Gdy podeszliśmy do drzwi od mieszkania i siatkarz chciał je otworzyć

Gdy podeszliśmy do drzwi od mieszkania i siatkarz chciał je otworzyć, poprzez przekręcenie klucza w zamku zauważyliśmy, że drzwi są otwarte. Przestraszyłam się. Nie widać, było śladów włamania, więc ktoś musiał mieć klucze. Ale kto?

Bartek złapał mnie za rękę i pociągnął w głąb mieszkania, lecz szedł dwa kroki przede mną. Weszliśmy do salonu i zauważyłam tam kobietę o krótkich, ciemnych włosach. Jej rysy twarzy pozwalały przypuszczać, że była po czterdziestce. Miała delikatną twarz, jednak gdzieniegdzie ukazały się już pierwsze oznaki dojrzałości czyli zmarszczki, kurze łapki itp.

Miała na sobie czarną spódnicę a’la ołówek i białą koszulę, z pewnością z krótkim rękawkiem, gdyż swe najprawdopodobniej gołe ramiona okryła ciemnym żakietem.

Domyśliłam się kto to jest, ale z pewnością nie spodziewałam się jej dnia dzisiejszego i to jeszcze niezapowiedzianie.

Spojrzałam na Bartosza. Jego wzrok sam mówił za siebie.

Nie był zadowolony z jej wizyty. Jednak nie wiedziałam dlaczego. Przecież tyle razy mówił mi, że za nimi tęskni, a teraz nie chce się z nią widzieć. Nie rozumiem tego.

Owa kobieta nagle spojrzała na nasze wciąż splecione dłonie i widać było na jej twarzy zaskoczenie.

Spodziewałam się tego, że siatkarz natychmiast puści moją dłoń, ale on tego nie zrobił.

Pociągnął mnie tylko delikatnie w swoją stronę, a dokładniej to w stronę jasnej kanapy, na której usiedliśmy.

- Mamo, co ty tutaj robisz? – spytał delikatnie mój przyjaciel.

- Miałam kilka spraw do załatwienia w Łodzi, więc pomyślałam, że wpadnę do ciebie. Tak dawno się nie widzieliśmy. – odpowiedziała pewnie, lecz cały czas spoglądała na nasze dłonie.

Bartek jakby widząc to samo co ja, splótł nasze palce, co widocznie oderwało panią Kurek od zamyślenia.

Moje serce łomotało na tyle głośno, że przeraziłam się, że może Bartek je usłyszeć, więc puściłam jego dłoń.

Spojrzałam mu w oczy i widziałam w nich zdziwienie, lecz ja się tym nie przejmowałam.

- Przepraszam, a może chciałaby pani coś do picia? Kawy, herbaty, coś zimnego? – zapytałam i po woli wstałam z kanapy.

- Oh, bardzo chętnie. Poproszę kawę rozpuszczalną z łyżeczki, do tego dwie łyżeczki cukru i łyżeczkę śmietanki dwunasto procentowej. – uśmiechnęła się szeroko i po chwili spojrzała na swojego syna.

-A ty Bartek coś chcesz? – zwróciłam się do jedynego mężczyzny w tym pomieszczeniu.

- Nie dziękuję. – odpowiedział z uśmiechem na twarzy.

Gdy tylko usłyszałam jego odpowiedź, udałam się do kuchni, gdzie wsypałam do filiżanki odpowiednią ilość kawy rozpuszczalnej i cukru. Czekając na zagotowanie się wody rozejrzałam się wokoło.

W pewnym momencie moim oczom ukazał się ogromny bukiet białych róż. Stały w wazonie, na środku stołu, tuż przy oknie.

Podeszłam do stołu i pochyliłam się delikatnie nad kwiatami. Wciągnęłam po cichu powietrze, aż do moich nozdrzy dostał się przepiękny aromat róż. Miały one specyficzny zapach, który za każdym razem budził we mnie te same emocje. Tylko skąd Bartek wiedział, że to są moje ulubione kwiaty?

Jeśli oczywiście to on przyniósł te kwiaty. Ale byłoby to dziwne, gdyby okazało się, że to jednak jego mama przywiozła ze sobą ten bukiet.

Nagle usłyszałam jak czajnik zaczął gwizdać, więc podeszłam do blatu i zalałam kawę.

Odłożyłam czajnik i podeszłam do lodówki. Na szczęście Bartek zrobił wczoraj zakupy, więc nie było problemu ze znalezieniem dwunasto procentowej śmietany.

Dolałam odpowiednia ilość białego płynu do filiżanki i ruszyłam do salonu.

Gdy tylko wyszłam z kuchni usłyszałam strzępek ich rozmowy.

- Mamo, mogłabyś już przestać? Justyna jest dla mnie bardzo ważna i na pewno jej nie zostawię. – głos Bartka był na tyle wyraźny, że nie miałam problemu z tym, by zauważyć, że był zdenerwowany.

