Pocałunki wampira (rozdziały 15 17) by Bella swan

background image

background image

Rozdział XV. Gotycki Gość

Nie mogłam powiedzieć mojej mamie o tajemniczym zaproszeniu do Dworu.
Powiedziałaby, że nie mogę tam pójść. Ja powiedziałabym, że tak, mogę.
Uziemiłaby mnie, a ja bym uciekła. To wszystko byłoby bardzo dramatyczne.
Byłam przekonana, że nic mi nie przeszkodzi, dopóki mój tata nie zrobił mi
przykrej niespodzianki o poranku 1 grudnia.

- Zabiorę dzisiaj w nocy mamę do Vegas! - Powiedział odciągając mnie na bok. -
To wszystko to taki momentalny impuls. Wylatujemy tego wieczora.

- Czy to nie romantyczne? - Zapytała moja mama uśmiechając się radośnie
chwytając walizkę z szafy w holu - Twój ojciec nigdy nie zrobił czegoś takiego
jak to w naszą rocznicę.

- Więc zostaniesz w domu i przypilnujesz Billiego. - Zarządził tata.

- Pilnować Billiego? On ma jedenaście lat! - Krzyknęłam zmierzając do sypialni.

- Tutaj masz numer w razie, gdyby były jakieś problemy. - Powiedział tata i dał
mi kartkę z numerem telefonu.

- Twoja praca u Janice w Armstrong Travel udowodniła mi, że potrafisz być
odpowiedzialna. Wrócimy jutro przed kolacją.

- Ale ja mam plany!

- Więc zaproś Becky dzisiaj do nas. - Potrząsnął swoją torbą. - Zawsze chodzisz
do jej domu, ale wybierając się razem do kina, wszyscy moglibyście się dobrze
bawić.

- Becky? Myślisz, że to jedyny przyjaciel, jakiego mam? Jakby wszystko, co
robię w życiu to oglądanie telewizji. - Powiedziałam.

- Paul, powinnam to wziąć? - Przerwała mama pokazując czerwoną sukienkę bez
ramiączek.

- Mam szesnaście lat, tato. Chcę wyjść w sobotnią noc!

- Wiem. - Powiedziała moja mama odkładają parę czerwonych szpilek do torby. -
Ale nie dzisiejszego wieczoru. Twój tata, po prostu mnie zaskoczył. Nie zrobił
tego, od czasu koledżu. Tylko jeden raz, Raven, potem możesz mieć każdą
sobotę, którą chcesz. - Pocałowała mnie w głowę nie czekając na odpowiedź.

background image

- Zadzwonię punktualnie o północy. - Ostrzegł tata - Żeby się upewnić, że ty i
Billie, dajecie sobie radę i czy moje rakiety do tenisa są ciągle w szafie.

- Nie martw się. Nie zamierzam iść na dziką imprezę. - Powiedziałam ze złością.

- Dobrze, bo może będę musiał użyć domu pod zastaw, podczas gry w
BlackJacka.

Poszedł do swojej garderoby i założył kurtkę. Ja poszłam do swojego pokoju i
zaczęłam szarpać włosy. Przez wszystkie siedemnaście lat mój tata musiał
wybrać akurat dzisiaj, żeby zaskoczyć mamę?

Była dziewiętnasta trzydzieści, kiedy skończyła z Głupkiem i zaczęłam na niego
mówić Billy Boy. Na sobotnią noc ubrałam moją najlepszą czarną sukienkę bez
rękawów z czarnym niemal przezroczystym koronkowym topem, czarny trykot,
glany, nałożyłam czarną szminkę i srebrno onyksowe kolczyki.

- Wychodzę dziś wieczorem.

- Ale powinnaś zostać w domu. - Spojrzał na mnie jak opiekuńczy tatuś - Masz
randkę!

- Nie mam. Po prostu musze iść.

- Nie możesz. Nie pozwolę ci. Powiem wszystko! - Billy Boy chciał, żebym z
nim została, ale wiem, że jest ktoś, z kim chętniej by został.

- Przyjdzie Becky, żeby z tobą posiedzieć. Lubisz Becky.

- Tak, ale czy ona mnie lubi?

- Ona cię kocha!

- Naprawdę? - zapytał z miłością w oczach.

- Zapytam ją, kiedy przyjdzie. Becky, kochasz mojego małego, jedenastoletniego
brata?

- Nie! Lepiej nie!

- Więc obiecaj, że będziesz mnie krył.

- Zamierzam powiedzieć. Zostawiasz mnie samego! Wszystko może się
wydarzyć. Mogę na przykład siedzieć na Internecie i poznać psychiczną kobietę,
która będzie chciała mnie poślubić.

- Możesz być jedynie szczęśliwy. - Powiedziałam wypatrując Becky za oknem.

background image

- Możesz mieć przez to wielkie kłopoty!

- Przestań być dzieckiem! Pokaż Becky swoje gry komputerowe. Ona zwariuje na
punkcie statków kosmicznych obcych.

- Jeśli pójdziesz, zadzwonię do Vegas.

- Nie, jeśli cenisz sobie swoje życie. Przywiążę, cie do tego krzesła, jeśli będę
musiała!

- No to zrób to, bo zamierzam zadzwonić. - Pobiegł po telefon bezprzewodowy,
krzycząc.

- Billy, proszę.- Błagałam go- Naprawdę musze wyjść. Któregoś dnia zrozumiesz.
Billy, błagam.

Zatrzymał się z telefonem w ręku. On nigdy przedtem nie słuchał moich błagań,
chyba, że mu groziłam.

- Dobrze, zgoda, ale upewnij się, że będziesz w domu o północy. Nie zamierzam
udawać, że jesteś w łazience.

W pierwszym momencie przypomniało mi się, że miałam go przytulić. Więc
naprawdę go przytuliłam.

- Gdzie jest Becky? - Krzyknął, teraz grając w mojej drużynie. - Musisz wyjść.

Nagle dzwonek do drzwi zadzwonił i oboje zbiegliśmy na dół po schodach.

- Gdzie byłaś?! - Zapytałam.

Becky podeszła do mikrofalówki z popcornem.

- Myślałam, że mówiłaś, że mam być o ósmej.

- Ja musze być o ósmej!

- Myślałam, że będę wcześnie. Weź ciężarówkę. - Powiedziała wręczając mi
kluczyki.

- Dzięki. I jak wyglądam? - Zapytałam poprawiając strój.

- Mrocznie. - Odpowiedziała.

- Naprawdę? Dzięki!

- Wyglądasz jak nocny anioł. - Powiedział mój mały brat.

background image

Rzuciłam okiem na lustro w korytarzu i uśmiechnęłam się. To mógł być ostatni
raz, kiedy właściwie, oglądam swoje odbicie.

- Bawcie się dobrze, we dwoje i pilnuj Billiego. Dobra?

- Kogo? - Zapytała zdziwiona.

- Billiego, mojego brata.

Obydwoje się roześmiali. Chwyciłam moją kurtkę i wyleciałam stamtąd jak
nietoperz.

