Habernas J Europejskie państwo narodowe

Europejskie państwo narodowe



4. Europejskie państwo narodowe - o przeszłości i przyszłości suwerenności i obywatelstwa







Jak na to wskazuje nazwa „Organizacja Narodów Zjednoczonych", dzisiaj polityczne społeczeństwo światowe składa się z państw narodowych. Ów typ historyczny, który wyłonił się z rewolucji francuskiej i amerykańskiej, upowszech­nił się w skali światowej. Ta okoliczność nie jest bynajmniej trywialna.

Klasyczne narody państwowe na północy i na zachodzie Europy wykształciły się w obrębie istniejących państw terytorialnych. Te były częścią europejskiego systemu państw, który ukształtował się już po pokoju westfalskim z 1648 roku. Narody „zapóźnione" natomiast, najpierw Włochy i Niemcy, ewoluowały ina­czej, w sposób typowy także dla kształtowania się państw narodowych w Europie Środkowej i Wschodniej. Tutaj państwa kształtowały się w ślad za wybiegającą naprzód, upowszechnianą propagandowo świadomością narodową. Różnica między tymi dwiema drogami (od państwa do narodu vs od narodu do państwa) znajduje odbicie w pochodzeniu aktorów, którzy stanowili awangardę w dziele formowania państwa bądź narodu. Z jednej strony byli to prawnicy, dyplomaci i wojskowi, którzy należeli do zaplecza władzy królewskiej i budowali „racjonal­ną organizację państwa", z drugiej strony pisarze i historycy, w ogóle uczeni i intelektualiści, którzy przygotowywali państwowe zjednoczenie (dokonane potem dopiero środkami dyplomatyczno-militarnymi, najpierw przez Cavoura czy Bismarcka) propagując mniej lub bardziej wyimaginowaną jedność narodu ukształtowanego przez wspólną kulturę {„Kulturnation"). Trzecia generacja całkiem innych państw narodowych wyłoniła się po drugiej wojnie światowej z procesu dekolonizacji, przede wszystkim w Afryce i w Azji. Często państwa te, założone w granicach wcześniejszej władzy kolonialnej, osiągały suwerenność


zanim importowane państwowe formy organizacyjne mogły się zakorzenić w (ponadplemiennym) substracie narodu. W tych przypadkach sztuczne państwa musiały zostać dopiero „wypełnione" później zrastającymi się narodami. Wresz­cie w Europie wschodniej i południowej po upadku Związku Sowieckiego za­znaczył się trend tworzenia niepodległych państw narodowych na drodze mniej lub bardziej gwałtownych secesji. W trudnym położeniu społecznym i gospodar­czym tych krajów wystarczyły stare etniczno-narodowe apele, by zmobilizować sfrustrowaną ludność do poparcia sprawy niepodległości. Dzisiaj więc państwo narodowe ostatecznie postawiło na swoim wypierając wcześniejsze formacje polityczne1. Oczywiście, klasyczne miasta-państwa znalazły następców także w nowoczesnej Europie, przejściowo w miastach północnych Włoch i - na tere­nie dawnej Lotaryngii - w owych pasach miast, z których powstały Szwajcaria i Holandia. Powtórzyły się również struktury starożytnych imperiów, najpierw w postaci Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, potem w wielonarodo­wych imperiach rosyjskim, osmańskim i austro-węgierskim. Tymczasem jednak państwo narodowe wyparło te odziedziczone przednowoczesne formy. Obecnie obserwujemy głęboką transformację Chin, ostatniego ze starych imperiów.

Hegel uważał, że każda forma historyczna w chwili osiągnięcia dojrza­łości skazana jest na upadek. Nie trzeba wyznawać jego filozofii dziejów, żeby stwierdzić, że także zwycięski pochód państwa narodowego ma swoją ironiczną odwrotną stronę. Państwo narodowe było swego czasu przekonującą od­powiedzią na historyczne wyzwanie, by znaleźć jakiś funkcjonalny ekwiwa­lent dla wczesnonowożytnych form integracji społecznej, które zaczynały się rozpadać. Dziś stoimy wobec analogicznego wyzwania. Globalizacja ruchu i komunikacji, produkcji gospodarczej i jej finansowania, transferu technologii i broni, a przede wszystkim zagrożeń ekologicznych i militarnych stawia nas wobec problemów, których nie można już rozwiązywać w ramach państw narodowych, ani na utartej drodze ustaleń między suwerennymi państwami. Jeśli nie zachodzi jakaś wielka pomyłka, erozja suwerenności państw narodowych będzie postępować i uczyni koniecznym budowanie i rozbudowywanie zdolności działania politycznego na płaszczyźnie ponadnarodowej, który to proces już w jego początkach obserwujemy. W Europie, Ameryce Północnej i Azji wykształcają się ponadpaństwowe formy organizacyjne dla porządku kontynen­talnego, które mogłyby dostarczyć potrzebnej infrastruktury dość dzisiaj jeszcze nieefektywnej Organizacji Narodów Zjednoczonych.

1 Por. M. R. Lepsius, „Der europäische Nationalstaat", w: tenże, Interessen, Ideen und Institutionen, Opladen 1990, s. 256-269.




Ten niesłychany krok abstrakcji stanowi jednak tylko kontynuację procesu, którego pierwszym wielkim przykładem były dokonania integracyjne państwa narodowego. Dlatego uważam, że właśnie na niepewnej drodze ku społeczeń­stwom postnarodowym możemy się orientować według wzoru, jakiego dostar­cza ta właśnie historyczna forma, którą zaczynamy przezwyciężać. Chciałbym najpierw przypomnieć osiągnięcia państwa narodowego, (I) wyjaśniając pojęcia „państwa" i „narodu" i (II) objaśniając dwa problemy, które zostały rozwią­zane w formach państwa narodowego. Następnie omawiam potencjał konfliktu wbudowany w tę formę państwa, napięcie między republikanizmem i nacjonaliz­mem (III)- Na koniec chciałbym się zająć dwoma aktualnymi wyzwaniami, które przekraczają możliwości działania państw narodowych: wielokulturowym zróż­nicowaniem społeczeństwa (IV) i procesami globalizacji, które podkopują zarówno wewnętrzną (V) jak zewnętrzną suwerenność (VI) istniejących państw narodowych.


  1. Państwo” i „naród”

Zgodnie z nowoczesnym rozumieniem „państwo" jest pojęciem definiowanym prawnie, które przedmiotowo odnosi się do władzy państwowej suwerennej wewnątrz i na zewnątrz, przestrzennie do wyraźnie odgraniczonego obszaru, terytorium państwa, i społecznie do ogółu obywateli (Angehörigen), do narodu państwowego (Staatsvolk). Władza państwowa konstytuuje się w formach pra­wa pozytywnego, a naród państwowy jest nosicielem porządku prawnego, obo­wiązującego w terytorialnych granicach państwa. W języku politycznym pojęcia „naród" (Nation) i „naród państwowy" mają ten sam zakres. Ale poza znacze­niem prawnym „naród" ma też znaczenie wspólnoty politycznej określonej przez wspólne pochodzenie, a przynajmniej przez wspólny język, kulturę i historię. „Narodem" w tym historycznym sensie naród państwowy staje się tylko w konkretnej postaci szczególnej formy życia. Dwie komponenty, które zawierają takie pojęcia jak „państwo narodowe" czy „naród obywateli" (Staatsbürger­nation), wiążą się z dwoma procesami, historycznie bynajmniej nie przebiegają­cymi równolegle - z kształtowaniem się (1) państw z jednej strony, i (2) narodów z drugiej.

