MYI 14


"Z mugolem za pan brat!"

Autor: Pisces Miles

Tłumaczyła: Villdeo

Rozdział XIV

Udowodnij, że potrafisz!

- Ginny, pobudka, prawie południe! - krzyknęła Evelyne, ściągając ze śpiącej Virginii burgundowe koce.

- Ginny, nic ci nie jest? Słuchaj, kogo obchodzi, że Ślizgoni się śmiali, ważne jest to, że próbowałaś! - dodała Geraldine, stając obok przyjaciółki.

- Kobieto, czy ty zamierzasz wylegiwać się w tym łóżku przez dwa dni? - spytała Adela, wychodząc z dormitorium.

- Spadajcie, chcę spać - odmruknęła rudowłosa, nakrywając się kocem.

- Ginna, twój brat łazi za nami od wczoraj, a nie może tu wejść, więc może będziesz tak łaskawa i wyjdziesz do niego, co? - Geraldine wyłożyła kawę na ławę.

- Proszę bardzo - odpowiedziała.- Proszę bardzo, tylko zwolnijcie mi łazienkę, bo chcę się umyć. Dwa dni leżenia w łóżku ma swoja cenę.

- Łazienka wolna, a ty wstawaj, leniu patentowany - odrzekła Evelyne, wychodząc razem z koleżanką.

Virginia zaczekała, aż drzwi zamkną się za nimi. Odkryła się i wstała, włosy opadły jej na czoło. Złapała się za głowę.

Cholerny łeb...

Ledwo doszła do łazienki. Ochlapała sobie twarz lodowatą wodą i wytarła szorstkim ręcznikiem. Była zmęczona. A męczyło ją samo myślenie.

W łóżku schowała się po to, żeby z nikim nie rozmawiać, a szczególnie z Lesley i Ślizgonami. Nigdy jej nie denerwowali tak, jak dziś. Miała dosyć.

Ubrawszy się i jako tako uczesawszy, wyszła z dormitorium. Ale w Pokoju Wspólnym nikt jej nie zauważył. Wszyscy się z czegoś serdecznie śmiali. Nie chciała im przeszkadzać, więc zaczęła się skradać chyłkiem do drzwi.

Przed kominkiem siedzieli Gabrielle i Adrian, śmiejąc się głośno z czegoś. Oczywista rzecz, że Adrian zyskał jeszcze bardziej na popularności od przesłuchania. Gabrielle nie opuszczała go ani na krok. Chodzili ze sobą. A przynajmniej takie były pogłoski. - Gabrielle, od dawna się uczysz tańczyć? A twoja siostra też się uczyła? - Seamus był kimś w rodzaju reportera Gryfonów. Zadawał pytania, których pozostali nie mieli odwagi postawić. Poza tym był oszołomiony samą Gabrielle.

- Tak, tak, uczyła się. Mama i babcia nalegały, żebyśmy się uczyły, wiesz, babcia była willą.

- A ty Adrian? - spytała Lavender, zniecierpliwiona. Gabrielle jej nie interesowała, w przeciwieństwie do Adriana.

- Nie wiem. Uczyłem się, bo... Bo tak. Chyba zacząłem, jak miałem dwanaście - odpowiedział z uśmiechem, który mógł topić lód.

Trudno było powiedzieć, kto był bardziej sławny w tych dniach, Adrian Bradley czy Draco Malfoy. Obydwoje tańczyli wspaniale i obydwoje byli przystojni, przynajmniej według dziewczyn. Kiedy przechodzili obok, rozlegały się szmery, chichoty, na twarzach pojawiały się rumieńce.

- Na pewno dostaniesz rolę, a ty, Gabrielle, jesteś o wiele lepsza od Pansy Parkinson - oświadczyła Lavender.- Znakomicie się nadajesz do tej roli, wierz mi.

Gabrielle potrzasnęła falą swych białych włosów.

- Ale konkurencja jest fair, prawda? Może mam tam jakąś szansę - odpowiedziała, udając skromność.

Szansę?

Virginia zamyśliła się. Gabrielle miała tę szanse, którą ona, według Lesley, straciła. Tylko w porównaniu Virginii i Gabrielle, szala przechylała się całkowicie w stronę Francuzki.

- Ginny! - zawołał nagle, Ron, wstając.- Nareszcie wstałaś! Nic ci nie jest?

Stanęła. Wyjść chyłkiem się nie udało.

- Szkoda, że się przewróciłaś, na pewno czułaś się zażenowana. Ale nie martw się - powiedziała życzliwie Hermiona.

- Nic mi nie jest. Wszystko w porządku.

- Odbiło ci? Leżałaś cały dzień. Mówisz, że to w porządku? - krzyknął jej brat.

