{5} Przez pryzmat czasu Witamy w Forks!


-Cholera, gdzie jest ta cholerna szkatułka?! - krzyknęła na cały dom dziewczyna szukając w pośpiechu drogocennej, rodzinnej pamiątki. Nie mogła przecież zostawić jej na pastwę złodziei, którzy znając życie, upomną się o nią przy najbliższej okazji wtargnięcia do domu, co robili od zarania dziejów.
Jak na złość, leżała ona obok niej, a ta nie zauważyła obiektu swojego zainteresowania podczas tej całej krzątaniny spowodowanej pośpiechem. Była już prawie spakowana. Porwała w biegu kilka rzeczy, wskoczyła na schody i pośpiesznie upchnęła je do torby. Pociągnęła za czarny suwak błyskawiczny i zrzuciła torbę na dół. Wszystko było gotowe, a ona nie potrzebnie marnuje czas próbując przypomnieć sobie najważniejsze chwile ze swojego życia w tym domu. Nie było ich wiele. Zazwyczaj dom kojarzył jej się z surową dyscypliną i łzami. Przynajmniej do czasu, kiedy nie została sama, przezywając wszystkich. Nic dziwnego - była wampirem. Miała pełne prawo do nieśmiertelności. Rozejrzała się. Panowała tu straszna pustka. Nic dziwnego - od jakiś 60 lat nie mieszkał tu nikt z wyjątkiem jej. A i ona przebywała tutaj tak rzadko, że spora warstwa kurzu zdołała zebrać się na poszczególnych meblach. Kamienne schody w niektórych miejscach pękały, a leżący na nich czerwony dywan już dawno wyblakł, i poprzecierał się. Widok godny pożałowania. Do tego był świetnym miejscem do gromadzenia kurzu i brudu. Stary żyrandol wisiał nisko, bliski urwania się i spadnięcia jakiemuś nieszczęśnikowi na głowę. W dodatku należał do jednej z najbardziej zaniedbanych rzeczy w całym domostwie. Wyblakłe ściany niczym nie przypominały tych cudownych, pełnych kolorów murów, w których dawniej żyła na pozór szczęśliwa rodzina. Wszystko kiedyś przemija - pomyślała brunetka i starała się odpędzić od siebie wspomnienia, które tak bardzo ją raniły. Nadal nie wiedziała, dlaczego ona. Jednak czas przyniesie jej ta odpowiedź. Teraz starała się skupić tylko i wyłącznie na planie działania. Założywszy na siebie czarną, skórzaną kurtkę zeskoczyła ze schodów i w mgnieniu oko pochwyciła torbę, stając przy drzwiach. Wychodząc, odwróciła się ostatni raz, by spojrzeć na swój dom. Pomimo tego żałosnego wyglądu, kochała go. To dzięki niemu wytrzymała tak długo. Dziękuję… - wyszeptała cicho jakby licząc, że ściany jej odpowiedzą. - Jeszcze tu wrócę. Obiecuję…. Zamknęła za sobą drzwi, zamykając je na klucz. Zamykała swoją przeszłość. Już nigdy nic, nie miało być takie samo. Wiedziała o tym. Jednak wiedziała jeszcze to, że tu wróci pewnego dnia. Miała w tym wielką rację, pomimo zwątpienia. Minęła bramę, zostawiając uchylone drzwiczki skrzypiącej furtki.