(1) Historyczne osiągnięcie, jakim było państwo narodowe, w znacznej części tłumaczy się zaletami nowoczesnego aparatu państwowego jako takimi. Monopolizujące przemoc, zajmujące określoną powierzchnię państwo z wy­odrębnioną i zróżnicowaną administracją finansowaną z podatków w oczywi-


sty sposób lepiej mogło spełniać imperatywy społecznej, kulturalnej i przede wszystkim gospodarczej modernizacji niż formacje polityczne starszego po­chodzenia. W naszym kontekście wystarczy przypomnieć cechy typu idealnego, wydobyte przez Marksa i Maksa Webera, (a) Oddzielona od władzy królewskiej i ukształtowana biurokratycznie władza wykonawcza państwa polegała na organizacji fachowo wyspecjalizowanych urzędów, obsadzanych przez urzęd­ników wyszkolonych w stosowaniu prawa, i mogła się oprzeć na skoszarowanej sile regularnej armii, policji i więziennictwa. Aby zmonopolizować te środki uprawnionego stosowania przemocy, trzeba było zaprowadzić „porządek pub­liczny". Suwerenne jest tylko państwo, które potrafi utrzymać wewnętrzny spokój i porządek i de facto chronić swoje granice. Na obszarze wewnętrznym musi wyeliminować siły konkurencyjne, a w sferze stosunków międzynarodo­wych musi zdobyć sobie pozycję jako równoprawny konkurent. Status podmiotu prawa międzynarodowego polega na międzynarodowym uznaniu jako „rów­nego" i „niepodległego" członka systemu państw; a do tego potrzebna jest dostatecznie silna pozycja władcza. Suwerenność wewnętrzna zakłada zdolność zaprowadzenia państwowego ładu prawnego, suwerenność zewnętrzna - zdol­ność utrzymania się w „anarchicznej" rywalizacji państw o władzę.

(b) Jeszcze ważniejsze dla procesu modernizacji jest oddzielenie państwa od „społeczeństwa obywatelskiego", a więc funkcjonalne wyspecjalizowanie aparatu państwowego. Państwo nowoczesne jest państwem jednocześnie ad­ministrującym i ściągającym podatki, co oznacza, że zasadniczo ogranicza się do zadań administracyjnych. Zadania produkcyjne, które dotąd podejmowane były w ramach władzy politycznej, pozostawia odróżnionej od państwa gospodarce rynkowej. W tym znaczeniu państwo troszczy się o „ogólne warunki produkcji", a więc o ramy prawne i infrastrukturę, które są niezbędne dla kapitalistycznego obiegu towarów i odpowiedniej organizacji społecznej pracy. Potrzeby finansowe państwa pokrywa wpływ podatków wygospodarowany ze źródeł prywatnych. Zalety tej funkcjonalnej specjalizacji system administracyjny okupuje zależnoś­cią od wydajności ekonomii sterowanej przez rynki. Rynki można wprawdzie organizować i nadzorować politycznie, ale są one posłuszne własnej logice, która wymyka się państwowej kontroli.

Odróżnienie państwa od ekonomii znajduje odzwierciedlenie w odróż­nieniu prawa publicznego od prywatnego. Państwo nowoczesne, posługując się prawem pozytywnym jako środkiem organizacji swojej władzy, wiąże się z me­dium, które za pomocą pojęć prawa, (wywiedzionego z niego) prawa podmio­towego i osoby będącej podmiotem prawa (jako nosiciel praw) nadaje ważność


nowej zasadzie, explicite sformułowanej przez Hobbesa: w odmoralizowanym (wprawdzie tylko w pewien sposób) porządku prawa pozytywnego obywatelom dozwolone jest wszystko, co nie jest zakazane. Niezależnie od tego, czy sama władza państwowa jest już poddana zasadzie praworządności i korona „podlega prawu", państwo nie może posługiwać się prawem, nie organizując zarazem stosunków w odróżnionej od niego sferze społeczeństwa obywatelskiego w taki sposób, że ludzie prywatni mogą oto korzystać z podmiotowych wolności (najpierw nierówno rozdzielonych). Wraz z oddzieleniem prawa prywatnego od publicznego pojedynczy obywatel, w roli - jak się jeszcze wyraził Kant - „poddanego", uzyskuje podstawowy obszar autonomii prywatnej2.

(2) Wszyscy dziś żyjemy w społeczeństwach narodowych, które zawdzięcza­ją swą jedność organizacji tego rodzaju. Takie państwa istniały wprawdzie na długo przed powstaniem „narodów" (w nowoczesnym sensie). Państwo i naród stapiają się w państwo narodowe dopiero po rewolucjach końca XVIII wieku. Zanim scharakteryzuję to powiązanie, chciałbym w formie krótkiego ekskursu na teren historii pojęć przypomnieć powstanie owego nowoczesnego typu świado­mości, który pozwala interpretować naród państwowy (Staatsvolk) jako „naród" (Nation) w innym sensie niż wyłącznie prawny.

Zgodnie z klasycznym rzymskim rozumieniem, natio, tak samo jak gens jest pojęciem przeciwstawnym wobec civitas. Narody są najpierw wspólnotami pochodzenia, zintegrowanymi geograficznie przez siedzibę i sąsiedztwo, kul­turalnie przez wspólny język, obyczaj i tradycję, ale jeszcze nie politycznie, w ramach państwowej formy organizacji. Ten rdzeń [znaczeniowy] utrzymuje się w średniowieczu i we wczesnej nowożytności wszędzie tam, gdzie natio utoż­samiane jest z lingua. Tak na przykład w średniowiecznych uniwersytetach studentów dzieli się na nationes według ich pochodzenia z danego kraju. Wraz z rosnącą ruchliwością geograficzną pojęcie to służyło w ogóle wewnętrznemu różnicowaniu zakonów rycerskich, uniwersytetów, klasztorów, soborów, kolonii kupieckich itd. Przy tym od początku pochodzenie narodowe przypisywane przez innych łączyło się z negatywnym odgraniczaniem obcego od swojego3.



Znaczenie przeciwstawne owemu znaczeniu niepolitycznemu wyraz „na­ród" uzyskuje wtedy w innym kontekście. Ze związku lennego Rzeszy Niemiec-

2 W artykule O porzekadle... Kant odróżnia „równość (jednostki) z każdą inną jako poddanego" od „wolności człowieka" i „niezależności obywatela". J. Kant, O porzekadle..., przeł. M. Żelazny, Toruń 1995, s. 19.

3 „Model narodów wszedł do historii europejskiej na zasadzie tworzenia asymetrycznych pojęć przeciwstawnych." H. Mùnkler, Die Nation ais Modelipolitischer Ordnung, „Staatswissenschaft und Staatspraxis" z. 3 (1994), s. 381.



­kiej rozwinęły się państwa stanowe; opierały się one na umowach, w których król czy cesarz, zdany na podatki i wsparcie militarne, przyznawał szlachcie, kościo­łowi i miastom przywileje, a więc ograniczony udział w sprawowaniu władzy politycznej. I te stany panujące, zbierające się w „parlamentach" czy „Land­tagach", reprezentowały „kraj" lub właśnie „naród" wobec dworu. Jako „naród" szlachta otrzymywała egzystencję polityczną, która odmówiona była jeszcze ludowi (Volk) jako ogółowi poddanych. To tłumaczy rewolucyjny sens formuł takich jak King in Parliament, i tym bardziej identyfikowanie „trzeciego stanu" z „narodem".

