Uniwersytet Opolski
Wydział Filologiczny
Kierunek Kulturoznawstwo
Simona Zabłudowska
Nr albumu: 108174
Obyczaje i style zachowań
Opole 2014
W XIX-wiecznej burżuazji pisanie dzienników było bardzo ważnym aspektem życia. Taki pamiętnik składał się z różnych dłuższych i krótszych zapisków opisujących etapy życia. Zazwyczaj pisaniem pamiętników zajmowały się kobiety, które chciały zachować w pamięci ważne dla siebie wydarzenia, takie jak pierwsza komunia, wczesna młodość obfitująca w bale i inne rozrywki, zaręczyny, ślub oraz narodziny i dorastanie pierwszego dziecka. Dużą część zajmowały też opisy świąt, czy pór roku. Z takich pamiętników dowiadujemy się o stylach zachowań i o obyczajach obowiązujących w dawnych czasach.
W życiu codziennym burżuazji największą rolę odgrywała pani domu, do której należało zorganizowanie prywatnego, a także towarzyskiego trybu życia swojej rodziny. Ustalała taki plan pracy, aby członkowie jej rodziny czuli się dobrze i nie byli przytłoczeni natłokiem obowiązków. Z kolei mężczyźni zajmowali się społecznym aspektem życia, a sposób w jaki nim gospodarowali zależny był od interesów.
Podstawowym narzędziem pani domu do organizacji życia domu był rozkład czasu, do którego zobowiązywała również swoją służbę. Dzień zaczynał się już wcześnie rano i gospodyni z reguły wstawała jako pierwsza. Latem musiała być już na nogach od godziny wpół do siódmej lub siódmej rano; zimą godzinę później niż latem. Pomimo że służące zajmowały się śniadaniem i porannym przygotowywaniem dzieci do szkoły, pani domu była zobowiązana do sprawdzenia, czy wszystko zostało zrobione tak jak trzeba.
W średniej burżuazji służbę zasilały trzy osoby: lokaj-stangret, pokojówka i kucharka. Pani domu była zobowiązana przedstawić każdej z nich całodniowy plan obowiązków, dlatego też musiała być zorientowana w stanie zapasów przechowywanych w domu. Kiedy w domu była tylko jedna służka zajmująca się wszystkimi obowiązkami, wtedy gospodyni musiała zakasać rękawy i pomóc. Natomiast, gdy dom posiadał wystarczająco dużo służby, mogła poświęcić się swoim własnym zajęciom, na przykład grze na fortepianie lub korespondencji. Kobiety z towarzystwa zazwyczaj nie spotykało się przed południem na ulicy, a jeśli tak się zdarzyło to uprzejmość nakazywała przejść bez powitania.
Posiłki w rezydencji były podawane o różnych porach zależnie od miejsca zamieszkania. Podobnie różniły się nazwy potraw – pojęcie diner odnosiło się do popołudniowego obiadu, natomiast souper do kolacji. W trakcie XIX wieku pory posiłków ulegały ciągłym zmianom. Pierwsze śniadanie lub śniadanie a la tasse spożywało się zaraz po przebudzeniu. Pomiędzy godziną dziesiątą i dwunastą spożywało się drugie śniadanie nazywane śniadaniem obiadowym a la fourchette. Największe zmiany co do pory spożywania spotkał obiad. Wraz z upływem czasu spożywało się go coraz później. Na początku do obiadu zasiadało się o godzinie siedemnastej - w samym Paryżu o szesnastej - później obiad przygotowywano dopiero na godzinę osiemnastą, a pod koniec stulecia uroczyste obiady odbywały się dopiero o dziewiętnastej trzydzieści. Zasady wychowania nakazywały uczestnikom takiego obiadu przybywanie pięć lub piętnaście minut przed rozpoczęciem posiłku – czas spóźnienia gości mieścił się w piętnastu minutach. W tym czasie, z powodu późnych pór posiłków, przyjął się również zwyczaj podawania herbaty o piątej po południu – zgodnie z angielskim motywem five o’clock.