Pewni okropni mieszkańcy Dullsville napisali na kruszącej się ceglanej ścianie
‘WRÓĆCIE DO DOMU DZIWADŁA!’. To mógł być Trevor. Czułam pustkę w
żołądku.

Przypuszczałam, że Sterlingowie nie miewają zbyt dużo gości- nie było żadnego
dzwonka przy bramie. Mam tu czekać, czy znów się wspinać? Ale zanim
zdążyłam cokolwiek zrobić brama się otworzyła. Dla mnie. Poszłam w górę po
długim podjeździe patrząc na zasłony w oknach od strychu. Miałam nadzieję, że
w końcu będę mogła zobaczyć co się tam znajduje.

Coś wydarzy się dzisiejszej nocy. Naprawdę nie wiedziałam czego się
spodziewać. Co będziemy jeść na kolację? Czy wampiry jedzą cokolwiek?

Lekko zastukałam kołatką w kształcie węża.

Ogromne drzwi powoli się otworzyły i Straszny Mężczyzna powitał mnie swoim
uśmiechem.

- Bardzo się cieszę, że pani przyszła. - Powiedział z europejskim akcentem prosto
z czarno- białego horroru. - Mogę wziąć twój płaszcz?

Wziął gdzieś moją skórzaną kurtkę.

Stałam w korytarzu patrząc uważnie na oznaki jakiegokolwiek pozornego
zagrożenia. W każdym razie, gdzie był Gotycki Chłopak?

- Aleksander dołączy do pani za kilka minut - Oznajmił Straszny Mężczyzna -
Czy chce pani poczekać w bawialni podczas gdy Aleksander będzie schodził?

- Oczywiście. - Odpowiedziałam i poszłam za Strasznym Mężczyzną do
ogromnego pokoju obok salonu. Bawialnia była skromnie urządzona z dwoma
szkarłatnymi krzesłami z epoki wiktoriańskiej. Tylko ogromne pianino nie było
pokryte grubą warstwą kurzu i nie wyglądało na dość stare.

background image

Straszny Mężczyzna znów wyszedł, a ja skorzystałam z okazji, aby trochę
pomyszkować. Były tam książki oprawione w skórę pisane w rozmaitych
językach oraz stare, pomarszczone mapy, a to wszystko nie była jeszcze cała
biblioteczka.

Pieściłam dłońmi gładką powierzchnię dębowego biurka. Jakie sekrety ukryte są
w tych szufladach? Wtedy poczułam czyjąś niewidzialną obecność, czułam ją już
podczas ostatniej wizyty w domu Mansion. Aleksander przybył do pokoju.

Stał, był taki tajemniczy i przystojny. Jego włosy były gładko uczesane. Ubrał na
siebie jedwabną, czarną bluzkę sięgającą mu ponad ciemne jeansy. Chciałam, aby
również dziś miał na palcu pierścień z pająkiem, ale nie mogłam nic zobaczyć,
ponieważ trzymał ręce splecione za plecami.

- Przepraszam za spóźnienie. Byłam zmuszona czekać na opiekunkę dla dziecka.
- Wyznałam.

- Masz dziecko?

- Nie, brata! - Zmieszałam się.

- Racja. - Powiedział uśmiechając się niezręcznie. Jego blada twarz została
przywrócona do życia.

- Przepraszam, że kazałem ci czekać - zaczął rozmowę - Zrywałem ci je - i
nieśmiało wyciągnął pięć dzikich kwiatów.

Kwiaty? Nie możliwe!

- One są dla mnie? - Byłam kompletnie przytłoczona i zmieszana. Było jak na
filmie w zwolnionym tempie. Wzięłam od niego kwiaty delikatnie dotykając jego
dłoni. Pierścień z pająkiem przykuł moją uwagę.

- Nigdy przedtem nie dostałam kwiatów. To są najpiękniejsze kwiaty, jakie
kiedykolwiek widziałam.

- Musiałaś mieć ze stu chłopaków - powiedział patrząc w dół na swoje buty. - Nie
mogę uwierzyć, że żaden z nich nie dał ci kwiatów.

- Gdy obchodziłam trzynaste urodziny babcia wysłała mi bukiet tulipanów w
żółtej, plastikowej doniczce. - To było najlepsze, co mogłam powiedzieć. - Nigdy
nie dostałam kwiatów od stu chłopaków, ponieważ nie miałam nigdy, ani jednego
chłopaka.

- Kwiaty od babci są bardzo ważne. - Odpowiedział.

background image

- Ale dlaczego akurat pięć? - Zapytałam ciekawa.

- Jeden za każdy raz, kiedy cię widziałem.

- Ja nie miałam nic wspólnego z malowaniem sprayem.

Pojawił się Straszny Mężczyzna i powiedział:

- Obiad jest gotowy. Czy mam podać wodę, pani?

- Poproszę. - Odpowiedziałam, chociaż nie miałam pojęcia po co.

- Dziękuję, Jameson - powiedział Aleksander.

Aleksander poczekał na mnie przy drzwiach, ale nie byłam pewna dokąd idziemy.

- Myślałem, że znasz drogę. - Drażnił się - Chcesz coś do picia?

- Oczywiście, cokolwiek. - Czekaj chwilkę - ‘cokolwiek’? Za późno - Właściwie,
woda była by świetna.

Wrócił chwilę później z dwoma szklanymi kielichami i powiedział - Mam
nadzieję, że jesteś głodna.

- Ja jestem zawsze głodna – flirtowałam - A ty?

- Rzadko głodny - odpowiedział niechętnie - Ale cały czas jestem spragniony.

Zaprowadził mnie do jadalni oświetlanej przez blask świec, w której dominował
długi stół wykonany z dębu. Na stole stały ceramiczne talerze i srebrne sztućce.
Odsunął moje krzesło, a potem usiadł milion metrów ode mnie, na drugim końcu
stołu. Pięć dziko rosnących kwiatów stało w krystalicznym wazonie zasłaniając
mi widok.

Straszny Mężczyzna - miałam na myśli Jamesona - po chwili wrócił ze szklanymi
miskami wypełnionymi jakąś zupą. Zważywszy na czas, jaki zajęło mu
doniesienie ich tutaj, byłam pewna, że będziemy tam przez miesiąc. Ale nie
dbałam o to, nie chciałam być nigdzie indziej niż właśnie w tym domu.

- To węgierski gulasz - Oświadczył Aleksander, a ja poruszyłam się nerwowo na
te słowa. Nie miałam pojęcia, co lub kto w tym jest. Aleksander i Jameson
czekali na moja reakcję. Postanowiłam spróbować tej potrawy.

- Pyszne - Wykrzyknęłam, gdy wysiorbałam zawartość łyżki. Była to
najsmaczniejsza zupą jaką kiedykolwiek jadłam. Ale ten gulasz był strasznie
ostry! Poczułam to dopiero po chwili.

background image

Czułam jak mój język się pali. Natychmiast sięgnęłam po wodę.

