Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 28 (nieof tłum Scarlettta)


Rozdział 28
Kiedy przybyło więcej wilkołaków ze sfory Richarda i zaczęły dochodzić krzyki,
wyszłam. Miał pół tuzina opiekunek. Nie potrzebował jeszcze mnie. Cholera, on mnie nawet
nie chciał.
Nie wiedziałam co jeszcze mogę zrobić z Richardem. Mogłam pomóc sforze jako
całości, ale pomoc Richardowi wydawała się ponad moje siły. Potrzebował uzdrowienia i nie
wiedziałam jak to zrobić. Jeśli chciałeś kogoś zabić, albo komuś zagrozić, a nawet sprawić
mu ból to byłam dziewczyną której szukałeś. Samoobrona, morderstwo nie były ponad moje
siły w słusznej sprawie, ale samobójstwo, tym się nie zajmowałam. Richard pozwalał
rozwijać się zimnu, jego energia była z niego wysysana, a on nie zadzwonił po pomoc. To
było samobójstwo, może i bierne samobójstwo, ale zamiar pozostawał ten sam.
Jason prowadził. Zwrócił uwagę, że doświadczałam dziwnych reakcji fizycznych przez
cały dzień i byłoby zle, gdyby jedno z tych omdleń zdarzyło się za kierownicą samochodu.
Oświadczyłam, że załatwiłam sprawę okresowych omdleń poprzez umieszczenie krzyży w
Cyrku. On odpowiedział, że nie był w stu procentach pewien czy to jedyna przyczyna
omdleń. Czy nie lepiej być ostrożnym? Z tym nie mogłam się spierać. Moja duma nie jest
warta kraksy Jeepa z trzema innymi osobami w środku. Gdybym była sama prawdopodobnie
podjęłabym ryzyko. Zazwyczaj byłam bardziej ostrożna w przypadku życia innych osób niż
tylko mojego własnego.
Fakt, że cała trójka to byli likantropi i że prawdopodobnie wyszliby z wypadku w
lepszym stanie niż ja, nie mogłam nic na to poradzić. Jeśli futrzak wyleci przez przednią
szybę to i tak będzie krwawił, prawda?
Byliśmy na Highway 21 skręcając w 270 gdy wyczułam róże. - Czujesz to?- zapytałam.
Jason spojrzał na mnie, jego włosy były wilgotne po prysznicu, na jego białej koszulce
znajdowały się ciemne plamy po wodzie, tak jakby suszył się w pośpiechu i nie dosuszył w
niektórych miejscach  Co powiedziałaś?
- Róże, czuję zapach róż.
Spojrzał na Nathaniela i Caleba. Nathaniela zaprosiłam. Caleb się prawie popłakał gdy
nie chciałam go zabrać. Cokolwiek Merle mu powiedział porządnie go przestraszyło.
Mogłam posmakować słodkich, ckliwych perfum na tyle mojego języka. I nikt tego nie
czuł oprócz mnie. Kurwa.
Głos Belle Morte wyszeptał w mojej głowie.  Czy naprawdę sądzisz, że możesz ode
mnie uciec?
- Udało mi się uciec od ciebie.
- Co?  zapytał Jason.
Potrząsnęłam głową koncentrując się na głosie w mojej głowie i gęstniejącym zapachu
róż.
- Nie uciekłaś, nakarmiłaś mnie, i nakarmisz mnie znów, i znów, aż będę zaspokojona.
- Jean-Claude mówi, że nigdy nie jesteś zaspokojona.
Śmiała się w mojej głowie i to było jakby ktoś wewnątrz czaszki potarł futrem, jakby
mogła dotknąć swoim głosem rzeczy których nikt nie powinien dotknąć rękami. To
mruczenie, śmiech kontraltem, przeszedł przez moje ciało, podnosząc gęsią skórkę na mojej
skórze.
