Jacek Tittenbrun
Klasa robotnicza czy "klasa pracownicza"?
W rodzimych środowiskach lewicowych można obserwować rosnącą popularność terminu "klasa pracownicza" traktowanego niekiedy jako alternatywa lub, jeszcze lepiej, godny następca trącącego jakoby pleśnią historii pojęcia "klasa robotnicza". W dziedzinie teorii, a przynajmniej języka teorii klas, panuje zresztą daleko idący chaos. Autorzy używający tego języka i odwołujący się przy tym do założeń teorii Karola Marksa, a przynajmniej przyznający się mniej lub bardziej otwarcie do tego dziedzictwa, stanowią zdecydowaną mniejszość - do tego stopnia, że gdyby wierzyć tzw. medialnemu wizerunkowi struktury społecznej dzisiejszej Polski, to wierzyć należałoby, iż składa się ona jedynie z dwóch klas (ale bynajmniej nie proletariatu i burżuazji, jak to drzewiej w wulgarnym tzw. marksizmie-leninizmie bywało, nie, nie).
Te
"klasy" to klasa średnia - byt, którego istnienia nasi
publicyści, politycy i niemała część ludzi nauki łaknie niczym
kania dżdżu i odpowiednio o to się modli oraz klasa polityczna,
odwrotnie, pełniąca rolę "wielkiego szejtana"
transformacji czyli chłopca do bicia obciążanego winą za wszelkie
grzechy naszej ustrojowej przemiany.
Rozprawę z tymi pojęciami,
a raczej kliszami pojęciowymi zostawmy sobie na inną okazję,
ograniczając się w tym miejscu do próby wyjaśnienia stosunku
między "klasą robotniczą" a "pracowniczą".
Nie da się tego oczywiście uczynić bez wyłożenia własnego
poglądu na to czym jest klasa społeczna.
Dobrym punktem wyjścia dla tej eksplikacji pozostaje nadal znana definicja Włodzimierza Lenina określająca mianem klas "wielkie grupy ludzi, różniące się między sobą miejscem zajmowanym w historycznie określonym systemie produkcji społecznej, stosunkiem (przeważnie utrwalonym i usankcjonowanym przez prawo) do środków produkcji, rolą w społecznej organizacji pracy i, co za tym idzie, sposobem otrzymywania i rozmiarami tej części bogactwa społecznego, którą rozporządzają. Klasy to takie grupy ludzi, z których jedna może przywłaszczać sobie pracę drugiej dzięki różnicy miejsca, jakie zajmują w określonym systemie gospodarki społecznej" (W. Lenin, "Dzieła", t. 29, Warszawa 1956, s. 415; w przekładzie została uwzględniona poprawka, na konieczność której zwrócił uwagę Jarosław Ładosz w pracy pt. "Marksistowska teoria walki klas", Warszawa, 1969, s. 53).
Definicja
Leninowska - prawdopodobnie ze względów dydaktycznych, oczywistych,
gdy weźmie się pod uwagę jej kontekst - odznacza się pewnymi
uproszczeniami i powtórzeniami.
Marksiści częściej niż
terminu "system produkcji" używali określenia "sposób
produkcji".
Ważniejsze jednak - i cenne wydaje się
zwrócenie przez Lenina w powyższej definicji uwagi - dzięki
wprowadzeniu do niej terminu "system gospodarki społecznej"
- na konieczność dostrzegania istnienia klas poza sferą samej
produkcji, choć nie - gospodarki. Nie tyle z samej definicji, co z
innych prac, zwłaszcza empiryczno-badawczych, wynika jasno, że pod
występującym w przytoczonym określeniu klas niejednoznacznym
pojęciem stosunku do środków produkcji Lenin rozumiał stosunek
własności, własności odróżnianej przy tym od jej prawnego
wyrazu oraz, co ma wielkie znaczenie, obejmującej siłę roboczą.
To
ostatnie wynika choćby z innego twierdzenia w tym samym tekście, w
jakim Lenin uznaje, że dla całkowitego zniesienia klas konieczna
jest nie tylko likwidacja prywatnej własności środków produkcji,
lecz również zniesienie podziałów między miastem i wsią (czyli
wielkimi dziedzinami społecznego podziału pracy) oraz między
pracownikami fizycznymi i umysłowymi.
Powyższe rozważania
wskazują, że klasy społeczne należy wyróżniać na podstawie
różnic miejsca zajmowanego przez dane grupy ludzi w podziale pracy
i własności lub, zwięźlej i precyzyjniej - stosunków własności
środków produkcji, wymiany, usług i finansów oraz siły roboczej.
