pocałunki wampira


VAMPIRE KISSES

Pocałunki wampira

Ellen Schreiber

Dla mojego taty, Gary'ego Schreibera, z całą moją miłością; za

udzielenie mi skrzydeł. - Chcę związku w którym mogę wreszcie zatopid zęby. -

Alexander Sterling.

ROZDZIAŁ 1 - Mały potwór

To się zdarzyło po raz pierwszy, kiedy miałam pięd lat. Skooczyłam

właśnie kolorowad Moją Przedszkolną Książkę. To był skooczony Picasso, jak

rysunki mojej mamy i mojego taty, sklejony Elmer1, bibułkowy kolaż i

odpowiedzi na pytania( ulubiony kolor, zwierzak, najlepszy przyjaciel itd.)

napisane przez naszą stu letnią nauczycielka, Panią Peevish.

Moi koledzy i ja siedzieliśmy w półkole na podłodze w czytelni. - Bradley,

kim chcesz byd, kiedy dorośniesz? - Pani Peevish zapytała, kiedy na wszystkie

inne pytania zostały udzielone odpowiedzi.

- Strażakiem. - Powiedział.

- Cindi?

- Uh... pielęgniarką. - Cindi Warren wyszeptała pokornie.

Pani Peevish przepytała resztę klasy. Policjanci. Astronauci. Piłkarze. W

koocu przyszła moja kolej.

- Raven, kim ty chcesz byd, kiedy dorośniesz?- Pani Peevish spytała, jej zielone

oczy patrzyły się na mnie.

Nic nie powiedziałam.

- Aktorką?

Potrząsnęłam głową.

- Lekarką?

1 Elmer - słonik w kratkę

- Nuh, uh - powiedziałam.

- Stewardesą?

- Fuj - Odrzekłam.

- Więc kim? - Spytała, poirytowana.

Zastanawiałam się przez moment. - Chce byd...

- Tak?

- Chcę byd... wampirem. - Krzyknęłam do zszokowanej i zdumionej Pani Peevish

i reszty klasy. Przez chwilę myślałam, że zacznie się śmiad; może rzeczywiście to

zrobiła. Dzieci siedzące obok mnie posunęły się dalej.

Spędziłam większośd dzieciostwa oglądaniem innych jak się ode mnie

oddalają.

Zostałam stworzona na łóżku wodnym mojego taty - lub na dachu

akademika uczelni mojej mamy pod migoczącymi gwiazdami - w zależności od

tego, który z moich rodziców opowiadał tę historię.

Byli bratnimi duszami, na tyle, że nie potrafili się rozstad od lat

siedemdziesiątych; prawdziwa miłośd zmieszana z narkotykami, odrobiną

malinowego kadzidła i muzyką Grateful Dead. Ozdobne paciorki klejnocików,

stryczkowe wierzchołki, limitowane niebieskie dżiny, bosa dziewczyna,

zarośnięta długimi włosami, przedstawiającymi Eltona Johna, opalony, odziany

w skórę, dzwonowo-sandałowy facet. Sądzę, że mieli szczęście, że nie byłam

bardziej ekscentryczna. Mogłam chcied byd porośniętym sierścią hipisowskim

wilkołakiem! Ale jakoś moją obsesją stały się wampiry.

Sara i Paul Madison stali się bardziej odpowiedzialni po moim przyjściu

na świat - albo ja go przeformowałam i powiedziałam swoim rodzicom by mieli

mniej szkliste spojrzenie. Sprzedali kwiecistą furgonetkę Volkswagena i zaczęli

mieszkad w wynajmowanej nieruchomości. Nasze hipisowskie mieszkanie było

udekorowane w trójwymiarowy świat z ponurymi obrazami kwiatów i

pomaraoczowymi rurami z plastelinowymi substancjami poruszającymi się

same w sobie - lawowe lampy - tak, że można patrzed na nie zawsze. To był

najlepszy czas w historii. Nasza trójka śmiała się grając w Chutes and Ladders i

wciskając Twinkies między zęby. Wstawaliśmy późno, oglądając filmy o Draculi,

Dark Shadows z osławionym Barnabą Collinsem i Batmana na czarno-białym

telewizorze, którego dostaliśmy po otworzeniu konta w banku. Czułam się

bezpieczna pod kocem o północy, głaszcząc rosnący brzuch mamy i słysząc jak

pomaraoczowe, lawowe lampy robią hałas. Pomyślałam, że ma zamiar dad mi

na urodziny więcej Play-Doh.

Wszystko się zmieniło, kiedy dała mi na urodziny plastelinę - tyle, że to

nie było Play-Doh. Urodziła głupka. Jak mogła? Jak mogła zniszczyd wszystkie

Twinkowe noce? Teraz szła do łóżka wcześnie, a ten twór, którego rodzice

nazwali „Billy” krzyczało i awanturowało się całą noc. Nagle zostałam sama. Był

Dracula - Dracula w telewizorze - dotrzymywał mi towarzystwa, kiedy mam

spała, głupek lamentował, a tata zmieniał śmierdzące pieluchy w ciemności.

A jeśli tego było mało, nagle wysłali mnie do miejsca, które nie było moim

mieszkaniem, nie było tam szalonych, trójwymiarowych obrazów na ścianach,

ale nudne kolaże odcisków dłoni dzieci. Kto to dekorował? Zastanawiałam się.

Miejsce było przepełnione Searsowymi katalogami dziewcząt w plisowanych

sukienkach i chłopców w stożkowych spodniach z idealnie zaczesanymi

włosami. Mama i tata mówili na to „przedszkole”.

- Będziesz tu miała przyjaciół. - uspokajała mnie moja mama, kiedy ja kurczowo

trzymałam się jej ze wszystkich sił. Pomachała mi na pożegnanie i pocałowała,

kiedy stałam sama przy statecznej Pani Peevish, co było ostatnią rzeczą, którą

chciałam dostad. Patrzyłam jak mama odchodzi z głupkiem na biodrze, kiedy

brała go do miejsca przepełnionego świecącymi w ciemności obrazami, filmami

o potworach i Twinkies.

Jakoś przeszłam przez ten dzieo. Tnąc i klejąc czarny papier na czarnym

papierze, malując palcami usta Barbie na czarno i opowiadając historie o

duchach zastępcy nauczyciela, podczas, kiedy dzieci z katalogów Searsa biegały

w kółko jak wszyscy w dniu rodzinnych amerykaoskich pikników. Byłam wręcz

szczęśliwa widząc głupka, kiedy mama w koocu przyszła mnie z stamtąd zabrad.

Tek nocy znalazła mnie z ustami dociśniętymi do ekranu telewizora, kiedy

próbowałam pocałowad Christophera Lee w horrorze o Draculi.

- Raven! Co ty tutaj robisz tak późno? Jutro masz szkołę!

- Co? - powiedziałam. Czułam się tak jakbym jadła wiśniowy placek z

podłogi, a moje serce spadło razem z nim.

- Ale ja sądziłam, że to było tylko jeden raz? - powiedziałam, panikując.

- Słodka Raven. Musisz tam iśd codziennie.

Codziennie? Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie. To była kara

dożywocia.

Tej nocy głupek nie mógł mied nadziei, by konkurowad z moim

dramatycznym zawodzeniem i płaczem. Kiedy leżałam samotnie w łóżku,

modliłam się o wieczną ciemnośd i żeby słooce nigdy nie wzeszło.

Niestety następnego dnia obudziło mnie oślepiające światło i potworny

ból głowy.

Pragnęłam na okrągło by znaleźd osobę, z którą mogłabym się podzielid

wszystkim. Ale nie mogłam znaleźd nikogo, w domu ani w szkole. W domu

lawowe lampy zostały zastąpione lampami podłogowymi od Tiffany'ego,

świecące w ciemności plakaty zostały zakryte tapetami Laura Ashley, a nasz

ziarnisty, czarno-biały telewizor został zamieniony przez dwudziesto pięcio

calowy, kolorowy model.

W szkole zamiast śpiewad pieśni Mary Poppins, gwizdałam motyw

przewodni Egzorcysty.

W połowie przedszkola próbowałam zostad wampirem. Trevor Mitchell,

doskonale uczesany blondyn ze słabymi niebieskimi oczami, był moim nemezis

od momentu, kiedy patrzyłam w dół, kiedy on próbował podciąd mnie na

slajdzie. Nienawidził mnie, ponieważ byłam jedynym dzieciakiem, które się go

nie bało. Dzieci i nauczyciele kleili się do niego, ponieważ jego ojciec był

właścicielem większości gruntów na, których stały ich domy. Trevor był w fazie

gryzienia, nie ponieważ chciał byd wampirem jak ja, tylko dlatego, że był

złośliwy. Potrafił dad kawałki mięsa wszystkim oprócz mnie. I zaczynałam się

wkurzad.

Byliśmy na placu zabaw, stojąc obok bramki do koszykówki, kiedy

uszczypnęłam skórę na jego żałosnej, małej ręce tak mocno, że myślałam, że

krew będzie tryskad. Jego twarz była czerwona jak burak. Stałam nieruchomo i

czekałam. Ciało Trevora drżało z gniewu, o oczy nabrzmiały z zemsty, kiedy się z

powrotem złośliwie uśmiechnął. Następnie pozwolił swoim zębom ugryźd mnie

w rękę. Pni Peevish musiała siedzied z nim przy szkolnej ścianie, kiedy ja

radośnie taoczyłam wokół placu zabaw, czekając na transformację w

wampirycznego nietoperza.

- Ta Raven jest dziwna. - Usłyszałam jak Pani Peevish mówi do innego

nauczyciela, kiedy ja puściłam płacz Trevora w przeszłośd, kiedy on teraz rzucał

się znowu na twardy asfalt. Posłałam mu wdzięczny pocałunek swoją ugryzioną

ręką.

Z dumą nosiłam swoją ranę, kiedy byłam na szkolnej huśtawce. Mogę

teraz latad, prawda? Ale będę potrzebowad czegoś co mnie rozpędzi.

Stanowisko było wysoko na górze ogrodzenia, a ja celowałam w puszyste

chmury. Zardzewiała huśtawka zaczęła się uginad, kiedy skoczyłam.

Planowałam lecied na około placu zabaw - aż do zaskoczonego Trevora.

Zamiast tego wylądowałam na błotnistej ziemi, robiąc dalszą szkodę mojej

oznaczonej zębami ręce. Płakałam bardziej z powodu tego, że nie posiadałam

nadprzyrodzonych mocy, jak moi bohaterowie w telewizji, niż z powodu

mojego pulsującego ciała.

Z moim ugryzieniem znalazłam się pod lodem, Pani Peevish posadziła

mnie pod ścianą by odpocząd, kiedy zepsuty, zasmarkany Trevor był już wolny

do gry. Posłał mi buziaka i powiedział - Dziękuje - Pokazałam mu język i

nazwałam go imieniem, które usłyszałam od gangstera w Ojcu Chrzestnym.

Pani Peevish posłała mnie do środka. Siedziałam tam wiele razy podczas każdej

długiej przerwy w czasie mojego dzieciostwa. Byłam przeznaczona do życia z

przerwy na przerwę.

ROZDZIAŁ 2 - DULLSVILLE

Oficjalny, powitalny znak do mojego miasta powinien brzmied - Witamy w

Dullsville - większe niż jaskinia, lecz wystarczająco małe by poczud

klaustrofobie!

Populacja 8,000 mniej więcej, prognoza pogody jest idealnie

przygnębiająca przez cały rok - słoneczna - płoty przy ciasteczkowo-nożowych

domach i rozwalone grunty rolne - to całe Dullsville. 8:10 pociąg towarowy

jedzie przez miasto rozdzielając złą stronę torów od dobrej strony, pola

kukurydzy od pól golfowych, traktory od wózków golfowych. Myślę, że to

miasto jest zacofane. Jak pola rosnącego zboża i pszenicy mogą byd

bezwartościowe przy polach zapełnionych pułapkami z piasku?

Sto lat temu gmach sądu znajdował się na placu miasta. Nie miałam

takich kłopotów, żeby się tam znaleźd - jeszcze. Butiki, agencja podróży, kafejka

internetowa, kwiaciarnia i dodatkowy chodzący teatr filmowy, gdzie wszyscy

szczęśliwcy siedzieli wokół placu.

Chciałabym aby nasz dom, znajdował się na torach kolejowych, na

kółkach i zabrał nas stąd, ale jesteśmy po prawej stronie blisko klubu

zrzeszającego śmietankę towarzyską tego regionu. Dullsville. Jedynym

ekscytującym miejscem jest opuszczony dwór, który zesłana baronowa

wybudowała na szczycie Benson Hill, gdzie zmarła w odosobnieniu.

Miałam tylko jednego przyjaciela w Dullsville - farmerkę, Becky Miller,

która jest jeszcze bardziej niepopularna niż ja. Byłam w trzeciej klasie, kiedy ją

oficjalnie poznałam. Siedziałam na schodach szkoły czekając, aż mama mnie

odbierze (spóźniona jak zwykle), teraz próbowała byd Corporate Cathy,

zauważyłam szelmowską dziewczynę skuloną na dole schodów, płaczącą jak

dziecko. Nie miała żadnych przyjaciół, ponieważ była nieśmiała i mieszkała po

wschodniej stronie torów. Była jedną z nielicznych dziewczyn z gospodarstw

rolnych w naszej szkole i siedziała dwa rzędy za mną w klasie.

- Coś nie tak? - spytałam, czując współczucie dla niej.

- Moja mama o mnie zapomniała! - wrzasnęła, żałośnie obejmując rękami

twarz.

- Nie, nie zapomniała. - pocieszałam.

- Nigdy się nie spóźnia. - płakała.

- Może utknęła w korku.

- Tak myślisz?

- Jasne! Albo może dostała telefon od tych ciekawskich sprzedawców, którzy

zawsze pytają „Czy mama jest w domu”.

- Naprawdę?

- To się zdarza cały czas. Albo może musiała się zatrzymad po przekąski i była

długa kolejka w 7-eleven.

- Mogła tak zrobid?

- Czemu nie, musisz coś jeśd, czyż nie? Więc się nie martw. Przyjedzie tu.

Wystarczyło, niebieski pickup zajechał z jedną przepraszającą matką i

przyjaznym, puszystym owczarkiem.

- Mama mówi, że możesz przyjśd do nas w sobotę, jeśli twoi rodzice się zgodzą.

- Becky powiedziała, przybiegając z powrotem do mnie.

Nikt wcześniej nigdy nie zaprosił mnie do swojego domu. Nie byłam

nieśmiała jak Becky, byłam po prostu niepopularna. Byłam zawsze spóźniona do

szkoły bo zasypiałam, nosiłam okulary słoneczne w klasie i miałam swoje opinie,

typowe w Dullsville.

Becky miała podwórko duże jak Transylwania - wielki plac, gdzie można

się było schowad i bawid w potwory i jeśd tyle świeżych jabłek prosto z jabłoni

ile tylko żołądek może zmieścid. Byłam jedynym dzieciakiem w naszej klasie,

które jej nie biło, nie wykluczało czy przezywało i nawet kopałam każdego kto

próbował. Była moim trójwymiarowym cieniem. Byłam jej najlepszą

przyjaciółką i jej ochroniarzem. I nadal jestem.

Kiedy nie bawiłam się z Becky, spędzała swój czas na aplikowaniu czarnej

szminki i lakieru do paznokci, drapiąc swoje już noszone wojskowe buty i

zakopując głowę w powieściach Anne Rice. Miałam jedenaście lat, kiedy moja

rodzina wybrała się do Nowego Orleanu na wakacje. Mama i tata chcieli grac w

blackjacka w przyrzecznym kasynie Flamingo. Głupek chciał iśd do akwarium.

Ale ja wiedział, gdzie chcę iśd: chciałam zobaczyd dom, w którym urodziła się

Anne Rice, historyczny dom, który wyremontowała i rezydencję, którą teraz

nazuwa domem.

Stałam zahipnotyzowana pod żelazną bramą, gotycką mega rezydencją,

moja mama (moja nieproszona opiekunka) stała obok mnie. Czułam kruki

latające nad głową, chod zapewne nie było żadnych. Szkoda, ze nie przyszłam w

nocy, było by o wiele piękniej. Kilka dziewczyn, wyglądających tak jak ja stało

po drugiej stronie ulicy, robiąc zdjęcia. Chciałam się rzucid i powiedzied „Bądźcie

moimi przyjaciółmi. Możemy zwiedzad cmentarze razem”. To był pierwszy raz

w moim życiu, kiedy czułam się, jakbym gdzieś należała. Byłam w mieście, gdzie

znajdował się stos trumien, nie zakopanych głęboko w ziemi, jedna na drugiej,

dzięki czemu można było je zobaczyd. Byli chłopacy z uczelni ze stonowanymi

blond kolczastymi włosami. Ludzie w stylu Funky byli wszędzie, z wyjątkiem

Bourbon Street, gdzie turyści wyglądali jakby przylecieli z Dullsville. Nagle

limuzyna pojawiła się za rogiem. Najczarniejsza limuzyna jaką kiedykolwiek

widziałam. Kierowca, kompletnie na czarno, otworzył drzwi i ona wyszła!

Zbzikowałam i patrzałam nieruchomo, jakby czas stanął w miejscu. Tuż

przed moimi oczami ukazał się mój idol nad idolami, Anne Rice!

Świeciła jak gwiazda filmowa, Gotycki anioł, niebiaoskie stworzenie. Jej

długie, czarne włosy falowały na jej ramionach i błyszczały; miała na sobie złotą

opaskę, długą, jedwabiście falującą spódnicę i fantastyczny, wampiryczny,

ciemny płaszcz. Oniemiałam. Myślę, że doznałam szoku.

Na szczęście moja mama nigdy nie oniemieje.

- Czy moja córka mogłaby prosid o autograf?

- Oczywiście.- Królowa nocnych przygód odpowiedziała słodko.

Szłam w jej stronę, jakby moje nogi mogły stopid się od słooca w każdej

chwili.

Po tym jak podpisała żółtą karteczkę samoprzylepną, którą moja mam

znalazła w torebce, Gotycka gwiazda i ja stałyśmy obok siebie, uśmiechając się z

jej ręką na mojej tali.

Anne Rice zgodziła się zrobid sobie ze mną zdjęcie!

Nigdy wcześniej w życiu tak się nie uśmiechałam. Ona prawdopodobnie

uśmiechała się tak, jak milion razy przedtem. Chwila, której ona nigdy nie

zapamięta, chwila, której ja nigdy nie zapomnę.

Czemu nie powiedziałam jej, że kocham jej książki? Czemu nie

powiedziałam jej jak wiele dla mnie znaczą? Dlatego, że myślałam, że

zajmowałam się rzeczami, jakimi nikt inny się nie zajmował?

Krzyczałam z podniecenia przez resztę dnia, rekonstruując scenę od nowa

dla taty i Głupka w naszym wypełnionym antykami, pastelowo różowym łóżku

śniadaniowym. To było pierwszego dnia w Nowym Orleanie i byłam gotowa

wrócid do domu. Kogo obchodziło głupie akwarium, Francuska dzielnica,

zespoły bluesowe i koraliki Mardi Gras, kiedy ja chcę tylko wampirzego anioła?

Czekałam cały dzieo by wywoład film, tylko po to by stwierdzid, że zdjęcie

ze mną i Anne Rice nie wyjdzie. Pochmurnie, cofnęłam się powrotem do hotelu

z moją mamą. Pomimo faktu, że zdjęcia mnie i jej ukazały się osobno, mogło to

byd związane z tym, że połączenie tych dwóch wamirów-kochanków nie mogło

byd złapane na filmie? Czy to tylko przypomnienie, że była genialnym pisarzem

bestsellerów, a ja wrzaskliwym, rozmarzonym dzieciakiem przechodzącym

przez ciemną fazę. Albo może moja mama była kiepskim fotografem.

ROZDZIAŁ 3 - NACPANY POTWÓR

Moje słodkie szesnaste urodziny. Nie wszystkie urodziny są słodkie?

Dlaczego szesnaste mają byd słodsze? To kojarzyło mi się z robieniem szumu.

W Dullsville, świętowaliśmy moje szesnaste urodziny, jak każdy inny

dzieo.

Wszystko zaczęło się od krzyków Głupka na mnie. - Wstawaj, Raven. Nie

możesz się spóźnid. Czas do szkoły!

Jak dwójka dzieciaków pochodzących od tych samych rodziców może byd

aż tak różna? Może jest coś do rzeczy w teorii o listonoszu. Ale w przypadku

Głupka mama musiała mied romans z bibliotekarzem.

Wywlokłam się z łóżka i założyłam czarną bawełnianą sukienkę bez

rękawów i czarne buty turystyczne i zarysowałam swoje pełne usta czarną

szminką.

Dwa biało-kwieciste ciasta, jeden w kształcie 1 i drugi w kształcie 6,

czekały na mnie na stole w kuchni.

Zadrasnęłam ciasteczkową szóstkę moim palcem wskazującym i

polizałam oblodzenie.

- Wszystkiego najlepszego! - powiedziała moja mama, całując mnie. - To na

wieczór, ale możesz mied to już teraz. - powiedziała podając mi pakunek.

- Wszystkiego najlepszego, Raven. - powiedział mój tata, całując mnie w

policzek.

- Założę się, że nie wiem co mi dajesz. - dokuczałam ojcu, kiedy dawał mi

pakunek.

- Nie, ale jestem pewny, że kosztował dużo.

Potrząsnęłam jasnym pakunkiem w ręku i usłyszałam grzechotanie.

Patrzyłam na napis „Wszystkiego Najlepszego” na opakowaniu. To mogą byd

kluczyki do samochodu - mojego własnego Bat mobilu! Przecież to były moje

szesnaste urodziny.

- Chciałam ci kupid coś wyjątkowego. - powiedziała moja mama, uśmiechając

się.

Podekscytowana otwarłam pakunek i podniosłam pokrywkę od pudełka z

biżuterią. Sznurek lśniących, białych pereł patrzył się na mnie.

- Każda dziewczyna powinna mied naszyjnik z pereł. - moja mama promieniała.

To była korporacyjna wersja hipisowskiego sznurku koralików mojej

mamy. Wymusiłam krzywy uśmiech, kiedy starałam się ukryd swoje

rozczarowanie. - Dzięki - powiedziałam, obejmując je równocześnie. Zaczęłam

z powrotem umieszczad naszyjnik w pudełku, ale moi rodzice spojrzeli się na

mnie, więc niechętnie założyłam go dla nich.

- Wygląda na tobie olśniewająco. - Moja mama poweselała.

- Zachowam go na coś naprawdę specjalnego. - Odparłam, kładąc naszyjnik z

powrotem do pudełka.

Zadzwonił dzwonek do drzwi i weszła Becky z małą czarną torebką

pakunkową.

- Wszystkiego najlepszego! - krzyczała wchodząc do salonu.

- Dzięki. Nie musisz mi nic dawad.

- Mówisz tak co roku. - Odparła i podała mi torebkę. - Przy okazji, widziałam

wczoraj w nocy van na zewnątrz Mansion! - szepnęła.

- Nie ma mowy! Ktoś w koocu się tu wprowadza?

- Chyba tak. Ale wszystko, co widziałam było w samochodach przewozowych,

dziadkowe zegary i wielkie skrzynie oznaczone jako „gleba”. I mają

nastoletniego syna.

- Najprawdopodobniej urodził się mając na sobie spodnie khaki. I na pewno

jego rodzice są z tych nudziarzy od Ivy Leagures. - odparłam. - Mam nadzieję,

że go nie przebudują i nie wygonią wszystkich pająków.

- Ta i zburzą bramę, wstawiając tam biały płotek.

- I plastikowe sztuczne gęsi na trawnik.

Chichotałyśmy jak szalone, kiedy włożyłam rękę do torebki.

- Chciałam kupid ci coś specjalnego, w koocu to twoja szesnastka.

Wyciągnęłam czarny, skórzany naszyjnik z talizmanem z cyny.

Talizmanem był nietoperz!

- Podoba mi się! - Krzyknęłam, wkładając go.

Moja mama spojrzała na mnie z kuchni.

- Następnym razem damy jej pieniądze. - Usłyszałam jak mówi do taty.

- Perły! - Szepnęłam do Becky, kiedy wychodziłyśmy z domu.

Byłam na siłowni, ubrana w czarną koszulkę, spodenki i buty wojskowe, a

nie w wymagane w siłowni białe na białe. Naprawdę, jaki jest w tym sens?

Pomyślałam. Czy biały zestaw robił z ucznia lepszego sportowca?

- Raven, nie czuję się na siłach, żeby wysyład cię dzisiaj do gabinetu dyrektora.

Dlaczego po prostu nie zrobisz sobie raz przerwy i nie założysz tego, co masz

ubrad?- Pan Harris, nauczyciel gimnastyki, jęczał.

- To moje urodziny. Może pozwoli mi pan wyjśd w tym chociaż raz?

Patrzył na mnie, nie wiedząc co powiedzied. - Tylko ten jeden raz. - w

koocu odparł. - Ale nie dlatego, że dziś są twoje urodziny, ale dlatego, że nie

chce mi się wysyład cię do gabinetu dyrektora.

Becky i ja zachichotałyśmy, kiedy poszedł w stronę trybuny, gdzie czekała

klasa.

Trevor Mitchell, moja przedszkolna nemezis i jego szubrawy pomocnik,

Matt Wells szli za nami. Byli doskonale uczesanymi, konserwatywnymi

snobami. Wiedzieli, że wyglądają świetnie i robiło mi się niedobrze bo byli tacy

pewni siebie.

- Słodka szesnastka! - Trevor powiedział, oczywiście usłyszał rozmowę z panem

Harrisem. - Jak pięknie! Po prostu dojrzała do miłości, nie sądzisz Matt? - Byli

odciskami na naszych piętach.

- Ta, stary. - odparł Matt.

- Ale może jest powód, że nie nosi białego na białym dla dziewic, prawda,

Raven?

Był wspaniały, nie ma wątpliwości. Jego niebieskie oczy były piękne, a

jego włosy wyglądały idealnie jak u modela. Miał dziewczynę na każdy dzieo

tygodnia. Był złym chłopcem, ale bogatym złym chłopcem, co czyniło z niego

nudziarza.

- Hej, nie jestem z tych co ubierają białą bieliznę, jestem? - spytałam. - Masz

rację - jest powód dlaczego ubieram się na czarno. Może jesteś jednym z tych,

którzy chcieli by więcej.

Becky i ja siadłyśmy na trybunie, pozostawiając Trevora i Matta stojących

na torze.

- Więc jak spędzisz swoje urodziny? - Trevor krzyknął siedząc z resztą klasy, tak

by wszyscy słyszeli. - Ty i farmerka Becky siedzące w domu w piątkowy wieczór

i oglądające Piątek Trzynastego? Może rozstawicie jakieś ogłoszenia

towarzyskie? Szesnastoletnia singielka, biały potwór szuka samca by związad się

z nim na wiecznośd.

Cała klasa się śmiała.

Nie lubiłam, kiedy Trevor się ze mną drażnił, ale jeszcze bardziej nie

lubiłam, kiedy drażnił się z Becky.

- Nie, myślałyśmy o rozwaleniu imprezy u Matta wieczorem. W przeciwnym

razie nie będzie tam nikogo ciekawego.

Wszyscy byli zszokowani, a Becky przewróciła oczami, jakby chciała

powiedzied „Zawleczesz mnie tam teraz?” Nigdy nie byłyśmy na jednej z wysoce

nagłośnianych imprez Matta. Nigdy nie byłyśmy zaproszone i sądziłyśmy, że

nigdy nie będziemy. Ostatnio nie sądziłam.

Cała klasa czekała na reakcję Trevora.

- Jasne, ty i Igor możecie wpaśd... ale pamiętaj pijemy piwo, nie krew!- Cała

klasa się śmiała, a Trevor przybił Mattowi piątkę.

Właśnie wtedy Pan Harris dmuchnął w gwizdek, sygnalizując nam zejście

z trybun i bieg wokół torów jak charty.

Ale Becky i ja szłyśmy, obojętne na potliwośd naszych kolegów.

- Nie możemy pójśd na imprezę Matta. - Becky powiedziała.- Kto wie co nam

tam zrobią?

- Zobaczymy co tam robią. To moja słodka szesnastka, pamiętasz? Urodziny,

których nigdy nie zapomnę!

ROZDZIAŁ 4 - PRAWDA CZY STRACH

Najbardziej ekscytujące rzeczy w Dullsville w czasie mojego życia, w

porządku chronologicznym:

1. 3:10 pociąg skakał na torach, wyrzucając pudełka Tootsie Rolls, które

my niszczyliśmy.

2. Uczeo ostatniej klasy spłukał silnie wybuchającą petardę w kształcie

czerwonej kuli w toalecie, wybuchają linie ściekowe, zamknęli szkołę

na tydzieo.

3. Na moje szesnaste urodziny rozchodzi się plotka, że rodzina

wampirów przeniosła się do nawiedzonej rezydencji na czubku

Benson Hill!

Legenda rezydencji wygląda tak: Został zbudowany przez romaoską

baronową, która uciekła z kraju po powstaniu chłopskim, w którym jej mąż i

większośd jego rodziny zginęła. Baronowa zbudowała swój nowy dom na

Benson Hill, by przypominał jej europejskie nieruchomości w każdym szczególe,

z wyjątkiem zwłok.

Mieszkała ze swoimi pracownikami w całkowitej izolacji, przerażona

obcymi i tłumami. Byłam małym dzieckiem w chwili jej śmierci i nigdy się z nią

nie spotkałam, chociaż bawiłam się przed jej samotnym pomnikiem na

cmentarzu. Ludzie mówili, że siedzi przy oknie na piętrze w godzinach

wieczornych, patrząc na księżyc i, że nawet teraz, kiedy księżyc jest w pełni, jeśli

tylko spojrzysz pod kątem prostym, możesz zobaczyd jej ducha siedzącego w

tym samym oknie, patrzącego w niebo.

Ale ja nigdy jej nie widziałam.

Rezydencja była zabita deskami od tamtej pory. Plotka głosi, że była tam

jej romaoska córka wiedźma, interesująca się czarną magią. W każdym razie nie

była zainteresowana Dullsville (mądra dama!) i nigdy nie utrzymywała tego

miejsca.

Rezydencja na Benson Hill była dośd olśniewająca dla mnie w gotycki

sposób, ale brzydka dla wszystkich innych. Był to największy dom w mieście - a

pusty. Mój tata mówi, że to dlatego, że jest w spadku. Becky twierdzi, że to

dlatego, że jest nawiedzony. Ja myślę, że to dlatego, że kobiety w tym mieście

boją się kurzu.

Rezydencja, oczywiście, zawsze mnie fascynowała. To był mój domek dla

Barbie marzeo i wspinałam się na to wzgórze przez wiele nocy, w nadziei

ujrzenia ducha. Ale faktycznie weszłam do środka tylko raz, kiedy miałam

dwanaście lat. Miałam nadzieję, że może go naprawię i zrobię z niego swój

domek. Chciałam postawid znak, który mówił „GŁUPEK NIE DOZWOLONY.”

Pewnej nocy wspięłam się na bramę z kutego żelaza i poruszałam się na

podjeździe do likwidacji.

Rezydencja była naprawdę wspaniała, z winogronem kapiącym od frontu

jak spadające łzy, odchodzącą farbą, zrujnowanymi dachówkami i upiornymi

oknami na poddaszu. Drewniane drzwi stały jak Godzilla, wysokie, silne - i

zablokowane. Podkradłam się z tyłu. Wszystkie okna były zabite deskami z

długimi gwoździami, ale zauważyłam pewne luźne deski wiszące nad oknem

piwnicy. Starałam się je poluzowad, kiedy usłyszałam głosy. Przykucnęłam za

paroma krzakami, kiedy licealny gang starszych napotkał się niedaleko.

Większośd z nich była pijana, a jeden przerażony.

- No dalej, Jack, wszyscy to zrobiliśmy. - Kłamali, spychając faceta w czapce

baseballowej ku rezydencji. - Wejdź i daj nam skurczoną głowę!

Widziałam nerwowego Jacka Pattersona. Był przystojnym facetem

godnym sympatii, wyjątkowego rodzaju, dzieciakiem, który powinien spędzid

ten czas strzelając obręczami lub sprawiając by dziewczyny mdlały, a nie

zakradad się do nawiedzonego domu, by zdobyd przyjaciół.

To było jak Jack zobaczył ducha, jak podszedł do rezydencji. Nagle

spojrzał na krzaki, gdzie się ukrywałam. Dyszałam i krzyknął. Myślałam, że oboje

będziemy mieli atak serca. Przykucnęłam z powrotem w dół, bo usłyszałam, że

zbliża się gang.

- On krzyczy jak mała dziewczynka, a nie jest jeszcze nawet w środku! - zakpił

jeden z nich.

- Wynoś się stąd! - Jack powiedział do gości. - Mam to zrobid sam, prawda?

Poczekał, aż inni się wycofają i skinął na mnie, żeby było jasne.

- Kurde dziewczyno przestraszyłaś mnie! Co ty tutaj robisz?

- Mieszkam tutaj i zgubiłam swoje klucze. Próbuję tylko z powrotem tam wejśd.

- zażartowałam.

Złapał oddech i uśmiechnął się. - Kim jesteś?

- Raven, ja wiem kim ty jesteś. Jesteś Jack Patterson. Twój ojciec jest

właścicielem domu handlowego, gdzie moja mam kupuje swoje eleganckie

torebki. Widziałam cię przy kasie w pracy.

- Ta, pomyślałem, że wyglądasz znajomo.

- Więc, czemu tu jesteś?

- To jest wyzwanie. Moi znajomi sądzą, że to miejsce jest nawiedzone, a ja mam

wkraśd się do środka i wziąd pamiątkę.

- Jak stary tapczan?

Uśmiechnął się tym samym uśmiechem. - Tak, głupku. Ale to bez

znaczenia. Nie ma sposobu.

- Tak, jest! - Pokazałam mu luźne deski w oknie piwnicy.

- Idziesz pierwsza. - Szturchając mnie do przodu z trzęsącymi się rękami. -

Uśmiechasz się.

Ześliznęłam się prosto przez okno.

W środku było bardzo ciemno, nawet dla mnie. Mogłam tylko Niszczyc

pajęczyny. Podobało mi się! Wszędzie były stosy kartonów i pachniało jak w

piwnicy, jakby były tak od początku świata.

- No dalej, już! - powiedziałam.

- Nie mogę się ruszyd! Utknąłem.

- Musisz się ruszyd. Czy chcesz, żeby cię znaleźli jak wchodzisz od tyłu?

Szarpnęłam i pchnęłam i pociągnęłam. W koocu Jack wszedł, z moją ulgą,

ale nie jego.

Prowadziłam przerażonego starszego przez spleśniałą piwnicę. Trzymał

się za moją rękę tak mocno, że myślałam, że połamie mi palce.

Ale miło było trzymad jego rękę. Była duża i silna i męska. Nie jak Głupka,

który miał małe ręce, zawsze grząskie i lizusowskie.

- Dokąd my idziemy? - szeptał przestraszonym głosem. - Nie widzę!

Mogłam rozpoznad kształty masywnej sofy i krzesła, pokrytych

zakurzonym białym obrusem, prawdopodobnie należących do starej kobiety,

która patrzyła na księżyc.

- Widzę jakieś schody. - powiedziałam. - Po prostu idź za mną.

- Nie pójdę dalej! Oszalałaś?

- Czy to długie lustro? - pokpiwałam, zaglądając za szmatkę.

- Wezmę jedno z tych pudeł!

- To nie jest dobre. Twoi znajomi cię zabiją. Będziesz pośmiewiskiem przez

resztę swojego życia. Uwierz mi, wiem jak to jest.

Spojrzałam na niego i zobaczyłam strach na jego twarzy. Nie byłam

pewna czy bał się swoich przyjaciół na zewnątrz czy siedzenia w piwnicy, jak w

jaskini przy najmniejszym nacisku. Albo może bał się duchów.

- Dobra. - powiedziałam. - Poczekaj tutaj.

- Jak bym mógł gdzieś iśd? Nie mam pojęcia jak wrócid!

- Ale najpierw...

- Co?

- Puśd moją rękę!

- O, tak.

Puścił mnie. - Raven.

- Co?

- Uważaj!

Spauzowałam. - Jack, wierzysz w duchy?

- Nie, oczywiście, że nie.

- Więc, nie sądzisz, że tu jest duch? Tej starej kobiety?

- Ciii! Nie mów tak głośno!

Uśmiechnęłam się z oczekiwaniem. Ale potem przypomniałam sobie

odwagę jego gangu i chwyciłam jego czapkę z daszkiem. Wrzasnął ponownie.

- Spokojnie, to tylko ja, nie, jeden z tych upiornych duchów, w które wierzysz.

Ostrożnie stąpałam po skrzypiących stopniach i natknęłam się na

zamknięte drzwi na górze. Ale otwarły się, kiedy odwróciłam gałkę. Byłam w

szerokim korytarzu. Blask księżyca świecił przez szpary w oknach na podłogę.

Rezydencja wydawała się jeszcze większa w środku. Gładziłam ściany idąc, kiedy

szłam, kurz łagodnie brudził mi ręce. Obróciłam się na rogu i natknęłam się na

wielkie schody. Jakie skarby leżały na górze? Czy tam jest duch baronowej?

