AUGUST STRINDBERG
* PANNA JULIA *
/ Froken Julie /
PRZEKŁAD - JÓZEF JASIELSKI
SZTOKHOLM - 2005
OSOBY:
PANNA JULIA – lat 25
JEAN – służący, lat 30
KRYSTYNA – kucharka, lat 35
Obszerna kuchnia w zamku hrabiego w noc świętojańską. Po lewej stronie sceny widoczny fragment pieca kaflowego z kawałkiem okapu. Po prawej – stół jadalny i kilka krzeseł. Piec kuchenny przybrany jest w gałązki brzeziny, podłoga usłana jałowcem. Jeszcze – lodówka, umywalka, zlew. Nad drzwiami stary dzwonek, na lewo od drzwi rura tuby akustycznej; urządzenia do rozmów wewnątrz domu. Krystyna smaży coś na patelni. Jean w liberii właśnie wchodzi, niosąc parę wysokich butów z ostrogami.
JEAN
Pannie Julii znowu odbiło dziś wieczorem.
KRYSTYNA
Już z powrotem?
JEAN
Odstawiłem hrabiego na stację i jakem wracał, wpadłem po drodze do stodoły, żeby rozprostować nogi. I patrzę: nasza panna tańcuje z gajowym... Ale jak mnie dojrzała, zaraz podleciała i ciągnie do „białego walca”... A tańcowała ze mną tak, że... nigdy nie przeżyłem czegoś takiego. (śmieje się) To wariatka!
KRYSTYNA
Zawsze taka była. Ale tak, jak przez ostatnie dwa tygodnie, odkąd rozpadły się te zaręczyny...
JEAN
(siada przy stole) Co by nie gadać, to bardzo dziwne, że panna woli zostać w domu ze służbą, zamiast w taki świąteczny dzień jechać z ojcem do krewnych. Nie tak?
KRYSTYNA
To pewnie ze wstydu po tym skandalu z narzeczonym.
JEAN
Pewnie! Chłop był charakterny! Czy ty masz pojęcie, Krystyno, jak to wyglądało? Udawałem, że nie widzę, ale widziałem. Psiakrew, na własne oczy!
KRYSTYNA
Widział to?
JEAN
Aj! Jednego razu wieczorem byli oboje na podwórzu i wtedy panna – jak to ona lubi gadać – tresowała go. Wiesz jak? Musiał skakać przez szpicrutę, jak pies na rozkaz. Dwa razy przeskoczył (śmieje się), a po trzecim wyrwał jej tę szpicrutę, połamał na kawałeczki i poszedł sobie...
KRYSTYNA
Tak to było? Coś on zmyśla!
JEAN
Dokładnie tak było! (pauza) Co tam masz za niespodziankę dla mnie?
KRYSTYNA
(nakłada z patelni na talerz i stawia przed Jeanem)
Nereczki cielęce!
JEAN
Pycha! To mój największy przysmak. (dotyka talerza) Ale talerz mogłaś podgrzać!
KRYSTYNA
Widzicie go! Bardziej wybredny niż pan hrabia! (ciągnie go pieszczotliwie za włosy)
JEAN
Dosyć tego! Mówiłem, że nie cierpię, jak mnie ktoś szarpie za włosy!
KRYSTYNA
Już dobrze... Jak tylko tak... z miłości. Bo Jean wie chyba... (otwiera butelkę piwa)
JEAN
W wilje świętego Jana? Piwo? Uprzejmie dziękuję. Mam coś lepszego! (z szuflady stołu wyjmuje butelkę czerwonego wina) A co?! Dawaj kieliszek! Na nóżce, ma się rozumieć. Ma być odpowiedni do takiego trunku!
KRYSTYNA
Boże broń, dostać takiego męża! (śmieje się) Grymaśny się zrobił, że nie podchodź!
JEAN
Takie tam gadanie! Padłabyś na wnak ze szczęścia, gdybyś złapała takiego chłopa, jak ten tutaj. I nie wyglądasz mi na zmartwioną, kiedy plotkują, że jestem twoim narzeczonym! (kosztuje wina) Dobre! Bardzo dobre! Jednak odrobinę za mało ogrzane. (ogrzewa kieliszek w dłoniach) To wino kupiliśmy w Dijon. Cztery franki za litr! No i cena butelek... i jeszcze cło! (pauza) Co ty gotujesz, że tak paskudnie śmierdzi?
KRYSTYNA
A! Panna Julia kazała przyrządzić jakieś obrzydliwstwo dla Diany.
JEAN
Uważaj na słowa! Dlaczego to w święto musisz wygotowywać dla suki? Choruje, czy co?
KRYSTYNA
Puściła się z mopsem od stróża, no i wpadła... A panienka umywa ręce.
JEAN
Panienka raz jest dumna, a czasem za mało. Coś jak świętej pamięci pani hrabina. Najlepiej jej było w kuchni, a nawet i w oborze. Mankiety miała brudne, ale koniecznie z guzikami z hrabiowską koroną. A i panienka nie dba o siebie. Powiem nawet, że bez elegancji. Na tych tam tańcach w stodole sama poprosiła gajowego Anny do tańca. Żadna z naszych kobiet nie zrobiłaby tego. Tak to wygląda, kiedy jaśniepaństwo próbuje się pospolitować - i tak się robi prostackie! (pauza) Ale ładna to ona jest ! Ekstra! A te jej ramionka! No i jeszcze, jeszcze...
KRYSTYNA
No i, no i! Za dużo tych zachwytów! Wiem co nieco od Klary, która ją ubiera...
JEAN
Co tam, Klara! To przez babską zazdrość! Jakbym nie jeździł z nią konno na spacery! (pauza) Ale, kurde, tańczy!
KRYSTYNA
Niech Jean przestanie! Zatańczymy, jak skończę tu robotę?
JEAN
Pewnie!
KRYSTYNA
Mam obiecane?
JEAN
Obiecane? Jak Jean powie, to zrobi! Dziękuję za nereczki.
PANNA JULIA
(w drzwiach; mówi do kogoś na dworze) Nie przerywajcie zabawy! Wracam za chwilę! (Jean chowa butelkę do szuflady. Julia podchodzi do Krystyny stojącej przy kuchni) Co tam? Masz to już?
JEAN
(szarmancko) Czyżby panie miały jakieś sekrety?
PANNA JULIA
(delikatnie uderza go chusteczką po twarzy) Taki wścibski!
JEAN
Umm... Jak to wytwornie pachnie fiołkami!
PANNA JULIA
(kokieteryjnie) I taki wytwornie bezczelny! Czyżby znał się również na perfumach? Bo tańczy wcale dobrze... Niech się tak nie gapi, tylko wynosi się stąd!
JEAN
(zuchwale) Czy w tym czarodziejskim wywarze można w noc świętojańską ujrzeć swego ukochanego?
PANNA JULIA
(ostro) Jeżeli wzrok nie nawala! (do Krystyny) Zakorkuj to w jakiejś butelce... A teraz, Jean, będziemy tańczyć...
JEAN
Nie chcę być niegrzeczny, ale obiecałem, że zatańczę ten taniec z Krystyną.
PANNA JULIA
Podarujesz jej następny. Prawda, Krystyno? Wypożyczysz mi na krótko Jeana?
KRYSTYNA
Ja tu nie mam nic do gadania, panienko. Skoro tyle łaski – Jean nie powinien odmawiać. Niech sobie tańczy! I niech też podziękuje za taki zaszczyt!
JEAN
Proszę się nie gniewać, ale mówiąc otwarcie, nie jest rozsądnie, żeby panna Julia obtańcowywała tego samego kawalera... Ludzie mogą wziąć na języki...
PANNA JULIA
(oburzona) Na języki! Co za bzdury! O co mu chodzi?
JEAN
Widzę, że muszę jaśniej... Podejrzanie to wygląda, gdy stale wyróżnia się tego samego kawalera spośród służby... Poza tym pozostali też zasługują na ten niebywały zaszczyt...
PANNA JULIA
Wyróżnia się? To idiotyczne! Piramidalne! To ja, pani tego domu, zaszczycam swoją obecnością wiejską zabawę. A jak tańczę, to z kimś, kto robi to dobrze i nie wystawi mnie na pośmiewisko.
JEAN
Służę panience! Jak panienka rozkaże!
PANNA JULIA
(miękko) Tutaj nie ma rozkazu. Dzisiejszego wieczora jesteśmy weseli i zawieszamy wszelkie różnice. No! Wypada podać mi ramię! Nie obawiaj się, Krystyno. Wróci do ciebie cały i zdrowy! (wychodzą)
[Pantomima, którą należy grać tak, jakby aktorka rzeczywiście była sama w kuchni. Słychać dźwięki tanecznej melodii. Krystyna nuci i sprząta, zmywa talerze etc. Podchodzi do drzwi i nadsłuchuje. Znajduje pozostawioną przez pannę Julię chusteczkę, wącha ją, wygładza – myślami jest gdzieś daleko.]
JEAN
(wchodzi sam) Jej naprawdę odbiło! Jak ona tańczy! Ośmieszyła się przed całą chłopską hołotą. Co o tym myślisz, Krystyno?
KRYSTYNA
Zawsze szaleje, jak dostaje okres. E, tam! Zatańczymy wreszcie?
JEAN
Nie gniewasz się chyba, że tak wyszło, ale...