Miałam obraz, wspomnienie, w mojej głowie. Było tam ogromne łóżko, i masa ciał na
nim. To była zbieranina rąk, nóg, klatek piersiowych, wszystkie męskie. Wtedy jeden
mężczyzna podniósł się w górę, tylko górną część ciała i dostrzegłam Belle pod nim. Opuścił
ciało i zniknęła z pola widzenia. To było jak oglądanie gniazda węży, tyle ruchu, zagubione w
ciemności przy świetle świec, jak gdyby każda z tych kończyn była czymś osobnym i żyła
bez ciała. Ramię Belle podniosło się ponad masę ciał i wypłynęła ona na szczyt, odsuwając
mężczyzn z jej nagiego ciała, do czasu aż stanęła pośrodku nich, ich ręce sięgające po nią,
błagające ją. Uwolniła ardeur, i karmiła się, i karmiła, i karmiła aż podniosła się masa ciał
lśniących od energii, a jej oczy stały się błyszczącymi i ciemnymi płomieniami, rzucającymi
cienie, jak w połowie wyszła, w połowie spłynęła z łoża. Jedno ciało mężczyzny spadło na
podłogę zapomniane. Leżał nieruchomo gdy ona przeszła obok, naga i z zaokrąglonymi
kształtami, lśniąca od mocy. Przeszła ponad człowiekiem, który dał z siebie wszystko by
zaspokoić jej potrzeby, podczas gdy inni mężczyzni sięgali po nią, prosili by się nie
zatrzymywała. Mężczyzni podnosili się na kolana bądz spadali z łóżka starając się za nią
podążać. Co najmniej dwa inne ciała leżały na łóżku nieruchomo, odchodząc na zawsze.
Troje z nich martwych, ukochanych na śmierć, jeszcze inni błagali o więcej nadal starając się
wstać i podążyć za nią.
Wiedziałam że to Jean-Claude był przywiązany do krzesła i oglądał to. Wiedziałam, że
to on a nie ja patrzył na nią z pełnymi lęku, głodnymi oczami, a gdy przeszła obok niego bez
żadnej pieszczoty zadławił się rozpaczą. Część jego kary za to że odważył się ją opuścić.
- Anita, Anita  głos wydawał się odległy, gdy ktoś dotknął mojego ramienia, dyszałam,
zostałam sprowadzona z powrotem mrugając, z ciężkim oddechem w gardle.
Wciąż siedziałam na fotelu przypięta pasami do Jeepa. Byliśmy wciąż na 270
wjeżdżając na 44. Nie byłam przywiązana do krzesła, nie byłam w jaskini Belle, byłam
bezpieczna. Jednak zapach róż przylgnął do mnie jak złe perfumy.
Jason wołał mnie po imieniu, ale to ręka Nathaniela znalazła się na moim ramieniu. 
Wszystko w porządku?  zapytał Jason.
Skinęłam głową po czym nią potrząsnęłam.  Belle bawi się mną.
Nathaniel ścisnął moje ramię. Otworzyłam usta by powiedzieć, że nie powinien mnie
teraz dotykać, gdy ardeur wzrastało we mnie. Ciepło przebiegło po mojej skórze w kropelce
potu, przyniosło moje bicie serca, rosnące jak niedojrzały owoc wypełniający gardło.
Wstrzymałam oddech, więc przez chwilę tonęłam w rytmie i pulsie własnego ciała. Słyszałam
jak krew ryczy w powodzi. Czułam każdy impuls, każdą kroplę, mrowienie u czubów palców
rąk i nóg. Nigdy nie byłam tak świadoma tego jak krew krąży w moich żyłach, jak zatrzymuje
się w sercu.
Podniosłam rękę Nathaniela który nadal trzymał moje ramię. Jego skóra była tak ciepła,
prawie gorąca. Odwróciłam się w jego kierunku. Zajrzałam do tych lawendowych oczu, i
właśnie intensywność mojego spojrzenia, przyciągnęła go bliżej, wystarczająco blisko by
oparł swój policzek przy moim. Byłam w wystarczającym stopniu sobą, by myśleć, choć
niejasno, on musiał odpiąć swoje pasy bezpieczeństwa, ale nie było dość mnie w moim
umyśle, bym dbała o jego bezpieczeństwo. Wszystko o czym mogłam myśleć, to by mieć go
bliżej siebie, chciałam go bliżej.
- Anita,  głos Jasona,  Anita, co to do cholery jest? Moja skóra cierpnie od czegoś,
cokolwiek to do cholery jest, to jest jak ardeur, ale to nie to.
Nigdy nie odwróciłam wzroku od twarzy Nathaniela. Głos Jasona był jak brzęczenie
owadów, hałas który słyszałam, ale nie słuchałam.
Podniosłam rękę Nathaniela z mojego ramienia i przyciągnęłam do ust. Jego ręka ujęła
dolną cześć mojej twarz, mój oddech był ciepły na nim, i ciepło przyniosło jego zapach.
