O (dobrych) Polakach i (złej) historii
Historia jest integralną częścią każdego narodu. To właśnie ona kształtuje grunt na którym wychowują się przyszłe pokolenia, od niej w dużej mierze zależy jak w przyszłości będziemy postrzegać świat. Polska karta od zarania była przepełniona tragicznymi momentami jednak to XX wiek przyniósł najkrwawsze żniwo wplątując w otchłań wojny niemalże wszystkie narody Europy.
Słysząc o wojnie przed oczami naszej wyobraźni pojawiają się obrazy zbrojnej walki i jej ofiar poświęconych w imię, tak pięknie dziś określanego, wyższego dobra. Trudno jest sobie wyobrazić, że w dobie massmediów ktoś zaprząta sobie głowę szczególną wojną, która w teatrze świata odegrała swoją rolę ponad sześćdziesiąt lat temu. Wydawać by się mogło, że w czasach kolorowych magazynów i wszechobecnego blichtru sławy nie ma miejsca na tragiczną historię narodu żydowskiego, z którym Polacy przez wiele wieków tworzyli społeczność. Niestety, jak po latach się okazało, nie zawsze zgodną i zarazem godną wyznawanej przez chrześcijan drogi postępowania wyznaczanej przez Boże przykazania.
Echa wojny do dziś niosą sformułowania: „ to Niemcy zabijali”, „wszystko, co się działo, to ich wina”. Nawet w XXI wieku młodzi ludzie, wychowani w polskim przeświadczeniu niezwykłej roli naszego narodu w historii świata, nie potrafią uwierzyć, że Polacy zabijali. Co prawda nie stali na wieżach wartowniczych otaczających obóz tylko byli więźniami, to nie z rozkazów Polaków miliony Żydów trafiało do kamór gazowych. Nasi rodacy, za co powinno nam być wstyd najbardziej, działali, z mojego punktu widzenia, w bardziej wyrafinowany sposób od Niemców. Nie można zaprzeczyć, .że to my, pozwalając sobie początkowo mówić bardziej ogólnikowo, wykorzystywaliśmy zaufanie żydowskich sąsiadów i za żałosne wynagrodzenia potrafiliśmy ich skazywać na śmierć z rąk gestapowców. To Polacy zagarniali żydowskie mienie i trzeba o tym mówić głośno, by nie fałszować historii, o czym tyle wspominamy, bo będzie ona prawdziwa tylko wtedy, gdy obok Sprawiedliwych wśród narodów Świata opowiadać będziemy i o tych, którym zabrakło człowieczeństwa , którym realia wojny wydarły niejednokrotnie serca i sumienia pozwalając bez skrupułów wykorzystywać trudną sytuację Żydów.
II Wojna Światowa, jak żadna inna na świecie, wykorzystała w okrutny sposób umysł człowieka. Cały mechanizm, począwszy od systemu działania zbrojnych nazistowskich oddziałów skończywszy na postępowaniu niemieckich formacji w stosunku do zwykłych polskich chłopów, był przepełniony przemocą potęgującą główny cel, którym było zastraszenie. To właśnie na nim naziści zbudowali swoją bezwzględną potęgę, której żadna siła w momencie jakże strasznej świetności, nie była w stanie zniszczyć. Nazistowskie Niemcy sprawiły, że te pięć lat XX wieku będzie już na zawsze naznaczone piętnem obozów koncentracyjnych i mordów w imię zupełnie nielogicznych przekonań. Wojna trwająca na kontynencie europejskim niespełna siedemdziesiąt miesięcy obnażyła prawdziwą ludzką naturę. Pokazała jak człowiek potrafi być okrutny, ale zarazem jak daleko może posunąć się w swojej dobroci. Ten krótki, ale wyjątkowy z perspektywy historycznej okres sprawił, że jego tragedię szacujemy w milionach ofiar, ale patrzenie przez pryzmat liczby ich morderców sprawia, że człowiek jest jeszcze bardziej przerażony.
Większość żyjących na świecie Żydów wywodzi się z terenów dawnej lub obecnej Rzeczypospolitej dlatego oba te narody łączy wspólna, niepowtarzalna historia wydzierająca prawdę z czeluści przeszłości. Po latach milczenia lub zdawkowych informacji zaczyna docierać nie tylko do Polaków ale i całego świata prawda o wydarzeniach lat czterdziestych ubiegłego wieku. Nie zawsze jest ona łaskawa dla nas, narodu który żył w przeświadczeniu o poświęcenia się dla żydowskich współbraci. Wystarczy przyjrzeć się sytuacji jaka miała miejsce po kolejnych publikacjach Jana Tomasza Grossa, który z rozbrajającą szczerością poparty niepodwarzalnymi faktami opowiedział, co się naprawdę działo tuż przed, w czasie i po wojnie. Książki „Strach” czy „Złote żniwa” bardzo szybko zostały ogłoszone antypolską propagandą nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością. Internauci oburzyli się, że książki powinny być wycofane ze sprzedaży, a sam autor ukarany. I tutaj należy na chwilę zatrzymać się i zastanowić dlaczego jeden z wielu tekstów o tej tematyce wywołuje falę oburzenia. Dlatego, że mówi o nas prawdę, czy dlatego, że to godzi w niemogący się zachwiać wizerunek Polaka - męczennika gotowego na wszelkie cierpienie, broniącego całkowicie bezintersownie przed nazistowskim terrorem, swoich żydowskich sąsiadów? Sądzę, że oba te warianty są dobrą odpowiedzią. Wojna przyniosła tyle cierpania, że większość społeczeństwa, nie chciała zwracać uwagi na położenie Żydów, tuż po niej kojarzyli się oni ze złem. Lata komuny przyniosły milczenie ujawniające tylko dla nas - Polaków wygodne fakty oczerniające Niemców. Teraz, dwadzieścia lat po wydarciu się z widma komunizmu wracamy z powrotem do wydarzeń powojennych sprytnie tuszowanych i w większości bezkarnych, aby oddać sprawiedliwość przeszłości. Teraz potrzeba kolejnych kilkudziesięciu lat, aby dzisiejsi ludzie dojrzeli do poznania prawdy, przyjęli ją i przekazali dalej.
