11. Jan Kochanowski, Fraszki, Księgi pierwsze, oprac. Marlena Dudzic
FRASZKI
W języku włoskim „frasca” dosłownie oznacza „gałązkę pokrytą liśćmi”, przyjęły się także w owym języku znaczenia przenośne typu: osoba bez znaczenia, niepoważna; rzeczy i sprawy małej wagi; językowe drobiazgi. Ostatecznie słowo to odnosi się także do stroju, może oznaczać upiększenie lub drobne świecidełka. Istotnym składnikiem struktury artystycznej Fraszek jest przeżywanie codzienności, wizerunek życia został zawarty w migawkowym, skondensowanym obrazku. Fraszkinie stanowią zbioru jednolitego gatunkowo (obecne są anegdoty, obrazki-satyryczne lub obyczajowe, miniaturowe epickie scenki z życia, erotyki, liryczne wiersze, liryki refleksyjne, modlitwy, sonety). Inspirowane wierszami z łaciny i greki (parafrazowanie, tłumaczenie, przejmowanie wątków). Wywodzą się z epigramatów.
Swoistym obramowaniem „Ksiąg pierwszych” są dwa programowe wiersze, czwarty z kolei i sto pierwszy, czyli ostatni („O żywocie ludzkim” I i II). W utworach tych znalazła się cała galeria postaci śmiesznych, ujętych w różny sposób, czy to poprzezukazanie przeróżnych wad właściwych istotom ludzkim, czy cech, charakteryzujących osoby orazpostępowanie osób, których autor nie zamierzał skompromitować, a wręcz przeciwnie - cenił je, darzył sympatią.
DO GOŚCIA
Autor w żartobliwy sposób sugeruje, że za jego fraszki nie powinno się płacić, kto zapłacił - fraszki nie zakupił. („A jeśliś dał co z taszki (kieszeni), Nie kupiłeś jeno fraszki”)
NA SWOJE KSIĘGI
Autor zaznacza, że nie chce sięgać w swych utworach po „przeważnych bohaterów” (np. mitologiczne postaci Marsa, Achillesa), gdyż interesują go jedynie „pieśni tańce i biesiady”. Przyczyną tego jest świadomość, iż ówczesnych mu ludzi nie zainteresuje trud pracy, jakiego się podjął przy tworzeniu, tylko lekkość, żartobliwość i łatwość w odbiorze. W związku z tym można by zarzucić Kochanowskiemu to, że zależy mu jedynie na poklasku, ale zwracając uwagę na ogół jego twórczości, jest to prawdopodobnie próba określenia rzeczywistości, w której żyje.
NA SWOJE PIEŚNI
Autor daje swoje księgi „nikomu - albo raczej wszystkim”, nie oczekuje żadnej zapłaty za swoje dzieła, jedynie drukarzowi się coś sypnie.
O ŻYWOCIE LUDZKIM
Fraszki to wszytko, cokolwiek myślemy,
Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;
Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,
Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy:
Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,
Wszytko to minie, jako polna trawa;
Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,
Wemkną nas w mieszek, jako czynią łądkom.
W tekście życie zostaje porównane do fraszki („Fraszki to wszystko, cokolwiek myślemy”) - jest ulotne, krótkie, niepewne, nie warto się w nie zagłębiać. („Wszystko to minie, jako polna trawa”). Podmiot wypowiada się w imieniu wszystkich ludzi, ma świadomość, że działanie losu nie ominie nikogo. Na końcu utworu rzeczywistość zostaje porównana do teatru, jesteśmy tylko marionetkami (łądkami), którymi kieruje nieznana siła.
Z ANAKREONTA
Autor wyraża swoje pragnienia: „Ja chcę śpiewać krwawe boje, Łuki, strzały, miecze, zbroje”. Dalej nawiązuje do postaci Kupidyna i Afrodyty, okazuje się, że są oni jego patronami, dlatego też Janek zrezygnował z tworzenia pieśni o krwawych bojach i wziął się za śpiewanie o miłości.
