Panorama dziejów Polski
Fakty i mity
Tadeusz Grudziński
Bolesław Śmiały-Szczodry i biskup Stanisław
Dzieje konfliktu
Warszawa 1982
Wydawnictwo Interpress
P
l l
r-
l
Seria realizff^SS&iu} porozumieniu z Instytutem Historii Polskiej Akademii Nauk
Konsultant naukowy prof. Janusz Tazbir
Na okładce
Wizerunek Bolesława Śmiałego
z „Kroniki wszytkiego świata"
Marcina Bielskiego
Opracowanie graficzne Stanisław Kazimierczyk
Redaktor Adela Grochowska
Źródła ilustracji
Biblioteka Narodowa w Warszawie, Biblioteka Jagiellońska w Krakowie, Biblioteka Kapituly Krakowskiej, Biblioteka Kórnicka, Muzeum Narodowe w Krakowie, Muzeum Narodowe we Wrocławiu, Zbiory KoJciola na Skalce w Krakowie, Centralna Agencja Fotograficzna, Fotoserwis Polskiej Agencji Interpress, „Szkice historyczne XI wieku" T. Wojciechowsldego, „Dzieje papieży" K. Seppelta i K. Ldfflera, „Początki pieniądza polskiego" R. Kieranowskiego, „Bolesław Śmiały" M. Kokoszą (w: „Życiorysy historyczne, literackie i legendarne" pod red. Z. Stefanowskiej i J. Tazbira), „Wyobrażenia męczeństwa biskupa Stanisława" A. Kartowskiej-Kamzowej (w: „Interpretacja dzielą sztuki"), „Polonia Tipographica Saeculi Sedecim", „Romańska nasternid malba v Cechach a na Morowe" -Jifi
Maiina
Autorzy zdjęć
St. Kolowca, T. Ltnk, Z. Łagocki, St. Markow»fci, J. Morefc, Z. Moser, T. Praźmowski, J. Rosifcon, R. Sumik, L. Zielaskowski
Autorzy reprodukcji A. Florkowski, T. Kaźmiersfci, S. Łopatka, J. RosikońSpis treści
Od autora .
Rozdział I.
Rozdział II.
Rozdział III.
Rozdział IV.
Rozdział V.
Rozdział VI.
Rozdział VII.
Państwo polskie w czasach rządów Bolesława Szczodrego . Kościół w Polsce w dobie panowania Bolesława Szczodrego . Podstawowe źródła do dziejów konfliktu króla Bolesława II z biskupem Stanisławem .... Bohaterowie konfliktu . -. . Analiza relacji Anonima Galia i Mistrza Wincentego . Próba rekonstrukcji genezy i przebiegu konfliktu .... „Sprawa świętego Stanisława" w tradycji historiograflcznej i w polskiej świadomości zbiorowej
V
U
72
86 117
125 164
Spis ważniejszych źródeł i opracowań Spis ilustracji......
204
241 247
Motto
„Polska jest dotąd dla pisarzy powieści historycznych nietkniętą kopalnią. Jej dzieje przedstawiają mało krwawych faktów; jest to pole, na którym powieściopisarz zbiera żniwo, gdy dla poety tragicznego pozostaje pokłosie... Mamże więc zagrzebać się w ciemnych zakamarkach bibliotek, aby wyszukiwać tam skarby starożytnych tradycji? Mamże uczyć się hieroglifów dawnego gotyckiego pisma? Czy jestem zresztą pewny, że odgrzebując te martwe i okaleczone ciała potrafię przyodziać je -właściwymi i żywymi barwami? Uczyniłbym to, gdybym czuł w sobie dość sił, aby wzbudzić w czytelnikach zamiłowanie do historii Kronik, historii tak pięknej, przeplatanej tu i ówdzie dziwami i cudami. Gdybym czuł dosyć sił, aby walczyć z chłodnymi historykami naszych czasów, którzy już nie chcą, by naszego Popielą zjadły myszy, nie chcą, by nasz Przemysław zdobył tron sprawiwszy, że konie jego przeciwników biegły drogą posianą gwoździami, gdy .swojego kazał podkuć tak, że zabezpieczył go od wszelkiej szkody. Według nich Krakus wcale nie walczył ze smokiem, ba, nie chcą nawet, aby Bolesław Śmiały zakończył życie w klasztorze w Osjaku po zabójstwie świętego Stanisława. Przez to, niestety, upadła piękna tragedia, przez to raczej niż z powodu białych wierszy, w które niefortunny pomysł autora ubrał sława tego monarchy mówiącego tylko dobrą prozą albo, jak chcą klasycy, wierszem dobrze rymowanym i tak rytmicznym, że średniówka nie przerywa nigdy zdania w środku wyrazu"
Juliusz Słowacki: Król Ładawy (Le Roi de Ladawa)
— początek niedokończonego romansu historycznego o rewolucji w Polsce w przekładzie Leopolda Staffa Dzieła wszystkie Juliusza Słowackiego w opracowaniu Juliusza Kleinera Wrocław 1958Od autora
W przytoczonym fragmencie znakomity poeta polski doby romantyzmu, Juliusz Słowacki, wyraził niezupełnie uzasadniony żal pod adresem zawodowych historyków, że oddramatyzowują w swoich uczonych rozprawach najciekawsze, najbardziej tajemnicze i baśniowe wątki naszych dziejów, odbierając im przez to — w swoim upartym poszukiwaniu prawdy — swoisty urok, jaki niesie z sobą to wszystko, co okrywa mrok odległej, legendarnej przeszłości.
Broniąc profesji historycznej przed zarzutami poety można powołać się na słowa wybitnego współczesnego dramaturga angielskiego Petera Brooka, który w pracy The Empty Space (Pusta przestrzeń) stwierdził, że do tego, aby mógł powstać dobry teatr, potrzebna mu jest tylko pusta przestrzeń, którą nazwałby „nagą sceną", człowiek idący po niej i drugi człowiek, który nań patrzy. Przenosząc tę myśl Brooka na obszary historii, zwłaszcza politycznej czy dyplomatycznej, można by powiedzieć, że aby zaczęła się dziać historia, wystarczy również tylko przestrzeń, czas i dwoje ludzi, mających możliwość aktywnego działania i podejmowania decyzji. Historia i teatr mają więc wiele wspólnego, w tym również i to, że jak teatr żyje przez dramatyzm scen, obrazów i treści, tak i historia zawiera w sobie wewnętrzną dramaturgię dziejów ludzkich która sprawia, że ich odtwarzanie może stać się opowieścią fascynującą. Ten pełen napięcia dramatyzm ujawnia się najsilniej i w sposób najbardziej widoczny w wielkiej polityce i w wielkich grach dyplomatycznych.
Historia średniowiecza europejskiego pełna była wielkich konfliktów politycznych, społecznych, ideologicz-
nych i moralnych, a surowe, żeby nie powiedzieć barbarzyńskie, obyczaje epoki doprowadzały niejednokrotnie do stosowania nadzwyczaj okrutnych represji, praktykowanych często w aureoli prawa zwyczajowego, państwowego i kościelnego.
Na tle stosunków panujących w tej sferze życia w Europie Zachodniej, gdzie ustrój feudalny wykształcił się znacznie wcześniej i wytworzył własne struktury prawne, sytuacja w Polsce wczesnośredniowiecznej (X— —XII w.) miała swoją specyfikę i wyglądała nieco odmiennie. Obyczaje i przepisy prawa zwyczajowego (niepisanego) ukształtowały się łagodniej, chociaż okrutne i najwyższe kary były również stosowane. W panującym rodzie piastowskim tylko sporadycznie dochodziło do spięć tragicznych, aczkolwiek w miarę jego rozra-dzania się w ciągu wieków sprzeczne interesy doprowadzały niekiedy do wybuchów gwałtownych sporów.
Byłoby zatem mijaniem się z prawdą twierdzić, że Polska tej doby była państwem o sielankowych stosunkach politycznych i społecznych. Wszelako w kraju naszym, leżącym na peryferiach rzymśkochrześcijańskiej Europy, wielkie konflikty ideologiczne i polityczne epoki cd-bijały się znacznie słabszym echem, a stosunki feudalne przybrały swoiste kształty, dalekie od klasycznego modelu ustroju feudalnego na Zachodzie. Największy spór ideologiczno-polityczny, który wstrząsnął posadami świata zachodniego w XI wieku (i z różnym natężeniem ciągnął się przez następne stulecia), a mianowicie walka o inwestyturę między cesarstwem i papiestwem, będąca w istocie rzeczy rywalizacją na wielu płaszczyznach życia o pierwszeństwo w chrześcijańskim orbis terrarum, znalazł w Polsce wczesnośredniowiecznej tylko bardzo słabe, w źródłach niemal nieuchwytne, odbicie.
10
A jednak i w Polsce doszło w tym samym czasie do wielkiego konfliktu między królem Bolesławem II Szczodrym, zwanym też Śmiałym (1058—1079) i czołowym przedstawicielem Kościoła — biskupem krakowskim, Stanisławem, zakończonego osobistym dramatem obu bohaterów: śmiercią biskupa i wygnaniem monarchy z kraju. Skala i przebieg tego sporu, wyjątkowego w swojej ostrości, jeśli rozważamy go w kategoriach tragicznego finału, porównywalne być mogą jedynie z losami i historią angielskiego arcybiskupa Canterbury i przez czas jakiś kanclerza królk angielskiego Henryka II Plantageneta (1154—1189) — Tomasza Becketa. Konflikt tamten, późniejszy od wydarzenia, które będzie głównym przedmiotem tej książki, o dobre 90 lat, toczył się wokół praw Kościoła angielskiego, któremu król narzucił w 1164 r. tzw. konstytucje klarendońskie, ograniczając jego uprawnienia sądowe, skarbowe i prawo odwoływania się do Rzymu w wypadkach spornych. Spór zakończył się tragicznie, gdyż arcybiskup został zamordowany przez stronników króla w katedrze kan-terberyjskiej,29"grudnia 1170 r. Zbrodnią tą opozycja obciążała Henryka II, który musiał odbyć publiczną pokutę, odwołać konstytucje klarendońskie, i tylko dzięki temu utrzymał tron i władzę. Trudno nie dopatrywać się narzucających się nawet na pierwszy rzut oka pewnych analogii między konfliktem Bolesława ze Stanisławem i Henryka II z Tomaszem Becketem, chociaż stwierdzić trzeba, że zachodzą między nimi również bardzo istotne różnice. Inne też, poza osobistymi konsekwencjami poniesionymi przez strony znajdujące się w sporze, były ich skutki. Henryk II wyszedł w sumie ze starcia obronną ręką, gdyż przywileje dla Kościoła nie stanowiły dla interesów państwa i władzy świeckiej klęski: były one zjawiskiem powszechnym w średniowiecznej Europie i uzyskanie ich było tylko kwestią
11
czasu. Natomiast w wypadku wydarzeń w Polsce tragizm losów i klęsk osobistych obu bohaterów konfliktu pociągnął za sobą fatalne skutki i dla państwa polskiego, i dla Kościoła. W ich wyniku Polska na ponad 200 lat utraciła koronę i przestała być monarchią, którą po krótkim epizodzie z koronacją Przemyśla II w 1295 r. i Wacława II w 1300 r., przywrócił dopiero na trwałe Władysław Łokietek w 1320 r. W sferze następstw, natychmiastowo odczuwalnych po katastrofie Bolesława Szczodrego, najdotkliwsza była zmiana w międzynarodowym położeniu państwa polskiego, które z ważnego czynnika politycznego w Europie środkowowschodniej w dobie jego rządów, w okresie panowa- \ nią jego następcy Władysława Hermana (1079—1102) j stacza się do roli przedmiotu politycznego w tej części Europy. Następuje wówczas niemal całkowita zatrata inicjatywy politycznej na zewnątrz, system przymierzy ulega odwróceniu, niekorzystnemu z punktu widzenia interesów państwa, prowadząc do ponownego uzależnienia Polski od cesarstwa, z którym podjąć miał walkę dopiero Bolesław Krzywousty (1102—1138). Straty były zatem wielorakie i dalekosiężne.
Brak źródeł nie pozwala dostatecznie jasno i precyzyj-" nie określić szkody poniesionej przez Kościół polski w . .wyniku śmierci biskupa Stanisława. Jednakże znając ówczesną słabość organizacyjną Kościoła i szczupłość szeregów duchowieństwa, w tym szczególnie przedstawicieli episkopatu pochodzenia polskiego, katastrofa biskupa krakowskiego, który w polskiej hierarchii kościel-^ nej odgrywał czołową rolę, a przez pewien czas niejako zastępował nie funkcjonującego na urzędzie arcybiskupa gnieźnieńskiego — stanowiła dotkliwy cios.' Ucierpiał też niewątpliwie ogólny autorytet Kościoła uwikłanego w osobie^tJft^awa w konflikt który —
13
12
jak będę to dalej uzasadniał — miał w znacznej mierze
podłoże polityczne.
Historia dramatu, któremu poświęcam tę książkę, miała i ma do dzisiaj szczególne miejsce w świadomości zbiorowej Polaków. Mimo upływu dokładnie dziewięciu wieków od tego wydarzenia, podnieca ono umysły, rozpala wyobraźnię i dzieli tych wszystkich, dla których to, co minione, jest tylko projekcją dnia dzisiejszego, na stronników jednej bądź drugiej strony personae dra-matis, w mniejszości pozostawiając tych, którzy beznamiętnie i bez emocji nie szukają „winnego", lecz penetrują i analizują źródła, w nich pokładając nadzieję
na poznanie prawdy.
Byłoby nie na miejscu manifestować tutaj przynależność autora do tej mniejszości, ale chcę podkreślić własne pragnienie wyzwolenia się spod ciśnienia, jakie nawet na zawodowego historyka wywierają dyskusje, polemiki i ideologie, żyjące swoim własnym wewnętrznym życiem przez 900 lat. Bo spór o ocenę konfliktu rozpoczął się niemal natychmiast po wypadkach 1079 roku i w świadomości pewnych kręgów społeczeństwa polskiego, z różnym stopniem natężenia w różnych o-kresach, toczył się przez następne stulecia. Nie sposób oprzeć się wypowiedzeniu refleksji, że czas już najwyższy, aby przestał on funkcjonować w świadomości zbiorowej jako element konfliktowy i dezintegrujący w walce światopoglądów i postaw ludzkich i aby został wreszcie umieszczony tam, gdzie jest jego właściwe miejsce, to jest w historii, gdzie stanie się tylko fragmentem wiedzy o przeszłości, a nie źródłem sporów. Dlatego słynne zdanie autora Szkiców historycznych jedenastego wieku — Tadeusza Wojciechowskiego — „Przy grobie Stanisława jest o czym pomyśleć", które wywołało całą otchłań namiętności i polemik, chciałbym sparafrazować w duchu odmiennym od —
zapewne bezwiednej - intencji tego znakomitego badacza „Nad grobami Bolesława Szczodrego i Świętego Stanisława warto pomyśleć".
W kilku słowach chciałbym wyjaśnić, dlaczego w tekście książki w stosunku do Bolesława II konsekwentnie używam przydomka „Szczodry", podczas gdy w naszej tradycji historiograficznej i literackiej dość powszechnie panuje określenie „Śmiały". Mimo całego szacunku dla tradycji stoję na stanowisku, że decydować w tej sprawie winno źródło, w którym najwcześniej przy imieniu Bolesława II pojawił się przydomek. W pierwszej polskiej kronice Anonima Galia z początków XII w. określenie „Szczodry" (Largus) występuje kilkakrotnie i to wyraźnie jako przydomek bądź przezwisko. Natomiast innych określeń króla jak „śmiały" (cmdaz), „wojowniczy" (bellicosus) czy „dziki" (efferus), kronikarz używał w znaczeniu przymiotnikowym. Dopiero w Kronice wielkopolskiej z przełomu XIII i XIV w. przybrały one postać przezwisk, a pierwsze z nich, z niejasnych powodów, w następnych stuleciach weszło w powszechny obieg naukowy i literacki, skazując na długo na zapomnienie jedynie słuszny, bo pierwotny, przydomek „Szczodry".
Toruń, czerwiec 1980 r.Rozdział J
Państwo polskie w czasach rządów Bolesława Szczodrego
„Skoro więc Kazimierz [Odnowiciel — T.G.] pożegnał się z tym światem [28 listopada 1058 r. — T.G.], syn jego pierworodny, Bolesław, mąż hojny a wojowniczy, rządził królestwem polskim". Tymi słowami Anonim tzw. Gali rozpoczął w swojej kronice opis panowania Bolesława II Szczodrego.
Urodzony około f(042/r. Bolesław miał w chwili objęcia samodzielnejNtffadzy książęcej około 16 lat. Jego młodsi bracia mieli wówczas kolejno: Władysław (Herman) około 15 lat, Mieszko 13 lat (zmarł już w 1065 r.), a najmłodszy Otto, urodzony około 1046 r., zmarł jako dwuletnie dziecko w 1048 r. Większość historyków stoi na stanowisku, że Kazimierz Odnowiciel podzielił przed śmiercią państwo między dwóch najstarszych synów, przydzielając Władysławowi Hermanowi dzielnicę mazowiecką i podporządkowując go zwierzchniej władzy starszego brata. Jest to jednak tylko hipoteza, nie mająca silniejszego oparcia w źródłach, a sama okoliczność, iż Władysław był szczególnie związany w późniejszych latach z Mazowszem, niczego nie może przesądzać. Ponieważ inne przekazy zupełnie zawodzą, a Gali Anonim nie informuje o losach Hermana po 1058 r., wypadnie przyjąć, że do podziału kraju przez Kazimierza Odnowiciela nie doszło i że najstarszy syn Bolesław otrzymał po ojcu całe dziedzictwo. Na temat zaopatrzenia młodszych synów, Władysława i Mieszka, można tylko snuć przypuszczenia.
O ponad dwudziestoletnich rządach wewnętrznych Bolesława Szczodrego, z wyjątkiem jego polityki kościel-
15
nej, niemal nic nie wiemy. Ta strona działalności władcy nie znalazła odbicia we współczesnych i późniejszych przekazach • źródłowych, których autorzy interesowali się przede wszystkim sferą działań zewnętrznych, wydarzeniami militarnymi i politycznymi. W tej pomroce dziejowej jedynie trzy fakty rzucają snop światła na wewnętrzne problemy państwa, wszystkie, niestety, odnoszące się do trzech ostatnich lat panowania Bolesława II: koronacja w 1076 r., konflikt z biskupem krakowskim Stanisławem i wygnanie króla z kraju w 1079 r. Czy zatem nic godnego uwagi dziej opisów nie zdarzyło się w Polsce w ciągu pierwszych osiemnastu lat rządów Szczodrego, czy też raczej ogólny niedostatek źródeł i jednostronność informacji jest zasadniczym powodem, dla którego czasów tych nie można nasycić faktami szczegółowymi?
W odtwarzaniu przeszłości historyk jest bezradny jedynie w jednej sytuacji: kiedy całkowicie zawodzą go źródła mające bezpośrednio lub pośrednio informować
0 przedmiocie badania. W naszym przypadku musimy poprzestać na wnioskach ogólnych, wyciągniętych z tej sfery działania Bolesława II, która jaśniej zarysowuje się w przekazach źródłowych, to znaczy z jego polityki zagranicznej i militarnej. Na obu tych polach czasy Szczodrego żywo przypominają epokę Bolesława Chrobrego, ale zanim przejdę do bardziej szczegółowego ich przedstawienia, chciałbym krótko określić podstawę wyjściową, czyli międzynarodową sytuację państwa polskiego w momencie śmierci Kazimierza Odnowiciela
1 objęcia władzy przez jego pierworojłnego syna. Bolesław otrzymywał w spadku państwo, w skład którego wchodziły wszystkie najważniejsze ziemie polskie: Małopolska, Wielkopolska, Śląsk, Ziemia sieradzko-łę-czycka i Mazowsze. Pomorze Gdańskie pozostawało wprawdzie poza obrębem polskiej organizacji państwo-
i
t l
16
wej, ais od 1047 r. stanowiło obszar trybutarny, zobowiązane płacić polskim władcom daniny i udzielać im pomocy zbrojnej. Natomiast Pomorze Zachodnie usamodzielniło się całkowicie pod rządami własnej dynastii książęcej. Wstrząsy wewnętrzne, jakich areną stała się Polska w trzydziestych latach XI w., były zbyt silne, aby ich skutki zdołał usunąć Kazimierz Odnowiciel po powrocie z wygnania do kraju. Obok bowiem konieczności odbudowania państwa ze zniszczeń trzeba było podjąć prace nad przywróceniem wewnętrznej integracji organizmu państwowego, osłabionej przede wszystkim kilkunastoletnim przejściem Śląska pod władzę czeskich Przemyślidów w wyniku agresji Brzetysława I w 1039 r., a także dziesięcioletnim panowaniem samoz-wańczego księcia — Miecława (Masława) na Mazowszu. W sferze stosunków międzynarodowych poważnym balastem obciążającym relacje polsko-czeskie — dla strony polskiej szczególnie uciążliwym, a nawet upokarzającym — był narzucony w wyniku arbitrażu cesarza Henryka III w Kwedlinburgu w 1054 r. obowiązek płacenia Czechom corocznego czynszu ze Śląska (30 grzywien złota i 500 grzywien srebra), który Kazimierz uiszczał zapewne regularnie aż do końca panowania. Niewątpliwie jednak najdotkliwszym elementem zmienionej w latach klęsk wewnętrznych sytuacji międzynarodowej państwa polskiego było utracenie niezależności politycznej wobec cesarstwa. Mimo braku wyraźnego potwierdzenia w źródłach, z danych pośrednich zdaje się wy-nilkać, że Kazimierz uznał się za lennika cesarskiego! na co wskazywałyby okoliczności jego powrotu z wygnania z militarną pomocą Henryka III, posłuszne stawienie się polskiego księcia, podobnie jak czeskiego, na sąd cesarski do Kwedlinburga, a także cały splot działań polskich i czeskich związanych z konfliktem śląskim. W praktyce oznaczało to możliwość mieszania
17
się dworu cesarskiego w niektóre wewnętrzne i zewnętrzne (na przykład w spory polsko-czeskie) sprawy państwa polskiego. Na temat stosunków Polski z kurią papieską trudno powiedzieć coś bliższego. Trudna sytuacja w Kościele polskim w czasach rządów Odnowiciela zdaje się wskazywać na rozluźnienie wzajemnych kontaktów, chociaż sporadycznie szukano w Polsce pomocy Rzymu, jak w wypadku wysłania skargi na Brzetysła-wa za grabienie polskich kościołów. Mimo ogromnych osiągnięć Kazimierza w dziele odbudowy państwa, w chwili zgonu księcia sytuacja w kraju daleka była od tej, w jakiej na przykład Bolesław Chrobry przekazywał władzę swojemu następcy. Przed nowym młodym władcą polskim stanęły liczne i ogromnie trudne problemy wewnętrzne i zewnętrzne, których rozwiązanie wymagało wieloletnich zabiegów. Kazimierzowi udało się wprawdzie spacyiikować stosunki ze wszystkimi sąsiadami Polski, z Rusią Kijowską utrzymać nawet przyjazne kontakty, wyrażające się we wspólnym działaniu przeciw Miecławowi (w efekcie tego współdziałania Odnowiciel zlikwidował separatystyczne księstwo mazowieckie w 1047 r,), ale każda próba zmiany niekorzystnego układu w relacjach z Czechami i cesarstwem mogła prowadzić do poważnego naruszenia tych stosunków. W ogólnym bilansie nie sposób wreszcie nie wspomnieć o f utracie w początkach lat trzydziestych XI w. korony królewskiej — tego symbolu suwerenności państwowej, i w związku z tym o degradacji w skali europejskiej państwa polskiego z rzędu królestw do pozycji księstwa, co oznaczało umniejszenie jego międzynarodowego autorytetu.]
Przejęcie władzy po ojcu przez Bolesława i początki jego rządów przebiegły najprawdopodobniej bez żadnych Wstrząsów i oporów, tak ze strony ogółu możnych, jak
18
i pozostałych synów Kazimierza. Okoliczności te pozwoliły Szczodremu skupić uwagę w pierwszych latach panowania na sprawach polityki zewnętrznej, niezwykle ważnej dla przyszłości państwa. [Problem odzyskania pełnej suwerenności kraju, jak to zdaje się wynikać z całokształtu poczynań politycznych Bolesława II, narodził się już u progu jego rządów i dominował nad innymi kwestiami również w następnych latach. jPonieważ własne siły były jeszcze zbyt małe dla realizacji tego zadania, istotne było znalezienie sprzymierzeńca, zainteresowanego podobnym problemem, którego siły w połączeniu z potencjałem Polski stanowiłyby skuteczną przeciwwagę dla cesarstwa i jego czeskiego lennika. Okazja pozyskania sojusznika pojawiła się już wkrótce. Wynikła ona z rozwoju sytuacji na Węgrzech, gdzie doszło do konfliktu na tle walki o władzę między Andrzejem I, panującym od 1046 r., i jego bratem Belą, który na mocy zawartego układu władał trzecią częścią' państwa i miał zagwarantowane następstwo tronu po śmierci króla. Braterski układ został jednak złamany w chwili, gdy Andrzejowi urodził się syn — Salomon, któremu ojciec postanowił zapewnić koronę po sobie. Przeciw koronacji kilkuletniego księcia wystąpiła część możnych węgierskich, opowiadając się po stronie Beli. Zagrożony Andrzej wysłał w 1058 r. poselstwo do Niemiec z propozycją zawarcia pokoju i umocnienia go małżeństwem Salomona z siostrą króla Henryka IV — Judytą. Oferta została mile przyjęta i wkrótceLBela, którego rządy w dzielnicy, a nawet życie, zostały zagrożone, musiał opuścić kraj. Na przełomie 1059/60 r. znalazł się w Polsce, szukając na dworze Bolesława wsparcia i licząc na pomoc przeciw wspólnym przeciwnikom. Nie bez znaczenia była okoliczność, że \ Bolesław był siostrzeńcem Beli,]gdyż koligacje rodzinne dobrze tłumaczą wiele ówczesnych wydarzeń.
19
Sprawa udzielenia polskiego wsparcia Beli przeciw Andrzejowi była niezwykle delikatnej natury, ponieważ atak na stronnictwo procesarskie na Węgrzech godził bezpośrednio w interesy niemieckie w tym kraju i mógł być odczytany na dworze cesarskim jako nieprzyjazny krok ze strony polskiego wasala. Na otwarty konflikt z Henrykiem IV Bolesław nie mógł sobie jeszcze pozwolić, natomiast pozostawienie Beli samemu sobie oznaczałoby rezygnację z szansy pozyskania dla siebie cennego sprzymierzeńca na przyszłość. JW wielkiej tajemnicy Bolesław zawarł z Belą przymierze, następnie zaś wspólnie opracowali plan kampanii. Przewidywał on powrót księcia węgierskiego, z wiernymi mu towarzyszami i trzema posiłkowymi hufcami polskimi, do kraju i zaatakowanie brata. W tym samym czasie Szczodry z pozostałymi siłami uderzyć miał na pogranicze czeskiej aby na wypadek spodziewanej interwencji niemieckiej na rzecz Andrzeja nie dopuścić do połączenia się wojsk czeskich z oddziałami Henryka IV. Książę polski świadomie nie wyruszył osobiście na Węgry, żeby nie spotkać się bezpośrednio na polu bitwy z Henrykiem, gdyż jako jego wasal musiałby ponieść wszelkie konsekwencje wynikające z takiego postępowania.
Jesienią 1060 r. zamierzenia sojuszników zostały zrealizowane. Bela wyruszył przeciwko Andrzejowi, którego możnowładcy węgierscy, oburzeni wieścią, iż król całkowicie przeszedł do obozu cesarskiego, gromadnie opuszczali i przechodzili na stronę brata. Wielka bitwa stoczona przez Belę z połączonymi wojskami Andrzeja i znacznymi posiłkami niemieckimi skończyła się wiel-kimfźwycięstwem Beli., Andrzej, raniony, spadł z konia i, stratowany w tumulcie walki, wkrótce skonał. Bela, powszechnie uznany, w triumfalnym pochodzie wyru-
20
szył do stolicy, gdzie 6 grudnia 1060 r. koronowany został na króla Węgier.
Bolesław również wywiązał się z przypadającego mu zadania, ponieważ wraz z posiłkami pomorskimi zaatakował pograniczny gród morawski Hradec. Gród wprawdzie nie został zdobyty, ale uderzenie przyniosło oczekiwane rezultaty, gdyż książę czeski Spitygniew, na wieść o wyprawie polskiej na jego kraj, mimo wezwania Henryka IV, zmienił kierunek marszu swoich wojsk i ruszył ku polskiej granicy, aby bronić własnego kraju. Na Węgrzech zwyciężyło antyniemieckie stronnictwo Beli, który, zawdzięczając swój sukces polskiej pomocy, stał się wiernym sprzymierzeńcem Bolesława. Sukces osiągnięty na południu przyćmiony został wkrótce niepomyślnymi wieściami nadchodzącymi z północy. Zaangażowanie się Bolesława w sprawy węgierski^ i niepowodzenie militarne pod Hradcem: wykorzystali Pomorzanie, aby zerwać więzy trybutarne. "• Wydarzenia te wiąże w czasie Anonim tzw. Gali, ale dla ścisłości dodać trzeba, że niektórzy historycy oderwanie się Pomorza Gdańskiego przesuwają na okres późniejszy, najczęściej na 1066 r., chociaż argumenty mające przemawiać za tą datą są wątpliwej wartości. Natomiast jeśli chodzi o stosunki z Czechami, to można przypuszczać, że konflikt z 1060 r. doprowadził do zakłócenia w płaceniu na ich rzecz polskiego czynszu ze Śląska. Nowa sytuacja polityczna, jaka powstała w rezultacie uformowania się przymierza polsko-węgierskiego, musiała mocno poruszyć dwór cesarski, skoro tamtejszą reakcję na opisane wydarzenia zrozumiano w obozie nowych sojuszników jako stan zagrożenia wojną odwetową. Bela i Bolesław, aby nie dopuścić do nowego konfliktu zbrojnego, podjęli różne kroki pojednawcze w stosunku do Henryka IV i księcia czeskiego. Król węgierski zwrócił bez zwyczajowego okupu wszystkich
21
jeńców niemieckich, a z dowódcą wyprawy, margrabią saskim Wilhelmem, zaręczył swoją córkę — Zofię. Kiedy zaś w sierpniu 1063 r. zwołano sejm Rzeszy do Moguncji, na którym zapadła decyzja podjęcia wielkiej wyprawy na Węgry w oelu restytucji Salomona na tron ojcowski, Bela — według relacji niektórych źródeł niemieckich — miał podobno tłumaczyć się z wypadków w 1060 roku i wyrażać gotowość zwrócenia tronu Salomonowi, jeśli tylko będzie mógł zachować dawne swoje księstwo. Trudno w pełni zawierzyć tym stronniczym przekazom, ale jest prawdopodobne, że Bela poczynił w celach taktycznych jakieś pojednawcze kroki, żeby utrzymać pokój i władzę.
Bolesław tymczasem zaangażował się w sprawy czeskie i na tym froncie usiłował osłabić pozycję cesarstwa.' W końcu stycznia 1061 r. zmarł książę czeski Spitygniew i rządy w Pradze przejął jego brat — książę morawski Wratysław, który zaraz uznał się za wasala Henryka IV. Wratysław był żonaty z Adelajdą, siostrą Salomona, i było pewne, że w ewentualnej przyszłej wojnie będzie wspierał swojego szwagra, nie tylko jako wasal cesarski. Wkrótce doszło w Czechach do konfliktu między Wra-tysławem i jego młodszym bratem Jaromirem, który odmówił wyboru kariery duchownej i zażądał udziału . w spadku, a kiedy przymuszono go do przyjęcia święceń na diakona, zebrał garstkę wiernych towarzyszy i wiosną 1061 r. uszedł do Polski; Kierunek1 ucieczki zdaje się wskazywać, że stosunki polsko-czeskie nie były wówczas zbyt dobre.
W początkach 1061 r., po zgonie żony Wratysława, węgierskiej księżniczki Adelajdy, doszło do zaskakującego mariażu księcia czeskiego z siostrą Szczodrego — Swię-tosławą (czeska forma — Swatawa). Informuje o tym czeski kronikarz Kosmas, nie podając powodów zmiany klimatu politycznego między wrogimi dotychczas stro-
22
nami. Sprawa wymaga zatem krótkiego komentarza. Wratysław musiał liczyć się z obecnością na dworze polskim Jaromira, który z pomocą Bolesława mógł upomnieć się o dzielnicę na Morawach. Szczodry dążył zapewne do neutralizacji Wra-tysława na wypadek1 ataku niemieckiego na Węgry, a jego atutami w próbie zbliżenia się z Czechami mogły być obietnice powstrzymania pretensji Jaromira i powrotu do płacenia czynszu śląskiego. Oddanie Swięto-sławy za żonę Wratysławowi byłoby zatem przypieczętowaniem zawartego układu politycznego, o którym źródła bezpośrednio nie wspominają. Porozumienie polsko-czeskie miało ważne, ale doraźne znaczenie będąc wyrazem aktualnej sytuacji politycznej obu partnerów, z których każdy myślał o własnych korzyściach.
Dwór cesarski nie dał się podejść pojednawczymi gestami sojuszników i w końcu września 1063 r. duże siły niemieckie ruszyły na Węgry. Zanim doszło do walnej bitwy, chory od dłuższego czasu Bela zakończył życie, a jego młodociany syn, Gejza, nie był w stanie stawić skutecznego oporu, ucieczką ratując się od niewoli. Woj-na skończyła się niezwykle szybko i w sposób, który nie trudno było przewidzieć, choć Wratysław, zgodnie zapewne z warunkami ugody z Bolesławem, nie wziął w niej udziału. Henryk IV wprowadził Salomona na tron węgierski, podczas gdy Gejza, otrzymawszy odmowę na prośbę o wydzielenie mu dawnej dzielnicy ojca, opuścił wraz z dwoma braćmi ojczyznę i schronił się w Polsce.
Na temat, dlaczego Bolesław nie wziął udziału w wojnie na Węgrzech, można tylko snuć domysły. Wydaje się prawdopodobne, że musiały go zaabsorbować wówczas inne sprawy i że z tego powodu nie mógł wesprzeć B°li i Gejzy. Dysponujemy, niestety niedatowaną, in-
23
formacją Anonima Galia o niespodziewanym ataku Po-morzan- na północne kresy państwa. Być może, że Szczodry, zamiast na Węgry, zmuszony był wyruszyć na północ, gdzie nie bez trudu odniósł zwycięstwo.! Czy przy tej okazji Pomorze Gdańskie ponownie stało się trybutariuszem polskim? Źródła nie przekazują na ten temat żadnych wiadomości, ale nie jest to wykluczone.
Ograniczony sukces na froncie pomorskim nie stanowił żadnego ekwiwalentu w porównaniu z prawdziwą klęską militarną i polityczną poniesioną na południu. Bolesław nie mógł pogodzić się z rozstrzygnięciami na Węgrzech i natychmiast podjął przygotowania do kontruderzenia. Jeszcze w ostatnich tygodniach 1063 r. Gejza na czele wojsk polskich wkroczył do ojczyzny i szybko jednając sobie możnych węgierskich, uzyskał przewagę nad Salomonem. Za pośrednictwem biskupa Raaby — De-zyderiusza — doszło w styczniu 1064'r. do zawarcia kompromisowego pokoju, na mocy którego Salomon zwrócił Gejzie dawną dzielnicę jego ojca, natomiast książę uznał jego prawa do korony węgierskiej i władzę zwierzchnią. Układ raabski nie zadowalał całkowicie żadnej ze stron. Był tylko tymczasowym kompromisem, o tyle jednak korzystnym dla Polski, że w praktyce neutralizował zagrożonego stale przez Gejzę Salomona jako potencjalnego sojusznika cesarstwa. Natomiast przyszłość Gejzy w znacznej mierze zależna była od poparcia Bolesława. Czas miał pokazać, czy będzie można w sprawie węgierskiej uczynić dalszy krok na drodze do odbudowy poprzedniego przymierza. W ciągu kilku następnych lat w polityce zagranicznej Szczodrego nastąpił jak gdyby okres stagnacji i zmniejszonej aktywności. Wywołany on został pewną stabilizacją stosunków w tej części Europy, jaka nastąpiła po 1064 r., a może tylko milczenie źródeł sprawia takie
24
wrażenie. W 1068 r. nieoczekiwanie zaszły komplikacje w dotychczas przyjaznych kontaktach z Rusią Kijowską, które zmusiły Bolesława do czynnej ingerencji w wewnętrzne sprawy ruskie.
W Kijowie, po śmierci Jarosława Mądrego, rządził ks. Izjasław, z którym Bolesław był związany podwójnymi nićmi pokrewieństwa^ bowiem jako syn Dobroniegi, siostry Jarosława, był bratem ciotecznym jego pięciu synów, ponadto jeszcze siostra Kazimierza Odnowiciela, Gertruda, wydana została za mąż za Izjasława. Państwo kijowskie weszło wówczas w okres intensywnego rozbicia dzielnicowego, przy czym książęta toczyli z sobą częste walki, w których dużą rolę odgrywały liczne i bogate miasta ruskie. W 1068 r. Izjasław poniósł klęskę w wojnie z Połowcami, ponadto w Kijowie wybuchło przeciw niemu powstanie, na czele którego stanął uwolniony z więzienia rywal księcia do tronu kijowskiego, jego stryj Wszesław. W beznadziejnej sytuacji Izjasław ratować się musiał ucieczką do Polski? Na dworze polskim zapadła decyzja podjęcia wyprawy w celu przywrócenia panowania Izjasława w Kijowie. Przypuszczalnie wpłynęły na nią dwa motywy zasadnicze: chęć udzielenia pomocy szwagrowi oraz zapewnienie Polsce dobrych stosunków z państwem kijowskim w okresie, kiedy główny wysiłek skierowany był na aktywną politykę zachodnią. Nie bez znaczenia była także zapewne perspektywa przywiezienia bogatych łupów wojennych. Po starannych przygotowaniach zimowych, wiosną 1069 r. Bolesław II, mając u boku wygnańca, ruszył" "starynr-szlakiem Chrobrego na wschód. Przerażony Wszesław, nie stawiając większego oporu, uciekł do swojej własnej dzielnicy połockiej j. droga do Kijowa stanęła otworem. 2 maja Szczodry wkroczył do miasta, uderzając w symbolicznym geście na znak zwycięstwa mieczem w Złote Wrota grodu. W relacji
25
Anonima Galia pierwszym, który tak miał postąpić, był rzekomo Bolesław Chrobry w 1018 r. Kronikarz chciał zapewne dodać jeszcze jeden kwiatek do wieńca chwały Wielkiego Bolesława, gdyż w rzeczywistości Złote Wrota w nowym wielkim grodzie kijowskim ufundował Jarosław Mądry dopiero w 1037 r., to jest w 19 lat po pochodzie Chrobrego.
Wyprawa kijowska osiągnęła swoje cele. Izjasław wprowadzony został na tron wielkoksiążęcy i pod presją Polaków zaakceptowany przez Kijowian,.Wojska polskie, po długim marszu, odpoczywały w zamkach i miastach ruskich, a kiedy doszło do rabunków i gwałtów, ludność miejscowa zaczęła mścić się potajemnie, zabijając polskich wojów. W końcu lata Bolesław pozbierał wojska i ruszył w drogę powrotną^ do kraju, wioząc ze sobą ogromne bogactwa i łupy. Wyprawa kijowska była jednym z najświetniejszych epizodów w całym panowaniu Szczodrego. Podniosła ona międzynarodowy autorytet państwa polskiego oraz umocniła wewnętrzną pozycję Bolesława, przyczyniając się do wzrostu siły i znaczenia władzy książęcej.
Sprawy ruskie nie pochłonęły Szczodrego tak dalece, aby całkowicie zaniedbał działań na południu. Stosunki z Czechami, kiedy chwilowe zbliżenie, umocnione małżeństwem Wratysława ze Swiętosławą, spełniło swoje zadanie, uległy pogorszeniu. Obok Drażliwe] kwestii trybutu śląskiego fakt przebywania Jaromira na dworze polskim musiał niekorzystnie oddziaływać na postawę księcia czeskiego wobec Bolesława.|Potencjalne zagrożenie ze strony buntowniczego juniora stało się bardziej realne, gdy Jaromir, być może z namowy Szczodrego, rozpoczął knowania z dzielnicowymi książętami morawskimi: Konradem z Brna i Ottonem z Ołomuńca, którzy, pragnąc większej samodzielności, stanęli w opozycji do seniora — Wratysława. Kiedy w końcu 1067 r.
26
zmarł biskup praski Sewer, książęta morawscy w 1068 r. wezwali z Polski Jaromira i mimo oporu seniora przeforsowali jego wybór na biskupstwo praskie w słusznym przekonaniu, że wpłynie to na osłabienie pozycji Wratysława. Bolesław Szczodry nie tylko życzliwie patronował tym przedsięwzięciom i bez oporu wypuścił cennego uchodźcę, ale — jak się wydaje — zebrał wojska nad czeską granicą, aby w razie potrzeby interweniować zbrojnie. Wskazuje na to okoliczność, że Wra-tysław wymógł na braciach rozpatrzenie kandydatury Jaromira na wiecu w obozie wojskowym w miejscowości Dobienin koło Kłodzka, tam, gdzie według Kosmasa była „brama, którędy wiodła droga do Polski". Najwidoczniej książę praski liczył się z możliwością militarnego wsparcia wygnańca przez hufce polskie i gromadził siły nad polską granicą, aby zapobiec ewentualnej interwencji, j Ponieważ opozycjoniści morawscy i czescy zmusili Wratysława do osadzenia Jaromira na biskupim stolcu praskim, do konfliktu zbrojnego nie doszło, Wzajemne stosunki uległy jednak znacznemu pogorszeniu i można mieć wątpliwości, czy czynsz ze Śląska był nadal uiszczany przez stronę polską. Z roku wyprawy kijowskiej pochodzi także jedna z najdziwniejszych wiadomości, przekazana przez wysoko w nauce cenionego kronikarza normandzkiego Orde.cy.-ka 'Vitalisa, autora dzieła Historia EcclesiasticaĘZano-tował p'n,"że król duński Swen Estrydsen, przygotowując w 1069 r. wyprawę na Anglię, wezwał oddziały posiłkowe spośród okolicznych ludów, wymieniając na pierwszym miejscu Polaków (Poleni), a następnie Fryzów, Sasów i WieletówjjJ Zdania historyków o wiarygodności informacji Orderyka Yitalisa na temat Polaków są podzielone i niektórzy badacze wręcz ją odrzucają bądź też nomenklaturę Poleni interpretują jako pojęcie geograficzne. Jednakże mamy tutaj do czynienia z faktem
27
źródłowym, stwierdzającym wprost zwrócenie się Swe-na do Polaków o pomoc i udział w ekspedycji wojennej przeciw Anglii, co wyklucza rozumienie tej informacji w sensie geograficznym, a zaufanie, jakim autor dzieła cieszy się powszechnie, każe poważnie ją traktować mimo całej jej niezwykłości. Ponieważ była to wyprawa morska, .mieli w niej <zapewne wziąć udział pomorscy żeglarze z Pomorza Gdańskiego, związanego z Polską stosunkiem trybutarnym i obowiązkiem niesienia pomocy wojskowej (Pomorze Zachodnie było wówczas całkowicie niezależne od Bolesława II), stąd autor dzieła .uznał tę ziemię za część państwa polskiego. Same kontakty polsko-skandynawskie nie były wówczas czymś nadzwyczajnym. Ich początki sięgają czasów Mieszka I i Bolesława Chrobrego, a w okresie późniejszym odgrywają dość istotną rolę w polityce Bolesława III Krzywoustego, mógł więc i Szczodry swoje zainteresowania skierować ku północy, względnie Dania ku słowiańskiemu partnerowi nad Bałtykiem. Jeżeli staniemy na gruncie przekazu Orderyka, to musimy zadawać sobie pytania, jakie cele przyświecały zbliżeniu polsko--duńskiemu (którego efektem była prośba Swena) i co chciał osiągnąć Bolesław w zamian za posiłkowanie króla duńskiego w najeździe na daleką od polskiej sfery działania Anglię? Odpowiedzi na te pytania poszukamy później, zadowalając się na razie samym faktem, poświadczającym szeroki zasięg politycznych zaintereso-[jvań Bolesława Szczodrego.
W_1070 i początkach 1071 r. nabrzmiewał nowy konflikt z Czechami, który wkrótce przerodził się w otwarte starcia zbrojne o ograniczonym jednak terytorialnie zasięgu. Niezupełnie jasne są powody nękających pogranicznych napaści, ale dalszy przebieg wydarzeń zdaje się wskazywać na to, że stroną częściej atakującą był BolesławAjZ Pragi szły bowiem skargi na dwór cesar-
Sar-^•
28
ski na polskiego księcia o napady na czeskie granice i na odmowę płacenia czynszu ze Śląska, a może nawet (chociaż źródła milczą na ten temat) i o mieszanie się Szczodrego .,., w wewnętrzne spory Wratysława z junio-
Jesienią 1071 r. Henryk IV wezwał obu książąt: Bolesława i Wratysława do Miśni w celu rozsądzenia istniejącego między nimi zatargu, załagodzenia kilkuletniej niezgody i zlikwidowania wzajemnych najazdówD Nie wiemy czy po raz pierwszy, ale na pewno po raz ostatni Bolesław jechał posłusznie do Niemiec jako wasal na sąd cesarski. Pod groźbą zemsty Henryk rozkazał obu książętom, aby natychmiast zaprzestali wojny i kon-tentowali się „swoimi granicami".
Wyrok' miśnieński miał spełnić dwa zadania: wzięcie w obronę posłusznego cesarstwu Wratysława oraz poskromienie niesfornego księcia polskiego, którego polityczne poczynania niepokoiły dwór niemiecki. Opisujący zjazd miśnieński niemiecki kronikarz Lambert z Hersfeldu w ogóle nie wspomniał o tym, by omawiano wówczas sprawę czynszu śląskiego. Wydaje się jednak więcej niż prawdopodobne, że domagał się tego Wratysław i że Henryk w tej kwestii potwierdził prawa czeskie do pobierania czynszu od Polaków. Cesarstwo było przecież gwarantem tej opłaty od pamiętnego zjazdu kwedlinburskiego z 1054 r., a konkretna sytuacja polityczna w 1071 r. skłaniała Henryka do utrzymania status quo ante. Od siebie możemy dodać, że miśnieński arbitraż był politycznym sukcesem cesarskim, ponieważ konflikt polskb-czeski stworzył Henrykowi IV okazję do wmieszania się w spór między jego wasalami na zasadzie pełnoprawnego arbitra. Okoliczności te utwierdzały wpływy niemieckie w Polsce i Czechach, potwierdzały nadrzędność Henryka wobec Bolesława i Wratysława, a w wypadku niepodporządkowania się Bolesława
29
wydanemu wyrokowi dawały Henrykowi podstawy prawne do interwencji zbrojnej przeciw nieposłusznemu wasalowi.
Z faktu, iż Szczodry osobiście, a nie przez posłów, stawił się w Miśni wynika, że oficjalne stosunki polsko--niemieckłe do tego momentu układały się formalnie poprawnie i książę mógł nie obawiać się wysunięcia zarzutów dotyczących jego postawy wobec cesarstwa, z wyjątkiem konfliktu z Wratysławem. Z różnych natomiast danych pośrednich można domyślać się, że wyjazd do Miśni dał mu okazję rozpoznania wewnętrznej sytuacji w cesarstwie oraz nawiązania pierwszych kontaktów z antyhenrykowską opozycją w Niemczech, w tym z biskupem miśnieńskim Bennonem, późniejszym czołowym przeciwnikiem Henryka IV i wiernym stronnikiem papieża Grzegorza VIIU. ]
SnDramatyczny przełom w stosunkach polsko-niemieckich t JiastąpU w ^!'[2_rlljgjdlkajniesiecy po wyroku miśnieńskim. Niepomny groźby Henryka IV Bolesław ponownie zaatakował Czechy, zrywając w ten ^sposób manifestacyjnie zależność wasalną od cesarstwa/ Od tej chwili można mówić o odzyjkaniu przez państwojaolskie r z^e-cz y wi s t e j "suwerenności politycznej. Równocześnie Polska stawała się jednym z głównych przeciwników cesarstwa w Europie środkowo-wschodniej oraz ważnym punktem oporu przeciw niemieckiej ekspansji.] W rozumieniu feudałów niemieckich, przywykłych uważać obszary wschodnie za ich sferę wpływów politycznych, państwo polskie było teraz prawdziwym ogniskiem buntu.
Reakcja dworu cesarskiego na krok Bolesława była bardzo szybka, mimo że Niemcy były rozdarte wewnętrznymi walkami różnych koterii politycznych i buntami książąt,^- szczególności zaś zagrażała Henrykowi opozy-. cyjna postawa Sasów, rządzonych przez potężny ród
30
książęcy Bili ungówj Ponadto szybko narastało napięcie między cesarstwem i papiestweml W czasie pobytu w^ Augsburgu w Zielone Święta f 19 maja) 1073 r. Henryk IV ogłosił wielką wyprawę do Polski, motywując ją złamaniem przez Bolesława pokoju z Czechami]/ Zapewne obrona czeskiego wasala miała jakieś' znaczenie w tym feudalnym świecie, ale w rzeczywistości wyprawa miała być prowadzona przede wszystkim w interesie niemieckim, w celu poskromienia zbuntowanego wasalaTjL Wojska miały się zebrać w dniu 22 sierpnia, a punkt zborny wyznaczono w miejscowości Hersfeld w Saksonii.
[Wyprawa przeciw Polsce, na którą cesarz wezwał Ba-warTśwr Szwabów, Lotaryńczyków, Franków i Sasów, a więc niemal całe Niemcy Jnie _doszłaj ednak do skutku JŁ-Eowodu^wyijucJlu^ wielkiego buntu Sasóv^Henryk Hfl wiązał z ekspedycją polską duże nadzieje licząc, że przeprowadzona tak dużymi siłami doprowadzi dc ujarzmienia Bolesława.lEowstanie saskie całkowicie zaskoczyło cesarza, który musiał ratować się ucieczką z Saksonii, by uniknąć pochwycenia przez swoich przeciwników. Z kilkoma spośród nich Szczodry pozostawał w bliskich kontaktach. Odnosi się to przede wszystkim do
— - • fŁ . i
ośrodka opozycji — saskiego dworu BillungówM|.ą!gnusrf .syn księcia saskiego Ottona, a po jego zgonie, w marcu 1072 r., książę saski, był nawet, wprawdzie dość luźno, spokrewniony z Bolesławem, pojął bowiem za żonę rodzoną siostrę księcia węgierskiego Gejzy — ZofieJ która w młodości przez kilka lat przebywała wraz z braćmi na dworze polskim. Jej małżeństwo z Magnusem zwiększało możliwości ijliższego związania się Polski i Węgier z opozycją saską^p.rugą osobistością, z którą Szczodry wiązał nadzieje, był znany mu od 1071 r. biskup Miśni Benno, jeden z przywódców sprzysiężenia przeciw Henrykowi IV^Jrzecim człowiekiem bliskim Szczodremu
l
31
był wreszcie margrabia Miśni ^Ekhejt/(1068—1090), członek spisku przeciw cesarzowi, Ina ziemiach którego będzie później Bolesław walczył. ^
W obozie saskim wybuch powstania uzasadniano tym, że Henryk tylko pozorował wyprawę na Polskę, w rze-' czywistości zaś przez wprowadzenie wojsk do Saksonii chciał zgnieść opozycję, a nawet wytępić saskie plemię i na jego ziemiach osadzić wiernych sobie Szwabów. Był to oczywisty pretekst, użyty we wzajemnej wojnie propagandowej, gdyż ekspedycja na Polskę była już postanowiona i Henryk IV ewentualności buntu Sasów w tym czasie w ogóle nie brał pod uwagę. Z różnych przesłanek pośrednich zdaje się wynikać, że termin wybuchu powstania był uzgodniony między dworem saskim, Bolesławem i zapewne Gejzą. Na istnienie tajnego porozumienia polsko-saskiego wskazuje po-
jfg», -•
selstyo wysłane przez Billungów do Henryka, przebywającego w Goslarze, które prosiło króla o zwolnienie wojsk saskich z obowiązku udziału w kampanii polskiej. Posłowie uzasadniali prośbę tym, że Saksonia jest zagrożona przez pogańskich Wieletów i wojska saskie muszą dniem i nocą czuwać, aby nie dać się zaskoczyć nieprzyjacielowi. Argument ten był całkowicie fałszywy. Z zupełnie pewnych źródeł wiemy, że nieco wcześniej Henryk IV przez posłów proponował Wieletom, w zamian za pomoc przeciw' Sasom, ogromne zdobycze, wiele złota, a nawet część ziem saskich, ci jednak, chociaż do niedawna zawzięci wrogowie Sasów, odmówili pomocy. Tłumaczyli się brakiem chęci do walki (!), pragnieniem zachowania pokoju i całkowitym usatysfakcjonowaniem z obecnego przebiegu granicy wielecko-saskiej. Wyprzedzając nieco wypadki należy dodać, że w dwa lata później, w 1075 r., gdy na dworze saskim przebywali posłowie polscy, równocześnie zjawiło się poselstwo wiełeckie, które, podobnie jak Polacy, ofiarowało Sasom
32
pomoc przeciw Henrykowi i wszystkim ich wrogom.
^Wszystkie powyższe fakty pozwalają stwierdzić bezsporne istnienie co najmniej od 1073 r. potrójnego przymierza polsko-sasko-wieleckiego, skierowanego przeciw królowi niemieckiemu, przymierza, które w pełni funkcjonowało jeszcze w 1075 .rTjTeraz staje się jasne, dlaczego Sasi domagali się zwolnienia ich od udziału w wyprawie Henryka na Polskę i dlaczego Wieleci odrzucili jego propozycję uderzenia na Saksonię. Były to zwykłe wybiegi taktyczne, bez odkrywania rzeczywistych przyczyn zajmowanego stanowiska. Platformą porozumienia polsko-saskiego była wspólna wrogość wobec Henryka IV, manifestowana przez Bolesława zerwaniem więzów wasalnych, przez Sasów otwartym konfliktem z królem. Rok 1073 był momentem próby dla przymierza. W obliczu wojny z Polską Sasi nie tylko odmówili wzięcia w niej udziału, ale podnieśli żagiew wojny domowej paraliżując plany Henryka. Wierni mu książęta, którzy przyprowadzili do Hersfeldu swoje wojska, w nowej sytuacji zaproponowali powrót do domów w celu lepszego przygotowania się do wojny z... Sasami. Henryk zmuszony był propozycje te zaakceptować.
0 ile przymierze polsko-saskie w znanej nam już sytuacji politycznej nie budzi zdziwienia, o tyle układy sasko-wieleckie i proponowana przez Wieletów w 1075 r. pomoc Sasom przeciw Henrykowi należą do najbardziej zdumiewających kontaktów nawiązanych przez dwóch nieprzejednanych do niedawna wrogów.
Do 1070 r. trwała zadawniona, mściwa wrogość, odczuwana przede wszystkim w Związku Wieleckim, na którego ziemie raz po raz kierowały się ciężkie, wyniszczające najazdy saskie. W latach 1067—1070 pociągnęły one za sobą podbój części terytorium wieleckiego
1 zniszczenie głównego, obok rugijskiej Arkony, centrum
33
pogańskiego kultu Słowiańszczyzny północno-zachod-niej w Radogoszczy. Od 1070 r. wyprawy saskie urwały się nagle, a po dalszych trzech latach mamy źródłowe dowody nawiązania między niedawnymi zawziętymi przeciwnikami dobrych, a nawet przyjaznych stosunków. Można wątpić w mało prawdopodobną ewentualność nawiązania ich w wyniku dwustronnych pertrak-"tacfi i w tym miejscu dochodzimy do osoby polskiego księcia jako pośrednika w zbliżeniu sasko-wieleckim. W 1073 r. Bolesławowi najbardziej zależało na tym, aby Wieleci nie wsadzili Sasom noża w plecy, gdyż wówczas powstanie saskie albo w ogóle by nie wybuchło, albc, gdyby nawet doszło do skutku, nie miałoby szans powodzenia. Trudno wprawdzie było liczyć na poważną pomoc militarną Związku Wieleckiego, chociaż była ona proponowana Sasom, ale już sama życzliwa neutralność Wieletów miała ogromne znaczenie polityczne i militarne.
Aby hipoteza o roli Szczodrego w montowaniu zbliżenia saskowieleckiego zyskała na prawdopodobieństwie, obok dobrze poświadczonych w źródłach bliskich związków polsko-saskich, należy naświetlić kontakty polsko-wie-leckie. Z braku bezpośrednich przekazów na ten temat musimy się posłużyć przesłankami pośrednimi. Można tylko domyślać się, że początek kontaktów wiązał się z rokiem 1069 i ze wspólną wyprawą z wojskami Swena Estrydsena na Anglię. Korzystne dla Wieletów powstrzymanie od 1070 r. najazdów saskich na ich ziemie można by zatem uważać za rezultat mediacyjnego działania polskiego dworu, który zapewne podtrzymywał stosunki z Radogoszczą. Następną przesłanką jest zjazd Henryka IV z królem duńskim w Liineburgu w 1071 r. Swen zapomniał o wydarzeniach z 1069 r. i w zamian za uzyskanie części ziem należących do Marchii Północnej zobowiązał się dostarczyć królowi niemieckiemu
2 — Bolesław Smały
34
pomocy „przeciw wszystkim jego wrogom, a w szczególności przeciw Sasom". Poza Saksonią jedynie Związek Wielecki w tym regionie mógł być innym wrogiem Henryka, ale tylko wówczas przedstawiał on pewne niebezpieczeństwo, jeżeli był związany układem z Polską. W przeciwnym wypadku Wieletów oddzielała od Henryka nieprzyjazna im jeszcze w tym czasie Saksonia. Kolejne ogniwo to omawiana już próba cesarza z 1073 r., zmierzająca do wyłączenia Wieletów z porozumienia polsko-saskiego, zakończona zupełnym fiaskiem. Odpowiedź Związku o pragnieniu zachowania pokoju z Sasami i niekwestionowaniu granicy z nimi świadczy, że trójporozumienie polsko-sasko-wieleckie stało się faktem. Dowodnie potwierdza to równoczesny pobyt posłów polskich i wieleckich wiosną 1075 r. na dworze Bil-lungów z identyczną ofertą pomocy zbrojnej w walce z Henrykiem IV. Wydaje się, że czynnikiem spajającym trójporozumienie był wrogi stosunek wszystkich jego partnerów do króla niemieckiego. Równocześnie poprawa stosunków sasko-wieleckich zmieniała sytuację polityczną Związku i odsuwała w przyszłość groźbę jego podboju i zniszczenia.
Intensywna polska działalność polityczna na północnym zachodzie w latach 1069—1075 nie oznaczała zaniedbywania spraw na południu. Po zjeździe miśnieńskim z 1071 r. Bolesław w ciągu kilku następnych lat nie zaprzestał najazdów na czeskie granice, a równocześnie mieszał się w konflikty wewnętrzne w Czechach. Władca polski popierał książąt: Ottona ołumunieckiego i Konrada brneńskiego w ich sporach z Wratysławem oraz biskupa Jaromira, który stanął w ostrej opozycji wobec księcia praskiego. Wszystkie te trudności spowodowały, że Wratysław, uwikłany w rozgrywki wewnętrzne i zagrożony z zewnątrz, czuł się niepewnie i chwilowo był unieszkodliwiony jako ewentualny sojusznik Henry-
<ri.
i
35
ka IV. Taki też był cel poczynań Bolesława wobec Czech w tym czasie, kiedy to główne zadanie polegało na osłabianiu króla niemieckiego, aby uniemożliwić mu najazd na Polskę.
Inaczej natomiast potoczyć się miała rozgrywka o Węgry i ich miejsce w narastającym konflikcie polsko-niemiec-kim. Układ raabski z 1064 r. był rozwiązaniem tymczasowym i nie zadowalał żadnego z partnerów. jGej za, czując się silnym dzięki oparciu w Polsce, a może i z inspiracji Bolesława wichrzył przeciw Salomonowi, który, wobec rosnących trudności Henryka IV w kraju, był zupełnie osamotniony. Sympatie coraz liczniejszych możnych węgierskich kierowały się również w stronę energicznego Gejzy. W początkach 1073 r. doszło do zaburzeń wewnętrznych, niewątpliwie inspirowanych przez młodego księcia. Mimo chwilowego załagodzenia konfliktu, napięcie wciąż rosło. Salomon zwrócił się wówczas do Henryka IV z prośbą o pomoc, której jednak król nie był w stanie mu udzielić, uwikłany w wojnę z Sasami i z częścią książąt niemieckich. Gej-za również szukał pomocy, wysyłając posłów i swoich braci: Władysława i Lamberta do księcia kijowskiego Światosława, Bolesława Szczodrego, Zwojnimira chorwackiego i Ottona ołomunieckiego, którego żoną była rodzona siostra książąt węgierskich —„Eufemia. W lutym 1074 r. Salomon — jak podaje kronikarz Lambert z Hersfeldu — „napadnięty został wojną przez Gejzę", książę zatem był inicjatorem wojennej rozgrywki z proniemieckim królem. Przebieg działań był błyskawiczny, a zwycięstwo Gejzy bezapelacyjne, ponieważ rycerstwo węgierskie opuściło Salomona i uniemożliwiło mu stawianie oporu. Król z trudem uniknął niewoli, uchodząc do położonego blisko niemieckiej granicy Wieselburga, Gej za wśród ogólnej radości koronowany został w Białogrodzie na króla Węgier.
36
Wydaje się, że w wydarzeniach węgierskich nie brały udziału obce posiłki, chociaż niektórzy badacze na podstawie późnych przekazów przyjmują obecność wcisk morawskich Ottona i oddziałów polskich. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że Bolesław, dla którego moment wojny domowej na Węgrzech był do tego stopnia korzystny, iż każe domyślać się bezpośredniego wpływu polskiego księcia (szczytowy okres jego konfliktu z Henrykiem IV), szachował na wszelki wypadek Wratysła-wa, aby nie dopuścić do ewentualnej jego ingerencji w rozgrywkę między stryjecznymi braćmi w królestwie węgierskim.
