Rozdział XIX. Śnieżny Bal
Nie mogłam usiedzieć na miejscu przez resztę zajęć. Ani na algebrze, ani historii, geografii czy
angielskim, który przesiedziałam pod trybunami tworząc miłosne wiersze do Alexandra. Popędziłam
do domu i tańczyłam po całym moim pokoju. Przymierzyłam każde ubranie, które posiadałam,
wypróbowywałam milion połączeń, aż w końcu wybrałam idealne.
- Wszystko w porządku? – spytał Billy Boy, zerkając do mojego pokoju.
- Po prostu skaczę dookoła i tańczę, mój najcenniejszy braciszku. - promieniałam. Mocno go
przytuliłam całując w głowę.
- Czy ty jesteś chora psychicznie?
Westchnęłam głęboko. – Któregoś dnia zrozumiesz. Spotkasz pokrewną duszę. I wtedy
wszystko będzie ekscytujące i jednocześnie spokojne.
- Znaczy jak z Pamelą Anderson?
- Nie, jak z komputerowo-matematyczną dziewczyną.
Billy Boy zamyślił się. – Myślę, że to nie będzie tak źle, jeśli będzie wyglądać jak Pamela!
- Będzie wyglądać nawet lepiej! – powiedziałam mierzwiąc mu włosy. – Teraz spadaj. Mam bal.
- Idziesz na tańce?
- Tak.
- Cóż… - mogłam wyobrazić sobie jak się nakręca, by wyśmiać swoją starszą siostrę. – Cóż…
będziesz tam najładniejsza.
- Jesteś pewny, że nie naćpałeś się?
- Będziesz tam najładniejsza… z osób mających czarną szminkę.
- Teraz to brzmi bardziej w twoim stylu.
W końcu weszłam do kuchni. Miałam na sobie winylowe sięgające kolan buty na obcasie,
czarne kabaretki, czarną spódniczkę mini, czarny koronkowy bezrękawnik i metalicznie czarną
bransoletkę. Czarny kaszmirowy szalik zakrywał ranę po miłosnym ugryzieniu, a skórzane rękawiczki
bez palców odsłaniały mój połyskliwy lakier do paznokci- lśniący jak czarny lód, zgodnie z tematyką
Śnieżnego Balu.
- I myślisz, że gdzie pójdziesz tak ubrana? – spytała mama.
- Idę na tańce.
- Z Becky?
- Nie, z Alexandrem.
- Kim jest Alexander?
- Miłością mojego życia!
- Czy ja usłyszałem coś o miłości? – spytał tata, wchodząc do kuchni. – Raven, gdzie idziesz tak
ubrana?
- Powiedziała, że idzie na tańce z miłością jej życia. – powiedziała mama.
- Nigdzie nie idziesz tak ubrana! I kto jest miłością twojego życia? Chłopak ze szkoły?
- Alexander Steling. – oświadczyłam.
- Tak jak ci Sterlingowie, co mieszkają w Dworze? – spytał tata.
- Jedyni w swoim rodzaju!
- Tylko nie chłopak Sterlingów! – powiedziała zszokowana mama. – Słyszałam o nim straszne
historie! Spędza czas na cmentarzu i nikt go nie widział w dzień, jakby był wampirem.
- Myślisz, że poszłabym na tańce z wampirem?
Gapili się na mnie, ale nic nie powiedzieli.
- Nie bądźcie jak wszyscy inni w mieście! – krzyknęłam.
- Kochanie, słyszałam te historie od wszystkich w mieście! – mówiła mama plotkarskim tonem.
– Zaledwie wczoraj Natalie Mitchell mówiła…
- Mamo, komu wierzysz, mnie czy Natalie Mitchell? Ta noc jest dla mnie ważna. To też pierwszy
bal Alexandra. On jest taki cudowny i inteligentny! Zna się na sztuce, kulturze i…
- Cmentarzach? – spytał tata.
- On nie jest taki jak mówią ludzie! Poza tym, tato – jest najwspanialszym facetem w naszym
Układzie Słonecznym.
- Cóż, w takim razie, baw się dobrze.
- Paul!
- Ale nie w tym stroju. – dodał szybko. – Saro, jestem szczęśliwy, że idzie na tańce. Raven w
końcu idzie do szkoły bez przymusu. To jest najnormalniejsza rzecz jaką ostatnio zrobiła.
Mama rzuciła mu gniewne spojrzenie.
- Ale nie w tym stroju. – powtórzył.
- Tato, to w Europie jest teraz najmodniejsze!