~~**~~

Padał deszcz. Krople rozbijały się o powierzchnię szarego chodnika napełniając Paryż swego rodzaju przyjemnym, lecz nieco monotonnym i melancholijnym szumem. Nuria kroczyła jakąś wąską uliczką rozglądając się za przystankiem autobusowym. Nigdy nie pamiętała, gdzie on jest. Jej mokre włosy przyklejały się do nieludzko bladej twarzy, która biła niezdrowym światłem w poświećcie ulicznej latarni. Była przemoknięta do suchej nitki. Wszystko się do niej kleiło, co stanowiło strasznie irytujący fakt. Marzyła tylko o tym, żeby się przebrać. Jakiś zegar wybił 5 rano. Skręciła i za rogiem zobaczyła przystanek. Jej autobus właśnie nadjeżdżał z przeciwległego końca ulicy. Nieznacznie przyśpieszyła kroku. Kiedy dotarła do swojego celu, pojazd akurat podjechał. Drzwi się otworzyły, i nie zwracając uwagi na nielicznych ludzi z niego wychodzących, wepchnęła się do środka. Pokazała bilet i zajęła miejsce na samym końcu przy oknie. Plastikowe, niewygodne krzesło nie było spełnieniem jej marzeń o wygodzie, której tak chciała zaznać. Ale czego można się spodziewać po ubogim transporcie państwowym? Autobus ruszył i poczuła lekkie szarpnięcie. Spojrzała przez okno. Ukazywały jej się miejsca, które tak dobrze znała nawet za ludzkiego życia. Mimowolnie się uśmiechnęła. Jednak nie był to uśmiech radosny. Pełno w nim było ironii i zgorzknienia. Życie dało jej popalić, pomimo tego, zawsze dawała sobie radę. Teraz też nie ulegnie. Będzie walczyć do końca. Jedyne, co zaprzątało jej głowę bez reszty, to fakt, że opuszcza swoje rodzinne miasto, by ruszyć w nieznane. Nie wiedziała, co ją tam spotka. Niech się dzieje, co ma być - pomyślała i już więcej się nad tym nie zastanawiała. Kolejny przystanek. Ludzie wysiadają, lecz ona nadal trwa na swoim miejscu. To jeszcze nie jej czas. Przypominało jej to życie. Jedni odchodzą, drudzy przychodzą. Jest ustalona kolejność. Każdy musi pilnować swojego przystanku. Po pewnym czasie, jej spokój i melancholię zakłócił pewien mężczyzna, który usiadł obok niej, pomimo, że miał do wyboru wiele wolnych miejsc. Katem oka spojrzała na niego. Od razu spostrzegła, że to jakiś oszołom. Ubrany był w długi, koloru khaki płaszcz, jeansowe spodnie, w które była wciągnięta biała koszula. Kapelusz miał tak bardzo naciągnięty na twarz, że nie mogła dostrzec jej rysów, pomimo swojego wyostrzonego zmysłu. Od nieznajomego biła woń tytoniu i alkoholu, co w połączeniu robiło odrzucająca mieszankę. Jej czujny nos nie mógł tego wytrzymać. Gdyby to było możliwe, sądziłaby, że się dusi. Przesunęła się bardziej w stronę okna, jak najdalej od nieznajomego. On zdawał się tego nie widzieć, tylko wyciągnął papierosa.
-Masz może ognia? - zapytał zachrypniętym głosem mężczyzna.
Dziewczyna obrzuciła go dość ironicznym spojrzeniem.
-Nie.
-Yhym… - odmruknął w odpowiedzi nieznajomy i wyciągnął własną zapalniczkę zapalając papierosa i zaciągając się, by po chwili wypuścić z siebie trujący i śmierdzący dym.
Był dziwny, tego nie dało się ukryć. Brunetka znowu wyjrzała przez okno - byli blisko lotniska. Podniosła swoją torbę i powoli ruszyła do wyjścia. Kiedy drzwi autobusu otworzyły się, szybko wyskoczyła na chodnik i ruszyła w stronę najbliższego portalu. Zależało jej na czasie. W każdej chwili łowca przez przypadek mógł na nią wpaść, a to nie oznaczałoby radosnego spotkania towarzyskiego. Idąc w milczeniu i ciszy, która od czasu do czasu zakłócał przejeżdżający obok samochód zauważyła pewien, dość niepokojący fakt.
Nie była sama. Słyszała za sobą kroki. Starała się nie odwrócić. Zmylając prześladowcę skręciła w jakąś boczną uliczkę, która była zapewne ślepym zaułkiem. Naokoło niej stały wysokie, zbudowane z czerwonej cegły, tak typowe dla biednych dzielnic kamienice, a na końcu wielki kontener ze śmieciami, w którym leżały kolorowe worki. Doszła do połowy, i powoli się odwróciła. Przed nią stał ten sam facet, który siedział obok niej w autobusie.
Czego ten dziwak ode mnie chce?! - zastanawiała się. - Chociaż z drugiej strony, przydałoby mi się małe śniadanie przed podróżą.
Bardzo dobrze wiedziała, że ma nad nim przewagę. Był tylko zwykłym człowiekiem, a ona była stworzona, do polowania na tak słabe istoty jak on. Nim zdążył zauważyć, stanęła za nim i skręciła mu kark. Mężczyzna, który okazał się być drobnym złodziejaszkiem, w następnej chwili już nie żył, do tego został okradziony ze swoich zdobyczy. Co za ironia. Złodziej został okradziony. Monphort poczuła, jak na nowo gości w niej spokój, który zastępuje irytację. Udała się na lotnisko. Za pół godziny ma samolot.