Obecnie możemy obserwować rosnące wśród społeczeństwa zainteresowanie swoją przeszłością zarówno w sferze prywatnej jak i narodowej. Szukamy swoich przodków, poznajemy historię miejscowości, z których pochodzimy. Publikacje historyczne pojawiają się już nie tylko w domach samych historyków, ale także amatorów próbujących dociec swoich korzeni. Niejednokrotnie natrafiamy tam na ślady żydowskiej obecności, kontynuujemy poszukiwania i zawsze docieramy do momentu, w którym próbujemy odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak to się mogło stać, że po milinach Żydów w Polsce pozostały już tylko pojedyncze jednostki?
„Zostań lepiej tam, gdzie jesteś. To nie jest dobry kraj dla Żydów”
Stosunki polsko - żydowskie od samego początku nie były jednoznaczne. Polacy i Żydzi żyli przez wiele lat na tej samej ziemi, ale też obok siebie w zupełnej obojętności, a nawet wrogo. Żydzi polscy w swojej przygniatającej większości odrzucali tendencje asymilacyjne, zachowując konsekwentnie wierność swojej odrębności, jako wartości nadrzędnej, a niemała grupa ludzi konsekwentnie ortodoksyjnych preferowała wręcz izolację od nieżydowskiego otoczenia. Również Polacy - mając z Żydami liczne związki wynikające z praktycznego życia - nie kwapili się do przełamywania bariery obcości. Każda ze stron miała też skłonność do poczucia wyższości wobec drugiej.
W przededniu wojny Żydzi stanowili około 10% ludności i byli największą liczebnie mniejszością narodową na ziemiach polskich. Jedna trzecia z nich była czynna zawodowo. Trudnili się głównie handlem i rzemiosłem. Opanowali przemysł włokienniczy, skórzany , odzieżowy i spożywczy. Do drobnomieszczaństwa, które stanowiło dwie trzecie ogółu Żydów, należeli głównie sklepikarze, straganiarze, domokrążcy i personel placówek społeczno-kulturalnych. Warto wspomnieć o liczbie inteligencji, której odsetek był najwyższy w porównaniu z innymi grupami narodowościowymi na ziemiach polskich. Wszystkim obywatelom ochronę wolności i równości wobec prawa gwarantowała Konstytucja Rzeczpospolitej Polskiej uchwalona 17 marca 1921 roku. Dawała ona zarazem możliwość mniejszościom narodowym swobodnego kultu religijnego oraz używania ojczystego języka. Trudno jest jednak mówić o jednolitym społeczeństwie. Przede wszystkim wpłynął na to fakt zróżnicowanego kształtowania się wspólnoty podczas wieloletnich rozbiorów Polski, w których władza niejednokrotnie wykorzystywała zarówno różnice jak i konflikty między grupami narodowymi czy wyznaniowymi w prowadzonej przez siebie polityce. Miało to swoje odbicie w późniejszych stosunkach pomiędzy ludnością polską i żydowską.
W dwudziestoleciu międzywojennym powszechnie uważano, że przyczyną wszelkich niepowodzeń ekonomicznych kraju jest żydowska dominacja nad wszelkimi dochodowymi zajęciami. Ludność polska miała żal, że w swoim kraju muszą usługiwać niesympatycznym „żydowskim przybyszom”, którzy bogacili się na wyzysku Polaków. Wśród kobiet szczególną zazdrością napawały Żydówki, które stanowiły konkurencję. Nawet po wojnie jedna z nich opisywała je słowami: „Nic nie robiły, aby myślały jak pięknie wyglądać, a Polki musiały pracować”. Nastroje antyżydowskie propagowali ze szczególna siłą endecy, którzy dążyli do stosowania numerus clausus(zasada ograniczania liczby studentów uniwersytetów, motywowana przyczynami politycznymi) i numerus nullus (zakaz dostępu kandydatów narodowości żydowskiej na studia wyższe) oraz gett ławkowych, które to pozwalały Żydom studiującym na polskich uczelniach zajmować odgórnie określone miejsca na salach wykładowych.
Choć z czasem zaczęły powstawać organizacje broniące konstytucyjnych praw polskich Żydów, to jednak hasła nagłaśniające problem żydowski i próby jego rozwiązywania nasilały się. Większość antysemitów uważała, że najlepszym wyjściem byłaby ich emigracja, niejednokrotnie połączona z przejęciem majątków. Jednakże Żydzi dobrowolnie nie chcieli opuszczać dobrze prosperujących warsztatów oraz miejsc zamieszkania przekazywanych niekiedy z pokolenia na pokolenie. Dodatkowo do Polski docierały echa niemieckich działań skierowanych przeciwko ludności żydowskiej, co niewątpliwie wpływało na poczynania Polaków w kraju. W latach 1935 - 1937 nastąpiła eskalacja wrogości uwidaczniająca się między innymi w hasłach Stronnictwa Narodowego: „Chłopi i robotnicy do handlu - Żydzi do Palestyny i na Madagaskar”, „Grosz obcemu - krzywda narodu”, „Oczyszczamy Polskę z Żydów” oraz w licznych piosenkach śpiewanych przez ludność polską:
„Ach, Polsko kochana,
masz ludu miliony,
jeszcze Żydami
kraj twój zapełniony.
Powstań, orle biały,
bij Żydów szponami,
żeby nie były
naszymi panami”
Nie trudno jest zauważyć, że miały one negatywną wymowę a zarazem rolę. Wyobraźmy sobie małe dziecko dorastające w duchu zaprezentowanej wyżej nienawiści. Czy będzie ono zdolne kilka lat później ryzykować własne życie ratując drugiego człowieka? Czy będzie miało w sobie tyle empatii by pomóc?