- Ale nie jesteśmy w Europie. Jesteśmy w cichym, małym mieści, gdzie modny jest golf, bluzki
zapięte pod kołnierz, długie rękawy i długie spódnice.
- Nie ma mowy! – ogłosiłam.
- Ten chłopak przez lata nie wychodził z pokoju a ty pozwalasz mu wyjść z twoją córką
wyglądającą tak? – spytała mama. – Paul, zrób coś!
Tata podszedł do szafy. – Masz, włóż to. – powiedział, dając mi jedną z jego sportowych
marynarek. – Jest czarna.
Gapiłam się na niego z niedowierzaniem.
- Wybieraj. Albo to albo mój czarny szlafrok. – powiedział.
Niechętnie wzięłam marynarkę.
- A spotkamy najwspanialszego faceta we wszechświecie kiedy przyjdzie po ciebie? – wtrąciła
się mama.
- Żartujesz? – spytałam zszokowana. – Oczywiście, że nie.
- Mamy do tego prawo, nawet nie wiedzieliśmy, że spotykasz się z nim. Nie mieliśmy pojęcia,
że idziesz na tańce.
- Chcesz go przesłuchać i zażenować. Nie wspominając już o mnie.
- Tylko odnośnie randki. Jeśli wytrzyma pytania i rodzicielskie zażenowanie, wtedy jest cały
twój. – dokuczał tata.
- To niesprawiedliwe! Chcesz też z nami iść?
- Tak. – odpowiedzieli oboje.
- To jest ohydne! To miała być największa noc w moim życiu, a wy to chcecie zepsuć!
Usłyszałam jak samochód zaparkował na podjeździe. – Już przyjechał! – krzyknęłam,
wyglądając przez okno. – Musicie być fajni! – powiedziałam, krążąc szalenie wkoło. – Przypomnijcie
sobie te hipisowskie czasy, dla mnie, proszę! Pomyślcie o miłosnych paciorkach
1
i o Joni Mitchell
2
.
Pomyślcie o rozszerzanych spodniach- dzwonach i kadzidłach, nie o spodniach do golfa i porcelanie. –
błagałam. – I żadnych cmentarzy!
Chciałam by ta noc była idealna, tak jakby to był mój ślub. Ale czułam się jak panna młoda,
która nagle zażyczyła sobie by uciec i pobrać się potajemnie.
Teraz rodzice poznają osobę, z którą się umówiłam, ręce zaczęły mi się trząść. Mam nadzieję,
że nie zwariuje, siedząc na ich żywych pastelowych meblach.
Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, rzuciłam się by przywitać go. Alexander wyglądał
niesamowicie. Miał na sobie lśniący, elegancki czarny trzyczęściowy garnitur i czerwony jedwabny
1
love beads – jedne z tradycyjnych akcesoriów hippisów.
2
Joni Mitchell, wł. Roberta Joan Anderson (ur. 7 listopada 1943 w Fort Macleod) – kanadyjska piosenkarka folk rockowa,
popowa i jazz rockowa oraz wokalistka jazzowa.
krawat. Wyglądał jak jeden z tych koszykarskich miliarderów, których widuję w telewizji. Trzymał
pudełko zawinięte w papier w kwiatki.
- Wow! – powiedział, przyglądając się mi. Tata kiwnął na mnie głową z naganą w oczach
podając mi sportową marynarkę. Zamiast włożyć położyłam ją na krześle.
- Powinienem założyć czapkę robioną na drutach lub buty na zimę. – powiedział niezręcznie. –
Nie trzymałem się tematu przewodniego.
- Zapomnij o tym! I tak będziesz tam najlepiej ubranym facetem. – pochlebiałam, popychając
go do salonu. – To są moi rodzice, Sarah i Paul Madison.
- Miło mi was poznać. – powiedział nerwowo Alexander, wyciągając rękę.
- Tyle o tobie słyszeliśmy. – promieniała mama, ujmując jego dłoń.
Posłałam jej chłodne spojrzenie.
- Proszę usiąść. – kontynuowała. – Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję.
- Czuj się jak u siebie w domu. – powiedział tata, kierując się w stronę sofy. Usiadł na swojej
beżowej leżance.
Taaak. Nigdy przedtem nie miałam chłopaka. Czułam, że tata to w pełni wykorzysta. „Cele”
przesłuchania. Modliłam się żeby szybko skończyli.
- Więc, Alexandrze, jak ci się podoba nasze miasto?
- Jest wspaniałe, odkąd poznałem Raven. – odpowiedział grzecznie uśmiechając się do mnie.
- Jak ją poznałeś skoro nie chodzisz do szkoły? Raven jakoś nie opowiedziała nam o tym.
