Rebecca Russell
Zastępcza narzeczona
SCAN
dalous
– Nie może pan tam wejść, panie McKenna – oświadczyła surowo wysoka kobieta w rogowych okularach. – Oglądanie narzeczonej w sukni ślubnej przynosi pecha! – dodała stanowczo i postukała ołówkiem w okładkę wielkiego notesu.
Mac spojrzał ze skrywanym niesmakiem na tę dziwną postać. Kobieta, uczesana w nienaganny kok i obwieszona perłami, stała w lekkim rozkroku i broniła wejścia w głąb korytarza niczym najgroźniejszy cerber. Mac rozejrzał się po eleganckim wnętrzu ozdobionym zdjęciami ślubnymi wielkich gwiazd i pomyślał, że nadawałaby się raczej na przełożoną wiktoriańskiej pensji dla dziewcząt niż na konsultantkę w salonie mody ślubnej.
Na jednym ze zdjęć dostrzegł swojego ulubionego zawodnika, gwiazdę ligi baseballa i pomyślał, że przydałaby mu się teraz jego pomoc. Może wspólnie zdołaliby usunąć ją z drogi... Mimo wszystko przywołał na twarz swój najbardziej czarujący uśmiech i zrobił mały krok do przodu. Kobieta nawet nie drgnęła.
– Proponuję jednak, żeby poczekał pan na zewnątrz – odezwała się, mrożąc go spojrzeniem.
Miał dość tej zabawy. Co to za dziecinne przesądy! Cenił swój czas i nie zamierzał spędzić tu ani minuty dłużej na bezsensownych przepychankach. Może i był to najbardziej ekskluzywny salon mody ślubnej w tym stanie, ale Mac McKenna nie przywykł do tego, aby marnować czas w korytarzu.
Westchnął lekko i przejechał dłonią po krótko obciętych ciemnych włosach. Nie czuł się dobrze w tym otoczeniu, wszystko tu wydawało się takie niepraktyczne. Buty miały zbyt wysokie obcasy i wyglądały tak delikatnie, że pewnie nie przeżyłyby spaceru dłuższego niż sto metrów, a koronkowe rękawiczki sprawiały wrażenie utkanych z pajęczych nitek. Nie, zdecydowanie to nie był jego świat. Załatwi szybko swoje sprawy i wróci do kancelarii, gdzie na szczęście wszystko jest solidne i konkretne.
– Nie jestem przesądny – zapewniał z przekonaniem. – Poza tym moja narzeczona sama chciała, żebym ją zobaczył. Zależy jej na mojej opinii – wyjaśnił.
Dziwne, ale odkąd się oświadczył, Jenna, zwykle tak pewna siebie i niezależna, stała się nagle jakaś niespokojna i rozdrażniona.
– Dobrze, skoro sami państwo tego chcą... – chłodno odezwała się sprzedawczyni, nieudolnie ukrywając dezaprobatę. – Panna Taggert jest w pierwszym pokoju po lewej.
Uśmiechnął się uprzejmie i ruszył we wskazanym kierunku. Kiedy otworzył drzwi, jego oczom ukazał się imponujący widok. Na środku pokoju, na niewielkim podwyższeniu stała Jenna. Cała w zwojach koronek i kremowej satyny z niewyraźną miną przeglądała się w wielkim trzyczęściowym lustrze.
Nie rozumiał jej niezadowolenia. Wyglądała przecież wspaniale jak zawsze. Miała perfekcyjny makijaż, a staranna fryzura nie nosiła śladów dwugodzinnych przymiarek. A jednak Jenna, zamiast zwykłego olśniewającego uśmiechu, miała kwaśną minę.
– Jak myślisz? – zapytała bez zbędnych wstępów. – Czy ta sukienka jest dla mnie odpowiednia?
Nie obdarzyła go nawet przelotnym spojrzeniem, skupiona na ocenianiu kreacji we wszystkich lustrach.
– To twój wybór, Jenna – odparł z westchnieniem. – Uważam, że jest całkiem niezła.
– Niezła? – powtórzyła z niesmakiem. – Nie chcę niezłej! Wychodzę za jednego z najlepszych prawników w tym mieście, muszę zrobić wrażenie!
Z wysiłkiem ukrył zniecierpliwienie. Dlaczego właściwie go tu wezwała? Od początku postanowiła, że sama zajmie się organizacją przyjęcia weselnego, a on chętnie na to przystał. Skąd te nagłe wątpliwości? I do tego wyciągnęła go z kancelarii. Wiedziała, jak cenił swój czas. Klienci słono za niego płacili i nie powinien go marnować na dywagacje o różnicy między kremowym a waniliowym.
– Proszę zostawić nas na chwilę – zwrócił się do sprzedawczyni, która stała z boku z naręczem dodatków.
Dziewczyna kiwnęła głową i zniknęła bezszelestnie. Kiedy zostali sami, podszedł do Jenny i odezwał się tak spokojnie, jak potrafił:
– Masz świetny gust, moja droga. Ufam ci całkowicie. Na pewno wybierzesz najlepszą suknię, jaką tu mają. Po prostu zdecyduj się i wracaj do biura. Pamiętaj, że przygotowujemy się do ważnej sprawy. Błąd lekarski, który niemal kosztował życie córkę Carrollów – przypomniał, widząc jej rozkojarzone spojrzenie.
– Racja. – Jenna westchnęła lekko i zadzwoniła po konsultantkę. – Proszę przynieść pięć sukienek, które mierzyłam w ostatnim tygodniu – poleciła dziewczynie. Pochyliła się nad nim i pocałowała go lekko. – Ty już wracaj do biura. Ja też niedługo tam dotrę, to potrwa tylko chwilę.
Mac wycofał się z ulgą, nieco zirytowany tą bezsensowną wyprawą. Zachowanie Jenny w ostatnim czasie bardzo go zaskakiwało. Słyszał, że niektóre kobiety wpadają w stres przed ślubem, ale nie sądził, że Jennie również przydarzy się coś podobnego. Znał ją od czterech lat, od kiedy rozpoczęła pracę w jego kancelarii, i zawsze podziwiał w niej opanowanie, pewność siebie i zaangażowanie w sprawy zawodowe. Tymczasem przez kilka ostatnich tygodni odnosił wrażenie, że ma do czynienia z zupełnie obcą osobą...
Trzy miesiące temu, doceniając jej poświęcenie, zaproponował, żeby została jego wspólniczką. Szybko i spokojnie to zaakceptowała, jakby już od jakiegoś czasu spodziewała się tej propozycji. Po czym, w charakterystyczny dla siebie sposób zaproponowała:
– W zasadzie dlaczego nie posunąć naszego partnerstwa o krok dalej?
Uśmiechnął się wtedy lekko, ale po zastanowieniu musiał przyznać, że nie jest to zła propozycja.
Oboje byli młodzi, inteligentni, ambitni, nie bali się rywalizacji. Czemu nie? Taki mariaż byłby korzystny dla firmy, a poza tym chyba pasowali do siebie. Oboje postawili na karierę. Ciężko pracowali, kancelaria była ich drugim, jeżeli nie pierwszym domem. Bez reszty angażowali się w walkę ze szpitalami, nieuczciwymi firmami ubezpieczeniowymi i niekompetentnymi lekarzami. Wiedział, że każde z nich mogło zajść bardzo wysoko, ale razem byliby niepokonani.
Długo o tym myślał i nie znajdował luki w tej teorii. Zresztą ostatnio coraz częściej przychodziło mu do głowy, że już najwyższy czas, by się ustatkować. Miał trzydzieści osiem lat i samotność coraz bardziej dawała mu się we znaki. Ale jak dotąd był zbyt zajęty pracą, żeby szukać żony poza firmą.
Umówił się więc z Jenną kilka razy i podczas tych randek ze zdziwieniem odkryli, w jak wielu kwestiach mają podobne poglądy. W praktyce oznaczało to, że oboje chcą się poświęcić pracy i żadne z nich nie myśli o posiadaniu dzieci. Przemyślał więc wszystko, rozważył za i przeciw, a kiedy ustalił, że Jenna Taggert jest najlepszą kandydatką, jaką mógł spotkać, postąpił zgodnie z logiką i oświadczył jej się.
Nie przypuszczał jednak, że ta sytuacja aż tak ją rozstroi. Cóż, miał tylko nadzieję, że kiedy wreszcie będzie po wszystkim, Jenna odzyska swoją słynną równowagę ducha.
Chyba że... Nie, roześmiał się w duchu, nie wierzył przecież w przesądy. Nie ma mowy, żeby banalne oglądanie sukni ślubnej mogło przynieść pecha.
Uśmiechnął się jeszcze raz i zdecydowanie potrząsnął głową. Zapomnijmy o jakimkolwiek pechu. Nie ma takiej możliwości. Jenna była przecież idealną kobietą dla niego. Jeszcze tylko kilka tygodni... Ona i ta słono opłacana organizatorka przyjęć ślubnych zorganizują wszystko perfekcyjnie, nie wątpił w to.
Gdzie tu więc miejsce na pecha? Życiem Maca Mc Kenny kierowały logika i rozsądek i żadne głupie przesądy nie mogły z nimi wygrać.
Jessie Taggert ocierała pot z czoła po intensywnym treningu w klubie sportowym. Lubiła czuć, że każdy mięsień jest rozgrzany, a krew aż pulsuje w żyłach.
Wzięła szybki prysznic, przebrała się pospiesznie i myślami była już w swoim przytulnym małym domku. Marzyła o odprężającej kąpieli i gorącej herbacie.
Nagle usłyszała, jak z jej torby dobiega dziwny dźwięk. Nie znała tej melodii. Zaskoczona przeszukiwała kieszenie, aż znalazła wibrujący telefon. No, oczywiście, to jej siostra bliźniaczka Jenna znowu zrobiła jej dowcip i zmieniła sygnał w telefonie.
– Halo? – rzuciła Jessie zdyszana.
– Jess, jak dobrze, że cię złapałam! – usłyszała zdenerwowany głos siostry i dzwonki alarmowe w jej głowie rozdzwoniły się na dobre.
– Co się stało? – starała się mówić spokojnie.
– Musisz mi pomóc – oznajmiła Jenna tonem nie znoszącym sprzeciwu.
To zwykle nie wróżyło nic dobrego.
– Jenna, mam wakacje – przypomniała Jessie z westchnieniem. – Poproś kogoś innego.
– To niemożliwe – mówiła jej siostra zdecydowanie. – Posłuchaj, muszę wyjechać służbowo. Tylko do jutra, ale to znaczy, że nie mogę dziś iść na ostatnią przymiarkę mojej sukni ślubnej. Krawcowa miała zrobić małe poprawki i właśnie zadzwonili z salonu, że powinnam do nich przyjść i sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Jess, musisz mnie uratować, jesteśmy przecież identyczne, mamy te same wymiary! Idź tam za mnie, błagam! – zaklinała. Po czym, słysząc milczenie po drugiej stronie, dodała z wyrzutem: – Wiesz, że ja bym to dla ciebie zrobiła.
Jessie westchnęła ciężko. Temu nie mogła zaprzeczyć. Obie z siostrą różniły się bardzo, ale zawsze były wobec siebie lojalne. Pomagały sobie w najtrudniejszych sytuacjach życiowych.
– Zgoda, Jenna. Zrobię to dla ciebie, choć wiesz, jak nie lubię oszukiwać – zgodziła się niechętnie.
– Och, nie przesadzaj, to żadne oszustwo – bagatelizowała jej siostra. – Tylko pamiętaj, Mac nie może o niczym wiedzieć! Nie wspominałam mu, że wyjeżdżam z miasta, nie chcę, żeby się denerwował.
– Jak to... Mówiłaś przecież, że to służbowy wyjazd – odezwała się zdezorientowana Jessie.
– Wyjaśnię ci to później – ucięła Jenna. – Więc jak, mogę na ciebie liczyć?
– Możesz, ale...
– To świetnie, dzięki! – przerwała jej i odłożyła słuchawkę.
Jessie jeszcze przez chwilę wpatrywała się oszołomiona w wyświetlacz telefonu. Przez tyle lat powinna się przecież do tego przyzwyczaić. Jej starsza o dwie minuty siostra nigdy nie miała skrupułów. I zawsze dostawała to, czego chciała.
A od kiedy cztery miesiące temu zaręczyła się z Makiem, swoim wspólnikiem, działała jeszcze bardziej zdecydowanie niż dotąd. I wyglądała na bardzo szczęśliwą. Podczas niedzielnego obiadu oznajmiła rodzinie, że wybrała najlepszego mężczyznę, jakiego miała szansę spotkać. Mieli wspólne plany zawodowe, byli równie ambitni i zdeterminowani, by odnieść sukces.
Podobno już szukali eleganckiego domu. Oczywiście z pokojem dla gosposi, bo Jenna nie zamierzała zajmować się tak banalnymi sprawami jak porządki, gotowanie i zakupy. Twierdziła również, tak samo jak narzeczony, że na dzieci po prostu szkoda jej czasu.
Hmm, cóż, jeśli tak, to rzeczywiście pasowali do siebie doskonale.
Jessie nie mogła wprawdzie wyobrazić sobie bardziej pustej egzystencji, ale ostatecznie to nie jej sprawa.
Wrzuciła torbę do samochodu i ruszyła w stronę salonu sukien ślubnych.
Jenna będzie jej sporo winna za tę przysługę.
Przekroczyła próg salonu i skrzywiła się lekko, czując, jak owionął ją zapach ciężkich perfum. Wnętrze ekskluzywnego butiku wypełniały elegancko ubrane kobiety przeglądające katalogi.
Rozejrzała się niepewnie, dostrzegła kreacje od Prądy i Gucciego i nagle poczuła się zupełnie nie na miejscu w ubraniu treningowym, z włosami spiętymi w koński ogon.
Na szczęście, zanim zdążyła uciec, podeszła do niej wysoka kobieta opleciona sznurami pereł.
– Panno Taggert – zaczęła ze zdumieniem. – Ledwie panią poznałam.
– Hmm, coś mi wypadło, stąd ten strój – wyjaśniła wymijająco.
– Rozumiem, zdarza się. – Kobieta uśmiechnęła się kącikiem ust. – Suknia jest już gotowa, zapraszam do przymierzalni. Dwukrotnie mierzyliśmy talię i sprawdzaliśmy inne wymiary, tak jak pani prosiła. Mam nadzieję, że wszystko pani zaakceptuje.
Weszły do obszernego pomieszczenia, w którym stała tylko niewielka kanapa, ogromne, trzyczęściowe lustro i okrągły podest na środku.
Jessie rozejrzała się ciekawie i nagle drgnęła zaskoczona. Ujrzała strojną, falbaniastą suknię, ozdobioną tyloma koronkami i kokardami, że obawiała się, czy zdoła to udźwignąć. Jej siostra wprawdzie nigdy nie była przesadną wyznawczynią eleganckiej prostoty, ale tym razem chyba przesadziła.
– Panno Taggert, czy coś nie tak? – spytała zaniepokojona konsultantka.
– Nie, skąd...
Zmusiła się do uśmiechu i szybko zrzuciła z siebie ubranie. Włożyła suknię i stanęła na podium.
Zerknęła w lustro. Wszystko było idealnie dopasowane. Za dziesięć minut będzie po wszystkim, a ona wreszcie się wykąpie i napije herbaty.
– Jenna, jesteś tutaj – usłyszała nagle zza drzwi. – Musimy porozmawiać!
To na pewno Mac, narzeczony Jenny. Widziała go tylko raz, ale dobrze pamiętała ten głęboki, aksamitny głos.
– Może później, Mac... – starała się mówić spokojnie.
– Jestem teraz bardzo zajęta.
– To pilne, Jenna – nalegał. – Wiesz, że inaczej nie zawracałbym ci głowy.
– Ale nie możesz teraz wejść! – Czuła, jak ogarniają coraz większa panika. – Zresztą nie powinieneś mnie widzieć w sukni przed ślubem! To przynosi pecha!
Drgnął zaskoczony.
– Żartujesz sobie? Przecież widziałem cię w niej w zeszłym miesiącu, sama mnie o to prosiłaś! – Nie poznawał jej, to pewnie to słynne zdenerwowanie. – Naprawdę musimy porozmawiać! I to zaraz!
Jessie jęknęła głucho. Nie dość, że zrobiła z siebie idiotkę, to jeszcze za chwilę umrze ze zdenerwowania. Dlaczego Jenna nie uprzedziła jej, że Mac może tu przyjść? No trudno, teraz już nie miała wyjścia, musiała grać do końca.
– Co się z tobą dzieje, Jenna? – dobiegało ją zza drzwi.
– Nie odpowiadasz na telefony, wczoraj nie zjawiłaś się na spotkaniu w sądzie. Musiałem tam wysłać Chrisa, żeby cię kryć.
Coś takiego! Jessie poczuła zaniepokojenie. Jenna opuściła ważne spotkanie? Nieprawdopodobne, nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby zaniedbała służbowe obowiązki. Najwyraźniej musiało się zdarzyć coś niezwykłego...
Koniecznie musi z nią porozmawiać. Na razie jednak nie wiedziała, jak wybrnąć z kłopotliwej sytuacji...
Niemożliwe, żeby Mac dał się nabrać. Na pewno na pierwszy rzut oka rozpozna, że nie stoi przed nim jego narzeczona. Chociaż widzieli się przecież tylko raz... Jenna zorganizowała krótkie rodzinne spotkanie w jednej z najmodniejszych restauracji. Jessie wciąż pamiętała przystojnego, eleganckiego mężczyznę, który pojawił się w lokalu z jej siostrą uwieszoną na ramieniu. Już wtedy jego nienaganne maniery, starannie ułożone ciemne włosy i uśmiech człowieka sukcesu zrobiły na niej wrażenie. Pomyślała wówczas, że nic dziwnego, że tak atrakcyjny mężczyzna wybrał kogoś takiego, jak jej perfekcyjna w każdym calu siostra.
Obejmowali się czule przez całe spotkanie, ale jako para robili dziwne wrażenie. Nie umiała dokładnie powiedzieć, o co chodzi, ale czuła, że coś jest nie tak.
– Proszę, kończ to przymierzanie! – Głos Maca był coraz bardziej napięty. – Masz jakieś problemy z tą sukienką? – spytał po chwili.
– Nie, wszystko dobrze – zapewniła pospiesznie.
Omiotła pokój nerwowym spojrzeniem. Pod lustrem zauważyła zestaw do makijażu. To mogłoby rozwiązać problem...
Szybko związała włosy w elegancki węzeł na karku, a potem pospiesznie zrobiła sobie makijaż. Próbowała się uspokoić. To nic trudnego, przecież jako dzieci często zamieniały się z siostrą rolami. Poczuła, jak jej ciało przebiegł miły dreszczyk ekscytacji.
– Jeszcze tylko minuta! – Szybko skończyła makijaż.
Konsultantka przyglądała jej się uważnie i po chwili się odezwała:
– Proszę mnie źle nie zrozumieć, panno Taggert, ale dziś jakby nie była pani sobą. Kilka tygodni temu wydawała się pani zachwycona tą suknią, a dziś odniosłam wrażenie, że coś jest nie w porządku. Proszę powiedzieć szczerze, o co chodzi. Chciałabym, żeby była pani zadowolona. Kilka razy już zmieniała pani decyzję, może pani zrobić to ponownie – uspokajała.
Jenna zmieniała decyzje? Niemożliwe, konsultantka musiała chyba pomylić klientki.
Ostatnim ruchem drżącej ręki pociągnęła rzęsy czarnym tuszem i uśmiechnęła się z wysiłkiem. Uff, chyba zdążyła.
Sekundę później z nową fryzurą i makijażem, który upodabniał ją do siostry, podeszła do drzwi. Starała się opanować nerwowe napięcie. Za chwilę będzie musiała stawić czoło mężczyźnie, który pewnie natychmiast przejrzy jej podstęp. A nawet jeśli nie, zacznie jej zadawać pytania, na które nie będzie umiała odpowiedzieć.
Trudno, musi jakoś przetrwać to spotkanie. Jutro Jenna pojawi się w salonie, a wtedy wszystko wróci do normy.
Wyprostowała plecy i oparła dłoń na biodrze w charakterystycznym dla Jenny geście. Przypomniała sobie, jak zachowywała się zwykle jej siostra – z wdziękiem, pewnością siebie, naturalną swobodą.
To nie powinno być trudne, na pewno się uda, pomyślała z ironią. Wzięła więc głęboki oddech i odważnie popchnęła drzwi.
– Czas zacząć przedstawienie – wyszeptała do siebie.
Zdążyła w ostatnim momencie – Mac właśnie chwytał za klamkę. Spojrzała na niego oszołomiona. Zapomniała już, jakie wywarł na niej wrażenie – wysoki, przystojny, o śniadej karnacji i regularnych rysach. W tym otoczeniu wyglądał nieco dziwnie, ale nie wydawał się zbytnio zagubiony. Ciekawe, czy w ogóle gdziekolwiek czuł się niepewnie, zastanowiła się.
Uśmiechnęła się swoim najbardziej uroczym uśmiechem i ruchem dłoni dała do zrozumienia, by Mac nie podchodził bliżej.
– Zatrzymaj się, Mac – zawołała. – Ta suknia kosztowała fortunę, nie możemy jej uszkodzić.
Miała nadzieję, że zabrzmiało to wiarygodnie. Musi zrobić wszystko, żeby uniknąć jego bliskości. To dawało jakąś szansę, że jej nie rozpozna. Chociaż... był jeszcze jeden powód, dla którego wolała się trzymać z dala od Maca. Dziwne, ale w jego obecności ogarniało ją jakieś kłopotliwe napięcie...
Nie miała jednak czasu, żeby się teraz nad tym zastanawiać. Tym bardziej że Mac zachowywał się, jakby jej nie słyszał. Zamknął za sobą drzwi i podszedł do niej tak blisko, że widziała złociste cętki w jego oczach. To; nie wiadomo dlaczego, skojarzyło jej się z gorącą czekoladą. Próbowała odetchnąć głęboko i odzyskać panowanie nad sobą, ale w tym samym momencie poczuła zapach jego wody kolońskiej, która przywodziła na myśl szybkie samochody i długie pocałunki o zmierzchu.
Zanim zdołała przeanalizować, co się z nią dzieje, usłyszała cichy, seksowny szept:
– Najwyżej zapłacę za naprawę.
Położył ręce na jej ramionach i czuła, jak przez jej ciało przetacza się fala ciepła. Bała się tego, co najwyraźniej zamierzał zrobić, udała więc, że potknęła się na wysokich obcasach. Nie musiała zresztą specjalnie oszukiwać, nogi drżały jej mocno, a Jenna oczywiście wybrała buty na niebotycznych obcasach.
– Jenna, co się z tobą dzieje? – spytał z troską, prowadząc ją na kanapę. – Jesteś chora?
– Nie, skąd – zaprzeczyła gwałtownie. – Chyba tylko trochę... zagubiona.
Popatrzył na nią zaskoczony, ale nic nie powiedział. Ujął jej dłonie w swoje silne ręce i trzymał tak przez chwilę, która wydawała jej się wiecznością. Ten niewinny kontakt sprawił, że na policzki natychmiast wypłynął jej krwisty rumieniec.
Nie podoba mi się to wszystko, pomyślała zaniepokojona własnym zachowaniem. Czy to normalne, żeby tak reagować na narzeczonego siostry?
Ale przecież ten facet jest tak przystojny i pociągający, że chyba każda kobieta poczułaby przy nim szybsze bicie serca, próbowała się usprawiedliwić. A jeśli tak, to ona ten test na kobiecość zdała na piątkę.
Co dziwne, Mac nie był nawet w jej typie. Nigdy nie lubiła pewnych siebie przystojniaków, zapatrzonych tylko we własną karierę i wynajmujących nienagannie urządzone apartamenty, w których plastikowa dziecięca zabawka wyglądałaby jak plama na najlepszym garniturze. Poza tym tacy faceci nie zwracali uwagi na nauczycielki bez przesadnych ambicji, których główną rozrywką była praca w ogródku.
Jednak, co najważniejsze, to był przecież narzeczony jej siostry. I nie powinna o tym zapominać.
– Ty nigdy nie jesteś zagubiona – odezwał się w końcu. – Zresztą to nie tłumaczy, dlaczego nie przyszłaś do sądu.
Co się dzieje? – zastanawiała się Jessie. To nie było podobne do jej siostry. Jenna nawet dzień przed ślubem nie zapomniałaby o sprawach zawodowych.
– Posłuchaj, Mac – zaczęła, niepewnie oblizując usta.. – Przepraszam, że nie pojawiłam się w sądzie. To się więcej nie powtórzy, obiecuję. Po prostu potrzebowałam trochę czasu dla siebie i dlatego wyłączyłam telefon. Zapomniałam o tym spotkaniu i nikt nie mógł mi przypomnieć. Muszę przyznać, że całe to zamieszanie wokół wesela doprowadza mnie do szaleństwa.
– Ale dlaczego? – zdziwił się. – Wynajęłaś przecież najlepszą firmę, na pewno wszystkiego dopilnują. Poza tym po niedzieli będziesz już miała wolne i odpoczniesz trochę przed ślubem.
Patrzyła na niego niepewna, jak zareagować. Czuła, że Mac powoli traci cierpliwość, nie chciała więc powiedzieć niczego, co mogłoby pogorszyć sytuację.
– Nie potrafię tego wyjaśnić, Mac – zaczęła wymijająco. – Po prostu przygotuj się na to, że do zamknięcia całej sprawy będę trochę nieswoja i mogę pracować na nieco niższych obrotach.
Przez chwilę patrzył na nią w milczeniu.
– Cóż, zakończyłaś wszystkie swoje sprawy i od poniedziałku masz wolne – powiedział w końcu.
– Od poniedziałku? – powtórzyła zaskoczona i w jej głowie znowu odezwały się dzwoneczki alarmowe. – Dlaczego od poniedziałku? Myślałam, że już od dzisiaj...
– Jenna, z tobą naprawdę jest źle – stwierdził Mac, coraz – bardziej zaniepokojony. – Zapomniałaś, że dzisiaj mamy jeszcze bal charytatywny, a jutro obiad z twoją rodziną?
Obiad nie był problemem, Jenna do jutra wróci i sprawa się rozwiąże. Ale jak mogła nie uprzedzić jej o balu? Niewiarygodne, żeby takie wydarzenie wypadło jej z głowy! Bal charytatywny na rzecz dzieci z miejskiego szpitala był jednym z najważniejszych wydarzeń towarzyskich roku. Jej siostra uwielbiała błyszczeć na takich imprezach, niemożliwe, żeby o tym zapomniała!
Musi szybko zadzwonić do Jenny i ściągnąć ją tutaj przed wieczorem.
Uśmiechnęła się nerwowo, szukając jakiegoś sensownego wytłumaczenia.
– Po prostu zapomniałam, Mac. A obiad z rodzicami jeszcze nie był potwierdzony. Ale nie powinieneś się dziwić. Podobno ślub tak właśnie działa na kobiety – zaśmiała się z przymusem.
– Może żałujesz, że wzięłaś wszystko na siebie? – spytał z troską. – Chętnie na to przystałem, ale teraz mam wyrzuty sumienia.
To brzmiało jakoś dziwnie... Aż trudno uwierzyć, że można się zupełnie nie interesować własnym ślubem. Nie wiedziała, co ją bardziej zastanawia. To, że Mac nie zamierzał się w nic angażować, czy to, że Jenna postanowiła odsunąć go od wszystkiego?
– Nie chciałam odrywać cię od pracy – wyjaśniła.
Uśmiechnął się lekko.
– Teraz mówisz jak dawna Jenna. – Popatrzył na nią ciepło i dodał: – Miałaś rację, razem stanowimy doskonały duet. Myślisz tak samo jak ja.
Z całych sił starała się nie okazać zdumienia. Pierwszy raz spotkała kogoś, kto na pierwszym miejscu stawiał karierę. Wiedziała, że jej siostrze właśnie to się podobało, zatem dobrali się z narzeczonym jak w korcu maku. Najwyraźniej takie życie obojgu odpowiadało. Najważniejsze, by byli szczęśliwi.
Mac spojrzał na zegarek i uniósł się z kanapy.
– Muszę wracać do biura. Bądź gotowa koło dwudziestej. Wpadnę po ciebie.
Nie, to niemożliwe. Bal? W co najlepszego się wpakowała?! Jeśli Jenna rzeczywiście nie odbiera telefonów, trzeba będzie brnąć dalej w tę maskaradę.
Pożegnał się z nią i przelotnie pocałował ją w policzek, choć widać było, że myślami jest już gdzieś daleko.
Wyszedł szybko, a ona złapała się na rozważaniach, czy byłaby w stanie pracować w dniu własnego ślubu. Zresztą nieważne. To jej siostra wybrała pracoholika, ona miała ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład bal, który odbędzie się już za kilka godzin.