KRYSTYNA
Co tam! Nic takiego! W końcu znam swoje miejsce...
JEAN
Masz głowę na karku, Krystyno, i będziesz dobrą żoną...
PANNA JULIA
(wchodzi, niemile zaskoczona) To ci szarmancki kawaler – zaszczycił damę ucieczką.
JEAN
To nie tak, panno Julio. Chciałem wrócić jak najspieszniej cały i zdrowy do damy, którą zostawiłem...
PANNA JULIA
(zmienia ton) Jean jest wyjątkowym tancerzem! Proszę zaraz zdjąć liberię! Mamy przecież święto!
JEAN
Tak jest, panienko! (wychodzi)
PANNA JULIA
Krystyno! Czy ja się mylę, czy Jean rzeczywiście zachowuje się tak, jakby był twoim narzeczonym?
KRYSTYNA
Narzeczonym? Można to tak nazwać. My to tak nazywamy.
PANNA JULIA
Nazywamy?
KRYSTYNA
Przecież panienka też miała narzeczonego i...
PANNA JULIA
Prawdziwego narzeczonego. Byliśmy zaręczeni.
KRYSTYNA
Mimo to i tak nic z tego nie wyszło.
[Jean wchodzi w czarnym surducie i meloniku]
PANNA JULIA
Très gentil, monsieur Jean! Très gentil!
JEAN
Vous voulez plaisanter, madame!
PANNA JULIA
Et vous voulez parler français! Gdzie się pan nauczył po francusku ?
JEAN
Byłem kelnerem w dużym hotelu w Szwajcarii, w Lucernie...
PANNA JULIA
Nie do wiary! W tym przebraniu wygląda pan jak prawdziwy dżentelmen! Charmant!
JEAN
E, tam! Pani mi schlebia!
PANNA JULIA
(urażona) Schlebiam?
JEAN
Przez wrodzoną skromność nie wierzę w prawdziwość pani komplementów pod adresem takiej osoby, jak ja. Dlatego użyłem słowa „schlebia”, biorąc komplement za lekka przesadę...
PANNA JULIA
Gdzie pan nabył takich retorycznych umiejętności?
JEAN
Słucham?
PANNA JULIA
Bywał pan często w teatrze?
JEAN
A! Też, też... Gdzie to ja nie bywałem!
PANNA JULIA
Pan jest z tych stron ?
JEAN
Tutaj, niedaleko mój ojciec był parobkiem w majątku pana prokuratora i wiele razy widywałem panią jako dziewczynkę... Nie zwracała pani na mnie, ma się rozumieć, żadnej uwagi!
PANNA JULIA
No właśnie!
JEAN
Szczególnie pamiętam coś takiego... ale nie wypada o tym mówić!
PANNA JULIA
Wypada, wypada! Proszę! Dalej! W drodze wyjątku!
JEAN
Nie ma mowy! Teraz nie potrafię... Przy innej okazji!
PANNA JULIA
Może nie być innej okazji! Czy to coś okropnego?
JEAN
Żeby tak, to nie. Niech zostanie, jak jest. (wskazuje na Krystynę, która usnęła na krześle przy kuchni) Proszę spojrzeć!
PANNA JULIA
Nadaje się na miłą żonę. I pewnie chrapie?
JEAN
Właśnie, że nie. Ale jak gada przez sen!
PANNA JULIA
Jean był świadkiem?
JEAN
(bezczelnie) We własnej osobie!
(zapada milczenie)
PANNA JULIA
Dlaczego pan stoi?
JEAN
Nie śmiałbym siedzieć w pani obecności.
PANNA JULIA
Chyba, że rozkażę?
JEAN
Wtedy absolutnie tak!
PANNA JULIA
Zatem rozkazuje siadać! Moment! Dostanę najpierw coś do picia?
JEAN
Może coś jest w lodówce. Niewykluczone, że tylko piwo.
PANNA JULIA
W sam raz! Jestem tak mało wybredna, że przedkładam je nad wino z Dijon.
JEAN
(wyjmuje butelkę piwa z lodówki, otwiera ją, nalewa do szklanki) Proszę bardzo!
PANNA JULIA
Dzięki! A pan się nie napije?
JEAN
Nie przepadam za piwem, ale wedle rozkazu...
PANNA JULIA
„Wedle” nie ma tu nic do roboty. Dopuszczam obecność uprzejmego kawalera przy spragnionej damie.
JEAN
Z tym akurat się zgadzam. (otwiera butelkę, nalewa do szklanki)
PANNA JULIA
Teraz wypije pan za moje wątpliwe zdrowie! Proszę! (Jean ociąga się) Ho, ho... Taki duży chłopiec i nieśmiały!
JEAN
(w rycerskiej pozie na kolanach) Zdrowie pani mojej!
PANNA JULIA
Brawo! Jeszcze rycerz musi pocałować mój bucik. (Jean całuje bucik). Było pięknie! Nadaje się pan na aktora.
JEAN
(wstaje) Dosyć już tej zabawy, panienko! Mógłby nas ktoś zobaczyć.
PANNA JULIA
Co z tego?
JEAN
Zaczęłyby się plotki! Wystarczy, że już gadają...
PANNA JULIA
Co gadają? Słucham. Niech pan siada!
JEAN
(siada) Nie chcę pani obrazić, bo używali okropnych wyrażeń... Też jakieś podejrzenia, że niby pani i ... No, pani wie sama! Już nie jest pani dzieckiem. Dama, która pije w cztery oczy z mężczyzną, choćby i ze swoim służącym, nagle w środku nocy, przecież naraża się na ludzkie języki...
PANNA JULIA
No i ? Nie pijemy sam na sam. Mamy tutaj Krystynę.
JEAN
Ale ona śpi.
PANNA JULIA
To trzeba ją zbudzić. Krystyno! Śpisz?
KRYSTYNA
Uhm – gm – bla – mm...!
PANNA JULIA
Krystyno! Ta ma spanie!
KRYSTYNA
(przez sen) Wyczyszczone buty pana hrabiego... kawa nastawiona,,, oj, oj, oj,,, fu!
PANNA JULIA
(ciągnie ją za nos) Masz się zbudzić!
JEAN
(poważnie) Nie wolno przeszkadzać temu, kto śpi!
PANNA JULIA
(ostro) Co?
JEAN
Ludzki sen należy uszanować. Tym bardziej kogoś, kto cały dzień umordował się przy kuchni...
PANNA JULIA
(pojednawczo) Myśl jest piękna i przynosi mu zaszczyt. Dziękuję za podpowiedź! (wyciąga do niego rękę) Czas narwać dla mnie troche bzu! (tymczasem Krystyna odurzona snem wstaje i wychodzi)
JEAN
Mamy iść razem, panienko?
PANNA JULIA
Tak!
JEAN
Nie ma mowy! Absolutnie nie ma mowy!
PANNA JULIA
Czegoś tu nie rozumiem. Czyżby Jean coś sobie po tym obiecywał?
JEAN
Nic z tych rzeczy, Boże broń!, ale tam są ludzie...
PANNA JULIA
A to ci dopiero! Pewnie pomyślą, że „zakochałam się” w służącym?
JEAN
Jeszcze nie upadłem na mózg, ale takie rzeczy miały miejsce... A ludzie potrafią, splugawić największe świętości!
PANNA JULIA
Nie jestem godna pokazać się ludziom z tak szlachetnie urodzonym kawalerem?!
JEAN
Tak!
PANNA JULIA
A więc zniżę się...
JEAN
Proszę tego nie robić, panienko! Nikt nie robi tego z własnej woli. Wezmą panią za kobietę upadłą!
PANNA JULIA
Jednak mam lepsze wyobrażenie o ludziach niż pan! Sprawdźmy to! Proszę! Tak? (patrzy czule na Jeana)
JEAN
Pani wie, że jest pani zagadkowa?
PANNA JULIA
Całkiem możliwe! Pan też jest pełen zagadek. Tak naprawdę wszystko jest zagadką – nasze życie, ludzie, to co nas czeka... Zdradzą panu mój sen, który nie odstępuje mnie ani na krok. Stoję na szczycie wysokiej kolumny, niemal w chmurach i nie mogę z niej zejść. Wiem... czuję, że muszę to zrobić, ale brak mi odwagi. Wychylam się, aby runąć w dół i nie mogę oderwać nóg, żeby... potem.... dotknąć nimi ziemi. Ale jeżeli się to kiedyś uda, umrę z poniżenia. Czy z panem też tak jest?
JEAN
(ożywiony) Nie! W moim śnie leżę pod siarczyście wysokim drzewem w ciemnej gęstwinie starego lasu. Pragnę dostać się na górę, na sam wierzchołek... Spojrzeć stamtąd na całą zalaną słońcem okolicę, odetchnąć swobodnie... Zaczynam włazić po pniu, ale jest diabelnie gruby i śliski, a do pierwszej gałęzi jakieś dwa metry, ryję pazurami korę... (pauza) Wiem jedno – jakbym dorwał się do pierwszego konaru, to jestem migiem na szczycie! Będę tam – choćby we śnie!
PANNA JULIA
Ach, te sny! Lepiej chodźmy do parku!
(chwyta go pod ramię i ruszają do wyjścia)
JEAN
Panno Julio! Wszystkie nasze sny się spełnią! Tylko trzeba w noc świętojańską włożyć pod poduszkę dziewięć kwiatów... (chwyta się nagle za oko)
PANNA JULIA
Coś panu wpadło do oka?
