JULISZ SŁOWACKI BIOGRAFIA

JULIUSZ SŁOWACKI – BIOGRAFIA:

KRZEMIENIEC:

*Euzebiusz Słowacki – w 1807r. objął posadę profesora Gimnazjum Wołyńskiego. Absolwent dawnej szkoły w Krzemieńcu, ukończył ją z patentem geometry i pracował w tym zawodzie przez 8 lat. Potem został guwernerem Józefa Poniatowskiego, gdzie korzystając z obszernej biblioteki gruntownie się dokształcał, tłumaczył nawet utwory literatury francuskiej. Po przybyciu do Krzemieńca, kupił kawałek ziemi pod dom i w 1808r., gdy miał 35 ożenił się z 16 – letnią Salomeą Januszewską.

*04.09.1809r. – urodził się jedyny syn Euzebiusza – Juliusz Słowacki.

*Euzebiusz Słowacki wziął również udział w konkursie na obsadzenie katedry literatury, ogłoszonym przez uniwersytet wileński. Wygrał go i latem 1811r. państwo Słowaccy przenieśli się do Wilna. Nie na długo; w 1814r. Euzebiusz Słowacki zmarł na gruźlicę. Pochowano go na cmentarzu w Rossie, a młoda wdowa z pięcioletnim synem wróciła do Krzemieńca.

*gdy rodził się Juliusz Słowacki, w Krzemieńcu przebywał od kilku lat Antonii Malczewski, późniejszy autor Marii, powieści poetyckiej, którą zachwycał się kilkunastoletni Juliusz. Malczewski
(ur. w 1793r.) spędził wczesne dzieciństwo w Dubnie i jego okolicach.

*po powrocie do Krzemieńca Juliusz mieszkał z matką u dziadków Januszewskich. I to ten dworek, pod lipami, położony w centrum miasteczka, stał się dla niego ucieleśnieniem szlacheckiej tradycji.

*wrzesień 1817r. – Juliusz Słowacki został zapisany do gimnazjum; gdy ukończył I klasę, przyjechał do Krzemieńca owdowiały profesor uniwersytetu wileńskiego dr August Becu, prosząc o rękę pani Salomei. Ślub odbył się w sierpniu 1818r. Juliusz decyzję matki tłumaczył posłuszeństwem wobec woli rodziców i względem na jego dobro, aby w razie śmierci rodziców miała opiekuna, czy dla edukacji syna, która w Wilnie mogła być dalece bardziej posunięta. Myśl wyjazdu do Wilna bardzo ucieszyła Słowackiego. Rodzina Januszewskich i Becu znała się już od lat dziecięcych Juliusza.

*pan Becu przyjechał w sierpniu i w tym miesiącu państwo Becu z Julkiem wyjechali do Wilna. Juliusz nawet wakacje spędzał u rodziny ojczyma. Po śmierci męża Salomea Becu pozostała w Wilnie jeszcze przez dwa lata. Do Krzemieńca wyjechała wiosną 1827r., wkrótce na wakacje zawitał Juliusz.

*po śmierci doktora Becu Juliusz i jego matka nadal utrzymywali dobre kontakty z rodziną Becu. Juliusz traktował starsze od siebie o kilka lat panny Becu jak siostry. Młodsza z nich Hersylka wyszła za jego wuja Teofila Januszewskiego. Rodzina po ojcu nie była Słowackiemu tak bliska, widywał jedynie parokrotnie swojego wuja.

*Krzemieniec w twórczości Słowackiego pojawia się bardzo często: jako miejsce dziecinnych i młodzieńczych wspomnień, ale podlega także niezwykłej mitologizacji; staje się świadectwem zakorzenienia we własnej tradycji, we własnej małej ojczyźnie rywalizującej z Litwą Mickiewicza. Wiadomo, że Słowacki zawitał do Krzemieńca w roku 1828, po ukończeniu studiów, a także po raz ostatni w roku 1830. Przyjechał na dwumiesięczne wakacje do matki.

*z czasów krzemienieckich wywodzi się ulubiony tym pejzażu poety: miasto w dolinie, pośród wzgórz. Czas w Krzemieńcu wykorzystywał na czytanie, naukę angielskiego oraz malowanie.

*stosunek Słowackiego do Krzemieńca zmienia się z chwilą opublikowania III części Dziadów (1832) ze słynną inwektywą w kierunku ojczyma Słowackiego, doktora Augusta Becu. Wtedy Krzemieniec stał się jego małą ojczyzną jak dla Mickiewicza Wilno. Tak też w autobiograficznej Godzinie myśli (zima 1833) podkreśla swój rodowód. Słowacki ma Ikwę (opiekuńczego rzecznika poetyckich racji) a Mickiewicz Niemen.

*1833r. – przyjazd Słowackiego do Szwajcarii.

*Słowacki snuł plany wykupienia wioski w pobliżu Krzemieńca, gdzie znajdowała się doskonała biblioteka. Plany te legły w gruzach po zamknięciu Liceum i wywiezieniu zbiorów do Kijowa.

WILNO:

*wrzesień 1818r. – dotarcie do Wilna rodziny Becu. do wiosny 1827r. Dom mieścił się naprzeciwko uniwersytetu.

*wrzesień 1824r. – piorun wpadł przez okno pokoju Becu i raniąc go śmiertelnie.

*po ukończeniu szkoły wstąpił w 1825r. na Wydział Nauk Moralnych i Politycznych Uniwersytetu, który ukończył w czerwcu 1828r. na początku lipca opuścił Wilno i Litwę na zawsze. Badania historyków wykazały, że Słowacki I klasę ukończył już w Krzemieńcu, a nie w Wilnie jak powszechnie sądzono.

*Godzina myśli – wyłania się obraz Juliusza, jako wątłego i chorowitego dziecka, będącego powodem do zmartwień rodziny. Mimo otaczającej go miłości matki i sióstr – osamotniony, wyizolowany od świata. Z listów Salomei Słowackiej Becu wyłania się całkiem inny obraz małego Słowackiego. Dziecko utalentowane, lecz nad miarę egocentryczne, za wszelką cenę starające się skupić na sobie uwagę otoczenia. Rozpieszczony i chimeryczny – wieczne utrapienie dla matki. Odnosił jednak salonowe sukcesy – dbała o to starannie Salomea – pomagała w tym gra na fortepianie oraz znajomość francuskiego. Zainteresowanie sztuką rozbudzał w Słowackim jego wuj, Teofil Januszewski, dawał mu także pierwsze lekcje rysunku. Spotkał się z nim w Rzymie w 1835r., jadąc specjalnie ze Szwajcarii.

*wrzesień 1819r. – Słowacki wstępuje do II klasy gimnazjum. Pierwszą klasę skończył o rok wcześniej, przyczyna nie jest znana, bardzo prawdopodobne jest, że pani Salomea bała się o wątłe zdrowie syna i zatrzymała go w domu. Wakacje 1820r. spędził w majątku szwagra ojczyma w Mickunach. W latach 1824 i 1826 opublikowano czterotomową edycję dzieł Euzebiusza Słowackiego. W roku 1827 dodatkowo wznowiono tom I. Słowacki nigdy nie miał jak młody Mickiewicz gromady przyjaciół, nie uczestniczył też we wspólnych wesołych zabawach. Nie znaczy to, że nie miał przyjaciel. Starszy od niego i 6 lat Ludwik Spitznagel oraz jego bracia darzyli siebie wielką przyjaźnią. Słowacki przyjaźnił się również z Dymitrem Wołodkiem.

*za dzieciństwa Słowackiego, przed śmiercią profesora Becu, w domu prowadzono ożywione życie towarzyskie. Bywali młodzi poeci i czytywali wiersze, bywał od 1821r. Antonii Edward Odyniec, który wiosną roku 1822 przyprowadził Mickiewicza. Jak często bywał Mickiewicz – nie wiadomo. Czytano mu wiersze Słowackiego, o których wypowiadał się pochlebnie. Słowacki przez całą młodość był zafascynowany twórczością Mickiewicza i pozostał mu wierny. Bronił nawet jego wierszy przed krytyką. Był jednym z pierwszych czytelników Konrada Wallenroda.

*1823r. – proces filomatów, pierwsze aresztowania w Wilnie. Juliusz Słowacki w gimnazjum. Aresztowano guwernera młodego Słowackiego, Józefa Massalskiego i przy okazji przeprowadzono rewizję mieszkania państwa Becu. Żadne wydarzenia z procesu filomatów nie przeniknęły do jego listów ani utworów.

*07.09.1824r. – piorun wpadł przez okno pokoju pana Becu i zabił śpiącego doktora. Jak podawała Salomea Słowacka w swoich relacjach Juliusz uzbierawszy kwiaty dla ojczyma, wszedł do pokoju i wstawił je do kubeczka, a następnie zbiegł na dół po wodę. W tej chwili do pokoju wpadł piorun.

*22.10. – zapadł wyrok w procesie filomatów – już po śmierci gospodarza, którą po latach przedstawi w Dziadach, jako widomy znak bożego gniewu za ponoć ohydną rolę, odegraną przez niego w prześladowaniu wileńskiej młodzieży. Gdyby profesor Becu umarł normalnie, po jakiejś chorobie, a nie na sposób romantyczny zabity od piorunu, to zapewne nigdy na kartach Dziadów by się nie znalazł i inaczej by się potoczyło życie Juliusza Słowackiego.

*Juliusz rozpoczynał studia w rok po procesie filomatów, gdy zamarło naukowe i towarzyskie życie studenckie. Wizyty u Pelikanów pani Becu traktowała jak znaczące wyróżnienie, podobnie jak zaproszenie syna na wieczór wydany ku czci Nowosilcowa. Świadectwem więzów z procarską elitą był chrzest Juliusza z oleju (wcześniej chrzczony był tylko z wody) dokonany, gdy ukończył 17 lat. Zamiast rodziców chrzestnych w kościele św. Michała towarzyszyli obrzędowi świadkowie prawosławni – Wacław i Elżbieta Pelikanowie. Na drugi dzień Juliusz, bierzmując się w katedrze, przybrał imię Wacław – po Pelikanie. A mieszkał wtedy z matką, zbierając się do opuszczenia Wilna, i z siostrami w apartamencie Nowosilcowa – senator był w Wilnie nieobecny, jego pokoje udostępniono pani Becu. Gdy opuszczała Wilno, odwiózł ją do Krzemieńca Wacław Pelikan, podążający na Wołyń, by wytropić kolejny szkolny spisek.

*Juliusz swojemu ojczymowi poświęcił wzruszający ustęp w swym pierwszym autobiograficznym wierszu zatytułowanym Księżyc. Po procesie filomatów Juliusz wyrzuca ze swoich utworów nazwisko ojczyma. Był świadom prawdziwości oskarżenia rzucanego przez Mickiewicza.

*miłość do Ludwiki Śniadeckiej – była od niego o 6 lat młodsza, miłość młodzieńcza, lekceważyła Słowackiego. Juliusz poświęca jej wiele swoich utworów, w wielu z nich nawiązuje do niej bezpośrednio. Wspominał ją w młodzieńczym pamiętniku, Beniowskim, a także w Kordianie w postaci Laury. W Godzinie myśli dziewica umiała wstrzymać zamach samobójczej ręki i dorzucona miłość stała się przyczyną przemiany duchowej bohatera – z uczuciowego dziecka w doświadczonego życiem poetę (kiedy Ludwika odrzuciła Słowackiego, początkowo myślał on o samobójstwie, ale rozmyślił się bojąc się, że za jego przyczynę uznają niepowodzenie szkolne).

*drugą miłością była Julka Michalska. W majątku jej, Wierzchówce, Juliusz prawdopodobnie spędzał wakacje w 1825r. Julka też go zawiodła, wychodząc za mąż za jego wuja, Jana Januszewskiego. Słowacki w swoich listach wyrażał brak przejęcia odrzuceniem, ale odmówił wujowi drużbowania na weselu.


