidualne podejście do każdego człowieka. Jan Paweł II dla tego podejścia znalazł ilustrację w znanym wierszu głęboko religijnego poety Jerzego Liberta:

Uczę się ciebie, człowieku.

Powoli się uczę, powoli.

Od tego uczenia trudnego

Raduje się serce i boli.

Czytając prace filozoficzne można odnieść wrażenie, zupełnie naturalne przy lekturze filozoficznej, że ich autor prowadzi swoje analizy nie na podstawie kontaktu z żywym człowiekiem, ale na bazie innych prac wykorzystuje zaawansowane metody filozoficzne. Jednak głębsze wejrzenie w te prace, świadectwo samego autora i wykorzystanie tej twórczości w działalności tak praktycznej, jak kaznodziejstwo i duszpasterstwo, przekonują, że u Jana Pawła II jedność teorii i praktyki jest niezwykle mocna w każdym momencie jego życia, działalności i twórczości.

Filozoficzna analiza natury ludzkiej rozwijana na płaszczyźnie naturalnej w zetknięciu z wiarą religijną może ulec rozwojowi, deformacji lub też może stać się bastionem broniącym autonomii ludzkiej natury i ludzkiego rozumu. U Jana Pawła II, człowieka o głębokiej wierze, a jednocześnie otwartego na wszystkich ludzi, niezależnie od ich przekonań, zetknięcie filozofii z wiarą zachowywało wolność każdego, a jednocześnie pokazywało wiarę jako drogę prawdziwego rozwoju, jako drogę, na której można znaleźć odpowiedzi na pytania, które dręczą pozostających wyłącznie na poziomie naturalnego obrazu człowieka. Tak też było z kwestią wolności.

Problematykę wolności papież wiązał bardziej z wychowaniem niż z walką polityczną, z którą sprawę wolności częściej się kojarzy. Ta walka nie była mu obca i nie pomijał jej w swoim nauczaniu i działalności, ale jednak częściej kładł nacisk na właściwe rozwijanie wolności i korzystanie z niej w wewnętrznym rozwoju człowieka. Najpierw zwróćmy uwagę na jego nauczanie skierowane do młodych, dla których wolność bywa przedmiotem szczególnego doświadczenia, marzeń, dążeń, ale także nadużyć. Jan Paweł II chce im mocno uświadomić, że wolność jest elementem rozwoju człowieka wplecionym w system jego poznania, wartości, celów. Młodość jest, jak przypomina papież, szczególnym okresem odkrywania ludzkiego ja, w którym z wyjątkową mocą uwydatnia się "zmysł prawdy" i spontaniczne pragnienie wolności. W ten sposób łączy się poznanie dobra z czynieniem go: "Być prawdziwie wolnym - to znaczy: używać swej wolności dla tego, co jest prawdziwym dobrem". Młodość jest wzrastaniem, wzrastanie to definicja młodości. W tej perspektywie wolność jest narzędziem, a nie celem, jest "wymiarem bytu człowieka", a nie samodzielną wartością. Papież w przemówieniach do młodych przypominał znane słowa Leopolda Staffa: "Wolność nie jest ulgą, lecz trudem wielkości", podkreślając, że jest ona zarówno darem, jak i zadaniem, albo - w innym sformułowaniu - jest ona dana i zadana. Ciekawe jest też podejście papieża do odruchu buntu, który nierzadko towarzyszy młodości. Ludzie młodzi lubią gniewać się na świat za to, że nie daje im wystarczającej wolności i pewnie jeszcze o parę innych spraw. Papież kładąc nacisk na potrzebę samowychowania niejednokrotnie wręcz zachęcał do gniewu, ale takiego, który przynosi pożytek: "Nawet czasem nie zaszkodzi, jak się nad sobą zamyślisz i zmartwisz. Nawet czasem nie zaszkodzi, jak się na siebie zgniewasz. To lepsze, niż gdybyś miał lekkomyślnie przeżywać swoją młodość i gubić skarb, wielki, niepowtarzalny skarb, który w sobie nosisz, którym jesteś ty sam - każdy, każda".

Niewłaściwe rozumienie wolności grozi nie tylko młodym, ale pojawia się w wielu dziedzinach życia indywidualnych osób i społeczeństw. W swojej pierwszej encyklice Jan Paweł II pisze: "Zbyt często myli się wolność z instynktem indywidualnego czy zbiorowego interesu, lub nawet z instynktem walki i panowania, niezależnie od zabarwienia ideologicznego, jakie mu się nadaje. Jest rzeczą oczywistą, że te instynkty istnieją i działają, jednakże żadna prawdziwie ludzka ekonomia nie będzie możliwa, jeżeli nie zostaną one ujęte, odpowiednio ukierunkowane i opanowane przez głębsze siły, jakie tkwią w człowieku, przez siły, które stanowią o prawdziwej kulturze narodów". Dostrzegając niewłaściwe rozumienie wolności i ostrzegając przed tym, Kościół jednocześnie staje na straży tej wolności, która służy człowiekowi i jest jego godna: "Skoro zaś nie wszystko to, w czym różne systemy, a także poszczególni ludzie, widzą wolność i propagują wolność, okazuje się prawdziwą wolnością człowieka, tym bardziej Kościół w imię swej Bożej misji staje się stróżem tej wolności, która warunkuje prawdziwą godność osoby ludzkiej".

Związek wolności z prawdą został szeroko przedstawiony w encyklice "Veritatis Splendor" (Blask prawdy). Poszukiwanie pełnego sensu życia wymaga dążenia do doskonałości, to zaś wiąże się z połączeniem prawdy i wolności. Te idee możemy znaleźć w filozofii Karola Wojtyły, natomiast tutaj dołącza się do tego wiara, która jest dopełnieniem filozoficznej refleksji i etyki. Człowiek może zrozumieć siebie do końca tylko dzięki Chrystusowi; On pokazuje, że otwartość ludzkiego bytu znajduje dopełnienie w Bogu i Jego łasce. W Nim tajemnicze, niepojęte dla ludzkiego rozumu, połączenie łaski i wolności staje się proste i oczywiste, co wyrażają to słowa św. Augustyna: Da quod iubes et iube quod vis (Daj to, czego żądasz, i żądaj, czego chcesz). Warto zwrócić uwagę na krytykę pojęcia heteronomii w encyklice. Dość powszechnie przyjmuje się, że etyka chrześcijańska, katolicka kieruje się normami narzuconymi człowiekowi przez prawo Boże, zatem te normy są dane z zewnątrz, czyli heteronomiczne. Jan Paweł II uważa, że takie podejście oznaczałoby alienację człowieka, odebranie mu autonomii i poniżenie jego godności, a to z pewnością byłoby sprzeczne z mądrością Bożą. Co za tym idzie, byłoby ono zdecydowanym zawężeniem ludzkiej wolności, a także przekreśleniem tej jej koncepcji, która przenika całe nauczanie Ojca świętego. W istocie prawo Boże jest zaproszeniem do uczestnictwa w Bożej mądrości i miłości. Jest zachętą do tego, aby przyjąć orędzie prawdy i wolności zawarte w obietnicy: "Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli" (J 8, 32). Przeciwieństwem tej postawy jest grzech, którego orędownikiem jest szatan "ojciec kłamstwa".

