Stanisław Herakliusz Lubomirski - Wybór pism - BN
Wstęp
Około połowy wieku XVII zaczyna się trzeci i ostatni okres szlacheckiej epoki - tylko zamach stanu, obalenie „złotej wolności” szlacheckiej, zasadnicza przemiana ustroju, mogła uratować walący się gmach Rzeczypospolitej. Tego natomiast lękała się zarówno szlachta i magnaci, jak i sąsiedzi Polski, popierający w pełni proces jej rozstroju.
Interesy cesarstwa popierają silnie papiescy nuncjusze i kler z jezuitami na czele, francuskie wpływy natomiast forytuje dwór królewski a przede wszystkim królowa Maria Ludwika i damy jej dworu z Marysieńką Sobieską na czele.
Wiedza o St. Herakliuszu Lubomirskim i staropolskich literatach.
O znacznej większości staropolskich literatów przekazali nam ich współcześni zbyt mało wiadomości, tymczasem Stanisław Herakliusz Lubomirski zaledwie 20 lat skończył, a już witano go po powrocie z zagranicy drukowanym panegirykiem, później zaś odpisywano pilnie jego mowy, listy i wiersze.
Kontrastuje to z twórczością Wacława Potockiego, niejako zepchniętej na margines, co jednak jest zjawiskiem znamiennym, charakteryzującym pozbawioną zdrowego krytycyzmu atmosferę życia literackiego w tym okresie epoki.
Równoczesne istnienie obok siebie takich autorów i takich właśnie losów ich pism, dowodzi daleko idącego zróżnicowania ideologicznego w obrębie klasy szlacheckiej, do której przecież oboje należeli.
Zwiększają się różnice majątkowe, zmniejsza się liczba średniozamożnej szlachty, niepomiernie mnoży się drobna szlachta i ziemi pozbawiona, rośnie poczet świeżo uszlachconych, część szlachty wsiąka w miasta, część wiesza się przy grodach, trybunałach, część się kleszy, sporo para się żołnierką, coraz więcej idzie w służbę do magnatów.
Magnateria w drugiej połowie XVII wieku.
Część szlachty wyrosła ponad resztę społeczeństwa jeszcze w średniowieczu poprzez dygnitarstwa, przywileje i w zamian za oddawane przysługi - nadania królewskie, zatrzymywane skwapliwie i często bezprawnie w dziedziczne posiadanie.
Kiedy wymierają stare i nieraz istotnie zasłużone rody wielko- i małopolskich Kmitów, Górków, czy Tęczyńskich, wtedy zaczynają się panoszyć i ton tej grupie odmienny nadawać kresowe „królewięta”: Potoccy, Sapiehowie, Wiśniowieccy, nierównie od tamtych w obszerne włości bogatsi, ale też nierównie kulturą umysłową niżsi, oddani „pojedynkowym pożytkom”. Wszystkie inne odłamy szlachty, wszystkie niższe stany społeczne podupadają, ubożeją od schyłku wieku XVI. Potęga „królewięt” pozwalała im stać ponad prawem, lekceważyć wszelkie sądy i ich wyroki, stawać przeciwko królowi, tyranizować sejmiki w swoich województwach, rozbijać niemal z reguły sejmy, tworzyć własne wojska. W królewskim skarbie pustka - u nich skrzynie pełne złota. To oni, a nie zubożała szlachta, używają osławionej „złotej wolności. A ta wolność magnacka przeobrażała się bez większych przeszkód w samowolę, a nawet publiczny gwałt, zbrodnię, zdradę stanu. Cechująca ich drapieżność na majątki, zaszczyty i godności zbyt rzadko teraz przemienia się w ambicję, aby wznieść się ponad ogół rzetelną kulturą i zasługą. Wszystko im wolno i rzadko, z kim się liczą. Nazwani w czasach saskich „panami burzącymi”. Nie wykazuje ta magnacka grupa ambicji, aby pomnażać dorobek kultury, skupiać koło siebie wybitne talenty, gromadzić dzieła sztuki, tworzyć służące całemu społeczeństwu instytucje. Zamiłowań w tej grupie takich nie ma, a jeżeli są, to nikłe, przelotne, wywołane kaprysem, zazdrością, a nie dalekosiężną troską społeczną. Gdyby nie przykład idący z królewskiego dworu, jeszcze mniej byłoby takich zainteresowań.
Możność kształcenia się była ograniczona w tej grupie przez stanowe przesądy, sympatie i antypatie, przez dawane synom wyjeżdżającym na studia zagraniczne instrukcje ojcowskie, na których straży stał dodany młodzieńcowi opiekun. Za najwłaściwszą uchodziła droga zdobywania wysokich urzędów senatorskich i ministerialnych, druga to kariera wojskowa, aż po hetmańską buławę, trzecia - najrzadziej obierana - to najwyższe kościelne godności.
Im dalej w przeszłość, tym więcej istotnie wartościowych społecznie jednostek można się w tej grupie doszukać, im bliżej naszych czasów - tym ich mniej.
Antenaci.
Klan wielmożów, wspiera się na więzi rodowej, na splendorze majątku i głośnego nazwiska, na zasługach przodków, na senatorskim urzędzie, na umiejętnym podtrzymywaniu swego znaczenia i popularności wśród szlachty, zwłaszcza ze swego województwa. Opalińscy w Wielkopolsce, Lubomirscy w Małopolsce, Radziwiłłowie, Sapiehowie na Litwie, więcej znaczyli, więcej mogli, niż sam król. Dbałość o rozgłos rodowego imienia każe im wynosić wysoko zasługi antenatów, utrwalać ich pamięć przez grobowe pomniki, portrety, druki, fundacje, przypominające rosnące zasługi i zaszczyty rodu.
Lubomirscy weszli w krąg magnatów z końcem XVI wieku. Według sarmackiego obyczaju odszukano ich rzekomego protoplastę w jednym z rzymskich cesarzy.
Jednak tak naprawdę zawdzięczają wszystko gospodarczej zabiegliwości kasztelana wojnickiego Sebastiana (zm. 1613r.). Kupił on od Kmitów wielkie dobra wiśnickie w Małopolsce, wykupił ziemię na Spiszu i w roku 1591 został spiskim starostą i żupy krakowskie dzierżawił (sól). Starostwo spiskie przynosiło więc bardzo duży dochód.
Następną osobą godną wymienienia jest dziad naszego autora, Stanisław, wojewoda ruski, wódz spod Chocimia, uczeń padewski, protektor pijarów, którym ufundował pierwsze kolegium w Polsce w spiskim Podolińcu. Nabył dobra łańcuckie. Zmarł w 1649 roku, przekazując potomnym olbrzymią fortunę, rozgłos i rankory wobec królewskiego majestatu.
