GLORIA VICTIS

GLORIA VICTIS

Niespokojny wiatr leciał nad światem. Szumem opowiadał o wszystkim, co widział i słyszał. Przyleciał na Polesie litewskie, do „krainy, w wody, trawy i drzewa bogatej”.

Polesie litewskie – w czasach Orzeszkowej tereny należące do Wielkiego Księstwa Litewskiego, aktualnie przynależące do Polski i Białorusi.



Na Polesiu, równinnym terenie, nie napotkał żadnych przeszkód:„Nie uderzy się tu wiatr prędki o żadną górę ani żaden pagórek, nie powstrzyma lotu jego żadne wysokie miasto i chyba tylko las przed nim stanie z obliczem ciemnym i nad łąkami bezkreśnymi, nad rozlanymi po nich wodami zaszepcze słowo: „tajemnica!”

Wiatr odsłaniał wszystkie tajemnice lasu. Zwierzały mu się leśne gęstwiny. Przybył na Polesie, gdy słońce zaczęło zachodzić, powlekając niebo purpurą. Wody przybierały barwy fioletu, czerwieni i złota. W powietrzu panowała głęboka cisza. Wiatr łagodnie zmarszczył taflę wody. Był to Kanał Królewski (kanał łączący Pinę z Muchawcem).Wrócił na znajome terytorium po przeszło pięćdziesięciu latach. Mimo tak długiej nieobecności, rozpoznał okoliczny las i przywitał się z nim serdecznie. Wypytywał drzewa o wszystko, co wydarzyło się podczas jego nieobecności: „Jak się macie? – szemrał i szeptał. – Coście przez ten czas widziały, słyszały? Co się tu u was, dokoła was działo, stawało?”

Świerki, brzozy, olchy i dęby rozpowiadały o rzeczach dziwnych: przejmujących jękach, krzykach i płaczu. Wiar poczuł zapach krwi, a na polanie usłyszał zawodzące echa, tętent koni. W oddali zauważył pagórki usypane ludzką ręką. Kiedyś nie należały one do tego krajobrazu. Stary dąb z brodą powstałą ze zwisających gałęzi oraz smukła brzoza i strzelisty świerk wyjaśnili chórem: „To jest mogiła!” Dąb wyjawił, że w owej mogile spoczywają serca mężne - serca bohaterów. Dzielni mężowi zginęli bardzo młodo, polegli w walkach. Nikt nie pamiętał ich imion. Róża dziko rosnąca u stóp pagórka wyznała, że tylko ona rzuca od lat swoje płatki na piaszczysty kurhan.

Kurhan – typ mogiły o stożkowatym kształcie, przypomina kopiec. Orzeszkowa wspomina piaszczysty kurhan na Polesiu litewskim - zbiorowy grobowiec, gdzie spoczywają ciała powstańców.




Dzwonki liliowe odezwały się: „A my dzwonimy pacierz żałobny. Co lato, od półstulecia prawie, wydzwaniamy nad tą mogiłą pacierz żałobny... my jedne!” Wiatr oplatając sobą bezimienny grób, poprosił, by drzewa opowiedziały jego niezwykłą historię.Potem on miał „wyszumieć” i roznieść zasłyszaną opowieść po świecie. Rozpoczął stary dąb: „ Przyszli tu w kilkuset ludzi i rozłożyli się obozem gwarnym, tłumnym, pstrym od odzieży rozmaitej, pobłyskującym orężem rozmaitym. (...)” Wszyscy byli młodzi, pełni zapału i nadziei. Zorganizowali obóz i zbudowali szałasy: dla wodza, koni i przyszłych rannych. Wieczorami gotowali posiłki, a potem śpiewali swój hymn oraz pieśni pełne ufności i skarg. Na czele bojowców stał „człowiek świętego imienia” – Romuald Traugutt. Drzewa zdradziły, że wódz w celu walki opuścił dom rodzinny, nie spoczywał jednak w zbiorowej mogile. 

