Zwierzenia Georgii Nicolson 2 Spoko, założyłam bardzo duże gacie

Louise Rennison

SPOKO, ZAŁOŻYŁAM BARDZO DUŻE GACIE

Zwierzenia Georgii Nicolson 02

LIPIEC
Bóg Seksu wylądował… i odleciał z powrotem

Niedziela, 18 lipca

W moim pokoju

18:00 Wyglądam przez okno w swoim pokoju. Inni to mają dobrze.

Kto by pomyślał, że sprawy ułożą się tak beznadziejne? Mam 14 lat, a moje życie już się skończył z powodu tak zwanych dorosłych.

Powiedziałam mamie:

- Niszczysz mi życie. Nie wyżywaj się na mnie tylko, dlatego, że twoje już się skończyło.

Ale jak zwykle, gdy mówię coś rozsądnego i ważnego, cmoknęła tylko z niezadowoleniem i poprawiła sobie stanik jak gracz rosyjską ruletkę ( czy też może dyskobol? Nie wiem i w ogóle mnie to nie obchodzi). Gdybym policzyła ile razy cmokano w odpowiedzi na moje słowa… chyba już dawno mogłabym otworzyć sklep z cmokaniem. To takie nie sprawiedliwe…

Dlaczego rodzice odrywają mnie od przyjaciół i każą przeprowadzać się do Nowej Zelandii? Kto w ogóle chciałby tam jechać?

W końcu, gdy wytknęłam, że jest zupełnie beznadziejną matka, dostała szału i WRZASNĘŁA na mnie:

- W tej chwili idź do swojego pokoju!!!

- Dobra, pójdę do swojego POKOJU!!! PÓJDĘ do swojego pokoju!! I wiesz, co tam będę robiła? Nie wiesz, więc ci powiem! Będę tam po prostu SIEDZIEĆ. Bo nie mam, co robić!

I wpadłam do pokoju zostawiając ją samą. Niech się zastanowi nad swoim zachowaniem.

Niestety, oznacza to, że już o szóstej wylądowałam w łóżku.


19:00 Och Robbie gdzie jesteś? Właściwie to wiem gdzie, ale czy to odpowiednia pora na pieszą wycieczkę?

Dobrze, że chociaż teraz jestem dziewczyną Boga Seksu.


19:15 Natomiast nie dobrze, że Bóg Seksu, nie wie, że jego dziewczyna za tydzień będzie zmuszona udać się na drugi (beznadziejny) koniec świata.


19:18 Nie mogę w to uwierzyć. Tyle czasu zajęło mi usidlenie BS, nakupowałam sobie mnóstwo kosmetyków, śledziłam go, ciągle wpadałam na niego, niby przypadkiem… tyle planów marzeń - i wszystko nic? Kiedy w końcu doszłam z nim do szóstej bazy, powiedział „Spotykajmy się, ale przez jakiś czas, nikomu o tym nie mówmy? A mama właściwym sobie brakiem wyczucia chwili rzuca bombę „W przyszłym tygodniu jedziemy do Nowej Zelandii „.

Od płaczu tak mi spuchły oczy, że zrobiły się jak szparki. Nos też mi spuchł. Nawet, kiedy jestem w dobrej formie, trudno go nazwać mały, ale teraz, wyglądam jakbym miała trzy policzki. Cudownie. Dzięki ci Boże.


21:00 Nigdy tego nie przeboleję.


21:10 Czas mija bardzo powoli, gdy ma się myśli samobójcze.


21:15 Żeby ukryć szpareczki, założyłam okulary przeciwsłoneczne. Dostałam je od mamy, która podjęła żałosną próbę przekonania mnie do wyjazdu do krainy Maorysów. Właściwie są całkiem niezłe. Wyglądam w nich trochę jak te francuskie aktorki, które palą gaouloise`y i często płaczą a w przerwach całują się z Gerardem Depardieu. Przećwiczyłam przed lustrem francuski akcent ze słynnym „r”.

- A, kiedy miałam - jak to się mówi? - cztehrnaście lat mes*1 hrodzice, mes très, très horriblemet*2* hordzice zabhrali mnie do Nowej Zelandii. Och merde*3**.

W tej chwili usłyszałam, że mama idzie po schodach, więc szybko wskoczyłam do łóżka. Wetknęła głowę do pokoju i spytała:

- Georgia … Śpisz?

Nie odpowiedziałam. Będzie miała nauczkę.

Wychodząc rzuciła:

- Na Twoim miejscu, nie spała bym w okularach przeciwsłonecznych, bo wbiją jeszcze ci się w głowę.

A cóż to za metody wychowawcze? Mama ma mniej więcej takie pojęcie o medycynie jak tata o majsterkowaniu. Wszyscy widzieliśmy szopę, którą postawił. Zanim runęła na wujka Eddiego.

Zaczęłam odpływać w pełen koszmarów sen, kiedy usłyszałam krzyki dobiegające z sąsiedniego ogrodu. Państwo Sąsiedzi darli się, rzucali jakimiś przedmiotami i w ogóle robili straszny hałas. Słowo daję czy naprawdę to odpowiednia pora na uprawianie ogródka? Nie mają szacunku dla osób, które chciałyby sobie pospać, bo właśnie przeżywają wielką tragedię. Miałam ochotę otworzyć okno i krzykną „Może byście ciszej uprawiali ogródek świry jedne?! „ Ale nie chciało mi się wstawać z mojego przytulnego łoża boleści.


Mucho exsitemondo*4

Obawa


0:10 Kiedy rozległ się dzwonek do drzwi, wyskoczyłam z łóżka, stanęłam na schodach i spojrzałam w dół? Mama otworzyła drzwi mając na sobie tylko koszulkę nocną, przez która wszystko było widać!! Nawet gdyby ktoś nie chciał widzieć. Na przykład ja. Ona jest bezwstydna. W progu stało dwóch policjantów. Większy trzymał przed sobą w wyciągniętej ręce jakiś spory worek a spodnie wokół kostek miał zupełnie poszarpane.

- Cholera, to pani kot?? - Spytał nie zbyt uprzejmie jak na funkcjonariusza policji.

- Yyy… No..

Zbiegam ze schodów i podeszłam do drzwi.

- Dobry wieczór panie posterunkowy. Czy ten kot jest mniej więcej wielkości małego labradora?

- Tak.

- A czy ma pręgowatą sierść i brakuje mu kawałka ucha?

- Yyy.. Tak - powiedział posterunkowy Grubas.

- W takim razie to nie nasz, przykro mi.

Wydawało mi że to bardzo zabawne, ale policjant był najwidoczniej innego zdania.

- To poważna sprawa, młoda damo.

Mama znów zaczęła cmokać z niezadowoleniem i jednocześnie kręcąc głową i poprawiając sobie melony. Wyglądało to bardzo nie atrakcyjnie. Pomyślałam, że policjant obruszy się i powie: „ Proszę się ubrać”, ale on dalej wyżywał się na mnie.

- Przez to zwierzę wasi sąsiedzi przez godzinę byli zamknięci w cieplarni. W końcu udało im się uciec do domu, ale wtedy kot zaatakował ich pudle.

- Tak często to robi. Ma w sobie krew szkockiego żbika. Czasem słyszy zew natury i wtedy..

- Powinniście lepiej go pilnować.

Marudził tak jeszcze z tysiąc godzin. Tak cierpliwie jak mogłam, chociaż i tak już miała dość zmartwień na głowie powiedziałam:

- Proszę posłuchać, rodzice każą mi jechać ze sobą do Wahangamata. To na drugim beznadziejnym końcu świata. W Nowej Zelandii. Oglądał pan „Sąsiadów”? Mógłby mi pan jakoś pomóc?

Mama zgromiła mnie wzrokiem.

- Nie zaczynaj Georgia nie jestem w nastroju.

Policjant tez najwyraźniej „nie był w nastroju”.

- To poważne ostrzeżenie - powiedział. - Albo będziecie go lepiej pilnować, albo będę zmuszony podjąć bardziej stanowcze kroki.

Mama jak zwykle zachowała się beznadziejnie. Zaczęła się głupio uśmiechać i bawić włosami.

- Strasznie przepraszam za kłopot, panie inspektorze. Może miałby pan ochotę na drinka przed snem?

Ale ŻENADA. Pewnie sobie pomyślał, że w wolnym czasie prowadzimy burdel. „Inspektor” uśmiechnął się szeroko i powiedział:

- To bardzo miło z pani strony, ale musimy wracać do naszych obowiązków Musimy chronić ludzkość przed groźnymi przestępcami, niebezpiecznymi kocurami i tak dalej.

Bez słowa wzięłam od niego wierzgający worek i tylko ironicznie popatrzyłam na jego poszarpane nogawki.

Mama znów dostała SZAŁU.

- Angus musi z stąd odejść.

- No super zniszcz wszystko, co kocham. Myślisz tylko o sobie, przeganiasz mnie przez połowę wszechświata i przez ciebie tracę jedynego chłopca, którego kocham. Wiesz, nie można tak po prostu zostawiać Bogów Seksu oni muszą być pod stałym nadzorem i..

Poszła do swojego pokoju.

Angus wygramolił się z worka i zaczął myszkować po kuchni w poszukiwaniu czegoś na ząb. Mruczał jak silnik. Weszła zaspana Libby ze swoim kocykiem. Pielucha opadła jej aż do kolan. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowałam była eksplozja kupy, wiedz powiedziałam:

- Libby, idź do mamusi i powiedz, że zrobiłaś kupkę.

Ale ona odparła tylko:

- Ććć, niegrzeczny chłopcik - I podeszła, do Angusa. Pocałowała go w nos, który potem zaczęła ssać, a następnie zaciągnęła kota do łóżka.

Nie wiem, dlaczego on pozwala by robiła z nim, co jej się żywnie podoba. Wczoraj, kiedy chciałam mu odebrać miskę, a on nie skończył jeszcze jeść, prawie mi odgryzł rękę.

Poniedziałek, 19 lipca

11:00 Jestem w wielkiej desperacji. Minęło półtorej dnia, gdy całowałam się z Bogiem Seksu. Chyba mam objawy odstawienia. Usta same układają mi się w dziobek.

MUSZĘ się jakoś wykręcić od wyjazdu do krainy Maorysów. Dziś rano rozpoczęłam strajk głodowy. No zjadłam tylko kilka biszkoptów.


14:00 Zadzwonił telefon.

- Kochanie mogłabyś odebrać? Jestem w wannie! - Wrzasnęła do mnie mama.

- Możesz się szorować, ale wnętrza i tak sobie nie umyjesz! - odwrzasnęłam.

- Georgia - wrzasnęła znowu.

Zwlekłam się ze swojego łoża boleści, zeszłam na dół, i odebrałam telefon.

- Halo tu hotel złamanych serc - ale usłyszałam trzask - trzask, pstryk - pstryk, więc zaczęłam bardzo głośno krzyczeć do słuchawki HALO!!! HALO!!

- Jasna cholera - odezwał się ten odległy głos.

Był to mój ojciec, czyli Vati ja go tak nazywam. Dzwonił z Nowej Zelandii. Jak zwykle był bez powodu w złym humorze?

- Dlaczego tak się wydzierasz w tą słuchawkę? Aż mi w uszach dzwoni.

- , Bo się nie odezwałeś - odpowiedziałam bardzo rozsądnie.

- Przecież powiedziałem „Cześć”

- Nic nie słyszałam.

- To pewnie źle słuchałaś.

- Jak mogłam źle słuchać, skoro odebrałam telefon?

- Nie wiem, ale jeśli ktoś może, to właśnie ty.

Ojej, znowu ta stara śpiewka, zawsze to ja cos robię źle.

- Mama jest w wannie. - oznajmiłam.

- Chwileczkę, nie chcesz dowiedzieć się, co u mnie??

- Yyy niech zgadnę.. Masz śmieszne wąsy i lekko, zaokrągloną pupę.

- Nie bądź bezczelna! Zawołaj mamę. Już nie mam na ciebie sił. Czego was uczą w tej szkole oprócz bezczelności i malowania się szminka?

Odłożyłam na bok słuchawkę, bo jeśli mu się pozwoli potrafi tak zrzędzić tysiąc lat.

- Mutti - krzyknęłam - Dzwoni jakiś facet! Twierdzi, że jest moim kochanym Vati, ale chyba kłamie, bo był wobec mnie bardzo opryskliwy.

Mama wyszła z łazienki z mokrymi włosami, ociekającymi wodą w samych majtkach i staniku. Ma ogromne melony aż dziw, że nie przewraca się pod ich ciężarem, Boże drogi.

- Wiesz, nastolatki w moim wieku są bardzo podatne na wpływy.

Rzuciła mi gniewne spojrzenie i złapała słuchawkę. Wychodząc słyszałam jeszcze jak mówi:

- Cześć kochanie. Co? Wiem. Oj, wiem. Nie musisz mi tego mówić… Mam ją, na co dzień. Koszmar.

Milutko nie?

Każdemu, kto chce mnie wysłuchać, (czyli nikomu) mówię, że ja sama nie prosiłam się na ten świat. Jestem tu tylko, dlatego że ona i Vati.. blee.. wolę nie kończyć.


W moim pokoju

14:10 Słyszałam jak mamrotała do taty:

- Hm, wiem Bob.. wiem.. aha.. WIEM… wiem. Tak wiem..

Na święte gacie ci dorośli są niemożliwi.

- Przekaż mu delikatnie - zawołałam, - że nie pojadę nawet za TRYLION lat!

Chyba usłyszał, bo nawet do mnie na górę dobiegły dźwięki ze słuchawki. Nie zdziwiły mnie te krzyki, bo mój Vati ma skłonność do agresji. Kiedyś na chwilę wyszedł z pokoju, wlałam mu do piwa wodę po goleniu i sok z limony. Dla śmiechu. Ale on w ogóle nie załapał tego dowcipu. Kiedy przestała się krztusić, dostał szału i wrzasnął: „TY IDIOTKO?” Po takim przeżyciu kiedyś w przyszłości będę musiała wybulić setki funtów na psychoterapie, (Jeżeli w ogóle będzie jakaś przyszłość, w co wątpię)


14:30 Słucham smutnych piosenek i nadal jestem w piżamie.

Do mojego pokoju weszła mama:

- Mogę??

- Nie.

Ale jakoś jej to nie zniechęciło. Weszła, usiadła na brzegu łóżka i położyła rękę na mojej nodze.

- Auuua - krzyknęłam.

- Słuchaj kochanie. Wiem, że to trochę skomplikowane, zwłaszcza w twoim wieku, ale to dla nas naprawdę wielka szansa. Twój tata uważa, że w Whangamata może do czegoś dojść.

- A teraz mu źle? Niektórzy lubią grubasów z idiotycznymi wąsami. Na przykład ty.

Znów zaczęła się zachowywać jak rodzic.

- Georgia, arogancja wcale nie jest zabawna.

- Jest.

- Nie jest.

- A śmiałaś się, gdy Libby powiedziała o panu Sąsiedzie „miły palant”.

- Libby ma dopiero 3 lata i myśli, że palant to coś w rodzaju „Bill” czy „tata”. Nie rozumiesz, że to może być fantastyczna przygoda?

- Na przykład taka, jak wtedy, gdy idziesz do szkoły, nagle przejeżdża cię autobus i trafiasz do szpitala?

- Tak, taka jak wtedy… NIE! No Georgio zachowaj się jak prawdziwa kumpelka, zrób to dla mnie.

Nic nie powiedziałam.

- Wiesz, że twój tata nie może znaleźć pracy. Co ma robić? Po prostu myśli o nas.

Po chwili westchnęła i wyszła.

Życie jest très marde i denne do kwadratu. Dlaczego Mutti nie rozumie, że ja teraz nie mogę wyjechać? Czasami bywa nieprawdopodobnie tępa. Raczej to nie po niej odziedziczyłam inteligencje na pewno nie dziki niej jestem najlepsza z… Yyy.. nie ważne. To, co robię nie ma z nią nic wspólnego. Na swoje nieszczęście otrzymałam część jej genów. Na przykład gen małpich brwi. Ona ciągle musi je sobie wyskubywać, żeby się nie zrastały, i egoistycznie przekazała mi to nieszczęście. Po tym jak w zeszłym semestrze przez przypadek je sobie zgoliłam, zrobiły się jeszcze bardziej krzaczaste i nastroszone. Od czasu tego golenia rosną chyba mety na tydzień. Gdybym zostawiła je w spokoju, do października zdążyłabym oślepnąć. Jas ma normalne brwi, dlaczego ja nie mogę mieć?

Skoro już o tym mowa, najgorsze jest to, że chyba odziedziczyłam również gen piersi. Moje melony wyraźnie rosną. Bardzo się martwię, że będę miała takie ogromne jak ona. Wszyscy zwracają uwagę na mój biust.

Kiedyś, gdy płynęliśmy promem do Francji, tata powiedział do mamy:

- Nie stawaj tak blisko krawędzi, Connie, bo twój biust może zostać uznany za zagrożenie dla stabilności statku.


17:00 Przed chwilą mnie olśniło!!! To o oczywiste, jestem prawdziwym geniuszem! Bułka z masłem! Po prostu powiem mamie, że zostanę.. i ZAIMĘ SIĘ DOMEM!! Domu nie można opuszczać na tyle miesięcy bo.. Yyy.. mogliby się tu zagnieść dzicy lokatorzy. Anarchiści, którzy wszystko przemalują na czarno, pewnie nawet pudle państwa Sąsiadów, którzy jeszcze będą błagać Angusa żeby wrócił.

Wspaniały cudowny fantastyczny pomysł!! Mama na pewno uzna go za sensowny.

Obiecam, że będę się zachowywać bardzo dojrzale i odpowiedzialnie, jak absolutnie dorosła osoba. Chce zostać w Anglii głównie z powodu tutejszego świetnego systemu nauczania. Właśnie w ten sposób przedstawcie to Mutti.

Mutti - powiem w mojej edukacji to bardzo ważny okres. Myślę, że zostanę przyjęta do drużyny hokeja na trawie.”

Całe szczęście, że w zeszłym semestrze nie zawracałam mamie głowy uwagami w dzienniczku. Oszczędzałam jej czytania ich, bo sama wszystko podpisywałam.


17:05 Sokole oko mogłoby wpisać mi coś bardziej oryginalnego niż: „Beznadziejnie dziecinne zachowanie na lekcji.” I to tylko, dlatego że przyłapała mnie na tym jak udawałam (genialnie) szczękościsk.


17:10 Mogłabym urządzić cudowne imprezy, na które wszyscy waliliby drzwiami i oknami. Zrobię listę osób, które zaproszę:


1.Bogowie Seksu.

Robie… yyy to wszystko.

2.Drużyna Asów.

Rosie, Jools, Ellen, i może jeszcze Jas, jeżeli weźmie się w garść i bardziej się postara. Odkąd spiknęła się z Tomem trochę mnie zaniedbała.

3.Bliscy znajomi.

Mabs, Sarah, Patty, Abbie, Phebes, Hattie, Bella… ludzie, z którymi lubię się pośmiać, ale, z którym nie koniecznie pożyczyłabym skórzaną kurtkę mojej mamy…


17:20 Może wpuszczę nawet beznadziejnych tancerzy takich jak Sven, jeżeli będą sympatyczni lub wykażą poczucie humoru (i przyniosą prezenty).


17:25 Powiem wam, kogo nie zaproszę - Okropnej P. Green. Ma absolutny zakaz wstępu. Jeżeli w przyszłym semestrze, znów zostanę zmuszona siedzieć z nią w jednej ławce, to chyba się zabije. Dlaczego ona ciągle tak przynudza? Na pewno robi mi to na złość. Hoduje w domu chomiki. Nienormalna czy jak? Kto jeszcze znajdzie się na czarnej liście? Nudna Lindsay, była Robbego. Postąpiłabym okrutnie, zapraszając ją i pozwalając by patrzyła na nasze szczęście, jak się całujemy itd. Poza tym mogłaby mnie zabić, a to zepsułoby imprezowy nastrój.

Kto jeszcze? Ooo już wiem Jackie i Alison, znane również, jako Koszmarne Bliźniaczki, nie mogą przyjść są zbyt pospolite.


21:10 Wyglądam przez okno. Widzę Marka, chłopca z największymi ustami na świecie. Idzie z kumplami do miasta. No tak, ludzie się bawią. Okropne. Ja nie mam prawdziwych przyjaciółek - jak tylko pojawia się na horyzoncie jakiś chłopak, od razu o mnie zapominają. Żałosne.

Ja bym nie mogła być taka płytka.

Ciekawe czy Bóg Seksu rozmyślił się z powodu mojego nosa?


21:15 Dzwoniła Jas. Na chwilę oderwała się od tego Toma.

- Już jej powiedziałaś, że nie jedziesz? - spytała.

- Nie, próbuję, ale ona w ogóle nie zwraca na mnie uwagi. Powiedziałam, że to bardzo ważny okres w moim życiu, bo mam czternaście lat i balansuje na krawędzi kobiecości.

- Na czym?

Jas czasami zachowuje się jak wiejski przygłup.

- Pamiętasz, co na koniec drugiego semestru powiedziała Chuda, nasza szacowna pani dyrektor? „Dziewczęta balansujecie na krawędzi kobiecości i dlatego nie chcę już widzieć piegów wymalowanych na nosach. To głupie, niedystyngowanie, i wcale nie jest zabawne.”

- Przecież sztuczne piegi są zabawne.

- Wiem.

- To, dlaczego Chuda powiedziała, że nie są?

- Jas.

- Co?

- Zamknij się.


21:30 Mam w łóżku pociąg i Barbie nurka z rękami jak stalowe widelce. Zupełnie jakbym spała w pudle na zabawki. Tylko nie jest mi aż tak wygodnie. Poza tym Libby uparła się żebyśmy pobawiły się w eskimoskie całowanie: aż mnie nos rozbolał.

- Libby, już dość tych Eskimosów - powiedziałam, ale ona odparła tylko:

- Kiwgglkwoggleugug. - zdaje się, że miało to być po eskimosku.

Co się dzieje z moim życiem? Dlaczego jest tak beznadziejnie kretyńskie?


22:00 Patrzyłam na niebo i gwiazdy za oknem i myślałam o wszystkich postaciach historycznych, które były tak samo smutne jak ja i prosiły Boga o pomoc. Padłam na kolana (trochę zabolało, bo wylądowałam na talerzu kanapek z dżemem, który zostawiłam na łóżku) i cała we łzach zaczęłam się modlić: „Boże błagam, niech zadzwoni telefon i niech to będzie Robbie obiecuję, że jeśli tak się stanie będę codziennie chodzić do kościoła. Dziękuje”.


Północ To tyle, jeśli chodzi o naszego Vati w niebiosach. Kurczę, jaki jest sens prosić o coś Boga, skoro się tego nie dostaje?

Jutro kupię sobie posążek Buddy.


1:00 Ponieważ zostało mi niewiele czasu, lepiej po prostu o coś poproszę, zamiast inwestować w jego figurkę.

Kompletnie nie wiem jak się zwracać do Buddy. Mam nadzieje, że rozumie po angielsku. Przypuszczam, że - jak większość bóstw - umie czytać w myślach.


1:30 Ponieważ dopiero niedawno (pół godziny) jestem praktykującą buddystką, ograniczę swoje prośby to najważniejszych spraw.

Czyli:

1. Kiedy poproszę mamę by zostawiła dom pod moją opieką, usłyszę odpowiedz: „Oczywiście, kochanie”.

2. Zadzwoni BS.


1:35 Na tym poprzestanę, nie będę poruszała kwestii nosa ( powinien być mniejszy i bardziej zadarty) ani mniejszych piersi, bo inaczej spędzę nad tym resztę nocy i jeszcze Budda gotów sobie pomyśleć, że strasznie bezczelna ze mnie, nowo nawrócona buddystka i że wierzę tylko po to by spełnił moje prośby.

Wtorek, 20 lipca

10:00 Mój pokój.. wkrótce zamieni się w świątynie Buddy. Chyba, że Bóg weźmie się do roboty. Ptaki ćwierkają jak na ptasiej imprezie. Cudowny, słoneczny dzień. Dla niektórych. Widzę jak słońce obija się od łysej czaszki pana Sąsiada, który bawi się ze swoimi głupimi zarozumiałymi pudlami. Chwileczkę. W pobliżu dostrzegam Angusa. Ojoj wygląda na nieco głodnego, chyba ma ochotę na kanapkę z pudlem. Lepiej zwabie go kawałkiem kiełbasy żeby nie dopuścić do interwencji policji.

Jak na wielkie gacie Sąsiada, mam zostać Buddystką skoro ciągle coś mi przeszkadza? Założę się, że Dalajlama nie ma kota. Ani taty w Nowej Zelandii (Ciekawe czy ojciec Dalajlamy to tataliama..? Czasem zadziwiam samą siebie, że nie straciłam poczucia humoru, chociaż całe moje życie to jedna wielka parodia!!!)


10:36 I po co to wszystko? Kiedy powiedziałam mamie o moim pomyśle, że zajmę się domem, tylko się roześmiała i kazała mi brać się do pakowania?


Południe Gołym okiem widać, że mam głęboką depresję, ale mama oczywiście uwija się, i w ogóle zachowuje się tak jakby życie nie było koszmarem, (chociaż nim jest). Kazała mi wstać i pokazać, co spakowałam na wyjazd do Wahngamata. Dostała szału.

Mężczyźni są z Marsa a kobiety z Wenus, zalotka do rzęs, dwa komplety bikini i rozpinany sweter?!

- I tak nie zamierzam wychodzić z domu, bo nie lubię owiec, a poza tym mam złamane serce!

- To, po co ci bikini?

- Dla zdrowia.

- Jak to?

- Z powodu złamanego serca straciłam apetyt, więc promienie słoneczne ochronią mnie przed krzywicą. Przerobiliśmy to na biologii.

- Tam jest teraz zima.

- Typowe.

- Zachowujesz się niedorzecznie.

Wtedy przelała się szala goryczy.

- Ja zachowuje się niedorzecznie?!!! Ja zachowuje się niedorzecznie! To nie ja ciągnę kogoś na drugi koniec świata - i to bez żadnego powodu!

Mama zrobiła się czerwona jak burak.

- Bez żadnego powodu? Jedziemy tam żeby spotkać się z twoim tatą!

- Mów za siebie.

- Georgia jesteś okropna! - i wypadła z pokoju.

Chciało mi się płakać. To nie moja wina, że jestem okropna. Znajduje się pod duża presją. Dlaczego tata nie może mieszkać tutaj? Wtedy mogłabym być okropna dla niego, nie czując się przy tym beznadziejnie. (i nie musiała bym jechać na druki koniec planety. Większość nastolatków, kiedy chce zachować się okropnie wobec swoich rodziców, musi wejść do salonu.)

Ludzie nie rozumieją, że nie łatwe jest mieć „słomianego ojca”. Praktycznie rzecz biorąc jestem sierotą.


13:00 Do mojego pokoju zakradła się Libby, ostrożnie, niosąc miseczkę z mlekiem. Szła na palcach, cichutko mrucząc.

- Jesteś kochana Libbs. Postaw ją tutaj. Angus wybrał się na polowanie - powiedziałam.

Bardzo powoli, nadal na paluszkach przyniosła mi miseczkę i postawiła na biurku. Potem położyła mi rączki na głowie i zaczęła mnie głaskać. Łzy napłynęły mi do oczu.

- Skoro sama nigdy nie zaznałam szczęścia, to mogę się, chociaż postarać żebyś ty była szczęśliwa, Libbs. Porzucę wszelkie myśli o szczęściu i zostanę twoją buddyjską pielęgniarką. Dla twojego dobra zacznę nosić buty na płaskim obcasie i te okropne pomarańczowe szaty i..

Wtedy Libbs zaczęła dość brutalnie pchać moją głowę to miseczki z mlekiem.

- No pij kotku pij mleczko.

Niedługo każe mi spać w koszyku Angusa. Słowo daję, już najwyższa pora żeby poszła do przedszkola o poznała normalne dzieci.

Do Nowej Zelandii leci się 24 godziny.


18:00 Wujek Eddy zajechał swoim ryczącym, przedwojennym motorem. Przyszedł po Angusa. Jak ja przeżyję bez tego wściekłego futrzaka? Jak on przeżyje beze mnie? Nikt po za mną nie zna jego zwyczajów. Nikt nie wie, że Angus lubi, jak się przed nim ciągnie kiełbasę na sznurku, a on poluje na nią zza ….. pewno nie wujek Eddy, który pochodzi z Planety Świrów. Wszedł w skórzanych motocyklowych spodniach, zdjął kask i spytał:

- Co się tak guzdrzesz?

On jest niemożliwy. Nie rozumiem, dlaczego mama myśli, że taki łysy palant da radę zająć się zwierzęciem. Zresztą nie ma najmniejszego znaczenia, co kto myśli, bo wujek za trylion lat nie złapie Angusa i nie wsadzi go do koszyka.


18:30 Chyba już nie można być smutniejszym. Wyjeżdżamy na wiele miesięcy, będę tęskniła za przyjaciółmi i swoim BS. Moja kariera hokeistki legnie w gruzach.

Wszyscy wiedzą, że Maorysi nie grają w hokeja. Grają w … yyy.. na geografii jeszcze nie przerobiliśmy Nowej Zelandii, więc nie wiem, w co tam grają. Zresztą, co mnie to obchodzi?


18:35 Czas leci. Zupełnie jakbym czekała na własny pogrzeb. Albo siedziała na religii.

Dzwoniła Jas. Byłam głównie ciekawa czy Tom coś mówił o swoim cudownym starszym bracie, Bogu Seksu, ale nie chciałam, by Jas pomyślała, że nie obchodzi mnie jej życie.

Najpierw, więc zadałam parę pytań na temat jej chłopaka.

- Cześć Jas, jak ci się układa z Tomem?

Rozchichotała się na całego.

- Strasznie się uśmialiśmy, bo Tom powiedział, że wczoraj był w sklepie i …

- Jas czy mówił ci coś ciekawego?

- No mnóstwo rzeczy.

Zapadła cisza. Ona naprawdę doprowadza mnie do SZAŁU.

- Na przykład?

- Na przykład zastanawia się nad wprowadzeniem do sprzedaży większej liczby produktów nabiałowych, bo właśnie..

- Nie, nie Jas, chodzi mi o coś ciekawego - a nie o taki nudziarstwo. Czy na przykład wspomniał coś o swoim cudownym starszym bracie?

Jas trochę się naburmuszyła, ale odpowiedziała.

- Chwileczkę. - Usłyszałam jej wołanie - Tom rozmawiałeś ostatnio z Robbiem?

- Nie ostatnio wybrał się na pieszą wycieczkę.

- O tym wiem - powiedziałam Jas.

- Ona to wie! - znów zawołała Jas.

- Kto o tym wie? - zapytał Tom.

- Georgia!

Wtedy odezwała się mama Jas.

- Dlaczego Georgia pyta o Rabbiego? Myślałam, że wyjeżdża do Nowej Zelandii.

- Bo wyjeżdża. - Odkrzyknęła Jas - , Ale przedtem strasznie chce się z nim spotkać.

- Jas, Jas - , czym prędzej jej przerwałam - Chciałam się jedynie dowiedzieć, kiedy Robbie wraca. Nie zamierzam o tym rozmawiać z całą twoją ulicą.

Jas znów się nabzdyczyła.

- Ja tylko próbowałam pomóc.

- To już nie pomagaj.

- No to nie pomogę.

- I dobrze.

Zapadła cisza.

- Jas??

- Co?!

- Co robisz?.

- Nie pomagam.

Kiedyś ją zabije.

- Spytaj Toma, kiedy wraca Robbie.

- Nie wiem, dlaczego miałabym to robić, ale spytam.

Tom, kiedy wraca Robbie? - krzyknęła.

Wtrąciła się jej mama.

- Wydawało mi się, że on chodzi z Lidsay.

- Chodził - odkrzyknął Tom - ale potem spiknął się z Georgia.

- No, to Lindsay się zdenerwuje - podsumowała mama Jas.

Nie wierzyłam własnym uszom.

- Powiedz Georgii, że Robbie wraca dopiero w poniedziałek wieczorem! - ryknął Tom.

W przyszły poniedziałek! W przyszły poniedziałek. Do tej pory Maorysi już zdąża mnie zanudzić na śmierć. Starałam się trzymać fason żeby nie zmartwić Jas.

- Umiem sobie z tego żartować i w ogóle, ale Robbie tak długo mi się podobał. I to nie tylko, dlatego że gra w Sztywnych Dylanach. Dobrze o tym wiesz. Mija już rok odkąd. Się na niego zasadziłam. Kiedy mnie pocałował, było tak cudownie, że nogi zrobiły mi się miękkie jak z galarety i myślałam, że się rozpłynę, Na szczęście się nie rozpłynęłam? Robbie chyba zapomni o tym kosmyku włosów, który został mu w dłoni prawda?

Coś szczęknęło i odezwała się Jas z pełnymi ustami:

- Halo, Halo mówiłaś coś, poszłam tylko zrobić sobie kanapkę.

O co chodzi?


19:30 Jas jest beznadziejna. Dla mnie już nie żyje. Jak w Biblii, gdy ktoś schodzi na złą drogę i zostaję prostytutką czy coś w tym rodzaju? Stała się dla mnie dziewczyną bez imienia.


21:00 Zadzwonił telefon. Zbiegłam na dół.

To była Rosie, Ellen, Jools i Bezimienna (Jas), które dzwoniły z butki na końcu ulicy.

- Psić dzio Bućki telefonićniej - powiedziała Rosie z chińskim akcentem.

Wytuszowałam sobie rzęsy i umalowałam usta, żeby nikt się nie zorientował, że mam złamane serce. Mutti i Wujek Eddie nie zauważyli żadnej różnicy - byli zbyt zajęci pogonią za Angusem.

Angus przyczaił się na mojej szafie. Wiem, że ma tam coś do jedzenia, bo kiedy przechodziłam obok na głowę spadł mi kawałek makreli. Na pewno jeszcze długo tam posiedzi. Dobrze im tak. Kotnaperzy!

Nie chcę być niegrzeczna dla osób dotkniętych nieszczęściem, ale nie widziałam większego łysola niż wujek Eddie. Wygląda jak jajko na twardo w skórzanych spodniach. Kiedyś wypili sobie z mamą trochę wina i zasną twarzą do dołu na trawniku w ogrodzie. Więc mu na tyle głowy narysowałam drugą twarz. Wyglądało to przezabawnie tym bardziej, że użyłam niezmywalnego flamastra. Zemścił się w ten sposób, że przyjechał swoim przedpotopowym motorem na szkolną imprezę i podając się za mojego chłopaka wypytywał o mnie, wszystkich moich kolegów.