Pachniał nie tylko ciepłem i krwią, ale także wszystkim co dotknął tego dnia. Słabych śladów
mydła nie można było usunąć całkowicie. Jego ręce pachniały jak życie i chciałam tego.
- Anita mów do mnie  powiedział Jason.
- Co się dzieje?  zapytał Caleb.  Dlaczego tak trudno oddychać w samochodzie?
- Moc  powiedział Jason.  Nie wiem jeszcze jakiego rodzaju.
Przeciągnęłam ręką Nathaniela po mojej twarzy, aż moje usta szybowały nad jego
nadgarstkiem tam i z powrotem, a tuż pod skórą było nowe ciepło.
Przesunęłam językiem po skórę jego nadgarstka, a on zadrżał.
- Anita!  powiedział Jason.
Mogłam go usłyszeć, ale to było zupełnie nieistotne. Jedyne co było ważne to ciepło
skóry i słaby puls poniżej. Otworzyłam szeroko usta, usta wciągnęły z powrotem smak pulsu.
Jeep skręcił gwałtownie, rzucając Nathaniela do tyłu i na bok, odrywając go ode mnie.
Wylądował na kolanach Caleba.
Spojrzałam na Jasona, wtedy naprawdę spojrzałam na niego. W głębi duszy wiedziałam,
że to Jason, ale wszystkim co mogłam zobaczyć był puls z boku szyi. Uderzał naprzeciw jego
skóry jak coś uwięzionego. Wiedziałam, że mogę go uwolnić, sprawiając by popłynął
czerwienią i gorącem do moich ust.
Odpięłam mój pas. To zmroziło mnie na chwilę, bo byłam fanatyczką jeśli chodzi o
zapinanie pasów bezpieczeństwa. Moja mama żyłaby dzisiaj gdyby ich używała. Nigdy nie
jechałam samochodem bez nich. Nigdy. To tak głęboko zakorzeniony lęk, że odepchnął Belle,
odepchnął żądze krwi którą we mnie wzbudziła.
Odnalazłam swój głos, ochrypły i dziwny, ale mój.  Myślałam, że to ardeur ona
zbudziła, ale to nie to.
- Żądza krwi  powiedział Jason.
Skinęłam głową, moje ręce nadal zmrożona przy odpinaniu pasów.
- Żądza krwi jest prawie jak ardeur, ale to nie to. Czasem nie wiesz jakie to jest
pożądanie dopóki nie dowiesz się czy idzie do szyi czy do pachwin.
Spojrzałam na Jasona.  Co powiedziałeś?  Nigdy nie usłyszałam odpowiedzi jeśli
jakaś była. Belle ryknęła w odpowiedzi przeze mnie i nagle byłam bardziej skoncentrowana
na uderzeniach tętna na jego szyi niż na tym, że jego usta się poruszały. Nie słyszałam
żadnego dzwięku, oprócz przeważającego grzmotu własnej krwi, mojego serca, mojego
bijącego pulsującego ciała.
Przesuwałam się na przednim siedzeniu do niego, nie pamiętałam tego ruchu lub
pragnienia. Znów przekręcił kierownicę wysyłając mnie z powrotem na drzwi. W momencie
mojego uderzenie plecami o drzwi usłyszałam trąbienie wściekłych klaksonów, Jeep zsunął
się w bok, potem wyrównał jeszcze raz. Jason spojrzał na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Nie mogę jechać kiedy pożywiasz się mną.
Mój głos był niski.  Nie sądzę bym się tym przejmowała
Usiadłam z rękami na siedzeniu, by powstrzymać go od rzucania mną na drzwi.
- Nathaniel, Caleb trzymajcie ją z daleka ode mnie dopóki nie znajdziemy bezpiecznego
miejsca do zatrzymania się.
Byłam niezgrabnie rozproszona zmianą biegów gdy ramię Nathaniela pojawiło się
przed moją twarzą. Nie próbował mnie dotknąć, ale trzymał rękę na tyle blisko bym czuła
zapach jego skóry, a potem powoli wciągnął rękę na tylne siedzenie, a ja przesuwałam się
między miejscami aby wyciągnąć jego ciało, jak gdyby było liną przywiązane do mnie.
Przedostałam się na tylne siedzenie. Nathaniel siedział obecnie po swojej stronie siedzenia.