Romuald Traugutt – (1826 – 1864), syn Ludwiki Błockiej i Alojzego Traugutta. Znaczący wpływ na jego wychowanie wywarła babka – Justyna Błocka, wpajając mu wartości patriotyczne. Traugutt przyłączył się do powstania na Litwie w kwietniu 1863 roku i objął dowództwo nad oddziałem kobryńskim. Dzięki poparciu stronnictwa białych został ostatnim dyktatorem powstania, objął władzę w październiku 1863 roku. Pragnął zaangażować chłopów w powstanie, wydając stosowne dekrety mające przyspieszyć rozwiązanie kwestii uwłaszczenia, uprzedziły go władze carskie, podejmując ostateczną decyzję o uwłaszczeniu w marcu 1864 roku. To skutecznie „odwróciło” uwagę chłopstwa od narodowego buntu. Wódz jednak zamierzał dalej je podtrzymywać, próbował uzyskać pomoc militarną i finansową z zagranicy. Na próżno. Traugutta aresztowano nocą z 10 na 11 kwietnia 1864 roku, więziono na Pawiaku, usiłując wydobyć zeznania dotyczące dowództwa powstania. 19 lipca 1864 roku zapadł wyrok o skazaniu go na śmierć, 5 sierpnia został stracony. Powieszono go w obecności wielotysięcznego tłumu śpiewającego pieśń „Święty Boże”.

W ich opisie Traugutt miał „czarnowłosą głowę z oczyma myśliciela i uśmiechem dziecka. Oczy miał mądre, smutne podobno bratem bliźniaczym mądrości bywa u ludzi smutek – uśmiech świeży perłowy, z kroplą słodyczy dziecięcej albo niewieściej.” Jego głos przypominał w brzmieniu głos Leonidasa. O królu Sparty, który ocalił ziemię grecką przed najazdem Persów opowiadał przodkom drzew, praprzodek wiatru. Była to legenda przekazywana z pokolenia na pokolenie pomiędzy drzewami, wiatrem, gwiazdami, chmurami, tajemniczymi duchami. 

Leonidas – legendarny król Sparty. Dowodził oddziałem trzystu żołnierzy podczas walk w wąwozie termopilskim. Odparł atak kilkutysięcznej armii perskiej. Pokonał wroga mimo jego znacznej przewagi liczebnej. Wszyscy wojownicy zginęli, lecz ich poświęcenie uznaje się za symbol patriotyzmu, odwagi i heroizmu. W miejscu śmierci Spartan umieszczono obelisk ze słowami Symonidesa: „Przechodniu, powiedz Sparcie, tu leżym, jej syny. Prawom jej do ostatniej posłuszni godziny”.



Powstańcy pojawili na Polesiu w maju 1863 roku (czas powstania styczniowego: 1863 – 1864). Byli silni, odważni i „czy uwierzysz, wietrze prędki? - byli szczęśliwi.” Przybyli z różnych stron. Wokół błyszczały szable i rozbrzmiewał tętent koni. Jazdą dowodził młodzieniec - Jagmin podobny bohaterom greckim: Herkulesowi i Scypionowi.

Herkules i Scypion. Herkules (Herakles) – postać z mitologii greckiej, legendarny heros odznaczający się nieziemską mocą i siłą. Syn boga Zeusa i śmiertelniczki Alkmeny. Jako dziesięciomiesięczne niemowlę udusił dwa węże. Musiał wykonać dwanaście niezwykłych zadań, które dowiodły jego siły i potęgi, między innym: zabić lwa nemejskiego, przynieść złote jabłka z ogrody Hesperyd (pięknych nimf), oczyścić stajnie Augiasza, pojmać trzygłowego psa Cerbera strzegącego wejścia do krainy umarłych. Scypion – imię dwóch sławnych wodzów z czasów wojen punickich: Scypion Afrykański Starszy (pokonał w Afryce północnej kartagińskiego wodza – Hannibala w 202 roku p. n. e., stąd pseudonim Afrykański) i Scypion Afrykański Młodszy (zdobycie i zburzenie Kartaginy w 146 roku p. n. e.).




Pochodził z krainy niezbyt odległej, o urodzajnej ziemi. Przyjechał na strojnym, ognistym arabie. Słuchał rozkazów wodza i dłoń na szabli zaciskał. Inny, mniej postawny od Jagmina młodzian, nazywany w obozie Tarłowskim, nie miał strojnego wierzchowca. Przypominał niewinne dziewczę - „był wątły, drobny, na twarzy różowy i biały”. Dąb darzył go szczególną sympatią. Już wcześniej szeptały o nim „trawy rozczochrane”. Niekiedy Tarłowski pogrążał się w zadumie. Wówczas na policzkach występowały mu krwiste rumieńce. Pochodził z dalekich stron. Był wykształcony i mógł robić karierę naukowca, ale zrezygnował z niej i przybył na Polesie. Tutaj, wśród ludu, popularyzował ideę nauki: „Przeznaczenie welonem tajemnicy osłonięte trzyma w dłoni kołczan z tysiącem trafów, którymi uderza w ludzi i rzuca nimi jak piłkami po świecie przestrzeni i po świecie zdarzeń.”

