Chapik
10
Kiedy
przebudziłam się następnego ranka, nadal byłam w łóżku
Edwarda. Wyciągnęłam dłoń żeby go przytulić, ale nie było go
przy mnie. Otworzyłam oczy.
- Edward? - kątem oka zauważyłam
kartkę leżącą na poduszce. Kiedy wzięłam ją do ręki,
rozpoznałam pismo Edwarda.
“ Dzień dobry kochanie.
Nie przejmuj się moją nieobecnością. Powiedzmy, że wyszedłem na
śniadanie. Postaram się zabawić jak najkrócej. Mam nadzieję, że
wrócę zanim się obudzisz i nie będziesz musiała czytać tej
wiadomości. Jeżeli jednak tak się nie stanie, bardzo cię za to
przepraszam.”
Wyskoczyłam pospiesznie z łóżka.
Ciągle byłam ubrana w koszulę Edwarda. Dziwne. Jak do tej pory
nigdy nie zostawiał dla mnie żadnych wiadomości. Po prostu
wychodził. No cóż, napisał że będzie niebawem, dobrym pomysł
będzie szybki prysznic.
Kiedy stałam pod strumieniem
gorącej wody, czułam się wspaniale. Wreszcie mogłam zmyć z
siebie brud wczorajszego dnia. Czułam lekki ból w mięśniach,
które wczoraj lekko przeciążyłam, ale był on niczym w
zestawieniu z faktem, że byłam na powietrzu. A żeby było jeszcze
lepiej, w przeciągu paru dni miałam zobaczyć się z Alice. Musiała
już wiedzieć, że planujemy przyjechać. Ponownie owinęłam się w
koszulę Edwarda i pomyślałam, że muszę szybko przebrać się w
swoje ubrania.
Kiedy otworzyłam drzwi od łazienki,
poczułam przyjemny chłód owiewający moje rozgrzane ciało. Kiedy
rozejrzałam się po pokoju, zauważyłam, że Edward już wrócił.
Siedział na łóżku, a jego oczy płonęły płynnym złotem. To
dziwne, ale nigdy nie widziałam żeby dopuścił do tego, by stały
się czarne. Musiał bardzo się starać żeby zaspokajać pragnienie
zawsze na czas. Uśmiechnął się do mnie.
- Lepiej się
czujesz? - spojrzałam w jego stronę. Oczywiście kochałam Edwarda,
ale wiedziałam również, że w jego towarzystwie ostrożności
nigdy za wiele. W każdej chwili mógł rozpocząć kolejną grę.
Przytaknęłam.
- Jak ci się spało? Mam nadzieję, że
nie miałaś żadnych koszmarów? - pokręciłam przecząco głową w
milczeniu. - Dobrze. - wpatrywał się we mnie z tym łobuzerskim
uśmiechem na twarzy, który tak bardzo u niego lubiłam.
-
Czy ty masz rozdwojenie jaźni? - zapytałam mocno skołowana. Edward
zaczął się śmiać.
- Nie. Po prostu nasze stosunki
ulegną zmianie. Począwszy od dnia dzisiejszego. - “co
takiego?”. Poczułam
wielką ochotę żeby podejść do niego i sprawdzić czy ma
gorączkę. Ale wiedziałam, ze to raczej bezcelowe.
- Ty
naprawdę masz dwie natury.
- Nie Bello, nie mam. Wiem,
że nie traktowałem cię tak jak powinienem, w sposób na jaki
zasługujesz. Po prostu jest mi trudno zachowywać się właściwie
kiedy jesteśmy sami i nie ma żadnych zasad, których musiałbym
przestrzegać.
- Może, ale ja wiem, ze zawsze kiedy mamy
wyjść na zewnątrz, robisz się dla mnie miły i kochający. I
wiem, że to tylko gra. Więc nie oczekuj ode mnie, że uwierzę w to
co mówisz i w twoją przemianę. Nie tym razem. - Edward wpatrywał
się we mnie bez emocji. Pochylił lekko głowę.
- Masz
rację, jak mógłbym oczekiwać od ciebie, że mi uwierzysz. To co
robiłem w przeszłości, bez wątpienia można nazwać graniem.
-
Oh proszę cię Edwardzie, oszczędź mi tego tonu niewinnego
dziecka. - wpatrywał się ciągle we mnie, a na jego ustach tańczył
uśmiech.
- Jesteś głodna?
- Co takiego?
- Pytałem czy jesteś głodna, ponieważ przygotowałem
dla ciebie śniadanie.
