Opowieści Galicyjskie


"Opowieści Galicyjskie" pióra Andrzeja Stasiuka to obszerny zbiór opowiadań, które wcześniej cyklicznie ukazywały się w „Tygodniku Powszechnym”. Każde z opowiadań stanowi osobną całostkę znaczeniową, a mimo to nie można oprzeć się wrażeniu, że kompletne są jedynie wtedy, gdy czytane jedno po drugim, jako całość.

Wrażenie to pisarz zbudował poprzez umiejscowienie akcji i ogólnej problematyki w regionie jednej z krain geograficznych, tzn. na obszarze dawnego zaboru austriackiego, a więc Galicji, co zasygnalizowano już w tytule zbioru. W toku lektury pojawiają się konkretne nazwy miejscowości (Dukla, Limanowa, Sękowa), które pozwalają jeszcze bardziej zawęzić miejsce akcji do mieszczącego się w południowo-wschodniej Polsce Beskidu Niskiego.

Krainę tą, od wieków zamieszkiwaną przez Łemków: ze swoją bujną, niezmienną przyrodą uwikłaną w zmienność pór roku, nawiedza przybysz z zewnątrz. To istotne, ponieważ tylko Obcy, wrzucony w mocno zintegrowane społeczeństwo, jest w stanie zaobserwować, jak społeczeństwo to reaguje na zmiany, które przyszły z czasem, bo i ten jest w opowieściach istotny, i tego nie można rejestrować, nie znając wcześniejszych losów tych terenów.

"- Za kumunizmu było lepiej tuty - pan Jan nerwowo poprawia śmieszną zieloną czapeczkę - Teraz okłamali, i żyć się tu nie da. Dawniej miał ja krowe, i pola tyle, i pieniądze były, i wszystko. Tera nie ma nic!". Pan Janek mieszka w Wołowcu, w tej samej wsi, co Stasiuk. Jest Łemkiem, nie ma żony, bo na ślub nie pozwala mu matka, z którą wspólnie gospodarzy. „A bo i wiadomo, kogo do dumu wprowadzisz” - mówi doń staruszka, krojąc śnieżnobiały bunc. Bunc skrzypi w zębach i na długi czas syci. Nie próbuję przekonywać go do kapitalizmu, wcześniej uprzedzona przez koleżankę moją i zarazem pana Jana, o jego preferencjach politycznych: na terenach tych mieściły się PGRy, które gdy upadły, pozostawiły pracujących tam ludzi praktycznie z niczym: to właśnie w tym momencie, gdy zachodziły najważniejsze dla społeczności tamtych terenów zmiany ustrojowe, pojawia się narrator.

Obcy, przybyły z zewnątrz, człowiek z bogatą przeszłością, mogący pochwalić się lekturą literatury polskiej i europejskiej, o szerokich horyzontach: tylko ktoś taki jest w stanie wniknąć w psychikę ludzi, a także dostrzec, jak w tę ograniczoną pasmami gór przestrzeń wkrada się nowe, a odwieczny zdawałoby się porządek, tkwiący w PGR-owej szarości, wywraca się na lewą stronę. Ten to intelektualista snuje swoją leniwą, niespieszną - jak egzystencja opisywanych ludzi - historię, w której „wszystko co dostrzeżone musi być opowiedziane, a wielkość i nuda tej opowieści przypomina nudę i wielkość wszystkich (...) tołstojów, proustów z joyce'ami”.

Nie można nie wspomnieć, że narrator jest porte-parole samego Andrzeja Stasiuka, który urodzony i wychowany w Warszawie, buntujący się przeciwko wszystkim nakazom i normom panującego wówczas systemu, kolejno wyrzucany był z liceum ogólnokształcącego, technikum i zawodówki, związany z nowo powstałym w Polsce ruchem pacyfistycznym zdezerterował z wojska - za co ponad rok spędził w więzieniu, gdzie niejako „przez przypadek” zebrał materiał, na podstawie którego powstała książka "Mury Hebronu", którą napisał w kilka dosłownie dni, zachęcony przez przyjaciela. Książki nikt nie chciał wydać, ze względu na umieszczone w niej bardzo kontrowersyjne, nieprawomyślne treści, a gdy wreszcie ujrzała światło dzienne - sprzedała się na pniu i umieściła Andrzeja Stasiuka w panteonie największych pisarzy polskich, co sam zainteresowany skwitował przysłowiowym wzruszeniem ramion. W roku 1987 wyjechał ze stolicy w Beskid Niski, gdzie zamieszkał w niewielkiej wsi z żoną Magdą i psem.