Jego syn Jerzy (zm. 1667), hetman polny i marszałek wielki koronny był ojcem naszego autora. Studiował w belgijskim Lowanium i Lejdzie, a studia te o charakterze praktyczno-politycznym, przygotowały go do kariery politycznej i wojskowej.
Jako 23-letni poseł zrywa sejm (1639), a w 27 roku życia sejmowi marszałkuje, układa się z Karolem Gustawem w czasie szwedzkiego potopu, a wkrótce potem zwołuje chłopstwo do walki z najeźdźcą i wprowadza do kraju króla.
Dla większości szlachty stał się Jerzy Lubomirski bożyszczem, wcieleniem republikańskich ideałów, obrońcą swobód przed zakusami absolutyzmu i intrygami francuskiego obozu. Szlachta upatrywała w nim króla-Piasta. Nawet Pasek pisze o nim z wielkim szacunkiem.
Szkic życiorysu.
Stanisław Herakliusz Lubomirski jest wielmożą z dziada-pradziada, ich autorytatywne, wybitne postaci i przynależność do klanu magnaterii wyciskają mocne piętno na jego losach.
Urodził się w 1642 roku, zapewne w Rzeszowie, gdzie urodził się również jego młodszy brat, Hieronim (ur. 1648). Tam ufundował jego ojciec Jerzy kolegium pijarskie w 1654 roku. Po zbyt szybkiej śmierci matki Stanisław dostał się pod przemożny wpływ ojca.
Być może kształcił się u pijarów, wątpliwe, że pod kierunkiem jezuitów i w Braniewie. Jego młodszy brat pobierał naukę prywatną w domu.
Jako 15-letni młodzieniec zapoznał się ze sztuką artyleryjską w czasie oblężenia Torunia. Przez pewien czas kształcił się gdzieś nad Bałtykiem, a z końcem roku 1659, czyli w siedemnastym roku życia został wysłany na studia do Paryża (w tym czasie jego ojciec popierał francuską politykę królowej). Miał tam w czasie uroczystości zaślubin króla Ludwika XIV z hiszpańską infantką reprezentować dom Lubomirskich.
W drodze do Paryża być może zboczył do Holandii, o której wspomina w instrukcjach dla swoich synów. Ale to nie studia były tak naprawdę istotne, lecz marszałek Lubomirski wysuwał na pierwszy plan w podróży swego syna swoje plany polityczne i dyplomatyczne kombinacje, a studia syna traktował, jako dodatek do jego polityczno-dyplomatycznej edukacji.
St. Herakliusz nie zastał już króla w Paryżu i oczekując na jego powrót oddał się pilnym studiom pod kierunkiem kilku prywatnych nauczycieli, przejmując francuski strój, maniery i obyczaje codziennego życia. Opanował francuszczyznę oraz język włoski. Musiał się zetknąć z Molierem i jego wielką sztuką oraz z Pascalem atakującym jezuitów. Jednak w jego pismach nie ma śladów znajomości współczesnej wielkiej literatury francuskiej. Natomiast zapoznaje się z romansami francuskimi i włoskimi (wymienia je w Rozmowach).
Przyjmowany łaskawie na królewskim dworze, po blisko 1,5 rocznym pobycie w Paryżu, wyruszył wczesną wiosną 1661 roku przez morze do Hiszpanii. W zamierzeniu ojca miała ta podróż być swego rodzaju demonstracją, oscylowaniem pomiędzy orientacją francuską, a habsburską. Uczęszczał tam na głośne hiszpańskie autos, przedstawienia sceniczne treści religijnej, ale również zetknął się z teatrami świeckimi (okres twórczości Calderona).
Ojciec wysyłając najstarszego syna do wielkich stolic, do koronowanych głów, chciał zwrócić uwagę na swoją osobę i nasycić swoją rodową dumę. Nie pozwalał mu na systematyczne studia, wysługując się nim w dyplomatycznych demonstracjach.
W Hiszpanii zabawił do maja 1661 roku. Pobyt zakończyło uroczyste przyjęcie przez króla - Filipa IV, który obdarzył go wspaniałym klejnotem, aby zatrzeć w ten sposób wrażenia wywiezione przez młodzieńca z dworu francuskiego i pozyskać go dla planów antyfrancuskich.
Wyznaczony szlak podróży wiódł z Madrytu - prawdopodobnie znów morzem - do Rzymu, gdzie Lubomirski został przyjęty przez papieża Aleksandra VII. Mógł się tam zetknąć z różnego rodzaju widowiskami, operami, dramatycznymi sielankami, popularnymi i żywotnymi komediami dell'arte. Sława Tassa i Marina jeszcze nie wygasła w życiu literackim - tego drugiego zwłaszcza St. Herakliusz Lubomirski stawiał ponad wszystkich nowoczesnych poetów. Być może zahaczył o portowe Livorno i Florencję, w drodze powrotnej zaś o Wenecję. Ostatnim etapem podróży był Wiedeń i przyjęcie przez cesarza, zanotowane przez wywiad francuski. Przebieg całej podróży wskazuje na to, iż marszałek Lubomirski skłaniał się ku Habsburgom.
W połowie kwietnia 1662 roku przybył Lubomirski do kraju, witany szumnym panegirykiem przez pijarów rzeszowskich. Niewiadomo, kto mu w tej podróży towarzyszył, nie zachowała się również korespondencja z marszałkiem Jerzym.
W kraju zastał St. Herakliusz Lubomirski niemałe zmiany - ojciec, który ożenił się po raz drugi, przeniósł w 1660 roku na niego złotodajne spiskie starostwo i wciągnął go za sobą w coraz burzliwsze odmęty swoich wichrzycielskich, anarchicznych a nawet wprost zdradzieckich wobec polskiej racji stanu poczynań. Marszałek przerzuca się nagle od zwolenników Francji i zasadniczej reformy w sprawie następstwa tronu na stronę „popularystów”, tj. mas szlacheckich i stronników polityki rakuskiej. Synem posługuje się, jako narzędziem w swoich machinacjach. Wysyła go w sekretnych misjach na dwór wiedeński, albo, jako pośrednika na dwór warszawski. Kiedy 1664 roku zostaje wezwany przed sąd sejmowy za swoje knowania wysłał Stanisława, jako swojego rzecznika i obrońcę. Wyrok sądu był Jerzemu nieprzychylny, został skazany na banicję, konfiskatę dóbr i pozbawienie piastowanych urzędów. Banita schronił się pod opiekę cesarską na Śląsk i znów wysłał syna, aby przebłagał króla, następnie przygotowuje rokosz i zabiega przez Stanisława w Wiedniu o pieniężne sukursy na bratobójczą wojnę. W planach było oderwanie Wielkopolski i Litwy od Rzeczpospolitej.
