VAMPIRE KISSES
Pocałunki wampira
Ellen Schreiber
Dla mojego taty, Gary'ego Schreibera, z całą moją miłością; za
udzielenie mi skrzydeł. - Chcę związku w którym mogę wreszcie zatopid zęby. -
Alexander Sterling.
ROZDZIAŁ 1 - Mały potwór
To się zdarzyło po raz pierwszy, kiedy miałam pięd lat. Skooczyłam
właśnie kolorowad Moją Przedszkolną Książkę. To był skooczony Picasso, jak
rysunki mojej mamy i mojego taty, sklejony Elmer1, bibułkowy kolaż i
odpowiedzi na pytania( ulubiony kolor, zwierzak, najlepszy przyjaciel itd.)
napisane przez naszą stu letnią nauczycielka, Panią Peevish.
Moi koledzy i ja siedzieliśmy w półkole na podłodze w czytelni. - Bradley,
kim chcesz byd, kiedy dorośniesz? - Pani Peevish zapytała, kiedy na wszystkie
inne pytania zostały udzielone odpowiedzi.
- Strażakiem. - Powiedział.
- Cindi?
- Uh... pielęgniarką. - Cindi Warren wyszeptała pokornie.
Pani Peevish przepytała resztę klasy. Policjanci. Astronauci. Piłkarze. W
koocu przyszła moja kolej.
- Raven, kim ty chcesz byd, kiedy dorośniesz?- Pani Peevish spytała, jej zielone
oczy patrzyły się na mnie.
Nic nie powiedziałam.
- Aktorką?
Potrząsnęłam głową.
- Lekarką?
1 Elmer - słonik w kratkę
- Nuh, uh - powiedziałam.
- Stewardesą?
- Fuj - Odrzekłam.
- Więc kim? - Spytała, poirytowana.
Zastanawiałam się przez moment. - Chce byd...
- Tak?
- Chcę byd... wampirem. - Krzyknęłam do zszokowanej i zdumionej Pani Peevish
i reszty klasy. Przez chwilę myślałam, że zacznie się śmiad; może rzeczywiście to
zrobiła. Dzieci siedzące obok mnie posunęły się dalej.
Spędziłam większośd dzieciostwa oglądaniem innych jak się ode mnie
oddalają.
Zostałam stworzona na łóżku wodnym mojego taty - lub na dachu
akademika uczelni mojej mamy pod migoczącymi gwiazdami - w zależności od
tego, który z moich rodziców opowiadał tę historię.
Byli bratnimi duszami, na tyle, że nie potrafili się rozstad od lat
siedemdziesiątych; prawdziwa miłośd zmieszana z narkotykami, odrobiną
malinowego kadzidła i muzyką Grateful Dead. Ozdobne paciorki klejnocików,
stryczkowe wierzchołki, limitowane niebieskie dżiny, bosa dziewczyna,
zarośnięta długimi włosami, przedstawiającymi Eltona Johna, opalony, odziany
w skórę, dzwonowo-sandałowy facet. Sądzę, że mieli szczęście, że nie byłam
bardziej ekscentryczna. Mogłam chcied byd porośniętym sierścią hipisowskim
wilkołakiem! Ale jakoś moją obsesją stały się wampiry.
Sara i Paul Madison stali się bardziej odpowiedzialni po moim przyjściu
na świat - albo ja go przeformowałam i powiedziałam swoim rodzicom by mieli
mniej szkliste spojrzenie. Sprzedali kwiecistą furgonetkę Volkswagena i zaczęli
mieszkad w wynajmowanej nieruchomości. Nasze hipisowskie mieszkanie było
udekorowane w trójwymiarowy świat z ponurymi obrazami kwiatów i
pomaraoczowymi rurami z plastelinowymi substancjami poruszającymi się
same w sobie - lawowe lampy - tak, że można patrzed na nie zawsze. To był
najlepszy czas w historii. Nasza trójka śmiała się grając w Chutes and Ladders i
wciskając Twinkies między zęby. Wstawaliśmy późno, oglądając filmy o Draculi,
Dark Shadows z osławionym Barnabą Collinsem i Batmana na czarno-białym
telewizorze, którego dostaliśmy po otworzeniu konta w banku. Czułam się
bezpieczna pod kocem o północy, głaszcząc rosnący brzuch mamy i słysząc jak
pomaraoczowe, lawowe lampy robią hałas. Pomyślałam, że ma zamiar dad mi
na urodziny więcej Play-Doh.
Wszystko się zmieniło, kiedy dała mi na urodziny plastelinę - tyle, że to
nie było Play-Doh. Urodziła głupka. Jak mogła? Jak mogła zniszczyd wszystkie
Twinkowe noce? Teraz szła do łóżka wcześnie, a ten twór, którego rodzice
nazwali „Billy” krzyczało i awanturowało się całą noc. Nagle zostałam sama. Był
Dracula - Dracula w telewizorze - dotrzymywał mi towarzystwa, kiedy mam
spała, głupek lamentował, a tata zmieniał śmierdzące pieluchy w ciemności.
A jeśli tego było mało, nagle wysłali mnie do miejsca, które nie było moim
mieszkaniem, nie było tam szalonych, trójwymiarowych obrazów na ścianach,
ale nudne kolaże odcisków dłoni dzieci. Kto to dekorował? Zastanawiałam się.
Miejsce było przepełnione Searsowymi katalogami dziewcząt w plisowanych
sukienkach i chłopców w stożkowych spodniach z idealnie zaczesanymi
włosami. Mama i tata mówili na to „przedszkole”.
- Będziesz tu miała przyjaciół. - uspokajała mnie moja mama, kiedy ja kurczowo
trzymałam się jej ze wszystkich sił. Pomachała mi na pożegnanie i pocałowała,
kiedy stałam sama przy statecznej Pani Peevish, co było ostatnią rzeczą, którą
chciałam dostad. Patrzyłam jak mama odchodzi z głupkiem na biodrze, kiedy
brała go do miejsca przepełnionego świecącymi w ciemności obrazami, filmami
o potworach i Twinkies.
Jakoś przeszłam przez ten dzieo. Tnąc i klejąc czarny papier na czarnym
papierze, malując palcami usta Barbie na czarno i opowiadając historie o
duchach zastępcy nauczyciela, podczas, kiedy dzieci z katalogów Searsa biegały
w kółko jak wszyscy w dniu rodzinnych amerykaoskich pikników. Byłam wręcz
szczęśliwa widząc głupka, kiedy mama w koocu przyszła mnie z stamtąd zabrad.
Tek nocy znalazła mnie z ustami dociśniętymi do ekranu telewizora, kiedy
próbowałam pocałowad Christophera Lee w horrorze o Draculi.
- Raven! Co ty tutaj robisz tak późno? Jutro masz szkołę!
- Co? - powiedziałam. Czułam się tak jakbym jadła wiśniowy placek z
podłogi, a moje serce spadło razem z nim.
- Ale ja sądziłam, że to było tylko jeden raz? - powiedziałam, panikując.
- Słodka Raven. Musisz tam iśd codziennie.
Codziennie? Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie. To była kara
dożywocia.
Tej nocy głupek nie mógł mied nadziei, by konkurowad z moim
dramatycznym zawodzeniem i płaczem. Kiedy leżałam samotnie w łóżku,
modliłam się o wieczną ciemnośd i żeby słooce nigdy nie wzeszło.
Niestety następnego dnia obudziło mnie oślepiające światło i potworny
ból głowy.
Pragnęłam na okrągło by znaleźd osobę, z którą mogłabym się podzielid
wszystkim. Ale nie mogłam znaleźd nikogo, w domu ani w szkole. W domu
lawowe lampy zostały zastąpione lampami podłogowymi od Tiffany'ego,
świecące w ciemności plakaty zostały zakryte tapetami Laura Ashley, a nasz
ziarnisty, czarno-biały telewizor został zamieniony przez dwudziesto pięcio
calowy, kolorowy model.
W szkole zamiast śpiewad pieśni Mary Poppins, gwizdałam motyw
przewodni Egzorcysty.
W połowie przedszkola próbowałam zostad wampirem. Trevor Mitchell,
doskonale uczesany blondyn ze słabymi niebieskimi oczami, był moim nemezis
od momentu, kiedy patrzyłam w dół, kiedy on próbował podciąd mnie na
slajdzie. Nienawidził mnie, ponieważ byłam jedynym dzieciakiem, które się go
nie bało. Dzieci i nauczyciele kleili się do niego, ponieważ jego ojciec był
właścicielem większości gruntów na, których stały ich domy. Trevor był w fazie
gryzienia, nie ponieważ chciał byd wampirem jak ja, tylko dlatego, że był
złośliwy. Potrafił dad kawałki mięsa wszystkim oprócz mnie. I zaczynałam się
wkurzad.
Byliśmy na placu zabaw, stojąc obok bramki do koszykówki, kiedy
uszczypnęłam skórę na jego żałosnej, małej ręce tak mocno, że myślałam, że
krew będzie tryskad. Jego twarz była czerwona jak burak. Stałam nieruchomo i
czekałam. Ciało Trevora drżało z gniewu, o oczy nabrzmiały z zemsty, kiedy się z
powrotem złośliwie uśmiechnął. Następnie pozwolił swoim zębom ugryźd mnie
w rękę. Pni Peevish musiała siedzied z nim przy szkolnej ścianie, kiedy ja
radośnie taoczyłam wokół placu zabaw, czekając na transformację w
wampirycznego nietoperza.
- Ta Raven jest dziwna. - Usłyszałam jak Pani Peevish mówi do innego
nauczyciela, kiedy ja puściłam płacz Trevora w przeszłośd, kiedy on teraz rzucał
się znowu na twardy asfalt. Posłałam mu wdzięczny pocałunek swoją ugryzioną
ręką.
Z dumą nosiłam swoją ranę, kiedy byłam na szkolnej huśtawce. Mogę
teraz latad, prawda? Ale będę potrzebowad czegoś co mnie rozpędzi.
Stanowisko było wysoko na górze ogrodzenia, a ja celowałam w puszyste
chmury. Zardzewiała huśtawka zaczęła się uginad, kiedy skoczyłam.
Planowałam lecied na około placu zabaw - aż do zaskoczonego Trevora.
Zamiast tego wylądowałam na błotnistej ziemi, robiąc dalszą szkodę mojej
oznaczonej zębami ręce. Płakałam bardziej z powodu tego, że nie posiadałam
nadprzyrodzonych mocy, jak moi bohaterowie w telewizji, niż z powodu
mojego pulsującego ciała.
Z moim ugryzieniem znalazłam się pod lodem, Pani Peevish posadziła
mnie pod ścianą by odpocząd, kiedy zepsuty, zasmarkany Trevor był już wolny
do gry. Posłał mi buziaka i powiedział - Dziękuje - Pokazałam mu język i
nazwałam go imieniem, które usłyszałam od gangstera w Ojcu Chrzestnym.
Pani Peevish posłała mnie do środka. Siedziałam tam wiele razy podczas każdej
długiej przerwy w czasie mojego dzieciostwa. Byłam przeznaczona do życia z
przerwy na przerwę.
ROZDZIAŁ 2 - DULLSVILLE
Oficjalny, powitalny znak do mojego miasta powinien brzmied - Witamy w
Dullsville - większe niż jaskinia, lecz wystarczająco małe by poczud
klaustrofobie!
Populacja 8,000 mniej więcej, prognoza pogody jest idealnie
przygnębiająca przez cały rok - słoneczna - płoty przy ciasteczkowo-nożowych
domach i rozwalone grunty rolne - to całe Dullsville. 8:10 pociąg towarowy
jedzie przez miasto rozdzielając złą stronę torów od dobrej strony, pola
kukurydzy od pól golfowych, traktory od wózków golfowych. Myślę, że to
miasto jest zacofane. Jak pola rosnącego zboża i pszenicy mogą byd
bezwartościowe przy polach zapełnionych pułapkami z piasku?
Sto lat temu gmach sądu znajdował się na placu miasta. Nie miałam
takich kłopotów, żeby się tam znaleźd - jeszcze. Butiki, agencja podróży, kafejka
internetowa, kwiaciarnia i dodatkowy chodzący teatr filmowy, gdzie wszyscy
szczęśliwcy siedzieli wokół placu.
Chciałabym aby nasz dom, znajdował się na torach kolejowych, na
kółkach i zabrał nas stąd, ale jesteśmy po prawej stronie blisko klubu
zrzeszającego śmietankę towarzyską tego regionu. Dullsville. Jedynym
ekscytującym miejscem jest opuszczony dwór, który zesłana baronowa
wybudowała na szczycie Benson Hill, gdzie zmarła w odosobnieniu.
Miałam tylko jednego przyjaciela w Dullsville - farmerkę, Becky Miller,
która jest jeszcze bardziej niepopularna niż ja. Byłam w trzeciej klasie, kiedy ją
oficjalnie poznałam. Siedziałam na schodach szkoły czekając, aż mama mnie
odbierze (spóźniona jak zwykle), teraz próbowała byd Corporate Cathy,
zauważyłam szelmowską dziewczynę skuloną na dole schodów, płaczącą jak
dziecko. Nie miała żadnych przyjaciół, ponieważ była nieśmiała i mieszkała po
wschodniej stronie torów. Była jedną z nielicznych dziewczyn z gospodarstw
rolnych w naszej szkole i siedziała dwa rzędy za mną w klasie.
- Coś nie tak? - spytałam, czując współczucie dla niej.
- Moja mama o mnie zapomniała! - wrzasnęła, żałośnie obejmując rękami
twarz.
- Nie, nie zapomniała. - pocieszałam.
- Nigdy się nie spóźnia. - płakała.
- Może utknęła w korku.
- Tak myślisz?
- Jasne! Albo może dostała telefon od tych ciekawskich sprzedawców, którzy
zawsze pytają „Czy mama jest w domu”.
- Naprawdę?
- To się zdarza cały czas. Albo może musiała się zatrzymad po przekąski i była
długa kolejka w 7-eleven.
- Mogła tak zrobid?
- Czemu nie, musisz coś jeśd, czyż nie? Więc się nie martw. Przyjedzie tu.
Wystarczyło, niebieski pickup zajechał z jedną przepraszającą matką i
przyjaznym, puszystym owczarkiem.
- Mama mówi, że możesz przyjśd do nas w sobotę, jeśli twoi rodzice się zgodzą.
- Becky powiedziała, przybiegając z powrotem do mnie.
Nikt wcześniej nigdy nie zaprosił mnie do swojego domu. Nie byłam
nieśmiała jak Becky, byłam po prostu niepopularna. Byłam zawsze spóźniona do
szkoły bo zasypiałam, nosiłam okulary słoneczne w klasie i miałam swoje opinie,
typowe w Dullsville.
Becky miała podwórko duże jak Transylwania - wielki plac, gdzie można
się było schowad i bawid w potwory i jeśd tyle świeżych jabłek prosto z jabłoni
ile tylko żołądek może zmieścid. Byłam jedynym dzieciakiem w naszej klasie,
które jej nie biło, nie wykluczało czy przezywało i nawet kopałam każdego kto
próbował. Była moim trójwymiarowym cieniem. Byłam jej najlepszą
przyjaciółką i jej ochroniarzem. I nadal jestem.
Kiedy nie bawiłam się z Becky, spędzała swój czas na aplikowaniu czarnej
szminki i lakieru do paznokci, drapiąc swoje już noszone wojskowe buty i
zakopując głowę w powieściach Anne Rice. Miałam jedenaście lat, kiedy moja
rodzina wybrała się do Nowego Orleanu na wakacje. Mama i tata chcieli grac w
blackjacka w przyrzecznym kasynie Flamingo. Głupek chciał iśd do akwarium.
Ale ja wiedział, gdzie chcę iśd: chciałam zobaczyd dom, w którym urodziła się
Anne Rice, historyczny dom, który wyremontowała i rezydencję, którą teraz
nazuwa domem.
Stałam zahipnotyzowana pod żelazną bramą, gotycką mega rezydencją,
moja mama (moja nieproszona opiekunka) stała obok mnie. Czułam kruki
latające nad głową, chod zapewne nie było żadnych. Szkoda, ze nie przyszłam w
nocy, było by o wiele piękniej. Kilka dziewczyn, wyglądających tak jak ja stało
po drugiej stronie ulicy, robiąc zdjęcia. Chciałam się rzucid i powiedzied „Bądźcie
moimi przyjaciółmi. Możemy zwiedzad cmentarze razem”. To był pierwszy raz
w moim życiu, kiedy czułam się, jakbym gdzieś należała. Byłam w mieście, gdzie
znajdował się stos trumien, nie zakopanych głęboko w ziemi, jedna na drugiej,
dzięki czemu można było je zobaczyd. Byli chłopacy z uczelni ze stonowanymi
blond kolczastymi włosami. Ludzie w stylu Funky byli wszędzie, z wyjątkiem
Bourbon Street, gdzie turyści wyglądali jakby przylecieli z Dullsville. Nagle
limuzyna pojawiła się za rogiem. Najczarniejsza limuzyna jaką kiedykolwiek
widziałam. Kierowca, kompletnie na czarno, otworzył drzwi i ona wyszła!
Zbzikowałam i patrzałam nieruchomo, jakby czas stanął w miejscu. Tuż
przed moimi oczami ukazał się mój idol nad idolami, Anne Rice!
Świeciła jak gwiazda filmowa, Gotycki anioł, niebiaoskie stworzenie. Jej
długie, czarne włosy falowały na jej ramionach i błyszczały; miała na sobie złotą
opaskę, długą, jedwabiście falującą spódnicę i fantastyczny, wampiryczny,
ciemny płaszcz. Oniemiałam. Myślę, że doznałam szoku.
Na szczęście moja mama nigdy nie oniemieje.
- Czy moja córka mogłaby prosid o autograf?
- Oczywiście.- Królowa nocnych przygód odpowiedziała słodko.
Szłam w jej stronę, jakby moje nogi mogły stopid się od słooca w każdej
chwili.
Po tym jak podpisała żółtą karteczkę samoprzylepną, którą moja mam
znalazła w torebce, Gotycka gwiazda i ja stałyśmy obok siebie, uśmiechając się z
jej ręką na mojej tali.
Anne Rice zgodziła się zrobid sobie ze mną zdjęcie!
Nigdy wcześniej w życiu tak się nie uśmiechałam. Ona prawdopodobnie
uśmiechała się tak, jak milion razy przedtem. Chwila, której ona nigdy nie
zapamięta, chwila, której ja nigdy nie zapomnę.
Czemu nie powiedziałam jej, że kocham jej książki? Czemu nie
powiedziałam jej jak wiele dla mnie znaczą? Dlatego, że myślałam, że
zajmowałam się rzeczami, jakimi nikt inny się nie zajmował?
Krzyczałam z podniecenia przez resztę dnia, rekonstruując scenę od nowa
dla taty i Głupka w naszym wypełnionym antykami, pastelowo różowym łóżku
śniadaniowym. To było pierwszego dnia w Nowym Orleanie i byłam gotowa
wrócid do domu. Kogo obchodziło głupie akwarium, Francuska dzielnica,
zespoły bluesowe i koraliki Mardi Gras, kiedy ja chcę tylko wampirzego anioła?
Czekałam cały dzieo by wywoład film, tylko po to by stwierdzid, że zdjęcie
ze mną i Anne Rice nie wyjdzie. Pochmurnie, cofnęłam się powrotem do hotelu
z moją mamą. Pomimo faktu, że zdjęcia mnie i jej ukazały się osobno, mogło to
byd związane z tym, że połączenie tych dwóch wamirów-kochanków nie mogło
byd złapane na filmie? Czy to tylko przypomnienie, że była genialnym pisarzem
bestsellerów, a ja wrzaskliwym, rozmarzonym dzieciakiem przechodzącym
przez ciemną fazę. Albo może moja mama była kiepskim fotografem.
ROZDZIAŁ 3 - NACPANY POTWÓR
Moje słodkie szesnaste urodziny. Nie wszystkie urodziny są słodkie?
Dlaczego szesnaste mają byd słodsze? To kojarzyło mi się z robieniem szumu.
W Dullsville, świętowaliśmy moje szesnaste urodziny, jak każdy inny
dzieo.
Wszystko zaczęło się od krzyków Głupka na mnie. - Wstawaj, Raven. Nie
możesz się spóźnid. Czas do szkoły!
Jak dwójka dzieciaków pochodzących od tych samych rodziców może byd
aż tak różna? Może jest coś do rzeczy w teorii o listonoszu. Ale w przypadku
Głupka mama musiała mied romans z bibliotekarzem.
Wywlokłam się z łóżka i założyłam czarną bawełnianą sukienkę bez
rękawów i czarne buty turystyczne i zarysowałam swoje pełne usta czarną
szminką.
Dwa biało-kwieciste ciasta, jeden w kształcie 1 i drugi w kształcie 6,
czekały na mnie na stole w kuchni.
Zadrasnęłam ciasteczkową szóstkę moim palcem wskazującym i
polizałam oblodzenie.
- Wszystkiego najlepszego! - powiedziała moja mama, całując mnie. - To na
wieczór, ale możesz mied to już teraz. - powiedziała podając mi pakunek.
- Wszystkiego najlepszego, Raven. - powiedział mój tata, całując mnie w
policzek.
- Założę się, że nie wiem co mi dajesz. - dokuczałam ojcu, kiedy dawał mi
pakunek.
- Nie, ale jestem pewny, że kosztował dużo.
Potrząsnęłam jasnym pakunkiem w ręku i usłyszałam grzechotanie.
Patrzyłam na napis „Wszystkiego Najlepszego” na opakowaniu. To mogą byd
kluczyki do samochodu - mojego własnego Bat mobilu! Przecież to były moje
szesnaste urodziny.
- Chciałam ci kupid coś wyjątkowego. - powiedziała moja mama, uśmiechając
się.
Podekscytowana otwarłam pakunek i podniosłam pokrywkę od pudełka z
biżuterią. Sznurek lśniących, białych pereł patrzył się na mnie.
- Każda dziewczyna powinna mied naszyjnik z pereł. - moja mama promieniała.
To była korporacyjna wersja hipisowskiego sznurku koralików mojej
mamy. Wymusiłam krzywy uśmiech, kiedy starałam się ukryd swoje
rozczarowanie. - Dzięki - powiedziałam, obejmując je równocześnie. Zaczęłam
z powrotem umieszczad naszyjnik w pudełku, ale moi rodzice spojrzeli się na
mnie, więc niechętnie założyłam go dla nich.
- Wygląda na tobie olśniewająco. - Moja mama poweselała.
- Zachowam go na coś naprawdę specjalnego. - Odparłam, kładąc naszyjnik z
powrotem do pudełka.
Zadzwonił dzwonek do drzwi i weszła Becky z małą czarną torebką
pakunkową.
- Wszystkiego najlepszego! - krzyczała wchodząc do salonu.
- Dzięki. Nie musisz mi nic dawad.
- Mówisz tak co roku. - Odparła i podała mi torebkę. - Przy okazji, widziałam
wczoraj w nocy van na zewnątrz Mansion! - szepnęła.
- Nie ma mowy! Ktoś w koocu się tu wprowadza?
- Chyba tak. Ale wszystko, co widziałam było w samochodach przewozowych,
dziadkowe zegary i wielkie skrzynie oznaczone jako „gleba”. I mają
nastoletniego syna.
- Najprawdopodobniej urodził się mając na sobie spodnie khaki. I na pewno
jego rodzice są z tych nudziarzy od Ivy Leagures. - odparłam. - Mam nadzieję,
że go nie przebudują i nie wygonią wszystkich pająków.
- Ta i zburzą bramę, wstawiając tam biały płotek.
- I plastikowe sztuczne gęsi na trawnik.
Chichotałyśmy jak szalone, kiedy włożyłam rękę do torebki.
- Chciałam kupid ci coś specjalnego, w koocu to twoja szesnastka.
Wyciągnęłam czarny, skórzany naszyjnik z talizmanem z cyny.
Talizmanem był nietoperz!
- Podoba mi się! - Krzyknęłam, wkładając go.
Moja mama spojrzała na mnie z kuchni.
- Następnym razem damy jej pieniądze. - Usłyszałam jak mówi do taty.
- Perły! - Szepnęłam do Becky, kiedy wychodziłyśmy z domu.
Byłam na siłowni, ubrana w czarną koszulkę, spodenki i buty wojskowe, a
nie w wymagane w siłowni białe na białe. Naprawdę, jaki jest w tym sens?
Pomyślałam. Czy biały zestaw robił z ucznia lepszego sportowca?
- Raven, nie czuję się na siłach, żeby wysyład cię dzisiaj do gabinetu dyrektora.
Dlaczego po prostu nie zrobisz sobie raz przerwy i nie założysz tego, co masz
ubrad?- Pan Harris, nauczyciel gimnastyki, jęczał.
- To moje urodziny. Może pozwoli mi pan wyjśd w tym chociaż raz?
Patrzył na mnie, nie wiedząc co powiedzied. - Tylko ten jeden raz. - w
koocu odparł. - Ale nie dlatego, że dziś są twoje urodziny, ale dlatego, że nie
chce mi się wysyład cię do gabinetu dyrektora.
Becky i ja zachichotałyśmy, kiedy poszedł w stronę trybuny, gdzie czekała
klasa.
Trevor Mitchell, moja przedszkolna nemezis i jego szubrawy pomocnik,
Matt Wells szli za nami. Byli doskonale uczesanymi, konserwatywnymi
snobami. Wiedzieli, że wyglądają świetnie i robiło mi się niedobrze bo byli tacy
pewni siebie.
- Słodka szesnastka! - Trevor powiedział, oczywiście usłyszał rozmowę z panem
Harrisem. - Jak pięknie! Po prostu dojrzała do miłości, nie sądzisz Matt? - Byli
odciskami na naszych piętach.
- Ta, stary. - odparł Matt.
- Ale może jest powód, że nie nosi białego na białym dla dziewic, prawda,
Raven?
Był wspaniały, nie ma wątpliwości. Jego niebieskie oczy były piękne, a
jego włosy wyglądały idealnie jak u modela. Miał dziewczynę na każdy dzieo
tygodnia. Był złym chłopcem, ale bogatym złym chłopcem, co czyniło z niego
nudziarza.
- Hej, nie jestem z tych co ubierają białą bieliznę, jestem? - spytałam. - Masz
rację - jest powód dlaczego ubieram się na czarno. Może jesteś jednym z tych,
którzy chcieli by więcej.
Becky i ja siadłyśmy na trybunie, pozostawiając Trevora i Matta stojących
na torze.
- Więc jak spędzisz swoje urodziny? - Trevor krzyknął siedząc z resztą klasy, tak
by wszyscy słyszeli. - Ty i farmerka Becky siedzące w domu w piątkowy wieczór
i oglądające Piątek Trzynastego? Może rozstawicie jakieś ogłoszenia
towarzyskie? Szesnastoletnia singielka, biały potwór szuka samca by związad się
z nim na wiecznośd.
Cała klasa się śmiała.
Nie lubiłam, kiedy Trevor się ze mną drażnił, ale jeszcze bardziej nie
lubiłam, kiedy drażnił się z Becky.
- Nie, myślałyśmy o rozwaleniu imprezy u Matta wieczorem. W przeciwnym
razie nie będzie tam nikogo ciekawego.
Wszyscy byli zszokowani, a Becky przewróciła oczami, jakby chciała
powiedzied „Zawleczesz mnie tam teraz?” Nigdy nie byłyśmy na jednej z wysoce
nagłośnianych imprez Matta. Nigdy nie byłyśmy zaproszone i sądziłyśmy, że
nigdy nie będziemy. Ostatnio nie sądziłam.
Cała klasa czekała na reakcję Trevora.
- Jasne, ty i Igor możecie wpaśd... ale pamiętaj pijemy piwo, nie krew!- Cała
klasa się śmiała, a Trevor przybił Mattowi piątkę.
Właśnie wtedy Pan Harris dmuchnął w gwizdek, sygnalizując nam zejście
z trybun i bieg wokół torów jak charty.
Ale Becky i ja szłyśmy, obojętne na potliwośd naszych kolegów.
- Nie możemy pójśd na imprezę Matta. - Becky powiedziała.- Kto wie co nam
tam zrobią?
- Zobaczymy co tam robią. To moja słodka szesnastka, pamiętasz? Urodziny,
których nigdy nie zapomnę!
ROZDZIAŁ 4 - PRAWDA CZY STRACH
Najbardziej ekscytujące rzeczy w Dullsville w czasie mojego życia, w
porządku chronologicznym:
1. 3:10 pociąg skakał na torach, wyrzucając pudełka Tootsie Rolls, które
my niszczyliśmy.
2. Uczeo ostatniej klasy spłukał silnie wybuchającą petardę w kształcie
czerwonej kuli w toalecie, wybuchają linie ściekowe, zamknęli szkołę
na tydzieo.
3. Na moje szesnaste urodziny rozchodzi się plotka, że rodzina
wampirów przeniosła się do nawiedzonej rezydencji na czubku
Benson Hill!
Legenda rezydencji wygląda tak: Został zbudowany przez romaoską
baronową, która uciekła z kraju po powstaniu chłopskim, w którym jej mąż i
większośd jego rodziny zginęła. Baronowa zbudowała swój nowy dom na
Benson Hill, by przypominał jej europejskie nieruchomości w każdym szczególe,
z wyjątkiem zwłok.
Mieszkała ze swoimi pracownikami w całkowitej izolacji, przerażona
obcymi i tłumami. Byłam małym dzieckiem w chwili jej śmierci i nigdy się z nią
nie spotkałam, chociaż bawiłam się przed jej samotnym pomnikiem na
cmentarzu. Ludzie mówili, że siedzi przy oknie na piętrze w godzinach
wieczornych, patrząc na księżyc i, że nawet teraz, kiedy księżyc jest w pełni, jeśli
tylko spojrzysz pod kątem prostym, możesz zobaczyd jej ducha siedzącego w
tym samym oknie, patrzącego w niebo.
Ale ja nigdy jej nie widziałam.
Rezydencja była zabita deskami od tamtej pory. Plotka głosi, że była tam
jej romaoska córka wiedźma, interesująca się czarną magią. W każdym razie nie
była zainteresowana Dullsville (mądra dama!) i nigdy nie utrzymywała tego
miejsca.
Rezydencja na Benson Hill była dośd olśniewająca dla mnie w gotycki
sposób, ale brzydka dla wszystkich innych. Był to największy dom w mieście - a
pusty. Mój tata mówi, że to dlatego, że jest w spadku. Becky twierdzi, że to
dlatego, że jest nawiedzony. Ja myślę, że to dlatego, że kobiety w tym mieście
boją się kurzu.
Rezydencja, oczywiście, zawsze mnie fascynowała. To był mój domek dla
Barbie marzeo i wspinałam się na to wzgórze przez wiele nocy, w nadziei
ujrzenia ducha. Ale faktycznie weszłam do środka tylko raz, kiedy miałam
dwanaście lat. Miałam nadzieję, że może go naprawię i zrobię z niego swój
domek. Chciałam postawid znak, który mówił „GŁUPEK NIE DOZWOLONY.”
Pewnej nocy wspięłam się na bramę z kutego żelaza i poruszałam się na
podjeździe do likwidacji.
Rezydencja była naprawdę wspaniała, z winogronem kapiącym od frontu
jak spadające łzy, odchodzącą farbą, zrujnowanymi dachówkami i upiornymi
oknami na poddaszu. Drewniane drzwi stały jak Godzilla, wysokie, silne - i
zablokowane. Podkradłam się z tyłu. Wszystkie okna były zabite deskami z
długimi gwoździami, ale zauważyłam pewne luźne deski wiszące nad oknem
piwnicy. Starałam się je poluzowad, kiedy usłyszałam głosy. Przykucnęłam za
paroma krzakami, kiedy licealny gang starszych napotkał się niedaleko.
Większośd z nich była pijana, a jeden przerażony.
- No dalej, Jack, wszyscy to zrobiliśmy. - Kłamali, spychając faceta w czapce
baseballowej ku rezydencji. - Wejdź i daj nam skurczoną głowę!
Widziałam nerwowego Jacka Pattersona. Był przystojnym facetem
godnym sympatii, wyjątkowego rodzaju, dzieciakiem, który powinien spędzid
ten czas strzelając obręczami lub sprawiając by dziewczyny mdlały, a nie
zakradad się do nawiedzonego domu, by zdobyd przyjaciół.
To było jak Jack zobaczył ducha, jak podszedł do rezydencji. Nagle
spojrzał na krzaki, gdzie się ukrywałam. Dyszałam i krzyknął. Myślałam, że oboje
będziemy mieli atak serca. Przykucnęłam z powrotem w dół, bo usłyszałam, że
zbliża się gang.
- On krzyczy jak mała dziewczynka, a nie jest jeszcze nawet w środku! - zakpił
jeden z nich.
- Wynoś się stąd! - Jack powiedział do gości. - Mam to zrobid sam, prawda?
Poczekał, aż inni się wycofają i skinął na mnie, żeby było jasne.
- Kurde dziewczyno przestraszyłaś mnie! Co ty tutaj robisz?
- Mieszkam tutaj i zgubiłam swoje klucze. Próbuję tylko z powrotem tam wejśd.
- zażartowałam.
Złapał oddech i uśmiechnął się. - Kim jesteś?
- Raven, ja wiem kim ty jesteś. Jesteś Jack Patterson. Twój ojciec jest
właścicielem domu handlowego, gdzie moja mam kupuje swoje eleganckie
torebki. Widziałam cię przy kasie w pracy.
- Ta, pomyślałem, że wyglądasz znajomo.
- Więc, czemu tu jesteś?
- To jest wyzwanie. Moi znajomi sądzą, że to miejsce jest nawiedzone, a ja mam
wkraśd się do środka i wziąd pamiątkę.
- Jak stary tapczan?
Uśmiechnął się tym samym uśmiechem. - Tak, głupku. Ale to bez
znaczenia. Nie ma sposobu.
- Tak, jest! - Pokazałam mu luźne deski w oknie piwnicy.
- Idziesz pierwsza. - Szturchając mnie do przodu z trzęsącymi się rękami. -
Uśmiechasz się.
Ześliznęłam się prosto przez okno.
W środku było bardzo ciemno, nawet dla mnie. Mogłam tylko Niszczyc
pajęczyny. Podobało mi się! Wszędzie były stosy kartonów i pachniało jak w
piwnicy, jakby były tak od początku świata.
- No dalej, już! - powiedziałam.
- Nie mogę się ruszyd! Utknąłem.
- Musisz się ruszyd. Czy chcesz, żeby cię znaleźli jak wchodzisz od tyłu?
Szarpnęłam i pchnęłam i pociągnęłam. W koocu Jack wszedł, z moją ulgą,
ale nie jego.
Prowadziłam przerażonego starszego przez spleśniałą piwnicę. Trzymał
się za moją rękę tak mocno, że myślałam, że połamie mi palce.
Ale miło było trzymad jego rękę. Była duża i silna i męska. Nie jak Głupka,
który miał małe ręce, zawsze grząskie i lizusowskie.
- Dokąd my idziemy? - szeptał przestraszonym głosem. - Nie widzę!
Mogłam rozpoznad kształty masywnej sofy i krzesła, pokrytych
zakurzonym białym obrusem, prawdopodobnie należących do starej kobiety,
która patrzyła na księżyc.
- Widzę jakieś schody. - powiedziałam. - Po prostu idź za mną.
- Nie pójdę dalej! Oszalałaś?
- Czy to długie lustro? - pokpiwałam, zaglądając za szmatkę.
- Wezmę jedno z tych pudeł!
- To nie jest dobre. Twoi znajomi cię zabiją. Będziesz pośmiewiskiem przez
resztę swojego życia. Uwierz mi, wiem jak to jest.
Spojrzałam na niego i zobaczyłam strach na jego twarzy. Nie byłam
pewna czy bał się swoich przyjaciół na zewnątrz czy siedzenia w piwnicy, jak w
jaskini przy najmniejszym nacisku. Albo może bał się duchów.
- Dobra. - powiedziałam. - Poczekaj tutaj.
- Jak bym mógł gdzieś iśd? Nie mam pojęcia jak wrócid!
- Ale najpierw...
- Co?
- Puśd moją rękę!
- O, tak.
Puścił mnie. - Raven.
- Co?
- Uważaj!
Spauzowałam. - Jack, wierzysz w duchy?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Więc, nie sądzisz, że tu jest duch? Tej starej kobiety?
- Ciii! Nie mów tak głośno!
Uśmiechnęłam się z oczekiwaniem. Ale potem przypomniałam sobie
odwagę jego gangu i chwyciłam jego czapkę z daszkiem. Wrzasnął ponownie.
- Spokojnie, to tylko ja, nie, jeden z tych upiornych duchów, w które wierzysz.
Ostrożnie stąpałam po skrzypiących stopniach i natknęłam się na
zamknięte drzwi na górze. Ale otwarły się, kiedy odwróciłam gałkę. Byłam w
szerokim korytarzu. Blask księżyca świecił przez szpary w oknach na podłogę.
Rezydencja wydawała się jeszcze większa w środku. Gładziłam ściany idąc, kiedy
szłam, kurz łagodnie brudził mi ręce. Obróciłam się na rogu i natknęłam się na
wielkie schody. Jakie skarby leżały na górze? Czy tam jest duch baronowej?