JEAN
To nic... Pewnie jakiś okruch – zaraz minie.
PANNA JULIA
Niech pan usiądzie. Pomogę (Bierze go za rękę i prowadzi do krzesła) Tylko spokojnie! (daje mu klapsa po ręce) Będzie wreszcie grzeczny? Taki duży, silny chłopak drży? (dotyka jego ramienia) Tak umięśniony!
JEAN
(ostrzegawczo) Panno Julio!
PANNA JULIA
Tak, monsieur Jean!
JEAN
Attention! Je ne suis qu`un homme!
PANNA JULIA
Niech siedzi spokojnie! Udało się! Teraz proszę podziękować, całując mnie... w rękę.
JEAN
(podrywa się z krzesła) Panno Julio! Chcę coś powiedzieć.
PANNA JULIA
Najpierw pocałunek w rękę!
JEAN
Chcę coś pani powiedzieć!
PANNA JULIA
Najpierw pocałunek!
JEAN
Sama panie sobie będzie winna, jak to zrobię!
PANNA JULIA
Winna – czego?
JEAN
W pani wieku nie jest się już dzieckiem! Igra pani z ogniem, a to cholernie niebezpieczne!
PANNA JULIA
Stać mnie na to. Nie jestem łatwopalna!
JEAN
Nie wydaje mi się. A gdyby nawet, to już za dużo ognia blisko pani...
PANNA JULIA
Siebie ma pan na myśli?
JEAN
Pewnie! Ja czy nie ja... Wystarczy młody chłop...
PANNA JULIA
Byle przystojny – co za piramidalna zarozumiałość! Rozpustny Don Juan? może cnotliwy Józef, syn biblijnego Jakuba? Mam pecha – to raczej Józef!
JEAN
Ma pani pecha?
PANNA JULIA
Już prawie w to uwierzyłam! (Jean chce ją objąć i pocałować, panna Julia uderza go w twarz) Cham!
JEAN
To naprawdę, czy dla zabawy?
PANNA JULIA
Naprawdę!
JEAN
Nawet gdyby to było dla zabawy i tak mam tego po dziurki w nosie. Pani wybaczy, że wrócę do swoich obowiązków. Muszę wyczyścić buty pana hrabiego, a już po północy...
PANNA JULIA
(wyrywa mu buty) Zostaw te buty!
JEAN
Hola! Muszę wykonać swoją pracę. Ponadto zabawianie panienki nie należy do moich obowiązków. A i zanadto się cenię!
PANNA JULIA
Co za duma!
JEAN
Zależy od okoliczności!
PANNA JULIA
Czy pan potrafi się zakochać?
JEAN
W mojej sferze nie używa się tego słowa. Miałem sporo kobiet. Raz nawet rozchorowałem się, bo nie mogłem dopaść tej, na którą miałem chęć. Rozumie pani? Popadłem w chorobę, jak jaki królewicz z bajki, który z miłości stracił apetyt!
PANNA JULIA
Kim ona była? (Jean milczy) Kto to był?
JEAN
Nie ma takiej siły, żebym to powiedział
PANNA JULIA
A jeśli poproszę tak, jak brata, jak najlepszego przyjaciela? Co to za kobieta?
JEAN
Pani!
PANNA JULIA
(opada na krzesło) Coś takiego! (rozbawiona)
JEAN
Ano właśnie! Jak mnie to nachodzi, umieram ze śmiechu. Wcześniej nie chciałem o tym mówić, ale w takiej chwili – opowiem. Wie pani, jak wygląda świat oglądany z dołu? Nie wie pani! Tak jak nie wiemy, jak wygląda grzbiet sokoła akurat szybującego w przestworzach! Żyłem w folwarcznych barakach razem z siódemką rodzeństwa. Dokoła szare pola bez jednego drzewa! Ale z okien miałem widok na mur hrabiowskiego parku i wierzchołki jabłoni... Taki ogród, jak może jest w raju. Tam też pilnowali go aniołowie z płonącymi mieczami. A mimo tego udawało się nam, małym szkrabom, znaleźć drogę do zakazanego owocu. Teraz zasługuję na pogardę, prawda?
PANNA JULIA
O! Wszyscy mali chłopcy kradną jabłka.
JEAN
Tylko tak pani mówi, ale w głębi duszy... Ale co tam! Zakradłem się kiedyś do tureckiego pawilonu. Było tam ładniej niż w kościele. Podziwiałem to wszystko wiele razy. Aż raz prawie by mnie przyłapano. Zacząłem uciekać przez krzaki malin, przez truskawki, upadłem pod kupą chwastów na mokrą, cuchnącą ziemię, w kłujące osty... Wtedy zobaczyłem różową sukienkę i białe pończoszki – to była pani. „Chryste – myślałem obserwując panią wśród róż – jeżeli nawet grzesznik może dostać się do nieba, to dlaczego dziecko parobka na tym bożym świecie nie zasługuje na to, żeby wejść do pałacowego ogrodu i bawić się z córką hrabiego?”
PANNA JULIA
Wydaje mi się, że to okropne nieszczęście być biednym!
JEAN
(z głębokim bólem, z przesadą) Tak! O panno Julio! Aj! Nawet psu wolno wylegiwać się na kanapie hrabiny, ręka panienki może poklepać konia po pysku, ale taki parobek... (zmienia ton) I wie pani, co wtedy zrobiłem? Skoczyłem w ubraniu do rzeki. Zamiast nagrobka dostałem w domu porządne lanie. Byłem jednak zdecydowany umrzeć. Absolutnie! Ale umrzeć poetycznie i koniecznie bez bólu! Wiedziałem, że niebezpiecznie jest spać pod krzakiem czarnego bzu. Ogołociłem z kwiatów cały krzak i wyścieliłem nimi skrzynię na owies. Zamknąłem się w tej skrzyni i rzeczywiście przebudziłem się nieźle chory. Cóż, kiedy nie umarłem! Stoję tu przed panią żywy i tak jak wtedy, tak i teraz nie ma żadnej nadziei, żeby panią zdobyć.
PANNA JULIA
(wstaje) Wystarczy! Nie chce nic więcej słyszeć!
JEAN
Teraz mogę już iść spać. Pani pozwoli?
PANNA JULIA
(łagodniej) Spać w taką noc?
JEAN
Właśnie! Bo tańce z hołotą wcale mnie nie bawią.
PANNA JULIA
W takim razie proszę przygotować łódź i zabrać mnie na jezioro. Chcę obejrzeć wschód słońca!
JEAN
Czy to wypada?
PANNA JULIA
Straci pan dobrą opinię?
JEAN
Czy to takie niemożliwe? Nie chcę być pośmiewiskiem i stracić pracę. Teraz, kiedy mam się urządzić i mam pewne zobowiązania wobec Krystyny.
PANNA JULIA
Aż tak? Zatem chodzi o Krystynę...
JEAN
Także o panią. Proszę mnie posłuchać i iść spać.
PANNA JULIA
Ja mam pana posłuchać?
JEAN
Tylko ten jeden raz! Błagam panią! Proszę się położyć. O, słyszy pani – idą tutaj całą gromadą! Jak nas zobaczą razem, jest pani zgubiona...
PANNA JULIA
Oni mnie lubią! Nic takiego się nie stanie...
JEAN
Proszę tylko posłuchać, co śpiewają!
PANNA JULIA
(nadsłuchuje) Co śpiewają?
JEAN
Drwią z nas obojga!
PANNA JULIA
To wstrętne! Co za podłość!
JEAN
Motłoch, zwłaszcza podpity, staje się niebezpieczny.
PANNA JULIA
Mamy uciekać? Którędy? Teraz już nie możemy wyjść na dwór! Do Krystyny również nie możemy pójść!
JEAN
Zgadza się! W taki razie do mnie! Nie ma innego wyjścia! Mnie pani może zaufać, jak prawdziwemu, oddanemu przyjacielowi! (coraz silniejsze odgłosy zbliżającej się gromady)
PANNA JULIA
Ale jeśli... ale jeśli szukają pana i przyjdą tam...? Co?
JEAN
Od razu zarygluje drzwi, a gdyby próbowali się włamać, będę strzelał! Chodźmy już! (pada na kolana) Chodźmy!
PANNA JULIA
Ale pan mi przyrzeka, że...?
JEAN
Przysięgam! (wychodzą)
Balet. – Pojawia się gromada ukwieconych chłopów na czele ze skrzypkiem. Wnoszą beczkę piwa i wódki. Piją, śpiewają i tańczą. Wychodzą z kuchni śpiewając. Po chwili wchodzi panna Julia. Pudruje twarz.
JEAN
(wbiega) No i co? Czy po czymś takim możemy tutaj zostać?
PANNA JULIA
Nie możemy! To jasne! Zatem – co?
JEAN
Trzeba się stąd wynosić! Gdzie pieprz rośnie!
PANNA JULIA
Wyjechać? Zgoda! Ale gdzie?
JEAN
Do Szwajcarii! Tam, gdzie pani jeszcze nie była – nad włoskie jeziora!
PANNA JULIA
Nie byłam! Tam jest pięknie, prawda?
JEAN
Pewnie!
PANNA JULIA
Ale co będziemy tam robić?
JEAN
Otworzę elegancki hotel dla najlepszych klientów.
PANNA JULIA
Hotel?