– Suknia jest doskonała, proszę wysłać ją do domu – rzuciła konsultantce, nerwowo wybierając numer Jenny.
Odezwała się poczta głosowa, zły znak. Zostawiła wiadomość, aby oddzwoniła najszybciej, jak to możliwe. Nic więcej nie mogła zrobić.
Nie była z natury pesymistką, ale wiedziała, że jest mała szansa, żeby Jenna wróciła na czas.
I co ja mam teraz zrobić? – zastanawiała się nerwowo. Nie powinna była w ogóle godzić się na to oszustwo.
– Czy mogę coś jeszcze dla pani zrobić, panno Taggert? Proszę powiedzieć.
– Nie, dziękuję. – Pokręciła głową. – Wszystko jest już gotowe.
Gotowe do katastrofy, przemknęło jej przez głowę. Bo jeśli Jenna nie zjawi się tu jakimś cudem przed wieczorem, katastrofa jest nieunikniona.
Musiała przygotować się na najgorsze. A to oznaczało, że ma zaledwie kilku godzin, by zrobić się na bóstwo
– Mam złe przeczucia – jęknęła Jessie, niepewnie spoglądając w lustro.
Ściągnęła do mieszkania Jenny swoje najlepsze przyjaciółki i wspólnie pracowały nad jej nowym wizerunkiem.
Zdenerwowana sięgnęła po butelkę wody, ale zerknęła na świeży manicure i szybko ją odstawiła.
– Jak można otworzyć cokolwiek takimi paznokciami? – spytała retorycznie.
Już zaczynała czuć się jak własna siostra i wcale jej się to nie podobało.
– Kobiety z takimi paznokciami nie muszą nawet myśleć o otwieraniu czegokolwiek – powiedziała ze śmiechem Dana, po czym odkręciła butelkę i nalała wodę do szklanki.
– Staraj się myśleć pozytywnie – podpowiedziała Carla. – Skup się na tym, jak to wspaniale być oszałamiającą pięknością! – Przyjaciółka poprawiła jej kosmyk włosów wysuwający się z misternej fryzury i z satysfakcją spojrzała na swoje dzieło. – Mężczyźni będą stali w kolejce, żeby podać ci coś do picia. Ej, nie ruszaj się tak gwałtownie!
– zawołała z naganą w głosie. – Wszystko zniszczysz! Kobiety, które bywają na takich balach, nie podskakują jak młode źrebaki! – pouczyła ją.
– Ale one prawdopodobnie mają więcej czasu na przygotowania – mruknęła Jessie. Czuła narastające zdenerwowanie i miała szczerze dosyć tej maskarady.
– Nie wiem, co się dzieje. Jenna nie odbiera telefonów, a mnie coraz bardziej korci, żeby powiedzieć Macowi prawdę.
– Dobrze wiesz, że tego nie zrobisz – zachichotała rozbawiona Carla. – Obiecałaś przecież Jennie, a siostry muszą trzymać się razem.
Jessie westchnęła ciężko i potrząsnęła głową, wywołując kolejne niezadowolone spojrzenie Carli.
– No dobrze, cofam te słowa. Ale gdy tylko się pojawi, powiem jej, co o tym myślę. Jak mogła wpakować mnie w coś takiego... ? – Spojrzała ż wdzięcznością na przyjaciółki i dodała: – Dobrze, ze chociaż wy jesteście ze mną.
Dana zasunęła kosmetyczkę i uśmiechnęła się.
– Możesz na nas Uczyć. W końcu nie co dzień przygotowuje się Kopciuszka na bal.
– A ile z tym zabawy! – dorzuciła Carla. – I pomyśleć, że planowałam dziś robić pranie, jak zwykle w sobotę...
– Sięgnęła po lakier do włosów, który stał na szafce i nagle zamarła. – To przecież pierścionek zaręczynowy Jenny – odezwała się niepewnie. – Zostawiła go... ?
Jessie drgnęła zaskoczona i spojrzała na szafkę.
– Wiedziała, że nie wróci na przyjęcie... – wyszeptała, nic nie rozumiejąc.
Znała swoją siostrę. Chociaż były zupełnie inne, zwykle doskonałe potrafiły przewidzieć swoje zachowania. Ale tym razem Jenna postępowała bardzo dziwnie. Zaniedbywała przygotowania do ślubu, opuszczała eleganckie przyjęcie... To zdecydowanie do niej nie pasowało.
– Mac wspominał, że przez ostatni tydzień była jakaś nieswoja – mruknęła Jessie zamyślona. – Kiedy rozmawiałyśmy, wyraźnie czułam, że jest spięta... – Zamyśliła się na chwilę, ale po sekundzie odetchnęła i pokręciła głową. – Nie, raczej nic jej nie grozi. Czułabym, gdyby tak było. To musi być coś innego... – Zastanawiała się chwilę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. – Nieważne, lepiej skupmy się na naszym fałszerstwie. Musicie tak upodobnić mnie do Jenny, żeby nikt mnie nie zdemaskował – zaśmiała się nerwowo.
– Właśnie... – odezwała się Carla znacząco. – Nie chciałabym dodawać ci trosk, ale myślałaś już o tym, co będzie po przyjęciu? No, wiesz – dodała, widząc pytający wzrok przyjaciółki – Jenna i Mac pewnie sypiają z sobą.
Jessie w jednej chwili poczuła się tak, jakby ktoś uderzył ją w żołądek.
– Nie pomyślałam o tym... – wyszeptała niepewnie. – Masz rację. Co ja zrobię?
– Nic – odpowiedziała Carla. – Nie pozostaje ci nic innego, jak skorzystać z okazji... Żartowałam – zawołała szybko, widząc wzrok przyjaciółki. – Nie martw się tym na zapas. Jest duża szansa, że za kilka godzin rozchorujesz się ze zdenerwowania i wylądujesz u lekarza – pocieszyła ją.
– Jessie zagryzła wargi, czując narastającą panikę. W co ona się wpakowała? I jak Jenna mogła jej to zrobić?! Wiedziała, że nie wróci do wieczora, ale nawet jej o tym nie uprzedziła! Jak zwykle jej siostrzyczka realizowała swoje plany, a cała reszta świata nie miała wyjścia, mogła się jedynie do tego dostosować.
– Jessie – usłyszała z boku łagodny głos Dany. – Jenna najwyraźniej ukartowała wszystko i masz prawo być na nią wściekła. Ale to przecież twoja siostra. Widocznie nie mogła zrobić inaczej i wierzyła, że jej pomożesz. Dasz radę, to nic takiego. Po prostu przez jeden wieczór będziesz udawała narzeczoną Maca, to nie powinno być specjalnie trudne. A potem znajdziesz jakąś wymówkę i grzecznie wrócisz do domu.
Oszołomiona spojrzała na przyjaciółki. Rzeczywiście, w ich wydaniu wydawało się to całkiem proste. Gdyby tylko potrafiła uwierzyć, że tak jest naprawdę...
– Wszystko będzie dobrze! – Carla objęła ją krzepiąco i podała pierścionek. – Lepiej go załóż i przyzwyczajaj się, że nosisz na ręku brylant wielkości śliwki.
Wsunęła na palec grubą złotą obrączkę ozdobioną dużym kamieniem i westchnęła głęboko.
– Poczekaj, poprawię ci tylko makijaż, i możesz się ubierać.
Carla delikatnie przypudrowała jej twarz, odsunęła się lekko i spojrzała na nią krytycznym Wzrokiem. Po chwili uśmiechnęła się z uznaniem.
– No, gotowe. Jestem pewna, że powalisz Maca na kolana!
Jessie uśmiechnęła się z wysiłkiem i spojrzała w lustro.
Nic nie było jej tak bardzo potrzebne, jak odrobina pewności siebie. Miała udawać kogoś innego, wyglądać oszałamiająco, czarować cudzego narzeczonego i trzymać go z daleka od siebie. Po prostu drobiazg!
Mac stał przez chwilę przed drzwiami mieszkania Jenny i zastanawiał się, kogo za nimi spotka. Zdecydowaną, dawną Jennę, czy jej nową, dziwnie niespokojną wersję. Nie lubił takich zmian. Po powrocie z salonu sukien ślubnych próbował skoncentrować się na pracy, ale nie mógł się skupić Ciągle zastanawiał się nad dziwnym zachowaniem narzeczonej. Usiłował przygotować się do kolejnej sprawy, musiał jednak przyznać, że niewiele do niego docierało.
W końcu zapukał, drzwi się otworzyły i po chwili stała przed nim świetnie ubrana Jenna, od której bił dawny blask. Odetchnął z ulgą.
– Wspaniale wyglądasz – powiedział z uznaniem.
– Muszę – zaśmiała się. – Inaczej wszyscy będą patrzyli na ciebie.
– Przy tobie nie mam najmniejszych szans.
– Ustaliliśmy więc – oboje jesteśmy wspaniali!
Uśmiechnęła się lekko, ale miał wrażenie, że było to wymuszone. Sięgnęła po torebkę i zasłoniła się nią jak tarczą. Obserwował ją uważnie i zastanawiał się, co spowodowało to dziwne zachowanie. Może miała jakieś wątpliwości co do tego małżeństwa? Nie, potrząsnął głową. Znał Jennę i wiedział, że zawsze była pewna własnych decyzji. I za to ją cenił.
– Chodźmy, już czas – odezwała się po chwili. – Nie możemy przecież pozwolić, żeby wszyscy fotoreporterzy na nas czekali.
Spojrzała na niego z czarującym uśmiechem i nagle zrozumiał, co naprawdę chciałby robić dziś wieczór. Najchętniej zapomniałby o wszystkich obowiązkach i spędził całą noc ze swoją narzeczoną, całując ją namiętnie, rozplątując jej cudowne włosy i powoli zdejmując z niej tę elegancką suknię.
Co się z nim dzieje? Nigdy dotąd nie zdarzyło się, żeby jakakolwiek kobieta była dla niego ważniejsza niż interesy. Lekko zaniepokojony podał jej ramię i poprowadził do samochodu. Jeszcze tylko tydzień, siedem dni, a potem wszystko wróci do normy.
Mac nerwowo rozglądał się po sali pełnej ludzi i z trudem tłumił frustrację. Łapał się na tym, że wciąż szukał wzrokiem Jenny. Miał wrażenie, że unika jego towarzystwa. Nie oczekiwał, że przez cały wieczór będzie uwieszona na jego ramieniu, ale ostatnio zachowywała się jakoś inaczej...
A on właśnie dzisiaj miał szczególną ochotę cały czas patrzeć na nią. Nie wiedział jednak, dlaczego czuł się dziwnie spięty. Jako główny prawnik fundacji pomagającej chorym dzieciom i jeden z organizatorów przyjęcia, kolejny raz brał udział w balu. Uroczystość, jak co roku, odbywała się w eleganckim hotelu i miała doskonałą oprawę. Po sali, oprócz gości, kręcili się liczni dziennikarze, mógł więc być spokojny, że wszystko będzie odpowiednio nagłośnione w mediach.
– Gdzie jest Jenna? – usłyszał z boku głos Johna Nashco, znanego prokuratora.
Sam chciałbym wiedzieć, pomyślał. Uścisnął mu rękę i zamienił kilka kurtuazyjnych słów. Nagle gdzieś pod oknem mignął mu błysk zielonej sukni. Szybko pożegnał Johna i przepchnął się przez tłum. Im bliżej do niej podchodził, tym szybciej krew krążyła mu w żyłach. Widział jej uśmiech, zarys delikatnych ramion i z wrażenia niemal zasychało mu w gardle.
Kiedy podszedł blisko, zauważył ze zdziwieniem, że rozmawiała z jakimś starszym człowiekiem. Ciekawe, dawna Jenna raczej nie zauważała nikogo powyżej sześćdziesiątki.
– Przepraszam, Jenna, ale muszę porwać cię na chwilę – przerwał im.
– Oczywiście – uśmiechnęła się miło i pożegnała uprzejmie ze swoim rozmówcą, który wydawał się nią wyraźnie zachwycony.
Mac objął ją lekko i odezwał się półgłosem:
– Chyba John Nashco ma ochotę zostać naszym sponsorem. Bądź czarująca jak zwykle i wyciągnij od niego ten czek, dobrze?
Miał wrażenie, że zauważył lekką konsternację w jej oczach. Dziwne, zwykle radziła sobie z takimi zadaniami bez najmniejszego skrępowania.
– Aha... Tak, naturalnie. Nie ma problemu – zapewniła go pospiesznie, jednocześnie nerwowo rozglądając się po sali. Wyglądało to tak, jakby szukała drogi ucieczki, ale może tylko mu się wydawało.
– Zjesz coś? – spytał z troską. Może to jej pomoże?
– Nie, dziękuję. Mam mały problem z żołądkiem. Poprzestanę na wodzie – odpowiedziała i lekkim ruchem musnęła mu koszulę. – Świetny krawat.
Natychmiast poczuł, jakby poraził go prąd. Nic nie odpowiedział, ponieważ nie był w stanie wykrztusić nawet słowa. Zacisnął tylko zęby i poszedł po wodę, obiecując sobie jednocześnie, że przy okazji będzie musiał wypić coś mocniejszego.
Co najlepszego się z nim działo? Jenna robiła to, co zawsze. Wspaniale wyglądała i czarowała towarzystwo. Nigdy wcześniej nie wywierało to jednak na nim takiego wrażenia. Co gorsza, łapał się na tym, że jest zazdrosny o każdy jej uśmiech skierowany do kogoś innego. On zazdrosny?! Nie, to niemożliwe.
– Panie Nashco, czy możemy zrobić panu kilka zdjęć z panną Taggert?
– Oczywiście – zgodził się John ochoczo. – Mam pretekst, żeby objąć piękną damę.
Jessie uśmiechnęła się czarująco. Nie mogła wypaść z roli. Rozumiała, że jej siostra żyje dla takich chwil i powinna dać z siebie wszystko, żeby zrobić jak najlepsze wrażenie.
Zresztą, musiała przyznać, że nawet ją to bawiło. Przyjemnie było błyszczeć w tym wspaniałym otoczeniu, a zachwycone spojrzenia Maca też robiły swoje. Oczywiście, ani na moment nie zapominała, że to wyłącznie zabawa. To nie była prawdziwa Jessie Taggert. Ona tylko udawała swoją siostrę, przebrana w jej olśniewające kreacje.
Dostrzegła z boku Maca. Obserwował ich uważnie i patrzył na nią z dziwnym błyskiem w oku. I nagle zapragnęła więcej. Chciała, żeby patrzył na nią z prawdziwym pożądaniem.
Uspokój się, rozkazała sobie w duchu. On patrzy na Jennę. I choćby wyglądał nie wiem jak atrakcyjnie w tym ciemnym garniturze, z krótko przystrzyżonymi włosami i opaloną twarzą, i tak nie jest w twoim typie.
– Dziękuję – usłyszała głos fotografa i to pomogło jej wrócić do rzeczywistości. – Prześlę państwu odbitkę.
– Dziękuję, młody człowieku. – Prokurator machnął lekko ręką, po czym odwrócił się do niej i spytał z uśmiechem: – Jenna, złotko, czemu wiążesz się z Makiem, gdy obok jestem ja?
Skrzywiła się nieznacznie, ale szybko dopasowała się do jego lekkiego tonu:
– John, będę udawała, że tego nie słyszałam. Taki rozsądny człowiek jak ty nie powinien angażować się w przedsięwzięcie, które nie ma żadnych szans na powodzenie. Ale dziękuję ci za wsparcie dla fundacji – dodała z uśmiechem.
Na szczęście w tej chwili podeszła do nich starsza kobieta obwieszona brylantami i wykrzyknęła:
– Och, panie Nashco, koniecznie musi pan poznać moją siostrzenicę, Grace! – Odwróciła się na moment do Jessie i spytała szybko: – Nie obrazi się pani? – I już w następnej chwili niemal siłą pociągnęła Johna za sobą.
Jessie odetchnęła z ulgą. Nie miała pojęcia, jak radzić sobie z natarczywymi wielbicielami swojej siostry.
A gdzie właściwie podział się Mac? Rozejrzała się po sali, ale nigdzie go nie dostrzegła. Może to i lepiej. Im krócej będą ze sobą przebywali, tym mniejsza szansa, że odkryje jej tajemnicę.
Podeszła do bufetu, żeby poprosić o sok, kiedy zauważyła pod ścianą grupkę dzieci. Stały wszystkie trochę niepewnie, drobne, blade i bardzo smutne.
– Co się stało? – spytała z troską, podchodząc bliżej. – Dlaczego macie takie miny?
– Myślałam, że to naprawdę będzie przyjęcie dla nas – wyjaśniła dziewczynka o wielkich brązowych oczach.
– Właśnie – wymruczał jej kolega. – A tu jest tak nudno. Wolę już wrócić do szpitala i grać z kolegami w gry na konsoli.
– Nie narzekajcie – uciszył ich wysoki chłopiec. – Przecież sami chcieliśmy tu przyjść.
– Tak? – zdziwiła się Jessie. – Dlaczego? Mieliście jakiś plan?
– Myśleliśmy, że jak tu będziemy i sami opowiemy gościom o naszej chorobie, może dadzą więcej pieniędzy szpitalowi – odezwała się smutno brązowooka. – Ale nikt nie chce z nami rozmawiać, a my nie wiemy, do kogo się zwrócić.
Serce Jessie drgnęło ze współczuciem. Czuła podziw dla tych dzieci i bardzo chciała im pomóc. Nie może pozwolić, żeby ich wysiłek poszedł na marne.
– To nie tak – wyjaśniła szybko. – Tym wszystkim ludziom zależy na wąs, inaczej przecież by tu nie przyszli. – Popatrzyła na dzieci ciepło i dodała: – Na pewno chcieliby z wami porozmawiać, ale nie wiedzą nawet, że tu jesteście. Musicie zwrócić na siebie uwagę.
Dzieci patrzyły na nią wyczekująco i czuła, że nie może ich zawieść. Rozejrzała się wkoło, szukając pomysłu, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nagle zauważyła przyczepione do filarów pęki balonów.
– Naprzód! – zawołała wesoło. – Chodźcie za mną!
Cała grupa posłusznie podreptała za nią i czekała na dalsze polecenia.
– Dobrze, teraz ustawcie się w parach... – improwizowała. – Stańcie twarzami do siebie i niech każda para niesie balon między głowami. – Dzieci, chichocząc, zrobiły próbę i balony szybko pospadały na podłogę. – Ej, uważajcie, balon ma się opierać o wasze czoła, wtedy będzie dobrze! – instruowała ich. Kiedy już ustawili się w równych rzędach i umieścili balony pośrodku, powiedziała: – Świetnie! I tak idziemy naprzód!
Oczy maluchów błyszczały z ekscytacji. Trzymały się za ręce i starały iść w równym tempie. Balony ciągle upadały na ziemię, ale nikt się tym nie przejmował, dzieci bawiły się dalej. Jessie zaskoczona zauważyła, jak świetnie współpracują. Podnosiły sobie wzajemnie balony, a kiedy najmłodsze upadło, cała grupa zatrzymała się, żeby pomóc mu wstać.
Aby podtrzymać zabawę, Jessie zmieniała układ par i wymyślała kolejne przeszkody na trasie wokół parkietu.
Zapomniała o swojej misji. Zapomniała o kosztownej kreacji Jenny i o tym, że jej siostra z pewnością nigdy by się tak nie zachowywała. Na kolanach łapała balony, wyciągała je spod stołów i krzeseł dopingowana głosami dzieci. W szale zabawy zdjęła nawet buty, żeby było jej wygodniej.
Patrzyła na szczęśliwe, rozbawione twarze chorych dzieci i nie zastanawiała się nad tym, co robi. Nawet jeśli nie uda im się zwrócić na siebie uwagi sponsorów, warto było to zrobić, żeby chociaż na chwilę zapomniały o szpitalu, chorobie i lekach.
Nagłe czyjaś dłoń chwyciła ją za łokieć. Poczuła, jak jej ciało przebiega dreszcz i jeszcze zanim się odwróciła, wiedziała, kto to. Sama nie rozumiała dlaczego, ale tak działał na nią tylko dotyk Maca.
– Co ty wyprawiasz najlepszego, Jenna?
– O co chodzi, Mac? – spytała, odwracając się szybko. – Coś się stało?
Zarzuciła go pytaniami, ale tak naprawdę rozpaczliwie szukała jakiegoś wytłumaczenia dla swojego zachowania, jak mogła tak się zapomnieć?! Jenna przecież nigdy nie bawiła się z dziećmi.
– Pytasz, co się stało? – powtórzył zdziwiony. – Jesteśmy na przyjęciu, nie na placu zabaw. Poza tym ty zwykle nawet nie zauważasz dzieci!
Zmieszana odwróciła wzrok i wtedy dostrzegła, że oczy wszystkich gości zwrócone sana nich. Musiała szybko coś powiedzieć.
– Po prostu próbowałam pomóc – wyjaśniła spokojnym głosem. – Dzieci były zawiedzione, chciały porozmawiać z gośćmi i opowiedzieć o swojej chorobie. Pomyślałam, że im to umożliwię. Uznałam, że najlepiej będzie, jeśli najpierw zwrócimy na siebie uwagę, a potem przemówimy do ludzi.
– I nie przyszło ci do głowy, żeby najpierw przyjść z tym do mnie? – spytał zdezorientowany.
– Po co? Przecież to nikomu nie przeszkadzało, prawda?
– Przypadkiem słyszałem waszą rozmowę – przerwał im starszy, elegancki mężczyzna, w którym rozpoznali prezesa fundacji, – Gratuluję pani! Jest pani geniuszem marketingowym. To był doskonały pomysł, niech dzieci dalej się bawią, a ja wygłoszę specjalne przemówienie.
Prezes uścisnął im ręce i wyraźnie podekscytowany wizją kolejnych datków, pospieszył na podium. Jessie, nieco uspokojona, patrzyła za nim. Tylko Mac nie wyglądał na zadowolonego.
– Jak wpadłaś na pomysł tej zabawy? – spytał wreszcie.
– Moja siostra jest nauczycielką, pamiętasz? – wymyśliła szybko. – Opowiadała mi kiedyś o tym i postanowiłam spróbować.
Patrzył na nią uważnie i wyraźnie oswajał się z tym tłumaczeniem. W końcu kiwnął głową.
– Wygląda na to, że jesteś jej winna podziękowanie – mruknął.
– Nie zapomnę. – Uśmiechnęła się z ulgą. – Może się przyłączysz? – spytała, wskazując na dokazujące dzieci. – Mógłbyś łapać balony.
Mac nagle zbladł.
– Nie... Nie mogę – wyjąkał. – To znaczy... Muszę jeszcze porozmawiać z kilkoma osobami. Może później...
Patrzyła zaskoczona, jak ten wielki mężczyzna pospiesznie znika w tłumie, wyraźnie zmieszany. Czy to możliwie, że boi się chorych dzieci? A może w ogóle boi się dzieci?
Mac słuchał uważnie, patrzył na podium i miał ręce zmęczone od oklasków. Już od godziny dzieci, jedno po drugim, podchodziły do mikrofonu i w prostych słowach opowiadały swoje trudne historie. Słuchał tych opowieści i jak nigdy dotąd czuł, że jego działanie w fundacji do walki z chorobami ma sens. Kto wie, czy nie większy niż cała reszta jego działalności.
Zerknął na Jennę. Stała obok, wyraźnie dumna i wzruszona. Nie powinien się dziwić, wszystkich wzruszały te historie. Jednak nigdy dotąd nie widział, żeby jego twarda narzeczona nie potrafiła ukryć łez. Nie wiedział, co o tym myśleć. Czyżby dotąd obawiała się odsłonić własną słabość, a teraz po prostu pokazała, że jest taką samą kobietą jak wszystkie inne?
I co on ma z tym zrobić?
Oboje wiedzieli, że nie oświadczył jej się z miłości. Szanował ją i cieszył się, że mają takie same cele. Jenna nigdy nie kryła, że kariera jest dla niej najważniejsza i odpowiadała mu ta postawa. Ale teraz nie był już pewien, czy mówiła prawdę. Patrzył na jej szczere wzruszenie i zastanawiał się, czy nie zrobił z siebie głupca.
Dzieci dostały kolejne oklaski, prezes raz jeszcze podziękował za szczodrość i zaprosił do stołu. Do Maca podeszło dwóch mężczyzn, wręczyli czeki i wypytywali o działalność fundacji. Ściskał ich dłonie i kątem oka obserwował Jennę. Znowu wyglądała jakby jedynym jej marzeniem było szybko stąd uciec.
Właśnie podszedł do niej prezes.
– Jenna, jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko – powiedział, ujmując serdecznie jej rękę. – W przyszłym roku musisz należeć do komitetu organizacyjnego. Masz wspaniałe wyczucie w tych sprawach. Nawet nie wiesz, jak nam pomogłaś.
Coś podobnego, zdziwił się Mac. Nigdy by nie pomyślał, że jego narzeczona może zachowywać się w podobny sposób. Dziś pokazała, że w obecności dzieci traci swój zwykły dystans i profesjonalizm.
Na szczęście wieczór już się kończył. Zrobili swoje. Czas, aby zająć się własnymi sprawami. Musi z nią porozmawiać i dowiedzieć się, czy mówiła prawdę, kiedy zapewniała go, że nie chce mieć dzieci.
Podszedł więc do nich i bezceremonialnie przerwał rozmowę.
– Dziękujemy za uznanie, panie prezesie. Zrobiło się jednak późno, musimy już iść. – Uścisnął jego dłoń i pociągnął Jennę do wyjścia.
Oszołomiona dała się wyprowadzić. Wysokie szpilki sprawiały, że ledwo za nim nadążała. Jednak kiedy tylko przestąpili próg, zatrzymała się gwałtownie.
– O co chodzi, Mac? – spytała lekko zirytowana. – Nie zrobię kroku, póki nie wytłumaczysz, dlaczego tak się zachowujesz!
Spojrzał na nią zaskoczony i uniósł brwi.
– O! To nasza pierwsza kłótnia – zauważył z przekąsem. – Jak klasycznie – w publicznym miejscu...
– Nikt nas nie widzi. Poza tym, to może być nasza ostatnia kłótnia, jeśli nadal będziesz za mnie decydował – oświadczyła nieustępliwie. – Dlaczego rozmawiałeś z nim tak, jakby mnie nie było? Nie pomyślałeś, że może chciałabym być w tym komitecie organizacyjnym? Odpowiedz!
Była z siebie bardzo dumna. Wiedziała, że tak właśnie zachowałaby się jej siostra. Jenna nie pozwoliłaby nikomu mówić za siebie. Nigdy nie udawała słabej kobietki, zawsze żądała, żeby inni traktowali ją poważnie.
Mac nie odpowiedział od razu. Uśmiechnął się lekko i widząc, że drży na wieczornym wietrze, sprowadził ją po schodach. Wsiedli do samochodu i Mac włączył klimatyzację. Już po chwili zrobiło się ciepło, to jej jednak nie uspokoiło.
– Odpowiedz – nalegała. – Dlaczego tak się dzisiaj zachowałeś?
– Cóż.. . Wyglądało na to, że świetnie się bawiłaś z tymi dziećmi. Miałem wrażenie, że to nie był tylko chwyt marketingowy. Przyznaj, podobało ci się?
– A jeśli nawet, to co w tym złego? – spytała zdziwiona.
– To, że nie byłaś ze mną szczera – wyjaśnił po chwili. – Mówiłaś, że nie planujesz dzieci. A ja mam swoje powody, by nie zakładać rodziny. I powinnaś wiedzieć, że ta kwestia nie podlega negocjacji. Jeśli więc nie jesteś pewna swojej decyzji, nie ma sensu brnąć dalej...
Słuchała jego spokojnych słów i czuła, jak ogarniają ją sprzeczne uczucia. Nie mogła zrozumieć, jak można decydować się na małżeństwo i z góry zakładać, że nie chce się mieć dzieci. Na szczęście to nie był jej problem. Niech Jenna sobie z tym radzi. Jedyne, czego teraz chciała, to wybrnąć jakoś z tej sytuacji bez konkretnych deklaracji.
Siedziała w milczeniu i zaklinała zielone światła na drodze, żeby świeciły jak najdłużej. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie wysiądzie z tego samochodu i pozbędzie się kłopotliwego towarzystwa.
Mac również się nie odzywał, jakby wciąż przemyśliwał to, co się wydarzyło. Na szczęście po kilku minutach dojechali do mieszkania Jenny. Jessie szybko się pożegnała i wyskoczyła z samochodu, nie dając Macowi szansy, żeby ją odprowadził.
Pospiesznie się rozebrała i zmyła makijaż. Kładąc się do łóżka, wciąż rozmyślała o Macu. Nie potrafiła rozgryźć tego mężczyzny. Był jak skała – silny, pewny, zamknięty w sobie. Miał swoje zasady. I nie chciał być ojcem. Dlaczego? Co takiego ukrywał?