Mimo zwycięstw rokoszan nad wojskami królewskimi, Jerzy uderza w ton pokory wobec królewskiego majestatu i przeprasza Jana Kazimierza 8.08. 1666 roku. Jerzy uzyskuje amnestię, ale chroni się do Wrocławia i tam umiera z końcem stycznia następnego roku, tknięty paraliżem. Jego syn najprawdopodobniej przebywał wtedy w Wenecji, korzystając z uciech karnawału. Śmierć ojca przyniosła Stanisławowi wyzwolenie z długiej niewoli, ale na całe życie pozostała mu po nim chybotliwość sądów, niepewność, brak zdecydowanej linii postępowania.
Po zgonie ojca Stanisław otrzymuje dobra łańcuckie. Pojmuje za żonę córkę Łukasza Opalińskiego, Zofię, wykształconą i „w arytmetyce i muzyce dobrze wyćwiczoną”. Być może pod jej wpływem, pod koniec 1670 roku przeżywa jakiś wstrząs wewnętrzny, zaczyna rozczytywać się w Biblii i pisać utwory etyczno-religijnej treści. Za radą stryja Aleksandra, po abdykacji Jana Kazimierza popiera kandydata francuskiego i na walnym sejmie 1669 roku i uzyskuje dzięki nie odnalezionemu do dzisiaj przemówieniu rehabilitację ojca. Bierze czynny udział w życiu politycznym. W roku 1670 zostaje wybrany posłem, a w 28 roku życia zostaje marszałkiem sejmu. Od króla Michała otrzymał laskę marszałka nadwornego, a po jego śmierci popierał kandydaturę Sobieskiego, za co dziękował mu w liście sam Ludwik XIV. Wybór Jana III a potem jego koronację w 1676 roku witał szumnym poematem, a król obdarzył go wysokim urzędem marszałka koronnego, który dzierżył aż do zgonu. W tym czasie żeni się po raz drugi, z córką podkomorzego koronnego Denhoffa, Elżbietą, dziedziczką Puław. Około roku 1678 przychodzi do rozdźwięków między marszałkiem, a królewską parą. Sobieski zbliża się do Austrii, dąży do dziedziczności tronu. Wtedy Lubomirski pisze pozbawiony godności list do Ludwika XIV z prośbą, aby zachował Rzeczpospolitą wraz z jej prawami i swobodami. Niemniej, kiedy stronnictwo francuskie doznało porażki (A. Morsztyn oskarżony o zdradę uciekł do Francji) i Lubomirski zwrócił się w kierunku Austrii. W 1683 roku otrzymał Lubomirski na mocy osobnej uchwały sejmowej wieś podwarszawską Ujazdów na własność dziedziczną, „z respektu za zasługi”. Na miejscu dzisiejszego Parku Łazienkowskiego stworzył sobie iście monarszą rezydencję. W lutym 1687 roku wyjeżdża Lubomirski spiesznie za granicę i tylko krótkim listem zawiadamia króla, że wyprawia się rzekomo w pielgrzymkę do Rzymu, aby wypełnić ślubu przed kilkunastu laty uczynionego po ciężkiej chorobie. Tak wyjaśnia tę sprawę po powrocie przy końcu marca przed senatem. W czasie tej eskapady Lubomirski był dwukrotnie na cesarskim dworze, i weneckiego doży, złożył hołd papieżowi, odwiedził księcia lotaryńskiego i wdowę po Michale Korybucie. O innych kontaktach zamilczał, ale wzbudził wiele podejrzeń, zwłaszcza, że w jego ujazdowskim dworze odbywały się sekretne narady. Uknuty został spisek przeciwko Janowi III, a w ręce króla dostała się kompromitująca Lubomirskiego korespondencja jego z zagranicą, ale spiskujący wyparli się wszystkiego, a sejm w roku 1688 został zerwany. Król zrezygnował z dalszej walki z opozycją, a w 1696 roku umiera. W tym czasie, jako kandydatów do tronu wymienia się obu braci Lubomirskich - Stanisława i Hieronima. W roku 1696 pod laską St. Lubomirskiego zawiązał się sejm konwokacyjny, równocześnie powstała groźna konfederacja wojska koronnego. Jednak popierany przez Stanisława i jego braci kandydat francuski w wyniku braku poparcia musiał uchodzić z Polski, Stanisław przeszedł na stronę Sasa i szybko pogodził się z nowym królem. W 1699 roku pisze dla swoich synów, wyjeżdżających na studia instrukcje, tkwi jednak w konserwatyzmie, nie udoskonala programu wymyślonego przez swojego ojca, nie umie zerwać z przestarzałym już szablonem.
Ostatnim publicznym wystąpieniem marszałka była jego mowa w senacie z 10 stycznia 1701 roku pełna niepokoju zarówno, co do wewnętrznej sytuacji, jak i zewnętrznych niebezpieczeństw. W czasie kilkumiesięcznej choroby Lubomirski pisze ostatni ze swoich utworów, dewocyjnej treści, a 23 listopada 1701 roku sporządza testament.
Testament Lubomirskiego:
Oświadczam się przed Bogiem i przed Ojczyzną moją, żem bez wszelkiego interesu z substancji mojej tylko własnej wiernie i życzliwie służył Panom i Rzeczypospolitej lubo niegodnie, ale usilnie i życzliwie.
Pojęcie własnej substancji było u ówczesnych magnatów dalece nieścisłe. Dochody z piastowanych urzędów, starostw chciwie zagarnianych, napełniały skarbce wielmożów na szkodę skarbca Rzeczpospolitej. Subsydia zdobywane za granicą na różne akcje polityczne, na popieranie kandydatów do tronu, stanowiły w dochodach magnackich pozycję wątpliwej wartości etycznej. Nie widzieli oni i nie chcieli widzieć wyraźnej granicy między majątkiem Rzeczypospolitej i własnym.
Wykonawczynią testamentu mianował żonę. Spadkobiercom, tzn. żonie i synom przekazał ogromne dobra i kapitały w gotówce. Dokładność w ich obliczeniu jest równoznaczna z przywiązaniem marszałka do worków złota, jego chciwością w powiększaniu swojego dobytku. Pozostaje to w jaskrawej sprzeczności z pogardą dla światowych marności, głoszoną przez biblijnego Eklezjastę, którego mądrością tak często w mowach i pismach karmił się polski Salomon (nazwali go tak pijarzy w panegiryku pogrzebowym).
St. Herakliusz pozostawia dokładne instrukcje odnośnie pogrzebu: nie życzy sobie egzenterowania ciała (wyjęcie wnętrzności przed balsamowaniem), trzeciego dnia chce być pochowany w trumnie szarej, sukiennej, koloru bernardyńskiego, trumna ma być postawiona w kościele czerniakowskim, na jednym tylko stopniu, wokół sześć świec wielkich, pogrzeb zaś ma być bez kazania. Zażyczył sobie również napisu na tablicy grobowej po łacinie: tu leży człowiek grzeszny, fundator tego kościoła.
Umarł 17 stycznia 1702 roku w swoim pałacu ujazdowskim, pochowany został w kościele na Czerniakowie.