- Po co? Żeby mnie utuczyć i móc
później powiedzieć, że dobrze o mnie dbałeś?
- Ja
cię kocham Bello. I zdaję sobie sprawę, że nie traktowałem cię
tak jak powinienem. I dlatego proszę cie o jeszcze jedną szansę. -
chyba nie zdawałam sobie do teraz sprawy, jak wściekła byłam o to
wszystko.
- A co się stanie kiedy znowu wszystko
spieprzysz?
- Nie zrobię tego
- Tak,
zapewne. - Edward wstał z łóżka i skierował się w moją stronę.
Położył delikatnie swoje dłonie na moich policzkach i uniósł
delikatnie moją głowę ku górze.
- Przyrzekam. - w
rzeczywistości to było jedyne słowo, które chciałam od niego
usłyszeć. Edward nigdy nie łamał przyrzeczeń, a przynajmniej
kiedy dotyczyły mnie.
- Po prostu daj mi jeszcze jedną
szansę, żeby to wszystko naprawić. - jego głos był miękki i
kojący. W środku aż gotowałam się z pragnienia żeby uderzyć go
w twarz. Jedynak mała cząstka mnie bardzo chciała mu zaufać i
zacząć wszystko od nowa.
- Ostatnia szansa! - wydusiłam
z siebie. Wydawało mi się, że Edward wstrzymywał powietrze, które
przed chwilą wypuścił z wyraźną ulgą. Spojrzałam na niego
zmierzając w stronę drzwi.
- Gdzie idziesz?
-
Muszę się ubrać.
- Twoje śniadanie jest na stole. -
wymruczałam podziękowanie, które byłam pewna, Edward usłyszał.
Nie miałam najmniejszej ochoty dziękować mu za cokolwiek. Wczoraj
naprawdę czułam się przy nim szczęśliwa. Ale kiedy tylko
uświadamiałam sobie co mi zrobił, wpadałam we wściekłość.
Weszłam do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy parę jeansów i
biały t-shirt. Mój pokój nie był zbyt duży. Prawdę mówiąc w
porównaniu do pokoju Edwarda, był śmiesznie mały. Zaś w
zestawieniu z domem, przypominaj garderobę nieco większych
rozmiarów. Wciągając na siebie ubranie zaczęłam rozmyślać nad
nową sytuacją. Być może Edward myślał, że nie będę chciała
z nim wrócić, po tym jak spotkam się z Alice. Być może właśnie
dlatego był dla mnie taki miły. Sukinsyn! To musiała być kolejna
gra.
Wyszłam z pokoju jeszcze bardziej wściekła.
Edward stal na korytarzu, oparty o białą ścianę z rękoma
skrzyżowanymi na piersi. Był piękny. Jak zawsze. Ale ja znam jego
prawdziwe oblicze. I Wiedziałam, że stary Edward wróci niebawem, a
ja będę znowu od niego zależna i znowu będę go błagać żeby
dał mi spokój, żeby pozwolił mi odejść. Uśmiechnął się
kiedy go minęłam i podążył za mną.
Trzymał się za
mną na dystans. Tak jakby wiedział, że jeśli zbliży się za
bardzo – eksploduję. Zbiegłam ze schodów najszybciej jak
potrafiłam. Przemierzyłam je z góry na dół i z powrotem tyle
razy, że nie sposób było te razy zliczyć. Zeskoczyłam z
ostatniego stopnia i wbiegłam do kuchni. Edward ostrożnie podążył
za mną.
Kuchnia była ogromna, kremowa i oświetlona
słońcem. Zapach który się w niej rozchodził był odurzający. I
jednocześnie tak cudownie znajomy. Spojrzałam na stół, na którym
leżał talerz pełen francuskich tostów, jajek, bekonu, a obok
niego szklanka pomarańczowego soku. Na ten widok zdecydowanie
pociekła mi ślinka.
Podeszłam do stołu powoli i
usiadłam na krześle. To śniadanie naprawdę pachniało znakomicie,
a wyglądało jeszcze lepiej. Byłam tak zaaferowana jedzeniem, że
nie zauważyłam kiedy Edward zajął miejsce na przeciwko mnie i
zaczął obserwować jak jem.
- Mam nadzieję, że
zrobiłem je właściwie. - popatrzyłam na niego z ustami pełnymi
tosta i sosem wyciekającym kącikami ust. Edward hamował śmiech. -
Smakuje ci?
- O tak. - mój głos był ledwo słyszalny.
Przełknęłam. - Są naprawdę pyszne. Dziękuję.
Edward
przytaknął i zaczął okrążać stół.
