Anna Świrszczyńska BUDOWAŁAM BARYKADĘ

STEFAN MELKOWSKI

W sprawie Homera

Powstanie warszawskie!... Jedna z najcięższych ran na naszej świadomości narodowej, mimo trzy­dziestu lat, które właśnie minęły od tamtej tragedii miliona warszawiaków. — Dwumiesięczna walka słabo uzbrojonych, nawet w broń osobistą, powstańców i całej prawie cywilnej, ludności miasta z doborową, dysponującą artylerią czołga­mi, wozami pancernymi i samolotami armią niemiecką. Butelki z benzyną jako skuteczna broń przeciw czołgom oraz powikłania polityczne na szczytach kierownictwa koalicji antyhitlerowskiej. Klasowe egoizmy partykularnych interesów i ogólnonarodowa solidarność w bezprzykładnie bohaterskiej walce. Zwycięstwa powstańców odno­szone w tak nierównym starciu i masowe morder­stwa dokonywane przez wojska niemieckie na mieszkańcach całych dzielnic (Wola, Powiśle). Nieheroiczne, ale równie wielkie bohaterstwo zbio­rowe warszawiaków w kanałach, ruinach, piwni­cach i na barykadach oraz zimne, wykalkulowane koncepcje polityczno-strategiczne. Masowa „kru­cjata dziecięca” i ranni mordowani tysiącami przez niemieckie oddziały w szpitalach Starego Miasta. Dwadzieścia tysięcy poległych. Sto pięćdziesiąt ty­sięcy zamordowanych. Cała ludność miasta wywie­ziona po kapitulacji do różnego rodzaju obozów. Cała lewobrzeżna Warszawa zniszczona do reszty w czasie systematycznej akcji palenia i wysadza­nia domów po upadku powstania. Powiew najwyż­szego heroizmu i najskrajniejszego altruizmu pomieszany z duszącym smrodem rozkładających się ciał i palonego miasta. Sądzę, że w tak okrut­nej przecież drugiej wojnie światowej tylko jedno wydarzenie może być porównane z tragedią War­szawy: Hiroszima, chociaż i ona była — chyba — mniej okrutna, bo to, co tam się spełniło w jed­nym atomowym wybuchu, w Warszawie trwało kilka długich strasznych miesięcy. — Unicestwiono milionowe miasto!

Poezja... Ona od początku świata zajmowała się leczeniem najstraszniejszych nawet ran duchowych człowieka i zbiorowości ludzkich. Ona jest powoła na, by oczyszczać z poczucia klęski (i z euforii zwycięstwa także). By uwznioślać krew i przeraże nie mordowanych (chociaż czasem i — usprawie­dliwiać mordujących także). By dokonywać głębokich, bo regionów podświadomości sięgających rachunków zbiorowego sumienia. By umożliwiać dalsze życie ludziom i narodom. Każda Troja ma — a przynajmniej mieć powinna — swego Homera' Homer był wprawdzie poetą zwycięzców, alf w tamtej odwiecznej sprawie trojańskiej racjt moralne były jeszcze rozdzielone obu stronom. — Więc rnógł on uwznioślić i krew zwycięskich Gre ków. i pobitych Trojan także. W naszej warszaw skiej sprawie, racje moralne są w sposób taje oczywisty wyłącznie po stronie umęczonego miast« i jego wymordowanych mieszkańców, że jakakol­

wiek próba uwznioślania sprawców zbiorowego mordu z jesieni 1944 r. w Warszawie (jeśli taka próba była gdziekolwiek podejmowana) może być tylko zwykłym draństwem. Ale — dlaczego nie mają swego Homera Trojanie? Ci z Ilionu, gdyby przeżyli i mieli swego śpiewaka (pomijam Encidę, bo to przecież literacka stylizacja, o tysiąclecie późniejsza) to — zapewne — próbowałby on oczy­ścić swoich rodaków z tragicznego poczucia kląski, uwznioślić ich tragedię 1 ukazać światło nadziei, mimo wszystko. Nie jest pewne, czy Trojanie przeżyli zniszczenie swego miasta, ale — my przeżyliśmy i rozwijamy się w końcu nie najgorzej jako naród już znowu lat trzydzieści. Więc dlaczego Warszawa — nasza skrwawiona i spalona Troja i nasza Hiroszima — zniszczona i mordowana