JEAN
Wytworne towarzystwo w różnych językach, coraz to inne... Takie życie! Nie starczy czasu na głupie myśli i szarpanie nerwów. Roboty tyle, że nie przerobisz. Bez przerwy dzwonki... A to pociągi, a to autobusy przyjeżdżają i odjeżdżają. I cały czas forsa rozpycha szuflady... Aj! To jest życie!
PANNA JULIA
Tak, to jest życie! Dobrze – a ja?
JEAN
Królowa interesu, ozdoba firmy. Z takim wyglądem i manierami... Aj! Pewny sukces! Gigantyczny! Będziesz siedzieć jak na tronie, a przed tobą defilada gości pokornie opróżniających grube portfele. Jak oni drżą, gdy dostają do ręki tęgi rachunek – nie uwierzy pani. Im bardziej słone będą te rachunki – a będę solił – tym słodsze będą pani uśmiechy i minki... Aj! Ruszajmy tam zaraz! (wyjmuje z kieszeni rozkład jazdy) Najbliższy pociąg! – jesteśmy w Malmö o szóstej trzydzieści! W Hamburgu o ósmej czterdzieści jutro rano... Z Frankfurtu do Bazylei wystarczy dzień i w Como będziemy, zaraz, zaraz... tak za jakieś trzy dni. Trzy dni!
PANNA JULIA
Trzy dni! Ale, Jean – dodaj mi odwagi. Powiedz, że mnie kochasz! Przytul mnie!
JEAN
(waha się) Bóg mi świadkiem, że chciałbym, ale jakoś nie mam śmiałości. Może to przez ten dom... Pewnie, że kocham, absolutnie... Pani mi chyba wierzy?
PANNA JULIA
Pani! Mów mi „ty”! Teraz już nie ma między nami żadnych barier. Powiedz teraz „ty”!
JEAN
(z udręką) Nie mogę! Są między nami bariery, dopóki jesteśmy w tym cholernym domu! Jest pan hrabia – człowiek, do którego mam respekt, jak do żadnego innego. Nawet jak widzę jego rękawiczki na stole, czuję się taki nieważny... Ledwie zadzwoni ze swojego pokoju, a już zrywam się, jak przestraszony koń... A w tej chwili, jak patrzę na jego buty do konnej jazdy mam – a jakże! – dreszcze! (klepie buty) To przez te przeklęte zabobony z dzieciństwa w tym zasranym kraju... Wyjedźmy stąd, a nie będę kłaniał się nikomu aż do ziemi... Jestem z innej gliny i mam nie byle charakter. Jak tylko złapię pierwszą gałąź na moim drzewie – co już mówiłem – wdrapię się migiem na sam szczyt! Jeszcze jestem służącym, ale za rok będę bogaczem, a za dziesięć rentierem! Następnie pojadę do Rumunii i zażyczę sobie odznaczenia orderem i mogę – podkreślam, że mówię „mogę” – zostać samym hrabią!
PANNA JULIA
Brawo! Pięknie!
JEAN
A co! W Rumunii kupuje się tytuł hrabiowski i nadal pozostanie pani hrabiną. Ale moją hrabiną!
PANNA JULIA
Nie zależy mi na tytułach! Musisz powiedzieć, że mnie kochasz, a jak nie... Jak nie – to co?
JEAN
Powiem to tysiące razy, ale potem! Nie tutaj przecież! Takie sentymenty mogą nas zgubić. Musimy zachować zimną krew i zdrowy rozsądek. Pani usiądzie tam! Ja – tutaj i porozmawiamy tak, jakby to wszystko nie miało miejsca. Nic nie ma!
PANNA JULIA
(z rozpaczą) O, mój Boże! Czy nie ma w panu nawet odrobiny uczucia?
JEAN
Przeciwnie! Nie znajdzie się żaden tak uczuciowy jak ja. Tylko, że potrafię się opanować.
PANNA JULIA
Przecież całował pan moje stopy chwilę temu – a teraz co?
JEAN
Zgadza się. Chwilę temu! Teraz trzeba zająć się czymś innym.
PANNA JULIA
Proszę – nie tym tonem!
JEAN
Zrobiło się głupstwo – i na tym koniec. Zanim pan hrabia tu się zjawi, musimy ustalić ostateczne decyzje. Co pani myśli o moich planach z hotelem? Mogą być?
PANNA JULIA
Mogą być – ale mam pewne wątpliwości. Tak wielkie plany wymagają sporego kapitału. Ma pan taki kapitał?
JEAN
Ja? Czemu nie! Mam spore zdolności fachowe, znam różne języki, posiadam niebagatelne doświadczenie! Proszę mi wierzyć – to nie byle jaki kapitał!
PANNA JULIA
Kto za to kupi choćby bilet kolejowy?
JEAN
Ano właśnie! Dlatego potrzebuje wspólnika z kapitałem!
PANNA JULIA
I gdzie go pan tak natychmiast znajdzie?
JEAN
A to już pani sprawa, jeśli chce pani przystąpić do interesu.
PANNA JULIA
Nie mam takich możliwości.
JEAN
(po pauzie) No to nie ma sprawy.
PANNA JULIA
Więc...
JEAN
Więc poprzestaniemy na tym, co jest!
PANNA JULIA
Mam być pańską kochanką w tym domu? Żeby mnie wytykano palcami, spluwano za plecami? Wydaje się panu, że będę w stanie spojrzeć w oczy ojcu po tym, co tutaj się stało? O, nie! Zabierze mnie pan stąd, proszę, uwolni od hańby i poniżenia! Co ja zrobiłam, o mój Boże!
JEAN
Zaczynają się babskie... Co ja zrobiłam? Nic takiego! Niejedna zrobiła to przed panią!
PANNA JULIA
I teraz gardzi pan mną! Spadam do rynsztoka!
JEAN
Jestem tam, uratuję cię.
PANNA JULIA
Czyżby jakaś piekielna siła postawiła pana na mojej drodze? A ,może to właśnie miłość? Taka miłość? Potrafi pan sobie wyobrazić, czym jest miłość?
JEAN
Absolutnie! Ma pani moje słowo. Chyba pani nie podejrzewa, że jestem prawiczkiem?
PANNA JULIA
Jak pan tak może...
JEAN
Mogę, bo taki jestem! A pani niech szanuje nerwy i nie odstawia tutaj wielkiej damy, bo oboje jesteśmy warci tyle samo! (pauza) O`key, maleńka, podejdź tutaj, a dostaniesz kieliszeczek czegoś ekstra. (otwiera szufladę, wyjmuje butelkę wina, nalewa w dwa brudne kieliszki)
PANNA JULIA
Skąd pan wziął to wino?
JEAN
Z piwnicy!
PANNA JULIA
Przecież to burgund mojego ojca!
JEAN
Czy nie jest odpowiedni dla jego zięcia?
PANNA JULIA
A ja piję piwo! Ja!
JEAN
To dowód na to, że jestem bardziej wybredny od pani!
PANNA JULIA
Złodziej!
JEAN
Doniesie pani na mnie?
PANNA JULIA
Oooo! Zostałam wspólniczką złodzieja! Czy się upiłam, czy może odurzyła mnie noc świętojańska... Czy jest ktoś bardziej nieszczęśliwy ode mnie?
JEAN
A Krystyna? Może ona też coś czuje, nie myśli pani?
PANNA JULIA
Pomyślałam o tym, ale teraz już nie! Prymityw zawsze zostanie prymitywem... prostakiem...
JEAN
A kurwa kurwą! Amen.
PANNA JULIA
(pada na kolana) Boże Wszechmocny, zmiłuj się nade mną. Zabierz mnie z tego bagna, w którym tonę! Uratuj mnie, Boże! Błagam!
JEAN
Nie wypieram się, że jest mi pani żal! Kiedy leżałem pod kupą chwastów i gapiłem się na panią, w różanym ogrodzie, wtedy... teraz to powiem... miałem takie same świńskie myśli, jak wszystkie chłopaki.
PANNA JULIA
A podobno chciał pan umrzeć dla mnie!
JEAN
Rzekomo w tej skrzyni na owies? Taka tam gadka-szmatka!
PANNA JULIA
Kłamstwo!
JEAN
Raczej tak! Przeczytałem o tym gdzieś w gazecie. Pisało o jakimś kominiarzu, co to położył się spać w skrzyni napełnionej bzem. Chodziło o alimenty, czy coś tam...
PANNA JULIA
Nie sądziłam, że pan...
JEAN
Nie wpadło mi nic innego do głowy! A kobiety zawsze dają się nabrać na takie sentymentalne świecidełka!
PANNA JULIA
Łajdak!
JEAN
Ścierka!
PANNA JULIA
No tak! To ja miałam być pierwszą gałęzią na wierzchołek...
JEAN
Cóż, kiedy spróchniałą...
PANNA JULIA
I szyldem na hotelu...
JEAN
Za to ja – hotelem...
PANNA JULIA
Królowa kontuaru, wabiąca klientów i fałszująca rachunki...
JEAN
Rachunki to już moja specjalność.
PANNA JULIA
Można więc mieć duszę splugawioną aż do dna.
JEAN
To proszę ja wyszorować aż do dna!
PANNA JULIA
Lokaju! Sługusie! Podnieś tyłek, kiedy mówię do ciebie!