Wróćmy do opowiadań. Przybysz opowiada o tym, co widzi. W świecie, po którym nas oprowadza, stykają się stare, dobrze znane - a przez to bezpieczne - czernie i szarości, które co rusz przecinają jaskrawe, agresywne kolory kapitalistycznego nowego świata „żółcie, lazur, siedem odmian czerwieni, złoto, srebro, błękit, zieleń, jakiej mieszkając tutaj przez lat siedemdziesiąt [kobiety] nigdy nie oglądały”. To obraz ówczesnego kiosku, stojącego we wsi. Który stał tam od zawsze, ale w okresie komunizmu był to „największy szafarz szarości (...) jak brudne akwarium”.

Stasiuk opisuje świat, który zmienia się na oczach żyjących tam ludzi: od zawsze godzących się na to, co daje im los, nie próbujących się z nim wadzić, z zakodowanymi w głowie z dziada pradziada rytuałami, ceremoniami, przyzwyczajeniami - które nagle, z dnia na dzień, dezaktualizują się. Opowiadania pisane są w czasie teraźniejszym, z nieustannymi odniesieniami do tego, co było „wczoraj” - co wzmacnia wrażenie, że mamy do czynienia z relacją - czy wręcz z reportażem, pisanym w istotnym dla tej małej społeczności momencie. Dzięki zastosowaniu czasu teraźniejszego mamy poczucie ciągłego uczestnictwa w przedstawianych wydarzeniach.

Opowiadanie „Władek”, z którego pochodzą przytoczone wyżej fragmenty, opisuje stwarzanie „Nowego Świata” na ruinach tego, co było. Poprzednio panujący system przyrównany został tu do biblijnego potopu, po którym na niebie pojawia się „nowa tęcza” - malowana barwami konsumpcyjnego świata, które szeroką strugą płyną doń z Zachodu. Co ciekawe, Stasiuk w sposób nie agresywny pisze o rodzącej się w ciągu dwóch lat (bo kiosk przeszedł w ręce Władka, „przepoczwarzył się” w takim odcinku czasu) nowej religii, która zastępuje tą tkwiącą na tych ziemiach od zawsze. Kolory widniejące na zachodnich mydłach, proszkach do prania, kremach i szamponach ustawionych za szybą kiosku zestawia z kolorami widzianymi zwykle w cerkwi, czy w kościele: na szatach biblijnych postaci. Władek - właściciel kiosku - staje się pierwszym w okolicy guru, przemienia się „w posłańca i zwiastuna nowej ogólnoświatowej religii, która zniesie przeciwieństwa, unieważni spory i ukonkretni pragnienia”. W końcu opowiadania narrator wspomni jeszcze, że w domach powstają miniatury witryny kiosku. Że na komodach, telewizorach i meblościankach stają puste puszki po zachodnich napojach, kartony po sokach, butelki Maxim Brandy. Które, jak pisze, „tkwią trochę niżej, niż stare zakurzone oleodruki: święty Józef w kolorze sepii, Matka Boska w spłowiałym błękicie, czarno-biały Ojciec Święty”. A pod tym wyliczeniem - jedno zdanie, i zarazem akapit. Że „jedna Maria, jeden Józef, jeden papież, a naprzeciwko taka ilość, taka różnorodność...”