*August Becu był członkiem powstałej w 1816r. Dyrekcji Teatralnej, zachowały się informacje o wizytach w teatrze dorastającego Julka razem z siostrami.

*Mindowe – dramat Słowackiego, którego akcja osadzona jest w zamku nowogródzkim

UKRAINA:

*1826r. – powstał poemacik Dumka ukraińska – opowiadający o smutnych dziejach miłości Ruńka i Hanki. Jeden z pierwszych poetyckich utworów Słowackiego. Poemat najprawdopodobniej zainspirowany usłyszaną w latach młodzieńczych historią nieszczęśliwej miłości Hanki i Hryńka.

*oto gdy miał niespełna siedem lat, jechali przez Berdyczów do stryja do Żytomierza; na ulicy miasteczka powóz został przewrócony przez stado tatarskich koni. Julek został mocno potłuczony, lecz żywy. Potem relacjonował to wydarzenie jako widomy sygnał swego posłannictwa: Matka Boska Berdyczowska „nade mną sto dzikich koni, niby na skrzydłach anielskich przeniosła – abym był żyw dotąd i służył Bogu.

*Beniowski – w utworze tym zostało utrwalone miasto, przez jakie podróżował Słowacki na trasie Wilno – Krzemieniec Łuck- w tamte strony poeta wysyłał wielokrotnie Sawę.

*podczas wakacji 1827r. Juliusz Słowacki wyrwał się spod opiekuńczych ramion pani Salomei Becu. Jego matka przeniosła się wtedy na stałe do Krzemieńca, on jeszcze przez rok miał studiować w Wilnie. Przyjechał w końcu czerwca i po paru dniach, sam, niespełna ośmioletni, pojechał do Żytomierza, do stryja Erazma by omówić sprawy finansowe i potwierdzić papiery szlacheckie. Po powrocie z Krzemieńca wyjechał z matka do Wierzchówki, ale stamtąd znów bez niej wybrał się z młodym Zenonem Michalskim przez Tulczyn do Odessy.

*Tulczyn i Zofiówka pobudzały poetycką wyobraźnię nie tylko wspaniałymi ogrodami, lecz i skandalizującymi wydarzeniami z najnowszych dziejów rodu ich posiadaczy. Te ogromne majątki w końcu wieku XVIII były zgromadzone w ręku Stanisława Szczęsnego Potockiego – tego samego, który w dziejach narodowych zapisał się jako targowicki zdrajca. Gdy Słowacki był w Tulczynie – majątek należał do Mieczysława Potockiego, który siłą wydarł majątek matce. W 1825r. ożenił się ze słynną Delfiną, późniejszą kochanką Zygmunta Krasińskiego; ale w 3 lata po ślubie został zesłany do Woroneża za porwanie carskiej metresy. Wokół dziejów pierwszego małżeństwa Stanisława Szczęsnego Potockiego Antonii Malczewski osnuł wątek powieści poetyckiej Maria. Pod postacią tytułowej Marii można odgadnąć Gertrudę z Komorowskich; Szczęsny został wprowadzony pod imieniem Wacława. Juliusz był jednym z pierwszych entuzjastycznych czytelników powieści Malczewskiego. I jej osobliwym kontynuatorem – dalsze losy i śmierć Szczęsnego opisał w poemacie Wacław (1838), którego akcja rozgrywa się właśnie w Tulczynie, w chwilę śmierci otrutego przez żonę tytułowego bohatera.

*Zofiówka – dla Słowackiego był to wspaniały ogród. Stworzony przez Szczęsnego Potockiego dla swojej trzeciej żony Greczynki Zofii, faworyzowanej przez cara Aleksandra I i króla Stanisława Augusta. Jeszcze przed śmiercią Szczęsnego zdążyła spłodzić kolejnego syna ze swym pasierbem. Od jej imienia ogród został nazwany Zofiówką. Impresje z parku w Zofiówce poeta wprowadził do powieści Król Ladawy, którą rozpoczął w Paryżu w 1832r. Pisał ją po francusku dla obcego czytelnika i niestety nie ukończył – z zaplanowanych 25 pozostało tylko 5 rozdziałów bardzo interesującej polskiej powieści awanturniczej. Akcja rozpoczyna się właśnie w Zofiówce – wplecione wątki Zofii Potockiej i Stanisława Trembeckiego. Malowniczy opis parku i okolicy świadczy o tym, że piękno krajobrazu zapisało się w pamięci poety. Fabuła nawiązuje do znanych wydarzeń z niedawnej przeszłości; głównym bohaterem powieści jest jednak Wacław Rzewuski, znany jako Emir Abu Giaffir. Narrator spotyka go i towarzyszącą mu tajemniczą Greczynkę w Zofiówce, a sam Słowacki mógł spotkać go w dalszej podróży. Słowacki uczynił Rzewuskiego bohaterem nie tylko Króla Ladawy, ale i Dumy o Wacławie Rzewuskim, wynoszącej jego zasługi dla powstania listopadowego i bohaterską śmierć. Na pewno Rzewuskiego ma na myśli pisząc Żmiję, której akcja toczy się w zamierzchłych czasach, a bohater ma podobnie jak on tajemniczą biografię. Gdy Słowacki pisał o Rzewuskim, znane były jego losy: na wieść o wybuchu powstania listopadowego sformował własny oddział Kozaków i stanął na jego czele. W maju 1831r. poniósł klęskę pod Daszowem. Jego ciała nigdy nie odnaleziono.

Wprowadził do powieści motywy znane przede wszystkim miejscowym: Rzewuski sam rozpowszechnił pogłoski o towarzyszącej mu orientalnej piękności, nosił – jak u Słowackiego – długą brodę, wrócił ze Wschodu nie do rodowego pałacu, lecz do zapuszczonego dworu i w nim osiadł. Dla potrzeb romantycznej powieści autentyczne motywy zostały wzbogacone, dlatego akcja przenosi się dalej – do Ladawy. Autentyczna Ladawa była to niewielka wioska leżąca nad Smotryczem, tam, gdzie wpływa do niego rzeczka Ladawa.

Zwykle tak jest u Słowackiego: zachowując koloryt lokalny, chroni go przed nadmiernym przypasowaniem tworu poetyckiej wyobraźni do poetyckiej realności.


*Żmija – wprowadził zamek w Czarnej Ostrowie – nie widział go, ale wyobrażał sobie według opisu Beauplana – zamek na wyspie u ujścia Dniepru.

Zamki, chaty, pieśni to ślady człowieka w pejzażu Ukrainy; miejscem historii jest step – bezkres Dzikich Pól, gdzie człowiek znajduje się sam na sam z Bogiem lub duchami przodków. Człowiek samotny to u Słowackiego człowiek zbuntowany, nieustraszony, może taki, jakim widział się poeta już u progu dorosłości, podczas ukraińskiej wyprawy, gdy miał 17 lat. W nieskończenie rozciągającym się ogromie stepów Słowacki odczuwał tchnienie wolności, buntu, obecność Boga i wielkość dziejów, rozgrywających się na dawnych rubieżach ojczyzny. W takiego, patronującego ludziom czynu Boga wierzył Słowacki do śmierci.


*Kijów – Słowacki nigdy tam nie był, w poemacie Żmija (pisanym w Warszawie i Paryżu) wspomagał się ludowymi podaniami i pamiętnikami Juliana Ursyna Niemcewicza – co zaznaczył w posłowiu do poematu.

Jadąc ku Odessie po raz pierwszy zobaczył Juliusz morze – dziwi fakt, że wydarzenie to nie znalazło żadnego oddźwięku w jego twórczości. O tym, że do Odessy w ogóle dotarł wiemy z dwóch wzmianek w listach do stryja. Przez Bar jechali na pewno w 1827r. – Słowacki ten fakt uwiecznił pod Sonetem I. Beniowski (1841r) wspomnienie Baru.


*po latach, gdy obrazy Ukrainy ogromniały w pamięci, Słowacki osadzał w niej historię Polaków, splecione dzieje polskiej szlachty i ukraińskiego ludu. Tak naszą historię ukazywał Polakom: nie sielankowe dzieje bogobojnych rolników, lecz krwią okupywane prawo do wytyczania drogi dziejów przed innymi narodami. Bohaterstwo? Szlachty, oczywiście, ale i nieulękłość ducha miłującego wolność ukraińskiego ludu.

Słowacki – syn szlachecki – wielkość polskiej historii i przyszłości upatrywał w szlachcie. A jednak zarówno w Księdzu Marku, jak w śnie srebrnym Salomei po jej stronie obok dumy i męstwa pojawia się pycha i prywata. Lud, mimo że ukazywany w makabrycznych scenach, jakoś dziwnie nad szlachtą moralnie góruje.

W twórczości Juliusz Słowackiego Ukrainie przypadło miejsce najważniejsze. Nie tylko dlatego, że przedstawiał ją jako swą ziemię rodzinną; ale to tam wciąż kierowała się jego wyobraźnia, tamten krajobraz stał się uosobieniem ojczyzny i wolności, Ukraina okazywała się siedzibą narodowych mitów i uosobieniem istoty polskiej historii. Najpierw w młodości w jego poezji pojawiały się ukraińskie wątki: stepy, Kozacy, okryte mgłami romantycznej tajemnicy wydarzenia szlacheckie. Potem wszystko mistycznieje, z ukraińskich stepów wyłaniają się Bóg i duch polskiej historii. Czyli Ukraina dominuje od Dumki Ukraińskiej do ukoronowania twórczości w Królu – Duchu.

Inna Ukraina – zlana krwią chłopską i szlachecką, makabryczne opowieści o hajdamaczyźnie, o okrucieństwach, o Kozakach nabijających na spisy dziecięce główki – wszystko to wejdzie do jego twórczości dopiero po latach, gdy jego wspomnienia ożyją po rozmowie z Sewerynem Goszczyńskim, którego przez kilka miesięcy gościł u siebie w Paryżu.


WARSZAWA:


*Juliusz Słowacki przybył do Warszawy 15.02.1829r. z zamiarem pozostania w stolicy na stałe. Za poradą matki i zgodnie z własnymi skłonnościami chciał rozpocząć urzędniczą karierę. Takie plany życiowe układał co najmniej od trzech lat.

Studia skończył z wysoką lokatą, miał wpływowych protektorów – toteż w końcu marca został zatrudniony w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu, przy pracy biurowej, lecz z zastrzeżeniem, że o posadę etatową będzie się mógł starać dopiero po dwóch latach bezpłatnej aplikacji. Zajęcie okazało się chyba nudniejsze, niż się tego spodziewał, bo się skarżył na nie do Olesi, przybranej siostry. Ale starał się dobrze wypełniać obowiązki. I chyba odniósł z tych zajęć jakieś korzyści, jeśli potem, na emigracji, grał z powodzeniem na giełdzie, dorabiając w ten sposób do renty po ojcu, która stanowiła główne jego źródło utrzymania. Jeśli natomiast ze zmianą środowiska Słowacki wiązał nadzieje na udział w interesującym życiu intelektualnym, to srodze się pomylił. Niemal nikt go tu nie znał, nie miał znaczących publikacji, które by go zarekomendowały w kręgu młodych literatów. Toteż główną drogą do znalezienia się w tym towarzystwie było dla niego początkowo odnawianie wileńskich znajomości.

I tak też czynił. Na prośbę pani Becu w Warszawie zaopiekował się nim Antonii Odyniec, chyba dzięki niemu Juliusz mógł bardzo szybko donieść rodzinie, że poznał prawie wszystkich poetów i recenzentów warszawskich. Z biegiem czasu krąg znajomych poszerzał się. Słowacki odnowił kontakty z Michałem Podczaszyńskim i z Kazimierzem Ordyńcem (redaktorem Dziennika Warszawskiego). Kilku znajomych mieszkało u niego przejazdem. Bliższa okazała się znajomość z Tomaszem Potockim. Zaowocowała wspólną wizytą u Juliana Ursyna Niemcewicza na początku września 1830r. Później Słowacki spotykał się z Niemcewiczem w Londynie; przewiózł listy od niego do Paryża.