O HANNIE
Serce Kochanowskiego zbiegło do Hanny, zakazał on jej przyjmowania jakiegoś zbiega, którego wypychała (?), teraz Janek idzie go szukać, choć sam boi się zostać. Prosi Wenus o radę.
NA HARDEGO
Nie chcę w tej mierze głowy psować sobie,
Bych się mój panie! miał podobać tobie;
Widzę, żeś hardy — mnie też na tem mało,
Kiedy się tobie tak upodobało.
NA STARĄ
Janek krytykuje „sobie podstarzałą” kobietę, od której oczekuje należytego spokoju. Kończy swoją wypowiedź zgrabnymi słowami: „sama baczysz snadnie, że nic po cierniu, kiedy róża spadnie”.
DO HANNY
Dowiadujemy się o tym, iż Hanna często wzdycha, a rzadko się śmieje. Serce Janka przez nią mdleje.
NA UTRATNE
Krótka opowiastka o rosnącym na skali drzewie figi. Nikt nie dociera w jego rejony, jedynie ptaki spożywają jego słodkie owoce, natomiast ludzie nie mają z niego żadnego pożytku.
SEN
Autor unosi się na skrzydłach we śnie, ucieka przed czymś, a na końcu utworu zaznacza, że jedynie Hannie będzie służyć wiecznie, wszystkie inne kobiety z łatwością odgoni od siebie.
DO PANIEJ
Wychwala nieznaną bliżej kobietę, która najwyraźniej stanowi dla autora inspirację.
RAKI
Doskonale znany tekst, w którym treści czytane od tyłu zaprzeczają treściom głównym. W pierwszym odczytaniu utwór zdaje się być napisany przez mężczyznę kochającego kobiety w całej ich okazałości, jednak przy zastosowaniu wspomnianej wcześniej techniki - cóż - „Rada ma - sobie, nie paniom folgujmy”…
O KOCIE
Autor zastanawia się, czy „Słychał kto kiedy, jako ciągną kota?” ?!
NA PIESZCZONE ZIEMIANY
Autor jest zawiedziony pijaństwem „pieszonych ziemian”.
NA NIESŁOWNĄ
Sapy dotyczące niesłowności białogłowej. („Pisz jej na wietrze i na wodzie słowa”)
DO PANIEJ II
Janek prosi kobietę, by ta mówiła to, co myśli w sercu. To go przyciąga.
O CHMIELU
Dobry chmiel czuje się w głowie.
NA NABOŻNĄ
Krótkie pytanie do miłej - czemu się często spowiada, skoro taka święta?
NA GRZEBIEŃ
Nowy to fortel, a mało słychany:
Na srebrną brodę grzebień ołowiany.
OFIARA
Łuk i sajdak twój Febe! niech będzie, lecz strzały
W sercach nieprzyjacielskich w dzień boju zostały.
O SOBIE
Dopiero chcę pisać żarty,
Przegrawszy pieniądze w karty;
Ale się i dworstwo zmieni,
Kiedy się w pytlu grosza neni.
NA KONRATA
Milczycie w obiad mój panie Konracie!
Czy tylko na chleb gębę swą chowacie?
DO MIKOŁAJA FIRLEJA
Mikołaj ma odpuścić, jeśli w książkach Jana mieściłyby się treści, których przed panną czytać nie wypada.
DO JOSTA
Wiesz, coś mi winien; miejże się do taszki,
Bo cię wnet włożę Jostcie! między fraszki.
DO JAKUBA
Że krótkie fraszki czynię, to Jakubie! winisz;
Krótsze twoje nierównie, bo ich ty nie czynisz.
EPITAFIUM KOSOWI
Kos nie żyje, przyjaciele ładują go do trumny, a przecież jeszcze wczoraj wspólnie się radowali. Nigdy nie wiadomo, kiedy przybędzie śmierć.
O TYMŻE
Wczora pił z nami, a dziś go chowamy;
Ani wiem, czemu tak hardzie stąpamy?
Śmierć nie zna złota i drogiej purpury,
Mknie po jednemu jako z kojca kury.
O ZAZDROŚCI
Zazdrość „zjada” człowieka, działa przeciwko nam, dlatego też należy „wszytko mężnie wytrzymać w potrzebie”.