miesiącami, jej tragedia i jej bohaterstwo nie miała dotąd swego Homera: w prozie (może Kolumbowie, w pewnym sensie?), w teatrze, w fil­mie (może Kanał, jako pewien aspekt sprawy?) w plastyce, no i w poezji, przede wszystkim?! A może już zapomnieliśmy, może sprawa stała -się dla naszej świadomości zbiorowej już martwa? Na pewno nie! — Żyje jeszcze tak wielu uczestników i świadków, a następne pokolenia odziedziczyły przecież sprawę powstania warszawskiego jako tra­giczny, ale i ważny narodowy depozyt. Jestem prze­konany, że w ciągu Trzydziestolecia w sensie praktycznym już z tym wielkim zbiorowym kom­pleksem klęski i niepotrzebnej ofiary rozliczyliśmy się: odbudowaliśmy Warszawę i kraj cały, a pod względem politycznym zabezpieczyliśmy się, tak jak można w danej sytuacji najlepiej, przed możli­wością powtórzenia się i roku 1939. i roku 1944. Zamkowy zegar, który w rocznicę naszego Trzy­dziestolecia zaczął znowu odmierzać godziny na wieży odbudowanej warszawskiej siedziby kró­lewskiej — jest tego symbolem. Ale w aspekcie myślowym i moralnym z tym wielkim narodowym kompleksem, tkwiącym w zbiorowej podświadomo­ści naszej jeszcze wcale nie rozliczyliśmy się. Tu — zawiniła wiedza historyczna, która ostatnio ma jednak pewne osiągnięcia w tej dziedzinie. Tu — zawiniła sztuka, literatura przede wszystkim (film idzie na ogół w jej tropy), która najpierw była przez lat kilkanaście krępowana różnymi powikła­niami wokół sprawy istniejącymi, a teraz — kiedy by już mogła mówić pełnym głosem — milczy pra­wie zupełnie, bowiem uwierzyła w absurdalne hasło, że wolność literatury polega na nie wypełnia­niu przez nią obowiązków społecznych! W tej sytuacji pojawienie się zbioru wierszy wybitnej poetki poświęconego w całości sprawie powstania warszawskiego i odbiciu tego wydarzenia w naszej pamięci, świadomości i podświadomości zbioro­wej — jest ważnym, istotnym zjawiskiem, i artys­tycznym, i społecznym. Nareszcie bowiem Trojanie mają swego Homera, a mótoiąc tak nie mam by­najmniej zamiaru porównywać rangi artystycznej utworów, tak nieporównywalnych, ale — chcę i muszę, w sposób świadomie przejaskrawiony, podkreślić wieLką rolę nowej książki poetyckiej Anny Swirszczyńskiej w podniesieniu i oczyszcze­niu zbiorowej duchowości naszego narodu, którą to rolę książka ta przynajmniej powinna ode­grać, bo — jest w stanie.

Budowałam barykadę jest czymś w rodzaju współczesnego eposu lirycznego (przepraszam za to zderzenie terminologiczne, ale chyba ono oddaje istotę sprawy!) poświęconego trwaniu w naszej świadomości zbiorowej sprawy powstania warszaw­skiego. Autorka, uczestniczka tamtych tragicznych wydarzeń, postanowiła jak gdyby dać im świadec­two: takim, jakie były wtedy, i takim, jakie tkwią w jej pamięci, a jednocześnie — zrobić publiczny narodowy rachunek zysków oraz strat i — zaadre­sować to wszystko przede wszystkim do pokoleń następnych, tych, które są i które idą, by im przy­bliżyć i dla nich ocenić to tragiczne i wzniosłe dziedzictwo powstania. Stąd dedykacja książki: „Mojej córce i wszystkim synom i córkom”, oraz — dalszy ciąg tej dedykacji — już poetycki: „Córecz­ko, ja nie byłam bohaterką/ barykady pod ostrza­łem, budowali wszyscy./ Ale ja widziałam bohate­rów/ i o tym muszę powiedzieć’’.