Postępująca od końca XVIII wieku transformacja „narodu szlacheckiego" w „naród ludowy" zakłada wreszcie zainspirowaną przez intelektualistów przemianę świadomości, która dokonuje się najpierw wśród mieszczaństwa, przede wszystkim wykształconego, zanim znajdzie echo wśród szerokiej ludności i spowoduje stopniową polityczną mobilizację mas. Ludowa świadomość narodo­wa kondensuje się w postaci przedstawianych w historiach narodowych „wspól­not wyobrażonych" (Anderson), które stawały się jądrem krystalizacji nowej zbiorowej samoidentyfikacji: „Tak w ostatnich dekadach XVIII wieku i w prze­ciągu wieku XIX powstawały narody [...]: wymyślone przez całkiem jeszcze policzalną brać uczonych, publicystów i poetów - narody ludowe w idei, choć długo jeszcze nie w rzeczywistości"4. W tej jednak mierze, w jakiej idea ta się rozprzestrzeniała, okazywało się też, że polityczne pojęcie narodu szlacheckiego, przekształcone w pojęcie narodu ludowego, przejęło od dawniejszego, przedpo-litycznego pojęcia „narodu", oznaczającego pochodzenie, moc tworzenia ste­reotypów. Pozytywna samostylizacja własnego narodu stała się teraz dobrze funkcjonującym mechanizmem odpierania wszelkiego elementu obcego, odma­wiania wartości innym narodom i marginalizowania mniejszości narodowych, etnicznych i religijnych - zwłaszcza Żydów. W Europie nacjonalizm związał się w sposób brzemienny w skutki z antysemityzmem.



II. Nowa forma integracji społecznej


Gdyby interpretować rozgałęzione i długotrwałe procesy z perspektywy rezul­tatów, to „odkrycie narodu" (H. Schulze) odgrywało dla transformacji państwa wczesnonowożytnego w demokratyczną republikę rolę katalizatora. Narodowe samorozumienie stworzyło kulturowy kontekst, w którym poddani mogli się

4 H. Schulze, Staat und Nation in der Europäischen Geschichte, München 1994.



przedzierzgnąć w aktywnych obywateli. Dopiero przynależność do „narodu" ufundowała więź solidarności między osobami, które dotąd postrzegały siebie wzajemnie jako obce. Dokonaniem państwa narodowego było więc to, że roz­wiązało ono dwa problemy za jednym zamachem: na podstawie nowego sposo­bu legitymizacji uczyniło możliwą nową, bardziej abstrakcyjną formę integracji społecznej.

Problem legitymizacji wynikł, mówiąc w skrócie, z tego, że wskutek rozbicia religijnego rozwinął się światopoglądowy pluralizm, który stopniowo pozbawiał panowanie polityczne podstawy religijnej, „boskiego namaszczenia". Państwo zsekularyzowane musiało szukać innych źródeł legitymizacji. Inny problem społecznej integracji wiązał się, również upraszczając, z urbanizacją i moderniza­cją gospodarczą, z poszerzeniem i przyspieszeniem wymiany towarów, osób i informacji. Ludność została wyrwana ze stanowych związków społeczeństwa wczesnonowożytnego, co spowodowało geograficzną ruchliwość i wyosobnienie jednostek. Na oba wyzwania państwo narodowe odpowiada polityczną mobiliza­cją swych obywateli. Powstająca świadomość narodowa umożliwiła mianowicie powiązanie bardziej abstrakcyjnej formy integracji społecznej ze zmienionymi politycznymi strukturami decyzyjnymi. Powoli urzeczywistniające się uczestnict­wo demokratyczne tworzy wraz ze statusem obywatelstwa nową płaszczyznę prawnie zapośredniczonej solidarności; zarazem dostarcza państwu świeckiego źródła legitymizacji. Naturalnie państwo nowoczesne zawsze regulowało swoje społeczne granice przez prawa obywatelstwa państwowego (Staatsangehörig­keitsrechte). Ale państwowa przynależność oznaczała najpierw tylko podporząd­kowanie władzy państwowej. To przypisane członkostwo organizacyjne dopiero wraz z przejściem do demokratycznego państwa prawnego przemieniło się w uzyskiwane poprzez zgodę (przynajmniej implicite) członkostwo obywateli, którzy biorą udział w sprawowaniu władzy politycznej. W tym wzroście znaczenia członkostwa wraz ze zmianą statusu z członka państwa (Staatsangehörige) na obywatela (Staatsbürger) musimy wprawdzie odróżnić aspekt polityczno-prawny od swoiście kulturowego.

Jak wspomniałem, dla nowoczesnego państwa konstytutywne są dwie ce­chy: ucieleśniona w księciu suwerenność władzy państwowej i odróżnienie pań­stwa od społeczeństwa, przy czym ludziom prywatnym przyznane zostały w spo­sób paternalistyczny wolności podmiotowe. Te prawa poddanego zmieniają się teraz, wraz ze zmianą suwerenności księcia na suwerenność ludu, w prawa czło­wieka i obywatela, a więc w liberalne i polityczne prawa obywatelskie. Ujmując rzecz w kategoriach typu idealnego, prawa te gwarantują teraz obok prywatnej także autonomię polityczną, i to z zasady równą dla każdego. Demokratyczne

państwo konstytucyjne jest zgodnie ze swą ideą porządkiem, którego chce sam lud, legitymizowanym przez swobodne kształtowanie jego woli. Według Rous­seau i Kanta adresaci prawa winni móc zarazem pojmować samych siebie jako jego autorów.

Takiemu przekształceniu prawno-politycznemu brakowałoby jednak siły motywującej, a formalnie zorganizowanej republice siły życiowej, gdyby z ludu definiowanego jako władza zwierzchnia nie powstał, zgodnie z jego samorozumieniem, naród świadomych siebie obywateli. Do tej politycznej mobilizacji potrzebna była idea mająca moc tworzenia przekonań, silniej niż suwerenność ludu i prawa człowieka apelująca do serc i umysłów. Tę lukę wypełnia idea narodu. Dopiero ona uzmysławia mieszkańcom państwowego terytorium no­wą, prawnie i politycznie zapośredniczoną formę wspólnej przynależności. Dopiero świadomość narodowa, krystalizująca się wokół percepcji wspól­nego pochodzenia, języka i historii, dopiero świadomość przynależności do „tego samego" narodu czyni z poddanych obywateli jednej wspólnoty poli­tycznej - członków, którzy mogą czuć się wzajemnie za siebie odpowiedzialni. Naród (Nation) lub duch narodu (Volksgeist) - pierwsza nowoczesna forma tożsamości zbiorowej w ogóle - dostarcza prawnie ukonstytuowanej formie państwowej substratu kulturowego. To na wskroś sztuczne, wynikające także z potrzeb biurokratycznych stopienie dawnych lojalności w nową świadomość narodową historycy opisują jako proces obliczony na dłuższy dystans.

Proces ten prowadzi do podwójnego zakodowania obywatelstwa (Staats­bürgerschaft), tak że status zdefiniowany przez prawa obywatelskie (bürgerliche Rechte) oznacza zarazem przynależność do narodu zdefiniowanego kulturowo. Bez tej kulturowej interpretacji praw obywatelskich (staatsbürgerliche Rechte) państwo narodowe w fazie swego powstawania nie znalazłoby dość siły, by przez zaprowadzenie demokratycznego obywatelstwa stworzyć jednocześnie nową, bardziej abstrakcyjną płaszczyznę integracji społecznej. Kontrprzykład Stanów Zjednoczonych pokazuje wprawdzie, że państwo narodowe może przybrać postać republikańską i utrzymać się także bez tej podstawy, jaką jest kulturowo w ten sposób zhomogenizowana ludność. W miejsce nacjonalizmu występuje tu jednak zakorzeniona w kulturze większości religia obywatelska.

Dotąd mowa była o osiągnięciach państwa narodowego. Połączenie republikanizmu z nacjonalizmem rodzi jednak także niebezpieczne ambiwalencje. Wraz z powstaniem państwa narodowego zmienia się, jak widzieliśmy, sens państwowej suwerenności. Dotyczy to nie tylko przemiany suwerenności księcia w suwerenność ludu; zmienia się także postrzeganie suwerenności zewnętrznej.