- Mam nadzieję, że nie jest za ostry. - Uprzejmie powiedział Aleksander.

- Ostry? - Wykrztusiłam, moje oczy zapiekły - Chyba żartujesz.

Aleksander dał znać gestem Jamesonowi, aby przyniósł więcej wody. Gdy wrócił
miał w ręku dzbanek.

Nie wiedziałam, o co zapytać Aleksandra, ale wiedziałam, że chce wiedzieć o
nim dosłownie wszystko.

- Co robisz przez cały dzień? - Zapytałam, jak reporter telewizyjny, przełamując
lody.

- Chciałbym to samo wiedzieć o tobie. - Odpowiedział.

- Chodzę do szkoły. A ty?

- Śpię.

- Śpisz? - To była najlepsza rzecz jaką usłyszałam. - Naprawdę? – Zapytałam.

- Co jest w tym złego? - Powiedział i niezręcznie pochylił głowę tak, aby włosy
opadły mu na oczy.

- Cóż większość ludzi zazwyczaj śpi w nocy.

- Ja nie jestem większością.

- Prawda…

- Ty też nie. - Powiedział i spojrzał na mnie swoimi czułymi wzrokiem. -
Powiedziałem to samo, gdy zobaczyłem cię w Halloween przebraną w stój do
tenisa. Wydawałaś się trochę za stara, na zabawę w cukierek, albo psikus.

- Skąd wziąłeś moje dane? - Zapytałam zaciekawiona.

- Jameson przypuszczał, że rakieta tenisowa należy do ciebie, ale oddał ją blond
chłopakowi z drużyny piłkarskiej, który mówił, że był twoim chłopakiem.
Mógłbym kupić tę historyjkę gdybym nie widział jak uderzyłaś go w rękę i
odjechałaś bez niego.

- Masz rację. On nie jest i nigdy nie był moim chłopakiem. Jest totalnym
palantem. - Skwitowałam.

background image

- Ale na szczęście, powiedział Jamesonowi jak się nazywasz i gdzie mieszkasz,
więc wiedziałem jak się z tobą skontaktować. Nie sądziłem, że spotkam cię
później przeszukującą dom.

Jego rozmarzone oczy spoglądały na mnie.

- Cóż… Ja...

Nasz śmiech rozbrzmiewał po Dworze.

- Gdzie są twoi rodzice? - Zagaiłam.

- W Rumuni.

- W Rumuni? Czy to nie w Rumuni żył Dracula? - Zapytałam.

- Tak, tam.

Moje oczy zaświeciły.

- Jesteś spokrewniony z Draculą?

- Nigdy nie przyjechał na żaden rodzinny zjazd. - Odpowiedział zaniepokojony. -
Jesteś szalona. Z pewnością to ty wtłaczasz do Dullsville jakiekolwiek życie.

- Dullsville? Nie ma mowy! To tak nazywam to miasto.

- Dobrze, co innego możemy tu jeszcze odwiedzić? Nie ma tu nocnego życia. A
może jest? Ale nie dla takich ludzi, jak ty i ja.

Nocne życie. Ludzie jak ty i ja. To oznacza, że jest wampirem.

- Ja preferuję mieszkanie w Nowym Jorku lub Londynie. - Kontynuował.

- Założę się, że w nocy jest tu mnóstwo rzeczy do robienia i sporo ludzi
poruszających się nocą. - Dodał Jameson biorąc gulasz, a podając steki.

- Mam nadzieję, że nie jesteś wegetarianką. - Powiedział.

Spojrzałam w dół na mój talerz. Stek był znakomity, polany sokiem z cytryny.

Był bardzo tajemniczy i bardziej podejrzany niż zazwyczaj. Byłam pod jego
urokiem, gdy tylko spojrzałam na Aleksandra.

- Na pewno będzie pyszne - powiedziałam, a on przypatrywał się, gdy wzięłam
kęs. - Wyśmienite.

Nagle spojrzał na mnie smutnymi oczami. - Słuchaj, czy mogę…

background image

Wziął swój talerz i podszedł do mnie.

- Teraz kiedy patrzę na dzikie kwiaty, po tym wszystkim, uważam, że jesteś o
wiele ładniejsza od nich.

Położył tacę obok mojej i przysunął swoje krzesło. Myślałam, że zemdleję.
Siedział uśmiechnięty gdy jedliśmy. Jego noga delikatnie dotknęła mojej. Moje
ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Aleksander był cudowny. Chciałam poznać
całą historie jego życia. Na przykład jak długo żył, siedemnaście lat, czy
siedemnaście setek lat.

- Co robisz nocą? Gdzie jeszcze mieszkałeś? I dlaczego nie chodzisz do szkoły? -
Niespodziewanie zapytałam zaskakując samą siebie.

-Zwolnij.

- Umm... Gdzie się urodziłeś?

- W Rumuni.

- To gdzie twój rumuński akcent? - Spytałam.

- W Rumuni. Dużo podróżowaliśmy.

- Będziesz chodził do szkoły?

- Nie, uczę się w domu.

- Jaki jest twój ulubiony kolor?

- Czarny. - Odpowiedział krótko.

Przypomniał mi się Pan Zrzędliwy. Zatrzymałam się, a po krótkiej chwili znów
zapytałam:

- Kim chcesz być, gdy dorośniesz?

- A co jeśli nie dorosnę? - Odpowiedział ozięble.

- To jest pytanie, a nie odpowiedź. - Zaczęłam

- A ty kim chcesz być?

Spojrzałam w jego głębokie, ciemne oczy, w których kryło się tyle tajemnic i
wyszeptałam,

- Wampirem.

background image

Wyglądał na zaciekawionego i trochę zdenerwowanego, po czym się zaśmiał.

- Jesteś zabawna! - Nagle powiedział ostro - Raven, dlaczego zakradłaś się do
domu?

Zażenowana rozejrzałam się dookoła.

Na szczęście Jameson akurat przyniósł ciasto. Zapalił zapałkę i podpalił róże
leżące dokoła deseru.

- Płonący puchar lodowy! - Oznajmił.

Dzięki niemu nie musiałam już odpowiadać na pytanie.

Aleksander zgasił palące się róże i poinformował Jamesona, że skończymy obiad
na zewnątrz.

- Mam nadzieję, że nie obawiasz się ciemności. - Powiedział i poprowadził mnie
do zniszczonej altanki w ogrodzie.

- Obawiam się? Ja dla niej żyję!

- Ja również. - Odpowiedział i uśmiechnął się tajemniczo. - To jest jedyne
miejsce, gdzie można właściwie popatrzeć na gwiazdy.

- Przyprowadzałeś tu wszystkie swoje dziewczyny? - Spytałam.

- Tak. - Zaśmiał się. - I czytam im przy blasku świecy. Co wolisz? - Spytał
wskazując na stertę podręczników na podłodze. - Funkcjonowanie i Logarytm
Mniejszości Kulturowych?

Roześmiałam się.

- Księżyc jest dzisiaj bardzo piękny. - Zauważył Aleksander będąc wpatrzonym w
niebo.