Skradałam się na palcach po schodach, tak jak mysz, jak tylko mogłam w

swoich ciężkich, wojskowych butach.

Pierwsze drzwi były zamknięte, tak jak drugie i trzecie. Przywarłam

uchem do czwartych drzwi i usłyszałam cichy płacz po drugiej stronie. Przeszedł

mnie zimny chłód. Byłam w niebie. Kiedy posłuchałam dłużej, zdałam sobie

sprawę, że to tylko wiatr gwizdał przez okienne deski. Otworzyłam szafę,

skrzypiącą jak stara trumna. Jedynymi rzeczami jakie odkryłam, było kilka

starych wieszaków okrytych pajęczynami zamiast ubrao. Zastanawiałam się,

gdzie są duchy. Zajrzałam do biblioteki. Otwarta książka leżała na stoliku, jak

kobieta, która patrzyła na księżyc mogła czytad skoro nie żyła.

Chwyciłam romaoskie wieże z półki w nadziei, że to otworzy tajne

przejście do lochu zjawy. Nic się nie poruszyło, z wyjątkiem włochatych,

brązowych pająków przesuwających się szybko przez zakurzone półki.

Ale po chwili usłyszałam głośny dźwięk i prawie wyskoczyłam przez dach

- to było trąbienie! Zaskoczona, rzuciłam książkę. Kompletnie zapomniałam o

gangu Jacka i mojej nowej misji.

Pobiegłam z powrotem w dół schodów, przeskakując przez ostatnie

stopnie. Jasne światło promieniało przez deski okien w salonie. Podeszłam do

okna i wyjrzałam, bezpiecznie ukryta za płytami. Widziałam starszych

siedzących na masce samochodu. Światła świeciły przez bramę rezydencji.

Jeden z nich patrzył w moim kierunku więc wysunęłam czapkę Jacka

przez otwór pomiędzy płytami i machałam nią jakbym wylądowała na księżycu.

Czułam się triumfalnie. Starsi podnieśli kciuki w odpowiedzi.

Znalazłam Jacka w pocie, siedział w kącie piwnicy na wierzchu kilku

drewnianych skrzyo. Musiał myśled to samo o szczurach, co o duchach.

Chwycił mnie jak dziecko chwyta swoją matką. - Co tak długo?

Włożyłam mu czapkę do ręki. - Potrzebujesz tego.

- Co z nią zrobiłaś?

- Niech wiedzą, że zrobiłeś to dobrze. Gotowy?

- Gotowy! - I wyciągnął mnie z powrotem przez okno, jak na miejscu pożaru.

Zauważyłam, że tym razem nie utknął. Popchnęliśmy deski z powrotem.

Wyglądało to tak, jakby nikogo tam nie było. - Nie chcemy by to było proste dla

kogoś jeszcze. - powiedziałam.

Patrzył do tyły jakby nie wiedział, jak ma mi podziękowad.

- Czekaj! Nie mam pamiątki! - zdał sobie sprawę.

- Wrócę tam.

- Nie ma mowy! - powiedział, chwytając mnie za ramię.

Zastanowiłam się przez chwilę.

- Masz, weź to. - Dałam mu swój naszyjnik. Czarny skórzany pasek z

onyksowym medalionem. - Kosztował tylko trzy dolary, ale wygląda jak

własnośd baronowej. Tylko niech nikt go nie szacuje.

- Ale odwaliłaś całą robotę, a ja będę miał u ciebie kredyt.

- Weź to zanim zmienię zdanie.

- Dzięki!

Zważył w ręku naszyjnik i dał mi ciepły pocałunek w policzek. Schowałam

się za rozpadającą altankę, kiedy on pobiegł z powrotem do kumpli, zawiesił

naszyjnik przed ich twarzami, przybijając piątki. Uwielbiali go teraz, tak jak ja.

Trzymałam rękę na swoim brudnym, świeżo pocałowanym policzku.

Po tym dniu Jack należał do spoko klubu, a nawet stał się

przewodniczącym klasy. Od czasu do czasu, kiedy widziałam go na placu

miasta, zawsze posyłał mi ogromny uśmiech.

Nie miałam szansy wrócid do swojego domku dla Barbie z marzeo.

Rozeszło się, ze Jack podkradł się do rezydencji. Obawiano się, że więcej

dzieciaków tak zrobi, policja patrolowała obszar w nocy. To zajęło by lata zanim

ponownie odwiedziłabym rezydencję.

ROZDZIAŁ 5 - ŚWIATŁO W OKNIE

Nadal spocone po siłowni, Becky i ja mijałyśmy rezydencje w drodze do

domu. Zauważyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam: światło w oknie.

Okna nie były zabite deskami!

- Becky, patrz! - krzyczałam z podniecenia. To był najlepszy prezent urodzinowy

ze wszystkich! Była tam postad stojąca przy oknie na poddaszu, patrząca w

gwiazdy.

- Och, nie! To prawda, Raven. Tam są duchy! - krzyczała, trzymając się mojego

ramienia.

- Więc, ten duch jeździ czarnym mercedesem! - powiedziałam, wskazując na

odjazdowy samochód zaparkowany na podjeździe.

- Chodźmy. - błagała.

Nagle światło na poddaszu zgasło.

Dyszałyśmy w tym samym czasie. Paznokcie Becky wbijały się w mój

oszczędzony sweter. Czekałyśmy, z szeroko otwartymi oczami i bez słowa.

- No dalej, chodźmy! - powiedziała Becky.

Nie ruszyłam się.

- Raven, jestem już spóźniona na obiad! Będziemy podwójnie spóźnione na

imprezę Matta.

- Masz chętkę na seksownego ol'Mattie? - dokuczałam jej, moje oczy były

wpatrzone na rezydencję.

Ale, kiedy nie odpowiedziała, zwróciłam się do jej twarzy. Policzki Becky

płonęły.

- Masz!- rzekłam, jednym tchnieniem. - I myślisz, że ja jestem dziwna! -

oświadczyłam, potrząsając głową.

- Raven, muszę iśd!

Czekała bym do rana, ale ktokolwiek był w środku nie wyszedł by.

Światło w oknie na poddaszu rozpaliło ogieo w mojej duszy.

- Widziałam na dworze zaparkowanego Mercedesa! - poinformowałam rodzinę

podczas kolacji. Byłam spóźniona jak zwykle, tym razem na własną kolację

urodzinową.

- Słyszałem, że wyglądają jak rodzina Addamsów. - powiedział Głupek.

- Może mają córkę w twoim wieku. Kogoś kto nie lubi pakowad się w kłopoty. -

moja mama odparła.

- Wtedy nie będę musiała jej poznad.

- Może ma ojca, z którym będę mógł grac w tenisa. - powiedział mój tata,

przepełniony nadzieją.

- Ktokolwiek to będzie, będzie musiał się pozbyd tych wszystkich luster i skrzyo.

- odparłam, nie wiedząc co powiedzied.

Wszyscy się na mnie patrzyli. - Jakich skrzyo? - moja mama spytała. - Nie

mów mi, że podkradałaś się do tego domu.

- Tak tylko coś słyszałam.

- Raven! - powiedziała moja mama, głosem zdesperowanej matki.

Wydawało się, że nikt nie widział w Dullsville nowych właścicieli. Pięknie

byłoby mied tajemnice w tym mieście. Wszyscy wiedzieli wszystko, co się działo

w Dullsville, a większośd plotek nie była warta poznania.

Matt Wells mieszkał po dobrej stronie miasta, na skraju Oakley Woods.

Becky i ja spóźniłyśmy się i weszłyśmy jak byśmy były gwiazdami filmu

wprowadzającymi premiera. Albo raczej ja byłam. Biedna Becky wisiała mocno

na moim boku, jakby była na wizycie u dentysty. - Będzie dobrze. - uspokoiłam

ją. - To impreza! - ale wiedziałam dlaczego była zdenerwowana. Byłyśmy

poddane na śmiesznośd, zamiast byd bezpiecznie w domu przed telewizorem,

jak powiedział Trevor. Ale dlaczego snoby mają mied całą zabawę? Tylko

dlatego, że sypialnia Matta była wielkości mojego salonu? Tylko dlatego, że nie

nosimy ubrao, które noszą oni? Więc to oznaczało, że mam siedzied w domu w

swoje szesnaste urodziny?

Czułam się, jak Mojżesz nad Morzem Czerwonym, kiedy tłum snobów

rozproszonych w przedpokoju odgrodził nam wejście. Nasi koledzy z klasy

przeszyli mnie oczami, ubraną w mój zwykły gotycki strój. Jaka szkoda,

Tommy'ego Hilfigera nie było. Miał byd chwalony. Każdy miał na sobie ubranie

jak mundurek. Dźwięk Aerosmith rządził w całym salonie Matta. Gruba warstwa

dymu wisiała nad kanapami i zapachy piwa przedostawały się do powietrza jak

tanie kadzidła. Pary, które nie patrzyły na nas, z uwielbieniem patrzyły na

siebie. Bezużyteczne było by spróbowanie rozmowy z kimkolwiek.

- Nie mogę uwierzyd, że przyszłaś. - powiedział Matt, zauważając nas w

korytarzu. - Chciałbym zrobid zdjęcie, ale nie wiem czy będziesz widoczna! -

Mimo swojego ujadania, Matt nie był tak okrutny jak Trevor. - Piwo jest z tyłu.

- powiedział później. - Chcesz, żebym pokazał ci drogę?

Becky obawiała się Matta. Potrząsnęła głową i zamknęła się w łazience w

przedpokoju. Matt zaśmiał się i ruszył do kuchni. Czekałam w salonie, aż

puszczą koncert w głośniku, studiując płyty CD. Michael Molton, Celine Dion i

sporo muzyki rozrywkowej. Nie byłam zaskoczona.

Wróciłam by sprawdzid co z Becky i znalazłam otwarte drzwi do łazienki.

Nie było jej w korytarzu, więc szłam przez tłum do kuchni, bijąc kolegów. Grupa

dziewczyn z fryzurą za sto dolarów spojrzała się na mnie i wyszła, zostawiając

mnie w spokoju. Albo ja tak myślałam.

- Hej, seksowna potworna lasko. - powiedział głos za mną. To był Trevor.

Był oparty o ścianę obok mnie, z Budweiserem zwisającym w ręce.

- Czy tak się ubierasz na każdą imprezę?

Uśmiechnął się uwodzicielsko. - Nigdy wcześniej nie pocałowałem

dziewczyny z czarnymi ustami.

- Nigdy wcześniej nie pocałowałeś dziewczyny. - powiedziałam i przeszłam

obok niego.

Złapał mnie za rękę i przyciągnął z powrotem do siebie. Spojrzał na mnie

tymi swoimi niebieskimi oczami i pocałował mnie w usta! Muszę przyznad,

świetnie całował i nie sprawiał bólu tak był wspaniały.

Trevor Mitchell nigdy nawet mnie nie dotknął, tym bardziej nie

pocałował, z wyjątkiem tego, że ugryzł mnie w przedszkolu. Najwyżej dostałam

uderzona w głowę, gdy szłam zbyt blisko niego. Musiał byd pijany. Może to był

żart, może po prostu się ze mną drażnił. Ale sposób w jaki czułam jego usta na

sobie, wydawało się, że oboje tego chcemy. Nie wiedziałam co myśled, kiedy

wyciągnął mnie tylnimi drzwiami, obok pijana para gniotła się na schodach,

obok kubła na śmieci i fontanny, pod wysokimi drzewami i w ciemności.

- Boisz się ciemności, Potworna Dziewczyno? - Lasy lekko się jarzyły, trudno

było rozpoznad czerwone pasy na moich sweterku.

- Nie, bardzo je lubię.

Pchnął mnie na drzewo i zaczął całowad tak naprawdę. Jego ręce były

wszędzie, na mnie, na drzewie.

- Zawsze chciałem pocałowad wampira! - powiedział, nabierając powietrza.

- Zawsze chciałam pocałowad neandertalczyka.

Zaśmiał się i zaczął mnie całowad.

- Więc to znaczy, że teraz będziemy razem? - zapytałam, teraz to ja nabrałam

powietrza.

- Co?

- Jak pójdziemy do szkoły? Będziemy się trzymad za ręce w salach i spędzad

razem czas podczas lunchu? Oglądad filmy w weekendy?

- Ta, cokolwiek.

- Więc będziemy ze sobą chodzid?

- Tak. - Zaśmiał się. - Możesz patrzed jak gram w piłkę, a ja mogę oglądad jak

przemieniasz się w nietoperza. - Zaczął delikatnie gryź mnie w szyję. - Założę

się, że lubisz coś takiego jak to, czyż nie, Potworna Dziewczyno?

Moje serce zamarło. Oczywiście, tak naprawdę to nie chcę byd

dziewczyną Trevora. Nie byliśmy jak Mars i Wenus - nie byliśmy nawet w tym

samym wszechświecie! A ja nigdy go nie lubiłam, naprawdę. Wiem, dlaczego

mnie tu przyprowadził, wiedziałam, co chciał zrobid i wiedziałam komu o tym

powie. A na koniec, może wygra po dziesięd dolarów od wszystkich swoich

znajomych za zakład „ zdobyd gotycką laskę.” Miałam nadzieję, że udowodni

mi, że się mylę. Zamiast tego udowodnił mi, że mam rację.

Nadszedł czas, aby zabrad się do roboty. - Chcesz wiedzied dlaczego nie

ubieram się na biało? Chcesz ze mną latad?

- Tak, - Uśmiechnął się, jakby przestraszony, ale bardzo chętny. - Założę się, że

latasz jak Superdziewczyna!

Popędziłam go przez płot sztachetowy do lasu. Oczywiście widziałam

lepiej niż on. Moje nocne zwyczaje zrobiły ze mnie świetnego obserwatora w

ciemności. Nie tak dobrego jak kot, ale blisko. Czułam się bezpieczna, z pięknym

księżycem skierowanym teraz na mnie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam kilka

nietoperzy trzepoczących ponad drzewami. Nigdy nie widziałam nietoperzy w

Dullsville. Ale nigdy nie byłam też na wielu imprezach.

- Nie widzę. - powiedział Trevor, usuwając gałązki ze swoich włosów.

Idąc dalej, młócił swoimi ramionami jakby w coś uderzał. Niektórzy są

agresywnymi pijakami; niektórzy są łkającymi pijakami. Ale Trevor był

przerażonym pijakiem. Stał się zupełnie nie atrakcyjny.

- Zatrzymajmy się tutaj. - powiedział.

- Nie, tylko trochę dalej. - powiedziałam, podążając za nietoperzami, lecącymi

do lasu. - To moje szesnaste urodziny. Chcę, żeby to była noc, której nigdy nie

zapomnę! Potrzebujemy całkowitej prywatności.

- Tu jest mnóstwo prywatności. - powiedział, i próbował pocałowad mnie po

omacku.

- Jesteśmy prawie na miejscu. - powiedziałam, ciągnąc go. Świateł z domu nie

było już widad i nie można było zrobid pięciu kroków nie uderzając w drzewo.

- Tu jest idealnie! - w koocu powiedziałam.

Ścisnął mnie mocno, nie dlatego że mnie kochał, ale dlatego, że się bał.

To było żałosne.

Przez drzewa wiał łagodny wiatr i było czud zapach jesiennych liści.

Słyszałam odgłosy nietoperzy wysoko nad głową. Pełnia księżyca oświetlała ich

skrzydła. Mogłoby byd romantycznie, gdybym tylko miała ze sobą prawdziwego

chłopaka.

Trevor był całkowicie ślepy w ciemności, dotykając wszystko

swoimi dłoomi i ustami. Całował mnie po całej twarzy i dotykał moich pleców.

Nawet na ślepo, nie zajęło mu długo znalezienie guzików mojej koszuli.

Nie, ty pierwszy. - powiedziałam mu.

Uniosłam jego sweter, najmniej niezdarnie jak mogłam. Nigdy wcześniej

tego nie robiłam. Miał na sobie sweter w serek, a pod tym podkoszulek. To

zajmie wieki. Pomyślałam.

Czułam jego nagie piersi. Dlaczego nie? Były tuż przede mną. Były

miękkie i gładkie i umięśnione.

Pociągnął mnie bliżej, moja czarna koszulka ze sztucznego jedwabiu

dotykała jego nagiego torsu.

- Teraz ty, skarbie. Chcę cię tak bardzo. - powiedział, bezpośrednio dotykając

kawałka skóry.

- Ja też, skarbie. - westchnęłam, wywracając oczy.

Oparłam go powoli na wilgotnej ziemi. Zdjęłam mu skarpetki i mokasyny.

Skwapliwie zdjęłam resztę.

Leżał podparty rękami, kompletnie nagi. Patrzyłam na niego w słabym

świetle księżyca, smakując chwilę. Ile dziewczyn miał Pan Niesamowity leżących

pod drzewami, tylko po to by odstawid je na bok ostatniego dnia? Nie byłam

pierwsza i nie miałam byd ostatnia. Miałam tylko zrobid by było inaczej.

- Pośpiesz się - chodź tutaj. - powiedział. - Zimno mi!

- Będę za minutę. Nie chcę byś widział jak się rozbieram.

- Nie widzę cię! Nawet nie widzę swoich rąk!

- Cóż, po prostu poczekaj.

Miałam w swoich rękach ubrania Trevora Mitchella. Jego sweter w serek,

podkoszulek, spodnie khaki, skarpetki, mokasyny i bieliznę. Miałam jego siłę.

Jego maskę. Miałam całe jego życie. Co dziewczyna miała z tym zrobid?

Ta dziewczyna biegła. Pobiegłam tak mocno, jak nigdy wcześniej nie

biegłam. Jak bym trenowała każdego dnia na siłowni. Jeśli Pan Harris by mnie

wtedy widział, to na pewno dał by mnie do drużyny biegaczy.

Nietoperze odleciały, tak jakby były zsynchronizowane z moimi ruchami.

Szybko dobiegłam do domu, wciskając zestaw Trevora w ramiona. Snoby piły z

tyłu ganku, zbyt zajęci mówieniem o swoim płytkim życiu, by zauważyd mnie

opróżniającą pół worka śmieci wypełnionego nadzieniem i puszkami po piwie, a

zastępując je rzeczami Trevora.

Zaniosłam torbę do domu i chwyciłam zaskoczoną Becky za ramię. Była

zajęta dostarczaniem piwa do stolika dla graczy w pokera.

- Gdzie byłaś? - krzyczała. - Nie mogłam cię nigdzie znaleźd! Byłam

przymuszona do czekania obsługując! Tam i z powrotem, piwo, frytki, piwo,

chipsy. I teraz cygara! Raven, gzie mam dostad cygara?

- Zapomnij o cygarach! Musimy wiad!

- Hej, gdzie są te precle? - zażądał pijany, zapalony sportowiec.

- Bar jest zamknięty! - powiedziałam mu w twarz. - Świetna obsługa,

potrzebuje świetnego napiwku! - chwyciłam jego zarobek z pokera i

wepchnęłam do torebki Becky. - Czas na nas! - powiedziałam, wyciągając ją.

- Co jest w torbie? - spytała.

- Śmieci, co jeszcze?

Pchnęłam ją na drzwi. Zaletą nie posiadania przyjaciół było to, że nie

musiałam się z nikim zegnad. - Co się stało? - spytała, kiedy ciągnęłam ją przez

całe podwórko. Jej dziesięcioletni pickup znajdował się przy koocu ulicy,

czekając na nas jak dom. - Gdzie byłaś, Raven? Masz liście we włosach.

Poczekałam, aż będziemy w połowie drogi do domu, zanim się do niej

uśmiechnęłam i krzyknęłam: Wkręciłam Trevora Mitchella!

- Co zrobiłaś? - krzyczała do tyłu, prawie zbaczając z drogi. - Z kim?

- Wkręciłam Trevora Mitchella.

- Nie zrobiłaś tego! Nie mogłaś! Nie zrobiłabyś!

- Nie, mam na myśli przenośnie. Wkręciłam go bardzo poważnie, Becky i mam

jego ubranie by to udowodnid! - Wyciągnęłam je z worka na śmieci, jedno po

drugim.

Śmiałyśmy się i wrzeszczałyśmy, kiedy Becky skręciła w zaułek niedaleko

Benson Hill.

Trevor jakoś odnajdzie drogę w ciemności. Ale nie będzie miał bogatego

ubrania do maskowania się. Jest nagi, zimny i samotny. Narażony na to kim

naprawdę jest.

Zapamiętam swoje szesnaste urodziny do kooca życia i Trevor Mitchell

też.

Kiedy jechałyśmy wzdłuż drogi krajowej, zakręciłyśmy na około Benson

Hill, reflektory świeciły na powodujące gęsią skórkę drzewa. Dmy atakowały

przednią szybę, jakby ostrzegały nas, byśmy wybrały inna drogę.

- Rezydencja jest zupełnie ciemna. - powiedziałam, kiedy się zbliżyłyśmy. -

Chcesz się zatrzymad by popatrzed?

- Twoje urodziny się skooczyły. - powiedziała Becky wyczerpanym głosem,

trzymając nogę na pedale gazu. - Przyjedziemy w przyszłym roku.

Nagle reflektory oświetliły postad stojącą na środku drogi.

- Uważaj! - krzyknęłam.

Facet ze świecącą w blasku księżyca białą skórą i spiczastymi, czarnymi

włosami, ubrany w czarny płaszcz, czarne dżinsy i czarne Doc Martens, szybko

podniósł rękę by zasłonid oczy, jakby od blasku reflektorów, a nie

bezpośredniego wpływu pickupa Becky.

Becky trzasnęła w hamulce. Usłyszałyśmy łomot.

- Dobrze się czujesz? - zawołała.

- Tak, a ty?

- Czy ja go uderzyłam? - krzyczała, panikując.

- Nie wiem.

- Nie mogę patrzed. - powiedziała, chowając głowę w kierownicę. - Nie mogę!-

zaczęła płakad.

Wyskoczyłam z samochodu i z niepokojem spojrzałam na około przodu,

obawiając się tego co mogę znaleźd, leżące na drodze.

Ale nic nie widziałam.

Sprawdziłam pod samochodem i spojrzałam na wgniecenia. Po bliższym

zbadaniu, zauważyłam poplamiony krwią zderzak.

- Dobrze się czujesz? - zawołałam.

Ale nie było odpowiedzi.

Wzięłam latarkę ze schowka Becky.

- Co robisz? - spytała, przejęta.

- Szukam.

- Czego?

- Tam jest trochę krwi.

- Krwi? - krzyczała Becky. - Zabiłam kogoś!

- Uspokój się. Może to był jeleo.

- Jeleo nie nosi czarny dżinsów! Dzwonię pod 911.

- Proszę bardzo, ale gdzie jest ciało? Uzasadniłam. - Nie jechałaś na tyle szybko,

aby go katapultowad do lasu.

- Może jest pod samochodem!

- Rozejrzę się. Prawdopodobnie tylko go potrąciłaś i się pozbierał. Ale chcę się

upewnid.

Becky chwyciła mnie za rękę, zakopując paznokcie w moje ciało. - Raven, nie

idź! Wynośmy się stąd! Dzwonię pod 911!

- Zablokuj drzwi, jeśli musisz. - powiedziałam, wyrywając się. - Ale trzymaj

silnik i światła włączone.

- Raven, powiedz mi... - Becky zawołała zdyszana, patrząc na mnie

przerażonymi oczami. - Czy to normalne, że facet chodzi środkiem drogi czarny

jak smoła? Sądzisz, że może byd - ?

Poczułam przyjemne mrowienie gęsiej skórki na ramionach.

- Becky, nie rób mi nadziei!

Przeczesałam krzaki, aż w dół do wąwozu. Potem udałam się w kierunku

rezydencji.

Wydałam pisk.

- Co to jest? - Becky płakała, tocząc się w oknie.

Krew! Grube kałuże na trawie! Ale nie było ciała! Podeszłam do śladów

krwi, mocno przestraszona, że jego zwłoki będą porozrzucane wszędzie. A

potem potknęłam się o coś twardego. Spojrzałam w dół, zakładając, że to

odcięta głowa. Z obawą świecąc tam latarką. To było wgniecione wiadro farby.

- Czy on nie żyje? - Becky dyszała, kiedy wróciłam do samochodu.

- Nie, ale myślę, że mogłaś zabid. - powiedziała, kładąc wiadro przed nią. -

Dlaczego malował w środku nocy? I gdzie poszedł?

-To była tylko farba! - powiedziała Becky, oddychając z ulgą, odkładając telefon

komórkowy i zapalając silnik. - Wynośmy się stąd!

- Co za kretyn chodzi środkiem drogi w nocy? - zastanawiałam się głośno. - Byd

może maluje jakieś graffiti czy coś takiego.

- Skąd on pochodzi? Gdzie mógłby odejśd tak szybko? - wymamrotała do mnie.

W lusterku wstecznym zobaczyłam odbicie ciemnej rezydencji, w sam raz by

zobaczyd światło w oknie na poddaszu.

ROZDZIAŁ 6 - ODKRYTY

Historia nagiego Trevora rozprzestrzeniła się niezwłocznie przez

Dullsville. Niektórzy uczniowie mówili, że natknął się w domu Matta na pieluchy

w worku na śmieci; inni że znaleziono go nieprzytomnego na tylnim trawniku.

Nikt nie miał pojęcia, że byłam w to zaangażowana. Tylko Trevor znał

prawdziwą historię. Najwyraźniej starał się przekonad kumpli do swojego

spotkania z cheerleaderką. Tak czy inaczej, wszyscy się śmiali.

Trevor zostawił mnie w spokoju. Nie miał ze mną nawet kontaktu

wzrokowego. Gotycka dziewczyna w koocu zdobyła gola w popularnej piłce

nożnej snobów. Ale nie chciałam by mnie oskarżył o kradzież. Musiałam oddad

mu rzeczy, prawda?

Najpierw był but. Myślę, że ten lewy. Przyczepiłam go na zewnątrz swojej

szafki. Na początku nikt nie zauważył wiszącego mokasyna. Ci, którzy w koocu

go zauważyli, spojrzeli na niego i poszli dalej. Ale następnego ranka go nie było.

Jedna osoba go zauważyła. Teraz nadszedł czas, aby inni zaczęli zwracad uwagę

oprócz ol' Trevora.

Prawy, brązowy mokasyn był przyczepiony w ten sam sposób. Ale obok

był napis: ZGUBIŁEŚ COŚ, TREVOR?

Tym razem słyszałam chichot mijających uczniów. Nie zdawali sobie

sprawy, kogo była szafka. Ale wkrótce załapali.

Każdego dnia wywieszałam skarpetkę, albo koszulkę. Zauważyłam, że

snobistyczne dziewczyny, które nigdy ze mną nie rozmawiały, nagle zaczęły

patrzed na mnie na algebrze z uśmiechem uznania. Były dziewczynami Trevora,

obiecującymi wszystko za nic by to pokazad. Cóż, miałam dużo do pokazania.

Od czasu, aż wywiesiłam jego spodnie khaki, wraz z plamami trawy i

zabrudzeniami, wszyscy wiedzieli, kogo to była szafka. Teraz dzieciaki w sali

uśmiechały się do mnie. Faceci właściwie się o mnie nie pytali, ale nagle stałam

się popularna w cichy sposób. Z wyjątkiem, oczywiście, Trevora. Ale czułam się

bezpieczna. Teraz wszyscy wiedzieli, kogo to szafka i kto będzie głównym

podejrzanym, gdyby coś mi się stało.

Ale zrobił dziwną groźbę.

- Kopnę cię w tyłek, Potworze. - powiedział pewnego dnia. Złapał mnie za

szczękę, kiedy ja i Becky szłyśmy do domu.

- Walka na buty boli bardziej niż mokasyny, Neandertalczyku. - Strzeliłam do

tyłu. Moja twarz była między jego dłoomi.

- Pozwól jej odejśd. - powiedział Matt, odciągając go.

- Widziałam jak nawet Matt cieszył się z mojego dowcipu. Jestem pewna, że

postawy Trevora męczyły go czasem. Mimo wszystko, był najlepszym

przyjacielem Trevora.

- Nigdy nie byłaś niczym więcej niż kaprysem! - krzyknął Trevor. Na szczęście

Matt znowu go odciągnął. Nie czułam się gotowa do walki po długim dniu w

szkole.

- Tylko poczekaj! Tylko poczekaj! - zawołał do mnie.

- Porozmawiaj z moim prawnikiem! - krzyknęłam, mając skrycie nadzieję, że nie

będzie potrzebny on ani chirurgia plastyczna.

Czas na wielki finał. Mnóstwo uczniów skupionych wokół mojej szafki.

Widziałam nawet ucznia pierwszego roku robiącego zdjęcia.

Był to punkt kulminacyjny, na który wszyscy czekali: biała bielizna Calvin

Klein gorącego Trevora przyklejona do mojej szafki. Napis poniżej mówił: BIAŁY

JEST DLA DZIEWIC, PRAWDA TREVOR?

Była tam przez chwilę. Wszyscy widzieli. Mam na myśli wszystkich!

- Raven, niszczysz własnośd szkoły. - Dyrektor Smith skarcił mnie później tego

dnia. Byłam w gabinecie Pana Smitha wiele razy, co było jak widzenie starego

przyjaciela.

- Te szafki były tu zawsze, Frank. - odpowiedziałam, - Może nadszedł czas by

powiedzied do rady pedagogicznej potrzebujemy nowych.

- Nie sądzę, abyś zdawała sobie sprawę z powagi zamieszania, Raven. Ty

niszczysz szafki i ośmieszasz honorowych uczniów.

- Jaki honor? Zapytaj wprost cheerleaderki i pół zespołu musztry, ile razy to on

ich zakłopotał.

Dyrektor Smith stukał ołówkiem z frustracji.

- Musimy cię w coś zaangażowad, Raven. Możesz należed do niektórych klubów,

co pomoże ci zawrzed przyjaźnie.

- Klub szachowy nie ma żadnych przyjęd? Albo co z klubem matematycznym? -

zapytałam sarkastycznie

- Istnieją inne działania.

- Czy możesz zagwarantowad mi miejsce w drużynie cheerleaderskiej?

Oczywiście będę musiała nosid czarną, plisowaną spódnicę.

- To musisz spróbowad sama. Ale założę się, że będziesz świetna.

- Oczywiście honorowi uczniowie, jak Trevor, naprawdę szanują cheerleaderki.

- Raven, liceum jest trudne dla większości dzieciaków. Tak już po prostu jest.

Nawet ludzie którzy wyglądają tak jakby mieli swoje miejsce, zazwyczaj nie

czują, że do niego należą. Ale musisz iśd dla siebie. Masz wyobraźnię. Jesteś

mądra. Wykorzystaj to. Tylko nie niszcz więcej szafek, kiedy starasz się znaleźd

odpowiedzi.

- Oczywiście, Frank - powiedziałam, zatrzymując się w poślizgu. - Do

zobaczenia.

- Nie za wcześnie, dobrze, Raven?

- Spróbuję nie pracowad za ciężko. - powiedziałam i zamknęłam drzwi.

Następnego dnia zauważyłam coś na swojej szafce co mi się nie

spodobało. Czarną farbą było napisane: RAVEN TO HORROR!

Uśmiechnęłam się. Bardzo mądrze, Trevor. Bardzo mądrze. Poczułam

ciepło w środku. Po raz pierwszy w życiu mnie skomplementował.

ROZDZIAŁ 7 - WESOŁEGO HALLOWEEN

Halloween. Mój ulubiony dzieo w roku. Jedyny dzieo w roku, do którego

pasuję. Tego jednego dnia wszyscy mnie akceptują i komplementują, a nawet

jestem nagradzana przez moich hojnych sąsiadów, którzy nie sądzą, że jestem

za stara by świętowad - albo bardziej boją się moich sztuczek. Ale w tym roku

zdecydowałam, że naprawdę chcę ubrad kostium. Na zakupy w sklepach,

przeważnie nigdy nie chodziłam, więc pożyczałam rzeczy od swojej mamy.

Upięłam włosy w kooski ogon i różową spinkę i ubrałam łagodnie miękki biały

kaszmirowy sweter z różową spódnicą do tenisa. Zrobiłam sobie zdrowy

rumieniec z któregoś podkładu mamy i różu do policzków i nałożyłam miękką

śliwkową szminkę. Nawet poprosiłam swojego tatę o rakietę tenisową.

Chodziłam po domu mówiąc rzeczy jak. - Droga mamo, będę w domu po

swojej lekcji tenisa!

Głupek nie poznał mnie, kiedy przeszłam obok niego w kuchni. Potem

opadła mu szczęka, kiedy zdał sobie sprawę, że to naprawdę ja, a nie dziecko

sąsiada wpadło po cukier.

- Nigdy nie widziałem żebyś wyglądała tak... dobrze. - powiedział, przebrany za

koszykarza. Myślała, że będę chora właśnie tam i teraz.

Moi rodzice chcieli robid zdjęcia. Bądź tu mądry. Grali jak bym szła na bal.

Pozwoliłam im zrobid tylko jedno. Wyobraziłam sobie, że tata w koocu mógłby

mied moje zdjęcie, które mogło by dumnie wisied w jego biurze.

Becky i ja jadłyśmy później obiad w stołówce. Wszyscy patrzyli na mnie,

jakbym była nową dziewczyną. Naprawdę, nikt mnie nie poznał. To było

zabawne na początku, potem nieco irytujące. Gapili się, kiedy byłam ubrana na

czarno. Gapili się, kiedy byłam ubrana na biało. Nie mogłam wygrad! Potem

Trevor wszedł do kawiarni przebrany za Draculę. Jego włosy były przylizane do

tyłu i był w sportowej czarnej pelerynie. Miał plastikowe kły i gorąco czerwone

usta.

Stał z Mattem, spoglądając wszędzie dookoła by mnie znaleźd. Chciał

zobaczyd moją minę na jego nowy styl. Matt w koocu wskazał na mnie i Trevor

miał potworne spojrzenie. Patrzył na mnie długo i groźnie, oglądając mnie od

góry do dołu. Nigdy nie widziałam, żeby patrzył się tak na mnie wcześniej. To

było tak jakby był majorem w Crushville, kiedy sprawdzał mój elegancki biały

sweter i zdrowy rumieniec. Myślałam, że na pewny miał tu przyjśd i powiedzied

coś głupiego, ale usiadł po przeciwnej stronie kawiarni tyłem do mnie. Nigdy

wcześniej tego nie zrobił. Byłam od niego wolna! Ale się myliłam. Powinnam

wiedzied, że to nie był rozejm.

Mój mały dyniowy koszyk był prawie pełen od Smarties, Snickersów,

Mary Jones, farmerów Jolly, gum Dubble Bubble i wielu innych smacznych

przekąsek. I co najważniejsze - pierścionków z pająkami i tatuaży. Becky i ja

chodziłyśmy po całym mieście i zastanawiałyśmy się co nas czeka przy drzwiach

tajemniczej rezydencji. Zachowałyśmy ten dom na koniec. Najwyraźniej byli

tam wszyscy inni.

Obecnie była kolejka do frontowych drzwi. To było tak, jakbyśmy były w

świecie Disneya. Upiory, punki. Włóczędzy, Myszka Miki, Fred Flinstone i Homer

Simpson, wszyscy cierpliwie czekający na swoją kolej. I grupa ciekawskich

rodziców, którzy próbowali ukradkiem zajrzed do środka. Cyrk był w mieście i

wszyscy chcieli zobaczyd dziwadła.

- On jest naprawdę przerażający. - dwunasto letni Frankenstein zauważył do

małego wilkołaka, kiedy nas mijali.

Głupek zauważył mnie i Becky, kiedy szłyśmy na podjazd.

- Zdecydowanie warto poczekad, Raven. Spodoba ci się! To jest moja siostra! -

Z dumą powiedział do swojego przyjaciela Batmana, który spojrzał się na mnie

swoimi dziecięcymi chłopięcymi oczami.

- Czy widziałeś skurczone głowy? Albo potwory z kłami? - spytałam.

- Nie.

- To może tracimy czas.

- Ten stary człowiek jest naprawdę dziwny. Wygląda strasznie, a nawet nie ma

na sobie kostiumu!

Widziałam, że Głupek próbował stworzyd ze mną więź odkąd po raz

pierwszy mógł pokazad mnie swojemu przyjacielowi.

- Dzięki za informację.

- Dzięki? Yy... tak... oczywiście, siora.

- Widzimy się w domu, jeśli chcesz wymienid jakieś batony.

Głupek pokiwał chętnie głową. Uśmiechnął się i odszedł, jakby w koocu

poznał swoją zaginioną siostrę.

Becky i ja z niecierpliwością czekałyśmy na swoją kolej. Byłyśmy ostatnie

w kolejce, a kiedy Charlie Brown i czarownica, będący przed nami na chodach

odeszli ze swoimi towarami, drzwi się zamknęły. Patrzyłam na kołatkę w

kształcie litery S i zastanawiałam się, czy to był inicjał nowego właściciela.

Zapukałam nią delikatnie w nadziei, że gotycki facet otworzy. Chciałam zapytad

go, czy był na drodze o drugiej w nocy, a jeśli tak, to co tam robił? Większośd

ludzi wykonuje swoje dwiczenia na siłowni, a nie na upiorny. Ale nikt nie

odpowiedział.