Wiele uwagi w encyklice papież poświęca polemice z niewłaściwymi koncepcjami wolności, które pojawiają się w różnych systemach filozoficznych, ideologiach, a nawet w pewnych koncepcjach teologicznych. Krytykuje pewne postacie nowoczesnego determinizmu biologicznego, psychologicznego i kulturowego. Broni zarówno indywidualizmu personalistycznego, jak i koncepcji prawa naturalnego, wskazuje na niebezpieczeństwa tzw. opcji fundamentalnej itp. Podobnie zwraca uwagę na współczesny kryzys prawdy, w szczególności prawdy o dobru. Znajdujemy też tam krytykę totalitaryzmu i wielu innych negatywnych zjawisk związanych z brakiem poszanowania prawdy oraz wolności czynu i sumienia we współczesnym świecie. Jest to bardzo ważny dokument, który wart jest dokładnej znajomości i głębokiej refleksji, zwłaszcza w naszych czasach, które z jednej strony odbierają należną wolność wielu ludziom, a z drugiej innym dają jej "za wiele", czyli kuszą do niewłaściwego korzystania z tego wielkiego daru. Już św. Paweł ostrzegał: "Tylko nie bierzecie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału" (Ga 5, 13). Nasze czasy też potrzebują takich ostrzeżeń i pouczeń.

Problematyka wolności, prawdy, godności osobistej, rozwoju osobowego w kontekście indywidualnym, społecznym i w kontekście wiary religijnej przewija się nieustannie przez nauczanie Jana Pawła II. Dotyczy ona bowiem zarówno najbardziej intymnych spraw, jak miłość czy sens życia, jak i tych najbardziej ogólnych: sprawiedliwości społecznej, godności pracy ludzkiej czy pokoju. Trudno przytoczyć tutaj nawet najważniejsze dokumenty na temat wolności, ale zasadnicza postawa papieża wobec niej pozostała niezmienna, choć każda niemal wypowiedź dodawała jakiś aspekt, wzbogacała koloryt tej wielkiej i pięknej wartości.

Zakończenie. Świadek wolności

Kwestia wolności jest u Karola Wojtyły/Jana Pawła II tak podstawowa, że właściwie przy pisaniu artykułu należałoby wydzielić jakiś węższy problem z nią związany. Z drugiej jednak strony warto popatrzeć na wolność tego człowieka i na ogólnie rozumianą wolność w jego myśli i nauczaniu, aby zobaczyć w niej zwornik jedności, wielkości i godności osoby ludzkiej. Warto przypatrzyć się tej wolności, która musi być należycie zdefiniowana nie tylko dla potrzeb teoretycznej analizy i spójności przekonań, ale też dla uniknięcia poważnych błędów w praktyce indywidualnej i społecznej. Tej wolności, która nie może być wartością samodzielną, ale uczestniczy w doskonaleniu człowieka; która nie jest obojętna wobec prawdy, jako owocu zupełnie innej władzy, czyli rozumu, ale prawdzie towarzyszy i z niej czerpie swoją siłę i kierunek. Wreszcie tej wolności, która w swoim ostatecznym spełnieniu jest oparta na prawdzie niesionej przez Ducha Świętego i która jest "wolnością dzieci Bożych".

Ciągłość między filozoficzną częścią nauki o człowieku i o wolności, a częścią teologiczną znajdującą odbicie w nauczaniu papieża jako głowy Kościoła sprawia, że z nauki Jana Pawła II można czerpać na gruncie filozoficznym, naturalnym i można budować na niej dojrzałą postawę człowieka wierzącego. Zarówno treść nauki Ojca świętego, jak i jej fascynująca zgodność z jego postawą i życiem, sprawia, że nie jest to tylko nauczanie, ale też wychowanie. Wychowanie w najlepszym stylu, które działa zarówno na rozum, jak i daje praktyczne pouczenia i wreszcie przedstawia przykłady: ludzi dobrych i godnych, bohaterów, świętych i samego Jezusa Chrystusa. Do tych przykładów teraz zaliczyć możemy samego Jana Pawła II. Warto byłoby w jego osobistej postawie życiowej odnajdywać elementy jego nauczania na temat osoby ludzkiej. Z pewnością wtedy oddziaływanie wychowawcze jego nauki i postaci byłoby jeszcze większe.

Wykaz literatury:

Z. Wolak, Notatki do wykładów z historii idei.

K. Ajdukiewicz, Zagadnienia i kierunki filozofii, Kęty-Warszawa 2003.

E. Warda, Filozofia starożytna. Repetytorium od A do Z, Warszawa 2004.

A. MacIntyre, Krótka historia etyki, Warszawa 1995.

W. Tatarkiewicz, Dzieje sześciu pojęć, Warszawa 1988.

A. Kenny, Krótka historia filozofii zachodniej, Warszawa 2005.

S. SwieŜawski, Dzieje europejskiej filozofii klasycznej, Wrocław 2000.

W. Mackiewicz, Filozofia współczesna w zarysie, Warszawa 2008.

F. Ricken, Etyka ogólna, Kęty 2001.

W. Tatarkiewicz, O szczęściu, Warszawa 2003.

K.R. Popper, Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie, t.1 i 2, Warszawa 2006-2007.

M. Heller, Filozofia nauki, Kraków 1992.

W języku polskim zwrotów: "z pewnością", "zapewne" używamy wtedy, gdy nie jesteśmy całkowicie pewni. To też chyba przejaw ewolucji pojęcia pewności.

"O którymś z autorów krytykujących Blake'a Wittgenstein miał powiedzieć: Przecież oni nie potrafi zrozumieć filozofii. Jak można w takim razie łudzić się, że zrozumie poezję?" (za: J. Życiński, Mistyk wśród empirystów, w: M. Heller, J. Życiński, Pasja wiedzy. Między nauką a filozofią, Kraków 2010, s. 50).

Opinie ludzi bywają nad wyraz zmienne, oto jak Diogenes z Synopy przedstawia ludzką opinię na temat różnicy między normalnością i szaleństwem, otóż: "Twierdził, że większość ludzi jest pozbawiona rozumu, że o różnicy stanowi dla nich jeden palec: jeżeli ktoś idzie z wyciągniętym palcem środkowym, uchodzi za szaleńca, a jeżeli z wyciągniętym palcem wskazującym, za szaleńca nie uchodzi" (Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy sławnych filozofów, s. 323). W trzecim tysiącleciu po Diogenesie tego, kto pokazuje środkowy palec uważa się za takiego, który innych uważa za szaleńców.

Rymkiewicz pisze: „[…] Bo opis jest tożsamy z tym co opisane / Choćby filozofowie sądzili inaczej”. Niektórzy filozofowie sądzą podobnie, ale jednak opis jest raczej obrazem, a nie rzeczą samą. W starożytności Parmenides utożsamiał umysł, poznanie i byt. Dziś robi się to co najwyżej przenośnie, jak w dowcipie: "Jan mówi mi, że zawsze jestem jego pierwszą myślą", "Taaak? To ja wczoraj widziałam go z jego drugą myślą…".

Niektórzy dołączają do tego wykazu jeszcze jedną funkcję przypisywania przedmiotom pewnej własności (istotnej, bez której przedmiot przestaje należeć do swego gatunku lub nieistotnej). Tu jednak własność utożsamiamy z predykatem lub zbiorem, więc nie ma powodu do wyróżniania tej funkcji. Por. [Galarowicz, 311-312].