Posiłek południowy był wydarzeniem rodzinnym. Do stołu zasiadali wyłącznie najbliżsi, a obiad podawany był bez obrusa. Jednak z czasem i ciągłymi zmianami w życiu, zwyczaj ten odchodził w zapomnienie – mężczyźni pracujący daleko od swojego domu nie mogli wracać na obiad. Zaczęła się nowa moda na spożywanie obiadu poza domem, w pracy lub na mieście.
Damy z dobrego domu organizowały wiele przyjęć i poświęcały na to całe swoje popołudnia. Dama, która organizowała taki bankiet w swoim „dniu przyjęć” rozsyłała kilka dni wcześniej karty wizytowe z dniem i godziną przyjęcia. Kiedy goście schodzili się, pani domu zazwyczaj siadała po prawej stronie kominka i zajęta była drobnymi robótkami ręcznymi; od roku 1880 nowa moda wprowadziła nakaz, by zajmowała miejsce pośrodku salonu. Nie było już mowy o łączeniu życia domowego z życiem światowym. Etykieta nakazywała damie wstawać z krzesła, by powitać kobiety, księży i starców, natomiast nie wstawała wtedy, kiedy przychodził mężczyzna. Na takich przyjęciach przeważały zazwyczaj panie, ale przychodzili również mężczyźni – byli to zazwyczaj literaci, rentierzy lub tacy, którzy znaleźli chwilę wolnego czasu i chcieli spędzić ją u boku swoich małżonek. Pobyt gości na takich przyjęciach był bardzo krótki; wahał się od piętnastu minut do pół godziny. Było to spowodowane tym, że uczestnicy bankietu mieli zaplanowanych kilka wizyt w ciągu jednego popołudnia. Kiedy przybywało się do pokoju lub go opuszczało, należało w milczeniu skłonić się lub uścisnąć dłoń. Oznaką dobrego wychowania było oczekiwanie do przerwy w rozmowie, by oddalić się bez pośpiechu i zbędnego zamieszania. Natomiast, gdy zebranie było bardzo liczne, można było wymknąć się z przyjęcia bez pożegnania.
Gdy dama nie urządzała przyjęcia była zobowiązana do pójścia na przyjęcia organizowane przez inne panie i oddanie wizyt. Była to obowiązkowa część jej dnia. Okazji do odwiedzin było naprawdę wiele: wizyty de digestion odbywające się w ciągu tygodnia po obiedzie lub balu; wizyty de convenances, które miały miejsce trzy, cztery razy w roku, podczas których spotykało się z różnymi osobami chcąc zachować z nimi bliższe stosunki, lecz nie posuwając się dalej; wizyty gratulacyjne/kondolencyjne, związane bezpośrednio z odpowiednimi okazjami, jak na przykład ślub w przypadku tych pierwszych, czy pogrzebu jeśli chodzi o drugie; wizyty ceremonialne, na które należało wybrać się wraz z małżonkiem; wizyty pożegnalne i po powrocie. Jeśli osoba, do której przybywało się w odwiedziny była nieobecna, zostawiało się kartę wizytową z zagiętym rogiem lub bez służącemu lub stangretowi, którą ten był zobowiązany później przekazać swoim gospodarzom. Karta zagięta lub złożona oznaczała, że gość przekazał ją osobiście; niezagiętą kartę dostarczał służący lub doręczyciel kart opłacony przez gościa.
Loża na wieczornych bankietach lub w operze była traktowana jako prywatna przestrzeń. Kodeksy pozwalały damie być obecną samej na przedstawieniu tylko wtedy, gdy zajmowała miejsce w loży. Jeśli siedziała na balkonie lub na parterze musiał towarzyszyć jej mąż, brat lub inny krewny. Związane to było z określeniem przestrzeni publicznej, na których kobieta potrzebowała opiekuna, by nie narazić się na podejrzenia. Loża była przestrzenią zamkniętą i chronioną na wzór domu. W wyższych kręgach był zwyczaj rocznej rezerwacji miejsca. Dama siedząca w loży nie opuszczała jej, by przechadzać się po teatrze - przyjmowała w niej przyjaciół, jakby była we własnym domu.