Skradałam się na palcach po schodach, tak jak mysz, jak tylko mogłam w
swoich ciężkich, wojskowych butach.
Pierwsze drzwi były zamknięte, tak jak drugie i trzecie. Przywarłam
uchem do czwartych drzwi i usłyszałam cichy płacz po drugiej stronie. Przeszedł
mnie zimny chłód. Byłam w niebie. Kiedy posłuchałam dłużej, zdałam sobie
sprawę, że to tylko wiatr gwizdał przez okienne deski. Otworzyłam szafę,
skrzypiącą jak stara trumna. Jedynymi rzeczami jakie odkryłam, było kilka
starych wieszaków okrytych pajęczynami zamiast ubrao. Zastanawiałam się,
gdzie są duchy. Zajrzałam do biblioteki. Otwarta książka leżała na stoliku, jak
kobieta, która patrzyła na księżyc mogła czytad skoro nie żyła.
Chwyciłam romaoskie wieże z półki w nadziei, że to otworzy tajne
przejście do lochu zjawy. Nic się nie poruszyło, z wyjątkiem włochatych,
brązowych pająków przesuwających się szybko przez zakurzone półki.
Ale po chwili usłyszałam głośny dźwięk i prawie wyskoczyłam przez dach
- to było trąbienie! Zaskoczona, rzuciłam książkę. Kompletnie zapomniałam o
gangu Jacka i mojej nowej misji.
Pobiegłam z powrotem w dół schodów, przeskakując przez ostatnie
stopnie. Jasne światło promieniało przez deski okien w salonie. Podeszłam do
okna i wyjrzałam, bezpiecznie ukryta za płytami. Widziałam starszych
siedzących na masce samochodu. Światła świeciły przez bramę rezydencji.
Jeden z nich patrzył w moim kierunku więc wysunęłam czapkę Jacka
przez otwór pomiędzy płytami i machałam nią jakbym wylądowała na księżycu.
Czułam się triumfalnie. Starsi podnieśli kciuki w odpowiedzi.
Znalazłam Jacka w pocie, siedział w kącie piwnicy na wierzchu kilku
drewnianych skrzyo. Musiał myśled to samo o szczurach, co o duchach.
Chwycił mnie jak dziecko chwyta swoją matką. - Co tak długo?
Włożyłam mu czapkę do ręki. - Potrzebujesz tego.
- Co z nią zrobiłaś?
- Niech wiedzą, że zrobiłeś to dobrze. Gotowy?
- Gotowy! - I wyciągnął mnie z powrotem przez okno, jak na miejscu pożaru.
Zauważyłam, że tym razem nie utknął. Popchnęliśmy deski z powrotem.
Wyglądało to tak, jakby nikogo tam nie było. - Nie chcemy by to było proste dla
kogoś jeszcze. - powiedziałam.
Patrzył do tyły jakby nie wiedział, jak ma mi podziękowad.
- Czekaj! Nie mam pamiątki! - zdał sobie sprawę.
- Wrócę tam.
- Nie ma mowy! - powiedział, chwytając mnie za ramię.
Zastanowiłam się przez chwilę.
- Masz, weź to. - Dałam mu swój naszyjnik. Czarny skórzany pasek z
onyksowym medalionem. - Kosztował tylko trzy dolary, ale wygląda jak
własnośd baronowej. Tylko niech nikt go nie szacuje.
- Ale odwaliłaś całą robotę, a ja będę miał u ciebie kredyt.
- Weź to zanim zmienię zdanie.
- Dzięki!
Zważył w ręku naszyjnik i dał mi ciepły pocałunek w policzek. Schowałam
się za rozpadającą altankę, kiedy on pobiegł z powrotem do kumpli, zawiesił
naszyjnik przed ich twarzami, przybijając piątki. Uwielbiali go teraz, tak jak ja.
Trzymałam rękę na swoim brudnym, świeżo pocałowanym policzku.
Po tym dniu Jack należał do spoko klubu, a nawet stał się
przewodniczącym klasy. Od czasu do czasu, kiedy widziałam go na placu
miasta, zawsze posyłał mi ogromny uśmiech.
Nie miałam szansy wrócid do swojego domku dla Barbie z marzeo.
Rozeszło się, ze Jack podkradł się do rezydencji. Obawiano się, że więcej
dzieciaków tak zrobi, policja patrolowała obszar w nocy. To zajęło by lata zanim
ponownie odwiedziłabym rezydencję.
ROZDZIAŁ 5 - ŚWIATŁO W OKNIE
Nadal spocone po siłowni, Becky i ja mijałyśmy rezydencje w drodze do
domu. Zauważyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam: światło w oknie.
Okna nie były zabite deskami!
- Becky, patrz! - krzyczałam z podniecenia. To był najlepszy prezent urodzinowy
ze wszystkich! Była tam postad stojąca przy oknie na poddaszu, patrząca w
gwiazdy.
- Och, nie! To prawda, Raven. Tam są duchy! - krzyczała, trzymając się mojego
ramienia.
- Więc, ten duch jeździ czarnym mercedesem! - powiedziałam, wskazując na
odjazdowy samochód zaparkowany na podjeździe.
- Chodźmy. - błagała.
Nagle światło na poddaszu zgasło.
Dyszałyśmy w tym samym czasie. Paznokcie Becky wbijały się w mój
oszczędzony sweter. Czekałyśmy, z szeroko otwartymi oczami i bez słowa.
- No dalej, chodźmy! - powiedziała Becky.
Nie ruszyłam się.
- Raven, jestem już spóźniona na obiad! Będziemy podwójnie spóźnione na
imprezę Matta.
- Masz chętkę na seksownego ol'Mattie? - dokuczałam jej, moje oczy były
wpatrzone na rezydencję.
Ale, kiedy nie odpowiedziała, zwróciłam się do jej twarzy. Policzki Becky
płonęły.
- Masz!- rzekłam, jednym tchnieniem. - I myślisz, że ja jestem dziwna! -
oświadczyłam, potrząsając głową.
- Raven, muszę iśd!
Czekała bym do rana, ale ktokolwiek był w środku nie wyszedł by.
Światło w oknie na poddaszu rozpaliło ogieo w mojej duszy.
- Widziałam na dworze zaparkowanego Mercedesa! - poinformowałam rodzinę
podczas kolacji. Byłam spóźniona jak zwykle, tym razem na własną kolację
urodzinową.
- Słyszałem, że wyglądają jak rodzina Addamsów. - powiedział Głupek.
- Może mają córkę w twoim wieku. Kogoś kto nie lubi pakowad się w kłopoty. -
moja mama odparła.
- Wtedy nie będę musiała jej poznad.
- Może ma ojca, z którym będę mógł grac w tenisa. - powiedział mój tata,
przepełniony nadzieją.
- Ktokolwiek to będzie, będzie musiał się pozbyd tych wszystkich luster i skrzyo.
- odparłam, nie wiedząc co powiedzied.
Wszyscy się na mnie patrzyli. - Jakich skrzyo? - moja mama spytała. - Nie
mów mi, że podkradałaś się do tego domu.
- Tak tylko coś słyszałam.
- Raven! - powiedziała moja mama, głosem zdesperowanej matki.
Wydawało się, że nikt nie widział w Dullsville nowych właścicieli. Pięknie
byłoby mied tajemnice w tym mieście. Wszyscy wiedzieli wszystko, co się działo
w Dullsville, a większośd plotek nie była warta poznania.
Matt Wells mieszkał po dobrej stronie miasta, na skraju Oakley Woods.
Becky i ja spóźniłyśmy się i weszłyśmy jak byśmy były gwiazdami filmu
wprowadzającymi premiera. Albo raczej ja byłam. Biedna Becky wisiała mocno
na moim boku, jakby była na wizycie u dentysty. - Będzie dobrze. - uspokoiłam
ją. - To impreza! - ale wiedziałam dlaczego była zdenerwowana. Byłyśmy
poddane na śmiesznośd, zamiast byd bezpiecznie w domu przed telewizorem,
jak powiedział Trevor. Ale dlaczego snoby mają mied całą zabawę? Tylko
dlatego, że sypialnia Matta była wielkości mojego salonu? Tylko dlatego, że nie
nosimy ubrao, które noszą oni? Więc to oznaczało, że mam siedzied w domu w
swoje szesnaste urodziny?
Czułam się, jak Mojżesz nad Morzem Czerwonym, kiedy tłum snobów
rozproszonych w przedpokoju odgrodził nam wejście. Nasi koledzy z klasy
przeszyli mnie oczami, ubraną w mój zwykły gotycki strój. Jaka szkoda,
Tommy'ego Hilfigera nie było. Miał byd chwalony. Każdy miał na sobie ubranie
jak mundurek. Dźwięk Aerosmith rządził w całym salonie Matta. Gruba warstwa
dymu wisiała nad kanapami i zapachy piwa przedostawały się do powietrza jak
tanie kadzidła. Pary, które nie patrzyły na nas, z uwielbieniem patrzyły na
siebie. Bezużyteczne było by spróbowanie rozmowy z kimkolwiek.
- Nie mogę uwierzyd, że przyszłaś. - powiedział Matt, zauważając nas w
korytarzu. - Chciałbym zrobid zdjęcie, ale nie wiem czy będziesz widoczna! -
Mimo swojego ujadania, Matt nie był tak okrutny jak Trevor. - Piwo jest z tyłu.
- powiedział później. - Chcesz, żebym pokazał ci drogę?
Becky obawiała się Matta. Potrząsnęła głową i zamknęła się w łazience w
przedpokoju. Matt zaśmiał się i ruszył do kuchni. Czekałam w salonie, aż
puszczą koncert w głośniku, studiując płyty CD. Michael Molton, Celine Dion i
sporo muzyki rozrywkowej. Nie byłam zaskoczona.
Wróciłam by sprawdzid co z Becky i znalazłam otwarte drzwi do łazienki.
Nie było jej w korytarzu, więc szłam przez tłum do kuchni, bijąc kolegów. Grupa
dziewczyn z fryzurą za sto dolarów spojrzała się na mnie i wyszła, zostawiając
mnie w spokoju. Albo ja tak myślałam.
- Hej, seksowna potworna lasko. - powiedział głos za mną. To był Trevor.
Był oparty o ścianę obok mnie, z Budweiserem zwisającym w ręce.
- Czy tak się ubierasz na każdą imprezę?
Uśmiechnął się uwodzicielsko. - Nigdy wcześniej nie pocałowałem
dziewczyny z czarnymi ustami.
- Nigdy wcześniej nie pocałowałeś dziewczyny. - powiedziałam i przeszłam
obok niego.
Złapał mnie za rękę i przyciągnął z powrotem do siebie. Spojrzał na mnie
tymi swoimi niebieskimi oczami i pocałował mnie w usta! Muszę przyznad,
świetnie całował i nie sprawiał bólu tak był wspaniały.
Trevor Mitchell nigdy nawet mnie nie dotknął, tym bardziej nie
pocałował, z wyjątkiem tego, że ugryzł mnie w przedszkolu. Najwyżej dostałam
uderzona w głowę, gdy szłam zbyt blisko niego. Musiał byd pijany. Może to był
żart, może po prostu się ze mną drażnił. Ale sposób w jaki czułam jego usta na
sobie, wydawało się, że oboje tego chcemy. Nie wiedziałam co myśled, kiedy
wyciągnął mnie tylnimi drzwiami, obok pijana para gniotła się na schodach,
obok kubła na śmieci i fontanny, pod wysokimi drzewami i w ciemności.
- Boisz się ciemności, Potworna Dziewczyno? - Lasy lekko się jarzyły, trudno
było rozpoznad czerwone pasy na moich sweterku.
- Nie, bardzo je lubię.
Pchnął mnie na drzewo i zaczął całowad tak naprawdę. Jego ręce były
wszędzie, na mnie, na drzewie.
- Zawsze chciałem pocałowad wampira! - powiedział, nabierając powietrza.
- Zawsze chciałam pocałowad neandertalczyka.
Zaśmiał się i zaczął mnie całowad.
- Więc to znaczy, że teraz będziemy razem? - zapytałam, teraz to ja nabrałam
powietrza.
- Co?
- Jak pójdziemy do szkoły? Będziemy się trzymad za ręce w salach i spędzad
razem czas podczas lunchu? Oglądad filmy w weekendy?
- Ta, cokolwiek.
- Więc będziemy ze sobą chodzid?
- Tak. - Zaśmiał się. - Możesz patrzed jak gram w piłkę, a ja mogę oglądad jak
przemieniasz się w nietoperza. - Zaczął delikatnie gryź mnie w szyję. - Założę
się, że lubisz coś takiego jak to, czyż nie, Potworna Dziewczyno?
Moje serce zamarło. Oczywiście, tak naprawdę to nie chcę byd
dziewczyną Trevora. Nie byliśmy jak Mars i Wenus - nie byliśmy nawet w tym
samym wszechświecie! A ja nigdy go nie lubiłam, naprawdę. Wiem, dlaczego
mnie tu przyprowadził, wiedziałam, co chciał zrobid i wiedziałam komu o tym
powie. A na koniec, może wygra po dziesięd dolarów od wszystkich swoich
znajomych za zakład „ zdobyd gotycką laskę.” Miałam nadzieję, że udowodni
mi, że się mylę. Zamiast tego udowodnił mi, że mam rację.
Nadszedł czas, aby zabrad się do roboty. - Chcesz wiedzied dlaczego nie
ubieram się na biało? Chcesz ze mną latad?
- Tak, - Uśmiechnął się, jakby przestraszony, ale bardzo chętny. - Założę się, że
latasz jak Superdziewczyna!
Popędziłam go przez płot sztachetowy do lasu. Oczywiście widziałam
lepiej niż on. Moje nocne zwyczaje zrobiły ze mnie świetnego obserwatora w
ciemności. Nie tak dobrego jak kot, ale blisko. Czułam się bezpieczna, z pięknym
księżycem skierowanym teraz na mnie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam kilka
nietoperzy trzepoczących ponad drzewami. Nigdy nie widziałam nietoperzy w
Dullsville. Ale nigdy nie byłam też na wielu imprezach.
- Nie widzę. - powiedział Trevor, usuwając gałązki ze swoich włosów.
Idąc dalej, młócił swoimi ramionami jakby w coś uderzał. Niektórzy są
agresywnymi pijakami; niektórzy są łkającymi pijakami. Ale Trevor był
przerażonym pijakiem. Stał się zupełnie nie atrakcyjny.
- Zatrzymajmy się tutaj. - powiedział.
- Nie, tylko trochę dalej. - powiedziałam, podążając za nietoperzami, lecącymi
do lasu. - To moje szesnaste urodziny. Chcę, żeby to była noc, której nigdy nie
zapomnę! Potrzebujemy całkowitej prywatności.
- Tu jest mnóstwo prywatności. - powiedział, i próbował pocałowad mnie po
omacku.
- Jesteśmy prawie na miejscu. - powiedziałam, ciągnąc go. Świateł z domu nie
było już widad i nie można było zrobid pięciu kroków nie uderzając w drzewo.
- Tu jest idealnie! - w koocu powiedziałam.
Ścisnął mnie mocno, nie dlatego że mnie kochał, ale dlatego, że się bał.
To było żałosne.
Przez drzewa wiał łagodny wiatr i było czud zapach jesiennych liści.
Słyszałam odgłosy nietoperzy wysoko nad głową. Pełnia księżyca oświetlała ich
skrzydła. Mogłoby byd romantycznie, gdybym tylko miała ze sobą prawdziwego
chłopaka.
Trevor był całkowicie ślepy w ciemności, dotykając wszystko
swoimi dłoomi i ustami. Całował mnie po całej twarzy i dotykał moich pleców.
Nawet na ślepo, nie zajęło mu długo znalezienie guzików mojej koszuli.
Nie, ty pierwszy. - powiedziałam mu.
Uniosłam jego sweter, najmniej niezdarnie jak mogłam. Nigdy wcześniej
tego nie robiłam. Miał na sobie sweter w serek, a pod tym podkoszulek. To
zajmie wieki. Pomyślałam.
Czułam jego nagie piersi. Dlaczego nie? Były tuż przede mną. Były
miękkie i gładkie i umięśnione.
Pociągnął mnie bliżej, moja czarna koszulka ze sztucznego jedwabiu
dotykała jego nagiego torsu.
- Teraz ty, skarbie. Chcę cię tak bardzo. - powiedział, bezpośrednio dotykając
kawałka skóry.
- Ja też, skarbie. - westchnęłam, wywracając oczy.
Oparłam go powoli na wilgotnej ziemi. Zdjęłam mu skarpetki i mokasyny.
Skwapliwie zdjęłam resztę.
Leżał podparty rękami, kompletnie nagi. Patrzyłam na niego w słabym
świetle księżyca, smakując chwilę. Ile dziewczyn miał Pan Niesamowity leżących
pod drzewami, tylko po to by odstawid je na bok ostatniego dnia? Nie byłam
pierwsza i nie miałam byd ostatnia. Miałam tylko zrobid by było inaczej.
- Pośpiesz się - chodź tutaj. - powiedział. - Zimno mi!
- Będę za minutę. Nie chcę byś widział jak się rozbieram.
- Nie widzę cię! Nawet nie widzę swoich rąk!
- Cóż, po prostu poczekaj.
Miałam w swoich rękach ubrania Trevora Mitchella. Jego sweter w serek,
podkoszulek, spodnie khaki, skarpetki, mokasyny i bieliznę. Miałam jego siłę.
Jego maskę. Miałam całe jego życie. Co dziewczyna miała z tym zrobid?
Ta dziewczyna biegła. Pobiegłam tak mocno, jak nigdy wcześniej nie
biegłam. Jak bym trenowała każdego dnia na siłowni. Jeśli Pan Harris by mnie
wtedy widział, to na pewno dał by mnie do drużyny biegaczy.
Nietoperze odleciały, tak jakby były zsynchronizowane z moimi ruchami.
Szybko dobiegłam do domu, wciskając zestaw Trevora w ramiona. Snoby piły z
tyłu ganku, zbyt zajęci mówieniem o swoim płytkim życiu, by zauważyd mnie
opróżniającą pół worka śmieci wypełnionego nadzieniem i puszkami po piwie, a
zastępując je rzeczami Trevora.
Zaniosłam torbę do domu i chwyciłam zaskoczoną Becky za ramię. Była
zajęta dostarczaniem piwa do stolika dla graczy w pokera.
- Gdzie byłaś? - krzyczała. - Nie mogłam cię nigdzie znaleźd! Byłam
przymuszona do czekania obsługując! Tam i z powrotem, piwo, frytki, piwo,
chipsy. I teraz cygara! Raven, gzie mam dostad cygara?
- Zapomnij o cygarach! Musimy wiad!
- Hej, gdzie są te precle? - zażądał pijany, zapalony sportowiec.
- Bar jest zamknięty! - powiedziałam mu w twarz. - Świetna obsługa,
potrzebuje świetnego napiwku! - chwyciłam jego zarobek z pokera i
wepchnęłam do torebki Becky. - Czas na nas! - powiedziałam, wyciągając ją.
- Co jest w torbie? - spytała.
- Śmieci, co jeszcze?
Pchnęłam ją na drzwi. Zaletą nie posiadania przyjaciół było to, że nie
musiałam się z nikim zegnad. - Co się stało? - spytała, kiedy ciągnęłam ją przez
całe podwórko. Jej dziesięcioletni pickup znajdował się przy koocu ulicy,
czekając na nas jak dom. - Gdzie byłaś, Raven? Masz liście we włosach.
Poczekałam, aż będziemy w połowie drogi do domu, zanim się do niej
uśmiechnęłam i krzyknęłam: Wkręciłam Trevora Mitchella!
- Co zrobiłaś? - krzyczała do tyłu, prawie zbaczając z drogi. - Z kim?
- Wkręciłam Trevora Mitchella.
- Nie zrobiłaś tego! Nie mogłaś! Nie zrobiłabyś!
- Nie, mam na myśli przenośnie. Wkręciłam go bardzo poważnie, Becky i mam
jego ubranie by to udowodnid! - Wyciągnęłam je z worka na śmieci, jedno po
drugim.
Śmiałyśmy się i wrzeszczałyśmy, kiedy Becky skręciła w zaułek niedaleko
Benson Hill.
Trevor jakoś odnajdzie drogę w ciemności. Ale nie będzie miał bogatego
ubrania do maskowania się. Jest nagi, zimny i samotny. Narażony na to kim
naprawdę jest.
Zapamiętam swoje szesnaste urodziny do kooca życia i Trevor Mitchell
też.
Kiedy jechałyśmy wzdłuż drogi krajowej, zakręciłyśmy na około Benson
Hill, reflektory świeciły na powodujące gęsią skórkę drzewa. Dmy atakowały
przednią szybę, jakby ostrzegały nas, byśmy wybrały inna drogę.
- Rezydencja jest zupełnie ciemna. - powiedziałam, kiedy się zbliżyłyśmy. -
Chcesz się zatrzymad by popatrzed?
- Twoje urodziny się skooczyły. - powiedziała Becky wyczerpanym głosem,
trzymając nogę na pedale gazu. - Przyjedziemy w przyszłym roku.
Nagle reflektory oświetliły postad stojącą na środku drogi.
- Uważaj! - krzyknęłam.
Facet ze świecącą w blasku księżyca białą skórą i spiczastymi, czarnymi
włosami, ubrany w czarny płaszcz, czarne dżinsy i czarne Doc Martens, szybko
podniósł rękę by zasłonid oczy, jakby od blasku reflektorów, a nie
bezpośredniego wpływu pickupa Becky.
Becky trzasnęła w hamulce. Usłyszałyśmy łomot.
- Dobrze się czujesz? - zawołała.
- Tak, a ty?
- Czy ja go uderzyłam? - krzyczała, panikując.
- Nie wiem.
- Nie mogę patrzed. - powiedziała, chowając głowę w kierownicę. - Nie mogę!-
zaczęła płakad.
Wyskoczyłam z samochodu i z niepokojem spojrzałam na około przodu,
obawiając się tego co mogę znaleźd, leżące na drodze.
Ale nic nie widziałam.
Sprawdziłam pod samochodem i spojrzałam na wgniecenia. Po bliższym
zbadaniu, zauważyłam poplamiony krwią zderzak.
- Dobrze się czujesz? - zawołałam.
Ale nie było odpowiedzi.
Wzięłam latarkę ze schowka Becky.
- Co robisz? - spytała, przejęta.
- Szukam.
- Czego?
- Tam jest trochę krwi.
- Krwi? - krzyczała Becky. - Zabiłam kogoś!
- Uspokój się. Może to był jeleo.
- Jeleo nie nosi czarny dżinsów! Dzwonię pod 911.
- Proszę bardzo, ale gdzie jest ciało? Uzasadniłam. - Nie jechałaś na tyle szybko,
aby go katapultowad do lasu.
- Może jest pod samochodem!
- Rozejrzę się. Prawdopodobnie tylko go potrąciłaś i się pozbierał. Ale chcę się
upewnid.
Becky chwyciła mnie za rękę, zakopując paznokcie w moje ciało. - Raven, nie
idź! Wynośmy się stąd! Dzwonię pod 911!
- Zablokuj drzwi, jeśli musisz. - powiedziałam, wyrywając się. - Ale trzymaj
silnik i światła włączone.
- Raven, powiedz mi... - Becky zawołała zdyszana, patrząc na mnie
przerażonymi oczami. - Czy to normalne, że facet chodzi środkiem drogi czarny
jak smoła? Sądzisz, że może byd - ?
Poczułam przyjemne mrowienie gęsiej skórki na ramionach.
- Becky, nie rób mi nadziei!
Przeczesałam krzaki, aż w dół do wąwozu. Potem udałam się w kierunku
rezydencji.
Wydałam pisk.
- Co to jest? - Becky płakała, tocząc się w oknie.
Krew! Grube kałuże na trawie! Ale nie było ciała! Podeszłam do śladów
krwi, mocno przestraszona, że jego zwłoki będą porozrzucane wszędzie. A
potem potknęłam się o coś twardego. Spojrzałam w dół, zakładając, że to
odcięta głowa. Z obawą świecąc tam latarką. To było wgniecione wiadro farby.
- Czy on nie żyje? - Becky dyszała, kiedy wróciłam do samochodu.
- Nie, ale myślę, że mogłaś zabid. - powiedziała, kładąc wiadro przed nią. -
Dlaczego malował w środku nocy? I gdzie poszedł?
-To była tylko farba! - powiedziała Becky, oddychając z ulgą, odkładając telefon
komórkowy i zapalając silnik. - Wynośmy się stąd!
- Co za kretyn chodzi środkiem drogi w nocy? - zastanawiałam się głośno. - Byd
może maluje jakieś graffiti czy coś takiego.
- Skąd on pochodzi? Gdzie mógłby odejśd tak szybko? - wymamrotała do mnie.
W lusterku wstecznym zobaczyłam odbicie ciemnej rezydencji, w sam raz by
zobaczyd światło w oknie na poddaszu.
ROZDZIAŁ 6 - ODKRYTY
Historia nagiego Trevora rozprzestrzeniła się niezwłocznie przez
Dullsville. Niektórzy uczniowie mówili, że natknął się w domu Matta na pieluchy
w worku na śmieci; inni że znaleziono go nieprzytomnego na tylnim trawniku.
Nikt nie miał pojęcia, że byłam w to zaangażowana. Tylko Trevor znał
prawdziwą historię. Najwyraźniej starał się przekonad kumpli do swojego
spotkania z cheerleaderką. Tak czy inaczej, wszyscy się śmiali.
Trevor zostawił mnie w spokoju. Nie miał ze mną nawet kontaktu
wzrokowego. Gotycka dziewczyna w koocu zdobyła gola w popularnej piłce
nożnej snobów. Ale nie chciałam by mnie oskarżył o kradzież. Musiałam oddad
mu rzeczy, prawda?
Najpierw był but. Myślę, że ten lewy. Przyczepiłam go na zewnątrz swojej
szafki. Na początku nikt nie zauważył wiszącego mokasyna. Ci, którzy w koocu
go zauważyli, spojrzeli na niego i poszli dalej. Ale następnego ranka go nie było.
Jedna osoba go zauważyła. Teraz nadszedł czas, aby inni zaczęli zwracad uwagę
oprócz ol' Trevora.
Prawy, brązowy mokasyn był przyczepiony w ten sam sposób. Ale obok
był napis: ZGUBIŁEŚ COŚ, TREVOR?
Tym razem słyszałam chichot mijających uczniów. Nie zdawali sobie
sprawy, kogo była szafka. Ale wkrótce załapali.
Każdego dnia wywieszałam skarpetkę, albo koszulkę. Zauważyłam, że
snobistyczne dziewczyny, które nigdy ze mną nie rozmawiały, nagle zaczęły
patrzed na mnie na algebrze z uśmiechem uznania. Były dziewczynami Trevora,
obiecującymi wszystko za nic by to pokazad. Cóż, miałam dużo do pokazania.
Od czasu, aż wywiesiłam jego spodnie khaki, wraz z plamami trawy i
zabrudzeniami, wszyscy wiedzieli, kogo to była szafka. Teraz dzieciaki w sali
uśmiechały się do mnie. Faceci właściwie się o mnie nie pytali, ale nagle stałam
się popularna w cichy sposób. Z wyjątkiem, oczywiście, Trevora. Ale czułam się
bezpieczna. Teraz wszyscy wiedzieli, kogo to szafka i kto będzie głównym
podejrzanym, gdyby coś mi się stało.
Ale zrobił dziwną groźbę.
- Kopnę cię w tyłek, Potworze. - powiedział pewnego dnia. Złapał mnie za
szczękę, kiedy ja i Becky szłyśmy do domu.
- Walka na buty boli bardziej niż mokasyny, Neandertalczyku. - Strzeliłam do
tyłu. Moja twarz była między jego dłoomi.
- Pozwól jej odejśd. - powiedział Matt, odciągając go.
- Widziałam jak nawet Matt cieszył się z mojego dowcipu. Jestem pewna, że
postawy Trevora męczyły go czasem. Mimo wszystko, był najlepszym
przyjacielem Trevora.
- Nigdy nie byłaś niczym więcej niż kaprysem! - krzyknął Trevor. Na szczęście
Matt znowu go odciągnął. Nie czułam się gotowa do walki po długim dniu w
szkole.
- Tylko poczekaj! Tylko poczekaj! - zawołał do mnie.
- Porozmawiaj z moim prawnikiem! - krzyknęłam, mając skrycie nadzieję, że nie
będzie potrzebny on ani chirurgia plastyczna.
Czas na wielki finał. Mnóstwo uczniów skupionych wokół mojej szafki.
Widziałam nawet ucznia pierwszego roku robiącego zdjęcia.
Był to punkt kulminacyjny, na który wszyscy czekali: biała bielizna Calvin
Klein gorącego Trevora przyklejona do mojej szafki. Napis poniżej mówił: BIAŁY
JEST DLA DZIEWIC, PRAWDA TREVOR?
Była tam przez chwilę. Wszyscy widzieli. Mam na myśli wszystkich!
- Raven, niszczysz własnośd szkoły. - Dyrektor Smith skarcił mnie później tego
dnia. Byłam w gabinecie Pana Smitha wiele razy, co było jak widzenie starego
przyjaciela.
- Te szafki były tu zawsze, Frank. - odpowiedziałam, - Może nadszedł czas by
powiedzied do rady pedagogicznej potrzebujemy nowych.
- Nie sądzę, abyś zdawała sobie sprawę z powagi zamieszania, Raven. Ty
niszczysz szafki i ośmieszasz honorowych uczniów.
- Jaki honor? Zapytaj wprost cheerleaderki i pół zespołu musztry, ile razy to on
ich zakłopotał.
Dyrektor Smith stukał ołówkiem z frustracji.
- Musimy cię w coś zaangażowad, Raven. Możesz należed do niektórych klubów,
co pomoże ci zawrzed przyjaźnie.
- Klub szachowy nie ma żadnych przyjęd? Albo co z klubem matematycznym? -
zapytałam sarkastycznie
- Istnieją inne działania.
- Czy możesz zagwarantowad mi miejsce w drużynie cheerleaderskiej?
Oczywiście będę musiała nosid czarną, plisowaną spódnicę.
- To musisz spróbowad sama. Ale założę się, że będziesz świetna.
- Oczywiście honorowi uczniowie, jak Trevor, naprawdę szanują cheerleaderki.
- Raven, liceum jest trudne dla większości dzieciaków. Tak już po prostu jest.
Nawet ludzie którzy wyglądają tak jakby mieli swoje miejsce, zazwyczaj nie
czują, że do niego należą. Ale musisz iśd dla siebie. Masz wyobraźnię. Jesteś
mądra. Wykorzystaj to. Tylko nie niszcz więcej szafek, kiedy starasz się znaleźd
odpowiedzi.
- Oczywiście, Frank - powiedziałam, zatrzymując się w poślizgu. - Do
zobaczenia.
- Nie za wcześnie, dobrze, Raven?
- Spróbuję nie pracowad za ciężko. - powiedziałam i zamknęłam drzwi.
Następnego dnia zauważyłam coś na swojej szafce co mi się nie
spodobało. Czarną farbą było napisane: RAVEN TO HORROR!
Uśmiechnęłam się. Bardzo mądrze, Trevor. Bardzo mądrze. Poczułam
ciepło w środku. Po raz pierwszy w życiu mnie skomplementował.
ROZDZIAŁ 7 - WESOŁEGO HALLOWEEN
Halloween. Mój ulubiony dzieo w roku. Jedyny dzieo w roku, do którego
pasuję. Tego jednego dnia wszyscy mnie akceptują i komplementują, a nawet
jestem nagradzana przez moich hojnych sąsiadów, którzy nie sądzą, że jestem
za stara by świętowad - albo bardziej boją się moich sztuczek. Ale w tym roku
zdecydowałam, że naprawdę chcę ubrad kostium. Na zakupy w sklepach,
przeważnie nigdy nie chodziłam, więc pożyczałam rzeczy od swojej mamy.
Upięłam włosy w kooski ogon i różową spinkę i ubrałam łagodnie miękki biały
kaszmirowy sweter z różową spódnicą do tenisa. Zrobiłam sobie zdrowy
rumieniec z któregoś podkładu mamy i różu do policzków i nałożyłam miękką
śliwkową szminkę. Nawet poprosiłam swojego tatę o rakietę tenisową.
Chodziłam po domu mówiąc rzeczy jak. - Droga mamo, będę w domu po
swojej lekcji tenisa!
Głupek nie poznał mnie, kiedy przeszłam obok niego w kuchni. Potem
opadła mu szczęka, kiedy zdał sobie sprawę, że to naprawdę ja, a nie dziecko
sąsiada wpadło po cukier.
- Nigdy nie widziałem żebyś wyglądała tak... dobrze. - powiedział, przebrany za
koszykarza. Myślała, że będę chora właśnie tam i teraz.
Moi rodzice chcieli robid zdjęcia. Bądź tu mądry. Grali jak bym szła na bal.
Pozwoliłam im zrobid tylko jedno. Wyobraziłam sobie, że tata w koocu mógłby
mied moje zdjęcie, które mogło by dumnie wisied w jego biurze.
Becky i ja jadłyśmy później obiad w stołówce. Wszyscy patrzyli na mnie,
jakbym była nową dziewczyną. Naprawdę, nikt mnie nie poznał. To było
zabawne na początku, potem nieco irytujące. Gapili się, kiedy byłam ubrana na
czarno. Gapili się, kiedy byłam ubrana na biało. Nie mogłam wygrad! Potem
Trevor wszedł do kawiarni przebrany za Draculę. Jego włosy były przylizane do
tyłu i był w sportowej czarnej pelerynie. Miał plastikowe kły i gorąco czerwone
usta.
Stał z Mattem, spoglądając wszędzie dookoła by mnie znaleźd. Chciał
zobaczyd moją minę na jego nowy styl. Matt w koocu wskazał na mnie i Trevor
miał potworne spojrzenie. Patrzył na mnie długo i groźnie, oglądając mnie od
góry do dołu. Nigdy nie widziałam, żeby patrzył się tak na mnie wcześniej. To
było tak jakby był majorem w Crushville, kiedy sprawdzał mój elegancki biały
sweter i zdrowy rumieniec. Myślałam, że na pewny miał tu przyjśd i powiedzied
coś głupiego, ale usiadł po przeciwnej stronie kawiarni tyłem do mnie. Nigdy
wcześniej tego nie zrobił. Byłam od niego wolna! Ale się myliłam. Powinnam
wiedzied, że to nie był rozejm.
Mój mały dyniowy koszyk był prawie pełen od Smarties, Snickersów,
Mary Jones, farmerów Jolly, gum Dubble Bubble i wielu innych smacznych
przekąsek. I co najważniejsze - pierścionków z pająkami i tatuaży. Becky i ja
chodziłyśmy po całym mieście i zastanawiałyśmy się co nas czeka przy drzwiach
tajemniczej rezydencji. Zachowałyśmy ten dom na koniec. Najwyraźniej byli
tam wszyscy inni.
Obecnie była kolejka do frontowych drzwi. To było tak, jakbyśmy były w
świecie Disneya. Upiory, punki. Włóczędzy, Myszka Miki, Fred Flinstone i Homer
Simpson, wszyscy cierpliwie czekający na swoją kolej. I grupa ciekawskich
rodziców, którzy próbowali ukradkiem zajrzed do środka. Cyrk był w mieście i
wszyscy chcieli zobaczyd dziwadła.
- On jest naprawdę przerażający. - dwunasto letni Frankenstein zauważył do
małego wilkołaka, kiedy nas mijali.
Głupek zauważył mnie i Becky, kiedy szłyśmy na podjazd.
- Zdecydowanie warto poczekad, Raven. Spodoba ci się! To jest moja siostra! -
Z dumą powiedział do swojego przyjaciela Batmana, który spojrzał się na mnie
swoimi dziecięcymi chłopięcymi oczami.
- Czy widziałeś skurczone głowy? Albo potwory z kłami? - spytałam.
- Nie.
- To może tracimy czas.
- Ten stary człowiek jest naprawdę dziwny. Wygląda strasznie, a nawet nie ma
na sobie kostiumu!
Widziałam, że Głupek próbował stworzyd ze mną więź odkąd po raz
pierwszy mógł pokazad mnie swojemu przyjacielowi.
- Dzięki za informację.
- Dzięki? Yy... tak... oczywiście, siora.
- Widzimy się w domu, jeśli chcesz wymienid jakieś batony.
Głupek pokiwał chętnie głową. Uśmiechnął się i odszedł, jakby w koocu
poznał swoją zaginioną siostrę.
Becky i ja z niecierpliwością czekałyśmy na swoją kolej. Byłyśmy ostatnie
w kolejce, a kiedy Charlie Brown i czarownica, będący przed nami na chodach
odeszli ze swoimi towarami, drzwi się zamknęły. Patrzyłam na kołatkę w
kształcie litery S i zastanawiałam się, czy to był inicjał nowego właściciela.
Zapukałam nią delikatnie w nadziei, że gotycki facet otworzy. Chciałam zapytad
go, czy był na drodze o drugiej w nocy, a jeśli tak, to co tam robił? Większośd
ludzi wykonuje swoje dwiczenia na siłowni, a nie na upiorny. Ale nikt nie
odpowiedział.