Zwycięstwo Gejzy było również sukcesem politycznym Szczodrego, znakomicie bowiem wzmacniało ono blok sił zaangażowanych w walkę z Henrykiem IV. Tymczasem Salomon słał z Wieselburga błagalne poselstwa na dwór niemiecki prosząc o pomoc, do której Henryk zupełnie się nie kwapił. Dopiero kiedy wygnaniec za ponowne osadzenie go ^ajtr^njje^js^sgiej^mi^rzyrzekł przyjąć państwo w lenno od cesarza, obiecał płacić trybut i być całkowicie wiernym, a tytułem gwarancji podjętych zobowiązań przekazywał Henrykowi sześć potężnych pogranicznych grodów i dwunastu znacznych zakładników — dwór niemiecki zareagował pozytywnie. Henryk był — według doskonałego określenia Lamberta z Hersfeldu — „kupiony tą ceną" i rozpoczął przygotowania do wyprawy projektowanej na sierpień 1074 r. Salomon wysłał również posłów do papieża Grzegorza VII ze skargami na Gejzę, licząc na moralne i polityczne wsparcie głowy Kościoła. I w tej rozgrywce u-biegł go jednak Gejza, który już w przeddzień rozprawy z Salomonem wyprawił poselstwo do Rzymu z prośbą o ochronę i opiekę papieską. List Gejzy nie zachował się, ale jego treści można domyśleć się z natychmiastowej odpowiedzi Grzegorza VII. W bulii do Gejzy z 17 marca
37
1074 r., wysłanej w czasie, gdy na Węgrzech wojna domowa była już prawdopodobnie zakończona, papież przyrzekał mu obronę przed nieprzyjaciółmi, zapewnIaTJ o swojej wielkiej życzliwości i obiecywał "opiekę. Nic więc dziwnego, że w odpowiedzi na list Salomona Grzegorz wysłał bullę sformułowaną w zupełnie innym tonie. Wyszła ona z kancelarii papieskiej 28 października 1074 r., to jest w ponad pół roku po bulli do Gejzy i po oddaniu przez Salomona Węgier w lenno cesarskie. W liście adresowanym do „króla Węgrów" papież dał upust swemu oburzeniu, zarzucając mu w ostrych słowach, że postąpił bezprawnie przekazując państwo w lenno Henrykowi, ponieważ „królestwo węgierskie jest własnością Świętego Kościoła Rzymskiego i już dawniej oddane zostało przez króla Stefana świętemu Piotrowi prawnie i z wszelką władzą". Następnie papież wyrzucał Salomonowi, że „i w innych sprawach od królewskiego męstwa i zwyczajów odchodząc" jednostronnie złamał dobrowolnie przez przodków przyjęte zobowiązania, czyniąc tym krzywdę: Stolicy Apostolskiej. Nie odzyska przeto łaski świętego Piotra i poparcia papieża, dopóki nie naprawi uczynionego zła i nie uzna, że kró-f lestwo węgierskie jest lennem Rzymu a nie cesar-r stwa.
Nie ulega wątpliwości, że gwałtowny ton bulli był przede wszystkim odbiciem napiętych stosunków papieża z Henrykiem IV, ale wcześniejsze pełne poparcie kurii dla drobnego księcia dzielnicowego, jakim w przededniu wojny z legalnym królem Salomonem był Gejza, jest zadziwiające w świetle ostrożnej praktyki dyplomatycznej Rzymu. Próbując wyjaśnić przyczyny takiej postawy papieża warto zwrócić uwagę na fakt, że bezpośrednio po swojej elekcji Grzegorz VII rozesłał do różnych władców europejskich pisma zawiadamiające o swoim Pontyfikacie. Niestety nie dysponujemy" takim pismem
38
papieża do Bolesława, co jednak nie wyklucza, iż mogło ono być wysłane i zaginęło jak wiele innych dokumentów tej doby. W formie przeto domysłu wolno wysunąć sugestię, że Szczodry, wchodząc w fazę zaostrzonych stosunków z Henrykiem, skorzystał z okazji i w odpowiedzi na list Grzegorza wysłał posłów do Rzymu w celu nawiązania bezpośrednich kontaktów z nowym papieżem. Niżej będzie mowa o tym, że przed 20 maja 1075 r. poselstwo polskie gościło w Stolicy Apostolskiej z całą pewnością, nie wiemy tylko, czy była to pierwsza wizyta, czy może raczej druga. W każdym razie wydaje się prawdopodobne, że przed 17 marca 1074 r. (data wysłania bulli do Gejzy) stosunki polsko-papieskie były już nawiązane, a wobec tego uzasadniony może być domysł, że to pierwsi wysłannicy Bolesława do Rzymu przedstawili papieżowi sytuację na Węgrzech i postawę obu walczących tam stron wobec cesarstwa i problemu suwerenności państwa. Nie ulega przy tym wątpliwości, że Grzegorz VII wiedział już o niedawnym zerwaniu przez Bolesława więzów zależności od cesarstwa i o narastającym konflikcie polsko-niemieckim. Papież, dysponujący przede wszystkim atutami moralnymi i ideologicznymi, szukający wsparcia realnych i materialnych sił do walki z Henrykiem IV, musiał poważnie potraktować zasoby i możliwości koalicji pol-sko-węgierskiej. Rzecz przy tym jasna, że z racji swojej pozycji w świecie chrześcijańskim stawał się głową wszystkich sił walczących z przewagą cesarska. Tak więc uformowany w 1073 r. front antyhenrykowski, złożony z Polski, Saksonii i Związku Wieleckiego, w 1074 r. wzmocniony został przez Węgry, a następnie przez papiestwo, które w dalej rozwijanych bezpośrednich kontaktach z Europą środkowo-wschodnią ujrzało nowe możliwości zaszachowania swojego głównego przeciwnika ze wschodu.
39
Tymczasem zaś Henryk IV, pod wpływem daleko idących obietnic i zobowiązań ze strony Salomona, w połowie sierpnia 1074 r. ruszył wraz z nim na wyprawę przeciw Gejzie. Była to prawdziwie głodowa wojna dla Niemców, którym Gejza, nie wydając otwartej bitwy, usuwał z drogi żywność dla ludzi i furaż dla koni. W beznadziejnej sytuacji Henryk zdecydował się na niesławny odwrót, zajmując w drodze powrotnej nadgraniczne tereny i grody węgierskie. Należały one wprawdzie do obszarów obiecanych mu przez Salomona, ale wobec niedopełnienia warunku przywrócenia mu tronu, obsadzenie ich było zwykłym bezprawiem nawet w stosunku do nieszczęsnego wasala.
Milczenie źródeł na temat ewentualnego udziału Czechów i Polaków w wojnie niemiecko-węgierskiej tłumaczy się tym, że Wratysław otrzymał od Henryka zadanie zaatakowania Bolesława w celu związania sił polskich i niedopuszczenia do ich wyruszenia na pomoc Gejzie. Plan powiódł się. Wyprawa czeska nie przyniosła wprawdzie większych sukcesów militarnych, ale też miała jedynie ograniczone cele. Gejza dał sobie jednak radę bez obcych posiłków. Od tej chwili sojusz polsko--węgierski funkcjonował już bez żadnych zakłóceń przez wiele następnych lat, stanowiąc fundament polityki polskiej, aczkolwiek sprawa_ praw Salomona_dq_ tronujzo-stała wkrótce wznowiona z najmniej oczekiwanej strony, a mianowicie przez sprzymierzeńca Bolesława i Gejzy — papieża Grzegorza VII.
Już wkrótce bowiem okazało się, że w kwestii węgierskiej kuria papieska zaczyna prowadzić politykę nie liczącą się z interesami sojuszników i obliczoną na wy eliminowanie wszelkich praw cesarskich do zwierzchnictwa lennego nad państwem węgierskim i objęcie go wyłączną opieką Stolicy Apostolskiej. Początkowo mogło się wydawać, że Salomon przestał się zupełnie li-
40
czyć jako polityczny partner i że po nawiązaniu przez Gej ze stosunków z Rzymem sprawa prawnej obediencji Węgier została przesądzona na rzecz papieża. Grzegorz yil miał jednak co do tego jakieś wątpliwości, które w miarę pobytu Salomona w Niemczech stopniowo się pogłębiały. Już wymawianym liście z 28 października 1074 r. papież, po surowych słowach potępienia, wyraził gotowość przebaczenia mu pod warunkiem przekazania przez niegó~Wę"gter~W lenno namiestnikowi św. Piotra. Dlatego w późniejsze"] korespondencji kuria konsekwentnie tytułowała Gejzę „księciem Węgrów", mimo że już w początkach 1074 r. odbyła się jego koronacja, a w listach do Salomona i jego żony Judyty używała tytułów: „król Węgrów" i „królowa Węgrów". Gej za starał się podtrzymywać stały kontakt z papieżem. Na przełomie lat 1074/1075 przebywali w Rzymie jego posłowie, ale nie osiągnęli wiele, gdyż właśnie w czasie ich wizyty, 10 stycznia 1075 r., Grzegorz VII wysłał list do żony Salomona, w którym dał wyraz żywej dla niej sympatii, bolał nad jej losem i polecał w Bogu pokładać nadzieję, że jej nieszczęścia związane z utratą tronu i wygnaniem wkrótce skończą się, o co on
modli się gorliwie.
Wkrótce po pobycie w Rzymie poselstwa węgierskiego i po liście do Judyty, 23 marca 1075 r., z kancelarii papieskiej wyszło pismo do Gejzy o dość tajemniczej i niejasnej treści. Po zapewnieniu „księcia" o swojej przyjaźni papież wypowiedział się na temat przyszłości państwa węgierskiego. Najpierw stwierdził ponownie, że królestwo węgierskie winno być niezawisłe i nie podlegać żadnemu obcemu władcy świeckiemu, lecz wyłącznie Kościołowi rzymskiemu. Dalej Grzegorz powtarzał myśl, że prawo to złamał Salomon, który z rąk króla niemieckiego posiadł władzę. Wreszcie, jakby w konkluzji, zaklinał Gejze, aby w imię dobra Kościoła okazał
41
całkowite posłuszeństwo przybywającym doń legatom papieskim, ponieważ w jego rękach znajduje się klucz do pomyślnego rozwiązania sprawy. Zestawienie treści obu omawianych pism papieskich z początku 1075 r. pozwala rozszyfrować ostatnie zdanie drugiego z analizowanych listów. Legaci papiescy mieli wystąpić w roli mediatorów i doprowadzić do zawarcia między Gej za i Salomonem takiej ugody, aby ten ostatni mógł powrócić pod zwierzchnictwo papiestwa. W praktyce żądanie to oznaczało konieczność ustąpienia władcy węgierskiego z tronu na rzecz „króla Salomona" i zadowolenia się wydzielonym mu księstwem dzielnicowym. Dopiero bowiem wtedy Salomon mógł przekazać na powrót Węgry św. Piotrowi jako pełnoprawny ich władca. Stąd domysł, iż papież mógł zabiegać na przykład jedynie o osadzenie Salomona na księstwie dzielnicowym, pozostającym pod zwierzchnictwem Gejzy, nie może wchodzić w rachubę.
Żądania Grzegorza VII były daleko idące i wymagały od Gejzy politycznego samounicestwienia. Nic dziwnego, że król nie ulegał im, chociaż papież nie ustawał w naciskach. Jeszcze w okresie pobytu legatów na dworze Gejzy z kancelarii papieskiej wyszło nowe pismo, znacznie jaśniej od poprzedniego formułujące postulaty pod adresem opornego władcy. W liście tym (z 14 kwietnia 1075 r.) zaadresowanym do~'^ćsięcia" Gejzy papież domagał się"— przejmując rolę mediatora w sporze — zawarcia przez niego pokoju z „królem" Salomonem, przy czym każdy z nich miał zachować to, co mu się prawnie należy, tak aby żaden nie był pokrzywdzony— i aby granice sprawiedliwości nie zostały przekroczone. Po układzie pokojowym — pisał dalej papież — władca panujący w królestwie węgierskim „królem tam, a nie królikiem będzie", podczas gdy Salomon, oddawszy się w lenno niemieckie, godny jest tylko imienia „królika".
i
r
42
Teraz wszystko stawało się jasne. Z samej tytulatury mających układać się stron wynika, że Grzegorz VII władzę królewską na Węgrzech rezerwował dla Salomona, a Gejzie wyznaczał rolę księcia dzielnicowego. Stawiane przez papieża żądania żywo przypominały^ dawne postanowienia układu w Raabie z 1064 r., formalnie zatem stały na gruncie zachowania prawa. Rzecz oczywista, że dla Gejzy były one nie do przyjęcia, a w ówczesnej sytuacji w tym regionie Europy pozbawione też były realizmu politycznego.
Zadziwiające jest, że papież tak dalece nie liczył się z Gej za, który reprezentował zdecydowanie antyhenry-kowską orientację polityczną i dążył do utrzymania suwerenności państwa węgierskiego w stosunkach z cesarstwem. A przecież nikt nie mógł kurri zagwarantować, że Salomon, po powrocie na tron, całkowicie zerwie liczne więzy łączące go z Henrykiem IV, nawet jeżeli odda się pod opiekę Stolicy Apostolskiej. Grzegorz VII nie brał również zupełnie pod uwagę stanowiska mas rycerstwa węgierskiego i tamtejszych wielmożów, którzy popierali polityczną linię Gejzy, i twardo stał na stanowisku, że jedynym legalnym władcą królestwa węgierskiego pozostaje Salomon. l Zatrzymaliśmy się dłużej nad sprawami węgierskimi, ponieważ zabiegł papieża wokół przywrócenia tronu Salomonowi nie mogły być obojętne Bolesławowi II, który poważne nadzieje łączył z nawiązanym sojuszem polsko-węgierskim i osobiście z Gej za. Źródła nie informują bezpośrednio o jakimkolwiek udziale władcy polskiego w pertraktacjach Grzegorza VII z Gej za, ale opór stawiany przez tego ostatniego wobec żądań kurii zdaje się świadczyć o tym, że król węgierski miał na dworze krakowskim silne wsparcie. Zastanawiające jest, że w zaledwie sześć dni po ponaglającym liście do Gejzy, zawierającym żądanie zawarcia pokoju z Salomonem
43
na ciężkich dla niego warunkach, 20 kwietnia 1075 r. papież wysłał pierwszą znaną nam bullę do Bolesława. Jej treść dotyczyła przede wszystkim zagadnień kościelnych, które będą omówione na innym miejscu; jest natomiast w niej jedno, typowe dla stylistyki Grzegorza enigmatyczne zdanie: „Z powodu więc tych i innych spraw, o których tu nie uważamy za stosowne pisać, tych legatów do Was wysyłamy". Legaci mieli zatem omówić ze Szczodrym, oprócz kościelnych, również jakieś inne kwestie, których nadawca listu nie chciał w nim poruszać. Wobec braku dowodów trudno wyrokować, że wśród owych „innych spraw" przekazanych legatom do ustnych pertraktacji z polskim księciem znajdowała się także sprawa węgierska i stosunek do niej Bolesława, ale dopuszczalny jest domysł w tej kwestii. Bez poparcia Szczodrego polityczna pozycja Gejzy byłaby bowiem znacznie osłabiona na arenie międzynarodowej. Nic więcej jednak nie da się powiedzieć na ten temat.
Usilne starania papieża, zmierzające do osadzenia Salomona na tronie węgierskim, spełzły ostatecznie na niczym. Od kwietnia 1075 r. aż do śmierci.Gejzy 25 kwietnia 1077 r., a więc na przestrzeni dwóch lat, brak śladów dalszej korespondencji czy jakiegokolwiek innego działania Grzegorza VII w sprawie Salomona. Kiedy chory król zakończył życie, panowie węgierscy i rycerstwo wybrali na następcę jego brata Władysława jako starszego i godniejszego, Z chwilowego bezkrólewia chciał skorzystać Salomon, który z niewielkimi siłami przekroczył granicę węgierską, ale natychmiast zareagował na to Bolesław i na czele wojsk polskich zmusił go do odwrotu, zapewniając w ten sposób Władysławowi możność spokojnego objęcia władzy. Gali Anonim pisał, że „Bolesław nazywał Władysława swoim królem, Władysław natomiast uznawał, że przez niego uczyniony zo-
44
stał królem", a nieco dalej włożył w usta Szczodrego słowa: „Tego młodzieńca [tzn. Władysława] wychowałem w Polsce i tego jako króla na Węgrzech osadziłem". Nie ulega wątpliwości, że Władysław, przez wiele lat w młodości przebywający na dworze polskim, był protegowanym Bolesława i jego kandydatem na tron węgierski po bezdzietnym Gejzie, gwarantującym podtrzymanie i dalsze umocnienie sojuszu polsko-węgierskiego.
Rozwój sytuacji na Węgrzech spowodował, że papież zmuszony był uznać, iż dalsze trwanie przy koncepcji osadzenia Salomona na tronie nie jest możliwe. Urywa przeto korespondencję z nim i jego żoną. W 45 dni po zgonie Gejzy i po powołaniu Władysława na tron,' 9 czerwca 1077 r., Grzegorz VII wysłał pismo do arcybiskupa Węgier w Strzygomiu — Nemii — w którym o Władysławie wypowiedział się jako o „królu" wybranym przez Węgrów, prosząc równocześnie arcybiskupa i możnowładców, aby skłonili nowego panującego do wysłania posłów do kurii rzymskiej dla złożenia czci Stolicy Apostolskiej i określenia kierunku swojej przyszłej polityki. Była to diametralna zmiana stanowiska, oznaczająca godne przyznanie się wytrawnego dyplomaty do porażki i wyciągnięcie z niej właściwych wniosków. Dla dopełnienia obrazu dodajmy, że Władysław przychylnie potraktował propozycje papieża i wkrótce wysłał do Rzymu posłów, o czym dowiadujemy się z bulli Grzegorza VII z 21 marca 1079 r., wysłanej tym razem już wprost na ręce króla. Papież chwalił w niej Władysława, jego pobożność i oddanie Stolicy Apostolskiej, co wskazuje na nawiązanie przyjaznych stosunków.
Dla porządku odnotować trzeba, że po wstąpieniu Władysława na tron sojusz polsko-węgierski trwał aż do końca panowania Bolesława, a nawet dłużej. Kiedy bo-
45
wiem wygnany król polski schronił się w 1079 r. na Węgrzech, Władysław — według relacji Anonima Galia — przyjął go jak przyjaciela i brata, udzielając mu gościny i schronieniajL
(JDrugą obok węgierskiej sprawą, w którą Grzegorz VII uwikTSt "się w tych latach bez szansy powodzenia, były usiłowania kurii zmierzające do oderwania Czech od cesarstwa i wciągnięcia ich w orbitę wpływów Rzymu. Znane już nam wrogie stosunki, panujące między księciem czeskim i polskim, sprawiały, że na dworze krakowskim bacznie śledzono tę kolejną rozgrywkę polityczną.
Bezpośrednim pretekstem umożliwiającym kurii rzymskiej ingerowanie w wewnętrzne sprawy czeskie był spór, jaki wybuchł między Wratysławem i jego bratem, biskupem praskim Jaromirem-Gebhardem, wspomaganym przez pozostałych braci, książąt dzielnicowych na Morawach — Ottona i Konrada. Książę praski, pragnąc ograniczyć wpływy opozycji kościelno-politycznej, najpierw doprowadził do powstania odrębnego biskupstwa dla Moraw z siedzibą w Ołomuńcu, wykrojonego z posiadłości i granic diecezji praskiej, a następnie utworzył niezależną od biskupa praskiego kapitułę wyszeh-radzką, podległą wprost papiestwu. Były to otwarcie wrogie posunięcia wobec Jaromira, które musiały doprowadzić do wybuchu ostrego konfliktu. Po akcie fizycznej przemocy Jaromira na biskupie morawskim Janie (napad połączony z pobiciem) i po zajęciu przez biskupa praskiego, przy pomocy książąt morawskich, spornych posiadłości biskupstwa ołomunieckiego, oburzony Wratysław zwrócił się bezpośrednio ze skargą do kurii z pominięciem arcybiskupa mogunckiego, bezpośredniego zwierzchnika Jaromira.
Skarga, którą posłowie Wratysława wnieśli w pierwszych miesiącach 1073 r., została w Rzymie mile przy-
46
jęta, ponieważ dawała papiestwu okazję wmieszania się w konflikt wewnętrznoczeski. Wkrótce też przybyli do Czech dwaj kardynałowie-legaci, którzy wobec niestawienia się Jaromira na zwołany przez nich na czerwiec 1073 r. zjazd, pozbawili go godności biskupiej i kapłańskiej oraz dochodów płynących z biskupstwa praskiego. Według relacji kronikarza czeskiego Kosmasa krok legatów wzburzył duchowieństwo czeskie, które przerwało praktyki religijne, domagając się przywrócenia biskupa do godności i urzędu. Legaci, opuszczając Czechy, wezwali obie strony sporu do stawienia się w Rzymie na sąd papieski.
Grzegorz VII, otrzymawszy informacje legatów o wynikach icłr misji w Czechach, 8 lipca 1073 r. wysłał do Wratysława pismo, w którym dziękował mu za pełne czci przyjęcie kardynałów, a wspominając o nieposłuszeństwie Jaromira nalegał, żeby książę skłonił brata do uległości. W spór wmieszał się z kolei arcybiskup moguncki Zygfryd, zwracając się ostro sformułowanym listem do kurii, dochodząc „krzywd" podległego mu su-fragana praskiego. Ponieważ Zygfryd należał do zwolenników Henryka IV, a przez swoje stanowisko w konflikcie stawał przeciw Wratysławowi, przed papieżem zarysowała się możliwość ściślejszego powiązania księcia czeskiego z Rzymem.
17 grudnia 1073 r. z kancelarii papieskiej wyprawiony został następny list do Wratysława, w którym Grzegorz w niezwykle przyjaznych słowach potwierdzał mu prawo używania nadanej przez swego poprzednika Aleksandra II mitry książęcej i akceptował decyzje podjęte przez legatów oraz zapowiadał rozpatrzenie sporu na sądzie papieskim. Ponieważ Jaromir nie stawił się w Rzymie w wyznaczonym terminie, papież upomniał go ponownie, ale częściowo zdjął z niego suspensę nałożoną przez legatów i przywrócił mu majątki biskupstwa
47
z wyłączeniem spornych terytoriów biskupstwa oło-munieckiego. 31 stycznia 1074 r. Grzegorz listownie zawiadomił księcia czeskiego o swoich decyzjach, powtórnie wzywając obu biskupów i samego Wratysława lub jego posłów do Rzymu.
Zaproszenie księcia na moment rozstrzygnięcia sporu między biskupami czeskimi oznaczało, że wyrok będzie korzystny dla Wratysława. Wszystkie te zabiegi miały zbliżyć księcia do papieża i przekonać go, że tylko dzięki życzliwości kurii zdoła rozwiązać swoje trudności wewnętrzne. Jeszcze przed planowanym na kwiecień zjazdem rzymskim, 18 marca 1074 r., Grzegorz wysłał krótkie pismo do książąt morawskich, w którym pod groźbą sankcji kościelnych żądał, by nie ważyli się naruszać praw kościoła ołomunieckiego. Konrad i Otto są w nim określeni jako „bracia Wratysława, księcia Czechów", co miało oznaczać, że papież pisze nie do udzielnych książąt, lecz braci podległych praskiemu seniorowi, reprezentującemu całe państwo. Był to jeszcze jeden gest przyjaźni pod adresem Wratysława. Datę 18 marca 1074 r. noszą jeszcze dwa listy Grzegorza VII. Jeden, adresowany do arcybiskupa Zygfryda, złośliwie wyrzucał mu zajęcie stronniczego stanowiska w sporze biskupów czeskich i brak troski o sufragana ołomunieckiego, drugi, skierowany do Wratysława, informował go o treści pisma do Zygfryda oraz zawiadamiał, zgodnie z uprzednim życzeniem księcia, o przesłaniu relikwii i przywileju dla budowanego kościoła wyszehradzkiego. Mimo tak gorliwych zabiegów wypadki potoczyły się inaczej, niż tego życzył sobie papież. W oznaczonym dniu 13 kwietnia 1074 r. spośród osób wezwanych przed sąd papieski zjawił się w Rzymie tylko Jaromir, pozostali nie podali nawet przyczyn swojej absencji. Powstałą sytuację wykorzystał sprytny Jaromir dla pomyślnego dla siebie przedstawienia genezy całego konfliktu
48
i oskarżył księcia o to, że nie wykonując polecenia papieża, czyni mu przeszkody w odzyskaniu grodu św. Wacława i związanej z nim prepozytury,. Zdezorientowany i rozgniewany Grzegorz ogłosił wyrok korzystny ,dla Jaromira i w liście do Wratysława z 16 kwietnia 1074 r. wyjaśniał powody zmiany swojego stanowiska oraz domagał się, aby książę podporządkował się jego decyzji i szanował prawa kościoła praskiego. W kwestii sporu między biskupami papież poinformował, że nie wydał wyroku, odkładając go, wobec nieobecności jednej ze stron, do następnego synodu, na który wzywał również posłów książęcych. Do tego czasu sporne dobra miały pozostać w posiadaniu biskupa Jana. Było to pierwsze ostrzeżenie udzielone przez papieża księciu czeskiemu, wskazujące na oziębienie atmosfery. Trudno powiedzieć, dlaczego Wratysław nawet przez posłów nie stawił się w Rzymie. Być może obawiał się, iż w czasie, kiedy znajdujący się w opałach Henryk IV oczekiwał od niego dowodów wierności, kontakt z papieżem, który chciał go silnie związać z sobą, może niekorzystnie wpłynąć na stosunki czesko-niemieckie. Z kolei Jaromir nie ominął zapewne okazji, aby poinformować Grzegorza, że Wratysław należy do najbardziej zaufanych króla niemieckiego.
Rozzuchwalony łatwym sukcesem biskup praski, nie bacząc na ugodową postawę Wratysława, siłą opanował sporne terytoria na Morawach, zajął gród Podiwin i sięgnął po gród świętego Wacława, rzucając klątwy na przeszkadzających mu w tym urzędników książęcych. Książę ponownie, w tej sytuacji skierował skargę do kurii. Papież i tym razem skorzystał z okazji, aby zapewnić sobie jego przyjaźń i poparcie. 22 września 1074 r. wysłał serię listów skierowanych do Jaromira, Wratysława i Jana. W pierwszym ostro potępił biskupa praskiego za dokonane czyny i wzywał na najbliższy
synod. W drugim dziękował księciu za przesłane mu 100 grzywien srebra tytułem czynszu, uznawał słuszność zarzutów postawionych Jaromirowi i wreszcie polecał zastosowanie siły w stosunku do niego, gdyby stawiał opór w oddaniu majątków Kościoła morawskiego. Równie przyjazny był list do biskupa Jana, którego także wzywał na synod. Wratysław mógł teraz mniemać, że długoletni spór z bratem znajdzie ostateczne i korzystne dla niego rozwiązanie.
W ustalonym terminie, to jest w .końcu stycznia 1075 r. obaj biskupi stawili się w Rzymie. Meritum wydanego wyroku znamy z pisma Grzegorza VIl~z 2 lutego 1075 r. i stanowi ono prawdziwe zaskoczenie. Papież wspominał w nim tylko o jakimś sporze o dziesięciny między biskupami oraz polecał zawarcie pokoju między stronami, zarządzając iście salomonowe, aby posiadłości, o które toczyła się walka, biskupi podzielili na dwie równe części. W ten sposób skarżący i oskarżony potraktowani zostali jednakowo, a cały probjLJ3H--ed-pciczątku mający charakter wybitnie polityczny, sprowadzony został przez Grzegorza do mało istotnego, lokalnego zatargu o dziesięciny i dobra dwóch biskupów czeskich. Rozstrzygnięcie papieskie odzwierciedlało w istocie zmianę stosunku kurii do- Wratysława. Znalazło to wyraz w liście do księcia z 17 kwietnia 1075 r., w którym Grzegorz zimno i lakonicznie żądał od niego przestrzegania pokoju między nim i braćmi oraz między biskupami, pomijał zaś całkowicie, w imię konieczności zachowania pokoju, sprawę kilkuletniego sporu księcia z Jaromirem. Równocześnie papież wysłał bullę do wszystkich Czechów, domagając się wprowadzenia w całym kraju swojego programu kościelnego, który między innymi zmierzał do uzyskania prymatu władzy kościelnej nad świecką. Biorąc pod uwagę bliskie związki Wratysława z Henrykiem IV, a także omówiony wyżej
50
konflikt z Jaromirem, treść pisma nabiera szczególnej wymowy. Była ona wymierzona przeciw księciu praskiemu i oznaczała zerwanie z dotychczasową polityką szukania z nim zbliżenia.
W trzy dni po wysłaniu ostatniego pisma do Wratysła-wa papież skierował swoich legatów do Polski w celu bezpośredniego omówienia z Bolesławem ważnych spraw natury kościelnej i politycznej. Nacisk położony w przywiezionym przez nich liście na wysoką dyskrecję przedmiotu rozmów wskazuje, że miały być otoczone tajemnicą problemy polityczne, a nie kościelne. Uderza przy tym przyjazny dla Bolesława, głównego przeciwnika Wratysława, ton pisma. Wydaje się zatem prawdopodobne, że tematem dyskusji na dworze polskim były nie tylko sprawy węgierskie, o czym pisałem wyżej, ale również problem dalszego stosunku do Czech, aktualnych wobec nieustępliwej prohenrykowskiej postawy władcy czeskiego.
Dalsze wypadki już wkrótce potwierdziły słuszność decyzji papieża zerwania z Wratysławem. ^Kiedy Henryk IV zwołał na czerwiec 1075 r. wielką wyprawę przeciw, Sasom, książę czeski stawił się pod Hersfeldem z tak wielkimi siłami, że kronikarz niemiecki Lambert stwierdził, iż sami Czesi zdołaliby pokonać wojska saskie.
W tym samym czasie, kiedy rozstrzygały się, zgodnie zresztą z interesami polskimi, zawikłane sprawy węgierskie i czeskie, przed Bolesławem stanęła nowa, trudna do rozwiązania kwestia, tym razem na wschodzie. W marcu 1073 r. wielki książę kijowski Izjasław, sojusznik polskiego władcy, ponownie zrzucony został z tronu przez swoich braci, Swiatosława i Wszewołoda, i znowu poszukał schronienia na dworze krakowskim. Jednakże tym razem wisząca w powietrzu wojna nie-miecko-polska i zagrożenie ze strony Czech uniemożli-
51
wiły Bolesławowi powtórzenie interwencji na rzecz krewniaka. Niebezpieczny rozwój wypadków na granicy zachodniej wymagał spokoju na wschodniej rubieży państwa, dlatego też wkrótce, w 1074 r., doszło do zbliżenia między Bolesława i nowym Księciem kijowskim Swiatosławem; Który nie czuł się zbyt pewnie na tronie ruskim, a pobyt Izjasława w Polsce powiększał jeszcze stan zagrożenia. Jednym z warunków zawartego układu była obietnica ruskiej pomocy zbrojnej na wypadek wojny Szczodrego z Niemcami i Czechami. Rozumiało się samo przez się, że książę ruski nie będzie układał się z cesarstwem przeciw Polsce, co byłoby możliwe w wypadku zagrożenia go ewentualną interwencją Bolesława na rzecz Izjasława. Należy tu przypomnieć, że Swiatosław ożeniony był z niemiecką hrabianką z rodu Stade — Odą, co mogło mu ułatwić kontakt z dworem cesarskim. Strona polska musiała zobowiązać się do niepopierania Izjasława, a nawet pozbycia się go z Polski. Nieszczęsny wygnaniec stał się zatem ofiarą nowego przymierza polsko-ruskiego. Echa tych wypadków znajdujemy w relacji Latopisu ruskiego, który informuje o jakimś konflikcie, w wyniku którego Bolesław miał zabrać Izjasławowi wszystkie przywiezione z Kijowa skarby i „pokazał drogę od siebie", to znaczy kazał mu wyjechać z Polski. Izjasław, zorientowany dobrze w stanie stosunków pol-sko-niemieckich, już w styczniu 1075 r. znalazł się w Moguncji na dworze Henryka IV, prosząc go o pomoc w powrocie do władzy^ Razem ze skargami na brata książę miał — według relacji Lamberta z Hersfeldu — przywieźć ogromne dary, a informacja ta podważa dokładność wzmianki Latopisu o odebraniu mu wszystkiego, co miał z sobą, przez Polaków. Henryk chętnie wysłuchał skarg wygnańca i natychmiast wysłał posła do Swiatosława z żądaniem zwrotu tronu bratu, grożąc w
l
53
52
wypadku odmowy wyprawą zbrojną-JMożna zapytać, co powodowało królem niemieckim, że zainteresował się losem tułacza? Odpowiedź wydaje się prosta.CErzymierze polsko-ruskie nie było dla niego wygodne i chciał je rozerwać,\a mógł to osiągnąć przez popieranie Izjasława tak długo, dopóki Swiatosław nie uzna, że groźby niemieckie i pobyt brata w Niemczech są na tyle niebezpieczne, iż lepiej zrezygnować i wycofać się z przyjaźni z wrogim Henrykowi Bolesławem. Izjasław stał się więc ponownie obiektem przetargu, tym razem w grze między dworem cesarskim a księciem kijowskim. W istocie rzeczy jednak Henryk w swojej ówczesnej sytuacji w kraju nie miał żadnych szans wcielenia w życie pogróżek, ale sam pobyt u niego Izjasława, skłóconego i z bratem, i ze Szczodrym, był dla niego korzystny, ponieważ stwarzał możliwości stosowania nacisków politycznych. Dodać przy tym trzeba, że/prosząc Henryka LjDpmoc Izjasław zobowiązał się uznac"~"żwierzchnictwo cesarstwa nad Rusią Kijowską. ""T
Zabiegi Henryka w Kijowie me przyniosły naturalnie żadnych rezultatów i rozgoryczony ich fiaskiem Izjasław, w tajemnicy przed królem niemieckim, przez swojego^ syna Jaropełka zwrócił się o pomoc i poparcie do Grzegorza VII. W przedsięwzięciu tym dużą rolę — jak się wydaje — odegrała żona Izjasława Gertruda, córka króla polskiego Mieszka II, ciotka Bolesława Szczodrego. W świetle jej Księgi modlitw księżna kijowska rysuje się jako postać nieprzeciętna, kobieta, która mogła być rzeczniczką kościelnego zbliżenia Rusi Kijowskiej do Kościoła rzymskiego. Nie bez znaczenia jest fakt, że do Rzymu przyjechał jej ukochany syn, któremu poświęciła znaczną część swoich modlitw i próśb. Potwierdzeniem udziału Gertrudy w inicjatywie rzymskiej i w perspektywach roztoczonych .przez Jaropełka przed papieżem może być list Grzegorza z 17 kwietnia
przedstawia
nie mniejsze sylwetki
l u
. zony Irany,
wyobrażenie mi-
nie , rt
do IzjasJawa i Gertrudy l
, i drgiego.
.
cia moralnego i polityc znego^ n przywrócić mu
mi dkamdolnyn
Jaropełka do Gertrudy, po-do ruskiej
celu d ż -_
wrotu P
nował materialnymi "tron i władzę. " wydaje się cgr dewocyjno-kościelnego
nieważ przeczy temu treść pary książęcej. Najbardzipi wariant, według którego
zaangażowanie papieża w akcji ~ gotowania warunków' polityczno-
do Kijowa Izjasława wspieranego
Przyjęciu tej wersji mielibyśmy do czynienia z na-
der skomplikowaną intrygą polityczną ruskiego wygnańca. Kiedy w początkach 1075 r. oddawał się on pod zwierzchnictwo Henryka IV, nie liczył zapewne na bezpośrednie wprowadzenie go na tron kijowski przy pomocy wojsk niemieckich, ale mógł sądzić, że groźby dworu niemieckiego skłonią Swiatosława do rozluźnienia lub nawet zerwania przymierza z Bolesławem. Ale samo pogorszenie się stosunków polsko-ruskich też nie oznaczało konieczności przerzucenia się Szczodrego na stronę Izjasława. Potrzebny był jeszcze dodatkowy impuls, który mógł wyjść jedynie z Rzymu. Przebywając dość długo na polskim dworze wygnaniec miał wgląd w kontakty Bolesława z papieżem i orientował się, jak bardzo księciu polskiemu zależy na rozwoju dobrych stosunków z kurią, liczył więc, że Szczodry nie oprze się ewentualnemu naciskowi Grzegorza w jego sprawie. Aby więc efekt poselstwa Jaropełka był skuteczny, Izjasław wyposażył syna w ogromne pełnomocnictwo. Przebieg rozmów rzymskich znamy jedynie ze wspomnianego listu Grzegorza do ruskiej pary książęcej. Postanowienia w nich podjęte dotyczyły spraw niezwykle ważnych, ale pozostających w sferze nie dających się spełnić planów tak długo, jak długo Izjasław pozostawał na obczyźnie. Przede wszystkim Jarnppłk- przekazywał państwo kijowskie św. Piotrowi i prosił o otrzymanie go z powrotem w lenno z rąk papieża. Grzegorz zapowiadał przekazanie władzy Izjasławowi i zobowiązywał się do otoczenia pieczą i opieką jego królestwa. Ponadto papież informował, że z powodu tych i innych spraw, o których w liście nie pisze, wysyła legatów prosząc, aby Izjasław dobrze ich przyjął i okazał posłuszeństwo wobec tego, co oni postanowią. Sformułowania pisma wskazują, że w kancelarii papieskiej posłużono się tym samym formularzem co w przypadku listu do Bolesława.
55
Treść listu papieskiego ujawnia, że Grzegorz podjął inicjatywę Izjasława. Układy rzymskie przedstawiały się korzystnie dla kurii, która mogła sięgnąć po wpływy polityczne na ziemiach ruskich, a wraz z tym doprowadzić do likwidacji rozłamu przez połączenie Kościoła wschodniego z łacińskim. Osoba Gertrudy, gorliwej „ła-cinniczki", zapowiadała w tej kwestii pomyślne rokowania. Ukazujące się na wschodzie perspektywy były w pełni zgodne z programem Grzegorza VII, łączącym w sobie zarówno cele czysto kościelne, jak i polityczne, mające wspólnie ugruntować przewodnictwo papiestwa nad całym światem chrześcijańskim. W trzy dni po wysłaniu listu do Izjasława i Gertrudy Grzegorz skierował, wspomniany już kilkakrotnie, jedyny znany list do Bolesława (20 kwietnia 1075 r-), w którym krótki fragment poświęcony jest Izjasławowi. Można by oczekiwać, że będzie w nim poruszona sprawa najważniejsza — żądanie udzielenia pomocy zbrojnej przez Bolesława ruskiemu wygnańcowi, tymczasem papież domagał się jedynie od księcia polskiego jrwrntn \pjLnie^z^_2abrany_d^jzja^wowi, grożąc karami wiecznymi w wypadku okazania nieposłuszeństwa. Niemal wszyscy badacze uważają jednak, że legaci, którzy pismo papieskie przywieźli do Polski, żądali od Szczodrego podjęcia wyprawy na Ruś w celu ponownego osadzenia usuniętego księcia na tronie kijowskim. Jako głowa Kościoła papież nie chciał pozostawiać pisanych świadectw, ukazujących jego bezwzględne metody działania, stosowane dla realizacji politycznych celów kurii, i wolał najważniejsze i najbardziej delikatne sprawy przekazywać przez posłów. Stąd w liście ów zwrot, że dla „innych spraw, o których tu nie uważamy za stosowne pisać, tych legatów do was wysyłamy", mimo jego stereotypowego charakteru jest interpretowany jako wskazanie, iż obok takich tematów politycznych, jak
56
problem węgierski, czeski, niemiecki i oczywiście problem dwustronnych stosunków papiesko-polskichfkwe-stia pomocy polskiej dla Izjasława należała do najważniejszych punktów pertraktacji wysłanników Grzegorza z Bolesławem.
Jaki był rezultat nacisków legatów na polskiego księcia? Historycy niemal zgodnie uważają, że_ZEk}lej>ław jjstj|piłjod presja^papieża, kt_ór%Jbył mu niezbędny w uregulowaniu spraw kościelnych, i posłusznie przystąpił do przygotowywania wyprawy zbrojnej na Ruś, a ostatecznym jej efektem było powtórne osadzenie Izjasława na stolcu kijowskim w 107Tr.' Nie podzielam tego poglądu o bezpośrednim związku między żądaniami legatów z wiosny 1075 r. i wyprawą kijowska z 1077 r. Sądzę, że Bolesław prowadził rozmowy z wysłannikami kurii mając w polu widzenia przede wszystkim polskie interesy i nie miał powodów działać przeciw nim. Cóż bowiem zyskiwałby Szczodry rozpoczynając w 1075 r. zbrojny konflikt ze sprzymierzonym i wiernym Swiatosławem i zamieniając pewne, przyjazne z nim stosunki na ryzyko wyniku wojny i niepewność postawy chwiejnego Izjasława? Z punktu widzenia potrzeb ówczesnej polityki polskiej jakakolwiek zmiana w sytuacji na wschodzie, kiedy Bolesław był głęboko zaangażowany w aktywne działania na zachodzie, była nadzwyczaj niepożądana. Niezależnie od tego Szczodry musiał poczuć się osobiście dotknięty, kiedy z pisma papieża dowiedział się, że został w kurii oskarżony o grabież skarbów i mienia nieszczęsnego wygnańca i fakt ten na pewno zmieniał stosunek polskiego księcia do osoby oskarżającego. Ponadto na dworze polskim zorientowano się zapewne, że książę ruski udał się z Krakowa do Henryka IV, któremu przyrzekł oddać się w lenno, co nie mogło być przez Bolesława dobrze ocenione. Wszystkie wymienione względy — jak sądzę — sprawi-
57
}y, że Szczodry oparł się naciskowi papieża i ani w 1075 r., ani w 1076 r. nie podjął wyprawy na Kijów, utrzymując w mocy swoje zobowiązania sojusznicze wobec Swiatósława. Książę kijowski ze swej strony także wypełniał warunki układu, czego najlepszym dowodem jest fakt, iż w 1076 r. wojska ruskie pod dowództwem Włodzimierza — syna Wszewołoda — i Olega — syna Swiatósława, brały udział razem z siłami polskimi w wojnie toczonej z Czechami na terenie pogranicza śląskiego i Miśni. Negatywny stosunek Bolesława do sprawy pomocy dla Izjasława zadecydował o tym, że papież najwidoczniej porzucił swoje plany ruskie, pój "ńiewazTod "te^~^aślT'TEirTa'^rezyg"nówała z podtrzymywania kontaktów z wygnanym księciem. Sprawy ruskie wypłynęły jednak ponownie już wkrótce, aczkolwiek bez bezpośredniego związku z papie-stwem. _27_grudnia 1076 r. zmarł wierny sojusznik pol-ski, wieJkFksiążę kijowski ŚwTatosław, i rządy po nim oTćrjął jego brat Wszewołod. Wieści nadchodzące z Kijowa nie były pomyślne, ponieważ Wszewołod nie był w dobrych stosunkach ze Swiatosławem, nie było zatem wiadome, jaką postawę zajmie on wobec układów brata. Być też może, że próby Bolesława odnowienia przymierza z nowym władcą kijowskim nie dały rezultatu, musiał więcr-podjąć decyzję, przed którą dotychczas się wzbraniał. Na przełomie maja i czerwca 1077 r. wojska polskie pod dowództwem Szczodrego, przy boku którego znajdował się .Izjasław, wkroczyły jmJ^uś.. Zaskoczony Wszewołod nie stawiał oporu i podjął pertraktacje, w wyniku których 15 lipca tegoż roku Izjasław >po raz trzeci zasiadł na tronie wielkoksiążęcym w Kijowie, podczas gdy Wszewołod wrócił na swoje księstwo dzielnicowe.
Druga wyprawa kijowska Bolesława Szczodrego rysuje się jako całkowicie samodzielne przedsięwzięcie polskie-
58
go władcy, nie pozostające w związku z polityczną akcją Grzegorza VII sprzed dwóch lat. Decydując się na interwencję zbrojną Bolesław kierował się interesem zachowania pełnego spokoju na wschodniej rubieży, uzyskał też zapewne obietnicę pomocy militarnej. Izja-sław napotkał jednak już wkrótce w kraju na poważne trudności wewnętrzne, wybuchły nowe waśnie między książętami ruskimi, i państwo kijowskie zostało na pewien czas wyeliminowane z wielkiej polityki międzynarodowej. Spektakularnym sukcesem drugiej wyprawy kijowskiej były Grody Czerwieńskie, które po 46 latach wchodzenia w obręb państwa ruskiego Izjaslaw za udzieloną pomoc zgodził się oddać Polsce. <Na dobrowolny charakter ich pozyskania wskazuje fakt, że do końca swojego panowania Bolesław znajdował się w dobrych stosunkach z Rusią Kijowską. Jan Długosz zajęcie Grodów Czerwieńskich, a właściwie ziemi przemyskiej, odniósł mylnie do pierwszej wyprawy kijowskiej Szczodrego z 1069 r.
Przedstawione tu dzieje stosunku Grzegorza VII do Węgier, Czech i Rusi Kijowskiej w latach 1073—1077 są również w pewnym stopniu elementem stosunków pol-sko-papieskich w tym okresie, aczkolwiek rysującym się tylko hipotetycznie. Wynika to z prostego faktu, że strona polska była powiązana różnymi interesami z wszystkimi wymienionymi partnerami papieża, a pozostając w bezpośrednich kontaktach z nimi miała możność wpływania na rozwój spraw. Trzeba jednak zgodnie z rzeczywistym stanem źródeł stwierdzić, że bezpośrednie kontakty między Rzymem i Krakowem, nawiązane — jakby to wynikało z całego kontekstu środkowo-wschcd-niej europejskiej polityki Grzegorza VII — zapewne w 1073 r., rysują się dość wątle. Domysły, że .były one bogatsze, niżby to wynikało z jedynego znanego listu papieża z 20 kwietnia 1075 r., wysuwane muszą być
59
ostrożnie, ponieważ opierają się jedynie na pośrednich przesłankach.
TWydaje się oczywiste, że Grzegorz, znając antycesarskie nastawienie Bolesława, pragnął włączyć państwo polskie w orbitę swoich planów politycznych, podobnie jak chciał to uczynić z innymi słabszymi partnerami. Narastający konflikt kurii i Polski z Henrykiem IV był naturalnym łącznikiem, ułatwiającym porozumienie między papieżem i księciem polskim. Do wiosny 1075 r. mogło się wydawać, że zbliżenie to może przybrać charakter trwałego związku. Ale efekt rozmów legatów papieskich z Bolesławem musiał być bardzo mizerny, jeśli Grzegorz postanowił dokonać właśnie w tym czasie poważnego zwrotu politycznego, a właściwie nawet wycofać się całkowicie ze swoich planów w kwestii węgierskiej, czeskiej i ruskiej. Urwał też kontakty z dworem krakowskim, co wskazywałoby na to, że rozczarował się do polskiego władcy, który okazywał najwidoczniej całkowitą samodzielność polityczną i nie chciał być narzędziem nawet w rękach papieża. W Boże Narodzenie 1076 r. Bolesław Szczodry koronowany zosta!Tna"Lróla Polski. ^Uroczystości koronacyjne odbyły się najprawdopodobniej w odbudowanej katedrze gnieźnieńskiej, a koronatorem był arcybiskup gnieźnieński — według misternej hipotezy T. Wojciech owskiego — tajemniczy Bogumił. Zgodnie z informacją Lamberta z Hersfeldu miało w niej uczestniczyć 15 biskupów, ale najżarliwsi nawet obrońcy wiarygodności tego przekazu nie potrafili doliczyć się tylu przedstawicieli episkopatu. Albo więc w tekście nastąpiła pomyłka i zamiast pięciu kronikarz wpisał piętnaście XV zamiast V), albo mamy po prostu do czynienia '- typową przesadą pisarską.
Wiadomość Lamberta stała się jednak kamieniem węgielnym przyjmowanej przez wielu badaczy hipotezy,
60
według której Bolesław otrzymał zgodę na koronację od Grzegorza VII, a w liczbę 15 biskupów biorących udział w koronacji, obok pięciu polskich, wlicza się legatów papieskich. Nie trzeba dodawać, że jest to słaby argument. Sięga się więc dodatkowo do'tekstiTIiśTu ^Grzegorza do Bolesława^ w którym mowa jest o przesła-^niu oblacji przez polskiego księcia św. Piotrowi (tj. pa-piestwu), przez co uczynił on Stolicę Apostolską swoim dłużnikiem. Tadeusz Wojciechowski, znakomity autor* Szkiców historycznych XI wieku, już w początkach naszego stulecia przypisał tej wzmiance wielkie znaczenie nubliczno-prawne. Stwierdził on, że treścią pbjacji.jjyjjj ' (poddanie państwa polskiego pod opiekę św. Piotra, co miało łączyć się z obowiązkiem płacenia świętopieTfża"' oraz ze zobowiązaniem do wiernej służby i posłuszeństwa (tak jak w lennie świeckim), w zamian zaś Bolesław żądał wskrzeszenia królestwa polskiego i obrony :prZ&L zakusami cesarstwa na suwerenność Polski. JDruga wyprawa kijowska z 1077 r. w koncepcji tego autora była prostym wykonaniem przez Bolesława polecenia Grzegorza VII.
Jak starałem się uprawdopodobnić, wyprawa na Kijów w 1077 r. nie była podjęta na skutek żądań papieża. Natomiast wspomniane oblacje nie kryły w sobie żadnych stałych zobowiązań finansowych Polski na rzecz~kuni, stanowiły tylko dobrowolną i jednorazową ofiarę materialną dla św. Piotra, przyjętą zwyczajowo. Składając /Ją Bolesław chciał zapewnić sobie przychylność Grzegorza dla dzieła odnowy Kościoła polskiego, a także zapewne dla uzyskania zgody na koronację, ale dary złożone zostały zapewne w 1073 lub 1074 r., kiedy stosunki z papiestwem przedstawiały się zgoła inaczej niż po 1075 r. i po niepowodzeniach polityki rzymskiej w rozgrywkach na Węgrzech, w Czechach i na Rusi.
61
Niezależnie od powyższego warto przypomnieć, że wiele współczesnych koronacji miało miejsce bez zgody, kurii. Nie starali się o uzyskanie akceptacji Stolicy Apostolskiej Salomon, Bela, Gejza, Władysław węgierski, Swen duński i Wratysław czeski, żeby tylko na tych przykładach poprzestać. Nie musiał jej mieć i polski Bolesław, a ewentualne starania o nią w Rzymie po 1075 r. i bez daleko idących zobowiązań z polskiej strony mogły nie być ani łatwe, ani krótkie. Kronikarze niemieccy, piszący o koronacji Szczodrego, uważali ją za samodzielny krok księcia polskiego. Mimo zatem sprzeciwu niektórych badaczy, decyzję o koronacji Bolesława )uznać wypadnie za podjętą w kra-Ju' ,a isi przesłanek szukać trzeba zarówno w sfer^e^to-sunków wewnętrHay^7~P^~prźe3e^ćvszystkim w ówczesnej międzynarodowej pozycji państwa polskiego. Dobór momentu jej dokonania nie był przypadkowy. Henryk IV, po obłożeniu go przez papieża klątwą, która , zwalniała wszystkich jego poddanych i lenników od przysięgi wierności, uwikłany nadto w wojnę domową, znajdował się w krytycznym położeniu i nie miał możności bezpośredniego zareagowania na krok Bolesława?) Przymierza z Węgrami i Rusią Kijowską zapewniały' spokój na południu i wschodzie. Zbrojne starcia z Wra-tysławem prowadził Szczodry wraz z posiłkami ruskimi z własnej inicjatywy, aby utrudnić sytuację Henryka i jego sojusznika, były więc wyrazem jego siły i pewności siebie. Trudno było sobie wymarzyć korzystniejszą chwilę na przeprowadzenie koronacji. Czym była koronacja Bolesława w aspekcie międzynarodowym? Była ona konsekwencją wszystkich dotych-:zasowych sukcesów politycznych i militarnych polskiego władcy na arenie międzynarodowej. Uzyskanej de jacto w 1072 r. niezależności państwowej wobec cesarstwa nadawała teraz moc prawną, podnosząc Pdskę
62
ponownie, po 51 latach, do rangi królestwa. Korona Szczodrego poważnie umacniała międzynarodowy autorytet państwa polskiego i jego samego, stawiając go jako króla w rzędzie najprzedniejszych władców ówczesnej Europy. Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że na następną koronację Piasta trzeba było czekać aż 219 lat, a i wówczas korona Przemyśla II wielkopolskiego nie oznaczała tego, co oznaczała korona Bolesława II. Bez obawy o popadniecie w przesadę można stwierdzić, że na szlaku tradycji historycznej Polski jako królestwa koronacja Bolesława II była ważnym ogniwem łączącym pamięć o koronach Bolesława Chrobrego i Mieszka II z pamięcią o koronie Przemyśla II.
Koronacja Bolesława Szczodrego odbiła się najszerszym, ale oczywiście nieprzychylnym echem w Niemczech. Dwaj kronikarze, należący do zagorzałych stronników Grzegorza VII i przeciwników Henryka IV, zgodnie ocenili ją jako uzurpację i bezprawie w stosunku do cesarstwa. Saski annalista, Lambert z Hersfeldu, z oburzeniem napisał, że „książę Polaków, który od wielu już lat był trybutariuszem królów niemieckich" tak wbił się w pychę, że „wbrew sprawiedliwości i prawom większych od niego... na hańbę królestwa niemieckiego... uzurpował sobie godność i imię króla". Takie opinie głosił kronikarz bliski opozycji saskiej, powiązanej z Bolesławem, pisarz, który o innych wydarzeniach z dziejów ówczesnych stosunków niemiecko-polskich pisał z dużą dozą obiektywizmu i bez emocji zaciemniających zdrowy rozsądek. Pochodzący z dalekiej Szwabii rocznikarz Bernold skwitował koronację Szczodrego jednym zdaniem: „Książę Polaków koronował siebie na króla", w którym również przebija ocena pejoratywna, chociaż w odległej Szwabii „uzurpacji" i „samowoli" Bolesława nie poświęcono większej uwagi w czasie, kiedy najważniejszymi sprawami były rozgrywki między ce-
63
sarstwem i papiestwem. Jeżeli otwarci przeciwnicy Henryka IV zajęli tak jednoznacznie negatywne stanowisko wobec koronacji Szczodrego, to możemy domyślać się jak oceniali ją król niemiecki i jego stronnicy, którzy głosili ideę, że prawo dysponowania koronami przysługuje cesarzowi jako świeckiemu zwierzchnikowi wszystkich władców chrześcijańskich. Niestety z braku źródeł nie można tego powszechnego przekonania poprzeć konkretnymi dowodami i trzeba poprzestać na domysłach.
Przedstawiona wyżej dość szeroko intensywna działalność polityczna Bolesława Szczodrego na arenie międzynarodowej i jej efekty w postaci przekształcenia państwa polskiego w ważny czynnik polityczny w Europie środkowo-wschodniej — dają podstawy do wyprowadzenia ogólnych wniosków o rozwoju wewnętrznym Polski w dobie panowania tego władcy. Nie ulega bowiem wątpliwości, że poważny_^wysiłek militarny państwa, skutecznie wspierający przez wiele lat ryzykanckie niekiedy poczynania polityczne, mógł być możliwy jedynie wówczas, gdy wyrastał z jego rzeczywistych możliT wości gospodarczych i demograficznych. Stosunkowo mało aktywne pod wzglądem politycznym pierwsze dziesięciolecie rządów Bolesława było zapewne wykorzystane na kontynuowanie zapoczątkowanej przez Kazimierza Odnowiciela odbudowy wewnętrznej państwa. Można przypuszczać, że postępowała ona w trzech kierunkach. Pierwszy zmierzał do pełnego przywrócenia wewnętrznej integracji całego państwa, którego znaczne obszary (Śląsk, Mazowsze i częściowo Pomorze Gdańskie) przejściowo znalazły się poza związkiem politycznym z księstwem piastowskim. Zasadniczą sprawą było d_okońLzenie odbudowy i umocnienie prowincjonalnej i centralnej "administracji państwowej wraz z całym aparatem władzy, finansami i systemem danin ksia_żę-
64
cych. Jako drugi kierunek rysuje się konieczność rozwoju demograficznego, a właściwie odbudowy nadszarpniętego wypadkami z lat trzydziestych potencjału ludzkiego. Zagadnienie to miało podstawowe znaczenie dla gospodarki i dla jego możliwości mobilizacyjnych na wypadek wojny. Trzeci Jderunek polegał na odbudowie i rozwoju potencjału gospodarczego państwa, zachwianego również w okresie niedawnych katastrof. Bez sukcesów na wskazanych polach nie można było poważnie myśleć o prowadzeniu skutecznej, wielkiej polityki zagranicznej.
Źródła współczesne nie dostarczają wielu bezpośrednich informacji na ten temat. Pośrednich danych doszukać się można drogą analizy różnych dziedzin wewnętrznego życia ówczesnej Polski, z tym wszelako zastrzeżeniem i ograniczeniem, że trudno je umiejscowić dokładnie w ramach chronologicznych panowania Bolesława II, ponieważ mamy tutaj do czynienia raczej z długotrwałymi procesami przemian niż z jednostkowymi faktami.
Dla potrzeb niniejszej pracy ważne jest jednak przede wszystkim odnotowanie przemian następujących w układzie stosunków społecznych, w tym również zmian, jakie w drugiej połowie XI wieku nastąpiły w organizacji wojskowej kraju. W okresie wcześniejszym siła wojskowa państwa polskiego opierała się na elitarnej, dobrze uzbrojonej i pozostającej w stałej gotowości bojowej drużynie książęcej oraz na pospolitym ruszeniu wszystkich wolnych ludzi, zwoływanym według potrzeb z części lub całości terytorium kraju. Z czasem drużyna książęca zatracała coraz bardziej swoje dawne znaczenie, na co wpływ miała postępująca feudalizacja stosunków społecznych i wraz z nią zwiększenie się rodów możnowładczych i rycerstwa. Pospolite ruszenie wolnej ludności chłopskiej, wobec przechodzenia coraz
65
większej jej części w ludność zależną, również przestało być sprawnym instrumentem działań wojennych. Na miejscu tej pierwotnej organizacji polskiej siły zbrojnej od drugiej połowy XI wieku pojawia się nowa struktura wojska w postaci oddziałów książęcych (nie mających jednak wiele wspólnego z dawną drużyną książęcą), oddziałów możnowładczych, oddziałów złożonych z rycerzy, oddziałów biskupich (np. arcybiskupa gnieźnieńskiego) i w mniejszym już zakresie oddziałów pospolitego ruszenia chłopskiego.
Zmiany w organizacji wojskowej były odpowiednikiem przemian strukturalnych, zachodzących w społeczeństwie polskim w ciągu XI wieku. Polegały one, ogólnie rzecz biorąc, na rosnącej polaryzacji społecznej, wyrażającej się w powstawaniu coraz wyraźniej szych przedziałów i różnic społecznych między poszczególnymi grupami ludności. Nadole_ drabiny społecznej znajdowała się ludność niewolna, głównie pochodzenia jenieckiego, pracująca w majątkach książęcych i posługach dworskich, w dobrach możnych i bogatszych rycerzy oraz na ziemi instytucji kościelnych. Nieco wyżej stała ludność chłopska feudalnie zależna od księcia, możnych, Kościoła itd., której liczba wraz z rozwojem ustroju wczesnofeudalnego systematycznie rosła. Dominującą liczebnie była jednak nadal masa wolnych chłopów--oraczy, obowiązanych jedynie do składania danin na rzecz państwa. Stopniowo, w miarę jak umacniały się stosunki feudalne, kurczyła się ona przez przechodzenie wolnych chłopów w szeregi ludności zależnej, zmuszanej do świadczeń, czyli renty feudalnej (daniny, po-sługi, praca na roli pana), również wobec jej panów. Właściwą klasę feudalną, społecznie uprzywilejowaną, tworzyły dość zróżnicowane majątkowo grupy, ale po-;zone jednakowym stosunkiem własności do ziemi, stanowiła podstawę tworzącego się ustroju feudal-
Bolesław Śmiały
66
nego. Doły tej klasy złożone były ze stosunkowo licznych rzesz drobnego i średniego rycerstwa, przeważnie własnoręcznie uprawiającego swoje niewielkie nadziały ziemskie i obowiązanego wobec państwa jedynie do powinności wojskowych. Górę jej tworzyli możni, liczebnie stanowiący znikomy procent ogółu ludności, posiadający majątki ziemskie kilkakrotnie, czasem wielokrotnie przewyższające dobra rycerskie. Eksploatacja majątków ziemskich możnych prowadzona przy pomocy nie-wolnych i chłopów zależnych, w znacznym stopniu o-pierała się na gospodarce hodowlanej, ale systematycznie rosło znaczenie uprawy roli i produkcji roślinnej. Do tej elity feudalnej zaliczyć również trzeba przedstawicieli najwyższej hierarchii kościelnej i instytucje kościelne, jak biskupstwa, kapituły i klasztory. Największym posiadaczem była cała dynastia piastowska, a przede wszystkim panujący książę, który, zgodnie ze zwyczajem, uważał się za pana całej ziemi, chociaż bezpośrednio eksploatował tylko te dobra, które nie były w rękach wymienionych wyżej grup ludności. Nie mam tutaj możliwości przedstawienia złożonej i dyskutowanej w nauce genezy możnowładztwa polskiego, ani różnorodnych źródeł jego wyjątkowej siły gospodarczej. Trzeba jednak wskazać na fakt, iż dynamicznie rozwijające się państwo polskie, podobnie jak i inne powstałe współcześnie organizacje państwowe, prowadziło intensywną ekspansję zewnętrzną. Jednym z głównych źródeł bogactwa możnych były wojny i najazdy, przynoszące liczne łupy i jeńców osadzanych na ziemi jako siła robocza.