Można powiedzieć, że wojna na terenach polskich rozpoczęła się dużo wcześniej od wkroczenia niemieckich wojsk. Była to walka, w której Żydzi odgrywali niechlubną rolę okupanta, a Polacy z wielkim zapałem podjęli próbę oswobadzania „swoich” majątków.Liczne pogromy i wszechobecne manifestacje doprowadziły, że społeczność żydowska zaczęła się czuć coraz mniej pewnie. Na domiar złego duchowieństwo, które jako jedyne mogło wpłynąć na nieetyczne postępownie Polaków, popierało obóz radykalno - narodowy. Choć pod koniec dwudzistolecia międzywojennego „kościelny” antysemityzm zmalał to na ratunek dwunarodowego społeczeństwa było już za późno. Co prawda najazd wroga na chwile zjednoczył w walce obie narodowości, ale tak naprawdę stał się punktem zapalnym w rozognionym już społecznym konflikcie.Można stwierdzić, że w przytłaczającej większości Polacy fakt okupacji przez Hitlera potraktowali jako pozwolenie na grabież, mordowanie Żydów i donoszenie na nich nazistowskim funkcjonariuszom.
Po pierwszym chaosie kwestia polsko - żydowska wyraźnie zaczęła się rozgrywać dwubiegunowo. Wszyscy w Polsce wiedzieli jaki stosunek ma Hitler do Żydów. Choć trudno było uwierzyć w pogłoski o licznych, bestialskich mordach na nich to bez wątpienia zdawano sobie sprawę, że sytuacja stała się skomplikowana. Wśród społeczeństwa prożydowskiego zaczęto podejmować wszelkie działania mające na celu ratowanie przed krwawym losem „wrogów Führera”. Do działań czynnie włączył się Kościół, który od samego początku wojny zaczął wydawać fałszywe metryki chrztu. W zakonach schronienie mogły znaleźć żydowskie dzieci. Szczególnymi bohaterami są Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, którzy w swoich majątkach przechowywali Żydów często bezinteresownie, ale byli i tacy, dla których to był dobry sposób na zarobek. Wszystkie próby nie ochroniły jednak tych milionów, którzy za swoje korzenie oddali życie. Zupełnie niewinnie, bez żadnych sensownych podstaw stali się ofiarami żądnych władzy i przychylności Hitlera oficerów, płacąc niejednokrotnie za swoją podróż do komory gazowej w atmosferze przerażenia i nieludzkich warunków, albo sprytnego podstępu.
Podobno nie można oceniać postępownia drugiej osoby zwłaszcza, jeżeli miały one miejsce podczas wojny, ale czy to możliwe, że mogła ona odrzeć ludzi z wszelkiej godności
i dobroci? I tak, i nie o czym postaram się napisać poniżej. Moim zadaniem nie będzie to ani ocena, ani usprawiedliwienie żadnej z poniżej wspomnianych postaci. Postaram się pokazać część historii z perspektywy młodej osoby oraz odpowiedzieć na pytanie, czy mamy obowiązek przeproszenia Żydów, za czyny naszych przodków.
Polska kontra reszta świata
Obserwując fora internetowe doszłam do wniosku, że tak zwani Polacy - Patrioci posiadają podświadomy, zakrawający na społeczną chorobę uraz w stosunku do Niemców i Żydów. Niemal w każdą wirtualną dyskusję włączają się obrońcy czci i wiary naszego narodu od wyżej wymienionych nacji, których zagrożenia jakoś trudno jest dostrzec. Kult powrotu do historii obecny jest wszędzie, przy czym najchętniej udzielający się w dyskusjach zatrzymali swoją historyczną świadomość, gdzieś w średniowiecznym Grunwaldzie lub innym okresie przynoszącym, dla kontrastu, tragiczny okres dla naszego państwa. Choć nasze społeczeństwo często nazywa siebie postępowym, to ciężko jest go dojrzeć w momencie, gdy brak argumentów przysłaniają, trudne do przytoczenia, wyzwiska zawierające słowo „Żyd” lub „Niemiec” przy czym żadne z nich nie jest używane w poprawnej formie. Sprawę naszych stosunków pomiędzy tymi narodami, komplikuje nadzwyczajna polska duma, którą bardzo łatwo uwolnić, w szczególności, kiedy słyszymy krytykę na temat nas samych. Tutaj sama nie jestem bez skazy, ponieważ doświadczyłam tego na własnej skórze. Kiedy jakiś czas temu miałam okazję przebywać na wymianie młodzieżowej z naszymi zachodnimi sąsiadami bardzo szybko przyszedł moment na zatargi. Jak zwykle od błahych rzeczy przeszliśmy do tematu II wojny światowej. Ot taka niekończąca się historia, kto był gorszy i więcej na tym skorzystał. Można by rzec, że to nic nowego, taki haniebny, szczególnie wśród globalnej młodzieży standard, którego trudno jest się zrzec na poczet przyjaznych stosunków.