Nie znaczy to, że kwantyfikator utożsamia się z realnymi istnieniem (można na przykład powiedzieć: „dla pewnego x, x jest większe niż a”, co nie znaczy, że przypisujemy liczbom istnienie realne takie jak rzeczom) , chodzi o odróżnienie cechy od kwantyfikatora. W klasycznej filozofii istnienie jest pojęciem analogicznym, niejednoznacznym. Jest ono będącym składnikiem bytu (istota-istnienie), ale samo bytem nie jest.

Pamiętają o tym także poeci. Wisława Szymborska w wierszu Widok z ziarnkiem piasku pisze: „Czas przebiegł jak posłaniec z pilną wiadomością. / Ale to tylko nasze porównanie. / Zmyślona postać, wmówiony jej pośpiech, / a wiadomość nieludzka”.

Niektórzy mówią ironicznie, ale i paradoksalnie, że dowodem istnienia obcych cywilizacji o wysokim stopniu inteligencji jest to, że się z nami nie kontaktują.

Rozróżnienie bytu realnego i intencjonalnego rozwiązało starożytny paradoks Orestesa i Elektry.

Spory o istnienie podstawowe też nigdy nie wygasały. Niech ich literacką parafrazą będzie wiersz Leopolda Staffa:

PODWALINY

Budowałem na piasku

I zwaliło się.

Budowałem na skale

I zwaliło się.

Teraz budując zacznę

Od dymu z komina.

Zapoczątkował go Platon. Jego "dyżurny przeciwnik" Diogenes z Synopy chodził po rynku ateńskim w jasny dzień z lampką i pytany, dlaczego to robi, powiedział: "Szukam człowieka" (Hominem quero). Powszechnie się to interpretuje jako poszukiwanie człowieka porządnego, ale równie dobrze można to uznać za szukanie Platońskiego człowieka idealnego. Diogenes Laertios przytaczając tę anegdotę nie interpretuje jej ani tak, ani tak (Diogenes Laertios, Żywoty i poglądy…, s. 326).

Znana jest koncepcja tzw. posągu Condillaca. Jest to eksperyment myślowy, który proponuje rozważenie funkcjonowania posągu obdarzonego wyłącznie jednym zmysłem, węchem. Zdaniem Condillaca ten jeden zmysł wystarczy do wytworzenia całego życia psychicznego. Polska Komisja Edukacji Narodowej zamówiła u niego podręcznik z logiki, któremu autor nadał tytuł: "Logika, czyli pierwsze zasady sztuki myślenia".

Chodzi tu o tzw. Rozumowanie redukcyjne, które dla znanych faktów poszukuje teorii, z której fakty te wynikają.

Wbrew pozorom nie był on kontynuacją pozytywizmu Comte'a (teorii w istocie metafizycznej, choć z nazwy empirycznej), ale na krytycznej filozofii Davida Hume'a.

Mówi się, że sami się musieli krytykować i obalić, bo krytyki innych filozofów nie potrafiły osiągnąć odpowiedniego poziomu. Właściwie w okresie ich działalności głównie logicy polscy mogli uprawiać filozofię na ich poziomie, ale nasi logicy poszli w innym kierunku, nie odrzucali metafizyki, etyki i innych dziedzin filozoficznych, które neopozytywiści uważali za dziedzinę nie nauki, ale światopoglądu.

Rodzaj tłumaczenia (rozumowania redukcyjnego), polegający na uogólnianiu powtarzających się wyników doświadczeń. Indukcję uważali za metodę naukową neopozytywiści, ale i Arystoteles.

Niemożliwość experimentum crucis w fizyce wykazywał już P. Duhem.

Dyskusja u Ajdukiewicza, Zagadnienia i kierunki filozofii, s. 81n.

Por. Galarowicz, s. 191.

Por. Kowalczyk, s. 4. Ks. Józef Tischner rozsławił inne dowcipne, ale też filozoficznie celne, rozróżnienie: "Są w życiu tylko trzy prawdy: święta prawda, tysz prawda i g… prawda". Pierwszą można by powiązać z religią, etyką i światopoglądem, drugą z empistemicznym uzasadnieniem, a ostatnią - z tym co gadają tu i tam… (niech każdy sam podstawi w puste miejsce, co uważa za warte takiej kategoryzacji).

Zestaw podstawowych zarzutów przeciwko tej teorii prawdy znajdujemy u Fregego. Por. J. Woleński, s. 103).

Cytaty z Jamesa i Peirce'a - Galarowicz, s. 200; A. Miś, Filozofia współczesna. Główne nurty, Warszawa 2007, s. 56.

Cytat. J. Bocheński, Lewica, religia, sowietologia, s. 378.

Por. (Galarowicz, s. 206).

Ponieważ jednak w rozumowaniach dotyczących rzeczywistości często posługujemy się nie poszczególnymi zdaniami, ale zdaniami złożonymi, funkcjami zdaniowymi połączonymi zależnościami logicznymi, lepszym narzędziem takich rozumowań wydaje się logika intuicjonistyczna (INT) oparta na tzw. konstrukcjonizmie matematycznym. Badania nad tego rodzaju zastosowaniem INT są jeszcze w toku.

Paradoks ten jest prawdopodobnie sztucznym tworem, który pokazuje, że w istocie nie istnieje rachunek zdań w czystej postaci. Tutaj odejście od zdrowego rozsądku prowadzi do niezrozumienia natury logiki.

Nieraz ekstrawagancka filozofia obecnego wieku jest zdrowym rozsądkiem przyszłego.

I. Kant, Prolegomena do wszelkiej przyszłej metafizyki, która będzie mogła wystąpić jako nauka, PWN, Warszawa 1993, s. 8.

J. Salamucha, Tomizm jako philosophia perennis, w: J. Salamucha, Wiedza i wiara.Wybrane pisma filozoficzne, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 1997, s. 61-62.

K. Popper, Wiedza obiektywna. Ewolucyjna teoria epistemologiczna, PWN, Warszawa 1992, s. 377.

Nie chodzi tutaj o dawną logikę filozoficzną, jaką uprawiał na przykład Kant, Łukasiewicz stwierdził, że panowała w niej „beznadziejna niemoc myślenia” [J. Łukasiewicz, Logika i metafizyka. Miscellanea, Wydział Filozofii i Socjologii UW, Warszawa 1998, 59].

Podział logiki z punktu widzenia zagadnień i używanych metod oraz terminów pierwotnych można znaleźć w J. Bocheński, Ogólny sens i charakter logiki współczesnej, [w:] J. Bocheński, Logika i filozofia. Wybór pism, PWN, Warszawa 1993, s. 4-6.

MEL, s. 95.

Badania nad umiejętnością posługiwania się logiką (konkretnie implikacją materialną) wykazały, że studenci znający dobrze definicje funktorów logicznych tylko w połowie potrafili rozwiązać stosunkowo łatwe zadanie. Co ciekawsze, w grupie logików wyniki były takie same, albo nawet gorsze. Por. R. Wójcicki, Logika, s….

Por. T. Kotarbiński, Wykłady z dziejów logiki, PWN, Warszawa 1985, s. 182-183.

J. Woleński, Łukasiewicz o psychologizmie, [w:] J. Woleński, Szkoła lwowsko-warszawska w polemikach, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 1997, s. 31. Por. J. Łukasiewicz, Teza Husserla o stosunku logiki do psychologii, [w:] J. Łukasiewicz, Logika i metafizyka, dz. cyt., s. 341-342.