- Wszystko w porządku.

- Może będzie lepiej, jak Madame Pomfrey osądzi tę sprawę? - zaproponował cicho Adrian, patrząc na nią swoimi morskimi oczami. Patrzyła w te oczy, nic nie mówiąc.

- Szkoda, na pewno dostałabyś tę rolę - dodała Gabrielle, odrobinę sarkastycznie.

Virginia obróciła się i spojrzała na nią.

- Taniec nie jest czymś, w czym się wygląda dobrze. Od tego są ciuchy.

Gabrielle spuściła wzrok.

- A co ty wiesz o tańcu, co?

Nastała cisza. Rudowłosa przymknęła oczy.

- Rzeczywiście, nie wiem zbyt wiele. Przepraszam za uwagę, panno Delacour - skłoniła głową i wyszyła przez dziurę w portrecie.

- Te, Gin, gdzie cię wywiewa? - zawołał Ron.

- Macać się z Malfoyem! - odkrzyknęła, zanim Gruba Dama się zatrzasnęła.

- Och jej! Panienko, trzeba być wychowanym - zwrócił jej uwagę obraz.

- A co cię to?! - usłyszeli, jak odkrzyknęła.

- Ale ona chyba żartuje, nie? - spytał Ron, zarabiając niezbyt miłe spojrzenia od swoich przyjaciół i pozostałych Gryfonów.

***

Weasleyówna otworzyła swoją roboczą komnatę. Oczywiście, jakby mógł tu być Draco, skoro pławi się w sławie, prawda?

Było jej przykro i wstydziła się. Wstydziła się przed Lesley, bo miała rację. Rozczarowała osobę, która włożyła w nią wszystko, co mogła.

Ale przecież rozczarowywać zaczęła od urodzenia. Sam fakt, ze nie urodziła się chłopcem był chyba najlepszy w jej życiu. Bo była najmłodsza, mogła najmniej, zawsze ją uważali za wieczne dziecko. Nigdy nie mogła być w niczym najlepsza, najlepsi byli Bill i Percy. Nie ona. Była takim czymś nieudałym. Nie miała przyjaciół i dobrze. Tak miało zostać. Tak miało zostać na zawsze. Przecież odrzuciła szansę, żeby pokazać, że też cos może zrobić.

Jeśli wszyscy uważają mnie za NIC, to nie będę tego zmieniała. Bo i po co?

Spojrzała w sufit. To była prawda. Nikt nie myślał, że mała Ryjówa też będzie coś umiała. Nikt też tak miał nigdy nie myśleć.

A ja też się rozczarowałam. Rozczarował mnie Charlie.

Była za późno. Za późno na wszystko. Cała szkoła już wiedziała, że Ginny Weasley jest ofiarą losu.

Ktoś zapukał. Do pokoju wszedł Snape.

- Panie profesorze.

- Widzę, że dobrze sobie radzisz - powiedział cicho.

- Tak - odpowiedziała automatycznie.

- A współpraca z Malfoyem także nieźle się przedstawia - dodał. Pokiwała głową, czym go zaskoczyła.

- Wszystko jest dobrze, dopóki się kłócimy - odrzekła z powagą. No, bo to była prawda.

- Wspaniale - wręczył jej czarny pergamin przewiązany srebrną wstążką. - Wręcz to Draconowi. Na razie nic wam nie zadaję, dopóki ten cały raban nie ucichnie choć trochę.

- Dziękuję, panie profesorze.

***

MINISTERSTWO PRAGNIE SUKCESÓW. TRZY SZKOŁY ZNOWU PRACUJĄ RAZEM!!!

Kilka dni temu Albus Dumbledore, dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart oświadczył, że wielka impreza mugolsko-czarodziejska odbędzie się na stadionie, gdzie rozgrywały się Mistrzostwa Świata w Quidditchu. A musical zostaną włączeni uczniowie Hogwartu, Beauxbatons i Durmstrangu.

Musical jest największym mugolsko-magicznym wydarzeniem naszego wieku. Organizatorami i producentami przedstawienia są Lesley Chestwood oraz Spencer Soloman, mugole. Mają szczęście, że możemy im pomóc za pomocą magii.

"Czarodzieje uczą sie i wychowują o wiele szybciej niż niemagiczne dzieci. Moi uczniowie osiągnęli perfekcję w wyższym stopniu w kilka miesięcy, podczas gdy mugole potrzebują na to aż pięciu lat" - mówi Chestwood.

Próby będą prowadzone w Hogwarcie przez następne pół roku. Uczniowie z Beauxbatons i Durmstrangu zostaną w szkole.