Dziś patrząc z perspektywy czasu na tamto wydarzenie, uśmiecham się w duchu. Wtedy coś, co odebrałam jako atak na moją polskość i sprawiedliwość dziś jest tematem tej pracy. Dopiero teraz, pisząc o postawie Polaków podczas II wojny światowej uświadomiłam sobie, że nasi niemieccy rówieśnicy chcieli nam powiedzieć o błędnym przeświadczeniu całkowitego poświęcenia wobec żydowskiej społeczności. Co prawda wiedziałam coś niecoś, ale zawsze to przysłaniała chwała tych, którzy potrafili ryzykować własne życie. Żaden z podręczników do historii, z których korzystałam na lekcjach nie posiadał nawet wzmianki o jedwabińskim mordzie czy pogromie kieleckim. Wszystko, co wiem zostało zaczerpnięte z literatury, którą sama znalazłam w bibliotece czy Internecie, ale trzeba przyznać, że nie wszyscy mają naturę badacza. Wiedza historyczna zdobyta w szkole jest niejednokrotnie jedyną, jaką posiadają jej absolwenci. Dlatego trudno jest jeszcze w dzisiejszym świecie wprowadzać fakty niewygodne dla naszego narodu, który posiada wyłącznie przeświadczenie o jego nieskazitelności, i nadal żyje popularnym hasłem „co złego to nie my”. Ktoś może mi zarzucić zbyt duże uogólnienia. Zgadzam się z tym, ale powiedzmy sobie szczerze, czym żyje dzisiejszy świat jak nie ogólnikami, półsłówkami. Ktoś jest albo dobry, albo zły. Podciągając pod kontekst wojenny widzimy to na zasadzie: Niemiec, Żyd - zły, Polak - jak zwykle dobry. Warto się zastanowić, czy tak powinno być, bo jeśli ktoś się z tym zgadza, to po przeczytaniu niniejszej pracy proporcje mogą nam się całkowicie odwrócić, a nie o to mi chodzi. Od samego początku moim założeniem było pokazanie własnego zdania na tle tych wydarzeń ubiegłego wieku, które nadal budzą emocje. Nie jest to zadanie proste ze względu na konieczność patrzenia z wielu perspektyw na omawiany temat. Dla mnie natomiast podwójnie trudne, bo muszę się zmierzyć sama ze swoją polskością, którą każdy z nas nieświadomie w sobie pielęgnuje.
Po raz pierwszy, już po tamtej pamiętnej rozmowie, z radykalną oceną stosunków polsko - żydowskich natknęłam się w jednej z książek Jana Tomasza Grossa pod tytułem „Strach”, która tak jak poprzedni tytuł tego samego autora, wywołała falę oburzenia. Czytelnicy podzielili się na dwa obozy. Jedni otwarcie krytykowali przyczepiając do Grossa łatkę antypolskiego demagoga, sprytnie dopasowującego do swojej wcześniej określonej ideologii fakty. Drudzy okrzyknęli go cudotwórcą historycznej literatury uwalniającej Polskę spod jarzma czysto katolickiego kłamstwa. Nie jest łatwo dopasować się do którejś z tych grup, bo według mnie żadna z nich tak naprawdę nie spojrzała z boku na to, co próbował nam przekazać autor „Strachu”. Nazywamy go pseudohistorykiem, którego treści szersza masa Polaków nie jest w stanie pojąć bez gruntownej wiedzy. Proszę bardzo, właśnie znaleźliśmy się w punkcie wyjścia, w którym traktujemy samych siebie jako niezdolne do rozumowania istoty. Tej książki nie trzeba chwalić, ani krytykować. Ją trzeba przyjąć z całym zapleczem prawdy. Jeżeli nie zgadzamy się z samym Grossem, choć w moim mniemaniu ukazuję całą tzw. prawdę historyczną, to powinniśmy chociaż pogodzić się z zawartymi w niej wspomnieniami świadków.
Naprzeciw
Istotne jest by wspomnieć, że w wyniku eksterminacji zginęło ponad trzy miliony Żydów, a w okupowanej Polsce zamordowano około 90% z nich. Już od września 1939 roku żołnierze niemieccy ze szczególnym okrucieństwem prześladowali polskich obywateli żydowskiego pochodzenia. Zaczęło się od aktów przemocy czy rabunków, ale już od stycznia 1940 roku przeprowadzano proces wywłaszczania Żydów, znany jako „komisarszczyzna”. Latem 1941 roku we wschodniej części Polski, którą Niemcy wówczas zajmowali po napaści na ZSRR, zaczęły się masowe mordy na żydowskim społeczeństwie. Od października tego samego roku nie wolno już im było pod karą śmierci opuszczać gett bez opaski i specjalnego pozwolenia. Dalej Gross pisze, że „w praktyce Żydzi od razu zostali pozbawieni jakichkolwiek praw, co w pierwszym okresie okupacji manifestowało się nasileniem grabieży ich własności i wykorzystaniem siły roboczej do niewolniczej pracy, a skończyło zupełnym unicestwieniem. Ten proces, trwający niekiedy etapami trzy i pół roku, a niekiedy tylko kilka dni, przebiegł zupełnie otwarcie, pośród całej reszty polskiego społeczeństwa, które - należy to stwierdzić ze smutkiem - na różne sposoby włączyło się w eksploatację swych współobywateli Żydów.”. Nie oznacza to jednak, że Polacy po zajęciu kraju przez okupanta byli pozostawieni w całkowitym spokoju i bezpieczni od wszelkiego wojennego zamętu. Działania wojskowe w różnych częściach ziem polskich nie były jednolite, dlatego miało miejsce zróżnicowanie sytuacji jej polskich mieszkańców. Co do Żydów polityka była jedna, nastawiona wobec nich na silne restrykcje ze strony Niemców i przyklaskujących im liczne grupy Polaków. Nie pozostało to bez echa, o czym świadczą niejednokrotne informacje przesyłane przez Armię Krajową do Londynu, w których znajdują się informacje, „że przygniatająca większość kraju jest nastawiona antysemicko”. Można to tłumaczyć prostotą myślenia mieszkańców wschodnich wsi, w których najczęściej odbywały się antyżydowskie pogromy. Dla chłopów bez wykształcenia logiczne mogło się wydawać rozumowanie, że Hitler „przyszedł” do Polski po znienawidzonych Żydów - komunistów (według większości niższych warstw jedno wynika z drugiego), mówiąc kolokwialnie zrobi z nimi porządek i sobie pójdzie, więc dlaczego mu nie pomóc skoro oni zabierają naszą ziemie, nasze pieniądze? To oczywiście jest czysta hipoteza próbująca dotrzeć do powodów nienawiści w imieniu, której człowiek gotowy jest zabić. Nie można jednak jednoznacznie zaprzeczyć, że takie postawy nie miały miejsca. Były one wygodne dla okupanta, ponieważ ułatwiały skuteczne zastraszanie i dalsze podziały wśród społeczeństwa, które z kolei nie pozwalały na ruchy oporu lub utrudniały im działalność. W takiej sytuacji niemieckie oddziały poczynały sobie z ludnością wszystko, na co miały ochotę, między innymi dokonywali masowych rozstrzeliwań Żydów, na które reakcje Polaków były różne - zastraszenie, czasem płacz, ale był i młody grandziarz, który podśpiewywał: Hojdy Dydy, wyzdychały wszystkie Żydy. Kilka dni po niedzieli Zagłady rozpoczęły się licytacje mienia pożydowskiego. Od domu do domu chodziła komisja licytacyjna ze stołem, ustawionym na ulicy przed drzwiami, na którym licytowano dosłownie wszystko. Do opuszczonych przez Żydów lokali stopniowo zaczęli wprowadzać się nowi lokatorzy…” Takie zachowania były wręcz szablonowe i powtarzały się w większości miejscowości, w których odbywały się egzekucje. Czasem Polacy oprócz przyglądania się brali również udział w „zabawie”. Opisuje to w swoim dzienniku Zygmunt Klukowski :
(23 X) „ w Szczebrzeszynie działało gestapo przy pomocy miejscowych żandarmów, granatowych policjantów i przy czynnym udziale niektórych obywateli miasta. Popisywał się też młody policjant z Sułowa, Matysiak. Woźny Skórzak, nie mając karabinu ani rewolweru, siekierą rąbał głowy wyciąganych z kryjówek Żydów. Inni cywile z amatorstwa też gorliwie pomagali, wyszukiwali Żydów, pędzili ich do magistratu lub na posterunek. bili, kopali itp.