- Chodźmy. - zasugerowała Becky zdenerwowana.
- Nie, czekałyśmy na to wiecznośd! Nie odejdę póki nie dostanę paru cukierków.
Jest nam to winien!
- Jestem zmęczona. Byłyśmy na dworze całą noc. To jest prawdopodobnie tylko
jakiś odrażający stary facet, który chce iśd do łóżka. I ja też.
- Nie możemy teraz odejśd.
- Idę do domu, Raven.
- Nie wierzę, że jesteś takim tchórzem. No dalej, myślałam, że jesteśmy
najlepszymi przyjaciółkami.
- Jesteśmy. Ale jest późno.
- Dobra, dobra. Zadzwonię do ciebie później i opowiem ci wszystko o Panu
Odrażającym.
Byłam wystarczająco potraktowana chodząc wkółko i nie przejmowałam
się zastraszoną Becky. Była bezpieczna w domu. A ja?
Patrzyłam na kołatkę węża i zastanawiałam się, co stało za ogromnymi,
drewnianymi drzwiami. Byd może nowy właściciel wciągnie mnie do środka i
będzie przetrzymywad w swojej nawiedzonej rezydencji. Mogę mied tylko
nadzieję!
Zapukałam jeszcze raz i czekałam.
Zapukałam znowu. Uderzyłam i uderzyłam i uderzyłam. Moja ręka
zaczynała bolec. Rzuciłam okiem dookoła, potem usłyszałam otwierający się
zamek i skrzypiące drzwi. Szybko pobiegłam z powrotem do przodu. A on stał
przede mną: Odrażający Człowiek.
Był wysoki i chudy, jego twarz i ręce były blade jak śnieg, w odróżnieniu
do jego kamerdynalnego ciemnego munduru. Nie miał włosów, nie jakby je
stracił, ale jakby nigdy ich nie miał i miał wybrzuszone oczy potwora. Wyglądał
jakby żył wieki. Kochałam go.
- Nie mamy więcej cukierków, panienko. - powiedział z obcym akcentem, kiedy
spojrzał w dół na mnie.
- Naprawdę? Ale musicie coś mied. Trochę masła orzechowego? Kawałek tostu?
Otworzył drzwi, nie więcej niż to konieczne. Nie widziałam nic za nim. Jak to
miejsce wyglądało w środku? Jak bardzo zmieniło się od czasu, kiedy podkradła
się tam cztery lata temu? I kim byli „my” i czy wyglądali odrażająco, także?
Wszyscy możemy byd przyjaciółmi. Czułam jak ktoś patrzy, zbliża się i starałam
się ominąd drzwi.
- Kto tu jeszcze mieszka? - zapytałam odważnie. - Masz syna?
- Nie mam dzieci, panienko. I przepraszam, ale nie mamy już ani okruszka. -
zaczął zamykad drzwi.
- Czekaj! - wyrwało mi się i zablokowałam drzwi swoim butem. Zajrzałam do
swojego dyniowego koszyka i wyciągnęłam pierścionek z pająkiem i Snickersa. -
Chciałabym powitad pana w sąsiedztwie. To jest mój ulubiony batonik i mój
ulubiony Halloweenowy smakołyk. Mam nadzieję, że też go pan polubi.
Omal się nie uśmiechnął. Ale potem, kiedy założył smakołyk z pająkiem
na swój śnieżnobiały palec, uśmiechnął się trzeszcząco, pękająco, wychudzono-
zębowym uśmiechem. Nawet jego wyłupiaste oczy zdawały się migotad.
- Do zobaczenia! - powiedziałam, taocując w dół schodów.
Poznałam Odrażającego Człowieka! Każdy w mieście może powiedzied, że
dostał od niego cukierki, ale kto może powiedzied, że dał mu smakołyk?
Stanęłam na trawniku i spojrzałam na budynek. Widziałam mroczną
postad wyglądającą z okna na poddaszu. Czy był to Gotycki Facet? Szybko
zatrzymałam się i spojrzałam do tyłu, ale nikogo tam nie było, tylko rozwiana
ciemna zasłona.
Właśnie przeszedłam przez żelazną bramę, gdy upiorny wampir w
czerwonym Camaro podjechał do krawężnika.
- Chcesz pojeździd, mała dziewczynko? - Trevor zapytał. Matt Farmer siedział
wygodnie za kierownicą.
- Moja mama, mówiła mi, żeby nie rozmawiad z nieznajomymi. - powiedziałam,
biorąc kęs Mary Jane. Nie byłam w nastroju do konfrontacji z Trevorem.
- Nie jestem nieznajomym, kochanie. Czy nie jesteś za stara na bycie cukierkiem
albo psikusem?
- Czy nie jesteś za stary, żeby byd papierem w miejskiej toalecie?
Trevor wysiadł z samochodu i podszedł do mnie. Wyglądał szczególnie
seksy. Oczywiście uważam, że wszystkie wampiry są seksy, nawet te fałszywe.
- Co to ma byd? - zapytał.
- Jestem przebrana za dziwaka, nie widzisz?
Starał się byd cool ale był zapatrzony w siebie. Byłam jedyną dziewczyną,
która umiała mu coś powiedzied.
Jedyną dziewczyną w mieście, której nie mógł mied. I zawsze byłam
tajemnicą, przez sposób w jaki się ubierałam i zachowywałam, ale teraz stałam
przed nim ubrana jak dziewczyna z jego snów.
Więc odwiedzasz Amityville we własnej osobie? - wpatrywał się w
rezydencję. - Jesteś zwykłym tchórzem, nie? - Spojrzał w dół, posyłając na
mnie dreszcze - był wspaniały w pelerynie Draculi.
Nic nie powiedziałam.
- Założę się, że nigdy nie całowałaś wampira. - powiedział, jego sztuczne zęby
błyszczały w świetle księżyca.
- Cóż, kiedy jakiegoś zobaczysz, powiadom mnie. - powiedziałam i zaczęłam
odchodzid.
Złapał mnie za ramię.
- Daj spokój, Trevor!
Przyciągnął mnie bliżej. - Cóż, nigdy nie pocałowałem tenisistki. -
zażartował.
Zaśmiałam się, to było takie oklepane podejście. Pocałował mnie w usta,
jego plastikowe, sztuczne zęby przeszkadzały. A niech go. Może, byłam jeszcze
nieprzytomna po aerobiku na trawniku.
W koocu zaciągnął powietrze.
- Cóż, teraz już tak! - powiedziałam, odrywając się. - Myślę, że Farmer Matt
czeka na ciebie!
- Nie dostałem żadnych słodyczy! - powiedział, grzebiąc w moim dyniowym
koszyku. Wyciągnął batoniki Snickersa.
- Hej, to mój ulubiony! Weź sobie masło orzechowe.
Nagryzł Snickersa swoimi zębami wampira, którego upuścił i spadł na
ziemię, ociekając czekoladą i karmelem. Szybko sięgnęłam po nie, ale on
chwycił mnie za rękę, rozsypując moje słodycze wszędzie.
- Zobacz, co zrobiłeś! - krzyknęłam.
Chwycił garśd cukierków i wepchnął do dżinsów. Patrzyłam, jak moje
porozrzucane smakołyki były porozrzucane wokół trawnika. Jedyne słodycze
jakie mi zostały to nudne Smarties i zalane Mars Bar.
- Czy nadal chcesz byd rzeczą! - spytał, mając wypchane do pełna kieszenie z
całą moją nocną pracą jaką mi nieodwołalnie zabrał. - Nadal chcesz byd moją
dziewczyną?
Nagle puścił mnie i zaczął iśd ku rezydencji. - Teraz dostanę trochę
prawdziwych słodyczy.
Tym razem ja chwyciłam go za ramię. Kto wiedział co zrobi Trevor, kiedy
dojdzie do drzwi?
- Tęsknisz za mną już? - zapytał, zaskoczony, kiedy nie odeszłam.
- Skooczyły im się słodycze.
- Więc, sam się o tym przekonam!
- Zgasili światła. Poszli spad.
- Więc, się obudzą. - Wyjął puszkę farby w aerozolu z pod peleryny. -
Definitywnie potrzebują kogoś, kto wie jak dekorowad!
Szedł w stronę rezydencji. A ja za nim.
- Nie, Trevor. Nie!
Przeszedł obok mnie. Szedł zwandalizowad jedyne miejsce w tym mieście, które
było piękne.
- Nie! - krzyczałam.
Odkręcił pokrywkę i potrząsnął. Starałam się go chwycid za rękę, ale
popchnął mnie na ziemię.
- Zobaczmy... może „Witamy w sąsiedztwie!”?
- Nie, Trevor, nie!
- Albo „Miłosna spółka wampirów!”. Podpiszę twoim imieniem.
On nie będzie niszczył ich własności i wciągał mnie w to. Potrząsnął
jeszcze raz. I zaczął pryskad rezydencję.
Rzuciłam się na nogi i zaciągnęłam swoją rakietą tenisową. Grałam ze
swoim ojcem i to nie gra była ważna tylko kto ją wygra. Utkwiłam oczy na
aluminiowej puszce, jak na piłce i uderzyłam tak mocno, jak mogłam.
Wydzieliłam odległośd i jak zwykle z moją grą, straciłam przyczepnośd i rakieta
przeleciała nad nią. Trevor zaczął krzyczed tak głośno, że myślałam, że cały
świat usłyszy. Chyba uderzyłam mocniej niż miałam.
Nagle za frontowymi drzwiami zapaliło się światło i usłyszałam brzęk
otwieranych zamków.
- Musimy się stąd wynosid! - Krzyknęłam do Trevora, który przykucnął,
trzymając się za ranną rękę.
Byłam gotowa do ucieczki, kiedy poczułam coś czego przedtem nie
czułam: obecnośd. Odwróciłam się i pozwoliłam sobie ciężko oddychad, bo
strach uwięzł mi w piersiach. Stałam zamrożona.
On tam był. Nie Odrażający Człowiek. Nie Pan czy Pani prezydenckiej
rodziny. Ale Gotycki Facet, Gotycki Kolega, Gotycki Książę. Stał przede mną jak
nocny rycerz!
Jego długie ciemne włosy leżały ciężko na ramionach. Jego oczy były
ciemne, głębokie, piękne, samotne, uwielbiająco inteligentne, rozmarzone.
Brama do jego mrocznej duszy. On też stał nieruchomo, oddychając. Jego twarz
była blada jak moja i jego napięta bluzka była schowana w jego czarne dżinsy,
które były schowane w potwornie eleganckich punk-rockowych wojskowych
butach.
Normalnie strach, to to co czuję, kiedy wiem, że mama zapowiada
przyjęcie Mary Kay i chce użyd mnie jako modelki. Ale byliśmy na własności
prywatnej, a moja ciekawośd, aby sprostad temu dziwnemu stworzeniu
ogarniała mnie strachem.
Buty do tenisa były tego wieczoru naprawdę dobrym wyborem.
Słyszałam jak Trevor krzyczał na mnie, będąc za mną w locie - Ty potworze!
Złamałaś mi rękę!
Ścigałam się do otwartych drzwi i wsiadłam do oczekującego Camaro.
- Zawieź mnie do domu! - wrzasnęłam. - Teraz!
Matt był zaskoczony niespodziewanym pasażerem. Tylko na mnie
spojrzał, w cichym proteście.
- Zawieź mnie teraz! Albo powiem policji, że byłeś w to zamieszany!
- Policji? - żachnął się - Czy teraz dołączy do nas Trevor?
Widziałam złego Hrabiego Trevora biegnącego w dół podjazdu, jego
peleryna płynęła na wietrze. Był już prawie przy bramie. Gotycki Facet nie
ruszył się, ale kontynuował gapienie się na mnie.
- Jedź! Po prostu jedź tym maniakalnym samochodem! - krzyknęłam z całych
płuc.
Silnik ruszył i znikliśmy daleko od rezydencji i jej niezwykłych
mieszkaoców z pola widzenia. Odwróciłam się i wyjrzałam przez okno na
krzyczącego Draculę Trevora goniącego za nami.
- Wesołego Halloween. - powiedziałam do Matta, oddychając z ulgą.
ROZDZIAŁ 8 - SZUKAJĄC KŁOPOTÓW
Szłam swoją drogą do klasy historycznej, kiedy zauważyłam Trevora idącego
przede mną. Zauważyłam coś niezwykłego związanego z jego domowym
ubiorem - miał na sobie golfową rękawicę na prawej ręce.
- Tworzysz ekstrawaganckie ubranie? - dokuczałam mu, chwytając się go. -
Myślę, że to dobrze, że nie grasz w piłkę ze swoją ręką!
Zignorował moje komentarze i kontynuował iście do klasy.
- Sądzę, że możesz trafid na małą sesję do klubu graffiti. - żartowałam. -
Ponieważ twój palec jest poza komisją.
Zatrzymał się i spojrzał na mnie chłodno. Ale myślał, że lepiej się nie
odzywad i poszedł dalej.
Aud! Sądzę, że zraniłam nie tylko jego rękę.
- Widzę, że trafiłeś bezpiecznie do domu. - kontynuowałam, drażniąc go. -
Matt świetnie o mnie zadbał. Jest idealnym dżentelmenem!
Ale potem uświadomiłam sobie wszystko. Zabrałam Trevorowi dumę,
jego dziewczyny, a teraz zmusiłam jego najlepszego przyjaciela by go zdradził i
stanął po stronie wroga. Czułam współczucie dla niego... prawie.
Trevor przystanął, patrząc w dół na mnie jakby miał eksplodowad. Ale
byłam rozproszona przez dziwną postad rozmawiającą z sekretarką w głównym
biurze. To był Odrażający Człowiek! Stał blady w jasnym świetle
fluorescencyjnym, jego długi szary płaszcz zakrywał jego chude ciało. A w jego
bladej, kościstej ręce zwisała rakieta tenisowa mojego taty.
Przyciągnęłam wściekłego Trevora do ściany, gdzie można było bezpiecznie
podsłuchad rozmowę.
- Co robisz? - Trevor zapytał, próbując wymigad się stąd.
- Cii! To lokaj z rezydencji! - szepnęłam, wskazując.
- Co z tego?
- Szuka nas!
- Jak może nas szukad? Było ciemno, głupia!
- Ten facet nas widział! Prawdopodobnie znalazł puszkę ze sprayem na
trawniku i wszystko co nabazgrałeś na ścianie jest dowodem! I ma rakietę
tenisową mojego taty!
- Cholera, dziwaku, jeśli byś mnie nie uderzyła nic takiego by się nie stało.
- Jeśli byś się nie urodził, nic takiego by się nie stało, czubku. Cii, już!
- Szanowny Panie, może pan zostawid tą rakietę u nas, a my ogłosimy
komunikat. - usłyszałam odpowiedź Pni Gerber. - Mówi Pan, że co ta
dziewczyna miała na sobie?
- Strój do tenisa, Pani.
- Na Halloween? - zaśmiała się i sięgnęła po rakietę.
Ale Odrażający Człowiek cofnął się. - Wolałbym zatrzymad ją w swoim
posiadaniu na teraz. Jeśli znajdzie pani właścicielkę, będzie wiedzied gdzie może
ją odebrad, Miłego dnia. - powiedział i ukłonił się oczarowanej Pani Gerber.
Zdenerwowałam się i wyciągnęłam Trevora zza pomnika Teddy'ego
Roosevelta. - To pułapka. - powiedziałam, ściskając rękę na rękawiczce
Trevora. - Pokażę się tam i policja zaczeka na mnie z kajdankami!
Uczniowie patrzyli na Odrażającego Człowieka, jak szedł w stronę drzwi,
rozglądając się, kiedy odchodził. Szukał nas.
- On ma ze sobą dowód i ten dowód jest wart dwieście dolarów. - szepnęłam
do Trevora.
- Tak, dowód. - powiedział. Oskarżający ciebie!
- Mnie? Twoje odciski palców są wszędzie. Ten facet widział ciebie, też.
- Widział tylko jak biegnę. Mógł widzied tylko ciebie. Byłaś wściekła, że nie
dostałaś cukierków, więc spryskałaś jego dom, kiedy on cię usłyszał, robiącą
hałas, potem porzuciłaś swoje słodycze i rakietę tenisową, kiedy zapaliły się
światła. - powiedział Trevor, jakby był Sherlockiem Holmesem, rozwiązującym
sprawę zaginionej rakiety tenisowej.
- Zwalisz to na mnie? Nie mogę uwierzyd!
- Nie martw się, nie sądzę, że pójdziesz przez to do więzienia, kochanie.
Dostaniesz po prostu duże klapsy od tego szalonego lokaja.
Miałam tyle kłopotów przez rzeczy, których nawet nie zrobiłam.
Trevor zaczął iśd do klasy.
Przyczepiłam się do niego. - Pociągnę cię w dół, jeśli coś się wydarzy!
- Komu mieliby uwierzyd, dziwaku - honorowemu uczniowi, który jest gwiazdą
piłki nożnej czy gotyckiej lasce z jedną przyjaciółką, która spędza więcej czasu
w gabinecie dyrektora, niż w klasie?
- Jesteś mi winien rakietę tenisową - krzyknęłam bezradnie, kiedy Trevor
spacerował powrotem.
Przyznaję, Trevor mści się za Gołą Leśną Noc. Przez niego straciłam
luksusową, ekstrawagancką rakietę mojego taty. I co ważniejsze, to on zrobił ze
mnie nieprzyjaciela w oczach każdego w mieście, który mógłby mnie zrozumied
i zostad moim przyjacielem. Oni byli moją wolnością w Dullsville i moim
pokrewieostwem z ludzkością, ale teraz z powodu Trevora, rezydencja będzie
trudniej dostępna niż wtedy, kiedy była zabita deskami.
ROZDZIAŁ 9 - PIEKŁO NA ZIEMI
- Ty co? - mój ojciec krzyknął podczas kolacji, kiedy powiedziałam mu, że
zgubiłam rakietę.
- Cóż, nie do kooca zgubiłam. Tylko jej nie ma.
- Więc oddaj, jeśli wiesz gdzie jest.
- To jest właśnie teraz niemożliwe.
- Ale ja mam jutro grę!
- Wiem, tato, ale masz inne rakiety. - Próbowałam umniejszad moc tej jednej
praktycznej rakiety. Duży błąd!
- Inne? To takie proste dla ciebie? Po prostu idź kupid inną rakietę Prince
Precision OS.
- Nie powiedziałam tego.
- Jest to na tyle złe, że może zamazad twoje przewinienia w szkole!
- Przepraszam, ale -.
- Przeprosiny tym razem nie wystarczą. Przeprosiny nie wygrają mi jutrzejszej
gry. Rakieta jest moja. Nie mogę uwierzyd, że pozwoliłem ci ją wziąd z
pierwszego miejsca!
- Ale, tato, jestem pewna, że popełniałeś błędy, kiedy byłeś hipisowskim
nastolatkiem!
- I płaciłem za nie! Tak jak ty zapłacisz za moją rakietę.
Moje konto bankowe miało około pięciu dolarów, resztki pieniędzy z
moich słodkich szesnastych urodzin. I nadal byłam dłużna za premierowy film
dwadzieścia pięd dolarów spóźnionej opłaty. Szybko obliczyłam w swojej
głowie. Tata będzie musiał zabierad mi kieszonkowe, aż do trzydziestki.
Potem powiedział dwa słowa, które odbiły się w mojej głowie i
przyprawiły o złośd z furią. Wtedy powiedziałam im, że wybuchnę na milion
nieszczęśliwych kawałków.
- Zdobądź pracę! - ogłosił. - Chodzi o czas, też. Może to nauczy cię pewnej
odpowiedzialności!
- Nie możesz poprostu dad mi klapsa? Albo uziemid mnie? Albo nie mówid do
mnie latami, jak robią rodzice w tych talk showach? Proszę, tato!
- To jest koniec! Koniec historii! Pomogę ci znaleźd pracę, jeśli nie możesz na
własną rękę. Ale musisz pracowad sama.
Pobiegłam do swojego pokoju, zawodząc jak dziecinny Głupek,
wrzeszcząc z całych płuc. - Wy ludzie, po prostu nie rozumiecie presji bycia
nastolatkiem w moim pokoleniu!
Kiedy płakałam na łóżku, marzyłam o podkradnięciu się do rezydencji, jak
zrobiłam to z Jackiem Pattersonem, gdy miałam dwanaście lat i podkradnięciu
rakiety.
Ale wiedziałam, że byłam trochę większa w biodrach i że okno, które
wykorzystaliśmy zostało zastąpione. Jestem pewna, że nowi właściciele mieli
również system zabezpieczeo i w każdym razie, gdzie zobaczę rakietę w tak
wielu pokojach i szafach? A w trakcie, gorączkowego szukania, byłam pewna
bycia złapaną przez Odrażającego Człowieka dzierżącego broo lub inne
średniowieczne narzędzie tortur. Praca na pół etatu była mniej groźnym
scenariuszem, ale nie dużo.
W tym momencie, naprawdę chciałam byd wampirem - Nidy nie
słyszałam o pracującym Draculi.
Kontakty. One były wspaniałe, gdyby mój tata znał Stevena Spielberga i
Królową Anglii, ale Janice Armstrong z Armstong Travel nie była dla mnie.
Znacznie gorsze od konieczności wykazywania się tam po szkole trzy dni
w tygodniu, odbierania telefonów z dziarskim głosem, kopiowania biletów z
tym ohydnym błyskiem w oczach i mówienia do kapiszonów jadących do
Europy po raz czwarty, był ten totalnie konserwatywny strój.
- Przykro mi, ale nie będziesz mogła nosid tych... - Janice zaczęła, wpatrując się
w moje buty. - Jak ty dziecko na nie mówisz?
- Wojskowe buty.
- Nie jesteśmy w armii. I dobrze jest nosid szminkę, ale powinna byd czerwona.
- Czerwona?
- Ale możesz wybrad dowolny odcieo.
- Bardzo wspaniałomyślnie, Janice! - Jak na przykład różowy?
- Różowy byłby świetny. I musisz nosid spódnice. Ale nie za krótkie.
- Czerwone spódnice? - spytałam.
- Nie, nie muszą byd czerwone. Mogą byd zielone lub niebieskie.
- Mogę wybrad dowolny odcieo? - Jeśli chciała bym poczuła się jak idiotka,
grałam jak ona.
- Oczywiście. I rajstopy.
- Nie czarne?
- Nie podarte.
- I lakier do paznokci. - zaczęła patrząc na moje palce.
- Nie czarne, ale każdy odcieo czerwieni. Albo różowe byłyby świetne. -
recytowała.
- Bardzo dobrze. - powiedziała z uśmiechem. - Jesteś już gotowa!
- Dzięki, tak sądzę. - powiedziałam, kiedy odchodziłam. Sprawdziłam zegarek.
Wywiad trwał piętnaście minut, ale czułam się jakby trwał godzinę. Ta praca
miała byd kompletną torturą.
- Widzę cię jutro, o czwartej, Raven. Jakieś pytania?
- Dostanę pieniądze za wywiad?
- Twój tata mówił, że jesteś rozgarnięta, ale nie wspominał o twoim wspaniałym
poczuciu humoru. Będzie nam razem świetnie. Kto wie, może będziesz chciała
byd agentem podróży, kiedy będziesz starsza.
Pani Peevish, moja niesławna przedszkolanka, byłaby dumna.
- Ja już wiem, kim chcę byd. - odpowiedziałam. Chciałam powiedzied
wampirem, tylko dla starych czasów. Ale wiedziałam, że nie zrozumie.
- Kim chcesz byd?
- Profesjonalną tenisistką. Dają za darmo rakiety!
Moja mama kupiła mi jakieś strasznie kolorowe, firmowe rzeczy Cathy,
więc mogłam zmieścid się w pakiecie biznesowym w Dullsville. Wyciągnęłam je
z toreb na zakupy i zdębiałam, kiedy zobaczył ceny na torbach.
- To jest to! Te stroje kosztowały więcej niż rakieta tenisowa. Po prostu je
oddajmy i będzie wyrównane.
- To nie o to chodzi!
- To nie ma sensu.
Niechętnie włożyłam białą bluzkę i niebieską spódnicę do kolan. Moja
mama patrzył, jakbym była córką, którą zawsze chciała.
- Nie pamiętasz ubierania stryczkowych topów, warkoczy i dzwonów? -
zapytałam. - Co mogę nosid, bardziej pasującego do mojego pokolenia.
- Nie jesteś już małą dziewczynką, Raven. A poza tym nigdy nie miałam na sobie
szminki. Byłam naturalna.
- Fu. - powiedziałam, wywracając oczy.
- Bycie nastolatką jest trudne, wiem. Ale w koocu dowiesz się, kim naprawdę
jesteś.
- Wiem, kim jestem! A praca w biurze podróży i ubieranie białej bluzki i rajstop
nie będzie wyrażad mojego „wewnętrznego ja”
- Och, kochanie. - Próbowała mnie przytulic. - Kiedy jesteś nastolatką, myślisz,
że nikt cię nie rozumie i cały świat jest przeciwko tobie.
- Nie, tylko to miasto jest przeciwko mnie.
Przytuliła mnie mocno i tym razem jej pozwoliłam. - Kocham cię, Raven.
- powiedziała, tak bardzo płynnie jak mama może. - Jesteś piękna w czerni, ale
jesteś fantastyczna w czerwieni!
- Przestao, mamo, gnieciesz moją nową bluzkę.
- Myślałam, że nigdy tak nie powiesz! - powiedziała i ścisnęła mnie jeszcze
mocniej.
Czas wolny po szkole oznaczał pracę dorywczą. Jak mogę zebrad
informacje o Rezydenckiej rodzinie, jeśli byłam w pracy całe popołudnie?
Musiałam zabrad te wszystkie czyste ubrania ze sobą do szkoły i przechowywad
w swojej szafce, bo w przeciwnym razie byłabym skooczona. Moja nowa
popołudniowa kara rozdzierała mnie wewnętrznie.
- Dlaczego ten facet przyszedł do szkoły?- Zapytałam Becky, kiedy się
ubierałam.
- Może nie jest jeszcze zarejestrowany.
- Gdybym nie miała tej głupiej pracy, mogłybyśmy prowadzid dochodzenie,
właśnie teraz. Fu!
Byłam zazdrosna o Becky, bo wracała do domu do telewizji kablowej i
popcornu z mikrofalówki, podczas gdy ja szłam ze szkolnego biurka do biurka w
recepcji.
Po rozstaniu z Becky, podkradłam się do toalety i wytarłam czarną
szminkę mokrym, papierowym ręcznikiem i zastąpiłam ją jakąś bardzo
jaskrawym odcieniem czerwieni. I rzeczywiście wyglądałam jak duch z moją
bladą cerą. Niechętnie włożyłam swoje jasnoczerwone sztuczno jedwabne i
bawełniane rajstopy. - Tęsknię za tobą, Alę będziemy razem z powrotem za
kilka godzin. - powiedziałam do mojej czarnej sukienki i wojskowych butów,
umieszczając je w swoim plecaku.
Wyśliznęłam się z toalety patrząc w prawo i w lewo, jakbym przechodziła
przez ulicę i udałam się bezpiecznie do drzwi. Albo tylko tak myślałam.
Trevor stał na frontowych schodach.
Przestraszyłam się, kiedy go zobaczyłam, ale starałam się zignorowad jego
obecnośd i przejśd. Chciałam biec, ale nie mogłam w tych cienkich szpilkach.
- Hej, Halloween się skooczyło! - krzyknął, podążając za mną. - Gdzie twoja
spódnica do tenisa? Idziesz na jakiś bal jako sekretarka Suzie?
Kontynuowałam ignorowanie go, ale on złapał mnie za ramię.
Nie mogłam w to uwierzyd, że pracowałam, czy gdzie pracowałam, a
przede wszystkim, że pracowałam, ponieważ musiałam zapłacid ojcu za rakietę
tenisową, którą straciłam przez Trevora. To sprawiłoby mu zbyt wiele radości.
Spojrzał na mnie, tym samym spojrzeniem, co wtedy, kiedy zobaczył
mnie w stroju do tenisa. Tym razem byłam jego wymarzoną dziewczyną
korporacyjną.
- Więc, gdzie idziesz?
- Nie twój interes!
- Naprawdę, nie sądzę byśmy mieli sekrety od jakiegoś czasu.
- Zgub się teraz.
- Po prostu za tobą tam pójdę.
Zatrzymałam się. - Nie idź za mną! Nigdzie ze mną nie pójdziesz! Zostaw
mnie w spokoju! Na dobre! Na zawsze!
- Nie zaprzeczaj, że kochasz własną osobowośd. - powiedział, śmiejąc się. - Zły
dzieo dla włosów? Powinnaś była to teraz wykorzystad.
- Trevor, to koniec. Twoich gierek i moich! Nie dręcz mnie nigdy więcej. Wręcz.
Wręcz na wiecznośd. Dobra? Po prostu zejdź mi z oczu!
Biegł za mną, kiedy przestałam atakowad.
- Czy my zerwaliśmy ze sobą? Nie wiedziałem, że byliśmy razem, kochanie.
Proszę nie opuszczaj mnie. - prosił, żartobliwie.
Przeszłam szybko przez ogrodzenie szkoły i poruszałam się po chodniku.
Miałam pięd minut, aby dostad się do Armstrong Travel.
- Nie mogą żyd bez ciebie! - powiedział sarkastycznie, nadrabiając zaległości. -
Jesteś zła, bo nigdy nie dałem ci czarnej róży? Zrobię to dla ciebie. Dam ci nowe
ubrania - z cmentarza. - ryczał ze śmiechu. - Po prostu nie zostawiaj mnie,
kochanie!
- Przestao! - byłam wściekła. Prawdopodobnie miał dwieście dolarów w
kieszeni, a ja będę musiała pracowad przez wieki w miejscu którego nienawidzę
z powodu jego głupiego wybryku.
- Tylko powiedz mi, gdzie idziesz!
- Trevor zamknij się! Wynoś się stąd! Zdobędę nakaz, jeśli będę musiała!
- Masz randkę? - Nie zamierzał się poddad.
- Idź sobie!
- Poznałaś kogoś?
- Spadaj!
- Masz wywiad? Wywiad z... wampirem?
- Zejdź mi z oczu!
- Idziesz do... pracy?
Zatrzymałam się. - Nie! Całkowicie zwariowałeś! To takie kiepskie!
- Idziesz! Masz pracę! - Taoczył dookoła. - Jestem z ciebie taki dumny, moje
małe gotyckie dziecko znalazło pracę!
Wściekałam się w środku.
- Próbujesz polepszyd swoje żucie? Albo płacisz tatusiowi za tą wymyślną małą
rakietę tenisową?
Byłam gotowa go uderzyd i tym razem wysład jego głowę w dal, a nie
puszkę z farbą w aerozolu.
Wtedy zatrzymał się Matt. - Trevor, stary. Powiedziałeś, że będziesz na
schodach. Nie mam czasu na jazdę po mieście, by cię znaleźd. Musimy jechad.
- Dobrze, twoja opiekunka cię znalazła. - powiedziałam.
- Chciałbym zaoferowad ci podróż do pracy, ale musimy byd w pewnym miejscu.
- dokuczał Trevor.
Kiedy Camaro odjechało, spojrzałam na zegarek. Świetnie! Mój pierwszy
dzieo w pracy i jestem spóźniona.
ROZDZIAŁ 10 - PRACUJACY UPIÓR
Big Ben, Wież Eiffla i zachód słooca na Hawajach kręciły się wokół
recepcyjnego biurka Armstrong Travel, stale przypominając, że istnieje życie
poza Dullsville i że ta ekscytacja była bardzo daleko.
Jedyną ekscytującą rzeczą w pracy w Armstrong Travel były plotki. W
normalnych warunkach, uważałam, że miejskie skandale są dośd nudne -
burmistrz widziany podczas baraszkowania z tancerką w Vegas, lokalny
reporter TV z WGYS fałszujący historie porywania przez obcych, lider Brownie
sprzeniewierzający dochody z pieczenia ciasteczek.
Ale tera było inaczej - miała byd obserwacja Rezydenckiej rodziny!
Ruby, dziarska partnerka, zapełniała mnie wszystkimi nowinkami. Była jak
chodzący National Enquirer.
Jest nadal tajemnicą, co do męża. - powołując się na Rezydencką rodzinę. - ale
jest oczywiście bogaty. Kamerdyner robi zakupy w Wexley w sobotę dokładnie
o godzinie dwudziestej, a odbiera pranie chemiczne we wtorki - zawsze ciemne
garnitury i peleryny. Żona jest wysoką, bladą kobietą w swojej połowie
czterdziestki z długimi włosami i zawsze nosi ciemne okulary.
- Jakby byli wampirami. - Ruby, kontynuowała, nie wiedząc o mojej fascynacji.
- Są widywani tylko w nocy; wyglądają tak upiornie, ciemno i złowieszczo jak z
horroru klasy B. I nie przyjmują w domu gości. Ani jednego. Czy myślisz, że coś
ukrywają?
Uwiesiłam się na każdym słowie Ruby.
- Mieszkają tu już ponad miesiąc. - ciągnęła, - i nie pomalowali tego miejsca, ani
nawet nie ścieli trawy! Prawdopodobnie nawet zatrzymali skrzypiące drzwi!
Janice roześmiała się i zignorowała dzwoniący telefon. - Marcy Jacobs
mówi to samo. - Janice dodała. - Czy możesz sobie wyobrazid? Nie koszenie
trawnika i nie sadzenie kwiatów. Nie zastanawiają się, co myślą sąsiedzi?
- Może nie obchodzi ich co myślą sąsiedzi. Może właśnie lubią taki stan. -
wtrąciłam.
Obie patrzyły na mnie z przerażeniem.
- Ale tylko popatrz. - powiedziała Ruby. - Słyszałam, że żona była w Italian
Bistro Georgio'ego i zamówiła specjalną przystawkę Henry'ego... bez czosnku! -
Tak powiedział syn Natalie Mitchell.
Więc? Pomyślałam. Jak księżyc w pełni. Tak mnie zrobią wilkołakiem?
Wielkie rzeczy. I kto może zaufad Trevorowi i jego rodzinie! Dzwonienie
frontowych drzwi sprawiło, że pora plotek została całkowicie wstrzymana. I
nowy klient zajął nas wszystkie.
To był Odrażający Człowiek!
- Muszę coś skooczyd z tyłu! - szepnęłam do Ruby, której oczy były skupione na
kostnym człowieku.
Poruszałam się tak szybko, jak mogłam, nie oglądając się za siebie, dopóki
nie byłam bezpieczna, stojąc za urządzeniem Ksero. Jeszcze pragnęłam pobiec
do dobrego ol' Odrażającego, ściskając jego kruche ciało i mówiąc mu, że
przepraszam za Trevora Halloweenową robotę. Chciałam wysłuchad
wszystkiego co miał do powiedzenia o świecie, jaki znał, jego przygodach i
podróżach. Ale nie mogłam, więc kuliłam się za kopiarką i kopiowałam rękę.
- Poproszę dwa bilety do Bukaresztu. - usłyszałam jak mówi, siadając przy
biurku Ruby.
- Bukareszt? - spytała Ruby.
- Tak, Bukareszt, Rumunia.
- I kiedy chce pan jechad?
- Ja nie jadę, madam. Bilety są dla Pana i Pani Sterling. Chcieliby się wybrad
pierwszego listopada, na trzy miesiące.
Ruby klikała na komputerze. - Dwa miejsca... w gospodarce?
- Nie, pierwszą klasą, proszę. Po prostu tak długo, tak długo jak podczas lotu
będą obsługiwani krwistym winem, Sterlingowie będą zawsze szczęśliwi! -
powiedział tym swoim akcentem, śmiejąc się.
Wyciągnęłam szyję, by go zobaczyd.
Ruby śmiała się do tyłu niezręcznie, a ja zaśmiałam się w środku.
Poszła po plan podróży i podała mu kopię.
- To jak dawanie krwi, koszt biletów w tych dniach! - Odrażający Człowiek śmiał
się, podpisując.
To było dobre!
Ruby lustrowała jego kartę kredytową. - A pan nie jedzie, Ser? - spytała,
kiedy podpisał się nazwiskiem, starając się wyciągnąd z niego więcej informacji.
Do dzieła, Ruby!
- Nie, chłopak i ja zostajemy tutaj.
Chłopak? Odnosi się do Gotyckiego Faceta? Albo czy Sterlingowie mają
dziecko, którego mogłabym byd opiekunką? Mogłabym bawid się z nim w
chowanego w rezydencji.
- Sterlingowie mają chłopca? - Ruby spytała.
- Nie wychodzi dużo. Zostaje w swoim pokoju, słuchając głośno muzyki. To jest
to co robią siedemnastolatkowie.
Siedemnaście lat? Czy dobrze usłyszałam? Siedemnaście? On mówił o
Gotyckim Facecie. Ale dlaczego nie jest w szkole?
- On zawsze ma prywatne nauczanie. Lub jak to się mówi w tym kraju, ma
domowe nauczanie - odpowiedział Odrażający Człowiek, jakby czytał w moich
myślach. Albo powinien powiedzied, rezydenckie nauczanie! Nikt nie miał
domowego nauczania w Dullsville!