- Chodźmy. - zasugerowała Becky zdenerwowana.

- Nie, czekałyśmy na to wiecznośd! Nie odejdę póki nie dostanę paru cukierków.

Jest nam to winien!

- Jestem zmęczona. Byłyśmy na dworze całą noc. To jest prawdopodobnie tylko

jakiś odrażający stary facet, który chce iśd do łóżka. I ja też.

- Nie możemy teraz odejśd.

- Idę do domu, Raven.

- Nie wierzę, że jesteś takim tchórzem. No dalej, myślałam, że jesteśmy

najlepszymi przyjaciółkami.

- Jesteśmy. Ale jest późno.

- Dobra, dobra. Zadzwonię do ciebie później i opowiem ci wszystko o Panu

Odrażającym.

Byłam wystarczająco potraktowana chodząc wkółko i nie przejmowałam

się zastraszoną Becky. Była bezpieczna w domu. A ja?

Patrzyłam na kołatkę węża i zastanawiałam się, co stało za ogromnymi,

drewnianymi drzwiami. Byd może nowy właściciel wciągnie mnie do środka i

będzie przetrzymywad w swojej nawiedzonej rezydencji. Mogę mied tylko

nadzieję!

Zapukałam jeszcze raz i czekałam.

Zapukałam znowu. Uderzyłam i uderzyłam i uderzyłam. Moja ręka

zaczynała bolec. Rzuciłam okiem dookoła, potem usłyszałam otwierający się

zamek i skrzypiące drzwi. Szybko pobiegłam z powrotem do przodu. A on stał

przede mną: Odrażający Człowiek.

Był wysoki i chudy, jego twarz i ręce były blade jak śnieg, w odróżnieniu

do jego kamerdynalnego ciemnego munduru. Nie miał włosów, nie jakby je

stracił, ale jakby nigdy ich nie miał i miał wybrzuszone oczy potwora. Wyglądał

jakby żył wieki. Kochałam go.

- Nie mamy więcej cukierków, panienko. - powiedział z obcym akcentem, kiedy

spojrzał w dół na mnie.

- Naprawdę? Ale musicie coś mied. Trochę masła orzechowego? Kawałek tostu?

Otworzył drzwi, nie więcej niż to konieczne. Nie widziałam nic za nim. Jak to

miejsce wyglądało w środku? Jak bardzo zmieniło się od czasu, kiedy podkradła

się tam cztery lata temu? I kim byli „my” i czy wyglądali odrażająco, także?

Wszyscy możemy byd przyjaciółmi. Czułam jak ktoś patrzy, zbliża się i starałam

się ominąd drzwi.

- Kto tu jeszcze mieszka? - zapytałam odważnie. - Masz syna?

- Nie mam dzieci, panienko. I przepraszam, ale nie mamy już ani okruszka. -

zaczął zamykad drzwi.

- Czekaj! - wyrwało mi się i zablokowałam drzwi swoim butem. Zajrzałam do

swojego dyniowego koszyka i wyciągnęłam pierścionek z pająkiem i Snickersa. -

Chciałabym powitad pana w sąsiedztwie. To jest mój ulubiony batonik i mój

ulubiony Halloweenowy smakołyk. Mam nadzieję, że też go pan polubi.

Omal się nie uśmiechnął. Ale potem, kiedy założył smakołyk z pająkiem

na swój śnieżnobiały palec, uśmiechnął się trzeszcząco, pękająco, wychudzono-

zębowym uśmiechem. Nawet jego wyłupiaste oczy zdawały się migotad.

- Do zobaczenia! - powiedziałam, taocując w dół schodów.

Poznałam Odrażającego Człowieka! Każdy w mieście może powiedzied, że

dostał od niego cukierki, ale kto może powiedzied, że dał mu smakołyk?

Stanęłam na trawniku i spojrzałam na budynek. Widziałam mroczną

postad wyglądającą z okna na poddaszu. Czy był to Gotycki Facet? Szybko

zatrzymałam się i spojrzałam do tyłu, ale nikogo tam nie było, tylko rozwiana

ciemna zasłona.

Właśnie przeszedłam przez żelazną bramę, gdy upiorny wampir w

czerwonym Camaro podjechał do krawężnika.

- Chcesz pojeździd, mała dziewczynko? - Trevor zapytał. Matt Farmer siedział

wygodnie za kierownicą.

- Moja mama, mówiła mi, żeby nie rozmawiad z nieznajomymi. - powiedziałam,

biorąc kęs Mary Jane. Nie byłam w nastroju do konfrontacji z Trevorem.

- Nie jestem nieznajomym, kochanie. Czy nie jesteś za stara na bycie cukierkiem

albo psikusem?

- Czy nie jesteś za stary, żeby byd papierem w miejskiej toalecie?

Trevor wysiadł z samochodu i podszedł do mnie. Wyglądał szczególnie

seksy. Oczywiście uważam, że wszystkie wampiry są seksy, nawet te fałszywe.

- Co to ma byd? - zapytał.

- Jestem przebrana za dziwaka, nie widzisz?

Starał się byd cool ale był zapatrzony w siebie. Byłam jedyną dziewczyną,

która umiała mu coś powiedzied.

Jedyną dziewczyną w mieście, której nie mógł mied. I zawsze byłam

tajemnicą, przez sposób w jaki się ubierałam i zachowywałam, ale teraz stałam

przed nim ubrana jak dziewczyna z jego snów.

Więc odwiedzasz Amityville we własnej osobie? - wpatrywał się w

rezydencję. - Jesteś zwykłym tchórzem, nie? - Spojrzał w dół, posyłając na

mnie dreszcze - był wspaniały w pelerynie Draculi.

Nic nie powiedziałam.

- Założę się, że nigdy nie całowałaś wampira. - powiedział, jego sztuczne zęby

błyszczały w świetle księżyca.

- Cóż, kiedy jakiegoś zobaczysz, powiadom mnie. - powiedziałam i zaczęłam

odchodzid.

Złapał mnie za ramię.

- Daj spokój, Trevor!

Przyciągnął mnie bliżej. - Cóż, nigdy nie pocałowałem tenisistki. -

zażartował.

Zaśmiałam się, to było takie oklepane podejście. Pocałował mnie w usta,

jego plastikowe, sztuczne zęby przeszkadzały. A niech go. Może, byłam jeszcze

nieprzytomna po aerobiku na trawniku.

W koocu zaciągnął powietrze.

- Cóż, teraz już tak! - powiedziałam, odrywając się. - Myślę, że Farmer Matt

czeka na ciebie!

- Nie dostałem żadnych słodyczy! - powiedział, grzebiąc w moim dyniowym

koszyku. Wyciągnął batoniki Snickersa.

- Hej, to mój ulubiony! Weź sobie masło orzechowe.

Nagryzł Snickersa swoimi zębami wampira, którego upuścił i spadł na

ziemię, ociekając czekoladą i karmelem. Szybko sięgnęłam po nie, ale on

chwycił mnie za rękę, rozsypując moje słodycze wszędzie.

- Zobacz, co zrobiłeś! - krzyknęłam.

Chwycił garśd cukierków i wepchnął do dżinsów. Patrzyłam, jak moje

porozrzucane smakołyki były porozrzucane wokół trawnika. Jedyne słodycze

jakie mi zostały to nudne Smarties i zalane Mars Bar.

- Czy nadal chcesz byd rzeczą! - spytał, mając wypchane do pełna kieszenie z

całą moją nocną pracą jaką mi nieodwołalnie zabrał. - Nadal chcesz byd moją

dziewczyną?

Nagle puścił mnie i zaczął iśd ku rezydencji. - Teraz dostanę trochę

prawdziwych słodyczy.

Tym razem ja chwyciłam go za ramię. Kto wiedział co zrobi Trevor, kiedy

dojdzie do drzwi?

- Tęsknisz za mną już? - zapytał, zaskoczony, kiedy nie odeszłam.

- Skooczyły im się słodycze.

- Więc, sam się o tym przekonam!

- Zgasili światła. Poszli spad.

- Więc, się obudzą. - Wyjął puszkę farby w aerozolu z pod peleryny. -

Definitywnie potrzebują kogoś, kto wie jak dekorowad!

Szedł w stronę rezydencji. A ja za nim.

- Nie, Trevor. Nie!

Przeszedł obok mnie. Szedł zwandalizowad jedyne miejsce w tym mieście, które

było piękne.

- Nie! - krzyczałam.

Odkręcił pokrywkę i potrząsnął. Starałam się go chwycid za rękę, ale

popchnął mnie na ziemię.

- Zobaczmy... może „Witamy w sąsiedztwie!”?

- Nie, Trevor, nie!

- Albo „Miłosna spółka wampirów!”. Podpiszę twoim imieniem.

On nie będzie niszczył ich własności i wciągał mnie w to. Potrząsnął

jeszcze raz. I zaczął pryskad rezydencję.

Rzuciłam się na nogi i zaciągnęłam swoją rakietą tenisową. Grałam ze

swoim ojcem i to nie gra była ważna tylko kto ją wygra. Utkwiłam oczy na

aluminiowej puszce, jak na piłce i uderzyłam tak mocno, jak mogłam.

Wydzieliłam odległośd i jak zwykle z moją grą, straciłam przyczepnośd i rakieta

przeleciała nad nią. Trevor zaczął krzyczed tak głośno, że myślałam, że cały

świat usłyszy. Chyba uderzyłam mocniej niż miałam.

Nagle za frontowymi drzwiami zapaliło się światło i usłyszałam brzęk

otwieranych zamków.

- Musimy się stąd wynosid! - Krzyknęłam do Trevora, który przykucnął,

trzymając się za ranną rękę.

Byłam gotowa do ucieczki, kiedy poczułam coś czego przedtem nie

czułam: obecnośd. Odwróciłam się i pozwoliłam sobie ciężko oddychad, bo

strach uwięzł mi w piersiach. Stałam zamrożona.

On tam był. Nie Odrażający Człowiek. Nie Pan czy Pani prezydenckiej

rodziny. Ale Gotycki Facet, Gotycki Kolega, Gotycki Książę. Stał przede mną jak

nocny rycerz!

Jego długie ciemne włosy leżały ciężko na ramionach. Jego oczy były

ciemne, głębokie, piękne, samotne, uwielbiająco inteligentne, rozmarzone.

Brama do jego mrocznej duszy. On też stał nieruchomo, oddychając. Jego twarz

była blada jak moja i jego napięta bluzka była schowana w jego czarne dżinsy,

które były schowane w potwornie eleganckich punk-rockowych wojskowych

butach.

Normalnie strach, to to co czuję, kiedy wiem, że mama zapowiada

przyjęcie Mary Kay i chce użyd mnie jako modelki. Ale byliśmy na własności

prywatnej, a moja ciekawośd, aby sprostad temu dziwnemu stworzeniu

ogarniała mnie strachem.

Buty do tenisa były tego wieczoru naprawdę dobrym wyborem.

Słyszałam jak Trevor krzyczał na mnie, będąc za mną w locie - Ty potworze!

Złamałaś mi rękę!

Ścigałam się do otwartych drzwi i wsiadłam do oczekującego Camaro.

- Zawieź mnie do domu! - wrzasnęłam. - Teraz!

Matt był zaskoczony niespodziewanym pasażerem. Tylko na mnie

spojrzał, w cichym proteście.

- Zawieź mnie teraz! Albo powiem policji, że byłeś w to zamieszany!

- Policji? - żachnął się - Czy teraz dołączy do nas Trevor?

Widziałam złego Hrabiego Trevora biegnącego w dół podjazdu, jego

peleryna płynęła na wietrze. Był już prawie przy bramie. Gotycki Facet nie

ruszył się, ale kontynuował gapienie się na mnie.

- Jedź! Po prostu jedź tym maniakalnym samochodem! - krzyknęłam z całych

płuc.

Silnik ruszył i znikliśmy daleko od rezydencji i jej niezwykłych

mieszkaoców z pola widzenia. Odwróciłam się i wyjrzałam przez okno na

krzyczącego Draculę Trevora goniącego za nami.

- Wesołego Halloween. - powiedziałam do Matta, oddychając z ulgą.

ROZDZIAŁ 8 - SZUKAJĄC KŁOPOTÓW

Szłam swoją drogą do klasy historycznej, kiedy zauważyłam Trevora idącego

przede mną. Zauważyłam coś niezwykłego związanego z jego domowym

ubiorem - miał na sobie golfową rękawicę na prawej ręce.

- Tworzysz ekstrawaganckie ubranie? - dokuczałam mu, chwytając się go. -

Myślę, że to dobrze, że nie grasz w piłkę ze swoją ręką!

Zignorował moje komentarze i kontynuował iście do klasy.

- Sądzę, że możesz trafid na małą sesję do klubu graffiti. - żartowałam. -

Ponieważ twój palec jest poza komisją.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie chłodno. Ale myślał, że lepiej się nie

odzywad i poszedł dalej.

Aud! Sądzę, że zraniłam nie tylko jego rękę.

- Widzę, że trafiłeś bezpiecznie do domu. - kontynuowałam, drażniąc go. -

Matt świetnie o mnie zadbał. Jest idealnym dżentelmenem!

Ale potem uświadomiłam sobie wszystko. Zabrałam Trevorowi dumę,

jego dziewczyny, a teraz zmusiłam jego najlepszego przyjaciela by go zdradził i

stanął po stronie wroga. Czułam współczucie dla niego... prawie.

Trevor przystanął, patrząc w dół na mnie jakby miał eksplodowad. Ale

byłam rozproszona przez dziwną postad rozmawiającą z sekretarką w głównym

biurze. To był Odrażający Człowiek! Stał blady w jasnym świetle

fluorescencyjnym, jego długi szary płaszcz zakrywał jego chude ciało. A w jego

bladej, kościstej ręce zwisała rakieta tenisowa mojego taty.

Przyciągnęłam wściekłego Trevora do ściany, gdzie można było bezpiecznie

podsłuchad rozmowę.

- Co robisz? - Trevor zapytał, próbując wymigad się stąd.

- Cii! To lokaj z rezydencji! - szepnęłam, wskazując.

- Co z tego?

- Szuka nas!

- Jak może nas szukad? Było ciemno, głupia!

- Ten facet nas widział! Prawdopodobnie znalazł puszkę ze sprayem na

trawniku i wszystko co nabazgrałeś na ścianie jest dowodem! I ma rakietę

tenisową mojego taty!

- Cholera, dziwaku, jeśli byś mnie nie uderzyła nic takiego by się nie stało.

- Jeśli byś się nie urodził, nic takiego by się nie stało, czubku. Cii, już!

- Szanowny Panie, może pan zostawid tą rakietę u nas, a my ogłosimy

komunikat. - usłyszałam odpowiedź Pni Gerber. - Mówi Pan, że co ta

dziewczyna miała na sobie?

- Strój do tenisa, Pani.

- Na Halloween? - zaśmiała się i sięgnęła po rakietę.

Ale Odrażający Człowiek cofnął się. - Wolałbym zatrzymad ją w swoim

posiadaniu na teraz. Jeśli znajdzie pani właścicielkę, będzie wiedzied gdzie może

ją odebrad, Miłego dnia. - powiedział i ukłonił się oczarowanej Pani Gerber.

Zdenerwowałam się i wyciągnęłam Trevora zza pomnika Teddy'ego

Roosevelta. - To pułapka. - powiedziałam, ściskając rękę na rękawiczce

Trevora. - Pokażę się tam i policja zaczeka na mnie z kajdankami!

Uczniowie patrzyli na Odrażającego Człowieka, jak szedł w stronę drzwi,

rozglądając się, kiedy odchodził. Szukał nas.

- On ma ze sobą dowód i ten dowód jest wart dwieście dolarów. - szepnęłam

do Trevora.

- Tak, dowód. - powiedział. Oskarżający ciebie!

- Mnie? Twoje odciski palców są wszędzie. Ten facet widział ciebie, też.

- Widział tylko jak biegnę. Mógł widzied tylko ciebie. Byłaś wściekła, że nie

dostałaś cukierków, więc spryskałaś jego dom, kiedy on cię usłyszał, robiącą

hałas, potem porzuciłaś swoje słodycze i rakietę tenisową, kiedy zapaliły się

światła. - powiedział Trevor, jakby był Sherlockiem Holmesem, rozwiązującym

sprawę zaginionej rakiety tenisowej.

- Zwalisz to na mnie? Nie mogę uwierzyd!

- Nie martw się, nie sądzę, że pójdziesz przez to do więzienia, kochanie.

Dostaniesz po prostu duże klapsy od tego szalonego lokaja.

Miałam tyle kłopotów przez rzeczy, których nawet nie zrobiłam.

Trevor zaczął iśd do klasy.

Przyczepiłam się do niego. - Pociągnę cię w dół, jeśli coś się wydarzy!

- Komu mieliby uwierzyd, dziwaku - honorowemu uczniowi, który jest gwiazdą

piłki nożnej czy gotyckiej lasce z jedną przyjaciółką, która spędza więcej czasu

w gabinecie dyrektora, niż w klasie?

- Jesteś mi winien rakietę tenisową - krzyknęłam bezradnie, kiedy Trevor

spacerował powrotem.

Przyznaję, Trevor mści się za Gołą Leśną Noc. Przez niego straciłam

luksusową, ekstrawagancką rakietę mojego taty. I co ważniejsze, to on zrobił ze

mnie nieprzyjaciela w oczach każdego w mieście, który mógłby mnie zrozumied

i zostad moim przyjacielem. Oni byli moją wolnością w Dullsville i moim

pokrewieostwem z ludzkością, ale teraz z powodu Trevora, rezydencja będzie

trudniej dostępna niż wtedy, kiedy była zabita deskami.

ROZDZIAŁ 9 - PIEKŁO NA ZIEMI

- Ty co? - mój ojciec krzyknął podczas kolacji, kiedy powiedziałam mu, że

zgubiłam rakietę.

- Cóż, nie do kooca zgubiłam. Tylko jej nie ma.

- Więc oddaj, jeśli wiesz gdzie jest.

- To jest właśnie teraz niemożliwe.

- Ale ja mam jutro grę!

- Wiem, tato, ale masz inne rakiety. - Próbowałam umniejszad moc tej jednej

praktycznej rakiety. Duży błąd!

- Inne? To takie proste dla ciebie? Po prostu idź kupid inną rakietę Prince

Precision OS.

- Nie powiedziałam tego.

- Jest to na tyle złe, że może zamazad twoje przewinienia w szkole!

- Przepraszam, ale -.

- Przeprosiny tym razem nie wystarczą. Przeprosiny nie wygrają mi jutrzejszej

gry. Rakieta jest moja. Nie mogę uwierzyd, że pozwoliłem ci ją wziąd z

pierwszego miejsca!

- Ale, tato, jestem pewna, że popełniałeś błędy, kiedy byłeś hipisowskim

nastolatkiem!

- I płaciłem za nie! Tak jak ty zapłacisz za moją rakietę.

Moje konto bankowe miało około pięciu dolarów, resztki pieniędzy z

moich słodkich szesnastych urodzin. I nadal byłam dłużna za premierowy film

dwadzieścia pięd dolarów spóźnionej opłaty. Szybko obliczyłam w swojej

głowie. Tata będzie musiał zabierad mi kieszonkowe, aż do trzydziestki.

Potem powiedział dwa słowa, które odbiły się w mojej głowie i

przyprawiły o złośd z furią. Wtedy powiedziałam im, że wybuchnę na milion

nieszczęśliwych kawałków.

- Zdobądź pracę! - ogłosił. - Chodzi o czas, też. Może to nauczy cię pewnej

odpowiedzialności!

- Nie możesz poprostu dad mi klapsa? Albo uziemid mnie? Albo nie mówid do

mnie latami, jak robią rodzice w tych talk showach? Proszę, tato!

- To jest koniec! Koniec historii! Pomogę ci znaleźd pracę, jeśli nie możesz na

własną rękę. Ale musisz pracowad sama.

Pobiegłam do swojego pokoju, zawodząc jak dziecinny Głupek,

wrzeszcząc z całych płuc. - Wy ludzie, po prostu nie rozumiecie presji bycia

nastolatkiem w moim pokoleniu!

Kiedy płakałam na łóżku, marzyłam o podkradnięciu się do rezydencji, jak

zrobiłam to z Jackiem Pattersonem, gdy miałam dwanaście lat i podkradnięciu

rakiety.

Ale wiedziałam, że byłam trochę większa w biodrach i że okno, które

wykorzystaliśmy zostało zastąpione. Jestem pewna, że nowi właściciele mieli

również system zabezpieczeo i w każdym razie, gdzie zobaczę rakietę w tak

wielu pokojach i szafach? A w trakcie, gorączkowego szukania, byłam pewna

bycia złapaną przez Odrażającego Człowieka dzierżącego broo lub inne

średniowieczne narzędzie tortur. Praca na pół etatu była mniej groźnym

scenariuszem, ale nie dużo.

W tym momencie, naprawdę chciałam byd wampirem - Nidy nie

słyszałam o pracującym Draculi.

Kontakty. One były wspaniałe, gdyby mój tata znał Stevena Spielberga i

Królową Anglii, ale Janice Armstrong z Armstong Travel nie była dla mnie.

Znacznie gorsze od konieczności wykazywania się tam po szkole trzy dni

w tygodniu, odbierania telefonów z dziarskim głosem, kopiowania biletów z

tym ohydnym błyskiem w oczach i mówienia do kapiszonów jadących do

Europy po raz czwarty, był ten totalnie konserwatywny strój.

- Przykro mi, ale nie będziesz mogła nosid tych... - Janice zaczęła, wpatrując się

w moje buty. - Jak ty dziecko na nie mówisz?

- Wojskowe buty.

- Nie jesteśmy w armii. I dobrze jest nosid szminkę, ale powinna byd czerwona.

- Czerwona?

- Ale możesz wybrad dowolny odcieo.

- Bardzo wspaniałomyślnie, Janice! - Jak na przykład różowy?

- Różowy byłby świetny. I musisz nosid spódnice. Ale nie za krótkie.

- Czerwone spódnice? - spytałam.

- Nie, nie muszą byd czerwone. Mogą byd zielone lub niebieskie.

- Mogę wybrad dowolny odcieo? - Jeśli chciała bym poczuła się jak idiotka,

grałam jak ona.

- Oczywiście. I rajstopy.

- Nie czarne?

- Nie podarte.

- I lakier do paznokci. - zaczęła patrząc na moje palce.

- Nie czarne, ale każdy odcieo czerwieni. Albo różowe byłyby świetne. -

recytowała.

- Bardzo dobrze. - powiedziała z uśmiechem. - Jesteś już gotowa!

- Dzięki, tak sądzę. - powiedziałam, kiedy odchodziłam. Sprawdziłam zegarek.

Wywiad trwał piętnaście minut, ale czułam się jakby trwał godzinę. Ta praca

miała byd kompletną torturą.

- Widzę cię jutro, o czwartej, Raven. Jakieś pytania?

- Dostanę pieniądze za wywiad?

- Twój tata mówił, że jesteś rozgarnięta, ale nie wspominał o twoim wspaniałym

poczuciu humoru. Będzie nam razem świetnie. Kto wie, może będziesz chciała

byd agentem podróży, kiedy będziesz starsza.

Pani Peevish, moja niesławna przedszkolanka, byłaby dumna.

- Ja już wiem, kim chcę byd. - odpowiedziałam. Chciałam powiedzied

wampirem, tylko dla starych czasów. Ale wiedziałam, że nie zrozumie.

- Kim chcesz byd?

- Profesjonalną tenisistką. Dają za darmo rakiety!

Moja mama kupiła mi jakieś strasznie kolorowe, firmowe rzeczy Cathy,

więc mogłam zmieścid się w pakiecie biznesowym w Dullsville. Wyciągnęłam je

z toreb na zakupy i zdębiałam, kiedy zobaczył ceny na torbach.

- To jest to! Te stroje kosztowały więcej niż rakieta tenisowa. Po prostu je

oddajmy i będzie wyrównane.

- To nie o to chodzi!

- To nie ma sensu.

Niechętnie włożyłam białą bluzkę i niebieską spódnicę do kolan. Moja

mama patrzył, jakbym była córką, którą zawsze chciała.

- Nie pamiętasz ubierania stryczkowych topów, warkoczy i dzwonów? -

zapytałam. - Co mogę nosid, bardziej pasującego do mojego pokolenia.

- Nie jesteś już małą dziewczynką, Raven. A poza tym nigdy nie miałam na sobie

szminki. Byłam naturalna.

- Fu. - powiedziałam, wywracając oczy.

- Bycie nastolatką jest trudne, wiem. Ale w koocu dowiesz się, kim naprawdę

jesteś.

- Wiem, kim jestem! A praca w biurze podróży i ubieranie białej bluzki i rajstop

nie będzie wyrażad mojego „wewnętrznego ja”

- Och, kochanie. - Próbowała mnie przytulic. - Kiedy jesteś nastolatką, myślisz,

że nikt cię nie rozumie i cały świat jest przeciwko tobie.

- Nie, tylko to miasto jest przeciwko mnie.

Przytuliła mnie mocno i tym razem jej pozwoliłam. - Kocham cię, Raven.

- powiedziała, tak bardzo płynnie jak mama może. - Jesteś piękna w czerni, ale

jesteś fantastyczna w czerwieni!

- Przestao, mamo, gnieciesz moją nową bluzkę.

- Myślałam, że nigdy tak nie powiesz! - powiedziała i ścisnęła mnie jeszcze

mocniej.

Czas wolny po szkole oznaczał pracę dorywczą. Jak mogę zebrad

informacje o Rezydenckiej rodzinie, jeśli byłam w pracy całe popołudnie?

Musiałam zabrad te wszystkie czyste ubrania ze sobą do szkoły i przechowywad

w swojej szafce, bo w przeciwnym razie byłabym skooczona. Moja nowa

popołudniowa kara rozdzierała mnie wewnętrznie.

- Dlaczego ten facet przyszedł do szkoły?- Zapytałam Becky, kiedy się

ubierałam.

- Może nie jest jeszcze zarejestrowany.

- Gdybym nie miała tej głupiej pracy, mogłybyśmy prowadzid dochodzenie,

właśnie teraz. Fu!

Byłam zazdrosna o Becky, bo wracała do domu do telewizji kablowej i

popcornu z mikrofalówki, podczas gdy ja szłam ze szkolnego biurka do biurka w

recepcji.

Po rozstaniu z Becky, podkradłam się do toalety i wytarłam czarną

szminkę mokrym, papierowym ręcznikiem i zastąpiłam ją jakąś bardzo

jaskrawym odcieniem czerwieni. I rzeczywiście wyglądałam jak duch z moją

bladą cerą. Niechętnie włożyłam swoje jasnoczerwone sztuczno jedwabne i

bawełniane rajstopy. - Tęsknię za tobą, Alę będziemy razem z powrotem za

kilka godzin. - powiedziałam do mojej czarnej sukienki i wojskowych butów,

umieszczając je w swoim plecaku.

Wyśliznęłam się z toalety patrząc w prawo i w lewo, jakbym przechodziła

przez ulicę i udałam się bezpiecznie do drzwi. Albo tylko tak myślałam.

Trevor stał na frontowych schodach.

Przestraszyłam się, kiedy go zobaczyłam, ale starałam się zignorowad jego

obecnośd i przejśd. Chciałam biec, ale nie mogłam w tych cienkich szpilkach.

- Hej, Halloween się skooczyło! - krzyknął, podążając za mną. - Gdzie twoja

spódnica do tenisa? Idziesz na jakiś bal jako sekretarka Suzie?

Kontynuowałam ignorowanie go, ale on złapał mnie za ramię.

Nie mogłam w to uwierzyd, że pracowałam, czy gdzie pracowałam, a

przede wszystkim, że pracowałam, ponieważ musiałam zapłacid ojcu za rakietę

tenisową, którą straciłam przez Trevora. To sprawiłoby mu zbyt wiele radości.

Spojrzał na mnie, tym samym spojrzeniem, co wtedy, kiedy zobaczył

mnie w stroju do tenisa. Tym razem byłam jego wymarzoną dziewczyną

korporacyjną.

- Więc, gdzie idziesz?

- Nie twój interes!

- Naprawdę, nie sądzę byśmy mieli sekrety od jakiegoś czasu.

- Zgub się teraz.

- Po prostu za tobą tam pójdę.

Zatrzymałam się. - Nie idź za mną! Nigdzie ze mną nie pójdziesz! Zostaw

mnie w spokoju! Na dobre! Na zawsze!

- Nie zaprzeczaj, że kochasz własną osobowośd. - powiedział, śmiejąc się. - Zły

dzieo dla włosów? Powinnaś była to teraz wykorzystad.

- Trevor, to koniec. Twoich gierek i moich! Nie dręcz mnie nigdy więcej. Wręcz.

Wręcz na wiecznośd. Dobra? Po prostu zejdź mi z oczu!

Biegł za mną, kiedy przestałam atakowad.

- Czy my zerwaliśmy ze sobą? Nie wiedziałem, że byliśmy razem, kochanie.

Proszę nie opuszczaj mnie. - prosił, żartobliwie.

Przeszłam szybko przez ogrodzenie szkoły i poruszałam się po chodniku.

Miałam pięd minut, aby dostad się do Armstrong Travel.

- Nie mogą żyd bez ciebie! - powiedział sarkastycznie, nadrabiając zaległości. -

Jesteś zła, bo nigdy nie dałem ci czarnej róży? Zrobię to dla ciebie. Dam ci nowe

ubrania - z cmentarza. - ryczał ze śmiechu. - Po prostu nie zostawiaj mnie,

kochanie!

- Przestao! - byłam wściekła. Prawdopodobnie miał dwieście dolarów w

kieszeni, a ja będę musiała pracowad przez wieki w miejscu którego nienawidzę

z powodu jego głupiego wybryku.

- Tylko powiedz mi, gdzie idziesz!

- Trevor zamknij się! Wynoś się stąd! Zdobędę nakaz, jeśli będę musiała!

- Masz randkę? - Nie zamierzał się poddad.

- Idź sobie!

- Poznałaś kogoś?

- Spadaj!

- Masz wywiad? Wywiad z... wampirem?

- Zejdź mi z oczu!

- Idziesz do... pracy?

Zatrzymałam się. - Nie! Całkowicie zwariowałeś! To takie kiepskie!

- Idziesz! Masz pracę! - Taoczył dookoła. - Jestem z ciebie taki dumny, moje

małe gotyckie dziecko znalazło pracę!

Wściekałam się w środku.

- Próbujesz polepszyd swoje żucie? Albo płacisz tatusiowi za tą wymyślną małą

rakietę tenisową?

Byłam gotowa go uderzyd i tym razem wysład jego głowę w dal, a nie

puszkę z farbą w aerozolu.

Wtedy zatrzymał się Matt. - Trevor, stary. Powiedziałeś, że będziesz na

schodach. Nie mam czasu na jazdę po mieście, by cię znaleźd. Musimy jechad.

- Dobrze, twoja opiekunka cię znalazła. - powiedziałam.

- Chciałbym zaoferowad ci podróż do pracy, ale musimy byd w pewnym miejscu.

- dokuczał Trevor.

Kiedy Camaro odjechało, spojrzałam na zegarek. Świetnie! Mój pierwszy

dzieo w pracy i jestem spóźniona.

ROZDZIAŁ 10 - PRACUJACY UPIÓR

Big Ben, Wież Eiffla i zachód słooca na Hawajach kręciły się wokół

recepcyjnego biurka Armstrong Travel, stale przypominając, że istnieje życie

poza Dullsville i że ta ekscytacja była bardzo daleko.

Jedyną ekscytującą rzeczą w pracy w Armstrong Travel były plotki. W

normalnych warunkach, uważałam, że miejskie skandale są dośd nudne -

burmistrz widziany podczas baraszkowania z tancerką w Vegas, lokalny

reporter TV z WGYS fałszujący historie porywania przez obcych, lider Brownie

sprzeniewierzający dochody z pieczenia ciasteczek.

Ale tera było inaczej - miała byd obserwacja Rezydenckiej rodziny!

Ruby, dziarska partnerka, zapełniała mnie wszystkimi nowinkami. Była jak

chodzący National Enquirer.

Jest nadal tajemnicą, co do męża. - powołując się na Rezydencką rodzinę. - ale

jest oczywiście bogaty. Kamerdyner robi zakupy w Wexley w sobotę dokładnie

o godzinie dwudziestej, a odbiera pranie chemiczne we wtorki - zawsze ciemne

garnitury i peleryny. Żona jest wysoką, bladą kobietą w swojej połowie

czterdziestki z długimi włosami i zawsze nosi ciemne okulary.

- Jakby byli wampirami. - Ruby, kontynuowała, nie wiedząc o mojej fascynacji.

- Są widywani tylko w nocy; wyglądają tak upiornie, ciemno i złowieszczo jak z

horroru klasy B. I nie przyjmują w domu gości. Ani jednego. Czy myślisz, że coś

ukrywają?

Uwiesiłam się na każdym słowie Ruby.

- Mieszkają tu już ponad miesiąc. - ciągnęła, - i nie pomalowali tego miejsca, ani

nawet nie ścieli trawy! Prawdopodobnie nawet zatrzymali skrzypiące drzwi!

Janice roześmiała się i zignorowała dzwoniący telefon. - Marcy Jacobs

mówi to samo. - Janice dodała. - Czy możesz sobie wyobrazid? Nie koszenie

trawnika i nie sadzenie kwiatów. Nie zastanawiają się, co myślą sąsiedzi?

- Może nie obchodzi ich co myślą sąsiedzi. Może właśnie lubią taki stan. -

wtrąciłam.

Obie patrzyły na mnie z przerażeniem.

- Ale tylko popatrz. - powiedziała Ruby. - Słyszałam, że żona była w Italian

Bistro Georgio'ego i zamówiła specjalną przystawkę Henry'ego... bez czosnku! -

Tak powiedział syn Natalie Mitchell.

Więc? Pomyślałam. Jak księżyc w pełni. Tak mnie zrobią wilkołakiem?

Wielkie rzeczy. I kto może zaufad Trevorowi i jego rodzinie! Dzwonienie

frontowych drzwi sprawiło, że pora plotek została całkowicie wstrzymana. I

nowy klient zajął nas wszystkie.

To był Odrażający Człowiek!

- Muszę coś skooczyd z tyłu! - szepnęłam do Ruby, której oczy były skupione na

kostnym człowieku.

Poruszałam się tak szybko, jak mogłam, nie oglądając się za siebie, dopóki

nie byłam bezpieczna, stojąc za urządzeniem Ksero. Jeszcze pragnęłam pobiec

do dobrego ol' Odrażającego, ściskając jego kruche ciało i mówiąc mu, że

przepraszam za Trevora Halloweenową robotę. Chciałam wysłuchad

wszystkiego co miał do powiedzenia o świecie, jaki znał, jego przygodach i

podróżach. Ale nie mogłam, więc kuliłam się za kopiarką i kopiowałam rękę.

- Poproszę dwa bilety do Bukaresztu. - usłyszałam jak mówi, siadając przy

biurku Ruby.

- Bukareszt? - spytała Ruby.

- Tak, Bukareszt, Rumunia.

- I kiedy chce pan jechad?

- Ja nie jadę, madam. Bilety są dla Pana i Pani Sterling. Chcieliby się wybrad

pierwszego listopada, na trzy miesiące.

Ruby klikała na komputerze. - Dwa miejsca... w gospodarce?

- Nie, pierwszą klasą, proszę. Po prostu tak długo, tak długo jak podczas lotu

będą obsługiwani krwistym winem, Sterlingowie będą zawsze szczęśliwi! -

powiedział tym swoim akcentem, śmiejąc się.

Wyciągnęłam szyję, by go zobaczyd.

Ruby śmiała się do tyłu niezręcznie, a ja zaśmiałam się w środku.

Poszła po plan podróży i podała mu kopię.

- To jak dawanie krwi, koszt biletów w tych dniach! - Odrażający Człowiek śmiał

się, podpisując.

To było dobre!

Ruby lustrowała jego kartę kredytową. - A pan nie jedzie, Ser? - spytała,

kiedy podpisał się nazwiskiem, starając się wyciągnąd z niego więcej informacji.

Do dzieła, Ruby!

- Nie, chłopak i ja zostajemy tutaj.

Chłopak? Odnosi się do Gotyckiego Faceta? Albo czy Sterlingowie mają

dziecko, którego mogłabym byd opiekunką? Mogłabym bawid się z nim w

chowanego w rezydencji.

- Sterlingowie mają chłopca? - Ruby spytała.

- Nie wychodzi dużo. Zostaje w swoim pokoju, słuchając głośno muzyki. To jest

to co robią siedemnastolatkowie.

Siedemnaście lat? Czy dobrze usłyszałam? Siedemnaście? On mówił o

Gotyckim Facecie. Ale dlaczego nie jest w szkole?

- On zawsze ma prywatne nauczanie. Lub jak to się mówi w tym kraju, ma

domowe nauczanie - odpowiedział Odrażający Człowiek, jakby czytał w moich

myślach. Albo powinien powiedzied, rezydenckie nauczanie! Nikt nie miał

domowego nauczania w Dullsville!