Symbole są narzędziem logiki formalnej, ale w logice współczesnej związek formalności z symbolicznością jest zakresowo identyczny, dlatego logikę formalną można identyfikować z symboliczną. Innymi słowy, logika formalna nie musi się posługiwać symbolami, ale dziś posługuje się nimi w pełnym zakresie.

Przykładem rozumowania dedukcyjnego, raczej nieprzydatnego ani w nauce, ani w życiu codziennym, ale wskazującego na ogólność praw myślenia, jest fragment wstępu do pewnej książki logiczno-filozoficznej:

Cokolwiek jest zielone, jest żabą.

Twoje oczy są zielone.

A więc Twoje oczy są żabą.

(M. Heller, Prawda i wynikanie - słowo na otwarcie Sympozjum „Logika i metafilozofia”, [w:] Z. Wolak, red., Logika i metafilozofia, Biblos - Tarnów, OBI - Kraków 1995, s. VII).

Nie możemy mieć na przykład pewności, że jutro, tak jak przez miliardy lat, słońce wzejdzie na horyzoncie, jednak dotychczasowa wiedza w tej kwestii, choć niepewna, wystarcza na przykład do tego, by nie odwoływać obiadu, który jest planowany na południe następnego dnia.

Por. E. Żarnecka-Biały, Mała logika. Podstawy logicznej analizy tekstów wnioskowania i argumentów, Nakładem UJ, Kraków 1994, s. 15-17.

Używano także pojęć: znak konwencjonalny (znak) i znak naturalny (oznaka).

Niniejsza prezentacja semiotyki robi wrażenie spójnej i jednoznacznej, w rzeczywistości obejmuje ona wiele, często słabo powiązanych ze sobą, kierunków i metod badawczych [por. L. Koj, Problemy semiotyki logicznej, Polskie Towarzystwo Semiotyczne, Warszawa 1990].

Por. M. Tokarz, Elementy pragmatyki logicznej, PWN, Warszawa 1993, s. 108-278.

Powyższy diagram został po małej modyfikacji graficznej przejęty z książki J. Bocheński, Współczesne metody myślenia, Poznań 1992, s. 44.

Można też twierdzić, że kto dobrze myśli, lepiej żyje. Tak uważał Sokrates.

W języku prawniczym dyrektywa jest pojęciem szerszym od normy. W niniejszym podziale norma oznacza jakąś stałą zasadę, a dyrektywa jednorazowe polecenie czy prośbę, jednak aby nie mnożyć podziałów, umieściłem obie te funkcje w jednym punkcie.

W jednym dowcipie przysięga małżeńska jest potraktowana jako przykład klątwy.

Liturgia jest językiem zanków najbliższych rzeczywistości, którą wskazują. Nic dziwnego, że znany logik, filozof, dominikanim Józef Bocheński był tak bardzo zafascynowany liturgią katolicką.

Nie mogę się oprzeć pokusie, by wspomnieć o funkcji języka nazywanej w języku jidysz czasownikiem fumfer (a rzeczownik od tego brzmi fumferowanie). Tak objaśnia ją Joseph Heller (w Nic śmiesznego, s. 292): „Odnosi się do pewnego typu unikowych zająknięć i mamrotań, które mają na celu opóźnienie prostej odpowiedzi”.

Rozwiniętą teorię tej funkcji języka można znaleźć np. w: A. Brożek, Pytania i odpowiedzi, Semper: Warszawa 2007.

Wyrażenia o takiej budowie mogą pełnić także inne funkcje. „Pytanie”: „Czy przestaniecie nareszcie gadać?” na pewno nie jest pytaniem.

Tzw. implikatura konwersacyjna, czyli stwierdzenie wynikające z jakiegoś zdania przy założeniu ogólnych zasad racjonalnej współpracy z rozmówcą, wskazuje na to, że Jezus został ochrzczony przez kogoś innego, bo inaczej byłoby powiedziane na przykład „ochrzcił się”, a nie „przyjął chrzest”. Zresztą w tym przypadku zdarzenie jest na tyle znane, że korzystanie z tej implikatury nie jest właściwie potrzebne.

Wyjaśnienie takie jest lekko naciągane, bo presypozycja wynikanie tylko z założenia pytania, ale raczej z ironicznego tonu, który sprawia, że założenie powinno zostać poprzedzone negacją.

Są to przykłady tzw. odpowiedzi niewłaściwych, czyli posiadających inny schemat niż ten wyznaczony przez pytanie. Wina jednak leży po stronie pytającego, który postawił niewłaściwe pytanie. Pomijamy w tym podręczniku inne rodzaje odpowiedzi. Więcej na temat przydatnej w filozofii i teologii teorii pytań por. A. Siemianowski, Ogólna metodologia nauk. Wprowadzenie dla studentów teologii, Poznań 2001, s. 45-50.

Ten przykład kieruje nas również w stronę tzw. teorii deskrypcji B. Russella.

Jest to definicja semantyczna, możliwa jest jeszcze definicja syntaktyczna i pragmatyczna.

Istnieją logiki, które wprowadzają dodatkowe wartości, oprócz prawdy i fałszu, jak również dodatkowe funktory i dzięki temu zwiększa się zakres ich zastosowania. Nas interesują takie wyrażenia, które są wykorzystywane w klasycznym rachunku logicznym.

Funkcję zdaniową, w której argumentami są wyrażenia nazwowe nazywamy funkcja propozycjonalną.

Niektórzy za nazwę uważają tylko ten element, który może występować jako podmiot. Przyjęte tutaj znaczenie jest zatem szersze.

Przy tej okazji chcę zwrócić uwagę na to, że część nazw używanych w logice ma po kilka znaczeń przyjmowanych u różnych autorów, najczęściej różnią się one pewnymi niuansami ważnymi w pewnego rodzaju analizach. W tym podręczniku raczej nie będę informował o innych znaczeniach, ale poprzestanę na tych, które uznałem za najbardziej odpowiednie dla przedstawionego tu wykładu logiki.

Więcej na ten temat (Nieznański, s. 69-71).

Wyrażenia typu „żelazne drewno” czy „kwadratowe koło” bywają, z racji wewnętrznej sprzeczności, uważane za wyrażenia bezsensowne, a nie za nazwy puste. Jednak sprzeczność - jak już wspomniano - można stwierdzić tylko wtedy, gdy wcześniej znamy sens wyrażeń, dlatego nazw sprzecznych nie będziemy uważać za bezsensowne.

Czasami do konkretnych zalicza się nazwy, których desygnatami są twory wyobraźni, na przykład „krasnoludek”.

Jeśli nazwie abstrakcyjnej przypisuje się konkretne desygnaty popełnia się tzw. błąd hipostazowania.

W rzeczywistości to jedna zależność oparta na prawie transpozycji: (p -> q) -> (~q -> ~p).

Analogiczność dotyczy nie tylko nazw, ale też innego rodzaju wyrażeń, zwłaszcza funktorów nazwotwórczych. Ponieważ nie będziemy wracać później do tej kwestii, pojęcie analogii przedstawione tutaj dotyczy w ogóle wyrażeń analogicznych, a nie tylko nazw.

Gdzie na przykład mówi się o analogii bytu.

Por. J. Bocheński, O analogii, [w:] J. Bocheński, Logika i filozofia, dz. cyt., s. 50-78. Z. Wolak, Koncepcje analogii w Kole Krakowskim, Tarnów 2005.