(26 XI) „ Chłopi w obawie przed represjami wyłapują Żydów po wsiach i przywożą do miasta albo nieraz wprost na miejscu zabijają. W ogóle w stosunku do Żydów zapanowało jakieś dziwne zezwierzęcenie. Jakaś psychoza ogarnęła większość ludzi, którzy za przykładem Niemców często nie widzą w Żydzie człowieka, lecz uważają go za jakieś szkodliwe zwierzę, które należy tępić wszelkimi sposobami, podobnie jak wściekłe psy, szczury itd.”
Pomimo licznych faktów ujawnionych tuż po wojnie przez świadków i ofiary, niewielu z uczestników bestialskich mordów dosięgnął wymiar sprawiedliwości. Wiele pogromów miało swój finał w sprawach sądowych na podstawie dekretu z 31 sierpnia 1944 roku, tak zwanych sierpniówek, które decydowały o wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami oraz dla zdrajców Narodu Polskiego. Z perspektywy czasu i nowo ujawnianych faktów trudno jest jednak powiedzieć, że były one zgodne z prawem W czasie śledztw zeznania były niejednokrotnie fałszowane, a z całego tłumu odpowiedzialnego za zbrodnię nierzadko sądzonych było tylko kilkoro przypadkowych uczestników. Miała na to wpływ bez wątpienia dziwna solidarność pomiędzy Polakami, która nie pozwalała wyjawiać wszystkich faktów. Ci, którzy się odważyli powiedzieć prawdę nierzadko skazywali się na potępienie w polskim społeczeństwie. Myślenie, że wszystkie czyny były w porządku przetrwały w świadomości jeszcze żyjących świadków, czy uczestników mordów. Dziś możemy się tylko zastanawiać, czy traktowanie tych zbrodni jako reakcję na obecność ówczesnej sytuacji jest cichym usprawiedliwieniem i zagłuszaniem własnego sumienia czy kontynuacją przekonań
z ubiegłego wieku. Dla nas wygodnie byłoby zaprzeczać tym wszystkim doniesieniom niż się z nich tłumaczyć. Na szczęście zwolennikom tego postępowania naprzeciw wychodzą osoby zdeterminowane do poznania prawdy bez względu na to jakie niesie ona skutki. Nie bez przeszkód ustalają ciąg wydarzeń wydobywając z przeszłości elementy niezwykłej układanki, które nie miały okazji ujrzeć światła dziennego.
Pomimo upływającego czasu nadal dużo łatwiej dotrzeć jest do świadków wojennych zbrodni aniżeli ustalić ich przyczyny. Możemy tworzyć odważne tezy, prowadzić polemiki na ten temat jednak nigdy nie odkryjemy całego sedna sprawy. Przytłaczająca większość nadal żyjący uczestników pogromów na żydowskich sąsiadach twierdzi, że Polacy wykonywali rozkazy Niemców, jeszcze inni, że pogromy są dobrze skonstruowanym kłamstwem. Także na temat mordu w Jedwabnem, którego fakt istniał w świadomości historycznej od dawna, toczą się nadal spory. Punktem zapalnym w sprawie bestialskiego zdarzenia było wydanie napisanej również przez Jana Tomasza Grossa, książki pod tytułem „Sąsiedzi”, która dostarczyła czytelnikom wychowanym na opowieściach „jak to bohatersko Polacy ratowali Żydów”, niemałego szoku. Standardowo, waśnie na internetowych forach osiągnęły apogeum, jednak już mało kto sprzeczał się z samym faktem istnienia jedwabieńskiej zbrodni. Możemy nie zgadzać się z liczbą ofiar Polaków, ale nie możemy zaprzeczać, że „incydent” miał w rzeczywistości miejsce.