- Siedemnaście? - powtórzyła Ruby, starając się wypompowad więcej informacji
z jego kruchych kości.
- Tak, siedemnaście... dzieląc przez sto.
- Wiem jak to jest. - wtrąciła Ruby. - Moja dziewczynka właśnie skooczyła
trzynaście, a myśli, że wie wszystko!
- Zachowuje się jakby żył wcześniej, jeśli wiesz o co mi chodzi, ze wszystkimi
jego opiniami o świecie. - Odrażający roześmiał się maniakalnym uśmiechem,
który spowodował u niego okropny kaszel.
- Czy mogę pomóc panu w czymś jeszcze?
- Poproszę o mapę miasta.
- Naszego miasta? Spytała, z uśmiechem. - Nie jestem pewna, czy mamy.
Zwróciła się do Janice, która tylko pokręciła głową.
- Jest główny plac i pola uprawne. - powiedziała Ruby, wyglądając przez swoje
biurko. - Czy jest pan pewien, że nie chce pan mapy jakiegoś bardziej
ekscytującego miejsca? - zapytała, oferując mu mapę Grecji.
- To są wszystkie emocje człowieka w moim wieku, którymi się można
zajmowad, dziękuję pani. - powiedział z szerokim uśmiechem. - Plac
przypomina mi moją miejscowośd w Europie. Widziałem ją wieki temu.
- Wieki? - Ruby zapytała z zaciekawieniem. - Więc dobrze ukrywa pan swój
wiek. - przekomarzała się.
Jeśli ktoś mógłby zdobyd informacje o spacerze martwych, to byłaby to
Ruby. Mogła flirtowad z lepszymi od niego.
Twarz Odrażającego Człowieka zmieniła się z białego wina w jasny
bordowy.
- Jesteś taka uprzejma, kochana. - powiedział, dotykając swojej łysej głowy
czerwoną jedwabną chustką. - Dziękuję za twój czas. - powiedział,
przygotowując się do wyjścia. - To było kochane i ty byłaś kochana, też. -
chwycił ją za rękę kościstymi palcami i uśmiechnął się spieczonym uśmiechem.
Kiedy wstał, spojrzał na mnie i bezpośrednio przeze mnie, jakby wiedział,
że widział mnie wcześniej. Mogłam poczud jego zimne spojrzenie i odwróciłam
się gorączkowo, szybko gromadząc razem trzynaście kopii w ręce.
Nie miałam odwagi wrócid nim usłyszałam zamykane drzwi. Wyglądałam,
jak szedł koło przedniej szyby - i spojrzał się z powrotem, jakby patrzył prosto
na mnie. Poczułam chłód przechodzący przez moje ciało. Podobało mi się to.
Reszta dnia przeleciała. Prawie nie zauważyłam, że było po szóstej.
Przewiesiłam swój czarny worek przez ramię.
- Łał, będziemy ci musieli zapłacid za nadgodziny! - powiedziała Ruby, kiedy
podnosiłam się z recepcyjnego biurka.
Jeśli nie mogłabym byd Elvirą lub Bridem z Draculi, byłabym Ruby. Była
całkowitym przeciwieostwem mnie w swoim biały na biało białym stroju - buty
z białą suknią z winylu, czy eleganckie garniturowe spodnie, białe buty. Nosiła
bobowo* - długie, biało - blondawe włosy i zawsze używała swojego makijażu
z białą puderniczką, że stworzyła R tworząc czerwony kryształ górski. (*fryzura
na "boba" z włosów o takiej samej długości na całej głowie) Nawet miała
białego pudla, którego czasami przyprowadzała do agencji. Zawsze miała
chłopaka przychodzącego w odwiedziny. Wiedzieli, że była ważną klasą.
Podeszłam do biurka, które było pokryte białymi kryształami, białymi
ozdobami aniołów i uśmiechającą się trzynastoletnią dziewczynką Lucite w
białej ramce.
- Ruby? - zapytałam, kiedy grzebała w swojej białej skórzanej torebce.
- Co, kochanie?
- Tylko się zastanawiałam. - powiedziałam, skręcając swój pasek od torebki. -
Czy ...
- Co takiego, kochanie? Siadaj. - Chwyciła krzesło Janice i odwróciła się bokiem
do mnie.
- Chodzi o dzisiaj... wiem, to brzmi absurdalnie, ale czy ty... więc... czy ty
wierzysz w... wampiry?
- Czy ja? - roześmiała się, dotykając swojego kryształowego naszyjnika. -
Wierzę w wiele rzeczy, kochanie.
- Ale czy wierzysz w wampiry?
- Nie!
- O. - starałam się nie pokazad swojego rozczarowania.
- Ale co ja wiem? - zachichotała. - Moja siostra, Kate, przysięga, że widziała
ducha starego rolnika na polu kukurydzy, kiedy byłyśmy dziedmi. I pamiętam
faceta, który widział coś srebrnego strzelającego prosto w niebo, a moja
najlepsza przyjaciółka, Evelyn, wierzyła, że numerologia pomorze jej znaleźd
męża, a mój kręgarz uzdrawia ludzi poprzez umieszczanie magnesów w ich
stawach. To co jest fantastyczne dla jednych, jest prawdziwe dla innych.
Zawiesiłam się na każdym jej słowie.
- Więc, czy wierzę w wampiry? - kontynuowała. - Nie. Ale ja również nie wierzę
Rock'owi Hudsonowi, że jest gejem. Więc co ja wiem? - uśmiechnęła się,
lśniącym, białym uśmiechem.
Uśmiechałam się, kiedy szłam do drzwi.
- Raven?
- Tak?
- W co ty wierzysz?
- Wierzę w - odkrycia!
ROZDZIAŁ 11 - MISJA NIEPRAWDOPODOBNA
- Jestem na misji! - krzyczałam do Becky, która czekała na mnie na rogu w
Evans Park. Powiedziałam jej, ze musi się ze mną spotkad o siódmej na P.M -
Nigdy nie uwierzysz co się wydarzyło!
- Masz inną parę bielizny Trevora?
- Trevor kto? Nie, to jest daleko poza nim! Daleko poza granicami miasta. To
jest zupełnie nie z tego świata!
- Co to daje?
- Mam wszystkie brudy Rezydenckiej rodziny!
- O, wampiry?
- Wiesz?
- To jest w całym mieście. Niektórzy mówią, że to przez ich sposób ubierania.
Niektórzy mówią, że to przez to, że są po prostu dziwni. Pan Mitchell
powiedział mojemu ojcu, że muszą byd nieludzcy, ponieważ jedzą u Georgio bez
czosnku.
- Ale to są, Mitchellowie. Mimo to, muszę dodad to do mojego dziennika. Każdy
fragment informacji jest znaczący!
- Czy to dlatego się spotkałyśmy?
- Nie.
- Nie?
- Nie!
- To wszystko? Nie będziesz więcej o tym myśled?
- Mogłaś mnie zapytad o to przez telefon. Wyszłam przed drugą porcją
makaronu z serem!
- To ma duże znaczenie!
- Zwariowałaś? Chcesz mi powiedzied, że wierzysz w wampiry?
- Cóż...
- Raven, wierzysz w nie?
- Wierzyłam przez lata. Ale, kto wie? Nie wierzę, że Rock Hudson był gejem.
- Kim jest Rock Hudson?
Wywróciłam oczami. - Nie ważne. Prosiłam cię, żebyś się ze mną
spotkała, aby mi pomóc w mojej misji. Zobacz, odpowiedzi nie leżą w plotkach,
ale w prawdzie, a prawda leży w rezydencji. W każdą sobotnią noc Odrażający
Człowiek idzie do Wexley na godzinne zakupy. Przejechałam przez rezydencję i
nie mają żadnego systemu bezpieczeostwa. I jeśli rozegram karty prawidłowo,
Gotycki Facet będzie siedzied sam w swoim pokoju na poddaszu z głośnym
wyciem Marilyna Mansona. Nigdy mnie nie usłyszy.
- Nigdy nie usłyszy jak będziesz robid co?
- Szukad prawdy.
- To brzmi tak obłędnie.
- Dziękuję.
- Więc potrzebujesz mnie, bym czekała w swoim domu na telefon, więc kiedy
będziesz bezpiecznie w domu, możesz do mnie zadzwonid i podzielid się
wszystkimi szczegółami?
Patrzyłam na nią ciężko.
- Nie, potrzebuję cię byś była moją strażą.
- Wiesz, że to jest wykroczenie? Jak prawdziwe wykroczenie? Jak rozstania i
powroty?
- Cóż, jeśli znajdziesz otwarte okno to, to nie będzie włamanie. Będzie tylko
wejście. A jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, nikt nie będzie wiedział i
wtedy nie będzie nawet wejścia. Nie będę cię pakowad w kłopoty!
- Nie mogłabym...
- Mogłabyś.
- Nie mogę.
- Możesz.
- Nie zrobię.
- Zrobisz!
Rozmowa zatrzymana. - Zrobisz! - powiedziałam, tym razem ostro.
Nienawidziłam byd apodyktyczna, ale to musiało byd zrobione. Wstałam ze
swojej huśtawki. - Nie ukradnę niczego. Nie będziesz w niczym współwinna.
Ale jeśli mam znaleźd coś ważnego, kolosalnego, widowiskowego, zupełnie nie z
tego świata, wtedy możemy dzielid Nobla!
- Mamy to dopiero w Sobotę, prawda?
- Tak. To nam daje dużo czasu, aby zebrad więcej informacji i wygrzebad
podstawy rezydencji. I mamy na to dużo czasu.
- Pomyślałaś o wymówce?
Uśmiechnęłam się. - Nie, do dokooczenia twojego makaronu z serem.
ROZDZIAŁ 12 - ODCHODZĄCY CZAS
To było lepsze niż dzieo ukooczenia wyższych studiów: dzieo zakooczenia
mojej pracy na pół etatu. Miałam bezpiecznie odłożone 200 dolarów netto.
Wystarczająco, by kupid tacie nową rakietę tenisową i może nową żółto -
neonową piłkę tenisową.
Czułam małą nutkę melancholii, kiedy brałam swój sweter by opuścid
Armstrong Travel, mój czek był bezpieczny w mojej torebce. Ruby mocno mnie
przytuliła, naprawdę mocno, nie jak porcelanową lalkę w przypadku Janice.
Pomachałam na dowidzenia Big Benowi, wieży Eiffla i Hawajskiemu
zachodowi słooca.
- Możesz wrócid w każdej chwili! - powiedziała Ruby. - Naprawdę będę za tobą
tęsknic. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Raven.
- Ty, też!
Naprawdę była i miło było mied w koocu więź z kimś, kto był inny, niż
większośd Dullsvillian.
- Pewnego dnia znajdziesz jedynego w swoim rodzaju faceta, który będzie taki
jak ty!
- Dzięki, Ruby!
To było najbardziej tandetne, ze wszystkiego co kiedykolwiek ktoś mi
powiedział.
Wtedy właśnie Kyle Garrison, zawodowy golfiarz Dullsville, wszedł w flirt
z Ruby. Znalazła jedynego w swoim rodzaju dla siebie. Ale ona na to
zasługiwała.
Zostawiłam wypłatę na swoim nocnym stoliku i skuliłam się w łóżku,
szczęśliwa, że mój więzienny wyrok był skooczony i że mogę jutro zamienid czek
na gotówkę i z dumą wręczyd swój cały zarobek tacie. Ale oczywiście nie
mogłam zasnąd. Nie spałam całą noc, zastanawiając się, jak mój jedyny w
swoim rodzaju facet będzie wyglądał. Modliłam się, żeby nie nosił khaki jak
golfiarz.
Potem myślałam o facecie w rezydencji. I zastanawiałam się czy ja już nie
spotkałam tego jedynego w swoim rodzaju.
- Z czego się tak śmiejesz? - zapytał Trevor następnego dnia po obiedzie. Nie
mogłam przestad się uśmiechad, nawet do Trevora. Byłam taka szczęśliwa.
- Jestem na emeryturze. - odpowiedziałam. - Teraz mogę żyd tylko z odsetek!
- Naprawdę? Gratulacje. Ale tak bardzo chciałem cię jeszcze zobaczy w tych
ślicznych strojach sekretarki. Teraz możesz je nosid tylko dla mnie. - powiedział,
pochylony w pobliżu.
- Wynocha. - krzyknęłam, popychając go. - Nie zepsujesz mi dnia!
- Nie chcę psud ci dnia. - powiedział, stając tyłem. - Jestem z ciebie dumny.-
Uśmiechnął się olśniewającym uśmiechem, ale był on zmieszany z
podstawowym złem. - Teraz powinnaś mied wystarczająco dużo pieniędzy dla
mnie. Lubię horrory.
- Ale one są zbyt straszne dla dzieci takich jak ty. Zadzwonię do ciebie za pare
lat.
Zaśmiałam się i poszłam dalej. Tym razem nie zatrzymał mnie. Myślę, że
naprawdę nie zamierzał psud mi dnia po tym wszystkim. Ósma lekcja był w
koocu skooczona. Szybko poszłam na spotkanie Becky przy mojej szafce - lody
po szkole i aktualizacja planu rezydencji. Tłum uczniów stał obok mojej szafki.
Becky próbowała odsunąd mnie z dala, ale zignorowała ją, przez gapiących się
uczniów.
Kiedy się zbliżyłam, gapiący się uczniowie odsunęli się.
Spojrzałam na szafkę i moje serce upadło na podłogę. Lina była
przymocowana do srebrnej taśmy rakiety tenisowej Prince mojego ojca, a
kartka mówiła, GRA SKOOCZONA! WYGRAŁEM!
Moja głowa zaczęła się kręcid jak w Egzorcyście. Trevor Mitchell miał
rakietę cały czas. Mógł jakoś zdobyd ją, kiedy Odrażający Człowiek przyszedł do
szkoły?
Moje ciało trzęsło się z wściekłości. Wszystkie te dźwięki linii
telefonicznych, ci wszyscy źli klienci, te wszystkie nudne faksy, obrzydliwy smak
kopert. Oglądanie ludzi, którzy lecą, wyjeżdżą i jeżdżą na nartach daleko od
Dullsville, kiedy ja dawałam im bilety do wolności. Wszystko dlatego, że Trevor
czekał na właściwy moment, żeby zwrócid mi rakietę.
Przeszedł mnie wrzask, który zaczynał się w moich butach i kooczył
echem w ścianach.
Zebrało się kilku zaskoczonych nauczycieli, aby zobaczyd co się stało.
- Raven, wszystko dobrze? - Pani Lenny spytała.
Nie wiem czy tłum się rozszedł czy nadal tam był: widziałam tylko rakietę
tenisową. Nie mogłam oddychad, a tym bardziej mówid.
- Co się stało? - Pan Burns krzyknął.
- Zadławiłaś się? Masz astmę? - Pani Lenny pytała.
- Trevor Mitchell. - Zaczęłam mówid przez zaciśnięte zęby..
- Tak?
- Został pobity. Jest w szpitalu.
- Co? Jak?
- Gdzie? Kiedy? - panikujący nauczyciele pytali na przemian.
Wzięłam głęboki wdech. - Nie wiem jak ani gdzie! - Zwróciłam się do
nich, moje ciało i głowa były gotowe do wybuchu. - Ale powiem wam, że to
będzie już wkrótce!
Zdziwieni nauczyciele patrzyli do tyłu.
Chwyciłam rakietę tenisową z całej siły, szarpnęłam nią tak mocno, że
wyrwałam taśmą pasma zieleni z mojej już zadartej szafki.
Czmychnęłam ze szkoły, spragniona krwi.
Uczniowie byli rozproszeni na trawniku, czekając na odwozy. Kiedy nie
znalazłam Trevora, maszerowałam na około z powrotem.
Zobaczyłam go w dolnej części wzgórza na boisku. Czekał na mnie. Był
otoczony przez całą drużynę piłki nożnej.
Trevor to zaplanował. Miał cierpliwie czekad na ten dzieo, kiedy ja
niecierpliwie pracowałam. Wiedział, że przyjdę po niego. Wiedział, że będę
wściekła. Wiedział, że będę chciała walczyd. I teraz może udowodnid swoim
kumplom, że jest znowu królem, że zdobył Gotycką Dziewczynę, jeśli nie przez
drzewo, to przez rakietę. I chciał, aby wszyscy jego kumple byli świadkami tego.
Poruszałam się szybko, naładowana żądzą krwi. Szturmowałam przez
boisko do piłki nożnej, trzynastu luzaków i jeden dumny oponent patrzący się
na mnie. Wszyscy czekali na mnie by się ze mną drażnid, a przynętą był Trevor.
Ominęłam snobów piłki nożnej i podeszłam do Trevora, trzymając rakietę
mojego taty, gotową do zabijania.
- Miałem ją cały czas. - wyznał. - Ścigałem tego dziwacznego kamerdynera tego
dnia po szkole. Chciał oddad rakietę z powrotem tobie, ale powiedziałem, że
jestem twoim chłopakiem. Zdawał się rozczarowany.
- Powiedziałeś mu, że jesteś moim chłopakiem? Obrzydliwcu!
- To było obrzydliwe dla mnie, kochanie. Chciałabyś chodzid z piłkarzem. Ja
chodziłbym z widowiskowym dziwakiem!
Cofnęłam rakietę, by zabrad wymach.
- Chciałem zwrócid ją wcześniej, ale wyglądałaś tak szczęśliwie, idąc do pracy.
- Będziesz musiał nosid więcej niż rękawiczkę golfową, kiedy z tobą skooczę!
Zamachnęłam się na niego i odskoczył.
- Wiedziałem, że przybiegniesz po mnie. Dziewczyny zawsze to robią! - oznajmił
dumnie.
Jego tłum lalek roześmiał się.
- Ale ty przybiegłeś po mnie też, czyż nie, Trevor?
Patrzył na mnie, zdziwiony.
- To prawda. - kontynuowałam. - Powiedz swoim znajomym! Są tutaj wszyscy.
Ale jestem pewna, że wiedzą o tym cały czas. Powiedz im dlaczego to robisz!
- O czym ty mówisz, dziwaku? - Widziałam przez jego emocje, że był gotowy do
walki, ale nie spodziewał się tego typu gry.
- Ja mówię o miłości. - powiedziałam nieśmiało.
Tłum się śmiał. Miałam broo lepszą niż jakakolwiek rakieta dwustu
dolarowa: upokorzenie. Oskarżenie snoba o zalecanie się do Gotyckiej
Dziewczyny to jedno, ale używanie tych ckliwych słów w konfrontacji z
szesnastoletnim maczo było z pewnością przeniesieniem w głąb domu.
- Jesteś naprawdę walnięta! - krzyczał.
- Nie bądź tak zakłopotany. To raczej słodkie, prawda? - powiedziałam
zadowolona i uśmiechałam się do bramkarza. - Trevor Mitchell mnie kocha.
Trevor Mitchell mnie kocha! - śpiewałam.
Trevor nie wiedział co powiedzied.
- Jesteś na prochach, dziewczyno. - Trevor zdeklarował.
- Kiepska riposta, Trevor. - Spojrzałam na uśmiechy wszystkich jego
snobistycznych, piłkarskich kolegów, a następnie spojrzałam na niego.
- To było takie oczywiste co czułeś, powinnam wiedzied od początku. - Wtedy
powiedziałam jak najgłośniej. - Trevorze Mitchell, jesteś we mnie zakochany.
- Tak, klaunie! Jak na przykład mam twój plakat na ścianie w sypialni. Jesteś
niczym prócz poczwary.
Poczwara trochę boli, ale zachowam paliwo bólu do następnej rundy.
- Nie poszedłeś do Oakley Woods z plakatem. Nie przebrałeś się za wampira,
by zaimponowad plakatowi. I nie ukryłeś rakiety mojego taty, by zdobyd
zainteresowanie wściekłego plakatu!
Faceci od piłki nożnej musieli byd po wrażeniem moich argumentów, bo
mnie nie atakowali ani nie bronili Trevora, ale czekali co będzie dalej. - Żaden z
twoich znajomych tutaj nie zabrał mi czasu dnia. - poszłam. - To dlatego, że ich
nie obchodzę, ale ciebie obchodzę. Mówisz mi to każdego dnia.
- Jesteś szalona! Jesteś niczym oprócz nadpanej, dziwacznej, przegranej
dziewczyny i to wszystko czym kiedykolwiek będziesz.
Trevor spojrzał na Matta, który tylko uśmiechał się niezręcznie i wzruszał
ramionami. Chichotał bardziej od jego innych kumpli i szeptał słowa, których
nie słyszałam.
- Chcesz mnie tak bardzo. - krzyknęłam mu w twarz. - I nie możesz mnie mied!
Podszedł do mnie, kołysząc wszystko i to była dobra rzecz, miałam
rakietę tenisową ojca do obrony przed jego ciosami. Tam musi byd coś
żałosnego o wściekłym zapalonym sportowcu, próbującym zaatakowad
dziewczynę, a może gang Trevora od piłki nożnej skrycie cieszył się z
upokorzonego Trevora, ponieważ odciągnęli go z powrotem i Matt wraz z
bramkarzem wystąpili przede mną jako przystojne barykady.
Właśnie wtedy Pan Harris zagwizdał na trening.
Nie było czasu na podziękowanie Mattowi i innym czy „ Ojej, było fajnie -
zrobimy to znowu za jakiś czas.” - pobiegłam z powrotem pod górę triumfalnie.
Nie mogłam się doczekad, żeby powiedzied Becky.
Czy naprawdę uwierzą, że Trevor był we mnie zakochany? Nie, wydawało
mi się to mało prawdopodobne, jak istnienie wampirów. Pan popularny kocha
Panią niepopularną. Ale zrobiłam dobre argumenty, a najważniejsze było, żeby
to kupili.
Byłam w koocu wolna.
ROZDZAIAŁ 13 - DZIEWCZĘCA OBSESJA
Nagle inni Dullsvillianie relacjonowali sugestie Gotyckiej Dziewczyny.
- On naprawdę świetnie wygląda, ale ważnie dziwaczno-świątecznie musi
chodzid do tego nawiedzonego domu! - Monica Havers szepnęła do Josie
Kendle w klasie algebry.
- On faktycznie wyszedł z lochu?
- Tak i Trevor Mitchell dostrzegł go wychodzącego ze cmentarza w nocy i
powiedział, że krew kapała mu z ust. I kiedy Trevor podjechał bliżej, nagle
zniknął!
- Naprawdę? Hej, chodzisz z Trevorem znowu?
- Nie ma mowy! Każdy wie, że jest zakochany w tej dziewczynie Raven. Ale
posłuchaj tego. Widziałam, dwóch facetów duchów w kinie w piątek. Samych.
Kto idzie do kina sam?
- Tylko szalony, przegrany wariat. - powiedziała Josie.
- Właśnie!
Przewróciłam oczami w totalnym wstręcie.
Następnie po obiedzie byłam w 7-eleven z Becky, zabierając sodę dla
mojej mamy, kiedy zauważyłam nagłówek tabloida, „Urodziłam dwugłowe
dziecko wampira”.
- Więc, to musi byd prawda! - żartowałam. - Wampiry istnieją. Czytałam to w
Krajowym Kłamstwie?
Becky i ja chichotałyśmy jak małe dziewczynki.
Odwróciłam się i tam był Gotycki Facet, stojący dokładnie za mną,
wpatrujący się w batony poniżej licznika.
Miał na sobie Ray Bany, jak upiorna gwiazda rocka i trzymał paczkę świec.
- Czy ty nie jesteś facetem... - szepnęłam bez tchu, jakbym spotkała gwiazdę.
- Następny. - sprzedawca powiedział, wzywając go do licznika.
Nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Podeszłam do niego bliżej, ale był
wciśnięty między rudowłosą królową fitness i jej opalonego łóżko-
uzależnionego przyjaciela i skup butelek wody z importu.
Gotycki Facet wziął torbę i wyszedł ze sklepu, zakładając swoje okulary
słoneczne, kiedy tylko stanął o zmroku.
Dwie kobiety patrzyły na niego z ukosa, jakby miały zobaczyd chodzącego
zombie.
- To mi przypomina, Phyllis. - wyszeptała królowa fitness. - Widziałam to
dziecko w księgarni Carlsona. On jest taki blady! Czy on nie słyszał o słoocu?
Przynajmniej mógłby korzystad z niektórych fałszywych kremów do opalania.
On potrzebuje makijażu!
- Czy zauważyłaś co czyta?
- O, tak. - wspomniała. - To była książka o cmentarzu Benson Hill!
- Muszę powiedzied Natalie Mitchell. Jest przekonana, że są wampirami!
- Może zobaczymy Sterlingów na tabloidach w przyszłym tygodniu: „ Nastolatek
wampir gra w Baseball z Prawdziwymi Nietoperzami”. - I chichotały jak ja i
Becky wcześniej.
- Szybciej! - powiedziałam, niecierpliwie. Kiedy z Becky wyszłyśmy na parking,
jego już nie było.
Plotki kontynuowały się przy naszym obiadowym stole.
- John Garver powiedział mi w sądzie, że Sterlingowie nie kupili rezydencji, tylko
ją odziedziczyli. - powiedział mój tata.
- Jimmy Fields powiedział, że słyszał, że nie jedzą prawdziwego jedzenia, tylko
robaki i gałązki. - Głupek dodał, jak to każdy frajer.
- Co się z wami stało? - krzyknęłam. - Są poprostu inni, nie łamią żadnych
praw!
- Jestem pewna, że nie, Raven. - Moja mama się zgodziła. - Ale są przynajmniej
dziwni. Ich ubrania są dziwne.
Wszyscy patrzyli na mnie, na moją czarną szminkę, czarny lakier do
paznokci, sczerniałe włosy, czarną sukienkę syntetyczną i przylegające czarne
bransolety.
- Więc, ja mam dziwny strój, też. Myślisz, że jestem dziwna?
- Tak. - powiedzieli jednym głosem.
Wszyscy śmiali się jednocześnie, nawet ja. Chod w głębi duszy było mi
smutno, bo wiedziałam, że nie żartują i mogłam powiedzied że im jest smutno,
też, z tego samego powodu.
Słooce spadło z nieba i księżyc uśmiechnął się do mnie i Becky. Byłam
gotowa do infiltracji kamuflażu w nocy. Miałam na sobie czarną, matową
szminkę, zamiast połyskliwej, czarny golf, czarne dżinsy i czarny, mały plecak z
latarką i aparat do dyspozycji. Pan i Pani Sterling byli w Europie. Mercedesa nie
było widad. Odrażający Człowiek musiał pójśd do sklepu, a jeśli prowadził koszyk
wolno, będę miała dużo czasu.
Zardzewiała stara brama stała przede mną. Wszystkie odpowiedzi na
plotki leżały po drugiej stronie. Szybkie wspinanie się i zacznę dochodzenie.
Niestety przygoda była opóźniona, ponieważ Becky była przerażona przez
wspinaczkę.
- Nie mów mi, że miałybyśmy się wspinad na bramę! Boję się wysokości!
- Proszę! Dasz radę! Zegar tyka.
Becky spojrzała na nieszkodliwą starą bramę jak by to było Mount
Everest. - Nie mogę. Jest za wysoka!
- Możesz. - argumentowałam. - Tutaj. - Włożyłam swoje ręce razem na
motywację. - Musisz umieścid cały ciężar ciała na to!
- Nie chcę cię skrzywdzid.
- Nie skrzywdzisz. Chodźmy.
- Jesteś pewna?
- Becky! Czekałam miesiącami na to, a jeśli stchórzysz bo boisz się wejśd na
moją rękę, będę musiała cię zabid.
Weszła i mruknęła, i nagle zassała się do bramy, jak przerażony pająk.
- Nie możesz tylko wisied. Musisz się wspinad!
Próbowała. Naprawdę to robiła. Widziałam każdy miesieo w jej ciele
napięty. Nie była ciężka, ale nie była też silna.
- Udajmy, że pójdziesz do więzienia, jeśli nie wejdziesz.
- Próbuję!
- Idź, Becky, idź! - śpiewałam jak cheerleaderka. Wspinała się powoli i w koocu
dotarła na górę. Potem naprawdę oszalała.
- Nie mogę iśd dalej. Boję się.
- Nie patrz w dół.
- Nie mogę się ruszyd!
Zaczynałam panikowad. Mogła zepsud wszystko właśnie wtedy. Mógł
przyjśd policjant, lub jakaś wścibska sąsiadka. Albo sam Gotycki Facet zszedł by
ze swojego strych, zobaczyd co roni więcej hałasu, niż jego głośne płyty.
- Zostao, ja pójdę. - Wciągnęłam się na górę bramy, manewrując wokół bramy i
odwróciłam się na górze. - Teraz ty! - szepnęłam, kiedy wisiałam po drugiej
stronie.
Nie ruszyła się. Jej oczy nie były nawet otwarte.
- Sądzę, że mam atak paniki.
- Świetnie! - powiedziałam, wywracając oczami. - Nie możesz tego zrobid!
Może powinnam zabrad Głupka. Becky?
- Nie mogę!
- Dobra, Dobra! Złaź na dół.
Obie ześlizgnęłyśmy się w dół żelaznej bramy po przeciwnych stronach.
Kraty oddzielały nas, ale nie naszą przyjaźo.
- Mam nadzieję, że nie zepsułam wszystkiego. - powiedziała Becky.
- Hej, przynajmniej dałaś mi przejażdżkę.
Uśmiechnęła się z uznaniem. - Będę śledzid tutaj.
- Nie, idź do domu. Ktoś cię może zobaczyd.
- Jesteś pewna?
- Fajnie się z tobą wisiało! - żartowałam - Ale muszę już iśd!
- Mam nadzieję, że znajdziesz wszystko, czego szukasz.
Becky odjechała bezpiecznie do swojej kanapy, a ja kontynuowałam,
minus jeden detektyw. Byłam BŚR -Biuro Śledcze Raven. Musiałam położyd kres
tym plotkom. I gdyby były czymś więcej niż tylko plotkami, świat musiał o tym
wiedzied.
Jedyne światło pochodziło z zasłoniętego okna na poddaszu. Słyszałam
cichy płacz elektrycznej gitary, kiedy skradałam się na palcach wokół domu. Na
szczęście nie słyszałam dźwięków szczekania psów. Znalazłam swoje ulubione
okna. Nie było żadnych płyt czy cegieł, a wybite okno zostało zastąpione. Jeśli
nie zmienili jednej rzeczy w rezydencji, dlaczego wyszczególnili to okno?
Spacerowałam dookoła i sprawdzałam inne okna. Wszystkie były zamknięte.
Nagle zauważyłam coś rażącego w blasku księżyca. Pochyliłam się i leżałam za
młotku za krzakiem i obok młotka była najpiękniejsza rzec, jaką kiedykolwiek
wiedziałam. To było okno, otwarte, podparte cegłą. Uszczelniony pistolet i kit
nadal siedziały na gzymsie. Ktoś tu pracował i zostawił bałagan do wyschnięcia.
Pocałowałam mojego nowego przyjaciela - pomocną cegłę po mojej stronie.
Dziękuję ci, cegło, dziękuję!
Znacznie trudniej było się przecisnąd przez okno tym razem. Jadłam dużo
cukierków odkąd miałam dwanaście lat.
Zasysałam i popychałam i chrząkałam i falowałam. Byłam przez. Byłam w!
Nabrałam powietrza, ciemnej zatęchłej piwnicy, zakurzonym powietrzem
wypełniającym lochy rezydencji.
Poprowadziła mnie latarka wokół skrzyo i starych mebli. Widziałam trzy
prostokątne przedmioty oparte ścianę, pokryte kocami. Obrazy? Moje ciało
podskoczyło do góry, kiedy chwyciłam za róg koca i powoli zsunęłam do tyłu.
Dyszałam. Twarz z dwoma oczami patrzyło na mnie. To było lustro!
Chwyciłam swoje serce. Zakryte lustro? Ściągnęłam koce, jeden po
drugim. Wszystkie były lustrami! Złota rama, drewniana w ramach, prostokątna
i owalna. Nie może byd! Kto przykrywa swoje lustra? Tylko wampiry!
Kontynuowałam przeszukiwanie piwnicy. Odkryłam naczynia z porcelany
i kryształowe puchary, nie był to rodzaj szkła, z którego byłam przyzwyczajona
do picia. Potem znalazłam pudło, na którym pisało AKWARELE ALEXANDRA,
wypełnione rysunkami nieruchomości, podobnych do tej, w której stałam.
Były tam inne obrazy, również: Spider-Man, Batman, Superman. I wersja
wielkiej trójki razem: Frankenstein, Wilkołak i hrabia Dracula.
Zaczęłam kłaśd je do mojego plecaka, ale obiecałam Becky, że nic nie
wezmę. Więc wyjęłam aparat i zrobiłam im zdjęcie.
Znalazłam zakurzone poskręcane pergaminy z wyblakłym drzewem
genealogicznym. Długie do wymówienia nazwy książąt i baronów sięgały wiele
wieków wstecz. A następnie na dole był - Alexander. Ale nie było daty
urodzenia - lub śmierci!
W koocu znalazłam trzy skrzynie, oznaczone GLEBY. Były na nich
rumuoskie pieczęcie.
Kiedy szłam drogą do schodów, potknęłam się o coś pokrytego białym
prześcieradłem. To było to, dlaczego przyszłam - to mogła byd trumna. Obiekt
miał właściwy rozmiar jak na trumnę i brzmiał jak drewno, kiedy na niego
nadepnęłam. Byłam tak przerażona co podekscytowana. Zamknęłam oczy i
zsunęłam prześcieradło. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam oczy. To był tylko
stolik do kawy.
Zarzuciłam prześcieradło i ostrożnie szłam po skrzypiących schodach.
Chwyciłam za szklany uchwyt drzwi i pchnęłam, ale bezskutecznie. Pchnęłam
ponownie z całej siły i nagle otworzyły się drzwi. Poleciałam wzdłuż korytarza.
Portrety siwowłosych mężczyzn i kobiet wzdłuż korytarza, a także jakieś
dzikie obrazy, które mogłyby byd van Gogha czy Picassa. Chciałam wiedzie na
pewno, gdybym kiedykolwiek wpłaciła zainteresowanie w sztukę. Czułam się,
jakbym była w muzeum, z wyjątkiem świec i świetlówek.
Weszłam na palcach do salonu. Meble w stylu Art deco. Bardzo stylowe.
Wielkie czerwone, aksamitne zasłony wisiały w oknach - oknach przez które
machałam raz czerwoną czapką baseballową. Słyszałam Smitha pulsującego
przez sufit.
Spojrzałam na swoją świecącą w ciemności latarkę. Było już wpół do
dziewiątej. Czas by odejśd. Ale zatrzymałam się na dole schodów. Nie mogłam
iśd na górę. Byłoby to bardzo ryzykowne. Ale musiałam wszystko zobaczyd.
Kiedy będę miała okazję taką jak ta znowu?
Pierwszy pokój poddany był wnikliwym badaniom, książki na książkach,
własna bibliotek Sterlingów. Ale bez bibliotekarza, dzięki Bogu. - Po prostu
przyszłam by wypożyczyd Zbrodnie i Karę. - Nie pójdzie mi tak dobrze z
Odrażającym Człowiekiem. Zerknęłam szybko do innych pokoi. Nigdy nie
widziałam tak wielu łazienek na pierwszym piętrze. Nawet na stadionie nie ma
tylu. Mała sypialnia gościnna była zaskakująco spartaoska z jednym łóżkiem.
Sypialnia właścicieli miała baldachimowe łóżko z czarnym filarem opadającym
wokół kolumn. Była toaletka, ale bez luster! Małe grzebienie i szczotki i lakiery
do paznokci. Odcienie czerni, szarości i brązu. Spojrzałam do szafy, gdy muzyka
nagle przestała grac. Usłyszałam kroki nad głową.
Zsunęłam się szybko po schodach. Nie oglądałam się za siebie i mając
pewnośd że nie zgubię swojego położenia i potknę się lub spadnę jak te
dziewczyny w Piątku 13. Błahostkowałam się z zamkiem do drzwi, moje palce
trzęsły się niekontrolowanie, jak tym głupim dziewczynom w horrorach.
Robiłam zbyt wiele hałasu. Kiedy próbowałam odsunąd górny rygiel, widziałam
dolny rygiel odsuwający się od drugiej strony.
Biegłam przez korytarz, ale słyszałam kroki pochodzące z tego kierunku,
dwukrotnie z powrotem udałam się do salonu. Nie było czasu, aby otworzyd
okno, więc rzuciłam się za czerwone aksamitne zasłony.
- Wróciłem. - Usłyszałam Odrażającego Człowieka dzwoniącego tym swoim
silnym akcentem z Rumunii.
- Wexlie będzie dostarczał jutro jak zwykle. Mam zamiar przejśd na emeryturę
już teraz.
Nikt nie odpowiedział.
- Nie mogą się zamknąd, kiedy mają trzy, ale kiedy mają siedemnaście, nigdy
nawet nie otworzą ust. - usłyszałam jak mamrotał do siebie, idąc wolno obok
schodów.
- Zawsze zostawiam drzwi otwarte. - Usłyszałam Odrażającego mówiącego i
zamykającego drzwi do piwnicy.
