Odcinek 16
Felipe w międzyczasie rozmawiał z mecenasem Oreirosem przez telefon.
- Tak, zgadza się, mój brat nie czuje się dziś najlepiej i prosił o przekazanie informacji, że nie może się z panem spotkać. Tak, da znać, kiedy będzie mógł. Tak, dziękuję za zrozumienie, do widzenia.
Odwrócił się do Viviany, która właśnie wróciła z pokoju męża.
- I co, wypił soczek?
- Patrzył na mnie podejrzliwie, ale był tak pochłonięty pisaniem kolejnego idiotycznego dzieła, że nie zaprotestował i wypił. Kiedy to zacznie działać?
- Powoli - uśmiechnął się Felipe. - Być może pierwsze skutki będą już dzisiaj, ale nie możemy się spieszyć. Odwołałem wizytę Oreirosa.
- Jesteś kochany, wiesz? - w podzięce otrzymał namiętny pocałunek.
- Wiem. Wiesz co? Chodźmy do twojej sypialni...
Za chwilę tonęli w objęciach, marząc później razem w jednym łóżku o podziale majątku, jak już niedługo nastąpi.
Raul Monteverde nie uprzedził nikogo o swoim powrocie. Chciał zrobić ojcu niespodziankę, nie widzieli się parę miesięcy, nadzorował budowę kolejnego hotelu z sieci należącej do ojca. Hotele były jednym z przedsiębiorstw, jakim zarządzał Gregorio. Jego syn poprawił właśnie ubranie i zapukał do drzwi rezydencji Monteverde.
- Pan Raul! - ucieszyła się służąca, Juanita. - Zaraz zawiadomię pana Gregorio.
Starszy Monteverde uścisnął syna na powitanie i nakazał przynieść mu kawę i przygotować mu pokój.
- Witaj w domu! Jak sprawa z budową?
- Wszystko dobrze, ojcze - wysoki blondyn o niebieskich oczach i burzy włosów nad czołem uśmiechnął się szeroko. - Już niedługo powstanie nowy hotel.
- Cieszę się. Ochrzczę go twoim imieniem.
- Lepiej nie, tato. Jakby to brzmiało: "Gdzie śpisz dzisiaj? W "Raulu".
Roześmieli się obaj. Gregorio kochał syna, dobrze się rozumieli.
Omawiali jeszcze przez chwilę sprawy służbowe, aż wreszcie starszy z nich powiedział:
- Ostatnio zatrudniłem rodzeństwo, Juana i Andreę. On jest szoferem, ona pokojówką. Wiąże się z nią ciekawa historia, związana też z Carlosem Santa Maria. Posłuchaj...
Raul nie dowiedział się tylko o uczuciu Andrei do Carlosa i o ostatniej jej u niego wizycie, bo jego ojciec po prostu o tym nie wiedział, dziewczyna miała wtedy wolne. Oraz, oczywiście, o telefonie Juana do rezydencji.
- Widzę, że twój odwieczny wróg znowu kogoś skrzywdził. Biedna dziewczyna. Jak sobie teraz radzi?
- Całkiem dobrze. Pracuje też nieźle, nie żałuję, że ją przyjąłem. Brat się nią opiekuje. O, właśnie idzie Andrea - Gregorio przedstawił ją synowi.
- Witaj - Raul nie zdołał ukryć wrażenia, jakie na nim wywarła. - Ojciec opowiedział mi twoją historię. Cieszę się, że otrząsnęłaś się po pracy w tamtym domu.
- Tak, proszę pana - odparła dziewczyna. - Pański pokój już jest gotowy.
- Dziękuję, zaraz się tam udam - odrzekł Raul. - Możesz odejść - dodał po chwili.
Chwila ta jednak trwała na tyle długo, że Gregorio Monteverde zmarszczył brwi. O czym myślał jego syn przez te kilka sekund? Irytowałby się zapewne jeszcze bardziej, gdyby poznał słowa syna, kiedy ten odpoczywał już w swoim łóżku. Raul bowiem powiedział sam do siebie:
- Jesteś piękna, Andreo. Tak piękna, że aż dech zapiera. Gdybyś tylko nie pochodziła z tak biednej rodziny...
Pora wizyty mecenasa Oreirosa już dawno minęła, Carlos zaczynał się niecierpliwić. Gdyby tu nadal była Andrea, mógłby ją poprosić o telefon i...Znowu! Znowu o niej myśli! Powinien z tym skończyć!
Westchnął głęboko. Przecież nie będzie krzyczał na cały dom! Zaczeka, aż ktoś przyjdzie i wtedy każe sobie podać aparat. Może zajrzy ktoś ze służby, albo ktoś z jego rodziny, żeby...