Klęczałam nad jego ciałem przygniatając go. Czułam jego napięcie wewnątrz jego szortów
nawet przez moje jeansy, ale dziś nie było to tak ważne jak sprawdzanie linii na jego szyi.
Zaplótł włosy przed wyjazdem tak, że jego szyja była naga.
Jeep zjechał ponownie, a ja upadłam na podłogę u stóp Caleba. Byliśmy na szczęście
tak daleko, żeby uniknąć wypadku lub średnio wybrukowanej drogi. Nasze szczęście
kończyło się tam gdzie mi nie zależało.
- Jeśli nie możesz uprawiać seksu z Nathanielem to uważam, że nie powinnaś tym
bardziej brać od niego krwi. Jest słaby  powiedział Jason.
Podniosłam wzrok na to co siedziało nade mną, jego ubrane w jeansy nogi ocierały się o
mnie. Dla seksu Caleb nie był pożądany, ale dla krwi& Przeszłam na kolanach między jego
nogami, przeciągnęłam ciało Caleba, palcami przeszukiwałam jego jeansy, czując pod
spodem ciało. Wsunęłam pod nie ręce próbując obluzować, guziki jego koszuli odpadły z
głośnym komiksowym dzwiękiem. Jego skóra była tak ciepła. Moje palce przesuwały się w
górę by dotknąć małego pierścienia w jego pępku. Zatrzymałam się tam śledząc krawędz
metalowego pierścienia, ciągnąc je delikatnie, czując rozciąganie skóry, aż wydał mały
dzwięk protestu. Podniosłam wzrok na jego twarz i cokolwiek zobaczył tam sprawiło, że
otworzył szerzej swoje oczy, otworzył swoje wargi w małe zaskoczone  och .
Przesunęłam palcami od brzucha, przez piersi, ramiona, przez rozdartą koszulkę, aż
moje ręce wsunęły się pod jego barki, koszula zaczęła się podnosić odsłaniając brzuch. Widok
nagiej skóry zaczął wzbudzać inny głód, nie tylko krwi. Ale Belle ryknęła przez metafizyczną
smycz którą mnie przywiązała, i zwierze cofnęło się przed nią nim prawdziwie
zmartwychwstało. Chciała bym pragnęła tego co ona, i w tym momencie wiedziałam, że choć
miała zwierzęta na wezwanie to nie podzielała ich bestii i pragnień ciała. Myśl ta była zbyt
racjonalna i smycz się trochę rozluzniła i mogłam myśleć o sobie.
- Dlaczego cię to obchodzi czy wezmę krew czy ciało, możesz pożywić się z obu
energii? Karmiłaś się Richardem cały dzień  zapytałam.
- Może jestem zmęczona ciałem.
Miałam przebłysk jej myśli. - Nie mogłaś karmić się Richardem. Walczył cały dzień,
wyssałaś go ale nie mogłaś zmusić go do zaatakowania kogoś innego.
Jej gniew był jak gorący metal przy mojej skórze. To przechyliło moje plecy, wyrwało
westchnienie z mojego gardła. Caleb chwycił mnie za ramiona bo bym upadła.
Głos Belle mruczał mi w głowie.  Likantrop jest zaskakująco silny, a nie jest moim
zwierzęciem na wezwanie, nie pociągają go zmarli, ale ty jesteś, ma petite, tak, ty tak.
Jej moc wlewała się we mnie, ale nie była to ciepła żądza krwi tylko zimno i chłód
grobu. W momencie gdy energia mnie dotknęła, moje własne siły rozgorzały do życia, ta
część mnie która wskrzeszała zmarłych. To zapłonęło we mnie jakby zimno energii Belle
było pewnego rodzaju paliwem na własny ogień który należało schłodzić.  Jesteś moja, ma
petite, moja na sposób którego likantrop nie może sobie wyobrazić. Jego połączenie z
umarłymi jest przypadkowe, a ty jesteś skazana na to od momentu narodzin.
Jej moc była mocą grobu samej śmierci. Ona miała na celu przydzielenie sobie punktu,
ale po prostu obudziła moją nekromancje. Wiedziałam jak radzić sobie z martwymi.
Odetchnęłam, rysunek mojej magii przygotowywał się do odrzucenia jej. Zrobiłam to
wcześniej. Ale jej chłód zmienił się w ciepło zanim odetchnęłam. Żądza krwi zmyła moją
magię tak, że utonęłam w powodzi potrzeby. Jej głos skąpał moją skórę. Jej głos ściekał po
mojej skórze jak ciekły miód, tak jakby ciemna siła jej oczu topiła się na mojej skórze.