Sposób na spędzanie wieczorów zależał od tego czy było się tylko z rodziną, czy zaprosiło się gości; czy mieszkało się na wsi lub w mieście. W rodzinach katolickich wspólny wieczór rozpoczynała modlitwa, w której brali udział zarówno gospodarze jak i służba, która odczuwała chwilę wspólnoty ze swoimi chlebodawcami. W czasie takich wieczorów grano w karty lub kości, ale przede wszystkim była to okazja do intymnych rozmów i rozkoszowania się siedzeniem przy kominku. We wspólnym gronie odkrywano również zespoły artystów, dzięki którym odgrywano amatorskie przedstawienia albo grano muzykę. Jednymi ze wspólnych zabaw były szarady i komedie towarzyskie lub tzw. wieczorki tańcujące, kiedy to goście zmieniają się przy fortepianie i przygrywają innym do tańca. Odwrotnością amatorskich występów były profesjonalne przedstawienia – kiedy na przyjęcie przybywa wiele znaczących gości wynajmuje się orkiestrę, a nawet śpiewaczkę.
Rok wyznaczany jest przez wilegiaturę tj. letnie wakacje (pobyt na wsi dla odpoczynku) i święta kościelne – niezależnie od tego czy jest się wierzącym, czy nie. Święta kościelne są też okazją do częstszych spotkań w rodzinnym gronie.
Wieczerza wigilijna jest „posiłkiem niezwykłym, spożywanym w środku nocy. Szczególnie odnosi się to do posiłku w wigilię Bożego Narodzenia”1. Rodziny katolickie wybierały się na pasterkę, a po powrocie siadały do wieczerzy. Służba w ten dzień miała dzień wolny, więc wigilijny posiłek był zazwyczaj skromny. Niewierzący w ten dzień wybierali się do teatru, a po powrocie spożywali świąteczny posiłek. Podarki świąteczne to prezenty, które w dawnej tradycji wręczało się w pierwszy dzień nowego roku. W szerszym znaczeniu były to podarunki, które wręczano każdemu w okresie świąt na koniec roku. Przyjmowały formę obowiązkowych premii dla służby, listonosza itd. W wieczór wigilijny dzieci ustawiały swoje buciki przy kominku w nadziei, iż następnego dnia znajdą w nich prezenty od Jezuska lub Pere Noela, przy czym ten drugi z czasem stawał się coraz bardziej popularny.
W dzień Nowego Roku dzieci, za otrzymane podarki, składają rodzicom życzenia. W ten dzień składało się życzenia bliskiej rodzinie. Dzień wcześniej był przeznaczony na życzenia dla dziadków i przełożonych. W następnym tygodniu składano wizyty z życzeniami kuzynom i innym spowinowaconym, a przez pozostały miesiąc - znajomym. Często zadowalano się tylko pozostawianiem kart wizytowych u osób, którym składało się życzenia. Na początku zajmował się tym jeden ze służących lub za opłatą specjalna firma; później takie karty wysyłano po prostu pocztą.
W niedzielę palmową małe dzieci prowadzone były do kościoła i niosły ze sobą do poświęcenia tzw. rampant. Był to bukiecik z bukszpanu, obwiązany wstążeczkami, wianuszkami, cukierkami. W Wielki Czwartek córka wraz z matką wybierały się na obchód kościołów, a w Wielki Piątek w całym domu zasłaniano fioletowymi zasłonami wszystkie figury świętych i uczestniczyło w Drodze Krzyżowej. W Wielkanoc, podobnie jak podczas Świąt Bożego Narodzenia, wręczano sobie prezenty. Często to były słodycze w formie jajek, które chowano w domu lub ogrodzie dla uciechy dzieci, które później musiały je szukać. Jajka stanowiły również opakowanie prezentów, np. pojemniczki na drobiazgi i biżuterię.