Wczasy „wielkiego człowieka”.
W zaciszu rezydencji ujazdowskiej Lubomirski szukał ucieczki przed udrękami życia dworskiego - od roku 1673 aż do zgonu musiał przebywać stale przy boku króla. Przykuty urzędem do stolicy w siedzibie swojej odgradza się od otoczenia i skupia w niej, jakby w miniaturze to, co według niego miało zaspokajać wykwintne potrzeby i zainteresowania ludzi wielkich, dawać im złudzenie życia pełniejszego, na europejską skalę. Rezydencja ujazdowska jest odbiciem wersalu Ludwika XIV, jest wyrazem arystokratycznej, kosmopolitycznej mody z doby baroku. Znajduje się w niej nawet pasterska chatka z podobiznami poetów i mapami nieba i ziemi (urojona sielankowa wiejska prostota, gdy chłop uginał się pod uciskiem pana). Uczoność malowana na ścianach nie jest odbiciem rzetelnego kultu nauki, ale wielkopańską maskaradą, pozorami uczoności. Nawet w świecie przyrody dostrzegał związki z polityką - np. tulipan, jako symbol królewskiego berła. Z pewnością w tym ustroniu nie zabrakło również teatru. Jedyną pracą, jaką akceptował marszałek, było sprawowanie wysokiego urzędu, wszystko inne było „próżnowaniem”. Pan marszałek szydził z sejmów i sejmików, wolał spędzać czas w samotności, krzewiąc w sobie sztukę słowa, spełniając się między innymi literacko.
Wczasy literackie.
Część pism Lubomirskiego nadal kryje się po rękopisach i w nich w czasie ostatniej wojny zaginęła. Nie dbał on o utrwalone drukiem płody swego „niepróżnującego próżnowania”. Powierzał te troski prywatnym sekretarzom, bądź bezpośrednio drukarzom. Największą ilość wydań pism Lubomirskiego notujemy w czasach saskich, wtedy wychodzą też przekłady jego pism łacińskich. Poziom tych edycji jest nierówny. Nawet taki bibliofil i bibliograf Załuski wydaje Orfeusza bez nazwiska autora, zmienia tytuł i podaje nieprawdziwą informację, iż został on przełożony z języka francuskiego. Utwory Lubomirskiego w dobie saskiej ukazują się drukiem w Warszawie, Toruniu, Poznaniu, Lwowie, Wilnie, Częstochowie, Krakowie, Lublinie, a także za granicą - Lipsk, Wiedeń, Kolonia, Tyrnawa na Węgrzech.
Na dorobku Lubomirskiego w zakresie sztuki słowa wycisnęły piętno perypetie jego życia, jego ścisły związek z wyodrębnianą magnacką ideologią oraz wypadki polityczne.
Pierwszy okres twórczości:
Śmierć ojca (1667), a potem objęcie laski nadwornego marszałka (1673) można uznać za wypadki zamykające jeden okres twórczości, a rozpoczynające nowy, odmienny. A więc gdzieś około 1670 roku można wykreślić granicę oddzielającą dwie fazy twórczości.
Utwory z tego pierwszego okresu, to przeważnie przekłady, przeróbki, naśladownictwa. Ograniczając się do utworów oznaczonych w rękopisach nazwiskiem lub inicjałami, należeć do nich będą: Piram i Tyzbe, Orfeusz, sielanka dramatyczna Ermida, opatrzona w rękopisach datą 1664, oraz Adverbia moralia. Z tych utworów jedynie ostatni wyszedł drukiem, dwukrotnie za życia autora.
Najwcześniejszym wydaje się Piram i Tyzbe - owidiuszowy wątek o nieszczęśliwej parze kochanków, przetworzony w poemat o 116 oktawach, pisanych pod urokiem Tassowego Gofreda przez Piotra Kochanowskiego. Autor z młodzieńczą beztroską wtłaczał w tekst dosłownie z Kochanowskiego przepisane ustępy.
Orfeusz - osobliwa parafraza, która przechowała się w sześciu współczesnych odpisach, w druku zaś ukazał się w połowie XVIII wieku, jako anonimowa Historyja Orfeusza i Erudycy, z francuskiego języka tłumaczona.
Pierwowzorem jest jedna z mitologicznych sielanek Marina, będąca niesamowicie kunsztowną. Jednak chyba tylko A. Morsztyn sprostałby zadaniu przełożenia tego utworu na język polski. Lubomirski dokonał różnych niedozwolonych tłumaczowi zabiegów - coś od siebie dodał, gdzieś indziej skrócił, inne ustępy całkowicie opuścił i ostatecznie z 1125 wierszy oryginału zostało w takim „przekładzie” 525. Dodatki nie są na ogół zharmonizowane z całością. Lubomirski dodał wiele niepotrzebnych ozdobników, sztucznych dodatków, nieudolnych kontrastów. Dodał wiele szczegółów z polskiego Gofreda. Jednak docenić należy to, iż Lubomirski poruszył temat dotąd pomijany, czyli związany z dziedziną wrażeń muzycznych, opisem gry i instrumentów.
Teatr dworski i „Ermida”- echo zainteresowań teatrem w kręgu dworsko-magnackim.
Lubomirski tłumaczy modną sielankę dramatyczną, a potem szablonowe włosko-hiszpańskie farsy. Ckliwa wierszowana sielanka dramatyczna „Ermida, albo królewna pasterska, to jest ten szczęśliwy, kto się swym stanem kontentuje”, nosi datę 1664.
Tęsknota sentymentalnej królewny do rzekomej arkadyjskiej szczęśliwości i szlachetnej prostoty pasterzy - doznaje gorzkiego zawodu. Ermida powraca do swego pałacu i do wiernego jej królewicza. Jedyną żywszą postacią w tej sztuce jest giermek, zarazem frant i błazen. Wydźwięk społeczny znajdziemy zarówno w tytule, jak i w końcowej tyradzie: „Nie darmo to wyroki same sporządziły, że różnych w różne stany ludzi podzielili”. Aprobując w ten sposób istniejący stan rzeczy, jakby z góry ustalony i niezmienny, nie czuje autor żadnych skrupułów, nie dostrzega żadnej niesprawiedliwości społecznej. Jest to jedyny utwór, w którym autor ukazał ludzi niskiego stanu - postaci sztuczne, urojone, również wśród nich dostrzega złe namiętności i odwraca się od nich z niechęcią wraz z Ermidą, by już nigdy nie zstępować w te niziny.