Idea narodu krzyżuje się z ową makiawelistyczną wolą samopotwierdzenia, którą suwerenne państwo od początku dawało się powodować na arenie „mocarstw". Ze strategicznego samopotwierdzenia nowoczesnego państwa wobec zewnętrz­nych wrogów powstaje egzystencjalne samopotwierdzenie narodu. Przez to dochodzi do głosu trzecie pojęcie „wolności". Kolektywne pojęcie wolności narodowej rywalizuje z dwoma indywidualistycznymi pojęciami wolności, z pry­watną wolnością obywatela społeczeństwa i z polityczną autonomią obywatela państwa. Jeszcze ważniejsze jest to, jak ta wolność narodu zostaje pomyślana - czy przez analogię do wolności ludzi prywatnych, którzy się od siebie odgradzają i ze sobą konkurują, czy według wzorca kooperatywnego samookreś-lenia autonomicznych obywateli państwa.

Model autonomii publicznej staje się wiodący, gdy naród pojmuje się jako wielkość skonstruowaną prawnie, właśnie jako naród obywateli państwa. Obywa­tele ci mogą być jak najbardziej patriotami, którzy własną konstytucję pojmują w kontekście historii swego kraju jako osiągnięcie i bronią jej. Ale wolność narodu pojmują - całkiem w sensie Kanta - kosmopolitycznie, mianowicie jako upoważnienie i zobowiązanie do kooperatywnego dochodzenia do porozumienia lub uzgadniania interesów z innymi narodami w zabezpieczających pokój ramach związku narodów. Naturalistyczna interpretacja narodu jako wielkości przedpo-litycznej sugeruje natomiast inną interpretację. Według niej wolność narodu polega zasadniczo na zdolności potwierdzania niepodległości, w razie potrzeby siłą militarną. Tak jak ludzie prywatni na rynku, tak narody realizują własne interesy w dzikich ostępach międzynarodowej polityki siły. Tradycyjny obraz zewnętrznej suwerenności zabarwia się narodowo i przez to rozbudza nowe energie.


III. Napięcie między nacjonalizmem i republikanizmem


W odróżnieniu od republikańskich wolności jednostki, niepodległość własnego narodu, której w razie konieczności trzeba bronić „krwią synów", oznacza owo miejsce, w którym zsekularyzowane państwo zachowuje pewną niezsekularyzowaną pozostałość transcendencji. Toczące wojnę państwo narodowe nakłada na obywateli obowiązek ryzykowania życia dla zbiorowości. Od czasów rewolucji francuskiej powszechna służba wojskowa uznawana jest za odwrotną stronę praw obywatelskich; w gotowości by walczyć i umrzeć za ojczyznę mają znaleźć potwierdzenie zarówno świadomość narodowa jak i przekonania republikańskie.


Tak więc w inskrypcjach francuskiej historii narodowej odbija się podwójny ślad pamięci: kamienie milowe walki o wolność republikańską łączą się z symboliką śmierci upamiętniającą poległych na polu chwały.

Naród ma dwa oblicza. Podczas gdy naród powstały z politycznej woli obywateli jest źródłem legitymacji demokratycznej, „naturalny" naród roda­ków troszczy się o społeczną integrację. Obywatele własną mocą konstytuują polityczne zrzeszenie wolnych i równych; rodacy zastają siebie we wspólnocie wyznaczonej przez wspólny język i historię. W pojęciowość państwa narodowego wpisane jest napięcie między uniwersalizmem egalitarnej wspólnoty prawnej i partykularyzmem historycznej wspólnoty losu.

Ta ambiwalencja pozostaje niegroźna, dopóki kosmopolityczne rozumienie narodu obywateli zachowuje pierwszeństwo przed etnocentryczną interpretacją narodu, który trwale znajduje się w ukrytym stanie wojny z innymi narodami. Tylko nienaturalistyczne pojęcie narodu łączy się gładko z uniwersalistycznym samorozumieniem demokratycznego państwa prawnego. Wtedy rolę wiodącą może przyjąć idea republikańska i może ona ze swej strony przenikać społecznie integrujące formy życia, strukturalizując je według wzorców uniwersalistycznych. Państwo narodowe zawdzięcza swój historyczny sukces tej okoliczności, że zastąpiło rozpadające się więzi korporacyjne społeczeństwa przednowoczesnego solidarną więzią obywateli. Ale ta republikańska zdobycz jest zagrożona wtedy, gdy na odwrót, integracyjna moc narodu obywateli zostaje sprowadzona do przedpolitycznej rzeczywistości narodu wyrosłego naturalnie, a więc do czegoś niezależnego od politycznego kształtowania opinii i woli samych obywateli. Można oczywiście przytoczyć wiele racji na rzecz tego ześlizgnięcia się w na­cjonalizm. Wymienię dwie takie racje; jedna ma charakter konceptualny, druga empiryczny.

W prawnej konstrukcji państwa konstytucyjnego istnieje pewna luka, która zaprasza do tego, by wypełnić ją naturalistycznym pojęciem narodu. W samych tylko pojęciach normatywnych nie da się mianowicie wyjaśnić, jak owe osoby, które jednoczą się, by prawowicie uregulować swoje współżycie środkami prawa pozytywnego, mają się połączyć vi zasadniczą całość. Normatywnie rzecz biorąc, społeczne granice zrzeszenia wolnych i równych podmiotów wspólnego prawa są przypadkowe. Ponieważ dobrowolny charakter decyzji przystąpienia do praktyki ustrojotwórczej jest fikcją teorii prawa rozumowego, to w świecie, jaki znamy, pozostawione jest historycznemu przypadkowi i faktyczności zdarzeń - zwykle naturalnemu wynikowi gwałtownych konfliktów, wojen i wojen domowych - kto zdobywa moc definiowania granic politycznej wspólnoty. Teoretycznym błędem, brzemiennym w praktyczne skutki a sięgającym XIX wieku, jest przyjmowanie,


że także na to pytanie można odpowiedzieć normatywnie, mianowicie stając na gruncie „prawa do narodowego samookreślenia"5.

Nacjonalizm rozwiązuje ten problem granic na swój sposób. Nawet jeśli świadomość narodowa sama jest artefaktem, projektuje ona wyobrażoną wielkość w postaci narodu jako coś wyrosłego naturalnie, co w przeciwieństwie do sztucznego porządku prawa pozytywnego i konstrukcji państwa konstytucyj­nego rozumie się samo przez się. Dlatego powrót do narodu „organicznego" może pozbawić mniej lub bardziej przypadkowe granice wspólnoty politycznej odium kontyngencji, spowić je w aurę udawanej substancjalności i uprawomoc­nić przez „pochodzenie".

Druga racja jest bardziej trywialna. Właśnie sztuczność mitów narodo­wych, zarówno w obróbce naukowej, jak i w wersji propagandowej czyni nacjo­nalizm z gruntu podatnym na nadużycie przez elity polityczne. To, że konflikty wewnętrzne neutralizuje się sukcesami w polityce zagranicznej, polega na me­chanizmie socjopsychologicznym, z którego zawsze korzystały rządy. Ale pań­stwo narodowe, które dąży do światowego znaczenia drogą wojenną, ma z góry przygotowane tory, na które może skierować konflikty powstające z walki klaso­wej podczas przyspieszonej kapitalistycznej industrializacji: zbiorową wolność narodu można interpretować w sensie powiększania władzy imperialnej. Histo­ria europejskiego imperializmu między rokiem 1871 i 1914 ilustruje tak samo dobrze jak integralny nacjonalizm XX wieku (nie mówiąc już o rasizmie nazi­stów) ten smutny fakt, że idea narodu mniej służyła do tego, by umocnić spo­łeczeństwa w ich lojalności wobec państwa konstytucyjnego, niż do tego, by mobilizować masy w imię celów, które trudno pogodzić z zasadami republi­kańskimi6.