- Siedemnaście? - powtórzyła Ruby, starając się wypompowad więcej informacji

z jego kruchych kości.

- Tak, siedemnaście... dzieląc przez sto.

- Wiem jak to jest. - wtrąciła Ruby. - Moja dziewczynka właśnie skooczyła

trzynaście, a myśli, że wie wszystko!

- Zachowuje się jakby żył wcześniej, jeśli wiesz o co mi chodzi, ze wszystkimi

jego opiniami o świecie. - Odrażający roześmiał się maniakalnym uśmiechem,

który spowodował u niego okropny kaszel.

- Czy mogę pomóc panu w czymś jeszcze?

- Poproszę o mapę miasta.

- Naszego miasta? Spytała, z uśmiechem. - Nie jestem pewna, czy mamy.

Zwróciła się do Janice, która tylko pokręciła głową.

- Jest główny plac i pola uprawne. - powiedziała Ruby, wyglądając przez swoje

biurko. - Czy jest pan pewien, że nie chce pan mapy jakiegoś bardziej

ekscytującego miejsca? - zapytała, oferując mu mapę Grecji.

- To są wszystkie emocje człowieka w moim wieku, którymi się można

zajmowad, dziękuję pani. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Plac

przypomina mi moją miejscowośd w Europie. Widziałem ją wieki temu.

- Wieki? - Ruby zapytała z zaciekawieniem. - Więc dobrze ukrywa pan swój

wiek. - przekomarzała się.

Jeśli ktoś mógłby zdobyd informacje o spacerze martwych, to byłaby to

Ruby. Mogła flirtowad z lepszymi od niego.

Twarz Odrażającego Człowieka zmieniła się z białego wina w jasny

bordowy.

- Jesteś taka uprzejma, kochana. - powiedział, dotykając swojej łysej głowy

czerwoną jedwabną chustką. - Dziękuję za twój czas. - powiedział,

przygotowując się do wyjścia. - To było kochane i ty byłaś kochana, też. -

chwycił ją za rękę kościstymi palcami i uśmiechnął się spieczonym uśmiechem.

Kiedy wstał, spojrzał na mnie i bezpośrednio przeze mnie, jakby wiedział,

że widział mnie wcześniej. Mogłam poczud jego zimne spojrzenie i odwróciłam

się gorączkowo, szybko gromadząc razem trzynaście kopii w ręce.

Nie miałam odwagi wrócid nim usłyszałam zamykane drzwi. Wyglądałam,

jak szedł koło przedniej szyby - i spojrzał się z powrotem, jakby patrzył prosto

na mnie. Poczułam chłód przechodzący przez moje ciało. Podobało mi się to.

Reszta dnia przeleciała. Prawie nie zauważyłam, że było po szóstej.

Przewiesiłam swój czarny worek przez ramię.

- Łał, będziemy ci musieli zapłacid za nadgodziny! - powiedziała Ruby, kiedy

podnosiłam się z recepcyjnego biurka.

Jeśli nie mogłabym byd Elvirą lub Bridem z Draculi, byłabym Ruby. Była

całkowitym przeciwieostwem mnie w swoim biały na biało białym stroju - buty

z białą suknią z winylu, czy eleganckie garniturowe spodnie, białe buty. Nosiła

bobowo* - długie, biało - blondawe włosy i zawsze używała swojego makijażu

z białą puderniczką, że stworzyła R tworząc czerwony kryształ górski. (*fryzura

na "boba" z włosów o takiej samej długości na całej głowie) Nawet miała

białego pudla, którego czasami przyprowadzała do agencji. Zawsze miała

chłopaka przychodzącego w odwiedziny. Wiedzieli, że była ważną klasą.

Podeszłam do biurka, które było pokryte białymi kryształami, białymi

ozdobami aniołów i uśmiechającą się trzynastoletnią dziewczynką Lucite w

białej ramce.

- Ruby? - zapytałam, kiedy grzebała w swojej białej skórzanej torebce.

- Co, kochanie?

- Tylko się zastanawiałam. - powiedziałam, skręcając swój pasek od torebki. -

Czy ...

- Co takiego, kochanie? Siadaj. - Chwyciła krzesło Janice i odwróciła się bokiem

do mnie.

- Chodzi o dzisiaj... wiem, to brzmi absurdalnie, ale czy ty... więc... czy ty

wierzysz w... wampiry?

- Czy ja? - roześmiała się, dotykając swojego kryształowego naszyjnika. -

Wierzę w wiele rzeczy, kochanie.

- Ale czy wierzysz w wampiry?

- Nie!

- O. - starałam się nie pokazad swojego rozczarowania.

- Ale co ja wiem? - zachichotała. - Moja siostra, Kate, przysięga, że widziała

ducha starego rolnika na polu kukurydzy, kiedy byłyśmy dziedmi. I pamiętam

faceta, który widział coś srebrnego strzelającego prosto w niebo, a moja

najlepsza przyjaciółka, Evelyn, wierzyła, że numerologia pomorze jej znaleźd

męża, a mój kręgarz uzdrawia ludzi poprzez umieszczanie magnesów w ich

stawach. To co jest fantastyczne dla jednych, jest prawdziwe dla innych.

Zawiesiłam się na każdym jej słowie.

- Więc, czy wierzę w wampiry? - kontynuowała. - Nie. Ale ja również nie wierzę

Rock'owi Hudsonowi, że jest gejem. Więc co ja wiem? - uśmiechnęła się,

lśniącym, białym uśmiechem.

Uśmiechałam się, kiedy szłam do drzwi.

- Raven?

- Tak?

- W co ty wierzysz?

- Wierzę w - odkrycia!

ROZDZIAŁ 11 - MISJA NIEPRAWDOPODOBNA

- Jestem na misji! - krzyczałam do Becky, która czekała na mnie na rogu w

Evans Park. Powiedziałam jej, ze musi się ze mną spotkad o siódmej na P.M -

Nigdy nie uwierzysz co się wydarzyło!

- Masz inną parę bielizny Trevora?

- Trevor kto? Nie, to jest daleko poza nim! Daleko poza granicami miasta. To

jest zupełnie nie z tego świata!

- Co to daje?

- Mam wszystkie brudy Rezydenckiej rodziny!

- O, wampiry?

- Wiesz?

- To jest w całym mieście. Niektórzy mówią, że to przez ich sposób ubierania.

Niektórzy mówią, że to przez to, że są po prostu dziwni. Pan Mitchell

powiedział mojemu ojcu, że muszą byd nieludzcy, ponieważ jedzą u Georgio bez

czosnku.

- Ale to są, Mitchellowie. Mimo to, muszę dodad to do mojego dziennika. Każdy

fragment informacji jest znaczący!

- Czy to dlatego się spotkałyśmy?

- Nie.

- Nie?

- Nie!

- To wszystko? Nie będziesz więcej o tym myśled?

- Mogłaś mnie zapytad o to przez telefon. Wyszłam przed drugą porcją

makaronu z serem!

- To ma duże znaczenie!

- Zwariowałaś? Chcesz mi powiedzied, że wierzysz w wampiry?

- Cóż...

- Raven, wierzysz w nie?

- Wierzyłam przez lata. Ale, kto wie? Nie wierzę, że Rock Hudson był gejem.

- Kim jest Rock Hudson?

Wywróciłam oczami. - Nie ważne. Prosiłam cię, żebyś się ze mną

spotkała, aby mi pomóc w mojej misji. Zobacz, odpowiedzi nie leżą w plotkach,

ale w prawdzie, a prawda leży w rezydencji. W każdą sobotnią noc Odrażający

Człowiek idzie do Wexley na godzinne zakupy. Przejechałam przez rezydencję i

nie mają żadnego systemu bezpieczeostwa. I jeśli rozegram karty prawidłowo,

Gotycki Facet będzie siedzied sam w swoim pokoju na poddaszu z głośnym

wyciem Marilyna Mansona. Nigdy mnie nie usłyszy.

- Nigdy nie usłyszy jak będziesz robid co?

- Szukad prawdy.

- To brzmi tak obłędnie.

- Dziękuję.

- Więc potrzebujesz mnie, bym czekała w swoim domu na telefon, więc kiedy

będziesz bezpiecznie w domu, możesz do mnie zadzwonid i podzielid się

wszystkimi szczegółami?

Patrzyłam na nią ciężko.

- Nie, potrzebuję cię byś była moją strażą.

- Wiesz, że to jest wykroczenie? Jak prawdziwe wykroczenie? Jak rozstania i

powroty?

- Cóż, jeśli znajdziesz otwarte okno to, to nie będzie włamanie. Będzie tylko

wejście. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nikt nie będzie wiedział i

wtedy nie będzie nawet wejścia. Nie będę cię pakowad w kłopoty!

- Nie mogłabym...

- Mogłabyś.

- Nie mogę.

- Możesz.

- Nie zrobię.

- Zrobisz!

Rozmowa zatrzymana. - Zrobisz! - powiedziałam, tym razem ostro.

Nienawidziłam byd apodyktyczna, ale to musiało byd zrobione. Wstałam ze

swojej huśtawki. - Nie ukradnę niczego. Nie będziesz w niczym współwinna.

Ale jeśli mam znaleźd coś ważnego, kolosalnego, widowiskowego, zupełnie nie z

tego świata, wtedy możemy dzielid Nobla!

- Mamy to dopiero w Sobotę, prawda?

- Tak. To nam daje dużo czasu, aby zebrad więcej informacji i wygrzebad

podstawy rezydencji. I mamy na to dużo czasu.

- Pomyślałaś o wymówce?

Uśmiechnęłam się. - Nie, do dokooczenia twojego makaronu z serem.

ROZDZIAŁ 12 - ODCHODZĄCY CZAS

To było lepsze niż dzieo ukooczenia wyższych studiów: dzieo zakooczenia

mojej pracy na pół etatu. Miałam bezpiecznie odłożone 200 dolarów netto.

Wystarczająco, by kupid tacie nową rakietę tenisową i może nową żółto -

neonową piłkę tenisową.

Czułam małą nutkę melancholii, kiedy brałam swój sweter by opuścid

Armstrong Travel, mój czek był bezpieczny w mojej torebce. Ruby mocno mnie

przytuliła, naprawdę mocno, nie jak porcelanową lalkę w przypadku Janice.

Pomachałam na dowidzenia Big Benowi, wieży Eiffla i Hawajskiemu

zachodowi słooca.

- Możesz wrócid w każdej chwili! - powiedziała Ruby. - Naprawdę będę za tobą

tęsknic. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Raven.

- Ty, też!

Naprawdę była i miło było mied w koocu więź z kimś, kto był inny, niż

większośd Dullsvillian.

- Pewnego dnia znajdziesz jedynego w swoim rodzaju faceta, który będzie taki

jak ty!

- Dzięki, Ruby!

To było najbardziej tandetne, ze wszystkiego co kiedykolwiek ktoś mi

powiedział.

Wtedy właśnie Kyle Garrison, zawodowy golfiarz Dullsville, wszedł w flirt

z Ruby. Znalazła jedynego w swoim rodzaju dla siebie. Ale ona na to

zasługiwała.

Zostawiłam wypłatę na swoim nocnym stoliku i skuliłam się w łóżku,

szczęśliwa, że mój więzienny wyrok był skooczony i że mogę jutro zamienid czek

na gotówkę i z dumą wręczyd swój cały zarobek tacie. Ale oczywiście nie

mogłam zasnąd. Nie spałam całą noc, zastanawiając się, jak mój jedyny w

swoim rodzaju facet będzie wyglądał. Modliłam się, żeby nie nosił khaki jak

golfiarz.

Potem myślałam o facecie w rezydencji. I zastanawiałam się czy ja już nie

spotkałam tego jedynego w swoim rodzaju.

- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał Trevor następnego dnia po obiedzie. Nie

mogłam przestad się uśmiechad, nawet do Trevora. Byłam taka szczęśliwa.

- Jestem na emeryturze. - odpowiedziałam. - Teraz mogę żyd tylko z odsetek!

- Naprawdę? Gratulacje. Ale tak bardzo chciałem cię jeszcze zobaczy w tych

ślicznych strojach sekretarki. Teraz możesz je nosid tylko dla mnie. - powiedział,

pochylony w pobliżu.

- Wynocha. - krzyknęłam, popychając go. - Nie zepsujesz mi dnia!

- Nie chcę psud ci dnia. - powiedział, stając tyłem. - Jestem z ciebie dumny.-

Uśmiechnął się olśniewającym uśmiechem, ale był on zmieszany z

podstawowym złem. - Teraz powinnaś mied wystarczająco dużo pieniędzy dla

mnie. Lubię horrory.

- Ale one są zbyt straszne dla dzieci takich jak ty. Zadzwonię do ciebie za pare

lat.

Zaśmiałam się i poszłam dalej. Tym razem nie zatrzymał mnie. Myślę, że

naprawdę nie zamierzał psud mi dnia po tym wszystkim. Ósma lekcja był w

koocu skooczona. Szybko poszłam na spotkanie Becky przy mojej szafce - lody

po szkole i aktualizacja planu rezydencji. Tłum uczniów stał obok mojej szafki.

Becky próbowała odsunąd mnie z dala, ale zignorowała ją, przez gapiących się

uczniów.

Kiedy się zbliżyłam, gapiący się uczniowie odsunęli się.

Spojrzałam na szafkę i moje serce upadło na podłogę. Lina była

przymocowana do srebrnej taśmy rakiety tenisowej Prince mojego ojca, a

kartka mówiła, GRA SKOOCZONA! WYGRAŁEM!

Moja głowa zaczęła się kręcid jak w Egzorcyście. Trevor Mitchell miał

rakietę cały czas. Mógł jakoś zdobyd ją, kiedy Odrażający Człowiek przyszedł do

szkoły?

Moje ciało trzęsło się z wściekłości. Wszystkie te dźwięki linii

telefonicznych, ci wszyscy źli klienci, te wszystkie nudne faksy, obrzydliwy smak

kopert. Oglądanie ludzi, którzy lecą, wyjeżdżą i jeżdżą na nartach daleko od

Dullsville, kiedy ja dawałam im bilety do wolności. Wszystko dlatego, że Trevor

czekał na właściwy moment, żeby zwrócid mi rakietę.

Przeszedł mnie wrzask, który zaczynał się w moich butach i kooczył

echem w ścianach.

Zebrało się kilku zaskoczonych nauczycieli, aby zobaczyd co się stało.

- Raven, wszystko dobrze? - Pani Lenny spytała.

Nie wiem czy tłum się rozszedł czy nadal tam był: widziałam tylko rakietę

tenisową. Nie mogłam oddychad, a tym bardziej mówid.

- Co się stało? - Pan Burns krzyknął.

- Zadławiłaś się? Masz astmę? - Pani Lenny pytała.

- Trevor Mitchell. - Zaczęłam mówid przez zaciśnięte zęby..

- Tak?

- Został pobity. Jest w szpitalu.

- Co? Jak?

- Gdzie? Kiedy? - panikujący nauczyciele pytali na przemian.

Wzięłam głęboki wdech. - Nie wiem jak ani gdzie! - Zwróciłam się do

nich, moje ciało i głowa były gotowe do wybuchu. - Ale powiem wam, że to

będzie już wkrótce!

Zdziwieni nauczyciele patrzyli do tyłu.

Chwyciłam rakietę tenisową z całej siły, szarpnęłam nią tak mocno, że

wyrwałam taśmą pasma zieleni z mojej już zadartej szafki.

Czmychnęłam ze szkoły, spragniona krwi.

Uczniowie byli rozproszeni na trawniku, czekając na odwozy. Kiedy nie

znalazłam Trevora, maszerowałam na około z powrotem.

Zobaczyłam go w dolnej części wzgórza na boisku. Czekał na mnie. Był

otoczony przez całą drużynę piłki nożnej.

Trevor to zaplanował. Miał cierpliwie czekad na ten dzieo, kiedy ja

niecierpliwie pracowałam. Wiedział, że przyjdę po niego. Wiedział, że będę

wściekła. Wiedział, że będę chciała walczyd. I teraz może udowodnid swoim

kumplom, że jest znowu królem, że zdobył Gotycką Dziewczynę, jeśli nie przez

drzewo, to przez rakietę. I chciał, aby wszyscy jego kumple byli świadkami tego.

Poruszałam się szybko, naładowana żądzą krwi. Szturmowałam przez

boisko do piłki nożnej, trzynastu luzaków i jeden dumny oponent patrzący się

na mnie. Wszyscy czekali na mnie by się ze mną drażnid, a przynętą był Trevor.

Ominęłam snobów piłki nożnej i podeszłam do Trevora, trzymając rakietę

mojego taty, gotową do zabijania.

- Miałem ją cały czas. - wyznał. - Ścigałem tego dziwacznego kamerdynera tego

dnia po szkole. Chciał oddad rakietę z powrotem tobie, ale powiedziałem, że

jestem twoim chłopakiem. Zdawał się rozczarowany.

- Powiedziałeś mu, że jesteś moim chłopakiem? Obrzydliwcu!

- To było obrzydliwe dla mnie, kochanie. Chciałabyś chodzid z piłkarzem. Ja

chodziłbym z widowiskowym dziwakiem!

Cofnęłam rakietę, by zabrad wymach.

- Chciałem zwrócid ją wcześniej, ale wyglądałaś tak szczęśliwie, idąc do pracy.

- Będziesz musiał nosid więcej niż rękawiczkę golfową, kiedy z tobą skooczę!

Zamachnęłam się na niego i odskoczył.

- Wiedziałem, że przybiegniesz po mnie. Dziewczyny zawsze to robią! - oznajmił

dumnie.

Jego tłum lalek roześmiał się.

- Ale ty przybiegłeś po mnie też, czyż nie, Trevor?

Patrzył na mnie, zdziwiony.

- To prawda. - kontynuowałam. - Powiedz swoim znajomym! Są tutaj wszyscy.

Ale jestem pewna, że wiedzą o tym cały czas. Powiedz im dlaczego to robisz!

- O czym ty mówisz, dziwaku? - Widziałam przez jego emocje, że był gotowy do

walki, ale nie spodziewał się tego typu gry.

- Ja mówię o miłości. - powiedziałam nieśmiało.

Tłum się śmiał. Miałam broo lepszą niż jakakolwiek rakieta dwustu

dolarowa: upokorzenie. Oskarżenie snoba o zalecanie się do Gotyckiej

Dziewczyny to jedno, ale używanie tych ckliwych słów w konfrontacji z

szesnastoletnim maczo było z pewnością przeniesieniem w głąb domu.

- Jesteś naprawdę walnięta! - krzyczał.

- Nie bądź tak zakłopotany. To raczej słodkie, prawda? - powiedziałam

zadowolona i uśmiechałam się do bramkarza. - Trevor Mitchell mnie kocha.

Trevor Mitchell mnie kocha! - śpiewałam.

Trevor nie wiedział co powiedzied.

- Jesteś na prochach, dziewczyno. - Trevor zdeklarował.

- Kiepska riposta, Trevor. - Spojrzałam na uśmiechy wszystkich jego

snobistycznych, piłkarskich kolegów, a następnie spojrzałam na niego.

- To było takie oczywiste co czułeś, powinnam wiedzied od początku. - Wtedy

powiedziałam jak najgłośniej. - Trevorze Mitchell, jesteś we mnie zakochany.

- Tak, klaunie! Jak na przykład mam twój plakat na ścianie w sypialni. Jesteś

niczym prócz poczwary.

Poczwara trochę boli, ale zachowam paliwo bólu do następnej rundy.

- Nie poszedłeś do Oakley Woods z plakatem. Nie przebrałeś się za wampira,

by zaimponowad plakatowi. I nie ukryłeś rakiety mojego taty, by zdobyd

zainteresowanie wściekłego plakatu!

Faceci od piłki nożnej musieli byd po wrażeniem moich argumentów, bo

mnie nie atakowali ani nie bronili Trevora, ale czekali co będzie dalej. - Żaden z

twoich znajomych tutaj nie zabrał mi czasu dnia. - poszłam. - To dlatego, że ich

nie obchodzę, ale ciebie obchodzę. Mówisz mi to każdego dnia.

- Jesteś szalona! Jesteś niczym oprócz nadpanej, dziwacznej, przegranej

dziewczyny i to wszystko czym kiedykolwiek będziesz.

Trevor spojrzał na Matta, który tylko uśmiechał się niezręcznie i wzruszał

ramionami. Chichotał bardziej od jego innych kumpli i szeptał słowa, których

nie słyszałam.

- Chcesz mnie tak bardzo. - krzyknęłam mu w twarz. - I nie możesz mnie mied!

Podszedł do mnie, kołysząc wszystko i to była dobra rzecz, miałam

rakietę tenisową ojca do obrony przed jego ciosami. Tam musi byd coś

żałosnego o wściekłym zapalonym sportowcu, próbującym zaatakowad

dziewczynę, a może gang Trevora od piłki nożnej skrycie cieszył się z

upokorzonego Trevora, ponieważ odciągnęli go z powrotem i Matt wraz z

bramkarzem wystąpili przede mną jako przystojne barykady.

Właśnie wtedy Pan Harris zagwizdał na trening.

Nie było czasu na podziękowanie Mattowi i innym czy „ Ojej, było fajnie -

zrobimy to znowu za jakiś czas.” - pobiegłam z powrotem pod górę triumfalnie.

Nie mogłam się doczekad, żeby powiedzied Becky.

Czy naprawdę uwierzą, że Trevor był we mnie zakochany? Nie, wydawało

mi się to mało prawdopodobne, jak istnienie wampirów. Pan popularny kocha

Panią niepopularną. Ale zrobiłam dobre argumenty, a najważniejsze było, żeby

to kupili.

Byłam w koocu wolna.

ROZDZAIAŁ 13 - DZIEWCZĘCA OBSESJA

Nagle inni Dullsvillianie relacjonowali sugestie Gotyckiej Dziewczyny.

- On naprawdę świetnie wygląda, ale ważnie dziwaczno-świątecznie musi

chodzid do tego nawiedzonego domu! - Monica Havers szepnęła do Josie

Kendle w klasie algebry.

- On faktycznie wyszedł z lochu?

- Tak i Trevor Mitchell dostrzegł go wychodzącego ze cmentarza w nocy i

powiedział, że krew kapała mu z ust. I kiedy Trevor podjechał bliżej, nagle

zniknął!

- Naprawdę? Hej, chodzisz z Trevorem znowu?

- Nie ma mowy! Każdy wie, że jest zakochany w tej dziewczynie Raven. Ale

posłuchaj tego. Widziałam, dwóch facetów duchów w kinie w piątek. Samych.

Kto idzie do kina sam?

- Tylko szalony, przegrany wariat. - powiedziała Josie.

- Właśnie!

Przewróciłam oczami w totalnym wstręcie.

Następnie po obiedzie byłam w 7-eleven z Becky, zabierając sodę dla

mojej mamy, kiedy zauważyłam nagłówek tabloida, „Urodziłam dwugłowe

dziecko wampira”.

- Więc, to musi byd prawda! - żartowałam. - Wampiry istnieją. Czytałam to w

Krajowym Kłamstwie?

Becky i ja chichotałyśmy jak małe dziewczynki.

Odwróciłam się i tam był Gotycki Facet, stojący dokładnie za mną,

wpatrujący się w batony poniżej licznika.

Miał na sobie Ray Bany, jak upiorna gwiazda rocka i trzymał paczkę świec.

- Czy ty nie jesteś facetem... - szepnęłam bez tchu, jakbym spotkała gwiazdę.

- Następny. - sprzedawca powiedział, wzywając go do licznika.

Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Podeszłam do niego bliżej, ale był

wciśnięty między rudowłosą królową fitness i jej opalonego łóżko-

uzależnionego przyjaciela i skup butelek wody z importu.

Gotycki Facet wziął torbę i wyszedł ze sklepu, zakładając swoje okulary

słoneczne, kiedy tylko stanął o zmroku.

Dwie kobiety patrzyły na niego z ukosa, jakby miały zobaczyd chodzącego

zombie.

- To mi przypomina, Phyllis. - wyszeptała królowa fitness. - Widziałam to

dziecko w księgarni Carlsona. On jest taki blady! Czy on nie słyszał o słoocu?

Przynajmniej mógłby korzystad z niektórych fałszywych kremów do opalania.

On potrzebuje makijażu!

- Czy zauważyłaś co czyta?

- O, tak. - wspomniała. - To była książka o cmentarzu Benson Hill!

- Muszę powiedzied Natalie Mitchell. Jest przekonana, że są wampirami!

- Może zobaczymy Sterlingów na tabloidach w przyszłym tygodniu: „ Nastolatek

wampir gra w Baseball z Prawdziwymi Nietoperzami”. - I chichotały jak ja i

Becky wcześniej.

- Szybciej! - powiedziałam, niecierpliwie. Kiedy z Becky wyszłyśmy na parking,

jego już nie było.

Plotki kontynuowały się przy naszym obiadowym stole.

- John Garver powiedział mi w sądzie, że Sterlingowie nie kupili rezydencji, tylko

ją odziedziczyli. - powiedział mój tata.

- Jimmy Fields powiedział, że słyszał, że nie jedzą prawdziwego jedzenia, tylko

robaki i gałązki. - Głupek dodał, jak to każdy frajer.

- Co się z wami stało? - krzyknęłam. - Są poprostu inni, nie łamią żadnych

praw!

- Jestem pewna, że nie, Raven. - Moja mama się zgodziła. - Ale są przynajmniej

dziwni. Ich ubrania są dziwne.

Wszyscy patrzyli na mnie, na moją czarną szminkę, czarny lakier do

paznokci, sczerniałe włosy, czarną sukienkę syntetyczną i przylegające czarne

bransolety.

- Więc, ja mam dziwny strój, też. Myślisz, że jestem dziwna?

- Tak. - powiedzieli jednym głosem.

Wszyscy śmiali się jednocześnie, nawet ja. Chod w głębi duszy było mi

smutno, bo wiedziałam, że nie żartują i mogłam powiedzied że im jest smutno,

też, z tego samego powodu.

Słooce spadło z nieba i księżyc uśmiechnął się do mnie i Becky. Byłam

gotowa do infiltracji kamuflażu w nocy. Miałam na sobie czarną, matową

szminkę, zamiast połyskliwej, czarny golf, czarne dżinsy i czarny, mały plecak z

latarką i aparat do dyspozycji. Pan i Pani Sterling byli w Europie. Mercedesa nie

było widad. Odrażający Człowiek musiał pójśd do sklepu, a jeśli prowadził koszyk

wolno, będę miała dużo czasu.

Zardzewiała stara brama stała przede mną. Wszystkie odpowiedzi na

plotki leżały po drugiej stronie. Szybkie wspinanie się i zacznę dochodzenie.

Niestety przygoda była opóźniona, ponieważ Becky była przerażona przez

wspinaczkę.

- Nie mów mi, że miałybyśmy się wspinad na bramę! Boję się wysokości!

- Proszę! Dasz radę! Zegar tyka.

Becky spojrzała na nieszkodliwą starą bramę jak by to było Mount

Everest. - Nie mogę. Jest za wysoka!

- Możesz. - argumentowałam. - Tutaj. - Włożyłam swoje ręce razem na

motywację. - Musisz umieścid cały ciężar ciała na to!

- Nie chcę cię skrzywdzid.

- Nie skrzywdzisz. Chodźmy.

- Jesteś pewna?

- Becky! Czekałam miesiącami na to, a jeśli stchórzysz bo boisz się wejśd na

moją rękę, będę musiała cię zabid.

Weszła i mruknęła, i nagle zassała się do bramy, jak przerażony pająk.

- Nie możesz tylko wisied. Musisz się wspinad!

Próbowała. Naprawdę to robiła. Widziałam każdy miesieo w jej ciele

napięty. Nie była ciężka, ale nie była też silna.

- Udajmy, że pójdziesz do więzienia, jeśli nie wejdziesz.

- Próbuję!

- Idź, Becky, idź! - śpiewałam jak cheerleaderka. Wspinała się powoli i w koocu

dotarła na górę. Potem naprawdę oszalała.

- Nie mogę iśd dalej. Boję się.

- Nie patrz w dół.

- Nie mogę się ruszyd!

Zaczynałam panikowad. Mogła zepsud wszystko właśnie wtedy. Mógł

przyjśd policjant, lub jakaś wścibska sąsiadka. Albo sam Gotycki Facet zszedł by

ze swojego strych, zobaczyd co roni więcej hałasu, niż jego głośne płyty.

- Zostao, ja pójdę. - Wciągnęłam się na górę bramy, manewrując wokół bramy i

odwróciłam się na górze. - Teraz ty! - szepnęłam, kiedy wisiałam po drugiej

stronie.

Nie ruszyła się. Jej oczy nie były nawet otwarte.

- Sądzę, że mam atak paniki.

- Świetnie! - powiedziałam, wywracając oczami. - Nie możesz tego zrobid!

Może powinnam zabrad Głupka. Becky?

- Nie mogę!

- Dobra, Dobra! Złaź na dół.

Obie ześlizgnęłyśmy się w dół żelaznej bramy po przeciwnych stronach.

Kraty oddzielały nas, ale nie naszą przyjaźo.

- Mam nadzieję, że nie zepsułam wszystkiego. - powiedziała Becky.

- Hej, przynajmniej dałaś mi przejażdżkę.

Uśmiechnęła się z uznaniem. - Będę śledzid tutaj.

- Nie, idź do domu. Ktoś cię może zobaczyd.

- Jesteś pewna?

- Fajnie się z tobą wisiało! - żartowałam - Ale muszę już iśd!

- Mam nadzieję, że znajdziesz wszystko, czego szukasz.

Becky odjechała bezpiecznie do swojej kanapy, a ja kontynuowałam,

minus jeden detektyw. Byłam BŚR -Biuro Śledcze Raven. Musiałam położyd kres

tym plotkom. I gdyby były czymś więcej niż tylko plotkami, świat musiał o tym

wiedzied.

Jedyne światło pochodziło z zasłoniętego okna na poddaszu. Słyszałam

cichy płacz elektrycznej gitary, kiedy skradałam się na palcach wokół domu. Na

szczęście nie słyszałam dźwięków szczekania psów. Znalazłam swoje ulubione

okna. Nie było żadnych płyt czy cegieł, a wybite okno zostało zastąpione. Jeśli

nie zmienili jednej rzeczy w rezydencji, dlaczego wyszczególnili to okno?

Spacerowałam dookoła i sprawdzałam inne okna. Wszystkie były zamknięte.

Nagle zauważyłam coś rażącego w blasku księżyca. Pochyliłam się i leżałam za

młotku za krzakiem i obok młotka była najpiękniejsza rzec, jaką kiedykolwiek

wiedziałam. To było okno, otwarte, podparte cegłą. Uszczelniony pistolet i kit

nadal siedziały na gzymsie. Ktoś tu pracował i zostawił bałagan do wyschnięcia.

Pocałowałam mojego nowego przyjaciela - pomocną cegłę po mojej stronie.

Dziękuję ci, cegło, dziękuję!

Znacznie trudniej było się przecisnąd przez okno tym razem. Jadłam dużo

cukierków odkąd miałam dwanaście lat.

Zasysałam i popychałam i chrząkałam i falowałam. Byłam przez. Byłam w!

Nabrałam powietrza, ciemnej zatęchłej piwnicy, zakurzonym powietrzem

wypełniającym lochy rezydencji.

Poprowadziła mnie latarka wokół skrzyo i starych mebli. Widziałam trzy

prostokątne przedmioty oparte ścianę, pokryte kocami. Obrazy? Moje ciało

podskoczyło do góry, kiedy chwyciłam za róg koca i powoli zsunęłam do tyłu.

Dyszałam. Twarz z dwoma oczami patrzyło na mnie. To było lustro!

Chwyciłam swoje serce. Zakryte lustro? Ściągnęłam koce, jeden po

drugim. Wszystkie były lustrami! Złota rama, drewniana w ramach, prostokątna

i owalna. Nie może byd! Kto przykrywa swoje lustra? Tylko wampiry!

Kontynuowałam przeszukiwanie piwnicy. Odkryłam naczynia z porcelany

i kryształowe puchary, nie był to rodzaj szkła, z którego byłam przyzwyczajona

do picia. Potem znalazłam pudło, na którym pisało AKWARELE ALEXANDRA,

wypełnione rysunkami nieruchomości, podobnych do tej, w której stałam.

Były tam inne obrazy, również: Spider-Man, Batman, Superman. I wersja

wielkiej trójki razem: Frankenstein, Wilkołak i hrabia Dracula.

Zaczęłam kłaśd je do mojego plecaka, ale obiecałam Becky, że nic nie

wezmę. Więc wyjęłam aparat i zrobiłam im zdjęcie.

Znalazłam zakurzone poskręcane pergaminy z wyblakłym drzewem

genealogicznym. Długie do wymówienia nazwy książąt i baronów sięgały wiele

wieków wstecz. A następnie na dole był - Alexander. Ale nie było daty

urodzenia - lub śmierci!

W koocu znalazłam trzy skrzynie, oznaczone GLEBY. Były na nich

rumuoskie pieczęcie.

Kiedy szłam drogą do schodów, potknęłam się o coś pokrytego białym

prześcieradłem. To było to, dlaczego przyszłam - to mogła byd trumna. Obiekt

miał właściwy rozmiar jak na trumnę i brzmiał jak drewno, kiedy na niego

nadepnęłam. Byłam tak przerażona co podekscytowana. Zamknęłam oczy i

zsunęłam prześcieradło. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. To był tylko

stolik do kawy.

Zarzuciłam prześcieradło i ostrożnie szłam po skrzypiących schodach.

Chwyciłam za szklany uchwyt drzwi i pchnęłam, ale bezskutecznie. Pchnęłam

ponownie z całej siły i nagle otworzyły się drzwi. Poleciałam wzdłuż korytarza.

Portrety siwowłosych mężczyzn i kobiet wzdłuż korytarza, a także jakieś

dzikie obrazy, które mogłyby byd van Gogha czy Picassa. Chciałam wiedzie na

pewno, gdybym kiedykolwiek wpłaciła zainteresowanie w sztukę. Czułam się,

jakbym była w muzeum, z wyjątkiem świec i świetlówek.

Weszłam na palcach do salonu. Meble w stylu Art deco. Bardzo stylowe.

Wielkie czerwone, aksamitne zasłony wisiały w oknach - oknach przez które

machałam raz czerwoną czapką baseballową. Słyszałam Smitha pulsującego

przez sufit.

Spojrzałam na swoją świecącą w ciemności latarkę. Było już wpół do

dziewiątej. Czas by odejśd. Ale zatrzymałam się na dole schodów. Nie mogłam

iśd na górę. Byłoby to bardzo ryzykowne. Ale musiałam wszystko zobaczyd.

Kiedy będę miała okazję taką jak ta znowu?

Pierwszy pokój poddany był wnikliwym badaniom, książki na książkach,

własna bibliotek Sterlingów. Ale bez bibliotekarza, dzięki Bogu. - Po prostu

przyszłam by wypożyczyd Zbrodnie i Karę. - Nie pójdzie mi tak dobrze z

Odrażającym Człowiekiem. Zerknęłam szybko do innych pokoi. Nigdy nie

widziałam tak wielu łazienek na pierwszym piętrze. Nawet na stadionie nie ma

tylu. Mała sypialnia gościnna była zaskakująco spartaoska z jednym łóżkiem.

Sypialnia właścicieli miała baldachimowe łóżko z czarnym filarem opadającym

wokół kolumn. Była toaletka, ale bez luster! Małe grzebienie i szczotki i lakiery

do paznokci. Odcienie czerni, szarości i brązu. Spojrzałam do szafy, gdy muzyka

nagle przestała grac. Usłyszałam kroki nad głową.

Zsunęłam się szybko po schodach. Nie oglądałam się za siebie i mając

pewnośd że nie zgubię swojego położenia i potknę się lub spadnę jak te

dziewczyny w Piątku 13. Błahostkowałam się z zamkiem do drzwi, moje palce

trzęsły się niekontrolowanie, jak tym głupim dziewczynom w horrorach.

Robiłam zbyt wiele hałasu. Kiedy próbowałam odsunąd górny rygiel, widziałam

dolny rygiel odsuwający się od drugiej strony.

Biegłam przez korytarz, ale słyszałam kroki pochodzące z tego kierunku,

dwukrotnie z powrotem udałam się do salonu. Nie było czasu, aby otworzyd

okno, więc rzuciłam się za czerwone aksamitne zasłony.

- Wróciłem. - Usłyszałam Odrażającego Człowieka dzwoniącego tym swoim

silnym akcentem z Rumunii.

- Wexlie będzie dostarczał jutro jak zwykle. Mam zamiar przejśd na emeryturę

już teraz.

Nikt nie odpowiedział.

- Nie mogą się zamknąd, kiedy mają trzy, ale kiedy mają siedemnaście, nigdy

nawet nie otworzą ust. - usłyszałam jak mamrotał do siebie, idąc wolno obok

schodów.

- Zawsze zostawiam drzwi otwarte. - Usłyszałam Odrażającego mówiącego i

zamykającego drzwi do piwnicy.

Odkleiłam siebie od zasłony, biegłam i odkręciłam wszystkie zamki

przednich drzwi w rekordowym czasie. Byłam gotowa do ucieczki, kiedy

poczułam coś znajomego - obecnośd, ponownie. Odwróciłam się i on stał

przede mną. Gotycki Facet. Stał nieruchomo, jak by wdychał nieproszonego

gościa.