Dać świadectwo prawdzie i leczyć wciąż jeszcze bolesne narodowe rany — oto przesłanie tej poezji.

Jak przystało na swoisty poemat epicko-liryczny, z wierszy ułożony, każda część tej książki jest poświęcona innemu aspektowi zagadnienia i — utrzymana w nieco odmiennej tonacji uczuciowej.

0 części pierwszej można powiedzieć, że jest poe­matem o bohaterstwie z konieczności, które spon­tanicznie, siłą samych wypadków, przekształciło się w bezgraniczny heroizm z wyboru, najwyższej próby. Jest to także rzecz o tej cudownej ludzkiej właściwości, dzięki której dotknięcie człowieczego dna może (chociaż, przecież, nie musi) stanowić okazję do osiągnięcia szczytów człowieczeństwa. To jest właśnie nasza cecha najbardziej ludzka! „Mówi żołnierz: /Chociaż twa kula trafi przez kur­tkę/ do mojego serca,/ nie zabijesz mnie, wrogu./ /Chociaż twój pocisk porwie na strzępy/ moje ciało,/ nie zabijesz mnie, wrogu." To są te właśnie „chwile osobliwe” człowieczeństwa, kiedy nieśmiertelność metaforyczna przekształca się w nieśmiertelność faktyczną!

Wiersze te — będące prostym zapisem faktów z sierpnia i września 1944 r. w Warszawie oraz zapisem trwania wywołanych przez nie ran w świadomości zbiorowej — przekształcają się w wielką poezję nie dzięki zabiegom językowym

1 stylistycznym (bo taka jest dziś obiegowa recepta na robienie poezji), ale przeciwnie — dążąc do maksymalnej, niemal klasycznie doskonałej, pros­toty formalnej — stają się poezją dzięki zupełnie odmiennemu zabiegowi, dzięki trafieniu słowem w ważne a bolesne miejsce podświadomości zbio­rowej społeczeństwa. Jak np. w wierszu pt. Bu­dując barykadę.

Zaczyna się on od opisu typowej dla tamtych dni, a tak charakterystycznej dla naszej epoki sytuacji nie- bohaterskiego bohaterstwa, bohaterstwa masowego i wy­muszonego: „Baliśmy się budując pod ostrzałem; baryka­dą..." — Sytuacja nadzwyczajna, owo budowanie barykady, ale ze zwykłością tak bardzo wymieszana:

Knajpiarz, kochanka Jubilera, fryzjer! wszystko

tchórze./ Upadla na ziemię stuiącal dźwigając kamień z bruku, baliśmy się bardzo,/ wszystko tchórze — ¡dozor­ca, straguniarka, eirtryi..;’ Jest to wprawdzie heroizm w wulgarności utytłany, ale przez to — ani trochę mniej bohaterski: Upauł *>a ziemię aptekarz/ wlokąc drzwi od ubikacji,/ baliśrry tię jeszcze bardziej, szmuglerka, krawcowa, tramwajarz u'szysiko tchórze! /Upadł chłopak z poprawczaka1 wlot-oc worek z piaskiem,/ więc baliśmy się na prawdę./ ¡Choć •»Ikt vas nie zmuszał/ zbudowaliśmy barykadę/ pod ostrza'cm”.

