Nikt nie schodził na pole (2)
Ruanda, kwiecień 1994. W zamachu dokonanym przez nieznanych sprawców ginie prezydent Juvénal Habyarimana. Rządzący krajem politycy Hutu wzywają do eksterminacji Tutsich. W ciągu trzech miesięcy ginie 800 tysięcy Tutsich i dziesiątki tysięcy Hutu, którzy nie chcą brać udziału w masakrach. W 2000 r. francuski dziennikarz Jean Hatzfeld publikuje świadectwa ludzi, którzy ocaleli z rzezi w powiecie Nyamata. Ochotnicy z bojówek Interahamwe, szkolonych przez wojsko ruandyjskie, oraz sąsiedzi Hutu wymordowali tam ok. 50 z 59 tysięcy Tutsich. Jedni zginęli w kościołach w Nyamacie i N'taramie, gdzie szukali azylu, innych wytropiono na bagnach, gdzie się ukrywali.
Musiały
minąć jeszcze dwa lata, aby przełamując wewnętrzny opór,
Hatzfeld przekroczył bramę okręgowego więzienia w Rilimie.
Adalbert, Pancrace, Pio, Alphonse, Léopord, Ignace, Elie i inni
zabójcy z okolic Nyamaty opowiedzieli mu swoje historie. Powstała
druga książka.
Dziś, 10 lat po ludobójstwie w
Ruandzie, coraz więcej zabójców opuszcza więzienia. Ocalone
ofiary i kaci na nowo mieszkają obok siebie na wzgórzach
Nyamaty.
Koniec
sezonu maczet
Ludziom
zwykle trudno uwierzyć w niebezpieczeństwo, które nadciąga. Do
ostatka starają się zostać u siebie. Tak było podczas wojny w
Bośni, Libanie, Sierra Leone, Czeczenii - zauważa Jean
Hatzfeld.
Kiedy jednak w pierwszych dniach lata 1994 r. do
Ruandy wkraczają Inkotanyi, rebelianci Tutsi wyszkoleni w Ugandzie,
dwa miliony Hutu w ciągu kilku dni porzuca domy i rusza w stronę
Konga. Po ludobójstwie, którego właśnie dokonali - pisze Hatzfeld
- ich strach nie da się z niczym porównać.
Za
uciekającymi zostają niepochowane trupy i nieuprawione pola, które
zaczyna pochłaniać busz.
Rebelianci przychodzą na bagna
Nyamaty, gdzie ukrywają się ostatni Tutsi. Długo wołają na
próżno. Francine, Jeanette i inni, którzy przeżyli, milczą,
schowani pod liśćmi papirusów. Boją się kolejnego
fortelu.
Tydzień dłużej, mówi Innocent Rwililiza, i
nikt by nie ocalał.
Innocent Rwililiza - nauczyciel
Tutsi, przyjaciel i tłumacz Hatzfelda - przetrwał, ukrywając się
w lesie. “Wielu zagranicznych dziennikarzy powiadało, że piwo i
podobne rzeczy odegrały decydującą rolę w zabójstwach - mówi. -
To prawda, ale była to inna rola, niż myślą. Zabójcy stawiali
się rano trzeźwi, żeby zacząć zabijać. Ale wieczorem opróżniali
więcej butelek piwa Primus niż zwykle, by sobie to wynagrodzić, i
to ich osłabiało na następny dzień... Im więcej ścinali, tym
więcej pili wieczorem i tym bardziej spóźniali się ze swym
programem. Nie ma wątpliwości - to te szczegóły plądrowań i
pijaństw nas uratowały”.
“Czuliśmy się zbyt
swobodnie w tej niecodziennej robocie, która się dobrze zaczęła -
mówi w więzieniu w Rilimie Adalbert Munzigura, jeden z zabójców z
okolic Nyamaty. - Ale czas i lenistwo odbiły się na nas. Zrobiliśmy
się zbyt pewni siebie i marudziliśmy po drodze. Zbyt wielka
niefrasobliwość okazała się zgubna”.