- Magia grobu jest pod twoją kontrolą, ale nie moc pożądania. Pożądanie we wszystkich
postaciach jest pod moją władzą.
Gdybym miała czym oddychać, to bym krzyknęła, ale nie było powietrza, i nie było
szansy na przypływ oszałamiającego momentu. Ale tonęłam w dzwiękach, krew pędziła przez
moje ciało, moje serce mokre i dudniące, mój puls jak drugie bicie serca w tysiącu miejsc pod
skórą. Mogłam to usłyszeć, mogłam to poczuć.
Czułam pierś Caleba w moich rękach, mogłam poczuć szorstkość włosów, kiedy
poprowadziłam palcami po krawędziach jego sutków, aż wreszcie same sutki stały się twarde
i zbite pod moimi palcami. Małe sztangi które je przeszywały były uciążliwe. Chciałam
przesunąć sutki między palcami a metal przeszkadzał. Jak wykałaczka w kanapce, stały na
drodze. Był moment gdy Belle pomyślała o zerwaniu ich i to była myśl tak nie moja, że
pomogła mi powrócić do mojej głowy, przynajmniej odrobinę.
Kiedy moja wizja się wyczyściła oczy Caleba były nieostre, a usta na wpół rozchylone.
Przeze mnie, to było prawie jakby sama Belle go dotknęła rozprzestrzeniając pożądanie,
żądzę wszelkiego rodzaju.
Byłam w swojej własne głowie, w swojej własnej skórze, ale głód Belle był we mnie
także i nie mogłam jej wypchnąć. Miała racje, głód krwi nie był śmiercią.
Zerwałam rękami koszulkę z Caleba, zostawiając guzik luzny, obnażając górną część
ciała. Kiedy Jean-Claude m kierowała żądza krwi, przyciągała go do szyi, nadgarstka, łuku
ramienia, czasami wnętrza pachwiny, wszystkich ładnych, głównych tętnic lub żył, ale Belle
nie patrzyła w górę ani w dół. Patrzyła na pierś Caleba jakby był to doskonały kawałek steku,
dopiero co przyrządzony.
Moja logika próbowała się kłócić. Były też inne miejsca, znacznie bliżej powierzchni.
Czyste zaskoczenie tym, że nie zmierzała do typowych miejsc pomogło mi odepchnąć ją od
siebie.
Głos Caleba nadszedł ciężki.  Dlaczego przestałaś?
- Nie sądzę by to seksu ona chciała  powiedział Nathaniel cichym głosem.
Jego głos odwrócił mój wzrok do niego. Jeśli tym co prowadziło mnie, było ardeur to
może zostało go na tyle by przyczołgać się do niego
Ale Nathaniel miał racje, tu nie chodziło o seks, tu chodziło o pożywienie się a
Nathaniel nie był żywnością. Czy to oznacza, że Caleb był żywnością? Nie całkiem ładna
myśl.
- Co masz na myśli  zapytał Caleb.
Patrzyłam na nagą pierś Caleba, na tą młodą, jeszcze nie skończoną twarz. Wyglądał na
zdziwionego. Powiedziałam to na głos, choć nie mówiłam do nikogo w samochodzie  On nie
rozumie.
Belle wyszeptała  Wkrótce będzie za pózno.
- Wygląda na to, że to twoja kolej by przyjąć kolejnego do zespołu.  powiedział głos
Jasona z przodu.
- Co?
- Będziesz podgryzać.  powiedział Jason. Połączenie własnych dylematów moralnych
z faktem, że Belle wybrała dziwne miejsce do pobierania krwi, które po prostu nie miało dla
mnie sensu, pomagało mi wypłynąć na powierzchnię.
Uklękłam z powrotem na podłodze, uwalniając odrobinę ciała Caleba.
- Nie  powiedziałam na głos, a żaden z mężczyzn nie odpowiedział mi, jakby wszyscy
pochwycili fakt, że nie rozmawiałam z żadnym z nich.  Ja do tej pory byłam łagodna ma
petite.
- Nie jestem twoją ma petite, więc kurwa przestań mnie tak nazywać.
- Jeśli nie przyjmiesz ode mnie uprzejmości, to ja przestanę ją oferować.