- Zastanawiają mnie wilkołaki. Myślisz, że mężczyzna może zmienić się w
zwierzę?

- Jeśli jest z właściwą dziewczyną, to tak. - Powiedział śmiejąc się.

Nieśmiało zbliżyłam się do niego. Światło księżyca delikatnie padało na jego
twarz. Był taki piękny. Pocałuj mnie, Aleksandrze. Pocałuj mnie teraz!
Pomyślałam zamykając oczy.

- Ale mamy całą wieczność. - Niespodziewanie powiedział. - Na razie, cieszmy
się gwiazdami.

background image

Odłożył talerz po deserze na półkę i zgasił świeczkę, a ja szybko chwyciłam jego
rękę. To nie była jakaś zwykła ręka Trevora, czy Billego. To była najwspanialsza
ręka, jaką dotykałam!

Położyliśmy się na zimnej trawie i przypatrywaliśmy się gwiazdą trzymając się za
ręce.

Odpoczywaliśmy w ciszy wciąż spleceni rękoma. Czułam na sobie jego dłoń z
pierścieniem z pająkiem.

Chciałam go pocałować. Ale nadal oglądał gwiazdy.

- Kto jest twoim przyjacielem? - Obróciłam się w jego stronę i zapytałam

- Po części ja sam.

- Założę się, że spotkałeś mnóstwo świetnych dziewczyn zanim się tu
przeprowadziłeś.

- Świetna jest tylko jedna rzecz. Rodzaj dziewczyny, która cię akceptuje takim
jakim naprawdę jesteś. Jestem jak coś… trwałego.

Trwały? Na wieczność? Ale musiałam się powstrzymać przed zapytaniem się o
to.

- Chciałbym związku, w którym mógłbym w końcu zatopić swoje zęby.

Naprawdę?! Dobrze, jestem twoja! Pomyślałam, ale nie mógł obrócić się w moim
kierunku, wciąż był pogrążony w oglądaniu gwiazd.

- Więc nie masz tu żadnych przyjaciół? - W końcu zapytałam

- Tylko jednego.

- Jamesona?

- Kogoś kto używa czarnej szminki.

Oboje pogrążeni w ciszy patrzeliśmy na księżyc. Radośnie się uśmiechałam na
jego komplement.

- A z kim ty się przyjaźnisz? - Nareszcie zapytał.

- Becky jest jedyną osobą, która mnie akceptuje, a to dlatego, że tylko ja jej nie
biję. - Roześmialiśmy się ciepło. - Każdy uważa, że jestem dziwna.

- Ja nie. - Pocieszył mnie, Alexander.

background image

- Naprawdę? - Nikt w całym moim życiu nie powiedział mi czegoś takiego. Nikt.

- Wyglądasz, jak ja. - Powiedział. - I nie patrzysz się na mnie jak na dziwaka.

- Kopnę każdego kto będzie. - Odpowiedziałam.

- Wydaję mi się, że już to zrobiłaś. I do tego rakietą tenisową.

Roześmialiśmy się w blasku księżyca. Położyłam moją wolną rękę na jego torsie,
a mój Gotycki Książę delikatnie ją pogłaskał.

- Czy to mogą być kruki? - Zapytałam wskazując na ciemne skrzydła krążące
wysoko nad Mansion.

- To nie są ptaki, to nietoperze.

- Nietoperze! Nigdy tutaj nie widziałam nietoperzy. Dopóki, się tu nie
przeprowadziłeś.

- Tak, znaleźliśmy kilka na strychu. Mam nadzieję, że cię nie przeraziły. Piękne
stworzenia.

- Pozna swój swego, prawda? - Zaśmiałam się.

- Ale nie martw się. One nigdy nie atakują i nie wplątują się w takie kruczoczarne
włosy jak twoje. Tylko w jasne włosy.

- Czy one lubią lakier do włosów?

- Nie cierpią go! One wiedzą, że włosy z centrum handlowego wyglądają
okropnie.

Zaśmiałam się, a on ostrożnie zaczął gładził moje włosy. Jego dotyk mnie
uspokajał.

Po chwili i ja zaczęłam głaskać go po włosach, które były jedwabiście gładkie od
żelu.

- Czy nietoperze lubią żel do włosów? - Spytałam.

- Uwielbiają sposób w jaki przypomina jedwab Armaniego. - Drażnił się.

Obróciłam się na niego i przytrzymałam jego ramiona. Spojrzał na mnie
zdziwiony ale jednocześnie uśmiechnięty. Czekałam, aż mnie pocałuje ale on się
w ogóle nie ruszył. Oczywiście - nie mógł się ruszyć, bo przecież trzymałam jego
ręce! Co ja sobie myślałam?

background image

- Powiedz mi, co według ciebie jest najlepsze w nietoperzach, Nietoperzowa
Dziewczyno? - Zapytał, a ja niespokojnie spojrzałam w dół, na niego.

- Hm... Potrafią latać.

- Chciałbyś umieć latać?

Przytaknęłam.

Teraz on przekręcił się w moją stronę i przytrzymał moje ramiona. Czekałam
tylko na to, aby mnie pocałował. Niestety nie pocałował. Patrzył tylko w moje
oczy.

- Więc jaka jest twoja ulubiona rzecz w nietoperzach, Nietoperzowy Chłopcze?

- Muszę powiedzieć - zaczął - ich wampirze zęby. - Nie bój się - powiedział
ściskając moją rękę. - Nie gryzę jeszcze - roześmiał się z własnego żartu.

- Nie boję się! Na razie tylko komary mnie gryzą. - Wyjaśniłam.

Aleksander oglądnął moje ugryzienia, jak doktor. - Zaczyna puchnąć. Będzie
lepiej gdy przyłożysz lód.

- Będzie dobrze, mam je cały czas. - Odpowiedziałam.

- Nie chcę, abyś dzwoniła do rodziców i mówiła im, że zostałaś u mnie
pogryziona.

A ja właśnie miałam ochotę zadzwonić do każdego, kogo znam, aby mu
opowiedzieć, że zostałam pogryziona u NIEGO w domu.

Zaprowadził mnie do kuchni i przyłożył lód do malutkich ukąszeń. Nagle
usłyszałam, jak zegar wybijał godzinę. Dziewięć uderzeń, … dziesięć uderzeń, …
Nie! Jedenaście uderzeń. Cholera! Dwunaste uderzenie!

- Muszę iść! - Krzyknęłam.

- Tak szybko? - Zapytał rozczarowany Aleksander.

- Nie mogę zostać, ani chwili dłużej, mój tata będzie dzwonił z Vegas, a jeżeli nie
odbiorę, będę uziemiona przez wieczność!

Jeśli tylko mogłabym zostać tu i mieszkać w Dworze z Aleksandrem na jego
strychu…

- Dziękuję za kwiaty, obiad i za gwiazdy. - Powiedziałam spiesząc się do
ciężarówki Becky. Szukając w torebce kluczy od samochodu.

background image

- Dziękuję ci, że przyszłaś.