Latem 1994 r.
rebelianci Tutsi przejmują władzę w Kigali. Adalbert, Pancrace i
inni Hutu z Nyamaty uciekają do Konga. Gdy dwa lata później nowa
armia ruandyjska przekracza granicę, by zaatakować tamtejsze obozy
uchodźców, zaczyna się fala powrotów. Pół miliona Hutu wraca do
kraju. Dwieście tysięcy tych, którzy próbują uciekać w głąb
Konga, ginie w puszczy z rąk rebeliantów Laurenta Désiré Kabili,
sprzymierzonych z ruandyjskim rządem.
“Wiedziałem, że
moje złe uczynki zostaną dostrzeżone, kiedy wrócę - mówi
Adalbert. - Ale wolałem przyprowadzić z powrotem moje winy do
więzienia w mojej okolicy, niż kryć je w lasach Konga, bez
znajomych, z którymi mogę je dzielić. Nie wiem, czy moja pokuta
zostanie przyjęta, czy będę oszczędzony. Ale pokuta jest jak
śmierć, trzeba ją przyprowadzić z powrotem jak najbliżej swego
wzgórza”.
Liczbę Hutu, którzy uczestniczyli w
masakrach, ocenia się na około milion. W Ruandzie nie ma dosyć
prawników, żeby osądzić taką masę zabójców. Międzynarodowy
Trybunał zajmuje się tylko wysoko postawionymi
oskarżonymi.
Zaczyna się długie czekanie na proces w
przepełnionych więzieniach.
Odwracam
się przeciw cieniom
Cassius
Niyonsaba ma lat 12. Codziennie po szkole przychodzi na podwórze
kościoła w N’taramie. W kościele złożono wszystkie kości,
jakie znaleziono w okolicy. Nie było pieniędzy, by - jak w Bośni -
zidentyfikować szczątki i zwrócić je krewnym. Cassius ogląda
ułożone porządnie na półkach rzędy czaszek - to ludzie, którzy
zginęli dookoła niego. Jemu podczas masakry udało się wymknąć z
kościoła i ukryć w lesie. Uratowała go kobieta Tutsi, która
nosiła mu jedzenie i kładła zioła na rany. Dowiedział się o tym
jej mąż, Hutu. Zabił ją jednym uderzeniem noża - powiedziano
potem Cassiusowi.
“Nie pamiętam już, ile miałem
starszych i młodszych sióstr - mówi Cassius. - Moja pamięć jest
zaprzątnięta wielką liczbą zmarłych i nie jest już zbyt dobra
do cyfr. To zresztą opóźnia mnie w szkole”.
Angélique
Mukamanzi, lat 25, marzyła, że opuści rodzinną parcelę, skończy
prawo i zostanie adwokatem w Kigali.
“Dziś - mówi
Angélique - widzę tylko przeszkody w moim życiu, bagna wokół
moich wspomnień i motykę, która wyciąga do mnie swój trzonek...
Patrzę na smutny czas, który przepływa przede mną, jak na wroga.
Cierpię, uwiązana do tego życia, które nie było mi
przeznaczone... Zapomniałam o fantazji miłości. Czekam tylko na
łagodne oczy codziennego mężczyzny, spoglądające na to, kim
jestem. Słyszę kandydatów, którzy pukają do drzwi w
wyszczotkowanych butach, lecz nigdzie nie widzę nikogo, kto mógłby
przynieść mi chwile czułości”.
Wśród mężczyzn
pracujących w oddali na polach Angélique rozpoznaje zabójców.
“Ich rodziny zachowały silne ramiona do pracy - mówi. - Ja i moja
siostra mamy tylko nasze własne, wątłe ramiona, żeby wyżywić
dzieci, które zostały bez rodzin”.