DO GOŚCIA II
Nie pieść się długo z memi książeczkami
Gościu! - boć rzeką: bawisz się fraszkami.
DO WALKA
Janek uspokaja Walka, dowiadujemy się, że ten nie gniewa się o krytykę jego tekstów, doskonale zdaje sobie sprawę z ich niskiej wartości, w końcu sam nazwał je fraszkami.
EPITAFIUM KRZYSZTOFOWI SIENIEŃSKIEMU
Tylko cię tu na ziemię szczęście okazało,
Dalej cię mieć Krysztofie! na świecie nie chciało.
Czy to gorzej, czy lepiej? wy sami widzicie,
Którzy tego i tego świata smak pomnicie.
NA PODUSZKĘ
Poduszka przypomina Jankowi o tak pięknym w oczach jego, leżącym tu wcześniej, ciele. Pewno kobieta.
NA FRASOWNEGO
Nie frasuj się na sługi, żeć się pożarli;
Trzeźwi słudzy z trzeźwiemipany pomarli.
NA STRYJA
Janek prosi stryja, by ten był stryjem w rzymskim tego słowa znaczeniu, tzn. ma postępować tak, jak w czasach „kiedy się komu karać nie dawali”.
DO MIKOŁAJA MIELECKIEGO
Janek daje Mikołajowi wierszyk na drogę, w którym życzy mu pomyślności.
NA ŁAKOMEGO
Trzeba odpowiednio dawkować dobra, które zostały nam dane od życia.
NA NIESŁOWNEGO
Co obiecasz, musisz wykonać.
DO PAWEŁKA
Kiedy żórawie polecą za morze,
Nie bywaj często Pawełku! na dworze,
Aby na tobie nie poklwaliskóry,
Mniemając, żeś ty z Pigmeolów który.
NA MATUSZA
Matusz wąsów, lepiej rzec; bo wielką kładziemy
Rzecz pod małą, kiedy wąs Matuszków mówiemy.
DO PIJANEGO
Nie darmo Bacha z rogami malują,
Bo pijanego i dzieci poczują.
Niech głowa, niech mu służą dobrze nogi, -
Sama postawa ukazuje rogi.
NA GOSPODARZA
Janek sapie, że gospodarz ma dużo jedzenia wokół siebie, a on sam, jako gość, nie ma w czym wybierać. Na końcu pyta: „Gościem czy świadkiem ja twego obiada?”
NA MATEMATYKA
Zrzut z uczonych, którzy wiedzą wszystko o świecie, a nie widzą tego jak prowadzą się ich żony. („mają kurwy w domu”)
NA BUTNEGO
Kochanowski poucza kolegę, który przechwala się swoimi osiągnięciami w walce. Dowiadujemy się, że Janek woli towarzysza, który „zaśpiewać może i co z pannami tańcować pomoże”.
Z PIJANICAMI
Janek przytacza różne przykłady ze świata przyrody, które funkcjonują dzięki piciu wody, tudzież innym zjawiskom. W związku z tym, zastanawia się: „Na nas, nie wiem, co ludzie upatrzyli? Dziwno im, żeśmy trochę się napili.”
O PRAŁACIE
Przytoczona zostaje sytuacja, w której prałat w dziwnej zabawie towarzyskiej, polegającej na przekazywaniu buziaków, musiał całować starszą panią, a sam był całowany przez mnicha. Zero przyjemności.
EPITAFIUM WOJCIECHOWI KRYSKIEMU
Wszyscy opłakują Wojtka (ludzie w każdym wieku).
DRUGIE TEMUŻ
Jankowi smutno, że Wojtek go opuścił. Autor wspomina jego osiągnięcia (zwiedził Hiszpanię, Włochy i Niemcy, służył królowi).
NA PANY
Kochanowki wyraża swoje niezadowolenie dotyczące postawy ówczesnych panów. Mają oni pretensje do każdego wokół, a sami są bezużyteczni. Autor wypomina im ich pijaństwo. Trudno dziś o takich ludzi, o których Janek słyszał od starszego pokolenia. Dawniejsi panowie cenili dzielność i męstwo. Dzisiejsi - „ledwie żyda z workiem pieprzu wolą - nie dziw, że rzadko za tarczami kolą”.