Nauka, jaką możemy wyciągnąć z tej historii, jest oczywista. Państwo narodowe musi pozbyć się ambiwalentnego potencjału, który kiedyś działał jako siła napędowa. Dziś jednak, gdy zdolność działania państwa narodowego napotyka na swoje granice, z jego analizy można się wiele nauczyć. Swego czasu państwo narodowe stworzyło płaszczyznę politycznej komunikacji, która umoż­liwiła zapanowanie nad postępującą abstrakcją wynikającą ze społecznej moder­nizacji i pozwalała ludności, wyrwanej z tradycyjnych związków życiowych, znów się odnaleźć w kontekstach poszerzonego i zracjonalizowanego świata życia. Tę

5 Tak już liberalny teoretyk prawa państwowego Johann Caspar Bluntschli: „Każdy naród powołany jest i dlatego uprawniony do tego, by utworzyć państwo. [...] Tak jak ludzkość dzieli się na pewną liczbę narodów, tak i świat powinien (!) zostać podzielony na tyleż państw. Każdy naród to jedno państwo. Każde państwo to jeden byt narodowy". Cyt. za H. Schulze (1994), s. 225.

6 Por. H. Schulze (1994), s. 243 nn.



integracyjną funkcję mogło ono spełnić tym łatwiej, że prawny status obywatela wiązał się z kulturalną przynależnością do narodu. Dzisiaj, ponieważ państwo narodowe w sferze wewnętrznej ma do czynienia z wybuchową siłą multikulturalizmu, a na zewnątrz z presją problemów globalizacji, powstaje pytanie, czy istnieje jakiś równie funkcjonalny ekwiwalent dla owego iunctim narodu obywateli i narodu zakorzenionego w ludzie (Volksnation).


IV. Jedność kultury politycznej w wielości subkultur


Kulturalne zakorzenienie prawnie zdefiniowanego obywatelstwa pierwotnie mogła zapewniać sugestywna jedność mniej lub bardziej homogenicznego narodu. W tym kontekście demokratyczne obywatelstwo mogło stanowić punkt przecięcia dla więzi wzajemnej odpowiedzialności. Dziś jednak w naszych pluralistycznych społeczeństwach mamy na co dzień do czynienia ze zjawiskami, które coraz bardziej odbiegają od modelowego przypadku państwa narodowego z jego kulturalnie homogeniczną ludnością. Rośnie różnorodność kulturowych form życia, grup etnicznych, wyznań i obrazów świata. Dla tego procesu nie ma alternatywy, jeśli ceną nie mają być czystki etniczne, normatywnie nie do przyjęcia. Republikanizm musi się zatem nauczyć stać na własnych nogach. Jego dowcip polega przecież na tym, że proces demokratyczny przejmuje zarazem na siebie rolę bezpiecznika, gwarantującego społeczną integrację w warunkach coraz bardziej zróżnicowanego społeczeństwa. W społeczeństwie kulturalnie i światopoglądowo pluralistycznym tego ciężaru nie można przesunąć z płasz­czyzn politycznego kształtowania woli i publicznej komunikacji na pozornie naturalny substrat rzekomo homogenicznego narodu. Za taką fasadą kryłaby się bowiem tylko hegemoniczna kultura panującej części społeczeństwa. Z powo­dów historycznych w wielu krajach istnieje fuzja kultury większości z ową ogólną kulturą polityczną, która wysuwa roszczenie, by uznawali ją wszyscy obywatele, bez względu na własne kulturowe pochodzenie. Tę fuzję trzeba unieważnić, jeśli w obrębie tej samej wspólnoty mają móc równoprawnie istnieć obok siebie i współistnieć różne kulturowe, etniczne i religijne formy życia. Płaszczyznę wspólnej kultury politycznej trzeba oddzielić od płaszczyzny subkultur i ich przedpolitycznie określonych tożsamości. Roszczenie do równoprawnej koeg­zystencji opatrzone jest naturalnie zastrzeżeniem, że cieszące się ochroną wy­znania i praktyki nie mogą być sprzeczne z obowiązującymi zasadami konstytu­cyjnymi (jak się je rozumie w danej kulturze politycznej).


Kultura polityczna kraju krystalizuje się wokół obowiązującej konstytucji. Każda kultura narodowa rozwija w świetle własnej historii inną interpretację tych samych zasad - jak zasada suwerenności ludu i praw człowieka - ucieleśnionych także w innych republikańskich konstytucjach. Na podstawie tych interpretacji może dojść do głosu „patriotyzm konstytucyjny", zastępując pierwotny nac­jonalizm. Taki konstytucyjny patriotyzm niektórym obserwatorom wydaje się zbyt słabym spoiwem dla złożonych społeczeństw. Tym bardziej palące staje się pytanie, pod jakimi warunkami rezerwy liberalnej kultury politycznej wystarczą, by także niezależnie od skojarzeń narodowych uchronić naród obywateli przed rozpadem na fragmenty.

Dziś stało się to problemem nawet dla klasycznych krajów imigracji, ta­kich jak Stany Zjednoczone. Kultura polityczna Stanów Zjednoczonych za­pewnia większą niż w innych krajach przestrzeń dla pokojowej koegzystencji obywateli o różnym zapleczu kulturowym; każdy może tam żyć z dwiema tożsamościami, być we własnym kraju jednocześnie obywatelem i obcym. Ale nara­stający fundamentalizm, nawet terroryzm (jak w Oklahomie) jest ostrzeżeniem, że nawet tutaj zabezpieczająca sieć religii obywatelskiej, która od ponad dwu­stu lat interpretuje w podziwu godny sposób ciągłą historię konstytucji, mogła­by ulec rozerwaniu. Przypuszczam, że kultura polityczna, niezależnie od tego, jak bardzo utrwalona, będzie mogła utrzymywać w spoistości społeczeństwa wielokulturowe tylko wtedy, gdy demokracja będzie się wypłacać nie tylko libe­ralnymi prawami wolnościowymi i politycznymi prawami uczestnictwa (Teil-nahmerechte), lecz także powszednim korzystaniem z udziałowych praw (Teil-haberechte) socjalnych i kulturalnych. Obywatele muszą móc doświadczać wartości użytkowej swoich praw także w formie bezpieczeństwa socjalnego i wza­jemnego uznania różnych kulturowych form życia. Demokratyczne obywatel­stwo będzie rozwijać swą moc integracyjną, tzn. budować solidarność między obcymi tylko wtedy, gdy sprawdzi się jako mechanizm, dzięki któremu będzie można faktycznie zapewniać materialne warunki egzystencji dla pożądanych form życia.

Taką perspektywę sugeruje w każdym razie ten typ państwa dobrobytu, który rozwinął się w Europie w korzystnych, acz już nieistniejących warunkach okresu powojennego. Tutaj, po drugiej wojnie światowej, wyczerpały się źródła energii rozbudzonego nacjonalizmu. Pod parasolem nuklearnej równowagi supermocarstw mocarstwom europejskim - nie tylko podzielonym Niemcom - nie było dane prowadzić samodzielnej polityki zagranicznej. Sporne kwestie graniczne nie były dyskutowane. Konfliktów społecznych nie można było skie­rowywać na zewnątrz, trzeba je było rozwiązywać w ramach polityki wewnętrz­-


nej. W tych warunkach uniwersalistyczne rozumienie demokratycznego państwa prawnego mogło się w znacznej mierze uwolnić od imperatywów zorientowanej na interesy narodowe i geopolitycznie motywowanej polityki siły. Mimo atmo­sfery światowej wojny domowej i antykomunistycznych obrazów wroga tradycyj­ne sprzężenie republikanizmu z celami narodowego samopotwierdzenia rozluź­niało się także w świadomości publicznej.