W źródłach tego okresu zaczynają pojawiać się rodziny możnowładcze, które, występując solidarnie jako związki krewniacze, nie tylko kumulowały coraz większe obszary ziemskie (powiększane przez małżeństwa zawierane między rodzinami możnych), ale również stawa-
67
ły się aktywną siłą polityczną, tym ważniejszą że same stanowiły drużyny wojskowe. Spośród możnowładztwa wywodziła się najściślejsza grupa rządząca państwa: członkowie przybocznej rady książęcej względnie królewskiej, najwyżsi urzędnicy dworu książęcego, kasztelanowie i inni wysocy funkcjonariusze administracji prowincjonalnej. W czasach, o których tutaj piszemy, w nielicznych przekazach źródłowych zupełnie czytelnie rysuje się szybko wzrastająca polityczna rola takich rodzin możnowładczych jak Awdańców, Pałuków, Ła-będziów, Starżów (nazw tych używamy tylko umownie dla tego okresu, w rzeczywistości bowiem weszły one w obieg dopiero później dla określenia tzw. rodów heraldycznych) i innych, które przekształciły się w całe „dynastie" ludzi przebywających w najbliższym otoczeniu kolejnych polskich monarchów. Umacnianie się siły gospodarczej możnych prowadziło do wzrostu ich ambicji politycznych i chęci wpływania na panującego i na losy państwa, a osiągnięte sukcesy polityczne (kariery) same z kolei stwarzały sprzyjające warunki dla dalszego bogacenia się. Zachodziło tu zatem sprzężenie zwrotne. Aspiracje polityczne możnych przejawiały się niekiedy (już od schyłku X w.) w formowaniu się grup opozycyjnych wobec monarchy, reprezentujących odmienną orientację i kierunek polityczny tak w zakresie stosunków zewnętrznych, jak przede wszystkim w sferze stosunków wewnętrznych. Najwięcej kontrowersji wzbudzały wzajemne relacje między zakresem prerogatyw władzy książęcej a rosnącymi dążeniami elity możnowładczej do ograniczania tych prerogatyw i do współdecydowania o najważniejszych sprawach państwa.
Na tak ogólnie zarysowanym tle stosunków społecznych °cena koronacji Bolesława Szczodrego, rozpatrywana od strony sytuacji wewnętrznej, wygląda inaczej niż w
m
63
aspekcie międzynarodowym. W środowisku możnych, najbliżej związanych z osobą monarchy i najbardziej zaufanych, a także w szerokich kręgach ludności z różnych warstw umacniała ona autorytet i pozycję władcy jako tego, którego władza przez pomazanie pochodzi od Boga. Również w szeregach duchowieństwa wszystkich szczebli sakralny charakter koronacji przydawał monarsze szczególnego znaczenia i blasku. Inaczej rzecz się miała z oceną koronacji Bolesława przez tych z najpotężniejszych możnowładców, którzy aspirowali do władzy i dążyli do ograniczenia władzy centralnej lub nawet zajmowali wprost postawę opozycyjną wobec Szczodrego. Byli oni zapewne świadomi tego, że koronacja umacniała centralizm piastowski i że naznaczony boskim charyzmatem Bolesław został teraz wysoko wyniesiony ponad wszystkicn. Musiało to wzbudzić w tych kołach poważne zaniepokojenie, a groźba ograniczenia Wpływów i roli politycznej mogła wywołać różne obawy i reakcje. Mimo woli przypomina się tutaj sytuacja sprzed 45 lat, kiedy ówcześni możnowładcy gromadnie odstąpili króla Mieszka II i przeszli do wrogiego mu obozu księcia Bezpryma. Czy i teraz historia potoczy się kołem i królestwo polskie okaże się tylko efemerydą? Odpowiedź na to pytanie przynieść miała już najbliższa przyszłość.
Bolesław Szczodry wykazywał również sporo inicjatywy w działalności gospodarczej. Na czasy jego panowania przypada prawdziwy przełom w dziejach polskiego pieniądza i mennictwa. Wcześniejsi władcy polscy, począwszy od Mieszka I, bili wprawdzie własną monetę, ale nie miała ona znaczenia jako środek płatniczy i miernik wartości. Produkowana w minimalnej ilości miała charakter raczej reprezentacyjny i swoją symboliką kościelną na rytych wizerunkach manifestowała chrześci-jańsko-książęcą władzę kolejnych Piastów. W rzeczywi-
69
stym obiegu natomiast kursowała wielka ilość monet obcych: arabskich, angielskich, duńskich, niemieckich i w mniejszej liczbie innych państw, tworząc prawdziwy konglomerat monetarny, przyjęty wprawdzie w ówczesnych stosunkach, ale i kłopotliwy. Bolesław II, jako pierwszy władca Polski, powołał do łyda dwie mennice państwowe, które rozpoczęły masową produkcję monety rodzimej — denarów, stopniowo wypierającej z obiegu monetę obcą/ Numizmatycy obliczają ogólną liczbę wybitych w jego czasach monet na kilka milionów sztuk, co świadczy, że stały się one istotnym elementem życia gospodarczego, a wchodząc na rynek przynosiły skarbowi książęcemu znaczne dochody. Monety Bolesława II znajdowane są zarówno w tak zwanych skarbach, czyli w zwartych znaleziskach o znacznej liczbie egzemplarzy, jak i w znaleziskach luźnych (pojedyncze sztuki), co wskazuje na ich dość szerokie rozpowszechnienie. Zasoby kruszcowe, niezbędne do utrzymania ciągłej produkcji tak licznych emisji, pochodziły w większości z danin i ogromnych łupów wojennych (zwłaszcza pochodzenia ruskiego), zdobywanych w licznych wyprawach na kraje sąsiednie. Monety Bolesława pochodzą przede wszystkim z mennicy krakowskiej i w małej ilości z mennicy wrocławskiej. Zasadniczo rozróżnia się tylko dwa typy, co świadczy o świadomym dążeniu do unifikacji pieniądza. Jeden denarzwany książęcym produkowany był zapewne do czasu koronacji. (Denary książęceVnają w otoku na awersie napis BOLEZLAYS, a vf polu w okrągłej
ceVnają w vf polu w
obwódce widnieje głowa władcy, na rewersie znajduje Sle, postać rycerza na koniu, trzymającego w prawej rę-włócznię, w lewej trójkątną tarczę. [Denary królew-bite po koronacji w 1076 r., nie niają żadnych na-
pisów, Na awersie plastycznie rysuje się głowa uwieńczona koroną i ręka z mieczem, na rewersie znajduje
* E
70
się budowla z trzema wieżami, zwieńczona kopułami, która może wyobrażać konkretny obiekt sakralny lub pałac królewski, ale równie dobrze przedstawiać symboliczny motyw schematyczny, nie mający odpowiednika w rzeczywistości.
Na koniec wspomnieć jeszcze należy, że stosunkowo liczne fundacje klasztorne Szczodrego miały również znaczenie gospodarcze, ponieważ wzorowo prowadzona w nich działalność rolnicza i ogrodnicza benedyktynów była modelem promieniującym na pobliskie im regiony. Wokół grodów państwowych powstawały w dalszym ciągu, znane"T z wcześniejszego okresu, tzw. osady służebne, zamieszkałe przez ludność wyspecjalizowaną w określonym typie wytwórczości rzemieślniczej, produkującą na potrzeby załogi i mieszkańców grodu. Siady tych osad pozostały w postaci nazw miejscowych, takich jak: Koniary, Winiary, Skotniki, Szczytniki, Piekary, Rybaki, Grotniki i wiele innych. Podkreślić też trzeba, że w omawianym okresie nie wytworzył się jeszcze ogólnopolski rynek wymiany, a istniejące rynki lokalne miały również ograniczony charakter i zasięg wobec stosunkowo małych nadwyżek produkcyjnych w rolnictwie i słabości produkcyjnej ośrodków rzemieślniczo--miejskich. Niewiele da się powiedzieć o roli handlu dalekosiężnego, międzynarodowego, w życiu gospodarczym kraju. Z ziem polskich eksportowano tradycyjnie skóry, bursztyn, "miód, wosk, malejące z czasem ilości niewolników i inne towary, a sprowadzano przede wszystkim broń oraz przedmioty luksusowe, świadczące o rosnących wymaganiach i wyższego rzędu potrzebach elity możnowładczej. Przez obszar Polski południowej przechodził ważny międzynarodowy szlak handlowy ze wschodu na zachód Europy, prowadzący od Kijowa przez Przemyśl, Kraków i stąd rozgałęziający się w kierunku na Gniezno, Wrocław i Pragę czeską. Z handlu
71
tranzytowego pewne korzyści, w postaci ceł i myt, czerpał panujący. Na północy powoli zyskiwał na znaczeniu w wymianie międzynarodowej morski szlak bałtycki?) ale wydaje się, że bardziej liczący się w nim udział ziem polskich przypadł na okres nieco późniejszy. Powyższe, ledwo naszkicowane kontury działalności gospodarcze jiJJplesława II, pozwalają widzieć w nim władcę, który wbrew ogólnemu przekonaniu nie tylko był ryzykanckim politykiem i wojowniczym monarchą, ale również dobrym i zapobiegliwym gospodarzem, dbającym o rozwój ekonomiczny kraju i żyjącej w nim ludności, oraz śmiałym nowatorem nie lękającym się wprowadzania w życie ważnych reform.
Rozdział II
Kościół w Polsce w dobie panowania Bolesława Szczodrego
U progu rządów Bolesława Szczodrego sytuacja Kościoła w Polsce była jeszcze daleka od ustabilizowania po katastrofach z lat trzydziestych. Odnowicielska praca Kazimierza przyniosła wprawdzie poważne rezultaty, ale dzieło odbudowy duchowieństwa i materialnych podstaw Kościoła oraz reaktywowania i ewentualnie rozszerzenia organizacji kościelnej na wszystkich jej szczeblach musiało być kontynuowane przez jego następcę. Wydaje się, że wszystkie katedry biskupie, włącznie z archikatedrą gnieźnieńską, należało odbudować z gruzów po zniszczeniach powstałych w toku powstania ludowego i po najeździe czeskiego Brzetysława. Wprawdzie w Krakowie katedra wystawiona przez Bolesława Chrobrego przetrwała te klęski, ale jej zasadniczy korpus zawalił się i czynne pozostało jedynie prezbiterium z transeptem. Być może biskup Aron rozpoczął budowę ncwej katedry krakowskiej, której konsekracja odbyła się dopiero w 1142 r., do tego więc czasu siedziba biskupia miała tylko tymczasowe i prowizoryczne wyposażenie kultowe. O czasie rozpoczęcia odbudowy katedr w Poznaniu i Wrocławiu brak wiarygodnych danych. Najpilniejszym zadaniem było odbudowanie archikatedry gnieźnieńskiej jako kościelnej stolicy państwa. Przystąpił do tego dzieła Kazimierz Odnowiciel, zapewne wkrótce po powrocie do kraju, a budowy dokończył Bolesław Szczodry^-co pozwoliło w 1064 r. na jej konsekrację. Z faktu, iż wkrótce rozpoczęła się jej przebudowa i rozbudowa w postać okazałej trój nawowej bazyliki z trzema apsydami i dwiema wieżami, zakończona
73
kolejną konsekracją w 1097 r., można wnosić, że w poprzednim etapie postawiono tylko bardzo skromny obiekt, który po upływie krótkiego czasu okazał się niewystarczający.
Etapom odbudowy katedr biskupich odpowiadał zapewne czas osadzania na nich biskupów. Ciągłość obsady stolca biskupiego w pierwszej połowie XI w. poświadczona jest źródłowo (a i ona nie jest całkowicie pewna) jedynie dla biskupstwa krakowskiego, na którym od lat czterdziestych zasiadał Aron. Mimo zastrzeżeń niektórych historyków nie należy lekceważyć późniejszej tradycji ^przypisujące j Aronowi szczególną rolę w Kościele polskim po okresie zamętu i zniszczenia jego pierwsze wówczas miejsce w hierarchii kościelnej mogło być uzasadnione zarówno wieloletnim wakansem na stolicy arcybiskupiej, jak i specjalnymi uprawnieniami nadanymi mu ad personam w tej szczególnej sytuacji przez papieża, bez konieczności otrzymania paliusza arcybiskupiego. "Aron zmarł jednak już w 1059 i\]i w kościele krakowskim musiały wyłonić się trudności z jego następcą, ponieważ wakans trwał aż dwa lata. Najwidoczniej z powodu braku polskiego arcybiskupa nowy kandydat musiał udać się aż do Rzymu po święcenia, gdyż mało jest prawdopodobne, aby w tym celu pojechał do któregoś arcybiskupa niemieckiego, np. kolońskiego, Na-'stępcą Arona został Suła-Lambert, prawdopodobnie Polak z pochodzenia, który rządy objął dopiero w 1061 r. Rzecz jasna, że nie ..majajL_specjalny.ch_ pełnomocnictw papieskich, analogicznych do tych, jakimi dysponował Aron, nowy biskup krakowski nie""'inogTurtrzymać jego nadrzędnej pozycji w polskiej hierarchii kościelnej, co późniejsza tradycja pisana tłumaczyła faktem, że zaprzepaścił on godność arcybiskupią nie wystarawszy się o paliusz. |Kząd^_Suły-Lamberta trwały dziesięć lat,
74
a po jego śmierci w 1071 r. zastąpił go również Polak — biskup Stanisław (1072—1079).J Na biskupstwie wrocławskim po Hieronimie,! który panował zapewne do 1066 r., według późnych katalogów biskupów wrocławskich ^zasiadali kolejno: Jan, zmarły około 1072 r. i od roku następnego Piotr^\ale do wymienionych dat nie można mieć zaufania. W najgorszej sytuacji jesteśmy jeśli chodzi o obsadą biskupstwa poznańskiego. Zakres zniszczeń materialnych i ludzi duchownej profesji był tam największy, toteż podzielam pogląd tych badaczy, którzy uważają, że panował tam wieloletni wakans, a 'pierwszym biskupem poznańskim został Franko,/dopiero około 1075 r. Jeżeli wcześniej rozpoczął sprawowanie swych funkcji arcybiskup gnieźnieński, to on mógł rządzić całą Wielkopolską do czasu odbudowy katedry w Poznaniu i nominacji na nią biskupa.
Na zupełnie niepewnym gruncie poruszamy się też przy próbie określenia czasu reaktywowania godności arcybiskupa gnieźnieńskiegp. Właściwie istnieje tylko jedna pośrednia wskazówka, która pozwala wysunąć domysł, iż fakt ten nastąpił w 1064 r., a mianowicie jest nią wiadomość źródłowa o konsekracji w tym roku katedry gnieźnieńskiej. Dopuszczalne byłoby wobec tego przyjąć, że równocześnie doszło do jej obsadzenia przez nowego metropolitę. Tak też postąpił Tadeusz Wojciechow-ski, który w subtelnym wywodzie analitycznym znaną dwunastowiecznym przekazom postać arcybiskupa Bogumiła przeniósł w wiek jedenasty i związał przyczynowo i czasowo z wyświęceniem katedry w Gnieźnie, a następnie widział go na stolicy arcybiskupiej aż do 1079 r. Konstrukcja T. Wojciechowskiego, akceptowana do dzisiaj przez wielu historyków, chociaż mieści się w granicach prawdopodobieństwa, oparta jest na bardzo kruchych przesłankach. Dlatego z pewnym zastfzeże-
75
niem wspomniałem wyżej o Bogumile jako przypuszczalnym koronatorze Bolesława Szczodrego. Ostrożniej byłoby mówić o nieznanym z imienia arcybiskupie, kto-* ry w 1064 r. zasiadł na stolicy gnieźnieńskiej, a i takie sformułowanie opatrzeć trzeba znakiem zapytania, jak
0 tym będzie mowa niżej.
"[Sytuacja Kościoła polskiego przez wiele lat rządów Szczodrego była bardzo trudna i płynna. Zasadniczy krąg problemów odnoszących się do sprawy odnowienia
1 uporządkowania struktury organizacyjnej Kościoła łączy się z nawiązaniem przez Bolesława II bezpośrednich stosunków z Grzegorzem VII. Bez pomocy papiestwa nie była możliwa pełna odbudowa organizacji kościelnej i kadr duchowieństwa, nie było też możliwe kreowanie nowych biskupstw, a dalsze utrzymywanie stanu tymczasowości organizacyjnej
biskupów i Kościoła w Polsce metropoliom niemieckim, spośród których magdeburska od dawna wysuwała roszczenia^ jło zwierzchnictwa kościelnego nad ziemiami polskimi.
Jak wspominaliśmy, dysponujemy, niestety, tylko jednym zachowanym listem Grzegorza VII, skierowanym do Bolesława w dniu 20 kwietnia 1075 r., w którym część miejsca papież poświęcił polskim sprawom kościelnym. Jego sformułowania, jak zwykle enigmatyczne i ogólnikowe, dopuszczają różnorakie interpretacje i domysły, nie pozwalając na niepodważalne ustalenia. Stąd w poniższych uwagach będę dążył do odgraniczenia tego, co wydaje się pewne, od tego, co może być tylko hipotezą lub prostym przypuszczeniem. Przede wszystkim papież stwierdzał, opierając się na informacjach przekazanych wcześniej kurii przez posłów księcia polskiego, że w stosunku do liczby ludności jest w Polsce zbyt mało biskupów. Wypowiedź tę można rozumieć trojako: jako ogólną zapowiedź powiek-
76
77
szenia ilości biskupstw na ziemiach polskich bądź jako pragnienie obsadzenia biskupów na tych stolicach, gdzie nadal trwały wakansy, bądź wreszcie łącznie jako obietnicę osadzenia biskupów w opustoszałych siedzibach i powołanie do życia nowych biskupstw. Wydaje się, że ostatnia interpretacja jest najbardziej prawdopodobna wobec luk w obsadzie katedr biskupich w Poznaniu, w Gnieźnie i być może we Wrocławiu. Skądinąd wiemy także, żelj>d 1075 r. zaczęło funkcjonować nowe biskupstwo w Płocku dla Mazowsza,^)które dotychczas
•"MWMWMIIMMM^"*M"*««M^n"''MOT" "™'""^*"'"''ł»™n«tai«^»"'^**f
pozbawione było własnego biskupa i podlegało Gnieznu i Poznaniowi. (Pierwszym biskupem płockim mianowany został podobno — według późnych przekazów — Stefan, duchowny obcego pochodzenia. Druga kwestia poruszona w piśmie przez Grzegorza VII jest bardziej dyskusyjna, ponieważ piszący wyraził swoją myśl mało precyzyjnie. Papież stwierdzał, że biskupi polscy są zbyt niezależni i wolni, ponieważ nie mają ustalonej siedziby metropolitalnej, której powinni podlegać. Jak należy rozumieć te słowa? Od tysiącznego roku Gniezno było niekwestionowaną polską stolicą kościelną. Czy wobec tego wolno sądzić, że po zniszczeniach z lat trzydziestych zaginęła pamięć o jego stołeczności, a arcybiskupstwo aż do 1075 r. nie zostało reaktywowane i nie urzędował metropolita gnieźnieński? Okoliczność, że papież o sprawach kościelnych pisał do księcia, a nie* do arcybiskupa, mogłaby na to wskazywać. Domysłom tym przeczy jednak wiadomość o konsekracji katedry gnieźnieńskiej w 1064 r., ponieważ wydaje się, że z faktem tym należałoby łączyć działalność arcybiskupa. Z drugiej strony wiemy o szczególnej roli biskupa krakowskiego Arona w Kościele polskim. Wprawdzie zmarł on już w 1059 r., ale jego następca Suła-Lam-bert (a po nim Stanisław), mimo iż nie uzyskał specjalnego przywileju z Rzymu, mógł sobie rościć prawa do
dalszego przewodnictwa kościelnego nad całym krajem, a w takim wypadku nominacja arcybiskupa w Gnieźnie w 1064 r. mogła doprowadzić do sytuacji konfliktowej. Snując dalej te przypuszczenia wolno zapytać, czy inni biskupi, na przykład wrocławski, nie poczuli się — jak to określił papież — zbyt niezależni i wolni, nie musząc w takich warunkach podporządkować się żadnemu z dwóch ośrodków pretendujących do roli centrum kościelnego państwa? Nie umiemy odpowiedzieć jednoznacznie na postawione wyżej pytania i wątpliwości.
Jedno wszelako wydaje się pewne, że[§trona organizacyjna Kościoła w Polsce wymagała uporządkowania i że rzeczywistą odnowę przeprowadzić mógł tylko najwyższy zwierzchnik — papież^ W tym celu, zapewne na przełomie maja i czerwca 1075 r., przybyli legaci z listem papieskim i odpowiednimi pełnomocnictwamLMie-li oni zapewne działać w ogólnym duchu zgodnym z doktryną Grzegorza VII, uwzględniając jednak „młodość" chrześcijaństwa polskiego i specyfikę miejscowych warunków. W lecie tego roku legaci prawdopodobnie zwołali synojOw czasie którego podjęte zostały decyzje "o" źasa3mczym znaczeniu dla dalszych losów Kościoła w Polsce.
Potwierdzono na nim, że Gniezno było, jest i będzie w przyszłości siedzibą polskiej metropolii i prowincji kościelnej, likwidując ostatecznie nieporozumienia wynikłe z przejściowej specjalnej roli biskupstwa krakowskiego. Jeżeli dotychczas nie było w Gnieźnie arcybiskupa, to legaci wyświęcili nowego metropolitę, może właśnie hipotetycznego Bogumiła. Wyświęceni też zostali dalsi biskupi na te biskupstwa, które dotychczas wakowały. Ustanowione zostało nowe biskupstwo mazowieckie z siedzibą w Płocku i powołano na nie pierwszego pasterza. Nie wiadomo w jakiej formie, ale pod-
78
kreślono pierwsze miejsce biskupa krakowskiego wśród innych biskupów polskich, co wyraźnie widać w czasach późniejszych. Przy biskupstwach zorganizowano kapituły, a w Gnieźnie i Krakowie pbwstały zapewne szkoły katedralne, które kształcić miały przede wszystkim przyszłych duchownych. Po raz pierwszy określone też zostały dokładnie granice poszczególnych biskupstw, które do tej pory pokrywały się ogólnie rzecz biorąc z granicami historycznymi ziem wywodzących się z dawnych podziałów plemiennych. W wyniku przeprowadzonych korekt granicznych południowe \_części Mazowsza przeszły pod obediencję biskupstwa poznańskiego, natomiast pozostałe obszary mazowieckie, należące wcześniej do Gniezna, uzyskały własne biskupstwo. Istnieją uzasadnione przypuszczenia, że diecezja płocka, poza Mazowszem, swoim zasięgiem oddziaływania objąć miała również terytorium Pomorza Gdańskiego jako potencjalnego terenu misyjnego.
Jeżeli wyniki niedawnych badań Henryka Łowrniań-skiego zostaną potwierdzone, wypadnie przyjąć, żeVów-nolegle do przeprowadzonej reorganizacji kościelnej sieci administracyjnej j3,Qlesław Szczodry_ zapoczątkował uposażenie arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, innych biskupstw i kapituł w dobra ziemskie, kładąc podwalmy pod przyszłą potęgę ekonomiczną Kościoła w Polsce. Aczkolwiek wielka własność kościelna o charakterze latyfundialnym była jeszcze kwestią odległej przyszłości, to jednak już pierwsze nadania dały zaczątek tworzeniu się nowych podstaw gospodarczych działania Kościoła, który przynajmniej częściowo miał się uwolnić od aktów dobrej woli panującego. Miało to ogromne znaczenie w przyszłości dla rosnącej politycznej roli biskupów, którzy, nie czując się majątkowo zależnymi od władzy książęcej, przekształcili się w czynnych polityków, decydujących niejednokrotnie w okresie rozbi-
79
cia dzielnicowego Polski o losach księstw i książąt, a także podejmujących niekiedy walkę z książętami o wyższość władzy kościelnej nad świecką. IJa razie jednak niepodważalna była jeszcze potęga księcia Bolesława i jego bezpośredni wpływ na sytuację KościołavDo niego należała inicjatywa wszczęcia w kurii starań zmierzających do uporządkowania spraw kościelnych w Polsce. _L)d zjazdu gnieźnieńskiego w 1000 r. do zakresu uprawnień panującego wchodziły decyzje personalne w kwestii obsady stolic biskupich.1 Był to ważny atut w ręku Bolesława, ponieważ pozwalał mu wysuwać na nie kandydatów, wobec których miał pełne zaufanie, że będą z nim zgodnie współpracować. Mimo szczupłości szeregów duchowieństwa książę starał się powoływać na biskupów ludzi polskiego pochodzenia,
0 czym świadczy przykład krakowskiego Stanisława
1 ewentualnie arcybiskupa gnieźnieńskiego Bogumiła. Ze skarbca książęcego szły środki na odbudowę zniszczonych katedr i na wzniesienie katedry w Płocku, z tego samego źródła budowano kaplice i kościoły grodowe. Czy odnosiło się to i do kościołów parafialnych, nie wiemy, ale wiele na to wskazuje. Materialna zależność Kościoła polskiego od władcy szła zresztą o wiele dalej. Niezależnie bowiem od zapoczątkowania doźacji majątków ziemskich, których znaczenie miała dopiero pokazać dalsza przyszłość, podstawę uposażenia Kościoła stanowiły jednak nadal dochody pochodzące z dziesięciny od książęcej renty feudalnej, zbieranej od ogółu ludności. Dopiero z czasem główne źródło materialnych śwnadczeń na rzecz Kościoła uległo zmianie, przechodząc od państwa do ogółu wiernych, którzy zobowiązani zostali do płacenia dziesięciny kościelnej! Nic przeto dziwnego, że w kalendarzu kapituły krakowskiej znalazła się zapiska nekrologiczna: „Zmarł król Polski Bolesław, który ustanowił w Polsce biskupstwa". Trudno w kilku
słowach pomieścić większą pochwałę szczodrego władcy, prawdziwego odnowiciela i fundatora Kościoła polskiego, niż to uczynił anonimowy pisarz. A przecież nie było to wszystko, co zdziałał Bolesław w zakresie spraw kościelnych.'Na czasy jego panowania przypadł drugi po okresie Chrobrego etap rozwoju życia zakonnego w Polsce. Z inicjatywy Szczodrego i dzięki jego hojności powstało wówczas wiele nowych klasztorów benedyktyńskich, jwśród których szczególnie bogato uposażone zostały Tyniec i Mogilno. Spośród innych wymienić trzeba Lubin, Płock i Wrocław, ale były zapewne i inne, o początkach których nie świadczą wiarygodne źródła. Najlepiej zachowały się relikty wspaniałej, imponującej rozmiarami, trzynawowej bazyliki romańskiej, zbudowanej przy klasztorze w Mogilnie. Kamienny kościół z granitowych ciosów miał transept, czyli nawę poprzeczną, i jedną wieżę. Podobnie romański kościół w Tyńcu był trzynawową bazyliką, bez tran-septu, z trzema apsydami i dwiema wieżami, wzniesioną z bloków wapiennych i piaskowych. W fundowaniu silnych klasztornych centrów benedyktyńskich, a zwłaszcza w ich rozmieszczeniu, niektórzy historycy widzą planową działalność Bolesława Szczodrego, który świadomie zmierzać miał do utworzenia jednego opactwa w każdej diecezji: Tyniec w krakowskiej, Mogilno w gnieźnieńskiej, ale z zadaniem działalności misyjnej również na Mazowszu i Pomorzu Gdańskim, Lubin w poznańskiej, Płock w mazowieckiej i Wrocław w śląskiej.
Rozwój życia zakonnego wynikał z różnych potrzeb Kościoła. W pierwszym rzędzie klasztory prowadziłv_ akglg_ misyjną na wydzielonych im terytoriach, które były jeszcze dalekie od całkowitego schrystianizowania. Siedziby opactw i ich kościoły stanowiły centra kościelne
81
0 pogłębionym życiu chrzęści j ańskim, promieniując na najbliższą okolicę i zapewniając jej ludności obsługę religijną wszędzie tam, gdzie nie było kościołów parafialnych i grodowych. Na czele klasztorów stali opaci, których inwestyturę miał w swoich rękach książę jako fundator?"!
Pewna liczba zakonników obracała się w kręgu dwori królewskiego Bolesława. Jako ludzie wykształć a przede wszystkim znający język łaciński, który ogólnoeuropejskim jeżykiem korespondencji i dyplomacji w zachodniochrześcijańskim świecie, byli oni użyteczni i wprost niezbędni w życiu publicznym państwtf. Sądzę, że na czasy panowania Szczodrego przypadły początki tworzenia się dworskiej kapelli i pierwocin kancelarii królewskiej, w których pracowali kapelani
1 skrybowie. Spośród kleru dworskiego rekrutowali się też zapewne posłowie, wysyłani w misjach dyplomatycznych do krajów ościennych, oraz doradcy panującego. Częstymi gośćmi na dworze królewskim byli również biskupi, należący do rady królewskiej i z tego tytułu mający pewien wpływ na bieg spraw państwowych.
^••^
Wspomnieć też trzeba o roli duchownych różnej proweniencji w rozwoju polskiej kultury drogą przenoszenia z zachodu różnego rodzaju „nowinek" i adaptowania ich do polskich warunków. Trudno ocenić wkład kleru w ^budownictwo sakralne, a pośrednio i w świeckie, nawiązujące do monumentalnych budowli kościel-nych7]To samo można powiedzieć o wewnętrznym wystroju świątyń i klasztorów.(Duchowni przywozili z sobą do Polski wspaniale zdobione rękopiśmienne księgi liturgiczne i traktaty naukowe, tworząc na przykład w kapitule krakowskiej wcale bogaty jak na stosunki polskie [księgozbiór, "Uzupełniony pięknymi strojami i sprzętami liturgicznymi.;jDgromna wreszcie była rola ludzi Kościoła w utrwalaniu na piśmie polskiej tradycji
82
kościelnej i państwowej .JWjczasack. Bolesława II prawdopodobnie wznowiono, a na pewno kontynuowano w kapitule krakowskiej pisanie najstarszegcPpóTskiego rocznika, w którym kolejni anonimowi pisarze notowali najważniejsze wydarzenia z życia państwa, dynastii piastowskiej i Kościoła o bezcennej wprost wartości, bo spisywane na bieżąco.
0 tym, jakim był ówczesny Kościół polski w swoim życiu wewnętrznym, w swojej organizacji wewnętrznej
1 .strukturze doktrynalno-prawnej, trudno powiedzieć coś bliższego, gdyż brak źródeł nie pozwala wypowiadać się w tych sprawach jednoznacznie. W nauce trwa na ten temat ciągła dyskusja i nie ustają wysiłki, aby penetrować coraz głębiej nie dostrzegane dawniej problemy. Przykładowo można tu wskazać zagadnienia początków i roli parafii. Musi też rodzić się pytanie, jakim był ten polski Kościół w porównaniu z Kościołem zachodnim, w szczególności niemieckim, i w jakim zakresie utrzymywał związki i kontakty z zachodnimi ośrodkami kościelnymi, z tamtejszymi centrami reformatorskimi, bo od odpowiedzi na te pytania zależą oceny stanu katolicyzmu polskiego. I w tym zakresie milczenie źródeł uniemożliwia nawet ogólne naszkicowanie sytuacji dla czasów rządów Bolesława II. fo kontaktach z kurią papieską była już mowa, Wiacromo jednak, że — pomijając wpływ papiestwa na uporządkowanie organizacyjnej strony życia kościelnego w Polsce — doktryna Grzegorza VII i jego program reform nie znalazł odbicia w ówczesnym Kościele polskim i realizowany był dopiero w początkach XIII wieku. Wynikają z tego dwa wnioski: 1. że stosunki kościelne polsko-papieskie były sporadyczne i wątłe oraz 2. że etap rozwojowy polskiego chrześcijaństwa był na tyle wstępny, iż nie było ono jeszcze w stanie włączyć się do wielkiego dialogu i walki o odnowę wewnętrznego życia Kościoła
83
powszechnego, pozostając na odległych peryferiach zasadniczych wydarzeń epoki.]
Równie mało da się powiefłźieć o związkach kościelnych polsko-niemieckich. Nieco informacji mamy na temat wcześniejszych stosunków z ośrodkami kościelnymi w Niemczech. Utrzymywał je Kazimierz Odnowiciel w szczególności z arcybiskupstwem w Kolonii, gdzie rządy sprawował jego wuj, arcybiskup Herman. Można przypuszczać, że pomoc dla wstępnej odbudowy Kościoła polskiego po zniszczeniach z lat trzydziestych Odnowiciel uzyskał właśnie z Niemiec. Istnieją przypuszczenia, że Aron otrzymał sakrę biskupią właśnie od arcybiskupa Hermana, a ewentualne konwenty mnichów przybyły z klasztorów bawarskich. O tym, czy kontakty te były nadal podtrzymywane w czasach Bolesława II, trudno powiedzieć coś pewnego. Napięcia w państwowych stosunkach polsko-niemieckich, jakie powstały po 1072 r., na pewno nie sprzyjały ich rozwojowi, chociaż nie uniemożliwiały go całkowicie. Benedyktyńskie klasztory z archidiecezji kolońskiej i z Bawarii dostarczyły zapewne konwenty mnichów do nowo zakładanych polskich ośrodków klasztornych, chociaż, być może, sięgano i do innych centrów kościelnych, jak na przykład Leodium. Klasztory południowoniemieckie zachowały pamięć o zasługach Bolesława II położonych przy fundowaniu i uposażeniu ich polskich filii, a zapewne i o składaniu bogatych darów ich macierzom. Z nekrologu słynnego opactwa benedyktyńskiego św. Emerama w Ratyzbonie wiemy, że modlono się tam za dusze Kazimierza Odnowiciela i jego syna Mieszka, a następnie Bolesława II. Zofia Kozłowska-Budkowa słusznie przyjęła, że aniwer-sarze ojca i brata zamówił sam Szczodry, który wobec tego musiał pozostawać w kontaktach z tym ważnym ośrodkiem zakonnym w południowych Niemczech. Ale z faktu, że klasztor ratyzboński filialnie związany
84
był z opactwem lotaryńskim w Górze i tworzył grupę 16 opactw związanych wspólnotą zwyczajów klasztornych i modlitw oraz pragnieniem odnowy życia zakonnego, można wnosić, że jakieś prądy tamtejszej reformy dotarły na ziemie polskie? Zapewne tak, ale nic konk-N kretnego na ten temat nie można też powiedzieć. Podsumowując powyższe uwagi trzeba zauważyć, że odnowiony przez Bolesława Szczodrego Kościół polski rozpoczął nowy jakościowo etap swojej działalności w ramach dobrze zorganizowanej prowincji kościelnej. Był to jednak nadal, podobnie jak za pierwszych Piastów, Kościórgan^^wLx wszystkimi swoimi żywotnymi interesami powiązany z państwem i dynastią. Nie sądzę, aby w środowiskach kościelnych kwestionowana była już w czasach Bolesława II, odziedziczona po poprzednikach, jurysdykcja monarsza w stosunku do ludzi Kościoła, aczkolwiek poszczególne posunięcia króla wobec duchownych mogły być inaczej oceniane w kręgu dworskim, a inaczej w środowisku hierarchii kościelnej. Jeżeli wzorem Kościoła zachodniego zaczęto i w Polsce zwoływać synody i podejmować na nich uchwały dotyczące życia kościelnego (poza przypuszczalnym synodem -zwołanym w lecie 1075 r. przez legatów papieskich o innych właściwie nie wiemy), to w niektórych wypadkach mogły się one spotkać ze sprzeciwem panującego, a mianowicie wówczas, gdy ze swego punktu widzenia uznał, że wkraczają one w jego kompetencje. Ale jeżeli nawet tak było, to [sprzeciwić się trzeba jakimkolwiek domysłom, że w dobie rządów Bolesława II wystąpiły tendencje do konfrontacji racji Kościoła i racji państwa, których ewentualnie końcowym rezultatem był konflikt między królem i biskupem krakowskim. Na tego rodzaju zjawiska było w Polsce jeszcze o wiele za wcześnie, a Kościół polski w zbyt wielkim stopniu był wciąż Kościołem monarszym i bez opieki, pomocy i za-
85
opatrzenia króla nie mógłby po prostu samodzielnie egzystować i działać zgodnie ze swoim przeznaczeniem. Z drugiej strony Bolesław, zapewniając Kościołowi dobre podstawy materialne, opiekę i poparcie, oczekiwał, że ludzie Kościoła, a przede wszystkim jego najwyżsi przedstawiciele — biskupi, będą aktywnym czynnikiem wpływającym na umocnienie władzy państwowej i autorytetu monarchy."Rozdzżai III
Podstawowe źródła do dziejów
konfliktu króla Bolesława II
z biskupem Stanisławem
Podstawa źródłowa do dziejów konfliktu miedzy Bolesławem Szczodrym i biskupem Stanisławem jest nie tylko niezwykle skąpa, ale ponadto pry pkgggjod a j ące
.informacje o nim nie powstały ani współcześnie z dramatem, ani nawet w bezpośredniej bliskości czasowej od samego wydarzenia. .Okoliczność ta ma podstawowe znaczenie dla oceny stopnia ich wiarygodności^. We współczesnej nauce jedynie dwa źródła są przedmiotem poważnej analizy i w opinii powszechnej mogą służyć odtworzeniu tła i przebiegu konfliktu. Wszystkie inne mają bądź znaczenie marginalne, bądź są tylko pochodnymi w stosunku do tamtych, a ponieważ były produktem czasów znacznie już odleglejszych, odbiły się w nich i nawarstwiły późniejsze wypadki i oceny, zniekształcające mniej lub bardziej obraz wydarzeń zanotowany przez najwcześniejsze przekazy. Owe dwa pierwsze źródła^tp Kronika Anonima tzw. Galia i póź-niejszia niemal o sto lat Kronika Polska Mistrza Win-^< centego zwanego KadłubkiemrOd nich też zacząć trzeba wszelkie rozważania.
Relacja Galia o interesującym nas tutaj wydarzeniu za-__ pisana została w 27 rozdziale pierwszej księgi Kroniki i jest niezmiernie lakoniczna i ogólnikowy. Brzmi ona następująco:
„Jakim zaś sposobem król Bolesław został z Polski wypędzony, długo byłoby opowiadać, lecz to powiedzieć wolno, że pomazaniec na pomazańcu nie powinien cieleśnie mścić się za jakikolwiek grzech. To bowiem bar-
87
dzo mu zaszkodziło, gdy do grzechu dodał grzech, gdy za bunt [w innych przekładach „za zdradę" — T.G.] wydał biskupa na obcięcie członków. Ani bowiem buntownika [w innych przekładach „zdrajcy" — T.G.] biskupa nie uniewinniamy, ani też króla mszczącego się tak haniebnie, nie pochwalamy, lecz tu w środku pozostawmy i wyłóżmy, jak na Węgrzech został przyjęty".
O tym przyjęciu na Węgrzech kronikarz pisze w następnym, 28 rozdziale. Dowiadujemy się z niego, że Bolesław musiał ujść z kraju i szukać schronienia u swojego przyjaciela, króla węgierskiego Władysława. O dalszych losach Szczodrego będziemy pisać później, gdyż dla odtworzenia samego konfliktu mają one też pewne znaczenie. W tym miejscu wystarczy jednak zacytowany fragment.
Relacja Mistrza Wincentego jest znacznie obszerniejsza, ale nie tak zwarta jak Galia, a do tego przerywana anegdotami z czasów starożytnych, tak typowymi dla pisarstwa Kadłubka. Poniżej cytuję tekst tylko bezpośrednio dotyczący Bolesława i Stanisława z rozdziału 18 i 20 drugiej księgi:
„A z takim zapamiętaniem prowadził on [tzn. Bolesław] wojnę, iż rzadko przebywał w zamku, ciągle w obozie, rzadko w ojczyźnie, zawsze u nieprzyjaciół. To zamiłowanie ile państwu przyniosło korzyści, tyle sprawiło kłopotu, ile dawało sposobności do uczciwej zaprawy, tyle zrodziło wstrętnej pychy. Gdy bowiem król bardzo długo przebywał już to u Rusinów, już to w okolicach niemal poza Partami, niewolni nakłaniają żony i córki panów do ulegania ich chuciom: jedne znużone oczekiwaniem mężów, inne doprowadzone do rozpaczy, niektóre przemocą dają się porwać w objęcia niewolników. Ci zajmują domostwa panów, obwarowują miasta, nie tylko zabraniają panom powrotu, lecz nawet wojnę
u m. 88
•enra
89
po powrocie im wydają. Za tak niezwykłe zuchwalstwo panowie wytracili ich, wydawszy na niezwykłe męki. Również i niewiasty, które dobrowolnie uległy niewol-nym, musiały ponieść zupełnie słuszną karę, gdyż poważyły się na okropny i niesłychany występek, którego nie da się porównać z żadną zgoła zbrodnią...". „Odtąd oliwka zamieniła się w oleaster [tzn. w dzikie drzewo oliwne — T.G.], a miód w piołun. Bolesław bowiem poniechawszy [swojego] oddania dla prawości, wojnę prowadzoną z nieprzyjaciółmi zwrócił przeciwko swoim. Zmyśla, że oni nie mszczą na ludzie swoich krzywd, lecz w osobie króla na królewski nastają majestat. Albowiem czymże będzie król pozbawiony ludu? Mówi, że nie podobają mu się żonaci, gdyż więcej obchodzi ich sprawa niewiast niż względem władzy uległość. Żali się, iż nie tyle opuścili go oni wśród wrogów, ile dobrowolnie na pastwę wrogów wydali. Domaga się przeto głowy dostojników, a tych, których otwarcie dosięgnąć nie może, dosięga podstępnie. Nawet niewiasty, którym mężowie przebaczyli, z tak wielką prześladował potwornością, że nie wzdragał się od przystawienia do ich piersi szczeniąt po odtrąceniu niemowląt, nad którymi nawet wróg by się ulitował. Twierdził bowiem, iż tępić a nie popierać należy gorszący nierząd. Gdy prześwięty biskup krakowian Stanisław nie mógł odwieść go od tego okrucieństwa, najpierw groził mu zagładą królestwa, wreszcie wyciągnął ku niemu miecz klątwy. Atoli on, jak był zwrócony w stronę nieprawości, w dziksze popadł szaleństwo, bo pogięte drzewa łatwiej złamać można niż naprostować. Rozkazał więc przy ołtarzu, w infule, nie okazując uszanowania ani dla stanu, ani dla miejsca, ani dla chwili — porwać biskupa! Ilekroć okrutni służalcy próbują rzucić się na niego, tylekroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni łagodnieją. Wszak tyran, lżąc ich z wielkim oburzeniem,
sam podnosi świętokradzkie ręce, sam odrywa oblubieńca od łona oblubienicy, pasterza od owczarni. Sam zabija ojca w objęciach córki i syna w matki wnętrznościach. O żałosne, najżałobniejsze śmiertelne widowisko! Świętego bezbożnik, miłosiernego zbrodniarz, biskupa niewinnego najokrutniejszy świętokradca rozszarpuje, poszczególne członki na najdrobniejsze cząstki rozsiekuje, jak gdyby miały ponieść karę poszczególne części członków.
A ja ze zdumienia i z jakowegoś przerażenia całkiem zdrętwiałem, tak iż ledwie pojąć, a cóż dopiero językiem, cóż dopiero piórem wyrazić zdołam, jakże wyrazić potrafię cudowne dzieła na tym świętym przez Zbawiciela zdziałane! Wśród opowiadania bowiem zawodzi rozum, zrozumieniu nie dopisuje mowa, a słowa nie wyjaśniają rzeczy zgodnie z tym, co zaszło. Albowiem ujrzano, że z czterech stron świata nadleciały cztery orły, które krążąc dosyć wysoko nad miejscem męczeństwa odpędzały sępy i inne krwiożercze ptaki, żeby nie tknęły męczennika. Ze czcią go strzegąc czuwały bez przerwy dniem i nocą. Mamże to nocą nazwać czy dniem? Dniem raczej nazwałbym niż nocą, to jest bowiem druga noc, o której napisano: «A noc jak dzień będzie oświetlona*. Tyle bowiem boskich świateł przedziwnej światłości rozbłysło w poszczególnych miejscach, ile rozrzuconych było cząstek świętego ciała, tak iż niebo samo jakby zazdrościło ziemi jej ozdoby, jej chwały, ziemi gwiazd jakichś światłością zdobnej i jakimiś — myślałbyś — słońca promieniami. Niektórzy zaś z ojców, ożywieni radością z powodu tego cudu i gorliwą pobożnością zapaleni, pragną usilnie pozbierać rozrzucone cząstki członków. Przystępują krok za krokiem, znajdują ciało nie uszkodzone, a nawet bez śladu blizn! Podnoszą je i zabierają, drogocennymi wonnościami namaszczone chowają w bazylice mniejszej Świętego Michała.
90
Aż do dnia podniesienia, którego przyczynę dobrze znasz, nie ustąpił stamtąd silny blask wspomnianych świateł.
Po tym wydarzeniu ów okrutnik, przerażony, nie mniej przez ojczyznę, jak i przez senatorów znienawidzony, uchodzi na Węgry... ówże zaś spryciarz [tzn. Bolesław w czasie pobytu na Węgrzech — T.G.] tak dalece zrzucił z siebie podejrzenie świętokradztwa, że niektórzy nie tylko nie uważali go za świętokradcę, lecz [widzieli w nim] najczcigodniejszego mściciela świętokradztw. Albowiem to, że w wolności urodzone niewiasty wydane zostały niewolnikom na rozpustę, że świętość małżeńskiego związku tak haniebnie została skalana, że zgraja niewolników sprzysięgła się przeciw panom, że tyle głów na śmierć wystawiono, że wreszcie spiskowaniem królowi gotowano zagładę — to wszystko zrzucił na świętego biskupa. Twierdzi, że w nim jest początek zdrady, korzeń wszelkiego zła; to wszystko mówi, wypłynęło z tego zgubnego źródła... Opojem nazywa go, nie biskupem, piekarzem, nie pasterzem. Był [mówi] ciemięzcą od ciemiężenia, nie arcykapłanem, [ale] zbieraczem bogactw, nie biskupem, [ale] szpiegiem, nie stróżem, i, na oo ze wstydu rumienić się trzeba, że z badacza spraw świętych stał się badaczem lędźwi. I dlatego popuszczał cugli lubieżności innych, ponieważ gdzie są wspólnicy tej samej zbrodni, brak oskarżyciela. I cóż więcej? Całe jego zachowanie było karą dla wszystkich. «Czegóż wiec — rzecze — dopuszczono sdę, gdy usunięto zakałę królestwa, potwora ojczyzny, zgorszenie dla religii, gdy w rzeczypospolitej zgaszono publiczny pożar?» Chociaż te kłamstwa w pojęciu ludzi nieświadomych przyniosły męczennikowi pewną ujmę, jednak nie mogły pozbawić go powagi świętości". Tyle podają o konflikcie dwa podstawowe przekazy, w których wiadomości nie są, niestety, datowane; na ich
91
podstawie nie moglibyśmy nawet umieścić wydarzenia dokładnie w czasie. Anonim Gali nie wymienia również imienia biskupa i nie informuje, na jakiej stolicy biskupiej on zasiadał, najwidoczniej uważając, iż o sprawach powszechnie znanych nie ma potrzeby pisać, natomiast mistrz Wincenty podał wyraźnie, że ofiarą króla był Stanisław, biskup krakowski. ,Data dramatu krakowskiego znana jest jednak z krótkich zapisek różnych roczników polskich (z nich przedostała się do późniejszych żywotów, kronik, kalendarzy i innych źródeł) ł kalendarzy „jjlzecz przy tym znamienna, że najstarszy, zachowany we fragmencie Roczn^^wi^tok^skijd^-5JLJ? pierwszej połowy XII wieku, który podaje sporo informacji o wydarzeniach mających miejsce w ciągu XI stulecia i zamieszcza wiadomości o urodzinach Mieszka, syna Szczodrego, o koronacji Bolesława II i wreszcie o śmierci tego króla, nie zanotował w ogóle faktu zgonu biskupa Stanisława.
Natomiast trzynastowieczne i czternastowieczne roczniki, których autorom znany był tekst Kroniki Kadłubka i żywotów świętego Stanisława oraz fakt jego kanonizacji w 1253 r., zapisały pod rokiem 1079 informację o męczeństwie biskupa Stanisława, przy czym notatki te w poszczególnych rocznikach tylko minimalnie różnią się między sobą co do formy i treści. Na przykład Rocznik kamieniecki podaje: „Roku 1079, 11 kwietnia, umęczony został święty Stanisław biskup krakowski". Rocznik krótki pod rokiem 1079 zapisał: „Błogosławiony Stanisław został umęczony". Autor Rocznika Traski pod rokiem 1079 zanotował: „Święty Stanisław, biskup Krakowa, umęczony został 11 kwietnia". W Roczniku krakowskim pod rokiem 1079 pisarz zanotował: „Umęczony został Stanisław biskup krakowski". Nieco szerzej napisał rocznikarz w Roczniku Sędziwoja pod tym samym rokiem: „Święty Stanisław został zabity w kościele św.
92
Michała na Skale przez Bolesława Śmiałego i tamże został pogrzebany". Podobne zapiski są w Roczniku świętokrzyskim, Roczniku miechowskim i w innych. Najwięcej można by oczekiwać po największym zachowanym roczniku polskim: po Roczniku kapituły krakowskiej, który znamy w redakcji z lat sześćdziesiątych XIII wieku, ale który niewątpliwie zawarł w sobie zapiski z jedenastowiecznych roczników, prowadzonych w kapitule krakowskiej. Niestety wśród typowych dla najstarszych roczników lakonicznych notek, dotyczących wcześniejszych i późniejszych wydarzeń, pierwotny zapis, przypuszczalnie znajdujący się pod rokiem 1079, został niewątpliwie przez trzynastowiecznego kopistę opuszczony, a na jego miejsce pisarz wpisał obszerny tekst odnoszący się do wypadków związanych ze śmiercią biskupa Stanisława, bez żadnej wątpliwości oparty na źródłach trzynastowiecznych i świadczący o znajomości faktu przeprowadzonego już procesu kanonizacyjnego. Z tego względu przekaz, który z powodu swojego krakowskiego pochodzenia mógłby przynieść ważne informacje, nie jest przydatny do odtworzenia przebiegu wydarzeń z 1079 r. To samo da się powiedzieć o Kalendarzu krakowskim, który znamy z redakcji trzynastowiecznej, pokanonizacyjnej, która mimo że zawiera w sobie zapiski wcześniejszych, może nawet jedenastowiecznych, redakcji, odnośnie „sprawy św. Stanisława", zawodzi niemal całkowicie.
Wersja konfliktu w ujęciu Mistrza Wincentego znalazła w XIII_stuleciu rozwinięcie i uzupełnienie w duchu ówczesnej umysłowości i pobożności, a także dzięki dodatkowym informacjom o szerzeniu się kultu biskupa, „w dwóch żywotach św. Stanisława. Pierwszy z nich, zwany. Żywotem mniejszym, pióra dominikanina Wincentego z Kielc}) powstał na krótko przed rozpoczęciem procesu kanonizacyjnego i stanowił niejako jego literacki
93
prolog umożliwiający wszczęcie postępowania procesowego w kurii. Ten sam autor około 1260 r., a więc już po kanonizacji, opracował drugi żywot, zwany (_Ż.yujo-tem większym; w którym niektóre wątki Żywota mniejszego skrócił, inne rozwinął, a także dodał nowe. Oba żywoty, opierając się szeroko na relacji Kadłubka, nie mogły naturalnie wnieść nowych elementów do poznania dziejów konfliktu biskupa z królem. Ponieważ jednak w krótkim czasie stały się bardzo popularne i szeroko czytane, narzuciły następnym wiekom i późniejszym autorom swój pogląd na życie i śmierć biskupa krakowskiego oraz za Wincentym obciążyły pamięć Szczodrego odrażającą wersją bezpośredniego zabójcy przyszłego świętego. I na tym polegało ich główne znaczenie, pomijając oczywiście rolę tych żywotów w popularyzacji ijszerzeniu kultu świętego Stanisława. Dużą role w tym zakresie odegrała tzw. legenda p:o-trawińska, zanotowana po raz pierwszy w Żyiuocie mniejszym. Autor przedstawił w niej historię sporu, jaki powstał między biskupem krakowskim i spadkobiercami niejakiego komesa Piotra co do prawa własności nadwiślańskiej wsi Piotrawin. Bracia i krewni zmarłego komesa nie uznali transakcji kupna-sprzedaży wymienionej wsi i zażądali od Stanisława jej zwrotu, a znając wrogi stosunek króla do biskupa, do niego złożyli skargę, a następnie pozwali Stanisława przed sąd królewski. Król orzekł, że biskup musi oddać wieś jeśli nie dowiedzie swoich do niej praw przedkładając odpowiedni dokument kupna lub stawi na świadka tego, który sprzedał swoją własność, względnie innych wiarygodnych świadków. Ponieważ ci ostatni uchylili się od zeznań, Stanisław poprosił o odroczenie rozprawy na trzy dni, które poświęcił postom i modlitwom, a następnie udał się do Piotrawina. Tam, po odprawieniu mszy, w stroju pontyfikalnym, rozkazał otworzyć grób
94
komesa Piotra i wezwał go do zmartwychwstania. Piotr powstał i prowadzony przez biskupa udał się na sąd królewski, gdzie poświadczył prawomocność transakcji, po czym Stanisław odprowadził go do miejsca spoczynku. Niezwykłość tej historii fascynowała późniejszych pisarzy i w ogóle ludzi pióra, owocując niezliczonymi wprost utworami o bardzo różnej wartości. Spisana prawdopodobnie pod koniec XIII wieku Kroni-NoT wielkopolska (a przynajmniej jakaś jej pierwotna redakcja) swoją opowieść o czasach Bolesława II i jego sporze z biskupem oparła przede wszystkim właśnie na Kronice Kadłubka i żywotach świętego Stanisława, rozwijając bądź skracając poszczególne wątki. Pojawił się też w niej nowy motyw zohydzający „króTa-zabój-cę". Kronikarz, powołując się na opinię nie wymienionych z imienia osób, pomówił Bolesława o zboczenie seksualne, ściślej — sodomię, aczkolwiek zaraz zastrzegł się, że ufać raczej należy innym pisarzom, którzy uważają, że nie było to prawdą. Być może, że wątek ten opiera się na dowolnej interpretacji jednego niejasnego zdania Żywota mniejszego świętego Stanisława. Bardzo szeroko rozwinął ten motyw w XV wieku znakomity historykQinJDługosz_«Ł-sMroich Rocznikach czyli kronikach stawnego królestwa polskiego oraz w nowym Żywocie świętego Stanislawa, przypisując Bolesławowi uprawianie sodomn) podczas siedmioletniego pobytu Polaków na Rusi. Niezależnie od tego początki zatargów między królem i biskupem autor uzasadnia upomnieniami, jakie Stanisław miał kierować pod adresem Szczodrego za cudzołóstwo i porwanie Krystyny, żony rycerza Mścisława, co miało wywołać oburzenie dumnego władcy. Na tym tle pisarz szeroko rozbudował opowieść o procesie o wieś Piotrawin, występującą już w pierwszych żywotach. Nie ma potrzeby dodawać, że historia Krystyny i sprawa cudzołóstwa króla są wymy-
95
słem Długosza, który dla tych wątków nie mógł znaleźć podstawy w całej znanej mu wcześniejszej tradycji pisanej. Niemniej podkreślić trzeba, że nawet ten autor, którego dzieło należy do czołowych osiągnięć historiografii europejskiej XV wieku, znając dokładnie Kronikę Anonima Galia, w opisie konfliktu ani jednym słowem nie nawiązał do jego relacji, pomijając ją całkowitym milczeniem. Na Janie Długoszu kończą się średniowieczne relacje
0 „sprawie świętego Stanisława". Przegląd wszystkich kolejnych źródeł, które mniej lub bardziej dokładnie opisują ją, prowadzić musi do jedynie zasadnego wniosku, o którym już wspomniałem, że poza samą datą roczną konfliktu, zanotowaną przez różne polskie roczniki, tylko dwa teksty mog§ stać jsię^ podstawą analizy naukowej dla rekonstrukcji przebiegu wypadków w 1079 r.: Kronika Anonima Galia i Kronika Mistrza Wincentego. Wszelka interpretacja samych tekstów źródłowych jest możliwa dopiero po dokonaniu oceny stopnia wiarygodności przekazów, stanowiących podstawę tej analizy. W ocenie wiarygodności, obok wielu innych kwestii szczegółowych, któreliistoryk musi sobie wyjaśnić, zasadnicze znaczenie ma ustalenie miejsca
1 czasu powstania źródła oraz określenie ogólnej jego wiarygodności, czyli stopnia zaufania do przekazywanych przez nie informacji. Nie wchodząc w wiele problemów szczegółowych, zajmiemy się przeto bliżej obu głównymi przekazami i ich autorami.
Pierwsza Kronika polska jest dziełem nie znanego z imienia mnicha benedyktyńskiego, który prawdopodobnie przybył z prowansalskiego klasztoru w Saint Gilles w 1091 r. do nowo założonej jego filii w Samo-gyvar na Węgrzech i stamtąd, około 1106-^1107 r., przyjechał do Polski na dwór Bolesława Krzywouste-go. Wiele wskazuje na to, że nie miał on tutaj żadnej
96
oficjalnej funkcji i że jedynym jego zadaniem miało być napisanie kroniki, czy raczej biografii Krzywoustego, chociaż liczni badacze wiążą go z kapellą bądź z kancelarią książęcą. Kronika pisana była głównie w Krakowie i tamtejsze środowisko, przede wszystkim dworskie, stanowiło dla kronikarza podstawowe źródło informacji o przeszłości, chociaż nie jest wykluczone, że bywał on i w północnych częściach kraju, sądząc po szczegółowych wiadomościach, jakie miał o walkach Bolesława Krzywoustego z Pomorzanami. Dzieło Anonima Galia, bo takie miano nadano w naszej historiografii anonimowemu przybyszowi z odległej Prowansji, .nawiązując do kraju jego pochodzenia, powstało w la-jach llOTjulUg. Składa się ono z trzech ksiąg, z których pierwsza stanowi tło historyczne traktujące o dziejach dynastii piastowskiej, począwszy od ich legendarnych początków aż do momentu narodzin właściwego bohatera Kroniki — Bolesława Krzywoustego w 1085 r. Księga druga zawiera opis młodości tego księcia, a księga trzecia przedstawia pierwsze lata jego samodzielnych rządów, kończąc się nagle w toku relacji o wypadkach z połowy 1113 r. Wydaje się, że pierwsza księga pisana była w latach 1107—1108, po czym kronikarz przerwał pracę na jakiś czas i następnie podjął ją ponownie. Dla nas istotna jest pierwsza księga. W niej zawarty został między innymi opis panowania Bolesława Szczodrego i jego konfliktu z biskupem Stanisławem. Istnieje uzasadnione domniemanie, że pisarz, odtwarzając dzieje pierwszych Piastów, korzystał jedynie z dwóch źródeł pisanych, a mianowicie z zaginionego dzisiaj Żywota świętego Wojciecha, z którego zaczerpnął opis zjazdu gnieźnieńskiego w roku 1000, i z nieistniejącej również dziś redaltcji Rocznika kapituly krakowskiej, który oprócz dostarczenia Anonimowi pewnego zasobu krótkich, sięgających nawet czasów Miesz-
97
k'a I, wiadomości z życia dynastii i Kościoła, umożliwił mu, dzięki dokładnemu datowaniu zapisek, właściwe uszeregowanie ich w czasie. Poza tymi nielicznymi źródłami pisanymi
nował jedynie tradycją dworską*...przechowującą pieczołowicie pamięć o wcześniejszych dziejach piastowskich oraz dodatkowymi informacjami, dostarczanymi mu przez ludzi nie związanych już bezpośrednio z dworem książęcym. Mimo wszystko krąg jego informatorów był dość ograniczony, na co wpływ miała też okoliczność, że kronikarz w toku pisania pierwszej księgi nie znał języka polskiego i mógł komunikować się jedynie z tymi, którzy potrafili posługiwać się łaciną. W środowisku dworskim człowiekiem, który w powstaniu całego dzieła odegrał pierwszorzędną rolę i który troskliwie opiekował się przybyszem, był kanclerz KraywoustegoJlJ\|ichał, z potężnego rodu możnowład-^zegó~~Awdanców. W liście wstępnym do pierwszej księgi jego jednego autor nazwał swoim „współpracownikiem" i „sprawcą podjęcia tej pracy". Michała uznać przeto należy za głównego informatora pisarza o przeszłości dynastii, ponieważ miał on dostęp do wszystkich znajdujących się na dworze zabytków pisanych" z czasów minionych, a ponadto pozostawał w bezpośrednim kontakcie z księciem i należał do jego najbliższych doradców. Ród Awdańców, który w czasach Bolesława Szczodrego zaliczał się do czołowych stronników króla, za jego następcy stracił na znaczeniu, gdy do głosu doszli przeciwnicy zegnanego władcy, i dopiero w okresie rządów Krzywoustego ponownie odzyskał dawną pozycję. Na jego dworze Awdańcy obsadzili najważniejsze stanowiska. Michał był kanclerzem .książęcym, Skartaimir - - palatynem, czyli wojewodą stojącym na ezeh ,v:-3k polskich, a był jeszcze „Stary Michał", za-pewne senior rodu, o którym Gali wyraża się z peł-
* — Bolesław Śmiały
98
nym szacunkiem i wyjaśnia, że do jego rad przychylali się wszyscy, włącznie z księciem Bolesławem. Wydaje się prawdopodobne, że przynajmniej ów „Stary Michał" doskonale pamiętał czasy Szczodrego i być może przebywał wówczas w kręgu najbliższych jego współpracowników. Można przypuszczać, że dość surowy, ale w sumie sympatyczny obraz Bolesława II, przekazany w Kronice, jest wynikiem tonu relacji, które Anonim odczuwał w ich opowieściach i wspomnieniach z tamtych czasów. Krzywousty mógł również poprzez kanclerza przekazywać własne informacje, sądy i oceny przeszłości, a także podsuwać wątki, których poruszenie uważał za istotne dla pokazania decydującej dla losów państwa dziejowej roli dynastii piastowskiej, tego korzenia, z którego miała wyrosnąć jego sława. Hipotetycznie trzeba również wskazać na anonimowych kapelanów książęcych oraz innych duchownych przebywających na dworze, a także na pracowników kancelarii książęcej jako na potencjalnych informatorów Anonima w różnych kwestiach dotyczących bliższej i dalszej przeszłości. Spoza środowiska ściśle dworskiego tekst Kroniki pozwala wymienić jeszcze w tym charakterze cały ówczesny episkopat polski z arcybiskupem gnieźnieńskim na czele. Biskupi bywali zapewne częstymi gośćmi na dworze, należeli też do składu rady książęcej. Kontakty pisarza z przedstawicielami hierarchii kościelnej mogły być też utrzymywane podczas jego podróży po kraju. Poza materiałami do dziejów dynastii kronikarz uzyskał zapewne od nich przede wszystkim informacje dotyczące historii Kościoła polskiego. Trzeba jednak podkreślić, że albo tych wiadomości zebrał niewiele, albo nie były one przedmiotem jego żywszego zainteresowania, gdyż w jego dziele sprawy kościelne zajmują niezwykle mało miejsca, a zdarza się dość często, że sposób naświetlenia niektó-
99
rych z nich mógł wywołać najgorętszy sprzeciw biskupów polskich. Spośród ówczesnego episkopatu kronikarz wyróżnił szczególnie biskupa poznańskiego Pawła, którego, łącznie z pozostałymi Biskupami, z wdzięcznością wymienił tak w liście wstępnym do pierwszej księgi, jak i w liście wstępnym do drugiej księgi, kiedy to już jego jedynego umieścił w dedykacji i określił jako obdarzonego „szacunku godną roztropnością". W momencie, kiedy Gali pisał 27 rozdział pierwszej księgi o okolicznościach zegnania Bolesława Szczodrego, od konfliktu króla z biskupem krakowskim minęło dopiero niepełne trzydzieści lat. Nie może przeto ulegać żadnej wątpliwości, że wśród ludzi dostarczających kronikarzowi informacji o przeszłości żyło wielu takich, którzy w__owym czasie byli dorośli i czynnie działali w życiu publicznym7~^anśtwowym TTioscleTnym!Od 1088 r., wjctórym szczątki biskupa Stanisława przeniesiono z kościoła na Skałce.do^kafedryTEraEowśHejpmi-nęło zaledwie dwadzieścia lat, obraz przeto tych wy-'' darzeń, tak niezwykłych i doniosłych, tkwić musiaf^ jeszcze żywo w świadomości środowiska dworskiego i k^ścielneg^ Nawet pobieżna lektura tekstu Anonima poucza, że pisarz miał na ich temat wiele szczegółowych i zapewne znacznie różniących się między sobą relacji, dzięki którym mógł wyrobić sobie własny pogląd na tło i przebieg konfliktu. Delikatność materii, szczególnie dla pisarza-mnicha z profesji, powstrzymała jego pióro przed bardziej wyczerpującym opisem sprawy. Sam jednak w słowach: „Jak zaś doszło do wypę-
dzemajg-óła Bolesława z Polski, długo_______
-Sl^^iś-Jyi-6 wszakTe~wolńoi "powlellźIećZ'^ dał do zrozumienia swolnTczyfelńiRom, że jego wlecfża o konflikcie była znacznie rozleglejsza niż to, co na ten temat Wożę napisać. Z przytoczonych słów wynika jasno, że autor cofnął się „przed przedstawieniem frapującego go
100
z pewnością wydarzenia, tak jak je poznał i zrozumiał z przedstawionych mu z różnych źródeł wersji, czując jakąś obawę przed ukazaniem całej prawdy o wypadkach z 1079 r., a przede wszystkim przed ich szczegółowym i pełnym przedstawieniem czytelnikowi. W tym miejscu należało by się zapytać, czego czy kogo autor bał się i komu wyczerpujący opis wydarzeń mógł nie podobać się w Polsce w 1108 r. i następnych? Przy próbie udzielenia odpowiedzi na to trudne pytanie nie da się wyłączyć przypuszczenia, że Gali nie był w stanie wyrobić sobie ostatecznego sądu "na temat dramatu króla i biskupa, ponieważ zetknął się z tyloma odmianami jego interpretacji i z tyloma ocenami moralnymi i politycznymi, iż musiał dopuścić istnienie różnych Prawd" o konflikcie. Z drugiej strony prosta logika nakazuje mniemać, że kronikarz obawiał się kogoś (w liczbie pojedynczej lub mnogiej), kto był na tyle silny i wpływowy, iż w wypadku okazania niezadowolenia ze sposobu opisania „sprawy świętego Stanisława" mógł stać się niebezpieczny dla pisarza i jego dzieła. Najprościej byłoby przyjąć, że pełna relacja o konflikcie mogłaby spotkać się z krytyką Krzywoustego (i jego otoczenia), gdyby Szczodry, jako jego stryj, ukazany w niej został zdecydowanie negatywnie, byłoby to bowiem pośrednie uderzenie w dynastię i to w momencie, gdy książę miał przeciw sobie, w swoim sporze ze starszym bratem Zbigniewem, arcybiskupa gnieźnieńskiego Marcina.