Przybył do pobliskiego miasteczka wraz z siostrą, bardzo do niego podobną. Nie mieli rodziców. „Podobno obumarli im wszyscy bliscy i byli na świecie tylko we dwoje.” Wzajemnie sobie pomagali. Byli nierozłączni. Siostra nazywała brata Marysiem, a on ją Anielką. Wielokrotnie widywano ich razem pogrążonych w rozmowach lub śmiejących się beztrosko. Potem zaczęli pokazywać się we trójkę. Dołączył do nich Jagmin. Zawiązała się pomiędzy nimi przyjaźń.

Pewnego dnia rozgorączkowany Jagmin powiadomił rodzeństwo o planowanej zbiórce partyzantów. Tarłowski zadecydował o włączeniu się do powstania. Za dziesięć dni wypadał termin zbiórki. Wszyscy mieli się spotkać w miejscowości Dziatkowicze.

Dziatkowicze – miejscowość na Białorusi, powiat kobryński. Znajduje się tam Cerkiew Opieki Matki Bożej.

Anielka zapłakała tak, że „aż całe wątłe jej ciało w tym płakaniu kurczyło się i drżało (...) i na szarą sukienkę przez palce przeciekały strumienie łez.” Martwiła się o brata. Wiedziała, że nie dorównuje tężyzną fizyczną innym mężczyznom. Był silny duchem, ale słaby ciałem. Ze łzami w oczach przekonywała Jagmina, by opiekował się Marysiem. Dzielny żołnierz obiecywał: „Tam, gdzie nikogo mieć nie będzie, ja będę mu swoim. Przyjacielem mu będę, bratem, w potrzebie obrońcą.” Potem ściskał i całował ręce Anielki. Młodzi długo na siebie patrzyli, a ich oczy mówiły więcej niż dałoby się wyrazić w tysiącach słów i pocałunków. Dąb zaprzestał opowiadania. Znajomość dalszych losów bohaterów przyprawiała o drżenie jego konary, krople wody zaświeciły na dębowych liściach. 

Tęskną ciszę wieczoru i milczącą zadumę przerwał szum świerka: „Jam najwyższy w tym lesie, najdalej wzrokiem sięgam i widzę najwięcej.” Zaczął opowiadać o walkach toczonych w okolicach lasu. Ich echa odbijały się od pni drzew. Padały zbroczone krwią martwe ciała. Krople krwi wsiąkały w ziemię, w kwiaty, w mchy. „Ale ja tobie, wietrze prędki, rzeczy tych niegdyś widzianych, słyszanych nie opowiem. Gamami szumów swoich często opowiadam ziemi o jej smutkach, zagadkach, płonnych nadziejach i pewnych mogiłach albo w wichrzyste noce o rzeczach głębokich i wiecznych rozmawiam z chmurami.”

Świerk wspomniał powroty strudzonych walkami powstańców, którzy szukali schronienia w cieniu drzew. Często powracali jako zwycięzcy - w wieńcu chwały. Wtedy byli szczęśliwi, roześmiani. Wódz – Romuald Traugutt podtrzymywał ich na duchu, dodawał otuchy, dziękował za odwagę i wytrwałość. Pochwały krzepiły partyzantów. Wieczorami palili ogniska, śpiewali wojenne pieśni, odpoczywali. Pod niebo wzlatywały słowa modlitwy. Jednego dnia, po uformowaniu wojskowego szeregu, wódz poprosił o wystąpienie naprzód drobnego Tarłowskiego. W obecności wszystkich wojaków powiedział: „Życie mi dziś uratował. Cudem odwagi je uratował. Dziw, że nie zgiął sam.”Podziękował młodzieńcowi za okazane męstwo, nazwał go „rycerzem Umęczonej.” (Polski)




Język ezopowy – wyrażanie treści w sposób sugestywny, bez wypowiadania się wprost. W czasach Orzeszkowej, w zaborze rosyjskim panowała wzmożona cenzura, dlatego autorka często musiała posługiwać się słownictwem z użyciem metafor, alegorii, ale tak, by adresat rozumiał ich znaczenie. Pojęcie wywodzi się od Ezopa – starożytnego twórcy bajek, który cechy i wady ludzkie ukrywał pod postaciami zwierząt. Jego język cechowała lapidarność – zwięzłość i trafność. Gdy powstał cykl „Gloria victis” cenzura nieco złagodniała, Orzeszkowa nie musiała już tak silnie „tuszować” znaczeń, nie ujawniała ich jednak całkowicie, wojska rosyjskie „ukryła” pod kilkoma nazwami: „wojsko ogromne”, „lasy luf, pik i bagnetów”, nieistotne stały się dosłowne definicje, określenia, pisarka pragnęła przede wszystkim wyjaskrawić sam akt bohaterstwa i poświęcenia dla ojczyzny.