- Jeśli to twoja idea łagodności, to nie chciałabym zobaczyć& - nigdy nie ukończyłam
tej myśli dlatego, że Belle pokazała mi, że rzeczywiście była uprzejma.
Wywróciła mnie, uderzyła we mnie paraliżując umysł, kradnąc oddech, zatrzymując
serce, pacnięciem władzy. Na chwilę lub na wieczność zawisłam. Jeep odszedł, Caleb
odszedł, nie mogłam zobaczyć, wyczuć ani być. To nie było ani światło, ani ciemność, ani
góra ani dół. Miałam doświadczenie bliskie śmierci, zanim omdlałam, zemdlałam, ale ten
moment kiedy moc Belle spadła na poprzez mnie to było najbliższe prawdziwej nicości jakiej
kiedykolwiek doświadczyłam.
W tą nicość, zapadł głos Belle.  Jean-Claude rozpoczął taniec, ale pozostawił go
niedokończonym między tobą, wilkiem i samym sobą. Pozwolił by sentyment przesłonił jego
osąd. To stawia pytanie, jak dobrze go nauczyłam?
Starałam się mówić, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie są moje usta oraz jak
wziąć oddech. Nie pamiętałam jak jej odpowiedzieć.
- Odkryłam to z wilkiem, ale nie mogłam tego naprawić, nie jest on moim zwierzęciem
na wezwanie. Nie rozumiem psów, a wilk jest raczej psem.
Jej głos szepnął do mnie nisko i groznie, drżąc przez moje ciało, ale jej głos tańczył
przez moje ciało, miałam ciało którego ona używała. Spadłam z powrotem do mojego ciała
jakbym spadała z dużej wysokości. Nie pozostało mi tchu na podłodze, oczy wpatrując się w
twarz zaskoczonego Caleba i jedynie zmartwionego Nathaniela. I nagle wiedziałam kto
trenował Jean-Claude a w wykorzystywaniu głosu jako narzędzia uwodzenia.  Ale ty ma
petite, rozumiem ciebie.
Wzięłam głęboki trzęsący oddech aż do mojej klatki piersiowej, i to bolało jak gdybym
obeszła się przez długi czas bez oddychania. Mój głos był chrapliwy. - O czym ty mówisz?
- Czwarty znak, ma petite, bez czwartego znaku nie jesteś naprawdę Jean-Claude a. Jest
różnica między narzeczeństwem i małżeństwem. Jedno jest na stałe, drugie niekoniecznie.
Zrozumiałam co miała na myśli zanim zobaczyłam dwa tańczące płomienie miodu
pojawiające się w powietrzu nade mną.
Wiedziałam, że to drugi znak, bo otrzymałam drugi znak trzy razy, dwa razy z Jean-
Claudem a raz z wampirem którego zabiłam. Nigdy wcześniej nie byłam w stanie się
ochronić. Wiedziałam z doświadczenia, że nic fizycznego by mnie nie uratowało. Nie było to
czymś w co uderzysz lub strzelisz. Nienawidziłam rzeczy w których nie mogłam uderzyć lub
zastrzelić. Ale miałam teraz inne umiejętności, niezupełnie fizyczne.
Sięgnęłam w dół tak długiego metafizycznego przewodu do Jean-Claude. Głos Belle
płynął nade mną opózniając jej chwilę, przedłużając jej przyjemność i mój strach - Jean-
Claude jest godzinami martwy, on nie może ci pomóc.
Ciemne płomienie oczu zaczęły schodzić jak jakiś zły anioł który przychodzący zjeść
moją duszę. I to nie jedyne co przyszło mi do głowy, że może zrobić. Sięgnęłam w dół po
drugą połowę naszego metafizycznego kręgu. Dotarłam do miejsca które nie pomagało mi od
miesięcy. Szukałam Richarda.
Miałam obraz Richarda w gorącej kąpieli tulonego w ramionach Jamila. Richard
spojrzał w górę jakby mnie widział. Wyszeptał moje imię, ale albo był zbyt słaby, albo mnie
odepchnął, albo wcale nie próbował. Przez chwilę było tak jakbym miała być wklejona na
nowo, wepchnięta w moją głowę, w moje ciało ponownie. Richard nie odrzucił mnie tym
razem. Ciemny płomienny miód unosił się nad moją twarzą, i był to niejasny zarys
widmowych długich ciemnych włosów, mglista twarz.