Obsługiwane przez siłę roboczą materialne i idealne warunki pracy w poszczególnych dziedzinach gospodarki można objąć ogólną nazwą środków gospodarowania lub weberowskim terminem środków zaopatrywania. Przyjęcie za podstawę wyodrębniania klas stosunków ekonomiczno-socjologicznie rozumianej własności prowadzi do stwierdzenia, że we współczesnej Polsce występuje nie jedna (z zastrzeżeniem, o którym mowa poniżej), lecz co najmniej dwie klasy robotnicze. Robotnicy sektora prywatnego w odróżnieniu od swoich klasowych odpowiedników z sektora publicznego posiadają siłę roboczą generującą wartość dodatkową (w drugim przypadku można mówić jedynie o produkcie dodatkowym).
Pojęcie klasy robotniczej odnosimy wyłącznie do obsługujących środki produkcji materialnej bezpośrednich producentów. Operatorzy środków wymiany, usług itd. nie są w tym ujęciu klas robotnikami, lecz członkami odrębnych klas pracowniczych. Nawet bowiem jeśli funkcjonują one w ramach tego samego, co dana klasa robotnicza sektora własnościowego (publicznego bądź prywatnego), to różnią się od robotników ze względu na cechujące je stosunki własności siły roboczej.
Pełna
prezentacja tych różnic zabrałaby nam zbyt dużo miejsca, ale
wskażmy kilka z nich.
O ile typowy robotnik jako bezpośredni
producent ma w swej pracy do czynienia przede wszystkim, choć
oczywiście nie wyłącznie, z rzeczami, o tyle istotnym składnikiem
pracy sprzedawcy, agenta ubezpieczeniowego, kelnera czy aktora jest
konieczność brania pod uwagę, orientowania się na nie,
dostosowywania się do szczególnych potrzeb, życzeń, wymagań
preferencji, cech itp. innych osób. Pracowników tych musi "cechować
umiejętność nawiązywania kontaktu z ludźmi, określonego, np.
uprzejmego, życzliwego odnoszenia się do innych, zdolność
perswazji, zainteresowania klienta. Wykonując swe pracowe role,
muszą oni objawiać specjalne cechy i walory osobiste, co nie jest
natomiast warunkiem zatrudnienia się w charakterze robotnika
przemysłowego czy transportowego.
Owe
cechy osobowe nie tylko są koniecznym warunkiem wykonywania
wymienionych typów prac, ale także wpływają na otrzymywane za nie
wynagrodzenia. Lubiany przez publiczność piosenkarz lub aktor może
zarabiać o wiele więcej niż nie ustępujący mu poziomem
umiejętności zawodowych, ale nie dorównujący popularnością
kolega.
Usatysfakcjonowany grzeczną obsługą klient nie
pożałuje kelnerowi napiwku, na który nie może raczej liczyć jego
nie dość usłużny kolega. Przy angażowaniu i ocenie pracy
personelu sklepowego, bierze się pod uwagę prezencję osobistą, z
uwzględnieniem postawy, rysów twarzy i głosu, umiejętność
wysławiania się taktownego zachowania w stosunku do nabywcy.
Używając
kategorii "zmiennych wzoru" Talcotta Parsonsa, moglibyśmy
powiedzieć, iż owa spersonalizowana siła robocza pracownika
handlu, banku czy usług ma charakter partykularystyczny, w
odróżnienia od uniwersalistycznej siły roboczej typowego robotnika
przemysłowego.
Przedstawiciele wszystkich klas pracowników
najemnych zbywają (wydzierżawiają)* swoją siłę roboczą
właścicielom danych środków pracy, różnią się jednak między
sobą rolą, jaką w sposobie ich wynagradzania odgrywa, z jednej
strony, "czysta" siła robocza, a więc sama zdolność
wykonania określonej pracy, praca potencjalna, i z drugiej,
rzeczywista praca (uwarunkowana oczywiście przez naturalne
uzdolnienia i nabyte kwalifikacje czyli posiadaną siłę roboczą).