Winszowano niepozornemu Tarłowskiemu, gratulowano, noszono na rękach. Dowódca jazdy – Jagmin ściskał go i mówił coś o sympatii do panny Anieli. Młodzieniec jednak zamyślał się nad czymś „niespokojnie, prawie posępnie, jakby dusza jego kołysała się nad przepaścią pełną wątpień, zapytań, zagadek.” Gdy wszyscy spali, on jeden nie mógł zasnąć. Leśne drzewa wyczuły, że Tarłowski nie był stworzony do walki, on też tak o sobie myślał. Jego przeznaczeniem było zdobywanie wiedzy i przekazywanie jej innym. Świerk jako pierwszy pojął rozterki młodego partyzanta. 

Dalszą opowieść snuła brzoza: „Znałam go z bliska, znałam dobrze jego myśli i miłości.” Tarłowski lubił spędzać czas na łonie natury. Kontemplował przyrodę, rozmyślał nad geniuszem natury. „Przedmiotem kochania jego była natura, lecz powstało przeciw niej kochanie drugie, tym płomienniejsze, że bolesne, i tu go przywiodło.” Potrafił skoncentrować uwagę na drobnym owadzie, leśnym robaku czy liściu. Opowiadał o nich swoim towarzyszom, a oni słuchali w skupieniu. Zwierzał się także Jagminowi. Ten natomiast często rozmyślał o siostrze swojego przyjaciela – Anielce: „Oni dwaj, na siebie wzajem albo na gwiazdy parząc, rozmawiali o tych czasach, w przyszłości dalekich, które będą albo nie będą, które jeżeli będą, wodami ukojenia i oczyszczenia obmyją świat, w który podobno miecze mają być przekute na pługi, a jagnięta sen spokojny znajdować u boku lwów...”

Zarówno Jagmin, jak i Tarłowski marzyli o wolności, o czasach pokoju. W wyobrażonym przez nich, idealnym świecie nie istniała przemoc, ludzie nie pałali do siebie nienawiścią. Walkę za tę wolność uważali za swój obowiązek, choć wiedzieli, że prawdziwe wyzwolenie okupią swoim życiem. Nadszedł taki dzień.... Brzoza umilkła, a jej opowieść kontynuował dąb. Do obozu partyzantów dotarła wieść o planowanej bitwie. Wrogie oddziały rosyjskie przedzierały się już przez las i lada chwila miały dotrzeć na teren powstańców. Ich przewaga była znaczna. Posłaniec poczty obywatelskiej – Radowicki przekazał złe wiadomości Romualdowi Trauguttowi. Szczęśliwie przedarł się do obozu, ponieważ wielokrotnie zdarzały się przypadki śmierci posłów – informatorów. Ci wpadali czasem w zasadzki przeciwnika i ginęli z jego ręki. 

Wojsko, posłyszawszy takie nowiny, nie zamierzało się poddawać. Wódz dodawał im odwagi, krzepił słowami. „W imię Boga i ojczyzny!” – krzyczeli mężni wojacy i rozpoczęli przygotowania do bitwy: formowali szyki, siodłali konie, szykowali broń i zajmowali pozycje strzeleckie. Poseł, odjeżdżając, przekazał jeszcze Tarłowskiemu maleńki liścik od siostry. „Był to skrawek papieru niezmiernie drobno zapisany i zwinięty w sposób taki, aby go w potrzebie z łatwością połknąć można było. Takie wówczas listy pisano ze świata do obozów.”

Zauważył to dowódca jazdy i zapytał, czy to pismo od panny Anieli. Żaden z nich nie dowiedział się, o czym pisała dziewczyna, bo należało szykować się do bitwy. Jej plan był podobno bardzo precyzyjny. Partyzanci, ukryci w leśnej gęstwinie, mieli znienacka zaatakować oddziały nieprzyjaciela. Niecierpliwie oczekiwano nadejścia wroga. Z głębi lasu dobiegł odgłos żołnierskich kroków i wzniosła się kurzawa pyłu i piachu. Po obydwu stronach padły rozkazy i pierwsze salwy z karabinów. Teren walki rozciągał się i obejmował coraz większą przestrzeń. Upływały godziny. Do bitwy przystępowała konnica. Las rozbrzmiewał od huku broni i krzyków ludzkich. Polanę zaścieliły trupy. Jęczeli ranni, których do nieodległego namiotu znosili towarzysze i obozowi lekarze. 