"Jestem zdumiony i zarazem dumny z faktu, że Hogwart jest gospodarzem największego wydarzenia od czasu Turnieju Trójmagicznego" - wyjaśnił nam Dumbledore.

Rita Skeeter

Draco schował gazetę i napił się soku. Obok niego piszczała Pansy, opowiadając coś, niezwykle przejęta.

- Draco! - krzyknęła, popychając go. - Nie słuchasz!

Zmarszczył czoło.

- Nie, czytałem gazetę.

- Pytałam się, czy wiesz może, kto otrzyma główne męskie role - powtórzyła.

- Ech, kogo to obchodzi?

- Ciebie powinno, bo na pewno dostaniesz jedna z nich - odparła Millicenta.

- Ach, tak? - podniósł głos. Miał już dość, na diabła mu ta rola w jakimś głupim przedstawieniu!

- Tak, a ja mogę otrzymać rolę Gladys Winnifred - powiedziała Pansy nieco głośniej. Powód był jeden: obok nich przeszła właśnie Virginia. Szatynka zmarszczyła brwi kiedy zauważyła, że Weasleyówna kieruje się w ich stronę.

- Malfoy - powiedziała, pukając go w ramię. Odwrócił się i spojrzał na nią swoimi szarymi oczami.

Nie szukał jej, żeby dowiedzieć się o nowe polecenia od Snape'a, wręcz odwrotnie. Poza tym wiedział, że chowała się w swoim domu, więc co za sens było jej szukać. Czemu się ukryła - nie wiedział.

Podała mu jakiś pergamin.

- Snape kazał ci to podać.

Draco spojrzał podejrzliwie najpierw na papier, potem na Virginię.

- Nie czytałaś?

Parsknęła.

- A czemu miałabym czytać jakieś listy od Snape'a dla ciebie? Może to romans?

- Nasz Król Węży jeśli już, to dostaje listy od nabuzowanych lasek, a nie od jakichś biednych, zagłodzonych Łasic - powiedział Hase, patrząc na Virginię.

- Zwariowałaś, Weasley, jesteś gorsza nawet od Granger - rzekła z odrazę Pansy.- A może kiedyś się ucywilizujesz? Bo nie wiem, może chcesz wyjść za kociołek albo jakiś podręcznik.

- Dziękuję, mój brat także już mnie skrytykował - odpowiedziała zimno, patrząc wściekłym wzrokiem na Pansy.

- Oooo, wiec Weasleyównę odrzuca nawet własna rodzina? Mała samotna, głupiutka Ginny?- zadrwiła Millicenta.

Virginia spojrzała na nią, marszcząc brwi.

- Nie, nie, nie, czekaj - Blaise pokiwała ręką.- Biedna mała Ginny nie ma nawet przyjaciół, a wielki Harry Potter ma dosyć dziecka, która łazi za nim krok w krok. Wiecie, czuje się wtedy, jakby ktoś na niego czyhał.

Ślizgoni ryknęli śmiechem.

Harry wyglądał na zakłopotanego, Ron, jakby chciał ich wszystkich pozabijać i pewnie by tak zrobił, gdyby Hermiona go nie powstrzymywała. Nauczycieli jeszcze nie było, toteż Ślizgoni czuli się bezkarnie.

- Kiedy planujesz następny upadek podczas tańca, co? - mówiła dalej Pansy. - To było strasznie śmieszne. Ciekawe, czy twoi bracia i ojciec byli zakłopotani, że malutka Weasleyówna przyniosła wstyd i hańbę tak wspaniałej rodzinie?

- Buuu, mój ukochany Harry już mnie nie lubi, bo upadłam, jak się kręciłam! - Montague próbował odstawić coś, co miało być krótką dramą.

- Nic dziwnego, że nie masz przyjaciół, jesteś paskudna, wstrętna, gorsza od swoich parszywych braci - dodała Millicenta.

- Wielbicielka szlam - mruknęła Pansy.

To było za dużo. Virginia poczuła, że coś jej się stało, że coś się wewnątrz niej załamało się.

Była wściekła. Wyjęła różdżkę i wcisnęła ją Pansy w podbródek. Ślizgonka krzyknęła z bólu. W sali nastała cisza. Gryfoni byli zaskoczeni nagłym wybuchem zwykle spokojniej Weasleyówny.

- Powiedz to jeszcze raz - powiedziała rudowłosa bardzo, bardzo cicho, patrząc na Pansy. Ta, krzywiąc się z bólu, nie mogła wydobyć z siebie głosu.

- No, powiedz to znów! - rozkazała jej Virginia. - Przed chwilę powiedziałaś to głośno i wyraźnie, czemu teraz się nie odezwiesz? - dodała podniesionym głosem. Draco patrzył na nią trochę z niewiarą, trochę ze współczuciem.