Angélique wraz z
siostrą Laetitią wychowuje ośmioro sierot.
Nyamata z
wolna powraca do życia. Życia pełnego powikłań - pozostały
wdowy, które nie mają praw do parceli po mężu, zgwałcone kobiety
zarażone HIV, dla których nie ma leków, osierocone dzieci. Otwarto
jednak szpital i zbudowano antenę dla telefonów komórkowych.
Wyrosły pierwsze wille.
Francine Niyitegeka, ocalona z
bagien, otworzyła we wsi Kibungo bar. Przychodzą do niego tylko
ocaleni. Po drugiej stronie ulicy klientela jest bardziej
mieszana.
Francine żyje, bo zabójcom na bagnach zdarzało
się ranić człowieka i zostawić w mule, aby go dobić nazajutrz. O
niej zapomnieli. Gdy leżała tak, półprzytomna po uderzeniu pałką,
jej narzeczony Théophile przynosił jej wodę. Dziś jest jej mężem.
Mają dwoje dzieci.
Francine nie sypia dobrze. “Gdy się
przeżyło prawdziwy koszmar na jawie, nie rozdziela się już, jak
dawniej, myśli dziennych i myśli nocnych. Od czasu ludobójstwa
czuję się stale ścigana, dzień i noc. W łóżku odwracam się
przeciw cieniom, na drodze oglądam się za sylwetkami, które idą
za mną. Boję się o moje dziecko, gdy mijam obce oczy. Czasem nad
rzeką trafiam na twarz jakiegoś Interahamwe i mówię sobie: »Hm,
Francine, tego człowieka widziałaś już we śnie«, i dopiero
potem przypominam sobie, że ten sen to był tamten czas, na jawie,
czas bagien...”.
“Odczuwam rodzaj wstydu, że przez
całe życie czuję się taka ścigana tylko za to, kim jestem - mówi
Francine. - Gdy tylko zamykam nad tym powieki, płaczę w głębi
siebie, ze smutku i upokorzenia”.
Tamci
Ze
wszystkich zbrodniarzy wojennych - pisze Hatzfeld - sprawcy
ludobójstwa wydają się najmniej poruszeni.
W więzieniu,
gdzie stłoczono blisko 7500 więźniów, grupa przyjaciół, z
którymi rozmawia Hatzfeld, spotyka się o szóstej rano na ciasnym
dziedzińcu, by iść razem po wodę z jeziora, spożyć posiłek czy
zagrać w siatkówkę. Adalbert, który był szefem bojówki
Interahamwe we wsi Kibungo, jest teraz szefem bezpieczeństwa bloku.
Fulgence oddaje się modlitwom, Pio ucieka w żarty.
Czy
mają złe sny? “Myślę, że w nocy wszyscy jesteśmy podobni -
powiada Alphonse. - Nasze własne nieszczęścia łatwiej opanowują
nasze koszmary niż nieszczęścia innych... Myślę, że mój sen
odnajdzie odpowiedni spoczynek, gdy odzyskam wolność i dawne
życie”.
Pancrace: “Pośród zabójców malaria albo
cholera zabiły wielu w więzieniu. Strach przed zemstą zabił. Złe
warunki i bijatyki zabiły, ale wyrzuty sumienia nigdy”.
“Rolnik,
który schodzi na pole, zadaje sobie po drodze pytanie, dlaczego
będzie przesadzać fasolę czy kukurydzę - tłumaczy Léopord. -
Profesor, który wchodzi do szkoły, zastanawia się, jakiej lekcji
udzieli swojej klasie. Mechanik wybiera część, jaką będzie
czyścić. Ale zabójca z bagien jest wolny od pytań... Wiele
naszych myśli było pustych i ich wspomnienie także jest
puste”.