W szczególnym położeniu Republiki Federalnej Niemiec, która i tak już była pozbawiona istotnych praw suwerenności, tendencja do niejako „post-narodowego" samorozumienia wspólnoty politycznej mogła rozwinąć się silniej niż w innych państwach europejskich. Ale w większości krajów zachodnio-i północnoeuropejskich spacyfikowanie antagonizmu klasowego środkami pań­stwa socjalnego stworzyło nową sytuację. Z biegiem czasu zbudowano i roz­budowano systemy ubezpieczeń społecznych, przeprowadzono reformy w takich dziedzinach jak szkoła, rodzina, prawo karne i więziennictwo, ochrona danych osobowych itd., zapoczątkowano też przynajmniej feministyczną politykę równo­uprawnienia. W obrębie jednej generacji nastąpiło wyraźne, acz niedoskonałe polepszenie statusu obywateli w jego prawnej substancji. To zaś - i o to mi tutaj chodzi - uwrażliwiło samych obywateli na pierwszeństwo tematu urzeczywist­nienia praw podstawowych - na owo pierwszeństwo, które realny naród oby­wateli musi zachowywać przed wyobrażonym narodem rodaków.

System praw został ukształtowany w ekonomicznie korzystych warunkach względnie długiego okresu wzrostu gospodarczego. Każdy mógł więc rozpoznać i docenić status obywatela jako to, co łączy go z innymi członkami wspólnoty politycznej, co jednocześnie czyni go od nich zależnym i za nich współodpo­wiedzialnym. Wszyscy mogli zobaczyć, że w cyklu reprodukcji i ulepszania warunków preferowanych sposobów życia autonomia prywatna i publiczna wzajemnie się zakładają. W każdym razie intuicyjnie zauważali, że swoje pry­watne przestrzenie działania mogą od siebie uczciwie odgraniczać tylko wtedy, gdy czynią stosowny użytek ze swoich kompetencji polityczno-obywatelskich; i że do tego politycznego uczestnictwa zdolni są z kolei tylko na gruncie niena­ruszonej sfery prywatnej. Konstytucja sprawdziła się jako instytucjonalna rama dla dialektyki między równością prawną i faktyczną, która jednocześnie umacnia prywatną i polityczną autonomię obywateli7.

Jednakże ta dialektyka tymczasem ustała, całkiem niezależnie od przyczyn lokalnych. Jeśli chcemy to wyjaśnić, musimy przyjrzeć się tendencjom, które dziś przyciągają uwagę pod hasłem „globalizacji".

7 Por. J. Habermas, Faktyczność i obowiązywanie, przeł. A. Romaniuk, R. Marszałek, Warszawa 2005, s. 430 nn.





V. Granice państwa narodowego: ograniczenia wewnętrznej suwerenności


Kiedyś państwo narodowe pilnowało swoich terytorialnych i społecznych granic wręcz neurotycznie. Te kontrole dawno przestały być szczelne wskutek niepo­wstrzymanych procesów przekraczających granice. Anthony Giddens zdefinio­wał „globalizację" jako zagęszczenie stosunków o wymiarze światowym, które skutkują zwrotnym oddziaływaniem na siebie zdarzeń lokalnych i odległych8. Światowe procesy komunikacyjne przebiegają w językach naturalnych (głównie za pośrednictwem mediów elektronicznych) albo w specjalnych kodach (przede wszystkim pieniądza i prawa). Ponieważ „komunikacja" ma tutaj dwojakie znaczenie, z procesów tych wynikają przeciwbieżne tendencje. Sprzyjają one z jednej strony poszerzaniu świadomości aktorów, z drugiej strony rozgałęzianiu się, zwiększaniu zasięgu i wiązaniu systemów, sieci (np. rynków) czy organizacji. Rozrost systemów i sieci pomnaża wprawdzie możliwe kontakty i informacje, ale sam przez się nie powoduje poszerzania intersubiektywnie podzielanego świata i owego dyskursywnego wiązania istotnych punktów widzenia, tematów i przy­czynków, z których powstają polityczne sfery publiczne. Świadomość planują­cych, komunikujących się ze sobą i działających podmiotów wydaje się ulegać jednocześnie poszerzeniu i fragmentaryzacji. Sfery publiczne wytwarzane w internecie są od siebie odcięte niczym globalne wioski. Przede wszystkim nie jest jasne, czy poszerzająca się, ale ześrodkowana na świecie przeżywanym świado­mość publiczna w ogóle może jeszcze ogarnąć systemowo wyodrębnione i zróż­nicowane zależności, czy też usamodzielnione przebiegi systemowe dawno już zostawiły w tyle wszelkie więzi ufundowane przez komunikację polityczną.

Państwo narodowe stanowiło kiedyś ramy, w których artykułowana była i w pewien sposób także instytucjonalizowana republikańska idea świadomego wpływania społeczeństwa na siebie samo. Typowy był dla niego, jak wspomnia­łem, komplementarny stosunek między państwem i ekonomią z jednej strony, polityką wewnętrzną i międzypaństwową rywalizacją o władzę z drugiej strony. Ten schemat pasuje naturalnie tylko do stosunków, gdzie polityka narodowa może jeszcze wywierać wpływ na „gospodarkę narodową". Tak więc na przykład w erze keynesowskiej polityki gospodarczej wzrost zależał od czynników, które wychodziły na pożytek nie tylko kapitałowi, lecz także ogółowi ludności - od umożliwienia konsumpcji masowej (pod presją wolnych związków zawodo­-

8 A. Giddens, The Consequences of Modernity, Cambridge 1990, s. 64; tenże, Poza lewicą i prawicą, przeł. J. Serwański, Poznań 2001, s. 93 nn.





wych); od wzrostu technicznych sił produkcyjnych (dzięki niezależnym bada­niom podstawowym), skracających zarazem czas pracy; od wzrostu kwalifikacji siły roboczej w ramach poszerzającego się systemu edukacyjnego (który popra­wiał poziom wykształcenia ludności) itd. W ramach gospodarek narodowych wygospodarowywano w każdym razie możliwości podziału, które można było wykorzystać zarówno w negocjacjach ze stroną związkową, jak i - co się tyczy państwa - w polityce społecznej, by zaspokoić aspiracje wymagającej i inteligent­nej ludności.

Chociaż kapitalizm od początku rozwijał się w wymiarach światowych9, ta nowoczesna dynamika, uwolniona we współgraniu z nowoczesnym systemem państw, przyczyniła się raczej do umocnienia państwa narodowego. Tymczasem jednak te dwa kierunki rozwojowe już się wzajemnie nie wzmacniają. To prawda, że „terytorialne ograniczenie kapitału nigdy nie odpowiadało jego strukturalnej mobilności. Wynikało ze szczególnych historycznych warunków społeczeństwa obywatelskiego w Europie"10. Ale te warunki zmieniły się gruntownie wraz z denacjonalizacją produkcji gospodarczej. Obecnie wszystkie kraje przemys­łowe dotyka okoliczność, że strategie inwestycyjne coraz większej liczby przedsię­biorstw orientują się na światową sieć rynków finansowych i rynków pracy.