Predykaty o funktory zdaniotwórcze o argumentach nazwowych.

Por. L. Borkowski, Wprowadzenie do logiki i teorii mnogości, Lublin 1991, s. 13-16.

Pełny zestaw indeksów dla różnych form gramatycznych, rzeczowników, przymiotników, przysłówków, zaimków, przyimków, imiesłowów i liczebników, można znaleźć w podręczniku Romana M. Olejnika, Logika praktyczna w zarysie, Częstochowa 2002, s. 12-18. [Nieznański, 63-66] pokazuje, że analiza tego rodzaju nie jest jednoznaczna.

Por. M. Kowalewski, Logika, dz. cyt., s. 89; MEL, s. 223.

Por. J. Woleński, Filozoficzna szkoła lwowsko-warszawska, PWN, Warszawa 1985, s. 46-47.

Dotyczy to także wszystkich transcendentaliów, choć tutaj zgoda jest mniej powszechna.

J. Bocheński, Współczesne metody myślenia, Wydawnictwo „W drodze”, Poznań 1992, s. 57.

Na przykład zdanie: „Wszystkie krasnoludki są zielone” ktoś może uznać za nonsensowne semantycznie, bo nie ma żadnych krasnoludków, więc nie ma sensu zastanawiać się nad tym, czy są zielone, czy nie. Z drugiej strony zdanie to jest syntaktycznie poprawne.

Por. J. Bocheński, Współczesne metody myślenia, dz. cyt., s. 58.

Przykład języków wysokich stopni pojawia się w jednej polskiej komedii (o jakimś gangsterze piszącym doktorat): "No wstań, (1) mówię do ciebie (2)", "A co mama mówi? (3)", "No, mówię, że mówię (4) - o Boże, co ja mówię? (5)" Mamy tu kolejno 1, 2, 3, 4 i 5 stopień języka.

Podobna antynomia może dotyczyć dowolnego rodzaju znaków, jak na przykład w znanym dowcipie:

- Komu się nie chce robić, wystąp!

Wystąpili wszyscy oprócz Malinowskiego.

- A cóż to, Malinowski? Wam się chce robić?

- Mnie się ani wystąpić nie chce…

Podobne antynomie wskazujące na trudności w teorii mnogości wskazywał Russell, np. antynomia golibrody, samobójców, cioci, która kocha wszystkich, którzy siebie nie kochają itp.

Implikacja jest wyrażeniem językowym, a nie metajęzykowym.

Jest to typowy przykład implikacji, ale niestety jej wartość logiczna, jak to przy niektórych zdaniach empirycznych, jest zdecydowanie wątpliwa.

Por. E. Żarnecka-Biały, Mała logika, dz. cyt., s. 82-83, [Nieznański, 96-113].

Inne aspekty definicji ostensywnych patrz MEL, s. 43.

Inne znaczenia tej definicji, patrz. MEL, s. 39.

Por. MEL, s. 43.

Por. L. Rossetti, Raport o „logice nieformalnej”, [w:] E. Żarnecka-Biały, red., Między prawdą, dz. cyt, s. 238-246.

Por. F. W. Dauer, Critical Thinking. An Introduciotn to Reasoning, Oxford University Press, New York 1996; A. Fisher, The Logic of Real Arguments, Cambridge University Press, Cambridge 1988; K. Szymanek, Sztuka argumentacji. Słownik terminologiczny, Wydawnictwo Naukowe PWN: Warszawa 2004.

Por. J.J.Jadacki, Nowa klasyfikacja starych błędów logicznych, [w:] E. Żarnecka-Biały, red., Między prawdą, dz. cyt, s. 143-153. O roli, a czasem nawet wartości, błędu w logice i filozofii wiele można znaleźć w tejże książce oraz w tomie: K. Gurba, E. Żarnecka-Biały, ed., Philosophy & Error, Jagiellonian University Press, Kraków 1998. Ciekawe analizy kilku poprawnych i błędnych rozumowań przedstawia też [Nieznański, 165-169].

Czyli: "Przed szkodą i po szkodzie głupi" nie zawsze jest przejawem nierozumności. Błąd nie daje często żadnej wiedzy, także tej, jak podobnego błędu uniknąć na przyszłość.

Oczywiście w logice wszystko jest jednakowo ważne: zmienne, funktory itp. Natomiast w rozumowaniach często stopniujemy ważność lub oczywistość zdań. Jest to zrozumiałe, ale czasami może być zgubne i prowadzić do błędu.

Starsi pamiętają za pewne słynny dowcip: Amerykanin: - Ile jest łagrów w Związku Radzieckim? Rosjanin: - A u was murzynów biją. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że jeśli w jakiejś kwestii znaczącą rolę odgrywa wiarygodność oponenta, podważenie tej wiarygodności może być zupełnie uzasadnionym i słusznym posunięciem.

MEL, s. 54.

Więcej uwag na temat wieloznaczności oraz amfibologii w [Nieznański, 93-96], które autor ilustruje ciekawymi przykładami z zeszytów szkolnych w stylu: „Pożyczyłem książkę od koleżanki, która była bardzo zniszczona”.

Por. M. Korolko, Sztuka retoryki. Przewodnik encyklopedyczny, WP, Warszawa 1990, s. 150-157.

Poznane wyżej błędy logiczne sprawnie stosowane również mogą posłużyć jako rodzaj metod stosowanych w erystyce.

Por. MEL, s. 54-56; M. Korolko, Sztuka retoryki, dz. cyt., s. 91-97; A. Schopenhauer, Erystyka,dz. cyt. To niewielkie dziełko należy do klasyki przedmiotu, niektóre sposoby erystyczne zostały zilustrowane dowcipnymi i celnymi rysunkami Szymona Kobylińskiego. Schopenhauer podaje też nieco przykładów, najczęściej z życia... filozofów.

Przykład Wańkowicza z dyskusji politycznej, gdy oponent przekonywał o wyższości władzy niemieckiej nad polską: "Milcz, bo jak Boga kocham, dam w mordę".

Por. [Szamanek, 22-221]. Znane zasady łacińskie: Ei incumbit probatio, qui dicit, non qui negat (Ten ma dowodzić, kto twierdzi, a nie kto przeczy) czy Negativa non sunt probanda (Nie dowodzi się twierdzeń przeczących) są zasadniczo pochodzenia prawniczego.

Obszerną analizę problematyki autorytetu daje J. Bocheński w artykule Co to jest autorytet?, [w:] J. M. Bocheński, Logika i filozofia, dz. cyt., s. 187-324. Krótko o błędach związanych z autorytetem: tenże, Autorytet, [w:] J. Bocheński, Sto zabobonów, Wydawnictwo Philed, Kraków 1992, s. 26-28.

A może to jest argumentum ad baculum.

A. Schopenhauer, Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów, Alma-Press, Warszawa 1993, s. 76.

Tamże, s. 77-78.

Studenci zwrócili uwagę, że na niektórych uczelniach na niektórych wykładowców "zmiękczająco" działa sytuacja, którą można określić mianem argumentum ad graviditatem (argument z ciąży). Otóż bywa, że studentki w stanie błogosławionym są nieco łagodniej traktowane przy egzaminach.

Artykuł złożony do druku.

W rzeczywistości chodzi o pomijanie materii, jako opozycyjnego składnika wobec formy, ale nie będziemy się tutaj skupiać nazbyt dokładnie na metafizyce.