“W więzieniu wielu zabójców myśli, że to
ich porażka jest największą przyczyną ich strasznych kłopotów
dzisiejszych - ciągnie Léopord. - Na wzgórzach też. Mówią, że
za długą drogę przeszli bez Tutsich, żeby móc zawrócić. Myślą,
że nie znajdą już korzystnego miejsca obok Tutsich, których nie
wyeliminowali do końca...”.
Ale Alphonse, Léopord czy
Elie są dobrej myśli. Czekają na koniec kary i powrót do
domu.
Elie: “To w obozach pewni ludzie poczuli się
onieśmieleni tym, co zrobili; inni w więzieniu, jak ja. Napisałem
liściki z przeprosinami do rodzin ofiar, które znałem, i
przesłałem je przez odwiedzających. Sam się wydałem i
opowiedziałem moje winy rodzinom osób, które zabiłem. Kiedy
wyjdę, przyniosę prezenty, jedzenie i picie. Ofiaruję piwo Primus
i szaszłyki w wystarczającej ilości na pojednawcze
spotkania”.
“Jeśli wyjdę na wolność, będę mógł
uściślić szczegóły i przebieg sytuacji na bagnach - obiecuje
sobie Alphonse. - Będę mógł złożyć wizyty po domach i
opowiedzieć, jak to się odbyło, żeby zaspokoić potrzebę wiedzy
i zdobyć przebaczenie”.
“Wielu więźniów woli
jednak prosić o przebaczenie Boga niż sąsiadów. U Boga słowa
niosą mniejsze ryzyko na przyszłość i dają większą ulgę -
zauważa Pancrace. - Na bagnach pobożni chrześcijanie zamieniali
się w okrutnych zabójców. W więzieniu bardzo okrutni zabójcy
zamieniają się w bardzo pobożnych chrześcijan”.
“Im
bardziej zabójcy czują się winni, tym chętniej chodzą do
kościoła - mówi Marie-Chantal, żona skazanego na śmierć
Josepha-Désiré Bitero. - Podobnie i ocaleni, im bardziej są
zdruzgotani... Winni i ofiary ocierają się ramionami w pierwszym
rzędzie modlących się, jakby zapomnieli... Im mniej ludzie patrzą
na siebie oczyma porozumienia i pomocy jednych dla drugich, z tym
większą miłością patrzą na religijne figurki na
ścianach”.
Pio, jak jego koledzy, jest jednak
optymistą: “Jeśli życie w dobrym porozumieniu było możliwe
dawniej, musi być jeszcze możliwe, mimo tych głupich
zabójstw”.
“To absolutny charakter ich zbrodni
pozwolił im wczoraj dokonać jej ze względnym spokojem - pisze
Hatzfeld - i to jej absolutny charakter pozwala im dziś uniknąć
uzmysłowienia jej sobie w pełni i odczucia pewnego niepokoju”.
“Po
latach postawić na nowo stopę na bagnach, gdzie tak czy owak
zostawiło się ślady kroków, to możliwe, jeśli stąpać
ostrożnie. Ale przymuszać pamięć do naszych ukrytych myśli i
złowieszczych medytacji z dzieciństwa, to może prowadzić na
manowce. Zwłaszcza, gdy dusze skręciły w tę stronę, co nasze”
- mówi Pio.
“Nawet w głębi własnej duszy ryzykowniej
jest pamiętać niż zapomnieć - mówi Ignace. - Dlatego próbuję
milczeć sam przed sobą”.
Podjąć
życie
Ten
sam monstrualny aspekt tego, co się stało, który uwalnia zabójców
od poczucia winy, nie przestaje dręczyć ocalonych - pisze
Hatzfeld.
“Co jest w mojej twarzy takiego - pyta Sylvie
Umubyeyi - czego Hutu nie mogli znieść, skoro chcieli mnie ściąć,
choć nic im nie zrobiłam?”.