- Mam dosyć waszych głupich powiedzonek i aluzji. Nie jestem mściwa, ale mogę być. Jeśli jeszcze raz powiesz przy mnie to słowo, zapłacisz drogo. A to znaczy drogo. Nie mam po cholerę dwóch starszych braci w szkole, i pamiętaj, że umiem warzyć eliksiry. Jeśli nie zamkniesz przy mnie tej swojej jadaczki, nie gwarantuję, że długo zachowasz swoja piękną, zadbaną twarzyczkę, bo pewnego dnia możesz się obudzić z zielonymi włosami i purpurową skórą. Dziękuję za poświęconą uwagę.

Pansy otworzyła usta, zaczynając się dusić.

- Weasley, zabijesz ją - powiedziała cicho Millicenta.

Virginia spojrzała na nią gwałtownie, parsknęła i schowała różdżkę. Jeszcze raz spojrzała na szatynkę i wybiegła, trzaskając dwuskrzydłowymi drzwiami.

- Zejść mi z drogi! - krzyknęła przed wejściem. Gabrielle, która stała przed drzwiami razem z Adrianem, została daleko odepchnięta.

Virginia zniknęła za rogiem i po kilku minutach weszła do wieży Gryffindoru.

Rzuciła się na łóżko i zaczęła płakać. Płakać bardzo cicho, żeby nikt nie przyszedł, żeby nikt się nie zainteresował. .

Nienawidzę być tak traktowana! Nienawidzę.

Ale co mogła na to poradzić?

***

- Panienko, panienka wstała bardzo wcześnie.

Virginia rozejrzała się. Skrzat domowy, stojący przed drzwiami do studia, odskoczył, patrząc na nią zdenerwowany. Nie krzyczała na niego. Uczniowie rzadko wcześnie wstawali, a już na pewno w święta. Jak jeden maż nagle wszyscy sobie postanowili, że całe trzy dni przed szkołą prześpią.

- Przepraszam, sprzątasz tu, tak? - spytała.

- Tak, panienko, prawie skończyłem - odpowiedział.- Ja wyczyściłem studio, i teraz jest tam bardzo czysto i błyszczy się i skrzy. Studio musi być czyste, bo o dziewiątej trzydzieści jest ogłoszenie wyników.

- Ogłoszenie wyników?

- Tak, panienko, ogłoszenie wyników musicalu - wyjaśnił podekscytowany.

- Aha - rozejrzała się.

- Do zobaczenia, panienko - powiedział skrzat domowy i rozpłynął się w powietrzu.

Virginia nadal stała przed drzwiami, jakby się wahając. Czy było jej wolno tu wejść, czy wolno jej było zatańczyć? To śmieszne, najlepszy rok jej życia miał zakończyć się katastrofą. Pokręciła głową i weszła. Było pusto. Ale tego się właśnie spodziewała.

Czuła, że bezcześci to miejsce, tu się tańczyło, takie śmieci jak ona nie miały tu w ogóle wstępu.

Studio było dla niej najważniejszym miejscem w szkole. Tylko osoba, która naprawdę kochała taniec mogła tu wchodzić bez pozwolenia, mogła tu tańczyć, mogła tu żyć.

Ona tą osoba nie była.

- Nie pcha się palców między drzwi, prawda? - mruknęła. - Lesley ma rację, wszystkich zawiodłam.

Otworzyła drzwiczki swojego schowka i oniemiała. W środku wisiał koronkowy, czarny kostium, pończochy, getry i baletki. Z ciekawości dotknęła go. Z wieszaka spadł jakiś liścik. Podniosła go, czytając powoli.

Ginny,

Proszę, nie martw się przesłuchaniem. Nie, nie zaprzeczaj, znam cię. Proszę cię, udowodnij wszystkim, że umiesz tańczyć, że potrafisz tańczyć, że jesteś do tego stworzona. Udowodnij to nie nam, twojej rodzinie, nie sobie, tylko wszystkim w szkole, na świecie. Przywróć w siebie wiarę instruktorce, która się dla ciebie poświeciła.

Naprawdę oboje w ciebie wierzymy, a to jest mały prezencik od nas. Załóż go i udowodnij, że umiesz, że możesz i że zrobisz to. Nie czekaj, aż będzie za późno i nie zdradzaj siebie.

Kocham

Twój brat Charlie

Virginia patrzyła na list, trochę, no wiecie, nie taka. Podniosła wieszak razem ze strojem w górę, żeby mu się przyjrzeć w blasku słońca. Uśmiechnęła się.