JEAN
Kochanko lokaja, kurewko sługusa, zamknij mordę i spieprzaj stąd. Ja jestem plugawy? Ordynarny? Nikt z twojej służby nie zachowałby się tak ordynarnie, jak ty dziś wieczorem. Czy widziałaś, żeby wiejska dziewczyna tak napastowała mężczyzn jak ty? Z chcicą w ślepiach? Coś takiego widzi się tylko u zwierząt i... pospolitych kurewek!
PANNA JULIA
(zdruzgotana) Jestem taka! Uderz mnie, skatuj, bo na nic innego nie zasługuję. Jestem zdzira! Tylko pomóż mi, błagam! Pomóż mi wyplątać się z tego, jeżeli jest jakaś szansa, Jean!
JEAN
(łagodniej) Jako prawdziwy mężczyzna nie odmówię sobie zaszczytu i chwały z uwiedzenia pani. Ale chyba pani nie wierzy, że facet niskiego stanu, jak ja, ośmieliłby się to zrobić bez wyraźnej zachęty z pani strony? Sam się nie mogę nadziwić.
PANNA JULIA
I puchnę z dumy...
JEAN
A dlaczego nie? Nie doznaję co prawda stanu upojenia, bo ten sukces przyszedł mi dość łatwo, ale...
PANNA JULIA
Nie oszczędzaj mnie!
JEAN
Dosyć! O niech mi pani wybaczy, co powiedziałem. Podkreślam, że nie jestem damskim bokserem. Mam swoje zasady. Nie zapieram się, że raduje mnie to, co stwierdziłem. Że nas, ludzi z plebsu, zanadto oślepia jaśniepański blichtr, że puder maskuje zwiędłe policzki, że wypielęgnowane rączki mają brud pod pazurkami, a haftowana chusteczka cuchnie, choć ją zlano wiadrem perfum... Niemniej czuję zawód, że cel moich zabiegów okazał się niczym specjalnym, wyższym... A i żal, kiedy patrzę na panią upadłą niżej własnej kucharki... Jak jesienny kwiatek zszargany nawałnicą i wdeptany buciorami w błoto.
PANNA JULIA
Mówi to pan z pozycji kogoś wyższego. Nade mną?
JEAN
Właśnie, Rzecz w tym, że ja mógłbym zrobić z pani hrabinę, ale pani ze mnie hrabiego – nigdy.
PANNA JULIA
Ale ja jestem hrabiną z krwi i kości, co dla pana było i jest nieosiągalne.
JEAN
Zgadza się, ale ja też mógłbym płodzić hrabianki, gdyby...
PANNA JULIA
Ponadto jest pan złodziejem, ja – nie.
JEAN
Są znacznie gorsi od złodziei. (pauza) Gdy służę w jakimś domu, czuję się jak członek rodziny. Nawet gdy coś wezmę bez pytania, nie kradnę. (po chwili) Panno Julio, świetna z pani kobieta i dużo za dobra dla takiego... jak ja. Stała się pani ofiarą własnej słabości, a chce pani to tłumaczyć niby miłością do mnie... To nie to. Przyznaję, że mogę się podobać różnym kobietom, ale mnie pani zwierzęca namiętność nie wystarczy. A prawdziwej miłości od pani nie dostanę.
PANNA JULIA
Wierzy pan w to, co mówi?
JEAN
Wierzę, nie wierzę... Mówi pani, że to możliwe? Tak , absolutnie! Przecież jest pani piękna, elegancka, wykształcona i miła, gdy pani chce... Pani namiętność jest nie do ugaszenia i rozpala mężczyznę jak grzane wino... A pani pocałunki... (chce ją wyprowadzić z kuchni, ale ona uwalnia się z jego objęć)
PANNA JULIA
Nie! Nie tak zdobywa się kobietę!
JEAN
A jak? Nie tak? Nie pieszczotami i pięknymi słowami? Nie planami na przyszłość i wsparciem w niedoli? Czego tu jeszcze trzeba?
PANNA JULIA
Czego, czego? Nie mam pojęcia. Nic już nie wiem! Nienawidzę pana jak podstępnego szczura i zarazem nie mogę uciec od pana...
JEAN
W takim razie uciekajmy razem!
PANNA JULIA
Tak, uciekajmy! (po chwili) Boże mój, jak jestem zmęczona. Poproszę szklankę wina. (Jean nalewa wina) Jeszcze trochę porozmawiajmy. Dobrze? (pije)
JEAN
Nie za dużo tego wina? Może się pani upić!
PANNA JULIA
I co z tego?
JEAN
Jak to, co? To ordynarne upijać się! (po chwili) Niby o czym mamy rozmawiać?
PANNA JULIA
Uciekniemy! Ale najpierw rozmowa. Pan już mówił – teraz ja. Zanim wyruszymy w podróż, chcę opowiedzieć o sobie. Żeby nie było między nami tajemnic...
JEAN
Moment! Przepraszam, ale kiedyś może pani tego żałować...
PANNA JULIA
Czy nie jesteśmy przyjaciółmi?
JEAN
Owszem, od czasu do czasu! Ale nie należy mi ufać!
PANNA JULIA
To taka gadka-szmatka? Zresztą, jakie to tajemnice, skoro wszyscy je znają. Widzi pan, moja matka była kobietą niskiego pochodzenia, wyzwoloną, swobodną w poglądach i zachowaniu. Nie znosiła małżeństwa, a mimo to została żoną. Pojawiłam się na świecie na złość mojej matce. W dodatku nie byłam chłopcem, więc zaczęto mnie stroić w chłopięce łaszki i przysposabiać do męskich zadań. Miałam być żywym dowodem na równość kobiet i mężczyzn. Takim żywym dowodem miał być zresztą cały nasz majątek zarządzany przez matkę, w którym mężczyźni wykonywali prace kobiece, a kobiety męskie. Zaczęło się to wszystko walić. Wtedy ojciec zbuntował się i postawił wszystko na nogi. (pije) Matka wpadła w dziwną chorobę, ukrywała się po strychach, nie wracała na noc... I nagle zdarzył się wielki pożar. Straciliśmy wszystko. Podejrzewano podpalenie...(napełnia kolejny kieliszek)
JEAN
Proszę więcej nie pić!
PANNA JULIA
Nic mi nie będzie! Spaliśmy w powozach. Ojciec nie miał pieniędzy na odbudowę domu. Wtedy matka poradziła mu, żeby pożyczył pieniądze od jej starego przyjaciela, właściciela pobliskiej cegielni. Dostał pożyczkę szybko i to bez procentów. I tak majątek został odbudowany. (pije) Domyślił się pan, kto nas podpalił?
JEAN
Pani matka?
PANNA JULIA
A ten fabrykant od cegły?
JEAN
Kochaś szanownej mamusi.
PANNA JULIA
Zatem czyje to były pieniądze?
JEAN
Moment! Tego nie kapuję!
PANNA JULIA
Mojej matki!
JEAN
Jak nie było intercyzy – to pana hrabiego?
PANNA JULIA
Właśnie tak! Matka ulokowała swój majątek u przyjaciela.
JEAN
A on go, skurczybyk, sprzeniewierzył!
PANNA JULIA
W tym sedno! I nie chce go oddać! Ojciec nie może wytoczyć procesu, nie może zapłacić kochankowi swojej żony, ani też udowodnić, że to jej pieniądze. Jest bliski samobójstwa! Mówiono, że próbował się zastrzelić... Tak matka zemściła się za to, że ojciec przejął władzę w domu. To od niej nauczyłam się nienawidzić mężczyzn. Więcej – złożyłam przysięgę, że nigdy nie będę niewolnicą żadnego mężczyzny.
JEAN
Ale zaręczyła się pani z tym... sędzią, czy jak mu tam?
PANNA JULIA
Miał być moim niewolnikiem!
JEAN
Nie pasowało mu to?
PANNA JULIA
Pasowało, ale nie zdążył. Znudził mi się!
JEAN
Podpatrzyłem to – w stajni!
PANNA JULIA
Co takiego?
JEAN
Jak sam zerwał zaręczyny!
PANNA JULIA
Kłamstwo! To ja zerwałam zaręczyny! Rozgłosił, że to on? Bydlę!
JEAN
Jakie tam bydlę! (po chwili) Pani serio nienawidzi mężczyzn, panno Julio?
PANNA JULIA
Serio! Przeważnie! (po chwili) Ale czasem tak okropnie pragnę mężczyzny, że... Co za wstyd!
JEAN
Mnie też pani nienawidzi? Przeważnie?
PANNA JULIA
Jak wściekłego psa! Mogłabym zabić!
JEAN
Zabić jak tego psa? Tak?
PANNA JULIA
Tak, tak! Jak psa!
JEAN
Tylko czym to zrobić? I gdzie ten pies? Co teraz?
PANNA JULIA
Wyjedziemy!
JEAN
Żeby się zamęczyć?
PANNA JULIA
Nie, żeby pławić się w rozpustnej rozkoszy do utraty tchu i zmysłów, tak długo ile się da, a potem ulecieć w niebyt!
JEAN
Znaczy się – umrzeć? Bzdura! Zawsze lepiej założyć hotel!
PANNA JULIA
(nie słucha go) Nad jeziorem Como, wiecznie opromienionym słońcem, wśród laurowych drzew przybranych w zieleń nawet na Boże Narodzenie, wśród płonących pomarańcz...