- Czym sobie
na to wszystko zasłużyłam? - byłam naprawdę bardzo ciekawa, co
się takiego stało, że zaczął mnie tak traktować. Kiedy byliśmy
wśród innych ludzi, nie miałam wątpliwości, że Edward gra. Ale
tutaj, w domu, nie musiał tego robić. A mimo to zaczął mnie
taktować inaczej. Był naprawdę miły i uprzejmy. Tylko dlaczego?
Nie patrzył na mnie przez chwilę. Po prostu zamarł w
miejscu jak posąg. Czy powiedziałam znowu coś niewłaściwego?
Edward był bardzo skupiony. Przeanalizowałam w głowie wszystko co
mu powiedziałam, każde jedno słowo, ale nie mogłam doszukać się
w tym niczego niewłaściwego. W końcu Edward się poruszył.
Spojrzał na mnie i zapytał:
- Bello? Czy ty mnie
kochasz? - powiedział to bardzo powoli, jakby chciał zaakcentować
znaczenie tych słów.
Co to znowu za pytanie? Oczywiście
Edward nie jest przez większość czasu taki, jakim chciałabym żeby
był, ale z jakiś bliżej nieznanych mi przyczyn, przyciągał mnie
jak magnes. Wiedziałam, że nigdy nie będę w stanie od niego
odejść. Był dla mnie wszystkim, nawet pomimo tego jak się czasem
zachowywał. - Oczywiście. - oparł łokcie o blat i położył
głowę na rękach.
- Dlaczego? - zarechotał. Wyglądało
to tak jakby znowu odgrywał scenę z parkingu kiedy wybieraliśmy
się na kolację. Tyle tylko, że teraz był bardziej poważny. Jakby
naprawdę go to gnębiło. Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Co
jeśli to co powiem wywoła w nim kolejny atak agresji? Pewnie myśli,
że tak naprawdę ja już go nie kocham, a moja odpowiedź
podyktowana jest strachem. Podniósł głowę i spojrzał na mnie.
Jego twarz była przepełniona bólem. Jakby za chwilę miał rozpaść
się na tysiące kawałeczków.
Co było z nim nie tak?
-
Przerażam cię prawda?
- Edward, myślałam że ty...
- Bella, proszę, tu nie chodzi o ciebie, tylko o mnie. I
to przeraża mnie najbardziej. Ty zawsze mówisz to co ja chcę
usłyszeć. Żaden normalny człowiek nie może kochać takiego
potwora jak ja. Spójrz na siebie Bello! Kiedy ostatni raz widziałaś
się w lustrze?
- Ja...
- Twoje oczy są
podkrążone z niewyspania, jesteś potwornie chuda, a ciuchy które
nosisz, zupełnie na tobie nie leżą. Nie rozumiem nawet dlaczego
zdecydowałaś się dać mi druga szansę. Jestem zaskoczony, że nie
kazałaś mi po prostu spieprzać. Ale mimo wszystko, ty ciągle
martwisz się o mój nastrój. - zasłonił swoją twarz dłońmi i
zapadła cisza. Z racji tego, że przestałam być głodna, odłożyłam
widelec. Ten ruch przyciągnął uwagę Edwarda, który podniósł z
powrotem głowę i spojrzał na mnie.
- Nie jesteś już
głodna? - pokręciłam tylko głową, zbyt oszołomiona żeby
cokolwiek powiedzieć. Edward westchnął. - Powinienem był z tym
zaczekać. - spojrzał na mnie ponownie z prośbą malującą się w
jego oczach. - Bello powiedz coś proszę. - nie miałam pojęcia co
mu odpowiedzieć.
- Hmmm. Miałam nadzieję, że może
pójdziemy dziś na zakupy? - wyraz jego twarzy był pomieszaniem
zatroskania i rozbawienia. Uśmiechnął się zakrywając sobie
jednocześnie twarz jedną dłonią, tak jakby chciał ukryć przede
mną jej wyraz.
- Chodzi mi o to, że skoro wybieramy się
do Alice to dobrze by było zadbać trochę o moją garderobę, wiesz
jakiego ona ma bzika na punkcie mody. - uśmiechnęłam się do niego
najsłodszym uśmiechem na jaki mnie było stać. Miałam nadzieję,
że był przekonywujący. Nie lubiłam patrzeć na Edwarda, kiedy był
w takim dziwnym nastroju. Mój uśmiech zgasł kiedy wydawało mi
się, że na mnie nie patrzy.
I wtedy usłyszałam delikatny i
dźwięczny chichot.