Było przecież wcześnie, nikt nie wiedziałby, co robiła. Ubrała się, związała włosy, założyła wysokie buty i podkręciła sobie różdżką włosy.

Rozsunęła zasłony i wyszła na parkiet. Słyszała bicie własnego serca. Zatrzymała się na środku i uniosła głowę, a to, co zobaczyła, zaparło jej dech w piersiach.

To ja?

Koronkowy kostium miał jedwabne wstawki i wszywki na biodrach i staniku, a ogon z koronki spływał jej z tyłu. Pończochy okazały się być kabaretkami i znakomicie wyglądały z czarnymi getrami i baletkami. Nieświadomie podniosłą rękę do twarzy i pogładziła nią kostium.

Wzdychając, jeszcze raz na siebie spojrzała, tym razem bardziej krytycznie. Nadal wszystko, co widziała, to jakaś nieznana jej dziewczyna w kostiumie do tańca, ale nie tańcząca.

- Nie, to nie ja, to nie jestem ja! - szepnęła, spuszczając głowę.

Nie wiedziała, co robić, co myśleć, czułą się tak źle, tak głupio. Jakby wszystko straciła. Jej marzeniem było upaść tu na podłogę i płakać, płakać i rozmyślać, dlaczego wszystko musi zdarzać się właśnie jej. To było takie niesprawiedliwe, czuła się okropnie.

- Uwierz siebie i tańcz tylko w takt muzyki - powiedział ktoś cicho, wprost do jej ucha. Poczuła, że ktoś obejmuje ją w talii, a druga rękę łapie jej dłoń.

Virginia uniosła głowę. W lustrze zobaczyła Adriana.

Położył podbródek na jej ramieniu i zanurzył twarz w jej szyi. Dziewczyna słyszała bicie własnego serca. Gdzieś, jakby w oddali, grała muzyka. Nie była w stanie powiedzieć, co to za gatunek.

- W takt muzyki...- powtórzył, obracając ją. Zaczęli tańczyć, a blask słońca grał im we włosach.

***

- Nie mogę uwierzyć, że Ginny było stać na coś takiego - powiedział ponuro Harry.

- Weź się, Harry, Parkinson jest wstrętna suką, zasłużyła sobie na to - odrzekł Ron.

- Ale Ginny jest Gryfonką... - westchnęła Hermiona. - Powinnam ja wziąć do McGonagall, żeby jej dała karę za grożenie Ślizgonce.

- Upadłaś na głowę? Chcesz zabrać punkty Gryffindorowi? - odezwała się Lavender. Pozostali pokiwali głowami.

Wyczyn Virginii był tematem bardzo aktualnym i bardzo na topie. Wielu uczniów było zszokowanych, lecz za to niektórzy twierdzili, że dobrze zrobiła. Ktoś wreszcie dał Pansy nauczkę.

- Chcecie wiedzieć moje zdanie? Ginny nie zdenerwowała Parkinson - powiedział nagle Seamus. - Myślę, że to przez przesłuchanie...

- Szkoda, że musiała odpaść - dodał Dean. - Chociaż... Mówiliście, że uczyła się tańczyć od trzech lat. Ale inni uczą się od kilku miesięcy i bez obrazy, ale są o wiele od niej lepsi.

Ron wzruszył ramionami.

- No cóż, może nie ma zbytnio talentu, ale stara-...

- Czy to muzyka ze studia? - spytała nagle Gabrielle, która wyszła z naprzeciwka.

- Chyba tak... Ale co za czubek tańczy o tej godzinie? - Harry pchnął drzwi, a jego oczom ukazał się widok niezwykły.

- Harry, co się... - zaczęła Hermiona. Nie skończyła.

Wszyscy zaniemówili.

A dwie osoby przed nimi tańczyły dalej.

***

- Sińca będziesz i tak miała - skomentował Draco, trzymając lusterko.

- Do diabła - wymamrotała Pansy, trać sobie zsiniały podbródek. - Stracę twarz.

Blondyn uniósł oczy w górę.

- To tylko stłuczenie, w dodatku na podbródku. Bez nerwów, nie widać - odłożył lusterko i usiadł.

Draco chciał ją zabrać do skrzydła szpitalnego - nie zgadzała się, ale przyszła.

Podejrzewał, że chciała sprawić, żeby Virginia była zazdrosna. Widocznie się nie udało. Takiej reakcji się nie spodziewała. Nikt się nie spodziewał.

- Ciekawe, gdzie ta dziwka polazła, jakbyś mnie nie zatrzymywał, to już by była u Snape'a, a teraz by pewnie pakowała manatki. - powiedziała, kładąc mu głowę na ramieniu.