W głowie szumiało jej od domysłów. Cóż, wieczór był pełen niespodzianek, ale przynajmniej udało jej się uniknąć najbardziej kłopotliwej sytuacji...
Następnego dnia rano Jessie siedziała na łóżku z kubkiem kawy i kolorowym czasopismem. Tak zwykle mijał jej leniwy niedzielny poranek. Dziś jednak była tak wyczerpana, że nie potrafiła się cieszyć ani jednym, ani drugim.
Przejrzała gazetę, dopiła kawę i właśnie szła pod prysznic, kiedy rozległ się dzwonek telefonu.
Szybko rzuciła ręcznik i popędziła do aparatu.
– Halo? To ty, Jenna? Wszystko w porządku?
– Cześć, siostrzyczko! – usłyszała radosny głos z drugiej strony słuchawki i mimo woli odetchnęła z ulgą. – U mnie wszystko dobrze. Przepraszam, że nie odpowiadałam na twoje telefony, ale tyle się tu dzieje...
W słuchawce zapadła cisza i Jessie szybko to wykorzystała.
– Słuchaj, mam tego dość. Chodzę w twoich ciuchach, podszywam się pod ciebie i umieram ze strachu. Chyba należy mi się jakieś wyjaśnienie!
– Nie wiem, czy to zrozumiesz... – zaczęła jej siostra z dziwną niepewnością w głosie. – Ja... jestem tutaj z Dylanem.
Jessie była w takim szoku, że zapomniała nawet głośno jęknąć.
– Z Dylanem? – powtórzyła oszołomiona. – To niemożliwe. Jenna, przypominam, że jesteś zaręczona! Zaręczona kobieta nie może spotykać się z perkusistą, którego rzuciła kilka lat temu. Zawsze mówiłaś, że nie wyobrażasz sobie przyszłości z tym facetem. Coś się zmieniło?
– Skąd! – Jenna roześmiała się rozbawiona. – Dylan nigdy się nie zmieni. Ale wiesz... Kilka dni temu przypadkiem weszłam do klubu, w którym grali. Trochę pogadaliśmy, wypiliśmy kilka drinków i nagle Dylan zaproponował, żebym pojechała z nimi w trasę. – Przerwała na chwilę. – Jessie, spróbuj mnie zrozumieć. Miałam wszystkiego dość, zamieszanie z tym ślubem już mnie męczy. Czasami odnoszę wrażenie, że to wszystko mnie przerasta. Chciałam od tego odpocząć i... zgodziłam się.
– Nie mogę w to uwierzyć! – Jessie słuchała oszołomiona. – Nie myślałaś o Macu, ślubie...
– O niczym nie myślałam – odpowiedziała szybko Jenna. – Między mną a Dylanem zawsze coś iskrzyło. Poza tym nie powiedziałam mu, że jestem zaręczona.
– Co? – Jessie aż przysiadła z wrażenia. – Za tydzień wychodzisz za mąż!
– Wiem, wiem – przerwała jej siostra niecierpliwie. – Ale widzisz... Chciałam być pewna, że potrafię spędzić z Makiem resztę życia i nie poczuć tej iskry...
– Jessie, coraz bardziej zaskoczona, przyciskała słuchawkę do ucha. Co? Żadnego iskrzenia? Z Makiem?
– Chcesz powiedzieć, że między tobą a Makiem nie ma żadnej chemii? Nic nie iskrzy?
– W każdym razie niewiele – mruknęła jej siostra bez entuzjazmu. – Nikt by od tego nie spłonął. Gdyby było inaczej, już dawno poszlibyśmy ze sobą do łóżka.
– A nie poszliście? – pytała coraz bardziej zdumiona. – Czekacie z tym do ślubu?
Jenna chrząknęła lekko.
– Jessie, jesteś niepoprawną romantyczką. To nie do końca tak. Nie zdecydowałam się na ten krok, bo nie chciałam być kolejną kobietą, która leci na Maca. Wiedziałam, że gdybyśmy sypiali ze sobą, nigdy by mi się nie oświadczył. Uznałam, że odrobina tajemnicy i niedostępności doda mi uroku...
– Myślałam, że to miłość...
– Daj spokój – ofuknęła ją siostra. – Miłość przemija. Spójrz na statystyki rozwodów. Maca i mnie łączy coś znacznie trwalszego – wspólne cele i interesy. Mac będzie miał reprezentacyjną żonę, która nie tylko ładnie wygląda na przyjęciu, ale też jest w stanie pracować równie ciężko jak on. A ja też zyskam. Jako jego żona i partnerka w firmie znacznie podniosę swój prestiż, wreszcie poprowadzę poważne sprawy. Oboje na tym skorzystamy – tłumaczyła rozsądnie.
– To co w takim razie robisz z Dy łanem? Tyle razy już cię zawiódł... Kochasz go?
Jenna zaśmiała się niefrasobliwie.
– Żartujesz sobie? Nie mogłabym kochać kogoś, kto żyje tylko dniem dzisiejszym i nie ma pojęcia o funduszach emerytalnych. Z Dylanem to tylko chemia. Zresztą dzięki tym kilku dniom spędzonym wspólnie wiem na pewno, że sam pociąg fizyczny nie wystarczy. Niedługo wracam do domu. Ale jeszcze nie teraz. Znowu odezwała się moja alergia, dostałam okropnej wysypki i wyglądam jak staruszka. Nie mogę pokazać się Macowi w takim stanie. Jessie jęknęła cicho.
– Jak długo to potrwa?
– Och, niedługo – uspokajała ją siostra. – Parę dni. Jessie nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać. Jej siostra wygląda jak po ospie, jeździ po kraju z wędrownym muzykiem i liczy na to, że ona będzie zwodzić jej narzeczonego jeszcze przez kilka dni.
– Jenna, nie mówisz chyba poważnie! Nie dam rady dłużej cię kryć. Po pierwsze dlatego, że wieczorem mamy kolację u rodziców, a oni nie dadzą się nabrać. A poza tym, wczoraj pokłóciłam się z Makiem, więc nie wiem, czy w ogóle dziś się odezwie. Nie uwierzysz, ale poszło o niechęć do posiadania dzieci.
Przerwała wzburzona i usłyszała, że Jenna roześmiała się lekko.
– Nie panikuj – bagatelizowała. – Wrócę i wszystko naprawię. Może zresztą zjawię się wcześniej. Pójdę do jakiegoś lekarza i poproszę o coś na złagodzenie objawów. Dasz sobie radę, siostrzyczko. Pa, trzymaj się! – I zanim Jessie zdążyła zaprotestować, odłożyła słuchawkę.
– Jak chcesz! Ale jeśli wszystko się wyda, to nie moja wina! – zawołała jeszcze, choć wiedziała, że siostra już jej nie słyszy.
– Zdenerwowana przysiadła na łóżku. Wszystko się w niej buntowało przeciw tej maskaradzie, ale wiedziała, że i tak ulegnie. Lojalność wobec siostry zawsze wygrywała z jej oporami.
Opadła na poduszkę i westchnęła ciężko. Nie pierwszy raz będzie odwalać za Jennę brudną robotę. Choć, tym razem cała sprawa nie pozbawiona była odrobiny przyjemności. Przypomniała sobie uśmiech Maca, jego spojrzenie, zapach jego wody i z niedowierzaniem pokręciła głową. Co ta Jenna mówiła? Żadnej iskry? Niesamowite. Nie mogła uwierzyć, że jej siostra patrzyła na tego mężczyznę i nic nie czuła. Chemia czy nie, jej reakcje były zupełnie inne. Chociaż przecież Mac zupełnie nie był w jej typie. Nigdy nie lubiła takich zamkniętych, skupionych tylko na pracy karierowiczów.
Ale to wszystko nieważne, przypomniała sobie. Jakiekolwiek reakcje będzie w niej wywoływał, Mac za kilka dni poślubi jej siostrę. Koniec kwestii.
Mac zdecydowanie nacisnął dzwonek mieszkania Jenny. Nie było jeszcze południa i nie wiedział, czyjej nie zbudzi, ale chciał wszystko wyjaśnić. Od wczoraj prześladował go obraz jej smutnych oczu, kiedy się żegnali.
Nie lubił rozdrapywać starych ran, ale uznał, że musi jej wytłumaczyć, dlaczego nie chce mieć dzieci. Wyrzuci to z siebie i sprawa będzie załatwiona.
Ledwie drzwi się otworzyły, zaczął mówić:
– Przepraszam, Jenna. Wiem, że zeszłej nocy trochę przesadziłem. Chciałbym ci wyjaśnić.
– Mac, to ja chciałabym coś powiedzieć...
– Ja pierwszy – przerwał jej. – To dla mnie bardzo ważne. – Ujął jej łokieć i podprowadził ją do fotela. – Nigdy o tym z nikim nie rozmawiałem, ale po ostatnim wieczorze uświadomiłem sobie, że muszę ci coś wyjaśnić. Posłuchaj... Kiedy miałem czternaście lat, mój brat zmarł na rzadką odmianę raka. Do końca próbowano go leczyć, jednak bezskutecznie. Nie chcę nawet wspominać, jak wyglądało wtedy nasze życie... Matka bardzo się starała, żeby reszta rodziny żyła w miarę normalnie, ale to nie było proste... – Przerwał na chwilę i odwrócił wzrok.
Przypomniał sobie brata. Małego, dzielnego chłopca podłączonego do kroplówki. Jego cierpienie i wolę walki z chorobą.
– Przez chwilę mieliśmy nadzieję, że się udało – ciągnął cicho. – Ale wtedy uaktywniły się jakieś komplikacje z powodu błędu lekarza i tego organizm już nie pokonał.
– To dlatego specjalizujesz się w takich sprawach? – spytała ze współczuciem. Kiwnął głową.
– Firma ubezpieczeniowa oczywiście wszystkiego się wyparła i nikt nam nie pomógł. Dlatego teraz próbuję pomóc innym. – Uśmiechnął się lekko i dodał: – Poza tym, sama wiesz, trochę dobrej prasy nie zaszkodzi kancelarii.
Nie dała się nabrać. Może się stroić w maskę chłodnego prawnika, wiedziała już jednak, że prawda jest inna.
– A jaki to ma związek z twoimi dziećmi? – spytała po chwili.
– Duży – odparł krótko. – Patrzyłem na cierpienie brata I wiem, że nie chciałbym tego przeżywać jeszcze raz. Poza tym praca to całe moje życie. Nie miałbym czasu dla dzieci, a to nie byłoby w porządku wobec nich.
Oparła łokcie na kolanach, wsparła twarz na dłoniach i patrzyła na niego uważnie.
– Mac, jeden mężczyzna, nieważne, jak wspaniały, nie może naprawić całego świata. Zasługujesz na to, aby mieć własne życie.
Spojrzał na nią zaskoczony. Nie spodziewał się takiej uwagi, troski i współczucia. Nagle zapragnął przytulić ją do siebie i mocno pocałować. Ruszył w jej kierunku, ale powstrzymała go.
– Poczekaj, Mac – zawołała. – Naprawdę muszę ci coś powiedzieć.
Jakaś łagodność w jej spojrzeniu i niepokój w głosie kazały mu się zatrzymać, choć krew buzowała mu w żyłach. Co się działo? Nigdy wcześnie nie czuł takiego napięcia w obecności Jenny. Już wczoraj zauważył, że działo się z nią coś dziwnego. Nie miał pojęcia, co to było, ale wprowadzało jakieś silne emocje w ich spokojny dotychczas związek.
Zaintrygowany przyjrzał się jej uważnie. Miała dyskretny makijaż, włosy spięte nietypowo w koński ogon, ubrana była w prostą koszulkę i dżinsy...
I nagle zrozumiał.
– Niech mnie diabli.. Ty nie jesteś Jenna!
– Cóż... Masz rację – przyznała zawstydzona. Skoro sam odgadł prawdę, nie miało sensu ukrywanie czegokolwiek. – Wczoraj przez cały dzień byłeś ze mną, nie z Jenna. Próbowałam ci o tym powiedzieć, ale nie chciałeś słuchać. .. – tłumaczyła zmieszana.
Wpatrywał się w nią oszołomiony. Nie wiedział, co powiedzieć. W sumie miała rację, nie dał jej dojść do słowa...
– Możesz mi to wyjaśnić? – spytał twardo. – Co to ma znaczyć? Stara zabawa sióstr czy test na spostrzegawczość narzeczonego?
Nie dziwiła się, że był zdenerwowany, ale nie wiedziała, jak się wytłumaczyć i nie wsypać Jenny.
– To nie tak. Musisz to zrozumieć... – plątała się. – Jenna bardzo się przejmuje waszym ślubem. Była tak zestresowana, że postanowiła wyjechać z miasta na kilka dni. Prosiła mnie, żebym zastąpiła ją podczas ostatniej przymiarki. Nie znoszę udawać, ale bardzo nalegała, więc zgodziłam się jej pomóc. A potem ty niespodziewanie przyszedłeś do salonu i dalej rzeczy potoczyły się same...
To brzmiało całkiem logicznie. Ale nadal czuł się wystrychnięty na dudka.
Odetchnął głęboko i starał się uspokoić. W końcu ta dziewczyna rzeczywiście nie była niczemu winna. To sprawa między nim a Jenną.
– Kiedy ona wraca? – spytał krótko.
– Nie wiem dokładnie. Powiedziała, że za kilka dni.
– Pytam ze względu na dzisiejszy obiad u twoich rodziców. Ich nie oszukamy. Chyba najlepiej, jeśli zadzwonimy i odwołamy to spotkanie – zaproponował; Nie chciał dodawać, że dzięki temu będzie mógł dłużej popracować.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziała z wahaniem Jessie. – Są bardzo zaangażowani we wszystkie przygotowania. Zmartwiliby się niepotrzebnie...
– Co zatem proponujesz?
– Po prostu chodźmy do nich i powiedzmy, że Jenna musiała wyjechać służbowo i prosiła, żebym ją zastąpiła. To będzie prawie zgodne z prawdą.
Musiał przyznać, że to dobry pomysł. Podejrzewał, że Jessie wie więcej o zniknięciu swojej siostry, niż powiedziała, i zamierzał to z niej wyciągnąć.
– Zgoda. – Kiwnął głową. – Mieszkasz we wschodniej części miasta, prawda? Daj mi adres, odbiorę cię koło siedemnastej.
Kilka godzin później Mac zaparkował na zacisznej uliczce i rozejrzał się zdumiony. Niewielki, obrośnięty dzikim winem domek Jessie bardzo różnił się od eleganckiego apartamentu jej siostry.
Po co właściwie tu przyjechał? Czyżby rzeczywiście chciał zdobyć więcej informacji o zniknięciu Jenny? W jakiejś mierze tak, ale coś w głębi duszy szeptało mu, że to nie był jedyny powód wizyty. Odnosił niejasne wrażenie, że miało to jakiś związek z uczuciami, jakich doznał, gdy próbował ją pocałować.
Przeszedł na miło ocieniony ganek i zastukał staroświecką kołatką. Czekał, aż Jessie mu otworzy i podziwiał jej zadbany ogródek. Starannie utrzymany trawnik otaczały kępy bujnie kwitnących kwiatów i okazałych krzewów. Całość robiła niezwykle przyjemne i przytulne wrażenie.
Po chwili drzwi się otworzyły i stanęła w nich Jessie.
– Wejdź, proszę. Potrzebuję jeszcze kilku minut.
Zauważył, że kiedy nie musi udawać siostry, jest bardziej zrelaksowana. Do licha, musiał przyznać, że była piękna. Prosta biała sukienka odkrywała opalone ramiona i opadała na długie nogi. Kolejny raz zdziwił się, jak bardzo różniły się obie siostry. Fizycznie były szalenie podobne, ale Jenna nigdy nie włożyłaby takiej sukienki. Jej styl to były najnowsze kreacje, znacznie ostrzejszy makijaż i krzykliwa biżuteria.
Jessie miała tylko delikatne kolczyki, które tańczyły wokół jej szyi, ale mimo to wyglądała bardzo ładnie.
Ładnie? Kogo on chciał oszukać? Nigdy wcześniej nie myślał, że długie kolczyki mogą być takie seksowne!
Co się z nim działo? To przecież była prawie jego szwagierka?! To pewnie przez to niesamowite podobieństwo do Jenny. Hm, tak, na pewno o to chodzi.
Rozejrzał się po pokoju, próbując skupić na czymś myśli. Niewielki salon był bardzo wygodnie urządzony. Jedna ze ścian była zabudowana półkami z książkami, wszędzie stało dużo roślin i różnych bibelotów. Całe ściany obwieszone były zdjęciami. Musiał przyznać, że wnętrze sprawiało bardzo przytulne wrażenie, podczas gdy urządzony przy pomocy drogich projektantów apartament Jenny nadal był tylko chłodnym wnętrzem.
– Poczekaj, jeszcze tylko ziarna i możemy iść – zawołała z kuchni.
Zaintrygowany przeszedł do niej i zobaczył, jak wysypuje do kubka ziarna zbóż.
– Po prostu lubię patrzeć na ptaki – wyjaśniła. – To taki mały rytuał do porannej kawy i gazety – dodała ze śmiechem i mrugnęła.
Przez boczne drzwi wyszła do ogródka i wsypała ziarna do kilku karmników umieszczonych w różnych miejscach ogrodu. To był niesamowity obrazek. Jak zahipnotyzowany podziwiał jej słodycz i grację ruchów.
– Bardzo je lubię – powiedziała, wracając. – Kiedy zapada zmierzch, zlatują się różne gatunki. Czasami tak się na nie zapatrzę, że kawa całkiem mi wystygnie, a gazeta leży nie ruszona – zaśmiała się.
Jemu nigdy nic podobnego nie przychodziło do głowy. Nawet w weekendy myślał tylko o pracy i nie wyobrażał sobie, że można tracić czas na podziwianie ptaków. Ale dziś jakoś nie widział w tym nic złego. To pewnie przez ten uroczy domek i przytulne wnętrze, tłumaczył sobie. Czuł się tu trochę jak na wakacjach na wsi. Nagle przypomniało mu się, że od dawna nie miał chwili dla siebie i zaczęło mu tego brakować.
– Przyniosłem koniak dla twoich rodziców – odezwał się, żeby przerwać te niewygodne rozmyślania. – Mam nadzieję, że będzie im smakował.
– Na pewno – roześmiała się. – Oboje uwielbiają kieliszek koniaku po kolacji.
– Chodźmy więc już. Nie powinniśmy się spóźnić.
– Zawsze jesteś taki punktualny? – spytała z ledwo wyczuwalną kpiną. – Ja po powrocie z pracy nawet nie patrzę na zegarek.
– Jestem prawnikiem – wyjaśnił sucho. – Dokładność to podstawowa cecha w tym zawodzie. Nie stać mnie na stratę poczucia czasu. – Przerwał na chwilę i dodał: – Jenna jest taka sama, zresztą pewnie o tym wiesz. Bardzo jesteście zżyte? – spytał z ciekawością.
– Mam nadzieję, że tak, chociaż Jenna nieustannie mnie zaskakuje – odpowiedziała, zapinając pasy.
Zatrzasnął drzwiczki samochodu i natychmiast owionął go zapach jej perfum.
– Jesteś pewna, że wszystko z nią w porządku?
Odwróciła się do niego gwałtownie.
– Rozmawiałam z nią i wiem, że nic jej nie grozi. Rozumiem twoje zdenerwowanie, ale zapewniam cię, że nic złego się nie dzieje. Jenna wkrótce wróci i wszystko przebiegnie zgodnie z planem. Spróbuj ją zrozumieć, chciała mieć chwilę do namysłu przed tak ważnym wydarzeniem. Ciebie nigdy nie nachodzą wątpliwości?
– Nie. – Pokręcił głową. – Jeśli raz podejmę decyzję, więcej się nad tym nie zastanawiam.
Uśmiechnęła się z niedowierzaniem. Sama często działała pod wpływem emocji, lecz widać prawnicy to inny gatunek ludzi.
– Nie wiem, ile Jenna opowiadała ci o rodzicach – odezwała się po chwili. – Ale chyba powinnam cię ostrzec.
Tata jest badaczem, prawdziwym fanatykiem nauki. Zwykle błądzi gdzieś myślami i nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co się wokół niego dzieje. Cokolwiek jednak powie, zgadzaj się z nim. Najgorsze, co można zrobić, to dać się wciągnąć w dyskusję. – Uśmiechnęła się ciepło. – Mama na szczęście twardo stąpa po ziemi. Wykłada ekonomię na uniwersytecie i jest szalenie ambitna. Pewnie znowu będzie mnie przekonywać, żebym rzuciła szkołę i zajęła się karierą. Aha, i nie Ucz na domową kuchnię. Mama nigdy nie lubiła gotować. Na specjalne okazje przygotowuje coś dla nas Henri, szef kuchni w ulubionej restauracji rodziców.
– To wyjaśnia awersję Jenny do gotowania – zaśmiał się serdecznie.
– Niekoniecznie. Ja chętnie przygotowuję kolacje dla przyjaciół.
– Macie w ogóle coś wspólnego? – spytał zdziwiony.
Roześmiała się lekko.
– Raz w tygodniu wspólnie grywamy w tenisa. Ale często specjalnie przegrywam, bo Jenna zdecydowanie nie radzi sobie z porażką. Obie lubimy lody czekoladowe i...
W tym momencie zajechali przed dom i Mac zaparkował na podjeździe. Pomógł Jessie wysiąść z samochodu i z podziwem spojrzał na okazałe domostwo w stylu śródziemnomorskim.
– Piękny dom – powiedział z uznaniem. – Pewnie stąd Jenna ma takie wyczucie smaku.
– I pewnie to właśnie cię w niej pociąga – dodała pogodnie Jessie.
– Pewnie tak – uciął krótko.
Nie chciał rozwijać tematu. Wolał nie przyznawać nawet przed sobą, że od kilku dni pociągały go też inne cechy...
Jessie szybko podeszła do drzwi. Jak najszybciej chciała się uwolnić od irytującej bliskości Maca. Jego zapach drażnił jej zmysły. Rozsądek kazał jej ignorować te sygnały, ale ciało dziwnie buntowało się przeciw temu.
Nacisnęła dzwonek i drzwi szybko się otworzyły. W progu stanął Henri, w całej swej okrągłości.
– Panienka Jessie! – zawołał z emfazą, rozkładając szeroko ręce. – Jakże się cieszę.
– Witaj, Henri. Pozwól, że przedstawię ci pana McKennę, narzeczonego Jenny. Moja siostra niestety nie mogła przyjść.
– Gratuluję, panie McKenna! – Henri serdecznie uścisnął dłoń Maca. – Prawdziwy z pana szczęściarz.
Weszli do środka i od razu uderzył ich zapach pieczonego jagnięcia. Szybko przeszli do salonu, gdzie czekał na nich pięknie przybrany stół.
– Jessie, jak się cieszę, że jesteś – zawołała matka. – Marta od rana się nie pojawiła. Chociaż wiedziała, że będziemy mieć gości.
– Dzień dobry, mamo. – Cmoknęły się w policzek. – Przecież od kilku tygodni uprzedzała cię, że dziś są chrzciny jej wnuczki.
– No, tak... – Matka zmieszała się na chwilę, ale nie straciła rezonu. – Mogła jednak wpaść chociaż na kilka godzin. Obiad na pewno się spóźni.
– Nie przejmuj się, mamo, poradzimy sobie. Pomogę Henriemu i wszystko będzie dobrze.
– Uśmiechnęła się do Maca przepraszająco i zniknęła za drzwiami.
– Przepraszam, ale to był taki nerwowy ranek – zwróciła się matka do gościa.
– Nie szkodzi – odparł uprzejmie. – Cieszę się, że wreszcie będę mógł lepiej państwa poznać. Przy okazji, słyszałem, że lubią państwo lampkę koniaku po kolacji... – Wręczył jej butelkę.
– Och, dziękuję! Jak rzadko spotyka się dziś tak eleganckich mężczyzn! – Nagle jej uśmiech znikł. – Jaka szkoda, że Jenna nie mogła dzisiaj przyjść! Jesteś pewna, że z nią wszystko z nią w porządku? – spytała córkę, wnosząc kolejny półmisek.
– Na pewno. Rozmawiałam z nią dziś rano, nie musisz dzwonić – uspokoiła matkę Jessie.
Na szczęście w tym momencie do jadalni wkroczył ojciec i to odwróciło uwagę wszystkich od niewygodnego tematu.
– Co tu się dzieje? – spytał ojciec. – Słychać was nawet na górze. – Nagle zauważył Jessie i wyciągnął ramiona w jej kierunku. – No, nareszcie odwiedziłaś starego ojca!. Widzę, że masz nowego chłopaka, wspaniale!
Jessie uścisnęła go i nawet nie próbowała tłumaczyć tej pomyłki. Znała ojca i wiedziała, że za pięć minut coś innego zajmie jego myśli.
– Witam, panie Taggert – włączył się Mac. – Jestem narzeczonym Jenny, już się poznaliśmy.
Starszy pan nie okazał żadnego zdziwienia.
– Oczywiście. Przepraszam, zamyśliłem się. Założyłem, że skoro stoisz obok Jessie, to...
Na szczęście w tym momencie matka zaprosiła wszystkich do stołu, i to ucięło dalsze dyskusje.
Jessie zajęła miejsce obok Maca i poczuła, jak ogarnia ją dziwne skrępowanie. Siedziała naprzeciwko rodziców, obok narzeczonego siostry, uśmiechała się miło i czuła, jak zapach jego wody budzi w niej uśpione pragnienia. Nie, to zdecydowanie nie była normalna sytuacja. Jeszcze tylko kilka dni, Jenna przyjedzie i wszystko wróci do normy.
Starała się zignorować napięcie, jakie ją ogarnęło. Bez apetytu przeżuwała kawałek mięsa i przysłuchiwała się rozmowie.
– Słyszałam, Mac – mówiła matka – że ostatecznie wybraliście restaurację „Le Grand Maison". To doskonały wybór. Mam nadzieję, że będziecie zadowoleni.
Skinął lekko głową.
– Całkowicie zdałem się w tych kwestiach na Jennę. Ufam jej gustowi, cokolwiek wybierze, będę zachwycony.
– Bardzo sprytnie – mruknął ojciec z uznaniem. I to był cały jego udział w dyskusji.
– Wszystko będzie zapięte na ostatni guzik – dodała z przekonaniem matka. Po czym nagle zwróciła się do Jessie. – Tak bym chciała przeżywać wkrótce szczęście mojej drugiej córki – powiedziała, chwytając ją za rękę. – Nie masz pojęcia, kochanie, jak żałuję, że nie jesteś zaręczona.
Jessie jęknęła w duchu. Dobrze wiedziała, co teraz nastąpi.
– Jestem pewna, że gdybyś wreszcie rzuciła szkołę i zaczęła pracować na uczelni, poznałabyś kogoś odpowiedniego.
– Mamo, wiesz dobrze, że uwielbiam pracować z dziećmi – przerwała jej z westchnieniem. – Są takie świeże, ciekawe świata. Na studiach młodzi ludzie są teraz przekonani, że pozjadali wszystkie rozumy.
– Zresztą, ten Robert i tak nie był dla ciebie odpowiedni – ciągnęła matka niezrażona. – Ale skoro nie spotykasz się z nikim właściwym, mogłabyś chociaż pomyśleć o swojej karierze. Uważam, że masz duże szanse zostać dyrektorem szkoły. Gdybyś się tylko postarała...
Nie miała ochoty po raz kolejny omawiać tego tematu. Matka i tak pewnie by tego nie zrozumiała.
Nieoczekiwanie pomoc przyszła z najmniej spodziewanej strony.
– Rola dyrektora szkoły jest bardzo istotna – odezwał się Mac. – Ale nauka w najmłodszych klasach może dawać ogromną satysfakcję.
Spojrzała na niego zdumiona. Był ostatnią osobą, którą mogłaby podejrzewać, że bagatelizuje znaczenie kariery w życiu. Poza tym nie zdziwiłaby się, gdyby za wszelką cenę chciał zrobić na teściach dobre wrażenie.
Mac spojrzał na Jessie, ale nie dostrzegł w niej wdzięczności. Wpatrywała się w niego znad kieliszka wina, zbyt zdumiona, żeby się choćby uśmiechnąć.
Nie zamierzała zdradzać, że zaczynała w nim widzieć kogoś więcej niż sztywnego, skupionego tylko na pracy narzeczonego siostry. Coraz częściej przez tę maskę przebijał się interesujący, pewny siebie i zdecydowany mężczyzna.
Już w nocy, kiedy opowiedział jej o tragedii swojego brata, jej serce zmiękło. A teraz, kiedy tak odważnie bronił jej przed planami matki, czuła, że ogarniają dziwne wzruszenie.