Równie dopuszczalna wydaje się inna możliwość. Pisarz móg|by_narazić się czołowym przedstawicielom hierarchii kościelnej, gdyby z przedstawienia przez niego ca-łośćr sporu" króla z biskupem wynikała oczywista negatywna rola tego ostatniego. Nie zawsze jednak rozwiązania najprostsze są najlepszymi. Osobiście uważam, i będę starał się niżej to uzasadnić, że pełne naświetle-
101
nie genezy i przebiegu konfliktu oraz jego następstw nie leżało w interesie żadnej z wymienionych stron i w związku z tym Anonim stanął wobec zadania niewykonalnego, jeśli pragnął bardziej wszechstronnie opisać te sprawy. Dlatego wymówił się wiele znaczącym wykrętem: „tyle wszakże wolno powiedzieć", robiąc znamienny unik, który w intencji piszącego miał go wytłumaczyć i usprawiedliwić przed ciekawym i dociekliwym czytelnikiem. Tu chyba leży przyczyna, dla której właściwy problem kronikarz przedstawił niezwykle krótko, w trzech świadomie enigmatycznych zdaniach, w których nie uznał nawet za stosowne podać imienia biskupa ani jego diecezji. Czy oznacza to wszakże, że cofnął się w ogóle przed zajęciem własnego stanowiska w ocenie konfliktu? Na pytanie to spróbujemy odpowiedzieć w dalszej części pracy.
Kronika Galia należy, do typ_u „gestów" (chansons de gęste), czyli dzieł historyezno-literackich, w których głównym przedmiotem zainteresowań pisarzy były „czyny", szczególnie czyn v wojenne. Ten gatur.;k >:,:-sarstwa rozwinął się w drugiej połowie XI wieku w północnej Italii i południowej Francji. Tam też szukać trzeba źródeł inspiracji pisarskiej Anonima, który w swojej Kronice wielokrotnie stwierdza, że zamierza opisywać przede wszystkim „czyny książąt i władców Polski". Stwierdzenie to nie jest obojętne dla oceny ogólnej wiarygodności dzieła, któremu materia historyczna, złożona z faktów szczegółowych, narzucała w ramach Przyjętej konwencji pisarskiej rzeczowość i trzyma-.nie się konkretu historycznego. Nie oznacza to, że pi-arz, tam gdzie odczuwał brak informacji, nie dodawał Jasnych interpretacji i niepełnych wiadomości w dob-3 wierze, że tłumaczą one bieg dawnych dziejów. Ge-eralnie można jednak powiedzieć, że wypadki takie należą do rzadkości i dotyczą raczej czasów bardziej
102
odległych, przy naświetleniu których pamięć ludzka już zawodziła. Nic dziwnego zatem, że Kronika Galia cieszy się dużym uznaniem u większości badaczy, którzy słusznie uważają ją za wiarygodne i najważniejsze źródło do poznania najwcześniejszych dziejów Polski aż do początku XII wieku, za jedyny przekaz, który w sposób ciągły i konsekwentny przedstawia określony przedmiot historii, to jest przeszłość i teraźniejszość dynastii piastowskiej. A ponieważ rola Piastów wiąże się ściśle z instytucją państwa, przeto Kronika jest zarazem w znacznej mierze historią państwa w czasach pierwszych Piastów, bez której nasza wiedza o najwcześniejszych dziejach Polski byłaby niezwykle uboga i fragmentaryczna.
Wiarygodność ogólna w stosunku do badanego źródła zwiększa zaufanie historyka do wiarygodności przekazywanych przez nie wiadomości szczegółowych. Kiedy przeto stwierdzamy, że Anonim o konflikcie króla z biskup am pisał w Krakowie, miejscu wydarzeń, że czas powstania przekazu dzielił od opisywanych wypadków tylko okres jednego pokolenia, a autor miał do dyspozycji najlepszych informatorów, którzy niewątpliwie znali prawdziwy przebieg zdarzeń z 1079 r., że pisał z szacunkiem dla faktów i nie miał skłonności do zmy-śłań i koloryzowania, to konkluzja może być tylko jedna: przekaz Galia Anonima o sporze Bolesława z biskupem Stanisławem zasługuje na największą uwagę i musi być potraktowany jako główne źródło do jego dziejów, bez niego bowiem pozbawilibyśmy się w ogóle możliwości odtworzenia istoty sprawy, choćby nawet tylko w ogólnych zarysach. Ile i jakich informacji w tym przedmiocie dostarcza Kronika i o ile dadzą się one powiązać z naszą wiedzą o tych odległych czasach, postaramy się określić w toku szczegółowej analizy odnośnego jej fragmentu.
103
Drugim przekazem, który z największą uwagą musi być poddany szczegółowemu rozbiorowi przy rozpatrywaniu „sprawy świętego Stanisława", jest Kronika polska Mistrza Wincentego, zwanego też Kadłubkiem. Jej autor urodził się między 1150 a 1161 rokiem w rodzinie rycerskiej. Po ukończeniu szkoły katedralnej w Krakowie udał się na studia zagraniczne do Bolonii względnie Paryża. Różnice zdań na ten temat wiążą się też z dyskutowaną kwestią, czy Wincenty był magistrem sztuk wyzwolonych, czy prawa, ale niewątpliwe jest uzyskanie przez niego tytułu naukowego, a Kronika daje bezsporne dowody rozległej erudycji pisarza w zakresie literatury kościelnej i świeckiej oraz doskonałej znajomości prawa kanonicznego. Około 1183 r. Kadłubek powrócił do kraju i według niektórych poglądów objął kierownictwo szkoły katedralnej na Wawelu. Około 1190 r. związał się z krakowskim dworem księcia Kazimierza Sprawiedliwego, od którego otrzymał mandat czy zachętę do napisania Kroniki, o czym dwukrotnie nadmienił w tekście. Istnieje przypuszczenie, że siedemnastoletnie rządy tego umiłowanego księcia Wincenty opisał w typie gestów (tj. głównie przedstawienia czynów) władcy, podczas gdy całość dzieła ma raczej charakter traktatu naukowego. Być może Kazimierz Sprawiedliwy miał możność poznania tej części Kroniki, która poświęcona była jego rządom. W walce stronnictw politycznych, jaka rozgorzała w Małopol-sce po śmierci Kazimierza, Kadłubek sympatyzował wojewodą Mikołajem i później z jego następcą Go-Workiem, a nie z ówczesnym potężnym biskupem krakowskim Pełką. Zapewne w okresie pobytu na dworze krakowskim Wincenty otrzymał prepozyturę sandomierską, ale nadal utrzymywał kontakt z Krakowem. po zgonie biskupa Pełki w 1207 r. Kadłubek został - po raz pierwszy w Polsce — wybrany przez kapitułę
104
105
*
krakowską na biskupa i po pewnych perturbacjach z kontrkandydatem Gedką ostatecznie zasiadł w 1208 r. na biskupstwie krakowskim.
0 jego rządach w diecezji wiemy niewiele. Był niewątpliwie wiernym współpracownikiem czołowego ówczesnego reformatora Kościoła, arcybiskupa Henryka Kietlicza, ale o jego działalności na polu reformy i na arenie politycznej źródła niemal nie informują. Nieco więcej wiadomo na temat zabiegów gospodarczych Wincentego i pomnażania majątku diecezji krakowskiej. Uczestniczył także w kilku krajowych zjazdach kościelnych, a w 1215 r. brał udział w obradach IV powszechnego S3boru lateraneńskiego/W 1218 r. Kadłubek z niewiadomych powodów ustąpił z biskupstwa krakowskiego i ostatnie pięć lat życia przebył w klasztorze cystersów w Jędrzejowie, gdzie zmarł w 1223 r. w Kronika Mistrza Wincentego objęła swoim zapisem dzieje Polski j>d_ czasów bajecznych do 1202 r. Składa się ona z czterech ksiąg, z których trzy pierwsze napisane są w formie dialogu prowadzonego między arcybiskupem Janem i biskupem krakowskim Mateuszem, natomiast czwarta ma postać opowiadania ciągłego. Dla opisania dziejów pierwszych Piastów Kadłubek wykorzystał przede wszystkim Kroniką Anonima Galia, ale korzystał z niej w dość specyficzny sposób, wybierając selektywnie, lecz na ogół dość wiernie, fakty historyczne, które następnie samodzielnie i dowolnie przeinaczał
1 interpretował w duchu moralizatorstwa i prostego dydaktyzmu. Klasycznym przykładem może tu być anegdota Galia o biednym kleryku i szczodrym królu, która w wersji Wincentego dotyczy nie kleryka a „pewnego biedaka", tak chciwego bogactw ofiarowanych mu przez Bolesława, że załamał się pod ich ciężarem i wyzionął ducha. Morał jest prosty i czytelny: szalonym jest ten, kto pieniądze nad życie przedkłada. I tak jest
w wielu innych miejscach, gdzie pisarz nie krępuje się faktografią Galia, szukając w niej tych elementów, które pozwalają mu rozprawiać o cnotach i grzechach, moralizować, stawiać przykłady i wyrażać przestrogi, a wszystko to przetykane jest gęsto opowieściami i przypowieściami z dzieł i historii antycznej, przenoszonymi na polski grunt przy zastosowaniu terminologii klasycznej, rzymskiej, dla opisu polskiego życia publicznego i prawno-politycznego. Zgodnie z ustaleniami B. Kurbi-sówny Kroiuką in# cbgr?ktąr~..traktaju historycznego, nawiązującego swoją retoryką i erudycją do panującej u schyłku XII wieku we Francji i w Anglii mody wśród tamtejszej elity intelektualnej i środowisk dworskich. Tkwiąc silnie w świecie pojęć prawa rzymskiego i kanonicznego autor nie umiał się z nich wyzwolić, co w efekcie przydaje jego narracji cech sztuczności i napuszo-ności, widocznych zwłaszcza w niezrozumiałej często metaforyce.
Dzieje badań źródłoznawczych nad Kroniką Mistrza Wincentego, nie tak bogate, jak w przypadku dzieła Galia, pokazują, jak z biegiem lat zmieniały się poglądy na wiarygodność i wartość źródłową tego przekazu. O ile dawniej uważano, że Kromka w głównym swoim zrębie była pisana dopiero pod koniec życia Kadłubka, w okresie jego pobytu w klasztorze jędrzejowskim, to dzisiaj utrwala się przekonanie, że powstanie jej przypadło na Pj^ełotn_20n[J^^
pewne już podczas pobytu na dworze Kazimierza Sprawiedliwego. Nie zmienia to faktu, że od interesującego nas tutaj konfliktu króla z biskupem krakowskim do schyłku XII wieku minęło_okołoj.20—125 lat, czyli że Pięć kolejnych pokoleń musiało sobie ustnie^przekazy-wać informacje o tym wydarzeniu. A wiadomo, że wraz : upływem czasu relacje ustne ulegają deformacjom 1 obrastają w różne nowe wątki, zniekształcające w
106
mniejszym lub większym stopniu pierwotną wersję. Stąd w najnowszej historiografii polskiej brak tak powszechnego dawniej zaufania do historycznych treści Kroniki, w związku z czym wymaga się od każdego badacza kprz^stającego_z_ tego źródła wyjątkowej ostroż-jipjcjJ^uże^oJkryJy_cjzmu7~Z druglej~s!rony podkreśla się, że dzieło Wincentego, mało wiarygodne dla czasów dawniejszych, w trzeciej, a zwłaszcza w czwartej księdze, opisującej okres bliski lub nawet współczesny życiu pisarza, zyskuje na wartości i rzeczowości. W świetle tych uwag staje się jasne, że relacja autora o czasach panowania Bolesława Szczodrego, mimo iż powstała, podobnie jak Kronika Galia, w środowisku krakowskim, nie może się z nią równać pod względem wartości źródłowej i musi być analizowana szczególnie skrupulatnie i ostrożnie. Należy przy tym brać pod uwagę różne okoliczności dodatkowo wpływające na kronikarza i skłaniające go do daleko posuniętego przekształcania opowiadania Anonima.
Dzieje badań naukowych nad dramatem biskupa Stanisława i króla Bolesława II są w istocie rzeczy historią sto s u n k u badaczy do dwóch przedstawionych wyżej przekazów źródłowy c IC Historycy o orientacji katolickiej w swojej ogromnej większości, a historycy wywodzący się bezpośrednio z kręgów kościelnych niemal wszyscy (chociaż podkreślić trzeba odmienne stanowiska ks. Jana Fijałka, w mniejszym stopniu ks. Józefa Umińskiego i niektórych innych), odrzucali przekaz Anonima Galia, dając bezwzględne pierwszeństwo relacji Mistrza Wincentego i w dalszej konsekwencji innym późniejszym źródłom od nie j'pochodnym. Inni badacze nie zajmowali jednolitej postawy, usiłując w krytyce źródeł utrzymać się na pozycjach obiektywizmu naukowego. Ostateczne wnios-
107
ki były — według ich mniemania — wynikiem dochodzenia do prawdy, a nie rezultatem powziętych z góry przekonań. W miarę doskonalenia się narzędzi krytycznych w warsztacie badawczym historycy ci coraz częściej uznawali przekaz Galia za jedyne wiarygodne źródło i eliminowali z rozważań relację Kadłubka. Niekiedy wybitni nawet historycy stwierdzali wprost, że istniejąca podstawa źródłowa do „sprawy świętego Stanisława" nie pozwala odtworzyć tła i przebiegu konfliktu w sposób choćby tylko przybliżony do prawdy i oświadczali sceptycznie: Ignoramus et ignordbimus, tzn. „Nie znamy i nie poznamy". Najrzadziej wszelakjDjwJtistoripj^
ka~slę- stanowisko7 które usiłowałoby pogodzić oba przekazy, znaleźć między nimi choćby wątłe nici łączące; tak dalece utrwaliło się przekonanie, że wykluczają się one wzajemnie. Czy jest tak rzeczywiście? Czy można ostatecznie, w oparciu o krytyczną analizę tych źródeł, zawyrokować, że Mistrz Wincenty, czerpiący swoją Wiedzę o Bolesławie II i Stanisławie przede wszysjtkim z Kroniki Anonima Galia, a dopiero potem z różnych późniejszych relacji ustnych, całkowicie odrzucił jedyne źródło pisane i sam lub po3 wpływem swoich informatorów i opinii panującej w kapitule krakowskiej przeinaczył zupełnie przekazaną przez nie wersję wydarz eń?~$to pytanie o podstawowym znaczeniu, pytanie, które współczesny historyk nie tylko musi zadać przystępując do badania dziejów konfliktu, ale na które musi również spróbować sobie odpowiedzieć, w przeciwnym bowiem razie wciąż będziemy obracać się w zaczarowanym kręgu dylematu: Gali czy Kadłubek? A wiadomo jest doskonale, że dylemat ten nie prowadzi do pogodzenia różnorakich stanowisk i tylko umacnia opinię, iż „faktum świętego Stanisława" jako problem
108
109
l
badawczy ma wymiar wieczny, ponieważ nigdy nie znajdzie zadowalającego wszystkich rozwiązania. Na koniec tej prezentacji źródeł do „sprawy świętego Stanisława" osobne słowo poświęcić należy grupie przekazów różnej proweniencji i różnego rodzaju, które na przestrzeni dziesięcioleci badań historycy próbowali włączać i do dziś włączają do rozważań, pragnąc wzbogacić nad wyraz ubogą podstawę materiałową. Spośród źródeł pisanych wymienić tutaj trzeba rzekomy list czeskiego Wratysława do Bolesława Szczodrego, w 3':;r5zej literaturze uważany niekiedy za wartościowy przyczynek do dziejów konfliktu. Dzisiaj nikt już go nie uwzględnia, dowiedziono bowiem, że w istocie rzeczy pismo to skierowane było do tegoż Wratysława i nie ma nic wspólnego z Polską.
O wiele bardziej skomplikowanie przedstawia się sprawa z nieznaną z oryginału bullą papieża Paschalisa II (1099—1118), datowaną na około 1115 r. Opinia badaczy na temat, czy dotyczyła ona spraw polskich i w związku z tym samego sporu króla z biskupem, jest do dzisiaj podzielona. Najbardziej wnikliwe studium poświęcił temu pismu papieskiemu Mieczysław Gębarowicz (1937), który zdecydowanie opowiedział się za jego przynależnością do polskich źródeł, a stanowisko to poparł w pełni Roman Gródecki (1947) i inni historycy. Zofia Kozłowska-Budkowa (1937) i ostatnio Ma-r:.an Plezia równie zdecydowanie oponują przeciw łączeniu listu z Polską, a wielu innych badaczy waha się w wydaniu jasnego sądu na ten temat. Należąc do tej ostatniej grupy uważam, że przy dzisiejszym stanie badań nad tym dokumentem o jego adresacie winna przesądzać treść pisma, a ta, wbrew opinii Mieczysława Gę-baro wieża, zdaje się dotyczyć raczej arcybiskupa węgierskiego w Spalato lub Ostrzyhomiu niż metropolity gnieźnieńskiego. Z tego względu, nie mogąc tutaj pro-
blemu źródłoznawczego rozwinąć, przekaz ten eliminuję z rozważań. Ponieważ jednak w tej sytuacji czytelnik może mieć wątpliwości, czy pominięcie tego źródła nie przyniesie poważnej szkody badawczej, wypada je wyjaśnić przynajmniej krótką informacją dodatkową
O tl*2SCl DUU l* \_/t)OZ piSmo x^3SCil&ll§3._ Jj.Jlł_1,^2ij3.QQ,rGSO^V3IlG
do nie wymienionego...? imienia^ arcybiskupa, dotyczy sprawy złożenia przez niego przysięgi wierności papież żowi w związku ż "otrzymaniem paliusza, W argumentacji kurii, domagającej się w imię dobra Kościoła owej przysięgi posłuszeństwa, znalazło się wtrącone zdanie: „Czyż to nie twój poprzednik' bez wiedzy rzymskiego papieża ukarał biskupa?" Przy przyjęciu tezy, że adresatem bulli był arcybiskup gnieźnieński Marcin (1092— —1118), treść przytoczonego zdania można by powiązać z wypadkami z 1079 r. i uznać za Romanem Gródeckim, iż decyzję Bolesława II wydania na śmierć biskupa poprzedził w czasie „sąd kościelny, w każdym razie kościelne rozeznanie sprawy przez ówczesnego arcybiskupa, z tym wynikiem, że arcybiskup uznał biskupa krakowskiego winnym (damnavit episcopum), po czym dopiero nastąpiło wydanie go w ręce władzy świeckiej". Czy wiadomość ta wprowadza poważne zmiany do rozpoznania źródeł konfliktu? Sam Roman Gródecki musiał przyznać, że nowe wyniki, uzyskane na podstawie omawianej bulli, przedstawiają się skromnie i sprowadzają się do dwóch punktów: 1. potwierdzają dane Kro-: niki Galia o wyroku sądowym wydanym na biskupa, j_2._virprowj.dzają nowy fakt w postaci orzeczenia koś- " cielnego arcybiskupa gnieźnieńskiego, który jeszcze przed sądem królewskim ukarał (czy może tylko potępił) Stanisława. Pośrednio fakt ten upoważnia do stwierr"^ dzenia, żs metropolita, a może nawet synod,..biskupiej w sporze Stanisława z Bolesławem opowiedział się po. stronie monarchy, l Nie bagatelizując znaczenia takich
_^r~*---~
•l 110
ustaleń, gdyby były one niewątpliwe, dla prześledzenia sytuacji wewnętrznej w kraju w okresie bezpośrednio poprzedzającym moment kulminacyjny dramatu, chcę podkreślić, że analogiczne wyniki — jak o tym będzie mowa — można uzyskać na innej drodze. Byłoby oczywiście bardzo istotne, gdyby dały się one potwierdzić informacjami listu Paschalisa II, ale do czasu ostatecznego wyjaśnienia adresata jego pisma bezpieczniej będzie powstrzymać się od włączenia go do analizy.
Obok źródeł pisanych w nauce powołuje się niekiedy również inne rodzaje przekazów, usiłując wzbogacić możliwości snucia różnych hipotez dotyczących konfliktu. Przez dłuższy już czas trwa polemika na temat chronologii pawstania_chrjcie1 nicy_-W_JTrydo,w_Skanii (Szwecja), na której znajdują się trzy płaskorzeźby mające wyobrażać sceny z legendy o wskrzeszeniu przez świętego Stanisława rycerza Piotra i stawieniu go w roli świadka na procesie przed królem. Badacze nie są w stanie rozpoznać, czy kamienne płaskorzeźby pochodzą ze schyłku XII, czy też z XIII wieku, a poszczególne stanowiska są w większym stopniu uzależnione od przyjmowanego z góry izałożenia na temat początków kultu świętego Stanisława niż od samodzielnej analizy źródłoznawczej. Po studiach uczonych szwedzkich. J. Roosvala (1918) i K.O. Tynella (1921), podstawowe rozprawy ogłosili historyk Władysław Semkbwicz (1925) i historyk sztuki Mieczysław Gębarowiez (1927/1928), z których zwłaszcza ten ostatni przedstawił nieodparte — moim zdaniem — argumenty dla tezy, iż płaskorzeźby są wytwnrptn drugiej połowy XIII wieku. Wy-
.-----«/ --*---•"- * —— •B-1—«Ł—J. . .. */ ---- ----- , |____^, __ *•
obrażone na nich motywy, jeśli istotnie odnoszą się do Polski, co wcale nie jest pewne, są prawdopodobnie ćdblcienrjakie j ś wersji późnej tradycji zapisanej w żywotach świętego Stanisława i w związku z tym nie
111
mogą być źródłem do interesującej nas tutaj sprawy między królem i biskupem.
podobny charakter i znaczenie mają czternastowieczne malowidła w bazylice Sw. Franciszka w Asyżu, które badaTKarpl Estelćher^~Dó~feJ"samej kategorii przekazów "wtórnych należy zaliczyć późne przerysy nie istniejących już płaskorzeźb, które niegdyś zdobiły wrocławski kościół Sw. .Wincentego. Utrzymywanie, jakoby oryginał można było datować na XII wiek (Witold Sawicki) i wiązać z rzekomo już wtedy istniejącym na Śląsku kultem biskupa Stanisława, nie ma szans naukowej akceptacji. Wyobrażenia na ^płaskorzeźbach według wszelkiego prawdopodobieństwa w ogóle nie dotyczą świętego Stanisława albo w najlepszym razie oparte zostały na w pełni już uformowanej w źródłach pisanych XIII stulecia legendzie stanisławowskiej. W latach sześćdziesiątych wyłoniła się nowa kwestia źródłoznawcza. W 1963 r. dwaj specjaliści krakowscy w zakresie medycyny sądowej: Jan Ólbrycłit i Marian Kusiak dokonali ekspertyzy naukowej relikwiarza z katedry krakowskiej, zawierającego, według tradycji, czaszkę św. Stanisława. W 1985 r. opracowanie ich opublikowane zostało w formie Protokołu badania relikwiarza z czaszką św. Stanislawa Szczepanowskiego, z pełną dokumentacją 25 fotografii. W pierwszej części opracowania eksperci opisali sam relikwiarz i czaszkę, a przede wszystkim jej ubytki i uszkodzenia. Stwierdzili, że czaszka należała do osobnika płci męskiej, liczącego 40 lub więcej lat. Przez pewien czas znajdowała się ona zapewne w ziemi, na co wskazują dwie smugi na kościołach ciemieniowych. Niezależnie od oczywistych zmian pośmiertnych ekspertyza wykazała liczne wgniecenia blaszek zewnętrznych kości, które nie mają znamion zmian pośmiertnych i są prawdopodobnie wynikiem urazów zadanych przy pomocy narzędzia tępo-
112
krawędziastego. Najgłębsze i najdłuższe wgniecenie (ok. 6 cm) znajduje się na potylicy, ciągnąc się od góry ku dołowi. Mniejsze wgniecenia są na kości czołowej i kościach ciemieniowych. W drugiej części Protokolu biegli podsumowali swoje wnioski na temat badanej czaszki stwierdzając ostrożnie, że wyłącznie w oparciu
0 poddaną analizie czaszkę nie są w stanie określić przyczyny śmierci osobnika, do którego ona należała.
Wyniki badań czaszki stały się podstawą interpretacji historycznej dokonanej przez Mariana Plezię (1966). Autor postawił hipotezę, że „badaną czaszkę można uznać za czaszkę Stanisława", ponieważ w całym okresie między śmiercią biskupa a jego kanonizacją w 1253 r. znane było miejsce przechowywania zwłok, nie ma przeto podstaw do obaw co do ich identyfikacji. Po kanonizacji czaszka znajdowała się w katedrze krakowskiej jako relikwia, będąca przedmiotem kultu. W 1478 r. badania czaszki dokonała kapituła krakowska, znajdując ją w podobnym stanie, w jakim jest obecnie w świetle Protokołu z 1963 r. Wcześniejsze, to jest przedkanonizacyjne, miejsca przechowywania czaszki Marian Plezia rekonstruuje następująco: przed połową XII wieku ciało Stanisława spoczywało w kościele Sw. Michała, ale czy w kościele pod tym wezwaniem na Skałce, jak podają trzynastowieczne żywoty św. Stanisława, czy w kościele wawelskim, mającym tego samego patrona, autor nie precyzuje jasno. Do tego ostatniego kościoła — zdaniem M. Plezi — zwłoki biskupa przeniesiono zapewne w 1088 r., chociaż Rocznik krótki
1 Żywot większy wspominają o translacji do katedry. Autor słusznie odrzuca tę informację, ponieważ budowę romańskiej katedry, tzw. katedry Hermana, zakończono dopiero w połowie XII wiekhi i wtedy nastąpiła powtórna translacja szczątków Stanisława do tzw. ka-
113
plicy Wazów, gdzie przetrwały do kanonizacji. Podzielając w zasadzie ten pogląd warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że w 1118 r. (chociaż mogło to się zdarzyć i później) w krypcie św. Leonarda katedry na Wawelu pochowano szczątki zmarłego wówczas biskupa krakowskiego Maura (1109—1118), którego grób odkryto w 1938 r. Teoretycznie zatem jest możliwe, że podobnie uczyniono z ciałem Stanisława trzydzieści lat wcześniej. Przeniesienie zwłok biskupa w 1088 r. na Wawel M. Plezia kojarzy ze ślubem Mieszka, syna Bolesława Szczodrego, z księżniczką ruską. Uroczystości weselne odbywały się na krakowskim dworze Władysława Hermana i w tym kontekście umieszczenie szczątków Stanisława w kościele prokatedralnym na Wawelu, zwanym przez Wincentego basilica minor, można uważać za akt zadośćuczynienia i pojednania. Autor zdecydowanie odrzuca możliwość podstawienia w okresie przedkanoni-zacyjnym cudzej czaszki w miejsce autentycznej, wysuwając dwa argumenty: 1. ponieważ relikwie fałszowano wówczas, gdy szczątki należały do osoby już kanonizowanej i otoczonej atmosferą kultu, 2. ponieważ nie podkładano by czaszki z widocznymi na niej obrażeniami, podczas gdy legenda Kadłubkowa podaje o zrośnięciu się ciała „nawet bez śladu blizn", a zatem w wyniku fałszerstwa stan faktyczny byłby niezgodny z „cudem" opisanym przez Wincentego.
Przesłanki, którymi M. Plezia posłużył się dla umocnienia swojej tezy o autentyczności badanej czaszki, budzą poważne wątpliwości. Jeżeli nawet przeważały wypadki podstawiania fałszywych szczątków kostnych postaci już kanonizowanych, to nie da się również wykluczyć, a nawet trzeba uznać za wysoce prawdopodobne, że czyniono to także wtedy, gdy były trudności z odnalezieniem ciała osoby, wokół której rodziły się za-
;
114
lążki kultu lub w stosunku do której w dalszym etapie jego rozwoju zamierzano podjąć starania kanonizacyjne. W przypadku nadzwyczajnych okoliczności towarzyszących egzekucji Stanisława, w atmosferze zamętu i przerażenia wywołanego gniewem króla, wydaje się bardzo wątpliwe, żeby istniały możliwości przeprowadzenia normalnego pogrzebu szczątków biskupa. W sprawie drugiego argumentu trzeba wskazać, że widoczne na czaszce uszkodzenia były obrażeniami wewnętrznymi, kostnymi, które wobec tego nie stoją w sprzeczności z opowieścią Kadłubka o braku blizn na ciele, czyli o zewnętrznym wyglądzie zwłok. W tym stanie rzeczy należy bardzo sceptycznie podchodzić do ewentualnej identyfikacji badanej czaszki z czaszką Stanisława. Obaj autorzy Protokołu nie tylko nie wysunęli na ten temat żadnych sugestii, ale nawet uznali niemożność ustalenia przyczyn śmierci posiadacza czaszki, ograniczając się do ostrożnego przypuszczenia, że jedno z wgnieceń jest rezultatem ciosu zadanego tę-pokrawędziastym narzędziem. Od tych ogólnych diagnoz do łączenia czaszki z osobą biskupa krakowskiego droga jest bardzo daleka i pod względem naukowym całkowicie niepewna. Nie można również wiązać większych nadziei z rezultatami ewentualnych dalszych badań nad przypuszczalnymi pozostałymi szczątkami kostnymi Stanisława, rozsianymi na obszarze diecezji krakowskiej. Do czegóż zresztą badania takie mogłyby doprowadzić? Czy da się po dziewięciuset latach odróżnić ciosy kata od ciosów ewentualnych stronników króla lub samego Bolesława? Sądzę^ że rokowania naukowe w tym zakresie są więcej niż wątpliwe, gdyż nawet bliższe określenie uszkodzeń ciała i narzędzi, które je sprawiły, pozostaną ustaleniami badawczo zupełnie jałowymi, nie poddającymi się sprawdzalnie dalszym in-
115
terpretacjom. Nie da się też, w moim przekonaniu,, nigdy udowodnić, że omawiana tutaj czaszka i jakiekolwiek inne szczątki sa^jmaterialn^rm^^^z^sjtałpściamł po Stanisławie, a kierowanie wysiłków naukowych na ten tor, aczkolwiek pozornie może być pociągające, prowadzi badania w ślepy zaułek złudzeń. Sprawa powyższa ma wszelako jeszcze jeden aspekt, nie obojętny dla analizy przekazu Mistrza Wincentego, a nawet dla samego tematu. Chodzi o to, że kronikarz wiedział z dzieła Galia, o poćwiartowaniu ciała Staai-, sława i nie miał powodu wątpić w informację swojegc poprzednika. Nasuwa się w związku z tym pytanie, w jaki sposób i dlaczego wpadł na pomysł, aby skomponować opowieść o cudownym zrośnięciu sig_„nawet bez.-śladu blizn", rozsiekanych „na najdrobniejsze cząstki" szczątków biskupa? Wyjaśnienie może być tylko jedno. Najwidoczniej Kadłubkowi było wiadome, że w czasie translacji ciała Stanisława do katedry Św. Wacława po 1150 i. nie stwierdzono na nim śladów obcinania członków (a zapewne zwrócono na to baczną uwagę ze względu na przekaz Galia Anonima) ani żadnych innych widocznych uszkodzeń. Dla pobożnego kronikarza był to oczywisty cud boski i tak też tajemnicze zjawisko objaśnił w swoim dziele, dopisując nadto różne okoliczności towarzyszące w postaci orłów strzegących zabitego .i. inne
nie z czystą fantazjąj_wy_-
>
mysłem pisarza, lecz" z Jego interpretacją usiłującą wytłumaczyć dwie, wzajemnie się wykluczające,, informacje o stanie szczątków Stanisława. Interpretacja Wincentego, zgodna z duchem epoki, nie może dziwić. A jak ma postąpić współczesny historyk? Przede wszystkim musi przyjąć do wiadomości przekaz Galia o wykonaniu wyroku obcięcia członków i informację Kadłubka, iż po jakimś czasie szczątki Stanisława zna-
116
leziono. całe i bez śladów obcinania członków. Pogodzenie sprzeczności rzeczowych występujących w obu przekazach jest możliwe w postaci wniosku: ciało, które po 1150 r. przenoszono do katedry wawelskiej Sw. Wacława, nie było szczątkami biskupa Stanisława.Rozdział IV
Bohaterowie konłliktu
Ponieważ w rozdziałach następnych przejdę do analizy źródeł sporu między Bolesławem II i biskupem Stani-sławem oraz próby przedstawienia jego przebiegu, przeto celowe wydaje się w tym miejscu zaprezentowanie obu bohaterów dramatu, ich sylwetek psychologicznych i charakterologicznych, jednym słowem ich wewnętrznej osobowości i indywidualności — tak jak rysują się one .w źródłach. Wydaje się bowiem, że w cechach osobistych i dyspozycjach wewnętrznych oraz w temperamencie króla i księcia Kościoła widzieć trzeba główne przesłanki przyszłych tragicznych wydarzeń. Przystępując do tego niełatwego zadania nie zamierzamy jednak odwoływać się do dawniejszych badań Stanisława Zakrzewskiego (1912), który w próbie portretu Bolesława Szczodrego przekroczył naszym zdaniem dopuszczalne naukowo granice w stosowaniu metody psychologicznej i elementów genetyki (tendencje te, w słabszym jednak stopniu, dają o sobie znać i w niektórych współczesnych pracach).
Możliwość nakreślenia szkicu do portretu Bolesława II zawdzięczamy Gallowi, który pisząc o pierwszych Piastach, najwięcej miejsca, poza Bolesławem Chrobrym, poświęcił właśnie Szczodremu. Dla czasów Bolesława I kronikarz nie dysponował jednak w pełni wiarygodną tradycją ustną (a tym bardziej pisaną) i dlatego jego sylwetę zaznaczył rysami schematycznymi tworząc, w fauę świadomie przyjętych założeń kompozycyjnych dzieła, model idealnego władcy, pozbawiony realiów historycznych i nie podbudowany faktami szczegółowymi. Inaczej zgoła przedstawia się sprawa z obrazem Bolesława II. Kronikarz — jak podkreślałem — miał do
118
dyspozycji znakomitych informatorów, pamiętających czasy Szczodrego i działających wówczas na dworze polskim. ,W Gallowym opisie panowania Bolesława II nie ma bodaj ani jednego wydarzenia, przy którym pisarz nie zamieściłby jakiejś wzmianki, która charakteryzuje osobowość tego władcy. Przemieszanie się w tych opiniach ocen pozytywnych i negatywnych nadaje im koloryt autentyzmu, wolny od schematu, pełen krwistych cech rzeczywistego człowieka, co sprawia, że możemy im zaufać, mimo widocznej miejscami u kronikarza nuty sympatii dla tragicznego króla. Przechodząc do bardziej szczegółowej charakterystyki Bolesława Szczodrego wyjść trzeba od wniosków nasuwających się po tym wszystkim, co napisano w rozdziale pierwszym. W świetle całego swojego panowania rysuje się on jako władca o niepospolitych walorach, , Rzutki i ryzykancki polityk, potrafiący dla osiągnięcia celu konsekwentnie prowadzić zawiklane gry polityczne na arenie międzynarodowej, budować sojusze i koalicje, które umacniały jego pozycję i osłabiały przeciwników. Na polu militarnym dał się poznać jako zdolny i energiczny wódz, czego świadectwo znajdujemy w dwóch błyskotliwych wyprawach kijowskich i w pomyślnych wojnach z Czechami i na Węgrzech. W polityce wewnętrznej okazał się mądrym władcą, który poprowadził dzieło odbudowy gospodarczej kraju, wprowadził na znaczną skalę do obiegu polską monetę i zapoczątkował proces nadań ziemskich na rzecz Kościoła,, możnowładztwa i rycerstwa, dzięki czemu uzyskał nowe-podstawy dla wzmocnienia potencjału wojskowego. Odbudował pod każdym względem Kościół polski i umocnił jego siłę ekonomiczną. Podobnie jak niegdyś do Mieszka II, tak do Bolesława II mogłyby z pełnym uzasadnieniem odnosić się słowa Matyldy szwabskiej, iż był to król „najbardziej chrześcijański", który położył
119
wielkie zasługi na polu krzewienia wiary katolickiej na ziemiach polskich.
Wśród pierwszych najważniejszych cech, którymi Anonim Gali charakteryzuje Bolesława II, wymieniona jest szczodrość i hojność. Przydomek „Szczodry" jest powtórzony w stosunku do tego króla w Kronice wielokrotnie i ma wszelkie cechy przezwiska, którym już współcześni obdarzyli swojego władcę. Występuje ono w tekście włącznie z odmianą „hojny", aż 13 razy, a wliczając tytuliki rozdziałów, co do których nie ma pewności, czy pochodzą od kronikarza, łącznie 19 razy. W jednym miejscu Gali nazywa króla „najhojniejszym ze szczodrych rozdawców darów". W innym miejscu przytacza anegdotę, która pokazać ma nadzwyczajną hojność władcy. JJbogi kleryk, będąc świadkiem, jak... Bolesław na dziedzińcu zamku krakowskiego oglądał w otoczeniu dworzan haracze Rusinów i innych ludów składających mu daniny, westchnął z boleścią na widok takich bogactw. Usłyszawszy westchnienie król kazał go wezwać i polecił mu wziąć sobie tyle skarbów, ile zdoła unieść. A kiedy płaszcz biedaka pękł od nadmiaru złota i srebra, szczodry król zdjął ze swoich ramion płaszcz i pomagał mu go wyładować, aż kleryk zawołał, że kark mu pęknie, jeśli dołoży jeszcze więcej. Niezależnie jednak od takich i podobnych jednorazowych gestów szczodrobliwości wydaje się, że słąwiLilgJIIości Bolesława ugruntowała się również dzięki nadaniom ziemskim na rzecz Kościoła i możnych. ~
Dalsze cechy osobowości Bolesława, podkreślane przez Anonima, wiążą się z toczonymi przez niego wojnami. Kronikarz pisze, że Szczodry był „„mężem wojowni-•'zym", „rycerzem odważnym i dzielnym" o „zuchwałej śmiałości rycerskiej". Nie ma potrzeby podkreślać, jak te zalety rycerskie były wysoko cenione w owych czasach i jak potrafiły zjednywać ludzki szacunek, budzić
120
podziw, uznanie i przywiązanie. Biorąc pod uwagę liczne wojny prowadzone przez Bolesława od pierwszych lat jego rządów, w tym wiele wypraw dowodzonych osobiście przez niego, określniki Galia znajdują pełne potwierdzenie.
Następna cecha sylwety duchowej Bolesława, wymieniona przez kronikarza, to łaskawość i gościnność dla ludzi przebywających na dworze. Możemy domyślać się, że wzorem przodków Szczodry wyprawiał wspaniałe uczty i biesiady dla współpracowników oraz gości krajowych i zagranicznych. Na jego dworze przebywali latami, znajdowali gościnę, opiekę i schronienie liczn; książęta-wygnańcy z krajów sąsiednich, z Czech, Węgier i Rusi. Z wyjątkiem Izjasława, który za drugim swoim pobytem w Polsce, dla wyższych racji państwowych, musiał opuścić dwór Bolesława, wszyscy inni nie mogli uskarżać się na .polskiego króla. Książę wę~gieT= ski Władysław — jak pisał Gali — „od"dzieciństwa chowany był w Polsce i pod względem obyczajów i sposobu życia niejako stał się Polakiem". Wdzięczność Władysława znajduje potwierdzenie w sposobie przyjęcia, jakie, już jako król węgierski, zgotował Bolesławowi, kiedy ten udał się do niego na wygnanie. Kronikarz podkreślił też „wieloraką zacność" (tj. prawość, szlachetność) Bolesława, cechę wysoko wówczas w odniesieniu do władców cenioną przez poddanych i dlatego wymienioną w Kronice, aby pokazać ją „na wzór tym, którzy władają państwami". Owa zacność dotyczyła zapewne przede wszystkim możnych i wpływowych przedstawicieli wielkich rodów oraz biskupów, była przeto zarazem dowodem mądrości politycznej króla, który nie będąc przecież władcą absolutnym musiał opierać się na współdziałaniu szerokich kręgów feudalnych, na radach i współpracy wielu ludzi dzierżących różnorakie wysokie funkcje państwowe i kościelne.
121
Zacność Bolesława II nie stała w sprzeczności z inną cechą charakteru króla, a mianowicie z jego dumą i poczuciem majestatu najpierw książęcego, potem królewskiego. Samo dążenie do korony może być rozpatrywane między innymi i z tego punktu widzenia, chociaż rzecz jasna nie wyłącznie. Wszystkie wysiłki Bolesława, zmierzające do zapewnienia całkowitej suwerenności państwowej Polsce, odpowiadały również osobowości Szczodrego, który nie chciał uznawać nikogo ponad sobą. W skrajnych przypadkach osobisty stosunek Bolesława do niektórych władców sąsiednich wskazuje na nadmiernie rozwinięte poczucie własnej ważności, które mogło uformować się na pożywce ogromnych sukcesów politycznych. Sprawiły one, że przez wiele lat władca polski był w Europie środkowo-wschodniej pierwszoplanową postacią i rozstrzygał o obsadzie tronów w sąsiednich państwach.
Przechodząc do przedstawienia negatywnych cech charakteru i osobowości Szczodrego zacznijmy od stwierdzenia kronikarza, że w okresie młodości, w pierwszych latach panowania, książę bywał lekkomyślny i uparty. Wydaje się nawet, że właściwość ta dochodziła do głosu i w czasach późniejszych, kiedy nazbyt ryzykancko i zuchwale nie doceniał przeciwnika, czy to Czechów, którzy według relacji Galia wyprowadzili go raz w pole podstępem, czy to w akcji przeciw Pomorzanom. Efektem takiego postępowania miała być utrata Pomorza Gdańskiego na wstępie panowania, innym razem nieosiągnięcie sukcesu militarnego, który w spotkaniu z Czechami wydawał się już pewny, jeszcze innym razem poniesienie zbyt wielkich strat na polu walki z Po-morzanami.
Ważnym przyczynkiem do poznania charakteru Bolesława są słowa Anonima: „Byłby on na pewno dorównał swoimi czynami czynom przodków [kronikarz miał tu
122
na myśli przede wszystkim Bolesława Chrobrego], gdyby nie kierował nim pewien nadmiar ambicji i próżności". Można by te pejoratywne c,echy charakterologiczne uzupełnić jeszcze porywczością króla i jego nieprzemyślanymi, spontanicznymi reakcjami,"nawet""w drobnych sprawach, oraz zapewne atrakcyjnymi dla obecnych, ale w istocie raczej efekciarskimi gestami, które mogły przynieść w ostatecznym rachunku więcej szkody niż pożytku. W każdym takim wypadku kronikarz znajduje usprawiedliwienie dla niewątpliwych nawet wad Bolesława dodając: „Lecz nie ma co się dziwić, jeśli ktoś nieco zbłądzi z nieznajomości rzeczy, skoro zdoła potem mądrością naprawić to, co zaniedbał", jakby tłumacząc, że pomyłki są niezbędną stroną życia każdego władcy, natomiast ważne jest to, żeby „mądrością" je naprawiać, czyli umieć wyciągać słuszne wnioski z popełnionych błędów.
Podobnie jak w wypadkach określania Szczodrego przy pomocy cech dodatnich, tak też w przypadkach pisania
0 jego wadach Gali natychmiast egzemplifikuje je konkretnymi faktami. „On również... jako zdobywca wkroczył do stolicy królestwa Rusinów, znamienitego miasta Kijowa, i uderzeniem swego miecza pozostawił pamiętny znak na Złotej Bramie" — pisał kronikarz, dodając nieco dalej, że Izjasław prosił Bolesława, aby publicznie „oddał mu pocałunek pokoju dla czci jego narodu". Kiedy jednak doszło do spotkania Bolesław nawet „nie zsiadając z konia, lecz targając go ze śmiechem za brodę, oddał mu ten nieco kosztowny pocałunek".
Szczyt nadmiernego „majestatu królewskiej władzy"
1 niemal chorobliwej dumy znajdujemy w Gallowym opisie przybycia Bolesława na Węgry w 1079 r., już w charaklerze~"wygnańca szukającego pomocy: „Bolesław nazywał Władysława «swoim królem», a Włady-
123
sław uznawał, że to istotnie on go królem uczynił. Jedno przecież u Bolesława położyć należy na karb próżności, co wiele zaszkodziło jego dawniejszej zacności: choć bowiem jako zbieg przybywał do cudzego królestwa i choć zbiega nie słuchał nawet żaden chłop, Władysław, jako mąż pokorny, pospieszył wyjść naprzeciw Bolesława i oczekiwał zbliżającego się z daleka, zsiadłszy na znak uszanowania z konia. A tymczasem Bolesław nie miał względów dla pokory uprzejmego króla, lecz uniósł się w sercu zgubną pychą mówiąc: «Ja go za lat pacholęcych wychowałem w Polsce, ja osadziłem na tronie węgierskim. Nie godzi się więc, bym mu ja, jako równemu, cześć okazywał, lecz siedząc na koniu oddam mu pocałunek jak jednemu z książąt*. Zauważywszy to Władysław obruszył się nieco i zawrócił z drogi, polecił jednak, by mu wszędzie na Węgrzech niczego nie brakło. Później atoli zgodnie i po przyjacielsku spotkali się między sobą jak bracia; Węgrzy wszakże owo zajście głęboko sobie i na trwałe w sercu zapisali. Wielką ściągnął na siebie Bolesław nienawiść u Węgrów i — jak mówią — przyspieszył tym swoją śmierć". W przytoczonych przykładach mamy wprost klasyczne dowody nadmiernie wybujałej pychy, próżności, ambicji i przeświadczenia o swojej wyższości oraz skłonności do posługiwania się spektakularnymi, robiącymi na postronnych obserwatorach zapewne ogromne wrażenie gesta-{nj^ które zazwyczaj później sprzyjają tworzeniu się legendy.
Pozytywne i negatywne rysy Bolesława, ukazane przez Anonima Galia, dają w sumie obraz człowieka i władcy
0 skomplikowanym i trudnym charakterze, o różnych zaskakujących reakcjach, sympatycznych i grubiań-skich, o przeroście ambicji, poczucia swojego znaczenia
1 swojego majestatu, a nade wszystko o królu wojowniczym, dzielnym, łaskawym i niezwykle szczodrym dla
124
poddanych. We wszystkich tych cechach wewnętrznych osobowości tkwiły potencjalne zarodki powstawania sytuacji konfliktowych w stosunkach z ludźmi, zv/łaszcza wówczas, gdy druga strona prezentowała podobne właściwości charakterologiczne i nie ustępowała popędliwoś-ci Bolesława.
Czy biskup Stanisław był człowiekiem podobnego pokroju? Czy stanowisko księcia Kościoła kazało mu przedstawiać swoje racje w równie bezwzględny sposób i reagować podobnie drastycznymi słowami ł gestami — oto pytania, na które gdyby można było odpowiedzieć, postawiłyby całą sprawę sporu na pewno w znacznie jaśniejszym świetle. Niestety, na temat portretu psychologicznego biskupa krakowskiego nic nie da się powiedzieć, ponieważ nie dysponujemy żadnymi wiarygodnymi, współczesnymi Stanisławowi źródłami, a późniejsze przekazy, o czym będzie mowa w dalszej części pracy, rekonstruowały jego sylwetę duchową już. w aureoli i legendzie świętego, bez możliwości oparcia się o świadectwa bezpośrednie i o informacje współczesnych. Historyk może tylko głęboko ubolewać z powodu niemożności przedstawienia jednego z dwóch aktorów tragedii, która wstrząsnęła posadami państwa. Biskup Stanisław, jako człowiek i pierwszoplanowa postać w Kościele polskim, pozostaje w cieniu historii, co poważnie utrudnia rozwikłanie jednej z największych tajemnic naszych dziejów w epoce średniowiecza. Poszukiwania odpowiedzi na pytania o przyczyny i sam przebieg dramatu muszą być wobec tego prowadzone na innej drodze, ale przedstawiony wyżej zarys portretu Bolesława Szczodrego stanowi wiele mówiące tło wydarzeń, które rozegrać się miały w Krakowie w pamiętnym 1079 r.Rozdział V
Analiza relacji Anonima Galia i Mistrza Wincentego
A. Przekaz Kroniki Anonima Galia
Tekst Anonima Galia poświęcony opisowi sporu króla z biskupem krakowskim niezwykle trudno poddaje się krytycznej interpretacji, ponieważ z wyżej wymienionych przyczyn kronikarz celowo całość sprawy jprzed-stawił lakonicznie i ogólnikowo, operując raczej symbolami niż faktami szczegółowymi. Pojedyncze słowa użyte w relacji nie są jednoznaczne i dopuszczają różne ich rozumienie. W niektórych wypadkach nieodzowne przeto będzie posłużenie się tutaj określeniami łacińskiego oryginału, aby uniknąć zarzutu jednostronnego i subiektywnego ich przekładu. Co zatem „wolno" było kronikarzowi napisać o tych wydarzeniach bez narażenia się — jak zapewne sądził — na niebezpieczeństwo osobiste, względnie też z powodu ograniczeń narzuconych pisarzowi racją stanu czy racją dynastii lub nawet Kościoła?
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że w przekonaniu Galia między śmiercią Stanisława i wypędzeniem Bolesława II istniał ścisły związek przyczynowy. "Wynika to' niedwuznacznie z początkowego fragmentu tekstu: „Jakim zaś sposobem król Bolesław został z Polski wypędzony, długo byłoby opowiadać, lecz to [tylko] powiedzieć wolno, że pomazaniec na pomazańcu nie powinien cieleśnie mścić się za jakikolwiek grzech. To bowiem bardzo mu zaszkodziło..." A więc „mszczenie się" króla na biskupie przyczyniło się do wypędzenia gc 2 kraju, ponieważ „bardzo mu to zaszkodziło". Zemsta królew-
.126
ska jest jednak przez autora potraktowana tylko jako d o 4jLtjkj;Lw a> a n i e wyłączna okoliczność pogarszająca sytuację Bolesława, istniał przeto jesz c ze inny powód (względnie powody), który w równym przynajmniej stopniu mu zagroził. Jeżeli poprawnie rozumiemy analizowany tekst, to wszystkie dotychczasowe interpretacje, stawiające znak równania między dwoma faktami: śmiercią biskupa i wygnaniem króla — są wyjściem po za to, co Gali myślał i napisał.
Fragment cytowanego zdania, że „pomazaniec na po-mazańcu nie powinien mścić się za jakikolwiek grzech", zawiera jedną interpretację kronikarza i dwie ważne wiadomości rzeczowe. Do interpretacji zaliczam jego opinię, iż pomazaniec-król (przypominam, że obrzęd koronacji połączony był z namaszczeniem olejami świętymi, w związku z czym miał znamiona sakry kościelnej), bez względu na charakter postępku drugiego pomazań-ca-biskupa, nie powinien był stosować wobec niego sankcji cielesnych (w przekładzie M. Plezi z 1965 r.: „karać cieleśnie"). Właśnie owa sankcja cielesna, zakończona śmiercią Stanisława, dla wielu badaczy problemu stała się kamieniem węgielnym hipotezy, że w jej następstwie podniósł się bunt przeciw królowi, który doprowadził do zegnania go z tronu, ponieważ w świetle ówczesnych pojęć prawnych i obyczaju miał to być fakt niesłychany. Biskup bowiem podlegał rzekomo wyłącznie sądownictwu kościelnemu i dla panującego był osobą fizycznie nietykalną.
Zgadzam się całkowicie na to, że Anonim, wykształcony w wysokiej i od dawna chrześcijańskiej kulturze francuskiej, a przy tym światopoglądowo uformowany w klasycznym modelu zhierarchizowanego zachodniego ustroju feudalnego, w którym Kościół osiągał już nową
127
pozycję wobec władzy świeckiej, nie mógł inaczej oceniać postępku króla. Ale bardzo wątpię, czy w podobnych kategoriach oceniały go kręgi polskiego duchowieństwa, a zwłaszcza możni i rycerstwo. Trzeba bowiem wziąć znaczną poprawkę na surową i prostą ówczesną kulturę polityczną, obyczajową i prawną w Polsce wczesnośredniowiecznej w porównaniu z kulturą zachodnią. Schrystianizowanie nawet górnych warstw społecznych w skali całego państwa dalekie było jeszcze od zakończenia, ponadto liczyć się trzeba z dość powierzchownym traktowaniem religii, zwłaszcza na obszarach dalej położonych od centrów państwowych i kościelnych. W tych warunkach znaczny był zakres uprawnień panującego,
'lu^gi-iii • i .i!y_ii.,ii •liimini n • i i. ...ii___._ ____ .....r"—ni iiu„_.uni —11 TT
który był sędzią najwyższym dla wszystkich swoich poddanych, nie wyłączając duchownych wszystkich stop-nijWraz z biskupami, których sam powoływał na diecezje. Sądy kościelne, jeśli działały już systematycznie, obejmowały swoim zakresem zapewnY^TjpTawjTlfciśle związane z dyscypliną kościelną kleru. Należy przeto — moim zdaniem — wprowadzić istotne rozróżnienie między oceną Anonima i oceną polskiej elity politycznej represji zastosowanej przez króla wobec biskupa, a wówczas podkreślony, już ograniczony, aczkolwiek poważny, wpływ tej represji na usunięcie Bolesława z tronu stanie się jeszcze bardziej zrozumiały i uzasadniony.
Pierwszą z dwóch „rzeczowych informacji zawartych w analizowanym zdaniu jest wiadomość, że postępek kr/"a. pozostawał w związku z „grzechem" (peccatum) bisku-E§Ł_G*H wprowadza tutaj pojęcie z zakresu chrześcijańskiej doktryny moralnej, które nie jest zupełnie jasne, gdyż istota grzechu i jego różnorakie aspekty były przedmiotem długotrwałych sporów i dyskusji największych autorytetów teologicznych. Jeżeli generalnie uznać można, że w religii tak monoteistycznej jak
128
chrześcijaństwo przez „grzech" rozumie się dobrowolne i świadome przekroczenie obowiązujących norm re-ligijno-etycznych, pojmowanych jako nakazy boskie i kościelne, to przecież w określonych i zmiennych warunkach historyczno-społecznych, zwłaszcza w młodych państwach chrześcijańskich, w których interesy Kościoła i państwa były ściśle z sobą sprzężone, a nawet często identyfikowane, „grzechem" mogło być także przekroczenie funkcjonujących przepisów i norm p*ań-stwowego prawa zwyczajowego. W każdym razie granica między wykroczeniem przeciw nakazom Kościoła i państwa w wielu wypadkach w tych czasach była płynna i za taką musiała być uważana, co mogło prowadzić do odmiennej interpretacji i oceny faktów przez władzę kościelną i świecką. Rodzi się więc kolejny dylemat: jak rozumieć Gallowe określenie „grzechu" biskupa — czy wyłącznie w kategoriach chrześcijańskich zasad moralnych i kościelnych, czy też w sensie wykroczenia przeciw prawu państwowemu, którego najwyższą ema-nacją był król Bolesław? Obawiam się, że definitywna odpowiedź na tak postawione pytanie nie jest możliwa, ale dyskutując o tym zagadnieniu należy zwrócić uwagę na kilka przesłanek pośrednich, które mogą nas przybliżyć do uznania jednej z dwóch wysuniętych możliwości za bardziej prawdopodobną.
Badacze zajmujący się Kroniką Galia i osobą jej autora zgodnie podkreślają, że ten mnich benedyktyński nie był moralizatorem ani z temperamentu, ani z upodobania, ani ze skłonności umysłowych. Jego wiara była oczywista, żarliwa i głęboka, ale dość daleka od tendencji dogmatyczno-teologicznych i teoretyzowania. _Jeżeli zatem mielibyśmy rozpatrywać sprawę w świetle tego, co wiemy o charakterze i mentalności kronikarza, tu musielibyśmy powiedzieć, że w omawianym przypadku pod określeniem ,,grzech" rozumiał on raczej przekro-
l
Drzeworyt z XVI wieku przedstawia króla Bolesława Szczodrego
" .,;>
M
l
l
n
129
24. W miejscu, w którym według Legendy zginął biskup Stanisław, wiś dziś osiemnastowieczny obraz przedstawiający świętego
czenie norm prawa państwowego niż kościelno-moral-nego. Abstrahujemy w tej chwili od późniejszych prze-• kazów, które całość sporu króla z biskupem rozważały w kategoriach konfliktu racji wyłącznie moralnych. Korzenie tych poglądów i postaw są łatwe do rozszyfrowania i uczynimy to w dalszym ciągu. Swego czasu Tadeusz Wojciechowski wysunął domysł, że ówczesny arcybiskup gnieźnieński Bogumił (?) stanął w toku konfliktu po stronie króla, w związku z czym podzielił jego los i utracił urząd. Autor powołał się na późną legendę dobrowską, według której Bogumił był prześladowany i dlatego zrezygnował z godności, chroniąc się w eremie w Dobrowie, gdzie zmarł dopiero w 1092 r. Ile w tej legendzie wątków fikcyjnych, a ile prawdopodobnych, odgadnąć nie podobna. Faktem jest jednak, że najstarsze roczniki polskie nie odnotowały ewentualnego rzucenia klątwy na króla przez arcybiskupa (wprawdzie brak w nich również informacji na temat samego dramatu), co byłoby zrozumiałe w wypadku, gdyby metropolita stanął w sporze po stronie biskupa krakowskiego. Gdyby uznać racje niektórych badaczy (Mieczysław Gębarowicz, Roman Gródecki, Gerard Labuda i inni) i włączyć do „sprawy świętego Stanisława" wspomniany wyżej list Paschalisa II, to znaleźlibyśmy w jego treści, niezależnie od sugestii, że Stanisław stanął najpierw przed sądem arcybiskupa, potwierdzenie opinii legendy dobrowskiej, iż metropolita popierał króla, a nie swojego biskupa. Wynikałoby z tego, że spór wybuchł nie na tle wmieszania się Bolesława w etyczno-moralne przewinienia Stanisława i nie był rezultatem uzurpowania sobie przez króla prawa do rozstrzygania kwestii, które podlegały kompetencjom władzy kościelnej.