Odkleiłam siebie od zasłony, biegłam i odkręciłam wszystkie zamki
przednich drzwi w rekordowym czasie. Byłam gotowa do ucieczki, kiedy
poczułam coś znajomego - obecnośd, ponownie. Odwróciłam się i on stał
przede mną. Gotycki Facet. Stał nieruchomo, jak by wdychał nieproszonego
gościa.
Kiedy wyciągnął rękę do mnie, aby pokazad mi, że nie muszę się bad,
zauważyłam akcesoria - miał na sobie czarny pierścieo z pająkiem, który dałam
Odrażającemu Człowiekowi na Halloween!
Czekałam przez moment, jak całe moje życie. Zobaczyd, spotkad,
zaprzyjaźnid się z kimś, kto różni się od wszystkich, tak jak ja. Nagle uderzyła
mnie rzeczywista sytuacja.
Będę złapana.
Pobiegłam przez trawnik rezydencji i wyciągnęłam się i rzuciłam się do
góry na zardzewiałą bramę. Rzuciła swoje zyski przez górę, obejrzałam się i
mogłam zobaczyd odległą postad w drzwiach, obserwującą mnie. Wahałam się,
chcąc wrócid z powrotem do rezydencji. Patrzyłam na niego przez chwilę przy
zsuwaniu się na drugą stronę.
Znalazłam to, czego szukałam.
ROZDZIAŁ 14 - GORĄCY POŚCIG
Po zatelefowaniu do Becky i opisaniu mojej przygody z ekscytującymi
szczegółami, cierpiałam na poważną bezsennośd. To nie był zmrok nadzorujący
mnie przebudzoną, jednak; to był facet z głębokimi, najciemniejszymi,
najbardziej marzycielski oczami jakie kiedykolwiek widziałam. Moje serce
kołatało, tak samo jak moja głowa. Był piękny. Jego włosy, twarz, wargi.
Absolutnie niesamowity był obraz jego wyciągniętej ręki - ubranej moim
pierścieniem! Dlaczego nie spróbował zadzwonid na policję? Dlaczego założył
mój pierścionek? Naprawdę był wampirem? Kiedy zobaczę go ponownie? Już
mi brakowało Gotyckiego Faceta. Kołysałam się wysoko na huśtawce
następnego dnia na Evans Park, czekając na Becky, moja głowa jeszcze miała
zawroty z wczorajszego spotkania w nocy. Wypadłam w poślizgu na parking,
kiedy w koocu dotarła i opowiedziałam jej całą historię.
- Masz szczęście, że cię nie zabił!
- Żartujesz? Był wspaniały! Będę czekad wiecznośd by spotkad kogoś w połowie
tak fajnego!
- Więc, wierzysz teraz w pogłoski?
- Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale myślę, że mogą byd prawdą. Jest na to
wiele oznak. Rysunek Draculi, świece, okulary słoneczne, zakryte lustra, drzewo
genealogiczne.
- Matka ma alergię na czosnek, a Sterlingowie są widziani tylko w nocy. -
dodała Becky.
- A co z importowaną ziemią? Wampiry zawsze sprowadzają ziemię ze swojego
kraju.
- Czy będziesz wzywad CNN? - przekomarzała się.
- Jeszcze nie. Potrzebuję więcej dowodów.
- Czy to wiąże się ponownie z bramą?
Zaczęłam się kołysad, przypominając Anne Rice, Brama Stokera, Belle
Lugosi, Głód, Zgubionych Chłopców i wszystkie Nosferatusy, że nigdy nie
zaszczyciłam ich cudownego świata z uśmiechem i przylizałam włosy.
- Nie! Nie zakłada w ogóle. - w koocu odpowiedziałam jej.
Odetchnęła z ulgą.
- Jest naprawdę tylko jeden sposób, żeby to udowodnid, prawda? A na koniec
możemy powiedzied tym handlarzom plotek, że ich plotki nie są do kooca
dobre. Potem te gotyckie anioły mogą spad spokojnie, czy idą do łóżka w nocy
czy za dnia! - żartowałam.
- Więc co zamierzasz zrobid, obserwowad czy zamienią się w nietoperza?
- Nie. Będę patrzed jeśli to zrobią!
- Nie można zmienid się w nietoperza, kiedy się go obserwuje.
- Zrobię więcej, niż patrzenie na niego! Jest tylko jeden sposób, by sprawdzid,
czy on naprawdę jest wampirem.
- Tak?
- Będę jego kęsem! - wrzasnęłam z podekscytowania.
- Pójdziesz do niego by cię ugryzł? Oszalałaś?
- Niezwykle szaleoczo.
- A co jeśli on naprawdę jest? Zamienisz się w wampira! Wtedy co zrobisz?
- Wtedy. - powiedziałam, uśmiechając się. - Zadzwonię po CNN.
Spacerowałam do domu z Evans Park marząc o zobaczeniu swojego
księcia ciemności, kiedy zobaczyłam czarnego Mercedesa skręcającego na rogu
na koocu ulicy.
Pobiegłam za nim, tak szybko jak mogłam, ale buty wojskowe nie mogły
konkurowad z kołami i zmotoryzowanym przyspieszeniem, nawet z jazdą
Odrażającego.
W domu zostałam powitana złośliwym uśmiechem Głupka.
- Mam coś dla ciebie! - odparł.
- Nie gram w gry. Nie jestem w nastroju.
- Wygląda na to, że poczta jest teraz roznoszona w niedzielę. A niedzielnym
listonoszem jest ten dziwny lokaj z Halloweenowej rezydencji!
- Co?
- Przyniósł list dla ciebie!
- Dawaj!
- To będzie cię kosztowad!
- To będzie kosztowad twoją głowę! - krzyknęłam, próbując wskoczyd na niego.
Zaczął uciekad, a ja podążałam za nim w gorącym pościgu. - Zdobędę to.
To tylko kwestia tego czy będziesz żywy czy martwy, kiedy to zrobię!
Gdybym siedziała w domu, Odrażający Człowiek, dałby list mnie zamiast
Głupkowi. Dobrze, że moje rodzice byli na lunchu. Musieli by zdziwaczed, jeśli
zobaczyli by milion letniego człowieka, przychodzącego do drzwi i proszącego
mnie.
Głupek powiewał czerwoną kopertą przed moją twarzą, drwiąc ze mnie
na każdym kroku. Nagle pobiegł na górę. Chwyciłam go za nogę od tyłu i upadł.
Przyciągnęłam go do siebie, ale koperta była w jego wyciągniętej ręce, za
daleko dla mnie, aby ją złapad.
Zrobiłam twarz jak rekin, żeby wiedział, że ugryzę go w nogę, jeśli będę
musiała, coś co można zrobid rodzeostwu i nie pójśd do więzienia. Zapanował
popłoch, a on użył swojej luźnej stopy, aby pchnąd moją luźną rękę z kościstej
nogi. Rzucił się do drzwi swojej sypialni i przekręcił zamek.
Uderzałam i uderzałam. Bolały mnie ręce, ale później nie czułam
pulsowania, byłam taka wściekła.
- Kochana Raven. - Udawał, że czyta przez drzwi. - Kocham cię i chcę byś
została moją wiedźmowatą żoną, abyśmy mogli mied straszne, lokajowe dzieci.
Z miłością, Weirdo Butler.
Daj mi to! Teraz! Czy nie wiesz co ci się stanie? Wystarczy zapytad
drużynę piłki nożnej. Mogę stworzyd ci życie w piekle!
- Dam ci go pod jednym warunkiem.
- Ile?
- Nie chcę pieniędzy.
- Więc co?
- Twojej obietnicy...
- Co, jakiej?
- Że obiecasz przestad nazywad mnie „Głupek”!
Cisza po obu stronach drzwi.
Poczułam ukłucie w sercu. Wina? Tragizm? Chyba nigdy nie zdawałam
sobie sprawy, że moje małe przezwisko mogło ranid go przez te wszystkie lata.
Że zrobiłam z jego życia piekło na ziemi.
- Więc jak mam na cię nazywad?
- Co powiesz na moje imię?
- Jak ono brzmi? - dokuczałam.
- Billy.
- O, więc...dobrze. Dasz mi list, a ja nie nazwę cię Głupkiem przez rok.
- Na zawsze.
- Na zawsze?
- Na zawsze!
- Dobra. Na... zawsze.
Odsunął drzwi i wysunął kopertę. Spojrzał na mnie tymi swoim dziecinno-
brązowymi oczami brata.
- Masz. Nie otworzę ich.
- Dzięki. Nie powinieneś kazad mi cię Gonic. Miałam długi dzieo!
- Jest dopiero dwunasta!
- Właśnie! - Trzymałam czerwoną kopertę bezpiecznie w ręce. - Dzięki, Głupku.
- Nie mogłam na to poradzid. To był nawyk.
- Obiecałaś! - zawołał, trzaskając drzwiami.
Zapukałam jeszcze raz. Ty razem poczułam ból od tego walnięcia.
- Co, Czarownico? - krzyknął. - Każdy będzie frajerem w porównaniu do ciebie!
Zostaw mnie w spokoju i wród do jaskini!
Znalazłam odblokowane drzwi i weszłam do środka. To było lata temu,
kiedy byłam w jego pokoju. Były tam zdjęcia Michaela Jordana i Wayne'a
Gretzky'ego na ścianie i pięddziesiąt miliardów gier komputerowych, ułożonych
na podłodze i biurku obok jego komputera. Głupek był naprawdę słodko
interesujący.
- Dzięki za list. - powiedziałam.
Przesuwał myszką na swoim komputerze, ignorując mnie.
- Billy! - krzyknęłam. Szybko spojrzał w górę, z zszokowanymi oczami. -
Powiedziałam „Dziękuję”, ale nie mogę cię przytulic. Zatrzymajmy to dla
telewizji.
Rzuciłam się na łóżko, moja czarna pierzyna gładziła mi ręce,
wpatrywałam się w czystą, czerwona kopertę. W środku mogło byd coś jak:
Zostao poza naszą własnością, albo pozwiemy ciebie i twoich rodziców.
Ale przynajmniej miałam zagrożenie bezpiecznie w swoich rękach.
Powoli otworzyłam kopertę, obawiając się najgorszego.
To było zaproszenie! Pan Alexander Sterling prosi Panią Raven Madison,
aby przyszła do jego domu 1 grudnia o 20:00 na kolację.
Skąd wiedział jak się nazywam? Skąd wiedział, gdzie mieszkam? I czy to
było prawdziwe? Który siedemnastoletni facet w tym mieście, stanie, czy kraju
zaprosił dziewczynę w ten sposób. To było prosto z tych Sprzedawców Kości
Słoniowej - filmu Emma Thompson, gdzie są ludzie z dusznym, brytyjskim
akcentem i umieszczają się w gorsetach i nigdy nie mówią słowa „miłośd”. To
było takie średniowieczne, staromodne, nie z tego świata. To było takie
romantyczne, że moje ciało mrowiło.
Spojrzałam na drugą stronę wiadomości, ale to było wszystko. Nawet nie
powiedział R.S.V.P. Co za czelnośd! Był przekonany, że przyjdę i miał rację.
Czekałam na to całe swoje życie.
ROZDZIAŁ 15 - GOTYCKI GOŚC
Nie mogłam powiedzied mojej mamie o tajemniczym zaproszeniu do
rezydencji. Powiedziała by nie, nie mogłabym iśd. Powiedziałam tak, mogłam.
Dałaby mi szlaban; uciekła bym. To wszystko było by bardzo dramatyczne.
Byłam pewna, że nie mogła mnie powstrzymad przed pójściem, dopóki mój tata
nie zrzucił bomby na rano 1 grudnia.
- Zabieram mamę do Vegas dziś wieczorem! - powiedział, ciągnąc mnie na bok.
- To bardzo zachęcający moment. Wylatujemy dziś popołudniu.
- Czy to nie romantyczne? - Moja mama bełkotała, wyciągając walizkę z
korytarzowej szafy . - Twój tata nigdy nie zrobił czegoś takiego w naszą
rocznicę!
-Więc ty będziesz odpowiedzialna za dom i doglądanie Billy'ego. - kazał mój
tata.
- Doglądad Billy'ego? O ma jedenaście lat! - krzyknęłam, chodząc za nimi, w ich
sypialni.
- Tutaj będziemy osiągalni, jeśli masz jakiś problem. - powiedziała, wręczając mi
kartkę z numerem telefonu. - Praca z Janice pokazała mi, że potrafisz byd
odpowiedzialna. Wrócimy jutro po obiedzie.
- Ale ja mam plany!
- Więc zaproś Becky tutaj dziś wieczorem. - Wrzuciła szczotkę do włosów do
swojej torby podróżnej. - Zawsze jedziesz do jej domu. Ale wybrad się do kina
możesz zawsze.
- Becky? Myślisz, że to jedyny przyjaciel jakiego mam? Jak zawsze mam oglądad
telewizję ze swoim życiem?
- Paul, mogę to wziąd? - Moja mama przerwała, trzymając czerwoną sukienkę
bez ramiączek.
- Mam szesnaście lat, tato. Chcę wyjśd w sobotni wieczór.
- Wiem. - moja mama powiedziała, kładąc parę czerwonych szpilek w swoją
torbę. - Ale nie dzisiaj wieczór. Twój ojciec po prostu mnie zaskoczył! Nie zrobił
tego od uczelni. Tylko ten jeden raz, Raven, potem możesz mied wszystkie
soboty jakie chcesz. - Pocałowała mnie w głowę, nie czekając na odpowiedź.
- Będę dzwonid o północy. - mój tata ostrzegał: - po prostu upewnię się, że ty i
Billy jesteście sami i że moja rakieta jest nadal w szafie.
- Nie martw się! Nie mam zamiaru iśd na dziką imprezę. - powiedziałam
gniewnie.
- Dobrze, mógłbym użyd domu jako dodatkowe zabezpieczenie na blackjacka.
Wszedł do szafy i wyciągnął kurtki. Poszłam do swojego pokoju i
ciągnęłam się za włosy. Ze wszystkich siedemnastu lat, kiedy moi rodzice byli
małżeostwem, mój tata musiał wybrad akurat dziś dzieo, aby zaskoczyd moją
mamę?
Była 7:30 w nocy, kiedy złamałam wiadomości do Głupka - raczej,
Billy'ego. Byłam ubrana w mój sobotnio-wieczorowy strój: czarną syntetyczną
mini-sukienkę bez rękawów - sukienkę z czarnym koronkowym podkoszulkiem,
czarne rajstopy, buty wojskowe, czarną szminkę i srebrno-onyksowe kolczyki.
- Wychodzę dziś wieczorem.
- Ale masz zostad tutaj. - Obejrzał mój strój, jak opiekuoczy ojciec. - Masz
randkę!
- Nie mam. Po prostu muszę iśd.
- Nie możesz! Nie pozwolę ci. Powiem. - Chłopczyk Billy był kochany
zatrzymując mnie, ale kochał swoją nagłą władzę nade mną bardziej.
- Becky przyjdzie z tobą posiedzied. Lubisz Becky.
- Tak, ale czy ona mnie lubi?
- Kocha cię!
- Naprawdę? - zapytał, z sympatycznymi, chłopięcymi oczami.
- Zapytam ją, kiedy tu przyjdzie. Becky, czy kochasz mojego młodszego,
jedenasto letniego brata?
- Nie! Lepiej nie!
- Więc obiecaj się zachowywad.
- Mam zamiar powiedzied. Zostawiasz mnie! Wszystko się może zdarzyd. Mogę
byd w Internecie i spotkad szaloną kobietę psycholkę, która chce się ze mną
ożenid.
-Mógłbyś byd taki szczęśliwy. - powiedziałam patrząc przez okno na Becky.
- Pakujesz się w wielkie kłopoty!
- Zamknij się młody! Pokaż Becky gry komputerowe. Ona szaleje tylko za tymi
obcymi statkami kosmicznymi.
- Jeśli odejdziesz, zadzwonię do nich do Vegas.
- Nie jeśli cenisz swoje życie. Przywiążę cię do krzesła, jeśli będę musiała.
- Więc to zrób bo idę zadzwonid! - Pobiegł do telefonu bezprzewodowego.
- Billy, proszę. - prosiłam. - Naprawdę muszę iśd. Pewnego dnia zrozumiesz.
Proszę, Billy.
Zatrzymał się z telefonem w dłoni. Nigdy nie słyszał jak go o coś proszę,
tylko grożę.
- Cóż, dobra, tylko obiecaj, że będziesz tu do północy. Nie będę udawad, że
jesteś w łazience.
Po raz pierwszy, jaki pamiętam, przytuliłam swojego brata. I dałam mu
prawdziwego przytulasa, przytulasa Ruby, takiego, który pozwala naprawdę
poczud ciepło drugiej osoby.
- Jest już Becky! - krzyknął, teraz grając w mojej drużynie. - Musisz odejśd!
Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi i oboje polecieliśmy w dół po
schodach. - Gdzie byłaś? - spytałam.
Becky spacerowała z paczką popcornu do mikrofalówki. - Myślałam, że
powiedziałaś ósma.
- Muszę tam byd o ósmej!
- Strzelaj, a myślałam, że jestem wcześniej. Weź samochód. - powiedziała,
wręczając mi swoje klucze.
- Dzięki. Jak wyglądam? - spytałam, poprawiając swój strój.
- Nikczemnie!
- Naprawdę? Dzięki!
- Wyglądasz jak anioł nocy. - mój brat odparł.
Spojrzałam w lustro w korytarzu i uśmiechnęłam się. To może byd ostatni
raz, kiedy będę mogła zobaczyd swoje odbicie.
- Dobrej zabawy, wy dwaj i dbaj o Billy'ego, dobra?
- Kogo? - spytała, zdziwiona.
- Billy. Mój brat.
Oboje się zaśmiali. Chwyciłam za swoją kurtkę i wyleciałam jak nietoperz.
Niektórzy szkaradni Dullsvillianie namalowali sprejem DO DOMU
DZIWADŁA! na rozpadającej się ścianie z cegieł obok bramy rezydencji. To mógł
byd Trevor. To mógł byd każdy. Czułam pustkę w żołądku.
Chyba Sterlingowie nie mieli wielu gości - nie było dzwonka na bramie.
Miałam tam czekad, czy się wspiąd? Ale potem zdałam sobie sprawę, że brama
była otwarta. Dla mnie. Przeszłam przez długi podjazd, patrząc na zasłonięte
okno na poddaszu, w nadziei, że będę wreszcie mogła zobaczyd go od
wewnątrz.
Wszystko może się zdarzyd dzisiejszej nocy. A naprawdę nie wiedziałam
czego się spodziewad. Co będziemy jeśd na obiad? Co jadają takie wampiry?
Delikatnie zastukałam kołatką węża.
Ogromne drzwi pomału się otwarły i Odrażający Człowiek przywitał mnie
swoim pękającym uśmiechem.
- Tak się cieszę, że przyszłaś. - powiedział swoim europejskim akcentem, prosto
z czarno-białego horroru. - Czy mogę wziąd twój płaszcz?
Wziął gdzieś moją skórzaną kurtkę.
Stałam w korytarzu, wpatrując się z obawą na wszystko, co wydało się
groźne. Gdzie był mój partner na obiad?
- Alexander dołączy do pani za kilka minut. - powiedział Odrażający, wracając. -
Czy chcesz usiąśd w salonie zanim zejdzie?
- Jasne. - Zgodziłam się i przeszłam do ogromnego pokoju obok salonu. Był
urządzony prosto z dwoma szkarłatnymi Wiktoriaoskimi krzesłami i
szezlongiem. Jedyną rzeczą, która nie wyglądała zakurzono i staro był dziecięcy
fortepian w rogu. Odrażający Człowiek wyszedł znowu i podjęłam okazję by się
rozejrzed. Były tam książki oprawione w skórę w niektórych obcych językach,
zakurzone nuty i stare zmarszczone mapy i to nawet nie z ich biblioteki.
Głaskałam gładkie, drewniane biurko. Jakie tajemnice kryją wnętrza
szuflad? Wtedy poczułam obecnośd, którą czułam ostatnim razem, podczas
wizyty w rezydencji. Alexander przybył do pokoju.
Stał, tajemniczo przystojny. Włosy miał gładkie i nosił czarną, gładką
koszulę na czarnych spodniach. Zależało mi, aby sprawdzid, czy ma na sobie
pierścieo pająka, ale trzymał ręce za plecami.
- Przepraszam, że jestem spóźniony. Czekałem na opiekunkę do dziecka. -
wyznał.
- Masz dziecko?
- Nie, brata!
- Racja. - Powiedział z niezręcznym uśmiechem, jego blada twarz budziła się do
życia. Był jeszcze bardziej przystojny niż Trevor, ale nie był pewny siebie,
bardziej jak ranny ptak, który chce byd potrzebny. Jakbym mieszkała w lochu
przez całe życie i to był pierwszy raz, kiedy widziałam innego człowieka.
Wydawał się niekomfortowy w rozmowie i dobierał słowa ostrożnie, jakby nie
mógł ich już odzyskad.
- Przykro mi, że musiałaś czekad. - zaczął. - Byłem gotowy na twoje przyjście. -
I nieśmiało wyjął pięd kwiatów.
Kwiaty? Nie ma mowy!
- Są dla mnie? - Byłam kompletnie zmiażdżona. To było jakby wszystko
zrobione w zwolnionym tempie. Wzięłam od niego kwiaty, delikatnie dotykając
palcami w tym procesie. Pierścionek pająk wpadł mi w oko.
- Nigdy nie dostałam wcześniej kwiatów. To są najpiękniejsze kwiaty, jakie
kiedykolwiek widziałam.
- Musiałaś mied stu chłopaków. - powiedział, spoglądając na swoje buty. - Nie
mogę uwierzyd, że nigdy nie dano ci kwiatów.
- Kiedy skooczyłam trzynaście lat babcia przysłała mi bukiet tulipanów w żółtej,
plastikowej doniczce. - Jak głupio to brzmiało, było lepiej powiedzied, - Nigdy
nie dostałam kwiatów od swoich stu chłopaków, ponieważ nigdy nie miałam
chłopaka!
- Kwiaty od babci są bardzo szczególne. - powiedział dziwnie.
- Ale czemu pięd?
- Jeden dla każdego razu, kiedy cię widziałem.
- Nie miałam nic wspólnego z malowaniem sprayem.
Pojawił się Odrażający Człowiek. - Kolacja gotowa. Mam położyd trochę
wody, panienko?
- Proszę. - powiedziałam, przez to, że nie chciałam się z nim rozstad.
- Dziękuję, Jameson. - Alexander powiedział.
Alexander czekał na mnie, bym wyszła z pokoju pierwsza, prosto z filmu z
Carym Grantem, ale byłam pewna, w którą stronę iśd.
- Myślałem, że chcesz znad drogę. - dokuczał. - Czy chcesz coś do picia?
- Jasne, cokolwiek. - Chwileczkę - cokolwiek? Więc powiedziałam. - Właściwie,
woda będzie świetna!
Wrócił po chwili z dwoma kryształowymi pucharami. - Mam nadzieję, że
jesteś głodna.
- Zawsze jestem głodna. - flirtowałam. - A ty?
- Rzadko głodny. - powiedział. - Ale zawsze spragniony!
Zaprowadził mnie do jadalni przy świecach, zdominowanej przez długi
stół zakryty zestawami z płytkimi, ceramicznymi naczyniami i srebrami. Odsunął
moje krzesło, poczym siadł milion mil dalej po drugiej stronie stołu. Pięd
kwiatów stało w wazonie, blokując moje zdania.
Odrażający Człowiek - to znaczy, Jameson - kołował skrzypiący wózek i
przedstawił mnie z koszem zaparowanych bułek. Wrócił z kryształową miską
wypełnioną zielonkawą zupą. Biorąc pod uwagę liczbę kursów, powolnośd usług
Jamesona i długośd tabeli, byliśmy tam miesiące. Ale nie obchodzi mnie to, nie
chcę byd nigdzie indziej na świecie.
- Węgierski gulasz. - stwierdził Alexander, kiedy nerwowo poruszałam pastą
zupy. Nie miałam pojęcia co - albo kto, był w niej i kiedy Alexander i Jameson
czekali na moją reakcję, zdałam sobie sprawę, że będę musiała spróbowad.
- Mniam! - zawołałam, siorbiąc połowę łyżki. To było bardziej smaczne niż jakaś
zupa, jaką kiedykolwiek jadłam z puszki, ale sto razy ostrzejsza!
Mój język był w ogniu i od razu sięgnęłam po wodę.
- Mam nadzieje, że nie jest zbyt ostra. - powiedział Alexander.
- Ostra? - dyszałam, z pękającymi oczami. - Chyba żartujesz!
Alexander skinął na Jamesona by przyniósł więcej wody. To wydawało mi
się wiecznością, ale wrócił z dzbanem. W koocu dostałam swój oddech z
powrotem. Nie wiedziałam o co pytad Alexandra, ale chciałam wiedzied o nim
wszystko.
- Co robisz przez cały dzieo? - spytałam jak reporterka Tv na złamanie lodów.
- Chciałem się dowiedzied tego samego o tobie. - zaproponował.
- Idę do szkoły? Co ty robisz?
- Śpię.
- Śpisz? - To była główna wiadomośd. - Naprawdę? - zapytałam sceptycznie.
- Czy jest w tym coś złego? - powiedział, niezręcznie zaczesując włosy z oczu.
- Cóż, większośd ludzi śpi w nocy.
- Nie jestem większością ludzi.
- Prawda...
- I ty też nie. - powiedział, wpatrując się we mnie swoimi pełnymi wyrazu
oczami. - Mogłem to powiedzied, kiedy zobaczyłem cię w Halloween, ubraną
jako tenisistkę. Wydawałaś się trochę za stara na cukierek albo psikus. I miałaś
byd inna niż strój.
- Skąd wziąłeś informacje o mnie?
- Jameson miał ci zwrócid rakietę tenisową, ale oddał ją piłkarzowi o blond
włosach, który powiedział, że jest twoim chłopakiem. Mógłbym kupid tę
historię, gdybym nie widział, że uderzyłaś jego rękę i odjechałaś bez niego.
- Cóż, masz rację, on nie jest moim chłopakiem. On jest całkowitym palantem w
szkole.
- Ale na szczęście powiedział również Jamesowi twoje imię i adres by połknął
jego historię. W ten sposób wiedziałem jak cię znaleźd. Nie sądziłem, że znajdę
cię przeszukującą dom ponownie.
Jego rozmarzone oczy patrzyły przeze mnie.
- Więc...Ja...
Nasz śmiech rozniósł się w rezydencji.
- Gdzie są twoi rodzice? - spytałam.
- W Rumunii.
- Rumunii? Nie w tej Rumunii gdzie mieszkał Dracula? - spytałam.
- Tak.
Moje oczy świeciły. - Jesteś związany z Draculą? - spytałam.
- Nigdy nie przyszło do łączenia rodzin. - powiedział, niespokojnym głosem. -
Jesteś szurniętą dziewczyną. Na pewno dajesz życie Dullsville.
- Dullsville? Nie ma mowy! To jest to co ja nazywam miastem!
- Więc, jak moglibyśmy je nazwad? Nie ma tu żadnego nocnego życia, prawda?
Nie dla ludzi takich, jak ja i ty.
Nocne życie. Ludzie jak ja i ty. Masz na myśli wampiry, chciałam
powiedzied.
- Wolę życie w Nowym Jorku i Londynie. - ciągnął dalej.
- Na pewno jest tu wiele do zrobienia w nocy. I wielu nocnych ludzi. - Właśnie
wtedy przyszedł Jameson by zabrad gulasz i zaserwowad stek.
- Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką. - powiedział.
Spojrzałam w dół na moją kolację. Stek był średnio krwisty, bardziej
krwisty po bokach, jak sok był rozlany na talerzu i puree.
Był taki tajemniczy, a śmieszniejszy niż mogłam sobie wyobrazid. Byłam
pod jego urokiem, kiedy spojrzałam na niego za pośrednictwem kwiatów.
- Jestem pewna, że będzie smaczne. - powiedziałam. Patrzył na mnie jak
brałam gryza. - Pycha, po raz kolejny.
Nagle spojrzał na mnie smutnymi oczami. - Słuchaj, masz na myśli -.
Wziął swój talerz i podszedł do mnie. - Wszystko co mogę zobaczyd to
kwiaty, a za nimi, jesteś dużo ładniejsza.
Postawił swój talerz obok mnie i przyciągnął swój fotel bliżej. Myślałam,
że zemdleję. Siedział uśmiechnięty, kiedy jedliśmy, jego noga delikatnie mnie
dotykała. Moje ciało było zrelaksowane. Alexander był zabawny, wspaniały i
seksowny w niewygodny sposób. Chciałam poznad całą historię jego życia. Nie
miało znaczenia ile żył, siedemnaście czy tysiąc siedemset lat.
- Co robisz w nocy? Gdzie jeszcze mieszkałeś? Dlaczego nie chodzisz do szkoły?
- paplałam nagle.
- Powoli.
- Y... gdzie się urodziłeś?
- W Rumunii.
- Więc, gdzie jest twój rumuoski akcent?
- W Rumunii. Podróżujemy cały czas.
- Czy kiedykolwiek chodziłeś do szkoły?
- Nie, zawsze miałem prywatne nauczanie.
- Jaki jest twój ulubiony kolor?
- Czarny.
Przypomniałam sobie Panią Peevish. Zatrzymałam się i zapytałam. - Kim
chcesz zostad, kiedy dorośniesz?
- Masz na myśli, że nie jestem dorosły?
- To pytanie, nie odpowiedź. - powiedziałam wstydliwie.
- Kim chcesz byd? - spytał
Patrzyłam na jego głębokie, ciemno tajemnicze oczy i szepnęłam -
wampirem.
Patrzył na mnie dziwnie i wydawało mi się, że mu to przeszkadza. A
potem się roześmiał. - Jesteś zbuntowana! - Potem spojrzał na mnie ostro. -
Raven, dlaczego zakradłaś się do tego domu?
Odwróciłam się, zakłopotana.
Jameson kołował jakieś wyroby cukiernicze na wózku. Zapalił zapałkę i
ogieo rozrósł się na cały deser. - Flambé! - zapowiedział. I po prostu w czasie.
Alexander zgasił nasze desery i powiedział Jamesowi, że chcielibyśmy
dokooczyd nasz deser na zewnątrz. - Mam nadzieję, że nie boisz się ciemności.
- powiedział, prowadząc mnie do zniszczonej altanki.
- Bad się? Żyję dla tego!
- Ja też. - powiedział, uśmiechając się. To naprawdę jedyny sposób, żeby
zobaczyd gwiazdy prawidłowo. - Zapalił pół stopioną świecę na półce.
- Czy przyprowadzasz tu swoje dziewczyny? - spytałam, dotykają używanej
świeczki.
- Tak. - Zaśmiał się. - I czytam im przy blasku świecy. Chciałabyś? - zapytał,
wskazując na stos podręczników na podłodze. - Funkcje i algorytmy, czy Kultura
mniejszości.
Zaśmiałam się.
- Księżyc jest taki piękny, dziś w nocy. - powiedział, wypatrując poza altankę.
- Kojarzy mi się z wilkołakami. Czy sądzisz, że człowiek może się zmienid w
zwierze?
- Jeśli jest z właściwą dziewczyną. - powiedział ze śmiechem.
Zbliżyłam się do niego. Blask księżyca oświetlał jego twarz. Był piękny.
Pocałuj mnie, Alexander. Pocałuj mnie, teraz! Myślałam, kiedy zamykałam oczy.
- Ale mamy całą wiecznośd. - powiedział nagle. - Na razie obserwujmy gwiazdy.
Położyłam miskę z deserem na parapecie i zdmuchnęłam świeczkę i
szybko chwyciłam go za rękę. To nie była ręka Trevora czy chuda ręka Billy'ego.
Miał najlepszą rękę na całym świecie.
Położyliśmy się na zimnej trawie i patrzyliśmy w gwiazdy, trzymając się za
ręce.
Relaksowaliśmy się w ciszy, nasze ręce rozgrzewały się razem. Czułam
kłujące nogi pierścienia pająka.
Chciałam się całowad. Ale on tylko patrzył w górę na gwiazdy.
- Kim są twoi przyjaciele? - spytałam, odwracając się do niego.
- Jestem sam.
- Założę się, że spotkałeś tony fajnych dziewczyn, zanim przeniosłeś się tutaj.
- Fajne to jedna rzecz. Rodzaj dziewczyn, które akceptują cię za to kim
naprawdę jesteś. Chciałbym coś... trwałego.
Trwałego? Na wiecznośd? Ale nie mogłam o to zapytad.
- Chcę związku w którym mogę wreszcie zatopid zęby.
Naprawdę? Więc, jestem twoja dziewczyną! Pomyślałam. Ale nie
odwrócił się do mnie; zamiast tego, Alexander patrzył w niebo.
- Więc nie masz tu przyjaciół? - zapytałam, próbując wyciągnąd z niego więcej
informacji.
- Tylko jednego.
- Jamesona?
- Kogoś kto nosi czarną szminkę.
Oboje patrzyliśmy na księżyc w milczeniu. Promieniowałam od jego
komplementu.
- Z kim spędzasz czas? - W koocu zapytał.
- Becky jest jedyną, która mnie akceptuje, a to dlatego, że jestem jedyną, która
jej nie bije. - Oboje się zaśmialiśmy. - Każdy inny myśli, że jestem dziwna.
- Ja nie.
- Naprawdę? Nikt nigdy mi tego nie powiedział w całym moim życiu. Nikt.
- Wyglądasz bardzo jak ja. - powiedział. - Nie gapisz się na mnie jak na dziwaka.
- Kopnęłabym każdego, kto by to zrobił.
- Sądzę, że naprawdę byś to zrobiła. Lub co najmniej uderzyła go rakietą.
Śmialiśmy się w świetle księżyca, a ja umieściłam swoje wolne ramie na
jego piersi i przytuliłam go, kiedy mój Gotycki Kumpel delikatnie gładził moje
ramię.
- Czy to są kruki? - zapytałam, wskazując na fruwające w ciemności skrzydła,
krążące w ciemności nad Rezydencją.
- To nie są ptaki - to nietoperze.
- Nietoperze! Nigdy nie widziałam tu nietoperzy, dopóki się tu nie
przenieśliście.
- Tak, znaleźliśmy kilka, wiszących na strychu. Jameson je uwolnił. Mam
nadzieję, że się ich nie boisz? Są wspaniałymi stworzeniami.
- To trwa do poznania, prawda? - zasugerowałam.
- Ale nie martw się. Nigdy nie schodzą w dół i nie zaplatają się w czarne włosy
jak twoje. Tylko w wypsikane włosy.
- Lubią lakier do włosów?
- Nie znoszą go. Wiedzą, że popryskane włosy wyglądają okropnie!
Roześmiałam się i zaczął delikatnie gładzic moje włosy. Jego dotyk mnie
upajał. Myślałam, że mam zamiar wtopid się w ziemię.
Spędził ze mną na pewno o wiele więcej czasu niż Trevor. Zaczęłam
gładzic jego włosy, które były jedwabiste od żelu.
- Czy nietoperze lubią żel? - spytałam.
- Kochają wygląd z nutką Armaniego. - dokuczał z powrotem.
Ruszyłam się nad nim i przypięłam jego ręce w dół. Spojrzał na mnie ze
zdziwieniem i uśmiechnął się. Czekałam, aż mnie pocałuje. Ale się nie ruszył.
Oczywiście, że się nie ruszył - przypięłam go w dół! Co ja myślałam?
- Powiedz mi o swojej ulubionej rzeczy o nietoperzach, Nietoperzowa
Dziewczyno. - zapytał, kiedy patrzyłam na niego z niepokojem.
- Mogą latad.
- Chcesz latad?
Nie odpowiedziałam.
Zmagał się ze mną i przypiął moje ramiona w dół. Znowu czekałam, aż
mnie pocałuje, ale nie. On tylko spojrzał mi w oczy.
- Więc jaka jest twoja ulubiona rzecz o nietoperzach, Nietoperzowy Chłopcze? -
spytałam.
- Chciałbym powiedzied, - zaczął, myśląc. - ich wampirze zęby.
Dyszałam, ale nie ze względu na komentarz Alexandra. Komar ukąsił mnie
w szyję.
- Nie obawiaj się. - powiedział, ściskając moją rękę. - Nie gryzę... jeszcze. -
Roześmiał się ze swojego żartu.
- Nie boję się. Komar mnie ugryzł! - wyjaśniłam, drapiąc się jak szalona.
Sprawdził ślad jak doktor. - To zaczyna puchnąc. Lepiej dam ci lodu.
- Będzie dobrze. To się zdarza cały czas.
- Nie chcę, abyś powiedziała swoim rodzicom, że przyszłaś do mojego domu i
zostałaś ugryziona!
Chciałam powiedzied całemu światu, że zostałam ugryziona, ale ten
komar zepsuł wszystko.
Zaprowadził mnie do kuchni i umieścił lód na mojej malutkiej rance.
Usłyszałam gong zegara, stojącego dalej. Dziewięd...dzyo...dziesięd...dzyo. Nie!