O STASZKU
Janek zwraca się do Staszka, który proponuje mu spisywać wszystko w formie fraszki. Autor odpowiada mu, że gdyby miał tyle tworzyć, zabrakłoby mu papieru.
DO KACHNY
Pewnie cię moje zwierciadło zawstydzi,
Bo się w niemKachno! każdy szpetny widzi.
O LIŚCIE
Autor, zwracając się do nieznanej bliżej korespondentki, wyjawia, że odkąd ta poinformowała go w liście, że nie śpi od kilku nocy, sam nie może zasnąć. Zastanawia się, czy jest za to odpowiedzialna jakaś moc przekazana w liście.
EPITAFIUM JĘDRZEJOWI ŻELISŁAWSKIEMU
Poznajemy przyczynę śmierci bohatera tekstu („w jegoż gospodzie o wieczornej chwili (…) niewinnie zabili”). Autor nawołuje do przeklinania morderców.
DO BALTAZARA
Nie dziw, żeć głowa Baltazarze! chora,
Siedziałeś wedle głupiego doktora.
NA HARDEGO II
Janek tłumaczy „wielkiemu panu”, że nawet jeśli nie posiada żadnego tytułu, jego umysł jest równie sprawny jak i jego.
NA SOKALSKIE MOGIŁY
Tuśmy się mężnie prze ojczyznę bili
I naostatek gardła położyli.
Nie masz przecz gościu! łez nad nami tracić,
Taką śmierć mógłbyś sam drogo zapłacić.
DO JANA
Janowi radzi się, żeby zaprzestał grzesznych działań. („a co mu dziś miło, to mu będzie za czasem wstyd w oczu mnożyło”). Z czasem prawda wyjdzie na jaw, wszystko przestanie mieć znaczenie. Autor radzi mu, by odmienił swój bieg.
O DOKTORZE HISZPANIE
Krótka historyjka o doktorze, który wcześnie zawinął się z imprezy, biesiadnicy jednak nie zapomnieli o nim i udali się w jego strony. Wtargnęli do jego domu i zaczęli chlać. „Trudny powiada mój rząd z temipany, szedłem spać trzeźwo, a wstaję pijany”.
O SZLACHCICU POLSKIM
Przytoczenie słów wielkiego pana, który twierdzi, że w Polsce szlachcic, zjawiwszy się w karczmie, musi się napić z każdym, natomiast po powrocie żona „pościel zwłócząc nieboga się krztusi”.
EPITAFIUM DZIECIĘCIU
Tym razem w tekście wypowiada się dziecko wspomniane w tytule. Zwraca się ono do ojca, tłumaczy mu, że nie ma powodów do smutku, gdyż niewinność zaprowadziła je do nieba.
NA MŁODOSĆ
Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,
Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli.
NA STAROŚĆ
Biedna starości! Wszyscy cię żądamy,
A kiedy przyjdziesz, to zaś narzekamy.
NA ŚMIERĆ
Obłudny świecie! Jakoć się tu widzi,
Doszedłem portu, już więc z inszych szydzi.
NA FRASOWNE
Przy jednem szczęściu dwie szkodzie Bóg daje;
Głupi nie widzi, więc fortunie łaje,
Baczny, co dobrze, to na wierzch wykłada,
A co nie gmyśli, to pilnie przysiada.
NA FORTUNĘ
W tem się fortuny radzić nie potrzeba:
Chowaj swe dobrze, coć Bóg życzył z nieba,
A kiedy będziesz miał pogodę na co,
Łapaj jej z przodku, z tyłu nie masz za co.
O FRASZKACH
Janek mówi, że w jego zbiorze znajdzie się zarówno dobre fraszki, jak i te gorsze. Tłumaczy, że nie wszystko musi być jak najlepszej jakości.
O ŚMIERCI
Przytoczone zostają słowa białogłowej, słowa te rozbawiły Kochanowskiego: „Radabym śmierci, by już przyszła na mię”. Ten odpowiada na to: „Proszę, kto śmiercią, niech go też mam znamię”.