Tarłowski krył się za jedną z olch. Nabijał strzelbę i celował.„Coś lwiego, coś tygrysiego błyszczało mu w oczach o rozpalonym błękicie (...) w linię srogą zaciskały mu się usta (...)”W pewnym momencie ugodziła go kula, „zachwiał się i na wysokie paprocie upadł”. Został ranny. Dym gęstniał nad lasem. Wojsko nieprzyjaciela zajmowało już znaczną część polany. Żołnierze walczyli wręcz. Lały się strumienie potu i ciekły strugi krwi. Dąb mówił: „Piekło, piekło, mówię ci, wietrze prędki, szalało w tym naszym cichym, wonnym, kwiecistym, niewinnym raju leśnym. Piekło ludzkie.”

Nie był to koniec tragedii. Z leśnej gęstwiny wyłonił się oddział wojska konnego „lasem pik długich nad głowami najeżony”. Skierował się w stronę namiotu rannych. Planowany atak na bezbronnych zauważył Jagmin. Zaalarmował wojaków i ruszył na wroga. W namiocie panował straszliwy tłok, „rozlegały się nieludzkie wycia i ryki”. Bestialsko dobijano ofiary. Ich ciała broczyły krwią. „Na ostrzach, kilku pik osadzony i wysoko wzniesiony w powietrze mały Tarłowski twarz białą jak chusta wystawiał na rdzawoczerwony blask słońca.”Resztką sił rzucił Jagminowi unurzaną we krwi chustę, z prośbą, by oddał ją Anieli. W tej samej chwili zaatakowano dowódcę jazdy. Przyjaciele zginęli. 

Mogiłę spowiła noc, „na wysokich trawach wiatr leżał”. Panowała cisza przerywana szlochem wietrznego przybysza. Wiatr zaszeleścił, pytając o mały, bezimienny krzyż osadzony na kurhanie. Odpowiedziało mu ciche dzwonienie: „My, małe dzwonki liliowe, my małe dzwonki, litośnieśmy chłodziły jej rozpalone czoło i piły lejące się z oczu jej łzy.” To Aniela po wielu latach odwiedziła mogiłę. W jej oczach czaiła się pustka, a tęsknota wyzierała z twarzy. Cała jej postać uosabiała cierpienie. Dziewczyna płakała, jej łzy spijały leśne kwiaty, trawy osuszały mokre policzki. Powstała z ziemi i na mogile, pośród kwiatowych łodyg, umiejscowiła niewielki krzyżyk. Nigdy więcej się nie pojawiła. Brodaty dąb zaszumiał o upływie czasu. Mogiłę odwiedzali jedynie „mieszkańcy” lasu: dziki jeleń, drobny zając, czasem stado wron i kawek przysiadało na piaszczystym wzgórzu. Strumień czasu szemrał w przestworzach: „Vae victis! Vae victis! vae victis! ...” (łacińskie: „biada zwyciężonym”).

Vae victis – z łacińskiego „Biada zwyciężonym”. Słowa te wypowiedzieć miał król Galów – Brennus w obecności nieprzyjaciół (Rzymian). Podczas ważenia okupu – złota złożonego przez Rzymian jako zapłatę wojenną, wykorzystano odważniki o niewłaściwej masie. Rzymianie oponowali przeciwko oszustwu, wtedy król Galów, położył na szali z odważnikami swój miecz i krzyknął: „Vae victis!”.



Wiatr przestał płakać i uniósł się w stronę wierzchołków drzew. W gniewnym szumie zakrzyknął: „Gloria victis!” – „Chwała zwyciężonym”. Wzleciał ponad lasem i dotarł aż pod niebo, zawołał ponownie: „Gloria victis!”. Wykrzyczał ponad całym światem: „Gloria victis!”. Oddał hołd bohaterom. Opuszczając polanę, rozpowiadał nadal o dzielnych wojownikach, którzy dawno temu polegli za wolność.


BOHATEROWIE

Anielka Tarłowska

Anielka Tarłowska jest jedyną postacią kobiecą wspomnianąkartach „Glorii victis”. Autorka prezentuje ją jako młodszą siostrą Mariana Tarłowskiego. Marian i Anielka nie mieli bliskich „byli na świecie tylko we dwoje”, ale wzajemnie się wspierali i pomagali sobie: „I kochaliż się, kochali! (...) Pracowali razem. Brat uczył siostrę, siostra pomagała bratu i zawsze byli razem, we dwoje: w szkole, w domu, na ulicach miasteczka, na drogach polnych i leśnych.”