- Pansy, nie masz trzech lat, nie bądź jakąś małoletnią skarżypytą. Poza tym to tylko małe stłuczenie - zauważył. - Nie ma po co zawracać gitary.

Pansy wstała i usiadła mu na kolanach. Zrobiła się bardzo śmiała. Miała zły zwyczaj myślenia, że jest jego dziewczyną, a Draco bardzo tego nie lubił. Teraz naprawdę chciał ją odepchnąć. Skrzywił się w duchu, kiedy otoczyła jego szyję ramionami i przytuliła się do niego.

- To było słodkie z twojej strony, że mnie tu przyprowadziłeś. Dziękuję ci - szepnęła mu w ucho.

Nie miałbym nic przeciwko, żebyś mnie przestała męczyć, jeśli chodzi o proszenie.

- Czy moglibyśmy już wrócić do pokoju wspólnego? - spytał.- Muszę pogadać ze Snapem.

- Co? Znowu? Znów chodzi o Weasleyównę, tak? - natychmiast zerwała się z jego kolan.

Misja dokonana.

Wstał.

- To moja praca. Miałem pecha, że mnie upchnął z Weasleyówną. To wszystko.

- Och, przestań, Draco - zdenerwowała się nagle. - Nie mów, że to wszystko, bo to nie wszystko. Przy niej jesteś zupełnie inny, byłeś zupełnie inny zanim Snape nas złączył w trójkę. Już jej nie obrażasz, nic nie mówisz, cały swój wolny czas spędzasz w tym głupim szpitalu z Weasleyówną! Przestałeś się nawet skarżyć, że Snape za dużo ci zadaje. Gdybym cię nie znała, to powiedziałabym, że wręcz się cieszysz, ze możesz pracować z tym bachorem!

Sięgnął po klamkę, ignorując ją zupełnie.

- Idziesz?- spytał, odwracając się.

Pansy przestała mówić, głupio się czując. Oczy Dracona były takie inne, nieczytelne, niebezpieczne. Jego spojrzenie było takie, jakiego wszyscy w szkole od niego oczekiwali.

Albo się myliła, albo.... Albo nie....

Kiwnęła głowa i wyszła bez słowa.

***

Czy to naprawdę takie oczywiste, że o wiele lepiej dogaduje się z Weasleyówną, niż z pozostałymi?

Przeszli przez hol.

Zawsze myślał, ze umie bardzo dobrze ukrywać swoje uczucia. Pansy nie miała pojęcia, że cała jej wypowiedź dogłębnie nim wstrząsnęła. I nie tylko z powodu swojego imidżu w szkole, ale... Czegoś jeszcze...Nie bardzo wiedział czego…

Z uczniów chyba tylko Draco wiedział, po co wyjechał Snape. Nie tylko miał przywieźć Adriana Bradleya z Azkabanu. Nie, to podobno dotyczyło też teraźniejszych kroków i ruchów Śmierciożerców. Mistrz eliksirów wiedział, że jego podopieczny nosi Mroczny Znak na swoim przedramieniu, dlatego przykazał mu, aby zawsze nosił koszule z rękawem i ochraniacz.

Draco nie wiedział, skąd Snape to wie, jednak słowa jego listu znał już na pamięć - ciągle kołatały mu się w głowie, jak nieznośny dzwonek budzika.

Draco

Uważaj na Adriana Bradleya. Wiesz, ze on nie jest najbezpieczniejszym człowiekiem na ziemi, a fakt, ze przyjęto go do Gryffindoru mam nadzieję dziwi cię nie mniej, niż mnie.

Znalazłem, ze Śmierciożercy chcą odnaleźć ciebie i Pottera. Potter jest oczywiście ich głównych przedmiotem poszukiwań, w związku z czym działa dla ciebie jak tarcza. Pamiętaj, ze jesteś tym, czego większość osób w Hogwarcie w ogóle nie podejrzewa. Oprócz mnie i Dumbledore'a nie wie o tym nikt. Nie pozwól, żeby ktokolwiek się o tym dowiedział. Gdybyś został odkryty, wybuchła by panika.

Wiesz jaki eliksir jest u mnie w kredensie.

S. Snape

- Taa, a o tobie wiedzą na pewno - wymamrotał wkurzony. To wyglądało, jakby on, Draco, chciał zdobyć większą popularność niż Potter.

Śmieszne. Potter był tarczą i sam się musiał bronić, podczas gdy on, Draco, sam był Śmierciożercą. I choć nie przyjmował tego faktu do wiadomości, była to czysta prawda.