Wyglądał tak cudownie i miał śliczny, rozmarzony wzrok, ale wyglądał tak
samotnie. Chciałam, aby mój Wampirzy Książę mnie teraz pocałował. Chciałam
poczuć jego usta na mojej szyi, a duszę wewnątrz mnie.

-Raven? - Powiedział ostrożnie.

- Tak?

- Czy zechcesz…

- Tak? - Ponagliłam go.

- Czy zechcesz mnie znów odwiedzić poprzez zaproszenie, czy poniekąd wolisz
się zakraść?

- Wolę zostać zaproszona. - Odpowiedziałam czekając, aż mnie pocałuje i
zostaniemy związanie na zawsze.

- To świetnie. Zadzwonię do ciebie. - I pocałował mnie delikatnie w policzek.
Policzek? Jednak mimo wszystko był to o wiele bardziej łagodny i romantyczny
pocałunek, niż całus od Jacka Pattersona w Dworze, gdy miałam dwanaście lat i
cudowniejszy, niż pocałunek Trevora w moje szesnaste urodziny. Nie był to mój
wymarzony wampirzy pocałunek, ale jednak mnie zmienił. Miałam nogi jak z
waty i straciłam kontakt z rzeczywistością.

Gdy jechałam do domu mogłam wciąż poczuć jego pełne i cudowne usta. Moje
ciało drżało z podekscytowania. Nigdy przedtem nie czułam czegoś takiego do
chłopaka.

- Tata wyjaśnił Becky zasady gry w BlackJacka. - Wyszeptał niespokojnie Billy,
gdy podbiegłam do drzwi. - Już przedtem opowiadał jej o kasynach i historii
Siegfried`a and Roy`a.

-Dzięki - wyszeptałam do Becky i chwyciłam telefon.

- Becky kocha rozmawiać - Zaczął tata - Nie miałem pojęcia, że jest
zafascynowana Las Vegas. Następnym razem weźmiemy ją ze sobą. Mówiła, że
cały wieczór oglądaliście filmy o wampirach.

- Taak.

- Pięćdziesiąty raz oglądałaś Draculę?

- Nie. Oglądałyśmy Pocałunki Wampira. Pierwszy raz go oglądałam.

background image

- Fajny?

- Daję mu dwadzieścia punktów na dziesięć.

Rozdział XVI. Czekoladowo-waniliowy wir

Następnego dnia, razem z Becky jadłyśmy lodowe rożki- Królewska Wanilia i
Czekoladowy Atak- na zewnątrz Piekarni Shirley.

- Alexander jest najcudowniejszy! Nadal czuję mrowienie na policzku, tam gdzie
mnie dotknął swoimi ustami. – powiedziałam. – Becky, po raz pierwszy nie chcę
uciekać z tego miasta, a przyczyna tego żyje na szczycie wzgórza Benson – mój
Gotycki, wymarzony facet. Nie mogę przestać o nim myśleć. Żałuję tylko, że się
z nim nie spotkasz, wtedy wiedziałabyś, jak imponujący jest!

Nagle czerwone Camaro zatrzymało się.

- Matt widział, jak zeszłej nocy samochód Becky parkuje przed Dziwacznym
Dworem. – ogłosił Trevor w swój prostacki sposób, kiedy przechadzał się w tę i z
powrotem. Popatrzył na twarz Becky i spytał. – Próbowałaś opryskać farbą Dwór,
Igor

1

?

- Nie, - odparłam w obronie, uśmiechając się i stale myśląc o ostatniej nocy. Nie
zamierzałam pozwolić Trevorowi na zepsucie mi mojego wspaniałego nastroju.

- Więc nie pakowałaś się w kłopoty, Dziewczyno Wilkołaka? – spytał Trevor,
wpatrując się w Becky.

Becky wyglądała na przestraszoną.

- Chodźmy, Trev. – powiedział Matt.

- Chciałybyśmy pogawędzić z wami, uroczy panowie, ale jesteśmy w trakcie
spotkania. – powiedziałam mu. – Więc będziesz musiał zostawić swoją
wiadomość na mojej sekretarce.

- Czy Shirley właśnie wkłada Prozac

2

do swoich lodów? – powiedział Trevor,

śmiejąc się. – Nie sądzę, żebyś chciała wiedzieć, co gentelman może, jeśli
ugryzie cię w szyję!

Dalej lizałam krawędź mojego rożka.

1

pomocnik Frenkensteina

2

lek

tymoleptyczny

stosowany głównie w leczeniu

zaburzeń depresyjnych

oraz

obsesyjno-kompulsyjnych

.

background image

- Albo co ty tam robiłaś? – zgadywał Trevor. – Zawsze wpadasz w kłopoty.

- Może to byli rodzice Becky; to była ich ciężarówka. Nie potrzeba naukowca,
żeby stwierdzić o co tu chodzi.

- Pomyślałem tylko, że może ty i Becky byłyście na randce w Osbournes! Oh,
zapomniałem, on gryzie tylko głowy nietoperzy- on się w nie, nie zmienia.

- Chyba słyszałam jak mamusia cię woła. – powiedziałam.

- Oni są tacy jak ty, no wiesz, nędznie bladzi i są społecznymi wyrzutkami. Oni
nawet jeszcze nie spróbowali dołączyć do jakiegoś klubu w mieście. Ale znowu,
przecież my nie przyjmujemy wampirów.

- Wampirów? – uśmiechnęłam się z trudem. – Kto tak powiedział?

- Wszyscy, ptasi móżdżku. Wampiry Sterling. Goguś przesiaduje na cmentarzu.
Ale myślę, że oni uciekli ze szpitala psychiatrycznego, podobnie jak ty. Są
całkowicie walnięci.

- No weź, Trev, chodźmy już stąd. Mamy praktyki. – powiedział Matt.

- Teraz widzę, kto nosi gacie w waszych relacjach. – powiedziałam. – Ale
zapomniałam, twoje gacie wisiały na mojej szafce.

Trevor chwycił rożek z mojej ręki.

- Ej, oddaj! – krzyknęłam. Po tym wszystkim, Trevor zdołał popsuć mój błogi
nastrój.

Wziął wielkie liźnięcie.

- Wspaniale, teraz ma wstrętne, snobistyczne zarazki. Możesz go sobie
zatrzymać. – powiedziałam.

- Kochanie, on miał zarazki od czasu, kiedy na niego spojrzałaś.

- Chodźmy, Becky. – powiedziałam, ciągną jej ramię.

- Odchodzicie tak szybko?

- Myślałam, że z tobą skończyłam! – krzyknęłam.

- Skończyłaś? Zawsze próbujesz złamać mi serce, prawda? Czy to znaczy, że ze
mną zrywasz?

- Chodźmy, Trev. – powiedział Matt. – Mamy różne rzeczy do zrobienia.

background image

- Ty wiesz, że to kochasz, Potworna Dziewczyno. Jeśli nie ja, to nikt nie zwróci
na ciebie uwagi.