Jak to możliwe, że jej siostra nic do niego nie czuła? Nie wątpiła, że kiedy tylko Jenna pozna lepiej tego wspaniałego mężczyznę, pokocha go całym sercem. I nieważne, że stanie się to dopiero po ślubie.
– Dziękuję za wsparcie, Mac – odezwała się sztywno. – Ale ta dyskusja prowadzi donikąd. To moje życie i moje wybory, mamo. Nie rozmawiajmy o tym dłużej. Przygotuję kawę – zakończyła zdecydowanie.
– Pomogę ci – zaoferował Mac.
– Dziękuję, ale poradzę sobie. Jesteś gościem – zaprotestowała.
Ale i tak poszedł za nią. Czy ten facet nie umiał ustępować?
Nalała wody do ekspresu i odwróciła się do niego.
– Wiele ryzykowałeś, wdając się w spór z przyszłymi teściami... – powiedziała, patrząc na niego z namysłem.
– Mówiłem tylko prawdę. A przy okazji, kim był ten Robert?
– A jakie to ma znaczenie? – zdziwiła się.
– Żadnego. Chcę po prostu poznać bliżej przyszłą szwagierkę. Jeśli to jednak dla ciebie zbyt bolesne... – dodał podstępnie.
– Robert to już dla mnie pieśń przeszłości – powiedziała z lekkim uśmiechem, sugerując, że przejrzała jego grę. – Znana, ale nie wywołuje żywszych emocji. Było, minęło. Ale wyjaśnij mi, dlaczego postanowiłeś bronić mnie przed mamą? Nie spodziewałam się tego.
Wzruszył lekko ramionami.
– Nie chciałem urazić twojej matki, jednak nigdy niczego nie udaję. Powiedziałem po prostu to, co myślę. I mam nadzieję, że twoi rodzice to zrozumieją. Jeśli Jenna akceptuje mnie takiego, jakim jestem, uważam, że inni też powinni.
Patrzyła na niego zdumiona. Ten mężczyzna coraz bardziej ją zaskakiwał. Podobała jej się taka otwartość. I pewnie była niezwykle skuteczna na sali sądowej. Nie miała jednak pojęcia, jakie efekty przyniesie w konfrontacji z jej rodzicami.
– Tylko nie mów, że cię nie ostrzegałam!
Jessie przymknęła oczy i z przyjemnością chłonęła promienie słońca i wdychała lekki wiatr.
– Nie przeszkadza ci, że opuściłem dach? – spytał Mac zdziwiony.
Uwielbiał czuć pęd powietrza na twarzy, ale Jenna nie lubiła tak jeździć, więc bardzo rzadko mógł sobie na to pozwolić.
Od kilku minut jechali bocznymi drogami i podziwiali krajobrazy. Specjalnie wybrał tę trasę. Miał nadzieję, że sielskie widoki i spokój, panujący wokół, pomoże mu wyciągnąć z Jessie jakieś zwierzenia na temat siostry.
– Bardzo lubię kabriolety. Znasz kobietę, która nie ulegnie czarowi powiewającej chustki wokół szyi? – spytała rozmarzona. – Poza tym przyda nam się trochę świeżego powietrza.
– Masz rację – zgodził się. – Obiad z twoimi rodzicami był dość... wyczerpujący.
– Ostrzegałam cię – zaśmiała się. – Wiem, że są trochę... specyficzni, ale będziesz miał jeszcze okazję, żeby ich do siebie przekonać.
– Lubię wyzwania – zapewnił.
I rzeczywiście tak było. Na przykład teraz od dłuższej chwili walczył z chęcią zanurzenia ręki w jej jedwabistych włosach.
Do licha, co się z nim działo?! To wszystko przez Jennę! Kilka dni do ślubu, a ona znika gdzieś sobie beztrosko. To do niej niepodobne.
Czuł, że Jessie wie więcej, niż się przyznaje, ale nie miał pojęcia, jak to z niej wyciągnąć. Może powinien stworzyć bardziej przyjacielską atmosferę i wypytać o wszystko mimochodem...
– Zastanawiam się, dlaczego zostałaś nauczycielką – spytał na początek – Przez mojego wychowawcę ze szkoły. Był dla mnie bardzo ważny, jak najlepszy przyjaciel i przewodnik. W jakimś sensie zastąpił mi rodziców, zawsze byli skupieni na pracy. A on inspirował mnie, motywował, zachęcał do kolejnych wyzwań. I w którymś momencie pomyślałam, że chciałabym dla innych robić to samo. – Przerwała na chwilę i odwróciła się do niego. – Uwielbiam swoją pracę! Dzieci są takie otwarte, ciekawe świata, pełne energii. Oczywiście, zdarzają się też problemy, ale staram sieje rozwiązywać. Wolę trudne dzieci niż biurokratów z lokalnych władz – zapewniła z pasją w głosie.
Z prawdziwą przyjemnością słuchał jej słów. Podobało mu się jej zaangażowanie, błyszczące oczy, głos pełen emocji...
– Gdybyś została dyrektorką, mogłabyś walczyć z biurokracją – rzucił z przewrotnym uśmiechem.
Westchnęła i zastanowiła się chwilę.
– W jakimś stopniu pewnie masz rację. Ale jeszcze nie jestem na to gotowa – broniła się. – Teraz mam świetny kontakt z uczniami i daje mi on wiele satysfakcji. Jako dyrektorka straciłabym to.
– Cóż, wszystko ma swoją cenę... – rzucił filozoficznie.
Popatrzyła na niego z namysłem.
– Czy mi się zdaje, czy próbujesz mnie przekonać do swojego stylu życia? – spytała podejrzliwie. – Nigdy nie miałam ochoty poświęcać życia osobistego dla kariery, jak ty czy Jenna – dodała twardo.
Potrząsnął głową. Miała prawo krytykować jego wybory, ale sam widział to nieco inaczej. Ktoś w końcu musiał walczyć z nieuczciwymi firmami. A on był w tym bardzo dobry i wiedział o tym.
– Wcale cię do tego nie namawiam – zapewnił po chwili. – Po prostu mówię, że za wszystko w życiu jakoś płacimy. .. Czasami nawet nie wiemy, co tracimy.
– Daj spokój – przerwała nagle zirytowana. – Chyba nie ma sensu, żebyśmy próbowali się przekonać do naszych wyborów życiowych. To był męczący dzień, nie mówmy więcej o tym.
– Dobrze – zgodził się posłusznie. Wiedział, że zabrnął trochę za daleko. Dalsza rozmowa na ten temat mogłaby tylko pogorszyć sytuację.
Nie miał pojęcia, co ją tak zdenerwowało. Czyżby nadal przeżywała słowa matki?
Cokolwiek to było, popsuło mu szyki. Pokręcił głową z niezadowoleniem. Był zły na siebie. Zamiast dowiedzieć się czegoś o Jennie, zdenerwował tylko swojego informatora.
Przez resztę drogi oboje rzucali bezpieczne, banalne uwagi, ale dzięki temu zdołali spokojnie dojechać do miasta.
Jessie pożegnała się szybko i zniknęła za drzwiami swojego małego domku.
Tak, musiał przyznać, to zdecydowanie nie jest miejsce, gdzie mieszkałaby bezduszna karierowiczka.
Przez resztę wieczoru starał się skontaktować z Jenną. Bezskutecznie. Zaczynał podejrzewać, że celowo go unikała. Dzwonił do niej nawet w nocy, ale telefon był stale wyłączony.
Kiedy rano niewyspany wszedł do swojego gabinetu, na automatycznej sekretarce znalazł wiadomość od narzeczonej. Spokojnym głosem przepraszała go za kłopoty i obiecała, że wróci w piątek. Szczerze mówiąc, wcale go to nie uspokoiło. Zastanawiał się, czy specjalnie zadzwoniła do biura, wiedząc, że tam go nie zastanie. Ale dlaczego postanowiła go unikać?
Na szczęście nie miał zbyt wiele czasu na bezsensowne rozmyślania. Czekało na niego wiele pilnych spraw. Usiadł przy biurku i spojrzał na rozłożone akta. Leżały tu od czasu, kiedy spotkał Jessie. Dziwne, ale ciągle coś mu się z nią kojarzyło. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie myśleć o niej nieustannie.
Złościło go, że wyraźnie brak jej zaufania do siebie i swoich możliwości. Śmieszne, co go to w zasadzie obchodziło?
A jednak wciąż się nad tym zastanawiał. Była inteligentna, wrażliwa, zaangażowana w swoją pracę. Dlaczego więc cofała się, zamiast iść naprzód?
Nagle zadzwonił wewnętrzny telefon, i to oderwało jego myśli od Jessie.
– Panie McKenna – usłyszał w słuchawce głos Taryn, swojej sekretarki. – Dzwoni do pana jakaś kobieta, nie przedstawiła się.
– Dobrze, połącz – powiedział pospiesznie. Czyżby Jenna postanowiła się wreszcie odezwać?
– Halo? – Od razu rozpoznał Jessie. – Dobrze, że cię złapałam. Jeśli Jenna dziś nie wróci, to mamy poważny problem – mówiła poruszona.
– Dlaczego? Coś się stało?
– Byłam w jej mieszkaniu i odsłuchałam sekretarkę. Jakaś dziewczyna, która przedstawiła się jako Taryn, prosi ją, żeby wpadła do waszego biura dziś w południe.
– Dziwne... – Zamyślił się. – Nie mamy żadnego ważnego spotkania... Taryn nawet odwołała zebranie dziś o dwunastej. Coś tu nie gra... Chyba że... O nie! – zawołał nagle przejęty. – Oni pewnie szykują nam przyjęcie niespodziankę z okazji ślubu! – Milczał chwilę i słyszała w słuchawce, jak nerwowo bębni palcami po biurku.
– Nie mogę im powiedzieć, że Jenna wyjechała, to wzbudziłoby różne podejrzenia.
– No to masz problem. Nawet jeśli Jenna jest już w drodze, nie zdąży na dwunastą.
– Ale ty zdążysz.
– Ja?! O nie! – zaprzeczyła stanowczo. – Jeden raz wystarczy. Do dziś żołądek kurczy mi się z nerwów.
– Posłuchaj mnie, Jessie – zaczął poważnie. – Musisz dać się przekonać. Sytuacja jest krytyczna. Wiesz przecież, że Jenna jest wspólniczką w mojej firmie. Jeśli pracownicy zaczną coś podejrzewać, nikomu nie wyjdzie to na dobre – przekonywał. – Zgódź się, proszę. Ostatni raz. To dla mnie bardzo ważne.
W słuchawce zaległa pełna napięcia cisza.
– Dobrze – usłyszał wreszcie. – Zrobię to, chociaż wbrew sobie.
– Dziękuje, Jessie. Oboje jesteśmy ci wdzięczni – powiedział z ulgą i odłożył słuchawkę.
Wygląda na to, że znowu im się uda. Jessie musi tylko przez jakiś czas grać swoją siostrę, a on będzie udawał oczarowanego narzeczonego.
Co nie powinno być specjalnie trudne, zważywszy, jak jego ciało reagowało na jej obecność.
Kilka minut przed dwunastą Jessie stała przed biurem Maca. Oddychała głęboko i starała się opanować rozdygotane nerwy. Jeszcze tylko ten jeden raz, obiecywała sobie. A potem w spokoju dożyje starości. Jej życie było ostatnio zdecydowanie zbyt stresujące.
Nie poradziłaby sobie z tym przyjęciem, gdyby nie niezawodne przyjaciółki. Carla i Dana znowu przybyły na jej rozpaczliwe wezwanie i szybko pomogły jej się przygotować. Miała nadzieję, że lniany kostium i pantofelki na wysokich obcasach były wystarczająco eleganckie na tę okazję.
Wpatrywała się w mosiężną tablicę z nazwą firmy i z całych sił powstrzymywała się, żeby nie zawrócić. Co ona właściwie robi? Dlaczego kryje szaleństwa siostry? I pomaga facetowi, który krytykuje jej wybory życiowe? A na dodatek wcale nie ma racji!
W końcu wzięła głęboki oddech, ułożyła usta w grymaś uśmiechu i nacisnęła klamkę. Starała się nie okazać zbyt dużego uznania na widok elegancko urządzonego wnętrza. W końcu Jenna bywa tu codziennie, nie powinno to robić na niej takiego wrażenia.
Kiedy tylko weszła do holu, młoda dziewczyna o rudych kręconych włosach poderwała się zza biurka i podeszła do niej. z uśmiechem.
– Cieszę się, że pani przyszła, panno Taggert. Przepraszam, że tak nagle panią wezwaliśmy, ale to pilna sprawa. Adam, nasz radca, czeka już na panią i pana McKennę w sali konferencyjnej.
Usłyszały lekki trzask i po chwili podszedł do nich Mac. Jessie poczuła, że jej puls mimowolnie przyspiesza. W eleganckim, szarym garniturze wyglądał niezwykle przystojnie. Nie miała jednak czasu, żeby go podziwiać, bo Taryn szybko przeprowadziła ich na koniec korytarza.
– Lepiej już idźcie, to pilne. Adam czeka – poganiała ich bez przerwy.
Mac odruchowo położył jej rękę na ramieniu, ale cofnął ją szybko jak oparzony. Mimo to poczuła ciepły dreszcz, przebiegający przez jej ciało. Co takiego było w tym mężczyźnie, że doprowadzał jej zmysły do szaleństwa? Czuła zapach jego wody kolońskiej i jej ciało drżało z napięcia. Ciekawe, jak wytrzyma następne pięćdziesiąt lat, jeśli nadal będzie tak reagowała na męża siostry!
– Dziękuję, że przyszłaś – szepnął jej do ucha. – Wiem, że robisz to dla Jenny, ale jestem ci bardzo wdzięczny. A teraz pamiętaj, żeby się zdziwić – dodał, naciskając klamkę.
– Gratulacje! Niespodzianka. – usłyszeli chór radosnych głosów zaraz po tym, jak drzwi się otworzyły.
Natychmiast otoczyły ich roześmiane twarzy i zewsząd dobiegały żartobliwe życzenia. Jessie wcale nie musiała udawać zaskoczenia. Czuła się dość niezręcznie, oszukując tych miłych ludzi, ale nie miała innego wyjścia. Uśmiechała się z trudem, dziękowała za życzenia i odpowiadała na pytania o miesiąc miodowy i suknię ślubną. To ostatnie na szczęście nie sprawiło jej kłopotu.
Kiedy już wszyscy ich uściskali i poklepali po plecach, Adam rozlał szampana i wzniósł głośny toast.
Jessie upiła mały łyk i zaciekawiona rozglądała się po twarzach współpracowników Maca. Ku jej zdumieniu atmosfera w firmie była bardzo ciepła, niemal rodzinna. To ją zaskoczyło, spodziewała się raczej sztywnej, bezdusznej grzeczności. Tymczasem wszyscy byli dla nich bardzo serdeczni i zdawali się cieszyć ich szczęściem.
Po chwili Taryn zaprowadziła ich do stołu, gdzie królował wielki tort ozdobiony ich imionami. Ktoś wręczył im duży nóż i zaczęli kroić ciasto.
– Jaka zgodność ruchów! Świetnie wam idzie! – zawołał starszy mężczyzna. – To dobrze wróży, uwierzcie mojemu doświadczeniu!
– A teraz prezenty! – zawołała Taryn, kiedy już każdy dostał kawałek tortu.
– Ej, poczekaj! – powstrzymał ją Adam. – Należy nam się coś jeszcze! Gdzie pocałunek na szczęście?
Jessie drgnęła przestraszona. Ma pocałować Maca?! Powinna była to przewidzieć! Wtedy na pewno nie zgodziłaby się tu przyjść.
Poczuła, że Mac również zesztywniał, ale na szczęście lepiej poradził sobie z tym kłopotliwym żądaniem.
– Żartujesz, w miejscu pracy? – udał oburzenie. – Nie mogę tego zrobić. To by źle wpłynęło na wasze morale!
Wysoki blondyn zawołał:
– Nie rozumiemy, dlaczego się opierasz! Każdy z nas chętnie cię zastąpi! – Zaśmiał się, widząc spojrzenie szefa i szybko dodał: – Za karę dostaniesz mniejszy prezent!
Ponowny wybuch śmiechu i gromkie brawa na szczęście przerwały tę dyskusję i temat wygasł. Przez tłum przecisnęła się Taryn z dwoma pakunkami.
– Proszę, to dla pani. – Podała Jessie większą paczkę. – Musi pani zaraz otworzyć.
Jessie postawiła na stole ciężkie pudełko i z ciekawością zdejmowała ozdobny papier. Po chwili ze zwojów tektury i folii wyciągnęła wspaniałą kryształową wazę.
– Jaka piękna! – powiedziała wzruszona. – Dziękuję.
– To nie wszystko! – zawołała podekscytowana Taryn. – Proszę zajrzeć do środka.
Mac pomógł jej podnieść pokrywę i wyjęli ze środka cały pęk karnetów obiadowych do różnych restauracji.
– Wiemy, jak długo pracujecie, więc nie będziecie mieć czasu na domowe posiłki – wyjaśnił Adam. – Wybraliśmy praktyczny prezent, który ułatwi wam życie.
– Dzięki! – Uśmiechnął się Mac. – Na pewno się nie zmarnują.
Po czym, zachęcany głośnymi okrzykami, rozpakował swój prezent. W środku znalazł dwie ramki ze zdjęciami. Na jednym z nich była Jenna, na drugim on. Podpis pod zdjęciami głosił: „Abyście w ogóle pamiętali, jak wyglądacie!"
Jessie przyłączyła się do ogólnego wybuchu śmiechu i żarcików, ale w głębi duszy poczuła smutek. Właśnie zrozumiała, jak naprawdę wygląda życie Maca i jej siostry. Te żarty były niewinne, ale uświadomiły jej, jak wiele oboje poświęcają dla pracy i kariery..
– Dobry pomysł – zawołał Mac. – Pozwolicie jednak, że wymienię Jennie swoje zdjęcie. To chyba włożyliście przez złośliwość, wyglądam na nim okropnie.
– To ja wybierałem! – zawołał blondyn. – Jenna, jeszcze możesz zrezygnować! – przekonywał żartobliwie. – Zastanów się, czy naprawdę tego chcesz!
Mac pogroził mu żartobliwie i śmiał się razem ze wszystkimi.
– Dziękujemy wam! To było bardzo miłe, ale teraz naprawdę czas już wracać do pracy!
Pokój wypełniły udawane jęki rozczarowania. Pożegnali się z całym zespołem i Mac poprowadził Jessie do wyjścia.
– To było chyba najdłuższe pół godziny w moim życiu – jęknęła i opadła na najbliższy fotel.
Otworzyła torebkę i wyjęła proszki przeciwbólowe.
– Ja też poproszę – odezwał się ciężko Mac.
Podała mu tabletki i zerknęła na niego z ciekawością. Rzeczywiście, wyglądał, jakby go coś gnębiło.
– Proszę, mam nadzieję, że ci pomogą. Dlaczego tak się zdenerwowałeś? Myślisz, że coś podejrzewają?
– Nie, ale było blisko. Słyszałem, jak Adam i Taryn zastanawiali się, czy nie jesteśmy pokłóceni.
– Dlaczego przyszło im to do głowy? – zdziwiła się.
– Obserwowali każdy mój ruch i widzieli, że przez cały czas trzymałem ręce w kieszeniach. Zazwyczaj tak się nie zachowuję.
– Hmm, masz rację – zamyśliła się. – Nawet ja zauważyłam, że zwykle trzymasz Jennę za rękę albo obejmujesz ją w talii.
Uniósł brwi zdziwiony.
– Naprawdę to zauważyłaś?
– Tak. – Kiwnęła głową. – Bardzo mi się to podobało. Niewielu mężczyzn potrafi publicznie okazywać uczucia.
Spojrzał na nią dziwnie.
– Nie chciałbym cię rozczarować, ale nie wiem, czy to kwestia uczuć. To raczej poczucie odpowiedzialności za kobietę, z którą jestem. Moja matka jest bardzo ciepłą osobą, i to ona wpoiła mi takie zachowanie.
– Musi być wyjątkowa, jeśli zdołała nauczyć cię okazywania bliskości.
– Nie przesadzaj z tą bliskością – przerwał jej z dziwną miną. – Nigdy nie byłem specjalnie wylewny. Ale biorąc pod uwagę los mojego brata, myślę, że to zrozumiałe.
Patrzyła na niego w milczeniu i widziała cierpiącego małego chłopca, który patrzy bezsilnie na śmierć brata. Tak bardzo chciałaby go teraz przytulić i pomóc mu uporać się z bolesnymi wspomnieniami. Wiedziała jednak, że to niemożliwe. Takie zachowanie byłoby zbyt ryzykowne. Bała się, że mogłaby nie zapanować nad własnymi uczuciami.
Powoli zaczęło do niej docierać, dlaczego chciał poślubić kobietę, której nie kochał, dlaczego nie chciał mieć dzieci. Wydawało mu się, że wzajemny szacunek i wspólne cele zawodowe wystarczą do w miarę szczęśliwego życia. Nie dziwiła się już, że chciał się schronić za takim murem. Jako młody chłopak wiele stracił i nie chciał ponownie ryzykować. Bał się, że drugi raz mógłby nie przeżyć odejścia kogoś, kogo kochał. To przykre, ale ostatecznie to nie ona powinna się tym martwić. Jenna niewątpliwie wiedziała, jakie są uczucia Maca i najwyraźniej jej to nie przeszkadzało.
Jessie bardziej martwiły jej własne uczucia. Wołałaby, żeby Mac okazał się tym bezdusznym pracoholikiem, za jakiego go miała. Tymczasem odkrywała w nim wrażliwego, odpowiedzialnego, czułego mężczyznę.
Uświadomiła sobie, że chociaż ostatnie dni nie były łatwe, nie żałuje, że spędziła je w towarzystwie Maca. Dzięki temu lepiej go poznała.
Ale to już koniec, powiedziała sobie stanowczo. Od dzisiaj dość udawania.
– Dziękuję, Jessie – powiedział Mac, patrząc na nią z wdzięcznością. – Po prostu dziękuję, że jeszcze raz zgodziłaś się mnie uratować.
Usiedli właśnie przy stoliku popularnej restauracji i czekali na kelnera.
– Jeśli nie pojawię się z narzeczoną w gabinecie wielebnego Millera w ciągu godziny, ślubu nie będzie – ciągnął Mac. – Uwierz, nie męczyłbym cię, gdybym miał inne wyjście.
Jessie nie odpowiadała. Czuła, że jest u kresu wytrzymałości. Ledwie otrząsnęła się z wczorajszej maskarady i obiecała sobie, że nigdy już tego nie powtórzy. Tymczasem nie minęła nawet doba, a już złamała swoją obietnicę. Coraz bardziej grzęzła w gąszczu kłamstw i półprawd i bardzo źle się z tym czuła.
Ale nie umiała odmówić pomocy Macowi. Dlatego teraz siedzieli w restauracji i próbowali ustalić wspólną wersję odpowiedzi na wszystkie ewentualne pytania pastora.
Słuchała słów Maca i po raz kolejny zastanawiała się, jakim cudem dała się wpędzić w tę niewygodną sytuację.
Do stolika podszedł kelner, przyjął zamówienie i zniknął bezszelestnie.
– Jaki więc mamy plan? – spytała po chwili i ciężkim westchnieniem.
– Powinniśmy przewidzieć wszystkie pytania pastora. Może zapytać, jak się poznaliśmy, ale to wiesz. Jeśli chodzi o sprawy majątkowe, mamy intercyzę, w razie rozwodu każdy bierze to, co wniósł. Zarobki rozliczamy oddzielnie.
Patrzyła na niego zszokowana. To wszystko brzmiało tak chłodno i bezdusznie. Nie wiedziała, jak można decydować się na ślub i jednocześnie ustalać podział majątku.
– Czy to wszystko jest konieczne? – spytała z powątpiewaniem.
– To obecnie norma. – Mac wzruszył lekko ramionami. – Nie planujemy od razu rozwodu. Po prostu osobne zarządzanie pieniędzmi jest dużo prostsze, oboje z Jenną zgadzamy się co do tego.
– Skoro tak... Zresztą to wasza sprawa – zgodziła się.
Poprawił się na krześle i powoli upił długi łyk soku.
– Jeszcze jedna sprawa – na pewno zapyta o dzieci. Tutaj też mamy jedno stanowisko. Oboje nie chcemy być rodzicami.
Pokiwała smutno głową. Nie rozumiała takiej postawy, ale teraz wiedziała chociaż, z czego ona wynika.
– Zatrzymam swoje opinie dla siebie, obiecuję – odezwała się sztywno.
– Zdaje się, że w twoim głosie słyszę dezaprobatę – powiedział, patrząc na nią uważnie. – Dlaczego to potępiasz? Wiele par nie chce mieć dzieci.
– To nie była dezaprobata – zaprotestowała. – Po prostu nie umiem sobie wyobrazić, że można podjąć taką decyzję. Zawsze marzyłam o dużej rodzinie. Takiej, jakie widziałam w domach moich przyjaciół, kiedy dorastałam, ze wspólnymi posiłkami i rodzinnymi zwyczajami. W mojej rodzinie jedyna tradycja to niedzielny obiad przyrządzany przez Henriego.
– Niektórzy nie mają nawet tego – zauważył.
– Wiem. Kocham moją rodzinę i nauczyłam się ich akceptować ze wszystkimi dziwactwami. Na szczęście mam sprawdzonych przyjaciół, którzy wiele dla mnie znaczą. Razem obchodzimy imieniny, bywamy na rodzinnych uroczystościach, są dla mnie namiastką prawdziwego ogniska domowego. Ale pewnego dnia chciałabym mieć własną rodzinę.
Do stolika podszedł kelner z jedzeniem, i to przerwało jej wywód. Może dobrze się stało, pomyślała, chyba za bardzo dała się ponieść emocjom. Po co właściwie opowiada mu to wszystko?
Spojrzała na swój talerz. Kurczak i sałatka wyglądały wspaniale, ale nagle straciła apetyt. Cała ta sytuacja była dla niej stanowczo zbyt dziwna. Ciekawe, ale ani Mac, ani jej siostra nigdy ani słowem nie wspomnieli o miłości. Jak mogli w ogóle decydować się na małżeństwo, jeżeli nic do siebie nie czuli? Sama nigdy nie zdecydowałaby się na taki krok. Nie wyobrażała sobie, jak można spędzić życie z człowiekiem, do którego nie czuje się nic poza szacunkiem i sympatią. Ale oczywiście, jeśli Jenna będzie z tym szczęśliwa, jej nie pozostaje nic innego, jak zaakceptować ten niezrozumiały wybór.
Jednak myśl o tym, że Mac będzie żył w związku bez silniejszego uczucia, dziwnie ją zasmucała.
Przed oknami restauracji zatrzymała się grupa uczniów w strojach sportowych i nawet przez grube szyby do gości dobiegały ich głośne śmiechy i przekomarzania.
Zauważyła, że Mac również ich obserwował. Nagle na jego twarzy pojawił się dziwny wyraz, najwyraźniej coś przyszło mu do głowy.
– Wspominałaś, że nie chcesz być dyrektorką, bo to odebrałoby ci bezpośredni kontakt z dziećmi, pamiętasz – powiedział, patrząc na nią z namysłem.
– No, cóż... Pamiętam oczywiście, ale... – plątała się, zaskoczona tą nagłą zmianą tematu.
– Właśnie wpadłem na świetny pomysł – oświadczył wyraźnie z siebie dumny. – Możesz przecież być dyrektorką, a jednocześnie prowadzić drużynę szkolną albo jakieś kółko zainteresowań... To pozwoliłoby ci upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jak myślisz, czy to nie jest doskonałe rozwiązanie?! – zakończył wyraźnie uradowany.
Jessie zszokowana odłożyła sztućce i spojrzała na niego z nagłą irytacją. Co najlepszego przyszło mu do głowy? I dlaczego w ogóle wtrącał się w jej życie! Tym bardziej, że najwyraźniej nic nie rozumiał. Żadne kółko zainteresowań nie zastąpi codziennego, bliskiego kontaktu z uczniami. Dyrektor miał kontakt głównie z innymi nauczycielami, i to z nimi musiał pracować. Wątpiła, czy dobrze czułaby się w tej roli.
– Mac, dziękuję za radę, ale chyba nie rozumiesz, co jest dla mnie naprawdę ważne w tej pracy. Treningi czy inne zajęcia są dużo rzadsze, a zresztą to nie to samo, co nauczanie – tłumaczyła w miarę opanowanym głosem. – A zresztą nie jesteśmy tu po to, żeby dyskutować o mojej karierze – dodała chłodno. – Lepiej zastanówmy się, o co jeszcze może spytać pastor.
– Przepraszam, masz rację – powiedział Mac lekko zmieszany. – Chciałem tylko pomóc...
