Rozdział XXI. Światło i ciemność
Było sobotnie popołudnie. Miałam na sobie mój Słodki podkoszulek i czarne bokserki. Oglądałam
Draculę w zwolnionym tempie. Zatrzymałam film, kiedy Bela pochylał się nad śpiącą Helen Chandler, i
wspominałam moment, w którym Alexander pocałował mnie na swojej czarnej, skórzanej kanapie.
Wpatrzyłam się tęsknie w ekran i wzięłam więcej chusteczek higienicznych.
Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z transu użalania się nad sobą. – Już idę! – krzyknęłam, nagle
przypominając sobie, że rodzice wyszli do kina.
Spojrzałam przez judasza, ale nikogo nie zauważyłam. Spojrzałam jeszcze raz i odkryłam, że na
progu stoi Becky.
- Czego chcesz? – spytałam otwierając drzwi.
- Ubieraj się!
- Myślała, że może przyszłaś mnie przeprosić.
- Przepraszam, ale musisz mi uwierzyć! Musisz iść do Dworu- natychmiast!
- Wracaj do domu!
- Raven, natychmiast!
- Co się dzieje?
- Raven, proszę, pospiesz się!
Pobiegłam na górę i szybko założyłam czarną koszulkę i czarne dżinsy.
- Szybko!
Zbiegłam z powrotem na dół. Chwyciła mnie za ramię i wypchnęła przez drzwi.
Bombardowałam ją pytaniami kiedy wsiadłyśmy do pickupa jej taty, ale odmawiała jakiejkolwiek
odpowiedzi.
Wyobraziłam sobie Dwór cały zamalowany graffiti, wybite okna, Trevora z jego bandą snobów
stojących na wzgórzu z zakrwawionym ciałem Alexandra. I wtedy inny okropny obraz, uciszył mnie.
NA SPRZEDAŻ. Taki znak stojący w ogrodzie i wiszący nawet na czarnych zasłonach w pokoju
Alexandra na strychu.
Becky nie zaparkowała przed Dworem, ale przecznicę dalej.
- Co jest? Dlaczego nie zaparkowałaś bliżej?
Ale kiedy wysiadłyśmy z auta, zobaczyłam, że kilka samochodów parkuje wzdłuż krawężnika
prowadzącego do Dworu. A było to niezwykłe dla wyludnionej ulicy.
Z daleka zobaczyłam dwie kobiety ubrane na czarno jakby się wybierały na pogrzeb. Ale one szły
szybko trzymając w rękach zapalone latarki elektryczne.
Moje serce stanęło. – Nigdy nie zdążymy na czas! – krzyknęłam.
Co gorsza, zauważyłam faceta również ubranego na czarno trzymającego zapaloną latarkę.
Wariowałam. Wszystko wewnątrz mnie zatrzymało się. To było jak końcówka Frankensteina- gdzie
mieszczanie zbierają się, by spalić zamek i wyrzucić biednego Frankego z domu. Tylko tu był mniejszy
tłum. Nie mogłam uwierzyć, że doszło do tego. Mogłam już poczuć dym.
- Nie, nie! – krzyknęłam, ale mężczyzna już skręcał w stronę bramy. Moje najciemniejsze
wyobrażenia nie mogły mnie przygotować na to co zobaczyły moje oczy: Mały tłum mieszkańców
Dullsville zebrał się pod Dworem. Konserwatywni mieszczanie ubrani jak wampiry? Każdy był tak
ciemny, że pomyślałam, że muszę mieć założone okulary przeciwsłoneczne. Becky jednak
poinformowała mnie, że widzę dobrze. Żywi ludzie stali przed zwykle odludnym Dworem- i mieli z
tego dobry ubaw!
Nie mogłam tego zrozumieć. Zebranie było bardziej jak przyjęcie, ale to nie miało żadnego sensu.
Czy to tylko następny głupi żart? I wtedy zauważyłam transparent wiszący w otwartej bramie. Napis
był idealnie czytelny: WITAMY W SĄSIEDZTWIE!
- Lepiej późno niż wcale. – powiedziała Becky.
Na bramie wisiały też czerwone serpentyny. Latarki oświetlały cały trawnik na wzgórzu.
- Ej, dziewczynko, nie ignoruj nas! – ktoś krzyknął kiedy z Becky weszłyśmy na teren Dworu.
Odwróciłam się. To była Ruby! Miała na sobie dopasowaną, czarną, winylową sukienkę i czarne
buty go-go na obcasie.
- Miałam randkę w tym stroju, Raven. Nigdy nie uwierzysz- byłam na niej z kamerdynerem! –
skrzywiła się jak rozbawiona uczennica i zmierzwiła swoje farbowane na czarno włosy jakby
sprawdzała swój wygląd w lusterku. – Jest starszy, ale tak jakby słodki!
Ruby myślała, że wygląda tak jakby zeszła z paryskich wybiegów mody. Nawet jej biały pudel miał
czarną obrożę i czarny sweterek.
- Poznajesz mnie? – to była Janice w czarnej mini i glanach. – Myślisz, że to mój kolor? –
powiedziała, pokazując czarny lakier na paznokciach.
- Pasuje ci każdy odcień czerni! – powiedziałam.
- Próbowałam ci powiedzieć, żebyś nie przychodziła na Śnieżny Bal. – zaczęła szybko Becky kiedy
szłyśmy podjazdem. – Ale Trevor szantażował mnie. Jesteś ze mną zawsze kiedy cię potrzebuje, a
mnie nie było kiedy ty potrzebowałaś mnie. Czy kiedykolwiek przebaczysz mi?
- Byłam taka zajęta, że nie słuchałam twoich ostrzeżeń. I jesteś tu teraz dla mnie. – chwyciłam jej
rękę. – Tak się cieszę, że nie jesteś już pod wpływem Trevora.
Kiedy razem z Becky dalej wspinałyśmy się na szczyt wzgórza do imprezowiczów, wpadłyśmy na
Jacka Pattersona . Miał na sobie czarny golf i dżinsy.
- Czekałem przez te wszystkie lata na właściwy moment by odpłacić ci. - przyznał się. – Kupiłem
sobie nowe ubrania na przyjęcie. W sklepie nie zostało nic czarnego!
Teraz, po tych wszystkich latach, moja kolej by pocałować go z wdzięczności w policzek. – To jest
takie niewiarygodne!
- To nie był mój pomysł by ubrać się na imprezę na czarno. – powiedział Jack, wskazując na faceta
w glanach, czarnym podkoszulku i ulizanych włosach.
- Hej, laska! – to był Matt. – Bałem się, że się nie pokażesz. Wysłaliśmy Becky po ciebie. Nie
mogliśmy po tym wszystkim powitać w mieście Alexandra bez ciebie! – moje oczy rozjaśniły się. –
Alexander pyta o ciebie całą noc!
Rozejrzałam się szalenie dookoła, oniemiała. Chciałam rzucić się wszystkim na szyje. Ale gdzie jest
Alexander?
- Myślę, że znajdziesz go w środku. – podsunął.
- Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłaś! – widząc Alexandra znów przeszły mnie dreszcze.
Wyściskałam Matta i Ruby. Chyba zaskoczyłam go tym przejawem sympatii.
- Lepiej idź tam- zanim słońce wstanie. – powiedział.
Zatrzymałam się, przypomniałam sobie, którego mieszkańca Dullsville nie zauważyłam. – On nie
czai się w cieniu, co nie?
- Kto?
- Już ty dobrze wiesz kto!
- Trevor? Nie został zaproszony.
- Dzięki, Matt. Dziękuję ci bardzo! – powiedziałam, dając mu znak by odszedł.