- I będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.

- Widzę cię w samochodzie. – powiedział do Trevora zniecierpliwiony Matt.

- Zaraz będę. – odpowiedział Trevor, pochylając się w moją stronę. – Jeśli chcesz
być najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, pójdziesz ze mną na Śnieżny Bal.

Trevor zaprasza mnie na tańce? I to na szkolne tańce, Śnieżny Bal? Dużej
szkolnej potańcówce, gdzie plastikowe sople lodu i płatki śniegu zwisają z
krokwi sali gimnastycznej, i gdzie sztuczny śnieg przykrywa całą podłogę?
Pokazałby się ze mną, trzymających się za ręce przed wszystkimi przyjaciółmi?
Przed futbolowymi snobami i dziewczynami z fryzurą za sto dolców? To musiał
być wielki kawał. Zrobiłabym się na bóstwo, czekałabym w domu, i on by mnie
wystawił albo wylał na mnie wiadro czerwonej farby jak w Carrie. Nawet jeśli
mówiłby poważnie, nawet jeśli przez jakiś dziwny traf naprawdę by mnie lubił,
nie mogłabym pójść z nim na zabawę. Nie teraz, kiedy spotkałam Alexandra
Sterlinga.

- To będzie noc, której nigdy nie zapomnisz. – powiedział uwodzicielsko.

- Jestem pewna, że będzie, ale nie chcę mieć koszmarów do końca życia.

- Po prostu nie możesz się oderwać od Nick AT Nite

3

.

- Nie. Już idę.

Trevor uśmiechnął się szyderczo. – Sama? Czy z nadmuchiwaną lalką?

- Mam randkę.

Becky sapnęła, ale nie tylko ona i Trevor byli zaskoczeni moją impulsywną
odpowiedzią.

- Chyba w swoich snach! Tylko ja zapraszałem cię gdzieś z litości. Nikt inny nie
pokazałby się z tobą, chyba, że on jest martwy.

- No dobra, więc tylko spotkamy się w tej sprawie, co nie?

- Odjeżdżam. – krzyknął Matt z samochodu. – Idziesz?

3

Program telewizyjny.

background image

- Dzięki za lody, wariatko. – powiedział Trevor, wsiadając do Camaro. – Ale na
następny raz zapamiętaj, wolę Rocky Road.

Wpatrywałam się na mój dorabiany na boku Czekoladowy Atak zgrzytając
zębami.

- Ofiarowałabym ci moje, ale wiem, że nie lubisz waniliowych. – powiedziała
pocieszająco Becky.

- Dzięki, ale mam większe rzeczy do zmartwień niż lody. Jak na przykład
randka!

Za każdym razem, gdy dzwonił telefon moje serce podskakiwało. Czy to był
Alexander? A kiedy okazywało się, że to nie on, rozpadało się na miliony
kawałków. Minęły dwa długie dni, odkąd widziałam się z moim Gotyckim
ukochanym. Byłam bardzo zatroskana o Alexandra, marząc o tym, kiedy
będziemy razem, bez żadnych zmartwień. Nie umyłam miejsca, w którym jego
delikatne, kochające usta dotknęły mojego ciała. Działałam jakbym wyszła prosto
z jakiegoś filmu Gidgeta! Co się ze mną działo? Traciłam moją ostrość! Pierwszy
raz w moim życiu byłam naprawdę przerażona. Przerażona perspektywą nie
zobaczenia się z nim nigdy więcej i przerażona byciem odrzuconą.

Gdybym poprosiła Alexandra do tańca, mógłby ześwirować. Mógłby powiedzieć
„Z tobą?” albo „Nie ma mowy, jestem kiepski, szkolna potańcówka. Jestem
przeciwny. I myślałem, że ty też byłaś”.

Byłam przeciwna, chociaż nigdy jeszcze nie poszłam na jakiekolwiek tańce, aby
naprawdę stać się im przeciwna. Nie poszłabym na prywatkę, bal i żadne inne
tańce, które zaplanowano w tym roku szkolnym. Wolałabym zostać w domu z
Becky i oglądać „Munsters” w telewizji. Ale wyzwanie Trevora zmusiło mnie do
stawiania oporu, z bronią, której nawet nie miałam: Alexandrem.

To uczucie bycia niezdolnym do jedzenia i spania, było dla mnie nowe.
Wieszanie mojego serca na każdy dzwonek telefonu, krzyczenie do utraty tchu,
żeby Billy Boy nie wisiał na linii przez to jego uzależnienie od surfowania po
Internecie, nie bycie zdolnym do oglądania „Nosferatu” bez płaczu, czy słuchanie
głupiej, naiwnej, sentymentalnej, chorej z miłości piosenki Celine Dion bez
myślenia, że ona napisała ją specjalnie dla mnie – chciałam by to wszystko
odeszło.

Chyba niektórzy ludzie nazywają to miłością. Ja nazywam to piekłem.

background image

I wtedy to się stało. Po dwóch, długich dniach wypełnionych torturami. Kiedy
telefon zadzwonił myślałam, że to do Billego Boya, a kiedy Billy Boy mnie
zawołał, myślałam, że to Becky. Byłam gotowa otworzyć na nią swoje serce. Ale
nim zdążyłam przemówić, usłyszałam jego rozmarzony głos.

- Nie mogłem czekać dłużej. - powiedział.

- Słucham?- spytałam zaskoczona.

-Tu Alexander. Wiem, że faceci nie powinni dzwonić od razu. Ale nie mogłem
już czekać dłużej.

-To głupia zasada. Mogłam się przeprowadzić.

- W ciągu dwóch dni?

-To były tylko dwa dni?

Zaśmiał się. - Dla mnie to był cały rok.

Jego komentarz był jak miłosny list wysłany prosto do mojego serca.

Poczekałam, żeby zaczął mówić dalej, ale zaległa cisza. Nie powiedział nic
więcej. To była idealna szansa, by zaprosić go na Śnieżny Bal. Najgorsze, co
mógł zrobić, to odłożyć słuchawkę. Moje ręce drżały, a moja pewność siebie
opuszczała mnie razem z potem.

- Alexander… hm… muszę cię o coś zapytać.

- Ja także.

- Ty pierwszy.

- Nie, panie mają pierwszeństwo.

-Nie, mężczyźni powinni zadawać pytania.

- Wygrałaś.- Po drugiej stronie zapadła cisza. - Cóż… chciałabyś gdzieś wyjść?
Na przykład jutro w nocy?

Uśmiechnęłam się, zachwycona. - Wyjść? Tak, to świetny pomysł!

- Więc, o co zamierzałaś mnie zapytać?

Zamilkłam. Mogę to zrobić! Wzięłam głęboki wdech. - Chciałbyś…

- Tak?

background image

- A może byś…

- A może bym co?

- Chciał zatańczyć?

- Tak, ale nie jestem pewien, czy w tym mieście jest jakiś klub. Znasz jakiś?

- Nie… ale jeśli znajdę, dam ci znać.- Ale ze mnie mięczak!