Anielka wyglądem bardzo przypominała brata: „Ta sam drobność wzrostów, wątłość kształtów, te same rysy cery i na rysach rozlane wyrazy.” Obydwoje byli młodzi, jasnowłosi, wiecznie się naradzali i rozmawiali ze sobą. Zakochał się w niej dowódca jazdy – Jagmin. Nigdy otwarcie nie wyznali sobie uczuć, lecz ich spojrzenia i gesty zdradzały wszystko. Dziewczyna rozpaczała, gdy jej ukochany i brat mieli ruszać do boju. Martwiła się o Marysia. Uważała, że jest zbyt wątły i słaby fizycznie, by walczyć, ale rozumiała jednocześnie, że musi dopełnić obowiązku służby ojczyźnie. Wykazała wielką siłę ducha, mówiąc: „ - Idź, Marysiu, idź! Twarz jej od łez mokra, stanęła w uśmiechu takim, co to bólem usta kurczy, i rumieńce z niej zniknęły. Ale postać drobną z całej siły wyprostowała i w oczach topiąc swe biedne, mężnie ze łzami walczące oczy, powtarzała: - Idź, Marysiu, idź! Trzeba”.

Jej bliscy zginęli w walce. Została sama. Autorka nie wspomina, jak dalej potoczyło się życie dziewczyny, ale nie była już uosobieniem kobiecego wdzięku, straciła swoją pogodę ducha i łagodność, na jej twarzy samotność odcisnęła bolesne piętno. Gdy po latach pojawiła się na leśnej polanie, oczy Anieli ziajały pustką, a z niegdyś uroczej twarzyczki wyzierała tęsknota: „Bo nie była już białą ani różową; białość jej i różowość wypiło z niej życie. Biedne życie! Bo nie wiemy, co tam na świecie czyniła, a w oczach stała odbita samotność tęskniąca, gorzka (...).”Dziewczyna „zasadziła” na mogile drobny krzyżyk, wtulała mokrą od łez twarz w leśne trawy, po czym powstała i smutna, cierpiąca odeszła. 

Anielka portretuje wszystkie kobiety, nie tylko te z czasów powstania styczniowego, opuszczone wówczas bliskich i ukochanych, ale również te, które na co dzień zmagają się z trudami życia, wykazując przy tym niezwykły heroizm, choć może w głębi duszy czują się samotne, nieszczęśliwe... wtedy jeszcze mężniej walczą ze łzami.



JAGMIN


Jagmin to jeden z bohaterów noweli „Gloria victis”,dowódca jazdy, młodzieniec o wyniosłej postawie i„czarnym, iskrzącym się oku. Młody Herkules z kształtów, Scypio rzymski z rysów.” Wcielenie męskiej urody. 

Pochodził z terenów Polesia litewskiego i na wieść o powstaniu, przyłączył się do oddziału partyzantów. Doskonały żołnierz, odważny i waleczny. Przyjaźnił się z Marianem Tarłowskim i podkochiwał w jego siostrze Anieli. Wspólnie, we trójkę, spędzali czas. Jagmin nigdy nie ośmielił się
 otwarcie wyznać Anielce swoich uczuć. Gdy ruszał w bój, zapewniał dziewczynę, że będzie opiekował się jej bratem podczas walki. Oznaczało to, że był nie tylko świetnym przyjacielem, ale także towarzyszem broni. „Tam, gdzie nikogo mieć nie będzie, ja będę mu swoim. Przyjacielem mu będę, bratem, w potrzebie obrońcą.” Prowadził z Marysiem liczne rozmowy na tematwolności i obowiązku walki: „(...) Teraz walka to powinność!...”

Spostrzegłszy
 atak wrogich wojsk na namiot, w którym znajdowali się ranni, a wśród nich Marian Tarłowski, rzucił się do obrony. Widział męczeńską śmierć towarzysza, ten w ostatnich chwilach życia podarował mu zakrwawioną chustę, z prośbą by oddał ją Anieli. Dzielny wojak nie zdążył przekazać daru, zginął w walce. 



MARIAN TARŁOWSKI


Marian Tarłowski – jeden z głównych bohaterów noweli„Gloria victis”, starszy brat Anielki Tarłowskiej. Pochodził z odległych stron Polesia litewskiego. Fascynowała go idea nauki, był młodym uczonym (...) Mógłby był na szerokim śwecie wstępować na drogi wysokie. Wstąpił na niziutką. Przybył w te strony, aby swą myśl i wiedzę rozdawać maluczkim (...)”.