Takie jest życie.. w jednej chwili człowiek obściskuje się z BS i zalicza szóstą bazę w całowaniu ( nie wyłamując sobie przy tym zębów) a już w następnej musi jechać na drugi koniec świata i zamieszkać wśród Maorysów, których ulubioną rozrywką jest siedzenie w błocie i zjadanie pierwszych larw (To szczera prawda, przeczytałam o tym w folderze o krainie Maorysów). O, świński tyłek! Czyli jak mówią francuz przyjaciele : le grand zadek de le tłuścioch*5


21:30 Kiedy stawiłam się w budce telefonicznej, znalazłam tam całą naszą paczkę? Dziewczyny otworzyły przede mną drzwi a Jools powiedziała:

- Bonsoir, ma petite głuptasku*6*

Stałyśmy ściśnięte jak sardynki w puszcze. Rosie udało się uwolnić jedną rękę i podała mi zdjęcie zrobione w kabinie z polaroidem.

- Przyniosłyśmy ci prezent na pamiątkę.

Na zdjęciu były Jools, Ellen, Jas (Bezimienna). Rozpłaszczały sobie nosy, przyklejają je taśmą do twarzy, więc wyglądały jak świnki z włosami.

Na odwrocie napisały: NAJLEPSZE CHRUMCZENIA od kumpelek. 3maj się. To nasza ŚWIOTKA na pamiątkę.

Łzy napłynęły mi do oczu. Ale się opanowałam.

- Jejku wielkie dzięki. Dobranoc.

Musiałyśmy wyjść z butki telefonicznej, bo z telefonu chciał skorzystać Mark (Chłopak z mojej ulicy ten z ogromnymi ustami, z którym chodziłam prze dwa tygodnie i który mnie rzucił i bo taka jedna Hellen pozwalała mu na różne rzeczy) Patrzył jak wysypujemy się na ulicę. On naprawdę ma największe usta, jakie widziałam. Całe szczęście, że się z tego wywinęłam zanim rozgniótł mi twarz.

- Wszystko w wporzątku? - spytał JW. (Wielka Japa) tonem, który sugerował „Wszystko w wporzątku, lesbijki?”

Zresztą, co mi tam. Moje życie i tak się już skończyło. Trzymając się pod ręce ruszyliśmy w stronę mojego domu. Nie chciałam wziąć Jas pod rękę, bo mnie obraziła. Wujek Ed chyba w końcu złapał, Angusa do koszyka, bo na podjeździe leżały ogrodnicze rękawiczce z odgryzionymi palcami.

Uściskałyśmy się pochlipując. To było okropne. Już prawie stałam przy drzwiach, kiedy Jas rzuciła się na mnie.

Tak ryczała, że nie mogła mówić, ale w końcu wydusiła:

- Georgia, bez ciebie nic nie będzie takie samo… JA.. ja.. Kocham cię. Przepraszam, że wtedy poszłam sobie zrobić kanapkę!

Środa, 21 lipca

Świt, 10:00 Zadzwoniłam do swojej najdroższej przyjaciółki Jas, która mnie kocha. Ha!

Teraz, kiedy jej się wydaje, że ma prawdziwego chłopaka zachowuje się tak jakby skończyła, co najmniej sto osiemdziesiąt lat.

- Słuchaj Gee - Gee, teraz naprawdę nie mogę z tobą rozmawiać, bo lecę na spotkanie z Tomem. Złapię cię później. Ciao.

Ciao… Obiło jej? Nikomu na mnie nie zależy. Kiedy masz problemy, nikt się tobą nie interesuje? Nikt cię nie lubi, kiedy przestajesz być duszą towarzystwa? Jak tak dalej pójdzie znów będę musiała zwrócić się do Boga?


14:30 Wszystko mi jedno. Nie pojadę do żadnej Nowej Zelandii. Nie Absolutnie nie. Będą mnie musieli wnieść do samolotu, albo nafaszerować progami.

Nie i już, nie jadę.


15:00 Nie rozmawiam z mama, ale ponieważ wyszła z domu na zakupy (znowu), pewnie nawet tego nie zauważyła.


15:19 Siedzę przy telefonie i telepatycznie zmuszam go żeby zadzwonił. Dużo czytałam na ten temat. Telepatia to takie coś. Kiedy człowiek doprowadza do czegoś siłą woli? Powtarzałam siebie w myślach: „ Telefonie zadzwoń” i „Kiedy policzę do dziesięciu, zadzwoni Robbie.”


15:21 „No dobrze, kiedy policzę do stu, zadzwoni Robbie…”


15:30 „… po francusku. Kiedy po francusku policzę do 100 zadzwoni BS (Bóg czy inna moc, która zarządza siłą woli, na pewno doceni ogromny wysiłek, jaki wkład w liczenie w obcym języku?).

Płacz i zgrzytanie zębami. Za dwa dni znajdę się już na drugim końcu świata, a BS zostanie sam na tym samym, co teraz. Co więcej będę o jeden dzień oddalona od niego i do góry nogami?


15:39 Okropnie rozbolała mnie głowa.

Skoro już mowa o francuskim to, dlaczego na Luizę XIV, madame Snack, czyli pani martwa(ona naprawdę ma tak na nazwisko) każe nam się uczyć piosenki „ Don merle a perdu une plume?

Mój kos zgubił piórko”. Szalenie przyda mi się to zdanie, jeżeli kiedyś pojadę do Paryża. Nie będę umiała kupić kanapki, ale pogawędzę sobie po francusku o piórach moje kosa. Chociaż nawet go nie mam, a gdybym go miała to dzięki Angusowi zgubiłby nie jedno piórko. Gdyby Angus jeszcze z nami mieszkał.

Już za nim tęsknie. To najlepszy kot na świecie. Nadal mam go przed oczami, jako futrzaną głowę w moim łóżku. Piórka wokół pyszczka. Pamiętam jak mi przynosił różne prezenty. Nornika, kawałek ucha pudla czy cos w tym rodzaju.


15:41 Jak się mówi po francusku „Mojemu kosowi kot odgryzł nóżki”? Mon merle a perdu les jambes…”


Zadzwonił telefon

15:45 Dzięki Bogu, bo już myślałam, że będę musiała policzyć do 100 po niemiecku, a w cale nie mam na to ochoty ( z reszta nie potrafię)

- To ja Jas.

- O.. Czego chcesz?

- Chciałam zapytać jak się czujesz.

- Właściwie to jak trup, umarłam godzinę temu. Do widzenia.

To jej da nauczkę, jak zadzwoni drugi raz nie odbiorę.


17:00 Nie zadzwoniła. Typowe.


W moim pokoju

W łóżku

22:30 Wróciły mama i Libby. Kiedy wetknęły głowy do mojego pokoju, udawałam, że śpię? Libby podkradała się po cichutku, czyli powodując potworny hałas.

- Libbs pocałuj siostrę, bo bardzo jej smutno - szepnęła mama.

Wtedy poczułam jak ktoś ssie mi czubek nosa. I jak rażona prądem usiadłam.

- Czy inne siostry też tak całują? Dlaczego ona ma obsesję na punkcie mojego nosa?


23:15 Po incydencie ze ssaniem, rozbudziłam się na dobre. Wyglądałam przez okno w swoim pokoju. Kiedy człowiek patrzy na gwiazdy, czuje się taki malutki? Na fizyce dyskutowaliśmy o nieskończoności, wiecie, że wszechświat nie ma końca i tak dalej. Herr Kamyer powiedział nawet, że gdzieś tam mogą istnieć światy równoległe. Może siedzi gdzieś tam druga Georgia Nikolson i myśli sobie: „ Po co to wszystko?”


23:17 Druga Georgia Nikolson, której każą opuścić Boga Seksu i wszystkie kumpelki ( nie włączając w to Jas) i pojechać na drugi koniec świata. Merde do kwadratu.


23:29 Przed chwilą przyszło mi do głowy coś strasznego. Jeżeli istnieje równoległa ja, to istnieje również Nudna Lindsay. I równoległa Okropna P. Green. I dwie pary gaci pana Sąsiada. Matko kochana!

Czwartek, 22 lipca

Dzień przed ostatnim dniem mojego życia

Strajk głodowy

14:00 Nawet ŚLEPY by zauważył, że nie jem, ale mama oczywiście nie zwróciła na to uwagi.

- Chcesz trochę pieczonej fasoli z frytkami? - spytała.

- Już nigdy nie będę jadła - odparłam

- OK. - powiedziała tylko i razem z Libby zaczęły się obżerać.

Potem musiałam zakraść się do kuchni i pochłonąć resztę frytek, które zostawiły.


16:00 W moim pokoju. Ćwiczę poczucie samotności i braku przyjaciół, żeby przygotować się na następne miesiące.


16:05 Moje tak zwane kupele nie odzywają się do mnie już od paru dni. No w każdym razie od rana. Nie muszę nic ćwiczyć. Rzeczywiście jestem samotna i pozbawiona przyjaciół.


16:10 Poszłam do salonu na telewizji. Libby drzemała, ale kiedy usiadła, obudziła się. Stanęła na swych tłuściutkich nóżkach i wyciągnęła do mnie rączki.

- Kocham Georgię. Kosiam Georgie.

Przerobiła to na piosenkę.

- Cha, cha kosiam Georgię, kocham Girgię, Girgię, Girgię, Girgię, cha, cha, cha, cha cha kocham Ginger moją Ginger.

Stoi sobie w tym małym, szalonym móżdżku, że jestem pół kotem, pół siostrą. Więc wzięłam ją na ręce i razem położyliśmy się wygodnie na kanapie. Przynajmniej ktoś w tej rodzinie mnie kocha, chociaż ten ktoś ma kompletnego świra.

Weszła mama:

- Jak słodko razem wyglądacie, Georgia, jeszcze niedawno byłaś taka malutka. Zabieraliśmy cię z tatą do parku. Miałeś czapeczkę z nausznikami w kształcie kocich łapek. Byłaś taka rozkoszna.

O Boże, znów to samo. Zaraz zacznie:, „Kiedy moje maleństwa zdążyły tak urosnąć?”

I rzeczywiście oczy mamy są już pełne łez zaczyna mnie głaskać po głowie (strasznie irytujące) i mówić:

- Kiedy moja mała Georgia zdążyła…

Na szczęście (lub nie szczęście zależy gdzie, kto siedzi), w tej chwili Libby okropnie głośno puściła potwornie śmierdzącego bąka, który eksplodował z jej pupy z taką siła, że aż uniosła się na moim kolanie - jak podusznikowiec. Sama się zdziwiła, co z niej wyszło.

Zepchnęłam ją z kolan i zerwałam się na równe nogi.

- Libby to obrzydliwe!! Mamo wszystko przez tę twoją fasolę. To nie naturalne. Ile potrafi się wydostać z tak małej dziewczynki.

Prrruu….

Kiedyś dziadek pierdnął na ulicy. Bardzo głośno. Za nami szła jakaś kobieta z jamnikiem, no, wiecie pieskiem - kiełbaską. Kiedy usłyszała to pierdnięcie( a kto by nie usłyszał?!) powiedziała: „No nie, coś takiego”, a dziadek na to: „ Serdecznie panią przepraszam. Zdaje się, że odstrzeliłem nóżki pani pieskowi.” Prawdopodobnie było to jego ostatnie prawie normalne słowa. Wolałabym zostać tutaj z nim, niż jechać do krainy Maorysów.

- Mamo, czy mogłabym zamieszkać z dziadkiem? - spytałam.

- Ale on mieszka w domu starców.

- No i co z tego?

Ale mam jest jednak tak świrnięta i nierozsądna, że nawet nie chciała o tym rozmawiać.


23:30 Przyszli moi wszyscy kumple i urządzili mi wszyscy czuwanie ze świeczkami.

Sven założył papierowy kapelusik. Nie wiem, po co. Zresztą, co za różnica? Może w ten sposób Szwedzi się żegnają? Wszyscy zaśpiewali na moją cześć Mon merle a perdu une plume. No w każdym razie zaśpiewali pierwszy wers, bo potem państwo Sąsiedzi zaczęli narzekać, że straszą im psy.

- Będę stała w milczeniu całą noc - oznajmiła Jas.

Ale wtedy Sven powiedział:

- Frytki, teraz.

I wszyscy sobie poszli.

Zrobiło mi się smutno.

Piątek, 23 lipca

Koniec świata

Południe Postanowiłam, że policja siłą będzie mnie musiała wyciągnąć z domu i wtedy cały świat się dowie jak jestem traktowana. Przywiązałam się rękawami szlafroka do zagłówka. Już sobie wyobrażałam te wielkie tytuły w gazetach: „ Obiecująca nastoletnia gwiazda hokeju na trawie opiera się próbą przeniesienia jej do krainy Maorysów”. Lekko się umalowałam, na wszelki wypadek gdyby mieli przyjechać fotoreporterzy.


12:10 Mama wpadła do mojego pokoju zarumieniona jak naleśnik.

- Wiesz co!!!? Nie jedziemy do Nowej Zelandii, bo twój tata wraca do domu!!

- Co??

Tak mnie ściskała, że nawet nie zauważyła, że leże w łóżku jak zdechły chomik.

Trochę mnie zatkało.

- Vati, dom, wraca?


13:00 Superwiadomość.

Przy otworze wiertniczym, przy którym pracował mój tata nastąpiła tak eksplozja, że aż mu buty pospadały!!!

Z urządzenia, które naprawiał, trysnęła gorąca para i tata odskoczył tak gwałtownie, że aż złamał jakąś kość w stopie. Mama się postawiła i powiedziała, że nie zabierze swoich dzieci gdzieś gdzie z ziemi tryska gorąca para.

- Ciebie już i tak trudno wyciągnąć z łóżka - rzekła do mnie - nie zamierzam ci dawać więcej powodów do wymówek.

To potworna niesprawiedliwość, ale nic na to nie odpowiedziałam, chociaż aż wszystko na mnie krzyczało:” Taaaaaakkk!!!”

Szkopuł w tym, że kiedy wygaśnie kontrakt Vati wróci do domu. No, ale skoro mam do wyboru: albo życie w krainie Maorysów, albo, Vati, który ciągle myszkuje w moim pokoju i przynudza jak to było w latach siedemdziesiątych to już wolę te wąsatego zrzędę.

Mama jest nieprzyzwoicie szczęśliwa. Ciągle mnie przytula. Uważam, że zachowuje się jak hipokrytka, ale już nic nie powiedziałam tylko też ją uściskała i szybko poprosiłam o 5 funtów. I dała. Taak.

Piękny angielki dzień. Cudowna, przecudowna mżawka!! Nie musimy jechać do krainy Maorysów!! Dzięki ci Boże. Zawsze w ciebie wierzyłam. Tylko udawałam, że zostałam buddystką.


15:00 Bardzo głośno nastawiłam muzykę i zaczęłam wypakowywać bikini z walizki. La, la, la, la … miodzie. Czad do kwadratu.

Przyszedł wujek Eddy z butelką szampana i Angusem w koszyku. Zauważyłam, że założył mu kaganiec. Co za typ? Angus szybko pozbył się kagańca i zaczął obchód swojego terenu. (czyli okolice śmietnika). Kiedy zeszłam na dół wujek Eddy tańczył trzymając na rękach Libby, która śpiewała: „Wujek Egi, Wujek Egi”, czyli Wujek Ja - jo.

Co było dosyć zabawne?


16:20 Mój pokoik!! Kocham cię mój pokoiku. La, la, la, la … miodzie. Czad wszystko jest takie piękne: mój plakat ze szczeniakami, moje biureczko, łóżeczko…. Okienka wychodzące na sąsiedni ogród.


17:00 Zadzwoniłam do Drużyny Asów. Dziewczyny oszalały. Ledwo odłożyłam słuchawkę a już odezwał się dzwonek do drzwi. Był to pan Sąsiad. W przekrzywionych okularach. Nie powiedział: „Georgio tak się cieszę, że nie jedziecie”. Właściwie to wcale się nie odezwał. Tylko podał mi miotłę i odszedł kłośno tupiąc.

Do dolnej części miotły przyczepiony był Angus. Zawlókł miotłę do kuchni. Po chwili rozległ się rumor przewracających się garnków, patelni i krzeseł. Zawołałam:

- Libby, Angus wrócił!!


23:00 Zanim położyłam się spać, zajrzałam do kuchni. Angus jadł Libbs prosto z ręki. No to rozumiem!! Wreszcie wszystko wróciło do normy.

Sobota, 24 lipca

11:00 Lato. Ptaszki ćwierkają, norniki ryją nory, pu­dle pudlują. Zauważyłam, że mamy nowych sąsiadów po drugiej stronie ulicy. Cała nadzieja, że są trochę uprzejmiejsi niż państwo Wariaci, którzy mieszka­li tam przedtem.

O, moją kota! Zdaje się, że to jeden z tych rasowych birmańskich, które zamyka się w specjalnych kojcach. To rasowe koty, są strasznie drogie Takie Noomi Campbell w świecie kotów. Co nie znaczy, że chodzą po wybie­gu dla modelek. Są niezbyt reprezentacyjne i za niskie. Chociaż na wybiegu dla kotów wyglądałyby całkiem nie­źle!!! Cha, cha, cha, cha, cha!!! La, la, la, la, la!!! Chy­ba jestem geniuszem komedii. Gdyby jeszcze tylko za­dzwonił BS i powiedział:” Idę do ciebie, moja piękna. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że mogę cię utracić. Twa uroda mnie hipnotyzuje” - życie byłoby przecudowne i megaczadowe.


Południe Umówiłam się z Jas i poszłyśmy do parku. Na brodzie wyskoczył mi pryszcz, ale za pomocą konturówki do oczu przemalowałam go na pieprzyk. W moich okularach przeciwsłonecznych wyglądam jak Włoszka. Myślę, że Jas trochę się wstydzi tego, co powie­działa. Jestem bardzo delikatna, więc tylko napomknęłam: - Jas, naprawdę mnie kochasz? Zrobiła się czerwona jak burak. Kiedy szłyśmy wzdłuż kortów tenisowych, zobaczyły­śmy opalającą się Melanie Andrews. Chyba już o tym wspominałam, że ona ma największe piersi, jakie wi­działo ludzkie oko. Paru chłopaków zagwizdało, przecho­dząc koło niej, a jeden udawał, że żongluje. Czasami myślę, że chłopaki już na zawsze pozostaną dla mnie ta­jemnicą. Mam takie wrażenie, odkąd WJ bez żadnego wyraźnego powodu położył rękę na moim melonie. Mel zobaczyła, że na nią patrzymy, więc zawołałam bardzo serdecznie:

- O, cześć, Mel!

- Cześć! - odpowiedziała, ale jakoś tak nieszczerze.

- Skąd ono bierze te staniki? - szepnęłam do Jas. - Robią je chyba faceci, którzy zbudowali most no rzece Forth*7. Ted i Mick Forth - Wymyśliłam to. Tak napraw­dę wcale nie wiem, jak oni się nazywali.

Położyłyśmy się na trawie, żeby się poopalać.

- Jak myślisz, czy powinnam sobie kupić stanik? - spy­tała Jas.

Właśnie się zastanawiałam, co założyć na spotkanie z Robbiem.

- Wiesz, Robbie jeszcze nie zadzwonił - powiedziałam. Jas milczała. Zerknęłam na nią. Jakoś tak dziwnie wy­ginała ramiona.

- Na święte gacie, co ty wyprawiasz?

- Patrzę, czy mi się melony trzęsą.

Jas bywa wyjątkowo duma. Gdybym przebrała Angusa w jej szkolny mundurek, pewnie przez wiele dni nikt by się nawet nie zorientował. Dopóki tylko ktoś nie spró­bowałby mu odebrać jedzenia.

- Zrób test z ołówkiem - doradziłam jej. - Wkłada się ołówek pod pierś i jeżeli wypada, to wszystko jest OK. Jeżeli zostaje pod melonem, to znaczy, że potrzebna ci podpórka w postaci stanika.

Aż za strzygła uszami.

- Naprawdę?

- No. Moja mama, niestety, może sobie nimi przytrzy­mać cały piórnik.

Jas zaczęła grzebać w plecaku.

- Gdzieś tu mam ołówek. Spróbuję.

- Jas, czy Tom nic nie mówił o Robbiem?

Ale Jas jak zwykle odeszła w strefę mroku. Zaczęła sobie wpychać ołówek pod T - shirt.

- Cha, cha, cha, cha, cha, wypadł!!!! Zdałam zdałam... teraz ty.

Jakoś nie byłam tym zainteresowana.

- Dlaczego BS się ze mną całował i powiedział „to nara”, skoro wcale nie chciał się ze mną potem spotkać? Może się martwi, że jestem od niego młodsza, jak my­ślisz? A może to przez mój nos?

Zupełnie jakbym mówiła do ściany. Jas wciskała mi ołó­wek w rękę.

- No masz... boisz się?

- Wcale się nie boję. Nie boję się żadnego ołówka.

- No to spróbuj.

- O Jezu.

Wyrwałam jej z ręki ołówek, podciągnęłam top i wło­żyłam ołówek pod prawego melona. Prawdę mówiąc, utknął tam, ale trochę nim poruszyłam i wypadł.

- Wypada.

- Poruszyłaś nim.

- Nieprawda.

- Prawda, widziałam.

- Nieprawda. Jesteś walnięta.

Złapała ołówek i zaczęła mi go wciskać pod melo­na, kiedy zza kortu wyszły Jackie i Alison, czyli Kosz­marne Bliźniaczki. Jackie wyjęła na chwilę peta z ust i powiedziała:

- No, no, no, nasze lesby wybrały się na popołudnio­we pieszczotki.

O nie, znowu to samo, znowu się zaczną plotki o les­bijkach. Będę znowu miała na co czekać w następnym semestrze.

Poniedziałek, 26 lipca

14:00 Uff, ale skwar!!! Słońce praży, ptaszki ćwier­kają. Państwo Sąsiedzi są w swoim ogrodzie. Założyli szorty - znowu. Gacie pana Sąsiada są ogrom­ne. Z szacunku dla innych mógłby się w nich nie poka­zywać publicznie. A gdyby go zobaczyła jakaś bardzo, bardzo stara osoba - jeszcze starsza od niego? I gdyby w dodatku jej stan zdrowia nie należał do najlepszych? Na widok pana Sąsiada w szortach mogłaby dostać ja­kiegoś ataku. To kolejny przykład bezdennego egoizmu tak zwanych dorosłych.


Pora podwieczorku

16:50 Cudowny dzień... ale nie do końca. Przyszedł dziadek. Nawet on założył szorty. Jak powie­działam mamie: „Naprawdę nie musiał nam tego robić”.

Ma tak krzywe nogi, że Angus mógłby przejść między nimi z długim patykiem w pyszczku, a dziadek nawet by tego nie zauważył. Zresztą on i tak niewiele zauważa, bo żyje w świecie mroku zwariowanych staruszków. Po­grzebał w swych prehistorycznych szortach, dał mi dwa­dzieścia pensów i powiedział:

- Masz, tylko nie wydaj wszystkiego naraz.

I wybuchnął takim śmiechem, że mu wypadła sztucz­na szczęka. Potem tak długo łapał oddech, że już się przestraszyłam, że się udusi na śmierć i że będę musia­ła zastosować chwyt Heimlicha. Panna Stamp (nasz Kommandant od sportu) kazała nam się go nauczyć podczas zajęć z pierwszej pomocy. Jeżeli ktoś zadławi się landrynką, trzeba go złapać od tyłu i objąć w mostku o potem mocno ścisnąć, dopóki cukierek nie wyskoczy. Podobno wymyślił to jakiś Niemiec o nazwisku Heimlich. Nie mam pojęcia, dlaczego Niemcy muszą znienacka ściskać niewinnych ludzi, którzy się dławią landrynkami. To dla mnie wielka tajemnica.


20:00 BS nie dzwoni. A na pewno już wrócił. Nie mogę odezwać się do niego pierwsza, bo mam swoją dumę. No dobrze, zadzwoniłam, ale nie odebrał telefonu. Nie zostawiłam wiadomości. Nie rozu­miem chłopców. Jak można zaliczyć szóstą bazę, o po­tem nie zadzwonić?


20:10 Zostaje mi tylko buddyzm. Muszę pomedyto­wać i się uspokoić.


W moim pokoju

20:20 Znalazłam jeden z kaftanów mamy, który kupiła w czasach hipisowskich podczas podróży do Indii. Zostało jej parę zdjęć z Katmandu, na których pozują razem z tatą w idiotycznych fryzurach. Tata wy­gląda, jakby miał na sobie gigantyczną pieluchę. Mama wyjmuje te zdjęcia, kiedy jest pijana, zwłaszcza gdy się ją błaga, by ich nie pokazywała.

Założyłam ten kaftan i zaczęłam słuchać kasety me­dytacyjnej ze śpiewem delfinów. Nazywa się to Spokojny wszechświat. Pi - pi - pi. I tak w kółko. Przez chwilę cisza, a potem znowu pi - pi - pi. Skoro delfiny są aż tak inteli­gentne, to dlaczego nie mogą nauczyć się normalnie mówić? A nie tylko popiskiwać? To strasznie irytujące.

Wyłączyłabym tę kasetę, ale jestem zbyt przygnębiona, żeby wstawać z łóżka.


20:40 Dzwoni telefon. Oczywiście wszyscy są zbyt daleko, żeby odebrać, więc sama muszę się zwlec aż na dół.

- Nie przejmuj się, mamo! - krzyknęłam. - Zejdę aż no dół i odbiorę telefon, który pewnie jest do ciebie. A ty sobie odpocznij!

- OK, dzięki! - odkrzyknęła z salonu. Podniosłam słuchawkę.

- Tak?

To był Robbie!!! Tak, superczad! Ma taki piękny głos, dość głęboki - choć nie aż taki jak dziadek, no ale Rob­bie nie pali czterdziestu papierosów na minutę. Powie­dział, że go nie było.

Pomyślałam sobie: „Przecież doskonale o tym wiem, ty seksowna bestio!!! Wargi już mi zesztywniały od układa­nia ich w dziobek!!!”. Ale nie powiedziałam tego na głos.

- Tak? - zdziwiłam się uprzejmie, co chyba zabrzmia­ło całkiem cool i kusząco.

W każdym razie Robbie bardzo się ucieszył, że nie po­jechałam do krainy Maorysów. Jutro się do niego wybie­ram!!! Jego rodzice wyjechali.

Oooooooch. Jestem cała roztrzęsiona i zdenerwowa­na. Jak kotka na rozpalonym, blaszanym dachu. Na an­gielskim przerabialiśmy Kotkę na rozpalonym, blasza­nym dachu. Nie było tam żadnej kotki... ani blaszanego dachu... ani... przestań, mózgu, przestań!!!


20:45 Telefon do Jas. - Zadzwonił!!!

- Kto?

Zupełnie jakbym mówiła do ściany.

- Jas, ON. ON - jedyny ON w całym wszechświecie.


21:00 Jas przybiegła, żeby pogadać O tym, w co powinnam się ubrać. Poszłyśmy do mojego pokoju. Ale niestety, zapomniałam ją ostrzec o hamaku, który Libby wymyśliła dla swoich lalek. Zrobiła go z jednego z pojemnych staników mamy, który przywiązała do podestu schodów. Jas przewróciła się i strasznie sobie obtarła piszczele. Zaczęła zawodzić, ale teraz jakoś nie mogę się skupić na drobnych skaleczeniach.

Pokuśtykała do mojego pokoju i zaczęłyśmy przeglą­dać zawartość szafy. Wyjmowałam po kolei wszystkie ciu­chy, a Jas mówiła:

- Nie. Nie. Może. Nie, zbyt wyzywające. Nie, nie... yyy... może.

Kiedy w końcu przymierzyłam zamszową miniowe, po­wiedziała:

- Ble! Z przodu nogi masz owłosione, a z tyłu zupeł­nie łyse.

Zerknęłam. Miała rację!!! Czas na operację „Gładkie Nogi”. Kiedy schodziłyśmy da łazienki, zaczęłam ma­rudzić:

- I po co nam ta cała ewolucja? Po co włochate nogi z przodu, a łyse z tyłu? Niby do czego miałoby się to nam przydać w walce o przetrwanie?

- Może do tego, żeby odstraszyć wroga - odparła.

- Jasne. Na pewno dziewczyna z epoki kamienia łu­panego tak sobie kombinowała: „Goni mnie dinozaur. Myśli, że z powodu łysych nóg z tyłu jestem łatwym ce­lem, ale niech no tylko się odwrócę! Odstraszę potwora przerażającymi kudłami z przodu”. Tok, to wszystko tłumaczy.

Moje naukowe wywody jakoś nie zainteresowały Jas, która zaczęła myszkować po szafkach. - O, ile twoja mama ma kremów przeciwzmarszczkowych!

- No. Żałosne. Nie mogłaby wydać tych pieniędzy na nowe okulary czy kapelusz? Albo porządny stanik, w któ­rym zmieściłyby się jej melony?


21:30 Maminy krem do depilacji zdziałał cuda: moje nogi są teraz gładziutkie jak pupka niemowla­ka. Kusiło mnie, żeby go wypróbować na brwiach, ale przypomniało mi się, jak ostatnio je sobie zgoliłam. Od­rosły dopiero po dwóch tygodniach. Jeśli chodzi o ciuchy, to zdecydowałyśmy się na top z golfem (sugerujący, że jak na swoje lata jestem bar­dzo dojrzała, balansuję na krawędzi kobiecości itd., ale na tyle skromny, że nie zdradza „mojej rozpaczliwej tę­sknoty za pocałunkami”). Do tego wybrałyśmy obcisłe rybaczki.

- W tym semestrze Tom wyjeżdża na praktyki. Na pa­rę tygodni zostanę sama. Strasznie będę za nim tęsknić. Wiesz, wczoraj powiedział, że...

- Jas, idź już do domu - powiedziałam bardzo ser­decznie. - Muszę się porządnie wyspać.


23:00 Wcześnie położyłam się do łóżeczka. Zabarykadowałam drzwi, żeby nie weszli Angus i Libby.


Północ Ale się denerwuję... A jeżeli zapomniałam, jak się całuje? A jeśli w ostatniej chwili wyleci mi z głowy wszystko, czego się nauczyłam na korepetycjach i zderzymy się zębami?


1:00 Albo wszystko mi się pochrzani i przekręcę głowę w tę samą stronę co on i tak że aż straci przytomność? Pomoooocy!!!

A jeżeli dostanę ataku śmiechu i nie będę mogła przestać? Wiecie, jak wtedy, kiedy coś się przypomni, na przykład jak Herr Kamyer zabrał nas na szkolną wycieczkę, a kiedy znaleźliśmy się na miejscu, powiedział: „No, jesteśmy!”, otworzył drzwi pociągu z niewłaściwej strony i wypadł z wagonu.

Cha, cha, cha, cha, cha... cha, cha, cha, cha, cha Widzicie, już się zaczęło. Śmieję się w środku nocy, sama w swoim pokoju.

O Boże, o Boże, Boże, o mój Boże!!! Cha, cha, cha, cha, cha!!!

Wtorek 27 lipca

Dzień BS

19:00 Wychodzę do niego.

Zrobienie sobie naturalnego makijażu zajęło mi prawie cały dzień. Umalowałam się tylko odrobinkę, by podkreślić mą naturalną urodę (!). Chciałam osiąg­nąć efekt w stylu: „przed chwilą wstałam z łóżka'', więc użyłam tylko korektora, podkładu, odrobiny pudru brą­zującego, kredki do oczu, konturówki do ust, szminki, błyszczyka, nałożyłam na rzęsy osiem warstw tuszu i na tym poprzestałam.


19:00 Zadzwoniła Jas, żeby mi życzyć szczęścia.

- Kiedy wrócisz, musisz mi wszystko opowiedzieć. Zapamiętaj numer bazy, do której dojdziesz. Za­kładasz stanik? Dobrze by było, bo chyba nie chcesz, że­by ci piersi latały na wszystkie strony?

- Do widzenia, Jas - odparłam.

Nie zakładam stanika. Pomyślałam sobie, że pójdę tam wolna i nieskrępowana. Po prostu nie będę wyko­nywać gwałtownych ruchów.


Idę ulicą Arundel

19:30 Brr, już nie jest tak ciepło i słonecznie jak wcześniej. Właściwie to trochę się zachmu­rzyło i... o nie... zaczyna padać! Za późno, żeby wracać do domu po parasolkę... za chwilę pewnie prze­stanie.


19:40 Pod furtką przed domem Robbiego. Teraz już leje jak z cebra. Przemokłam i zmarzłam. Spodnie tak mi się skurczyły, że moja pupa znalazła się w żelaznym uścisku. Ciekawe, czy wyglądam OK? Skoczę do budki telefonicznej naprzeciwko i przejrzę się w lusterku.


W budce telefonicznej

19:45 Spodnie tak mi opinają pupę, że nie mogę zgiąć nóg. Beznadzieja. Brrr. Dlaczego wszyst­ko mi idzie jak po grudzie? W takim stanie nie mogę się pokazać Bogowi Seksu. Muszę do niego zadzwonić i po - wiedzieć, że się rozchorowałam.


19:50 BS odebrał telefon - Halo?

Och...

- Roggie, to dzia. Neorgia.

- Dlaczego masz taki dziwny głos?

- Straszdzie dzie przedziedziłam i leżę w łóżku.

- To w budkach telefonicznych są łóżka?

- Dzie wiem.

- Georgia, widzę cię przez okno. Kiedy spojrzałam na jego dom, Robbie pomachał do mnie. O BOOOŻE!!!

- Przyjdź - powiedział.

Co robić, co robić? Top mam przemoczony do suchej nitki. A pod nim dwie kulki. Super! Wygląda, jakbym miała z przodu dwa ziarnka grochu. Typowe, ten top to jedyna rzecz, jaką mama mi wyprasowała, a i tak źle jej wyszło.

Ruszyłam do wejścia, usiłując spłaszczyć te twarde kulki, ale okazało się, że to nie top wystaje... tylko JA!!! Moje sut­ki!!! Co one wyprawiają?!!! Dlaczego tak sterczą? Wcale im nie kazałam. Jak mam je z powrotem schować? Będę musiała, niby to od niechcenia, skrzyżować ręce na piersi i tylko mieć nadzieję, że Robbie nie poczęstuje mnie kawą.


19:55 Otworzyły się drzwi i stanął w nich on!!! Bóg Seksu wylądował. Nogi jeszcze bardziej się pode mną ugięły. Wyglądał tak bosko... tak... ooooch mniam - mniam, miodzio. Rozpuścił włosy, założył ciem­ne dżinsy i biały T - shirt i widać było jego ramiona (po jednym z każdej strony). Ma takie cudne ciemnoniebie­skie oczy, długie, czarne rzęsy i pełne, miękkie usta. A przy tym wcale nie jest zniewieściały, tytko bardzo mę­ski, z czego mogę się jedynie cieszyć.