Wchodząc do gabinetu pastora, Mac miał wrażenie, jakby znowu był małym chłopcem i po raz kolejny został wezwany do dyrektora. To pewnie przez to stare biurko i obite boazerią ściany, tłumaczył sobie.
Ale, co śmieszne, w żołądku czuł ten sam ucisk, a sumienie, tak jak kiedyś, nie dawało mu spokoju. I wtedy i teraz czuł się winny za to, co narozrabiał.
– Cieszę się, że wreszcie was poznałem, moi drodzy – uśmiechnął się ciepło wielebny Miller i uścisnął ich ręce.
– Muszę przyznać, że po tym, jak już dwa razy odwołaliście wizytę, myślałem, że zaczęliście się wahać.
– Nic podobnego, ojcze – zapewnił Mac gorąco. – To tylko napięte terminarze w pracy.
– To mnie cieszy, bałem się, że macie jakieś wątpliwości co do małżeństwa. – Pastor popatrzył na nich uważnie.
– Przyznam, że zaskoczyliście mnie wyborem miejsca na ślub. Jak wpadliście na pomysł, żeby urządzić ceremonię w Muzeum Sztuki Nowoczesnej?
– To był pomysł organizatorki naszego przyjęcia, prawda, Jenna?
– Tak – przytaknęła szybko Jessie. – Powiedziałam, że chciałabym, aby przyjęcie odbyło się w jakimś oryginalnym, nietuzinkowym miejscu i ona po namyśle zaproponowała muzeum.
– Wielebny wskazał im wąską kanapę, a sam usiadł na krześle za biurkiem.
– Spocznijcie, proszę. Chwilę to potrwa, ponieważ chcemy zmieścić kilka nauk na jednym spotkaniu, usiądźcie więc wygodnie.
Mac ochoczo zajął miejsce, a Jessie nie miała innego wyjścia, jak usiąść obok niego. Stara i wysłużona kanapa była tak wąska, że ich kolana i łokcie niemal się splatały.
Mac również nie był zachwycony tą bliskością. Zirytowany pomyślał, że to istotnie jest miejsce dla zakochanych. I tylko dla nich. Ale on chciałby być jak najdalej od kobiety, której sama obecność przyprawiała go o frustrację.
Nigdy dotąd nie reagował tak na żadną kobietę. Złościło go, że sam jej dotyk doprowadzał do tego, że czuł się jak napalony nastolatek.
Jak przez mgłę dotarło do niego pytanie pastora, – Nie, oczywiście, że nie jestem zdenerwowany – odpowiedział pospiesznie.
I nawet nie było to kłamstwo, bo właśnie w tym momencie postanowił, że jedyne co może zrobić, to usunąć źródło tego napięcia. A w każdym razie uodpornić się na nie. Musi wytworzyć jakąś barierę, która będzie oddzielała go od tej kobiety, a wtedy jego zdenerwowanie z pewnością zniknie.
– Większość par, kiedy już usiądzie tu przede mną, zachowuje się trochę nerwowo – uśmiechnął się pastor. – Sam nie wiem czemu, przecież to nie boli, zapewniam.
Mac był zaskoczony nieformalnym tonem spotkania, który narzucił duchowny. Spodziewał się raczej surowego przepytywania, ale to dobrze, może dzięki temu uda im się szczęśliwie odegrać kolejny akt tej farsy.
– Macie jakieś konkretne pytania? Problemy, które chcielibyście poruszyć?
– Nie. – Mac pokręcił głową. – Proszę, niech ojciec prowadzi to spotkanie tak samo jak zawsze.
– Dobrze – zgodził się pastor i przeszedł do rzeczy: – Dostałem wasz faks ze szczegółami dotyczącymi ślubu i wesela. Wygląda na to, że rzeczywiście wszystko jest świetnie zorganizowane. Pomówmy więc o was. Gdzie się spotkaliście, jak długo się znacie, kiedy postanowiliście się pobrać?
Mac miał wrażenie, że napięcie Jessie promieniowało na całe pomieszczenie. Zauważył, że oddycha z trudem i nerwowo przebiera palcami. Nie chciał, żeby aż tak to przeżywała. Ujął więc delikatnie jej dłoń, a jednocześnie zaczął opowiadać, jak poznał Jennę, kiedy cztery lata temu dołączyła do ich zespołu, jak podziwiał jej zaangażowanie w pracę, jak po jakimś czasie awansowała na wspólnika, a w końcu jak odkryli, że świetnie do siebie pasują.
Zakończył opowieść i kątem oka zerknął na Jessie. Wydawało się, że trochę się uspokoiła. Uśmiechnęła się lekko, dając mu znać, że docenia jego gest. Dobrze, że nie zdawała sobie sprawy, jakie wrażenie robił na nim każdy, nawet jej najbardziej niewinny uśmiech.
– To wspaniale, że tak dobrze układa wam się w pracy. – Pastor z uznaniem pokiwał głową. – Ale praca to przecież nie wszystko. Powiedzcie o sobie coś więcej, czy macie jakieś wspólne zainteresowania, pasje... Może sport albo podróże – podpowiadał, widząc ich milczenie.
Mac zamarł zmieszany. Praca była całym jego życiem, nie miał czasu na nic innego.
– Cóż, pewnie niedługo gdzieś wyjedziemy. – Jessie starała się ratować sytuację. – Słyszałam, że Arkansas jest cudowne jesienią, kiedy z drzew opadają liście.
Tym razem to on spojrzał na nią z wdzięcznością.
– Chciałabym zobaczyć Hot Springs, słyszałam, że to piękne miasto – ciągnęła dzielnie. – Pełne zabytków i cudów natury.
– Ty też chciałbyś tam pojechać, Mac? – spytał pastor, bawiąc się długopisem i zerkając na niego spod oka.
– Oczywiście – zapewnił żarliwie i czekał, aż trafi go piorun z nieba za wierutne kłamstwo w tak świątobliwym miejscu.
Piorun nie uderzył, być może dlatego, że jednak nie do końca kłamał. Po zastanowieniu musiał przyznać, że gdyby to Jessie była jego narzeczoną, to dla tych błysków w jej oczach gotów byłby pojechać choćby na koniec świata.
– Przypuszczam, że przedyskutowaliście też kwestię posiadania dzieci? – padło kolejne pytanie.
Oboje lekko zesztywniali.
– Cóż... postanowiliśmy poświęcić się karierze – odezwał się w końcu Mac. – Uznaliśmy więc, że w tych okolicznościach nie byłoby w porządku decydować się na dziecko.
Pastor uważnie patrzył na milczącą Jessie.
– Jesteś dziwnie cicha. Ty też tak myślisz? Nie czujesz słynnego tykania zegara biologicznego? – pytał z lekkim uśmiechem, ale jego spojrzenie było nad wyraz poważne.
– Nie przejmujesz się naleganiami ze strony rodziny? To oczywiście nie są najważniejsze powody, ale czasami warto wziąć je pod uwagę.
Mac wstrzymał oddech z napięcia, ciekaw, czy Jessie dotrzyma tajemnicy.
– Z pewnością ma ojciec rację, ale podjęliśmy inną decyzję. Nasza praca jest bardzo wymagająca, ale mamy nadzieję, że przynosi wiele dobra. Walczymy o lepszy los dla ofiar błędów lekarskich i nieuczciwych firm ubezpieczeniowych. W tej sytuacji nie mamy wiele czasu na własne rodzicielstwo. A z rodziną sobie poradzimy. Moja siostra chce mieć całą gromadkę maluchów, mnie więc przypadnie bezpieczna rola rozpieszczającej siostrzeńców ciotki. – Mac słuchał tych słów i nie wiadomo dlaczego, serce ściskało mu się z żalu. Przypomniał sobie, jak jeszcze niedawno Jessie opowiadała o tym, jak bardzo chciałaby mieć własną rodzinę. Prawie dał się wtedy przekonać. Musiał użyć całej siły woli, aby przypomnieć sobie, że jego priorytety są zupełnie inne. I nie ma w nich miejsca na nierealne marzenia o stałości i bezpieczeństwie; ani na naiwne wierzenia, że wszystko zawsze będzie dobrze, a najbliżsi stale będą przy tobie.
– Hmm, wygląda na to, że rzeczywiście wszystko macie przemyślane – odezwał się pastor z ledwo wyczuwalnym smutkiem. – Jesteście jeszcze młodzi, mam nadzieję, że kiedyś zmienicie zdanie. A teraz dwa kolejne trudne tematy – pieniądze i seks. Obie te sprawy wywołują mnóstwo niepotrzebnych stresów w małżeństwie, więc...
Mac poczuł, że jeszcze chwila i nie wytrzyma tego napięcia.
– Moglibyśmy trochę przyspieszyć? – spytał grzecznie, spoglądając na zegarek. – Jeśli chodzi o kwestie majątkowe, sprawa jest prosta. Ustaliliśmy, że sporządzimy intercyzę, i każde z nas będzie się oddzielnie rozliczało. Jak ojciec widzi, w tym także jesteśmy zgodni – zapewnił pospiesznie. – Ale jeśli nie dopilnujemy wszystkiego w pracy, to niestety nie będzie miodowego miesiąca – dodał, wstając z kanapy.
Pastor pokiwał głową.
– Wygląda na to, że rzeczywiście wszystko już przedyskutowaliście. W takim razie do zobaczenia w muzeum – uśmiechnął się lekko.
– Oczywiście. – Mac uścisnął rękę duchownego. – Proszę pamiętać, że wjazd na parking podziemny jest za budynkiem.
– A przyjęcie zaraz potem w „Grand Maison" – zdążyła dodać Jessie.
– Z przyjemnością przyjdę. Widać, że oboje jesteście zdecydowani. Z niecierpliwością czekam, aż będę mógł pobłogosławić wasz związek.
Mac wypadł z gabinetu, jakby coś go goniło. Nie wiedział, czy bardziej próbował uciec od niepokojącej bliskości Jessie, czy od mądrego spojrzenia starego pastora.
– Chyba było całkiem w porządku, nie sądzisz? – spytała Jessie.
Owszem, w porządku, przyznał w duchu. Ale wiedział, że nie będzie w porządku, jeśli złoży przysięgę małżeńską Jennie, a równocześnie będzie myślał o wspólnych wyjazdach, małżeństwie, a nawet... dzieciach z jej siostrą! Każdy normalny człowiek uznałby go za łajdaka, gdyby zrobił coś takiego. Sam skazałby się na rozstrzelanie albo powieszenie, zależy, co jest bardziej bolesne.
– Dlaczego nie odpowiadasz? – Zerknęła na niego zaniepokojona. – Coś nie tak? Wolałbyś, żebym inaczej odpowiadała na jego pytania?
– Nie, skąd – zapewnił pospiesznie. – Dla mnie to też był duży stres, w końcu nie co dzień oszukuje się duchownego. Po prostu musiałem chwilę odetchnąć – wyjaśnił.
– Ale ja również zaczynam mieć tego dość – oznajmił zdecydowanie. – Najwyższy czas, żeby twoja siostra wróciła. Wieczorem do niej zadzwonię. I lepiej, żeby odebrała i wyjaśniła mi kilka spraw.
– Rozumiem, że jesteś zły – próbowała go uspokoić. – Ale obawiam się, że Jenna może być zajęta...
– Wyrażę się jasno – przerwał jej ostro i potrząsnął głową.
– Jeżeli będziesz z nią rozmawiała, przekaż jej, że jeśli nie skontaktuje się ze mną do wieczora, odwołam ślub!
Późnym wieczorem Mac siedział w swoim gabinecie i delektował się ciszą wypełniającą całe biuro. Ostatni pracownicy wyszli trzy godziny temu, wreszcie był sam i mógł się skoncentrować na pracy.
Ale niestety, mimo nieustannych wysiłków nie potrafił skupić się nad aktami kolejnej sprawy. Łapał się na tym, że wciąż czyta to samo zdanie i nie potrafi powtórzyć jego treści. To pewnie przez to całe zamieszanie związane ze ślubem, przekonywał sam siebie.
Nie, potrząsnął głową, nie powinien się oszukiwać. To nie była prawda. W głębi duszy wiedział, że jego największym problemem była Jessie i to, jak na nią reagował. Sam był tym zaszokowany, nigdy dotąd nie zdarzyło mu się, żeby sama obecność kobiety tak na niego działała.
Kiedy podczas wizyty u pastora z błyskiem w oku opowiadała o tym, jak bardzo chciałaby zobaczyć Hot Springs, przez jego głowę przetaczały się takie wizje, że sam czuł się zawstydzony. Gotów byłby w tym momencie iść za nią wszędzie. Patrzył na jej zgrabną figurę, piękną twarz, widział pełne pasji iskry w oczach i miał ochotę choćby natychmiast rezerwować bilety.
Ale jednocześnie wszystkie te odczucia budziły w nim lęk i poczucie bezsensu. Wkrótce miała przecież zostać jego szwagierką. Poza tym Jessie była kobietą z innego świata. Nigdy nie ukrywała, jak ważna była dla niej rodzina i dzieci i jak mało ceniła karierę i dążenie do sukcesu.
Co się więc z nim działo?
To wszystko przez nieobecność Jenny, zdecydował. Gdyby tak nieoczekiwanie nie wyjechała z miasta, nigdy nie doszłoby do tego wszystkiego. Tymczasem sytuacja ułożyła się tak, że czuł się jak skazaniec na kilka dni przed egzekucją.
Nagle ciszę przerwał dzwonek telefonu.
– Cześć, Mac! – usłyszał w słuchawce.
Od razu ją rozpoznał. Jenna mówiła dynamicznie, silnie akcentując sylaby, podczas gdy głos Jessie był łagodny i spokojny, ale przy tym seksowny jak diabli. I co z tego, upomniał się. Nie potrzebował przecież żadnego iskrzenia, tylko odpowiedzialnego partnera w życiu i w interesach!
– Witaj, Jenna – odezwał się chłodno. – Czy możesz mi wreszcie wyjaśnić, co się dzieje?
– Zostawiłam ci przecież wiadomość, że wszystko u mnie w porządku – mówiła lekkim tonem, najwyraźniej w ogóle nie przejmując się jego złością.
– I uważasz, że to powinno mi wystarczyć? – spytał z niedowierzaniem.
Usłyszał lekkie westchnienie.
– Zgoda, masz rację, należy ci się jakieś wyjaśnienie. Jest pewien problem, ale nie taki, jak pewnie przypuszczasz. Naprawdę byłam w wielkim stresie i uznałam, że muszę wyjechać na jakiś czas i poukładać sobie wszystko. Chciałam wrócić już kilka dni temu, ale nagle dostałam jakiejś okropnej alergii na krem. Nie mogłabym nikomu pokazać się w takim stanie. Siedzę więc w gabinecie kosmetycznym, chodzę do lekarza i staram się doprowadzić do normalnego stanu.
Uff, to brzmiało logicznie.
– Ale nic ci nie jest? – spytał z troską.
– Pomijając fakt, że mam twarz jak po ospie, to wszystko w porządku. Nie wyobrażasz sobie, jak to wygląda – jęknęła głucho. – Katastrofa! Żaden makijaż nie byłby w stanie tego zatuszować!
Westchnął ciężko. Teraz wreszcie zaczynał coś rozumieć. Wiedział, jak bardzo Jenna była wrażliwa na punkcie swojego wyglądu. Nie wątpił, że takie zdarzenie wytrąciło ją z równowagi.
– Gdzie jesteś? Mogę ci jakoś pomóc? Może powinienem sprowadzić ci lekarza?
– Dziękuję, ale na szczęście daję sobie radę. Jestem w Austin, na farmie piękności. Są tu najlepsi specjaliści, obiecali, że do piątku doprowadzą mnie do porządku.
– Wrócisz więc dopiero w piątek? – jęknął wyraźnie rozczarowany.
Zaśmiała się lekko.
– Wierz mi, to dla twojego dobra. Nie chciałbyś mnie oglądać w takim stanie. Zresztą, wszystkie kwestie związane ze ślubem są dopięte na ostatni guzik, nie musisz się niczym martwić. Lepiej weź przykład ze mnie i odpocznij trochę. Właśnie brałam masaż, kiedy zadzwoniła do mnie Jessie i przedstawiła twoje ultimatum. Chyba oboje za bardzo się wszystkim przejmujecie.
– Nie wiesz nawet, co przeszliśmy przez ostatnie dni – tłumaczył. – Najpierw bal, potem przyjęcie niespodzianka w firmie, a dzisiaj jeszcze wizyta u pastora. I wszędzie musieliśmy oszukiwać. Wolę nie myśleć, co jeszcze nas czeka. Boję się, że wszystko w końcu się wyda, dlatego wolałbym, żebyś wróciła jak najszybciej – nalegał.
– Mac, przecież wiesz, że to absolutnie niemożliwe – zaprotestowała łagodnie. – Dopóki tak wyglądam, nikomu się nie pokażę.
Cóż, znał Jennę i wiedział, że kiedy się uprze, nic nie zdoła jej przekonać.
– W takim razie odwołam spotkanie z Craigiem w sprawie domu – mruknął do siebie. – Dzwonił ostatnio i mówił, że ta rezydencja, którą byłaś zainteresowana, właśnie została wystawiona na sprzedaż.
– To wspaniale! – zawołała pełna entuzjazmu. – Widzieliśmy ten dom tylko z zewnątrz, ale jestem pewna, że w środku jest równie doskonały. Idź sam, proszę, jak wrócę, może być za późno.
– To najwyżej zaczniemy szukać od nowa, kiedy tylko – przyjedziemy z podróży poślubnej. Nie mógłbym pojawić się u Craiga sam.
– Nie, ten dom nie może przepaść – naciskała. – Wymyśl jakąś wymówkę i idź tam!
– Co miałbym powiedzieć? – zdziwił się. – Craig zna cię zbyt dobrze, od razu zacząłby coś podejrzewać. Poza tym wie, że sam nie zdecyduję o tak ważnej sprawie, jak zakup domu.
Craig był przyjacielem ich obojga i miał być świadkiem na ich ślubie. Na pewno wykryłby kłamstwo.
– Więc jeśli nie ma innego wyjścia, niech Jessie pomoże ci jeszcze ten ostatni raz – zdecydowała.
– Jenna, to nie w porządku wobec twojej siostry – upominał ją.
– Och, wiem, jakoś jej to później wynagrodzę. Ostatni raz, obiecuję. Mam już zarezerwowane bilety powrotne na piątek. Powinnam być na miejscu na tyle wcześnie, żeby zdążyć na próbę uroczystości i potem na obiad z rodzicami. Dzwoniłam już zresztą do nich i prosiłam, żeby byli dla ciebie mili. Jak więc widzisz, wszystko jest pod kontrolą. Zaufaj mi, będzie dobrze.
Mówiła jak dawna Jenna – pewnym tonem, nie pozostawiając miejsca na wątpliwości, ale z jakiegoś powodu jej słowa wcale go nie uspokoiły. Zbyt wiele dziwnych rzeczy zdarzyło się ostatnio, żeby mógł podzielać jej niezachwianą pewność.
W pogodne czwartkowe popołudnie czekali oboje przed domem, który tak spodobał się Jennie.
Mac trzymał ręce na kierownicy i dyskretnie zerkał na Jessie. Teraz, kiedy, poznał ją lepiej, wyraźnie widział, jak bardzo różniły się obie z siostrą, Jessie promieniała spokojną pewnością siebie, której nie skrył nawet ostry makijaż i fryzura, mające ją upodobnić do Jenny.
Na szczęście zdążył już ochłonąć po spotkaniu z pastorem. I musiał przyznać, że rozmowa z Jenną również mu pomogła.
Jego narzeczona jak zawsze wyróżniała się pewnością siebie i czymś, czego wcześniej nie dostrzegał – odrobiną bezwzględności i egoizmu. Cóż, to przecież były cechy, które bardzo się przydawały w ich życiu zawodowym, przekonywał się w duchu. Zawsze wiedział, że Jenna będzie dobrym partnerem w firmie, i to było najważniejsze.
– Jeszcze raz dziękuję, że zgodziłaś się nam pomóc – zwrócił się do Jessie. – Wiem, że pewnie nie tak wyobrażałaś sobie te wakacje.
– Delikatnie powiedziane – mruknęła, nie patrząc na niego. – Nie znosiłam takich przebieranek nawet wtedy, gdy byłyśmy dziećmi, a teraz jest jeszcze gorzej.
– Dlaczego więc to robisz? – spytał z autentycznym zainteresowaniem.
Jessie westchnęła ciężko.
– To w końcu moja siostra. Nie mogłabym zostawić jej na lodzie.
Musiał przyznać, że jest niezwykle lojalna.
– Nieważne, jakie masz powody. – Uśmiechnął się. – W każdym razie dziękuję. Jeszcze raz nas uratowałaś.
Po spotkaniu z pastorem, które oboje kosztowało wiele nerwów, był pewien, że zobaczy ją dopiero w piątek na obiedzie rodzinnym. Wierzył, że z Jenną u swojego boku będzie się już wtedy czuł bezpiecznie i spokojnie. Kiedy jego narzeczona wreszcie wróci, przypomni mu się, co zawsze było dla niego najważniejsze i zapomni o tym dziwnym napięciu, które odczuwał w obecności Jessie.
– Ejże, same podziękowania nie wystarczą – zaśmiała się. – Zapomniałeś już, co mi obiecałeś, kiedy próbowałeś mnie tu ściągnąć? Ostrzegałam, że moja cena jest wysoka – jeszcze dzisiaj musisz skopać mój ogródek!
– Pamiętam – zapewnił. – I oczywiście zamierzam się wywiązać.
Rzeczywiście, nie wiedział już, jakich argumentów użyć, żeby przekonać ją do kolejnej mistyfikacji i obiecał, że w zamian zrobi wszystko, czego zażąda. Ku jego zdumieniu chciała, żeby przygotował jej ogród do nasadzeń.
– Musiałam cię o to poprosić, nie mam wyjścia – tłumaczyła się. – Te rośliny muszą być szybko posadzone, a w weekend i tak będzie dużo zamieszania z waszym ślubem.
– Nie trzeba mi niczego tłumaczyć – zapewniał. – Nie jestem specjalistą od roślin, ale nawet ja wiem, że w taki upał powinny być jak najszybciej zasadzone.
Nie musiał oczywiście sam kopać jej ogródka. Mógłby kogoś wynająć, ale coś mu mówiło, że nie zgodziłaby się na to. Poza tym czuł się bardzo zobowiązany za wszystko, co dla nich zrobiła.
Właśnie podjechał niewielki czerwony samochodzik i wysiadł z niego Craig z rozwianymi włosami i nieodłączną wielką teczką. Był jego przyjacielem jeszcze ze studiów. Mimo nieco ekscentrycznego wyglądu i dziwacznego auta, był jednym z najlepszych agentów nieruchomości w okolicy.
Craig pocałował Jessie w policzek i zawołał:
– Jenna, cudownie wyglądasz! Nie zapominaj, że do ostatniej chwili możesz zmienić zdanie. – I widząc jej pytające spojrzenie, dodał: – Pamiętaj, że ja tam będę!
Zaśmiali się wszyscy i Mac dodał:
– Dzięki za pomoc, stary. Jak tak dalej pójdzie, wymienię cię na wuja Maksa!
– Tak, to rzeczywiście byłoby dla ciebie bezpieczniejsze! – zaśmiał się Craig i wyjaśnił Jessie: – Stary Max ma brodę do pasa i awersję do mydła.
– Poza tym ty miałeś już swoją szansę – przypomniał mu Mac z kpiącym uśmiechem.
– Co nie znaczy, że nie mogę znowu próbować – śmiał się Craig. – Wiesz, jak to mówią, stary, do trzech razy sztuka! Ale cóż, skoro nie dacie się przekonać, zaczynajmy. – Otworzył furtkę i wprowadził ich na podjazd. – Myślę, że ten dom to. dokładnie to, czego szukacie. Ma jedną wadę – pokój kąpielowy mógłby być nieco większy, ale nasz projektant sugeruje, żeby zamontować tam nowoczesne jacuzzi.
– Świetny pomysł – zapalił się Mac.
– Coś takiego! – zaśmiał się Craig. – Nie sądziłem, że tak ci się to spodoba. Uważam, że prawdziwi mężczyźni nie korzystają z takich zabawek z bąbelkami – dodał, zerkając na Jessie.
– Ej, nie zrobisz ze mnie lalusia! – protestował Mac. – Korzystam z jacuzzi tylko dlatego, że lekarz mi to zalecił. Takie kąpiele dobrze robią na moje kolano. Ta kontuzja z młodości co jakiś czas daje znać o sobie – tłumaczył się żarliwie.
– Spojrzał z niepokojem na Jessie, ale ku swojemu zdumieniu zobaczył na jej twarzy dziwny, nieco wyzywający uśmiech.
Podeszła do niego powoli i pociągnęła go lekko za elegancki krawat.
– No, nie wiem, Craig – odezwała się lekko chrypiącym głosem. – Czy myślisz, że prawdziwa kobieta powinna się zadawać z facetem, który tak się ożywia, słysząc o kąpieli z bąbelkami?
Mac z trudem przełknął ślinę i spojrzał na nią zaskoczony. I pomyśleć, że do tej pory był przekonany, że szukanie domu to nudny obowiązek. Nie wyobrażał sobie, że Jessie potrafi tak się bawić jego zakłopotaniem.
A może wcale się nie bawiła? Może tylko postanowiła wejść w rolę swojej siostry i flirtować z narzeczonym? Nie wiedział, co o tym myśleć.
Wolał się nawet nie zastanawiać nad tym, co mogłoby się stać, gdyby Jessie rzeczywiście chciała wcielić się w rolę kuszącej uwodzicielki.
Craig nie zdołał odpowiedzieć na jej pytanie, bo w tym momencie zadzwonił jego telefon.
– Muszę odebrać – powiedział, zerkając na wyświetlacz. – Przepraszam was na chwilę, rozejrzyjcie się tu trochę.
* – Oczywiście, nie przeszkadzaj sobie – zapewnił go Mac uprzejmie. Ujął Jessie za łokieć i poprowadził do kuchni. – Pamiętaj, że jednym z głównych warunków Jenny było to, żeby układ pomieszczeń nadawał się do urządzania eleganckich przyjęć – szepnął, gdy Craig się nieco oddalił.
Niestety, miał wrażenie, że wcale go nie słuchała. Uważnie rozglądała się po wnętrzu i w niczym nie przypominała kusicielki, z którą miał do czynienia jeszcze przed chwilą.
– Bardzo niepraktyczny kolor podłóg – zauważyła. – Takie posadzki są trudne do utrzymania w czystości.
– To nie ma znaczenia – odparł lekko. – Będzie przecież gosposia.
Jessie pokręciła głową i otworzyła drzwi na taras.
– Ten basen zajmuje prawie całe podwórko – powiedziała ze zdumieniem.
– To źle? – zdziwił się.
– Nie ma miejsca do biegania dla psa, nie wspominając już o dzieciach – wyjaśniła.
– To żaden problem, bo nie planujemy ani jednego, ani drugiego – uciął krótko.
Zauważył, że na jej twarzy pojawił się nagle dziwny wyraz.
– No tak... Wobec tego to wspaniały, wielki basen. Możecie przepłynąć kilka długości przed wyjściem do biura. A nawet rozciągnąć siatkę do piłki wodnej. Jenna to uwielbia, będzie jej się podobało.
Przeszli do imponującego salonu, na środku którego królował ogromny kominek.
– Wspaniałe miejsce do przyjmowania gości – odezwał się Mac, mając nadzieję, że chociaż w tym pomieszczeniu nie znajdzie żadnej wady.
– Jest taki duży... – mruknęła bez zachwytu. – Nie będziecie się tu czuli samotnie tylko we dwoje?
Ciekawe spostrzeżenie, nigdy nie przyszło mu to do głowy.
– Chodźmy lepiej obejrzeć sypialnię dla gości, a potem przejdziemy na górę – zaproponował, sprytnie unikając odpowiedzi na jej pytanie.
– A więc wasza sypialnia jest na piętrze?
– Tak, dlaczego cię to dziwi?
– Bo... Zresztą nieważne. – Machnęła ręką. – Wybacz, ciągle zapominam, że nie wybieram domu dla siebie.
– A jaki byłby twój dom? – spytał zaciekawiony choć wiedział, że nie powinno to mieć żadnego znaczenia.
Uśmiechnęła się rozmarzona i bez zastanowienia zaczęła wymieniać:
– Miałby duży trawnik z huśtawką, piaskownicą i budą dla psa. Dopóki dzieci byłyby małe, ich pokój urządziłabym na dole. Swoją sypialnię też, żeby być blisko nich. A kiedy już podrosną, przeszłyby na górę, żeby rodzice mieli trochę prywatności.
– Ile? – spytał nagle.
– Ile czego? – Nie bardzo rozumiała.
– Psów, dzieci. Ile chcesz mieć?