„Adverbia moralia”
W omówionych wcześniej utworach dominuje wątek miłosny. Do tej grupy zaliczyć należy również sonet w języku włoskim napisany z początkiem 1667 roku, ale łacińskie „Adverbia moralia”, napisane podobno w roku 1666 (wyd. najpierw w 1688, a później 1691) zajmują wśród pism tego okresu osobne miejsce zarówno przez swoją treść, jak i kunsztowną szatę łacińskiego słowa. Są to refleksje etyczne zaprawne stoicką filozofią Seneki na temat doskonałości, umiarkowania, pychy, stateczności itd. ujęte w 15 krótkich ustępów. Słowne ujęcie każdego z nich jest jakimś dziwacznym wyskokiem stylistycznym, w każdy z nich wielokrotnie wplata się inny przyimek, czy przysłówek. Sam układ graficzny jest bardzo kunsztowny i związany silnie z treścią, dowodzi tym samym, że jest to osobliwa, typowo barokowa odmiana retorycznej prozy, posługującej się grupami równoległych pod względem składni członów, skupieniami zwięzłych pytań i odpowiedzi, misternym rozkładem akcentów. Układ graficzny narzuca czytającemu odpowiednią intonację i reguluje tempo recytacji. Łacina klarowna, płynna, o szeroko falujących okresach, dowodzi zarówno niepospolitego jej opanowania, jak i predylekcji do podobnych, stylistycznych igraszek, modnych hieroglifik i emblematów, anagramów kunsztownych, złożonych z imienia i nazwiska. Przerost formy nad treścią wskazuje, że jest to raczej popis stylisty i retora, aniżeli zastanawiające głębią rozważania moralisty.
Drugi okres twórczości 1670 - 1683.
Śmierć ojca, małżeństwo z „najuczeńszą Polką, Zofią Opalińską, coraz bardziej czynny udział w polityce, występy oratorskie w senacie, wzmagająca się korespondencja w sprawach państwowych i prywatnych, wpływają na zmianę zainteresowań i ambicji literackich. Lubomirski zaczyna ten i ów utwór ogłaszać drukiem albo kunsztownym anagramem, albo pod inicjałami, albo wreszcie anonimowo. Rok 1683 mniej więcej, którym wyszły drukiem aż trzy utwory, można oznaczyć, jako granicę drugiego, najpłodniejszego okresu twórczości. W tym czasie powstaje Muza, Eklezjastes, Tobiasz wyzwolony, Teomuza, Rozmowy Artaksesa i Ewandra.
Muza - pierwszy wydany drukiem utwór Lubomirskiego. Panegiryk z roku 1676 z okazji koronacji Sobieskiego: Muza polska na wjazd Jana III do Krakowa, poemat w 173 oktawach. Wydany został bezimiennie, ale Załuski wskazał autora. Do tego utworu dołączono panegiryczną Pocztę Wacława Potockiego, niestety nie wiemy nic o kontaktach obu autorów, choć Potocki w Wojnie Chocimskiej wysławiał Stanisława, wodza spod Chocimia, Helenie Lubomirskiej natomiast dedykował dwa utwory, entuzjastycznie odnosił się do rokoszanina Jerzego, który wziął w obronę arian, gdy Szwedzi opuszczali Polskę.
Utwór Lubomirskiego, wysławiający wojenne przewagi nowego króla, wspiera się prawdopodobnie na jakimś dokładnym diariuszu wojskowym, a więc idzie zwykłym torem ówczesnych rymowanych kronik. Jako jedyne w twórczości tego autora wyraźniejsze echo wojennego zgiełku w tych burzliwych czasach, utwór ten zajmuje miejsce odosobnione i niepoczesne.
Eklezjastes - parafraza księgi Eklezjastesa, zaopatrzona w przedmowę. Tłumacz rozumie już, że „podejmuje się trudnej rzeczy”, że niełatwo będzie mu pogodzić poetyczny urok z prawdą, a raczej wiernością („mieć równo Muzę i prawdę na pieczy”). Zbyt łatwo przesadzić w ozdobności poetyckich upiększeń („przykopcić poetyckim dymem”), a przez to zatrzeć prostotę oryginału, co więcej „poróżnić się o to z Rzymem”, a więc narazić się kościelnej cenzurze. Tymczasem tej ozdobności domagają się rzekomi znawcy - „uszczypliwi wieszcze”. Lubomirski nie będzie jednak silił się na ozdobniki, poprzestanie na prostej szacie słów przejętej z pierwowzoru, aby zachować „nienaruszonym i w rytmie stary styl Pisma”. Taką właśnie drogę obiera bez obawy o „chłostę Parnasu”, o sławę czy naganę. Zrywa tu, więc świadomie z panującą modą literacką, zdobywa się na odmienny sposób przekładania, dyktowany poszanowaniem dostojnej prostoty „starego stylu Pisma”.
Lubomirski oparł się o przekład Wujka, czego jest dowodem szereg dosłownych powtórzeń i przejętych zwrotów. Przetopił tekst Wujka na jedenastozgłoskowce rymowane parzyście, unikając amplifikacji, zmieniając zwroty wtedy, gdy do tego zmuszał nie dość jasny sens, bądź wiersz lub rym. Dobór formy wierszowej podkreśla surową powagę treści.
Parafraza ta jest niemałym osiągnięciem Lubomirskiego, tym dziwniejsze jest to, że tej pracy, nawet bezimiennie, za życia drukiem nie ogłosił.
Tobiasz wyzwolony - utwór pisany wierszem, wydany w 1683 roku, jako drugi, pod inicjałami S.L. W przedmowie dowiadujemy się, iż charakter powieściowy Ksiąg Tobiaszowych pozwalał na większą swobodę parafrazy.
Opowieść o Tobiaszu ukazuje kilka wyrazistych postaci, związanych ze sobą serdecznością życia rodzinnego, w atmosferze patriarchalnej prostoty. Akcja rozwija się w szeregu sytuacji, rzuconych na zmieniające się tło wędrówki syna wraz z towarzyszem aniołem i radosnego ich powrotu po osobliwych przygodach do stęsknionych rodziców. Anioł - towarzysz, zwolnienie Sary od mocy szatańskich i odzyskanie wzroku przez ślepego ojca - to wątki o charakterze cudowności, zbliżające tę opowieść do przedwiekowej legendy.
Poszczególne pieśni odpowiadają rozdziałom u Wujka z tym, że w ostatniej, dwunastej, skupiają się trzy ostatnie rozdziały pierwowzoru. Ale tę biblijną opowieść tłumacz znacznie uzupełnił, niektóre wersety, obrazy, opisy Biblii rozwinął, na wstępie każdej pieśni dodał refleksje moralizujące. Zwłaszcza przemówienia i modlitwy, już w pierwowzorze dość rozlewne, w ujęciu Lubomirskiego wzbierają retorycznością, patetycznością. Podziw dla patriarchalnych cnót, wywołuje melancholijne westchnienia i gorzkie uwagi na temat współczesnego zepsucia. Niektóre pieśni (I, III, VII) kończą się podobnie, jak w Orlandzie szalonym Ariosta.