Kiedy wyciągnął rękę do mnie, aby pokazad mi, że nie muszę się bad,

zauważyłam akcesoria - miał na sobie czarny pierścieo z pająkiem, który dałam

Odrażającemu Człowiekowi na Halloween!

Czekałam przez moment, jak całe moje życie. Zobaczyd, spotkad,

zaprzyjaźnid się z kimś, kto różni się od wszystkich, tak jak ja. Nagle uderzyła

mnie rzeczywista sytuacja.

Będę złapana.

Pobiegłam przez trawnik rezydencji i wyciągnęłam się i rzuciłam się do

góry na zardzewiałą bramę. Rzuciła swoje zyski przez górę, obejrzałam się i

mogłam zobaczyd odległą postad w drzwiach, obserwującą mnie. Wahałam się,

chcąc wrócid z powrotem do rezydencji. Patrzyłam na niego przez chwilę przy

zsuwaniu się na drugą stronę.

Znalazłam to, czego szukałam.

ROZDZIAŁ 14 - GORĄCY POŚCIG

Po zatelefowaniu do Becky i opisaniu mojej przygody z ekscytującymi

szczegółami, cierpiałam na poważną bezsennośd. To nie był zmrok nadzorujący

mnie przebudzoną, jednak; to był facet z głębokimi, najciemniejszymi,

najbardziej marzycielski oczami jakie kiedykolwiek widziałam. Moje serce

kołatało, tak samo jak moja głowa. Był piękny. Jego włosy, twarz, wargi.

Absolutnie niesamowity był obraz jego wyciągniętej ręki - ubranej moim

pierścieniem! Dlaczego nie spróbował zadzwonid na policję? Dlaczego założył

mój pierścionek? Naprawdę był wampirem? Kiedy zobaczę go ponownie? Już

mi brakowało Gotyckiego Faceta. Kołysałam się wysoko na huśtawce

następnego dnia na Evans Park, czekając na Becky, moja głowa jeszcze miała

zawroty z wczorajszego spotkania w nocy. Wypadłam w poślizgu na parking,

kiedy w koocu dotarła i opowiedziałam jej całą historię.

- Masz szczęście, że cię nie zabił!

- Żartujesz? Był wspaniały! Będę czekad wiecznośd by spotkad kogoś w połowie

tak fajnego!

- Więc, wierzysz teraz w pogłoski?

- Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale myślę, że mogą byd prawdą. Jest na to

wiele oznak. Rysunek Draculi, świece, okulary słoneczne, zakryte lustra, drzewo

genealogiczne.

- Matka ma alergię na czosnek, a Sterlingowie są widziani tylko w nocy. -

dodała Becky.

- A co z importowaną ziemią? Wampiry zawsze sprowadzają ziemię ze swojego

kraju.

- Czy będziesz wzywad CNN? - przekomarzała się.

- Jeszcze nie. Potrzebuję więcej dowodów.

- Czy to wiąże się ponownie z bramą?

Zaczęłam się kołysad, przypominając Anne Rice, Brama Stokera, Belle

Lugosi, Głód, Zgubionych Chłopców i wszystkie Nosferatusy, że nigdy nie

zaszczyciłam ich cudownego świata z uśmiechem i przylizałam włosy.

- Nie! Nie zakłada w ogóle. - w koocu odpowiedziałam jej.

Odetchnęła z ulgą.

- Jest naprawdę tylko jeden sposób, żeby to udowodnid, prawda? A na koniec

możemy powiedzied tym handlarzom plotek, że ich plotki nie są do kooca

dobre. Potem te gotyckie anioły mogą spad spokojnie, czy idą do łóżka w nocy

czy za dnia! - żartowałam.

- Więc co zamierzasz zrobid, obserwowad czy zamienią się w nietoperza?

- Nie. Będę patrzed jeśli to zrobią!

- Nie można zmienid się w nietoperza, kiedy się go obserwuje.

- Zrobię więcej, niż patrzenie na niego! Jest tylko jeden sposób, by sprawdzid,

czy on naprawdę jest wampirem.

- Tak?

- Będę jego kęsem! - wrzasnęłam z podekscytowania.

- Pójdziesz do niego by cię ugryzł? Oszalałaś?

- Niezwykle szaleoczo.

- A co jeśli on naprawdę jest? Zamienisz się w wampira! Wtedy co zrobisz?

- Wtedy. - powiedziałam, uśmiechając się. - Zadzwonię po CNN.

Spacerowałam do domu z Evans Park marząc o zobaczeniu swojego

księcia ciemności, kiedy zobaczyłam czarnego Mercedesa skręcającego na rogu

na koocu ulicy.

Pobiegłam za nim, tak szybko jak mogłam, ale buty wojskowe nie mogły

konkurowad z kołami i zmotoryzowanym przyspieszeniem, nawet z jazdą

Odrażającego.

W domu zostałam powitana złośliwym uśmiechem Głupka.

- Mam coś dla ciebie! - odparł.

- Nie gram w gry. Nie jestem w nastroju.

- Wygląda na to, że poczta jest teraz roznoszona w niedzielę. A niedzielnym

listonoszem jest ten dziwny lokaj z Halloweenowej rezydencji!

- Co?

- Przyniósł list dla ciebie!

- Dawaj!

- To będzie cię kosztowad!

- To będzie kosztowad twoją głowę! - krzyknęłam, próbując wskoczyd na niego.

Zaczął uciekad, a ja podążałam za nim w gorącym pościgu. - Zdobędę to.

To tylko kwestia tego czy będziesz żywy czy martwy, kiedy to zrobię!

Gdybym siedziała w domu, Odrażający Człowiek, dałby list mnie zamiast

Głupkowi. Dobrze, że moje rodzice byli na lunchu. Musieli by zdziwaczed, jeśli

zobaczyli by milion letniego człowieka, przychodzącego do drzwi i proszącego

mnie.

Głupek powiewał czerwoną kopertą przed moją twarzą, drwiąc ze mnie

na każdym kroku. Nagle pobiegł na górę. Chwyciłam go za nogę od tyłu i upadł.

Przyciągnęłam go do siebie, ale koperta była w jego wyciągniętej ręce, za

daleko dla mnie, aby ją złapad.

Zrobiłam twarz jak rekin, żeby wiedział, że ugryzę go w nogę, jeśli będę

musiała, coś co można zrobid rodzeostwu i nie pójśd do więzienia. Zapanował

popłoch, a on użył swojej luźnej stopy, aby pchnąd moją luźną rękę z kościstej

nogi. Rzucił się do drzwi swojej sypialni i przekręcił zamek.

Uderzałam i uderzałam. Bolały mnie ręce, ale później nie czułam

pulsowania, byłam taka wściekła.

- Kochana Raven. - Udawał, że czyta przez drzwi. - Kocham cię i chcę byś

została moją wiedźmowatą żoną, abyśmy mogli mied straszne, lokajowe dzieci.

Z miłością, Weirdo Butler.

Daj mi to! Teraz! Czy nie wiesz co ci się stanie? Wystarczy zapytad

drużynę piłki nożnej. Mogę stworzyd ci życie w piekle!

- Dam ci go pod jednym warunkiem.

- Ile?

- Nie chcę pieniędzy.

- Więc co?

- Twojej obietnicy...

- Co, jakiej?

- Że obiecasz przestad nazywad mnie „Głupek”!

Cisza po obu stronach drzwi.

Poczułam ukłucie w sercu. Wina? Tragizm? Chyba nigdy nie zdawałam

sobie sprawy, że moje małe przezwisko mogło ranid go przez te wszystkie lata.

Że zrobiłam z jego życia piekło na ziemi.

- Więc jak mam na cię nazywad?

- Co powiesz na moje imię?

- Jak ono brzmi? - dokuczałam.

- Billy.

- O, więc...dobrze. Dasz mi list, a ja nie nazwę cię Głupkiem przez rok.

- Na zawsze.

- Na zawsze?

- Na zawsze!

- Dobra. Na... zawsze.

Odsunął drzwi i wysunął kopertę. Spojrzał na mnie tymi swoim dziecinno-

brązowymi oczami brata.

- Masz. Nie otworzę ich.

- Dzięki. Nie powinieneś kazad mi cię Gonic. Miałam długi dzieo!

- Jest dopiero dwunasta!

- Właśnie! - Trzymałam czerwoną kopertę bezpiecznie w ręce. - Dzięki, Głupku.

- Nie mogłam na to poradzid. To był nawyk.

- Obiecałaś! - zawołał, trzaskając drzwiami.

Zapukałam jeszcze raz. Ty razem poczułam ból od tego walnięcia.

- Co, Czarownico? - krzyknął. - Każdy będzie frajerem w porównaniu do ciebie!

Zostaw mnie w spokoju i wród do jaskini!

Znalazłam odblokowane drzwi i weszłam do środka. To było lata temu,

kiedy byłam w jego pokoju. Były tam zdjęcia Michaela Jordana i Wayne'a

Gretzky'ego na ścianie i pięddziesiąt miliardów gier komputerowych, ułożonych

na podłodze i biurku obok jego komputera. Głupek był naprawdę słodko

interesujący.

- Dzięki za list. - powiedziałam.

Przesuwał myszką na swoim komputerze, ignorując mnie.

- Billy! - krzyknęłam. Szybko spojrzał w górę, z zszokowanymi oczami. -

Powiedziałam „Dziękuję”, ale nie mogę cię przytulic. Zatrzymajmy to dla

telewizji.

Rzuciłam się na łóżko, moja czarna pierzyna gładziła mi ręce,

wpatrywałam się w czystą, czerwona kopertę. W środku mogło byd coś jak:

Zostao poza naszą własnością, albo pozwiemy ciebie i twoich rodziców.

Ale przynajmniej miałam zagrożenie bezpiecznie w swoich rękach.

Powoli otworzyłam kopertę, obawiając się najgorszego.

To było zaproszenie! Pan Alexander Sterling prosi Panią Raven Madison,

aby przyszła do jego domu 1 grudnia o 20:00 na kolację.

Skąd wiedział jak się nazywam? Skąd wiedział, gdzie mieszkam? I czy to

było prawdziwe? Który siedemnastoletni facet w tym mieście, stanie, czy kraju

zaprosił dziewczynę w ten sposób. To było prosto z tych Sprzedawców Kości

Słoniowej - filmu Emma Thompson, gdzie są ludzie z dusznym, brytyjskim

akcentem i umieszczają się w gorsetach i nigdy nie mówią słowa „miłośd”. To

było takie średniowieczne, staromodne, nie z tego świata. To było takie

romantyczne, że moje ciało mrowiło.

Spojrzałam na drugą stronę wiadomości, ale to było wszystko. Nawet nie

powiedział R.S.V.P. Co za czelnośd! Był przekonany, że przyjdę i miał rację.

Czekałam na to całe swoje życie.

ROZDZIAŁ 15 - GOTYCKI GOŚC

Nie mogłam powiedzied mojej mamie o tajemniczym zaproszeniu do

rezydencji. Powiedziała by nie, nie mogłabym iśd. Powiedziałam tak, mogłam.

Dałaby mi szlaban; uciekła bym. To wszystko było by bardzo dramatyczne.

Byłam pewna, że nie mogła mnie powstrzymad przed pójściem, dopóki mój tata

nie zrzucił bomby na rano 1 grudnia.

- Zabieram mamę do Vegas dziś wieczorem! - powiedział, ciągnąc mnie na bok.

- To bardzo zachęcający moment. Wylatujemy dziś popołudniu.

- Czy to nie romantyczne? - Moja mama bełkotała, wyciągając walizkę z

korytarzowej szafy . - Twój tata nigdy nie zrobił czegoś takiego w naszą

rocznicę!

-Więc ty będziesz odpowiedzialna za dom i doglądanie Billy'ego. - kazał mój

tata.

- Doglądad Billy'ego? O ma jedenaście lat! - krzyknęłam, chodząc za nimi, w ich

sypialni.

- Tutaj będziemy osiągalni, jeśli masz jakiś problem. - powiedziała, wręczając mi

kartkę z numerem telefonu. - Praca z Janice pokazała mi, że potrafisz byd

odpowiedzialna. Wrócimy jutro po obiedzie.

- Ale ja mam plany!

- Więc zaproś Becky tutaj dziś wieczorem. - Wrzuciła szczotkę do włosów do

swojej torby podróżnej. - Zawsze jedziesz do jej domu. Ale wybrad się do kina

możesz zawsze.

- Becky? Myślisz, że to jedyny przyjaciel jakiego mam? Jak zawsze mam oglądad

telewizję ze swoim życiem?

- Paul, mogę to wziąd? - Moja mama przerwała, trzymając czerwoną sukienkę

bez ramiączek.

- Mam szesnaście lat, tato. Chcę wyjśd w sobotni wieczór.

- Wiem. - moja mama powiedziała, kładąc parę czerwonych szpilek w swoją

torbę. - Ale nie dzisiaj wieczór. Twój ojciec po prostu mnie zaskoczył! Nie zrobił

tego od uczelni. Tylko ten jeden raz, Raven, potem możesz mied wszystkie

soboty jakie chcesz. - Pocałowała mnie w głowę, nie czekając na odpowiedź.

- Będę dzwonid o północy. - mój tata ostrzegał: - po prostu upewnię się, że ty i

Billy jesteście sami i że moja rakieta jest nadal w szafie.

- Nie martw się! Nie mam zamiaru iśd na dziką imprezę. - powiedziałam

gniewnie.

- Dobrze, mógłbym użyd domu jako dodatkowe zabezpieczenie na blackjacka.

Wszedł do szafy i wyciągnął kurtki. Poszłam do swojego pokoju i

ciągnęłam się za włosy. Ze wszystkich siedemnastu lat, kiedy moi rodzice byli

małżeostwem, mój tata musiał wybrad akurat dziś dzieo, aby zaskoczyd moją

mamę?

Była 7:30 w nocy, kiedy złamałam wiadomości do Głupka - raczej,

Billy'ego. Byłam ubrana w mój sobotnio-wieczorowy strój: czarną syntetyczną

mini-sukienkę bez rękawów - sukienkę z czarnym koronkowym podkoszulkiem,

czarne rajstopy, buty wojskowe, czarną szminkę i srebrno-onyksowe kolczyki.

- Wychodzę dziś wieczorem.

- Ale masz zostad tutaj. - Obejrzał mój strój, jak opiekuoczy ojciec. - Masz

randkę!

- Nie mam. Po prostu muszę iśd.

- Nie możesz! Nie pozwolę ci. Powiem. - Chłopczyk Billy był kochany

zatrzymując mnie, ale kochał swoją nagłą władzę nade mną bardziej.

- Becky przyjdzie z tobą posiedzied. Lubisz Becky.

- Tak, ale czy ona mnie lubi?

- Kocha cię!

- Naprawdę? - zapytał, z sympatycznymi, chłopięcymi oczami.

- Zapytam ją, kiedy tu przyjdzie. Becky, czy kochasz mojego młodszego,

jedenasto letniego brata?

- Nie! Lepiej nie!

- Więc obiecaj się zachowywad.

- Mam zamiar powiedzied. Zostawiasz mnie! Wszystko się może zdarzyd. Mogę

byd w Internecie i spotkad szaloną kobietę psycholkę, która chce się ze mną

ożenid.

-Mógłbyś byd taki szczęśliwy. - powiedziałam patrząc przez okno na Becky.

- Pakujesz się w wielkie kłopoty!

- Zamknij się młody! Pokaż Becky gry komputerowe. Ona szaleje tylko za tymi

obcymi statkami kosmicznymi.

- Jeśli odejdziesz, zadzwonię do nich do Vegas.

- Nie jeśli cenisz swoje życie. Przywiążę cię do krzesła, jeśli będę musiała.

- Więc to zrób bo idę zadzwonid! - Pobiegł do telefonu bezprzewodowego.

- Billy, proszę. - prosiłam. - Naprawdę muszę iśd. Pewnego dnia zrozumiesz.

Proszę, Billy.

Zatrzymał się z telefonem w dłoni. Nigdy nie słyszał jak go o coś proszę,

tylko grożę.

- Cóż, dobra, tylko obiecaj, że będziesz tu do północy. Nie będę udawad, że

jesteś w łazience.

Po raz pierwszy, jaki pamiętam, przytuliłam swojego brata. I dałam mu

prawdziwego przytulasa, przytulasa Ruby, takiego, który pozwala naprawdę

poczud ciepło drugiej osoby.

- Jest już Becky! - krzyknął, teraz grając w mojej drużynie. - Musisz odejśd!

Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i oboje polecieliśmy w dół po

schodach. - Gdzie byłaś? - spytałam.

Becky spacerowała z paczką popcornu do mikrofalówki. - Myślałam, że

powiedziałaś ósma.

- Muszę tam byd o ósmej!

- Strzelaj, a myślałam, że jestem wcześniej. Weź samochód. - powiedziała,

wręczając mi swoje klucze.

- Dzięki. Jak wyglądam? - spytałam, poprawiając swój strój.

- Nikczemnie!

- Naprawdę? Dzięki!

- Wyglądasz jak anioł nocy. - mój brat odparł.

Spojrzałam w lustro w korytarzu i uśmiechnęłam się. To może byd ostatni

raz, kiedy będę mogła zobaczyd swoje odbicie.

- Dobrej zabawy, wy dwaj i dbaj o Billy'ego, dobra?

- Kogo? - spytała, zdziwiona.

- Billy. Mój brat.

Oboje się zaśmiali. Chwyciłam za swoją kurtkę i wyleciałam jak nietoperz.

Niektórzy szkaradni Dullsvillianie namalowali sprejem DO DOMU

DZIWADŁA! na rozpadającej się ścianie z cegieł obok bramy rezydencji. To mógł

byd Trevor. To mógł byd każdy. Czułam pustkę w żołądku.

Chyba Sterlingowie nie mieli wielu gości - nie było dzwonka na bramie.

Miałam tam czekad, czy się wspiąd? Ale potem zdałam sobie sprawę, że brama

była otwarta. Dla mnie. Przeszłam przez długi podjazd, patrząc na zasłonięte

okno na poddaszu, w nadziei, że będę wreszcie mogła zobaczyd go od

wewnątrz.

Wszystko może się zdarzyd dzisiejszej nocy. A naprawdę nie wiedziałam

czego się spodziewad. Co będziemy jeśd na obiad? Co jadają takie wampiry?

Delikatnie zastukałam kołatką węża.

Ogromne drzwi pomału się otwarły i Odrażający Człowiek przywitał mnie

swoim pękającym uśmiechem.

- Tak się cieszę, że przyszłaś. - powiedział swoim europejskim akcentem, prosto

z czarno-białego horroru. - Czy mogę wziąd twój płaszcz?

Wziął gdzieś moją skórzaną kurtkę.

Stałam w korytarzu, wpatrując się z obawą na wszystko, co wydało się

groźne. Gdzie był mój partner na obiad?

- Alexander dołączy do pani za kilka minut. - powiedział Odrażający, wracając. -

Czy chcesz usiąśd w salonie zanim zejdzie?

- Jasne. - Zgodziłam się i przeszłam do ogromnego pokoju obok salonu. Był

urządzony prosto z dwoma szkarłatnymi Wiktoriaoskimi krzesłami i

szezlongiem. Jedyną rzeczą, która nie wyglądała zakurzono i staro był dziecięcy

fortepian w rogu. Odrażający Człowiek wyszedł znowu i podjęłam okazję by się

rozejrzed. Były tam książki oprawione w skórę w niektórych obcych językach,

zakurzone nuty i stare zmarszczone mapy i to nawet nie z ich biblioteki.

Głaskałam gładkie, drewniane biurko. Jakie tajemnice kryją wnętrza

szuflad? Wtedy poczułam obecnośd, którą czułam ostatnim razem, podczas

wizyty w rezydencji. Alexander przybył do pokoju.

Stał, tajemniczo przystojny. Włosy miał gładkie i nosił czarną, gładką

koszulę na czarnych spodniach. Zależało mi, aby sprawdzid, czy ma na sobie

pierścieo pająka, ale trzymał ręce za plecami.

- Przepraszam, że jestem spóźniony. Czekałem na opiekunkę do dziecka. -

wyznał.

- Masz dziecko?

- Nie, brata!

- Racja. - Powiedział z niezręcznym uśmiechem, jego blada twarz budziła się do

życia. Był jeszcze bardziej przystojny niż Trevor, ale nie był pewny siebie,

bardziej jak ranny ptak, który chce byd potrzebny. Jakbym mieszkała w lochu

przez całe życie i to był pierwszy raz, kiedy widziałam innego człowieka.

Wydawał się niekomfortowy w rozmowie i dobierał słowa ostrożnie, jakby nie

mógł ich już odzyskad.

- Przykro mi, że musiałaś czekad. - zaczął. - Byłem gotowy na twoje przyjście. -

I nieśmiało wyjął pięd kwiatów.

Kwiaty? Nie ma mowy!

- Są dla mnie? - Byłam kompletnie zmiażdżona. To było jakby wszystko

zrobione w zwolnionym tempie. Wzięłam od niego kwiaty, delikatnie dotykając

palcami w tym procesie. Pierścionek pająk wpadł mi w oko.

- Nigdy nie dostałam wcześniej kwiatów. To są najpiękniejsze kwiaty, jakie

kiedykolwiek widziałam.

- Musiałaś mied stu chłopaków. - powiedział, spoglądając na swoje buty. - Nie

mogę uwierzyd, że nigdy nie dano ci kwiatów.

- Kiedy skooczyłam trzynaście lat babcia przysłała mi bukiet tulipanów w żółtej,

plastikowej doniczce. - Jak głupio to brzmiało, było lepiej powiedzied, - Nigdy

nie dostałam kwiatów od swoich stu chłopaków, ponieważ nigdy nie miałam

chłopaka!

- Kwiaty od babci są bardzo szczególne. - powiedział dziwnie.

- Ale czemu pięd?

- Jeden dla każdego razu, kiedy cię widziałem.

- Nie miałam nic wspólnego z malowaniem sprayem.

Pojawił się Odrażający Człowiek. - Kolacja gotowa. Mam położyd trochę

wody, panienko?

- Proszę. - powiedziałam, przez to, że nie chciałam się z nim rozstad.

- Dziękuję, Jameson. - Alexander powiedział.

Alexander czekał na mnie, bym wyszła z pokoju pierwsza, prosto z filmu z

Carym Grantem, ale byłam pewna, w którą stronę iśd.

- Myślałem, że chcesz znad drogę. - dokuczał. - Czy chcesz coś do picia?

- Jasne, cokolwiek. - Chwileczkę - cokolwiek? Więc powiedziałam. - Właściwie,

woda będzie świetna!

Wrócił po chwili z dwoma kryształowymi pucharami. - Mam nadzieję, że

jesteś głodna.

- Zawsze jestem głodna. - flirtowałam. - A ty?

- Rzadko głodny. - powiedział. - Ale zawsze spragniony!

Zaprowadził mnie do jadalni przy świecach, zdominowanej przez długi

stół zakryty zestawami z płytkimi, ceramicznymi naczyniami i srebrami. Odsunął

moje krzesło, poczym siadł milion mil dalej po drugiej stronie stołu. Pięd

kwiatów stało w wazonie, blokując moje zdania.

Odrażający Człowiek - to znaczy, Jameson - kołował skrzypiący wózek i

przedstawił mnie z koszem zaparowanych bułek. Wrócił z kryształową miską

wypełnioną zielonkawą zupą. Biorąc pod uwagę liczbę kursów, powolnośd usług

Jamesona i długośd tabeli, byliśmy tam miesiące. Ale nie obchodzi mnie to, nie

chcę byd nigdzie indziej na świecie.

- Węgierski gulasz. - stwierdził Alexander, kiedy nerwowo poruszałam pastą

zupy. Nie miałam pojęcia co - albo kto, był w niej i kiedy Alexander i Jameson

czekali na moją reakcję, zdałam sobie sprawę, że będę musiała spróbowad.

- Mniam! - zawołałam, siorbiąc połowę łyżki. To było bardziej smaczne niż jakaś

zupa, jaką kiedykolwiek jadłam z puszki, ale sto razy ostrzejsza!

Mój język był w ogniu i od razu sięgnęłam po wodę.

- Mam nadzieje, że nie jest zbyt ostra. - powiedział Alexander.

- Ostra? - dyszałam, z pękającymi oczami. - Chyba żartujesz!

Alexander skinął na Jamesona by przyniósł więcej wody. To wydawało mi

się wiecznością, ale wrócił z dzbanem. W koocu dostałam swój oddech z

powrotem. Nie wiedziałam o co pytad Alexandra, ale chciałam wiedzied o nim

wszystko.

- Co robisz przez cały dzieo? - spytałam jak reporterka Tv na złamanie lodów.

- Chciałem się dowiedzied tego samego o tobie. - zaproponował.

- Idę do szkoły? Co ty robisz?

- Śpię.

- Śpisz? - To była główna wiadomośd. - Naprawdę? - zapytałam sceptycznie.

- Czy jest w tym coś złego? - powiedział, niezręcznie zaczesując włosy z oczu.

- Cóż, większośd ludzi śpi w nocy.

- Nie jestem większością ludzi.

- Prawda...

- I ty też nie. - powiedział, wpatrując się we mnie swoimi pełnymi wyrazu

oczami. - Mogłem to powiedzied, kiedy zobaczyłem cię w Halloween, ubraną

jako tenisistkę. Wydawałaś się trochę za stara na cukierek albo psikus. I miałaś

byd inna niż strój.

- Skąd wziąłeś informacje o mnie?

- Jameson miał ci zwrócid rakietę tenisową, ale oddał ją piłkarzowi o blond

włosach, który powiedział, że jest twoim chłopakiem. Mógłbym kupid tę

historię, gdybym nie widział, że uderzyłaś jego rękę i odjechałaś bez niego.

- Cóż, masz rację, on nie jest moim chłopakiem. On jest całkowitym palantem w

szkole.

- Ale na szczęście powiedział również Jamesowi twoje imię i adres by połknął

jego historię. W ten sposób wiedziałem jak cię znaleźd. Nie sądziłem, że znajdę

cię przeszukującą dom ponownie.

Jego rozmarzone oczy patrzyły przeze mnie.

- Więc...Ja...

Nasz śmiech rozniósł się w rezydencji.

- Gdzie są twoi rodzice? - spytałam.

- W Rumunii.

- Rumunii? Nie w tej Rumunii gdzie mieszkał Dracula? - spytałam.

- Tak.

Moje oczy świeciły. - Jesteś związany z Draculą? - spytałam.

- Nigdy nie przyszło do łączenia rodzin. - powiedział, niespokojnym głosem. -

Jesteś szurniętą dziewczyną. Na pewno dajesz życie Dullsville.

- Dullsville? Nie ma mowy! To jest to co ja nazywam miastem!

- Więc, jak moglibyśmy je nazwad? Nie ma tu żadnego nocnego życia, prawda?

Nie dla ludzi takich, jak ja i ty.

Nocne życie. Ludzie jak ja i ty. Masz na myśli wampiry, chciałam

powiedzied.

- Wolę życie w Nowym Jorku i Londynie. - ciągnął dalej.

- Na pewno jest tu wiele do zrobienia w nocy. I wielu nocnych ludzi. - Właśnie

wtedy przyszedł Jameson by zabrad gulasz i zaserwowad stek.

- Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką. - powiedział.

Spojrzałam w dół na moją kolację. Stek był średnio krwisty, bardziej

krwisty po bokach, jak sok był rozlany na talerzu i puree.

Był taki tajemniczy, a śmieszniejszy niż mogłam sobie wyobrazid. Byłam

pod jego urokiem, kiedy spojrzałam na niego za pośrednictwem kwiatów.

- Jestem pewna, że będzie smaczne. - powiedziałam. Patrzył na mnie jak

brałam gryza. - Pycha, po raz kolejny.

Nagle spojrzał na mnie smutnymi oczami. - Słuchaj, masz na myśli -.

Wziął swój talerz i podszedł do mnie. - Wszystko co mogę zobaczyd to

kwiaty, a za nimi, jesteś dużo ładniejsza.

Postawił swój talerz obok mnie i przyciągnął swój fotel bliżej. Myślałam,

że zemdleję. Siedział uśmiechnięty, kiedy jedliśmy, jego noga delikatnie mnie

dotykała. Moje ciało było zrelaksowane. Alexander był zabawny, wspaniały i

seksowny w niewygodny sposób. Chciałam poznad całą historię jego życia. Nie

miało znaczenia ile żył, siedemnaście czy tysiąc siedemset lat.

- Co robisz w nocy? Gdzie jeszcze mieszkałeś? Dlaczego nie chodzisz do szkoły?

- paplałam nagle.

- Powoli.

- Y... gdzie się urodziłeś?

- W Rumunii.

- Więc, gdzie jest twój rumuoski akcent?

- W Rumunii. Podróżujemy cały czas.

- Czy kiedykolwiek chodziłeś do szkoły?

- Nie, zawsze miałem prywatne nauczanie.

- Jaki jest twój ulubiony kolor?

- Czarny.

Przypomniałam sobie Panią Peevish. Zatrzymałam się i zapytałam. - Kim

chcesz zostad, kiedy dorośniesz?

- Masz na myśli, że nie jestem dorosły?

- To pytanie, nie odpowiedź. - powiedziałam wstydliwie.

- Kim chcesz byd? - spytał

Patrzyłam na jego głębokie, ciemno tajemnicze oczy i szepnęłam -

wampirem.

Patrzył na mnie dziwnie i wydawało mi się, że mu to przeszkadza. A

potem się roześmiał. - Jesteś zbuntowana! - Potem spojrzał na mnie ostro. -

Raven, dlaczego zakradłaś się do tego domu?

Odwróciłam się, zakłopotana.

Jameson kołował jakieś wyroby cukiernicze na wózku. Zapalił zapałkę i

ogieo rozrósł się na cały deser. - Flambé! - zapowiedział. I po prostu w czasie.

Alexander zgasił nasze desery i powiedział Jamesowi, że chcielibyśmy

dokooczyd nasz deser na zewnątrz. - Mam nadzieję, że nie boisz się ciemności.

- powiedział, prowadząc mnie do zniszczonej altanki.

- Bad się? Żyję dla tego!

- Ja też. - powiedział, uśmiechając się. To naprawdę jedyny sposób, żeby

zobaczyd gwiazdy prawidłowo. - Zapalił pół stopioną świecę na półce.

- Czy przyprowadzasz tu swoje dziewczyny? - spytałam, dotykają używanej

świeczki.

- Tak. - Zaśmiał się. - I czytam im przy blasku świecy. Chciałabyś? - zapytał,

wskazując na stos podręczników na podłodze. - Funkcje i algorytmy, czy Kultura

mniejszości.

Zaśmiałam się.

- Księżyc jest taki piękny, dziś w nocy. - powiedział, wypatrując poza altankę.

- Kojarzy mi się z wilkołakami. Czy sądzisz, że człowiek może się zmienid w

zwierze?

- Jeśli jest z właściwą dziewczyną. - powiedział ze śmiechem.

Zbliżyłam się do niego. Blask księżyca oświetlał jego twarz. Był piękny.

Pocałuj mnie, Alexander. Pocałuj mnie, teraz! Myślałam, kiedy zamykałam oczy.

- Ale mamy całą wiecznośd. - powiedział nagle. - Na razie obserwujmy gwiazdy.

Położyłam miskę z deserem na parapecie i zdmuchnęłam świeczkę i

szybko chwyciłam go za rękę. To nie była ręka Trevora czy chuda ręka Billy'ego.

Miał najlepszą rękę na całym świecie.

Położyliśmy się na zimnej trawie i patrzyliśmy w gwiazdy, trzymając się za

ręce.

Relaksowaliśmy się w ciszy, nasze ręce rozgrzewały się razem. Czułam

kłujące nogi pierścienia pająka.

Chciałam się całowad. Ale on tylko patrzył w górę na gwiazdy.

- Kim są twoi przyjaciele? - spytałam, odwracając się do niego.

- Jestem sam.

- Założę się, że spotkałeś tony fajnych dziewczyn, zanim przeniosłeś się tutaj.

- Fajne to jedna rzecz. Rodzaj dziewczyn, które akceptują cię za to kim

naprawdę jesteś. Chciałbym coś... trwałego.

Trwałego? Na wiecznośd? Ale nie mogłam o to zapytad.

- Chcę związku w którym mogę wreszcie zatopid zęby.

Naprawdę? Więc, jestem twoja dziewczyną! Pomyślałam. Ale nie

odwrócił się do mnie; zamiast tego, Alexander patrzył w niebo.

- Więc nie masz tu przyjaciół? - zapytałam, próbując wyciągnąd z niego więcej

informacji.

- Tylko jednego.

- Jamesona?

- Kogoś kto nosi czarną szminkę.

Oboje patrzyliśmy na księżyc w milczeniu. Promieniowałam od jego

komplementu.

- Z kim spędzasz czas? - W koocu zapytał.

- Becky jest jedyną, która mnie akceptuje, a to dlatego, że jestem jedyną, która

jej nie bije. - Oboje się zaśmialiśmy. - Każdy inny myśli, że jestem dziwna.

- Ja nie.

- Naprawdę? Nikt nigdy mi tego nie powiedział w całym moim życiu. Nikt.

- Wyglądasz bardzo jak ja. - powiedział. - Nie gapisz się na mnie jak na dziwaka.

- Kopnęłabym każdego, kto by to zrobił.

- Sądzę, że naprawdę byś to zrobiła. Lub co najmniej uderzyła go rakietą.

Śmialiśmy się w świetle księżyca, a ja umieściłam swoje wolne ramie na

jego piersi i przytuliłam go, kiedy mój Gotycki Kumpel delikatnie gładził moje

ramię.

- Czy to są kruki? - zapytałam, wskazując na fruwające w ciemności skrzydła,

krążące w ciemności nad Rezydencją.

- To nie są ptaki - to nietoperze.

- Nietoperze! Nigdy nie widziałam tu nietoperzy, dopóki się tu nie

przenieśliście.

- Tak, znaleźliśmy kilka, wiszących na strychu. Jameson je uwolnił. Mam

nadzieję, że się ich nie boisz? Są wspaniałymi stworzeniami.

- To trwa do poznania, prawda? - zasugerowałam.

- Ale nie martw się. Nigdy nie schodzą w dół i nie zaplatają się w czarne włosy

jak twoje. Tylko w wypsikane włosy.

- Lubią lakier do włosów?

- Nie znoszą go. Wiedzą, że popryskane włosy wyglądają okropnie!

Roześmiałam się i zaczął delikatnie gładzic moje włosy. Jego dotyk mnie

upajał. Myślałam, że mam zamiar wtopid się w ziemię.

Spędził ze mną na pewno o wiele więcej czasu niż Trevor. Zaczęłam

gładzic jego włosy, które były jedwabiste od żelu.

- Czy nietoperze lubią żel? - spytałam.

- Kochają wygląd z nutką Armaniego. - dokuczał z powrotem.

Ruszyłam się nad nim i przypięłam jego ręce w dół. Spojrzał na mnie ze

zdziwieniem i uśmiechnął się. Czekałam, aż mnie pocałuje. Ale się nie ruszył.

Oczywiście, że się nie ruszył - przypięłam go w dół! Co ja myślałam?

- Powiedz mi o swojej ulubionej rzeczy o nietoperzach, Nietoperzowa

Dziewczyno. - zapytał, kiedy patrzyłam na niego z niepokojem.

- Mogą latad.

- Chcesz latad?

Nie odpowiedziałam.

Zmagał się ze mną i przypiął moje ramiona w dół. Znowu czekałam, aż

mnie pocałuje, ale nie. On tylko spojrzał mi w oczy.

- Więc jaka jest twoja ulubiona rzecz o nietoperzach, Nietoperzowy Chłopcze? -

spytałam.

- Chciałbym powiedzied, - zaczął, myśląc. - ich wampirze zęby.

Dyszałam, ale nie ze względu na komentarz Alexandra. Komar ukąsił mnie

w szyję.

- Nie obawiaj się. - powiedział, ściskając moją rękę. - Nie gryzę... jeszcze. -

Roześmiał się ze swojego żartu.

- Nie boję się. Komar mnie ugryzł! - wyjaśniłam, drapiąc się jak szalona.

Sprawdził ślad jak doktor. - To zaczyna puchnąc. Lepiej dam ci lodu.

- Będzie dobrze. To się zdarza cały czas.

- Nie chcę, abyś powiedziała swoim rodzicom, że przyszłaś do mojego domu i

zostałaś ugryziona!

Chciałam powiedzied całemu światu, że zostałam ugryziona, ale ten

komar zepsuł wszystko.

Zaprowadził mnie do kuchni i umieścił lód na mojej malutkiej rance.

Usłyszałam gong zegara, stojącego dalej. Dziewięd...dzyo...dziesięd...dzyo. Nie!

Jedenaści...dzyo. Lodówka! Dwanaście. Nie może byd!

- Muszę iśd! - krzyknęłam.

- Tak szybko? - zapytał, rozczarowany.

- W każdej sekundzie mój tata będzie dzwonił z Vegas, a jeśli nie odpowiem,

będę uziemiona na wieki!