Z Tomaszem Potockim, który go zawiózł do Ursynowa, musiał się choć trochę przyjaźnić, bo 04.09.1830r. uszykował dla Słowackiego niespodziankę – elegancki obchód urodzin w gronie kolegów, na którym częstowano melonami i kawonami. Żył jednak w Warszawie na ogół samotnie, co sprzyjało pisaniu pra poetyckich. Szlifował rzeczy rozpoczęte w Wilnie i Krzemieńcu, pisał nowe powieści poetyckie: Hugo, Jana Bieleckiego, Mnicha, Araba. Wykorzystywał w nich scenerię wileńską i Ukraińską, a bohaterów kształtował na wzór bajroniczny. Przydały się lekcje angielskiego w Krzemieńcu: mógł czytać Byrona w oryginale.


*natomiast Mindowe był osobliwym hołdem złożonym pamięci ojca: Euzebiusz Słowacki był autorem dramatu Mendog, usnutym wokół sprawy chrztu Litwy. Ten sam temat podjął Juliusz Słowacki, a najciekawsze w jego młodzieńczym utworze wydaje się wyobrażenie kolorytu lokalnego tamtej epoki. Swobodnie mieszał realia i style różnych epok, które razem tworzyły obraz dawności. Zauroczenie barokiem.

Słowacki interesował się też teatrem, a przede wszystkim sztukami Aleksandra Fredry.


*Lato 1829r. spędzał Słowacki w Warszawie. Jesienią otworzono Teatr Rozmaitości, niewielki, tylko na 400 osób. W Teatrze Narodowym Słowacki mógł widzieć sztuki Józefa Korzeniowskiego, a w rozmaitościach komedie literackie młodzieży, Dominika Magnuszewskiego i Konstantego Gaszyńskiego.


*jedną z atrakcji stolicy była możliwość zwiedzania zakładu dla chorych umysłowo, prowadzonego przez ojców bonifratrów. Słowacki scenę ze szpitala wariatów umieścił w Kordianie, warto zatem ją porównać z realiami epoki. Nawet jeżeli Słowacki nie widział wnętrz szpitala mógł widzieć najciekawsze przypadki, gdyż co roku w drugi dzień Wielkiej Nocy wystawiano chorych w klatkach drewnianych na cały dzień.

W Kordianie klatki znajdują się w Sali chorych; u Bonifratrów nie było ich wewnątrz szpitala, a chorych traktowano nawet łagodniej niż na zachodzie Europy: mogli spacerować po zakładzie, nie byli przykuwani do ścian. Obok małych pokoików była u bonifratrów podobnie jak w dramacie jedna sala duża, paradna z 36-oma łóżkami. Scena z Kordiana nie odbiega znacznie od realiów, a jeżeli już różni się jedynie szczegółami.


*podobnie nie był też w Zamku Królewskim, w tym amfiladowych salach, które mniej więcej zgodnie z realiami również ukazał w Kordianie. W maju 1829r. natomiast oglądał Słowacki o wiele ciekawsze widowisko, a mianowicie koronację cara Mikołaja I na króla Polski (także opisana w Kordianie). Ceremonia była dość opóźniona, Mikołaj od 3 lat był już carem Rosji. Koronacja w Polsce powinna się odbyć wcześniej. Nie wydawało się to jednak wskazane, ponieważ w maju 1827r. toczyły się obrady sądu sejmowego, powołanego przez rosyjskie władze, by wydać wyroki na przywódców towarzystwa patriotycznego. Car ze względów propagandowych życzył sobie, aby to Polacy skazali Polaków – przewodniczącym składu sędziowskiego mianowano Piotra Bielińskiego. Na jego zastępcę wyznaczono generała Wincentego Krasińskiego, gorliwego carskiego zausznika i pochlebcę. Sąd nie ugiął się pod presją władz, uwolnił skazanych od zarzucanego im czynu (mimo sprzeciwu Wincentego Krasińskiego), nie godził się na odwołanie wyroku. Car podpisać wyroku nie chciał. Marszałka okryła sława bohatera, zbierano się na placu Krasińskich i wiwatowano. Car ostatecznie się ugiął i podpisał wyrok, ale wcześniej oskarżonych wywieziono na wschód i z uniewinnienia nie skorzystali. 6 marca przed ogłoszeniem wyroku zmarł Piotr Bieliński. 16 marca wyrok odczytywał napiętnowany Wincenty Krasiński. Słowacki możliwe, że był na pogrzebie Piotra Bielińskiego, który przekształcił się w wielką manifestację patriotyczną. Ten dzień, który mógł być pamiętny dla Słowackiego, przyniósł dramatyczną odmianę losu jego późniejszego przyjaciela, Zygmunta Krasińskiego. Wszyscy studenci tego dnia poszli na pogrzeb a Krasiński na rozkaz ojca udał się na uczelnię. Spoliczkowany z tego powodu przez kolegę, ostatecznie został wydalony z uniwersytetu. Ojciec wysłał go na studia do Szwajcarii. Gdy ten opuszczał stolicę, Słowacki wjeżdżał do Warszawy.


*koronacja cara Mikołaja I – Słowacki mógł najwyżej widzieć to, co działo się na zewnątrz, na placu Zamkowym, gdzie ustawiony był amfiteatr dla dam oczekujących cara i mu prezentowanych. W Kordianie wygląda to zupełnie inaczej. Oglądamy wydarzenia z perspektywy kogoś, kto nie może przepchać się do pierwszego rzędu widzów, stoi w tłumie ludu, sam nie dostrzega przejeżdżającego cara, słyszy tylko wydawane tłumowi polecenia.

Wprowadzenie do dramatu tak skomponowanej sceny zbiorowej było nowością. Zauważmy jak dalece odbiega się od estetyki klasycyzmu; nie tylko bohaterem jest tłum prostych ludzi, ale nadto wyobraźmy sobie jak wygląda scena: aktorzy patrzą w głąb ku trasie przejazdu cara, są zatem do widzów ustawieni plecami. Takich układów na scenie jeszcze nie bywało.


*u Słowackiego brak poważnych lektur. Ale gdzie indziej (na przykład, gdy wspominał dawne własne lata) także nie ma śladów świadczących o oddaniu się poważnym lekturom. W Godzinie myśli wspomniał filozofa Emanuela Swedenborga (jako źródło poetyckich marzeń), ale np. gdy w Kordianie toczy się dyskusja z Doktorem – szatanem, argumentów dotyczących natury człowieka szuka nie u wielkich filozofów, lecz w modnych wówczas teoriach Galla i Lavatera, stawiających diagnozy na podstawie fizjonomii.


*w ówczesnych czasach Warszawa nie miała wielkiej romantycznej poezji. Ukazała się tu wprawdzie w 1825r. Maria Antoniego Malczewskiego, lecz potraktowano ją jako utwór dziwny i niezrozumiały.


*jesień 1830r. – zapowiadała się dla Słowackiego szczęśliwie, Po powrocie z Krzemieńca odnalazł się wśród znajomej młodzieży, zaczął pisać i 15 listopada złożył w cenzurze tom poezji. Na tle poetyckiej mizerii warszawskiej miał wielkie szanse na sukces. Nie zdążył. 29 listopada wybuchło powstanie listopadowe. Pierwszy autentyczny sukces literacki zawdzięczał Słowacki okolicznościowemu wierszowi Hymn, który opublikowano 4 grudnia w gazecie „Polak Sumienny”. W grudniu i styczniu 1831r. kilkanaście razy wiersz przedrukowano, a w Krakowie ukazał się nawet z opracowaniem muzycznym. Potem jeszcze dwa wiersze opublikował: Odę do Wolności i Kulik – podobały się, lecz nie zyskały już tak wielkiej popularności.


*pracował nadal w Komisji Skarbu, choć już bez tego entuzjazmu, jaki towarzyszył zajęciom biurowym, nie wspominał już o tej pracy w listach. A nadto wieczorami pisał, kontynuował Żmiję – pierwszą pieśń skończył 18 stycznia.


*był jedynym romantycznym wieszczem, który przeżył wybuch powstania w Warszawie (na początku grudnia zjechał także Cyprian Norwid, wskutek służbowego przeniesienia ojca – ale miał zaledwie 8 lat. Wciąż ożywają pretensje do Mickiewicza i Zygmunta Krasińskiego, że mimo patriotycznych deklaracji do powstania z zagranicy nie dojechali; Słowackiemu zaś wypomina się, że nie wstąpił do wojska i że z Warszawy w trakcie powstania wyjechał za granicę.


*Gdy książę Adam Czartoryski stanął w styczniu na czele powstańczego Rządu Narodowego, poeta porzucił nurzącą pracę w Komisji Skarbu, oddał się księciu do dyspozycji – i dostał równie nudne zadanie przepisywania dokumentów w Biurze Dyplomatycznym. Kontynuował tę pracę i podobno to w związku z nią po opuszczeniu Warszawy zatrzymał się na dłużej w Dreźnie. Czekał tam na misję kurierską.

Wyjechał z Warszawy 8 marca 1831r. Były to dni powszechnego exodusu ze stolicy wszystkich, którzy mogli ją opuścić. Spodziewano się bowiem rychłego zajęcia miasta przez Rosjan.


*poetyckim plonem czasu spędzonego w Warszawie jest nie tylko Kordian i wiersze powstańcze, ale także dramat Jan Kazimierz. Gdyby Słowacki nie był w Warszawie w czasie powstania nie napisałby najpiękniejszego poematu o niej Uspokojenia (prawdopodobnie jesień 1844r.). W Grobie Agamemnona zawarł pogardę dla tych, którzy Warszawę poddali, a w Ofiarowaniu złożył hołd stolicy.


DREZNO:


*1830r. – wyjazd do Drezna przez Wrocław. Jakże był Słowacki dumny, gdy okazało się, że drezdeńscy Polacy znają jego powstańczy Hymn, a czytany przezeń Kulik wyciska łzy z oczu dam. Kolonia polska w Dreźnie była liczna. Tu od lat zatrzymywano się, by odpocząć przed dalszą podróżą po Europie, lub na kurację u wód, tędy do Warszawy spieszono w czasie powstania, albo z niej emigrowano. Słowacki miał otwarty wstęp do salonów, w których spotykał m.in. generała Karola Kniaziewicza, księcia Pawła Sapiehę, Honoratę Komarową (matkę słynnej Delfiny Potockiej) z dwiema młodszymi córkami, Natalią i Ludmiłą, oraz panią Joannę Bobrową (w której będzie się kochał Zygmunt Krasiński, a po nim Juliusz). I mieszkał w dobrym punkcie śródmieścia, naprzeciw kościoła Marii Panny. Życie towarzyskie tak go pochłonęło, że niemal nie pisał. Chodził z wizytami, bywał często w teatrze, na operach, chodził do Królewskiej Biblioteki, oglądał muzealne zbiory, spacerował. Toteż wiosnę 1831r. spędził niefrasobliwie, czego wspomnieniem jest jedyny ówcześnie ukończony utwór – razem z Odyńcem utworzona zabawna ballada Nie wiadomo co, czyli Romantyczność.


*lipiec 1831r. – nagle przybył wysłannik powstańczego rządu z listami, które trzeba było dostarczyć do Paryża i Londynu. Podjął się tego Słowacki. W sześć dni dojechał do Paryża, zostawił listy, po paru godzinach pognał dalej – do Londynu. Dotarł tam 3 sierpnia. Miasto wydawało mi się oszałamiająco piękne. Nie bez znaczenia była tu jego osobista sytuacja, uczucia z jakimi wjeżdżał do Anglii: uważał się za oficjalnego wysłannika walecznych Polaków (tak wtedy postrzegała ich Europa), przybywał z misją, która miała decydująco wspomóc powstanie.