Jedenaści...dzyo. Lodówka! Dwanaście. Nie może byd!
- Muszę iśd! - krzyknęłam.
- Tak szybko? - zapytał, rozczarowany.
- W każdej sekundzie mój tata będzie dzwonił z Vegas, a jeśli nie odpowiem,
będę uziemiona na wieki!
Gdybym tylko mogła zostad i żyd z Alexandrem w jego pokoju na
poddaszu i mied Odrażającego Człowieka serwującego mi Count Chocula płatki
co rano...
- Dzięki za kwiaty i kolację i gwiazdy. - powiedziałam pośpiesznie z samochodu
Becky, szukając w torebce kluczy.
- Dziękuje, że przyszłaś.
Spojrzał senny i wspaniały, a jednak samotny. Chciałam, żeby Gotycki
Kumpel Wampir pocałował mnie teraz. Chciałam jego ust na mojej szyi i jego
duszy we mnie.
- Raven? - zapytał ostrożnie.
- Tak?
- Chciała byś...
- Tak? Tak?
- Chciałabyś, abym cię zaprosił znowu, czy wolałabyś nie wracad z powrotem?
- Chciałabym zostad zaproszona. - odparłam, czekając. Jeśli pocałuje mnie
teraz, składalibyśmy się w jedną całośd.
- Wspaniale więc. Zadzwonię. - Pocałował mnie delikatnie w policzek. Policzek?
Mimo to, było wygodniej i bardziej romantycznie niż w czasie, kiedy Jack
Patterson pocałował mnie poza Rezydencją i dużo bardziej romantycznie niż z
Trevorem, pchającym mnie na drzewo. I jak bardzo chciałam prawdziwego
pocałunku - wampirzego pocałunku - który by mnie zmienił. Byłam
przekształcona w tuman paskudnych klusek, zezowatą, łzawą, ptasio -
mleczkową dziewczyną.
Czułam jeszcze jego piękno, pełne usta naprzeciwko mojej twarzy, kiedy
jechałam do domu. Moje całe ciało mrowiło z podniecenia, tęsknoty,
namiętności, uczucia którego nigdy nie czułam przy mężczyźnie. I jak
zadrapałam ugryzienie, które nie było jego, miałam nadzieję, że nie przemienię
się w komara krwiopijcę.
- Tata wyjaśnia Becky zasady blackjacka. - szepnął Billy z niepokojem, kiedy
biegł do drzwi. - Już powiedział jej o każdym kasynie i historii Siegfrieda i Roya.
On uciekł z hotelu na pasku!
Wyszeptałam - Dzięki - do Becky i szybko chwyciłam za telefon.
- Becky uwielbia mówid. - mój tata zaczął. - Nie miałem pojęcia, że była tak
zafascynowana Las Vegas. Następnym razem przywiozę ją. Powiedziała mi, że
oglądaliście filmy o wampirach przez cały wieczór.
- Tak...
- Zemsta Draculi z lat pięddziesiątych?
- Nie. To nowośd. Nazywa się Pocałunki Wampira.
- Jest dobry?
- Daję mu dwa kciuki do góry!
ROZDZIAŁ 16 - CZEKOLADOWO - WANILIOWY WIR
Becky i ja jadłyśmy lodowe stożki - Królewską Wanilię i Czekoladowy
Atak - na zewnątrz Shirley's Bakery następnego dnia.
- Alexander Marzycielski! Wciąż czuję mrowienie jego ust na swoim policzku. -
powiedziałam. - Becky, po raz pierwszy nie chcę uciekad z tego miasta, bo na
górze Benson Hill mieszka mój Gotycki wymarzony facet. Nie mogę przestad o
nim myśled. Chciałabym tylko się z nim spotkad, teraz, wtedy zobaczyłabyś,
dlaczego jest taki wspaniały!
Nagle podjechało czerwone Camaro.
- Matt zobaczył zaparkowany samochód Becky przy Dziwacznej Rezydencji w
nocy. - Ogłosił Trevor w swój prostacki sposób. Spojrzał w twarz Becky i
zapytał: Próbujesz pomalowad sprayem Rezydencję, Igor?
- Nie. - Broniłam, uśmiechnięta, wciąż myśląc o wczorajszej nocy. I nie pozwolę,
żeby Trevor zepsuł mój wspaniały dzieo.
- A więc nie wpakowałaś się w kłopoty, Wilkołaczko? - Trevor spytał,
kontynuując patrzenie na Becky.
Becky wyglądała na przerażoną.
- Jedźmy, Trev. - Matt powiedział.
- Z przyjemnością, byśmy z wami porozmawiały panowie, ale jesteśmy w trakcie
spotkania korporacyjnego. - powiedziałam. - Więc musisz zostawid wiadomośd
mojej sekretarce.
- Czy Shirley kładzie teraz Prozac na jej lody? - powiedział Trevor, śmiejąc się. -
Nie sądzę byś chciała wiedzied co ten pan by zrobił, gryząc się w szyję!
Nadal lizałam skraj mojego stożka.
- Czy może tu cię mam? - Trevor domyślił się. - Zawsze jesteś w kłopotach.
- Może to byli rodzice Becky; to ich samochód. To nie wymaga naukowca
rakietowego by się tego domyśled.
- Pomyślałem, że może ty i Becky byłyście na randce z Osbournami! O,
zapomniałem, on tylko odgryza głowy nietoperzom - on się w to nie wkręca.
- Chyba słyszę, że twoja mam dzwoni. - powiedziałam.
- Są po prostu tacy jak ty, wiesz, blada skóra i społeczni wyrzutkowie. Nawet nie
próbują przyłączyd się do krajowego klubu, jeszcze. Ale potem znowu, nie
zaakceptujemy wampirów.
- Wampirów? - Zaśmiałam się, zaniepokojona. - Kto tak mówi?
- Wszyscy, ptasi móżdżku! Wampir Sterling. Gośd przesiaduje na cmentarzu. Ale
myślę, że po prostu uciekł od wariatów, jak ty. Jesteście kompletnymi
dziwadłami.
- No dalej, Trev, jedźmy stąd już. Mamy praktykę. - powiedział Matt.
- Teraz widzę, kto nosi spodnie w waszym związku. - powiedziałam. - Ale,
zapomniałam, twoje spodnie są na mojej szafce.
Trevor złapał stożka z mojej strony.
- Hej, oddawaj! - krzyknęłam. - Trevorowi udało się zepsud mój błogi nastrój po
tym wszystkim.
Wziął wielkie liźnięcie.
- Świetnie, teraz to obrzydliwe zarazki snoba. Możesz go zachowad. -
powiedziałam.
- Dziecko, miał zarazki, odkąd na niego spojrzałem.
- Chodźmy, Becky. - powiedziałam, szarpiąc ją za ramię.
- Odchodzicie tak szybko?
- Powiedziałam, że z tobą skooczyłam! - krzyknęłam.
- Skooczyłaś? Zawsze próbujesz złamad mi serce, nie? Czy to znaczy, że
przestajemy się angażowad?
- Jedźmy, Trev. - Matt powiedział. Mamy sprawy do zrobienia.
- Wiesz, że to kochasz, Potworna Dziewczyno. Jeśli nie zrobię tego ja, nikt nie
zwróci na ciebie uwagi.
- I będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
- Widzę cię w samochodzie. - Matt powiedział do Trevora, zniecierpliwiony.
-Zaraz tam będę. - odpowiedział Trevor, a następnie pochylił się do mnie. -
Jeśli chcesz byd najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, to Idź ze mną na Śnieżny
Ball.
Trevor prosił mnie do taoca? I wszystkie taoce, Śnieżny Ball? Dużą,
szkolną potaocówkę, gdzie będą plastikowe sople i płatki śniegu zwisające z
belek siłowni i fałszywie ośnieżona podłoga w Sali gimnastycznej? Ma pokazad
się za mną na ramieniu przy wszystkich swoich kumplach? Snoby piłki nożnej i
dziewczyny z fryzurami za sto dolarów? To musi byd żart. Byłabym
pośmiewiskiem, czekałabym u siebie w domu, a on by mnie wystawił, albo
rzucił by we mnie wiadrem czerwonej breji jak w Carrie. Ale jeśli był poważny,
nawet jeśli jakimś cudem Trevor naprawdę mnie lubił, nie mogłam iśd z nim na
bal. Nie teraz, kiedy spotkałam Alexandra Sterlinga.
- To będzie noc, której nigdy nie zapomnisz. - powiedział uwodzicielsko.
- Jestem pewna, że będzie, ale nie chcę by śniły mi się koszmary do kooca życia.
- Po prostu nie mogę oderwad ciebie od Nick w Nite.
- Nie. Idę.
Trevor zadrwił. - Z jeleniem? Czy z dmuchaną lalą?
- Mam randkę.
Becky dyszała, ale ona i Trevor nie byli jedynymi zaskoczonymi moimi
słowami.
- W swoich snach! Prosiłem cię tylko z litości. Nikt inny się z tobą nie pokaże,
chyba, że nie żyje.
- Więc, po prostu zobaczysz, że będziemy?
- Odjeżdżam. - Matt krzyczał z samochodu. - Jedziesz?
- Dzięki za lody, psycholko. - Trevor powiedział i wsiadł do Camaro. - Ale
następnym razem pamiętaj, wolę Skalistą Drogę.
Oglądałam mój dwukrotnie zalizany Czekoladowy Atak odjeżdżający.
- Chciałabym ci zaoferowad moje, ale wiem, że nie lubisz czystej wanilii. -
powiedziała Becky, pocieszająco.
- Dzięki, ale mam większe sprawy na głowie, niż lody. Jak dostanie randki!
Za każdym razem, kiedy telefon dzwonił, moje serce skakało. Czy to
Alexander? I kiedy to nie był on, moje serce pękało na milion kawałków. To były
dwa długie dni, odkąd widziałam swojego gotyckiego kolegę. Byłam tak zajęta
Alexandrem, marząc o następnym razie, kiedy będziemy razem, że nic innego
nie miało dla mnie znaczenia. Nie myłam miejsca, gdzie jego wargi miłości
zostały przyciśnięte do mojego ciała. Grałam jakbym była prosto z filmu Gidget!
Co się ze mną stało? Traciłam swój brzeg! Po raz pierwszy naprawdę się bałam.
Bałam się nie widzenia go ponownie i bałam się odrzucenia.
Gdybym zaprosiła Alexandra na taoce, mógłby zbzikowad. Mógł
powiedzied, - Z tobą?- albo - Nie ma mowy, nie kuleję, szkolne taoce. Jestem
poza tym. I myślałem, że ty też.
Byłam poza tym, mimo że nigdy nie poszłam na żadne taoce, rzeczywiście
byłam poza nimi. Nie miałam zamiaru wyjścia z domu, czy pójścia na
jakiekolwiek inne taoce, zaplanowane na rok szkolny. Chciałam zostad w domu
z Becky i oglądad potwory w telewizji. Ale wyzwanie Trevora zmusiło mnie do
waliki, z bronią której nie miałam: Alexandrem.
To uczucie nie pozwalające jeśd ani spad było dla mnie nowe.
Zawieszałam swoje serce na każdym dzwonieniu telefonu, krzycząc z całych
płuc na Billy'ego, na jego nie związane z niczym uzależnienie od surfowania po
Internecie, nie mogłam oglądad Nosferatu bez płaczu, czy słuchad głupich,
soczystych, łzawych, zakochanych piosenek Celine Dion, myśląc że napisała je
specjalnie dla mnie - chciałam by to wszystko zniknęło.
Myślę, że niektórzy ludzie nazywają miłośd. Ja nazwałam ją piekłem.
I wtedy to się stało. Po dwóch długich, wypełnionych torturami dniach.
Kiedy zadzwonił telefon, myślałam, że to do Billy'ego, a kiedy usłyszałam swoje
imię, myślałam, że to Becky. Byłam gotowa na wylanie jej swojego serca. Ale
zanim zdążyłam coś powiedzied, usłyszałam jego marzycielski głos.
- Nie mogłem czekad dłużej. - powiedział.
- Przepraszam? - zapytałam, zaskoczona.
- Tu Alexander. Wiem, że faceci nie dzwonią od razu. Ale nie mogłem już dłużej
czekad.
- To głupi przepis. Mogłam przyjśd.
- W dwa dni?
- To były tylko dwa dni?
Zaśmiał się. - Wydawały się rokiem dla mnie.
Jego komentarz był jak list miłosny, prosto do mojego serca.
Czekałam na niego by ruszyd, ale była tylko cisza. To była doskonała
okazja, aby zaprosid go na Śnieżny Bal. Najgorsze co mógł zrobid, to się
rozłączyd. Trzęsły mi się ręce i moja ufnośd była zalana potem. -
Alexander...hm...mam do ciebie prośbę.
- Ja też.
- Cóż, ty pierwszy.
- Nie, panie pierwsze.
- Nie, chłopacy zawsze zadają takie pytania.
- Wygrałaś. - milczenie. - Cóż... chcesz wyjśd? Jutro w nocy?
Uśmiechnęłam się z radości! - Wyjśd? Tak, byłoby wspaniale!
- Więc, o co ty chcesz mnie zapytad?
Zatrzymałam się. Mogę to zrobid! Wzięłam głęboki oddech. - Czy...
- Tak?
- Czy ty...
- Czy ja co?
- Lubisz taoczyd?
- Tak, ale nie sądziłem, że to miasto ma jakiś klub nocny? Znasz jakiś?
- Nie... ale kiedy znajdę, chciałabym wiedzied. - Byłam takim mięczakiem!
- Świetnie! Więc do zobaczenie jutro w moim domu. Po zachodzie słooca.
- Po zachodzie słooca?
- Powiedziałaś, że mieszkasz w ciemności. Więc ja też.
- Pamiętasz.
- Pamiętam wszystko. - powiedział i odłożył słuchawkę.
ROZDZIAŁ 17 - WYMARZONA RANDKA
Moja pierwsza randka! Becky powiedziała mi, że moja pierwsza randka
była już w Rezydencji, ale ja się nie zgadzam. Dziś wieczorem wychodzimy:
obejrzed film, grac w mini golfa, zamawiad sodę u Shirley. Spędziłam całe
popołudnie, rozmawiając z Becky, spekulując o tym gdzie mnie zabiera, co
będzie miał na sobie i czy mnie pocałuje.
Byłam taka podekscytowana, że biegłam tam przez całą drogę. Musiałam
spotkad Alexandra w jego żelaznej bramie. Moja mama byłaby przestraszona,
gdyby dowiedziała się, że umówiłam się na randkę z facetem, który mieszka w
nawiedzonym domu. Nie mogłam znieśd myśli, że miałby zostad przedstawiony
w moich drzwiach i mój tata zadawałby mu pytania o tenisistach i jego planach
na studia. Więc musiałam spotkad się z Romeo na jego balkonie.
I on tam był, oparty o żelazną bramę, sexy w swoich czarnych dżinsach i
czarnej skórzanej kurtce, trzymający plecak.
- Idziemy na wycieczkę? - spytałam.
- Nie, na piknik.
- O tej godzinie?
- Jest lepsza pora?
Pokręciłam głową, z uśmiechem.
Nie miałam pojęcia, gdzie Alexander mnie zabiera, ale mogłam sobie
wyobrazid odpowiedź od naszych kolegów Dullsvillian.
- Czy to ci nie przeszkadza? - spytałam, wskazując na graffiti.
Alexander wzruszył ramionami. - Jameson chciał to zamalowad, ale mu
nie pozwoliłem. Dla jednego człowieka jest graffiti, dla innego to arcydzieło. -
Wziął mnie za rękę i poprowadził przez ulicę, bez żadnych wskazówek o naszych
planach na noc. I nie obchodziło mnie gdzie będziemy, tylko jak długo, nawet
jeśli byłyby to miliony mil i nigdy by mnie nie puścił.
Zatrzymaliśmy się na cmentarzu w Dullsville.
- Jesteśmy. - powiedział.
Nigdy nie byłam na randce, tym bardziej na randce na cmentarzu.
Cmentarz w Dullsville pochodził z początków lat 1800. Jestem pewna, że
Dullsville było o wiele bardziej ekscytutujące, kiedy było pionierskim miastem -
małe sklepy z sukniami, kawiarnie, handlarze, hazardziści i te wiktoriaoskie
sznurowane całkowite buty.
- Czy przenosisz wszystkie randki tutaj? - zapytałam.
- Boisz się? - zapytał.
- Bawiłam się tu jako dziecko. Ale w ciągu dnia.
- Ten cmentarz jest prawdopodobnie najbardziej żywym miejscem w tym
mieście.
Pogłoski były prawdziwe. Alexander przychodził na cmentarz w
ciemności.
Obrzydliwe bramy były zamknięte w celu zapewnienia niedostępu dla
wandali w Dullsville.
- Musimy się wspiąd. - powiedział. - Ale wiem jak lubisz wspinaczkę bramową.
- Możemy mied przez to kłopoty. - zauważyłam.
- Ale dobrze jest wkradad się do domów, prawda? - zapytał. - Nie martw się.
Znam tu jedną taką osobę.
Martwy? Żywy? Trup? Może kuzyn Jamesona pracował na cmentarzu,
dosłownie.
Alexander odwrócił się, kiedy zmagałam się z podciąganiem mojej
syntetycznej sukienki.
Kiedy oboje prześliśmy, wziął mnie za rękę i prowadził przez środek drogi,
gdzie nagrobki były w milowych kolejkach. Niektóre nagrobki oznaczone były
zarazą pustoszącą w 1800 latach.
Aleksander szedł żwawo, jakby dokładnie wiedział, dokąd idzie.
Gdzie on mnie prowadzi? Czy on wiedział gdzie jesteśmy? Czy on tutaj
śpi? Przyprowadził mnie tutaj, żeby mnie pocałowad? Czy zostanę wampirem?
Spowalniałam. Czy naprawdę chcę byd wampirem? I tak nazywałby się
mój dom? Przez całą wiecznośd?
Potknęłam się przez szuflę, która posłała mnie do przodu. Zaczęłam
wchodzid do pustego grobu. Alexander chwycił mnie za rękę w ostatniej chwili.
Wisiałam nad pustym grobem, patrząc w dół, w ciemnośd.
- Nie bój się. Nie ma na nim twojego nazwiska. - Alexander żartował.
- Sądzę, że powinnam byd w domu. - powiedziałam nerwowo, ścierając brud
cmentarza ze swojej sukni.
Ale on prowadził mnie dalej w głąb cmentarz swoją silną ręką.
Nagle staliśmy na szczycie małego wzgórza, pod ogromnym pomnikiem z
marmuru.
Podniósł świeże żonkile, które ujawnił i położył je czule u stóp pomnika
Baronowej Sterling.
- Chciałbym ci kogoś przedstawid. - powiedział, patrzą delikatnie na mnie, a
następnie na grób. - Babciu, to jest Raven.
Nie wiedziałam co powiedzied, patrząc się na grób. Nigdy wcześniej nie
spotkałam zmarłego. Co miałam powiedzied. - Ona nazywa się tak jak ty?
Ale oczywiście, nic mi nie odpowiedział, kiedy siadał na trawie i
wyciągnęłam się obok niego.
- Babcia mieszkała tutaj - to znaczy w mieście. Zostawiła nam dom i w koocu
dostaliśmy go po latach w spadku. Zawsze kochałem Rezydencję.
- Łał. Baronowa była twoją babcią?
- Odwiedzałem ją, kiedy czułem się samotny. Rozumiała co to znaczy byd sam.
Nie pasowała do strony rodziny Sterlingów. Dziadek zginął na wojnie. Mówiła,
że zawsze go jej przypominałem. - Wziął głęboki wdech i spojrzał w górę na
gwiazdy. - Tu jest pięknie, nie sądzisz? - ciągnął dalej. - Nie ma tu żadnych
świateł, przydmiewających gwiazdy. To tak jakby wszechświat był wielkim
płótnem, z kropelkami migoczących i błyszczących świateł, jak obraz, jest tam
zawsze i czeka, aby zostad postrzeżonym. Ale ludzie go nie zauważają, bo są
zbyt zajęci. A to jest najpiękniejsza praca ze wszystkich. Cóż, prawie.
Milczeliśmy przez kilka minut, wpatrując się w niebo. Słyszałam tylko jego
delikatny oddech i dźwięk świerszczy. Wszystkie pierwsze ranki nie były tak
cudowne jak ta. To całkowicie pokonywało pierwszy wyświetlony film.
- Więc twoja babcia, patrzyła przez wiatr yy, to znaczy ona, cóż...
- Była wspaniałą artystką. Nauczyła mnie jak malowad superbohaterów i
potwory. Dużo potworów!
- Wiem.
- Wiesz?
- To znaczy wiem, że musi byd to trudne dla ciebie. Ale lubię wampiry, też! -
zasugerowałam.
Zdawał się myśled o czymś innym. - Tak dużo podróżowałem, a ponieważ
byłem uczony w domu, nigdy nie miałem szansy zaklimatyzowad się
gdziekolwiek.
Wyglądał tak zagubiono, tak smutno, tak samotnie. Chciałam by
pocałował mnie teraz. Chciałam żeby wiedział, że jestem jego na wiecznośd.
- Zjedzmy. - powiedział nagle, wstając na nogi.
Umieścił pięd świec ozdobnych i zapalił zapalniczkę z antyków.
Rozpakował butelkę musującego soku, ser i krakersy i rozłożył czarny
koronkowy obrus na zimnej trawie.
- Czy byłeś kiedykolwiek zakochany? - zapytałam, kiedy wypełniał mój
kryształowy kielich.
Nagle usłyszeliśmy wycie i zdmuchnął świece.
- Co to było? - spytałam.
- Sądzę, że to pies.
- Brzmi bardziej jak wilk!
- Tak czy inaczej, lepiej iśd! - powiedział w trybie pilnym.
Zaczęłam pchad wszystko do jego plecaka.
- Nie mamy na to czasu! - powiedział, chwytając mnie za rękę.
Wiatr nadal wył. Hałas był coraz bliżej.
Schowaliśmy się za zabytek.
- Jeśli to duch, musicie go zobaczyd. - Znajomy głos zawołał do nas. - Mogę was
zapewnid, że tylko duch mógł was widzied dziś w nocy.
Szedł z latarką. To był Stary Jim, dozorca, z Luke'iem, ze swoim Wielkim
Duoczykiem.
Jeśli mnie poznał o tej porze, będę musiała mu kupid roczny zapas ciastek
dla psów, aby powstrzymad go przed powiedzeniem moim rodzicom.
Wyjrzeliśmy i widziałam psa liżącego sok na trawie.
- Daj mi to Luke! - Stary Jim powiedział i podniósł butelkę. Wziął długi łyk.
- Teraz! - Alexander wyszeptał. Zacisnął uchwyt na mojej ręce i uciekaliśmy,
przeskakując przez płot.
Nie sądzę, by prawdziwy duch i widmo wilk, mogli byd bardziej straszni
niż Stary Jim i jego zardzewiały Luke.
- Myślę, że powinienem wziąd cię do kina po wszystkim. - Alexander powiedział
z uśmiechem, po złapaniu oddechu. - Odprowadzę cię do domu.
- Czy możemy pójśd do twojego domu. - przyznałam. - Chcę zobaczyd twój
pokój!
- Nie możesz zobaczyd mojego pokoju.
- Mamy czas.
- Nie ma mowy.
Była ostrośd w jego głosie, której nie słyszałam wcześniej.
- Co jest w twoim pokoju, Alexandrze?
- Co jest w twoim pokoju, Raven? - powiedział, wpatrując się we mnie. -
Wródmy z powrotem na swoje miejsce.
- Uh...więc... - Miał rację. Nie mogłam przyprowadzid go do domu i narazid go
na Billy'ego i moich biało-chlebowych rodziców. Nie na naszej pierwszej randce.
- W moim pokoju jest bałagan.
- Cóż, w moim też. - powiedział.
- Nie chcę iśd do domu, naprawdę.
- Nie chcę wpakowad cię w kłopoty.
- Zawsze mam kłopoty. Moja mama nie poznała by mnie, gdybym nie miała
kłopotów.
Ale szliśmy ulicą, ręka w rękę, szliśmy do mojego domu i nie ważne jak
powoli szłam, zanim dowiedziałam się, że staliśmy na moim progu, żegnając się.
- Cóż...do...następnego razu. - powiedział, jego twarz świeciła pod światłem
werandy.
- Następnym razem do kostnicy?
- Myślałem, że moglibyśmy obejrzed film u mnie w domy.
- Masz Tv? - powiedziałam. - Jest zasilane prądem elektrycznym, wiesz?
- Dziewczyna Sassy, mam Draculę Beli Lugosiego na DVD, skoro tak bardzo
lubisz wampiry.
- Dracula? Świetnie.
- Więc, jest to randka. O siódmej jutro, dobrze?
- Wspaniale!
Miałam inną randkę i nie zrobiłam nic, ale pożegnałam się. Przyszła pora
na słodki pocałunek. Położył swoją dłoo na moim ramieniu i nachylił się, jego
oczy były zamknięty, a usta pełne.
Nagle zamek w drzwiach, zabrzęczał. Alexander zeszedł ze światła w
krzaki.
- Myślałam, że słyszę głosy. - moja mama powiedziała, otwierając drzwi. -
Gdzie Becky?
- Jest w domu. - To było rzeczywiście prawdą.
- Nie lubię, kiedy uciekasz, nie mówiąc mi o tym. - Skarciła mnie, trzymając dla
mnie otwarte drzwi.
Tęsknota do minionej chwili i jednego momentu więcej, spojrzałam na
Alexandra.
- Czy poszłaś z chłopakiem do kina? - zapytała, kiedy wchodziłam do środka.
- Nie, mamo, udaliśmy się na cmentarz.
- Tym razem, chcę byś mi dała jednoznaczną odpowiedź!
Tym razem, dałam jej jednoznaczną odpowiedź.
I kiedy spojrzałam przez ramię, aby ostatecznie zobaczyd mojego
Gotyckiego Wyśnionego Kolegę, zamknęła drzwi na mojej pierwszej
niebiaoskiej randce.
ROZDZIAŁ 18 - FILMOWY OBŁĘD
Zawsze byłam spóźniona na wszystko - obiad, do szkoły, nawet filmy -
ale dzisiejszego wieczora byłam wcześniej, kiedy przybyłam do Rezydencji o
6:45. Alexander otworzył drzwi we własnej osobie i pocałował mnie w policzek.
Byłam wstrząśnięta, kiedy nagle przejawiał sympatię.
- To się nigdy nie działo, kiedy Jameson otwierał drzwi! - powiedziałam.
- Cóż, lepiej powiedz mi jeśli było. Mamy zasadę, wiesz. Nie całuję jego
dziewczyn, a on nie całuje moich! - Alexander rumienił się nawet bardziej niż,
tamtej nocy, kiedy zakradłam się i miał na dłoni pierścionek pająka. Był pewny
siebie.
Zaprowadził mnie wielkimi schodami do pokoju rodzinnego. Był
wypełniony współczesną sztuką - ukwieconymi obrazami, Andy Warhol
drukujący puszki zup Campbell, rzeźbiona lalka Barbie i błyszczący, futrzany,
dziki dywan. Była tam czarna, skórzana kanapa, telewizor z dużym ekranem i
szklany stolik z ogromnym, filmowym popcornem, SnoCaps, Dotami,
Spreesami, Good & Plenty i dwiema zielono-neonowymi szklankami.
- Chciałem abyś mogła poczud się jak w kinie. - wyjaśnił.
Położył DVD i skręcił światła, a my przytulaliśmy się w ciemności.
Wzięłam SnopCaps i wybrałam paczkę spreesów. Popcorn opierał się między
nas na kanapie.
Dracula był już gotowy do ukąszenia Lucy, kiedy Alexander odciągnął
moją twarz od ekranu.
Patrzył na mnie swoimi głębokimi, północnymi oczami. Pochylił się ku
mnie. I mnie pocałował. Z pasją. Pocałował mnie! W koocu mnie pocałował!
Tuż, tuż przed Belą Lugosi!
Pocałował mnie jakby miał mnie wypid i wypełnid moje serce i żyły
miłością. Kiedy wzięłam oddech, zaczął całowad moje uszy i delikatnie je gryźd.
Chichotałam jak szalona. Jego wargi i zęby poszły w dół mojej szyi, jego usta
wypełniały mnie całkowitą pasją. Jego miękkie gryzienie na szyi łaskotało.
Byłam pod jego urokiem, wyciągnęłam nogi niezdarnie na stolik, rozlewając
Alexandrowi szklankę i popcorn na nim. Alexander, zaskoczył, zatapiając swoje
zęby w moją szyję tak mocno, że wrzasnęłam.
- O nie! Przepraszam! - przepraszał.
Popcorn był rozrzucony wszędzie, a ja trzymałam się za szyję, która
pulsowała jak serce.
- Raven, w porządku?
Krew uderzyła mi do mózgu, a pokój zaczął się obracad w inny sposób, a
mój żołądek poczuł mdłości. Zrobiłam to, co każda, za bardzo podekscytowana,
ckliwa dziewczyna robi. Zemdlałam.
Wydawało się jakby były godziny później, ale minęło tylko kilka sekund.
Ocknęłam się, kiedy Alexander mówił moje imię. Dracula był jeszcze w pokoju
Lucy. Jedyną różnicą były włączone światła.
- Raven? Raven?
- Co się stało?
- Zemdlałaś! Myślałem, że to się zdarza tylko w starych filmach!
- Masz, wypij to. - Przyłożył mi szklankę do ust, jakbym była dzieckiem.
Blada twarz Alexandra była nawet jaśniejsza. Wziął trochę lodu, który
wziął ze stołu i położył na mojej szyi. - Tak mi przykro! Nigdy nie chciałem - .
- Zimne! - krzyknęłam.
- Zniszczyłem wszystko. - powiedział, trzymając kapiący lód na mojej szyi.
- Nie mów tak. To się zdarza cały czas.
Spojrzał na mnie sceptycznie.
- Cóż, tylko z tobą.
- Nigdy nie chciałem cię skrzywdzid.
Czułam jak jego palce śledzą moją ranę. - To tylko rana. Nie naruszyłem
skóry.
- Nie? - spytałam, prawie rozczarowana.
- To jest większe niż ugryzienie komara. Będziesz miała znaczną malinkę!
- Bela, byłby dumny. - powiedziałam, czekając na reakcję Alexandra.
- Tak. - powiedział. - Sądzę, że by był.
- Chcę cię o coś zapytad. - rzekłam nerwowo, kiedy odprowadzał mnie do
moich drzwi. Kooczyły mi się szanse, aby zaprosid go na taoce i zdałam sobie
sprawę, że jeśli nie poproszę go teraz, to nigdy.
- Nie chcesz już spędzad ze mną wolnego czasu? Słuchaj, Raven - .
- Nie, chodzi mi o to...chciałam powiedzied...
- Tak?
- Umm... znalazłam miejsce na taoce. - zaczęłam.
- Na taoce? W tym mieście?
- Tak.
- Czy jest fajne?
- Nie, ale -.
- Ale jeśli chcesz tam iśd, to musi to byd najmodniejsze miejsce na świecie.
- To moja szkoła.
- Szkoła?
- Myślałam, że pomyślisz, że to całkowicie kiepskie. Nie powinnam była
wspominad.
- Nigdy wcześniej nie byłem na szkolnych taocach.
- Naprawdę? Ja też nie.
- Więc będzie to pierwszy raz dla nas. - powiedział z sexy uśmiechem i nagłą
pewnością siebie.
- Myślę, że będzie. Nazywa się Śnieżny Bal. Mogę założyd wełniany szalik by
zakryd moje ugryzienie. - żartowałam.
- Przepraszam - to był wypadek.
- To był najlepszy wypadek jaki mi się przydarzył!
Pochylił się, żeby mnie pocałowad i zatrzymał się. - Lepiej nie.
- Lepiej!
Pochylił się jeszcze raz i tym razem nasze usta się złączyły, jego silna ręka
delikatnie głaskała mój policzek.
- Do następnego spotkania. - powiedział, całując mnie po raz ostatni. Posłał mi
ostatni pocałunek, kiedy dotarł do samochodu.
Dotknęłam miejsca, gdzie mnie ukąsił. Wiedziałam, że już się zmieniam.
Ale chciałam spojrzed w lustro, aby się upewnid.
Następnego dnia Becky i ja pojechałyśmy do Evans Park zaraz po szkole.
Otworzyłyśmy swoje plecaki w ciemnym miejscu centrum miasta. Mój aparat,
mój dziennik i puderniczkowe lustro leżały przed nami. W koocu Becky
umieściła ząbek czosnku i krzyż owinięty w skórzane etui na podłodze.
- Gotowa, by zobaczyd ugryzienie. - spytałam.
- Jest rażące?
- To moja miłosna rana. - powiedziałam i ostrożnie odwinęłam czarny szalik,
który nosiłam przez cały dzieo.
- Łał! Ma duże usta! - powiedziała z szeroko otwartymi oczami.
- Czy to nie fajne?
- Widzę ślady zębów. Kilka zadrapao, ale nie sądzę, że przekłuł skórę. Czy to
boli?
- Wcale nie. To tak jak przekuwanie uszu - boli na początku, ale ból szybko
odchodzi.
- Czy mdlałaś, kiedy miałaś przekłuwane uszy, też?
- Nie bądź bystra!
- I znamię też zniknie?
- Mamy tu wszystko, aby się dowiedzied. Bierz kamerę.
Becky miała zdjęcia moich ran, przednie i boczne. Położyłyśmy polaroidy
na cementową podłogę, kiedy je rozwijałyśmy.
- Jesteś wyświetlona. - Becky stwierdziła.
- Dobra. Teraz lustro. - powiedziałam.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Ale jeśli jesteś, wiesz, jeśli jesteś naprawdę... może bolec.
- Becky, nie mamy całego dnia.
- Zdjęłam okulary przeciwsłoneczne.
- Gotowa? - zapytała, trzymając puderniczkę.
- Gotowa.
Otworzyła puderniczkę i pchnęła mi przed nos.
- Och!
- O, nie!
- Nie masz mnie tym uderzad! Daj mi to! - Chwyciłam obiema rękami
puderniczkę i spojrzałam twardo. Nic, a raczej wszystko. Wciąż się odbijałam.
- Spróbuj czosnku! - kazałam, odrzucając lustro na bok.
- Becky otwarła miskę czosnku i przecięła ząbek na pół.
- Teraz? - spytała.
- Teraz.
Mogłam czud zapach czosnku. Przeciągnęła mi ząbkiem pod nosem.
Wzięłam głęboki zapach. I dziko kaszlałam.
- Wszystko dobrze?
- Człowieku, to jest silne! Obrzydliwe! Połóż to dalej!
- Jest świeże - dlatego.
- Odłóż to dalej!
- Lubię ten zapach. Oczyszcza mi zatoki.
- Cóż, to prawdopodobnie nie ulży moim błonom śluzowym nosa. Ma to za
zadanie wysład mnie do zbuntowanych szaleoców.
- Mamy jeszcze jeden bardziej przeszywający sposób.
Jeśli nie topniałam w słoocu, nie rozbijałam luster, czy zastraszałam się
przez czosnek, czułam moc Alexandra na różne sposoby. Szłam w powietrzu, jak
bym mogła latad jak nietoperz. I nie mogłam spad w nocy, moja głowa się
ścigała, marząc o nim, odtwarzają jego pocałunki znowu i znowu.
Nabazgroliłam nasze imiona okalane w serca we wszystkich moich zeszytach,
podczas lekcji. Chciałam byd z nim w każdej chwili, byd tam gdziekolwiek on był,
był moim Alexandrem. Moim zabawnym, inteligentnym, opiekuoczym,
samotnym, kochanym, wspaniałym, marzycielskim Alexandrem. Był bardziej
niesamowity i wyjątkowy, niż mogłam sobie kiedykolwiek wyobrazid.
I cieszyłam się, że się zmieniam, nie w sposób o którym marzyłam tak
długo. Byłam szczęśliwa, kiedy zobaczyłam nierozbite lusterka, ponieważ teraz
widziałam odbicie dziewczyny zakochanej, świecącej ze szczęścia. Dlaczego,
chciałam żyd na cmentarzu przez wiecznośd, kiedy mogłam możliwie żyd na
poddaszu u Alexandra? Nie chciałam uciekad przed światłem słonecznym, ale
oglądad hawajski zachód słooca, z nim. Nigdy nie chciałam pic krwi, ale łyk z
neonowo-zielonej szklanki Alexandra. Chciałam korzystad z rzeczy, które zawsze
mnie cieszyły - lody, horrory, huśtanie po zmroku - ale teraz chciałam się tym
podzielid z nim.
- Słyszałem, że wisisz z wampirem. - powiedział Trevor dzieo przed Śnieżnym
Balem, kiedy Becky i ja szłyśmy przez salę po obiedzie. Znaki do taoca zwisały z
sufitu i otynkowanych ścian. - Czy ci nie wystarczy, że jesteś dziwakiem, a
Becky to troll? Teraz masz randkę z wariatem? Czy nie wiesz, że Rezydencja jest
nawiedzona?
- Nie masz pojęcia o niczym! Nigdy nie widziałeś Alexandra.