Gdybym tylko mogła zostad i żyd z Alexandrem w jego pokoju na

poddaszu i mied Odrażającego Człowieka serwującego mi Count Chocula płatki

co rano...

- Dzięki za kwiaty i kolację i gwiazdy. - powiedziałam pośpiesznie z samochodu

Becky, szukając w torebce kluczy.

- Dziękuje, że przyszłaś.

Spojrzał senny i wspaniały, a jednak samotny. Chciałam, żeby Gotycki

Kumpel Wampir pocałował mnie teraz. Chciałam jego ust na mojej szyi i jego

duszy we mnie.

- Raven? - zapytał ostrożnie.

- Tak?

- Chciała byś...

- Tak? Tak?

- Chciałabyś, abym cię zaprosił znowu, czy wolałabyś nie wracad z powrotem?

- Chciałabym zostad zaproszona. - odparłam, czekając. Jeśli pocałuje mnie

teraz, składalibyśmy się w jedną całośd.

- Wspaniale więc. Zadzwonię. - Pocałował mnie delikatnie w policzek. Policzek?

Mimo to, było wygodniej i bardziej romantycznie niż w czasie, kiedy Jack

Patterson pocałował mnie poza Rezydencją i dużo bardziej romantycznie niż z

Trevorem, pchającym mnie na drzewo. I jak bardzo chciałam prawdziwego

pocałunku - wampirzego pocałunku - który by mnie zmienił. Byłam

przekształcona w tuman paskudnych klusek, zezowatą, łzawą, ptasio -

mleczkową dziewczyną.

Czułam jeszcze jego piękno, pełne usta naprzeciwko mojej twarzy, kiedy

jechałam do domu. Moje całe ciało mrowiło z podniecenia, tęsknoty,

namiętności, uczucia którego nigdy nie czułam przy mężczyźnie. I jak

zadrapałam ugryzienie, które nie było jego, miałam nadzieję, że nie przemienię

się w komara krwiopijcę.

- Tata wyjaśnia Becky zasady blackjacka. - szepnął Billy z niepokojem, kiedy

biegł do drzwi. - Już powiedział jej o każdym kasynie i historii Siegfrieda i Roya.

On uciekł z hotelu na pasku!

Wyszeptałam - Dzięki - do Becky i szybko chwyciłam za telefon.

- Becky uwielbia mówid. - mój tata zaczął. - Nie miałem pojęcia, że była tak

zafascynowana Las Vegas. Następnym razem przywiozę ją. Powiedziała mi, że

oglądaliście filmy o wampirach przez cały wieczór.

- Tak...

- Zemsta Draculi z lat pięddziesiątych?

- Nie. To nowośd. Nazywa się Pocałunki Wampira.

- Jest dobry?

- Daję mu dwa kciuki do góry!

ROZDZIAŁ 16 - CZEKOLADOWO - WANILIOWY WIR

Becky i ja jadłyśmy lodowe stożki - Królewską Wanilię i Czekoladowy

Atak - na zewnątrz Shirley's Bakery następnego dnia.

- Alexander Marzycielski! Wciąż czuję mrowienie jego ust na swoim policzku. -

powiedziałam. - Becky, po raz pierwszy nie chcę uciekad z tego miasta, bo na

górze Benson Hill mieszka mój Gotycki wymarzony facet. Nie mogę przestad o

nim myśled. Chciałabym tylko się z nim spotkad, teraz, wtedy zobaczyłabyś,

dlaczego jest taki wspaniały!

Nagle podjechało czerwone Camaro.

- Matt zobaczył zaparkowany samochód Becky przy Dziwacznej Rezydencji w

nocy. - Ogłosił Trevor w swój prostacki sposób. Spojrzał w twarz Becky i

zapytał: Próbujesz pomalowad sprayem Rezydencję, Igor?

- Nie. - Broniłam, uśmiechnięta, wciąż myśląc o wczorajszej nocy. I nie pozwolę,

żeby Trevor zepsuł mój wspaniały dzieo.

- A więc nie wpakowałaś się w kłopoty, Wilkołaczko? - Trevor spytał,

kontynuując patrzenie na Becky.

Becky wyglądała na przerażoną.

- Jedźmy, Trev. - Matt powiedział.

- Z przyjemnością, byśmy z wami porozmawiały panowie, ale jesteśmy w trakcie

spotkania korporacyjnego. - powiedziałam. - Więc musisz zostawid wiadomośd

mojej sekretarce.

- Czy Shirley kładzie teraz Prozac na jej lody? - powiedział Trevor, śmiejąc się. -

Nie sądzę byś chciała wiedzied co ten pan by zrobił, gryząc się w szyję!

Nadal lizałam skraj mojego stożka.

- Czy może tu cię mam? - Trevor domyślił się. - Zawsze jesteś w kłopotach.

- Może to byli rodzice Becky; to ich samochód. To nie wymaga naukowca

rakietowego by się tego domyśled.

- Pomyślałem, że może ty i Becky byłyście na randce z Osbournami! O,

zapomniałem, on tylko odgryza głowy nietoperzom - on się w to nie wkręca.

- Chyba słyszę, że twoja mam dzwoni. - powiedziałam.

- Są po prostu tacy jak ty, wiesz, blada skóra i społeczni wyrzutkowie. Nawet nie

próbują przyłączyd się do krajowego klubu, jeszcze. Ale potem znowu, nie

zaakceptujemy wampirów.

- Wampirów? - Zaśmiałam się, zaniepokojona. - Kto tak mówi?

- Wszyscy, ptasi móżdżku! Wampir Sterling. Gośd przesiaduje na cmentarzu. Ale

myślę, że po prostu uciekł od wariatów, jak ty. Jesteście kompletnymi

dziwadłami.

- No dalej, Trev, jedźmy stąd już. Mamy praktykę. - powiedział Matt.

- Teraz widzę, kto nosi spodnie w waszym związku. - powiedziałam. - Ale,

zapomniałam, twoje spodnie są na mojej szafce.

Trevor złapał stożka z mojej strony.

- Hej, oddawaj! - krzyknęłam. - Trevorowi udało się zepsud mój błogi nastrój po

tym wszystkim.

Wziął wielkie liźnięcie.

- Świetnie, teraz to obrzydliwe zarazki snoba. Możesz go zachowad. -

powiedziałam.

- Dziecko, miał zarazki, odkąd na niego spojrzałem.

- Chodźmy, Becky. - powiedziałam, szarpiąc ją za ramię.

- Odchodzicie tak szybko?

- Powiedziałam, że z tobą skooczyłam! - krzyknęłam.

- Skooczyłaś? Zawsze próbujesz złamad mi serce, nie? Czy to znaczy, że

przestajemy się angażowad?

- Jedźmy, Trev. - Matt powiedział. Mamy sprawy do zrobienia.

- Wiesz, że to kochasz, Potworna Dziewczyno. Jeśli nie zrobię tego ja, nikt nie

zwróci na ciebie uwagi.

- I będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

- Widzę cię w samochodzie. - Matt powiedział do Trevora, zniecierpliwiony.

-Zaraz tam będę. - odpowiedział Trevor, a następnie pochylił się do mnie. -

Jeśli chcesz byd najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, to Idź ze mną na Śnieżny

Ball.

Trevor prosił mnie do taoca? I wszystkie taoce, Śnieżny Ball? Dużą,

szkolną potaocówkę, gdzie będą plastikowe sople i płatki śniegu zwisające z

belek siłowni i fałszywie ośnieżona podłoga w Sali gimnastycznej? Ma pokazad

się za mną na ramieniu przy wszystkich swoich kumplach? Snoby piłki nożnej i

dziewczyny z fryzurami za sto dolarów? To musi byd żart. Byłabym

pośmiewiskiem, czekałabym u siebie w domu, a on by mnie wystawił, albo

rzucił by we mnie wiadrem czerwonej breji jak w Carrie. Ale jeśli był poważny,

nawet jeśli jakimś cudem Trevor naprawdę mnie lubił, nie mogłam iśd z nim na

bal. Nie teraz, kiedy spotkałam Alexandra Sterlinga.

- To będzie noc, której nigdy nie zapomnisz. - powiedział uwodzicielsko.

- Jestem pewna, że będzie, ale nie chcę by śniły mi się koszmary do kooca życia.

- Po prostu nie mogę oderwad ciebie od Nick w Nite.

- Nie. Idę.

Trevor zadrwił. - Z jeleniem? Czy z dmuchaną lalą?

- Mam randkę.

Becky dyszała, ale ona i Trevor nie byli jedynymi zaskoczonymi moimi

słowami.

- W swoich snach! Prosiłem cię tylko z litości. Nikt inny się z tobą nie pokaże,

chyba, że nie żyje.

- Więc, po prostu zobaczysz, że będziemy?

- Odjeżdżam. - Matt krzyczał z samochodu. - Jedziesz?

- Dzięki za lody, psycholko. - Trevor powiedział i wsiadł do Camaro. - Ale

następnym razem pamiętaj, wolę Skalistą Drogę.

Oglądałam mój dwukrotnie zalizany Czekoladowy Atak odjeżdżający.

- Chciałabym ci zaoferowad moje, ale wiem, że nie lubisz czystej wanilii. -

powiedziała Becky, pocieszająco.

- Dzięki, ale mam większe sprawy na głowie, niż lody. Jak dostanie randki!

Za każdym razem, kiedy telefon dzwonił, moje serce skakało. Czy to

Alexander? I kiedy to nie był on, moje serce pękało na milion kawałków. To były

dwa długie dni, odkąd widziałam swojego gotyckiego kolegę. Byłam tak zajęta

Alexandrem, marząc o następnym razie, kiedy będziemy razem, że nic innego

nie miało dla mnie znaczenia. Nie myłam miejsca, gdzie jego wargi miłości

zostały przyciśnięte do mojego ciała. Grałam jakbym była prosto z filmu Gidget!

Co się ze mną stało? Traciłam swój brzeg! Po raz pierwszy naprawdę się bałam.

Bałam się nie widzenia go ponownie i bałam się odrzucenia.

Gdybym zaprosiła Alexandra na taoce, mógłby zbzikowad. Mógł

powiedzied, - Z tobą?- albo - Nie ma mowy, nie kuleję, szkolne taoce. Jestem

poza tym. I myślałem, że ty też.

Byłam poza tym, mimo że nigdy nie poszłam na żadne taoce, rzeczywiście

byłam poza nimi. Nie miałam zamiaru wyjścia z domu, czy pójścia na

jakiekolwiek inne taoce, zaplanowane na rok szkolny. Chciałam zostad w domu

z Becky i oglądad potwory w telewizji. Ale wyzwanie Trevora zmusiło mnie do

waliki, z bronią której nie miałam: Alexandrem.

To uczucie nie pozwalające jeśd ani spad było dla mnie nowe.

Zawieszałam swoje serce na każdym dzwonieniu telefonu, krzycząc z całych

płuc na Billy'ego, na jego nie związane z niczym uzależnienie od surfowania po

Internecie, nie mogłam oglądad Nosferatu bez płaczu, czy słuchad głupich,

soczystych, łzawych, zakochanych piosenek Celine Dion, myśląc że napisała je

specjalnie dla mnie - chciałam by to wszystko zniknęło.

Myślę, że niektórzy ludzie nazywają miłośd. Ja nazwałam ją piekłem.

I wtedy to się stało. Po dwóch długich, wypełnionych torturami dniach.

Kiedy zadzwonił telefon, myślałam, że to do Billy'ego, a kiedy usłyszałam swoje

imię, myślałam, że to Becky. Byłam gotowa na wylanie jej swojego serca. Ale

zanim zdążyłam coś powiedzied, usłyszałam jego marzycielski głos.

- Nie mogłem czekad dłużej. - powiedział.

- Przepraszam? - zapytałam, zaskoczona.

- Tu Alexander. Wiem, że faceci nie dzwonią od razu. Ale nie mogłem już dłużej

czekad.

- To głupi przepis. Mogłam przyjśd.

- W dwa dni?

- To były tylko dwa dni?

Zaśmiał się. - Wydawały się rokiem dla mnie.

Jego komentarz był jak list miłosny, prosto do mojego serca.

Czekałam na niego by ruszyd, ale była tylko cisza. To była doskonała

okazja, aby zaprosid go na Śnieżny Bal. Najgorsze co mógł zrobid, to się

rozłączyd. Trzęsły mi się ręce i moja ufnośd była zalana potem. -

Alexander...hm...mam do ciebie prośbę.

- Ja też.

- Cóż, ty pierwszy.

- Nie, panie pierwsze.

- Nie, chłopacy zawsze zadają takie pytania.

- Wygrałaś. - milczenie. - Cóż... chcesz wyjśd? Jutro w nocy?

Uśmiechnęłam się z radości! - Wyjśd? Tak, byłoby wspaniale!

- Więc, o co ty chcesz mnie zapytad?

Zatrzymałam się. Mogę to zrobid! Wzięłam głęboki oddech. - Czy...

- Tak?

- Czy ty...

- Czy ja co?

- Lubisz taoczyd?

- Tak, ale nie sądziłem, że to miasto ma jakiś klub nocny? Znasz jakiś?

- Nie... ale kiedy znajdę, chciałabym wiedzied. - Byłam takim mięczakiem!

- Świetnie! Więc do zobaczenie jutro w moim domu. Po zachodzie słooca.

- Po zachodzie słooca?

- Powiedziałaś, że mieszkasz w ciemności. Więc ja też.

- Pamiętasz.

- Pamiętam wszystko. - powiedział i odłożył słuchawkę.

ROZDZIAŁ 17 - WYMARZONA RANDKA

Moja pierwsza randka! Becky powiedziała mi, że moja pierwsza randka

była już w Rezydencji, ale ja się nie zgadzam. Dziś wieczorem wychodzimy:

obejrzed film, grac w mini golfa, zamawiad sodę u Shirley. Spędziłam całe

popołudnie, rozmawiając z Becky, spekulując o tym gdzie mnie zabiera, co

będzie miał na sobie i czy mnie pocałuje.

Byłam taka podekscytowana, że biegłam tam przez całą drogę. Musiałam

spotkad Alexandra w jego żelaznej bramie. Moja mama byłaby przestraszona,

gdyby dowiedziała się, że umówiłam się na randkę z facetem, który mieszka w

nawiedzonym domu. Nie mogłam znieśd myśli, że miałby zostad przedstawiony

w moich drzwiach i mój tata zadawałby mu pytania o tenisistach i jego planach

na studia. Więc musiałam spotkad się z Romeo na jego balkonie.

I on tam był, oparty o żelazną bramę, sexy w swoich czarnych dżinsach i

czarnej skórzanej kurtce, trzymający plecak.

- Idziemy na wycieczkę? - spytałam.

- Nie, na piknik.

- O tej godzinie?

- Jest lepsza pora?

Pokręciłam głową, z uśmiechem.

Nie miałam pojęcia, gdzie Alexander mnie zabiera, ale mogłam sobie

wyobrazid odpowiedź od naszych kolegów Dullsvillian.

- Czy to ci nie przeszkadza? - spytałam, wskazując na graffiti.

Alexander wzruszył ramionami. - Jameson chciał to zamalowad, ale mu

nie pozwoliłem. Dla jednego człowieka jest graffiti, dla innego to arcydzieło. -

Wziął mnie za rękę i poprowadził przez ulicę, bez żadnych wskazówek o naszych

planach na noc. I nie obchodziło mnie gdzie będziemy, tylko jak długo, nawet

jeśli byłyby to miliony mil i nigdy by mnie nie puścił.

Zatrzymaliśmy się na cmentarzu w Dullsville.

- Jesteśmy. - powiedział.

Nigdy nie byłam na randce, tym bardziej na randce na cmentarzu.

Cmentarz w Dullsville pochodził z początków lat 1800. Jestem pewna, że

Dullsville było o wiele bardziej ekscytutujące, kiedy było pionierskim miastem -

małe sklepy z sukniami, kawiarnie, handlarze, hazardziści i te wiktoriaoskie

sznurowane całkowite buty.

- Czy przenosisz wszystkie randki tutaj? - zapytałam.

- Boisz się? - zapytał.

- Bawiłam się tu jako dziecko. Ale w ciągu dnia.

- Ten cmentarz jest prawdopodobnie najbardziej żywym miejscem w tym

mieście.

Pogłoski były prawdziwe. Alexander przychodził na cmentarz w

ciemności.

Obrzydliwe bramy były zamknięte w celu zapewnienia niedostępu dla

wandali w Dullsville.

- Musimy się wspiąd. - powiedział. - Ale wiem jak lubisz wspinaczkę bramową.

- Możemy mied przez to kłopoty. - zauważyłam.

- Ale dobrze jest wkradad się do domów, prawda? - zapytał. - Nie martw się.

Znam tu jedną taką osobę.

Martwy? Żywy? Trup? Może kuzyn Jamesona pracował na cmentarzu,

dosłownie.

Alexander odwrócił się, kiedy zmagałam się z podciąganiem mojej

syntetycznej sukienki.

Kiedy oboje prześliśmy, wziął mnie za rękę i prowadził przez środek drogi,

gdzie nagrobki były w milowych kolejkach. Niektóre nagrobki oznaczone były

zarazą pustoszącą w 1800 latach.

Aleksander szedł żwawo, jakby dokładnie wiedział, dokąd idzie.

Gdzie on mnie prowadzi? Czy on wiedział gdzie jesteśmy? Czy on tutaj

śpi? Przyprowadził mnie tutaj, żeby mnie pocałowad? Czy zostanę wampirem?

Spowalniałam. Czy naprawdę chcę byd wampirem? I tak nazywałby się

mój dom? Przez całą wiecznośd?

Potknęłam się przez szuflę, która posłała mnie do przodu. Zaczęłam

wchodzid do pustego grobu. Alexander chwycił mnie za rękę w ostatniej chwili.

Wisiałam nad pustym grobem, patrząc w dół, w ciemnośd.

- Nie bój się. Nie ma na nim twojego nazwiska. - Alexander żartował.

- Sądzę, że powinnam byd w domu. - powiedziałam nerwowo, ścierając brud

cmentarza ze swojej sukni.

Ale on prowadził mnie dalej w głąb cmentarz swoją silną ręką.

Nagle staliśmy na szczycie małego wzgórza, pod ogromnym pomnikiem z

marmuru.

Podniósł świeże żonkile, które ujawnił i położył je czule u stóp pomnika

Baronowej Sterling.

- Chciałbym ci kogoś przedstawid. - powiedział, patrzą delikatnie na mnie, a

następnie na grób. - Babciu, to jest Raven.

Nie wiedziałam co powiedzied, patrząc się na grób. Nigdy wcześniej nie

spotkałam zmarłego. Co miałam powiedzied. - Ona nazywa się tak jak ty?

Ale oczywiście, nic mi nie odpowiedział, kiedy siadał na trawie i

wyciągnęłam się obok niego.

- Babcia mieszkała tutaj - to znaczy w mieście. Zostawiła nam dom i w koocu

dostaliśmy go po latach w spadku. Zawsze kochałem Rezydencję.

- Łał. Baronowa była twoją babcią?

- Odwiedzałem ją, kiedy czułem się samotny. Rozumiała co to znaczy byd sam.

Nie pasowała do strony rodziny Sterlingów. Dziadek zginął na wojnie. Mówiła,

że zawsze go jej przypominałem. - Wziął głęboki wdech i spojrzał w górę na

gwiazdy. - Tu jest pięknie, nie sądzisz? - ciągnął dalej. - Nie ma tu żadnych

świateł, przydmiewających gwiazdy. To tak jakby wszechświat był wielkim

płótnem, z kropelkami migoczących i błyszczących świateł, jak obraz, jest tam

zawsze i czeka, aby zostad postrzeżonym. Ale ludzie go nie zauważają, bo są

zbyt zajęci. A to jest najpiękniejsza praca ze wszystkich. Cóż, prawie.

Milczeliśmy przez kilka minut, wpatrując się w niebo. Słyszałam tylko jego

delikatny oddech i dźwięk świerszczy. Wszystkie pierwsze ranki nie były tak

cudowne jak ta. To całkowicie pokonywało pierwszy wyświetlony film.

- Więc twoja babcia, patrzyła przez wiatr yy, to znaczy ona, cóż...

- Była wspaniałą artystką. Nauczyła mnie jak malowad superbohaterów i

potwory. Dużo potworów!

- Wiem.

- Wiesz?

- To znaczy wiem, że musi byd to trudne dla ciebie. Ale lubię wampiry, też! -

zasugerowałam.

Zdawał się myśled o czymś innym. - Tak dużo podróżowałem, a ponieważ

byłem uczony w domu, nigdy nie miałem szansy zaklimatyzowad się

gdziekolwiek.

Wyglądał tak zagubiono, tak smutno, tak samotnie. Chciałam by

pocałował mnie teraz. Chciałam żeby wiedział, że jestem jego na wiecznośd.

- Zjedzmy. - powiedział nagle, wstając na nogi.

Umieścił pięd świec ozdobnych i zapalił zapalniczkę z antyków.

Rozpakował butelkę musującego soku, ser i krakersy i rozłożył czarny

koronkowy obrus na zimnej trawie.

- Czy byłeś kiedykolwiek zakochany? - zapytałam, kiedy wypełniał mój

kryształowy kielich.

Nagle usłyszeliśmy wycie i zdmuchnął świece.

- Co to było? - spytałam.

- Sądzę, że to pies.

- Brzmi bardziej jak wilk!

- Tak czy inaczej, lepiej iśd! - powiedział w trybie pilnym.

Zaczęłam pchad wszystko do jego plecaka.

- Nie mamy na to czasu! - powiedział, chwytając mnie za rękę.

Wiatr nadal wył. Hałas był coraz bliżej.

Schowaliśmy się za zabytek.

- Jeśli to duch, musicie go zobaczyd. - Znajomy głos zawołał do nas. - Mogę was

zapewnid, że tylko duch mógł was widzied dziś w nocy.

Szedł z latarką. To był Stary Jim, dozorca, z Luke'iem, ze swoim Wielkim

Duoczykiem.

Jeśli mnie poznał o tej porze, będę musiała mu kupid roczny zapas ciastek

dla psów, aby powstrzymad go przed powiedzeniem moim rodzicom.

Wyjrzeliśmy i widziałam psa liżącego sok na trawie.

- Daj mi to Luke! - Stary Jim powiedział i podniósł butelkę. Wziął długi łyk.

- Teraz! - Alexander wyszeptał. Zacisnął uchwyt na mojej ręce i uciekaliśmy,

przeskakując przez płot.

Nie sądzę, by prawdziwy duch i widmo wilk, mogli byd bardziej straszni

niż Stary Jim i jego zardzewiały Luke.

- Myślę, że powinienem wziąd cię do kina po wszystkim. - Alexander powiedział

z uśmiechem, po złapaniu oddechu. - Odprowadzę cię do domu.

- Czy możemy pójśd do twojego domu. - przyznałam. - Chcę zobaczyd twój

pokój!

- Nie możesz zobaczyd mojego pokoju.

- Mamy czas.

- Nie ma mowy.

Była ostrośd w jego głosie, której nie słyszałam wcześniej.

- Co jest w twoim pokoju, Alexandrze?

- Co jest w twoim pokoju, Raven? - powiedział, wpatrując się we mnie. -

Wródmy z powrotem na swoje miejsce.

- Uh...więc... - Miał rację. Nie mogłam przyprowadzid go do domu i narazid go

na Billy'ego i moich biało-chlebowych rodziców. Nie na naszej pierwszej randce.

- W moim pokoju jest bałagan.

- Cóż, w moim też. - powiedział.

- Nie chcę iśd do domu, naprawdę.

- Nie chcę wpakowad cię w kłopoty.

- Zawsze mam kłopoty. Moja mama nie poznała by mnie, gdybym nie miała

kłopotów.

Ale szliśmy ulicą, ręka w rękę, szliśmy do mojego domu i nie ważne jak

powoli szłam, zanim dowiedziałam się, że staliśmy na moim progu, żegnając się.

- Cóż...do...następnego razu. - powiedział, jego twarz świeciła pod światłem

werandy.

- Następnym razem do kostnicy?

- Myślałem, że moglibyśmy obejrzed film u mnie w domy.

- Masz Tv? - powiedziałam. - Jest zasilane prądem elektrycznym, wiesz?

- Dziewczyna Sassy, mam Draculę Beli Lugosiego na DVD, skoro tak bardzo

lubisz wampiry.

- Dracula? Świetnie.

- Więc, jest to randka. O siódmej jutro, dobrze?

- Wspaniale!

Miałam inną randkę i nie zrobiłam nic, ale pożegnałam się. Przyszła pora

na słodki pocałunek. Położył swoją dłoo na moim ramieniu i nachylił się, jego

oczy były zamknięty, a usta pełne.

Nagle zamek w drzwiach, zabrzęczał. Alexander zeszedł ze światła w

krzaki.

- Myślałam, że słyszę głosy. - moja mama powiedziała, otwierając drzwi. -

Gdzie Becky?

- Jest w domu. - To było rzeczywiście prawdą.

- Nie lubię, kiedy uciekasz, nie mówiąc mi o tym. - Skarciła mnie, trzymając dla

mnie otwarte drzwi.

Tęsknota do minionej chwili i jednego momentu więcej, spojrzałam na

Alexandra.

- Czy poszłaś z chłopakiem do kina? - zapytała, kiedy wchodziłam do środka.

- Nie, mamo, udaliśmy się na cmentarz.

- Tym razem, chcę byś mi dała jednoznaczną odpowiedź!

Tym razem, dałam jej jednoznaczną odpowiedź.

I kiedy spojrzałam przez ramię, aby ostatecznie zobaczyd mojego

Gotyckiego Wyśnionego Kolegę, zamknęła drzwi na mojej pierwszej

niebiaoskiej randce.

ROZDZIAŁ 18 - FILMOWY OBŁĘD

Zawsze byłam spóźniona na wszystko - obiad, do szkoły, nawet filmy -

ale dzisiejszego wieczora byłam wcześniej, kiedy przybyłam do Rezydencji o

6:45. Alexander otworzył drzwi we własnej osobie i pocałował mnie w policzek.

Byłam wstrząśnięta, kiedy nagle przejawiał sympatię.

- To się nigdy nie działo, kiedy Jameson otwierał drzwi! - powiedziałam.

- Cóż, lepiej powiedz mi jeśli było. Mamy zasadę, wiesz. Nie całuję jego

dziewczyn, a on nie całuje moich! - Alexander rumienił się nawet bardziej niż,

tamtej nocy, kiedy zakradłam się i miał na dłoni pierścionek pająka. Był pewny

siebie.

Zaprowadził mnie wielkimi schodami do pokoju rodzinnego. Był

wypełniony współczesną sztuką - ukwieconymi obrazami, Andy Warhol

drukujący puszki zup Campbell, rzeźbiona lalka Barbie i błyszczący, futrzany,

dziki dywan. Była tam czarna, skórzana kanapa, telewizor z dużym ekranem i

szklany stolik z ogromnym, filmowym popcornem, SnoCaps, Dotami,

Spreesami, Good & Plenty i dwiema zielono-neonowymi szklankami.

- Chciałem abyś mogła poczud się jak w kinie. - wyjaśnił.

Położył DVD i skręcił światła, a my przytulaliśmy się w ciemności.

Wzięłam SnopCaps i wybrałam paczkę spreesów. Popcorn opierał się między

nas na kanapie.

Dracula był już gotowy do ukąszenia Lucy, kiedy Alexander odciągnął

moją twarz od ekranu.

Patrzył na mnie swoimi głębokimi, północnymi oczami. Pochylił się ku

mnie. I mnie pocałował. Z pasją. Pocałował mnie! W koocu mnie pocałował!

Tuż, tuż przed Belą Lugosi!

Pocałował mnie jakby miał mnie wypid i wypełnid moje serce i żyły

miłością. Kiedy wzięłam oddech, zaczął całowad moje uszy i delikatnie je gryźd.

Chichotałam jak szalona. Jego wargi i zęby poszły w dół mojej szyi, jego usta

wypełniały mnie całkowitą pasją. Jego miękkie gryzienie na szyi łaskotało.

Byłam pod jego urokiem, wyciągnęłam nogi niezdarnie na stolik, rozlewając

Alexandrowi szklankę i popcorn na nim. Alexander, zaskoczył, zatapiając swoje

zęby w moją szyję tak mocno, że wrzasnęłam.

- O nie! Przepraszam! - przepraszał.

Popcorn był rozrzucony wszędzie, a ja trzymałam się za szyję, która

pulsowała jak serce.

- Raven, w porządku?

Krew uderzyła mi do mózgu, a pokój zaczął się obracad w inny sposób, a

mój żołądek poczuł mdłości. Zrobiłam to, co każda, za bardzo podekscytowana,

ckliwa dziewczyna robi. Zemdlałam.

Wydawało się jakby były godziny później, ale minęło tylko kilka sekund.

Ocknęłam się, kiedy Alexander mówił moje imię. Dracula był jeszcze w pokoju

Lucy. Jedyną różnicą były włączone światła.

- Raven? Raven?

- Co się stało?

- Zemdlałaś! Myślałem, że to się zdarza tylko w starych filmach!

- Masz, wypij to. - Przyłożył mi szklankę do ust, jakbym była dzieckiem.

Blada twarz Alexandra była nawet jaśniejsza. Wziął trochę lodu, który

wziął ze stołu i położył na mojej szyi. - Tak mi przykro! Nigdy nie chciałem - .

- Zimne! - krzyknęłam.

- Zniszczyłem wszystko. - powiedział, trzymając kapiący lód na mojej szyi.

- Nie mów tak. To się zdarza cały czas.

Spojrzał na mnie sceptycznie.

- Cóż, tylko z tobą.

- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzid.

Czułam jak jego palce śledzą moją ranę. - To tylko rana. Nie naruszyłem

skóry.

- Nie? - spytałam, prawie rozczarowana.

- To jest większe niż ugryzienie komara. Będziesz miała znaczną malinkę!

- Bela, byłby dumny. - powiedziałam, czekając na reakcję Alexandra.

- Tak. - powiedział. - Sądzę, że by był.

- Chcę cię o coś zapytad. - rzekłam nerwowo, kiedy odprowadzał mnie do

moich drzwi. Kooczyły mi się szanse, aby zaprosid go na taoce i zdałam sobie

sprawę, że jeśli nie poproszę go teraz, to nigdy.

- Nie chcesz już spędzad ze mną wolnego czasu? Słuchaj, Raven - .

- Nie, chodzi mi o to...chciałam powiedzied...

- Tak?

- Umm... znalazłam miejsce na taoce. - zaczęłam.

- Na taoce? W tym mieście?

- Tak.

- Czy jest fajne?

- Nie, ale -.

- Ale jeśli chcesz tam iśd, to musi to byd najmodniejsze miejsce na świecie.

- To moja szkoła.

- Szkoła?

- Myślałam, że pomyślisz, że to całkowicie kiepskie. Nie powinnam była

wspominad.

- Nigdy wcześniej nie byłem na szkolnych taocach.

- Naprawdę? Ja też nie.

- Więc będzie to pierwszy raz dla nas. - powiedział z sexy uśmiechem i nagłą

pewnością siebie.

- Myślę, że będzie. Nazywa się Śnieżny Bal. Mogę założyd wełniany szalik by

zakryd moje ugryzienie. - żartowałam.

- Przepraszam - to był wypadek.

- To był najlepszy wypadek jaki mi się przydarzył!

Pochylił się, żeby mnie pocałowad i zatrzymał się. - Lepiej nie.

- Lepiej!

Pochylił się jeszcze raz i tym razem nasze usta się złączyły, jego silna ręka

delikatnie głaskała mój policzek.

- Do następnego spotkania. - powiedział, całując mnie po raz ostatni. Posłał mi

ostatni pocałunek, kiedy dotarł do samochodu.

Dotknęłam miejsca, gdzie mnie ukąsił. Wiedziałam, że już się zmieniam.

Ale chciałam spojrzed w lustro, aby się upewnid.

Następnego dnia Becky i ja pojechałyśmy do Evans Park zaraz po szkole.

Otworzyłyśmy swoje plecaki w ciemnym miejscu centrum miasta. Mój aparat,

mój dziennik i puderniczkowe lustro leżały przed nami. W koocu Becky

umieściła ząbek czosnku i krzyż owinięty w skórzane etui na podłodze.

- Gotowa, by zobaczyd ugryzienie. - spytałam.

- Jest rażące?

- To moja miłosna rana. - powiedziałam i ostrożnie odwinęłam czarny szalik,

który nosiłam przez cały dzieo.

- Łał! Ma duże usta! - powiedziała z szeroko otwartymi oczami.

- Czy to nie fajne?

- Widzę ślady zębów. Kilka zadrapao, ale nie sądzę, że przekłuł skórę. Czy to

boli?

- Wcale nie. To tak jak przekuwanie uszu - boli na początku, ale ból szybko

odchodzi.

- Czy mdlałaś, kiedy miałaś przekłuwane uszy, też?

- Nie bądź bystra!

- I znamię też zniknie?

- Mamy tu wszystko, aby się dowiedzied. Bierz kamerę.

Becky miała zdjęcia moich ran, przednie i boczne. Położyłyśmy polaroidy

na cementową podłogę, kiedy je rozwijałyśmy.

- Jesteś wyświetlona. - Becky stwierdziła.

- Dobra. Teraz lustro. - powiedziałam.

- Jesteś pewna?

- Tak.

- Ale jeśli jesteś, wiesz, jeśli jesteś naprawdę... może bolec.

- Becky, nie mamy całego dnia.

- Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne.

- Gotowa? - zapytała, trzymając puderniczkę.

- Gotowa.

Otworzyła puderniczkę i pchnęła mi przed nos.

- Och!

- O, nie!

- Nie masz mnie tym uderzad! Daj mi to! - Chwyciłam obiema rękami

puderniczkę i spojrzałam twardo. Nic, a raczej wszystko. Wciąż się odbijałam.

- Spróbuj czosnku! - kazałam, odrzucając lustro na bok.

- Becky otwarła miskę czosnku i przecięła ząbek na pół.

- Teraz? - spytała.

- Teraz.

Mogłam czud zapach czosnku. Przeciągnęła mi ząbkiem pod nosem.

Wzięłam głęboki zapach. I dziko kaszlałam.

- Wszystko dobrze?

- Człowieku, to jest silne! Obrzydliwe! Połóż to dalej!

- Jest świeże - dlatego.

- Odłóż to dalej!

- Lubię ten zapach. Oczyszcza mi zatoki.

- Cóż, to prawdopodobnie nie ulży moim błonom śluzowym nosa. Ma to za

zadanie wysład mnie do zbuntowanych szaleoców.

- Mamy jeszcze jeden bardziej przeszywający sposób.

Jeśli nie topniałam w słoocu, nie rozbijałam luster, czy zastraszałam się

przez czosnek, czułam moc Alexandra na różne sposoby. Szłam w powietrzu, jak

bym mogła latad jak nietoperz. I nie mogłam spad w nocy, moja głowa się

ścigała, marząc o nim, odtwarzają jego pocałunki znowu i znowu.

Nabazgroliłam nasze imiona okalane w serca we wszystkich moich zeszytach,

podczas lekcji. Chciałam byd z nim w każdej chwili, byd tam gdziekolwiek on był,

był moim Alexandrem. Moim zabawnym, inteligentnym, opiekuoczym,

samotnym, kochanym, wspaniałym, marzycielskim Alexandrem. Był bardziej

niesamowity i wyjątkowy, niż mogłam sobie kiedykolwiek wyobrazid.

I cieszyłam się, że się zmieniam, nie w sposób o którym marzyłam tak

długo. Byłam szczęśliwa, kiedy zobaczyłam nierozbite lusterka, ponieważ teraz

widziałam odbicie dziewczyny zakochanej, świecącej ze szczęścia. Dlaczego,

chciałam żyd na cmentarzu przez wiecznośd, kiedy mogłam możliwie żyd na

poddaszu u Alexandra? Nie chciałam uciekad przed światłem słonecznym, ale

oglądad hawajski zachód słooca, z nim. Nigdy nie chciałam pic krwi, ale łyk z

neonowo-zielonej szklanki Alexandra. Chciałam korzystad z rzeczy, które zawsze

mnie cieszyły - lody, horrory, huśtanie po zmroku - ale teraz chciałam się tym

podzielid z nim.

- Słyszałem, że wisisz z wampirem. - powiedział Trevor dzieo przed Śnieżnym

Balem, kiedy Becky i ja szłyśmy przez salę po obiedzie. Znaki do taoca zwisały z

sufitu i otynkowanych ścian. - Czy ci nie wystarczy, że jesteś dziwakiem, a

Becky to troll? Teraz masz randkę z wariatem? Czy nie wiesz, że Rezydencja jest

nawiedzona?

- Nie masz pojęcia o niczym! Nigdy nie widziałeś Alexandra.

- O, Alexandra. Potwór ma imię. Myślałem, że po prostu mówisz do niego

Frankenstein. Jeśli kiedykolwiek go spotkam, skopię mu tyłek i wygnam z

miasta. Musimy wiedzied, że możemy bezpiecznie chodzid po ulicach w nocy!

- Skopię ci tyłek, jeśli się kiedykolwiek do niego zbliżysz. Jeśli na niego spojrzysz.

- Jeśli wygląda tak jak ty, będę potrzebował okularów przeciwsłonecznych w

celu ochrony przed oślepiającą brzydotą.