Caleb krzyczał.  Co jest w samochodzie z nami. Nie widzę tego, ale czuję to. Co to do
cholery jest?
Głos Nathaniela doszedł ściszony, dziwnie głośny.  Belle Morte.
Nie miałam czasu by spojrzeć w górę i zobaczyć, że inne widmowe usta mówiły.  Nie
pozwolę na przyrost siły wilka. Dałam ci pierwszy znak a ty nawet o tym nie wiedziałaś. Dam
ci drugi tu i teraz, Musette jako mój pełnomocnik da ci dzisiaj trzeci. Gdy Jean-Claude i ja
będziemy sobie równi, trzy na trzy, wtedy przyjdziesz do mnie ma petite. Będziesz
podróżować po świecie jeśli o to poproszę, zrobisz wszystko dla słodkiego smaku mojej krwi.
Te widmowe usta obniżyły się w kierunku moich. Wiedziałam, że w jakiś sposób, jeśli
złoży na mnie swój upiorny pocałunek, będę jej. Robiłam, to co robiłam zawsze, starałam się
trafić ją w twarz, ale nie było nic w dotyku. Krzyczałam bez słów, wysyłałam metafizyczne
 Pomocy .
Nagle poczułam las, drzewa, świeżo toczoną ziemię, mokre liście pod nogami i słodkie
piżmo wilka.
Belle mogła powstrzymać mnie od dotarcia do Richarda, ale nie mogła powstrzymać
jego przed dotarciem do mnie.
Moc Richarda wzrosła jak pachnąca chmura nade mną, naciskając te świecące oczy i
widmowe usta.
Śmiała się ślizgając po moim ciele, przeszedł mnie dreszcz, mój oddech utknął w
gardle. To było tak dobre nawet jeśli coś w mojej głowie krzyczało, że to było złe.
- Słyszeliście czyjś śmiech?  zapytała Caleb.
Jason powiedział nie. Nathaniel powiedział tak.
Belle szeptała przy mojej skórze, a nawet oddech mocy Richarda nie mógł utrzymać jej
głosu.  Wraz z dotknięciem ciała wilka, możesz trzymać mnie w szachu, ale nie na dystans.
Im bliżej ciała tym bliższa więz, tym więcej mocy. Jesteś już moja ma petite nie możesz
wygrać wolności ode mnie.  Te oczy zaczęły ponownie płynąć niżej. Moc Richarda wzrosła
nade mną jak miękka tarcza. Moc Belle unosiła się na powierzchni tej energii jak liść na
wodzie, a następnie zaczęła naciskać na to przez to.
- Pomóż mi!  krzyczałam głośno, do wszystkich i do nikogo. Poczułam rękę
Nathaniela na mojej, a widmowy pocałunek zawahał się czy włączyć i patrzeć na Nathaniela.
Poczułam jak go wzywała, jak głębokie dudnienie w moich kościach. Pantera była jej
pierwszym zwierzęciem do wezwania. Gdyby posiadała mnie, posiadałaby mój pard.
Nathaniel wyciągnął wolną rękę jak gdyby mógł ją zobaczyć.
- Nie  uwolniłam się od niego szarpnięciem i w tym momencie gdy zerwałam kontakt
fizyczny, Nathaniel stał się mniej prawdziwy dla niej.
Odwróciła te ciemne miodowe oczy do mnie.
- Będę miała je wszystkie, ma petite, w końcu.
- Nie  powiedziałam, ale mój głos był jakbym wierzyła, że ma racje.
- Dasz mi je wszystkie.
Strach przelewał się przeze mnie jakbym była pogrążona w wodzie z lodem. Myśl o
tym, że Belle zrobi coś moim panterom, moim przyjaciołom. Nie, nie mogłam do tego
dopuścić.
- Pieprz się, pieprz się Belle i pieprzę konia na którym jedziesz  mój strach, mój gniew
wydawał się pokarmem dla mocy Richarda. Słodki, marszczący nos zapach piżma wilka, był
tak gęsty jak gdybym była owinięta niewidocznym futrem.
Jeep przesunął się w bok. Wściekłe trąbienie klaksonów i gwałtowne naciśnięcie
hamulców za nimi. Jason zrezygnował z szukania bezpiecznego miejsca i zatrzymał się na
środku betonu. Nathaniel i Caleb zostali rzuceni na drzwi po stronie pasażera. Nie miałam
czasu martwić się o to, że nikt nie zdawał się mieć zapiętych cholernych pasów
bezpieczeństwa.
