Rozdział 36
Vadim schował się za kupą polan na krawędzi pola bitwy, próbując wytzrymać piekło bólu głowy.
Strzał, który uderzył go przeciął skórę głowy. Jeśli nie był by Varinskim, już by nie żył. A skoro nim był, rana szybko się leczyła, Varinskich krew była mocna i pełna złych czarów.
Mógł czuć bulgotanie krwi z wściekłości, która ogrzała go.
Jego ludzie nie posłuchali go, polecieli na jakiejkolwiek przynętę, którą Konstantin wymachiwał im przed nosem i ruszyli do walki wcześniej. Wielu nie żyło teraz, zabitych przez prymitywną broń, a Vadim, który zostawił na Ukrainie nadmiar Varinskich został teraz na łasce niewielu.
Gorzej, kiedy wiadomości o tym fiasku, rozprzestrzenią się wśród zabójców, będzie skończony. Wysłał stu czternastu mężczyzn przeciwko rodowi trzech braci, jednego starego i schorowanego ojca, pięciu głupich kobiet i dwulatka i stracił co najmniej siedemdziesięciu mężczyzn. Do tej pory. Nie ma szans żeby zachować to w tajemnicy... chyba żeby mu się udało zabić każdego Wildersa. Chciał tego. Zanim nastał ten dzień, starłby te szkodnik z powierzchni ziemi.
Nie miał żadnego wyboru. Te eksplozje zniszczyły jego piękne limuzyny - i zatrzymały go tu, gdy on powinien być w drodze do nowego życia wybrukowanego złotem Varinskich .
Przynajmniej, taki był jego awaryjny plan, gdyby coś wzięło w łeb dziś.
Po prostu nie przewidział, że będzie bez transportu.
Cichy jęk blisko zwrócił jego uwagę.
Georgly. Vadima najlepszy przyboczny, jego brat i jego najlepszy przyjaciel, został postrzelony przez strzelca wyborowego, wtedy połowa jego twarzy rozpadła się przez eksplozje, która zniszczyła limuzyny.
Bezwartościowy. Georgly nie był już przydatny.
I to dalsze jego pojękiwanie działało Vadimowi na nerwy.
Wziął Glocka z kabury i wycelował.
Głowa Georgly obróciła się w kierunku dźwięku. Jego jedno oko powiększyło się. Wyciągnął ręce przed siebie, jakby to mogła uchronić go przed kulą - Nie proszę Vadim, nie!
Vadim postrzelił go w serce.
Głos rozległ się tak blisko, że skoczył na nogi i machnął jego pistoletem .
- Dlaczego to zrobiłeś? - Michaił zapytał. Nie był najbystrzejszy spośród ludzi Vadima, ale był żywy i zdolny do walki - i podkradł się do Vadima, pomimo że Vadim nie rozumiał jak mu się to udało.
- Nienawidzę jęczydusz. - Vadim trzymał pistolet wycelowany w Michaiła.
Michaił wyglądał inaczej, trochę szczuplej niż normalnie, a jego głos brzmiał... zabawnie. Może inni wysłali go by zabił Vadima. Nie wątpiłby w to nawet przez minutę.
To było coś co zrobiłby sam.
- Potrzebujesz żyjących ludzi. Straciłeś wielu z mojego wojska.
- Twoje wojsko? - Vadim uśmiechnął się z wyższością - Kim jesteś? Nikim, o to kim jesteś.
- Jesteś dobry w podkładaniu ognia. - ton Michaiła był zdecydowany. Ta niezdara naprawdę ośmieliła się wyzwać Vadima? - Tak. Oczywiście, że jesteś. Dałeś Wujowi Ivanowi dość wódki by mógł w niej pływać, aby zamienić jego krew w bombę zapalającą, wtedy rozlałes benzynę po całym domu i zapaliłeś zapałkę. Co za widowisko to było. - głos Michaiła naprawdę zrobił się zabawny, zyskujący coraz więcej basu, jakby nagle mógł zaśpiewać operę barytonową - Słuchaj mnie uważnie. Przestań użalać się nad przegraną bitwą. Znajdź benzynę. Znajdź zapałkę. Spal dom. Teraz. On jest stary i suchy. To będzie paliło się jak podpałka i zabije kobiety, które siedzą na strychu.
- Dobry pomysł. Rozkażę ludziom zbombardować to miejsce. - Vadim chciał uciec od tego faceta. Coś w nim było nie tak.
Gdy jednak próbował odejść, Michaił złapał go i trzymał za ramiona - Nie. Nie bomba. Chcę ognia. Przepadam za ogniem. To jest bolesne i długie umieranie i to daje przedsmak męczarń, które nadejdą. Kobiety wyobrażają sobie, że mogą zjednoczyć ikony i zniszczyć pakt. One nie mogą - nic nie może zjednoczyć ikon - ale one zasługują by cierpieć za to próbowały, a ich mężczyźni zasługują by cierpieć z miłości zanim oni umrą także.
- Nie możesz mówić mi co mam robić. - ten głos. Ten głos. Gdzie Vadim słyszał ten głos?
- Nie mogę?
- Za kogo ty się uważasz?
- Wiem kim jestem. A Ty? - Michaił przypatrzył się mu, niewielki uśmiech na jego szerokich wargach - a w głębi jego oczu, niebieski płomień zaświecił.
Vadim cofnął się do tyłu osłupiały.
Wiedział. Rozpoznał ten głos. Barwa była trochę inna, ton trochę młodszy, ale...
- Widzę, że już się domyśliłeś. Jesteś bystrym chłopcem Vadim; zawsze tak mówiłem.
- Ale ja podpaliłem... Podpaliłem dom. Podpaliłem Wuja Ivana - Vadim krzyczał. Słyszał siebie ale nie mógł się powstrzymać - Widziałem na własne oczy jak się palił.
- Zniszczyłeś jedno z moich najlepszych narzędzi. Za to i za myślenie, że możesz mnie usunąć, zapłacisz. - diabeł śmiał się, - Naprawdę myślałeś, że kiedykolwiek mogłeś pozbyć się mnie?