“Ja widzę, że ocaleni
i zabójcy wcale nie przypominają sobie rzeczy w ten sam sposób -
powiada Clémentine Murebwayre, której mąż był Tutsi. - Zabójcy,
jeśli zgodzą się mówić na głos, mogą powiedzieć prawdę o
wszystkich szczegółach tego, co zrobili... Ich pamięć nie obija
się o wszystko, co przeżyli, nie czuje, że te wszystkie wydarzenia
ją przerastają... Ci, co ocaleli, nie dogadują się tak dobrze z
własną pamięcią. Ona stale kluczy, z powodu strachu i upokorzenia
tym, co im się zdarzyło. Czują się, jakby byli winni jakiejś
przewiny, która wymyka im się na zawsze. Zabici są dla nich
bliscy, jakby mogli ich dotknąć...”.
Claudine Kayitesi
w nocy widzi wciąż twarze zmarłych: “Kiedy się budzę, czuję
niepokój pomiędzy mną a tymi, co zostali ścięci... Nie jestem
winna, bo nic nie mogłam dla nich zrobić. Ale nie czuję się
szczęśliwa, że uniknęłam śmierci”.
Sylvie Umubyeyi
pracuje z osieroconymi dziećmi. “Dzieci Tutsi, które przeżyły
zabójstwa, zmieniają się z czasem - mówi. - Ich wspomnienia są
ciężkim bagażem, który jednak z wiekiem może zelżeć. Dla
dzieci Hutu, które były w Kongu, ciężar pozostaje, bo nie patrzą
przeszłości w oczy. Milczenie unieruchamia je w strachu... Trudno
zachęcić je do mówienia. A jednak nie będą mogły na nowo
postawić stóp w życiu, jeśli nie powiedzą nic o tym, co w nich
walczy ze sobą”.
Kobiety Hutu dźwigają własne
brzemię. “Na wzgórzu Kibungo żadna kobieta nie zabrała dziecka
sąsiadki Tutsi, która odeszła ku śmierci - opowiada Clémentine
Murebwayre. - Żadna kobieta nie przemieszała noworodka z własnymi.
Nawet za pieniądze. Nawet w kryjówce w lesie. Bo kobiety nie
chciały, żeby je zrugali mężowie, gdyby z powodu tego złego
uczynku ukarano ich grzywną”.
Dziś, ciągnie
Clémentine, małżonki zabójców nie mówią o ludobójstwie.
“Mówią, że żałują nieobecności swoich mężczyzn, biedy,
która czeka na nie, gdy wstają rano, złych słów, które krążą
po okolicy - jakby mówiły o katastrofach naturalnych. Modlą się,
śpiewają, zaprzeczają, nie tylko ze strachu. Czują się bardziej
wściekłe niż winne. Bardziej unieszczęśliwiają je obietnice
niedotrzymane przez mężów niż skargi i oskarżenia tych, co
przeżyli. Milczą, oszukane ze wszystkich stron”.
“Ocaleni
szukają spokoju w pewnej części pamięci - ciągnie Clémentine. -
Zabójcy szukają go w innej części. Nie podzielają ani tego
samego smutku, ani strachu. Nie proszą kłamstwa o tę samą pomoc.
Myślę, że nigdy nie będą mogli dzielić ze sobą ważnej części
prawdy”.
“Nie wierzę w koniec ludobójstw - mówi
Jeanette Ayinkamiye. - Nie wierzę tym, którzy mówią, że po raz
ostatni dotknęliśmy najgorszych zbrodni. Jeśli było jedno
ludobójstwo, może przyjść i drugie, kiedykolwiek w przyszłości,
gdziekolwiek, w Ruandzie lub gdzie indziej, jeśli istnieje
przyczyna, a my jej nie znamy”.
Czy możliwe jest
przebaczenie? - pyta Hatzfeld.