Północ Kocham go, kocham go, kocham cię, Rob­bie, wciąż myślę o tobie. Gdy cię przy mnie nie ma, to trzęsie się ziemia... Co jeszcze rymuje się z „Robuś”? „Goguś”?


0:30 Nie mogę usnąć, życie jest takie cudowne. Chyba już nigdy w życiu nie usnę. Wspaniała noc. Trochę pogadaliśmy, no, w każdym razie powiedziałam: „Przy otworze wiertniczym, gdzie pracował mój tata, nastąpiła taka straszna eksplozja, że aż mu buty pospadały”, na co Robbie odparł: „Czy tobie w ogóle kiedykolwiek przydarza się coś normalnego?. Co uznałam za komplement. Zaczął grać na gitarze. Nie bardzo wiedziałam, jak się w tym czasie zachowywać, więc siedziałam tylko na kanapie, atrakcyjnie się uśmiechając (i krzyżując ręce na piersi). Piosenka była całkiem długa, tak że pod koniec policzki okropnie mi zesztywniały. Chyba je sobie nadwyrężyłam. Jednocześnie próbowałam ściągać nozdrza, bo wtedy nos robi się węższy; nie chcę, żeby mi się roz­jeżdżał no całą twarz. Robbie powiedział, że zamierza iść na uniwersytet, że­by się nauczyć porządnie grać. - Ja chcę zostać weterynarzem - odparłam, sama nie wiem dlaczego, bo ani o tym myślę. Nie mogłam z siebie wydusić nic sensownego, bo mózg mi przestał działać. Robbie zajrzał mi głęboko w oczy i zamilkł, więc ja też zamilkłam i spojrzałam na niego. Starałam się nie mrugać. Gapiliśmy się na siebie chyba z milion lat. W końcu spanikowałam, wstałam i zaczęłam oglądać zdjęcie psa, które stało na stole. Robbie pewnie pomyślał, że jako przyszły weterynarz mam obsesję no punkcie zwierząt.

Podszedł i objął mnie. Miałam wielką ochotę tak dla żartu, zacząć tańczyć kazaczoka, jednak w porę sobie przypomniałam, że chłopcy nie lubią dziewczyn, które ciągle się wygłupiają. Potem mnie pocałował.

Robbie całuje najlepiej w całym wszechświecie. Chociaż do tej pory całowałam się tylko z dwoma, a jeden z nich był pół chłopakiem, pół robakiem, więc nie mogę mieć całkowitej pewności. BS stosuje ten zmienny nacisk, za który Rosie tak chwaliła obcokrajowców.

Wiecie, najpierw delikatnie, potem średnio i w końcu mocno.

Mogłabym się tak całować, dopóki świniom by wyrosły skrzydła. A kiedy już by wzleciały nad naszymi głowami, krzyknęłabym: „MUSICIE TU FRUWAĆ?! NIE WIDZICIE, ŻE SIĘ CAŁUJĘ, WY GŁUPIE SPAŚ­LAKI???”.

Chyba mam lekką gorączkę.


1:30 Od tej pory dla wszystkich będę miła. Nawet dla Nudnej Lindsay, byłej dziewczyny Robbie­go. Nie będę do niej mówiła: „Taaak!” i zacznę się za­chowywać dojrzale i uprzejmie.

Jedyny feler, że kiedy Robbie odprowadził mnie do furtki i się ze mną pożegnał, uszczypnął mnie w nos. I dodał: „To nara”.


1:35 I Co to znaczy? Nie „nara”, bo to każdy kuma. I Chodzi mi o to uszczypnięcie w nos.


1:40 Czy to znaczy: „Hej, jaki słodki nosio”, czy: „Kurczę, ale kinol, ciekawe, czy zmieściłby mi się w dłoni?.

Środa, 28 lipca

15:35 Jestem dziewczyną Boga Seksu, ale nie po­zwolę, by to zniszczyło moją naturalność, Zadzwoniłam do Jas.

- Zawsze będę chciała się z tobą przyjaźnić, nawet kiedy będę miała mnóstwo ciekawych i fantastycznych kumpli. Bo jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami. Nie możemy pozwolić, żeby rozdzielił nas jakiś chłopak.

- Tom kupi mi naklejany tatuaż - powiedziała Jas. - Na czas jego wyjazdu przykleję go sobie na pupie i zmyję dopiero, kiedy wróci.

- Jas, czy możesz nie mieszać do tego swojego tyłka? Proszę.

Piątek, 30 lipca

17:00 Dzisiaj zrobiłam obiad mojej kochanej Mutti i siostrzyczce. Tłuczone ziemniaki i kiełbaski. Mama prawie się rozpłakała.


22:00 Kto się kłodzie spać z kurami... yyy... no, w każdym razie ten schodzi z drogi swojej ma­mie, która się okropnie wkurzyła, kiedy zobaczyła bajzel w kuchni.


22:15 Dlaczego to zawsze mnie się dostaje? Czy to naprawdę moja wina, że spaliło się parę garnków? Przecież je ugasiłam.

Nie zamierzam się denerwować. Zachowam spokój pod maseczką z jajek i oliwy.

Sobota, 31 lipca

19:55 Marzymy, marzymy i się cieszymy. Chociaż telefonu nie słyszymy. Ale nic sobie z tego nie robimy.

SIERPIEŃ
Objawy odstawienia

Niedziela, 1 sierpnia

8:00 Namówiłam Jas, żeby poszła ze mną do ko­ścioła podziękować Bogu za to, że tacie po­spadały buty w wyniku eksplozji przy otworze wiertni­czym, i za to, że dał mi do zabawy Boga Seksu.


10:00 Kiedy znalazłam się pod jej domem, ujrzałam Jas siedzącą na murku w najkrótszej miniówie, jaką widziało ludzkie oko. Kiedy ja zakładam takie spódniczki, mój dziadek mówi: „Widać, co dziś jadłaś na obiad”. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale nie ja je­dyna. Rozumieją go chyba tylko psy. Jas zeskoczyła z murka. Jej spódnica miała jakieś czte­ry centymetry długości.

- Jas, dawno nie byłaś w kościele? - spytałam. - Spoko, założyłam bardzo duże gacie - odparła.


W kościele

10:40 Matko kochana. Teraz wiem, dlaczego tak rzadko chodzę do kościoła. To nie jest wesołe miasteczko. Musiałam śpiewać psalmy, ale to jeszcze nie wszystko.

Nasz pastor („Mówcie mi Arnold”) próbuje być nowoczesny”. Udaje, że „kuma bazę”. Akompaniowało mu na gitarach kilku absolutnych smutasów. Jeden z gitarzystów, Norman, ma okropny trądzik. I to nie jakiś tam zwykły trądzik - krosty pokrywają mu całą głowę. Ale kiedy wychodziłyśmy, przypomniało mi się, że miałam być wdzięczna, więc powiedziałam (w duchu) „Boże, przepraszam za Pryszczatego Normana, następnym razem będę dla niego miła”. I dałam całego funta na tacę.

Poniedziałek, 2 sierpnia

0:10 Nadal żadnych wieści od BS. Zamierzałam wcześnie położyć się spać, żeby czas szybciej zleciał.

Próbowałam całować się z własną ręką, żeby złago­dzić objawy odstawienia, ale nic mi to nie dało.


15:30 Uff... znowu upał. Słońce lśniło jak wielkie i smażone jajko. Jas, Jools, Ellen i ja poszłyśmy do parku się opalać.

Kiedy zdjęłam okulary, przeżyłam straszny szok: w słoń­cu moje nogi wyglądają prawie jak nogi Herr Komyera. Okropnie blade. Ale na szczęście nie takie owłosione i nie są niemieckie.

- Ellen, dlaczego masz takie brązowe nogi? - zapy­tałam.

- Och, posmarowałam je samoopalaczem. A jeżeli BS zobaczy moje blade nogi? Muszę kupić ten samoopalacz.

Wtorek, 3 sierpnia

22:30 Kiedy Jas przyszła do mnie, by przećwiczyć różne uczesania, wymusiłam na niej, żeby po­zwoliła się pocałować w łydkę. Byłam ciekawa, czy po­czuje moje zęby. Niestety, zaczęła skakać i powtarzać: - Auua, auua, przestań, to obrzydliwo, zupełnie jakby mnie całował Pryszczaty Norman.

- Nie zabrzmiało to zbyt krzepiąco.

Powiedziała, że wczoraj Tom dotknął jej piersi. W ak­cie zemsty spytałam:

- A skąd wiedział, że to nie twoje ramię? - Słowo daję, jej się wydaje, że jest drugą Kate Moss. Jakie to żałosne.


Północ BS nie dotknął moich piersi. Ciekawe, czy to źle? Prawie przez cały czas, z powodu stanu moich sutków, miałam skrzyżowane ręce.

Środa, 4 sierpnia

16:00 Zadzwoniłam do Jas.

- Bardzo się martwię. To już ponad tydzień. Może chodzi o mój nos? Może BS lubi tylko takie zadar­te noski, jaki ma Nudna Lindsay? - Może powinnaś nosić bandanę? Zaakcentowałabyś czoło i odwróciła uwagę od nosa. - Przynajmniej mam czoło, nie tak jak Lindsay, która ma czółeczko, a właściwie to włosy tuż nad brwiami. Jak BS mógł chodzić z dziewczyną, bez czoła? - Ma całkiem zgrabne nogi.

- Jak to? Zgrabne, to znaczy nie takie jak ja? Zamknij się, Jas.

- OK, nie gorączkuj się tak!

- Z drugiej strony Okropna R Green ma największe czoło, jakie widziało ludzkie oko. Właściwie to chodzące czoło w sukience. Muszę przestać myśleć o czołach, bo dostaję świra.


6:30 Eksperymentuję w łazience z bandaną, jak radziła Jas. Hm, jeszcze bardziej podkreśla mój nos. Właściwie to wyglądam, jakbym miała na czole wielką tablicę z napisem: „Hej, ludzie!!! Patrzcie, jaki mam wielki nochal.'!!”.


16:40 Tak się skupiłam na przymierzaniu bandany że nie zwróciłam uwagi na Libbs, która we­szła do łazienki i wdrapała się na sedes. Włosy stercza­ły jej na wszystkie strony, jakby miała no głowie jakąś zwariowaną perukę, ale nie pozwoliła się uczesać.

- Libby, uważaj, bo jeszcze coś ci się tam zalęgnie powiedziałam.

- No i dobze - odparła, po czym zaczęła bzyczeć jak świrnięta pszczoła.

Właśnie zaczęłam ściągać nozdrza, żeby sprawdzić, czy wtedy nos zrobi się mniejszy, kiedy do łazienki wparowała mama. (Nawet sobie nie zawracając głowy pukaniem). Wkurzyła się jeszcze bardziej niż zwykle. Libby włożyła so­bie do majtek cały papier toaletowy, bo chciała się poba­wić w trzmiela. Słyszałam, jak bzyczy, ale nie zwracałam na nią uwagi. Mama zrobiła się czerwona jak burak.

- Georgio, myślisz tylko o swoim wyglądzie. Cały dom mógłby spłonąć, a ty byś wciąż gapiło się w lustro.

Ironicznie uniosłam brwi. Przyganiał kocioł patelni... yyy, czy czemuś tam. Ona ma strasznie wybuchowy cha­rakter; powinna zapisać się na kurs radzenia sobie z gniewem. Muszę jej to zaproponować. Chociaż może nie w tej chwili, bo ma w ręku szczotkę.


16:50 Moja agresywna matka choleryczka wyszła. W lodówce pusto. Chociaż nie, skłamałam, w środku leży nadjedzona kiełbaska. Mniam - mniam.


16:55 Dziadek powiedział, że jak się człowiek sta­rzeje, to nos coraz bardziej rośnie, bo siła grawitacji przyciąga go do ziemi.


17:00 Dlaczego nie odziedziczyłam jakichś porządnych genów? Po sympatycznych, ładnie zbu­dowanych rodzicach, takich jak rodzice Jas. Oboje są drobni i zgrabni i nic im nigdzie zanadto nie wystaje. Ja mam poważne „zagrożenie dla stabilności okrętu” po mamie i wielki kinol po tacie. Jeśli nie podobam się Robbiemu, to tylko i wyłącznie wina Vati. Jeżeli ta historia z grawitacją jest prawdziwa, to tata niedługo będzie mu­siał wozić swój nos na taczce. I dobrze mu tak za zruj­nowanie mi życia.


19:00 Strasznie mi gorąco i nie mogę sobie znaleźć miejsca. Och, Robbie, gdzie jesteś? Mam wra­żenie, że mój nos zrobił się potwornie ciężki.


20:00 Bardzo głośno nastawiłam muzykę i zaczę­łam tańczyć, żeby pozbyć się nadmiaru ocho­ty na całowanie.


20:05 Kiedy patrzę w lustro, widzę, jak mi skaczą melony. Matko kochana i sacrebleu*8!!! Wyglądają, jakby same tańczyły!

W „Vanity Fair” mamy jest napisane, że wszystkie elegantki chodzą do takiego specjalnego sklepu za domem towarowym Harrodsa, gdzie na zamówienie szyje się biustonosze.


20:15 W takim razie królowa na pewno tam chodzi Podobno ta kobieta, która szyje biustonosze, jest takim fachowcem, że wystarczy, by tylko rzuciła okiem, a już wie, jaki klientka nosi numer stanika Bez żadnych testów z piórnikiem. Szkoda, że mnie na to nie stać.


20:30 Kiedy królowa tam idzie, ta kobieta pewnie tylko rzuca na nią okiem i woła do swojej pomocnicy:

- Przynieś królowej rozmiar 20D! - Czy jaki tam rozmiar nosi królowa.


21:00 Królowa ma mniej więcej metr pięćdziesiąt wzrostu, więc gdyby nosiła rozmiar 150D, wy­glądałaby jak kuła o średnicy półtora metra.


21:30 Co ja za bzdury wymyślam?!


Północ Zadzwonić do niego? Och, już nie wiem, co robić. Nie wiem, co robić.

Czwartek, 5 Sierpnia

Nadal upał

16:00 Razem z Jools, Ellen, Rosie i Jas poszłam do miasta, żeby wypróbować kosmetyki u Bootsa i Miss Selfridge. Trochę mi się nawet poprawił nastrój, zwłaszcza że w drodze zrobiłyśmy nasz numer z kuśtykaniem. Wzięłyśmy się wszystkie pod ręce i zaczęłyśmy utykać. Nie wolno wtedy się rozłączać, choćby nie wiem co.

Jakiś staruszek okropnie się na nas wkurzył, bo niechcący wpadłyśmy na jego labradora. Potem poszłyśmy do parku i usiadłyśmy na huśtawkach, żeby odpocząć.

- Och, ale mam ochotę na fajkę - powiedziała Rosie.

- Nie wiedziałam, że palisz. - Byłam wstrząśnięta.

- Tylko wtedy, kiedy chcę się wyluzować.

Włożyła papierosa do ust i wyjęła zapalniczkę. Gapiły­śmy się na nią jak zaczarowane. Niestety, chyba ustawi­ła zbyt duży płomień, bo buchnął na jakieś dwanaście centymetrów i podpalił jej grzywkę. Zaraz ją ugasiłyśmy, ale ogień zdążył osmalić jej włosy, które wydatnie się skróciły. Wróciła do domu, ręką zasłaniając grzywkę. Kiedy sobie poszła, jeszcze przez parę minut bujałyśmy się na huśtawkach.

- Rosie sporo pali, nie? - powiedziałam.

I wybuchnęłyśmy śmiechem. Wiecie, takim, od które­go aż brzuch boli, łzy płyną po twarzy i człowiek nie może złapać powietrza. Strasznie długo można się tak śmiać, już chciałoby się przestać, ale za nic nie moż­na. A kiedy człowiek w końcu przestaje i myśli, że się już uspokoił, ktoś inny znowu zaczyna. Normalnie nie mogłam się opanować. I wtedy zobaczyłam JEGO, Boga Seksu. Z kumplami ze Sztywnych Dylonów. Wydawało mi się, że chce do nas podejść. Wiecie, jak to jest, kiedy czujesz, że powinnaś przestać się śmiać bo inaczej będzie naprawdę źle i wszyscy cię znienawidzą? Ale nie możesz? No, to właśnie mnie dopadło coś w tym stylu.


22:00 Zadzwoniłam do Robbiego. Jego mama powiedziała, że poszedł na próbę. On sam lubi się pośmiać, więc na pewno będzie OK.


Północ Z drugiej strony, kiedy mnie zobaczył, na pewno nie uśmiechałam się atrakcyjnie. Przejrzałam się w lustrze, śmiejąc się do rozpuku, szeroko, kiedy nos i usta rozciągają się na pół twarzy.


0:15 Moje życie się skończyło. Już nigdy nie wyjdę z tego Domu Brzydali.

Piątek, 6 sierpnia

11:00 Przyszedł do mnie list. Od Robbiego. Ręce mi się trzęsły, kiedy otwierałam kopertę.


11:30 Z powrotem w łóżku. Moje życie jest KOSZ­MARNE. Poniżej krytyki. Runęło w przepaść i wkroczyło w galaktykę merde.


11:45 Jeszcze raz przeczytałam list od Robbiego. Ale nie odkryłam nic nowego.


Droga Georgio!

W kółko o tym myślę. Uważam, że jesteś fantastyczna i naprawdę bardzo Cię lubię, ale kiedy wczoraj zobaczyłem, jak się śmiałaś z koleżankami, wyglądałaś tak młodo. Prawda jest taka, że ja mam siedemnaście lat, prawie osiemnaście, i nieźle by mi się dostało, gdyby ktoś się dowiedział, że cho­dzę z czternastolatką. Gdzie mielibyśmy się umawiać? W domu kultury czy jak? Rozumiesz, o czym mówię, prawda?

Myślę, że najlepiej będzie, jak zrobimy sobie z rok prze­rwy. Powinnaś się spotykać ze swoimi rówieśnikami. Mój brat ma bardzo fajnego kumpla, Dave'a. Niezły z niego jaj­carz. Na pewno by Ci się spodobał.


Strasznie mi przykro.

Całuję, Robbie xxxxx


Północ Zadzwoniłam do Jas. Cała aż się trzęsłam z wściekłości.

- Yyy... - powiedziała Jas. - Skoro to taki jajcarz, to powinnaś się z nim umówić?

- Jas, , naprawdę twierdzisz, że powinnam przestać kochać się w jednym chłopaku i tak po prostu zakochać w innym? A gdybym to ja powiedziała: „Hej, Jas, daj se siana z Tomem, zacznij się umawiać z Pryszczatym Normanem. Pod tym całym trądzikiem ma naprawdę bar­dzo zgrabną głowę”?

Sobota, 7 sierpnia

18:20 Nienawidzę go, nienawidzę Zadzwoniłam do Jas.

- Jak on śmie znajdować mi innego chłopaka? Nienawidzę go!!!

Niedziela, 8 sierpnia

15:50 Mam już tego serdecznie dosyć. On nie może, mnie tak traktować. Mam swoją dumę. Jak on śmie kwestionować moją dojrzałość? Zadzwoniłam do Jas. - Jas? - Co?

- Jak myślisz, może powinnam wpaść do niego i go ubłagać?

Poniedziałek, 9 sierpnia

11:40 Nigdy w życiu się z tym nie pogodzę, nigdy. Mama mówi, że niejednemu psu na imię Bu­rek. O co jej chodzi z tymi psami? W takiej chwili! Zresz­tą jej i tak nie obchodzi, co czuję. Nikogo to nie obchodzi.

Środa, 11 sierpnia

14:45 Wzięłam Angusa na długi, melancholijny spa­cer. Z jednej strony nienawidzę Boga Seksu, ale niestety, to bardzo malutka stroniczka (mniej więcej wielkości znaczka), a z drugiej, bardzo ogromnej strony strasznie go lubię!!!


15:00 Lubią go nawet moje piersi. Mało nie wyskoczą z T - shirtu, rozpaczliwie krzycząc: „ Kochamy cię, kochamy!!!”.


15:32 Mam nadzieje, że nie oszaleję z żalu. Podobno niektórzy nie mogą się pogodzić z pewnymi wydarzeniami, jak ta Kathy Jak - Jej - Tam. Ta, która łaziła nocą po wrzosowiskach i się wydzierała: „Heathcliffe, Heathcifffe, to ja, Kathy, wracaj do domu!”. Czy to była Kathy Bronte, jedna z sióstr Bronte? Czy może Kate Bush? Tak czy siak, ta Kathy długo chodziła w deszczu i w końcu ser­ce jej pękło. Jo skończę tak samo. Trochę się zmęczyłam. Położę się no trawniku i może nikt mnie nie znajdzie.


15:35 Angus strasznie ciągnie za smycz. Okropnie się namordowałam, zanim mu ją założyłam, ale teraz przynajmniej nie może atakować małych pies­ków, które mijamy po drodze.


16:00 No i zapeszyłam. Angus zobaczył pekińczyka, szarpnął i powlókł mnie przez trawnik, zanim zdążyłam opanować sytuację. Jest bezsensownie odważ­ny. Z jakiegoś powodu małe pieski okropnie go irytują.


16:30 Angus umie aportować! Trzymałam patyk, którym po drodze uderzałam w różne rzeczy, aż w końcu ręka mnie rozbolała, więc go wyrzuciłam, Angus skoczył za nim i przywlókł z powrotem. Co za odjechany kot!!


17:00 Ciekawe, czy mogłobym go tak wytresować, żeby nosił no szyi termos? Wtedy podczas naszych wspólnych spacerów mogłabym się spokojnie napić herbatki.

Piątek, 13 sierpnia

W moim pokoju

1:00 Gorąco i duszno. Wielki księżyc w pełni. Na parapecie. (Ja, nie księżyc).


1:05 Nienawidzę go.


1:06 Och, kocham go, kocham!


1:10 Nienawidzę go, ale się nie dam. Jeszcze pożałuje, że powiedział. „Znam takiego jednego Dave'a. To niezły jajcarz” Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni.


2:00 W akcie zemsty zostanę bezdusznym pogromcą serc.


2:05 Oj, nie, nie to miałam na myśli. Nie chcę zo­stać POGROMCĄ serc, bo to by oznaczało że jestem lesbijką.


2:05 i 30 sek. Zresztą, co w tym złego? Każdemu we­dle zasług. W końcu mama też musiała kiedyś pocałować tatę (blee).


2:06 Gdyby jakiś dziennikarz, poprosił mnie o wy­powiedź na temat seksualności, powiedziała­bym, że to kwestia osobistego wyboru i żeby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy.

Albo: „Mnie o to nie pytajcie. Właśnie przeżywam mi­łosne rozterki”.

Niedziela, 15 sierpnia

W łóżku

21:40 Położyłam się wcześnie, żeby w „zaciszu” swo­jego pokoju wyleczyć złamane serce.


21:41 Co mam zrobić, żeby Libby nie chowała w mo­im łóżku majtek zabrudzonych kupą?

Poniedziałek, 16 sierpnia

9:00 Już wstałam. O dziewiątej rano, w wakacje. O dziewią­tej rano!!! To tylko dowód, jak bardzo jestem przygnębiona. Mama oczywiście nawet tego nie zauważyła.

- Mamo, czy Libby nie powinna już nauczyć się korzy­stać z nocnika? Jak ją będziesz wychowywać w takim tempie, to jeszcze na emeryturze będzie robić po ką­tach. Nigdy sobie nie znajdzie chłopaka... No, to będziemy dwie...

Wtorek, 17 sierpnia

8:30 Zdaje się, że pupa bardzo mi schudła. Nikt tego nie zauważył. Mama żyje jak we śnie. W kuchni powiesiła kalendarz, w którym odlicza dni do powrotu Vati. Przy tej dacie narysowała serduszko. Takie zachowanie w jej wieku jest żałosne.

- Mutti, nie zawracaj sobie głowy śniadaniem dla mnie - powiedziałam. - Sama sobie coś zrobię, ty się zajmij własnym, bardzo ważnym życiem.

Coś tam sobie nuciła pod nosem, smarując twarz kremem i kompletnie mnie ignorując, więc dodałam jeszcze głośniej;

- Wczoraj wieczorem wydarzyło się coś bardzo intere­sującego. Poderżnęłam sobie gardło i odpadła mi gło­wa. Widziałaś ją gdzieś?

- Czy Libby założyła buty? - zawołała mama z łazienki.

- Myślę, że pan Sąsiad jest transwestytą, zupełnie tak samo jak Vati.

Wyszła z łazienki.

- Georgia, czy mogłabyś mi pomóc? Gdzie jest twoja siostra?

- Mamo, czy zauważyłoś u mnie coś niezwykłego? Nie jestem szczęśliwa... prawdę mówiąc, jestem bardzo nie­szczęśliwa.

- Dlaczego? Złamał ci się paznokieć? - I roześmiała się bardzo nieprzyjemnie, a potem zawołała: - Libby, kochanie, gdzie jesteś? Co robisz?

Z sypialni mamy dobiegł stłumiony głos Libby i ciche miauczenie.

- Nić - odezwała się Libby.

Mama popędziła tam ze słowami: „O Boże.”. Usłyszałam jakiś hałas i krzyk mamy:

- Libby, to najlepsza szminka mamusi!

- Ślicnie wyląda!

- Nie, nieprawda... Koty nie malują się szminką.

- Plawda.

- Nieprawda. plawda.

- Auua, nie kop mamusi.

- Niedobla mamusia!

Cha, cha, cha! Ten się śmieje, kto się śmieje ostatnio.... yyy...ostatni.

Czwartek, 19 sierpnia

11:00 Pada. W sierpniu. Typowe. Plaskając butami w błocie, idę na spotkanie z panią Wielkie Gacie. Tak sobie myślę... albo się poddam i przemienię w nieszczęśliwego, bezużytecznego człowieka, jak nasz smętny dozorca Elvis Attwood, albo upadnę bardzo ni­sko i stanę się taka jak Nudna Lindsay. Kiedy Robbie ją, rzucił, cała zbladła i zrobiła się jeszcze nudniejsza niż zwykłe. Wyglądała jak anorekszyk (bardzo chudy czło­wiek, który nosi tragiczne kurtki z anoraku). Wymyśliłam to przed chwilą. Jestem bardzo przygnębiona, ale nie tracę poczucia humoru. Opowiem ten dowcip Jas. Jak już mówiłam, zanim tak niegrzecznie przerwałam samej sobie, mogę się przemienić w żałosnego, starego smu­tasa albo mogę wziąć się w garść, jak w tej piosence, w której jest mowa o szukaniu bohatera w samym sobie. Jas czekała na mnie no przystanku.

- Dlaczego chodzisz tak sztywno? - spytała.

- Biorę się w garść.

- Chyba okropnie się męczysz, bo wyglądasz, jakbyś połknęła kij od szczotki. Chyba go nie połknęłaś, co?

- Jas, zupełnie ci odbiło. W dawnych czasach ludzie rzucaliby w ciebie pomarańczami.

Jak już wspomniałam, niekiedy mnie zaskakuje własna bystrość umysłu. I poczucie humoru. Pomimo przeciwności losu.

Poniedziałek, 23 sierpnia

2:10 W łóżku. O Boże. Jakie to nudne mieć złama­ne serce. Tyle czasu spędzam w łóżku, że nie­długo wyrośnie mi długa, siwa broda, jak u świętego Mi­kołaja.


2:15 A może zapuścić brwi i przerobić je na brodę?


2:48 Nie mogę usnąć. Jestem strasznie rozgorączkowana. Chyba zakradnę się na dół, wezmę mamy Mężczyźni są z Marsa i jeszcze raz przestudiuję tę książkę.


3:35 Boże, jakie to dziwne. Wygląda tak, że chłopcy by chcieli, żeby dziewczyny interesowały się nimi, ale tak naprawdę wolą, żeby się zachowywa­ły jak góry lodowe. Trzeba więc udawać trudną do zdo­bycia. I właśnie chyba tu popełniłam błąd. Okazywałam zbyt wiele entuzjazmu. Teraz muszę przemienić się w lodowiec.

Czwartek, 26 sierpnia

22:33 To samo stara bida. Ta sama Barbie nurek dźga mnie w plecy. Według książki mojej mamy chłopcy są jak gumki. Bo­że drogi!

Nie oznacza to, że są zrobieni z gumy, co trzeba im za - liczyć na plus, bo żadna dziewczyna nie chciałaby gumo­wego chłopaka Ale z drugiej strony, gdyby byli tak rzeczy­wiście zrobieni, można by sobie zaoszczędzić dużo czasu, wysiłku i rozczarowania, bo wystarczyłoby oderwać kawa­łek samochodowej opony. Ale w tej książce chodziło o coś zupełnie innego.

Chłopaki różnią się od dziewczyn. Dziewczyny chciałyby cały czas się przytulać, a oni nie. Zbliżają się do ciebie jak zwinięta gumka, a po jakimś czasie mają dosyć i muszą się rozwinąć na całą długość. Potem, jak już się trochę rozciągną, znowu do ciebie wracają.

Hm. Płynie z tego taki wniosek, że trzeba udawać trud­ną do zdobycia (lodowatość) i pozwalać im rozciągać się jak gumka.

Socrebleu! Czy nie wymagają od nas zbyt wiele, co?

Piątek, 27 sierpnia

16:20 W domu Jas. Byłyśmy w mieście. Dla poprawienia nastroju kupiłam sobie szminkę, a Jas nabyła elektryczną szczotkę, która zwiększa objętość włosów, Podkręciła ich końce pod spód. Czesząc się, powiedziała:

- Szukałam stanika, ale nie mogłam znaleźć takiego małego rozmiaru. Właściwie stanik wcale nie jest mi potrzebny, mam figurę jak Kate Mass. Ale ty powinnaś nosić, prawda? Po tamtym teście z piórnikiem...

- Tylko z ołówkiem... to moja mama nie zdałaby testu z piórnikiem.

- Tak, ale ten ołówek ci utknął pod piersią, prawda? Sama mówiłaś, że w takim wypadku potrzebna jest podpórka.

- Dobrze wiesz, co powiedziałam.

Kiedy Jas mnie wkurza (to znaczy cały czas), stwier­dzam, że jej grzywka jest jeszcze bardziej grzywiasta niż zwykłe, jeśli wiecie, co mam na myśli. Grzywioasta ciągnęła dalej:

- Ja tylko mówiłam... nie musisz od razu się tak dener­wować.

Jas zaczęła mnie okropnie wkurzać. Strasznie. Wszyst­kie rzeczy odkłada na miejsce, co moim zdaniem świad­czy o beznadziejnym nudziarstwie. Kiedy śledziłyśmy Nudną Lindsay i zajrzałyśmy przez okno do jej pokoju, też miała taki porządek. Jas nawet chowa wszystkie majtki do tej samej szuflady.

Jest to nie tylko BARDZO NUDNE, ale do tego w mo­im domu okazałoby się bez sensu, bo Libby często robi z moich majtek kapelusze dla swoich lalek. Albo zjada je Angus.

Chcąc zmienić temat, spytałam z wielką troską:

- Kiedy Tom wyjeżdża no praktyki?

Jas przestała podkręcać sobie włosy i zrobiła ponurą minę. Cha, cha, cha, cha, cha.

- W przyszłą sobotę, To będzie straszne. Jak myślisz, pozna inną w Birmingham?

Zrobiłam mądrą minę wyroczni, jakbym bardzo głęboko się zastanawiała (chociaż wcale mnie to nie obchodziło).

- No cóż, to młody mężczyzna, a obie dobrze wiemy jacy są młodzi mężczyźni.

- Wiemy?

Zaśmiałam się gorzko.

- To, że Robbie od ciebie odszedł - powiedziała Jas - nie znaczy, że wszyscy się tak zachowują.

- Niestety... O tym właśnie mówi książka. Mężczyźni są z Marsa mojej mamy.

Najwyraźniej bardzo ją to zainteresowało. Podeszła i usiadła koło mnie.

- A konkretnie o czym? O tym, że Tom rzuci mnie dla innej?

- Tak, tak, Jas. Tak mówi światowy bestseller napisany przez jakiegoś Amerykanina, który nawet nie zna Toma. W drugim rozdziale przeczytałam: „Tom Jennings z całą pewnością rzuci cię dla innej, kiedy wyjedzie do Bir­mingham na miesięczne praktyki”. Chyba trochę się obraziła.

- O co właściwie ci chodzi? Odczekałam chwilę. To ją oduczy wyśmiewać się z mojego problemu z piersiami i z tego, że BS mnie rzucił.

- Mogę wypróbować twoją nową szminkę? - spytała. W ogóle nie pomyślała o mnie. Jakbym przestała dla niej istnieć. Dalej ględziła o swoich sprawach.

- Gee, o co ci chodzi z tą książką? Przecież jest ame­rykańska?

- No tak.

- To chyba mówi o amerykańskich chłopcach, nie?

- Nie, o chłopakach w ogóle.

- O!

Zamilkłam. Jas, wybałuszając oczy, wpatrywała się we mnie wyczekująco. Całkiem przyjemne uczucie. Może by zmienić plany na przyszłość i zostać raczej redaktorką kącika złamanych serc, a nie dziewczyną z chórków? Zwłaszcza że nie umiem śpiewać. A o złamanych sercach wiem wszystko. I Jas aż trzęsła się z niecierpliwości.

- No, mów.

- Chłopaki są jak gumki - wyjaśniłam.

- Co?

- Chłopcy są jak gumki.

- Co?

- Jas, jeżeli będziesz powtarzać „co?” za każdym razem, kiedy coś powiem, to przesiedzimy tu kilkaset lat.

- Co to znaczy „jak gumki”?

- Chcą być blisko, ale po jakimś czasie muszą się rozciągnąć i oddalić... trzeba im na to pozwolić, bo potem wracają.

- Co?

- Znowu to robisz, okropnie mnie irytujesz. Chyba będę musiała cię zabić, bo przez Boga Seksu mam mnó­stwo nieokiełznanej energii. Zaraz ci zrobię kocówę - I popchnęłam ją.

- Nie wygłupiaj się i nie zachowuj jak dziecko.

- Wcale się nie zachowuję jak dziecko.

Wstała i zaczęła jeszcze bardziej zwiększać objętość włosów za pomocą elektrycznej szczotki. Zaczekałam, aż je sobie ułożyła (w swoim mniemaniu), I walnęłam ją poduszką w głowę Zaczęła: „Słuchaj, to wcale nie za­baw...', ale zanim dokończyła, znowu ją walnęłam. Po­wtarzałam to za każdym razem, Wedy otwierała usta Zrobiła się cała czerwona, co w wypadku Jas oznacza „jak burak”. Od razu nastrój mi się poprawił. Może przemoc jest najlepszym rozwiązaniem światowych problemów? Chyba napiszę do Dalajlamy i zaproponuję, żeby wypróbował moje nowe podejście.