O, nie! Zaczęłam wiercić się na krześle.
- Cóż, chyba wpadliśmy na siebie. To znaczy, to była jedna z tych sytuacji, kiedy jesteś w
odpowiednim miejscu i o odpowiedniej porze. Jak mówią, wszystko zależy od wyczucia czasu i
szczęścia. I mogę powiedzieć, że odkąd spotkałem waszą córkę, jestem bardzo szczęśliwy.
Tata popatrzył na niego gniewnie.
- O, nie, nie to miałem na myśli. – dodał Alexander.
Zwrócił się do mnie, jego blada twarz zaczęła rumienić się. Próbowałam nie zaśmiać się.
- Co dokładnie robią twoi rodzice? Nie bywają często w mieście, prawda?
- Mój tata jest handlarzem sztuki. Ma galerię w Rumuni, Londynie i Nowym Jorku.
- Brzmi bardzo ekscytująco.
- Jest świetny, ale nigdy nie ma go w domu. – powiedział Alexander. – Zawsze gdzieś leci.
Tata z mamą spojrzeli na siebie.
- Musimy iść, albo się spóźnimy! – wtrąciłam się szybko.
- Prawie zapomniałem. – powiedział Alexander, niezręcznie wstając. – Raven, to dla ciebie.
Podał mi zapakowane pudełko.
- Dziękuję! – uśmiechnęłam się zaniepokojona i rozdarłam opakowanie odsłaniając cudowny
bukiecik przypinany do sukienki zrobiony z czerwonych róż. – Jest piękny! – podałam go rodzicom
pokazując „Widzicie? Mówiłam wam”
- Jak słodko! – rozpływała się mama.
Przytrzymałam bukiecik ponad sercem, kiedy Alexander próbował przypiąć go. Majsterkował
przy nim nerwowo.
- Au!
- Ukłułem cię? – spytał.
- Ukłułeś mnie w palec, ale nic się nie stało.
Wpatrywał się intensywnie w krople krwi na koniuszku mojego palca.
Mama stanęła między nami z chusteczką, którą wzięła ze stoliczka.
- Nic się nie stało, mamo. To tylko małe ukłucie. Nic mi nie jest. – szybko wetknęłam ukłuty
palec w usta.
- Powinniśmy iść. – powiedziałam.
- Paul! – błagała mama.
Ale tata wiedział lepiej. Nie mógł nic zrobić. – Tylko nie zapomnij marynarki! – to było wszystko
co powiedział.
Chwyciłam marynarkę i rękę Alexandra i pociągnęłam go za drzwi, bojąc się, że mama spróbuje
ustrzec mnie przed nim robiąc znak krzyża.
Mogliśmy usłyszeć muzykę już gdy parkowaliśmy. Nigdzie nie było żadnego czerwonego
Camaro. Byliśmy bezpieczni- na razie.
- Nie zapomnij swojego żakietu. – przypomniał mi Alexander, kiedy wychodziłam z auta.
- Przy tobie nie jest mi zimno. – mrugnęłam, zostawiając marynarkę na tylnym siedzeniu.
Dwie cheerleaderki ubrane jak na arktyczne temperatury, gapiły się na nas z przerażeniem.
Poprowadziłam Alexandra aż zatrzymaliśmy się przed głównym wejściem. Alexander był jak
dziecko, dociekliwy i zdenerwowany. Patrzył z zainteresowaniem na budynek, jakby nigdy przedtem
nie widział szkoły.
- Nie musimy wchodzić do środka. – zaoferowałam.
- Nie, wszystko jest okej. – powiedział, ściskając mnie za palce.
Dwóch sportowców w korytarzu kiedy tylko nas zobaczyło natychmiast przestało rozmawiać.
Zaczęli się na nas gapić.
- Możesz podnieść oczy z podłogi. – powiedziałam kiedy przechodziliśmy z Alexandrem koło
gapiów.
Alexander oglądał wszystko: plakaty mówiące o Śnieżnym Balu, ogłoszenia na tablicy ogłoszeń,
półkę z trofeami. Przesunął rękę na szafki szkolne, badając chłodny metal. – Jest tak jak w telewizji!
- Czy ty nigdy nie byłeś w szkole? – zdziwiłam się.
- Nie.
- Boże! Jesteś najszczęśliwszym facetem na świecie! Nigdy nie musiałeś jeść szkolnego
jedzenia. Twoje jelita muszą być w wspaniałej kondycji!
- Ale jeśli chodziłbym tu, spotykalibyśmy się częściej.