Pierwszy dzień świąt oznaczał także nadejście wiosny. W tym dniu cała rodzina szła do kościoła w lekkich strojach dla podtrzymania symboliki, niezależnie od tego jaka była pogoda. W okresie wielkanocnym nastawał również czas „wiosennych porządków”. Święto Wszystkich Świętych był odpowiednikiem Wielkanocy. W tym dniu uznawało się nadejście jesieni. W drugiej połowie XIX wieku przyjął się zwyczaj chodzenia całymi rodzinami na cmentarze i odwiedzania bliskich zmarłych. Powracano do ciężkich i ciemnych strojów na znak, że przyszła jesień w oczekiwaniu na sezon zimowy.
W XIX wieku wykreowało się wiele dominujących osobowości, między innymi: purytanin, filister, rycerz przemysłu, dandys i cygan. Ich życie i zachowanie diametralnie się różniły. Filister był człowiekiem ograniczonym, małostkowym. Prozaiczny materialista, który nie posiadał żadnych wyższych aspiracji, typowy mieszczuch. Była to osoba pozbawiona oryginalności i wrażliwości estetycznej, która bezmyślnie i ochoczo ulegała przyjętym ogólnie mieszczańskim normom. Rycerz przemysłu był to zazwyczaj przedsiębiorca; pieniądz w jego rękach stawał się „motorem życia”, środkiem do indywidualnej samorealizacji i do ożywienia większych zbiorowości ludzkich. Purytanin był członkiem grupy protestantów, przeciwstawiającym się tradycjom Kościoła anglikańskiego, który w tamtych czasach stawał się silną partią polityczną. Cechował się surowymi zasadami moralnymi. Dandys i cygan to odmiany osobowościowe artysty. Dandys, w znaczeniu słownikowym, oznaczał eleganta, wytwornisia. Był salonowym elegantem, przedstawicielem „złotej młodzieży”, snobistyczny i estetyzujący. Wytworność dandysa przejawiała się w każdym jego ruchu, minie, a nawet w ubiorze. Innymi cechami tej osobowości było chłodne i flegmatyczne zachowanie, inaczej „zimna krew”. Dandysi posiadali swój własny kodeks zachowań, którymi powinien odznaczać się gentleman (dandys był wyuczoną formą gentlemana). Między innymi powinien znać kilka słów po angielsku i naśladować Anglików w stroju i upodobaniach; nosić wąsy i brodę oraz faworyty, obcisłe, długie ubrania; zachować dystyngowany styl życia; nie objawiać wesołości, nie okazywać zdziwienia, nie chwalić się, udawać znudzonego2. Poeta i artysta cygan był tzw. outsiderem, człowiekiem marginesu, człowiekiem „wyklętym”, którego w udziale przypadła po części rola dandysa. Cygan nie miał szans na rozwinięcie kariery. Ze swojego ubóstwa czynił manifest dowodzący swojej niezależności oraz tytuł do sławy. Prowokował ekscentrycznością oraz obyczajowymi ekstrawagancjami i różnorodnością stroju.