W moim pokoju

Północ Mam już pewien plan. Zawiera dwie „ości”: ,dojrzałość” oraz „lodowatość”. Najpierw muszę udowodnić BS, że jestem bardzo wyra­finowaną i dojrzałą kobietą, a nie jakąś chichoczącą hieną w szkolnym mundurku, jaką widział ostatnio. (To jest „doj­rzałość”). Następnie muszę zacząć zachowywać się na dy­stans, kusząco i grać trudną do zdobycia („lodowatość”). W wyniku tego BS wróci do mnie jak gumka.

Sobota, 28 sierpnia

14:10 Zadzwoniłam do Jas.

- Wymyśliłam pewien plan - powiedziałam.

- Nie mogę teraz rozmawiać. Idę z Tomem po tatuaż.

Ha! Typowe.

Cóż, Wielkie Gacie zawsze stawiają swojego chłopaka no pierwszym miejscu. Całe szczęście, że mam jeszcze inne kumpelki.


22:00 Leżę w łóżku i słucham kasety. Niestety, to Misiowy piknik. Libby zmusiła mnie do pięciokrotnego przesłuchania tej piosenki. Jeżeli odważę się wyłączyć magnetofon, Libby dostanie ataku histerii i zacznie na mnie warczeć.

Wcześniej zadzwoniłam do swoich „kumpelek” z propozycją spotkania, ale wszystkie były zajęte.


23:00 Ciekawe, czy gdybym nagle się rozchorowała na przykład dostała zapalenia wyrostka robaczkowego, moje „kumpelki” byłyby zbyt „zajęte”, żeby odwiedzić mnie w szpitalu?


23:30 Coś mnie boli w boku. To może być wyrostek.


23:32 Na biologii uczyłyśmy się, że królikom w wyrostku robaczkowym rosną jakieś kłaki. Przecież to nienormalne.

Niedziela, 29 sierpnia

18:30 Mutti i Libbs pojechały odwiedzić naszego zwariowanego staruszka (dziadka). Mama spytała, czy mam ochotę wybrać się z nimi, ale tylko popatrzyłam na nią z litością. Niestety, nic nie zrozumiała i powtórzyła pytanie. Grzecznie wyjaśniłam że już wolałabym włożyć głowę do starych spodni Elvisa Attwooda. Odparła, że jestem „okropnym, złośli­wym, rozpieszczonym bachorem”. Ja jestem rozpiesz­czona? Mam szczęście, jeżeli raz w tygodniu marna zrobi mi coś do jedzenia. Strasznie chudnę. Pomijając nos. I melony.


20:00 Przyszły Ellen, Rosie I Jools.

Usiadłyśmy no murku i zaczęłyśmy się gapić na przechodzących chłopaków. Trzeba przyznać, że mieszka tu sporo całkiem niezłych chłopców, ale żaden nawet się nie umywa do Boga Seksu.

Przeszedł koło nas Mark (WJ) z Ellą, swoją dziewczyną. Ta Ella to dosłownie karlica. Początkowo nawet wydawało mi się, że wyprowadził na spacer jakiegoś malucha.

- No, to co się stało z Robbiem? - spytała Rosie.

- Przysłał mi list i napisał, że powinnam się umówić z jakimś palantem o ksywce Dave Jajcarz.

- Znaczy się, zerwał z tobą, ale wyznaczył swojego na­stępcę, tak?

- Chcesz mnie pocieszyć?

- Wydawało mi się, że doszliście już do szóstej bazy, i w ogóle.

- Tak, ale powiedział, że jego rodzice dostaliby szału, gdyby się dowiedzieli, ile mam lat. Uznaliby, że to podpada pod paragraf.

Cała Drużyna Asów za strzygła uszami. Ellen nawet wyjęła z ust gumę do żucia.

- A co to znaczy „podpada pod paragraf”?

Właściwie to sama nie wiedziałam, ale zaczęłam im­prowizować (czyli zmyślać):

- Yyy... to chodzi o dziewczynę, która nie ma jeszcze osiemnastu lat i... yyy... dociera z dużo starszym od niej chłopakiem do ósmej bazy.

- To znaczy, że jeżeli pozwolisz chłopakowi, żeby cię dotknął nad talią, to idziesz do więzienia?

- Nie, to on idzie do wiezienia - wyjaśniłam cierpliwie.

- No to Sven się doigrał - powiedziała Rosie.

- Jasna sprawa - odparłam, chociaż sama nie wiedziałam, o czym mówię.

Martwię się, mam mętlik w głowie i nogi Herr Kamyera, chociaż jest już koniec sierpnia.

Poniedziałek, 30 sierpnia

13:43 Pożyczyłam od Ellen samoopalacz. Niedługo moje nogi Herr Kamyera przemienią się w muś­niętych słońcem pogromców serc. Hmmm, mam równiutko rozprowadzić krem i zostawić go na godzinkę.


14:00 Jeżeli przesunę łóżko i otworzę okno, będę mogła się poopalać na podłodze w swoim po­koju. BS nie zdoła się oprzeć takiej opalonej lasce.


16:05 Obudziłam się i odkryłam, że mam pomarań­czowe nogi Herr Kamyera i ogromny, czerwony nochal.


17:00 Przed chwilą wyszorowałam sobie nogi. Już Inie są tak pomarańczowe, ale mój nos wygląda jak te czerwone, okrągłe nochale, które zakładają sobie klauni. Cudownie.

WRZESIEŃ
Operacja „Gumka

19:00 W pończochach, przy tej pogodzie, chyba się ugotuję, ale już wolę to, niż ślepnąć za każ­dym razem, kiedy spojrzę na moje pomarańczowe nogi.

Osiem dni do powrotu do Stalagu 14. W tym seme­strze się postawię i nie dopuszczę do tego, by mnie po­sadzili koło Okropnej R Green.

Mama poszła z Libbs do wujka Eddiego, który uczy mamę salsy - wyobrażacie sobie? Jakie to żałosne. Star­cy czasami zachowują się strasznie żenująco. Tylko po­myślcie - moja mama tańcząca z wujkiem Eddiem - ży­wym jajkiem na twardo.

Przy ludziach.

Albo na osobności.


19:05 Dzwoniła Jas. Chce do mnie przyjść, bo Tom wyjechał na praktyki. Zostałam substytutem jej chłopaka. Niech sobie nie myśli, że podczas nieobecno­ści Toma będę zawsze pod ręką. Nie jestem taka łatwa.


19:08 Mogę od niej zażądać jakiegoś drogiego pre­zentu z Bootsa. Albo nie, zaraz. Mam znacznie lepszy pomysł.


19:30 Jas przyszła i od razu zaczęła jęczeć o Tomie.

Wysłuchałam jej ze współczuciem j powiedziałam:

- Jas, zamknij się już.

Wtedy spojrzała na mnie.

- Dlaczego posmarowałaś sobie nos różowym pudrem w kremie?

- Zamknij się, Jas.


19:42 Zrobiłam jej swoje słynne francuskie tosty. (Roztrzepuje się jajko, potem wkłada do niego kromkę chleba, a potem smaży. Francuszczyzna pojawia się wtedy, gdy podczas jedzenia tosta mówi się z francuskim akcentem).

Kiedy żułyśmy tosty, powiedziałam:

- Jas, ma petite.

Quoi?*9

Mam plan, jak impressez Boga Seksu avec moją dojrzałością*10*. Weźmiesz w tym udział.

Niemal zadławiła się tostem.

Non.

- Na pewno bardzo ci się aime.

Oh, mon Dieu*11**. Pierwsza część mojego planu polegała na tym, że przebierzemy się za bardzo dorosłe osoby, wsiądziemy do autobusu i kupimy normalne bilety. W ramach eksperymentu. Podczas charakteryzacji Jas strasznie zrzę­dziła ale przynajmniej ruszyła się z miejsca.


20:30 Gotowe. Muszę przyznać, że wyglądałyśmy bardzo elegancko. Umalowałyśmy się o wiele mocniej niż zwykle i użyłyśmy też ciemniejszej szminki. ( ubrałyśmy się całe na czarno. Czarny bardzo postarza, co ciągle powtarzam mamie, więc wzięłam jej czarny T - shirt i skórzane spodnie.

- Musimy być w domu, zanim marna wróci - uprzedzi­łam Jas - bo pożyczyłam jej torebkę od Gucciego. Kie­dyś powiedziała mi wprost, że mnie zabije, jeżeli ją we­zmę. To straszna żyła, jeśli chodzi o pożyczanie swoich rzeczy, więc muszę to robić ukradkiem. Kiedy szłyśmy ulicą, wpadł mi do głowy kolejny pomysł.

- Udawajmy, że jesteśmy Francuzkami.

- Dlaczego?

- Chyba chciałaś powiedzieć pourquoi?

Nie, pytam: dlaczego?

- Bo parce que, ma petite*12*** kumpelko.


Północ Ouiii!!!! Très, très bon!!! Merveilleux!!! Było très, très bon plus les grandes czad*13****. Kierowca przypominał zmotoryzowaną wersję Elvisa Attwooda, naszego szkolnego dozorcy - tzn. był bardzo sta­ry, stuknięty i złośliwy, z tym że siedział w autobusie, a nie w pakamerze.

Bonsoir, mon très stary garçon - przywitałam się ze Zmotoryzowanym Elvisem. - Mon amie et moi désire deux billets pour Deansgate, s'il vous plaît*14.

Zrozumiał, że chcemy jechać do Deansgate, ale niestety, jak wszyscy starzy ludzie, wydawało mu się, że jest bardzo dowcipny i bystry. Dał nam bilety (normalne!!! Taaak.!!! Punkt dla nas!!!). Kiedy zapłaciłam, powie, dział: „Mersi boku” i zaczął się śmiać jak wariat. (Nic dziwnego, bo był wariatem). Myślałam, że od tego śmie - chu za krztuś i się na śmierć, ale niestety, przeżył.

Co jest z tymi ludźmi?


0:20 Leżę sobie wygodnie w łóżeczku. Wyglądam tak dorośle, że może powinnam rzucić szkołę?


0:30 Mogłabym zrezygnować ze szkoły i zacząć przeżywać niezwykle wyrafinowane przygody zamiast obracać się wśród bardzo młodych ludzi.


0:35 Mogłabym pojechać do Indii i spotkać się z Dalajlamą czy Gandhi m. Nie mam poję­cia, który tam mieszka, bo no gegrze jeszcze nie prze­rabialiśmy Indii. Na ten temat wiem tytko tyle, co mi wyłoży mama, to znaczy: „Było tak... no rozumiesz, cudownie”. Zresztą nawet gdybyśmy już przerabiali Indie, to pani Franks tak kiepsko wyjaśnia materiał, że wiedziałabym wcale nie więcej niż teraz. Kiedy oma - wialiśmy temat wojen i konfliktów międzynarodowych.


1:00 Czas na drugą część planu. Lodowatość. Mu­szę znaleźć okazję na udowodnienie BS swojej nieprzystępności.

Sobota, 4 września

17:50 Pięć dni do Stalagu 14 (czyli szkoły). Odliczanie już trwa. Wyjęłam z głębi szafy swój szkolny mundurek. Sądząc po jego wyglądzie, pewnie Angus zrobił w nim sobie legowisko. Wepchnęłam mundurek do pralki z nadzieją, że woda spłucze strzęp­ki kłaków.

Trochę poprawił mi się nastrój, bo wymyśliłam zabawny sposób noszenia beretów, które każe nam nosić Ober - fuhrer (panna „Sokole Oko” Heaton).


18:00 Zadzwoniłam do Rosie.

- Wymyśliłam naprawdę odjazdowy sposób na berety.

- Sądziłam, że w tym semestrze znowu miałyśmy je nosić zwinięte w kiełbaskę i przypięte pod włosami z ty­łu głowy?

- Tak, wiem, ale co ty na to, gdybyśmy tak zrobi­ły połączenie beretu z pudełkiem na drugie śniadanie?

- Jak to?

Musiałam cierpliwie jej wszystko wytłumaczyć. Niełatwo być liderką, paczki. Pod tym względem współczuję Billowi Gatesowi.

W każdym razie powiedziałam:

- Wrzucasz do beretu kanapki, chipsy czy co tam masz, a następnie przywiązujesz go do głowy szalikiem. Voilà*15, dwa w jednym.

- Sokole Oko dostanie szału.

Exactamondo, ma petite amie*16*.

- Jesteś geniuszem - powiedziała Rosie. I miała rację.

Niedziela, 5 września

17:10 Au secours i sacrebleu!!! Szłam sobie do parku na spotkanie z moją paczką, gdy zobaczyłam pastora „Mówcie mi Arnold”. Przykucnęłam za jakimś samochodem, ale kiedy pastor się zbliżył, zauważył mnie. Musiałam udawać, że oglądam jakiś bardzo inte­resujący kamyczek.

Bóg już na pewno wie, że ukrywałam się przed jednym z jego sług. Zresztą, co tam, już bardziej chyba nie mo­że mnie unieszczęśliwić.


17:45 A jednak może. Jutro przychodzi mój kuzyn James.


Północ Chyba zwariuję, jeżeli James znowu będzie się zachowywał tak dziwacznie jak kiedyś i spró­buje mnie pocałować albo coś.

Poniedziałek, 6 września

22:00 Kuzyn James spytał, czy mam ochotę zagrać w rozbieranego pokera. Tak się speszyłam, że powiedziałam tylko:

- Ale ja nie umiem grać w pokera.

- No to zagrajmy w rozbieraną wojnę.

Udałam, że słyszę telefon. Kiedy pięć milionów lat później wychodził, zauważyłam, że coś mu się przykleiło pod nosem. Najpierw myślałam, że to gil, teraz jed­nak wydaje mi się, że James właśnie zapuszcza sobie wąsik. Blee!

Środa, 8 września

22:00 Mama weszła do mojego pokoju i spytała, czy mnie jutro obudzić do Stalagu 14.

- O, cześć, mamo - odparłam. - Co ty robisz w domu? Poklepała mnie po głowie i powiedziała:

- Dobranoc, mój słodziutki elfie.

Odkąd się dowiedziała, że Vati wraca do domu, nic nie jest w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Może ona zapomniała o jego wąsach, ale ja nie. Prawdę mó­wiąc, oby jej o tym przypomnieć, narysowałam wąsiska na serduszku, którym zakreśliła datę jego przyjazdu.


22:30 Umyłam głowę, ale nie chce mi się suszyć włosów. Wiem, że jeżeli położę się spać z mokrą głową, to rano będę miała strzechę sterczącą na wszystkie strony. Żeby więc włosy się nie poodgniatały, podłożyłam sobie poduszkę pod kark i teraz głowa leci mi do tyłu.

Tak śpią japońscy buddyści - to pewnie ten, jak mu tam... zen. Zdaje się, że robią to, by ułatwić przepływ chi. Chi to energia, która płynie przez ciało, tak przynajmniej wyczytałam w swojej buddyjskiej książce. A ja po­trzebuję bardzo dużo energii, żeby przeprowadzić mój plan odzyskania BS.

Myślę, że cała krew powinna mi odpłynąć z ramion do głowy.


23:00 Co się dzieje, kiedy masz w głowie za dużo krwi? Jeżeli dopływa do niej krew z obu ramion i szyi, to chyba powinna się powiększyć?

Albo ta dodatkowa krew zbiera się w puchnących uszach? Czy Japończycy mają duże uszy?

Może Nudna Lindsay ma takie wielkie uszy właśnie dlatego, że miała japońskich przodków. Wcale bym się nie zdziwiła.

To by tłumaczyło też jej cienkie nóżki.

Ale nie oczy wielkie jak gogle.

Czwartek, 9 września

8:00 Obudziłam się wtulona wygodnie w pościel. Pewnie usnęłam i zapomniałam o pozycji zen. Mój przebudzony umysł mówił; „Ha - a więc tak, jestem japońskim zenologiem, ha - śpię z głową ha - za łóżkiem, ale kiedy usnęłam, kontrolę przejęła moja angielska podświadomość, która mnie przekonała: „Wtul się w pościel, wiesz, że tego chcesz...”.


W łazience

8:10 O Boże, o Boże, o Boże... Moja głowa wygląda, jakby w nią piorun trafił. Nie mam już czasu umyć włosów. Posmaruję je żelem.


8:30 Szybko, szybko. Jas już na mnie czeka.

- Dlaczego wyglądasz jak Elvis Presley? - spytała na powitanie. Kiedy biegłyśmy pod górę do budy, dostrzegłyśmy So­le Oko, która stała przy bramie jak fretka. O nie, znowu to samo... beretowy patrol!!! A ja dziś nie założyłam beretu. Nie miałam czasu robić „kiełbaski” czy „pudeł­ka na drugie śniadanie”. Zostało mi tylko jedno. Wyciąg­nęłam go z teczki i nacisnęłam głęboko na głowę. Widać mi było tylko oczy. Kiedy przebiegałyśmy koło Sokolego Oka, otrząsnęła się, jakby w majtkach zalęgło jej się coś obrzydliwego.

- Dwie minuty do apelu. Nie zaczynajcie nowego półrocza od siedzenia w kozie.

Och, jakież to serdeczne. „Dzień dobry, Georgio, witaj z powrotem” - zabrzmiałoby o wiele milej. Kiedy pobiegłyśmy do szatni, powiedziałam do Jas:

- Wyobraź ją sobie z chłopakiem! Blee, och, nie. Mu­szę przestać o tym myśleć, bo jeszcze sobie wyobrażę, jak się całuje Blee!!! Blee! Już to sobie wyobraziłam, wpuściłam tę myśl do mózgu!!! Sokole Oko dochodzą - ca do siódmej bazy. Wkładająca komuś język do ust. Może Herr Kamyerowi w skórzanych spodenkach Blee. Bleee! Precz, precz!!

Zdarłam z siebie beret i płaszcz i weszłam do głównego holu.

Były tam już Rosie, Ellen, Jools i Mabs - znane również jako Drużyna Asów. Pozdrowiłam je naszym specjalnym gestem, ale patrzyły na mnie takim wzrokiem, jakby wi­działy mnie pierwszy raz na oczy. Czyżby po tak krótkiej przerwie zdążyły zapomnieć, co nas łączy? Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. To była Sokole Oko. Co, u li­cha? Spojrzała na mnie znad tego wielkiego jak dziób nochala i syknęła:

- Weź to, doprowadź się do porządku i szybko wracaj, ty głupia dziewczyno.

Zobaczyłam, że podaje mi grzebień. Kiedy poszłam do łazienki, okazało się, że z powodu supermocnego że­lu moje włosy przybrały kształt beretu, który naciągnę­łam na głowę.

Sacrebleu! Czuję się jak un pacan*17.


9:00 Zajęłam swoje zwykłe miejsce koło Rosie i Jas. Na podium wgramoliła się Chuda (nazywana tak dlatego, że waży około tony), nasza szacow­na dyrektorka Simpson. Szepnęłam do Rosie: - O rany, ona ma kilka podbródków. Chuda zanudziła nas niemal na śmierć, opowiadając, jakie to cudeńka nas czekają w tym półroczu. Egzaminy (hurra!), języki nowożytne i fizyka z Herr Kamyerem (czad!), szkolna wycieczka na skarpę nad Lake District (och, bosko!!!)...

Kiedy tak wymieniała kolejne atrakcje, Rosie i ja za każ­dym razem klaskałyśmy, niby to z radością, dopóki Soko­le Oko nie zgromiła nas wzrokiem. Matko kochana.


Przerwa

11:00 Jools, Ellen, Mobs, Rosie, Jas i ja zwołałyśmy naradę za kortami tenisowymi. Elvis Attwood, największy zrzęda wśród dozorców, krzyknął, kiedy mija­łyśmy jego pakamerę:

- Mam was na oku! Nie zaglądajcie do mojej paka­mery, bo będziecie miały kłopoty! Jego głupota nie zna granic.

Kiedyś przyszedł na szkolną dyskotekę i zaczął na sce­nie tańczyć twista, aż mu coś trzasnęło w plecach i mu­siało go zabrać pogotowie. Właśnie wtedy zaczęłyśmy go nazywać „Elvis”.

Pomachałam do niego i zawołałam:

- Szanowanko, wariatuńciu!

Usiadłyśmy i zaczęłyśmy smęcić i marudzić. Jak zwy­kle w tym faszystowskim piekle zostałyśmy rozdzielone i nie pozwolono nam razem usiąść. Moją sąsiadką jest Okropna P. Green, która nosi szkła grube jak denka od słoików, co wygląda bardzo nieciekawie. I bez nich ma okropnie wyłupiaste oczy.

- Myślę, że w jej rodzinie jest odrobina genów złotej rybki - powiedziała Rosie. Kiedy jadłyśmy drugie śniadanie, zauważyłam, że wi­dać, co Jas ma pod spódnicą. - Jas, dlaczego ty zawsze nosisz takie wielkie gacie? Mógłby ci do nich wskoczyć mały piesek i nawet byś te­go nie zauważyła.

- Lubię wygodę.

- Ale nie są zbyt seksowne, prawda?

- Sama mówiłaś, że skąpe majtki są głupie. Pamiętasz stringi Lindsay?

- Zamknij się i nie denerwuj mnie. Wiesz, jak wszystko działa mi na wyobraźnię. Teraz mam w głowie. nie tylko obraz Herr Kamyera całującego się z Sokolim Okiem ale jeszcze stringi Lindsay.

- Co się dzieje z tobą i Robbiem? - spytała Ellen.

Wyłożyłam im swój plan dojrzałości i lodowatości. Pokiwały głowami, robiąc mądre miny. Wszystkie jesteśmy bardzo mądre. Przepełnione mądrością. Niemal na pewno jestem mądrzejsza od Boga, który nie potrafi spełnić nawet najprostszej prośby. I dlatego zwróciłam się do Pana Buddy.

Rosie zepsuła tę atmosferę mądrości, mówiąc z ustami pełnymi serowych chrupek:

- Na święte gacie, o czym ty mówisz?


16:45 Pod koniec tego cudownego dnia Elvis kazał mi pozbierać z korytarza opakowania po sło­dyczach. Tylko dlatego, że BARDZO zabawnie naślado­wałam jego taniec, a potem uszkodzenie kręgosłupa. Je­żeli nie chce, by ludzie bawili się jego kosztem, to niech nie wychodzi z domu. To stuknięty stary faszysta. Pewnie naumyślnie sam rozrzuca te papierki.


17:05 Zadzwoniła Jas, zdyszana i strasznie podeks­cytowana.

- Dostałam dwa listy od Toma.

- Pojechał tylko do Birmingham.

- Wiem, ale... no... wiesz.

Nie, nie wiem.


17:15 Przyszły Libby i mama. Libby dzisiaj pierwszy raz była w przedszkolu. Doskonale, może tro­chę znormalnieje.


17:16 Myliłam się. W przedszkolu Libby zrobiła dla mnie coś, co mam nosić, i zaczęła mi to wciskać na głowę.

- Libby, spokojnie, nie szarp mnie tak. Co dla mnie zrobiłaś?

- To ślicne!!!

- Tak, wiem, ale co to takiego? Spojrzała na mnie jak na kretynkę i przytknęła nos do mojego nosa, po czym powiedziała bardzo powoli:

- Na.... jałecek!!!

- Na mój łepeczek?

Uderzyła mnie.

- Nie, nie, nie, bzydki chlopcik... na JAŁECEK!

Weszła mama.

- Georgia, ona zrobiła ci specjalny kapturek na go­towane jajka.

- To dlaczego chce mi go założyć na głowę?

- Pewnie coś jej się pomyliło. Może myśli, że przed­szkolanka powiedziała po prostu „kapturek”. I zaczęła śmiać się do łez. Libby się do niej przyłączy­ła, a ja siedziałam jak ta głupia.


19:00 Z czego tu się śmiać? Cierpię z miłości. Życie to jedna, wielka parodia i farsa.


19:15 Ale przynajmniej mam kapturek no jajka na twardo.


20:00 Uspokajam się, dogadzając swemu umysłowi i ciału.

Umysłowi dogadzam, czytając (artykuł o tu szu do rzęs), a ciału - jedząc TONY czekolady.


21:00 Teraz jestem zmartwiona i gruba, ale doskonale zorientowana w temacie tuszu do rzęs.

Duży plus.

Środa, 15 września

Apel

9:00 Ciekawe, czy Chuda chodzi na wieczorne kursy przynudzonia? Ględziła coś o malutkich lu­dziach z małymi głowami, biednych, czy coś tam. Kogo to obchodzi? Cóż, pewnie kogoś jednak obchodzi. Mo­że kiedyś zainteresuje i mnie, ale obecnie interesuje mnie tylko i wyłącznie moja osoba.


Religia

10:00 Pomimo tragedii, jaką przeżywam, na religii trochę mi się poprawił nastrój. Słowo daję, panna Wilson żyje w krainie oszołomów. Gdzie ona ku­puje te pończochy? Bo no pewno nie w normalnym skle­pie. Chyba w jakimś sklepie dla cyrkowców. Są grube i rozciągnięte, jakby je przedtem nosił słoń Może to znoszone pończochy Chudej?

Rosie przysłała mi liścik: „Droga Gee, spytaj pannę Wilson, czy Bóg ma penisa”.

Wbrew tragedii, jaką przeżywam, wybuchnęłam takim śmiechem, ze panna Wilson spytała: - Georgio, co cię tak rozbawiło? Może nam opowiesz? - Yyyy....Zastanawiałam się, czy Bóg ma... Rosie spojrzała na mnie ze zdumieniem.

Ranna Wilson próbowała podsycić moje religijne do­ciekania.

- Zastanawiałaś się, czy Bóg ma...? - Tak, czy Bóg ma... taką jakby brodę? Na swoje nieszczęście panna Wilson nie załapała, że się wygłupiam, tylko zaczęła tłumaczyć, że Bóg to nie jakiś staruszek z brodą, który mieszka w niebie, ale byt duchowy. Nie musiała mi wyjaśniać, że w niebie nie mieszka żaden staruszek. Sama to wiem. Często pró­bowałam z nim rozmawiać i coś od niego wyprosić.

Beznadzieja. Dlatego, gdyby zadała sobie trochę trudu i mnie spytała, powiedziałabym jej, że zostałam buddystką zen.


13:15 Co jest z tym Elvisem? Jas i ja zupełnie nie­winnie narzekałyśmy sobie koło pracowni bioznej, kiedy do nas podszedł. Uszy łopotały mu na wietrze. Znowu zaczął się pieklić.

- Co wy tu kombinujecie?

- Nic - odparłam.

- Ty mi tu nie nicuj. Dobrze was znam. Pewnie mysz­kowałyście w mojej pakamerze.

Co mu jest? I dlaczego zawsze nosi taką płaską czap­kę z daszkiem? Ciekawe, czy ma pod nią płaską głowę? Może. Kiedy odeszłyśmy, powiedziałam do Jas:

- Ma obsesję na punkcie tego, że wejdziemy do jego pakamery. Ciągłe nas o to podejrzewa. Powtarza się jak zdarta płyta. Dlaczego on w kółko o tym nadaje?

Jas nic na to nie odpowiedziała.

- No, dlaczego? Na okrągło ględzi o tej swojej paka - merze. Dlaczego właśnie my? Dlaczego nas oskarża o grzebanie w jego rzeczach? Dlaczego?

- Bo wchodzimy do jego pakamery. - No i co z tego?


17:00 W pokoju Jas, która właśnie skoczyła do kuchni po jakąś pożywną przekąskę (nadziewane ciasteczka), żeby mi poprawić nastrój. Ale mnie nic już nie obchodzi.


17:03 Boże, jaki tu porządek! Aż żałosny. Wszystkie przytulanki leżą w równym rządku na łóżku. Zaraz je porozwalam dla śmiechu. Szast - prast. Ma nawet pudełko z napisem „Listy”. Ciekawe, czy jest też tutaj szuflada z napisem „Wielkie Gacie”. W pudełku zna - lazłam pełno listów. Pewnie osobiste. Jest tam napisane OSOBISTE. No to pewnie są osobiste. Pewnie od Toma. Bardzo osobiste i prywatne. Lepiej je odłożę.


17:16 Ona go nazywa PYSIU!!! Ale kicha! Absolute - Imonto żałosno! PYSIU!!! Tom!!! Cha, cha, cha.


17:18 A on ją nazywa Po!!! Jak Teletubisia. Matko kochana, ale żenada.


17:19 Po, na miłość boską.


17:20 Nikomu nie zdradzę tajemnicy Pysia i Po.


17:21 To szalenie zabawne, ale nikomu nie wspo­mnę o Pysiu i Po.


17:23 Wróciła Jas. Spytałam:

- Co słychać u Pysia?


W moim pokoju

19:00 Jas nie rozmawia ze mną, bo przypadkiem od­kryłam jej osobiste listy... Jaka ona drażliwa.


22:30 i nierozsądna.

Czwartek, 16 września

8:20 W drodze do szkoły. Kiedy znalazłam się na miejscu, gdzie zwykłe się spotykamy, Jas, już nie czekając, maszerowała bardzo szybko przede mną. Zawołałam:

- Po, zaczekaj chwilę!!!

Ale mnie zignorowała.

Słowo daję, niektóre dziewczyny traktują siebie śmier­telnie poważnie, kiedy mają tak zwanego chłopaka. Nawet miałam niezły ubaw, idąc za nią. Przez jakieś pięć minut maszerowała bardzo szybko, no ale nie jest w szczytowej formie fizycznej. Jej gimnastyka właściwie ogranicza się do sięgania po nadziewane ciasteczka i wkładania ich sobie do ust. W każdym razie w końcu się zmęczyła i musiała zwolnić, i wtedy ją dogoniłam. Znalaz­łam się jakieś pół metra za nią. Strasznie ją to drażniło, ale nie mogła nic powiedzieć, bo ze mną nie rozmawia. Kiedy dotarłyśmy do szkolnej bramy, szłam już jakieś dziesięć centymetrów za nią. Jej beret dosłownie dźgał mnie w nos.

Na apelu próbowała mi uciec, stając koło Rosie, ale wcisnęłam się między nie i spojrzałam na Jas, prawie stykając się z nią twarzą. Była cała czerwona jak burak i wściekła. Nawet uszy miała czerwone. Chi, chi, Chi.


11:00 Poszłam za Jas do łazienki. Wlazłam do sąsiedniej kabiny i zaczęłam gadać przez ściankę:

- Jas, kocham cię.

- Co ty wyprawiasz? Jesteś głupia!

- Nie. To TY jesteś głupia. Po.

- Postąpiłaś podle, czytając moje prywatne listy.

- Przecież były tylko od Pysia.

- Nie wolno grzebać w prywatnej korespondencji innych ludzi.

- Jak inaczej miałabym się czegokolwiek o tobie do­wiedzieć?

Za ścianką zapadła chwilowo cisza. Potem Jas spytała; - Jak to?

- Gdybym nie przeczytała twoich listów, nawet bym nie wiedziała, że mówi na ciebie Po - wyjaśniłam bar­dzo rozsądnie.

Prawie dała się skołować.

- No tak, ale nie o to chodzi... ja...

- Nie powinnaś mieć tajemnic przed swoją najlepszą kumpelą.

- To TY masz tajemnice.

- Nie, nawet ci powiedziałam o swoich sterczących sutkach.

- Tom mówi, że sterczały, bo było zimno.

Nie wierzyłam własnym ustom. Rozległ się dzwonek no koniec przerwy i usłyszałam, jak Jas spuszcza wodę i wychodzi z kabiny. Wybiegłam ze swojej i dopędziłam ją na korytarzu.

- A więc powiedziałaś Tomowi... o moich sterczących sutkach???

Normalnie nie mogłam w to uwierzyć. Moje sutki zo­stały wystawione na pośmiewisko... Byłam tak wkurzona, że ledwo zauważyłam Nudną Lindsay, która rozma­wiała z jakąś nieszczęsną czwartoklasistką. Spostrzeg­łam jednak, że w szkolnym mundurku wyglądała jak sowa.

- Rozmawiałaś z Pysiem o moich sutkach... - syknę­łam do Jas. - Nie mogę w to uwierzyć!!! Wtedy za swoimi piecami usłyszałam głos Lindsay. - Georgia, spódnica ci weszła w majtki... Nie dajesz dobrego przykładu młodszym uczennicom.

I poszła sobie, uśmiechając się ironicznie jak żałosna, ironicznie uśmiechnięta sowa.


17:00 W wannie. Dosyć tego. Wkroczyłam na wo­jenną ścieżkę. Jestem samotnikiem. Nie mam przyjaciół. Moja tak zwana najlepsza kumpelka lubi tyl­ko Pysia i rozmawia z nim o intymnych częściach moje­go ciała. A on z kolei rozmawia pewnie o tym ze swoim bratem. Po czym razem nabijają się ze mnie.


17:15 Angus siedzi na brzegu wanny. Pije z niej wo­dę, chociaż wlałam płyn do kąpieli. Wąsy ma całe w pianie.


17:20 Teraz weszła Libby. Zapraszam wszystkich! Przecież jo tylko się kąpię. Na golasa. Aż dziw, że państwo Sąsiedzi nie zajrzą tu do mnie.

- Libby, proszę, nie popychaj tak Angusa, bo zaraz... - przerwałam.


17:21 Angus jest cały mokry i wściekły. Kiedy wyłowiłam go z wody, pokiereszował mi dłoń. Libby mało nie pękła ze śmiechu. Co za życie.


18:00 Zadzwoniła Jas.

- Czego chcesz, plotkaro? - spytałam. - Słuchaj, może byśmy już z tym skończyły? Nigdy nie wrócę do sprawy z Pysiem, jeżeli ty zapomnisz o incydencie z sutkami.

Nie chciałam ustąpić, bo byłam w paskudnym nastroju, więc mruknęłam tylko: - Hm.

Ale potem cała zamieniłam się w słuch, bo powiedziała - Dzwonił właśnie Tom i mówił, że w przyszłą środą Sztywne Dylany grają koncert w klubie Stuknięty Kokos. I CO WIĘCEJ, ma także przyjść David Jajcarz. I CO WIĘCEJ, moja mama wyjeżdża do ciotki do Manchesteru.


18:02 Myślę.


18:05 Myślę i jem płatki kukurydziane. Hm.


18:07 To jest to!!! Moja szansa na wykorzystanie teorii gumki. Muszę pójść no koncert Sztyw­nych Dylanów i spiknąć się z Davidem Jajcarzem. Na oczach BS. W ten sposób załatwię jednocześnie dwie sprawy: dojrzałość (wizyta w nocnym klubie) oraz lodowatość (bawienie się z innym chłopakiem). BS bę­dzie bardzo zazdrosny. Wróci do mnie w podskokach (teoria gumki).


23:00 Muszę zacząć urabiać mamę, żeby nie zaczęła niczego podejrzewać, kiedy powiem, że w środę nocuję u Jas.