Jest w tym wierszu ukazana sytuacja tak charak­terystyczna dla dni powstania, a jednocześnie — sytuacja modelowa dla klimatu moralnego naszej epoki w ogóle, nie tylko u nas. Heroizm i boha­terstwo, wzniosłość i upodlenie, dobro i zło nie są tu bowiem ukazane jako istniejące oddzielnie Przeciwnie — wartości moralne ukazane tu zostały w ruchu, jako pewien proces odbywający się bez przerwy między biegunem zła a biegunem dobra, między skrajnością tchórzostwa a skrajnością he­roizmu. Podobnie — charakter uniwersalny ma • inne zagadnienie, którego skrajne przypadki reali­zowały się właśnie w nadzwyczajnych, ostateczności sięgających warunkach powstania warszawskiego. • Chodzi o sprawę zakwestionowania przez katakli­zmy historyczne naszego wieku, a przede wszyst­kim przez wojnę i masowe ludobójstwo hitlerow­skie wartości uznawanych w naszym kręgu kul­turowym za wartości najwyższe. Np. — pojęcie piękna, będące istotnym składnikiem europejskiego humanizmu, które w warunkach nieludzkich prze­stało mieć jakąkolwiek wartość. Wnioski wymuszo­ne przez te skrajnie przeciwludzkie sytuacje mogą. jak wiadomo, iść w dwu przeciwstaw­nych kierunkach. Jednym z nich — cynizm, ale jest to przecież droga wiodąca do nikąd. Inaczej —

nasza poetka. Podobnie jak Tadeusz Różewicz, cho­ciaż tak odmiennie, próbuje obrony wartości, nawet w warunkach największego zagrożenia. Jak np. w wierszu pt. Umiera piękno poświęconym pa­mięci Jana Swierczyńskiego: „Plonie muzeum. Jak słoma/ pali się piękno/ czczone przez pokole­nia./ Bezcenne/ jak ciało człowieka/ /Człowiekowi, który żył na świeciei tylko po to żeby strzec mu­zeum,/ udało się przybiec no czas/ /Jeśli przeżyje, zaświadczy/ dla przyszłych pokoleń/ jak pięknie umierało w płomieniach/ piękno”. Skrajna gorzkość ironii zawarta w tym wierszu nie służy przecież pognębieniu wartości, ale — ich obronie w warun­kach najtrudniejszych i — ostatecznemu podnie­sieniu wartości.

Poetka z wielką siłą ukazuje również, jak w sytuacjach szczególnych, na przełomie lata i je­sieni 1944 roku w Warszawie, zwykłość i codzien­ność w Apokalipsę całkiem realną się zamieniła.

Tzw. rzeczy ostateczne występowały wówczas w stę­żeniu nieprawtf opodebnie wielkim, co stanowiło odczyn­nik próbny nie tylko dla wartości, ale i dla ludzi: czy sprawdzą się, czy ostaną.’ Na ogół wynik był pozytyw­ny — stąd tragizm czysto z optymizmem, tym najtrud­niejszym, bo heroicznym w poezji tej sąsiaduje: Ścigana seriami karabinów maszynowych! biega, czołga się pełza/ pod kulami, pod bombami przenosi rozkazy t mel­dunki/ /Oduczyła ste i spa>v. Jej ciało/ to tylko oczy." Zwykły realistyczny, dokumentarny opis przemienia się w wielkiej klasy poezję nie przez Jakiekolwiek zabiegi stylistyczne, ale — przez prostą (ale i niezwykłą!) umieję­tność łączenia obrazowego uogólnienia z rozległymi i głę­bokimi pokładami śv iadomości i podświadomości zbioro­wej. Ukazując heroizm nie wstydzi się poetka pokazywać z całą bezwzględnością także j<?go odwrotności — strachu. Instynkt samozachowawczy występuje w tej poezji na rów­nych prawach z heroizmem, tak jak to było naprawdę: ..Przybiega do doktora! krzyczy/ te męża trafiło w brzuch./ /Przynosi mu pieniądze/ przynosi futro !przynosi papierośnicą z brylantami./ /Doktor nie przyszedł do tego/ którego trafiło w brz,ich./ Bat się/ przebiec przez ulicę". ltacje życia i racje śmierci, racje poświęcenia i racje zachowania życia za wszelką cenę — są tu tak skrajnie splątane i tak odważnie ukazane jako równoważne, że już to samo daje — poezję. Trwa w niej (tak jak było w tamte dni w Warszawie) walka o sens życia w warun­kach zagrożenia ostatecznego: pułap możliwości życia obniża się i obniża coraz niżej i coraz niżej, szans Jest coraz mniej i mniej, ale Jednak życie okazuje się war­tością doskonale elastyczną, pozostaje mimo wszyst­ko — bez ceny: ,,Dzień jak co dzień. —/ IU szewca gotu­ją w kotlet kaszę dlu całej kamienicy./ /Gdy naiot, gasi się ogień,/ znów nalot, znów trzeba gasić./ /Łykają suro­wą kaszę/ /cieszą się te tyją".