Oczywiście nie tak jak w hali, ale wiedziałam, że jeśli za chwilę tam nie przyjdę to Bartek będzie żałować swoich słów, które z pewnością by za chwile wypowiedział.

- Ja to rozumiem, ale czy nie możesz zrozumieć tego, że Marta wróciła i chce znowu z Tobą być? – Bartoszowa mama mówiła stanowczym tonem.

- Nie obchodzi mnie Marta! Już od jakiegoś roku nie chcę mieć z nią nic wspólnego.

- Ależ Bartek. Ona Cię kocha. I ty ją też kochasz. Bądź z dziewczyną, którą darzysz tym wspaniałym uczuciem.– Gdy tylko to usłyszałam przystanęłam na chwilę i przełknęłam głośno ślinę.

- Masz rację. – Moje oczy zaszkliły się. – Będę z dziewczyną, do której coś czuję, ale to z pewnością nie będzie Marta. Mamo zrozum to, że ona mnie zdradzała. Co noc miała innego. Nie mam ochoty jej więcej widzieć. – powiedział stanowczo Bartek, a mi momentalnie na twarz wpełzł szeroki uśmiech.

- Nie waż nie tak mówić o mojej Martusi. Ona nigdy tego nie zrobiła. To ty ją zdradzałeś, ale rozmawiałam z nią i powiedziała, że ci wybacza i możecie być razem.

Ja w tym czasie weszłam do salonu i postawiłam przed panią Kurek filiżankę z gorącym napojem.

Przysiadłam na oparciu kanapy i przyglądałam się przyjmującemu. Ten wyglądał jakby nic sobie z tego nie robił, ale jego dłonie natychmiast zacisnęły się w pięści. Musiałam natychmiast działać, więc położyłam swoją dłoń, na jego ręce, która już była zaciśnięta i delikatnie głaskałam jego skórę swoim kciukiem. Siatkarz głęboko odetchnął i rzekł:

- Skoro wierzysz jej, a nie własnemu synowi, to co ty tu jeszcze robisz? Dobrze wiesz, że nigdy już z nią nie będę. Moje serce jest już zajęte. – Bartek podniósł swoją dużą dłoń i przyłożył mi ją do mej twarzy. Gdy jego zimna ręka spotkała się z moich gorącym policzkiem po moim ciele przeszły dreszcze, a serce zabiło mocniej. – Jest tam miejsce tylko dla Justyny. To ją kocham i to z nią chcę spędzić resztę swego życia. – Jego błękitne oczy spoglądały na moją twarz, na której pojawiły się dwa, szkarłatne rumieńce.

- Bartoszu Kamilu Kurek, co ty wygadujesz?! – krzyknęła i jak najszybciej wstała ze swojego miejsca rozlewający przy tym gorący napój na bartkowy dywan.

- Nie! Co ty wygadujesz? Mamo, chyba już na ciebie pora. – rzekł przyjmujący i również wstał.

- Jak ty się odzywasz do matki?!

- Do widzenia mamo. – Spokojny głos Bartosza obiegł całe mieszkanie i po chwili nie widziałam ani jego, ani jego mamy.

Szybko poszłam do kuchni po vanisha oraz specjalną ścierkę do czyszczenia dywanów i po chwili już siedziałam w salonie i próbowałam sprać ową plamę, którą zrobiła pani Kurek.

Wtem do salonu wszedł Bartek. Jego wyraz twarzy nie wskazywał na to, że jest zły. A wręcz przeciwnie. Jego twarz rozjaśniał szeroki uśmiech, a oczy mu się świeciły niesamowicie.

- Justyś… - szepnął cicho, szybko podszedł do mnie i pociągnął w górę, tak że teraz stałam przed nim. – Zostaw to. Jutro oddamy dywan do czyszczenia. A teraz chodź. Chciałbym z Tobą porozmawiać. – powiedział i pociągnął mnie za rękę w stronę kuchni. Gdy tylko się tam znaleźliśmy Bartek posadził mnie na jednym z krzeseł, usiadł przede mną i złapał mnie za rękę.

- Justyna posłuchaj. Nigdy nie byłem w tym dobry, ale powiem to prosto z mego serca.

- Ale Bartek, o co chodzi? – spytałam, choć domyślałam się co się za chwilę stanie. Tylko to co usłyszałam przerosło moje najśmielsze marzenia.

- Moja dusza płonie miłością czystą i szczerą do Ciebie. Ognia wiecznej miłości we mnie nic i nikt nigdy nie zgasi. Serce moje zaś już zawsze zostanie przy Tobie. Bo Ty je ożywiłaś i dla Ciebie teraz bije i do Ciebie należy. Kocham Cię całym sobą, każdą moją komórką i atomem. Kocham Cię taką jak jesteś, możesz mówić, co chcesz. I tak Jesteś Moim Aniołem i zawsze nim będziesz. Na jawie i we śnie, zawsze będę Cię kochać. Jesteś źródłem mego szczęścia i radości. Jesteś sensem mego życia. Jesteś Moją brakującą połówką. Jesteś Tym czego zawsze szukałem. Jesteś moją miłość. Kocham Cię tu i teraz i zawsze będę Cię kochać. Kocham Cię sercem i duszą i całym sobą. Kocham Cię o każdej porze i o każdym czasie. Kocham Cię czy jesteś zła, smutna czy radosna czy wesoła. Kocham Cię nie zależnie od Twego nastroju. Kocham Cię w każdym miejscu na świecie. Kocham Twoją dusze. Kocham Twój Głos. Kocham Twój uśmiech. Kocham Twoje oczy. Kocham Twoje włosy. Kocham całą Ciebie.