- O, Alexandra. Potwór ma imię. Myślałem, że po prostu mówisz do niego
Frankenstein. Jeśli kiedykolwiek go spotkam, skopię mu tyłek i wygnam z
miasta. Musimy wiedzied, że możemy bezpiecznie chodzid po ulicach w nocy!
- Skopię ci tyłek, jeśli się kiedykolwiek do niego zbliżysz. Jeśli na niego spojrzysz.
- Jeśli wygląda tak jak ty, będę potrzebował okularów przeciwsłonecznych w
celu ochrony przed oślepiającą brzydotą.
Przyszedł dyrektor Smith. - Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku,
między wami dwoma. Nie otrzymaliśmy budżetu na nowe szafki. - Potem,
założył swoje ramię wokół idioty i powiedział. - Słyszałem, że wbiłeś
zwycięskiego gola we wczorajszym meczu, Trevor.
Odwrócili się. Dyrektor Smith sympatycznie zaangażował się w rozmowę
z zapalonym sportowcem, Trevorem.
- Skąd wie, że widuję się z Alexandrem? - spytałam Becky, zdziwiona.
- Uh, Sądzę, że ludzie... wiesz, co ludzie mówią w tym mieście.
- Więc, ludzie w tym mieście są głupi.
- Słuchaj, Raven, Muszę ci coś powiedzied. - Zaczęła nerwowym głosem, który
był jeszcze bardziej zdenerwowany niż jej normalny zdenerwowany głos.
Ale byłam nieobecna przez znaki na taoce, BILETY W SPRZEDAŻY,
ZACHOWAJ PIĘC DOLARÓW PRZED ZAKUPEM.
- Bilety? Kurcze! Nie wiedziałam, że potrzebuję biletów! Zdobędę je w
TicketMaster? Opłaty przez telefon? - Roześmiałam się. - To się dzieje, kiedy
jesteś na zewnątrz, wiesz?
- Zupełnie wiem. Na zewnątrz jest gorzej i gorzej każdego dnia.
- Może zostały sprzedane, a my będziemy taoczyd na szkolnym trawniku. -
żartowałam.
Ale Becky się nie śmiała.
- Może było by lepiej, gdybyście ty i Alexander mieli prywatne taoce w
Rezydencji.
- I tęsknic za wyrazem twarzy Trevora, kiedy idę z Alexandrem?
- Trevor wie dużo, Raven. - powiedziała dziwnie.
- Świetnie, więc dostanie się na dobre studia. Co mnie to obchodzi?
- Boję się Trevora. Jego ojciec jest właścicielem połowy gospodarstw rolnych.
- Kukurydzy czy cukru?
- Mam spowiedź.
- Zachowaj ją na niedzielę. Zapomnij o Trevorze. On jest po prostu zbirem.
- Nie jestem silna jak ty. Nigdy nie byłam. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, ale
Trevor zna sposób, przez który ludzie mówią rzeczy, których nie chcą. Ale
proszę - nie idź na taoce. - powiedziała, chwytając mnie za ramię.
Nagle zadzwonił dzwonek. - Muszę iśd. Nie mogę mied aresztu czy zakazu
taoców.
- Ale Raven -.
- Nie bój się, dziewczynko. Będę cię bronid przed potworami.
ROZDZIAŁ 19 - ŚNIEŻNY BAL
Nie mogłam usiedzied przez resztę lekcji. Nie przez algebrę, geografię,
historię, czy angielski, które spędziłam pod trybunami piłkarskimi, komponując
wiersze miłosne do Alexandra. Ścigałam się do domu i taoczyłam wokół swojej
sypialni. Próbowałam każdy kawałek ubrania, zamieniad w miliony kombinacji,
aż miałam idealny strój. - Dobrze się czujesz? - Chłopczyk Billy, zapytał
wkładając głowę do pokoju.
- Tylko skaczę dookoła i taoczę, mój najcenniejszy młodszy bracie. - Świeciłam,
dając mu wielki uścisk i całując w głowę.
- Jesteś obłąkana?
Odetchnęłam głęboko. - Zrozumiesz pewnego dnia. Spotkasz kogoś, kto
jest związany z tobą w twojej duszy. I wtedy wszystko będzie ekscytujące i
pokojowe w tym samym czasie.
- To znaczy, jak Pamela Anderson.
- Nie, jak komputerowo-matematyczna dziewczyna.
Chłopczyk Billy patrzył w dal. - Myślę, że nie będzie tak źle, tak długo, jak
ona będzie wyglądad jak Pamela!
- Będzie wyglądad lepiej! - powiedziałam, bałaganiąc jego włosy. - Teraz sobie
idź. Mam uczestniczyd w balu.
- Idziesz na taoce?
- Tak.
- Więc... - Widziałam, że stałam się dla niego dużą, główną siostrą. - Cóż...
będziesz tam najładniejsza.
- Jesteś pewien, że nie jesteś na prochach?
- Będziesz tam najładniejsza... z czarną szminką.
- Teraz to brzmi jak w twoim stylu.
W koocu paradowałam w kuchni, ubrana w buty do kolan z winylu na
wysokich obcasach, czarne pooczochowe kabaretki, czarną mini spódniczkę,
koronkowy czarny top bez rękawów i czarne metalowe bransoletki. Czarny
kaszmirowy szal zasłonił moje ugryzienie miłości, a rękawiczki bez palców z
czarnej skóry, odkrywały moje lśniące, pomalowane na czarno paznokcie, jak
czarny, lśniący lód, zgodnie z tematem Śnieżnego Balu.
- Gdzie masz zamiar iśd tak ubrana? - moja mama spytała.
- Idę na taoce.
- Z Becky?
- Nie, z Alexandrem.
- Kim jest Alexander?
- Miłością mojego życia!
- Czy ja tu coś słyszę o miłości? - mój tata zapytał, wchodząc do kuchni. -
Raven, dokąd idziesz tak ubrana?
- Mówi, że idzie na taoce z miłością swojego życia. - Moja mama powiedziała.
- Nigdzie w tym nie pójdziesz! I kto jest miłością twojego życia? Chłopak ze
szkoły?
- Alexander Sterling. - ogłosiłam.
- Tak jak, Sterlingowie, którzy mieszkają w Rezydencji? - Mój tata spytał.
- On i jedyny!
- Nie chłopak Sterlingów! - Moja mama powiedziała, zszokowana. - Słyszałam
opowieści grozy o nim! Przesiaduje na cmentarzach i nigdy nie jest widziany w
świetle dnia, jak wampir.
- Sądzisz, że idę na taoce z wampirem?
Oboje spojrzeli się na mnie dziwnie i nic nie powiedzieli.
- Nie bądźcie jak wszyscy inni w tym mieście! - wrzasnęłam.
- Kochanie, słyszałam opowieści w całym mieście. - Moja mama plotkowała. -
Jeszcze wczoraj, Natalie Mitchell powiedziała -.
- Mamo, komu wierzysz, mi czy Natalie Mitchell? Ta noc jest bardzo ważna. To
także pierwsze taoce Alexandra. Jest bardzo rozmarzony i inteligentny! Zna się
na sztuce i kulturze i -.
- Cmentarzach? - Mój tata spytał.
- Nie jest taki jak mówią ludzie! On jest najbardziej niesamowitym facetem w
naszym układzie słonecznym, poza tobą, tato.
- Cóż, w takim przypadku, baw się dobrze.
- Paul!
- Ale nie w tym stroju. - Mój tata szybko zażądał. - Saro, cieszę się, że idzie na
taoce. Raven aktualnie chodzi do szkoły z własnej woli. Jest to najbardziej
normalna rzec, jaką zrobiła ostatnio.
Moja mama spojrzała na niego.
- Ale nie w tym stroju. - powtórzył.
- Tato, to wszystko jest modne w Europie!
- Ale my nie jesteśmy w Europie. Jesteśmy w cichym, małym miasteczku, gdzie
są modne golfy. Kołnierzyk z guzikami, długie rękawy i długa spódnica.
- Nie ma mowy! - zdeklarowałam.
- Ten chłopak nie był poza swoim pokojem przez lata, a ty pozwalasz jej iśd z
nim, kiedy wygląda w ten sposób? - Moja mama spytała. - Paul, zrób coś.
Mój ojciec poszedł do szafy. - Masz, ubierz to. - Powiedział, wręczają mi
jeden ze swoich sportowych płaszczy. - Jest czarny.
Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
- Albo to, albo mój czarny szlafrok. - powiedział.
Niechętnie chwyciłam płaszcz.
- I poznamy najbardziej niesamowitego faceta w tym Układzie Słonecznym,
kiedy przyjedzie po ciebie? - Moja mama się wtrąciła.
- Żartujesz? - Byłam zdumiona. - Oczywiście, że nie!
- To jest tylko prawo, nawet nie wiedzieliśmy, że się z nim widujesz. Nie
mieliśmy pojęcia, że idziesz na taoce.
- Chcesz go przesłuchad i wprawid w zakłopotanie. Nie wspominając o mnie.
- To jest umawianie się. Jeśli na twojej randce możemy postawid pytania i
zakłopotad rodziców, wtedy jest cały twój. - mój tata dokuczał.
- To nie sprawiedliwe! Chcecie z nami iśd, też?
- Tak. - Oboje odpowiedzieli.
- To jest ohydne! To najważniejsza noc w moim życiu i zamierzacie ją zepsud!
Słyszałam samochód, nadjeżdżający na podjazd. - Jest! - Krzyknęłam,
zerkając przez okno. - Macie byd w porządku! - Powiedziałam, biegając
dookoła gorączkowo. - Kanał tych hipisowskich dni dla mnie, proszę! Myślcie o
koralikach miłości i Joni Mitchell. Pomyślcie o dzwonach i kadzidłach, nie
golfach, spodniach i porcelanie. - Błagałam. - I nic o cmentarzach!
Chciałam by ta noc była doskonała, jakby to był dzieo mojego ślubu. Ale
czułam się jak panna młoda, która nagle pragnie uciec.
Teraz, kiedy moi rodzice szli na spotkanie z moją randką, trzęsły mi się
ręce. Miałam nadzieję, że nie zdziwaczeje siadając na ich dziarskie, pastelowe
meble.
Kiedy zadzwonił dzwonek u drzwi, rzuciłam się, aby go przywitad.
Alexander wyglądał niesamowicie. Miał na sobie błyszczący, czarny, elegancki,
trzyczęściowy garnitur i czerwony, jedwabny krawat. Wyglądał jak jeden z tych
miliarderów koszykarzy, których widzę w telewizji. Trzymał pudełko owinięte
kwiecistym papierem.
- Łał - Powiedział, patrząc na mnie. Mój ojciec skinął na mnie, abym wzięła
sportowy płaszcz, z nagannymi oczami. Zamiast tego zawiesiłam go na krzesło.
- Powinienem założyd czapkę albo śnieżne buty. - Powiedział niezręcznie. Tak
naprawdę nie wziąłem ich z motywem przewodnim.
- Zapomnij o tym! Będziesz tam najlepiej wyglądającym facetem. -
Pogratulowałam, ciągnąc go do salonu. - To są moi rodzice, Sara i Paul
Madison.
- Wspaniale jest poznad zarówno paostwa. - Alexander powiedział nerwowo,
wyciągając rękę.
- Tak wiele o tobie słyszeliśmy. - Moja matka płonęła, biorąc go za rękę.
Dałam jej zimne spojrzenie.
- Proszę usiądź. - Ciągnęła. - Chciałbyś coś do bicie?
- Nie, dziękuję.
- Rozgośd się. - Mój tata powiedział, wskazując na kanapę i zadomowił się w
swoim beżowym fotelu.
Uh-oh. Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka. Czułam, że mój tata w pełni
to wykorzysta. „Cele” inkwizycji. Modliłam się, by poszło szybko.
- Więc, Alexandrze, jak znalazłeś się w naszym mieście?
- To był dobry wybór, ponieważ spotkałem Raven. - Odpowiedział grzecznie,
uśmiechając się do mnie.
- Jak więc się spotykacie, skoro nie chodzisz do szkoły? Raven zaniedbała
powiedzenie nam tej części.
O, nie! Zaczęłam się skręcad w fotelu.
- Cóż, myślę, że po prostu wpadliśmy na siebie. To znaczy, to była jedna z tych
rzeczy, we właściwym miejscu, we właściwym czasie. Jak mówią, wszystko jest
tematem miejsca i czasu. I muszę powiedzied, że jestem bardzo szczęśliwy, że
poznałem paostwa córkę.
Mój tata spojrzał na niego.
- O, nie, nie to miałem na myśli. - Alexander dodał.
Zwrócił się do mnie, swoją jaskrawoczerwoną twarzą ducha. Próbowałam
się nie roześmiad.
- Co twoi rodzice robią, tak dokładnie? Nie są dużo w mieście, prawda?
- Mój ojciec jest marszandem. Ma galerie w Rumunii, Londynie i Nowym Jorku.
- To brzmi bardzo ekscytująco.
- Jest świetne, ale nigdy nie ma go w domu. - Alexander powiedział. - Zawsze
gdzieś lata.
Moja mama i tata spojrzeli na siebie.
- Czas iśd, albo będziemy spóźnieni! - Szybko wtrąciłam.
- Prawie zapomniałem. - Alexander powiedział, niezdarnie wstając. - Raven, to
dla ciebie.
Wręczył mi opakowane pudełko.
- Dziękuję! - Uśmiechnęłam się niespokojnie i zaczęłam je rozdzierad,
odsłaniając wspaniały bukiecik czerwonych róż. - Jest piękny! - Dałam mamie i
tacie wyraz „Widzicie? Mówiłam wam”.
- Jak ślicznie! - Moja mama się rozpływała.
Trzymałam bukiecik na mojej ręce, kiedy Alexander próbował mi go
przypiąd. Szarpał z nerwów.
- Aud!
- Wbija ci się? - spytał.
- Mój palec został ukłuty, ale jest dobrze.
Wpatrywał się intensywnie w kropelkę krwi na czubku mojego palca.
Moja mama stanęła między nami z chusteczką higieniczną, zabraną ze
stołu.
- To nic mamo, tylko trochę krwi, w porządku. - Szybko włożyłam palec w usta.
- Lepiej idźmy. - powiedziałam.
- Paul! - Moja mama podniosła.
Ale mój tata wiedział lepiej. Nic nie mógł zrobid. - Nie zapomnij o
płaszczu. - To wszystko co powiedział.
Chwyciłam za płaszcz i rękę Alexandra i pociągnęłam go za drzwi,
obawiając się, że moja mama spróbuje mu zrobid znak krzyża.
Mogliśmy słyszed taneczną muzykę z parkingu. Nigdzie nie było
czerwonego Camaro. Byliśmy bezpieczni - na razie.
- Nie zapomnij swojej kurtki. - Alexander przypomniał mi, kiedy wychodziłam z
samochodu.
- Będzie mi ciepło. - Mruknęłam, pozostawiając ją na tylnim siedzeniu.
Dwie cheerleaderki ubrane na arktyczne temperatury, patrzyły na nas z
przerażeniem.
Poprowadziłam Alexandra dalej i zatrzymaliśmy się na zewnątrz
głównego wejścia. Alexander był jak dziecko, dociekliwy i nerwowy. Spojrzał na
budynek z zainteresowaniem, jakby nigdy nie widział szkoły.
- Nie musimy wejśd do środka. - Zaoferowałam.
- Nie, jest dobrze. - Powiedział, ściskając moje palce.
Dwóch sportowców zatrzymało się, kiedy nas zauważyli i patrzyli się.
- Możesz podnieśd swoje gałki oczne z podłogi. - Powiedziałam, kiedy
prowadziłam Alexandra przez gapiów.
Alexander badał wszystko: znaki Śnieżnego Balu, tablicę ogłoszeo,
kasetkę z trofeami. Biegał rękami po szafach, dotykając zimnego metalu. - Jest
tak jak w Tv!
- Nigdy nie byłeś w szkole? - Zastanawiałam się.
- Nie.
- Boże! Jesteś najszczęśliwszym facetem na świecie. Nigdy nie jadłeś szkolnego
obiadu. Twoje jelita muszą byd w świetnej formie!
- Ale, gdybym poszedł poznalibyśmy się wcześniej.
Przytuliłam go mocno pod samym banerem Śnieżnego balu, pod którym
Trevor i ja kłóciliśmy się dzieo wcześniej.
Monica Havers i Jodie Carter minęły nas i zrobiły podwójne spojrzenie.
Pomyślałam, że ich oczy były wybrzuszone prawie jak ich pom-ponowe głowy.
Byłam gotowa do walki, jeśli powiedzą cokolwiek. Ale mogłam
powiedzied, że przez nacisk Alexandra na mój nadgarstek, zachowałam spokój.
Dziewczyny szeptały i chichotały do siebie i posyłały swoje plotki przez
salę gimnastyczną.
- Oto, gdzie uczę się chemii. - Powiedziałam, otwierając odblokowane drzwi do
mojego laboratorium chemicznego. - Zazwyczaj zakradam się tu. To jest proste.
- Nawiasem mówiąc, zawsze chciałem wiedzied, dlaczego zakradłaś się do -.
- Spójrz na te! - Przerwałam, wskazując na zlewki na stole laboratoryjnym. -
Dużo tajemniczych mikstur i eksplozji, ale to ci nie przeszkadza, prawda?
- Podoba mi się! - Trzymał zlewkę, jak by była przy winie.
Popchnęłam go na biurko, a następnie napisałam jego nazwisko na
tablicy.
- Czy ktoś wie, jaki jest symbol potasu? Podnieś rękę.
Podniósł rękę do sufitu. - Ja!
- Tak, Alexandrze?
- K.
- Poprawnie, przechodzisz do następnej klasy!
- Pani Madison? - Powiedział, podnosząc rękę.
- Tak?
- Możesz przyjśd tu na chwilę? Sądzę, że potrzebuję korepetycji. Myślisz, że
możesz mi pomóc?
- Ale już dałam ci A!
- To bardziej z anatomii.
Podszedł. Położył mnie sobie na kolanach i delikatnie pocałował.
Słyszeliśmy kilka chichoczących dziewczyn, biegnących przez otwarte
drzwi. - Lepiej chodźmy. - Zasugerował.
- Nie, jest dobrze.
- Nie chcę, żebyś została wywalona. Po za tym, mamy taniec do zrobienia. -
Powiedział, sprawiając, że wstaliśmy.
Szłam ręka w rękę z facetem, z którym miałam chemię, jego nazwisko
wciąż było wyryte na tablicy.
Gdy zbliżyliśmy się do siłowni, mogłam poczud zimne spojrzenia. Wszyscy
patrzyli na Alexandra, jakby przybył z innej planet i na mnie, tak jak zawsze na
mnie patrzyli.
Pani Fay, moja wścibska nauczycielka algebry, zbierała bilety przy
drzwiach. - Widzę, że przybyłaś na taoce na czas, Raven. Jaka szkoda, że nie
możesz zrobid tego samego dla algebry. Nigdy nie widziałam tego pana w
szkole. - Odparła, kontrolując Alexandra.
- To dlatego, że tutaj nie chodzi. - Po prostu weź bilet, pani! Wyparowałam z
wprowadzenia i wciągnęłam Alexandra do środka.
Weszliśmy na Śnieżny Bal. Nie wiem, czy to dlatego, że byłam z
Alexandrem, czy dlatego, że był to moje pierwsze taoce, ale biały nigdy nie
wyglądał tak pięknie. Plastikowe sople i płatki śniegu zwisały z sufitu, a podłoga
była pokryta sztucznym śniegiem. Sztuczny śnieg delikatnie skrapiał z sufitu.
Wszyscy byli ubrani w zimowe, lśniące suknie lub sztruksowe swetry,
rękawiczki, szaliki i czapki. Wybuchowa klimatyzacja przesyłała przeze mnie
dreszcze.
Nawet zespół rockowy, Push-up, pasował do tematu ze swoimi czapkami
i zimowymi butami. Bufet był rozmieszczony pod tablicą - śnieżne rożki, sok
jabłkowy i gorąca czekolada.
Mogłam usłyszed szepty, śmiechy i sapanie, kiedy szliśmy obok paczek
studentów. Zespół też patrzył na nas.
- Chcesz trochę gorącej czekolady zanim niektórzy starsi ją wezmą? -
Zapytałam, próbując odwrócid uwagę Alexandra od uwagi wszystkich.
- Nie jestem spragniony. - Odparł, obserwując tancerzy.
- Myślałam, że mówiłeś, że zawsze jesteś spragniony?
Zespół zaczął grac wersję elektryczną „ Zimowa Kraina Czarów”.
- Mogę prosid o ten taniec? - Zapytałam, oferując swoją rękę.
Uśmiechałam się z radości, kiedy szliśmy przez proszkowany śnieg na
parkiet.
Byłam w niebie. Miałam najlepszą randkę na Śnieżnym Balu - niebyło
nikogo bardziej wspaniałego niż Alexander, a taoczył jak marzenie.
Zapomnieliśmy, że jesteśmy obcy i rzucaliśmy naszymi ciałami dookoła
regularnie jak w modnym klubie. Taoczyliśmy jeden utwór po drugim, bez
przerwy - „Zimne jak lód”, „Lody” , „Śnieżny bałwan”.
Zespół zaczął śpiewad „Topię się z tobą”. Sala kręciła się, kiedy drobne
płatki proszkowanego śniegu delikatnie na nas spadały. Alexander i ja
wrzeszczeliśmy ze śmiechu, kiedy potknęliśmy się na pijanego snoba piłkarza,
który robił śnieżnego anioła na podłodze. Gdy muzyka się zatrzymała, ściskałam
Alexandra jak szalona, jakby to były nasze prywatne taoce. Ale oczywiście nie
byliśmy sami, jak przypomniał mi znajomy głos.
- Czy szpital psychiatryczny wie, że uciekliście? - Trevor spytał, pojawiając się
obok Alexandra.
Zaprowadziłam Alexandra do bufetu i chwyciłam dwa śnieżne, wiśniowe,
rożki.
- Czy opieka wie, że tu jesteś? - Trevor zapytał, ścigając nas.
- Trevor, odejdź! - Powiedziałam, osłaniając Alexandra swoim ciałem.
- Oh, to Narzeczona Frankensteina ma PMS?
- Trevor, dosyd! - Nie mogłam zobaczyd reakcji Alexandra, ale czułam jego ręce
na moich ramionach, przesuwające mnie do tyłu.
- Ale to dopiero początek, Raven, dopiero początek! Nie macie taoców w
lochach? Trzeba rzeczywiście chodzid do szkoły, żeby iśd na taoce? - Powiedział
do Alexandra. - Ale w piekle chyba nie ma żadnych zasad.
- Zamknij się! - Powiedziałam. - Nie masz swojej randki? Albo może, to Matt?
- Zapytałam sarkastycznie.
- Bardzo dobrze. Jest mądra. - Powiedział do Alexandra. - Ale ni za mądra. Nie,
moja randka jest tam. - Dodał, wskazując na wejście.
Spojrzałam i zobaczyłam Becky nerwowo stojącą u drzwi, ubraną w długą
plisowaną spódnicę, bladoróżowy sweter i długie białe skarpetki z mokasynami.
Moje serce spadło na podłogę. Czułam się chora.
- Dałem jej trochę makijażu. - Trevor się pochwalił. - Ale to nie wszystko,
kochanie.
- Jeśli ją tkniesz, zabiję cię! - Krzyknęłam całym płucem na niego.
- Nie dotknąłem jej, jeszcze. Ale to kwestia czasu. Taoce dopiero się zaczynają.
- Raven, co się dzieje? - Alexander zażądał, obracając mnie do siebie.
Trevor zasygnalizował Becky, żeby podeszła. Nawet na mnie nie
spojrzała, kiedy do nas podchodziła. Trevor złapał ją za rękę i pocałował
delikatnie w policzek. Wzdrygnęłam się cała i poczułam mdłości.
- Zostaw ją! - Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam.
- Raven, to jest facet, który cię dręczy? - Alexander zapytał.
- To znaczy, że mnie nie zna? Nie wie o nas? - Trevor zapytał dumnie.
- Nie ma „nas”! - Próbowałam się wytłumaczyd. - Wkurzam go, ponieważ
jestem jedyną dziewczyną w szkole, która nie myśli, że jest gorący! Więc teraz
on nie zostawi mnie w spokoju. Ale Trevor, jak śmiesz włączad w to Becky i
Alexandra!
Becky stała z oczami przyklejonymi do podłogi.
- Myślę, że nadszedł czas, aby zostawid Raven w spokoju, koleś. - Alexander
powiedział.
- Koleś? Teraz jestem kumplem dziwaka? Możemy się rozerwad i pograd w
piłkę? Wybacz, ale nie ma stroju. Żadnych kłów i peleryny. Wród na cmentarz.
- Trevor, dośd! Kopnę cię właśnie teraz! - Zagroziłam.
- W porządku, Raven. - Alexander powiedział. - Chodźmy taoczyd.
- Becky, odejdź od niego! - Krzyczałam, nie ruszając się. - Becky, powiedz coś!
Powiedz coś wreszcie!
- Ona już coś powiedziała. - Trevor ogłosił. - Powiedziała dużo. To zabawne jak
ludzie w tym mieście mówią i nie mogą się zamknąd, kiedy uprawy ich tatusiów
mogą się nagle zapalid od papierosa. - Trevor powiedział, patrząc prosto na
mnie.
Zwrócił się do Alexandra. - Dowiesz się kim są plotkocholicze wcześniej
niż myślisz!
Spojrzałam na Becky, która patrzyła na swoje mokasyny. - Przykro mi
Raven, próbowałam cię ostrzec, żebyś tutaj nie przychodziła dziś w nocy.
- O czym on mówi? - Alexander się zastanawiał.
- Chodźmy. - Powiedział.
- Mówię o wampirach! - Trevor zdeklarował.
- Wampirach! - Alexander zawołał.
- Zamknij się, Trevor!
- Mówię o plotce!
- Jakiej plotce! - Alexander powiedział. - Przyszedłem tutaj ze swoją
dziewczyną.
- Dziewczyną? - Trevor zapytał, zaskoczony. - Więc, to oficjalne. Zamierzacie
spędzid ze sobą cały wieczór?
- Bądź cicho! - Odparłam.
- Powiedz mu, dlaczego włamałaś się do jego domu! Powiedz mu co widziałaś.
- Idźmy stąd! - Powiedziałam, zaczynając iśd. - Alexander jednak się nie ruszył.
- Powiedz mu, dlaczego rzuciłaś się na niego! - Trevor kontynuował.
- Nie mów nic więcej, Trevor!
- Powiedz mu, czemu poszłaś na cmentarz!
- Powiedziałam, zamknij się!
- I dlaczego zemdlałaś!
- Zamknij się!
- I dlaczego patrzysz na siebie w lustrze co godzinę!
- O czym on mówi? - Alexander wymagał.
- I powiedz mu o tym. - Powiedział, wyciągając zdjęcie mojego ugryzienia
zrobionego przez Alexandra.
Alexander chwycił zdjęcie i zbadał je. - Co to jest?
- Wykorzystała cię. - Trevor powiedział. - Zaczęła się plotka o Śnieżnym Balu.
Każdy w mieście wierzy, że jesteś wampirem. Zabawne jest to, moja droga,
słodka Raven, że wierzyłaś w plotki bardziej niż wszyscy!
- Zamknij się! - Powiedziałam i rzuciłam swoim topniejącym rożkiem Trevorowi
w twarz.
Trevor się śmiał, kiedy wiśniowy lód kapał mu po policzku. Alexander
wpatrywał się w zdjęcie.
- Co się dzieje? - Pan Harris zapytał przybiegając.
Alexander spojrzał na mnie z niedowierzeniem i dezorientacją. Spojrzał
dookoła bezradnie, jak tłum gapiów czekał na jego reakcję. Po czym ze złością
chwycił mnie za rękę i wyciągnął na zewnątrz. Wyszliśmy z padającego śniegu
na mżący deszcz.
- Czekajcie! - Becky krzyczała, biegnąc za nami.
- Co się dzieje, Raven? - Alexander zażądał, ignorując ją. - Skąd on wie, że
podkradłaś się do mojego domu? Skąd wie o cmentarzu? Skąd wie, że
zemdlałaś? I co to jest? - Zapytał, wtykając mi zdjęcie.
- Alexander, nie rozumiesz.
- Nigdy mi nie powiedziałaś dlaczego podkradłaś się do mojego domu. -
Powiedział.
Patrzyłam na jego samotne, głębokie, pełne wyrazu oczy. Jego
niewinnośd. Sens jego przynależności. Co mogłam powiedzied. Kłamałam. Więc
nie powiedziałam nic, tylko ścisnęłam go z całej siły.
Fotografia wypadła mu z ręki. I mnie odepchnął.
- Chcę to usłyszed od ciebie. - Zażądał.
Łzy zaczęły spadad. - Byłam tam by obalid plotki. Chciałam położyd im
kres! Aby twoja rodzina mogła żyd w spokoju.
- Więc ta historia wyszła od ciebie, że musiałaś ją sprawdzid?
- Nie! Nie! Becky powiedz mu, że to nie było tak!
- Nie było! - Becky zawołała. Mówi o tobie przez cały czas!
- Myślałem, że jesteś inna, Raven. Ale wykorzystałaś mnie. Jesteś taka jak
wszyscy inni.
Alexander odwrócił się, a ja chwyciłam go za ramię.
- Nie idź! Alexander! - Błagałam. - To prawda, wciągnęłam się w plotki, ale
kiedy po raz pierwszy cie zobaczyłam, wiedziałam. Nigdy nie czułam czegoś
takiego do nikogo. Dlatego zrobiłam to wszystko!
- Myślałem, że mnie lubisz za to kim jestem, a nie za to, kim myślisz, że mogę
byd. Albo dlatego kim chciałaś zostad.
Uciekł.
- Nie idź! - Płakałam. - Alexander -.
Ale zignorował mnie. Wrócił do samotności w swoim pokoju na
poddaszu.
Wdarłam się do sali. Zespół był na przerwie, a wszyscy patrzyli na mnie w
milczeniu, kiedy szłam przez parkiet.
- Koniec. - Trevor ogłosił i zaczął klaskad. - Koniec! I jakiej pięknej realizacji to
było, jeśli wiesz co mam na myśli.
- Ty! - Krzyknęłam. Pan Harris wiedział, że idę po krew i chwycił mnie od tyłu. -
Jesteś złem wcielonym, Trevor! - Krzyczałam, wymachując rękami, kiedy
bezskutecznie próbowałam wykręcid się trenerowi piłki nożnej. - Trevorze
Mitchell, jesteś potworem! - Patrzyłam na twarze wokół mnie. - Nie widzisz
tego? Wszyscy odsuwają się od najbardziej miłej, łagodnej, inteligentnej osoby
w ty mieście, zgadzając się na najniegodziwszego, najgorszego, największego
potwora, tylko dlatego, że nie ubiera się tak jak ty! Trevor, który niszczy życie! I
po prostu oglądacie go grającego w piłkę nożną i zabawiającego się, wyrzucając
anioła dlatego, że nosi czero i uczy się w domu!
Łzy spływały mi po twarzy i wybiegłam na zewnątrz.
Becky biegła za mną. - Przepraszam, Raven, przepraszam! - Krzyczała.
Zignorowałam ją i biegłam aż do Rezydencji, walcząc ze śliską bramą.
Ogromne dmy trzepotały wokół światła na ganku, kiedy uderzałam kołatką
węża. - Alexander, otwórz! Alexander, otwórz!
W koocu zgasło światło i rozczarowane dmy odleciały. Siedziałam na
ganku, płacząc. Po raz pierwszy w życiu nie zaznałam ukojenia w ciemności.
ROZDZIAŁ 20 - GRA SKOOCZONA
Płakałam całą noc i zostałam w domu, zamiast iśd do szkoły, następnego
dnia. W południe pobiegłam do Rezydencji. Potrząsałam bramą dopóki nie
pomyślałam, że się przewróci. W koocu się wspięłam i uderzyłam kołatką węża.
Zasłony na poddaszu się rozwiały, ale nikt nie odpowiedział.
Po powrocie do domu, zadzwoniłam do Rezydencji i rozmawiałam z
Jamesonem, który powiedział, że Alexander śpi. - Powiem mu, że dzwoniłaś. -
Powiedział.
- Proszę powiedz mu, że przepraszam!
Bałam się, że Jameson nienawidzi mnie tak jak Alexander.
Dzwoniłam co godzinę; za każdym razem był Jameson i miałam tę samą
rozmowę.
- Będę się uczyd od teraz w domu! - Krzyknęłam, kiedy moja mama próbowała
mnie wyrzucid z łóżka następnego ranka. Alexander nie odbierał moich
telefonów, a nie ujmowałam Becky. - Nigdy nie wrócę do szkoły!
- Zapomnisz o tym, kochanie.
- Zapomniała byś o tacie? Alexander jest jedyną osobą we wszechświecie, która
mnie rozumie! A ja to wszystko zniszczyłam!
- Nie, Trevor Mitchell to zawalił. Byłaś miła dla tego młodego człowieka. Jest
szczęściarzem, że cię ma.
- Tak myślisz? - Zaczęłam płakad rezydenckiej wielkości łzami. - Sądzę, że
zniszczyłam mu życie!
Moja mama siedziała na brzegu mojego łóżka. - On cię uwielbia, skarbie.
- Pocieszała, przytulając mnie jak małego Chłopczyka Billy'ego. Mogłam poczud
morele w jej wyszamponowanych, aksamitnych, kasztanowych włosach i słodki,
miękki zapach jej perfum. Potrzebowałam teraz swojej mamy. Potrzebowałam
powiedzied jej wszystko co było prawdą. - Widziałam, jak bardzo cię uwielbia,
kiedy wszedł do domu. - Kontynuowała. - To wstyd, że ludzie mówią o nim
takie rzeczy.
- Byłaś jedną z tych ludzi. - Westchnęłam. - I myślę, że ja też.
- Nie, nie byłaś. Lubiłaś go za to kim naprawdę był.
- Tak - to znaczy, tak. Naprawdę. Ale jest już za późno.
- Nigdy nie jest za późno. Ale mówiąc późno, jestem spóźniona! Muszę zabrad
twojego ojca na lotnisko.
- Zadzwoo do szkoły. - Zapukałam do jej drzwi. - Powiedz im, że jestem chora z
miłości.
Objęła moją głowę. Nie mogłam się ruszyd, aż do nocy. Musiałam
zobaczyd swojego Alexandra, by wstrząsnąd w pewnym sensie jego bladym
ciałem. By prosid go o przebaczenie. Nie mogłam pójśd do Rezydencji i nie
mogłam się włamad - mógł zadzwonid na policję, tym razem. Było tylko jedno
miejsce by pójśd - jedyne miejsce, gdzie mógł byd.
Weszłam na cmentarz w Dullsville z bukietem żonkili w swoim plecaku.
Szłam szybko wśród nagrobków, próbując odtworzyd kroki, którymi kiedyś
szliśmy razem. Byłam tak samo podekscytowana, jak zdenerwowana.
Wyobrażałam go sobie, jak na mnie czeka, biegnie do mnie i daje mi ogromny
uścisk i obmywa mnie pocałunkami.
Ale potem pomyślałam, Wybaczy mi? To była nasza pierwsza kłótnia -
czy nasza ostatnia?
W koocu znalazłam pomnik jego babci, ale Alexandra tam nie było.
Położyłam kwiaty na grobie. Mój brzuch bolał, jakby miał się zawalid.
Łzy zaczęły tryskad z moich oczu.
- Babciu. - Powiedziałam głośno, rozglądając się. Ale kto mógł mnie słyszed?
Mogłam krzyczed, jeśli chciałam. - Babciu, zawaliłam, zawaliłam wielką rzecz.
Nie ma nikogo na tym świecie bardziej szalonego dla twojego wnuka niż ja. Czy
możesz mi pomóc? Tak bardzo za nim tęsknię! Alexander wierzył, że myślę, że
jest inny i myślę, że jest inny - ale od innych ludzi, nie dla mnie. Kocham go. Czy
mogłabyś mi pomóc?
Czekałam, rozglądając się za znakiem, czymś magicznym, cudem -
nietoperzy latających nad głową lub głośnego grzmotu. Czegokolwiek. Ale był
tylko dźwięk świerszczy. Może to trwa trochę dłużej dla cudów i znaków. Mogę
mied tylko nadzieję.
Jeden dzieo bycia chorą z miłości, zamienił się w dwa dni, które okazały
się trzema i czterema.
Nie możesz mi kazad iśd do szkoły! - Krzyczałam codziennie rano i
obracałam się i szłam spad.
Jameson nadal mówił mi, że Alexander nie może podejśd do telefonu. -
On potrzebuje czasu. - Jameson oferował. - Proszę byd cierpliwą.
Cierpliwą? Jak mogłam byd cierpliwa, kiedy każda sekunda naszej
separacji była jak wiecznośd?
W sobotę rano miałam niepożądanego gościa. - Wyzywam cię na
pojedynek! - Mój ojciec powiedział, rzucając swoją rakietę tenisową na moje
łóżko. Odsłonił zasłony i pozwolił słoocu mnie oślepid.
- Idź sobie!