W opowiadaniu tym obecna jest groźba, że nowa religia w dalszym ciągu będzie usuwała stare nawyki i obyczaje, a bóstw do czczenia zza witryny kiosku będzie jeszcze więcej - wciąż więcej, i więcej... Władek w końcu kupił żuka, bo te wszystkie zwożone przezeń cuda nie mieściły się już w fiacie.

Pierwszy - najważniejszy wątek widoczny w opowiadaniach, to ten związany ze zmianami ekonomiczno-społecznymi, zaszłymi na tamtym terenie na początku lat dziewięćdziesiątych, po upadku systemu komunistycznego. Ale oprócz tego wyróżnić możemy mnóstwo wątków pobocznych. Nieomal w każdym opowiadaniu pojawiają się informacje o życiu tych ludzi, nie znających zegarków innych niż słoneczny: jak Janek, z opowiadania o tym samym tytule. Stasiuk próbuje zwrócić uwagę czytelnika na sprzęgnięcie życia tych ludzi z naturą: oni - jak w reymontowskich Chłopach - żyją uwikłani w jej odwieczny rytm. Pokazuje, że są jej częścią, zrośnięci z ziemią nie mniej, niż stary Boryna - mimo, że beskidzka ziemia częściej rodzi kamienie, niż zboże. Ot właśnie, Janek. „Przypomina leśnego kobolda ukształtowanego na miarę gęstych zarośli, wykrotów, poplątanych chaotycznych zagajników” - latami kształtowany przez pracę na roli, sam stał się podobny do ziemi, z której wyrósł.

W opowiadaniach interesujące jest pojęcie czasu: o ile dla czytelnika niezmiernie ważne jest ustalenie czasu fabularnego, o tyle czas „wewnątrz” - ten widziany oczyma głównych bohaterów - nie istnieje. Bo Ci - egzystują w swego rodzaju „bezczasie”. Po linii czasu poruszają się po omacku. Jeden dzień niczym nie różni się od drugiego, każdy jest do siebie podobny: wielokrotnie pojawiają się uwagi, obrazujące to zjawisko:

„Wtedy jest jakiś poranek, może poniedziałek, może czwartek, trudno rozróżnić, bo dzień wczorajszy, jak zwykle umknął w pamięci, a dzisiejsze drżenie rąk nie różni się niczym od tego sprzed tygodnia.”

W opowiadaniach nieustannie przywoływana jest powtarzalność codziennych czynności, a także swego rodzaju tradycja, spadek po pokoleniach żyjących wcześniej. Janek „mógłby, jak co dzień, ominąć bezlistne krzaki agrestu”, „ mógłby jak co dzień wejść do tego smrodliwego czyśćca”; „mężczyźni (...) tkwią wciąż na stopniu ojców”, „mężczyźni wstaną (...) mrucząc przekleństwa, które wypowiadali ich ojcowie”. W tych na poły fabularyzowanych, na poły reportażowych obrazkach z życia mieszkańców podgórskiej prowincji, zwracają uwagę bardzo wyraźnie zarysowane postacie, które przeżywają perypetie zwykłych ludzi - żyjących w zwykłym świecie, ale rodowodu niektórych wątków należałoby szukać w ludowej balladzie: Kościejny raz zabity, powraca w innym opowiadaniu jako pokutna dusza - domaga się mszy, i uczestnictwa w niej całej wioski.

Dla ballady jako gatunku znamienne jest wymieszanie wątków lirycznych (niezwykłość, nastrojowość, emocjonalność), epickich (narracyjność, retrospekcja) i dramatycznych (bohaterowie w akcji), wszystkie te elementy w różnym nasileniu pojawiają się w Opowieściach Galicyjskich.

Pisząc o Kościejnym nie można nie wspomnieć o ogólnym „klimacie” opowiadań, w którym stricte poetycki liryzm bez swady sąsiaduje z brutalnością. Wstrząsa i jednocześnie urzeka fragment, w którym Kościejny oprawia owcę: „(...) nie myślał o śmierci. Zajmowało go życie. Krótkimi, szybkimi ruchami oddzielał głowę. Dwa kundle kręciły się nieopodal. Potem czubek noża sunął wzdłuż brzucha, wzdłuż nóg, a skóra schodziła jak pończocha. W zimnym powietrzu poranka unosiła się para. Już było po wszystkim, skóra, ciało, wnętrzności, wszystko porządnie oddzielone. Prosta i precyzyjna analiza bytu.”