Potężna gra różnych a sprzecznych wartości: prawa wojny i nakaz porządku społecznego, prawo do życia i nakaz ofiary, prawo do posiadania i wola

niszczenia — z tych właśnie skrajnych napięć rodzi się ta niezwykła poezja — zabiegi warsztatowe są w takim wypadku zbędne! Wielkie, tragiczne doś­wiadczenie ludzi, narodu, ludzkości i człowieczeń­stwa, których to doświadczeń powstanie warszaw­skie stało się swoistym poligonem doświadczal­nym — znalazły w naszej poetce swego Homera. Dzięki niej możemy z tych doświadczeń korzystać my — ludzie dzisiejsi: i jako Polacy, i jako po pro­stu obywatele Ludzkości. Gorzka ironia wobec wartości najwyższych nie prowadzi do ich unicestwienia — sprawdza je tylko.

Portretując człowieka w warunkach próby najwyższej, stężonej poza granice nieludzkiego eksperymentu — uka­zuje poetka obydwa bieguny człowieczeństwa: heroizm i upodlenie, w ich dialektyczrym związku. Więc z Jednej strony np.: „Ulica pusta jak wymiótł! strzelając toczy się czołg./ Rozstrzeliwuje/ domył rozwala/ barykady./ IZ bra­my wykoczył szczeniak,i Iw garści butelka benzyny./ Uli­ca pusta jak wymiótł! biegnie skulony! na czołg”. Albo też — na drugim biegunie: „Kobieta konała w bramie na sienniku,! w sienniku były dolary./ Druga kobieta sie­działa przy niej,/ czekał/i aż skona./ /Potem biegła z do­larami przez ulicę,! padoły bomby./ Modliła się: ocal mnie Panie Boże ! !l Pan Bóg ją ocalił”. Ukazanie powstania warszawskiego Jako tragicznego eksperymentu, w którym Ludzkość zobaczyła możliwość apokalipsy w wydaniu

masowym — to także wielkie osiągnięcie poetyckie Świrszczyńskiej.

W części drugiej, bo — jak w klasycznym poema­cie Budowałam barykadę ma budowę trójdzielną — motyw główny można by określić następująco: męczeństwo nie z wyboru, które ofiarą się staje. Wiersz przewodni tej części pt. Moja pokora — tak oto brzmi: „Padałam na ziemię pokory/ tak pokorna że aż niewidzialna/ tak pokorna, że mnie wcale nie było/ przed męczeństwem/ nie na moją miaręl którego nie czułam się godna/ nawet być świadkiem”.