Zatrzymał się w Londynie – zgodnie z przypisywaną sobie rangą – w hotelu Royal, Królewskim. Wykwint, pokazywanie światu swej uprzywilejowanej pozycji – zawsze to lubił. Zawsze zwracał uwagę na takie szczegóły, ważne było dla niego to, jak jest przez innych postrzegany. Próba zdobycia i zachowania miejsca pośród świata. Oprócz pozorów luksusu będzie temu służył dandyzm, szyk towarzyski, białe rękawiczki, zwracanie uwagi na szczegóły stroju, przebijające z listów do matki. Nie tylko o pozory zabiegał, ale – podobnie jak w Dreźnie – także o szacunek i sympatię. Anglię i Anglików postrzegał, jako ucieleśnienie wspaniałej nowoczesności, kultury i osiągnięć cywilizacji.

Autobiograficzną wstawkę o Londynie i opactwie wprowadził do poematu Jan Bielecki.


*Słowacki stale mnóstwo uwagi poświęcał parkom i ogrodom – bywał w magnackich siedzibach Ukrainy, później w Drezdeńskich Grossen Garten, londyńskich ogrodach Vauxhall czy podparyskim Wersalu. A w ogrodach podobały się mu wszelkie inscenizacje: sentymentalne i antyczne kunsztowne stylizacje natury, mosty, kaskady, fontanny, feta dla ludu.


*Słowacki opuścił Londyn 3 września. Wyjechał do Dover tam w dzień swoich 22 urodzin, Słowacki pożegnał Anglię. 4 września po południu wsiadł na statek, trafił na wzburzone morze, dopiero następnego dnia o 8 rano dopłynięto do Calais. Poeta doświadczył morskiej choroby, lęku i zdobył doświadczenie burzy. 6 września stanął w Paryżu, przekazał listy Juliana Ursyna Niemcewicza do księcia Adama Czartoryskiego i do Ludwika Platera. Do Londynu już nigdy nie wrócił.

W dramacie Kordian do Anglii bohater rozpoczyna swą edukacyjną czy melancholijną podróż po Europie. A wspomnienia Londynu mają w Kordianie tonację całkiem inną niż zapisane w listach do matki. W dramacie jest to miasto skłaniające do refleksji o świecie i o cywilizacji, pełne kontrastów, w którym piękno i dobrobyt zderzają się z rwącym gminem miasta, a poetyckie marzenia są konfrontowane z prozą życia. Z rozwlekłym gadaniem parkowego dozorcy, szukającego paropensowego zarobku. Kordian żegna się z Anglią tam, gdzie żegnał się Słowacki, lecz następnym etapem jego podróży będzie nie Paryż, ale Italia – kolebka cywilizacji.


PARYŻ:


*06.09.1831r. – Juliusz Słowacki wjechał do Paryża dyliżansem pocztowym. Spędził w stolicy Francji ponad 15 miesięcy, opuścił Paryż udając się do Szwajcarii, 26.12.1832r.

We wrześniu w Paryżu nie było wielu Polaków, zaczną licznie napływać dopiero po upadku powstania listopadowego. Pierwsi dotrą do Francji w końcu października.

Niechęć poety do Francuzów – poeta spodziewał się, że znajdą jakiś oddźwięk listy od przywódców powstania, które dowiózł z Drezna, łączył wiele nadziei ze swą misją. Okazało się, że żadnych konkretnych elementów nie przyniosła. Co gorzej, akurat wtedy, gdy przybył do Paryża, dotarły echa warszawskich wydarzeń z 15 sierpnia, w gazetach źle pisano o Polakach jako uczestnikach niezrozumiałych bratobójczych czynów. Nastąpiły ludowe rozruchy na ulicach Paryża, które wybuchły po dotarciu wieści o upadku powstania.

Gdy niejasne obietnice rządu francuskiego okazały się obłudne, właśnie lud stanął po stronie walecznych Polaków, uniósł się honorem. Widział to Słowacki, nie widzieli inni Polscy pisarze, bo ich w Paryżu w tamtych dniach nie było. Mogło to mieć wpływ na genezę obrazu tego ludu, który „pójdzie za mną” w Beniowskim czy będzie jak „ojciec twój” w Odpowiedzi na Psalmy przyszłości, a tajemniczy i groźny w wierszu Uspokojenie.

Sytuacja poety zasadniczo się zmieniła po napłynięcia pierwszej fali polistopadowych emigrantów, gdy od razu wiele zaczęło się dziać w polskim środowisku. Przybywali członkowie powstańczego Rządu Narodowego, przybył Joachim Lelewel, wielu oficerów, Maurycy Mochnacki. Na początku grudnia powołano Komitet Narodowy Polski, którego prezesem został Lelewel, powstał także kierowany przez generała Lafayette’a Komitet Francusko – Polski, rozwijano działalność polityczną mającą na celu ideowe skupianie emigracji i propagowanie sprawy polskiej w Europie. Aktywną działalność publicystyczną rozwijał Maurycy Mochnacki, autor gwałtownych artykułów politycznych i rozrachunkowego dzieła z historii najnowszej Powstanie narodu polskiego. Zmarł w nędzy na gruźlicę, już w 1834r. Słowacki przypomni go w podróży na wschód.

29 listopada uroczyście obchodzono rocznicę powstania, Słowacki był na tym obchodzie. Zamierzał nawet sam z tej okazji wystąpić, ale zrezygnował z obawy, że publiczne danie wyrazu patriotycznym emocjom mogłoby źle wpłynąć na losy pozostałej w kraju rodziny.

W grudniu nazwisko Słowackiego znalazło się wśród pierwszych członków Towarzystwa Naukowego Tułaczów Polskich. Wtedy też podpisał akt założycielski Towarzystwa Litewskiego (choć oficjalnie przyjęto go dopiero 10 stycznia).

Gdy w listopadzie w Lyonie wybuchło powstanie tkaczy, odbiło się to na losie Polaków: tym, którzy nie mieli zagwarantowanych środków finansowych na utrzymanie się, zabroniono wjazdu do Paryża, a dla oficerów organizowano miejsca internowania.

Tryb życia Słowackiego w Paryżu zmienił się gdy przybył dawny przyjaciel rodziny, Michał Rola Skibicki. Z radością powitał Słowackiego, ułatwiał mu nawiązywanie towarzyskich kontaktów, wprowadzał na salony. Anonsował go m.in. u księżnej Anny Czartoryskiej.

Charakterystyczne, że gdy tylko jego próżność została zaspokojona, poeta, podobnie jak w Dreźnie, szybko zaczął narzekać na nudę tych wieczorów, spędzanych głównie w kręgu starszych ludzi. Spotykał kilkakroć Fryderyka Chopina. Obracał się w najlepszym towarzystwie i dumny był z siebie. Bez przesady mógł powtarzać, że jest uważany za „największego z poetów polskich” – inni, przede wszystkim Mickiewicz, do Paryża jeszcze nie dotarli.


*Kora – 15 letnia młoda dziewczynka, Słowacki nawiązał z nią romans.


*wiosną Słowacki był zaprzątnięty przede wszystkim edycją swoich poezji. Na początku marca oddał dwa tomy do druku. Wprowadzał ostatnie poprawki. 12 kwietnia w liście do matki zdawał relacje z posiadania już tomu poezji. Tom pierwszy zawierał powieści poetyckie: Żmija, romans poetyczny z podań ukraińskich w sześciu pieśniach; Jan Bielecki, powieść narodowa polska; Hugo, powieść krzyżacka; Mnich, powieść wschodnia; Arab i wiersz Do Michała Rola Skibickiego. Tom drugi zawierał dramaty: Mindowe, król litewski i Maria Stuart, drama historyczne w pięciu aktach.

Snuł marzenia o poetyckiej sławie. I naiwnie wierzył we wszystkie pochwały wygłaszane wcześniej przez znajomych, traktując je jako zapowiedzi sukcesu. „Z niecierpliwością moich dzieł czekają”, „tyle tu mam uwielbienia od moich rodaków, że mnie już krytyki nic nie obchodzą”. Nie zauważył, że wszystkie te pochwały dotyczyły utworów patriotycznych., a teraz szykował do wydania teksty zupełnie odmienne: bajroniczne powieści poetyckie i dramat z dziejów Anglii, czyli utwory o tematyce o wiele mniej zajmujące polskich emigrantów.

Niewiele z tych nadziei się spełniło; w gazetach ukazanie się tomików skwitowano drobnymi wzmiankami i dopiero po kilku miesiącach, gdy poeta już opuścił Paryż, w styczniu 1833r., ukazał się poświęcony Słowackiemu artykuł, zawierający także przekłady 3 jego utworów.

Efektem ukazania się Poezji stało się w maju wprowadzenie Słowackiego przez hrabiego Romana Załuskiego do powstałego w Paryżu Towarzystwa Literackiego.

31 lipca przyjechał do Paryża Adam Mickiewicz – a Słowacki wyniośle się zarzekał, że nie pójdzie pierwszy do niego. Po tygodniu spotkali się na proszonym obiedzie. Według wersji Słowackiego podobno to Mickiewicz chciał go widzieć; Mickiewicz improwizował, dosyć słabo, po obiedzie przystąpił do niego. Zaczęli sobie nawzajem mówić komplementy. Według wersji historyka Lubomira Gadona było trochę inaczej: gdy po obiedzie biesiadnicy się przechadzali, nie znający „małostek wygórowanej miłości własnej” Mickiewicz, ujrzawszy Słowackiego z właściwą sobie prostotą podszedł do niego i dłoń uścisnął.

Pierwsze spotkanie z Mickiewiczem źle rzutowało na przyszłą pozycję Słowackiego wśród emigrantów. Twórca tak już sławny jak Mickiewicz mógł powiedzieć kilka grzecznościowych komplementów, ale nie mógł stawiać młodszego od siebie o 11 lat debiutanta na równi ze sobą. Uznano, że tego typu roszczenia ze strony młodego poety są oznaką przerostu ambicji. Słowacki czekał na uznanie Mickiewicza przez wiele następnych lat; a gdy go nie dostępował, zamiast, jak inny, z pokorą wielbić Litwina, odgryzał się, publikował niestosowne uwagi, ściągał na siebie niechęć Polaków.

Słowacki szczególnie interesował się malarstwem: często całe dnie przepędzał w Luwrze. Wszystkie wolne wieczory przepędzał w teatrze francuskim, dzięki czemu stał się najwybitniejszym dramaturgiem romantycznej Europy. Zauroczył się melodramatami. Panna George – jedna z aktorek, potężna i władcza, stała się pierwowzorem dla mocnych kobiet Słowackiego – przede wszystkim Balladyny.

Noc – przesuwające się światła, rozbłyskujące z nagła fajerwerki – te upodobania pozostały Słowackiemu na stałe. Wykorzystał je w dramatach skrzących się kontrastową grą ciemności i rozbłysków świateł.

Przybycie Mickiewicza do Paryża oznaczało koniec sławy Słowackiego jako „pierwszego poety”, jako poety w ogóle. W grudniu wydał Mickiewicz Księgi narodu i Księgi pielgrzymstwa polskiego, a zaraz potem III część Dziadów; zdominował całkowicie polskie życie duchowe, objawił nową wizję polskich idei patriotycznych, nadał sens bytowaniu Polaka – tułacza. To on był wieszczem Litwinów, a nadto zadał patriotycznym ambicjom Słowackiego wielki cios: ukazał w Dziadach jego ojczyma jako zdrajcę i konfidenta, ukaranego oskim wyrokiem śmiercią od piorunu. Słowacki upokorzony w kilka dni opuścił Paryż, zamieszkał w Szwajcarii. I tam od razu zaczął budować swój już nie litewski, lecz ukraiński rodowód.