JEAN
W takiej deszczowej dziurze jak Como pomarańcze widziałem tylko u sklepikarzy... Chociaż turystów tam nie brakuje. Zakochane pary wynajmują wille na pół roku, a wylatują z miłosnego gniazdka już po trzech tygodniach! Na tym się robi kasę! Rozumie pani?
PANNA JULIA
Po trzech tygodniach?
JEAN
Bo tyle im akurat potrzeba, żeby mieli siebie siarczyście dosyć! Ale mimo to, za miejsce muszą zapłacić. Migiem willę wynajmuje się na nowo. I tak w kółko. A miłości przecież nie zabraknie – chociaż trwa tak krótko!
PANNA JULIA
Więc nie pragnie pan umrzeć ze mną? Po trzech tygodniach?
JEAN
Ani mi się śni umierać! Raz, że lubię życie, dwa – samobójstwo to zbrodnia przeciw Opatrzności, która dała nam życie!
PANNA JULIA
Wierzy pan w Boga?
JEAN
Absolutnie! Co niedzielę chodzę do kościoła... No, dosyć tego! Wracam do łóżka.
PANNA JULIA
Ot, tak? Ja już się nie liczę? Powinnam być usatysfakcjonowana w pańskim przekonaniu? Czy pan nie rozumie, co winien mężczyzna kobiecie, którą zhańbił?
JEAN
(wyjmuje portfel i rzuca na stół monetę) Proszę bardzo! Jesteśmy kwita!
PANNA JULIA
(nie reaguje na obelgę) Nie wie pan, co mówi prawo...
JEAN
Szkoda, że to prawo nie przewiduje kary dla kobiety, która napastuje mężczyznę, wykorzystując swoją przewagę!
PANNA JULIA
Jedyne wyjście to wyjechać razem, pobrać się, i natychmiast rozwieść. Znajduje pan inne rozwiązanie?
JEAN
Może ja nie uznaję mezaliansu?
PANNA JULIA
Mezaliansu?
JEAN
I owszem! Mam przecież godniejszych przodków niż pani. W mojej rodzinie nie było podpalaczki!
PANNA JULIA
Absolutnie?
JEAN
Nie mam na to papierów rodowych, chyba tylko takie co na policji. Jednego razu zajrzałem przypadkiem do pani książki genela... genealogicznej. I patrzcie! Założycielem rodu był młynarz, który udostępnił żonę królowi w czasie wojny duńskiej. U mnie nie znajdzie się takich przodków! Co nie znaczy, że nie mogę założyć jakiegoś ważnego rodu!
PANNA JULIA
I proszę, co mnie spotyka za to, że oddałam honor mojej rodziny w tak niegodziwe ręce...
JEAN
Ano! Przecież ostrzegałem! Nie paplać za dużo po pijanemu. Po co to!
PANNA JULIA
Boże, jak ja teraz tego żałuję! Gdyby chociaż pan mnie kochał...
JEAN
W końcu – o co pani chodzi? Mam skoczyć przez szpicrutę jak tamten frajer, rozbeczeć się, całować buciki, zaciągnąć do Como na trzy tygodnie, a potem... Co pani, u diabła, rozkaże? Mam tego potąd! (pokazuje) Nie jestem tu bez winy. Panno Julio! Nie mogę zrozumieć tego pani cierpienia... A jest! My nie robimy z czegoś takiego tyle ceregieli, nie grzebiemy się w uczuciach, nie chowamy w sobie tyle nienawiści i uprzedzeń! Miłość wypełnia nam wolne od harówki chwile, odpręża nas. Nie mamy na to tyle czasu i wykształcenia, co jaśniepaństwo... Być może jest pani na coś chora... Absolutnie!
PANNA JULIA
Nareszcie mówi pan po ludzku! Będzie pan dla mnie dobry?
JEAN
Pewnie! Ale pani także. Najpierw pani na mnie pluje, a potem się obraża, że ja...
PANNA JULIA
Pomóż mi, pomóż... Co mam robić?
JEAN
Chryste, skąd ja to mogę wiedzieć?
PANNA JULIA
Straciłam głowę, tak! Oszalałam, ale gdzieś musi być ratunek! Gdzie?
JEAN
Spokojnie i bez hałasu! Nikt nic nie wie!
PANNA JULIA
Nieprawda! Wszyscy już wiedzą. Niedługo dowie się Krystyna!
JEAN
Gówno wiedzą i nawet by w coś takiego nie uwierzyli!
PANNA JULIA
(po chwili) Ale... to przecież może się powtórzyć!
JEAN
Może!
PANNA JULIA
Co wtedy?
JEAN
Wtedy? Ten mój głupi łeb nie pomyślał, co dalej! Aj! Nie ma wyjścia – musi pani zaraz wyjechać! Piorunem! Nie posłużę za towarzystwo, bo wszystko się wyda... Koniecznie pojedzie pani sama – byle gdzie!
PANNA JULIA
Ale sama? Dokąd? Nie mogę!
JEAN
Nie ma: nie mogę! I to jeszcze przed powrotem pana hrabiego! Nie może pani zostać, bo grzech wciąga jak bagno, można wdepnąć w to po szyję, a wtedy przyłapią nas na gorącym uczynku! Jazda! Za jakiś czas napisze pani list do ojca i przyzna się, ale o mnie ani słowa! Zresztą, i tak by się nie domyślił... Pewnie go to wcale nie obchodzi...
PANNA JULIA
Nie wyjadę bez pana!
JEAN
Straciła pani rozum? Jaśnie panienka daje nogę ze swoim parobkiem! Już widzę to w gazetach grubymi literami... Pan hrabia wyciągnąłby nogi na amen...
PANNA JULIA
Kiedy nie mogę wyjechać! Zostać też nie mogę! Pomóż mi! Boże, umieram ze zmęczenia! Jestem pusta i bezwolna... Każ mi coś zrobić! Napełnij mnie energią, obudź moje myśli, nadaj ruch mojemu ciału...
JEAN
Co jest pani teraz warta? Po co było tak się wywyższać i stroszyć jak jaki paw! (po chwili) Potrafię pani rozkazywać, skoro taka pani wola... Każę iść na górę i przebrać się do podróży, wziąć pieniądze i zejść tutaj. No!
PANNA JULIA
(wychodząc) Rób to uprzejmiej, Jean!
(Panna Julia wychodzi. Wchodzi Krystyna)
KRYSTYNA
Jezusie Nazareński! Ale bałagan! Coście tu wyprawiali?
JEAN
A! Nasza panna zaprosiła tutaj gości. Miałaś widać mocny sen?
KRYSTYNA
Spałam jak kamień.
JEAN
Wybierasz się do kościoła?
KRYSTYNA
A jakże! Pamięta Jean, że obiecał przystąpić dzisiaj ze mną do świętej komunii?
JEAN
Aj! Rzeczywiście! Jest i koszula! Dawaj! (Jean siada. Krystyna wkłada mu gors i biały krawat) Co to dzisiaj za ewangelia?
KRYSTYNA
Jeżeli dobrze pamiętam to świętego Mateusza o ścięciu świętego Jana.
JEAN
Może to być okropnie długie i nudne! Aj, zadusisz mnie! Strasznie chce mi się spać. I to jak!
KRYSTYNA
Trzeba było spać. A twarz cała zielona!
JEAN
Gawędziliśmy do późna z panną Julią.
KRYSTYNA
Ta zwodnica już nie rozróżnia co wypada, a co nie!
JEAN
(po chwili) Krystyno, posłuchaj...
KRYSTYNA
Co tam jeszcze?
JEAN
A bo to wszystko takie... niejasne, gdy się człowiek chwilę zastanowi. Panna Julia...
KRYSTYNA
Co tu niby jest niejasne?
JEAN
Wszystko!
KRYSTYNA
(po chwili) Piliście razem?
JEAN
A co!
KRYSTYNA
Taki wstyd! Chcę, żeby mi spojrzał w oczy!
JEAN
A co?
KRYSTYNA
Coś takiego! I było to, na Boga, możliwe?!
JEAN
Było, było!
KRYSTYNA
Fe! To nie do wiary! Nie! Ohyda! Ohyda!
JEAN
Jesteś zazdrosna o taką pannicę?
KRYSTYNA
Nie, o taką nie! Każdej innej wydrapałabym oczy! Sama nie wiem, co mówię... Takie to obrzydliwe!
JEAN
Wnerwiła cię, co?
KRYSTYNA
Co tam ona! Jean! Niegodnie tak postępować, niegodziwie! Nawet mi jej żal! Moja noga w tym domu dłużej nie postanie. Nie ma tu kogo szanować!
JEAN
A za co ich szanować?
KRYSTYNA
Kto z kim przystaje, takim się staje! Prawda?
JEAN
Pewnie. Ale za to teraz wiemy, że wcale nie są od nas lepsi.
KRYSTYNA
To nie tak. Bo jeśli nie ma lepszych, to po co człowiek stara się być kimś lepszym. Choćby pan hrabia, który tyle złego doświadczył w życiu... Wynoszę się stąd! Jak ona mogła do tego dopuścić! I to z kimś takim jak Jean! Gdyby to był chociaż ktoś na poziomie, jak ten sędzia...
JEAN
Słucham?