Nie miał rodziców – on i Aniela byli sierotami. Jako rodzeństwo wzajemnie się wpierali, spędzali razem mnóstwo czasu. Byli do siebie bardzo podobni: „Przywiózł ze sobą dziewczynę, siostrę młodszą, w sposób bajeczny, prawie aż zabawny do niego podobną.” Siostra nazywała go czule Marysiem. 

Gdy przyłączył się do powstańców, w obozie, ze względu na wzrost i posturę, nazywano go małym Tarłowskim. Nie był ani silny, ani urodziwy, ani bogaty, „był wątły, drobny, na twarzy różowy i biały, a oczy miał jak u dziewczyny łagodne, czyste i tak błękitne, jak te niezapominajki (...). przebrana dziewczyna czy ledwie dorosłe chłopię! Wcale też niedawno minęło mu lat dwadzieścia.” Kontrastował z dzielnym i męskim Jagminem. Decyzja Marysia o wzięciu udziału w powstaniu wzbudziła w Anielce niepokój, jednak dziewczyna świadoma powinności brata, „błogosławiła” podjętą przez niego decyzję. Lęk siostry był uzasadniony. Wiedziała, że brat nie jest tak silny, ani odważny, jak powinni być żołnierze „do bojów stworzony nie był. Do czego innego był stworzony.” Kochał przyrodę i podziwiał jej geniusz. Częstokroć wyprawiał się do lasu i w leśne okolice, by kontemplować piękno natury. Pochylał się wtedy nad najmniejszymi robaczkami, roślinami, owadami – „drobiazgiem” i z czułością, zachwytem je obserwował. Zdarzało się, że podpatrywali go przy tym żołnierze, dziwiąc się jego pasji. Wtedy tłumaczył im wszelki zawiłości natury, a czynił to w sposób interesujący. Musiał być dobrym „wykładowcą”, bo „Towarzysze w ścisłą gromadkę wokół niego skupieni patrzali, słuchali, wszyscy go wzrostem, szerokością ramion, męskimi zabarwieniami twarzy przewyższając.”




Marzył o niepodległości, o czasie, kiedy walka nie będzie koniecznością, a w kraju zapanuje spokój, ale wiedział też, że zapewne nie doczeka upragnionych chwil wolności. Rozumiał swój obowiązek służby ojczyźnie. Mówił do Jagmina: „Teraz inaczej być nie może. Dopóki gwałt, dopóki święty przeciwko gwałtowi gniew! Dopóki krzywda, dopóty walka! Przez krew i śmierć, przez ruiny i mogiły, z nadzieją czy przeciw nadziei walka z piekłem ziemi w imię nieba, które na ziemię zstąpi...”

Owa powinność wyzwoliła w nim wolę walki. Wykazał się męstwem i odwagą, ratując życie Trauguttowi. Już nie był wątłym chłopcem, ale bohaterem: „Oto ten mały Tarłowski w tej chwili, o! wcale, wcale do białej i różowej dziewczyny niepodobny. Plamy krwi miał na odzieży i rękach, a pośród twarzy, przez dymy i kurzawę uczernionej, oczy błyskały niespokojnie, boleśnie, prawie ponuro.” Bohatersko i dzielnie walczył także w najważniejszej bitwie powstania toczonej z olbrzymim oddziałem rosyjskim. „Od początku bitwy, za rosochatą olchą na jedno kolano klęcząc, nabijał strzelbę, celował i strzelał, bez ustanku, zapamiętale, szybko, z wprawą, którą obdarzyły go ćwiczenia obozowe. (...) Coś lwiego czy tygrysiego błyszczało mu w oczach o rozpalonym błękicie (...)”. Został ranny od kuli, przeniesiono go do namiotu, a ten wkrótce zaatakował nieprzyjaciel. Zauważył ów bestialski atak Jagmin i przywołał towarzyszy do obrony, ale „Nie było już w namiocie rannych ani lekarzy. Były tylko trupy w krwi broczące i jeszcze otrzymujące nowe rany, umilkłe albo w strasznym konaniu charczące. A pośrodku tego pola mordów dokonanych dokonywał się już ostatni. Na ostrzach, kilku pik osadzony i wysoko wzniesiony w powietrze mały Tarłowski twarz białą jak chusta wystawiał na rdzawoczerwony blask słońca. Męczeńska twarz ta, o umierających oczach, z czerwonym sznurkiem krwi od złotych włosów do ust, konwulsja wstrząsanych, poznała jednak przyjaciela (...)”Tarłowski zginął męczeńską śmiercią. Tego męczeństwa dopełnia fakt, iż walka nie była jego życiowym powołaniem, chciał być propagatorem wiedzy, realizować pozytywistyczne ideały, jednak zrezygnował z nich w imię miłości ojczyzny. Przykład Tarłowskiego obrazuje sylwetki innych uczestników powstania, którzy musieli oddać swoje życie złożyć na ołtarzu wolności. Bohaterowie ukazani na kartach „Glorii victis” to wzorce prawdziwych patriotów. Autorka oddała im cześć.