Sobota, 18 września

Weekend

Rano

10:00 Mama niemal wypuściła Libby z rąk, kiedy powiedziałam: - Dzisiaj po południu idę do miasta. Może załatwić coś dla ciebie?

- Przepraszam, kochanie. Przez chwilę wydawało mi się, że zaofiarowałaś się coś dla mnie zrobić. Co powie­działaś tak naprawdę?

Okropnie mnie irytowała, ale nadal uśmiechałam się słodko.

- Och, Mutti... zupełnie jakbym nigdy nic dla ciebie nie robiła!

- Czemu się tak uśmiechasz? - spytała podejrzliwie.

- Wzięłaś sobie coś z moich rzeczy? Jeżeli pożyczyłaś zło­ty łańcuszek, dostanę szału.

Wtedy pękłam.

- O co ci chodzi? Jak mam być miła, skoro ciągle mnie o coś podejrzewasz? Kto ty jesteś: matka czy pies policyjny? Chcesz przed moim wyjściem poszukać tru­pa? No, słowo daję!!!

Ale w samą porę przypomniałam sobie o operacji „Gum­ka” i powiedziałam grzecznie:

- Po prostu przyszło mi do głowy, że mogłabym coś dla ciebie załatwić. Wiem, że jesteś zapracowana. To wszystko.

Myślę, że w końcu ją przekonałam. Kanał bo teraz muszę wlec się do domu z nieprzemakalnymi pieluszkami dla Libbs. Ale jazda. Jakże ja się poświęcam dla BS. Już prawie zapomniałam, jak wygląda.


10:05 Przypomniało mi się, jak wygląda. Mniam - - mniam.


13:00 W przymierzalni domu towarowego Miss Selfridge. Wybrałam T - shirt w rozmiarze 12, ale nie mogłam go na siebie wcisnąć. Jas (bardzo głośno) powiedziała:

- Wiesz, myślę, że twoje piersi robią się coraz większe. A działo się to w zapchanej wspólnej przymierzalni.

Wszyscy zaczęli się na mnie gapić.

- Yyy... Jas... - mruknęłam. - Myślę, że w Australi mogli cię nie dosłyszeć.

Potem spotkałyśmy się w kawiarni Luigis z Rosie i El - len. Powiedziałam im o koncercie Sztywnych Dylanów i moim planie związanym z Dave'em Jajcarzem. Rosie wyjadała piankę z kawy, głośno przy tym siorbiąc. Ellen tak samo. Było to siorbanie pianki w stereo. Minęło chy­ba z dziesięć lat, zanim Rosie odezwała się, z łyżeczką w ustach, co wyglądało bardzo nieatrakcyjnie, ale wstrzymałam się od komentarza.

- A więc idziesz no ten koncert, żeby spiknąć się z Dave'em Jajcarzem, co ma zamienić BS w gumkę?

Jak bardzo trudne może być życie? Bardzo, bardzo trudne. Odpowiedziałam cierpliwie (no, przynajmniej jej nie uderzyłam):

- tak, tak, po trzykroć tak! Znowu zaczęło się siorbanie. Najwyraźniej rozmyślała o moim mistrzowskim planie (a właściwie to „mistrzyniowym”, bo to ja go wymyśliłam, a przecież jestem dziewczyną). Po chwili spytała: - Pożyczysz mi te brązowe skórzane buty?


16:00 Przytargałam do domu nieprzemakalne pie­luchy Libby. Kiedy weszłam, w domu panowa­ła absolutna cisza. Gdzie się wszyscy podziali?


21:30 Kto się kładzie spać z kurami, ten... coś tam.


22:00 Może na ten koncert przykleję sobie sztuczne rzęsy. Ale muszę uważać, bo kiedy ostatnio próbowałam to zrobić, klej wytrysnął z tubki i na dwa­dzieścia minut skleiły mi się powieki.

Wtorek, 21 września

16:15 Dzisiejszy dzień byłby beznadziejny, gdyby nie to, że Nudna Lindsay zahaczyła nogą o włas­ną teczkę i wywaliła się jak długa na schodach do pracowni biologicznej.


23:00 Libby leży ze mną w łóżku. Nie wiem, dlaczego nie może spać w normalnej pozycji. Stopą ciągle mnie dźga w oko.


23:10 Ciekawe, jak wygląda Dave Jajcarz.

Piątek, 24 września

Poranna przerwa

11:00 Ellen mi powiedziała, że jej brat z kumplami wybierają się na „koci patrol”.

- Naprawdę aż tak lubią koty? - spytałam.

- Nie, oni sami go tworzą i chodzą na kociaki... no wiesz, laseczki... dziewczyny.

Boże kochany.


Przerwa obiadowa

12:30 Ellen powiedziała mi, że jej brat mówi na piersi „dyndaki”. Wiem, że nie powinnam była pytać, dlaczego, ale po prostu musiałam.

- Mówi, że jak się weźmie pierś do ręki, podniesie, a potem znowu puści... to ona robi takie dyndu - dyndu - dyndu!

Chyba będę zmuszona żyć w celibacie albo zostać les­bijką.


Przerwa popołudniowa

14:30 Siedziałyśmy z Ellen w łazience, w osobnych kabinach, z nogami opartymi o drzwi, żeby te z Hitlerjugend (czyli dyżurne) nie dowiedziały się, że tam jesteśmy i nie wysłały nas na ulewny deszcz. Dziewczyny z Hitlerjugend nazywają go „lekką mżawką”. Mówiły­by tak, nawet gdyby pierwsze klasy utonęły w powodzi.

Albo gdyby pakamerze Elvisa wyrósł żagiel i popłynęła by na wodzie, albo... zresztą kogo w ogóle obchodzi, co one mówią? Spytałam Ellen przez ściankę działową:

- Czy twój brat jest trochę stuknięty? Słyszałam, jak chrupie chipsy.

- Nie, po prostu lubi się wygłupiać. Na siusianie mówi „odcedzać kartofelki”.

Słyszałam, jak się śmieje i krztusi, ale nawet nie drgnęłam, tylko dalej gapiłam się w drzwi kibla. Po ja - kimś czasie doszła do siebie i powiedziała: - Jeżeli idzie do łazienki załatwić grubszą sprawę, mó­wi: „Idę na posiedzenie”. - I znowu zaczęła się krztusić i dławić ze śmiechu.

Sacrebleu. Otaczają mnie sami les idioci.


15:30 Kiedy jest zimno, wesolutki brat Ellen mówi: „Ale lodówa”.


16:15 Wracam do domu. Rozmyślam o różnicach między dziewczynami a chłopakami. Na przy­kład my, dziewczyny, w drodze do domu robimy sobie ma­kijaż. Gadamy. Czasami udajemy garbate. Ale to wszystko. Całkowicie normalne zachowanie. A kiedy chłopcy z Foxwooda wracają do domu, biją się, potrącają i wpy­chają, sobie nawzajem do spodni liście albo czapki. Ellen mówiła, że jej brat czasami podpala własne bąki. W drodze do domu przechodziłyśmy przez park, gdzie pracuje parkowy Elvis. Niby jest dozorcą, ale przeważnie tylko dźga wszystko zaostrzonym patykiem. Aha, jeszcze poza tym krzyczy do niewinnych kochanków w krza­kach: „Widzę was!”.

Trochę się pobujałyśmy na huśtawkach - tylko po to, żeby zdenerwować Parkowego Elvisa. Rosie (która po incydencie z podpaleniem sobie grzywki rzuciła palenie) oznajmiła, że odeszła od Svena, swojego szwedzkiego chłopaka. Rozstała się z nim, bo powiedział jej rodzicom: „Dziękuję państwu za córkę, świetnie, jak to się mówi? Jah... świetnie CAŁUJE”.

- Skąd wiesz, że teraz mu przykro? - spytałam. - Przeważnie nikt nie rozumie, co on mówi.

- Zrobił mi na drutach ocieplacz na nos - odparła Naprawdę nie warto było pytać.

- Co z Dave'em Jajcarzem? - spytała Ellen.

- A co ma być?

- Podoba ci się?

- Nie wiem. Nie wiem, jak wygląda.

- Więc po ci on?

- Jest jak... yyy... temat zastępczy. W mojej gumkowej strategii.

Popatrzyły na mnie pytająco. Zupełnie bez sensu, bo sama nie wiem, co mówię. Możecie mi wierzyć, że je­stem ostatnią osobą, która by mnie zrozumiała.


16:30 W tak zwanym zaciszu mojego pokoju.

W moim łóżku leży Angus. Podejrzewam, że nie sam. Nie śmiem podnieść kołdry, bo się boję, ze znajdę pod nią odrąbany koński łeb - jak w tym filmie.


18:07 Leżę na poduchach na podłodze, ale przynajmniej Angusowi jest wygodnie i przytulnie. W „Cosmo” mamy jest napisane. „Buddyzm to nowy optymizm”.

Dobra. Tak właśnie zrobię. Zostanę radosną buddystką, cha, cha, cha, om.

Poniedziałek, 27 września

Wuef

14:50 Wieje wiatr i pada deszcz. Naturalnie te dwa fakty oznaczają, że panna Stamp, nasza pani od wuefu (która z niezbitą pewnością jest wcieleniem Hitlera w sportowej spódnicy... ma nawet mały wąsik)... w każdym razie te dwa fakty oznaczają, że nasza Adol­fa wpadła na pomysł, że... zagramy sobie no dworze w hokeja na trawie.'!! Napisałabym skargę do gazet, ale przedtem pewnie utonę na boisku.


W łóżku

21:30 Brrr. Jeżeli dostanę zapalenia płuc, umrę i nigdy nie zaliczę dziesiątej bazy, całą winę zwalę na Adolfę. Wszystko dlatego, że nie ma własne­go życia. Dopiero teraz odzyskuję czucie w pupie.


22:30 Kiedy mama powiedziała „dobranoc”, skorzystałam z okazji i spytałam: - Mamo, czy mogę w środę nocować u Jas? Jej mama się zgodzi, jeżeli ty się zgodzisz. Przygotowujemy razem projekt na biologię... To znaczy ja i Jas, a nie ja i jej mama - to by było głupie.

(Zamknij się, zamknij. Przestań! Nie trajkocz, bo znowu nabierze podejrzeń i jeszcze palniesz coś idiotycznego).

- Rzadko odrabiasz pracę domową, Gee - powiedziała mama. - To spora odmiana.

- Cha, cha, cha, cha, racja... ja. ( ostrożnie, ostrożnie, nie powiedz nic głupiego) -... pomyślałam sobie, że może zostanę naukowcem (Za późno, na pewno już mnie przejrzała! ).

- Naukowcem? Nie dziewczyną z chórków?

- Nie.

- Hmmm.

- To jak, mogę?

- Tak, chyba tak. Dobranoc. Udało się!!.'!! Taaaak!!.'!!

Środa , 29 września

Operacja „Gumka”

W kuchni

8:00 Złapałam grzankę i wymamrotałam:

- To cześć, ja już lecę. Do zobaczenia jutro wieczorem.

Mama usiłowało zapiąć ogrodniczki Libby i nawet nie spojrzała no mnie. Libby miała na głowie miskę po owsiance.

- OK, kochanie, pa - odparła mamo. - Pocałuj sio­strzyczkę na pożegnanie.

- Nie, dziękuję - powiedziałam Pocałowałam Libby wcześniej, kiedy jadła owsiankę, i nie chciałam już powtarzać tego doświadczenia. Postałam jej buziaka. - Paaaa!

Uff - No, a teraz szybko za drzwi. Zwycięstwo!!!!! Spa­kowałam do plecaka klubowe ciuchy, kosmetyki i tak dalej. Zaczynamy operację „Gumka”.

Zbliżałam się już do furtki, kiedy mama wyszła z do­mu i zawołała:

- Georgia, co to miało znaczyć: „Do zobaczenia jutro wieczorem „?! O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Zaśmiałam się swobodnie (co zabrzmiało trochę jak chichot hieny).

- Och, wiedziałam, że zapomnisz. Dzisiaj nocuję u Jas, pamiętasz? Miała skonsternowaną minę.

W środku wszystko we mnie krzyczało: „POZWÓL Ml!!! ZAMKNIJ SIĘ, ZAMKNIJ!!! MUSZĘ ZDOBYĆ BOGA SEKSU, POZWÓL Ml PÓJŚĆ, POZWÓL! TY JUŻ PRZEŻYŁAŚ SWOJE ŻYCIE!!!”, ale powiedziałam tylko:

- Mamo, muszę już lecieć, bo się spóźnię. Do zoba­czenia jutro.

Taaaak! Jestem sprytna jak lis. A nawet jak całe sta­do lisów.


15:50 Po ostatnim dzwonku pędem zbiegłyśmy z Jas ze wzgórza. Na przygotowania zostało nam tylko pięć godzin. Po drodze powiedziałam:

- Dziś rano Mutti była bardzo podejrzliwa, kiedy jej przypomniałam, że nocuję u ciebie, Zupełnie jakby mi nie wierzyła. Wiesz, jakbym ciągłe kłamała. - Bo kłamiesz.

- Jas, czepiasz się szczegółów.


W domu Jas

17:00 Przygotowałyśmy sobie pożywny posiłek przed koncertem: pieczone frytki z majonezem.

oraz dwa ciasteczka z owocowym nadzieniem (bogate w witaminę C). W pokoju Jas nastawiłyśmy, czadową muzykę i zaczęłyśmy się szykować. Wpadłam w melancholijny nastrój, kiedy Jas spojrzała na zdjęcie Toma wiszące przy jej łóżku. Zaczęła wzdychać i powtarzać:

- Jakoś nie mam nastroju na wyjście... Wskazałam na nią spiralą z tuszem.

- Jas, weź się w garść, wiesz, ze Pysio by chciał, żebyś wyszła. Przecież sam do ciebie zadzwonił i powiedział ci o tym koncercie. Nie chciałby, żebyś snuła się z kąta w kąt z nieszczęśliwą miną. Nie chciałby, żeby przez cie­bie twoje kumpelki też zostały w domu. Nie chciałby po powrocie dowiedzieć się, że kumpelka zadźgała cię spi­ralą do tuszu.

Jas trochę się nabzdyczyła, ale w końcu do niej dotar­ło, Upinając sobie włosy, spytała:

- Co będziesz robiła z Dave'em Jajcarzem, jak już się z nim spikniesz?

- Co masz no myśli?

Grałam no zwłokę. Teraz najbardziej liczył się dla mnie perfekcyjny makijaż. Reszta była mglistym snem.

- No, czy... zostaniesz jego dziewczyną? Będziesz się z nim całować?

No szczęście odezwał się telefon. Obie rzuciłyśmy się do niego. Była to Rosie Dzwoniła ze Svenem z budki.

- Chcemy tylko powiedzieć, że wymyśliliśmy supertaniec. nazywa się „budka telefoniczna”.

Puściła jakąś muzykę z radia. W tle słyszałam stęka­nie, szuranie i pokrzykiwanie Svena: - Oh, jah, oh, jah, więcej czadu! - Coś po szwedzku czy po jakiemu on tam mówi. Zwykły bełkot. W każdym razie na pewno nie był to angielski. Potem rozległy się odgłosy tak jakby stepowania. Wreszcie Rosie znowu się odezwała, strasznie zdyszana: - Super, nie? Do zobaczenia w innym świecie... tylko się nie spóźnijcie! - I trzasnęła słuchawką.


21:15 Poszłyśmy na przystanek autobusu jadącego do centrum, do Stukniętego Kokosa. Tak moc­no się umalowałam, że ledwo mogłam ruszać twarzą - duży plus, bo dzięki temu nie będzie mnie kusiło, żeby się śmiać pełną gębą. Ubrałam się cała w czarną skórę i wyglądałam zjawiskowo. Modliłam się do Boga, żeby Mutti nie zajrzała do szafy, zanim ukradkiem odwieszę jej ciuchy.

Kiedy wsiadłyśmy do autobusu, nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Kierowcą był Zmotoryzowany Elvis!!! Niestety, pamiętał nas i powiedział „bonsnar”. I wydał nam normalne bilety.


Stuknięty kokos

21:30 Przyszli Rosie i Sven. Sven założył srebrne spodnie - dzwony. Matko kochana! Na nasz widok zaczął kołysać biodrami i pokrzykiwać:

Jah, ale super! Dajmy czadu!!!

Cała kolejka się na nas gapiła.

- Czy Sven zawsze musi się zachowywać tak strasznie sweńsko? - mruknęłam do Rosie.

Wtedy przyjechała furgonetka ze Sztywnymi Dylanami i wysiadł z niej Robbie. Ojoj, cała moja lodowatość zamieniła się w galaretę. Zobaczył nas i powiedział „cześć”. - Nnn - wybełkotałam. (Nie wiem, co znaczy „nnn” samo mi się wymsknęło).

Kolejka zaczęła się przesuwać. Robbie strasznie długo mi się przyglądał, po czym powiedział: - Tylko nie wpakuj się w tarapaty. Normalnie się wściekłam. Jak on śmie zabraniać mi pakować się w tarapaty? Postanowiłam, że na złość je­mu wpakuję się w OGROMNE tarapaty.

Udowodnię mu swoją dojrzałość. W każdym razie je­żeli bramkarze nie zauważą, że jestem nieletnia i mnie wpuszczą. Szepnęłam do Rosie, Jas i Svena:

Zachowujcie się na luzie.

Wtedy Sven złapał mnie pod swą ogromną szwedzką rękę i krzyknął do bramkarzy:

- Dybry weczyr. Mam dwa ptaszki - jednego trzymam w ręku, a drugiego nie pokażę, dziękuję! - I wparował do środka.

Nie wiem, czy wpuścili nas dlatego, że wyglądaliśmy bardzo dojrzale, czy dlatego, że Sven kompletnie ich za­skoczył i nawet nas nie zauważyli.

W każdym razie operacja „Gumka” się zaczęła.


23:00 Poszłyśmy do kibelka i poprawiłyśmy sobie makijaż. W środku było dość ciemno, paliło się tylko takie czerwone światełko. Właśnie sobie myślałam, że wyglądamy jak superlaski na podrywie, kiedy weszły Koszmarne Bliźniaczki. Mówię „weszły”, chociaż właściwie się wtoczyły. Jackie miała no sobie strasznie obcisłą sukienkę. Niezbyt mądry wybór, zważywszy, że jej pupa nie natęży do małych. No, ale Jackie jest taka pospolita. Obie paliły papierosy (quelle surprise*18). Jackie powiedziała:

- O, patrz, mają tu nawet żłobek, żeby maluchy nie przeszkadzały dorosłym w zabawie.

Weszła do kabiny. Usłyszałam, jak sika. Dudniła jak wóz na wyboistej drodze. Alison patrzyła na nas, zadzie­rając nosa. Dziwne, że ten wielki pryszcz na samym czubku nie zasłaniał jej całego widoku. Wyglądała, jak­by miała dwa nosy.

Klub był niesamowity. Mnóstwo schodów prowadziło na ogromny parkiet do tańca i sceny za nim. Żeby do­stać się na parkiet, trzeba było zejść schodami biegną­cymi od toalet. Miałam nadzieję, że nikt mi nie zajrzy pod spódnicę, bo nie pamiętałam, jakie akurat majtki założyłam. Jas, w tych największych gaciach, jakie wi­działo ludzie oko, nic nie groziło. Błyskały światła, wirowały szklane kule i laserowe pro­mienie. Muzyka grzmiała bardzo głośno i czadowo. Ro­sie i Sven odstawili swój taniec z budki telefonicznej. Sven ryczał: „Hop!” i „Więcej czadu!”. Mieli wokół siebie mnóstwo miejsca do tańca, bo nikt nie chciał zostać zmiaż­dżony przez olbrzyma w srebrnych spodniach. Jas krzyknęła mi do ucha:

- Koło baru stoją kumple Toma! Widzisz ich? Tam. Pewnie jest wśród nich Dave Jajcarz. - Ale który to? - spytała Jools - Mamy dziesięciu do wyboru.

- Czy któryś z nich się nie śmieje?

- Bo co? - Jos popatrzyła na mnie.

- No, skoro to Dave Jajcarz, to pewnie wszyscy inni wokół niego powinni się śmiać. „

Spojrzałyśmy na chłopaków, z których większość rozglądała się po sali. Coś mi przyszło do głowy. - A jeżeli mówią na niego „Dave Jajcarz” dlatego, że to ON cały czas się śmieje? Znowu na nich spojrzałyśmy. Teraz wszyscy się śmiali. Jas pierwszy raz w życiu zachowała się energicznie i rozsądnie (prawdę mówiąc, trochę mnie to nawet wystraszyło).

- Rozpoznaję jednego z nich - powiedziała. - To Rollo, kiedyś przyszedł do Toma. Mogłabym go spytać, któ­ry to Dave Jajcarz.

- Dobra, ale dyskretnie. Dowiedz się tylko, który żebyśmy mogły go obejrzeć. Ale nie mów, o co chodzi.

- Przecież nie jestem głupia. No, tego nie byłabym taka pewna. Jas podeszła do chłopaków. Widziałam, jak z nimi gada, gada, kiwa głową, kiwa, kiwa, kręci pupą, kręci, kręci, potrząsa grzywą, potrząsa, potrząsa... (Po co ona to robi? To takie irytujące). Byłam zupełnie wyluzowana, uśmiechałam się kołysząc głową w rytm muzyki. Sączyłam napój, machając do ludzi, nawet tych, których nie znałam. W końcu Jas wróciła. Była strasznie zdyszana. W ogóle się nie kryjąc, POKAZAŁA PALCEM jakiegoś ciemnowłosego chłopaka w bojówkach.

- To on!

Oczywiście chłopak zobaczył, że wskazują na niego palcem, i wzruszył ramionami, jakby nas o coś pytał. A wtedy Jas odwróciła się do mnie i znowu WSKAZAŁA PALCEM... NA MNIE, kiwając przy tym głową jak jeden z tych piesków na tylnej półce w samo­chodzie.

Nie wierzyłam własnym oczom. Bo to było niewiary­godne. Czułam, że moja twarz zamieniła się w mrożony rybny paluszek. Była równie blada i sztywna. (Chociaż oczywiście nie pokrywała jej panterka). Wycedziłam kącikiem ust:

- Jas, chyba cię zabiję. Coś ty, na wielkie gacie, im po­wiedziała? Jas się nabzdyczyła.

- Spytałam tylko: „Który to Dave Jajcarz?”, a Rollo odpowiedział: „To ten”, a Dave Jajcarz spytał: „Bo co?”, a ja powiedziałam tylko: „Bo bardzo się podobasz mojej kumpelce Georgii”. Myślałam, że ją zabiję, a później pożrę. Znowu kącikiem ust - bo wiedziałam, że Dave Jajcarz nadal na nas patrzy - syknęłam: - Jas! Powiedziałaś mu, że mi się PODOBA? Nie mogę w to uwierzyć. - A ja myślę, że jest całkiem w porzo. Gdybym nie miała Pysia, to może...

W tym momencie pojawił się BS z gitarą. Szedł na sce­nę, żeby przygotować się do pierwszej części koncertu. Po drodze uśmiechnął się do mnie. Zignorowałam go, choć miałam wielką ochotę rzucić mu się w objęcia. Spojrzałam przez niego jak przez szybę, zupełnie jakby był samą gitarą unoszącą się w powietrzu.


Północ Sztywne Dylany zagrały, a ja, Rosie, Sven i Jas zaczęliśmy tańczyć. Jools i Ellen poszły gdzieś i kumplami Toma. Wyglądali całkiem nieźle, chociaż... na Ziemi istnieje tylko jeden Bóg Seksu. BS wyglądał boooosko; to niesprawiedliwe, że jest taki przystojny. Wszystkie dziewczyny gapiły się na niego i tańczyły przed nim. Bez cienia godności. Za każdym razem, kiedy schodził ze sceny, któraś go zagadywała. Starałam się nie patrzeć w tamtą stronę, ale nie mogłam się powstrzymać. A jeżeli na moich oczach spiknie się z inną? Jak ja to zniosę? W pewnej chwili nasze oczy się spotkały i Robbie się uśmiechnął. O rany, miał wszystko jak trzeba... przód, tył, włosy, zęby. Poczułam, że usta same układają mi się w dziobek, ale pomyślałam sobie: NIE! Pamiętaj o gumce.

Namówiłam Jas, żeby poszła ze mną do kibla, bo chciałam trochę ochłonąć. Koszmarne Bliźniaczki nadal tam były. Słyszałam, jak gadają w jednej z kabin, i widziałam chmurę dymu płynącą spod drzwi. Czy one zamieszkały w tej ubikacji?

- Koszmarne Bliźniaczki chyba mają problemy ze zrobieniem kupki!!! - powiedziałam do Jas i obie dostałyśmy głupawki. Musiałam walnąć Jas w plecy, żeby nie zadławiła się na śmierć. A potem musiałyśmy dwa razy poprawiać sobie oczy.

Kiedy wracałyśmy na parkiet, zatrzymał mnie Dave Jajcarz.'!!

- Cześć - powiedział.

- O, cześć - odparłam (szalenie błyskotliwie, praw­da?). I uśmiechnęłam się półgębkiem, pamiętając o tym, żeby ściągać nozdrza.

- Ty jesteś Georgia? - spytał.


1:00 Dave Jajcarz jest całkiem przystojny, prawie jak BS, i... yyy... niezły z niego jajcarz.


2:00 Dave Jajcarz długo ze mną tańczył. Nieźle mu to wychodzi. Nawet przyłączył się do zwa­riowanego tańca Svena. Co prawda nie sądzę, że był za­chwycony, kiedy Sven podniósł go do góry i pocałował w oba policzki, ale mężnie to zniósł. Wszyscy razem wy - szliśmy z klubu. Widziałam, jak BS patrzy na nas, zbierając swój sprzęt. Przyczepiła się do niego jakaś pospolita blondynka, która chciała od niego autograf czy coś (o tak! nacisk na „coś”). Czas na udowodnienie swojej dojrzałości i lodowatości. Dave J. spytał:

- Georgia, idziesz do nocnego autobusu?

Sprawdziłam, czy BS patrzy, i roześmiałam się jak świr na prochach.

- Cha, cha, cha, cha, cha, do nocnego autobusu! Oj, Dave, bo umrę ze śmiechu, ale z ciebie jajcarz!!!

Dave zrobił nieco zaskoczoną minę. Pewnie nie sądził, że nocny autobus to aż taki dobry dowcip. Razem z Jas i Dave'em ruszyliśmy ulicą. Kiedy dotarliśmy na przysta­nek, zapadło niezręczne milczenie. Jas trzymała się mnie jak maminej spódnicy. Jak miałam przeprowadzić swój plan uwiedzenia Dave'a J., skoro nie chciała mnie odstąpić ani na krok? Gapiłam się na nią, znacząco uno­sząc brwi, aie ona tylko powiedziała:

- Coś ci wpadło do oka? Może sprawdzę?

Kiedy pani Wielkie, Ale Głupie Gacie dłubała mi w oku, przyjechał autobus Dave'a. Dave cmoknął mnie w poli­czek i powiedział:

- To nora.

Przez sekundę patrzył mi prosto w oczy, potem mrug­nął do mnie i wsiadł do autobusu.

Razem z panią Głupie Gacie, Mamina Spódnica ru­szyłyśmy do domu. Miałam mętlik w głowie.

- Podobam mu się czy nie? Mrugnął do mnie - co to znaczy? BS z całą pewnością widział, jak wychodziliśmy, prawda? I widział, jak się śmieję z tego, co mówił Dave Jajcarz.

- Myślę, że właśnie wtedy mogłaś przestać mu się podobać, bo kiedy spytał: „Idziesz do nocnego autobusu?”, ze śmiechu mało się nie posikałaś. Jakoś tak się wykrzywiłaś, a nos rozpłaszczył ci się na pół twarzy…

- Jas.

- Co?

- Zamknij się.

- Ja tylko tak sobie mówiłam.

- To nie mów.

- To nie będę.

- No to nie.

- No to nie.

Na chwilę zapadła błoga cisza, ale Jas zaraz znowu się odezwała:

- No to nie.

Jak ona mnie IRYTUJE.


3:00 I zajmuje strasznie dużo miejsca w łóżku.

Musiałam zrobić coś w rodzaju bariery z jej przytulanek, które ułożyłam pośrodku. Żeby się nie pchała na moją stronę.

Co Dave Jajcarz miał na myśli, mówiąc: „To nora”?


3:30 Czy ja w ogóle mam ochotę jeszcze się z nim spotkać, nawet jeżeli powiedział to poważnie?


4:00 Jeżeli Bóg Seksu naprawdę jest zazdrosny, to jutro do mnie zadzwoni i poprosi, żebym do niego wróciła.

A może jako gumka jeszcze się nie rozciągnął na peł­ną długość.

Czwartek, 30 września

15:00 Zasnęłam na niemieckim. Herr Kamyer działa na mnie jak kołysanka. Odpłynęłam, kiedy zaczął jakąś historię o Gretchen i gołębiu w gołębniku. (Nawet mnie nie pytajcie, jak już wspomniałam wcześ­niej, odkąd usłyszałam o chwycie Heimlicha, Niemcy to dla mnie jedna wielka tajemnica).


16:30 W drodze do domu ćwiczyłyśmy język niemiecki.

- Jak to będzie po niemiecku „gołąb w gołęb­niku”? - spytałam Jas.

Yyy... chyba „ein Golab in ein Golabnitz”. - Ach gut... so... Jas... Du bist ein Golab in Golabnitz nicht wahr?

- Nein, ich nicht ein Golab in Golabnitz. - Jah.

- Powiedziałaś, że jestem gołębiem w gołębniku - za­uważyła Jas.

- Bo jesteś.

- Odbiło ci.

Chyba jestem histeryczką.


16:45 Przyszłam do domu tak zmęczona, że chyba się chwilkę zdrzemnę.


17:00 - Ginger, Ginger, psysłam domciu!

O Boże, to moja kochana siostrzyczka!

Usłyszałam, jak z łoskotem pędzi po schodach. Potem rozległo się dyszenie i tupanie.

- Ginger, juz jeśteśmy!

I wleźli mi z Angusem do łóżka. I to nie sami. Razem z Barbie - nurkiem i konikiem Charliem. I jeszcze czymś bardzo zimnym i śliskim.

Wyskoczyła z łóżka i spojrzałam na Libby.

- Libbs, co to jest?

Uśmiechnęła się - swoim zdaniem słodko, czyli przerażająco. Zawsze wtedy marszczy nosek i wyszczerza zęby. Nie wiem, dlaczego uważa, że to naturalne.

- Ślicne - powiedziała.

Zajrzałam pod kołdrę.

- Co to jest? O Boże.

Z dołu zawołała mama:

- Libbs, gdzie się podziały twoje żelki?

PAŹDZIERNIK
Gigantus gacius

Poniedziałek, 4 października

9:30 Żadnych wiadomości od BS czy Dave'a zwa­nego Jajcarzem.


Geografia

10:00 Brrr. Dopiero październik, a już zimno jak na Grenlandii. No, pomijając kry lodowe, Eskimo­sów i niedźwiedzie polarne. Dzisiaj jest, jak by to ujął dow­cipny brat Ellen, „straszna lodówa”. Nie zamierzałam uży­wać tego powiedzonka, ale jest naprawdę doskonałe. Co więcej, ponieważ ja go używam, przejęła je cała moja paczka. To zaraźliwe jak odra. Na gegrze Rosie podniosła palec i spytała panią Franks (która nie należy do śmieszek):

- Proszę pani, czy mogę pójść odcedzić kartofelki? Pani Franks spytała lodowatym tonem:

- Rosie, jakie znowu kartofelki?

- No nie, to coś innego niż posiedzenie.

Mało się nie posikałyśmy ze śmiechu. Pani Franks za­chowała kamienną twarz.

- Rosemary Barn es, dorośnij wreszcie.

Ale puściła ją, po czym zaczęła potwornie przynudzać o uprawie pszenicy. Za jej plecami Rosie poczłapała do drzwi Jak orangutan, wlokąc ręce przy ziemi. Ale się uśmiałam. Ale po cichu, bo kto by chciał przez dwie go dżiny siedzieć w kozie?


Przerwa

11:00 Tutaj zebrała się cała banda sadystów. Zmuszono nas do wyjścia na tę subarktyczną pogodę. Nawet Elvis Attwood nie wystawił nosa ze swojej pakamery - a przecież to pół człowiek, pół mors. Tak zwani dyżurni i nauczyciele siedzieli sobie w ciepełku. Nudna Lindsay, zwana również Sową, powiedziała do mnie:

- Na pewno byś nie zmarzła, gdybyś nosiła odrobinę dłuższe spódnice.

Razem z Jas schroniłyśmy się za murem, który miał nas osłonić przed lodowatym wiatrem, ale nadał było nam zimno, więc wpadłyśmy na pewien pomysł. Wymyśliły­śmy, że zepniemy razem swoje płaszcze, tworząc w ten sposób coś w rodzaju dużego śpiwora. Wpięłyśmy guziki jej płaszcza w dziurki mojego, i na odwrót. W środku by­ło nam cieplutko i milutko. Miałyśmy pewne problemy z chodzeniem, a niestety, stałyśmy nieco za daleko od naszych toreb i pożywnych przekąsek (Marsów i sero­wych chrupek). Próbowałyśmy zsynchronizować ruchy i podejść tam, ale Jas się potknęła i przewróciłyśmy się. Wybuchnęłyśmy śmiechem, ale krótkim, bo pojawiły się Koszmarne Bliźniaczki.

Jackie spojrzała, jak leżymy spięte płaszczami, i po­wiedziała:

- Patrz, Ali, jak dziewczynki ładnie się bawią. Przyłączmy się do nich, i usiadły na nas.

A nie należą do lekkich.

- Jackie, masz ochotę na fajkę? - spytała Alison. Usłyszałyśmy pstryknięcie zapalniczki. Leżałyśmy uwię­zione pod nimi.

- Oooo, patrz, ktoś nam zostawił serowe chrupki - po­wiedziała Jackie. - Ali, masz ochotę? Stałyśmy się fotelem Koszmarnych Bliźniaczek.


W moim pokoju

17:30 Nikt nie dzwoni. Weszła Mutti.

- Wejdź, mamo, zamknęłam drzwi tylko po to, żeby mieć odrobinę prywatności - powiedziałam znaczą­cym tonem, ale w ogóle nie załapała. Była zarumie­niona.

- Tata znowu dzwonił. Prosił, żeby cię pozdrowić. Już nie może się doczekać, kiedy cię zobaczy. Ma dla ciebie prezent.

- Ojej, a co? - spytałam. - Szorty z owczej skóry? Znowu zaczęła cmokać z dezaprobatą.

Chyba już z tysiąc lat nie spytała, co u mnie. Jaki sens ma proklamacja? Nie, zaraz, nie to miałam na myśli... jak to było? A, już wiem, prokreacja... Jaki jest sens rodzić dzieci, skoro potem w ogóle nie zwraca się na nie uwagi? Równie dobrze można sobie kupić chomika i go ignorować.