Według dokumentów NKWD w latach 40.XX wieku Jedwabne zamieszkiwało około 600 Żydów, co kłóci się z oszacowaną tuż po wojnie, wyrytą na pomniku upamiętniającym i powtórzoną później w „Sąsiadach”, liczbą ofiar pogromu z 10 lipca 1941 roku. Był to jeden z zarzutów na wiarygodność treści pisanych przez Grossa. Ponadto w śledztwie prowadzonym w latach 2000 - 2004 przez Instytut Pamięci Narodowej na podstawie ekshumacji zwłok oceniono liczbę ofiar na nie mniej niż 340 osób. Nie mniej, czyli ofiar mogło być w rzeczywistości więcej. Niemożliwe, bowiem jest stwierdzenie ile dokładnie osób żydowskiego pochodzenia znajdowało się tamtego dnia na terenie miasta. Nie można tutaj polegać na mieszkańcach żyjących tam w czasie wojny, którzy stanowią mało wiarygodne źródło w obliczu badania zbrodni, którą sami dokonali. Celowo mogliby pomniejszać rozmiar swojego czynu, bo tamtego dnia nie tylko osoby kierujące działaniami stały się mordercami, ale także ci, którzy nie zrobili nic by przeciwstawić się im. W obliczu tej sprawy sporny jest fakt, czy Polacy z własnej nieprzymuszonej woli dokonali zamachu na Żydów, czy były to, jak stwierdził IPN, działania z niemieckiej inspiracji, w której Polacy odegrali rolę wykonawców planu. Jest to bardzo możliwa hipoteza, ponieważ naziści od samego początku wojny prowadzili antyżydowską agitację uderzając w najczulszy punkt ludności polskiej. Oskarżając Żydów o spiski z radzieckimi władzami mogli rozbudzić i powiększyć skalę istniejącego już antysemityzmu celowo doprowadzając do stopniowego, wewnętrznego niszczenia społeczeństwa pozostając samemu, na tym obszarze, w białych rękawiczkach. Efekt został osiągnięty, bo po ujawnieniu hitlerowskich zbrodni wymierzonych w ludność cywilną, mających miejsce na ziemiach okupowanej Polski, Niemcy nie pozostali jedynymi mordercami, choć skali ich „przedsięwzięcia” nie należy oczywiście pomniejszać.
Śledztwo IPN było już drugim w sprawie Jedwabnem. Po raz pierwszy sprawa mordu trafiła na wokandę polskich sądów w latach 1949 - 1950. Skazano wtedy jednego mieszkańca na karę śmierci zamienioną w drodze łaski na pozbawienie wolności, za bezpośredni udział w mordowaniu. Dziewięciu mieszkańców skazano na kary więzienia za pomoc w zabójstwie, a dwunastu innych oskarżonych uniewinniono od zarzucanych im czynów. Według Grossa natomiast prowodyrami zajścia była grupa czterech byłych członków NKWD, liczących na wymazanie swojej przeszłości wobec nowego okupanta. Podał tożsamość dwóch z nich, o których jest mowa również książce Anny Bikont „My z Jedwabnego”. Byli to: Jerzy Laudański i Karol Bardoń - późniejsi członkowie niemieckiej żandarmerii. Głównym powodem wznowienia śledztwa była nierzetelność poprzedniego, w którym niedokładnie sprawdzono wszystkie pojawiające się w materiale dowodowym informacje. Ponadto nie ustalono przebiegu zdarzeń, liczby ofiar oraz stopnia zaangażowanie Polaków w pogromie i rabowaniu mienia pomordowanych. Postępowanie zakończono decyzją z dnia 30 czerwca 2003 roku, po przesłuchaniu ponad setki żyjących świadków „z powodu niewykrycia sprawców czynu”, którzy brali udział „w dokonaniu masowego zabójstwa nie mniej niż 340 obywateli polskich narodowości żydowskiej, których po uprzednim zgromadzeniu na rynku miejskim, dozorowaniu, doprowadzono następnie w okolice wiejskiej stodoły, gdzie grupę
co najmniej 40 osób zabito w nieustalony sposób, a grupę co najmniej 300 osób płci obojga w różnym wieku, po zamknięciu we wnętrzu wzmiankowanej stodoły, spalono żywcem, przy czym dokonano uprzednio także pojedynczych zabójstw w bliżej nieustalonych okolicznościach, a sprawcy dokonali czynu, idąc na rękę władzy państwa niemieckiego”
Zbrodni o podobnym charakterze dokonano w wielu innych miejscowościach między innymi w Radziłowie położonym niedaleko od Jedwabnego. Jak już wcześniej wspomniałam trudno jest ustalić motywację takiego działania, ale za to wiadomo, że całe „pożydowskie” mienie trafiało w ręce osób prywatnych. Mieszkania, ubrania, biżuteria, słowem wszystko, co cenne niegdyś należące do Żydów, zamordowanych przez Niemców, Polaków lub tych, którzy, jak się później okazało, wojnę przeżyli trafiało najczęściej do polskiej ludności. Ostatnia sytuacja budzi, o dziwo, największe kontrowersje, ponieważ Żydzi powracający do swoich dawnych gospodarstw, umęczeni losami wojny, najzwyczajniej w świecie nie mieli już tam czego szukać. Trudno było im nawet odzyskać te majątki, które zostały oddane pod opiekę polskim sąsiadom. Ludzie niejednokrotnie wyrażali złość z powodu powrotu właścicieli mienia, które zdążyli sobie przywłaszczyć w nadziei, że ich prawowity posiadacz już nigdy o nie się nie upomni. W efekcie tego nieliczni ocaleni z Zagłady musieli walczyć na drodze sądowej o zwrot utraconego mienia ku niezadowoleniu Polaków, podanych, jako sprawcy przestępstwa. Nie mogli uwierzyć w złośliwość losu, który ich dosięgnął. Uważali za wysoce niesprawiedliwe, że akurat „ich Żyd” wrócił. Dodatkowo w ślad za osobami prywatnymi poszła lokalna administracja, która wszelkie dobra żydowskich gmin, stowarzyszeń czy fundacji uznała jako opuszczone i w ramach obowiązującego prawa przeszły na własność państwa. Problemu związanego z przejęciem własności żydowskich nie mieli tylko ich prawowici właściciele, ale także Polacy, którzy wręcz walczyli o te dobra materialne. Wzajemne oskarżenia, kto i jak bardziej się na tym wzbogacił były głównymi powodami konfliktów jeszcze podczas wojny. Sam fakt szybkiego polepszenia bytu mógł być powodem denuncjacji na niemieckiej policji, ponieważ powszechnie uważano, że ci, którzy ukrywali Żydów zdobywali na tym ogromny majątek. Z tego wynika, że niechęć do lokalnych mieszkańców żydowskiego pochodzenia mogła wynikać również ze stereotypowego myślenia. Bogactwa przez nich posiadane (nie można wysunąć stwierdzenia, że należeli do biednej części społeczeństwa) budziły zazdrość tym większą, im bardziej nacjonalistyczne hasła dawały do zrozumienia, że to właśnie Żydzi wyzyskiwali Polaków doprowadzając ich do ubóstwa. Nic więc dziwnego, że prości ludzie przyzwyczajeni do wrogości wobec obywateli żydowskiego pochodzenia, kontynuowali ją również po wojnie, co może ilustrować sytuacja w Międzyrzecu z 1945 roku, gdzie