– Na początek jeden pies wystarczy. A dzieci co najmniej dwoje, a może więcej – odpowiedziała z lekkim uśmiechem i wskazała na podłogę. – Ale wtedy nie ma mowy o żadnej kremowej wykładzinie. Ani o białych ścianach. Tylko ciepłe, słoneczne kolory i zmywalne farby – zaśmiała się. – I wolałabym mniejsze pokoje, są dużo bardziej przytulne.
Mac słuchał tych marzeń o radosnym, ciepłym domu, rodzinie i poczuł, jak przeszywa go nagły ból. Przez jego głowę zaczęły przelatywać obrazki z dzieciństwa, które starał się skryć w najdalszych zakątkach pamięci. Wspomnienie małego, miłego domu, jaki stworzyła im matka, radosne zabawy z bratem, kundel ze schroniska, którego kiedyś przyprowadzili...
Pamiętał, jak dobrze było im razem. Ale po śmierci brata cała radość znikła z oczu jego matki. Widział, jak cierpi i wówczas zdecydował, że nigdy nie będzie miał dzieci, aby nie ryzykować takiego bólu po ich stracie.
Wtedy nie umiał pomóc własnej rodzinie, ale teraz walczył z każdym przejawem nieuczciwości w szpitalach i ta praca sprawiała, że czuł się spełniony. Jakby załatwiał dawne porachunki.
Słuchając rozmarzonego głosu Jessie, poczuł, że czegoś mu brakuje. Nagle obudziło się w nim dziwne pragnienie, żeby mieć własną rodzinę i przeżywać z nimi wszystkie te szczęśliwe chwile.
O czym on do licha myśli? Kolejny raz zauważył, że to Jessie tak na niego wpływa. Przy niej zachowywał się inaczej niż zwykle. Budziła w nim pragnienia, o których wolałby zapomnieć.
Musi uciec jak najszybciej od tej kobiety i jej nierealnych fantazji.
Na szczęście właśnie nadszedł Craig.
– Przepraszam, że trwało to tak długo. Niezwykle skrupulatny klient – dodał z zabawnym grymasem. – No jak, jesteście gotowi do zwiedzania piętra?
Owszem, Mac był gotów. Ale do powrotu do normalnego życia, bez fantazji o psach, huśtawkach, dzieciach i ich seksownej matce... Gdy tylko Jenna wróci, szybko przypomni mu, dlaczego zdecydowali się być razem.
– Dość już widzieliśmy – stwierdził zdecydowanym tonem. – Wiesz, jakie są nasze warunki co do płatności. Jeśli to odpowiada właścicielowi, przygotuj dokumenty i przefaksuj mi je.
Jessie patrzyła na niego, starając się ukryć zdziwienie, a Craig uniósł brwi w jawnym zaskoczeniu.
– Chcesz powiedzieć, że kupujesz dom bez dokładnego obejrzenia? – spytał zdumiony. – To do ciebie zupełnie niepodobne.
Mac złapał Jessie za rękę i pociągnął do drzwi.
– Wiem – oświadczył krótko. – Ale za to podobne do Jenny, ona zawsze wie, czego chce.
Niemal wybiegł z domu, zatrzasnął drzwi za sobą i wreszcie odetchnął.
Jessie wskazała Macowi łazienkę, gdzie miał się przebrać w robocze ciuchy, a sama przeszła do swojej sypialni, żeby zrobić to samo. Zmieniła elegancki kostium na sprane dżinsowe szorty, koszulkę i parę tenisówek. Na koniec związała włosy w koński ogon i była gotowa do pracy w ogrodzie.
Odkąd tak gwałtownie wyciągnął ją z domu, wprowadzając ją i Craiga w osłupienie, próbowała zgadnąć, co takiego się z nim dzieje. Przez całą powrotną drogę nie wyjaśnił jej, dlaczego wypadł stamtąd tak nagle, doprowadzając starego przyjaciela co najmniej do szoku. Było jej żal biednego Craiga, który od pierwszej chwili wzbudził jej sympatię.
Mac zachowywał się bardzo dziwnie, a przecież ich głównym celem było ukrycie nieobecności Jenny Tymczasem jedyne, co zdołali osiągnąć, to nowe podejrzenia.
Trudno zresztą spodziewać się czego innego po tym, jak wypchnął ją z domu, nie dając nawet czasu, żeby powiedziała „do widzenia".
Ten facet najwyraźniej potrzebował zajęcia, inaczej nie był w stanie utrzymać nerwów na wodzy. Na szczęście to ostatnie mogła mu zapewnić.
Przeszła na taras i zobaczyła, że Mac również zdążył się już przebrać w dżinsy i koszulkę. Krótkie spodenki ukazywały muskularne uda, a obcisła koszulka odsłaniała silne, umięśnione ramiona. Przejechała wzrokiem po jego kuszącym ciele i natychmiast poczuła, że krew szybciej krąży jej w żyłach. Niesamowite, ten facet działał na nią bardziej kusząco niż najlepsza czekolada. W gardle zaschło jej z wrażenia, ale w porę przypomniała sobie, że nie ma prawa tak na niego patrzeć. Wkrótce przystojny Mac zostanie jej szwagrem.
A przy okazji był facetem, który zupełnie nie chciał zrozumieć, dlaczego jej głównym celem było co innego niż robienie kariery. Wprawdzie sama właśnie umówiła się na rozmowę z dyrektorką na temat możliwości rozwoju, ale to nie miało nic do rzeczy.
Na razie musiała poradzić sobie z Makiem, który mógł spowodować większe szkody niż całe pudło czekoladek.
– Posłuchaj, Mac – zaczęła ostrożnie. – Widzę, że nie bardzo masz ochotę o tym rozmawiać, ale mimo wszystko chciałabym wiedzieć, co cię ugryzło.
Odwrócił się i spojrzał na nią bez wyrazu.
– To nie ma żadnego znaczenia.
– Owszem, ma – zaprotestowała. – Całe to spotkanie służyło temu, żeby Craig nie zaczął niczego podejrzewać.
– Tymczasem zachowałeś się tak dziwnie, że na pewno czegoś się domyśla.
– W tej chwili Craig właśnie oblicza prowizję, jaką dostanie za sprzedaż takiego domu i nie jest w stanie myśleć o niczym innym – stwierdził Mac, zdecydowanie i włożył ręce do kieszeni. – Poza tym wiedziałem już, że Jennie spodoba się to miejsce, więc nie było sensu marnować więcej czasu.
– Być może, ale...
Wskazał głową na niebo i przerwał jej:
– Wygląda na to, że w każdej chwili może spaść deszcz. Jeśli rzeczywiście chcemy coś zrobić, powinniśmy zaczynać. I tak będziemy mieli dużo szczęścia, jeśli zdążymy.
Westchnęła ciężko i poddała się. A do listy jego grzechów dopisała jeszcze upór i gburowatość.
Dwie godziny później Jessie musiała przyznać, że upór nie zawsze jest wadą. Mac przerywał kopanie tylko po to, aby otrzeć pot z czoła albo napić się zimnej wody. Upał był nie do zniesienia.
Nie zdziwiłaby się, gdyby zdjął koszulkę, ale na szczęście tego nić zrobił. Im większa część jego ciała była zakryta, tym lepiej. I tak z trudem powstrzymywała rozszalałą wyobraźnię, która co rusz podsuwała jej niegrzeczne fantazje. Na przykład o wspólnej kąpieli. Nawet z bąbelkami.
Kropla słonego potu spłynęła jej do oka i przerwała te rozmyślania. Co się z nią działo? Zwykle nie rozbierała facetów wzrokiem. Chyba zbyt długo była na słońcu. To na pewno to. Nie potrafiła inaczej wyjaśnić faktu, że pociągał ją mężczyzna zupełnie dla niej nieodpowiedni. Do tego narzeczony jej siostry.
Zauważyła, że Mac rozstawia krzaczki w miejscach, gdzie miały być posadzone, i to oderwało ją od tych dziwnych rozmyślań.
– Poczekaj, Mac – zawołała. – Te wysokie powinny być w rogu ogrodu.
– Co za różnica? – zdziwił się. – Jedne i drugie są przecież zielone.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Nieprawda. Jedne potrzebują więcej słońca, inne cienia, wtedy lepiej rosną – wyjaśniła.
Zrobił, jak kazała, i posłusznie posegregował sadzonki według wielkości i gatunków, ale wciąż mruczał coś pod nosem.
– Skąd tyle wiesz na ten temat? – spytał po chwili, z ledwo wyczuwalną ironią. – Studiowałaś ostatnio encyklopedię roślin?
– Zawsze lubiłam czytać na ten temat – odparła spokojnie. – Często przy kawie przeglądam magazyny ogrodnicze i szukam w nich pomysłów. Potem sprawdzam, czy dane gatunki mogłyby rosnąć w moim ogródku i wtedy decyduję.
– Kiedy znajdujesz na to czas? – mruknął zaskoczony. – Myślałem, że nauczyciele mają masę papierkowej pracy. Te wszystkie dokumenty, przygotowywanie testów...
– Masz rację – zaśmiała się. – Nie jest tego mało, ale na pasję zawsze znajdzie się czas.
Nie chciała dodawać, że od dawna już nie zajmowała się ogrodem. Dopiero ostatnio jej pasja ogrodnicza mocno ożyła, bo za wszelką cenę chciała dać swoim myślom inne zajęcie, niż nieustanne wspominanie pewnego mężczyzny...
Ale miała dziwne wrażenie, że jej plan się nie powiódł.
Bo chociaż usilnie próbowała skupić się na krzewach czekających na zasadzenie, to jej myśli ciągle krążyły wokół niezwykłe pociągającego prawnika. Który na dodatek był narzeczonym jej siostry.
I co ona miała z tym zrobić? Sumienie wciąż nie dawało jej spokoju i w tych rzadkich chwilach, kiedy wracał jej rozsądek, ogarniało ją wielkie poczucie winy. Szkoda, że takich uczuć nie można po prostu zakopać gdzieś w korzeniach jej krzaczków, przyszło jej do głowy. To skutecznie rozwiązałoby sprawę.
Tymczasem niebo prawie zupełnie zakryły ciemne chmury, a lekki wiatr przyniósł miłe odprężenie po palących promieniach słońca.
– Lepiej się pospieszmy – odezwał się Mac. – Mam przeczucie, że za chwilę zacznie padać.
– Ja w zasadzie już skończyłam. Zostało mi jeszcze kilka sadzonek, ale te mogą poczekać. Zajmę, się nimi później.
– Podniosła się z ziemi i otrzepała kolana. – Pomogę ci.
Razem skopali ostatni kawałek ogródka. Zwykle nie znosiła tego robić, ale tym razem praca sprawiła jej dużo radości. Nie rozumiała, dlaczego czuje się tak wspaniale. Czyżby wystarczyło, że tuż obok czuje zamaszyste ruchy Maca, i to od razu wprawiało ją w pogodny nastrój? Gotowa była pytać go o zdanie przy wyborze miejsca dla krzaków, a przecież dotąd Wszystkie drobne prace w ogrodzie lubiła robić sama.
Kogo ona chciała oszukać? Po prostu do tej pory nie pojawił się nikt, kto chciałby jej w tym pomóc. A teraz był tu Mac i ochoczo machał łopatą, ale wiedziała, że nic nigdy nie może z tego wyniknąć. Jedyne, na co powinna liczyć, to jego przyjaźń i skopanie ogródka od czasu do czasu, w ramach przysług rodzinnych, ale to zdecydowanie jej nie wystarczało.
Jak mogła się uwikłać w taką sytuację? Kochała przecież Jennę i życzyła jej jak najlepiej. Westchnęła ciężko, mogła tylko wierzyć, że czas uleczy kiedyś jej złamane serce. Powoli stawała się ekspertem w ukrywaniu swoich prawdziwych uczuć, a to stwarzało nadzieję, że będzie w stanie jakoś przeżyć niedzielne obiady rodzinne i patrzeć na szczęście siostry.
Ale teraz chciała się cieszyć ostatnim popołudniem, jakie spędzą razem, a potem wytnie swoje uczucia przy samych korzeniach, postanowiła zdecydowanie.
Mac skończył pierwszy i popatrzył na Jessie. Ciężko pracowała, przekopując ziemię, a gibkie ruchy jej ciała rozpalały mu zmysły. Szkoda, że nie zdążył jej powiedzieć, że najbardziej by mu pomogła, gdyby po prostu zabrała stąd swój zgrabny tyłeczek. Jej obecność zdecydowanie utrudniała mu koncentrację.
Musiał przyznać, ze robiła na nim coraz większe wrażenie. Nawet w tym starym ubraniu i sportowej fryzurze wydawała mu się niezwykle atrakcyjna.
Lubiła dzieci, rośliny i ptaki. Miała poczucie humoru , i umiała się z siebie śmiać. Nawet zwykła praca w ogrodzie w jej towarzystwie była przyjemnością.
Składali już narzędzia, kiedy nagle lunęło z nieba.
Ciepłe krople deszczu spadały na nich i przynosiły miłą ochłodę po upalnym dniu. Jessie nadstawiła twarz i rozkoszowała się letnią ulewą.
Mac nie mógł oderwać od niej wzroku. Deszcz sprawił, że mokra koszulka przykleiła się do jej ciała, nie pozostawiając wiele miejsca wyobraźni. Chłonął ten widok i rozkoszował się tym, jaka była piękna. Wiedział, że choćby nie wiem jak walczył ze sobą, nie przezwycięży tego zauroczenia. O ileż prostsze byłoby wszystko, gdyby to samo czuł do Jenny. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się nie stało. Były przecież tak bardzo do siebie podobne.
Aż do tego tygodnia wszystko, co działo się w jego życiu, miał pod pełną kontrolą. Jeszcze kilka dni temu każdy drobiazg był ustalony i przewidywalny. I wcale nie chciał tego zmieniać. Dlatego zdecydował się na małżeństwo z kobietą, która dzieliła jego pasje zawodowe i uważała, że miłość do niczego nie jest potrzebna.
A teraz łapał się na fantazjach o miłości, rodzinie, dzieciach, a nawet psie...
Nagle usłyszał jej głośny śmiech, i to przerwało jego rozważania.
– Wiem, że pewnie wyglądam jak zmokła kura, ale za to ty wyglądasz jak brudna zmokła kura! – zawołała.
– To znaczy, że dużo ciężej pracowałem – wyjaśnił zgodnością.
Przewróciła zabawnie oczami.
– Nie tłumacz się. Ciekawe, co by powiedzieli twoi klienci, gdyby cię teraz zobaczyli.
Już drugi raz dzisiaj drażniła się z nim, ale tym razem nie wytrzymał. Niewidzialna bariera, którą z takim wysiłkiem starał się między nimi budować, pękła. Najwyraźniej nie docenił jej seksownego głosu, który budził w nim niebezpieczne pragnienia, zapachu jedwabistych włosów...
Stała tylko o krok od niego. Zrobił pierwszą rzecz, jaka przyszła mu do głowy – zamachnął się i lekko obryzgał jej buty błotem.
– Przestań! – zawołała, uskakując ze śmiechem.
– Dlaczego? Wałka w błocie niedługo będzie dyscypliną olimpijską! – przekonywał, lepiąc kulkę z mokrej ziemi i ciskając w nią celnie. – Ciekawe, co by teraz powiedzieli twoi uczniowie – kpił i rzucił w nią kolejną kulką.
Zielone oczy rozszerzyły się niebezpieczne.
– Chcesz wojny? Będziesz ją miał!
Rozejrzała się wokół i dostrzegła wiadro deszczówki koło domu. Złapała je i bez skrupułów wylała wszystko na niego, a potem śmiała się, gdy ściągał z włosów suche liście.
W odpowiedzi podbiegł do niej, złapał za ręce i skrzyżował je mocno na piersi, aby nie mogła się wyrwać.
– Puść mnie! – wołała, szamocząc się bezsilnie. Jej oczy ciskały błyskawice, ale nie przejął się tym. – Jak tylko będę wolna, zginiesz, obiecuję!
Walczyła dzielnie, ale nie była w stanie się wyrwać. Nagle, nie wiadomo dlaczego, zaczęła głośno chichotać. Spojrzał na nią zdziwiony, ale po chwili i do niego dotarła cała absurdalność sytuacji. W następnej sekundzie oboje wciąż stali na deszczu i zanosili się od śmiechu.
I wtedy właśnie popełnił niewybaczalny błąd. Spojrzał w jej świetliste oczy i zrozumiał, że to nie jest zabawa. Nagle cały świat wokół nich przestał istnieć. Liczyła się tylko ta cudowna kobieta tuż obok niego i jej zachwycające usta. Nie mógł się powstrzymać. Niezależnie od wszystkiego, musiał sprawdzić, czy jej usta smakują tak słodko, jak przypuszczał.
Złagodził uścisk, ale nie odsunęła się od niego. Przeciwnie, przywarła całym ciałem i już po chwili ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku.
Niedobrze, stary, przemknęło mu przez głowę. Jeden pocałunek, a on już czuł, że obudziły się w nim żądze, o jakie sam siebie nie podejrzewał. Nigdy dotąd nie pragnął tak żadnej kobiety.
Jessie sądziła dotąd, że najsilniej działa na nią zapach Maca, ale wiedziała już, że się myliła. Smak jego chciwych pocałunków doprowadził ją do granic szaleństwa.
Deszcz ciągle padał, zmywając z nich brud i resztki rozsądku. Teraz pragnęła tylko, żeby Mac nigdy nie prze stał jej całować i dotykać.
Powinna walczyć z tym pragnieniem, ale nie potrafiła. Mac po raz kolejny ją zaskoczył. Tym razem odkryła w nim namiętność i czułość, jakich się nie spodziewała.
Smakowała jego cudowne pocałunki i starała się zapomnieć, kim jest dla niej ten mężczyzna.
I nagle Mac westchnął chrapliwie i w wysiłkiem odsunął się do tyłu.
. – Skłamałbym, mówiąc, że żałuję – odezwał się po chwili. – Mogę tylko przyrzec, że nigdy więcej się to nie powtórzy.
– Masz rację – powiedziała cicho, starając się uspokoić oddech. – Ja też przepraszam. To była pomyłka.
Jak mogli do tego dopuścić? A tak się starała, żeby jej uczucia do Maca nigdy nie wykiełkowały na powierzchnię! Ten pocałunek w ogóle nie powinien się zdarzyć!
– Nie martw się – uspokajała go. – Najlepiej będzie, jeśli oboje wyrzucimy to z pamięci.
Próbowała go pocieszyć, ale doskonale wiedziała, że sama nigdy nie będzie w stanie zapomnieć tego, co czuła jeszcze kilka sekund temu. Te pocałunki wryły się w jej duszę i nic ich stamtąd nie wymaże.
I nawet jeśli już niedługo będzie należał do innej kobiety, jej pozostanie to wspomnienie i coś jeszcze... Pewnie nigdy się o tym nie dowie, ale to właśnie jego zapał i wiara w jej zdolności sprawiły, że zaczęła rozważać podjęcie nowych wyzwań zawodowych.
Kochała go coraz bardziej. Jeśli dotąd starała się to przed sobą ukryć, teraz nie mogła już udawać.
Mac usłyszał trzask drzwi i drgnął zdziwiony. Było już bardzo późno, kto mógł przyjść do biura o tej porze?
Po chwili poczuł zapach hamburgera, i to zastanowiło go jeszcze bardziej. Nie zamawiał przecież niczego do jedzenia...
– Czy mój chłopiec pracuje tak ciężko jak zwykle? – usłyszał znajomy głos.
– Mama! – Poderwał się z miejsca i uściskał ją serdecznie. – Co tu robisz o tej porze, poza ratowaniem głodującego?
– Wyjechałam z Huston wcześniej, niż planowałam. Domyśliłam się, że jak zwykle nie miałeś czasu nic zjeść i postanowiłam wpaść do ciebie, zanim pojadę do hotelu.
Matka zawsze zatrzymywała się w hotelu, chociaż on niezmiennie proponował jej gościnę u siebie. Uparcie jednak odmawiała, twierdząc, że dorosły mężczyzna potrzebuje prywatności.
– Za dobrze mnie znasz – zaśmiał się z przymusem.
Szczerze mówiąc, nie miał ochoty nic jeść. Ciągle zastanawiał się, co nim owładnęło w ogródku Jessie, że zdecydował się na tak szalony krok. Dlaczego wbrew logice i rozsądkowi pocałował ją i utonął na dobre?
Nie powinien był ulegać temu pragnieniu. Nawet gdyby nie był zaręczony z jej siostrą, wiedział, że Jessie nie jest kobietą dla niego. A i on nie był mężczyzną, jakiego potrzebowała. Nie mógł zmienić się tak bardzo. Dla niego zawsze liczyła się przede wszystkim praca, a ona chciał mieć dom, rodzinę, dzieci. I psa, przypomniał sobie z krzywym uśmiechem.
Kiedy wyszedł od niej, nie potrafił opanować wzburzonych emocji. Szybko pojechał do domu, wziął prysznic, przebrał się i poszedł do biura. Miał nadzieję, że praca pomoże mu zapomnieć o słodkim smaku jej ust i rozkosznych krągłościach ciała.
– Co , się dzieje, Mac? – spytała matka, patrząc na niego uważnie.
To pytanie wyrwało go z zamyślenia.
– Słucham? – zapytał nieprzytomnie. – Nic, oczywiście, że nic.
Postawił na biurku tacki z jedzeniem i przysunął jej krzesło.
– Zjesz za mną, prawda? Musiałaś porządnie zgłodnieć w samolocie.
– Oczywiście zjem, ale nie próbuj zmieniać tematu. Powiedz mi, co cię martwi, albo sama to z ciebie wyciągnę.
– Och, nic takiego. – Lekceważąco machnął ręką. – Zwykłe przedślubne zamieszanie. Nic wielkiego, każdy to przechodzi.
Uśmiechnęła się lekko i odchyliła na krześle.
– Sam zauważyłeś, że dobrze cię znam – powiedziała. – Nie kupuję tej bajki. Próbuj dalej.
Westchnął lekko, ale musiał uśmiechnąć się w duchu. Nie docenił jej inteligencji.
Nie mógł wyjawić jej wszystkiego, ale zdecydował się powiedzieć chociaż trochę.
– Zgoda, przejrzałaś mnie. Jestem rzeczywiście trochę wytrącony z równowagi, bo Jenna niespodziewanie wyjechała z miasta i nie było jej przez cały tydzień.
Spojrzała na niego zdumiona.
– To zupełnie bez sensu. Rozmawiałeś z nią?
– W końcu tak, jakoś udało mi się z nią skontaktować. Jest w Austin, to długa historia. W każdym razie ma swoje powody, żeby na razie nie wracać. Zapewniała mnie, że nie zmieniła zdania co do ślubu, ale mam wrażenie, że jest jednak trochę przestraszona.
Matka powoli rozwinęła kanapkę z papierka i zastanowiła się chwilę.
– To rzeczywiście dość dziwne zachowanie, ale wierzę, że wszystko będzie dobrze. Zawsze mi przecież mówiłeś, że świetnie do siebie pasujecie. To pewnie tylko stres przedślubny. Mam nadzieję, że wasze długie i szczęśliwe małżeństwo, oparte na wzajemnej miłości, przetrwa dużo więcej niż takie zawirowania.
Nie chciał przed nią wyjawiać, że miłość wcale nie miała być fundamentem tego związku, bo wiedział, że matka i tak nigdy by tego nie zrozumiała.
Co gorsza, po tym, co się wydarzyło z Jessie, on sam nie był już pewien, czy związek bez miłości to rzeczywiście taki dobry pomysł.
Jakiś czas później Mac spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta pierwsza, a on miał przed sobą jeszcze mnóstwo pracy. Chciał zakończyć wszystkie sprawy przed weekendem, inaczej będzie musiał przyjść do biura w sobotę, a obawiał się, że tego nawet Jenna by nie zaakceptowała.
Matka dawno już wyszła, a on próbował przygotować się do ważnej sprawy.
Jednak najwyraźniej nie dane mu było dzisiaj pracować. Kilka minut później usłyszał, że drzwi znowu się otwierają.
– Czy ktoś tu ma ochotę na drinka? – usłyszał rubaszny głos.
– Wchodź, Craig – zawołał zrezygnowany. Najpierw matka, teraz najlepszy przyjaciel. Kto będzie następny? Wielebny Miller? – Ostrzegam jednak, że musisz się streszczać, stary. Mam jeszcze dużo pracy.
Craig postawił na biurku butelkę szampana i wyciągnął z kieszeni marynarki dwa plastikowe kieliszki.
– Ale znajdziesz chyba chwilę, żeby wypić przedślubny toast ze starym przyjacielem?
– Oczywiście – zapewnił z westchnieniem.
– Nie pozwoliłeś mi urządzić wieczoru kawalerskiego, pomyślałem więc, że chociaż tyle jestem ci winien.
– To nie było konieczne, ale dziękuję. Doceniam twoje starania – dodał z uśmiechem.
Craig mrugnął do niego i nalał szampana do kieliszków, po czym uniósł jeden z nich.
– Za najlepszego przyjaciela, jakiego facet może mieć!
Mac uniósł swój kieliszek i upił niewielki łyk.
– Dzięki. Miły toast, ale trochę dziwny – przyznał.
– Wcale nie – obruszył się Craig. – Nic nie zrozumiałeś, to był toast za mnie. – I widząc jego zdziwione spojrzenie, ciągnął: – Pierwszy raz jestem drużbą, dlatego nie możesz się obrażać, cokolwiek powiem.
– O rany, to nie brzmi dobrze – mruknął Mac.
– Posłuchaj, kilka razy w życiu bardzo mi pomogłeś, dlatego chciałbym okazać się równie dobrym przyjacielem...
– Craig, o co właściwie chodzi? – spytał Mac, chociaż podejrzewał, że zna odpowiedź.
– Dziś, kiedy spotkaliśmy się po południu na oglądanie domu, oboje z Jenną bardzo dziwnie się zachowywaliście. Pokłóciliście się? – spytał przyjaciel bezceremonialnie.
Mac potrząsnął głową.
– Nie, to tylko takie niewinne przedślubne potyczki.
– Więc nie rozmyśliłeś się? – upewniał się Craig. – Nadal zamierzasz się ożenić? Posłuchaj jedynej rozsądnej rady, jakiej mogę ci udzielić – jeśli masz jakieś wątpliwości, to nigdy nie jest za późno, żeby się wycofać. W każdej chwili możesz odwołać ślub. Wiem, że nie chciałbyś urazić Jenny, ale wierz mi, lepiej teraz uczciwie załatwić sprawę, niż potem sprawiać sobie wiele bólu i rozstawać się w kłótniach. Uwierz mojemu doświadczeniu, mówi ci to dwukrotny rozwodnik!
– Craig odstawił kieliszek na stół i podniósł się.
– To tyle. Zrobiłem swoje. A teraz powiedz mi, tylko szczerze, czy nadal myślisz, że ślub jest właśnie tym, czego chcesz? Nie masz co do tego żadnych wątpliwości?
– Absolutnie – odpowiedział Mac zdecydowanie, chociaż jeszcze długo potem zastanawiał się, kogo bardziej chciał przekonać – Craiga, czy siebie samego?
W piątkowy ranek Jessie wyszła przed dom z kubkiem kawy i drgnęła zaskoczona. Na ganku, tuż przed drzwiami stały jej przyjaciółki.
Ucieszyła się oczywiście, że je widzi. Wiedziała, że i tak wcześniej czy później wszystko im opowie.
– Cześć, Jess! – zawołała wesoło Carla. – Byłyśmy pewne, że cię obudzimy. Co tak wcześnie?
– Jestem umówiona z panią Drew – wyjaśniła w westchnieniem.
– Z dyrektorką? – zdziwiła się Dana. – Chyba cię nie wyrzucają?
– Nie, na szczęście nic z tych rzeczy – zaśmiała się Jessie. Hmm, może to nawet dobrze, że rozmowa zeszła na te tory. Nie była pewna, jak przyjaciółki zareagowałyby na relację z wczorajszych wydarzeń. – Mam jeszcze chwilę wejdźcie do środka – zaprosiła je.
Przeszły do kuchni, nalała im kawy do kubków i usiadły przy niewielkim stoliku.
– Nie mówiłam wam wcześniej, bo nie chciałam zapeszyć, ale zdałam egzamin specjalizacyjny. Jeśli skończę jeszcze kurs zarządzania, będę mogła starać się o stanowisko dyrektora...
– Naprawdę tego chcesz? – spytała Dana zaskoczona.
Carla zaśmiała się, widząc minę przyjaciółki i szturchnęła ją lekko łokciem.
– Dlaczego to cię tak dziwi? Myślisz, że nasza Jessie nie nadaje się do robienia kariery? Jestem pewna, że będzie świetną dyrektorką!