Przyszedł dyrektor Smith. - Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku,

między wami dwoma. Nie otrzymaliśmy budżetu na nowe szafki. - Potem,

założył swoje ramię wokół idioty i powiedział. - Słyszałem, że wbiłeś

zwycięskiego gola we wczorajszym meczu, Trevor.

Odwrócili się. Dyrektor Smith sympatycznie zaangażował się w rozmowę

z zapalonym sportowcem, Trevorem.

- Skąd wie, że widuję się z Alexandrem? - spytałam Becky, zdziwiona.

- Uh, Sądzę, że ludzie... wiesz, co ludzie mówią w tym mieście.

- Więc, ludzie w tym mieście są głupi.

- Słuchaj, Raven, Muszę ci coś powiedzied. - Zaczęła nerwowym głosem, który

był jeszcze bardziej zdenerwowany niż jej normalny zdenerwowany głos.

Ale byłam nieobecna przez znaki na taoce, BILETY W SPRZEDAŻY,

ZACHOWAJ PIĘC DOLARÓW PRZED ZAKUPEM.

- Bilety? Kurcze! Nie wiedziałam, że potrzebuję biletów! Zdobędę je w

TicketMaster? Opłaty przez telefon? - Roześmiałam się. - To się dzieje, kiedy

jesteś na zewnątrz, wiesz?

- Zupełnie wiem. Na zewnątrz jest gorzej i gorzej każdego dnia.

- Może zostały sprzedane, a my będziemy taoczyd na szkolnym trawniku. -

żartowałam.

Ale Becky się nie śmiała.

- Może było by lepiej, gdybyście ty i Alexander mieli prywatne taoce w

Rezydencji.

- I tęsknic za wyrazem twarzy Trevora, kiedy idę z Alexandrem?

- Trevor wie dużo, Raven. - powiedziała dziwnie.

- Świetnie, więc dostanie się na dobre studia. Co mnie to obchodzi?

- Boję się Trevora. Jego ojciec jest właścicielem połowy gospodarstw rolnych.

- Kukurydzy czy cukru?

- Mam spowiedź.

- Zachowaj ją na niedzielę. Zapomnij o Trevorze. On jest po prostu zbirem.

- Nie jestem silna jak ty. Nigdy nie byłam. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, ale

Trevor zna sposób, przez który ludzie mówią rzeczy, których nie chcą. Ale

proszę - nie idź na taoce. - powiedziała, chwytając mnie za ramię.

Nagle zadzwonił dzwonek. - Muszę iśd. Nie mogę mied aresztu czy zakazu

taoców.

- Ale Raven -.

- Nie bój się, dziewczynko. Będę cię bronid przed potworami.

ROZDZIAŁ 19 - ŚNIEŻNY BAL

Nie mogłam usiedzied przez resztę lekcji. Nie przez algebrę, geografię,

historię, czy angielski, które spędziłam pod trybunami piłkarskimi, komponując

wiersze miłosne do Alexandra. Ścigałam się do domu i taoczyłam wokół swojej

sypialni. Próbowałam każdy kawałek ubrania, zamieniad w miliony kombinacji,

aż miałam idealny strój. - Dobrze się czujesz? - Chłopczyk Billy, zapytał

wkładając głowę do pokoju.

- Tylko skaczę dookoła i taoczę, mój najcenniejszy młodszy bracie. - Świeciłam,

dając mu wielki uścisk i całując w głowę.

- Jesteś obłąkana?

Odetchnęłam głęboko. - Zrozumiesz pewnego dnia. Spotkasz kogoś, kto

jest związany z tobą w twojej duszy. I wtedy wszystko będzie ekscytujące i

pokojowe w tym samym czasie.

- To znaczy, jak Pamela Anderson.

- Nie, jak komputerowo-matematyczna dziewczyna.

Chłopczyk Billy patrzył w dal. - Myślę, że nie będzie tak źle, tak długo, jak

ona będzie wyglądad jak Pamela!

- Będzie wyglądad lepiej! - powiedziałam, bałaganiąc jego włosy. - Teraz sobie

idź. Mam uczestniczyd w balu.

- Idziesz na taoce?

- Tak.

- Więc... - Widziałam, że stałam się dla niego dużą, główną siostrą. - Cóż...

będziesz tam najładniejsza.

- Jesteś pewien, że nie jesteś na prochach?

- Będziesz tam najładniejsza... z czarną szminką.

- Teraz to brzmi jak w twoim stylu.

W koocu paradowałam w kuchni, ubrana w buty do kolan z winylu na

wysokich obcasach, czarne pooczochowe kabaretki, czarną mini spódniczkę,

koronkowy czarny top bez rękawów i czarne metalowe bransoletki. Czarny

kaszmirowy szal zasłonił moje ugryzienie miłości, a rękawiczki bez palców z

czarnej skóry, odkrywały moje lśniące, pomalowane na czarno paznokcie, jak

czarny, lśniący lód, zgodnie z tematem Śnieżnego Balu.

- Gdzie masz zamiar iśd tak ubrana? - moja mama spytała.

- Idę na taoce.

- Z Becky?

- Nie, z Alexandrem.

- Kim jest Alexander?

- Miłością mojego życia!

- Czy ja tu coś słyszę o miłości? - mój tata zapytał, wchodząc do kuchni. -

Raven, dokąd idziesz tak ubrana?

- Mówi, że idzie na taoce z miłością swojego życia. - Moja mama powiedziała.

- Nigdzie w tym nie pójdziesz! I kto jest miłością twojego życia? Chłopak ze

szkoły?

- Alexander Sterling. - ogłosiłam.

- Tak jak, Sterlingowie, którzy mieszkają w Rezydencji? - Mój tata spytał.

- On i jedyny!

- Nie chłopak Sterlingów! - Moja mama powiedziała, zszokowana. - Słyszałam

opowieści grozy o nim! Przesiaduje na cmentarzach i nigdy nie jest widziany w

świetle dnia, jak wampir.

- Sądzisz, że idę na taoce z wampirem?

Oboje spojrzeli się na mnie dziwnie i nic nie powiedzieli.

- Nie bądźcie jak wszyscy inni w tym mieście! - wrzasnęłam.

- Kochanie, słyszałam opowieści w całym mieście. - Moja mama plotkowała. -

Jeszcze wczoraj, Natalie Mitchell powiedziała -.

- Mamo, komu wierzysz, mi czy Natalie Mitchell? Ta noc jest bardzo ważna. To

także pierwsze taoce Alexandra. Jest bardzo rozmarzony i inteligentny! Zna się

na sztuce i kulturze i -.

- Cmentarzach? - Mój tata spytał.

- Nie jest taki jak mówią ludzie! On jest najbardziej niesamowitym facetem w

naszym układzie słonecznym, poza tobą, tato.

- Cóż, w takim przypadku, baw się dobrze.

- Paul!

- Ale nie w tym stroju. - Mój tata szybko zażądał. - Saro, cieszę się, że idzie na

taoce. Raven aktualnie chodzi do szkoły z własnej woli. Jest to najbardziej

normalna rzec, jaką zrobiła ostatnio.

Moja mama spojrzała na niego.

- Ale nie w tym stroju. - powtórzył.

- Tato, to wszystko jest modne w Europie!

- Ale my nie jesteśmy w Europie. Jesteśmy w cichym, małym miasteczku, gdzie

są modne golfy. Kołnierzyk z guzikami, długie rękawy i długa spódnica.

- Nie ma mowy! - zdeklarowałam.

- Ten chłopak nie był poza swoim pokojem przez lata, a ty pozwalasz jej iśd z

nim, kiedy wygląda w ten sposób? - Moja mama spytała. - Paul, zrób coś.

Mój ojciec poszedł do szafy. - Masz, ubierz to. - Powiedział, wręczają mi

jeden ze swoich sportowych płaszczy. - Jest czarny.

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

- Albo to, albo mój czarny szlafrok. - powiedział.

Niechętnie chwyciłam płaszcz.

- I poznamy najbardziej niesamowitego faceta w tym Układzie Słonecznym,

kiedy przyjedzie po ciebie? - Moja mama się wtrąciła.

- Żartujesz? - Byłam zdumiona. - Oczywiście, że nie!

- To jest tylko prawo, nawet nie wiedzieliśmy, że się z nim widujesz. Nie

mieliśmy pojęcia, że idziesz na taoce.

- Chcesz go przesłuchad i wprawid w zakłopotanie. Nie wspominając o mnie.

- To jest umawianie się. Jeśli na twojej randce możemy postawid pytania i

zakłopotad rodziców, wtedy jest cały twój. - mój tata dokuczał.

- To nie sprawiedliwe! Chcecie z nami iśd, też?

- Tak. - Oboje odpowiedzieli.

- To jest ohydne! To najważniejsza noc w moim życiu i zamierzacie ją zepsud!

Słyszałam samochód, nadjeżdżający na podjazd. - Jest! - Krzyknęłam,

zerkając przez okno. - Macie byd w porządku! - Powiedziałam, biegając

dookoła gorączkowo. - Kanał tych hipisowskich dni dla mnie, proszę! Myślcie o

koralikach miłości i Joni Mitchell. Pomyślcie o dzwonach i kadzidłach, nie

golfach, spodniach i porcelanie. - Błagałam. - I nic o cmentarzach!

Chciałam by ta noc była doskonała, jakby to był dzieo mojego ślubu. Ale

czułam się jak panna młoda, która nagle pragnie uciec.

Teraz, kiedy moi rodzice szli na spotkanie z moją randką, trzęsły mi się

ręce. Miałam nadzieję, że nie zdziwaczeje siadając na ich dziarskie, pastelowe

meble.

Kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi, rzuciłam się, aby go przywitad.

Alexander wyglądał niesamowicie. Miał na sobie błyszczący, czarny, elegancki,

trzyczęściowy garnitur i czerwony, jedwabny krawat. Wyglądał jak jeden z tych

miliarderów koszykarzy, których widzę w telewizji. Trzymał pudełko owinięte

kwiecistym papierem.

- Łał - Powiedział, patrząc na mnie. Mój ojciec skinął na mnie, abym wzięła

sportowy płaszcz, z nagannymi oczami. Zamiast tego zawiesiłam go na krzesło.

- Powinienem założyd czapkę albo śnieżne buty. - Powiedział niezręcznie. Tak

naprawdę nie wziąłem ich z motywem przewodnim.

- Zapomnij o tym! Będziesz tam najlepiej wyglądającym facetem. -

Pogratulowałam, ciągnąc go do salonu. - To są moi rodzice, Sara i Paul

Madison.

- Wspaniale jest poznad zarówno paostwa. - Alexander powiedział nerwowo,

wyciągając rękę.

- Tak wiele o tobie słyszeliśmy. - Moja matka płonęła, biorąc go za rękę.

Dałam jej zimne spojrzenie.

- Proszę usiądź. - Ciągnęła. - Chciałbyś coś do bicie?

- Nie, dziękuję.

- Rozgośd się. - Mój tata powiedział, wskazując na kanapę i zadomowił się w

swoim beżowym fotelu.

Uh-oh. Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka. Czułam, że mój tata w pełni

to wykorzysta. „Cele” inkwizycji. Modliłam się, by poszło szybko.

- Więc, Alexandrze, jak znalazłeś się w naszym mieście?

- To był dobry wybór, ponieważ spotkałem Raven. - Odpowiedział grzecznie,

uśmiechając się do mnie.

- Jak więc się spotykacie, skoro nie chodzisz do szkoły? Raven zaniedbała

powiedzenie nam tej części.

O, nie! Zaczęłam się skręcad w fotelu.

- Cóż, myślę, że po prostu wpadliśmy na siebie. To znaczy, to była jedna z tych

rzeczy, we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Jak mówią, wszystko jest

tematem miejsca i czasu. I muszę powiedzied, że jestem bardzo szczęśliwy, że

poznałem paostwa córkę.

Mój tata spojrzał na niego.

- O, nie, nie to miałem na myśli. - Alexander dodał.

Zwrócił się do mnie, swoją jaskrawoczerwoną twarzą ducha. Próbowałam

się nie roześmiad.

- Co twoi rodzice robią, tak dokładnie? Nie są dużo w mieście, prawda?

- Mój ojciec jest marszandem. Ma galerie w Rumunii, Londynie i Nowym Jorku.

- To brzmi bardzo ekscytująco.

- Jest świetne, ale nigdy nie ma go w domu. - Alexander powiedział. - Zawsze

gdzieś lata.

Moja mama i tata spojrzeli na siebie.

- Czas iśd, albo będziemy spóźnieni! - Szybko wtrąciłam.

- Prawie zapomniałem. - Alexander powiedział, niezdarnie wstając. - Raven, to

dla ciebie.

Wręczył mi opakowane pudełko.

- Dziękuję! - Uśmiechnęłam się niespokojnie i zaczęłam je rozdzierad,

odsłaniając wspaniały bukiecik czerwonych róż. - Jest piękny! - Dałam mamie i

tacie wyraz „Widzicie? Mówiłam wam”.

- Jak ślicznie! - Moja mama się rozpływała.

Trzymałam bukiecik na mojej ręce, kiedy Alexander próbował mi go

przypiąd. Szarpał z nerwów.

- Aud!

- Wbija ci się? - spytał.

- Mój palec został ukłuty, ale jest dobrze.

Wpatrywał się intensywnie w kropelkę krwi na czubku mojego palca.

Moja mama stanęła między nami z chusteczką higieniczną, zabraną ze

stołu.

- To nic mamo, tylko trochę krwi, w porządku. - Szybko włożyłam palec w usta.

- Lepiej idźmy. - powiedziałam.

- Paul! - Moja mama podniosła.

Ale mój tata wiedział lepiej. Nic nie mógł zrobid. - Nie zapomnij o

płaszczu. - To wszystko co powiedział.

Chwyciłam za płaszcz i rękę Alexandra i pociągnęłam go za drzwi,

obawiając się, że moja mama spróbuje mu zrobid znak krzyża.

Mogliśmy słyszed taneczną muzykę z parkingu. Nigdzie nie było

czerwonego Camaro. Byliśmy bezpieczni - na razie.

- Nie zapomnij swojej kurtki. - Alexander przypomniał mi, kiedy wychodziłam z

samochodu.

- Będzie mi ciepło. - Mruknęłam, pozostawiając ją na tylnim siedzeniu.

Dwie cheerleaderki ubrane na arktyczne temperatury, patrzyły na nas z

przerażeniem.

Poprowadziłam Alexandra dalej i zatrzymaliśmy się na zewnątrz

głównego wejścia. Alexander był jak dziecko, dociekliwy i nerwowy. Spojrzał na

budynek z zainteresowaniem, jakby nigdy nie widział szkoły.

- Nie musimy wejśd do środka. - Zaoferowałam.

- Nie, jest dobrze. - Powiedział, ściskając moje palce.

Dwóch sportowców zatrzymało się, kiedy nas zauważyli i patrzyli się.

- Możesz podnieśd swoje gałki oczne z podłogi. - Powiedziałam, kiedy

prowadziłam Alexandra przez gapiów.

Alexander badał wszystko: znaki Śnieżnego Balu, tablicę ogłoszeo,

kasetkę z trofeami. Biegał rękami po szafach, dotykając zimnego metalu. - Jest

tak jak w Tv!

- Nigdy nie byłeś w szkole? - Zastanawiałam się.

- Nie.

- Boże! Jesteś najszczęśliwszym facetem na świecie. Nigdy nie jadłeś szkolnego

obiadu. Twoje jelita muszą byd w świetnej formie!

- Ale, gdybym poszedł poznalibyśmy się wcześniej.

Przytuliłam go mocno pod samym banerem Śnieżnego balu, pod którym

Trevor i ja kłóciliśmy się dzieo wcześniej.

Monica Havers i Jodie Carter minęły nas i zrobiły podwójne spojrzenie.

Pomyślałam, że ich oczy były wybrzuszone prawie jak ich pom-ponowe głowy.

Byłam gotowa do walki, jeśli powiedzą cokolwiek. Ale mogłam

powiedzied, że przez nacisk Alexandra na mój nadgarstek, zachowałam spokój.

Dziewczyny szeptały i chichotały do siebie i posyłały swoje plotki przez

salę gimnastyczną.

- Oto, gdzie uczę się chemii. - Powiedziałam, otwierając odblokowane drzwi do

mojego laboratorium chemicznego. - Zazwyczaj zakradam się tu. To jest proste.

- Nawiasem mówiąc, zawsze chciałem wiedzied, dlaczego zakradłaś się do -.

- Spójrz na te! - Przerwałam, wskazując na zlewki na stole laboratoryjnym. -

Dużo tajemniczych mikstur i eksplozji, ale to ci nie przeszkadza, prawda?

- Podoba mi się! - Trzymał zlewkę, jak by była przy winie.

Popchnęłam go na biurko, a następnie napisałam jego nazwisko na

tablicy.

- Czy ktoś wie, jaki jest symbol potasu? Podnieś rękę.

Podniósł rękę do sufitu. - Ja!

- Tak, Alexandrze?

- K.

- Poprawnie, przechodzisz do następnej klasy!

- Pani Madison? - Powiedział, podnosząc rękę.

- Tak?

- Możesz przyjśd tu na chwilę? Sądzę, że potrzebuję korepetycji. Myślisz, że

możesz mi pomóc?

- Ale już dałam ci A!

- To bardziej z anatomii.

Podszedł. Położył mnie sobie na kolanach i delikatnie pocałował.

Słyszeliśmy kilka chichoczących dziewczyn, biegnących przez otwarte

drzwi. - Lepiej chodźmy. - Zasugerował.

- Nie, jest dobrze.

- Nie chcę, żebyś została wywalona. Po za tym, mamy taniec do zrobienia. -

Powiedział, sprawiając, że wstaliśmy.

Szłam ręka w rękę z facetem, z którym miałam chemię, jego nazwisko

wciąż było wyryte na tablicy.

Gdy zbliżyliśmy się do siłowni, mogłam poczud zimne spojrzenia. Wszyscy

patrzyli na Alexandra, jakby przybył z innej planet i na mnie, tak jak zawsze na

mnie patrzyli.

Pani Fay, moja wścibska nauczycielka algebry, zbierała bilety przy

drzwiach. - Widzę, że przybyłaś na taoce na czas, Raven. Jaka szkoda, że nie

możesz zrobid tego samego dla algebry. Nigdy nie widziałam tego pana w

szkole. - Odparła, kontrolując Alexandra.

- To dlatego, że tutaj nie chodzi. - Po prostu weź bilet, pani! Wyparowałam z

wprowadzenia i wciągnęłam Alexandra do środka.

Weszliśmy na Śnieżny Bal. Nie wiem, czy to dlatego, że byłam z

Alexandrem, czy dlatego, że był to moje pierwsze taoce, ale biały nigdy nie

wyglądał tak pięknie. Plastikowe sople i płatki śniegu zwisały z sufitu, a podłoga

była pokryta sztucznym śniegiem. Sztuczny śnieg delikatnie skrapiał z sufitu.

Wszyscy byli ubrani w zimowe, lśniące suknie lub sztruksowe swetry,

rękawiczki, szaliki i czapki. Wybuchowa klimatyzacja przesyłała przeze mnie

dreszcze.

Nawet zespół rockowy, Push-up, pasował do tematu ze swoimi czapkami

i zimowymi butami. Bufet był rozmieszczony pod tablicą - śnieżne rożki, sok

jabłkowy i gorąca czekolada.

Mogłam usłyszed szepty, śmiechy i sapanie, kiedy szliśmy obok paczek

studentów. Zespół też patrzył na nas.

- Chcesz trochę gorącej czekolady zanim niektórzy starsi ją wezmą? -

Zapytałam, próbując odwrócid uwagę Alexandra od uwagi wszystkich.

- Nie jestem spragniony. - Odparł, obserwując tancerzy.

- Myślałam, że mówiłeś, że zawsze jesteś spragniony?

Zespół zaczął grac wersję elektryczną „ Zimowa Kraina Czarów”.

- Mogę prosid o ten taniec? - Zapytałam, oferując swoją rękę.

Uśmiechałam się z radości, kiedy szliśmy przez proszkowany śnieg na

parkiet.

Byłam w niebie. Miałam najlepszą randkę na Śnieżnym Balu - niebyło

nikogo bardziej wspaniałego niż Alexander, a taoczył jak marzenie.

Zapomnieliśmy, że jesteśmy obcy i rzucaliśmy naszymi ciałami dookoła

regularnie jak w modnym klubie. Taoczyliśmy jeden utwór po drugim, bez

przerwy - „Zimne jak lód”, „Lody” , „Śnieżny bałwan”.

Zespół zaczął śpiewad „Topię się z tobą”. Sala kręciła się, kiedy drobne

płatki proszkowanego śniegu delikatnie na nas spadały. Alexander i ja

wrzeszczeliśmy ze śmiechu, kiedy potknęliśmy się na pijanego snoba piłkarza,

który robił śnieżnego anioła na podłodze. Gdy muzyka się zatrzymała, ściskałam

Alexandra jak szalona, jakby to były nasze prywatne taoce. Ale oczywiście nie

byliśmy sami, jak przypomniał mi znajomy głos.

- Czy szpital psychiatryczny wie, że uciekliście? - Trevor spytał, pojawiając się

obok Alexandra.

Zaprowadziłam Alexandra do bufetu i chwyciłam dwa śnieżne, wiśniowe,

rożki.

- Czy opieka wie, że tu jesteś? - Trevor zapytał, ścigając nas.

- Trevor, odejdź! - Powiedziałam, osłaniając Alexandra swoim ciałem.

- Oh, to Narzeczona Frankensteina ma PMS?

- Trevor, dosyd! - Nie mogłam zobaczyd reakcji Alexandra, ale czułam jego ręce

na moich ramionach, przesuwające mnie do tyłu.

- Ale to dopiero początek, Raven, dopiero początek! Nie macie taoców w

lochach? Trzeba rzeczywiście chodzid do szkoły, żeby iśd na taoce? - Powiedział

do Alexandra. - Ale w piekle chyba nie ma żadnych zasad.

- Zamknij się! - Powiedziałam. - Nie masz swojej randki? Albo może, to Matt?

- Zapytałam sarkastycznie.

- Bardzo dobrze. Jest mądra. - Powiedział do Alexandra. - Ale ni za mądra. Nie,

moja randka jest tam. - Dodał, wskazując na wejście.

Spojrzałam i zobaczyłam Becky nerwowo stojącą u drzwi, ubraną w długą

plisowaną spódnicę, bladoróżowy sweter i długie białe skarpetki z mokasynami.

Moje serce spadło na podłogę. Czułam się chora.

- Dałem jej trochę makijażu. - Trevor się pochwalił. - Ale to nie wszystko,

kochanie.

- Jeśli ją tkniesz, zabiję cię! - Krzyknęłam całym płucem na niego.

- Nie dotknąłem jej, jeszcze. Ale to kwestia czasu. Taoce dopiero się zaczynają.

- Raven, co się dzieje? - Alexander zażądał, obracając mnie do siebie.

Trevor zasygnalizował Becky, żeby podeszła. Nawet na mnie nie

spojrzała, kiedy do nas podchodziła. Trevor złapał ją za rękę i pocałował

delikatnie w policzek. Wzdrygnęłam się cała i poczułam mdłości.

- Zostaw ją! - Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam.

- Raven, to jest facet, który cię dręczy? - Alexander zapytał.

- To znaczy, że mnie nie zna? Nie wie o nas? - Trevor zapytał dumnie.

- Nie ma „nas”! - Próbowałam się wytłumaczyd. - Wkurzam go, ponieważ

jestem jedyną dziewczyną w szkole, która nie myśli, że jest gorący! Więc teraz

on nie zostawi mnie w spokoju. Ale Trevor, jak śmiesz włączad w to Becky i

Alexandra!

Becky stała z oczami przyklejonymi do podłogi.

- Myślę, że nadszedł czas, aby zostawid Raven w spokoju, koleś. - Alexander

powiedział.

- Koleś? Teraz jestem kumplem dziwaka? Możemy się rozerwad i pograd w

piłkę? Wybacz, ale nie ma stroju. Żadnych kłów i peleryny. Wród na cmentarz.

- Trevor, dośd! Kopnę cię właśnie teraz! - Zagroziłam.

- W porządku, Raven. - Alexander powiedział. - Chodźmy taoczyd.

- Becky, odejdź od niego! - Krzyczałam, nie ruszając się. - Becky, powiedz coś!

Powiedz coś wreszcie!

- Ona już coś powiedziała. - Trevor ogłosił. - Powiedziała dużo. To zabawne jak

ludzie w tym mieście mówią i nie mogą się zamknąd, kiedy uprawy ich tatusiów

mogą się nagle zapalid od papierosa. - Trevor powiedział, patrząc prosto na

mnie.

Zwrócił się do Alexandra. - Dowiesz się kim są plotkocholicze wcześniej

niż myślisz!

Spojrzałam na Becky, która patrzyła na swoje mokasyny. - Przykro mi

Raven, próbowałam cię ostrzec, żebyś tutaj nie przychodziła dziś w nocy.

- O czym on mówi? - Alexander się zastanawiał.

- Chodźmy. - Powiedział.

- Mówię o wampirach! - Trevor zdeklarował.

- Wampirach! - Alexander zawołał.

- Zamknij się, Trevor!

- Mówię o plotce!

- Jakiej plotce! - Alexander powiedział. - Przyszedłem tutaj ze swoją

dziewczyną.

- Dziewczyną? - Trevor zapytał, zaskoczony. - Więc, to oficjalne. Zamierzacie

spędzid ze sobą cały wieczór?

- Bądź cicho! - Odparłam.

- Powiedz mu, dlaczego włamałaś się do jego domu! Powiedz mu co widziałaś.

- Idźmy stąd! - Powiedziałam, zaczynając iśd. - Alexander jednak się nie ruszył.

- Powiedz mu, dlaczego rzuciłaś się na niego! - Trevor kontynuował.

- Nie mów nic więcej, Trevor!

- Powiedz mu, czemu poszłaś na cmentarz!

- Powiedziałam, zamknij się!

- I dlaczego zemdlałaś!

- Zamknij się!

- I dlaczego patrzysz na siebie w lustrze co godzinę!

- O czym on mówi? - Alexander wymagał.

- I powiedz mu o tym. - Powiedział, wyciągając zdjęcie mojego ugryzienia

zrobionego przez Alexandra.

Alexander chwycił zdjęcie i zbadał je. - Co to jest?

- Wykorzystała cię. - Trevor powiedział. - Zaczęła się plotka o Śnieżnym Balu.

Każdy w mieście wierzy, że jesteś wampirem. Zabawne jest to, moja droga,

słodka Raven, że wierzyłaś w plotki bardziej niż wszyscy!

- Zamknij się! - Powiedziałam i rzuciłam swoim topniejącym rożkiem Trevorowi

w twarz.

Trevor się śmiał, kiedy wiśniowy lód kapał mu po policzku. Alexander

wpatrywał się w zdjęcie.

- Co się dzieje? - Pan Harris zapytał przybiegając.

Alexander spojrzał na mnie z niedowierzeniem i dezorientacją. Spojrzał

dookoła bezradnie, jak tłum gapiów czekał na jego reakcję. Po czym ze złością

chwycił mnie za rękę i wyciągnął na zewnątrz. Wyszliśmy z padającego śniegu

na mżący deszcz.

- Czekajcie! - Becky krzyczała, biegnąc za nami.

- Co się dzieje, Raven? - Alexander zażądał, ignorując ją. - Skąd on wie, że

podkradłaś się do mojego domu? Skąd wie o cmentarzu? Skąd wie, że

zemdlałaś? I co to jest? - Zapytał, wtykając mi zdjęcie.

- Alexander, nie rozumiesz.

- Nigdy mi nie powiedziałaś dlaczego podkradłaś się do mojego domu. -

Powiedział.

Patrzyłam na jego samotne, głębokie, pełne wyrazu oczy. Jego

niewinnośd. Sens jego przynależności. Co mogłam powiedzied. Kłamałam. Więc

nie powiedziałam nic, tylko ścisnęłam go z całej siły.

Fotografia wypadła mu z ręki. I mnie odepchnął.

- Chcę to usłyszed od ciebie. - Zażądał.

Łzy zaczęły spadad. - Byłam tam by obalid plotki. Chciałam położyd im

kres! Aby twoja rodzina mogła żyd w spokoju.

- Więc ta historia wyszła od ciebie, że musiałaś ją sprawdzid?

- Nie! Nie! Becky powiedz mu, że to nie było tak!

- Nie było! - Becky zawołała. Mówi o tobie przez cały czas!

- Myślałem, że jesteś inna, Raven. Ale wykorzystałaś mnie. Jesteś taka jak

wszyscy inni.

Alexander odwrócił się, a ja chwyciłam go za ramię.

- Nie idź! Alexander! - Błagałam. - To prawda, wciągnęłam się w plotki, ale

kiedy po raz pierwszy cie zobaczyłam, wiedziałam. Nigdy nie czułam czegoś

takiego do nikogo. Dlatego zrobiłam to wszystko!

- Myślałem, że mnie lubisz za to kim jestem, a nie za to, kim myślisz, że mogę

byd. Albo dlatego kim chciałaś zostad.

Uciekł.

- Nie idź! - Płakałam. - Alexander -.

Ale zignorował mnie. Wrócił do samotności w swoim pokoju na

poddaszu.

Wdarłam się do sali. Zespół był na przerwie, a wszyscy patrzyli na mnie w

milczeniu, kiedy szłam przez parkiet.

- Koniec. - Trevor ogłosił i zaczął klaskad. - Koniec! I jakiej pięknej realizacji to

było, jeśli wiesz co mam na myśli.

- Ty! - Krzyknęłam. Pan Harris wiedział, że idę po krew i chwycił mnie od tyłu. -

Jesteś złem wcielonym, Trevor! - Krzyczałam, wymachując rękami, kiedy

bezskutecznie próbowałam wykręcid się trenerowi piłki nożnej. - Trevorze

Mitchell, jesteś potworem! - Patrzyłam na twarze wokół mnie. - Nie widzisz

tego? Wszyscy odsuwają się od najbardziej miłej, łagodnej, inteligentnej osoby

w ty mieście, zgadzając się na najniegodziwszego, najgorszego, największego

potwora, tylko dlatego, że nie ubiera się tak jak ty! Trevor, który niszczy życie! I

po prostu oglądacie go grającego w piłkę nożną i zabawiającego się, wyrzucając

anioła dlatego, że nosi czero i uczy się w domu!

Łzy spływały mi po twarzy i wybiegłam na zewnątrz.

Becky biegła za mną. - Przepraszam, Raven, przepraszam! - Krzyczała.

Zignorowałam ją i biegłam aż do Rezydencji, walcząc ze śliską bramą.

Ogromne dmy trzepotały wokół światła na ganku, kiedy uderzałam kołatką

węża. - Alexander, otwórz! Alexander, otwórz!

W koocu zgasło światło i rozczarowane dmy odleciały. Siedziałam na

ganku, płacząc. Po raz pierwszy w życiu nie zaznałam ukojenia w ciemności.

ROZDZIAŁ 20 - GRA SKOOCZONA

Płakałam całą noc i zostałam w domu, zamiast iśd do szkoły, następnego

dnia. W południe pobiegłam do Rezydencji. Potrząsałam bramą dopóki nie

pomyślałam, że się przewróci. W koocu się wspięłam i uderzyłam kołatką węża.

Zasłony na poddaszu się rozwiały, ale nikt nie odpowiedział.

Po powrocie do domu, zadzwoniłam do Rezydencji i rozmawiałam z

Jamesonem, który powiedział, że Alexander śpi. - Powiem mu, że dzwoniłaś. -

Powiedział.

- Proszę powiedz mu, że przepraszam!

Bałam się, że Jameson nienawidzi mnie tak jak Alexander.

Dzwoniłam co godzinę; za każdym razem był Jameson i miałam tę samą

rozmowę.

- Będę się uczyd od teraz w domu! - Krzyknęłam, kiedy moja mama próbowała

mnie wyrzucid z łóżka następnego ranka. Alexander nie odbierał moich

telefonów, a nie ujmowałam Becky. - Nigdy nie wrócę do szkoły!

- Zapomnisz o tym, kochanie.

- Zapomniała byś o tacie? Alexander jest jedyną osobą we wszechświecie, która

mnie rozumie! A ja to wszystko zniszczyłam!

- Nie, Trevor Mitchell to zawalił. Byłaś miła dla tego młodego człowieka. Jest

szczęściarzem, że cię ma.

- Tak myślisz? - Zaczęłam płakad rezydenckiej wielkości łzami. - Sądzę, że

zniszczyłam mu życie!

Moja mama siedziała na brzegu mojego łóżka. - On cię uwielbia, skarbie.

- Pocieszała, przytulając mnie jak małego Chłopczyka Billy'ego. Mogłam poczud

morele w jej wyszamponowanych, aksamitnych, kasztanowych włosach i słodki,

miękki zapach jej perfum. Potrzebowałam teraz swojej mamy. Potrzebowałam

powiedzied jej wszystko co było prawdą. - Widziałam, jak bardzo cię uwielbia,

kiedy wszedł do domu. - Kontynuowała. - To wstyd, że ludzie mówią o nim

takie rzeczy.

- Byłaś jedną z tych ludzi. - Westchnęłam. - I myślę, że ja też.

- Nie, nie byłaś. Lubiłaś go za to kim naprawdę był.

- Tak - to znaczy, tak. Naprawdę. Ale jest już za późno.

- Nigdy nie jest za późno. Ale mówiąc późno, jestem spóźniona! Muszę zabrad

twojego ojca na lotnisko.

- Zadzwoo do szkoły. - Zapukałam do jej drzwi. - Powiedz im, że jestem chora z

miłości.

Objęła moją głowę. Nie mogłam się ruszyd, aż do nocy. Musiałam

zobaczyd swojego Alexandra, by wstrząsnąd w pewnym sensie jego bladym

ciałem. By prosid go o przebaczenie. Nie mogłam pójśd do Rezydencji i nie

mogłam się włamad - mógł zadzwonid na policję, tym razem. Było tylko jedno

miejsce by pójśd - jedyne miejsce, gdzie mógł byd.

Weszłam na cmentarz w Dullsville z bukietem żonkili w swoim plecaku.

Szłam szybko wśród nagrobków, próbując odtworzyd kroki, którymi kiedyś

szliśmy razem. Byłam tak samo podekscytowana, jak zdenerwowana.

Wyobrażałam go sobie, jak na mnie czeka, biegnie do mnie i daje mi ogromny

uścisk i obmywa mnie pocałunkami.

Ale potem pomyślałam, Wybaczy mi? To była nasza pierwsza kłótnia -

czy nasza ostatnia?

W koocu znalazłam pomnik jego babci, ale Alexandra tam nie było.

Położyłam kwiaty na grobie. Mój brzuch bolał, jakby miał się zawalid.

Łzy zaczęły tryskad z moich oczu.

- Babciu. - Powiedziałam głośno, rozglądając się. Ale kto mógł mnie słyszed?

Mogłam krzyczed, jeśli chciałam. - Babciu, zawaliłam, zawaliłam wielką rzecz.

Nie ma nikogo na tym świecie bardziej szalonego dla twojego wnuka niż ja. Czy

możesz mi pomóc? Tak bardzo za nim tęsknię! Alexander wierzył, że myślę, że

jest inny i myślę, że jest inny - ale od innych ludzi, nie dla mnie. Kocham go. Czy

mogłabyś mi pomóc?

Czekałam, rozglądając się za znakiem, czymś magicznym, cudem -

nietoperzy latających nad głową lub głośnego grzmotu. Czegokolwiek. Ale był

tylko dźwięk świerszczy. Może to trwa trochę dłużej dla cudów i znaków. Mogę

mied tylko nadzieję.

Jeden dzieo bycia chorą z miłości, zamienił się w dwa dni, które okazały

się trzema i czterema.

Nie możesz mi kazad iśd do szkoły! - Krzyczałam codziennie rano i

obracałam się i szłam spad.

Jameson nadal mówił mi, że Alexander nie może podejśd do telefonu. -

On potrzebuje czasu. - Jameson oferował. - Proszę byd cierpliwą.

Cierpliwą? Jak mogłam byd cierpliwa, kiedy każda sekunda naszej

separacji była jak wiecznośd?

W sobotę rano miałam niepożądanego gościa. - Wyzywam cię na

pojedynek! - Mój ojciec powiedział, rzucając swoją rakietę tenisową na moje

łóżko. Odsłonił zasłony i pozwolił słoocu mnie oślepid.

- Idź sobie!

- Potrzebujesz gimnastyki. - Rzucił białą bluzkę i białą spódnicę tenisową na

moje łóżko. - Są mamy! Nie sądziłem, że znajdę coś białego w twoich

szufladach. Teraz szybko jedźmy! Czas na korcie wynosi od pół godziny do

godziny.

- Ale nie grałam przez lata!

- Wiem. Dlatego cię biorę. Chcę dzisiaj wygrad. - Powiedział i zamknął za sobą

drzwi.

- Sądzisz, że wygrasz! - Krzyczałam przez zamknięte drzwi.