by nie zaostrzać stosunków, komitet miejscowy wstrzymał Żydów od upominania się o swoje rzeczy zrabowane im przez część ludności chrześcijańskiej […]. Z początku burmistrz m. Międzyrzecza nieprzychylnie odnosił się do ludności żydowskiej. Nie dopuścił, by Żyd lekarz urządził się w mieście. Milicja tolerowała dewastacje domów żydowskich. Na skutek interwencji przyjechał delegat Bezpieczeństwa i pogodził Żydów z Polakami. Nawet doszło do podpisania tzw. ugody. Obecnie stosunki ułożyły się
Powracający Żydzi bardzo często byli witani dobrymi radami lub ostrzeżeniami. Często słyszeli, że lepiej będzie, jeżeli po prostu znikną z danej miejscowości, bo inaczej źle się to dla nich skończy. Niejednokrotnie nie spodziewając się wrogości równej hitlerowskiej, zostawali i padali ofiarami mordów całymi rodzinami. Nie szczędzono kobiet, ani dzieci, zabijano wszystkich nie zaskakując tym razem nikogo, bo przecież spodziewano się takiej sytuacji. Nie były to czyny wykonywane po cichu, nie posiadały misternego planu. Najczęściej cała okoliczna ludność wiedziała o planowanych morderstwach, dlatego ci, których wojna nie pozbawiła całkowicie uczuć, ostrzegała o napaści tak, aby Żydzi mieli czas na ucieczkę. Na pomoc nie mogli liczyć u władz strzegących porządek wśród cywilów, których, odnieść można wrażenie, wręcz nic nie obchodzili. Pogarszająca się sytuacja wśród społeczeństwa, nadciągające widmo kolejnych pogromów, oraz niemożność ponownej organizacji życia doprowadziły, że garstka ocalałych z Holokaustu nie mogła i nie chciała dłużej mieszkać w Polsce, dlatego zaczęła emigrować do państw Europy Zachodniej, Stanów Zjednoczonych lub nowoutworzonego państwa - Izraela. A tych, którzy pozostali, niejednokrotnie czekała dalsza droga przez ziemskie piekło, zgotowane tym razem przez Polaków. W dalszym ciągu obce nie były pogromy takie jak w Kielcach z 1946 roku motywowane antysemicką propagandą i kłamliwymi stereotypami uderzającymi bezpośrednio w samych Żydów.
Polscy Sprawiedliwi
Wśród pędzącego tłumu, oślepionego rządzą zarobku, albo trudnego do zdefiniowania rodzaju zemsty, znaleźli się i tacy, którzy byli jego zupełnym przeciwieństwem. Od 1963 roku określa się ich mianem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Wtedy to do życia powołano idee uhonorowywania tym tytułem osoby, które pomogły chociaż jednemu Żydowi przetrwać wojenny czas. Odznaczenie dostało 6266 Polaków, którzy narażając swoje życie chroniło żydowskich współbraci. Jest to wyraz nadzwyczajnego heroizmu, którym musieli wykazać się ludzie wnosząc cichy sprzeciw hitlerowskim władzom. To właśnie oni zawsze byli stawiani, jako wzór postępowania Polaków podczas wojny. Rzeczywistość była inna, ale świadczy to tylko i wyłącznie na korzyść tych, którym nie zabrakło prawdziwego chrześcijańskiego miłosierdzia i oparli się otaczającemu ich złu. Były ich tysiące w Polsce i poza jej granicami, ale tylko w naszym kraju za ukrywanie Żydów groziła śmierć zarówno ze strony Niemców jak i własnych rodaków. Polacy nie godzili się często na chronienie Żydów nie ze względu na zagrożenie, ale ewentualnej możliwości wzbogacenia się jednej z rodzin, która akurat podjęła próbę ratowania. Po wojnie mało kto, czy to ze skromności, czy może ze strachu, chwalił się zaszczytnym miejscem na liście Sprawiedliwych Instytutu Yad Vashem. Dzisiaj większość Polaków mówi z dumą i pewną dozą podziwu o Irenie Sendlerowej, ale znajdują się też tacy, którzy krytykują działalność zarówno jej jak i innych uhonorowanych tym tytułem. Osobiście jestem gotowa wysunąć stwierdzenie, że sam fakt pomocy był jak najbardziej koniecznością, ale z drugiej strony, podczas gdy Niemcy zostali już dawno „usprawiedliwieni” za swoje czyny, bo przecież wina leży tylko na tych, którzy dopuszczali się zbrodni, to my Polacy pozostajemy dalej w historii obozów, wspomnień i ciągłego poczucia, że za mało gotowi byliśmy dać z siebie. Jako sentymentalny naród nadal nie pozwalamy sobie pamiętać o tamtych wydarzeniach w spokoju, w zamian za to szarpiemy się z niedopowiedzeniami. Nie tak dawno temu Polonia w Stanach Zjednoczonych zbierała podpisy pod petycją przeciwko używaniu przez amerykańskich dziennikarzy określenia „polski obóz koncentracyjny”, ciągle pojawiają się ludzie, którzy podważają udział Niemców w Holokauście. A Polacy pytają o sens przepraszania Żydów za sytuację sprzed wojny i w jej czasie skoro „Ci Sprawiedliwi tyle ich uratowali”, jak miałam okazję przeczytać dawno temu na jednym z forów. Pytanie jest bez wątpienia trudne, odpowiedź jednak jeszcze bardziej, bo o ile Polacy rzeczywiście uratowali tysiące Żydów, to bezspornie przyczyniali się do ich śmierci. Nie były to rzadkie incydenty, ale codzienność. W innym wypadku liczba ocalonych byłaby szacowana w dużo większych liczbach. Co prawda podczas ostatnich obchodów Dnia Pamięci o Holokauście, premier Norwegii Jens Stoltenberg, przemawiając w Oslo przeprosił Żydów za „rolę, którą odegrali Norwegowie w deportacji Żydów do niemieckich obozów koncentracyjnych”, ale według mnie lepszy od słów byłby czyn zaprzestania stosowania słowa „Żyd” jako obraźliwego czy negowania obecności mordów na ziemiach polskich. Musimy wreszcie dać błyszczeć chwałą tym, którzy ratowali nie bacząc na szykany polskiego społeczeństwa czy konsekwencje ze strony nazistowskiego terroru.