Francine Niyitegeka:
“Czasem, gdy siedzę sama, na krześle, na werandzie, wyobrażam
sobie: jeżeli pewnego dalekiego dnia któryś współmieszkaniec
miasta zbliży się z wolna do mnie i powie: »Dzień dobry,
Francine. To ja ściąłem twoją mamę i młodsze siostry. Chcę
poprosić o przebaczenie«, to wtedy tej osobie nie mogłabym
odpowiedzieć nic dobrego. Mężczyzna, jeśli wypije jednego Primusa
za dużo i pobije żonę, może prosić o przebaczenie. Ale jeśli
pracował przy zabijaniu cały miesiąc, nawet w niedziele, czy może
mieć nadzieję, że będzie mu wybaczone?”.
“Musimy podjąć
na nowo życie, bo ono tak zdecydowało... - ciągnie Francine. -
Zaczniemy na nowo czerpać razem wodę, wymieniać sąsiedzkie słowa,
sprzedawać sobie ziarno. Za 20, 50 lat będą może dziewczęta i
chłopcy, którzy będą się uczyć o ludobójstwie w książkach.
Dla nas jednak niemożliwe jest przebaczyć”.
“Ja
jestem gotowa przebaczyć - mówi Sylvie Umubyeyi. - Nie, żeby
zaprzeczyć złu, jakie zrobili... Ale po to, żeby nie cierpieć
całe życie, zadając sobie pytanie, dlaczego chcieli mnie ściąć.
Nie chcę żyć wyrzutami sumienia i strachem, że jestem Tutsi.
Jeśli im nie wybaczę, sama będę cierpieć i nie spać, i
szeptać... Muszę wymieść strach daleko od siebie, nawet jeśli
nie wierzę w ich uspokajające słowa”.
I dodaje: “Moje
życie zostało zepchnięte ze swojego toru, ludzie z sąsiedztwa już
nie są ci sami, moja praca nie jest tą, którą przygotowałam, ale
ja chcę być tą samą osobą”.
***
Jean-Baptiste
Murangira, pierwszy osądzony z grupy przyjaciół, z którymi
rozmawiał Hatzfeld, został skazany na 15 lat. Wyszedł po ośmiu i
w styczniu 2003 r. wrócił do domu, do swej żony Tutsi.
Adalbert
Munzigura, Pancrace Hakizamungili, Fulgence Bunani i Pio Mutungirehe,
skazani na 12 lat, odsiedzieli sześć. Od maja 2003 r. mieszkają na
swoim wzgórzu. Alphonse Hitiyaremye i Elie Mizinge wciąż czekają
na proces, lecz już na wolności. Ignace Rukiramacumu został
zwolniony bezwarunkowo - ukończył 70 lat.
Léopord
Twagirayezu, skazany tylko na siedem lat, bo współpracował z
sądem, odbył karę niemal w całości. Jeszcze jako więzień,
podczas oficjalnej ceremonii przebaczenia, został powitany przez
sąsiadów groźbami i wyzwiskami. Wyszedł na wolność w grudniu
2002 r., ale nie wrócił w swoje strony.
Joseph-Désiré
Bitero, skazany na śmierć szef lokalnej formacji Interahamwe,
pozostał w więzieniu. 24 kwietnia 1998 r. publicznie stracono na
wzgórzu Kayumba sześciu skazanych, była to jednak jedyna oficjalna
egzekucja w powiecie Nyamata.
Berthe Mwanankabandi:
“Dawniej wiedziałam, że człowiek może zabić człowieka - to
się zawsze zdarzało. Teraz wiem, że nawet osoba, z którą
zanurzyłeś ręce w półmisku z jedzeniem, albo z którą spałeś,
może zabić cię bez skrępowania. Najbliższy sąsiad może okazać
się najgorszy... Oto, czego dowiedziałam się od czasu ludobójstwa
i moje oczy nie kładą się już w ten sam sposób na fizjonomii
świata”.
I jeszcze: “Ludobójstwo popycha w stronę
osamotnienia tych, którzy nie zostali pchnięci w stronę śmierci”.