Por. K. Kłósak, Z zagadnień filozoficznego poznania Boga, Kraków 1979, s. 467.

B. Russell, Mądrość Zachodu, Warszawa 1995, s. 97.

Przykład popularny, choć nie zupełnie zgodny z interpretacją sylogistyki u Arystotelesa.

Por. D. Laertios, Żywoty i poglądy sławnych filozofów, Warszawa 1988, s. 67.

To ten, któremu jakiś czas przypisywano autorstwo dzieł Shakespeare'a.

Por. R. Ingarden, O dziele literackim. Badania z pogranicza ontologii, teorii języka i filozofii literatury, tłum. M. Turowicz, Warszawa 1988.

Por. J. Bocheński, Sens życia i inne eseje, Kraków 1993, s. 166-169.

F. de la Rochefoucauld, Rozważania i uwagi moralne, przekł. L. Staff, Kraków 1992, s. 18.

Tamże, s. 78.

W takim świecie mógłby działać słynny Demon Laplace'a, czyli nadzwyczaj inteligentna i "szybkolicząca" istota, która na podstawie wiedzy o pędzie i położeniu wszystkich cząstek mogłaby przewidzieć dzieje świata w przyszłości i poznawać przeszłość bez jej badania. Wystarczyłoby liczenie. Ta idea powstała na gruncie przekonania o determinizmie mechaniki klasycznej. Dziś wiemy, że nawet ta mechanika (a są przecież inne, nowsze) nie jest deterministyczna.

Pierwsza część tego poglądu należy do Heraklita, ale on uznawał, że choć wszystko się zmienia, to jednak sama zmienność jest niezmienna i łącząc się ze wszechobecnym logosem możemy zdobywać mądrość, która odsłoni nam tajemnice zarówno świata, jak i człowieka.

Szerzej na temat definicji zdania i parafraz, o czym za chwilę w tym artykule, pisałem w materiałach, które są obecnie przygotowywane do druku.

W istocie poprzednia kwestia też dotyczyła w dużym stopniu parafraz, ale w nico innym sensie.

Nie trzeba chyba wyjaśniać, że znał on logikę tylko z dalekiego słyszenia.

Na przykład Jan Franciszek Drewnowski stworzył program filozoficzny oparty na subtelnym mechanizmie formalnym, w którym ciągle się mówiło o "nieprzywiedlności" pojęć odnoszących się do rzeczywistości nieco wyższego wymiaru, np. relacji pojęć psychicznych do cielesnych, teologicznych do filozoficznych itp.

Przy konstruowaniu parafraz logicznych wielu autorów zwraca uwagę na zachowanie treści pojęć lub zdań czy też na izomorfizm formuły parafrazowanej i jej parafrazy. W podejściu, jakie tutaj prezentuję, nie ma większego znaczenia ani jedno, ani drugie, ale liczy się relacja prawdziwościowa, ekstensjonalna.

Wiąże się to z tzw. monotonicznością dedukcji: wzbogacenie przesłanek nigdy nie prowadzi do tego, że poprzedni wniosek przestaje wynikać. Przeciwnie, często pomaga wyciągać dodatkowe wnioski.

Pewni autorzy wspominają o tym, że przekład na język logiki zmienia zawartość informacyjną. Na przykład Nieznański w swoim podręczniku dla prawników pisze, że "implikacja jest słabszym związkiem zdań niż wynikanie" (E. Nieznański, Logika. Podstawy - języka - uzasadnienie, Warszawa 2006, s. 127). Jednak tego stwierdzenia nie ujmuje w związek logiczny. Podaje też ciekawy (dla moich rozważań) przykład: "Jeżeli Kopernik miał dzieci, to nie był ojcem" (tamże). Parafraza logiczna w postaci implikacji jest prawdziwa z racji fałszu poprzednika, natomiast w języku potocznym, z tego samego powodu, ten okres warunkowy może być odczytywany jako okres kontrfaktyczny albo jako zdanie fałszywe czy nawet zdanie bez określonej wartości logicznej. Jak przy takim zamęcie określić parafrazę? Otóż jeśli wspomniana (prawdziwa) implikacja spełni dobrze swoją rolę w danym rozumowaniu, to możemy ją wykorzystać jako paf - bo przecież zdanie prawdziwe wynika ze wszystkiego, nie musimy więc decydować w tej sytuacji, którą interpretację wybierzemy dla oryginalnego zdania.

Por. tamże.

M. Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, t. 1, Warszawa 1978, s. 30.

Gdyby oznaczał zwykłą alternatywę, popularne wyrażenie "i/lub" nie miałoby sensu, bo ta alternatywa zachodzi też wtedy, gdy prawdziwa jest koniunkcja.

Nie mylić z przyczynowością: determinizm może być przyczynowy i celowościowy, przyczynowość nie musi być deterministyczna.

Trzeba też pamiętać, że sposób istnienia wartości, w tym wartości etycznych, to kwestia ontologii.

Trudno ocenić, który z nich ewentualnie zwyciężył w sporach dotyczących mądrości życiowej. Arystyp umiał współżyć z ludźmi i nie musiał płukać jarzyn, Diogenes umiał płukać jarzyny, a ludźmi pogardzał wedle woli.

Oprócz niego istnieje jeszcze imperatyw hipotetyczny: jeśli chcesz osiągnąć to a to, to czyń to a to.

Trochę się to kłóci z Jezusowym: "Dlaczego nazywasz mnie dobrym. Tylko Bóg jest dobry". Można bowiem pytać, czy wola ludzka może być prawdziwie dobra.

Celna i ciekawa krytyka, choć trzeba pamiętać, że w etyce katolickiej istnieje też przykazanie czwarte i związana z nim cnota pietas, która nakazuje szczególna troskę o swoją rodzinę. Z kolei można dalej dywagować nad słusznością powiedzenia, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu, i próbować w tym znaleźć przejaw biologicznej zapory przeciwko chowowi wsobnemu, który jest niekorzystny dla gatunku. Jednak nie możemy zapominać, że człowiek zdolny jest od podjęcia odpowiedzialności i kierowania się nią w swoim życiu.

Z. Wolak, Wychowanie do wolności u JPII, w: Jan Paweł II Wielki. Dziedzictwo i pamięć, Tarnów 2010, s. 227-241.

W filozofii przedmiot to wszystko, co istnieje lub może istnieć. Może to być rzecz materialna, powszechnik (pojęcie ogólne), abstrakcja czy fikcja, albo coś zupełnie niewyobrażalnego.

Por. J. Bocheński, Pojęcie społeczeństwa wolnego, w: J. Bocheński, Logika i filozofia. Wybór pism, PWN, Warszawa 1993, s. 150-151. Bocheński na s. 151 zamieszcza nieco osobliwe wyjaśnienie przyjętej przez siebie formuły, ale sama idea niepodlegania autorytetowi wydaje się słuszna i została potem ciekawie rozwinięta.

Por. J. Bocheński, O sensie życia, w: J. Bocheński, Sens życia i inne eseje, Philed, Kraków 1996, s. 13-22.

Jeszcze raz wspomnę Bocheńskiego, uczonego niezwykłej pracowitości, który całe życie był wdzięczny dominikanom za to, że go zapędzili do porządnej pracy.

