Współczesny człowiek karmiony jest makabrycznymi opowieściami o zwierzętach rzeźnych i rybach wielkości słoni, które zanim zostaną przerobione na rąbankę i filety, faszerowane są genami ludzkimi. Te wstrząsające historie, nad którymi unosi się cień doktora Frankensteina, każą nam zwracać się w kierunku żywności tzw. normalnej, zwykłej, która jest dla nas bezpieczna i przez którą nie wyrosną mężczyznom piersi, a kobietom broda.
Pij mleko, będziesz
mały
Oczywiste jest, że w dzisiejszych czasach nie
ma żadnej "normalnej" żywności, a za tak zwaną zdrową
żywność trzeba zapłacić krocie. Jedyna w miarę czysta i
nadająca się do spożycia jest ta, którą sobie wyhodujemy w
ogródku lub na podwórku. Nie każdy ma jednak ogródek czy
podwórko, gdzie może trzymać kury i wysiać marchewkę. Większość
z nas po jedzenie idzie do sklepu i tam kupuje to, co od zawsze
kojarzy mu się ze zdrowiem - mleko.
Mleko kupowane w
naszych sklepach jest jedną z najbardziej szkodliwych substancji,
jakie wprowadzamy do naszego organizmu. Krowa daje mleko po to, by
cielakowi, który je ssie, wyrosły mocne racice i rogi. Człowiek
tego wszystkiego nie potrzebuje. Pije jednak mleko, bo pił je
właściwie od zawsze. Koncerny zajmujące się produkcją wysoko
przetworzonych produktów nabiałowych w każdej kampanii reklamowej
podkreślają, jak wspaniale mleko wpływa na nasz organizm i całe
nasze życie. Wzmacnia kości, zapobiega osteoporozie i w ogóle jest
najlepsze. "Pij mleko, będziesz wielki!" - tak brzmiało
jedno z haseł reklamowych. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie.
Mleko utrudnia wchłanianie wapnia potrzebnego do budowy kości i
przez to właśnie przyczynia się do powstawania osteoporozy. Dla
wielu ludzi mleko jest zupełnie nieprzyswajalne i ci akurat mają
szczęście, bo istnieje duża szansa, że dożyją późnej
starości, bez złamań kości i kłopotów z przesiewaniem się
tkanki kostnej. Dzisiejsze mleko zawiera ponad 400 procent więcej
pestycydów niż porównywalna próbka ziaren zbóż czy warzyw.
Najgorsze w mleku jest jednak co innego. Naturalne mleko ma
konsystencję granulatu, podczas pasteryzacji niszczy się tę
strukturę i powstaje rozwodniony płyn. Do tego mleko poddaje się
homogenizacji. W czasie tego procesu znajdujący się w jego
tłuszczach enzym oksydaza ksantynowa wnika do krwioobiegu i sieje
tam prawdziwe spustoszenie. Enzym uszkadza ścianki naczyń
krwionośnych w taki sposób, że powstają mikro blizny w żyłach i
tętnicach, a na nich z kolei osadza się cholesterol powodujący
zatkanie naczyń. Proces ten został dostrzeżony i opisany po raz
pierwszy podczas wojny koreańskiej, kiedy to lekarze i naukowcy
odbywający służbę wojskową w szpitalach armii USA zauważyli w
zwłokach niektórych młodych żołnierzy objawy miażdżycowe
charakterystyczne dla ludzi w wieku emerytalnym. Jeśli już ktoś
musi pić mleko, o wiele lepiej byłoby, gdyby pił mleko kozie niż
krowie.
Śmierć czyha w kranie
W
Ameryce woda płynąca z kranów zawiera fluor, a u nas chlor.
Obydwie te substancje są śmiertelnie niebezpieczne dla człowieka.
W Polsce nikt już chyba nie pije wody z kranu, od kiedy popularność
zdobyły źródełka oligoceńskie lub woda mineralna dostępna w
sklepach. Gdyby jednak komuś przyszło to do głowy, niech się
lepiej zastanowi. Chlor ma tę właściwość, że odparowuje z wody
po wydostaniu się z kranu. Kiedy więc odstawimy kubek z kranówą
na pół godziny, wszystko powinno być w porządku. Powinno, ale nie
jest. W każdej wodzie bowiem znajdują się jakieś substancje
organiczne, z którymi chlor wchodzi w reakcję, w wyniku czego
powstaje chloroform - rakotwórcza substancja śmiertelnie groźna
dla człowieka. Nawet długotrwała kąpiel w chlorowanej wodzie może
być groźna dla naszej skóry.
Nie lepiej jest z
fluorem. Znalazł się on w amerykańskich kranach, żeby poprawić
stan uzębienia amerykańskich dzieci. Tylko dlaczego wodę z fluorem
mają pić także dorośli? Poza wszystkim do fluoryzacji zębów
stosuje się fluorek wapnia, a do wody dodawano fluorek sodu i kwas
fluorokrzemowy. Tak się dziwnie składa, że obydwa te związki są
produktem ubocznym powstającym w czasie wytwarzania nawozów
sztucznych. Zakłady produkujące nawozy dysponują ogromnymi
ilościami tych substancji, które są w wielu wypadkach skażone
ołowiem i arsenem. Fluorek sodu, zanim awansował do grupy leków na
próchnicę, stosowany był powszechnie jako trutka na szczury.
Okazało się jednak, że w USA jest go znacznie więcej niż
szczurów i coś trzeba z nim zrobić. Władze wielu miast dały się
przekonać, że należy dodać to świństwo do wody i powiedzieć
ludziom, że dzięki temu ich dzieci nie będą miały próchnicy.
Cena fluorku sodu po podjęciu takiego postanowienia bardzo szybko
podniosła się o 1000 procent.
Poza tym do wody płynącej
w rurach dodaje się także różne chemikalia, które mają sprawić,
że rura będzie trwalsza, nie będzie ulegać korozji. Rura z
pewnością po czymś takim nie ulegnie korozji, ale nasz przewód
pokarmowy owszem.
Pożeracze antybiotyków
Jeśli
ktoś ma wątpliwości, w jakich warunkach hoduje się w Polsce i nie
tylko w Polsce bydło rzeźne, powinien wybrać się do miejsca
takiej hodowli. Zwierzęta stoją w boksach bez możliwości ruchu,
ich jedynym zadaniem jest jedzenie. Pochłaniają więc masę paszy,
która naszpikowana jest antybiotykami. To wszystko odkłada się w
ich organizmach, a potem przenika do naszych. Kiedy już tam trafi,
rujnuje całkowicie naszą odporność. Antybiotyki podaje się
właściwie wszystkim zwierzętom przeznaczonym do spożycia, także
kurczakom. Do tego dochodzi karmienie zmodyfikowaną genetycznie
paszą. Jakby tego było mało, mięso, które trafia na półki
sklepowe, jest poddawane różnego rodzaju chemicznym i mechanicznym
obróbkom, które mają sprawić, że będzie ono lepiej wyglądało
i lepiej się sprzedawało. Każdy, kto ma znajomego lub krewnego
pracującego w sklepach z mięsem, usłyszał od niego zapewne dobrą
radę, którą da się streścić w zdaniu: lepiej nie kupować nic,
co kosztuje mniej niż 30 złotych za kilogram. Tylko kogo na to
stać? Zjadamy więc wszystko to, co producent i handlowcy wpakują
do sprzedawanych przez siebie produktów. Nie mamy wyjścia. No chyba
że zaczniemy sami produkować żywność na własne potrzeby. Tylko
kto będzie miał na to czas i chęci.