Przytuliłam go mocno pod tym samym plakatem Śnieżnego Balu, pod którym posprzeczałam
się z Trevorem poprzedniego dnia.
Monica Havers i Jodie Carter minęły nas ale odwróciły się jeszcze raz. Myślałam, że ich
wybałuszone oczy wyskoczą z ich pom- poniastych głów.
Byłam gotowa do walki jeśli powiedziały by coś. Ale nie mogłam nic powiedzieć, bo Alexander
trzymał mnie za przegub i chciał żebym pozostała cicho. Dziewczyny szepnęły coś do siebie i
zachichotały. Poszły na sale by puścić jakąś plotkę.
- Tutaj uczę się chemii. – powiedziałam, otwierając niezamknięte na klucz drzwi od
laboratorium chemicznego. – Zawsze zakradam się tutaj. Najłatwiej tu wejść.
- Przy okazji, zawsze chciałem wiedzieć dlaczego włamałaś się do…
- Spójrz na to! – przerwałam, wskazując na zlewki stojące na biurku. – Tutaj jest dużo
tajemniczych mikstur i zdarza się wiele wybuchów, ale to ci nie przeszkadza, co nie?
- Podoba mi się! – trzymał zlewkę tak jakby było w niej wyśmienite wino.
Pchnęłam go na biurko a potem napisałam jego imię na tablicy.
- Czy ktoś wie jaki symbol ma potas? Podnieście rękę.
Alexander podniósł wysoko swoją rękę. – Ja wiem.
- Tak Alexandrze?
- K.
- Poprawnie, przechodzisz do następnej klasy!
- Pani Madison? – powiedział, podnosząc rękę.
- Tak?
- Może pani tu na chwilę podejść? Myślę, że potrzebuję korepetycji. Myśli, pani, że może mi
pomóc?
- Ale już dałam ci szóstkę!
- Ale to bardziej z anatomii jest.
Podeszłam do niego. Pociągnął mnie na swoje kolana i pocałował delikatnie w usta.
Usłyszeliśmy przez otwarte drzwi jakieś rozchichotane dziewczyny idące korytarzem. – Lepiej
chodźmy. – zasugerował.
- Nie, jest okej.
- Nie chcę żeby wyrzucili cię ze szkoły. Po za tym, mieliśmy iść na bal. – powiedział, zmuszając
mnie bym wstała.
Szłam rękę w rękę z facetem z którym miałam najlepszą chemię w życiu. Jego imię dalej było
napisane na tablicy.
Kiedy zbliżaliśmy się do sali gimnastycznej mogłam poczuć chłodne spojrzenia utkwione w nas.
Wszyscy patrzyli się na Alexandra, jakby był z innej planety, a na mnie tak jak zawsze się patrzyli.
Pani Fay, moja wścibska nauczycielka algebry, zbierała bilety przy drzwiach. – Widzę, że
przyszłaś na bal punktualnie, Raven. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego o algebrze. Nigdy nie
widziałam tego gentelmana w szkole. – dodała, przyglądając się Alexandrowi.
- Ponieważ on nie chodzi tutaj do szkoły. – po prostu zabierz te bilety, babo! Pominęłam
prezentację i pociągnęłam Alexandra do środka.
Byliśmy na Śnieżnym Balu. I nie wiem czy to dlatego, że byłam z Alexandrem, czy to, że to były
mój pierwszy bal, ale biały nigdy nie wyglądał tak wspaniale. Plastikowe sople lodowe i sztuczne
płatki śniegowe zwisały z sufitu. Podłoga została przysypana sproszkowanym śniegiem. Sztuczny
śnieg sypał się z sufitu. Wszyscy założyli świecące zimowe sukienki lub sztruksy i sweter, mitenki
3
,
szaliki i czapki. Przez klimatyzacje zrobiło mi się zimno.
Nawet rockowy zespół, The Push-ups, pasował ze swoimi długimi czapkami i butami na zimę.
Poczęstunek został rozłożony pod tablicą wyników- rożki lodowe, jabłecznik i gorąca czekolada.
3
Rękawiczki bez palców.
Słyszałam szepty, śmiechy i sapania gdy przechodziliśmy koło ciepło ubranych uczniów. Zespół
też patrzył na nas.
- Chcesz trochę gorącej czekolady zanim seniorzy doprawią ją alkoholem? – spytałam, próbując
odciągnąć uwagę Alexandra.
- Nie chcę mi się pić. – odpowiedział, obserwując tańczące osoby.
- Z tego co pamiętam, mówiłeś, że zawsze jesteś spragniony.
Zespół zaczął grać elektryczną wersję „Winter Wonderland”.