Ekspedienta od robotnika akordowego różni więc odmienny stosunek formalnej siły roboczej do jej faktycznej realizacji w procesie konkretnej pracy. Praca bezpośrednio produkcyjna jest bardziej wymierna, co sprawia, że łatwiej daje się tu obliczyć ilość wydatkowanej pracy i na tej podstawie zarobek). Natomiast ... nawet jeśli pracę pracownika handlowego cechuje wymierność i skończoność (całość przeprowadzonych danego dnia operacji podlega bowiem zaksięgowaniu i zewidencjonowaniu), to przecież tempo tej pracy, ilość wykonanych operacji zależą przede wszystkim od liczby klientów i ilości ich poleceń. Intensywność pracy, stopień jej uciążliwości i poziom wydajności pracy sprzedawcy handlu detalicznego wyznaczane są w decydującym stopniu przez liczbę konsumentów i dokonywanych przez nich transakcji, zależne z kolei od typu sprzedawanych towarów, lokalizacji danego punktu sprzedaży itp. Odwołując się do innej pary pojęć układu kategorii T. Parsonsa, moglibyśmy powiedzieć, że siła robocza robotnika ma charakter osiągnięciowy, gdyż jej ocena uzależniona jest od rzeczywistych dokonań uzyskanych za jej pomocą, podczas gdy większe znaczenie samych cech siły roboczej jako takiej we względnej niezależności od działań, których staje się podstawą oznacza, że siła robocza pracownika handlowego czy bankowego ma charakter przypisaniowy.
Rola na rynku usług odpowiedniego wyglądu zewnętrznego, zachowania itp. cech względnie niezależnych od pracy pozwala uznać za askryptywną siłę roboczą, również siłę roboczą wielu pracowników tej sfery. Już dotychczas nakreślony obraz wycinka przecież tylko struktury klasowej wydaje się dostatecznie skomplikowany, a wszak powinno się jeszcze przynajmniej wspomnieć o zasadności wyróżnienia obok wymienionych klas robotniczych klasy np. robotników rolnych. Z punktu widzenia problemu zasygnalizowanego w tytule artykułu ważniejsze jednak jest wskazanie, iż obok tak pojmowanych klas robotników można mówić o globalnej czy megaklasie robotniczej, przy budowaniu pojęcia której zwracamy uwagę na wspólne cechy poprzednio wyodrębnionych infraklas, pomijając cechy je różniące.
Tak określona klasa nie jest naturalnie wyłącznie bytem klasyfikacyjnym, powołanym do istnienia jedynie arbitralną wolę badacza, chociaż wspólna świadomość klasowa, zdolność do kolektywnego działania itp. socjologiczne cechy nie są częścią definicji klasy, lecz podlegają - w przypadku każdej klasy - konkretno-historycznemu badaniu. W przypadku polskiej klasy robotniczej natężenie dwu wymienionych wyżej cech uległo, w porównaniu z okresem "realnego socjalizmu", osłabieniu. I znowu, czytelnika zainteresowanego analizą przyczyn tego procesu musimy odesłać do innego tekstu. Analogicznie, można mówić również o megaklasie pracowniczej, nie zapominając jednak - jeśli nie chce się popełniać zarówno naukowych jak i politycznych błędów - o realnych różnicach własnościowych dzielących poszczególne klasy pracowników.
* Doszedłem do wniosku, że Marks nie do końca miał rację mówiąc o sprzedaży siły roboczej. To że siła robocza jest w gospodarce towarowo-pieniężnej towarem nie znaczy, że jest towarem takim jak każdy inny. Marks zresztą właśnie na każdym kroku podkreślał osobliwość siły roboczej jako towaru, ale miał wyraźne kłopoty z wyjaśnieniem do końca tej osobliwości. Moim zdaniem trudno mówić o sprzedaży siły roboczej tak jak np. dobra konsumpcyjnego. Kupioną pralkę możemy wykorzystywać zgodnie z jej celem - do prania odzieży, telewizor - do oglądania mistrzostw futbolowych, ale możemy go też np. pożyczyć sąsiadowi, wystawić na balkon albo nawet wyrzucić przez okno jak to się czasem zdarza zdenerwowanym kibicom. Żadna taka możliwość nie przysługuje tzw. pracodawcy w stosunku do przyjętego do pracy pracownika. Może on wykorzystywać jego siłę roboczą tylko w jednym celu i w jeden sposób. Dlatego sądzę, że stosunek ten ma więcej wspólnego z dzierżawą - ziemię też wydzierżawia się w celu jej uprawy dla zarobku, a wydzierżawiający też nie traci zupełnej więzi z wydzierżawionym obiektem: może np. zerwać czy wymówić dzierżawę pod wpływem informacji o jej niewłaściwym użytkowaniu bądź dewastacji, podobnie jak właściciel siły roboczej nie traci nad nią kontroli w sensie możliwości odmowy świadczenia pracy, tj. zerwania bądź zawieszenia umowy dzierżawy.
prof. Jacek Tittenbrun
czerwiec 2004 r.
Tekst pochodzi z portalu Lewica bez Cenzury