- Potrzebujesz gimnastyki. - Rzucił białą bluzkę i białą spódnicę tenisową na
moje łóżko. - Są mamy! Nie sądziłem, że znajdę coś białego w twoich
szufladach. Teraz szybko jedźmy! Czas na korcie wynosi od pół godziny do
godziny.
- Ale nie grałam przez lata!
- Wiem. Dlatego cię biorę. Chcę dzisiaj wygrad. - Powiedział i zamknął za sobą
drzwi.
- Sądzisz, że wygrasz! - Krzyczałam przez zamknięte drzwi.
Krajowy klub w Dullsville był, jak pamiętam z tych wszystkich lat temu -
snobistyczny i nudny. Sklep był pełny modnych tenisowych spódnic i skarpetek,
neonowych piłek i drogich rakiet. Była cztero gwiazdkowa restauracja, gdzie
płaciło się pięd dolarów za butelkę wody. Prawie tam pasowałam, z białymi
ubraniami mojej mamy, z wyjątkiem czarnej szminki. Ale mój ojciec pozwolił jej
zostad. Myślę, że był szczęśliwy, że jestem w pozycji pionowej.
Biegałam za moim tatą z zemstą, każda piłka miała twarz Trevora
Mitchella. Uderzałam w piłki, tak mocno, jak mogłam, a one naturalnie uderzały
w siatkę lub ogrodzenie.
- Miałeś pozwolid mi wygrad. - Powiedziałam po zamówieniu obiadu.
- Jak miałem pozwolid ci wygrad, kiedy posyłałaś każdy strzał w siatkę? - Łatwy
wymach i zakooczenie uderzenia.
- Sądzę, że chyba ostatnio posyłałam piłkę w złym kierunku. I nigdy nie
powinnam pozwolid Trevorowi byd lepszym ode mnie. Nigdy nie uwierzyłabym
pogłoskom, czy w nie uwierzyłam. Tęsknię za Alexandrem tak bardzo.
Podczas obiadu kelner przyniósł ogrodową sałatkę z tuoczykiem dla
mojego taty. Patrzyłam na swoje pomidory, jajka i sałatę rzymską. - Tato,
sądzisz, że jeszcze kiedyś spotkam kogoś takiego jak Alexander, ponownie?
- Co ty myślisz? - Zapytał, biorąc kęs swojej kanapki.
- Nie sądzę, że spotkam. Sądzę, że to on. Jest szczególną osobą, która zna filmy i
romanse. Jak Heathcliff i Romeo.
Moje oczy napłynęły łzami.
- W porządku, kochanie. - Powiedział, wręczając mi swoją serwetkę. - Kiedy
spotkałem twoją matkę, nosiłem okulary Johna Lennona i miałem włosy do
połowy pleców. Nie wiedziałem, co to nożyczki i wyglądałem jak brzytwa. Jej
ojciec nie lubił mnie z powodu mojego patrzenia i poglądu na politykę. Ale ona
i ja widzieliśmy ten sam świat. I o to wszystko chodziło. To było w środę, kiedy
pierwszy raz zobaczyłem twoją mamę, na uniwersyteckim trawniku, w
bordowych dzwonach i białym, stryczkowym topie, kręciła swoimi długimi,
brązowymi włosami, patrząc w górę. Podeszłem i zapytałem w co się wpatruje.
- Ten ptak, matka karmi swoje pisklaki. Czy to nie piękne? - Powiedziała. - To
kruk! ( Kruk to po angielsku Raven ) - I zacytowała kilka wierszy Edgara Allana
Poe. Roześmiałem się. - Z czego się śmiejesz? - Spytała mnie. I powiedziałem
jej, że to wrona, nie kruk. - O, to przez to imprezowanie przez całą noc. -
Powiedziała, śmiejąc się ze mną. - Ale czy one nie są piękne? - Powiedziałem
jej, właśnie tam i wtedy, że owszem, były. Ale ona była piękniejsza.
- Powiedziałeś tak?
- Nie powinienem był ci mówid. Zwłaszcza części o zabawie!
- Mama zawsze mówiła, jak to się stało, że się tak nazywam, ale nigdy nie
wspomniała o imprezowaniu.
Dziękowałam wszechświatu, że moi rodzice patrzyli na kruki, a nie na
wiewiórki. Skutki byłyby katastrofalne.
- Tato, co ja mam zrobid?
- Musisz to zrozumied sama. A jeśli piłka wyląduje na twoim korcie ponownie,
nie rozbijaj jej o ogrodzenie. Wystarczy otworzyd oczy i posład prawidłowe
uderzenie.
Wzięliśmy moją sałatkę z nami, kiedy nie mogłam żud i myśled o
tenisowskiej metaforze, jednocześnie.
Bardzo się myliłam. Nie wiedziałam, co robid. Uderzyd piłkę, czy
poczekad, aż do mnie przyjdzie? Mój ojciec klejdrał z przyjacielem, kiedy
usłyszałam jak głos mówi, - Grasz średnią grę, Raven. - Odwróciłam się i
zobaczyłam Matta, opartego o bufet naprzeciwko.
- Nie mogę grac za wszystkich! - Odpowiedziałam, zaskoczona. Rozglądając się
za Trevorem.
- Nie mówię o tenisie.
- Nie rozumiem.
- Mówię o szkole, o Trevorze. Ni martw się, nie ma go tutaj.
- Więc, ty próbujesz zacząd coś ze mną? - Spytałam, ściskając swoją rakietę. -
Tutaj, w klubie?
- Nie, próbuję to zakooczyd. Chodzi mi o to, co robi tobie i Becky i wszystkim.
Nawet mnie. A jestem jego najlepszym przyjacielem. Ale ty napadasz z bronią w
ręku na każdego tutaj. I nawet nas nie lubisz. - Zaśmiał się. - Znaczymy tak dla
ciebie i w dalszym ciągu posyłasz Trevora z powrotem nam wszystkim.
- Czy jesteśmy w Spy Tv? - Spytałam, rozglądając się za ukrytymi kamerami.
- Dodajesz przyprawy temu miastu, funky ubraniami i swoim nastawieniem. Nie
obchodzi cię, co myślą ludzie, a to miasto obraca się na tym, co ludzie myślą.
- Czy Trevor ukrywa się w sklepiku pamiątkami? - Zapytałam, wypatrując dalej.
- Śnieżny Bal zmienił myślenie wielu ludzi. Trevor został stonowany w całej
szkole i w koocu uczynił głupców z wszystkich. Myślę, że to było nasze
przebudzenie.
Zdałam sobie sprawę, że nie było ukrytych kamer, czy ukrytego Trevora.
Matt nie żartował.
- Chciałbym, żeby Alexander usłyszał wszystko co mówisz. - W koocu
powiedziałam. - Nie widziałam go i obawiam się, że nigdy go nie zobaczę
ponownie. Trevor zniszczył wszystko. - Powiedziałam, moje oczy zaczynały
wzbierad ponownie.
- Pieprzyc Trevora!
Oglądnęłam parę osób, kiedy nie było to kulturalne przeklęcie w klubie,
chod nie na korcie, po nieudanym strzale.
- Musisz biegad, Raven - widzę cię. - Powiedział Matt, odchodząc.
- Chciałbym, żebyś spotykała starych znajomych, Raven. - Mój tata powiedział,
zbliżając się z uderzająco opalonym mężczyzną, po lewej stronie.
- Miło cię widzied, Raven - Powiedział. - Minęło dużo czasu. Wyglądasz teraz
tak dorośle. I nie poznałem cię bez szminki. Poznajesz mnie?
Jak mogłam go zapomnied? Po raz pierwsze, wejście do Rezydencji, okno
w piwnicy, czerwona czapka. Ciepły pocałunek na moim policzku, od
przystojnego chłopaka, który próbował się w nim zmieścid.
- Jack Patterson! Oczywiście, że cię pamiętam, ale nie mogę uwierzyd, że ty
pamiętasz mnie.
- Zawsze cię pamiętam!
- Jak to jest, że się znacie? - Mój tata zapytał.
- Ze szkoły. - Jack odpowiedział, z błyskiem w oku.
- To co robiłaś do tej pory? - Jack zapytał mnie. - Plotka głosi, że chodzisz do
Rezydencji frontowymi drzwiami, w ostatnich dniach.
- Cóż, chodziłam, ale...
- Jack ostatnio, ponownie przeniósł się do miasta i przejął po ojcu centrum
handlowe. - Mój tata powiedział.
- Tak, wstąp coś kupid. - Jack powiedział. - Dam ci zniżkę.
- Sprzedajesz buty wojskowe i czarne kosmetyki?
Jack Patterson się roześmiał. - Sądzę, że pewne rzeczy się nie zmieniły!
Matt nagle wrócił. - Gotowy, Matt? - Jack zapytał.
- Znasz Matta? - Spytałam zaskoczona.
- Jesteśmy kuzynami. Cieszę się, że wróciłem - mam pewne zastrzeżenia co do
tłumu z którym spędza czas.
ROZDZIAŁ 21 - CIEMNOŚC I ŚWIATŁO
Był sobotni wieczór. Byłam ubrana w moją Uzdrawiającą bluzkę i czarne
bokserki, oglądając Draculę w zwolnionym tempie. Zatrzymałam się na części,
kiedy Bela pochyla się nad śpiącą Heleną Chandler i wspominałam czas, kiedy
Alexander pocałował mnie na czarnej, skórzanej kanapie. Patrzyłam tęsknie na
ekran i chwytałam kilka chusteczek higienicznych.
Dzwonek do drzwi wstrząsnął mną - litościwy stan odrętwienia. -
Otwórzcie! - Krzyknęłam, a po chwili przypomniałam sobie, że moja rodzina
poszła do kina.
Spojrzałam przez wizjer, ale nic nie widziałam. Potem spojrzałam jeszcze
raz i odkryłam maleoką Becky, stojącą na progu.
- Czego chcesz? - Zapytałam, otwierając drzwi.
- Ubieraj się!
- Myślałam, że może przychodzisz by przeprosid.
- Przepraszam, ale musisz mi uwierzyd! Musisz jechad do Rezydencji - teraz!
- Idź do domu!
- Raven, natychmiast!
- Co się stało?
- Proszę, Raven, szybko!
Pobiegłam na górę i założyłam czarną bluzkę i czarne spodnie.
- Szybko!
Pobiegłam z powrotem na dół. Złapała mnie za rękę i wyciągnęła za
drzwi.
Bombardowałam ją pytaniami, kiedy byłyśmy w pickupie jej ojca, ale nie
chciała mi nic powiedzied.
Wyobrażałam sobie Rezydencję pokrytą grafitti, powybijane ona, Trevora
i jego drużynę snobów na wzgórzu mających zakrwawionego Alexandra. I
potem ten straszny obraz, ale milczący. NA SPRZEDAŻ podpisane w ogródku i
brak ciemnych zasłon wiszących na poddaszu Alexandra.
Becky nie zaparkowała przy Rezydencji, ale przecznicę dalej.
- Czemu tak daleko? - Zapytałam. - Dlaczego nie zaparkujesz bliżej?
Ale kiedy wysiadłyśmy, zobaczyłam kilka samochodów zaparkowanych
wzdłuż krawężnika, prowadzącego do Rezydencji, nietypowe dla opuszczonej
ulicy.
W oddali zobaczyłam dwie kobiety ubrane na czarno, jakby jechały na
pogrzeb. Ale tylko szybko spacerowały, trzymając zapalone pochodnie.
Moje serce zamarło - Nigdy tego nie zrobimy na czas! - Krzyknęłam.
Co gorsza, widziałam człowiek, również ubranego na czerni i
trzymającego pochodnię. Wystraszyłam się. Wszystko się we mnie zatrzymało.
To było tak, jak w przypadku zakooczenia Frankensteina, w którym mieszkaocy
miasta zbierają się, aby spalid zamek i podpalają biednego Franky'ego w jego
domu. To był tylko mniejszy tłum. Nie mogłam uwierzyd, że do tego doszło.
Mogłam już poczud dym.
- Nie, nie! - Krzyczałam, ale ludzie już skręcali za róg, w stronę bramy.
Moja wybujała wyobraźnia nie mogła przygotowad mnie na to, co
widziały moje oczy: Mały tłum Dullsvillian zebrał się na gruncie Rezydencji.
Konserwatywni mieszczanie ubrani jak czarne wampiry? Wszyscy byli tacy
ciemni, że myślałam, że muszę mied ubrane okulary przeciwsłoneczne, ale
świecąca Becky przekonała mnie, że widzę idealny obraz. Tam byli żywi ludzie
będący na zewnątrz samotnej Rezydencji - i byli tam wszyscy, żeby wybuchła!
Nic z tego nie rozumiałam. Zgromadzenie było bardziej jak przyjęcie, ale
to nie miało sensu. Czy był to kolejny, chory żart? I wtedy zobaczyłam baner na
otwartej bramie, który sprawił, że wszystko stało się pięknie jasne: WITAMY W
OKOLICY.
- Lepiej późno niż wcale. - Powiedziała Becky.
Czerwone wstążki były również zawieszone na bramie, a trawnik był
rozświetlony wzgórzem pochodni.
- Hej, dziewczyno, nie ignoruj nas! - Ktoś nazywający się Becky i ja weszłyśmy
na teren.
Odwróciłam się. To była Ruby! Była ubrana w swój obcisły strój z
czarnego winylu i wysokie do ud, czarne winylowe buty go-go.
- Mam właśnie randkę w tym stroju, Raven. Nigdy nie uwierzysz - to od lokaja!
- Skrzywiła się, jak zachwycona, rozbawiona uczennica i puszyła swoje
farbowane, czarne włosy, kiedy sprawdzała się w puderniczce. - Jest starszy,
ale jest fajny!
Przez wygląd Ruby, miała byd zabrana z pasa startowego mody w Paryżu.
Nawet jej pudel miał ubraną czarną smycz i czarny sweter dla psa.
- Poznajesz mnie? - Janice była w czarnej mini i butach wojskowych. -
Pomyślałaś, że to mój kolor? - Powiedziała, odsłaniając czarny lakier do
paznokci.
- Każdy odcieo czerni! - Powiedziałam.
- Starałam się ci powiedzied, byś nie szła na Śnieżny Bal. - Becky zaczęła szybko,
kiedy szłyśmy przez podjazd. - Ale Trevor mnie szantażował. Zawsze jesteś przy
mnie, kiedy cię potrzebuję, a ja nie byłam. Czy kiedykolwiek mi wybaczysz?
- Byłam tak pochłonięta, że nie słuchałam ostrzeżeo. I jesteś tu dla mnie teraz. -
Chwyciłam ją za rękę. - Jestem tylko zadowolona, że nie jesteś więcej pod
urokiem Trevora.
Kiedy Becky i ja kontynuowałyśmy wchodzenie na wzgórze, wpadłyśmy
na Jacka Pattersona, ubranego w czarny golf i dżinsy.
- Czekałem przez te wszystkie lata, aby ci odpłacid. - Wyznał. - Mam ubiór na
przyjęcie. Nie mam nic czarnego w sklepie!
Teraz, po tych wszystkich latach, była moja kolej, aby odwdzięczyd mu się
za pocałunek w policzek. - To jest takie niewiarygodne!
- To nie był mój pomysł, aby nosid czarny na przyjęciu. - Jack powiedział,
wskazując na faceta w Doc Martens, czarnej bluzce i zaczesanych do tyłu
włosach.
- Hej, dziewczyno! - To był Matt. - Bałem się, że się nie pokarzesz. Trzeba było
wysład Becky po ciebie. Nie mogliśmy powitad Alexandra w mieście po tym
wszystkim, bez ciebie! - Moje oczy świeciły. - Alexander pytał o ciebie całą noc.
Obejrzałam się gorączkowo, bez słowa. Chciałam rzucid się na szyję
każdemu. Ale, gdzie był Alexander?
- Myślę, że znajdziesz go w środku. - Matt zasugerował.
- Nie mogę uwierzyd, że to zrobiłeś! - Myśl o zobaczeniu Alexandra znowu mnie
poruszyła. Dałam Mattowi wielki uścisk Ruby. Myślę, że był zaskoczony moimi
uczuciami, jak ja.
- Lepiej tam idź - zanim wzejdzie słooce. - Powiedział.
Zatrzymałam się, wspominając jednego Dullsvilliana, którego nie
wypatrzyłam. - On nie będzie się czaił w cieniu, prawda?
- Kto?
- Wiesz kto!
- Trevor? Nie został zaproszony.
- Dziękuję, Matt. Dziękuję bardzo! - Powiedziałam, dając mu akceptację.
- Ty to zrobiłaś, naprawdę. To było dobre dla nas, aby zrobid spacer na dziką
stronę.
Becky chwyciła mnie za rękę i zaprowadziła w stronę Rezydencji. Bufet
został postawiony przy drzwiach. Soki i soda, chipsy i SnoCaps, Sprees, Good &
Plenty i Dotsy. Wszystko to, co Alexander przygotował tej nocy, kiedy
oglądaliśmy Tv w jego domu.
- Nie ma mowy! - Zawołałam. Spojrzałam na Becky. - Powiedziałam ci nawet o
SnoCaps? - Zdałam sobie sprawę.
- Gdybym trzymała to w tajemnicy, nie mielibyśmy przekąsek. - Becky dodała.
Gotowała się we mnie wściekłośd, ale zamiast tego uśmiechnęłam się i
powiedziałam: - Cieszę się, że masz taką dobrą pamięd. Czyj to był pomysł z tą
imprezą powitalną?
Becky spojrzała w kierunku schodów.
Kątem oka zobaczyłam dwoje modnych nowożeoców, trzymających się
za ręce.
- Och, tam jest. - Słyszałam, jak facet modniś powiedział.
To byli moi rodzice! Moja mama była w czarnych dzwonach, czarnych
sandałach na platformie i jedwabistej, czarnej koszuli z łaocuchem czerwonych
koralików miłości wokół szyi. Mój tata miał na sobie czarne okulary Johna
Lennona i jego ciało było wciśnięte w czarne Levisy i czarną, jedwabną koszulę,
rozpiętą do połowy.
- Jesteście nadpani? - Zastanawiałam się głośno, zdziwiona.
- Cześd, kochanie. - Moja mama powiedziała. - Musieliśmy coś zrobid, żeby cię
wyciągnąd z łóżka.
Mój tata się śmiał i dwoje młodych dzieci w strojach Draculi przybyło ze
świstem. Jeden wyciągnął pelerynę z rękami i udawał, że do mnie leci.
- Przybyłem by wyssad ci krew! - To był Chłopczyk Billy.
- Wyglądasz bosko! Jesteś najsłodszym wampirem jakiego widziałam. -
Powiedziałam.
- Naprawdę? Więc założę to do szkoły w poniedziałek.
- O, nie, nie założysz. - Mój tata skarcił. - Jeden udany w rodzinie, to więcej niż
sobie można wyobrazid.
Ojciec spojrzał na matkę po pomoc. Billy mrugnął do mnie i odleciał.
Jamesom wyszedł z Rezydencji w czarnej kurtce.
- Tu jest pana sportowy płaszcz, Panie Madison. - Powiedział wręczając kurtkę
mojemu tacie. Chłopak nie pozwolił jej odejśd. Coś o perfumach pana córki.
Byłam całkowicie zmieszana, ale stopiona wewnątrz.
- Dobrze cię widzied, panienko Raven.
Chciałam zobaczyd Alexandra. Chciałam go zobaczyd właśnie wtedy.
Chciałam zobaczyd jego twarz, jego włosy, jego oczy. Chciałam sprawdzid, czy
nadal wygląda tak samo, jeśli nadal łączyła nas głęboka miłośd. Albo, czy myślał,
że wszystko jest kłamstwem.
Jakby mógł czytad w moich myślach, Jamesom powiedział. - Nie chcesz
wejśd?
Weszłam do środka, wdzięczna za spotkanie - albo łatwą wygraną -
mogło byd prywatniej. W środku było cicho, nie było muzyki pulsującej ze
strychu i ciemno, tylko kilka świec oświetlało drogę. Sprawdziłam w salonie,
jadalni, kuchni i przedpokoju. Weszłam na wielkie schody.
- Alexander? - Szeptałam. - Alexander?
Moje serce i umysł waliły jak szalone. Zerknęłam w łazienki, biblioteki,
sypialnii.
Słyszałam głosy z Sali telewizyjnej.
Ranfield ratował doktora przed Hrabią Draculą. To właśnie podczas tej
sceny Alexander mnie pocałował i zemdlałam. Usiadłam na kanapie i czekałam
niecierpliwie na chwilę, oczekując go z powrotem. Ale wstałam niespokojnie i
wędrowałam z powrotem po sieni.
- Alexander?
Patrzyłam na wyblakły czerwony dywan na schodach prowadzących na
strych. Jego schody!
Drzwi w górnej części schodów były zamknięte. Jego drzwi. Jego pokoju.
Pokój nie pozwalał mi się zobaczyd. Delikatnie zapukałam do drzwi.
Brak odpowiedzi. - Alexander? - Zapukałam znowu. - To ja, Raven,
Alexander?
Za tymi drzwiami był jego świat. Świat, którego nigdy nie widziałam.
Świat, który posiadał wszystkie odpowiedzi na wszystkie jego tajemnice - jak
spędzał dnie, jak spędzał noce. Pokręciłam gałką i drzwi skrzypnęły, lekko się
otwierając. Nie były zamknięte. Chciałam więcej, niż nacisnąd by otworzyd.
Węszyd. Ale wtedy pomyślałam. W ten sposób zaczął się problem: moim
węszeniem. Nie nauczyłam się niczego? Wzięłam więc głęboki oddech i
działałam pod wpływem impulsu. Zamknęłam drzwi i pobiegłam w dół
skrzypiących schodów na strych i wielkich schodów z nowym zaufaniem.
Zatrzymałam się przy wielkich, frontowych drzwiach i poczułam znaną
obecnośd po raz kolejny, odwróciłam się.
Stał tam, jak Nocny Rycerz, patrząc na mnie tymi ciemnymi, głębokimi,
pięknymi, uspokajającymi, samotnymi, uwielbianymi, inteligentnymi,
marzycielskimi, pełnymi wyrazu oczami.
- Nigdy nie chciałam cię skrzywdzid. - Wyrwało m się. - Nie jestem taka jak
powiedział Trevor. Zawsze cię lubiłam, za to kim jesteś!
Alexander nie mówił.
- Byłam taka głupia. Jesteś najbardziej interesującą rzeczą, jaka się kiedykolwiek
wydarzyła w Dullsville. Musisz myśleś, że jestem taka dziecinna.
Nadal nie powiedział słowa.
- Powiedz coś. Powiedz, że byłam w trzeciej klasie. Powiedz, że mnie
nienawidzisz.
- Wiem, że jesteśmy bardziej podobni niż różni.
- Wiesz? - Zapytałam, zaskoczona.
- Moja babcia mi powiedziała.
- Ona do ciebie mówi? - Powiedziałam, czując nagły chłód.
- Nie, ona nie żyje, głupia! Widziałem kwiaty.
Sięgnął do mnie ręką. - Jest coś co chcę ci pokazad. - Powiedział
tajemniczo.
- Twój pokój? - Zapytałam, chwytając go za rękę.
- Tak i coś w moim pokoju. Jest już gotowe.
- To? - Moja wyobraźnia dziczała. Co Alexander zrobił w swoim pokoju. Czy „to”
jest żywe czy martwe?
Zaprowadził mnie na wielkie, skrzypiące schody, prowadzące na strych.
Jego schody.
- Czas byś poznała moje tajemnice. - Powiedział, otwierając drzwi. - A
przynajmniej większośd z nich.
Było już ciemno, z wyjątkiem blasku księżyca, który świecił przez małe
okno na poddaszu. Rozwalający się, wygodny fotel i podwójny, średniej
wielkości materac oparty na podłodze. Zakryty czarną pościelą. Łóżko, jak
każdego innego nastolatka. Nie trumna. I wtedy zauważyłam obrazy. Big Ben z
nietoperzami latającymi nad tarczą, zamek na wzgórzu, Wieża Eiffla do góry
nogami. Były ciemne obrazy starszej pary w gotyckich strojach, z wielkim,
czerwonym sercem wokół nich. Był cmentarz w Dullsville, jego babcia
uśmiechająca się nad swoim grobem. Zdjęcie zrobione z jego okna na poddaszu
z cukierek albo psikus wszędzie. - To z mojego ciemnego okresu. - Żartował.
- Są spektakularne. - Powiedziałam, podchodząc bliżej.
Farba była wszędzie, nawet plamiła na podłodze.
- Jesteś niesamowity!
- Nie byłem pewny, że ci się spodobają.
- Są niewiarygodne!
Zauważyłam płótno pokryte arkuszem ze sztalugami w koncie.
- Nie martw się, nie gryzie.
Zatrzymałam się przed nim, zastanawiając się, co leży pod arkuszem. I
moja wyobraźnia się wzmogła. Chwyciła za róg arkusza i powoli pociągnęłam,
tak jak odsłaniałam lustra w piwnicy Alexandra. Byłam zdumiona.
Patrzyłam na siebie, ubraną na Śnieżny Bal, czerwona róża przypięta do
mojej sukni. Ale prowadziłam koszyk dyni na ramieniu i w jednej ręce miałam
Snickersa, a na drugiej pierścionek pająka. Gwiazdy migotały mi nad głową, a
wokół mnie padał śnieg. Uśmiechałam się pięknie przez błyszczące, fałszywe
zęby wampira.
- To wygląda jak ja! Nigdy nie wyobrażałam sobie, że jesteś artystą! Chodzi mi o
to, że malowałeś w piwnicy, a potem farbą na poboczu... Nie miałam pojęcia.
- To byłaś ty? - Zapytał, zastanawiając się.
- Czemu stałeś na środku drogi?
- Szedłem na cmentarz, aby namalowad obraz swojej babci na pomniku.
- Czy większośd malarzy nie używa małych tubek?
- Zmieszałem własne.
- Nie miałam pojęcia. Jesteś artystą. Teraz to wszystko ma sens.
- Cieszę się, że ci się podoba. - Powiedział z ulgą. - Lepiej wródmy na przyjęcie,
zanim rozejdą się o nas prawdziwe plotki.
- Myślę, że masz rację. Wiesz co znaczą plotki w tym mieście.
- Czy to nie dziwne? - Zapytał, wręczając mi sodę, kiedy byliśmy z powrotem na
trawniku, mieszając się z ciemnymi Dullsvillianami. - Nie jesteśmy dziś w nocy
wyrzutkami.
- Cieszmy się już teraz. Z czasem wszystko wróci do normy.
Miłośnicy przyjęcia byli uśmiechnięci i dobrze się bawili.
Ale potem zauważyłam w oddali postad powoli wstępującą na podjazd.
- Trevor! - Powiedziała, z westchnieniem. - Co on tutaj robi?
- On jest potworem! - Krzyknął, zbliżając się na przyjęcie. - Cała jego rodzina.
- Nie tym razem! - Powiedziałam.
Wszystkie oczy były na Trevorze.
- Alexander, wród do środka. - Wezwałam. Ale on się nie ruszył.
- On pije na cmentarzu dziwaczną sake! - Trevor powiedział, wskazując na
mojego Gotyckiego Kumpla. - Nietoperzy nie było w tym mieście zanim
przybył! - Krzyknął.
- I nie było przegranych w ty mieście, zanim przybył! - Powiedziałam.
- Raven, uspokój się. - Ojciec upomniał mnie surowo.
- Dośd tego! - Matt powiedział, zrywając się do przodu, z Jackiem Pattersonem
tuż za nim.
- Spójrz tutaj! Zostałem zaatakowany! - Trevor zawołał, wskazując na
zadrapania na szyi. - Ugryziony przez nietoperza! Pewnie nabawię się
dziwacznej wścieklizny!
- Zostaw to, Trevor. - Matt powiedział, wyczerpany.
- To się wydarzyło po drodze tutaj! Byłem u ciebie w domu i twoja mama
powiedziałam, że jesteś na dziwacznej imprezie w Rezydencji. Co się z tobą
dzieje? Miałeś ze mną wyjśd!
- Zrobiłeś to sobie sam. - Matt odpowiedział. - Byłem twoim kierowcą po
mieście, żebyś mógł rozgłaszad głupie plotki. Ogrywałeś mnie wystarczająco
długo, Trev.
- Ale to była prawda! Oni są wampirami! - Trevor krzyknął.
- A ja miałem rację, że cię nie zapraszałem. - Matt powiedział.
- Jesteście szaleni. Imprezy z dziwadłami! - Trevor stwierdził, wpatrując się w
nas wszystkich.
- Dobra, Trevor, wystarczy. - Mój tata powiedział, przybliżając się do niego.
- Nie mam z tym nic wspólnego. - Alexander powiedział, zmieszany.
- Myślę, że to wiemy. - Potwierdziłam.
- Ale -. - Trevor zaczął, jego zły wzrok był spragniony krwi.
- Zadzwonię do twojego ojca. - Mój tata powiedział, kładąc rękę na ramieniu
Trevora.
Trevor był wściekły, ale uciekł gotując się. Nie było nikogo komu
podobały by się jego żarty, kto stanąłby po jego stronie, kto myślałby, że jest
wspaniały bo strzelił zwycięską bramkę. Nie chichotały dziewczyny, które
chciały by umówid się na randkę ze snobem piłki nożnej albo chodzid z nim, bo
był popularny. Nie było nic, co mógł zrobid oprócz odejścia.
- Tylko czekajcie - mój tata jest właścicielem tego miasta! - Powiedział, bo
został zaatakowany. To było jedyne, co mógł powiedzied.
- Nie zapomnij użyd na to lodu. - Moja mama poinformowała, jak Florence
Nightingale.
- On potrzebuje broni uspokajającej, a nie lodu, mamo.
Wszyscy obserwowali jak Trevor wychodzi przez bramę i w koocu znika.
- Cóż mieliśmy zaplanowany śpiewany telegram, ale musieliście dostad złe
instrukcje. - Mój tata żartował. Tłum śmiał się z ulgą.
Alexander i ja uwiesiliśmy się na siebie komfortowo. Dzieciaki zaczęły
biegad wokół i udawad, że są wampirami.
Później, kiedy Alexander żegnał swoich sąsiadów, Becky znalazła mnie
przy sprzątaniu stołu z przekąskami.
- Przepraszam. - Powiedziała.
- Będziesz mnie przepraszad do kooca swojego życia?
Dałam jej wieli uścisk Ruby. - Do zobaczenia jutro. - Becky powiedziała
ze zmęczonymi oczami.
- Myślę, że twoi rodzice już pojechali.
- Trzymają się godzin gospodarstw, wiesz. Wcześnie spad i wcześnie wstad.
- Więc, z kim jedziesz? - Zapytałam zmieszana.
- Z Mattem.
- Z Mattem!
Uśmiechnęła się kiedy zrobiłam łamany uśmiech. - Nie jest snobem jak
mógłby się wydawad.
- Wiem, kto myśli inaczej?
- Nigdy nie jeździł na ciągniku. - Becky powiedziała. - Myślisz, że mówi tak do
każdej dziewczyny?
- Nie, Becky, myślę, że naprawdę tak jest!
- No dalej, Becky. - Matt wołał Becky, tak jak wołał Trevor.
- Złapię cię w minutę. - Powiedziałam.
Pomagałam Jamesonowi z ostatnim koszem z imprezy, kiedy Alexander
zszedł po schodach, ubrany w pelerynę, zaczesane do tyłu włosy i fałszywe zęby
wampira.
- Mój wymarzony wampir. - Powiedziałam.
Przyciągnął mnie bliżej na korytarzu.
- Próbowałaś mnie ratowad dziś w nocy. - Powiedział. - Będę dozgonnie
wdzięczny.
- Wiecznie. - Powiedziałam z uśmiechem.
- Mam nadzieję, że kiedyś zwrócę dług.
Chichotałam, kiedy gryzł mnie po szyi. - Nie chcę iśd. - Powiedziałam. -
Ale Becky czeka. Do zobaczenia jutro? - Zapytałam. - Ten sam nietoperzy czas?
Ten sam nietoperzy kanał?
Odprowadził mnie do drzwi i nieco żartobliwie ugryzł mnie na szyi
wampirzymi zębami.
Roześmiałam się i próbowałam wyciągnąd fałszywe zęby z jego ust.
- Aud. - Zawołał.
- Nie powinieneś ich przyklejad na Superglue!
- Raven, wciąż nie wierzysz w wampiry, wierzysz? - Zapytał.
- Myślę, że wyleczysz mnie z tego. - Odpowiedziałam. - Ale mam zamiar
zatrzymad czarną szminkę.
Dał mi długi, niebiaoski pocałunek na dobranoc.
Kiedy odwróciłam się do wyjścia, zauważyłam puderniczkę z
monogramem Ruby na progu i podniosłam ją. Otworzyłam ją, żeby zobaczyd
moją szminkę. Widziałam otwarte drzwi rezydencji, odzwierciedlone w szkle.
- Słodkich snów. - Słyszałam, jak Alexander mówi.
Ale nie pojawił się w lustrze.
Odwróciłam się. Alexander wyraźnie stał w drzwiach.
Ale, kiedy sprawdziłam w lustrze znowu, już go nie było!
Kiedy odwróciłam się raz jeszcze, znalazłam kołatkę do drzwi węża, który
patrzyła mi w twarz. Patrzałam na nią rozpaczliwie.
- Alexander! Alexander!
Cofnęłam się od drzwi z niedowierzaniem. Powoli się wycofałam i
popatrzyłam przez okno na poddaszu. Zapaliło się światło.
- Alexander! - Wzywałam.
Zajrzał zza potarganej firanki, mój Gotycki Facet, mój Gotycki Kumpel,
mój Gotycki Książę, mój Nocny Rycerz. Patrzył w dół na mnie, tęsknie. Stałam
bez ruchu. Kiedy zaczęło do niego docierad, wycofał się za zasłony i światło
znikło.
ROZDZIAŁ 22 - OSTATECZNY TERMIN
Moje marzenia z dzieciostwa miały się spełnid, ale to było bardziej
koszmarne, niż mogłam sobie wyobrazid. Nie spałam całą noc, próbując
zrozumied to wszystko.
Facet w którym byłam zakochana, był naprawdę wampirem? Czy chcę
spędzid wiecznośd jako fajny wampir?
Nie reagowałam na taki rozwój, o którym zawsze marzyłam. Nie
zabierałam telefonu, by zadzwonid do CNN. W rzeczywistości, przez całą drogę
do domu z Becky, nie powiedziałam ani słowa, tylko patrzyłam przez okno z
niedowierzaniem, kiedy ona flirtowała z Mattem.
W domu, zamknęłam się w swojej sypialni. Odkurzyłam swoje książki o
wampirach, ale nie znalazłam odpowiedzi. Recytowałam mówienie mu, że go
kocham, niezależnie od tego kim był. Że jego sekret jest ze mną bezpieczny. Ale
czy byłam gotowa zostawid tak wszystko, co znam? Zamienid swój świat dla
tego? Zostawid moich rodziców? Becky? Nawet Chłopczyka Billy'ego? Patrzyłam
w swoje odbicie w lustrz, jakby po raz ostatni.
Spędziłam następny dzieo na cmentarzu, chodząc przed pomnikiem
baronowej. Tak szybko, jak słooce zaszło za drzewami, stanęłam przed
Rezydencją.
Kiedy przejechałam wokół wzgórza, zauważyłam, że brama były
zamknięta. Przeskoczyłam przez płot by znaleźd się w Rezydencji, jeszcze
bardziej niesamowitej i osamotnionej niż zwykle. Mercedesa nie było i światła
były wyłączone. Dzwoniłam, znowu i znowu. Stukałam kołatką węża. Nikt nie
odpowiedział. Spojrzałam przez okno w salonie. Białe obrusy były naniesione na
meble. Pobiegłam na około do tyłu i przycisnęłam nos do okna w piwnicy. Nie
mogłam oddychad. Skrzynek z ziemią już nie było!
Moje serce zamarło. Nie mogłam tego przełknąd.
Sięgnęłam po luźną cegłę, by użyd jej, by się włamad, tak jak poprzednio.
Ale kiedy po nią sięgnęłam, wypadła koperta z moim imieniem napisanym
dużymi literami.
Ścigałam się do przodu bramy i włożyłam list pod światło.
Zobaczyłam wyraźnie swoje nazwisko.
Wyciągnęłam czarną kopertę. Krwawym pismem były napisane trzy
proste słowa: PONIEWAŻ CIĘ KOCHAM.
Pieściłam słowa swoją ręką i trzymałam list przy sercu. Łzy spadały z
mojej twarzy jak ciężko przed bramą Rezydencji.
To było jak udzielenie prysznica mojemu sercu.
Ptaki dwierkały mi nad głową i spojrzałam w górę, aby zobaczy je
unoszące się nad głowami. Jeden zleciał w dół i wylądował przede mną na
żelaznej bramie.
To był nietoperz.
Skrzydła pozostawały jeszcze rozłożone, kiedy ustalił swój wzrok na mnie.
Jego cieo znalazł się na chodniku, jego oddech zsynchronizował się z moim.
Nietoperze są ślepe, ale ten wydawał się patrzed prosto w moją duszę.
Powoli wypowiedziałam. - Alexander?
A potem odleciał.
KONIEC