SZWAJCARIA/ITALIA:


*30.12.1832r. rzeczywiście wjechał do Szwajcarii, kontrast między tłumnym Paryżem a majestatycznym pięknem gór wydał mu się oszałamiający. Całkowicie zmienił się porządek jego życia. Mieszkał w wygodnym pensjonacie na krańcach Genewy, zamiast gwaru europejskiej metropolii miał teraz wokół ciszę i spokój, a z rozrywek tylko prowincjonalny teatr i znajomości nawiązywane z przyjezdnymi. Towarzyski start ułatwiała mu zapewne pochwalna wzmianka w niemieckim czasopiśmie z 21 stycznia 1833r. W maju ukazał się w Paryżu trzeci tom Poezji Słowackiego. Zawierał dwa poematy: napisanego przed rokiem Lambra i Godzinę myśli.

Relacje z Mickiewiczem należały do bardziej skomplikowanych spraw w życiu Słowackiego. Od dzieciństwa nie krył podziwu dla twórczości autora Ballad i romansów, ale też zawsze chciał być przez niego doceniony – choćby jako drugi po nim poeta. Gdy słów uznania nie mógł się doczekać, był urażony, obrażał wieszcza. I znów szukał dróg zbliżenia – ale takiego, by przypadło mu miejsce szczególne, które jako poecie według niego mu przysługiwało. Toteż gdy w sierpniu Mickiewicz przez ponad miesiąc przebywał w Genewie, pielęgnując umierającego Stefana Garczyńskiego, Słowacki go odwiedził. Jakże piękne, że wszystkie te oczekiwania i zawiedzione nadzieje, nie odbijały się na opiniach, które Słowacki wyrażał o twórczości pierwszego wieszcza. Wiadomo jak źle przyjęty był przez polskich emigrantów Pan Tadeusz, zarzucano Mickiewiczowi, że po Księgach i po Dziadach zniżył się do tak prozaicznego tematu, jak życie szlachty na Litwie. Inaczej czuł Słowacki; natychmiast po otrzymaniu poematu pisał do matki pełen zachwytu: Wiele opisów miejsc – nieba – stawów – lasów – jest mistrzowską ręką skreślonych.

W Genewie powstał Kordian, opublikowany w Paryżu w 1834r., a także pierwsze redakcje Balladyny i Mazepy oraz nieukończony Horsztyński. Podobnie jak w Paryżu, także w Genewie stałym zajęciem Słowackiego było czytanie gazet. Bywał na zabawach i w kasynie, pływał łodzią po jeziorze, grywał gościom na pianinie, brał udział we wspólnych wycieczkach.

Zatrzymał się w pensjonacie pani Pattey, która się w nim zadłużyła. Już wkrótce ciążyły mu jej uczucia, uciekał, przeniósł się nawet na kilka miesięcy do Veytoux, ale wrócił do Genewy na nalegania pań.

Znajomość z rodziną Wodzińskich (podtrzymywana do 1835r.) – Latem poprzedniego roku poeta odbył z rodziną Wodzińskich trzytygodniową wycieczkę w Alpy. Wyruszyli statkiem przez jezioro Lemańskie, szli napoleońskim szlakiem do klasztoru św. Bernarda, potem do słynnej kaskady Giessbach. Dalej towarzystwo rozdzieliło się, panowie przez 9 dni wędrowali pieszo po górach, zmierzając przez przełęcz św. Gotarda do jeziora Czterech Kantonów. Słowacki był zachwycony. Ta jedyna w jego życiu wyprawa w wysokie Alpy pozostawiła liczne ślady w utworach. Prawdopodobnie z myślą o Marii Wodzińskiej pisał przepiękny wiersz Rozłączenie (niektórzy sądzą, że adresatką utworu była matka poety).

W Szwajcarii – tam poeta podobnie ukazał obraz rozkwitającej miłości i tragizmu rozstania kochanków na tle alpejskiej scenerii. Gdy poemat ukazał się drukiem w 1839r. każdy, kto miał w ręku album Marii, w bohaterce odczytywał jej postać, miało to posmak zdecydowanie skandaliczny, tego rodzina panny zdecydowanie nie mogła autorowi wybaczyć. Przez brata Marii poeta przedstawiany był jako odrzucony adorator, kiedy Słowacki wmawiał sobie i wszystkim, że go Maria szaleńczo kochała.

W lutym wyjeżdża do Włoch gdzie czekali na niego Januszewscy. 26.02.1836r. Słowacki dotarł do Rzymu. Zamieszkał w tym co oni hotelu, obracał się między Polakami w ich gronie towarzyskim.

Historiozoficzne zamyślenie ogarniało Słowackiego tam, gdzie roztaczała się wielka przestrzeń. W scenerii, w której jest jakby sam w obliczu nieskończoności czasu i przestrzeni.

Sztuka dla Słowackiego podlegała osobliwemu utożsamieniu z boskim dziełem stworzenia, stając się jego zwierciadlanym powtórzeniem. Tak Słowacki widział twórczość Rafaela, ujrzał poprzez obraz więcej niż na nim namalowane, bo głęboki sens sztuki, uskrzydlającej człowieka, odsłaniającej przed nim sferę rzeczywistości duchowej. Wielbił go też za cudowną prostotę stylu.

Na początku maja Słowacki poznał Zygmunta Krasińskiego; dumny jak zwykle nie chciał pierwszy złożyć mu wizyty, list polecający zostawił na stoliku; młodszy poeta nie maił takich obiekcji, poznali się i zaprzyjaźnili. Czytali swoje utwory, chodzili razem na spacery. Niedługo to trwało, bo już 26 maja Krasiński z Rzymu wyjechał. Dla obu znajomość ta była jednak bardzo ważna. Łączyły ich talent, wrażliwość intelektualna, potrzeba poetyckiej przyjaźni. Trwała w korespondencji. Słowacki jeszcze po kilku latach zadedykuje Krasińskiemu dwa dramaty, Balladynę i Lillę Wenedę. Przyjaźń osłabła, gdy Słowacki na krótko poddał się fascynacji, jaką otaczano w Paryżu Andrzeja Towiańskiego. Krasiński nie mógł zrozumieć jak można brać poważnie tak dziwne koncepcje. A gdy w dramacie Ksiądz Marek (1843r.) Słowacki w niekorzystnym świetle przedstawił, jako tchórza i zdrajcę, krewnego Zygmunta, biskupa Adama Krasińskiego – nastąpiło zerwanie.

Słowacki planował, że w Rzymie spędzi rok, razem z Januszewskimi. Ale nie udał się powrót do rodzinnej zażyłości z ukochanym wujem. Już po kilku tygodniach doszło do ochłodzenia stosunków. Spokojny tryb życia, jaki prowadzili Januszewscy nużył go. Przede wszystkim bolało go lekceważenie okazywane jego poezjom. Rodzinne niesnaski udało się jednak zażegnać, w czerwcu państwo Januszewscy, Gayowie i Słowacki przenieśli się do Neapolu. Trzej panowie odbyli stamtąd wycieczkę do Pompei, Herculanum i dalej na szczyt Wezuwiusza. Miesiąc spędził Słowacki w idyllicznym i pięknym Sorrento.

Słowacki szykował się spędzić zimę w Rzymie. I nagle cudowna odmiana losu, jego zamożni przyjaciele, Aleksander i Stefan Hołyńscy oraz Zenon Brzozowski, zaprosili go do planowanej, sześciomiesięcznej podróży na Wschód.

WIELKA PODRÓŻ:


*lato 1836r. od dwóch lat Słowacki traci pisarską wenę. To czas powstawania dramatów niekończonych, zarzuconych i niewielu drobnych wierszy. Narasta nuda, zniecierpliwienie, w Rzymie okazały się szczęśliwe tylko dwa tygodnie spędzone z Krasińskim, z ludnego Neapolu Słowacki ucieka do Sorrento, nie wie, co robić dalej. I oto następuje nagła odmiana, otwiera się perspektywa wspaniałej przygody.

Na początku sierpnia 1836r. Słowacki prosił matkę o przesłanie pieniędzy na opłacenie zimy w Rzymie. Już 17 tegoż miesiąca donosił w listach o zmianie planów. 24 sierpnia odpływał do Otranto, skąd po kilkudniowym oczekiwaniu na kolejny statek wyruszył w wielki wojaż do Grecji. Podróż zaplanowana na 6 miesięcy przeciągnęła się niemal do 9. Słowacki powrócił do Włoch 16 czerwca następnego roku. Wiele wiadomo o tej podróży z listów do matki, z wierszy składających się na Listy poetyckie z Egiptu, a przede wszystkim z poematu Podróż do Ziemi Świętej z Neapolu. Kiedy był on pisany, z pewnością nie wiemy; pierwsze pieśni prawdopodobnie jeszcze w trakcie wycieczki, dwie ostatnie, pełne polemik z emigracją, już po kolejnym powrocie do Paryża.

24 sierpnia wyruszono z Neapolu do Otranto – stamtąd do Korfu – z Korfu do Aten – z Aten do Aleksandrii. Hołyńscy wyjechali jednak wcześniej i po kilku dniach spędzonych w Grecji udali się do Egiptu. Podróżowali więc dalej we dwóch z Zenonem Brzozowskim – ale w połowie lutego i on odjechał wracając na Ukrainę. Następne 4 miesiące w Egipcie i Libanie Słowacki spędził samotnie.

W Patras mieszkał Konstanty Kanaris, bohater walk Grecji o wolność. To jego niebywałe wyczyny, które podziwiał od dzieciństwa, Słowacki wprowadził do Lambra: Kanaris dwukrotnie podpłynął do tureckiej floty, dwukrotnie podpalił okręty, poszły z dymem, zginął korpus żołnierzy.

Mało pisał Słowacki o zabytkach antycznej kultury; odnotowywał tylko to, co stanowiło pamiątkę duchowej przeszłości i to, co stanowiło pożywkę dla wyobraźni.

Pieśń VII poematu, z opisem klasztoru Megaspilleon, jest ostatnią, która powstała przed powrotem poety do Paryża, w Egipcie lub może we Florencji.

Trasa podróży wiodła dalej przez Trypolis do Nauplion – twierdzy, położonej na półwyspie, która po odzyskaniu przez Grecję niepodległości aż do 1835r. była stolicą kraju. Przez kolejne dni 18 i 19 września jechano przez Argos do Koryntu; po drodze poeta odwiedził grób Agamemnona w trzy lata później powstał słynny wiersz Grób Agamemnona.

N razie jesteśmy jednak w roku 1836 Słowacki zmierzał ku Atenom – niemal nic nie wiemy o tym, co widział podczas tygodniowego w nich pobytu. Z drobnych wzmianek można się jedynie dowiedzieć, że był w Gaju Akademosa. Dla Słowackiego zdecydowanie ważny był nastrój, osobliwy, duchowy kontakt z przeszłością. Doświadczany w samotności, prowokujący do długiej, samotnej refleksji.

Z Aten Słowacki i Brzozowski udali się na wyspę Syra, z której odpływały statki do Aleksandrii. Znów musieli czekać, tym razem aż 2 tygodnie, od 28 września do 12 października. Z dalszej części podróży do Aleksandrii i Egiptu zachowało się trochę więcej świadectw. Listy do matki oraz cykl Listów poetyckich z Egiptu, pisanych już z dystansu, niestety nie wiadomo kiedy, prawdopodobnie w 1838r. W drodze do Aleksandrii Słowacki po raz pierwszy i jedyny w życiu znalazł się poza granicami Europy. Melancholijny nastrój wzmożony widokiem lecących z kraju bocianów, dał asumpt do powstania wiersza – Hymnu o zachodzie słońca. W Aleksandrii zostali zaproszeni do Mehmeda Ali, który, jak pisała siostra Zenona Brzozowskiego do pani Becu, przyjął ich bardzo grzecznie.