– Przepraszam – zmieszała się Dana. – Nie to miałam na myśli. Po prostu tak lubisz pracę z dziećmi... Nie sądziłam, że coś takiego chodzi ci po głowie. Zawsze przecież złościły cię naciski matki.
Jessie odwróciła głowę i zamyśliła się na chwilę. Co miała im powiedzieć? Egzamin i tak chciała zdać, a posadę dyrektorki zaczęła poważnie rozważać dopiero ostatnio. Żywiła nadzieję, że to pomoże zapełnić pustkę w jej życiu. Wolała nawet nie myśleć, jak będzie wyglądać jej życie już za kilka dni. Mac zostanie mężem Jenny, a ona... cóż, jej pozostanie tylko życie zawodowe.
– Masz rację, sugestie mamy zawsze mnie drażniły, ale to moja decyzja – wyjaśniła. – Mam wrażenie, że to będzie jakiś krok naprzód. A w ten sposób pomagałabym dzieciom jeszcze bardziej efektywnie. Chciałabym stworzyć dobry zespół nauczycieli, którzy mieliby wspólną misję i umieliby wcielać ją w życie. To lepsze niż samotna walka – zaśmiała się.
– I nie będzie ci brakowało lekcji i żywego kontaktu z uczniami? – pytała Dana z niedowierzaniem.
– Pewnie w jakimś stopniu tak – zgodziła się Jessie. – Ale czuję, że nie wolno mi odrzucić tego wyzwania. Poza tym mogę zostawić sobie jedną klasę do nauczania...
– To chyba dobry pomysł. Jakie masz więc dalsze plany?
– Muszę jeszcze zrobić kurs zarządzania, ale z tym powinnam się uporać w kilka miesięcy.
Brzmiało to tak spokojnie i konkretnie. Gdyby tylko jej życie uczuciowe było równie ułożone.
Spojrzała z uśmiechem na przyjaciółki, ale ku swojemu zdumieniu spostrzegła, że unikają jej wzroku.
– Ej, o co chodzi? I właściwie dlaczego przyszłyście tu tak rano? – spytała podejrzliwie.
Obie wymieniły znaczące spojrzenia i milczały przez chwilę.
– Bo widzisz... – zaczęła Carla niepewnie. – Chodzi o Maca... Nie szpiegowałyśmy was, słowo daję – dodała szybko. – Po prostu przechodziłyśmy obok i zerknęłyśmy do twojego ogródka akurat wtedy, jak się całowaliście...
– Nie osądzamy cię – włączyła się Dana. – Chcemy tylko wiedzieć, czy wszystko w porządku.
Jessie poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy. Próbowała się opanować i nie okazać emocji kłębiących się w jej sercu. Sama jeszcze nie oswoiła się z uczuciem, które się w niej obudziło. Nie chciała, żeby wiedzieli o tym inni, nawet najbliższe przyjaciółki.
– Mac wyszedł zaraz potem – powiedziała wymijająco. W końcu to była prawda. – Nie ma się więc o co martwić. – A to już małe kłamstwo.
Dziewczyny spojrzały na nią z powątpiewaniem.
– Jess, nas nie zwiedziesz. Widziałyśmy ten pocałunek! Same miałyśmy wrażenie, że ziemia trzęsie się pod naszymi nogami. Wyglądało na to, że zapomnieliście o całym świecie.
– I o tym, kim dla siebie jesteście – dodała Dana.
– To był przypadek, sami byliśmy zaskoczeni, jak do tego doszło – broniła się. – Oboje byliśmy zestresowani ubiegłym tygodniem i tymi wszystkimi farsami, które musieliśmy odgrywać. Wczoraj znowu Jenna prosiła, żebym ją udawała. Oglądaliśmy dom, który chcą kupić, potem Mac mnie odwiózł i obiecał, że pomoże mi posadzić nowe krzewy. Tak jakoś wyszło... Trochę rozmawialiśmy, ganialiśmy się w deszczu, walczyliśmy w błocie jak dzieci i... stało się. Ale czuliśmy się potem fatalnie i obiecaliśmy sobie, że nigdy więcej się to nie powtórzy – zapewniła.
– Skoro tak mówisz... – mruknęła Carla bez przekonania. – Wybacz, nie chcemy się wtrącać. Po prostu martwimy się o ciebie.
– Zupełnie niepotrzebnie – uspokoiła je. – Wszystko sobie wyjaśniliśmy. Żadnych więcej pocałunków – oświadczyła zdecydowanie.
Śmieszne, ale po tym wyznaniu poczuła ulgę. Będzie po prostu trzymała swoje uczucia na wodzy i postara się unikać sytuacji, które stwarzałyby okazję do romantycznych uniesień. Nie może tylko zapominać o tym, że najważniejsza jest lojalność wobec Jenny. Nawet jeśli nie będzie to łatwe, musi pamiętać, że to jedyne właściwe rozwiązanie.
– Nie martwcie się więcej! – dodała z nieco wymuszoną wesołością. – Lepiej trzymajcie za mnie kciuki podczas spotkania z panią Drew.
– Możesz na nas liczyć! – zapewniła Dana gorąco.
– Umówmy się od razu na obiad, żeby uczcić twój sukces – zaproponowała Carla.
– Ustaliły, gdzie się spotkają, pożegnały się wesoło i wyszły, zostawiając ją z mętlikiem w duszy.
Mac słuchał Whitney – wysokiej brunetki, która była główną organizatorką ich przyjęcia ślubnego i starał się opanować zdumienie. Wprawdzie zostawiając wszystkie decyzje dotyczące wesela narzeczonej, nie powinien się niczemu dziwić. Ale mimo wszystko był co najmniej zaskoczony. Rozglądał się po wielkim atrium Muzeum Sztuki Nowoczesnej i nie mógł uwierzyć, że Jenna naprawdę chciała właśnie tu urządzić ich przyjęcie!
– I co pan o tym sądzi, panie McKenna? – spytała Whitney. – To muzeum to jedna z najbardziej awangardowych budowli w mieście. Jestem pewna, że będzie pan zachwycony. Stoły ustawimy między nowoczesnymi rzeźbami, dodamy dyskretne oświetlenie, egzotyczne rośliny i całość będzie robiła niesamowite wrażenie – ciągnęła.
Mruknął coś wymijająco. Był zbyt oszołomiony, żeby cokolwiek powiedzieć. Ku jego uldze w tym momencie podszedł do nich pastor, i to pozwoliło skierować rozmowę na inne tory.
– Jest pan pewien, że narzeczona zaraz przybędzie? – spytał nerwowo wielebny Miller.
– Tak, powinna być za pięć minut – odparł Mac.
Nie chciał wtajemniczać wszystkich, że ta próba będzie kolejną farsą. Dwie godziny temu zadzwoniła do niego Jessie i oznajmiła, że znowu będzie musiała zastąpić siostrę. Samolot Jenny miał opóźnienie i Jess kolejny raz będzie odgrywała rolę bliźniaczki. Zaraz po próbie wszyscy mieli przejść do restauracji na wspólny obiad i obawiał się, że wtedy cały plan może się wydać.
Między bryłami nowoczesnych rzeźb dostrzegł spacerującą matkę i zrobiło mu się nieswojo. Nie komentowała niczego, ale od jakiegoś czasu czuł na sobie jej uważne, spokojne spojrzenie i poczuł się, jakby ją okłamywał. Zawsze była dla niego podporą, a teraz zamierzał grać przed nią przedstawienie... Nie widział jednak innego wyjścia. Wszystko było – zbyt skomplikowane, żeby ktokolwiek mógł to zrozumieć.
Na szczęście drzwi właśnie się otwarły i wbiegła przez nie zdyszana Jessie. Wyglądała cudownie. Lekko zaróżowiona, z rozwianymi włosami, w eleganckiej letniej sukience, która przy każdym kroku odsłaniała zgrabne nogi. Natychmiast poczuł, jak zapiera mu dech w piersi.
Whitney klasnęła w dłonie i zawołała:
– Możemy zaczynać!
– Przepraszam za spóźnienie – wyszeptała Jessie.
– Nie szkodzi – mruknął z wyschniętym gardłem. – Miałem wreszcie okazję wszystko obejrzeć. Dzięki temu nie przeżyję szoku na ślubie.
Uśmiechnęła się wymijająco i dodała:
– Rozumiem, że przechodzimy obok tych instalacji – wskazała konstrukcje z powyginanych prętów – a potem idziemy korytarzem wzdłuż rzeźb.
Najwyraźniej Jenna dała jej bardzo dokładne instrukcje. Próba przebiegła niezwykłe szybko i sprawnie. Oboje starali się ignorować napięcie, które ich nie opuszczało, choć nie było to łatwe. Mac posłusznie wypełniał wszystkie instrukcje i czuł, jak serce ściska mu się z bólu. Za kilkanaście godzin to wszystko będzie się działo naprawdę, tyle że wtedy obok niego będzie stała inna kobieta... Nie miał pojęcia, jak to zniesie. Wciąż miał nadzieję, że na widok Jenny jego serce drgnie jeszcze silniej i cały ten tydzień okaże się nieistotną pomyłką;
– A teraz podejdziecie do pastora i rozpocznie się ceremonia zaślubin – dobiegły go słowa Whitney i sztywno poprowadził Jessie przed oblicze pastora.
Zatrzymali się przed niewielkim podwyższeniem, podali sobie ręce i spojrzeli na siebie. Mac wpatrywał się w wielkie błyszczące zielone oczy i jak przez mgłę słyszał dobrze znane słowa przysięgi ślubnej. Nie wiedział, jak to się stało, ale nagle poczuł wielkie pragnienie, aby to wszystko działo się naprawdę. Miał wrażenie, że oczy Jessie mówiły to samo. Nie, to nie może być prawda. To tylko przedstawienie. Zaraz wróci Jenna i przypomni mu, co jest naprawdę w życiu ważne.
Po pół godzinie najważniejsze mieli za sobą i Mac odetchnął z ulgą. Podziękował Jessie za pomoc i oddalił się pospiesznie, nie chcąc igrać z emocjami.
– Szkoda, że nie mamy teraz czasu, żeby porozmawiać z twoją narzeczoną – usłyszał z boku głos matki. – Widać, że bardzo się kochacie. Nie wiesz nawet, jak mnie to cieszy...
Świetnie, okłamał już pastora i własną matkę. Ciekawe, co jeszcze przed nim. Miał nadzieję, że samolot Jenny wkrótce wyląduje i cała ta farsa wreszcie się skończy.
Zawsze przecież wiedział, że idealną kobietą dla niego był właśnie ktoś taki jak Jenna. Gdy tylko ją zobaczy, wszystkie jego rozterki na pewno znikną.
Po próbie spotkali się wszyscy w restauracji „Le Grand Maison" na obiedzie. Matka wybrała na rodzinne spotkanie właśnie ten lokal, żeby i tu zrobić próbę generalną. Podczas takiej uroczystości wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik.
Jessie czuła, że żołądek skręca jej się z nerwów i nie potrafiła na niczym się skoncentrować. Za kilka minut powinna przybyć Jenna i wtedy wszystko wróci na swoje miejsce. Mac już na zawsze zajmie miejsce przy boku jej siostry.
Zaczęły ją ogarniać coraz większe wyrzuty sumienia, że pozwoliła, aby sprawy wymknęły jej się spod kontroli. Jak mogła dopuścić do tamtego pocałunku? Mac szalenie ją pociągał, ale powinna mieć dość siły, żeby zwalczyć to uczucie. Lojalność wobec Jenny i rodziców powinna być na pierwszym miejscu. A ona zapomniała o tym na jedną zgubną chwilę. Uległa pokusie tych wspaniałych ust i teraz to wspomnienie nie dawało jej spokoju. Nie mogła sobie tego darować. Pewnych rzeczy po prostu się nie robi. Na przykład nie całuje się narzeczonego siostry.
Czuła, że serce bije jej coraz mocniej, a puls gwałtownie przyspiesza. Bała się, że za chwilę rozpłacze się przy stole ze zdenerwowania. Przeprosiła więc wszystkich i wymknęła się do łazienki. Gdy tylko usłyszała, że drzwi się zamknęły, oparła się o zimne kafelki i nie mogła powstrzymać łez. Płakała, a w głowie kłębiły jej się najróżniejsze myśli. Tęsknota za Makiem mieszała się z wyrzutami sumienia. Nie miała pojęcia, jak będzie wyglądało jej życie już od jutra, ale wiedziała, że jakoś będzie musiała sobie z tym poradzić.
Nagle drzwi się otworzyły i w progu stanęła Jenna.
– Co się dzieje? – spytała zdziwiona. – Okropnie wyglądasz, jesteś chora?
– Już mi lepiej – zapewniła Jessie i natychmiast przestała płakać. Siostra zawsze tak na nią działała. Wiedziała, że Jenna nie znosi roztkliwiania się nad sobą. – Za to ty wyglądasz świetnie – zmieniła temat.
– Leki i kosmetyczka zrobiły swoje – wyjaśniła Jenna. – Dzięki nim jestem jak nowo narodzona. Dzięki, że mnie uratowałaś. Bardzo mi zależy, żeby wszystko wyszło perfekcyjnie. Masz u mnie duży obiad – zaśmiała się.
Jessie kiwnęła głową i odwróciła wzrok. Nie miała pojęcia, jak zdołała przetrwać to wszystko. A najgorsze jeszcze przed nią...
– Wiem, że nie było ci łatwo – ciągnęła siostra. – Znając ciebie, za bardzo się wszystkim przejmowałaś. Ale na szczęście już jestem – zakończyła zadowolona.
Proszę, jakie to proste. Niepotrzebnie się wszystkim martwiła...
– Jenna, nie masz nawet pojęcia, jakie to było trudne! Umierałam ze strachu! A dzisiejsza próba była najgorsza ze wszystkiego. Co by się stało, gdyby pastor nie dał się nabrać? Albo matka Maca?
– Weź głęboki oddech i uspokój się – przerwała jej Jenna zdecydowanie i podała papierowy ręcznik. – Jak zawsze panikujesz. Spójrz w lustro, rozmazałaś sobie cały makijaż. Na szczęście mam kosmetyczkę.
To była cała jej siostra. Nic nie było w stanie wytrącić jej z równowagi.
– Umyj się i zdejmij sukienkę – komenderowała Jenna. – Musimy szybko się przebrać.
Jessie posłusznie wykonywała polecenia i patrzyła, jak siostra przeistacza się w szczęśliwą narzeczoną.
Jeszcze tylko jeden dzień. Jutro o tej porze Jenna będzie już żoną Maca. Zjedzą obiad z rodziną i przyjaciółmi, a potem wyjadą na Hawaje. Będą chodzić po plaży, przytulać się, całować... Dość! Nie może o tym myśleć. Po co zadawać sobie taki ból? Od początku przecież wiedziała, jaka jest jej rola.
Kilka minut później były już przebrane. Poprawiały makijaż przed lustrem i pospiesznie relacjonowały sobie przebieg ostatnich dni. Ustaliły jeszcze okrojoną wersję wydarzeń dla rodziców. Obie wiedziały, że nie byliby zadowoleni, gdyby usłyszeli, jak Jenna spędziła ten tydzień. Jessie słuchała instrukcji siostry i bezwolnie kiwała głową. Nie podobało jej się to wszystko, ale w sumie jakie to miało znaczenie? Czy jedno kłamstwo więcej naprawdę robi jakąkolwiek różnicę?
Patrzyła na Jennę i czuła, jak mimowolnie rośnie w niej podziw. Jej siostra jak zwykle była doskonale opanowana i elegancka. Nie było po niej widać śladu zdenerwowania.
– Jak ty to robisz, że wyglądasz tak wspaniale po tylu przejściach? – spytała. z uznaniem. – Ja przed własnym ślubem byłabym kłębkiem nerwów.
Jenna wzruszyła lekko ramionami i dalej obrysowywała usta konturówką.
– Miałam czas, żeby się odprężyć. Ale to przede wszystkim dlatego, że jestem pewna, czego chcę. Dylan to pomyłka. – Skrzywiła się niechętnie. – Wiem, że Mac i ja stanowimy świetny zespół i mamy wspólne cele. Wierzę, że będzie nam się doskonale układać!
Ani słowa o miłości. Jessie słuchała tego wywodu i odwróciła się, tłumiąc łzy. To nie ma znaczenia. Nieważne, jak bardzo będzie cierpiało jej serce. Wiedziała, że nie ma prawa zniszczyć szczęścia siostry.
– Życzę wam wszystkiego najlepszego, Jenna – powiedziała ze ściśniętym gardłem. – Mam nadzieję, że będziecie bardzo szczęśliwi.
Nawet gdyby „Grand Maison" była zapadłą garkuchnią, a nie pięciogwiazdkowym lokalem, Mac z pewnością nie zauważyłby tego. Jedyne, co przyciągało jego uwagę, to kobieta siedząca naprzeciwko. I to niestety nie była jego narzeczona.
Nie mógł się powstrzymać od rzucania ukradkowych spojrzeń na Jessie. Dostrzegł jej zdenerwowanie. Widział, jak przyciska drżące ręce do piersi i serce krajało mu się z żalu. Ale najgorsze było to, że jego ciało wciąż żywo reagowało na jej bliskość.
Jenna siedziała tuż obok i szeptała mu coś do ucha, ale nie był w stanie zrozumieć, co mówi. Pojął, że jego nadzieje pryskają właśnie jak bańka mydlana.
Przez cały tydzień tłumaczył sobie, że wszystko samo się rozwiąże, gdy tylko pojawi się jego narzeczona. Tymczasem Jenna wreszcie przyjechała, ale niczego to nie zmieniło. Przeciwnie. Jakkolwiek by temu zaprzeczał, coraz silniej czuł, że to nie ona jest kobietą, z którą chciałby spędzić resztę życia.
Miał obok siebie obie siostry i nie mógł udawać, że nie wie, co naprawdę dzieje się w jego sercu. Patrzył na Jessie i bez cienia wątpliwości czuł, że jedyne, czego pragnie, to zdobyć jej miłość.
Jak mógł się tak pomylić? Zawsze przecież był dumny z trafności swoich decyzji.
Wiedział jednak, że tym razem dokonał złego wyboru. Jeśli poślubi Jennę, będzie tego żałował do końca życia. Oboje nie będą szczęśliwi, a przecież żadne z nich na to nie zasługiwało.
Nagle spotkał się wzrokiem z Jessie. Zauważył, jak zbladła gwałtownie, a potem wybiegła z sali.
Nie był pewien, czy dobrze odczytał to, co zobaczył w jej oczach, ale jeśli tak... Koniecznie musiał z nią porozmawiać.
Sięgnął do kieszeni, udając, że odbiera telefon i odszedł od stołu. Zaraz za progiem spotkał Jessie.
– Musimy porozmawiać! – Ujął jej łokieć i przeprowadził ją w bardziej ustronne miejsce. – Jessie, ty też to czujesz, widziałem w twoich oczach!
Zagryzła wargi, ale nic nie odpowiedziała.
– Nie mogę dopuścić do tego ślubu – ciągnął przejęty.
Drgnęła i spojrzała na niego przerażona.
– Musisz! – zawołała.
– Nie chcę krzywdzić Jenny, wiem, że będzie to dla niej ciężki cios, ale nie mam wyjścia – powiedział zdecydowanym tonem.
– Zawsze jest jakieś wyjście – przekonywała.
– Nie tym razem. – Potrząsnął głową. – Nie mogę dłużej się oszukiwać. Wystarczająco długo nie chciałem się – do tego przyznać. Jeszcze do niedawna byłem pewien, że jak tylko Jenna się pojawi, wszystko wróci do normy, ale myliłem się. Jess, odkąd cię poznałem, wiem, że małżeństwo bez miłości to pomyłka – dodał, patrząc jej w oczy. czuła, jak serce trzepoce jej w piersi i nie mogła nic powiedzieć. Pełna napięcia odwróciła się, żeby odejść, ale zatrzymał ją łagodnie.
– Gdyby nie ty, popełniłbym największy błąd swojego życia – mówił czule. – Ty pokazałaś mi prawdę. To nie miałoby sensu. Muszę odwołać ślub z Jenną, bo zakochałem się w tobie. Wiem to na pewno, bo pierwszy raz w życiu mam ochotę robić coś innego niż karierę. Dzięki tobie myślę o rodzinie, dzieciach...
– Nie, Mac – zaprotestowała ze łzami w oczach. – Wiesz, że nie możemy tego zrobić. Nie mogę zrujnować szczęścia siostry. Wolę nawet nie myśleć, co powiedzieliby rodzice, gdybym poświęciła jej szczęście...
– Nie myśl teraz o tym – przekonywał. – Kocham cię, i to jest najważniejsze.
Milczała chwilę, chłonąc to cudne wyznanie. Wiedziała jednak, że nie może mu ulec.
– Niestety, dla mnie nie – odezwała się z bólem. – Jeśli odwołasz ślub, nigdy nie będziemy mogli być razem. Nie proś nawet o to. Rodzina wiele dla mnie znaczy, nie mogę zapłacić takiej ceny.
Widział łzy spływające jej po policzkach, oczy pełne cierpienia i nie potrafił dłużej się spierać. Rozumiał jej uczucia i szanował je. Pewnie nie kochałby jej tak bardzo, gdyby nie była taka cudowna.
Cóż, niezależnie od wszystkiego musi zrobić to, co do niego należy... Za jakiś czas pewnie nauczy się żyć z krwawiącą raną w sercu.
Prawdopodobnie nie będzie mógł spędzić życia z ukochaną kobietą. Ale nie mógł też spędzić go z Jenną. Nie teraz, gdy zrozumiał, że kocha jej siostrę.
Jessie wróciła do jadalni z trudem opanowując drżenie. Czuła, jak nogi jej się trzęsą i miała tylko nadzieję, że nikt tego nie zauważy.
Jak mogła zachować spokój? Mac wyznał, że ją kocha, ale oboje przecież wiedzieli, że nie będą razem.
Goście powoli kończyli obiad i właśnie zbierali się do wyjścia. Zmusiła się do uśmiechu i z ociąganiem podeszła do rodziców.
– Dziękujemy, że pomogłaś siostrze – szepnął jej ojciec.
– Jenna pokrótce opowiedziała nam, co się wydarzyło.
– Wszystko udało się doskonale – poparła go mama.
– Jestem pewna, że matka Maca niczego nie zauważyła.
Swoją drogą, nie sądziłam, że Mac ma taką miłą matkę.
– Tak, tak – mruknęła wymijająco. Wolała nie ciągnąć tego tematu. Nie była pewna, czy będzie w stanie opanować emocje. – Muszę już uciekać, to był męczący dzień. Pa, zobaczymy się jutro.
Pożegnała ich i skierowała się do wyjścia. Tuż przy drzwiach spotkała jeszcze Maca i jego matkę.
– Przepraszam, że tak mało rozmawiałyśmy, ale chciałam lepiej poznać moją przyszłą synową przed ślubem – odezwała się z uśmiechem pani McKenna.
O ile w ogóle do niego dojdzie, pomyślała Jessie, ale powiedziała tylko:
– Nie szkodzi. Będziemy mieć czas jutro – odezwała się uprzejmie.
– To niesamowite. Jesteście tak bardzo do siebie podobne... – Matka Maca patrzyła na nią z uśmiechem i niedowierzająco kręciła głową. – Pewnie nie raz was już pomylono.
Żołądek Jessie ścisnął się ze zdenerwowania. Ta rozmowa zaczynała niebezpiecznie ocierać się o prawdę.
– Nie – odparła z wymuszonym uśmiechem. – Tak naprawdę bardzo się różnimy. Przepraszam, ale muszę jeszcze złapać Jennę.
Pożegnała się pospiesznie i szybko przeszła na taras.
– Jesteś gotowa, Jenna? – spytała siostrę. – Jutro twój wielki dzień – dodała ze ściśniętym gardłem.
Jenna uśmiechnęła się lekko.
– Nie przeszkadzaj mi teraz. Chcę spokojnie porozmawiać z Makiem.
– Cóż... W takim razie nie będę wam przeszkadzać – zgodziła się smutno. – Wracam do domu i spróbuję się wyspać. Do zobaczenia jutro.
Zwiesiła głowę i odeszła. Życie bliźniaczek dostarczyło im wystarczająco dużo wspólnych przeżyć. Złamane serce nie musiało być jednym z nich.
– Dobrze, że możemy wreszcie porozmawiać. – Jenna przeszła w głąb ogrodu i usiadła na jednej z zacisznych ławek. – Chciałam jeszcze przed ślubem wyjaśnić ci, dlaczego tak nagle wyjechałam z miasta – zaczęła bez zbędnych wstępów. – Musisz wiedzieć, że alergia nie była jedynym powodem. Chciałam wszystko przemyśleć i teraz jestem już pewna, czego naprawdę pragnę od życia.
– Za późno – przerwał jej Mac.
Drgnęła zaskoczona.
– Co masz na myśli?
Mac zacisnął zęby i włożył ręce do kieszeni. Wiedział, że to nie będzie łatwa rozmowa, ale musiał przez nią przejść.
– Jenna – odezwał się po chwili. – Wiedz, że nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Przykro mi, że tak wyszło, ale ślubu nie będzie. Ani jutro, ani nigdy.
– Mac... – Podniosła się szybko i położyła mu dłoń na ramieniu. – Rozumiem, że masz prawo być niezadowolony. Przyznaję, że mój wyjazd to nie był dobry pomysł, ale dzięki niemu uświadomiłam sobie, jak ważne jest dla mnie małżeństwo z tobą.
– Nie oszukujmy się. – Stanowczo potrząsnął głową i delikatnie zdjął jej rękę. – To nigdy nie był dobry pomysł. Gdyby było inaczej, nigdy nie przyszłoby ci do głowy, żeby wyjeżdżać na kilka dni przed ślubem. Nie kochamy się i niepotrzebnie decydowaliśmy się na to małżeństwo. Oboje zasługujemy na więcej.
– Ale przecież sam mówiłeś, że miłość to tylko niepotrzebna komplikacja – odezwała się zdezorientowana.
– Myliłem się – powiedział zdecydowanie. – Wspólna praca i szczytne cele to nic złego, nie wystarczą jednak do tego, żeby decydować się na wspólne życie. A małżeństwo bez miłości nie ma szans przetrwać.
Patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Oszołomiona słuchała jego słów i zdawało jej się, że śni. Nie mogła uwierzyć, że jej marzenia właśnie rozbijają się w drobny pył.
– Nie! – Potrząsnęła głową. – To nie dzieje się naprawdę. Co ty opowiadasz?!
– Już dzwoniłem do organizatora – potwierdził martwym tonem. – Odwołałem ślub i przyjęcie. Naturalnie poniosę wszystkie koszty. Możesz też wykorzystać bilety na Hawaje. Przykro mi, że tak wyszło. I cała sprawa oczywiście nie będzie miała żadnego wpływu na naszą współpracę zawodową.
– Przykro... – powtórzyła zszokowana. – Za takie poniżenie... Idź do diabła, Mac! – zawołała z wściekłością.
– Ty i twoja firma!
Patrzył bezsilnie, jak wybiega z ogrodu i zatrzymuje przejeżdżającą taksówkę. Pewnie spotka się z Jessie i razem będą wymyślały mu od najgorszych.
Jessie... Dotąd nie miał pojęcia, że serce może aż tak boleć. Myślał, że rozmowa z Jenną będzie najgorszym, co go czeka, ale się mylił. Najtrudniejsze dopiero przed nim. Nie wiedział, jak dalej żyć ze świadomością, że nigdy nie będzie z ukochaną kobietą.
– Co za drań! Łajdak! – Jenna miotała się po niewielkiej kuchni Jessie i ciskała przekleństwa. – W ogóle nie dba o to, że teraz stanę się pośmiewiskiem!
Jessie przygryzła wargi. Nie mogła patrzeć na cierpienie siostry. Tym bardziej, że w dużym stopniu czuła się za nie odpowiedzialna...
Podeszła do niej i objęła ją krzepiąco.
– Skoro nie był pewien, czy chce tego małżeństwa, to chyba lepiej, że się w to nie wplątałaś? – zasugerowała łagodnie. – Oboje bylibyście nieszczęśliwi.
– Żartujesz sobie? – Jenna spojrzała na nią zdumiona.
– Szybki rozwód byłby mniej poniżający. Wszystko było już doskonale zaplanowane... – Zamyśliła się na chwilę. – Powiedz, co tu się działo, jak mnie nie było? Mac jakoś to pominął, mówił tylko o swoich przemyśleniach...
Jessie chrząknęła zmieszana, ale szybko się opanowała. Podała siostrze skróconą i mocno ocenzurowaną wersję wydarzeń z ostatniego tygodnia.
– To chyba raczej jego problem – dodała na koniec. – Ty się nie zmieniłaś. .
– Coś tu nie gra ... – mruknęła Jenna zamyślona. – Już wcześniej wspominałaś, że ślub może być odwołany... Mac coś ci sugerował?