Można wmyślić inny paradoks, może mniej poważny, ale jednak znajdujący wyraźnie odbicie w filozofii: wolność to wolność wyboru, jeśli jestem wolny, to mogę wybierać, więcej - muszę wybierać, ale czy przymus dokonywania wyborów to jeszcze wolność? Dokonywanie wyborów bywa męczące psychicznie, a fizycy nawet wykazują, że jest ono energochłonne, ale związek tego zjawiska z wolnością nie został chyba bliżej zbadany.

Por. np. Jan Paweł II, Wstańcie, chodźmy!, Wydawnictwo św. Stanisława BM, Kraków 2004, s. 63-66.

K. Wojtyła, Osoba i czyn, Polskie Towarzystwo Teologiczne, Kraków 1985. Książka była pisana w okresie, gdy Wojtyła uczestniczył w pracach Soboru Watykańskiego II. W szczególny sposób łączy się z konstytucją pastoralną Gaudium et spes, która wysuwa na pierwszy plan sprawę osoby i jej powołania. Jest poważnym niedostatkiem analiza nauczania Jana Pawła II bez uwzględniania jego twórczości filozoficznej z okresu przedpapieskiego. Twórczość ta wymaga zapewnie nieco większej wiedzy i koncentracji niż ta późniejsza, duszpasterska, ale bez znajomości tej pierwszej wiele wypowiedzi papieża pozostaje poza swoim właściwym kontekstem teoretycznym.

Ten neologizm służy odróżnieniu samo-panowania od "panowania nad sobą", które dotyczy nie struktury człowieka, ale pewnej sprawności etycznej.

Por. tamże, s. 133. Rozwijana w "Osobie i czynie" koncepcja człowieka znajduje zastosowanie również w filozofii miłości przyszłego papieża. Por. K. Wojtyła, Miłość i odpowiedzialność, Towarzystwo Naukowe KUL, Lublin 2001.

K. Wojtyła, Osoba i czyn, dz. cyt., s. 133-134.

Tamże, s. 136. To samostanowienie jest koniecznym uzupełnieniem aktów chcenia, których cechą jest także intencjonalność, czyli skierowanie na jakiś przedmiot. Trzeba jednak pamiętać, że sama intencjonalność, która dla niektórych stanowi całą istotę aktu chcenia, w rzeczywistości nie wyczerpuje tej istoty. Jeśli o tym zapomnimy, cała nauka Jana Pawła II o wolności stanie się niezrozumiała, a wychowanie ku wolności źle ukierunkowane. Takie chcenie, które zawiera w sobie tylko akt intencjonalny, ale bez zakorzenienia w samostanowieniu, wyrażane jest w polskim języku określeniem: "Chce mi się", a nie: "Ja chcę". Por. tamże, s. 137-138.

Por. tamże, s. 143. Wojtyła za ten idealizm czyni odpowiedzialnym Kanta, ale jednocześnie wyraża przypuszczenie, iż to właśnie Kant przyczynił się "do osobowego sensu samo-stanowienia".

Kardynał Karol Wojtyła podkreślał aspekt osobowy również w istocie Boga. Mówił o tym podczas rekolekcji watykańskich powołując się na wyjaśnienie znaczenia Bożego imienia Jahwe przez Ratzingera: "Jahwe - Jestem, który jestem, tłumaczone dotychczas jako objawiony odpowiednik dla Ipsum Esse Subsistens - teolog ten tłumaczy właśnie jako objawienie Osoby. Bóg wedle niego określa Siebie w tych słowach jako pełnię Bytu Osobowego". K. Wojtyła, Znak, któremu sprzeciwiać się będą. Rekolekcje w Watykanie, Rzym-Watykan, Stolica Apostolska 5-12.III.1976, Pallotinum, Poznań-Warszawa 1976.

K. Wojtyła, Osoba i czyn, dz. cyt., s. 139.

K. Wojtyła, Poezje i dramaty, Znak, Kraków 1979, s. 55-56.

Por. K. Wojtyła, Osoba i czyn, dz. cyt., s. 164-165. Zamieszczę tutaj pewną dygresję, związaną nie ze zmianą tematu, ale aspektu. Otóż Karol Wojtyła podejmuje dyskusję z taką postacią determinizmu, wedle której przedmiot lub raczej przedstawienie przedmiotu decyduje bez reszty o tym, jakiego wyboru dokonujemy. Mówiąc ściśle, to przedstawienie pełni według tego poglądu warunek wystarczający wyboru: jeśli przedstawienie jest takie a takie, to wybór jest taki a taki. Wojtyła takiemu ujęciu zarzuca błąd logiczny (choć robi to w niezbyt ścisłych terminach), mianowicie twierdzi, że przedstawienie jest warunkiem nie wystarczającym, lecz koniecznym. Innymi słowy gdyby przedstawienie nie istniało, wybór nie byłby możliwy, ale z kolei istnienie przedstawienia nie wyznacza jednoznacznie wyboru. W terminach logicznych można to ująć następująco: nie zachodzi zależność taka, że (jeżeli istnieje przedstawienie x, to dokonuje się wyboru y, lecz taka, że (jeżeli dokonano wyboru y, to wiadomo, że towarzyszyło mu przedstawienie x).

Zwrócenie uwagi na te zależności logiczne wiąże się ze sporem na temat stosowalności logiki w filozofii. Znany polski fenomenolog Roman Ingarden dowodził, że logika nie ma zastosowania w filozofii, ks. Jan Salamucha, filozof i logik, zgodził się z nim w odniesieniu do fenemenologii (ma ona być metodą opisu, a nie logicznie uporządkowanym systemem twierdzeń), a o. Józef Bocheński zarzucał fenomenologom, że w swoich pracach posługują się logiką, choć to nie mieści się w ich metodzie. Metoda fenomenologiczna nie została jasno i jednoznacznie określona, więc trudno ocenić, kto się jej lepiej trzyma. Karol Wojtyła, jak widać, wykrywa w rozważanych przez siebie strukturach osoby ludzkiej pewne zależności logiczne. Pozwolę sobie zinterpretować to jako jego otwartość na metody filozofowania w innych systemach i kierunkach filozoficznych. Pewnym uzasadnieniem takiej interpretacji są częste nawiązania w "Osobie i czynie" do wielkiego myśliciela św. Tomasza z Akwinu, którego ścisłość logiczna jest do dziś przedmiotem podziwu i badań.

Tamże, s. 170. Poszukiwanie prawdy nie jest tylko obowiązkiem moralnym, ale przejawem naturalnej dążności: "Prawda jest światłem ludzkiego umysłu. Jeżeli od młodości stara się on poznawać rzeczywistość w różnych jej wymiarach, to w tym celu, aby posiąść prawdę: aby żyć prawdą. Głód prawdy stanowi podstawowe jego dążenie i wyraz". Jan Paweł II, Do młodych całego świata. List apostolski Ojca świętego Jana Pawła II z okazji Międzynarodowego Roku Młodzieży, 12. W przytaczaniu dokumentów papieskich pomijam wydawnictwo, ponieważ odwołuję się nie do stron, ale do numerów.

Por. K. Wojtyła, Osoba i czyn, dz. cyt., s. 171-174. Wojtyła pisze o "swoistym" odniesieniu do prawdy, chce zapewne w ten sposób oddalić zarzut o tzw. błąd naturalistyczny, który wskazuje na brak logicznego przejścia od zdań (którym może przysługiwać prawdziwość) do norm (którym może przysługiwać nie prawdziwość, a tylko słuszność). Nie rozstrzygając tego sporu, możemy zwrócić uwagę, że błąd ten traci wyraźnie na znaczeniu w podejściu teologicznym, gdzie Bóg jest fundamentem zarówno prawd, jak i norm.