DO CHMURY
Mówiłem ja tobie Chmura!
Że przy kuchni bywa dziura.
Aleś ty mnie nie chciał wierzyć,
Wolałeś swym grzbietem zmierzyć.
O TYMŻE II
Kochanowski zauważa, że nigdy nie było tak „suchych lat”, dawniej „chmury się w rzekach kąpały”.
EPITAFIUM DZIECIĘCIU II
Kochanowski nawiązuje tu do swojego życia. Zaznacza, że niedawno był ojcem, a dziś już nie ma nikogo. Wszystkich mu „śmierć pożarła”, natomiast jedno z jego dzieci „śmierć połknęło”, tzn. „haftkę lichą”.
DO PAWŁA
Kochanowski tłumaczy Pawłowi, że dobrą szkołą jest ta, gdzie „każą patrzać na poślednie koła”, bo „człowiek, gdy mu się wedle myśli wodzi, mniema, że prosto, nie po ziemi chodzi”.
NA ŚLASĘ
Stań ku słońcu a rozdziew gębę panie Slaza!
A już nie będziem szukać inszego kompasa;
Bo ten nos, co to gęby już ledwie[1] nie minie,
Na zębach nam ukaże, o której godzinie?
EPITAFIUM WYSOCKIEMU
Słowa wypowiadane są przez Wysockiego. Opowiada on o swoim życiu, dowiadujemy się skąd pochodzi, jak się nazywa, że zmarł młodo. Dla śmierci to bez znaczenia, czy zabiera starego, czy młodego (są w tej samej cenie).
DO PANIEJ III
Kochanowski tłumaczy kobiecie, do której często się zwracał w tym zbiorze, że w ten sposób wyraża on swoje uczucia. Jan wskazuje na jej liczne zalety, podkreśla urodę. Pragnie on, by tę wielbiono przez lata, planuje, by postawiono jej pomnik z drogiego marmuru i by ulano go ze szczerego złota. Nie martwi się o wydźwięk swoich fraszek: „Sława z dowcipu sama wiecznie stoi, ta gwałtu nie zna, ta się lat nie boi”.
O MIŁOŚCI
Człowiek jest bezbronny wobec miłości. Skrzydlaty amor bez problemu dogoni uciekającego pieszo człowieka. Fraszka została wyrażona pytaniem retorycznym.
NA KOGOŚ
Wyganiasz psa z piekarniej, ba raczej sam wynidź,
Bo tu jednak masz diabła u kucharek czynić.
O FRASZKACH II
Komu sto fraszek zda się przeczyść(przeczytać) mało,
Ten siła złego wytrwać może cało.
O ŻYWOCIE LUDZKIM II
Wieczna myśli! któraś jest dalej niż od wieka,
Jeśli cię też to rusza, co czasem człowieka,
Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy,
Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.
Bo leda co wyrzucisz, to my jako dzieci
W taki treter, że z sobą wyniesiem i śmieci.
Więc temu rękaw urwą, a ten czapkę straci,
Drugi tej krotochwile i włosy przypłaci;
Nakoniecniefortuna albo śmierć przypadnie,
To drugi, choćby nie rad, czacz porzuci snadnie.
Panie! godnoli, niech tę roskosz z tobą czuję:
Nich drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję.
Autor snuje tu refleksje dotyczące ludzkiego życia. Prawdopodobnie zwraca się on do Boga, określając go mianem „wiecznej myśli”. Próbuje zwrócić jego uwagę na to, jak funkcjonuje świat, który stworzył. Janowi zdaje się, że Bóg jedynie obserwuje ludzkie działania, a te - bawią stwórcę. Przestrzeń życia człowieka jest niebezpiecznym karnawałem, w którym każdy musi podjąć samotną walkę o życie. Bóg nie staje w naszej obronie. Jan, świadomy tego, pragnie być ponad tym wszystkim, chce znaleźć się na miejscu Boga i wraz z nim obserwować innych, nie brać udziału w ich „zabawie”.
10