Miejscem doświadczeń egzystencjalnych dla poetki jest w tej części poematu warszawski szpital powstań­czy _ jedyna w dziejach kultury europejskiej instytucja szpitala wojskowego, której przed bestialstwem wroga nie ochroniła tafczn z czerwonym krzyżem! W tym szpitalu: „Pożar cierpienia! but ha* oknami/ konali rzędami na po­dłodze,/ stauAałam rogi rrlędzy krzyczące usta t oczy./ ¡Każde ciało byiO twierdzą! zamknięty na usta i oczy,/ w której śmierć i życie/ toczyły pojedynek na śmierć i tycie! /Wszędzie poniewierały się/ klejnoty męstwa i nadziei,/ szpital był skarbcem! skarbów bez ceny”. Albo: „Spałam z trupem pod jednym kocem/ przepraszałam trupy,I że jeszcze żyję! /To był nietakt. Przebaczały mi.! To była nieostrożność. Dziwiły się! życie! było wtedy tak bardzo niebezpieczne”. Schodzimy więc wraz z poet­ką na samo dno ludzkiej egzystencji, ale — i na samym dnie piekła odnajdujemy, mimo wszystko, tę samą hero­iczną walkę i o człowieczeństwo, i o życie ludzkie, po prostu: było ono wprawdzie wtedy ,.bardzo przecież nie­bezpieczne”, aie • tak pozostało: „Skarbem bez ceny”. Ta wspaniała obrona wartości ludzkiej, mimo katakli­zmu, który wszyrtkie wartości zdawał się niszczyć — to jest właśnie to. co naprawdę imponuje w tej poezji: ,.Byłam posługaczką w szi.italu bez lekarstw i bez wody./ Nosiłam baseny z ropą, kruAą t kałem/ /Kochałam ropę, krew i kał,/ były żywe jak żucie. Życia było dokoła! coraz mniej.! /Kiedy runął świat,/ byłam tylko dwojgiem rąk, co podają/ rannemu basen’’.

Między biegunem naturalizmu a biegunem pod- niosłości rozgrywa się — jak to w rzeczach napra­wdę ludzkich bywa — ta poezja, a oba te bieguny są — jak to w wielkiej sztuce bywa — doprowa­dzone do ekstremu! I — trzeba raz jeszcze, każdy to powinien, przejść wraz z poetką jako przewodni­czką orzez to piekło, by sprawdzić dzięki temu pośrednictwu stopień wytrzymałości własnego człowieczeństwa! W wyjaskrawieniu spraw ludz­kich ukazana została bowiem ta ważna prawda,

0 której zapominamy często na co dzień, że — małość i wielkość człowieka w jednym stoją do­mu. że są ona wzajemnie powiązane i obie czło­wiekowi właściwe. I tylko splot okoliczności popy­cha człowieka w warunkach ostatecznych ku jed­nej z tych skrajności. Jednak poetka wszystko rozumiejąca i wiele wybaczająca — bynajmniej nie stawia między tymi dwoma przeciwstawnymi krańcami znaku równania. Przeciwnie, pokazuje, że święty ogień humanizmu, mimo że tlił się tyl­ko iskrą, iskierką w nieludzkich warunkach po­wstania warszawskiego, jest jednak najważniejszy, bo tylko on oczyszcza i uwzniośla, a wcale nie ten przerażający ogień fizyczny, w którym płonęło miasto. Druga część książki poetyckiej pt. Budo­wałam barykadę pokazuje, że cuda altruizmu

1 obłęd egoizmu nie są od siebie prawie niczym odgraniczone, że realizują się jednocześnie. I cho­ciaż zbiorowe umieranie milionowego miasta nale­ży do największych tragedii w dziejach ludzkości, to przecież stanowi ono dla poetki — a dzięki niej i dla nas — okazję do oczyszczenia i podniesienia: „Wrogu zakopuję twoje ciało! w tej ziemi, którą splamiłeś krwią./ Ona cię przyjmie,/ jakbyś nie był jej wrogiem". Czas wielkich doświadczeń Na­rodu i Ludzkości w Warszawie, na przełomie lata i jesieni 1944 r. kończył się jednak — rozpaczą: „Ręka bez broni/ podnosi się do nieba/ chwyta nie­bo palcami za gardło/ i opada”.