Spodziewał się tego, że jego ojciec, Lucjusz Malfoy już pewnie wydał polecenie, aby go złapano, odkąd uciekł, nie zostawiając, żadnego listu, żadnej notki, nic. Czuł się winny za to, że zostawił matkę samą z Lucjuszem Malfoyem, ale co mógł poradzić? Nie chciał być kontrolowany przez własnego ojca, który pragnął dla swego syna kariery przy boku Lorda Voldemorta.

A ja na pewno bym tego chciał... dobre sobie...

Złapał się za ramię, ściskając je mocno. Przypomniał mu się eliksir, który musiał zażywać od czasu do czasu.

Mroczny Znak sprowadzał na niego taki ból, że w domu zamykał się we własnym pokoju i wił się, jęcząc. Jednak Snape stworzył eliksir, który był jakby środkiem przeciwbólowym. Według Dracona było nienormalne, że Mroczny Znak torturuje właściciela.

Atak nie pojawiał się od bardzo dawana. I to było dziwne.

- Draco! Słyszałeś to, co mówiłam?- jęknęła Pansy.

- A co mówiłaś?- spytał, odrywając się od swoich okropnych myśli.

- Chodzi mi o to, że... - Pansy nagle przestała wyjaśniać. Przed nosem przeleciała im grupka uczniów, którzy się gdzieś spieszyli.

- To prawda? Ginny Weasley i Adrian Bradley? Myślałam, że role ogłoszą dopiero o dziewiątej!

- Dokładnie!

- Co ta za zbiegowisko, co? - zainteresował sie Montague, podchodząc do nich razem z Millicentą i Hase.

Draco wzruszył ramionami i przedostał się do drzwi do studia, gdzie stałą grupka uczniów, wszyscy spokojnie, w bezruchu. Pansy zawlokła się za nim.

Wskutek tego, co zobaczył, oniemiał.

Oniemiał pierwszy raz w swoim życiu.

***

- Czekaj...! - zawołała Virginia, kiedy Adrian chwycił ja mocniej, tańcząc z nią do lekkiej i przyjemniej latynoskiej muzyki, tej samej, przy której tańczył Gabrielle.

Virginia spojrzała ponownie w lustro. On tez spojrzał, a jego usta były bardzo blisko jej policzka.

- Czemu się tak usilnie ukrywasz? Pokaż, na ile cię stać, Ginny... - szepnął.

- Pokazać, na ile mnie stać? - powtórzyła, spuszczając wzrok.

Zamknęła oczy, powoli zatapiając się w muzyce, w rytmie, w swoim życiu.

Odetchnęła głęboko i zaczęła [i] tańczyć. [/i]

To było jak magia, czuła się tak cudownie, wręcz bosko wolna. Była czysta, świeża, że jest sobą, i jest tam, gdzie naprawdę należała. A "tam" było tutaj, na parkiecie, tańczyła, bo tak jej się podobało, bo żyła, bo chciała żyć.

Adrian, uśmiechając się ciągle, najpierw ją odciągnął, a potem przyciągnął, wyginając ją do tyłu. Promienie słońca skrzyły się na jej kostiumie, na dekolcie, jej włosy wydawały się złote. Jego dłoń ześlizgnęła się wzdłuż jej uda, pochylił się, patrząc na jej twarz. Wstali, ich kroki odbiły się z hukiem o parkiet.

Puścił ją, a Virginia puściła jego rękę. Teraz sama robiła piruety, sama się obracała, sama tańczyła. Jej elegancko sczesane włosy odbijały słońce, jej ruchy były miękkie, kocie, czarna tiulowa falbana z tyłu falowała podczas jej ruchów, odsłaniając coraz wyższe części ud. Virginia była seksowna, elegancka i zapierająca dech w piersi.

Adrian znów ją chwycił, kładąc rękę na jej brzuchu. Dziewczyna zupełnie nieświadomie objęła go za szyję i tańczyła, jak by była pijana. Nagle brunet chwycił ją mocno za biodra i uniósł w górę. Wygięła się do tyłu i rozłożyła ręce, czując się jak piórko. Muzyka powoli cichła, a Adrian postawił ją na ziemi, jego twarz była kilka centymetrów od jej. Patrzyli sobie w oczy do czasu, aż nie skończyła się muzyka.

- Jesteś wspaniałą tancerką, Ginny - powiedział cicho. Czuła jego oddech na swojej twarzy.

Patrzyła mu prosto w oczy, w ogóle nie zawstydzona.

- A ty tancerzem, Adrianie.

Odeszli od siebie. Virginia ukłoniła się głęboko, włosy opadły jej na twarz. Jak na razie była całkowicie nieświadoma tego, że patrzą na nich dziesiątki par oczu, że byli powodem zszokowanych spojrzeń i rozdziawionych ust.