~~***~~

Ta cała odprawa i inne głupoty! - prychnęła dziewczyna. - Ludzie tylko utrudniają sobie życie. Idioci - skwitowała i ruszyła ku wyjściu.
Już przy lądowaniu zauważyła, jaka panuje tu fatalna pogoda. Czekała ją jeszcze godzina drogi samochodem, by znaleźć się w tym całym Forks. Rozejrzała się. W pobliżu nie było widać żywej duszy. Zresztą na parkingu stało niewiele samochodów, do tego żaden godny chodźmy chwili uwagi. Pokręciła głową z dezaprobatą. Z wielkiego miasta przeniosła się na kompletne odludzie. Ta myśl nie dodała jej zbytniej otuchy. Usłyszała, jak za nią ktoś gwiżdże. Odwróciła się pełna irytacji i niepohamowanej złości. Nie była przyzwyczajona do takiego zachowania, lecz pomimo tego strasznie ją wkurzało. Co ona, piesek jest żeby na nią gwizdać?! Zobaczyła grupkę chłopaków w wieku od 16 do 20 lat. Wtedy to w głowie zaświtał jej pewien pomysł. Nie wierzyła, że potrafi być wstrętna do tego stopnia. Bywa życie.
Zobaczymy, czy są tak głupi, na jakich wyglądają - pomyślała i uśmiechnęła się siląc, by nie wybuchnąć nieokiełznanym śmiechem. Jak zwykle tylko ona rozumiała swoje żarty.
-Hey chłopaki, do kąt się wybieracie? - zapytała podchodząc do nich bliżej.
Wymienili między sobą spojrzenia i jeden z nich odpowiedział.
-Do miejsca, gdzie słońce rzadko dochodzi.
Wszyscy wybuchnęli na to gromkim śmiechem.
-Idioci… -mruknęła do siebie. - To tak jak ja. Mogę się z wami zabrać?
Nie opierali się. Już po chwili siedziała upchnięta na tylnym siedzeniu zielonego kabrioleta pomiędzy dwoma osiłkami. Po drodze zostawiali niektórych podróżnych. Każdy wysiadał w różnym miejscu. Po 45 minutach, została sama z kierowcą. Nie czując oporu, przesiadła się na przód. Chłopak bezczelnie się jej przyglądał.
-Ładna jesteś - powiedział po pewnym czasie.
Uśmiechnęła się lekko. Wydawał się taki niewinny. Ruda grzywka spadała mu na jasno zielone oczy, ubrany był w czarną bluzę i jakieś powycierane jeansy. Jednak ten niemiły szmerek, który od czasu do czasu pojawiał się w jej głowie mówił jej, że lepiej, jeśli się go pozbędzie i to w bliskiej przyszłości. Wjechali w jakiś las. Chłopak zatrzymał samochód.
-A teraz pokaż, na co Cię stać - powiedział uśmiechając się grubiańsko.
Była na to przygotowana. Zresztą, czego można spodziewać się po facetach w tym wieku, zwłaszcza, gdy są młodzi i napaleni. W błyskawicznym tempie znalazła się obok niego wbijając mu zęby w szyję. Nie zdążył wydać z siebie żadnego dźwięku, tylko jego oczy pozostały pełne przerażenia. Zaspokoiwszy pragnienie, Nuria przebrała się i ruszyła w dalszą drogę samotnie, tak jak zawsze. Wrzuciła ciało chłopaka do jakiegoś dołu i takim sposobem, została właścicielką nowego samochodu, co było jej niezwykle na rękę. Przecież musiała się jakoś poruszać. Kilka minut później, kiedy niebo niebezpiecznie się zachmurzyło, i zaczął padać deszcz a naokoło las zgęstniał i zrobił się jakby bardziej nasycony kolorami, minęła tabliczkę z napisem „Witamy w Forks!”.

~~***~~

Chciałam jeszcze przeprosić wszystkich, za nie odwiedzanie Waszych blogów. Zrobię to po środzie, albo najlepiej piątku - śmierć potrafi nieźle zamotać w życiu [*].

Panna Nikt



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
{2} Przez pryzmat czasu Głód może doprowadzić Cię do szaleństwa
{1} Przez pryzmat czasu Fajnie jest mieć 17 lat, ale nie wiecznie!
{4} Przez pryzmat czasu Czy tego chcę, czy nie, musze opuścić Paryż
{3} Przez pryzmat czasu Zamiast odpowiedzi, jeszcze więcej pytań
Konkurencyjność polskiej gospodarki przez pryzmat międzynarodowych rankingów
Korewicki Bohdan Przez ocean czasu II
Jędrecki Sztuka przez pryzmat charakteru
Załamanie przez pryzmaty
język polski- wypracowania, Krótka historia literatury przez pryzmat stroju i ubierania, W wieku XIX
Jędrecki Sztuka przez pryzmat charakteru
Przez pryzmat finansów
Jędrecki Marek Sztuka przez pryzmat charakterów
SPOSÓB SPĘDZANIA WOLNEGO CZASU PRZEZ DZIECI I MŁODZIEŻ Z GORZOWA WLKP., diagnoza i terapia pedagogic
Architektura romańska w Polsce rozwijała się od czasu odbudowy państwa przeprowadzonej przez Kazimie
Sposób spędzania czasu przez eme

więcej podobnych podstron