Część trzecią owego eposu lirycznego o po­wstaniu warszawskim można by więc nazwać rze­czą o rozpaczy zagłady i o przejmującym trudzie umierania ludzi i miasta. A także o próbie zna­lezienia sensu w tym zbiorowym umieraniu, mimo wszystko. Tak oto wygląda współczesne, realne „Piekło" XX wieku: „Krzyczą kamienie rozdzierane jak papier/ od dachu do piwnic,/ krzyczą kobiety/ gnane na kule przed czołgami,/ krzyczą mężczyźni/ wleczeni pod lufy karabinówj krzyczą dzieci! rzu­cane żywcem w ogień”. Okazuje się, że w ciągu doświadczeń historycznych ludzkości, dno piekła można zawsze obniżyć, jeszcze bardziej niż dotąd, po tragizmie nierównej walki, po nieszczęściu klęsk, przychodzi wreszcie nieuchronne i totalne zniszczenie. Tak było w Warszawie 1944 r.! Więc: Czekam na rozstrzelanie, W schronie czekają na bombę, Człowiek i stonoga („wszyscy umrą a ja przeżyję”), Śmiertelne oczy, Gdy strzelasz we mnie — oto tytuły niektórych wierszy z trzeciej części książki.

Rozważa się w nich różne aspekty sytuacji ostatecz­nych, w których znalazł się prawie każdy mieszkaniec ówczesnej Warszawy i — cała zbiorowość milionowego miasta. Eschatologia w wymiarze masowym — tak trzeba powiedzieć! Wielkie poetyckie studia różnych sposobów umierania, umierania indywidualnego i — co bardziej przerażające — społecznego, tak — społecznego, bo w tamtych warunkach umieranie stawało się sprawą spo­łeczną — wypełniają ostatnią część książki. Zasadniczy dylemat moralny wojny: niszczenie wartości i obrona wartości, Jednocześnie doprowadzony tu został do po­staci krańcowo skrajnej: „Przez okamgnienie/ patrzymy Kobie w oczy.! Ody minie tikamgnienie/ strzelisz we mnle.l ¡Ciężko jest umrzećl ciężko jest zabićI w moich oczach trwoga/ w twoich oczach trwoga/ zabijesz te dwie trwogi' strzelają cl we mnie” Szaleństwa altruizmu i litościwa zbrodnif»' Zbędny heroizm i miłość wśród trupów! Krań­cowe zagmatwanie skrajnie sprzecznych racji! Swlat przeciętnych pojęć moralnych przymierzony do kosmicz­nego kataklizmu! Granica wytrzymałości ludzkiej prze-

sunięta — poza wszelkie granice! Heroizm spraw naj­banalniejszych! Humanizm, który nawet i wszy objąć potrafi („Tylko one t ja Jesteśmy ływe, to nas Wspaniałość przerażającego widowiska, ' które grzebie milionowe miasto i kilkaset tysięcy istnień ludzkich! Itp.

Tylko za pomocą takich- określeń, trochę pate­tycznych oraz wewnętrznie sprzecznych, jesteśmy w stanie mówić o sytuacjach ludzkich, indywidual­nych i zbiorowych, które analizuje Świrszczyńska w trzeciej części poematu przedstawiając groźny, przerażający koniec powstania warszawskiego i — Warszawy całej we wrześniu i październiku 1944 roku: „Tyle tu było krzyku / krzyczały samoloty i ogień i rozpacz / krzyczało do chmur uniesione. Teraz milczy ziemia i niebo”. Albo: „Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki niech policzą teraz nasze trupy. Niech pójdą przez ulice których nie ma przez miasto którego nie ma niech Hc?i przcz ty­godnie przez miesiące niech Uczą aż do śmierci nasze trupy”.