Bartosz mówił to z taką zaciętością, a zarazem ogromnym i ciepłym uczuciem w głosie, że po moich policzkach spłynęło kilka łez szczęścia. Sama nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Nigdy jeszcze nie usłyszałam czegoś takiego. Nikt mi jeszcze nie wyznał miłości. Może kilka razy w dzieciństwie usłyszałam to z ust moich rodziców, ale tak to nigdy więcej.

Moje serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałam co mam zrobić, a siatkarz spoglądał na mnie z wyczekiwaniem. Przełknęłam głośno ślinę i powiedziałam:

- Bartek, ja nie wiem co mam powiedzieć.

- Nic nie musisz mówić. Ważne jest, że wydusiłem to z siebie. Odpowiesz mi na to, gdy tylko będziesz gotowa. – uśmiechnął się delikatnie, nachylił się nade mną i pocałował w czoło. Gdy tylko wykonał ten gest moim ciałem wstrząsnął dreszcze.

- Bartuś… Jak Ciebie też kocham… - wyszeptałam ledwo słyszalnie, ale miałam nadzieję, że siatkarz to usłyszał.

- Co… co powiedziałaś? – spojrzał na mnie zdziwiony, ale w oczach było widać iskierki radości.

- Powiedziałam, że Cię kocham. – rzekłam głośniej, a ten momentalnie się uśmiechnął.

Przeszyliśmy się wzajemnie uczuciem do głębi serca, aby dowiedzieć się i upewnić czy obydwoje jesteśmy na to gotowi i czy wyrażamy to samo w tym jednym najważniejszym dla siebie momencie. On objął dłońmi moją twarz, a ja tylko milczałam, nie chciałam psuć tego co się między nami tworzy. Chciałam w tym trwać jak najdłużej.

Po krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy, że nie możemy ukrywać tego co zbudowało się samo przez tak długi czas, postanowiliśmy budować to dalej i czekać na rozwój sytuacji. Nie pozostawało nam nic innego jak całkowite zbliżenie. Pocałunek był dopełnieniem wszystkiego. Dopiero po fakcie spostrzegliśmy się jak bardzo tego pragnęliśmy i jak bardzo oboje chcemy być w tym stanie dalej. Przytulił mnie bez słów, bo słowa były tu mało istotne, wzrok i bicie serca wyjaśniło wszystko. Łapiąc się za ręce poszliśmy do jego sypialni, kładąc się do łóżka i przytulając się, zasnęliśmy… to był początek tego co będzie trwać wiecznie. Taką przynajmniej miałam nadzieję.





Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Candace Camp Gdy szczęście puka do drzwi 01 Cudze dziecko
Gdy obcy puka do drzwi
Candace Camp Gdy szczęście puka do drzwi 01 Cudze dziecko
Pade Victoria Gdy szczęście puka do drzwi 02 Niemowlę w spadku
MacKenzie Myrna Gdy szczęście puka do drzwi 03 Dzieciaki na plan!(1)
Perswazyjny telemarketing 50 narzedzi sprzedazy i obslugi klienta przez telefon do zastosowania od z
Montaz zamka do drzwi id 307578 Nieznany
Ustawa o dopłatach do oprocentowania kredytów mieszkaniowych o stałej stopie procentowej, Ustawy
LIST DO ROMEA OD OJCA LAURENTEGO W KTÓRYM ZAKONNIK WYJAŚNIA SWÓJ PODSTĘP
Korulska Dzieci pukają do drzwi kamienia
PN B 02025 2001 Obliczanie sezonowego zapotrzebowania na ciepło do ogrzewania budynków mieszkalnych
obl;iczenie sezonowego zapotrzebowania na ciepło do ogrzewania budynków mieszkalnych i zamieszkania
w sprawie wzoru formularza zbiorczego rozliczenia dopłat do oprocentowania kredytów mieszkaniowyc 7U
Perswazyjny telemarketing 50 narzedzi sprzedazy i obslugi klienta przez telefon do zastosowania od z
Instrukcja do preparatyki od dr S
Pn B 02025 2001 Obliczanie Sezonowego Zapotrzebowania Na Ciepło Do Ogrzewania Budynków Mieszkaln2
Sztompka- od działań społecznych do interakcji i od interakcji do stosunków, SOCJOLOGIA

więcej podobnych podstron