Najmocniejsze jednak wsparcie dla hipotezy, iż u podłoża konfliktu z 1079 r. nie leżały przewinienia etycz-
5 — Bolesław Śmiały
5*1
130
131
ne czy kościelne Stanisława, a w każdym razie, że takie było przekonanie kronikarza, oparte na uzyskanych informacjach, upatruję w drugiej wiadomości rzeczowej przekazanej przez niego w analizowanym zdaniu. Chodzi o stwierdzenie, że król „mścił" się za „grzech" biskupa. Czasownik ińndicare—mścić się, użyty został w całym opisie sporu dwukrotnie i trudno widzieć w tym czysty przypadek. Nie ma też potrzeby unikać głównego jego znaczenia w przekładzie na język polski, jak uczynił to Marian Plezia, który w poprawionym przez siebie dawnym tłumaczeniu Romana Gródeckiego podaje wersję: „...nie powinien... za żaden grzech karać cieleśnie", a w drugim zdaniu zamiast dosłownego przekładu: „...ani króla mszczącego się tak haniebnie", wprowadza tekst polski w brzmieniu: „...ani nie zalecamy króla, który tak szpetnie dochodził swoich praw...". Wydaje się, że tłumacz posłużył się w tych miejscach pewnego rodzaju eufemizmami i w tzw. wolnym przekładzie zbyt daleko odszedł od myśli i intencji Anonima. Pozostając bowiem wiernie przy tekście i słownictwie Galia musimy jego określenie postępku Szczodrego jako „zemsty" w stosunku do biskupa rozumieć w dosłownym sensie, naturalnie w odczuciu ludzi XII wieku. W pojęciu „zemsty" mieści się poczucie osobistej krzywdy, doznanej rzeczywiście lub fikcyjnie przez osobę, która w związku z tym pragnie zemścić się ,na krzywdzicielu. Jeżeli w przekonaniu Anonima Bolesław posunął się do zastosowania „zemsty" wobec Stanisława, to widocznie musiał uznać, że „grzech" biskupa dotykał go osobiście i wymierzony był przeciw niemu.
W omawianym zdaniu znajduje się jeszcze jedna informacja rzeczowa o „cielesnej" zemście króla na biskupie, ale nie dotykamy tej sprawy tutaj, ponieważ w następnym zdaniu kronikarz dokładnie wyjaśnił, na czym ona polegała. Fragment ten brzmi: „To bowiem bardzo mu
zaszkodziło, gdy do grzechu dodał grzech, gdy za bunt [vel zdradę] wydał biskupa na obcięcie członków". W przekładzie Romana Gródeckiego i Mariana Plezi, pomijając tutaj dyskusyjne określenie pro traditione, są drobne odmiany tłumaczenia. Pierwszy przełożył: „To bowiem wiele mu zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował, gdy za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków". Drugi nadał przekładowi następującą formę: „Wiele mu to bowiem zaszkodziło, gdy przeciw grzechowi grzech zastosował i za zdradę wydał biskupa na obcięcie członków". Różnice w tych trzech próbach przekładu nie są zbyt wielkie, ale dyskusyjny może być przekład słowa adhibuit, użytego przez pisarza w tym zdaniu aż dwukrotnie. Czasownik adhibuit ma wiele znaczeń i nie ulega wątpliwości, że za każdym razem anonim nadawał mu inny sens. W drugim wypadku jego użycia przekład „wydał biskupa na obcięcie członków" mógłby równie dobrze brzmieć: „kazał biskupowi obciąć członki", albo lepiej: „skazał biskupa na obcięcie członków".
Pierwszy człon tego zdania: „To bowiem bardzo mu zaszkodziło..." analizowałem już wyżej i nie ma potrzeby tu do niego wracać. Drugi człon: „...gdy do grzechu dodał grzech...", wymaga komentarza. W pierwszym wy-' padku chodzi oczywiście o „grzech" biskupa, natomiast w drugim Anonim ma na myśli „grzech" króla, ponieważ zaraz wyjaśnia, na czym miał on polegać. Analiza „grzechu" Bolesława nie nastręcza trudności. Gali stwierdza wprost, że król popełnił grzech wydając biskupa na obcięcie członków, a więc na śmierć. Mamy tu do czynienia z podwójną jakby kwalifikacją czynu Szczodrego przez kronikarza: moralną i prawną. Zjed-nej strony kara śmierci zastosowana przez władcę wobec bSEupa była przestępstwem moralnym, z drugiej stanowiła przekroczenie uprawnień panującego, który „nie
132
133
powinien" żadnego grzechu księcia Kościoła represjonować przy pomocy praw regulujących życie państwa. Gregorianizm kronikarza, tak często dyskutowany w nauce, dochodzi tu wyraźnie do głosu jako jedna z nowinek zaszczepianych na polskim gruncie przez wykształconych przybyszów z zachodu Europy. Bez względu na to, jak będziemy tłumaczyć czasownik adhibuit: czy jako „wydał", czy jako „skazał", jedno w świetle relacji Galia i informacji, jakimi pisarz dysponował, jest pewne, a mianowicie, że król osobiście nie brał żadnego bezpośredniego ""ud z i a ł u w cielesnym ukaraniu biskupa Stanisława. On był tylko tym, który je postanowił i polecił wykona ć. Z tym stwierdzeniem dochodzimy do problemu „sądu" i „wyroku" królewskiego, który przez długie dziesięciolecia ekscytował badaczy i nie tylko badaczy, ale również tych wszystkich, którzy w publicystyce, a także w różnych dziedzinach sztuki, ulegli ogromnej dramaturgii tego niespotykanego w naszych dziejach wydarzenia i swojej fascynacji dawali wyraz na wielu polach twórczości.
W rzeczywistości jednak' dylemat, czy śmierć Stanisława postanowiona została na mocy formalnego wyroku sądu królewskiego, czy też była samowolną decyzją Bolesława, jest dylematem pozornym. Nie istniał on także dla Galia, który — jak wspomniałem — odrzucał wszelką formę cielesnego karania biskupa przez władcę świeckiego, uważając takie postępowanie za akt bezprawia. Nieporozumienie polega jednak na czym innym. W Polsce XI wieku najwyższa władza sądowa, mająca swoje źródła w prawie zwyczajowym, należała do panującego i obejmowała cale społeczeństwo i wszystkich poddanych, którzy obowiązani byli do wierności względem niego. Przestępstwa pospolite rozpatrywali
urzędnicy prowincjonalni, działający z upoważnienia władcy, ale od ich wyroków przysługiwało skazanym prawo odwołania się do sądu książęcego. Z natury rzeczy książę czy król rozpatrywał przede wszystkim przestępstwa ciężkie i owe apelacje, w przeciwnym bowiem razie działalność sądownicza absorbowałaby nadmiernie panującego. Sądy te miały miejsce zarówno w stolicy państwa, jak i w prowincjonalnych ośrodkach władzy państwowej, które książę często odwiedzał, będąc w ustawicznych podróżach po kraju, a nawet w sytuacjach nadzwyczajnych, jak np. w obozie wojskowym itd. Byłoby nieporozumieniem i anachronizmem, gdybyśmy pod pojęcie ówczesnego „sądu" książęcego podkładali nowoczesne wyobrażenia o formie, trybie, organizacji i scenerii działania sądownictwa. Roki sądowe były wytworem czasów znacznie późniejszych i stopniowego, poprzez wieki kształtującego się obyczaju sądowego i jego organizacji. W XI wieku panujący mógł ferować wyroki przeprowadzając wstępne rozpoznanie sprawy i zasięgając opinii świadków oraz zaufanych doradców, ale mógł także z równą mocą prawną wydać wyrok w postaci samodzielnie zarządzonego rozkazu. Stąd pojawiające się opinie, że we wczesnym średniowieczu władca dysponował prawem karania poddanych bez sądu, są wewnętrznie sprzeczne. Omawiany tekst Galia nie daje podstawy do rozstrzygnięcia, czy w przypadku biskupa Stanisława król podjął decyzję po uwzględnieniu stanowiska najbliższych doradców spośród rady królewskiej, w tym również arcybiskupa gnieźnieńskiego, czy też wyrokował całkowicie samodzielnie. Relacja Anonima zawiera wszelako pewne sugestie, przemawiające za drugim z wymienionych trybów postępowania. Zdaje się na to wskazywać kwali-ikacja moralna postępku Bolesława przez kronikarza jako „grzechu", ale przede wszystkim dwukrotne pod-
134
kreślenie, iż król „mścił się" na biskupie. Określenia te sugerują, że na podstawie uzyskanych informacji Gali wyrobił sobie pogląd, iż wyrok zapadł nagle i że opinia dworska była nim zaskoczona, od^zuwając^goraczej jako. akt osobistej zemsty, niż jako sprawiedliwą kafęT Historyk musi być jednak bardziej wstrzemięźliwy w swoich sądach. Nawet jeżeli król nakazując uśmiercenie biskupa okazywał przejawy gniewu i wzburzenia, musimy wziąć pod uwagę domniemanie, że działał zgodnie z wewnętrznym przekonaniem, uważał się bowiem, zgodnie z prawem, tradycją i obyczajem, za sędziego najwyższego, za uprawomocnionego do karania wszystkich swoich poddanych. Można przy tym wątpić, czy młody, a do tego dotknięty niedawnymi klęskami, polski chrystianizm, dopiero co organizacyjnie odbudowany, był zdolny ów wiekowy obyczaj ograniczyć i wypracować dla siebie w opinii społecznej własne prawa i obyczaje, zawężające atrybuty władzy monarszej. Bez względu zatem .na okoliczności bezpośrednio towarzyszące wydaniu decyzji zgładzenia biskupa musimy przyjąć, że miała ona pełną moc prawną.
Fundamentalne znaczenie dla określenia „grzechu" Stanisława ma ostatni człon omawianego zdania, wyjaśniający, dlaczego król wydał go na śmierć i dlaczego wybrał taki rodzaj kary — „zemsty". Słynne wyrażenie Gallowe pro traditione stało się przedmiotem zaciekłych sporów historiograficznych, ciągnących się do dzisiaj. Jakby tego było mało, kronikarz w następnym zdaniu wprost nazwał Stanisława: traditor episcopus. W dosłownym przekładzie słowo traditio znaczy „zdrada", a określenie traditor znaczy „zdrajca". Ci badacze, którzy uznawali tekst Galia za rozstrzygające źródło do poznania tła konfliktu, niemal zawsze rozumieli owe wyrażenia dosłownie, przypisując wobec tego Stanisławowi łączenie się z wrogami zewnętrznymi na szkodę pań-
135
stwa polskiego. Najpełniejszą i najpowszechniej przyjmowaną konstrukcję tego stanowiska opracował Tadeusz Wojciechowski, aczkolwiek miał w tym zakresie dość licznych poprzedników. Z kolei ci historycy, którzy eliminowali przekaz Anonima jako jednostronnie tendencyjny w sensie negatywnym dla biskupa i opierali się na relacji Kadłubka i późniejszej, pochodnej od niego tradycji pisanej, w ogóle nie musieli zajmować stanowiska wobec problemu „zdrady" Stanisława, ponieważ w źródłach tych motyw zdrady nie odgrywa roli, a nawet nie istnieje. Tylko nieliczni historycy okre-ślniki Galia usiłowali analizować sine ira et studio na tle słownictwa całego dzieła autora i w kontekście całej sytuacji wewnętrznej w Polsce w ostatnich latach rządów Bolesława Szczodrego. Na ich czele należy postawić Joachima Lelewela, który już w 1847 r. w drugim tomie dzieła: Polska wieków średnich taką właśnie metodę pierwszy zastosował.
Idąc tropem wielkiego historyka XIX wieku zbadałem wszystkie wypadki występowania w Kronice Anonima określeń traditio i traditor w połączeniu z kontekstem, w którym zostały zastosowane. Aby nie nużyć czytelnika szczegółowymi wywodami w każdym przypadku, w którym terminy te znalazły się w użyciu, pominę je tutaj przechodząc od razu do wypływających z tej analizy wniosków i bilansującego rozpatrzenia, w jakim znaczeniu pisarz posługiwał się nimi. Określenia traditor i traditio występują w Kronice w czterech różnych znaczeniach. Na ogólną liczbę 13 ich zastosowań "w.2 wypadkach oznaczają niedotrzymywanie umów zawartych między państwami, w 2 wypadkach sens ich nie jest""Jagny i dopuszcza interpretację zarówno jako „zdrady" w postaci łączenia się z wrogiem ewnętrznym, jak i „buntu", czyli przeciwstawienie się panującemu. W 3 dalszych wypadkach oznaczają „zdra-
»j
i
8 t
136
137
de" jako powiązanie z nieprzyjacielem zewnętrznym. I wreszcie w pozostałych 6 razach określenia traditio i traditor użyte zostały przez pisarza bez wątpienia w znaczeniu „bunt" i „buntownik" (w tym l raz raczej jako „spisek") w celu określenia postawy wrogiej wobec władcy, ale „buntownicy" nie kontaktowali się z siłami zewnętrznymi. Dwukrotna przewaga ilościowa tego ostatniego znaczenia nad „zdradą" czy „zdrajcą" w „czystym" sensie tego terminu zdaje się wskazywać, iż kronikarz najczęściej i najchętniej posługiwał się terminami tymi w sensie „buntownik" i „bunt". Niemal w każdym z analizowanych 13 przypadków użycia omawianych określeń można dość łatwo ustalić ich znaczenie z.kontekstu. Natomiast kiedy w rozdziale 27 pierwszej księgi Gali nazwał biskupa traditor, to poza dodaniem, iż popełnił on jakiś „grzech" i wobec tego król pro traditione wydał go na obcięcie członków, brak wszelkich wskazówek, które umożliwiłyby rozpoznanie właściwego znaczenia owych terminów.
Czywobec tego wolno uznać, że Stanisław był „zdraj-cą^~wskutek powiązania się z wrogami zewnętrznymi, czy też raczej był „buntownikiem", występującym opozycyjnie przeciw królowi, na co wskazywałaby znaczna przewaga liczbowa posługiwania się terminem traditor przez pisarza w tym właśnie znaczeniu? Sądzę, że chociaż druga możliwość wydaje się bardziej prawdopodobna, poszukiwanie rozstrzygającej przesłanki dowodowej co do charakteru „grzechu" biskupa wyłącznie w zawodnej statystyce byłoby ryzykowne. Co najwyżej może to być poszlaka pomocnicza, a dróg do jej rozwinięcia, wobec braku bezpośrednich przekazów, szukać należy w całym zespole wydarzeń, jakie miały miejsce w Polsce poczynając od 1075 r. Głównym bowiem wynikiem uzyskanym w toku badania odnośnej terminologii Galia jest to, że traditor w języku kronikarza miał kilka zna-
czeń i nie koniecznie musi być pojmowany jako „zdrajca" — jak to przyjmowali niemal wszyscy badacze biorący za podstawę tekst Anonima. Relacja Galia nie daje podstaw do takiej interpretacji i kto /zechce wysunąć twierdzenie, iż biskup był zdrajcą, który w powiązaniu z wrogami zewnętrznymi spiskowały przeciw królowi, ten musi je udowodnić w oparciu o inne źródła niż Kronika Anonima i przy pomocy innych przesłanek. Tadeusz Wojciechowski tezy takiej nie zdołał udowodnić i dziwić się można, że jego konstrukcja zyskała na kilka dziesiątków lat tak szerokie uznanie w nauce. Nie trzeba dodawać, że sama niemożliwość wykazania „zdrady" Stanisława na podstawie tekstu Kroniki świadczyć będzie za drugą interpretacją terminu traditor, to jest, że biskup w przekonaniu kronikarza był „buntownikiem", który czynnie wystąpił przeciw Bolesławowi i jako opozycjonista został, zgodnie z rozmiarem swojej winy, ukarany. W opinii Anonima kara była nawet zbyt wysoka w stosunku do popełnionego „grzechu" i ta okoliczność „bardzo zaszkodziła" królowi, ale pamiętać przy tym należy, że słowa te pisał „gregorianista". „Tadeusz Wojciechowski jedną z głównych przesłanek dowodowych swojej tezy widział w ostatniej informacji podanej przez kronikarza w analizowanym zdaniu na temat rodzaju kary. Otóż „obcięcie członków" (truncatio membrorum) wedługlegó badacza i wielu innych było znaną i typową karą stosowaną we wczesnym średniowieczu za zdradę. Nie negując tego trzeba jednak wskazać, że posługiwano się nią także wobec „buntowników1^ na równi np. z oślepieniem (jak w przypadku wojewody Skarbimira w 1117 r., ukaranego tak przez Krzywou-stego) bądź z oślepieniem połączonym z podcięciem języka (jak w wypadku Piotra Własta skazanego na przełomie 1145-1146 r. przez Władysława II). Obcięcie
138
członków należało do słowiańskiej obyczajowości i nie zawsze da się je powiązać z prawem karnym. Kiedy w 1066 r., w toku wielkiego powstania wieleckie-go doszło do uśmiercenia biskupa meklemburskiego Jana przez pogańskich Słowian, obcięcie mu rąk, nóg i głowy wydaje się być raczej aktem zemsty niż karą sądową. Wskazane przykłady pozwalają stwierdzić, że argument Tadeusza Wojciechowskiego traci na ostrości, ponieważ biskup Stanisław mógł być równie dobrze wydany na śmierć „za zdradę" w potocznym znaczeniu tego słowa, jak i „za bunt" w znaczeniu przeciwstawiania się królowi, czy też łączenia się z jego przeciwnikami wewnętrznymi. I w tym przeto wypadku próby wyjaśnienia przyczyny ukarania biskupa obcięciem członków szukać trzeba poza tekstem Anonima, w szerokim kontekście spraw, których widownią była Polska w końcowym etapie rządów Bolesława II. Jak wynika z powyższej analizy relacja Kroniki Galia, mimo całej swojej tajemniczości i niejasności, dostarcza niezwykle ważnych informacji na temat konfliktu króla z biskupem krakowskim. W jego przedstawieniu obaj bohaterowie dramatu popełnili błędy, określone przez autora jako „grzechy", przy czym rozumieć te grzechy należy w kategoriach raczej polityczno--prawnych, a nie moralnych. Wy_gnanie Bolesława nie było jednak wyłącznym skutkiem śmierci biskupa. Skazanie Stanisława, według kronikarza nadmiernie surowe, królowi „bardzo zaszkodziło", co by wskazywało, że Szczodry, niezależnie od sporu z biskupem, już wcześniej znalazł się w trudnej sytuacji. Wykonanie wyroku na pasterzu diecezji krakowskiej stało się tylko katalizatorem wyzwalającym i przyspieszającym wybuch otwartego buntu przeciw królowi. Na tym tle łatwiej też zrozumieć, dlaczego wydanie Stanisława na śmierć stało się hasłem wywoławczym do wybuchu prze-
139
ciw Szczodremu buntu politycznego, w którym wzięli udział przeciwnicy Bolesława i stronnicy Stanisława. Mało prawdopodobne jest natomiast, żeby samo skazanie biskupa na śmierć za przeciwstawianie się panującemu (tym bardziej gdyby powód represji miał źródło w przestępstwie natury moralnej), w znanej nam sytuacji obyczajowo-religijnej Polski u schyłku XI wieku, mogło wywołać taki efekt i doprowadzić do zegnania króla z tronu.
B. Przekaz Kroniki Mistrza Wincentego
Dzieje konfliktu Bolesława Szczodrego z biskupem Sta-niesławem opisane w Kronice Mistrza Wincentego rozpatrywać należy w pełnej świadomości, że/autor opowiadał o nich w około 120 lat później i że ich główną podstawę źródłową znalazł w relacji Anonima Galia, j Nie można również wyłączyę znajomości przez pisarza ewentualnych krótkich zapisek1 rocznikarskich, np. w pierwotnej, zaginionej redakcji Rocznika kapituły krakowskiej. Oddzielną rolę spełniała tradycja ustna utrwalana w krakowskim środowisku kapitulnym, w którym już znacznie wcześniej pojawiły się nie tylko próby rehabilitacji Stanisława, "ale i pierwsze ślady jego kultu. Trzeba jednak stwierdzić, że roczniki, jeśli w Ogóle zawierały jakieś informacje o konflikcie, i relacje ustne nie wniosły wiele nowego materiału faktograficznego do czasów rządów Szczodrego i faktowi temu, ze względu na oddalenie czasowe, trudno się dziwić. Proste porównanie tekstu Kadłubka poświęconego czasom Bolesława II z analogicznym tekstem Galia ukazuje jasno, że Wincenty, podobnie jak przy opisywaniu dziejów pierwszych Piastów, tak i w przypadku Szczodrego obficie korzystał ze swojego źródła. Można nawet powiedzieć, że jeżeli chodzi o samą ilość przekazanych fak-
l
140
tów historycznych, to przekaz Wincentego wydaje się uboższy od przekazu Anonima, ponieważ autor, nie dodając wielu nowych szczegółów od siebie, traktowa! materiał Gallowy selektywnie, wybierając z niego przede wszystkim te informacje, które najlepiej nadawały się do dalszej obróbki literackiej, a zwłaszcza do snucia na ich tle różnorakich przypowieści i rozważań morali-zatorsko-dydaktycznych. Posługując się taką metodą kronikarz swobodnie pomijał liczne wiadomości Anonima, j^aehowjłł jednakże G^llojSQr_jgprzadek rzeczy i układ chronologiczny, co w rezultacie sprawia, że gdybyśmy znajomość czasów Szczodrego oprzeć musieli na relacji Mistrza Wincentego, nasza wiedza byłaby o wiele uboższa od tej, jaką dysponujemy dzięki pierwszej polskiej kronice.
Całość opowiadania Kadłubka o Bolesławie II robi wrażenie realizowania przez pisarza pewnej zamierzonej z góry koncepcji historiograficznej. Autor niewątpliwie bardzo skrupulatnie i dokładnie studiował odnośne rozdziały dzieła Galia i na ich kanwie opracował własny scenariusz^panowania i oceny postaci Szczodrego. Ka^ dłubkowa wizja polskiego króla za punkt odniesienia przyjęła przede wszystkim jfinał jego rządów i konflikt z biskupem krakowskim i z tej ograniczonej perspektywy pisarz oceniał Bolesława, chociaż epizody ruski i pomorski zostały także zaznaczone. Konsekwencją takiego założenia było zachwianie wewnętrznych proporcji w relacji o panowaniu Szczodrego, które tak znakomicie rozłożone u Galia, tutaj wykazują wyraźne załamania przy położeniu głównego nacisku na dramat króla i biskupa. Pisarza nie interesowały błyskotliwe sukcesy militarne Bolesława na Rusi, w Czechach i na Węgrzech, przedstawione przez poprzednika. Ale mimo to z opowieści Galia wyłonił mu się jednak obraz władcy niepospolitego, który przez długie lata był postacią po-
141
zytywną, i pisarz nie mógł przejść nad tym całkowicie do porządku dziennego. Dlatego przekaz Mistrza Wincentego o Szczodrym składa się z dwóch nierównych części. W pierwszej, znacznie krótszej, autor nawiązał obszernie do przydomku „Szczodry", szeroko opisując tę cechę króla. Mamy więc znacznie rozbudowaną Gal-lową anegdotę o nędzarzu obdarowanym przez szczodrego władcę. Opowiadanie to okraszone jest ponadto stosownymi przypowieściami arabskimi na temat chciwości i żądzy posiadania. Nawet wiadomości o wyprawie kijowskiej i osadzeniu Izjasława oraz o uderzeniu mieczem w Złotą Bramę miasta pisarz .podał jakby mimochodem, na marginesie głównego tematu mówiącego o szczodrości króla i o jego pogardzie dla wszelkiego bogactwa. Anegdota Galia o wytarganiu brody Izjasława podana jest tutaj w innym kontekście, dając autorowi okazję do pokazania, że Bolesław lekceważył dobra materialne uważając, iż „najlepszym schowkiem dla nich jest dziurawy worek i że żadnego zgoła władztwa nie jest godny [ten], kto woli być workiem na rzeczy niż władcą". Pogarda bogactw łączyła się według Kadłubka u Bolesława z przyjemnością ich rozrzutnego rozdawnictwa i obdarowywania nimi innych. Podobnie opowiadanie Anonima o interwencji na Węgrzech w celu usunięcia Salomona i wprowadzenia na tron Władysława staje się dla Wincentego pretekstem do ponownego podkreślenia stosunku Szczodrego do rzeczy doczesnych. Gdy Salomon, pragnąc ilniknąć wojny, miał ofiarować Bolesławowi wielką sumę pieniędzy za pokój, pisarz włożył w usta króla takie oto słowa: „Polacy nie widzą przyjemności w posiadaniu złota, lecz w rozkazywaniu tym, którzy posiadają złoto; i większą hańbą jest dać się przekupić, niż ulec w walce, a królom nie przystoi w kramarskie wdawać się targi, gdyż broni potrzebują, nie bogactw". W wypowiedzi tej pojawiają się,
i
a
H
142
143
wprawdzie tylko pośrednio, znane z relacji Galla,_ cechy Bolesława, takie jak: wojowniczość, dzielność i nowa: wierność wobec „wychowanka Polski" — Władysława.
0 waleczności i zuchwałej odwadze króla w boju jest też mowa w dwóch dalszych fragmentach: w opisie odparcia najazdu czeskiego na Polskę, w którym Bolesław określony jest wprost jako „dzielny król", oraz w przenośni — jako „dzik" dosięgający kłami wroga oraz w krótkiej wzmiance o ataku na powracających z Polski z łupami Pomorzan, kiedy to Szczodry „spostrzega rabusiów bezpiecznie już oddzielonych szeroką rzeką i bez wahania wskoczywszy w nurty rwącej rzeki..." Obie opowieści, odpowiednio zmienione, zaczerpnięte zostały z Kroniki Galia.
1 na tym kończy się właściwy opis panowania Bolesława II, a zaczyna się przedstawienie samego konfliktu króla z biskupem. W jego toku kronikarz jeszcze dwukrotnie wspominał o różnych cechach charakteru króla, raz wymieniając jego zamiłowanie w wojnach, drugi raz stwierdzając, iż dotąd był „oddany dla prawości". Autor nie spostrzegł przy tym, że przypisując Bolesławowi owo „zapamiętanie" w prowadzeniu wojen, które miało prowadzić do tego, iż król „rzadko przebywał w zamku, ciągle w obozie, rzadko w ojczyźnie, zawsze u nieprzyjaciół", nie_p_ogarł swojej opinii odpowiednimi przykładami w pierwszej części relacji. Stwierdzenie to dało mu jednak sposobność do wyprowadzenia zapowiedzi przyszłych przemian osobowości króla, gdyż zamiłowanie do wojen „ile państwu przyniosło korzyści, tyle sprawiło kłopotu, ile dawało sposobności do uczciwej zaprawy, tyle zrodziło wstrętnej pychy". Mamy więc „grzech" pychy, a w dalszym ciągu, gdy przyszło do karania niewiernych niewiast, pojawił się i „grzech" okrucieństwa. Interesujące jest jednak, że Kadłubek nie przejął z Galia całej gamy właściwości charakterolo-
gicznych, przy pomocy których pierwszy kronikarz namalował wewnętrzny portret Szczodrego, a przede wszystkim jakby nie zauważył cech świadczących
0 gwałtownym, popędliwym i spontanicznym charakterze króla. Nasuwa się pytanie: nie zauważył, czy nie chciał zauważyć?
Pytanie to wydaje się tym bardziej uzasadnione, że podkreślane przez Anonima popędliwość i brak refleksji Bolesława mogłyby tłumaczyć ostrość represji zastosowanej wobec biskupa. Być może Wincenty nie chciał w ten sposób tłumaczyć przyczyny śmierci Stanisława, ponieważ „wina" króla byłaby wówczas jak gdyby umniejszona, a nawet możliwa do usprawiedliwienia
1 wybaczenia, np. przez pokutę „grzesznika". Dlatego odnośny tekst Galia odczytał zgoła inaczej, niż życzył tego sobie autor. Stąd też _nie JDOjawiłsigju^ Kadłubka motyw szaleństwa czy choroby umysłowej króla, a określenie, iż Szczodry „jak był zwrócony w stronę nieprawości, w dziksze popadł szaleństwo-", które, odczytane przez późniejszych pisarzy, stało się główną przesłanką coraz szerzej rozwijanych wątków o chorobie psychicznej — było zwykłą przenośnią, mającą podkreślić niezwykły wymiar zamachu na życie biskupa.
Przechodząc do analizy tekstu Kadłubka bezpośrednio odnoszącego się do tła i przebiegu konfliktu od razu należy wyeliminować posądzenie kronikarza o złą wolę w rozumieniu treści przekazu Galia i o świadome przeinaczanie jego relacji. Trzeba zatem założyć, że Wincenty nie odrzucił natychmjasj_wadomgś^_Gallpwy_ch, jak to czynił w innych wypadkach, lecz pojął je na swój sposób, zrozumiały dla siebie i dla przyszłych czytelników.
kluczowym przeto problemem staje się wyjaśnienie stosunku Kadłubka do Galia, stosunku, który w tej
\
144
konkretnej sprawie mógł być ukształtowany pod wpływem przychylnej Stanisławowi tradycji, rozwijającej się w ciągu XII wieku w kręgach kapituły krakowskiej. Dołączyła się do tego specyficzna umysłowość Wincentego, jego niezwykła pobożność i wielki rygoryzm moralny, każące mu widzieć i oceniać wydarzenia i ludzi przede wszystkim w kategoriach moralnych: cnoty i grzechu. Trudno więc dziwić się, że jako moralista odczytał przekaz Galia dosłownie i kiedy ten operował przenośniami i symbolami, to_Kadłubek rozumiał jego „grzech" jako grzech, czyli przekroczenie norm życia chrześcijańskiego i nakazów Kościoła. Konflikt króla z biskupem musiał zatem przedstawić mu się jako dramat nie polityczny, lecz moralny, dramat postaw chrześcijańskiego władcy i księcia Kościoła. Znając jego poglądy na wzajemny stosunek władzy świeckiej i kościelnej nie będziemy zaskoczeni faktem, że przyjmując wersję tragedii moralnej, zgodnie z duchem epoki i własnymi przekonaniami, uznał, iż słuszność, cnota, prawość ">j i prawda były po stronie biskupa jako rzecznika spra-'•\ wiedliwości i wyraziciela praw Kościoła i jego nauki, a zatem zła wola i „grzech" mogą być przypisane wyłącznie królowi. W tym też duchu pisarz amplifikował opowieść Gallową, przydając jej w najlepszej wierze interpretacje, mające tłumaczyć i wyjaśnić niedopowiedzenia relacji Anonima w sposób zrozumiały dla mentalności mu współczesnych. Musiało to miejscami doprowadzić do wypaczenia sensu źródła, z którego kronikarz korzystał, a nawet do jawnego rozmijania się z prawdą, gdy chodzi o nasycanie opowieści informacjami, które mogą być pojmowane jako wiadomości szczegółowe.
Już na początku właściwej części tekstu odnoszącego się do konfliktu między królem i biskupem autor, bez żadnych podstaw rzeczowych, przypisał Bolesławowi i je-
145
go wojskom wieloletni pobyt „u Rusinów, już to w okolicach niemal poza Fartami". Pomijając owych Fartów, można odrzucić samą informację o długich pobytach Polaków poza granicami państwa, ponieważ przeczą jej relacje współczesnych źródeł: Latopisu tzw. Nestora, Kroniki Czechów Kosmasa i naszego Galia, a poza tym w ówczesnej praktyce wojennej wyprawy agresywne, prowadzone na terytorium przeciwnika, były z regujy krótkie i trwały od kilku dni do kilku tygodni. Tylko nieliczne, jak na przykład ekspedycje kijowskie Bolesława Chrobrego i Bolesława Szczodrego, były obliczone na kilka miesięcy ze względu na ich duży zasięg terytorialny i konieczność realizowania na miejscu, w Kijowie, polskich celów politycznych, wymagających dłuższego pobytu. W innych wypadkach łupiono i palono ograniczony obszar i wycofywano się ze zdobyczą i jeńcami bądź — jak w przypadku terenów pomorskich — obsadzano ponadto tamtejsze grody polskimi załogami lub zmuszano miejscowych wielmożów do składania przysięgi wierności. Nie ma przeto żadnych podstaw do snucia na podstawie relacji Kadłubka domysłów o kilkuletnim pobycie Bolesława II i jego oddziałów na Rusi. W tej sytuacji trudno też sobie wyobrazić, żeby podczas kilkumiesięcznej nieobecności rycerstwa w domu doszło w kraju do opisanych przez Wincentego ekscesów i rozpaczy żon stęsknionych do mężów. Motyw ten uznać można|za wymysł pisarzk. O rzekomym buncie niewolników żadne wcześniejsze źródła nic nie wspo-mmaJ3, wątpliwe jest również, żeby na ten'temat kronikarz zaczerpnął wieści z tradycji ustnej, ponieważ wydarzenie takie wydaje się zupełnie nieprawdopodobne. Być może zdarzyły się jakieś sporadyczne przypadki związania się żony rycerza z człowiekiem niższego stanu w czasie nieobecności jej męża, ale nie sądzę, żeby wiadomość o takim pojedynczym fakcie mogła przejść
I
*
5
146
147
do tradycji i utrwalić się na pokolenia. Dlatego też całą tę opowieść o zdradach żon, buncie niewolnych, o surowym karaniu jednych i drugich przez powracających •z wojny rycerzy, ozdobioną anegdotami o Scytach i Spartanach, mimo pojawiających się współcześnie odmiennych opinii uznać musimy za całkowicie sztuczną ^onstrukcję kronikarza.
Źródła tej wymyślonej konstrukcji nie są jasne. Rzecz jednak znamienna, że Wincenty w ogóle nie wspomniał
0 obszernie opisanym przez Galia powstaniu ludowym w Polsce w trzydziestych latach XI wieku. Prawdopodobne jest zatem, że autor dowolnie przeniósł relację Anonima w czasy Bolesława II, ponieważ dobrze mu przylegała do przyjętego scenariusza wydarzeń. Natomiast cel tego zabiegu wydaje się przejrzysty. Kro-
.
nikarz szukał motywu moralnego dla wyjaśnienia genezy sporu biskupa z królem, wymyślił zatem opowieść, która miała być wstępem do niego i wobec tego musiała zawierać w sobie aspekt moralny. Można nawet przypuszczać, że ten wstępny konflikt, rozwinięty stopniowo w relacji na cały naród, pisarz następnie jak w soczewce skoncentrował na dwóch osobach dramatu. Nie okazał przy tym swego miłosierdzia, ponieważ nie tylko nie potępił okrucieństwa panów wobec niewolnych
1 grzesznych żon, ale wręcz je zaakceptował: „Również i niewiasty, które dobrowolnie uległy niewolnym, musiały ponieść zupełnie słuszną karę, gdyż poważyły się na okropny i niesłychany występek, którego nie da się porównać z żadną zgoła zbrodnią".
W tym momencie Wincenty wprowadza do opowiadania osobę Bolesława, podając trzy informacje, których nie ma w Kronice Galia. Otóż król miał zarzucać swoim rycerzom i dostojnikom, że opuścili go wśród wrogów, co należałoby rozumieć, iż na wieść o zdradach żon i buncie niewolnych rycerstwo, bez rozkazu i przyzwo-
lenia króla, tłumnie powracało z Rusi do kraju. Ponieważ druga i ostatnia wyprawa Bolesława na Kijów odbyła się w 1077 r., do tego więc czasu należałoby odnieść relacjonowane przez kronikarza wydarzenia, natomiast wypędzenie króla nastąpiło dopiero po maju 1079 r. Z drugiej strony wiadomo, że na wyprawy ruskie rycerstwo ciągnęło szczególnie chętnie, gdyż łączyły się one zazwyczaj z wyjątkowo obfitymi łupami, bogacącymi uczestników. Stąd bezładny i w pojedynkę odbywany powrót przez ogromne połacie nieprzyjacielskiego kraju wydaje się mało prawdopodobny. Z relacji Kadłubka wynika, że król miał również za złe swoim rycerzom, że masowo stosują surowe i niesprawiedliwe represje wobec ludu. Mimochodem autor przedstawia tu Bolesława jako obrońcę ludu w obliczu prześladowań przez panów pisząc, że król zarzucał im, iż „nie mszczą na ludzie swoich krzywd, lecz w osobie króla na królewski nastają majestat. Albowiem, czymże król będzie pozbawiony ludu?" Ostatnie zdanie jest do prawdy zdumiewające pod piórem kronikarza, który wielokrotnie na kartach swojego dzieła daje wyraz pogardzie dla ludzi niższego stanu. Czyżby miało ono za cel, jak przypuszczał już Joachim Lelewel, obniżenie majestatu Bolesława w oczach rycerstwa i możnowładztwa i przeciwstawienie króla, jako stojącego po stronie ludu, wyższym warstwom społecznym? Dwajppwody -- według kronikarza — kierowały_J3zczp-drym, kiedy wystąpił on przeciw rycerzom i dostojnikom: odstąpienie ich od króla w toku wyprawy ruskiej i samowolne wracanie do kraju oraz ochrona ludu przed zemstą panów, przy czym w tej obronie ludu upatrywał on podstawy swojego panowania. Ubocznie tylko dochodzi do głosu trzeci powód: niechęć Bolesława do żonatych rycerzy, których „więcej obchodzi sprawa nie-
l
148
wiast niż względem władcy uległość", ale jest on tylko pochodną faktu dezercji.
Po takim ustawieniu całości sprawy pisarz miał już jasno sprecyzowany konflikt społeczno-moralny. Z jednej strony znajdował się król — obrońca ludu, który, korzystając z sytuacji, targnął się na czyny niesłychane, usiłując zburzyć odwieczny naturalny porządek rzeczy, ład moralny i społeczny oraz prawa Kościoła. Po drugiej stronie barykady stanęli rycerze i możni, strażnicy tego ładu moralno-społecznego, którzy surowo, ale sprawiedliwie ukarali buntowników i gwałcicieli ich żon oraz niewierne małżonki. Okrutny władca wszczyna walkę z możnymi - dostojnikami, żądając głów, ale nawet na tym nie poprzestaje uzurpując sobie prawo wtar- ' gnięcia w ich sprawy rodzinne i w niesłusznym przeko-. naniu, że owe grzeszne żony nie zostały należycie ukarane przez mężów, „z tak wielką prześladował potwornością, że nie wzdragał się od przystawiania do ich piersi szczeniąt po odtrąceniu niemowląt, nad którymi nawet wróg by się ulitował".
Na temat źródeł motywu ze szczeniętami historycy wypowiadali się różnie. Większość uważa go za wymysł kronikarza lub za wytwór legendy o świętym Stanisławie. Inni (Pierre David, Karol Górski) widzieli w nim wpływ pewnych wyobrażeń z rzeźb romańskich, przedstawiających wtrącone do piekła nieczyste kobiety, karmiące piersią szczenięta i ropuchy. Z kolei Marian Ple-zia wysunął przypuszczenie, że mamy tu do czynienia z autentyczną tradycją, przekazaną przez krakowskie środowisko kościelne, i że Bolesław rzeczywiście zastosował starosłowiańskie okrutne prawo zwyczajowe wobec cudzołożnych żon, które tylko z trudem łagodziła religia chrześcijańska, ale potem wycofał się z tego pomysłu. Bez względu na to, jak będziemy tłumaczyć genezę tego wątku w Kronice Wincentego, najważniejszy
149
jest powód posłużenia się nim w tym miejscu przez autora.
Nie omylimy się zapewne przyjmując, że pisarzowi chodziło w tym momencie o doprowadzenie do kulminacji napięcia emocjonalnego u przyszłego czytelnika. Okrucieństwo króla przekracza wszelkie granice, zwłaszcza że chodzi o „sprawiedliwych" — matki i niewinne dzieci (niemowlęta). Straszliwe kary mają też posmak ohydy, nie pozwalającej od tej chwili odczuwać sympatii i miłosierdzia w stosunku do okrutnika. W tak literacko przygotowaną sytuację musi wkroczyć ktoś „sprawiedliwy" i stanąć w obronie elementarnych praw, moralności i obyczajów. Tym interwentem jest biskup krakowski, który z racji swego urzędu i godności czuje się moralnie upoważniony i zobowiązany do napomnienia króla i powstrzymania go od nieludzkich prześladowań. I z tą chwilą — według kronikarza' — rozpoczyna się właściwy dramat.
„Gdy. prześwięty biskup krakowian Stanisław nie mógł •odwieść go od tego okrucieństwa, najpierw grozi mu zagładą królestwa, wreszcie wyciągnął ku niemu miecz klątwy". W tym zdaniu Wincenty zamknął w ogromnym skrócie całość sporu i związanych z nim wydarzeń, bo reszta będzie już tylko konsekwencją kroku Stanisława i finałem. Mimo woli narzuca się porównanie z odnośnym tekstem Galia: podobna ogólnikowość i niejasność, chęć odgrodzenia się od konkretu, chociaż Kadłubek pisał w warunkach politycznych całkowicie odmiennych. Z cytowanego zdania zdaje się wynikać, że w mniemaniu biskupa jedynym przewinieniem króla było jego nadmierne okrucieństwo okazane w stosunku do cudzołożnych żon rycerzy i ich samych. Stanisław wobec tego w pierwszym etapie swojej interwencji sta-Ta się perswazją wpłynąć na Bolesława, aby zaprze-
150
stał prześladowań. Gdy tym sposobem nie osiąga efektu „grozi mu zagładą królestwa".
Do tak sformułowanej groźby niezbędny jest komentarz, ponieważ kronikarz nagle w tym miejscu przenosi cały przedmiot sporu ze sfery moralnej na płaszczyznę polityczną. „Zagłady królestwa" nie można oczywiście rozumieć jako groźby zagłady państwa, bo między zbyt surowym karaniem części poddanych przez władcę a upadkiem państwa nie zachodzi bezpośredni stosunek wzajemnej zależności. Groźba dotyczyła zatem, wyłącznie osoby Bolesława i to jego przestrzegał biskup, że jeżeli nie zmieni swojego postępowania, to utraci korc-nę i tron. Jeżeli działania Szczodrego były tego rodzaju, Te Stanisław uznał za konieczne sięgnąć po argument — groźbę o charakterze dla króla ostatecznym, to jasne jest, iż zarzuty nie mogły ograniczać się tylko do oskarżenia o zbyt okrutne karanie niewiernych żon rycerzy i ich samych, ponieważ były to sprawy niewspółmierne i nikt pozostający przy zdrowych zmysłach nie groziłby władcy zrzuceniem z tronu z powodu konfliktu o takiej skali. Wydaje się przeto, że tę w istocie rzeczy czysto polityczną groźbę powiązać trzeba~2rtreś=^ cią poprzednio omówionego fragmentu relacji, w której kronikarz pisał o wybuchu ostrego sporu między królem i rycerstwem, czy też raczej możnowładztwem („dostojnicy"), wywołanego samowolnym opuszczeniem Bolesława przez część uczestników w toku wyprawy kijowskiej i następnie surowego ich karania. Chwytamy tutaj na gorąco jakiś niejasny i nie znany w szczegółach sgór polityczny w obozie rządzącym, powodujący, iż król represjonuje nieposłusznych możnych, którzy „na królewski nastają majestat", domagając się „głów dostojników, a tych, których otwarcie dosięgnąć nie może, dosięga podstępnie". Represje doprowadzają z kolei do uformowania się opozycyjnej w stosunku do króla gru-
151
py możno władcze j, która staje się tak silna, jje—biskup-krakowski może posłużyć się nią jako realną groźbą w swoim karceniu Bolesława. „Zaprzestań represji, bo w przeciwnym razie wybuchnie otwarty bunt, który pozbawi cię tronu" — oto rzeczywisty sens rzuconej groźby o „zagładzie królestwa". Pozbawione realizmu byłoby rozważanie, czy Stanisław był tylko świadomy osłabienia pozycji króla i siły opozycji, czy też w taki czy inny sposób był z nią związany, ponieważ źródła nie pozwalają oświetlić tej sprawy. Prawdopodobne jest jednak, że centrum konfliktu znajdowało się w ziemi krakowskiej, czyli na obszarze diecezji biskupa Stanisława, a więc tam, gdzie jego wpływy były największe.
Powyższe rozważania nie miały na celu określenia stopnia wiarygodności poszczególnych informacji zawartych w przekazie Wincentego, ponieważ brak do tego odpowiednich kryteriów rzeczowych. Można by wprawdzie sugerować, że u schyłku XII wieku w tradycji rodowej wielkich rodzin możnowładczych z terenu ziemi krakowskiej egzystowały jeszcze szczątki pamięci o prześladowaniu ich protoplastów (połączonym być może z konfiskatą majątków, co szczególnie silnie mogło się zapisać w pamięci potomnych) przez Szczodrego, ale będą to tylko nie dające się skontrolować domysły. Problemem podstawowym w ocenie wartości źródłowej relacji Kadłubka i jej przydatności dla rozwikłania tajemnicy konfliktu jest sprawa stosunku tego pisarza do odpowiedniego fragmentu tekstu jego praźródła, czyli określenia, w jaki sposób Wincenty odczytał i pojął zapis Gallowy.
Jak już wspomniałem, Kadłubek bardzo dokładnie analizował przekaz Galia o konflikcie. Wyczytał z niego w pierwszym rzędzie, iż spór miał podłoże moralno--prawne („grzech" króla i „grzech" biskupa, przy czym
t
l
152
153
ten ostatni odrzucił jako niewiarygodny). Ale obok tego Gali podpowiedział mu, że skazanie Stanisława na śmierć królowi tylko „bardzo zaszkodziło", zrozumiał przeto, iż na wygnanie Bolesława złożyć musiały się jeszcze inne powody. Od tego stwierdzenia był już tylko krok do logicznego wniosku, że jedyną materialną siłą zdolną pozbawić Bolesława tronu byli potężni możno-władcy, którzy za jego czasów decydowałi_jyż_qjQbga-dzie książęcego stolca krakowskiego. Niezależnie więc od konfliktu moralnego, w który uwikłał się biskup z królem, istniał już wcześniej w państwie poważny konflikt, który podzielił elitę polityczną kraju na dwa wrogie ugrupowania: króla i jego stronników (będzie o nich Kadłubek pisał w dalszej części swojej relacji) oraz opozycję możnowładczą. Oba te podstawowe wątki zaczerpnięte z Kroniki Galia Wincenty przeniósł na karty swojego dzieła, dając im rozwiniętą postać według własnego rozumienia rzeczy i zgodnie z własnym światopoglądem.
Tak poważny stosunek Wincentego do przekazu Galia może nawet nieco dziwić jeśli zważymy, że pierwszy nasz kronikarz przypisał Stanisławowi „grzech" i dwukrotnie nazwał go wprost traditor („buntownik" względnie „zdrajca"), co w każdym przekładzie ma wyłącznie pejoratywne znaczenie. Jeżeli pobożny biskup krakowski nie odrzucił całkowicie wersji Anonima, to przypisać to można, zdaje się, dwom opiniom tego autora, które popierał w całej rozciągłości. Pierwsza wyrażała myśl, że „pomazaniec"-król nie powinien był wobec „po-mazańca"-biskupa stosować represji cielesnej bez względu na charakter i rozmiar popełnionego przez niego „grzechu". Druga określała postępek króla jako „haniebną zemstę", co pozwoliło Kadłubkowi utwierdzić się w przekonaniu, że Gallowe przedstawienie biskupa jako grzesznika polega na niesprawiedliwym i nieprawdzi-
wym oskarżeniu rzuconym na niego przez wrogiego władcę, a przeto wina i „grzech" odnosić mogą się wyłącznie do Bolesława. Oczyszczony w ten sposób z oszczerstw Stanisław, ofiara zbrodniczego okrucieństwa, a w rzeczywistości stróż prawa, sprawiedliwości i moralności, mógł być teraz przedstawiony jako męczennik.
I istotnie już w pierwszym zdaniu, w którym pisarz wprowadza Stanisława na widownię, pojawia się określenie: „prześwięty biskup krakowian", powtórzone w dalszej relacji w różnym kontekście wielokrotnie i konsekwentnie. Obok tego występują nowe określniki: „niewinny biskup", „męczennik", „miejsce męczeństwa", „cząstki świętego ciała" „święty Stanisław" i wreszcie ,,cud boski przy cielesnych szczątkach biskupa. Z drugiej strony król to nie tylko „okrutnik", ale przede wszystkim „Zbrodniarz" i „świętokradca".
W żadnym z wcześniejszych źródeł Stanisław nie był nazwany „świętym" ani też „męczennikiem", a Bolesław „zbrodniarzem" i „świętokradcą". Mistrz Wincenty był pierwszym, który użył takich określeń, wyprzedzając rzeczywistą kanonizację o około pół wieku i stając się tym samym pierwszym literackim twórcą kultu Stanisława. Jego wersja stała~slę następnie archetypem dla całej tradycji hagiograficznej o biskupie krakowskimi w następnych wiekach z tym, że przymiotnik' „święty"1 zyskał podstawy prawne już w momencie zakończenia! procesu kanonizacyjnego. W przedstawieniu Kadłubka pojawiły się niemal wszystkie niezbędne atrybuty świętości: wystąpienie w obronie słusznej sprawy, męczeńska śmierć i cudy dziejące się przy ciele męczennika. W ten sposób droga do kanonizacji biskupa stanęła otworem, l , a zrealizowanie tego niewątpliwie wielkiego pragnienia Wincentego było już tylko kwestią czasu oraz energii
r: i
154
i inicjatywy duchowieństwa krakowskiego. Na pytanie zaś, czy kronikarz był również w ogóle prekursorem kultu Stanisława, jak przyjmuje część badaczy, postaram się odpowiedzieć dalej.
Powracając do analizowanego tekstu Kroniki, w którym autor przedstawia środki, jakie biskup zastosował kolejno wobec króla, dochodzimy wreszcie, po nieskuteczności napomnień i groźby utraty tronu, do ostatecznego argumentu, jakim dysponował: „wyciągnął ku niemu miecz klątwy". Późniejsza tradycja, a za nią liczni historycy, zgodnie uznała, że Stanisław rzeczywiście obłożył Bolesława klątwą. W istocie rzeczy pogląd taki uznać jednak trzeba za dowolną i nazbyt rozszerzoną interpretację przekazu Wincentego. Sądzę, że gdyby kronikarz miał choćby mało wiarygodną informację z tradycji ustnej o klątwie, to zawierzyłby jej i umieścił w swojej relacji, gdyż każdy czytelnik jego dzieła miał prawo zapytać, dlaczego święty biskup nie skorzystał z zastosowania wobec grzesznika kary kościelnej. Najwidoczniej Mistrz Wincenty nie miał absolutnie żadnych podstawTzeczo-wych, aby napisać o obłożeniu Szczodrego klątwą, a nie chcąc zniekształcać prawdy i posługiwać się kłamstwem, poprzestał na przypisaniu Stanisławowi jedynie działania za pomocą groźby czy zapowiedzi klątwy, co mieściło się w granicach prawdopodobieństwa, a równocześnie nie deformowało rzeczywistości. Interesujące jest przy tym, że autora nie intrygowała okoliczność, iż tak wysoką karą kościelna groził królowi biskup krakowski, a nie jego zwierzchnik i głowa Kościoła polskiego — arcybiskup gnieźnieński, który z racji piastowanej funkcji był najbardziej pre-dystynowany do podjęcia takiego kroku wobec monarchy. Można stąd wysnuć wniosek, że nawet w świetle wyraźnie nieprzy-
155
jaznej Boles Ławowi tonacji opowieści Wincentego król nie znalazł się w kolizji z Kościołem czy z całą polską hierarchią kościelną, lecz wyłącznie w konfrontacji z pasterzem diecezji krakowskiej. Konstatacja ta nie jest bez znaczenia dla naświetlenia tła konfliktu.
W odpowiedzi na groźbę kary kościelnej i dopiero wtedy^ według kronikarza — Bolesław „w dziksze popadł szaleństwo". W tym momencie narracja doprowadza " napięcie do stanu kulminacji. Król, oburzony do głgbi zapowiedzią biskupa, postanawia fizycznie zniszczyć przeciwnika, przy czym w tekście można doczytać się dalszego działania w stanie wzburzenia i gniewu. Rozkazuje zatem „okrutnym służalcom" porwać Stanisława z kościoła w chwili, gdy ten w infule odprawia przy ołtarzu nabożeństwo. W tym miejscu nie dowiadujemy się, czy porwanie miało na celu wydanie biskupa od razu na śmierć, czy też chodziło tylko o uwięzienie i zastosowanie bardziej umiarkowanych represji. Ale ilekroć owi „służalcy próbują rzucić się na niego, tyle-kroć skruszeni, tylekroć na ziemię powaleni łagodnieją". Rozsierdzony tym Bolesław sam porywa się na Stanisława, rozsiekując jego ciałojna kawałki. I tak oto jesteśmy w relacji Wincentego na progu zbrodni, dokonanej osobiście przez króla na osobie niewinnego biskupa. W tym miejscu musi rodzić się pytanie: skąd kronikarz mógł uzyskać informacje pozwalające na takie przedstawienie wypadków, względnie w jaki sposób i dlaczego doszedł do skonstruowania takiej wersji wydarzeń?
Źródła pisane dostępne autorowi, a zwłaszcza Kronika Galia, nie dawały żadnych podstaw do powyższej interpretacji, a szczególnie do pomówienia Bolesława o dokonanie osobiście mordu Stanisława. Nie wydaje się też
t l
4
i
i
i
156
prawdopodobne ani uzasadnione posądzenie kronikarza
0 wymyślenie całej historii od początku do końca. Z drugiej strony kuszący jest domysł, że tak teatralnie udra-matyzowana scena: biskup w infule przy ołtarzu, siepacze porażeni leżą na posadzce i oszalały z gniewu król-świętokradca kawałkuje mieczem jego ciało, byłaby znakomitym prologiem do pasowania Stanisława na męczennika i świętego oraz do uformowania zaczątków legendy, która zaspokajać mogła wszystkie upodobania
1 gusty czytelników, ponieważ odpowiadała pobożności i obyczajowości epoki. Ale Kadłubek w zasadzie dość wiernie trzymał się w swoich opowieściach przekazu Galia Anonima i podstawowe fakty szczegółowe, chociaż w różny sposób przetransponowane, wielokrotnie powtarzał. Okoliczność ta zdaje się wskazywać, iż na treść jego relacji miała zapewne wpływ formująca się w ciągu XII wieku w krakowskim środowisku kapitulnym atmosfera, sprzyjająca kształtowaniu się pierwocin kultu biskupa i dla tego celu kreowane były, wraz z upływem lat, coraz bardziej odbiegające od rzeczywistości różne wątki opowieści o przebiegu wydarzeń z 1079 r. Nie sądzę przy tym, że lansowana w nich była jako jedyna wersja o bezpośrednim zabójstwie Stanisława przez króla. Natomiast bardziej prawdopodobne wydaje się, że wśród różnych odmian tradycji i legendy ustnej, zapewne niejasnych i sprzecznych w szczegółach, pojawiła się też nuta o osobistej odpowiedzialności Bolesława za śmierć biskupa i że tę właśnie nutę wychwycił Wincenty, w najlepszej wierze nadając jej pełny i rozbudowany kształt dramatyczny. W ten sposób widziałbym genezę opowieści Kadłubka o zbrodni króla.
Rzecz jasna w świetle przekazu Galia relacja Wincentego, chociaż stać się miała w przyszłości podstawą całej późniejszej hagiografii związanej z postacią Stanisława, nie ma wartości źródłowej i historyk musi ją eli-
157
minować z zestawu materiałów służących do rekonstrukcji zespołu faktów towarzyszących śmierci biskupa krakowskiego.
Na tle tak skonstruowanego dramatu kronikarz, zgodnie z wymogami współczesnej mu mentalności i pobożności, sięgnął do wielkiej i wzniosłej retoryki, dając pełen symboli opis „cudownych dzieł", które miały się zdarzyć przy ciele „męczennika".
Pojawiły się więc cztery orły strzegące ciała przed krwiożerczymi sępami, cząstki zwłok jasno świeciły, a kiedy duchowni zbliżyli się, aby pozbierać i pochować rozrzucone członki, znaleźli ciało „nie uszkodzone, nawet bez śladu blizn". Ostatni motyw dał w późniejszej historiografii (Żywot większy św. Stanislawa pióra Wincentego z Kielc i Kronika wielkopolska) początek, zna-nemu proroctwu, że jak członki św. Stanisława zrosły się bez śladu, tak też i podzielone na dzielnice królestwo polskie zjednoczy się ponownie w jedną niepodzielną™-,.
całość.
Po tej erupcji podniosłej cudowności pisarz powraca do konkretów i podaje, że duchowni zabrali ciało biskupa, namaścili je wonnościami i pochowali „w bazylice mniejszej Świętego Michała". Informacja o namaszczeniu wonnościami nie bardzo godzi się z sytuacją i okolicznościami, ale odpowiada normalnym czynnościom związanym z pochówkiem dostojników kościelnych w czasach współczesnych pisarzowi.
Jeśli chodzi z kolei o miejsce pogrzebania zwłok, to od czasu badań Tadeusza Wojciechowskiego przeważa opinia, że Stanisław został pochowany w kościele Sw. Mi-
________^_ ST "~i------"~ ___U_________________i_ .. __ i-----------------------rai
chała na Wawelu. Późniejsza tradycja lokalna, zapisana w XIII wieku przez Wincentego z Kielc i przekazana przez Katalogi biskupów krakowskich podawała, że był to kościół Sw. Michała na Skałce (in Rupella) pod Krakowem i sądzę, że można jej zawierzyć. Je-
158
159
żeli tak było w istocie, to Wincenty podając jako miejsce spoczynku Stanisława „bazylikę mniejszą Sw. Michała", czyli kościół na wzgórzu wawelskim, miał zdaje się na myśli stan, jaki powstał w latach 1088—1089^ po przeniesieniu zwłok biskupa ze Skałki na Wawel. Wprawdzie trzynastowieczne przekazy (Żywot mniejszy, Żywot większy, Katalogi biskupów krakowskich) mówią wyraźnie o translacji do katedry Sw. Wacława na Wawelu, ale Danuta B orawska wykazała, że romańska katedra, tzw. katedra Władysława Hermana, była w 1088 r. jeszcze bardzo daleka od ukończenia i wyświęcono ją dopiero około 1150 r., przeto złożenie w niej szczątków Stanisława w 1088/1089 r. wydaje się wątpliwe. Pisząc w następnym zdaniu o translacji ciała biskupa z „bazyliki mniejszej" Sw. Michała, tzn. z kościoła wawelskiego, który dotychczas zastępczo spełniał funkcje katedry, autor myślał zapewne o kolejnej, drugiei jjuż- translacji, tym razem do właściwej katedry Sw. Wacława i fakt ten możemy datować na czas bezpośrednio po konsekracji tej budowli, a więc na początek drugiej połowy XII wieku. Mogłoby się wydawać, że Wincenty zakończy na tym swój opis konfliktu króla z biskupem. Istotnie w następnym fragmencie tekstu mamy dość wiernie za Kroniką Galia powtórzoną historię o ucieczce Bolesława na Węgry, o uprzejmości króla Władysława i bucie wygnańca. Niespodziewanie jednak, po przekazaniu tych informacji, kronikarz powraca ponownie do niedawnego dramatu, dopisując jak gdyby jego dalszy ciąg w postaci kolejnej rozgrywki króla z nie żyjącym już Stanisła-wem, która według autora zmierzała do pośmiertnego pohańbienia go i odebrania mu dobrej sławy. Oto „spryciarz" 'Bolesław „tak dalece zrzucił z siebie [na Węgrzech] podejrzenie świętokradztwa, że niektórzy nie tylko nie uważali go za świętokradcę, lecz [wi-
dzieli w nim] najczcigodniejszego mściciela świętokradztw". KróL_bpwiem zrzucić miał wszystkie winy na „świętego biskupa"T~wydanie wolnych niewiast nie-wolnym na rozpustę, pohańbienie związków małżeńskich, bunt niewolnych przeciw panom, zgładzeni? wielu rycerzy i dostojników oraz spiskowanie przeciw panującemu — wszystko to było wynikiem działania Stanisława, w którym był „początek zdrady, korzeń wszelkiego zła". Ciekawe, że w tej rzekomej mowie oskarży-cielskiej Bolesława pojawia się motyw Gallowej „zdrady" oraz jakiejś rozgrywki króla z możnymi, którzy „spiskowaniem królowi gotowali zagładę", a więc wątku walki politycznej, widocznej już w początkowej części opisu konfliktu. Kiedy dodamy do tego wyrażenie kronikarza użyte w miejscu referowania o ucieczce Szczodrego z kraju, że król, „niemniej przez ojczyznę, jak i przez senatorów [w języku Wincentego są to możni i dostojnicy — T.G.] znienawidzony, uchodzi na Węgry", to można przyjąć, że chociaż autora interesowały przede wszystkim moralne aspekty dramatu, nie umiał się przecież wyzwolić od konieczności ciągłego wspominania o politycznym konflikcie Bolesława z możnowładztwem. Trudno -byłoby widzieć w tym wpływ przekazu Galia, gdyż na ten temat nie ma w nim żadnych informacji, ani nawet aluzji. Wygląda więc na to, że Mistrz Wincenty dysponował lokalną, krakowską tradycją, zapewne proweniencji rodowo-możnowład-czej, w której przetrwały jakieś wątki opowieści o spisku części możnych przeciw królowi, o Jbtfac_h_i_repre-sjach zastosowanych przez Bolesława i wreszcie o otwartym buncie zmierzającym do „zagłady" króla. Po serii oskarżeń, które dotyczyły spraw moralnych i politycznych, pojmowanych w aspekcie publicznym i w wymiarach państwowych, Bolesław — według Wincentego — przeszedł do wysunięcia przeciw biskupo-
160
161
wi zarzutów moralnych i obyczajowych, ale tym razem natury ściśle osobistej. Kronikarz jednak był świadomy, że mimo takiego charakteru oskarżenia, odnoszące się do wysokiego dostojnika kościelnego, stawały się sprawą publiczną o poważnym znaczeniu. W otoczeniu węgierskim Szczodry miał przedstawić biskupa jako „opoja", „piekarza, nie pasterza", który był „ciemięzcą od ciemiężenia, nie arcykapłanem, ale zbieraczem bogactw, nie biskupem, ale szpiegiem, nie stróżem, i, na co ze wstydu rumienić się trzeba, że z badacza spraw świętych stał się badaczem lędźwi. I dlatego popuszczał cugli lubieżności innych, ponieważ gdzie są wspólnicy tej samej zbrodni, brak oskarżyciela". Kronikarz dodał do tej sfingowanej mowy oskarży cielskie j Bolesława, pełnej retorycznych efektów, komentarz, który jest jednocześnie informacją szczegółową: „Chociaż te kłamstwa w pojęciu ludzi nieświadomych przyniosły męczennikowi pewną ujmę, jednak nie mogły pozbawić go powagi świętości".