17:35 Cudownie.

Oto moje wspaniałe życie:

1. Od miesiąca się nie całowałam. Niedługo już zu­pełnie zapomnę, jak to się robi.

2. Mam OGROMNY nos, co oznacza, że całe życie spędzę w Domu Brzydali. Mój adres to:

Georgia Nicolson

Dom Brzydali

Brzydkie Królestwo

Brzydki Wszechświat

3. Mój plan z Tematem Zastępczym nie wypalił.

4. Jestem fotelem Koszmarnych Bliźniaczek.


18:00 Mama zawołała:

- Idę z Libbs do lekarza! Musi jej wyczyścić uszy.

Błagam. Oszczędź mi szczegółów.


18:30 Zadzwonił telefon. Jeżeli to Po, która będzie jęczeć o Pysiu, chyba dostanę SZAŁU!!!


18:45 Na piątek po szkole umówiłam się z Dave'em na placu zabaw. Za pośrednictwem Jas do - stał mój telefon od Toma! Matko kochana. Temat Zastępczy wylądował. Jestem dosyć podekscytowana.

Czyżby?

Powiedział, że byłoby „czadowo”, gdybyśmy się znowu spotkali.

Dodał też, że ma nadzieję, że w parku nie będzie zbyt dużej lodówy. Ale się uśmiałam.

Ale nadal traktuję go tylko jako Temat Zastępczy.


20:00 Wróciła mama z Libby. Właśnie usiłowałam uniknąć śmierci głodowej, zajadając się płatkami kukurydzianymi.

- Mam nadzieję, że lekarz nie znalazł w uszach Libby moich kabaretek?

Mama jeszcze bardziej niż zwykle sprawiała wrażenie osoby pogrążonej w śpiączce.

- Pożyczyłam je na kurs salsy z wujkiem Eddiem - po­wiedziała.

Czarujące. Będę musiała je wygotować, zanim znów je założę.

- W gabinecie zabiegowym jest nowy lekarz. Milczenie.

- Bardzo dobry. Milczenie.

- Był taki miły dla Libby - nawet kiedy mu krzyknęła do stetoskopu.

O co jej chodzi?

- Wyglądał trochę jak George Clooney.


21:40 Kiedy Się położyłam, pocałowała mnie i spytała z troską:

- Chyba ostatnio nie szczepiłaś się przeciwko tężcowi, prawda? O czym ona mówi?


Wtorek, 5 października

10:30 Rosie powiedziała, że na Boże Narodzenie może pojedzie ze Svenem do Szwecji.

- Jesteś tego pewna? - spytałam. - Masz dopiero czternaście lat i całe życie przed sobą. Na pewno chcesz jechać ze Svenem na drugi koniec świata?

- Co?

- Podróż ze Svenem na drugi koniec świata - czy to dobry pomysł?

- Ty chyba nie wiesz, gdzie leży Szwecja.

- Nie bądź głupia.

- No to gdzie leży?

Spojrzałam na nią. No słowo daję. Jakbym nie działa, gdzie leży Szwecja.

- Na górze - powiedziałam.

- Na górze czego?

- Mapy.

- Hahahahahaha.

Chyba dostała histerii.

Ale w końcu mogę jej to wybaczyć. Bo ja też jestem histeryczką.


Matma

10:35 Matko kochana, powrót do krainy badziewia, Koszmarne Bliźniaczki puściły po klasie liścik: „Spotykamy się dzisiaj o 12.30 w sali czwartej klasy, Obecność obowiązkowa, co dotyczy również ciebie, Georgio Nicolson, i twoich kumpelek - lesbijek”.

Napisałam do Jas i całej reszty:


Droga Cudowna Paczko!

To już koniec. Czysta desperacja. Musimy działać sta­nowczo. Już nie mogę dłużej być fotelem Koszmarnych Bliźniaczek!!!

Spotkajmy się o 12.15 w pracowni biologicznej. Inaczej nas wykończą.

Gee - Gee

xxxxxxx


12:32 Schowałyśmy się przed Koszmarnymi Bliź­niaczkami w kiblu koło pracowni biologicznej.

Jas, Jools, Rosie, Ellen, Patty, Sarah, Mabs i ja... wszyst­kie w jednej kabinie. Musiałyśmy unieść nogi nad pod­łogę, żeby nikt się nie zorientował, że tam jesteśmy. Trudno utrzymać równowagę, kiedy w osiem osób stoi się na sedesie.

Alarm, alarm!!! Do kibla weszły dwie dziewczyny. Roz­poznałam je po głosie. To Nudna Lindsay i Ponura San­dra, jedna z jej kumpelek.

- Słowo daję, niektóre smarkate są takie głupie. Jedna z nich spytała mnie, czy można zajść w ciążę od siedze­nia na kolanach chłopaka - powiedziała Nudna Lindsay.

Jas spytała mnie bezgłośnie: „A można?”.

Bardzo mnie to rozbawiło, ale nie mogłam się roze­śmiać, bo inaczej wpakowałybyśmy się, dosłownie, w nie­złe gówno.

Miałam ochotę wystawić głowę nad ściankę, żeby So­wa wiedziała, że widziałam ją w kiblu. Że zobaczyłam, jak zdejmuje stringi z tyłka!!!

Wtedy beznadziejna kumpelka Sowy, Ponura Sandra, spytała:

- Co się stało z Robbiem?

Nagle cała zamieniłam się w słuch.

- Mówi, że z powodu college'u i zespołu nie chce się wiązać ze mną na poważnie.

Mało brakowało, a bym ryknęła: „To nie tak, Sowo, po prostu mu się NIE PODOBASZ...!”.

- Co w takim razie zrobisz? - spytała Ponura Sandra.

- Och, mam swoje sposoby. W końcu uda mi się go zwabić z powrotem. Mówi, że nie spotyka się z in­ną. Myślę, że pewnie nadal jest załamany po naszym rozstaniu.

Chciałoby się, co?


13:30 Herr Kamyer przez kolejną lekcję wiercił się w swym żałosnym garniturze. Jego marynarka jest stanowczo za ciasna w ramionach, a spodnie o wiele za krótkie. Czy normalni ludzie noszą skarpet - ki w szkocką kratę? W każdym razie poprawił okulary i spytał:

- A więc thak, dziewczęta, mamy tu ciekawe pythanie na temat światha fizyki. Pythanie to brzmi (wiercu - wiercu): co było piehwsze... kuha czy jajko?

Żadna z nas nie miała pojęcia, o czym on ględzi, więc dalej bazgrałyśmy do siebie liściki albo robiłyśmy spisy zakupów. Ellen nawet malowała sobie paznokcie u nóg. To nieprawdopodobne, ale Herr Kamyer w ogóle nie za­uważył, że Ellen trzyma głowę pod ławką.

Straszny z niego oszołom. Ciągle mruga oczami, marsz­czy nos i jednocześnie zarzuca głową na boki. Ktoś mó­wił, że to z powodu przebytej malarii. Herr Kamyer szedł kiedyś przez oblodzony plac zabaw i nagle dostał takich spazmów, że się poślizgnął i wpadł na zadaszenie, pod którym stoją rowery. Elvis musiał z powrotem pousta­wiać sześćdziesiąt rowerów. Zrzędził przy tym okropnie. Elvis powinien mieć więcej współczucia dla chorych. Sam jest chory.

Nagle z dziesięć dziewczyn zaczęło strasznie głośno ki­chać. Okropnie głośno, jakby im głowy miały odpaść. Ze łzami cieknącymi z oczu, powlokły się do drzwi. Koszmarnej Jackie udało się wykrztusić:

Herr Kamyer, pewnie mamy... A - PSIK! A - PSIK! alergię na coś, co się tu znajduje. AAAA - PSIK!!!

W końcu wszystkie zwolniono do domu.

Później dowiedziałam się, po co Koszmarne Bliźniacz­ki zwołały to zebranie. Kazały wszystkim dziewczynom na fizie włożyć sobie do nosa sól do kąpieli, co wywołało atak kichania. Wszystko to dlatego, że chciały się wy - brać do jakiegoś klubu w Manchesterze i musiały wcześniej pójść do domu.

Boże kochany. Zostały trzy dni do randki z Tematem Zastępczym.


17:00 Jas namówiła mnie, żebym poszła do niej do domu. Planuje specjalną uroczystość na po - wrót Toma.

- W dniu jego powrotu mija akurat rok, odkąd się po­znaliśmy!

Bez słowa popatrzyłam na nią.

- Patrz! - Zanim zdążyłam ją powstrzymać, podciąg­nęła spódnicę, opuściła wielkie gacie i pokazała mi idio­tyczne, wytatuowane serduszko. - Nie zmyłam go!

Zaczęła nawijać, co planuje. Nawet nie zauważyła, że znalazłam jakieś zapałki, którymi podparłam sobie po­wieki. W końcu zaproponowałam: - Słuchaj, a może specjalnie dla niego ułóż warzywa na wystawie?


Północ Słowo daję, jaka ta Jas jest walnięta i przewrażliwiona. I agresywna.


Środa, 6 października

16:30 Dzisiaj po basenie panna Stamp przyszła do nas pod prysznic, żeby sprawdzić, czy się umyłyśmy. Mówi, że tylko udajemy, że bierzemy prysznic, a to bardzo niehigieniczne. I dlatego musi nas pilnować.

Ale tak naprawdę robi to, bo jest lesbijką.

Patrzyła (podkręcając wąsa), jak kilka z nas wchodzi pod natryski.

- No dalej, głuptasy, raz, raz!

Wskoczyłam na golasa i jak szalona zaczęłam się namydlać, żeby szybko wyjść, bo panna Stamp to lesbijka i mogłaby... no... yyy... się na mnie gapić. Na domiar złego musiałam jeszcze bardziej uważać, bo koło mnie wgramoliła się Okropna P. Green. A jakby niechcący mnie dotknęła?

To miejsce to prawdziwy koszmar, czuję się jak w miasteczku Salem. Gdyby P. Green oparła się o mnie, jeszcze bym się zaraziła Okropnością. Ma kompletnie bez­nadziejną figurę. Co ona je? Na pewno same ciacha. Właściwie to w ogóle nie ma figury i tylko dzięki okula­rom widać, gdzie jest głowa.

Kiedy zaczęłam się wycierać, zrobiło mi się jej trochę żal, bo jak brała prysznic, Koszmarne Bliźniaczki scho­wały jej okulary. Zaczęła się miotać po całej przebieral­ni, szukając ich.

Bliźniaczki (którym udało się zwolnić z wuefu, bo ZNO­WU „przyjechała do nich ciotka”! Ile razy w miesiącu można mieć okres?) śpiewały: „Mały słonik Nellie spako­wał swe torby i powiedział: »Żegnaj« całemu cyrkowi”. Po­tem rozległ się dzwonek i Koszmarne Bliźniaczki wreszcie poszły sobie.

Po ich wyjściu dałam P. Green te głupie okulary. Ina­czej już resztę życia spędziłaby w przebieralni. Mam na­dzieję, że teraz się do mnie nie przyczepi.


W moim pokoju

18:00 BS nie dzwoni. Ciekawe, co Nudna Lindsay miała na myśli, mówiąc, że go zwabi z powrotem? Jakich wabików używają sowy? Może złoży dla nie­go jajko. O Boże, o Boże, o Boże. Mam tremę przed randką z Tematem Zastępczym. Jak go utrzymać przy sobie, nie całując się z nim?

W „Cosmo” na stronie z listami od czytelniczek jest list od niejakiej Sandy, która pisze, że chłopak, z którym się spotykała, wcale jej się nie podobał i wykorzystywała go tylko po to, żeby zapomnieć o innym. Niestety, rada re­daktorki kącika złamanych serc nie brzmiała: „Tak trzy­mać, życzę szczęścia”, tylko: „Jesteś okropną dziewczy­ną, Sandy. Nigdy sobie nie ułożysz życia, ty krowo”. (No, może redaktorka nie użyła dokładnie tych słów, ale z grubsza o to chodziło).

Postanowiłam nastawić kasetę z popiskującymi delfi­nami i dla uspokojenia poćwiczyć jogę. W zeszłym se­mestrze całkiem nieźle mi wychodziło „Powitanie Słoń­ca” - dopóki panna Stamp nie przyłapała mnie w sali gimnastycznej, kiedy wypinałam tyłek.

Mmmmm - o wiele lepiej. Świat kołysze się kojąco. Lalalalała. Unieś ręce w górę, by oddać cześć Słońcu... wciągnij powietrze... hmmmmmm, teraz opuść ręce w dół, jakbyś mówiła: „Nie jestem godna”... aaaa, wy­puść powietrze. Ale się uspokoiłam. Teraz obróć się w prawo, a potem w lewo.

Ciekawe... kiedy obracam się w prawo, a potem w le­wo, wydaję z siebie dziwne odgłosy. Takie jakby śwista­nie. A może to delfiny? Nie wiedziałam, że one świszczą.

Wyłączyłam magnetofon.

A więc: w prawo i w lewo. O nie. Świstu - świstu. Kiedy gwałtownie obróciłam się ze strony prawej na lewą, usłyszałam „świst, świst, świst”. To naprawdę niezbyt przyjemne uczucie.

Ten dźwięk był naprawdę głośny. Świst, świst.

A może złapałam gruźlicę od pływania w lodowatej wodzie?

Weszła mama (naturalnie bez pukania) z filiżanką herbaty dla mnie i przyłapała mnie na wykonywaniu świszczących ruchów.

- Tańczysz? - spytała.

- Nie, nie tańczę. Świszczę. Myślę, że złapałam gruźlicę. Z powodu naszego sposobu odżywiania się nie jestem w szczytowej formie.

- Nie wygłupiaj się, co się stało?

Nie chciałam, żeby usłyszała moje świstanie, ale sa­ma wystraszyłam się nie na żarty. Dałam jej posłuchać. Z boku na bok, świstu - świst.

Zrobiła zmartwioną minę. (Pewnie sobie pomyślała, że lokalna prasa oskarży ją o maltretowanie i zaniedby­wanie własnego dziecka).

- Słuchaj, może powinnyśmy skoczyć do gabinetu za­biegowego i spotkać się z George'em Cloon... yyy... z le­karzem. Idź po płaszcz.

Zanim zdążyłam zaprotestować, chwyciła Libby i wy - szłyśmy z domu. Kiedy uruchomiła samochód, powie­działam:

- Mamo, może gdybym wzięła ciepłą kąpiel, a ty byś mi zrobiła pożywny gulasz...

Chwilę później znalazłyśmy się, w poczekalni przed gabinetem lekarskim. Siedziała tam gromada starych wariatów, a wszyscy kasłali. Jeżeli jeszcze nie byłam cho­ra, to teraz na pewno się rozchoruję.

Libby wdrapała się na stół i odstawiła dla wszystkich mały taniec. Pewnie właśnie nauczyła się go w przedszko­lu. Zdaje się, że dzieciaki wykonują go przy piosence Kół - ko graniaste.

Zaśpiewała (głośno i z wielkim uczuciem):

- Ha ha kuko nam się pociapało, a my fsiści bęc.

W finale zadarta sukienkę i ściągnęła majtki.

Mamę kompletnie to zaskoczyło. Bo kto by się spodziewał? Starcy zaczęli coś mamrotać. Jedna kobieta powie­działa: „Co za obrzydliwość!”. Lekka przesada, zważyw­szy, że owa kobieta miała na głowie kominiarkę. I W końcu weszłyśmy do gabinetu. Mama dosłownie rzuciła się przez drzwi, a ja musiałam siłą wciągnąć Libby, która chciała zatańczyć na bis.

- Witam, to znowu my! - zawołała mama dziwnie dziewczęcym głosikiem.

Założyłam Libby majtki i spojrzałam na lekarza. Wy­glądał całkiem w porzo, nie jak ten ponury wariat z czer­woną gębą, do którego zwykle chodzimy. Rzeczywiście, nieco przypominał młodego George'a Clooneya.

Uśmiechnął się (mniam - mniam) i powiedział:

- Witam, Connie. - (Connie!). - Witam, Libby. - Libby posłała mu jeden z tych swoich szalonych uśmiechów.

Potem spojrzał na mnie. Powabnie uśmiechnęłam się kącikiem ust. (Wargi lekko wygięte, ale bez pokazywa­nia zębów, nos ładnie ściągnięty).

- A ty pewnie jesteś Georgia - powiedział. - A więc cóż to się stało?

- Gee, powiedz panu doktorowi - odezwała się słodkim głosem mama.

- No, kiedy robię ta - - tu zaczęłam się obracać na prawo i lewo -...coś we mnie świszcze - wyjaśniłam niechętnie.

- Czy to się zdarza w innych sytuacjach?

- Yyy... nie.

- Tylko kiedy się obracasz?

- Tak.

- W takim razie nie obracaj się i już.

Wielkie dzięki. A więc pieniądze z naszych (no, moich rodziców) podatków wydane na jego wykształcenie nie zostały wyrzucone w błoto!!! Uśmiechnął się do mnie.

- Kiedy obracasz się w ten sposób, silnie wydychasz powietrze z płuc, co powoduje ten odgłos. I to wszystko. Płuca działają jak miechy.

Poczułam się jak idiotka. Podwójna idiotka. Wszystko przez mamę, to ona kazała mi tu przyjść. A teraz przy­czepiła się do niego i zaczęli rozmawiać. Opowiedziała mu, że uczy się tańczyć salsę. A czy on lubi tańczyć? - itd. Ciągle powtarzała: „Och, nie powinnam zabierać panu czasu”, ale ględziła dalej. Opanowała się dopiero wtedy, gdy pielęgniarka zapukała do drzwi i powiedzia­ła, że jeden z emerytów spadł z krzesła.

Straszna żenada. Mama dosłownie się śliniła. Zero dumy. Teraz, gdy moje życie nie było już zagrożone, za­uważyłam, że nawet szykując się w pośpiechu do wyjścia, zdążyła wcisnąć się w opięty top. Widać było, jak atakuje lekarza swym „zagrożeniem dla stabilności okrętu”. Nigdy bym nie pomyślała, że coś podobnego przyjdzie mi do głowy, ale nagle zapragnęłam, by Vati już wrócił do domu.

Kiedy wsiadłyśmy do samochodu, powiedziała:

- Miły jest, prawda?

- No, słowo daję, mamo, miej odrobinę godności. W swoim życiu już dokonałaś wyboru, za dwa tygodnie wraca nasz Grubas. To nie najlepszy pomysł, żeby nara­żać swoje małżeństwo na takie ryzyko, a do tego jeszcze na starość robić z siebie pośmiewisko.

- Naprawdę nie mam pojęcia, o czym mówisz.

Ale oczywiście miała pojęcie.

Czy ja muszę się zamartwiać każdym drobiazgiem? Kiedy w końcu będę mogła zacząć się zachowywać jak egoistyczna nastolatka? Rodzice Jas mają fartuszki i szo­py na narzędzia, a dlaczego mnie się dostali Rodzice, Którzy Mają Własne Życie?

Czwartek, 7 października

11:30 Koszmarne Bliźniaczki znowu się wkurzyły. Zobaczyły, jak Okropna P. Green wychodzi z klasy, rozmawiając z Nudną Lindsay. P. Green pewnie jej opowiadała o karmie dla chomików. Bliźniaczki twier­dzą, że P. Green to donosicielka, bo wczoraj dostało im się za wagary. Teraz mówią na nią „słonica - donosicielka”. I ukradły jej tygodnik „Hodowla Chomików”. My­ślałam, że się rozpłacze, a to by było straszne.

Na matmie Rosie przysłała mi liścik: „Jestem trójką­tem równobocznym”.

Odpisałam: „Czy to znaczy, że wszystkie kąty masz równe?”, a ona odpowiedziała: „Nie wiem. Jestem trój­kątem”.

Zerknęłam na nią i rozpłaszczyłam sobie nos dłonią, robiąc z niego świński ryjek. Zrobiła to samo. Gdybyśmy siedziały razem, mogłybyśmy milej spędzać czas.

Powiedziałam to Chudej, kiedy w zeszłym półroczu nas rozsadziła.

- Pani dyrektor, powszechnie wiadomo, że przyjaciele którzy siedzą razem, mobilizują się nawzajem do nauki.

Ale ona tylko zatrzęsła się jak galareta, aż się przestra­szyłam, że jej odpadną podbródki.

- Kiedy ostatnio siedziałyście razem, uwolniłyście sza­rańczę w pracowni biologicznej - powiedziała.

No, słowo daję, ona ma nie tylko nogi, ale i pamięć jak słoń. Ile razy tłumaczyłyśmy, że to był wypadek? Kto by przypuszczał, że szarańcza zeżre zapasowe drelichy pana Attwooda?

Za dwie godziny mamy religię, więc będę mogła so­bie pogadać z kumpelkami, zamiast marnować czas na naukę.


Religia

13:30 Rosie poszła na wagary. Powiedziała, że wybiera się ze Svenem do kina. Fajnie jest mieć chłopaka, choćby takiego Svena. Och, niech to cho­mik kopnie. Panna Wilson coś tam ględziła i podciąga­ła sobie te żałosne rajstopy, a ja gadałam z Jas. Przez tamtą aferę z warzywami oficjalnie nie rozmawiała ze mną, ale za każdym razem, kiedy znalazła się w pobli­żu, obejmowałam ją, więc w końcu mi wybaczyła - po to, bym przestała i żeby uniknąć plotek o naszym lesbijstwie.

- Dziewiętnastego wraca mój Vati - powiedziałam.

- Cieszysz się?

- Nie, Jas, powiedziałam tylko, że dziewiętnastego wraca mój Vati.

- Ja lubię swojego tatę.

- Tak, ale twój jest normalny, ma szopę na narzędzia. I majsterkuje. Naprawił ci rower. Kiedy mój tata próbował naprawić mi rower, ręka mu utknęła między szprychami. Musieliśmy pójść na pogotowie. Nie mam pojęcia, dla­czego musiałam z nim iść, wszyscy na ulicy za nami wo­łali. I to wcale nie: „Jakiego masz cudownego tatę!”.


15:45 Przez cały dzień udało mi się nie myśleć o spotkaniu z Dave'em. Mimo to trochę się denerwuję.


19:30 W moim pokoju. Schowałam głowę pod po - duszkę. Ten dom przypomina szpital psychia­tryczny. W salonie wujek Eddie i mama ćwiczą salsę. Wujek przyjechał na swoim motorze ze skrzynką wina. Pierwsze kroki skierował do mojego pokoju i bez puka­nia otworzył drzwi (właściwie to moglibyśmy je w ogóle zdjąć z zawiasów). Chyba już przedtem zdążył wypić jed­ną skrzynkę wina, bo miał ze sobą rakietę do tenisa i udawał, że gra na niej jak na gitarze.

- Georgia - powiedział - coś ci zaśpiewam. „Dziadku, z pieca zejdź, w twoim wieku niebezpiecznie tak wysoko wejść”. - Po czym się roześmiał jak Król Świrów i zszedł na dół ze śpiewem na ustach.

Słowo daję, z jakiej planety urwali się ci ludzie? I dla­czego nie znajduje się ona trochę dalej? Libby schowa­ła się z Angusem do kredensu. Mówi, że się bawią w doktora.


23:00 Czy kogoś w ogóle obchodzi, co się ze mną dzieje?

Jutro muszę się spotkać z Dave'em J. i jakoś ukryć fakt, że mam złamane serce. Będę absolutnie olśniewająca i dzielna.

Słyszę chichot mamy i wujka Eddiego. Zawołałam:

- Mamo... Gdybyś przypadkiem była zainteresowana to Libby nadal siedzi w kredensie. Ale pewnie cię to nie obchodzi, bo jesteś zajęta piciem i tak dalej.

Ciekawe, czy powinnam opowiedzieć wujkowi Eddie - mu o mamie i George'u Clooneyu? Może zamieniłby z nią słówko?

Nagle usłyszałam, że wujek znowu idzie po schodach. Wetknął w drzwi swoją straszliwie łysą głowę. Niemal oślepłam od światła, które się od niej odbiło.

- Jeżeli chcesz, możemy pojechać moim motorem na spotkanie twojemu tacie!

Tiaa, marz sobie dalej, łysolu.

Piątek, 8 października

16:00 Przyszła do mnie moja Cudowna Paczka i zaczęłyśmy słuchać Listy Przebojów oraz rozmawiać o operacji „Temat Zastępczy”. No, w każ­dym razie udział w tej rozmowie brałam ja, Mabs, Ro­sie, Jools i Ellen, bo Jas się nie pojawiła. Była zbyt za­jęta czekaniem na powrót swojego „chłopaka”, żeby się martwić o swoją najlepszą na świecie kumpelę, któ­ra nigdy w życiu nie postawiłaby chłopaka na pierw­szym miejscu.

- OK, plan jest taki - powiedziała Ellen. - Powiedz Dave'owi, że przed wpół do dziesiątej musisz być w domu, bo jak się spóźnisz, dostaniesz szlaban.

- O to dobre, bo wyjdę na taką trochę niesforną i odjazdową, ale jednocześnie oznacza, że w każdej chwili mogę wrócić do domu. Bardzo pomysłowe, Bat­woman..

- A ja z resztą paczki - podjęta Ellen - zaczaję się w parku - na wypadek, gdyby sprawy zaszły za daleko.

- No, superczad... prawie odlot. Okaże się wtedy, że mam mnóstwo kumpelek, na które co chwila wpadam, a to zniechęci do całowania nawet największego napa - leńca.

Exactamondo - powiedziała Rosie. - Zatańczmy! I dla uspokojenia zaczęłyśmy tańczyć jak wariatki.


19:00 Spotkałam się w parku z Dave'em J. Wybrałam styl nonszalancko - olśniewający: top lamparciej skóry (sztucznej, gdyż inaczej Angus po­biegłby za mną, myśląc, że znalazł nowego kumpla), dżinsy i skórzana kurtka. Początkowo czułam się trochę niezręcznie. Dave wygląda całkiem spoko, jeśli się lubi tematy zastępcze.

- Cześć, boska - przywitał mnie. Całkiem miło. Podzi­wiam szczerość.

Powiedział, że po skończeniu szkoły zamierza zostać komikiem.

- Szkoda, że nie jesteś mną, bo miałbyś mnóstwo ma­teriału.

Roześmiał się. Dziwne, ale w ogóle nie byłam zdener­wowana, jak na przykład z BS. Nie powiedziałam, że chcę zostać weterynarzem, ani niczego w tym rodzaju. Mówiłam prawie do rzeczy.

Kiedy tak szliśmy, gadając, parę razy otarliśmy się o siebie rękoma. Nie miałam nic przeciwko temu, bo Dave ma ładny uśmiech, od którego robią mu się uro­cze zmarszczki. Nagle złapał mnie za rękę. U - ua! No zaczynają się figle - migle. Jest ode mnie trochę niższy, więc musiałam zgiąć nogi w kolanach, żeby dopasować się do jego wzrostu. Nie wiem, co się ostatnio dzieje z ty - mi chłopakami, ale większość jest taka niska. A może to ja rosnę? O nie. Może chodzi właśnie o to? Może kiedyś będę dwa razy wyższa niż teraz? Może wyrosnę na żeń­ski odpowiednik Svena i będzie to kara boska za to, że nawróciłam się na buddyzm? Tak czy inaczej, szłam da­lej, lekko przykucając i usiłując nie wyglądać jak oran­gutan. Ale, och, sacrebleu i merde, odwrócił mnie twa­rzą do siebie i wziął za drugą rękę. Musiałam unieść ramiona, żeby mi ręce nie wisiały. Czułam się jak ta ko­bieta w filmie Dźwięki muzyki, wiecie, Julie Coś Tam. Chy­ba nie zamierzał ze mną tańczyć? Nieeeee. On chciał mnie pocałować!!! O nie, tego nie było w moim zastęp­czym planie... Gdzie moje tak zwane kumpelki???

Kiedy tak na mnie patrzył, coraz bardziej przybliżając twarz, próbowałam powiedzieć bardzo szybko:

- Zauważyłeś, że jak człowiek się obraca z boku na bok, to wydaje takie świszczące odgłosy?

Ale zdążyłam powiedzieć tylko „Za...” , bo przycisnął usta do moich ust. Mało nie ugryzłam się w język. Nie zamknęłam oczu, bo pomyślałam, że wtedy to nie bę­dzie taki prawdziwy pocałunek. Ale zaraz dostałam ze­za, więc jednak je zamknęłam. Właściwie było całkiem fajnie. Ale co ja tam wiem? Do tej pory całowałam się tylko z BS, chłopakiem - robalem i WJ, czyli Markiem, któ­ry miał tak wielką japę, że tego doświadczenia nie mo­gę uznać za normalne. Powinnam się cieszyć, że mnie nie zjadł).


W moim pokoju

Myślę

23:00 W końcu pojawiły się moje tak zwane kumpelki. Trochę nas wystraszyły, bo wyskoczyły zza drzewa. Poza tym, jeżeli Rosie zamierza pójść do szkoły teatralnej, to gorąco będę jej to odradzać.

- O, cześć, Georgia. To TY?!!! Co, NA BOGA, tu ro­bisz, myślałam, że masz SZLABAN? - Z tym, że powie­działa to takim tonem, jakby ktoś ją walnął kijem w łeb (co zresztą ktoś powinien zrobić).


23:30 Hmmm. Wszystko mi się pokićkało. Za cało­wanie dałabym mu siedem i pół. Może nawet osiem. Nie stosował zbyt zmiennego nacisku, a językiem łaskotał mnie jak jakiś mały wężyk. Z drugiej strony nie ssał (jak chłopak - robal) i nie zderzał się ze mną zębami. Ani się nie ślinił, co zawsze jest nie do przyjęcia. Leciutko gryzł mi dolną wargę, co muszę opowiedzieć swojej pacz­ce, bo tego nie mamy na liście. Było to całkiem miłe. Mu­szę wypróbować tę technikę. Kiedy ponownie usidlę BS.


Północ I nie położył mi ręki na piersiach, co jest dużym plusem.


0:30 Może nie położył mi tam ręki, po pomyślał, że potem już jej nie znajdzie? Ciekawe, czy me­lony nadal mi rosną?


0:32 Straszne wieści!!! Kiedy wkładam piórnik pod pierś, zostaje tam przez sekundę!!!

Aż mi się zrobiło gorąco i słabo. Co jeszcze może mnie spotkać?

Sobota, 9 października

11:50 Angus się zakochał!!! Naprawdę. W Naomi, birmańskiej medalistce państwa Z Naprze­ciwka. (To ja nazywam ją Naomi, oni mówią na nią Ma - ła - Rzeczka - Która - Wdrapuje - Się - Na - Drzewa - Sztyw - no - Jakby - Kabanosa - Połknęła - Sun Li Trzecia, czy jakoś tak równie egzotycznie). Na murku koło ich domu zoba­czyłam Angusa, który dawał Naomi upolowanego nornika. Paradował tam i z powrotem, prężąc grzbiet i ma­chając ogonem. Jakie to niesmaczne, zwłaszcza że do tyłka przykleił mu się kawałek zaschniętego gówienka. Koty uważają, że wygląda to bardzo atrakcyjnie. Libbs zresztą tak samo.

Jego zaloty nie zrobiły najmniejszego wrażenia na państwu Z Naprzeciwka. Prawdę mówiąc, rzucali w nie­go kamieniami. Będą musieli wymyślić lepszy sposób, bo Angus aportował kawałki cegieł, którymi go przega­niali. Powinni przerzucić się na bazookę.


W moim pokoju

14:30 Muszę się trochę wyciszyć. Wypożyczyłam z biblioteki broszurkę na temat buddyzmu. Panna Wilson, która pracuje również jako bibliotekar­ka, nie posiada się z radości. Myśli, że to dzięki jej wy­jątkowemu talentowi pedagogicznemu zainteresowa­łam się poważnie religią. Jakie to żałosne. Zaprasza i mnie do siebie na kawę. Może ją odwiedzę i spytam, gdzie kupuje rajstopy. Ta książka ma tytuł Buddyzm dla głupków. Nie, tak naprawdę to nie, ale powinna.

Matko kochana. Ale nudziarstwo. Cały czas gadka tyl­ko o pokoju na świecie itd., co właściwie jest OK, cho­ciaż na to jeszcze mam czas. Kiedyś byłam szczęśliwa. i miałam wszystko, co chciałam.


16:00 Przyszła Jas. Miała minę jak mops.

- Przygotowałam się na powrót Toma, a on zadzwonił z Birmingham i powiedział, że zostaje jeszcze parę dni. Mówi, że mu się tam podoba i że się skumplował z paroma osobami.

Pomyślałam sobie: „Matko kochana! Jeszcze mi brakuje kłopotów Pysia i Po”. Ale nic nie powiedziałam.

Jas jęczała dalej:

- Kiedyś nie lubił spotykać się z kumplami, wolał być tylko ze mną.

- Pamiętaj, że to jeden z Jenningsów - powiedziałam mądrym tonem.

- Jest taki sam jak Robbie. Nie zapo­minaj o gumce. Jas... zostaw mu trochę przestrzeni. Może byś mu powiedziała, że twoim zdaniem powinni­ście się rozstać na jakiś czas? Wiesz, żeby się odnaleźć.

- Ja wiem, gdzie on jest. W Birmingham.

Już łatwiej dogadać się z Angusem. Mimo to, niezrażona, ciągnęłam:

- Nie wygłupiaj się, Po! Zresztą chciałabym porozmawiać z tobą o Buddzie. Wiesz, co On powiedział?

- Chyba całkiem sporo mówił?

- Tak, ale między Innymi powiedział; „Kiedy wrona znajduje zdychającego węża, zachowuje się jak orzeł. Kiedy uważam się za ofiarę, zranić mnie może byle co”.

Zapadło milczenie i Jas zaczęła się bawić grzywką.

- Rozumiesz?

- Yyy... a co to ma wspólnego z Tomem? On nie jest orłem.

No słowo daję, jaka ona tępa. Wyjaśniłam, tak cierpliwie, jak tylko mogłam:

- To znaczy, że jeśli uważasz, że twoje życie jest kichowate, takim się stanie.

- To dlaczego Budda nie powiedział tego wprost?

- Ponieważ (a) jest Buddą i (b) w Buddalandii nie ma kiszek.


17:30 Zadzwonił telefon.

- Gee, to do ciebie! - zawołała mama. - Twój chłopak!

No słowo daję, kiedyś ją zamorduję. Zeszłam na dół wzięłam słuchawkę i usiadłam na taborecie. Był to Dave Jajcarz.

- Cześć, boska - powiedział. - Wczoraj super się ba­wiłem. Dopiero teraz doszedłem do siebie po poznaniu twoich kumpelek. Co porabiasz?