Cała ta nadbudowa wywodzi się w części właśnie z Ariosta i poezji włoskiej. Poza tym jednak atmosfera rodzinnej intymności, rodzicielskiej, matczynej troski, synowskiego oddania, porady przyjacielskiej, którą Lubomirski umiejętnie rozwijał i akcentował, tworzy również w tej całej nadbudowie, wzniesionej ponad tekstem biblijnym, część istotną, oryginalną, nakreśloną z prostotą i lekkością pióra.
Poeta starannie szkicował postać Anioła, otoczył go blaskiem, nieuchwytnym czarem „czegoś górnego”, świetlistą aureolą, a zwłaszcza postać matki płaczącej i rozżalonej po odejściu syna, czy wypatrującej go z daleka. Nieznaczna tylko wzmianka w pierwowzorze rozrasta się w rozległy nadrzeczny krajobraz z bogactwem szczegółów wyraziście ujętych, ukazanych w perspektywie. Atmosfera rodzinnej intymności obok wyrazistych obrazków, rozsianych po całości, wysuwa ten poemat na czoło twórczości Lubomirskiego.
„Tobiasz” ukazywał się od roku 1683 w stosunkowo krótkich odstępach czasu (1691, 1706, 1731).
Rozmowy Artaksesa i Ewandra - pierwszy utwór Lubomirskiego napisany prozą, najobszerniejszy ze wszystkich, wydany w roku wiktorii wiedeńskiej. Osobliwy dialog złożony z trzynastu „dyskursów”.
Zarówno treść, jak i forma dialogów ulegała wciąż znamiennym przeobrażeniom. W dobie renesansu dialogi są bardzo urozmaicone (prozaiczne, wierszowane, obramione fabułą i odautorskimi uzupełnieniami, znów bez żadnego obramienia). Na wzór Platona rozbudował dialog Castiglione, a za nim Górnicki w Dworzaninie polskim.
Rozmowy Lubomirskiego składają się z dwóch części powiązanych ze sobą dość spoiście. Część główną tworzy trzynaście obszernych wypowiedzi, ściśle mówiąc monologów, zwanych przez autora „dyskursami”. Są to wykłady na tematy dość kapryśnie dobierane i kapryśnie uporządkowane, a tworzące wyodrębnione treściowo całostki. Część uzupełniającą tworzy ich obramienie narracyjne. Najwięcej dyskursów odnosi się do różnych kłopotów „ludzi wielkich”, przebywających na królewskim dworze, a więc do protekcji, intryg, ambicji, plotek, wykrętów i zabaw, poza tym nieco miejsca zostawiono też dla polityki, nauki, literatury, a nawet metafizyki. W takim doborze tematów widać jakąś wytworną zarozumiałość, że „ludzie wielcy”, jak Artakses i Ewander o wszystkim zdolni są rozprawiać i codziennie inne problemy dogłębnie, wyczerpująco omawiać tak, że słuchający ani słowa już do tego arcydzieła dodać nie może. Wydaje im się, że stoją „na ludzkich myśli piramidzie”.
Rozmówcy.
Ewander przypomina samego Lubomirskiego. Jest to dygnitarz przebywający w stolicy, gdzie ma swój pałac, a w nim okazałą bibliotekę, prowadzi rozległą korespondencję polityczną, absorbują go sprawy dyplomatyczne.
Jego przyjaciel Artakses, to jakby brat Lubomirskiego, Hieronim - to „wielki wojownik”, również wybitna figura na dworze. Obaj oczywiście muszą się naradzać z królem i senatorami. Sam król bezpośrednio w Rozmowach nie bierze udziału, ale często się o nim mówi.
Odrębną postacią jest sędziwy ojciec Elizeusz, świątobliwy i wielce uczony przeor kamedułów na Bielanach, w którego usta autor włożył przezornie niezbyt prawowierny, nasycony metafizyką i teologią dyskurs „o umyśle, to jest duchu albo duszy ludzkiej”.
W istocie jednak Artakses, Ewander i ojciec Elizeusz to jedna i ta sama osoba, mianowicie sam Stanisław Herakliusz Lubomirski. Wprowadzenie aż trzech rozmówców było zręcznym zabiegiem kompozycyjnym, podobnie jak przy dodanie przy każdym odmiennego tła krajobrazowego, ukazanie kilku figur epizodycznych na dalszym planie (damy i kawalerowie, przechadzający się po królewskim ogrodzie, król z senatorami…).
Powody poruszenia takiego, czy innego tematu były dość błahe i czystko przypadkowe, np. zabiegi o protekcję u króla nastręczają okazję do wywodu o nieuważnych promocjach, stos skryptów na stole jest pobudką do rozprawy o stylu. Towarzysz rozmowy w czasie referatu wygłoszonego przez mówcę nic nie mówi, jedynie pod koniec wyraża swoje „wielkie ukontentowanie”. Ten fikcyjny, powieściowy przystrój dyskursów ożywia je nieco, urozmaica. Związek: powieść dyskursywna w XVIII wieku (Pan Podstoli Krasickiego). Rozmowy stanowią odrębne od innych ogniwo w rozwoju staropolskiej powieści, poprzedzające Pana Podstolego. Rozmowy różnią się jednak od Dworzanina Górnickiego i późniejszego Pana Podstolego tym, że odbiegają mocno, a nawet wprost uciekają od tego, co się w kraju działo, ograniczają się, bowiem do konwencjonalnego, kosmopolitycznego dworskiego życia, do działań i zainteresowań sfery arystokratyczno - dworskiej, bezkrytycznie zapatrzonej w to, co się działo i o czym się mówiło na zachodnich dworach, a od tego, co rodzime, odwracającej się z wielkopańską wyniosłością i lekceważącą pogardą. Z tych wyniosłych szczytów nie widać już poziomego życia pospolitego szlacheckiego gminu, poniżenia mieszczan, a cóż dopiero mówić o chłopskiej „nędzy z biedą”.
Zaczątkiem Rozmów mogły być rzeczywiste dyskusje pana marszałka z bliskimi mu dygnitarzami.
Wysunięcie w ostatecznym układzie dzieła na miejsce pierwsze dyskursu „o naukach i prostocie” zasługuje na uwagę. Przyznając pierwszeństwo przed nauką prostocie, przed erudycją, mądrości, opartej na pracy, doświadczeniu, znajomości przyrody, powinien by autor konsekwentnie trzymać się tej drogi w dyskursach. Jednak niektóre dyskursy wprost przelewają się od erudycji, nadrabiają wciąż cytatami, i to nie zawsze z pierwszej ręki. Zachodzi, więc tu oczywista sprzeczność.