ROMUALD TRAUGUTT


Romuald Traugutt jest jedną z czołowych postaci noweli Elizy Orzeszkowej pt. „Gloria victis”. To bohater historyczny, postać autentyczna. Leśne drzewa (z perspektywy narratora) przedstawiają go jako czarnowłosego mężczyznę „.(...) z oczyma myśliciela i uśmiechem dziecka. Oczy miał mądre, smutne podobno bratem bliźniaczym mądrości bywa u ludzi smutek – uśmiech świeży perłowy, z kroplą słodyczy dziecięcej albo niewieściej.” 

Traugutt w czasie powstania na Litwie dowodził oddziałem kobryńskim, walczył w lasach horeckich. Autorka prezentuje go jako ideał wodza – odważnego, śmiałego i roztropnego, który głosem, podobnym do głosu legendarnego Leonidasa potrafił zagrzewać żołnierzy do walki. Ci zaś byli mu posłuszni: „On serca ich w ręku trzymał i umiał podbijać je w górę. Odkrywał przed szeregami czarnowłosą głowę i za to, że były posłuszne jak dzieci, a jak lwy odważne, że sile przemagającej rozproszyć się nie dały, że wstydem nie splamiły krzyża, który przyjęły na swe ramiona – dziękował. Ale i wtedy jeszcze, gdy dziękował, głos jego rozlegał się jak bojowe dźwięki i nie było w nim ani słodyczy ani pieszczoty, hart tylko był i wola żelazna, trzymająca mocno wodze ich woli. (...)”

Jako wódz Romuald Traugutt wymagał od podwładnych posłuszeństwa, dbał o dyscyplinę, jego postawa wzbudzała szacunek żołnierzy. Jednemu z nich – Marianowi Tarłowskiemu dziękował za uratowanie życia: „Nie za to wdzięcznym mu, że żyję, lecz za to, że was jeszcze, jako klamra sprzęgam i że jeszcze z wami służę nie żadnemu panu ziemskiemu, ale Umęczonej, że jeszcze służę.”

Dzięki temu mógł dalej dowodzić oddziałem powstańców, a tym samym służyć ojczyźnie.
Traugutt w opisie Orzeszkowej przypomina Chrystusa i Mojżesza. Podobnie jak Mojżesz przewodzi ludowi i wzorem Chrystusa bierze na ramiona „krzyż narodu swego” - musi opuścić najbliższych i wypełnić swój obowiązek wobec ojczyzny. Tym obowiązkiem jest walka o wolność. Pisarka kreuje go na wzór męczennika narodowego, za takiego zresztą był uważany po śmierci, gdy zginął na szubienicy 5 sierpnia 1864 roku. Mówi o nim jako o człowieku„świętego imienia”, co tym bardziej akcentuje wyjątkowość tej postaci. Orzeszkowa osobiście znała Traugutta, podzielała jego poglądy. „Gloria victis” jest zatem jej prywatnym hołdem złożonym wielkiemu wodzowi.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Gloria victis, "Gloria victis" to opowiadanie relacjonujące przebieg jednego z epizodów po
Lektury szkolne, Gloria Victis - streszczenie
Streszczenia lektur, Gloria victis, Gloria victis - Eliza Orzeszkowa
gloria victis
gloria victis opracowanie
Eliza Orzeszkowa Gloria victis
Gloria victis opracowanie
Gloria victis
Gloria victis streszczenie
Eliza Orzeszkowa Gloria Victis
gloria victis streszczenie
Echa powstania styczniowego i dziedzictwo przeszłości w Nad Niemnem i Gloria Victis
ELIZA ORZESZKOWA GLORIA VICTIS (1910) doc
Gloria victis
Eliza Orzeszkowa Gloria victis
10 Eliza Orzeszkowa Gloria victis
Gloria victis
Eliza Orzeszkowa Gloria Victis
gloria victis eliza orzeszkowa 2

więcej podobnych podstron