Nie ulega wątpliwości, że włożenie powyższych zdań w usta Szczodrego Jbyło literackim zabiegiem Wincentego. Niektóre rzekome zarzuty króla, jak np. popieranie rozpusty, stanowią odwrócenie poprzedniej sytuacji, kiedy to Stanisław miał oskarżać Bolesława o to samo. Pomówienia dotyczące skłonności biskupa do pijaństwa wyglądają na literacki schemat i pustą retorykę. Czy wobec tego uznać należy, że opowieść o próbie przerzucenia przez wygnańca całej winy na Stanisława jest czystym wymysłem pisarza, który mógł domniemywać, że Szczodry chciał się wobec węgierskich przyjaciół oczyścić z zarzutu, iż zamordował księcia Kościoła, i dlatego pomówił go o zniesławienie zmarłego? Niestety, brak dowodów na to, że Wincenty dysponował dla tej sprawy informacjami z tradycji ustnej. Można tylko w formie domysłu wysunąć tezę, że niektóre elementy
„mowy" Bolesława do Węgrów noszą znamiona faktycznych oskarżeń wysuwanych przez króla przeciw biskupowi, ale nie po jego zgonie, lecz jeszcze w ogniu konfliktu, i że wieść o nich zachowała się w jakiejś postaci w pamięci następnych pokoleń. Do tych rzeczywistych zarzutów zaliczyłby „szpiegowanie" i „zdradę" (chociaż ten ostatni mógł być przejęty z Kroniki Galia) oraz „ciemiężenie" i nadmierną skłonność do „zbierania bogactw". Oba te zarzuty łączą się z sobą rzeczowo, ponieważ „ciemiężenie" mogło oznaczać stosowanie nadmiernego wyzysku wobec ludności chłopskiej, żyjącej w dobrach biskupstwa krakowskiego, a jego efektem było „zbieranie bogactw". Mógł też biskup w nazbyt gorliwy i natrętny sposób zabiegać u króla o powiększenie dóbr i dochodów z biskupstwa. A przypomnieć trzeba, że diecezja krakowska była największą i najbogatszą polską prowincją kościelną, a jej pasterz pod względem zaopatrzenia i dochodów nie miał sobie równych wśród ówczesnych biskupów z metropolitą gnieźnieńskim włącznie. W świetle tak sformułowanych domysłów prawdopodobieństwa nabierają słowa kronikarza, że oskarżenia wysunięte przez króla przeciw Stanisławowi przyniosły mu „pewną ujmę" — oczywiście nie pośród Węgrów, tylko w polskiej opinii publiaznej, i zakwalifikowanie ich przez pisarza jako „kłamstw", w które uwierzyli tylko „ludzie nieświadomi", nie zmienia samego faktu.
Na tym kończymy analizę przekazu Wincentego. Zbierzmy raz jeszcze pokrótce wnioski z niej wypływające. Najważniejszy wydaje się wniosek ogólny sprowadzający się do tego, że dla odtworzenia genezy i przebiegu konfliktu na linii król — biskup relacji Kadłubka - wolno odrzucać a limine i w całości pod pozorem, z pisarz nie przyjął do wiadomości wersji Galia na ten emat, a eliminując ją skonstruował własną, całkowicie
6 -Bolesław Śmiały
Ii
162
163
odmienną i pozbawioną źródłowych podstaw jej muta-Lję. Sądzę, że porównanie tekstów w obu kronikach pozwoliło wykazać, że Wincenty dokładnie wczytał się w opis Anonima i --traktował go poważnie, ponieważ stanowił on jego jedyne źródło pisane, umożliwiające rozpoznanie tajemniczej sprawy konfliktu. Kronikarz wy rozumował na jego podstawie, że dramat powstał w wyniku konfrontacji postaw moralnych, w których racje były po stronie biskupa, a wina po stronie króla. W konsekwencji przypisał Bolesławowi „grzech" nadmiernego okrucieństwa, jako zresztą niemal jedyne przewinienie przed popełnieniem zbrodni. O wiele bogatszy jest zestaw zarzutów, które w jego relacji, wymienione jak gdyby wbrew intencji pisarza i przeciw jego koncepcji, skierowane zostały przeciw Stanisławowi.
Obok głównego wywodu, który przedstawić miał zderzenie się racji moralnych, w jego opowieści raz po raz dochodzi do głosu wątek walki politycznej toczonej mię-dy królem i częścią możnych-dostojników, na tle której pojawia się motyw szpiegowania i zdrady ze strony biskupa, czyli jego działania politycznego przeciw Bolesławowi. Królewskie represje przeciw opozycjonistom stały się przedmiotem ostrej interwencji Stanisława, który, znowu chyba wbrew intencjom autora, sam swoją postawą zajmuje miejsce po możnowładczej stronie barykady, wrogiej wobec monarchy. Te wątki, nie zaczerpnięte z Kroniki Galia, powtórzone kilkakrotnie w różnych miejscach tekstu Wincentego, skłonny jestem uznać za odbicie rzeczywistych wydarzeń, o których mogła przetrwać pamięć w tradycji wielkich rodzin możnowładczych, zapewne dotkliwie represjonowanych przez króla fizycznie i majątkowo.
Natomiast okoliczność, iż kronikarz nie uwzględnił relacji Anonima w kwestii formy kary zastosowanej wobec
biskupa przez króla i przypisał mu własnoręczne morderstwo, wydaje się być wynikiem wykorzystania pewnych opinii rozwijających się w kręgach kapituły krakowskiej, jawnie wrogich Bolesławowi i inicjujących różne przejawy kultu Stanisława. Ta część opowieści Wincentego powinna być naszym zdaniem odrzucona __na korzyść przekazu Galia, który znajdując się jeszcze pod kontrolą licznych żyjących świadków wydarzeń sprzed ćwierćwiecza, nie mógł sobie pozwolić, nawet gdyby chciał, na zbyt dalekie odejście od prawdziwego przedstawienia tragicznego epilogu sporu i okoliczności, jakie złożyły się na jego powstanie. Tak więc do „sprawy świętego Stanisława" muszą być wykorzystane dwa główne źródła pisane: Kronika Anonima Galia i Kronika Mistrza Wincentego.165
Rozdział VI
Próba rekonstrukcji genezy i przebiegu, konfliktu
A. Hipoteza na temat tlą dramatu i rozwój wypadków
Wyniki przeprowadzonej w rozdziale poprzednim analizy przekazów źródłowych do dziejów konfliktu Bolesława Szczodrego z biskupem Stanisławem pozwalają tylko w bardzo ogólnym i ograniczonym zarysie pojąć istotę i przebieg sporu, zakończonego dramatem osobistym obu jego bohaterów. Włączenie ich w szerszy kontekst historii ostatnich lat panowania Bolesława II powinno umożliwić nasycenie tematu pewną ilością nowych szczegółów, istotnych dla pełniejszego rozpoznania sprawy. Musimy przy tym pamiętać, że jak w wielu innych wypadkach, tak i w tym nieliczne i małomówne źródła uniemożliwiają odtworzenie przebiegu wydarzeń w całym ich bogactwie faktograficznym, a tym bardziej rekonstrukcji klimatu i atmosfery, w której rodził się i narastał wielki konflikt. Historyk, stykając się z taką sytuacją badawczą, staje trochę bezradny, nie mogąc przebić ani jasno oświetlić roztaczających się przed nim mroków dziejowych. Ale bezradność ta nie jest całkowita i nie może ona prowadzić do sceptycyzmu poznawczego, który wytrącałby pióro z obezwładnionej nim ręki. W dowodzie historycznym, gdy zabraknie danych pozwalających osiągnąć końcowy wynik badawczy równający się rozwiązaniu podjętego problemu, w miejsce pełnego rezultatu naukowego historyk może wprowadzić hipotezy, czyli konstrukcje myślowe, które stanowią częściową odpowiedź, względnie próbę odpowiedzi
na wysunięte pytania. W hipotezie naukowej wymagana jest dyscyplina postępowania badawczego, sprowadzająca się — najogólniej rzecz biorąc — do poprawności logicznej prowadzonego rozumowania, zgromadzenia maksymalnej ilości argumentów źródłowych i pozaźródło-wych, potwierdzających mniej lub bardziej pośrednio wysuwaną tezę i tworzących zadowalającą pod względem poznawczym odpowiedź na pytania dotyczące ustalenia faktów historycznych i ich objaśnienia. Należy również rozważyć i eliminować wszystkie możliwe kontrargumenty, działające przeciw prowadzonemu dowodowi. W wypadku, gdy brak jest warunków do skonstruowania hipotezy naukowej, badaczowi wolno operować przypuszczeniami i domysłami, stanowiącymi tymczasową i słabiej niż w przypadku hipotezy uzasadnioną próbę wyjaśnienia badanego problemu. Wszelako wówczas jest on zobowiązany jasno określić charakter zdań, którymi się posługuje, i ocenić stopień wiarygodności i prawdopodobieństwa wypowiadanych opinii.
Niech powyższe uwagi, z wyjątkową wprost o-strością odnoszące się do naszego tematu, będą usprawiedliwieniem faktu, że autor nie tylko nie będzie w stanie udzielić wyczerpującej odpowiedzi na wszystkie pytania, które w tej tajemniczej historii mogą dręczyć czytelnika, ale również nie przedstawi zwartego i ciągłego dowodu historycznego, rozwiązującego cały problem. W moim głębokim przekonaniu, jeżeli nie zajdą jakieś szczególne okoliczności, na przykład odkrycie nowych źródeł, co jest raczej mało prawdopodobne, „sprawa świętego Stanisława" skazana jest na pozostawanie w kręgu hipotez, przypuszczeń i domysłów. Dlatego też uwagi poniższe będą również należały do tych kategorii wypowiedzi historyka, które nie roszczą sobie pretensji do ostatecznego wyrokowania w kwestii nie pozwalającej się rozstrzygnąć jednoznacznie i całkowicie. W obie-
166
gu naukowym, kiedy badany problem jest nierozwiązal-ny, funkcję zastępczą zamiast pełnego wyniku przejmuje ta z hipotez, która najlepiej spełnia wymienione wyżej warunki, eliminując z niego inne, gorzej umotywowane tezy i opinie, dla których pozostaje miejsce w dziejach historiografii.
Przystępując do przedstawienia własnego poglądu na temat konfliktu Bolesława II z biskupem Stanisła-wem pragnę na wstępie odciąć się od dwóch poglądów, dotychczas funkcjonujących w naszej nauce, chociaż z bardzo różnym stopniem ich uznania i powszechności. Przede wszystkim nie zamierzam rozważać kwestii rzekomej choroby psychicznej króla, egzystującej w historiografii od dziesięcioleci, a współcześnie podtrzymywanej między innymi w pracach Witolda Sawickie-go. Wszystkie cechy charakterologiczne Bolesława II, tak obficie wymienione przez Galia i uzupełnione przez Mistrza Wincentego, wydobyte w toku analizy tekstów, przesądzają, jak' się wydaje, o tym, że znajdował się on w granicach normy psychicznej, bez odchyleń w kierunku patologii umysłowej, chociaż niewątpliwie był człowiekiem wewnętrznie skomplikowanym i być może trudnym w kontaktach z otoczeniem. Przypisywany Szczodremu przez późniejsze źródła obłęd wynikał z mylnego odczytania pewnych wypowiedzi Kadłubka, a pojawiwszy się raz, podchwycony został i rozwinięty przez kolejnych pisarzy. Również postępowanie króla po zgonie Stanisława i w toku ucieczki na Węgry wykazuje pełnię świadomości: kierował się do jedynego zaufanego przyjaciela, Władysława, aby u niego szukać pomocy; zabrał też z sobą rodzinę, w tym syna — następcę tronu. Opisane przez Galia przejawy pychy okazanej wobec króla węgierskiego i jego otoczenia były znane i charakterystyczne dla osobowości Bolesława już dużo wcześ-nie| i nie mogą świadczyć o utracie zmysłów. Byłoby też
167
bardzo dziwne, gdyby biskup krakowski, mając do czynienia z psychicznie chorym monarchą, próbował działać perswazją, argumentem utraty korony i wreszcie groźbą rzucenia klątwy — jak to przedstawił Wincenty. Nie będę również rozpatrywał poglądu, któremu u schyłku XIX wieku początek dali Franciszek Stef-czyk i Maksymilian Gumplowicz, natomiast w postać pełnej hipotezy przyoblekł Tadeusz Wojciechowski. O-piera się ona na odczytaniu Gallowych określeń Stanisława i jego działania: traditor i traditio jako „zdrajca" i „zdrada", co doprowadziło tego badacza do przekonania, że biskup „był w zmowie" z Czechami i Niemcami przeciw królowi. Dodatkową przesłanką dla Wojcie-chowskiego było odwrócenie polskich przymierzy w okresie rządów Władysława Hermana w stosunku do tych, jakie nawiązał Bolesław II. Wymienieni badacze całkowicie odrzucali przekaz Wincentego, a równocześnie dla podbudowy swojej tezy wykorzystali inne źródła, które późniejsza krytyka naukowa odrzuciła jako nie odnoszące się do Polski i samego konfliktu. Niestety, nie mam 'możliwości przeprowadzenia na tym miejscu wyczerpującej dyskusji z hipotezą Tadeusza Wojciechowskiego, ale ogólnie można stwierdzić, że we współczesnej nauce nie cieszy się ona już tak powszechnym jak dawniej uznaniem jako : zbyt skrajna i oparta na mało przekonującej analizie źródłowej, a także wykazująca przerosty myślenia dedukcyjnego i intuicyjnego. W nawiązaniu do dawniejszych badań Joachima Lelewela, Adama Miodońskiego i Stanisława Smółki wykazałem wyżej, że traditor w języku Anonima rzadko oznacza „zdrajcę" w sensie, jaki przyjął Wojciechowski, najczęściej zaś pisarz określał w ten sposób „buntownika". Jeśli więc nie ma dodatkowych ważnych przesłanek, które uzasadniałyby w pełni przyjęcie pierwszego znaczenia tego terminu, to należy zastosować
163
drugie jako bardziej potoczne. A sądzę, że takich przesłanek w źródłach nie można się doszukać, nie pozostaje zatem nic innego jak uznać, iż spór między królem i biskupem rozgrywał się wyłącznie na arenie "wewnętrznej, bez udziału w nim czynników obcych. Biskup Stanisław, którego wcześniejszych dziejów i kariery nie znamy, objął diecezję krakowską w 1071 r. po zgonie poprzednika na tym stanowisku Suły-Lam-faerta. Dopiero późna tradycja pisana związała Stanisława z możnowładczym rodem Turzynów oraz wsią Szczepanowem, ale wersji tej nie można skontrolować. Jedno wszelako jest pewne, że swoją godność biskupa krakowskiego otrzymał z wyboru i decyzji księcia Bolesława II, który — podobnie jak jego poprzednicy na tronie polskim od czasów zjazdu gnieźnieńskiego w roku tysięcznym — dysponowali prawem inwestytury świeckiej w stosunku do Kościoła. Przyjąć tedy trzeba, że książę na pasterza najważniejszej diecezji w państwie, do tego mającej stolicę w Krakowie, gdzie była główna siedziba dworu i najwyższych organów zarządzania królestwem, wybrał najlepszego kandydata, którego wierności i posłuszeństwa był całkowicie pewny. Przynależąc najpewniej do krakowskiego kleru kapitulnego, blisko powiązanego z dworem książęcym, był zapewne Stanisław dobrze znany księciu, a może nawet korzystano z jego usług w celach kancelaryjno-dy-plomatycznych. Wprawdzie jest to tylko domysł, ale o tyle prawdopodobny, że w otoczeniu panującego niewielu było ludzi wykształconych i musiano sięgać do pomocy tamtejszego ośrodka kościelnego. jWolno przypuszczać, że Bolesław myśląc o odbudowie podstaw i reorganizacji sieci administracyjnej Kościoła, w biskupie krakowskim upatrywał swojego głównego współpracownika i realizatora tych doniosłych planów. Nie ma powodów wątpić, że zgodne współdziałanie biskupa z księ-
169
ciem trwało przez pierwsze cztery lata jego rządów w diecezji i że Stanisław, wobec ewentualnego przedłużającego się wakansu na stolicy arcybiskupiej w Gnieźnie, był czołową postacią polskiego episkopatu, pełniąc zapewne zastępczo, podobnie jak' wcześniej Aron i Suła, funkcję rzeczywistej głowy Kościoła w Polsce. Kiedy wiosną 1075 r. przybyli na ziemie polskie legaci papiescy, w ich pracach, obok księcia, musiał czynnie u-czestniczyć biskup krakowski, którego diecezja, jako jedyna bez większych klęsk przetrwała zawieruchy z lat trzydziestych i funkcjonowała bez przerwy, już przez to samo zdobywając sobie wyjątkowe miejsce pośród innych stolic biskupich. Nie wiemy, czy legaci zwołali synod, na którym powzięto ważne dla przyszłości Kościoła w Polsce decyzje, czy też raczej, wobec poważnych braków w obsadzie biskupstw, postanowienia zapadły na dworze książęcym, w wąskim gronie złożonym z wysłanników papieskich, Bolesława i jego najbliższych doradców oraz biskupa Stanisława i ewentualnie biskupa wrocławskiego, niektórych kanoników krakowskich i może opatów największych klasztorów benedyktyńskich. Miejscem obrad był zapewne Kraków i okoliczność ta przydawała roli Stanisława, jako gospodarza, szczególnego posmaku i znaczenia.
W tym miejscu należy odciąć się od poglądów występujących w naszej dawniejszej literaturze, jakoby sedno sporu powstałego między królem i biskupem tkwiło w tym, że Bolesław dążył do przeprowadzenia reformy kościelnej w Polsce w duchu idei gregoriańskich, natomiast Stanisław był rzecznikiem poglądów konserwatywnych, a przede wszystkim przeciwnikiem wprowadzenia celibatu (bezżeństwa) kleru świeckiego. Koncepcja ta jest całkowicie wydumana i na jej poparcie trudno znaleźć jakikolwiek rzeczowy argument. Legaci mogli przedstawić polskiemu środowisku kościelnemu
l
M
170
i dworowi podstawowe założenia ideowe i kościelno-poli-tyczne Grzegorza VII, ale musieli liczyć się z faktem, że Kościół polski był absolutnie nie przygotowany do akceptacji i wprowadzenia reform w tym duchu. Idee emancypacyjne wobec władzy świeckiej, w tym walka z inwestyturą książęcą, a także problemy celibatu i wzmożenia dyscypliny wewnętrznej miały się w Polsce ujawnić dopiero w ponad sto lat później, najpierw na zjeździe łęczyckim w 1180 r., a ze znaczniejszą siłą w początkach XIII wieku. Rozpatrywanie z gruntu fałszywego założenia, w myśl którego książę był zwolennikiem programu gregoriańskiego, godzącego w konsekwencji w jego uprawnienia — choćby jako decydenta przy obsadzie wakujących biskupstw — natomiast biskup miał być tegoż programu przeciwnikiem, chociaż jego przyjęcie podniosłoby prestiż i zwiększyło władzę książąt Kościoła, a więc i jego samego — wydaje się zbędne.
Pośród innych krańcowych i nie do przyjęcia koncepcji znajduje się teza, której najpełniejszy kształt nadała przed dwudziestu laty Karolina Lanckoroń-ska. Był to wówczas okres wzrostu zainteresowań niektórych historyków sprawą żywotności reliktów liturgii słowiańskiej na ziemiach polskich, w szczególności na południu, gdzie utrzymać się miała słowiańska organizacja kościelna jako pozostałość z czasów, kiedy obszary te u schyłku IX stulecia na pewien czas znalazły się w politycznym związku z państwem wielkomoraw-skim i pod wpływem misji prowadzonej przez Cyryla i Metodego. Obrządek słowiański nie zdołał się utrzymać na Morawach, natomiast przetrwać miał rzekomo na północ od łuku Karpat. W czasach Chrobrego dysponować miał w Polsce własną metropolią, a w Krakowie urzędowali dwaj biskupi: jeden łaciński, drugi słowiański. Po zaburzeniach z trzydziestych lat XI wieku
171
ziemie wchodzące w skład owej prowincji słowiańskiej przekazano Aronowi z zadaniem ich latynizacji. W 1075 r. Bolesław Szczodry, zrywając z przyjazną polityką ojca i pragnąc ekspansji terytorialnej na wschodzie, w ścisłym porozumieniu z Grzegorzem VII przystąpił rzekomo do odnowienia metropolii słowiańskiej i całej sieci podległych jej biskupstw, wykrojonych głównie z terytoriów diecezji krakowskiej. Doprowadzić . to miało do powstania napięcia w stosunkach z biskupem Stani-sławem, który bronił całości swojej diecezji, a w końcu połączył się przeciw królowi z buntowniczym juniorem — Władysławem Hermanem.
Przedstawiona tutaj w skrócie konstrukcja pełna jest nieporozumień i opiera się na fałszywych przesłankach. Cała sprawa rzekomego przetrwania na ziemiach południowej Polski obrządku słowiańskiego, a tym bardziej jego instytucjonalnej organizacji, nie znajduje potwierdzenia w żadnych źródłach i wywodzi się z całkowicie dowolnie interpretowanej wzmianki z Żywota św. Metodego o misji prowadzonej w tzw. państwie Wiślan po jego podboju przez Swiętopełka morawskiego około 880 r. Nie do przyjęcia jest również pogląd, jakoby Grzegorz VII był rzecznikiem rozszerzania na wschodzie Europy liturgii słowiańskiej. W istocie było wręcz przeciwnie, jak to jasno wynika z jego stosunku do obrządku słowiańskiego w Czechach, a także z planów rozszerzenia zasięgu Kościoła łacińskiego na ziemie ruskie, związanych z osobą Izjasława. Do rzędu oczywistych nieporozumień zaliczyć także trzeba ocenę ruskiej polityki Bolesława II i jego rzekomych zamysłów podboju na wschodzie z równoczesnym ogarnięciem tych obszarów słowiańską organizacją kościelną. Dla okresu wczesnopiastowskiego przypisywanie takich zamiarów któremukolwiek z Piastów jest jawnym anachronizmem. Odrzucając główne linie wywodów Karoliny Lanoko-
•r»-
M
172
rońskiej (i niektórych innych historyków) stwierdzić równocześnie trzeba, że wśród powodzi zdań wywołujących ostry sprzeciw autorka wniosła kilka świeżych i twórczych spostrzeżeń i interpretacji tekstów źródłowych, które muszą być poważnie wzięte pod uwagę przy ..rozpatrywaniu tła konfliktu./ o^c) Do takich naukowo płodnych pomysłów, zdaje się należeć koncepcja autorki, iż genezy sporu biskupa z królem szukać trzeba w dążeniu Bolesława II do uporządkowania organizacji Kościoła polskiego i erygowania nowych biskupstw. Można przypuszczać, że sam plan odbudowy zniszczonej struktury kościelnej nie budził zastrzeżeń Stanisława i że współdziałał on ze Szczodrym w nawiązaniu w tej kwestii kontaktu z papieżem. Biskup krakowski mógł uważać za więcej niż prawdopodobne, że będzie pierwszym wśród kandydatów na objecie funkcji metropolity gnieźnieńskiego (podobna sytuacja była w tysięcznym roku z biskupem Ungerem). Rzeczywistość okazała się inna i na stolicy arcybiskupie,! zasiadł kto inny, a fakt ten musiał napełnić Stanisława uczuciem rozczarowania i rozgoryczenia. Z faktycznie pełnionej dotychczas roli zwierzchnika Kościoła polskiego, chociaż być może nie przez wszystkich uznawanego w tym charakterze, miał w przyszłości stać się tylko jednym z kilku biskupów podporządkowanych metropolicie i mógł to odczuwać jako obniżenie swojej rangi i znaczenia, bo tak właśnie musiało się stać. Niepo-wołanie go na stolicę gnieźnieńską mógł też interpretować jako swoiste wotum nieufności ze strony księcia. W tym momencie jesteśmy, jak się wydaje, u prapocząt-ku zmiany wzajemnych stosunków między Stanisła-wem i Bolesławem.
Książęce plany reorganizacji i rozbudowy struktury kościelnej również nie musiały wzbudzać entuzjazmu biskupa krakowskiego. Oznaczały one nie tylko pod-
,
173
porządkowanie nowemu metropolicie, ale także godziły w całość podległej mu diecezji.
Biskupstwo krakowskie swoim obszarem przewyższało bardzo znacznie terytoria pozostałych diecezji, nie wyłączając arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. W wiekach późniejszych należało do największych w Europie. W omawianym czasie, chociaż o precyzyjnym wyznaczeniu granic między poszczególnymi diecezjami na zjeździe w 1000 r. i w następnych dziesięcioleciach trudno mówić, biskupowi krakowskiemu podlegały: ziemia krakowska, sandomierska, lubelska, być może część ziem mazowieckich i tzw. Grody Czerwieńskie wraz z ziemią przemyską w okresach ich przynależności do państwa polskiego. Projekt rozbudowy sieci biskupstw oznaczał konieczność dokonania nowego podziału terytorialnego państwa pod względem kościelnym, a powstanie każdego nowego biskupstwa musiało prowadzić do rewizji i uszczuplenia terytoriów dotychczas przynależnych do diecezji krakowskiej.
Nie wiemy, czy zamierzenia Bolesława ograniczały się do erygowania tylko jednego nowego biskupstwa dla Mazowsza, czy też nosił się z myślą utworzenia jeszcze innych diecezji, na przykład w Sandomierzu dla kresów wschodnich. Gdyby taka supozycja wchodziła w grę, to ograniczenie kreacji nowych siedzib biskupich tylko do Płocka byłoby zapewne rezultatem opozycyjnego stanowiska Stanisława, ponieważ powstanie diecezji sandomierskiej łączyłoby się ze znacznym okrojeniem granic biskupstwa krakowskiego. Można więc przypuszczać, że z pobytem i działalnością legatów papieskich w lecie 1075 r. w Polsce łączyły się dramatyczne dla Stanisława sytuacje i dyskusje, w których zapewne w najlepszej wierze — jak przyjmuje Lanckorońska — walczył on > nienaruszalność i całość swojej diecezji. Ostatecznie utworzono tylko biskupstwo płockie, któremu podlegać
i
174
175
miało północne, położone na prawym brzegu Wisły Mazowsze, gdy tymczasem jego południowa, lewobrzeżna część, tzwTpóźnlej archidiakonat"Czerski, znalazła się w granicach diecezji poznańskiej (według niektórych opinii, np. Jerzego Dowiata, postanowienia z 1075 r. utrwalały tylko stan wcześniejszy).
Jeżeli tak' wyglądał w zarysach scenariusz wydarzeń, to mielibyśmy do czynienia ze swoistym paradoksem. Bolesław jako rzecznik interesów państwa i protektor całego Kościoła w swoim dziele odnowy i rozwoju struktur kościelnych napotkał na opór czołowego księcia Kościoła, który albo nie był zdolny pojąć doniosłości zamierzonego przedsięwzięcia, w co raczej trudno uwierzyć, albo myślał kategoriami partykularnymi, broniąc własnej pozycji i majątku biskupstwa krakowskiego. Stajemy przy tym bezradni wobec pytania, czy w opozycji Stanisława kryła się przyczyna, która spowodowała, że Bolesław nie powierzył mu arcybiskupstwa gnieźnieńskiego, czy też raczej wyznaczenie na tę godność innej osoby wywołało opór biskupa.
Z uporządkowaniem spraw kościelnych w lecie 1075 r., ścisłym wyznaczeniem granic diecezji i powołaniem na wszystkie wakujące stolice biskupów z arcybiskupem gnieźnieńskim włącznie, połączył Bolesław jeszcze jedną ważną sprawę, nie mającą precedensu we wcześniejszych dziejach Kościoła w Polsce. Aczkolwiek ostatnio zdaje się przeważać opinia, że początki uposażania biskupstw w dobra ziemskie wiązać można z czasami Chrobrego i decyzjami podjętymi w Gnieźnie w 1000 r., to nie ulega wątpliwości, że nadania te, jeżeli w ogóle miały miejsce, były bardzo ograniczone, a i możliwości eksploatacji gospodarczej ówczesnego Kościoła uznać trzeba za nad wyraz skromne. Z niedawnych badań Henryka Łowmiańskiego wyłania się — jak' się wydaje — nowy obraz tej kwestii. Autor ten przypisał Bolesławowi
II dokonanie znacznych nadań terytorialnych na rzecz Kościoła, zmieniających istotnie jego pozycję materialną i ograniczających bezpośrednią zależność pod tym wzgl<?dem od panującego, zwłaszcza że równocześnie zapewne postępował proces obciążania_ogółuJLudnośd_ obowiązkiem płacenia dziesięciny kościelnej, która zastępowała pierwotną książęcą dziesięcinę grodową. Nie mogłoby wywołać zdziwienia, gdyby okazało się, że ogromna diecezja krakowska, w rezultacie postawy Stanisława wobec podejmowanych wówczas decyzji, w najmniejszym zakresie skorzystała z ja.ajiańjjwnarszyjdl. Jeżeli domysł taki jest zasadny, to widziałbym tutaj trzeci motyw powstania rozdźwięku między Stanisła-wem i Bolesławem. Od tego czasu i od sprawy, która winna była jeszcze silniej niż poprzednio zespolić biskupa z księciem-dobroczyńcą Kościoła, drogi ich rozeszły się na zawsze, a w końcu doprowadziły do tragicznego finału.
t Można zastanawiać się, czy doszło wówczas do konfrontacji postaw moralnych księcia i biskupa^-Bolesław kierował się niewątpliwie racjami politycznymi i państwowymi, ale był również przekonany, że działa dla dobra Kościoła. Stanisław miał także pełne moralne prawo do obrony całości swojej diecezji i do dalszego umacniania jej podstaw gospodarczych. W epoce, o której tutaj piszemy, starania i zabiegi o rozszerzanie granic biskupstw i ich majętności były zjawiskiem nagminnym w całej łacińskiej Europie i niejednokrotnie prowadzono je używając ostrych i niezbyt etycznych sposobów i metod. Biskupi popadali często w drastyczne i gorszące spory na tym tle z panującymi, z książętami rzeszy niemieckiej ^ wielkimi feudałami świeckimi, a nawet między sobą, prowadząc przewlekłe i mało budujące procesy na forum wewnętrznym i w kurii rzymskiej. Biorąc pod uwagę tego rodzaju praktyki biskup krakowski miał
176
swoje racje moralne, które pozwalały mu stawiać księciu opór z otwartą przyłbicą w imię dobra kościoła krakowskiego.
Z rozważań powyższych widać, jak bardzo niejasno przedstawia się w źródłach i możliwościach interpretacyjnych tło i początek konfliktu między Bolesławem i Stanisławem. Zarysowana wyżej możliwość objaśnienia tej ciemnej i tajemniczej sprawy jest tylko jedną z wielu egzystujących w nauce prób rozwiązań. Ma ona znamiona hipotezy w licznych swoich elementach podpartej z konieczności jedynie przypuszczeniami i domysłami.
Rozpatrując spór Bolesława z biskupem krakowskim stajemy w obliczu dwóch ciemnych problemów. O jednym — tle i przyczynach jego — mowa już była, drugim są powody i okoliczności usunięcia króla z tronu. Z relacji Galia wiemy na ten temat tylko tyle, że represjonowanie Stanisława bardzo Bolesławowi zaszkodziło, ale nie zadecydowało o -jego wypędzeniu. Znaczenie tej informacji jest ogromne, ponieważ stanowi ona koronny dowód na to, że już wcześniej rozwinął się w kraju inny konflikt, w który Szczodry się uwikłał i który przybrał bardzo poważne wymiary. Niestety, jest to niemal wszystko, co dzięki Anonimowi wiemy w tej kwestii, znając jeszcze tylko epilog wydarzeń w postaci ucieczki króla z Polski, który jest o tyle istotny, że daje orientację w skali i stopniu trudności, w jakiej znalazł się Bolesław pod koniec swoich rządów. Późniejsza o około sto lat wersja Mistrza Wincentego, jakoby zegnanie króla z tronu wiązało się ze sporem, w jaki Szczodry popadł z możnymi („dostojnikami") i .rycerstwem na tle stosowania zbyt surowych represji wobec tych, którzy samowolnie powrócili z wyprawy ruskiej do domów na wieść o wiarołomstwie żon i buncie niewolnych, nie wytrzymuje krytyki i musi odpaść z dalszych rozważań.
177
Wyprawy kijowskie należały do tych ekspedycji, które przynosiły największe korzyści materialne możnym i rycerstwu: bogaciły jednych i drugich, wzbudzały przeto raczej entuzjazm niż niechęć. Jeżelibyśmy zatem mieli podtrzymywać wątek kronikarza o opuszczaniu króla w Kijowie przez część możnowładców (i związanych z nimi rycerzy), to widzieć by w tym fakcie należało nie pierwszą przyczynę późniejszych napięć w kraju, lecz jeden z etapów walki z królem podjętej już wcześniej przez pewne grupy wielmożów. Przyczyn i początków tej walki należałoby więc szukać w wydarzeniach poprzedzających drugą wyprawę kijowską. W tym miejscu Czytelnik może zapytać dlaczego większość historyków uparcie stoi na stanowisku, że Bolesław II utracił tron i władzę w wyniku starcia z opozycją możnych? Odpowiedź na to pytanie jest stosunkowo prosta. Jeżeli wyeliminujemy ewentualność, iż o wygnaniu króla zadecydowały siły zewnętrzne (Czesi i Niemcy), a wyłączyć ją trzeba z rozważań, ponieważ brak dla niej najmniejszego oparcia w źródłach, to hipoteza o buncie możnowładczym pozostaje bez alternatywy. Tylko ta grupa społeczna dysponowała środkami materialnymi zdolnymi obezwładnić Bolesława i zmusić go do udania się na wygnanie. Przyjęcie tezy o czynnym wystąpieniu możnych w 1079 r. jest konieczne, gdyż rezygnacja z niej równałaby się zrezygnowaniu z usiłowań naświetlenia przyczyn upadku tego monarchy. Dzieje ościennych państw w wiekach X-XII roją się od ó^ych^oliiIiHol^oaayc^grup"możnowład-czych i wielkich rodów z panującymi. Tak było na Rusi Kijowskiej, na Węgrzech i w Czechach, nie inaczej było też w Polsce. Wystarczy przypomnieć Przybywo-Odylena na progu rządów Chrobrego, wystąpienia bunty możnych przeciw Mieszkowi II, Bezprymowi, Rychezie i Kazimierzowi Odnowicielowi, a później w
l
179
Im
la* ±
178
okresie panowania Władysława Hermana zbrojne wsparcie udzielane przez wielmożów Zbłgniewowi i Krzywoustemu przeciw ojcu, następnie bunt Skarbi-mira w 1117 r. i wreszcie rozstrzygającą rolę możno-władców w rozgrywce Władysława II Wygnańca z jego młodszymi braćmi. Znaczenie tej grupy społecznej rosło w państwie z upływem czasu, wzrastały też jej aspiracje polityczne, a te musiały raz po raz doprowadzać do starć z panującymi książętami, ponieważ Piastowie nie zamierzali dobrowolnie godzić się z próbami ograniczenia zakresu ich władzy.
Przyjmując tezę, że bezpośrednią przyczyną główną upadku Bolesława II był bunt możnowładczy, spróbujmy zastanowić się nad powodami powstania napięć i określić moment, w którym trwająca przez wiele lat rządów Szczodrego akceptacja jego polityki przez ogromną większość wielkich wielmożów najpierw została cofnięta, a w dalszym rozwoju wypadków przekształciła się w ,-zbrojne wystąpienie przeciwkrólowi. f Wydaje się, że pierwsza okazja do wyłonienia się roz-dźwięków między Bolesławem i czołowymi możnymi sięgać może, podobnie jak w wypadku Stanisława, 1075 r., a spowodowały je uczynione wówczas książęce nadania ziemskie na rzecz Kościoła. Wywołały one zapewne wielkie poruszenie wśród możnych rodów, chciwych bogactw i pragnących dalszego powiększania swoich majętności. Ciernia nabierała w tych czasach coraz większej wartości z powodu rozwoju hodowli, jak też ze względu na rosnące możliwości eksploatacji rolnej przez licznych niewolnych, zdobywanych w częstych wyprawach na ziemie sąsiadów. Być może niektórzy możno-władcy mieli za złe Bolesławowi tę jednostronną szczodrobliwość dla Kościoła i poczuli się pokrzywdzeni pominięciem ich w tym rozdawnictwie. Ze wspomnianych badań Henryka Łowmiańskiego zdaje się wynikać, że
praktykę donacyjną na większą skalę w stosunku do możnych i rycerstwa zapoczątkował dopiero Bolesław Krzywousty. Teza ta wydaje się uzasadniona, a sam proces nadawczy był w dużym stopniu wynikiem nacisku tych grup społecznych na księcia, nacisku, który rodził się pod wpływem wcześniej zapoczątkowanych donacji ziemskich dla instytutów kościelnych. '
W Boże Narodzenie 1076 r. odbyły się w Gnieźnie uroczystości koronacyjne Bolesława II. Podniesienie państwa polskiego do rangi królestwa było logiczną konsekwencją dotychczasowych sukcesów politycznych na arenie międzynarodowej. Sięgnięcie po koronę trzeba też uznać za ogromny osobisty sukces Bolesława bez względu na to, czy zgodę dał na to papież, czy też obyło się bez starań o przyzwolenie Grzegorza VII. Polska hierarchia kościelna, tak wiele świeżo zawdzięczająca Szczodremu, uczestniczyła w samym akcie, którego dokonał arcybiskup gnieźnieński. Jedynie biskup krakowski, chociaż najpewniej przybył do Gniezna, nie podzielał zapewne radości innych, kryjąc w sercu urazę do monarchy.
Można przypuszczać, że pośród licznie zgromadzonych w Gnieźnie świeckich panów i dostojników oraz przed-niejszego rycerstwa nastroje były podzielone. Ludzie najbliżej związani z królem, wysocy urzędnicy dworscy, kasztelanowie i ci możni, którzy czerpali korzyści z udziału w sprawowaniu władzy i z łask oraz szczodrości panującego, byli świadomi doniosłości aktu koronacyjnego i eałkowicie go akceptowali. Ale byli i tacy — zapewne niektórzy urzędnicy i możni prowincjonalni, a być może także pewni dostojnicy centralnego zarzą-- którzy z różnych powodów czuli się niedocenieni rzeź władcę i negatywnie odnosili się do jego polityki wewnętrznej lub zewnętrznej, i ci inaczej oceniali ko-onację. Wszystkie osoby pojedyncze i grupy opozycyj-
180
nie nastawione wobec rządów Szczodrego, a także ci, którzy znali trudny jego charakter i wybujałe skłonności do umacniania autorytetu monarszego, mogli słusznie obawiać się, że korona, wynosząc Bolesława wysoko ponad najmożniejszych panów królestwa, umocni w nim dążenia centralistyczne, mogące przerodzić się ** 'w nieliczący się z nikim despotyzm i autorytaryzm. Trzeba przy tym zauważyć, że stosunek wczesnopol-skiego społeczeństwa, a ściślej mówiąc jego elity politycznej, do instytucji królestwa i kolejnych koronacji Piastów kształtował się dość osobliwie. Trafnie zauważył to Jerzy Dowiat pisząc, że „korona... nie przynosiła Piastom szczęścia". W istocie rzeczy nie chodziło o szczęście, lecz o podstawowe zagadnienia ustrojowo-po-lityczne, których źródła tkwiły w głębokiej przeszłości, w fazie wykształcania się na ziemiach polskich władzy książęcej.
Kolejni książęta piastowscy, aczkolwiek sam ród uzyskał niekwestionowaną w zasadzie władzę dziedziczną, pod względem zwyczajowo-prawnym _uważani jbyli przez najpotężniejszych możnowładców jedyme~~za~~pTerw-^zych pośród nich. Ukształtowana dość wcześnie w postać na poły instytucjonalną rada książęca skutecznie ograniczała ewentualną groźbę absolutyzmu piastowskiego, ale przede wszystkim zapewniała istotny wpływ czołowych wielmożów na najważniejsze sprawy państwa. Grupa ta nie była zainteresowana popieraniem koronacyjnych planów książąt, ponieważ korona, dzięki sakrze kościelnej, przenosiła istotę nadawania władzy z rąk „ludu" w gestię Boga. Musiało to być odczuwane jako niebezpieczne dla tradycyjnego układu sił społecznych zwiększenie wewnętrznej suwerenności króla wobec najmożniejszych nawet poddanych jak i doradców bez możliwości jej skutecznej kontroli i ograniczenia.
181
Jeżeli spośród tzw. pierwszych Piastów, liczonych do Bolesława Krzywoustego włącznie, jedynie niektórzy pokusili się o koronę, to fakt ten tylko w części przypisać można wpływowi czynników zewnętrznych, głównie zaś oporowi, a co najmniej brakowi poparcia ze strony najbardziej wpływowych możnowładców. Bolesław Chrobry, mimo że w 1000 r. cesarz Otto III znanym gestem u-znał jego suwerenną władzę, jeszcze 25, a od pokoju bu-dziszyńskiego 7 lat czekał na jej formalne potwierdzenie w akcie koronacyjnym i trudno w tym zwlekaniu widzieć jedynie przeszkody natury zewnętrznej. Zgon pierwszego w naszych dziejach króla w zaledwie kilka miesięcy później nie pozwala wniknąć w reakcję polskiego możnowładztwa na tę koronację. Ale równocześnie zapewne przeprowadzona koronacja jego syna, Mieszka II, nie spotkała się z aprobatą elity politycznej, skoro młody władca niemal od początku swoich rządów borykał się z aktywną opozycją możnych, a^ w końcu całkowicie odmówiono mu poparcia. Odzyskał je dopiero po powrocie z wygnania,'Iae3y~zrezygnował z korony. Świadomy niechętnych nastrojów panujących w tych kręgach społecznych Bezprym odesłał polskie insygnia koronacyjne na dwór cesarski, manifestując tym krokiem nie tyle swoją rezygnację z korony wobec cesarza, ile w stosunku do własnego możnowładztwa, o którego względy musiał zabiegać. W sumie królestwo polskie przetrwało w pierwszym etapie jedynie 6 lat, w drugim zaś Bolesław II utracił koronę w niespełna 3 lata. Trudno nie dopatrywać się w tym pewnej prawidłowości. Uzasadnione wydaje się przeto mniemanie, iż koronacja Szczodrego doprowadziła grupy opozycj nastawionych możnych do połączenia swoich sił i raz Bardziej zdecydowanej krytyki króla. 3ogłębiający się konflikt mógł doprowadzić do politycznej izolacji Bolesława, który rozgrywał w tym cza-
i
się swoje największe i najważniejsze partie w płaszczyźnie międzynarodowej i nie mógł sobie pozwolić na osłabienie własnej pozycji w kraju. Dalsze poparcie możnowładztwa było mu niezbędne i aby je odzyskać musiał poczynić pewne kroki, które świadczyłyby o tym, że król dba o interesy możnych i rycerstwa. W kategoriach gestu wobec tych grup społecznych i dla przywrócenia nadszarpniętej popularności widziałbym drugą wyprawę kijowską w 1077 r. Miałem już okazję przedstawić, że nie była ona skutkiem interwencji Grzegorza VII u Szczodrego w sprawie księcia Izjasława. Ale teraz trzeba powiedzieć, że nie była ona również niezbędna z punktu widzenia ówczesnych interesów państwa polskiego, ponieważ dobre stosunki z księciem kijowskim Wszewołodem Bolesław mógł bez większego trudu nadal zachować, a o nic więcej na wschodniej flance Polski królowi nie chodziło. Ekspedycja na bogate ziemie ruskie i przebogaty Kijów miała natomiast istotne znaczenie dla możnych i rycerstwa, umożliwiając po raz drugi na przestrzeni 8 lat zdobycie ogromnych łupów i licznych potrzebnych do pracy jeńców. Te cele wyprawy zrealizowano w całości, ale wątpliwe jest, czy król osiągnął zamierzone rezultaty.
W czasie kilkumiesięcznego pobytu wojsk polskich na Rusi zaszły najwidoczniej jakieś wydarzenia, które nie tylko nie złagodziły uraz, ale wręcz przeciwnie — doprowadziły do wzrostu napięcia między królem i niechętnymi mu towarzyszami wyprawy. Nie wiemy, co było tego powodem. Może wojska rozłożone na leżach dopuszczały się nadmiernych ekscesów, grabieży i Bolesław surowo karał za nie dowódców (Polacy przybyli przecież jako sojusznicy Izjasława), co spowodować mogło nowe zadrażnienia i wywołało oburzenie. Nie odrzucałbym, nie pozwalającej się niestety skontrolować, informacji Mistrza Wincentego o samowolnym porzucaniu
183
Bolesława na Rusi przez niektórych możnych i rycerzy i ich powrocie do kraju. Pomijając podany przez pisarza motyw tych powrotów w postaci wieści o wiarołomnych żonach i buncie niewolników, w samych danych szczegółowych przebija jakby ślad rzeczywistej tradycji u-stnej, która w pewnych małopolskich rodzinach możno-władczych mogła przechować pamięć o tak niezwykłych wydarzeniach.
Przed zimą 1077 r., opromieniony nowym sukcesem militarnym, Bolesław wraz z głównymi siłami powrócił do kraju. Jeżeli wolno pójść dalej tropem sugerowanym przez Kadłubka, to należałoby przyjąć, że w stosunkach króla z niektórymi możnymi i rycerzami nastąpił teraz kolejny etap eskalacji konfliktu. Wyrazić on się miał z jednej strony w okrutnym prześladowaniu przez Szczodrego jako zdrajców winnych opuszczenia go podczas wyprawy (król miał uważać, że go „wydali na pastwę wrogów"), z drugiej — w łączeniu się wszystkich opozycjonistów, w obliczu grożącej im fizycznej zagłady, w jednolitą grupę spiskową, przygotowującą otwarty bunt przeciw królowi.
O tym, że przybierająca na sile walka wewnętrzna w Polsce wypełniła cały najbliższy okres, od późnej jesieni 1077 r. przez cały 1078 do początków 1079 r., świadczyć może całkowita cisza, jaka po wyprawie kijowskiej nastąpiła wtalT~bogatej~dotychczas i pełnej wydarzeń polityce zagranicznej Bolesława, którą trudno byłoby tłumaczyć wyłącznie brakiem źródeł. Król najwidoczniej został sparaliżowany biegiem wypadków w kraju i coraz dalej postępującymi przejawami oporu ze strony spiskowców. W relacji Wincentego pojawia się teraz wersja o spisku na życie Bolesława: „spiskowaniem krowi gotowano zagładę" — tak miał Szczodry przedstawiać Węgrom sytuację w Polsce, poprzedzającą jego ;ieczkę na wygnanie. Czy taki spisek na życie Bolesła-
184
185
wa miał rzeczywiście miejsce i czy król zdołał go na czas wykryć, i ukarać jego uczestników, nie dowiemy się nigdy, ale prawdopodobieństwo takiego przebiegu wypadków jest znaczne. Nie byłaby to ani pierwsza, ani ostatnia w owych czasach próba likwidacji znienawidzonego czy uznanego za niesprawiedliwego władcy przez przeciwników politycznych. Wątek o spisku mógłby znaleźć potwierdzenie w głównym nurcie relacji Kadłubka, jaki na temat przemian wewnętrznych zachodzących w Bolesławie przewija się w całej drugiej części jego opowieści o tym władcy. Występująca w pierwszej części opowiadania cecha niebywałej szczodrości księcia ustępuje teraz miejsca niezwykłemu okrucieństwu króla.
Następstwem wykrycia spisku przeciw Bolesławowi musiało być rozszerzenie zasięgu represji i wyroków śmierci spadających na głowy jego uczestników, a podejrzenia i oskarżenia w atmosferze rozgorzałej walki politycznej mogły dotknąć również ludzi niewinnych. W tej fazie rozgrywki na widowni politycznej kraju pojawia się ponownie biskup krakowski. Według Mistrza Wincentego usiłował on powstrzymać okrucieństwo króla najpierw perswazją, następnie groźbą utraty tronu, co oznaczać może tylko zapowiedź wybuchu otwartego buntu, a wreszcie zagroził rzuceniem klątwy. Według Anonima Galia biskup wystąpił przeciw Bolesławowi jako „buntownik". W ówczesnej sytuacji byłoby to równoznaczne z połączeniem się Stanisława z przeciwnikami króla, na co zresztą wskazuje również Wincenty pisząc o wzięciu ich w obronę przez biskupa. Pytanie tylko, czy Gallowa kwalifikacja postawy Stanisława jest obiektywna i zgodna z rzeczywistością? Jak wiadomo, liczne są głosy w naszej literaturze podkreślające albo stronniczość pisarza w ocenie obu postaci dramatu, albo przynajmniej korzystanie z relacji tych
informatorów, którzy przebieg sporu oceniali z różnych względów z pozycii przychylnej królowi. Jeśli jednak zapytamy, którzy to konkretnie ludzie w początkach XII wieku byli zainteresowani w takiej ocenie wypadków sprzed ćwierćwiecza i dlaczego właśnie oni zdołali narzucić Anonimowi swój punkt widzenia, to odpowiedź będzie nad wyraz trudna. Przede wszystkim samo sformułowanie pytania zawiera w sobie element stronniczości, ponieważ niejako apriorycznie zakłada, iż relacja Galia nie odpowiada prawdzie wybielając Szczodrego i oczerniając Stanisława, aczkolwiek założenie takie nie ma dostatecznej motywacji. Ale mimo wszystko zwróćmy się do bogatej literatury źródłoznawczej związanej z Kroniką Anonima i spróbujmy rozejrzeć się w środowisku, z którego autor korzystał przy opisywaniu czasów Bolesława II. Uznać przy tym należy za niewątpliwe, że kronikarz, jako obcy przybysz, nie związany pochodzeniem ani tradycją z Polską, nie miał powodów kierować się emocjami czy innymi względami subiektywnymi i dlatego mógł stać na pozycjach neutralnego rejestratora miejscowych opinii. Otóż z dotychczasowych badań prowadzonych nad Kroniką jako informatorzy pisarza — jak już wspomniałem — wyłaniają się w pierwszym rzędzie dwie postacie: kanclerz Krzywoustego Michał z rodu Awdańców i biskup poznański Paweł. Na dalszym planie hipotetycznie można jeszcze wymienić księcia, pozostałych biskupów, dalszych Awdańców (Michał „Stary" i wojewoda Skarbi-mir) i ewentualnie członków kapelli — kancelarii dworskiej. Bardzo wątpię czy komukolwiek udałoby się przedstawić przekonywające powody, dla których wy-zsj wymienieni ludzie mieliby osłaniać i usprawiedliwiać Bolesława, a potępiać Stanisława jako „buntowni-> gdyby rzeczywistość przedstawiała się zgoła ina-j i to w sytuacji, kiedy treść Kroniki była kontrolo-
l
186
187
wana i „cenzurowana" na bieżąco przez współczesnych, naocznych świadków wydarzeń krakowskich z 1079 r. Gdy do tego dodamy, że przecież Gali zdecydowanie negatywnie ocenił wyrok królewski jako „grzech" (a wątpliwe jest, żeby tak go zakwalifikowali ci informatorzy, którzy byli zdeklarowanymi stronnikami Szczodrego), to w konsekwencji wersję kronikarza o biskupie-bun-towniku musimy uznać za odpowiadającą prawdzie. Czy oznacza to jednocześnie, że punkty widzenia króla i Stanisława na to, co dzieje się w kraju, były identyczne? Wydaje się, że nie. Dla Bolesława, jak dla każdego ówczesnego władcy, było jasne, że buntowników sprzeciwiających się jego władzy należy karać i likwidować z całą bezwzględnością. Biskup krakowski, wywodzący się z tamtejszego rodu możnowładczego i powiązany węzłami krewniaczymi z innymi rodzinami, podobnie jak wszyscy prześladowani i karani przeciwnicy króla stał na stanowisku, że panujący przekracza swoje kompetencje, a jego niesprawiedliwość i okrucieństwo dyskwalifikuje go i moralnie i jako władcę „z łaski Boga". Przypomnieć przy tym trzeba, że sam Stanisław należał też zapewne do grona ludzi odczuwających osobiście krzywdy, jakie według jego przekonania wyrządził mu Bolesław. Biskup czuł się więc moralnie rozgrzeszony łącząc się z opozycją polityczną, stając w obronie represjonowanych i grożąc okrutnikowi strąceniem z tronu i karami kościelnymi. Tak więc sam fakt czynnego wystąpienia Stanisława przeciw królowi nie może budzić wątpliwości. Dlatego też stał się on „buntownikiem" nie tylko w przekonaniu Szczodrego, ale również w opinii tych wszystkich, którzy mieli możność obserwowania wypadków nie biorąc w nich bezpośredniego udziału. Motyw spisku przeciw królowi i motyw zdrady biskupa, występujący w relacji Mistrza Wincentego: „spiskowaniem królowi gotowano
zagładę", „w nim (w biskupie) jest początek zdrady, korzeń wszelkiego zła", nie wygląda na przejątek z dzieła Galia, ponieważ z jego kwalifikacją „grzechu" Stanisława pisarz zdecydowanie nie godził się, lecz na zupełnie niezależną od przekazu Anonima wersję „zdrady" biskupa, egzystującą w środowisku krakowskim w XII wieku, z którą autor podjął polemikę.
Opowiedzenie się biskupa krakowskiego po stronie politycznych przeciwników Bolesława musiało zostać odczytane na dworze jako jawny bunt Stanisława przeciw prawowitemu władcy. Sprawa jurysdykcji prawnej panującego w stosunku do duchowieństwa w Polsce XI wieku jest — jak już wspomniałem — przedmiotem ciągłych dyskusji, ale wydaje się, że duchowni w sprawach majątkowych i karnych stawali przed sądem monarszym i podlegali wyrokom i karom zgodnie z prawem świeckim. Dlatego nie widzimy uzasadnienia dla wysuwanych niekiedy poglądów, jakoby wymierzenie biskupowi kary za bunt, było ze strony króla nadużyciem jego uprawnień. [Mniemanie takie, słuszne dla warunków zachodnioeuropejskich, dla stosunków polskich w XI stuleciu grzeszy anachronizmem, przypisując Kościołowi i jego przedstawicielom pozycję i rolę, jaka stała się ich udziałem w czasach znacznie późniejszych. W okresie o którym tutaj piszemy, biskup podlegał sądowi arcybiskupiemu i w ogóle sądowi kościelnemu, jeżeli taki już rzeczywiście funkcjonował jako instytucja prawna, jedynie w sprawach kościelnych. In-erpretacji takiej nie przeczą opowieści Galia o wielkiej ;ci> jaką Chrobry okazywał biskupom i jak postępował 7 wypadku sporów sądowych między możnymi świeckimi i duchownymi. Można przy tym wątpić, czy rela-
""->
l
^
••j
\
$ c
188
cje te dotyczą rzeczywistych przykładów, czy też raczej należą do zespołu wyobrażeń pisarza o „złotym wieku" Bolesława Wielkiego.
Dopiero na tle tak zarysowanej sytuacji wewnętrznej można pokusić się o naszkicowanie ogólnego przypuszczalnego scenariusza wydarzeń, które rozegrały się wiosną 1079 r.
W atmosferze narastającego oporu możnowładczego i represji zastosowanych przez Bolesława wobec przeciwników ujawnienie związków łączących biskupa krakowskiego z opozycją doprowadziło konflikt między nimi do apogeum. Król postanowił surowo ukarać Stanisława, licząc zapewne, że w ten sposób stłumi ogniska buntu i rzuci postrach na wszystkich swoich wrogów. Wtedy doszło do wydarzeń ostatecznych. Z rozkazu Bolesława biskup został pojmany i jako buntownik podległ karze obcięcia członków. Stało się to 11 kwietnia 1079 r. Jak już wspomniałem, rozpatrywanie fikcyjnego problemu, czy nad Stanisławem odbył się sąd królewski, czy też biskup zginął z rozkazu Bolesława, pozbawione jest dla tych czasów wszelkiego sensu. Wola monarchy miała wymiar legalnego wyroku, dlatego też decyzję króla musimy uznać za pozostającą w granicach jego uprawnień i to nawet przy przyjęciu, że w opinii współczesnych kara była zbyt surowa w stosunku do „grzechu" biskupa. )
Wysuwana przez niektórych historyków teza (Roman Gródecki, Zygmunt Sułowski i inni) jakoby wyrok królewski poprzedzony był sądem arcybiskupim nad Stanisławem zasadza się na przyjęciu poglądu, iż omawiany wyżej list Paschalisa II odnosi się do Polski, a kara wymierzona przez nie wymienionego z imienia arcybiskupa odnosiła się do biskupa krakowskiego. Sądzę, że dotychczasowy stan badań nad tym pismem nie pozwala bezpiecznie korzystać z jego treści. W każdym ra-
189
zie ewentualny wyrok metropolity nie miałby nic wspólnego z wyrokiem królewskim. Gdyby zresztą Stanisław został potępiony i ukarany przez sąd kościelny, to jego życie pośmiertne w postaci formującej się już wkrótce legendy o męczeństwie i świętości wyglądać by musiało zgoła inaczej.
Podzielam domysł Tadeusza Wojciechowskiego, że egzekucja biskupa odbyła się na dziedzińcu zamku wawelskiego i miała charakter publiczny, podobnie jak inne tego typu wyroki. Chodziło przecież o to, aby buntownikom pokazać siłę i zdecydowanie Bolesława, a jednocześnie dać do poznania, że każdy spiskujący przeciw królowi, bez względu na godność i stanowisko, zostanie surowo ukarany. Kara obcięcia członków miała w sposób dla wszystkich zrozumiały pokazać charakter winy biskupa: by ł a to kara za bunt przeciw królowi.
Zapewne w ciągu najbliższej nocy po wykonaniu wyroku duchowni z kręgu kapituły krakowskiej zabrali z dziedzińca wawelskiego ciało Stanisława i tymczasowo pogrzebali je w kościele Sw. Mikołaja na Skałce. Nad pierwszym aktem dramatu zapadła kurtyna. Czy śmierć biskupa miała wpływ na dalszy bieg wypadków w kraju, czy też jego rola dziejowa została zakończona wraz ze zgonem?
O Bolesławie napisał Gali Anonim: „To bowiem bardzo mu zaszkodziło, gdy do grzechu dodał grzech, gdy za bunt wydał biskupa na obcięcie członków'j. Wieść o egzekucji Stanisława, która w intencji króla miała pora-- przeciwników, w rozumieniu kronikarza stała się skrą podpalającą żagiew buntu. Wyrok wykonany na 'sobie biskupa był takim fenomenem, że musiał wywo-wstrząsające wrażenie na obszarze całej diecezji. ('daje się prawdopodobne, że wrodzy królowi możni Akowscy zebrali się na doraźnie zwołanym zjeździe,
190
na którym rozpatrzono kroki, jakie należało podjąć w tej sytuacji. Uznano, że Bolesław wydając Stanisława na śmierć raz jeszcze pokazał, że jest władcą okrutnym i niesprawiedliwym, królem, który postępuje despotycznie i działa przeciw dobru narodu i państwa, a wobec tego jest niegodnym sprawowania władzy monarszej. Postanowiono przeto czynnie wystąpić przeciw Szczodremu i siłą zmusić go do ustąpienia z tronu. W tym miejscu wypada słów kilka poświęcić dyskutowanej w nauce sprawie .tzw. prawa oporni. Instytucja ta powstała i rozwinęła się na zachodzie Europy i najogólniej rzecz biorąc oznaczała prawo osób i grup społecznych do odmówienia posłuszeństwa względnie nawet czynnego występowania przeciw władcy łamiącemu u-stalone normy postępowania i zwyczaje lub prawa przyznane osobom i zbiorowościom. Na grunt nauki polskiej hipotezę o funkcjonowaniu takiej instytucji od czasów powstania państwa polskiego przyniósł Jan Adamus, znajdując poparcie innych badaczy (m.in. Juliusz Bardach). W jego interpretacji każde wystąpienie możnych przeciw władcom oznaczało praktyczne zastosowanie prawa oporu. Większość historyków uważa jednak, że prawo oporu w Polsce i w innych państwach słowiańskich sformułowane zostało znacznie później, poczynając od XIII wieku. Wypada więc uznać, że bunt możnych przeciw Szczodremu nie może być rozpatrywany w kategoriach uświadomionego i legalnego działania ludzi korzystających z instrumentu prawnego, będącego produktem procesu społecznego i mającego* na celu ochronę interesów społecznych w wypadku zagrożenia ich przez monarchę.
Niezale-żnie od powyższych uwag wydaje się, że możni, czując się upoważnieni do współdecydowania w sprawach państwa i władzy, mogli uważać, iż przeciwstawiając się samowoli króla postępują słusznie. Decyzja
191
o zbrojnym wystąpieniu została szybko wprowadzona w życie, kiedy jeszcze trwało wzburzenie opinii publicznej z powodu tragedii Stanisława.