Dyskurs o stylu - pierwszy traktat „ o stylu albo sposobie mówienia i pisania”. Dyskusja ta wydaje się prawdopodobna w kancelarii królewskiej, wśród wykształconych literacko sekretarzy któregoś z Jagiellonów czy Wazów. Taki temat podejmuje Lubomirski, jako współczesny literat o pokaźnym przygotowaniu teoretycznym i ustalonym już sądzie. Na sztuce słowa zarówno żywego, jak i pisanego, znał się Lubomirski jak mało, kto w ówczesnej Polsce. Podkreślał w swoim wywodzie, iż „nie dosyć imitować autorów, lepiej być samemu autorem” i że lepiej mówi ten, co mówi rozsądnie i zwięźle nie cytując nikogo, aniżeli ten, co wciąż cytatami nadrabia. Ale i tu wpadł w sprzeczność z samym sobą.
W dyskursie swoim zajmuje się Artakses różnymi stylami, historycznym, retorycznym, listownym, poetyckim oraz ich przedstawicielami w dalszej i bliższej przeszłości. Nie sili się tu na samodzielność sądów i ocen, nie poddaje rewizji ówczesnych utartych poglądów. Wysuwa na czoło styl historyczny i historyków (typowe dla tego okresu). To zapatrzenie w przeszłość, adoracja dawności pogłębiała szlachecki konserwatyzm, przesłaniała to, co we współczesności wielkim już głosem krzyczało o gruntowną przebudowę.
Artakses twierdzi również, iż „nic nie mamy od dawnych więcej, jako we wszystkim, tak i w nauce piśmiennej”. Przekreśla tym samym cały dorobek średniowiecza, a nawet czasów nowożytnych. Pozostaje, więc tylko naśladownictwo stylu, jako najlepszy rzekomo sposób pisania, w istocie zaś najwygodniejszy. Współgra to z ideologią nie ariańskiej szlachty - cechuje ją bierność, uleganie mimo wszystko zewnętrznym wpływom, kurczowe trzymanie się szablonów przyjętych w szkołach, niechęć do wszelkiego nowatorstwa. W stylu historycznym ceni Artakses ponad wszystko zwięzłość i jasność. O dziwo wśród wymienionych przez Lubomirskiego autorów historycznych nie znalazł się Długosz i Heidenstein. Oceny Artaksesa są ogólnikowe i pozbawione dowodów.
Z historią niewiele miał Lubomirski do czynienia, ale z retoryką owszem. W ustępie o wymowie stawia wyżej „przyrodzoną wymowę” nad wyszukane słowa, nad „szkolną, nieokrzesaną mowę”, którą dosadnie piętnuje. Wyróżnia styl listowny. W osobną grupę wydziela „zmyślone historie, co je romanzami nazywają”. Myli się jednakże, gdy twierdzi, że te utwory „dla niczego nie są napisane, tylko dla polerowania stylu i wymowy”. Wszakże z nich wyłoniła się z czasem nowożytna powieść.
Dopiero pod koniec dyskursu mówi Artakses o stylu poetyckim. W jego uwagach o związkach między poezją a muzyką widać ślady rozczytywania się w pismach Marina. Zgodnie ze współczesną poetyką Lubomirski na czoło wysuwa poezję heroiczną, przytacza Lukana i Klaudiana, czyli poetów okresu schyłkowego (uroki retoryczności).
Stosunkowo niewiele uwagi poświęca Lubomirski poetom nowoczesnym, choć znał przecież kilka nowożytnych języków (włoski, francuski, niemiecki), to jednak tylko włoskich poetów wymienia - Marina, Tasso, Ariosto.
We współczesnej sztuce słowa w Polsce dostrzega autor coraz większe przerosty: pustosłowie, gadatliwość przy ubóstwie treści i makaronizowanie nieznośne, pseudouczony, które nazywa właśnie „stylem szkolnym”, ale dopiero Konarski uderzył radykalnie w te fetysze szlacheckiej retoryczności.
Literatura polska w wywodzie Lubomirskiego została potraktowana, jak kopciuszek, dorywczo i jakby lekceważąco. Jana Kochanowskiego nawet nie raczył wspomnieć.
Inne dyskursy:
Osobną grupę w Rozmowach stanowi sześć dyskursów związanych z życiem dworskim, z zajęciami i obyczajami dygnitarzy, „ludzi wielkich” (o kreaturach, powadze, chwale i sławie, podejrzeniu, wymówce, o zabawach ludzi wielkich). Częściej niż w innych dyskursach napotykamy tu uwagi Lubomirskiego bardziej samodzielne, ślady bezpośredniego, osobistego doświadczenia autora.
Wydzielić należy dwa dyskursy o treści politycznej: „O traktatach” i „O radzie”. Tutaj po raz pierwszy spotykamy Lubomirskiego - pisarza politycznego. Pierwszy z tych dyskursów zawiera teoretyczne wskazówki oparte na praktyce i lekturze o zawiłej i trudnej sztuce zawierania traktatów. Drugi dyskurs o radzie, a raczej o senacie i senatorach, bardziej niż wszystkie inne wiąże się ze współczesną polską rzeczywistością. Jest to miejscami wyraźna krytyka polskiego senatu, śmiała i dosadna. Lubomirski wytyka senatorom chciwość pożytku prywatnego, pogoń za popularnością wśród szlacheckiego tłumu, upór i nadętą ambicję. Kreśli wreszcie obraz idealnego senatora.
Najpośledniejszą grupę tworzą trzy dyskursy poświęcone tematom dla pana marszałka przytrudniejszym, ponieważ nie poparte były życiowym doświadczeniem. Cóż wartościowego mógł on powiedzieć na temat znajomości świata przyrody, subtelności teologicznych („O duszy”), o sprawach wojennych, znając tylko teorię?
Rozmowy należy zaliczyć do typu powieści dydaktyczno-dyskursywnej.
Trzeci okres twórczości (1684 - 1702)
Przedstawienia teatralne mogły być dodatkiem do tajnych ujazdowskich narad - być może właśnie po 1683 roku, powstały trzy komedie pisane prozą o treści obyczajowej, zbliżone do komedii dell'arte, ale pisane w języku polskim: 1. Don Alvarez, albo niesforna w miłości kompanija, 2. Komedyja Lopesa z Spirydonem, 3. Comedia faceta.
Don Alvarez - wariant noweli Boccacia (Dekameron X 9) - miłość małżeńska wystawiona na ciężkie próby zostaje ocalona w ostatniej chwili przed ponownym zamążpójściem żony, gdy jej małżonek przelatuje w cudownej latarni z Marokka do Toledo.
Komedyja o Lopesie - Dekameron (II 10) - trzyaktowa farsa, ośmieszająca podstarzałego małżonka, któremu uprowadzono młodą żonę. Widoczny realizm, zbliżenie się Lubomirskiego do języka potocznego, brak kunsztowności.
Lubomirski odtwarzał i przerabiał obce utwory, zamiast sięgnąć do własnej wyobraźni i przede wszystkim do polskich przykładów.