Kiedy tak sobie gawędziliśmy, do przedpokoju weszła Libby, nucąc coś pod nosem. Usiłowała wpakować mi się na kolana.

- Libbs, rozmawiam przez telefon. Idź się pobawić z Angusem.

Zmarszczyła brwi.

- NIE... NA KOLANKA!!! JUZ!!! BZYDKI, BZYDKI CHLOPCIK.

I tak zaczęła na mnie pluć, że w końcu musiałam ją wziąć na kolona. Zanim zdążyłam zareagować, zaczęła „mówić” do słuchawki.

- Dzień dobly, plosę pana. Wrrrrr. Kuko nam się paciapało.

Wyrwałam jej słuchawkę i zestawiłam Libby na podłogę.

- Przepraszam, Dave, moja siostrzyczka... yyy... nie­dawno nauczyła się mówić i.... yyy... pewnie...

Libby śpiewała:

- Georgia ma STLASNIE wielką klostę, lalalala, STLASNIE, STLASNIE wielką klostę... na pupie... NA PUPIE.


18:00 Prawdę mówiąc, to Libby miała rację. Jak to możliwe, że na pupie też może wyskoczyć kro­sto? Muszę brać więcej witaminy C.


18:05 Ja i Jas zajadamy się bananami.

- Nie wyrzucaj skórek, bo robi się z nich świetne maseczki - powiedziała Jas.


18:30 Jak zwykle Jas całkowicie się myliła. Zmyły­śmy banany z twarzy, obrzydliwe uczucie.

- Na jutro znowu umówiłam się z Dave'em - powie­działam.

- Chyba rzeczywiście mu się podobam.

Jas była zajęta wydłubywaniem z włosów kawałecz­ków banana.

- Naprawdę? Dlaczego?

- Nie wiem, podobam się i już.


W łóżku

23:00 W obecności Dave'a nogi nie trzęsą mi się jak galareta i na tym właśnie polega cały pro­blem, prawda? Jeżeli w towarzystwie chłopaka cała się nie rozpływasz, to równie dobrze mogłabyś się spotkać ze swoimi kumpelkami... albo kumplami, z którymi się tylko kumplujesz, a o całowaniu nie ma mowy.


23:30 Och, już sama nie wiem.


Północ Angus nadal siedzi na murku i obserwuje Naomi, birmańską kocią boginię seksu, która ociera się o murek - mała kokietka. Wiem, na co ma ochotę.

Ciekawe, co teraz robi Bóg Seksu.

Co mam począć z Dave'em?


1:00 Już bym wolała włożyć głowę do wiaderka z węgorzami, niż pocałować Nudną Lindsay.


1:15 Bóg Seksu rzeczywiście wziął byka za rogi i rzucił Nudną Lindsay, kiedy spotkał swoją prawdziwą miłość (czyli mnie). Chociaż potem rzucił rów­nież mnie.


1:30 Poszedł za głosem serca. Wiedział, że Sowa się zdenerwuje, ale odszedł od niej, bo uznał, że tak będzie najlepiej (no i zawsze fajnie jest dać Sów­ce kopniaka).


Niedziela, 10 października

22:00 Dave J. przyszedł wcześniej. Przykleił sobie sztuczne wąsy. Ale z niego jajcarz! Poszli­śmy do kina i znowu się całowaliśmy. Na pewno się zdziwił, że na każdym kroku wpadamy na moje kum­pelki. Myślałam, że w całości połknie swoje lody, kiedy w kinie Rosie wychyliła się z rzędu za nami i powiedziała::

- GEORGIA!!! ALE NUMER!!! Co ty tu robisz?!!!

Poniedziałek, 11 października

W szkole

8:30 W drodze do budy spotkałam Jas. Ciągnęła swój plecak po ziemi.

- Dzisiaj Dave przysłał mi kartkę - powiedziałam. - Napisał: „Wszystkiego najlepszego z okazji naszej tygodnicy, boska. Gorąco cię całuję, D.”.

W ogóle nie zareagowała.

- Jas, co ty robisz? - spytałam.

Zauważyłam, że jest bardzo blada.

- Tom nie odzywał się, więc zadzwoniłam do niego, ale wyszedł.

- Aha.

- Mówiłaś, żebym mu powiedziała: „Tom, powinieneś mieć więcej przestrzeni”.

- No cóż...

- I teraz ma więcej przestrzeni.

- No tak. - Ja też.

- Tak...

- Ale wcale jej nie chcę.

Matko kochana. Nie zostanę redaktorką kącika złamanych serc, skoro wszyscy ciągle tylko narzekają.


Ostatni dzwonek

15:00 Jas, Jools, Ellen, Rosie i ja czaiłyśmy się w pobliżu pracowni biologicznej, ukrywając się przed gestapo, czyli Sokolim Okiem, która chce mnie spytać o przemianę beretów w pudełka na drugie śniadanie. Wszyscy przejęli ode mnie ten pomysł. Chuda powiedziała na apelu, żebyśmy nie zachowywały się tak głupio.

- W całym mieście psujecie dobre imię naszej szkoły.

Wzięłyśmy sobie do serca jej słowa i zamierzamy zro­bić „ślepy dzień”. Po ostatnim dzwonku zebrałyśmy się w alejce między pracownią biologiczną a głównym bu­dynkiem, czekając, aż Sokole Oko odwróci wzrok i bę­dziemy mogły wybiec za bramę. Wszystkie - oprócz tego psuja Jas Wielkie Gacie - założyłyśmy na głowy berety - - pudełka na drugie śniadanie.

- W przyszłą środę - ślepy dzień, przez cały ranek nie otwieramy oczu i każemy się wszędzie prowadzić, z lek­cji na lekcję - powiedziała Rosie.

- Zaraz, w środę mamy wuef, gramy w hokeja - za­uważyłam. - Ale będzie ubaw.

- Sokole Oko nie pozwoli na to, zagrozi nam siedze­niem w kozie i tak dalej - powiedziała ponuro Jas, któ­ra przez cały dzień była w paskudnym nastroju.

- Nie, bo wyjaśnimy, że mamy sponsora i robimy to dlatego, by lepiej zrozumieć niedowidzących - wyjaśniła Rosie.

W tej chwili zobaczyłyśmy coś okropnego. Pod bramę podjechał BS, a Nudna Lindsay wybiegła ze szkoły, i wsiadła do jego samochodu!


19:00 W pewnym sensie czuję się wolna. Skoro BS woli Sowę ode - mnie, to znaczy, że jest cie­niasem. Niech będzie i tak. Podejdę do tego z buddyj­skim spokojem. Omm. Nie stanę się wroną, która zna­lazła węża czy coś tam. Kogo to w ogóle obchodzi? To tylko wrona.


20:00 Muszę na chwilę zrobić sobie przerwę w byciu buddystką. Ale KANAŁ!!! MERDE DO KWA­DRATU!!! Życie to kiszka kaszana.


21:00 Przyszła mama, żeby „pogawędzić”.

- Za tydzień wraca tata.

- W takim razie zostało jeszcze trochę czasu na kilka poważnych dolegliwości.

- Co masz na myśli? - Ciebie i doktora Clooneya.

- Georgia, ty chyba zwariowałaś.

- Czyżby?

- Słuchaj, ja tylko uważam, że on jest całkiem przy­stojny.

- Dlatego, że porównujesz go z tatą.

- Nie bądź arogancka.

- Nie jestem. Stwierdzam jedynie fakty.

- Nie masz się o co martwić. To tylko niewinny flirt.

- Dla ciebie. A jeżeli naprawdę podobasz się doktoro­wi Clooneyowi? A jeżeli się załamie, kiedy odkryje, że tylko się nim bawisz? Jak jakąś zabawką?

Wyszła ze zmartwioną miną. I dobrze. Teraz obie się martwimy i obie mamy poczucie winy. I zupełny mętlik w głowie.


21:30 Zadzwonił Dave.

- Dzwonię tylko po to, żeby ci powiedzieć, że bardzo mi się podobasz. Dobra, dobranoc - powiedział.

Matko kochana.

Ciekawe, czy wszyscy bezduszni pogromcy serc mają poczucie winy?


Boisko do hokeja

14:30 Rozgrywamy mecz hokeja ze starym, nudnym college'em Hollingbury. Im się wydaje, że są super, ale niestety, wkrótce się przekonają, jak bardzo się mylą.

Udając, że wiążę sznurówki, ukradkiem zajrzałam do ich przebieralni. Koszmar: same stringi. Zauważyłam, że panna Stamp ciągle do nich wpada, mówiąc: „Nie przeszkadzajcie sobie. Chciałam tylko sprawdzić, czy nie zabrakło wam ręczników”.

Była strasznie czerwona i rozemocjonowana. Aż prze­bierała nóżkami i tak dalej. Można się wystraszyć, jak się jej nie zna. Zauważyłam, że kiedy weszła, sporo dziew­czyn z Hollingbury popędziło do toalety. Widziałam, że czują się trochę nieswojo, więc wykorzystałam taktykę sportową.

- Pani profesor - powiedziałam niewinnie - myślę, że po meczu drużynie z Hollingbury przydałaby się odnowa biologiczna. Wie pani, jeżeli doznają kontuzji, mogłaby im pani zaproponować... yyy... mały masaż. Ma pani czarodziejskie ręce, które leczą.

Adolfa zareagowała na to nieco podejrzliwie, ale nie mogła się zorientować, co kombinuję. Usłyszałam, że wraca do ich przebieralni i mówi coś o masażu. Wszystkie dziewczyny z Hollingbury jak oparzone po­pędziły na boisko. Doskonale, nerwowa drużyna, będą uważały, żeby nie doznać żadnych obrażeń!!! Punkt dla nas!!!

Ale lodówa. Założyłam trzy pary gaci. Z tyłu pewnie wyglądam jak Okropna P. Green albo... Chuda. No, ale już lepszy tyłek gruby niż zmarznięty. Kibicuje nam nie­wielki tłumek składający się głównie z moich kumpelek. Ale nie ma Jas, dzisiaj w ogóle nie przyszła do szkoły. Mam nadzieję, że nie dostała świra z powodu Toma.

Kapitanem naszej drużyny jest najchudsza nudziara, która niech pozostanie anonimowa (Lindsay). Nie za­mierzam słuchać jej rozkazów. Podczas narady przed meczem powiedziała:

- Czekajcie na moje instrukcje, a kiedy znajdziecie się w pozycji do strzału, podbiegnę i przejmę piłkę.

Jasne, każdemu wolno marzyć, chuda nudziaro. Przy odrobinie szczęścia ktoś ją zwali z tych patykowatych nóżek. Nie mówię, że życzę jej poważnej kontuzji, ale chociaż takiej, żeby musiała na rok czy dwa położyć się w jakimś szpitalu (najlepiej na Marsie). Dzięki ci, Bud­do. (A widzisz? Nie zamierzam potulnie przyjmować ciosów).


14:50 Genialny mecz. Idę jak burza, o ile wolno mi tak powiedzieć o samej sobie. Mknę przez bo­isko, uderzając piłkę ku przodowi. Cudowne podanie! Jestem jak David Beckham - ale taki z kijem hokejo­wym, w spódnicy i trzech parach wielkich gaci. Chociaż, kto wie? Może jego trenerka Posh Spice, pilnuje, żeby zimą zakładał ciepłe majtki? Jest bardzo opiekuńcza. Ale strasznie chuda.


Po pierwszej połowie

Zero - zero

15:15 Rosie, Ellen, Jools i Mabs są jak cheerleaderki. Nawet ułożyły piosenkę, która brzmi nastę­pująco: „Raz - dwa - trzy - cztery, teraz Georgia będzie strzelać”

Po zejściu z boiska powiedziałam im:

- To się nie rymuje.

- Za duża lodówa - odparła na to Ellen.

Brr. Ma rację. Pognałam do kibla i włożyłam ręce pod strumień gorącej wody. O nie, Koszmarne Bliźniaczki przydybały Okropną P. Green w kącie przebieralni. P. Green pochlipywała. Kiedy weszłam, nawet się nie obejrzały.

- No, skarżypyto, co powiedziałaś Lindsay o naszych wagarach?

Okropna P. Green trzęsła się jak wielki słoń z galarety.

- Ja... ja... nic... nie powiedziałam.

Pomyślałam, że powinnam jej pomóc i krzyknąć: „Opo­wiedz im o swoich chomikach, to zanudzisz je na śmierć i będziesz mogła uciec!”. Ale spojrzałam tylko na silne ręce Jackie i się rozmyśliłam.

Kiedy wychodziłam, Koszmarne Bliźniaczki znowu za­częły wpychać P. Green do toalety. O kurczę.

- Nie lubimy skarżypyt... prawda, Georgia? - powie­działa Alison.

- Och, są w porządku. Ja... - wyjąkałam.

Jackie tak mocno pchnęła P. Green, że tej aż spadły okulary. To załatwiło sprawę. Doszłam do wniosku, że nie mam zamiaru już dłużej być fotelem Koszmarnych Bliźniaczek.

- Dajcie jej spokój.

Jackie spojrzała na mnie.

- Tak? I co teraz zrobisz, wielki kinolu?

- Odwołam się do waszej uprzejmości.

Roześmiała się.

- Każdemu wolno marzyć, Ringo.

- Tak właśnie sądziłam, nic z tego nie wyjdzie, więc zostaje mi plan numer dwa.

Nie miałam planu numer dwa. Nie wiedziałam, co ro­bię. Czułam się jak opętana. Skoczyłam w ich stronę i z ręki Jackie wyrwałam paczkę petów. Następnie po­biegłam z nią do kibla i uniosłam nad sedesem.

- Puśćcie ją, bo wyrzucę wam fajki! - krzyknęłam.

Jackie strasznie się zdenerwowała i odruchowo pod­biegła, by uratować papierosy. Alison też do mnie pode­szła, zostawiając roztrzęsioną Okropną P. Green.

- P. Green, pędź jak wiatr! - krzyknęłam.

Podniosła okulary z podłogi, ale nie ruszyła się z miej­sca, mrugając oczami jak tłusty królik w świetle reflekto­rów samochodu. Matko kochana! Próbowałam dodać jej odwagi.

- No, może nie jak wiatr, ale poczłap najszybciej, jak tylko możesz.

W końcu sobie poszła i zostałam sam na sam z Bliź­niaczkami. Wyminęłam je pędem, drąc się:

- Aoaaaaaaa! - co jest znanym okrzykiem buddyjskie­go wojownika.

Wysypałam papierosy z paczki. Kiedy się obejrzałam Bliźniaczki zbierały je z podłogi. Wybiegłam na boisko na drugą połowę meczu, wywołując oklaski ze strony Druży­ny Asów. Pomyślałam, że przynajmniej sobie pogram skoro zaraz potem Bliźniaczki i tak mnie zamordują.

Zauważyłam, że po przeciwnej stronie boiska zebrało się kilku chłopców. Kiedy wbiegłam, jeden z nich zaczął mnie dopingować. To pewnie tępaki z Foxwooda. Pojawiają się za każdym razem, kiedy nadarza się okazja zerknięcia na skrawek naszych majtek. Albo na kołyszą­ce się dyndaki. Nie mam pojęcia, jak się dowiedzieli, że dzisiaj gramy. Może Elvis Attwood dorwał się do tam - tamów w swojej pakamerze i wybębnił na nich wiadomość o meczu. Teraz kręcił się w pobliżu ze swoimi taczkami, udając strasznie zapracowanego. Stary zboczeniec. Niech sobie chłopcy popatrzą na moje dyndaki, skoro aż tak im na tym zależy? Niech zobaczą, jak mój nos rozjeżdża się na pół twarzy. Niech sobie patrzą, jak mi się trzęsie pupa, co mi tam??? I tak zginę, kiedy już mnie dorwą Bliźniaczki.


16:10 Zwycięstwo! Zwycięstwo!!! Wygrałyśmy jeden do zera.

Gra była wyrównana, zważywszy, że walczyłyśmy z ban­dą mazgajów. Jedna dziewczyna z przeciwnej drużyny roz­beczała się, kiedy niechcący uderzyłam ją kijem w pisz­czel. Ciekawe, czy napaści ze strony Angusa uodporniły mnie na ból? Tak czy siak, aż do ostatnich minut był re­mis, zero - zero. Pobiegłam przez skrzydło i znalazłam się na polu karnym przeciwnika. Drużyna Asów skandowała. „Georgia, Georgia!!!”. I wtedy Nudna Lindsay, nasza tak zwana kapitan, krzyknęła z lewej strony:

- Numer osiem, podaj do mnie!

Wiecie, jak to jest, kiedy w filmie akcja pokazana jest w zwolnionym tempie? No więc właśnie ja przeżyłam coś podobnego. Zobaczyłam twarz Sowy, jej głupie, chu­de nóżki i pomyślałam: cha, cha, cha, cha! (Ale bardzo powoli).

Zatrzymałam piłkę i pognałam z nią do bramki. Prze - dryblowałam jednego przeciwnika, a potem następne­go. Przewróciłam się, ale zaraz podniosłam i odbiłam piłeczkę między czyimiś nogami. Tłum zaczął wiwato­wać. Darli się: CZADU!!! Dobiegłam do bramkarza. Matko kochana, ależ to olbrzymka!!! Ale ją zmyliłam i wyminęłam. Przede mną znalazła się pusta bramka. Uderzyłam piłeczkę i gol!!! W tej samej chwili Lindsay wpadła na mnie z tyłu.


16:30 Potem Nudna Lindsay udawała, że próbowa­ła mi „pomóc”. Hmm. Na pewno...

Panna Stamp chciała, żeby Elvis zaniósł mnie do izby chorych, ale on powiedział, że ma starą ranę jeszcze z czasów wojny, i wprowadził na boisko swoje taczki.

- Wskakuj - powiedział. - Będzie musiała cię zawieźć któraś z twoich koleżanek, bo mnie od służenia krajowi bolą plecy.

Jasne.

- Pewnie dlatego go bolą, że całymi dniami siedzi na tyłku - mruknęłam do Jas.

Rosie zawiozła mnie do izby chorych, gdzie Adolfa Stamp zabandażowała mi nogę w kostce, ale nadal nie mogłam chodzić. Kiedy klęczała przede mną, opatrując mi nogę, moje tak zwane kumpelki stały za jej plecami, udając, że się całują. Dziewczyny z Hollingbury nawet się nie przebrały, tylko szybko się z nami pożegnały i wsiad­ły do swojego autobusu.

Potem trochę poskakałam na jednej nodze, ale strasz­nie bolało. W końcu Elvis niechętnie powiedział, że Ro­sie, Ellen i Jools mogą mnie zawieźć do domu w tacz­kach. Wielkie dzięki.

Naburmuszony wrócił do swojej pakamery, mamro­cząc ze złością:

- Tylko żebyście jutro je oddały... to mój prywatny sprzęt i nie powinno się go wykorzystywać do spraw szkolnych.

Jego własne prywatne taczki. Ależ to żałosne. Kos­micznie żałosne.

Tak więc ruszyłyśmy. W taczkach nie było mi zbyt wy­godnie, a w jednym kącie widziałam ślady czegoś brą­zowego. Ale jako bohaterka świata hokeja, zniosłam to bardzo dzielnie i heroicznie. I zachowałam wyjątkową skromność. Jak na geniusza.

Kiedy dojechałyśmy do szkolnej bramy, zobaczyłyśmy Dave'a Jajcarza!!! Był w grupce chłopaków na meczu!!! Widział, jak mi podskakuje moja olbrzymia pupa. Wgapiał się w moje gigantyczne, trzęsące się dyndaki.

O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże.

Kiedy podjechałyśmy do niego w skrzypiących tacz­kach Elvisa, zaczął się śmiać jak wariat. Potem padł na kolana, zaczął bić pokłony i skandować: „Nie jesteśmy ciebie warci”.

- Zawiozę naszego geniusza do domu - zwrócił się do Rosie i Ellen.

Pchając taczki ze mną w środku, śpiewał: We are the Champions, głupią piosenkę tego zespołu Queen, któ­rego perkusista niby to jest podobny do taty. Moja Cudowna Paczka przyłączyła się zaraz, drąc się na całe gardło. Kiedy przemierzaliśmy High Street, wszyscy się na nas gapili. Pewnie prowadzą bardzo nudny tryb życia i poruszają się tylko samochodami. Albo motorowerami.

Kiedy dojechaliśmy do furtki przed moim domem, Dave J. mnie pocałował!

- Pa - pa, moja piękna - powiedział. - Do zobaczenia wkrótce. Daj mi znać, jak się miewa twoja noga. Przy­niosę ci jakiś prezencik.

Kiedy sobie poszedł, wszystkie dziewczyny westchnęły. „Aaaaach”.

- Jest całkiem w porzo - powiedziała Ellen. - Teraz też ci ssał dolną wargę? Lubię ten dźwięk.

Ale to tylko Temat Zastępczy. Nie wolno nam o tym zapominać.


18:15 Z powodu mojej kostki mama wpadła w eu­forię. Zostawiła mnie w taczkach przed do­mem i od razu chwyciła słuchawkę telefonu. Słyszałam, jak rozmawia z recepcjonistką.

- Tak, wygląda to dość poważnie. Nie, nie, w ogóle nie może chodzić. Tak, dziękuję.

Przyszła Libby, ciągnąc za sobą Barbie nurka, i wdra­pała się do taczek. Mocno mnie pocałowała. Nie zro­zumcie mnie źle. Kocham moją siostrę, ale wolałabym, żeby chociaż raz na jakiś czas wycierała sobie nos. Kie­dy mnie całuje, zostawia mi na policzku zielone gile.

- Gee, lekarz wpadnie po dyżurze - powiedziała ma­ma. - Pożyczysz mi tusz do rzęs? Mój właśnie się skończył.

- Hmm, w tym domu panuje ruch jednokierunkowy... - powiedziałam. - Gdybym to ja znalazła się na twoim miej­scu, gdybym to ja spytała: „Mamo, czy pożyczysz mi...?”.

Ale ona nie słuchała. Zawołała z domu:

- Kochanie, pospiesz się, możesz mi go przynieść?

- Mamo, przecież nie mogę chodzić! Właśnie dlatego zamówiłaś wizytę domową. I dlatego przywieziono mnie w taczkach.

- Nie musisz chodzić. Wyskocz tylko z taczek na górę po ten tusz.

Hop - hop, o, jak boli, hop - hop.

Po co ja skakałam po różne rzeczy dla mojej mamy, skoro były jej potrzebne tylko po to, żeby zrobić idiotę z mojego ojca? (Odpowiedź na to pytanie jest taka, że nie chciałam, żeby mama myszkowała w moim pokoju. Mogłaby się natknąć na parę rzeczy, które właściwie nie należą do mnie, które są... yyy... jej własnością).

Pokuśtykałam do jej sypialni i powiedziałam:

- To żałosne i smutne. Próbujesz poderwać jakiegoś młodego lekarza, a mojego biednego Vati czeka w do­mu istny cyrk!

Zacmokała z niezadowoleniem i dalej się fiokowała.

- Z tobą jest taki kłopot, że przywiązujesz wielką wa­gę do drobiazgów, a nie obchodzą cię naprawdę istotne sprawy.

- Och, ale jesteś mądra - powiedziałam, kuśtykając do swojego pokoju. - I to dlatego wciskasz się w ubra­nia, które są przeznaczone dla osób (a) szczuplejszych od ciebie i (b) kilkaset lat młodszych?

Rzuciła we mnie szczotką. Atakowanie kaleki, milut­kie, co?


19:00 Przyjechał lekarz - niszczyciel małżeństw. Jesz­cze raz zabandażował mi nogę w kostce i dal środki przeciwbólowe.

- Domyślam się, że moja kariera hokeistki się skończy­ła. Jak pan myśli, może mam słabe kostki z powodu kiepskiego odżywiania się?

Roześmiał się. Zresztą bardzo ładnie. -

John, napijesz się kawy?

John? John? Jak do tego doszło?

Mama udała się do kuchni. Usłyszałam, jak mówi:

- Libbs, wyjmij Angusa z lodówki. - Ale on tak lubi.

- Zjadł całe masło.

- Chi, chi, chi, chi, chi, chi, chi, chi.


19:15 Pokuśtykałam do swojego pokoju i bardzo głośno nastawiłam jakąś nastrojową muzykę. Taka aluzja. Minęła cała wieczność, zanim trzasnęły drzwi wejściowe. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam, że John odjeżdża swym coolowym samochodem.


19:45 Leżę na łożu boleści. To znaczy byłoby to łoże boleści, gdybym w ogóle czuła swoją kostkę.

Mama wetknęła głowę do mojego pokoju. Była bar­dzo zarumieniona.

- Jak twoja kostka?

- Dobrze, jeśli lubisz być dźgana rozgrzanym do czer­woności prętem.

- Mój dzielny żołnierzu! - I zaczęła sobie beztrosko nucić pod nosem.

Cudownie, na tydzień przed powrotem taty mama wda­je się w namiętny romans z lekarzem.


20:00 Przynajmniej będę miała zapewnioną najlep­szą opiekę lekarską.


20:30 Może mi załatwi dobrego chirurga plastycznego, który zoperuje mój nos?


21:00 Muszę się zemścić na Nudnej Lindsay.


22:00 Ciekawe, w jaki sposób Bliźniaczki mnie zamordują?


22:10 Dlaczego Temat Zastępczy jest dla mnie taki miły? Co mu jest?

Środa, 13 października

W szkole

8:30 Mama kazała mi pokuśtykać do budy. Wprost nie mogę w to uwierzyć. Powiedziała, że zwich­nięta kostka nie przeszkadza w nauce. Usiłowałam jej wytłumaczyć, że zaraz po wejściu do szkoły zostanę za­mordowana przez Koszmarne Bliźniaczki, ale w ogóle jej to nie obeszło.

Kazałam Jas pchać taczki, a sama poszłam o kuli. Chłopcy z Foxwooda mieli niezły ubaw. Krzyczeli za na­mi: „Gdzie wasza papuga?”, i tak dalej.

Jas trochę się ożywiła, bo powiedziała:

- Ciekawe, w jaki sposób Bliźniaczki cię zamordują?

Była tym strasznie zaintrygowana. Ma już znacznie lepszy humor, bo Tom wraca do domu.

Przez całe rano udawało mi się schodzić Bliźniaczkom z drogi, ale na przerwie obiadowej nadeszła ta fatalna chwila. Bliźniaczki zapędziły mnie do kąta w kiblu. Próbowałam uciec, ale zablokowały wyjście. Zaczyna się. Przynajmniej moja śmierć rozwiąże sytuację z Dave'em. Jackie popatrzyła na mnie.

- Zapalisz? - spytała.

Co one planowały, rytualnie mnie podpalić?

Jackie włożyła mi papierosa do ust, a Alison przytknę­ła do niego ogień.

- W porzo - powiedziała Jackie.

- Ale jazda - dodała Alison. I wyszły.

Na święte gacie, co to miało znaczyć? Dlaczego nie zrobiły mi kocówy?

Pokuśtykałam do lustra, żeby zobaczyć, jak wyglądam z papierosem w ustach. Właściwie to całkiem spoko. Ściągnęłam nozdrza. Z całą pewnością mam włoski typ urody.

Powiedziałam kącikiem ust:

Ciao, bella.

Niestety, dym wydostał mi się nosem i dostałam ata­ku kaszlu.

Życie jest straszne. Kiedy tak kasłałam, weszła Lindsay i zakablowała mnie, że palę w kiblu. Widziałam, jak Koszmarne Bliźniaczki chichoczą w kącie.

Super. Do końca półrocza mam układać materace po wuefie. Elvis zobaczył, jak dźwigam je, kuśtykając. Nie­źle się uśmiał.


16:00 Utykając, wyszłam z budy razem z Jas. Myślę, że może to wyglądać całkiem atrakcyjnie, je­śli się lubi Johna Silvera - tego pirata z drewnianą nogą z Wyspy skarbów.

- Wiesz chyba ostatecznie dam sobie spokój z chło­pakami - powiedziałam. - Powiem Dave'owi Jajcarzowi, że z nim zrywam, zapomnę o Bogu Seksu i skupię się na nauce. Może poproszę Herr Kamyera o korepetycje.

- Dostanie śmiertelnych spazmów.

- Poza tym myślę, że już i tak wybiłam sobie z głowy Boga Seksu. Kiedy zobaczyłam, jak przyjechał po Sowę, zupełnie mi przeszło. Chłopak, który chodzi z Nudną Lindsay, chociaż ona ma tak głupio niskie czoło, patyko­wate nogi i... yyy...

- Oczy jak gogle?

- Tak, oczy jak gogle. W każdym razie chłopak, który chodzi z taką dziewczyną, musi mieć nie po kolei w gło­wie. Wiesz, gdyby teraz zaprosił mnie na randkę, powie­działabym „ńńńńń”.

Chciałam powiedzieć „nie”, ale w tej chwili zobaczyłam go opierającego się o samochód. Bóg Seksu. Och, tylko mi nie mówcie, że czekał na boską (hehe) Nudną Lind­say. Jakie to żałosne! Tres żałosne i tres, tres smutne.

Wyminęłam go. Wcale nie jest taki cudowny. No, jed­nak jest. To prawdziwy Bóg Seksu. Spojrzał mi prosto w oczy i znowu przemieniłam się w galaretę. Pod zdro­wą nogą kolano dosłownie mi się ugięło. Uśmiechnął się lekko i od razu mi się przypomniało, jakie to uczucie, dotykać jego ust. Jakoś udało mi się pokuśtykać dalej. Byłam cała roztrzęsiona, kiedy nagle usłyszałam, jak za nami woła:

- Georgia, możemy chwilę porozmawiać?

O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Czy to chwila po­wrotu gumki? Jas nie odstępowała mnie ani na krok, jak przyzwoitka.

- Idź dalej - powiedziałam. - Dogonię cię.

- Nie ma sprawy. Nie śpieszy mi się. Poza tym mogła­byś się przewrócić i nikt by ci nie pomógł. Leżałabyś całą wieczność, jak żółw na skorupie, brzuchem do gó­ry, albo...

Wytrzeszczyłam na nią oczy i uniosłam brwi. Po ja­kichś stu latach zrozumiała i poszła sobie.

- Słuchaj, wiem, że pewnie jestem ostatnią osobą, z którą chciałabyś rozmawiać - powiedział Robbie - ale... chciałem ci tylko coś powiedzieć... naprawdę bar­dzo mi przykro z powodu tego, co między nami zaszło... wiem, że źle to przeprowadziłem. Wiesz, Lindsay się bar­dzo zdenerwowała, a ty jesteś taka młoda, więc nie mog­łem... nie wiedziałem, co robić. Pomyślałem, że i tak niedługo wyjeżdżam i sprawa sama się rozwiąże... ale potem przyszedłem na ten mecz...

Boże, czy jest we wszechświecie chociaż jedna osoba, która nie widziała mojej wielkiej, trzęsącej się pupy i ogromnego kinola ganiającego po boisku?

BS ciągnął swym seksownym głosem: -...widziałem, jak Lindsay celowo na ciebie wpadła... i... strasznie mi przykro. Narobiłem zamieszania, a z cie­bie bardzo fajny dzieciak... Słuchaj, ja... Wtedy usłyszałam:

- Robbie!!!

W naszą stronę szła Nudna Lindsay. Nie mogłam już dłużej tego znieść. Pokuśtykałam przed siebie.


17:00 O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Kocham go, kocham. Robbie uważa, że jestem dzieciakiem.

To jedna wielka parodia.

I kicha.

I farsa.

I cyrk na kółkach.

Był na meczu.

Widział moje gigantus gacius.

A mimo to rozmawia ze mną. Może Jas nie jest aż taką wariatką, na jaką wygląda? Może wielkie gacie to prawdziwy wabik na chłopców?

Och, już sama nie wiem.

Dlaczego przy nim nadal trzęsę się jak galareta?


18:00 Dave Jajcarz zostawił mi w domu liścik: „Jednonogie dziewczyny łatwo złapać. Całuję cię, Dave xxxxx”. I czekoladki.

O BOŻEEEE!!!

Sobota, 16 października

11:00 Jestem potworem. Rzuciłam Dave'a. Musiałam. Straszna kicha. Myślałam, że się roz­płacze. Z powodu mojej kontuzji przyszedł do mnie z kwiatami. Jest taki słodki, niepotrzebnie go zwodziłam. Wyjaśniłam mu, że traktowałam go tylko jako temat za­stępczy.


14:30 Zadzwoniłam do Jas.

- Powiedział, że go wykorzystałam i... yyy.., coś jeszcze.

- Czy to, że jesteś egoistką?

- Nie.

- Największym świrem w historii ludzkości?

- Nie.

- Okropną iglistowatą...

- Jas, zamknij się.


W łóżku

20:00 Czy naprawdę jestem potworem? Może należę do tych ludzi, którzy niczego nie traktują normalnie, jak Madonna.


22:00 Osobiście uważam, że wykazałam się wyjątkową dojrzałością i mądrością.


23:00 Dave jeszcze mi kiedyś za to podziękuje.


Północ Angus nadal siedzi na murku po drugiej stro­nie ulicy. Patrzy na swoją ukochaną Naomi w kojcu. Też przeżywa zawód miłosny.


3:00 Przyszła zaspana Libby.

- Psiesiuń się - powiedziała i wlazła mi do łóżka ze swym zwykłym ekwipunkiem: Barbie, konikiem Charliem i tak dalej. Został mi mniej więcej centymetr wolnego miejsca. Cudownie. Po prostu przecudownie.

Poniedziałek, 18 października

W szkole

Przerwa

14:15 Cóż, przynajmniej już gorzej być nie może.

Och, zaraz, jednak może. Znowu pada i jest zimno, a młode hitlerówy wygoniły nas na dwór. Powie­działam do Nudnej Lindsay, która była dyżurną:

- Wyganianie nas na mróz jest niezgodne z Konwen­cją Genewską... - Ale ona zamknęła drzwi na klucz i szeroko uśmiechnęła się do mnie przez okno. Zdjęła sweter i otarła sobie czoło, jakby gotowała się w upale. Och, très amusant*19, Sówko.

Razem z Jas poszłyśmy do pakamery Elvisa, żeby sprawdzić, czy jest tam ten stary. Gdyby pakamera oszo­łoma była pusta, mogłybyśmy chwilę się w niej ogrzać. Ale nie, siedział, czytając gazetę. Pod czapkę z daszkiem założył nauszniki! Pani Elvisowa musi być z niego bardzo dumna. Zastukałam w okno, żeby przyjaźnie się z nim przywitać, ale przez te nauszniki nie usłyszał.

- Dla żartu udam, że mówię coś bardzo ważnego, ale tylko ruszając ustami. Na przykład: „Panie Attwood, mo­ja koleżanka Jas się pali!!!”.

