Z PAMIĘTNIKA ANI /PRIMA APRILIS - KŁAMSTWO NIE POPŁACA/
Gdy kładłam się spać, wiedziałam, że jak się obudzę, to będzie prima aprilis i mam nie dać się oszukać. Niestety rano moja siostra zastosowała wobec mnie tak zwany cios poniżej pasa.
- Wstawaj, wstawaj! - darła się wprost do mojego ucha. Zaspałyśmy wszyscy! Masz na pierwszej lekcji klasówkę z polskiego! Musisz szybko się ubierać!
W ciągu kilku sekund byłam ubrana i gdy biegłam do łazienki popatrzyłam na zegar, który spokojnie odmierzając czas pokazywał godzinę szóstą. - Będę miała szczęście - triumfowała moja siostrzyczka, patrząc na moją zaspaną buzię. Udało mi się kogoś oszukać. A może jeszcze pośpisz, moja droga? - kąśliwie dodała i na wszelki wypadek zamknęła się w łazience.
Postanowiłam, że będzie to jedyne oszustwo wobec mnie tego dnia. W drodze do szkoły spotkałam Zuzię i żeby wszystko było jasne od razu powiedziałam:
- Wiem, jaki jest dzisiaj dzień i nie próbuj mnie oszukać.
To samo powiedziałam Marioli i Karolinie. My zawsze spotykamy się w drodze do szkoły, bo mieszkamy w tym samym bloku i nie idziemy, jak większość uczniów przez furtkę, tylko przez dziurę w ogrodzeniu, bo tak mamy bliżej. Jakież było nasze zdziwienie, gdy zaraz po przeciśnięciu się przez dziurę w siatce zobaczyłyśmy naszego klasowego kolegę Janusza, który w dość dziwnej siedząco-leżącej postawie prawie pławił się we wiosennej kałuży.
- Chyba złamałem nogę. Bardzo mnie boli… Pomóżcie mi wstać -powiedział do nas przez zaciśnięte zęby.
- Leż sobie spokojnie i tak wiem, że dziś prima aprilis. Ale czy nie szkoda ci tak moczyć spodni w tej mętnej wodzie? - powiedziałam i poszłyśmy do szkoły.
Gdyby to był ktokolwiek inny, pospieszyłabym mu z pomocą, ale Janusz jest specjalistą od oszukiwania. Nigdy nie wiemy, kiedy mówi prawdę. Nauczyciele też się już na nim poznali. Szczególnie, kiedy jest zapowiedziana klasówka, on w tajemniczy sposób zapada na zdrowiu. Ma niewyczerpaną składnicę pomysłów, żeby zwolnić się do domu, boli go głowa, skręca nogę, wybija palec, albo musi pojechać chorego dziadka. Zawsze podaje inny adres tego chorego dziadka i ja już doliczyłam się przynajmniej pięciu. Jeśli uda mu się zwolnić, to prawie natychmiast doznaje całkowitego uzdrowienia i do wieczora gra w piłkę na boisku.
W szatni był Paweł. On, tak jak my, idzie do szkoły na skróty, czyli przez dziurę w siatce.
- Widziałyście, co Janusz wymyśli. O mało mu nie pomogłem, tak mnie wzruszył swoim widokiem. Na szczęście przypomniałem sobie, jaki to jest dzień i że będzie klasówka z polskiego. Trzeba przyznać, że on ma głowę do tych pomysłów na zwolnienia.
- Nas też nie oszukał - odpowiedziałam zadowolona z siebie.
Na pierwszej lekcji pani zaczęła sprawdzać listę. Gdy przeczytała nazwisko Janusza, a on się nie odezwał, popatrzyłam przez okno na boisko. Pani woźna i jeszcze jakaś pani trzymały Janusza pod ręce, a on na jednej nodze kuśtykał w stronę szkoły.
Jak się okazało Janusz chciał przeskoczyć przez kałużę, ale potknął się i skręcił nogę. Janusz musiał przez kilka dni zostać w domu. Zaniosłam mu zeszyty i przeprosiłam go za to, że mu nie pomogłam, ale on tylko powiedział:
- Miałem okazję przekonać się na własnej skórze, co to znaczy, że kłamstwo nie popłaca.
KMG
Promyk Jutrzenki 4/2002 s. 8