28 października wyruszyli Nilem do Kairu. Spełniło się marzenie z dawnych lat – zaraz na drugi dzień pojechali do piramid. Jednak się nimi rozczarował. Czas spędzany z Zenonem Brzozowskim Słowacki maksymalnie wykorzystywał na zwiedzanie. W Kairze, i potem na Nilu, poczynił wiele obserwacji także obyczajowych; ubarwią opowiadania o pobycie w Turcji bohatera w dalszych, niepublikowanych przez Słowackiego pieśniach Beniowskiego. Płynęli łódką w górę Nilu, szlakiem starożytności, aż do Nubii.

W opisach Słowackiego widać przekonanie, że moc słowa może być niedostateczna, że trzeba wspomóc ją rysunkiem (tu talenty rysunku Słowackiego zdecydowanie nie dorównały poetyckim). Po powrocie z Nilu kilka dni spędzili w Kairze, a potem 8 dni na wielbłądach, jadąc przez pustynię do Palestyny. Tylko pierwszej nocy spali w kapliczce, grobowcu tureckiego świętego – co Słowacki wprowadzi z humorem do X pieśni Beniowskiego.

Po drodze czekała ich na granicy Syrii i Egiptu dwunastodniowa kwarantanna w El Arish. Smutne miejsce, fatalne warunki – wrażenia stamtąd Słowacki opisał w przedmowie do Ojca zadżumionych. Tam spędził święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok, tam słuchał opowieści dragomana, tam osadził wzruszającą opowieść o rozpaczy ojca, tracącego w Kwarantannie kolejno dzieci i żonę.

12.01.1837r. – dojechał do Jerozolimy, zatrzymał się w klasztorze. 14 stycznia służył do mszy, odprawianej u grobu Chrystusa, resztę nocy spędził tam samotnie. Długie przygotowania do pobytu w Jerozolimie i owe wielkie bez wątpienia emocjonalne przeżycia u Grobu stały się początkiem własnej drogi ku doświadczeniom mistycznym. Z romantycznych wieszczów to właśnie on, niedowiarek, zapragnął szukać bardziej bezpośredniego kontaktu z Chrystusem; i coś na tej drodze osiągnął. Anhelli, powstały bezpośrednio, potem jest świadectwem, że mistyczne nastroje odczuwał na długo przez spotkanie z Andrzejem Towiańskim, które nastąpiło latem 1842r.

Pobyt w Palestynie przebiegał odmiennie niż wojaż po Grecji i Egipcie. Teraz poeta chłonął tradycję chrześcijańską: zwiedzał miejscowości biblijne, Betlejem, Galileę, Nazaret, był nad Jordanem, w Kanie Galilejskiej, w Tyberiadzie nad Jeziorem Genezaretańskim, uczestniczył w mszach, przed świętami wielkanocnymi odbył nawet spowiedź.

27 stycznia wyruszyli do Damaszku i Bejrutu. Nastąpiło rozstanie z wracającym na Ukrainę Zenonem Brzozowskim. Po jego wyjeździe Słowacki na kilka tygodni zatrzymał się w klasztorze Betcheszban; tam powstał Anhelli. Po powrocie do Bejrutu poeta znów czekał 40 dni na okręt do Europy, po ponad miesięcznej podróży wylądował w Livorno 16 czerwca. I znów 40 dni spędził w kwarantannie – na okręcie u brzegu Włoch.


FLORENCJA:


*prosto z Livorno w październiku 1837r. podążył Słowacki do Florencji. Chciał spędzić tam zimę, dalsze plany miał niezbyt sprecyzowane – z pewnością zamierzał pojawić się w Paryżu po publikacji kolejnych tomów poezji. Początkowo źle się tam czuł. Dokuczała mu samotność i fatalna pogoda: chłód, ustawiczne deszcze, zimą śnieg, a niebo, które przywykł oglądać nocami w Egipcie, tu było pokryte chmurami. Nawet ładne mieszkanko nie rekompensowało tych braków. W listach do matki pojawiały się liczne wzmianki o melancholii, atakach płaczu, a nawet o nadchodzącej starości. Jak zwykle i tu te nastroje się rozwiały gdy nawiązał nowe znajomości.

Florencki okres utrwalił czy zamknął niezwykłe zjawisko, jakim było uwielbienie Słowackiego dla twórczości Rafaela. Niezwykłe, bo wśród stosunkowo wielu wzmianek o malarstwie w pismach poety ponad połowa dotyczy Rafaela właśnie. Twórca obrazów najbardziej klasycznych, uduchowionych, idealizujących – stał się idolem poety widzącego świat przez kategorie groteski, ironii, krwawych zmagań ducha. Słowacki patrzył na obrazy Słowackiego jako na emanację duchowej prawdy tkwiącej poza warstwą tego co widać bezpośrednio.

Kobiety we Florencji – liczne wzmianki w listach do matki o prostych i głupiutkich panienkach. Pojawia się obok Słowackiego jakaś Amerykanka i opętująca go tajemnicza florentynka.

We Florencji powstał bowiem poemat W Szwajcarii i na potrzeby lirycznego wątku należało szwajcarskiej znajomości z Marią Wodzińską (którą ukazywał jako pierwowzór bohaterki poematu) przydać pikanterii. Toteż w okresie florenckim uczucie to jest stylizowane nieco inaczej niż wtedy, gdy równocześnie z Wodzińskimi był w Genewie. Poemat ten jest pełen melancholii i idealności oraz zmysłowego żaru uczuć. Bohaterowie tego poematu razem latają po murawach łąk alpejskich. Ogromnie tajemniczy i upozowany jest obraz tragicznej miłości, zakończonej śmiercią (a może tylko zniknięciem) ukochanej.

Wspomnienie Marii zostało wkrótce wyparte przez pannę Aleksandrę Moszczeńską, wobec której Słowacki snuł nie do końca niesprecyzowane plany małżeńskie. Po roku, po nieoczekiwanej śmierci panny, w liście do matki opisywał to jako zaplanowany na zimno, finansowo korzystny związek, który jednak nie doszedł do skutku, bo na nieszczęście Słowackiego wmieszali się w to inni ludzie. To dla niej przedłużył pobyt we Florencji.

W maju wysłał do Paryża Anhellego, do druku u Eustachego Januszkiewicza. Odbijają się w tym poemacie przeżycia duchowe Słowackiego z Ziemi Świętej, przeniesione w paraboliczny sybirski kontekst, w którym została osadzona polemika z paryską emigracją. Autor wiązał z Anhellim wielkie nadzieje; księgarz uznał go za martwy, choć pięknie wykowany posąg. Oceny Januszkiewicza, wydawcy i księgarza miały poważne znaczenie, urabiały opinię; Słowackiemu był niestety zdecydowanie niechętny, zrażony jego zaczepkami wobec wielbionego Mickiewicza.

Anhelli wyszedł drukiem w Paryżu w sierpniu 1838r. Zamiast oczekiwanych słów zachwytu przyniósł Słowackiemu uszczypliwe uwagi recenzentów. Przebolał je po rozmowie z Krasińskim, który na początku grudnia spędził kilka dni we Florencji. Odnowiły się przyjacielskie więzi. Krasiński opublikował nawet w 1841r. pochwalny szkic kilka słów o Juliuszu Słowackim. Anonimowo, jak niemal wszystko co wydawał.

W listopadzie Słowacki przesłał Januszkiewiczowi trzy poematy, które miały złożyć się na kolejny tom: Ojca zadżumionych, W Szwajcarii i Poema Piasta Dantyszka. I zaraz potem błagał o wprowadzenie na miejsce Dantyszka poematu Wacław; zdążono dokonać tej zmiany i Trzy poemata ukazały się w nowym układzie. Poema Piasta Dantyszka, pełnego antyrosyjskich treści, Słowacki wycofał z obawy o los matki. Dowiedział się bowiem, że zaaresztowano ją w związku z jakimś jej możliwym udziałem w spisku Szymona Konarskiego. Szalał z niepokoju, tym straszliwszego, że nie mógł zdobyć wiadomości, co dalej się z nią dzieje. Dopiero po 8 miesiącach doszła do niego uspokajająca wiadomość.

Niemal równocześnie powstał więc z Anhellim poemat drugi, diametralnie odmienny, patriotyczny, groteskowy i makabryczny – czyli Poema Piasta Dantyszka herbu Leliwa o piekle. Rzecz rozgrywa się może na jawie, może we śnie, bohaterem poemy jest niestroniący od piwa stary szlachcic, którego dwaj anieli przenieśli z wizytą do piekielnych włości. Dantyszek, jak Dante, wędruje po piekle, spotykając w nim straszne postacie, znane ze współczesnej polskiej historii. Są wśród nich caryca Katarzyna, wielki książę Konstanty i papież Grzegorz XVI, znienawidzony przez Słowackiego za słynną bullę, w której po upadku powstania listopadowego napominał Polaków, by pokornie poddali się władzy cara. Niezwykłość tego poematu tkwi jednak w stylu dominacja groteski. Poemat nie wywołał zachwytu pierwszych czytelników. Uważano, że przedstawione obrazy są to majaki chorej imaginacji poety. Groteski bowiem Polacy nie kochali. Dopiero po latach zauważono świetność poematu. Przed profesjonalną krytyką poemat docenił Józef Piłsudski.

Straszne były w tym poemacie makabryzmy na przykład wiodący motyw wyciągniętych z piekielnego kotła i przytroczonych przez Dantyszka do pasa, a następnie rozrzucanych po piekle główek jego pięciu zmarłych synów. Zbrukany został groteską majestat papieskiej powagi i wszystko wokół.


POWRÓT DO PARYŻA:


*w grudniu 1838r. Słowacki powrócił do Paryża. Mało wiadomo o jego pierwszych miesiącach we Francji. Przez ponad rok mieszkał w tanim hoteliku, potem urządził sobie własne mieszkanko. Zdecydował się osiąść w Paryżu na stałe. W pierwszych miesiącach 1839r. ukazały się Trzy poemata, w marcu Poema Piasta Dantyszka, przesłane Januszkiewiczowi jeszcze z Florencji. Już w lipcu 1839r. Balladyna, w 1840r. – Mazepa i Lilla Weneda, w 1841r. – pierwsze pięć pieśni poematu Beniowski. Publikował nadto utwory drobne. A niektóre wtedy powstałe teksty, m.in. Fantazy – ukazały się drukiem dopiero po śmierci poety.

Jeśli starał się o uznanie emigracji, to nadal czynił to wyjątkowo nieudolnie. Przed kilku laty atakował Mickiewicza we wstępie do III tomu Poezji; teraz do Anhellego wpisał paraboliczny obraz głupio i śmiertelnie skłóconych paryskich Polaków. Poema Piasta Dantyszka raziło nieprzystojną groteską, w epilogu Balladyny kpił z szanowanego powszechnie Joachima Lelewela. Grób Agamemnona dołączony w druku do Lilli Wenedy mógł być odczytany jako kamień obrazy przez tych, którzy uszli z Warszawy po upadku powstania listopadowego. Toteż nie był lubiany. Dzielono się złośliwymi uwagami na temat jego twórczości, powtarzano, że mimo wizyty u Grobu Chrystusa nadal brak mu pokory i umiarkowania.

Do nielicznych osób autentycznie życzliwych Słowackiemu należał Leonard Niedźwiecki. Po upadku powstania wyjechał do Anglii, skąd przeniósł się do Paryża dopiero w 1839r., został sekretarzem generalnym Władysława Zamoyskiego. Nie należał do koterii Mickiewicza, był rówieśnikiem Słowackiego – szybko się zaprzyjaźnili. Darzył go zaufaniem, gdy pod jego nieobecność w Paryżu drukowano Beniowskiego. Właśnie Niedźwieckiego poprosił o dopilnowanie druku i korekty. Razem, i w licznym towarzystwie oglądali sprowadzenie zwłok Napoleona do Paryża.