KRYSTYNA
Tak myślę! Jean wydaje się może i dobry, ale jest z innej gliny! Tego nie mogę mu wybaczyć! Wprost nie można było uwierzyć, że nasza panienka, taka dumna i niedostępna, mogła kiedyś oddać się mężczyźnie – i to jeszcze takiemu! Była gotowa zastrzelić Dianę, bo latała za mopsem dozorcy! No, no! Żeby Jean wiedział, co myślę! Co by nie było, ja tu dłużej nie zostanę. Nie dłużej niż do dwudziestego czwartego października.
JEAN
Dobrze, ale co potem?
KRYSTYNA
Potem to przecież mamy się pobrać. Jean też musi poszukać czegoś dla siebie.
JEAN
Czego mam szukać? Z żoną na karku nie dostanę takiej posady jak ta.
KRYSTYNA
Wiadomo! W końcu można być portierem albo woźnym w urzędzie. Na państwowej posadzie mizernie, ale za to pewnie. Emerytura dla żony i dzieci...
JEAN
Pięknie, ale ani mi się śni umierać dla żoninej emerytury. Mierzę znacznie wyżej!
KRYSTYNA
Mierzy wyżej! Ho, ho! Zapomniałeś o obowiązkach! Krótka pamięć!
JEAN
Nie wnerwiaj mnie kazaniem o obowiązkach. Sam wiem, co powinienem zrobić! (nadsłuchuje) Zdecydujemy , jak przyjdzie pora. Teraz się ubierz. Czas do kościoła!
KRYSTYNA
Kto tak łazi na górze?
JEAN
Nie wiem! Może Klara.
KRYSTYNA
A może to pan hrabia wrócił i nikt go nie zauważył?
JEAN
(z lękiem) Pan hrabia? Wykluczone. Zawsze zaraz dzwoni na służbę.
KRYSTYNA
(wychodząc) Ooo... Panie Boże, miej nas w swojej pieczy! Nie przypuszczałam, że dożyję czegoś takiego.
PANNA JULIA
(wchodzi ubrana do podróży, z małą klatką na ptaszki)
Jestem gotowa.
JEAN
Ciii...! Krystyna już wstała!
PANNA JULIA
Podejrzewa coś?
JEAN
Ależ gdzież tam! Chryste, jak pani wygląda?
PANNA JULIA
Jak wyglądam?
JEAN
Jak trup i – przepraszam – ale ma pani brudną twarz.
PANNA JULIA
Cóż, umyję się! Nawet tutaj! (myje twarz i ręce w miednicy) Proszę ręcznik! O! Wschodzi słońce!
JEAN
I czar nocy diabli wzięli!
PANNA JULIA
Tak, ktoś nas zaczarował tej nocy! Jean! Mam pieniądze na nasz wyjazd!
JEAN
A ile?
PANNA JULIA
Na początek wystarczy! Pojedziesz ze mną! Sama w dusznym, zatłoczonym pociągu, zdana na natarczywe spojrzenia obcych... Tyle czekania na dworcach, gdy chciałoby się lecieć jak na skrzydłach! Nie mogę tak! I jeszcze te piękne wspomnienia od których nie da się nijak uciec!
JEAN
Jeżeli mam jechać – musimy jechać natychmiast. Migiem!
PANNA JULIA
Niech się pan ubiera. (bierze klatkę)
JEAN
Żadnego bagażu! Co to jest?
PANNA JULIA
Nie zostawię tutaj mojego czyżyka!
JEAN
Co ? Mamy się wlec z jakąś klatką ? Odbiło pani ? Proszę to zostawić !
PANNA JULIA
Tylko to zabieram z tego domu. To mój jedyny przyjaciel!
JEAN
Proszę oddać klatkę! No! I niech pani nie wrzeszczy, bo ściągnie nam na głowę Krystynę!
PANNA JULIA
Nie chcę! Nie oddam mego czyżyka w obce ręce! Niech lepiej zginie!
JEAN
No to proszę mi go dać! Ukręcę mu łepek i po sprawie!
PANNA JULIA
Nie, nie zniosę tego!
JEAN
Dobra, dobra! Ja zniosę! (zabiera ptaka z jej rąk, kładzie na klocu i uderza siekierą) Trzeba się było uczyć rżnąć kurczęta na rosół, a nie strzelać z pukawki w powietrze. Wtedy nie traciłaby pani przytomności na widok byle kropelki krwi.
PANNA JULIA
Mnie też zabij! Zatłucz siekierą! Tak jak zabiłeś to niewinne stworzenie i nawet nie zadrżała ci ręka... O, tak strasznie nienawidzę pana i takie czuję obrzydzenie! Krew nas dzieli! Niech będzie przeklęta chwila, w której stanął pan na mojej drodze i chwila mego nieszczęsnego poczęcia!
JEAN
I po co tak wyklinać? Chodźmy wreszcie!
PANNA JULIA
(jakby zahipnotyzowana okrwawionym klocem) Nie, jeszcze nie teraz, nie dam rady... Cicho! Ktoś przyjechał! Uważa pan, że boję się patrzeć na krew, że jestem aż tak słaba... Nooo!? Pragnę widzieć ciebie i innych pływających w morzu krwi, i twój mózg poszatkowany na tym klocu, pić z twojej czaszki, zanurzyć stopy w twojej klatce piersiowej, jak w kloace, żreć twoje serce upieczone na rożnie! Wydaje ci się, że kocham, bo moje łono zapragnęło twojej spermy... Myślisz, że chcę karmić własną krwią twój płód, potem urodzić i nosić twoje nazwisko! Czy ty w ogóle zasłużyłeś na nazwisko? Jesteś kundlem, który nosi moją obrożę, parobasem z moimi inicjałami na guzikach! Mam mieć takie zero do spółki z kucharką, rywalizować z tym tłumokiem nabożnym? No, nie! Posądzasz mnie o tchórzostwo, bo chcę uciec. Ale ja zostanę – co ma być, to będzie! Ojciec odkryje kradzież pieniędzy, pośle po policję... Co wtedy? Wtedy powiem wszystko! Wszyściuteńko! I wszystko zniknie jak koszmarny sen... Ojciec pewnie tego nie przetrzyma i umrze na apopleksję... Za to potem – jedynie spokój... spokój... wieczne odpoczywanie racz... Jeszcze rozwalą o trumnę herbową tarczę, żeby było wiadomo, że ród hrabiowski wymarł, za to ród lokajski zagnieździ się w przytułku uwieczniony rynsztokowym herbem, i skończy w pierdlu!
JEAN
Patrzcie ludziska! Tak przemawia królowa! Brawo panienko! Ale gdzie by zakopać tego pradziadka młynarza?
(wchodzi Krystyna, odświętnie ubrana, z książką do nabożeństwa)
PANNA JULIA
(pada w raamiona Krystyny) Ratuj mnie, Krystyno! Nie mogę już z nim, nie mogę!
KRYSTYNA
(chłodno) W świąteczny dzień takie brewerie! (spogląda na kloc) I naświnione! Co to jest? Po co te awantury?
PANNA JULIA
Jesteś moją przyjaciółką, Krystyno. Kobietą! Uważaj na tego łajdaka!
JEAN
Nie będę paniom zawadzał. Idę się ogolić. (wychodzi)
PANNA JULIA
Wiem, że mnie zrozumiesz i wysłuchasz!
KRYSTYNA
Nic z tego! Nie mam głowy do romansów! (po chwili) Panienka w stroju podróżnym? A dokąd to jedziemy? Może z Jeanem? Co to, co to?
PANNA JULIA
Muszę ci wszystko powiedzieć, jak na spowiedzi! Błagam!
KRYSTYNA
Tyle mnie to wszystko obchodzi, co śmieć!
PANNA JULIA
Musisz mnie wysłuchać!
KRYSTYNA
Niczego nie muszę. A te brewerie z Jeanem mam w nosie! Nie moja sprawa. Chyba, że panienka namawia go, żeby zwiał... O! Wtenczas załatwimy sprawę inaczej!
PANNA JULIA
Zrozum, Krystyno! My nie możemy tutaj zostać. Jedyne wyjście to wyjazd.
KRYSTYNA
Tak, tak!
PANNA JULIA
Mam pomysł! Wyjedźmy we troje... za granicę... no! Do Szwajcarii. Założymy tam hotel... Zabrałam pieniądze... Jean będzie zarządzał wszystkim, a ty... zajmiesz się kuchnią... Tak! Świetnie, prawda? Mów coś! Jedź z nami, a wszystko się ułoży! Zgoda!
KRYSTYNA
(chłodno) Tak, tak!
PANNA JULIA
Przecież nigdy nigdzie nie wyjeżdżałaś. Trzeba zwiedzić świat... podróżować... poznawać nowych ludzi... teatry... muzea... Zobaczymy zamki tego wariata, króla Ludwika... jak z bajki... Potem do Szwajcarii... gdzie są Alpy... ośnieżone nawet latem...
(pojawia się Jean. Ostrzy brzytwę na pasku)
Nie masz pojęcia, co to będzie za życie! Będziesz królować w kuchni – oczywiście nie sama przy garach... A jak się pięknie ubierzesz, to z twoją urodą – szczerze! – złapiesz niebawem jakiegoś bogatego Anglika... ich nie trudno okręcić wokół palca... potem... potem...w końcu można wrócić tutaj, gdyby... no tak... albo znowu gdzieś indziej... bo...
KRYSTYNA
Czy można wierzyć w coś takiego, panno Julio?
PANNA JULIA
Czy ja w to wierzę?