Pomimo różnorodności występowania typów osobowych, wszystkich ograniczała etykieta i salon. Zasady savoir-vivre’u raz złamane, odpłacały się kompromitacją wśród towarzystwa i do wybuchu wrogości wobec osoby nie przestrzegającej ich. Poradniki etykiety były nastawione głównie wobec mężczyzn, którzy to w rzeczywistości mieli najtrudniej, kiedy przychodziło do zachowań w towarzystwie. Na przykładzie młodego mężczyzny, który szuka na salonach przyszłej żony – każdy jego kolejny krok był kontrolowany, zaloty wymagały zręczności i dyplomacji. Był narażony na ostrą krytykę zebranych. Każdego mężczyznę powinna była cechować galanteria i grzeczność wobec kobiety. Etykieta nakazywała adorowanie kobiet na każdym kroku: „Mężczyzna towarzyszący damie lub damom w tatrze, a przechadzce, na koncercie – tylko im wyłącznie powinien być oddany”3. Mężczyzna, od którego oczekiwało się inicjatywy, miał utrudnione życie towarzyskie, ponieważ był znacznie bardziej narażony na krytykę i kompromitację. Każdy następny gest, spojrzenie, podanie dłoni, ukłon były dokładnie omówione w poradnikach savoir-vivre’u. To, w jaki sposób ktoś się kłaniał, pomagało poznać jego pochodzenie i wychowanie. Zasady etykiety na kartach takiego podręcznika były zapisane w trybie oznajmienia i brzmiały jak paragrafy z kodeksu prawnego, a ich egzekwowanie było równie surowe. Złamanie etykiety mogło doprowadzić do utracenia protekcji ważnych osobistości, kariery i innych przykrości. Ludziom urodzonym w dobrych rodzinach zasady dobrego wychowania wpajano już od dzieciństwa; gorzej mieli ci, którzy wchodzili do towarzystwa, nie znając ogólnych reguł rządzących życiem towarzyskich. W takich przypadkach sięgali do poradników lub uczyli się już w trakcie bywania na salonach, nierzadko godząc się z tym, że mogą się skompromitować. W literaturze zdarzały się sytuacje odchodzenia od konwenansów, lecz było to tylko zarezerwowane dla „wielkich panów” - geniuszom (artystom) - których przybycie na salony elektryzowało wszystkich, ponieważ znani byli z dziwnych manier. Zdarzało się również tak, że znajomość bon tonu była przykrywką dla wad charakteru i braku moralności. Brak wyrobienia towarzyskiego doprowadzał do dysonansów i zgrzytów w stosunkach międzyludzkich. Opanowanie gier towarzyskich pomagało nierzadko w osiągnięciu pewnych celów i wyratowaniem od kłopotów. Po takie metody sięgały kobiety, które nie mogąc inaczej załatwić swoich spraw, musiały uciekać się do blefowania i wykorzystywania do swoich celów wszelkich środków dostępnych w etykiecie.
BIBLIOGRAFIA
Historia życia prywatnego, red. P. Ariès, G. Duby, t. 4: Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, red. M. Perrot, wyd. 2, Wrocław-Warszawa-Kraków 2006.
Bujnicka Maria, Udręki mężczyzny dobrze ułożonego, czyli salon i etykieta w drugiej połowie XIX wieku, [w:] Poszukiwanie realności. Literatura – dokument – kresy. Prace ofiarowane Tadeuszowi Bujnickiemu, red. S. Gawliński i W. Ligęza, Kraków 2003.
Kamionkowa Janina, Obyczaj romantyczny. Rekonesans, [w:] Problemy polskiego romantyzmu, ser. 1, red. M. Żmigrodzka i Z. Lewinówna, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971.
Przybylski Ryszard, Gentleman i dandys, [w:] Style zachowań romantycznych. Propozycje i dyskusje, red. M. Janion i M. Zielińska, Warszawa 1986.
1 Historia życia prywatnego, red. Ph. Aries i G. Duby, t. 4: Od rewolucji francuskiej do I wojny światowej, red. M. Perrot, wyd. 2, Wrocław-Warszawa-Kraków 2006, s. 244.
2 J. Kamionkowa, Obyczaj romantyczny. Rekonesans, [w:] Problemy polskiego romantyzmu, ser. 1, red. M. Żmigrodzka i Z. Lewinówna, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1971, s. 385.
3 M. Bujnicka, Udręki mężczyzny dobrze ułożonego, czyli salon i etykieta w drugiej połowie XIX wieku, [w:] Poszukiwanie realności. Literatura - dokument - kresy. Prace ofiarowane Tadeuszowi Bujnickiemu, red. S. Gawliński i W. Ligęza, Kraków 2003, s. 121.