9 Por. I. Wallerstein, The Modern World System, N.Y. 1974.

10 R. Knieper, Nationale Souveränität, Frankfurt am Main 1991, s. 85.

Debaty o lokalizacji" [produkcji], które dziś toczymy, uświadamiają, że coraz bardziej rozwierają się nożyce między możliwościami działania w ramach ograniczeń nakładanych przez państwa narodowe, z jednej strony, i globalnymi imperatywami gospodarczymi, tzn. takimi, na które nie sposób już wpływać środkami politycznymi, z drugiej strony. Najważniejszymi zmiennymi są z jednej strony przyspieszony rozwój i dyfuzja nowych, zwiększających produktywność technologii, z drugiej strony ogromny przyrost rezerw względnie taniej siły roboczej. Dramatyczne problemy zatrudnienia w niegdyś Pierwszym Świecie wynikają nie z klasycznych stosunków w handlu światowym, lecz z globalnej sieci stosunków produkcji. Suwerenne państwa mogą mieć pożytek ze swoich ekonomistów tylko dopóty, dopóki istnieją jeszcze narodowe gospodarki, do których przykrojone są interwencjonistyczne polityki. Tymczasem wraz z naj­nowszym przyspieszeniem denacjonalizacji gospodarki polityka narodowa coraz bardziej traci władzę nad tymi warunkami produkcji, w których powstają zyski i dochody dające się opodatkować. Rządy mają coraz mniejszy wpływ na przedsiębiorstwa, które podejmują decyzje inwestycyjne w poszerzonym, global­nym horyzoncie. Stoją przed dylematem, który polega na tym, że muszą uniknąć


dwóch równie nierozumnych reakcji. Tak jak beznadziejna jest próba protek­cjonistycznego odgradzania się [rynków] i tworzenia karteli obronnych, tak z drugiej strony, wobec spodziewanych skutków społecznych, niebezpieczne jest obniżanie kosztów przez politykę deregulacji.

Społeczne skutki abdykacji polityki, takiej, że za zdolność uczestniczenia w międzynarodowej konkurencji płaci się cenę wysokiego trwałego bezrobocia i demontażu państwa socjalnego, już zaznaczają się w krajach OECD. Wysychają źródła społecznej solidarności, tak że warunki życia dawnego Trzeciego Świata nie są już też obce ludziom w centrach Pierwszego Świata. Te trendy zgęszczają się w fenomen nowej podklasy („Unterklasse"). Za pomocą tego mylącego terminu, o formie liczby pojedynczej, socjologowie ujmują wiązkę zmarginalizowanych grup, w dużym stopniu odciętych od reszty społeczeństwa. Do underclass należą grupy spauperyzowane, które pozostawia się samym sobie, choć nie są w stanie zmienić swego położenia o własnych siłach. Nie dysponują one żadnym potencjałem groźby - tak samo jak zubożałe regiony świata wobec regionów rozwiniętych. Ten rodzaj segmentacji nie oznacza jednak, że społeczeństwa, w których nie będzie już więzi solidarności, będą mogły odciąć od siebie dowolne części wspólnoty społecznej bez skutków politycznych. W dłuższej perspektywie nieuniknione są przynajmniej trzy konsekwencje. Podklasa wywołuje społeczne napięcia, które wyładowują się w samodestrukcyjnych, pozbawionych celu rewoltach i mogą być kontrolowane tylko środkami represyjnymi. Wtedy budowa więzień, organizacja bezpieczeństwa wewnętrznego w ogóle staje się pro­sperującym przemysłem. Co więcej, społecznego zaniedbania i fizycznego zubożenia nie można utrzymać w lokalnych granicach. Trucizna gett przedostaje się do infrastruktury śródmieść, a nawet całych regionów, i osiada w porach całego społeczeństwa. Skutkuje to w końcu moralną erozją społeczeństwa, która musi dotknąć każdą wspólnotę republikańską w jej uniwersalistycznym rdzeniu. Formalnie poprawnie podejmowane uchwały większości, które odzwierciedlają tylko statusowe lęki i odruchy samopotwierdzenia zagrożonej upadkiem warstwy średniej, podkopują mianowicie prawowitość procedur i instytucji. Na tej drodze zaprzepaszczona zostaje właściwa zdobycz państwa narodowego, które integ­rowało ludność przez partycypację demokratyczną.

Ten pesymistyczny scenariusz nie jest nierealistyczny, ale naturalnie ilu­struje tylko jedną z kilku perspektyw przyszłości. Historia nie zna praw w ści­słym sensie; a ludzie, nawet społeczeństwa zdolne są do uczenia się. Jedna z alternatyw wobec owej abdykacji polityki polegałaby na tym, że ta - wraz z konstrukcją aktorów zdolnych działać na poziomie ponadnarodowym – od-


­rodzi się w oparciu o rynki. Przykładem jest Europa na drodze do Unii Euro­pejskiej. Niestety z tego przykładu płyną różne nauki. Dziś bowiem państwa europejskie zatrzymują się na progu unii walutowej, dla której rządy narodowe muszą poświęcić swoją suwerenność pieniężną. Denacjonalizacja pieniądza i polityki pieniężnej uczyniłaby konieczną wspólną politykę finansową, gospodar­czą i socjalną. Od czasu układu z Maastricht w państwach członkowskich rośnie opór przed wertykalną rozbudową Unii Europejskiej, która w ten sposób sama przybrałaby istotne cechy państwa i zmediatyzowałaby swoich członków, pań­stwa narodowe. W świadomości swoich historycznych zdobyczy państwo na­rodowe obstaje przy swojej tożsamości w chwili, gdy procesy globalizacyjne opanowują je bez reszty i pozbawiają władzy. Polityka, jak dawniej należąca do państwa narodowego, ogranicza się wciąż jeszcze do tego, by możliwie bez­kolizyjnie dostosować własne społeczeństwo do systemowych imperatywów i skutków ubocznych dynamiki gospodarki światowej, w znacznym stopniu oderwanej od politycznych warunków ramowych. Zamiast tego musiałaby podjąć heroiczną próbę przezwyciężenia siebie samej i stworzenia politycznych moż­liwości działania na płaszczyźnie ponadnarodowej. Jeśli przy tym miałoby się nadać odpowiednie znaczenie normatywnemu dziedzictwu demokratycznego państwa prawnego przeciwko dynamice rozkiełznanego kapitału, to nawet musiałoby się to odbyć w formach nawiązujących do demokratycznych procesów kształtowania woli.



VI. „Przezwyciężenie" państwa narodowego: likwidacja czy odtworzenie na wyższym poziomie?


Mówienie o przezwyciężeniu państwa narodowego jest dwuznaczne. Według jednej, powiedzmy ponowoczesnej interpretacji, wraz z końcem państwa naro­dowego rozstajemy się zarazem z projektem politycznej autonomii obywateli, który i tak, według tej interpretacji, popadł w nieodwracalną ruinę. Według innej, niedefetystycznej interpretacji, ten projekt społeczeństwa uczącego się, od­działującego na siebie za pomocą politycznej woli i świadomości, ma także poza światem państw narodowych jeszcze jakąś szansę. Spór idzie o normatywne samorozumienie demokratycznego państwa prawnego. Czy możemy się w nim wciąż odnaleźć także w epoce globalizacji, czy też musimy się uwolnić od tego miłego, ale już niefunkcjonalnego reliktu starej Europy?


Jeśli u swego kresu znalazło się nie tylko państwo narodowe, lecz wraz z nim każda forma uspołecznienia politycznego, to obywatele zostają umieszczeń w świecie anonimowych stosunków sieciowych, w których muszą wybierać między systemowo wytwarzanymi opcjami według każdorazowo własnych prefe­rencji. W tym postpolitycznym świecie wzorcem postępowania staje się między­narodowe przedsiębiorstwo. Usamodzielnienie się globalnego systemu gos­podarczego wobec bezsilnych prób politycznego, normatywnie zorientowanego wpływania na sprawy wydaje się zresztą, z perspektywy teorii systemów, szcze­gólnym przypadkiem ogólniejszego procesu. Punktem docelowym jest w pełni zdecentrowane społeczeństwo światowe, które rozpada się na nieuporządko­waną mnogość samoreprodukujących się i samosterujących systemów funk­cjonalnych. Tak jak Hobbesowskie osoby w stanie natury, systemy te stanowią dla siebie nawzajem otoczenia. Nie mówią już żadnym wspólnym językiem Pozbawione intersubiektywnie podzielanego uniwersum znaczeń spotykają sic ze sobą na gruncie wzajemnych obserwacji i zachowują się wobec siebie zgodnie z imperatywami samozachowania.