Zapewne w maju lub czerwcu 1079 r. oddziały możno-ruszyły na Kraków. Opuszczony przez -więk-
szość król znalazł się w izolacji i nie był zdolny zebrać sił, aby stawić skuteczny opór i stłumić otwarty bunt. Być może działał także moment zaskoczenia. W każdym razie brak przesłanek źródłowych dla domysłu Stanisława Kętrzyńskiego, jakoby walka zbrojna w kraju trwała dość długo. W obliczu klęski Bolesław II zabrał najbliższą rodzinę — żonę i syna Mieszka — i wraz z nielicznym pocztem najwierniejszych towarzyszy opuścił Kraków, przekroczył południową granicę państwa,. udając się na wygnańczy szlak na Węgry. Drugi akt dramatu dobiegł końca, pozostawiając na scenie dziejowej opustoszały tron monarszy.
B. Historyczne skutki konfliktu
Dramatyczny finał rządów Bolesława II tym z badaczy, którzy odrzucali późniejsze przekazy, począwszy od Kroniki Mistrza Wincentego, sprawiał ogromne kłopoty interpretacyjne zmuszając do snucia niekiedy pociągających, ale dość dowolnych hipotez i przypuszczeń. Największy rozgłos naukowy osiągnęły wyniki badań Tadeusza Wojciechowskiego, który skonstruował pomysłową hipotezę o buncie możnych przeciw Szczodremu, ale nadał jej całkowicie odmienny od wyżej przedstawionego charakter. Według tego badacza spisek możno-władców przeciw królowi miał swoich przywódców w osobach młodszego brata Bolesława — Władysława Hermana, późniejszego wojewody Hermana — Sieciecha z rodu Starżów-Toporczyków i biskupa Stanisława, przy Czym sprzysiężenie to nawiązało ścisłe kontakty z cesarzem Henrykiem IV i księciem czeskim Wratysła-
192
wem w poszukiwaniu pomocy zewnętrznej w walce z Bolesławem. Teza ta nie znajduje jednak' najmniejszego oparcia w źródłach, a brak śladów interwencji czeskiej czy niemieckiej w wydarzenia polskie z 1079 r. k~aze odłożyć ją do lamusa koncepcji, które zrobiły niezasłużoną karierę w nauce.
Podobnie rzecz wygląda z przypisywaniem Władysławowi Hermanowi i Sieciechowi przywódczej roli w organizowaniu buntu. Jeżeli chodzi o młodszego Piasto-wica, to domysł ten wywodzi się ze znanych w okresie wcześniejszym i późniejszym wypadków, kiedy niezadowoleni z podziałów spadkowych bracia książęcy organizowali spiski przeciw temu, który był wyznaczony przez ojca na następcę tronu, bądź też, gdy buntujący się przeciw władcom możni wciągali do spisków ich starszych lub młodych braci i innych członków dynastii. Precedensy te, aczkolwiek dość liczne w okresie wczesnośredniowiecznym, wobec całkowitego milczenia źródeł nie mogą być wystarczającym dowodem udziału Hermana w wypadkach 1079 r., a tym bardziej jego in-spiratorskiej roli w organizowaniu opozycji przeciw Szczodremu. Sama okoliczność, że Władysław przejął po wygnaniu króla ster rządów (nie wiemy nawet, czy fakt ten nastąpił bezpośrednio po ucieczce Bolesława), o niczym nie może świadczyć, ponieważ było oczywiste, że jako jedyny przebywający w kraju Piast tylko on jest naturalnym następcą po bracie. W przeciwnym bowiem razie musielibyśmy uznać, że możni posunęli się do zakwestionowania „przyrodzonych" praw dynastii piastowskiej do sprawowania władzy książęcej w Polsce. Wówczas jednak tym bardziej nie mogłoby być mowy o czynnym udziale Hermana w spisku przeciw Bolesławowi, a jego dojście do władzy trzeba by ocenić jako zwycięski finał starcia z przeciwnikami rządów piastowskich. W sumie domysły na temat udziału brata-junio-
193
ra w spisku polegają na czystej_jiedukcji opartej na milcząco przyjętym założeniu, iż usunięcie Szczodrego z tronu leżało w jego interesie, ponieważ otwierało mu drogę do władzy. Tylko w pozornej sprzeczności z tym stwierdzeniem pozostaje jedyna poszlaka źródłowa w postaci emendowanego przez Wojciechowskiego zdania Galia z 28 rozdziału pierwszej księgi, w którym kronikarz dość niejasno wyraził się, iż w wyniku strącenia Bolesława jego brat stał się wrogiem króla węgierskiego Władysława, gdyż ta opinia dotyczy sytuacji późniejszej.
Przeciw sugestiom Tadeusza Wojciechowskiego wysunięto niedawno nowe argumenty, które z natury rzeczy też nie mają silnego oparcia w przekazach źródłowych. I tak Zygmunt Sułowski wręcz stwierdził, że po wygnaniu króla przez zbuntowanych możnych Władysław Herman, rezydujący w Płocku, dopiero na wieść o śmierci brata objął rządy w kraju. Tym tłumaczy się fakt, iż na stolicy biskupiej w Krakowie po zgładzeniu Stanisława przez trzy lała trwał wakans, brak bo- l wiem było księcia, który wyznaczyłby następcę. Z kolei Jerzy Dowiat stanął na stanowisku, że późniejsza orientacja polityczna Hermana i Sieciecha nie różniła się zbyt drastycznie od polityki Szczodrego. W środowisku dworskim w czasach rządów Władysława Bolesław II pozostał w dobrej pamięci, a nawet powstawała legenda o tym władcy mieszająca jego czyny z czynami Bolesława Chrobrego. Natomiast Stanisław nie był tam traktowany jako męczennik, a jego postępowanie oceniano krytycznie. Autor podtrzymał też dawniej wysuwane spostrzeżenie, Je jjennan riadał swojemu syno-imię wygnanego brata, co byłoby niezrozumiałe, tfyby był sprawcą jego katastrofy. Do uwag tych moż-dodać, że z przedstawienia Galia wyłania się portret -go księcia jako człowieka słabego charakteru, pozba-
Boleslaw Śmiały
l
i.
194
wionego inicjatywy i większych ambicji politycznych, a przy tym schorowanego.
Wobec poważnych wątpliwości co do bezpośredniego aktywnego udziału Władysława w przygotowaniu spisku przeciw bratu w innym także świetle rysuje się rola Sieciecha. Jego powiązanie z buntem rozumiano bowiem w ten sposób, że współdziałał w spiisku z Hermanem, torując mu drogę do tronu, za co później wynagrodzony został przez księcia pierwszym w kraju urzędem — pa-latyna, który przy słabości Hermana zapewnił mu pozycję rzeczywistego władcy państwa. Jeżeli jednak Władysława wyeliminujemy spośród tych, którzy doprowadzili do obalenia Bolesława II, to motylwacja późniejszych wyjątkowo silnych zwliązków łączących Hermana i Sieciecha ulega znacznemu osłabieniu. Nie oznacza to jednak, iż Sieciech, niezależnie od Władysława, nie mógł samodzielnie brać czynnego udziału w buncie przeciw Szczodremu jako jeden z niezadowolonych możnych, a wybitna rola odegrana w toku wydarzeń pozwoliła mu w latach późniejszych zrobić karierę polityczną. Stanowisko takie reprezentuje ostatnio Gerard Latouda, chociaż pogląd ten musi pozostać tylko domysłem. Jedynym zatem znanym z imienia uczestnikiem spisku przeciw królowi, którego w tym charakterze widziało i oceniało środowisko dworskie w początkach XII wieku oraz inni ludzie pamiętający przebieg wydarzeń sprzed 25 lat, był biskup krakowski Stanisław. Wszyscy pozostali czołowi członkowie sprzysiężemia i potem zbrojnego buntu pozostaną, niestety, na zawsze nieznani. Tajemnicze są także dalsze losy króla Bolesława. Wyjazd na Wągry był wyborem świadomym, ponieważ tylko stamtąd mógł oczekiwać skutecznej pomocy zbrojnej dla odzyskania tronu. Pełne pychy powitanie przez wygnańca króla Władysława wskazuje, że liczył on z całą pewnością na wsparcie militarne jako rewanż za wcześ-
195
niejsze świadczenia udzielane mu przez Polskę. Sytuacja konfliktowa została jednak zażegnana, a więzy starej przyjaźni okazały się silniejsze od chwilowego gniewu i rozporyczenia. „Węgrzy jednak zapisali to sobie w sercu głębiej i trwałej. Z jego powodu [Bolesław] ściągnął na siebie wielką nienawiść Węgrów i dlatego prędzej — jak mówią — ostatni dzień go u-przedził" — napisał Gali w ostatnich słowach poświęconych Szczodremu.
W świetle tej relacji nie ma podstaw do snucia różnych domysłów na temat rzekomego zamachu na życie wygnańca przez jego polskich przeciwników, a w szczególności udziału w nim Władysława Hermana. Przekaz Anonima, aczkolwiek nie całkowicie jednoznaczny i powołujący się na opinie innych, Poz,waljł_j)rzLcjej
ganizowany przez nie znanych nam węgierskich przeciwników polskiego króla. Czy wywodzili się oni z dworu Władysława, czy też spośród zwolenników Salomona, któremu Szczodry skutecznie zagrodził drogę do tronu węgierskiego, trudno wyrokować. Śmierć Bolesława nastąpiła — według niedawnych ustaleń Zofii Kozłowskiej-Budkowej — w nocy 7 2 na 3 kwietnia. Natomiast data roczna jest bardziej dyskusyj-na- Rocznik kapituły krakowskiej podaje zgon króla pod rokiem 1081, ale jego daty są często przesunięte o jeden rok, ponadto można podejrzewać, że trzynastowieczny jego pisarz, żyjący w atmosferze kultu niedawno kanonizowanego Stanisława, mógł tendencyjnie przyspieszyć ten fakt w czasie aby pokazać, że ,,zabójca" świętego rychło doczekał się kary bożej. Pochodzący z pierwszej połowy XII wieku i zachowany w oryginale Rocznik świętokrzyski dawny zgon Bolesława zanotował pod ro-iem 1082 i jego informacja ma dzisiaj licznych zwolen-
196
197
ników w nauce. Dodać trzeba, że obie daty nie stoją w sprzeczności z cytowanym wyżej zdaniem Galia. Mniejsze natomiast uzasadnienie mają występujące niekiedy w opracowaniach daty 1079 i 1080. Bez względu na to, czy przyjmiemy rok 1081 czy 1082 jako datę śmierci, nie ma podstaw, przyjmować późną tradycję więżącą ostatnie lata życia Bolesława z klasztorami w Osjaku czy w Wilten, gdzie miał rzekomo wieść żywot pokutnika aż do ostatnich swoich dni.
Niezwykle interesujące są wydobyte przez Zofię Kozło-wską-Budkową dowody źródłowe w postaci zapisek ne-krologicznych (aniwersarzy) zarówno polskich (nekrolog kapituły krakowskiej oraz kalendarz opactwa benedyktyńskiego św. Jana w Ostrowie), jak i zagranicznych (np. nekrolog słynnego opactwa benedyktyńskiego św. Emerama w Ratyzbonie), odnoszących się do Bolesława II. Wskazują one, że i w kapitule krakowskiej, i w wymienionych ośrodkach benedyktyńskich (a zapewne także w Osjaku), które miały szczególne powody do wdzięczności wobec polskiego króla za zakładanie na ziemiach polskich i szczodre uposażenia nowych klasztorów tej reguły, modlono się za duszę wypędzonego władcy. Nie może ulegać wątpliwości, że nie uważano go tam za „zabójcę" biskupa Stanisława, a przeciwnie — widziano w nim człowieka wielce zasłużonego dla Kościoła polskiego. Szczególny, wymowny w tym względzie jest fakt odprawiania modłów za duszę Bolesława w katedrze krakowskiej, na miejscu jego rzekomej zbrodni! Śmierć wygnanego króla, zamykająca nieodwołalnie drogi jego ewentualnego powrotu do ojczyzny, kończy trzeci i ostatni akt dramatu. Całkowite ciemności spowijają pierwsze lata po upadku Bolesława. W bliżej nie znanym momencie rządy objął Władysław Herman jako jedyny członek dynastii przebywający w kraju. Na siedzibę władzy i dworu książę-
cego obrał sobie Płock, w którym i do tego czasu stale przebywał. ~ Przeniesienie centrum zarządu państwem na Mazowsze może tłumaczyć się zagrożeniem ziemi krakowskiej przez Czechów, którzy od jej opanowania zostali zapewne powstrzymani przez króla węgierskiego. Pretensje czeskie znalazły swój wyraz w koronowaniu się Wratysława II czeskiego w 1085 r. za zgodą Henryka IV na króla Czech i Polski. Fakt ten nie pociągnął za sobą zgubnych dla państwa polskiego skutków, mie,-dzy innymi terytorialnych, w czym częściowo można widzieć polityczną rolę małżeństwa Hermana z księżniczką czeską Judytą, a częściowo wpływ dworu węgierskiego, który czuwał nad polskimi sprawami. U boku króla węgierskiego wciąż bowiem przebywał jedyny syn Bolesława II — Mieszko, niewątpliwy kandydat do tronu polskiego. Na dworze słabowitego Władysława Hermana faktyczne rządy przejął wojewoda Sieciech, który całkowicie podporządkował sobie księcia; on też decydował o sprawach polityki zagranicznej państwa. Następstwa zegnania Bolesława II najbardziej dotkli-, wie dały się odczuć w międzynarodowej sytuacji państwa polskiego. Jjdynie _z Rusią Kijowską ^utrzymań e zostały zapewne dobre stosunki, na co wskazywałby fakt, iż w 1088 r. sprowadzony do kraju Mieszko Bolesławowie ożeniony został przez Hermana z księżniczką ruską. Przyjacielskie i najbliższe kontakty z Węgrami doznały w wyniku katastrofy Szczodrego prawdzi-" wego załamania, które trwało — jak można sądzić — do 1086 r., kiedy to w rezultacie porozumienia obu dworów, węgierskiego i polskiego, doszło do powrotu do kraju syna wygnańca i jego matki. Największe zmiany nastąpiły w stosunkach z Czechami i cesarstwem. W bliżej nie znanym czasie Władysław Herman zdołał w jakiś sposób zaspokoić zadawnione pretensje czeskie (być* może powrócił do płacenia czynszu ze Śląska), a zawar-
8 — Bolesław Śmiały
198
te porozumienie umocniło małżeństwo polskiego księcia z córką Wratysława II — Judytą. Porozumienie to oznaczało głęboki przełom w dotychczasowych kierunkach politycznych Polski, ponieważ zbliżenie do Czech, przy jednoczesnym zerwaniu z Węgrami, prowadziło do zasadniczej zmiany w relacjach polsko-cesarskich, jako że Wratysław II nadal pozostawał w obozie Henryka IV jako jego wierny sojusznik. Król czeski pośredniczył zapewne nawiązanie bezpośrednich kontaktów między dworem cesarskim i Hermanem, który w ówczesnej sytuacji nie mógł sobie pozwolić na zachowanie wrogiej Henrykowi linii politycznej Bolesława II. Dla_cesarza wydarzenia w Polsce były prawdziwym dobrodziejstwem losu, który na wschodniej granicy zlikwidował i groźnego przeciwnika i Henryk nie omieszkał skorzystać z nadarzającej się okazji zmiany układu stosunków. Szczegółowych postanowień porozumienia nie znamy, ale sądząc z późniejszego stanu rzeczy doszło wówczas /^do poważnych jednostronnych cesji polskiego księcia, ( który, za cenę uznania przez cesarstwo swojej władzy, V rezygnował z korony królewskiej. Uznanie się przy tej okazji za wasala Henryka IV, aczkolwiek nie poświadczone bezpośrednio źródłami, wydaje się prawdopodobne i można sądzić, że cesarz dążył do tego.
Układy polsko-niemieckie w latach następnych doznały dalszego umocnienia. Kiedy w końcu 1085 r. zmarła żona Hermana — Judyta, książę zawarł wkrótce (w 1088 lub 1089 r.) nowy związek małżeński, tym razem z siostrą Henryka IV -- również Judytą (salicką). Zbliżenie do cesarstwa musiało doprowadzić do zerwania kontaktów Polski z papieżem Grzegorzem VII, którego położenie w walce z cesarzem stale się pogarszało. W latach osiemdziesiątych można odnotować wiele faktów świadczących o nawiązaniu przez dwór polski i Kościół kontaktów z niemieckimi ośrodkami kościel-
199
nymi, co także trzeba interpretować jako rezultat zerwania z kurią i ułożenia stosunków z niemieckim sąsiadem na nowej płaszczyźnie.
W sumie w pierwszych latach rządów Hermana nastąpiło całkowite odwrócenie sysłemu~polskich związków i przymierzy politycznych w stosunku do tych, które tworzyły fundamenty wielkiej międzynarodowej polityki Bolesława II. Państwo_polskie_^pierws2ej potęgi w Europie środkowo-wschodniej w ciągu niewielu lat przekształciło się w jedno ze słabszych księstw, przestając na dłuższy czas aktywnie uczestniczyć w polityce międzynarodowej. Ta zmiana roli Polski z podmiotu dziejów w ich przedmiot była bolesną implikacją wydarzeń z 1079 r., a wydobycie państwa z głębokiej depresji miało stać się naczelnym zadaniem dopiero następcy Władysława Hermana, jego syna — Bolesława III Krzywoustego.
Kilka słów poświęcić jeszcze należy losom Mieszka Bo-lesławowica, który, póki żył, poty był potencjalnym kandydatem do tronu polskiego. Urodzony w 1069 r. jedyny syn Szczodrego w chwili zegnania ojca z tronu miał 10 lat. Po siedmioletnim pobycie na dworze węgierskim, w 1086., w dość tajemniczych okolicznościach, zapewne jednak wskutek nalegań króla węgierskiego, Herman sprowadził siedemnastoletniego księcia wraz 7- jego matką do Polski. Wysuwane niekiedy w literaturze przypuszczenia, że Mieszka osadzono w ziemi krakowskiej, polegają chyba na nieporozumieniu, ponieważ nic nie poświadcza, jakoby miał on tam sprawować władzę. Z faktu, iż w 1088 r. Władysław Herman doprowadził do małżeństwa Mieszka z nieznaną z imie-1]a księżniczką ruską, zdaje się wynikać, że książę oswo-się z myślą o stałym pobycie bratanka w kraju i że go mieć przy swoim boku niż jako politycznego
200
wygnańca na obczyźnie, gdzie knuć mógł plany odzyskania ojcowizny przy poparciu Węgier. Ze swej strony Bolesławowie zaakceptował zapewne władzę stryja i nie wysuwał roszczeń do stolca książęcego, chociaż narodziny w 1085 r. długo wyczekiwanego przez Hermana syna — Bolesława (Krzywoustego) praktycznie niweczyły perspektywy objęcia przez Mieszka tronu po zgonie starego księcia. W 1089 r., w wieku zaledwie 20 lat, Mieszko nagle zmarł. Powołując się na anonimowych informatorów Gali tak skomentował jego niespodziewany zgon: „Mówią bowiem, że pewni współzawodnicy, lękający się, ażeby nie zemścił się za krzywdę ojca, trucizną zgładzili chłopca wielkiego talentu; niektórzy zaś, który z nim pili, ledwie wymknęli się niebezpieczeństwu śmierci". Wedle tej wersji byłaby to zatem zbrodnia polityczna popełniona przez rywali pragnących pozbyć się młodego księcia w obawie, że będzie ścigał wrogów ojca, a może raczej, że zechce sięgnąć po tron. Pierwsze więc posądzenie pada na Władysława Hermana, który przez usunięcie Bolesławowica utorowałby swojemu synowi drogę do stolca książęcego.
Mimo dość powszechnego przyjęcia w nauce relacji kronikarza podane motywy zamachu budzą różnorakie wątpliwości. Okoliczności sprowadzenia Mieszka do kraju, jego ożenek i inne wypadki związane z pobytem na płockim dworze, nie wskazują na Hermana jako na inspiratora mordu. Po zgonie Bolesława II nie czuł on się zagrożony, a jego władza, mimo zastrzeżeń niektórych historyków, była całkowicie legalna i nie mogła budzić u nikogo zastrzeżeń natury prawnej. Rola truciciela bratanka nie bardzo godzi się z wizerunkiem Hermana skreślonym piórem Anonima Galia, który zresztą zbrodnią tą nie obciąża księcia, przerzucając oskarżenie na określonych liczbą mnogą „współzawodników". Jeżeliby
,
201
u
terminu tego nie brać dosłownie, to w zamachowcach na życie Mieszka można by upatrywać dawnych przeciwników Bolesława II, którzy obawiali się, że po ewentualnym dojściu do władzy młody książę — jak pisze kronikarz — będzie się mścił „za krzywdę ojca". Cały 29 rozdział pierwszej księgi Kroniki poświęcony Mieszkowi robi na czytelniku dziwne wrażenie, tak silnie nasycony jest przesadnymi pochwałami pod adresem Piastowica, a nawet niezbyt przecież uzasadnionymi nadziejami na jego przyszłe panowanie. W całym dziele Galia nie ma ani jednego Piasta, któremu pisarz polwięćilBy chociaż jedno pełne zdanie, jeśli nie był panującym księciem. O licznych synach książęcych autor nie wspomniał słowem i nie wymienił nawet ich imion, a w tym wypadku otrzymujemy wielki pean na cześć młodzieńca, który nie dał się jeszcze poznać i sprawdzić. Mimo woli budzi się podejrzenie, iż panegirycz-na ocena Mieszka i literacko wyolbrzymiona żałoba, jaka po jego zgonie miała ogarnąć cały kraj i wszystkie grupy społeczne („Po śmierci zaś chłopca-Mieszka, cała Polska tak bolała, jak matka po śmierci jedynego syna. I nie tylko owi, którym był znany, rozwodzili żale, lecz także ci, którzy nie widzieli go nigdy, towarzyszyli z płaczem marom zmarłego. Wieśniacy mianowicie porzucali radła, pasterze bydło, rzemieślnicy zajęcia, pracownicy roboty zaniedbali z żalu po Mieszku. Także mali chłopcy i dziewczęta, a nadto słudzy i służebnice pogrzeb Mieszka napełnili łzami i westchnieniami"), została kronikarzowi narzucona przez tych, którzy w okresie rządów Hermana utracili dawne wpływy i zeszli na dalszy plan, ale równocześnie na dworze książęcym mieli dość powiązań i kontaktów, aby na kartach Kroniki przeforsować dla potomnych taką właśnie wersję losów i oceny Mieszka oraz zaznaczyć swoje nadzieje z nim zwią-ane. Wysunięte przez nich podejrzenia najsilniej doty-
202
kaja wojewody Sieciecha, o którym kronikarz w innyrn miejscu napisał, że dążył do wygubienia wszystkich Piastów i zajęcia ich miejsca. Czyżby więc miał on swój udział w obaleniu Bolesława II i teraz obawiał się zemsty Mieszka? Wszelkie domysły w tym względzie są możliwe, nawet całkowite zakwestionowanie wiarygodności wersji Anonima jako ewentualnej insynuacji podsuniętej autorowi dla zohydzenia pewnych osób, ale, niestety, nie pozwalają się skontrolować. Zbrodnia popełniona na młodocianym Mieszku dopełniła miary dramatu Bolesława II i jego rodziny. Śmierć jego syna była ostatnim echem wielkiego konfliktu, który przyniósł tak tragiczne żniwo; była również epilogiem dramatu, który jest przedmiotem tej książki. Kurtyna dziejów, która zapadła nad opisanymi tutaj wydarzeniami, pokryła mrokami tajemnicy wiele szczegółów.
Jedno wszakże jest pewne. Konflikt biskupa Stanisława z królem Bolesławem Szczodrym był niewątpliwym fenomenem w dziejach polskiego średniowiecza. Pociągnął on za sobą tragiczne skutki, które nie zamykają się jedynie w ramach osobistych dramatów ludzi, biorących w nim bezpośredni udział, chociaż i tych nie wolno lekceważyć. O katastrofie państwa polskiego, jaka nastąpiła w wyniku wygnania Bolesława II, wspomniałem już wyżej.
! Ogromne straty poniósł też Kościół w Polsce. Po śmierci Stanisława największe i najważniejsze w kraju biskupstwo przez trzy lata pozostawało bez nowego pasterza, zanim diecezję krakowska w 1082 r. objął biskup Lambert (III). Fakt ten dobitnie ukazuje miarę wstrząsu, jakiego doznało państwo i Kościół w toku wydarzeń z 1079 r. Gdyby uznać istnienie i przechowanie w późnej tradycji (i ewentualnie w liście Paschalisa II) prawdziwych okruchów przeszłości, to należałoby obraz ów-
203
czesnej sytuacji w Kościele uzupełnić równie dramatycznymi losami arcybiskupa gnieźnieńskiego (Bogumiła czi Henryka?), który do końca pozostał wierny Bolesławowi, a stając w sporze króla z biskupem po stronie pierwszego, podzielił wraz z nim wygnanie, pokutując następnie długie lata w pustelni. ^Jeżeli-, ist.ntnigjfak' się rzecz miała, to trudno się dziwić, że nad dziejami arcy-biskupstwa w schyłkowych latach XI wieku zalegają ciemności i że źródła nie dostarczają wiarygodnych informacji na temat obsady stolicy metropolitalnej. Organizacyjnych i moralnych szkód poniesionych przez Kościół, którego wysoki dostojnik uwikłał się w tragiczny konflikt z monarchą, nie sposób wprost wyliczyć. Ale obok niewątpliwego obniżenia autorytetu ideowego i moralnego hierarchii kościelnej w opinii społecznej sam fakt przeciwstawienia^ się biskupa władcy świeckiemu był nowym elementem politycznej rzeczywistości Polski w drugiej połowie XI stulecia. Był on zapowiedzią przemian, które w niezbyt już odległej przyszłości, w rozbitej na dziełnice-księstwa Polsce, przekształciły Kościół w samodzielną siłę polityczną, kierującą się własnymi celami i interesami, nie zawsze zgodnymi z interesami władzy świeckiej.Rozdział VII
„Sprawa świętego Stanisława"
w tradycji historiograficznej
i w polskiej świadomości
zbiorowej
W uwagach wstępnych wspomniałem, że konflikt między Bolesławem II i biskupem Stanisławem nie przestał żyć w emocjach i tradycji Polaków oraz w polskiej myśli historycznej z chwilą zejścia obu jego bohaterów ze sceny dziejowej. Już bowiem wkrótce rozpoczął on nowe życie, odmienne w swojej naturze, przyczyniając się do kształtowania postaw ideowych i światopoglądowych następnych pokoleń i stając się istotnym składnikiem polskiej kultury w najróżniejszych jej przejawach. Liczne i wielopłaszczyznowe implikacje wielkiego sporu, zakończonego tragicznym finałem, dały o sobie znać zaledwie w ćwierć wieku po śmierci króla i biskupa w Kronice Anonima Galia i od tej pory, z różnym stopniem natężenia, funkcjonowały w świadomości zbiorowej przez następne wieki aż do naszych
' czasów.
Pisarze średniowieczni aż po Długosza włącznie w przy-"czynach i przebiegu konfliktu nie dopatrywali się konfrontacji między Kościołem i państwem, nie dopuszczając myśli o możliwości tak drastycznego przeciwstawienia sobie dwóch instytucji rządzących społeczeństwem średniowiecznym. Przesuwali oni rączej punkt ciężkości sporu w sferę moralną, w miarę upływu czasu coraz bardziej obciążając grzesznego króla różnymi przewinami, a równocześnie ukazując biskupa w aureoli świętości jako stróża sprawiedliwości, obyczaju i morał-
25. Biskup Stanisław przedstawiony na karcie tytułowej Żywotów arcybiskupów griieznienskich z ilustra-cjami Stanisława Samostrzelmka - ok. 1534 roku
26. Na bordiurze w Żywotach arcybiskupów gnieźnieńskich odnajdujemy też wizerunek Bolesława Szczodrego
205
'W*
Ł
•i
43. Najwybitniejsze współczesne dzieło plastyczne poświecone j edenas-towiecznemu władcy to Grobowiec Bolesława Śmiałego - wypukio-rzeźba Xawerego Dunikowskiego
ności, w obronie których to wartości duchowych poniósł w końcu męczeńską śmierć z ręki zbrodniczego władcy. Jeszcze dla Anonima Galia Stanisław nie był ani męczennikiem, ani świętym, tylko buntowniczym biskupem, zbyt surowo ukaranym przez króla. Oczywisty w tym dowód, że w początkach XII wieku nawet w krakowskim środowisku kościelnym, \v którym obracał się kronikarz, nie było jeszcze mowy o jakichkolwiek formach kultu Stanisława. A nie było zapewne dlatego, że żyli wówczas liczni świadkowie wydarzeń 1079 r., znający ich prawdziwy przebieg i mogący przeciwstawić ewentualnym próbom przeinaczenia obrazu konfliktu wersję opartą na faktach.
Sam spór pisarz potraktował jako przykry epizod, który niespodziewanie i fatalnie przyczynił się do skrócenia znakomitego panowania Bolesława II i nic ponadto. Było to o tyle dziwne, że według wszelkiego prawdopodobieństwa już w 1088—1089 r., a więc zaledwie w 9 lat po pamiętnych wydarzeniach, szczątki Stanisława przeniesiono jawnie i oficjalnie z kościoła na Skałce do kościoła Sw. Michała na Wawelu. Zanotowany przez roczniki fakt ten uznać trzeba za pierwszą, nieśmiałą jeszcze próbę rehabilitacji pamięci biskupa w krakowskim ośrodku kapitulnym.
Pierwsza translacja świadczy o tym, że w owym środowisku byli ludzie, którzy z takich czy innych powodów postawy biskupa w sporze z królem nie potępiali i mieli odwagę zamanifestować jego przynależność do kleru krakowskiego, nie licząc się nadmiernie z opinią dworu siążęcego. Nie będziemy tutaj dochodzić źródeł tej orientacji, poprzestając na odnotowaniu jej istnienia. W początkach drugiej połowy XII stulecia, kiedy jesz-e nadal, bodaj jedynym pisanym świadectwem konflik-i była powstała przed półwieczem Kronika Galia i kiedy wciąż nie napotykamy wyraźnych śladów kultu Sta-
H W
206
nisława, kapituła krakowska uczyniła dalszy krokŁ dokonując kolejnej translacji Liaia_bJ^ŁŁiLajz kościoła Sw. Michała do nowo. odbudowanej i Wyświęconej katedry wawelskiej S w. Wacława. W.,-akcie tym, odbytym zapewne z całym obowiązującym ceremoniałem kościelnym i w obecności licznie zgromadzonych wiernych (wybrano prawdopodobnie w tym celu ważne święto kościelne), widać wyraźnie, że pamięć o Stanisławie była w kapitule wciąż żywa, a w samej uroczystości przebija już pragnienie upowszechnienia i uaktualnienia tej pamięci wśród ludności diecezji. Niezależnie od tego sam fakt przeniesienia szczątków do kościoła katedralnego, w którym na co dzień i od święta bywali nie tylko biskupi i kanonicy, ale także książę z rodziną i najprzedniejsi panowie krakowscy, rozumieć należy jako manifestacyjne uczczenie Stanisława przez duchowieństwo kapitulne i akceptację tego postępowania przez dwór oraz opinię możnych i rycerstwa.
Wydaje się, że p_nj}nwtń|-n ej translacji n a tpr_ęj]jjp_Krp Vn-^ wa, a przede wszystkim kapituły, Gallowa wersja konfliktu, jako uwłaczająca pamięci biskupa, poszła w znacznej mierze w zapomnienie, i okoliczność, iż była ona nieco później znana Mistrzowi Wincentemu, poglądowi temu nie przeczy. Zaczęła natomiast się formować nowa ustna wersja, przedstawiająca coraz bardziej odmienny od przekazu Anonima przebieg sporu, w którym Stanisław stopniowo kreowany zostaje na ofiarę Bolesława II. Dzieło Galia, pieczołowicie przetrzymywane w bibliotece kapitulnej, nigdy nie zdobyło popularności, a okoliczność ta ułatwiała powstawanie innych ocen konfliktu. Nie oznacza to jednak, jakoby już w drugiej połowie XII stulecia Stanisław był na terenie Krakowa przedmiotem rozwiniętej czci. Supozycji takiej przeczy łączna inicjatywa kapituły i księcia Kazimierza Sprawiedliwego sprowadzenia do Krakowa w 1184 r. relikwii św. Floria-
207
na, które służyć miały podniesieniu znaczenia tamtejszego ośrodka kościelnego i politycznego. Najwidoczniej zatem nadziei takich nie łączono ze Stanisławem i nie myślano jeszcze o jego kanonizacji. Kult świętego Floriana, mimo obiecujących początków, nie rozwinął się jednak na większą skalę, a Wincenty w swojej Kronice wykazuje w stosunku do niego wyraźną obojętność. W zmienionej już przeto atmosferze, wytworzonej wokół biskupa-ofiary króla, przebywał w Krakowie u schyłku XII wieku Mistrz Wincenty. Wychowany w duchu nowej pobożności i rygorystycznej moralności, znalazłszy się pod wpływem panujących w kapitule przychylnych Stanisławowi opinii, musiał odrzucić znany sobie przekaz Galia o „grzechu" biskupa i uformować własny obraz sporu. Stanisław-książę Kościoła jawił mu się jako bojownik walczący z niesprawiedliwością i rozwiązłością grzesznego i okrutnego monarchy, ponoszący śmierć w imię wyplenienia zła moralnego.
Podzielam poglądy badaczy, którzy w Kadłubku widzą pierwszego hagiografa Stanisława; położył on literackie podwaliny" pod przyszły kult biskupa. Stanisław przedstawiony jest przez pisarza według dawnego archetypu świętego, który przede wszystkim był męczennikiem i którego męczeńska śmierć była głównym i wystarczającym powodem uznania jego świętości. Wincenty wprost też określa Stanisława jako „męczennika" i „świętego", który sam wprawdzie jeszcze nie czyni cudów, ale przy ciele którego natychmiast po zgonie dzieją się cudowne zdarzenia, wskazujące na szczególną łaskę bożą.
Natomiast postać biskupa krakowskiego, jego sylweta duchowa, religijność i działalność jako księcia Kościoła 1 pasterza diecezji, nie wzbudziły zainteresowania kro-ikarza, podobnie jak wcześniej Anonima Galia. Wincenty nie skomponował nowego modelu świętego, który
208
209
nieco później wypracowały zakony żebracze dominikanów i franciszkanów, pozostając przy tradycyjnym, wyłącznie męczeńskim jego wyobrażeniu, dalekim od ideałów pobożności trzynastowiecznej. Wygląda na to, że autor pisał o konflikcie jeszcze pod koniec XII wieku, kiedy wyznawców kultu Stanisława nie było wielu i w związku z tym pisarz nie odczuwał jeszcze potrzeby tworzenia wzorca świętego, na który „popyt" społeczny był zapewne zbyt nikły. Zamiast sprawiedliwego podzielenia win między króla i biskupa w sporze i jego skutkach — widocznego w dziele Galia — Wincenty zdecydowanie całą odpowiedzialnością obciążył monarchę i wszystkie, chociaż tylko zdawkowo ujęte, racje słuszności przyznał Stanisławowi, narzucając swoim autorytetem moralnym i pisarskim przekazaną w Kronice ocenę konfliktu jako obowiązującą wszystkim późniejszym autorom średniowiecznym.
Wpływ działalności zakonów żebraczych na podniesienie ogólnego poziomu życia religijnego w Polsce oraz propagowanie przez nie kultu wyznawców wymagały około połowy XIII wieku bliższego' sprecyzowania i określenia wewnętrznej sylwetki Stanisława, jeśli miał on stać się przedmiotem powszechnego kultu. Można by więc spodziewać się, że w kolejnych chronologicznie przekazach, to jest w obu żywotach świętego Stanisława, spisanych z inspiracji kapituły krakowskiej przez dominikanina Wincentego z Kielc, dojdą do głosu przede wszystkim te cechy osobowości nowego świętego, które preferowały zakony żebracze: religijność, podniesiona do rangi wysoko cenionej ascezy, gorliwość we wspieraniu ubogich i chyba dążność do ubóstwa, chociaż ten ewangeliczny wymóg nie dotyczył zapewne biskupa i mógł być jedynie postulowany jako cnota, którą dobry chrześcijanin powinien się odznaczać. Tymczasem, wskutek być może sugestii kapitulnych dysponentów pisarza,
zaprezentował on czytelnikom bliski rzeczywistej pozycji i roli biskupów trzynastowiecznych model osobowości, nie wolny przy tym od oczywistych anachronizmów. Jawi się nam Stanisław jako członek możnowła-dczego rodu, mający za sobą studia uniwersyteckie, potężny książę Kościoła, wyniesiony na stolicę biskupią w drodze wyboru przez kapitułę, co w podtekście miało oznaczać jego niezależność od monarchy. Jest też sprawnym administratorem diecezji, dbającym o dyscyplinę kleru i klienteli dworskiej, a przy tym sprawiedliwie traktuje lud i tępi nadużycia przy pobieraniu dziesięcin i nie korzysta z prawa stacji (obowiązek gościny i utrzymania dworu biskupiego w czasie przejazdu). Inne elementy sylwety Stanisława skreślone są w żywotach zupełnie zdawkowo. Odnosi się to do skromności i zgodności, a także działalności charytatywnej czy osobistej pobożności, nie mówiąc już o cnocie ubóstwa, o której autor w ogóle nie wspomina. Stanisław miał również wykazywać dużo stanowczości i energii w sporze o majątek biskupstwa z możnowładcą świeckim, co znalazło wyraz w legendzie piotrawińskiej, i co mogło być w pełni akceptowane przez współczesnych, kiedy podobne sprawy były na porządku dziennym. W sumie jest to portret biskupa trzynastowiecznego, o określonej postawie społeczno-politycznej, ze słabo zarysowanymi przymiotami, ale bez wad osobistych. Równocześnie oba żywoty Wincentego z Kielc zawierają pewne nowe akcenty polityczne. W Żywocie mniejszym (Vita minor) autor ubolewa, że z powodu zbrodni Bolesława nastąpił upadek królestwa polskiego, a w pokanonizacyjnym Żywocie większym (Vita maior) wyraźnie wysuwa ideę zjednoczenia państwa oraz odnowienia królestwa — i to w oparciu o Kraków, gdzie na godnego, powołanego przez Boga księcia, oczekują schowane w skarbcu kościelnym polskie insygnia koronacyj-
H
W
t i
210
ne. Rola Krakowa podniesiona jest przy tym do ośrodka pierwszej rangi, ponieważ równocześnie pisarz nie ukrywa ambicji tamtejszej kapituły do utworzenia arcy-biskupstwa i zajęcia pierwszego miejsca w Kościele polskim.
Żywoty świętego Stanisława i rozwijający się kult nowego świętego były, poza wszystkim innym, istotnym czynnikiem ideologicznym w dziele jednoczenia państwa, pobudzającym rozwijającą się świadomość narodową i integrującym poczucie jedności politycznej wszystkich mieszkańców ziem polskich. Zabiegi Kościoła krakowskiego wokół szerzenia kultu Stanisława zbiegły się ze zjednoczeniowymi aspiracjami książąt krakowskich w drugiej połowie XIII wieku, dla których posiadanie świętego — patrona całej Polski oznaczało podniesienie prestiżu dzielnicy małopolskiej. Sprzyjało to pogłębieniu powiązań kultu Stanisława z ideologią zjednoczeniową, czemu służyły konstrukcje historiogra-ficzne zawarte w Żywocie większym Wincentego z Kielc i innych ówczesnych i późniejszych przekazach, sugerujące, iż podziały dzielnicowe i ich ujemne skutki były karą za zabójstwo męczennika. Na gruncie tej koncepcji, w otoczce religijnej frazeologii, pojawiły się dwie paralele historyczne nie obojętne dla formowania świadomości narodowej i dla rozwoju propagandy, zmierzającej do odbudowy zjednoczonego królestwa polskiego. Połączyły one ściśle osobę biskupa krakowskiego z losami państwa. Pierwsza mówiła o tym, że tak jak Szczodry poćwiartował ciało męczennika na części, tak jemu i jego następcom Bóg odebrał koronę, a państwo rozpadło się na wiele dzielnic. Druga wywodziła natomiast, że tak jak Bóg spowodował cudowne zrośnięcie się rozsiekanych cząstek ciała biskupa, iż nawet nie widać było śladu blizn, tak samo, dzięki wstawiennictwu męczennika, w odpowiednim czasie doprowadzi do pono-
211
wnego połączenia się wszystkich dzielnic w jedno kró-~ lestwo, ozdobione koroną królewską jej władców. Nieprzypadkowo też Rocznik kapituły krakowskiej przypisał wstawiennictwu Stanisława zwycięstwo Władysława Łokietka nad wojskami krzyżackimi w 1331 r. pod Płowcami, wiążąc postać patrona polskiego z obroną jedności państwa.
Bezpośrednio po kanonizacji zasięg kultu świętego Stanisława był ograniczony do diecezji krakowskiej, ale już pod koniec XIII stulecia przekroczył jej granice, najwcześniej rozprzestrzeniając się w liturgii kościelnej. Znalazł też odbicie w kalendarzach. Nowy święty nie stał się wprawdzie przedmiotem powszechnego kultu plebejskiego, ale stopniowo, w ciągu XIV wieku, został uznany za patrona całej Polski, zastępując dotychczasowego patrona — świętego Wojciecha, którego kult w tym i poprzednim stuleciu przeżywał wyraźny regres. Nawet powstały wówczas drugi cykl żywotów świętego Wojciecha, mający przyczynić się do ożywienia kultu przez ukazanie świętego w literackim obrazie, zgodnym z duchem trzynastowiecznej pobożności i mentalności, nie spełnił nadziei gnieźnieńskiego ośrodka kapitulnego i kult biskupa praskiego był wypierany stopniowo przez kult nowego narodowego świętego, któremu fundowano kościoły we wszystkich diecezjach. W jeszcze mniejszym zakresie z kultem świętego Stanisława mógł rywalizować szerzący się na Śląsku kult świeżo kanonizowanej (1267 r.) księżnej Jadwigi, żony Henryka Brodatego, jednego z pierwszych książąt świadomie próbujących zjednoczyć państwo.
Kraków nie dał jednak odebrać sobie pozyskanych w o-sobie nowego świętego atutów. Już 8 maja 1254 r., z licznym udziałem duchowieństwa i czterech książąt piastowskich z krakowskim Bolesławem Wstydliwym na czele, odbyły się krajowe uroczystości ogłoszenia kano-
' J
212
nizacji oraz podniesienia kości Stanisława i rozdania ich jako relikwii różnym świątyniom w całym kraju. W ciągu XIV i XV wieku Stanisław był już świętym o ogólnopolskim zasięgu, włącznie ze Śląskiem, o czym świadczą nie tylko ówczesne pomniki dziejopisarstwa polskiego, jak Kronika tzw. Mierzwy, Kronika wielkopolska, czy bardzo popularny Żywot świętego Stanisla-wa pióra Jana Długosza (1465), ale również liczne kościoły pod jego wezwaniem i bogata twórczość ikonograficzna.
Kraków pozostał jednak z natury rzeczy centralnym ośrodkiem kultu świętego Stanisława. Jego żywotność tam zauważali również obcy, jak na przykład przebywający na studiach w Akademii Krakowskiej w początkach XV wieku niejaki Dominik z Prus (Dominikus von Preussen), który w swoich wspomnieniach z młodości pisał, że Polacy mają świętego Stanisława w największej czci, uważając go niemal za swego Boga. Kościół katedralny w Krakowie, mający w swoim wnętrzu relikwie męczennika, nabrał z czasem szczególnego charakteru w zjednoczonym Królestwie Polskim jako miejsce trofealne i gracjalne. Co najmniej od bitwy grunwaldzkiej w 1410 r. aż po zwycięstwo Jana Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 r. przy grobie świętego Stanisława — patrona państwa i narodu — królowie polscy i wodzowie składali dziękczynienia za wojenne sukcesy i ofiarowywali zdobyte na wrogach chorągwie i inne trofea. Tutaj też, począwszy od Władysława Łokietka, odbywały się uroczystości koronacyjne polskich władców i tutaj królowie polscy zaślubiali swoje małżonki, a po śmierci składano ich na wieczny spoczynek w grobowcach. Słusznie pisze Michał Rożek, że katedra krakowska wraz z grobem świętego Stanisława stawała się „ołtarzem Ojczyzny" fara Patriae) i „świątynią chwały" (templum glor-iae), wyrastając na pierwszy kościół w Rzeczypospolitej
Obojga Narodów. Sam zaś święty Stanisław stał się obrońcą państwa, a kult jego w tym również charakterze poświadcza wielokrotnie Jan Długosz, dla którego interwencje męczennika w najtrudniejszych dla narodu chwilach stawiają go pośród najbardziej zasłużonych postaci Polski średniowiecznej.
Jak wynika z powyższego, dynastia Jagiellońska również w pełni zaakceptowała świętego Stanisława jako patrona państwa.,Na jednej z dwóch płaskorzeźb zdobiących słynny Dzwon Zygmunta, ufundowany w 1522 r. przez króla Zygmunta Starego dla katedry wawelskiej, widnieje postać biskupa w szatach pontyfikalnych, niewątpliwie wyrażająca taki powszechny charakter jego kultu. Wcześniej Władysław Jagiełło u grobu Stanisława złożył zdobyte na polach Grunwaldu chorągwie krzyżackie w podzięce za wstawiennictwo świętego. Do miejsca spoczynku relikwii Stanisława w XVI stuleciu pielgrzymowano z całej Polski. W rozwijającej się twórczości ikonograficznej warto odnotować powstające wówczas kompozycje całych cyklów legendarnych osnutych na motywach losu świętego Stanisława, zawierające dość schematycznie ustalony zestaw wątków opartych na trzynastowiecznych żywotach Wincentego z Kielc. Od XVI wieku obserwować też można rozwój twórczości poetyckiej poświęconej świętemu Stanisławowi. Pisano niewielkie wiersze i epigramaty, ale także obszerne poematy — wszystkie o bardzo różnej, przeważnie jednak miernej wartości literackiej i artystycznej. Postać Stanisława pojawiła się także jako temat w teatrze ludowym w XVI i XVII stuleciu. Jeżeli chodzi o żywotopi-sarstwo, to po żywocie świętego Stanisława pióra Jana Długosza w następnych wiekach powstały dalsze, pisa-bądź po łacinie, bądź po polsku. W okresie przed-'Zbiorowym szczególnie trzy z tych żywotów: Skargi,
214
Baroniusza i Jaroszewicza zyskały wielką poczytność i były wielokrotnie wydawane.
Niewątpliwie ważnym etapem w rozwoju kultu była realizacja długo prowadzonych przez kapitułę krakowską starań o wprowadzenie officjum (obrządek kościelny, pacierze kapłańskie) i mszy o świętym Stanisławie w Kościele powszechnym. Starania te uwieńczyło powodzenie u schyłku XVI stulecia, kiedy to papież Klemens VIII w 1595 r. dzień 7 maja wprowadził do Breviarium Romanum Kościoła Rzymskiego i polecił święcić go ku czci świętego Stanisława. W Kościele polskim świętemu Stanisławowi oddaje się cześć 8 maja. W XVII wieku, w dobie panowania w Polsce dynastii Wazów, kult świętego Stanisława nabrał nowych treści, w których dominowały elementy patriotyczne, osiągając w tym zakresie bodaj swoje apogeum. Z inicjatywy i środków biskupa Marcina Szyszkowskiego ufundowany został w centrum katedry krakowskiej wspaniały jako dzieło sztuki grobowiec świętego Stanisława według projektu nadwornego architekta królewskiego Gio-yanniego Battisty Trevano (1629). W cztery lata później król Władysław IV wyposażył grobowiec w ogromną i bogatą srebrną trumnę wykonaną w Augsburgu. Podtrzymywali ją klęczący aniołowie, a na bokach jej znajdowały się sceny wyobrażające życie i męczeństwo świętego Stanisława. Trumna ta i inne elementy wyposażenia grobu zniszczone zostały przez Szwedów w okresie „potopu" (1655—1657). Nową trumnę ufundował biskup krakowski Piotr Gembicki, a wykonał w Gdańsku Piotr von der Rennen (ok. 1670). Zachowała się ona do dzisiaj. Poza bogatą ornamentyką roślinną na trumnie widnieje dwanaście scen legendy stanisławowskiej, przedstawiających wybitne walory artystyczne. Ponadto w prezbiterium katedry, odrestaurowanym w 1617 r., zawieszono siedem ogromnych obrazów pędzla dwor-
215
skiego malarza Wazów Tomasza Dolabelli, przedstawiających cuda świętego Stanisława. Trzeba jednak powiedzieć, że do pielęgnacji i rozwoju kultu męczennika przyczynili się wówczas przede wszystkim biskupi i kapituła krakowska. Grób Stanisława był też wciąż sanktuarium patriotycznym, któremu wodzowie i hetmani oddawali hołd i dziękczynienie za sukcesy odnoszone na polach bitew. Mniejszym — zdaje się — uznaniem kult świętego cieszył się w samej dynastii Wazów. Poza ufundowaniem trumny z inicjatywy króla Zygmunta III i złotą statuą świętego, podarowaną przez króla Władysława IV, brak właściwie śladów szerszego zainteresowania tej dynastii w szerzeniu kultu Stanisława. Zapewne rację mają ci badacze, którzy uważają, że jedenastowie-czny konflikt biskupa krakowskiego z królem Bolesławem Szczodrym mógł budzić niemiłe Wazom skojarzenia i analogie z aktualną rzeczywistością polityczną, w której zatargi magnaterii 'z władcami i nękające rokosze były niesłychanie dokuczliwe dla dynastii. Na tym tle lepiej tłumaczą się słynne śluby lwowskie króla Jana Kazimierza w 1656 r., podczas których ogłosił on Matkę Boską patronką i „Królową Korony Polskiej" i ślubował w imieniu całego narodu, iż w wypadku odniesienia zwycięstwa nad Szwedami wszelkimi sposobami będzie szerzyć jej kult i nie dopuści do ciemiężenia ludu. Śluby lwowskie nie zmieniły jednak pozycji Stanisława jako ogólnonarodowego świętego. Kult jego osoby, u-tkany z wątków dziejopisarstwa średniowiecznego, rozwijał się i szerzył swobodnie w następnych stuleciach. W tym samym XVII wieku znalazł on liczne odbicia w pomnikach literackich, w sztukach plastycznych i dziejopisarstwie, a wspomniany wyżej podstawowy kanon wyobrażeń o „sprawie świętego Stanisława", opar-7 na motywach średniowiecznych legend, obowiązywał tylko w Kościele, gdzie pozostał nie zmieniony do
216
dzisiaj (Jan Lisowski — 1953, Stanisław Bełch — 1976), ale również ve wszelkiego rodzaju twórczości, w tym także świeckiej.
Pierwsze jaskółki zmian w patrzeniu na „faktum biskupa Stanisława" pojawiły się dopiero w epoce Oświecenia. Dotyczyły one zarówno samych ocen króla Bolesława i biskupa Stanisława, jak i legendy powstałej wokół tego ostatniego. Wyraźnie zróżnicowano wówczas ocenę, przeważnie pozytywną, rządów i dokonań Szczodrego i tragicznego finału konfliktu z biskupem. W ikonografii przykładem pierwszej mogą być obrazy Franciszka Smuglewicza: Btlesław Śmiały wprowadza na tron węgierski Belę i Bolesław II Śmiały dobywa Kijowa, drugiej natomiast -- łaciński poemat Stanisława Golań-skiego Boleslaus II Rex Poloniarum, S. Stanislai episco-pi et martyris Cracoviensis occisor... (1735) czy też praca rytmiczna Daniela Chodowieckiego Bolesław karze wiarołomne żony (1796). Dowodem podtrzymywania kultu męczennika przez dwór może być ustanowienie przez ostatniego króla Rzeczypospolitej Stanisława Augusta Poniatowskiego Orderu św. Stanisława, a później ufundowanie w Rzymie kościoła polskiego pod wezwaniem świętego Stanisława. W pewnym stopniu nowym elementem w szerzeniu kultu biskupa krakowskiego było podkreślanie przez ówczesnych kaznodziejów polskości i rodzimości patrona narodu (Karol Fabiani i inni). U-wypuklano też jego wielką odwagę moralną i wartości etyczne zarówno w kazaniach, jak i w ikonografii, na przykład w obrazie Stanisława Stroińskiego Napominanie Bolesława Śmiałego przez świętego Stanisława biskupa.
Na tle powszechności kultu Stanisława, w jego tradycyjnym legendarnym kształcie, wytyczonym przez hagiografię średniowieczną, nowym spojrzeniem odznaczały się poglądy Jana D. Ochockiego (1766—1848), szla-
217
chcica wołyńskiego i szambelana Stanisława Augusta, autora obszernych i cenionych pamiętników, w których podkreślał zgodność swoich ocen z „duchem wieku". Przy okazji snucia wspomnień o swoim pobycie w Krakowie i na Skałce w osiemdziesiątych latach XVIII wieku zanotował wielce znamienną refleksję: „Historia przedstawia nam Bolesława drugiego, zwanego Śmiałym, jako wielkiego króla i rycerza, który granice państwa rozszerzył orężem, ukorzył nieprzyjaciół — ale słabym był jako człowiek. Kiedym to miejsce zwiedzał [tj. Skałkę], duch wieku, w którego łonie wychowany zostałem, wskazywał mi świętego męczennika bardziej jako ofiarę własnego fanatyzmu, niżeli bohatera". Wspomniany „duch wieku" najwyraźniej zaznaczył się w dziejopisarstwie polskim, które w epoce Oświecenia poczęło się jako twórczość naukowa, zawierająca w sobie elementy krytyki źródłowej. W odniesieniu do naszego tematu najbardziej istotnym novum stało się ponowne włączenie w orbitę zainteresowań pisarzy przemilczanej przez wieki relacji Anonima Galia. Jeszcze u schyłku XVIII wieku Adam Naruszewicz, autor monumentalnej Historii Narodu Polskiego, w swojej ocenie rządów Bolesława Szczodrego i w opisie przebiegu konfliktu króla z biskupem pozostał w zasadzie na pozycjach Mistrza Wincentego i wywodzącej się z niego późniejszej tradycji pisanej. Silniej jednak od poprzedników podkreślał wielkość Bolesława i liczne sukcesy dwudziestoletniego jego panowania, które zniszczył tragiczny finał. Ale już w drugim wydaniu tego dzieła z 1803 r., przy relacji o sporze pojawiła się znamienna w swojej treści nota Tadeusza Czackiego, wybitnego historyka, współzałożyciela Towarzystwa Przyjaciół Nauk 'f Warszawie i twórcy Liceum Krzemienieckiego, której 'kst, jako przełomowy dla sprawy tutaj rozpatrywanej, przytaczam w całości:
218
„Miło jest widzieć, że dzieje wystawują razem w jednej osobie św. Stanisława, i obrońcę cnót, które kaził Bolesław, i ludzi których uciemiężał. Lecz kiedy wdzięczność obywatela, uszanowanie katolika, oddały tak długo czci pokoleń św. Stanisława, miłość prawdy jednak wymaga, aby o nim współczesne prawie przywieść świadectwo i pokazać jego błąd, kiedy zawsze jego śmiałość, jako cechę niepospolitego człowieka cenimy, kiedy okazaniem win nie umniejszamy jego świętości, którą uznał przez tyle wieków katolik. Marcin Gallus [tak nazywa Czacki Anonima Galia — T.G.] w tym rękopiśmie, które teraz z woli Zgromadzenia Przyjaciół Nauk ma być drukowane, wyraźnie mówi, że Stanisław biskup, miał zmowy z Czechami. Wyższy ten pisarz w tym względzie nad swój wiek, wyrzuca zbrodnię królowi, że zabił biskupa, ale biskupowi nie przepuszcza winy obywatela. Wszak i Tomasz kantuaryeński arcybiskup ma zaletę swoich cnót, a księga historyi zawiera równie opis jego stałości i zgonu, jak i win, które zbyt uniosły Henryka II, i ledwo na niego nie ściągnęły też same wypadki, jakich doświadczył nasz Bolesław".
Rewelacyjny na owe czasy pogląd Tadeusza Czackiego na polityczny charakter konfliktu, wypowiedziany zresztą tylko incydentalnie na marginesie dzieła Narusze-wicza, mylnie przy tym przypisujący Gallowi wiadomość o „zmowie" biskupa z Czechami, ma dzisiaj znaczenie jedynie z punktu widzenia dziejów problemu, ponieważ współcześnie nie spotkał się z uznaniem i nie nabrał rozgłosu. W opracowaniach historycznych pierwszej połowy XIX wieku nadal dominowała tradycyjna interpretacja przebiegu sporu. W 1824 r. klerykalna cenzura wyraziła sprzeciw wobec wydania przez Jana Wincentego Bandtkiego Kromki Anonima Galia z rękopisu Czartoryskich, zawierającego autentyczny tekst kronikarza w przedmiocie konfliktu króla z biskupem, w
219
miejsce dotychczasowych interpolacji z Mistrza Wincentego w znanym wcześniej i szeroko wykorzystywanym rękopisie tzw. heilsberskim.
Od połowy XIX stulecia coraz liczniej zaczęły pojawiać się w nauce historycznej poglądy krytycznie oceniające dotychczasową apologetyczno-hagiograficzną historiografię. Z konieczności musiało dojść do zmiany stosunku wobec relacji Galia Anonima na temat konfliktu. Początek rewizji tradycyjnych ujęć widać w pracy wielkiego historyka tej doby Joachima Lelewela Pols?ca wieków średnich (1847). Uczony ten dokonał wnikliwej jak na owe czasy krytyki źródeł i przekonująco wykazał, że Wincenty niemal wszystko o sporze biskupa z królem przejął z Galia, którego opowieść rozwinął i po swojemu zinterpretował. Lelewel przyjął wprawdzie ostatecznie faktografię z Kadłubka w swojej wykładni przebiegu wypadków i upadku Bolesława II, ale wychodząc z tekstu Anonima wziął króla w obronę i stwierdził, że „surowość królewska szła drogą legalną". Pisząc o spisku przeciw Szczodremu autor dodał: „Padły podejrzenia na biskupa... wszakże królowi sprzyjająca opinia... obciążała biskupa, w samej klątwie wspólnictwo jego upatrywać mogąca. Biskup był zdrajcą". Analizując przypadki użycia przez Galia terminu traditor Lelewel dochodzi do wniosku: „Wątpliwości nie podpada, biskup przeniewierzał się Bolesławowi, był mu niechętny, knował przeciw niemu, wypędzić jeśli nie zgubić go zamierzał". Godna uwagi jest też konkluzja wybitnego badacza: „We trzydzieści lat po zgonie biskupa, Gallus, re-probując gwałtowny królewski postępek i nie chcąc pochwalać że swej krzywdy tak bezecnie dochodził..., przyznaje grzech biskupa i zdrajcy nie oczyszcza. Za jego tedy czasu dla wielu nie było wątpliwości, że biskup przeciw Bolesławowi zawinił. W tym sensie mówi i Mateusz" (tak autor nazywa Mistrza Wincentego).
220
221
Rozważana w kategoriach dramatu politycznego teza Joachima Lelewela o przyczynach śmierci Stanisława i upadku Bolesława II znalazła wkrótce następców i dalej została rozwinięta. W 1873 r. w „Tygodniku Wielkopolskim" Aleksander Skorski niemal prowokacyjnie wobec dominującej legendarnej wykładni sporu pisał: „Za niezachwianą już niczym prawdę historyczną uważać musimy, że Stanisław był zdrajcą i zasłużoną, acz może za srogą od Bolesława odebrał karę". W 1885 r. Franciszek Stefczyk ogłosił pracę pt. Upadek Bolesława Śmiałego, w której ostro zakwestionował szeroko popularyzowaną przez historyków kónserwa-tywno-klerykalnych (Kazimierz Krotoski, Anatol Le-wicki i inni) tezę o kościelnym podłożu konfliktu, rozwijaną na tle zachodnioeuropejskiego sporu o inwestyturę. W jej świetle Bolesław II miał rzekomo być przeciwnikiem reform gregoriańskich w Kościele polskim, natomiast Stanisław gorącym ich rzecznikiem, co na gruncie naszych stosunków w drugiej połowie XI wieku było oczywistym anachronizmem. W swoim pozytywnym wywodzie Stefczyk rozwinął myśl Tadeusza Cza-ckiego o zdradzieckich knowaniach biskupa z Czechami i jego zmowie z możnymi, przeciwstawiającymi się absolutnej władzy króla. Odrzucił także domysły o u-dziale w buncie przeciw Szczodremu jego brata Władysława Hermana.
W 13 lat później, w 1898 r., uczeń Tadeusza Wojciecho-wskiego — Maksymilian Gumplowicz — powrócił do hipotezy o konflikcie ideologiczno-kościelnym w Polsce, ale poprzestawiał w niej osoby bohaterów i ich postawy ideowe: król jako sprzymierzeniec Grzegorza VII był orędownikiem reformy Kościoła polskiego, natomiast biskup krakowski, może żonaty, miał występować z pozycji konserwatywnych przeciw celibatowi' i programowi gregoriańskiemu. Myśl tę rozwinął później Wacław So-
bieski. Maksymilian Gumplowicz w całpj rozciągłości podtrzymał pogląd Stefczyka o zdradzie Stanisława i jego związkach z Czechami i Niemcami oraz o powiązaniach z opozycja możnowładczą sugerując, że współczesny Gallowi episkopat polski tak właśnie oceniał biskupa. Rozprawa autora, zawierająca wiele nowych i odkrywczych myśli, roi się jednak od pomysłów zgoła fantastycznych i niesprawdzalnych, które poważnie 0'bniży-ły jej wartość naukową.