W październiku 1840r. wrócił do Paryża z Lozanny Adam Mickiewicz. Państwo Januszkiewiczowie wydali z tej okazji 25 grudnia 1840r. obiad, który zaowocował słynnym starciem poetów. Słowacki improwizował na cześć Adama – złożył mu hołd, ale podobno i swoją rangę jako poety wyraziście zaznaczył. Stała się rzecz nieoczekiwana: Mickiewicz, który nie improwizował od lat, wstał i wygłosił improwizowaną odpowiedź. Mówił o powołaniu poety. Wszyscy byli wstrząśnięci, a Juliusz uszczęśliwiony. Odczuł to jako wyraz uznania, gest sympatii. Inaczej słuchacze. Ganili Słowackiego za śmiałość i niewłaściwą dumę. Zajmował się teraz pisaniem cyklu kronik dramatycznych z dziejów Polski. Miały go rozpocząć Balladyna i Lilla Weneda Słowacki zaczął i przestał pisać także dramaty o Kraku i królewnie Wandzie. Historyczną baśń Słowacki osadzał w świecie fantastyki; przypadkowy dobór realiów nie pozwalał na osadzenie jej w konkretnej epoce. Nawet król Popiel jest nie legendowym Popielem. Balladyna unosi się jakby ponad czasem – sugerując, że czas akcji nie ma znaczenia, bo charakter i prawa dziejów są zawsze te same, bo niezmienne są kierujące nimi ludzkie namiętności.

Siłą napędową historii jest zło. Łańcuch zbrodni popełnianych przez żądną władzy Balladynę, przyspiesza bieg dziejów i nadaje wielkość historii. Słowacki nie godził się bowiem z przyjętym obrazem Polaków, którzy lubią sielanki, Polaków pokornych, cichych i pracowitych, jakich sławił Kazimierz Brodziński. Pragnął dla swego narodu wielkości, na miarę tej, jaką Anglikom ukazał Szekspir, jaką sam odczuwał przy grobach dawnych Greków. W Balladynie owa wielkość przejawiała się w dążeniu do władzy w ciągu odrażających zbrodni.

W Lilli Wenedzie Słowacki legendę o dobrym Lechu przemienił spektakularnie w krwawą, okrutną wizję walk między Lechitami i Wenedami. Polskie państwo powstaje na grobach szlachetnego plemienia Wenedów. Poeta przekazuje prawdę poznaną na drodze wyobraźni, narzuca ją umysłom czytelników; zaczyna ona żyć własnym życiem, przekształca się w historię. Nigdy nie zdradzał Słowacki wątpliwości co do tego, że szlachta jest jej siłą wiodącą. Gloryfikacja szlachty przebiegała jednak w jego utworach osobliwie, bo przy pełnej aprobacie wszelkich jej cnót i wad. Cóż z tego, że warcholą, upijają się, dają często dowody głupoty – te wady wyrastają z wartości najcenniejszych: z fantazji, dumy, wierności ojczyźnie, niepokorności, odwagi. Taka zawsze jest szlachta u Słowackiego: aprobowana w całości, bez moralizatorskich uwag o potrzebie naprawy charakterów. Taką jej wizję przejmował od Paska (w 1836r. Pamiętniki Jana Chryzostoma Paska ukazały się drukiem).

W tymże 1840r. dał do druku w poznańskim „Tygodniku Literackim” zabawną satyrę obyczajową Peregrynacje podróży do Ziemi Świętej.

Poemat dygresyjny Beniowski poemat powstawał jesienią 1840r., ale pieśń V, ostatnia z wtedy opublikowanych, została napisana już po wspomnianej grudniowej uczcie u Januszkiewicza – refleksem tamtych improwizacji było triumfalne zakończenie poematu. Wyszedł z druku w maju 1841r. Fabularną kanwę stanowią wydarzenia z młodości Maurycego Beniowskiego, którego przygody na Dalekim Wschodzie, opisane przezeń pamiętnikach słynne były w Europie. Poza nazwiskiem Słowacki niewiele zapożyczył z życia Beniowskiego; akcja zamyka się w latach jego młodości, gdy dopiero wyruszył w pełne przygód życie. Perypetie młodzieńca – konieczność sprzedania zadłużonej wioseczki, pożegnanie z Panną Anielą, przygody i wyjazd do Turcji, a wszystko to na tle wydarzeń Konfederacji Barskiej – są potraktowane z humorem i ironią.

Fabuła jest pretekstem; sens poematu został zawarty w polemikach, w genialnych dygresjach. Spontaniczne, niby swobodnie wtrącane, gdy myśl od fabuły ucieka – a spójnie obejmują całe znienawidzone przez poetę środowisko, czasopisma, krytyków, jezuicki obskurantyzm emigrantów, uzurpatorski Kościół i straszne baby, zatruwające kochankom rozkosze pierwszych miłości. Powstało dzieło fragmentaryczne, najświetniejszy wyraz romantycznego indywidualizmu i romantycznej ironii. Od niby błahych sporów z krytykami i drwin poeta zmierza konsekwentnie do dramatycznych strof o Bogu, ojczyźnie i o miejscu wieszcza. Mnogość ironicznych polemik prowadzi do wielkiego serio. Po nader osobistym wyznaniu wiary – w Boga, wymagającego od człowieka nie pokory, lecz wielkości – dokonuje się finalna rozprawa z Mickiewiczem. Po wielkiej deklaracji programowej, w której zapowiadał swoje zwycięstwo, „Lud pójdzie za mną”, następuje przewrotne złożenie hołdu dawnemu wieszczowi, Słowacki staje na równi z Mickiewiczem. Cóż to jednak za równość, jeśli jeden jest wieszczem dawnym, a drugi ma przejąć przywództwo i poprowadzić naród ku przyszłości?

Złożył Beniowskiego do druku i całkowicie zaniedbał. Zygmunt Krasiński błagał bowiem Słowackiego o zajęcie się panią Joanną Bobrową, w której sam swego czasu był zakochany i która teraz nękała go wyrzutami. Słowacki pocieszał ją i sam się zakochał; do tego stopnia, że zostawiając Beniowskiego na łasce przyjaciela, pojechał za nią do Frankfurtu, gdzie wspólnie spędzili miesiąc. Beniowski ukazał się z wieloma błędami, ale miłość – czy przyjaźń – z Joanną Bobrową trwała do śmierci poety. To dla niej powstał wiersz: O! gdybym ja wiódł Panią do kaskady!.

Gdy 8 czerwca wrócił z Frankfurtu zakosztował wreszcie sławy. Najpierw został jednak wyzwany na pojedynek. Mianowicie Stanisław Ropelewski, najbardziej nieprzejednany i perfidny krytyk jego dzieł, poczuł się szczególnie urażony złośliwością, z jaką poeta potraktował pannę Paulinę Plater, ukazaną pod postacią Praksedy. Sądził, że autor przeprosi; Słowacki przyjął wyzwanie i potem niezwykle się chełpił bo Ropelewski stchórzył i pojedynek się nie odbył. Zdano sobie wreszcie sprawę z talentu poety, jednak znów niewiele z tekstu zrozumiano. Nie zrozumiał go nawet Zygmunt Krasiński. Dzieło wystrzeliło wysoko ponad przyjęte konwencje i miary, dlatego nie pojęto ani sensu stylizacji świata, ani języka poematu. Niezwykle poważnie traktowano wszelkie kpiny, nie pojęto konwencji zabawy, ani gry ironii i autoironii. Wszystko kładziono na karb przerośniętej próżności autora. Sławę jednak Beniowski przyniósł.

We wrześniu wystąpił w Paryżu, w katedrze Notre Dame – Andrzej Towiański. Ukazał emigrantom wielki, duchowy sens ich tułaczki, niejasnymi aluzjami stwarzał nadzieję na rychły powrót do kraju, napełnił otuchą. Przedstawiał historię jako ciągły pochód duchów ku Bogu, jako drogę, którą duchy wiodące prowadzą tych, którzy postępują wolniej. Oczywiście ów postęp ku Bogu wymaga ustawicznego doskonalenia i pokory. A miał Towiański niezwykłą żarliwość, charyzmę, która porywała słuchaczy. Udało mi się już wcześniej zawładnąć Mickiewiczem.

Słowacki nie ustawał w pisaniu. Prawdopodobnie w ciągu następnych miesięcy powstał Fantazy. Ponieważ nie był wydany za życia poety i w żadnych listach ani notatkach o nim nie wspominał, trwają spory o czas powstania dramatu; data jesień 1841 – wiosna 1842, ze względu na drobne wtrącone w tekst realia, a także na styl ironiczny, wyrastający z Beniowskiego, wydaje się najbardziej prawdopodobna. Znakomity to dramat. Jego akcja toczy się współcześnie, w roku 1841; było to wyraziste odstąpienie od zasad romantycznej dramaturgii, która nakazywała, by temat miał charakter historyczny. Temat Fantazego na pozór błahy, prowincjonalny. Rzecz dzieje się gdzieś na Podolu, jest wątek miłosny, a w tle dramatyzm polskiej sytuacji: zsyłki na Syberię, prześladowania religijne, ruina majątkowa. Świetność przede wszystkim w wykonaniu dzieła, w kreacjach bohaterów. Tak zostali utworzeni, tak wciąż igra się zdarzeniem stylu i ironii, by ukazać, jak aluzyjna jest granica między pozorem i autentyzmem i jak trudno jest przeniknąć prawdę o człowieku. Tragizm i żart rodem z komedii przebieranek: mistyczne tony i kupieckie czy drwiące zachowania postaci.

Słowacki nie opublikował Fantazego. Może po prostu nie zdążył przed 12 lipca 1842r., przed prywatnym spotkaniem z Andrzejem Towiańskim, wtedy też złożył akces do założonego w czerwcu Koła sług Sprawy Bożej. Potem ważne, na jakiś czas, były dlań sprawy ducha, nie zwyczajne zatrudnienia. W liście do Joanny Bobrowej Słowacki pisze o swej duchowej przemianie i zapowiada zmianę charakteru łączących ich stosunków.

Zaaprobował w pełni idee Towiańskiego, przystąpił do koła jego wyznawców, przez prawie rok starał się podporządkowywać surowym regułom. Dwie zasady była dlań najtrudniejsze do zaakceptowania: przymus publicznego objawiania pokory co oznaczało m.in. korzenie się przed Mickiewiczem, który pod nieobecność mistrza przewodził Kołu oraz zakaz pisania, by nie dać przystępy próżności.


LATA OSTATNIE:


*rok następny – do wakacji 1843r. – Słowacki spędził tak niemal, jak na towiańczyka przystało: chodził na zebrania Koła, doskonalił swego ducha, korzył się. Ten nagły zwrot niemało zatrwożył matkę i Teofilów Januszewskich – błagali, żeby się opamiętał, a on denerwował się, że nic nie rozumieją. Zmienił mieszkanie, przeniósł się do Dzielnicy Łacińskiej, na rue Ponthieu 30. Pozostał tam do śmierci.

W tyglu sporów, które wybuchały w związku z szerzeniem się towianizmu, Słowacki tracił dawnych przyjaciół i reputację, jaką zdobył Beniowskim. Wystąpił z Towarzystwa Polskiego, którego był członkiem od 1838r. ochłodły w związku z tym stosunku z Leonardem Niedźwieckim. Jego tryb życia teraz poeta ostro ganił. Zygmunt Krasiński, którego też Słowacki próbował nawrócić na nową wiarę, po otrzymaniu stosownego listu od Słowackiego dostał ataku nerwowego. Słowacki wkrótce nazwał Krasińskiego starą dewotką, potem w Księdzu Marku zdrajcą uczynił biskupa Krasińskiego – i tak przyjaźń przestawała istnieć. Ostateczny jej kres nastąpił gdy Juliusz napisał gwałtowną Odpowiedź na opublikowane przez Krasińskiego Psalmy przyszłości.