Pisma polityczne:
1670r. - notujemy pierwsze pisma Lubomirskiego o charakterze politycznym/początek jego udziału w życiu politycznym: Traktat o przynależności Spisza do Rzeczpospolitej (1671r.) i dwa dyskursy z Rozmów („O traktatach” i „O radzie”),Votum na Radzie postkomicyjalnej (1688r.) - Lubomirski starał się oczyścić ze stawianych mu zarzutów, co do brania udziału za granicami kraju w układach w sprawie następstwa tronu.
Ostatnim wystąpieniem Lubomirskiego na arenie politycznej była mowa w senacie z 10 stycznia 1701 roku.
Po roku 1683 Lubomirski uprawia dwie dziedziny literatury - polityczną i dewocyjną (zwłaszcza pod koniec życia).
Duże doświadczenie i wiedza Lubomirskiego w zakresie polityki - sprawował urząd marszałka przez 25 lat, kształcił się w kierunku politycznym.
Geni veridici („Duchy prawdę mówiące”):
Jest to dialog.
Ogrodnik królewski, cieszący się względami króla spędza czas na rozmyślaniu o pięknej idei wolności szlacheckiej, ukazuje mu się Geniusz, który wyjaśnia ogrodnikowi, na czym polegają główne cechy polskiej wolności i ustroju, opierającego się na trzech stanach: królewskim, senatorskim i rycerskim. Geniusz dzieli królów na dobrych i złych. Zły król, to ten, dążący do absolutyzmu, nienawidzący sejmu i senatu, gnębiący znakomite rody. Geniusz wyjaśnia również różnicę między złym i dobrym senatorem oraz dobrym i złym przedstawicielem stanu rycerskiego. O losie Rzeczpospolitej decyduje cnota bądź niecnota tych trzech stanów oraz ich zgodność bądź niezgodność.
Według Geniusza największy wpływ na losy państwa ma Los nieodgadniony, później cierpliwość rządzących, uczuciowe pobudki i na końcu umiejętność.
Widać wpływ fatalistycznego poglądu na świat Eklezjasty.
Drugą postacią dialogu jest Lech - mityczny twórca państwa, tęskniący do ojczyzny na pewien czas wraca do Polski i nie może poznać ludzi, obyczajów, rządu i prawa, wiele rzeczy wyjaśnia mu Geniusz. Lech oburza się na to, iż pod szlachtę podszywają się nieszlachcice, że izba sejmowa jest pełne skandali, senat obawia się buntu i obelg ze strony szlachty, więc nic nie robi. Występuje brak równowagi pomiędzy stanami, co powoduje, że na organizmie Rzeczpospolitej mnożą się oszuści, ukrywający się pod płaszczem obywatelskiej cnoty.
Geniusz każdą z odmian oszustów opisuje, są na przykład zelatores - gorliwcy - śmiało atakują innych, nie dopuszczając ich do głosu, niby to w obronie Rzeczpospolitej - obłudni podżegacze, albo dyktatorowie - udający znajomość rzeczy, doświadczenie i autorytet, wszystkich chcą pouczać, lub histriones personami - uosobieni komedianci - wtrącają nie w porę żarty i śmieszne powiedzonka, ich celem jest wystawianie ludzi na pośmiewisko.
Geniusz charakteryzuje siedem odmian szkodników, grasujących na sejmach i sejmikach szlacheckich.
Wyrazicielem poglądów Lubomirskiego jest Lech, założyciel państwa, wolność według niego ma służyć szczęściu wszystkich obywateli, aby każdy mógł cieszyć się spokojnym życiem i używać swego dobra na mocy równości praw. Ale przez obywateli Lech rozumie oczywiście tylko szlachtę, przemilcza obecność innych stanów.
Władza jest trójdzielna: prawa, król i urzędy. Władzę i wolność należy połączyć senatem i radą. Senat jest stanem łączącym, pośredniczącym między królem, a szlachtą, a rada natomiast składa się z sejmu i senatu. Sejm ma władzę ustawodawczą, a senat rządzi na podstawie ustalonych tam praw. Senat nie może stanąć ani po stronie króla ani szlachty, musi spełniać swoją rolę pośredniczącą należycie. Lech pominął zjawisko znamienne dla czasów Lubomirskiego - senat stał się siedzibą „panów burzących”, ogniskiem niepokoju, sejmy natomiast nie miały już większego znaczenia, ciągle zrywane.
Lech przechodzi następnie do omówienia rady, w której tkwi siła i dusza Rzeczpospolitej. I dialog się urywa.
Tutaj atak Lubomirskiego godzi głównie w szlachtę, w sejmiki i sejmy, czyli „serce złotej wolności”, dialog niestety został niedokończony i zatajony w rękopisie.
De vanitate consiliorum („O bezskuteczności rad”):
Prosty w kompozycji dialog, składający się z 25 rozmów między Chełpliwością, Złudą, czy Próżnością (Vanitas) a Prawdą (Veritas).
Prawda wypowiada poglądy samego autora.
Vanitas natomiast rozdaje godności i urzędy, obiera senatorów, naznacza termin sejmu walnego, zwołuje sejmiki prowincjonalne, naznacza komisarzów, wypowiada wojnę, czyli Vanitas nie stanowi abstrakcji, ale w ustroju Rzeczpospolitej oznacza samego króla. Jest to nazbyt pewna siebie i uparta osobistość, lekkomyślna, niezdecydowana, nieprzewidująca, choć pełna dobrej woli, porywająca się do trudnym i niebezpiecznych zadań dla dobra państwa.
Prawda krytycznie ocenia zamiary króla, odnosi się do nich sceptycznie do jego planów w zakresie reform wewnętrznych i polityki zagranicznej, ironizuje. Na przykład według niej lepiej w ogóle nie zwoływać sejmów, bo i tak zostaną zerwane.
Ostatnią radą, jaką prawda daje Vanitas jest: „Każ, czego pragniesz, aby się strzegli. Zabraniaj tego, co chcesz, aby czynili!”.
Według prawdy posłów lepiej nie wysyłać za granice, ponieważ nie można na nich polegać, niedobrze jest trzymać stałe wojsko, ponieważ stanowi zagrożenie buntami i zamachami stanu. Vaintas nie broni się przed atakami Prawdy, ulega powodzi pesymizmu.
Wniosek, jaki mógł wysnuć czytelnik: lepiej nie robić nic, bo cokolwiek się zrobi, to okaże się to być bezskuteczne, dlatego lepiej czekać na to, co przyniesie los.
Trudno, by Lubomirski mógł dostrzec jakikolwiek ratunek dla Rzeczpospolitej, gdy nie był w stanie rozstać się ani z ustrojem, ani z przywilejami, jakie ten ustrój dawał oraz nie dostrzegał w państwie nikogo poza szlachtą.
Lubomirski oddał ten dialog do druku w 1699 roku, trzy lata po śmierci Sobieskiego. Po śmierci autora dzieło to było zakazane, jako uwłaczające królewskiego majestatowi, jednak zarówno w kraju i zagranicą ukazywały się regularnie przedruki.
6