2011
Każda wojna to czas, który przynosi jej ofiarom niedające spokoju wspomnienia, a następnym pokoleniom wiele powodów do zastanowienia. To właśnie ona poddaje człowieka największej próbie. Uczy przetrwania, akceptacji i odporności na cierpienie. Potrzeba cierpliwości i długich lat, aby otrząsnąć się z pod jej wpływy. Wrzesień 1939 roku nadal trwa w nas, jako szczególny moment w historii, gdzie wykazaliśmy się bohaterskością i doznaliśmy wielkiego cierpienia - większego nawet niż sami Żydzi. Polacy kochają takie typowe dla naszego narodu mity stawiające nas na piedestale chwały i wielkości. Czekamy ciągle na oklaski za wolę walki, a najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że to MY czekamy - osoby, które o tym słyszą tylko i wyłącznie z opowieści. Podczas naszego oczekiwania świat poszedł o krok dalej. Żyje już inną rzeczywistością opartą tylko na próbie dokumentowania tego, co ważne i bezinteresownej pamięci. Przegapiliśmy moment, w którym trzeba było porzucić narodowościowe niesnaski i zacząć przeżywać w spokoju wojenne historie, bez nienawiści i przerzucania winy przez barykadę wspólnych oskarżeń. Jako naród nie posiadamy dystansu do własnej historii. Wciąż jesteśmy zdolni przeczyć potwierdzonym faktom, a burzyć się na „ataki” prawdy. Nie przyjmujemy do wiadomości, że jak wszystko, posiadamy zarówno dobre jak i złe strony, a nasza karta nie posiada tylko chwalebnych elementów. Potrafimy krytykować innych nie akceptując przy tym swoich błędów. Taki jest ogólny obraz dzisiejszego społeczeństwa polskiego wyłaniający się w Internecie. Nie można go traktować osobiście, ale jako przestrogę przed opisanym wcześniej zachowaniem. Chcemy szacunku ze strony innych narodowości, podczas gdy my sami nie szanujemy swojej. Krzyczymy głośno hasła pragnące sprawiedliwości nie uświadamiając sobie jaka może ona być naprawdę. Swojego czasu atakowaliśmy Grossa za jego książki, niedługo znajdziemy kolejną ofiarę do wyrzucenia swoich „patriotycznych” krzywd. W przytłaczającej większości Polacy szukają tylko „dobrej” prawdy niekalającej martyrologicznego wizerunku Polski na przestrzeni wieków. Pośród tego całego chaosu znajdują się oczywiście osoby myślące poprzez wszystkie perspektywy wojennego dnia codziennego, szybko jednak otrzymują lekcję przykładnego patriotyzmu na miarę XXI wieku, z całym wachlarzem obelg skierowanych przeciwko Niemcom tudzież Żydom, tak na wszelki wypadek, by nikt nie miał wątpliwości, co do naszego ogromnego poświęcenia.
Z niniejszej pracy, bez wątpienia, wyłania się negatywny obraz Polaków. Często podkreślałam, że nie jest on jedynym, ale za to najczęściej pomijanym w całej tej historii. Uważam, że bardzo niesłusznie nie mówi się o nim na równi z tą dobrą częścią opowieści. Nie ma powodów, by chronić Polaków przed prawdą karmiąc nas jedynie szczęściem, jakie niosło pomaganie Żydom. Wystarczające dużo czasu minęło na ciszy otaczającej pogromy dokonane przez polskie społeczeństwo. Nie ma tu znaczenia, czy były one wykonywane z inicjatywy Niemców, czy samych Polaków. Istotne jest to, że miały one miejsce a my nie mamy prawa tego ukrywać tylko ze względu na nasz wrodzony honor. Nie mogąc cofnąć czasu powinniśmy chociaż mieć odwagę oddać hołd tym wszystkim, którzy nie doczekali się życzliwości od naszych przodków i nie szukać kłamstw tam, gdzie ich nie ma. Nie jest to, bowiem, godne Polaka. Nie jest to godne przede wszystkim człowieka.
http://stosunki-polsko-zydowskie.eprace.edu.pl/1218,Zarys_stosunkow_polsko-zydowskich_przed_II_wojna_swiatowa.html
http://stosunki-polsko-zydowskie.eprace.edu.pl/1218,Zarys_stosunkow_polsko-zydowskich_przed_II_wojna_swiatowa.html
dz. cyt, Bikont A., My z Jedwabnego, wyd. Prószyński i S - ka,
shoah,claude lanzmann
dz. cyt, Bikont A., My z Jedwabnego, s. 30.
tamże.
gross, strach str 21
Postanowienie o umorzenie śledztwa
http://www.bibula.com/?p=50965