Przez niemal rok Słowacki ujarzmiał pośród towiańczyków swego buntowniczego ducha, ćwiczył się w posłuszeństwie. Oczekiwał niecierpliwie na to, że jego wysiłki zostaną w Kole towiańczyków z podziwem zauważone. Stało się inaczej. Słowacki nie zatracił bowiem ani ambicji, ani wysokiej samooceny; i coraz trudniej przychodziła mu obowiązkowa pokora. Doszło do otwartego konfliktu gdy w czerwcu 1843r. bracia z Koła klękali przed Mickiewiczem rozdającym przysłane przez Andrzeja Towiańskiego medaliki i całowali go po rękach. Tego Słowacki znieść już nie był w stanie, tym razem nie ukorzył się, nie dostał medalika – nie uznał swej winy. Zaczął się otwarty, trwający kilka miesięcy konflikt. Był i inny, nieupubliczniony przejaw przesytu poety tą atmosferą. Mianowicie w tym czasie pisał, wbrew pouczeniom Towiańskiego, dramat Ksiądz Marek. Dzieło osadzone w czasie Konfederacji Barskiej sakryfikuje szlachtę, która w imię obrony wiary i swobód stanowych podejmuje heroiczną walkę przeciw wojskom carycy Katarzyny II. Postać tytułowa księdza Marka łączy w sobie najwyższej miary indywidualizm rodem z Beniowskiego. Ksiądz staje na czele broniącej miasta szlachty, z cechami mistycznego proroka (ma wizje, Bóg objawia mu prawdę). Dramat ukończony na przełomie lipca i sierpnia ukaże się drukiem w listopadzie.

Wrzesień 1843r. Słowacki spędził nad Atlantykiem, w miejscowości Pornic. Tam sam poczuł się wizjonerem i prorokiem. Wreszcie uwolniony od sekciarskiej atmosfery towiańszczyzny zachłysnął się swobodą. Przeżył objawienie, rozmawiał z Bogiem i pojął prawdę o przeszłych i przyszłych dziejach świata, o prawach rządzących rozwojem historii. W takiej scenerii Słowacki oczami wyobraźni ujrzał i zapisał jako zesłaną przez Boga wizję dziejów świata, od kosmicznych początków po finalne zespolenie ducha ze Stwórcą. Interpretował je jako pochód przez dzieje ducha, wyemanowanego z Boga i do Boga z powrotem dążącego. Duch ten, będący zarazem zbiorem duchów indywidulanych, doskonali się, odrzucając w męce kolejne materialne formy nadawane mu w ziemskiej wędrówce i wyrabiając formy nowe. Taka koncepcja zakłada metempsychiczne powroty ducha we wciąż nowych, wciąż doskonalszych, bardziej przeanielonych ciałach; i nie wzbudza lęku śmierć, która jest tylko królową przerażeń, chwilowym przystankiem w obrębie ziemskiej wędrówki każdego z nas.

Zapisał 4 wersje owego objawienia, Genezis z ducha, żadnej nie opublikował (spór o datę powstania Genezis – badacze twórczości Słowackiego nie do końca są pewni czy było to lato 1843r. czy 1844. Kowalczykowa opowiada się za rokiem 1843, ale ogólnie uznawana jest data 1844r.). Historię interpretuje teraz jako realizację planu Bożego, w którym następują po sobie klęski i zwycięstwa, śmierć i odrodzenie. Rozwijana wcześniej przez Słowackiego wizja wielkiej i krwawej historii Polski znalazła teraz mistyczne uzasadnienie: cierpienie ulepsza, im więcej doświadczy się go za życia, tym bardziej zostanie przyspieszona droga człowieka i ludzkości ku finalnej doskonałości. Najbardziej paradoksalne poetyckie wcielenie znalazła ta idea w dramacie Sen srebrny Salomei. Dramat rozgrywa się w 1768r., bezpośrednio po ukazanej w Księdzu Marku konfederacji barskiej, w czasie wydarzeń koliszczyzny. Sceneria jest makabryczna: główki zamordowanych dzieci igrają w świetle słonecznym, a wbite na piki kozackie zdają się mówić żywym głosem, trup kobiety ma martwe szczenię w łonie, powtarza się obraz wbitego na pal płonącego żywcem Kozaka. A wszystko to w tle toczącej się na pierwszym planie akcji romansowej: dwie kochające się pary po licznych perypetiach łączą się w zakończeniu, wieńcząc te makabryczne obrazy radosnym happy endem. Tyle jest w tym dramacie okrucieństwa i makabry, sąsiadującej z patetycznym liryzmem, że długo wzbudzał on najwyższą niechęć interpretatorów, tłumaczących ohydne wybryki wyobraźni poety chorobliwymi cechami jego psychiki. Na scenie widzimy romans, w tle rozgrywa się autentyczna tragedia: w ogniu bratobójczych walk, wyniszczania się wzajemnego szlachty i chłopów, ginie Ukraina. Ukraiński wątek, tak drogi Słowackiemu od czasów twórczości młodzieńczej, teraz bujnie i krwawo rozkwitał. Możliwe, że przyczyniło się do tego wspólne przez kilka miesięcy mieszkanie z Sewerynem Goszczyńskim, który Ukrainę przemierzał w młodości na piechotę i miał poglądu o wiele bardziej niż Słowacki radykalne.

Sen srebrny Salomei po raz kolejny ujawnił niezwykła na tle romantyzmu cechę pisarstwa Słowackiego: wspaniałe portrety kobiet. Szlachetne lub podłe, słodkie i przewrotne, wszystkie kobiety Słowackiego znamionuje inteligencja, pomysłowość i oczywiście uroda – której zmysłowe walory przebłyskują z tekstów. Różnica podstawowa wynika chyba z tego, że w manierze romantycznej poezji leży maksymalna idealizacja osoby kochanki, odcieleśnienie: pojawia się ona jak sen złoty i znika jak puch marny, stanowiąc tylko przedmiot uwielbienia i źródło cierpień bohatera utworu; ona istnieje tylko jako element jego duchowych przeżyć.

Słowacki pisał sen srebrny Salomei jesienią 1843r. i wtedy doprowadził do ostatecznego zerwania z towiańczykami (1 listopada poeta definitywnie wystąpił z Koła). Był pierwszym zbuntowanym, który odszedł. Po powrocie poety z Pornic Mickiewicz próbował nakłonić go do skruchy, ale słowacki zdecydowanie się na to nie zgadzał. Wystąpił z Koła.

Cała twórczość lat ostatnich była podporządkowana objawianiu prawdy, nieważne okazały się podziały gatunkowe, zewsząd emanował mistyczny ton. Zatarciu ulegały także granice między duchem a materią, stanowiącymi w jego tekstach osobliwą jedność, przenikały się obie te sfery.

W twórczości lat ostatnich, zwanych okresem mistycznym, rozrosła się ogromnie idea indywidualizmu. Zlała się w jedność koncepcja ducha wiodącego przez dzieje z prowadzącym naród przywódcą. Powstała kreacja Króla – Ducha, obdarzonego absolutną władzą i stojącego ponad wszelkim ludzkim i moralnym prawem. W nieukończonym dramacie Samuel Zborowski ten najsłynniejszy polski warchoł, magnat ścięty z kanclerskiego rozkazu i utożsamiany z szatanem, wyrasta na potencjalnego zbawiciela ojczyzny – bo miał najwyższą moc, wolę i determinację; mógł poprowadzić naród ku wielkości, a kara śmierci te możliwości unicestwiła. W niemal równolegle powstającym Królu – Duchu Słowacki zapisał najwyższą apoteozę indywidualizmu; tylko ktoś potężny, charyzmatyczny, świadom swego posłannictwa może wybawić ojczyznę; wielkość wyraża się także w gotowości do najwyższych, męczeńskich poświęceń.

W 1846r., obserwując jak zwykle starannie obrady parlamentu francuskiego i snując stąd wnioski o sytuacji europejskiej, doszedł do wniosku, że ratunkiem dla Polski może być ogłoszenie monarchii konstytucyjnej, której tron objąłby książę Adam Czartoryski; ogłosił jako druk osobny adresowany do księcia list otwarty. Nie miało to widomego znaczenia, ale świadczyło o splataniu z ideą mistyczną myśli o Polsce.

Gdy wybuchła w Paryżu Wiosna Ludów, Słowacki, ciężko schorowany, bliski już śmierci, nie wahał się, wiedział gdzie być powinien. Mickiewicz pojechał do Włoch, do papieża, by stamtąd starać się wpłynąć na bieg wypadków w ojczyźnie. Krasiński widział rewolucję jako zło miary apokaliptycznej, które przepowiedział w Nie – boskiej. Norwid siedział w Rzymie. Słowacki po nieudanych próbach zjednoczenia emigracji poprzez patriotyczną konfederację, na wieść o powstaniu w Wielkopolsce Komitetu Narodowego udał się wprost do walczącej ojczyzny; z kilkoma młodymi przyjaciółmi 9 kwietnia wyruszył do Poznania. Uczestniczył w zebraniu Komitetu Narodowego i głośno obstawał za prowadzeniem walki, bez względu na wielkość ponoszonych ofiar. Udało mu się uzyskać od władz niemieckich pozwolenie na pobyt i natychmiast starał się ściągnąć matkę do Wrocławia, wiedząc, że to ostatnia możliwość zobaczenia jej przed śmiercią. W końcu czerwca 1848 spotkali się we Wrocławiu. Po dwóch tygodniach musieli się rozstać – Juliusz i tak przeciągnął okres na jaki miał wydane zezwolenie policji.

W połowie lutego przeżył krwotok. Spisał testament: wszystko, swoje dobra i prawa autorskie, pozostawił matce i Teofilowi Januszewskiemu. Odwiedził go, umierającego, Cyprian Norwid. Przejmująca relacja z tej wizyty znalazła się w Czarnych kwiatach. Spokojnie żegnał się z życiem. Na kilka dni przed śmiercią napisał lis to Bobrowej.

ZMARŁ 3 KWIETNIA 1849R. Na pogrzebie, 5 kwietnia, było niewiele osób. Mickiewicz nie przyszedł, nikt nie przemówił nad grobem.

10



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
107 lektur streszczenia - podstawowa,gimnazjum,liceum, Kordian - Julisz Słowacki, AKT I
Julisz Słowacki, filologia polska, Romantyzm
Słowacki J., Liryki (opracowanie), Julisz Słowacki- wybór wierszy
107 lektur streszczenia - podstawowa,gimnazjum,liceum, Grób Agamemnona - Julisz Słowacki, Utwór wyra
Grób Agamemnona Julisz Słowacki 3
Juliusz Słowacki biografia
Juliusz Słowacki biografia
NOWA Biografia jako tworzywo artystyczne na postawie życia i twórczości J Kochanowskiego i J Słowa
biografie, SŁOWACKI
Biografia jako tworzywo artystyczne na postawie życia i twórczości J Kochanowskiego i J Słowackieg
biografia (2) , Życie i twórczość Juliusza Słowackiego
edukacja Słowacja
charakterystyka kuchni słowackiej
biograficzne
BIOGRAFIE POLSKICH TURYSTÓW
08-Rechot Słowackiego, J. Kaczmarski - teksty i akordy
Rozrachunek z powstaniem listopadowym w Kordianie J. Słowack, Język polski
Uczucia Juliusza Słowackiego na podstawie utworów, Notatki, Filologia polska i specjalizacja nauczyc
my biography, opracowania tematów

więcej podobnych podstron