J. M. Guehenno kreśli obraz tego świata z perspektywy pojedynczych obywateli, którzy wypadli z unicestwionego kontekstu wspólnot państwowych opartych na solidarności i muszą się teraz odnaleźć w nieprzejrzystej mieszaninie samopotwierdzających się systemów operujących w sposób wolny od norm. Ci „nowi" ludzie pozbywają się złudnego samorozumienia ludzi nowoczesnych. Aż nazbyt wy raźny jest neoliberalny rdzeń tej hellenistycznej wizji. Autonomię obywateli od ręki pozbawia się moralnej komponenty samookreślenia politycznego i zawęża im powrót do autonomii prywatnej: „Jak obywatela rzymskiego w czasach Karakalli obywatela w epoce sieci coraz mniej określa udział w wykonywaniu suwerenności a coraz silniej to, że może on rozwinąć działalność w ramach, w których wszystkie procedury są posłuszne jasnym i przewidywalnym regułom. [...] Nie będzie ważne to, czy daną normę wyznacza prywatne przedsiębiorstwo, czy urzędnik administracji. Norma nie będzie już wyrazem suwerenności, będzie tylko czynnikiem redukującym niepewność, środkiem obniżania kosztów przedsięwzięcia dzięki zwiększeniu przejrzystości"11. W przekornym nawiązaniu do Heglowskiej polemik wymierzonej przeciwko „państwu konieczności i rozsądku" państwo demokratyczne zostaje zastąpione przez „państwo prawa prywatnego bez żadnego odniesienią do prawa naturalnego, zredukowane do kodeksu reguł i uprawomocnioni tylko przez codziennie dostarczane dowody swej funkcjonalności"12. W miejsce

11 J. M. Guehenno, Das Ende der Demokratie, Miinchen/Zurich 1994, s. 86 n.

12 Tamże, s. 140.



norm, które jednocześnie są skuteczne i wyrażają takie zasady jak suwerenność ludu oraz prawa człowieka, wstępuje - w postaci „logiki sieci" - niewidzialna ręka rzekomo spontanicznie regulowanych procesów społeczeństwa światowe­go. Ale te mechanizmy, niewrażliwe na koszty zewnętrzne, nie budzą zbytniego zaufania. Dotyczy to w każdym razie dwóch najbardziej znanych przykładów globalnej samoregulacji.

Równowaga mocarstw", na której przez trzysta lat polegał system między­narodowy, załamała się najpóźniej wraz z drugą wojną światową. Bez trybunału międzynarodowego i ponadpaństwowej władzy stosującej sankcje nie można się było odwoływać do prawa międzynarodowego i stosować go, jak to się dzieje w przypadku prawa wewnątrzpaństwowego. Przebieg wojen normowała w pew­nej mierze konwencjonalna moralność i „obyczaj" panujący w stosunkach dynastycznych. W XX wieku wojna totalna rozerwała także i te słabe ramy nor­matywne. Postęp techniczny w dziedzinie broni, dynamika zbrojeń i rozprze­strzenianie się broni masowego rażenia13 ukazały z całą mocą zagrożenia zwią­zane z tą anarchią sił, niesterowaną przez żadną niewidzialną rękę. Założenie Ligi Narodów było pierwszą próbą choćby udomowienia nieobliczalnych sił w systemie bezpieczeństwa zbiorowego. Założenie Organizacji Narodów Zjed­noczonych to druga próba zbudowania ponadnarodowej struktury zdolnej działać na rzecz globalnego ładu światowego, wciąż jeszcze znajdującego się u swych początków. Po tym jak nastał kres dwubiegunowej równowagi strachu, w dziedzinie międzynarodowej polityki bezpieczeństwa i praw człowieka wydaje się otwierać perspektywa „światowej polityki wewnętrznej" (C. F. von Weiz­säcker). Anarchiczna równowaga sił okazała się zawodna i zrozumiano przynaj­mniej tyle, że należałoby sobie życzyć jakiegoś politycznego uregulowania.

Podobnie rzecz się ma z drugim przykładem spontanicznego usieciowienia. Także rynek światowy najwyraźniej nie może być pozostawiony jedynie pieczy Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, jeżeli ma zostać przezwyciężona asymetryczna współzależność między światem OECD a krajami zmarginalizowanymi, które muszą jeszcze rozwijać gospodarki działa­jące o własnych siłach. Raport, który przyniósł światowy szczyt społeczny w Ko­penhadze, jest wstrząsający. Brakuje zdolnych do działania aktorów, którzy na płaszczyźnie międzynarodowej mieliby siłę, by porozumieć się co do odpowied­nich instytucji, procedur i politycznych warunków ramowych. Takiej kooperacji


domagają się nie tylko dysproporcje między Północą i Południem, lecz tak samo upadek socjalnych standardów w zamożnych społeczeństwach północnoatlantyckich, gdzie polityka socjalna, prowadzona w granicach państwa narodowe go, jest bezsilna wobec następstw niskich kosztów płacy na zglobalizowanych i szybko rozszerzających się rynkach pracy. Możliwości działań ponadnarodowych brakuje tym bardziej, jeśli chodzi o problemy ekologiczne, które w ich wymiarze globalnym omawiano na szczycie w Rio. Bez zdolnych do działania instytucji międzynarodowych nie sposób sobie wyobrazić bardziej pokojowego i sprawiedliwego ładu światowego i światowego ładu gospodarczego - przede wszystkim bez uzgodnień między powstającymi dziś dopiero strukturami kontynentalnymi i bez programów politycznych, możliwych do wcielania w życie tylko pod presją takiego społeczeństwa obywatelskiego, które nabrało mobilności w wymiarze światowym.

To skłania do konkurencyjnej interpretacji, zgodnie z którą państwo narodowe zostałoby raczej „odtworzone na wyższym poziomie" (aufgehoben) ni: zlikwidowane. Ale czy można by też zachować na wyższym poziomie jego treścią normatywną? Świetlanej idei ponadnarodowych możliwości działania, które pozwoliłyby Narodom Zjednoczonym i ich organizacjom regionalnym zaprowadzić Nowy Ład Światowy i Światowy Ład Gospodarczy, towarzyszy cień niepokojącego pytania, czy demokratyczne kształtowanie opinii i woli w ogół może uzyskać moc wiążącą ponad tym poziomem integracji, który osiągnęło państwo narodowe.


1



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
INTERWENCJE ZEWNĘTRZNE UNII EUROPEJSKIEJ (1), Bezpieczeństwo narodowe, Bezpieczeństwo zewnętrzne pań
państwo narodowe
Czy zmierzch państwa narodowego, bezpieczeństwo narodowe(1)
stwo narodowe w obliczu globalizacji i integracji, Państwo narodowe w obliczu globalizacji i integra
stwo narodowe w obliczu globalizacji i integracji, Państwo narodowe w obliczu globalizacji i integra
42 Państwo Narodowe nieudane?sarstwo
Stosunki Unii Europejskiej z państwami Ameryki Łacińskiej, LICENCJAT - MATERIAŁY NA EGZAMIN - STOSUN
PAŃSTWA i NARODOWOŚCI, Gramatyka - kompendium wiedzy (kala101)
41 Początki Państwa Narodowwego
Państwa Unii Europejskiej, Państwa Unii Europejskiej
Polska a Unia Europejska, bezpieczeństwo narodowe(1)
53 Region nie jest miniaturą państwa narodowego
Czy zmierzch państwa narodowego 2
Antoni Kuklińsk i Rozszerzenie Unii Europejskiej o państwa Europy Środkowej i Wschodniej perspektywa
Panstwo narodowe w Europie Zmierzch czy walka o przetrwanie
klasyczna filozofia państwo narodowe i idea demokracji
Idea państwa narodowego w jednoczącej się Europie Maciej G
Kraje niemieckojęzyczne skróty państw narodowości itp

więcej podobnych podstron