Trzydzieści lal po zniszczeniu naszego Ilionu po­jawił się wreszcie oto w osobie Swirszczyńskiej — Homer dla nas, dla Trojańczyków. Jest to wyda­rzenie o randze społecznej, którego przegapić nam nie wolno! Powstanie warszawskie było bowiem zakończeniem pewnego ciągu naszych powstań — tragedii narodowych, z których pierwszą była. jak dziś historycy to ujmują, konfederacja barska. Możemy mieć usprawiedliwioną nadzieję, że to tragiczne pasmo narodowych klęsk materialnych (chociaż i moralnych zwycięstw) zostało nareszcie przerwane. Powstanie warszawskie było w tej wielkiej serii wydarzeniem, którego rachunek strat materialnych był chyba największy, a konto zy­sków moralnych — najmniejsze. Więc rozlicze­nie jego spraw w aspekcie moralnym i uczu­ciowym było dla nas sprawą społecznie palącą! A było przecież takie powstanie także jednym z najkrwawszych epizodów ostatniej wojny świa­towej i jako takie stanowi przerażającą lekcję, groźne memento; i dla nas samych, i dla całej ludz­kości. Epos liryczny Anny Swirszczyńskiej, dzięki wielkiej sile poezji w tekstach tych zawartej, spra­wę wydobywa z rzeki upływającego czasu oraz — z zakamarków naszej podświadomości człowieczej

i społecznej, by ukazać ją ze wszystkich stron —

i w krwawym blasku narodowej (a, i ogólnoludz­kiej) tragedii — i w jasnym świetle niezniszczal­nych, humanistycznych wartości. Sądzę, że książ­ka poetycka, którą tu właśnie przedstawiłem, sta­nowi wydarzenie poetyckie w skali nie tylko roku, ale i — Trzydziestolecia, dlatego właśnie, że wy­ciągając rozległe, metaforyczne uogólnienia z kon­kretnych doświadczeń historycznych i egzystencjal­nych jednostek i zbiorowości dokonuje wielkie­go obrzędu zbiorowego oczyszczenia dla narodowej podświadomości oraz udziela wielkiej lekcji świa­domości zbiorowej: i naszego narodu, i całej ludz­kości. Homer Trojańczyków wreszcie przemówił, wykonał odwieczne zadanie poety: rozliczył na­rodowe sumienie i umożliwił zbiorowy akt kat- harsis. W końcu pozwolił nam — milionom (przy­najmniej — potencjalnym) odbiorców poezji prze­żyć to, czego nam tak skąpią dzisiaj w poezji: zbiorowe wzruszenie: „Opłakujemy godziną /kiedy się wszystko zaczęło, kiedy padł pierwszy strzał.! Opłakujemy sześćdziesiąt trzy dni/ i sześćdziesiąt trzy noceI walki. I godzinę /kiedy się wszystko skończyło./ Kiedy na miejscu, gdzie żyło milion lu­dzi,/ przyszła pustka po milionie”. To było jeszcze jedno pr70słanie lirycznego eposu Anny Swirsz- czyńskiej; wiersz pt. Ostatnie polskie powstanie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Anna Świrszczyńska wiersze
Jak myszy zjadły Popiela Anna Świrszczyńska
10 budowa i rozwój OUN
Budowa Układu Okresowego Pierwiastków
Budowa i dzialanie komputera
Budowa skóry (2)
Cząsteczkowa budowa materii
Jak budować więzi z dziećmi(1)
budowa strategii firmy
mozg, budowa a diagnoza
Budowa, wystepowanie i znaczenie biologiczne disacharydow
Budowa
budowa ustawy
budowa miesni
wZ 2 Budowa wiedzy społecznej teoria schematów
Przepukliny budowa, objawy i uwięźnięcie
pptnr 1 budowa komputera
układ pokarmowy budowa i funkcja
Zarzadzanie projektami

więcej podobnych podstron