Po sekundzie cała sala wybuchła aplauzem, krzykami i gwizdami.

Przerażona, zauważyła w lustrze tłum, który jej się przyglądał.

Myślałam, że tu nikogo nie ma!

Odwróciła się. Za nią stali nauczyciele, Dumbledore, jej ojciec, Charlie, Lesley i... Rita Skeeter!

No ładnie, jestem skończona.

Zauważyła, że magiczne pióro Rity jeździ jak po lodowisku, na kartce. Obok reporterki stał jak zawsze ten sam fotograf, robiąc Virginii zdjęcia.

Na pewno napisze o mnie jakieś świństwa w "Proroku Codziennym... Albo gorzej... W Czarownicy"!

- Droga dla Ginny! - rozległy się głosy Gryfonów i Puchonów.

- O mój Boże, Ginny, jesteś naprawdę wspaniałą tancerką! - krzyknęła Geraldine, klaszcząc głośno razem z Evelyne. Nawet Adela stała poruszona.

- Miałaś pecha na przesłuchaniu! - dodała Lavender.- Na pewno byś przeszła z takim talentem!

Ron, Harry i Hermiona także byli wstrząśnięci, choć może to z powodu jej krótkiej kiecki i przytulańca z Adrianem.

- Jesteś niezłym ruchomorkiem, Weasleyówna! - zawołał Montague, który stał obok gwiżdżących chłopaków.- Ile bierzesz za striptiz?

Virginia zignorowała ich, dobrze wiedząc, ze chcą ja sprowokować.

W dalekim końcu sali dojrzała Dracona, który po prostu na nią patrzył. Po prostu patrzył, bo wyrazu jego wzroku nie sposób było opisać.

Za to łatwa do opisania była Pansy, której twarz ze wściekłości przybrała odcień starego pomidora. Gabrielle także wydawała się niezbyt pocieszona. Nie dość, że jej chłopak tańczył z jakąś przybłędą, ta przybłęda przeszła do eliminacji, to jeszcze pewnie ona, Gabrielle, straciła rolę. Francuzka ostatkiem nerwów powstrzymywała się przed rzuceniem na Virginię i straceniem resztek twarzy.

Ale to wszystko było tym, czego ona nienawidziła - [i]uwaga[/i].

Rudowłosa westchnęła i przymknęła oczy. Adrian okrył ją swoją szatą, uśmiechając się do niej.

- WSPANIALE!!!! - krzyknął ktoś w tłumie. Na środek wypchnął się Lawrence i zaczął obskakiwać Virginię.- Po prostu cudownie! - zawołał, odwracając się do Lesley i Spencera i posyłając im ogromny uśmiech. - Jesteś do tego stworzona, masz figurę, wygląd, włosy, jesteś niewinnie seksowna, a tego właśnie mi potrzeba do scenariusza! Umiesz stworzyć atmosferę.- pstryknął palcami i odwrócił się do dyrektorów musicalu.- Już wiem wszystko! Ona dostanie główną żeńska rolę! To ona będzie Gladys Winnifred! Ona i żadna inna!

Gryfoni wybuchli, ogłuszając wszystkich pozostałych.

To było nieprawdopodobne, ona, mała, niewidoczna Ginny miała otrzymać rolę w światowej produkcji!

- Lesley! - zaprotestowała. - To nie było formalne przesłuchanie!

Lesley przesłała jej pełen szczęścia uśmiech.

- To był najlepszy taniec, jaki kiedykolwiek odstawiłaś, Ginny! Jesteś najlepszą tancerką spośród nich wszystkich, musiałaś dostać tę rolę.

- Ale...

- Żadnych ale!- krzyknął Lawrence, pragnąc zwrócić na siebie uwagę.- Podjąłem ostateczną decyzję. Adrian Bradley będzie Glennem Goddardem, Ginny Weasley zostanie Gladys Winnifred, a rolę Chestera Dwighta otrzymał Draco Malfoy!

Koniec rozdziału XIV



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
wyklad 14
Vol 14 Podst wiedza na temat przeg okr 1
Metoda magnetyczna MT 14
wyklad 14 15 2010
TT Sem III 14 03
Świecie 14 05 2005
2 14 p
i 14 0 Pojecie administracji publicznej
Wyklad 14 2010
14 Zachowanie Przy Wypadkach 1 13
Wyklad 14 PES TS ZPE
14 Ogniwa słoneczne
Wyklad 14
Wykład z fizyki 14
1 Wprowadzenie do psychologii pracy (14)id 10045 ppt
ZO NST 14 ĆW1CZ 1, 2 STUD F F3

więcej podobnych podstron