- Czy mogłabyś to zrobić jeszcze
raz?
- Zrobić co?
- Uśmiechnąć się w ten
sposób. Wydawało mi się, że znam już wszystkie możliwe sposoby
w jakie się uśmiechasz, ale najwidoczniej byłem w błędzie. -
spróbowałam ponownie się tak uśmiechnąć i oczywiście poczułam
się jak kompletna idiotka. Do tego oczywiście oblałam się
potwornym rumieńcem.
- Przepraszam, nie jestem dobra w
powtarzaniu uśmiechów na życzenie.
- Nie przepraszaj,
był cudowny. Był dokładnie taki, jaki chciałem zobaczyć. Sposób
w jaki unoszą ci się kąciki ust, a twoje oczy błyszczą –
zapierające dech. - jeżeli to możliwe, to moja twarz stała się
jeszcze bardziej purpurowa niż chwilę temu.
- No i
oczywiście mamy rumieniec.
Spuściłam wzrok na talerz
zastawiając się jak ocalić resztki godności. Podniosłam się z
krzesła z talerzem w ręku i ruszyłam w kierunku zlewu. Pochyliłam
się nad koszem i zaczęłam wyrzucać resztki, kiedy zobaczyłam
dłoń zaciskającą się na talerzu.
- Ja się tym
zajmę. - spojrzałam na Edwarda, który do mnie mrugnął.
Wypuściłam talerz w ręki i przyglądałam się jak kończy
oczyszczanie go z jedzenia i myje. Zwyczajowo to należało do moich
obowiązków. Skończył tak szybko, że nie zdążyłam nawet
dokończyć myśli. Błyskawicznym ruchem wziął mnie na ręce i
posadził na blacie. Moje nogi dyndały w powietrzu, a Edward otoczył
mnie ramionami i przybliżył do mnie.
- A teraz powiedz
mi, co najbardziej chciałabyś dzisiaj robić?
- Prawdę
mówiąc myślałam o zakupach i może o czymś...
- O
czym? - powtórzył za mną
- O czymś zabawnym. Zakupy
są zabawne. - czy to naprawdę tak trudno zrozumieć, że chcę iść
na zakupy? Na ile różnych sposobów mam to jeszcze powiedzieć,
żeby do niego dotarło? Edward wyraźnie starał się ukryć
rozczarowanie.
- Czyli coś zabawnego. - kolejna próba
zmiany moich preferencji.
-Tak, na przykład zakupy. -
uśmiechnęłam się do niego najszerzej jak potrafiłam. Nie było
mowy żebym zmieniła plany na dzisiejszy dzień. Edward posłał mi
minę pokonanego i uśmiechnął się szeroko. To naprawdę wiele
znaczyło. Zwyczajowo nie było mowy żebyśmy się sprzeczali na
jakikolwiek temat, o fakcie, ze powiedziałam mu co chcę robić
naprawdę, nie wspominając. W naszym normalnych relacjach, Edward po
prostu mówił co będziemy robić i na tym wszelka dyskusja się
kończyła. Zaczynałam naprawdę lubić tego nowego Edwarda.
-
Ok. - tylko tyle od niego usłyszałam, kiedy wziął mnie na ręce i
postawił na zimnej podłodze.
- Jeżeli to jest to czego
naprawdę chcesz.
- Dziękuję. - krzyknęłam biegnąc w
stronę srebrnego Volvo, którego drzwi już były dla mnie otwarte.
Nie myślałam nawet czekać na Edwarda. Po prostu otworzyłam drzwi
i wślizgnęłam się do środka. Moje serce wariowało z
podniecenia. “Jadę
na zakupy”, “Jadę na zakupy”
- ta jedna myśl krążyła ciągle w mojej głowie.
Kiedy
byliśmy na zakupach ciągałam Edwarda wszędzie. Oczywiście nie
dosłownie. Ale kiedy powiedziałam, że chcę iść do jakiegoś
konkretnego sklepu, podążał za mną bez najmniejszej oznaki
niezadowolenia czy zniecierpliwienia. Następnie kupował dla mnie
niemal cały sklep. Tak wiele straciłam przez te miesiące
zamknięcia, że teraz wszystko wydawało mi się wspaniałe,
niepowtarzalne. Kiedy przemierzałam sklep, podobało mi się niemal
wszystko co widziałam i za każdym razem gdy wskazywałam na jakąś
konkretną rzecz, Edward zabierał ją z wieszaka i płacił za nią.