Doskonale tę nagłość broni palnej wyraża opowieść Jacka Soplicy z 10 księgi "Pana Tadeusza":

[…] I zdało mi się, że mnie szczególniej urągał,
Że mnie poznał i ku mnie rękę
tak wyciągał,
Szydząc i grożąc. - Chwytam karabin Moskala,
Ledwiem przyłożył, prawi
e nie mierzył - wypala!
Wiesz!
Przeklęta broń ognista! kto mieczem zabija,
Musi składać się, natrzeć, odbija, wywija,
Może rozbroić wroga, miecz w pół drogi wstrzymać;
Ale ta broń ognista, dosyć zamek imać,
Chwila, jedna iskierka...

Dlatego też inna jest w teologii moralna kwalifikacja samego zamiaru wykonania czynu i czynu dokonanego.

K. Wojtyła, Osoba i czyn, dz. cyt., s. 190.

K. Wojtyła, Znak, któremu sprzeciwiać się będą, dz. cyt., s. 58.

Por. K. Wojtyła, Osoba i czyn, dz. cyt., s. 212-213.

W istocie metoda filozoficzna Karola Wojtyły czerpała nie tylko z fenomenologii, ale też nawiązywała do myśli tomistycznej oraz współczesnych nurtów filozofii antropologicznych. Por. J. Kupczak, O.P., Destined for Liberty. The Human Person in the Philosophy of Karol Wojtyła/John Paul II, The Catholic University of America Press 2000, s. 48-94.

Jest taka anegdota (przytaczam z pamięci) o pewnym prałacie, który w trakcie żartobliwej wymiany zdań "przygadał" coś kard. Wojtyle, a ten powiedział mu, że za to będzie siedział w czyśćcu. Na to prałat mówi: "I wiem, co tam będę robił: czytał Osobę i czyn".

Warto ten rys podkreślić, aby zwrócić uwagę na jego "zanurzenie" w sprawach ludzkich i na to, że wbrew domysłom niektórych na temat życia w celibacie nigdy nie odczuwał jakoby biorącej się stąd samotności. Por. Jan Paweł II, Wstańcie, chodźmy!, dz. cyt., s. 112.

Przypomina się tu sławna deklaracja św. Augustyna: "Chcę poznać Boga i duszę".

Por. Jan Paweł II, Wstańcie, chodźmy!, dz. cyt., s. 57-58.

Również jego niezwykły talent aktorski mógłby rodzić podejrzenie, iż bardziej pociągać go będą sztuczne postacie ze sceny niż żywi ludzie. Stało się przeciwnie, i nie przypadkiem. Wystarczy przytoczyć ideę Teatru Rapsodycznego, do którego należał młody Karol Wojtyła, wyrażoną u Szekspira tak piszącego o posłannictwie teatru: "Przeznaczeniem jego, jak dawniej, tak i teraz, było i jest służyć za zwierciadło i wzór naturze i życiu, dawać prawdę dobra i zła w świecie, kształtować ducha czasu, ducha postępu, i być jego pięknem". Por. K. Wojtyła, O teatrze słowa, w: K. Wojtyła, Poezje i dramaty, dz. cyt., s. 379.

Tak na przykład, jeszcze jako kardynał, mówił w Kalwarii Zebrzydowskiej: "Na pewno nie ma ważniejszej sprawy dla społeczeństwa, dla narodu i dla rodziny, jak sprawa wychowania nowego pokolenia. To jest przecież przyszłość. Jednakże w obrębie tej najważniejszej sprawy jest jeszcze jedna o szczególnej randze. Ta sprawa dotyczy prawdy o wolności ludzkich przekonań. I musimy uczynić wszystko, ażeby ta prawda i wolność naszych chrześcijańskich przekonań była respektowana w dziedzinie wychowania młodzieży w naszym państwie zgodnie z prawami, które w nim obowiązują". K. Wojtyła, Kazania w sanktuarium kalwaryjskim, Wydawnictwo Calvarianum, Kalwaria Zebrzydowska 1982, s. 65.

Jan Paweł II, Do młodych całego świata, 13.

Por. Jan Paweł II, Słowo do młodzieży zgromadzonej przed siedzibą arcybiskupa, Kraków 10 czerwca 1987, w: Jan Paweł II, Pielgrzymki do Ojczyzny, Kraków 1999, s. 448; Jan Paweł II, Homilia podczas Mszy św. odprawianej pod szczytem Jasnej Góry, 19 czerwca 1983, w: tamże, s. 272.

Jan Paweł II, Do młodzieży duchowej. Jasna Góra, 6 czerwca, w: Pielgrzymka Jana Pawła II do Polski. Przemówienia, dokumentacja, Pallotinum, Poznań-Warszawa 1979, s. 118.

Jan Paweł II, Redemptor hominis, 16. Wiele razy Ojciec święty wracał do kwestii rozumienia wolności w swoich przemówieniach. Por. np. John Paul II, Address at Williams-Brice Stadium. Given at Columbia, on 11 September 1987, http://www.ewtn.com/library/papaldoc/jp2brice.htm (2010-09-03).

Jan Paweł II, Redemptor hominis, 12.

Jan Paweł II, Veritatis Splendor, 7.

Por. tamże, 24. Ta oczywistość połączenia łaski i wolności jest oczywista na gruncie praktyki wiary, bo teoretyczne spory teologiczne dotyczące natury tego połączenia były przyczyną wielkich sporów, nawet herezji, i z pewnością szybko nie wygasną.

Por. tamże, 41.

Por. Jan Paweł II, Prawda i wolność. Do środowiska akademickiego Rzymu 26 III 1981, w: Jan Paweł II, Nauczanie społeczne 1981, t. 4, 1981, Ośrodek Dokumentacji i Studiów Społecznych, Warszawa 1984, s. 77.

Na przykład w swoich afrykańskich przemówieniach papież podkreślał, że fundamentem pokoju jest relacja z Bogiem połączona z wolnością. Por. "Gott segne dich, Afrika!" Johannes Paul II. in Afrika, Butzon & Bercker, Kevelaer 1980, s. 121.

Do tej ciągłości można by włączyć także jego twórczość poetycką. Por. W.P. Szymański, Z mroku korzeni (o poezji Karola Wojtyły), Wydawnictwo Calvarianum, Kalwaria Zebrzydowska 1989, s. 28. Szymański wskazuje tam na połączenie myślenia, energii i woli w poezji Karola Wojtyły.

46



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
HISTORIA IDEI
07A, Historia literatury historią idei (plan pracy)
07A, Historia literatury historią idei (plan pracy)
Janion Historia literatury a historia idei
Historia Idei
Janion Historia literatury a historia idei
Starożytność Historia Idei (wykłady)
Janion Historia literatury a historia idei
Historia idei XVIII XX w studia podyplomowe
Zasada holograficzna historia idei i jej konsekwencje
Marcin Król Niebezpieczeństwa historii idei (1974)
Historia idei politycznych(2)
historia idei wyklady (2)
Historia Idei Książki
Z Historii wierzeń i idei religijnych Mircei Eliadego
Borecki Paweł – „Historia pewnej świątyni historia pewnych idei”
Wojciech Wrzosek Losy źródła historycznego (refleksje na marginesie idei R G Collingwooda)
Historia książki 4

więcej podobnych podstron