Chwileczkę. Zamrugał oczami, obraz przedstawiający jakiś nadmorski krajobraz wydawał mu się nieco krzywy. Zawsze wisiał prosto, może teraz z jakichś powodów się przekrzywił, razem z telefonem będzie musiał poprosić też o poprawienie obrazu. Ale zaraz...Może naprawdę się przekrzywił, ale przecież nigdy nie był tak niewyraźny! Jakby zamazany, za jakąś dziwną mgłą. Co się działo z jego oczami? Akurat wzrok miał sokoli, nigdy nie miał z nim żadnych problemów. Dlaczego więc dzisiaj...Może to z osłabienia, ciało przyzwyczaiło się do świeżego powietrza i teraz, gdy znów więcej czasu spędzał w domu...
Zrobiło się jakoś ciemniej i jakby chłodniej. Na łóżku leżał koc, używał go do przykrywania się przed snem, ale teraz bardzo by mu się przydał. Spróbował po niego sięgnąć, ale siedział za daleko. Brakowało zaledwie kilku centymetrów. Carlosowi było coraz zimniej, jakby sama śmierć go obejmowała i zabierała do swego królestwa. Postanowił jednak się bardziej wysunąć i złapać przykrycie, inaczej zamarznie tu całkowicie. A może to ogrzewanie się zepsuło?
W głowie kręciło mu się coraz bardziej. Prawie już nic nie widział, ale ostatkiem sił próbował popchnąć koła, by podjechać bliżej łóżka. Na próżno, czuł, jak nieubłaganie uchodzi z niego cała energia. Po raz ostatni wychylił się po koc, jednocześnie przez ułamek sekundy przeszło mu przez mózg, czy nie wezwać pomocy, bo czuł się naprawdę źle. Nie zdążył jednak podjąć tej decyzji. Trucizna zaczęła działać z całą mocą i w momencie, gdy prawie już dotknął palcami przykrycia, prawie równocześnie stracił przytomność. Ponieważ był przechylony w stronę łóżka, bezwładne ciało nie zdołało utrzymać równowagi i Carlos Santa Maria upadł nieprzytomny u stóp wózka.
W tej samej chwili Andrea poczuła, jak przenika ją jakiś dziwny chłód. Rozejrzała się, ale wszystkie okna były zamknięte. Przygotowywała właśnie herbatę dla młodszego pana Monteverde i trzymała w dłoni szklankę. Na szczęście pustą, bo kiedy dziewczynę ogarnął chłód, z zaskoczenia i przerażenia upuściła ją z brzękiem na stół. Filiżanka nie rozbiła się, zadzwoniła tylko ponuro, jakby wieszcząc tragedię.
- Carlos...- wyrwało się Andrei. - Carlosie, ukochany, mam nadzieję, że nic ci się nie stało.
Przeczyło temu przeczucie, jakie nagle ją ogarnęło. Przeczucie złe, tragiczne. Przeczucie, że Carlos Santa Maria nie żyje.
- Felipe? - odezwała się nagle Viviana, budząc śpiącego u jej boku szwagra. - Słyszałeś coś? Mam wrażenie, że coś upadło w pokoju Carlosa.
- Pewnie zeszyt mu spadł. Nie zamierzam go podnosić - Felipe był trochę zły, że go obudziła, ale spojrzał na nią, przypomniał sobie, co robili przed snem i humor mu się poprawił. - Daj spokój, później sprawdzimy. Pamiętaj też o zaniesieniu mu kolejnej porcji kropli w jakimś pokarmie.
- Felipe... - coś jej się przypomniało. - Jesteś pewien, że tego nie da się wykryć po czyjejś śmierci?
- Oczywiście, że nie. Czym się martwisz? Wlewaj mu po dwie krople i wszystko będzie dobrze. Umrze za kilka dni i...
- Dwie krople...Mam wrażenie, że kiedy je dodawałam do soku, drżała mi ręka. Boję się wykrycia, Felipe. Wydaję mi się, że przez przypadek dałam mu tych kropel dużo, dużo więcej.
Szwagier podniósł się natychmiast i oparł na łokciu.
- Dużo więcej? To znaczy ile?
- Nie wiem. Dziesięć? Dwadzieścia? Naprawdę nie wiem. Co się może stać, jeżeli mam rację?
- Jeśli masz rację, Viviano...- Felipe zawiesił głos. - Jeśli masz rację, to nie wiem, czy przy takim stężeniu trucizny nic nie wykryją, miejmy nadzieję, że nie. Ale jedno jest pewne - jeśli się nie mylisz, jeśli wlałaś mu chociaż dziesięć kropel, to...właśnie zostałaś wdową, Viviano Santa Maria.
Koniec odcinka 16