Oczy Belle przeforsowały moc Richarda. To nie było łatwe. Skierował się ku swojej
pracy w każdym calu, ale te palące się oczy, ten upiorny zarys stał się bliższy, bliższy... do
czasu gdy trzymałam mój oddech jakby wystraszony, gdybym zrobił wdech też twardy to
zabrałoby ją o mój wylot.
Złapałam ruch kątem oka. Jason był między siedzeniami. Zatrzymał jeepa, zrzucił swój
pas. Przesunął rękę przez ducha nade mną jakby nie mógł go zobaczyć. Złapał mnie za
ramiona i w chwili gdy mnie dotknął bestia Richarda napłynęła do mnie. Zawsze myślałam,
że to moja bestia przeniosła się do mnie, ale to nie to, to był Richard, nie ja.
Jego wilk wlewał się do mnie jak parząca woda, pędzi do filiżanki, wypełniając mnie po
brzegi opróżniając moją skórę z lamparta i śmierci, aż do zagięcie kręgosłupa, machania
rękami, ustami otwartymi w bezgłośnym krzyku. Czułam tarcie futra wewnątrz mojego ciała,
silne pazury przy uderzeniach. Wilk starał się znalezć jakieś wyjście z mojego ciała.
Belle syknęła na mnie jak jakiś wielki upiorny kot. Oczy wycofały się unosząc się w
powietrzu w pobliżu dachu jeepa. Jason wciągnął mnie na przednie siedzenie, trzymając mnie
przy swoim ciele, jego bliskość wydawała się uspokoić wilka, tak, że poczułam jak to osiada,
dysząc, z chętnymi oczemi, gapiąc się na kształt w suficie z głodnymi aroganckimi oczami.
Oczy Jasona były wilcze i dziś wydawało się to pasować do jego twarzy. Ale to moc
Richarda, moc klanu Thronnos Rokke owinęła się wokół nas obojga. Nigdy nie czułam, że
bestia Richarda jest tak silna we mnie. To było tak jakbym była torebką, torbą trzymającą
zwierzę, czując jej kroki we mnie, jakby była w klatce z której nie mogła uciec.
Głos Belle płynął do nas i tym razem zabolało gorąco jej gniewu.  Możesz spędzić
cały dzień w ramionach swojego wilka, ale dziś wieczorem będzie bankiet. Musette będzie
tam ma petite i ja tam będę.
Mój głos wyszedł niską krawędzią ryku.  Nie jestem twoją ma petite.
- Będziesz  powiedziała, a oczy powoli wyblakły, aż został tylko utrzymujący się
zapach róż, przypominał, że wygraliśmy rundę, ale będą inne. Ona nigdy się nie poddawała
gdy postanowiła uczynić swoją własnością kogoś lub coś. Jean- Claude nie znał przypadku
gdy zmieniała w czymś takim zdanie. To było niesprawiedliwe, czy nie przywilejem pani jest
zmieniać zdanie? Oczywiście Belle nie jest dokładnie panią.
Miała ponad dwa tysiące lat i była wampirem, a tacy nie byli znani z zmiany poglądów,
zwyczajów czy celów. Ostatnim razem gdy Mistrz Wampirów przybył do miasta i spróbował
mnie ukraść od Jean-Claude, wylądowałem w tygodniowej śpiączce. Richard miał rozdarte
gardło, a Jean-Claude prawie naprawdę umarł. Wampiry zawsze albo próbują mnie zabić albo
sobie przywłaszczyć. Boże, nienawidziłam być popularna.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 31 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 44 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 30 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 43 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 27 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdział 29 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdziały 37 38 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdziały 32 34 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 11 Błękitne Grzechy rozdziały 35 36 (nieof tłum Scarlettta)
Laurell K Hamilton Anita Blake 5 Krwawe Kości(1,2)
Anita Blake rozdział 2
Anity Blake 11 rozdział 1 zbetowany
Klub Instalatora wiosna 11 SBC konfiguracja rozdzielnic
Laurell K Hamilton A Clean Sweep
Rozdział 28 Ostatnie przygody Korowiowa i Behemota
rozdział 28 Główny winowajca unicestwienia wszystkich przeświętych trudów Asziaty Szyjemasza

więcej podobnych podstron