Zdumiewające jest to, że wszystkie owe krytyczne w stosunku do tradycyjnej wykładni sporu wystąpienia młodej generacji historyków nie wywołały żywszego oddźwięku, nie zostały nawet poczytane za naukowy skandal ani też nie spotkały się z poważną repliką. Równolegle niejako do nich ukazywały się prace Antoniego Ma-łeckiego, Kazimierza Krotoskiego, Anatola Lewickiego, a nawet najbardziej po"śród nich krytycznego Stanisława Smółki i innych, w których z mniejszymi lub większymi zmianami spór przedstawiany był w aureoli świętości Stanisława, co wskazuje na eliminację przekazu Galia, a oparcie się na późnej tradycji pisanej lub też na przyjęcie płaszczyzny ideowo-kościelnego starcia programu reform gregoriańskich z zachowawczymi tendencjami obozu królewskiego.
Piszący z pozycji zachowawczych Antoni Małecki w pracy Rewizja dziejów polskich w pierwszych dwóch wiekach politycznego istnienia (1875) pierwszy nie odrzucił relacji Galia, stwierdzając nawet, że określenie traditor „nie było... na wiatr rzucone". Tylko ono doprowadziło autora do dopuszczenia supozycji, iż Stanisław mógł przekroczyć przynależne mu z racji pełnionej funkcji uprawnienia i gdy „broń duchowna" nie wywarła wrażenia na królu „mógł się obejrzeć i za świeckimi środkami, które by poparły to wkroczenie władzy kościel-lej w rządową. To się mogło królowi — i rodzinie kró-
15 —
Bolesław Śmiały
222
lewskiej później, za której czasów Gallus, cudzoziemiec przywykły do innych pojęć — wydawać zdradą, chociażby nawet nie było to miało na celu zaraz detronizacji upartego monarchy". Te ostrożne i z licznymi zastrzeżeniami wygłoszone myśli stanowiły przecież zwiastuny nowego spojrzenia na istotę konfliktu i na polityczną jego genezę.
W 1904 r. znakomity historyk galicyjski Tadeusz Woj-ciechowski ogłosił drukiem Szkice historyczne XI wieku, w których w sposób niezwykle sugestywny i w postaci pewnych i skończonych hipotez rozwinął wcześniejsze tezy Franciszka Stefczyka i Maksymiliana Gumplowicza — całkowicie odrzucając przekaz Mistrza Wincentego na korzyść Kroniki Galia. I stała się rzecz dziwna. Ustalony autorytet naukowy autora, urzekający styl jego pisarstwa i konstruowania dowodu historycznego wywołały zachwyt dla Szkiców w opinii części badaczy i liberalnej opinii publicznej. Z uznaniem przyjęto w tych kręgach rezultaty dociekań Wojciechowskiego i w pełni zaaprobowano wyniki jego analizy tekstu Galia, z której autor wywiódł tezę o powiązaniach biskupa-zdrajcy z Czechami i Niemcami oraz o spiskowaniu jego z Hermanem, co w rezultacie doprowadziło do buntu i zegnania Bolesława II.
Już w 1905 r. krakowska Akademia Umiejętności przyznała Wojciechowskiemu nagrodę za najlepszą pracę historyczną, a w uzasadnieniu uchwały o nagrodzie napisano prorocze zaiste słowa: „Szkice p. Wojciechowskiego pozostaną zawsze książką klasyczną, podającą najcenniejsze wskazówki metodyczne w sposobie, w jaki się zmusza małomówne teksty do wyjawienia tajemnic, szczelnie w nich zawartych, a przecież wydobywanych na jaw przez potężną inteligencję zżytego z epoką i materiałem historyka". Z drugiej jednak strony Szkice zostały odczytane przez
223
pewne naukowe i pozanaukowe kręgi konserwatywnej inteligencji jako skandaliczne wystąpienie antykościelne i antyklerykalne i na ich autora wylano w druku, w publicystyce, w dyskusjach, a nawet z ambon, niezliczoną ilość inwektyw, odsądzających go od czci i wiary. Zachowawcza Galicja trzęsła się z oburzenia. Odpowiadając na ogromne poruszenie opinii publicznej jezuicki „Przegląd Powszechny" zamieścił w 1909 r. na swoich łamach dyskusję naukową przeciwników tez Wojciechowskiego, w której jej organizatorowi Kazimierzowi Krotoskiemu udało się zapewnić udział jedynie czterech historyków (Wojciecha Kętrzyńskiego, Wiktora Czermaka, Antoniego Prochaski i Stanisława Smółki) oraz jednego filologa (Adama Miodońskiego). Dyskusja ta ukazała się w tymże roku w osobnym wydaniu książkowym pt.: W sprawie św. Stanisława, powtórzonym następnie wraz z rozszerzonym wystąpieniem Krotoskiego w 1926 r. Z frontalnym atakiem polemistów spotkały się przede wszystkirr dwa szkice: Stracenie i żegnanie króla Bolesława II i Faktum biskupa Stanisława.
Wojciechowski nie pozostał im dłużny i ogłosił ostry, a nawet gwałtowny w tonie artykuł, nie wolny od akcentów pamfletowych, obraźliwie dla przeciwników zatytułowany: Plemię Kadłubka, w którym bronił swoich tez i konstrukcji. W zagajeniu dyskusji w „Przeglądzie Powszechnym" pióra Krotoskiego doszły do głosu opinie skrajnie klerykalne i antysemickie, te ostatnie wymierzone w Maksymiliana Gumplowicza i niechętnie PrzYJęte w liberalnych kołach naukowych. Krotoski po-unął się do wysunięcia zarzutu, że Wojciechowskiemu
"zyświecał cel „oszczerstwem świadomym, czy nieświa-
^fm — nie rozstrzygamy — kalać narodową świę-
• A przyznając, iż publicystyka polska przyjęła
'-kice z entuzjazmem, zjadliwie i nie naukowo stwier-
224
dzal: „«Sprawa jśw. Stanisława stracona* — pisano za Wojciechowskim: «sprawa św. Stanisława stracona* — powtarzali uczeni, literaci, studenci, powtarzali młodzi nauczyciele gimnazjalni, gimnazjaliści, powtarzały pisma żydowskie, socjalistyczne, liberalno-radykalne, powtarzały feministki niewierzące z radością. Rewelacje Gumplowicza-Wojciechowskiego zwano «ściśle naukową hipotezą*, «ostatnim wyrazem nauki»". W drugim wydaniu ankiety „Przeglądu Powszechnego" z 1926 r. Krotoski zarzucił Wojciechowskiemu powinowactwo naukowe z Gumplowiczem, o tym ostatnim pisząc: „Otóż żydowski pamflecista przedstawia postać Patrona Polski jako skończonego infamisa. Był zdrajcą króla i Ojczyzny na rzecz Czechów i Niemców... Były to fantazje i halucynacje chorobliwego umysłu...". Nie sposób oprzeć się refleksji nad długą drogą, jaką Krotoski przebył od 1901 r., kiedy ogłosił rozprawę: Sw. Stanislaw biskup krakowski w świetle historyografii nowożytnej, w której dał ceniony do dzisiaj, stosunkowo obiektywnie chociaż z pozycji klerykalnych napisany przegląd dotychczasowego dorobku historiograficzne-go, do swojego wystąpienia w ankiecie w 1926 r. Tak oto na gruncie naukowego sporu o ocenę wydarzeń sprzed ponad ośmiu wieków starły się na początku naszego stulecia zasadnicze postawy badawcze, polityczne i ideowe, typowe dla ówczesnego stanu światopoglądowego i zamętu ideologicznego wśród społeczeństwa polskiego, w szczególności na obszarze zaboru austriackiego. We Wstępie do trzeciego wydania Szkiców w 1951 r. Aleksander Gieysztor nadzwyczaj trafnie pisał: „W bibliografii tego sporu, ciągnącego się przez trzy pokolenia historyków, jednego z najbardziej znamiennych w naszej historiografii, odzwierciedliły się wszystkie właściwe tym pokoleniom postawy badawcze, od swoiście spóźnionego fideizmu, poprzez agnostycyzm poznawczy
225
do rac j Dualistycznego i realistycznego pojmowania zjawisk dziejowych". W innym miejscu swojego szkicu o Wojciechowskim Aleksander Gieysztor tak bilansował swoje refleksje: „Polityczna ideologia Szkiców wyrażała w formie naukowej narracji istotne dążenia narodowe, choć formułowane z ponadklasowych rzekomo pozycji, zapewniła autorowi szeroki front inteligencki czytelników, zapładniając ich wyobraźnię historyczną i polityczną. Opinia postępowa uznała jednak Wojciechow-skiego za swego, słusznie upatrując w jego osobie ogniwo wiążące historiografię współczesną z demokratycznymi i pozytywistycznymi tradycjami nauki polskiej". Niezależnie jednak' od toczącej się przez długi okres czasu polemiki klerykalnych i konserwatywnych publicystów i historyków z tym sposobem widzenia „sprawy świętego Stanisława", jaki przedstawił Wojciechowski, jego tezy, mimo różnych szczegółowych zastrzeżeń i wątpliwości co do metody badawczej i nadmiernego in-tuicjonizmu autora, zostały zaakceptowane przez większość badaczy i w okresie międzywojennym stały się niejako obowiązującą wykładnią, przechodząc do podręczników, opracowań ogólnych i syntez. W niemal powszechnym chórze uznania umiarem i powściągliwością badawczą korzystnie odbijały głosy Stanisława Zakrze-wskiego w Historii politycznej Polski (1920), a zwłaszcza Romana Gródeckiego w I tomie Dziejów Polski średniowiecznej (1926), gdzie autor skrupulatnie oddzielił rzeczywiste osiągnięcia Wojciechowskiego od czystych domysłów i nieuzasadnionych koncepcji. Poglądy swoje na ten temat Gródecki podtrzymał również po latach w studium Sprawa św. Stanisława (1946, druk' — 1969). Do ustaleń Wojciechowskiego i Gródeckiego nawiązał ; Popularno-naukowej książce Polska Piastów (1960) aweł Jasienica, który widzi spór w kategoriach wyda-
l
226
rżenia wyłącznie politycznego, tj. spisku możnowładztwa przeciw umacniającej się władzy królewskiej. W powojennej historiografii w miarę upływu czasu rósł i pogłębiał się krytyczny stosunek historyków do tez Wojciechowskiego, ale ani próby nowych ustaleń faktograficznych, ani propozycje odmiennych rekonstrukcji konfliktu króla z biskupem w studiach Józefa Umińskie-go, Karola Górskiego, Mariana Plezi, Jakuba Sawickie-go, Karoliny Lanckorońskiej, Witolda Sawickiego i innych, nie zyskały szerszego rozgłosu i uznania krytyki naukowej. Odrzucając zbyt słabo uzasadnione lub wręcz dowolne kombinacje w postaci domysłów o walce kościoła łacińskiego ze słowiańskim, na tle której rozegrać się miał dramat krakowski (Karolina Lancko-rońska i inni), lub o chorobie psychicznej króla jako źródle katastrofy Bolesława i Stanisława (Witold Sa-wicki i inni) historycy współcześni stoją w obliczu dość skomplikowanej sytuacji badawczej. Z jednej bowiem strony nie mogą już, wobec postępu badań, przyjmować w całej rozciągłości rewelacyjnej na określonym etapie naukowej wizji Tadeusza Wojciechowskiego, chociaż na dobrą sprawę nikt po dziś dzień nie dokonał całościowej, krytycznej analizy jego wyników, nie od-cedził plew od ziarna w świetle współczesnego stanu naszej znajomości rzeczy w szerszym kontekście historii nie tylko politycznej, ale także społecznej, gospodarczej i ustrojowej. Nie sposób przeto precyzyjnie o-kreślić, co z dorobku tego uczonego uznać można za trwały wkład w naukę, a co było tylko ulotną wartością, domysłem lub inspiracją twórczo zapładniającą innych. Z drugiej strony, mimo ogromnych osiągnięć badawczych powojennej mediewistyki, nikt nie przedstawił dotychczas równie skończonej jak u Wojciechowskiego i wyczerpującej wszystkie aspekty sprawy konstrukcji
227
naukowej, która zajęłaby jej miejsce i zyskała równie powszechną akceptację.
Ostatnio obraz takiej nowej koncepcji, ale przedstawionej tylko w największym zarysie i bez aparatu dowodowego, ogłosił Gerard Labuda w szkicu opublikowanym w pracy zbiorowej: Piastowie w dziejach Polski (1975). W znacznej mierze, z dodaniem pewnych własnych uzupełnień i zmian, poszedł za nią Aleksander Gieysz-tor w eseju poświęconym Bolesławowi Szczodremu zamieszczonym w zbiorowym opracowaniu: Poczet królów i książąt polskich (1978). Można przypuszczać, że zbliża się kolejny etap czy nawet przełom w widzeniu przez badaczy „sprawy świętego Stanisława" i w ogóle ostatnich lat panowania Bolesława II. Gerard Labuda rehabilituje bowiem w ogromnym stopniu całkowicie zdawałoby się skompromitowaną przez Tadeusza Wojciechowskiego wartość źródłową przekazu Mistrza Wincentego. W zbliżonym kierunku poszły też ostatnie badania Henryka Łowmiańskiego (1979). Czytelnik tej książki zauważył już zapewne, że główne linie mojego wywodu zmierzają do równoległego wykorzystania relacji obu pierwszych polskich kronik, a przekonanie o konieczności uwzględnienia wersji Wincentego wyraziłem już w 1959 r. w artykule: Nowa hipoteza o konflikcie Bolesława Śmiałego z biskupem Stanisła-wem pisząc: „Nie ulega też wątpliwości, że przyszły badacz ostatnich lat rządów Bolesława Szczodrego i tragi-
znego ich finału będzie musiał poważnie zmodyfikować
dotychczasowe poglądy nauki na wartość relacji Win-
tego dla wyjaśnienia genezy sporu i wyrwać się z
kręgu obowiązującego do dzisiaj sądu na temat tej rela-
^ autora Plemienia Kadlubka — T. Wojciechowskie-
Nazbyt ogólny charakter wypowiedzi Labudy, wy-
Przedzający niezbędną analizę źródłową i pełną argu-
II
Ir"
i
228
mentację (autor ten — jak się dowiedziałem — przygotował do druku obszerną rozprawę), uniemożliwia jeszcze zajęcie wobec niej stanowiska. Bujnie rozwijająca się od drugiej połowy XIX wieku historiografia polska, sięgająca często piórem znakomitych badaczy do naszej najdawniejszej przeszłości, odegrała ogromną rolę w kształtowaniu kultury historycznej w szerokich kręgach inteligencji, będąc prawdziwą szkołą politycznego i obywatelskiego myślenia. Byłoby jednak błędem sądzić, że ówczesne pokolenia Polaków wychowywały się historycznie wyłącznie na tej strawie duchowej, której dostarczyli historycy w licznych monografiach, studiach i wielkich syntezach dziejów naszego narodu i państwa. Nie może podlegać dyskusji fakt, że mimo pojawiających się obficie w nauce prób rewizji tradycyjnych ocen konfliktu króla z biskupem krakowskim, równolegle niejako współistniały i powstawały prace ujmujące przebieg sporu według dawnego stereotypu i te ilościowo wciąż przeważały, oddziaływając na poglądy czytelników. Tego typu opracowania ukazują się zresztą i współcześnie, żeby tylko przykładowo wymienić Jana Lisowskiego i Stanisława Bełcha. Odrębną, ale wcale nie mniej ważną rolę w kształtowaniu opinii w tej sprawie, w społeczeństwie od wieków katolickim, odegrał Kościół, w którego praktyce kult świętego Stanisława, widziany przez pryzmat hagiografów średniowiecznych, był szeroko i systematycznie szerzony i rozwijany. Co najmniej przeto aż do wybuchu pierwszej wojny światowej, a częściowo do dzisiaj, toczył się i toczy spór ideologiczny, często nawet nie uświadamiany sobie przez współczesnych. Trwa odwieczny problem starć między starym i nowym, będący w gruncie rzeczy sporem o postawę filozoficzną, światopoglądową i o rozumienie zarówno przeszłości, jak i teraźniejszości, w który wciągani byli nie tylko
229
^1
•••••k >*•
specjaliści, ale również wszelkiego rodzaju twórcy. Je-denastowieczny dramat, niezależnie od tego, że był nieustannie aktualny i obecny w świadomości zbiorowej, pociągał ich swoją niezwykłością i wewnętrzną dramaturgią, skłaniając do tworzenia własnych wizji artystycznych, a często i historiozoficznych, które stawały się kolejnym przyczynkiem do trwających sporów i dyskusji nad „faktum biskupa Stanisława", i w istocie rzeczy były swoistym głosem w walce o kształtowanie postaw światopoglądowych współczesnych pokoleń. W ten sposób różnego rodzaju twórczość artystyczna, czerpiąca inspiracje z wyników badań historycznych, kultu i legendy kościelno-żywotopisarskiej, a także z polemik publicystycznych, sama z kolei utrwalała aktualność „sprawy świętego Stanisława w pamięci ludzkiej i przyczyniała się do formowania różnorodnych poglądów na jej temat. Tak zresztą dzieje się po dzień dzisiejszy.
Trzeba tu mocno podkreślić, że historyk dąży przede wszystkim do oświetlenia naukowego badanej sprawy. Z tego względu po przeglądzie wątków legendarnych i hagiograficznych w dziejopisarstwie średniowiecznym i nowożytnym, dłużej zatrzymaliśmy się na historiografii naukowej XIX i XX wieku, która odegrała wielką społeczną rolę, zarówno w dążeniu do odkrycia prawdy, jak i krystalizowania ludzkich sądów o Bolesławie i Stanisławie. Jednakże integralną częścią legendy historio-graficznej stała się legenda we właściwym rozumieniu tego określenia, którą najszerzej określić by można ja-
0 artystyczną. Jej różnorakie wątki, podejmujące dzie-
króla i biskupa, a wywodzące się z różnych nurtów
ażnych źródeł, poczęły żyć własnym życiem, przetwa-
ijąc się w swoistą siłę, oddziaływającą na świadomość
storyczną wielu pokoleń Polaków. Odrębne jej tu
^mówienie podyktowane zostało tylko chęcią zachowa-
fr7f
N
230
231
nią porządku relacji według pewnego układu rzeczowego, ale należy zdawać sobie sprawę z tego, że legenda świętego Stanisława i Bolesława II nie tworzy odrębnej sprawy i stanowi drugi, niejako równorzędny człon pisarstwa historycznego.
Pośród licznych postaci twórczości szczególną rolę odegrała oczywiście literatura piękna w całej swojej złożoności gatunków i rodzajów, ponieważ środki wyrazu, jakimi dysponuje, i najszerszy rezonans społeczny, jaki wywołuje, zapewniły jej w dziejach Polski, od epoki romantyzmu począwszy, charyzmat „sumienia narodu". Miała ona zresztą za sobą najstarszą tradycję rozwoju, sięgającą całej niemal średniowiecznej twórczości pisanej, zapoczątkowanej Kroniką Anonima Galia. Poza twórczością ściśle historiograficzną wspomnieć należy o sięgającej przełomu XIII i XIV wieku literaturze, która w różnego rodzaju zapisach kościelnych, pieśniach — początkowo łacińskich, później także polskich, kazaniach ł litaniach nawiązywała do motywów związanych ze świętym Stanisławem i była wyrazem jego kultu. Wystarczy tu przykładowo wymienić znane pieśni Gau-de Mater Polonia z XIII względnie XIV w. czy piętna-stowieczną Chwalą Tobie Gospodzinie, głoszące chwałę świętego i potępiające grzesznego i okrutnego króla. W epoce Odrodzenia, w XVI stuleciu, pośród nadal obowiązującej konwencji w moralnej ocenie bohaterów konfliktu pojawiły się nowe akcenty, a przede wszystkim zwrócił uwagę osobisty dramat Bolesława II. W łacińskim wierszu Epitaphium Boleslao Audaci, Regi Polo-niae Mikołaja Sępa Szarzyńskiego dał o sobie znać nie znany wcześniej wątek refleksji nad tragicznym upadkiem wielkiego króla, który nie chcąc dopuścić do wybuchu wojny domowej wybrał dobrowolne wygnanie. Z tegoż stulecia odnotować też trzeba łacińskie wiersze
Szymona Szymonowica z motywami poświęconymi świętemu Stanisławowi i również łaciński utwór Bole-slaus furens, określony przez Leona Eustachiewicza jako „najdawniejszy w literaturze polskiej dramat o Śmiałym i jego walce ze św. Stanisławem". W XVII i XVIII wieku powstawały dalsze liczne, zgodne z epoką, utwory dramatyczne jak' misteria, dialogi dramatyczne, moralitety i inne, w których dominowały treści apologizujące postać biskupa, a jednocześnie w sposób dość prymitywny komunikujące czytelnikowi natrętny morał religijno-etyczny. Poziom tych utworów był najczęściej bardzo niski, ale spełniały one swoją funkcję podtrzymywania w świadomości zbiorowej żywotności tematu konfliktu z XI wieku, i to w społecznościach o bardzo zróżnicowanym poziomie intelektualnym. Swego rodzaju kuriozum rodzajowym był utwór ks. Wacława Sierakowskiego z końca XVIII stulecia: Opera w muzyce na honor ś. Stanisława, biskupa krakowskiego, który w formie libretta operowego przedstawiał zabójstwo Stanisława i pokutę króla, nie szczędząc Bolesławowi wyrazów żalu i przebaczenia. W dziełach epickich tego okresu rozbudowana została legendarna wersja pokutniczego życia Szczodrego króla w klasztorze w Osjaku, szczególnie widać pociągająca wyobraźnię twórczą ludzi pióra.
Wątek ten, rozpatrujący losy króla-tułacza, przewija się również w okresie klasycyzmu, nabierając po rozbiorach Polski specjalnego aktualnego wydźwięku. O grobie królewskim w dalekim karynckim Osjaku i dziejowej rehabilitacji Bolesława II pisał w swoich Śpiewach historycznych Julian Ursyn Niemcewicz (1816):
Ten król, przed którym narody truchlały, Dotknięty klątwą, królestwo opuszcza; Jest klasztor Ossa na pochyłku skały,
Wl
l
232
A czarna w koło okrąża go puszcza,
Tam mąż nieszczęsny w wieku jeszcze sile,
Długą pokutą płaci gniewu chwile.
Tam dotąd kamień leży mchem pokryty, Jodła mu cienia i chłodu dodawa; Na głazie zbrojny mąż z koniem wyryty. Polak czytając imią Bolesława, Pomny na jego nieśmiertelne czyny, Płacząc nad losem, nie pamięta winy".
W tych samych latach XIX wieku, kiedy rodziło się Królestwo Kongresowe, w warszawskim teatrze wystawiono dwie pięcioaktowe klasycystyczne tragedie zatytułowane Bolesław Śmiały. Pierwsza z nich pióra Antoniego Hoffmana, stojąca na wysokim poziomie literackim, wychodziła z aktualnej sytuacji narodu i państwa i po raz pierwszy nadała jedenastowiecznemu dramatowi wymiar czysto polityczny, wolny od wątków hagiograficznych i jakby w swojej fakturze ideologicznej i wizji artystycznej wyprzedzała Szkice Tadeusza Wojciechowskiego. Druga, pióra Franciszka Wężyka, nie miała już tej siły wyrazu, ponieważ autor główny akcent położył na legendarny romans Bolesława z Krystyną, natomiast tragedię na Skałce i dalsze losy wygnańca zepchnął na margines.
Wśród wybitnych pozycji z tego okresu wymienić także trzeba dramat historyczny Józefa Korzeniowskiego Mnich ((1826), plastycznie kreślący psychologiczną sylwetkę pokutującego w klasztornych murach Osjaku samotnika. Na historię Bolesława II i biskupa Stanisława nie pozostał również obojętny wybitny poeta doby romantyzmu Juliusz Słowacki, który pod koniec życia (ok. 1847) napisał nie skończony mistyczny poemat Krół--Duch, mówiący o pierwotnych dziejach Polski i poj-
^•••HBL^
233
mowany przez autora jako wielki epos historiozoficzny. Poeta w kolejnych rapsodach ukazał w nim różne wcielenia się w coraz to nowe kształty duchów prowadzących naród. W rapsodzie piątym przedstawił wielką, ale i okrutną postać króla Bolesława jako jednego z kolejnych Królów-Duchów, nawiązując do głównych wątków legendarnych z epizodem piotrawińskim włącznie. Motyw konfliktu wystąpił także u Słowackiego w części wstępnej nie dokończonego romansu historycznego o rewolucji w Polsce, napisanego w języku francuskim pt. Le Roi de Ladawa.
U schyłku XIX wieku, w związku z intensywnym rozwojem badań historycznych i wzrostem zainteresowań dziejami jedenastowiecznego konfliktu, pojawiło się wiele nowych utworów dramatycznych poświęconych temu tematowi: Adama Bełcikowskiego, Józefa Łabuń-skiego, Włodzimierza Antoniewicza, Wojciecha Dziedu-szyckiego, Kazimierza Glińskiego, Henryka Druckiego--Lubeckiego i innych. Dziełka te prezentowały, niestety, bardzo nikłą wartość artystyczną, a jeszcze mizernie jszą wartość historiozoficzną.
Tradycyjne wątki legendarne konfliktu znalazły również odbicie w tym samym czasie w twórczości powieściowej. Talentem pisarskim, dużą erudycją źródłową i realizmem historycznym przewyższył innych piszących na ten temat Józef I. Kraszewski w powieści Bo-leszczyce (1877), która zyskała sobie ogromną poczyt-ność. Aczkolwiek jej fabuła pozostała w zasadzie zgodna z podstawowymi wątkami hagiograf icznymi, to jednak ukazana została w powieści przez pryzmat realistycznego opisu ostatnich lat panowania Szczodrego, narastania sprzeczności społecznych i kierowania się odrębnymi zasadami moralnymi bohaterów, w tym nie tylko biskupa i króla, ale także wiernych temu ostatniemu drużynników Boleszczyców. Natomiast w całkowita
g
234
235
niepamięć u potomnych poszły poślednie, nijakie artystycznie, jałowe historycznie i ideowo, częściowo przeznaczone dla młodzieży powieści takich autorów, jak: Franciszek Rawita, Jan Grajnert, Franciszek Szyndler, Wiktor Szalay i innych, które dzisiaj funkcjonują jedynie w zapisie bibliograficznym.
Początek XX stulecia otwierają nieporównanie bardziej wartościowe jako dzieła sztuki i głębsze myślowo utwory Stanisława Wyspiańskiego. Najpierw powstały epi-cko-wizyjne rapsody historyczne: Bolesław Śmiały i Światy Stanisław, wyraźnie nawiązujące do historycznych wizji Słowackiego w Królu-Duchu. Po nich poeta napisał dwa dramaty: Bolesław Śmiały (1903) i Skałka (1906), dobitnie świadczące o jego fascynacji fenomenem tragedii krakowskiej i tak dobrze mu znaną z autopsji scenerią wzgórza wawelskiego i kościoła na Skałce. Tych samych początków nowego wieku dotyczą, niestety nie zrealizowane, wstrząsające ekspresją wyrazu projekty witraży Wyspiańskiego dla katedry wawelskiej, wśród których, obok gigantycznych postaci Kazimierza Wielkiego i Henryka Pobożnego, występuje również osoba biskupa Stanisława. Wraz z twórczością pisaną motyw ten dowodzi, że w końcowym etapie życia znakomity artysta wyjątkowo intensywnie przeżywał je-denastowieczny dramat i wiele o nim myślał i czytał. Wracając do obu dramatów podkreślić trzeba silne nasycenie ich treści pierwiastkami historii i mitu historycznego, którym autor wyznacza odrębne role w kształtowaniu świadomości narodu. I chociaż Bolesław Śmiały powstał zanim wyszły Szkice Wojciechowskiego, a Skdl-ka już po ich wydaniu (Wyspiański przeczytał Szkice natychmiast po ich ukazaniu się w druku), to bohaterowie obu dramatów w swoim konflikcie są postaciami tragicznymi, obciążonymi winą i zbrodnią, mimo iż kierowali się odmiennymi racjami nadrzędnymi, w ich
mniemaniu obiektywnymi, w rzeczywistości subiektywnymi. Ideowy czy raczej historiozoficzny sens sporu króla z biskupem Wyspiański sprowadził do powtarzającego się w ciągu dziejów konfliktu odmiennych punktów widzenia i różnych racji dwóch potęg-sił: państwa i Kościoła. I chociaż podstawowy zrąb faktograficzny twórca przejął z Kadłubka i legendy hagiograficznej, to jednak Bolesław II zyskał w jego przedstawieniu wymiar tragicznej wielkości, zaplątanej wprawdzie w zawiłościach niepohamownaego i skomplikowanego cha-charakteru, ale monarchy niepospolitego, dzierżącego w pewnych rękach wielkość państwa i narodu. Natomiast biskup Stanisław pozbawiony został wyłącznych praw do reprezentowania prawdy, sprawiedliwości i słuszności głoszonych racji moralnych, zdany w swoim ludzkim tragizmie na dwuznaczność działania i obciążenie sumienia różnymi wątpliwościami. Jakże to spojrzenie odległe od punktu widzenia Mistrza Wincentego! W maju 1903 r. w teatrze krakowskim odbyła się premiera Bolesława Śmiałego. Obsadzony przez znakomitych aktorów, starannie przygotowany spektakl, którego scenografię i kostiumy zaprojektował sam Wyspiański, czuwający też nad próbami przedstawienia, stał się wielkim wydarzeniem teatralnym i kulturalnym Krakowa, przyciągającym uwagę krytyków i publiczności. Interesujące jest, że po napisaniu Skałki Wyspiański zalecił grać oba dramaty łącznie, przeplatając ich akty, co w rezultacie miało dać widowisko symultaniczne, dziejące się równocześnie w dwóch planach: na Wawelu i na Skałce. Autor traktował je zatem jako organiczną jedność.
Nowa faza badań historycznych, dyskusji i polemik, jaka nastąpiła wraz z pojawieniem się Szkiców Wojciechowskiego, wywołała również rezonans w literaturze w następnych latach XX wieku. W 1907 r. Stanisław Roguski
l
236
napisał kolejny dramat na ten temat pt. Bolko Szczodry, pozostający pod wyraźnym wpływem koncepcji autora Szkiców, niestety, mizerny pod względem artystycznym. Niewiele wyżej można postawić ekspresjonistycz-ny dramat Jerzego Hulewicza Bolesław Śmiały (1921). Marginalnie wątek Osjaku wystąpił w powieści Jarosława Iwaszkiewicza Czerwone tarcze (1934) Pod autentycznym urokiem Szkiców znalazła się Maria Dąbrowska, autorka dramatu Bogumił i Stanisław (1947), w którym konflikt między królem i biskupem pokazała jakby z boku, poprzez pryzmat innego starcia: Stanisława z hipotetycznym arcybiskupem gnieźnieńskim Bogumiłem, stojącym wiernie przy tronie monarszym. Utwór Dąbrowskiej jest dramatem na wskroś moralno--społeczno-politycznym, podejmującym na kanwie je-denastowiecznego sporu podstawową współczesną problematykę moralną i ideową.
Na poły młodzieżowy charakter ma z kolei powieść Karola Bunscha Imiennik (1949), podejmująca dzieje panowania Bolesława II i na tym tle dość realistycznie przedstawiająca spór między królem i biskupem krakowskim. Motyw konfliktu wystąpił także w powieści znakomitego pisarza Teodora Parnicklego Nowa baśń (1961), ale roztopiony został w typowej dla jego pisarstwa historycznego psychologicznej fikcji, która staje się dla autora tworzywem umożliwiającym snucie oryginalnych konstrukcji historiozoficznych, mających odniesienie do współczesności i do dramatu człowieczego bytu. Zupełnie odmienny charakter ma natomiast napisana w sześćdziesiątych latach trylogia Anieli Gruszeckiej Po-wieść o Kronice Galia, w której postaci Bolesława i Stanisława pojawiają się wielokrotnie, zarówno w toku samego sporu, jak i w recepcji pierwszej polskiej kroniki przez późniejsze dziejopisarstwo polskie. W zbiorku trzech nowel pod wspólnym tytułem Cud w Piotrawinie
237
(1979) Tadeusza Łopalewskiego jedno z opowiadań traktuje o legendzie piotrawińskiej. Dramat Stanisława w sporze z rycerzem o wieś biskupią autor przedstawił w kategoriach moralitetu religijnego. Głęboko wierzący biskup, ufny w słuszność swojej sprawy, naiwnie uznał, że Bóg pomoże mu wskrzesić Piotra i powołać go jako świadka na sąd królewski, gdy w rzeczywistości wyszedł z grobu przygodny wędrowny komediant, który fałszywie świadczył na rozprawie.
Od pierwszych dziesięcioleci XIX wieku różne elementy motywu konfliktu króla z biskupem i losów obu bohaterów pojawiały się w poezji epickiej. Wątek ten znalazł się w balladach romantycznych: w Liliach Adama Mickiewicza, w Pokutniku Antoniego E. Odyńca (1824) oraz w powieści poetyckiej Święty Stanisław Szymona Konopackiego, w Legendzie lirycznej o św. Stanisławie, biskupie i męczenniku Antoniego Czaykowskłego i innych. W początkach XX stulecia znakomity liryk młodopolski, Tadeusz Miciński, w swoim słynnym zbiorze poetyckim W mroku gwiazd (1902) ogłosił ekspres j onisty-czny, pełen tajemniczego symbolizmu posępny poemat Król w Osjaku, w którym niepokojąca fantastyka miesza się z nieokreśloną grozą. Wreszcie w 1953 r. Stefan Flu-kowski wydał interesującą w skojarzeniach filozoficznych Balladę o Śmiałym.
Przedstawiony wyżej w wielkim skrócie i wyborze przegląd twórczości literackiej, w której odbicie znalazł jedenastowieczny dramat, skłania do wypowiedzenia kilku refleksji. Nie ulega wątpliwości, że rozwój badań historycznych, ukazujących genezę, przebieg i skutki konfliktu, a z drugiej strony żywotność tego tematu w tradycji i codziennej praktyce kościelnej podsycały i podsycają nadal nieustającą obecność tej problematyki w polskiej świadomości zbiorowej. Stały się one również źródłem ciągłej inspiracji dla ludzi pióra. W
238
rzeczywistości nie ma bodaj gatunku literackiego, w którym różne wątki tragedii krakowskiej nie znalazłyby swojej reprezentacji ł poprzez które pisarze, poeci i dramaturdzy nie chcieliby wypowiedzieć się w kwestiach najbardziej ogólnoludzkich. Dramat jednostek spełnia bowiem często zapładniającą funkcję i stanowi jeden z najistotniejszych problemów człowieka zaplątanego w zawiłe sprawy życia, które nieraz go przewyższają i z którymi nie umie sobie poradzić. W omówionej twórczości literackiej odzwierciedliły się różne prądy, mody literackie i filozoficzne, różne koncepcje moralne, społeczne i polityczne, dając w rezultacie niesłychanie bogatą paletę poglądów, kształtujących wyobraźnię i przekonania kolejnych pokoleń Polaków, szczególnie podatnych na strawę duchową podawana im przez piśmiennictwo narodowe.
Równocześnie nie sposób oprzeć się stwierdzeniu, że przedstawione utwory, z nielicznymi tylko wyjątkami, nie osiągnęły najwyższych lotów artystycznych, jak gdyby treść musiała w nich dominować nad formą. Nawet w twórczości tych największych, gigantów pióra i wieszczów polskiego piśmiennictwa, dzieła poświęcone Bolesławowi i Stanisławowi, może poza rapsodem Słowackiego i Bolesławem Śmiałym Wyspiańskiego, mieszczą się raczej w dolnych, w najlepszym razie w środkowych regionach literackiej produkcji, zarówno jeśli chodzi o ich wartości artystyczne, jak i o doniosłość i głębię przedstawianych w nich koncepcji myślowych. Nierównie mniejsze niż w pisarstwie odbicie w świadomości społecznej znalazły i znajdują wątki konfliktu podjęte przez sztuki plastyczne, aczkolwiek w rzeźbie (pomniki), malarstwie (Jan Matejko), ikonografii świeckiej i kościelnej oraz w innych gatunkach są one dość licznie reprezentowane. Ze względu na rozproszenie rodzajowe i rzeczowe nie sposób ich omówić w krótkim
239
szkicu, a zwykłe wyliczenie, bez analizy treściowo-arty-stycznej, mijałoby się z celem. Ograniczam się przeto do podkreślenia, że także sztuki plastyczne, recypując na bieżąco pojawiające się nowe konstrukcje i idee na temat starodawnego dramatu, przetwarzały go we właściwy sobie sposób, przyczyniając się do podtrzymania i rozwijania społecznej kultury historycznej. Temat nasz stał się również przedmiotem zainteresowania jednej z najmłodszych muz — filmu. W ostatniej dekadzie doczekaliśmy się dwóch obrazów filmowych, w których przedstawiono czasy Szczodrego i tragiczny finał jego panowania, zakończonego katastrofą. Powstały przed kilku laty film Bolesław Śmiały w reżyserii Wojciecha Lesiewicza pod względem treściowym oparty został na kronikach Anonima Galia i Mistrza Wincentego i w sposób dość tradycyjny odtwarza panowanie Bolesława II, a końcowy epizod konfliktu nie znalazł należytego wyrazu dramaturgicznego. Krytycy filmowi i widzowie nie mieli zbyt wysokiego mniemania o tym dziele. Ciekawszym pod względem formalnym i artystycznym było w 1977 r. widowisko filmowo-telewizyjne Kronika polska w reżyserii Grzegorza Królikiewicza. Reżyser, w oderwanych od siebie obrazach filmowych opatrzonych ilustracją słowną autora Kroniki, przedstawił kolejne rozdziały dzieła Galia, nadając swoim wizjom ogromny ładunek trudnej niekiedy w odbiorze symboliki. Epilog Szczodrego i Stanisława ukazany został w dwóch scenach: „sądu wagi", kiedy rozsierdzony Bolesław przeciw położonej na jednej szali winie biskupa rzuca na drugą koronę, symbol monarchii polskiej, i w obrazie uciekającego na Węgry króla-ojca trzymającego na koniu w objęciach małego syna Mieszka, podczas gdy równolegle z cwałującym wierzchowcem po nierównościach gościńca i poboczach toczy się korona królewska (a toczyć się miała przez wieki, aż do podjęcia jej
240
przez Przemyśla II u schyłku XIII stulecia). Epizody te zawierają wiele wewnętrznej dramaturgii i ekspresji w pokazaniu tragedii władcy i katastrofy państwa, na tle których dramat biskupa został jakby pomniejszony. Takie ujęcie sensu konfliktu nawiązuje do najlepszych tradycji polskiego piśmiennictwa historycznego i do największych pomników polskiej literatury. „Sprawa świętego Stanisława", pod którą — idąc dalej od Tadeusza Wojciechowskiego — rozumiemy dzisiaj cały splot uwarunkowań historycznych, społecznych i politycznych, jakie legły u podłoża sporu króla Bolesława Szczodrego z biskupem krakowskim Stanisławem, rozwiązanego zegnaniem pierwszego z tronu, śmiercią drugiego i upadkiem młodego królestwa polskiego, na pewno nie jest ani całkowicie zakończona, ani zamknięta jako epizod historyczny, który wydarzył się przed dziewięcioma wiekami. Tkwi ona jako fenomen naszych dziejów w polskiej świadomości zbiorowej w żywej i różnorodnej postaci i nie trudno przewidzieć, że spory i dyskusje naukowe na jej temat trwać będą i nadal, a nowe hipotezy i koncepcje, jakie pojawią się w przyszłości, będą podnietą i inspiracją dla dalszych poczynań twórczych ludzi sztuki. Na dotychczasowych pozycjach stać będzie z pewnością Kościół i jego wizja św. Stanisława przekazywana wiernym. Z tych wszystkich źródeł czerpać będą i kształtować swoje poglądy szerokie kręgi odbiorców, szukając w nich uogólniających nauk i wzorców zachowań*.
« Już po oddaniu niniejszej książki do druku ukazało się kilka pozycji bezpośrednio dotykających tematu tej pracy. Między innymi •trzeba tutaj wymienić następujące opracowania: Z. Adamek, Sw. Sta-nislaw ze Szczepanowa i Bolesław Śmiały w literaturze polskiej. Historia motywu, „Tarnowskie Studia Teologiczne", Tarnów—Kraków 1979, l. 188—204; „Znak" z maja 1979, R. 31, nr 298/299 — zbiór studiów wydany na 900-lecie śmierci św. Stanisława; „Analecta Cracoylensia", t. XI za rok 1979, Kraków 1980 — tutaj między innymi obszerna rozprawa Mariana Plezl Dookoła sprawy iw. Stanisława. Studia zródloznawcze, f. 251—412; Mieczysław Rokosz, Bolesław Smlaly w tomie opracowanym przez Zofię Stafanowską i Janusza Tazblra Życiorysy historyczne, literackie i legendarne. Warszawa 1980. Z wymienionych prac autor nie mógł Już skorzystać ze względów technicznych.
Spis ważniejszych źródeł i opracowań
A. Źródła:
List papieża Grzegorza VII do Bolesława Szczodrego. Pomniki Dziejowe Polski, t. I. Wydał A. Bielowski, Lwów 1864.
Anonima tzw. Galia Kronika czyli dzieje książąt i władców polskich. Pomniki Dziejowe Polski, seria II, tom II, wydał,
wstępem i komentarzem opatrzył K. Maleczyński, Kraków 1952,
Anonim tzw. Gali, Kronika polska. Przełożył R. Gradeciki. Przekład przejrzał, wstępem i przypisami opatrzył M. Plezia. Biblioteka Narodowa, Seria I, Nr 59, Wrocław—Warszawa— Kraków 1965.
Powieść minionych lat (Powiesi' wriemiennych let). Charakterystyka historyczno-literadka, przekład i komentarz Fr. Sielicki, Wrocław—(Warszawa—Kraków 1968.
Kosmosu Kronika Czechów. Przekład, wstęp i komentarze M. Wojciechowaka, Warszawa 1968.
Roczniki polskie. Pomniki Dziejowe Polski, t. II, wydał
A. Bielowski, Lwów 1872.
Mistrza Wincentego Kronika Polska. Pomniki Dziejowe Polski, t. II, wydał A. Bielowski, Lwów 1872.
Mistrza Wincentego Kronika polska, tłumaczyli K. Abgarowicz i B. Kiirbis, wstęp i komentarze B. Kiirbis, Warszawa 1974.
Żywoty i cuda św. Stanisława (Vita minor, Vita maior i Miracula). Pomniki Dziejowe Polski, t. IV, wydał W. Kętrzyński, Lwów 1884.
Kronika Wielkopolska. Przekład K. Abgarowicz, wstęp i komentarze B. Kiirbisówna, Warszawa 1965.
Jana Długosza Roczniki czyli kroniki sławnego Królestwa Polskiego, księga III i IV. Przekład J. Mnukówna, komentarz K. Pieradzka, Warszawa 1969.
B. Opracowania:
Abraham Władysław, Organizacja Kościoła w Polsce do polowy wieku XII, wyd. 3, Poznań 1962.
242
Adamuis Jan, O monarchii Gallowej, Warszawa 1952.
Balzer Oswald, Genealogia Piastów, Kraków 1895.
Bartkiewicz Kazimierz, Obraz dziejów ojczystych w świadomości historycznej w Polsce doby Oświecenia, Poznań 1979.
Bełch Stanisław, Święty Stanisław biskup — męczennik, patron Polaków, Londyn 1976.
Borawska Danuta, Z dziejów jednej legendy. W sprawie genezy kultu św. Stanisława biskupa, Warszawa 1950.
Dąbrowski Jan, Dawne dziejopisarstwo polskie (do roku 1480), Wrocław—Warszawa—Kraków 1964.
Dowiat Jerzy, Historia Kościoła katolickiego w Polsce (do połowy XV w.), Warszawa 1968.
Dowiat Jerzy, Polska — państwem średniowiecznej Europy, Warszawa 1968.
Gębarowicz Mieczysław, Początki kultu św. Stanisława i jego średniowieczny zabytek w Szwecji, „Rocznik Zakładu Narodowego im. Ossolińskich", t. l—Z, Lwów 1928.
Gębarowicz Mieczysław, Polska, Węgry czy Sycylia odbiorcą listu Paschalisa II, „Kwartalnik Historyczny", R. 51, 1937 (tamże najlepszy tekst listu).
Gieysztor Aleksander, Bolesław II Szczodry, (w:) Poczet królów i książąt polskich, Warszawa 1978.
Gieysztor Aleksander, Przemiany ideologiczne w państwie
pierwszych Piastów a wprowadzenie chrześcijaństwa (w:) Po-
czątki państwa polskiego. Księga Tysiąclecia, t. II, Poznań 1962.
Górski Karol, O sprawie św- Stanisława, „Nasza Przeszłość",
t IV, 1948.
Grajewski Henryk, Kara śmierci w prawie polskim do polowy XIV wieku, Warszawa 1956.
Gródecki Roman, Dzieje Polski średniowiecznej, t. I, Kraków 1926.
Gródecki Roman Mistrz Wincenty, biskup krakowski (zarys biograficzny), „Rocznik Krakowski", t. 19, 1923.
Gródecki Roman, Sprawa św. Stanisława, (w:) Polska Piastowska, Warszawa 1969.
Grudzińśki Tadeusz, Bolesław Szczodry. Zarys dziejów pa-nowania, cz. I, Toruń 1953.
Grudzińśki Tadeusz, Nowa hipoteza o konflikcie Bolesława Śmiałego z biskupem Stanislawem, „Kwartalnik Historyczny" R. LXVI, 1959, nr 4.
Grudziński Tadeusz, Polityka papieża Grzegorza VII wobec
243
państw Europy Środkowej i Wschodniej (1073—1080), Toruń 1959.
Hagiografia polska. Słownik bio-MbUograficzny, pod redakcją O. Romualda Gustawa OFM, t. II (hasło „Sw. Stanisław"), Poznań—Warszawa—Lublin 1972.
Kartowska-Kamzowa Alicja, Wyobrażenia męczeństwa biskupa Stanisława Szczepanowskiego (do połowy XVI wieku), (w:) Interpretacja dzieła sztuki, Warszawa—Poznań 1976.
Kętrzyński Stanisław, Kazimierz Odnowiciel 1034—1058, (w:) Polska X—XI wieku, Warszawa 1961.
Kętrzyński Stanisław, Na marginesie „Genealogii Piastów", „Przegląd Historyczny", 29, 1931.
Kościół w Polsce. T. I: Średniowiecze. Praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Kłoczowskiego, Kraków 1968.
Kozłowska^Budkowa Zofia, Który Bolesław? (w:) Prace z dziejów Polski feudalnej ofiarowane Romanowi Gródeckiemu w 70 rocznicę urodzin, Warszawa 1960.
Kozłowska-Budkowa Zofia, Repetorium polskich dokumentów doby piastowskiej, zesz. l, Kraków 1937 (dokument 22).
Labuda Gerard, Miejsce powstania Kroniki Anonima-Galla (w:) Prace z dziejów Polski feudalnej ofiarowane Romanowi Gródeckiemu w 70 rocznicę urodzin, Warszawa 1960.
Labuda Gerard, Piastowie twórcami państwa polskiego (w:) Piastowie w dziejach Polski, pod redakcją Romana Hecka, Wrocław—Warszawa—Kraków—Gdańsk 1975.
Lanckorońska Karolina, W sprawce sporu między Bolesławem Śmiałym a św. Stanislawem, „Teki Historyczne", t. 9, Londyn 1958.
Lelewel Joachim, Bolesława Szczodrego czyli Śmiałego upadek, (w:) Polska wieków średnich, t. II, Poznań 1847.
Lisowski Jan, Kanonizacja świętego Stanisława w świetle procedury kanonizacyjnej Kościoła dawniej i dzisiaj, Rzym 1953.
Lowmiański Henryk, Król Bolesław II i biskup krakowski Stanisław. Dwie tendencje ustrojowe: jedynowładcza i patry-monialna, „Studia Historyczne", 22, 1979
Lowmiański Henryk, Dynastia Piastów we wczesnym średniowieczu, (w:) Początki państwa polskiego. Księga Tysiąclecia, t. I, Poznań 1962.
Lowmiański Henryk, Przemiany feudalne wsi polskiej do 1138 r., „Przegląd Historyczny", t. LXV, 1974, zesz. 3.
./S
244
Nowakowsiki Jan, Wstęp do wydania dramatów St. Wyspiańskiego: „Bolesław Śmiały" i „Skalka", Wrocław 1969.
Plezia Marian, Epitafium św. Stanisława w katedrze krakowskiej, „Eos", nr 57, 1967/1968.
Plezia Marian, Kronika Galia na tle historiografii XII wieku, Kraków 1947.
Plezia Marian, Problem św. Stanisława biskupa, „Homo Dei", R. 19, zesz. 4—5, 1966.
Poczet królów i książąt polskich [eseje od Bolesława Chrobrego do Władysława Hermana) pod redakcją Andrzeja Garlic-kiego, Warszawa 1978.
Polska pierwszych Piastów. Państwo — społeczeństwo — kultura, pod redakcją Tadeusza Manteuffla, wyd. 2, Warszawa 1970.
Rożek Michał, Katedra wawelska w XVII wieku, Kraków 1980.
Sawieki Witold, „Plemię Kadłubka" i „Szczep Anonima" (Na marginesie zatajonego źródła), „Zeszyty Naukowe KUL", R. 13, Lublin 1970, nr 1.
Sawicki Witold, Przyczyny upadku Bolesława Śmiałego w świetle nowszych badań, „Zeszyty Naukowe KUL", R. V, Lublin 1962, nr 4.
Sawicki Witold, Terminologia prawnicza Kroniki Anonima źródła prawa i ustroju państw średniowiecznej Europy. „Archiwa, Biblioteki i Muzea Kościelne", t. 24, 1972.
Sawicki Witold, Terminologia prawnicza Kroniki Anonima Galia w świetle instytucji obcych i rodzimych, „Annales Uni-versitatis M. Curie-Skłodowska", Sectio G, 17, 1970.
SemkfOwicz Władysław, Sprawa św. Stanislawa w świetle nowego źródła ikonograficznego (w:) Księga pamiątkowa ku czci O. Balzera, t. 2, Lwów 1925.
Słownik Starożytności Słowiańskich, pod redakcją W. Ko-walenki, G. Labudy i Z. Stiebera, od 1961 r., t. I—VI (według haseł).
Sułowski Zygmunt, Nowsze badania nad budową polskiej organizacji kościelnej, „Roczniki Humanistyczne", R. 10, 1961, zesz. 2.
Umiński Józef, W sprawie zatargu św. Stanisława z Bolesławem Szczodrym, „Przegląd Historyczny", t. 37, 1948.
Wojciechowski Tadeusz, Kościół katedralny w Krakowie, Kraków 1900.
245
Wojciechowski Tadeusz, Szkice historyczne jedenastego wieku. Wyd. 3, ze wstępem Aleksandra Sieysztora, Kraków 1951.
W sprawie św. Stanisława biskupa. Ankieta redakcji „Przeglądu Powszechnego", wyd. l, Kraków 1909, wyd. 2, Kraków
1926.
Wyrozumski Jerzy, Historia Polski do roku 1505, Warszawa 1978.
Wyrozumski Jerzy, Posłowie, (w:) Roman Gródecki, Polska piastowska, Warszawa 1969.
Zakrzewski Stanisław, Bolesław Szczodry. Próba portretu, (w:) Księga pamiątkowa ku uczczeniu 250-tej rocznicy założenia Uniwersytetu Lwowskiego przez króla Jana Kazimierza r. 1661, t. 2, Lwów 1912.
Zakrzewski Stanisław, Historia polityczna Polski, cz. 1: Wieki średnie, Warszawa 1920.
Zakrzewsiki Stanisław, Ossyak i Wilten. Przyczynek do poznania związków dynastycznych Bolesława Śmiałego. Rozprawy AU Hist.-Fil., T. 46, Kraków 1903.
^
t247
Spis ilustracji
• ii
I
1. Najbardziej znany wizerunek wyobrażający Bolesława zwanego Śmiałym lub Szczodrym — rysunek Jana Matejki, XIX wiek. Wg Poczet królów i książąt polskich, Muzeum Narodowe we Wrocławiu. Fot. CAF.
2,3. Najstarsze wizerunki Bolesława Szczodrego odnajdujemy na współczesnych mu monetach. Oto denar książęcy Bolesława — awers i rewers w powiększeniu. Wg R. Kieranowski, Początki pieniądza polskiego, Warszawa 1962. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
4,5. Denar królewski Bolesława Szczodrego — awers i rewers w powiększeniu. Wg: R. Kieranowski, Początki pieniądza polskiego, Warszawa 1962. Repr. Janusz Ro-sikoń.
6. Bolesław Szczodry był fundatorem licznych klasztorów benedyktyńskich, w tym: w Mogilnie i w Tyńcu. Na zdjęciu: opactwo benedyktynów w Tyńcu.' FOT. CAF.
7. Klasztor w Mogilnie został ufundowany w 1065 roku. Na zdjęciu: krypta zachodnia kościoła benedyktyńskiego w Mogilnie. Fot. Stanisław Kolowca.
8. Bolesław koronuje swego wuja Belę na króla węgierskiego — litografia Karola Auera według XVIII-wiecz-nego obrazu Franciszka Smuglewicza. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie.
9. Król czeski Wratysław, żonaty z siostrą Bolesława Szczodrego — Świętosławą. Malowidło ścienne z pocz. XII wieku w kaplicy św. Katarzyny w Znojmie. Wg: Jifi Maśin, RomanskA nasienna, malba v Cechach a na Morave, Praha 1954. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
10. Postacie władców niemieckich z Ewangeliarza emme-ramskiego z ok. 1090 roku: cesarz Henryk IV — polityczny przeciwnik Bolesława Szczodrego — oraz królowie Henryk i Konrad. Wg: Tadeusz Wojciechowiski. Szkice historyczne XI wieku, Warszawa 1970. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
11. Papież Grzegorz VII — polityczny sojusznik Bolesława Szczodrego. Wg: K. Seppelt i K. LSffler, Dzieje papieży, Poznań 1936. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
l i
13.
14.
248
12. Cesarz Henryk IV korzy się przed papieżem Grzegorzem VII w Canossie. Obraz van Pletscha z 1856 roku. Wg: K. Seppelt i K. Loffler, Dzieje papieży, Poznań 1936. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
Święty Piotr i książęca para ruska: Jaropełk Izjasła-wicz Włodzimierski z żoną Ireną. Miniatura ruska, zapewne wołyńska, z Codex Gertrudiajius. Wg: Tadeusz Wojciechowski, Szkice historyczne jedenastego wieku, Warszawa 1951. Repr. Tadeusz Kaźmierski. Pierwsza księga Kroniki Galia Anonima (początek XII wieku) zawiera opis konfliktu między Bolesławem Szczodrym i biskupem Stanisławem. Karta z najstarszego zachowanego odpisu tzw. Kodeksu Zamojskiego z XIV wieku. Wg edycji Juliana Krzyżanowskiego, Warszawa 1948. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie.
Trzynastowieczny witraż w kościele Dominikanów w Krakowie przedstawiający biskupa Stanisława. Zbiory Muzeum Narodowego w Krakowie, Oddział Szołajskich. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
Drzeworyt z XVI wieku przedstawia króla Bolesława Szczodrego. Wg: Maciej z Miechowa [Miechowita], Chroriica Polonorum, Kraków 1519. Zbiory Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Repr. S. Łopatka. Z XVI wieku pochodzi iluminacja, na której wyobrażone jest zabójstwo biskupa Stanisława Szczepanow-skiego. Iluminacja inicjału w rękopisie z XVI wieku. Zbiory Biblioteki Kapituły Krakowskiej. Fot. Zakład Repr. Biblioteki Narodowej w Warszawie. Relikwiarz na głowę św. Stanisława, pochodzący z 1504 roku, zawiera kilka scen z zabójstwa świętego. Skarbiec katedry wawelskiej w Krakowie. Fot. Jan Morek, Janusz Rosikoń.
19. Siedemnastowieczny sztych przedstawia biskupa Stanisława. Zbiory Kościoła na Skałce w Krakowie. Fot. Jan Morek, Janusz Rosłkoń. Uwaga! We wkładce ilustracyjnej — błędny podpis.
20,21. Przedstawienia męczeństwa św. Stanisława na ołtarzu głównym w kościele w Kobylinie — ok. 1518 roku. Wg: Alicja Karłowska-Kamzowa. Wyobrażenia męczeństwa biskupa Stanisława, (w:) Interpretacja dzieła
15.
16.
17.
18.
249
sztuki, Warszawa—Poznań 1976. Repr. Andrzej Flor-kowski.
22. Według hipotez niektórych historyków miejscem egzekucji biskupa Stanisława Szczepanowskiego był dziedziniec zamku wawelskiego. Fot. Lech Zielaśkowski.
23. Podanie głosi, że biskup Stanisław Szczepanowski zginął zamordowany przez króla Bolesława Szczodrego w kościele na Skałce w Krakowie. Fot. Jan Morek, Janusz Rosikoń.
24. W miejscu, w którym według legendy zginął biskup Stanisław, wisi dziś osiemnastowieczny obraz przedstawiający świętego. Fot. Jan Morek, Janusz Rosikoń.
25. Biskup Stanisław przedstawiony na karcie tytułowej Żywotów arcybiskupów gnieźnieńskich z ilustracjami Stanisława Samostrzelnika — ok. 1534 roku. Wg: Jan Długosz, Catalogus archieposcoporum Cnesnensium. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie. Repr. Andrzej Florkowski.
26. Na bordiurze w Żywotach arcybiskupów gnieźnieńskich odnajdujemy też wizerunek Bolesława Szczodrego. Wg: Jan Długosz, CataZogus archieposcoporum Gnesnensium, Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie.
27. Zabójstwo św. Stanisława przedstawione na szesnasto-wiecznym drzeworycie. Wg: Jan Długosz, Żywot św. Stanisława, Kraków 1511. Zbiory Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie. Repr. S. Łopatka.
28. Grobowiec św. Stanisława w katedrze wawelskiej stał się w XVII wieku sanktuarium patriotycznym, przy którym wodzowie i hetmani oddawali hołd i dziękczynienie za sukcesy odnoszone na polach bitew. Fot. Jan Morek, Janusz Rosikoń.
29. Święty Stanisław, patron biskupstwa krakowskiego — ilustracja z Breviarum Cracoviensis, ok. 1507—1508 roku. Wg: Polonia Tipographica Saecułi Sedecim, Wrocław 1962.
30,31. Siedemnastowieczne relikwiarze św. Stanisława ze złotej blachy znajdują się w skarbcu katedry wawelskiej. Fot. Jan Morek, Janusz Rosikoń.
32. Pierścień zwany pierścieniem św. Stanisława (XII/XIII wiek) znajdujący się w skarbcu katedry wawelskiej. Wg: Tadeusz Wojciechowski, Szkice historyczne XI wieku, Warszawa 1970. Repr. Tadeusz Kaźmierski.
J
250
35.
36.
37.
38.
33. Siedemnastowieczny wizerunek Bolesława Szczodrego -miedzioryt. Zbiory Biblioteki Kórnickiej.
34. Bolesław Szczodry _ miedzioryt z roku 1702 Benoit Fanart, Bolesław Śmiały. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie.
Pierwszy polski malarz historyczny Franciszek Smugle-wicz (XVIII wiek) tak oto przedstawił Stanisława Szczepanowskiego przed tronem Bolesława ze wskrzeszonym rycerzem Piotrem. Franciszek Smuglewicz Stanisław Szczepanowski przed tronem Bolesława Śmiałego ze wskrzeszonym Piotrowinem. Zbiory Biblioteki Narodowej w Warszawie.
Z 1636 roku pochodzi obraz z kościoła w Piotrawinie gdzie św. Stanisław - jak głosi legenda - wskrzesił zmarłego rycerza Piotra. Repr. Andrzej Florkowski Sw. Stanisław - karton do witrażu projektowanego przez Stanisława Wyspiańskiego, wybitnego malarza i pisarza z przełomu XIX/XX wieku. Muzeum Narodowe w Krakowie. Repr. Andrzej Florkowski. Wyspiański uczynił Bolesława Szczodrego bohaterem swojego dramatu, do którego sam projektował stroje Oto jeden z tych projektów zwanych „lalkami bole-sławowskimi". Wg: Mieczysław Rokosz, Bolesław Śmiały, (w:) Życiorysy historyczne, literackie i legendarne Warszawa 1980. Repr. Tadeusz Kaźmierski. Bolesław Śmiały - dramat Wyspiańskiego grywany jest obecnie dość często w polskich teatrach. Na zdjęciu: inscenizacja tego dramatu w Teatrze Ziemi Opolskiej. Fot. Zdzisław Moser.
Boleslaw Śmiały w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie. Fot. Zbigniew Łagocki. 41. Bolesław Śmiały Wyspiańskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Fot. Tadeusz Link.
Postacią wybitnego władcy zainteresował się też film. Oto Ignacy Gogolewski w filmowej roli Bolesława Śmiałego w 1972 roku. Fot. Roman Sumik.
. Najwybitniejsze współczesne dzieło plastyczne poświęcone jedenastowiecznemu władcy to Grobowiec Bolesława Śmiałego — wypukłorzeźba Xawerego Dunikow-skiego, wykonana w 1948 roku. Muzeum Xawerego Du-
vS nikowskiego. Fot. m----- ^sTuT-N.
39.
40.
42.
lagogiczna Biblioteka Wojewódzka w Lodzi
O > "V Z % ź. ź -i Ć* ' H >
0) -D- 2 W3 N. O •< O :_ '< C
3 3 -g- . g" 3 1= 3 P g, o
2: c
~ P
o aq
S" C
S 3
~ a) o ero
00
•<
CTQ
D
Tysiąc dziewięćset sześćdziesiąta szósta publikacja Wydawnictwa Interpress
Książka ukazuje się również w języku angielskim
Copyrtght by Wydawnictwo Interpress Warszawa 1982
Prlnted in Poland ISBN 83-223-1966-5
Wydawnictwo Interpress. Warszawa 1982
Wyd. I. Nakł. 30000 egz. Papier druk. mat. kl. III 80g 82X104 Ark. wyd. 10. Ark. druk. 15,75+2 ark. druk. wkl. ilustr. RSW „Prasa-Książka-Ruch" PZGral. w Łodzi. Z. 951/81 Z—85.
t
»•. l , l
te