Wydawało mi się, że musiał mieć tego naprawdę dosyć, ale kiedy
spojrzałam na niego, obładowanego torbami, jego twarz rozświetlał
wspaniały, oszałamiający uśmiech.
Kiedy uznałam, że
szaleństwo zakupowe dobiegło końca, na dworze było już ciemno i
czułam ból w całym ciebie. Najbardziej bolały mnie stopy. Z
mojego żołądka wydobyło się potężne, głośne burczenie. Teraz
naprawdę zrozumiałam co znaczy stwierdzenie: shop till you drope.
(nie tłumaczyłam tego, bo to slang – według słownika urbana
oznacza ono poświęcenie się całkowite jakiejś czynności i nie
porzucanie jej niezależnie od tego ile cierpienia i problemów
spotykasz po drodze). Edward niósł jakieś 20 różnych toreb z
zakupami, niektóre powkładane w inne, kolejne zawieszone na małym
palcu jego dłoni.
Teraz byłam naprawdę głodna. I do tego
czułam się straszną egoistką. Najpierw zmusiłam go do zabrania
mnie na zakupy, towarzyszenia mi w każdym sklepie, zapłacenia za
wszystkie zakupy, noszenia moich toreb, a teraz musiałam koniecznie
iść coś zjeść.
- Co się stało? - nie wiem jak
zauważył, że coś ze mną nie jest w porządku, ale przełożył
wszystkie torby do jednej ręki, a drugą skierował mnie na
pobliskie krzesło. To było naprawdę miłe. Wzięłam głęboki
oddech i uśmiechnęłam się.
- Nic złego. Jestem po
prostu bardzo szczęśliwa. - i naprawdę czułam się szczęśliwa.
Edward pochylił się nade mną i spojrzał mi w oczy. Przyłożył
mi dłoń do czoła. Byłam naprawdę wykończona. Wyraz zmartwienia
malował się na jego twarzy.
- Naprawdę. Jestem po
prostu trochę zmęczona. - odsunęłam się od jego dłoni, kiedy
spojrzał na mnie unosząc nieznacznie brwi.
- Tylko
trochę?
- No dobrze, jestem wykończona, ale nadal
bardzo szczęśliwa. - jego twarz od mojej dzieliły milimetry, jego
chłodny oddech łaskotał mój nos. Zaczęłam sobie wyobrażać, ze
moje wargi dotykają jego. Były tak blisko siebie, że prawie się
dotykały. Przysunął swoją twarz jeszcze bliżej. I wtedy z mojego
żołądka znowu wydobyło się potężne burczenie. Nie! Nie patrz
na mój żołądek, skup się na mnie! Edward odsunął się ode mnie
i uśmiechnął.
- Widzę, że zmuszę zadbać o twoje
pożywienie. Będę się czuł lepiej wiedząc, że jesteś
najedzona. - próbowałam ukryć swoje rozczarowanie pod maską
uśmiechu. Edward wyciągnął do mnie wolną dłoń. Nie wiem jak to
robił, ale potrafił wszystkie te niezliczone torby trzymać w
jednej ręce, a drugą zaoferować mi jako wsparcie.
Wzięłam
do za rękę i podążyłam za nim do samochodu. Załadował zakupy
do bagażnika i wśliznął się na miejsce kierowcy. Jak tylko
odpalił silnik, na liczniku mieliśmy prawie 150 km/h. Zastanawiałam
się nad tym jaki wyraz twarzy miały Edward, gdyby kiedykolwiek
dostał mandat za prędkość. Zachichotałam cicho. To na pewno
byłby widok warty zobaczenia. Edward odwrócił się w moją stronę
zaciekawiony.
- Oh, to nic takiego. - wolałam mu o tym
nie mówić. Wciąż nie byłam pewna jak duże pokłady samokontroli
mu jeszcze zostały. Edward chyba wyczytał to z mojej twarzy, bo
odwrócił się ode mnie szybko, żebym nie zobaczyła przygnębienia
na jego twarzy. No cudownie, zupełnie nie o to mi chodziło żeby
poczuł się w ten sposób.
- Chodzi o to, że to jest
bardzo kiepski dowcip i na pewno by cię nie rozbawił
-
Bello, cokolwiek to jest, nie będę na ciebie zły. - jak zwykle
przejrzał moje kłamstwo.
- Chciałabym wiedzieć co
myślisz, co sprawia, ze się śmiejesz.
- Przepraszam.
- Nie zrobiłaś nic złego. - jego głos przeszedł w
szept, ale wiedział, że go usłyszę.
Może tym razem,
Edward naprawdę się zmienił.