Prawdziwa wiara przynosi oddanie
Dla wielu chrześcijan Chrystus to niewiele więcej jak tylko idea lub w najlepszym razie ideał. Nie jest On dla nich faktem. Miliony tych, którzy wyznają wiarę, mówi jak gdyby był On rzeczywistością i postępuje, jak gdyby nie był. A naszą prawdziwą postawę ujawnia nasze postępowanie, nie nasze mówienie.
Swoją wiarę możemy udowodnić tylko swoim oddaniem, niczym innym. Każda wiara, która nie rządzi tym, kto ją posiada, nie jest prawdziwą wiarą - jest ona tylko pseudo-wiarą. Prawdopodobnie zaszokowałoby nas głęboko, gdybyśmy nagle zostali postawieni twarzą w twarz z naszymi wierzeniami i zmuszeni do wypróbowania ich w ogniu praktycznego życia.
Wielu z nas chrześcijan wykazuje niezwykły spryt urządzając swoje życie tak, aby dopuszczało ono prawdziwość chrześcijaństwa, lecz aby praktyczne wnioski wynikające z niego nie były dla nas źródłem żadnych kłopotów. Ustawiamy sprawy tak, aby móc się całkiem dobrze obejść bez pomocy Bożej, a przy tym ostentacyjnie udajemy, że jej szukamy. Chlubimy się Panem, ale bacznie pilnujemy, aby nigdy nie popaść w zależność od Niego. "Najzdradliwsze i najprzewrotniejsze nade wszystko jest serce. Któż je pozna?"
Pseudo-wiara zawsze ma przygotowaną drogę ewakuacyjną na wypadek gdyby Bóg zawiódł. Prawdziwa wiara zna tylko jedną drogę i z radością pozwala na pozbawienie się wszelkich zastępczych dróg i środków, będących namiastkami. Dla prawdziwej wiary istnieje albo Bóg, albo całkowite załamanie. Od czasu, kiedy Adam jako pierwszy człowiek chodził po tej ziemi, Bóg nie zawiódł jeszcze żadnego mężczyzny ani żadnej kobiety, którzy Mu ufali.
Człowiek pseudo-wierzący będzie gotów walczyć w obronie swojego słownego wyznania, ale starannie będzie unikał sytuacji, w której jego przyszłość byłaby zależna od prawdziwości tego wyznania. Zawsze zapewni sobie drogę ucieczki na wypadek, gdyby dach się zawalił.
W naszych czasach nagląco jest nam potrzebne grono chrześcijan, gotowych ufać Bogu tak całkowicie, jak wiedzą, że będą musieli zaufać Mu w ostatecznym dniu. Dla każdego z nas zbliża się bowiem nieuchronnie dzień, w którym nie pozostanie nam nic, jak tylko Bóg. Dla pseudo-wierzącego jest to przerażająca myśl, lecz dla prawdziwie wierzącego jest to najbardziej pocieszająca myśl, jaką może mieć w swoim sercu.
Byłoby to rzeczywiście tragedią dojść do punktu, w którym nie pozostaje nic innego jak tylko Bóg i stwierdzić, że tak naprawdę nie ufaliśmy Mu w dniach naszej ziemskiej pielgrzymki. Lepiej byłoby zaprosić Boga teraz, aby usunął wszelką fałszywą ufność, oderwał nasze serca od wszystkich tajnych kryjówek i wyprowadził nas na otwartą przestrzeń, gdzie moglibyśmy sprawdzić sami czy rzeczywiście ufamy Mu, czy nie. Jest to surowa, ale pewna kuracja z naszych schorzeń. Łagodniejsza kuracja mogłaby okazać się nieskuteczna, a nasz czas szybko upływa.