Sama postać Kościejnego łączy w sobie wrażliwość i twardość, spokój i gwałtowność. Ten, który płacze nad obitymi bokami końmi - rozmazując na ich karkach smarki i łzy, bez zmrużenia powiek zabije Wasylczuka, za co dostanie dwanaście lat odsiadki, w rzeszowskim więzieniu. Po trzech latach wyjdzie stamtąd, by zamarznąć gdzieś w śniegowej zaspie. „Znaleźli go tydzień później, o zmierzchu, lecz to nie był już on. Wyglądał jakby spał zwinięty w kłębek. Można było postukać. Wydawał wtedy twardy, drewniany dźwięk. W oddali Cergowa próbowała podtrzymać niebo, ale ciemność i tak spadała na świat.”

Pod tym względem proza Stasiuka jest chyba ewenementem na skalę europejską, jeśli nie światową. Nie ma chyba drugiego pisarza, który w tak plastyczny sposób potrafiłby oddać charakter opisywanego świata, z wszystkimi jego chropowatościami, załamaniami światła, kolorami i egzotyką. Dzięki umiejętnościom warsztatowym pisarza, bliski zarówno pod względem geograficznym, jak i kulturowym, nieodległy w czasie świat zamknięty w Opowieściach Galicyjskich chce się odkrywać: i robi się to z ogromną ciekawością. Bo zastosowane słownictwo, krystalicznie czyste metafory, precyzyjna konstrukcja postaci i przejrzyste przesłanie towarzyszące każdemu z opowiadań, przy całym kunszcie wykonania - pozostają w dalszym ciągu jasne i interesujące.

Opowiadania zazębiają się ze sobą, ukazane przestrzenie nakładają się jedna na drugą, umieszczone w przywołanym już wcześniej bezczasie - co nadaje im znamię jakiejś kosmicznej paraboli, opowieści kryjącej w sobie coś więcej, niż tylko prostą historię pewnej społeczności w historycznym dla niej momencie. Sposób, w jaki pisarz sączy opowieści - i filtruje przekazywane treści, nadaje im walor przypowieści, czy też może buddyjskiej Sutry - obrazującej wartości uniwersalne, ważne dla każdego człowieka.

Te same są wsie, te same knajpy i rozdroża, góry i bohaterowie Opowieści. To dlatego myślę, że czytać się je powinno jako jeden utwór, bez pomijania którejkolwiek całostki. Gdyby ktoś zdecydował się na przeczytanie tylko jednego opowiadania, jego tekst i ogólne przesłanie będzie zupełnie jasne - ale straci ono trzeci wymiar: chcąc go dostrzec, trzeba pochylić się nad wszystkim po kolei. Co mi bynajmniej nie sprawiło żadnego problemu, przeciwnie: Opowieści Galicyjskie to tekst, który chce się poznać, zgłębić - do samego końca.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
stasiuk, opowieści galicyjskie
opowieści galicyjskie stasiuk
Stasiuk Opowieści galicyjskie recenzje
Stasiuk Opowieści galicyjskie oprac
Stasiuk Opowiesci galicyjskie metafora narodzin
29 Opowieści Galicyjskie
opowiesci niesamowite poe e a UDP2EQ3BGP7D4J6A5NHY7TZ67LQSIR4RBUZKB6Q
16 OPOWIEŚĆ O HELU
Marketing opowiedzi
Opowiesci
Kaplan diabla Opowiesci o nadziei klamstwie nauce i milosci
Mity i opowie c5 9bci Platona
Baśnie 1001 nocy Opowieść o hebanowym rumaku
Galicyzmy w języku polskim
Valente?therynne M Opowiesci sieroty W ogrodzie nocy

więcej podobnych podstron