- Wspaniale! W takim razie widzimy się u mnie w domu po zachodzie słońca.

- Po zachodzie słońca?

- Powiedziałaś, że żyjesz dla ciemności. Tak jak ja.

- Zapamiętałeś.

- Pamiętam wszystko.- powiedział i odłożył słuchawkę.

ROZDZIAŁ XVII. Wymarzona randka

Moja pierwsza randka! Becky stwierdziła, że moją pierwszą randką była kolacja
w Dworze, ale nie zgadzam się z nią. Dziś wieczorem wychodzimy: oglądać film/
grać w mini golfa/ napić się czegoś. Całe popołudnie spędziłam gadając z Becky,
spekulując na temat gdzie mnie zabierze, w co będzie ubrany, i kiedy mnie
pocałuje.

Byłam strasznie podekscytowana. Całą drogę przebiegłam. Miałam się spotkać z
Alexandrem pod jego żelazną bramą. Moja mama chybaby zwariowała gdyby
wiedziała, że idę na randkę z chłopakiem, który mieszka w nawiedzonym domu.
Nie mogłam znieść myśli, w której pojawia się przed moim drzwiami, tata pyta
się go o tenisistów i o jego planach na college. Więc musiałam się spotkać z
moim Romeem na jego balkonie.

I był tam, opierał się o żelazną bramę. Wyglądał seksownie w jego czarnych
dżinsach i czarnej skórzanej kurtce, trzymając plecak.

- Idziemy na wycieczkę? – spytałam.

- Nie, na piknik.

background image

- O tej porze?

- Czyż nie ma lepszej pory?

Potrząsnęłam głową z uśmiechem.

Nie miałam pojęcia gdzie zabierze mnie Alexander, ale mogłam sobie wyobrazić
opowieści naszych kolegów z Dullsville.

- Czy to nie sprawia ci kłopotu? – spytałam, wskazując na graffiti.

Alexander wzruszył ramionami. – Jameson chciał to zamalować, ale nie
pozwoliłem mu. Dla jednych to graffiti, a dla innych arcydzieło.

Wziął mnie za rękę i poprowadził w dół ulicy bez jakiegokolwiek wyjaśnienia co
do naszych planów na noc. I nie obchodziło mnie, gdzie idziemy, tylko o ile
milionów mil stąd i, że on nigdy nie odejdzie.

Zatrzymaliśmy się na miejskim cmentarzu.

- Jesteśmy na miejscu. – powiedział.

Nigdy nie byłam na randce, tym bardziej na randce na cmentarzu. Cmentarz w
Dullsville datuje się na koniec XVIII wieku. Jestem pewna, że Dullsville było
bardziej ekscytujące jako pionierskie miasteczko- malutkie butiki, bary,
handlarze, hazardziści, i te wiktoriańskie wiązane buty, które były totalnie
modne.

- Czy na każdą randkę przychodzisz tutaj? – spytałam się.

- Boisz się? – spytał.

- Kiedy byłam dzieckiem bawiłam się tutaj. Ale kiedy był dzień.

- Ten cmentarz jest prawdopodobnie najżywszym miejscem w tym mieście.

Plotka była prawdziwa. Alexander przychodził na cmentarz w nocy.

Ogromna brama była zamknięta na klucz, by utrudnić dostęp dla wandali z
Dullsville.

- Będziemy musieli się wspiąć. – powiedział. – Ale wiem jak lubisz wspinać się
po bramach.

- Możemy wpaść przez to w kłopoty. – wskazałam.

background image

- Ale wkradanie się do domów jest ok, prawda? – spytał. – Nie martw się. Znam
jednego z ludzi.

Martwego? Żywego? Trupa? Może kuzyn Jamesona pracuje na nocną zmianę–
dosłownie.

Alexander odwrócił się kiedy zmagałam się ze swoją ciasną sukienką ze
spandexu.

Kiedy oboje otrzepaliśmy się z kurzu, chwycił mnie za rękę i poprowadził w dół
środkowej ścieżki, gdzie nagrobki były oddalone od siebie o mile. Kilka grobów
było z czasów wielkiej plagi w 1800 roku. Alexander szedł szybko, jakby
wiedział gdzie zmierza.

Gdzie on mnie prowadził? Kto wie, że on tu jest? Czy on tu śpi? Czy sprowadził
mnie tutaj, żeby mnie pocałować? I czy stanę się wampirem?

Zwolniłam. Czy ja naprawdę chciałam być wampirem? I nazwać to moim nowym
domem? Na całą wieczność?

Potknęłam się na łyżce od koparki i poleciałam naprzód. Zaczynałam spadać do
pustego grobu. Alexander chwycił moją rękę w samą porę.

Wisiałam nad pustym grobem, wpatrując się w ciemność.

- Nie bój się. Nie ma tu wypisanego twojego imienia. – zażartował Alexander.

- Myślę, że rzekomo mam być w domu. – powiedziałam nerwowo, szczepując
cmentarny brud z sukienki.

Ale on dalej prowadził mnie w głąb cmentarza trzymając mocno za rękę.

Nagle staneliśmy na szczycie małego wzgórza pod ogromnym marmurowym
pomnikiem.

Podniósł jakieś świeże żonkile, które zerwał i położył je miękko u stup pomnika
Baronowej Sterling.

- Chciałbym żebyś kogoś poznała. – powiedział, patrząc na mnie delikatnie a
później na grób. – Babciu, to jest Raven.

Nie wiedziałam co powiedzieć kiedy popatrzyłam co jest napisane na grobie.
Nigdy wcześniej nie spotkałam martwej osoby. Co powinnam powiedzieć –
„Wygląda zupełnie jak ty”?

background image

Ale oczywiście, on nie spodziewał się, że coś powiem. Usiadł na trawie poklepał
miejsce koło siebie.

- Babcia tu mieszkała- miałem na myśli w mieście. Zostawiła nam dom i w końcu
po latach dostaliśmy potwierdzenie testamentu. Zawsze kochałem Dwór.

- Jejć! Baronowa była twoją babcią?

- Odwiedzałem ją kiedy czułem się samotny. Wiedziała jak to jest czuć się
samotnym. Nie pasowała do rodziny Sterling. Dziadek zmarł na wojnie. Zawsze
mówiła, że jej go przypominam. – wziął głęboki oddech i wpatrzył się w
gwiazdy. – Pięknie tu, co nie? – mówił dalej. – Nie ma tu wiele światła by
zasłonić gwiazdy. To jakby wszechświat był wielkim płótnem, z odrobiną
światła, które migocze i błyszczy jak obraz, który jest tam zawsze i czeka by
tylko spojrzeć na niego. Ale ludzie tego nie zauważają, bo są zbyt zajęci. A to jest
najpiękniejsze dzieło sztuki. No prawie...

Zamilkliśmy na kilka minut, wpatrując się w niebo. Słyszałam tylko jego
delikatny oddech i dźwięk świerszczy. Wszystkie pierwsze randki powinny być
tak cudowne jak ta. Całkowicie biła premierę filmu.