Krajowy klub w Dullsville był, jak pamiętam z tych wszystkich lat temu -

snobistyczny i nudny. Sklep był pełny modnych tenisowych spódnic i skarpetek,

neonowych piłek i drogich rakiet. Była cztero gwiazdkowa restauracja, gdzie

płaciło się pięd dolarów za butelkę wody. Prawie tam pasowałam, z białymi

ubraniami mojej mamy, z wyjątkiem czarnej szminki. Ale mój ojciec pozwolił jej

zostad. Myślę, że był szczęśliwy, że jestem w pozycji pionowej.

Biegałam za moim tatą z zemstą, każda piłka miała twarz Trevora

Mitchella. Uderzałam w piłki, tak mocno, jak mogłam, a one naturalnie uderzały

w siatkę lub ogrodzenie.

- Miałeś pozwolid mi wygrad. - Powiedziałam po zamówieniu obiadu.

- Jak miałem pozwolid ci wygrad, kiedy posyłałaś każdy strzał w siatkę? - Łatwy

wymach i zakooczenie uderzenia.

- Sądzę, że chyba ostatnio posyłałam piłkę w złym kierunku. I nigdy nie

powinnam pozwolid Trevorowi byd lepszym ode mnie. Nigdy nie uwierzyłabym

pogłoskom, czy w nie uwierzyłam. Tęsknię za Alexandrem tak bardzo.

Podczas obiadu kelner przyniósł ogrodową sałatkę z tuoczykiem dla

mojego taty. Patrzyłam na swoje pomidory, jajka i sałatę rzymską. - Tato,

sądzisz, że jeszcze kiedyś spotkam kogoś takiego jak Alexander, ponownie?

- Co ty myślisz? - Zapytał, biorąc kęs swojej kanapki.

- Nie sądzę, że spotkam. Sądzę, że to on. Jest szczególną osobą, która zna filmy i

romanse. Jak Heathcliff i Romeo.

Moje oczy napłynęły łzami.

- W porządku, kochanie. - Powiedział, wręczając mi swoją serwetkę. - Kiedy

spotkałem twoją matkę, nosiłem okulary Johna Lennona i miałem włosy do

połowy pleców. Nie wiedziałem, co to nożyczki i wyglądałem jak brzytwa. Jej

ojciec nie lubił mnie z powodu mojego patrzenia i poglądu na politykę. Ale ona

i ja widzieliśmy ten sam świat. I o to wszystko chodziło. To było w środę, kiedy

pierwszy raz zobaczyłem twoją mamę, na uniwersyteckim trawniku, w

bordowych dzwonach i białym, stryczkowym topie, kręciła swoimi długimi,

brązowymi włosami, patrząc w górę. Podeszłem i zapytałem w co się wpatruje.

- Ten ptak, matka karmi swoje pisklaki. Czy to nie piękne? - Powiedziała. - To

kruk! ( Kruk to po angielsku Raven ) - I zacytowała kilka wierszy Edgara Allana

Poe. Roześmiałem się. - Z czego się śmiejesz? - Spytała mnie. I powiedziałem

jej, że to wrona, nie kruk. - O, to przez to imprezowanie przez całą noc. -

Powiedziała, śmiejąc się ze mną. - Ale czy one nie są piękne? - Powiedziałem

jej, właśnie tam i wtedy, że owszem, były. Ale ona była piękniejsza.

- Powiedziałeś tak?

- Nie powinienem był ci mówid. Zwłaszcza części o zabawie!

- Mama zawsze mówiła, jak to się stało, że się tak nazywam, ale nigdy nie

wspomniała o imprezowaniu.

Dziękowałam wszechświatu, że moi rodzice patrzyli na kruki, a nie na

wiewiórki. Skutki byłyby katastrofalne.

- Tato, co ja mam zrobid?

- Musisz to zrozumied sama. A jeśli piłka wyląduje na twoim korcie ponownie,

nie rozbijaj jej o ogrodzenie. Wystarczy otworzyd oczy i posład prawidłowe

uderzenie.

Wzięliśmy moją sałatkę z nami, kiedy nie mogłam żud i myśled o

tenisowskiej metaforze, jednocześnie.

Bardzo się myliłam. Nie wiedziałam, co robid. Uderzyd piłkę, czy

poczekad, aż do mnie przyjdzie? Mój ojciec klejdrał z przyjacielem, kiedy

usłyszałam jak głos mówi, - Grasz średnią grę, Raven. - Odwróciłam się i

zobaczyłam Matta, opartego o bufet naprzeciwko.

- Nie mogę grac za wszystkich! - Odpowiedziałam, zaskoczona. Rozglądając się

za Trevorem.

- Nie mówię o tenisie.

- Nie rozumiem.

- Mówię o szkole, o Trevorze. Ni martw się, nie ma go tutaj.

- Więc, ty próbujesz zacząd coś ze mną? - Spytałam, ściskając swoją rakietę. -

Tutaj, w klubie?

- Nie, próbuję to zakooczyd. Chodzi mi o to, co robi tobie i Becky i wszystkim.

Nawet mnie. A jestem jego najlepszym przyjacielem. Ale ty napadasz z bronią w

ręku na każdego tutaj. I nawet nas nie lubisz. - Zaśmiał się. - Znaczymy tak dla

ciebie i w dalszym ciągu posyłasz Trevora z powrotem nam wszystkim.

- Czy jesteśmy w Spy Tv? - Spytałam, rozglądając się za ukrytymi kamerami.

- Dodajesz przyprawy temu miastu, funky ubraniami i swoim nastawieniem. Nie

obchodzi cię, co myślą ludzie, a to miasto obraca się na tym, co ludzie myślą.

- Czy Trevor ukrywa się w sklepiku pamiątkami? - Zapytałam, wypatrując dalej.

- Śnieżny Bal zmienił myślenie wielu ludzi. Trevor został stonowany w całej

szkole i w koocu uczynił głupców z wszystkich. Myślę, że to było nasze

przebudzenie.

Zdałam sobie sprawę, że nie było ukrytych kamer, czy ukrytego Trevora.

Matt nie żartował.

- Chciałbym, żeby Alexander usłyszał wszystko co mówisz. - W koocu

powiedziałam. - Nie widziałam go i obawiam się, że nigdy go nie zobaczę

ponownie. Trevor zniszczył wszystko. - Powiedziałam, moje oczy zaczynały

wzbierad ponownie.

- Pieprzyc Trevora!

Oglądnęłam parę osób, kiedy nie było to kulturalne przeklęcie w klubie,

chod nie na korcie, po nieudanym strzale.

- Musisz biegad, Raven - widzę cię. - Powiedział Matt, odchodząc.

- Chciałbym, żebyś spotykała starych znajomych, Raven. - Mój tata powiedział,

zbliżając się z uderzająco opalonym mężczyzną, po lewej stronie.

- Miło cię widzied, Raven - Powiedział. - Minęło dużo czasu. Wyglądasz teraz

tak dorośle. I nie poznałem cię bez szminki. Poznajesz mnie?

Jak mogłam go zapomnied? Po raz pierwsze, wejście do Rezydencji, okno

w piwnicy, czerwona czapka. Ciepły pocałunek na moim policzku, od

przystojnego chłopaka, który próbował się w nim zmieścid.

- Jack Patterson! Oczywiście, że cię pamiętam, ale nie mogę uwierzyd, że ty

pamiętasz mnie.

- Zawsze cię pamiętam!

- Jak to jest, że się znacie? - Mój tata zapytał.

- Ze szkoły. - Jack odpowiedział, z błyskiem w oku.

- To co robiłaś do tej pory? - Jack zapytał mnie. - Plotka głosi, że chodzisz do

Rezydencji frontowymi drzwiami, w ostatnich dniach.

- Cóż, chodziłam, ale...

- Jack ostatnio, ponownie przeniósł się do miasta i przejął po ojcu centrum

handlowe. - Mój tata powiedział.

- Tak, wstąp coś kupid. - Jack powiedział. - Dam ci zniżkę.

- Sprzedajesz buty wojskowe i czarne kosmetyki?

Jack Patterson się roześmiał. - Sądzę, że pewne rzeczy się nie zmieniły!

Matt nagle wrócił. - Gotowy, Matt? - Jack zapytał.

- Znasz Matta? - Spytałam zaskoczona.

- Jesteśmy kuzynami. Cieszę się, że wróciłem - mam pewne zastrzeżenia co do

tłumu z którym spędza czas.

ROZDZIAŁ 21 - CIEMNOŚC I ŚWIATŁO

Był sobotni wieczór. Byłam ubrana w moją Uzdrawiającą bluzkę i czarne

bokserki, oglądając Draculę w zwolnionym tempie. Zatrzymałam się na części,

kiedy Bela pochyla się nad śpiącą Heleną Chandler i wspominałam czas, kiedy

Alexander pocałował mnie na czarnej, skórzanej kanapie. Patrzyłam tęsknie na

ekran i chwytałam kilka chusteczek higienicznych.

Dzwonek do drzwi wstrząsnął mną - litościwy stan odrętwienia. -

Otwórzcie! - Krzyknęłam, a po chwili przypomniałam sobie, że moja rodzina

poszła do kina.

Spojrzałam przez wizjer, ale nic nie widziałam. Potem spojrzałam jeszcze

raz i odkryłam maleoką Becky, stojącą na progu.

- Czego chcesz? - Zapytałam, otwierając drzwi.

- Ubieraj się!

- Myślałam, że może przychodzisz by przeprosid.

- Przepraszam, ale musisz mi uwierzyd! Musisz jechad do Rezydencji - teraz!

- Idź do domu!

- Raven, natychmiast!

- Co się stało?

- Proszę, Raven, szybko!

Pobiegłam na górę i założyłam czarną bluzkę i czarne spodnie.

- Szybko!

Pobiegłam z powrotem na dół. Złapała mnie za rękę i wyciągnęła za

drzwi.

Bombardowałam ją pytaniami, kiedy byłyśmy w pickupie jej ojca, ale nie

chciała mi nic powiedzied.

Wyobrażałam sobie Rezydencję pokrytą grafitti, powybijane ona, Trevora

i jego drużynę snobów na wzgórzu mających zakrwawionego Alexandra. I

potem ten straszny obraz, ale milczący. NA SPRZEDAŻ podpisane w ogródku i

brak ciemnych zasłon wiszących na poddaszu Alexandra.

Becky nie zaparkowała przy Rezydencji, ale przecznicę dalej.

- Czemu tak daleko? - Zapytałam. - Dlaczego nie zaparkujesz bliżej?

Ale kiedy wysiadłyśmy, zobaczyłam kilka samochodów zaparkowanych

wzdłuż krawężnika, prowadzącego do Rezydencji, nietypowe dla opuszczonej

ulicy.

W oddali zobaczyłam dwie kobiety ubrane na czarno, jakby jechały na

pogrzeb. Ale tylko szybko spacerowały, trzymając zapalone pochodnie.

Moje serce zamarło - Nigdy tego nie zrobimy na czas! - Krzyknęłam.

Co gorsza, widziałam człowiek, również ubranego na czerni i

trzymającego pochodnię. Wystraszyłam się. Wszystko się we mnie zatrzymało.

To było tak, jak w przypadku zakooczenia Frankensteina, w którym mieszkaocy

miasta zbierają się, aby spalid zamek i podpalają biednego Franky'ego w jego

domu. To był tylko mniejszy tłum. Nie mogłam uwierzyd, że do tego doszło.

Mogłam już poczud dym.

- Nie, nie! - Krzyczałam, ale ludzie już skręcali za róg, w stronę bramy.

Moja wybujała wyobraźnia nie mogła przygotowad mnie na to, co

widziały moje oczy: Mały tłum Dullsvillian zebrał się na gruncie Rezydencji.

Konserwatywni mieszczanie ubrani jak czarne wampiry? Wszyscy byli tacy

ciemni, że myślałam, że muszę mied ubrane okulary przeciwsłoneczne, ale

świecąca Becky przekonała mnie, że widzę idealny obraz. Tam byli żywi ludzie

będący na zewnątrz samotnej Rezydencji - i byli tam wszyscy, żeby wybuchła!

Nic z tego nie rozumiałam. Zgromadzenie było bardziej jak przyjęcie, ale

to nie miało sensu. Czy był to kolejny, chory żart? I wtedy zobaczyłam baner na

otwartej bramie, który sprawił, że wszystko stało się pięknie jasne: WITAMY W

OKOLICY.

- Lepiej późno niż wcale. - Powiedziała Becky.

Czerwone wstążki były również zawieszone na bramie, a trawnik był

rozświetlony wzgórzem pochodni.

- Hej, dziewczyno, nie ignoruj nas! - Ktoś nazywający się Becky i ja weszłyśmy

na teren.

Odwróciłam się. To była Ruby! Była ubrana w swój obcisły strój z

czarnego winylu i wysokie do ud, czarne winylowe buty go-go.

- Mam właśnie randkę w tym stroju, Raven. Nigdy nie uwierzysz - to od lokaja!

- Skrzywiła się, jak zachwycona, rozbawiona uczennica i puszyła swoje

farbowane, czarne włosy, kiedy sprawdzała się w puderniczce. - Jest starszy,

ale jest fajny!

Przez wygląd Ruby, miała byd zabrana z pasa startowego mody w Paryżu.

Nawet jej pudel miał ubraną czarną smycz i czarny sweter dla psa.

- Poznajesz mnie? - Janice była w czarnej mini i butach wojskowych. -

Pomyślałaś, że to mój kolor? - Powiedziała, odsłaniając czarny lakier do

paznokci.

- Każdy odcieo czerni! - Powiedziałam.

- Starałam się ci powiedzied, byś nie szła na Śnieżny Bal. - Becky zaczęła szybko,

kiedy szłyśmy przez podjazd. - Ale Trevor mnie szantażował. Zawsze jesteś przy

mnie, kiedy cię potrzebuję, a ja nie byłam. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?

- Byłam tak pochłonięta, że nie słuchałam ostrzeżeo. I jesteś tu dla mnie teraz. -

Chwyciłam ją za rękę. - Jestem tylko zadowolona, że nie jesteś więcej pod

urokiem Trevora.

Kiedy Becky i ja kontynuowałyśmy wchodzenie na wzgórze, wpadłyśmy

na Jacka Pattersona, ubranego w czarny golf i dżinsy.

- Czekałem przez te wszystkie lata, aby ci odpłacid. - Wyznał. - Mam ubiór na

przyjęcie. Nie mam nic czarnego w sklepie!

Teraz, po tych wszystkich latach, była moja kolej, aby odwdzięczyd mu się

za pocałunek w policzek. - To jest takie niewiarygodne!

- To nie był mój pomysł, aby nosid czarny na przyjęciu. - Jack powiedział,

wskazując na faceta w Doc Martens, czarnej bluzce i zaczesanych do tyłu

włosach.

- Hej, dziewczyno! - To był Matt. - Bałem się, że się nie pokarzesz. Trzeba było

wysład Becky po ciebie. Nie mogliśmy powitad Alexandra w mieście po tym

wszystkim, bez ciebie! - Moje oczy świeciły. - Alexander pytał o ciebie całą noc.

Obejrzałam się gorączkowo, bez słowa. Chciałam rzucid się na szyję

każdemu. Ale, gdzie był Alexander?

- Myślę, że znajdziesz go w środku. - Matt zasugerował.

- Nie mogę uwierzyd, że to zrobiłeś! - Myśl o zobaczeniu Alexandra znowu mnie

poruszyła. Dałam Mattowi wielki uścisk Ruby. Myślę, że był zaskoczony moimi

uczuciami, jak ja.

- Lepiej tam idź - zanim wzejdzie słooce. - Powiedział.

Zatrzymałam się, wspominając jednego Dullsvilliana, którego nie

wypatrzyłam. - On nie będzie się czaił w cieniu, prawda?

- Kto?

- Wiesz kto!

- Trevor? Nie został zaproszony.

- Dziękuję, Matt. Dziękuję bardzo! - Powiedziałam, dając mu akceptację.

- Ty to zrobiłaś, naprawdę. To było dobre dla nas, aby zrobid spacer na dziką

stronę.

Becky chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła w stronę Rezydencji. Bufet

został postawiony przy drzwiach. Soki i soda, chipsy i SnoCaps, Sprees, Good &

Plenty i Dotsy. Wszystko to, co Alexander przygotował tej nocy, kiedy

oglądaliśmy Tv w jego domu.

- Nie ma mowy! - Zawołałam. Spojrzałam na Becky. - Powiedziałam ci nawet o

SnoCaps? - Zdałam sobie sprawę.

- Gdybym trzymała to w tajemnicy, nie mielibyśmy przekąsek. - Becky dodała.

Gotowała się we mnie wściekłośd, ale zamiast tego uśmiechnęłam się i

powiedziałam: - Cieszę się, że masz taką dobrą pamięd. Czyj to był pomysł z tą

imprezą powitalną?

Becky spojrzała w kierunku schodów.

Kątem oka zobaczyłam dwoje modnych nowożeoców, trzymających się

za ręce.

- Och, tam jest. - Słyszałam, jak facet modniś powiedział.

To byli moi rodzice! Moja mama była w czarnych dzwonach, czarnych

sandałach na platformie i jedwabistej, czarnej koszuli z łaocuchem czerwonych

koralików miłości wokół szyi. Mój tata miał na sobie czarne okulary Johna

Lennona i jego ciało było wciśnięte w czarne Levisy i czarną, jedwabną koszulę,

rozpiętą do połowy.

- Jesteście nadpani? - Zastanawiałam się głośno, zdziwiona.

- Cześd, kochanie. - Moja mama powiedziała. - Musieliśmy coś zrobid, żeby cię

wyciągnąd z łóżka.

Mój tata się śmiał i dwoje młodych dzieci w strojach Draculi przybyło ze

świstem. Jeden wyciągnął pelerynę z rękami i udawał, że do mnie leci.

- Przybyłem by wyssad ci krew! - To był Chłopczyk Billy.

- Wyglądasz bosko! Jesteś najsłodszym wampirem jakiego widziałam. -

Powiedziałam.

- Naprawdę? Więc założę to do szkoły w poniedziałek.

- O, nie, nie założysz. - Mój tata skarcił. - Jeden udany w rodzinie, to więcej niż

sobie można wyobrazid.

Ojciec spojrzał na matkę po pomoc. Billy mrugnął do mnie i odleciał.

Jamesom wyszedł z Rezydencji w czarnej kurtce.

- Tu jest pana sportowy płaszcz, Panie Madison. - Powiedział wręczając kurtkę

mojemu tacie. Chłopak nie pozwolił jej odejśd. Coś o perfumach pana córki.

Byłam całkowicie zmieszana, ale stopiona wewnątrz.

- Dobrze cię widzied, panienko Raven.

Chciałam zobaczyd Alexandra. Chciałam go zobaczyd właśnie wtedy.

Chciałam zobaczyd jego twarz, jego włosy, jego oczy. Chciałam sprawdzid, czy

nadal wygląda tak samo, jeśli nadal łączyła nas głęboka miłośd. Albo, czy myślał,

że wszystko jest kłamstwem.

Jakby mógł czytad w moich myślach, Jamesom powiedział. - Nie chcesz

wejśd?

Weszłam do środka, wdzięczna za spotkanie - albo łatwą wygraną -

mogło byd prywatniej. W środku było cicho, nie było muzyki pulsującej ze

strychu i ciemno, tylko kilka świec oświetlało drogę. Sprawdziłam w salonie,

jadalni, kuchni i przedpokoju. Weszłam na wielkie schody.

- Alexander? - Szeptałam. - Alexander?

Moje serce i umysł waliły jak szalone. Zerknęłam w łazienki, biblioteki,

sypialnii.

Słyszałam głosy z Sali telewizyjnej.

Ranfield ratował doktora przed Hrabią Draculą. To właśnie podczas tej

sceny Alexander mnie pocałował i zemdlałam. Usiadłam na kanapie i czekałam

niecierpliwie na chwilę, oczekując go z powrotem. Ale wstałam niespokojnie i

wędrowałam z powrotem po sieni.

- Alexander?

Patrzyłam na wyblakły czerwony dywan na schodach prowadzących na

strych. Jego schody!

Drzwi w górnej części schodów były zamknięte. Jego drzwi. Jego pokoju.

Pokój nie pozwalał mi się zobaczyd. Delikatnie zapukałam do drzwi.

Brak odpowiedzi. - Alexander? - Zapukałam znowu. - To ja, Raven,

Alexander?

Za tymi drzwiami był jego świat. Świat, którego nigdy nie widziałam.

Świat, który posiadał wszystkie odpowiedzi na wszystkie jego tajemnice - jak

spędzał dnie, jak spędzał noce. Pokręciłam gałką i drzwi skrzypnęły, lekko się

otwierając. Nie były zamknięte. Chciałam więcej, niż nacisnąd by otworzyd.

Węszyd. Ale wtedy pomyślałam. W ten sposób zaczął się problem: moim

węszeniem. Nie nauczyłam się niczego? Wzięłam więc głęboki oddech i

działałam pod wpływem impulsu. Zamknęłam drzwi i pobiegłam w dół

skrzypiących schodów na strych i wielkich schodów z nowym zaufaniem.

Zatrzymałam się przy wielkich, frontowych drzwiach i poczułam znaną

obecnośd po raz kolejny, odwróciłam się.

Stał tam, jak Nocny Rycerz, patrząc na mnie tymi ciemnymi, głębokimi,

pięknymi, uspokajającymi, samotnymi, uwielbianymi, inteligentnymi,

marzycielskimi, pełnymi wyrazu oczami.

- Nigdy nie chciałam cię skrzywdzid. - Wyrwało m się. - Nie jestem taka jak

powiedział Trevor. Zawsze cię lubiłam, za to kim jesteś!

Alexander nie mówił.

- Byłam taka głupia. Jesteś najbardziej interesującą rzeczą, jaka się kiedykolwiek

wydarzyła w Dullsville. Musisz myśleś, że jestem taka dziecinna.

Nadal nie powiedział słowa.

- Powiedz coś. Powiedz, że byłam w trzeciej klasie. Powiedz, że mnie

nienawidzisz.

- Wiem, że jesteśmy bardziej podobni niż różni.

- Wiesz? - Zapytałam, zaskoczona.

- Moja babcia mi powiedziała.

- Ona do ciebie mówi? - Powiedziałam, czując nagły chłód.

- Nie, ona nie żyje, głupia! Widziałem kwiaty.

Sięgnął do mnie ręką. - Jest coś co chcę ci pokazad. - Powiedział

tajemniczo.

- Twój pokój? - Zapytałam, chwytając go za rękę.

- Tak i coś w moim pokoju. Jest już gotowe.

- To? - Moja wyobraźnia dziczała. Co Alexander zrobił w swoim pokoju. Czy „to”

jest żywe czy martwe?

Zaprowadził mnie na wielkie, skrzypiące schody, prowadzące na strych.

Jego schody.

- Czas byś poznała moje tajemnice. - Powiedział, otwierając drzwi. - A

przynajmniej większośd z nich.

Było już ciemno, z wyjątkiem blasku księżyca, który świecił przez małe

okno na poddaszu. Rozwalający się, wygodny fotel i podwójny, średniej

wielkości materac oparty na podłodze. Zakryty czarną pościelą. Łóżko, jak

każdego innego nastolatka. Nie trumna. I wtedy zauważyłam obrazy. Big Ben z

nietoperzami latającymi nad tarczą, zamek na wzgórzu, Wieża Eiffla do góry

nogami. Były ciemne obrazy starszej pary w gotyckich strojach, z wielkim,

czerwonym sercem wokół nich. Był cmentarz w Dullsville, jego babcia

uśmiechająca się nad swoim grobem. Zdjęcie zrobione z jego okna na poddaszu

z cukierek albo psikus wszędzie. - To z mojego ciemnego okresu. - Żartował.

- Są spektakularne. - Powiedziałam, podchodząc bliżej.

Farba była wszędzie, nawet plamiła na podłodze.

- Jesteś niesamowity!

- Nie byłem pewny, że ci się spodobają.

- Są niewiarygodne!

Zauważyłam płótno pokryte arkuszem ze sztalugami w koncie.

- Nie martw się, nie gryzie.

Zatrzymałam się przed nim, zastanawiając się, co leży pod arkuszem. I

moja wyobraźnia się wzmogła. Chwyciła za róg arkusza i powoli pociągnęłam,

tak jak odsłaniałam lustra w piwnicy Alexandra. Byłam zdumiona.

Patrzyłam na siebie, ubraną na Śnieżny Bal, czerwona róża przypięta do

mojej sukni. Ale prowadziłam koszyk dyni na ramieniu i w jednej ręce miałam

Snickersa, a na drugiej pierścionek pająka. Gwiazdy migotały mi nad głową, a

wokół mnie padał śnieg. Uśmiechałam się pięknie przez błyszczące, fałszywe

zęby wampira.

- To wygląda jak ja! Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jesteś artystą! Chodzi mi o

to, że malowałeś w piwnicy, a potem farbą na poboczu... Nie miałam pojęcia.

- To byłaś ty? - Zapytał, zastanawiając się.

- Czemu stałeś na środku drogi?

- Szedłem na cmentarz, aby namalowad obraz swojej babci na pomniku.

- Czy większośd malarzy nie używa małych tubek?

- Zmieszałem własne.

- Nie miałam pojęcia. Jesteś artystą. Teraz to wszystko ma sens.

- Cieszę się, że ci się podoba. - Powiedział z ulgą. - Lepiej wródmy na przyjęcie,

zanim rozejdą się o nas prawdziwe plotki.

- Myślę, że masz rację. Wiesz co znaczą plotki w tym mieście.

- Czy to nie dziwne? - Zapytał, wręczając mi sodę, kiedy byliśmy z powrotem na

trawniku, mieszając się z ciemnymi Dullsvillianami. - Nie jesteśmy dziś w nocy

wyrzutkami.

- Cieszmy się już teraz. Z czasem wszystko wróci do normy.

Miłośnicy przyjęcia byli uśmiechnięci i dobrze się bawili.

Ale potem zauważyłam w oddali postad powoli wstępującą na podjazd.

- Trevor! - Powiedziała, z westchnieniem. - Co on tutaj robi?

- On jest potworem! - Krzyknął, zbliżając się na przyjęcie. - Cała jego rodzina.

- Nie tym razem! - Powiedziałam.

Wszystkie oczy były na Trevorze.

- Alexander, wród do środka. - Wezwałam. Ale on się nie ruszył.

- On pije na cmentarzu dziwaczną sake! - Trevor powiedział, wskazując na

mojego Gotyckiego Kumpla. - Nietoperzy nie było w tym mieście zanim

przybył! - Krzyknął.

- I nie było przegranych w ty mieście, zanim przybył! - Powiedziałam.

- Raven, uspokój się. - Ojciec upomniał mnie surowo.

- Dośd tego! - Matt powiedział, zrywając się do przodu, z Jackiem Pattersonem

tuż za nim.

- Spójrz tutaj! Zostałem zaatakowany! - Trevor zawołał, wskazując na

zadrapania na szyi. - Ugryziony przez nietoperza! Pewnie nabawię się

dziwacznej wścieklizny!

- Zostaw to, Trevor. - Matt powiedział, wyczerpany.

- To się wydarzyło po drodze tutaj! Byłem u ciebie w domu i twoja mama

powiedziałam, że jesteś na dziwacznej imprezie w Rezydencji. Co się z tobą

dzieje? Miałeś ze mną wyjśd!

- Zrobiłeś to sobie sam. - Matt odpowiedział. - Byłem twoim kierowcą po

mieście, żebyś mógł rozgłaszad głupie plotki. Ogrywałeś mnie wystarczająco

długo, Trev.

- Ale to była prawda! Oni są wampirami! - Trevor krzyknął.

- A ja miałem rację, że cię nie zapraszałem. - Matt powiedział.

- Jesteście szaleni. Imprezy z dziwadłami! - Trevor stwierdził, wpatrując się w

nas wszystkich.

- Dobra, Trevor, wystarczy. - Mój tata powiedział, przybliżając się do niego.

- Nie mam z tym nic wspólnego. - Alexander powiedział, zmieszany.

- Myślę, że to wiemy. - Potwierdziłam.

- Ale -. - Trevor zaczął, jego zły wzrok był spragniony krwi.

- Zadzwonię do twojego ojca. - Mój tata powiedział, kładąc rękę na ramieniu

Trevora.

Trevor był wściekły, ale uciekł gotując się. Nie było nikogo komu

podobały by się jego żarty, kto stanąłby po jego stronie, kto myślałby, że jest

wspaniały bo strzelił zwycięską bramkę. Nie chichotały dziewczyny, które

chciały by umówid się na randkę ze snobem piłki nożnej albo chodzid z nim, bo

był popularny. Nie było nic, co mógł zrobid oprócz odejścia.

- Tylko czekajcie - mój tata jest właścicielem tego miasta! - Powiedział, bo

został zaatakowany. To było jedyne, co mógł powiedzied.

- Nie zapomnij użyd na to lodu. - Moja mama poinformowała, jak Florence

Nightingale.

- On potrzebuje broni uspokajającej, a nie lodu, mamo.

Wszyscy obserwowali jak Trevor wychodzi przez bramę i w koocu znika.

- Cóż mieliśmy zaplanowany śpiewany telegram, ale musieliście dostad złe

instrukcje. - Mój tata żartował. Tłum śmiał się z ulgą.

Alexander i ja uwiesiliśmy się na siebie komfortowo. Dzieciaki zaczęły

biegad wokół i udawad, że są wampirami.

Później, kiedy Alexander żegnał swoich sąsiadów, Becky znalazła mnie

przy sprzątaniu stołu z przekąskami.

- Przepraszam. - Powiedziała.

- Będziesz mnie przepraszad do kooca swojego życia?

Dałam jej wieli uścisk Ruby. - Do zobaczenia jutro. - Becky powiedziała

ze zmęczonymi oczami.

- Myślę, że twoi rodzice już pojechali.

- Trzymają się godzin gospodarstw, wiesz. Wcześnie spad i wcześnie wstad.

- Więc, z kim jedziesz? - Zapytałam zmieszana.

- Z Mattem.

- Z Mattem!

Uśmiechnęła się kiedy zrobiłam łamany uśmiech. - Nie jest snobem jak

mógłby się wydawad.

- Wiem, kto myśli inaczej?

- Nigdy nie jeździł na ciągniku. - Becky powiedziała. - Myślisz, że mówi tak do

każdej dziewczyny?

- Nie, Becky, myślę, że naprawdę tak jest!

- No dalej, Becky. - Matt wołał Becky, tak jak wołał Trevor.

- Złapię cię w minutę. - Powiedziałam.

Pomagałam Jamesonowi z ostatnim koszem z imprezy, kiedy Alexander

zszedł po schodach, ubrany w pelerynę, zaczesane do tyłu włosy i fałszywe zęby

wampira.

- Mój wymarzony wampir. - Powiedziałam.

Przyciągnął mnie bliżej na korytarzu.

- Próbowałaś mnie ratowad dziś w nocy. - Powiedział. - Będę dozgonnie

wdzięczny.

- Wiecznie. - Powiedziałam z uśmiechem.

- Mam nadzieję, że kiedyś zwrócę dług.

Chichotałam, kiedy gryzł mnie po szyi. - Nie chcę iśd. - Powiedziałam. -

Ale Becky czeka. Do zobaczenia jutro? - Zapytałam. - Ten sam nietoperzy czas?

Ten sam nietoperzy kanał?

Odprowadził mnie do drzwi i nieco żartobliwie ugryzł mnie na szyi

wampirzymi zębami.

Roześmiałam się i próbowałam wyciągnąd fałszywe zęby z jego ust.

- Aud. - Zawołał.

- Nie powinieneś ich przyklejad na Superglue!

- Raven, wciąż nie wierzysz w wampiry, wierzysz? - Zapytał.

- Myślę, że wyleczysz mnie z tego. - Odpowiedziałam. - Ale mam zamiar

zatrzymad czarną szminkę.

Dał mi długi, niebiaoski pocałunek na dobranoc.

Kiedy odwróciłam się do wyjścia, zauważyłam puderniczkę z

monogramem Ruby na progu i podniosłam ją. Otworzyłam ją, żeby zobaczyd

moją szminkę. Widziałam otwarte drzwi rezydencji, odzwierciedlone w szkle.

- Słodkich snów. - Słyszałam, jak Alexander mówi.

Ale nie pojawił się w lustrze.

Odwróciłam się. Alexander wyraźnie stał w drzwiach.

Ale, kiedy sprawdziłam w lustrze znowu, już go nie było!

Kiedy odwróciłam się raz jeszcze, znalazłam kołatkę do drzwi węża, który

patrzyła mi w twarz. Patrzałam na nią rozpaczliwie.

- Alexander! Alexander!

Cofnęłam się od drzwi z niedowierzaniem. Powoli się wycofałam i

popatrzyłam przez okno na poddaszu. Zapaliło się światło.

- Alexander! - Wzywałam.

Zajrzał zza potarganej firanki, mój Gotycki Facet, mój Gotycki Kumpel,

mój Gotycki Książę, mój Nocny Rycerz. Patrzył w dół na mnie, tęsknie. Stałam

bez ruchu. Kiedy zaczęło do niego docierad, wycofał się za zasłony i światło

znikło.

ROZDZIAŁ 22 - OSTATECZNY TERMIN

Moje marzenia z dzieciostwa miały się spełnid, ale to było bardziej

koszmarne, niż mogłam sobie wyobrazid. Nie spałam całą noc, próbując

zrozumied to wszystko.

Facet w którym byłam zakochana, był naprawdę wampirem? Czy chcę

spędzid wiecznośd jako fajny wampir?

Nie reagowałam na taki rozwój, o którym zawsze marzyłam. Nie

zabierałam telefonu, by zadzwonid do CNN. W rzeczywistości, przez całą drogę

do domu z Becky, nie powiedziałam ani słowa, tylko patrzyłam przez okno z

niedowierzaniem, kiedy ona flirtowała z Mattem.

W domu, zamknęłam się w swojej sypialni. Odkurzyłam swoje książki o

wampirach, ale nie znalazłam odpowiedzi. Recytowałam mówienie mu, że go

kocham, niezależnie od tego kim był. Że jego sekret jest ze mną bezpieczny. Ale

czy byłam gotowa zostawid tak wszystko, co znam? Zamienid swój świat dla

tego? Zostawid moich rodziców? Becky? Nawet Chłopczyka Billy'ego? Patrzyłam

w swoje odbicie w lustrz, jakby po raz ostatni.

Spędziłam następny dzieo na cmentarzu, chodząc przed pomnikiem

baronowej. Tak szybko, jak słooce zaszło za drzewami, stanęłam przed

Rezydencją.

Kiedy przejechałam wokół wzgórza, zauważyłam, że brama były

zamknięta. Przeskoczyłam przez płot by znaleźd się w Rezydencji, jeszcze

bardziej niesamowitej i osamotnionej niż zwykle. Mercedesa nie było i światła

były wyłączone. Dzwoniłam, znowu i znowu. Stukałam kołatką węża. Nikt nie

odpowiedział. Spojrzałam przez okno w salonie. Białe obrusy były naniesione na

meble. Pobiegłam na około do tyłu i przycisnęłam nos do okna w piwnicy. Nie

mogłam oddychad. Skrzynek z ziemią już nie było!

Moje serce zamarło. Nie mogłam tego przełknąd.

Sięgnęłam po luźną cegłę, by użyd jej, by się włamad, tak jak poprzednio.

Ale kiedy po nią sięgnęłam, wypadła koperta z moim imieniem napisanym

dużymi literami.

Ścigałam się do przodu bramy i włożyłam list pod światło.

Zobaczyłam wyraźnie swoje nazwisko.

Wyciągnęłam czarną kopertę. Krwawym pismem były napisane trzy

proste słowa: PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM.

Pieściłam słowa swoją ręką i trzymałam list przy sercu. Łzy spadały z

mojej twarzy jak ciężko przed bramą Rezydencji.

To było jak udzielenie prysznica mojemu sercu.

Ptaki dwierkały mi nad głową i spojrzałam w górę, aby zobaczy je

unoszące się nad głowami. Jeden zleciał w dół i wylądował przede mną na

żelaznej bramie.

To był nietoperz.

Skrzydła pozostawały jeszcze rozłożone, kiedy ustalił swój wzrok na mnie.

Jego cieo znalazł się na chodniku, jego oddech zsynchronizował się z moim.

Nietoperze są ślepe, ale ten wydawał się patrzed prosto w moją duszę.

Powoli wypowiedziałam. - Alexander?

A potem odleciał.

KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pocałunki wampira, WAMPIRY,WILKOŁAKI,DEMONY,ITP( hasło -wampiry)
Eden Cynthia Pocałunek wampira
Pocałunki wampira (rozdział 19 cz 1 z 2) by Bella swan
Schreiber Ellen Pocałunki wampira 02 Miłość po grób
Pocałunki wampira (rozdziały 15 17) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 19 całość) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 14) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 12) by Bella swan
Pocałunki wampira rozdz 1 4 (wersja w Word zie 97 2003)
Pocałunki wampira (rozdział 20) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 21 cz 1 z 2) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 13) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 18) by Bella swan
pocałunek wampira 2 15 maszkarada
Pocałunki wampira (rozdziały 1 11) by Bella swan
Caine Rachel Wampiry z Morganville 08 Pocałunek Śmierci 2

więcej podobnych podstron