– Wspomniał o tym, kiedy nie mógł się do ciebie dodzwonić, ale myślałam, że to tylko czcze pogróżki. W końcu miał prawo być zdenerwowany.
– Mimo wszystko to dziwne, że tak wiele ci opowiedział. .. – siostra patrzyła na nią z namysłem.
– Spędzaliśmy razem dużo czasu – tłumaczyła Jessie lekko spłoszona. – Sporo rozmawialiśmy przez te wszystkie dni, kiedy udawałam ciebie. Pewnie poczuł, że może mi zaufać...
Oczy Jenny zwęziły się niebezpiecznie.
– A konkretnie, jak bardzo się zbliżyliście? – spytała ostrym tonem.
Jessie tłumiła łzy i milczała. Co mogła powiedzieć? Czy ktokolwiek był w stanie to zrozumieć?
– Nie do wiary! – krzyknęła Jenna, nagle domyślając się prawdy. – Własna siostra wbiła mi nóż w plecy!
– To nie tak... – próbowała się tłumaczyć Jessie.
– Nie?! Właściwie, czemu się dziwię?! – rozkręcała się Jenna. Jej oczy ciskały błyskawice. – Zawsze byłaś o mnie zazdrosna! Nie mogłaś znieść myśli, że pierwsza wyjdę za mąż!
– Nieprawda! – oburzyła się Jessie. – Poza tym ten cały pomysł z udawaniem był twój. Nigdy nie chciałam oszukiwać Maca! – Odetchnęła na chwilę i próbowała się uspokoić. – Przypominam, że to ty wyjechałaś i prosiłaś mnie o pomoc. A ja... cóż... kiedy go lepiej poznałam, zobaczyłam, że nie jest tylko bezdusznym pracoholikiem. Ale kiedy tylko coś między nami zaczęło iskrzyć, powiedziałam Macowi, że nic z tego nie będzie. Nie mogłabym cię zdradzić, wiesz, że rodzina zawsze była dla mnie najważniejsza!
Ale Jenna najwyraźniej jej nie słuchała; Podbiegła wściekła do telefonu i chwyciła za słuchawkę.
– Tato, przepraszam, że dzwonię tak późno – zaczęła głosem pełnym złości. – Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że jutro lecę na Hawaje. Sama, bo Mac odwołał ślub. A odwołał, bo moja siostra, której ufałam jak nikomu na świecie, postanowiła zagarnąć go dla siebie! – Odwróciła się z furią i wcisnęła słuchawkę Jessie. – Sama im to wytłumacz. Ja wychodzę i nie chcę cię więcej widzieć. Już nigdy! Rozumiesz?
– Jessie, co się dzieje? – usłyszała zdumiony głos ojca. – Ślub odwołany? To chyba jakaś pomyłka? Nie wierzę, że mogłabyś zrobić siostrze coś podobnego...
– To nie jest rozmowa na telefon, tato – próbowała mówić spokojnie. – Porozmawiamy o tym jutro.
– Więc jednak... – Słyszała ciężki oddech ojca, a potem padły okrutne słowa: – Nie wiem, kiedy o tym porozmawiamy. Jesteśmy z mamą zbyt zdenerwowani. Zostaw nas samych.
Czuła, jak łzy napływają jej pod powieki i z trudem je powstrzymywała. Więc to tak. Nawet nie dali jej szansy na wyjaśnienie...
Odłożyła słuchawkę i nie mogła powstrzymać szlochu. Zdenerwowana wybiegła do ogrodu. Po co w ogóle godziła się na tę całą maskaradę? Nigdy nie chciała zranić siostry. Rodzina zawsze była dla niej najważniejsza. Ale kiedy poznała Maca, kiedy zrozumiała, jaki to wspaniały człowiek, nie mogła zignorować własnych uczuć. I to doprowadziło do tragedii.
Usiadła na mokrej trawie i czuła łzy spływające jej po policzkach. Właśnie straciła najważniejsze osoby w życiu – rodzinę i ukochanego mężczyznę.
Mac usiadł na krześle i zatopił się w restauracyjnym gwarze. Prosił matkę, żeby zostali tu jeszcze chwilę po wyjściu rodziny Jenny. Nie chciał przed nią dłużej ukrywać, co się działo w jego sercu.
Błądził wzrokiem po sali i obserwował gości. Większość była rozluźniona, wokół słychać było wesołe rozmowy, wybuchy śmiechu. Zazdrościł im wszystkim. Sam już od dawna tak się nie czuł. Siedział z matką i nie wiedział, jak zacząć tę rozmowę.
– Co się dzieje, Mac? – odezwała się w końcu łagodnie.
– Widzę, że coś cię martwi. Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
Spojrzał na nią zdumiony i uśmiechnął się. Jak w dzieciństwie. Wiedziała, że coś go trapi, jeszcze zanim zdążył o tym wspomnieć.
– Odwołałem ślub – powiedział wreszcie. – Ale to nie jest najgorsze.
– Nie? – spytała z lekkim uśmiechem. – A co jest?
Przez chwilę bawił się kieliszkiem i nie odpowiadał.
– Nie chciałem tego. Sam jestem zaskoczony, ale kocham Jessie Taggert – wyznał w końcu.
Pokiwała głową ze smutnym uśmiechem.
– Cóż, jak mówią, serce nie sługa... Widzę, że posłuchałeś swojego.
Znowu go zaskoczyła. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji.
– Nie wyglądasz na zdziwioną – stwierdził. – To było aż tak oczywiste?
– Mac, dziecko, znam cię od lat. Widziałam, jak zachowujecie się na próbie ślubu i byłam pewna, że znalazłeś swoją drugą połowę. Ale teraz wiem, że tam była Jessie. Na obiedzie z Jenną nie czułam już tej magii. Poza tym widziałam, jak patrzysz na jej siostrę. Nie trzeba cię znać, żeby wiedzieć, co znaczą takie spojrzenia.
Pokiwał głową z niedowierzaniem. . – Nic się przed tobą nie ukryje. A co byś zrobiła, gdybym brnął w tę pomyłkę i jednak wziął ślub z Jenną? – chciał wiedzieć.
– Nic – odparła spokojnie. – Wspierałabym twoją decyzję, jakakolwiek by była. To twoje życie. Ale cieszę się, że tego nie zrobiłeś. Nie chciałabym, żebyś pozbawił się takiego szczęścia, jak spokojne, spełnione życie z ukochaną kobietą. – Przerwała na chwilę i pogłaskała go lekko po dłoni. – Powiedz mi teraz, kiedy spotkam moją prawdziwą synową? – spytała lżejszym tonem. Mac westchnął ciężko.
– Sam chciałbym to wiedzieć. Ta cała sytuacja dla niej też nie jest łatwa. I sam ją w to wpędziłem. Muszę dać jej trochę czasu.
– Po co? – zdziwiła się matka. – Kochacie się przecież.
– Widzisz... to dość skomplikowane. Ona bardzo chce mieć dzieci i stawia to na pierwszym miejscu. A ja sobie z tym nie radzę.
– Dlaczego? Byłbyś świetnym ojcem. Dzieci tak wiele wnoszą do naszego życia...
– Być może – zgodził się smutno. – Do momentu, kiedy ich nie stracimy. Wtedy cały świat rozsypuje się na kawałki. Nie wiem, jak przeżyłaś śmierć Lucka, ale nie chciałbym nigdy być w takiej sytuacji.
Matka odwróciła na chwilę wzrok i dyskretnie otarła napływające łzy.
– Mac – odezwała się po chwili. – To wszystko nie tak. Ból po stracie Lucka był straszny. Niewyobrażalny. Ale gdybym miała go jeszcze raz urodzić, zrobiłabym to bez wahania. Twój brat był dla nas wszystkich wielkim darem. Cierpiałam, gdy umierał, ale cieszę się, że mogłam być z nim choć przez kilka lat. – Zamilkła na moment i patrzyła w okno. – Zrozumiem jednak, jeśli to będzie dla ciebie zbyt trudne. Rodzicielstwo nie jest dla każdego. Zastanów się nad tym spokojnie. Wierzę, że podejmiesz właściwą decyzję. Ale w innych kwestiach nie czekaj – doradziła mu. – Walcz o kobietę, którą kochasz. Nie rezygnuj. Pokręcił głową.
– Nie mogę działać za szybko, mamo. Muszę poczekać, aż wszystko trochę się ułoży i Jenna nam wybaczy. Boję się, że działając teraz w pośpiechu, mógłbym tylko stracić Jessie.
– Cóż... Obyś miał rację. I co będziesz robił? Znowu zatopisz się w pracy?
Zamyślił się na chwilę. Nie zastanawiał się dotąd nad tym. Ale z jakiegoś powodu praca nie pociągała go już tak bardzo jak niegdyś.
– Jeszcze nie wiem. Na razie chcę wyjechać z miasta i przemyśleć wszystko. Pewnie pojadę na kilka dni do Hot Springs.
Przez całą sobotę Jessie wpatrywała się w zegar. Ciągle liczyła, ile godzin zostało do siódmej – o tej porze Jenna i Mac mieli już być małżeństwem.
Telefon dzwonił kilka razy, ale nie odbierała. Większość rezygnowała po kilku sygnałach. Tylko Carla nagrała się z żądaniem natychmiastowego kontaktu. W każdej innej sytuacji nie zawahałaby się, żeby szukać pociechy u przyjaciółek. Tym razem jednak czuła się zbyt winna. Zrujnowała przecież szczęście własnej siostry i wiedziała, że nikt nie może jej pomóc.
Nie wiadomo który raz zastanawiała się, jak Mac radzi sobie z tym problemem. Cieszyła się, że ma tak serdeczne relacje z matką, która z pewnością będzie umiała go wesprzeć.
Sięgnęła po kolejną paczkę chusteczek i odwróciła mokrą poduszkę na drugą stronę. Nawet nie próbowała powstrzymać łez. Wiedziała, że stworzyła sytuację bez wyjścia i nic nie mogła zrobić.
Długi dzwonek przy drzwiach przerwał te smutne rozmyślania. Nie zamierzała nikomu otwierać.
Okazało się jednak, że nie przewidziała determinacji swoich przyjaciółek.
– Wiemy, że tam jesteś, Jessie – usłyszała głos Dany zza drzwi. – Nie odejdziemy, dopóki nam nie otworzysz. Słyszysz?
– Mamy wytrych i nie zawahamy się go użyć – dodała Carla.
Ciężko podniosła się z łóżka. Wolała nie sprawdzać, czy mówią prawdę.
– No, wreszcie! – Wtargnęły do mieszkania i od razu poczuły się jak u siebie. Dana wstawiła wodę na herbatę, a Carla wypakowała lody i nakładała je do pucharków.
– Dlaczego nie odbierasz telefonów? – pytały prawie jednocześnie. – Martwiłyśmy się o ciebie.
Jessie zagryzła wargi i odwróciła głowę. Nie chciała znowu się rozpłakać.
– Wiemy, że ślub jest odwołany – przyznała Carla. – Ale nie mamy pojęcia dlaczego.
– To wszystko moja wina – westchnęła ciężko Jessie. – Wiem, że tak jest i nie mam pojęcia, co mogę zrobić, żeby to zmienić. Jenna i rodzice już nigdy się do mnie nie odezwą. A Mac...
Znowu zalała się łzami. Ukryła twarz w dłoniach, lecz poczuła, że któraś z przyjaciółek obejmuje ją ciepło i sadza w fotelu. Kiedy już trochę się uspokoiła, dostała kubek herbaty i nową paczkę chusteczek.
– Dzięki. – Uśmiechnęła się przez łzy. – Chyba rzeczywiście tego mi było trzeba.
– Od czego ma się przyjaciół... A teraz opowiadaj...
– Sama nie mogę tego zrozumieć...
A potem zaczęła mówić. Starała się przedstawić wszystkie fakty jak najbardziej uczciwie. Nie wybielała swojego zachowania, nie zrzucała winy na Maca ani na Jennę. Kiedy skończyła, w pokoju zapadła zupełna cisza.
– Wiem, że jesteście zszokowane – odezwała się niepewnie po chwili. – Wierzcie mi, mówiłam Macowi, że nic z tego nie będzie, ale on i tak odwołał ślub – zapewniała rozpaczliwie.
– Pewnie, że tak. – Carla wzruszyła ramionami i dodała stanowczo: – To najrozsądniejsze, co mógł zrobić. Nie wyobrażam sobie, żeby miał teraz poślubić Jennę. Widziałam, jak się całowaliście, jesteście dla siebie stworzeni. Miłości się nie wybiera – zakończyła z westchnieniem. – Ona po prostu się zdarza.
– I jeszcze ta chemia... – rozmarzyła się Dana. – Między wami aż iskrzy. Jednego nie rozumiem – zastanowiła się. – Dlaczego oni w ogóle chcieli się pobrać?
– Mac szukał partnera w kancelarii i w życiu, a Jenna była doskonałą kandydatką – wyjaśniła Jessie. – Nic do siebie nie czuli, ale nie oczekiwał, że będzie inaczej. Oboje traktowali to jak pewien układ. Dopiero jak się spotkaliśmy... – przerwała na chwilę i poczuła, że znowu ma mokre policzki. Sięgnęła po chustkę i ciągnęła: – Myślał, że kiedy Jenna przyjedzie, wszystko wróci do normy, ale – stało się dokładnie odwrotnie. Nie chciałam... – zachlipała nerwowo i przyjaciółki popatrzyły na nią ze współczuciem. – Nie chciałam burzyć jej szczęścia. A na pewno nie zamierzałam na tych gruzach budować własnego.
– Ależ, kochanie, oczywiście, że nie! – Dana objęła ją czule.
– To wszystko nie miało najmniejszego sensu – oświadczyła zdecydowanie Carla. – Mac nie powinien był w ogóle myśleć o ślubie, jeśli jej nie kochał. A Jenna też chyba nie była przekonana do tego pomysłu, skoro tydzień przed weselem uciekła z byłym chłopakiem. To nie miało szans na powodzenie.
– Możecie mnie pocieszać, i tak wiem swoje – jęknęła cicho Jessie. – Prawda jest taka, że ukradłam siostrze narzeczonego. Walczyłam z tym uczuciem, ale przegrałam – przyznała przez łzy.
– Kochanie! – Carla wyciągnęła rękę i pogłaskała jej dłoń. – Każdy, kto cię zna, wie, że nie potrafiłabyś nikogo skrzywdzić. A zwłaszcza siostry i rodziny. Na pewno kiedyś to zrozumieją. A ty nie powinnaś martwić się tym dłużej. Pomyśl lepiej o sobie i o rodzinie, którą możesz stworzyć razem z Makiem.
– Nie, to bez szans – pokręciła smutno głową. – Po pierwsze – jasno dał mi do zrozumienia, że nie chce mieć dzieci. I nic nie jest w stanie tego zmienić. Praca jest dla niego wszystkim. Ciężko pracował, żeby osiągnąć swoją pozycję i teraz najważniejsza dla niego jest kariera. – Przerwała na chwilę i zaśmiała się gorzko. – Szczerze mówiąc, nawet na mnie próbował wpłynąć i zmusić, żebym myślała jego kategoriami. I wcale mi się to nie podobało.
– Chciałabym, żeby mój mężczyzna kochał mnie taką, jaka jestem. Mogę robić karierę, ale wolałabym, żeby to była moja decyzja. A po drugie – ta dyskusja nie ma żadnego sensu. Jeśli nie zwalczę uczucia do Maca, rodzina nigdy mi nie wybaczy, a nie wiem, czy potrafiłabym to przeżyć.
– Zamilkła załamana i smutno patrzyła w okno. – Jeszcze kilka dni temu miałam zwykłe, spokojne, szczęśliwe życie – odezwała się po chwili. – Co takiego się zdarzyło, że jest inaczej?
– Zdarzyła się miłość – powiedziała z uśmiechem Dana.
– Tak bywa. Pytanie tylko, co z tym zrobisz.
Ba! Sama chciałaby wiedzieć...
Jessie apatycznie przeglądała niedzielne gazety i wyjadała resztki lodów z pojemnika. Tak naprawdę czekała na telefon od rodziców, ale wiedziała, że nic takiego się nie zdarzy, dopóki nie naprawi swoich stosunków z siostrą. Tylko jak to zrobić?
Nigdy dotąd się nie kłóciły. Pewnie dlatego, że zawsze ustępowała Jennie, niezależnie od tego, czy chodziło o wybór ubrania, szkoły czy o mężczyzn...
Co więc się zmieniło? Czyżby stała się bezduszną harpią, która chce zdobyć narzeczonego siostry bez względu na cenę?
Nie, to nie tak. Oboje próbowali przecież zwalczyć to uczucie, ale było silniejsze od nich. Mac był najbardziej twardym i zdecydowanym człowiekiem, jakiego znała, a jednak i on musiał się poddać. W najważniejszej sprawie posłuchał głosu serca.
Kochał ją, wiedziała o tym. Tak, zdarzyła im się miłość, ale co ona ma z tym zrobić?
I nagle zrozumiała. W jednej sekundzie uświadomiła sobie, że ma już dość dostosowywania się do żądań innych. Najwyższy czas zacząć żyć własnym życiem.
Poczuła, że ma w sobie dość siły, żeby wałczyć o mężczyznę, którego kocha.
Podniosła się energicznie i sięgnęła po telefon. Zadzwoniła do Jenny na Hawaje, ale siostra nie odbierała. Trudno, porozmawia z nią kiedy indziej.
Wobec tego sięgnęła po papier i napisała listy do rodziny. Starała się uczciwie wyjaśnić, jak doszło do tej trudnej sytuacji.
Kiedy już się z tym uporała, pozostało jej tylko odnaleźć Maca i przekonać go, aby dał im następną szansę. Dzwoniła do jego domu, do biura, na komórkę, bez powodzenia. W końcu wpadła na pomysł, żeby skontaktować się z Taryn. I to był strzał w dziesiątkę.
– Cześć, Taryn, szukam Maca, wiesz może, gdzie jest? – spytała, modląc się w duchu, żeby tym razem się udało.
– Jasne, to żadna tajemnica. Wyjechał do Hot Springs, jest w hotelu „Arlington". – Dziewczyna podała jej jeszcze numer telefonu i dodała: – Ten odwołany ślub musiał go nieźle wytrącić z równowagi. Kazał mi odwołać prawie wszystkie spotkania, a najważniejsze przenieść na przyszły tydzień.
Jessie uśmiechnęła się w duchu. Najwyraźniej priorytety Maca rzeczywiście powoli się zmieniały.
Szybko się spakowała i godzinę później była już w drodze do Hot Springs.
Mac nerwowo upychał rzeczy w walizce. Przyjazd do Hot Springs okazał się kompletną pomyłką. Wszędzie widział zakochane pary i szczęśliwe rodziny, a to tylko przypominało mu o jego problemach.
Powinien był posłuchać matki – uwierzyć w miłość do Jessie i walczyć o nią. A zamiast tego był daleko od ukochanej, tęsknił jak szalony i nie mógł jej niczego wytłumaczyć. Dlatego musiał wrócić do miasta.
– Wybierasz się gdzieś? – Usłyszał za plecami jedyny, cudowny głos i zamarł. Bał się spojrzeć do tyłu, bo wtedy mogło się okazać, że to tylko sen.
W końcu odwrócił się powoli. Wyglądała jeszcze piękniej niż w jego marzeniach. Podszedł szybko i przytulił ją do siebie. Poczuł zalewające go szczęście i wiedział już, że to nie przewidzenie.
– Właśnie zamierzałem wrócić do domu – wyszeptał w jej włosy. – Tu nigdzie nie ma cudownej wody, która leczy złamane serca.
– Czy mogłabym ci pomóc? – spytała cicho, ujmując jego twarz w dłonie. Powoli przejechała kciukiem po jego ustach i uśmiechnęła się słodko.
– Już czuję się lepiej...
– Przepraszam, Mac – odezwała się poważnie. – Nie wiesz nawet, jak bardzo żałuję, że kazałam ci odejść. Boję się, że to był największy błąd mojego życia – mówiła, patrząc mu z napięciem w oczy. – Proszę, daj nam jeszcze jedną szansę.
– Kochana, nie rozumiesz? – zdziwił się. – Chciałem jechać do domu, bo nie mogłem o tobie zapomnieć – wyjaśnił, całując ją zachłannie. – Zamierzałem wrócić i błagać cię tak długo, aż zgodzisz się wyjść za mnie. Jessie, najdroższa, tylko ty się dla mnie liczysz. Pokazałaś mi to, co jest naprawdę w życiu ważne. Wyjdziesz za mnie?
– Tak! – odpowiedziała bez namysłu. Zielone oczy patrzyły na niego z miłością, a czułe dłonie głaskały jego twarz. – Wyjdę za ciebie, Mac, chociaż wcale nie dlatego, że mnie namawiasz. Wyjdę, bo wierzę, że masz wspaniałe, wielkie serce, które otworzyło się specjalnie dla mnie. Mam nadzieję, że moja rodzina kiedyś mi przebaczy. Ale na razie my stworzymy rodzinę.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie. Nareszcie czuł, że wszystko jest na swoim miejscu.
– Zaraz zacznę szukać domu, kochanie. Musi mieć duży ogród, żeby dzieci miały się gdzie bawić.
– I pies – dorzuciła szybko. Roześmiała się, widząc jego minę. – Dom, dzieci i pies, dopiero teraz jest komplet. Ale możemy negocjować – obiecała, po czym rozejrzała się dokoła. – Mam nadzieję, że jeszcze się nie wymeldowałeś... ? Jest tu jakieś jacuzzi? Moglibyśmy się wykąpać...
Uwielbiał ją. Spojrzał głęboko w jej oczy i zrozumiał, że wreszcie znalazł właściwą kobietę.
Sześć miesięcy później.
Jessie spojrzała z uśmiechem na Maca i nacisnęła dzwonek. Drzwi otworzyły się natychmiast i stanął w nich Henri.
– Panienka Jessie! – zawołał, obejmując ją czule. – Tak się cieszę, że przyszłaś. Dawno nie widziałem tak pięknego uśmiechu. Widać, że jesteś szczęśliwa!
– Bardzo – potwierdziła. – To mój mąż – dodała, wskazując Maca.
– Domyśliłem się – zaśmiał się Henri. – Twoja matka wszystko mi opowiedziała. Z okazji waszych odwiedzin wymyśliłem nowy deser. Nie masz pojęcia, jak żałuję, że nie mogłem ci zrobić tortu weselnego.
– Ja też żałuję, Henri – przyznała ze smutnym uśmiechem i westchnęła.
Było jej trochę przykro, że nie miała tradycyjnego wesela, ale oboje nie chcieli czekać tak długo, aż rodzina im przebaczy. Las Vegas wydawało się najlepszym rozwiązaniem. Zresztą, jakie to miało znaczenie? Wiedziała, że Mac ją kocha, i to było najważniejsze.
– I nie martw się o rodzinę. – Henri lekko poklepał ją po ramieniu. – Jenna bardzo za tobą tęskniła, potrzebowała tylko trochę czasu, żeby wszystko przemyśleć. A rodzicami w ogóle nie musisz się przejmować. Teraz, kiedy dowiedzą się o maleństwie.
Jessie spojrzała na niego zdumiona.
– Skąd wiesz? Nie sądziłam, że już widać.
Pokręcił głową uspokajająco i zaśmiał się lekko.
– Jestem Francuzem, czuję takie rzeczy. Ale muszę was już pożegnać. Twoi rodzice czekają na ciebie. Ostatnie miesiące były dla nich bardzo ciężkie. Idźcie do nich i ogłoście te wspaniałe nowiny. Zobaczycie, jak się ucieszą. Dzieci zawsze spajają rodzinę.
Pożegnali się z nim i przeszli w głąb domu. Jessie położyła rękę na klamce do salonu i wzięła głęboki oddech.
– Babciu, dziadku, witajcie! – zawołała od progu.
Widziała, jak oczy matki robią się okrągłe ze zdumienia, i uśmiechnęła się szczęśliwa.
– To znaczy... ? – Ojciec patrzył na nich z niedowierzaniem.
– We wrześniu – potwierdziła.
Rodzice podeszli do nich ze łzami w oczach i objęli ich serdecznie.
– To cudowna wiadomość – powiedziała matka wyraźnie wzruszona. – Kochanie, wybacz nam, że stanęliśmy po stronie Jenny, ale czuła się taka zraniona. Musieliśmy ją wesprzeć, nie miała wtedy nikogo. Teraz jest już lepiej, wyprowadziła się do Fort Worth i robi karierę w najlepszej kancelarii w mieście. Wydaje się, że stanęła już na nogi. Daj jej trochę czasu, a wszystko na pewno się ułoży.
– Oczywiście – zgodziła się Jessie. – Zawsze miałam taką nadzieję. Najważniejsze, żebyśmy znowu byli rodziną. Wierzę, że Jenna tęskni za mną równie mocno, jak ja za nią. A jeśli tak, nie wytrzyma długo bez nas.
Matka objęła ją czule i pogłaskała po ramieniu. Zerknęła na brzuch i spytała:
– Zamierzasz pracować w szkole aż do porodu?
Jessie uśmiechnęła się w duchu. Pewne sprawy nigdy się nie zmieniają. Wiedziała, że wcześniej czy później powróci temat jej kariery.
– Jeszcze nie wiem, jak się wszystko potoczy. Zrobiłam ostatnio kurs dla menedżerów zarządzających szkołą...
– Jessie – przerwała jej matka. – Miałam dużo czasu na przemyślenia. Wiem, że czasami zbyt ostro naciskaliśmy, żebyś robiła karierę. Zrozumiałam, że to nie było w porządku wobec ciebie. Każdy z nas ma własną drogę i swoje cele. Obiecuję, że już nigdy nie będę cię o to wypytywać. Potraktuj to jak przeprosiny.
– Przyjmuję – roześmiała się lekko.
Uff, nie miała pojęcia, że kiedyś dożyje tej chwili. Czyżby dziś był dzień: spełnionych marzeń?
Henri właśnie otworzył szampana i ojciec wzniósł toast za przyszłego wnuka.
– Nie mogę uwierzyć, że zostanę babcią – ekscytowała się matka. – Zastanawialiście się już, jak urządzić pokoik dla maleństwa?
– Nie myśleliśmy jeszcze o tym – przyznała Jessie ze śmiechem.
– Nie przeszkadzam? – usłyszała nagle za sobą głos Jenny.
Odwróciła się szybko i podbiegła do siostry.
– Jessie, siostrzyczko, wybacz mi, proszę – zawołała Jenna, obejmując ją czułe. – Byłam taka samolubna. Ale uwierz, że ja też cierpiałam. Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłam. – Odsunęła ją lekko i spojrzała prosto w oczy.
– Zmądrzałam przez ostatnie miesiące. Zrozumiałam, że zawsze traktowałam cię jak konkurentkę. Już nigdy nie pozwolę, aby cokolwiek stanęło pomiędzy nami.
– Nie mogłabym marzyć o niczym więcej – odpowiedziała Jessie wzruszona.
Jenna przytuliła ją serdecznie, a potem podeszła do Maca.
– Gratulacje, Mac – powiedziała z uśmiechem. – Cieszę się waszym szczęściem. Szczerze. I wiem, że będziesz wspaniałym ojcem. A przy okazji, już teraz rezerwuję sobie prawo do spędzania mnóstwa czasu z maleństwem!
Wszyscy zaśmiali się szczęśliwi i Jessie poczuła, że łzy wzruszenia napływają jej do oczu. Znowu byli rodziną.
Mac stanął obok i objął ją mocno.
– I oto szczęśliwe zakończenie naszej historii. Dziękuję ci, kochanie. Otworzyłaś mi oczy na to, co w życiu najważniejsze. Dzięki tobie zrozumiałem w końcu, czego potrzebuję – rodziny, spokoju, równowagi. Wypełniłaś moje życie niewyobrażalną radością. Nie wierzę, że kiedyś byłem takim głupcem... Dlaczego nie chciałem mieć dzieci?
– dodał szczerze zdumiony. – Teraz nie mogę się doczekać, kiedy nasze maleństwo przyjdzie na świat.
– A ja nie mogę się doczekać czego innego – wyszeptała mu do ucha. – Wiesz, że w ciąży mam ogromny apetyt na słodycze. Kiedy wrócimy do domu, chcę dostać wspaniały deser... – Spojrzała na niego znacząco.
– Możesz na to liczyć – wymruczał. – Możesz liczyć na mnie. Na nas. Zawsze. – I przypieczętował obietnicę gorącym pocałunkiem.
Nie miał wątpliwości, że zawsze będą szczęśliwi. Z taką wspaniałą kobietą po prostu nie mogło być inaczej.
– Przekonał mnie pan, mecenasie – odparła z cichym śmiechem. – Sprawa zamknięta, wyrok zapadł.