KRYSTYNA
Tak!
PANNA JULIA
(znużona) Już nic nie wiem. Nic nie czuję. Zupełnie nic!
KRYSTYNA
Tak to wygląda. Jean chciał zwiać jak złodziej!
JEAN
Zwiać? Mocno przesadzone! Jak słyszałaś, panienka proponuje nam coś, co może się udać. A wtedy...
KRYSTYNA
Zaraz! Ja miałabym zostać kuchtą u takiej....
JEAN
(ostro) Wyrażaj się grzeczniej o swojej pani! Jasne?
KRYSTYNA
Takiej pani!
JEAN
No!
KRYSTYNA
Coś podobnego! Słuchajcie ludzie!
JEAN
Ty słuchaj! Przyda ci się, bo może mniej będziesz mleć jęzorem! Jeżeli gardzisz swoją panią, to także gardzisz sama sobą!
KRYSTYNA
Mam tyle szacunku dla siebie samej...
JEAN
... że dla innych go już nie starczy!
KRYSTYNA
Nigdy nie upadłam tak nisko. Czy ktoś widział kucharkę pana hrabiego ze stajennym czy świniopasem?! Kto mi to wykaże?!
JEAN
Nikt, bo ty zadawałaś się z lepszym gościem. Udało ci się!
KRYSTYNA
To dopiero lepszy gość, który wyprzedaje pokątnie owies z hrabiowskiej stajni...
JEAN
Przygadał kocioł garnkowi! Sama bierzesz procent od zakupów w sklepiku i pozwalasz się przekupywać rzeźnikowi!
KRYSTYNA
Tere-fere!
JEAN
I to tobie nie wypada szanować swoich państwa?! Tobie!
KRYSTYNA
Chodźmy wreszcie do kościoła. Zasłużył Jean na porządne kazanie.
JEAN
Żeby wyprać brudne sumienie? Dziś przeszła mi ochota. Zanieś sama swoje grzeszki do konfesjonału!
KRYSTYNA
A żebyś wiedział! Rozgrzeszenia wystarczy i dla ciebie. Nasz Odkupiciel umarł na krzyżu za wszystkich bez wyjątku. Wziął na siebie wszystkie nasze winy...
JEAN
Co za wygoda! Sklepikowe przekręty także?
PANNA JULIA
Wierzysz w odkupienie win, Krystyno?
KRYSTYNA
Wierzę z całej duszy, jak tu stoję. Od maleńkości. Nawet największy grzech doznaje bożej łaski.
PANNA JULIA
Chciałabym mieć twoją wiarę!
KRYSTYNA
Nie każdemu to pisane...
PANNA JULIA
A komu?
KRYSTYNA
Bóg może obdarzyć łaską każdego. Nikogo nie wyróżnia. Nawet ostatni mogą być pierwszymi.
PANNA JULIA
Nawet ostatni?
KRYSTYNA
(ciągnie dalej) ... i prędzej wielbłąd przeciśnie się przez ucho igielne niż bogacz wejdzie do królestwa niebieskiego! Amen. Po drodze nakażę stajennym, żeby nie zaprzęgali koni przed powrotem pana hrabiego. W razie gdyby ktoś miał ochotę przejechać się. No cóż, zostańcie z Bogiem! (wychodzi)
JEAN
A to suka!
PANNA JULIA
(tępo) Jaki koniec nas czeka?
JEAN
Czort wie!
PANNA JULIA
W moim położeniu, co by pan zrobił?
JEAN
W pani położeniu? Dlaczego ja? No tak! Kobiecie wysoko urodzonej, która tak nisko upadła zostaje tylko... Nie! Nie mam pojęcia!
PANNA JULIA
(bierze ze stołu brzytwę i robi gest) Ciach!
JEAN
Można i tak! Ale ja się na to nie piszę – absolutnie! Nie jestem panią!
PANNA JULIA
Bo jest pan rzekomo mężczyzną, a ja słabą kobietą? Co za różnica w obliczu takiej decyzji?
JEAN
Taka sama jak... między mężczyzną i kobietą!
PANNA JULIA
Coś tutaj, w środku, mówi mi, że muszę to zrobić! Coś mnie jednak powstrzymuje! Ojca także powstrzymywało wtedy, gdy powinien to zrobić!
JEAN
To była chęć zemsty!
PANNA JULIA
A teraz przeze mnie mści się moja wredna matka?
JEAN
Ojca też pani nigdy nie kochała?
PANNA JULIA
Kochałam go i jednocześnie równie mocno nienawidziłam. To on wpoił we mnie pogardę dla mojej płci. Zrobił ze mnie półmężczyznę. Kogóż mam obwiniać za to, co się stało? Matkę, ojca, siebie... Ja przecież nie mam nic własnego. Żadnej myśli niezależnej od ojca, żadnej namiętności nie odziedziczonej po matce... Czym ja zasłużyłam na taki los? To bardzo wygodne zasłaniać się Odkupicielem, jak to robi Krystyna. I kłamać, że bogaty nie wejdzie do królestwa niebieskiego... A ona wejdzie, skoro nie boi się gromadzić złodziejskich pieniędzy w kasie oszczędnościowej? Boże, moja wina, moja bardzo wielka wina...
JEAN
No, tak... (dwa krótkie, ostre dzwonki. Panna Julia podrywa się. Jean w pośpiechu zmienia surdut na liberię) Pan hrabia wrócił! Jest! Może Krystyna już...? (przykłada ucho do tuby akustycznej)
PANNA JULIA
Zobaczył wyłamaną szufladę i już wie!
JEAN
Tutaj Jean, panie hrabio! (pauza) Dobrze, panie hrabio! Oczywiście, w tej chwili! Już, już! (pauza) Tak jest! Za pół godziny!
PANNA JULIA
Chryste, co powiedział? Mów!
JEAN
Za pół godziny mam podać kawę. I buty do konnej jazdy. Co to znaczy?
PANNA JULIA
Pół godziny! Tylko tyle... Ach, jestem śmiertelnie zmęczona, nie ma już we mnie żalu, nie potrafię uciekać, nie mam siły, żeby zostać, nie starcza mi woli, aby żyć, nie wiem, po co mam umrzeć! Pomóż mi! Znasz mnie lepiej, niż ja sama. Błagam o przysługę. Pozwól mi odejść z honorem... Rozkazuj jak psu! Bądź moją wolą i każ mi to zrobić!
JEAN
Nooo... nie wiem... nie można... tak! Jakby ta liberia zabierała mi siłę... nie potrafię pani rozkazać niczego... i ten głos pana hrabiego... taki... jak to powiedzieć?! Ten przeklęty parobek. O tu, w środku, zupełnie mnie ogłupił... Gdyby to pan hrabia teraz przyszedł i rozkazał mi poderżnąć sobie gardło, pewnie zrobiłbym to od razu!
PANNA JULIA
Może pan wcielić się w mojego ojca, ja będę wtedy panem i rozkaże mi pan... Umie pan odgrywać różne rzeczy... Leżał pan u moich stóp jak prawdziwy szlachcic... całował bucik... No, a może widział pan w teatrze hipnotyzera? (Jean przytakuje) Nakazuje on medium wziąć do ręki... miotłę – medium bierze, nakazuje zamiatać – medium zamiata...
JEAN
Ale trzeba najpierw uśpić!
PANNA JULIA
Już jestem jak we śnie... pokój wiruje w smugach dymu... przypomina pan mężczyznę w cylindrze, w czerni, pańskie oczy żarzą się jak dogasający węgiel, twarz spopielała, biała plama... jak tu miło i ciepło... (zaciera ręce)... tyle światła... i tak cicho!
JEAN
(wkłada brzytwę do jej ręki) Oto twoja miotła! Idź teraz w światło... tam gdzie cicho... do stodoły... i... (szepce jej cos do ucha)
PANNA JULIA
Dziękuję! Już idę... tak... wreszcie odpocznę! Chcę tylko usłyszeć, że tacy jak ja, lepsi, także dostąpią daru łaski. Nawet, gdy w to nie wierzysz, powiedz – tak!
JEAN
Ci lepsi? Nie przejdzie mi to przez usta! Ale pani przecież już nie należy do tych lepszych, tylko do tych ostatnich!
PANNA JULIA
Tak, tak... przecież przynależę do tych najostatniejszych... jako ostatnia z ostatnich... O! Nie zrobię tego! Musisz mnie zmusić! Mów, mów...
JEAN
Teraz już nie potrafię! Nie dam rady!
PANNA JULIA
(z mocą) Powiadam wam, bracia, że pierwsi będą ostatnimi!
JEAN
Proszę tak nie myśleć! Przy pani czuję się słaby... Czego ja się boję, do cholery? Czy to dzwonek? Trzeba podłożyć papierek... mam pietra przed dzwonkiem! Taki sobie dryndol... Ktoś jest ponad... coś jakby ręka... a za nią jeszcze coś... co jej każe... Furda! Wystarczy zatkać uszy i... Dzwoni jeszcze głośniej, żeby odpowiedzieć! Ani słowa – bo wtedy koniec! Za późno na... gdy przyjdzie policja... (głośne uderzanie dzwonka)
(prostuje się sztywno. Do Julii) Nic innego nie pozostało... Masz iść!
[Panna Julia rusza zdecydowanie do wyjścia.
Dzwonek dzwoni długo i nieubłaganie]
------------------------------------------------------