Podeszłam do drzwi pakamery i udałam, że mówię: „Panie Attwood, moja koleżanka Jas się pali!!!”, dziko machając rękami. W końcu zdjął nauszniki, myśląc, że z ich powodu mnie nie usłyszał. Kiedy zrozumiał, że tyl­ko żartuję, dostał szału. Jak na stuosiemdziesięciolatka skoczył do mnie z przerażającą prędkością i przegonił nas z pakamery. Kuśtykając, czym prędzej stamtąd ucie­kłam. A on, niestety, zapomniał, że za rogiem zaparko­wał swoje prywatne taczki, i widowiskowo się o nie prze­wrócił. Myślałam, że umrę ze śmiechu. Poszłyśmy z Jas za korty tenisowe i dalej rechotałyśmy, całe aż się zgina­jąc nad murkiem.

Chichocząc jak szalona, zdołałam wreszcie nabrać tchu i powiedziałam:

- Jas... Jas... on... on rzeczywiście ma płaską głowę.

Boże, jakie to było zabawne. Od śmiechu okropnie mnie rozbolał brzuch.


Na francuskim

15:00 Z okazji poniedziałku madame Slack nauczyła nas kolejnej francuskiej piosenki, Sur le Pont D'Avignon. O jakichś smutasach, którzy tańczą na moście. Mogę jedynie stwierdzić, że mam zupełnie inne pojęcie o czadowej zabawie. Poza tym, jeżeli kiedyś po­jadę do Francji, będę umiała nie tylko powiedzieć, że mój kos zgubił piórko, ale również zatańczyć na moście. Na­tomiast za żadne skarby nie uda mi się kupić bagietki.

Pod koniec lekcji do naszej klasy weszła Nudna Lind­say w roli asystentki Oberfùhrer. Uśmiechnęła się nie­zbyt ładnie i niezbyt przyjaźnie i powiedziała:

- Georgia Nicolson, do gabinetu pani dyrektor... NA­TYCHMIAST.


15:30 Pod gabinetem Chudej. O matko. Quelle dommage. Zut alors i sacrebleu*20. I co teraz? Nie­stety, pilnowała mnie Nudna Lindsay i za każdym razem, kiedy na nią patrzyłam, przypominały mi się stringi pod jej spódnicą. Wrzynające się między pośladki. I znowu dosta­łam ataku śmiechu.

Galareta zawołała mnie do środka. Usiłowałam po­wstrzymać śmiech, więc zrobiłam się czerwona jak burak.

- Georgio Nicolson - powiedziała - to karygodny wy­bryk. Tym razem posunęłaś się za daleko. Przemienianie beretów w pudełka na drugie śniadanie, zaklejanie no­sów taśmą, malowanie sztucznych piegów na nosach... musiałam znosić wiele twoich dziecinnych psikusów... W zeszłym semestrze był to szkielet w drelichach pana Attwooda, szarańcza...

Ględziła tak, trzęsąc się jak olbrzymia galareta.

- Miałam nadzieję, że zdążyłaś trochę dorosnąć. Ale żeby straszyć starszego pana, i to w nie najlepszej kon­dycji... - Bla - bla - bla.

Nie było sensu czegokolwiek tłumaczyć. Pan Attwood zwichnął sobie bark i cała wina spadła na mnie. Cudow­nie. W każdym razie zostałam na tydzień zawieszona, a Jas przydzielono dyżur w szatni. Chuda powiedziała, że napisze ostry list do moich rodziców, w którym wyjaś­ni okoliczności mojego zawieszenia. Zaproponowałam, że sama go zaniosę do domu, ale uparła się, że wyśle go pocztą.

Pokuśtykałam do domu z Jas i całą paczką. Byłam tro­chę przygnębiona. Znowu. Nawet nie chciało mi się za­kładać beretu - pudełka na drugie śniadanie.

- Chuda jest absurdalnie podejrzliwa! - powiedziałam do Jas. - Zasugerowała, że wcale nie zaniosę tego listu do domu i będę udawała, że w ogóle nie zostałam za­wieszona!!!

- Hm... - mruknęła Jas. - Co zamierzałaś powiedzieć mamie po zniszczeniu tego listu?

- Jesteś nie lepsza od innych.

- Wiem, ale tak z ciekawości: co zamierzałaś jej powiedzieć?

- Mogłabym udawać tajemnicze zatrucie pokarmowe. Nie stosowałam tej metody od klasówki z matmy w zeszłym semestrze.


16:00 W domu. Super. Życie jest cudowne. Po pro­stu perfectamondo*21. Zawieszona. Akurat wte­dy, kiedy Vati wraca do domu. Chyba mnie zabije. Je­stem zakochana w Bogu Seksu, który uważa mnie za dziecko. Dave Jajcarz nazwał mnie bezdusznym kimś tam. Na tyłku mam pryszcza wielkiego jak wrzód. Cieka­we, co Budda by zrobił na moim miejscu?


16:30 Czekam, aż mama wróci do domu i będę mo­gła jej przekazać tę wspaniałą nowinę.


17:00 Zadzwoniłam do Jas. Odebrała jej mama.

- Dzień dobry, czy mogę mówić z Jas?

Usłyszałam jak woła:

- Jas, dzwoni Georgia!

Potem rozległ się głos Jas:

- Przekaż jej, że pogadamy później! Tom właśnie mi pokazuje nową grę komputerową!

Nową grę komputerową? Czy oni wszyscy powariowali?

Gdybym zawołała, że mój chłopak pokazuje mi w mo­im pokoju nową grę komputerową, w jednej sekundzie wparowaliby tam rodzice!!!

Chyba że tym chłopakiem byłby kuzyn James, z którym mogłabym siedzieć sam na sam całą wieczność, bo mo­ja rodzina najwyraźniej nie ma nic przeciwko kazirodztwu.


18:30 Mufti dostała szału z powodu mojego zawie­szenia, chociaż jej tłumaczyłam, że to nie by­ła moja wina i że Elvis mnie sprowokował.

Kiedy wreszcie się uspokoiła, powiedziała:

- Nie wydaje ci się, że chyba mam jakieś zatrucie pokarmowe?

- Już się zaczyna - odparłam. - Mamo, to nie najlep­sza pora na wizytę u Doktora Przystojniaka. Powinnyśmy myśleć o Vati.

- JA myślę o Vati. A wiesz, co jeszcze myślę? Myślę, że bardzo się zdenerwuje, kiedy zaraz po powrocie dowie się, że jego pierworodna została zawieszona. I co, jak się z tym czujesz?


W moim pokoju

20:30 Mama „zaproponowała”, żebym wcześniej położyła się spać i chociaż raz zastanowiła się nad swoim życiem. Ma rację. Zastanowię się nad własnym życiem. Czyli:

Moje włosy... dosyć ładne, chociaż trochę myszowate. Nadal uważam, że jasne pasemko to dobry pomysł - nawet po tamtym małym wypadku, jaki miałam przy ostatniej próbie ich odmiany. Ten kosmyk, który wtedy mi wypadł, już odrósł, ale zauważyłam, że mama scho­wała wszystkie wybielacze i płyn, w którym babcia zanu­rza swoją sztuczną szczękę, kiedy u nas nocuje. Na­prawdę, mama zachowuje się jak pies policyjny.

Ale na czym to ja skończyłam? A tak... oczy. Chyba ładne, trochę żółtawe. Jas powiedziała, że są kocie.

Nos... Cóż, na pewno nie zmaleje. Nie podoba mi się to, że jest taki rozpłaszczony. Zupełnie jakby nie miał w sobie kości. Nie mogę zapomnieć, co dziadek powie­dział o nosach: że w miarę jak się człowiek starzeje, ros­ną, bo siła grawitacji ciągnie je do dołu.


20:35 Z majtek można zrobić coś w rodzaju nosideł­ka na nos! Takie urządzenie antygrawitacyjne. Wkłada się ucho w otwór na nogę, a środek podtrzy­muje nos. Okazuje się całkiem wygodne. Nie twierdzę, że wyglądam w tym wyjątkowo olśniewająco. Po prostu jest mi wygodnie.


20:40 Chociaż nie wyszłabym w tym poza zacisze mojego pokoju.


20:45 Z parapetu mam dobry widok na ulicę. Widzę pana Sąsiada z jego głupimi pudlami. Jest bardzo szczęśliwy, odkąd Angus przestał na nie polować i zaczął się zalecać do birmańskiej kociej bogini seksu.


20:46 O, idzie WJ, mój były, prześladowca moich piersi. W tym tempie pozostanie mi jedynym dobiegaczem. Umrę niedopieszczona. Pewnie wraca do domu z treningu piłki nożnej. Jak ja mogłam się z nim całować? Ma na sobie potwornie szerokie spodnie. Pod­niósł głowę i spojrzał w moje okno. Zobaczył mnie. Przy­stanął i dalej patrzy w okno. Gapi się na mnie. Wiecie, jak to mówią - pogromcą serc jest się już do końca ży­cia. Też będę się na niego gapić obojętnym wzrokiem. No dobra, panie Wielka Japo, panie Porzucaczu. Może i mnie rzuciłeś, ale jakoś nie potrafisz oderwać ode mnie wzroku, co??? Nadal go fascynuję. Patrzy na mnie. Ga­pi się i gapi.

Jak zahipnotyzowany.


20:50 Boże! Przecież nadal mam no nosie hamak z majtek.


20:56 Mark wszystko opowie kumplom.


20:57 Teraz będzie rozgadywał, że nie tylko jestem lesbijką, ale i lubię wąchać majtki.


Północ Na miłość boską! Co znowu? Obudziły mnie głośne krzyki i przekleństwa. To chyba jeszcze nie tata? Wyjrzałam przez okno. To państwo Z Naprze­ciwka. Walili w różne przedmioty w swoim ogrodzie, dar­li się i świecili latarkami. Co się z nimi dzieje? To raczej nie pora na dyskotekowe szaleństwo.


2:00 Obudziłam się, z trudem łapiąc powietrze. Śniło mi się, że mój nos i piersi rosną coraz bar­dziej i bardziej. I ktoś się ze mnie okropnie śmiał. Mogłam poruszać tylko głową. Sparaliżowało mnie za to, że byłam tak okrutna wobec Dave'a Jajcarza. Libby śmiała się jak wariatka. (Bo nią jest). Pociągnęła mnie za włosy.

- Pats, bzydki chłopak!!! Aaaa.

Ciężarem, który przygniatał mi piersi, był Angus. Mru­czał. Nie mogłam się ruszyć, on waży chyba z tonę. Wielka futrzana kula. Chyba obetnę mu racje żywno­ściowe. Jest jak mały koń.

Zaraz. Nie jest sam. Przyprowadził ze sobą Naomi, która zwinęła się w kłębek na jego grzbiecie!!! O rany!

Udało mi się zepchnąć ich i wymknęli się w noc - ale naj­pierw, w podzięce za moje męki, Angus ugryzł mnie w rę­kę. Naomi jest dość bezpośrednia jak na medalistkę - kiedy wychodzili, prawie wsadziła głowę Angusowi w tyłek.

Rano to przemyślę. Nie mogę działać pochopnie. Na przykład powiedzieć państwu z Naprzeciwka.

Wtorek, 19 października

8:45 Rozpętało się piekło. Państwo Z Naprzeciwka przyszli, by „spytać” o swoją birmańską bogi­nię seksu. Pan Z Naprzeciwka miał ze sobą łopatę. Pad­ły słowa: „Obedrę ze skóry i uszyję z niej kapcie”. Mama zamknęła drzwi i powiedziała:

- No, słowo daję, Angusowi zawsze dostaje się za każ­dą aferę.

- Tak... - odparłam. - Jest takim samym kozłem ofiar­nym jak ja.

- Uspokój się i wywieś baloniki.


16:00 Miasto balonów.

Cały dom jest obwieszony balonikami. Na furtce zamocowałam nawet transparent z napisem „VATI WITAJ W DOMU”.

Libby zrobiła coś obrzydliwego z plasteliny i włosów. Założyła WSZYSTKIE swoje kostiumy: kostium Czerwo­nego Kapturka, skrzydełka wróżki, opaskę na głowę z czułkami, a na to - strój Pocahontas. Ledwo może się poruszać.

Ani śladu Angusa i Naomi. Pewnie gdzieś sobie wiją miłosne gniazdko. Boże, żeby tylko nie wplątali w to mo­ich majtek.


17:00 Przyjeżdżają pierwsi wariaci.

Dziadek prawie złamał mi żebra. Jak no czło­wieka, który ma dwieście osiem lat, jest zaskakująco sil­ny. Dał mi cukierka (!) i powiedział: -

Nie wpadaj w doła, bo wilka złapiesz.

O czym on mówi? Mama dała mu kieliszek sherry. Bo­że kochany. To oznacza, że niedługo dziadek wyjmie sztuczną szczękę i wykona nią „czadowy” taniec.


18:00 Genialnie. Wujek Eddie przywiózł Vati swym przedpotopowym motorem. Vati zeskoczył z siodełka w sposób, który mógłby spowodować poważ­ne obrażenia u człowieka w tak podeszłym wieku.

Mama i tata dosłownie ZJEDLI się nawzajem. Blee!!!! Jak oni tak mogą? I to przy ludziach.

Tata chyba nawet się rozpłakał. Chociaż trudno to stwierdzić u tak zarośniętego faceta. Przytulił mnie i za­czął wzdychać:

- Och, Gee... och... jak ja za tobą tęskniłem! A ty też tęskniłaś za mną?

- Nnniii... taaak - wybełkotałam.

Mama rzuciła mi znaczące spojrzenie, więc zaczęłam udawać, że dokucza mi żołądek. „Uzgodniłyśmy”, że od razu zaczniemy szopkę z zatruciem pokarmowym, żeby jutro rano nie wzbudzić w tacie podejrzeń. Właściwie to żołądek rzeczywiście zaczął mnie pobolewać. Wraz z po­wrotem taty jakoś dziwnie się czuję. Przynajmniej mama mniej więcej mnie ignoruje. Vati czasami przejawia za­interesowanie wynikami z klasówek i tak dalej.


19:00 Przyjeżdżało coraz więcej ludzi. Na podjeź­dzie stało pełno samochodów i starych pija­ków. Mama i tata trzymali się za ręce. W ich wieku to żałosne. Zastanawiałam się, czy od razu powiedzieć mu o tym, że znajduje się w miłosnym trójkącie razem z George'em Clooneyem. Ale doszłam do wniosku, że mi się nie chce.


0:30 Co za koszmar! Wszyscy tak zwani dorośli się upili i „poszli w tango”. No, przynajmniej ci, którzy chociaż trochę umieli tańczyć. Wujek Eddie strasznie się upił. Przyczepił sobie do głowy grzechotkę Libby z przyssawką na końcu, udając, że jest robotem. Libby uśmiała się po same pachy. Wujek w nieskończoność skandował: „Eliminować, elimino­wać”. Potem Libby zażądała swojej grzechotki, a wujek nie mógł jej odkleić od głowy. Wszystkie pijaki musiały za nią ciągnąć, a kiedy w końcu się odczepiła, wujkowi Eddiemu został na czole okrągły fioletowy ślad o średni­cy metra. I to dopiero było zabawne.


1:00 Zeszłam na dół, żeby im powiedzieć, że niektórzy próbują usnąć, i poprosić, żeby ściszyli płytę z największymi przebojami ich epoki. Widziałam, jak „tańczą”. Boże, jakie to żałosne. Tata kołysał biodrami i klaskał w ręce jak foka. I wydzierał się na całe gardło: „I can get no satisfaction!!! „ - jak jakiś Mick Jagger z domu starców, a ponieważ Mick Jagger ma mniej wię­cej milion lat, możecie sobie wyobrazić, jak staro i idio­tycznie wyglądał tata. Bardzo staro i idiotycznie.

Mama była cała zarumieniona i zdyszana - tańczyła TWISTA z panem Z NAPRZECIWKA i oboje wywalili się jak dłudzy.

Środa, 20 października

12:30 Zerwałam się z łóżka w samo południe.

Mama w kuchni, przepasana fartuszkiem, robi dla wszystkich śniadanie. Nie, przepraszam, tylko sobie wyobraziłam, że należę do normalnej rodziny, gdzie takie rzeczy są na porządku dziennym. W krainie Nicolsonów M i T są jeszcze w łóżkach, nawet Libby wgramoliła się do nich. Zeszłej nocy próbowałam ją namówić, żeby spała ze mną, ale mnie uderzyła i powiedziała: „Nie, niegzecny chlopcik, będę spała z Bzydalem!”. (Tak mówi na tatę - „Bzydal”). Angus polazł gdzieś ze swoją kocią boginią seksu, a ja... zostałam sama. W moim pokoju. W łożu bo­leści. Bo kostka nadal mnie boli, chociaż nikogo to nie obchodzi. Jak zwykle jestem bardzo, bardzo samotna.

Samotna jak... yyy... jak łoś.

Nigdy nie widzieliście łosia w grupie z innymi, praw­da? Zawsze wędrują po górach w pojedynkę. Samotne.

Postanowiłam spojrzeć na sytuację z buddyjskiego punktu widzenia i cieszyć się szczęściem innych...


12:45 Dzwonek do drzwi.

- Ktoś dzwoni do waszych drzwi! - zawołałam głośno z góry.

Żadnej reakcji ze strony pijaków.

Znowu rozległ się dzwonek. To pewnie państwo Z Na­przeciwka, którzy chcą zrobić rewizję naszego domu w poszukiwaniu Angusa i birmańskiej bogini seksu.

Dryń - dryń.

Kuśtykając na dół, wrzasnęłam:

- Nie przejmujcie się tym, że kuleję i mam bardzo po­ważne zatrucie pokarmowe, z powodu którego nie mo­gę iść do szkoły...! Zwlokę się i otworzę drzwi, a wy odpoczywajcie, bo ogromnie się zmęczyliście podno­szeniem kieliszków do ust!

Cisza. No, tylko ciche chrapanie Libby.

Otworzyłam drzwi.

Stał w nich Bóg Seksu.

W progu mojego domu.

Bóg Seksu wylądował w drzwiach mojego domu. Miałam na sobie piżamę w Teletubisie.

- Cześć - powiedział.

- Hnnnnnnggggghhh - odparłam.


13:00 Szybko się ubrałam. Bóg Seksu zapropono­wał, żebyśmy się spotkali przy budce telefo­nicznej, a potem poszli na spacer po parku Stanmera. Przez jakieś pięć minut wahałam się co do szminki. Bo jeżeli będzie chciał się całować, to czy jest sens malo­wać usta? Ale jeżeli się nie umaluję, to czy nie sprawię wrażenia, że oczekuję pocałunku i czy nie okaże się to zbyt wielką presją dla chłopaka, który może znowu od­skoczyć jak gumka?

Oooooch, czułam, że czacha mi dymi. Wiedziałam, że palnę coś tak głupiego, że sama to dostrzegę. Bo aż tak wielki to będzie idiotyzm.

Wolałam się nie narażać na to, że sutki znowu będą mi sterczeć, więc założyłam stanik i podkoszulek. Niech teraz spróbują sterczeć!

Muszę zachować spokój. Om. Om.

O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Język nie mieści mi się w ustach. Czy języki rosną? To byłby już gwóźdź do mojej trumny, gdyby język zaczął mi zwisać z ust. Przestań, mózgu!


13:25 Robbie czekał, opierając się o murek. Wyglądał tak czadowo. Włosy opadały mu na jedno oko.

Kiedy tylko podniósł głowę, znów cała zamieniłam się w galaretę.

- Cześć, Georgia. Chodź do mnie - powiedział.

- Mój tata zapuścił sobie bródkę, a ja myślałam, że będę samotna jak łoś.

Na święte gacie, o czym ja plotłam? Jestem ostatnią osobą, która by mnie zrozumiała.

BS WYCIĄGNĄŁ RĘKĘ... do mnie!!! Marzyłam o tym. Wiecie, co zrobiłam? Uścisnęłam ją!!!

Wtedy się roześmiał i złapał mnie za rękę. Poszliśmy do parku. Trzymając się za ręce. Przy ludziach. Ja i Bóg Seksu. Nie wiedziałam, co powiedzieć. To znaczy wie­działam, ale zrozumiałyby mnie chyba tylko psy. Albo mój dziadek.

W parku usiedliśmy na trawie, chociaż była lekka lo­dowa. Niestety, zachciało mi się odcedzić kartofelki, ale nawet się o tym nie zająknęłam.

Strasznie długo na mnie patrzył, a potem mnie poca­łował. Ziemia się pode mną zakołysała, aż żołądek podjechał mi do gardła. Nie brzmi to zbyt romantycz­nie, ale było cudownie. Położył dłoń na moim policzku i dosyć mocno mnie pocałował. Nie mogłam złapać tchu i zrobiło mi się gorąco. Było fantastycznie. W rekor­dowym tempie przelecieliśmy przez wszystkie etapy ca­łowania. Zaliczyliśmy czwartą bazę (pocałunek trwający ponad trzy minuty bez przerwy), szybko zaczerpnęliśmy powietrza, po czym przeszliśmy do piątej (pocałunek z otwartymi ustami) oraz do początku szóstej (z języcz­kiem). Taaaak.!!! Doszłam z Bogiem Seksu do szóstej bazy!!! Znowu!!!

Potem trochę pogadaliśmy. No, to znaczy on gadał, bo mnie nie przychodziło do głowy nic sensownego, tyl­ko takie idiotyzmy jak: „Chcesz zobaczyć, jak udaję, że mam szczękościsk?” albo: „Mogę zjeść twoją koszulę?”.

Objął mnie - i bardzo dobrze, bo w takiej pozycji wi­dział mój nos z profilu, a nie w całej okazałości.

- Nie mogłem o tobie zapomnieć - powiedział. - Próbowałem. Próbowałem się cieszyć, kiedy zaczęłaś spotykać się z Dave'em. Ale nic z tego nie wychodziło, niestety. Nawet napisałem dla ciebie piosenkę. Chcesz posłuchać?

Udało mi się powiedzieć „tak” bez tego głupiego fran­cuskiego akcentu. Wtedy pociągnął mnie na siebie, tak że położyłam głowę na jego kolanach. Było całkiem mi­ło, chociaż z dołu mogłam mu zajrzeć do nosa. Nie szkodzi, bo to Bóg Seksu i go kocham. To co innego niż zaglądanie do nosa kuzynowi Jamesowi, od czego każ­dego by zemdliło. Ale potem pomyślałam, że jeżeli spoj­rzy w dół i zobaczy, że gapię mu się w dziurki od nosa, to jeszcze uzna mnie za bezczelną. Więc zamknęłam oczy i lekko się uśmiechnęłam.

Zaczął śpiewać piosenkę, którą dla mnie napisał. Nie było w niej zbyt wiele słów - głównie: „I bardzo chcia­łem znów ją zobaczyć”. A potem melodyjne mruczando i „yeah - yeah - yeah”. Niestety, do rytmu trochę podrygi­wał kolanami, więc głowa mi podskakiwała. Nie wiem, czy wyglądało to atrakcyjnie.


16:00 Bóg Seksu zszedł z areny. Chce, żebyśmy oficjal­nie zostali parą w przyszłym miesiącu, po moich piętnastych urodzinach. Powie o tym swoim rodzicom.

Nikt mi się nie może oprzeć.

Jestem prawdziwą pogromczynią serc.

Nawet w piżamie w Teletubisie.

Nawet bez umalowanych oczu.

Życie jest superczadowe!!!

Taaaak!!!. Cha, cha, cha, cha, chi, chi, chi, chi cha, cha, cha!!!


17:00 M i T w końcu wstali. Nic mnie to nie obchodzi, bo znajduję się w cudownej krainie, którą właściwie przekroczyła granice cudowności i wkroczyła we wszechświat superczadu.

Vati jest w obrzydliwie świetnym nastroju. Wszystko oglą­da, ciągle wzdycha „aaach!” i mnie przytula. Wolałabym, żeby już wrócił do swojego normalnego stanu. Cie­kawe, ile czasu minie, zanim da sobie spokój z tymi bzdurami o „szczęśliwej rodzinie” i znowu zacznie się za­chowywać jak wapniak.


18:00 Godzina - tyle czasu na to potrzebował.

Właśnie rozmawiałam przez telefon, kiedy się zaczęło. Opowiadałam Jas o BS. Powiedziałam.

- No, przyjdź, to ci wszystko opowiem. Jest CUDOW­NIE. Kiedy przyjdziesz? OK. Dobra. Przyjechał swoim sa­mochodem. Wyglądał BOSKO - wiesz, w tych czarnych dżinsach, tych superanckich z grubym szwem, które...

Vati poszedł do kuchni po herbatę. Wyszedł, mieszając ją łyżeczką. Jas właśnie mnie pytała, jaką kurtkę miał na so­bie BS, a ja zaczęłam opowiadać, kiedy tata mi przerwał:

- Georgia, skoro Jas zaraz ma przyjść, to po co roz­mawiasz z nią przez telefon? Wiesz, to kosztuje.

Och, byłam ciekawa, kiedy wyląduje ten faszysta.

- Jas, muszę kończyć - powiedziałam. - Prawdopo­dobnie zmarnowałam już dwa pensy. To nara.


19:20 W moim pokoju marzę o swoim ślubie. Czy panna młoda może założyć czarną suknię?

Przyszedł tata. Zaproponował, żebyśmy zwołali „rodzin­ną naradę”. To znaczy, że powiedzą mi, co zamierzają zro­bić, a ja będę musiała się zgodzić, bo inaczej nazwą mnie „rozpuszczoną nastolatką” i odeślą do mojego pokoju.

Ale mi to wisi. Zwróciłam się do taty bardzo uprzej­mym tonem:

- Słuchaj, może darujmy sobie tę nudną część, która polega na tym, że muszę powlec się aż na dół, wy mi mówicie, co mam zrobić, a kiedy odmawiam, odsyłacie mnie z powrotem do mojego pokoju. Może po prostu od razu tu zostanę?

- Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Proszę do salonu. Co się stało z twoimi oczami? Są jakieś takie zaklejone. Przeziębiłaś się?

- To wazelina, od niej rosną rzęsy.

- Nie możesz przestać eksperymentować?

Schodząc na dół, pomyślałam, że powinien trochej o siebie zadbać. Nigdy nie miał wyczucia stylu, ale po pobycie w krainie Maorysów jeszcze mu się pogorszyło. Dzisiaj założył spodnie w szkocką kratę, co należało uznać za zbrodnię przeciwko ludzkości. Poza tym przy­strzygł brodę, która teraz rośnie mu tylko na samym podbródku. Żadnych bokobrodów czy wąsów, tylko te włoski... na końcu podbródka. Kiedy weszliśmy do salo­nu, mama pocałowała tatę w policzek i pogłaskała go po bródce... Odrażające.

Tak czy siak wisi mi to, bo chodzę z Bogiem Seksu i ży­cie jest cudowne.

- OK, siedzę wygodnie. Nadawaj, El Brodato.

- Mam wspaniałe wieści!!! - powiedział El Brodato. - Zaproponowano mi domek w Szkocji. Pomyślałem, że moglibyśmy całą rodziną pojechać tam na tydzień. Spędzić razem cudowne chwile. Mama, Libbs, dziadek wujek Eddie, można by zaprosić nawet kuzyna Jamesa gdybyś chciała mieć towarzystwo w swoim wieku. Co o tym myślisz?

Sacrebleu i cholera. Merde do kwadratu i kicha!!!! - właśnie to myślę.

Na szczęście rozległ się dzwonek do drzwi i razem z panią Wielkie Gacie czmychnęłyśmy do mojego pokoju. Gdzie, jak zwykle, zastałam cały tłum. Libby leżała w moim łóżku z Barbie nurkiem, konikiem Charliem, Angusem i Naomi.

- Libbs, idź na dół pobawić się trochę z tatusiem - po­wiedziałam.

Ale ona stanęła na łóżku i zaczęła tańczyć, śpiewając „Kuko nam się pociapało”. Doszła do tej części, kiedy zdejmuje majtki, ale zauważyłam, że są podejrzanie wy­pchane, wiec powiedziałam:

- Libbs, nie rób tego.

- Nózie mi rośną.

- Nie, nie zdejmuj majtek.

Za późno. Myślałam, że Jas zemdleje. Nie wyobrażała sobie, co to znaczy mieć młodszą siostrzyczkę. Poszłyśmy z Jas do składziku, żeby trochę pobyć na osobności. Nie mogłam się doczekać, kiedy jej opowiem o moich wyczy­nach z całowaniem się, ale zaczęła ględzić o Tomie:

- Pojechaliśmy na wieś.

O Boże. Pomyślałam, że mimo wszystko udam zainte­resowanie, bo inaczej nigdy nie zejdę na własny temat.

- Po co? - spytałam.

- No wiesz, żeby pobyć na łonie natury.

- Dlaczego po prostu nie posiedzieliście w twoim po­koju z paroma roślinami doniczkowymi, musieliście wlec się aż na wieś? Zresztą pewnie i tak tylko się tam cało­waliście.

- Wcale nie.

- Nie? No to co jeszcze robiliście?

- Oglądaliśmy różne rzeczy.

- Jakie rzeczy?

- Florę, faunę i tak dalej. Materiał, który przerabiamy na bioli. Bardzo interesujące. Tom ma ogromną wiedzę. Znaleźliśmy ślinę kukułki i tropiliśmy borsuka.

Klasnęłam w ręce i zaczęłam skakać po pokoju.

- Ślina kukułki!!! Nie!!! Jaka szkoda, że z wami nie pojechałam! Niestety, musiałam się całować z Bogiem Seksu.

Jas nabzdyczyła się i poczerwieniała jak burak. Jas wy­gląda zupełnie idiotycznie, kiedy się obraża - choćby dla tego widoku warto ją trochę zirytować. Robi się cała czerwonoróżowa, tylko koniuszek jej nosa zostaje biały. Bardzo zabawne, zupełnie jak różowa panda w miniówie i wielkich gaciach.

Naburmuszyła się, ale ją objęłam.

- Zbastuj - powiedziała.

- Mimo wszystko trochę mi smutno, bo chociaż mnie spotkało wielkie szczęście, to jakoś nie mogę przestać myśleć o Davie Jajcarzu. To był naprawdę całkiem fajny facet i wiesz... yyy... niezły był z niego jajcarz. Przykro mi, że złamałam mu serce.

Jas myszkowała w wędkarskiej torbie mojego taty, co nie było dobrym pomysłem, bo tata czasami zostawia tam larwy, które zamieniają się w muchy plujki.

- O właśnie, miałam ci powiedzieć - rzuciła. - On te­raz chodzi z Ellen. Razem z Tomem spotykamy się z ni­mi dzisiaj po kinie.


Północ Socrebleu ; cholera jasna. Dave Jajcarz podobno kochał się we mnie? jak to się stało, że chodzi z Ellen? Jak ona śmie się z nim umawiać? Prze­cież to tylko mój były.


1:00 No, ale ja chodzę z Bogiem Seksu, więc powinnam być dla wszystkich miła.


1:05 Ale swoją drogą z Dave'a był naprawdę niezły jajcarz. Chociaż przy nim wcale nie zamie­niałam się w galaretę.


1:10 Przy BS z całą pewnością zamieniam się w galaretę. Mmmmm, miodzio. Ale on mnie nie rozśmiesza, przy nim czuję się jak idiotka.


1:15 Ciekawe, czy Dave Jajcarz też przygryzał dol­ną wargę Ellen?


1:20 Wyglądam przez okno. Angus i Naomi czają się przy ogrodzeniu koło domu państwa Sąsiadów. Angus tylko macha łapą na pudle. Mam nadzieję, że nie zaczną uprawiać seksu grupowego (cokolwiek to znaczy).


1:25 Może powinnam mieć jednego chłopaka, przy którym zamieniam się w galaretę, i drugiego tylko dla śmiechu?


1:30 Matko kochana! Na święte gacie, i co teraz będzie?!

1* Mes (fr) - moi

2** Mes très, très horriblemet (fr) - moi bardzo straszni

3*** Merde (fr) - gówno, cholera

4* Mucho exsitemondo - przekręcone słowo hiszp.

5* Wielki zadek tłuściocha

6** Dobry wieczór mój mały

7* Most Forth - jeden z największych mostów w Szkocji.

8* Socrebleu (fr.) - cholera, do diabła, psiakość

9* Ma petite (fr.) - moja mała; quoi? (fr.) - co?

10** Zdanie z niepoprawnymi wtrąceniami słów francuskich: Mam plan, jak zrobić no Bogu Seksu wrażenie moją dojrzałością.

11*** Non (fr) - nie,...bardzo ci się aime - bardzo ci się podoba.

oh, mon Dieu (fr.) - o mój Boże.

12**** Pourquoi (fr) - dlaczego;parce que, ma petite... (fr) - dlatego, moja mała...

13***** Tak!!!! Bardzo, bardzo dobrze!!! Wspaniale!!! Było bardzo, bardzo, dobrze plus wielki czad.

14* Dobry wieczór mój bardzo stary chłopcze (...) Moja przyjaciółka i ja chcę (powinno być : desirons - chcemy) dwa bilety do De onsgote, poproszę.

15* Voilà (fr.) - proszę, oto.

16** Exactamodo - przekręcone słowo hiszp. exactamente - wiośnie; ma petite amie (fr.) - moja mała przyjaciółko.

17* Sacrebleu! Czuję się jak un pacan. Do diabła! Czuję się jak pacan, un - (fr.). rodzajnik nieokreślony rodzaju m., nie tłumaczy się.

18* Quelle surprise - (fr.) co za niespodzianka

19* Très amusant (fr.) - bardzo zabawne.

20* Quelle dommage. Zut alors i sacrebleu (fr.) - Jaka szkoda. Cholera i do diabła.

21* Perfectamondo - przekręcone słowo hiszpańskie perfectamen­te - świetnie, doskonale.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Zwierzenia Georgii Nicolson 02 Spoko, założyłam bardzo duże gacie
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 02 Spoko, założyłam bardzo duże gacie
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 02 Spoko, założyłam bardzo duże gacie
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 02 Spoko, założyłam bardzo duże gacie
Spoko założyłam bardzo duże gacie(4)
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 03 Kłopoty z dyndakami
Zwierzenia Georgii Nicolson 08 Miłość ci wszystko wypaczy 2
Zwierzenia Georgii Nicolson 7 Jak oswoić włoskiego rumaka
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 01 Angus, stringi i przytulanki
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 08 Miłość ci wszystko wybaczy
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 03 Kłopoty z dyndakami
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 06 Ciao, bella czyli w sidłach miłości
Zwierzenia Georgii Nicolson 01 Angus, stringi i przytulanki(1)
Zwierzenia Georgii Nicolson 08 Miłość ci wszystko wypaczy
Zwierzenia Georgii Nicolson 08 Miłość Ci wszystko wypaczy
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 03 Kłopoty z dyndakami
Rennison Louise Zwierzenia Georgii Nicolson 01 Angus, stringi i przytulanki

więcej podobnych podstron