- Więc twoja babcia jest tą damą, która gapiła się przez okn– oh, miałam na
myśli, że ona…

- Była wspaniałą artystką. Nauczyła mnie jak rysować superbohaterów albo
potwory. Mnóstwo potworów!

- Wiem.

- Wiesz?

- Mam na myśli, że wiem jakie to musi być trudne dla ciebie. Ale ja także lubię
wampiry - podpowiedziałam.

Wydaje mi się, że zastanawiał się nad czymś jeszcze. - Dużo podróżowałem i
odkąd uczę się w domu, nigdy nie miałem szansy, żeby gdzieś pasować.

Wyglądał na takiego zagubionego, uduchowionego i samotnego. Bardzo
chciałam, żeby mnie teraz pocałował. Chciałam, żeby wiedział, że jestem jego po
całą wieczność.

- Chodźmy coś zjeść. - powiedział nagle, wspinając się na palce.

background image

Umieścił pięć czarnych świec w ozdobnych uchwytach i zapalił je staroświecką
zapalniczką. Rozpakował butelkę gazowanego soku, krakersy, ser i rozłożył
czarny koronkowy obrus na zimnej trawie.

- Czy kiedykolwiek byłeś zakochany? - zapytałam kiedy napełnił mój
kryształowy puchar.

Nagle usłyszeliśmy wycie i wszystkie świece zgasły.

- Co to było?- zapytałam.

- Myślę, że pies.

- To brzmiało raczej jak wilk!

- Wszystko jedno, lepiej chodźmy stąd.- powiedział nagląco.

Zaczęłam wkładać wszystko do jego plecaka.

- Nie ma na to czasu!- powiedział chwytając mnie za rękę.

Wiatr nadał wył. Dźwięk był coraz bliżej.

Ukryliśmy się za posągiem.

- Jeśli to duch, którego przyszliście zobaczyć- znany głos zawołał do nas - to
gwarantuję wam, że jedynymi duchami, które zobaczycie tej nocy będą wasze
własne.

Mężczyzna podążał z latarką . To był Stary Jim, dozorca, a wraz z nim Luke, jego
Wielki Dalmatyńczyk.

Gdyby zobaczył mnie tutaj, o tej o godzinie musiałabym przekupić go rocznym
zapasem psich biszkoptów, żeby nie wydał mnie rodzicom.

Wyszliśmy zza posągu i mogliśmy zobaczyć, że pies zlizuje resztki soku z trawy.

- Daj mi to, Luke. - powiedział Stary Jim i podniósł butelkę. Wziął długi łyk.

- Teraz!- Alexander zagwizdał. Wzmocnił uścisk na mojej ręce i pobiegliśmy
pędząc przez ogrodzenie.

Nie sądzę, żeby prawdziwy duch i widmowy wilk mógłby przestraszyć mnie
bardziej niż Stary Jim i jego zardzewiały Luke.

- Domyślam się, że mimo wszystko powinienem zabrać cię do kina. – powiedział
ze śmiechem Alexander, kiedy złapaliśmy oddech. – Odprowadzę cię do domu.

background image

- Możemy iść do ciebie? – błagałam. – Chcę zobaczyć twój pokój!

- Nie możesz zobaczyć mojego pokoju.

- Mamy czas.

- Nie ma mowy.

W jego głosie było podenerwowanie, którego nigdy nie słyszałam u niego.

- Co jest w twoim pokoju, Alexandrze?

- Co jest w twoim pokoju, Raven? – powiedział, wpatrując się we mnie. –
Wróćmy do miejsca twojego zamieszkania.

- Uh… więc… - miał rację. Nie mogłam zabrać go do mojego domu pokazać mu
Billiego Boya i moich rodziców z białej klasy średniej. Nie na naszej pierwszej
randce. – Mam w pokoju bałagan.

- Więc, ja też. – powiedział.

- Nie muszę wracać do domu, naprawdę.

- Nie chcę żebyś miała kłopoty.

- Zawsze mam kłopoty. Mama nie poznałaby mnie gdybym nie miała kłopotów.

Ale ulice, którymi szliśmy, ręka w rękę, prowadziły do mojego domu, i
niezależnie jak powoli szłam, zanim się zorientowałam, staliśmy na progu
mojego domu, mówiąc sobie do widzenia.

- Więc… do… następnego razu. – powiedział, jego twarz połyskiwała w świetle
werandy.

- Następny raz w kostnicy?

- Pomyślałem, że moglibyśmy oglądnąć film w moim domu.

- Masz telewizor?- powiedziałam. – No wiesz, on jest zasilana prądem.

- Pyskata dziewczynko, mam Draculę z Bela Lugosi na DVD, skoro tak bardzo
lubisz wampiry.

- Draculę? Fantastycznie!

- Wtedy to będzie randka. Siódma wieczorem jutro, ok.?

- Wspaniale!

background image

Mamy następną randkę i nie było nic innego do zrobienia jak się pożegnać.
Idealny moment na ckliwy pocałunek. Położył rękę na moim ramieniu i pochylił
się, przymknął oczy. Jego usta były pełne.

Nagle zamki od drzwi zagrzechotały. Alexander wyszedł z kręgu światła i
schował się w krzakach.

- Wydawało mi się, że słyszę glosy. – powiedziała mama, otwierając drzwi. –
Gdzie Becky?

- W domu. – to była właściwie prawda.

- Nie lubię, gdy wychodzisz z domu nic mi nie mówiąc. – beształa mnie mama,
trzymając dla mnie otwarte drzwi.

Pragnęłam cofnąć ten moment i jeszcze jeden moment więcej, spoglądając na
Alexandra.

- Byłyście w kinie? – spytała, gdy niechętnie weszłam do środka.

- Nie, mamo, poszłyśmy na cmentarz.

- Choć raz chcę, żebyś dała mi prostą odpowiedź.

Choć raz dałam jej prostą odpowiedź.

A kiedy odwróciłam się przez ramię by po raz ostatni przelotnie spojrzeć na
mojego Wymarzonego Gotyckiego chłopaka, zamknęła drzwi mojej boskiej
pierwszej randce.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Pocałunki wampira (rozdział 19 cz 1 z 2) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 19 całość) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 21 cz 1 z 2) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 14) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 12) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 20) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 13) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdział 18) by Bella swan
Pocałunki wampira (rozdziały 1 11) by Bella swan
P C Cast, Kristin Cast Dom Nocy 02 Zdradzona [rozdziały 15 17]
Midnight Sun (Zmierzch by Edward, rozdziały 1 15)
Wampiry z Morganville 12 Black Dawn Rozdział 15
17 Rozdzial 15
pocałunek wampira 2 15 maszkarada
17 Rozdzial 15
Droga Dziewiątego Rozdział 15, 16 ,17
16 rozdzial 15 EJCDLTJY3F3I2FKL Nieznany (2)
16 rozdzial 15 zpgg3d2etikxyjv3 Nieznany

więcej podobnych podstron